Linda Goodnight
Zatańcz ze mną
Gorący Romans Duo 878
To miała być zwyczajna, spokojna niedziela w małym szpitalu w Rattlesnake. I tak było, aż do chwili, kiedy na izbie przyjęć pojawił się pewien kowboj...
Dyżurna pielęgniarka, Rebeka Washburn, usłyszała niemiłosiernie fałszowaną wersję „Sunshine” i odruchowo zerknęła w głąb korytarza. Zdołała jednak zobaczyć tylko zakurzone kowbojskie buty i długie nogi w opiętych dżinsach, znikające za zakrętem.
Na chwilę zaległa cisza, ale po sekundzie kowboj znów zaczął śpiewać.
Pokręciła głową z dezaprobatą i powiedziała do mężczyzny na drugim końcu linii:
– Rób tylko to, co niezbędne, Sid. Mam nadzieję, że jakoś zdobędę pieniądze. – Zmartwionym głosem podziękowała jedynemu mechanikowi w mieście i z ciężkim westchnieniem odłożyła słuchawkę.
Nie miała pojęcia, jak zdobędzie pieniądze. Usłyszała, że śpiewający maniak przypomniał sobie przeboje z bajek dla dzieci i najwyraźniej chciał się tym publicznie pochwalić.
Trzeba zakończyć ten koncert, zanim obudzą się wszyscy pacjenci. Zdecydowanie odsunęła od siebie wizję rozpadającego się samochodu i wstała zza biurka.
Szybkim krokiem szła w stronę izby przyjęć i czuła, jak jej twarz przybiera służbowy wyraz, zarezerwowany dla wyjątkowo rozrywkowych pacjentów. Podczas jej dyżuru wszystko musiało przebiegać bez zakłóceń. Każda karta choroby była wypełniana na czas, przeliczone leki stały w równych szeregach w szpitalnych szafkach, a pacjenci otrzymywali najlepszą opiekę, na jaką mogli liczyć w prowincjonalnym szpitalu. Kontrolowanie, to było to, co wychodziło jej najlepiej.
Dlatego teraz musi uciszyć rozbawionego kowboja i przypomnieć mu, że to nie bar przydrożny.
Skrzywiła się w duchu na myśl o tej rozmowie. Nie znosiła lekkomyślnych, nieodpowiedzialnych mężczyzn, którzy nie rozumieją, że nawet kilka piw może stwarzać śmiertelne niebezpieczeństwo. Ona wiedziała to aż nazbyt dobrze. Ostatnie lata nauczyły ją tego lepiej, niżby sobie życzyła, ale widok pijanego pacjenta zawsze przypominał jej tamte straszne chwile.
Opanowała się i pchnęła drzwi gabinetu. Poczuła powiew zimnego powietrza i zapach środków antyseptycznych.
– Może zaprzestanie pan tych arii, zanim ktoś dostanie ataku serca – zaproponowała chłodnym tonem.
Kowboj najwyraźniej wstał już z wózka inwalidzkiego. Jego muskularne ciało z trudem mieściło się na wąskiej, szpitalnej kozetce. Czarna koszula była cała poszarpana, a ładnie zarysowaną linię podbródka przecinały liczne zadrapania.
Becky odruchowo zacisnęła zęby. A więc nie tylko był pijany i zakłócał porządek na jej dyżurze. Najwyraźniej brał też udział w jakiejś bójce.
Mężczyzna, zaskoczony ostrą reprymendą, zamilkł i próbował spojrzeć w jej kierunku. Twarz wykrzywił mu grymas bólu, ale nie tracił rezonu.
– Ej, Jackson, patrz, kto nas odwiedził! – zawołał do wysokiego, milczącego kowboja, który stał obok. – To chyba sama miss rodeo!
– Zmartwię cię, Jett, ale ona mi wygląda raczej na małą, wściekłą pielęgniarkę – mruknął Jackson.
– Pielęgniareczka? Na rodeo? Co ona tu robi? – Jett poderwał się gwałtownie, strącając kapelusz, a jego niebieskie oczy błysnęły niebezpiecznie. – Ktoś jest ranny? – Zaraz jednak opadł na leżankę i wymruczał: – Coś dziwnego dzieje się w mojej głowie... Nie mogę jej uspokoić.
– To nie jest arena, kowboju! – odezwała się Becky. – I nic dziwnego, że kręci ci się w głowie. Ile dzisiaj wypiłeś?
Obaj mężczyźni spojrzeli na nią zaskoczeni.
– Czy my coś dziś piliśmy, Jackson?
– Ani kropelki – powiedział Jackson, zdecydowanie kręcąc głową. – Chyba nie podobają jej się twoje śpiewy.
– Co to za żarty? – spytała lekko zirytowana. Nie znosiła takich rozmów, ale pijani pacjenci rzadko wykazywali się rozsądkiem i opanowaniem. – Co panu właściwie jest? Brał pan udział w bójce?
