Rozdział 15
— Witaj, Severusie! Co ty tutaj robisz we wtorek? — zapytała zdziwiona nauczycielka transmutacji, a reszta zebranych w pokoju nauczycielskim profesorów przypatrywała mu się z zaciekawieniem.
Snape nie był zaskoczony, że jego koledzy zauważyli zmianę obyczajów - Minerwa była bardzo spostrzegawcza.
Od czasu adopcji starał się spędzać z Harrym chociaż dwie nocy w tygodniu. Wciąż uczyli się być razem, więc zwykle we wtorki Harry odrabiał swoją pracę domową w lochach, a następnie jedli wspólnie kolację. Po niej grali w gry planszowe lub czytali, a później Gryfon szedł spać do swojego pokoju w kwaterach ojca. Ten sam zwyczaj obowiązywał w soboty. W te dni Severus nie odwiedzał pokoju nauczycielskiego.
— Harry powiedział, że kończy jakiś projekt z kolegami — odpowiedział, wzruszając ramionami.
Minerwa nalała mu filiżankę kawy z odrobiną Ognistej i usiadła obok niego.
— Projekt? Powiedział na jakie zajęcia? — zapytała, marszcząc brwi w zadumie.
— Nie, ale na pewno nie na eliksiry, a sądząc po jego reakcji, to również nie na transmutację. — Severus zaczął się obawiać, co jego syn wymyślił, a mina koleżanki tylko utwierdzała go w przekonaniu, że nie będzie to nic dobrego.
— Oni coś knują. Wczoraj Potter, Granger i Weasley o mało co, a nie wróciliby na czas przed ciszą nocną — zauważyła, nadal intensywnie myśląc, Minerwa.
— Zdążyli?
— Tak. Byłam akurat w wieży - weszli zaledwie minutę przed czasem. Gdy zapytałam ich, co robili, skoro biblioteka była wczoraj wcześniej zamknięta, to zaczęli na poczekaniu wymyślać jakieś wyjaśnienie. Mówili coś o wysyłaniu sowy do Weasleyów... — Wicedyrektorka wciąż wyglądała na bardzo zaabsorbowaną tą, podejrzaną według niej, sytuacją.
— Daj mi, proszę znać, jeśli ponownie coś takiego się wydarzy, dobrze? — poprosił zmartwiony Severus.
— Oczywiście — zgodziła się błyskawicznie McGonagall.
Severus zobaczył Harry'ego następnego dnia na śniadaniu, rozmawiającego z ożywieniem z przyjaciółmi i przestał myśleć o całej sprawie.
W środy pierwszoroczni Gryfoni mieli astronomię, więc w czwartki pozwalano im zostać dłużej w łóżkach, w związku z czym, Severus nie widział Harry'ego w Wielkiej Sali na śniadaniu. Ale zaniepokoił się dopiero, gdy w porze obiadu nie mógł odnaleźć czarnowłosego dziecka, siedzącego na stałym miejscu przy stole Gryffindoru.
— Widziałaś dzisiaj moje dziecko? — zapytał, siedzącą obok opiekunkę Gryffindoru.
— Nie, byłam bardzo zajęta rano, ale wiem, że Ronald Weasley spędził noc w ambulatorium, więc może Harry poszedł go odwiedzić — odpowiedziała wyjaśniająco nauczycielka transmutacji.
— Bez Granger? A tak w ogóle, to co mu się stało? — zapytał zaciekawiony, wciąż przyglądając się przyjaciółce syna siedzącej samotnie przy stole.
— Nie wiem. Muszę zobaczyć się z Poppy później, to się dowiem. Ostatniej nocy mieli astronomię, mógł sie przeziębić. Za dwie godziny mam zajęcia z klasą Harry'ego, więc po lekcji z nim porozmawiam — obiecała McGonagall, zbierając się do opuszczenia Wielkiej Sali.
— Powiedz mu, żeby zgłosił się do mnie, jeśli stwierdzisz, że Weasley cierpi na coś zaraźliwego — poprosił Snape.
McGonagall uśmiechnęła się. Każdego dnia Severus coraz bardziej ujawniał ochronną stronę swojej natury. Ponadto była zaintrygowana sytuacją z Harrym. Granger spożywała obiad, ale wyglądała na nieco zagubioną, choć może po prostu brakowało jej przyjaciół...
