Rozdział 9
Następnego dnia Harry, zaraz po meczu quidditcha, wrócił do swojego dormitorium. Nie był w stanie powiedzieć, która drużyna wygrała. Mógł się założyć, że nikt tego nie wiedział. To było szalona zabawa, sprawiająca wszystkim ogromną radość.
Ostatnia noc była wspaniała. Mnóstwo jedzenia i jeszcze więcej zabawy. Wszyscy nauczyciele opowiadali dowcipy i zabawne historie. Odbył się także mecz quidditcha, który rozpoczął się jeszcze przed kolacją, ale po zachodzie słońca został przerwany. Zawodnicy zadecydowali, że zakończą go następnego dnia po obiedzie.
Harry zobaczył, że na jego łóżku leży jakaś puszysta kulka. Gdy podszedł bliżej, rozpoznał Errola, sowę Weasleyów. Biedny ptak chrapał na poduszce Harry’ego.
Zauważył, że ptak ma przyczepione listy do nogi. Odczepił je bez budzenia sowy.
Pierwszy z nich był od Rona. To było bardzo zabawne, pisał Harry’emu, gdy w Wigilię Fred i George zorganizowali pokaz sztucznych ogni, ale coś poszło nie tak. Zamiast fajerwerków nastąpił wielki wybuch. Potrzeba było prawie godziny, aby dorośli usunęli dym i naprawili szkody. Po tym incydencie pani Weasley wysłała wszystkich do łóżka. Ron nawet namalował mały obrazek przedstawiający eksplozję. Był bardzo śmieszny.
Harry otworzył drugi list. Ten z kolei był od bliźniaków i napisany był w takim samym stylu, w jakim rudzielce zawsze mówiły: jeden kończył zdanie zaczęte przez drugiego i odwrotnie.
Drogi Harry:
Pewnie już wiesz o naszym nieudanym eksperymencie. Ron na pewno ci o tym napisał.
Przypomnij mi, żebym umieścił nad jego łóżkiem balon z wodą.
Zrobię to, George. Cóż, Harry musimy cię prosić o przysługę. Bo widzisz…
Podobne fajerwerki, jak te w domu podłożyliśmy w Hogwarcie w ramach rozrywki na Nowy Rok.
I obawiamy się, że to wysadzi mur zamku.
Mimo, że zabawnym byłoby zrobienie dodatkowego okna...
Tylko, że będzie to również oznaczać, że nie będziemy już mile widziani w szkole.
Uznaliśmy więc, że lepiej będzie, jeśli do wybuchu nie dojdzie.
Ta „bomba” posiada zegar i on jest ustawiony dokładnie na 00.01 Nowego Roku.
Nie do końca, zegar trochę spóźnia...
Ale to będzie mniej więcej o tej godzinie. Musisz nam pomóc Harry.
Fajerwerki są umieszczone w klasie obrony, koło okna.
Bezpiecznik jest za obrazem Złej Czarownicy z Zachodu.
Nie ma takiej czarownicy, Fred. To jest za obrazem z wampirem.
Wygląda jak Zła Czarownica z Zachodu.
Nieważne... bezpiecznik jest za jednym z obrazów i jedyne, co musisz zrobić, to przeciąć przewody.
Nie należy używać magii. Użyj nożyczek czy czegoś podobnego…
Nie używaj noża.
Wystarczy przeciąć kabel. Usuniemy materiały wybuchowe, gdy wrócimy.
Harry może być na to za młody, bracie...
Zgadza się. Możesz prosić o pomoc Wooda lub innego Gryfona, o ile przysięgną, że dochowają tajemnic!
Wood na to nie pójdzie... To dobry chłopak.
Dzieciak potrzebuje pomocy.
Uważaj na palce.
Napisz nam, jak już to zrobisz.
Pamiętaj, aby zrobić to przed Nowym Rokiem.
Mamy nadzieję, że zobaczymy się wkrótce. I że będziesz miał wszystkie palce...