– Byk potraktował go mało przyjacielsko – wyjaśnił spokojnie Jackson.
– Byk? – powtórzyła bez sensu i poprzednia irytacja rozpłynęła się bez śladu. – Miał pan wypadek na rodeo?
– A co innego może ściągnąć faceta do szpitala w niedzielny poranek? – usłyszała w odpowiedzi.
Poczuła, jak wypełnia ją zawstydzenie. Zachowała się zupełnie nieprofesjonalnie. Pozwoliła, żeby osobiste wspomnienia przesłoniły jej obiektywną ocenę sytuacji. Zamiast zbadać pacjenta, założyła, że jest nietrzeźwy i potraktowała go jak zwykłego łobuza.
Drgnęła poruszona. Czy tamte okropne wspomnienia nigdy nie przestaną jej prześladować?
Szybko wyjęła z szuflady aparat do mierzenia ciśnienia i opięła pas na muskularnym ramieniu. Pacjent był doskonale zbudowany. Miał silne, umięśnione ciało. Idealne, musiała przyznać, choć, oczywiście, nie miało to żadnego znaczenia.
– Proszę dokładnie opowiedzieć, co się stało – zwróciła się do drugiego mężczyzny.
Ranny przymknął oczy, mogła więc dokładnie mu się przyjrzeć. Mała blizna koło nosa zdradzała, że był już kiedyś ranny. Ale to wcale nie ujmowało uroku jego przystojnej twarzy. Wręcz przeciwnie. Nie wątpiła, że kobiety nie pozostawały obojętne na ten urok.
– Co tu opowiadać? – mruknął Jackson. – Wielki byk zrzucił go z karku i trzepnął na ziemię jak worek mąki. Nie wyglądało to najlepiej...
Delikatnie ujęła przegub, żeby wyczuć puls. Na twardej skórze wciąż odciśnięte były ślady liny.
Skrzywiła się z dezaprobatą. Jak każdy jeździec rodeo, ten facet nie miał za grosz rozsądku. Żyją na krawędzi ryzyka, nie potrafią funkcjonować bez adrenaliny i narażają na niebezpieczeństwo siebie i innych!
– Jak długo był pan nieprzytomny?
– Nieprzytomny? Ja? – Kowboj uniósł się na łokciu i spojrzał na nią zdziwiony. – Nigdy w życiu nie zemdlałem... – I w tym momencie opadł bezwładnie na łóżko.
– Jest pan jego krewnym? – spytała Jacksona.
– Nie, tylko kolegą z rodeo. Ale wiem, że w pobliżu mieszka jego brat, jeśli jest do czegoś potrzebny...
Zanim zdążyła odpowiedzieć, w drzwiach stanęła koleżanka z rejestracji z plikiem dokumentów w ręku.
– Becky, co robimy? Czekamy, aż pan Garett się ocknie i sam będzie w stanie podpisać dokumenty, czy...
– Garett? Jett Garett? – Drgnęła zaskoczona i spojrzała uważnie na twarz leżącego mężczyzny. – Poznałam go kiedyś...
Teraz zaczęła sobie przypominać... Jakieś pięć lat temu on i jej mąż Chris brali razem udział w rodeo. Pamiętała, że nawet Chris, chociaż sam pełen brawury, był zdumiony szalonymi wyczynami Jetta.
– Tak, to on. Młodszy braciszek Colta Garetta – pokiwał głową Jackson. – Zna go pani?
– Cóż, w tym mieście wszyscy się znają. Mój synek chodzi do przedszkola, które prowadzi żona Colta, Kati.
Z ust. Jetta zaczęły się wydobywać niewyraźne dźwięki kolejnej piosenki i Becky z trudem zdobyła się na uśmiech.
– Zawsze śpiewa, kiedy jest ranny?
– Śpiewa nawet przez sen – zaśmiał się Jackson.
Jej palce szybkimi ruchami przeczesywały czuprynę Jetta, badając kości czaszki. Na szczęście, nie znalazła nic poza kilkoma guzami.
Zadzwoniła do lekarza dyżurnego i zdała mu relację ze wstępnych oględzin.
– Miał dużo szczęścia – zwróciła się do Jacksona. – Nie wygląda to bardzo źle. Doktor Clayton przyjdzie tu za kilka minut i jeszcze raz go zbada, ale przypuszczam, że będzie chciał go zatrzymać u nas na kilka dni na obserwację. Ze wstrząśnieniem mózgu lepiej uważać...
Nie zdążyła powiedzieć nic więcej. Jett Garett poderwał się gwałtownie i krzyknął:
– Nigdzie nie zostaję!
Próbował wstać, ale zachwiał się niebezpiecznie i tylko szybka reakcja kolegi uchroniła go przed upadkiem.
– Nie stawiaj się, stary! Lepiej róbmy to, co każe ta miła pielęgniareczka – doradził Jackson.
