Browne Sylvia, Harrison Lindsay Na Drugą Stronę i z Powrotem

Na Drugą Stronę i z Powrotem

Sylvia Browne

Lindsay Harrison



Na Drugą Stronę i z Powrotem

tłumaczyła Małgorzata Michalska

LIMBUS

Bydgoszcz 2003

tytuł oryginału

The Other Side and Back

Copyright © Sy1via Browne, 1999 All rights reserved

Copyright © 2003 for the Polish edition by Dom Wydawniczy LIMBUS, Bydgoszcz

redaktor serii Mariusz Piotrowski

projekt okładki Krzysztof Chudziński

JSBN 83-7191-086-X

Dom Wydawniczy LIMBUS 85-959 Bydgoszcz 2, skr. poczt. 21 tel.lfax (0-52)328-79-74 e-mail: ksiegamia@limbus.com.pl www.limbus.com.pl


Od Sylvii:

Mojej rodzinie... Dla Angelii.

Obym była wiatrem pod twoimi skrzydłami, jakim dla mnie była moja babcia Ada ...

I, jak zawsze, dla Montela.

Od Lindsay:

Dla mojej matki, Fern Underwood, która zaznajomiła mnie z Sylvią

i wniosła w moje życie tak wiele,

że nigdy nie zdołam się jej odpłacić.

Spis treści


Podziękowania . Słowo wstępne .

Przypis dla moich czytelników .

Na Drugą Stronę i z Powrotem


9 11 21

  1. 341


    Pomoc z Drugiej Strony: Nasze Anioły i Duchy

Przewodnicy 35

  1. Codzienna magia i cuda: Odkrywanie i kreowanie radości w waszym życiu ………………………………………... 71

  2. Wasze życie osobiste: Poglądy duchowego medium

na związki międzyludzkie i rodzinne……………….….. 109

  1. Na zdrowie: Medialne recepty dla umysłu i ciała …….. 145

  2. Życie po życiu: Jak odkryć wasze własne minione

wcielenia 177

  1. Nawiedzenia: Czym są i jak działają? 213

  1. Ciemna Strona: Ochrona od otaczającego nas zła …….. 249

  2. Dziesięć rzeczy, których się obawiamy, i dlaczego

nie powinniśmy się ich bać ……………………………. 289

  1. Przepowiednie na nowe milenium - 1999-2099 ………... 329

Dodatek

Afirmacje


O autorce


347

Podziękowania


Dla utalentowanych, czujnych ludzi, jak Brian Tart, Bon­nie Solow i Reid Tracy, za to, że udzielili wsparcia i za­chęcili do tego, bym dała wyraz swojej pasji pisania.

Moim kochanym współpracownikom, niezmordowanym kapłanom i grupom naukowym rozrzuconym po całym kraju.

Członkom społecznyści medycznej, psychiatrycznej i prawniczej w całym kraju, którzy obdarzają zaufaniem, wiarą i przyjaźnią tę oddaną służkę społeczeństwa.

Moim klientom, przyjaciołom i widzom na całym świe­cie, oraz wszystkim klientom, przyjaciołom i widzom, których jeszcze spotkam. Moja miłość dla was jest niczym otwarte drzwi, przez które zawsze możecie przejść.

Dla dr Carolyn Doherty z Beverly Hills w Kalifornii za jej zdolności, artyzm i rzadko spotykaną łagodność.

Mojemu synowi Christopherowi. Jego szczodrości za­wdzięczam piękny dom, w którym mogę pisać, a miłości to, że stał się on prawdziwym domem.

Mojemu synowi Paulowi, za przyjaźń i zrozumienie.

Moim pięknym synowym, Ginie i Nancy, które wyso­ko cenię, i które ofiarowały mi naj wspanialsze ze wszyst­kich darów - Angelię, Willy'ego i Jeffreya.

Larry'emu, który sprawia, że moje życie staje się łatwe i pełne miłości.

I w końcu mojemu naj ukochańszemu tatusiowi Willia­mowi T. Shoemakerowi, który kochał wszystko to, czego kiedykolwiek dokonałam.

Składam wam wyrazy mojej najgłębszej, wiecznej wdzięczności.

9





















































Słowo wstępne


Melvin L. Morse, lekarz medycyny

Możność napisania słowa wstępnego do tej książki jest dla mnie zaszczytem i przyjemnością. Sylvia Browne wkro­czyła w moje życie w okresie, kiedy postanowiłem, że zarzucę badanie zjawisk z pogranicza śmierci i poświęcę się w pełni praktyce pediatrycznej. Sylvia udzieliła mi medialnego odczytu, który był tak trafny i głęboko poru­szający, że zmienił cały mój pogląd na możliwość istnienia życia po śmierci. Po piętnastu latach wysłuchiwania opo­wieści o dzieciach, które przeżyły własną śmierć, dowie­działem się, że obowiązkiem naukowca jest obstawanie przy tezie, iż świadomość trwa nawet po śmierci.

Wszyscy rodzimy się obdarzeni szczególnym, biologicz­nym łączem, wiążącym nas z pełnym miłości wszech­światem. Sylvia Browne obdarzona jest talentem, pozwala­jącym jej docierać do owego źródła uniwersalnej wiedzy, oraz mądrością i instynktem, pozwalającym interpretować tę wiedzę dla innych ludzi. Wiem, że moje życie potoczy­łoby się zupełnie inaczej, gdybym kilka lat temu, przypad­kowo, nie spotkał Sylvii w ogólnokrajowym programie telewizyjnym.

Badałem przypadki doświadczeń z pogranicza śmierci u dzieci, ponieważ sądziłem, że są one wywoływane przez rozmaite leki, podawane śmiertelnie chorym. Byłem aro­ganckim, młodym lekarzem, zajmującym się badaniami nad rakiem w Szpitalu Dziecięcym w Seattle. Sam słysza­łem z ust kilkorga dzieci o doświadczeniach z pogranicza

11


Sylvia Browne

śmierci, ale zawsze uważałem, że był to skutek działania narkotyków.

Jednakże nasze badania, prowadzone w Szpitalu Dzie­cięcym w Seattle, udowodniły, że doświadczenia z po­granicza śmierci są prawdziwe i powiązane ze szczegól­nym działaniem pewnego obszaru naszego mózgu. Ta oko­lica, prawy płat skroniowy, jest naszym "boskim modu­łem". Wszyscy się z nim rodzimy. Wyniki tych badań opublikowaliśmy w Magazynie Pediatrycznym Amerykań­skiego Stowarzyszenia Medycznego.

Natychmiast zaczęto krytykować moje metody badań.

Ataki często były osobiste. Przede wszystkim jednak pro­wadziłem prywatną praktykę pediatryczną, założyłem też właśnie towarzystwo do badań nad guzami mózgu u dzieci. Badania z pogranicza śmierci uważałem za fascynującą, marginalną działalność, lecz nie były one z pewnością czymś, co traktowałbym z pełną powagą. Postrzegałem swoje badania jako okazję do wykazania się publikacją, która będzie się dobrze prezentowała w moim curriculum vitae, lecz nic ponad to. Tymczasem najwyraźniej wpako­wałem się w temat, który wszystkim grał na nerwach.

Porozmawiałem z kierownikiem mojego szpitala, który powiedział:

- Melvinie, to są właśnie rezultaty opowiadania ludziom

Wkrótce później odwiedziłem Holandię, dokąd zapro­sił mnie kardiolog Wolfgang von Lummel z Uniwersytetu Ultrech. Badał on doświadczenia z pogranicza śmierci u osób dorosłych i doszedł do wniosków podobnych do moich. Pod koniec mojego wykładu, odezwała się pewna Dunka. Nie została zaproszona na wykład, ale błagała

12


Słowo wstępne

doktora von Lummela, by mogła w nim uczestniczyć. Powiedziała, że ma dla mnie ważną wiadomość.

Za pośrednictwem tłumacza przekazała, że jest medium.

Według jej słów dziecko, z którym przeprowadzałem wy­wiad, a które następnie umarło, miało dla mnie wiadomość. Kobieta wyciągnęła wykonany przez siebie rysunek.

- To ta dziewczynka - powiedziała. - Chciała, żeby pan zobaczył jej portret, aby mi pan uwierzył.

Rzeczywiście, rozpoznałem to dziecko.

- Ma pan rysunek, który dla pana zrobiła - ciągnęła kobieta. - Nie pokazał go pan podczas wykładu. Proszę, narysuję go dla pana.

Następnie przekazała mi ze szczegółami wiadomość od dziewczynki. Chodziło w niej o to, że powinienem kon­tynuować moje badania z pogranicza śmierci, przy czym czuwać nade mną i pomagać mi będą dwa anioły. Przekaz zawierał także pewne osobiste elementy, które miały zna­czenie wyłącznie dla mnie.

Cała ta scena bardzo mnie zdumiała. Oczekiwałem, że kobieta poprosi mnie teraz o darowiznę. Myślałem, że chciała zwrócić na siebie uwagę, że w tym celu zbadała moją przeszłość, a paru rzeczy po prostu się domyśliła. Zniknęła jednak, nie zostawiając mi swojego nazwiska i nigdy później o niej nie słyszałem. .

Poleciałem z powrotem do Nowego Jorku i zapomnia­łem o całym zdarzeniu. Zaszufladkowałem je jako jedną z tych dziwacznych rzeczy, których nie potrafiłem do końca wytłumaczyć, lecz także nie brałem całkiem na serio.

Następnie mój wydawca poprosił mnie, bym wystąpił w ogólnokrajowym programie telewizyjnym wraz z Sylvią Browne. Jęknąłem, sądząc, że tego już za wiele; nigdy nie zdołam unieść głowy na spotkaniu personelu w Szpitalu Dziecięcym.

13

Sylvia Browne

Poznałem Sylvię, kiedy czekaliśmy na występ w pro­gramie. Moje pielWsze wrażenie było takie, że wyglądała na osobę bardzo trzeźwą i normalną. Wiem, jaka to nie­uprzejma myśl, ale oczekiwałem jakiejś szurniętej damy w nowofalowych ciuchach, wylewającej z siebie pseudo­-psychologiczną paplaninę. Kiedy jednak siedzieliśmy ra­zem w zielonym pokoju, czułem się zupełnie swobodnie. Naszedł mnie nieproszony impuls, by opowiedzieć jej o wszystkim, przez co przeszedłem w ciągu minionego roku, o tym, jak bardzo pragnąłem być jedynie pediatrą i nie myśleć już więcej o medialnych zdolnościach i śmier­ci. Nie mogłem mówić, chciało mi się tylko płakać. Uspo­koiła mnie rozmową o moim konnym rancho i o moich dzieciach.

- Melvinie, wiem jak źle cię traktują - powiedziała nagle. - Chcę, żebyś wiedział, że dzieci, którym pomogłeś, są po twojej stronie.

Opowiedziała o tej samej małej dziewczynce, o której wcześniej mówiła Dunka. Powiedziała, że ma dla mnie wiadomość. Następnie, słowo po słowie, przekazała mi dokładnie tę samą wiadomość, którą poprzednio otrzyma­łem od Dunki. Przekaz ten zawierał bardzo osobiste ele­menty. Trudno byłoby je po prostu wymyślić lub odgadnąć. Najwyraźniej były one znane wyłącznie owej małej dziew­czynce i mnie.

Zignorowałem Dunkę, lecz nie mogłem zignorować Syl­vii. Była zupełnie szczera i otwarta. Przez krótką chwilę zastanawiałem się nad tym, czy może był to jakiś rodzaj zdumiewającego zbiegu okoliczności, lub być może prze­biegły spisek, uknuty przez Dunkę i Sylvię Browne, by zrobić ze mnie głupca. "Jaki mogłyby mieć motyw?" - zastanawiałem się. Tyle zachodu po to tylko, by przeko-

14


Słowo wstępne

nać mnie do kontynuowania moich badań nad zjawiskami z pogranicza śmierci?

Pamiętam, czego nauczył mnie mój doradca w Johns Hopkins:

"Melvinie, jeśli zaczniesz wierzyć, że zbieg okoliczno­ści trafiający się raz na milion przypadków może wyjaśnić to, co się dzieje, masz szansę jak jeden do miliona, że jest to prawda!".

Powiedział mi, że wiara w zbiegi okoliczności stanowi ucieczkę leniwego umysłu; dla naukowca nie istnieją żad­ne przypadki.

Wróciłem do domu, napełniony nowym wigorem. Oczy­wiste wyjaśnienie było takie, że oba media niezależnie odebrały identyczną wiadomość, która miała znaczenie tylko dla mnie. Były pasywnymi przekaźnikami informacji pochodzących od zmarłego dziecka. Jako naukowiec na polu medycyny postanowiłem dowiedzieć si~, co umożli­wiało taki przekaz. Być może miałem dalej prowadzić badania na tym polu właśnie dlatego, że nie posiadałem żadnego duchowego systemu wierzeń, poza wiarą w to, iż niedziela służy oglądaniu rozgrywek piłki nożnej.

Moje badania wykazały nie tylko to, że doświadczenia z pogranicza śmierci są prawdziwe, ale także, że poprzez studiowanie mechanizmu tych doświadczeń dowiadujemy się, iż wszystkie istoty ludzkie są wzajemnie połączone z wszechświatem i wszystkim, co on zawiera, co kiedykol­wiek było i będzie. Dowiadujemy się, że w rzeczywistości istnieje racjonalna, naukowa podstawa, pozwalająca wyjaś­nić, w jaki sposób media rozmawiają z umarłymi, oraz wywołują duchowe i fizyczne uzdrowienie.

Zacząłem od podstawowego pytania, jakie kiedyś zadało mi dziecko. Dotyczyło ono jego własnego doświadczenia

15

Sylvia Browne

z pogranicza śmierci. Chłopiec ten omal nie utonął wskutek wypadku samochodowego. Powiedział mi, że samochód wypełnił się wodą i nagle wszystko "stało się puste". "Potem byłem w wielkim makaronie". Spytałem go, co miał na myśli, mówiąc o wielkim makaronie.

- No, może to była spiralna rurka makaronu - odpowie­dział. - Ale nie mógł to być naprawdę makaron, bo nie sądzę, żeby w rurkach makaronu była tęcza. To musiał być tunel.

Pokonał ów tunel i odwiedził niebo zarówno zwierząt jak i ludzi.

- Ale co jest prawdziwe? - spytał. Oto pytanie, które zadajemy wszyscy, zastanawiając się nad podobnymi do­świadczeniami. Przedstawiłem to pytanie najlepszym fizy­kom teoretycznym w kraju, zgromadzonym w Los Alamos w Nowym Meksyku. Zapytałem ich, czym jest rzeczywis­tość i skąd wiemy, czy coś jest rzeczywiste, czy też nie. Dowiedziałem się od nich, że opis doświadczenia z po­granicza śmierci, przedstawiony przez dziecko, jest znacz­nie bliższy rzeczywistości niż doświadczenia, jakie do­strzegamy za pomocą naszych zwyczajnych zmysłów.

Fizycy mówią o "nie-miejscowej" rzeczywistości jako

16


Słowo wstępne

Dzieciom, które przeżyły doświadczenia z pogranicza śmierci, zrozumienie tej koncepcji nie sprawia żadnych problemów. Pewien chłopiec napisał o swoim przeżyciu:

"Zobaczyłem kiedyś Światło. Nie przypominało niczego, co mógłbyś sobie wyobrazić, gdyż było jak dźwięk, który istniał tylko w ciszy smolistej czerni... Światło jest wzo­rem, przez niektórych nazywanym Życiem. Wzloty i upa­dki, szczęście i smutek, dobro, zło, jedyna rzecz, która jest prawdziwa, a jednak nie do końca w zasięgu naszej ręki". Kiedy zapytałem innego chłopca, jak długo trwało jego doświadczenie z pogranicza śmierci, odpowiedział:

- Mogła to być sekunda albo całe moje życie.

Fizyk, Paul Davis, omawiając nie-miejscową rzeczywis­tość, stwierdził:

- Złamaliśmy kod kosmosu. My, którzy jesteśmy oży­wionym gwiezdnym pyłem, dostrzegliśmy maleńki frag­ment zasad, którym podporządkowane jest funkcjonowa­nie wszechświata. Tajemnicą pozostaje to, w jaki sposób zostaliśmy połączeni z tym kosmicznym wymiarem. Jed­nakże nie można zaprzeczyć istnieniu takiego łącza.

Przeczytawszy to oświadczenie, nagle pojąłem, czym jest owo łącze. Musi to być ta sama biologiczna struktu­ra, która pozwala nam doznawać przeżycia z pogranicza śmierci, czyli prawy płat skroniowy.

Było to jak najbardziej sensowne. Z jednej strony mamy fizyków teoretycznych, którzy przez minionych pięćdzie­siąt lat próbują nam wyjaśnić, że nasz świat materialny w zasadzie opiera się na pulsujących, nieskończonych wzo­rach światła i energii. Z drugiej strony mamy mistyków, media i ludzi, którzy przeżyli doświadczenia z pogranicza śmierci, a którzy mówią nam, że zajrzeli na poziom rzeczy­wistości zawierający wszelką wiedzę, gdzie czas i przes-

17

Sylvia Browne

trzeń nie mają znaczenia, i który wypełnia pełne miłości światło. Nasz prawy płat skroniowy jest naszym łączem z nie-miejscową rzeczywistością, lub, jak nazwało to jedno z dzieci, "naprawdę prawdziwym" miejscem.

Nie tylko możemy zajrzeć do owej najwyższej nie-miej­scowej rzeczywistości, ostatnie dowody naukowe sugerują, że stale się z nią kontaktujemy i wpływamy na siebie nawzajem. Biolog ewolucjonista, Rupert Sheldrake, wysu­nął myśl, że wcale nie jesteśmy biologicznymi maszynami, lecz opieramy się na wzorach energii, które kodują nasze ciała i zachowania, wzorach, które istnieją w naturze lub w niemiejscowej rzeczywistości. Według Sheldrake'a, kie­dy ewoluowało świadome życie, odzwierciedlało ono jedy­nie zmiany we wzorach energii, które spoczywają pod zwierzęcymi i ludzkimi postaciami. Wyjaśnia to wielkie luki w ewolucji' i nagłe przyspieszenia w rozwoju, takie jak powstanie opiekujących się swoimi młodymi ssaków, czy też drastyczne zmiany w budowie anatomicznej, takie jak ewolucja dłoni i stóp. Sheldrake stwierdza, że ewoluuje i zmienia się leżący u podstaw wzorzec, a owe zmiany są następnie odzwierciedlane w przemianach cielesnej formy lub zachowania.

Podsumowując, najnowsze odkrycia naukowe sugerują, że istnieje nie-miejscowa rzeczywistość, zawierająca głów­ny program dla naszych ciał, zachowań, i, co całkiem możliwe, naszych wspomnień. Jest ona wolna od ograni­czeń czasu i przestrzeni. Możemy do niej dotrzeć poprzez biologiczną strukturę, z którą wszyscy się rodzimy - przez prawy płat skroniowy. .

W końcu docieramy do naukowej hipotezy tkwiącej mocno w obecnym, głównym nurcie nauki, która wyjaśnia, w jaki sposób Sylvia Browne może kontaktować się z nie-

18


Słowo wstępne

żyjącymi ludźmi, lub wywoływać duchowe uzdrowienie. Ma ona po prostu nieco lepiej niż większość z nas roz­winięty prawy płat skroniowy. Może to być wrodzony talent, podobnie jak w przypadku Carla Lewisa, który przyszedł na świat obdarzony niezwykłym talentem lekko­atletycznym; może też zostać wyzwolony i wspomagany przez duchowe przeżycie, albo doznanie z pogranicza śmierci.

W obrębie nie-miejscowej rzeczywistości wzory ludzi, którzy umarli nadal istnieją. W tej rzeczywistości czas nie ma znaczenia. Tak więc, oczywiście, mogą oni wracać do nas za pośrednictwem naszego prawego płata skroniowego i porozumiewać się z nami po śmierci. Teoretycznie jest także możliwe skontaktowanie się z nimi.

Teraz możemy zrozumieć naukową podstawę duchowe­go uzdrawiania. Kiedy Sylvia dokonuje uzdrowienia, naj­prawdopodobniej komunikuje się bezpośrednio z głównym wzorem, który programuje daną jednostkę. Możliwe, że za pośrednictwem prawego płata skroniowego, docierając do głównego programu, można skorygować pomyłki we wzo­rach naszych obecnych ciał. W mojej własnej medycznej praktyce udokumentowałem taki przypadek niezwykłego uzdrowienia, które nastąpiło poprzez duchową korekcję DNA niemowlęcia. Obecnie dotarłem do naukowej hipo­tezy, która wyjaśnia dokładnie, w jaki sposób to się stało.

Trzeba jednak pamiętać, że takie uzdrowienia są nie­zwykle rzadko spotykane.

- Gdyby to była tylko kwestia siły woli i szczerej mo­dlitwy, ten oddział leczenia raka jutro stałby pusty - ze smutkiem stwierdziła pewna matka, mówiąc o modlitwie i duchowym uzdrawianiu.

19

Sylvia Browne

Pogrążeni w żalu rodzice często proszą o radę w kwestii kontaktu z medium. Mówię im, że jestem neurologiem i badaczem zjawisk z pogranicza śmierci. Sylvia Browne jest jedynym medium, które spotkałem. Znam wielu po­grążonych w żalu rodziców, którzy odnaleźli spokój, dzięki prowadzonym przez nią duchowym odczytom. Z całą pew­nością pomogła mi w niezwykle ważnym okresie mojego własnego życia, i jestem jej za to niezwykle wdzięczny.

Nie uważam, by nauka zdołała kiedykolwiek potwier­dzić, bądź zaprzeczyć, zdolnościom Sylvii Browne. Moje badania wskazują tylko na to, że nie ma sprzeczności po­między wiarą w zdolności medialne a najnowszym, nauko­wym rozumieniem funkcjonowania wszechświata.

Jednakże poddane końcowej analizie, moje doświadcze­nie z Sylvią, było doświadczeniem wiary. Mogłem z łat­wością zignorować informacje, jakie przekazała mi pod­czas swojego medialnego odczytu, wyśmiać je lub strywia­lizować. Ja jednak powierzyłem jej uczucia mojego serca, nie zaś mój logiczny mózg naukowca. Nie powiedziała mi, co mam robić, lecz obdarzyła mnie odwagą, by robić to, co uznaję za słuszne. Przeczytajcie tę książkę i nauczcie się ufać własnej intuicji oraz wewnętrznemu głosowi.

20













































































Przypis dla moich czytelników


Ta książka mówi o was.

Mówi o waszej sile, ofiarowanej wam przez Boga, o tym jak na powrót nawiązać z nią łączność i jak dobrze ją wykorzystywać.

Mówi o prostych rzeczach, dzięki którym codziennie możecie odmieniać swoje życie, jak również życie ludzi, których kochacie.

Mówi o spotkaniu z waszymi Duchami Przewodnikami i Aniołami, a także o ponownym połączeniu z waszymi nieżyjącymi bliskimi.

Mówi o ponownym połączeniu z waszymi własnymi minionymi życiami i o wieczności waszej duszy.

Mówi o waszym zdrowiu, związkach międzyludzkich, rodzinie, dzieciach, celu, dla którego tutaj jesteście, oraz o innych, jakże ludzkich troskach, zakłócających wam sen i mącących spokój umysłu.

Mówi o magii i cudach, o wsparciu istot z Drugiej Strony, które zawsze znajdują się w zasięgu waszej ręki, czekając tylko, aż nauczycie się je dostrzegać.

Mówi o tym, że nie musicie nigdy więcej czuć się sa­motni, bezradni lub bezwartościowi.

Mówi o tym, że nie musicie się już obawiać śmierci... lub życia.

Nazywam się Sylvia Browne, lub, jak ujmuje to mój drogi przyjaciel Montel Williams, zapowiadając mnie w swoim programie telewizyjnym - "Światowej Sławy Medium Sylvia Browne!". Od czterdziestu lat zajmuję się

21



Sylvia Browne

naj rozmaitszymi działaniami, poczynając od prowadzenia dwudziestu seansów dziennie, serii wykładów, występów w radiu i w telewizji, badania przypadków nawiedzeń i zbrodni, zgłębiania paranaromalnych zjawisk, współpracy z ponad setką lekarzy i psychiatrów w całym kraju, a skoń­czywszy na założeniu własnego kościoła i publikacji best­sellerowej biografii. We wszystkim towarzyszy mi mój Duch Przewodnik o imieniu Francine, nieustannie szep­czący mi do ucha.

Być może wyda się nieco dziwnym, że rozpoczynam książkę poświęconą wam od opowieści o sobie. Przypomi­na mi to wypowiedź charakterystyczną dla narcyza, "Ale dość już o mnie. Co ty sądzisz na mój temat?". Myślę jednak, że właśnie dlatego tę część nazywa się "wprowa­dzeniem".

Urodziłam się w Kansas w stanie Missouri, w 1936 roku.

Moi rodzice to cudowny ojciec Bill Shoemaker, oraz matka Celeste Shoemaker, którą gwoli grzeczności opiszę jako "osobę nie dającą zbyt wielu powodów do radości". Jed­nakże to ona właśnie stanowiła moje genetyczne połącze­nie z jej własną matką, moją wspaniałą, ukochaną babcią Adą Coil, obdarzoną niezwykłymi zdolnościami parapsy­chicznymi, o medialnym rodowodzie, sięgającym trzy stu­lecia wstecz. Już dla tego tylko powodu moja matka za­sługiwała na starania, jakich się domagała.

Dzięki Bogu, prawom dziedziczenia i mojemu wzorcowi - czyli mapie życia, jaką każdy z nas, przed przybyciem tutaj, kreśli dla siebie po Drugiej Stronie - przyszłam na ten świat jako medium. Na dokładkę urodziłam się w czep­ku, czy raczej z głową owiniętą błoną płodową, co jest starożytnym znakiem wskazującym, iż noworodek jest ob­darzony parapsychicznymi zdolnościami.

22


Przypis dla moich czytelników

Prawdę mówiąc, we wczesnym dzieciństwie zdolności medialne zdawały mi się raczej ciężarem, niż darem. Mia­łam na przykład pięć lat, kiedy pewnego wieczoru, podczas rodzinnej kolacji, "zobaczyłam", jak rozpuszczają się twa­rze obu moich prababek - a możecie mi wierzyć, że nie był to szczególnie ładny widok. W ciągu następnych dwóch tygodni obie kobiety umarły. Sądziłam, że w jakiś sposób przyczyniłam się do ich śmierci, dopóki babcia Ada cier­pliwie nie wyjaśniła mi, czym była moja wizja i jakie medialne siły ją wywołały. Później zdarzyło mi się obwieś­ciĆ rodzinie śmierć dziadka, zanim jeszcze mój ojciec dotarł do domu, niosąc tę smutną wiadomość. Kiedy mia­łam trzy latka, poinformowałam rodziców, że obdarzą mnie siostrą, gdy będę miała sześć lat (żadne medium nie osiąga jednak stuprocentowej dokładności - Sharon pospieszyła się i przyszła na świat na miesiąc przed moimi szóstymi urodzinami). Odwiedzające mnie duchy były dla mnie równie wyraźnie widoczne, jak pozostałe osoby, znajdują­ce się w pokoju. Dopóki babcia Ada nie wytłumaczyła mi, iż ona i ja byłyśmy "nastrojone" inaczej niż pozostali ludzie, zakładałam, że inni także je widzą. Otwierałam drzwi zanim ktoś do nich zapukał i wiedziałam, kto będzie za nimi stał, zanim je otworzyłam. Pewnego popołudnia gorączkowo wyciągnęłam ojca z kina krzycząc: "Sharon nie może oddychać!". Przybyliśmy do domu i odkryliśmy, że doznała nagłej zapaści z powodu obustronnego zapale­nia płuc... Mogłabym tak ciągnąć w nieskończoność. A spoglądając na to, co do tej pory napisałam, mam wrażenie, że właśnie to robię.

Miałam pięć lat, kiedy stałam się wystarczająco ciekawa świata, by na głos mówić o owych "innych ludziach", których, jak się zdawało, nie dostrzegał nikt poza mną.

23

Sylvia Browne

Moja rodzina zgromadziła się wtedy w salonie i z tęsknotą rozmawiała o nieżyjących krewnych. Za babcią Adą za­częła się kształtować postać mężczyzny. Stawał się coraz wyraźniejszy, aż w końcu widziałam go równie wyraźnie jak babcię Adę. Spytałam ją, kim był ów mężczyzna, a ona spokojnie poprosiła, bym go opisała.

- Jest wysoki, ma rudobrązowe włosy, nosi małe okula­ry w drucianych oprawkach, a na szyi ma trąbkę, której używa do osłuchiwania ludziom płuc - powiedziałam.

Babcia uśmiechnęła się, zadowolona z tego, że z Drugiej Strony wpadł do nas, by powiedzieć nam cześć, wujek Jim. Wydaje mi się, że wujek Jim zmarł w 1917 roku, podczas tragicznej epidemii grypy, zaraziwszy się wirusem od jed­nego ze swoich pacjentów.

Babcia Ada, w obliczu moich nie dających się stłumić zdolności, zawsze reagowała wsparciem, miłością i głębo­kim współczuciem kobiety, która przeszła przez to samo, co ja. Reakcją tatusia była duma, pełna rozbawienia i fas­cynacji. Matka zajęła inne stanowisko; stwierdziła, że ko­lejne medium w rodzinie jest jej potrzebne jak piąte koło u wozu. Dziwnym "zbiegiem okoliczności" nabawiła się migren, które stały się jej hobby i popadła w uzależnienie od kąpieli bąbelkowych.

Najbardziej chyba znaczące wydarzenie mojego dzieciń­stwa - a przy okazji także i reszty mojego życia jako m~­dium - przytrafiło mi się, kiedy miałam osiem lat. Pewnej nocy, zamiast słodko spać, tak jak miałam przykazane, bawiłam się latarką. Nagle światło stało się jaśniejsze. Po chwili lśniła cała moja sypialnia. Z jądra tego blasku wy­szła wysoka, łagodna, uśmiechnięta, ciemnowłosa kobieta.

- Przychodzę od Boga, Sylvio - powiedziała. - Nie bój się.

24


Przypis dla moich czytelników

Jeszcze czego! Pobiłam nowy rekord szybkości ucieka­jąc z pokoju i pędząc po schodach, wrzeszcząc na całe płuca. Zarzuciłam ramiona na szyję babci Ady, która czyś­ciła w kuchni warzywa i, tak przerażona, że ledwie mog­łam mówić, opowiedziałam jej, co się wydarzyło.

- Och - odparła babcia, która wyglądała, jakby musiała tłumić ziewnięcie, słuchając opowieści o czymś równie przyziemnym. - To był twój Duch Przewodnik. Przybył tutaj, żeby ci pomóc. Podnieś marchewki, dobrze?

Okazało się, że moja Przewodniczka jest kobietą z ple­mienia Azteków i Inków o imieniu lena, która zmarła w swej rodzinnej Kolumbii na początku piętnastego wieku. Szybko odrzuciłam przerażenie. Stałam się wręcz despoty­czna. Oznajmiłam, że zmieniam jej imię na Francine. Nie przejęła się tym zupełnie i po dziś dzień pozostaje moją wierną towarzyszką, przyjaciółką, doradczynią, nauczyciel­ką, powierniczką i obrończynią... przynajmniej do pew­nego stopnia. Francine wie, że pomyłki i trudne chwile są nieuniknione i konieczne dla rozwoju ludzkiego ducha. Pozwoliła mi doświadczyć ogromnej ilości jednego i dru­giego. Doskonale się spisuje w roli Ducha Przewodnika, lecz dałabym jej mniej więcej trójkę z plusem za rolę tarczy chroniącej przed bólem życia i miażdżącą rozpaczą.

Podobnie jak wszystkie Duchy Przewodnicy, Francine od samego początku znacznie wyraźniej niż ja postrzegała cel mojego życia. Miałam 10 lat, kiedy pewnego razu, późnym wieczorem, ujrzałam nakładającą się na ściany mojej sypialni wizję klasycznych greckich masek, tragi­cznych i komicznych. Zanim zdążyłam choćby zapytać, co one oznaczały, Francine oznajmiła, "To jest twoje życie, Sylvio". Poinformowała mnie także, że pewnego dnia stanę się znanym medium, pomagającym wielu ludziom

25

Sylvia Browne

i przemawIającym do licznych słuchaczy. Oczywiście, wszystko to się ziściło, włącznie z tym, że okropne trage­die, z jakimi codziennie stykam się w mojej pracy, na­kładają się na moje przekonanie, iż poczucie humoru jest równie ważne dla naszego życia jak uduchowienie.

Parokrotnie powtórzę w tej książce dwa zdania, ponie­waż są one bardzo ważne: Żadne medium na Ziemi, w tym także i ja, nie jest w stu procentach dokładne. Żaden prawdziwy jasnowidz, w tym także i ja, nie ma zdolności jasnowidzenia, gdy chodzi o jego własne życie. Bóg, w swej szczodrobliwości, obdarzył nas telentem nie po to, byśmy zachowywali go dla siebie, lub marnotrawili od­gadując cyfry na loterii, czy zwycięzców rozgrywek Super Bowl, lecz byśmy z równą szczodrobliwością oddawali go wszystkim innym. Ten dar, podobnie jak dziecko, nie jest naszą własnością. Został nam oddany na przechowanie, powierzony, byśmy przekształcili go w czynną, współczu­jącą siłę - a jeśli go nadużywamy, zasługujemy na to, by go utracić.

Ponieważ moja rodzina nie cechowała się szczególną jednością, wychowano mnie w wierze kościoła katolic­kiego, żydowskiego, episkopalnego i luterańskiego, z na­ciskiem na katolicyzm. Swego czasu myślałam nawet, że chcę zostać. zakonnicą. Nie traktowałam jednak tego po­mysłu z wystarczającą powagą i ostatecznie zadowoliłam się tym, że przez 18 lat byłam nauczycielką w katolickiej szkole.

Przez cały czas słyszałam w uchu mamrotanie Francine, a medialny dar, ofiarowany mi przez Boga, obrazowo mówiąc "wypalał w mojej kieszeni coraz większą dziurę". W końcu jednak wpadłam na to, że zdolności parapsychi­czne i głębokie uduchowienie nie wykluczają się nawza-

26


Przypis dla moich czytelników

jem. Mogłam i musiałam poświęcić życie jednemu i dru­gIemu.

Zaczęłam prowadzić seanse. Nie przechwalam się mó­wiąc, że wkrótce jasnym stało się, iż potrafię odmieniać, a nawet ratować ludzkie życie. Jednakże wszystkie medial­ne informacje przechodzą przeze mnie, a nie pochodzą ode mnie, a więc na własną korzyść mogę sobie zapisać jedynie to, że posiadam ów dar i jestem skłonna wypowia­dać na głos otrzymywane informacje.

Zaczęłam dzielić się swoją wiedzą z grupkami przyja­ciół, a następnie z przyjaciółmi moich przyjaciół. Piętnaś­cie czy dwadzieścia osób zebranych w czyimś salonie rozrosło się do dwustu lub trzystu osób zgromadzonych w kościołach i ratuszach, co ostatecznie przekształciło się w występy telewizyjne i radiowe, oraz spotkania z dwu­trzytysięczną widownią.

Im więcej wiedziałam o medialnej sile oraz o duchowo­ści, tym więcej chciałam się dowiedzieć. Zostałam gorliwą studentką teologii i religioznawstwa porównawczego, prze­czytałam dwadzieścia sześć wersji Biblii, jak również każ­dą inną znaczącą religijną księgę, jaka wpadła mi w ręce, od Koranu, przez Talmud, nauki Buddy, po egipską Księgę Umarłych. W 1974 roku stworzyłam Fundację Badań Para­psychicznych Nirwana (obecnie Korporacja Sylvii Browne), profesjonalną, nie przynoszącą dochodu organizację, której zadaniem było studiowanie i naukowe badanie zjawisk paranormalnych. Zostałam licencjonowaną i w pełni akre­dytowaną mistrzynią hipnozy, nie po to, by sprawdzić ilu ludzi zdołam przemienić w kurczaki lub baletnice, by narobili sobie wstydu przed wyjącą publicznością, ale po to, by połączyć się z bogactwem duchowej wiedzy, obecnej i dostępnej w podświadomości każdego człowieka.

27

Sylvia Browne

Dzięki Bogu, ludzie lubią plotkować, a więc moja repu­tacja rosła wraz z klientelą i ostatecznie objęła swoim zasięgiem wszystkie kontynenty. Zaczęłam odbierać tele­fony od agencji egzekwujących prawo i od członków spo­łeczności medycznej, z pośbami o pomoc we wszystkich dziedzinach, od niewyjaśnionych morderstw i zaginięć, po fizjologiczne i psychologiczne dolegliwości, które nie pod­dawały się tradycyjnym metodom leczenia. Byłam dumna i szczęśliwa mogąc wyświadczyć im przysługę. Nigdy nie wzięłam za to grosza i nigdy tego nie zrobię. Wyobrażam sobie, że w dniu, kiedy zażądam wypisania czeku w za­mian za pomoc w odnalezieniu zaginionego dziecka lub jakiegoś mordercy, albo za udzielenie lekarzowi wsparcia w postawieniu diagnozy, czy dobraniu leku przeciw za­grażającej życiu fizycznej lub psychicznej chorobie, mój medialny dar zostanie mi odebrany, dokładnie tak, jak powinno się stać.

Przez cały ten czas moje życie osobiste uczyło mnie pokory i ponad wszelką wątpliwość udowadniało mi, że Bóg z całą pewnością nie obdarzył mnie ową medialną siłą po to, bym posługiwała się nią dla własnej korzyści. W związki małżeńskie wchodziłam trzy lub cztery razy, w zależności od tego, czy wliczycie w to, będący wynikiem przekory, jednotygodniowy związek w wieku szesnastu lat, który mÓł ojciec natychmiast i mądrze unieważnił. Jednak pomyłki nie istnieją - dzięki tym "doświadczeniom nauko­wym" w roku 1964 przeniosłam się do Kalifornii, miejsca, do którego przynależę i zostałam pobłogosławiona dwoma synami, oraz trójką wspaniałych wnucząt, które uwielbiam.

W roku 1986, motywowana przekonaniem, że ducho­wość bez działania jest tylko pustą retoryką i rosnącą świadomością, iż nawiązywanie i utrzymywanie łączności

28


Przypis dla moich czytelników

pomiędzy nami a esencją Boga, jest najważniejszą więzią, jaką możemy stworzyć w tym życiu, założyłam Stowarzy­szenie Novus Spiritus ("Nowy Duch"). Jest ono bezwy­znaniowe, oparte na mojej teologii chrześcijańsko-gnos­tycznej, i nakładającymi się na nią cieniami wielu innych religii. Mamy obecnie duchowieństwo złożone z niemal sześćdziesięciu osób, oraz tysiące członków. Wielbimy i oddajemy cześć kochającemu, dobremu Bogu, który stworzył nas wszystkich, a odrzucamy takie surowe, okru­tne koncepcje jak grzech, wina i kara. Jesteśmy aktywną, duchową społecznością, dumną ze swoich łańcuchów mod­litewnych, w których mogą brać udział setki tysięcy ludzi, z naszej pracy z bezdomnymi i chorymi, oraz z tak wielu innych humanitarnych działań, na ile pozwalają nam nasze zasoby. Nasze drzwi, ramiona i serca są szeroko otwarte, ale upieram się przy tym, by nie rekrutować na siłę nowych członków. A więc jeśli bylibyście ciekawi stowarzyszenia Novus Spiritus, możecie swobodnie zadzwonić ze swoimi pytaniami pod numer mojego biura podany na końcu tej książki. Powitamy was z radością, lecz nie będziemy robić wokół was szumu, zmuszać was do czegokolwiek, poja­wiać się u waszych drzwi, ani ściągać was z ulicy, by was do nas sprowadzić.

Pomiędzy tym wszystkim poczułam, że jestem winna moim klientom i przyjaciołom coś więcej ponad to, czym mogę się podzielić w wykładach i odczytach - winna im jestem książkę, którą będą mogli zabrać do domu, i która pomoże im znaleźć odpowiedzi na pytania, kiedy mnie nie ma w pobliżu, a co najważniejsze, pocieszy ich w czasach kłopotów i rozpaczy. Pomyślałam, że najlepszy byłby po­radnik, który nie tylko wyjaśnia podstawy życia, śmierci i Drugiej Strony, widziane poprzez moje duchowe, medial-

29

Sylvia Browne

ne oczy, lecz podaje proste wskazówki, jak z nich korzys­tać. Pewnego wieczoru, przy kolacji, powiedziałam do mojej przyjaciółki Lindsay Harrison, która przypadkiem jest znaną scenarzystką:

- Napiszmy wspólnie książkę.

- Nigdy wcześniej nie pisałam książki, powinnaś chyba

znaleźć kogoś innego - odparła.

- Uważam, że nadszedł czas, byś napisała książkę, a jestem medium, więc zamknij usta i skiń głową - oznaj­miłam.

Ponieważ Lindsay nie jest osobą, która spierałaby się w obliczu tak logicznych argumentów, zamknęła usta i ski­nęła głową.

Macie więc przed sobą ów poradnik, który tak bardzo chciałam napisać, oparty na tym, czego dowiedziałam się w ciągu 62 lat mego, szczególnego życia.

Wiem, że Bóg żyje i ma się dobrze. Stworzył nas. Darzy nas stałą, wieczną, bezwarunkową miłością i jest częścią nas w takim samym stopniu jak nasi rodzice, dziadkowie i wszyscy pozostali przodkowie.

Wiem, że Druga Strona i zamieszkujące ją duchy są równie rzeczywiste jak Ziemia, na której żyjemy, i że jedyną rzeczą rozdzielającą "tutaj" od "tam" jest ledwie dostrzegalna różnica częstotliwości wibracji.

Wiem, że nie ma czegoś takiego jak śmierć, ponieważ nasze duchy zawsze były i będą żywe. Jesteśmy równie wieczni jak Bóg, który nas stworzył.

Wiem, że po wielokroć opuszczamy nasz Dom po Dru­giej Stronie i przybywamy na Ziemię, aby doświadczyć i pokonać zło, oraz czerpać z tego nauki w ciągłym dążeniu do duchowej perfekcji. Za każdym razem, zanim tu przy­będziemy, postanawiamy kim i czym będziemy, a nawet

30


Przypis dla moich czytelników

zapisujemy własny wzorzec, aby dokładnie zaplanować, co chcemy osiągnąć w tej krótkiej podróży poza Domem.

Wiem, że zawsze otaczają nas Duchy Przewodnicy, Anioły i nieżyjące, ukochane osoby, jak również sam Bóg, i że możemy uzyskać do nich łatwy dostęp po prostu ucząc się jak to robić.

I w końcu, wiem, że jeśli choćby jedna rzecz w tej książce wniesie w wasze życie więcej miłości, radości, nadziei, siły i spokoju, uznam to za zaszczyt i za kolejną odpowiedź na moje modlitwy.

Z głębi mojego serca, niech was Bóg błogosławi.

31





Pomoc z Drugiej Strony:

Nasze Anioły

i Duchy Przewodnicy

Niemal każda religia na Ziemi uznaje fakt, iż nasze duchy trwają po śmierci. Ale powiedzcie tylko ludziom, że po­traficie porozumiewać się z owymi duchami, a pomyślą, że zwariowaliście. A więc duchy istnieją, lecz nie możemy się z nimi porozumiewać? Myślę, że dopiero to jest zwariowa­ne. Oczywiście, że możemy! I porozumiewamy się, przez cały czas, czy jesteśmy tego świadomi, czy też nie.

Prawda jest taka, że nigdy nie jesteśmy sami. W każdej chwili naszego życia otacza nas pomocna grupa istot z Drugiej Strony, które znają, kochają i rozumieją nas lepiej niż my sami znamy, kochamy i rozumiemy siebie.

Jestem pewna, że łatwiej byłoby wam w to uwierzyć, gdybyście mogli zobaczyć i usłyszeć członków swojej grupy duchowego wsparcia, równie wyraźnie, jak otaczają­cych was ludzi. Spójrzcie na to jednak w inny sposób: Czy co dnia, natychmiast po wyjściu z domu do pracy i pożeg­naniu ze swoją rodziną, przestajecie wierzyć w istnienie owego domu oraz rodziny i nie odzyskujecie wiary w ich realność, dopóki znowu nie znajdą się przed waszymi oczyma? Oczywiście, że nie. Nieważne jak pobudzają was, czy pochłaniają trudy dnia, w waszym umyśle nigdy nie pojawia się ziarno zwątpienia w fakt, że pod koniec dnia wasz dom i rodzina będą dokładnie tam, gdzie ich pozo­stawiliście.

Ponieważ życie waszej duszy dokładnie przypomina wa­sze życie codzienne, w umyśle i sercu możecie zachować

35

Sylvia Browne

pewność, iż wasz wieczny Dom i rodzina są realne. Opusz­czacie Dom - Drugą Stronę - oraz swoją duchową rodzinę, aby udać się do tej pracy, na ten niewygodny kemping, na wycieczkę, lub do ciężkiej roboty zwanej życiem. Szczerze mówiąc zaskakuje mnie to, że przychodzimy na ten świat objuczeni małymi koszyczkami na lunch. A gdy wasze życie/praca dobiegnie końca, odnajdziecie ten sam Dom i rodzinę, czekającą na was dokładnie tam, gdzie ją zo­stawiliście, dającą takie poczucie bezpieczeństwa, tak wam bliską i szczęśliwą z tego, że was widzi, iż będziecie się zastanawiali, jakim cudem wpadliście na błyskotliwy po­mysł, by w ogóle ją opuszczać. Jeśli, podobnie do mnie, idziecie przez życie czując odrobinę tęsknoty za domem, obojętnie gdzie byście nie byli, dzieje się tak dlatego, że wasze dusze wspominają miejsce, w którym wszyscy wcześniej przebywaliśmy i tęsknią za nim.

Być może, czytając tę książkę, będziecie raz po raz za­dawać sobie pytanie, "Skąd ona miałaby o tym wszystkim wiedzieć?". Zamiast więc powtarzać w kółko tę samą od­powiedź, pozwólcie, że przerwę na moment i przedsta­wię wam ją teraz, po to, by upewnić was, że nie zamierzam marnować waszego czasu na zbędne łamigłówki. Oto ona:

Każdy dzień minionych 47 lat spędziłam w bezpośrednim kontakcie z Drugą Stroną, nie tylko za pośrednictwem mojego Ducha Przewodnika - Francine - ale także za pośrednictwem duchów, które towarzyszą moim klientom podczas seansów. Szczególnie Francine dostarczyła mi ca­łych tomów informacji, a żadnej z nich nie zaakceptowa­łam bez namysłu. Przeciwnie, przez owych 47 lat prowa­dziłam wyczerpujące badania i doświadczenia, wszystkie udokumentowane i włączone do akt znajdujących się w moim biurze. Jestem nie tylko sceptyczką, na dokładkę

36


Pomoc z Drugiej Strony: Nasze Anioły i Duchy Przewodnicy

pochodzę z Missouri, ze stanu niedowiarków, żądających nieustannie "Udowodnijcie mi". A więc w książce tej nie ma nic, czego bym nie podała w wątpliwość, nie zbadała, przetestowała, ponownie przetestowała i osobiście zatwier­dziła.

Druga Strona

To z Drugiej Strony przybywają nasze duchy, kiedy wchodzimy do łona w oczekiwaniu na narodziny. Tam też udają się nasze duchy, kiedy umieramy. Jest to niebo, raj, piękniejszy i bardziej oszołamiający od tego, co mogą wy­obrazić sobie nasze ziemskie umysły. Zazwyczaj wyob­rażamy sobie, że jesteśmy "gdzieś tam", ponad chmurami, za Księżycem i gwiazdami, poza krainą Oz i Nigdy-Nigdy!. I jest to zrozumiałe, ponieważ owo "gdzieś tam" jest równie nieskończone i tajemnicze jak nasze wyobrażenia

Lecz prawda jest znacznie bardziej fascynująca i pod­nosząca na duchu. Druga Strona jest tutaj, pomiędzy nami; jest innym wymiarem nałożonym na nasz własny świat, znajdującym się o niecały metr ponad naszą wersją "pozio­mu gruntu". Częstotliwość jej wibracji jest znacznie wyż­sza od naszej i dlatego nie możemy jej dostrzec. Szukając analogii pomyślcie o gwizdku do przywoływania psów - częstotliwość emitowanego przezeń dźwięki jest tak wy­soka, że dla normalnego ludzkiego ucha wydaje się on nie wydawać żadnego gwizdu, lecz zwierzęta słyszą go zupeł­nie wyraźnie. (Prawdę mówiąc częścią medialnego daru

I Bajeczne krainy z dwóch książek dla dzieci - Dorotki w krainie Oz i Piotrusia Pana - (przyp. tłum.).

37

Sylvia Browne

jest dana przez Boga zdolność postrzegania szerszego za­kresu częstotliwości wibracji, z którego to powodu jes­teśmy w stanie komunikować się ze światem duchowym z większą łatwością niż "normalnie ludzie".)

Ludzie, którzy widzieli duchy, niezmienne mówią, że "unosiły się nad ziemią". Dzieje się tak nie bez powodu - duchy unoszą się nad naszą ziemią. Znajdują się na poziomie gruntu Drugiej Strony. Tak naprawdę to my jes­teśmy duchami w ich świecie, przebywamy w tej samej przestrzeni, lecz w porównaniu z nimi jesteśmy nierzeczy­wiści, ponieważ to w świecie duchowym wszystkie istoty są całkowicie i w pełni "żywe".

Zazwyczaj Francine udziela mi informacji o Drugiej Stronie, a ja potwierdzam je następnie za pomocą skrupu­latnych badań, w których wykorzystuję między innymi hipnozę regresywną, co szczegółowo omówimy w dal­szych rozdziałach. Jednak w przypadku lokalizacji Drugiej Strony, proces ten przebiegał w odwrotnym kierunku. Całe dziesięciolecia temu, wraz z klientką o imieniu Anne, prze­chodziłyśmy przez jej śmierć w minionym życiu. Anne opisała swoją rodzinę, która zgromadziła się wokół łóżka, by się z nią pożegnać, oraz mały, prosty, oświetlany ga­zowymi lampkami pokój, w którym umierała. Ku jej, jak również mojemu zdumieniu, kiedy pojawił się legendar­ny tunel, mający przeprowadzić jej duszę na Drugą Stro­nę, nie wiódł on w górę, w stronę sufitu, lub nieba, lecz w poprzek pokoju, poprzez leżące za nim pola, nieznacznie tylko wznosząc się nad ziemską płaszczyznę, na której żyła Anne.

Kolejni klienci, którymi w żaden sposób nie starałam się manipulować, nagrywali na taśmę opisy dokładnie tego samego doświadczenia. Mówili o tunelu, a czasami o moś-

38


Pomoc z Drugiej Strony: Nasze Anioły i Duchy Przewodnicy

cie, który nie prowadził w górę, do innego wymiaru, lecz wiódł do niego na wskroś poprzez nasz świat. Ostatecznie, pewnej nocy, wspomniałam o tym Francine.

- Druga Strona znajduje się tutaj! - powiedziałam, jak­by było to dla niej coś nowego.

- Oczywiście, że tak :... odparła.

Z pewnym zniecierpliwieniem spytałam, dlaczego nigdy nie raczyły mi o tym wspomnieć. Odparła spokojnie, z ty­pową dla niej, niekiedy frustrującą logiką:

- Nigdy nie pytałaś.

W późniejszym rozdziale przeczytacie także o moim własnym przeżyciu z pogranicza śmierci. Nie chodzi o to, żebym potrzebowała dodatkowego potwierdzenia dla umiejscowienia Drugiej Strony, ale teraz mogę stwier­dzić, że, dokładnie tak jak Anne i niezliczeni inni klienci, osobiście widziałam, jak tunel wzniósł się z mojego ciała, by zabrać mnie do Białego Światła Domu gdzieś w bok, a nie do góry.

Na Ziemi więżą nas denerwujące prawa czasu i prze­strzeni naszego wymiaru, prawa, które poszerzają nasze słownictwo o pojęcia w rodzaju "spóźniony", "zatłoczo­ny", "korek uliczny" i "zdenerwowanie". Mieszkańcy Drugiej Strony funkcjonują bez tych ograniczeń, a w za­mian za to, cieszą się wolnością uniwersalnych praw nie­skończoności i wieczności. Nasze życie tutaj trwa mniej więcej tak długo, jak mgnienie oka po Drugiej Stronie, a istoty, które tam mieszkają, nie pojmują słowa "za­tłoczony", ponieważ całe ich setki mogą z łatwością zmie­ścić się w windzie i nie muszą przy tym nawet wciągać brzucha.

A jak wam się podoba jeszcze inna rzecz, to mianowicie, że wszystkie duchy po Drugiej Stronie mają po trzydzieści

39




































































Sylvia Browne

lat. (Tak, dotyczy to także nas, niezależnie od tego, czy docieramy tam mając dwa lata czy dziewięćdziesiąt dwa.) Gdy moja Przewodniczka Francine, mój "rezydujący eks­pert" do spraw Drugiej Strony, opowiedziała mi o tym po raz pierwszy, spytałam:

- Dlaczego akurat trzydzieści?

- A dlaczego nie? - odpowiedziała.

Na tym skończyła się tamta rozmowa. Jednakże sądzę, że trzydziestka, pod względem fizycznym, jest dobrym wiekiem dla całej populacji - mniej więcej w tym okresie jest nam najwygodniej we własnych ciałach. Przybywając do nas z odwiedzinami duchy, mogą przybierać swój ziem­ski wygląd, aby ułatwić nam rozpoznanie, lecz w codzien­nym życiu po Drugiej Stronie nie tylko mają po trzydzieści lat; mogą także wybierać swoje fizyczne atrybuty, począw­szy od wzrostu i wagi, a skończywszy na barwie włosów.

Na wypadek, gdyby nie było to jeszcze jasne, muszę zaznaczyć pewną ważną kwestię. W opisach Drugiej Stro­ny i różnic pomiędzy życiem tam a tutaj, na Ziemi, po­sługuję się zaimkami w rodzaju my i oni. Lecz zrozumcie, proszę, że my byliśmy nimi wiele, wiele razy, i że znów staniemy się nimi, kiedy nasze obecne życie dobiegnie końca. Wszyscy, czy to tutaj, czy po Drugiej Stronie, jes­teśmy cząstkami tej samej Całości, włóknami w tej samej, doskonałej tkaninie Boskiej kreacji. Nie rozdziela nas nic, oprócz naturalnego przejścia, które nazywamy "śmiercią"; przejścia, które w rzeczywistości jest dla naszych wiecz­nych duchów częścią radosnego cyklu powrotów do domu.

Dom, na przekór licznym mitom i pocztówkowym obra­zom, jest znacznie wspanialszy i bardziej złożony od błę­kitnego nieba i bezkresnego morza puszystych, białych chmurek. Druga Strona jest zapierającą dech w piersi

40


Pomoc z Drugiej Strony: Nasze Anioły i Duchy Przewodnicy

nieskończonością gór, oceanów, niekończących się ogro­dów i lasów - istnieją tutaj wszystkie cuda natury, lecz ich uroda jest po stokroć zwielokrotniona. W krajobrazie tym widoczne są wspaniale zaprojektowane i różnorodne bu­dynki - klasyczna rzymska i grecka architektura w przy­padku świątyń, sal koncertowych, dziedzińców, aren spor­towych i innych miejsc publicznych spotkań - oraz domy zaprojektowane tak, by spełniać osobiste preferencje każ­dej istoty, przez co bogata, wiktoriańska rezydencja może sąsiadować z prostą chatką z surowych bali, oraz z budow­lą w kształcie kopuły.

Również zwierzęta, należące do najdoskonalszych krea­cji Boga, żyją i mają się dobrze po Drugiej Stronie. (Szcze­rze mówiąc, gdyby tak nie było, nie sądzę, bym była w najmniejszym stopniu zainteresowana powrotem.) Wszyst­kie zwierzęta, które istnieją na Ziemi, istnieją też po Dru­giej Stronie, bez strachu i agresji. Ceni się je i poważa jako czyste, niewinne i prostoduszne duchy.

Prawdopodobnie, podobnie jak ja, poczujecie ulgę, kiedy dowiecie się, że istoty po Drugiej Stronie tak naprawdę nie spędzają czasu leżąc i grając na harfach. Być może byłoby to miłe od czasu do czasu, przez pięć czy dziesięć minut, ale nie przez całą wieczność! W rzeczywistości mieszkań­cy Drugiej Strony są nieustannie aktywni. To naprawdę śmieszne, że my mówimy o nich "martwi". Sami powin­niśmy być tacy "martwi"! Oni uczą się, pracują, prowa­dzą badania - muszę tu dodać, że z własnego wyboru i ku wielkiej radości. Prowadzą wspaniałe życie towarzyskie, pełne przyjęć, muzyki i tańców, wydarzeń sportowych, pokazów mody i odczytów, dosłownie wszystkich moż­liwych opcji dla wszystkich możliwych upodobań. Każdy rodzaj sztuki, rzemiosła, hobby i zajęć na świeżym powie-

41



Sylvia Browne

trzu dostępny na Ziemi, tutaj także jest dostępny, wspania­le udoskonalony. Słowa takie jak nuda, samotność i znie­chęcenie nie wchodzą w skład lokalnego słownictwa.

Szczególnie fascynujące jest to, że istoty po Drugiej Stronie zajmują się także twórczością. Tworzą wszystko, począwszy od wynalazków, po leki, wielkie dzieła sztuki, muzyki i filozofii, a także dokonują naukowych przeło­mów. Następnie, za pośrednictwem pewnego rodzaju tele­patii, przekazują owe dzieła tym mieszkańcom Ziemi, któ­rzy są obdarzeni umiejętnościami, narzędziami i poświę­ceniem, potrzebnym dla ich urzeczywistnienia. Jeśli za­stanawialiście się kiedykolwiek, dlaczego ważne, humanita­rne odkrycia, pojawiają się niemal równocześnie w umys­łach różnych ludzi, po różnych stronach globu, teraz macie na to odpowiedź - otóż Druga Strona lubi mieć pewność, że jej najlepsze pomysły spotkają się tu, na Ziemi, z jak najlepszym odbiorem. W naj mniejszym nawet stopniu nie umniejsza to zasług mądrych ludzi, którzy dokonują owych przełomowych odkryć. Istoty po Drugiej Stronie w rów­nym stopniu potrzebują utalentowanych dłoni i serc, chęt­nych do kontynuowania ich pracy, w jakim my potrzebuje­my ich boskiej inspiracji.

Najpopularniejszą formą kontaktu pomiędzy duchowymi istotami jest telepatia, lecz łatwy jest także kontakt słowny, ponieważ mówi się tam i rozumie wszystkie języki. Naj­bardziej uniwersalnym językiem po Drugiej Stronie jest bogaty, opisowy język aramejski, pochodzący ze starożyt­nej Syrii, dialekt, którym posługiwali się Chrystus i jego uczniowie. Jednakże nie znaczy to, że powinniśmy przed śmiercią wkuwać język aramejski. Gdy tam dotrzemy, podobnie jak wszystkie istoty po Drugiej Stronie, uzys­kamy dostęp do wszelkiej wiedzy, włącznie ze wspomnie-

42


Pomoc z Drugiej Strony: Nasze Anioły i Duchy Przewodnicy

niami z każdego z naszych poprzednich wcieleń, zachowa­nych na wieczność we wspaniałej, zwieńczonej kopułą Sali Kronik. Wielkie biblioteki Drugiej Strony zawierają święte kroniki Akaszy, które Francine definiuje jako zapisany obraz pamięci Boga. Wszystkie istoty pozostają w stałej, pełnej komunii z Bogiem, który daje im informacje i od­powiedzi poprzez "natchnioną wiedzę", przekazywaną do umysłu bezpośrednio od Ducha Świętego.

Po Drugiej Stronie nie ma złości, agresji, zazdrości, dumy ani osądu. Cechy te pochodzą wyłącznie od człowie­ka, nie od Boga. Lecz właśnie owe ludzkie cechy są po­wodem, dla którego od czasu do czasu dokonujemy pozor­nie szalonego wyboru i opuszczamy nasz Dom po Drugiej Stronie, by z trudem przebrnąć przez kolejną inkarnację.

Przybywamy tutaj po to, by się uczyć i gromadzić wiedzę, gdyż wszyscy jesteśmy czującym, doświadczają­cym przedłużeniem Boga. Poznałam rozmaite interpreta­cje sugerując, że wraz z każdym wcieleniem nasze duchy "ewoluują", próbując dotrzeć "bliżej Boga". Jednak po prostu nie jest to prawdą. Nasze duchy "wyewoluowały" w pełni w momencie, kiedy stworzył je Bóg. Ponieważ jesteśmy Jego częścią, podobnie jak On jest częścią nas, nie musimy docierać "bliżej" Niego - już tam jesteśmy.

Pewnego razu, gdy byłam znacznie młodsza i przecho­dziłam przez wyjątkowo trudny okres, spytałam pewną bardzo mądrą duszę, dlaczego życie musi być takie ciężkie. Odpowiedziała mi pytaniem:

- Czego nauczyłaś się w tych okresach, kiedy twoje życie było łatwe?

Chociaż strasznie ciężko mi się z tym pogodzić, miała rację. Prawdą jest stare porzekadło głoszące, "To, co cię nie zabije, uczyni cię silniejszym". Nie napotykając żad-

43


Sylvia Browne

nych trudności, niczego się nie uczymy. Wiedzę zdobywa­my dzięki pokonywaniu przeszkód, które stają nam na drodze. Właśnie dlatego nasze duchy odczuwają niekiedy potrzebę, nakazującą im opuścić Drugą Stronę i przybyć tutaj - po to, by doświadczyć i pokonać wszystkie postaci zła, uczyć się, a następnie zabrać swoją wiedzę z powro­tem do Domu.

Skoro jednak po Drugiej Stronie mamy dostęp do wszel­kiej wiedzy, po co w ogóle zawracać sobie głowę i ładować się w cały ten "kram"? Dlaczego nie pozostać po prostu w doskonałym Domu i nie skorzystać z nieskończonej wie­dzy na temat niedoskonałości?

Genialne pomysły są użyteczne tylko wtedy, kiedy coś się z nimi robi. Gdyby Bóg stworzył nasze duchy tak, by kontentowały się wiedzą, której same nie doświadczyły, Neil Armstrong nigdy nie postawiłby stopy na Księżycu. Leonardo da Vinci zbyt byłby zajęty lekturą ksiąg, by stworzyć Mona Lisę. Amelia Earhart zostałaby w domu i odczuwała tępy ból w sercu za każdym razem, kiedy sa­molot przeleciałby nad jej głową. William Szekspir prze­żyłby życie po prostu chodząc do teatru i nigdy nie zdobył­by się na wysiłek sięgnięcia po pióro.

Tej samej siły, odwagi, dyscypliny, cierpliwości i wiary, jaką podziwiamy w owych jednostkach, wymagał od nas wybór doświadczenia kolejnego ludzkiego życia. Jesteśmy 'winni głęboki szacunek dla samych siebie i dla innych za sam fakt, że byli dość odważni, by tu przybyć.

Gdy nasze duchy podejmują decyzję o tym, by zamiesz­kać w ludzkim ciele, tworzymy wzorzec życia, bazując na tym, czego najbardziej chcielibyśmy doświadczyć i co chcielibyśmy nauczyć się przezwyciężać w odwiecznej pogoni za wiedzą. W skład tego wzorca wchodzi wszystko,

44


Pomoc z Drugiej Strony: Nasze Anioły i Duchy Przewodnicy

począwszy od rodziców, rodziny i dzieciństwa, jakie prze­żyjemy, po rozwój naszej kariery zawodowej, zdrowie i sprawy materialne, preferencje płciowe, małżeństwa, dzieci i długość naszego życia. Wybieramy także "linię opcji", lub obszar, na którym we własnej opinii powinniśmy się najwięcej nauczyć. Natrafiając na ten obszar, staniemy przed największym wyzwaniem.

Możemy wybierać z siedmiu linii opcji: rodziny, życia społecznego, miłości, zdrowia, duchowości, finansów i ka­riery. Jeśli uważnie przyjrzycie się swojemu życiu, założę się, że znajdziecie na tej liście jeden szczegół, z którym nie potraficie dać sobie rady, niezależnie od tego jak bardzo się staracie. W skrajnych wypadkach owa nieudolność rozszerza się na pozostałych sześć sfer, przez co macie wrażenie, jakbyście wszystko robili źle. Bez paniki. Nie jest to przypadłość, którą obciążano was wbrew waszej woli; w rzeczywistości jest to trudny obszar, który sami sobie wybraliście. Pomyślcie o tym jak o temacie, który, zgodnie z waszą wolą, odgrwa tym razem "decydującą rolę", po to, abyście pewnego dnia mogli ostatecznie nad nim zapanować. (Nie zawsze jest to łatwe, wiem coś o tym. Moją linią opcji jest "rodzina" i wierzcie mi, w wieku sześćdziesięciu dwóch lat nadal staram się nad nią zapa­nować.)

Zanim tu przybędziemy, oprócz tego, że opracowujemy swoje wzorce, nawiązujemy też z istotami po Drugiej Stronie święte kontrakty, aby nad nami czuwały, chroniły nas, pomagały nam i doradzały przez całą tę ziemską po­dróż, jaką postanowiliśmy odbyć. Najbliższym z owych doradców, którzy, z Bożą pomocą, wraz z nami wymyślają i przeglądają nasz wzorzec, oraz znajdują się u naszego boku na każdym kroku podróży, jest nasz Duch Przewodnik.

45

Sylvia Browne

Duchy Przewodnicy

Każdy z nas ma swojego Ducha Przewodnika, kogoś po Drugiej Stronie, z kim jest bardzo blisko związany i komu dosłownie powierzyłby swoją duszę. Duch Przewodnik zgodził się zostać naszym wiernym, czujnym towarzyszem i pomocnikiem, gdy podjęliśmy decyzję o doświadczeniu kolejnego życia na Ziemi. Nasi Przewodnicy są najlep­szymi przyjaciółmi, jakich kiedykolwiek mieliśmy; przy­padkiem tylko żyją w innym wymiarze.

Wszyscy Przewodnicy spędzili na Ziemi przynajmniej jedno życie, a więc potrafią wczuć się w problemy, zro­zumieć błędy, pokusy, lęki i słabostki nieuniknione w ludz­kim świecie. Prawda jest taka, że w którymś momencie większość z nas albo była, albo będzie czyimś Duchem Przewodnikiem. W rzadkich przypadkach Duch Przewod­nik jest waszym przodkiem, lub kimś, z kim dzieliliście minione wcielenie. Ponieważ jednak związaliście swojego ducha z duchem swojego Przewodnika po Drugiej Stronie, zanim przyszliście na ten świat, niemożliwe jest, by był on kimś, kogo znaliście w tym życiu.

Moja Przewodniczka, o której wspominałam już wcześ­niej, jest Indianką z plemienia Azteków, o imieniu lena, chociaż ja zmieniłam jej imię na Francine. Urodziła się w północnej Kolumbii w 1500 roku, a została zabita pod­czas ataku Hiszpanów na jej miasto w roku 1520. Była to jej jedyna inkarnacja na Ziemi i nie znałyśmy się wcześ­niej, dopóki nie zostałyśmy bliskimi przyjaciółkami po Dru­giej Stronie. Fakt, że nie spotkałyśmy się nigdy w przesz­łym wcieleniu, nie umniejsza wcale bliskości naszej więzi.

Zadanie Duchów Przewodników polega na ponaglaniu, poszturchiwaniu, zachęcaniu, doradzaniu, wspieraniu i, jak

46


Pomoc z Drugiej Strony: Nasze Anioły i Duchy Przewodnicy

sugeruje ich nazwa, prowadzeniu nas po ścieżce życia. Przewodnicy mają kilka pomocnych w pracy zalet. Po pierwsze, łączy ich naj bliższa więź z naszymi duchami - z samą esencją tego, kim jesteśmy. Oprócz tego prze­studiowali i zapamiętali nasze wzorce. My, niestety, traci­my świadomość naszego wzorca w czasie spędzanym na Ziemi i mamy skłonność do odstępowania od zamierzo­nych planów. Przewodnicy pomagają nam powrócić na właściwe tory. Dogodny punkt obserwacyjny po Drugiej Stronie daje im bezpośredni dostęp do świętej, boskiej wiedzy; cieszą się także godną pozazdroszczenia zdolnoś­cią wszystkich duchów, to znaczy mogą przebywać w kilku miejscach na raz, nie obciążeni ciałami, których posiadanie jest dla nas tak niesamowicie ważne. Mogą znajdować się na wykładzie, lub na przyjęciu w świecie duchowym, lub odwiedzać na Ziemi inną ukochaną osobę, równocześnie stale mając na nas oko.

Nawiasem mówiąc, pozwólcie, że uspokoję was na wy­padek, gdybyście wyobrażali sobie stado podglądaczy, śle­dzących każdy wasz ruch i wdzierających się w najbardziej osobiste, "intymne chwile". Nasi towarzysze nazywają się "Duchowymi", a nie "Cielesnymi" Przewodnikami. Zaj­mują się naszymi duszami i wyłącznie naszymi duszami. Nie obchodzą ich nasze rozmaite funkcje cielesne.

Duchy Przewodnicy - wierzcie mi - nie będą się też narzucały, ani wtrącały do dokonywanych przez nas wybo­rów, lub pozbawiały nas wolnej woli. W najlepszym przy­padku przedstawią nam dostępne alternatywy i ostrzeżenia. Ale nasza umowa z nimi od samego początku polega na tym, że my jesteśmy tutaj po to, by uczyć się i wzrastać, zaś oni wiedzą, iż nie osiągniemy tego, jeśli stale będą nas osłaniać przed lekcjami, jakich powinniśmy się nauczyć.

47



Sylvia Browne

Duchy Przewodnicy komunikują się z nami na różnorod­ne sposoby, jeśli tylko zamkniemy usta i spróbujemy ich posłuchać. Myślicie pewnie, że dla mnie jest to szczegól­nie łatwe, ponieważ mam nad wami przewagę polegającą na tym, że słyszę mówiącą do mnie Francine, a nawet potrafię sprawić, że przemawia ona przeze mnie. Choć za­brzmi to nieprawdopodobnie, po dziś dzień miewam takie chwile, kiedy staję się uparta, przestaję słuchać i wychodzę na tym jak Zabłocki na mydle. Świadectwem cierpliwości Francine, oraz głębi łączących nas więzów jest to, że wciąż jeszcze się do mnie odzywa.

Jeśli więc nie słyszycie głosu swoich Przewodników, nie czujecie się w żaden sposób upośledzeni. Tak czy tak prze­syłają wam mnóstwo wiadomości, najczęściej poprzez wa­szą podświadomość. To, co zawsze uznawaliście za instyn­kty, lub sumienie, czy też za niezwykle wyraziste sny, jest najprawdopodobniej waszym Duchem Przewodnikiem, wymachującym sygnalizacyjnymi flagami. Podobne do­świadczenia są powszechne. Bez najmniejszego powodu jedziecie inną niż zazwyczaj trasą, a potem dowiadujecie się, że uniknęliście wypadku. Jakiś impuls każe wam za­telefonować do przyjaciela i odkrywacie, że w tej właś­nie chwili porzebował on pomocy. Idziecie spać martwiąc się jakimś problemem i budzicie się znając rozwiązanie. Wszystko, co określacie słowami "coś mi kazało ... " zmieńcie na "ktoś mi kazał". Odbieracie sygnały pocho­dzące od waszego Ducha Przewodnika - i reagujecie na me.

Jeśli chodzi o wasze sygnały wysyłane do Ducha Prze­wodnika, możecie i powinniście prosić o pomoc, radę i wsparcie tak często, jak czujecie tego potrzebę. Lecz, proszę, pamiętajcie o czymś, czego ja musiałam nauczyć

48


Pomoc z Drugiej Strony: Nasze Anioły i Duchy Przewodnicy

się na własnych błędach - dokładnie określajcie to, czego chcecie.

Kiedy mój syn, Paul, miał pięć miesięcy, zapadł na groźną dla życia infekcję. Miał temperaturę ponad 40 stopni, gdy popędziłam z nim do szpitala, gdzie przez dwadzieścia cztery godziny walczył o życie na oddziale intensywnej opieki, zanim lekarze zapewnili mnie, że prze­żyje. Przez większą część owych dwudziestu czterech go­dzin byłam przerażona i samotna. Chodziłam w tę i z po­wrotem po poczekalni, modliłam się i szlochałam, chyba z tysiąc razy błagałam, "Pomóż mi, Francine!" , bez żad­nej odpowiedzi.

Gdy tylko Paul znalazł się na powrót w domu, zdrowy i bezpieczny w swojej własnej kołysce, czując się zdradzo­na, ze złością odezwałam się do Francine.

- Jak mogłaś opuścić mnie w taki sposób, kiedy myś­lałam, że moje dziecko umiera?

Podobnie jak wszystkie Duchy Przewodnicy, patrząc z boskiej perspektywy, której nam brakuje, Francine zacho­wuje spokój, niezależnie od tego, co do niej mówię. Od­powiedziała więc z typowym dla siebie spokojem:

- A więc o to ci chodziło? Wiedziałam, że potrzebujesz mojej pomocy, ale nie miałam pojęcia, w czym leży prob­lem. Wiesz, że nie potrafię czytać w twoich myślach!

To było dla mnie coś nowego. Zakładałam, że wiedziała

49

Sylvia Browne

za każdym razem pytam: "W czym mam ci pomóc?". Spotkała mnie cenna lekcja i cieszę się z tego - wiem obecnie, że możecie wzywać Ducha Przewodnika przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, że wspólnie z Bogiem jest jednym z waszych największych sprzymierzeńców, o ile przestaniecie bawić się w uogólnienia i dokładnie powiecie mu, czego wam potrzeba.

Mimo wszystko nadal nie umiałam wybaczyć Francine.

Owszem, nie mogła czytać w moich myślach, ale przecież modliłam się nieustannie w owej szpitalnej poczekalni. Nie musiała być telepatką, aby usłyszeć modlitwy, prawda?

I znów usłyszałam coś nowego. Gdy zwracamy się bezpośrednio do Boga, natychmiast otacza nas "kopuła prywatności". Prywatność naszych rozmów z Bogiem jest rzeczą tak świętą, że nie mogą ich słyszeć nawet nasze Duchy Przewodnicy. Bóg jest częścią nas. My jesteśmy Jego częścią. Należy zacząć od tego, że skoro jesteśmy jednością, nikt nie może pomiędzy nas wkraczać, ani nas podsłuchiwać.

Przy okazji pamiętajcie, że Duchy Przewodnicy zdają się odbierać to, co się do nich mówi, absolutnie dosłownie, a więc zwracając się do swojego Przewodnika odrzućcie niuanse i niedopowiedzenia. Oto doskonały przykład. Jeśli zapytam Francine, "Czy możesz opisć samą siebie?", od­powie, "Tak". Konie~, kropka. Tylko, "Tak". To nie' skromność; Francine udziela po prostu dokładnej odpowie­dzi na pytanie, ponieważ sądzi, że to właśnie miałam na myśli. Lecz jeśli zapytam, "Czy nie zechciałabyś opisać siebie?", chętnie wyświadczy mi tę przysługę.

Proszę, starajcie się przemawiać do swoich Duchów Przewodników, pomimo tego, że nie macie pojęcia, kim oni są. Nie zapominajcie, że wcześniej, przynajmniej jeden

50


pomoc z Drugiej Strony: Nasze Anioły i Duchy Przewodnicy

raz, byli oni ludźmi. Są w pełni świadomi tego, że nie ma­my dosłownie żadnych wspomnień, które dotyczyłyby ich i naszego życia po Drugiej Stronie i wcale tego od nas nie oczekują. Jeśli nie zostaliście przedstawieni swoim Prze­wodnikom, jeśli medium nie podało wam ich imienia, wymyślcie jakieś i tak ich nazywajcie. Wasz Duch Przewo­dnik wyda się wam bliższy, a on sam z radością zareaguje na każde wymyślone przez was imię, dla samej przyjemno­ści płynącej z faktu, że w końcu uznaliście jego istnienie. Uwierzcie na słowo kobiecie, która dla własnej, dziecinnej wygody zmieniła imię swojego Ducha Przewodnika z lena na Francine; miłość, jaką żywią do nas Przewodnicy, jest pełna cierpliwości, wieczna i bezwarunkowa, jak sama Druga Strona, gdzie pewnego dnia ponownie się z nimi połączymy i gdzie, czego jestem pewna, nieźle się uśmieje­my nad ową długą, przedziwną podróżą, przez którą nas przeprowadzili.

Anioły

Wedługo ostatnich badań opinii publicznej Gallup'a, trzy czwarte wszystkich Amerykanów wierzy w Anioły. Anioły zdobią wszystko, począwszy od podkoszulek, po kubki do kawy i zdarzaki samochodów. Artykułom związa­nym z Aniołami poświęcone są całe sklepy. Napisano o nich niezliczone książki. Nakręcono udane filmy i seriale telewizyjne. Jeden z odcinków programu Montela William­sa, najwyżej oceniany spośród moich ponad osiemdziesię­ciu występów, nosił tytuł "Czy Anioły są pośród nas?" Biura Montela i moje zostały natychmiast zalane listami od ludzi, którzy spotkali Anioły, dzięki czemu ich życie uległo przemianie.

51





Sylvia Browne


Anioły nie są najwyraźniej niczym nowym - wystarczy pobieżnie przejrzeć Biblię, by zrozumieć, że. towarzyszyły nam od początków naszego istnienia. Skąd bierze się więc obecne nimi zainteresowanie i chęć udowadniania, iż tak,

rzeczywiście, Anioły są pośród nas? .

No cóż, pomijając fakt, że są one dość piękne i potężne, by uzasadniało to wszelkie związane z nimi namiętności, istnieją dwa logiczne powody, dla których słyszymy o nich obecnie coraz to więcej i więcej. Po pierwsze, wraz z roz­przestrzenianiem się wiary w Anioły, ludzie z coraz mniej­szymi oporami głośno mówią o swoich z nimi spotkaniach . Po drugie, wraz z lękami, związanymi z nowym millemum, rośnie nasza niepewność, obawa przed otaczającym nas światem, oraz świadomość, że jedyne, prawdziwe poczucie bezpieczeństwa, możemy odnaleźć we własnej duchowo­ści, równocześnie też więcej niż kiedykolwiek przedtem Aniołów gromadzi się, by nad nami czuwać. .

Chociaż wszystkie istoty po Drugiej Stronie współdzia­łają ze sobą, Anioły tworzą coś w rodzaju własnej ligi i różnią się od Duchów Przewodników pod kilkoma ważnymi względami:

1. Anioły nigdy nie inkarnują - nigdy nie doświadczają

życia w ludzkiej postaci. W zamian za to są bezpośrednio powiązane z Bogiem, doskonałe i wiecznie żywe. Miesz­kają po Drugiej Stronie, z wyjątkiem krótkich wypraw do tego wymiaru, odbywanych dla naszej korzyści.

2. Anioły nie przeglądają naszych wzorców przed na­szym przybyciem na Ziemię, i nie wiedzą, jak wyglądają nasze mapy, kiedy już żyjemy. W zależności od stopnia trudności cechującego wybrane przez nas życie, rekrutuje­my pewną liczbę Aniołów, aby od samego początku nad­zorowały naszą podróż, lecz liczba ta może się zwiększyć


52



Pomoc z Drugiej Strony: Nasze Anioły i Duchy Przewodnicy


w okresach największej rozpaczy i największych zagrożeń, jak również wtedy, gdy dokonujemy największych humani­tarnych i duchowych wysiłków. Ich misja polega na tym, by instynktownie udzielać nam pomocy w najczarniejszej godzinie. Radują się obserwując i świętując nasze najjaś­niejsze chwile. Jeśli cokolwiek związanego z tą tematyką może być "normalne", to "normalnie" widuję ludzi wcho­dzących w życie w towarzystwie dwóch Aniołów, po czym, w ciągu życia człowieka, ich liczba wzrasta do czte­rech lub pięciu. Spotykam jednak coraz więcej ludzi, któ­rzy przybyli na Ziemię z czterema lub pięcioma Aniołami, a kiedy napotykają i pokonują życiowe wyzwania, groma­dzi się wokół nich aż dziesięciu opiekunów.

3. Duchy Przewodnicy i wszystkie inne transcendent­ne istoty są albo mężczyznami, albo kobietami. Jednakże Anioły, w swojej naturalnej postaci po Drugiej Stronie, są hermafrodytami, obdarzonymi identycznymi, niezwykle pięknymi obliczami. Różnią się barwą włosów i skóry, ale wszystkie zdają się lśnieć i błyszczeć od wewnętrznego, Boskiego światła.

4. Ponieważ nigdy nie utknęły w ludzkim ciele, w po­dróży pomiędzy ich a naszym wymiarem, ich molekularna struktura jest "lżejsza" i bardziej "płynna" od struktury duchów zmarłych. Anioły mogą bez wysiłku pojawić się na Ziemi, a następnie, w jednej chwili, zniknąć.

5. Zazwyczaj w opisach spotkań z Aniołami przychodzą one i odchodzą, nie mówiąc ani jednego słowa. Anioły nie porozumiewają się za pomocą słów, lecz napełniają wiedzą - jest to ten sam bezpośredni przekaz płynący od Ducha Świętego do umysłu, za pomocą którego Bóg porozumie­wa się ze wszystkimi istotami po Drugiej Stronie.


53




Sylvia Browne


podobnie jak w przypadku każdego innego tworu Boga, wśród rzesz Aniołów panuje pewien porządek. Im wyższa ranga lub szczebel, tym potężniejszy Anioł. Lecz, podob­nie jak w przypadku każdego Bożego stworzenia, również żaden Anioł - tak jak żadna żyjąca istota - nie jest Bogu bliższy, ani ważniejszy od pozostałych. Anioły mogą wspi­nać się z jednego szczebla na następny, zarabiając sobie na awans dobrymi uczynkami i doświadczeniem, co przypo-

mina nasze postępy w szkole:


Anioły _ nazwałabym je "waszymi podstawowymi Aniołami" , lecz nie ma w nich niczego podstawowego - są w tej grupie uczniami pierwszego roku, i to one najczęściej schodzą do naszego wymiaru, by nas bronić i ratować.

