Czy jest jeszcze na świecie coś, co mogłoby butnego rockmana o światowej sławie rzucić dosłownie na kolana? Okazuje się, że tak. Gdy wchodzę do jego nowozakupionego domu przy Mullholland Drive w górach Santa Monica, gospodarz domu Slash - pełznie właśnie boso po podłodze na czworakach klnąc pod nosem. Na mój widok woła : "Hej, miło Cię widzieć. No właź już" . Słyszałem już wcześniej że ten czarodziej gitary jest człowiekiem niesamowicie miłym. Ale aż tak wyszukanej grzeczności nie spodziewałem się po rockowym zadymiarzu. To doprawdy niecodzienny widok, wirtuoz gitary dzierży w ręku ścierkę i czyści swój pastelowoszary dywan, który jego kotka przed chwilą poplamiła przewracając kubek z kawą. Slash wygląda na zrozpaczonego : "Ani pokojówki, ani żony, oto czym jest samotność mężczyzny!" - mówi. "Napijesz się czegoś?" – pyta wskazując na drewnianą szafkę. A zaraz dodaje "Okay, ja nie piję już tyle co kiedyś, ale jeden od czasu do czasu to nic złego". Na widok, małego szaroczarnego stworzonka wyglądającego zza rogu Slash mało co nie zachłystuje się drinkiem. "Chodź no tu Axl, wredny kocurze. Zaraz wytrę te plamy po kawie twoją sierścią!" - woła z filuternym uśmiechem. Zaraz, zaraz, pytam :"Axl?". "Co w tym dziwnego? Ten zwierzak, sprawia tyle samo kłopotu co jego imiennik" - mówi szeroko uśmiechając się. Naprawdę miło się z nim plotkuje. Wreszcie gospodarz siada naprzeciwko mnie rozparty swobodnie i mało co nie spada z obitego czarną skóra fotela. Robi to dla zabawy. (Do dziesiątego roku życia mieszkał w Stocke-on-Trend w Anglii, ale mimo tego w jego zachowaniu nie sposób dopatrzeć się choćby śladu manier angielskiego dżentelmena). Nie ma też w nim nic z tego rockowca -zadymiarza, o którym rozpisują się brukowce i którego spodziewałem się tu zastać. Wręcz przeciwnie jest przystępny, inteligentny i milutki, czasem sprawia wrażenie nawet nieco dziecinnego (o czym mogą świadczyć też wymalowane postacie z kreskówek na ścianie korytarza). I jest bardzo rozmowny. Kto go nie zna, jest zaskoczony, jak otwarcie i chętnie odpowiada na wszystkie zadane mu pytnia. Slash okazuje się być naprawdę bardzo przyjazny. Kiedy miało się do czynienia z tym biurokratycznym gównem, jak ja teraz, to Slash wydaje się najmilszym człowiekiem w tej wielkiej organizacji. Prawdziwy przyjemniaczek. Bardzo konkretny. Przed rozmową z Guns trzeba podpisać kontrakt, który mówi, że twój artykuł nie może być opublikowany w żadnym innym piśmie, tylko w tym, dla którego pracujesz. Rozumiem to i nie widzę w tym żadnych problemów. To się nazywa poważne podejście do interesów.
Gratuluję pięknego domu. Pięknego aczkolwiek niezbyt dużego.
SLASH: Dzięki. Tak dom ma tylko trzy sypialnie. Ale dla mnie to i tak dużo. Nie zależy mi na rzeczach materialnych. Wiesz jeszcze nie tak dawno mieszkałem z chłopakami w garażu w pomieszczeniu 3x5 metrów w którym były szczury i karaluchy. Czasem po kilka dni prawie nic nie jedliśmy. Dziś nadal żyję takim samym życiem jak wtedy, kiedy nie miałem żadnych pieniędzy, ale przyznaję, że miło jest mieć dobre finansowe oparcie. Dotarło to do mnie, że mam swój dom i samochód, oraz, że nie muszę się martwić o zapłacenie moich rachunków. Wcale nie mam zbyt lekkiej ręki jeśli chodzi o wydawanie pieniędzy. I prawie nic nie kupuję dla siebie i do domu. Ważne tylko, że mam gdzie spać i co jeść. Nie jestem materialistą.
Jakiego rodzaju ciśnienia są dla Ciebie najtrudniejsze do wytrzymania obecnie?