– Dzięki za radę, ale nic z tego! Przyrzekłem Melissie... – Ale zanim zdradził, co takiego ważnego obiecał Melissie, znowu zemdlał.
Becky wiele słyszała o burzliwym życiu uczuciowym Jetta Garetta i nie miała ochoty słuchać opowieści o jego kolejnej przyjaciółce. Szybko sięgnęła po nożyczki i pochyliła się nad jego nogą.
– Dobry Boże! – westchnęła. – Nic dziwnego, że zemdlał. Nikt by nie ustał na takiej nodze.
Sprawnie przecinała nogawkę dżinsów i uwalniała z niej zakrwawioną nogę. Patrzyła na opalone, muskularne ciało i czuła mimowolnie rosnący podziw.
On potrzebuje twojej pomocy, nie zachwyconych spojrzeń, upomniała się w duchu. Ale trudno było opanować podziw, patrząc na to umięśnione, atletyczne ciało.
Ciało Chrisa też było takie. Ale jak widać, to za mało, żeby przeżyć katastrofę.
Odpędziła wspomnienia i próbowała skupić się na tym, co widziała. Nie mogła już pomóc Chrisowi, ale może pomóc Jettowi. Niestety, jego kolano wyglądało fatalnie.
– Fiu, fiu! – gwizdnął Jackson cicho. – Kowboje mówią, że dopóki oddychasz, nie jest źle, ale nie wiem, czy Jett wciąż tak myśli. Kiepsko to wygląda. Pewnie byk na nim stanął, a ważył pewnie z tonę...
– Doktor na pewno zrobi prześwietlenie, ale już teraz mogę panu powiedzieć, że na pewien czas będzie musiał dać sobie spokój z rodeo – powiedziała, delikatnie oczyszczając ranę.
– To niemożliwe! – zaprotestował Jackson gwałtownie. – Jeszcze tylko kilka punktów i będzie mógł wziąć udział w ogólnokrajowym finale w Vegas. To dla niego ogromna szansa i...
Becky rzuciła mu krótkie, chłodne spojrzenie.
– Nie chciałabym niszczyć waszych marzeń, ale sam pan widzi, jak to wygląda...
Jackson westchnął ciężko, zsunął kapelusz na tył głowy i skrzywił się smętnie. Oboje spojrzeli na leżącego pacjenta, ale każde z nich myślało o czym innym. Jackson serdecznie współczuł koledze, któremu niemal pewny puchar przejdzie koło nosa, a Becky zastanawiała się, jakim szaleńcem trzeba być, żeby siadać na dzikiego byka i ryzykować życie...
Rano Jett obudził się z potwornym bólem głowy. Próbował ostrożnie spojrzeć w bok, ale nie bardzo mu się to udało. Kątem oka dostrzegł telewizor, niewielki stolik i wózek inwalidzki.
Zamknął oczy, policzył do dziesięciu i znowu otworzył, ale nic się nie zmieniło. Był w piekle.
– Szpital? – wyszeptał z trudem.
– Tak, szpital w Rattlesnake. Co najmniej do jutra – potwierdził rozparty na krześle Jackson.
Jett chciał poruszyć nogą, ale przeszył go ostry ból i syknął zaskoczony. To niemożliwe, jutro powinien być na zawodach w Austin.
– Ja cię tu przywiozłem – przyznał się Jackson. – A jutro przyjedzie Colt i zabierze cię do Amarillo.
– To chyba ty jesteś chory! – warknął Jett. – Jutro jedziemy do Austin!
Jackson nie odpowiedział, ale na szczęście w tym momencie drzwi otworzyły się i stanęła w nich drobna, rudowłosa pielęgniarka. Gdyby nie służbowy strój i identyfikator z napisem „Rebeka Washburn – dyplomowana pielęgniarka”, mógłby ją wziąć za dziecko.
Podeszła bliżej i wtedy szybko zmienił zdanie. Na pewno nie była dzieckiem. Może była dość filigranowa, ale posiadała wiele interesujących kobiecych atrybutów.
Sprawnie odwinęła opatrunek i posmarowała czymś ranę, a wtedy przeszył go ból tak silny, że niemal zapomniał, jak się nazywa. Zaklął pod nosem. Wiele razy był już przecież ranny, ale to było gorsze niż wszystko, co dotąd przeżył.
Pielęgniarka zerknęła na niego ze współczuciem.
– Chce pan środek przeciwbólowy?
– Jaki ból? – Z trudem wciągnął powietrze przez zaciśnięte zęby. – Nie potrzebuję żadnego środka, chcę dostać moje spodnie.
Pielęgniarka rzuciła Jacksonowi zagadkowe spojrzenie. Ten westchnął ciężko i podrapał się po głowie. Jett zaczynał mieć złe przeczucia.
– Nie masz spodni – mrukną) wreszcie przyjaciel. – Ona je pocięła.