Minerwa wiedziała, że jej Lwy mają historię magii w klasie, znajdującej się w tym samym korytarzu, w którym ona miała mieć za chwilę z nimi lekcję, więc postanowiła zaczekać na swoich podopiecznych i razem z nimi udać się na zajęcia. Tym bardziej, że nieraz zdarzyło się, że któryś z uczniów zasnął na historii i nie dotarł na następne zajęcia.
Zaczęła się martwić, gdy zdała sobie sprawę, że Potter nie uczestniczył w tej lekcji. Hermiona wyszła z klasy sama. Czyżby również był w szpitalu? Po wejściu do klasy McGonagall postanowiła wysłać wiadomość do Severusa, ale w tej samej chwili Harry zapukał i wbiegł do środka.
Minerwa odetchnęła z ulgą. Dziecko wyglądało, jakby nic mu się nie stało, choć jego wyglądał był trochę niechlujny, jakby przybiegł z bardzo daleka. Patrząc na nią zawstydzonym wzrokiem, poprosił o pozwolenie na wejście na zajęcia, a następnie usiadł obok swojej przyjaciółki. Bardzo lubiła tego chłopaka, ale nie było w jej naturze usprawiedliwianie opuszczania zajęć czy spóźniania się na nie. Wyjaśniła temat zajęć, po czym kazała uczniom ćwiczyć część praktyczną, a sama w tym czasie napisała notatkę do profesora eliksirów.
— Panie Potter. — McGonagall zatrzymała Gryfona po zakończeniu lekcji. Harry powoli podszedł do biurka.
— Przykro mi, że się spóźniłem, pani profesor — przeprosił natychmiast skruszony.
— Nie tylko spóźniłeś się do mojej klasy, panie Potter, ale ominąłeś również wcześniejsze zajęcia. Czy masz jakiś dobry powód, dla którego to zrobiłeś? — zapytała, patrząc surowo na swojego wychowanka.
Gryfon patrzył na buty.
— Nie, proszę pani — mruknął cicho.
— Tak też sądziłam. Nie masz już dzisiaj żadnych zajęć, w związku z czym, proszę zanieść ten list do profesora Snape'a i poprosić go, aby porozmawiał ze mną tego wieczoru — nakazała surowo, podając Harry'emu napisaną wcześniej notatkę.
— Tak, proszę pani — odpowiedział cicho chłopak.
Harry wziął zwiniętą kartkę i umieścił w kieszeni. Hermiona czekała na niego przy drzwiach. Wyglądała na tak samo zmęczoną, jak on. Musiał oddać ojcu liścik i zastanawiał się, czy to byłby dobry moment, aby poprosić go o pomoc.
Dwa i pół tygodnia przed Wielkanocą Harry otrzymał od Hagrida zaproszenie na herbatę, dla siebie i przyjaciół. Poprosił Severusa o pozwolenie na pójście i dowiedział się, że chatka gajowego nie była poza ustalonymi wcześniej granicami. Snape wiedział, że łagodny pół-olbrzym był przyjacielem Harry'ego, więc uznał, że tak długo, jak chłopak miał odrobione wszystkie swoje zadania domowe, to mógł odwiedzać Hagrida tak często, jak chciał.
Gryfon był tą zgodą zaskoczony, ale herbata u Hagrida była jeszcze bardziej nieoczekiwana. Gajowy pokazał im bowiem jajko smoka, które wygrał w karty! Hagrid umieścił je w kominku, aby zapewnić ciepło, potrzebne do wyklucia małego, cudownego smoka.
Z punktu widzenia Harry'ego świetną sprawą było to, że Severus pozwolił mu odwiedzać Hagrida, kiedy tylko chciał, bez konieczności wiecznego pytania o zgodę, bo trzy dni później z jajka wykluł się smok i Hagrid poprosił ich o pomoc w opiece nad małym stworzeniem.