SLASH: No cóż, właśnie odkryłem, że nie ma już dla mnie zupełnie żadnej intymności we własnym życiu, jestem osobą publiczną. Nawet, kiedy ukrywam się w domu, w Los Angeles, ludzie spekulują i mówią co im się wydaje, że akurat robię. To jest naprawdę chore! To bardzo poważnie wpływa na moje stosunki z innymi ludźmi, szczególnie tymi, którzy są mi bliscy, jak choćby moja dziewczyna. Nie zamierzam zastanawiać się w życiu, co ludzie sobie o mnie myślą, ale właśnie zdałem sobie z tego sprawę. W sumie i tak wydaje mi się, że jest to bardzo mała cena, którą płacę za to, że robię to, co chcę. Mimo wszystko, to wydaje mi się bez sensu! Wystarczy do tego dodać wszystkie ciśnienia związane z byciem w naszym businessie i wtedy okazuje się, że najmniej martwimy się samym graniem!
Czy to prawda że 13 gitar przynosi ci szczęście na koncertach ?
SLASH: Nie. Ale noszę w swojej skórzanej kurtce kilka maskotek, medali i małych podarunków. Nie jestem jednak naprawdę przesądny. Raczej zdaję się na moją znajomość ludzi i wierzę w takie wartości, jak np. uczciwość. Kiedyś byłem katolikiem i babcia zawsze zabierała mnie z sobą do kościoła. Po śmierci babci teraz już tam nie chodzę. Babcia patrzy na mnie z góry i pilnuje żeby nic mi się nie stało.
Jaki był najstraszniejszy moment w twoim życiu ?
SLASH: To było wtedy kiedy moja dziewczyna Renee zerwała ze mną. Miała mnie już po dziurki w nosie.
Gdzie ją poznałeś ?
SLASH: Na środku bulwaru Benice w Los Angeles. Jechałem gdzieś z Duffem a ona przejeżdżała obok nas ze swoją koleżanką. Duff poznał jej przyjaciółkę poprzedniego dnia w dyskotece. Tego wieczoru w ogóle nie zauważyłem Renee, bo byłem pijany. Właśnie rozstałem się z poprzednią dziewczyną i chciałem być sam. Duff obiecał podarować jej plakat do pokoju; miał tez z nią pojechać na stację benzynową, bo z jej samochodem było coś nie w porządku. Siedziałem więc obok Duffa w samochodzie i kiedy zobaczyłem Renee to pomyślałem: "No, no...". Od razu między nami przeskoczyła jakaś iskra. Przy stacji benzynowej po prostu wskoczyłem do jej samochodu a ona się bardzo wystraszyła. Jej przyjaciółka przesiadła się do Duffa. Tak więc poznałem ją, można powiedzieć w dość burzliwy sposób. Od tej pory byliśmy razem.
Co ci się w niej podoba ?
SLASH: Pierwsze na co zwróciłem uwagę to były jej oczy i sposób w jaki na mnie patrzyła. Ale u dziewczyny najbardziej cenię osobowość. To musi być silna osobowość i opanowanie. Nie znoszę bezradnych kobieciątek, które wiecznie płaczą; Renee jest bardzo opanowana.
Jak więc doszło do rozstania ?
SLASH: To było tak. Po roku naszej znajomości, a więc w zeszłym roku, pojechałem na tournee. Strasznie narozrabiałem - były inne dziewczyny itd. Oczywiście o wszystkim się dowiedziała. Miałem takie wyrzuty sumienia i czułem się taki winny, że sam zerwałem. Potem oczywiście żałowałem i chciałem znowu z nią być. Bardzo chciałem żeby pojechała ze mną na tournee do Europy, ale ona traktuje ten cały biznes bardzo nieufnie i jest wściekle zazdrosna z powodu tych wszystkich dziewczyn, które mnie otaczają.
Czy teraz jesteś jej wierny ?
SLASH: Teraz tak, ale przed tym nie byłem. Bardzo lubię kobiety, a w tym zawodzie jest mnóstwo pokus. Rzadko miałem jakieś dziewczyny na stałe. Najczęściej znajomość kończyła się po jednej nocy.
Czy pamiętasz jeszcze swoją pierwszą dziewczynę ?
SLASH: Tak. Ja miałem 13 lat a ona 26. Nazywała się Laura i mieszkała na naszej ulicy. Potem przez 6 lat chodziłem z inna dziewczyną.
Czy wybierasz się gdzieś na urlop ?
SLASH: Tak w pazdzierniku. Wybieram się do Afryki. Jadę do Kenii, na safari fotograficzne. Kiedyś już to robiłem, przed kilkoma miesiącami. To było coś wspaniałego.
Czy mógłbyś strzelać do zwierząt?