Fred i George albo Gred i Forge.
Harry ponownie przeczytał list. I jeszcze raz. I kolejny. Oni byli szaleni! Miał rozbroić bombę!
Harry umieścił list na nocnym stoliku. Postanowił przespać ten problem z nadzieją, że jakieś pomysły najdą go w godzinach porannych.
Przeniósł Errola do łóżka Rona i próbował zasnąć, fantazjując o fajerwerkach i latających palcach.
Jak trudno będzie przeciąć kilka kabli?
Miał jakieś szczypce wewnątrz kufra. Leżały w jego komórce od zawsze, więc zapakował je. Wiedział, jak z nich korzystać. Krewni wykorzystywali go jako „złotą rączkę”. Musiał dostać się do klasy obrony. Wiedział, że Quirrel śpi w sąsiednim pokoju, ale miał nadzieję, że z turbanem na głowie nie ma za dobrego słuchu.
Harry zabrał pelerynę. Słyszał, jak współdomownicy mówili, że nauczyciele nie patrolują korytarzy przez święta. Co prawda Snape powiedział, że nie powinien używać jej w celu zrobienia kawałów… Ale to było co innego… To miała być misja ratunkowa.
Postanowił w ciągu najbliższych dni udać się do klasy obrony i zobaczyć, czy będzie potrzebował coś, co pomoże mu zdjąć portret.
O palce zacznie martwić się później.
***
Snape zakończył klasyfikację esejów zaawansowanej klasy eliksirów. Musiał przyznać, że nie były wcale takie złe. Położył je na biurku, obok pozostałych esejów, które udało mu się przeglądnąć przez święta. Zostały mu już tylko prace pierwszego i drugiego roku.
Umieszczając stos papierów na biurku, widział jasnozielony kawałek papieru. To była bożonarodzeniowa kartka od Pottera. Już kilka razy ponownie przeczytał te proste, radosne życzenia. Litery ostatecznie były różne, choć „o” było identyczne, jak to pisane przez jego matkę. Ale sposób, w jaki to wszystko narysował i ozdobił... Jak to możliwe...? Lily nie miała czasu, aby nauczyć dziecko pisać, ani rysować. Chłopak miał wówczas zaledwie rok. Wziął kartkę i postawił ją obok zdjęcia Lily w swoim pokoju. Kobieta uśmiechnęła się do niego szczęśliwa.
— Twój syn to wykonał. Ma twoje oczy, twój uśmiech, a nawet „o” pisze tak samo, jak ty.
Musiał napić się kawy, a może trochę brandy. Nienawidził czuć się tak, jak teraz. Z wielu powodów… Powinien pomyśleć o czymś innym.
Następnej nocy miała odbyć się zabawa sylwestrowa, więc powinien spróbować położyć się wcześniej spać, żeby być w stanie znieść podniosły nastrój jego kolegów.
Powinien się przejść.
Wspólną pracą nauczycieli i opiekunów domów było patrolowanie korytarzy. Dla niektórych była to uciążliwość, ale Severus lubił spacerować. Ponadto nic nie sprawiało mu tak wielkiej frajdy, jak złapanie podczas patrolu jakiegoś młodego rzezimieszka!
Poza tym lubił słuchać, jak portrety plotkowały między sobą, a ściany do niego szeptały.
Uważał, że nie było powodu, aby małe demony chciały opuścić łóżka tej nocy. Było naprawdę zimno.
Poszedł na siódme piętro, po czym zszedł na dół. Drzwi do korytarza na trzecim piętrze były zamknięte, a „Puszek” spał.
Snape utrzymywał stałe tempo. Gdy chodził czuł, że jest w stanie przeanalizować swoje uczucia względem chłopca Pottera. Nie... Nigdy więcej „chłopak Pottera”. Dziecko Lily. Harry…
Harry. Jego odpowiedzialność. Chłopiec robił postępy, jego oceny były dobre, a nawet udało mu się prawidłowo uwarzyć eliksir.