Norbert rósł bardzo szybko. Po tygodniu był już na tyle duży, by spać w skrzyni. Ponadto zaczął zionąć ogniem. Hermiona, Harry i Ron rozmawiali z Hagridem o tym, jak niebezpieczne jest posiadanie smoka. I to nawet nie dlatego, że było to nielegalne, ale smok musiał pozostać w drewnianej chacie Hagrida z resztą jego zwierzaków. Nie mógł przecież schować smoka w szkole!
Musiało minąć parę nocy, które Hagrid poświęcił na gaszenie wciąż wybuchających pomniejszych pożarów, spowodowanych parskaniem Norberta, zanim zdał sobie sprawę, że jego młodzi przyjaciele mieli rację. Ale potrzebował znaleźć kochająca rodzinę dla jego małego smoka! Ron napisał do swojego brata w Rumunii, prosząc o pomoc w znalezieniu dobrego domu dla Norberta.
Po tygodniu Ron otrzymał odpowiedź od brata, który, na szczęście znając obsesję Hagrida na punkcie niebezpiecznych stworzeń, nie zadawał zbyt wielu pytań, a poinformował jedynie, że ma gotowy plan odnośnie zabrania smoka z Hogwartu. Kolejny list do obozu smokerów Gryfoni wysłali w poniedziałek późnym wieczorem, przez co o mało co nie wędrowali po Hogwarcie po ciszy nocnej, a ich Opiekunka Domu była tej nocy w pokoju wspólnym!
Harry, Hermiona i Ron spali lepiej w nocy wiedząc, że mały smok wkrótce zniknie. Hagrid był naprawdę smutny. Spędził noc śpiewając kołysanki Norbertowi i gasząc kolejne pożary.
W środę przed klasą astronomii Ron został ugryziony przez stworzenie. Pod koniec lekcji jego ręka była dwukrotnie większa niż normalnie, więc postanowił udać się do skrzydła szpitalnego. W czwartek Hagrid zapytał Harry'ego czy nie mógłby popilnować Norberta rano, bo sam musiał doglądnąć jednorożce i inne stworzenia w lesie, a małe smoczątko nie mogło zostać bez opieki. Harry poszedł do chatki gajowego zaraz po zaklęciach, jako, że miał czas wolny, aż do obiadu. Potem miał historię magii i transmutację. Hagrid powiedział, że wróci w porze lunchu. Musiał jednak pomóc choremu testralowi i wrócił do swojej chatki kilka godzin później. Harry pobiegł do szkoły najszybciej jak mógł, ale i tak się spóźnił na transmutację.
Notatka w kieszeni była bardzo ciężka. Ciężka niczym ołów. A jego buty wcale nie były lżejsze. Harry był w drodze do lochów. Pragnąc być jak najdalej stamtąd. Wiedział, że jego „ojciec" również już zakończył zajęcia na ten dzień i bał się nieuniknionego spotkania z nim.
Harry miał bardzo złe doświadczenia z listami ze szkoły, które musiał pokazać w domu. To zawsze był ten sam scenariusz. Zaczynało się od tego, że Dudley śmiał się i drwił z niego, bo wpadł w kłopoty w szkole, a potem ciotka czytała notatkę i wyznaczała mu dodatkowe pracy, aby mógł przemyśleć nie tylko swoje niegrzeczne zachowanie, ale i sens swojego życia w ogóle. Najgorzej było, kiedy wuj Vernon wracał z pracy. Krzyczał tak bardzo, że aż się robił czerwony na twarzy, a pod koniec całej historii Harry miałby bardzo wrażliwy i czerwony tyłek, po otrzymaniu bardzo precyzyjnej chłosty za zawstydzanie krewnych. I z całą pewnością byłby wysyłany do łóżka bez kolacji.
Harry westchnął. Wiedział, że jego nowy ojciec go nie zrani, ale bał się, że Snape będzie żałował, że jest jego synem.
Zapukał do drzwi lochów, choć śmiało mógł je otworzyć. Tyle, że tym razem nie był pewien powitania.
— Ach, pan Potter — powiedział Severus, otwierając drzwi. Minerwa skontaktowała się z nim przez Fiuu, więc wiedział, że Harry nadchodzi. Usiadł z powrotem przy swoim biurku.
— Podejdź tu i stań obok mnie. — Głos Severusa był miękki i delikatny. Harry niepewnie stanął obok niego. Był niezmiernie blady i czuł, że lada chwila, a się rozpłacze. Niechętnie wręczył mu notatkę.