– Naprawdę? – Uśmiechnął się z trudem. – I co było dalej, kiedy byłem już nagi i nieprzytomny? – Zerknął na Rebekę filuternie, ale nie zrobiło to na niej wrażenia. Nawet się nie zaczerwieniła. Była tak atrakcyjna, że pewnie musiała przywyknąć do niewybrednych męskich zaczepek Właściwie nie wiedział, dlaczego to zrobił. Próbuje z nią flirtować, a przecież zupełnie nie miał na to teraz czasu. Zbliżał się ogólnokrajowy finał rodeo i Jett Garett nie miał głowy ani serca do dziewczyn.
Ale ta była naprawdę niezła.
Może później.
– Jak mam wyjść bez spodni? – Postanowił być rzeczowy, tylko wtedy pozwolą mu szybko stąd zwiać.
Becky zmarszczyła czoło i przechyliła głowę.
– Nie pamięta pan, co mówił doktor? – spytała łagodnie. – Nigdzie pan nie wyjdzie. Jutro wysyłamy pana do Amarillo, na konsultację z chirurgiem ortopedą.
– Z powodu bólu głowy? – próbował żartować. Żadne z nich się nie uśmiechnęło, więc zacisnął powieki i usiłował poskładać wszystko w całość. Pękała mu głowa, ale ostatecznie to już nieraz się zdarzało, zwłaszcza po imprezach z kolegami. Gorsze było to, że miał wrażenie, jakby stado rekinów rozszarpywało mu kolano.
– Co mi jest?
Pielęgniarka sięgnęła po kartę i dość szczegółowo opisała jego położenie. Pełno tam było medycznych sformułowań i dziwnie brzmiących nazw, a to nie poprawiło mu humoru.
Do tej pory z każdej kontuzji udawało mu się wyjść cało. Nienawidził ich i szczerze współczuł kolegom, których rozmaite wypadki wyłączały z gry, ale na szczęście jego to nie dotyczyło. On nigdy nie był pechowcem siedzącym na ławce rezerwowych. Aż do tej pory. Nie miał pojęcia, że jest tak źle. Ruda powiedziała, że jego kolano jest zdemolowane.
– Kiedy będę mógł znowu jeździć? – spytał poruszony.
– To stwierdzi ortopeda. Ale ostrzegam, że może to potrwać kilka miesięcy albo nawet dłużej.
– O nie! Nie zrobicie ze mnie kukły w gipsie! – zawołał przerażony. – Mogę chodzić!
Zamierzał to udowodnić, ale zdradliwa noga odmówiła mu posłuszeństwa.
– Proszę nie robić głupstw! Myślałam, że ujeżdżanie byków to największe pana szaleństwo, ale widzę, że może być gorzej! Jeśli ma pan w sobie odrobinę rozsądku, musi pan pozwolić nam wyleczyć tę nogę. Inaczej nigdy nie wróci pan do zdrowia, a wówczas z rodeo może się pan pożegnać na zawsze.
To go nieco otrzeźwiło. Opadł z powrotem na łóżko i nie protestował, kiedy bez wysiłku ułożyła jego nogę na wyciągu.
– Jaka silna kobieta... – mruknął z podziwem. – Zna pani judo czy coś...
– Czy coś... – Uśmiechnęła się wreszcie.
I wtedy poczuł, jakby nagle zabłysło słońce, a jego żołądek zalało dziwne ciepło.
Miał coraz większą ochotę poznać ją bliżej...
– Ej, ludzie, co się dzieje?! Świat zwariował, jednego dnia powala mnie byk, drugiego kobieta! – Pajacował w swoim zwykłym stylu, który zawsze pomagał mu ukryć prawdziwe emocje. – Jackson, dzwoń na policję, musimy zgłosić kradzież spodni i porwanie.
Becky uśmiechnęła się lekko i spojrzała na niego wielkimi oczami koloru miodu. Było w nich tyle powagi i współczucia. .. i nagle zapomniał, że to zapewne jej zawodowy nawyk. Może nawet zdają z tego egzamin w szkole pielęgniarskiej...
Zaczynały go ogarniać coraz gorsze przeczucia. Odnosił nieodparte wrażenie, że czekają go zupełnie niezaplanowane wakacje w Amarillo.
Rebeka właśnie kończyła swoją zmianę i uzupełniała ostatnie wpisy do kart pacjentów, kiedy nagle niemal zesztywniała. Z niedowierzaniem wpatrywała się w kartę Jetta Garetta i nie mogła uwierzyć w to, co widziała.
– Mindy – zwróciła się do siedzącej obok koleżanki. – Dawałaś pacjentowi z 14B środki przeciwbólowe?
– Nie. Byłam pewna, że ty mu je podałaś, jeszcze na izbie przyjęć. A co, nie dostał żadnych? – Mindy zaśmiała się lekko i pokręciła głową. – Twardy kowboj z niego!