Archanioły są uczniami drugiego roku, w pewien sposób "kreatorami image'u" całej grupy, ponieważ w przeci­wieństwie do Aniołów, mają skrzydła. Ich skrzydła, podob­nie jak nakrycia głowy i korony, są honorowymi odznaka­mi, noszonymi po to, by można je było zidentyfikować i określić ich miejsce w hierarchii. Co ciekawe, im więcej osiągną, tym bardziej srebrne i złociste stają się ich skrzyd­ła. Archanioły są posłańcami - takimi jak na przykład Archanioł Gabńel, który przyniósł Marii wiadomość od Boga, głoszącą, że została wybrana, by nosić Jego syna Jezusa.


Cherubiny i Serafiny są juniorami, świadkami Boga na

Ziemi. Cherubiny i Serafiny były widoczne w całej swojej krasie, kiedy zgromadziły się, by z radością asystować przy

narodzinach Chrystusa.

Seniorami są Trony i Księstwa, najpotężniejsze z Anio-

łów, będące zarazem w pewnym sensie "ochroniarzami" i "poplecznikami" Boga. Trony są statycznymi, nieaktyw­nymi strażnikami mądrości i nigdy nie zniżają się do nasze go wymiaru. Księstwa schodzą do nas, lecz tylko w skraj-


54



Pomoc z Drugiej Strony: Nasze Anioły i Duchy Przewodnicy


nych sytuacjach i jedynie wtedy, gdy posyła je Bóg. Dla przykładu, jedynie Księstwa mogą interweniować w kata­strofaln~ch i śmiertelnie groźnych chwilach naszego życia, wyłączme na rozkaz Boga, dosłownie omijając nasz wzo­rzec. ,l jed~nie zgromadzenie zesłanych przez Boga Książąt oraz Ich mezrównana władza pośród Aniołów mogą zdzia­łać cud.


Klienci, przyjaciele i rodzina opowiedzieli mi więcej historii o spotkaniach z Aniołami niż zdołałabym zliczyć, a opublikowano i udokumentowano tyle tysięcy innych, podobnych historii, że prawdę mówiąc zaczynam żałować niewierzących - chyba niezbyt przyjemnie jest stać w obli­czu tak przytłaczającej przewagi. Mój syn, Chris obdarzo­ny medialnymi zdolnościami, przez całe dzieciństwo roz­mawiał ze swoimi Aniołami, które zawsze należały do jego ulubionych towarzyszy zabaw. Moja wnuczka Angelia, mająca obecnie sześć lat i także będąca medium, nie tylko rozmawia i bawi się ze swoimi Aniołami; jeden z nich ocalił ją, kiedy była niemowlęciem. Silne ręce Anioła dosłownie wepchnęły z powrotem na krawężnik jej matkę, Ginę, a chwi1ę potem obok przemknął pozbawiony kontroli samochód. Zaledwie o cale ominął spacerówkę Angelii. Jeden z moich klientów został wyrwany ze szponów od­pływu i bezpiecznie wyniesiony na brzeg przez migoczą­cego złotem Anioła, który zniknął bez słowa, zanim ocalo­ny zdążył mu podziękować. Inny został zatrzymany w po­wietrzu, w połowie potencjalnie groźnego dla życia upadku w dół stromego, kamienistego zbocza, i na powrót wciąg­nięty na górski punkt obserwacyjny, z którego się wcześ­niej ześlizgnął. Mężczyzna nawet nie dostrzegł swojego nieludzko si1nego wybawcy. Jeszcze inny klient w bezsil­nym przerażeniu patrzył, jak jego dziecko wypada z okna


55


Sylvia Browne

na drugim piętrze. Anioł, skąpany w białym świetle, .poja­wił się w tej samej chwili, by zamortyzować upadek i ocalić życie dziecka.

Pomnóżcie tę garść przypadków przez kilka tysięcy,

a uzyskacie ogólne pojęcie o liczbie sprawozdań naocz­nych świadków ze spotkań z Aniołami, o jakich słyszałam. Następnie musicie dodać kolejne tysiące, które pomyłk~wo wzięto za coś bardziej "zwyczajnego", ponieważ AnIoły ukazały się w ludzkiej postaci. Mogą ona na krótko mate­rializować się pod wszelkimi postaciami, od małej dziew­czynki po miłego, starszego pana. Ukazują. Się w każdej formie, która nie przerazi osoby, której zamierzają pomóc

i nie przyciągnie do nich zbytniej uwagi. W Biblii znajduje się wspaniały werset. "Nie zapominajcie przyjmować ob­cych ludzi, gdyż w ten sposób niektórzy nieświadomie przyjęli Anioły" . Nie oznacza to, że następnym razem, gdy u waszych drzwi pojawi się obca osoba, musicie ją zaraz zaprosić do domu. Ale jeśli obcy pojawi się nagle i zrobi jakiś gest, by wam pomóc, lub ochronić, a następnie znik­nie bez słowa, zanim zdołacie mu podziękować, być moze powinniście kierować słowa podzięki ku Drugiej Stronie.

Nie muszę być medium, by wiedzieć, że niektórzy z was zastanawiają się teraz, gdzie podziewają się wszystkie te Anioły, kiedy w waszym życiu wydarza się jakaś katastrofa lub tragedia. To dobre pytanie. Sama zadawałam je sobie w tych ciężkich okresach, kiedy zdawało się, że moje Anio­ły albo ucięły sobie drzemkę, albo zupełnie mnie opuściły.

Odpowiedzią są znów słowa Francine, "Czego nauczyłaś się w okresach, kiedy życie było łatwe?". Wybieramy to życie i piszemy wzorzec, a część tego wzorca mówi o prze­ciwieństwach i o pokonywaniu tych przeszkód, celem po­głębiania wiedzy naszego ducha. Anioły lepiej niż wy sami

56


Pomoc z Drugiej Strony: Nasze Anioły i Duchy Przewodnicy

wiedzą, że niekiedy najlepsza pomoc, jaką mogą nam za­oferować, polega na tym, by zrobić krok w tył i pozwolić nam się uczyć - my sami doskonale zrozumiemy to wszyst­ko, kiedy znów znajdziemy się w Domu po Drugiej Stronie.

Ukochani Zmarli

Poza rzadkimi wyjątkami, jakimi zajmiemy się w innych rozdziałach, wszyscy zmarli, których kiedykolwiek kocha­liście, po Drugiej Stronie żyją, dobrze się mają, są szczęś­liwi - i często was odwiedzają. Pewnej nocy, gdy wraz z Lindsay pracowałyśmy nad tym właśnie rozdziałem, wpadł do nas, z zupełnie niezapowiedzianą wizytą jej ojciec, który dwadzieścia pięć lat ternu został zabity przez pijanego kierowcę. Stanął za Lindsay i zwrócił na siebie moją uwagę, ponieważ dziwnym gestem chwytał lewą dłonią za dwa ostatnie palce u prawej ręki.

- Jest tutaj twój ojciec - powiedziałam wreszcie. - Co mu się stało w dwa palce u prawej dłoni?

Lindsay spróbowała przypomnieć sobie jego rękę, ale nie mogła - minęło zbyt wiele lat.

- Och, były złamane, a on nie mógł ich rozprostować

- powtórzyłam słowa jej ojca.

Następnego dnia Lindsay zatelefonowała do matki.

- Przy okazji, czy pamiętasz może coś dziwnego, zwią­zanego z dworna palcami u prawej dłoni taty? - spytała, nie tłumacząc, o co jej chodzi.

Jej matka zastanowiła się, a następnie odparła:

- Właściwie to nie. Złamał je i nie zostały prawidłowo nastawione, przez co nie mógł ich rozprostować.

Ponieważ była to wigilia dnia ojca, byłyśmy pewne, że przypominał Lindsay, iż chciałby spędzić to święto razem z nią.

5

7Sylvia Browne

Chociaż się go nie spodziewałyśmy, ofiarował nam dob­ry przykład typowej wizyty zmarłych bliskich z Drugiej Strony:

1. Pragną oni ponad wszelką wątpliwość potwierdzić

swoją tożsamość. Wskażą na cokolwiek, począwszy od wyjątkowej cechy fizycznej, pozy, rodzaju śmierci, po przezwisko, czy charakterystyczną biżuterię - coś, co po­może wam ustalić, kim są. Im mniej macie z góry założo­nych koncepcji na temat tego, w jaki sposób "powinni" potwierdzić swoją tożsamość, w tym lepszej jesteście sytu­acji. Gdyby na przykład Lindsay upierała się, że rozpozna swojego ojca tylko dzięki czemuś związanemu z wędkar­stwem, lub jego ulubioną drużyną - New York Yankees - straciłaby wspaniałe spotkanie.

2. Są oportunistami. Wykorzystują swoją szansę i od­wiedzają was, kiedy tylko o nich pomyślicie lub po prostu znajdujecie się w podatnym stanie umysłu. Lindsay i ja rozmawiałyśmy o Drugiej Stronie, kiedy pojawił się jej ojciec. Za każdym razem, gdy przemawiam do publiczności, widzę dosłownie tłumy duchów wokół każdej osoby w sali. Dzieje się tak nie tylko dlatego, że duchy wiedzą, iż mogę je dostrzec, ale także dlatego, że moja publiczność jest otwarta na wszelkiego rodzaju możliwości i doświadczenia związane z duchowością. Według słów Francine, "Kiedy dzwoni dzwon, wszyscy spieszymy, by mu odpowiedzieć". Nie zliczę ludzi, którzy podchodzili do mnie po wykładzie i pytali: kim jest wysoka, ciemnowłosa kobieta znajdująca się wraz ze mną na scenie. Francine, podobnie jak wszyst­kie duchy, które przeszły na tamtą stronę, z naszymi blis­kimi włącznie, uwielbia zainteresowanie, a ja nie mam nic przeciwko temu, przynajmniej dopóty, dopóki ona i ja nie nosimy identycznych ubrań, co byłoby zbyt milusie jak na mój gust.

58




Pomoc z Drugiej Strony: Nasze Anioły i Duchy Przewodnicy

3. Zasadniczo wszyscy przybywają w jednym celu - chcą dać nam do zrozumienia, iż mają się dobrze, są z nami, i nie tylko nie są martwi, ale wręcz bardziej żywi niż kiedykolwiek przedtem.

Są to moim zdaniem najbardziej ekscytujące wieści, na jakie moglibyśmy liczyć, nie potrafię więc przejść do porządku dziennego nad powszechnie spotykaną sytuacją podczas seansów. Mówię do klienta:

- Obok ciebie stoi drobna, starsza kobieta, o wielkich, szarych oczach i głębokich dołeczkach w policzkach.

- A, tak, to moja matka - odpowiada klient, ziewając.

- No więc dostanę ten awans w pracy, czy nie?

Albo:

- A, tak, to moja matka. Spytaj ją, dlaczego zapisała Studebakera Bobby'emu, chociaż wiedziała, że to ja mia­łem na niego ochotę.

Ocknijcie się! Pojawia się ktoś, kogo kochacie, aby dać wam absolutny dowód na to, że nie musicie więcej oba­wiać się śmierci, a wy wolicie rozmawiać o swojej pracy? Stoicie w obliczu Drugiej Strony, a wasze pierwsze pytanie brzmi, dlaczego Bobby dostał Studebakera?

Oto inna, często i zaskakująca wymiana zdań podczas seansów. Klient prosi, bym skontaktowała go z jego zmar­łym wujkiem Dickiem. Zamiast niego, widzę jednak w po­bliżu klienta kobietę, najwyraźniej gotową i chętną do rozmowy. Opisuję ją szczegółowo.

- To nie jest wujek Dick - mówi nieco zniecierpli­wiony klient. - To ciotka Dorothy. Nigdy nie lubiłem ciotki Dorothy. Chcę porozmawiać z wujkiem Dickiem.

O rany!

Z Drugiej Strony przybył nieżyjący krewny, posiadający boską wiedzę, jaka dla nas tutaj jest niemal niewyobrażalna.

59



Sylvia Browne

Klienci rozpoznają go, owszem, a mimo to grymaszą. Nie odpowiada im ta osoba? Każda wizyta z Drugiej Strony jest dla nas zaszczytem. Nie narzekajmy, lecz słuchajmy!

A jeśli ciotka Dorothy przybyła, ponieważ miała coś do powiedzenia? Co, jeśli ma wieści od wuja Dicka, lub od innego, zmarłego przyjaciela, czy członka rodziny? Co, jeśli chce przeprosić za to, że była taka złośliwa, drażliwa lub skąpa, przeprosić za to, co za życia ściągało na nią niechęć otoczenia? A jeśli zostawiła kilkaset dolarów w starym kartonie po butach i zapomniała wspomnieć

Jeśli zaś chodzi o wujka Dicka, mógł on być nieuchwyt­ny z kilku przyczyn. Mógł jeszcze nie przejść na Drugą Stronę, czego dowiemy się w rozdziale poświęconym "na­wiedzeniom". Być może ponownie znajduje się in ulero, czekając na narodziny, aby wejść w kolejną inkarnację. Z całą pewnością nie zacznie dzielić się z nami plotecz­kami z wnętrza kobiecego łona, i niech Bóg ma w opiece ciężarną, gdyby zaczął.

Niekiedy - a nie jest to żaden powód do obaw - wy­stępuje zwłoka, zanim wasz bliski zacznie was odwiedzać. Może to nastąpić wskutek traumatycznej śmierci, albo wtedy, gdy wasz bliski po prostu nie chce odejść. Na przykład mój tata nie chciał mnie opuścić, pomimo ciężkiej choroby. Z całego serca pragnął także ujrzeć, jak dorasta jego prawnucrlca Angelia. Gdy ostatecznie ukazał się prze­de mną, budząc mnie z głębokiego snu, a swoją wizytę anonsując muzyką pozytywki, którą mi niegdyś podarował, nie żył już od ośmiu miesięcy.

Niektóre oporne, lub nagle uwolnione duchy, potrafią we wspaniałym stylu przejść na Drugą Stronę. Inne, bez­piecznie przekroczywszy tunel prowadzący do światła, sy-

60


Pomoc z Drugiej Strony: Nasze Anioły i Duchy Przewodnicy

gnalizującego przekroczenie granicy, dzielącej nas od in­nego wymiaru, mają nieco więcej problemów z przystoso­waniem się. Istoty z Drugiej Strony są dobrze przygotowa­ne do pomocy. Prowadzą niektóre dusze przez studia i serie zajęć ćwiczących orientację, szczególnie zaś przez ćwi­czenia, które były dla ducha odprężające i przyjemne na Ziemi, począwszy od łowienia ryb i uprawiania ogródka, wizyt w balecie czy w operze, po piesze wycieczki, pływa­nie, czytanie, malarstwo, rzeźbiarstwo i tak dalej. Inne dusze, tak jak mój ojciec, zostają po prostu "otoczone kokonem", lub ułożone do głębokiego, oczyszczającego snu. Czuwa się nad nimi, dopóki we śnie nie oczyszczą się z uzależnienia od wymiaru, jaki dopiero co opuściły. W6­dług Francine i niezliczonych innych duchów, z którymi dyskutowałam na temat kokonu, utrudnione przejście na Drugą Stronę porównywalne jest do przypadku "choroby kesonowej", pojawiającej się wtedy, gdy ktoś podczas nurkowania zbyt szybko wynurzy się z dużej głębokości. Takie przejście trwa przynajmniej kilka miesięcy, co w świecie duchowym, jak wiemy, jest mniej niż sekundą. Gdy mój tata pojawił się ostatecznie, spytałam, dlaczego tak długo zwlekał, ponieważ straszliwie mi go brakowało podczas owych ośmiu miesięcy żałoby.

- O czym ty mówisz? Przecież dopiero co odszedłem!

- odpowiedział.

Pomimo wiedzy o tym, że kiedy kończy się to życie, czeka na nas naj wyższa radość, przyznaję się do żalu, jaki odczuwam, gdy umiera ktoś, kogo kocham - nie rozpa­czam nad tym kimś, lecz nad sobą. Jestem samolubna i nienawidzę pożegnań. Wierzę, że wszystko, co pomaga nam przejść przez proces żałoby, jest dobre i powinno Zostać uszanowane. Jeśli odwiedzanie grobu daje wam

61



Sylvia Browne

pociechę, odwiedzajcie go, jak najbardziej, lecz, proszę, nie szukajcie tam ukochanych osób, które straciliście. Nie ma ich tam. Prawdopodobnie jadą z wami na cmentarz, a potem wracają do domu, przekonane, że nie powinniście byli zostawiać tych pięknych kwiatów tam, gdzie będą cieszyły tylko oczy ludzi przychodzących po to, by pozo­stawić kwiaty na grobach swoich ukochanych osób. Nigdy nie słyszałam, by jakiś duch uskarżał się na rozmiary swojego nagrobka, czy na to, że grób kogoś innego, poło­żony wyżej na wzgórzu, zapewnia lepszy widok. Żadne ziemskie dzieło, choćby nie wiem jak drogie, nie może się równać z marmurowymi rzeźbami po Drugiej Stronie, więc nie wyrzucajcie w błoto fortuny i nie zadłużajcie się po to, by uczcić waszych ukochanych zmarłych. Uczcicie ich równie dobrze, jeśli pozostaniecie w domu i położycie kwiaty obok ich fotografii lub memento, dzięki czemu przyniosą radość i wam i zmarłym.

Często źródłem bólu moich klientów jest żal wywołany przez uczuciowe problemy, które nie znalazły rozwiązania z powodu śmierci ukochanej osoby. "Nasza ostatnia roz­mowa była kłótnią ... ", "Nigdy nie zdobyłem się na to, by powiedzieć jej, że mi przykro ... ", "Obawiam się, że nie wiedział, jak bardzo go kochałam ... ", "Nie zdążyłam po­wiedzieć do widzenia". Słowa różnią się pomiędzy sobą, lecz dokuczliwe wyrzuty sumienia zadają taki sam ból - niepotrzebnie. Nie zapominajcie, że po Drugiej Stronie nie istnieje niewiedza, że w tym wymiarze, napełnionym bezwarunkową, boską miłością nie ma zła, a we wzorcu, jaki wasz ukochany skomponował samodzielnie zanim przyszedł na świat, nie ma czegoś takiego jak niedokoń­czona sprawa. Jeśli jednak ulży to waszemu sercu i pomoże wam uleczyć rany, powiedzcie swoim zmarłym bliskim

62


Pomoc z Drugiej Strony: Nasze Anioły i Duchy Przewodnicy

o tym, co w waszym odczuciu pozostało niedokończone - a oni was wysłuchają.

Gdy mówicie do otaczających was, drogich zmarłych, nie zapominajcie o swoich domowych zwierzętach. Po Drugiej Stronie przebywają wszystkie zwierzątka, jakie mieliśmy w tym życiu i we wszystkich naszych minionych wcieleniach. Czuwają nad nami z tą samą czystą, nieza­chwianą lojalnością, jaką dawały nam w ciągu swojego życia. Francine powiedziała mi kiedyś (a jest to jedna z moich ulubionych obietnic), że kiedy przybywamy na Dru­gą Stronę, nasze Duchy Przewodnicy i ukochani zmarli ledwie mogą się do nas przepchać przez tłum zwierząt, radośnie oczekujących, by powitać nas w Domu. Krzyw­dząc zwierzęta na Ziemi krzywdzicie najświętsze opiekuń­cze anioły, jakie zesłał nam Bóg. To nie jest nawet obraza Boga, przypomina to raczej strzelenie sobie w stopę - nie możemy pozwolić sobie na umniejszanie duchowej dosko­nałości, która żyje pośród nas.

Nasi ukochani zmarli mogą powracać i odwiedzać nas z większą łatwością niż Duchy Przewodnicy, ponieważ nie tak dawno przebywali w naszym wymiarze i łatwiej im dokonać przejścia pomiędzy tym światem a Drugą Stroną. Oto przykład. Kilka lat temu udało mi się podpalić olej w kuchni. (Nawet nie pytajcie, jak to zrobiłam.) Niczym prawdziwa idiotka, tak usilnie próbowałam stłumić ogień, że nie dostrzegałam, iż wdycham mnóstwo dymu, aż do chwili, gdy uderzyła mnie myśl, że się duszę. Spanikowa­na, próbując pochwycić nieco powietrza, pobiegłam w stro­nę przesuwanych, oszklonych drzwi, wiodących na balkon. Znajdowały się one około dwudziestu stóp od kuchni, lecz zdałam sobie nagle sprawę z tego, iż są za daleko, i że nie zdołam do nich dotrzeć. Zaczęłam tracić przytomność.

63


Sylvia Browne

Właśnie wtedy nie zwykła siła podtrzymała mnie od tyłu i pchnęła do przodu, na balkon i na świeże powietrze. Leżałam na brzuchu, wciągając głębokie oddechy, gdy w moim polu widzenia, gdzieś nad ramieniem, pojawił się na chwilę pukiel złocistych włosów, a następnie poczułam, że ciężar siły, która ocaliła mi życie, znika z moich pleców. W chwilę później usiadłam, lecz byłam na balkonie sama i gapiłam się tylko na dym pozostały po ogniu, który do tego czasu sam się wypalił.

Włosy Francine są czarne jak gagat, wiedziałam więc, że to nie ona mnie ocaliła. Założyłam, że zrobił to jeden z moich Aniołów. Kiedy Francine powiedziała mi, że to nieprawda, byłam niepomiernie zdumiona. Moją bohaterką okazała się naj droższa babcia Ada Coil, moja inspiracja i najbliższa przyjaciółka, aż do dnia swojej śmierci, która nastąpiła trzydzieści lat wcześniej. Jak to mam w zwycza­ju, nie zgodziłam się z opinią Francine. Tysiące razy próbowałam udowodnić, że moja Przewodniczka się pomy­liła. Jak na razie nic mi z tego nie wychodzi, lecz tym razem zdawało mi się, że przyłapałam ją na błędzie.

- To nie mogła być babcia Ada, Francine. Babcia Ada miała siwe włosy, pamiętasz?

Później przypomniałam sobie jednak, że włosy babci Ady posiwiały dopiero pod koniec jej życia, a wcześniej były złociste. Tak było także wtedy, gdy miała trzydzieści lat - gdy była w wieku, w jakim są wszyscy po Drugiej Stronie, skąd babcia pospiesznie przybyła, aby ocalić moje życie.

Przy okazji, niech ta opowieść nie wprowadzi was w błąd, jeśli idzie o typowe spotkanie z ukochanymi zmar­łymi w tym wymiarze. Zazwyczaj ukazują się oni w wieku, w jakim byli, kiedy ostatnio ich widzieliście, co pomaga

64


Pomoc z Drugiej Strony: Nasze Anioły i Duchy Przewodnicy

wam ich zidentyfikować. To był jednak nagły wypadek, zdarzenie w rodzaju "pędź tak jak stoisz". Babcia Ada nie miała czasu, by przeistaczać się ze swojej trzydziestolet­niej postaci po Drugiej Stronie w starą kobietę, jaką była, kiedy opuszczała to życie - czasu wystarczyło jej tylko na to, by tutaj przybyć.

Należy podkreślić, że kiedy przydarzył się ten wypadek, moja babcia "nie żyła" już od bardzo dawna. Moi klienci są często zaskoczeni dowiadując się, że bliskie im osoby, które zmarły pięćdziesiąt czy sześćdziesiąt lat temu, wciąż znajdują się w pobliżu. Zakładają, że bliska osoba albo zapomniała o nich po wszystkich tych latach, albo po­wróciła już na ten świat w innej inkarnacji.

Po Drugiej Stronie nie można "zapomnieć". Duchy zmarłych mają bezpośredni dostęp do każdego wspomnie­nia z każdego życia, każdego doświadczenia i każdej oso­by, którą kochali na tej Ziemi. Prawdę mówiąc często od­wiedzają nas bliskie osoby z przeszłych wcieleń, których świadomie wcale sobie nie przypominamy. A ponieważ czas nie ma tam znaczenia, dziesięciolecia, które mogły upłynąć od chwili, gdy się z nimi pożegnaliśmy, są dla nich t~lko kilkoma sekundami. A więc nie zapomnieli i nigdy me zapomną.

Jeśli chodzi o możliwość, że ukochana osoba nie może nas już odwiedzać, ponieważ powróciła na Ziemię w in­nym wcieleniu, jest ona mało prawdopodobna. W pewnych okolicznościach, nad którymi zatrzymamy się w innych rozdziałach, duchy po śmierci wracają prosto do łona. Jednak w przypadku większości z nas, jeśli decydujemy się powrócić z Drugiej Strony w następnej inkarnacji - a jest to wybór uzależniony od tego. czy rozwój naszej duszy wymaga większej ilości doświadczeń - zazwyczaj robimy sobie stuletnią "przerwę" pomiędzy życiami.

65



Sylvia Browne

Zanim uznacie, że wasi zmarli bliscy przestali was od­wiedzać, albo też nigdy nie zaczęli, rzućcie okiem na rozdział o "nawiedzeniach". Duchy zmarłych na tak wiele różnych sposobów próbują zwrócić na siebie waszą uwagę, by powiedzieć "Jestem z tobą", że łatwo przeoczyć ich sygnały. Nie musicie wierzyć mi na słowo. Po prostu otwórzcie oczy, uszy i umysły. Nieskończona miłość i afir­macja jest wszędzie dookoła was, w każdej minucie, czeka, by ją dostrzec i dzielić się radosną prawdą, że naprawdę nie ma czegoś takiego jak śmierć.

Z wizytą po Drugiej Stronie

Istnieje pewne proste i fascynujące ćwiczenie, które pomoże wam spotykać się z Drugą Stroną tak często, jak zechcecie. Aby je wykonać, potrzeba tylko kilku spokoj­nych chwil. Możecie poprosić o spotkanie ze swoim Du­chem Przewodnikiem, lub zmarłym bliskim, ale proszę, powitajcie serdecznie każdego, kto się ukaże. Kilka dni temu wykonałam to ćwiczenie i odwiedził mnie duch, który przedstawił się jako Lena. Nie miałam pojęcia, kim jest Lena, dopóki nie sprawdziłam genealogicznych zapisków i nie odkryłam, że była moją pra-pra-pra-pra-prabab­cią. Czy naprawdę chcielibyście dopuścić do sytuacji, w której przedstawia się wam jeden z waszych przodków, a wy mówicie mu, żeby spadał, gdyż nigdy o nim nie sły­szeliście?

A więc usiądźcie wygodnie, z czystym, odprężonym i

otwartym umysłem, dystansując się od przeszkód i zakłó­ceń. Zamknijcie oczy.

Zbliżacie się do wielkich, lśniących, mosiężnych drzwi, zdobionych zawiłym ornamentem. to najpiękniejsze

66


Pomoc z Drugiej Strony: Nasze Anioły i Duchy Przewodnicy

drzwi, jakie kiedykolwiek widzieliście. Pośrodku obu skrzydeł znajdują się duże, mosiężne pierścienie. Ujmujecie pier­ścienie, a gładki, wypolerowany metal, wydaje się chłodny pod waszymi dłońmi. Z łatwością otwieracie ciężkie drzwi.

Wewnątrz znajduje się doskonale owalne pomieszcze­nie. Jest ciche i przytulne. Czujecie się bezpieczni i spo­kojni. Wciągacie głęboko świeże, czyste powietrze i scho­dzicie po trzech stopniach do obszernego pokoju.

Podłogi wykonane z twardego drewna, a białe dywa­ny, miękkie niczym obłoki, koją wasze bose stopy. Pokój ogrzewa ogień płonący na kominku, wykonanym z szare­go kamienia. Łukowate okno sięga sufitu, a morska bry­za, która sączy się przez nie do wnętrza, lekko porusza przejrzystymi, pięknymi zasłonami z luźno utkanego jed­wabiu. Pod oknem stoi biały fortepian, w którym odbija się pastelowe światło zachodzącego słońca. Wszędzie do­okoła was migoczą świece. Wyczuwacie zapach rosnącego w pobliżu jaśminu.

Oczekują na was dwa krzesła, ustawione bok w bok, identyczne, pokryte bogatym, białym brokatem, z nogami wykonanymi z giętego drewna.

Sadowicie się na krześle po lewej stronie, a krzesło po waszej prawej stronie pozostaje puste. Oddychacie powoli. Siedząc na wygodnym krześle rozglądacie się po owalnym pokoju i powoli pojmujecie, że nigdy nie czuliście się tak spokojni, zdrowi, żywi i ukontentowani.

Prosicie Boga, by otoczył was białym światłem Ducha Świętego i natychmiast czujecie ciepło jego wszechmoc­nej, bezwarunkowej miłości, roztaczającej się nad wami i przenikającej was, aż światło stanie się waszą częścią.

W bezruchu panującym po waszej prawej stronie dostrzegacie poruszenie i odwracacie się w jego stronę.

67



Sylvia Browne


Pojawia się jakaś postać i zajmuje miejsce na pustym krześle obok was. Nie boicie się, wiedząc, że żadne zło ani ciemność nie zbliży się do otaczającego was, boskiego światła.

Postać czeka, cierpliwie i nieruchomo. Jej obecność jest dla was błogosławieństwem.

W końcu, łagodnie, zaczynacie mówić ...


Niekiedy rozpoznacie w postaci kogoś znajomego, dro­giego zmarłego przyjaciela lub członka rodziny. Przemów­cie do niego. Podzielcie się z nim waszym sercem. Nie zapomnijcie jednak, by słuchać. Jeśli nawet powie wam tylko, "jestem tutaj i kocham cię", jak wspaniale jest usły­szeć to od kogoś, kogo nie spodziewaliście się już zoba­czyć.

Jeśli nie rozpoznajecie tej postaci, zapytajcie ją o imię. ' Jeśli nie odpowie od razu, nic nie szkodzi. Po prostu mówcie, zadawajcie pytania i słuchajcie. Kiedy duch opo­wie wam, po co przyszedł i co ma do powiedzenia, wcześ­niej czy później ujawni swoje imię. Być może okaże się waszym przodkiem, może Duchem Przewodnikiem, może kimś, przekazującym wieści od bliskiej wam osoby. Lecz kimkolwiek by nie był, powitajcie go z szeroko otwartymi ramionami!

Jeśli zachcielibyście poszerzyć to ćwiczenie, poproście przyjaciela, by towarzyszył wam w czasie jego trwania. Następnie sporządźcie szczegółowy opis postaci, która przybyła z wizytą, złóżcie kartkę na pół, tak by nie widział jej wasz przyjaciel i poproście go, by sam opisał tę postać. Będziecie zdumieni jak często opis przyjaciela zgadza się ze sporządzonym przez was, niezależnie od tego czy jest on medium, czy nie.


68



Pomoc z Drugiej Strony: Nasze Anioły i Duchy Przewodnicy


Być może ulegniecie pokusie, każącej wam zlekceważyć wyniki doświadczenia i złożyć je na karb "wyobraźni". Gwoli wyjaśnienia, moja Przewodniczka twierdzi, że wy­obraźnia to jedno z najgorszych słów w naszym słowniku, ponieważ jest ono wygodnym, a zarazem kiepskim, wy­tłumaczeniem dla licznych, rzeczywistych doświadczeń, do których powinniśmy przykładać wagę.

A jeśli to jednak jest "tylko wasza wyobraźnia"? Tak czy tak, odczucie spokoju i błogostanu, jakie ze sobą za­bierzecie, pozostanie niezwykle rzeczywiste.


A z drugiej strony, co, jeśli to nie tylko wyobraźnia ... ? Raz jeszcze powtarzam, nigdy nie jesteśmy zupełnie sami. Otaczają nas dowody pomocy pochodzącej z Drugiej Strony i dowody na wieczne życie naszych duchów. Musi­my tylko nauczyć się je rozpoznawać, kiedy się na nie natkniemy. Jeśli ta książka ma jakiś jeden cel, jest nim, ni mniej ni więcej, właśnie to.


69


Codzienna magia i cuda:

Odkrywanie i kreowanie radości w waszym życiu

Magia i cuda otaczają nas w życiu codziennym, a wszyscy obdarzeni jesteśmy siłą, pozwalającą je kreować. Jeśli mi­nęło nieco czasu, od kiedy po raz ostatni rozmyślaliście o magii i cudach, lub jeśli przestaliście w nie wierzyć, nie traćcie nadziei. One nie odeszły. Po prostu chwilowo stra­ciliśmy je z oczu. Ponieważ magia i cuda wnoszą w nasze życie radość, nadzieję i zapał, musimy na nowo je odna­leźć. Jesteśmy to winni samym sobie.

Tym, co oddziela nas od magii i cudów, jest po części proces typowy dla ludzkiej natury - jeśli widujemy coś nazbyt często, zapominamy, że to coś ma szczególne zna­czenie. Gdyby pewnego dnia, w blasku poranka, na po­dwórku pojawił się jednorożec, poczulibyśmy, że spływa na nas błogosławieństwo. Gdyby jednak stado jednorożców pojawiało się na podwórku co rano, dokładnie jak w zegar­ku, prawdopodobnie wezwalibyśmy Służby Weterynaryjne, prosząc aby przepłoszyły zwierzęta zanim zniszczą nam trawniki. Gdybyśmy raz jeden mogli obejrzeć film, prezen­tujący widziane na żywo rozdzielenie wód Morza Czer­wonego, zaniemówilibyśmy z wrażenia. Mimo to, niemal słyszę jak po dwóch lub trzech kolejnych tygodniach oglą­dania tego samego wydarzenia, ziewamy i sięgamy po pilo­ta, by sprawdzić, co się dzieje na pozostałych kanałach. Tak więc nie jest prawdą to, że magia i cuda zniknęły z nasze­go życia. Nie zniknęły. Otaczają nas nadal. Musimy po prostu przestać przyjmować cuda jako rzeczy oczywiste.

71




Sylvia Brawne

Coś jeszcze nie pozwala nam dotrzeć do magii i cudów życia. Tym czymś jest destruktywne poczucie winy. Sądzę, że poczucie winy trawi osiemnastu spośród dwudziestu moich klientów. Jego moc przerasta siłę magii i cudów. Musimy więc zmierzyć się z poczuciem winy i odrzucić je z naszej drogi. Jeśli powiedzieliście lub zrobiliście coś, co mogło kogoś zranić, zróbcie pierwszy krok, weźcie na siebie odpowiedzialność za swój uczynek, przeproście i spróbujcie naprawić skutki tego postępku. (Jeśli mówicie "przykro mi", nie łącząc tych słów z zachowaniem, które dowiodłoby ich prawdziwości, nie mają one żadnego zna­czenia.) Jeśli powiedzieliście, lub zrobiliście coś, co kogoś zraniło, a jednocześnie możecie uczciwie stwierdzić, że nie było to waszym zamiarem, przeproście, a następnie zapom­nijcie o tym! Nie mówcie mi, że nie jest to takie proste. Jest to proste, jeśli nie chcecie trwać w poczuciu winy, jak gdyby grało ono jakąś pozytywną rolę w waszym życiu, i jeśli pojmujecie, iż jest ono marnotrawieniem energii, wrogiem duszy.

Oczywiście doświadczyłam tego na własnej skórze w owym niedoskonałym życiu, jakie wiodłam. Najlepszym przykładem jest śmierć mojego ojca. Uwielbialiśmy się nawzajem. Tuż przed śmiercią ojca dosłownie koczowałam przy jego łóżku. Ostatniego dnia opuściłam szpitalną salą tylko na króciutką chwilę, aby rozprostować nogi i napić się wody. Ale właśnie w tej chwili mój tata umarł. Roz­pacz, spowodowaną jego utratą, potęgowało rozdzierające poczucie winy. Nie było mnie przy nim, kiedy wydawał ostatnie tchnienie. Przecież to ja, spośród wszystkich in­nych właśnie ja, powinnam była trwać u jego boku, trzy­mać go za rękę, kiedy wyruszał w podróż do Domu! Jednak w końcu zdołałam spojrzeć na to z wystarczającego

72


Codzienna magia i cuda ...

dystansu, by zadać sobie naprawdę ważne pytanie: Czy choćby przez jedną sekundę przebiegło mi przez myśl, by opuścić go w chwili śmierci? Absolutnie nie. Wtedy właś­nie, raz na zawsze, nauczyłam się stawiać czoło swojemu poczuciu winy, tak jak stawiam czoło innym moim złym nawykom. Za każdym razem, kiedy negatywny głos w mo­jej głowie zaczyna klepać litanię, złożoną z "mogłam ... " i "powinnam była ... ", budzę we własnej głowie pozytywny głos, który przerywa ją głośnym okrzykiem "dość!".

Ta metoda jest prosta, lecz skuteczna. Obiecajcie sobie, że w ciągu następnego tygodnia wypowiecie wojnę poczu­ciu winy. Zadośćuczyńcie wszelkiemu bólowi, jaki świado­mie wywołaliście i przestańcie obwiniać się za niezamierzo­ne cierpienia, jakie zadaliście. W chwilach, gdy poczucie winy zakrada się do waszego umysłu, bezgłośnie krzyknij­cie na siebie "dość!", i wołajcie tak aż do chwili, gdy będziecie tak zmęczeni, że podobne myśli nie zdołają się do was podkraść.

Następnie zdołacie skierować całą energię, traconą dotąd na poczucie winy, na naukę miłości własnej - najważniej­szą rzecz zwiększającą szanse pojawienia się codziennych cudów i magii. Nie kochać samego siebie, to okazywać brak szacunku dla jednego z Bożych tworów. Oznacza to, że wątpicie we własną moc, chociaż nawet nie spróbowali­ście jej wykorzystać, i wierzycie, iż nie jesteście godni magii i cudów, jakie przygotował dla was Bóg.

Prawdopodobnie od wczesnej młodości uczono was, że miłość własna jest złem, że sama myśl o niej jest przeja­wem egoizmu, którego powinniście się wstydzić. Miłość własna nie jest jednak równoznaczna z wywyższaniem się nad innych. To właśnie byłoby przejawem egoizmu. Nie zamierzam lansować świata wypełnionego ludźmi o gło-

73





Sylvia Browne

wach napęczniałych od wody sodowej. Ujmując rzecz pro­sto, miłość własna oznacza, że traktujecie samych siebie dobrze i z szacunkiem. Otaczacie się ludźmi, którzy dobrze się do was odnoszą i żywią dla was poważanie. Prowadzi­cie życie zgodne z radą, jaką ofiarowalibyście swojemu dziecku, lub najbliższemu przyjacielowi.

Odkryłam, że w 'mrocznych chwilach, kiedy tracę po­czucie miłości własnej, najłatwiejszym sposobem na jej odszukanie jest sporządzenie listy cech, jakich nie posia­dam. Mam wrażenie, że jej spisanie jest łatwiejsze i naturalniejsze niż sporządzenie listy komplementów, a skutek, jaki wywiera, jest taki sam. Piszę, na przykład, że nie jestem nieszczera, nie jestem okrutna, nie jestem surowym sędzią, nie jestem tchórzem, nie jestem nieodpowiedzialną matką, ani babcią, nie jestem małostkowa i tak dalej, i tak dalej. To, czym nie jesteście, pomaga wam określić to, czym jesteście, a poza tym daje wam pewne pojęcie o cnotach, nad którymi powinniście popracować, aby wasza lista zdań zaczynających się od "nie jestem" mogła się wydłużać, a które z kolei moglibyście dodać do swojej listy zdań za­czynających się na "jestem".

Zwróćcie też uwagę na coś, co ja nazywam determiniz­mem. Jest to idiotyczna zapora, zbudowana z wątpliwych "faktów" przedstawionych nam najczęściej w młodości, które odnoszą się do nas, ograniczają nas, a jeśli nie za­chowamy ostrożności, z góry i niesprawiedliwie określają, kim jesteśmy. Pozwólcie, że podzielę się kilkoma spośród moich ulubionych determinantów, aby zademonstrować, co mam na myśli:

O "Zupełnie nie znasz się na sprzętach mechanicznych".

O "Oczywiście, że jesteś gruba - to u nas cecha rodzin­na".

74


Codzienna magia i cuda ...

o Nigdy nie umiałaś rozporządzać pieniędzmi".

O "A więc twoje małżeństwo jest nieudane. Nie narze­kaj. Masz szczęście, że w ogóle kogoś znalazłaś".

O "Nie jestem zaskoczona tym, że tak często chorujesz.

B yłaś chorowitym dzieckiem".

O Oto mantra z repertuaru mojej matki: "Zrozum wre­szcie, Sylvio, że twoja siostra Sharon jest ładniejsza z was dwóch, zaś ty posiadasz osobowość".

O Mojej przyjaciółce powiedziano, że nie powinna ma­rzyć o długich włosach, ponieważ jej włosy po prostu ni­gdy nie urosną.

O Dorosły mężczyzna, którego znałam od zawsze, wal­czył z zaniżonym obrazem samego siebie, gdyż dawno temu ojciec nie pozwolił mu zgłosić swojej kandydatury do Małej Ligi, mówiąc: "Nie masz w sobie sportowej żyłki".

O Kobieta, z którą pracowałam, codziennie nosiła czer­wone stroje, choć, szczerze mówiąc, wyglądała w nich koszmarnie. W końcu zdołałam spytać ją o to w dyskretny sposób. Powiedziała, że tak naprawdę nienawidzi czer­wieni i od lat ma dość tego koloru, ale w dzieciństwie przekonano ją, że w czerwieni jest jej do twarzy.

Sporządźcie listę. Zapiszcie każde determinujące słowo, jakie przyczepili do was inni ludzie. Następnie podrzyjcie tę listę i wyrzućcie ją do śmieci, tam, gdzie jej miejsce.

To wy decydujecie o tym, kim jesteście. To wy decyduje­cie o tym, co możecie, a czego nie możecie zrobić, w czym dobrze, a w czym źle wyglądacie, gdzie chcecie, a gdzie nie chcecie mieszkać, jakie są, a jakie nie są wasze prio­rytety, w co wierzycie, a w co nie wierzycie i gdzie tak naprawdę leżą granice waszych możliwości. Wszyscy ma­my swoje ograniczenia. Narażalibyście się na niepowodze-

75














Sylvia Browne

nie, gdybyście nie podchodzili do tego realistycznie. Lecz, raz jeszcze, to wy, a nie ktoś inny, powinien je określać. Ja na przykład mam 178 centymetrów wzrostu, więc idiotyz­mem byłoby, gdybym próbowała zostać dżokejem. Słoń nadepnął mi na ucho - stwierdzenie to nie jest żadnym przejawem determinizmu; to po prostu fakt - więc dlacze­go miałabym narażać się na ciągłe niepowodzenia, zgłasza­jąc się na przesłuchania do opery? Najważniejsze jest to, że to ja twierdzę, iż nie będę śpiewaczką operową, i nie pozwalam, by ktokolwiek inny decydował o tym za mnie. Nie chciałabym też przejść przez życie z poczuciem cał­kowitej klęski, dlatego tylko, że moi rodzice z całej duszy pragnęli, bym została śpiewaczką operową. Arbitralne oczekiwania stanowią inną postać determinizmu i są w ró­wnym stopniu niedopuszczalne.

Afirmacje

Jedną z najważniejszych metod, pozwalających pozbyć się niepewności i stworzyć nawyk wyrażania miłości włas­nej, jest wykorzystanie afirmacji. Afirmacje polegają na wyrażaniu za pomocą słów tego, co jest naszym szczerym pragnieniem, oraz tego, kim szczerze pragniemy zostać, będąc ukochanymi dziećmi Boga, a następnie na ciągłym powtarzaniu ~ch słów do czasu, aż podświadomość za­akceptuje je jako fakty, dzięki czemu nasze zachowanie odpowiednio się do nich dostosuje. Dzięki afirmacjom możemy zyskać więcej zdrowia, sił, urody, łagodności, cierpliwości, pewności siebie, odwagi, pozytywnego na­stawienia - wszystkiego, co pomoże nam mocniej kochać samych siebie.

Religia i literatura są źródłem wielu wspaniałych afir­macji. Prócz tego kilka spośród moich ulubionych afir-

76


Codzienna magia i cuda ...

macji znajdziecie w załączniku znajdującym się przy koń­cu tej książki. Proszę was jednak, bez wahania układajcie własne. Jeśli jesteście podobni do mnie, kiedy zapamiętacie jakiś tekst, to niezależnie od tego jak wspaniale i praw­dziwie został napisany, jego częsta recytacja może stać się na tyle automatyczna, że z czasem tekst straci znaczenie. Przykro się do tego przyznawać, ale nie mogę szczerze powiedzieć, że nigdy nie recytowałam Modlitwy Pańskiej, nie zastanawiając się w jej trakcie nad tym, gdzie klęcząca obok mnie kobieta kupiła swoje buty. A więc jak najbar­dziej uczcie się i korzystajcie z każdej odszukanej afir­macji, która znajduje oddźwięk w waszej duszy. Jednak wasze własne afirmacje, wypowiadane na głos, lub po cichu, w głębi serca, zadziałają równie dobrze jak wszyst­kie inne, które kiedykolwiek zostały zapisane.

Jeśli zastanawiacie się, jak stworzyć własne afirmacje\ pomyślcie o determinizmie i o "negatywnych afirmac­jach", które uznaliście za prawdy. Nauczyliście się w nie wierzyć, ponieważ bardzo często je słyszeliście, niepraw­daż? No cóż, jeśli równie często usłyszycie ich dokładne przeciwieństwo, także nauczycie się w nie wierzyć. Na takiej zasadzie działają afirmacje. Podobnie jak działo się wtedy, kiedy dowiadywaliście się, kim jesteście odkrywa­jąc najpierw, kim nie jesteście, także wasze pierwsze afir­macje mogą stanowić kontratak przeciwko wszystkiemu, co negatywne w waszym obrazie samych siebie, obojętnie skąd się to bierze.

Zacznijmy od was. Nigdy, nawet w żartach, nie poniżaj­cie samych siebie. Absolutnie nie wolno tego robić. Nie powtarzajcie więcej "Jestem głupi". Żadnego "Jestem gru­ba". Koniec z "Jestem niezgrabny", albo z "Jestem brzyd­ka", czy też "Jestem za niski", "Jestem za wysoka", oraz

77




Sylvia Browne

ze wszystkimi odmianami "Nie potrafię". W zamian za to powtarzajcie ze sto razy dziennie, "Świetnie sobie radzę w wielu dziedzinach", "Posiadam moc, która pozwala mi mieć takie ciało, jakiego zapragnę", "Jestem zgrabna", "Jestem atrakcyjna" i, szczególnie - "Potrafię!"

Jeśli otaczający was ludzie poniżają was, lub w jakiś sposób zaniżają wasze poczucie własnej wartości, odsuńcie ich od siebie, dopóki nie zdołają się przystosować. Ab­solutnie nie akceptujcie obraźliwych słów i zachowań. To takie proste. Przebywanie w pobliżu kogoś, kto sprawia, że nie czujecie się dobrze we własnej skórze, wywołuje wię­cej psychicznych szkód, niż sobie uświadamiacie. Nie za­pominajcie, że wszyscy jesteście tutaj po to, by uczyć się pokonywać negatywne uczucia - nie po to, by je akcep­tować, przyjmować, zapraszać je do naszych domów i go­tować im obiadki.

Pamiętajcie to ostre słowo "Przestań!", jakie zwracam do siebie, kiedy czuję, że wpadam w pułapkę poczucia winy? Chcę, byście bezgłośnie wołali "Przestań!" za każ­dym razem, kiedy ktoś was obraża. W żadnym wypadku nie zatrzymujcie się, nie brońcie, nie wykłócajcie się o to, że ktoś was znieważył. Nie ma głupszej sprzeczki niż wzajemne przekrzykiwanie się z kimś, kto twierdzi, że jesteście głupi, grubi, lub szkaradni. To nieprawda, więc dlaczego, na Boga, dajecie się wciągać w kłótnię? Zasta­nówcie się nad następującym przykładem. Ktoś podchodzi do was i mówi "Jesteś żyrafą!". Czy, choćby przez sekun­dę, próbujecie przekonać go, że to nieprawda? Nie. Od­powiadacie, "To śmieszne" i odchodzicie. (Mam nadzieję, że potem zastanowilibyście się poważnie nad tym, czy chcecie utrzymywać kontakty z kimś, kto uważa, iż jesteś­cie żyrafą.) Proszę więc, byście do owego bezgłośnego

78


Codzienna magia i cuda

okrzyku "Przestań!" przy każdej zniewadze, dodali po cichu lub na głos słowa, "To śmieszne", i odeszli.

Przede wszystkim nauczcie się, by każdą zniewagę, jaką ktoś wymierza w was poprzez swoje słowa lub czyny, natychmiast neutralizować afirmacją, powtarzaną raz zara­zem, dopóki nie uwierzycie w nią silniej, niż we wszystkie negatywne opinie na wasz temat. Spróbujcie przez trzy krótkie miesiące zastąpić zniewagi i negatywne opinie afirmacjami, a zaskoczy was otwartość na magię i cuda, jaka w was powstanie.

Istnieje logiczny, lecz często niedostrzegany powód, dla którego afirmacje są skuteczne: Są one bezpośrednią roz­mową z umysłem duszy, a ów umysł, obdarzony wieczną wiedzą i mądrością, zawsze rozpoznaje prawdę i rezonuje n.iq, Skąd wiemy, że afirmacje są zgodne z prawdą? Dzieje SIę tak dlatego, że obojętnie jakie szczegóły w nich zamie­szczamy i jakich dokładnie używamy słów, są one potwier­dzeniem naszej wartości jako dzieci Boga. Są pokarmem dla umysłu duszy oraz bezpośrednim, magicznym i cudow­nym sposobem na to, by obdarzyć uśmiechem Boga, ukry­tego w naszym wnętrzu, i poczuć, jak On odwzajemnia nasz uśmiech.

Listy do Wszechświata

Skutecznym sposobem wzmacniania waszych afirmacji i naj głębszych pragnień, jest zapisywanie ich pod postacią Listów do Wszechświata. Zaadresujcie je do Boga, do Wszechświata, do waszego Ducha Przewodnika, do wa­szych Aniołów - do tego, co sprawia, że czujecie naj sil­niejszą więź z własną boską siłą. W swoich listach za­mieśćcie mnóstwo afirmacji, aby przypomnieć sobie, iż

79







Sylvia Browne


jesteście warci tego, by spłynęły na was największe błogo­sławieństwa, jakie może przynieść życie. Nie musicie przy­pominać o tym Bogu, gdyż sam wie, ile jesteście warci. Bóg czeka po prostu, aż wy to zrozumiecie. Następnie bardzo dokładnie wynotujcie wszystko, czego naprawdę pragniecie (ten, kto powiedział, "Uważajcie na swoje pragnienia, ponieważ mogą się spełnić!", wiedział o czym mówi). Upewnijcie się, że wasze listy zawierają życzenia dotyczące życia fizycznego, uczuciowego i duchowego, ponieważ największą satysfakcję przynosi równowaga tych trzech składników. Spisując je, zobowiążcie się do tego, że sami będziecie się starali dążyć do realizacji swoich ma- , rzeń. Bóg pomaga tym, którzy pomagają samym sobie. Nikt z nas nie może po prostu leżeć na sofie, podczas gdy wszytko, czego zapragnie, jest mu podsuwane na tacy. Gdy skończycie, odłóżcie kopię listu w bezpieczne miejsce, tam, gdzie nie będzie wam zawadzała i spalcie oryginał. Nie, nie chodzi o to, by popioły wzleciały do Boga, dzięki czemu będzie On mógł przeczytać wasze słowa, lecz o to, by do energii waszego Listu do Wszechświata dodać po­tężną energię ognia. Jeśli chodzi o kopię, trzymajcie ją w ukryciu przez sześć miesięcy, a potem ponownie ją przeczytajcie. W naj gorszym wypadku czeka was kilka niespodzianek, w tym możliwość, że wasz następny list będzie wymagał kilku zmian. Jednak możecie także stwier­dzić, że w ciągu kilku minionych miesięcy, połączyliście się z doskonałym, bożym wszechświatem, by wspólnie wykreować nieco magii i cudów.

Przy okazji, energia ognia jest jedną z przyczyn, dla których uwielbiam świece. Radzę wam, byście mieli pod ręką całe mnóstwo świec i często je zapalali, szczególnie podczas afirmacji i spisywania Listów do Wszechświata.


80



Codzienna magia i cuda ...


Nie ma na świecie świecy, która sama w sobie obdarzona byłaby jakąkolwiek mocą. Jednak rytuał jej zapalania po­sIada moc, wynikającą ze swojej odwieczności, a energia płonących świec pomaga skupić siłę i energię. Jest także pewna dodatkowa korzyść, której istnienia być może nie jesteście świadomi - mieszkańcy duchowego świata nie dostrzegają sztucznego światła, lecz widzą zapalone świe­ce, które wabią ich jak, wybaczcie mi to porównanie płomień ćmy.


Jeden z moich ulubionych, a zarazem najpotężniejszych rytuałów, wygląda w następujący sposób. Siedzę na pod­łodze, pośrodku kręgu lub krzyża świec - jedna z nich znajduje się u moich stóp, jedna za mną, jedna po mojej prawej, a jedna po lewej stronie. Zapadam w stan cał­kowitego odprężenia lub medytacji. Wyobrażam sobie bia­łe światło Ducha Świętego, rozpalające mój splot słonecz­ny (na wysokości żołądka, tuż pod mostkiem), prześwieca­jące przeze mnie i łączące się z otaczającym mnie Kręgiem Światła. Pozwalam, by boski, biały ogień Ducha Świętego przenikał przez moje ciało, oczyszczając, uzdrawiając i ni­szcząc wszelkie zło i wątpliwości, jakie napotka na swojej drodze. Niech to proste ćwiczenie z wykorzystaniem Kręgu Światła wejdzie wam w nawyk. Wykonujcie je na przykład na początku każdego tygodnia, a ja obiecuję wam, że po­czujecie przypływ mocy, który odnowi was, napełni ener­gią, a w niektórych przypadkach dosłownie was uzdrowi.


Tworzenie cudów


Naprawdę wszyscy jesteśmy obdarzeni mocą uzdrawiania.


Na początek kilka słów ostrzeżenia. Proszę, nie wierzcie w to, że choroba lub śmierć są karą bożą, a to, że nie


81








Sylvia Browne


potraficie uleczyć samych siebie, lub bliskich wam osób, oznacza, iż w jakiś sposób zawiedliście. Bóg nigdy nie wymierza kar. Choroba i śmierć stanowią część wzorca życia. W dalszej dyskusji na temat wzorców zobaczycie, że na drodze życia możemy dokonywać zmian dotyczących naniesionej na mapę choroby i śmierci, a prócz tego może­my wybierać jeden spośród pięciu "punktów wyjścia", to znaczy momentów opuszczenia tej Ziemi. Gdy sporządza­my nasze wzorce i wypełniamy zapisane w nich postano­wienia, podejmowanym przez nas decyzjom przyświeca cel wyższy niż to, co możemy pojąć za życia. Rozumieliśmy go kiedyś i ponownie zrozumiemy, gdy znajdziemy się na powrót w Domu po Drugiej Stronie.

Modlitwa, wiara i afirmacja - połączenie tych trzech elementów z wolą zamierzonego odbiorcy, może wywołać cud. Oto przykład:

Gdy dotarłam do swojego trzeciego "punktu wyjścia", miałam czterdzieści trzy lata. Przeszłam właśnie poważny zabieg chirurgiczny. Zdarzenie to nazywam "doświadcze­niem z pogranicza śmierci", lecz pod względem fizjo­logicznym naprawdę umarłam - moje serce stanęło, tem­peratura mojego ciała zaczęła gwałtownie spadać, w zapi­sie EKG pojawiła się zupełnie płaska linia. Jednakże wszę­dzie dookoła mnie ludzie, którzy nigdy nie byli małej wiary, tak samo jak i ja, odmawiali za mnie modlitwy. Wyraźnie pamiętam, że znalazłam się w tunelu i z najwyż­szą radością szłam w kierunku przepięknego, białego, bos­kiego światła, kiedy do mojej duszy dotarł głos kobiety, czuwającej przy moim szpitalnym łóżku.

- Sylvio, proszę cię - mówiła. - Nie możesz odejść.

Jesteś naprawdę potrzebna.

Była to afirmacja. Chociaż pragnęłam podążyć w stronę światła Doskonałej Miłości, wiedziałam, że kobieta miała


82



Codzienna magia i cuda ...


rację. Miałam jeszcze tak wiele do zrobienia, a nie przy­służyłabym się wyższemu dobru, gdybym skorzystała z okazji i wymknęła się z życia przed czasem. Podjęłam decyzję, i chociaż nie cieszyłam się tym ani trochę, w tej samej chwili powróciłam do życia. Mój lekarz, dr Jonathan Kelly, potwierdził później, że moja fizjologiczna reakcja na słowa "Jesteś naprawdę potrzebna" była natychmias­towa. Moje serce ruszyło, monitory zaczęły wydawać swo­je piski, a temperatura mojego ciała powoli, lecz pewnie wróciła do normy.

Modlitwa, wiara i afirmacja. Bez wątpienia był to cud.

Przez kilka tygodni dąsałam się o to, ale z całą pewnością był to cud - i całkowicie osobista decyzja, umowa pomię­dzy mną a Bogiem. Ów cud wywołała moja wola, która pozwoliła mi usłyszeć i zareagować na głos, przypominają­cy mi, że nie zakończyłam swojej pracy na Ziemi.

Być może widzieliście kilka lat temu odcinek programu Montel Williamsa, w którym pewna kobieta spytała mnie, ile jeszcze pozostało jej życia. Dwóch lekarzy zdiagnozo­wało u niej śmiertelną chorobę. Ciągle pamiętam, jak patrzyłam w jej oczy i wiedziałam, że mówię prawdę: "Nie umierasz". zawsze walę prosto z mostu. Nigdy nie mówię ludziom tego, co chcieliby usłyszeć, chcąc sprawić, żeby na minutę lub dwie poczuli się lepiej. Kobieta rzuciła mi spojrzenie, z którego jasno wynikało, że mi wierzy. Po­zwoliła mojej energii zapanować nad swoją na czas wy­starczający, by ta afirmacja przeniknęła do jej duszy. Owa kobieta została uleczona. W ciąż do mnie pisuje i cieszy się dobrym zdrowiem.

Modlitwa, wiara i afirmacja. Kolejny cud. To nie ja go wywołałam. Był wynikiem decyzji kobiety, która otworzy­ła się na Boga i uznała, że nie zakończyła jeszcze swoich spraw na Ziemi.


83






Sylvia Browne


Wierzcie mi, że równie niezawodnie działa to także w przeciwną stronę. Pracowałam z kilkoma klientami cier­piącymi na przypadłości, które zgodnie z moją wiedzą wcale nie musiały prowadzić do śmierci. Powiedziałam im o tym, lecz nie zdołałam ich przekonać, by nie umierali. Żadna afirmacja na świecie nie zdoła powstrzymać poważ­nej choroby lub śmierci, jeśli ktoś podjął już decyzję i z sobie znanych powodów nie chce zmienić zdania.

Poświęcajcie swoją energię na modlitwę, wiarę i afirma­cje, które mogą sprawić cuda dla dobra waszych bliskich. Pamiętajcie jednak o tym, że nie ma czegoś takiego jak przegrana. Macie siłę pozwalającą wam interweniować - jak ta kobieta przy moim szpitalnym łóżku i jak ja podczas programu Montela - ale bliska wam osoba i Bóg mają swoje własne plany. Jak by nie było, nie ma cze­goś takiego jak zmarnowane modlitwy, wiara i afirmacje. Czy możemy pożegnać kogoś we wspanialszy sposób? Czy sami możemy liczyć na lepsze pożegnanie? Narodziny "nowego" ducha świętujemy błogosławieństwem i dobrymi życzeniami. Dlaczego nie uczcić w taki sam sposób chwili powrotu ducha do Domu?


Deja vu


Porozmawiajmy teraz o bardziej przyziemnych cudach. Gdy przestaniemy zaśmiecać swoje umysły poczuciem wi­ny i determinizmem, zastępując je miłością własną, oraz mocą afirmacji i wiary, nasze oczy i serca szerzej niż kiedykolwiek przedtem otworzą się na magię obecną w otaczającym nas świecie. Niewyjaśnione zjawiska są tak powszechne, że przestaliśmy dostrzegać ich wyjątkowość, podobnie jak stałoby się w przypadku "codziennych wizyt


84



Codzienna magia i cuda ...


jednorożców" i "cotygodniowego rozstępowania się Morza Czerwonego". Być może zresztą nigdy nie wiedzieliśmy, czym są owe fenomeny. Na przykład większość z nas doznaje od czasu do czasu wrażenia deja vu. Jeśli myślimy o deja vu jako o chwilowym, przyjemnym zakłóceniu pracy umysłu, nie dostrzegamy w nim magii. Zjawisko to nabiera zupełnie nowego znaczenia, gdy uznamy je za coś, czym jest w istocie - za przelotne spojrzenie, rzucone na Drugą Stronę.


Istnieją dwa rodzaje deja vu. Pierwsze występuje, kiedy odwiedzacie jakiś dom, miasto, drogę, obcy kraj, lub ob­szar, na którym nigdy wcześniej nie byliście i nagle uświa­damiacie sobie, że miejsce to jest wam znajome. Niekiedy potraficie nawet zorientować się w otoczeniu tego miejsca. Najsilniej odczułam to podczas mojej pierwszej podróży do Kenii, w 1980 roku. Uprzedzałam słowa przewodnika i mówiłam mu, gdzie znajdują się główne atrakcje turys­tyczne. Wiedziałam, że nie ma to nic wspólnego z faktem, iż jestem medium. Za całe zdarzenie odpowiedzialne były duchowe wspomnienia z minionego życia. Każdy z nas doświadcza tego zjawiska, kiedy czujemy się znajomo w nieznanym sobie miejscu. Prawdę mówiąc byliśmy tutaj wcześniej; zdarzyło się to po prostu w innym ciele i w in­nym czasie. Pamięć ducha jest zazwyczaj pogrzebana głę­boko w podświadomości, a więc chwile, kiedy wypływa ona na powierzchnię świadomości, są niezwykłą szansą, by w magiczny sposób zerknąć w wieczność naszej duszy.


Ten sam rodzaj deja vu odnosi się także do napotkanych ludzi. Wszyscy znamy osoby, które wydały się nam znajo­me już przy pierwszym spotkaniu. Są obce, lecz odnosimy wrażenie, jakbyśmy znali je przez całe nasze życie, we wszystkich wcieleniach. Najprawdopodobniej nie znaliśmy


85









Sylvia Browne


ich we wszystkich naszych wcieleniach - a jedynie w kilku z nich. Założę się jednak, że jeśli przyjrzycie się uważnie każdemu, z kim zetknęliście się w życiu i zadacie sobie proste pytanie, "Czy znałem wcześniej tę osobę?", za­skoczy was łatwość, z jaką udzielicie twierdzącej lub prze­czącej odpowiedzi. Przy okazji, nie zakładajcie z góry, że więź łącząca was z kimś w minionym wcieleniu w jakiś , sposób obliguje was do podtrzymywania znajomości w obecnym życiu. Ten człowiek mógł być zmorą waszego poprzedniego istnienia. A może poprzednio był całkiem miły, lecz tym razem postanowił powrócić na Ziemię jako kompletny palant. Poczucie, że ktoś jest wam znajomy, do niczego was nie zobowiązuje. Jeśli się wam ono przydarzy, zwróćcie na nie uwagę i dostrzeżcie w nim kolejne okno wychodzące na waszą wieczność.

Niektóre związki z minionych wcieleń próbują wślizg­nąć się w nasze życie bocznym wejściem, kiedy najmniej się ich spodziewamy i wcale nie pragniemy. Pewnego deszczowego popołudnia w moim gabinecie zjawiła się klientka o imieniu Margaret. Była straszliwie zdenerwowa­na, gdyż nie mogła pozbyć się uczucia, że jej niedawno zmarła teściowa, kobieta złośliwa i władcza, nadal jej to­warzyszy, próbując dręczyć ją spoza grobu. Okazało się, że teściowa naprawdę towarzyszyła mojej klientce, nie po to jednak, by ją dręczyć, lecz by przeprosić za wszystkie kłopoty i ból, jaki przez wiele lat zadawała Margaret. Dopiero po przejściu na Drugą Stronę, teściowa uświado­miła sobie, że w poprzednim życiu ona i Margaret były siostrami. Za moim pośrednictwem wyjaśniła synowej, że nigdy nie udało im się przełamać starej, bazującej na współzawodnictwie zazdrości, jaką odczuwały w minio­nym wcieleniu. Dzięki przeprosinom zmarłej kobiety


86



Codzienna magia i cuda ...


i dzięki zrozumieniu związku łączącego je w minionym wcieleniu, Margaret zdołała wreszcie przebaczyć teściowej i raz na zawsze odzyskała spokój umysłu.


Drugi rodzaj deja vu spotyka się tak powszechnie, jest tak nieuchwytny i na pozór trywialny, że rzadko poświęca­my mu choćby przelotną myśl. Jest to moment, w którym każdy szczegół, począwszy od tego, co robicie i komu to robicie, po wasze otoczenie, strój, myśl i uczucia, jest tak znajomy, że macie absolutną pewność, iż przeżywacie właśnie dokładną kopię chwili wyjętej z waszej przeszło­ści. Wrażenie to nie trwa nigdy dłużej niż kilka sekund i nigdy nie dotyczy ważnego wydarzenia. Jest to raczej coś, co można by ująć w słowach: "Siedziałem kiedyś w tym właśnie miejscu, tak jak teraz oglądając telewizję i wycią­gając rękę po szklankę wody, która stała w tym samym miejscu na nocnym stoliku... ". Niezmiennie wrażenie to umyka nam w chwili, gdy zdamy sobie z niego sprawę. Nic dziwnego, że nie pojmujemy faktycznej niezwykłości tego zjawiska. Aby zrozumieć d6jil vu, musimy pojąć, czym są wzorce.


Wspomniałam już o tym, że zanim nasz duch trafi do łona, z którego ma się narodzić, z Bożą pomocą układamy mapę, lub wzorzec oczekującego nas życia. Wzorzec ten zawiera wszystkie najważniejsze elementy owego nowego istnienia, lecz przez całe życie możemy modyfikować na­szą mapę. Jeśli na przykład w waszej mapie zapisane jest, że w wieku trzydziestu dwóch lat czeka was wypadek samochodowy, możecie zmienić ten zapis tak, by zamiast śmiertelnej kolizji przeżyć małą stłuczkę. Chociaż wasza mapa wyraźnie wskazuje na "chorobę" w wieku piętnastu lat, obdarzeni jesteście siłą kontroli, pozwalającą wam obrócić ją w przeziębienie, lub w zapalenie płuc. Albo


87








Sylvia Browne


z waszej mapy wynika, że zostaniecie "uzdrowicielem" i być może leczenie było nawet waszą pasją, ale nienawi­dziliście szkoły medycznej i zawaliliście egzaminy. Nie oznacza to, że nie udało się wam zrealizować swoich pasji. Na tym świecie istnieje wielu różnych "uzdrowicieli", począwszy od pracowników socjalnych, przez doradców pomagających uporać się z bólem i żałobą, masażystów, księży, kapłanów, rabinów, po strażaków i innych pracow­ników służb ratunkowych, oraz po prostu dobrych przyja­ciół i członków rodziny, którzy są współczującymi słucha­czami, obdarzonymi darem rozwikływania trudnych spraw uczuciowych. Nasze wzorce pozwalają na znaczną swobo­dę interpretacji, więc proszę, nie wyobrażajcie sobie mapy swojego życia pod postacią wąskiej ścieżki, na której nie można dokonać zbyt wielu wyborów. Przeciwnie, jest to droga tak szeroka i pełna możliwości, jaką tylko, z pomocą Bożą, możecie sobie wyobrazić.

W mapę wpisujemy także kilka wskazówek, które po­zwalają nam ocenić, czy znajdujemy się na właściwej i zgodnej z naszym wzorcem drodze. Owe drogowskazy ukazują się nam od czasu do czasu pod postacią deja vu. Ponieważ rozpoznajemy coś znajomego, a poczucie to ' uderza w nas nagłą falą, logicznie zakładamy, że z pewnoś­cią w jakiś sposób powielamy moment, który przeżyliśmy wcześniej w tym samym życiu. Tak jednak nie jest. Uka­zuje się nam maleńki drogowskaz, należący do wzorca stworzonego po Drugiej Stronie przed naszymi narodzina­mi. Podczas tego rodzaju deja vu, nasz duch tak głęboko rezonuje myślą: "Pamiętam mapę, którą ułożyłem", iż jej echo dociera z naszej podświadomości, siedziby umysłu ducha, do świadomej części umysłu. Na tę krótką chwi­lę zarówno podświadoma jak i świadoma część naszego


88



Codzienna magia i cuda ...


umysłu zyskuje potwierdzenie faktu, że jesteśmy doskonale zsynchronizowani ze swoim wzorcem. Więcej nawet, mo­żemy dostrzec skrawek wieczności, właściwej dla naszego życia po Drugiej Stronie. Nasz duch wspomina Dom i tęs­kni za nim. Innymi słowy, deja vu, to nie tylko zjawisko magiczne; może być ono także ulotnym stanem pełnej błogości.


Zbieg okoliczności


Takie same magiczne, cudowne i ulotne przebłyski, ukazujące nam drogowskazy na naszych mapach, pojawia­ją się także w innej, niezwykle powszechnej postaci. Do­datkowym plusem jest to, że nie tylko je pamiętamy. Wi­dzimy także, jak nadchodzą. Ponieważ nie rozumiemy ich znaczenia, nie poświęcamy im zbyt wiele uwagi - w końcu są to "tylko zbiegi okoliczności".

Bez żadnej wyraźnej przyczyny pomyśleliście o kimś i nagle, przypadkiem, spotykacie go pierwszy raz od dłu­giego czasu. Słyszycie o książce lub o filmie i nagle okazuje się, że wszyscy dookoła mówią wyłącznie o tym. Planujecie podróż do Anglii i nagle zaczynacie dosłownie potykać się o wiadomości dotyczące tego kraju, o przypad­kowe wzmianki na temat Anglii, o ludzi, którzy właśnie stamtąd wrócili, o sprzedawców, kasjerów i telefonistów mówiących z brytyjskim akcentem. Na wystawie psów w Westminsterze zobaczyłam wspaniałego psa; nigdy wcześniej nie widziałam podobnej rasy, lecz dowiedziałam się, że jej nazwa brzmi bichon frise; i nagle okazało się, że nie mogę minąć trzech przecznic nie napotykając po dro­dze dwóch albo trzech takich psów, wyprowadzonych na spacer przez właścicieli.


89




Sylvia Browne

Z całą pewnością przeżyliście dość zbiegów okoliczno­ści, by wiedzieć, jak one wyglądają. Zbieg okoliczności polega na tym, że myślicie o czymś, co wcześniej czy później urzeczywistnia się na waszych oczach. Lub, ujmu­jąc rzecz nieco dokładniej, przewidujecie pojawienie się małego drogowskazu w swoim wzorcu na krótko, zanim się on ukaże. Jest to kolejny powód do radości, ponieważ kroczycie ścieżką, jaką wyznaczyliście sobie w tym życiu, a jednocześnie kolejna namacalna więź pomiędzy wami a wiecznością, jaką Bóg ofiarował każdemu z ludzi.

Synchronizacja

Istnieje także fascynująca krewniaczka zbiegu okolicz­ności, zwana synchronizacją. Słowo to spopularyzował wy­bitny, szwajcarski psychiatra, Carl Jung. Pewnego dnia, gdy Jung znajdował się w swoim gabinecie i dyskutował z pacjentem na temat Egiptu, przez jego biurko przemasze­rował żuk zwany egipskim skarabeuszem. Pojawienie się egipskiego żuka w miejscu oddalonym o tysiące mil od jego naturalnego środowiska dokładnie w chwili, gdy Jung mówił o Egipcie, z całą pewnością zasługiwało na coś więcej niż określeqie "zbieg okoliczności". Dla Junga był to namacalny, fizyczny dowód na to, że wszechświatem, stworzonym przez Boga, nie rządzi przypadek i chaos. Wszechświat jest uporządkowany, doskonały, obdarzony swoistym wzorem - lub, innymi słowy - zsynchronizowa­ny, od którego to słowa Jung ukuł inne - "synchronizacja". Synchronizacja jest w zasadzie szczególnie ważkim zbie­giem okoliczności. Zawsze kryje w sobie jakiś nieomyl­ny , fizyczny znak, jakim był jungowski skarabeusz. Ma to na celu zwrócenie naszej uwagi na magiczną harmonię

90


Codzienna magia i cuda ...

wszechświata, oraz ofiarowanie nam namacalnego dowodu na to, że znajdujemy się dokładnie tam, gdzie powinniśmy być według nakreślonej przez siebie mapy, o dokładnie właściwym czasie i z tą dokładnie osobą. Bóg, który współuczestniczył w układaniu przez nas naszego wzorca, daje nam znak, unosi kciuk, potakuje, jakby chciał powie­dzieć, "Tak, jestem z tobą, obserwuję cię. W tej chwili żyjesz w idealnej harmonii ze swoim wzorcem. Dobra robota". Prawdziwa synchronizacja nie zdarza się w na­szym życiu równie często jak zbiegi okoliczności. Jeśli jednak będziecie jej poszukiwać i jeśli zdołacie ją rozpo­znać, nie umknie wam swego rodzaju prywatna wymiana uśmiechów pomiędzy wami a Bogiem.

Sny

Gdy dzień dobiega końca, zapadamy w sen. Prawdę mówiąc przesypiamy dokładnie jedną trzecią naszego ży­cia. Jest to częścią Boskiego planu, ponieważ sen otwiera przed nami zupełnie inny świat, który nasyca, napełnia informacjami i poszerza nasze dusze. W czasie snu świado­ma część umysłu najwyraźniej robi sobie przerwę - a uci­szenie tej części niesie prawdziwą ulgę - i pozwala przejąć kontrolę naszej podświadomości, w której mieszka umysł ducha. Oczywiście jeden z podstawowych sposobów, na jakie wyraża się nasza podświadomość, to sny.

Istnieją tysiące teorii poświęconych interpretacji snów, dokonano tysięcy badań, ale nikt nie rozwiązał jeszcze nawet ułamka tajemnicy, jaka się w nich kryje. Czytałem na temat snów, studiowałam i badałam to zagadnienie, nauczałam ich interpretacji. Wierzę, że najbliższy prawdy jest gestaltyzm (gestaltyzm jest podejściem do psychologii

91





Sylvia Browne

powstałym w Niemczech). Według tej teorii, wszystkie składniki naszych snów są cząstkami nas samych, podzie­lonymi na symboliczne fragmenty, które można badać i analizować.

Sny dzielą się na trzy kategorie: uwalniające, życzenio­we i prekognicyjne.

W trakcie snu uwalniającego, wasza podświadomość wyzwala się od wszystkich emocji, z jakimi nie poradził sobie i jakich nie wyraził wasz świadomy umysł. Kiedy wasz sen dotyczy szczególnie jednego, silnego uczucia - złości, żalu, namiętności, strachu, zmieszania, zawstydze­nia itd. - jest to niemal na pewno sygnał waszej pod­świadomości, komunikującej wam, że nadszedł czas, by zmierzyć się z tym uczuciem i odrzucić je na jawie. Sny uwalniające są niezwykłym zaworem bezpieczeństwa. Mo­gą też zwrócić waszą uwagę na jakąś ważną, wymagającą rozwikłania kwestię emocjonalną.

Sny życzeniowe są dokładnie tym, czym wydają się być - jak mówią słowa pięknej piosenki, niekiedy sen naprawdę staje się życzeniem, które wasze serce wypowiada wtedy, gdy się w nim głęboko pogrążycie. Wiele lat temu, nie­szczęśliwa w małżeństwie klientka, powiedziała mi o śnie, w którym przebywała sam na sam z Robertem Redfordem. Znajdowali się w przepięknie urządzonym salonie. On miał na sobie smoking, ona powiewną suknię balową w stylu Wielkiego Gatsby. Tańczyli walca. Opowiadając mi o tym

I Gestaltyzm - filozoficzny kierunek w psychologii XX wieku, głoszą­cy, że życie psychiczne składa się z pewnych całości, nazywanych postaciami, które mają swoistą formę, nie dającą się sprowadzić do cech składowych - elementów psychicznych. Rozpatruje organizm jako "struk­turę globalną" - Encyklopedia Multimedialna Fogra.

92


Codzienna magia i cuda ...

moja klientka wciąż jeszcze wstrzymywała oddech. Jestem pewna, że żywiła jakąś maleńką iskierkę nadziei na moje potwierdzenie. Chciała usłyszeć, że jej i Robertowi Redfordowi przeznaczone jest wspólne życie. Nic z tego. Praw­dziwe znaczenie snu wyszło na jaw, kiedy spytałam ją, jak się czuła tańcząc walca z Redfordem.

- Byłam piękna. Zgrabna. Kochana. Pożądana. Bezpie­czna - odparła moja klientka. Wymieniła wszystkie uczu­cia, jakich pragnęła doznawać jej dusza, a jakich nie mogło jej zaoferować małżeństwo. Jeśli nie zaczniecie tłumaczyć podobnych snów zbyt dosłownie, być może ukażą wam one życzenia, jakich nie ubraliście jeszcze w słowa. Na przykład sny erotyczne wcale nie muszą mówić o seksual­nym pożądaniu, lub o jakimś głęboko skrywanym pociągu do partnera z waszego snu. Zazwyczaj wyrażają pragnie­nie zachowania w waszym życiu większej intymności, która wcale nie musi być fizyczna. Sen o nowym domu nie oznacza, że następnego ranka powinniście zerwać się i wy­stawić wasz dom na sprzedaż. Może on oznaczać, że chcecie odmienić coś w samych sobie (ponieważ przede wszystkim mieszkacie w sobie, niezależnie od domu, w którym się znajdujecie). Sen o porodzie z całą pewnością nie jest wskazówką nakazującą wam, by zajść w ciążę. To "nowe życie", wydawane przez was na świat może być waszym własnym bytem, jakimś dobrym pomysłem, który wkrótce zdołacie zrealizować, lub jakąś nową, duchową głębią w was samych, którą zaczynacie odkrywać. Innymi słowy, zamiast przyglądać się szczegółom snu życzenio­wego, zawsze patrzcie na jego ogólny zarys. Będziecie zaskoczeni widząc, ile możecie dowiedzieć się o sobie i o tym, czego naprawdę pragniecie.

93





Sylvia Browne

Sny trzeciego rodzaju, "prorocze", po prostu przewidu­ją jakiś przyszły moment, rozmowę lub wydarzenie. Nie potrafię zliczyć klientów, którzy mówili mi, "Nie mogę przewidywać przyszłości w moich snach - nie jestem medium". Wcale jednak nie musicie być medium na pozio­mie świadomości, aby umysł ducha w waszej podświado­mości objawiał swoją zdumiewającą moc i zawsze obecną znajomość waszej przeszłości - minionych wcieleń, teraź­niejszości i przyszłości. Nie zapominajcie, że wasz umysł ducha nie tylko zna wzorzec waszego życia, on stworzył ten wzorzec. Dlatego też nigdy nie lekceważcie tego, co potraficie zrobić podczas snu. Zanim uznacie, że nie jesteś­cie zdolni do snów proroczych, wypróbujcie, choćby przez jeden miesiąc, poniższą technikę. Za każdym razem, kiedy zapamiętacie sen, który mógłby okazać się jakiegoś rodza­ju proroctwem, zapiszcie go, odłóżcie kartkę i nie zaglądaj­cie do niej przed upływem miesiąca. Jeśli stanie się to waszym zwyczajem i jeśli okażecie pewną cierpliwość, czekają na was magiczne niespodzianki.

Podróż astralna

Czy nawiedził was kiedykolwiek sen o zmarłej, bliskiej osobie; sen, który sprawiał wrażenie bardzo rzeczywistego, osadzonego w teraźniejszości i, w przeciwieństwie do wię­kszości snów, przebiegał od początku do końca w logicz­nym porządku? Możliwe, że to wcale nie był sen. Wasz duch, za pomocą podróży astralnej, wybrał się z wizytą do owej bliskiej wam osoby.

Podróż astralna występuje, kiedy duch opuszcza ciało w czasie snu lub bardzo głębokiej medytacji i wybiera się na samotną wycieczkę. Zanim ułożycie się do snu, poproście

94



Codzienna magia i cuda ...

Boga, by pomógł wam w astralnych podróżach. Służą one wielu celom, od wizyt u nieżyjących, bliskich osób, przez odwiedzanie ludzi i miejsc, za którymi tęsknicie tutaj, na Ziemi, po wycieczki na Drugą Stronę, jakie możecie od­być, jeśli uda się wam uzyskać dostateczną koncentrację i wprawę. Ludzie, których odwiedzacie tutaj, na Ziemi, najczęściej was nie widzą, ale nie jest rzeczą niezwykłą, by was słyszeli. Wielu moich klientów i przyjaciół wyrwał z głębokiego snu ktoś bliski, raz po raz powtarzając ich imię. Jeśli przydarzy się to także wam, zadzwońcie do tej osoby i zapytajcie ją o to. Może się okazać, że w czasie, kiedy wy zostaliście wyrwani ze snu, owa osoba medyto­wała lub sama spała i "śniła" o was. W taki czy w inny sposób, jej duch nawiązał kontakt z waszym duchem za pomocą magicznej, astralnej podróży.

Jeśli chcecie wybrać się w podróż astralną i odwiedzić zmarłą, bliską osobę, poproście o pomoc swojego Ducha Przewodnika. Pamiętajcie jednak, że jeśli wpadniecie do owej osoby niespodziewanie, najprawdopodobniej ukaże się wam ona tak, jak wyglądała (lub wyglądałaby) w wie­ku trzydziestu lat, ponieważ w Domu po Drugiej Stronie wszyscy są trzydziestolatkami. Możecie więc nie rozpo­znać tej osoby, jeśli nie znaliście jej wtedy, kiedy miała ona trzydzieści lat. Gdy wasz Duch Przewodnik prześle małe ostrzeżenie, zmarła, bliska wam osoba, zdoła przyjąć znaną wam postać, podobnie jak zrobiłaby odbywając po­dróż z Drugiej Strony, aby was odwiedzić. Podajcie także swojemu Duchowi Przewodnikowi dokładne miejsce, w którym chcecie spotkać się z bliską wam osobą - na ła­weczce w parku, niedaleko jeziora, w ulubionym kościele lub świątyni.