Severus wziął kartkę i otworzył ją, by odczytać starannie nakreśloną wiadomość od opiekunki Gryffindoru. Spojrzał na skruszonego chłopca.
— Czy wiesz, co jest w tym liście, Harry? — zapytał miękko.
Harry skinął głową.
— Byłbym wdzięczny za słowną odpowiedź, synu — powiedział spokojnie Snape, uważnie przypatrując się zmieszanemu chłopcu przed nim.
Harry wyszeptał:
— Tak. — Bał się spojrzeć na Snape'a, ale jeszcze bardziej obawiał się uciekać wzrokiem.
— Powiedz mi. — Głos Snape'a wciąż był łagodny.
— Tam… tam jest napisane, że… pominąłem historię magii i spóźniłem się na transmutację — wyszeptał Harry, wciąż nie potrafiąc spojrzeć ojcu w oczy.
— Zbagatelizowałeś również obiad, prawda? — Harry przybrał na wadze i wreszcie osiągnął odpowiednią dla jego wieku masę ciała, ale Severus podkreślał, że powinien jeść każdy posiłek.
— Tak — przyznał Gryfon.
— Czy masz dobry powód, dla tych wszystkich rzeczy? — dopytywał się wciąż łagodnym tonem, aby nie spłoszyć i tak już wystraszonego syna.
— Tak. — Harry odetchnął głęboko. Przypomniał sobie rozmowę, jaką odbył ze Snape'em po incydencie z materiałami wybuchowymi przed Nowym Rokiem. Severus powiedział wówczas, że powinien poprosić o pomoc. Spojrzał ojcu w oczy, po czym powiedział: — Potrzebuję pomocy z czymś i... I potrzebuję, żebyś nie zadawał zbyt wielu pytań.
Severus wiedział, kiedy uczynił tę obietnicę, że wcześniej czy później będzie musiał ją spełnić. Jakież to straszliwe zmartwienie mogło mieć jego dziecko?
— Wyjaśnij, na czym polega problem, a pomogę ci synu. — Harry przybliżył się o krok do ojca. — Gdzie byłeś dziś rano?
— U Hagrida. Ja... zjadłem tam coś. To on jest tym, który potrzebuje pomocy — wyjaśnił Harry.
— Czy Hagrid był z tobą? — indagował Snape.
— Nie, tato. Przyszedł później niż planował, dlatego nie byłem w stanie dotrzeć na historię magii i spóźniłem się na transmutację. Hagrid miał być z powrotem już w porze obiadu, ale... — Snape delikatnie położył rękę na ustach Harry'ego zatrzymując w ten sposób potok słów syna: — Zacznij od początku, Harry. Dlaczego w ogóle byłeś rano w chatce Hagrida? W czym tkwi problem, synu?
W tym momencie Harry stracił nad sobą kontrolę. Teraz był tylko małym chłopcem, który płacząc starał się wyjaśnić tacie obecność smoka na terenie Hogwartu, jak również obrażeń przyjaciela. Severus poczuł jak niebezpiecznie podnosi mu się ciśnienie.
Dlaczego, do cholery, to dziecko nie mogło wpadać w zwyczajne kłopoty?
— A jak się czuje pan Weasley?
— Nie wiem. — Harry wziął chusteczkę i wysuszył oczy. — W nocy musiał się udać do skrzydła szpitalnego, bo ręka strasznie go bolała i bardzo mu spuchła! Nie byliśmy w stanie go odwiedzić. Doglądałem Norberta rano i...
— Jak blisko byłeś tego smoka? — zapytał srogim głosem Snape.
— Po prostu go karmiłem. — Severus przytrzymał go za rękę, obrócił dookoła i wymierzył imponującego klapsa w tyłek.
— Ała! — Harry już prawie zapomniał jak ciężką rękę ma jego tata.
— Dlaczego, na miłość Merlina, nie powiedziałeś mi o tym w chwili, gdy smok się wykluł? — Mistrz Eliksirów w tym momencie sam wyglądał, jakby lada chwila miał zamiar ziać ogniem.