Becky westchnęła ciężko. Twardy czy nie, to niemożliwe, żeby zasnął z takim bólem głowy i zmiażdżonym kolanem. A ona, jeszcze przez kilkanaście minut, była za niego odpowiedzialna i nie mogła zaniedbać obowiązków, niezależnie od tego, jak gburowaty był ten jeździec rodeo.
Szybko dokończyła wypełnianie dokumentów i przeszła do pokoju Jetta.
Już z daleka słyszała fałszywe dźwięki „Itsy Bitsy Spider” i nawet nie próbowała powstrzymać uśmiechu – to była ulubiona piosenka jej syna.
Jednak kiedy weszła do pokoju Jetta, uśmiech znikł z jej twarzy. Nie mogła mieć wątpliwości – głośne śpiewy miały uśmierzyć ból. Przystojna twarz wykrzywiona była w dziwnym grymasie, a z ust co chwilę wydobywał się cichy syk.
– Panie Garett – odezwała się łagodnym tonem. Śpiew natychmiast ustał.
– Jett – poprawił ją kowboj.
– Dobrze, Jett – zgodziła się. – Przyniosłam ci zimny okład na kolano. Poza tym muszę ci zrobić zastrzyk przeciwbólowy. To powinno pomóc.
– Nic mi nie jest – zaprotestował gwałtownie.
– Lepiej bądź rozsądny i przestań grać twardziela – poradziła. – Doktor Clayton zalecił zastrzyk i powinieneś go dostać. Poza tym powinieneś wiedzieć, że proces gojenia następuje szybciej, jeśli mięśnie są wypoczęte i rozluźnione. A twoje są stale spięte.
– Przyglądałaś się moim mięśniom? – spytał z szerokim uśmieszkiem.
Nie zareagowała na zaczepkę.
– Zaraz zrobię ci zastrzyk i niedługo ból minie – powiedziała.
– Zgoda, ale pod jednym warunkiem.
– Jakim? – spytała ostrożnie. Wiedziała, że z takim facetem trzeba uważać.
Nie odpowiedział od razu. Milcząco wskazał krzesło stojące obok łóżka i wyjaśnił:
– Usiądziesz tu i będziesz rozmawiała ze mną, dopóki leki nie zadziałają.
Spojrzała na niego zaskoczona i na moment utonęła w wielkich błękitnych oczach. Czyżby właśnie usłyszała zaproszenie od znanego podrywacza? A może naprawdę się bał i nie chciał zostać sam?
Zaintrygował ją. Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Jej dyżur kończył się za kwadrans, a potem musiała jeszcze odebrać samochód z warsztatu i jechać do przedszkola po Dylana.
Jednak z drugiej strony, wszystkie dokumenty były już wypełnione, karty wypisane, leki rozdane i nie miała nic więcej do roboty.
– Mam tylko piętnaście minut – odezwała się w końcu. – Ale mogę zostać z tobą przez ten czas.
– Trzymam cię za słowo. – Przymknął oczy i opadł na poduszki.
Stała przez chwilę przy łóżku, wpatrując się w jego interesującą twarz. Reprezentował to wszystko, czego się bała i przed czym uciekała. Był nieprzewidywalny, żył na granicy ryzyka, ciągle szukając kolejnych wyzwań i pewnie nigdy nie zagrzał długo miejsca ani nie wytrzymał długo z jedną kobietą.
Była w nim jakaś ekscytująca dzikość i żądza nowych doznań. Promieniowała z niego siła życia tak wielka, że sam mógł od niej spłonąć, jak spadająca gwiazda. I pewnie nawet by o tym nie wiedział.
Ale ona wiedziała. Już kiedyś była świadkiem tego, jak żądza życia zniszczyła pewnego człowieka...
Nie wiedziała, dlaczego zgodziła się przy nim zostać. Oczywiście, robiła to już wcześniej setki razy, ale ten mężczyzna nie był tylko kolejnym pacjentem. Był niebezpieczny. Przypominał o wszystkim, o czym chciałaby zapomnieć.
Nagle przyszła jej do głowy straszna myśl – a co będzie, jeśli Dylan przejął takie same skłonności po Chrisie? Co by zrobiła, jeśli jemu przydarzyłoby się coś podobnego?
– Dostanę ten zastrzyk, czy może wolisz dać mi całusa? – usłyszała niewyraźny głos Jetta. – Zgadzam się na wszystko.
To przerwało jej ponure rozmyślania. Drgnęła lekko i wyszła przygotować zastrzyk.
Znała ten typ mężczyzn i starała się go unikać za wszelką cenę. Już raz cierpiała, płacąc za swoje zauroczenie.
Jett Garett przerażał ją.
W takim razie dlaczego zadrżała, kiedy wspomniał o pocałunku? I dlaczego tak nagle skoczyło jej tętno?