Spacerując bez celu Snape zbliżył się do klasy OPCM-u i komnat nauczyciela obrony.
Widział słabe światło i usłyszał jakiś hałas dobiegający z klasy. Miał nadzieję, że Quirrel spał lub przynajmniej nie był w nastroju, aby chcieć rozmawiać o kamieniu.
Gdy podszedł bliżej mógł wyraźnie usłyszeć, co się dzieje w środku.
***
Harry pierwszy raz użył peleryny w noc po Bożym Narodzeniu.
Poszedł pogrzebać w bibliotece, a następnie na korytarz na trzecim piętrze. I znalazł najbardziej niezwykłe lustro, jakie kiedykolwiek widział.
Wrócił do tego pokoju następnej nocy i kolejnej. I pewnie byłby tam co noc, gdyby Dumbledore z nim nie porozmawiał.
Harry był zaskoczony tym, że zostały mu już tylko niecałe dwa dni do Nowego Roku i wybuchu. A następnej nocy miał być Sylwester. Za szybko.
Wziął pelerynę i udał się do klasy obrony przed czarną magią.
Odkrył, że bardzo przyjemnie było chodzić po ciemnych korytarzach, gdy nie były pełne uczniów.
Gdy Harry wszedł do klasy, zrozumiał, że będzie potrzebował światła. Zapalił różdżkę, ale to nie pomogło. Musiał mieć wolne ręce... Rozejrzał się i zobaczył lampy, które wyglądały, jakby były na naftę, więc rzucił zaklęcie rozświetlające, którego nauczyła go Hermiona i umieścił światło na jednym ze stołów.
Teraz, gdzie jest obraz wilkołaka? A może czarownicy? Czasami bliźniacy potrafili go wprowadzić w błąd.
Rozejrzał się i zobaczył duże lustro przedstawiające przerażający obraz. Chwilę zajęło mu uświadomienie sobie, że widział własną podobiznę. A raczej tylko głowę! To było nawet zabawne.
Przez dłuższą chwilę Harry rozglądał się wokół, dopóki nie zobaczył, że na ścianie w pobliżu drzwi wisiało kilka zdjęć i portretów. Podszedł tam, ale potknął się o biurku.
— Auu! — Musiał pamiętać, że nie był duchem, a jedynie i chwilowo niewidzialny. Choć nie widział swojej nogi, to czuł, jak go boli. Gdy wstał poczuł rękę na karku.
— K-kim j-jesteś i co tu-tutaj r-r-robisz?
— Profesorze…! — Gdy Harry obrócił się, peleryna spadła na ziemię, on zaś stanął w obliczu profesora Quirrela, ubranego w ciemną szatę i krzywo założony turban, który przyświecał sobie trzymaną w ręku świecą.
— C-co t-t-tutaj r-r-robisz? Nie-e-e wystarczy, że przeszkadza m-mi w klasie? Zobaczmy c-co twoja o-opieku-kunka domu powie na twoje za-za-zachowanie! — wyjąkał złowieszczo nauczyciel obrony.
— Proszę profesorze, pozwól mi wytłumaczyć, ja muszę…! — Harry rozpaczliwie próbował przekonać nauczycielowa, jak ważną ma teraz misję do spełnienia.
— Zamilcz H-harry P-p-potterze! — Harry wiedział, że został złapany na gorącym uczynku. Powinien powiedzieć McGonagall o fajerwerkach? Albo Snape’owi?
Harry przyjrzał się temu dziwnemu człowiekowi. Mógł być zmęczony, ale za każdym razem, gdy spojrzał profesorowi w oczy czuł jakby głowa, nie... jego blizna... bolała. Nie słyszał, co mówi wzburzony nauczyciel. Która mogła być godzina?
— …Myślę, że mo-moglibyśmy dojść do po-porozumienia, panie Potter…Chodź ze mną… — Quirrel uśmiechnął się półgębkiem.
Gdy mężczyzna chwycił go za ramię, Harry zdał sobie sprawę, że zaczyna się bardzo bać! Cofnął się.