— On nie był wtedy niebezpieczny. — Harry starał się utrzymać pośladki jak najdalej od ręki Severusa. — Był całkiem mały i Hagrid powiedział, że potrafi sobie z nim poradzić. Nie wiedziałem, że tak szybko urośnie!
Nie mogąc już znieść siedzenia, Severus wstał i zaczął nerwowo chodzić przed Harrym.
— Mówiłeś, że już skontaktowaliście się Charliem Weasleyem i uzgodniliście termin, kiedy mają odebrać smoka, tak? — upewniał się Snape.
— Tak, tato. — Harry wciąż starał się trzymać tyłek jak najdalej od ojca.
— Kiedy Charlie i jego przyjaciele mają przybyć? — Rzeczowy ton Severusa nie wróżył nic dobrego dla jego niegrzecznego syna.
— W sobotę, o północy, na najwyższej wieży — odpowiedział szybko Harry.
Snape gwałtownie przerwał swój spacer po komnacie.
— A kiedy zamarzałeś mi o tym powiedzieć, co? Może w chwili, gdy smok ukąsił ciebie lub pannę Granger? — Dwa kolejne siarczyste klapsy wylądowały na chłopca pośladkach.
— Nie, tato... Miałem zamiar powiedzieć ci dzisiaj, on jest naprawdę trudny do okiełznania... Przepraszam. — Harry ochronnym gestem zakrył pupę.
— Dzisiaj to się dopiero stało problemem, ponieważ twój przyjaciel został ugryziony. — Severus naprawdę chciał wierzyć, że Harry zamierzał przyjść do niego z tą sprawą.
— Wiem. Ale to się stało późno wczoraj... A dziś miałem iść do Hagrida i...
Snape klęknął przed nim i chwycił za ramiona. Harry widział troskę w jego ciemnych oczach. — Możesz przyjść do mnie w każdej chwili. W dzień lub w nocy. Nic nie jest dla mnie ważniejsze niż ty. Rozumiesz?
— Tak, tato. — Harry skinął głową i zbliżył się szukając komfortu. Severus zauważył, że dziecko drżało. Tulił go przez kilka minut. Potem wstał i, odwracając chłopca do ściany, powiedział stanowczo:
— Nos do kąta, młody człowieku. Pójdę porozmawiać z panią Pomfrey. Ukąszenia smoków są bardzo niebezpieczne. Twój przyjaciel może stracić rękę, jeśli szybko nie poda mu się odpowiedniej odtrutki.
Harry był bardzo zaniepokojony o Rona.
— Dasz radę mu pomóc, prawda? — zapytał z nadzieją.
— Postaram się — rzucił lakonicznie Snape, po czym wyszedł.
Harry stał niespokojnie w kącie; pośladki wciąż go szczypały po uderzeniach, jakie otrzymał a dodatkowo jakby w oczekiwaniu na te, które miały przyjść, bo był pewien, że ojciec nie zamierzał pozwolić mu uciec z trzema tylko klapsami w ramach kary za narażanie własnego życia.
Po kwadransie Severus wrócił do salonu. Otworzył szafkę i Harry usłyszał jak bierze szklane fiolki.
— Chodź ze mną, panie Potter — nakazał stanowczo Severus.
— Dokąd idziemy? — Harry w jednej chwili stał obok niego.
— Do ambulatorium — wyjaśnił krótko Snape.
— Jak się czuje Ron? — dopytywał z troską chłopak.
— Pani Pomfrey zgadła, że potrzebuje eliksiru z anty-jadem i stosowała go przez całą noc, ale potrzebuje więcej fiolek, bo smok jest młody i nie kontroluje jeszcze ilości jadu, gdy gryzie — objaśnił cierpliwie Snape.
— A dlaczego ja muszę iść do szpitala? — dopytywał się podejrzliwie Harry.
— Ponieważ nie wiem, jak dużo czasu będę musiał tam spędzić, a nie chcę cię zostawić samego w lochach. A ponadto pani Pomfrey będzie mogła rzucić urok diagnozujący na ciebie i pannę Granger, żebyśmy wiedzieli, czy smok was czymś nie zaraził. Gdybym miał tyle kłopotów, co ty, młody człowieku, to raczej bym się więcej nie odzywał, niż to konieczne — rzucił surowo Mistrz Eliksirów.
