Leopold Staff(1)

Leopold Staff


DESZCZ JESIENNY


O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny

I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,

Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...

Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną

I światła szarego blask sączy się senny...

O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...


Wieczornych snów mary powiewne, dziewicze

Na próżno czekały na słońca oblicze...

W dal poszły przez chmurną pustynię piaszczystą,

W dal ciemną bezkresną, w dal szarą i mglistą...

Odziane w łachmany szat czarnej żałoby

Szukają ustronia na ciche swe groby,

A smutek cień kładzie na licu ich młodem...

Powolnym i długim wśród dżdżu korowodem

W dal idą na smutek i życie tułacze,

A z oczu im lecą łzy... Rozpacz tak płacze...


To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny

I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,

Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...

Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną

I światła szarego blask sączy się senny...

O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...


Ktoś dziś mnie opuścił w ten chmurny dzień słotny...

Kto? Nie wiem... Ktoś odszedł i jestem samotny...

Ktoś umarł... Kto? Próżno w pamięci swej grzebię...

Ktoś drogi... wszak byłem na jakimś pogrzebie...

Tak... Szczęście przyjść chciało, lecz mroków się zlękło.

Ktoś chciał mnie ukochać, lecz serce mu pękło,

Gdy poznał, że we mnie skrę roztlić chce próżno...

Zmarł nędzarz, nim ludzie go wsparli jałmużną...

Gdzieś pożar spopielił zagrodę wieśniaczą...

Spaliły się dzieci... Jak ludzie w krąg płaczą...


To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny

I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,

Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...

Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną

I światła szarego blask sączy się senny...

O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...


Przez ogród mój szatan szedł smutny śmiertelnie

I zmienił go w straszną, okropną pustelnię...

Z ponurym, na piersi zwieszonym szedł czołem

I kwiaty kwitnące przysypał popiołem,

Trawniki zarzucił bryłami kamienia

I posiał szał trwogi i śmierć przerażenia...

Aż strwożon swym dziełem, brzemieniem ołowiu

Położył się na tym kamiennym pustkowiu,

By w piersi łkające przytłumić rozpacze

I smutków potwornych płomienne łzy płacze...


To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny

I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,

Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...

Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną

I światła szarego blask sączy się senny...

O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...


STUDNIA

W rozzłocone, słoneczne, omdlałe południe,

Gdy pracownicy pola w dom śpieszą, a błonie

Opustoszeją z ludzi, ponad starą studnię

Trwożna dziewczyna idzie patrzeć w ciemne tonie.

Pochyla się nad głębią i cichymi słowy

Szepce w mrok, a jej piersią wstrząsa lęk niezmierny.

A szept leci wzdłuż ściany omszałej, pionowej

I z lekkim pluskiem na dno upada cysterny.

W dole, w głębokiej wodzie wstają blade cienie,

Spojrzą w górę i szeptem dziewczynie odwtórzą,

Patrzą w jej twarz miłośnie i na jej skinienie

W czarne zwierciadło śpiącej wody się zanurzą.

Dziewczyna spuszcza z wolna w ciemną studnię wiadro -

I czeka... A po chwili nurki jakiś złoty

Skarb niosą, jakieś cudne kwiaty, których nadrą

Na dnie w porostach wodnych, i dziwne klejnoty.

W wiadro je kładą, znaki dają potajemnie

I dziewczyna wyciąga wiadrem cud po cudzie...

Nagle nurki się kryją w wód drzemiących ciemnie...

Dziewczyna pierzcha w dali... Nadchodzą już ludzie...

Wypoczęli i biegną spragnieni nad studnię,

Lecz nie szepcą w nią z lękiem, brzmi tylko śmiech młody...

Nie zjawi się cień nurka. Na dnie mrok, bezludnie...

Ciągną wiadro... lecz nie ma w nim już nic prócz wody.


DZIECIŃSTWO

Poezja starych studni, zepsutych zegarów,

Strychu i niemych skrzypiec pękniętych bez grajka,

Zżółkła księga, gdzie uschła niezapominajka

Drzemie - były dzieciństwu memu lasem czarów...

Zbierałem zardzewiałe, stare klucze... Bajka

Szeptała mi, że klucz jest dziwnym darem darów,

Ze otworzy mi zamki skryte w tajny parów,

Gdzie wejdę - blady książę z obrazu Van Dycka.

Motyle-m potem zbierał, magicznej latarki

Cuda wywoływałem na ściennej tapecie

I gromadziłem długi czas pocztowe marki...

Bo było to jak podróż szalona po świecie,

Pełne przygód odjazdy w wszystkie świata częście...

Sen słodki, niedorzeczny, jak szczęście... jak szczęście...


TWE ZŁOTE WŁOSY

Włosy twe jak płomienna błyskawicy grzywa,

Jak surm mosiężnych świetna, weselna muzyka,

Jak uroczyste święto bogatego żniwa,

Jak w południe lipcowe spieka słońca dzika.

Włosy twe: bursztyn, jedwab, ogień i oliwa,

Jesienny niebywały przepych października,

W zasobnych miodnych ulach praca pszczół szczęśliwa,

Złote szaleństwo wina dla ust biesiadnika.

Włosy twe: rozżagwiona rozkoszy pochodnia,

Kojące jako morze, kuszące jak zbrodnia...

Jak w lesie o zachodzie zabłądzić w ich złocie!

I po wirze upojeń, pieszczot zawierusze

Zagrzebać w nich swe usta i upowić duszę,

Dumną jak sen zwycięzcy w zdobytym namiocie!





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
XX-lecie 15, Leopold Staff - mistrz skamandrytów
Młoda Polska, Sonety Staff, Sonety - Leopold Staff
Młoda Polska, Wiersze staff, Wiersze - Leopold Staff
107 lektur streszczenia - podstawowa,gimnazjum,liceum, Sonety - Leopold Staff, Kowal
Leopold Staff BN
Leopold Staff Los
Leopold Staff Twe złote włosy
Wiersze Leopold Staff
LEOPOLD STAFF 2
Leopold Staff całość
Leopold Staff Kochanka
LEOPOLD STAFF 2
Leopold Staff
LEOPOLD STAFF
Leopold Staff Dalekaś mi
Leopold Staff poeta klasyk
Leopold Staff Gdzie się podziała
Leopold Staff Kowal
Leopold Staff

więcej podobnych podstron