— Nie, proszę pana. Wolę iść do profesor McGonagall. — Harry starał się brzmieć stanowczo i nie okazać strachu.
— Powiedziałem chodź ze mną! — To nie zabrzmiało jak polecenie wydane przez Quirrela. Harry odwrócił się i uciekł. Drzwi były otwarte. Przecież je zamknąłem... Co się dzieje...? Starał się zatrzymać, ale z impetem na kogoś wpadł. Poczuł znajomy zapach. Był bezpieczny. To był profesor Snape.
— S-severus! — wykrzyknął zdumiony Quirrel.
— Witaj, Quirnusie. Widzę, że znalazłeś intruza … Panie Potter. Idź do mojego biura. W tej chwili! — nakazał surowo Mistrz Eliksirów.
— Proszę pana. Proszę. Ja wiem... Proszę. Wiem, że powinienem być w łóżku, ale… tutaj są materiały wybuchowe i one niedługo eksplodują! — Harry rozpaczliwie chciał przekonać opiekuna do wysłuchania go.
— Wyjaśnij.
— Za portretem… — Harry nadal nieskładnie zdawał relację z tego, co miało nieuchronnie, według słów bliźniaków Weasley, nastąpić.
— Jakiego rodzaju materiały wybuchowe? — zapytał niebezpiecznie niskim głosem Mistrz Eliksirów.
— Nie wiem. Miałem tylko przeciąć kable, bo jutro ma nastąpić wybuch — odpowiedział cicho Harry, odwracając głowę, aby uciec przed sztyletującym wzrokiem Snape’a.
— Panie Potter, czy to jest jakiś głupi zakład czy inny test odwagi? — zapytał rozdrażniony już całą sytuacją Snape.
— Nie, proszę pana. Proszę. Muszę tylko… zajrzeć za portret. — Harry spojrzał błagalnie na nauczyciela.
Snape postanowił wysłuchać dziecka. Jakby nie było, sprawdzenie zajmie mu tylko kilka minut.
Chwycił portret obiema rękoma i zdjął go ze ściany. Obraz był strasznie ciężki. Położył go na podłodze, opierając o krzesło.
Wtedy zobaczył „to” na ścianie. Był tam mały zegar i cienki przewód. Snape spojrzał na swojego podopiecznego. Harry tylko wzruszył ramionami i powiedział:
— Mówiłem panu... Musi je pan przeciąć. — Podał Snape’owi narzędzia. Nauczyciel przeciął kable i podał zegar Harry’emu. Wziął przewody do ręki i podszedł z nimi do okna.
Będąc koło okna Snape zobaczył, że istniało coś, co wyglądało jak małe kulki. Wziął jedną i powąchał – pachniała prochem.
— Kto ci kazał to zrobić, Potter? — zapytał złowróżbnie Snape.
— To miały być tylko sztuczne ognie, proszę pana, ale... coś poszło nie tak i... musiałem je zdetonować, albo doszłoby do wielkiej eksplozji na Nowy Rok. — Harry próbował rozpaczliwie się bronić widząc, jak zły jest już jego opiekun.
— Pokaż mi ręce — nakazał stanowczo Mistrz Eliksirów.
Harry automatycznie wykonał polecenie opiekuna. Snape przy użyciu różdżki przeprowadził małą diagnozę. Jeśli Harry brałby udział w składaniu lub zamontowaniu materiałów wybuchowych, jego ręce przybrałyby fioletowy odcień. Tak się nie stało, ręce Harry’ego pozostały blade i drżące.
— W porządku. To prawda, nie umieściłeś ich tutaj. Ale wiesz, kto to zrobił i powiesz mi to… — Snape ponownie użył różdżki i wylał wodę na kulki koło okna. Harry obserwował jak unosi się z nich dym. — Ale nie tutaj… — Nauczyciel zawiesił znacząco głos.