95







Sylvia Browne


Być może chcielibyście spotkać się po Drugiej Stronie.

Jeśli kusi was ta idea, doradzam wam z całego serca, byście wybrali się wspólnie do ogromnego, zapierającego dech w piersi, klasycznie sklepionego budynku, zwanego Salą Kronik. Wierzcie mi, ona naprawdę istnieje. Byłam tam, widziałam ją, poznałam dobre i złe nowiny ujmując we własne dłonie swój wzorzec życia. Dobre wieści brzmią następująco: istnienie wzorca nie jest wyłącznie pogłoską, a jego koncepcja - dziełem wyobraźni. Podobnie jak pozo­stałe pisma w tym przeogromnym budynku, mój wzorzec został spisany pięknym, złoconym pismem na zwoju papie­ru. Złe wieści polegają na tym, że nie udało mi się od­czytać ani jednego słowa wykraczającego poza chwilę, w której odczytywałam swój wzorzec. Nie jestem pewna, czy stało się tak dlatego, że nie wolno mi wykorzystywać medialnych zdolności dla własnej korzyści, a co za tym idzie, nie mogę poznać własnej przyszłości, czy też dla­tego, że nikomu z nas nie wolno poznać prawdziwego wzorca spraw, które dopiero mają nadejść. Niezależnie od tego, czy poprosicie Boga o możliwość spotkania ze zmar­łą, bliską osobą w Sali Kronik, czy też o to, by pozwolił wam odbyć samodzielną, astralną podróż, przed snem po­proście o coś więcej - o możliwość zapamiętania tej wyprawy! Podobnie jak to się dzieje w przypadku snów, ,: zdarza się, że powracamy z podróży astralnej nie pamięta­jąc kompletnie nic, lub przypominając sobie jedynie prze­lotne, złudne przebłyski obrazów, do których nie przy­kładamy szczególnej wagi. Doświadczenie to ma jednak w sobie tyle magii, że mogę przysiąc, iż nie będziecie chcieli o nim zapomnieć.

Niespodziewana wycieczka do Sali Kronik była dla mnie swego rodzaju inspiracją. Właśnie dlatego polecam wam


96




Codzienna magia i cuda ...


pozostawianie na czas snu włączonego magnetofonu, szczególnie wtedy, gdy wieczorem modliliście się o podróż astralną, lub o spotkanie w świecie duchowym. Wyprawa, o której mówię, miała miejsce podczas seansu hipnotycz­nego. Od dwudziestu pięciu lat jestem licencjonowaną hip­notyzerką. Odkryłam, że hipnoza jest nieocenionym narzę­dziem nie tylko w moich badan ich regresji do minionych wcieleń, ale także w celu uzyskania dostępu do podświado­mości, w której moi klienci niekiedy skrywają i przecho­wują pomocne informacje. Oczywiście sen i hipnoza są ze sobą blisko spokrewnione, ponieważ w jednym i drugim stanie możemy uzyskać dostęp do podświadomości; tak więc pomysł z magnetofonem idealnie się sprawdza w obu sytuacjach.


Prowadziłam seans hipnotyczny dla klientki, którą nazwę Susan. Pozwalałam na to, by jej podświadomość za­bierała ją tam, gdzie tylko zapragnie. Im więcej Susan mówiła, tym lepiej uświadamiałam sobie, że jej duch od­bywał bardzo daleką podróż, że oddalił się od pokoju, w którym siedziałyśmy. Trudno powiedzieć, dlaczego ten właśnie seans wywarł na mnie tak silne wrażenie, ponie­waż w trakcie hipnozy potrafię zachowywać pełny obiek­tywizm. Pamiętam jednak dziwne poczucie, że dzieje się coś ważnego.

- Gdzie jesteś, Susan? - spytałam w końcu.


Zaczęła opisywać ogromny, kryty kopułą budynek, z rzędami regałów, kryjących nieskończoną ilość, wypełnionych zwojami półek, ciągnącymi się tak daleko, jak mogła sięgnąć wzrokiem. Kiedy jej opis wzbogacił się o dalsze szczegóły, rozpoznałam miejsce, w którym sama kiedyś byłam - Susan wędrowała przez Salę Kronik po Drugiej Stronie.


97



Sylvia Browne

Ku mojemu zaskoczeniu, po raz pierwszy podczas sean­su hipnozy, uświadomiłam sobie, że wraz z nią przemie­rzam owe oszołamiające, niekończące się korytarze, pełne

zwojów.

Zaczęłam coś mówić, ale natychmiast zamilkłam - pyta-

nie, albo jakikolwiek komentarz odnoszący się do faktu, że sama tam byłam, mógł doprowadzić do tego, że zaczęła­bym ją prowadzić. Okazało się jednak, że nie musiałam

niczego mówić.

- Jesteś tu ze mną - oznajmiła.

Susan opowiadała i prowadziła nas przez to cudowne miejsce, pod wspaniałą kopułą. Po chwili dostrzegłam piękną, ciemnowłosą kobietę, ubraną w błękitny tiul. Znaj­dowała się o dwa przejścia dalej i szła w naszym kierunku. Wiedziałam, że była Duchem Przewodnikiem Susan i mia­ła na imię Rachel. Mimo to milczałam. I znów Susan prze-

mówiła pierwsza:

- Ktoś jest tu z nami.

- Kto taki? - spytałam.

Do tej pory z najwyższym wysiłkiem udawało mi się ukrywać brzmiące w głosie podniecenie. Jak już powie­działam, nigdy wcześniej nie towarzyszyłam w podróży osobie poddanej hipnozie, a już na pewno nigdy nie uzys­kałam takiego potwierdzenia faktu, iż nasze duchy wspól­nie odbywały tę wycieczkę.

_ To kobieta - odpowiedziała Susan. - Ma ciemne włosy. Nie wiem dlaczego ale sądzę, że jest moim Duchem Przewodnikiem.

W tej chwili Rachel dostrzegła nas i zawołała:

- Susan ... !

Zagryzłam wargi, pozwalając Susan prowadzić rozmowę. Oczywiście najpierw zwróciła się do mnie.

98


Codzienna magia i cuda ...

- Słyszałaś? - spytała wstrzymując oddech. Spytałam, co usłyszała.

- Wypowiedziała moje imię - powtórzyła.

Cóż za radosny moment. Jednakże jeszcze radośniejsze było odkrycie, które poczyniłyśmy, kiedy odtworzyłyśmy taśmę z nagraniem seansu. W kluczowym momencie mój głos wyraźnie powiedział:

- Kto jest z nami?

- To kobieta - odparł wyraźnie głos Susano - Ma ciemne włosy. Nie wiem dlaczego, ale sądzę, że jest moim Du­chem Przewodnikiem.

A następnie trzeci głos nagrany na taśmę, czysty i wy­raźny, powiedział:

- Susan ... !

Wtedy po raz pierwszy usłyszałam zarejestrowany na taśmie głos ducha. Nie był to jednak ostatni raz.

Przebitki

Pewnego wieczoru znajdowałam się w transie i prowa­dziłam seans, podczas którego Francine za moim pośred­nictwem, przemawiała do dużej grupy ludzi. Opowiadała historię ukrzyżowania Jezusa na Golgocie w Jerozolimie. Około pięćdziesięciu magnetofonów rejestrowało jej sło­wa, ale w pokoju panowała całkowita cisza, z wyjątkiem opowieści Francine, korzystającej z mojego głosu - naj­mniejszy hałas mógł przerwać mój trans. Francine i ja nie możemy równocześnie zajmować mojego ciała, nie jestem więc nigdy świadoma, ani nie pamiętam tego, co ona mówi za moim pośrednictwem. Jednak z tego, co mi opowiedzia­no i z taśmy, którą sama później przesłuchałam, wynikało, że był to wieczór pełen bolesnych przeżyć i emocji. Za

99



Sylvia Browne

sprawą Francine ukrzyżowanie Chrystusa stało się tak rze­czywistym i głęboko osobistym wydarzeniem, że wszyscy obecni mieli wrażenie, jakby sami byli na Golgocie i łkali u stóp krzyża.

W czesnym rankiem następnego dnia, mój telefon roz­dzwonił się na dobre. Mimo że ludzie, którzy poprzed­niego wieczoru nagrywali seans, nie rozmawiali pomiędzy sobą, sześcioro z nich koniecznie chciało, bym przesłucha­ła ich taśmy i usłyszała to, co oni na nich słyszeli.

Nie można było tego nie dostrzec. Na sześciu, spośród pięćdziesięciu taśm nagranych tego wieczoru, podczas opo­wieści o ukrzyżowaniu Chrystusa, rozlegał się rozdzierają­cy serce odgłos płaczu wielu ludzi, szlochających z żalu i smutku.

Francine powiedziała mi później, że było to zjawisko znane pod nazwą "przebitki". Przeszłość i przyszłość ze­tknęły się w jednym miejscu z taką siłą, że nie było pomiędzy nimi żadnej różnicy. Ludzie znajdujący się tam­tego wieczoru w pokoju zostali przeniesieni na Golgotę sprzed dwóch tysięcy lat, zaś pośród nas znalazły się tłumy ludzi opłakujących Chrystusa, a odgłos ich cierpienia zo­stał wyraźnie utrwalony na taśmie. Wszyscy mogliśmy to usłyszeć, pomimo faktu, iż podczas seansu nikt nie słyszał choćby jednego słowa, z wyjątkiem narracji Francine.

Wkrótce po tamtym niezapomnianym wieczorze, bada­łam przypadek nawiedzenia w dziwnym, starym domu na północnym wschodzie kraju. Po przyjeździe, jak zwykle, przeszukaliśmy cały dom wraz z zespołem badawczym. Następnie rozlokowałam się w jednym z pokojów, w któ­rym, według raportów, miało miejsce najwięcej rzekomych zjawisk paranormalnych - tylko ja i mój wierny magne­tofon, sama za zamkniętymi drzwiami, w całkowitej ciszy przez kilka godzin.

100


Codzienna magia i cuda ...

Kiedy później odtwarzałam taśmę, co kilka minut sły­szałam nieustępliwe, przenikliwe i naprawdę denerwujące szczekanie, sądząc po głosie, bardzo dużego psa.

Pomimo tego, że ja sama nie słyszałam tamtej nocy żadnego szczekania, wypytywaliśmy oto właścicieli domu, sąsiadów i miejscowych policjantów. Nie mieli pojęcia, o czym mówimy. W odległości mili od domu, w którym spędziłam owych kilka godzin, nie było żadnego psa, ujadającego, czy też nie, a właściciele domu, którzy miesz­kali w nim od wielu lat, zapewnili mnie, że nigdy nie słyszeli psa szczekającego gdzieś w pobliżu ich lokum.

Często wyobrażam sobie jak Francine obserwuje mnie z Drugiej Strony, bębniąc niecierpliwie palcami i zasta­nawiając się, kiedy wreszcie przestanę gonić w kółko jak idiotka, pytając wszystkich innych, co się dzieje i po prostu dowiem się tego od niej. Ale, co mogą potwierdzić wszyst­kie bliskie mi osoby, zawsze szukam najpierw logicznego, przyziemnego wyjaśnienia. Pod pewnymi względami jes­tem najbardziej sceptyczną osobą na świecie. Ostatecznie, nie mając już gdzie się zwrócić, zapytałam Francine o psa, którego szczekanie nagrało się na taśmę.

- To był twój biały bull mastif - poinformowała mnie spokojnie.

Aha! Wreszcie Francine w czymś się pomyliła!

- Nie mam białego bull mastifa - oznajmiłam i jestem pewna, że w moim głosie brzmiało nieskrywane samoza­dowolenie.

- Oczywiście, że nie masz - odparła. - Należał do cie­bie w poprzednim życiu. Czasami nadal ci towarzyszy, aby cię chronić.

Nigdy nie wątpiłam w to, że żyjemy po wielekroć. Jed­nakże od czasu do czasu zdarza mi się o tym zapomnieć, podobnie jak wszystkim innym ludziom.

101



Sylvia Browne

Mogłabym bez końca opowiadać o moich osobistych doświadczeniach związanych z duchami, wykorzystujący­mi magnetyczne właściwości taśmy audio, po to, by zareje­strować na niej swoje głosy, dlatego też gorąco zachęcam was do pozostawiania na noc włączonego magnetofonu. W czasie snu istnieje szczególnie duże prawdopodobień­stwo, że duchy złożą wizytę umysłowi ducha, kryjącemu się w waszej podświadomości, a i ten najprawdopodobniej właśnie wtedy je odwiedzi.

Lepiej wypoczniecie, jeśli ustawicie magnetofon w in­nym pokoju, a nie w tym, w którym śpicie. Dzięki temu nie będziecie aż do wschodu słońca leżeć wsłuchując się w ci­szę i oczekiwać na pojawienie się dziwnych dźwięków; w tym ćwiczeniu fizyczna lokalizacja waszego ciała nie jest ważna. Aby zwiększyć szanse na to, że coś cudownego zostanie utrwalone na taśmie, wraz ze swoim Duchem Przewodnikiem poproście Boga dokładnie o to, czego prag­niecie. Może chcecie odbyć astralną podróż do jakiegoś miejsca, wpaść z wizytą do kogoś na Ziemi, lub po Drugiej Stronie, a może pragniecie, by odwiedziła was zmarła, bliska osoba i pozostawiła po sobie słyszalny ślad? Poproś­cie o to Boga i bądźcie cierpliwi. Jeśli nic się nie wydarzy pierwszej, lub nawet trzynastej nocy, nie znaczy to, że tak będzie zawsze. Ćwiczenie to można było wykonać dokład­niej w czasach starych, dobrych magnetofonów szpulo­wych, gdy dostępne były ośmiogodzinne taśmy. Jeśli jed­nak musicie zawęzić czas nagrywania do zaledwie dwóch godzin, pamiętajcie o tym, że wystąpienie duchowej ak­tywności jest najbardziej prawdopodobne pomiędzy trzecią w nocy a wschodem słońca, z powodów, które zbadamy w rozdziale poświęconym nawiedzeniom. Co do odtwarza­nia taśm, oczywiście macie zbyt dużo zajęć, by po prostu

102


Codzienna magia i cuda ...

siedzieć i wysłuchiwać czegoś, co może okazać się kilko­ma godzinami ciszy. Ja odtwarzam swoje taśmy, kiedy prowadzę samochód, sprzątam, czytam i/lub odpoczywam w gorącej kąpieli. Fascynujące jest to, że wasz umysł "nastawia się" w pewien sposób i oczekuje nagranej na taśmie ciszy, a wtedy, niezależnie od tego jak bardzo jes­teście zajęci czymś innym w trakcie jej odtwarzania, do­strzegacie najdrobniejszy zarejestrowany dźwięk, który zdaje się być nie na miejscu.

Podobnie jak w przypadku innych ćwiczeń zasugerowa­nych w tym rozdziale, zwyczajne przyciśnięcie guzika na waszym magnetofonie służy ilustracji czegoś bardzo istot­nego. Chodzi o to, że jeśli będziecie otwarci na magię i cuda, jeśli stworzycie jak najwięcej możliwości dla ich wystąpienia, jeśli następnie w głębi serca uznacie coś, o czym wasz duch już wie - to, że jeśli tylko zadamy sobie trud ich dostrzeżenia, magia i cuda okażą się równie rze­czywiste jak my sami - wasze dni i noce staną się znacznie bogatsze i ostatecznie odmienią wasze życie.

Rozwijanie waszych zdolności medialnych

Wszystkie te ćwiczenia można uzupełnić pewną regular­ną praktyką rozwijania waszych zdolności medialnych, które nie są tak tajemnicze i niedostępne jak moglibyście sądzić. Nie każdy może być medium, ale każdy posiada medialne instynkty. Istnieje pewna różnica pomiędzy da­waniem koncertów fortepianowych a zwykłą umiejętnoś­cią gry na tym instrumencie. To, że być może nie uda się wam wystąpić z recitalem w Carnegie Hall nie znaczy wcale, że wasza gra nie może sprawiać wam prawdziwej przyjemności.

103




Sylvia Browne

Tysiące razy pytano mnie, dlaczego nie prowadzę kur­sów przygotowujących do tego, by zostać medium. Od­powiedź jest prosta. Dlatego, że byłby to najkrótszy kurs na świecie. Jeśli jednak jesteście nim zainteresowani, oto i on:

1. Po cichu lub na głos zadajcie pytanie.

  1. Ze swojego serca i swoimi słowami powiedzcie do własnej Wyższej Siły coś w rodzaju: "Zaczynaj, Boże!". Jest to sygnał, który oznacza, że jesteście gotowi usunąć się na bok i otworzyć na przyjęcie Wiedzy, znacznie przewyż­szającej waszą.

3. Zaakceptujcie pierwszą uzyskaną odpowiedź.

Gdyby skorzystać z użytej wcześniej analogii, te trzy punkty są dla rozwoju waszej medialnej intuicji tym, czym melodia "Wlazł kotek na płotek" dla nauki gry na forte­pianie. Po czterdziestu siedmiu latach seansów przyznaję, że nadal zdumiewa mnie to, jak trudny okazuje się czasem Krok # 3, a więc nie zniechęcajcie się, jeśli i wy będziecie mieli z nim kłopoty.

Pewnego razu przeprowadzałam seans dla pięknej, za­dbanej kobiety, moim zdaniem będącej kierowniczką ja­kiejś korporacji, lub dyrektorką lepszego butiku. Chciała porozmawiać o swojej karierze i zapytała, co widzę. Wy­obraźcie sobie jak trudno było mi zaakceptować, a cóż dopiero powtórzyć na głos, pierwszą odpowiedź, jaką uzys­kałam: "Jesteś właścicielką hodowli robaków". Całe moje życie obraca się wokół zagadnienia wiarygodności, a ja miałam spojrzeć tej kobiecie w oczy i spytać: "Prowadzisz hodowlę robaków?". Lecz kimże ja jestem, by krytykować Boga? Powtórzyłam dokładnie to, co przyszło mi na myśl. Ku memu zaskoczeniu odparła od niechcenia: "Tak, to

104


Codzienna magia i cuda ...

prawda", jakby zakładała, że pośród mojej klienteli mam dziesiątki hodowców robaków, po czym zaczęłyśmy roz­mawiać o nadchodzącej zmianie w jej karierze zawodowej.

Opanowanie Kroku # 2 najwyraźniej pozwala uzyskać pewność co do Kroku # 3. Jednak, kiedy zyskacie pewność, że odbierane przez was informacje pochodzą od Boga, a nie od was samych, nie wysilajcie się, aby je zrozumieć. Po prostu weźcie głęboki oddech, zbierzcie się na odwagę i opowiedzcie o wszystkim.

Gdy już coś powiecie, trzymajcie się tego. "Strzelanie w ciemno" jest w tym ćwiczeniu surowo zakazane. "Strze­lanie w ciemno" to nic innego jak desperackie zgadywanie, które nie ma nic wspólnego z Bogiem. Nie raz byłam świadkiem nieprzyjemnej sytuacji, w której jasnowidz zga­dywał z uporem maniaka, próbując obrócić nieprawidłową odpowiedź we właściwą. W takiej sytuacji hodowla roba­ków staje się "hodowlą węży, lub aligatorów, a może zwykłą farmą, ale masz na niej problem z robakami". Albo, próbując się w pełni zabezpieczyć, jasnowidz mówi:

"Może miałaś hodowlę robaków w minionym wcieleniu". Nie! Jeśli przychodzą wam do głowy słowa "hodowla robaków", powiedzcie "hodowla robaków"!

Ćwiczcie te trzy kroki sami, lub z przyjaciółmi, kiedy macie kilka wolnych minut, lub dwie godziny. Upewnijcie się tylko, że zadajecie pytania, na które z całą pewnością nie znacie odpowiedzi, zarejestrujcie swoje odpowiedzi na papierze albo na taśmie i opatrzcie datą, dzięki czemu będziecie mogli sprawdzić i określić ich trafność. Pamię­tajcie, że żadne medium nie osiąga stuprocentowej trafno­ści odpowiedzi. Siedemdziesiąt procent trafnych przewidy­wań to więcej niż średnia dla większości legalnych, profes­jonalnych jasnowidzów. Moja średnia jest znacznie wyż-

105



Sylvia Browne

sza, i dziękuję za to Bogu. Przypomnę wam raz jeszcze, że podobnie jak można cieszyć się grą na pianinie, bez ko­nieczności poświęcania życia temu zajęciu, możecie też przeżyć cudowne chwile, odkrywając i rozwijając własną siłę, a równocześnie otworzyć swój umysł na cały jego ogromny, ofiarowany od Boga potencjał.

Synergizm

Gdy wasza moc łączy siły z mocą innych ludzi, a jej celem jest najwyższe dobro, możecie wywołać zjawisko zwane synergizmem, które, z Bożym błogosławieństwem, jest jednym z największych źródeł magii i cudów na Ziemi. Słownik Webstera definiuje synergizm jako "równoczesne działanie odrębnych sił, które wspólnie wywierają skutek większy, niż suma poszczególnych rezultatów działania tych sił". Nie jestem pewna, w jaki sposób twórcom słownika udało się sprawić, że coś tak fascynującego wy­daje się takie nudne. Jeśli jednak zastąpicie słowo siły słowem ludzie, a słowo skutek słowem siła, definicja bę­dzie znacznie lepiej przystawała do naszych celów. Syner­gizm lub synergia jest równoczesnym działaniem odręb­nych ludzi, które wspólnie wywiera skutek większy od sumy ich indywidualnych mocy.

Powiedzmy, że w pokoju zebrało się sto osób. Przy­świeca im jakiś zwyczajny cel, a w skali od 1 do 10 każda z nich wierzy w ten cel z siłą 10 punktów. Prosta matema­tyka wykazałaby, że "ogólna wiara" zgromadzonych w tym pokoju liczy sobie 1000 punktów. Jednak, dzięki sile synergizmu - sile całej tej połączonej wiary - suma ta w rzeczywistości wynosi sto tysięcy, lub nawet milion punktów. Synergizm karmi się sam sobą, a wyniki tego mogą być oszołamiające.

106


Codzienna magia i cuda ...

To dzięki synergizmowi otworzyłam swój kościół, No­vus Spiritus, który stale się rozrasta, ponieważ nigdy nie tracimy z oczu faktu, iż naszym ostatecznym celem jest najwyższe dobro. Nasz wspólny cel ma znacznie większe znaczenie niż którykolwiek z członków kościoła, w tym także i ja. W kościele tym nie ma tysiąca wiernych stoją­cych naprzeciwko mnie, a jest tysiąc wiernych ze mną włącznie, stojących naprzeciw Boga. Razem nasza siła znacznie przekracza sumę naszych połączonych indywidu­alnych mocy. Novus Spiritus rozrósł się od pięćdziesięciu do ponad pięciu tysięcy osób, stale przestrzegając jednej ścisłej zasady: Nigdy nie próbujemy nikogo zwerbować lub nawrócić. Po cichu i z niezmordowaną siłą pomagamy wszystkim ludziom, począwszy od bezdomnych, a skoń­czywszy na niezdolnych do opuszczenia swojego domu, dokonując wspólnie więcej, niż zdołałoby zdziałać dodat­kowych pięć tysięcy osób, a wszystko to dzięki synergiz­mowi, któremu paliwa dostarcza aktywna obecność Boga w naszych szeregach. Magia i cuda, jakie. udało nam się stworzyć, znacznie przerosły to, o co prosiliśmy we wszyst­kich naszych modlitwach.

Oczywiście wiara Novus Spiritus opiera się na połączo­nej mocy innych, synergistycznych układów sprzed wie­ków, włączając w to najbardziej godny uwagi synergistycz­ny związek, stworzony przez Chrystusa i jego dwunastu uczniów - razem przez trzynastu ludzi - który będzie trwał wiecznie.

Istnieją także łańcuchy modlitewne, o których szerzej powiemy w rozdziale zatytułowanym "Na zdrowie". Trze­ba jednak wspomnieć o nich w rozmowie poświęconej synergizmowi. W trakcie pisania tego rozdziału otrzyma­łam list od mężczyzny o imieniu Ken, który cierpiał na

107




Sylvia Browne

śmiertelną chorobę serca. Dowiedział się on, że jego jedy­ną nadzieją była transplantacja, ale znajdował się bardzo daleko na liście potencjalnych biorców. Poprzez moje biu­ro zapytał, czy może zostać włączony w nasz łańcuch modlitewny. W kilka dni później napisał mi, że ku kom­pletnemu zaskoczeniu jego lekarzy, nie potrzebuje już przeszczepu. Jego serce jest znowu zdrowe. Oto doskonały przykład działania synergizmu. Za jego sprawą pojawia się cud, którego żaden z nas nie dokonałby w pojedynkę.

Nie sądźcie, proszę, że synergizm liczy się tylko wtedy, gdy ma ściśle religijny cel. Najwyższe dobro ma niezliczo­ną ilość form wyrazu - od Johna Walsha, który stworzył ogólnonarodowy synergizm zwany America's Most Wan­ted, poprzez założycieli organizacji charytatywnych oraz organizacji walczących o prawa ofiar, dzieci i zwierząt, do grup takich jak Anonimowi Alkoholicy i Narkomani. Wszystkie one znacznie przerastają sumę swoich części składowych i wszystkie sprawiają, że codziennie zdarzają się cuda.

Pamiętajcie "zbieg okoliczności", w którym planujecie

wyjazd do Anglii i nagle odkrywacie, że wszędzie, gdzie się zwrócicie, pełno jest wiadomości na temat Anglii i wszystkiego, co brytyjskie?

To samo dotyczy magii i cudów. Im więcej o nich myślicie, mówicie, im bardziej uczestniczycie w ich two­rzeniu, tym więcej się wam ich przydarza.

Właśnie tego wam życzę i mam nadzieję, że dzięki temu rozdziałowi cuda pojawią się na waszej drodze, a Bóg z miłością was ku nim poprowadzi.

108



Wasze życie osobiste:

Poglądy duchowego medium

na związki międzyludzkie i rodzinne

Żaden temat nie pojawia się częściej w moich seansach, wykładach i wystąpieniach telewizyjnych, niż związki mię­dzyludzkie - więzi łączące nas z członkami rodziny, ko­chankami, małżonkami i z przyjaciółmi. Nic nie oddziałuje na nas głębiej, nic nas nie wprawia w większe zmieszanie, nic nas bardziej nie frustruje, nie przynosi nam większej radości i nie załamuje nas tak głęboko, jak powiązania z ludźmi, z którymi wspólnie spędzamy życie. Gdy jednak nasza irytacja wzrasta do tego stopnia, że zaczynamy oszu­kiwać samych siebie myśląc, iż związki przynoszą więcej problemów, niż są tego warte, idziemy na czyjś pogrzeb i uświadamiamy sobie pewną ważną rzecz. Gdy już odej­dziemy z tego świata, wszyscy mówią wyłącznie o tym, jak kochaliśmy.

Szczerze mówiąc, związki międzyludzkie są także naj­dobitniejszym dowodem na to, że nie posiadam ani odrobi­ny zdolności medialnych, gdy w grę wchodzi moja własna osoba. Bynajmniej nie skakałam z radości na myśl o napi­saniu tego rozdziału, ponieważ wiem, że muszę się przy­znać do wielu błędów, które jako kobieta, córka i matka popełniłam w życiu osobistym. Dzięki temu mogę jednak podzielić się wiedzą na temat związków międzyludzkich, pochodzącą zarówno od głęboko uduchowionego medium, jak i od kogoś, kto doznał tego, co delikatnie nazwalibyś­my "niezłą nauczką". W tej dziedzinie popełniłam chyba wszystkie gafy, z jakich zwierzają mi się moi klienci.

109




Sylvia Browne

Na samym początku powinnam wyjaśnić, że jak najbar­dziej wierzę w Złotą Zasadę, nakazującą nam postępować wobec innych tak, jakbyśmy chcieli, by postępowano z na­mi i staram się z całych sił podporządkować jej moje życie. Wszystkie problemy w związkach międzyludzkich zostały­by raz na zawsze rozwiązane, gdyby ludzie po prostu kierowali się tą jedną, doskonałą mądrością, podobnie jak postępujemy po Drugiej Stronie. Gdyby jednak życie na Ziemi było tak proste i doskonałe, żaden z nas nie zadawał­by sobie trudu, by opuścić Drugą Stronę i przybyć tutaj. Wszyscy musimy podążać śladem naszych wzorców, po­pełniać błędy i zdobywać wiedzę, a naj trudniej jest spra­wić, by ludzie stawali się lepsi dzięki znajomości z nami, nie poświęcając przy tym samych siebie.

Zanim przejdziemy do rzeczy, chcę tylko zawrzeć z wa­mi pewien układ, aby upewnić się, że wyniesiecie z tego rozdziału jak największą korzyść. Jeśli pozwolicie, powiem wam prawdę. Kusi nas, by za problemy, jakie pojawiają się w związkach międzyludzkich obwiniać innych ludzi. No cóż, powiedzmy to sobie szczerze, czasami ludzie ci na to zasługują. Jednakże czasami tak nie jest. W końcu jesteśmy autorami naszych wzorców i jedynymi panami własnego zachowania. A więc, im więcej odpowiedzialności zechce­my złożyć na własne ramiona, tym większe mamy szanse na to, że uda nam się stworzyć udany związek między­ludzki.

Duchowi partnerzy i pokrewne dusze

Jeśli widzieliście mnie podczas wykładów, lub w pro­gramie Montela, pewnie wiecie już, że zagadnienie "du­chowego partnerstwa" naprawdę mnie wkurza. Prawdę

110


Wasze życie osobiste ...

mowląc, chciałabym odnaleźć i kopnąć w kostkę osobę, która rozpuściła plotkę o tym, że jednym z naszych głów­nych celów w życiu jest odnalezienie duchowego partnera.

To nieprawda.

Mamy na to naprawdę mikroskopijne szanse.

A nawet gdyby takie nie były, duchowy partner, jakiego znajdziemy w ciągu tego życia, wcale nie musi być naszym kochankiem, czy mężem. Istotą najbliższą koncepcji du­chowego partnera, jaką mam na tej Ziemi, jest moja wnu­czka - Angelia.

Wielu ludzi wygląda na tak bardzo odartych ze złudzeń, kiedy oznajmiam, że poszukiwanie duchowego partnera jest mitem, jakbym odbierała im ich ulubioną zabawkę. Uwierzcie mi, nie robię tego. Porzucenie koncepcji głoszą­cej, że gdzieś ukrywa się nasz duchowy partner, a naszym zadaniem jest jego odszukanie, może być prawdziwym wyzwoleniem. Niewiele jest takich rzeczy, które szybciej doprowadzają mnie do płaczu od klientów, którzy trwają w nieudanych i bolesnych związkach, ponieważ pomylili stałą intensywność uczuć, ze swoimi poglądami na to, jak musi wyglądać posiadanie duchowego partnera. Nawet klienci, których małżeństwa są zupełnie udane, mówią mi ze smutkiem, że ich największą porażką jest to, iż nigdy nie odnaleźli duchowego partnera. Ludzie mylnie rozumie­ją pojęcie duchowego partnera, uważają, że jest to wszyst­ko, począwszy od zadurzenia, poprzez żądzę, aż do wy­mówki pozwalającej usprawiedliwić prześladowanie, obse­sje i przemoc w domu.

Może pomocne okaże się wyjaśnienie, czym naprawdę jest partner duchowy.

Nasze dusze mają zarówno męskie jak i żeńskie aspekty.

W taki sposób zostaliśmy stworzeni. W kolejnych wciele-

111







Sylvia Browne



niach należeliśmy do obu płci. Nigdy nie spotkałam kogoś, kto za każdym razem był albo mężczyzną, albo kobietą.


Zostaliśmy także stworzeni w ten sposób, że posiadamy "identycznie bliźniacze" duchy, których męskie i żeńskie aspekty są zasadniczo lustrzanym odzwierciedleniem na­szych własnych. Taki bliźniaczy duch jest naszym ducho­wym partnerem. Nasz duchowy partner nie jest naszą drugą połową, podobnie jak my nie jesteśmy drugą połową nasze­go duchowego partnera. Nie uważam, żebym była połową człowieka. A wy? Moim zdaniem, w myśli, iż wszyscy jesteśmy bandą błąkających się połówek, nie kryje się nic romantycznego. Jeśli ja nie jestem połową człowieka i jeśli wy nie jesteście połówkami ludzi, dlaczego, na wszystkie świętości, ktokolwiek z nas miałby spędzić choćby minutę, a cóż dopiero całe życie, na poszukiwaniu "drugiej połowy", która nie istnieje, i z której żaden z nas, pełnych ludzi, i tak nie miałby najmniejszej korzyści?


Po Drugiej Stronie jesteśmy prawdopodobnie bliżsi na­szym duchowym partnerom, niż jakimkolwiek innym du­chom, ale raczej nie jesteśmy ze sobą zrośnięci. My i nasi duchowi partnerzy z radością nawiązujemy odrębne przyja­źnie, mamy odrębne zainteresowania, prace i studia, a prze­de wszystkim, odrębne tożsamości. Z naszymi duchowymi partnerami łączy nas najintymniejsza na świecie miłość _ wolna, bezwarunkowa, wyzwolona i niosąca wyzwole­nie, pełna obustronnej wiedzy, jaką dzielić się mogą jedy- , nie prawdziwie identyczne, bliźniacze dusze.


Podobnie jak wszystkie duchy po Drugiej Stronie, każdy z duchowych partnerów może zdecydować się na rozpo­częcie kolejnego życia na Ziemi. Być może przybędą tu jedynie raz lub dwa razy, jak moja Przewodniczka, Fran­cine. Być może będą odczuwali potrzebę odradzania się po


112



Wasze życie osobiste ...


wielekroć - ja jestem tutaj po raz pięćdziesiąty czwarty i, co oznajmiam z przyjemnością, ostatni. Lecz w porówna­niu z wiecznością, nawet pięćdziesiąt cztery życia zdają się trwać zaledwie półtorej minuty.


Nasuwa się kolejne pytanie: Jakie są szanse na to, że wy i wasi duchowi partnerzy kiedykolwiek zjawicie się na Ziemi w tym samym czasie? Dlaczego w ogóle mielibyście odczuwać taką potrzebę, skoro po Drugiej Stronie i tak zawsze jesteście razem, a doświadczenie, które nazywamy "życiem", w rzeczywistości jest jedynie krótką wycieczką poza Dom?


Nie wspominając już o tym, jak nikłe są szanse na to, że na Ziemi będziecie w tym samym mniej więcej wieku, wylądujecie dostatecznie blisko siebie pod względem geo­graficznym, by móc spotkać się gdzieś po drodze i przybie­rzecie odpowiednią płeć, byście mogli zostać parą, co zdaje się być naj istotniejszą sprawą w całym micie duchowego partnerstwa.


A więc proszę, dajcie sobie Ci mnie) spokój i przestańcie szukać duchowego partnera, który naj prawdopodobniej właśnie teraz doskonale się bawi po Drugiej Stronie, cze­kając na wasz powrót do Domu. Nie narażajcie się na całą tę presję i rozczarowanie. Nie trwajcie w złym związku w błędnym przekonaniu, że bądź co bądź żyjecie ze swoim duchowym partnerem, i że należycie do siebie nawzajem, nawet jeśli jest wam z tym bardzo źle. Nie rozbijajcie idealnie dobrego związku tylko dlatego, że brakuje wam owego "poczucia duchowego partnerstwa". Nawet przez jedną sekundę nie wierzcie w to, że na tej całej planecie żyje tylko jeden człowiek, któremu jesteście "przeznacze­ni" - ponieważ dopiero to jest przygnębiającą myślą! Naprawdę nie chcę, byście w podeszłym wieku uważali, że


113








Sylvia Browne


zawiedliście, ponieważ nie udało się wam znaleźć kogoś, kogo tu wcale nie było. Połączycie się z tym kimś ponow­nie, w cudowny sposób i bez wysiłku, jeśli tylko zachowa­cie cierpliwość przez kilka następnych "minut", do czasu, aż znów znajdziecie się w Domu.

Podczas podróży przez to życie znajdziecie jednak liczne


pokrewne dusze - duchy, które znaliście w jednym lub więcej minionych wcieleniach. Jestem pewna, ze doznaliś­cie nieraz tego nagłego poczucia znajomości, zarówno dobrej jak i złej, jakie pojawia się w momencie napotkania pokrewnej duszy. Niekiedy to natychmiastowe rozpoznanie jest początkiem kolejnego, ziemskiego doświadczenia, które przeżyjecie wspólnie jako przyjaciele, kochankowie i małżonkowie, lub członkowie jednej rodziny.

Ale niekiedy to samo uczucie powinno skłonić was do tego, by wziąć nogi za pas. Pewna moja klientka wyszła za mąż za mężczyznę, którego z całą pewnością znała z po­przedniego życia. Miała rację - w przeszłym życiu ten sam mężczyzna skazał ją na śmierć w procesie czarownic z Sa­lem. W obecnym życiu kobieta nadal, zgodnie z prawdą, próbuje przekonać go, że jest dobrą osobą, a on nadal zapewnia ją, że jest wręcz przeciwnie i na wszelkie sposo­by potępia dosłownie wszystko, co robi jego żona.

Powyższy przykład podnosi zagadnienie karmy. Jest to kolejna rzecz, która naprawdę mnie wkurza. Ludzie często błędnie interpretują to słowo, a kończy się na tym, że doznają wielu cierpień, ponieważ należą one w końcu do "ich karmy". Niektórzy ludzie uznaliby, że w powyższym przykładzie karma mojej klientki nakazuje jej przeżywać kolejne wcielenia, dopóki nie zostanie ostatecznie "unie­winniona" przez swojego wcześniejszego kata. Moim zda­niem to śmieszne. Dlaczego miałaby marnować kilka wcie-


114



Wasze życie osobiste ...


leń i nurzać się w nieszczęściu tylko po to, by jeden czło­wiek oznajmił w końcu, iż ją akceptuje? Nie tak to działa!

Słowo karma oznacza "równowagę doświadczeń". Kie­dy układacie swój wzorzec po Drugiej Stronie, wiecie nad czym pracowaliście i czego się nauczyliście w minionych życiach, dzięki czemu nowy wzorzec zostanie skompono­wany zgodnie z tym, czego jeszcze chcielibyście doświad­czyć. Nikt wam tego nie narzuca. Wybieracie swoje do­świadczenia w oparciu o własne cele w życiu, któremu wkrótce macie stawić czoło.

Tak więc, chociaż niektórzy ludzie obstawaliby przy tym, że karmą mojej klientki jest zdobycie aprobaty męża, ja mogę z równym powodzeniem argumentować, iż jej karma polega na tym, by nauczyć się patrzeć mu prosto w oczy i mówić: "Kogo obchodzi to, co ty myślisz?".

Uważam, że każda koncepcja, która staje się zbyt skom­plikowana i zagmatwana, by karmić naszego ducha oraz inspirować i wzbogacać nasze życie, jest bezużyteczna. Jeśli chcecie prostego, naprawdę skutecznego sposobu wy­korzystania słowa karma, oto jeden, który polecam wam z całego serca. Pewnego razu podeszłam do kasy w sklepie spożywczym z trzyma zakupami w koszyku. Stojąca prze­de mną w kolejce kobieta miała pełen wózek towarów. Dostrzegła mój marny, mały koszyk i uprzejmie pozwoliła mi stanąć przed sobą. Zapewniłam ją, że się nie spieszę, a poza tym, to ona była pierwsza.

- Proszę, stań przede mną - powtórzyła kobieta. - Potrzebuję dobrej karmy.

Był to dla mnie wystarczający powód. Podziękowałam i wyprzedziłam ją w kolejce.

No cóż, oto zdrowe podejście do idei karmy, a na do­kładkę takie, które naprawdę możemy wykorzystać. Wierz-


115







Sylvia Browne


cie mi, byłam niezmiernie wdzięczna tej kobiecie, nie dlatego, że zaoszczędziła mi czasu, który musiałabym po­święcić na stanie w kolejce w sklepie spożywczym, ale dlatego, że znalazła taki prosty, praktyczny, humanitarny cel dla słowa tak często mylnie pojmowanego, że niekiedy wyrządza więcej szkody niż pożytku.

Jeśli więc mowa o związkach międzyludzkich, nie po­zwólcie, by sprowadziło was na manowce pojęcie karmy, . czy partnera duchowego. Wiem, jak romantyczne może się na pierwszy rzut oka wydawać ponowne spotkanie z kimś, kogo znaliście w innym miejscu, czasie i życiu. Ale pamię­tajcie o "czarownicy z Salem", która trwa w nieudanym małżeństwie. Posuńcie się jeszcze dalej. Zastanówcie się, ilu ludzi znacie w tym życiu - nie tylko bliskich, ale także przelotnych znajomych. Pomnóżcie to przez liczbę żywo­tów spędzonych na Ziemi. Jeśli nie jsteście pewni liczby swoich wcieleń, możecie skorzystać z mojej - 54 wciele­nia. Dodajcie do tego duchy, które znacie po Drugiej Stronie, a których nigdy nie mieliście okazji spotkać tutaj, na Ziemi (skromnie licząc są ich zapewne tysiące). Szybko uświadomicie sobie, że w przypadkowym spotkaniu ze znajomymi duszami w ciągu tego życia nie ma nic szcze­gólnie zdumiewającego. Bardziej zdumiewające byłoby, gdybyście ich nie spotkali.

Jestem blisko związana z paroma osobami, które zna­łam w minionych wcieleniach. Pozostaję także w bliskich związkach z kilkoma osobami, których nie znałam nigdy przedtem. Gdy więc nachodzi was wrażenie, że kogoś rozpoznajecie, nie zaszkodzi, jeśli przyznacie się do tego sami przed sobą. Dobrze jest zawsze utrzymywać w pogo­towiu swoje medialne instynkty. Jednakże nie opierajcie swojej decyzji "wchodzęInie wchodzę w ten związek" na


116



Wasze życie osobiste ...


przeczuciu, iż przeżyliście wspólnie minione życia. Nie­którzy ludzie, znani wam z przeszłych wcieleń, zjawiają się na waszej drodze dokładnie po to, by sprawdzić, czy umiecie już trzymać się od nich z daleka. Poza tym, niezależnie od tego, jak wielu ludzi już poznaliście, może­cie mi wierzyć, że czeka na was jeszcze paru nowych, fascynujących i wartych zachodu, pomimo tego, że nie macie wspólnej przeszłości.


W rozdziale zatytułowanym "Życie po życiu" znajduje się ćwiczenie, które pomoże wam odkryć i zbadać wasze własne minione wcielenia. Na początku należy sobie przy­pomnieć jakiś wyróżniający się dzień lub szczegół sprzed pięciu lat, a potem dziesięciu. Następnie powoli cofacie się w czasie poza swoje narodziny w tym życiu, do wcielenia, które je poprzedzało, a jeśli zechcecie, do jeszcze wcześ­niejszego życia, i jeszcze wcześniejszego. Oto inne, fas­cynujące podejście do tego doświadczenia: zanim zacznie­cie, oznajmijcie sobie, Bogu i swojemu Duchowi Przewod­nikowi, że celem tej wyprawy jest poszukiwanie w wa­szych minionych wcieleniach ściśle określonej osoby, która wzbudza w was poczucie znajomości. Cofajcie się w czasie i spróbujcie odnaleźć tę osobę. Może ona wyglądać zupeł­nie inaczej niż obecnie. Może należeć do innej rasy, płci, narodowości, może ją z wami łączyć zupełnie inny związek - nie będzie to miało znaczenia. Wasz duch natychmiast rozpozna jej ducha.


To, że nie znajdziecie tej osoby nie znaczy wcale, że się pomyliliście sądząc, iż znaliście ją wcześniej. Oznacza to po prostu, że nie połączyliście się z właściwym czasem. Jeśli jednak znajdziecie tę osobę, zostańcie na tyle długo, by sprawdzić, co się pomiędzy wami dzieje. Kim jesteście dla siebie nawzajem - przyjaciółmi, kochankami, małżon-


117



Sylvia Browne

kami rodzicami i dziećmi, rodzeństwem, wrogami? Jak się czujecie w jej obecności - bezpieczni, kochani, przerażeni, zagrożeni, rozzłoszczeni, pobudzeni, szczęśliwi, smutni: słabi? Czy chcielibyście zobaczyć ją jeszcze raz, czy też nie możecie się doczekać, by od niej odejść? Czy powin­niście zwrócić uwagę na jakąkolwiek dynamikę w tym związku z minionego życia, dobrą lub złą, która przypomi­na związek, jaki obecnie łączy was z tą samą osobą?

Rozpoznawanie wzorów związków międzyludzkich - w tym życiu i na przestrzeni kolejnych wcieleń - jest jednym z naj trudniej szych, najbardziej oświecających i wyzwala­jących zadań, jakie możemy sobie wyznaczyć. Potrzeba tu wiele szczerości i obiektywizmu względem samego Siebie. Szczerze mówiąc, zadanie to może być bolesne i zawsty­dzające, lecz niesie ze sobą wielkie korzyści. Gdy już ustalimy, że związki nie są dziełem przypadku, lecz skut­kiem naszych własnych wzorów, możemy na nowo uznać swoją władzę i kontrolę, przypomnieć sobie, że jesteśmy twórcami własnych wzorców i nareszcie zrobić pierwszy krok ku przełamaniu tych wzorów, które nam nie służą.

A oto dwa powiedzonka, które naprawdę uwielbiam.

Jedno brzmi: "Powtarzanie w kółko tego samego zachowa­nia i oczekiwanie odmiennych skutków jest oznaką szaleń­stwa". Drugie jest prostsze, lecz równie prawdziwe. "Jeśli robisz to, co zrobiłeś wcześniej, otrzymujesz to, co otrzymałeś wcześniej".

A teraz poważnie, czy nie ma w tym znacznie więcej

sensu niż w słowach: "Pozostaję w nieszczęśliwym związ­ku, ponieważ taka jest moja karma"?

Wszyscy znamy, a zazwyczaj także zazdrościmy garstce ludzi, którzy zgodnie ze swoimi wzorami cieszą Się szczęściem, powodzeniem, spokojem umysłu i wspaniały-

118


Wasze życie osobiste ...

mi związkami. Najłatwiej jest skwitować to słowami, że mają oni więcej szczęścia od nas. Ale trafniejszym byłoby stwierdzenie, że zaakceptowali więź pomiędzy tym, co robią, a tym, co otrzymują i wzięli na siebie pełną od­powiedzialność za wszelkie udoskonalenia, jakich należy dokonać. Dla nich słowa, "Jeśli robisz to, co zrobiłeś wcześniej, otrzymujesz to, co otrzymałeś wcześniej" są dobrą nowiną.

Jeśli przypadkiem nie należycie do ludzi, którym podoba się to, w jaki sposób układają się ich związki - a mówię zarówno o kochankach i małżonkach jak i o przyjaźniach - nadszedł czas, by długo i uważnie przyjrzeć się otaczają­cym was ludziom, a jeszcze uważniej przyjrzeć się sobie. Tak się składa, że, choćbyśmy nie wiem jak nie chcieli się do tego przyznać, w naszym życiu nie ma ani jednej osoby, której byśmy sami sobie nie wybrali.

Czy otaczacie się ludźmi, którzy:

O Sprawiają, że macie o sobie lepsze, czy gorsze mnie-

manie?

O Są od was silniejsi, czy słabsi?

O Są w lepszej, czy gorszej sytuacji finansowej niż wy? O Są od was lepiej, czy gorzej wykształceni?

O Są bardziej skłonni do dominowania nad wami, czy do poddania się waszej dominacji?

O Mieli więcej, czy mniej szczęścia w związkach?

O Lepiej, czy gorzej niż wam powiodło się im w życiu zawodowym?

O Mają więcej prawdziwych przyjaciół niż wy, czy też mniej?

O Przykładają wyższą, czy też niższą od was wagę do szczerości, prawości i oddania?

119



Sylvia Browne

o Są bliżsi członkom swojej rodziny, czy też pozostają w większej separacji od was?

o Są bardziej, czy mniej od was aktywni w badaniu

własnej duchowości?

Szczere odpowiedzi na te pytania I mne im podobne mogą pomóc wam rozpoznać wszelkie wzory, jakie po­wtarzacie w tym życiu, lub w serii wcieleń. Pierwszym, gigantycznym krokiem zmierzającym ku odrzuceniu ich raz na zawsze i zastąpieniu ich zdrowymi wzorami, jest przyjęcie na siebie odpowiedzialności za owe wzory (przy okazji, słowa "nic na to nie mogę poradzić stanowią dokładne przeciwieństwo przyjmowania na siebie odpowiedzialności).

Na podstawie seansów przeprowadzonych dla tysięcy

klientów, oraz moich własnych, minionych błędów, uświa­domiłam sobie, że wielu z nas z większą skrupulatnością, namysłem i rozwagą podchodzi do kupna samochodu niż do tego, kogo wpuszczamy w swoje życie. Nigdy w życiu nie wskazalibyśmy samochodu, który podoba się nam "na oko" i po prostu oznajmili "Biorę go!", nie. zastanawia­jąc się przy tym nad drobiazgami, takimi jak cena, prze­bieg, albo, tak przy okazji, to, czy auto w ogóle działa. Jednak wszyscy widzieliśmy, lub sami znajdowaliśmy się w związkach, w których w zasadzie tak postąpiliśmy - ku­piliśmy coś, kierowani nagłym impulsem - wydaliśmy uczuciową fortunę, próbując naprawić to, co nigdy nie było tego warte.

Dlatego też jestem wielką wyznawczynią wywiadu. Jest

on niezbędny, szczególnie wtedy, kiedy wciąż jeszcze ma­cie się na baczności i rozważacie możliwość głębokiego uczuciowego zaangażowania, ale zanim jeszcze popadnie-

120


Wasze życie osobiste ...

cie w stan" tymczasowej niepoczytalności", cechujący za­durzenie (i trwający zazwyczaj około trzech miesięcy).

Wywiad polega po prostu na zadawaniu pytań na tyle bezpośrednich, aby pozwoliły rozpoznać charakter osoby, którą zapraszamy do swojego życia. Na początek dobre będą pytania, jakie zadałam kilka akapitów temu. Możecie też dodać do nich inne, w zależności od tego, co jest dla was ważne. Zwróćcie szczególną uwagę na odpowiedzi, a następnie zwróćcie jeszcze baczniejszą uwagę na to, czy odpowiedzi są zgodne z zachowaniem pytanej osoby. Jeśli wystąpi jakakolwiek niezgodność pomiędzy tym, co ona mówi, a tym, jak się zachowuje, zignorujcie słowa i uwierzcie zachowaniu!

Wiem, że wydaje się to oczywiste. Wiem także, jak łatwo jest zignorować ów brak konsekwencji, i /lub szukać wymówek w działaniu hormonów, w naturalnym impulsie każącym nam obdarzać innych zaufaniem, oraz w prag­nieniu kochania i bycia kochanym. Jednakże ktoś, kto twierdzi, że zarabia sto tysięcy dolarów rocznie, nie będzie musiał pożyczać od was pieniędzy ledwie go poznacie. Nie będzie nawet próbował wypytywać, ile wy macie pienię­dzy. Ktoś, kto twierdzi, że wierzy w szczerość, nie będzie was okłamywał, ani robił uników. Ktoś, kto twierdzi, że wierzy w zobowiązania, nie będzie was oszukiwał. Ktoś, kto twierdzi, że choćby odrobinę interesuje się duchowoś­cią, nie skrzywdzi dziecka ani zwierzęcia - niewinnych Bożych stworzeń.

A ktoś, kto twierdzi, że was kocha, nigdy z rozmysłem was nie poniży, nie skrzywdzi, ani nie spróbuje was kon­trolować.

Możecie mi wierzyć.

121



Sylvia Browne



Przemoc w domu



Może się wydawać, że nie jest to ważny rozdział w ksią­żce poświęconej temu, w jaki sposób Druga Strona wpływa na nasze życie i temu, w jaki sposób to życie oddziałuje na wieczny żywot naszych duchów. Mam jednak ważny po­wód, by wierzyć, że wiele spośród duchowych i medial­nych koncepcji, technik i ćwiczeń zawartych w tej książce, może pomóc komuś, kto znajduje się po stronie tyranizo­wanego, w związku opartym na przemocy.

Wiem o tym dlatego, że krótko po wejściu w dojrzałość sama żyłam w związku pełnym fizycznej i uczuciowej przemocy. Psychologowie nieźle by się ubawili łącząc w całość motywy, które mnie do tego przywiodły - domi­nującą matkę, ojca, którego uwielbiałam, a którego apro­bata dawała jedyne poczucie bezpieczeństwa, znane mi w dzieciństwie. Był też mój własny, dodatkowy wzór, polegający na tym, że myliłam miłość z wdzięcznością w stosunku do kogoś, kto obiecał, że ocali mnie ze złej sytuacji. Walczyłam, by przezwyciężyć ten wzór.

Długa opowieść o tym, w jaki sposób znalazłam się w związku opartym na przemocy nie jest w najmniejszym stopniu tak cenna, jak podzielenie się z wami opowieścią o tym, w jaki sposób się z niego wydostałam i czego nauczyłam się na temat przemocy w domu, zarówno jako duchowe medium, jak również jako osoba, która to prze­żyła. (Nigdy nie usłyszycie, bym mówiła o sobie jako o "ofierze" czegokolwiek.) Jeśli choćby jeden z tych punk­tów pomoże choćby jednej osobie, która czuje, iż uwięzła w zwiążku opartym na przemocy, przesunąć się choćby o jeden krok w stronę drzwi, będzie to oznaczało, iż Bóg wysłuchał moich modlitw.


122



Wasze życie osobiste ...


Na wypadek, gdyby wymagało to podkreślenia, zwracam się do wszystkich, którzy znajdują się po stronie tyranizo­wanego. Do mężczyzn i do kobiet. Przemoc jest najwyższą zniewagą bez względu na to, jakiej płci jest tyran i jakiej płci jest osoba, która musi znosić jego tyranię.

Abyście mogli w pełni zrozumieć moją sytuację po­wiem, że w moim życiu przemoc pojawiła się na całe dziesięciolecia, zanim system prawny w ogóle się czymś takim zainteresował. Byłam wówczas nauczycielką, mia­łam dwóch małych synków. Nie istniały gorące linie, schroniska dla maltretowanych kobiet, a telefonowanie pod numer policji - 911, dawało tyle samo, co pomyłkowe wykręcenie numeru informacji - 411. Nie chodzi mi o to, by się nad sobą użalać. Chcę wam tylko powiedzieć, że doskonale wiem, jak trudno jest wydostać się z podobnej sytuacji - jestem przy tym pewna, że ucieczka od mojego tyrana była najważniejszą rzeczą, jakiej dokonałam w ży­ciu. Pewnej nocy, po kolejnym gwałtownym wybuchu przemocy, mój były mąż wybiegł z domu. Ledwo wyszedł, spakowałam rzeczy dzieci. Nie zabrałam niczego więcej i nigdy już nie wróciłam. Wraz z synami na jakiś czas wy­lądowałam w zaniedbanej, czynszowej kamienicy. Chłopcy nadal wspominają ją jako zabawne i szczęśliwe miejsce, ponieważ nasza trójka była tam razem, bezpieczna i wolna.

Duchowa wiedza i kilka narzędzi pomogło mi zgroma­dzić uczuciową siłę i odwagę, która pozwoliła mi uciec od przemocy i nigdy do niej nie powrócić. W książce tej spróbujemy przede wszystkim wyjaśnić, co naprawdę dzie­je się w związku opartym na przemocy. Sekty i związki pełne przemocy mają ze sobą wiele wspólnego. Dobrze się rozwijają w izolacji i w tajemnicy, pozwalającej na kon­trolę i uzależnienie, oraz systematycznie zacieśniające krąg


123







Sylvia Browne


miejsc, do których mógłby się zwrócić członek sekty / ofia­ra przemocy. Zarówno sekty jak i związki, bazujące na tyranii, wymagają od członka pełnego posłuszeństwa sa­mozwańczemu bogu, który ustala wszystkie zasady, nie przejmując się tym, co jest uczciwe, lub logicznie służy dobru całej grupy. Nigdy nie są i nigdy nie będą demo­kratyczne. Jeśli pojawi się równość, rozpadnie się cała struktura sekty / związku opartego na przemocy. Aby za­chować złudzenie wyższości, przywódca sekty /tyran, musi stale umacniać przekonanie o niższości członka sek- I ty / tyranizowanego, oraz nieustannie grozić surową karą za kwestionowanie samozwańczej, boskiej władzy.

Z po­czątku stosunek do członka sekty/tyranizowanego, jak zawsze pochlebny, uwodzący i oszukańczy. Przywódca sekty sprawia, że potencjalny członek czuje się "wybrany" i "uprzywilejowany", czuje, że stanowi część czegoś, cze­go "outsiderzy" nie mogą pojąć, ponieważ są zbyt głupi, , płytcy, lub nieczyści; tyran powoli, lecz skutecznie wma­wia mu, iż jest jedyną osobą, która kocha tyranizowanego na tyle, by pragnąć jej całej dla siebie, podczas gdy mart­wiący się i krytykujący "outsiderzy" są po prostu zazdro­śni o związek, do którego w ogóle nie powinni się wtrącać. Cały zamęt, nieszczęście, czy frustracja w sekcie/związ­ku, jest winą członka sekty /tyranizowanego. Wszystko będzie dobrze, jeśli tylko pozostanie on cichy, posłuszny i uległy. Przychodzi chwila, kiedy członek sekty / tyranizowany, zostaje tak zaprogramowany, by kojarzyć uległość z przetrwaniem. "Zaprogramowany" to jak najodpowied­niejsze słowo. Przekonanie tyranizowanego o tym, że po­zostanie w szkodliwym związku, może okazać się tragi­czne w skutkach dla niego i jego dzieci, może być równie trudne, jak przekonanie członka Bram Niebios, że za ko-


124



Wasze życie osobiste ...


metą Hale'a-Boppa nie kryje się UFO, oczekujące na nie po akcie zbiorowego samobójstwa. Nie dajcie się zwieść, zarówno w sektach jak i w związkach opartych na przemo­cy, ani jedna chwila nie służy wam, ani waszym dzieciom, począwszy od pierwszego przypochlebnego szumu, który wabi was w miejsce odosobnienia, po końcowe zniewagi, taktyki oparte na strachu i to wszystko, co więzi was "na waszym miejscu". Jeśli zrozumiecie to odpowiednio wcze­śnie, zaoszczędzicie sobie lat cierpienia, a może nawet oca­licie własne życie.


Na końcu rozdziału zatytułowanego "Ciemna Strona", znajduje się lista Środków Ochronnych. Korzystam z nich codziennie. Zalecam, by wszyscy używali ich co dnia, szczególnie zaś osoby maltretowane uczuciowo lub fizy­cznie. Poza tym, że pomogą was ustrzec, spełniają także inne zadanie. Pozwalają stale pamiętać o tym, że w głębi duszy jesteście świętym, wiecznym duchem, stworzonym przez Boga, Jego genetycznym spadkobiercą. Gdy napraw­dę wiecie o tym, że jako dziecko Boga jesteście święci, absolutnie nie tolerujecie nawet chwilowego braku szacun­ku, a cóż dopiero przemocy. Poniżanie was jest poniżaniem waszej Boskiej duszy, a to nie jest tylko rzecz nie do przyjęcia - to świętokradztwo.


Mimo że rzadko na to wygląda, w związku opartym na przemocy, zazwyczaj fałszywe ego działa po obu jego stronach. Nie zapominajcie, że słowo ego oznacza "ja jestem". Żaden człowiek o pełnym i zdrowym ego, czy też "ja", nie odczuwa najmniejszej potrzeby, by kontrolować, manipulować tyranizować lub pozbawiać sił innych ludzi, aby zwiększyć swoją własną. Ego tyrana jest tak słabe i niedożywione, że musi on okradać ludzi na tyle słabych, że pozwalają odebrać sobie to, co do nich należy. Druga


125








Sylvia Browne


strona medalu jest taka, że często również tyranizowany wpada w pułapkę fałszywego ego. Tak bardzo pragnie wy­grać, że traci z pola widzenia wszystko inne. Chce wygra­nej, choćby kosztem godności własnej, szacunku do same- ; go siebie, zdrowia psychicznego, a nawet bezpieczeństwa swojego i swoich dzieci. "Wygrana" oznacza dla niego tyle co "Zmienisz się, będziesz mnie poważał, będziesz mnie kochał, zapłacisz mi za wszystko, przez co prze­szłam / przeszedłem, aby z tobą zostać!". Problem polega jednak na tym, że czyny naprawdę mówią głośniej niż słowa. Jeśli więc mówicie komuś, że musi się zmienić, a równocześnie pozostajecie z tą osobą, wasze słowa zna­czą naprawdę. "Wcale mi to nie przeszkadza; skoro ciągle tu jestem, to widocznie wcale nie musisz się zmieniać". Jeśli żądacie od kogoś szacunku, a równocześnie toleruje­cie to, że was stale znieważa, w rzeczywistości oznajmiacie mu, "Możesz mnie poniżać jak ci się żywnie podoba, nie przeszkadza mi to na tyle, bym próbował(a) to zmienić". Jeśli mówicie komuś, że oczekujecie od niego miłości, podczas gdy jego postępowanie w stosunku do was jest dokładnym jej zaprzeczeniem, wysyłacie wiadomość, iż wszystko jest w porządku - tak naprawdę wcale nie ocze­kujecie, że obdarzy was miłością, jeśli sam tego nie zechce. A jeśli chodzi o to, że zmusicie tyrana do zapłacenia wam za wyrządzone szkody - zastanówcie się, dlaczego miałby to robić, skoro nie widzi nic, co mogłoby mu udowodnić, iż to, co znosiliście, było dla was nie do przyjęcia? Pamiętaj­cie, że "akceptując" coś, oznajmiacie tym samym, iż to coś jest "możliwe do zaakceptowania". Jeśli chodzi o mnie, gdy tylko dostrzegłam, że moje fałszywe ego pragnie zwycięstwa, na nowo połączyłam się z moim "ja" i z włas­nym, boskim wnętrzem - a jeszcze silniej z boskim wnę-


126



Wasze życie osobiste ...


trzem obu moich wspaniałych dzieci, które zasługiwały na dom tak bezpieczny i szczęśliwy, jaki tylko mogłam im zapewnić - uświadomiłam sobie, że istnieje sposób, by wygrać raz na zawsze. Stałam się silna. Było to w zasadzie tak, jakbym powiedziała do mojego tyrana: "Wyrazy uzna­nia. Wygrałeś. Wszystko należy do ciebie - Broadwalk, Park Place, ten wielki stos fałszywych pieniędzy, wszystko. Nie zamierzam więcej grać". Zabrałam synów i nigdy już nie wróciłam. Gdy odmówiłam dalszego uczestnictwa w grze, owa gra dobiegła końca. Wygrałam, a zwycięstwo to przyniosło mi największą satysfakcję. Miałam tylko moich chłopców i, oczywiście, nieco ubrań, jakie wynieśliśmy na własnych grzbietach. Prócz tego wyniosłam swoje "ja" i własną siłę, zaś tyran pozostał bezsilny i pozbawiony ego, którego nigdy nie posiadał. Błagał mnie, żebym wróciła. Jednak zdążyłam już pojąć, że nie pragnął mojego powrotu. Tęsknił za fałszywą tożsamością, którą odnajdywał w znę­caniu się nade mną. Włożył mi także w ręce doskonałą broń, chroniącą mnie przed powrotem. Wystarczyło, że przypomniałam mu, iż sam, jasno i wyraźnie dawał mi do zrozumienia, jak bardzo byłam bezwartościowa, głupia, niekompetentna, nieodpowiednia i szalona. Nie mogłabym nawet marzyć o tym, by zechciał na powrót zaakceptować partnerkę, która najwyraźniej nie była go warta. I wiecie co - tak naprawdę wcale nie uważał, iż jestem bezwartoś­ciowa, powiedział to tylko dlatego, że był zdenerwowany. Tłumaczenie: Poza tym wszystkim, był kłamcą. Nie, dzię­kuję. Nie był dość dobry dla mnie, a z pewnością nie był dość dobry dla moich małych synków. W jaki sposób miałabym wychować ich tak, by cenili sobie godność, szacunek i uczciwość w domu, w którym nie istniała żadna z tych rzeczy?


127








Sylvia Browne


Bóg nie stworzył nas do cierpienia. Nieszczęścia, które sami wpisaliśmy w swoje wzorce, istnieją po to, byśmy mogli je przezwyciężyć, a nie uginać się pod ich ciężarem, lub, co gorsza, zapraszać je do siebie. Po Drugiej Stronie nie odbywa się żadna ceremonia wręczania medali dla męczenników. Jesteśmy odpowiedzialni za własne wzorce. Odpowiadamy też za to, by zapewnić naszym dzieciom bezpieczne miejsce, w którym będą mogły postępować zgodnie z własnymi wzorcami. Tyrani także ponoszą od­powiedzialność za własne wzorce. Jeśli próbujecie ich zmieniać albo "ratować", bierzecie na własne ramiona ich wzorce i motywy życia, a to oznacza, że zaniedbujecie swoje własne.

Akceptując ich tyranię, w istocie hamujecie ich rozwój. Jeśli naprawdę chcecie im pomóc, zmuście ich ' do tego, by spróbowali przezwyciężyć własną tyranię. In­nymi słowy, dla dobra, i dla ich dobra, powiedzcie "nie", po czym bierzcie nogi za pas! Skierujcie się do przyjaciela, członka rodziny, kościoła, synagogi, kliniki, na posterunek policji - pamiętajcie, że macie drogę ucieczki. Istnieją wspaniałe schroniska, gdzie zarówno kobiety jak i mężczy­źni, którzy zetknęli się z przemocą, mogą znaleźć bez­pieczne miejsce dla siebie i swoich dzieci. Niezwykłą pomocą służy także Narodowa Gorąca Linia, poświęcona przemocy w domu, z którą połączycie się pod numerem (800) 799-7233. Pod ten numer możecie telefonować przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygo­dniu. Jeśli wasze dzieci są zagrożone pod względem fizy­cznym lub uczuciowym, błagam was, wykręćcie ten nu­mer. Poddanie się tyranii oznacza, że straciliście wiarę w siebie, a to z kolei znaczy, że straciliście wiarę w Boga - mimo że On zawsze obdarza was i będzie obdarzał swoim zaufaniem.


128



Wasze życie osobiste ...


W poszukiwaniu tego jedynego lub tej jedynej


Skoro już, dzięki moim wywodom, związki międzyludz­kie wydają się wam taką radosną sprawą... No cóż, jak wspomniałam na początku tego rozdziału, mogą one przy­nieść tyle samo radości, co smutku, tyle samo uzdrowienia, co bólu.

Być może obiło się wam o uszy takie powiedzonko, "Jeśli naprawdę chcesz znaleźć nową miłość, przestań szukać". Z kilku ważnych przyczyn zdanie to jest zgodne z prawdą.

Wszyscy jesteśmy medialnymi gąbkami, odbierającymi impulsy, energię i wiadomości od otaczających nas ludzi. Niezależnie od tego, czy nazwiemy to instynktem, szóstym zmysłem, czy też po prostu dziwnym przeczuciem, są to medialne wrażenia, jakie wywierają na nas ludzie, zanim się do nas odezwą, czy choćby spojrzą w naszym kierunku.

Niekiedy jednak zapominamy, że równocześnie jesteśmy medialnymi nadajnikami, i że wysyłamy do wszystkich napotkanych medialnych gąbek tyle samo impulsów, ener­gii i wiadomości. Z pewnością żaden jasnowidz nie musi wam mówić, jak, w naturalny sposób, reaguje ofiara, kiedy wyczuwa w okolicy obecność łowcy. Każdy jeleń, królik czy gęś potwierdzi moje słowa - ofiary rzucają się do ucieczki.

Nie zamierzam wam sugerować, że powinniście siedzieć bezczynnie i bębnić palcami o stół, czekając na to, że ten jedyny, czy ta jedyna, spadną wam na kolana wprost z sufitu. Powinniście natomiast zająć się swoimi sprawami, celebrować miłość, która jest już w waszym życiu. Powin­niście inwestować w uczucia łączące was z przyjaciółmi,


129










Sylvia Browne


rodziną, a nawet ze zwierzętami. Powinniście ufać wzor­com, ułożonym przed przybyciem na Ziemię, oraz wierzyć w to, że Bóg jest zawsze gotów do pomocy. Nie próbujcie wymuszać miłości, kierując się nieszczęsną, doczesną nie­cierpliwością, nie wspominając już o śmiesznym przekona­niu, że lepiej od Boga wiecie, czego wam potrzeba.


Pod koniec tej książki znajdziecie spis Afirmacji. Są one przeznaczone do codziennego użytku, można z nich korzy­stać tyle razy dziennie, ile się wam uda. Afirmacje nie są . czymś, co wypełnia czas oczekiwania. Korzystajcie z nich· nie czekając, lecz aktywnie idąc przez życie. Będą wam one przypominały o waszym boskim, wiecznym, bezcen­nym duchu i o jego bezpośrednim pokrewieństwie z Bo­giem. Im bardziej będziecie uznawać, szanować i kochać Boską duszę w waszym wnętrzu, tym szybciej poznacie największą z tajemnic, jaką jest sekret odnajdywania i pod­trzymywania udanych, szczęśliwych związków.


żaden inny związek na tej Ziemi

nie da wam tyle poczucia bezpieczeństwa, wygody i spokoju umysłu,


co wasz związek z samymi sobą Nauczycie się kochać własne towarzystwo, a inni ludzie pójdą za waszym przykładem.

W końcu, nikt nie chce stracić dobrej zabawy.


Rodziny


W pierwszym rozdziale omówiliśmy "linie opcji", to znaczy obszar życia, wybrany przez nas podczas kompo­nowania swoich wzorców, na którym mamy napotykać najwyższe wyzwania. Istnieje siedem linii opcji - rodzina,


130



Wasze życie osobiste ...


życie społeczne, miłość, zdrowie, duchowość, finanse i ka­riera zawodowa.


Moją linią opcji jest rodzina. Oznacza to, że mogłabym rozwikłać wasze problemy rodzinne podczas jednego sean­su, ale przez większą część moich 62 lat usiłowałam połapać się we własnych. Tak usilnie próbowałam wbić ową dziwną, fascynującą i skomplikowaną grupę ludzi, z którymi jestem spokrewniona, we własne, wyimaginowa­ne pojęcie "normalności", że ignorowałam całą swoją wiedzę o życiu. Próbowałam też zignorować fakt, że "ro­dziny" złożone są z ludzi, na dobre i na złe. Jednakże coś na tym zyskuję. Przynajmniej uczę się, że moja wiedza znajduje zastosowanie także w przypadku członków mojej rodziny, choćbyśmy nie wiem jak idiotycznie wyglądali stojąc rządkiem w identycznych wdziankach i machając spoza płotu z białych szczebelków.


Wiem, że każdy członek każdej rodziny, w tym również mojej, przed przybyciem tutaj napisał swój odrębny wzo­rzec. Wszyscy zdecydowaliśmy, że chcemy być ze sobą spokrewnieni. Nasze wzorce przypominają szczegółowe mapy drogowe przedstawiające lekcje, które mamy opano­wać na Ziemi, dlatego też każda rodzina musi uporać się z mnóstwem nauk i wyzwań. Gdyby tak nie było, nie wybralibyśmy tych nauk. Chociaż nie zawsze doceniamy owe lekcje lub ludzi, których wybraliśmy na nauczycieli, możemy przynajmniej wykorzystać otwierające się przed nami możliwości i być wdzięczni za edukację, choćby tylko z tego powodu, że jeśli tym razem zrobimy wszystko dobrze, nie będziemy musieli wracać i robić tego wszyst­kiego jeszcze raz od początku.


Członkowie rodziny mają prawo oczekiwać od siebie nawzajem zwyczajnej uprzejmości, ale podobnie jak w po-


131







Sylvia Browne


zostałych związkach w naszym życiu, na zaufanie i szacu­nek trzeba sobie zasłużyć, trzeba je podsycać i podtrzymy­wać. "Genetyczna więź" nie oznacza, że mamy "specjalną dyspensę" i / lub, że " wszystko jest dozwolone". Nie oznacza nawet tego, że musicie się nawzajem lubić, lub znaj­dować wspólny język. Prawdę mówiąc, jest to jeden z tych obszarów, na którym zupełnie zlekceważyłam własną wie­dzę. Kompletnie ignorując fakt, że każdy z moich synów przybył tu ze swoim własnym wzorcem, aby nauczyć się własnych lekcji, wymarzyłam sobie idylliczny obrazek ide­alnego związku pomiędzy braćmi. Mieli być nierozdziel- i nymi kumplami, wiecznie obejmującymi się ramionami, związanymi na dobre i na złe, będącymi dla siebie najwięk­szym źródłem wsparcia.

No cóż, po pewnym czasie stało się oczywistym dla nich obu - a prawdę mówiąc, dla wszystkich z wyjątkiem mnie - że, jakimś zrządzeniem przypadku, nie za bardzo się lubią. Właściwie jedynym, co ich łączy jestem ja, pozostali krewni, oraz miejsce, w którym spędzili dzieciństwo. Mają inne cele, odmienne zainteresowania, temperamenty i osobowości. Ze względu na swoje własne potrzeby, oczekiwa­nia i wyobrażenia nieustannie próbowałam ich połączyć. Uparłam się, że sprawię, aby za sobą szaleli, nawet gdyby miało mnie to zabić. I chyba tak by się stało, oczywiście jeśli można by było umrzeć od załamywania rąk, lecz moi synowie, każdy z osobna, wzięli mnie na stronę, poroz­mawiali ze mną na osobności i wytknęli mi łagodnie, że gdyby spotkali się na przyjęciu, a nie znali się nawzajem, nie mieliby nawet tylu wspólnych zainteresowań, by spę­dzić ze sobą pięć minut. Co więcej, żadnemu z nich kompletnie to nie przeszkadzało. To mnie troski pozba­wiały snu.


132



Wasze życie osobiste ...


Po poważnej operacji przeżyłam doświadczenie z po­granicza śmierci. Gdy ustała akcja mojego serca i znalaz­łam się w tunelu, kierując się ku boskiemu światłu, zro­zumiałam, że obaj moi synowie przetrwają okres żałoby i wspaniale poradzą sobie w życiu. Nie musiałam martwić się o to, czy przeżyją ten okres razem, czy też osobno. Wieczna dusza wspaniale to wszystko rozumie. To tylko nasz słaby, próżny, uparty, samolubny, świadomy umysł, nieustannie wchodzi nam w drogę.

Odkąd ostatecznie pojęłam, że moi synowie są dwoma odrębnymi istotami, mającymi prawo wyboru w kwestii związków międzyludzkich, życie w mojej rodzinie stało się znacznie spokojniejsze. Z każdym z nich łączy mnie inna więź, tak samo jak i oni są odmiennymi ludźmi. Szanuję ich obu. Jako matka, oczekuję od nich, by zachowywali się względem siebie uprzejmie i grzecznie, by pokojowo ko­egzystowali, lub, jeśli nie mogą sobie z tym poradzić, trzymali się od siebie z daleka. Jednakże mój duch podczas narodzin obiecał ich duchom tyle samo szacunku, cierpli­wości, zrozumienia i wsparcia dla skomponowanych przez nich wzorców, ile ja oczekuję od nich dla siebie. Przecież i w moim wzorcu istnieją błędy i wcale nie jest ich mniej, niż we wzorcach moich synów.

Poza trudnościami, jakie pojawiają się w obrębie ro­dziny, a także w związkach ze wszystkimi napotykanymi osobami, przybywamy na Ziemię, nie tylko z własnymi wzorcami, oraz kilkoma genetycznymi cechami chrakterys­tycznymi, pochodzącymi od przodków z obu strony na­szych rodzin; jesteśmy też kompozycją własnych, unikal­nych doświadczeń i związków z minionych wcieleń. Jeśli kiedykolwiek przyglądaliście się komuś, z kim jesteście blisko spokrewnieni - w tym także waszym dzieciom lub


133



Sylvia Browne

rodzicom - i zastanawialiście się, jak dwoje ludzi, w któ­rych żyłach płynie ta sama krew, może mieć ze sobą tak I mało wspólnego, oto odpowiedź. Wasze duchy były na Ziemi po wielekroć, a w każdym z owych żywotów miały swoje wzorce, zmagały się z życiem i przyswajały sobie nauki. Zastanówcie się; jeśli spojrzeć na to w taki sposób, jak duże są szanse na to, że będziecie mieli coś wspólnego z każdą osobą, z którą przypadkiem jesteście spokrewnieni

w tym życiu?

Genetyka odgrywa istotną rolę w ustalaniu naszej toż­samości, nie dzięki kaprysowi losu objawiającemu się w puli genów, ale ze względu na nasze wzorce. Podczas , komponowania wzorca, wybierając rodziców, wybieramy też gnetyczne czynniki, które staną się podwaliną celów, jakie sobie wyznaczyliśmy. Cokolwiek sądzicie o fizycz­nych, umysłowych, uczuciowych i fizjologicznych ce­chach, odziedziczonych po członkach obu stron waszej rodziny, w rzeczywistości możecie za nie dziękować sa­mym sobie, lub samych siebie obwiniać. Jak by jednak nie było, zawsze pamiętajcie, że wybieracie je dla pewnej przyczyny.

Bardzo prawdopodobne, że w waszej rodzinie są jakieś pokrewne dusze - duchy, które znaliście w innych życiach, i z którymi łączyły was zarówno dobre, jak i złe związki. Z innymi członkami rodziny bez wątpienia spotykacie się po raz pierwszy. Żaden z obecnych związków nie staje się przez to mniej, ani bardziej znaczącym. Wyjaśnia to po prostu pewne zjawiska, które, być może od lat próbowaliś­cie zrozumieć. Dlaczego odczuwacie większą bliskość, a nawet swego rodzaju telepatyczną więź pomiędzy dwoj­giem z was, niż pomiędzy wami a resztą rodziny? Dlacze­go źle się czujecie w rodzinie, dlaczego nie potraficie

134


Wasze życie osobiste ...

obdarzyć jej członków zaufaniem, dlaczego odczuwacie otwartą złość, której przyczyn nie potraficie wyśledzić? Dlaczego macie wrażenie, że na waszych ramionach nie spoczywa żaden "bagaż", dlaczego z jakimś członkiem ro­dziny łączy was szczególnie głębokie poczucie bezpieczeń­stwa, wygody i znajomości? Dlaczego pomiędzy dwojgiem z was, choćbyście nie wiem jak się starali, istnieje dziwny brak więzi, zupełnie jak gdyby oczekiwano od was, że zbliżycie się do obcej osoby, do której nawet nie jesteście podobni? Można by w nieskończoność wymieniać różne warianty, ale ich przyczyny wynikają z prostej logiki - w każdej rodzinie, niektóre osoby są połączone więzią pochodzącą z miniowych wcieleń, zaś innych osób nie łączy taka więź.

W książce tej znajdziecie niezliczone przykłady związ­ków z minionych wcieleń, dotyczące moich klientów oraz członków ich rodzin, a także mnie samej i mojej rodziny. A oto jeden z nich, mniej bezsensowny, niż mógłby się wydawać na pierwszy rzut oka. Otóż dowiedziałam się, poprzez swoje medialne zdolności, że Bill i Hillary Clinton byli w minionym wcieleniu rodzeństwem. Francine po­twierdziła te wieści. Nie, nie znaczy to wcale, że obecny związek państwa Clinton jest kazirodczy. Mój syn Chris­topher i ja byliśmy w minionym życiu mężem i żoną. Nie oznacza to wcale, że w jakiś sposób wydałam na świat swojego eks-małżonka. Z wcielenia na wcielenie ewoluują więzi łączące ludzi, nie zaś poszczególne związki.

Nawet powtarzanie się określonego związku sygnalizuje szansę nauki, wzrostu i rozwoju. Klient o imieniu Joel czuł się beznadziejnie uwiązany w małżeństwie, w którym, jak sam przyznał, trwał nie z miłości, lecz z poczucia winy. Był z tego powodu nieszczęśliwy i sądził, że podobnie jest

135







Sylvia Browne


w przypadku jego żony, ale za każdym razem, kiedy myś­lał o rozstaniu, zalewały go fale niewytłumaczalnego po­czucia winy.

Nie potrafił wyobrazić sobie, jak zdołałby wytrzymać sam ze sobą, gdyby naprawdę odszedł. Prawdę mówiąc wcale nie musiałam korzystać ze swojego daru jasnowidzenia, by wytknąć mu, że żaden związek oparty wyłącznie na poczuciu winy nie jest zdrowy ani wart za­chowania. Jednakże dzięki medialnemu darowi odkryłam, , że Joel i jego żona w minionym wcieleniu także byli mał­żeństwem. U jego żony rozpoznano śmiertelną chorobę, a mężczyzna opuścił ją dla innej kobiety, zamiast do koń­ca pozostać u jej boku. Gdy Joel odkrył prawdziwą przy­czynę poczucia winy, uwolnił się od niego. Spotkałam go dwa lat później. Joel z entuzjazmem poinformował mnie, że wkrótce ożeni się z kobietą, w której jest bardzo za­kochany. Jego eks-żona także ponownie i szczęśliwie wy­szła za mąż.

Emocjonalna reakcja na owe wcześniejsze powiązania i / lub ich brak jest naj zupełniej naturalna. W obu przypad­kach warto wykorzystać informacje o minionych życiach po to, aby pojąć dynamikę waszej rodziny i zaprowadzić w niej pokój, a nie po to, by stały się wytłumaczeniem dla kolejnych waśni i sporów.