— Ale obiecałeś pomóc... — wyjęczał Harry.
— I właśnie to robię. Pomagam. Co nie znaczy, że nie masz kłopotów z powodu nie powiedzenia mi wcześniej o całej sprawie, czy pomijania dzisiaj zajęć i obiadu. — Severus nie był w nastroju do wysłuchiwania marudzenia syna.
— Och. — Harry zapomniał o swoich pozostałych grzeszkach, mając na uwadze jedynie historię ze smokiem.
— Och! Rzeczywiście! W jaki sposób zamierzaliście zabrać go do wieży w sobotę? O północy, po ciszy nocnej, łamiąc wiele innych przepisów szkolnych?! — grzmiał wściekle Snape.
Harry był pewien, że tata nie zamierzał ukarać go za coś, czego jeszcze nie zrobił, ale na wszelki wypadek powiedział cicho:
— Przykro mi. Nie planowałem tego jeszcze. — Severus ponownie go przytulił. Jak trudno być ojcem!
Weszli do ambulatorium i Harry stwierdził, że Hermiona i McGonagall już tam były.
Harry usiadł na krześle obok łóżka Rona i przez łzawiące oczy widział, jak organizm przyjaciela reaguje na zatrucie jadem Norberta. Wydawać by się mogło, że w żyłach Rona zagnieździły się małe owady.
Hermiona płacząc, usiadła obok niego i trzymała go za rękę. Dwoje dzieci przyglądało się, jak dorośli zaaplikowali Ronowi kilka fiolek eliksirów i zobaczyli również w jaki sposób rzucali uroki, aby zatrzymać jad. Po chwili, która wydawała im się wiecznością, a naprawdę trwała ledwie pół godziny, nauczyciele oświadczyli, że wszystko jest już w porządku. Ramię Rona znów miało zdrową, różowawą barwę, a on sam odpoczywał spokojnie.
Hermiona i Harry zostali sami, podczas gdy Minerwa, Severus i Poppy poszli do gabinetu pielęgniarki, aby spokojnie omówić problem.
Wszyscy bardzo lubili półolbrzyma, w związku z czym postanowili mu pomóc w sprawie smoka.
Minerwa i Severus postanowili wziąć na siebie obowiązek złożenia gajowemu wizyty.
Hagrid był bardzo zawstydzony, że jego smok ukąsił Rona:
— Ale wiecie, jakie są młode... gryzą wszystko, co widzą...
Wiedział, że nie powinien angażować dzieci do opieki nad stworzeniem, ale stało się... Myślał, że proces wykluwania potrwa dłużej, a poza tym nie przewidział, że smok tak szybko urośnie – miał nadzieję, że będzie mały przez prawie rok...
Hagrid jest tylko dużym dzieckiem, pomyślała Minerwa podczas przemieniania klatki na wystarczająco silne pomieszczenie, które utrzyma stworzenie poza zasięgiem łatwopalnych rzeczy dookoła niego w trakcie transportu.
Severus spryskał skrzynię specjalnym płynem, chroniącym drewno od zapłonu, a w środku umieścił małą zabawkę do żucia, żeby Norbert miał się czym zająć. Dodatkowo maskotka miała zbierać jad smoka, który obecnie, nie znajdując ujścia, szkodził mu.
— Jak zaniesiemy go do wieży? — zapytał zaintrygowany Severus.
— Nie wiem… On waży co najmniej sto funtów! Wiesz, że smoki źle reagują na magię, a o ile mogę transmutować klatkę tak, aby ważyła tyle, co pióra, to ze smokiem nie dam rady zrobić nic. — Sfrustrowana wicedyrektorka chodziła nerwowo w kółko.
— Mogę go nosić, jeśli nie macie nic przeciwko. Tak czy owak planowałem iść z dzieckiem... — Hagrid pragnął przebywać ze swoim smokiem jak najdłużej.
— Ufam, że o północy wszyscy uczniowie będą w swoich łóżkach. — Minerwa wiedziała, że to pobożne życzenie, ale chciała zakończyć całą sprawę jak najszybciej i bez zbędnych komplikacji.