SLASH: Nie. Oczywiście, że nie. To naprawdę straszne, wszystko to, co robią handlarze kością słoniową, czy innymi trofeami. Mam tylko nadzieję, że kontrole w parkach ochrony przyrody będą wreszcie przeprowadzane na serio.
Czy jesteś przeciwnikiem doświadczeń na zwierzętach?
SLASH: Tak. Oczywiście. Całe to męczenie zwierząt nie ma przecież sensu. To jest po prostu okropne.
Widzę, że tutaj też otaczają Cię zwierzęta.
SLASH: Tak, Tutaj mam ponad 50 zwierzaków, we wszystkich kolorach, rozmiarach i kształtach.
A Twoje węże? Przywiozłeś je tutaj wszystkie?
SLASH: (uśmiecha się). Część przywiozłem. Ale większość została w domu w Los Angeles i u Jima i Larry'ego.
A Twój najnowszy nabytek?
SLASH: Ostatnio kupiłem krokodyla. Na razie mieszka w garażu.
Co Twoja Reene sadzi na temat Twych wężów?
SLASH: Zanim wprowadziła się do mnie, byliśmy ze sobą trzy lata. Miała, więc dużo czasu, by przyzwyczaić się do nich. Poza tym moje boa są całkiem miłe. Ale aligator siedzi teraz spokojnie w garażu!
Widać, że kochasz zwierzęta.
SLASH: Tak, Na wszelki wypadek, np. pożaru. Mam tutaj przygotowane specjalne skrzynie do ewakuacji swoich węży i kotów. Kocham zwierzęta, i to, że udzielam teraz wywiadu jest także rodzajem gestu wdzięczności wobec delfinów.
Co proszę??
SLASH: To jasne. Gdy pokazuję się w mediach, wtedy rośnie sprzedaż naszej nowej płyty. A część z dochodów przeznaczamy przecież na ochronę delfinów.
Ach tak!
SLASH: Widzisz, ludzie, tego nie wiedzą. Kto by przypuszczał, że GN'R tak przejmują się sprawami ochrony środowiska naturalnego, bo to niby nie pasuje do naszego wizerunku rockmanów - chuliganów, jak piszą o nas brukowce. Ostatnio na trasie w Australii wolne chwile poświęciliśmy na zwiedzanie parku narodowego, w którym występują rzadkie gatunki roślin i zwierząt. I niebywale wielkie nietoperze. Spędziliśmy tam dużo czasu i te nietoperze zdążyły się już do nas przyzwyczaić. Jeden szczególnie śmiały nietoperz usiadł nawet na ramieniu Gilby'ego.
Pieniądze przestały się dla waszego zespołu liczyć, ale ciekawe, o jakich pieniądzach marzą ci, którzy próbują zarobić na zespole. Podejrzewam, że każdemu marzą się łatwe dolce, ale sposób w jaki są zarobione, jest sprawą najważniejszą. Niedawno ukazałą się książka Danny'ego Sugermana. Moja wzmianka o tym rozwiązuje Slashowi język. SLASH: Danny Sugerman to gnojek i jeśli kiedykolwiek go spotkam, to skopię mu dupę. Jak ten facet może napisać książkę o zespole, którego nigdy nie spotkał? To jego dzieło, to bzdury i spekulacje oparte na wycinkach prasowych i innych gównach. On tylko raz spotkał Axla a przede mną ukrywał się w każdym klubie, w którym akurat byliśmy razem. Ten facet nie ma kurwa pojęcia o czym gada! To wszystko bzdury i sensacje! Ci którzy piszą takie bzdury postępują z nami jak z pionkami w jakiejś pieprzonej grze!
Jesteś Mulatem. Czy kiedyś spotkały Cię z tego powodu przykrości?
SLASH: Nigdy. Tzn. kiedyś w dzieciństwie po przeprowadzce do Stanów, może kilka razy tak. Chociaz i tak jedynym problemem w szkole były tylko moje długie włosy. No i jeszcze to, że haszysz był u mnie najdroższy.
Czy chciałbyś kiedyś zostać biały, tak jak to zrobił Michael Jackson?
SLASH: Nie. Po co? Przyjaźnię się z nim, nie wiem co myśli Michael, ale jednak jeśli chodzi o mnie, to czuję się w swojej skórze zupełnie dobrze.
[Michael Jackson nigdy nie "wybielał" swojej skóry. Jest on chory na vitiligo (bielactwo nabyte). Więcej na ten temat można znaleźć między innymi tutaj http://www.forum.mjpolishteam.pl/viewtopic.php?t=216&start=0 - przyp. SUNrise]
Jakie było Twoje dzieciństwo?