— Wszystko jest już zabezpieczone, Quirnusie. Poinformuję Filcha o najlepszym sposobie usunięcie tych materiałów z twojej klasy. Ja z kolei będę sobie radził z zachowaniem pana Pottera. Nie będziemy dłużej zakłócać ci snu. Za mną, Potter — warknął krótko nauczyciel w kierunku Harry’ego.
— Tak jest. — Harry podniósł pelerynę, która spadła mu z ramion i pobiegł obok Snape’a.
Harry czuł wzrok Quirrela, gdy wychodził z klasy. Wiedział, że człowiek był słaby i nieszkodliwy, ale i tak wywoływał u niego gęsią skórkę. Może to przez ten turban? Tymczasem nie zdawał sobie sporawy, że bardziej powinien się obawiać mężczyzny idącego w ciemności przed nim.
— Więc naprawdę planowałeś zakończyć stary rok efektownym wybuchem, tak, panie Potter? Wymykanie się z dormitorium po godzinie policyjnej, spacerowanie nocą po zamku, wchodzenie do zamkniętych sal, manipulowanie zabronionymi artefaktami... Powinienem coś jeszcze dodać do listy? — zapytał rozzłoszczony nauczyciel.
— Nie, proszę pana — odpowiedział cicho Harry, wchodząc za opiekunem do jego kwater, do których właśnie dotarli.
— Marsz do kąta i radzę przemyśleć wydarzenia dzisiejszej nocy, aby zobaczyć czy o czymś nie zapomniałem — kazał surowo Mistrz Eliksirów.
Harry wiedział, że nie było sposobu, aby mógł się wydostać z tej sytuacji. Gdyby tylko głowa nie bolała go tak bardzo… Oparł czoło o zimną ścianę lochu i poczuł znaczną ulgę.
— Stań prosto, Potter, nie dotykając ściany — zakomenderował Mistrz Eliksirów.
— Boli mnie głowa — wyjęczał słabo Harry.
— Podejdź do mnie. — Chłopiec opuścił kąt i stanął obok Snape’a. — Więc zostawiłeś swoje ciepłe łóżko i teraz boli cię głowa, co? Kiedy to się zaczęło? I dlaczego nie poszedłeś do pani Pomfrey? — wypytywał zirytowany Snape.
Harry milczał.
— Wydaje mi się, że moja kolekcja brudnych kociołków ulegnie zmniejszeniu — zauważył ironicznie Snape.
Harry spojrzał na surowego nauczyciela i wiedział, że może mu wszystko powiedzieć. — Nie bolała mnie głowa, gdy opuściłem łóżko. A eksplozję musiałem zatrzymać... — odpowiedział twardo przekonany o słuszności swoich decyzji.
— W takim razie, kiedy poczułeś ból głowy? Może się po prostu przeziębiłeś… — Snape szybko rzucił zaklęcie diagnostyczne. Skupisko bólu ukazało się w rejonie głowie, ale wydawało się, że poza tym wszystko jest w porządku.
— W klasie OPCM-u, kiedy Q…, to znaczy profesor Quirrel mnie złapał. Zaczęło się od blizny, a potem zaczęła mnie boleć cała głowa — wyjaśnił prędko Harry.
To było dziwne. Chyba, że...
— Czy zdarzyło się to już kiedyś wcześniej? — zapytał tknięty jakimś przeczuciem Snape.
Harry musiał się skoncentrować na mówieniu. — Tak, proszę pana. Czasem tak się dzieje na obronie, gdy patrzę profesorowi Quirrelowi w oczy. Myślałem, że chce mnie zranić...
— Nauczyciele nie mogą zbić studenta, panie Potter. Tylko opiekunowie domów i… — Snape próbował uspokoić chłopaka.
— Wiem, nie to miałem na myśli. On... w pierwszej chwili oznajmił, że zabierze mnie do profesor McGonagall, ale potem powiedział... jego głos się jakoś zmienił, nie jąkał się już, mówił całkiem inaczej, a następnie próbował chwycić mnie za rękę, a ja próbowałem uciec. Przykro mi, że na pana wpadłem — wyjaśnił skruszony Harry.