Ścisnęła skronie rękoma i próbowała się skoncentrować. Była przecież profesjonalistką. Dzięki Dylanowi nauczyła się, że może znieść wszystko. Wróci więc tam i zrobi mu zastrzyk. A potem usiądzie obok i porozmawia z nim. I nie będzie zwracała uwagi na jego imponujące ciało ani na przystojną twarz. I z całych sił postara się zignorować ten dziwny dreszczyk, który ją przebiegał, gdy stała zbyt blisko Jetta.
Może sobie na to pozwolić, bo kiedy jutro tu wróci, on będzie już w Amarillo i nigdy więcej się nie zobaczą.
Kiedy godzinę później parkowała obok przedszkola, w jej głowie nie było nawet śladu myśli o poturbowanym kowboju. Jego miejsce zajął Sid, miejscowy mechanik. Właśnie powiedział, że nie jest nawet pewien, czy uda mu się choćby zdobyć części do tak starego samochodu jak jej. Radził, żeby się poddała, zanim spowoduje wypadek.
Wiedziała, że Sid ma rację. Powinna kupić nowe auto, ale nie miała pojęcia, skąd wziąć na to pieniądze.
Westchnęła ciężko i stanęła przed furtką, wiodącą do Ośrodka Aniołki Kati. Ta nazwa zawsze ją bawiła, ale przyznawała, że Kati Garett, właścicielka tego miejsca, rzeczywiście traktowała każde dziecko, jak dar niebios.
Zerknęła do ogródka i starała się wyłowić Dylana z grupy dokazujących dzieci. Nie było to specjalnie trudne – właśnie wraz z kilkoma innymi chłopcami biegał wokół niewielkiego krzaczka i udawał pędzący samochód.
Becky zdrętwiała. Biegał zbyt szybko. Mógł się przewrócić, uderzyć w głowę... Zabić.
– Dylan! – krzyknęła ostro i ruszyła w jego kierunku. Na dźwięk jej głosu Kati Garett, siedząca z kilkoma dziewczynkami i popijająca herbatkę na wyimaginowanym przyjęciu, wstała i uśmiechnęła się do niej szeroko. Mimo zaawansowanej ciąży, wciąż poruszała się z dawnym wdziękiem, lekko i zwinnie.
Dylan też usłyszał jej krzyk. Musiał zauważyć również strach, przebijający w głosie, bo natychmiast stanął jak wryty. Rozpędzony maluch, biegnący z nim, uderzył Dylana z całym impetem i przewrócił. Becky błyskawicznie skoczyła do niego i czuła, że jej serce bije jak szalone.
– Nic ci nie jest? – spytała, podnosząc go z ziemi.
Wiedziała, że w jej głosie brzmi panika zupełnie niewspółmierna do całego zdarzenia, ale nic nie mogła na to poradzić. Gdyby Dylanowi stało się coś złego, nie umiałaby dalej zyć. Nie tym razem.
Mały wykrzywił usta przestraszony, w oczach błysnęły mu łzy.
– Przepraszam, mamo. Bardzo cię przepraszam. Szybko obejrzała, czy nie ma żadnych obrażeń i odetchnęła z ulgą.
– Nic mu nie jest – zawołała do nadchodzącej Kati. – Na szczęście nic mu się nie stało, ale nie rozumiem, jak możesz pozwolić, żeby tak szalał!
Kati łagodnie dotknęła jej ramienia i powiedziała spokojnie:
– Becky, to nic takiego. To zupełnie normalne, że mali chłopcy biegają. W ten sposób się rozwijają. Nie zmusisz go przecież do siedzenia na krześle przez cały dzień. Szczerze mówiąc, cieszyłam się, że wreszcie zaczął się ganiać z kolegami. Był dotąd bardzo nieśmiały i nie chciał bawić się z innymi.
Becky wciągnęła powietrze i starała się uspokoić rozszalałe tętno.
– Masz rację, wiem. Ale to przecież takie niebezpieczne. Zanim Kati zdążyła odpowiedzieć, podbiegł do nich Evan, jej czteroletni synek.
– Mamo, czy Dylan jest ranny? Biegłem za nim i niechcący go przewróciłem...
– Nic mu nie jest – uspokoiła go z uśmiechem. – Leć się dalej bawić.
Becky patrzyła z niedowierzaniem i spytała:
– Naprawdę pozwalasz mu na takie zabawy?
– Oczywiście. Nie masz pojęcia, jak wygłupiają się w domu z Coltem. Szaleją obaj jak dwa szczeniaki. Na drugie urodziny Evan dostał własne siodło i Colt osobiście wsadził go na konia.
Becky zesztywniała na samą myśl o tym, czym to groziło.
– Zgodziłaś się na to? Nie bałaś się, że coś mu się stanie?
– Nie – odparła Kati, śmiejąc się lekko. – Wiem, że Colt kocha go nad życie i nie pozwoliłby, żeby coś mu się stało.