— Wolałbym, abyśmy umieścili zaklęcia blokujące na drzwi pokojów wspólnych, do czasu, aż pozbędziemy się tego stworzenia — oświadczył kategorycznie Severus.
— To byłoby wręcz wskazane Severusie, ale Pomona i Filius musieliby zostać poinformowani o całej sytuacji, a im mniej osób uczestniczy w tym bałaganie, tym lepiej. — Opiekunka Gryffindoru podchodziła do sprawy bardziej racjonalnie niż zatroskany Ślizgon.
— Przynajmniej zablokuj swoją Wieżę. — Tylko jeden Gryfon był zmartwieniem Severusa.
— Zrobię to. — Minerwa spojrzała na smoka i miała nadzieję, że uda jej się przetransmutować go do mniejszego rozmiaru, tak aby zmieścił się bezproblemowo w małej klatce i tak, aby pół-olbrzym za długo nie widział zmienionego Norberta. Niewykluczonym było, że Hagrid chciałby zachować smoka w „nowym" rozmiarze.
Jako że sobota była tuż-tuż, zdecydowali się, że nie będą już zmieniać, ani wymyślać nowych planów dotyczących pozbycia się stworzenia. Minerwa i Snape pójdą z Hagridem i przetransportują jakoś bestię do wieży w wyznaczonym czasie.
Wrócili do szpitala. Weasley spał spokojnie, a Harry i Hermiona siedzieli obok niego.
Harry poczuł się zmęczony, gdy wraz z Snape'em wracali do lochów. Severus puścił syna pierwszego, po czym sam wszedł do komnaty i zamknął drzwi.
— Harry, umyj ręce i przygotuj się do łóżka. — Przygnębiony Gryfon zastanawiał się czy zostanie wysłany do łóżka bez posiłku. Jego żołądek zaczął protestować, więc próbował go uspokoić.
— Pójdziesz spać po kolacji, dziecko, więc idź się przebrać — zauważył Snape.
— Tak, tato. — Harry powinien wiedzieć, że Snape nie zamierzał wysłać go do łóżka głodnego.
Gryfon wrócił w piżamie i narzuconej na niej szacie. Na stole stały już kanapki i zupa. Jedli w milczeniu. Ani on ani jego ojciec nie wydawał się skłonny do rozmowy.
— Pani Pomfrey rzuciła kilka czarów diagnostycznych na mnie i Hermionę — poinformował ojca.
— Tak. Powiedziała mi, że nie znalazła nic złego. — Severus wydawał się bardzo zainteresowany krojeniem swojej kanapki. Harry dokończył cicho: — Nie wiedzieliśmy, że smoki mogą być tak niebezpieczne.
— Dlatego napiszesz długi na trzy stopy esej o smokach. Chcę go widzieć na moim biurku w poniedziałek — zarządził Mistrz Eliksirów.
Harry skrzywił się.
— Profesor McGonagall powiedziała, że będę miał szlaban za omijanie klasy — poskarżył się jęcząco.
— Jest twoją Opiekunką Domu i to jest szkolna kara. Esej jest częścią kary głównej — zauważył pozbawionym współczucia tonem Snape.
Harry żachnął się. Nie lubił być karany za tą samą rzecz w szkole i w domu.
— Jutro popołudniu pomożesz mi przygotować składniki eliksirów i wyszorujesz kociołki, a także napiszesz esej z materiału przerabianego na zajęciach, które opuściłeś — nakazał stanowczo Severus.
— Tak, tato — wymruczał zrezygnowany Harry.
— Chcę, żebyś był ostrożny podczas obchodzenia się z magicznymi stworzeniami. A od teraz masz się mnie pytać o zgodę przed zbliżeniem się do jakiegoś innego Hagridowego zwierzątka. Zrozumiano? — zapytał surowo Severus.
— Tak jest — mruknął cicho Harry.
— Skończyłeś kolację? — zapytał poirytowany zachowaniem syna Severus.
— A deser? — zapytał zdumiony takim obrotem wydarzeń chłopak.
— Do następnego poniedziałku możesz zapomnieć o deserze. Masz jakąś pracę domową do zrobienia? — zapytał podenerwowany Snape.