Czy uważam, że w trudnych chwilach rodziny powinny trzymać się razem? Oczywiście. Nie chciałam mieć nic wspólnego z moją matką i miałam po temu powody, ale nie f pozwoliłabym jej odejść bez tego, czego było jej trzeba, by poczuła się dobrze i była zadbana. Podobnie moi synowie w obliczu poważnego kryzysu wsparliby się nawzajem w mgnieniu oka. Pamiętajmy, że szacunek dla więzi rodzin­nych stanowi część naszej esencji, oraz część wyzwania,


136



Wasze życie osobiste ...


które zainspirowało nas do narodzin w tej określonej gru­pie ludzi.

Prawda ta odnosi się zarówno do rodzin biologicznych jak i adopcyjnych. Jeśli napisaliście w swoim wzorcu, że matka wyda was na świat, a następnie odda innej kobiecie, zrobiliście to z jakiejś przyczyny, ważnej dla rozwoju waszego ducha. Musimy przestać określać genetyczną więź mianem "prawdziwa rodzina". Sugeruje ono, że adopcyjna rodzina jest "nieprawdziwa" , a w większości przypadków taka sugestia nie jest trafna ani uczciwa.

Chcę jednak określić różnicę pomiędzy poszanowaniem więzi rodzinnej a mylącym pojęciem "powinności". Zbyt często wygłasza się słowa: "Jesteśmy rodziną, więc masz wobec mnie powinności", które są innym sposobem na to, by oznajmić: "Jeśli tylko zapragnę, mogę traktować cię gorzej, niż traktowałbym kompletnie obcą osobę, a ty musisz mi wybaczyć, ponieważ jesteśmy spokrewnieni". Czyż nie jest to głupie? A jednak wszyscy znamy takie sytuacje - na parkingu przed sklepem spożywczym wdaliś­my się w paskudną kłótnię z rodzicami, małżonkiem, bra­tem lub siostrą, obrzuciliśmy się wszystkimi istniejącymi obelgami, a następnie byliśmy uprzedzająco grzeczni w stosunku do kobiety przy kasie, ponieważ nigdy nie obra­zilibyśmy kogoś, kogo spotykamy po raz pierwszy w życiu. Przykro mi, ale to zupełnie pokręcony sposób rozumowa­nia. Nie, nie chcę przez to powiedzieć, że powinniśmy być uprzedzająco grzeczni dla siebie nawzajem, a wydzierać się na kasjerkę w sklepie spożywczym. Zastanówcie się jednak, czy nie byłoby lepiej, gdybyście zachowali swoje najlepsze, a nie najgorsze, zachowanie dla ludzi, których sami wybraliście, by tym razem odegrali ważną rolę waszej "rodziny"?


137







Sylvia Browne


Dzieci


Za każdym razem, kiedy patrzycie na nowo narodzone dziecko, lub na niemowlaka, który dopiero zaczyna skła­dać pierwsze słowa, spróbujcie przypomnieć sobie, że we­wnątrz tego maleńkiego ciała żyje pełen mądrości, do­świadczony duch, jedna z najbardziej medialnych istot na Ziemi. Ponieważ dzieci dopiero przed chwilką przybyły z Drugiej Strony, zazwyczaj doskonale pamiętają swój wzo­rzec, swoich Duchów Przewodników i Aniołów, oraz swoje minione wcielenia. Przy odrobinie szczęścia nikt jeszcze nie dał im do zrozumienia, że są krnąbrnymi dziwakami, nie czują też skrępowania, kiedy zechcą o tym opowiadać.

Już słyszę jak wielu ludzi oburza się na podobne słowa.


"Nie wierzę w to - mówią. - To wydumany pomysł". Wie­cie, co moim zdaniem jest wydumanym pomysłem? Wiara w to, że dzieci, przybywając na Ziemię, przypominają nie zapisane kartki. Gdyby tak rzeczywiście było, skąd brałyby się u nich owe pasje i zainteresowania sprawami takimi jak pociągi, wojna o niepodległość, biologia morska, żaglow­ce, medycyna, archeologia, lub cokolwiek innego, z czym nie spotkały się nigdy wcześniej? Przychodząc na świat dzieci 'lękają się na przykład wysokości, wody, zamknię­tej przestrzeni, pająków i grzmotów, mimo że nikt w ich otoczeniu nie boi się tych samych rzeczy. Jak to się dzieje? Cudowne dzieci "zwyczajnych" rodziców osiągają zdumie­wające wyniki w świecie sztuki, sportu, edukacji i muzyki? Dlaczego? Prawdę mówiąc trudno jest uwierzyć w przypad­kowe zrządzenie losu, jeśli porówna się tę koncepcję z wyja­śnieniem, opartym na minionych wcieleniach.

W rozdziale "Życie po życiu" opowiedziałam o wspom­nieniach mojej wnuczki Angelii z jej minionego życia,


138



Wasze życie osobiste ...


kiedy była moją babcią Adą. Nie zakładajcie proszę, że jest to jeden z tych niezwykłych trafów, które zdarzają się jedynie w tak dziwacznych rodzinach jak moja. Rozmaici klienci opowiadają mi stale o tym, o czym ich dzieci wspo­mniały ot tak, mimochodem.

O Pewien pięciolatek uśmiechnął się do swojej matki, która przyrządziła mu ulubiony posiłek, i oznajmił: "Jesteś najlepszą ze wszystkich piętnastu mam, jakie dotąd mia­łem" .

O Zasłużenie besztana przez ojca sześciolatka nie po­trafiła ukryć uśmiechu. Ojciec spytał wreszcie, co u diaska, wydaje się jej takie zabawne. "Pamiętasz czas, kiedy to ja byłam ojcem, a ty moim synem? Krzyczałam na ciebie tak samo jak ty na mnie" - odpowiedziała.

O Małżeństwo zabrało swojego trzyletniego syna na pierwszą pieszą wycieczkę. Dotarli do kładki nad strumie­niem, a wtedy chłopiec zatrzymał się i oznajmił: "Och, nie, tym razem nie wchodzę na żadne mosty". O ile jego rodzice wiedzieli, chłopiec nigdy wcześniej nie widział mostu, a już na pewno na nim nie był. Nie wiedział nawet, co oznacza słowo "most".


W moim biurze słyszałam dosłownie tysiące podobnych opowieści. Bardzo często rodzice, którzy relacjonowali mi tego rodzaju zdarzenia, próbowali znaleźć dla nich roz­maite wyjaśnienia. Odpowiedzialnością za owe niczym nie sprowokowane wzmianki obarczali sny, telewizję, rozwi­niętych nad wiek towarzyszy zabaw, oraz okropną, "wy­bujałą wyobraźnię". Wymieniali wszystkie wyjaśnienia z wyjątkiem tego, które jest najbardziej sensowne. Nie mó­wili nic o wspomnieniach z minionego wcielenia, mimo że każdy z tych rodziców wierzył w to, iż duch trwa po


139







Sylvia Browne


śmierci. Wasze dzieci potwierdzają tylko to, o czym sami już wiecie, po co więc szaleńcze wysiłki, by wynaleźć inne wytłumaczenie? W następnej kolejności rodzice niezmien­nie chcą się dowiedzieć, jak powinni zareagować, jeśli ich dziecko znów wypowie podobną, "dziwną" uwagę. Pytam ich, jak zareagowali wcześniej. No cóż, z całą pewnością byli zaskoczeni, ale ich odpowiedzi zazwyczaj zamykały się w słowach: "Skończ z tym!", "Bądź cicho, przestań mnie straszyć!" i "Ludzie pomyślą, że jesteś stuknięty, jeśli będziesz opowiadać takie rzeczy!". Tylko około dwóch spośród dziesięciu rodziców uznaje słowa swojego dziecka za fascynujące zaproszenie do duchowego świata wspomnień z minionego wcielenia. Nie wspominam już o możliwości pogawędki na temat niedawnej podróży z Drugiej Strony.


Na każdym etapie rodzicielstwa należy zachęcać swoje dzieci do dzielenia się wszystkim, co im chodzi po głowie. Stańcie się ich najlepszymi, najbardziej otwartymi słucha- czami. Od najmłodszych lat namawiajcie je także, by tłu­maczyły wam słowa, których nie rozumiecie. Zadawajcie pytania w rodzaju, "Kim byłeś przedtem?" i "Kogo z ota­czających cię ludzi znałeś wcześniej?", nie osądzając i nie okazując sceptycyzmu względem odpowiedzi. W ten spo­sób zdobędziecie zaufanie swoich dzieci, sprawicie, że uwierzą w to, iż wszystko, co mają do powiedzenia, jest dla was ważne, pozwolicie na otwartość, która, podtrzymywa­na przez was, przetrwa całe życie.


Założę się także, że podobne rozmowy pozwolą wam zrozumieć, że wasze dzieci są bardziej fascynujące, niż sądziliście. Pamiętają one rzeczy, które wy prawdopodob­nie także znaliście, będąc w ich wieku i także próbowaliś­cie o nich opowiadać, dopóki nie wmówiono wam, że coś jest z wami nie tak.


140



Wasze życie osobiste ...


Małe dzieci znacznie częściej niż dorośli widzą dusze, duchy, Przewodników, Anioły i wszystkie inne istoty po­chodzące z Drugiej Strony. I znów ma to swój sens - w końcu dopiero co stamtąd przybyły. Jeśli wspominają o tym, że widzą ludzi, których wy nie dostrzegacie, lub sły­szą głosy, których wy nie słyszycie, zamiast zbywać ich słowa krótkim pytaniem, przysuńcie sobie krzesło i usiądź­cie wygodnie, przygotowując się na hipnotyzującą rozmo­wę. Przy okazji poproście, by opisały swoich "wyimagino­wanych towarzyszy zabaw". Istnieją szanse na to, że owi towarzysze wcale nie są wyimaginowani, a was spotyka wspaniała możność nawiązania kontaktu ze światem ducha.


Jedną z najmądrzejszych rzeczy, która podnosi poziom waszej wiedzy i wzmaga wiarę w siebie waszych dzieci, jest wyeliminowanie ze swojego słownictwa słowa "zmyś­lasz". Po pierwsze, prawdopodobnie nie macie racji. Po drugie, nie wiem jak wy, ale ja nie lubię, kiedy ktoś przekonuje mnie, że zmyślam, kiedy mówię coś, co dla mnie brzmi bardzo prawdziwie. Dzieci, podobnie jak my sami, nie lubią, gdy lekceważy się ich słowa. Warto tu powtórzyć, że dzieci są jednymi z najbardziej uduchowio­nych istot na Ziemi. Proszę was, nie próbujcie oszukiwać samych siebie. Pamiętajcie - fakt, iż "nigdy nie kłócimy się ani nie awanturujemy na oczach dziecka" nie oznacza, że nie wie ono dokładnie, co się dzieje. Tak, jest ono świadome awantury nawet wtedy, kiedy śpi - prawdę mówiąc, szczególnie wtedy, kiedy śpi, gdyż czuwa ducho­wy umysł podświadomości dziecka. To, czy dzieci świado­mie was słyszą, czy też nie, nie ma żadnego znaczenia. Ich podświadomość nigdy niczego nie przeoczy.

Właśnie dlatego tak bardzo wierzę w sens rozmowy ze śpiącymi dziećmi. Nie martwcie się tym, że nie zrozumie-


141




Sylvia Browne

ją, co do nich mówicie. Świadomy zakres ich słownictwa może być ograniczony, ale ducha, do którego przemawia­cie poprzez podświadomość, nie ogranicza wiek. Jego sło­wnictwo jest równie bogate jak wasze.

Poczucie spokoju, bezpłeczeństwa i uzdrowienie, jakie możecie ofiarować swojemu dziecku podczas snu, ma zna­czenie nie tylko dla niego, ale także dla więzi pomiędzy waszymi boskimi duchami. Wiem, że brzmi to dość dziw­nie. Spróbujcie jednak przemawiać do nich co noc, przez dwa tygodnie, za każdym razem, kiedy zatrzymujecie się przy ich kołysce, czy łóżeczku, by sprawdzić jak się czują. Z pewnością im to nie zaszkodzi, kosztuje tylko kilka chwil, a jeśli mam rację twierdząc, że bardzo im to pomo­że, to chyba warto spróbować?

Podejdźcie po prostu do swojego śpiącego dziecka dość blisko, by mogło słyszeć wasz cichy głos, nie budząc się przy tym, a następnie powiedzcie coś, co przypomina tekst, jaki podaję poniżej, ubrany w takie słowa, które same po­płyną wprost z waszego serca:

"Moje kochane dziecko, jestem bardzo szczęśliwa i du­mna z tego, że zostałam wybrana na opiekuna twojego świętego ducha, teraz, kiedy zaczyna on swoje nowe życie na Ziemi. Obiecuję ci z całej duszy, że zrobię wszystko, by zapewnić ci bezpieczeństwo, zdrowie, szczęście, oraz więź z Bogiem, który cię stworzył i ożywa w twoim wnętrzu z każdym twoim oddechem. Zachowaj całą radość i mąd­rość, jaką dały ci minione życia. Oby wszystkie smutki, lęki, choroby i zło z owych minionych wcieleń odeszły i rozpuściły się na wszelkie czasy w białym świetle Ducha Świętego".

Jest takie powiedzenie, "Aby wychować dziecko, po­trzeba całej wioski". To prawda. Módlmy się więc o dzieci.

142


Wasze życie osobiste ...

na całym świecie i próbujmy codziennie zmieniać go w le­pszą, bardziej przyjazną i bezpieczną wioskę, niż ta, w któ­rej sarni wzrastaliśmy.

Niedawno przeczytałam coś, co wydało mi się wspa­niałym zakończeniem dla tego rozdziału, poświęconego związkom międzyludzkim. Poniższy tekst odnosi się do par, przyjaciół, członków rodziny, do wszystkich ludzi, których zapraszamy do swojego życia, a przede wszystkim do najważniejszego związku pomiędzy nami a świętym światłem Boga w naszym wnętrzu. Ten tekst nazywa się "Zaproszeniem" .

Nie interesuje mnie, w jaki sposób zarabiasz na życie.

Chcę wiedzieć, co sprawia ci ból i czy masz odwagę, by śnić o spełnieniu tęsknot swojego serca.

Nie interesuje mnie to, ile masz lat. Chcę wiedzieć, czy odważyłbyś się wyjść na głupca w imię miłości, w imię swoich snów, w imię przygody życia.

Nie interesuje mnie, jakie planety układają się wokół twojego Księżyca. Chcę wiedzieć, czy dotknąłeś jądra swojego smutku, czy zdrady życia otworzyły cię, czy też skurczyłeś się i zamknąłeś ze strachu przed dalszym bólem. Chcę wiedzieć, czy potrafisz wytrwać z bólem, moim lub swoim własnym, nie poruszając się, by go ukryć, odpędzić lub naprawić. Chcę wiedzieć, czy potrafisz wytrwać z ra­dością, moją lub swoją własną; czy potrafisz zatańczyć dziko i dać się wypełnić ekstazie aż po koniuszki palców, nie ostrzegając nas byśmy byli ostrożni, realistyczni i pa­miętali o ludzkich ograniczeniach.

Nie interesuje mnie, czy historia, którą mi opowiadasz, jest prawdziwa. Chcę wiedzieć, czy potrafisz rozczarować innych, aby pozostać uczciwym w stosunku do samego sie­bie; czy potrafisz znieść oskarżenie o zdradę i nie zdradzić własnej duszy. Chcę wiedzieć, czy potrafisz być wierny,

143










Sylvia Browne


a przez to godny zaufania. Chcę wiedzieć, czy potrafisz dostrzec piękno, nawet jeśli codzienność nie jest ładna i i czy możesz czerpać swoje życie z jego obecności. Chcę wiedzieć, czy potrafisz żyć z porażką, twoją i moją, a jed­nocześnie stać na skraju jeziora i krzyczeć "Tak!" w srebr­ną pełnię księżyca.

Nie interesuje mnie gdzie mieszkasz i ile masz pienię­dzy. Chcę wiedzieć, czy potrafisz się podnieść po nocy żałoby i rozpaczy, słaby i poraniony aż do szpiku kości, i zrobić to, co trzeba uczynić, dla dobra dzieci.

Nie interesuje mnie, kim jesteś, jak się tutaj znalazłeś; chcę wiedzieć, czy staniesz wśród ognia i nie cofniesz się.

Nie interesuje mnie, gdzie, co i z kim studiowałeś. Chcę wiedzieć, co podtrzymuje cię od wewnątrz, kiedy wszystko inne się wali. Chcę wiedzieć, czy potrafisz przebywać sam ze sobą i czy naprawdę lubisz towarzystwo, jakiego do­trzymujesz sobie w pustych chwilach.


- Oriah Mountain Dreamer, Indiański Starszy


144








Na zdrowie:

Medialne recepty dla umysłu i ciała


Dwadzieścia lat temu, w szpitalu w Mountain View w Ka­lifornii, leżąc na kozetce w oczekiwaniu na drobny zabieg chirurgiczny, spojrzałam w górę na anestezjologa i oznaj­miłam od niechcenia:

- Twoja żona wpadnie samochodem na budkę telefoni­czną. Nic jej się nie stanie, czego nie da się powiedzieć o twoim samochodzie.

Najwyraźniej nauczył się już wysłuchiwać najrozmait­szych niezbornych nonsensów od znieczulanych pacjen­tów.

- To miłe - powiedział, sterując kozetką pomiędzy po­dwójnymi, wahadłowymi drzwiami sali operacyjnej. - Pro­szę się teraz odprężyć.

Pamiętam, że zanim zasnęłam, zastanawiałam się, co miało znaczyć słowo "miłe".

Gdy otworzyłam oczy, siedział na moim łóżku w sali pooperacyjnej, wpatrując się we mnie, blady i roztrzęsiony. Nie jest to reakcja, jaką masz nadzieję ujrzeć budząc się po zabiegu operacyjnym.

- Co się stało? - zdołałam wymamrotać. Przygotowy­wałam się na wiadomość, że podczas operacji lekarze od­kryli, iż przeżera mnie jakaś wyjątkowo zabójcza choroba.

Anestezjolog odzyskał w końcu głos.

- Właśnie do mnie zatelefonowano. Moja żona zderzyła się z budką telefoniczną i skasowała mój samochód.


145






Sylvia Browne


- No pewnie! - rzuciłam dość szorstko, ale za bardzo mi ulżyło, żeby mu współczuć.

Na szczęście anestezjolog był bardziej zaskoczony niż; obrażony. Ostatecznie podzielił się tą opowieścią ze swoi-, mi współpracownikami, którzy podzielili się nią z innymi kolegami i tak dalej. Skutkiem tego teraz, w dwadzieścia' lat później, mogę pochwalić się znajomością z dziewięć­dziesięcioma sześcioma lekarzami medycyny i psychiat­rami w całym kraju. Jeśli kiedykolwiek miałabym wątpliwości, czy medialne odpowiedzi przychodzą poprzez: mnie czy ode mnie, współpraca z lekarzami wymazałaby je raz na zawsze. Nigdy nie przeszłam żadnego rodzaju for­malnego przeszkolenia medycznego, więc za każdym ra­zem jestem równie jak moi klienci zaskoczona informacjami, jakich udziela mi Bóg, bym przekazała je dalej. Jest to ten sam proces, o którym mówiliśmy wcześniej, owo "Zaczynaj, Boże!", a wypowiadane przeze mnie informa­cje często padają w medycznym języku, w którym to" dopiero zaczynam zdobywać pewną biegłość.

Wkrótce po spotkaniu z anestezjologiem, do mojego biura weszła pewna klientka. Wyglądała pięknie i zupełnie zdrowo; ale zanim zdążyła choćby dojść do swojego krzesła powiedziałam coś, czego nie powiedziałam do klientki nigdy wcześniej, ani później:

- Nie siadaj! Musisz natychmiast iść do urologa! Lekarz, mój przyjaciel, przyjął ją od razu i zadzwonił do mnie w dwie godziny później.

- Dzięki Bogu, że ją do mnie przyprowadziłaś. Ta kobieta ma bardzo poważną infekcję pęcherza. Jeśli czeka­łaby choćby trochę dłużej, znalazłaby się w poważnych tarapatach.

"Dzięki Bogu" to słowa, które najlepiej tutaj pasują.


146



Na zdrowie: Medialne recepty dla umysłu i ciała


Moja zdolność wyczuwania problemów zdrowotnych klientów szybko wzrastała, niemalże tak, jakby otwarła się tama. Zaczęłam dokonywać "medialnego prześwietlenia" każdego klienta w chwili, w której wchodził do pokoju, dostrajając się do każdego obszaru jego ciała i dzieląc się wszelkimi informacjami, jakie do mnie docierały.

U pewnej kobiety zdiagnozowano rzadką, nieuleczalną chorobę krwi. Jej lekarz skierował ją do mnie w nadziei, że zdołam udzielić jej jakiegoś duchowego wsparcia w walce z chorobą. Jednakże podczas seansu jasno i wyraźnie zda­łam sobie sprawę z tego, że diagnoza była błędna. Wystar­czyło, by dobry endokrynolog zbadał jej tarczycę. Kobieta posłuchała mojej rady. Poziom produkcji hormonów tego gruczołu był zdumiewająco niski, ale przypadłość łatwo poddawała się leczeniu i z całą pewnością nie była śmier­telna.

Pewien mężczyzna zjawił się u mnie pragnąc uporząd­kować swoje życie uczuciowe. Wierzcie mi, panował w nim prawdziwy bałagan. Jednak ja natychmiast zrozumia­łam, że miał poważniejszy problem, który można było łatwiej naprawić. Przerwałam mu w pół zdania i powie­działam:


- Dasz sobie zoperować to chore kolano, prawda? Zaskoczony mężczyzna najpierw milczał przez dłuższą chwilę, a później przyznał, że umówił się na operację stawu kolanowego na koniec tygodnia. Siedział już, kiedy weszłam do pokoju, by zacząć seans. Ponieważ nie widzia­łam jak utyka, nie pojmował, jak dowiedziałam się o cho­robie jego kolana. Całą zasługę, w tym przypadku i w ty­siącach innych, muszę przypisać Bogu. Często, zanim jesz­cze zdołam Go o to poprosić, udziela mi informacji na tematy, o które wcale nie zamierzałam pytać.


147











Sylvia Browne


Dziewczyna po dwudziestce, z brzydkim trądzikiem i częstymi, bolesnymi wysypkami na całym ciele, umówiła, się ze mną na ogólny seans, nie oczekując, że medium, zajmie się jej dermatologicznymi przypadłościami. Nie trzeba było być jasnowidzem, by dostrzec chorobę. Zapytałam dziewczynę, jakie stosuje leczenie. Powiedziała, że była u każdego dermatologa i wypróbowała każdy dermatologiczny lek, jaki zdołała znaleźć. Zdawało się, że nic nie powoduje trwałej poprawy, więc porzuciła nadzieję, że. cokolwiek, kiedykolwiek zadziała. W tym momencie do' głowy "wpadł" mi jasny i wyraźny sposób leczenia. Przekazałam tę informację dokładnie tak, jak ją odebrałam: "Jesteś uczulona na produkty mleczne". Z pewnym sceptycyzmem dziewczyna obiecała, że spróbuje na jakiś czas" odstawić mleko i sery, i da mi znać o efektach kuracji, Zatelefonowała w dwa tygodnie później, ekstatycznie raportując, że jej problemy skórne całkowicie zniknęły.

Inna młoda kobieta od wielu miesięcy bez powodzenia. próbowała zajść w ciążę. Kolejnym lekarzom nie udało się wyjaśnić, dlaczego tak się działo. Skierowałam ją do specjalisty, który potwierdził moje przekonanie, że prawdziwy­mi sprawcami problemów były torbiele jajników. Specjalista podjął się leczenia tej przypadłości. W rok później kobieta przesłała mi zdjęcia nowonarodzonej córeczki; za­stanawiam się, czy dziękowała mi, czy też mnie przeklinała: za owe pierwsze bezsenne tygodnie, rozstępy i karmienie małej o czwartej nad ranem.

Cudowne było odkrycie, że potrafię pomóc ludziom także "na odległość". Równie wyraźne odpowiedzi poja­wiały się podczas seansów telefonicznych, oraz szperania w porannej poczcie. Nawet jeśli mój klient sam nie ma żadnych kłopotów zdrowotnych, potrafię powiadomić go


148



Na zdrowie: Medialne recepty dla umysłu i ciała


o chorobie przyjaciela lub członka rodziny. Niekiedy sta­wia to klientów w dziwnej sytuacji. Pewnego dnia odby­wałam seans dla bardzo pięknej i zdrowej aktorki, która opłakiwała niedawną śmierć swojej matki. Rozmawiałyś­my właśnie na ten temat, kiedy nagle wyrzuciłam z siebie:

- Czy twój mąż oddaje dużo moczu?


Kobieta pracowała w tym czasie po osiemnaście godzin dziennie, więc nie zauważyła, by jej mąż miał jakieś dolegliwości. Zapewniłam ją, że tak właśnie było. Powie­działam też, że było to skutkiem powiększenia prostaty, którą jej mąż powinien zbadać. W trzy miesiące później, przy śniadaniu, mężczyzna wspomniał od niechcenia, że ma na dzisiaj umówioną wizytę u lekarza. Oddawał ostat­nio dużo moczu i chciał sprawdzić przyczyny tej dolegli­wości. "Powiększona prostata" - oznajmiła aktorka. Mąż wyśmiał ją i spytał, kiedy to zdążyła ukończyć medycynę. Jednak lekarz, który go badał, powtórzył te same dwa słowa. Tego wieczoru przy kolacji mąż domagał się, by aktorka powiedziała mu, skąd u licha wytrzasnęła ową "powiększoną prostatę". Nie mówiła mu wcześniej, że była u mnie z wizytą. Uważał, że każdy jasnowidz jest oszustem, a wizyta u kogoś takiego, to kompletne marno­trawienie czasu i pieniędzy. Kłócili się o to do chwili, kiedy żona odtworzyła mu taśmę z nagraniem jej seansu, po czym mąż, wraz ze swoją powiększoną prostatą, prze­prosił zmieszany.


Po tak wielu latach, po tysiącach listów od klientów i lekarzy zgłaszających pozytywne skutki moich medycz­nych sugestii, temat zdrowia stał się dla mnie źródłem głębokiej satysfakcji. Jednak mimo tego, że cenię sobie swoje związki ze społecznością medyczną, muszę tutaj udzielić wyraźnego ostrzeżenia: Ani ja, ani żadne inne


149









Sylvia Browne


medium nie powinno nigdy stawać się substytutem służby. zdrowia, oraz odpowiedzialnego, profesjonalnego lekarza, ale wyłącznie uzupełnieniem, dzięki któremu być może wy i wasi lekarze podążycie we właściwym kierunku.


Umysł i ciało


Każdy właściciel samochodu wie, że w przypadku na­praw i regularnych serwisów najlepszy jest doświadczony mechanik. Jeśli jednak nie dbamy o codzienne utrzymanie wozu, sami prosimy się o kłopoty. Ta sama prawda odnosi . się do ciał, w których podróżujemy. Nie ma nic lepszego od doświadczonego lekarza w przypadku poważnych chorób i okresowych kontroli. Ale codzienna troska o ciało, należy do nas. Możemy aktywnie dbać o własne zdrowie i dobre samopoczucie. Nie wystarczy połknąć co rano kilku witamin i powiedzieć "gotowe!". Musimy zrozumieć, jak' ciało funkcjonuje i jak wraca do zdrowia, oraz wykorzystać· fascynujący, bliski związek pomiędzy ciałem a umysłem.

Nie ma na tym świecie nic bardziej dosłownego od' reakcji naszego ciała na to, co podpowiada mu umysł. Jeśli sądzicie, że ciało może go przechytrzyć, lub, że w jakiś sposób psuje się samo z siebie i tworzy swoją własną rzeczywistość, nie zważając na to, co ma do powiedzenia ' umysł, pamiętajcie o tym, iż pod wpływem hipnozy - gdy władzę przejmuje podświadomość - kiedy powie się wam, . że palec hipnotyzera jest rozżarzonym do białości pogrze­baczem, a hipnotyzer dotknie was tym palcem, w miejscu dotknięcia powstanie pęcherz. Ciało nie wtrąci się i nie powie: "Zaraz, zaraz, nie oszukasz mnie, nie można mnie' opatrzyć palcem". Ciało słyszy słowa "rozżarzony do bia­łości pogrzebacz" i odpowiednio na nie reaguje. Skoro


150



Na zdrowie: Medialne recepty dla umysłu i ciała


umysł ma tę wielką władzę nad ciałem, jak możemy po­wątpiewać w kontrolę, jaką sprawuje nad każdym aspek­tem zdrowia, lub nad jego brakiem?

Zyjemy w kraju, który szczyci się wysoką zdrowotną

świadomością swoich mieszkańców, a mimo to zewsząd przypomina się nam, że tak naprawdę powinniśmy być chorzy. Założę się, że więcej Amerykanów potrafi wymie­nić sześć sprzedawanych bez recepty leków na przeziębie­nie niż pierwszych sześciu prezydentów. Początek sezonu grypy jest ogłaszany w mediach z takimi fanfarami, że dziwię się, iż dla jego uczczenia nie zaczęliśmy wymie­niać się prezentami. Słowa o tym, że dookoła krąży wirus, szerzą się szybciej niż plotka. W telewizji nie ma godziny bez informacji HM01, bez wiadomości o tym, że jakiś niezwykły szczep bakterii pojawił się w całym kraju, oraz bez fali reklamówek pokazujących ludzi Takich Jak Ty i Ja w szponach wszelkich dolegliwości, począwszy od zgagi, bólów głowy, po zatwardzenie, rozwolnienie, PMS2 i in­fekcje zatok, które, jak wynika z wizji speców od reklamy, powodują, że pomiędzy naszymi brwiami pojawiają się małe trójkąty. Wierzę w korzyści płynące z dobrej infor­macji o problemach zdrowotnych, lecz wierzę także w to, że codziennie programuje się nas tak, byśmy myśleli, że jeśli nie dzieje się z nami nic złego, to powinno.


A oto przykład siły takiego programowania. Kiedy moja bliska przyjaciółka była dzieckiem, często słyszałam jak jej matka wrzeszczy: "Wskakuj do łóżka! Jesteś bardzo cho-


I HMO - Health Maintenance Organization - organizacja zachowania zdrowia (przyp. tłum.).


2 PMS - Premenstrual syndrorne - zespół napięcia przedmiesiącz­kowego (przyp. tłum.).


151









Sylvia Browne


ra!". Matka była przy tym tak surowa i nieustępliwa, że już w bardzo wczesnym wieku moja przyjaciółka zaczęła kojarzyć łóżko z bardzo ciężką chorobą. W rezultacie na­wet teraz, mając sześćdziesiąt lat, moja przyjaciółka za żadne skarby świata nie położy się pod kołdrą. Nawet w rzadkich przypadkach, kiedy znajduje się w szpitalu, upiera się przy tym, by leżeć na zasłanym łóżku. Konieczność leżenia na łóżku zamiast w łóżku nie jest po prostu przejawem fobii; kobieta ta jest dosłownie uczulona na pościel. Jeśli leży w pościeli, obojętnie jakiego rodzaju, budzi się pokryta wysypką, która wygląda jak odleżyny. Pomyślcie tylko, dzięki tej trwającej całe życie " alergii ", zgromadzi­ła zadziwiającą kolekcję narzut i kołder, ponieważ zmienia je równie często jak większość ludzi zmienia swoją bieliz­nę pościelową. Lecz, podobnie jak w przykładzie z roz­żarzonym pogrzebaczem, jej umysł jest do tego stopnia przeświadczony, że "w łóżku = bardzo chora", iż jej ciało za każdym razem reaguje alergią.

Druga strona tej monety wygląda tak, że w dwa dni po wycięciu macicy byłam już na nogach i jak zwykle zajęłam się pracą - nie dlatego, że jestem Superkobietą, ale dlatego, że nikt mi nie powiedział, iż usunięcie macicy powinno, być poważną sprawą, po której następuje długi i powolny proces zdrowienia.

Jeden z najbardziej zdumiewających przykładów braku programowania, jaki widziałam, zaobserwowałam kilka lat temu podczas podróży do Kenii. Byłam wtedy świadkiem porodu rdzennej mieszkanki tego kraju. Kobieta wygrze­bała w ziemi niewielki dołek, złapała za metalowy pręt, ukucnęła, wypchnęła dziecko ze swojego ciała do dołka, zębami przerwała pępowinę, umieściła noworodka w sak­wie z materiału zawieszonej na szyi i wróciła do pracy na


152



Na zdrowie: Medialne recepty dla umysłu i ciała


pobliskim polu. Czy to znaczy, że kobiety w Kenii są nie­zwykle odporne? Oczywiście, że nie. Sugeruje to jednak, że nie dotarła do nich plotka o tym, jak bolesny i skom­plikowany powinien być proces porodu.

Nie proponuję wcale, by wszystkie kobiety rodziły w dołkach wygrzebanych w ziemi. Nie jestem męczennicą - obaj moi synowi przyszli na świat w szpitalu, a ja cie­szyłam się wszystkimi wygodami, pomocą, higieną i opie­ką medyczną, jaką miał mi do zaoferowania personel. Co do was, mężczyźni czytający te słowa, niech wam nawet nie przyjdzie przez myśl, by domagać się od matek wa­szych dzieci, by zaraz po porodzie zrywały się i szorowały podłogi dlatego, że "jeśli Kenijki mogą to zrobić, ty także możesz". Obawiam się, że dopóki nie zaczniecie zacho­dzić w ciążę i rodzić dzieci (co, powiedzmy to sobie otwar­cie, prawdopodobnie obniżyłoby do zera przyrost natural­ny), będziecie musieli pogodzić się z naszą specjalistyczną wiedzą w tej dziedzinie.

Będąc świadkiem tego niezwykłego porodu utwierdzi­łam się w przekonaniu, że nasze ciała dosłownie wypeł­niają rozkazy, jakie wydaje im umysł. W tym przypadku umysł kobiety najwyraźniej nie był zaprogramowany tak, by kojarzyć poród z osłabieniem, bólem i odpoczynkiem w łóżku. Nie musimy jednak akceptować programowania, jakie się nam serwuje. Moja babcia Ada złamała biodro, kiedy miała 86 lat. Po zabiegu operacyjnym chirurdzy powiedzieli jej, że nigdy już nie będzie chodziła. W mie­siąc później wpadłam do niej i zastałam ją na nogach. Sprzątała dom, popychając przed sobą krzesło, aby się podeprzeć. Przerażona, spytałam, co u licha wyrabia. Po­winna leżeć w łóżku, płasko na plecach. Jak brzmiała jej odpowiedź?


153



Sylvia Browne


- Nie mam czasu na takie głupoty. Zaadoptowałam te słowa i używam ich, kiedy czuję, że! skrada się do mnie jakaś choroba. Myślę, że wszyscy' przeżyliśmy podobne doświadczenie. Przez cały dzień czujecie się zupełnie dobrze, a tu nagle ktoś pyta: "Jak się czujesz? Nie wyglądasz najlepiej". Z całą pewnością, pod koniec dnia zauważycie, że rzeczywiście nie czujecie się najlepiej. W dziesięciu przypadkach na dziesięć, osoba, która powiedziała, że źle wyglądacie, nie jest obdarzona jakąś zdumiewającą mocą i nie potrafi ocenić waszego . zdrowia lepiej od was. Osoba ta jest obdarzona wyłącznie siłą sugestii. Zanim zdążycie się zorientować, myślicie:

"Skoro nie wyglądam najlepiej, może jestem chory?" Wasze ciało, zawsze chętne, by się przypodobać, słyszy słowo "chory" i posłusznie wywołuje jakiś rodzaj złego samopoczucia. Następnym razem, zamiast myśleć "Może jestem chory", spróbujcie pomyśleć "Nie ma czasu na takie głupoty". Myślcie tak, dopóki nie stanie się to wa­szym przekonaniem. Można śmiało założyć się o to, że przejdziecie przez resztę dnia czując się równie dobrze, jak czuliście się wcześniej.

Z tego właśnie powodu jestem w pełni przekonana, iż powinniśmy wyeliminować z naszego słownictwa błędnie pojmowany "język ciała" - to znaczy strumień beztroskich komunałów, które mogą sprowokować ciało do wywołania problemów zdrowotnych. Ekstremalnym przykładem jest tutaj moja przyjaciółka. Gdy porzucił ją narzeczony, po­wtarzała w kółko "Złamał mi serce". Prosiłam, by prze­stała tak mówić, ale trudno jest przełamać nawyk wypo­wiadania komunałów. Dwa miesiące później moja przyja­ciółka musiała poddać się operacji. Założono jej podwójny bypass.


154



Na zdrowie: Medialne recepty dla umysłu i ciała


Umówcie się z małżonkiem lub przyjacielem, by obser­wował, jak często używacie negatywnych form "języka ciała", i współpracujcie nad przełamaniem tego nawyku. Oto kilka przykładów:

O "Źle mi się robi na jego / jej widok".

O "Mdli mnie od tego ... ".

O "Serce mi się kraje".

O "Głowa od tego pęka".

O "Przez ciebie dostanę wrzodów żołądka".

O "Coś mi leży na sercu".

O "Zadręczysz mnie na śmierć".

O "Prędzej skonam niż...".

O "Chyba przez ciebie oszaleję".

O "Żołądek mi się przewraca".


Jeśli uważnie przysłuchacie się swoim słowom, będzie­cie wstrząśnięci tym, jak często, w niedostrzegalny sposób, sabotujecie swoje ciało i niemal nakazujecie mu, by się załamało.

Wasze ciało równie dosłownie reaguje na otaczające je środowisko. Zaczęłam dostrzegać to wiele lat temu, kiedy odwiedziłam w szpitalu mojego drogiego przyjaciela, dok­tora Jamesa Cochrana, który umierał z powodu perforacji wrzodów. Ujęłam jego dłoń i zapytałam, co się dzieje, a on spojrzał na mnie smutnymi, brązowymi oczyma i po­wiedział:

- Nie wiem, Sylvio. Myślę, że po prostu nie mogę już strawić życia.

Wkrótce później sama znalazłam się u lekarza. Próbowa­łam pozbyć się nawracającej infekcji pęcherza. Inny przy­jaciel, doktor Jim Fadiman, który znał mnie od zawsze, wysłuchał cierpliwie listy moich dolegliwości, a następnie powiedział:


155






Sylvia Browne


- Sama powinnaś wiedzieć najlepiej. Powiedz mi, co się z tobą dzieje?

- To moja rodzina - wyrzuciłam bez chwili zastanowie­nia. - Naprawdę, mam ochotę ich olać.

A ja zastanawiałam się, dlaczego boli mnie pęcherz? ) Nieźle się potem uśmialiśmy.

W ciągu lat, które później nastąpiły, przerobiłam z moi­mi klientami niezliczone wariacje tego tematu. Bardzo często, jeśli są w naszym życiu zagadnienia, którymi nie . chce się zajmować nasz umysł, ciało odzywa się głośno i wyraźnie:

O Ciągle boli cię szyja? Kto lub co jest tego przyczyną?

O Masz przewlekłe bóle pleców? Kogo lub co na nich dźwigasz?

O Słabnie ci wzrok? Czego w swoim życiu nie chcesz dostrzec?

O Przewlekłe zapalenie migdałków? Czego nie chcesz powiedzieć ... a może powiedziałeś coś, czego nie powi­nieneś był mówić?

O Tracisz słuch? Czego nie chcesz usłyszeć? Przy oka­zji, czy zauważyliście, że w małżeństwie słuch traci zawsze jedna osoba, a nie obie na raz? Na myśl przychodzą mi słowa "chwytasz aluzję?".

O Przewlekłe problemy z oddychaniem lub oskrzelami?

Co chciałbyś zrzucić z piersi?

O Zawroty głowy? Kto lub co wytrąca cię z równo­wagi?


Ta lista ciągnie się w nieskończoność. Rzecz jednak w tym, że pamiętając, jak dosłowna jest reakcja ciała na rozmaite informacje, wiele nawracających problemów zdrowotnych można wyleczyć, gdy umysł rozpozna praw­dziwe źródło problemu i podejmie kroki, by się nim zająć.


156



Na zdrowie: Medialne recepty dla umysłu i ciała


Powinniśmy z równą wrażliwością reagować na sygnały naszych ciał, z jaką one reagują na nasze myśli. Jesteśmy im to winni. Kiedy obaj moi synowie byli jeszcze mali, przeszłam przez fazę, w której, jak sądzę, postanowiłam raz na zawsze udowodnić, iż jestem Superkobietą. Zamie­rzałam zostać najwrażliwszą, najdoskonalszą mamą, pracu­jącą w pełnym wymiarze godzin, żoną, opiekunką domo­wego ogniska i córką. Zaplanowałam przy tym większą ilość seansów, przemówień i wystąpień w mediach niż ta, której mogłam sprostać. Spoglądając wstecz pojmuję, że próbowałam po prostu pędzić tak szybko, aby nie mieć czasu dostrzec, jak bardzo jestem nieszczęśliwa. W każ­dym razie fakt, że nie przykładałam wagi do takich dro­biazgów jak jedzenie, spanie i czas dla siebie, wydawał mi się zupełnie nieistotnym w tych rzadkich momentach, kie­dy w ogóle o tym myślałam. Po kilku tygodniach takiego postępowania, kiedy pewnym późnym popołudniem pędzi­łam po schodach, niosąc na rękach dzieci i pranie, zadras­nęłam sobie stopę o jeden ze stopni. Bolało, lecz było to zaledwie maleńkie draśnięcie, więc rzuciwszy na nie krót­kie, zaniepokojone spojrzenie, przestałam się nim przej­mować.

Następnego ranka moja stopa była opuchnięta tak, że czterokrotnie przekroczyła swoje normalne rozmiary. Wy­wiązało się poważne zapalenie. Minęły tygodnie, zanim w pełni powróciłam do zdrowia i zanim minął ból. Ciało przekazało mi głośną i wyraźną wiadomość: "W porządku, ważniaczko, jeśli ty nie chcesz zwolnić, ja cię do tego zmuszę!". Jestem pewna, że już od tygodni wysyłało do mnie rozmaite sygnały, ale mój umysł był zbyt zajęty i za­śmiecony, by je zauważyć.


157









Sylvia Browne


Codziennie spotykam się z klientami, którzy jeszcze nie dostrzegli tego powiązania, ale niedomagają fizycznie, po­nieważ żyją i I lub pracują w szkodliwym umysłowo środo­wisku. Na własnej skórze nauczyłam się, że długotrwałe napięcie, brak szczęścia i depresja, jeśli nie zostaną wyra­żone lub rozwiązane, wcześniej czy później z całą pewnoś­cią uwidocznią się pod jakąś postacią cielesnej choroby. Wielu lekarzy także doskonale zdaje sobie sprawę z tego faktu. Dla przykładu, pacjentów cierpiących na raka, bar­dzo często zachęca się do tego, by wspomagali leczenie zmianą stylu życia. Spokojniejszy i lepszy tryb życia często przynosi pozytywne skutki. Niestety nie dzieje się tak za każdym razem, ale wystarczająco często, by warto było wziąć to pod uwagę·

Wszyscy słyszeliśmy o tym, że stres jest przyczyną powstawania wrzodów żołądka. To prawda, lecz równo­cześnie jest to zaledwie początek opowieści, co potwier­dzają niemal wszyscy członkowie medycznej społeczności. Jeśli stres i inne nieprzyjemne emocje są wystarczająco silne, by wywołać krwawienie wewnętrzne, są one również i dość silne, by wywołać wszelkie inne zaburzenia w orga­nizmie. Przypominamy chodzące szybkowary. Jeśli kiedy­kolwiek używaliście szybkowaru, wiecie, że macie trzy ewentualności - możecie upewnić się, że para uchodzi z naczynia, możecie zdjąć naczynie z palnika, lub ze­skrobywać z sufitu pokrywkę razem z waszym obiadem. Podobnie możemy postąpić z własnymi ciałami - upuścić sobie pary, zmienić środowisko lub sytuację na taką, która przede wszystkim nie będzie powodowała gromadzenia się w was pary, lub pewnego dnia, w taki czy w inny sposób, wybuchnąć.


158



Na zdrowie: Medialne recepty dla umysłu i ciała


Nie, nie zachęcam was do tego, byście biegali wrzesz­cząc, krzycząc, bijąc się nawzajem i nazywając to "upusz­czaniem pary". Po pierwsze, nie brzmi to zachęcająco. Po drugie, zabrania tego prawo. Po trzecie, faktem jest, że każdy ból, jaki zadamy innej osobie, ostatecznie bardziej zaszkodzi nam niż jej. A szczerze mówiąc, wszyscy mamy dość kłopotów bez dodawania sobie nowych.

Istnieją inne sposoby upuszczania pary, bez powodowa­nia szkód. Niezwykle ważnym dla waszego zdrowia umys­łowego i fizycznego jest, byście znaleźli jak najwięcej takich sposobów. Porozmawiajcie z terapeutą, z dyskret­nym przyjacielem lub z członkiem rodziny, z księdzem, z rabinem, z grupą wsparcia, z gorącą linią kryzysową - z kimkolwiek, komu możecie zaufać, kto wysłucha wa­szych słów, nie osądzając was przy tym. Płaczcie. Krzycz­cie. Napiszcie długi, szczegółowy list do osoby, na którą jesteście źli, a następnie spalcie go. Powiedzcie swojemu Duchowi Przewodnikowi, że potrzebujecie pomocy i do­kładnie określcie, dlaczego. Módlcie się. Zróbcie to, co ro­bi moja przyjaciółka. Napiszcie na starym, zgniłym ziem­niaku imię osoby, nazwę pracy, lub czegokolwiek, co wpływa na was frustrująco, a następnie spalcie ziemniaka, nie dlatego, że żywicie śmieszną nadzieję, iż rzucicie klątwę na tę osobę czy pracę (przykro mi, lecz nie ma czegoś takiego jak klątwa), ale dla przynoszącego satysfak­cję gestu wypalania zła ze swojego życia. Wykosztujcie się na worek treningowy, albo boksujcie wszystkie poduszki w swoim domu aż do kompletnego wyczerpania. Chodźcie. Biegajcie. Trenujcie. Zagrajcie w golfa, lub w klatce pał­karza wyładujcie się na piłkach do baseballu. Idźcie do wesołego miasteczka - uważam bowiem, że nie ma mowy, byście koncentrowali się na swoich problemach, kiedy


159







Sylvia Browne


wisicie do góry nogami na rollercoastrze. Zróbcie to, co sama zrobiłam kiedyś, kiedy byłam tak wściekła na mojego pierwszego męża, że naprawdę wierzyłam w to, iż mogą wybuchnąć. Wskoczyłam wtedy na rower i jechałam tak szybko i ostro jak tylko mogłam, mówiąc sobie, że tak naprawdę, odjeżdżam od niego.


Porozmawiajcie także ze swoim lekarzem. Nie znam nikogo, kto polepszyłby sobie życie przez to, że uzależnił się od alkoholu, albo od przepisanych przez niepowołane osoby środków, ale prośba o pomoc i zażywanie bezpiecz­nych leków, które mogą ułatwić uporanie się ze stresem, kłopotami, lub ciężkimi przeżyciami, nie jest objawem ' słabości. Mnóstwo ludzi zadało sobie wiele trudu, aby wynaleźć skuteczne leki przeciwdepresyjne, antybiotyki, echinaceę, akupunkturę i nieuzależniające, ziołowe środki nasenne. Jeśli wasz lekarz nie potrafi zaoferować wam alternatywnych metod leczenia, znajdźcie takiego, który potrafi.


Oczywiście ciężkie przeżycia mogą mieć równie drama­tyczny wpływ na ciało. Ponieważ mentalne powiązanie choroby z jej źródłem może w znacznym stopniu wspomóc leczenie, oto trzy wskazówki, które w moim przypadku okazały się bardzo użyteczne podczas seansów poświęco­nych zdrowiu moich klientów:


1. Nagłe, bolesne przeżycie (śmierć kochanej osoby, strata pracy, rozwód lub zerwanie, szkody wyrządzone przez klęski żywiołowe, itp.) zazwyczaj uderza w ciało od piersi w górę. Jeśli cierpicie na katar, zapalenie oskrzeli, infekcje zatok, choroby serca, lub jakiekolwiek zapalenia górnych dróg oddechowych, cofnijcie się od sześciu mie­sięcy do roku wstecz i spróbujcie wyśledzić w waszym życiu jakiś poważny wstrząs. Jeśli go znajdziecie, natych- ,


160



Na zdrowie: Medialne recepty dla umysłu i ciała


miast się z nim uporajcie. Nigdy nie próbujcie zmieniać swojego ciała w cmentarz emocjonalnego cierpienia.


2. Głęboko osadzone, bolesne przeżycie (trwający od dawna brak szczęścia w domu lub w pracy, problemy rodzinne, którymi się nie zajęliście, nierozwikłane konflik­ty z przyjaciółmi, zaległe przeprosiny, nie uznawane po­czucie winy itp.) zazwyczaj uderza w obszar pomiędzy klatką piersiową a talią. Wrzody żołądka, przewlekła nie­strawność, nadkwasota i skurcze żołądka często oznaczają, że istnieje coś, co stale "spychacie w głąb" zamiast zająć się tym i pozbyć się tego raz na zawsze.


3. Bolesne przeżycia z dzieciństwa lub minionych wcie­leń (oczywiście najtrudniejsze do odkrycia, lecz pomóc może wam doświadczone medium lub hipnoterapeuta) za­zwyczaj atakują od pasa w dół. Przewlekłe zaparcia lub biegunki, zapalenie okrężnicy, choroby narządów rozrod­czych itp., są często znakiem, że wasza podświadomość obstaje przy czymś, z czego nie zdaje sobie sprawy świado­ma część waszego umysłu, a co powinno zostać odrzucone.


Nasze ciała nie są zdolne do tłumienia czy racjonalizo­wania czegokolwiek, i dlatego niekiedy wydaje mi się, że tak naprawdę są sprytniejsze od nas. Jeśli będziecie się nad nimi znęcać, źle je karmić, zbyt dużo od nich wymagać, nie będziecie uznawać ich potrzeb i przestaniecie zwracać na nie uwagę, z całą pewnością się odezwą.


Pamięć komórkowa i bolesne przeżycia z minionych wcieleń


Musimy aktywnie uświadomić sobie także inne aspekty naszego zdrowia, które wywierają ogromny wpływ na na­sze umysły i ciała, aspekty, które są tak głęboko zakorze-


161








Sylvia Browne


nione, iż zaledwie garstka społeczności medycznej dopiero zaczyna je badać.

Jak już mówiliśmy, zanim nasze duchy przejdą z Drugiej Strony do kobiecego łona, każdy z nich sporządza wzorzec .. Zawiera on także zagadnienia związane ze zdrowiem i cho­robami, chociaż możemy zmieniać go w trakcie naszego pobytu na Ziemi - dla przykładu przeziębienie nie musi , przekształcić się w zapalenie płuc, jeśli podejmiemy od­powiednie kroki, by temu zapobiec. Po Drugiej Stronie: mamy dostęp do świadomych wspomnień ze wszystkich naszych minionych wcieleń i zgodnie z nimi spisujemy nasz wzorzec. Lecz owe świadome wspomnienia znikają w podświadomości, kiedy zmierzamy w stronę życia, któ­rego się podjęliśmy.

Żywe komórki, z których jesteśmy złożeni, zawierają, owe wspomnienia z minionych wcieleń i reagują na nie, podobnie jak nasz duch reaguje na znajome mu przeży­cie powtórnego zamieszkiwania ciała. Przypomina to owe szczególne miejsca, Jakie wszyscy mamy w naszym życiu. a które kojarzymy ze szczęściem, smutkiem, lękiem lub bólem. Uczucie uderza w nas za każdym razem, kiedy tam wracamy, obojętnie ile lat minęło od wydarzeń, które wywołały takie a nie inne skojarzenie. Duch doświadcza tego samego uczucia, kiedy wraca na Ziemię w innym ciele, zaś komórki tego ciała wchłaniają wspomnienia du­cha i reagują tak, jak zostały zaprogramowane. Nie potrafią samodzielnie odróżnić przeszłości od teraźniejszości, czy tego życia od minionych wcieleń.

Jak już wspomniałam w rozdziale trzecim, małe dzieci często pamiętają minione wcielenia, ponieważ niedawno przebywały jeszcze po Drugiej Stronie.


162



Na zdrowie: Medialne recepty dla umysłu i ciała


Kiedy mój syn, Christopher, miał około trzech lat, pew­nego dnia spytałam go od niechcenia:

- Kim byłeś wczoraj?


Bez cienia wahania poinformował mnie, że był kow­bojem i miał konia o imieniu Cinder. Został postrzelony w brzuch przed "miejscem z wahadłowymi drzwiami". Chociaż jego odpowiedź zafascynowała mnie, zastanawia­łam się, czy nie oglądał zbyt dużo telewizyjnych pro­gramów o kowbojach.


- A potem wybiegła moja córka i trzymała moją gło­wę, kiedy umierałem - dodał nagle Christopher.


Nie jest to obrazek, jaki wymyśliłby trzylatek. W póź­niejszych latach tysiące razy wspominałam tę rozmowę, kiedy Chris zaczął cierpieć na silne, przewlekłe bóle brzu­cha. Lekarze nie potrafili znaleźć żadnej fizjologicznej przyczyny. Pewnej nocy, kiedy spał, postanowiłam sama się nim zająć i spróbować wykorzystać informacje, jakich mi udzielił, by dotrzeć do prawdziwych korzeni tego bólu. Usiadłam na skraju jego łóżka i cicho przemówiłam do jego podświadomości.


- Chris - powiedziałam. - Wiem, że wcześniej postrze­lono cię w brzuch i wiem, że było to bardzo, bardzo bo­lesne. Ale to wydarzyło się w innym czasie, w minionym życiu. Teraz jesteś bezpieczny, twój brzuch jest zdrowy i nigdy już nie będziesz musiał przez to przechodzić.


Następnego ranka jego bóle brzucha minęły i nigdy nie wróciły.


Wkrótce później pewna klientka poprosiła mnie, bym spędziła godzinę z jej dwuletnim synem. Chłopiec wpadał w prawdziwą histerię za każdym razem, kiedy jego matka wchodziła pod prysznic.


163





Sylvia Browne


- Mamo, nie! Mamo, nie rób tego! - krzyczał i de­speracko próbował wypchnąć ją z łazienki. Dzięki mojej Przewodniczce Francine i Duchowi Przewodnikowi chłop­ca, udało mi się odnaleźć źródło problemu, oznajmiłam więc jego matce, że chcę przemówić do dziecka podczas snu. Kobieta bała się, że przy swoim bardzo ograniczonym zakresie słownictwa chłopiec mnie nie zrozumie. Zapew­niłam ją jednak, że jego duch, podobnie jak dusze nas wszystkich, nie posiadający wieku, nie będzie miał z tym żadnych problemów. Tej nocy, kiedy spał głębokim snem, delikatnie pogłaskałam jego czoło i wyszeptałam:

- W 1942 roku wraz z rodziną zabrano cię do straszliwego miejsca o nazwie Dachau...

Podałam mu wszystkie tragiczne szczegóły minionego życia, kiedy był świadkiem tego, jak jego matka, ojciec i dwóch braci zostało zaprowadzonych do strasznych ko­mór gazowych, udających natryski. Opowiedziałam mu też o jego własnej śmierci, w cztery miesiące później, pod tymi samymi prysznicami.

- Było to najokrutniejsze i najokropniejsze ze wszyst-


kiego, co kiedykolwiek wydarzyło się na tej Ziemi, lecz dzięki Bogu, minęło, skończyło się. W tym życiu nic nie grozi tobie, ani twojej matce; prysznice nie mogą wyrządzić jej krzywdy. Nikt nigdy więcej me przyjdzie, by przemocą zabrać z domu ją lub ciebie.

Przemawiałam do chłopca przez ponad godzinę, do chwili, aż poczułam, jak ogarnia go głęboki spokój. Po kilku tygodniach matka chłopca napisała do mnie, że jego lęk minął.

Na przestrzeni lat, lekarze skierowali do mnie wiele,


dzieci cierpiących na przewlekłe choroby, które nie pod­dawały się tradycyjnym metodom leczenia, a ja stwier-


164



Na zdrowie: Medialne recepty dla umysłu i ciała


dziłam, że w 98 na 100 przypadków dzieci te reagowały na zapewnienie, iż zapamiętane z minionego wcielenia boles­ne przeżycie lub śmierć już ich nie dotyczą. Pewne dziec­ko, które przyszło na świat z czymś, co wyglądało na ostry przypadek astmy, w rzeczywistości w swoim przedostat­nim wcieleniu zostało mylnie oskarżone o kradzież konia i powieszone za zbrodnię, jakiej nie popełniło.

Śliczna mała dziewczynka z największymi, bursztynowymi oczyma, jakle kiedykolwiek widziałam, pod koniec 1800 roku uma­rła na zakażenie krwi spowodowane nie leczonym skale­czeniem, a kiedy ją poznałam cierpiała na białaczkę, nie poddającą się terapii. Inne dziecko cierpiało na nocne koszmary. Jak się okazało, poprzez swoją podświadomość na nowo przeżywało okropieństwo wojny hiszpańsko-ame­rykańskiej, oraz bitwy, w której wraz z bratem straciło życie. We wszystkich tych przypadkach, dzieci zostały wyleczone w taki sposób, że w czasie snu, stale przema­wiałam do ich podświadomości i zachęcałam ich dusze, by odrzuciły bolesne przeżycia z minionych wcieleń.


Jeśli wasze dziecko cierpi na przewlekłą chorobę lub fobię, procz tego, że zwracacie się do wykwalifikowanego lekarza, spróbujcie podczas snu, przemówić do niego po cichu i powiedzieć:


- Możesz już odrzucić swoje minione wcielenie. Tamto życie skończyło się, a wszystko, co mogło cię w nim zra­nić, odeszło na zawsze. Przyszedłeś na świat na nowo, nic ci nie grozi, jesteś zdrowy. Nie musisz już cierpieć z powo­du tamtego wcielenia.


Wspomóżcie to ćwiczenie modlitwą za dziecko, za uko­chaną osobę, lub za samych siebie, jeśli i wy cierpicie na podobne dolegliwości i chcecie się ich pozbyć raz na zawsze:


165






Sylvia Browne


Dobry Boże,

Jeśli mój duch i moja pamięć komórkowa w jakiś sposób przechowują szkodliwe wspomnienia z minionego życia, proszę, pomóż mi odrzucić je w oczyszczające, białe świat­ło Ducha Świętego. Amen.


Jeśli podchodzicie do tego ze sceptycyzmem, lub po prostu nie wierzycie w ani jedno moje słowo, mimo wszystko spróbujcie powtarzać tę modlitwę choćby przez tydzień. Z całą pewnością wam ona me zaszkodzi, a może pomóc w niezwykły sposób, tak samo jak w przypadku wielu moich klientów, przyjaciół i osób, które przysłali do mnie lekarze oraz psychiatrzy. .

W przypadku ludzi dorosłych pamięć komórkowa może być równie potężną siłą, pod względem fizycznym i uczu­ciowym, jak w przypadku dzieci. Pamiętajcie, ze duch, po raz kolejny zamieszkując w ciele, odczuwa swego rodzaju deja vu, a to z kolei wyzwala fizjologiczną reakcję, w której ciało podporządkowuje się wskazówkom płynącym z duchowej części umysłu.

Powiedzmy na przykład, że w wieku 34 lat nagle, bez żadnego wyraźnego powodu, zapadliście na poważną cho­robę oskrzeli lub górnych dróg oddechowych, a jej leczenie okazuje się mało skuteczne. Być może w ostatnim życiu, w wieku 34 lat, umarliście na zapalenie płuc. Być może, działo się to w czasie, kiedy choroba ta niezmiennie kończyła się śmiercią. Wasz. duchowy umysł, przebywający w znajomym środowisku ciała, mówi: "Och, patrzcie tylko. Znów jestem w ciele, a ono znów ma 34 lata. To oznacza chorobę związaną z oddychaniem - w wieku 34 lat zawsze cierpiałem na dolegliwości związane z drogami oddechowymi". . .

Lub, jak to się zdarzyło w przypadku mojego niedaw­nego klienta, macie 50 lat i po raz pierwszy w życiu na-


166



Na zdrowie: Medialne recepty dla umysłu i ciała


prawdę przeraziliście się wody. Jeśli jednak w minionym życiu utonęliście w wieku 50 lat, a wasz duchowy umysł oraz pamięć komórkowa przechowują tę informację nie odróżniając przeszłości od teraźniejszości, dlaczego nie mielibyście nagle zacząć obawiać się wody, kiedy prze­kraczacie pięćdziesiątkę?


Dzięki fotografii kirlianowskiej, która pozwala uchwycić na kliszy obraz energii, czy też "aury" emanującej z każdej żywej rzeczy, zademonstrowano, że kończyna ukazuje się jako część ciała w postaci energii na długo po tym, jak została amputowana. Dr Thelma Moss, oraz inni lekarze, przeprowadzili wiele fascynujących badań nad ludźmi, któ­rzy odczuwali ból amputowanych kończyn, jak gdyby na­dal były rzeczywiste i połączone z ciałem - tak jak po­strzega je duchowa część umysłu i pamięć komórkowa. Bolesne przeżycia i śmierć z minionych wcieleń mogą wywołać taką samą reakcję i dokładnie taki sam rodzaj "bólów fantomowych ".


Gdy jednak duchowa część umysłu odbierze wreszcie wiadomość: "Jest inny czas, inne miejsce, inne życie, inne ciało", może odrzucić ból, strach, lub chorobę, do której przywykła. Ten proces jest prostszy niż sądzicie. Nie musi­cie nawet znać tych szczegółów minionego życia, na które nadal reaguje wasz duchowy umysł i pamięć komórkowa - musicie tylko uznać, że przeszłe wcielenie może być źródłem problemu.


Zdrowie umysłowe


Współpraca ze społecznością psychiatrów stanowi dla mnie źródło ogromnej satysfakcji. Pierwszą pacjentką, jaką skierował do mnie zaprzyjaźniony psychiatra, była nasto-


167



Sylvia Browne

letnia dziewczyna, która, jego zdaniem, mogła mieć pro­blem dotyczący "mojego terytorium". Dziewczyna była przekonana o tym, że nawiedza ją mroczna postać, która towarzyszy jej przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Bała się tej postaci tak bardzo, że nie mogła normalnie funkcjonować, dom opuszczała tylko udając się na terapię, nie mogła spać, była niespokojna i pogrążona w głębokiej depresji. Wierzyła, iż mroczna postać chce ją skrzywdzić.

Przyznaję, że kiedy przyjaciel po raz pierwszy poprosił, bym się z nią spotkała, założyłam, że naprawdę nawiedzał ją jakiś duch, ktoś nieszczęśliwy i zbłąkany, z kim umiała­bym sobie poradzić. Jednak w chwili, gdy dziewczyna przekroczyła mój próg zrozumiałam, że ani przy niej, ani nigdzie w pobliżu, nie było żadnego ducha. Z radością podzieliłam się z nią tą nowiną, w naiwnej nadziei, że przyniosę jej ulgę. Tak się jednak nie stało. Dziewczyna natychmiast "wrzuciła mnie do jednego worka" ze wszyst­kimi, którzy wmawiali jej, iż mroczna postać nie istnieje.

Pod żadnym pozorem nie mogłam pozwolić, by opuś­ciła mój gabinet w takim samym wzburzeniu, w jakim do niego weszła. Nie zamierzałam sprawić zawodu mojemu zaprzyjaźnionemu psychiatrze już przy pierwszej pacjent­ce, którą do mnie przysłał, a poza tym, nie lubię prze­grywać, szczególnie w starciu z wyimaginowanymi mon­strami. Problem polegał na tym, że niezależnie od tego, jak bardzo się starałam, nie posuwałam się ani odrobinę na­przód. Modliłam się z dziewczyną, poprowadziłam ją po­przez uzdrawiającą medytację, posunęłam się nawet do tego, że odprawiłam nad nią egzorcyzm. Minęło wiele go­dzin. Byłam kompletnie wyczerpana, a jeśli chodzi o dzie­wczynę, moje wstawiennictwo okazało się interesujące, lecz nieskuteczne, ponieważ nadal czuła czyjąś obecność.

168


Na zdrowie: Medialne recepty dla umysłu i ciała

Gorąco pragnąc sukcesu zaniedbałam to, co powinnam była zrobić przede wszystkim. W końcu jednak usiadłam, zamknęłam oczy i cicho powiedziałam:

- Poddaję się Boże. Ona należy do Ciebie. Proszę, pomóż jej i powiedz mi, co mam robić.

Odpowiedź nadeszła w mgnieniu oka. Była czysta i wy­raźna. Dokładnie kierując się instrukcjami, otworzyłam oczy, przez dłuższą chwilę badawczo przyglądałam się dziewczynie, a następnie oznajmiłam z udawanym zaskoczeniem:

- Wiesz co, masz absolutną rację, naprawdę ktoś ci to­warzyszy! Nie pojmuję dlaczego tak długo nie mogłam go zobaczyć! Ale, co zdumiewające, ten ktoś nie jest wcale wielką, mroczną postacią - to tylko mały chłopiec!

- Mały chłopiec? - spytała, wpatrując się we mnie ze zdumieniem.

Widziałam, że nie spiera się ze mną, a tylko upewnia się, ze właściwie usłyszała.

- Jest śliczny, ma tylko dziewięć lat - ciągnęłam. - Bar­dzo się boi. Zgubił się i pozostaje przy tobie, ponieważ ma nadzieję, że się nim zaopiekujesz.

Po chwili milczenia dziewczyna uśmiechnęła się, jak sądzę po raz pierwszy od długiego czasu.

- Potrafię poradzić sobie z małym chłopcem - oznaj­miła głosem pełnym współczucia, bardziej do siebie niż do mnie.

I rzeczywiście potrafiła to zrobić. Powoli, lecz pewnie, zaczęła wracać do życia. Coraz łatwiej było jej prosić małego chłopca, by zechciał pobawić się przez chwilę sam, kiedy była zajęta, lub zostać w domu i poczekać na nią, kiedy wychodziła.

W końcu chłopiec zniknął. Gdy ostatni raz otrzymałam od niej wiadomość, dziewczyna ukończyła college i pró-

169




Sylvia Browne

bowała dokonać wyboru pomiędzy licznymi, atrakcyjnymi ofertami pracy.

Tamtego dnia dowiedziałam się pewnej cennej rzeczy na temat strachu. Zamiast marnować czas wymawiając ko­muś, że boi się rzeczy śmiesznej lub wymyślonej, spróbuj­cie w jakiś sposób umniejszyć ją do czegoś, z czym osoba ta potrafi sobie poradzić, odrzucić lub całkowicie pokonać. Bardzo często początkowa ulga toruje drogę do pełnego uzdrowienia.

Nadal nie mogę powstrzymać się od śmiechu - nie z po­wodu mojej pacjentki, lecz samej siebie - kiedy pomyślę o kobiecie skierowanej do mnie przez psychologa klinicz­nego z środkowego zachodu kraju. Powiedziano mi, że kobieta ta całym sercem wierzy, iż wokół jej talii owinięty jest wąż. Ponieważ przerażały ją węże, skutek był dokład­nie taki, jak możecie sobie wyobrazić.

Zanim owa kobieta zjawiła się w moim gabinecie, mod­liłam się do Boga z prośbą o pomoc podczas tego seansu. Gdy tylko zwróciłam oczy na klientkę, wrzasnęłam: - O mój Boże, wokół talii masz węża! Zerwałam się z fotela, złapałam nieistniejącego węża, zdarłam z jej ciała jego wyimaginowane sploty i zmagałam

się z nim, skacząc po całym biurze. Jak na wymyślonego węża, sporo się z nim naszamotałam. Jeśli chcecie znać prawdę, to wiedzcie, że zanim udało mi się podnieść rękę na tyle, by zatłuc owego wyimaginowanego węża, waląc jego głową o ścianę, naprawdę wczułam się w całą tę sprawę. Kiedy wreszcie pokonałam węża, zebrałam w so­bie resztki tego, co w tej chwili było już moją zupełnie wyimaginowaną godnością, i przedstawiłam się. W go­dzinę później kobieta wyszła z mojego gabinetu uszczęśli­wiona i uwolniona od węża, bez wątpienia myśląc, że ja jestem znacznie bardziej szalona od niej.

170


Na zdrowie: Medialne recepty dla umysłu i ciała

Pamiętam też kobietę, którą martwił fakt, że nieustannie przemawiały do niej jej okulary. Dzięki wcześniejszej po­mocy Boga i psychiatrów, byłam gotowa na rozwiązanie także tego problemu. Kiedy tylko kobieta powiedziała mi, na czym polegało jej zmartwienie, odebrałam od niej oku­lary (w całkowitej ciszy), przyłożyłam je na kilka minut do ucha, a potem oddałem je mówiąc ze zniecierpliwieniem:

- Masz rację, one mówią. Ale strasznie przynudzają.) Kobieta nałożyła okulary, posłuchała, a potem powie­działa zaskoczona:

- To prawda, strasznie nudzą.

I to tyle na temat gadających okularów - od tej pory nie były już jej zmartwieniem.

Pamiętajcie, że istnieje wiele umysłowych i emocjonal­nych zaburzeń, a ja nie jestem wykwalifikowana do tego, by się nimi zajmować, czy je leczyć, i żadne medium, w tym także ja, nie powinno nigdy być substytutem psy­chiatry. Kieruję do moich wspaniałych, znajomych psycho­logów równie wielu klientów, ilu oni kierują do mnie. Mocno wierzę w to, że gdybyśmy tak samo dbali o zdrowie emocjonalne, jak troszczymy się o nasze fizyczne doleg­liwości, dostrzeglibyśmy znaczną i trwałą poprawę w ogól­nym samopoczuciu. Mój przyjaciel psychiatra powiedział mi kiedyś coś, czego nigdy nie zapomnę, a im więcej dowiaduję się o złożoności powiązań umysłu i ciała, tym bardziej prawdziwe wydaje mi się jego stwierdzenie:

"Umysł może zabić, ale może też uzdrowić".

Łańcuchy modlitewne

Oczywiście największym z wszystkich uzdrowicieli jest Bóg, a chór głosów proszących unisono o Jego uzdrowi­cielską moc i współczucie, może stać się potężną siłą. Jeśli

171




Sylvia Browne

więc nigdy nie byliście osobą, dla dobra której odmawia­ne są pacierze w Łańcuchu Modlitewnym - to, jak mówi stare powiedzenie, nie odrzucajcie szansy, póki jej nie spróbujecie.

Przez całe stulecie wiele kościołów, świątyń i centrów duchowych organizowało Łańcuchy Modlitewne. Od wielu lat istnieje Łańcuch połączony przez numer telefonu moje­go biura i stronę w sieci, której adres możecie znaleźć na końcu tej książki. Objął on swoim zasięgiem około 250 ty­sięcy ludzi. Chętnie powitamy was, jeśli zechcecie w nim uczestniczyć, czy po prostu posłużycie się nim jako przy­kładem dla założenia własnego Łańcucha Modlitewnego.

Codziennie o godzinie szóstej rano czasu północnoame­rykańskiego członek mojego zespołu zbiera w biurze wia­domości z automatycznej sekretarki, dostępnej przez dwa­dzieścia cztery godziny na dobę. Są na niej zarejestrowane imiona ludzi z całego świata, którzy pragną zostać włącze­ni w poranną modlitwę. Nie musimy wiedzieć, jakie dokład­nie problemy dręczą owe osoby. Byłoby to wbrew poufno­ści, gdybyśmy prosili kogokolwiek o pozostawienie tak oso­bistych informacji nagranych w pamięci maszyny. Wystar­czy samo imię osoby, która potrzebuje szczególnej pomocy.

Lista imion zostaje natychmiast przesłana do pięćdzie­sięciu duchownych mojego niewyznaniowego kościoła Novus Spiritus. Każdy z tych pięćdziesięciu duchownych przekazuje imiona pięćdziesięciu członkom Łańcucha Mo­dlitewnego, którzy z kolei przekazują je do pięćdziesięciu innych osób, i tak dalej. Ta sama lista jest także roz­prowadzana poprzez moją stronę Novus Spiritus w sieci komputerowej. Gdziekolwiek jesteśmy, na całym świecie, o godzinie dziewiątej czasu północnoamerykańskiego, czy­li o godzinie potrójnej Trójcy (trzy razy trzy), modlimy się za każdą osobę znajdującą się na liście:

172


Na zdrowie: Medialne recepty dla umysłu i ciała

Dobry Boże, gdziekolwiek mieści się ich ból - w umyśle, w ciele, czy w duszy, pomóż mi odrzucić go

i uwolnij ich z pomocą.

białego światła Ducha Świętego. Amen.

Moje akta pełne są listów od ludzi, którzy zostali uzdro­wieni przez nasz Łańcuch Modlitewny i przez inne mu podobne. Jeśli jesteście sceptyczni, pozwólcie mi raz jesz­cze powtórzyć - nie zaszkodzi spróbować. Nie macie do stracenia nic, prócz kosztu połączenia telefonicznego, a możecie zyskać ogromną siłę ćwierci miliona ludzi, w wa­szym imieniu wznoszących głosy do Boga.

"Laboratorium"

Moja Przewodniczka, Francine, podsunęła mi pomysł na wspaniałą medytację, czy też na ćwiczenie umysłowe, jeśli uważacie, że medytacja zabrałaby wam zbyt wiele czasu, lub po prostu okazała się za trudna. Przeznaczeniem tego ćwiczenia jest wyciszenie i uzdrowienie samego siebie. Francine nazwała je "Laboratorium". Wyjaśniła, że Labo­ratorium jest szczególnym miejscem, do którego zawsze możecie się udać, kiedy tylko znajdziecie spokojną chwilę.

- Kiedy tworzycie w umyśle swoje własne Laborato­rium - powiedziała Francine - my, po Drugiej Stronie, widzimy to i możemy się do was przyłączyć, by pomóc wam rozwikłać wszystkie trapiące was problemy.

Przez całe lata Laboratorium było wspaniałym źródłem pociechy i dopełnienia dla mnie, dla mojej rodziny i przy­jaciół, współpracowników i klientów, z którymi podzieli­łam się tym pomysłem. Modlę się o to, by dla was okazało się tym samym.

173




Sylvia Browne

Stwórzcie w swoim umyśle prostokątny pokój, o takich rozmiarach, jakie wydadzą się wam dogodne. Jedna ze ścian niech pozostanie otwarta, ale pozostałe trzy ściany pomalujcie na delikatna., uspokajająco.. zieleń. W ścianach umieśćcie wielkie okna, przez które widać będzie przepiękna, błękitno.. i spokojną. wodę, dodającą moc waszemu uzdrowieniu. Pośrodku pokoju stwórzcie stół na tyle duży, byście mogli się na nim położyć, ozdobiony najpiękniej­szymi rzeźbami i wzorami, jakie możecie sobie wyobrazić.

Krok po kroku przyozdabiajcie swój pokój, wypełnijcie go meblami, dziełami sztuki, roślinami, świecami, kwiata­mi i innymi dekoracjami, jakie najbardziej lubicie. Im więcej szczegółów i osobistych elementów wprowadzicie do swojego pokoju, tym bardziej wyda się wam realny, a więc nie spieszcie się i uczyńcie go doskonałym.

W otwartej ścianie zawieście zapierający dech w piersi witraż. Tworząc go, bacznie przyglądajcie się każdemu centymetrowi jego wspaniałego wzoru, a w jego centrum umieśćcie symbol, który ma dla was najgłębsze duchowe znaczenie. Nadajcie szybom witrażu najpiękniejsze od­cienie błękitu, fioletu i zieleni, jakie kiedykolwiek wi­dzieliście.

Teraz powoli przejdźcie przez piękne Laboratorium, które stworzyliście, radując się każdym doskonałym szcze­gółem, jaki w nim umieściliście i stańcie przed witrażem, oświetlonym od tyłu, dzięki czemu czujecie ciepło jego łagodnego, tęczowego blasku.

Gdy stoicie przed witrażem, olśniewające barwy przeni­kają wasz umysł i ciało, wsiąkając w was głęboko, tak że czujecie, iż każdy promień oczyszcza waszą duszę.

Błękitny spokój i wyższa świadomość wypełniają wa­sze ciało ... serce ... ducha ...

174


Na zdrowie: Medialne recepty dla umysłu i ciała

Złoty - obejmujecie swojo.. bosko.. godność ... wasz inte­lekt się wyostrza ...

Zielony - uzdrawiający promień sięga waszego jądra, daje siłę i radość ...

Fioletowy - kolor królewskiej władzy, praw należnych wam, jako dzieciom Boga... wasza duchowość staje się głębsza, bardziej święta, odżywcza... wasz duch szybuje w przestworzach ...

Teraz poproście, by otoczyło i uzdrowiło was białe światło Ducha Świętego. Odczujcie, jak jego czysty, pełen miłości blask zanurza was w spokoju, stabilności, sile, kontroli - ogarnia czubek waszej głowy ... każdy szczegół waszej twarzy ... szyję i ramiona, uwalniając was od napię­cia i sztywności... wędruje w dół do piersi, kręgosłupa, każdej kości, każdego mięśnia, odpędzając każdy ból, każ­dą troskę... przenikając talię, brzuch, uspokajając, oczysz­czając ... powoli spływa w dół do waszych nóg. Opuszczają napięcie, tak rozluźnione, że ledwie was podtrzymują ... Blask obejmuje wasze stopy, ochładzając, uśmierzając, odświeżając ...

Przejdźcie powoli do stworzonego przez siebie pięknego stołu. Białe światło Boskiej miłości porusza się razem z wami, otacza was wspaniałym, lśniącym płaszczem, falu­jącym delikatnie, niczym najcieńszy jedwab, kiedy układa­cie się na stole. Jego powierzchnia jest gładka i twarda, daje doskonałe podparcie. Jesteście bezpieczni i chronie­ni. Opuszcza was cały strach, rozpuszczony w płaszczu Bożego światła.

Po cichu proście Drugą Stronę, by do was przyszła. Jej mieszkańcy czekają by przyłączyć się do was w owym pię­knym pokoju. Przybywają w mgnieniu oka i gromadzą się dookoła stołu. Jest tam wasz Duch Przewodnik, Anioły,

175




Sylvia Browne

wasi ukochani zmarli. Przyprowadzili ze sobą wielkich nauczycieli i lekarzy z Drugiej Strony, którzy pocieszą was i wyleczą. Otacza was doskonałe zdrowie, mądrość i ak­ceptacja; wasz umysł rozjaśnia się, uwolniony od stresu i ciężarów. Wasi Duchowi Pomocnicy unoszą z was owe ciężary i na zawsze je wchłaniają. Odchodzi cały smutek, żal, rozpacz, cały emocjonalny zamęt - złe, spienione morze niewypowiedzianego bólu zostaje uspokojone i przeobrażone w przejrzyste, spokojne wody przez Dłonie Bożych Uzdrowicieli, którzy teraz przysuwają się bliżej, wyciągając ręce. Czujecie bijący od nich spokój.

Ich Ręce czekają nad waszym ciałem, a wy prosicie , w ciszy, by moc ich uzdrowicielskiej siły dotknęła. źródła waszego największego fizycznego bólu. Zamykacie oczy i czujecie chłodne, pewne, doświadczone dotknięcie tych Dłoni, pracujących z boską łaską i pewnością łagodzą­cych, uspokajających, odbierających wasz ból i na powrót dających wam zdrowie. Poddajecie się, jednoczycie z Bo­giem, z Uzdrowicielami, wszystkie wątpliwości odchodzą, każda komórka odrzuca wspomnienia chorób i bolesnych przeżyć i powraca do swoich najzdrowszych, najwyższych chwil.

Dłonie nadal pracują, a wy, uzdrowieni i spokojni,

zapadacie w głęboki sen. Minuta, godzina, dzień ... czas nie ma znaczenia, czas nie istnieje. Jesteście zadowoleni,, wiedząc, że obudzicie się wypoczęci, w dobrym samopo­czuciu. Życie wyda się wam bardziej znośne, nie będziecie niczego się obawiać, ponieważ nie ma niczego, z czym byście sobie nie poradzili z Bożą pomocą.

Jesteście Jego dziećmi, jesteście błogosławieni.

To nowy dzień. Dzięki Bogu.

176




Życie po życiu:

Jak odkryć wasze własne minione wcielenia

Wiem z absolutną pewnością, że po wielekroć żyjemy na tej Ziemi. Im lepiej rozumiemy nasze minione wcielenia, tym więcej sensu nabiera nasze obecne życie. Zrozumienie naszych minionych wcieleń jest cennym kluczem do tego, by uznać śmierć nie jako koniec, lecz po prostu jako kolejne przejście w nieustannej, wiecznej podróży naszych duchów.

Moje katolicko-judaistyczno-luterańsko-episkopalne wy­chowanie, nieodwracalnie położyło fundamenty pod moją wiarę w reinkarnację. Szczerze mówiąc, nigdy nie przema­wiała do mnie idea, według której mielibyśmy mieć tylko jedną szansę, w tym niezwykle skomplikowanym zagad­nieniu, jakim jest życie. Jak kochający Bóg mógłby osądzić nasze osiągnięcia w jednym, krótkim życiu, a potem po­stanowić, czy powinniśmy spędzić resztę wieczności w nie­bie, czy w piekle? Mam także rozmowną Duchową Prze­wodniczkę o imieniu Francine, która towarzyszy mi od ósmego roku życia i opowiada mi o moich minionych wcieleniach, oraz o tym, jak wygląda Druga Strona. Fran­cine wyjaśniła mi, że nasze duchy są niczym więcej jak czystą energią, a skoro energii nie można zniszczyć, naj­wyraźniej nie można zniszczyć także naszych duchów. Pojęłam to w pełni, gdyż prawda zawsze, prędzej czy później, nabiera sensu w naszych oczach.