Becky słuchała tego z niedowierzaniem i zazdrością. Widziała, jak oczy Kati rozbłysły, kiedy opowiadała o mężu. Wciąż pamiętała jaką sensacją w miasteczku był ślub Kati i Colta. Wszyscy byli zaskoczeni, że Colt Garett, zdeklarowany kawaler z reputacją niewiele lepszą niż jego braciszek, zdecydował się poślubić spokojną nianię i adoptować małego Evana. Ale każdy, kto widział ich potem razem, rozumiał, że Coltowi trafiło się coś wyjątkowego i na szczęście, miał dość rozumu, żeby tego nie przegapić.
– Jak czuł się Jett, kiedy wychodziłaś ze szpitala? – spytała Kati, zmieniając temat. Widząc zaskoczone spojrzenie przyjaciółki, wyjaśniła: – Colt był tu jakiś czas temu i wszystko mi opowiedział. Czy z jego kolanem rzeczywiście jest tak źle?
– Jeszcze gorzej – odparła Becky.
– Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Ci kowboje, a zwłaszcza Garettowie, myślą, że są niezniszczalni. – Kati uśmiechnęła się miękko i potrząsnęła lekko głową. Długie, ciemne loki zatańczyły wokół jej głowy i Becky pomyślała, że Colt rzeczywiście miał mnóstwo szczęścia. – Chociaż czasami sama myślę, że Colt rzeczywiście jest niezniszczalny.
Becky słuchała tych słów i zastanawiała się, jak to jest kochać kogoś tak, jak Kati swojego męża. Bezgranicznie, z pełnym zaufaniem i poczuciem bezpieczeństwa. Ona też kiedyś kochała Chrisa, ale nigdy nie czuła takiego spokoju i szczęścia, które promieniowały od przyjaciółki. Jej życie z Chrisem było mało przewidywalne, pełno w nim było napięcia i szaleństwa. Ale ten okres, choć krótki, wiele ją nauczył. Dlatego dziś ponad wszystko ceniła spokój, pewność i poczucie bezpieczeństwa. Wszystko, czego pragnęła, to nudne i przewidywalne życie. No, i nowy samochód.
To przypomniało jej o fatalnym stanie własnego konta i z trudem zmusiła się, aby teraz o tym nie myśleć.
– Nie martw się, twój szwagier będzie miał świetną opiekę w Amarillo – uspokoiła Kati. – Mają tam najlepszy zespół ortopedów w tym stanie. Na pewno mu pomogą.
– Mam nadzieję. Ale Colt wspominał też coś o śpiewaniu. .. – rzuciła Kati z uśmiechem.
– Tak, trudno było go nie słyszeć – zaśmiała się Becky. – Nigdy nie widziałam nikogo, kto reagowałby na ból w tak rozrywkowy sposób.
– To właśnie cały Jett. Zwykle robi to, czego się najmniej spodziewasz. Zawsze był nieprzewidywalny.
– Nieprzewidywalny... – powtórzyła Becky.
No właśnie. Jett Garett był nieprzewidywalny, a ona nie lubiła niespodzianek. Tęskniła do bezpieczeństwa, rutyny i spokoju.
Z nagłym zainteresowaniem pomyślała o Shermanie Benchleyu – znajomym, z którym czasami umawiała się na niezobowiązujące randki. Dawno się nie widzieli, chyba powinna zadzwonić do niego i zaprosić go do kina i na spacer. O Shermanie z całą pewnością nie można było powiedzieć, że jest nieprzewidywalny. W kinie na pewno kupi popcorn, a na spacer weźmie parasol. Tak, zawsze wiedziała, czego można po nim oczekiwać.
Dwa tygodnie później zdarzyło się coś, co przewróciło jej uporządkowane życie do góry nogami.
Uzupełniała właśnie karty szczepień, kiedy zadzwoniła do niej Marsha Simek, przełożona pielęgniarek.
Znały się z Marshą od lat i bardzo się lubiły, mimo to idąc do jej gabinetu, Becky nie potrafiła opanować lekkiego zdenerwowania.
– Miałam dziś interesujący telefon – zaczęła Marsha, wpatrując się w nią dziwnym spojrzeniem. – Wygląda na to, że zrobiłaś duże wrażenie na jednym z naszych pacjentów... – rzuciła zagadkowo. – Chce cię zatrudnić do opieki domowej.
Becky pochyliła się zainteresowana. Wizyty domowe już nie raz ratowały jej budżet. A dawno nie potrzebowała gotówki tak bardzo jak teraz.
– Kto to? – spytała z przejęciem. – Pan Novotny, ten po amputacji stopy?
– Nie. – Marsha podała jej niewielką kartkę z numerem telefonu. – Jett Garett. Pamiętasz go?
– Jett... – Dalsze słowa utkwiły jej w gardle. Każdy, tylko nie on. Wciąż jeszcze pamiętała fałszywie śpiewane piosenki i przystojną twarz wykrzywioną bólem. I napięcie, które ją ogarniało, gdy zbliżała się do niego. – Co się dzieje? Dlaczego musi mieć wizyty domowe?