— Nie, tato — mruknął, zasępiony perspektywą tygodnia bez słodyczy, Harry.
— Weź podręcznik do eliksirów i przeglądnij ostatnią lekcję. Jutro może być sprawdzian — polecił rzeczowo Mistrz Eliksirów.
— Tak, tato. — Harry nie miał ochoty się uczyć, ale wiedział, że jeśli odpowie inaczej, to zostanie wysłany do łóżka. Wyjął podręcznik z plecaka i udał się ze Snape'em do salonu. Mistrz Eliksirów usiadł na kanapie i Gryfon wcisnął się obok niego z książką w ręku.
Snape czytał gazetę i patrzył, jak Harry przegląda książkę. Był tak strasznie zadowolony, że dziecko nie zostało zranione przez smoka.
Po godzinie chłopak ziewnął i Severus wiedział, że nadszedł czas, aby wysłać go do łóżka.
— Umyj zęby i kładź się do łóżka. Przyjdę zgasić światło... — Harry spojrzał na niego i wydawało się, że chce coś powiedzieć, ale szybko zmienił zdanie i poszedł do łazienki.
Gdy dziesięć minut później Snape wszedł do pokoju Harry'ego, łóżko było zaścielone, ale chłopaka w nim nie było. Severus zajrzał do łazienki i tam go znalazł.
— Tak długo zajęło ci mycie zębów? — zapytał zdumiony.
— Jeszcze ich nie umyłem. — Harry pokazał mu szczoteczkę.
— Na co czekasz? — Snape był trochę zirytowany, że chłopak nie może wykonać tak prostej instrukcji? Co było problemem?
— Harry... — zaczął niecierpliwie. — Czemu to tak długo trwa?
— Ron był bardzo chory. A my... byliśmy tak blisko i nie wiedzieliśmy, że to tak niebezpieczne i... Hagrid... — Gryfon zaczął szlochać.
— Cii... — Snape posadził go obok siebie na łóżku. — Nie jesteś odpowiedzialny za cały świat, synu. Tak… powinieneś mi powiedzieć o wszystkim już w chwili, gdy tylko okazało się, że istnieje problem, a ja bym ci wówczas pomógł. Ale Hagrid jest dorosły, powinien umieć radzić sobie z własnymi problemami.
— On uważa, że Norbert jest uroczy... — Snape zaśmiał się cicho. — Tak, on już tak ma. A my zamknęliśmy właśnie rozdział pod tytułem „zabawy ze smokiem". Nie ma już problemu. W porządku?
Harry skinął głową.
— A skoro wyjaśniliśmy sobie istotę twoich błędów, to przejdźmy nad nimi do porządku dziennego, dobrze? — Snape pomógł mu oczyścić twarz.
— Nie sprawisz mi lania? — Severus wiedział, że ta myśl niepokoiła Harry'ego od końca kolacji.
— Myślę, że przeżyłeś dzisiaj wystarczająco dużo, synu i wierzę, że nadal odczuwasz klapsy, które ci wymierzyłem po południu. To było wszystko, co miałeś dostać — powiedział uspokajająco Snape.
— Ale tato...
Snape nie pozwolił mu dokończyć:
— Do łóżka i połóż się na brzuchu. — Harry w sekundzie pożałował swojego komentarza. Snape nie planował go już ukarać, a on sam mu o tym przypomniał... Położył się na łóżku z tyłkiem wypiętym do góry. Ukrył twarz w poduszce i czekał, aż lanie się rozpocznie. Poczuł dłoń ojca, ale nie na pośladkach. Mężczyzna położył rękę na jego plecach i zaczął go masować. Rozpoczął od ramion Harry'ego i czuł jak chłopak odpręża się pod jego dotykiem. — Jesteś tak napięty, że wygląda, jakby trudy całego tygodnia z ciebie schodziły, dziecko.
Po kilku minutach chłopiec prawie spał. Snape zatrzymał masaż i przykrył go kocem.
— Teraz idź spać — powiedział miękko.
— Dziękuję. Dobranoc, tato — odpowiedział półsennie Harry.
Severus poczuł jak z dumy puchnie mu serce. Po dniu pełnym emocji, który przypominał jazdę na diabelskim młynie... Warto było zostać ojcem.