Rzeczywistość reinkarnacji i minionych wcieleń zain­teresowała mnie w pełni pewnego zimnego, deszczowego

177









Sylvia Browne


popołudnia, niemal czterdzieści lat temu. W tym czasie byłam już mistrzynią hipnozy. Prowadziłam wtedy w swo­im biurze seans dla klienta, który chciał uzyskać pomoc w związku z nadwagą, kiedy nagle, bez ostrzeżenia, zaczął opowiadać o Egipcie i o wznoszeniu piramid w czasie teraźniejszym, jak gdyby wpadł do mnie w przerwie na lunch, wprost z placu budowy. Następnie zaczął rozwodzić się długo i beznamiętnie, w jakimś niezrozumiałym dla mnie języku. Moje doświadczenia w dziedzinie hipnotera­pii nauczyły mnie, że jeśli pacjent przeżywa jakiegoś ro­dzaju epizod psychotyczny, nagłe wtrącanie się, czy próby powstrzymywania go, mogą być bardzo szkodliwe. Po­zwoliłam więc mojemu klientowi kontynuować i przema­wiałam do niego łagodnie, starając się w żaden sposób nie kierować jego myślami. Po około półgodzinie, równie nagle jak "się zmienił", "powrócił do siebie", stając się na powrót nieśmiałym, miłym mężczyzną, który wcześniej wszedł do mojego biura.

Podobnie jak wszyscy inni hipnotyzerzy, czytałam w tym czasie o przypadku Bridey Murphy. W 1952 roku kobieta o nazwisku Virginia Tighe, pod hipnozą, zaczęła mówić z silnym irlandzkim akcentem i podawać się za Bridey Murphy, dziewiętnastowieczną kobietę z Irlandii. W ciągu kilku zarejestrowanych seansów z hipnotyzerem Moreyem Bernsteinem, Virginia Tighe, w osobie Bridey Murphy, śpiewała irlandzkie piosenki, opowiadała irlandz­kie baśnie i podawała szczegóły dotyczące jej życia w Cork, sprzed stu lat. Nagrania ostatecznie sprzedano i prze­tłumaczono na ponad tuzin języków, a książka Bernsteina , W poszukiwaniu Bridey Murphy stała się bestsellerem.

Nie jestem pewna na ile silnie tkwił mi w umyśle przypadek Bridey Murphy, kiedy seans dobiegł końca.


178



Życie po życiu: Jak odkryć wasze własne minione wcielenia


Jestem jednak pewna, że ani przez chwilę, w nawet naj­mniejszym stopniu me prowadziłam mojego klienta, ani nie podsuwałam mu sugestii, które mogłyby sprowokować go do rozmawiania w obcym języku, lub przybierania osobowości egipskiego budowniczego piramid. Jestem tak­że pewna, że gdy za zgodą mojego klienta, wysłałam taśmę z nagraniem naszego seansu mojemu przyjacielowi, profe­sorowi na uniwersytecie w Stanford, nie wspomniałam ani słowem, co owa taśma zawierała, a po prostu poprosiłam, by jej wysłuchał i powiedział, co o niej myśli.


Profesor zatelefonował do mnie w trzy dni później. Le­dwo podniosłam słuchawkę, usłyszałam brzmiące w jego głosie podniecenie.

- Skąd wytrzasnęłaś tę taśmę?! - wykrzyknął od razu

nie tracąc czasu na powitania.


- Dlaczego pytasz? - odparłam, wciąż jeszcze nie chcąc wywierać wpływu na jego reakcję.


Okazało się, że profesor przez trzy dni słuchał taśmy, badał ją i odtworzył swoim kolegom, którzy z najwyższym zdumieniem potwierdzili jego wnioski. To co dla mnie brzmiało jak "niezrozumiały bełkot" mojego klienta naprawdę było bardzo płynną wymową starożytnego (siódmy wiek p.n.e.), mało znanego asyryjskiego dialektu, składają­cego. się ze słownych obrazów, przypominającego niemal mówioną wersję pisma klinowego.


Nie muszę chyba wspominać, że natychmiast zatelefo­nowałam do mojego klienta. Nie muszę też chyba wspomi­na:, ze zareagował podobnie jak wy, czy ja zareagowali­byśmy, gdyby ktoś spytał nas ni stąd ni zowąd: "Czy przypadkiem nie władasz starożytnym asyryjskim?". Nie miał pojęcia, o czym mówię.


Pod względem duchowym byłam już przekonana o ist­nieniu reinkarnacji. Ten seans hipnotyczny zaostrzył mi


179







Sylvia Browne


jednak apetyt na to, by przekształcić wiarę w czyn. Porozmawiałam z moim kolegą hipnotyzerem w Fundacji Badań Medialnych Nirwana, którą założyłam w 1974 roku, oraz z zaprzyjaźnionymi lekarzami ze społeczności psychiatrycznej, po czym zasugerowałam, że w przyszłych seansach hipnotycznych, za pełną wiedzą i przyzwoleniem naszych klientów, będziemy studiować i wykorzystywać klinicznie uznane techniki regresji do minionych wcieleń, oraz skrupulatnie notować wszelkie dowody na pojawienie się przeszłych inkarnacji.

Od tamtej pory osobiście przeprowadziłam za pomocą

hipnozy tysiące regresji do minionych wcieleń. Podobnie postąpili moi koledzy. Nigdy, nawet przypadkowo nie poddawałam sugestii ani nie zadawałam naprowadzających pytań, ale moi klienci zawsze dostarczali mi mnóstwa informacji. W przeważającej większości uzyskiwałam niezbite wyniki. Wspomnienia o naszych minionych wciele­niach zmagazynowane są ze wszystkimi bogatymi, zdumiewającymi detalami w duchowym umyśle podświadomości, i oczekują tylko na to, by je odblokować i wyrazić. Mam: w moich archiwach dość dowodów w postaci udokumen­towanych regresji do minionych wcieleń, by zapełnić nimi odrębną książkę - a kiedy mówię, że są one udokumen­towane, to właśnie mam na myśli. Nigdy nie uznawaliśmy, że informacje o minionym wcieleniu, jakich udzielał nam nasz klient w stanie hipnozy, są zgodne z prawdą, dopóki tego nie zweryfikowaliśmy. Jeśli ktoś twierdził na przykład, że był sprzedawcą artykułów pasmanteryjnych, nosił nazwisko Clifford Underwood, i mieszkał w Peorii w sta­nie Illinois w 1897 roku, nie uznawaliśmy tego za niezbity fakt, o ile nie zdołaliśmy udowodnić, że w Peorii w 1897 roku naprawdę istniał sprzedawca artykułów pasmanteryj­nych o nazwisku Clifford Underwood.


180



Życie po życiu: Jak odkryć wasze własne minione wcielenia


Tak przy okazji, w owych tysiącach regresji, natrafiłam na zaledwie jedną "osobistość" - na osiemnastowiecznego brytyjskiego ekonomistę, o którym nigdy nie słyszałam, ale znanego paru historykom. Nie pamiętam nawet jego na­zwiska. Tym z was, którzy poddali się regresji i dowiedzie­li się, że są reinkarnacjami Napoleona, Dziewicy Marii, Williama Szekspira, czy Kleopatry, sugeruję usilnie, by zasięgnęli opinii innego hipnotyzera, zanim zaalarmują media.

Pewnego dnia w czasie regresji, kiedy klient w stanie hipnozy opisywał swoje wcześniejsze życie w Richmond, przed wojną domową, spytałam przypadkiem i zupełnie mimochodem:

- Jaki był cel twojego życia?

- Miałem się nauczyć jak być budowniczym - odparł

mężczyzna bez chwili wahania. Odpowiedział tak szybko i z taką pewnością, że zanotowałam jego słowa. Tego wieczoru zasugerowałam innym hipnotyzerom, by zadali swoim klientom to samo pytanie, nie rozwijając go, ani nie ukierunkowując badanych i sprawdzili, co się stanie.

Moi koledzy zrobili to, uzyskując równie szybkie i pew­ne odpowiedzi, jak ta, którą ja odebrałam. Wszyscy za­częliśmy regularnie zadawać to pytanie i zachowywać zarówno pisemne jak i nagrane na taśmie odpowiedzi. W tysiącach kolejnych regresji do minionych wcieleń do­patrzyliśmy się pośród tych odpowiedzi znaczących podo­bieństw. Raz za razem pojawiały się te same czterdzieści cztery "życiowe cele". Po latach dalszych pytań, badań, poszukiwań i rozmów z moim Duchem Przewodnikiem, nasza praca dała rezultat w postaci czegoś, co ja nazywam motywami życia.


181




Sylvia Browne

Motywy życia

Uświadomienie sobie faktu, że nasi klienci potrafili na­tychmiast rozpoznawać cele, lub motywy życia ze swoich minionych wcieleń, wiodło do oczywistej konkluzji, iż motywy życia w naszych obecnych wcieleniach muszą być równie ważne i z całą pewnością warte są zidentyfikowa­nia. Kiedy przed narodzeniem, po Drugiej Stronie, kom­ponujemy swój wzorzec, wybieramy dwa spośród owych czterdziestu czterech motywów życia dla naszej nadcho­dzącej egzystencji na Ziemi - główny temat, to znaczy to, kim jesteśmy, oraz drugorzędny temat, czyli to, nad czym tutaj pracujemy. Jeśli potrzeba wam prostego porównania, pomyślcie o tym, jako o procesie planowania wycieczki. Naszym głównym motywem jest podstawowy cel podróży z punktu A do punktu B. Naszym drugorzędnym motywem jest największa przeszkoda, jaką musimy pokonać po dro­dze. Nasz wzorzec jest niezwykle szczegółową mapą trasy, którą zamierzamy obrać.

Wszyscy przybywamy na Ziemię, zarówno z głównym,

jak i z drugorzędnym motywem życia. Ustalenie, czym one są, i który z nich jest którym, stanowi cenne ćwiczenie, pozwalające rozjaśnić i uprościć nasze życie - a Ja uważam, że należy korzystać z każdej po temu sposobności. Punkt odniesienia dla podstawowego "planu podróży" tego życia może pomóc nam trzymać się szlaku, a uświadomie­nie sobie, że jedno powracające niebezpieczeństwo będzie stale próbowało zepchnąć nas z kursu, nie pozwoli mu zaślepić nas i przytłoczyć. Istnieje pewna różnica pomię­dzy pozornie przypadkowym zamętem a słowami dobrze poinformowanego człowieka: "Och, znowu to. Wiem co to jest i jestem na to przygotowany".

182


Życie po życiu: Jak odkryć wasze własne minione wcielenia

Jak mówiliśmy w rozdziale pierwszym, powodem, dla którego od czasu do czasu opuszczamy Drugą Stronę i zja­wiamy się tutaj, jest chęć nauki, oraz doświadczania i po­konywania negatywnych doznań. Co za tym idzie, nie tylko rzadko wybieramy sobie łatwe motywy życia, lecz często stawiamy przed sobą prawdziwe wyzwanie, wybie­ramy motyw główny i drugorzędny, które są ze sobą sprzeczne. A oto przykład: Według mojego głównego celu jestem "humanitarna". Prócz tego mam drugorzędny cel, z którym muszę walczyć, i który powinnam pokonać. Ten cel to "samotnik". I cóż tu mówić o konflikcie! Muszę być humanitarna. Daje mi to radość, jest moją pasją, równie ważną jak oddychanie. Ale przez całe moje życie prag­nęłam uciec do Kenii, usiąść samotnie pod baobabem i nie robić nic innego, tylko pisać od wschodu do zachodu słońca. Nic podobnego nigdy się nie stanie. Były czasy, kiedy nienawidziłam konieczności poświęcenia tej części mnie, która była "samotniczką", i usilnie walczyłam, nie chcąc z niej rezygnować. Wyzwanie drugorzędnego moty­wu polega jednak na tym, aby uważać go nie za ciężar, lecz za siłę w wybranym przeze mnie życiu, i na tym, by odnaleźć sposób, by się z nim pogodzić.

Gdy poznacie owe czterdzieści cztery życiowe motywy, oraz przeczytacie krótkie opisy każdego z nich, zwróćcie szczególną uwagę na własne reakcje. Nie mam wątpliwo­ści, że kiedy rozpoznacie swój główny motyw, wasz duch odpowie głośnym "Tak, tym właśnie jestem'''. Odpowiedź na drugorzędny motyw może być znacznie cichsza, ale dam wam pewną wskazówkę. Szukając czegoś, co pociąga­ło was od tak dawna jak tylko sięgacie pamięcią, ale nawet najbliżsi wam ludzie byliby zaskoczeni, gdyby o tym usły­szeli. Jeśli jest to coś, do czego tęsknicie, chociaż kom-

183



Sylvia Brawne

plikuje, a nawet czyni niemożliwą realizację waszego głó­wnego motywu, istnieją szanse, że jest to naprawdę wasz drugorzędny motyw, wyzwanie, z którym tym razem po­stanowiliście walczyć celem rozwoju waszej duszy w ko­lejnym życiu.

Aktor. Ludzie, którzy wybierają motyw aktora mogą osiągnąć sukcesy na polu rozrywki, lecz równie dobrze zadowalają się lokalnym życiem partii, biura czy klasy. Żywią się światłem reflektorów, niezależnie od ich mocy. Nazbyt często tworzą opinię o samych sobie, opierając się wyłącznie na tym, jak postrzegają ich inni ludzie. Muszą z tym walczyć, rezerwując cząstkę swej ogromnej energii na introspekcję i dostarczanie sobie własnego, duchowego i emocjonalnego pokarmu.

Aktywator. Aktywatorzy są tutaj po to, by podnosić to, co inni upuścili. Doprowadzają do skutku zadania i robią to dobrze. Są rozjemcami, a nagrodą dla nich jest wykonanie zadania, jakie przed nimi spoczywa, obojętnie jak jest wielkie, czy małe. Aktywatorzy muszą uważać, by się zbytnio nie rozdrabniać.

Analityk. Analitycy muszą analizować zawiłe szczegóły tego, jak i dlaczego wszystko działa. Są błyskotliwi i nie­ocenieni na obszarze nauki i techniki. Ich obawa przed pominięciem lub przeoczeniem czegoś może sprawiać, że trudno jest się im odprężyć, zaufać swoim instynktom i cofnąć się dość daleko, by dostrzec szerszą perspektywę.

Budowniczy. Budowniczowie są "siłą napędową" spo­łeczeństwa, często niewidzialnymi, lecz niezwykle waż­nymi trybami, które sprawiają, że obracają się koła po­stępu. Budowniczowie nie są tymi, którzy maszerują przez

184


Życie po życiu: Jak odkryć wasze własne minione wcielenia

scenę, by odebrać nagrodę; są tymi, którzy odegrali główną rolę w wybrukowaniu drogi wiodącej do tej sceny. Mogą czuć się niedoceniani, gdyż nie otacza ich uznanie, jakie im się słusznie należy, lecz muszą pamiętać, że nagrodą za przyjęcie na siebie i wspaniałe opanowanie motywu budo­wniczego jest przyspieszony rozwój ducha na jego ścieżce w kierunku doskonałości, co jest znacznie cenniejsze od wszelkich trofeów.

Ceniący sobie doświadczenie. Ludzie ci pragną wypró­bować każde dążenie lub styl życia, jaki tylko wpadnie im w oko. Zajmują się najrozmaitszymi rzeczami, od kierowa­nia sklepem detalicznym, do uczestnictwa w archeologicz­nych badaniach w Peru. Próbują swoich sił w występach ulicznych i uczęszczają do szkoły dla kowali, nie dlatego, że są pozbawieni celu, lecz dlatego, że odczuwają potrze­bę przeżywania życia jako aktywnej, urozmaiconej serii wydarzeń, w których uczestniczą. Największą przeszkodą jest dla nich nadmierne pobłażanie samym sobie, sięgające po granice nieodpowiedzialności.

Cierpliwy. Jest to jeden z najtrudniejszych motywów, gdyż cierpliwość wymaga stałego wysiłku na świecie, na którym niecierpliwość jest uważana niemal za godną po­dziwu zdolność przystosowania. Wybór motywu cierpliwo­ści wskazuje na chęć szybszego przesunięcia się w ducho­wej podróży w stronę doskonałości niż w przypadku kogoś, kto wybrał łatwiejszy motyw - innymi słowy, cierpliwość w pewien sposób wskazuje na duchową niecierpliwość. Ludzie z motywem cierpliwości nieustannie walczą, by nie załamać się pod wpływem stresu, a prócz tego często zmagają się z poczuciem winy, spowodowanym uchybie­niami w wysiłkach zmierzających ku osiągnięciu ich celu,

185



Sylvia Browne

oraz ze złością, którą w swojej opinii powinni tłumić. Uświadomienie sobie, jak trudny jest motyw, który obrali, może pomóc im zdobyć się. na większą wyrozumiałość w stosunku do samych siebie.

Czynnik drażniący. Czy nie sądzicie, że to zdumiewa­jące jak wielu ludzi wybiera ten, jakże trudny motyw? Czynniki drażniące są upartymi pesymistami z wyboru, wyszukującymi wszelkie wady. Nigdy nie brakuje im te­matu do narzekań. Są bardzo pomocni, jeśli idzie o uczenie nas cierpliwości i tolerancji. Uczą nas jak nie pogrążać się w negatywnym myśleniu, podczas gdy sami starają się pokonać ów negatywizm, jaki narzuca im obrany przez

nich motyw.

Doskonały. Ten motyw ilustrują ludzie, którzy przyszli na świat mając wszystko - urodę, talent, inteligencję, przywileje, dowcip, wdzięk itd. Wierzcie lub nie, lecz ich motyw może być niezwykle trudny. Ich problemy rzadko brane są na poważnie. Ludzie często zazdroszczą im ich przewagi. Doskonali, w skrytości serca mogą czuć się niewarci zaszczytów, które na nich spadają, gdyż nie mu­sieli zarabiać na swoją uprzywilejowaną pozycję w społe­czeństwie. Często odczuwają szczególny pociąg do takich ekscesów jak obżarstwo, rozwiązłość, nadużywanie szkod­liwych substancji. Wydaje się, że próbują zrównoważyć szalki wagi, kreując trudności, z którymi się nie urodzili. Ponieważ wiele rzeczy przychodzi im z łatwością, mogą się czuć emocjonalnie niekompetentni w sytuacjach, które stanowią wyzwanie dla siły ich charakteru.

Dręczyciel. Dręczyciel jest tutaj po to, by gromadzić i osiągnąć całkowitą kontrolę na tyloma ofiarami, nad iloma zdoła. Pragnie, by przez cały czas otaczały go wido-

186


Życie po życiu: Jak odkryć wasze własne minione wcielenia

czne dowody jego władzy. Wola i uczucia jego ofiar są pozbawione znaczenia, o ile nie zgadzają się w pełni z wolą i uczuciami dręczyciela, a jedyny rodzaj współ­czucia, do jakiego jest on zdolny, skierowany jest ku jego własnemu, nadwrażliwemu, nienasyconemu ego. Na nie­wielką skalę dręczyciele są wymagającymi kochankami i małżonkami, prześladowcami, patologicznie nadgorliwy­mi rodzicami it~. Na szerszą skalę są oni kimś takim, jak Jim Jones ze Świątyni Ludu, "Bo" i "Peep" kierujący masowym samobójstwem członków sekty Bramy Niebios, David Koresh z odłamu Dawidowego - są kimś, kto doma­ga się tak niewolniczego oddania, że poświęca się mu nawet dzieci, którym nie pozostawia się możliwości wybo­ru, zabijając je nie w imię boże, lecz w imię dręczyciela.

Esteta. Osoba z estetycznym motywem kierowana jest wrodzoną potrzebą tworzenia jakiejś postaci artystycznego piękna - muzyki, dramatu, literatury, rzeźby, malarstwa, choreografii, rękodzieła itp. Dążenie to może prowadzić do sławy i przywilejów, co jest przyjemne, jeśli drugorzędny motyw pozostaje kompatybilny, lecz tragiczne, jeśli drugo­rzędny motyw stoi z nim w konflikcie. Judy Garland, Vincent van Gogh i Marylin Monroe są przykładami głów­nego motywu "estety" stojącego w nierozwiązanym kon­flikcie z drugorzędnym motywem.

Harmonijny. Pokój, łagodność i równowaga są nie tyl­ko głównymi priorytetami ludzi ~ motywem harmonii; są one ich jedynymi priorytetami. Ludzie ci posuną się do wszelkich skrajności, by je zachować. Na ich plus przema­wia to, że są cudownie skłonni do współpracy i mogą wywierać uspokajający wpływ w pełnych chaosu sytua­cjach. Ich minusem jest to, że bardzo trudno jest im

187



Sylvia Browne

zaakceptować i dostosować się do nieuniknionych wstrzą­sów, sińców i stresów, jakie niesie życie.

Humanitarny. Humanitarni z definicji rodzą się po to, by wychodzić naprzeciw ludzkości. Zamiast zajmować się pomyłkami i niesprawiedliwością życia protestując i oku­pując budynki, humanitarni wymijają protestujących, by karmić głodnych, dawać dom bezdomnym, opatrywać ran­nych, uczyć niewykształconych i bezpośrednio mierzyć się z wadami świata. Stają przed podwójnym wyzwaniem: muszą wiedzieć, że do wykonania mają nieskończoną ilość pracy, lecz także muszą wiedzieć, kiedy i jak przestać, odpocząć i uniknąć wewnętrznego wypalenia.

Intelektualista. Najlepszym wyrazem tego motywu ostatecznego pragnienia wiedzy jest osoba, która studiuje przez całe swoje życie i stale wykorzystuje swoją wiedzę celem informowania, poprawiania i wzbogacania życia na Ziemi. Najgorszym wyrazem tego motywu są wszelakie wersje "wiecznego studenta", którego jedynym celem jest samolubne pragnienie wiedzy dla samej wiedzy, groma­dzonej, a nie dzielonej z innymi, która nie jest użyteczna dla nikogo oprócz posiadającej ją osoby.

Jasnowidz. Być może sądzicie, że powinien to być mój główny motyw, lecz tak nie jest; moim motywem jest humanitaryzm, a zdolności medialne nie określają tego, "kim jestem" w życiu. Ludzie, którzy wybierają motyw jasnowidza, często obierają równocześnie surowe środowi­sko na przeżycie dzieciństwa, w którym ich zdolność wy­czuwania rzeczy znacznie przekraczających "normalne" postrzeganie zmysłowe spotyka się z poważną dezaprobatą. Podróż życia ludzi obdarzonych motywem jasnowidza po-

188


Życie po życiu: Jak odkryć wasze własne minione wcielenia

lega na tym, by nauczyć się akceptować zdolności nie jako ciężar, lecz jako dar i wykorzystać go w najlepszy, naj­mniej samolubny i najbardziej uduchowiony sposób.

Katalizator. Zgodnie z tym, co sugeruje to słowo, katalizatorzy poruszają i wstrząsają, sprawiają, że zdarzają się różne rzeczy i mobilizują do działania. Są pełni energii, en­tuzjazmu i dają z siebie to, co najlepsze w szczególnie stre­sujących sytuacjach. Czują się puści i przygnębieni, gdy nie mają celu, któremu mogliby stawić czoło i zwyciężyć.

Kontroler. Najlepsi z kontrolerów to ci, którzy wspania­le przyjmują odpowiedzialność za każde zdanie, poprzez mądre, dyskretne wsparcie, nadzorowanie i delegowanie. Najmniejszym powodzeniem cieszą się ci, którzy czują przymus dyktowania i osądzania każdego szczegółu życia otaczających ich ludzi. Ironia polega na tym, że najwięk­szym wyzwaniem dla kontrolera jest samokontrola.

Manipulator. Motyw manipulatora jest potężny i nieko­niecznie negatywny. Manipulatorzy podchodzą do swojego życia i występujących w nim ludzi jak do partii szachów, rozgrywanej z samym sobą. Potrafią tak sterować ludźmi, by czerpać z tego korzyści. Często wykazują się przy tym znacznym talentem. Jeśli motyw ten służy najwyższemu dobru, manipulator może mieć niezwykle pozytywny wpływ na społeczeństwo. Jeśli motyw jest błędnie wyko­rzystany, manipulatorzy są zbyt zaabsorbowani sobą, by troszczyć się o czyjkolwiek dobrobyt. Dbają tylko o swoje dobro, kosztem wszystkich innych ludzi.

Niedoskonały. Motyw niedoskonałości jest zazwyczaj podejmowany przez tych, którzy urodzili się upośledzeni fizycznie, umysłowo lub emocjonalnie. Motyw niedosko-

189



Sylvia Browne

nałości wybierają niezwykłe duchy, a jeśli stwierdzają, że wybór ten jest zniechęcający, muszą pamiętać, jak inspiru­jący przykład stanowią dla reszty z nas, gdy mierzą się ze swoimi szczególnymi przeszkodami i odnoszą nad nimi triumfy.

Niosący sztandary. Niosący sztandary stają na pierwszej linii bitew przeciw temu, co postrzegają jako niesprawied­liwość. Pikietują, demonstrują, tworzą swoje lobby, walczą o wszystko, co uznają za "słuszne". Dla niosącego sztan­dary wyzwaniem jest zrozumienie faktu, że skuteczniej może wypowiedzieć swoje zdanie z taktem i umiarem, niż z zajadłym fanatyzmem. Lata sześćdziesiąte bogate były w takich niosących sztandary jak Abbie Hoffman, Jerry Rubin i inni, mający dobre intencje, radykalni działacze antywojenni.

Odpowiedzialny. Ci, którzy wybrali motyw odpowie­dzialności, pojmują ją nie jako zobowiązanie, lecz jako postać emocjonalnego pożywienia. Odnajdują radość w ak­tywnych, praktycznych dokonaniach i czują się winni, jeśli nie zajmą się czymś, co trzeba wykonać. Ich wyzwanie po­lega na tym, by pamiętać, iż często otaczający ich ludzie także potrzebują pożywki w postaci poczucia odpowie­dzialności i pragną uczestniczyć w procesie dokonywania czegoś.

Odrzucony. Odrzucenie jest kolejnym wyjątkowo trud­nym motywem. Zazwyczaj rozpoczyna się od wyobcowa­nia, lub porzucenia we wczesnym dzieciństwie, po czym trwa w dalszym życiu, rzutując na okres szkolny, dorosłość i związki z innymi ludźmi. Jakkolwiek ciężkie jest to wyzwanie, polega ono na tym, by nie uznawać odrzucenia za niekontrolowany balast. Jest ono motywem obranym po

190


Życie po życiu: Jak odkryć wasze własne minione wcielenia

to, by pojąć, iż zdrowy, polegający na sobie, świadom swej tożsamości duch, nie może być równocześnie zakładnikiem akceptacji lub odrzucenia innych ludzi.

Ofiara. Ludzie ci z samej definicji są kozłami ofiarnymi życia, a ich celem pośród nas jest obnażenie niesprawied­liwości i zainspirowanie nas do podjęcia działań, mających na celu dokonanie zmian na lepsze. Maltretowane i mor­dowane dzieci, ofiary przestępstw dokonywanych z niena­wiści, ludzie mylnie oskarżeni o ciężkie przestępstwa, a na­stępnie uniewinnieni, należą do tych, których motyw ofiary poświęcony jest interesowi najwyższego dobra.

Pasywni. Pasywni są niekiedy postrzegani jako ludzie słabi, lecz trafniej można by opisać ich jako ludzi niezwyk­le wrażliwych na uczuciowe zakłócenia. Mają swoje opi­nie, ale najlepiej wyrażają je na forum, na którym nie muszą konfrontować ich z opiniami innych ludzi. Jeśli zajmują stanowisko w jakichś sprawach, bezwzględnie uni­kają agresji. Ludziom z motywem pasywności trudno jest poradzić sobie ze skrajnościami, lecz niewielki nacisk mo­że być cennym narzędziem, pozwalającym popchnąć ich do działania.

Pionek. Pionki są niezwykle ważne w rozwoju uniwer­salnego ducha, ponieważ ich rola polega na tym, by być zapalnikiem, który zapoczątkowuje powstanie rzeczy więk­szych, zarówno w sensie pozytywnym jak i negatywnym. Chyba najbardziej klasycznym, historycznym przykładem pionka, był Judasz, którego zdrada stała się ostatecznie krytycznym elementem w narodzinach chrześcijaństwa. Ludzie, którzy wybierają - na swój sposób ważny - motyw pionka, muszą ostrożnie kierować się ku najgodniejszym, najpełniejszym miłości sprawom.

191



Sylvia Browne

Praworządny. Motyw praworządności wyraża się w za­wodach wspomagających prawo, w praktyce prawniczej i nauczaniu prawa. Obraca się on wokół zagadnienia ochro­ny linii rozdzielającej to, co legalne, od tego, co nielegalne Ludzie obdarzeni tym motywem są oddanymi sługami społeczeństwa, z zapałem pomagającymi zachować porządek i równowagę na tym świecie. Jeśli są skorumpowani i nadużywają swojej władzy, stanowią zniewagę dla obra­nego przez siebie motywu.

Przegrywający. Motyw przegrywającego to w zasadzie motyw niedoskonałości, bez fizycznych, umysłowych lub uczuciowych ograniczeń. Ludzie z motywem przegrywają­cego mają wiele zalet i pozytywnych cech, .ale ponieważ postanowili użalać się nad sobą, z uporem Je lekceważą. Skupiają na sobie uwagę innych zostając męczennikami, a jeśli w ich życiu nie ma nic melodramatycznego, sami sobie coś takiego stworzą. Podobnie jak czynniki draż­niące, mogą zainspirować nas do bardziej pozytywnego spojrzenia na świat i do odrzucenia ich zachowania, bez osądzania ich przy tym jako ludzi.

Prześladowany. Kolejny niezwykle trudny motyw. Prze­śladowani nie tylko stale liczą się z najgorszą możliwością; są też przekonani, że w jakiś sposób wyróżnia ich szczegól­ny pech. Przeraża ich szczęście, ponieważ są pewni, że będą musieli zapłacić za nie zbyt wysoką cenę, lub ze w każdej chwili może im ono zostać odebrane. Pokonanie motywu prześladowania wymaga niezwykłej siły, lecz na­grodą za to jest znaczny rozwój duchowy.

Przywódca. To dziwne, lecz ludzie z motywem przy­wódcy, choćby byli obdarzeni wielkimi zdolnościami przy­wódczymi, niemal nigdy nie są racjonalizatorami. Wybie-

192


Życie po życiu: Jak odkryć wasze własne minione wcielenia

rają przywództwo na ustalonych już obszarach - na przy­kład zostają prawnikami, którzy wybierają nagłośnione, publiczne sprawy i którzy rozkwitają w światłach reflek­torów, zamiast wykorzystać swoje doświadczenie na ulep­szanie systemu prawnego. Najlepszym sposobem na udos­konalenie motywu przywódcy będzie dla nich zmiana prio­rytetów; mniejszy nacisk na osobiste sukcesy, a większy na zdobywanie nowych, ważniejszych społecznie granic.

Ratownik. Jeśli nie jesteście ratownikami, z pewnością widzieliście któregoś z nich w akcji - kogoś, kto pędzi w kierunku ofiary, pragnąc jej pomóc i ocalić, nawet wte­dy, gdy ofiara najwyraźniej sama wpakowała się w proble­my, lub / i nie szczególnie chce zostać ocalona. Ratownicy zazwyczaj wykazują się największą siłą w obecności naj­słabszych lub najbardziej bezradnych. Są obdarzeni dużą mocą empatii. Ratownik może skończyć jako ofiara, jeśli nie zachowa bezpiecznego dystansu emocjonalnego do tych, których próbuje ocalić.

Rozjemca. W przeciwieństwie do motywów pasywności i harmonii, motywowi rozjemcy zazwyczaj towarzyszy zdumiewająca ilość agresji - rozjemcy mogą być wręcz natarczywi w swoim zapale powstrzymywania wojny i przemocy. Ich wierność w stosunku do pokoju jest znacz­nie większa niż ich lojalność względem jakiejkolwiek gru­py czy kraju. Walcząc w swojej szczytnej, wyraźnie wido­cznej sprawie, nie mają nic przeciwko osiągnięciu odrobi­ny sławy.

Samotnik. Samotnicy mogą niekiedy być społecznie ak­tywni i widoczni, ale mają skłonność do obierania zawo­dów i stylu życia, które pozwolą im pozostawać w izolacji. Dobrze się czują sami, zazwyczaj cieszą się swoim włas-

193



Sylvia Browne

nym towarzystwem i często z trudem przezwyciężają uczu­cie wyczerpania i irytacji, gdy inni ludzie spędzają zbyt wiele czasu w ich przestrzeni.

Sprawiedliwy. Ludzie obdarzeni motywem sprawiedli­wości przez całe życie, aktywnie dążą do uczciwości i rów­ności. Niektórzy z naszych największych prezydentów i ak­tywistów, takich jak wielebny doktor Martin Luther King, są doskonałymi przykładami motywu sprawiedliwości. Niestety w swojej najgorszej postaci, owa pasja naprawia­nia zła, błędnie umotywowana i nie kierująca się ku Bogu, może w rezultacie wywołać zamieszki, anarchię i podejrzliwość.

Tolerancyjny. Osoba z motywem tolerancji czuje przy­mus poszukiwania sposobu znoszenia nawet tych rzeczy, które nie dają się zaakceptować. Oczywiście może się to stać nieznośnym ciężarem, do tego stopnia, że ludzie ci skupiają całą swoją energię na jednym obszarze, który mogą uniwersalnie, z największą łatwością, tolerować, ró­wnocześnie uprzedzając się, lub nie uświadamiając sobie wszystkiego innego, co ich otacza. Rozwój mogą osiągać uznając, że ich motyw może być źródłem nierealistycznego i niewybrednego światopoglądu. Muszą nauczyć się, że wspaniałomyślnym warto być tylko wtedy, kiedy cel jest tego warty.

Ubogi. Wyzwanie, jakie stanowi motyw ubóstwa, jest wyraźnie widoczne. Motyw ten przeważa w krajach trze­ciego świata, ale chyba trudniej jest żyć z nim pośród dostatku, gdzie może się wydawać, że przywileje zostały szyderczo i niesprawiedliwie nierówno rozdzielone. Nawet ludzie uprzywilejowani mogą wykazywać motyw ubóstwa, nieustannie czując, że niezależnie od tego, ile posiadają, to

194


Życie po życiu: Jak odkryć wasze własne minione wcielenia

nie wystarcza. Wytrwałość, nadzieja i zrozumienie, iż rze­czy materialne nie mają znaczenia, może zaowocować wspaniałym duchowym rozwojem ludzi, którzy obrali mo­tyw ubóstwa.

Uczuciowy. Ludzie, którzy przyszli na świat z motywem uczuciowości mają niezwykłą zdolność głębokiego odczu­wania najwyższych emocji, najniższych emocji i każdego ich odcienia znajdującego się pomiędzy tymi skrajnościa­mi. Ich wrażliwość jest zarówno darem jak i ciężarem, i muszą uznać, że niezwykle istotne w ich życiu jest za­gadnienie równowagi.

Uduchowiony. Ludzie, których motywem jest uducho­wienie przeżywają życie w gorączkowym poszukiwaniu swego własnego, duchowego jądra. Jeśli nie stanie się to ich profesją, to z pewnością pozostanie nieustanną, osobis­tą obsesją. Im więcej szukają, tym więcej odkrywają no­wych terytoriów dla poszukiwań. W swoim najwyższym wydaniu, motyw duchowości ofiarowuje bezgraniczną inspirację, współczucie, dalekowzroczność i tolerancję. W najniższym, może się objawiać w uprzedzeniach, osą­dach i niebezpiecznej izolacji fanatyzmu.

Uzdrowiciel. Uzdrowicieli często, choć nie zawsze, po­ciągają profesje związane z fizycznym lub umysłowym uzdrawianiem. Wybrany przez nich motyw uzdrawiania może objawiać się w rozmaitych formach, lecz wszystkie one łączą się z łagodzeniem bólu i podnoszeniem życiowe­go dobrobytu. Uzdrowiciele muszą koniecznie nauczyć się unikać nadmiernej empatii w stosunku do ludzi, których próbują uzdrowić. Muszą też zachować ostrożność, by uniknąć przeładowania stresującymi problemami, do jakich przyciąga ich motyw uzdrawiania.

195








Sylvia Browne


Walczący o przetrwanie. Tak, do pewnego stopnia wszy­scy zdajemy się posiadać motyw walki o przetrwanie, przynajmniej dopóki instynkt przetrwania żyje i ma się dobrze. Jednak dla tych, którzy aktywnie wybrali ten mo­tyw, życie jest bezustanną walką, czymś, co trzeba znosić na przekór wszelkim przeciwnościom, które się przed nimi piętrzą. Zazwyczaj wspaniale sobie radzą w sytuacjach kryzysowych, lecz miewają problemy z odróżnieniem pra­wdziwego kryzysu od własnej, ponurej wizji powszech­nych, codziennych wyzwań. Wszystkim im należałoby wręczyć naklejkę na zderzak z napisem "Rozchmurz się!"

i nakłonić, by nauczyli się tych słów na pamięć.


Walczący o sprawę· Jeśli nie ma jakiegoś społecznego zagadnienia, którego można było bronić, walczący o spra­wę stworzą takie zagadnienie. Są oni generałami, rozkazu­jącymi noszącym sztandary - zabierają głos, są aktywni, pełni pasji w swoich wysiłkach w celu stworzenia lepszego świata, niekiedy kosztem bezpieczeństwa samych siebie i innych. Najbardziej niezdyscyplinowani walczący o spra­wę podejmują ryzyko skierowania jaśniejszych jupiterów na siebie, niż na sprawę, którą promują.


Wojownik. Wojownicy są naszymi nieustraszonymi ry­zykantami, naszymi żołnierzami, pionierami, astronautami, strażakami i niezliczonymi bohaterami, mającymi odwagę, pozwalającą im wystąpić z przyziemnego krajobrazu co­dziennego życia naprzeciw fizycznemu, moralnemu i / lub duchowemu wyzwaniu. Udają się na pierwsze linie walki z przestępczością, narkotykami, klęskami żywiołowymi i tyranami; dążą ku bezkresnym, niezdobytym światom w przestrzeni kosmicznej. Jeśli się nią nie pokieruje, agresja wojowników może być destruktywna. Kiedy jednak zo-


196



Życie po życiu: Jak odkryć wasze własne minione wcielenia


stanie ona ukierunkowana, szczególnie w połączeniu z dru­gorzędnym motywem humanitaryzmu, ludzie z motywem wojownika mogą wnieść wkład o światowym znaczeniu w historię.


Wstrzemięźliwy. Motywowi wstrzemięźliwości zazwy­czaj towarzyszy uzależnienie, z którym trzeba się uporać. Jeśli nawet rzeczywiste uzależnienie nigdy się nie objawi, ludzie, którzy wybierają ten motyw, muszą walczyć ze stałym poczuciem podatności na potencjalne nałogi, czy to od substancji uzależniających, czy od seksu, stylu życia, lub innej osoby. Muszą także unikać przeciwnego bieguna - nie mogą fanatycznie lub psychotycznie unikać tego, co postrzegają jako potencjalne uzależnienie. Kluczem do roz­woju motywu wstrzemięźliwości jest umiar.


Zwolennik. Zwolennicy są, na swój sposób, równie waż­ni dla społeczeństwa jak przywódcy, ponieważ bez nich nie byłoby żadnych przywódców. Mocne, godne zaufania wsparcie, może być największym i najbardziej szczodrym darem zwolennika na tej Ziemi. Zwolennicy muszą jednak przez cały czas pamiętać, jak ważna jest ostrożność przy wyborze tego, co popierają.


Zwycięzca. Motyw zwycięzcy różni się od motywu dos­konałości tym, że zwycięzcy odczuwają aktywny, wszech­obecny przymus osiągnięć i zwycięstw. Są wiecznymi optymistami, zawsze wierzącymi w to, że następny interes, następny związek, następny obrót kostki na stole, następny kupon na loterii lub zakłady totalizatora, następna praca, czy nawet następne małżeństwo lub dziecko będą tym, na które czekali, tym, które wszystko zmieni. W swojej naj­wyższej postaci, niewyczerpany optymizm zwycięzców, zdolność do podnoszenia się z każdej porażki i dalszej,


197



Sylvia Browne

pełnej ufności walki, jest inspirująca i podnosząca na du­chu. Jeśli jednak zwycięzca straci kontakt z rzeczywistoś­cią, może roztrwonić swoje pieniądze, bezpieczeństwo i życie, na nazbyt wiele pochopnych, niezdyscyplinowanych i nie przemyślanych decyzji.

Rozpoznawanie naszych głównych i drugorzędnych mo­tywów życiowych może wyjaśnić obrane przez nas ścieżki. Sama wiedza, że je wybraliśmy, że nie zostały nam przy­padkowo narzucone, może nieść ogromną. pociechę. Ponie­waż motywy naszego życia są wyborami dokonanymi po Drugiej Stronie, zanim zaciągnęliśmy się na pokład obec­nej inkarnacji, opartymi nie tylko na tym, nad czym chce­my pracować, ale także na tym, czego doświadczyliśmy w minionych wcieleniach, nie możemy ich zmienić. Możemy jednak dążyć do tego, by uczynić je doskonałymi w punktach najbardziej pozytywnych i przełamać je w pun­ktach najbardziej negatywnych lub destruktywnych.

Znamiona

Motywy życia są zaledwie jedną stroną badań, jakie miałam przyjemność prowadzić podczas hipnotycznych re­gresji do minionych wcieleń. Innym zagadnieniem, które częściej wypływało na światło dzienne, są fascynujące studia nad znamionami. Moje zainteresowanie tym, czy znamiona mają, czy też nie, jakieś rzeczywiste znaczenie, jest zasługą przyjaciela, neurologa, którego ciekawość i za­miłowanie do poszukiwań są równie nienasycone jak moje. Był on przekonany, że znamiona nie zawsze są przypad­kiem, lub zwyczajnym, genetycznym zbiegiem okoliczno­ści i, bez powodzenia, próbował odnaleźć więź łączącą

198


Życie po życiu: Jak odkryć wasze własne minione wcielenia

znamiona z pewnymi chorobami wrodzonymi. Szczerze mówiąc przed rozmową z nim nigdy nie zastanawiałam się szczególnie nad znamionami. Lecz mój znajomy był tak pe­wien, że znamiona mają jakieś znaczenie, iż zachęcił mnie do tego, bym spróbowała odkryć jakiekolwiek wskazówki poprzez moje readingi i regresje do minionych wcieleń.

Mogę uczciwie powiedzieć, że rozpoczynając badanie tego zagadnienia, nie żywiłam żadnych oczekiwań. Byłam sceptyczką o otwartym umyśle. Następnego ranka spot­kałam kolejnego klienta poddawanego hipnozie. Nie jest rzeczą niezwykłą, że podczas regresji do minionych wcie­leń pytam klientów o wszelkie poważne rany lub choroby, jakie przeszli w poprzednim życiu, oraz o to, jak się ono zakończyło. Tym razem jednak, pod koniec seansu, kiedy klient w pełni odzyskał "świadomość", zapytałam go od niechcenia, czy ma jakieś wrodzone znamiona, niezwykłe odbarwienia skóry, lub pieprzyki. Skinął głową i pokazał mi czerwonobrązowe znamię z tyłu prawej łydki, mniej więcej trzy cale poniżej kolana. Wpatrywałam się w nie wytrzeszczonymi oczyma. Biedny mężczyzna odczytał moje osłupienie jako odrazę, wymamrotał jakieś przeprosi­ny na temat swoich chudych nóg i, skrępowany, opuścił nogawkę spodni.

Kiedy wyjaśniłam mu powód mojej reakcji i dla po­twierdzenia odtworzyłam fragment taśmy z nagraniem se­ansu, tym razem to on zaczął wpatrywać się w owo znamię ze zdumieniem, identycznym do tego, jakie i ja odczuwa­łam. Mężczyzna opisał bowiem, jak w minionym wcieleniu wykrwawił się na śmierć od rany zadanej nożem "w tył prawej nogi, dwa albo trzy cale poniżej kolana". W do­kładnie tym samym miejscu, co jego znamię.

199







Sylvia Browne


Gdyby podobny "zbieg okoliczności" przytrafił się tyl­ko raz, czy dwa razy, odpowiedziałabym mojemu przyja­cielowi neurologowi, że w kwestii znamion nie poszczęś­ciło mi się bardziej niż jemu. Lecz powtarzałam ten sam , eksperyment raz za razem, a dziewięcioro na dziesięciu klientów urodziło się z jakimś widocznym znamieniem, które odpowiadało dokładnie ranie, lub nienaturalnej przy­czynie śmierci z minionego życia.

Pewna kobieta, której w poprzednim wcieleniu obcięto dłonie, podczas tych okropnych polowań na czarownice w Salem, urodziła się w tym życiu z wyraźnymi, czer­wonymi, poszarpanymi liniami otaczającymi oba nadgars­tki. Mężczyzna, który przez całe życie miał brązowe prze­barwienie pośrodku klatki piersiowej, umarł pod koniec XVII wieku, kiedy włócznia przebiła napierśnik jego zbroi. Inny mężczyzna, którego powieszono w 1879 roku za kradzież konia, miał wyraźne białe znamię na boku szyi. Przykłady pojawiają się do dziś z taką częstotliwością, że stało się teraz rzadkością odnalezienie klienta, który nie nosi na sobie śladu innego wcielenia.

Patrząc wstecz nie jestem pewna, dlaczego z początku było to dla mnie takim zaskoczeniem. W rozdziale czwar­tym mówiłam o pamięci komórkowej - zdolności naszych komórek do przechowywania wszelkiego rodzaju informa­cji z minionych wcieleń. Logicznym jest więc, że nasze ciała przenoszą w kolejne wcielenie pewne fizyczne dowo­dy urazu lub śmiertelnej rany z poprzedniego życia.

Moja sześcioletnia wnuczka Angelia także jest przy­kładem na swojego rodzaju powiązania minionego wciele­nia ze znamionami. Moja wnuczka jest, zupełnie dosłow­nie, wcieleniem mej ukochanej, obdarzonej medialnymi zdolnościami babci Ady, która zmarła niemal czterdzieści


200



Życie po życiu: Jak odkryć wasze własne minione wcielenia


lat przed narodzinami Angelii. Nigdy nie mówiliśmy Angelii, że jest babcią Adą. Nie musieliśmy. Jest dostatecznie młoda i obdarzona wystarczającymi zdolnościami parapsy­chicznymi, by wyraźnie pamiętać życie, w którym była moją babcią.

Babcia Ada prowadziła pensjonat i spędzała większość czasu w kuchni, zajęta gotowaniem, sprzątaniem i dostar­czaniem swoim pensjonariuszom niezliczonych filiżanek kawy. Ostatnio Angelia odwiedziła moje biuro i obserwo­wała, jak mój asystent, Michael, opłukuje dzbanki do kawy.

- Kiedy byłam Adą, zajmowałam się tym przez cały czas - poinformowała go nonszalancko.

Innym razem Angelia zaczęła chichotać, a kiedy spyta­łam, co ją tak bawi, odparła:

- Pamiętasz, jak byłam Adą i uszyłam ci tę nocną ko­szulę z plisowanym kołnierzem, a ty jej nie cierpiałaś?

(Rzeczywiście nie cierpiałam tej koszuli. Kołnierz, nie dość, że plisowany, był przy tym bardzo wysoki i czułam się, jakby coś pełzało mi po karku, lub próbowało mnie udusić.)

Kilka miesięcy temu przejeżdżaliśmy przez moje dawne sąsiedztwo w Kansas City. Prowadził mój syn Christopher, ojciec Angelii.

- Tatusiu, zatrzymaj samochód! - zawołała Angelia bez ostrzeżenia. Zrobił to, wystraszony naleganiem, brzmiącym w jej głosie. Angelia odwróciła się do mnie i z wielkim podekscytowaniem wskazała przez szybę.

- Bagda! - powiedziała. (Nazywała mnie Bagdą od chwili, gdy nauczyła się mówić. Okazuje się, że jest to słowo w języku Farsi oznaczające "mądrą kobietę".


I Farsi - indoeuropejski język współczesnego Iranu (przyp. tłum.).


201



Sylvia Browne

Myślicie, że ktokolwiek z nas mówi w Farsi, lub kie­dykolwiek w życiu słyszał to słowo, zanim pojawiła się Angelia? Ale odbiegam od tematu... ) - Bagda, po­patrz! Pamiętasz jak byłam kiedyś duża, a ty byłaś ma­lutka i jak nosiłam cię przez tę ulicę do sklepu spożyw­czego?

Oczywiście, że pamiętałam, jak robiła to babcia Ada.

A tak przy okazji, sklep spożywczy z mojego dzieciństwa zniknął na długo przed tym, nim Angelia pojawiła się w mieście.

W każdym razie, po wewnętrznej stronie ramienia bab­cia Ada miała znamię, bardzo wrażliwe na dotyk. Miałam osiem, albo dziewięć lat, kiedy powiedziała mi, że po­wstało w wyniku poważnego poparzenia pogrzebaczem w poprzednim wcieleniu. (Dlaczego więc uchwycenie po­wiązania pomiędzy minionymi wcieleniami a znamionami zabrało mi kolejnych trzydzieści lat? Cóż mogę powie­dzieć, jako dziecko byłam tak zajęta dostosowywaniem się do własnych zdolności parapsychicznych, że nie miałam dość czasu, energii ani zainteresowania, które mogłabym poświęcić na sprawy reinkarnacji, więc po prostu nie zare­jestrowałam jej słów.) Angelia przyszła na świat z iden­tycznym znamieniem po zewnętrznej stronie prawego ra­mienia, dokładnie po przeciwnej stronie miejsca, którym znajdowało się znamię babci. Było to tak, jakby babcia Ada mówiła:-

- Cześć, Sylvio, wróciłam!

Była to także wskazówka po temu, że duch pozbywa się powoli tego dawnego oparzenia, ponieważ "blizna" prze­sunęła się z wewnętrznej na zewnętrzną stronę ramienia i, na ciele Angelii, nie jest wrażliwa na dotyk.

202


Życie po życiu: Jak odkryć wasze własne minione wcielenia

Jak odkryć własne minione wcielenia?

Nasze minione wcielenia bez wątpienia mogą dostarczyć nam użytecznych wskazówek dla lepszego zrozumienia obecnego życia. Nie budzi wątpliwości także fakt, że do minionych wcieleń może was poprowadzić szanowany hip­notyzer lub medium zajmujące się regresją.

Dzięki cierpliwości, wytrwałości i otwartości umysłu możecie też sami podążyć ową ekscytującą, oświecającą trasą, mówiącą o tym gdzie i kim byliście wcześniej. Pamiętajcie, że cała wiedza o waszych minionych życiach zgromadzona jest w pamięci waszego ducha, żywej i bez­piecznej, w waszej podświadomości. Proces odsłaniania tej wiedzy przed waszą świadomością sprowadza się do podą­żania za wskazówkami, prowadzącymi do owego "maga­zynu", a następnie do łagodnej, metodycznej pracy konie­cznej, by otworzyć jego ciężkie drzwi.

Oto kilka sugestii zanim zaczniecie to robić:

Zachęcam was do tego, byście nagrali na taśmę tekst znajdujący się na następnych stronach, albo poprosili o to przyjaciela, którego głos wywiera na was kojący wpływ. W tle możecie nagrać cichą, uspokajającą muzykę instru­mentalną, która pomoże się wam skoncentrować na taśmie, stworzy atmosferę spokoju i piękna dla podróży, którą macie odbyć. Nagranie tej taśmy nie jest absolutnie konie­czne. W trakcie podróży możecie sami sobie podsuwać instrukcje. Sądzę jednak, że doświadczenie to okaże się znacznie cenniejsze, jeśli wasz umysł będzie mógł cieszyć się wycieczką, a zadanie odczytywania mapy odda głosowi pochodzącemu z zewnątrz.

Jeśli poczujecie, że utknęliście w jakimkolwiek punkcie tej podróży, lub natrafiliście na niespodziewaną barierę, której nie możecie przekroczyć, odprężcie się! Następnym

203



Sylvia Browne

razem pokonacie ją z łatwością, a jeśli nie następnym, to jeszcze innym razem. Pamiętajcie, że nie ma pośpiechu, nic na was nie naciska, a niektóre części tego doświad­czenia mogą być dla was nowością. Podobnie jak w przy­padku wielu nowych doświadczeń, im więcej ćwiczy­cie, tym mniej będziecie skrępowani, a bardziej poczuje­cie się swobodni i pewni. Proszę więc, okażcie sobie cier­pliwość.

W czasie podróży w przeszłość mogą zdarzyć się chwile, kiedy nie będziecie po prostu przypominać sobie prze­szłego wydarzenia, lecz odniesiecie wrażenie, że przeży­wacie je na nowo, tak wyraziście, iż przerazi was to, lub wywoła ból. Jeśli tak się stanie, cofnijcie się, odprężcie, a następnie podejdźcie do tego jeszcze raz z dystansu, po prostu obserwując to zdarzenie. W ciągu całego tego do­świadczenia stale przypominajcie sobie, że wydarzenia, które przywołujecie, zdarzyły się w przeszłości, podobnie jak wszelki ból i strach, który mogły wywołać.

Jeśli nie będzie to w żaden sposób przeszkadzało, niech towarzyszy wam przyjaciel robiący notatki, podczas gdy wy odbywacie swoją podróż. Po "powrocie" możecie za­pomnieć część z tego, co mówiliście, widzieliście i czuliś­cie, a nie chcę, by jakakolwiek część waszego mózgu była w czasie podróży zajęta próbami zapamiętywania tego, co dostrzegacie.

Doświadczenie to wymaga spontaniczności. Wasze mot­to podczas całej podróży brzmi: "Nie myśl! Nie redaguj samego siebie! Po prostu to powiedz!".

I, na koniec, obiecuję, że podróż ta jest całkowicie bezpieczna. Nie ma najmniejszego ryzyka, że nie będziecie w stanie odnaleźć drogi powrotnej w chwili, gdy tego tylko zapragniecie.

204


Życie po życiu: Jak odkryć wasze własne minione wcielenia

Podróż do waszych minionych wcieleń

Usiądź wygodnie w spokojnym miejscu, gdzie czujesz się bezpiecznie, pewnie i gdzie nic ci nie przeszkadza. Postaw stopy płasko na podłodze, a otwarte dłonie ułóż na udach, wnętrzem do góry, gotowe na przyjęcie Boskiej energii i łaski.

Poproś Boga, by otoczył cię białym światłem Ducha Świętego. Poczuj, jak obejmuje cię jego pełne miłości ciepło, wchłaniające twoje troski i brzemiona w oczysz­czający, uzdrawiający blask swojej mocy.

Światło pieści twoje stopy. Na ten dotyk rozluźniają się wszystkie mięśnie: podeszwy stóp ... podbicie ... każdy pa­lec, jeden po drugim, znika ból i napięcie... dotyk łago­dzi... uspokaja... niespiesznie... komórki przypominają so­bie swój najzdrowszy, najbardziej witalny wiek i powra­cają do niego, podczas gdy światło powoli przemieszcza się w górę ...

Kostki stóp, łydki, kolana rozluźniają się, odprężają odmładzając .. nie ma żadnego napięcia. .. żadnego stresu... krew krąży swobodnie i zdrowo, przynosząc tlen i życie. Twój oddech zwalnia, staje się głębszy, bardziej rytmiczny, jest spokojnym oddechem snu, podczas gdy światło wę­druje dalej ...

Poprzez uda, pośladki, podbrzusze ... oczyszczające ... ła­godzące, usuwające każdy ból, odżywiające każdy narząd, każdy mięsień, każdą żyłę, komórkę ... Oddychasz głęboko, bez wysiłku, rytmicznie, każdy oddech jest boskim, uzdra­wiającym wyzwoleniem ...

Białe światło Ducha Świętego masuje twój brzuch, klatkę piersiową, ramiona, odprężenie staje się energią płynącą poprzez narządy, mięśnie, kości, do kręgosłupa,

205








Sylvia Browne


do owej linii życia ciała, centymetr po centymetrze, wspa­niale, powoli, pełne miłości i troski oczyszczenie Z całego zła, z wszelkich ciężarów ...

W dół ramion, do nadgarstków, dłoni, palców ... uwal­nia, odpręża... oddech jest cichy, spokojny... czujesz się płynny, żywy, wolny od napięcia... mięsień po mięśniu, ścięgno po ścięgnie, palec po palcu ... bez pośpiechu ... bez zmartwień... bez żadnego spięcia... odczuwasz głęboką satysfakcję…·

Blask pełznie w górę szyi, wchłaniając wszelkie napię­cie; mięśnie i nerwy rozluźniają się, blask niesie ulgę ... głowa, skronie... oddychasz rytmicznie... z zamkniętymi oczyma ... białe światło koi, boskie, niewidzialne ręce gła­dzą każdy mięsień twojej twarzy... rozluźniają się usta ... czoło ... nos ... znikają linie... uchylają szczęki ... skóra wy­gładza się... krew krąży czysta· i niosąca oczyszczenie ...

Oddech pogłębia się. Z nadal zamkniętymi oczyma spójrz na grzbiet własnego nosa i policz do dwudziestu... nie więcej, abyś nie zasnął zupełnie ...

Teraz... z zamkniętymi oczyma, oddychając powoli i ryt­micznie, cofnij się myślą do czasu, kiedy miałeś dwadzieś­cia lat... twoje urodziny, święta Bożego Narodzenia, twój ślub, pierwszy dzień szkoły, jakiekolwiek wyróżniają­ce się zdarzenie... Jeśli nie dostrzegasz żadnego wyjąt­kowego dnia, a szczegóły nie przychodzą ci do głowy od razu, zapytaj siebie łagodnie i bez nacisku: " Wiem, że miałem dwadzieścia lat. Co działo się wówczas w moim życiu?" Jeśli nic nie pojawi się tym razem, pojawi się następnym... Gdzie mieszkałeś, co robiłeś, kto był przy tobie, jaki miałeś samochód; jakiś szczegół, ważny, czy mało znaczący, ostatecznie otworzy się niczym kwiat i po­budzi całą scenę, równie wyraźno.. jak film, tak żywą,


206



Życie po życiu: Jak odkryć wasze własne minione wcielenia


jakby rozgrywała się właśnie teraz ... Rozejrzyj się dooko­ła, zwróć uwagę na każdy kolor, każdy zapach, na to, co nosisz na sobie, jak się czujesz... Jeśli jest to radosne wspomnienie, przeżyj je jeszcze raz ... Jeśli wspomnienie to w jakiś sposób cię denerwuje, po prostu je obserwuj ... Nie ma pośpiechu ... Pozostań tam tak długo, jak zechcesz, badając rzeczywistość, w której znów masz dwadzieścia lat ... Potem powiedz do siebie: "Niech całe świadome lub nieświadome zło, które niosę w sobie od chwili, gdy miałem dwadzieścia lat, rozpłynie się w białym świetle Ducha Świętego, aż po chwilę obecną przez całe moje szczęśliwe, zdrowe, produktywne, bogate życie duchowe. " ...

Teraz cofnij się w swojej podróży do wieku dziesięciu lat, kiedy zaczyna się kształtować twoja prawdziwa toż­samość. inne święta Bożego Narodzenia, inne urodzi­ny, inny pierwszy dzień szkoły, spotkanie nowego przyja­ciela, szczególny dzień na obozie, jakikolwiek dzień, do jakiego potrafisz odnaleźć drogę. W jakiej byłeś klasie, w jakiej szkole, kto był nauczycielem, z kim siedziałeś w ławce, gdzie mieszkałeś ... ? Bądź cierpliwy ... Niech obra­zy pojawiają się w swoim własnym tempie, a w końcu ukaże się kolejna scena, kolejny wyraźny film... Zbadaj go, zwróć uwagę na wszystko ... Przeżyj ponownie szczęś­liwe zdarzenia; po prostu obserwuj to, co smutne... To twoja podróż, jesteś bezpieczny, masz nad wszystkim kont­rolę, żaden ból, żaden smutek nie może ci przeszkodzić ... Tak jak poprzednio powtórz: "Niech całe świadome lub nieświadom e zło, które niosę w sobie od chwili, kiedy miałem dziesięć lat, rozpłynie się w białym świetle Ducha Świętego, aż po chwilę obecną, przez całe moje szczęśliwe, zdrowe, produktywne, bogate życie duchowe. " ...


207




Sylvia Browne

Następnie, z cicha" niewymuszoną cierpliwością po­wróć do chwili, kiedy zostałeś poczęty. Bądź pewien, że możesz to zrobić. Musisz jedynie skorzystać ze spostrzeżeń zmysłowych, do których przywoływania nie jesteś przy­zwyczajony. Nie myśl. Zaakceptuj pierwszą rzecz, jaka przychodzi ci do głowy, malując obrazy przy pomocy podświadomej werbalizacji, która czeka na uwolnienie w twoim wnętrzu. Na początku być może nie napotkasz niczego prócz ciemności. Niech tak będzie. Niech ciem­ność i obrazy rozwiną się w takim tempie, w jakim uwal­nia je twój umysł. Powoli, spokojnie podróżujesz przez ciszę łona do narodzin, pamiętając o istotnej rzeczy: "Nie przeżywam ponownie żadnego zła, bólu, ani strachu, ja­kiego mogłem doświadczać w chwili narodzin, a po prostu obserwuję moje wejście w ten świat".

Teraz podróżujesz przez piękny, zdobiony, lśniący, uspokajający tunel - tunel czasu. Kartki, z kalendarza przepływają obok ciebie w słodko pachnącej bryzie; mija­cię odpływając wstecz, wstecz, wstecz; daty na kartkach stają się coraz odleglejsze i odleglejsze ... Wędrujesz chęt­nie, szczęśliwy i radosny, w stronę czystego, białego świat­ła, które znajduje się przed tobą... idziesz ku niemu ... przechodzisz przez nie, wiedząc, że jesteś bezpieczny ...

Otacza cię fontanna wspaniałego, purpurowego blas­ku, kolor uduchowienia. Wygrzewasz się nim, świadom, że to purpurowe światło, które cię otacza, otwiera i wyostrza twoją świadomość ...

Przed tobą na ekranie, ukazuje się wspaniała, jaskrawo pokolorowana mapa świata. Podchodzisz do niej mówiąc:

"Niech moja dłoń podąży ku temu miejscu na mapie, w którym byłem już wcześniej, dzięki dobrodziejstwu pa­mięci mojej duszy". Bez namysłu, nie patrząc, w żaden

208


Życie po życiu: Jak odkryć wasze własne minione wcielenia

sposób nie przeszkadzając, pozwól swojej dłoni dotknąć mapy. Duch poprowadzi natychmiast, instynktownie.

Sprawdzasz, w którym miejscu mapy spoczęła twoja dłoń. Masz wiarę i ufność pozwalającą ci nie kwestiono­wać tego wyboru. Akceptując go w pełni powiedz: "Mój duch pamięta. Mój duch zabierze mnie do tego miejsca i tego czasu ... ".

I nagle jesteś w tym miejscu i czasie, tak bliskim twojemu duchowi jak czas i miejsce, które pozostawiłeś za sobą· Zafascynowany, napełniony energią, zaczynasz do­strzegać szczegóły ...

Co masz na sobie?

Jeśli nie udaje ci się od razu dostrzec stroju, który nosisz, rozejrzyj się w poszukiwaniu miejsca, gdzie możesz zobaczyć swoje odbicie... witryna sklepowa... staw lub strumień... Podejdź bliżej i opisz, co widzisz. ..

A więc, co masz na sobie ... ?

Czy jesteś niski, wysoki, czy średniego wzrostu ... ? Czy jesteś szczupły, czy pulchny i ciężki ... ?

Czy jesteś mężczyzna" czy kobietą ... ?

Jakiego koloru twoje włosy ... ? Czy długie, krótkie; może łysiejesz. .. ?

Czy nosisz kapelusz, lub szalik, a może nie masz nic na głowie ... ?

Jak wyglądają twoje buty ... ?

Nie myśl! Zaakceptuj pierwszą odpowiedź. Im płynniej-

sze będą twoje odpowiedzi, tym łatwiej nadejdą opisy ...

Jaki jest rok ?

Ile masz lat ?

Kim jest twoja rodzina ...? Gdzie mieszkasz ... ?

Czy masz rodzeństwo? Kim oni są. .. ?

209



Sylvia Browne

Kim twoi rodzice? Czy oboje żyją? Przyjmij swoją pierwszą odpowiedź...

Czy jest ktoś w pobliżu - matka, ojciec, brat lub siostra, przyjaciele - kto jest w twoim obecnym życiu ... ? Wejrzyj poza ich płeć i wygląd fizyczny, sięgnij do esencji ich

ducha, do tego, kim naprawdę ?

Kim w twoim obecnym życiu ?

A teraz... minęło pięć lat ...

Gdzie teraz jesteś ?

Czy jesteś żonaty ?

Jeśli masz współmałżonka, jak on lub ona wygląda···?

Opisz po kolei swoje dzieci ...

Gdzie mieszkacie ... ?

Czy masz pracę? Co robisz? W jaki sposób spędzasz

czas ... ?

Opisz swój dom i widok za największym z jego okien ...

Czy jesteś szczęśliwy ... ? Smutny ... ? Niespokojny ... ? Za­dowolony z życia ... ?

Czy w obecnym życiu znasz swojego współmałżonka,

lub któreś ze swoich dzieci ... ?

Kim w twoim obecnym życiu ... ?

Czy powtarzasz taki sam związek, jaki wtedy cię z nimi

Łączył... ?

Myśl, która pierwsza przychodzi ci do głowy, jest właściwą odpowiedzią. Odpowiadaj, nie zastanawiając się nad tym... Nie ma złych odpowiedzi ...

Teraz. ..

Udaj się do chwili, w której tamto życie dobiegło końca,

do chwili swojej śmierci ...

Tylko ją obserwujesz, nie doświadczasz jej... Nie ma strachu, patrzysz tylko na to, jak wracasz do Domu ...

Na co umarłeś ... ?

210


Życie po życiu: Jak odkryć wasze własne minione wcielenia

Kto był w pobliżu ... ? Czy to bolało ... ?

Kto przyszedł po ciebie z Drugiej Strony ... ? Czy znasz obecnie osobę ... ?

Jaką chorobę, znamię, czy wspomnienie tamtej śmierci przeniosłeś do obecnego życia ... ?

Czy patrząc wstecz na tamto życie, dostrzegasz jego cel?

Jaki był jego główny motyw? Jaki był jego drugorzędny motyw? Nad czym w nim pracowałeś, czego się nau­czyłeś ?

Przyjmij swoją pierwszą odpowiedź - które ze swoich wcieleń właśnie widziałeś? Jak wiele ich przeżyłeś ... ?

Teraz powoli, spokojnie, zanurzasz się w pełnym miło­ści, białym świetle Ducha Świętego i bogatym, zielonym świetle uzdrawiania. Przez twoje ciało i ducha przepływa spokój i dobre samopoczucie ...

Spokojnie powróć do tego życia i, szczęśliwy i odświeżo­ny, dziękując Bogu za swoją bezpieczną podróż i ponowne połączenie z własną wiecznością, otwórz oczy ...

Jeśli nie macie przy sobie przyjaciela, który zapisałby wasze odpowiedzi, natychmiast zanotujcie w dzienniku lub na taśmie wszystko, co zapamiętaliście z doświadczenia, jakie właśnie przeżyliście, z tak wielką ilością szczegółów, jaką tylko możecie sobie przypomnieć.

Powtarzajcie to ćwiczenie tak często, jak zechcecie, a być może zaskoczy was to, że za każdą podróżą będziecie powracali do innego czasu, miejsca i życia.

Jeśli ćwiczyliście dość długo, by oswoić się z tym pro­cesem, możecie go udoskonalić i wykorzystać dla rozma­itych celów. Czy ciekawi was pochodzenie znamienia, choroby, czy niewyjaśnionego strachu? Czy zastanawiacie

211



Sylvia Browne

się, czy znaliście wcześniej swojego najlepszego przyjacie­la, miłość swojego życia, lub swoje dziecko? Może w ża­den sposób nie potraficie znaleźć z kimś wspólnego języka i chcielibyście sprawdzić, czy w minionym wcieleniu nie połączyło was jakieś negatywne doświadczenie, z którym wreszcie moglibyście się uporać? Czy odczuwacie awersję do jakiejś rasy, kultury, lub przedmiotu, której nie rozumie­cie, a którą chcielibyście przełamać?

Dzięki tym ćwiczeniom można zadać wszelkie pytania i zaspokoić wszelką ciekawość. Przed rozpoczęciem tego ćwiczenia powiedzcie Bogu i samym sobie, czego chcecie się dowiedzieć, a potem poproście, by tunel czasu za­prowadził was do życia, w którym znajduje się odpowiedź. Białe światło Ducha Świętego będzie otaczało was i chro­niło na każdym kroku.

Życie po życiu, po życiu.

212



Nawiedzenia:

Czym są i jak działają?

- Nie wierzę w duchy ... - powiedział mi kiedyś pewien klient - ... lecz bałem się ich przez całe życie.

To całkiem niezłe podsumowanie ogólnego nastawienia, na jakie napotykam od czasu, kiedy w 1974 roku zaczęłam badać nawiedzenia i kiedy stworzyłam Fundację Badań Parapsychologicznych Nirwana. Niektóre "nawiedzenia" okazały się być złośliwymi gryzoniami, wadliwą instalacją elektryczną, złudzeniami optycznymi, wytworami nadpo­budliwej wyobraźni i kilkoma żałosnymi, głupimi żartami. Nic dziwnego, że nawiedzenia cieszą się taką wątpliwą reputacją.

Spotkałam jednak sporo prawdziwych zjaw, duchów, wirów zwanych piętnami, oraz energii kinetycznej, a ucząc się je rozróżniać znalazłam kolejne potwierdzenie dla wie­cznej siły duszy.

Zjawy

Zjawy jak najbardziej istnieją. Spotykałam je, rozmawia­łam z nimi, a z niektórymi nawet nawiązałam swego ro­dzaju przyjaźń. Jedną, smutną, fascynującą rzeczą, wspól­ną dla nich wszystkich jest to, że żadna z nich nie wie, iż jest martwa. Dla swoich własnych, ściśle określonych i osobistych powodów, zjawy odmawiają przejścia na Dru­gą Stronę i upierają się przy tym, by pozostać na Ziemi. W swoich oszołomionych, omamionych złudzeniami umy­słach są równie żywe i rzeczywiste jak my. Ponieważ

213



Sylvia Browne

z uporem trwają po śmierci w tym wymiarze, dla reszty z nas są tymi rezydentami świata duchowego, których najłatwiej nam zobaczyć i usłyszeć.

Jedną z moich niezłomnych zasad jest to, że nigdy nie przeprowadzam badań źródłowych, zanim dokładnie nie zbadam nawiedzenia. Gdybym postępowała inaczej, żywi­łabym pewne oczekiwania, które mogłyby zakłócać mój obiektywizm. Jeśli już przy tym jesteśmy, medium mogło­by z łatwością udać, że widzi zjawę, wykorzystując.w tym celu kilka robiących odpowiednie wrażenie, uprzednio zgromadzonych faktów - i w końcu zostać zdemaskowa­nym jako oszust. To nie dla mnie, piękne dzięki.

Kiedy więc autorzy seriąlu telewizyjnego Nierozwikłane Tajemnice poprosili mnie, bym zbadała szerzące się po­wszechnie plotki na temat zjawy w przybrzeżnej restaura­cji w północnej Kalifornii, zwanej Gorzelnią w Moss Be­ach, przybyłam tam, nie wiedząc niczego ponad to, że niezliczeni właściciele, kucharze, kelnerki i klienci słyszeli i widzieli postać kobiety, przemierzającej niespokojnie po­koje i wędrującej po pobliskiej plaży. Później odkryłam lokalną plotkę, która głosiła, iż zjawa była legendarną Kobietą w Błękicie. W swojej poprzedniej inkarnacji miała ona być częstym gościem Gorzelni, miejsca zakazanego przez prohibicję pod koniec lat dwudziestych. Według opowieści, Kobieta w Błękicie zdradzała męża z miejs­cowym pianistą i pewnej nocy została przypadkowo zabita na plaży, kiedy próbowała przerwać walkę na noże, toczą­cą się pomiędzy dwoma mężczyznami.

Zjawy zazwyczaj lubią zwracać na siebie naszą uwagę, a może po prostu cieszą się tym, jak na nie reagujemy. Ta zjawa nie była żadnym wyjątkiem. Kamery Nierozwikła­nych Tajemnic poszły w ruch, a tajemnicza kobieta wkrót-

214


Nawiedzenia: Czym są i jak działają?

ce ukazała się moim oczom. Stwierdziłam jednak, że nie rozmawiam z szaloną wyzywającą dziewczyną, lecz ze smutną zmartwioną zjawą, która przedstawiła się jako Ma­ry Ellen Morley. Powiedziała mi, że brała udział w strasz­nym wypadku samochodowym, w pobliżu Gorzelni w Moss Beach i wędrowała po okolicy w poszukiwaniu swojego trzyletniego synka, którego chciała pocieszyć. Rzeczywiście odziana była na błękitno, nosiła też wielki kapelusz, przewiązany szalem. Jej fryzura i strój były modne kilka dziesięcioleci temu, lecz Mary najwyraźniej uważała, ze od wypadku minęło zaledwie kilka minut. Po śmierci czas nie ma znaczenia, nawet dla tych, którzy nie podążają w stronę światła po Drugiej Stronie, gdzie znaj­duje się ich dom.

Dopiero gdy moja rola w tym odcinku Nierozwikłanych Tajemnic dobiegła końca, kamerzyści, wraz z kilkoma pracownikami gorzelni w Moss Beach, udali się do miejs­cowej, biblioteki, gdzie, zagłębiwszy się w stare gazety, znaleźli nekrolog kobiety o nazwisku Mary Ellen Morley. Przyczyna śmierci: wypadek samochodowy. Jej mąż i trzy­letnie dziecko ocaleli.

Zjawa pozostała na tym świecie w złudnym przekona­niu, że jej synek wciąż ma trzy latka i nadal jej potrzebuje. Inna smutna zjawa, pozostała tu z zupełnie innego powodu. Wiara i zaufanie tego człowieka umarły znacznie wcześ­niej niż on sam.

Kiedy w 1984 roku udałam się do Alcatraz, towarzyszy­ła mi ekipa widomości stacji CBS. Było to na wiele lat po tym, jak cieszące się złą sławą więzienie zamknęło swoje podwoje dla więźniów. Miałam zbadać coś, co opisano jako "dziwne zakłócenia". Dołączył do nas nocny strażnik, który jako pierwszy doniósł o owych zakłóceniach oraz dawny więzień, Leon Thompson.

215








Sylvia Browne


Nie było dla mnie zaskoczeniem, że atmosfera Alcatraz okazała się zła, pusta i zepsuta, atakująca moje zmysły. Na samym początku obchodu, szczególnie silnie zareagowa­łam na ponurą celę w więziennym szpitalu. "Zobaczyłam" literę S, a puste ściany wydawały się być obwieszone czymś, co wyglądało jak zapiski i kartki. Okazało się, że przez ponad dziesięć lat celę tę zajmował Robert Stroud, słynny "Ptasznik z Alcatraz". Na przekór popularnej opi­nii, nigdy nie dzielił celi z prawdziwymi ptakami, lecz z setkami przyczepionych do ścian notatek i kartek poświęconych ptakom.

Okropne poczucie jakiegoś dawnego, okrutnego czynu

uderzyło mnie w chwili, kiedy weszliśmy do więziennej pralni. W chwilę później ukazała się zjawa mężczyzny, wysokiego i łysego, z małymi, czujnymi oczyma. Natych­miast ukazał mi się inicjał M, ale mężczyzna powiedział, że mówili na niego "Rzeźnik".

Opowiedziałam o tym wszystkim mojemu, coraz bar-

\

dziej zdenerwowanemu, małemu zespołowi, a Leon Thompson, który nagle zaczął sprawiać wrażenie jakby zatęsknił , za starymi, dobrymi czasami, kiedy jego kumple, więźnio­wie z Alcatraz byli żywymi zbrodniarzami i mordercami, powoli zrobił krok naprzód. Przypomniał sobie "Rzeźnika", płatnego zabójcę o nazwisku Abie Malkowitz, który w tej właśnie pralni został zabity przez innego więźnia.

Jeśli napotkamy jakieś zjawy, możemy zrobić dla nich, przynajmniej tyle, by spróbować przekonać je, iż nie żyją i powinny skierować się w stronę światła. Równocześnie, duchy po Drugiej Stronie są świadome obecności tych' przywiązanych do Ziemi dusz i także robią wszystko, by sprowadzić je do domu. W zasadzie wygląda to tak, jakby Druga Strona ciągnęła wtedy, kiedy my pchamy, więc


216



Nawiedzenia: Czym są i jak działają?


wcześniej czy później, po upływie minut lub stuleci, zjawy odnajdują swoją drogę ku światłu.


Tak więc, pragnąc, by biedny Abie Malkowitz odszedł z tego miejsca, równie szczerze, jak sama chciałam stamtąd odejść, zaczęłam mówić mu, że jego życie dobiegło końca, nie może udać się do domu i odnaleźć spokój w Duchu Świętym. Abie ruszył w moją stronę, patrząc na mnie, ale nie słuchając moich słów.

Nienawidzę przegrywać, szczególnie, gdy gra toczy się


- Nie bój się. Nie przybyliśmy tu po to, by cię skrzyw­dzić.


Francine była pewne, że Abie słyszał te słowa niezliczo­ną ilość razy, od ludzi, którzy zadawali mu głęboki ból. Patrząc wprost na niego mówiła dalej:

- Kiedy opuszczę ciało Sylvii, wrócę na Drugą Stronę.

Proszę, chodź ze mną. Są tam ludzie, którym na tobie zależy, którzy chcą ci pomóc.

Abie przez długą chwilę zastanawiał się w milczeniu.

Kiedy w końcu przemówił, podał prostą, ostateczną odpowiedź, która prawdopodobnie była zgodna z jedyną, niezawodną postawą, jakiej nauczyło go życie:

- Nie wierzę ci.


Abie Malkowitz nadal jest więźniem Alcatraz, zjawą przywiązaną do Ziemi w tym opustoszałym piekle, wsku­tek swojego własnego, błędnego wyboru. W mroczne noce, w obecnym parku stanowym o nazwie Alcatraz, nadal pojawiają się dziwne " zakłócenia" . Po upływie tak wielu lat wciąż jeszcze modlę się za Malkowitza, prosząc białe światło Ducha Świętego, by zabrało go do domu.


217







Sylvia Browne


Druga Strona i ja odnieśliśmy jeden sukces, którego nigdy nie zapomnę. Poznałam wtedy najbardziej chyba przerażoną i osamotnioną zjawę, jaką kiedykolwiek spot­kałam. Nie wymienię nazwy muzeum w San Francisco, które wezwało mnie, bym zbadała raporty o odgłosach kroków, poruszających się cieniach i pojawiającym się niekiedy, niewyraźnym echu kobiecego płaczu. Jego dy­rekcja nigdy nie zamieściła w swoich broszurach słowa nawiedzone, zakładam więc, że woli, by muzeum było znane ze swoich wystaw. Muzeum zbudowano na miejscu prywatnej kliniki, prowadzonej przez zakonnice, zaś ja znalazłam jedną z owych zakonnic nadal wędrującą po salach muzeum; zakonnicę, której krótkie życie zakończyła j podwójna tragedia nielegalnej aborcji.

Nie mogłam sobie nawet wyobrazić koszmaru, przez jaki przeszła i błagałam, by pozwoliła mu się wreszcie za­kończyć. Po Drugiej Stronie oczekiwał na nią spokój. Uwie­rzyła w to. Była w końcu ekspertem w dziedzinie transcen­dencji i życia po śmierci. Lecz właśnie to ją powstrzymy­wało: Była przekonana, że grzech, jakiego się dopuściła, był nieprzebaczalny i nie zasługiwała na to, by stanąć przed obliczem Boga, a cóż dopiero prosić Go o współczucie.

Na szczęście wychowano mnie w wierze katolickiej, potrafiłam więc przemówić do niej, używając wspólnego języka. Kosztowało mnie to kilka wizyt, wiele modlitw i kilka świętych rytuałów, ale ostatecznie Francine i ja przywróciłyśmy zakonnicy wiarę w siebie, jako w dziecko doskonałego, kochającego Boga. Wraz z rytuałem Ostat­niego Namaszczenia odesłałyśmy ją w stronę światła. (Przy okazji, niech ta opowieść o zjawie będzie odpowiedzią dla wszystkich, którzy kiedykolwiek zastanawiali się, dlaczego poczucie winy jest tak niszczycielską siłą.)


218



Nawiedzenia: Czym są i jak działają?


Następnie przyznałam nominację do nagrody w kate­gorii "Zjawa z najlepszym wyczuciem czasu".

Autorzy programu Magazyn Wieczorny z telewizji w Los Angeles poprosili mnie, bym udała się w poszukiwaniu duchów do dziwacznego, fascynującego miejsca o nazwie Dom Tajemnic Winchesterów . Powstał on w końcu dzie­więtnastego wieku w wyniku współpracy pomiędzy Sarą Winchester a gromadą duchów, z którymi kontaktowała się co noc w swoim małym, błękitnym pokoju do seansów. Sara była spadkobierczynią fortuny, jaką rodzina Winches­terów zbiła na broni. Pewien jasnowidz powiedział Sarze, iż ciąży na niej klątwa wszystkich ludzi, zabitych przy pomocy strzelby Winchestera. Jedyną nadzieją na ocalenie miało być dla niej zbudowanie domu tak obszernego i skomplikowanego, iż złe duchy, wysłane, by ją ukarać, nie będą mogły jej znaleźć.

Szacuje się, że Sarze, oraz jej nocnemu zespołowi du­chów-architektów, udało się zbudować, zniszczyć, zapro­jektować od nowa, przebudować i ponownie wyburzyć jakieś 750 pokoi, a wszystko to po to, by ukryć ją przed klątwą. Kobieta co noc sypiała w innej sypialni, unikała kontaktu ze wszystkimi ludźmi, poza nie kończącymi się zespołami budowniczych i opiekunów, otoczona tajnymi przejściami i zapadniami, pozwalającymi na szybką ucie­czkę. Mimo to, nie zdołała uniknąć śmierci, która zastała ją we śnie. Zmarła spokojnie w wieku 85 lat.