— On cię w ogóle dotknął? — indagował dalej Snape, nie zważając na przeprosiny.
— Dotknął mojej szyi, ale tylko przez chwilę, a potem chciał mnie gdzieś zaciągnąć. Może przesadziłem, rozbolała mnie głowa, a ja od razu pomyślałem, że chce mnie skrzywdzić. Tak czy owak dziękuję, że mnie pan uratował. — Harry spojrzał na opiekuna z wdzięcznością.
— Panie Potter. Nie ma potrzeby żebym musiał cię „wybawiać” w środku nocy — westchnął Snape. — Zostań tu.
Snape poszedł do łazienki, by po chwili wrócić z małą czerwoną fiolką i wilgotnym ręcznikiem w ręku.
— Usiądź. — Harry usiadł na kanapie, który była za nim. — Wypij to. — Harry odkorkował fiolkę i wypił zawartość, po czym zamknął oczy. Ból pomału zaczął przechodzić. — Teraz oddychaj miarowo. — Snape umieścił ręcznik na czole dziecka. — Oddychaj głęboko. Zatrzymaj powietrze w środku i licz do pięciu zanim je wypuścisz. Powtórz czynność. Poinformuję twoją Opiekunkę Domu, że spędzisz tutaj noc.
Harry otworzył oczy i spojrzał pytająco na Snape’a: — Sprawi mi pan lanie, profesorze?
— Tak, panie Potter. Ale nie dzisiaj wieczorem — uspokoił Harry’ego Mistrz Eliksirów.
***
Snape wrócił kilka minut później ze szklanką ciepłego mleka. Wezwał Minerwę przez Fiuu i poinformował ją o zachowaniu jej podopiecznego. Miał zamiar opowiedzieć jej o materiałach wybuchowych, ale uzmysłowił sobie, że potrzebuje więcej informacji na ich temat. W pokoju dotarło do niego, że Harry zasnął. Snape postawił naczynie na stole i usiadł przy dziecku. Usunął buty i skarpetki Harry’ego, a następnie przykrył go kocem. Mógł przemienić ubrania młodego czarodzieja na bardziej komfortowe, ale że dziecko właśnie pozbyło się bólu głowy, użycie magii mogło tylko wywołać go ponownie. Położył okulary Harry’ego na stoliku i zobaczył, że chłopak wciąż ściska zmiętą pelerynę-niewidkę. Rozwinął ją i uświadomił sobie, jakim jest dziełem sztuki. Na pewno przejdzie do historii. Myślał o ubraniu jej, ale zrozumiał, że efekt stanowiłby zbyt wiele pokus, nawet dla niego. Snape złożył pelerynę i umieścił ją obok szklanki z mlekiem. Może uda mu się znaleźć książkę albo szalik, który należał do cholernego Jamesa Pottera. Rozumiał potrzebę dziecka do poczucia więzi z rodzicami, ale szalik nie pozwoli mu wpaść w żadne kłopoty.
Snape uświadomił sobie, że siedzi i przygląda się, jak chłopiec śpi. Próbował sobie wmówić, że po prostu patrzy, czy dziecka nic już nie boli, ale młody chłopak wyglądał tak niewinnie. Nawet pomimo tego, że miał jeszcze stawić czoła konsekwencjom swojej głupoty. Snape zebrał koce i otulił nimi dziecko. To była zimna noc. Harry poczuł ruch i otworzył oczy.
— Cii. Wróć do snu dziecko. Wszystko jest w porządku. — Harry zamknął oczy i wtulił się w koce. Nagle Harry wydał mu się tak strasznie mały. Westchnąwszy Snape dotknął czoła Harry’ego, delikatnie przeczesując włosy. Ta wymuszona interakcja z chłopcem wydobywała te cechy jego osobowości, które były w nim uśpione przez lata. Prawdopodobnie przez całe jego życie.