SLASH: Rodzice pozostawili mi dużo swobody, a jednocześnie przekazali mi solidne wartości moralne.
Czy to prawda, że każdego dnia obciągasz dwie butelki Jacka Danielsa?
SLASH: Zgadza się, kiedyś tak było. Trwało to miesiąc, zanim organizm został odtruty. To jest tak: Siedzisz sobie w pokoju i myślisz, że chyba już umrzesz. Nie mam zbyt dobrego zdania o terapiach grupowych i anonimowych alkoholikach. Ludzka psychika potrzebuje zwykle pół roku, żeby z tego wyjść. To z resztą zależy od człowieka. Moje historie z narkotykami zaczęły się już przed Guns N' Roses. Brałem, bo tak robili wszyscy moi kumple. Potem już na objazdach zauważyłem, że jestem uzależniony. Połykałem wszystko co mi wpadło w ręce. Dla zespołu stanowiłem ryzyko, bo było mi już wszystko jedno. Umarłbym albo w najlepszym wypadku skończyłbym pewnie w więzieniu. Często też budziłem się w szpitalu i to uczucie było takie okropne, że z niechęcią to wspominam.
Opowiedz trochę o zwariowanych pomysłach dziewczyn, które chcą się do Ciebie zbliżyć.
SLASH: Chyba najbardziej szalonym pomysłem było wytatuowanie sobie mojej podobizny na nodze i wysłanie mi zdjęcia.
Czy zawsze masz w kąciku ust papierosa?
SLASH: Staram się tyle nie palić, zwłaszcza w dniu koncertu. Ale i tak palę dwie paczki dziennie.
Podobno spadłeś kiedyś ze sceny?
SLASH: Tak. Pewnego razu podczas show wskoczyłem niechcący do kanału przed sceną. Myślałem, że tam jest jeszcze scena, a była 6-metrowa dziura. Wylądowałem bez problemów, ale zaraz schwycili mnie faceci z ochrony i wynieśli do publiczności. Natychmiast dopadli mnie fani i zaczęli sobie podawać dalej. Na szczęście nic się nie stało.
Czy niszczycie swoje pokoje hotelowe?
SLASH: Nie, kiedyś to robiliśmy. Od tamtych czasów wydorośleliśmy. Można by też powiedzieć, że ta przyjemność stała się na dłuższą metę zbyt droga!
Jaki jest Twój ulubiony aktor?
SLASH: Robert de Niro.
Dlaczego tak naprawdę nie odbył się wasz koncert w Manchesterze?
SLASH: Został tylko przesunięty. Po prostu dlatego, że wszyscy byliśmy już bardzo zmęczeni i wyczerpani. To nie miało nic wspólnego z Axlem i Sthepanie jak wypisywała prasa.
Czy rozmawiasz z Axlem o swoich problemach?
SLASH: Tak. Z nim i z Duffem.
Czy Axl opowiedział Ci kiedyś, że był gnębiony przez ojca?
SLASH: Tak. Wiedziałem o tym. Znamy się przecież od tak dawna. Bardzo dobrze się znamy, tyle się dzieje zawsze wokół nas, że musimy się czasem przed sobą wygadać, żeby te wrażenia jakoś uporządkować. Jesteśmy przecież normalnymi ludźmi, a nie żadnymi maszynami, które jak automaty wchodzą na scenę i grają.
Czy Axl jest wariatem?
SLASH: Ależ skąd. Jest tyle rozmaitych plotek na ten temat, a ludzie w ogóle go nie rozumieją. Nic nie można na to poradzić. Axl mówi zawsze to co myśli i robi, na co ma ochotę. Mnie np. brak tej pewności siebie. Często zdarzają mi się chwile zwątpienia. Bywam też nieco agresywny. Biorę jednak życie takim, jakie ono jest i żyję dniem dzisiejszym. Kiedy mam jakiś problem, próbuję go rozwiązać go od razu, żeby uniknąć późniejszych frustracji.
Czy chciałbyś mieć dzieci?
SLASH: Teraz dopóki jestem w objazdach, nie. Ale kiedyś na pewno, tak. Najchętniej córeczkę.
A co lubisz robić? Słyszałem, że zaprojektowałeś swój własny flipper...
SLASH: Tak. Mam świra na punkcie flipperów. Moj Guns N'Roses-Flipper jest najbardziej rockandrollowym flipperem na świecie. I najgłośniejszym...
I podobno zacząłeś skakać na bangee
SLASH: Tak, kocham bangee. Wiesz od tego uczucia podczas skoku można się uzależnić.