Dom Tajemnic Winchesterów przypomina dziś niedo­kończoną łamigłówkę, złożoną ze 160 pokoi. W pełni zasługuje na swój oficjalny status symbolu przeszłości. Przecinają go całe mile korytarzy. Niektóre z nich kończą się szafami lub ślepymi ścianami, inne mają zaledwie siedemdziesiąt centymetrów szerokości i prowadzą na tyły


219








Sylvia Browne


budynku, do wielkiej chłodni. Sara słyszała, że duchy lubią podróżować przez kominy, które ułatwiają im wejście do domu, zbudowała ich więc czterdzieści siedem. Ponieważ miała obsesję na punkcie cyfry trzynaście, nalegała na skonstruowanie trzynastu kopuł w szklarni, posadzenie trzynastu palm wzdłuż podjazdu, wyłożenie sufitów trzy­nastoma drewnianymi panelami, wykonanie trzynastu otwo­rów odpływowych w zlewie kuchennym i założenie trzy­nastu lamp w żyrandolach. Pewnej nocy, przekonana, że, ujrzała odcisk dłoni diabła w piwniczce na wina, nakazała zamknąć to pomieszczenie i zamurować je tak skutecznie, że po upływie niemal stu lat nadal go nie odnaleziono.

Zanim ekipa telewizyjna z L. A. poprosiła mnie o za­prowadzenie ich do Domu Tajemnic Winchesterów, byłam tam już parę razy, wraz z grupą badaczy, których, podobnie jak mnie, pociągała myśl o istnieniu domu zbudowanego przez duchy dla duchów. Pierwsza noc, którą spędziłam w mrocznym domu - gdyż do znacznej jego części nigdy nie doprowadzono elektryczności - była pracowita i pełna napięcia. Wszędzie pojawiały ię niewytłumaczalne podmu­chy lodowatego powietrza. Ukazało się dzikie, rozedrgane światło, rozbłysło olśniewająco, a potem zniknęło równie szybko, jak się pojawiło. Dwie wielkie kule złej, ognistej czerwieni zawisły naprzeciwko nas w powietrzu, po czym eksplodowały. i na powrót zapadła ciemność. Wszyscy słyszeliśmy stukanie stolarskich młotków, uderzających w rury i w drewno, drzwi samoistnie otwierały się i zamy­kały, inni goście mówili o odgłosach kroków i podzwania­niu łańcuchów. Dobiegła mnie także muzyka organowa, której nie słyszał żaden z moich towarzyszy, dopóki na­stępnego dnia nie odkryliśmy, że jest doskonale słyszalna na taśmie, którą nagraliśmy owej długiej nocy.


220



Nawiedzenia: Czym są i jak działają?


Po raz pierwszy przekraczając progi tego domu, wie­działam tylko, że był ogromny. Gotycki, zbudowany przez kobietę o nazwisku Sara Winchester; prawdziwy koszmar dla kogoś, kto go sprzątał. Kiedy więc ukazała się para zjaw w towarzystwie dużego labradora i oznajmiła mi, że są mieszkającymi tu dozorcami, nie mogłam sobie wyob­razić, że ktoś chciałby zostać w tym domu po śmierci, aby jeszcze trochę w nim popracować. Kobieta wyglądała na Hiszpankę. Miała na imię Maria. Mężczyzna miał rude włosy. Oboje nosili robocze stroje z przełomu wieków. Nie byli przerażający, ale z całą pewnością nie podobała im się obecność obcych ludzi w domu należącymi do ich pani.

Późniejsze dochodzenie ujawniło, że pomimo całej swo­jej ekscentryczności i aspołecznego izolowania się od lu­dzi, Sara przez trzydzieści osiem lat spędzonych w tym domu była miłą, łagodną i bardzo hojną pracodawczynią, więc para gorąco jej oddanych służących, zrezygnowała ze światła po Drugiej Stronie po to, by chronić i strzec obsesyjnej potrzeby prywatności panny Winchester.

Oczywiście nie mogłam obiecać, że para służących uka­że się przed zespołem operatorów telewizyjnych, którzy przez kilka godzin jechali z Los Angeles, w nadziei, że uda się utrwalić zjawy na taśmie filmowej. Miałam jednak gorącą nadzieję, że zjawy wstrząsną przynajmniej jednym z członków tej ekipy. Nie wymienię jego nazwiska - nie chcę go zawstydzać. (Prawdę mówiąc, chcę, ale obiecałam sobie, że w tej sprawie zachowam się jak dama.) Nie musiałam być jasnowidzem, by wyczuć z jego postawy, że powierzony mu przydział, nie należał do jego wymarzo­nych zadań. Z jego punktu widzenia, nie dość mu płacili, by krążył po domu za jakąś wariatką, w poszukiwaniu zjaw, podczas gdy każda zdrowa na umyśle osoba wie, że


221




Sylvia Browne

zjawy nie istnieją. Jestem pewna, że człowiek ten po cichu układał list rezygnacyjny, w międzyczasie zaś czekał... i czekał... i czekał ... a kamery przez cały czas kręciły ...

W końcu ów członek ekipy uznał, iż ma już dość tego wszystkiego i oznajmił na cały głos, że poczeka na zew­nątrz, w razie gdyby wydarzyło się coś interesującego, co nie jest zbyt prawdopodobne.

Gdy tylko odwrócił się, by odejść, ktoś, o kim nie wiedziałam, że znajdował się w zasięgu głosu, najwyraź­niej uznał, że temu mężczyźnie przydałaby się zmiana nastawienia. Nie był to nikt z obojga służących, ale zjawa samej Sary Winchester, która, we właściwej chwili, przesu­nęła się za oknem drugiego piętra, otoczona piękną, białą mgłą. Znalazła się na linii wzroku mężczyzny i pozwoliła utrwalić się na filmie, po czym, dokonawszy swojego dzieła, zniknęła. Po pewnym czasie nasz komentator uspo­koił się i odzyskał zdolność składania pełnych zdań, jednak przez resztę wieczoru był uważny, pokorny i trzymał się blisko mnie jak przyklejony.

Dzięki, Saro. Przesłałabym ci czek za ten występ, gdy­bym nie obawiała się, że zmarnujesz te pieniądze na dobu­dowanie kolejnego pokoju.

Bez wątpienia najbardziej uparta, barwna i kłótliwa zja­wa, jaką spotkałam, mieszka w Sunnyvale w Kalifornii, w miejscowym sklepie Toys'R'Us1 Latem 1978 roku pra­cownicy i klienci sklepu zaczęli dostrzegać, że dzieje się tam coś strasznie dziwnego. Światła włączały się i wyłą­czały w przypadkowy sposób, kurki z wodą odkręcały się i zamykały. Uszkodzona mówiąca lalka, nie wydająca do-

l Toys'R'Us - amerykańska sieć sklepów sprzedających zabawki (przyp. tium.).

222


Nawiedzenia: Czym są i jak działają?

tąd żadnych dźwięków, zaczęła na całe swoje, nieistniejące płuca, wrzeszczeć "Mama!", kiedy włożono ją na powrót do pudełka, by zwrócić je producentowi. W nocy, kiedy nikt nie mógł wejść ani wyjść ze sklepu bez uruchamiania skomplikowanego alarmu czasowego, ktoś systematycznie zdejmował zabawki z półek i układał je na podłodze w wymyślne, skomplikowane wzory. Sterty papierów zaczy­nały nagle osuwać się na podłogę, po jednej kartce na raz, chociaż w pobliżu nie było żadnego wentylatora, ani prze­wodu doprowadzającego powietrze. Rozsypywały się dob­rze zabezpieczone wystawki, draperie zaczynały kołysać się dziko, same z siebie ...

W końcu, pewnego dnia, zadzwonił mój telefon. Kiero­wnik sklepu, który dał się wreszcie przekonać, że ma do czynienia z nawiedzeniem, skontaktował się z popularnym programem telewizyjnym To niemożliwe. Producenci pro­gramu, licząc na zwiększenie oglądalności w przypadku, gdyby udało się utrwalić zjawę na taśmie, poprosili mnie, bym została ich telewizyjną "łowczynią duchów".

Kilku pracowników sklepu Toys'R'Us próbowało wcze­śniej ustalić tożsamość zjawy. Najbardziej prawdopodob­nym kandydatem był ich zdaniem Martin Murphy, bogaty i towarzyski człowiek, założyciel Sunnyvale, który zmarł w 1884 roku. Zgodnie z legendą, nadal widywano go, wędrującego po swojej ukochanej dolinie Santa Clara w czasie pełni księżyca. Opowiadając mi o zjawie, pra­cownicy sklepu czule nazywali ją "Martin".

Sama oczywiście nie przeprowadziłam żadnych badań.

Mogłam równie dobrze spotkać się z Martinem Murphym, jak nie spotkać się z nikim. Kilku pracowników, ekipa telewizyjna i ja, zostaliśmy zamknięci w sklepie na noc. Uruchomiono alarmy, by aż do rana powstrzymać innych ludzi przed wejściem lub wyjściem ze sklepu.

223



Sylvia Browne

Krótko po tym, jak się rozgościliśmy, zbłąkane stado plażowych piłek nagle stoczyło się na podłogę z półek w jednym rzędzie. Wkrótce po tym ciężka piłka spadła z innej półki. Ale to mogło się zdarzyć - niezbyt to prawdopodobne, lecz możliwe - ułożyliśmy je więc na swoim miejscu i zabezpieczyliśmy ciężkim pudłem. Piłki znów zleciały na podłogę, a my zobaczyliśmy, że pudło zostało ostrożnie przesunięte na bok. Następnie duży wore­czek wypełniony fasolą wykonał zupełnie pozbawionego wdzięku, łabędziego nura, ze swojego miejsca na wysokiej

platformie, na świeżo wypastowane linoleum. .

Krótko po północy po raz pierwszy zobaczyłam zjawę mężczyzny. Pił wyimaginowaną wodę ze strumienia, który zdawał się wytryskiwać z rogu pomieszczenia. Był ranny. Jego noga spływała krwią. Kulał.

Nie był to Martin Murphy. .

Powiedział mi, że nazywa się John Johnston, ale ludzie

wołają na niego Yon lub Yonny. Był wędrownym kaz­nodzieją i mieszkał wraz z rodziną, do której należała ziemia, na jakiej się znajdowaliśmy. Kochał kobietę o imieniu Beth, córkę bogatego małżeństwa z Sunnyvale, ale panna złamała mu serce wychodząc za mąż za innego mężczyznę i przenosząc się do Bostonu. Johnny, jak za­częłam go nazywać, pozostawał tu, gdzie mogła go odnaleźć Beth, gdy, co nieuniknione, uświadomi sobie swój błąd i wróci.

Następnego dnia zespół badaczy z programu To niemoż-

liwe odkrył w Historii Okręgu Santa Clara, wzmiankę o kaznodziei Johnie Johnstonie, który zamieszkiwał wraz ze swoimi parafianami, a zmarł w 1884 roku jako kawaler, wykrwawiwszy się na śmierć wskutek rany zadanej siekierą.

224




Nawiedzenia: Czym są i jak działają?

Tak się złożyło, że Martin Murphy zmarł tego samego roku, pozostawiając kilkoro dzieci, w tym córkę Elizabeth, którą wszyscy nazywali Beth.

W 1884 roku, w miejscu, w którym stoi obecnie sklep, znajdował Się sad. Przez narożnik sklepu, tam gdzie ujrza­łam Johny'ego Johnstona pijącego wodę, przepływał stru­mień .

Owej nocy w sklepie Toys'R'Us w Sunnyvale zrobiono wiele zdjęć. Fotografie, do wykonywania których wyko­rzystano film na podczerwień, wyraźnie ukazują wielkie, niewytłumaczalne plamy światła, zawieszone w powietrzu. Moje ulubione zdjęcie przedstawia wyraźny, oświetlony od tyłu obraz Johny’ego, opierającego się o półki w pustym rzędzie i patrzącego na nas.

Wielokrotnie próbowałam tłumaczyć mu, że jego życie jako Johnny'ego Johnstona dobiegło końca i że odnajdzie Beth po Drugiej Stronie, jeśli po prostu przejdzie przez światło. Jednak moje namowy tak w końcu go zmęczyły, ze postawił w ultimatum:

- Jeśli jeszcze raz powiesz mi, że nie żyję, więcej się do ciebie nie odezwę.

Od tej pory, ilekroć zabieram moją wnuczkę Angelię na spotkanie z Johnym, rozmawiamy na inne tematy. Mój przyjaciel wciąż trzyma się tego, co uważa za sad. Dba o niego, zarabiając na utrzymanie i czekając na powrót Beth: pewnego razu narzekał na hałaśliwe dzieci, które zjawiają się w sadzie bez żadnego powodu, a szczególnie na dwójkę głośnych, nieposłusznych bliźniąt - tych sa­mych, na które pracownicy Toys'R'Us skarżyli się mi nieco później, tego samego dnia.

Mam nadzieję, że pewnego dnia, kiedy ostatecznie uda mu się odnaleźć drogę prowadzącą na Drugą Stronę, Beth

225


  1. yuy


Sylvia Browne

będzie pierwszą osobą, która powita go w domu. Będzie go brakowało wszystkim pracownikom sklepu Toys’R’Us w Sunnyvale. Ja także będę za nim tęskniła. Połączyło nas coś na kształt przyjaźni, a moja mała wnuczka ma mnóst­wo frajdy, kiedy zabieram ją z wizytą do Johny'ego.

Ponieważ zjawy uważają; że nadal są żywe wierzą też, iż przynależą do miejsc, które zamieszkują, zaś my jesteśmy tam intruzami. W końcu one były tam pierwsze. Jeśli prosicie zjawę, by się uspokoiła lub odeszła, postępujecie jak goście proszący gospodarza domu, by zamilkł, lub wy­nosił się z własnego lokum. Wątpię, by was posłuchał.

Spotkałam dziesiątki zjaw, więc wiem, że wcześniej czy później każda z nich odchodziła, dzięki zespołowym wysił­kom żywych ludzi i Drugiej Strony. W międzyczasie okaż­cie im więcej współczucia niż lęku. W końcu, być może my także nie bylibyśmy zgodnymi sublokatorami, gdybyś­my nie wiedzieli o tym, że nie żyjemy.

Duchy

Inaczej ma się sprawa z duchami. Duchy zaakceptowały już swoją śmierć i przeszły na Drugą Stronę. Gdy nas od­wiedzają, przybywają z innego wymiaru, co na ogół spra­wia, że trudniej jest je wyraźnie ujrzeć i usłyszeć. Moim oczom i uszom świat duchowy jawi się, niczym pokój wy­pełniony ludźmi, postrzegany przez kartkę woskowanego papieru i nauszniki. Dlatego tez zazwyczaj łatwo mi odróżnić duchy od przypominających ludzi, wyraźnych zjaw. Im więcej czasu minęło od ostatniej inkarnacji du­chów, tym szybsza i wyższa jest ich wibracja. Nie zamie­rzam tu narzekać, ani obrażać Francine, ale ponieważ nie inkarnowała ona przez blisko pięćset lat, jej głos brzmi jak głosik jednej z wiewiórek z disneyowskiego komiksu.

226


Nawiedzenia: Czym są i jak działają?

Różnica w wysokości głosu większości duchów, może podczas seansów sprawiać nieco kłopotów. Kilka dni temu odwiedził mnie przystojny mężczyzna, mając nadzieję, że otrzyma jakiś znak, iż jego ukochana, zmarła żona znajduje się gdzieś w pobliżu. Zobaczyłam ją natychmiast, roz­promienioną, szczęśliwą brunetkę z małymi, głęboko osa­dzonymi oczyma i mocną szczęką. Mężczyzna natychmiast potwierdził mój opis, ale potem, wyłącznie po to, by raz na zawsze uzyskać pewność, zapytał o czułe przezwiska, jaki­mi zwykli się nawzajem nazywać.

Muszę tutaj wspomnieć, że jako medium jestem tylko czymś w rodzaju kanału łączącego was z Drugą Stroną. Nie do mnie należy poprawianie tego, co do mnie dociera, nawet jeśli jestem pewna, że nie może to być prawdą. Wysłuchałam więc bardzo uważnie słów brunetki, a potem, z takim przekonaniem, na jakie mogłam się zdobyć, powie­działam:

- To brzmi jak ... "porywaczek"?

Niemal trafiłam - czułe przezwisko brzmiało "podrywa­czek". Był to szczegół, którego w żaden sposób nie mog­łam znać i nie zdołałabym go odgadnąć nawet gdybym starała się przez tydzień. Miałam czterech mężów i więcej romansów niż chciałabym pamiętać, a więc założyłabym się, że nie pozostało ani jedno romantyczne przezwisko, którego bym nie znała. Przegrałabym. Słowo "podrywa­czek" było dla mnie czymś nowym.

Różnicę pomiędzy częstotliwością wibracji zjaw i du­chów łatwiej jest sobie wyobrazić, kiedy spojrzy się na elektryczny wentylator. Gdy jest wyłączony, widzicie jego śmigła. Te śmigła to my, w naszym wymiarze. Kiedy włączy się wentylator na niskie obroty, śmigła wirują tak, że trudniej jest dostrzec każde z nich, ale nie jest to niemoż-

227





Sylvia Browne


liwe, jeśli skoncentrujecie się na tym zadaniu. To wymiar zjaw; po śmierci są one mniej wyraźne od nas, ale nadal widoczne. Włączcie wentylator na największą prędkość, a śmigła zaczną poruszać się tak szybko, że staną się niemal niewidzialne - możemy patrzeć poprzez nie, jakby same śmigła zniknęły. To wymiar duchów, istniejący w prędkości wibracji, której nie mogą dostrzec ludzkie oczy. Następnym razem, kiedy będziecie się zastanawiać, dlaczego mielibyście wierzyć, że otaczają was duchy, skoro nie możecie ich dostrzec, zapytajcie siebie, czy przestajecie wierzyć w to, że wentylator ma śmigła za każdym razem, kiedy włączacie go na najwyższe obroty.

Na szczęście niektóre duchy, szczególnie, jeśli niedawno zmarły, są dość silne, a ich pragnienie odwiedzin wystar­czająco mocne, by mogły na króciutką chwilę zwolnić swoje wibracje, stać się widzialne, słyszalne i postrzegalne jako ludzkie postaci. Moja babcia Ada jest jednym z ta­kich duchów, co po raz pierwszy udowodniła jesienią 1954 roku, w dwa lata po swojej śmierci.

Babcia Ada Coil, od chwili własnych narodzin utalentowane medium, była moją mentorką, bohaterką i pełną miłości, cierpliwą powiernicą dla dziecka, które nie zawsze, potrafiło odróżnić zdolności parapsychiczne od obłędu. Babcia Ada spokojnie wyjaśniała znaczenie głosów i wizji których nie dostrzegał nikt oprócz mnie. Powiedziała, czym są Duchy Przewodnicy, kiedy z wrzaskiem uciekałam po moim pierwszym spotkaniu z Francine. Ukształtowała moje życie, ucząc mnie, że zdolności medium nie ciężarem, lecz świętym błogosławieństwem. Babcia Ada zawsze wierzyła i miała nadzieję, że stanę się nauczycielką. Za moich szkolnych lat zdawało się to nieprawdopodobieństwem. Miałam zaledwie osiemnaście lat i byłam no-


228



Nawiedzenia: Czym są i jak działają?


wicjuszką w college'u, kiedy wielkie serce babci Ady pod­dało się i tym samym złamało moje serce.


Pewnego miesiąca, krótko po moich dwudziestych uro­dzinach, zaczęłam pracować jako nauczycielka w małej, katolickiej szkole w Missouri. Co dnia marzyłam o tym, by babcia Ada dożyła chwili, w której usłyszałaby jak ucznio­wie w mojej klasie zwracają się do jej małej Sylvii - "Pan­no Shoemaker" (moje panieńskie nazwisko).


W grudniu, pewnego sobotniego popołudnia, dwa mie­siące po rozpoczęciu roku szkolnego, zatelefonowała do mnie, kierowniczka szkoły, siostra Regina Maria. Nigdy wcześniej nie dzwoniła do mnie w weekendy, a wydawało się, że jest zdenerwowana. Oczywiście ja, żyjąc w po­dobnym do imadła uścisku katolickiego poczucia winy, natychmiast założyłam, że popełniłam jakiś śmiertelny grzech i zaczęłam zastanawiać się z całych sił, co takiego zrobiłam. Przyjmując taktykę grania na zwłokę, spytałam, czy wszystko w porządku. Odparła, że nie jest pewna.


Siostra Regina Maria była w szkole sama. Nadrabiała papierkową robotę w rzadko spotykanej ciszy pustego bu­dynku. Alarm był włączony, a wszystkie drzwi prowadzące do klas pozamykane. Kiedy siostra Regina Maria po raz pierwszy usłyszała hałas dochodzący z dołu schodów, po­myślała: że to dzieło wyobraźni. W końcu nikt nie mógł tam wejść, nie uruchamiając alarmu. Ale im więcej na­słuchiwała, tym bardziej była pewna, że słyszy odgłos kroków na zimnej, wykafelkowanej podłodze na "dolnym piętrze", jak eufemistycznie nazywała piwnicę, w której mieścił się piec, przewody wentylacyjne i moja klasa. Dzielna i katolicka do szpiku kości siostra Regina Maria chwyciła za krucyfiks i z wahaniem zeszła po schodach, by zbadać zjawisko.


229







Sylvia Browne


Pomimo faktu, że zarówno ona jak i ja, wychodząc poprzedniego wieczoru, upewniłyśmy się, że drzwi mojej klasy zostały zamknięte, kiedy dotarła do piwnicy, zastała je otwarte na oścież. W mojej sali znajdowała się jakaś starsza kobieta. Rozglądała się uważnie.

- W czym mogę pani pomóc? - powitała ją niepewnie . zaskoczona, a jednocześnie uspokojona siostra Regina


Maria.­

- W niczym, dziękuję - odpowiedziała kobieta. - Wpadłam tylko, żeby rzucić okiem na salę Sylvii. Proszę jej przekazać, że świetnie sobie radzi.

Siostra Regina Maria obiecywała, że to zrobi i spytała

- To nieważne. Ona będzie wiedziała, o kogo chodzi. Zadzwonił telefon i siostra Regina Maria wyszła z sali, , by go odebrać. Kiedy wróciła w kilka chwil później, kobieta zniknęła - a nie mogła wyjść niezauważona, bez uruchamiania alarmu.

Spytałam, jak wyglądała.

- Była wysoka, około 170 centymetrów, miała zupełnie siwe włosy, w stylu dziewczyny Gibsona.1 Miała na sobie błękitną sukienkę i pachniała lawendą. Znasz ją?

Była to jedna z przynoszących największą pociechę i ,


naj silniej utwierdzających w wierze chwil w moim życiu.

- Tak. Znam ją - odparłam. - To moja babcia.

- Ale jak zdołała wejść i wyjść ze szkoły?

- To dla niej nic trudnego - powiedziałam, uśmiechając

się szeroko. - Nie żyje.


I Dziewczyna Gibsona - idealna, modna, amerykańska dziewczyna końca XIX i początku XX wieku, sportretowana na rysunkach ilustratora Charlesa Dany Gibsona (przyp. tłum.).


230



Nawiedzenia: Czym są i jak działają?


Siostra Regina Maria zdobyła się na pełne niewiary, ledwie słyszalne "Rozumiem" i nigdy już nie patrzyła zupełnie tak samo na pannę Shoemaker.

Był to duch, a nie zjawa, mojej babci Ady. Nie była zagubiona, złudna i przywiązana do Ziemi, lecz silna, rea­lizująca cel, który wystarczył, by się ukazała, upewniła, że trafiłam w dobre miejsce i dostarczyła swoją wiado­mość, a następnie powróciła do domu na Drugą Stronę.

Kiedy mówię klientowi, że widzę tuż przy nim jego zmarłą, ukochaną osobę, i potwierdzam to jej opisem, cał­kowicie rozumiem spojrzenie, jakim mnie obdarza. Sama tak się uśmiechałam. Nigdy nie dodaję "Gratuluję, ona nie jest zjawą" , ponieważ musiałabym poświęcić resztę seansu na tłumaczenie. Ale zjawy, które utknęły w naszym wy­miarze, utknęły także w jednym z najbardziej podstawo­wych prawideł fizyki: nie mogą przebywać w dwóch miej­scach jednocześnie. Nie mogą błąkać się na przykład po Alcatraz, czy Gorzelni w Moss Beech, a w tym samym czasie odwiedzać swoich bliskich.

Duchy mogą poruszać się swobodnie pośród nas, nie ograniczane czasem i przestrzenią. Czegoś takiego nie ma po Drugiej Stronie, gdzie życie postrzegane jest w katego­riach wieczności i nieskończoności. Francine nigdy nie staje się bardziej niecierpliwa niż wtedy, gdy zadaję jej pytania zaczynające się od słowa "kiedy"? W jej świecie nie ma różnicy pomiędzy stuleciem a mgnieniem oka. Zamiast powiedzieć "tydzień", zawsze dodaje słowa "to, co nazywacie tygodniem".

Chociaż bardzo chcielibyśmy, by duchy odwiedzały nas w celu udzielenia nam dokładnych przekazów w rodzaju, "Polisa ubezpieczeniowa znajduje się na poddaszu, w zie­lonym pudle na kapelusze" , rzadko obserwuję podobne zja-


231



Sylvia Browne


wiska. Najczęściej przychodzą, aby dać nam do zrozumie­nia, że są tutaj z nami, że nas kochają, i że naprawdę żyją.

Zazwyczaj też mają się dobrze i są szczęśliwe, chociaż widywałam wyjątki, a te są zawsze spowodowane przez nas. Najskrajniejszym tego przykładem była klientka, któ­rej życie zupełnie zamarło kilka lat wcześniej, po śmierci jej córki. Córka ukazała się tuż za nią, szlochając. Kiedy , spytałam ją, dlaczego płacze, odpowiedziała:


- Moja mama nie chce mnie puścić. Okazało się, że kobieta ta manipulowała swoją córką przez całe jej życie. Pomimo tego, że jej córka przeszła na Drugą Stronę, matka nadal domagała się tego samego, absolutnego posłuszeństwa. Kiedy wyjaśniłam jej, że jest przyczyną tak głębokiej troski, kobieta odpowiedziała spokojnie:

- Oczywiście, że nie chcę jej puścić. Nie zamierzam tego zrobić.

Zazwyczaj jestem dość obiektywna i spokojna podczas seansów. Tym razem nie mogłam się powstrzymać. Zanim wyszła, owa samolubna kobieta nasłuchała się ode mnie na temat swojego pragnienia kontroli nad własnym dzieckiem.

Nie twierdzę tym samym, że nie powinniśmy się smucić po śmierci bliskiego nam człowieka. Kilka lat temu w prze­ciągu trzech miesięcy straciłam dziewięć bardzo bliskich mi osób, w tym mojego ojca, którego uwielbiałam. Przez wiele dni nie miałam ochoty na to, by wciągnąć kolejny oddech, a cóż dopiero mówić o wstawaniu z łóżka. Żałoba jest czymś instynktownym, koniecznym i nieuniknionym - nawet zwierzęta odczuwają ten smutek. Lecz kiedy na­stępnym razem postanowicie być podli, samolubni czy chciwi w obliczu śmierci ukochanej osoby, nie zastana­wiajcie się nawet, co ona powiedziałaby, gdyby nadal była


232



Nawiedzenia: Czym są i jak działają?


w pobliżu. Jest w pobliżu. A nasze zachowanie z najwyż­szą pewnością może zakłócić swój spokój umysłu, do którego ma prawo, kiedy zajmuje się swoim życiem po Drugiej Stronie.

Duchy znacznie delikatniej i z większą niż zjawy roz­wagą ujawniają swoją obecność. Upuszczą kilka monet i pozwolą wam je odnaleźć. Odrobinę przesuną fotografię, szczególnie własną, na tyle, byście to zauważyli. Zostawią dla was powiew ich ulubionego zapachu. Delikatnie potar­gają wam włosy, dotkną karku, lub sprawią, że odniesiecie owo dziwne wrażenie, iż ktoś was obserwuje, pomimo że jesteście sami w pokoju lub w samochodzie. Najpewniej­szym znakiem wskazującym na to, że mój ojciec jest w pobliżu, jest melodia płynąca z należącej do mnie pozy­tywki, której nie nakręcałam od lat. Duchy lubią prowoko­wać dziwne zachowanie wszelkich sprzętów mających związek z prądem elektrycznym, szczególnie telewizorów, telefonów, zegarów, lamp i drobnych urządzeń, głównie we wczesnych godzinach porannych, co wynika z logicznego, choć mało romantycznego powodu. Zarówno elektrycz­ność, jak i ciężkie od rosy powietrze przedświtu, są dla nich doskonałymi przewodnikami. W przeciwieństwie do zjaw, duchy uświadamiają sobie fakt, iż są jedynie gośćmi w naszym wymiarze, więc jeśli grzecznie powiecie im, że przeszkadzają, przestaną się naprzykrzać. Nie chcą nas wystraszyć; chcą tylko podzielić się zdumiewającą, pocie­szającą wiedzą, że są tutaj, pomiędzy nami, oddaleni do­słownie o centymetry.

Gdy duchy ukazują się podczas seansów, często wcale nie używają słów, lecz komunikują się za pomocą panto­mimy, co przypomina prawdziwą szaradę, a chociaż po­trafię wyraźnie dojrzeć i opisać ich gesty, nie zawsze wiem, jakie mają one znaczenie.


233



Sylvia Browne


Pewna kobieta poprosiła mnie kiedyś, bym skontaktowała się z jej nieżyjącym mężem, którego bardzo kochała.

Stał tuż za nią, widziałam go wyraźnie jak na dłoni, i opisałam go ku jej zadowoleniu, aby potwierdzić, że był to właśnie on, a nie jakiś inny duch, który zatrzymał się na chwilę, by się popisać i zwrócić na siebie uwagę. Następ­nie, ku mojemu zmieszaniu, zaczął powtarzać w kółko ten . sam gest - zaciśnięta dłoń przytknięta do piersi, kilka cali poniżej gardła. Gesty duchów często wskazują na przy­czynę ich śmierci. Jednak zaciśnięta dłoń mężczyzny doty­kała punktu, który znajdował się zbyt wysoko na serce, a zbyt nisko, by być oznaką uduszenia czy choroby krtani, przez co jego gest zupełnie zbił mnie z tropu.


Na szczęście nie bawię się w zgadywanki i nie wstydzę się powiedzieć "Nie wiem", gdyż w przeciwnym razie bełkotałabym coś o chorobie mostka, lub o czymś podob­nym i wyszłabym na idiotkę. Zamiast tego, po prostu , pokazałam kobiecie ten sam gest.


- Wciąż to robi - powiedziałam. - Nie wiem, co to znaczy.

Nigdy nie zapomnę wyrazu radości, jaki nagle rozświet­lił jej twarz. Ani ja, ani nikt inny nie wiedział o tym, że niedawno zaczęła nosić jego obrączkę na łańcuszku zawie­szonym na szyi. Obrączka spoczywała na jej klatce piersio­wej w tym samym miejscu, którego mężczyzna dotykał zaciśniętą dłonią. Ten niezrozumiały dla mnie, drobny gest, był dla niej wystarczającym dowodem na to, że ją obser­wował i wciąż z nią przebywał. Opuściła mnie tego dnia ze spokojem umysłu, o jaki modliła się od dnia jego śmierci.

Uważnie wytężajcie wzrok i słuch w poszukiwaniu efek­tów działań, jakie duchy podejmują, by się z wami porozu­mieć, nie wymagając od nich dramatycznych gestów, ani


234



Nawiedzenia: Czym są i jak działają?


tego, że każda przekazana przez nie wiadomość będzie zawierała coś niezwykle istotnego. Niech wam wystarczy, że są z nami, i że czuwają nad nami z wieczną miłością.


Piętna


Mój żołądek nadal zwija się w supełek, kiedy przypomi­nam sobie moje pierwsze spotkanie z piętnem. Niestety, miało ono miejsce zanim dowiedziałam się, czym są po­dobne zjawiska. Wraz z jednym z moich eks-małżonków wracałam do domu w północnej Kalifornii, po kilku dniach spędzonych w Palm Springs. W dziwnym, łagodnym świet­le wczesnego wieczoru dotarliśmy do odcinka szosy 152, przez miejscowych ludzi nazywanego Pacheco Pass.

Nagle, bez najmniejszego ostrzeżenia, uderzyła we mnie fala czegoś, co mogę opisać jedynie jako panikę, ból i absolutne przerażenie. Nigdy, ani wcześniej ani później, nie czułam niczego, co przeszyłoby mnie równie głęboko i z równą mocą. Miałam wrażenie, jakby zaatakowano moją duszę. Instynkt natychmiast podpowiedział mi mod­litwę, ale szczerze mówiąc nie mogłam przypomnieć sobie ani jednego słowa poza "Ojcze nasz... ". Miałam wrażenie, że modlitwa i tak utonęłaby w harmidrze głosów, które zaczęły we mnie uderzać, we wrzaskach wściekłości i prze­mocy, przypominających nasze wyobrażenia o piekle.

Później dowiedziałam się, że uchwyciłam ramię męża i zawołałam "Pomóż mi!", a on próbował zjechać na pobocze, lecz nie mógł tego zrobić na wąskiej drodze. Pamiętam tylko, że im dalej jechał, tym więcej pojawiało się wizji - zatrzymanych w ruchu, nieustających obrazów przemocy - Indianie otaczający kręgiem przerażone dziec­ko w krytym wozie; Hiszpanie w pelerynach, bezlitośnie


235







Sylvia Browne


bijący zakutych w kajdany Indian; meksykańscy i amerykańscy osadnicy toczący zajadłe walki; tłumy zgromadzone wokół trupa, zwisającego na pętli na drzewie; płonące : pochodnie, rzucana na chaty z surowego drewna i uwięzio­ne w środku bezradne rodziny. Nawet kiedy zamknęłam oczy, próbując uciec przed tą rzezią, wciąż atakował mnie gryzący, duszący zapach prochu, ognia i krwi.


Wiele mil dalej, nie wiem nawet po jakim czasie, moje przerażenie zaczęło w końcu maleć, pozostawiając po so­bie głębokie przygnębienie, z którego nie otrząsnęłam się przez wiele dni. Moja rodzina i przyjaciele współczuli mi i próbowali zapewnić, że była to tylko szczególnie inten­sywna seria parapsychicznych wrażeń, jakie przydarzały mi się przez całe życie. Wiedziałam jednak, że kryło się w tym coś więcej, i że nie mogę być jedyną osobą, którą na owej drodze dopadło coś przerażającego. Przez miejscową stację radiową poprosiłam, by odezwali się do mnie wszys­cy ludzie, którzy dostrzegli coś niezwykłego na Pacheco Pass.


Powódź telefonów i listów zalała moje biuro w Fundacji Nirwana. Słowa różniły się, ale wszystkie doświadczenia

wyglądały tak samo: "pełne desperacji oczekiwanie"…

"zagubiony, przestraszony i bardzo oszołomiony" …

"skrajnie przerażony"... "zupełnie sam, wyalienowany; miałem wrażenie, że nie mogę się wydostać" ... "stan całkowitej paniki" ... "nigdy nie przeżyłem takiego przerażenia" … "naprawdę czułem, że moja śmierć jest nieunikniona"... Policjanci z Kalifornijskiego Patrolu Drogowego

meldowali ponadprzeciętną liczbę wypadków, gwałtow­nych kłótni, bójek, samobójstw, oraz przekonanie, że "wszyscy tam starają się szybko umrzeć". Jeden z polic­jantów dodał: "Znam ludzi, którzy w ogóle nie chcą jeź-


236



Nawiedzenia: Czym są i jak działają?


dzić przez Pacheco Pass, ponieważ śmiertelnie boją się tego miejsca".


Kilku ludzi wspomniało nawet o zakłóceniu czasu: "Zy­skaliśmy 45 minut jadąc w jedną stronę przez Pacheco Pass, a straciliśmy godzinę w drodze powrotnej". Będąc osobą, wykazującą niekiedy zbyt wielką ciekawość, by mogło mi to wyjść na dobre, zmusiłam się, by tam po­wrócić i raz jeszcze przeżyłam koszmar, taki sam jak po­przednio. Co więcej, straciłam godzinę czasu.


Przełęcz Pacheco Pass, nazwana tak w 1843 roku ku pamięci właściciela ziemskiego Don Francisco Pacheco, przecinająca góry Coast Ranges pomiędzy szosą między­stanową numer 5 i autostradą 101, wchłonęła ponad dwie­ście lat niewypowiedzianych tragedii. Skuci łańcuchami, bici i mordowani indiańscy niewolnicy feudalnego impe­rium Hiszpanii, istniejącego na początku XIX wieku, na­zwali ją "Szlakiem łez". Później, także w XIX wieku, mordowali się tam nawzajem meksykańscy bandyci i In­dianie uwolnieni z niewoli. Zabijali też amerykańskich osad­ników, którzy zgromadzili się tu tłumnie w okresie gorą­czki złota, a osadnicy zajadle odpowiadali atakiem na atak.


Stałam się więc zarówno ofiarą jak i badaczką zjawisk zwanych piętnami, a wszystko to dzięki powrotowi z Palm Springs, który miał być nudny i pozbawiony niezwykłych zdarzeń.


Piętno jest zasadniczo wirem energii, rodzajem emoc­jonalnego Trójkąta Bermudzkiego. Wywołane jest przez skoncentrowany zbiór intensywnych uczuć - takich jak wściekłość, agresja, rozpacz i przerażenie - gromadzących się na pewnym obszarze, a następnie, na przestrzeni lat, zyskujących samowystarczalność i zdolność samopod-trzymywania. Cała atmosfera we wnętrzu wiru i dookoła niego,


237



Sylvia Browne


marszczy się niczym niewidzialna powłoka miękkiego wosku. Piętno zostaje na niej "odciśnięte" na zawsze, a wir wciąż krąży i potęguje swoją moc, wciągając do wnętrza każdą emocjonalną energię, jaka przetnie mu drogę. Od­czuwamy skoncentrowane emocje bijące z piętna i od­powiadamy silną reakcją, zaś nasze reakcje nasycają piętno i czynią je silniejszym.


Od tej niezapomnianej nocy sprzed ponad dwudziestu lat, napotykałam piętna na całym świecie i ulegałam ich przemożnemu wpływowi. Spotkało to także was, choć być może nie pojmowaliście, co się dzieje, podobnie jak stało się ze mną za pierwszym razem, kiedy to piętno zadziałało na mnie z ogromną siłą, z której tak trudno było mi się otrząsnąć. Pola bitewne, obozy koncentracyjne, wszelkie miejsca, w których ludzie wyrządzili innym ludziom naj­większe zło, wywołują ten sam, silny ból, zagubienie i przygnębienie, które tak dobrze sobie przypominam. Lecz piętno nie zawsze powstaje wskutek przemocy, o czym wiecie, jeśli kiedykolwiek staliście w pobliżu Ściany Pła­czu, czy pomnika poświęconego ofiarom Wietnamu, lub jeśli odbyliście pielgrzymkę do Lourdes, Fatimy, albo do jakiegokolwiek innego miejsca, znanego z wielkich cudów i uzdrowień.


Zdarza się, że niektóre domy usytuowane są w złym miejscu, podobnie jak było w przypadku mojego domu w Kansas City. Był to zupełnie nowy budynek. Mój pierw­szy mąż kupił go dla swojej żony i maleńkiego synka Paula, by z dumą udowodnić, że pniemy się w górę. Gdy tylko przeszliśmy przez drzwi wiedziałam, że z tym do­mem naprawdę jest coś nie w porządku i nie była to wyłącznie wina mojego męża. Miejsce to nie przeraża­ło wyłącznie mnie; przerażało też moje dziecko, mojego


238



Nawiedzenia: Czym są i jak działają?


owczarka niemieckiego oraz moją siostrą Sharon. Zachorowałam tak ciężko, że skończyło się to pięciogodzinną operacją. Moje małżeństwo przestało istnieć. Mąż stracił pracę. Przez miasto przeszło tornado i nie naruszyło żad­nego innego domu oprócz naszego. Na ścianie pojawiały się świecące na błękitno zjawiska. Nasz owczarek niemie­cki został przepchnięty przez zewnętrzne, siatkowe drzwi, chociaż nikogo nie było w pobliżu. Bez żadnego widocz­nego powodu dom zajął się ogniem.


Francine wysłała mnie do miejskiej biblioteki, gdzie korzystając ze starych dokumentów nadania ziemi i map odkryłam, iż nasz nowiuteńki dom został zbudowany na dawnym, świętym cmentarzu indiańskim, którego spoko­ju nigdy, ale to przenigdy nie należało zakłócać. Przed Pacheco Pass sądziłam, że padliśmy ofiarą nawiedzenia. Po Pacheco Pass i wszystkich zainspirowanych przez prze­łęcz badaniach, zrozumiałam, że zamieszkaliśmy w samym oku zjawiska zwanego piętnem.


Temat domów przypomina mi o tym, że inna potężna emocja - radość - także może wywoływać powstanie piętna. Pewnego razu, wraz z moimi dwoma synami, od­byłam krótką podróż do Kansas City. Postanowiłam poka­zać im dom, w którym dorastałam, i który uwielbiałam pomimo tego, że przeżyłam w nim nieco trudnych chwil. (Czy nie nużą was ludzie narzekający na to, jak "dysfunk­cjonalne" były ich rodziny? W gruncie rzeczy, któż z nas nie miał takiej właśnie rodziny?)

Gdy tylko obecna właścicielka otworzyła drzwi, a ja zaczęłam się przedstawiać, przerwała mi w pół słowa.

- Dobrze wiem, kim pani jest - powiedziała przyjaźnie.

- Codziennie, przez całe życie, słyszę w pobliżu pani głos.


Obecnie jestem przyzwyczajona do ludzi rozpoznają­cych mój głos, który uważam za charakterystyczny - każdy


239



Sylvia Browne


nowo poznany lekarz nalega, bym przebadała się w kierunku raka krtani. Lecz tamta podróż do domu miała miejsce, na wiele lat przed moim pierwszym występem w telewizji.

Spytałam kobietę, co miała na myśli, a ona zaprosiła: mnie uprzejmie do wnętrza i wyjaśniła, że mój głos" a szczególnie mój śmiech, regularnie, choć delikatnie prze- .. pływał przez dom. Szybko przyzwyczaiła się do tego zja­wiska. Uznała je za coś zbyt przyjaznego i nieszkodliwego, by się go bać, chociaż zdawało mi się, że ulżyło jej, gdy odkryła, iż głos należał do żyjącej kobiety.


Szczerze mówiąc, właśnie to zbiło mnie z tropu. Przeży­łam już wcześniej niezliczone spotkania z bezcielesnymi głosami, ale wszystkie one należały do zmarłych ludzi. Jednakże kobieta rozproszyła wszelkie moje wątpliwości.

- Mogę ci nawet powiedzieć, która sypialnia należała do ciebie, ponieważ stamtąd rozbrzmiewa najwięcej twoje- I go śmiechu - powiedziała.


Zaprowadziła mnie do pierwszej sypialni po prawej stronie na piętrze. W obszernym domu z czterema sypial­niami trudno byłoby trafić za pierwszym razem na właś­ciwy pokój.


Obecnie, bogatsza o wiele doświadczeń i badań, wiem, że żywi ludzie mogą odciskać piętna na miejscach, które obdarzyli silnymi uczuciami. Nie jestem pewna, co o tym sądzić. Z jednej strony, podoba mi się to, że możemy odcisnąć szczęście i śmiech w atmosferze opuszczanego przez nas miejsca, nie potrzebując przy tym przechodzić przez niedogodności związane z umieraniem. Z drugiej jednak strony to, że idąc przed siebie, nie zawsze pozo­stawiamy szczęście i śmiech i każemy naszym następcom tkwić w negatywnym piętnie, wydaje się nieczystą sztucz­ką. Najwyraźniej, kiedy John Donne mówił "Żaden czło-


240



Nawiedzenia: Czym są i jak działają?


wiek nie jest wyspą", naprawdę nie żartował. Wszyscy, przez cały czas, wywieramy wpływ na wszystkich innych, czy spotykamy ich osobiście, czy też nie. Cóż więcej mogę powiedzieć tej wspaniałej kobiecie w moim starym domu w Kansas City, prócz słów podzięki za to, że była tak łaskawą gospodynią dla mojego piętna? Spróbuję je uci­szyć.


Energia kinetyczna


Encyklopedyczny Słownik Parapsychologiczny Donninga energię kinetyczną definiuje jako "spontaniczny, mimo­wolny ruch przedmiotów, bez wykorzystania ziemskich form energii". Innymi słowy, w przeciwieństwie do energii psychokinetycznej, która polega na świadomym, mental­nym manipulowaniu namacalnymi przedmiotami, energia kinetyczna może być równie potężna, lecz nieświadoma, co czyni z niej odrębne zjawisko, często mylone z nawiedze­niem. Liczni oszuści przyczynili się do powstania całej rzeszy sceptyków, jeśli idzie o temat energii psychokinety­cznej i kinetycznej, lecz oba te zjawiska naprawdę istnie­ją. Uwierzcie mi na słowo. Mój starszy syn Paul i moja wnuczka Angelia są obdarzeni energią kinetyczną, choć nie nauczyli się nią posługiwać. Jeśli więc twierdzicie, że energia kinetyczna nie istnieje, w porządku. Proszę bardzo, to wy spróbujcie posprzątać chaos, który niezamierzenie wywołują. Paul jest obecnie dorosłym mężczyzną i znacz­nie lepiej kontroluje tę moc. Angelia ma tylko sześć lat i, co zrozumiałe, nadal uważa, że zabawne jest wejść do pokoju i zepsuć każdy komputer, faks oraz kserokopiarkę w zasięgu wzroku. Ani mój drugi syn Christopher, ani ja, nie mamy zdolności kinetycznych, ale muszę przyznać, że gdybym je miała, sama chciałabym się nimi nieco pobawić.


241







Sylvia Browne


Jeśli w waszym domu przedmioty przelatują przez pokoje, wszystkie urządzenia zaczynają nagle szaleć, obrazy roztrzaskują się na podłodze, a gdy wasz ulubiony afgański' dywan podskakuje i unosi się ponad waszą głowę, nie musi ': to być wcale skutek działania ducha, zjawy ani piętna. Być może jesteście po prostu obdarzeni energią kinetyczną, lub' mieszkacie z kimś, kto ją posiada. W takim przypadku musicie być tak cierpliwi i wyrozumiali jak to tylko moż­liwe. O ile osoba obdarzona zdolnościami kinetycznymi . nie została zdiagnozowana i przeszkolona przez cieszącego się dobrą reputacją parapsychologa, nie wywołuje całego tego zamieszania naumyślnie i nie naumyślnie sprawia, że wasze rachunki za naprawy rosną w zastraszającym tem­pie, a na dłuższą metę, grozi jej większe potencjalne niebezpieczeństwo, niż wam. Nie jest niczym niezwykłym, by ludzie obdarzeni silną energią kinetyczną, nawet po przeszkoleniu, cierpieli na rozmaite choroby. Szczególnie podatni są na ataki serca, wskutek "nagłego skoku energii", jaki następuje w ich ciele podczas kinetycznego ćwiczenia.

Poziom kinetycznej energii sięga szczytów w okresach, kiedy występują największe wahania poziomu hormonów. Tak jakby same hormony niedostatecznie komplikowały nam życie. Nastolatki przed i w trakcie dojrzewania płcio­wego, oraz kobiety w ciąży lub w okresie menopauzy, są szczególnie podatne na niekontrolowane ataki kinetyczne. Zazwyczaj najgorsze są chwile tuż przed zaśnięciem, kiedy świadoma część umysłu przekazuje kontrolę podświado­mości.

Gdy mój syn, Paul, wkraczał w okres dojrzewania, co

noc, kiedy kładł się spać, słyszałam długie serie głośnych, dudniących odgłosów, dobiegających spoza zamkniętych


242



Nawiedzenia: Czym są i jak działają?


drzwi jego sypialni. Brzmiało to dokładnie tak, jakby w te­nisówkach stepował po ścianie. (Nie byłoby to zresztą takim wielkim zaskoczeniem. Nie w jego zwariowanej rodzince.) Po kilku niespokojnych nocach odkryłam w koń­cu, co się dzieje. Mój kinetycznie uzdolniony, dojrzewają­cy syn, nieświadomie powodował, że wszystkie należące do niego buty turlały się dziko po pokoju, kiedy tylko Paul zapadał w drzemkę. Najwyraźniej nie robił tego celowo, nie było więc powodu, by go karać, lub raczyć go jednym z tych długich, nudnych wykładów, za którymi tak prze­padamy my, rodzice. Zamiast tego, co noc, kiedy zaczynał się hałas, po prostu stukałam głośno do drzwi jego sypialni i wołałam:


- Paul, obudź się i przestań! Skutkowało, za każdym razem.


Zastanawiacie się pewnie, czy kinetyczną energię można dziedziczyć. Być może zdołam odpowiedzieć na to pytanie śledząc najbliższą historię mojej rodziny. Moja babcia ze strony matki, Ada, miała dar medialny, ale nie kinetyczny. Ani moja matka, ani mój ojciec nie byli uzdolnieni ani kinetycznie, ani medialnie. Ja jestem medium, ale nie mam daru kinetycznego. Moja siostra Sharon, nie posiada ani jednych, ani drugich zdolności. Mój syn Paul, obdarzony jest talentami kinetycznymi, ale nie jest medium. Mój syn Chris jest medium, ale nie ma zdolności kinetycznych. Moja wnuczka, Angelia, ma zdolności zarówno medialne jak i kinetyczne, ale nie jest córką Paula, lecz Christophera. Drugie dziecko Christophera, William, nie jest medium, nie ma też daru energii kinetycznej, jest jednak najsłod­szym, najradośniejszym dzieckiem, jakie się kiedykolwiek urodziło. Czy w czymś wam pomogłam?

Nie sądzę.


243






Sylvia Browne


Oczyszczanie i błogosławienie waszego domu


Powinnam była nauczyć się tych lekcji znacznie wcześ-, niej, niż miało to miejsce w rzeczywistości, być może' wtedy, kiedy na tyle lat bezradnie ugrzęzłam na owym indiańskim cmentarzysku. Francine musiała być zmęczona, obserwowaniem, jak próbuję sama dojść do sedna sprawy, zanim wreszcie postanowiłam spytać ją o zdanie. Jednak, obecnie, gdy zachodzi taka potrzeba, odprawiam dla samej, siebie jak i dla moich klientów pewne rytuały, które na­prawdę nam pomagają. Wymagają one o wiele mniej czasu~ i wysiłku niż codzienne sprzątanie, a ich rezultaty mogą wywierać ogromny wpływ na fizyczne, umysłowe i duchowe zdrowie nas samych oraz naszych rodzin.

Polecam te metody każdemu z was, ale nalegam na ich: wykonywanie, jeśli macie jakiś powód, by wierzyć, że zamieszkujecie wspólnie ze zjawą, duchem, lub piętnem. Nie chcę siać paniki nazywając po imieniu poszczególne" budynki i inne miejsca, o które martwię się z powodu piętna, ale proszę, jeśli mieszkacie, budujecie lub pracujecie w pobliżu miejsca, które było scenerią gwałtownej śmierci, zwróćcie szczególną uwagę na te proste sugestie i poświęćcie kilka minut, by się do nich zastosować.


Polowanie na dom. Technika ta ma zastosowanie nieza­leżne od tego, czy kupujecie, czy też wynajmujecie kawa­lerkę, czy też całą posiadłość. Tak bardzo koncentrujemy się na cenie, powierzchni, ilości łazienek i widokach, z okien, że zapominamy o czymś znacznie ważniejszym: o tym jaka jest przeszłość tego miejsca i ziemi, na której zbudowano ów dom? Bez wahania pytamy o wszelkie dawniejsze problemy ze szczurami, myszami, karaluchami ' i termitami. A co z duchową atmosferą, którą nasza rodzina ma wkrótce zacząć nazywać "domem"?


244



Nawiedzenia: Czym są i jak działają?


Jeśli macie czas na to, by wejść do każdego pokoju, obejrzeć miejsce na szafę i sprawdzić kolor dywanu, może­cie też w każdym pokoju poświęcić dodatkową minutę na to, by zadać sobie pytanie, "Jak się tutaj czuję?", a następ­nie zwrócić uwagę na pierwszą odpowiedź, jaka przyjdzie wam do głowy. Jak już mówiłam, w tej samej chwili, kiedy weszłam do środka wiedziałam, że coś nie grało w moim pierwszym domu, ale nie wykorzystałam tej wiedzy, zaś moje dziecko, mój pies, moje małżeństwo i ja sama za­płaciliśmy za to wysoką cenę. Ten błąd czegoś mnie nauczył, a mam nadzieję, że was również. Jeśli w domu jest coś, co wydaje się wam złe, "odrzucające", przejmu­jące dreszczem, lub przywołujące jakiekolwiek inne nega­tywne skojarzenia, odejdźcie. Z całą pewnością ktoś powie wam, że jesteście nadwrażliwi, śmieszni i / lub szaleni. I co z tego? Nie ma niczego śmiesznego ani/lub szalonego w tym, że chcecie chronić samych siebie i ludzi, których kochacie.


Umeblowanie. Pozwólcie, że na samym początku coś wam wyjaśnię: Kocham antyki. Kupuję antyki. Nigdy nie odradzałabym nikomu kupowania antyków, ani przyjmo­wania używanych, czy odziedziczonych rzeczy od rodzin i przyjaciół. Jednak nigdy nie przyniosłabym żadnego z tych przedmiotów do domu nie dotykając ich i nie poświęcając kilku minut na to, by się skoncentrować na tym, jakie się "wydają" i jak ja się czuję w ich pobliżu. Zjawa może przylgnąć do jakiegoś przedmiotu i uważać, że nadal należy on do niej. Duch może żywić trwałe przywią­zanie dla jakiegoś obiektu i pragnąć go odwiedzać, gdzie­kolwiek by się nie znajdował. A każdy przedmiot może zawierać w sobie piętno, szczęśliwe, lub wręcz przeciwnie. Daliście pole do popisu swoim pięciu zmysłom. Teraz


245






Sylvia Browne


dajcie szansę szóstemu zmysłowi. Ostrzega was on, jeśli w powietrzu pojawia się napięcie lub zło, i może tak samo pomóc wam wtedy, kiedy dokonujecie zakupów.


Prawdę mówiąc tak samo postępuję w przypadku nowych przedmiotów, a wy także to robicie; chociaż może po prostu tego nie dostrzegacie. Widzicie w sklepie coś, co się, wam podoba, podnosicie to, trzymacie w dłoni i nagle, ni z tego ni z owego, "bez najmniejszego powodu" stwierdzacie, że nie, mimo wszystko, nie jesteście tym czymś zainteresowani. W tym czymś jest coś, co się wam po prostu nie podoba. Nie musicie zgadywać, "co to takiego" wystarczy, że to poczuliście i wyszliście ze sklepu bez tego przedmiotu. Zalecam wam, byście uświadomili to sobie, i uczynili nawykiem instynkt, który już posiadacie. W naszym życiu jest wystarczająco dużo złych rzeczy. Z całą pewnością nie musimy kupować ich więcej i przynosić do domu.


Jeśli wasze instynkty dają wam zielone światło, lub nie czujecie niczego dobrego ani złego w stosunku do rzeczy, która was interesuje, świetnie. Jeśli dostrzegacie choćby, cień ostrzeżenia, najlepiej zostawcie tę rzecz tam, gdzie leżała i idźcie dalej !


Lecz, jeśli jesteście podobni do mnie, od czasu do czasu odnosicie wrażenie, że coś jest nie tak, a mimo to dochodzicie do wniosku, że pragniecie tego przedmiotu bar, dziej niż samego życia i, mimo wszystko, kupujecie go! Zanim jednak przyniesiecie nowy lub zabytkowy prz miot na stałe do domu - (nie szalejmy i nie róbmy go z zakupami ze sklepu spożywczego) - możecie go pobłogosławić, lub urządzić coś w rodzaju "duchowej kąpieli", która zabiera mniej czasu niż wyszorowanie zębów.


246



Nawiedzenia: Czym są i jak działają?


Duchowa Kąpiel. Wyobraźcie sobie przedmiot, lub stań­cie obok niego, wyobrażając sobie jaskrawe, białe światło przepływające nad przedmiotem do chwili, aż całkowicie go otoczy. Następnie poproście Boga, by otoczył ów przed­miot białym światłem Ducha Świętego i uwolnił z wszel­kiego zła, jakie może on zawierać.

To takie proste. Wierzcie lub nie, to naprawdę działa.


Nie jest też za późno, jeśli macie dom pełen "nie wykąpanych" przedmiotów, które już stały się waszą własnością. Możecie przejść przez dom, kąpiąc przedmioty jeden po drugim, lub pobłogosławić na raz cały swój dom, lub mieszkanie i wszystko, co się w nim znajduje, za pomocą innej, otoczonej większą "złą" sławą techniki.


Egzorcyzm. W rozdziale siódmym powiedziałam, dla­czego nie wierzę w to, że ludzie mogą zostać opętani. Wiem jednak, że może się to przydarzyć domom. Egzor­cyzmowanie ich, które oznacza po prostu oczyszczanie ich z wszelkich złych duchów i piętn, jakie mogły w nich zamieszkać, jest równie łatwe, co warte zachodu. Niezależ­nie od tego, czy jest to miejsce, do którego dopiero zamie­rzacie się wprowadzić, czy też dom, w którym mieszkacie od lat, zawsze przyda się mu dobre, duchowe odświeżenie.


Jeśli wolelibyście poprosić o przeprowadzenie egzorcyz­mu waszego pastora, księdza, rabina, czy duchowego nau­czyciela, zróbcie to. Lecz w oczach Boga jesteście równie ważni i godni jak wszystkie inne Jego dzieci, nie ma więc naprawdę żadnego powodu, dla którego nie mielibyście zrobić tego sarni.


Szczerze mówiąc, kiedy Francine po raz pierwszy zasu­gerowała mi, bym przeprowadziła egzorcyzm i powiedziała mi jak się do tego zabrać, wywróciłam oczy i oznajmiłam, że dla mnie brzmi to raczej sztucznie i sentymentalnie.


247






Sylvia Browne


Ponieważ wy możecie odnieść takie samo wrażenie, prze­każę wam jej odpowiedź: Starożytne rytuały wszelkich re­ligii są potężne dlatego, że niosą w sobie świętość wieków.

Nadal w to wątpiłam, dopóki sama nie spróbowałam.

Możecie być pewni, że Francine znów miała rację.

Potrzebujecie jedynie soli, białej świecy i święconej wody. Sól jest starożytnym symbolem oczyszczenia, a biała świeca po prostu reprezentuje pozytywną duchową energię.

Wiem, nie macie święconej wody. Jednakże możecie zrobić ją sami. Po prostu postawcie zwykłą wodę na trzy godziny w słońcu i trzy razy w ciągu trzech godzin wyko­najcie nad nią jakikolwiek znak, jaki ma dla was duchowe ' znaczenie i moc. Ja na przykład robię nad wodą znak krzyża.

Zaczynając w nocy, z wybiciem trzeciej godziny, lub godziny Trójcy - 03.00, 6.00, 9.00 lub 12.00 - oświetlaj­cie sobie drogę białą świecą i rozsypujcie sól w domu l na zewnątrz do czasu, aż otoczycie go pełnym kręgiem. (Jeśli sąsiedzi zapytają was, co takiego, u licha, robicie, powiedz­cie im, że tępicie węże). Zatrzymujcie się przy każdych drzwiach i oknach i polewajcie je święconą wodą, znów . robiąc znak waszej wiary, lub niosąc jej symbol.

Gdy skończyliście otaczać wasz dom kręgiem soli i zapieczętowaliście jego otwory święconą wodą, wejdźcie do środka i przechodźcie z pokoju do pokoju, nadal niosąc białą świecę. Błogosławcie każdy pokój święconą wodą i znakiem waszej wiary lub jej symbolem i powtarzajcie stale tę samą modlitwę: .

Ukochany Ojcze, oczyść ten pokój białym światłem Ducha Świętego. Usuń z wnętrza wszelkie zło i napełnij je twoją miłością i łaską. Amen".


248






Ciemna Strona:

Ochrona od otaczającego nas zła


Ciemnej Strony ani odrobinę nie uradował fakt, że wzię­łam się za napisanie tego rozdziału. Pierwszego wieczoru, Lindsay i ja zaczęłyśmy przelewać na taśmę efekty naszej pracy, korzystając z tego samego sprzętu, jakiego używa­łyśmy podczas pracy nad każdym innym rozdziałem, a w trzy godziny później okazało się, że mój głos tonie w dziw­nych, skrzekliwych zakłóceniach. Nie chcąc przyznać się do porażki, zabrałyśmy taśmy do technika dźwięku, który był pewien, że zdoła je dla nas ocalić. Jednak w kilka dni później zatelefonował i oznajmił, że nic się nie da zrobić. Wypróbował każdą znaną mu, profesjonalną sztuczkę, ale taśmy nadal były równie bezużyteczne jak wtedy, kiedy je do niego zaniosłyśmy.


Spróbowałyśmy więc raz jeszcze nagrać rozdział "Ciem­na Strona". Przez cały wieczór, mniej więcej co dziesięć minut, w pokoju, w którym pracowałyśmy, i tylko tam, światła gasły na piętnaście do dwudziestu sekund. Mamy na to świadków. Światło nie gasło nawet w przylegającej do gabinetu łazience, co stanowiło uszczypliwy, dziecinny znak, że Ciemna Strona nie lubi, by o niej mówić - lub, dokładniej - by ją obnażać.


To typowe zachowanie czarnych istot. Są one na tyle małostkowe i samolubne, że próbują przeszkadzać w po­wstaniu książki, której same nigdy nie przeczytają. Wierz­cie mi, żadna z książek, w której bada się i szanuje naszą duchową esencję, nie zainteresuje Ciemnej Strony. Jeśli w trakcie lektury zastanawialiście się, czy nie jesteście


249



Sylvia Browne

przypadkiem czarną istotą, mogę was zapewnić, że tak nie jest, gdyż w przeciwnym razie nie czytalibyście tych słów, a cóż dopiero zastanawiali się nad nimi. Istoty ciemności nawet przez chwilę nie zastanawiają się nad tym, czy są czarne - nie dlatego, że już o tym wiedzą, ale dlatego że, w przeciwieństwie do pozostałych ludzi, wcale ich to nie

obchodzi.

W całym tym rozdziale będę mówiła o czarnych isto-

tach, białych istotach i szarych istotach. Czarny, biały i szary to tylko przymiotniki odnoszące się do ilości Boże­go światła, jakie posiada w sobie duch. Jeśli choćby przem­knie wam przez myśl, że odcienie te mają jakikolwiek związek z ludzkimi rasami, wstydźcie się za siebie.

Czym jest Ciemna Strona?

Bóg nie stworzył zła i chaosu, jakie cechują Ciemną Stronę. Aby mógł stworzyć te rzeczy, część Jego samego musiałaby być zła i chaotyczna, a my wiemy, że to nie-

prawda.

Powodem istnienia Ciemnej Strony jest to, że Bóg ob-

darzył ducha wolną wolą, zaś niektóre duchy wykorzystały ją w taki sposób, że odrzuciły światło i w jego miejsce pogrążyły się w bezbożnym mroku. Bóg od nikogo się nie. odwraca, ale też nie powstrzyma nikogo, kto zechce się

odwrócić od Niego.

Kiedy Bóg zobaczył, że niektóre z jego dzieci wybrały

Ciemną Stronę, wysłał Lucyfera, jednego z Jego najpięk­niejszych, najukochańszych i najpotężniejszych Aniołów, by nad nimi czuwał. Lucyfer nie jest czarnym, ani upadłym Aniołem. Bóg nie odrzucił go, ani nie wypędził ze światła. W rzeczywistości samo imię Lucyfer oznacza "światło".

250


Ciemna Strona: Ochrona od otaczającego nas zła

Bóg nie chciał, aby jego marnotrawne twory na Ziemi pozostawały w opuszczeniu i samotności, więc opiekę nad nimi powierzył Lucyferowi.

Tak się składa, że nie wierzę w istnienie czegoś takiego jak "diabeł". Nie wierzę, że istnieje jakiś zły, rogaty, ubrany na czerwono i dzierżący widły potwór o imieniu Szatan. Jeśli już przy tym jesteśmy, nie wierzę także w ognistą wieczność zwaną piekłem, na które jakiś okrutny bóg miałby skazywać wszystkich, którzy go zdenerwują. Jeśli byłoby to prawdą, co by się stało z katolikami, którzy poszli do piekła za jedzenie mięsa w piątki? Obecnie zdecydowano, że katolicy mogą jeść mięso w piątki, jeśli tego zechcą. Czy katolicy już obecni w piekle teraz wrócą, czy utknęli tam na zawsze? Baptyści sądzą, że taniec jest grzechem. Co to oznacza dla biednego Freda Astaire' a lub Gene'a Kelly? Przykro mi, ale kiedy posłużyć się prostą logiką, cała kwestia piekła zaczyna się rozpadać, przynaj­mniej w moim odczuciu.

Lecz, co najważniejsze, Bóg, który nas stworzył, nie osądza nas, nie karze, a z pewnością nie potępia. Wszyscy jesteśmy Jego dziećmi. Jego miłość dla nas jest bezwarun­kowa i wieczna. Tak, istnieją pewne konsekwencje od­rzucenia Go i Jego miłości. Lecz Bóg nie skazuje na potępienie tych, którzy nie odwzajemniają tej miłości i wy­bierają życie w mroku. Oni sami siebie skazują na potępie­nie. Tak więc, proszę, kiedy mówimy o Ciemnej Stronie, me wyobrażajcie sobie jakiegoś legionu złych stworzeń krążących niczym nietoperze pomiędzy Ziemią a piekłem, pod komendą Szatana. To przerażający obraz, który świet­nie prezentuje się w filmach, ale nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.

Ciemna Strona istnieje zarówno w postaci ludzkiej jak duchowej, tak samo jak białe istoty istnieją zarówno

251



Sylvia Browne

w ludzkiej jak i duchowej formie. Te czarne istoty, które żyją pośród nas w ludzkiej postaci, mogą być członkami naszych rodzin, sąsiadami, kochankami, kimś, z kim pracu­jecie, lub kogo uważacie za przyjaciela. Kiedy "mroczne" istoty ludzkie umierają, zaś ich dusze opuszczają ciało, negatywna energia owych dusz może wywierać na nas głęboki wpływ, a my nie uświadamiamy sobie nawet, co się dzieje. (Ten wpływ może przybrać także, aby wymienić dwa przykłady, które same cisną mi się na język, postać efektów specjalnych w rodzaju niszczenia kaset magneto­fonowych oraz włączania i wyłączania światła.) Jednak, czy przybierają postać ludzką, czy też duchową, czarne istoty z Ciemnej Strony mają te same, wspólne cechy:

Po pierwsze, nie mają sumienia, żadnego poczucia od­powiedzialności za swoje czyny i nie odczuwają żadnego żalu. Czerpią wszelkie korzyści z tego, co się wokół nich dzieje, lecz nie biorą na siebie żadnych win. Jeśli cię zranią, uznają, że była to twoja wina, albo, że sam zmusiłeś je, by to zrobiły. Jeśli przeszyły cię nożem to dlatego, że wpadłeś im prosto na ostrze. Jeśli je krytykujesz, robisz to nie dlatego, że zasługują na krytykę, lecz dlatego, że jesteś zbyt głupi, albo zbyt płytki, by je zrozumieć i docenić. Poszukiwanie usprawiedliwienia dla samych siebie jest dla nich równie naturalne jak oddychanie. W ich oczach masz szczęście będąc pośród nielicznych wybranych, których zechcieli obdarzyć swoim czasem i uwagą. Wierzcie mi, każdy związek z czarnymi istotami jest poniżający i nie do przyjęcia.

Posługując się terminologią psychiatryczną, czarne is­toty w ludzkiej postaci są prawdziwymi socjopatami. Po­trafią znakomicie naśladować ludzkie emocje, nigdy na­prawdę ich nie odczuwając. Mogą się wydawać niezwykle

252


Ciemna Strona: Ochrona od otaczającego nas zła

czarujące (tym łatwiej jest im was zwabić w swoje po­bliże); potrafią sprawiać wrażenie bardzo wrażliwych, współczujących i kochających; potrafią wywierać złudze­nie, że jest im szczerze przykro po tym, jak was zranili, przez co zaczynacie mieć wątpliwości co do ich praw­dziwej natury. Mogą udawać zainteresowanie wszystkim, co was interesuje - w tym Bogiem i duchowością - aby stworzyć iluzję, że macie ze sobą coś wspólnego. Wszystko to jest jedynie przedstawieniem, grą, którą przerywają, gdy upewnią się, że mają nad wami całkowitą kontrolę.

Smutnym jest to, że my, białe istoty, obdarzone szczery­mi emocjami i wiarą, z trudem pojmujemy, iż wszystko to jest tylko grą. Zamiast więc odejść od czarnej istoty, kiedy już "zrzuci swoją maskę", zostajemy z nią, desperacko próbując ocalić tę wspaniałą osobę, która musi się przecież w niej ukrywać - jesteśmy tego pewni, gdyż widzieliśmy ją na własne oczy. Nie możemy wyobrazić sobie, że ta cudo­wna osoba nie zaginęła, lecz nigdy naprawdę nie istniała. Lecz w przypadku prawdziwej czarnej istoty, jest to okru­tna i ponura prawda.

Po drugie, czarne istoty nie lgną szczerze do otaczają­cych je ludzi, nie znają ich, ani się o nich nie troszczą. Obchodzi je jedynie własne odbicie w otaczających je osobach. Białe istoty są dla nich chodzącymi zwierciad­łami, w których można się przeglądać i podziwiać. Dopóki dostrzegają w naszych oczach pochlebne odbicie, jesteśmy dla nich cenni. Lecz w tej samej chwili, gdy pojmiemy, że to, na co patrzymy jest tylko przebraniem, a ich charakter i prawość istnieje tylko dlatego, iż my sami "zapełniliśmy puste miejsca", czarne istoty zareagują na jeden, lub dwa sposoby. Albo się zdystansują, albo powtórzą przedstawie­nie, które za pierwszym razem zyskało nasze uznanie.

253



Sylvia Browne

Po trzecie, czarne istoty żyją według swoich własnych, arbitralnych, wygodnych zasad. Zasady te mogą ulec zmia­nie bez ostrzeżenia, kiedy czarnym istotom będzie to na rękę i niekoniecznie odnoszą się one do otaczających je ludzi. Czarne istoty uważają, że ich zachowanie jest za­wsze właściwe, ale mogą się obrazić, lub poczuć głęboko zranione, jeśli ktoś inny zachowa się w taki sam sposób w stosunku do nich. Białe istoty niezmiennie próbują coś z tego zrozumieć i odpowiednio dostosować się do owych zachowań. To logiczne. Jest to jednak bezcelowe. Zasady i zachowanie, które zadowalają czarną istotę we wtorek, w środę mogą wprawić ją we wściekłość. W rezultacie biała istota jest stale wytrącona z równowagi i oszołomio­na, co daje czarnej istocie tak wiele kontroli i władzy.

Celem czarnych istot nie jest przekształcenie białej is­toty w czarną. Nie można tego dokonać. Ich celem jest raczej zniszczenie białej istoty - niekoniecznie fizyczne, lecz z całą pewnością emocjonalne. Spójrzmy prawdzie prosto w oczy, ciemność może przetrwać tylko wtedy, gdy ugasi światło, a więc to jest jej celem i to sprawia jej przyjemność. Czarne istoty próbują wywołać jak najwięcej uczuciowego zamętu, niewiary w siebie, poczucia winy i depresji w tak wielu białych istotach, ile tylko zdołają zwa­bić w swoje szpony. Obrażają, poniżają, grożą odejściem, jeśli biała istota się nie "nagnie", twierdząc przy tym, że nikt inny nie zechciałby się związać z kimś tak bezwartoś­ciowym. Obiecują, że jeśli odejdą, zabiorą wszystko, co dla białej istoty ma prawdziwe znaczenie. Innymi słowy, robią wszystko, by biała istota poczuła się niepewnie i, w rezul­tacie, pozbawiają jej wszelkiej posiadanej mocy.

Problem polega na tym, że my, białe istoty, mamy su­mienie. Jesteśmy wrażliwe i współczujące, na serio trak-

254


Ciemna Strona: Ochrona od otaczającego nas zła

tujemy nasze moralne obowiązki. Posiadamy naturalną skłonność, karzącą nam wierzyć w to, co najlepsze w lu­dziach, na których nam zależy. Te właśnie cechy wabią do nas czarne istoty. Kochają one własne pochlebne odbicie w naszych oczach. Wiedzą, że najprawdopodobniej będzie­my postrzegać ich czerń jako pewien rodzaj smutku lub bólu i spróbujemy im pomóc. Być może słyszeliście powie­dzenie: "Żaden dobry uczynek nie ujdzie bezkarnie". Mam wrażenie, że owo powiedzenie zostało ukute przez białą istotę, która próbowała ocalić jakąś pozornie targaną kon­fliktami, niezrozumianą czarną istotę. Jeśli w swoim życiu próbujecie ocalić czarną istotę przy pomocy miłości i/lub przyjaźni, zadajcie sobie, proszę, następujące, proste pyta­nie: Czy za wasze wysiłki spotyka was częściej nagroda, czy kara?

Odwracanie się od pozostałych dzieci Boga jest praw­dopodobnie sprzeczne z waszym wychowaniem i humani­tarnymi instynktami. Wierzcie mi jednak, że istnieją cen­niejsze sposoby spędzania czasu i poświęcania energii, niż niesienie pomocy lub próby ratowania czarnej istoty, która, czego jesteście pewni, stanie się cudowną osobą, jeśli tylko się "zmieni" (cel, do którego często odwołują się białe istoty mówiąc o czarnej istocie w swoim życiu) i wpuści do swego wnętrza światło, jakie macie jej do zaoferowania. Czarnej istoty nie można zmienić w białą, podobnie jak białej nie można zmienić w czarną. Nie możecie zaapelo­wać do sumienia, które nie istnieje, a przecież czarne istoty nie mają sumienia. Poza tym, w jaki sposób wzbudzicie głęboką skruchę w kimś, kto nie wierzy, by był winny jakiemukolwiek złu? Mówię teraz zarówno jako duchowe medium, jak i jako osoba, która uczyła się na własnych błędach: Jeśli w waszym życiu jest czarna istota - przyja-

255



Sylvia Browne

ciel, kochanek, małżonek, czy członek rodziny - kierujcie się radą Chrystusa: "Otrząśnijcie pył z waszych stóp [i] odejdźcie".

Na początku rozdziału podałam kilka przykładów na to, w jak małostkowy sposób czarne istoty w postaci ducho­wej, próbowały przeszkodzić w powstaniu tego rozdziału. Ponieważ może się to okazać przydatne, podam wam teraz przykład czarnej istoty w ludzkiej postaci. Była nią moja matka. Jako rodzic wykorzystywała dzieci fizycznie i uczuciowo; miała wszystkie wymienione przeze mnie ce­chy. Gdy dorosłam, zaprzestałam prób niesienia jej "pomo­cy" i uszczęśliwiania jej, przestałam też szukać jakiegoś wspólnego, duchowego obszaru, na którym mogłybyśmy się połączyć. Przestałam kłócić się z nią, gdyż szkoda było mojego czasu i płuc, oparłam się pokusie odwzajemnienia jej emocjonalnej tyranii - i przez resztę jej życia unikałam jakiegokolwiek zbliżenia się z nią na poziomie osobistym. Przez całe lata walczyłam z poczuciem winy, dopóki nie odbyłam rozmowy na ten temat z moją Przewodniczką, Francine. Wspomniałam o tym, że w końcu jedno Dziesię­ciorga Przykazań brzmi: "Czcij ojca swego i matkę swoją".

- Oczywiście. Jeśli są tego godni - odparła spokojnie Francine.

Od tej chwili nigdy nie poczułam się winna temu, że trzymam moją matkę na dystans. Do końca życia pomaga­łam jej i upewniałam się, że jest otoczona odpowiednią troską, ale robiłam to z oddalenia.

Napisałam swój wzorzec tego życia zanim tu przybyłam, co oznacza, oprócz wielu innych rzeczy, że wybrałam sobie matkę, która była czarną istotą. W młodości nasuwał mi się oczywisty wniosek - pisząc swój wzorzec najwyraź­niej nie byłam w pełni władz umysłowych. Kiedy jednak

256


Ciemna Strona: Ochrona od otaczającego nas zła

spoglądam w przeszłość, naprawdę rozumiem, dlaczego dokonałam tego wyboru. To od niej nauczyłam się, jak być dobrą matką - cokolwiek by zrobiła w danej sytuacji ze swoimi dziećmi, ja robię coś dokładnie przeciwnego. Nie żartuję. Moi synowie na przestrzeni lat wielokrotnie za­pewniali mnie, że doskonale sobie z nimi radziłam, a prócz tego pozwolili mi uczestniczyć w wychowaniu ich włas­nych dzieci.

Muszę tutaj raz jeszcze zacytować Francine: "Jedna biała istota może rozpędzić tysiąc czarnych istot". Zwróć­cie proszę uwagę na słowo rozpędzić. Nie ocalić, nie prze­kształcić, nie zrehabilitować. Po prostu rozpędzić. Ode­przeć i odesłać gdzie indziej. Negatywna energia, pocho­dząca od czarnej istoty, zarówno w ludzkiej jak i w ducho­wej postaci, może osłabić wrażliwą, troskliwą białą istotę. Dalej w tym rozdziale podsunę wam pewne specjalne na­rzędzia, pozwalające na duchową ochronę przed czarnymi istotami. Ale w zasadzie najbezpieczniejszą opcją w kon­taktach z ludzkimi czarnymi istotami jest zwrot "Dzięki, ale nie!", i skierowanie się do najbliższego wyjścia.

Żadna dyskusja o tym, czym są czarne istoty nie byłaby kompletna bez wyjaśnienia, czym one nie są. Nie wszyscy mordercy i inni przestępcy są czarnymi istotami. Nie każ­dy, kto kiedykolwiek was zawiódł, lub zerwał z warni jest czarną istotą. Nie każdy, kto was krytykuje jest czarną istotą. Nie jest czarną istotą każdy, kto zabiera wam pilota od telewizora, zajeżdża wam drogę samochodem, albo próbuje w sklepie spożywczym przemycić ponad dwanaś­cie produktów przez kasę, gdzie obsługuje się klientów z mniej niż dziesięcioma produktami. Nie każdy, kto was nie lubi jest czarną istotą. Nie mówię o przyklejaniu lu­dziom etykietek, lub osądzaniu kogokolwiek, czy o popa-

257



Sylvia Browne

daniu w ohydny duchowy snobizm. Nie należy jednak lekkomyślnie zaliczać ludzi do kategorii "czarnych istot", bez pełnego przemyślenia tego zagadnienia. W przeciw­nym razie trywializujemy różnicę, zasługującą na to, by traktować ją poważnie.

Rozróżnianie to jest bardziej skomplikowane, niż na to

wygląda. Weźmy na przykład Judasza, jednego z cieszą­cych się naj gorszą sławą ludzi w historii świata, ukochany uczeń Chrystusa, który zdradził Go za trzydzieści srebrni­ków. Judasz ponosi największą odpowiedzialność za ukrzy­żowanie Chrystusa. Odegrał główną rolę w ugaszeniu naj­czystszego, najjaśniejszego światła, jakie znała ta Ziemia. Nie można chyba być czarniejszą istotą od niego, prawda?

Jednakże zdrada Judasza miała podstawowe znaczenie dla narodzin chrześcijaństwa. Jezus przewidział ją nawet podczas Ostatniej Wieczerzy. Ktoś musiał wypełnić to przeznaczenie. Ktoś musiał wpisać w swój wzorzec to, że będzie Judaszem, człowiekiem, który podjął najboleśniej­szą decyzję, by oddać swojego najcenniejszego, wielbione­go przyjaciela w ręce żołnierzy, którzy poprowadzą Go na śmierć. Gdy zaaresztowano Jezusa, Judasz był tak przera­żony tym, co uczynił i tak porażony żalem, że powiesił się, odrzuciwszy trzydzieści srebrników.

Taki postępek nie jest nawet zbliżony do zachowania czarnej istoty. Czarna istota zachowałaby pieniądze, i ode­szła radośnie, bez cienia poczucia winy, w poszukiwaniu innej białej istoty, którą można by zniszczyć.

Nie możecie więc po prostu wskazać palcem i powie­dzieć: "W porządku, ta osoba zrobiła coś podłego, a więc jest czarną istotą. Następny?". Po Ciemnej Stronie nie ma, także osób umysłowo chorych, lub cierpiących na genety­cznie uwarunkowany brak chemicznej równowagi, co jesz­cze bardziej utrudnia rozróżnienie. Tak się składa, że uwa-

258


Ciemna Strona: Ochrona od otaczającego nas zła

żam, iż jeden z najważniejszych wersetów w Biblii brzmi:

"Nie osądzaj, abyś nie został osądzonym". Podkreślam więc, że celem obnażania Ciemnej Strony nie jest podawa­nie nazwisk, czy inicjowanie jakiejś nowej gry towarzys­kiej dla duchowej elity. Moim celem jest zidentyfikowanie charakterystycznych cech czarnych istot, dzięki czemu na­uczymy się je dostrzegać, zrozumiemy ich działania, oraz cel, i będziemy unikać ich jak morowego powietrza.

Jeśli ktoś w waszym życiu sprawia, że czujecie się wyczerpani, przygnębieni, zmęczeni, niepewni, słabi, pesy­mistyczni, zmieszani, bezradni, a nawet odczuwacie mdło­ści lub bóle głowy, nie powiem, że ten ktoś jest na pewno czarną istotą, ale i tak powinniście od niego odejść, po prostu na wszelki wypadek. Czarne istoty rozkwitają w de­presji, strachu, zamęcie i uczuciowym chaosie. Są to obja­wy, jakich zazwyczaj doświadcza nie chroniona biała isto­ta, jeśli spędza zbyt wiele czasu z czarną istotą. Im słabszy jest wasz emocjonalny opór, tym łatwiej jest czarnym isto­tom wami manipulować. Ich negatywna energia może być równie rzeczywista i potężna, jak pozytywna energia białej istoty. Jeśli więc czarne istoty wywołały w was któryś z owych negatywnych objawów, lub wszystkie z nich, oznacza to, że tym więcej mają nad wami władzy. My, białe istoty, po prostu nie możemy dać im tej satysfakcji.

Oczywiście czarne istoty nie rodzą się przypadkiem. Ich duchowa pustka ma logiczne uzasadnienie. Pomimo tego, że piekło nie istnieje, czarne istoty płacą wysoką cenę za wybór ciemności w miejsce światła,

Ciemna Strona pomiędzy życiami

Zanim zaczęłam dogłębnie badać Ciemną Stronę, za­stanawiałam się często, co, u licha, powinnam zrobić,

259



Sylvia Browne

gdyby czarna istota przyszła do mnie po odczyt. Nie chodzi o to, że bałam się czarnych istot. Dzięki mojej matce zdobyłam mnóstwo doświadczenia w obcowaniu z ciemno­ścią. Z jakiegoś jednak powodu, którego nie rozumiałam, uważałam, że medium nie znalazłoby w czarnej istocie nic, co dałoby się odczytać.

Wiele lat później zrozumiałam to doskonale.

Po Drugiej Stronie istnieje dwoje drzwi. Są drzwi wiodą­ce na prawo i na lewo.

Kiedy "umieramy" my, białe istoty, przechodzimy przez drzwi wiodące na prawo. Podróż ta jest zazwyczaj tak szybka, że rzadko uświadamiamy sobie obecność jakich­kolwiek drzwi. Po prostu przechodzimy przez nie radośnie, kierując się w stronę światła.

Ciemne istoty przechodzą przez drzwi prowadzące na lewo, w pozbawioną nadziei otchłań nicości, w ciemność, która jest duchowym przeciwieństwem boskiego, czystego, białego światła bezwarunkowej miłości. I znów, to nie Bóg każe im przejść przez owe drzwi. "Ludzie lewych drzwi" są oddzieleni od Boga tylko dlatego, że postanowili się od Niego odwrócić. Nie zostają tam też na długo. Z mrocznej, beznadziejnej, pozbawionej miłości pustki poza lewymi drzwiami, czarne istoty idą na powrót wprost do łona, wracając do kolejnego życia na Ziemi. Jest to coś w rodza­ju wiecznie powtarzającego się wzoru w kształcie "pod­kowy".

To wyjaśnia, dlaczego zawsze miałam uczucie, że nie zdołam odczytać niczego na temat Ciemnej Strony. Nie ma tam nic do odczytania! Czarne istoty są poddawane recyk­lingowi, kolejne życie po życiu, bez wzorca, bez Ducha Przewodnika, bez Aniołów, bez korzyści płynących z po­koju, mądrości, wglądów, spotkań z kochanymi osobami,

260


Ciemna Strona: Ochrona od otaczającego nas zła

doskonałej miłości i radości w świetle Boga, których reszta z nas może wyglądać po Drugiej Stronie.

Jestem na przykład przekonana, że moja matka przeszła z tej Ziemi przez lewe drzwi w ciemność, a potem z powrotem do łona jakiejś biednej, niczego nie podejrzewają­cej kobiety w Etiopii. Jeśli za około dwanaście lat usłyszy­cie o gwałtownym powstaniu w Etiopii, skiniecie tylko głową i powiecie:

- No tak, to matka Sylvii.

Jednakże nawet czarne istoty nie są skazane na wiecz­ność pozbawioną Boskiej obecności. Wcześniej czy póź­niej potężne białe istoty po Drugiej Stronie zdołają prze­nieść je z jednego wymiaru do innego i zabrać je do Domu, by objęło je białe światło Ducha Świętego. Lecz do tej pory czarne istoty kontynuują swoją ciemną, nie zaznaczoną na mapach, bezbożną podróż, której nie możemy sobie wyob­razić, i z której nie możemy ich wybawić.

Podobnie jak białe istoty, niektóre czarne istoty przez jakiś czas pozostają przywiązane do Ziemi, nie uświada­miając sobie, że nie żyją; inne, w owych krótkich prze­rwach pomiędzy życiami, odwiedzają Ziemię w postaci duchowej. Gdybym miała wybór, wolałabym mieć do czy­nienia z czarną istotą w postaci zjawy lub ducha, niż w po­staci człowieka. Jednakże w każdej postaci mogą one wywoływać mniejszy lub większy chaos za pomocą swojej negatywnej energii. Mogą majstrować przy samochodach, telefonach, urządzeniach elektrycznych, komputerach, tele­wizorach; przy wszystkim, co mechaniczne lub elektrycz­ne. Potrafią także wywierać wpływ na ogólną atmosferę, przez co nagle nawet najszczęśliwsi, najmilsi ludzie mogą popaść w przygnębienie i niepokój, nie wiedząc nawet, co się im przytrafiło.

261



Sylvia Browne

W takiej sytuacji ważnym jest, by otworzyć usta i poroz­mawiać o naszym samopoczuciu. Jeśli czarne istoty wpły­wają na całą grupę ludzi, istnieją duże szanse, że nie tylko wy odczuwacie ich natręctwo. Powiedzcie, że wasz samo­chód bez powodu dziwnie się zachowuje, że złapał was nagły ból głowy, lub, że jesteście w paskudnym nastroju. Zaskoczy was to, jak często usłyszycie chóralne "Ja też!" ze strony wszystkich ludzi, z którymi przebywacie.

Rozmowa pomaga odpędzić zmieszanie i bezradność.

Pozwala zrzucić winę na to, co rzeczywiście jest przyczyną złego samopoczucia, czyli na negatywną energię czarnych istot. Nic nie odgania ich skuteczniej, od wywleczenia ich na światło przez białe istoty.

Jeśli już mówimy o obnażeniu, chcę rozwiać kilka mi­tów dotyczących czarnych istot w postaci duchowej, ponie­waż w niektórych przypadkach przypisuje się im większą moc nad tą, jaką są obdarzone. Czarne istoty w postaci ducha:

1. Nie mogą was zranić fizycznie. Mogą jedynie spowodować takie zamieszanie, że staniecie się nieuważni i przez przypadek sami się zranicie.

2. Nie mogą was nakłonić do samobójstwa. Mogą jedy­nie spowodować silną depresję, ale jest ona tylko tym­czasowa i nie wynika z waszej winy! Nie dawajcie im satysfakcji i nie pozwalajcie im przygasić waszego światła. My, białe istoty, potrzebujemy się nawzajem, a razem jesteśmy znacznie potężniejsze od nich.

3. Nie mogą rzucić na was klątwy. Nie ma czegoś takiego jak klątwa, o czym porozmawiamy później w tym samym rozdziale. Kropka.

4. A przede wszystkim nie mogą was opętać.

262


Ciemna Strona: Ochrona od otaczającego nas zła

Nie wierzę w opętanie przez demony lub zło. Przypomi­nam wam, że w swoim czasie przeprowadziłam sporą licz­bę egzorcyzmów, ale dokonuję ich tylko wtedy, gdy pracu­ję z kimś, kto jest tak przeświadczony o swoim opętaniu, iż nic oprócz egzorcyzmu nie pomoże mu uwierzyć w "u­zdrowienie". Nawet w takim przypadku, w trakcie egzor­cyzmu upewniam moich klientów, że diabeł ani demony nie istnieją - a jeśliby istniały, nie miałyby mocy po­zwalającej im posiąść czyjś umysł lub ciało.

Wiem od mojego eksperta - mojego Ducha Przewodnika - że żaden duch, czy to biały, czy czarny, nie może posiąść waszego umysłu. Francine i ja wielokrotnie rozmawiałyś­my o opętaniu, a ona zawsze powraca do tego samego, końcowego zdania: Świat duchowy może oddziaływać na nasze umysły, ale nigdy nie może w nie wejść, ani przejąć nad nimi kontroli. Tak, człowieka można poddać praniu mózgu. Jednakże "prane" są wyłącznie nasze własne "mó­zgi"; żaden "umysł" jakiejś czarnej istoty nie zajmuje miejsca naszego umysłu.

Jestem medium, które zapada w trans. Oznacza to, że wchodząc w trans robię "krok w bok" i pozwalam mojemu Duchowi Przewodnikowi używać mojego głosu, by komu­nikować się z innymi ludźmi. Niektóre media pozwalają duchom naprawdę zamieszkiwać ich ciała podczas sean­sów i channelingów. Osobiście nie pozwalam na to - co stanowi jeszcze jeden powód przemawiający przeciwko opętaniu. Każde zapadające w trans medium poprze mnie co do tego zdania: Świat duchowy może wykorzystywać nas tylko na tyle, na ile pozwalamy. Jeśli więc biała istota może zamieszkiwać ciało wyszkolonego medium pogrążo­nego w transie tylko wtedy, kiedy otrzyma pozwolenie, nie

263



Sylvia Browne

ma szans na to, by czarna istota mogła opętać kogoś nie mając na to żadnego pozwolenia.

Nie twierdzę, że ludzie, którzy utrzymują, że zostali opętani, udają. Jeśli w to wierzą, należy przyjąć to poważ­nie i zająć się tym. Twierdzę jednak, że istnieją inne zjawiska, które łatwo można pomylić z opętaniem.

Po pierwsze, nie na darmo istnieje coś, co nazywa się "siłą sugestii". Samo wychowanie w kulturze lub religii, w której istnieje wiara w opętanie, może wystarczyć, by wszystko, począwszy od zespołu napięcia przedmiesiącz­kowego po poważne choroby umysłowe, zostało podciąg­nięte pod hasło "opętanie". Lecz samo identyfikowanie się z osobą lub szczególne nią zainteresowanie może doprowa­dzić kogoś do wywołania objawów opętania, jeśli zasuge­ruje się mu to dostatecznie mocno. Zauważcie, że osoby, które w przeszłości były głęboko religijne, uważają, iż są opętane przez Szatana. Osoba gorliwie zainteresowana historią będzie myślała, że opętał ją Napoleon, Teodor Roosevelt lub Maria Antonina. Znawcy literatury są prze­konani, że opętał ich Szekspir, Ibsen, Poe lub Dickens. Entuzjaści awiacji sięgają po Amelię Earhart, Charlesa Lindbergha czy Wilbura Wrighta. Pomyślcie tylko, nie natrafiłam jeszcze na kogoś, kto by twierdził, że został opętany przez osobę, o której nikt nigdy nie słyszał.

Niektórzy ludzie są bardzo wrażliwi na negatywną ener­gię. Opanowuje ich ona tak silnie, że czują, jakby zatracili swoją własną tożsamość. To nie jest opętanie. Wszyscy czasami czujemy się "nieswojo", a im bardziej jesteśmy wrażliwi, tym częściej się to zdarza. Lecz, powtarzam po raz kolejny, o ile świadomie nie pozwolimy innemu ducho­wi na przejęcie kontroli, fakt, że "nie jesteśmy sobą" nie oznacza, że "jesteśmy kimś innym". Oznacza to tylko, że

264


Ciemna Strona: Ochrona od otaczającego nas zła

potrzeba nam dodatkowej, duchowej uwagi z własnej stro­ny, a także ze strony naszych bliskich, co pomoże nam znaleźć drogę powrotną na naszą własną, bezpieczną i zna­jomą ścieżkę.

Także energia kinetyczna może wywoływać dramatycz­ny, fizyczny zamęt, jaki wyobrażamy sobie myśląc opę­taniu. Pamiętacie, że kinetyczna energia występuje wtedy, kiedy umysł spontanicznie i nieumyślnie manipuluje przed­miotami. Okresy skrajnego emocjonalnego lub duchowego zamętu, mogą wywoływać wybuchy .energii kinetycznej - przepływ elektrycznego napięcia, przedmioty przelatują­ce przez pokój, wariujące urządzenia domowe, pękające rury itp. Ponieważ zamęt wywołany przez energię kinety­czną często kojarzymy z opętaniem, nic dziwnego w tym, że mylimy ze sobą te dwa zjawiska. Istnieje jedna zasad­nicza różnica: Energia kinetyczna jest realna. Opętanie nie.

Szare istoty i przechowalnia

W każdym świecie, na którym istnieje zarówno biel jak i czerń, muszą istnieć też odcienie szarości. Ta prawda w równym stopniu odnosi się do Ziemi, jak i do świata duchowego.

Szare istoty są. wśród nas czymś w rodzaju "osób neu­tralnych". Głęboki wpływ mogą na nie wywierać zarówno białe jak i czarne istoty, nie są więc do końca pewne, do których z nich należą.. Nie muszą być słabe; są po prostu zagubione, próbują. znaleźć miejsce, do którego pasują..

Jeśli mamy być ze sobą szczere, także i my, białe istoty, musimy przyznać, że nie raz zastanawiałyśmy się, czy przypadkiem Ciemna Strona nie bawi się lepiej od nas i próbowałyśmy "czarno" się zachowywać. Chyba, że

265



Sylvia Browne

nigdy, przenigdy nie zrobiłeś czegoś, o czym wiedziałeś, że jest złe, posługując się przy tym jakąś kiepską wymówką w rodzaju, "bo miałem na to ochotę" lub, "tak się po prostu złożyło". Jeśli tak, zgaduję, że jesteś o wiele za młody, by to czytać. Zazwyczaj ponosimy sromotne pora­żki w "czarnym" zachowaniu i wcześniej czy później robimy z siebie kompletnych idiotów. Wiemy w głębi serca, że wdarliśmy się na przyjęcie, na którym wcale nie chcieliśmy się znaleźć, po czym, w różnym stopniu za­wstydzeni i rozżaleni, wycofujemy się ku "bieli", która jest dla nas jedyną wygodną sferą. Pamiętajcie, że białe istoty nie mogą przeistoczyć się w czarne. To tak, jakbyśmy nagle postanowili przymierzyć zupełnie nowe ubranie, któ­re wygląda znacznie bardziej ekscytująco niż nasze. Do­znanie nowości szybko ustępuje, gdy ostatecznie musimy przyznać, przed samymi sobą, że te inne rzeczy po prostu na nas nie pasują.

Szare istoty znajdują się dokładnie pośrodku, poszukują własnego stylu, są zdolne nosić każde ubranie, ale nigdy nie są pewne, w którym czują się lepiej. Szara istota może stać się zarówno białą jak i czarną, więc ma wrażenie, jakby ciągnięto ją w obu kierunkach na raz.

Szare istoty są przestępcami, którzy, w przeciwieństwie do czarnych istot, mogą zostać zrehabilitowani. Są zagu­bionymi dziećmi, nadal szukającymi tożsamości, która za­skarbi im najwięcej uwagi i aprobaty - ulubionym celem Ciemnej Strony. Być może nazbyt często trafiały na "nie­właściwe" białe istoty, więc zaczęły się zastanawiać, czy w "bieli" naprawdę można znaleźć jakąkolwiek szczerość, jedność, współczucie lub nadzieję. A może pędziły dobre, uczciwe życie, dopóki nie spotkało ich zbyt wiele nie­szczęść lub tragedii i nie sprawiło, że zaczęły się za-

266


Ciemna Strona: Ochrona od otaczającego nas zła

stanawiać, jaki w tym sens. Nadużywanie narkotyków, fizjologiczne zaburzenia chemiczne, choroba umysłowa ­istnieje bardzo wiele sytuacji, które mogą wypchnąć nie­winnego ducha na szare pustkowie.

My, białe istoty, możemy tu na Ziemi zrobić kilka rzeczy, by pomóc szarym istotom oddalić się od Ciemnej

Strony.

Jedna z nich to unikanie "czczej gadaniny", będącej

nawykiem niektórych białych istot. Wszyscy wiemy, na czym to polega. Spójrzmy prawdzie w oczy, od czasu do czasu wszyscy to robimy. Opisujemy miłość do Boga i życie białej istoty tak, że brzmi to naprawdę wspaniale. Ale kiedy zdejmujemy nasze odświętne, "kościelne" ubra­nia, stajemy się nieprzyjemnymi, nieuprzejmymi, nieszcze­rymi sędziami, dokładnym zaprzeczeniem tego, co głosiliś­my w naszych kazaniach. Jeśli nie wprowadzamy w czyn naszej wiary, nie jesteśmy atrakcyjni dla szarych istot. Nie możemy wyłącznie mówić o radości i nadziei pochodzącej od kochającego Boga. Musimy je pokazać, gdyż w innym przypadku szare istoty pomyślą, że wszystko to jest tylko pustą gadaniną.

I, jak najbardziej, możemy się o nie modlić. Naprawdę zrozumiałam, jakie to ważne dzięki doświad­czeniu, jakie przydarzyło mi się podczas pisania tej książki. Nie jestem najlepsza w projekcji astralnej. Niezbyt często pozwalam mojemu duchowi na podróże poza ciałem, lecz pewnej nocy, dzięki projekcji astralnej, wylądowałam w czymś, co moja Przewodniczka nazwała później Przechowalnią.

Otaczali mnie zmarli ludzie. Mieli oni od kilkunastu do

kilkudziesięciu lat. Nie odezwali się do mnie nawet jednym słowem, ale wiedziałam, że byli pogrążeni w głębokiej

267



Sylvia Browne

rozpaczy. Nawet mowa ich ciał wyrażała brak nadziei, gdyż idąc, w jakiś sposób powłóczyli nogami i spuszczali wzrok. Powietrze przesycał smutek.

Poza obszarem, nad którym przebywaliśmy, ujrzałam niezgłębioną ciemność, która napełniła mnie szczerym przerażeniem. Nie zamierzałam się do niej zbliżać. To wtedy uświadomiłam sobie, że przekroczyłam lewe drzwi, prowadzące na Drugą Stronę, i że otaczający nas mrok pełen był czarnych istot, gotowych powrócić na Ziemię poprzez kobiece łono.

Uświadomiłam sobie także, iż ludzie, z którymi przeby­wałam, nadal mieli wolność wyboru. Mogli pójść w ciem­ność lub przejść przez prawe drzwi w światło Boga po Drugiej Stronie. Nie zostali uwięzieni w Przechowalni; czekali tam, by dokonać wyboru.

Ich wiara nie odeszła; zabłąkała się tylko, w równie żałosny sposób, co oni sami. Kierując się czystym instynk­tem, zaczęłam podchodzić do jednego po drugim, błagając: - Proszę, powiedz, że kochasz Boga. Proszę, powiedz, że masz nadzieję. Uwierz w Boga, a zdołasz się stąd wydostać.

Nadal nie wydawali żadnego dźwięku, nie podnosili nawet swoich smutnych oczu, by na mnie spojrzeć. Pamię­tam, że zanim się w końcu stamtąd wydostałam, zaczęłam słabnąć od wchłanianej od nich rozpaczy.

Następnego dnia starłam się z Francine, domagając się odpowiedzi na pytanie, dlaczego nigdy wcześniej nie opo­wiedziała mi o Przechowalni. Moja Przewodniczka powie­działa to samo, co zawsze powtarza w podobnych sytuac­jach:

- Jeśli nie zadasz mi pytania, ja nie udzielę ci od­powiedzi.

268


Ciemna Strona: Ochrona od otaczającego nas zła

Jednak oznajmiła przy tym, że udało mi się dotrzeć do dwóch duchów spośród tysięcy, które się tam znajdowały. Dwa spośród nich opuściły Przechowalnię i po moim odejściu przeszły przez prawe drzwi w światło Drugiej Strony.

Od tej nocy modlę się również o owe smutne, zagubione duchy z Przechowalni. Mam nadzieję, że wy zrobicie to samo. Skoro nie potrafią zebrać w sobie dość wiary, by bezpiecznie dotrzeć do Domu po Drugiej Stronie, my, białe istoty, możemy przynajmniej wspomóc je w drodze naszą wiarą, ponieważ mamy tyle szczęścia, iż możemy się nią dzielić.

Samobójstwo

Chociaż żaden z owych duchów do mnie nie przemówił, "wiedziałam" dlaczego niektóre z nich znajdowały się w Przechowalni, a Francine potwierdziła moje przypusz­czenia. Z tej to przyczyny, pragnę wyjaśnić kilka faktów dotyczących zagmatwanego, tragicznego tematu, jakim jest odbieranie sobie własnego życia.

Gdy dorastałam, nauczono mnie, że "ludzie, którzy po­pełniają samobójstwo, idą do piekła". Kropka. Sprawa zamknięta.

Jednak nie jest to prawda. Co więcej, jakież to wstrętne, okrutne kłamstwo, które zrzuca poczucie winy na barki osób bliskich ofiarom samobójstwa. Powtarzam raz jesz­cze, nie istnieje "piekło". Gdyby nawet istniało, Bóg abso­lutnie nie skazałby żadnego ze swoich dzieci na spędzenie w nim wieczności. I chociaż w zasadzie samobójstwo jest zerwaniem kontraktu z Bogiem i ze swoim własnym du­chem, gdyż nikt z nas nie wpisuje samobójstwa w swój

269



Sylvia Browne

wzorzec; są od tego pewne wyjątki. Jak zawsze więc, nie do nas należy wydawanie tego rodzaju, całościowego osądu.

Ludzie, którzy popełnili samobójstwo z powodu ciężkich schorzeń umysłowych lub fizycznych, z równym praw­dopodobieństwem co my wejdą w światło i zostaną objęci przez Drugą Stronę.

Ludzie, którzy popełnili samobójstwo w wyniku braku nadziei i rozpaczy, udają się do Przechowalni. Jeśli kiedy­kolwiek rozmawialiście z kimś, kto przeżył doświadczenie z pogranicza śmierci podczas nieudanej próby samobójczej spowodowanej rozpaczą, wiecie, że niedoszli samobójcy mówią, iż przebywali w miejscu pełnym przytłaczającego smutku. Nie znajdują się w niezgłębionej czerni, mają raczej wrażenie, jakby zostali "odsunięci od światła". Ota­cza ich cisza, lub są wyśmiewani i wykpiwani przez inne duchy. Nie znajdują żadnego współczucia. To z całą pew­nością jest Przechowalnia. Jednak oznacza to także, że na­dal mają szansę zdecydować, czy przyłączą się do czarnych istot mroku, czy przejdą przez drzwi po prawej stronie, wprost do bezwarunkowej miłości Boga po Drugiej Stro­nie. I znów, nasze modlitwy mogą bardzo wiele zdziałać.

Ludzie, którzy popełnili samobójstwo z rozpaczy, oraz inne szare istoty, które wybierają Ciemną Stronę, wracają bezpośrednio do łona, podobnie jak czarne istoty. Jednak­że w przeciwieństwie do czarnych istot w swoim nowym wcieleniu nie będą czarne. Znów będą szare, otrzymają nowe życie i nowe szanse na obranie światła oraz przezwy­ciężenie braku nadziei, który pokonał je ostatnim razem.

Jednakże inni samobójcy motywowani są żądzą zemsty, litością nad samymi sobą, lub zwykłą podłością; chęcią ukarania otaczających ich ludzi za to, że nie zwracali na

270


Ciemna Strona: Ochrona od otaczającego nas zła

nich wystarczającej uwagi, lub za inne rzekome afronty, które ich spotkały. Są to jedyni samobójcy, którzy prze­chodzą bezpośrednio przez lewe drzwi w niezgłębioną czerń, a następnie wracają do łona. W następnym wcieleniu niekoniecznie staną się czarną istotą, ale nie będą mieli wzorca, Ducha Przewodnika i wszelkiego rodzaju pomocy, jaką zapewnia Druga Strona, zaś owa kolejna inkarnacja z całą pewnością sprawi, że samobójstwo z żądzy ze­msty /litości nad samym sobą/podłości okaże się niewarte zachodu. Raz jeszcze, to nie Bóg karze owych samobój­ców. Karzą oni samych siebie, podczas gdy Bóg, jak zawsze, czeka z wiecznie wyciągniętymi ramionami, by ich objąć.

Ponieważ samobójcy zazwyczaj umierają wskutek nag­łego urazu, ich duchy mogą być nim zaskoczone, pomimo tego, że zadały sobie śmierć własną ręką. Przez pewien czas mogą pozostawać na Ziemi, nie uświadamiając sobie, że nie żyją. Zasady odnoszące się do postępowania ze zjawami, odnoszą się także do przykutych do Ziemi samo­bójców. Powiedzcie im, że nie żyją i zachęćcie, by skiero­wali się w stronę światła. Przede wszystkim, módlcie się za nich. Jeśli są biali, lub szarzy, może pomożecie odesłać ich do Domu. Jeśli są czarni, modlitwa jest świetnym sposo­bem, by się przed nimi ochronić. W końcu, we wszystkich sytuacjach, nie ma lepszej ochrony niż Bóg.

Oto doskonały przykład samobójstwa, wywołanego czy­stą podłością i żądzą zemsty, którego rezultatem było nawiedzenie. Oszalała ze strachu kobieta poprosiła mnie o pomoc w zidentyfikowaniu i pozbyciu się złej obecności, jaką czuła w każdym pokoju i w każdym zakątku swojego domu. Natychmiast uświadomiłam sobie, skąd się brała owa "obecność". Przez całe, trwające szesnaście lat mał-

271


Sylvia Browne

żeństwo, kobieta była nękana przez patologicznie zabor­czego męża. Ostatecznie zaczęła sprzeciwiać się jego żąda­niom i pomimo obiekcji męża, zapisała się do szkoły wieczorowej. Pierwszego wieczoru, kiedy wyszła na zaję­cia, w kilka chwil po tym, jak udało się jej uciec z domu i od gniewu małżonka, mężczyzna wyjął strzelbę ze stoja­ka, położył się po jej stronie łóżka i odstrzelił sobie głowę. Jak gdyby nie zadał jej dość bólu w ciągu całego swojego życia, pozostał na Ziemi, obserwując ją, prześladując, spra­wiając, że była stale przerażona i nieszczęśliwa.

To zrozumiałe, że niełatwo było przekonać ją, by od­łożyła na bok urazę i przyłączyła się do mnie w modlitwie o zmarłego męża. Nalegałyśmy, by dla własnego dobra uznał, że nie żyje i pozwolił Bogu zabrać się do Domu. Fakt, że kiedy kobieta modliła się wraz ze mną, robiła to bardziej po to, by się go pozbyć, niż by pobłogosławić jego ducha, nie miał tutaj nic do rzeczy. Mężczyzna odszedł w kilka tygodni później, po wielu modlitwach i rozmo­wach. Postanowił mimo wszystko odwrócić się od Boga, przejść przez lewe drzwi i pospiesznie powrócić do następ­nej, czarnej inkarnacji. Wybór należał do niego, nie do nas, a my i tak osiągnęłyśmy nasz cel. Kobieta była w końcu wolna. Obecnie żyje szczęśliwie i spokojnie, wyszła pono­wnie za mąż za miłego, łagodnego mężczyznę.

Ataki medialne

Nie, nie mam na myśli sytuacji, w której atakuje was niesforna czereda mediów. Ataki medialne są jednym z podstępnych sposobów, na jakie negatywna energia Ciem­nej Strony próbuje ugasić światło białych istot. Są on wy­mierzone bezpośrednio w nasze sumienie i w nasze szczere obawy o nasz wkład dla dobra ludzkości i dla Boga.

272




Ciemna Strona: Ochrona od otaczającego nas zła

Spytajcie sami siebie, czy któreś z poniższych zdań nie brzmi znajomo.

"Nie wiem dlaczego zdawało mi się, że zdołam cokol­wiek zmienić na tej Ziemi. Myślałam, że pracowałam ciężko i bardzo się starałam, a mimo to, spójrzcie na mnie. Nie udało mi się osiągnąć niczego godnego uwagi. Oszuki­wałam samą siebie. Nikomu nie sprawiłoby różnicy, gdy­bym nigdy więcej nie trudziła się wstawaniem z łóżka, lub po prostu rozpłynęła się w powietrzu".

Te słowa, lub jakaś ich wersja, są definicją klasycznego ataku medialnego. Pojawiają się pozornie znikąd i są ata­kiem negatywnej energii Ciemnej Strony na nasze umys­łowe i emocjonalne dobre samopoczucie. Są sposobem, na jaki Ciemna Strona tłumi nasze światło i próbuje zniszczyć naszą siłę, osłabiając nas depresją, zwątpieniem i poczu­ciem bezradności. Niezależnie od tego, jak realne wydają się wam owe myśli, posiane w was podczas medialnego ataku - nie są prawdziwe, obiecuję wam. Oto lekcja, jakiej sama się nauczyłam.

Kilka lat temu uderzyły we mnie wszystkie negatywne myśli, które tutaj opisałam. Czułam, że jestem oszustką, kompletnym zerem, nie jako medium, lecz jako istota ludzka. Każdy, kto mówił, że mnie docenia, podziwia, lub choćby lubi, moim zdaniem po prostu starał się być uprzej­my, albo też ja sama wprowadziłam go w błąd, każąc mu wierzyć, że posiadam jakieś zalety. Czułam się odrętwiała i bezsilna; zbyt mało znaczyłam, by zasługiwać na jakąś szczególną uwagę ze strony Boga.

Pewnego wieczoru, na samym środku tej "duchowej pustyni", przemawiałam w moim kościele do kongregacji liczącej sobie około stu pięćdziesięciu członków. Uznałam nagle, że muszę przestać udawać, iż mam coś wartoś-

273


Sylvia Browne

ciowego do powiedzenia. Nie była to gra, mająca na celu zaskarbienie sobie ich współczucia. Uznałam, że jestem im winna szczerość, wyznałam więc, co czuję. Zaczęłam wyli­czać wszystkie negatywne myśli, które mnie prześladowa­ły. Spodziewałam się ujrzeć morze zaszokowanych, zawie­dzionych twarzy.

Ku memu zdumieniu ujrzałam, jak potakują mi jedno­myślnie, ze zrozumieniem. Usłyszałam nawet kilka wes­tchnień ulgi.

Okazało się, że w takim czy innym okresie, każdy członek kongregacji czuł się dokładnie tak samo jak ja, prześladowały go takie same myśli dotyczące własnej. pora­żki, fałszu i bezwartościowości. Cierpieli, lecz bylI zbyt skrępowani, by się do tego przyznać. Nie muszę wam chyba mówić, że skrępowanie nie należy do moich prob­lemów, nawet wtedy, gdy jestem w naj gorszej formie.

Tego wieczoru zaczęłam badać ataki medialne. Był to również początek końca ataku medialnego, przez jaki prze­chodziłam - co raz jeszcze udowadnia, że musimy ze sobą otwarcie i szczerze rozmawiać! Wyzwoliło mnie odkrycie, że to Po Prostu Nie Byłam Ja, a także fakt, że ludzie, których kochałam, nie będący oszustami, ani istotami po­zbawionymi wartości, przetrwali tę samą pustkę.

Najważniejsze było odkrycie, że kiedy uderza w nas atak medialny, słuchamy tej samej "taśmy". Klienci na całym świecie, w naj rozmaitszych okolicznościach, w tym czy innym punkcie swego życia stwierdzają, że w ich głowach gra ta sama taśma.

Następnym razem, gdy staniecie się ofiarami medial­nego ataku, wypróbujcie poniższą rzecz. Nie martwcie się, jeśli poczujecie się głupio. Poczucie śmieszności jest sil­niejsze niż poczucie odrętwienia, przygnębienia i bezwar­tościowości.

274


Ciemna Strona: Ochrona od otaczającego nas zła

W chwili, gdy w waszym umyśle pojawią się negatywne myśli o was samych, ani pnez chwilę nie zastanawiajcie się, czy są prawdziwe. Przypomnijcie sobie, że to tylko Ciemna Strona znowu odgrywa jedną tych idiotycznych taśm, próbując was zdenerwować i ugasić wasze światło. Jesteście sprytniejsi i silniejsi niż Ciemna Strona, więc nie dacie się znów nabrać na ten głupi psikus.

Dotknijcie palcem wskazującym. miejsca na czole po­między brwiami, około tnech centymetrów powyżej ich linii, tam, gdzie znajduje się wasze "trzecie oko", i wyob­raźcie sobie, że macie tam pnycisk "eject", taki sam, jaki znajduje się na magnetofonie i służy do wyjmowania taśmy. Naciśnijcie go, mówiąc, "Nie chcę słuchać tej taśmy i Ciemnej Strony, odnucam ją z mojej głowy w białe światło Ducha Świętego".

Prosty akt przyciśnięcia guzika "eject" przypomni wam, że owe negatywne myśli są naprawdę jedynie denerwującą taśmą, jaka od czasu do czasu uderza w nas wszystkich. Pamiętajcie o tym, a nigdy już nie będziecie czuli się tak bezradni podczas medialnego ataku.

Sekty i klątwy

Istnieje kilka powodów, dla których można zaliczyć jedno i drugie do tej samej kategorii. Zarówno sekty jak i klątwy są na tyle nikczemne, by odpowiadać na szczere duchowe pytania i potrzeby, nie ofiarowując nic prócz kłamstw i rozkwitają w czasach lęku oraz niepewności - takich jak, na przykład, nowe milenium.

Nie jestem pewna, co takiego w nowych mileniach sprawia, że ludzie popadają w lekką paranoję. Jeśli Bóg

275


Sylvia Browne

zapisał gdzieś, że wymaże nas wszystkich za jednym zama­chem w dniu oznaczonym cyfrą z trzema zerami, musiałam to przeoczyć. Czytałam natomiast, że w ostatnich chwilach roku 1999 tysiące ludzi biegało z wrzaskiem po ulicach w przekonaniu, że świat skończy się z wybiciem północy. Zawsze zastanawiałam się nad tym, jak długo sterczeli na dworze, zanim poczuli się wystarczająco głupio, by zakraść się z powrotem do domu i wskoczyć do łóżka?

W każdym razie, ponieważ kulty, klątwy i łajdacy będą mieli szczególną przewagę w okolicach roku 2000 i ponie­waż mogą was wiele kosztować pod względem finanso­wym, uczuciowym i duchowym, proszę, bądźcie szczegól­nie czujni, i szczególnie wyraźnie wykrzyczcie swoje głoś­ne, roznoszące się echem "Stop!".

Sekty. Niemal zawsze zakłada je czarna istota w prze­braniu białej istoty, po to by wabić i niszczyć inne białe istoty. Rozprogramowywanie ofiar sekt stało się nielegalne - wiecie, idzie o "swobodę religijną". Głęboko wierzę w swobodę religijną. Jednakże równie głęboko wierzę w to, że każda grupa, która namawia do samobójstwa, izolacji, posuwa się do molestowania, gróźb i poświęcania niewin­nych dzieci, ma cholerną odwagę, nazywając się "religią".

Szczególnie boli mnie to, że sekty z samej definicji tyranizują ludzi oddających się szczerym, humanitarnym poszukiwaniom. Jeśli oddajecie się takiemu poszukiwaniu i uważacie, że znaleźliście odpowiedź w jakiejś osobie, lub grupie, której chcecie poświęcić swoje pieniądze i / lub życie, naprawdę mam nadzieję, że usiądziecie z kimś zaufanym spoza tej grupy i przedyskutujecie poniższe za­gadnienia:

W dziewięćdziesięciu dziewięciu na sto przypadków na czele grupy stoi osoba (lub, naprawdę rzadko, dwie osoby),

276


Ciemna Strona: Ochrona od otaczającego nas zła

która żąda od was, abyście uznali ją za swojego łącznika z Bogiem, po to, by zostać przyjętym do grupy. Oznacza to, że od niej zależy jak blisko Boga się znajdziecie, ponieważ ona jest bliżej Boga niż wy i tylko ona określa, kto zasługuje na ostateczną nagrodę, jaką ma do zaofero­wania Bóg.

Wszystko to kłamstwo. Niezależnie od waszych osobis­tych przekonań, to wy jesteście własnym łącznikiem z Bo­giem. Za każdym razem, kiedy ktoś domaga się, byście poszukiwali swej więzi z Bogiem i przyrodzonego wam prawa do nagród, jakie On oferuje wszystkim swoim dzie­ciom, wszędzie tylko nie wewnątrz waszego boskiego du­cha, uciekajcie, doka,.d was nogi poniosaj

Przywódcy sekt wynajdują wszelkiego rodzaju wymó­wki mające tłumaczyć, dlaczego właśnie ich grupa powin­na odizolować się od reszty społeczeństwa. Nie obchodzi mnie to, jak elokwentnie, czy nawet duchowo mogą one brzmieć. Prawda jest taka, że są one jedynie cwaną retory­ką, skrywającą prawdziwy powód, dla którego przywódca sekty chce, byście pozostawali w izolacji: sekty nie mogą istnieć pod obserwacją "outsiderów". W jasnym świetle dnia ktoś mógłby przyjrzeć się przywódcy i wytknąć mu, że "cesarz jest nagi" (a to ma kryminalną przeszłość, w którym to wypadku usłyszycie jedną z dwóch wymówek - odpokutował, a więc przeszłość się nie liczy, lub wyrzekł się "arbitralnych praw rządu i ludzkości").

Ktoś mógłby się też zacząć zastanawiać, dlaczego w nie­których przypadkach, grupa, która głosi pacyfizm i uciecz­kę od przemocy posiada więcej broni niż niejeden mały kraj.

Ktoś mógłby też zapragnąć przyjrzeć się sposobowi, w jaki członkowie sekty "ofiarowali" lub zapisali w tes-

277



Sylvia Browne


tamencie wszystkie swoje pieniądze grupie i/lub jej przy­wódcy. Sekty izolują się od społeczeństwa, wiemy więc, że pieniądze nie są wykorzystywane na znane cele dobroczyn­ne, ani nie służą dobru ludzkości w ogóle. Sekty nie są też znane z życia w luksusie, a więc wydaje się na nie niewiele z tych pieniędzy. Popularne twierdzenie brzmi, że pienią­dze te są "dla Boga". Po co Bogu pieniądze? Co właściwie ma z nimi zrobić? Następnym razem, kiedy zobaczycie Boga w centrum handlowym lub w sklepie spożywczym, zadzwońcie do mnie, zaklinam was na wszystkie świętości! Nie chcę tego przegapić!

A więc, jeśli wszystkie te pieniądze nie służą dobru ludzkości i nie są wydawane na członków sekty, a Bóg ich nie potrzebuje, jak myślicie, gdzie się podziewają? Lub, ujmując to dokładniej, u kogo?

Jeśli po tym, jak uczciwie przyjrzycie się własnej duszy i udzielicie sobie prostych odpowiedzi na najtrudniejsze pytania, jakie zdołacie zadać, nadal jesteście zdania, że sekta jest tym, czego potrzeba wam w życiu, naprawdę życzę wam wszystkiego dobrego. Jednak proszę was, nie wciągajcie w to swoich dzieci. Jeśli to, w co się pakujecie naprawdę okaże się wartościowym zajęciem, wasze dzieci mogą przystąpić do sekty, gdy będą dość dorosłe, by podejmować własne decyzje. Skoro wy mieliście prawo wyboru, one także pewnego dnia powinny mieć takie prawo. W międzyczasie zatrzymajcie się i pomyślcie. Pa­miętajcie, że rodzice, którzy przystąpili do Świątyni Ludu i do Branch Dividians nie sądzili na początku, że ostatecz­nie wydadzą na swoje dzieci wyrok śmierci. Możecie ro­bić ze swoim życiem, co się wam żywnie podoba. Jednak każde dziecko zasługuje na to, by dać mu szansę bezpiecz­nego dorastania tak, aby pewnego dnia samo mogło robić ze swoim życiem, co mu się żywnie spodoba.

278


Ciemna Strona: Ochrona od otaczającego nas zła

Klątwy. Są innym, podstępnym sposobem ograbiania was z pieniędzy. Argumentami są w nich strach, oraz bardzo wątpliwe bliskie więzi z Bogiem iIlub światem duchowym. Przed groźbą klątwy zazwyczaj uginają się ludzie, których spotyka ciąg nieszczęść, więc pragną do­wiedzieć się, dlaczego tak się dzieje i powstrzymać pecha. Ludzie, którzy twierdzą, że znają wszystkie odpowiedzi, mogą określać siebie na wiele sposobów. Mówią, że są jasnowidzami, mediami, wróżbitami lub spirytystami, jed­nak wszyscy mają pewną wspólną cechę. Są kłamcami.

Oto prawda: Jedyna osoba, która może na was rzucić klątwę to wy. Nikt inny nie ma takiej władzy, o ile jej komuś nie ofiarujecie, a nawet wtedy musicie sami uak­tywnić klątwę.

Jestem żyjącym dowodem na to, że klątwy nie posiadają żadnej mocy, jeśli nie damy na nie przyzwolenia. Pomaga­łam policji i prokuraturze w wyłapaniu ogromnej liczby tych nikczemnych udawaczy, więc, jak się domyślacie, na· całym świecie, przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, nakłuwa się szpilkami laleczki voo-doo przedstawiające Sylvię. Gdyby klątwy miały prawdziwą moc, moje życie byłoby serią bolesnych podrygów i niekończącym się la­mentem.

W dawnych czasach, a nawet obecnie, ktoś, kto rzucił na was klątwę, oznajmiłby to, kładąc na waszym progu mart­wego kurczaka. Na wieść, że zostaliście przeklęci, spara­liżowałby was strach, położylibyście się do łóżka, przestali przyjmować napoje i pokarm w obawie, że mogą być zatrute i, w przeciągu niedługiego czasu, umarlibyście. Mit klątwy kwitłby nadal.

Jeśli przydarzy się wam kiedyś coś podobnego, wstańcie z łóżka, jedzcie, pijcie dużo wody, zajmujcie się swoimi

279


Sylvia Browne

sprawami, i na wszelkie świętości, pozbądźcie się spod waszych drzwi tego okropnego, zdechłego kurczaka.

Czyż nie jest dziwnym zbiegiem okoliczności, że jedy­nym sposobem pozbycia się wszelkich klątw, niezależnie od tego, kto za nimi stoi, są pieniądze? Wasze pieniądze? No dobrze, oczywiście niekiedy może to być wasz samo­chód, biżuteria lub dom, ale do czego się to wszystko sprowadza? Przekażcie swoje pieniądze i /lub cenne rzeczy wróżbicie, który odkrył klątwę, a zniknie ona jak za sprawą czarów, zaś wraz z nią wasze pieniądze, i/lub cenne rzeczy - oraz wróżbita.

Aby ułatwić sobie zadanie, pomimo tego, że owi po­gromcy klątw należą do obu płci, nazwiemy wróżbitów imieniem Madame Zorro - "Madame", ponieważ wróżbici są sprzedajni jak prostytutki (chociaż mam więcej szacun­ku dla prostytutek, które przynajmniej oferują za wasze pieniądze rzeczywiste usługi), a "Zorro" ponieważ litera Z cieszy się w ich oczach niesłabnącą popularnością, zaś wielu z nich uważa, że dobrze się prezentuje w pelerynie.

Madame Zorro tego świata wymyśliły tyle sposobów oskubania was z pieniędzy, że zapełniłyby nimi całą książ­kę. Niezmiennie zaczynają jednak od wspólnego, podsta­wowego założenia, które daje im przewagę zanim jeszcze zdążycie przekroczyć ich próg. Gdyby wszystko dobrze się układało, nie przyszlibyście do nich. Chcecie się dowie­dzieć, dlaczego rzeczy mają się tak, jak się mają i prag­niecie położyć kres swoim niepowodzeniom.

Odpowiedź Madame Zorro na pytanie: "dlaczego?" za­wsze brzmi: "klątwa". Madame Zorro może nazwać ją ciemną chmurą lub złym okiem, ale jakąkolwiek nazwę wymyśli, i tak będzie was to drogo kosztowało. Godne uwagi jest to, że chociaż nigdy wcześniej nie spotkaliście

280


Ciemna Strona: Ochrona od otaczającego nas zła

Madame, a więc w żaden sposób nie może ona mieć nic wspólnego z rzucaniem na was klątwy, jakimś cudem jest jedyną osobą, która może tę klątwę odeprzeć. Czy tylko ja mam takie wrażenie, czy też to wszystko zupełnie nie trzyma się kupy?

Zazwyczaj łupem Madame padają ludzie wychowani w kulturze, w której klątwy i przesądy stanowią naturalny składnik systemu wierzeń - szczególnie Latynosi. Lecz nawet ci spośród nas, którzy krzywią się na samą myśl o przesądach (zazwyczaj nosząc przy tym swoje "szczęś­liwe skarpetki"), mogą zastanawiać się, choćby przez kró­ciutką chwilę, "A co, jeśli ona ma rację?". Jeśli więc czytając te słowa myślicie, że nigdy nie okazalibyście się tak łatwowierni, przemyślcie to jeszcze raz.

Według Madame Zorro, klątwę rzuciła na was kobieta, zazwyczaj ciemnowłosa, będąca prawdopodobnie odległą krewną, lub byłą współpracownicą. W sformułowaniu tym zawiera się każdy zawód, jaki kiedykolwiek wykonywaliś­cie, wszystkie odległe gałęzi rodziny, oraz wasi krewni ze strony męża lub żony, których i tak nigdy nie darzyliście szczególnym zaufaniem. Skądkolwiek jednak pochodzi klątwa, Madame Zorro ze smutkiem powiadamia was, że nie może jej odpędzić za podstawową cenę seansu, która zawsze jest zwodniczo niska - albowiem polega ona na transakcjach wiązanych.

Jej "sposoby na klątwę" są zawsze widoczne, nadmier­nie emocjonalne i drogie. Madame naciska na was tak, byście nie mieli czasu odzyskać równowagi i jasności umysłu. Jeśli nie uwierzycie w istnienie klątwy opierając się wyłącznie na jej słowie, udowodni wam to za pomocą jakiejś kuglarskiej sztuczki, lub efektów specjalnych, które sami zdołalibyście powtórzyć, korzystając z dobrej książki

281



Sylvia Browne

poświęconej kuglarstwu i z zestawu małego chemika. Ma­dame jest w tym dobra, więc nigdy nie wierzcie swoim oczom. Pamiętajcie, że David Copperfield, w bardzo prze­konywający sposób zdołał kiedyś sprawić, iż zniknęła Sta­tua Wolności, lecz tydzień temu, ostatnim razem, kiedy się jej przyglądałam, nadal była na swoim miejscu.

Jeśli Madame Zorro jest pomniejszą oszustką, odegna klątwę zapalając dziesięć świec po 80 dolarów za sztukę, lub sprzedając wam małą fiolkę "eliksiru" za 50 dolarów. Jeśli właśnie dokonała jakiegoś poważniejszego szwindlu i zamierza wkrótce opuścić miasto, szybko "odkryje", że klątwą objęta została wasza biżuteria, samochód, dom lub inna cenna rzecz. I, niezależnie od tego jak sprytnie to ujmie, zawsze znajdzie to samo rozwiązanie, pozwalające wam uwolnić się od przeklętego przedmiotu, za sprawą którego rozpada się wasze życie. Zawrze się ono w trzech słowach: "Oddaj go mnie". Zawsze trudno mi było pojąć, dlaczego pragnie posiadać ów przedmiot, skoro został on objęty klątwą.

Nigdy nie zapominajcie, że od chwili, w której przed­miot opuści wasze ręce, nigdy go już nie zobaczycie, nie­zależnie od tego, czy Madame Zorro udała, iż go spala, zakopuje, czy zrzuca z mostu. Zostaliście oszukani, co wcale nie oznacza, że Madame jest sprytniejsza od was. Po prostu uczyła się manipulować wami z taką samą ener­gią, z jaką wy staraliście się być uczciwymi, troskliwymi ludźmi.

Największym działem, jakie wytacza Madame, jest naj­wyższa klątwa - cierpicie, ponieważ Bóg się na was roz­złościł. Jeśli nie przychodzi wam na myśl nic, czym mog­libyście zasłużyć sobie na Jego gniew, najwyraźniej zrobi­liście coś w minionym wcieleniu, o co Bóg nadal się

282


Ciemna Strona: Ochrona od otaczającego nas zła

wścieka. A jeśli uważaliście, że drogie jest pozbycie się klątwy rzuconej przez ciemnowłosą krewniaczkę, przygo­tujcie się na cenę modlitw, jakie będą potrzebne, by przy­wrócić was do łask Boga.

Jeśli wątpicie we wszystko, co wam dotąd opowiedzia­łam, zaufajcie mi przynajmniej w tym jednym punkcie. Bóg nigdy nie był, nigdy nie jest i nigdy nie będzie na was zły. Jego miłość jest doskonała i bezwarunkowa. Bóg nie siedzi gdzieś z boku, trzymając w ręku dziennik i stawiając nam jedynki za każdym razem, gdy jesteśmy niegrzeczni - poprawcie mnie, jeśli się mylę, ale moim zdaniem jest to rola Świętego Mikołaja.

A gdyby nawet się rozzłościł, co się nigdy nie zdarzy, czy skarżyłby się na was właśnie Madame Zorro?

I odkąd to Bóg daje pierwszeństwo modlitwom, którym towarzyszy gotówka? Niezależnie od tego, jakie sposoby, zasłony dymne i oszustwa wymyślą Madame Zorro tego świata, trzy proste fakty zaoszczędzą wam wydatków, oraz dalszego, zbędnego bólu:

1. Każdy, kto próbuje obrócić przeciwko wam wasze lęki, aby sprawić, że będziecie się bać jeszcze bardziej, nie zamierza wam pomóc, lecz was kontrolować.

2. Nie ma żadnego powodu, dla którego seans u jakiego­kolwiek jasnowidza, medium, wróżbity, czy spirytysty miałby kosztować was choćby grosz ponad cenę uzgod­nioną na jego początku.

3. W chwili, w której usłyszycie jakąkolwiek wzmiankę

Jestem teraz śmiertelnie poważna. Jeśli oszukał was ktoś, do kogo udaliście się po pomoc medialną lub ducho-

283


Sylvia Browne

wą, powiedzcie to na głos! Być może poczujecie wstyd i zażenowanie z powodu własnej głupoty i łatwowierności, ale pamiętajcie, na to właśnie liczą owi kanciarze, a wasze milczenie to jedyna rzecz, dzięki której mogą nadal prowa­dzić swoje interesy.

Dzięki formalnej skardze skierowanej do miejscowego prokuratora, oszuści znajdą się przynajmniej w kartotece, co ułatwi przyszłe ich odszukanie. A przy okazji, więk­szość z nich nie ma pozwolenia na pracę, przyjmuje pie­niądze pod stołem, bez rachunków i nie płaci podatków. Jestem pewna, że IRS1 ucieszy się, jeśli także im ich wska­żecie. Każdy cieszący się dobrą reputacją, legalnie prowa­dzący swoją działalność jasnowidz, jakiego znam, w tym także i ja, posiada licencję, notuje i płaci podatki od każ­dego zarobionego grosza, dokładnie tak, jak wy.

Pamiętajcie jednak, że na świecie nie ma medium, które by udzielało odpowiedzi ze stuprocentową dokładnością. Ja także tego nie potrafię. Każdy jasnowidz, który twierdzi, że jest stuprocentowo dokładny, albo kłamie, albo jest po prostu stuknięty. Nietrafne seanse, czy przewidywania, któ­re się nie sprawdziły, choć nie są tym, o co wam chodzi, nie kwalifikują się też do kategońi "oszustw". Jasnowidz jest tak dobry jak jego ostatni seans. Jesteśmy zależni od naszej wiarygodności i reputacji. Jeśli ktoś z nas zawiódł was w jakiś znaczący sposób, plotka szybko sprawi, że wylecimy z interesu.

Ostatnia uwaga na temat pieniędzy. Nie tak dawno temu zaoferowano mi dość dużą sumę - 40 tysięcy dolarów tygodniowo, oraz ruchomą skalę opłat - 3 dolary za telefon - za utworzenie Medialnej Gorącej Linii Sylvii Browne.

1 Internal Revenue Service - Izba Skarbowa w USA (przyp. tłum.).

284


Ciemna Strona: Ochrona od otaczającego nas zła

Odrzuciłam tę propozycję bez chwili wahania. Pożyczając wers z Cyrano de Bergeraca, zamierzam udać się do Boga z nietkniętym białym pióropuszem. Medialna Gorąca Linia Sylvii Browne nie istnieje i nigdy się nie pojawi. W kilku ogólnokrajowych publikacjach pojawiły się reklamy "Me­dialnej Gorącej Linii Sylvii B.", kimkolwiek ona jest, krążyły też inne, rzekome numery gorącej linii, do których dołączano moje nazwisko. Wraz z organizacjami prawnymi poszukujemy ludzi stojących za tymi oszustwami i na pewno ich złapiemy. Zanim to się stanie, warto powtórzyć:

Nie będę nigdy kierowała, użyczała mojego nazwiska, udzielała poparcia, czy polecała jakiejkolwiek medialnej gorącej linii.


Środki ochronne

Niekiedy zdaje się, że Ciemna Strona jest wszędzie, gotowa wyskoczyć spod każdego kamienia. Niestety, w tych słowach kryje się tylko niewielka przesada. Jednak dobre wieści są takie, że białe istoty mogą wygrać. Ciemna Strona utraciła już część swojej siły przez to, że odwróciła się od Boga, podczas gdy my zwróciliśmy się ku Niemu, a sztuczki ciemnych istot nie są wcale takie przerażające, gdy skierujemy na nie snop światła, porozmawiamy o nich i wspólnie będziemy z nimi walczyć.

Pierwszy, najpotężniejszy Środek Ochronny polega na tym, by kochać Boga i co dnia powtarzać: "Nikt inny poza mną nie jest i nigdy nie stanie się moim połączeniem z Bogiem".

Drugi polega na tym, by nigdy, dla nikogo, nie odrzucać swojej wolnej woli, jasności umysłu, ani zdrowego rozsąd­ku! Są one cennymi darami, ofiarowanymi wam przez

285


Sylvia Browne

kochającego, szczodrego Boga, który powinien zawsze być pierwszym i ostatnim miejscem, do którego udajecie się po odpowiedzi.

Poniższe Środki Ochronne nie zostały ułożone w jakimś szczególnym porządku, żaden z nich nie jest też bardziej skuteczny od innych. Używajcie któregokolwiek z nich, lub wszystkich na raz - im więcej tym lepiej. Możecie to robić o dowolnej porze dnia i nocy. Ja akurat wolę poranki, kiedy przygotowuję się do rozpoczęcia dnia, oraz wieczo­ry, kiedy szykuję się do snu, lecz wy wybierzcie taki moment, jaki wam odpowiada. Niech wykorzystywanie Środków Ochronnych stanie się waszym zwyczajem, tak by nadszedł taki dzień, w którym bez nich będziecie czuli się nadzy.

Jeśli wątpicie w ich działanie, zróbcie mi przyjemność i spróbujcie korzystać z nich przez tydzień lub dwa. Próba nic was nie będzie kosztowała i z całą pewnością wam nie zaszkodzi. Jedyna wymówka, której po prostu nie przyjmę do wiadomości, to słowa "Nie mam czasu!". Jeśli możecie poświęcić pięć minut na golenie, dziesięć minut na maki­jaż, piętnaście minut na układanie włosów, lub dwadzieścia minut na decyzję co na siebie włożyć i na ubranie się, z pewnością możecie poświęcić także jedną lub dwie minu­ty na uzbrojenie się na cały dzień przeciwko Ciemnej Stronie i jej negatywnej energii.

Krąg Luster. W wyobraźni umieśćcie siebie wewnątrz doskonałego kręgu luster, wyższych od was, ustawionych do was tyłem. Lustra przyciągną białe, lecz odrzucą czarne istoty, które będą starały się ich unikać.

Bańka Białego Światła. Zawsze powinniście prosić o to, by otaczało was białe światło Ducha Świętego, lecz teraz

286


Ciemna Strona: Ochrona od otaczającego nas zła

przedstawiam wam mój ulubiony obraz, który ułatwia wy­obrażenie sobie owego białego światła. Jeśli oglądaliście Czarnoksiężnika z Oz. pamiętacie, że Glinda, Dobra Czaro­wnica z Północy, podróżowała z miejsca na miejsce we­wnątrz przepięknej, przejrzystej bańki. Spróbujcie podró­żować przez swoje noce i dnie w taki sam sposób, we­wnątrz bańki z lśniącego, przejrzystego, białego światła Ducha Świętego, a zauważycie, że ciemne istoty nie będą chciały mieć z wami nic wspólnego.

Z tego samego filmu możecie zapożyczyć jeszcze jeden szczegół, który pomoże wam utrzymać Ciemną Stronę na dystans. Kiedy Zła Czarownica z Zachodu staje przed Glindą, ta macha na nią lekceważąco i mówi: "Nie masz tu żadnej władzy. Odejdź stąd.". Po cichu wyślijcie tę myśli do tych spośród otaczających was ludzi, których podej­rzewacie o to, iż są czarnymi istotami. Nie wypowiadając nawet jednego słowa przypomnicie o własnej sile, a równo­cześnie wykażecie lekceważenie dla mocy czarnych istot.

Złoty Miecz. Wyobraźcie sobie długi, potężny, lśniący, złoty miecz o pięknej, bogato zdobionej i iskrzącej się klejnotami rękojeści. Trzymajcie miecz przed sobą, tak by rękojeść tworzyła krzyż na wysokości waszego "trzeciego oka", pomiędzy waszymi brwiami i nieco powyżej nich. Ostrze spuśćcie wzdłuż ciała, niczym tarczę siły i ochrony, odstraszając i odpychając tchórzostwo właściwe Ciemnej Stronie.

Złote i Srebrne Sieci. Wyobraźcie sobie sieć rybacką wykonaną ze złotego i srebrnego babiego lata, mocną, lecz lekką jak piórko, o migoczących włóknach splecionych z białego światła Ducha Świętego. Udrapujcie ją na sobie, aby osłonić się od stóp do głów boskim, białym światłem. Idąc przez dzień, narzucajcie złote i srebrne sieci na wszelkie na-

287


Sylvia Brawne

potkane czarne istoty, aby im pobłogosławić, oraz powstrzy­mać i zneutralizować wszelką moc, jaką są obdarzone.

Kopuła Światła. Wyobraźcie sobie wspaniałą kopułę, jej doskonale zaokrąglone ściany i sufit wykonany z promien­nego, białego światła Ducha Świętego. Jesteście wewnątrz wraz z ludźmi, których kochacie. Czujecie się bezpieczni, wygrzewacie się w świetle Bożej miłości, chronieni przed wszelką ciemnością i złem.

Zademonstruję wam jak wygodna i skuteczna może być Kopuła Światła. Wraz z moim przyjacielem, psychologiem, byłam niedawno na przyjęciu koktajlowym. W tym samym pokoju znajdowała się czarna istota, pewien okropny opor­tunista, który najwyraźniej uznał, iż nasza grupa zebrała się wyłącznie po to, by mu usługiwać. Obserwowaliśmy go przez chwilę. Mój przyjaciel jęknął głucho i zaczął na głos zastanawiać się nad tym, jak zdołamy zachować uprzej­mość w stosunku do tego jawnego oszusta.

- Nie będziemy musieli udawać uprzejmości - powie­działam. - Ten człowiek nie zbliży się do nas.

Następnie ukryłam siebie i swojego przyjaciela pod ko­pułą boskiego, białego światła.

Na przyjęciu było trzydzieści osób. Czarna istota nie­ustannie zamęczała dwadzieścia osiem z nich. Jeśli zaś chodzi o mojego przyjaciela i o mnie, istota ta przez cały wieczór nie zbliżyła się do nas na odległość mniejszą niż dziesięć stóp.

Kocham Kopułę Światła!

Przez cały dzień i przez całą noc, przez całe wasze życie, odnajdujcie inne białe istoty tego świata i bezpiecznie, bez szkód, przechodźcie przez zło Ciemnej Strony, zmierzając w stronę swojego Domu.

288



Dziesięć rzeczy, których się obawiamy, i dlaczego

nie powinniśmy się ich bać

Strach ma niszczycielską moc. Izoluje nas, zacieśnia nasz świat, pozbawia nas godności, wiary w siebie i w Boga. Lęk żywi się samym sobą, a jeśli mu na to pozwolimy, staje się naszym codziennym, drwiącym kompanem. Nie­stety, żaden z nas nie przechodzi przez życie, nigdy nie czując jego uścisku.

Nasze lęki mogą być osadzone tak głęboko w pod­świadomości, że nie jesteśmy nawet pewni, czym są i skąd się wzięły; żyjemy więc z dręczącym poczuciem, iż coś jest nie w porządku, że zawsze grozi nam jakieś potencjal­ne, emocjonalne niebezpieczeństwo, którego nie potrafimy do końca określić. Jak mamy walczyć z czymś, czego nie umiemy zidentyfikować, a cóż dopiero pokonać tak, by raz na zawsze zeszło nam z drogi?

Prawda jest taka, że nie możemy tego zrobić.

Kiedy nocą usłyszymy hałas, lub ujrzymy dziwną postać w rogu pokoju, mamy do wyboru dwie możliwości. Może­my leżeć w ciemności coraz bardziej przerażeni, wyob­rażając sobie rozmaite potwory. Możemy też zapalić świa­tło i dokładnie zobaczyć, z czym się mierzymy. W dzie­więciu przypadkach na dziesięć okazuje się, że jest to jedynie mebel lub sterta ubrań na krześle w sypialni.

Nawet jeśli okazuje się, że było to coś poważniejszego, i tak jestem zwolenniczką zapalania wszystkich świateł

289



Sylvia Browne

w całym domu. Wiedza to potęga. Im bardziej się czegoś boimy, tym bardziej powinniśmy to poznać. A im więcej się dowiadujemy, z tym większą pewnością siebie zdołamy zmierzyć się z tym czymś i pokonamy to.

Z całego świata przybywają do mnie tysiące klientów, pochodzących z najrozmaitszych środowisk, znajdujących się w rozmaitych okolicznościach, a jednak większość z nich walczy z tymi samymi dziesięcioma podstawowymi lękami. Prawdę mówiąc wcale mnie to nie zaskakuje, ponieważ sama stoczyłam walkę z niektórymi spośród tych lęków. Wiem jak zimny i obezwładniający potrafi być strach. Wiem ile potrzeba sił, odwagi i ciężkiej pracy, by go pokonać. Przede wszystkim jednak wiem, że w życiu niewiele jest zwycięstw, niosących większe wyzwolenie, niż wygrana nad ciężkimi, ciemnymi chmurami strachu, które nie pozwalają naszym duszom zająć należnego im miejsca w słońcu.

Możecie pokonać każdy z wymienionych poniżej, dzie­sięciu lęków. Niektóre z nich pozornie zdają się nie mieć związku z parapsychologią. Jednak często mają głębokie, parapsychiczne korzenie. Śledząc je, stwierdzamy niekie­dy, że sięgają do traumatycznych wydarzeń tego życia, ale często poczucie bezradności, jakie wywołują, potęguje fakt, że nie potrafimy ustalić, przyczyny danego lęku.

Ból, jaki wywołują, może przeszyć nas aż do naszego duchowego rdzenia. To właśnie ów rdzeń należy poddać badaniu, leczeniu i uzdrowieniu. Ja na przykład nie po­trafię zachować spokoju w obecności dużych robaków. Znana jestem z tego, że wrzeszczę na sam ich widok. Lecz ten rodzaj strachu zaledwie zarysowuje powierzchnię mojej istoty, a cóż dopiero mówić o sięganiu do rdzenia. W koń­cu są sposoby, pozwalające zredukować do minimum wiel-

290


Dziesięć rzeczy, których się obawiamy ...

ką populację robaków. Dziesięć Lęków, o których tu mó­wię, może zranić naszą medialną esencję. Nie można uciec od strachu, którego medialne korzenie są splątane głęboko w naszym wnętrzu.

Jednakże nie musimy uciekać. Na szczęście możemy poradzić sobie w inny sposób. Możemy chwycić wielki, medialny but i wypędzić Dziesięć Lęków z naszego ist­nienia, dzięki zrozumieniu, wiedzy i dobrze ukierunkowa­nemu działaniu.

1. Odrzucenie i

2. Porzucenie

Te dwa lęki są ze sobą tak blisko spokrewnione, że nie­łatwo jest je rozdzielić. Oba mogą zadać głęboki ból. Oba mogą sprawić, że czujemy się, jakbyśmy w czymś zawie­dli, zmaleli w czyichś oczach i z tego powodu zostali odrzuceni.

Lęk przed odrzuceniem i / lub porzuceniem może przez całe nasze życie kolidować ze związkami międzyludzkimi. Nie pozwalamy, by ktokolwiek zanadto się do nas zbliżył, ponieważ lękamy się bólu, jaki może nam zadać. Zbyt mocno do kogoś 19niemy, nieumyślnie go dusząc, przez co sami stajemy się powodem odrzucenia, czy też porzucenia, którego się obawiamy. Być może nawet wyszukujemy sobie ludzi, podświadomie wiedząc, że właśnie oni odrzucą nas lub porzucą, aby udowodnić, że lęk jest uzasadniony, albo sprawdzić, czy chociaż raz uda się nam udowodnić, iż taki nie jest.

W zależności od waszych doświadczeń, macie praw­dopodobnie swoje własne zdanie na temat różnicy po-

291



Sylvia Browne

między odrzuceniem a porzuceniem. Zawsze definiowałam odrzucenie jako kogoś, kto mówi: "Odejdź", a porzucenie, jako kogoś, kto mówi: "Do widzenia". Możecie zostać odrzuceni przez obcą osobę, przez kogoś, kogo kochacie albo przez przyjaciela; w miejscu pracy lub w domu. Porzucenie z drugiej strony sugeruje, że ktoś daje wam miłość, lub jej pozór, a następnie ją odbiera. Jednakże w obu tych przypadkach powstaje niszczące niekiedy po­czucie emocjonalnej straty.

Istnieje pewien bardzo głęboko zakorzeniony, duchowy powód, dla którego odrzucenie i porzucenie wywierają na nas tak potężny wpływ, a zrozumienie tego powodu jest wielkim krokiem ku znalezieniu odpowiedniej perspekty­wy dla naszych obaw:

Ból odrzucenia i porzucenia jest nam znajomy od chwili narodzin, więc za każdym razem, kiedy doświadczamy go na Ziemi, na nowo otwieramy już istniejącą ranę.

Kiedy na Drugiej Stronie podejmujemy decyzję o po­wrocie na Ziemię i o kolejnej inkarnacji, przechodzimy przez proces odczulający, który pomaga złagodzić wstrząs przejścia. W pewien sposób jest on przeciwieństwem wska­zówek, jakie daje się nam, kiedy opuszczamy to życie i wracamy do Domu. Istoty po Drugiej Stronie, począwszy od naszych bliskich i wybranych przez nas Przewodników, po partnerów duchowych, oraz niezliczonych przyjaciół i współpracowników, emocjonalnie się od nas dystansują. Stanowi to część procesu odczulania. Jest to akt, mający na celu wyłącznie nasze dobro. W ten sposób nasi bliscy przygotowują nas do podróży.

Wyobraźcie sobie, że przez cały czas otacza was rodzi­na, szczęśliwa, stymulująca, twórcza, otwarcie wyrażająca

292


Dziesięć rzeczy, których się obawiamy ...

swoje uwielbienie. Towarzyszą wam przyjaciele, którzy darzą was pełnym zaufaniem, współczuciem i bezwarun­kową miłością. Są z wami wasze ukochane zwierzęta, a samo powietrze, którym oddychacie ożywa mocą i obec­nością Boga. Żyjecie w stanie błogiej doskonałości. Jed­nakże zobowiązaliście się przed swoją duszą, że pójdzie­cie do college'u, lub ważnej pracy, aby rozwijać się i osią­gać postęp. Wiecie, że jest to słuszna decyzja, a wszyscy, których kochacie, w pełni się z nią zgadzają. Podobnie jak oni, wy także odbyliście już kiedyś tę podróż, więc jesteś­cie świadomi tego, że muszą się od was odsunąć, ponieważ stanowi to część przygotowań do odjazdu. Gdyby tego nie zrobili, rozstanie z nimi byłoby dla was nieznośnie bolesne. Docierając na miejsce przeznaczenia, nie bylibyście tacy niezależni i otwarci, jacy powinniście być.

A więc wyruszając w podróż z Drugiej Strony, czujecie się opuszczeni i odrzuceni z konieczności. Za każdym razem, kiedy w tym życiu doświadczacie porzucenia i od­rzucenia, podświadomie na nowo przeżywacie głębokie poczucie straty, pustki i rozłąki, dzięki której znaleźliście się na Ziemi. Zupełnie naturalne jest to, że cały ból ziems­kiego porzucenia i odrzucenia przypisujecie wydarzeniu, które go wyzwoliło. Większość bólu nie jest jednak skut­kiem tego wydarzenia, lecz wynikiem duchowych wspo­mnień o stracie znacznie większej niż cokolwiek, czego tutaj doświadczymy - chociaż jest ona stratą czysto tym­czasową·

Nie zamierzam tutaj lekceważyć urazu, jaki może wy­wołać porzucenie lub odrzucenie na Ziemi. Nie lekceważę też wagi poszukiwania wsparcia, które pomogłoby wam pokonać ten uraz. Po prostu zapewniam was, że to, co was boli, nie jest zupełnie nową raną. Otwiera się stara rana,

293


Sylvia Browne

którą zadano wam wcześniej, i którą przeżyliście. Oczy­wiście najskuteczniejszym leczeniem jest troska o pierwo­tną ranę - o niszczycielskie, lecz bardzo ważne oddalenie od Domu.

Kluczem do tego leczenia jest duchowość. Im więcej energii i pasji wkładamy w naszą duchowość w czasie pobytu na Ziemi, tym bardziej czujemy się związani ze wszystkim i wszystkimi, których zostawiliśmy, aby odbyć tę krótką wycieczkę poza Drugą Stronę. Jest to najpewniej­szy sposób utrzymania kontaktu z tymi, za którymi najbar­dziej tęsknimy, do czasu, aż znów będziemy razem. Jeśli będziemy podtrzymywali tę duchową więź, żaden czło­wiek, który porzuci nas lub odrzuci tu, na Ziemi, nie zdoła wywołać bólu tak głębokiego, byśmy nie mogli go znieść.

3. Porażka

Lęk przed porażką przybiera niemal epidemiczne roz­miary, a powodem tego jest głównie fakt, że życie staje się coraz bardziej skomplikowane. Dzięki stałemu postępowi technicznemu, rosnącej globalnej społeczności, oraz wciąż zbyt powolnemu, lecz stałemu wyrównywaniu się szans wszystkich ras, płci, wyznań i preferencji seksualnych, mamy więcej opcji niż kiedykolwiek przedtem, więcej dostępnych ścieżek, spośród których musimy dokonywać wyboru w ciągu naszego życia.

Niezależnie jednak od tego, jak wiele napotykamy moż­liwości wyboru, niezależnie od tego, że często wprawia nas to w stan zmieszania, prawdziwe, duchowe korzenie lęku przed porażką, czy uświadamiamy to sobie, czy też nie, sprowadzają się do jednego pytania. Brzmi ono - czy idę zgodnie z moją mapą?

294


Dziesięć rzeczy, których się obawiamy ...

A odpowiedzią jest proste, jednoznaczne - tak!

Gdyby było pewnym, że niezależnie od naszego lenist­wa, podłości, czy od tego, jak często uda się nam coś pochrzanić, trzymamy się naszej mapy, cóż motywowałoby nas do tego, by w ogóle się starać? Dlaczego nie mielibyś­my wylegiwać się wygodnie, niczym stado ślimaków, po­zwalając, by inni ludzie zajmowali się wszystkimi stresami, niepokojami i potencjalnymi porażkami?

Pamiętajcie, że zanim przybędziemy tutaj z Drugiej Strony, komponujemy wzorzec lub mapę dla naszego nad­chodzącego życia, a także wybieramy główne i drugo­planowe motywy życia, nad którymi będziemy tutaj praco­wać, zgodne z celami zawartymi w naszej mapie. Nikt - nawet my sami - nie może majstrować przy motywach życia, ani przy przebiegu stworzonej przez nas mapy. Rodzimy się obdarzeni pewnymi motywacjami, od począt­ku pociągają nas wyznaczone przez nas samych cele. Wie­rzcie w to lub nie, lecz gdybym przeprowadziła dla was seans i powiedziała wam, że znajdujecie się na Ziemi wyłącznie po to, by wylegiwać się niczym ślimak, i że nie osiągniecie tu zupełnie niczego, przez pięć do dziesięciu sekund odczuwalibyście może wielką ulgę. Gdyby jednak informacja ta była sprzeczna z waszą mapą i motywami życia, gwarantuję wam, że nigdy nie przeszlibyście nad nią do porządku dziennego.

Różnice w realizacji naszych planów wynikają z tego, w jaki sposób radzimy sobie z nieuniknionymi przeszkoda­mi, które napotykamy po drodze, oraz z trudnościami, w jakie sami się pakujemy. Powiedzmy przykładowo, że według mapy waszym celem w tym życiu jest piesza wycieczka z Los Angeles do Nowego Jorku. Z całą pew­nością w tym życiu dotrzecie do Nowego Jorku. Pytanie

295



Sylvia Browne

brzmi, w jaki sposób? Przez Argentynę? Czy przy każdym kroku narzekacie i zadręczacie wszystkich dookoła? Czy z uporem zakładacie za ciasne buty, albo związujecie sobie nogi i próbujecie dotrzeć na miejsce małymi skoczkami, robiąc wszystko, by licząca sobie trzy tysiące mil droga okazała się tak bolesna, jak to tylko możliwe? Czy ludzie, których spotykacie w swojej podróży, dzięki temu spot­kaniu stają się lepsi? Czy, mając do wyboru wszystkie możliwości świata, poświęcacie swój czas ludziom, którzy dobrze was traktują i wzbogacają waszą wędrówkę, czy też wyszukujecie takich, którzy z najwyższą przyjemnością rzucają wam pod nogi wszelkiego rodzaju kłody, lub pró­bują was przekonać, że wasza podróż jest mniej ważna od ich podróży?

Innymi słowy, przejdziecie z Los Angeles do Nowego Jorku. Nie może się wam nie udać. Dotrzecie tam w taki czy inny sposób, a więc jeśli obawiacie się porażki, boicie się czegoś, co nie może się wydarzyć.

Pewnym sposobem pozbycia się strachu jest skupienie się na jakości waszej podróży. Prostym sposobem zapew­nienia sobie owej jakości, jest życie w zgodzie z niepisaną obietnicą, jaką Bóg składa nam za każdym razem, kiedy opuszczamy Drugą Stronę, aby znów tutaj przybyć, "Jeśli zatroszczysz się o moje dzieci, ja zawsze zatroszczę się

Czy to oznacza, że Bóg przestaje kochać i troszczyć się

Zróbcie mi przyjemność. Przez następne trzy miesiące postarajcie się codziennie odmawiać jedną modlitwę, aby podtrzymać swoją więź z Bogiem i spełniać jeden dobry

296


Dziesięć rzeczy, których się obawiamy ...

uczynek dziennie, aby utrzymać więź z Jego dziećmi. Istnieją szanse na to, że jedno i drugie zabierze wam mniej czasu niż poranny prysznic czy szczotkowanie zębów. Trzy miesiące wystarczą, by wytworzyć nawyk, przez co dzień bez modlitwy i dobrego uczynku wyda się wam dziwny i nieprzyjemny. Fakt, że robicie to z pozornie samolubnego powodu, nie zostanie policzony na waszą niekorzyść. Zapewniacie sobie życie, w którym słowo po­rażka nigdy więcej nie pojawi się w waszych myślach.

Aby zaś upewnić się, że czynicie stałe postępy kierując się swoim wzorcem, spróbujcie raz w miesiącu poświęcić kilka spokojnych chwil i znaleźć odpowiedzi na poniższe, zasadnicze pytania:

O Jak radzicie sobie z nieuniknionymi, negatywnymi rzeczami, z którymi musicie się tutaj zmierzyć? Czy na­prawdę staracie się je przezwyciężyć i pomóc otaczającym was ludziom zrobić to samo, nie oceniając ich, gdy was potrzebują? Czy też podtrzymujecie negatywne wzorce, nurzacie się w nich i / lub ściągacie na siebie uwagę otocze­nia, pozwalając im się tyranizować?

O Czy wykorzystujecie, czy też nadużywacie i marno­trawicie talenty, jakie wam dano?

O Czy życie ludzi, z którymi się stykacie staje się bogatsze czy uboższe?

O Czy, jeśli zadacie komuś ból, możecie szczerze po­wiedzieć, że tego nie chcieliście?

O Czy wasze życie codzienne prawdziwie odzwiercied­la wasze wartości i przekonania, czy też wasze przekonania są jedynie poręczną miarą, którą przykładacie do życia wszystkich innych, z wyjątkiem siebie?

O Czy, kiedy popełnicie błędy, przyjmujecie za nie odpowiedzialność i robicie wszystko, co w waszej mocy,

297


Sylvia Browne

by za nie przeprosić i wszystko naprawić, czy też natych­miast zaczynacie wyszukiwać innych, na których możecie zrzucić winę? Czy równie szybko przebaczacie błędy in­nym ludziom, jak chcielibyście, by przebaczano wam wa­sze pomyłki?

O Niezależnie od tego, w jakim jesteście wieku, kiedy po raz ostatni poczyniliście wysiłek, by się czegoś nau­czyć?

O Niezależnie od tego, w jakim jesteście wieku, czy codziennie z równym wysiłkiem dbacie o swoje zdrowie umysłowe, fizyczne i duchowe?

O Jak często zatrzymujecie się, by posłuchać - i po­dziękować - Wyższej Mądrości i swoim duchowym pomo­cnikom po Drugiej Stronie, którzy was nigdy nie opusz­czają, nawet w tych mrocznych chwilach, gdy wy ich opuszczacie?

Klienci często proszą mnie o pomoc w przywróceniu ich życia na właściwe tory. Oznacza to w rzeczywistości pono­wne zsynchronizowanie życia z jego wzorcem. Jedną z mo­ich ulubionych klientek była Pam, samotna matka, kobieta krótko po trzydziestce, która została striptizerką, aby jakoś związać koniec z końcem. Nie mam nic przeciwko strip­tizerkom. Problem polegał na tym, że Pam nienawidziła tego zawodu. Wiedziała, że dokonała złego wyboru i prag­nęła, abym wskazała jej szczęśliwszy kierunek.

- Powinnaś pisać książki dla dzieci - przyszła mi na myśl jasna i wyraźna odpowiedź.

Pam była zaszokowana. Kochała dzieci, ale nigdy nie próbowała pisać. Nigdy się nad tym nawet nie zastanawia­ła. Byłam jednak tak pewna swego, że obiecała spróbować i dać mi znać, co z tego wyjdzie.

298


Dziesięć rzeczy, których się obawiamy ...

Zatelefonowała po około sześciu miesiącach. Napisała kilka książek dla dzieci, lecz żadna z nich nie została wydana. Jednak agent literacki zainteresował się jej pracą, a następnie nią samą i w końcu owa dwójka zakochała się w sobie głęboko i planowała ślub. A, tak przy okazji, Pam definitywnie zerwała z zawodem striptizerki.

Przypadek ten wskazuje, że jeśli odnajdujemy powrotną drogę do swojego wzorca, zyskujemy wszelkiego rodzaju, niespodziewane nagrody.

Jedno z pytań, jakie najczęściej zadaje mi się podczas seansów, brzmi: "Jaki jest cel mojego życia?". Ponieważ życie jest tak złożone, mamy skłonność do nadmiernego komplikowania odpowiedzi na to pytanie. Lecz istnieje najprostsza odpowiedź, która odnosi się do nas wszystkich, niezależnie od naszego wzorca:

Kochaj Boga. czyń dobro.

a potem zamilknij i idź do Domu.

4. Powodzenie

Wybaczcie nu, że stwierdzam rzeczy oczywiste, ale głównym powodem, dla którego ludzie obawiają się powo­dzenia, jest to, iż boją się, że zostanie im ono odebrane. To dlatego niektórzy ludzie obstają przy swojej wersji po­rażki. Kiedy poniesiesz porażkę, masz przynajmniej pocie­chę w świadomości, że nie masz innej drogi, oprócz tej wiodącej w górę.

To naprawdę smutne, jak bardzo przeraża nas powodze­nie. Jeśli mi nie wierzycie, spytajcie samych siebie, co jest dla was łatwiejsze - powiedzieć komuś, że spotkało was coś

299


Sylvia Browne

miłego, czy coś złego? Czy mówiąc o miłym zdarzeniu martwicie się, że zapeszycie, czy odpukujecie w niemalowane drewno, czy niemal przepraszacie za dobre wieści i / lub dla równowagi wtrącacie do rozmowy kilka pomniej­szych złych wiadomości?

To prawda, że nikt nie lubi samochwały. Można jednak dzielić się swoimi dobrymi wieściami, a można okładać nimi ludzi po głowach, jak pałką. Następnym razem, gdy będziecie mieli dobre wiadomości, spróbujcie podzielić się nimi bez przepraszania i przesądnych gestów, na głos wyraźcie swoją wdzięczność za szczęście, które was spot­kało, a następnie zmieńcie temat. Jeśli są w waszym oto­czeniu ludzie, których wasz sukces nie uszczęśliwi, trzy­majcie się od nich z daleka. Kropka. Jeśli chcecie trwać w związku, który układa się gładko wtedy, gdy upadacie, a wywołuje w was poczucie winy, gdy przytrafia się wam sukces, wiążecie się z własnymi wrogami.

To samo odnosi się do ludzi, którzy chętnie przypomina­ją wam o tym, że dobre chwile i powodzenie nie trwają wiecznie. Jest to prawdą tylko wtedy, gdy w to uwierzycie. Jeśli całym sercem i duszą ufacie w to, że po dobrych zawsze nadchodzą złe wieści, lub, że logicznym następst­wem sukcesu jest porażka, poruszycie niebo i ziemię, by tak się stało. Uważajcie więc, by nie postrzelić się we własną stopę i nie pozwólcie, by zrobił to wam ktoś inny.

Wiele zależy jednak od waszej definicji powodzenia.

Tak się składa, że nie wierzę, by miało ono coś wspólnego z pieniędzmi, rodzajem pracy, rozmiarem waszego domu, marką ubrania, czy samochodu, jakim jeździcie. Znałam ludzi, cieszących się dzikim powodzeniem, którzy byli przy tym obrzydliwie bogaci i ludzi cieszących się dzikim powodzeniem, ale nie mających grosza przy duszy.

300




Dziesięć rzeczy, których się obawiamy ...

Powodzenie żyje w duchu. Nigdzie indziej. Jeśli definiu­jecie siebie przez cokolwiek innego niż prawość, aktyw­ność, odwaga, głębia, ciekawość i współczucie swojego ducha, macie jeszcze przed sobą nieco pracy zanim na­prawdę będziecie mogli powiedzieć, że odnieśliście sukces. Dobrym sposobem zmierzenia waszych postępów jest za­danie sobie pytania, kim bylibyście, gdyby jutro zniknęła wasza kariera, małżeństwo lub romantyczny związek, konto bankowe, dom, samochód - wszystkie zewnętrzne rzeczy, za pomocą których próbujecie określać samych siebie? Jeśli nie znacie odpowiedzi na to pytanie, odnajdziecie ją tylko przez badanie, podsycanie i poszerzanie swojej du­chowości. Tym właśnie jesteście. To jest wasza tożsamość. Reszta to tylko garderoba i makijaż. Posiadanie szczęś­liwej, zdrowej, aktywnej duszy daje największe poczucie bezpieczeństwa, jakiego kiedykolwiek doświadczycie, po­nieważ jest jedyną oznaką powodzenia, jakiej nikt nigdy nie zdoła wam odebrać.

Przy okazji, inna miara waszego rzeczywistego powo­dzenia zamyka się w słowach, "Zbierasz to, co posiejesz".

Jeśli słyszycie te słowa i myślicie, "Mam taką nadzie­ję!" - wspaniale, jesteście na właściwej drodze.

Jeśli słyszycie je i myślicie, "Tylko nie to!" - no cóż, gdybym była na waszym miejscu, szybciutko bym za­wróciła. Nieważne, co zrobiliście, nie jest za późno. Nigdy nie jest za późno, dopóki jeszcze oddychacie.

A oto ostatni dowód na to, że nie zmyślam tego wszyst­kiego:

Spytajcie znajomą osobę, która jest duchowo zdrowa, szczęśliwa i aktywna, czy kiedykolwiek odczuwa lęk przed powodzeniem.

Nie będzie miała pojęcia, o czym właściwie mówicie.

301


Sylvia Browne

5. Zdrada

Ten temat jest dla mnie trudny, ponieważ z pierwszej ręki dowiedziałam się, jak to jest zostać zdradzonym przez kogoś, kto przysięgał, że mnie kocha, a równocześnie niemal mnie zniszczył.

Jednakże najbardziej niszczycielską postacią zdrady jest zdrada samego siebie. Możemy tego dokonać na wiele różnorakich sposobów, zarówno ignorując sygnały płynące od nas samych, jak też pozwalając, by rządziło nami coś, co nazywam "determinizmem". Ujmując to prosto, deter­minizm oznacza, że pozwalamy innej osobie tworzyć fakty, które nas dotyczą, podczas gdy nie ma żadnego dowodu na poparcie owych "faktów".

Na przykład, jednym z wielu "faktów" na mój temat, jakie w okresie mojego dorastania wmawiała mi matka, było to, że nie nadaję się na kobietę pracującą; moją jedyną nadzieją było zostać gospodynią domową i matką. To prawda, że uwielbiam gotować i piec, ozdabiać i dbać o dom i wszystkie rzeczy z nim związane, a to, że jestem matką i babcią stanowi wielką radość mojego życia.

Wyobraźcie sobie jednak, jak zdradziłabym samą siebie i swojego ducha, gdybym pozwoliła, by jej "determinizm" powstrzymał mnie od spędzenia niemal pięćdziesięciu lat z wami wszystkimi. Słyszałam kiedyś, jak jasnowidz po­wiedział w telewizji, że seanse to "sposób zarabiania na życie". Z trudem powstrzymałam się od kopnięcia w tele­wizor. Zarabianie na życie? To jest zaszczyt! To jest dar od Boga! Gdybym nie wyraziła tego daru - nawet gdybym miała zostać gospodynią domową i matką, co jest moim zdaniem zajęciem wartym zachodu i przynoszącym speł­nienie - byłoby to dla mnie ostateczną zdradą samej siebie.

302


Dziesięć rzeczy, których się obawiamy ...

Zdradą samego siebie jest pozwalanie komukolwiek, z samym sobą włącznie, na podejmowanie arbitralnych decyzji o tym, kim powinniście być i jakie są wasze granice. Zdradą samego siebie jest pozwalanie komukol­wiek, w tym samemu sobie, na poniżanie się, wykorzys­tywanie, wywoływanie zwątpienia w swoją dobroć i moż­liwości. Zdradą samego siebie jest pozwalanie komukol­wiek, w tym samemu sobie, na pozbawianie was waszych talentów, marzeń i radości wewnętrznej, boskiej siły.

Oto proste ćwiczenie, które pomoże wam wytworzyć nawyk zwracania uwagi na siebie i unikania zdrady same­go siebie. Za każdym razem, kiedy wypowiecie lub pomyś­licie jakiekolwiek zdanie zaczynające się od słów "Zawsze chciałem ... ", zapiszcie je. Dodawajcie do tej listy kolejne pozycje, aż zgromadzi się ich pięć, niezależnie od tego, czy zajmie wam to parę godzin, dni, czy tygodni. Gdy następ­nie znajdziecie kilka spokojnych minut, przeczytajcie tę listę, pozycja po pozycji i pod każdą z nich dopiszcie szczerą odpowiedź na pytanie, "Dlaczego tego nie zrobi­łem?". Jeszcze niżej napiszcie szczerą odpowiedź na pyta­nie, "Dlaczego teraz tego nie robię?". Natychmiast do­strzeżecie różnicę pomiędzy uzasadnionymi powodami a kiepskimi wymówkami. Przez cały czas dodawajcie do swojej listy kolejne pozycje. Jeśli nie pomoże ono w ni­czym innym, ćwiczenie to będzie wspaniałym sposobem utrzymania was w kontakcie z waszymi marzeniami i cela­mi, i będzie wam przypominało, że nie jest za późno, by je zrealizować.

Możecie zapobiec zdradzie samego siebie, lub ją prze­zwyciężyć. Wymaga to jednak pracy, dyscypliny, wiary w siebie i w Boga.

Pogodzenie się ze zdradą ze strony kogoś, kogo kochali­ście i komu ufaliście, nie jest takie łatwe. Chciałabym móc

303


Sylvia Browne

wam obiecać, że jeśli będziecie dość sprytni, czujni, uwa­żni, lub dostatecznie dobrzy, nigdy nie zostaniecie zdradze­ni. Niestety, mogę wam tylko obiecać, iż jeśli się to wam przydarzy, możecie i musicie przetrwać, że przetrwacie - choćby tylko po to, by ten, kto was zdradził, nie mógł czerpać satysfakcji z tego, że was zniszczył. Pechowo się składa, że dobrych ludzi najłatwiej jest zdradzić, z dosko­nale logicznego powodu. Ponieważ widzimy świat tylko przez własne oczy i zakładamy, że każdy myśli tak jak my, nawet nie przyjdzie nam do głowy, by stale uważać na fałsz, kłamstwa i ciosy w plecy, szczególnie ze strony kogoś, kogo kochamy i kto twierdzi, że nas kocha.

Francine, mój Duch Przewodnik, powiedziała mi przed laty, że wszystkie zdrady sprowadzają się do dwóch pod­stawowych motywów - chciwości i próżności. Próbowałam się z nią spierać i udowadniać jej pomyłkę. Jednak, kiedy przebrniecie przez zawiłe koleje każdej zdrady, okaie się, że Francine miała pełną rację. Motywem jest zawsze chci­wość, próżność, lub obie te wady na raz. Większość z nas nigdy nie postawiłaby chciwości i próżności ponad miłoś­cią. Jednakże niektórzy ludzie po prostu nie pojmują, że kiedy czuje się miłość i wyraża ją w naj świętszej postaci, chciwość i próżność automatycznie okazują się nieistot­nymi, płytkimi, krótkowzrocznymi bzdurami. Są nimi w is­tocie. Nie wiem jak wy (a właściwie wiem), ale kiedy ja wciągnę mój ostatni oddech na tej Ziemi i podążę w stronę Domu, oczekuję spokoju płynącego z wiedzy, że kochałam i kochałam dobrze. Trudno mi wyobrazić sobie jakikolwiek spokój płynący z myśli, "No cóż, może jestem samotny, być może wszyscy, na których mi kiedykolwiek zale­żało nienawidzą mnie, ale przynajmniej byłem chciwy i próżny" .

304


Dziesięć rzeczy. których się obawiamy ...

Smutne jest to, że wątpię, bym musiała podawać wam przykłady zdrady, ponieważ prawdopodobnie sami jej do­świadczyliście. Przydarza się ona co dnia nawet najmil­szym, najmądrzejszym ludziom, jeśli moi klienci mogą tu stanowić jakąś wskazówkę. Małżonek odchodzi z młodszą illub bogatszą osobą. Chciwość i próżność. Najlepszy przyjaciel za twoimi plecami zdradza twoje tajemnice, niezmiennie po to, by zniszczyć ci reputację i polepszyć swoją pozycję uprzywilejowanego posiadacza informacji. Chciwość i próżność. Doświadczenie z mojego własnego poletka: Pozostający w separacji mąż bez mojej wiedzy wykorzystał moje nazwisko i reputację, by bezprawnie zwabić inwestorów do niby to "jedynego w swoim rodza­ju" przedsięwzięcia. Chciwość i próżność. (Gwoli wyjaś­nienia, spłaciłam owych inwestorów co do ostatniego gro­sza.) Historie te można by mnożyć w nieskończoność. Przykro mi to mówić, lecz najwyraźniej w jakimś punkcie naszego życia zdrada jest nieunikniona.

Odzyskanie sił po zdradzie bardzo przypomina odzys­kiwanie sił po śmierci ukochanej osoby. Przechodzicie przez kolejne etapy zaprzeczenia, żalu, złości, litości i oskarżania samych siebie. Nie można ich uniknąć, ale pamiętajcie o ważnym celu - odczuwacie je po to, by usunąć je ze swojego organizmu, a nie po to, by w swojej obsesji zdrady dotrzeć do punktu, z którego nie zdołacie się ruszyć. Istnieje życie po zdradzie, wierzcie mi na słowo. Oto kilka porad. Niektórych z nich nauczyłam się na własnej skórze.

O Odpowiedź na pytanie, "Jak mogłem być tak łat­wowierny / głupi / ślepy?", brzmi: "Ponieważ wierzyłeś, że umysły i serca wszystkich ludzi działają tak, jak twoje". Tak nie jest. To takie proste. Istnieją inni, dobrzy ludzie,

305


Sylvia Browne

tacy jak wy, a im szybciej pozbieracie się i odejdziecie, tym szybciej ich odnajdziecie.

O Odpowiedź na pytanie, "Jak mógł/mogła mi to zro­bić, skoro mnie kochał/kochała?" , brzmi: "Ich duch ma w tej podróży przed sobą dłuższą drogę niż wasz, gdyż w przeciwnym razie nie ocenialiby miłości tak nisko". Jest to lekcja, której muszą się nauczyć i mogą tego dokonać w tym życiu. Wasza praca nie polega na tym, by nauczać ich na siłę. Nie będą się uczyć, dopóki nie poczują się gotowi, podobnie jak przedszkolak nie jest gotów, by uczyć się fizyki jądrowej. Dobrze przyjrzyjcie się temu, kim wasz partner jest w rzeczywistości, na co wskazują dowody. Nie patrzcie na to, kim miałby być według waszych wyob­rażeń. Zrozumcie, że to jego, a nie wasze, duchowe ograni­czenia wywołały zdradę - a następnie odrzućcie je.

O Porzekadło "czyny mówią głośniej niż słowa" tak nam spowszedniało, że zapominamy o tym, jak jest ważne. Jeśli istnieje rozłam pomiędzy tym, co ktoś mówi, a tym, co robi, zignorujcie słowa - prawda zawsze leży w po­stępowaniu. Jeśli słyszycie "Kocham cię" od kogoś, kto pakuje wam nóż pomiędzy łopatki, nie znaczy to, że "Miłość jest nożem pomiędzy łopatkami". Oznacza to "Ta osoba rozmyślnie mnie rani, a to nie jest miłość!".

Fantazjowanie o zemście może sprawiać przyjemność, ale absolutnie nie należy jej podejmować. Uwielbiam pew­ne powiedzenie należące do orientalnej filozofii: "Jeśli zamierzasz się mścić, możesz kopać od razu dwa groby - jeden dla tej drugiej osoby i jeden dla siebie". Główny problem z zemstą polega na tym, że wymaga ona waszego czasu, myśli i energii. Czy nie sądzicie, że jeśli ktoś was zdradził i zadał wam cały ten ból, to poświęciliście mu już

306


Dziesięć rzeczy, których się obawiamy ...

dość czasu, myśli i energii? Nie musicie tego przedłużać, i, próbując wyrównać rachunki, dawać mu jeszcze więcej siły. Pamiętajcie, że dopóki ktoś jest punktem, na którym skupiacie całą swoją uwagę, przekazujecie mu wiadomość, iż ma władzę nad waszym życiem i jest w nim ważny. A przecież największą zniewagą nie jest dla niego niena­wiść, lecz apatia.

Wyjaśnijmy sobie coś na temat przebaczania. To, że jesteście dobrymi, uduchowionymi osobami, nie wymaga od was, byście przebaczali wszystko, co ktoś wam zrobi. Odrzućcie bezsensowne przekonanie, że nie zdołacie pójść naprzód ani odnaleźć spokoju, dopóki nie wybaczycie zdrady. Owszem, zdołacie. Jest na to sposób. Dołączcie do swoich modlitw zdanie, "Nie mogę sobie z tym poradzić, Boże. Weź to na siebie".

Bóg zrobi to. Możecie na to liczyć. W międzyczasie, wy będziecie zajęci gdzie indziej, ponieważ macie znacznie lepsze rzeczy do roboty, niż marnowanie choćby jednej minuty na kogoś, kto miał u was swoją szansę, lecz ją zaprzepaścił.

6. Samotność

Ludzie lękający się samotności, nigdy nie mogą uwie­rzyć w prawdę, o której za chwilę powiem, za to każdy, kt~ się jej nie obawia, poprze moje słowa:

Lekarstwo na samotność nie ma absolutnie nic wspól­nego z innymi ludźmi. Lekarstwo na samotność znajduje się w waszym wnętrzu. Dlaczego więc, u licha, obawiacie się czegoś, co potraficie kontrolować?

Nie mylcie słów sam i samotny. Możecie być sami nie czując nawet ukłucia samotności i możecie być samotni aż

307


Sylvia Browne

do bólu w pokoju pełnym ludzi. Jedno z pierwszych pytań, jakie zadaję ludziom, którzy chcą badać własną ducho­wość, brzmi: "Czy potrafisz samotnie spędzać czas?". Jeśli tego nie potrafią, jest to pierwsza rzecz, nad którą muszą popracować. Zdolność do przebywania w odosobnieniu oznacza, że znacie i lubicie to, kim jesteście i nie musicie poszukiwać swoich opinii, a nawet swojej osobowości, w innych ludziach. Dopiero, kiedy dotrzecie na próg du­chowości jako pełna osoba, możecie w pełni odbierać radość, miłość, spokój i siłę, jaką ma do zaoferowania duchowość.

Długotrwała samotność jest pustą przestrzenią w waszej duszy i nikt oprócz was nie może jej wypełnić. Nie oznacza to, że od czasu do czasu wszyscy nie tęsknimy za jakąś szczególną osobą, którą kochamy, za znajomym głosem, za śmiechem naszych przyjaciół i ukochanych. Lecz prze­wlekła, długotrwała samotność oznacza, że nie odkryliście jeszcze jak interesujący, zabawni, ciekawi, kochający i twórczy jesteście wy, sami w sobie, niezależnie od tego, czy wie o tym ktokolwiek inny, czy też nie.

Istnieją dwa ważne powody, dla których trzeba pokonać lęk przed samotnością, poza faktem, że może ona prowa­dzić do depresji, lęku i choroby.

Po pierwsze, jeśli polegacie wyłącznie na innych lu­dziach i pozwalacie określać im własną tożsamość, stawia­cie się w okropnej pozycji, ponieważ posiadacie jedynie taką tożsamość, jaka spodoba się komuś innemu. Co się stanie, jeśli zaczniecie telefonować do wszystkich ludzi, na których polegacie, pragnąc, by określili waszą osobowość, lecz okaże się, że wyszli z domu lub są zajęci? Czy przestaniecie istnieć do czasu, aż ktoś do was oddzwoni? A może będą w złym nastroju i wyładują się na was bez

308




Dziesięć rzeczy. których się obawiamy ...

powodu? Czy znaczy to, że dopóki im nie minie, będziecie bezwartościowymi idiotami? Zastanówcie się przede wszy­stkim, jak wielu znacie ludzi, na których można polegać aż do takiego stopnia? Ilu znacie ludzi, których opinie zawsze są bardziej błyskotliwe i trafne od waszych?

Po drugie, jeśli sądzicie, że samotność można wyleczyć, po prostu mając kogoś pod ręką, prawdopodobnie nie będziecie wystarczająco wybredni. Wzdrygam się na myśl o tym, z kim moglibyście się związać po to tylko, by nie być samym. Spójrzcie na to w ten sposób - jeśli naprawdę nie znacie i nie lubicie samych siebie, oznacza to, że ilekroć jesteście sami, musicie spędzać czas z obcym czło­wiekiem, za którym nie przepadacie. Dlaczego nie za­przyjaźnić się z samym sobą, zamiast potęgować problem wciągając weń jeszcze większą liczbę ludzi, których nie znacie i nie lubicie?

Po drodze odkryjecie zdumiewającą ironię losu. Im bar­dziej lubicie przebywać samotnie, tym więcej ludzi będzie chciało spędzać z wami czas. Narzekanie na to, jak jesteś­cie samotni i przygnębieni jest autoreklamą, w której pre­zentujecie samych siebie jako naprawdę nudnych towarzy­szy, czym raczej nie przyciągniecie tłumu przyjaciół. Jeśli wyraźnie widać, że zupełnie dobrze czujecie się w samo­tności, ludzie odbierają wiadomość, iż możecie być inte­resującą, stymulującą osobą, której trzeba baczniej się przyjrzeć.

Trzeba was tylko łagodnie popchnąć we właściwym kierunku. Pamiętajcie też, że nawiązywanie przyjaźni z sa­mym sobą jest łatwiejsze i tańsze niż nawiązywanie przyja­źni z innymi ludźmi. Nie musicie z nikim koordynować rozkładu dnia, niepotrzebne są też żadne opłaty za przejazd autostradą.

309


Sylvia Browne

Co dnia, ilekroć znajdujecie się pod prysznicem, jedzie­cie do pracy, gotujecie obiad, lub zajmujecie się czymkol­wiek innym, co robicie samotnie, a co nie wymaga szcze­gólnego myślenia, zadajcie sobie pięć pytań, jakie mog­libyście zadać komuś, kogo uznalibyście za interesującego i wartego poznania. Mogą one dotyczyć każdego tematu. Jedyna zasada brzmi, nie ściągać cudzych odpowiedzi! W ćwiczeniu tym nie obchodzi nas, co myślą inni ludzie, zrozumiano? Dotyczy ono was. Jeśli odpowiedź na jakieś pytanie brzmi "nie wiem", rozmyślajcie na ten temat do chwili, aż poznacie swoją odpowiedź. Na tym to wszystko polega - macie się dowiedzieć, iż nie tylko posiadacie swoje własne opinie, ale także, że są one równie cenne i interesujące jak opinie innych ludzi.

Pomogę wam zacząć, podając kilka przykładowych py­tań. Możecie czerpać je stąd, po pięć dziennie, do chwili, gdy stanie się to waszym przyjemnym nawykiem.

Co sądzisz o karze śmierci? Dlaczego?

Kto jest twoim ulubionym malarzem? (Jeśli odpowiedź brzmi "Nie wiem"; w pobliżu musi znajdować się jakieś muzeum lub galeria. Jeśli odpowiedź brzmi "Nienawidzę sztuki"; czy naprawdę widziałeś dość dzieł sztuki, by zajmować takie stanowisko?)

Jaka jest najlepsza książka, jaką przeczytałeś w ciągu ostatnich sześciu miesięcy? Co ci się w niej podobało? Czy przeczytałeś inną pozycję tego samego autora, lub książkę o takiej samej tematyce? Jeśli nie, być może powinieneś wybrać się do księgarni lub biblioteki.

Jakie są twoje ulubione programy telewizyjne? Dlacze­go? Czy masz przyjaciół, którym też się one podobają? Dlaczego nie zaczniecie oglądać ich razem?

310



Dziesięć rzeczy, których się obawiamy ...

Czy lubisz muzykę rap? (Jeśli odpowiedź brzmi "Niena­widzę jej"; czy próbowałeś jej posłuchać, czy też po prostu ukształtowałeś swoją opinię na temat czegoś, o czym nic nie wiesz?)

Gdybyś mógł spędzić wakacje w dowolnym punkcie globu, dokąd chciałbyś pojechać? Dlaczego? Czy dowiady­wałeś się czegoś o tym miejscu? Jeśli mówi się tam w obcym języku, może kupiłbyś sobie odpowiednie taśmy i nauczył się kilku podstawowych słówek, oraz zdań, tak na wszelki wypadek?

Jak myślisz, kto wywołuje kręgi w zbożu? Czy chciałbyś uprawiać jakiś sport?

Wymień trzy rzeczy, w których jesteś szczególnie dobry. Wymień trzy rzeczy, które szczególnie lubisz robić. Od

jak dawna ich nie robiłeś?

Jaką postać historyczną cenisz sobie najwyżej? Dla­czego?

Kto jest twoim ulubionym komikiem?

Co sądzisz o operze? (Jeśli odpowiedź brzmi "Nienawi­dzę opery"; zastanów się, czy kiedykolwiek próbowałeś jej wysłuchać?)

Czy lubisz tajskie jedzenie? (Jeśli odpowiedź brzmi "Nie"; zastanów się, czy w ogóle go próbowałeś?) Jakie masz pytania na temat Boga? Czy próbujesz od­naleźć odpowiedzi?

Jaki jest twój znak zodiaku? Czy wierzysz w astrologię?

Macie już pojęcie, o co mi chodzi. Żadne zagadnienie nie jest zbyt poważne, ani zbyt niepoważne, żadna od­powiedź nie jest zła, dopóki jest waszą odpowiedzią. Pięć pytań dziennie, co dnia, a nie tylko dowiecie się kilku rzeczy o sobie samych, lecz, jeśli stale będziecie je sobie

311









Sylvia Browne

zadawać, zaczniecie zaprzyjaźniać się sarni ze sobą i cie­szyć się własnym towarzystwem.

A kiedy to się stanie, macie moje słowo, że nie będziecie się już obawiali samotności.

7. Choroba

Omówiliśmy już ten temat, ze znacznie większą ilością szczegółów, w rozdziale zatytułowanym "Na zdrowie", lecz należy tu wspomnieć o lęku przed chorobą. Jeśli mar­twicie się potencjalną chorobą, dołączacie niezdrowy stres i lęk do tego, z czym wasze ciało już próbuje walczyć i pogarszacie tylko swój stan.

Choroba jest tak naturalną częścią naszego życia, że włączamy ją do naszych wzorców zanim przybędziemy na Ziemię. Podobnie jak wszystkie inne negatywne rzeczy wpisane w nasz wzorzec, choroba stanowi dla nas wy­zwanie. Musimy nauczyć się pokonywać ją zarówno fizy­cznie jak i duchowo. Choroba nie istnieje po to, byśmy się w niej nurzali, popadali w obsesje na jej temat, lub uważali ją za cząstkę naszego ja.

Jestem pewna, że spotykaliście ludzi, którzy zdają się określać samych siebie za pomocą swoich dolegliwości. Przedstawiają się w następujący sposób: "Cześć, jestem Susie. Przepraszam, że utykam, cierpię na wypadanie dys­ku". "Mam na imię John. Prawdopodobnie zauważyłaś, że nie ściskam ci dłoni zbyt mocno, ale cierpię na chorobę nadgarstka". Czy nie macie ochoty odpowiedzieć: "A kogo to obchodzi?". W szeroko nagłośnionym przypadku pewnego mieszkańca Kalifornii chodziło o jego walkę o prawo posiadania tablicy rejestracyjnej z napisem "HIV PLUS". Podobno szło o to, czy pomysł ten był w złym

312






Dziesięć rzeczy, których się obawiamy ...

guście. Naprawdę jednak, im usilniej deklarujesz, że jakaś choroba lub fizyczny defekt stanowi cząstkę ciebie, tym bardziej się do niej przyzwyczajasz i nie pozwalasz jej odejść. Nigdy nie odrzucamy czegoś, co wpletliśmy w ma­terię własnej tożsamości.

Proszę, nie zrozumcie mnie źle - ani przez chwilę nie twierdzę, że powinniście lekceważyć swoje dolegliwości. Postępujcie zgodnie z zaleceniami najlepszych lekarzy, do jakich możecie dotrzeć; regularnie poddawajcie się bada­niom; czytajcie o sprawach związanych ze zdrowiem; jedz­cie z rozwagą, ćwiczcie i słuchajcie swojego ciała, kiedy próbuje wam powiedzieć, że potrzeba mu jakiejś specjalnej uwagi. Jednak nadawajcie odpowiednie proporcje sprawom zdrowotnym. "Wy" nie jesteście swoim ciałem, podobnie jak nie jesteście samochodem, którym podróżujecie, ani domem, w którym mieszkacie. Czy wyobrażacie sobie, że moglibyście przedstawiać się mówiąc: "Cześć, jestem Su­sie. Wysiada mi chłodnica?". Lub ,Mam na imię John. Potrzebny mi nowy dach?".

Jeśli obawiacie się choroby lub czynicie z niej temat regularnych rozmów, postępujecie dokładnie tak, jak w przypadku często cytowanego polecenia: "Przez następ­nych pięć minut nie myśl o słoniach". Prawdopodobnie w całym życiu nie poświęcicie słoniom tyle myśli, co w ciągu tych pięciu minut. Pamiętajcie, że wszystko, czego się boicie - w tym wasze własne słowa - rejestruje się w waszym umyśle i wpływa na niego. A więc raz po raz używając określeń w rodzaju "Nie czuję się dobrze", "Boli mnie to, czy tamto", "Wiesz, że łapię każde przeziębienie i grypę!", mówicie swojemu umysłowi, by raz za razem przesyłał wskazówki ciału, każąc mu zachowywać się tak, jakby było chore. W końcu stale to słyszy. Jeśli próbujecie

313


Sylvia Browne

myśleć pozytywnie i powtarzacie: "Nie będę chory, nie będę chory!", tak czy tak stale wysyłacie do swojego umysłu i dalej, do swojego ciała, słowo chory. Zmieńcie je na "Będę zdrowy, będę zdrowy, będę zdrowy!", a wasz umysł i ciało z pewnością nagrodzą was za to.

Oto szybkie ćwiczenie, które może wam pomóc prze­trwać chorobę do czasu, aż uzyskacie taką opiekę medycz­ną, jaka będzie wam potrzebna. Jest to także wspaniały sposób na to, by przypomnieć sobie, że "wy" i wasze ciało to dwie odrębne rzeczy. Sama niedawno posługiwałam się tym ćwiczeniem. Nie będę was zanudzała szczegółami, ale sądzę, że połączenie słów kanał zębowy oraz samolot da wam ogólny obraz sytuacji. Gdyby nie to ćwiczenie albo porwałabym samolot i skierowała się do najbliższego sto­matologa, albo zaoferowała stewardesom każdą sumę za wyświadczenie mi przysługi i odrąbanie mojej głowy. Mi­mo to udało mi się przetrwać nie wywołując żadnego międzynarodowego incydentu.

Kiedy czujecie nadchodzącą chorobę, po pierwsze, nie zaciskajcie zębów! Rozluźnijcie się i odetchnijcie swobod­nie. Rozluźnijcie się i odetchnijcie. Rozluźnijcie się i ode­tchnijcie, prosząc Boga o ochronę ze strony białego świat­ła Ducha Świętego, do chwili, aż wyobrazicie sobie, że jesteście nim całkowicie otoczeni. Następnie, w wyobra­źni, powoli przemieńcie lśniące, białe światło w ciepło" uzdrawiająco.. zieleń. Kiedy obejmie was owo zielone świa­tło, przekształćcie przed oczyma waszego umysłu ból lub chorobę w kulę ognia i pozwólcie jej wylecieć z waszego ciała wprost do ołowianej skrzynki, znajdującej się o kilka cali od was. Kiedy tylko kula ognia znajdzie się bezpiecz­nie w skrzynce, zapalcie lont, który do niej prowadzi i wy-

314


Dziesięć rzeczy, których się obawiamy ...

sadźcie w powietrze swój ból lub chorobę. Sprawcie, że choroba przestanie istnieć. Ołowiana skrzynka ochroni was i znajdujących się w pobliżu ludzi, a poprzez wydale­nie z siebie bólu i zdetonowanie go, podejmiecie przeciw­ko niemu działanie, które uczyni go znośniejszym.

Nie zrozumcie mnie źle: ból nadal był obecny. Nigdy w życiu tak się nie ucieszyłam na widok dentysty, jak wtedy, gdy w chwilę po wylądowaniu pognałam z lotniska wprost do jego gabinetu. Lecz powtarzam, gdyby nie to ćwiczenie, wyniesiono by mnie nieprzytomną z tego samolotu.

Raz jeszcze przypominam, że znacznie więcej infor­macji na temat chorób znajduje się w rozdziale czwartym. Im więcej czytacie, tym bardziej się upewniacie, że macie nad chorobą większą kontrolę niż moglibyście podejrze­wać. Jest w tym pewna logika. Nie boimy się tego, co potrafimy kontrolować.

8. Starzenie się

Możemy przestać identyfikować się z naszą chorobą, możemy też przestać identyfikować się z naszym wiekiem, szczególnie odkąd ludzie tacy jak John Glenn, Betty Ford, Walter Cronkite i inni dowiedli, że nie ma czegoś takiego jak "podeszły wiek".

Spytałam kiedyś mojego Ducha Przewodnika, po co w ogóle się starzejemy. Dlaczego nie wybieramy jakiegoś miłego, pełnego życia wieku - powiedzmy trzydziestu lat - i nie pozostajemy w nim aż do śmierci? Nigdy nie zapomniałam odpowiedzi:

- Ci, którzy wpisują podeszły wiek w swoje wzorce, nie robią tego bez powodu. Starzenie się sprawia, iż czujecie

315


Sylvia Browne

się wystarczająco zmęczeni, by zapragnąć powrócić do Domu.

Nie oznacza to, że powinniśmy robić z radości gwiazdy i wołać "Hura!", gdy nadejdzie nasz czas. Ale mając sześćdziesiąt dwa lata i nadal się starzejąc zaczynam poj­mować, co Francine miała na myśli.

Nie jestem jeszcze zmęczona, ani gotowa, by odejść.

Wciąż mam przed sobą dużo pracy, muszę też rozpieścić swoje wnuki. Gdybym jednak miała odejść już dzisiaj, mogę szczerze powiedzieć, że wyruszyłabym do Domu bez słowa skargi. Moje życie było zadziwiającą przejażdżką, nie zmarnowałam ani jednego dnia, a jest to najlepszy ze znanych mi sposobów, by zagrać na nosie lękowi przed starzeniem się. Przeżywajcie każdy dzień, jakby był ostat­nim spędzanym na tej Ziemi, a odegnacie od siebie widmo starości pełnej goryczy.

W starzeniu się jest kilka rzeczy, które lubię, a o których nikt nie powiedział mi wcześniej.

Na przykład, kiedy miałam naście lat, uwielbiałam wy­chodzić na tańce i bawić się do drugiej albo trzeciej nad ranem. Prawdę mówiąc byłam pewna, że taniec do drugiej lub trzeciej nad ranem był, obok tlenu, jedną z rzeczy niezbędnych do życia. Moja babcia miała wtedy przeszło osiemdziesiąt lat i zazwyczaj, kiedy ja zastanawiałam się, co włożyć na siebie tego wieczoru, leżała już w łóżku, twardo śpiąc. Uwielbiałam ją i było mi jej żal. Biedna babcia Ada. Na pewno rozpaczliwie pragnęła wyjść na tańce. Przecież było to marzeniem każdej osoby, pozo­stającej przy zdrowych zmysłach. Jednak nigdy tego nie robiła, najwyraźniej dlatego, że była za stara i nie mogła już sobie z tym poradzić. Starzenie się musiało być strasz­nie niesprawiedliwe. Z pewnością łamało jej serce.

316



Dziesięć rzeczy, których się obawiamy ...

W międzyczasie udało mi się odkryć inny możliwy powód, dla którego babcia Ada nie tańczyła foxtrotta wśród starszych obywateli - po prostu kompletnie jej to nie interesowało. Obecnie jestem o dwadzieścia lat młodsza od niej w czasie, kiedy tak załamywałam nad nią ręce. Nawet dziś jestem pewna, że nadal potrafiłabym znaleźć się na tanecznym parkiecie. Ale hałaśliwy, zatłoczony klub o dru­giej lub trzeciej nad ranem? Podobnie jak babcia Ada, nie jestem za stara. Po prostu nie mam ochoty. Mam inne zainteresowania, które pochłaniają mnie w równym stop­niu, jak niegdyś taniec.

Czyż nie jest wspaniałe i cudownie duchowe to, że z wiekiem naprawdę dojrzewamy i odkrywamy swoją głę­bię? Czyż to nie cudowne, że kiedy mamy pięć lat, uważa­my, iż zabawa w chowanego jest szczytem radości, ale trudno nam naleźć przyjaciół chętnych do tego, by bawić się w chowanego w sobotnie wieczory, gdy przekroczymy trzydziestkę? Czyż to nie luksus, że możemy być dostate­cznie dojrzali, by, w przeciwieństwie do okresu, kiedy mamy po kilkanaście lat, nie być już zakładnikami włas­nych hormonów? Nikt nie powie nam także, że jesteśmy zbyt młodzi, by wiedzieć, czym jest miłość. Czy nie doce­niacie powolnego, lecz nieuniknionego zrozumienia faktu, że to, co myślą o was inni ludzie, nie liczy się nawet w przybliżeniu tak bardzo jak to, co myślicie sami o sobie.

Starzenie się dostarcza także wspaniałej, bezdyskusyjnej wymówki, pozwalającej wykręcić się od rzeczy, których nie chcecie robić. Włóczyłam się po całym świecie próbu­jąc udowodnić, jakim świetnym kumplem jestem jako ro­dzic. Jako babcia, kiedy nie mam ochoty wdrapywać się na ruiny, czy brać lekcji lotniarstwa, mogę się od tego wy­kręcić prostym, "Dzięki, ale nie jestem już dzieckiem".

317


Sylvia Browne

Bardzo uważam, by używać dokładnie tych słów. Nigdy nie usłyszycie jak mówię: "Jestem za stara" lub "W moim wieku?!", jak gdyby mój wiek stanowił jakieś ogranicze­nie, lub był czymś za co należy przepraszać. Jestem dumna ze swojego wieku. Zasłużyłam na każdą minutę, każdy dzień i każdy rok mego życia, tak jak zamierzam zasłużyć na resztę mojego życia na Ziemi, zanim udam się do Domu. Jeśli trudno wam uwierzyć w to, że wypowiadane na głos słowa mogą wywierać ogromny wpływ na to, jak młodzi lub starzy się czujecie, w porządku. Po prostu spróbujcie, przez krótkie trzy miesiące, zajmować stanowi­sko, że jesteście w dokładnie takim wieku, w jakim chcecie być, niezależnie od tego, czy z początku naprawdę tak uważacie. Myślę, że odkryjecie, iż ze znacznie większym entuzjazmem wstajecie co dnia z łóżka.

Najwyraźniej lęk przed starzeniem po części dotyczy obaw, przed mechanicznymi problemami naszych ciał, a Bóg wie, że nikt z nas nie chce być ubezwłasnowolniony. Lecz starzenie się jest jeszcze jednym, dobrym powodem, by uświadomić sobie, że "my" nie jesteśmy naszymi ciała­mi. "My" jesteśmy duchami, które były tutaj wiele razy, napisały wzorzec obecnego życia i otrzymały boską obiet­nicę wieczności w Bożej miłości, która czeka na nas po Drugiej Stronie.

Co do ciał, w których podróżujemy - tak, samo jak samochody, wraz z wydłużającym się przebiegiem wyko­nują coraz cięższą pracę. Jeśli mnie znacie, wiecie, że nie jestem przeciwna modnemu lakierowi i wyklepywaniu wgnieceń. Szczerze mówiąc, mniej wysiłku wymaga wy­glądanie młodziej, niż odmowa zabrania się za cokolwiek, co sprawia, że czuję się skrępowana, jeśli tylko coś można z tym zrobić. Tak więc, dopóki nie zaczną ustalać limitów

318

Dziesięć rzeczy. których się obawiamy ...

wiekowych dla mojego odcienia farby do włosów, lakieru do paznokci i makijażu, czy też nie ustanowią praw zaka­zujących chirurgii plastycznej osobom, które przekroczyły pięćdziesiątkę, nalegam, byście stale nad sobą pracowali.

9. Strata

Jeśli doświadczyliście straty ukochanej osoby, wiecie jak wielki zadaje ona ból. Chociaż z całą pewnością wierzę w życie po Drugiej Stronie, ja także uginałam się pod ciężarem żalu, nie nad tymi, którzy odeszli do Domu, lecz nad sobą, choćby tymczasowo oddzieloną od nich w odręb­nym wymiarze.

Jazda na czarnym wierzchowcu żalu jest procesem nie­znośnym, pustym, paraliżującym, wywołującym wściek­łość i głęboko osobistym. Trwa tak długo, jak musi - ani krócej, ani dłużej. To nic nowego, po prostu przypominam wam o tym, jeśli próbujecie pomóc komuś w żałobie. Słowo powinni nic tutaj nie znaczy - jak "powinni" się czuć, co "powinni" robić, jak blisko "powinni" być uzdro­wienia, kiedy "powinni" powrócić do życia pomiędzy ludźmi. Rozumiem chęć ulżenia żałobie bliskiego człowie­ka, lecz u korzeni tego pragnienia spoczywa coś, co wynika z ludzkiej natury. Boleśnie i strasznie jest być świadkiem czyjejś rozpaczy. Często nasze wysiłki mają na celu bar­dziej pocieszenie nas samych niż osób, które znajdują się w żałobie. Najlepszym sposobem, w jaki możecie pmóc osobie pogrążonej w żałobie, jest odbycie wraz z nią przejażdżki na owym czarnym koniu rozpaczy. Towarzysz­cie im z szacunkiem, tak by mieli się czego trzymać do czasu, aż będą gotowi, by zsiąść z jego grzbietu i znów pójść piechotą.

319


Sylvia Browne

Zakończenie okresu żałoby, zanim zostanie ona w pełni wyrażona i doświadczona, może być niebezpieczne dla waszego zdrowia. Spróbowałam tego kiedyś, dawno, daw­no temu. Stwierdziłam, że jestem zbyt silna i niezniszczal­na, by tak bardzo cierpieć, więc zepchnęłam ból głęboko do wnętrza i przeładowałam swój rozkład zajęć całą try­wialną, pochłaniającą uwagę pracą, jaką tylko zdołałam dla siebie wynaleźć. Zapłaciłam za to potworną infekcją nerek. Podobnie jak w przypadku każdej innej potężnej emocji, energia żałoby musi znaleźć jakieś ujście, a jeśli nie zo­stanie całkowicie przetrawiona i odrzucona z ciała, może­cie liczyć na to, że wcześniej, czy później, w taki, czy inny sposób, każe za siebie zapłacić. Podchodźcie więc z cierp­liwością do żałoby, zarówno własnej, jak i otaczających was ludzi.

Pamiętam, jak jechałam do domu po śmierci mojego ojca i zastanawiałam się, jak wszyscy ludzie na ulicach mogą zajmować się swoimi sprawami tak zwyczajnie, jak gdyby był to dzień jak co dzień, podczas gdy mój świat rozpadł się w kawałki. Pamiętam, jak w drodze do domu weszłam do sklepu spożywczego i przesuwałam się wzdłuż półek niczym zombie, aż obcy człowiek zatrzymał mnie głośnym, głupawym "Hej, rozchmurz się!". Najprawdopo­dobniej miał dobre intencje. Mimo to najchętniej przeje­chałabym go swoim wózkiem, gdyby nie to, że było tam zbyt wielu świadków.

Uczciwie na to patrząc, skąd mógł wiedzieć, że cierpię?

Lecz do dziś zastanawiam się nad tym, czy nie powinniś­my przywrócić żałobnych ubrań lub czarnych opasek na ramię, albo innego sposobu, w jaki mogliby się wyróżniać ludzie pogrążeni w żałobie, tak by inni mogli obdarzyć ich szacunkiem, przestrzenią i szczególną uwagą, na jaką za­sługują ludzie opłakujący swoich bliskich.

320




Dziesięć rzeczy, których się obawiamy ...

Mimo że strata jest niezwykle bolesna, im lepiej poj­mujemy duchową perspektywę tego, co się stało, tym jesteśmy spokojniejsi i tym mniej obwiniamy Boga o to, że zabrał nam kogoś, kogo kochaliśmy. Jeśli mówimy: "On ich zabrał", szczególnie, gdy chodzi o dziecko, sprawiamy, że Bóg wydaje się arbitralny i samolubny. Bóg nie po­stępuje w taki sposób. Nawet najmniejsze dzieci mają w sobie wiekowe dusze, które skomponowały własny wzo­rzec, włącznie ze swoją śmiercią. Nie możemy zrozumieć ich wyborów i ich przyczyn. Musimy je po prostu szano­wać najlepiej jak potrafimy, choćby wydawały się nam okrutne i niesprawiedliwe. Bóg nie "zabiera" żadnego z nas, ani naszych ukochanych, wbrew naszej wiecznej woli. Po prostu pomaga nam układać wzorce oraz żyć w zgodzie z nimi i kocha nas wystarczająco, by iść wraz z nami i' ochraniać po drodze nasze dusze.

Miałam niezliczonych klientów, którzy tak się boją stra­cić ukochanych ludzi, że emocjonalnie się od nich od­suwają, aby w ten sposób obronić się przed bólem straty. W końcu pozbawiają i siebie, i ukochaną osobę radości płynącej z duchowej bliskości. Gdy ją tracą, nie odczuwają korzyści płynących z emocjonalnej ochrony, a wręcz prze­ciwnie, muszą walczyć z poczuciem winy i żalem z powo­du wszystkiego, co przeoczyli. Przypomina to trochę oba­wę przed trzęsieniami ziemi, przez którą spędzacie życie w progu domu, lub w południowo-wschodnim rogu swojej piwnicy, na wypadek, gdyby przyszło tornado. Życie, któ­rym rządzi strach - nawet strach przed czymś równie niszczycielskim jak poczucie straty - jest życiem pozba­wionym spokoju, wolności, miłości i współczucia, jakie daje nam ten świat, jeśli tylko jesteśmy cierpliwi i nie domagamy się niczego mniej.

321


Sylvia Browne

Szczególnie głęboko poruszył mnie jeden klient. Był to mężczyzna o imieniu Bemie, pogrążony w żałobie po niedawnej utracie trzydziestodwuletniej żony. Do głębokie­go żalu dołączał się fakt, że chociaż Bemie głęboko kochał swoją żonę, zawsze zachowywał w stosunku do niej pe­wien emocjonalny dystans i nigdy tak naprawdę nie powie­dział jej, jak bardzo ją kochał. Podczas seansu odkryłam powód takiego postępowania. Kiedy Bemie był dzieckiem, pewnego dnia powiedział swojej matce, jak bardzo ją kocha. W trzy dni później, zupełnie nagle, jego matka zmarła. Nie uświadamiając sobie tego, Bemie doszedł do wniosku, że jeśli się kogoś kocha i powie mu o tym, sprawi się, że osoba ta zniknie. Tak więc przez całe swoje małżeń­stwo pozbawiał siebie i swoją żonę prawdziwej uczuciowej bliskości, z tego ironicznego powodu, że tak bardzo ją kochał. Oczywiście dobrą wieścią było to, że nigdy nie jest za późno, by opowiedzieć swoim zmarłym bliskim o wszy­stkim, co leży wam na sercu. Bemie zachował pewien sceptycyzm, lecz obiecał, że spróbuje. W tydzień później śnił o swojej zmarłej żonie. Tak naprawdę, żona odwiedzi­ła Berniego, zaś on wyraził głębię swoich uczuć. W jego "śnie" żona zapewniła go, że nigdy nie wątpiła w jego uczucia, co ostatecznie uspokoiło jego myśli i serce.

To prawda, że wiedza, iż nasi ukochani żyją w naszych wspomnieniach i w naszych sercach jest pocieszająca. Lecz dla mnie jeszcze bardziej pocieszającym jest fakt, że do­słownie przejmujemy cechy, jakie najbardziej podziwiamy we wszystkich, którzy dotykają naszego życia. Wszyscy jesteśmy zbieraczami, wchłaniającymi od otaczających nas ludzi to, co najlepsze i odrzucającymi to, co najgorsze. Nie tylko wspominamy naszych ukochanych. Robimy coś wię­cej. Jesteśmy żywymi, aktywnymi wyrazami uznania dla

322




Dziesięć rzeczy, których się obawiamy ...

tych ludzi. Pustkę, jaką po sobie pozostawiają, można zapełnić, jeśli zwrócimy uwagę na liczne sposoby, na jakie żyją oni jako cząstka nas samych. Co dzień staję się lepsza, dzięki poczuciu humoru mojego ojca, mądrości mojej ba­bci, oraz jej bliskości z wnukami, dzięki niezwykłemu współczuciu, szczodrobliwości, mądrości, śmiechowi i od­wadze mojej zmarłej, wielkiej przyjaciółki. Staję się lepsza dzięki duchom tych zmarłych, którzy, delikatnie mówiąc, nie byli bez skazy. Jeśli robię coś dobrze, na przykład jako rodzic, dzieje się tak w znacznej części dlatego, że myślę o tym, co w takiej samej sytuacji zrobiłaby moja matka, a potem postępuję dokładnie na odwrót. Jeśli pomyślimy o sobie jako o mozaice, łączącej w całość własne, wspania­łe barwy, z kolorami ludzi, za którymi tęsknimy, uświado­mimy sobie, że nigdy nikogo nie "tracimy".

Prawdą pozostaje to, że możemy zapobiec stratom, z ja­kimi musimy się zmierzyć w ciągu naszych żywotów. Mo­żemy jednak robić parę wspaniałych rzeczy, aby przygoto­wać się na stratę. Uczynią nas one wystarczająco silnymi, by przejść przez nią nienaruszonymi.

Jedna z tych rzeczy polega na tym, by stale podtrzymy­wać nasze związki z ukochanymi osobami i jak to tylko możliwe unikać niedokończonych spraw. Nie róbcie tego dla swoich bliskich, róbcie to dla siebie. Nie istnieją niedo­kończone sprawy, dotyczące waszych bliskich, kiedy znaj­dą się już oni po Drugiej Stronie. Wyrzuty sumienia, uraza, złość i negatywne odczucia nie istnieją, kiedy znajdą się oni w Domu. Jednak, serce mi pęka, gdy słyszę, jak mój klient mówi: "Czy wiedzą, jak bardzo ich kochałem?", "Chciałbym przeprosić za tamtą głupią kłótnię. Nigdy nie zebrałem się na odwagę, a teraz jest za późno.", lub "Tak się boję, że są na mnie źli". Proszę, nie róbcie tego samym

323


Sylvia Browne

sobie! Wyrażajcie swoją miłość i gódźcie się teraz, kiedy obydwoje znajdujecie się w tym samym wymiarze.

Drugą rzeczą, którą możemy zrobić, jest podtrzymywa­nie związku z naszą duchowością - z boską obecnością Boga, który w nas żyje - żywy, aktywny i łatwo dostępny. W im bliższym jesteśmy kontakcie z naszym duchowym życiem, ze świadomością Bożej miłości i mądrości, tym łatwiej zapamiętamy prawdę, jaką każdy z nas zna w głębi duszy, a która głosi, że nawet najokrutniejsza, najbardziej niszczycielska strata jest tylko tymczasowa. Chociaż wyda­je się nie mieć końca, kiedy próbujemy się z niej otrząsnąć, jest tylko mgnieniem oka w wieczności i jedynie chwilą, dzielącą nas od niewyobrażalnej radości ponownego połą­czenia w Domu po Drugiej Stronie, jakiego musimy wy­glądać.

10. Śmierć

Wiecie, co jest naprawdę głupie? Wiem, że nasze dusze trwają po śmierci. Wy wiecie, że dusze trwają po śmierci. Niemal każda religia na świecie uznaje, że dusza trwa po śmierci. A czego najbardziej boimy się w śmierci? Nieby­tu. Lękamy się, że kiedy umrzemy, przestaniemy istnieć.

O co tu chodzi, na Boga? My wiemy lepiej! Cóż to, my­ślimy, że dusze wszystkich innych ludzi przetrwają śmierć, a tylko nasze zaginą? Tak jakby w Biblii napisano, że "każdy, kto wierzy w Niego, nie zginie, lecz otrzyma życie wieczne - poza tobą, ty dostaniesz mniej więcej pięć minut, a potem koniec z tobą!"? Czy to nie śmieszne? Nasza dusza nigdy nie ginie. Kropka. Możemy więc od razu wyrzucić tę myśl ze swojej głowy.

Wydaje się też, że wierzymy, iż śmierć z definicji jest tą ohydną gehenną, tak okropną, że dosłownie nas zabija.

324


Dziesięć rzeczy, których się obawiamy ...

Lecz z tysięcy seansów regresji hipnotycznej dowiedziałam się czegoś fascynującego. Otóż wszyscy klienci, z którymi pracowałam, nie przeżywali wspomnienia swojej śmierci w poprzednim wcieleniu równie boleśnie, jak wspomnie­nia narodzin do tego życia. Jeśli uważacie, że mówię to tylko dlatego, byście poczuli się lepiej, wyobraźcie sobie proces narodzin. W jednej minucie jesteście w mrocznym, bezpiecznym, ciepłym miejscu, śpiąc, jedząc i zajmując się własnymi sprawami. W następnej, coś przeciska was przez maleńki otwór, łapią was zimne ręce, lub zimna stal i wyszarpują was w jaskrawe światło. Pokój pełen jest zupełnie obcych ludzi, wrzeszczących, przekrzykujących się i gapiących się na was, do chwili, gdy jeden z nich daje wam klapsa i przecina rurkę doprowadzającą po­karm. Już przez to przeszliście, bo inaczej nie byłoby was tutaj. Czym jest chwila śmierci w porównaniu z tym sza­leństwem?

Martwimy się również niepotrzebnie tym jak umrzemy.

Ważnym jest, by uświadomić sobie, że zanim tu przybę­dziemy, sporządzamy swój wzorzec i wpisujemy weń pięć "punktów wyjścia" - pięć różnych możliwości opuszcze­nia tego życia i powrotu do Domu. Oto prosta analogia:

Postanawiacie opuścić dom i wybrać się na edukacyjną wycieczkę. Nie jesteście pewni, jak dużo czasu zajmie wam osiągnięcie celu owej wycieczki, ale wiecie, że nie wyruszycie na nią, dopóki nie będziecie mieli zagwaran­towanego powrotu do domu, kiedy tylko poczujecie się gotowi. Zanim opuścicie dom, aranżujcie pięć opcji tego powrotu, w różnych stadiach podróży - powiedzmy, że jest to rezerwacja miejsca w samolocie po tygodniu; bilet kolejowy po roku; bilet na autobus w punkcie oznaczają­cym pięć lat; wynajęty samochód po dwunastu latach

325


Sylvia Browne

wyprawy; i rezerwacja miejsca na statku wycieczkowym po dwudziestu pięciu latach. Obiecaliście sobie, że nie­ważne, jak będziecie tęsknili za domem, nie przerwiecie podróży, dopóki nie osiągniecie uprzednio postawionych sobie celów. Jeśli okaże się, że zajęło wam to tylko ty­dzień, wsiądziecie na pokład samolotu. Jeśli zajmie wam to aż dwanaście lat, wskoczycie do wynajętego samochodu, itd. Innymi słowy, owych pięć punktów, to po prostu pięć środków transportu, jakie rezerwujecie sobie, zanim opuś­cicie Dom. Do was należy decyzja, który z tych pięciu punktów wybrać po drodze, w zależności od tego, kiedy uznacie, że nauczyliście się wszystkiego, co było wam potrzebne.

Niektóre punkty wyjścia są oczywiste. Doskonałymi przykładami są: poważny wypadek, ciężka choroba, a na­wet zderzenie, którego ledwie uniknęliście, lub wypad­nięcie z kołyski o dwa cale od ostrego narożnika, który z pewnością byłby was zabił. Ale inne punkty wyjścia są tak subtelne, że być może ich nie rozpoznaliście - nagłe obranie "złego" kierunku, lub zjazd z autostrady, dokona­na w ostatniej minucie zmiana, lub odwołanie lotu, coś pozornie tak trywialnego, jak seria głupich opóźnień, która nie pozwala wam wyjść z domu w zaplanowanym czasie. Czy jesteście świadomi, że jeden z waszych punktów wyj­ścia właśnie nadszedł i przeminął, czy też nie, częścią magii życia i Boga jest fakt, że naprawdę nie istnieją żadne " wypadki" .

W czasie powrotu do zdrowia po poważnym wypadku motocyklowym, mój drogi przyjaciel poprosił mnie, bym go zahipnotyzowała i poprowadziła wstecz, poprzez szcze­góły wypadku, ponieważ świadomie nie miał żadnych wspomnień tego, jak i dlaczego to się stało. Pod wpływem

326




Dziesięć rzeczy, których się obawiamy ...

hipnozy przypomniał sobie dwa fascynujące szczegóły. Jednym była całkowita pewność, że postanowił dość gwał­townie skręcić z drogi i zjechać na nasyp, aby nie dopuścić do czołowego zderzenia z ciężarówką, która pędziła ku niemu po niewłaściwym pasie jezdni. Drugim był głos Gak się okazało należący do jego Ducha Przewodnika), który wyszeptał do niego, kiedy odzyskał przytomność w karet­ce: "To był numer czwarty".

Proszę, nie wpadajcie w panikę, jeśli myśląc o punktach wyjścia, które przeżyliście, uświadomicie sobie, że było ich już cztery, i że stoicie teraz przed piątym, ostatnim. Układając mapę nie rozmieściliście ich w regularnych od­stępach. Pomiędzy jednym a drugim punktem wyjścia mo­gą mijać dziesięciolecia. Mój trzeci i czwarty punkt wyj­ścia pojawił się w ciągu tego samego roku. Było to dwa­dzieścia lat temu, a moja Przewodniczka mówi mi, że piąty punkt wyjścia nie pojawił się nawet jeszcze na horyzoncie.

Francine podkreśliła również, że nieważne, który z tych punktów wybierzecie na moment opuszczenia Ziemi, za­wsze macie wybór, co do tego, jak długo chcecie wisieć na sznurze, który was tutaj trzyma. Ze sprzętem służącym do podtrzymywania życia, czy bez niego, z "bohaterskimi staraniami", czy bez nich, ostatecznie do nas i wyłącznie do nas, z Bożym błogosławieństwem, należy decyzja, kie­dy uwolnić się i odejść na Drugą Stronę. Jesteśmy uwarun­kowani tak, by się trzymać, dla dobra kochanych osób. Lecz aktem wielkiej, niesamolubnej dobroci jest, jeśli zdo­łacie zmusić się do tego, by powiedzieć komuś, kogo czas już nadszedł, żeby odszedł, skierował się w stronę światła i wrócił do domu.

Pragnę tu podkreślić jeszcze jedną sprawę - poza nieli­cznymi wyjątkami samobójstwo nie jest jednym z poten-

327


Sylvia Browne

cjalnych punktów wyjścia. Zazwyczaj jest ono zerwaniem umowy z samym sobą, z naszym wzorcem i z Bogiem. Nie oznacza to, że Bóg potępia ofiary samobójstwa i skazuje je na wieczność w piekle. Piekło nie istnieje, a Bóg nigdy nie zrobiłby czegoś podobnego. Lecz, czego dowiedzieliście się w rozdziale zatytułowanym "Ciemna Strona", długoter­minowe konsekwencje w przypadku większości samo­bójstw mogą trwać przez zbyt wiele wcieleń, by czyn taki wart był chwilowej ulgi.

Założę się, że sądziliście, iż powiem wam, byście nie obawiali się śmierci, ponieważ jest ona "naturalnym przej­ściem", a wy "udacie się do lepszego miejsca". Oba te komunały są prawdą, lecz tak się ich nadużywa, że dawno już przestały dawać większą pociechę i muszę założyć, że i dla was nie brzmią zbyt pocieszająco. Mam nad wami przewagę w postaci bezpośredniej więzi ze światem ducho­wym, więc nie musicie wierzyć mi na słowo, że śmierć jest fascynującym, skomplikowanym, kolejnym krokiem w po­dróży przez wieczność i wspaniałym połączeniem z Do­mem po Drugiej Stronie. Uwierzcie na słowo osobom, które "umarły" i, za moim pośrednictwem, desperacko pragną powiedzieć wam, że są szczęśliwsze, zdrowsze i bardziej żywe niż kiedykolwiek wcześniej, w świętym; białym· świetle Boga, które czeka na nas wszystkich.

Wiedza to potęga. Cokolwiek was przeraża, czy znalazło się w tym rozdziale, czy też nie - proszę, zamiast uciekać przed lękiem, uzbrójcie się w wiedzę o nim i natychmiast się z nim zmierzcie. Nic nie wygląda tak samo przerażają­co w blasku białych świateł. A pokonanie strachu sprawia, że żyjecie pełnią życia, zamiast kryć się w ciemności, tam, gdzie nie może was dosięgnąć słońce.

328



Przepowiednie na nowe milenium 1999-2099

Przez całe swoje życie wiedziałam oczywiście, iż częścią moich parapsychicznych talentów jest zdolność przewidy­wania przyszłych wydarzeń dla moich klientów, rodziny i przyjaciół. Jednakże dopiero trzydzieści lat temu, kiedy dziennikarze lokalnej gazety w Campbell w stanie Kalifor­nia poprosili mnie o listę przepowiedni na nadchodzący rok, zaczęłam na serio koncentrować się na tej umiejętno­ści dla dobra społeczeństwa w ogóle. Stało się to jednym z moich najużyteczniejszych i najbardziej satysfakcjonują­cych zajęć.

Mogłabym zapełnić osobną książkę moimi przepowied­niami, które sprawdziły się w ciągu owych trzydziestu lat, a szczęśliwie większość z nich została zarejestrowana przez media - telewizję, radio, gazety i czasopisma - dzię­ki czemu można potwierdzić ich prawdziwość i nie musicie wierzyć mi na słowo. Wiele spośród tych przepowiedni okazało się być pomocnymi, w przeciwieństwie do przy­padkowych błahostek, dotyczących skandali i problemów małżeńskich znanych osobistości. Dzięki nim z pasją sta­ram się dostrajać do tego, co leży przed nami. Poniżej podaję kilka przykładów:

O Na sześć miesięcy przed tragedią przewidziałam stra­szliwą katastrofę samolotu na lotnisku O'Hare w Chicago w 1980 roku. W kilka dni po wypadku otrzymałam list od mężczyzny o nazwisku Kent Herkenrath, który dziękował

329



Sylvia Browne

mi za ocalenie życia. Miał zarezerwowane miejsce na ten lot, lecz odwołał rezerwację, kiedy przeczytał moją prze­powiednię.

O W talk-show Leezy Gibbons podałam Tedowi Gun­dersonowi z FBI nazwiska pięciu mężczyzn odpowiedzial­nych za zamach bombowy w World Trade Center, podczas gdy dochodzenie znajdowało się wciąż w tak wczesnym stadium, że władze nadal próbowały ułożyć listę podej­rzanych. Uczciwie mówiąc, w jednym z pięciu nazwisk jakie podałam Tedowi, brakowało sylaby. Na szczęście trafiłam wystarczająco blisko, by mój związek z FBI trwał i pogłębiał się po dziś dzień.

O Bezpośrednio po strasznym porwaniu i morderstwie Polly Klaas, podałam inicjały jej zabójcy - R. A. D. Ri­chard Allen Davies został aresztowany, a następnie skaza­ny za to morderstwo.

O Nadal jestem w posiadaniu listów z podziękowaniami od ludzi, którzy postanowili przeprowadzić się na jakiś czas, gdy przewidziałam niespotykanie gwałtowny huragan Andrew na Florydzie i trzęsienie ziemi w Northridge w Ka­lifornii.

O Na wiele miesięcy wcześniej, w programie Montela Williamsa, przewidziałam załamanie na rynku papierów wartościowych w październiku 1997 roku; trójskładnikowy "koktajl" będący nową bronią w walce z AIDS; "drobną potyczkę" z Irakiem pod koniec 1998 roku; błędną historię w 60 Minutach, która z kolei zaowocowała tym, że jej badacze sami stali się celem dochodzenia (jak się okazało, był to fałszywy raport o kolumbijskich królach narkotyko­wych, za który producenci 60 Minut musieli ostatecznie przeprosić); nieudaną próbę postawienia w stan oskarżenia Hillary Clinton; itd.

330


Przepowiednie na nowe milenium - 1999-2099

Co dziwne, moja Przewodniczka, Francine, nie ma nic wspólnego z owymi przepowiedniami, poza tym, że od czasu do czasu potwierdza ich prawdziwość, albo im zaprzecza. I ona, i ja wierzymy, że jej niezdolność do zainic­jowania proroctw bierze się z kłopotów, jakie sprawia jej postrzeganie czasu w ludzkich kategoriach, przez co z wielką trudnością określa różnicę pomiędzy przeszłością, teraźniejszością, a przyszłością. Jakikolwiek jednak byłby tego powód, pozostawia przepowiednie Bogu i pozwala, bym je przekazywała. Doświadczenie to jest w zasadzie bardzo proste, lecz zarazem ekscytujące. Siadam przy stole z długopisem i kartką papieru, koncentruję się na danym temacie - na ekonomii, zdrowiu, przełomach w medycynie, pogodzie, zjawiskach naturalnych, polityce krajowej i międzynarodowej, poszczególnych ludziach i indywidualnościach, właściwie na wszystkim, z wyjątkiem sportu, ponieważ zupełnie nie jestem zainteresowana tą tematyką - i jak zwykle wypowiadam swoje bezgłośne "Zaczynaj, Boże". Następnie moja dłoń zaczyna biegać po papierze, automatycznie zapisując każdą informację, jaka do mnie dociera, a to, co spływa spod mojego długopisu, jest dla mnie zawsze takim samym zaskoczeniem, jak dla wszystkich innych.

To Montel łagodnie poprowadził mnie i zachęcił do poszerzania zakresu moich przepowiedni. W prywatnej rozmowie zastanawiał się, czy mogę zajrzeć w przyszłość odległą o dziesięć, dwadzieścia, pięćdziesiąt lub sto lat równie łatwo, jak zaglądam w wydarzenia oddalone w cza­sie tylko o rok. Przy pewnej praktyce, więcej niż odrobinie cierpliwości i ogromnej chęci skoncentrowania się na prze­powiedniach, sięgających tak daleko w przyszłość, odkry­łam, że tak, równie łatwo odbierałam i zapisywałam tego rodzaju wiadomości.

331


Sylvia Browne

I tak, dzięki radzie Montela, oraz dzięki pomocy Boga, "podyktowano" mi przepowiednie na następnych sto lat. Oto one:

W grudniu 1999 roku zaznaczy się drastyczny spadek na rynku papierów wartościowych.

~

Kalifornia doświadczy suszy od końca 1998 po 2000 rok. ~

Pod koniec 1999 roku stanie się możliwe zapobieganie rakowi piersi i jego leczenie.

Sytuacja ekonomiczna będzie ulegała poprawie przez cały rok 1999.

~

W latach 1999-2000 Nowy Jork i Wschodnie Wybrzeże wysuną się na prowadzenie w ograniczaniu liczby prze­stępstw i walce z bezdomnością.

~

W ciągu następnych stu lat znane nam choroby nowo­tworowe zostaną pokonane za pomocą fal dźwiękowych, dzięki terapii fotoczułymi lekami i wykorzystaniu "samo­-uzależniających się" komórek.

~

Pojawi się wielka ilość zrobotyzowanych domów, kont­rolowanych za pomocą komputerowych central. Domy

332


Przepowiednie na nowe milenium - 1999-2099

wykonane będą z prasowanego papieru, pokrytego wars­twą plastiku, a wewnętrzne ścianki można będzie wymie­niać. Wiele z tych domów będzie miało trzy piętra i skła­dane dachy, dzięki czemu będą mogły do nich wjeżdżać i wyjeżdżać poduszkowce.

~

Udoskonalone zostaną samochody napędzane energią elektryczną. Będą one mogły podróżować drogą wodną, aby ominąć autostrady. Pewnego dnia napęd owych sa­mochodów zostanie zastąpiony atomowymi bateriami.

~

Klonowaniu nie będzie się poddawało całego ciała ludz­kiego, lecz poszczególne jego części będą klonowane do przeszczepów.

~

W dziedzinie stomatologii pojawi się nowy sposób bez­bolesnego usuwania zębów, przy użyciu pewnego rodza­ju ssawki. Usunięty ząb natychmiast zastępowany będzie nowym.

~

Kabiny diagnostyczne będą sporządzały mapę elektrycz­nej równowagi ciała, co pozwoli przewidzieć problemy zdrowotne zanim one wystąpią.

~

Pojawią się cylindryczne pokoje, w których ludzie będą mogli ujrzeć projekcję obrazu samych siebie w rozmai­tych ubiorach i barwach. Po dokonaniu wyboru, ciało zostanie zeskanowane, celem pobrania miary, a w dwa dni później, na zamówienie, wykonane zostanie ubranie.

333


Sylvia Browne

Inwazyjna chirurgia z wykorzystaniem skalpela stanie się przestarzała. W jej miejsce pojawi się urządzenie do jonizacji cząstek, które usunie chore komórki a następnie zamknie ranę nie pozostawiając blizny.

~

Rozwinie się chirurgia plastyczna, pozwalając na proste przemodelowanie struktury twarzy, dzięki czemu będzie można skopiować każdy wygląd, jaki wybierze pacjent.

~

Wyeliminowane zostanie stanowisko prezydenta Stanów Zjednoczonych. Nasz rząd powróci do struktury charak­terystycznej dla systemu greckiego senatu.

~

Zamiast jednego papieża wybrany zostanie triumwirat papieski. Każdy z nowo obranych papieży będzie opieko­wał się chrześcijanami w poszczególnych regionach geo­graficznych.

~

Do 2050 roku na Bliskim Wschodzie zapanuje pokój.

~

W roku 2026 Zachodnie Wybrzeże Ameryki, części Wschodniego Wybrzeża oraz znaczne obszary w Japonii zostaną zniszczone przez tsunami, lub fale przypływu. W ich wyniku pomiędzy wyspami Hawajskimi wynurzą się wielkie masy nowego lądu.

~

Atlantyda zacznie się wynurzać w roku 2023, a w pełni widoczna będzie w 2026 roku.

334




Przepowiednie na nowe milenium - 1999-2099

Po roku 2050 wkroczymy w "Wiek Mesjasza". Ludzie poświęcą się własnej duchowości i na wiele lat zapanuje pokój. Pojawi się życie w komunach, których mieszkańcy ostatecznie nauczą się kochać nawzajem i wspólnie pra­cować.

~

Depresja i zaburzenia nastroju będą leczone w "komo­rach kontroli", łagodnie emitujących stymulację zmysłową do mózgu, włącznie z pewnymi zapachami i muzyką umacniającą dobre samopoczucie.

~

Przestarzałe stanie się leczenie za pomocą pigułek. Leki dostarczane będą do organizmu przez skórę, za pomocą bezbolesnych iniekcji pneumatycznych.

~

Rakiety kosmiczne nie będą już napędzane gazem. Po­dróże kosmiczne odbywane będą dzięki cylindrycznym obiektom napędzanym energią atomową.

~

Stworzona zostanie baza księżycowa, otwarta dla turys­tów i zapewniająca przystanek przed dalszą podróżą.

~

Do roku 2055 większość miast zostanie nakryta kopułami ze względu na złe warunki atmosferyczne.

~

Hełmy pozwalające wkraczać w wirtualną rzeczywistość będą w taki sposób pobudzały fale mózgowe, że ludzie

335



Sylvia Browne

będą mogli w ciągu kilku godzin przyswajać sobie całe biblioteki informacji.

"Cc

W środowiskach cieplarnianych hodowane będą gigantyczne owoce i warzywa. Składniki pokarmowe w nich zawarte będą syntezowane w wysoce skoncentrowane iniekcje.

Stworzone zostaną silne proteiny, wzmacniające układ odpornościowy, bez mięsa zwierząt.

"Cc

Środek działający stymulująco na mózg, pozbawiony zupełnie objawów ubocznych, z powodzeniem wyeliminuje wszelkie uzależnienia.

Kara śmierci będzie wykonywana pod postacią całkowite­go odparowania ciała.

Odrębne rządy ostatecznie ustąpią pojedynczemu, glo­balnemu rządowi.

Zanim na świecie nastanie pokój, nastąpią wielkie zmiany i wojna bakteriologiczna. Lecz z całego tego zła wyniknie dobro, a wahadło przesunie się ku humanitaryzmowi i mi­łości.

336


Przepowiednie na nowe milenium - 1999- 2099

W wielu krajach panować będą cywilne zamieszki i nie­wielkie konflikty. Nie będzie jednak kolejnej wojny świato­wej, ani nuklearnego holokaustu.

"Cc

Pod koniec dwudziestego pierwszego wieku zasłona od­dzielająca nasz świat od Drugiej Strony stanie się cień­sza, dzięki czemu większość ludzi z łatwością będzie mogła dojrzeć i porozumieć się ze swoimi Duchami Prze­wodnikami oraz ukochanymi zmarłymi.

"Cc

W pobliżu nowego milenium pojawi się wielu fałszywych proroków, twierdzących, że są wskrzeszonym Chrystu­sem. Będą oni próbowali zwieść ludzi.

"Cc

W ciągu następnych stu lat miną nas kolejne cztery komety.

"Cc

W roku 2010 obcy zaczną ujawniać swoją obecność na Ziemi. Nie skrzywdzą nas. Pojawią się tutaj po to, by obserwować, co robimy z naszą planetą. Będą nas także od nowa uczyć wykorzystania urządzeń antygrawitacyj­nych, tak jak robili to w czasach budowy wielkich piramid.

"Cc

Pokój będzie trwał od 2050 do 2100 roku.

"Cc

Nie widzę niczego poza rokiem 2100, co może oznaczać, że koniec nadejdzie "niczym złodziej pod osłoną nocy".

337


Sylvia Browne

Ostatnie błogosławieństwo

Odbycie z wami tej podróży, nauka i utwierdzanie wraz z wami mojej wiary, świętowanie faktu, że, jako boże dzieci, jesteśmy ziemską rodziną, braćmi i siostrami, zjed­noczonymi przez nasze święte dziedzictwo i przez odwagę, jakiej wymaga od nas opuszczenie Domu i ponowne przy­bycie na Ziemię; wszystko to było dla mnie wielką przyje­mnością. Szanuję naszą więź i głód wiedzy, nadziei i blis­kości z bożym jądrem w każdym z nas, który przywiódł nas do spotkania na tych kartkach.

Na zakończenie, zanim znów się nie spotkamy, usiądź­my wszyscy razem, z dłońmi złożonymi na kolanach, nie zaciśniętymi w pozycji "zamkniętej", lecz otwartymi i skierowanymi wnętrzem do góry, w pozycji pozwalającej przyjąć łaskę i radość od Boga, gdy nasze duchy jednoczą się w modlitwie, jaką ofiaruję miłością, z głębi mojego pełnego, wdzięcznego serca:

Najdroższy Boże,

Stoję przed Tobą.. wiedząc, że Ty wiesz, kim jestem i co pragnę osiągnąć. Pomagaj mi co dnia pozostać w zgodzie ze spisaną przeze mnie mapą abym mógł/mogła osiągnąć dos­konałość, a tym samym sławić Twoje święte imię. Pozwól mi zawsze pozostawać świadomą białego światła Ducha Świętego, które mnie otacza, i Świadomości Chrystusa, która mnie prowadzi. Jeśli miałabym upaść, co zdarza się nam wszystkim, podaj mi dłoń i zaprowadź mnie na powrót na ścieżkę, którą dla siebie wybrałam.

Obiecuję, że wykorzystam swój osąd, honor i uczciwość, by zawsze podążać ścieżką dobroci. Będę świadoma swoich działań, przez co nigdy rozmyślnie nie skrzywdzę innej

338


Przepowiednie na nowe milenium - 1999-2099

osoby. Oddam się służbie innym nie oczekując, że moje wysiłki się zwrócą.

Proszę o Twoje światło, by objęło ten świat i przyniosło wszystkim ludziom pokój i harmonię. Proszę, byśmy pędzi­li uduchowione życie i razem stworzyli świat wolny od uprzedzeń rasowych, wyznaniowych i religijnych. Proszę, by w ciągu tego roku, i wszystkich lat, które nadejdą, zanim się z Tobą ponownie połączymy, Twoja miłość weszła w każde serce, umysł i duszę.

Wszyscy razem, Boże, ramię w ramię, podamy swoje dusze, by stworzyć ogromną drabinę prowadzącą prosto do Twojego serca, tam skąd przybyliśmy. Gdyby każde serce zechciało wyszeptać Twoje imię, pełne miłości, wów­czas wszelka ciemność na świecie zostałaby zmieniona w światło.

Możemy to zrobić.

Musimy to zrobić.

Zrobimy to.


Dla miłości Boga,

samych siebie i całej ludzkości. Amen

339


Dodatek:


Afirmacje

Modlitwy stanowią nasz kontakt z Bogiem, którego częś­cią jest każdy z nas. Z drugiej strony afirmacje, są naszym kontaktem z Bogiem, który jest częścią każdego z nas. Nawyk codziennej modlitwy i afirmacji naprawdę może wywołać cuda w naszym życiu.

Afirmacje wspomagają w nas te boskie elementy, które są nam przyrodzone - godność, szacunek do samego siebie, nadzieję, współczucie, spokój umysłu i bliskość z Wyższą Mocą, której głos rezonuje w głębi naszej duszy, czekając tylko, aż go usłyszymy.

W literaturze pełno jest niezliczonych, pięknych afirma­cji, od Biblii do Koranu, Talmudu, Buddyjskich mistrzów, po poezję i wszystko, co przeczytaliście, lub napisaliście, a co w trwały sposób rozpala płomień prawdy Ducha Świętego w waszej duszy. Zamieściłam tutaj kilka z nich. Używam ich codziennie, we wszystkich chwilach cichej samotności - pod prysznicem, w samochodzie, kiedy zasy­piam, w każdej chwili, nieważne jak krótkiej, którą mogę nazwać "swoją". Afirmacje są w moim życiu takim sa­mym codziennym nawykiem jak mycie zębów i obiecuję wam, że są jedynym uzależnieniem, które może przynieść wam prawdziwą ekstazę i zdrowie, nie kosztując nawet grosza.

"Bóg dał mi siłę i umocnił mnie, bym przetrwała ten dzień w pokoju, miłości i radości. Tarcza białego blasku Ducha Świętego chroni mnie przed otaczającym mnie złem."

341



Sylvia Browne

"Przez cały ten dzień, będę sobie wyobrażała samą siebie i bliskich mi ludzi bezpiecznie otoczonych dosko­nałą, białą bańką Bożego światła. Takim samym światłem otoczę nawet moich wrogów, aby Bóg mógł ich rozbroić, oraz rozpuścić zło i ciemność, która nas rozdziela."

~

"Dziś poproszę wszystkie komórki w moim ciele, by od­powiedziały mi i zareagowały tak, jak robiły to wtedy, gdy byłam najzdrowsza i wypełniona energią. Zaprzeczę wszelkiej chorobie, wiedząc, że mój umysł jest silniejszy niż moje ciało".

~

"Dziś zbliżę się do tego, by zostać taką osobą, jaką pragnę być. Sporządzając listę niepożądanych cech, ja­kich nie posiadam, będę afirmowała i świętowała wszyst­kie wspaniałe cechy, jakie posiadam, i rozbudowywała je w stronę duchowej doskonałości".

~

"Tego dnia oznajmiam z wszechpotężną siłą Bożej mo­cy, że zasługuję na dostatek i środki finansowe, które zapewnią mi wygodę, oraz że radośnie podzielę się moim dostatkiem z innymi, mającymi mniejsze powodzenie ode mnie."

~

"Dziś będę promieniowała aurą piękna i światła na wszy­stkich dookoła mnie, jaskrawym lśnieniem pomarańczo­wego promieniowania, płynącego z mojego serca, dzięki czemu sprawię, że inni poczują się błogosławieni i ko­chani".

342


Dodatek

"Zaczynam ten dzień wizją czystej, białej chmury ponad moją głową, a wewnątrz tej chmury umieszczam moje najgłębsze, najskrytsze marzenia dla siebie i dla ludzi, których kocham. Potem proszę Boga, by pozwolił tej chmurce łagodnie spłynąć na mnie, aż mnie otoczy i sta­nie się moją częścią"·

~

"Dziś uważnie wsłucham się w ten pojazd, który znam jako własne ciało. Nie będę negowała żadnego bólu czy choroby, która wymaga leczenia przez eksperta w dzie­dzinie medycyny. Lecz każdy przewlekły czy słabszy ból, lub chorobę, skupię w kulę ognia, odrzucę ją z mojego ciała, zabezpieczę w sejfie wykonanym z grubego ołowiu i wysadzę w powietrze, przeistaczając w nieszkodliwy, bezsilny opar" .

~

"Dzisiaj znajdę sobie cichą chwilę i napiszę List do Wszechświata, zaadresowany do Boga, opowiadając Mu o moich pragnieniach, rozterkach, nadużyciach i radoś­ciach. Następnie spalę ten list w bezpiecznym miejscu, zawierzając, że energia ognia poniesie moje słowa ku ich świętemu miejscu przeznaczenia".

~

"Dziś, z początkiem każdej nowej godziny, będę przypo­minać sobie, że jestem młoda, pełna życia, mogę dopiąć każdego celu i posiadam wielkie piękno zarówno umysłu jak i ducha".

~

"Będę tego dnia afirmowała fakt, że mój intelekt i moje emocje zostaną scementowane w jedność, tworząc dos-

343



Sylvia Browne

konały lejek, przez który przepłyną wiadomości i energia Boga, aby uzdrowić mnie i ludzi, których kocham".

"Ct

"Zaczynając ten dzień czuję strumień siły, którą poświę­cę kierowaniu się moim wzorcem życia i udoskonalaniu moich duchowych celów".

"Ct

"Pochodzę od Boga. Jestem częścią Boga, a Bóg jest częścią mnie. Dlatego nie można mnie poniżyć. Jestem silna, jestem kochana i kocham, ponieważ żyję dziś i co­dziennie w zgodzie z wielkim, bożym planem".

"Ct

"Mierząc się dziś z moim żalem, nie pogrzebię go, lecz przeciwnie, wyrażę na niego zgodę. Tym samym po­proszę Boga, by pomógł mi czerpać siłę z Jego boskiego planu i przewodnictwa, i otoczył mnie swoimi Aniołami. Wiem, że znowu zobaczę moich bliskich i będę dzieliła z nimi wieczność w doskonałej radości Drugiej Strony".

"Ct

"Dziś nie będę po prostu patrzyła na otaczających mnie ludzi. Naprawdę ujrzę ukryte w nich święte duchy i będę kochała je bez uprzedzeń, jako dzieci Boga, którymi wszyscy jesteśmy. Potwierdzam, że moim największym celem jest nie oczekiwanie miłości, lecz swobodne jej dawanie, nie prosząc o nic w zamian".

"Ct

"Dzisiaj będę całkowicie kochała samą siebie, traktując się z dumą i honorem. Ponieważ moja dusza i duch

344


Dodatek

pochodzą od Boga, szanuję siebie za bardzo, by pozwolić komukolwiek zbezcześcić lub zniesławić mnie w jakikolwiek sposób".

Przez dziewięć wieczorów, dokładnie o dwudziestej pierwszej, zapal świecę i powtarzaj:

"Jestem błogosławionym dzieckiem Boga. Jest mi dobrze. Jestem szczęśliwy. Czeka mnie wielka pomyślność, ponieważ, jako boże dziecię, mam siłę pozwalającą mi tworzyć cuda".

345


\





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
15 Mozesz przejsc na druga strone
MOST NA DRUGĄ STRONĘ
Jak pobrać i zapisać do pliku?resy stron oraz wyszukiwarek, z których użytkownicy wchodzą na naszą s
Wentworth Sally Sensacja na pierwszą stronę
Wymagania na drugą kartkówkę
RP2-2013 Zadania na druga kartkowke
Joomla 1 5 Prosty przepis na wlasna strone WWW joowww
Jak zrobić przekierowanie z jednej strony na drugą, PHP Skrypty
retoryka, Psychologia - Manipulacja, Manipulacja- wywierania wpływu na drugą osobę bez jej wiedzy i
Cwiczenia na wewnetrzna strone ud[1], cwiczenia i odchudzanie, diety
Wydymalka kwit na druga poprawe!!!
Ćwiczenia na wewnetrzna strone ud, Kulturystyka
Joomla! 15 Prosty przepis na wlasna strone WWW
Joomla! 1 5 Prosty przepis na własną stronę WWW
Trafiłeś na taką stronę Uważaj!
WSTAW NA SWOJĄ STRONĘ PRZEMÓWIENIE ŚWIETEGO MIKOŁAJA Z JU TUBE
Zapraszamy na drugą?ycję Opolskich Spotkań Astronautycznych
Na pierwszą stronę leady
PYTANIA NA DRUGĄ POŁÓWKĘ

więcej podobnych podstron