– Wygląda na to, że rehabilitacja potrwa jakiś czas. Mieszka teraz na ranczu Garettów i dochodzi do siebie po operacji.
– Nie jestem przecież rehabilitantką – zaprotestowała Becky.
– Nie szkodzi, na pewno sobie poradzisz. Masz wystarczające doświadczenie, żeby się nim zajmować. Na ranczu jest już cały sprzęt niezbędny do ćwiczeń, chodzi tylko o to, żeby pokazać, jak ma go używać. Z twoją praktyką, nie powinno być z tym problemu. Zresztą pan Garett wyraźnie nalegał, żeby zatrudnić właśnie ciebie.
– Cóż... – odezwała się po chwili. – Niestety nie jestem zainteresowana.
– Jak to – nie jesteś?! – Marsha nawet nie kryła zdziwienia. – Nawet nie zapytałaś o zarobki. A są doskonałe.
Nie zapytała, bo wolała nie wiedzieć, jakie pieniądze odrzuca. Mimo to Marsha wymieniła kwotę, wyższą niż jej pensja w szpitalu.
Becky nerwowo zagryzła wargi. Rozpaczliwie potrzebowała tych pieniędzy, ale nie mogła się zgodzić na pracę dla Jetta – szalonego kowboja z dużą dawką testosteronu. Nie ma mowy. Sama myśl o spędzeniu kilku godzin w jego obecności wywoływała w niej dziwne napięcie.
– Nie mogę, Marsha. Przepraszam – powiedziała szybko i wstała.
– A jak się miewa twój ojciec? – usłyszała za plecami. Zacisnęła powieki i z trudem przełknęła ślinę.
– W porządku. Ale wiesz, że to nieładne zagranie. Marsha znała jej problemy finansowe i kłopoty z chorym ojcem. Jego renta nie starczała nawet na leki, nie mówiąc już o rachunkach ze szpitala, które ciągle spłacała.
– Chcę tylko, żebyś się dobrze zastanowiła. To naprawdę taki problem pracować dla tego miłego chłopaka przez kilka tygodni? Zarobisz pieniądze, które pomogą ci stanąć na nogach, pacjent szybciej wróci do zdrowia, wszyscy zyskają... – kusiła.
Becky wciąż trzymała rękę na klamce i nie wiedziała, co odpowiedzieć. W wersji Marshy to było takie proste... Być może rzeczywiście wszyscy zyskają. Wszyscy, oprócz niej.
– Zastanowię się – obiecała w końcu.
Zastanawiała się przez cały dzień. Co kilka minut wyciągała z kieszeni kartkę z telefonem i wpatrywała się w nią z napięciem. Rozważała wszystkie za i przeciw, aż wreszcie podjęła decyzję. Niezależnie od tego, jak bardzo potrzebowała pieniędzy, nie będzie pracowała dla Jetta Garetta.
Pod koniec zmiany zadzwoniła do Marshy i krótko poinformowała ją o swojej decyzji. Szybko odłożyła słuchawkę, żeby nie usłyszeć kolejnych przekonywać, zebrała swoje rzeczy i przeszła na parking.
W całym ciele czuła napięcie i stres. Bolał ją zesztywniały kark, mięśnie ramion, a gdzieś u nasady czaszki promieniował silny ból, ogarniający całą głowę.
To przez wczorajsze zdenerwowanie, tłumaczyła sobie.
Wczoraj wieczorem Dylan jakimś cudem otworzył drzwi frontowe i wybiegł do ogródka bez jej wiedzy. Kiedy wyszła spod prysznica i nie znalazła go w domu, omal nie dostała zawału. W końcu dostrzegła go bawiącego się kilka metrów od ruchliwej ulicy i to wcale jej nie uspokoiło. Szybko zabrała go stamtąd, ale wciąż czuła, jak na samo wspomnienie tego zdarzenia ogarniają zdenerwowanie i strach ściska gardło. Nieustannie zastanawiała się, jak uchronić Dylana przed podobnymi niebezpieczeństwami.
Oczywiście, wystarczyłoby, gdyby ogrodziła ogródek niewielkim płotem, ale to kosztuje. Póki co, przełoży po prostu zamek w drzwiach trochę wyżej.
Dylan był coraz bardziej zainteresowany odkrywaniem nowych przestrzeni i to powodowało, że żyła w ciągłym napięciu. Denerwowało ją, że wszystkie jej zabiegi, wcześniej czy później, okazują się bezskuteczne. Tyle czasu i energii poświęcała na to, żeby uchronić go przed wszelkimi potencjalnymi niebezpieczeństwami, a i tak nie była w stanie przewidzieć wszystkiego.
Wprawdzie ojciec wciąż jej wyrzucał, że wychowuje Dylana na mięczaka i lałusia, ale nie słuchała go. Ojciec nie potrafił zrozumieć, co czuła. Sam przez lata był zawodnikiem motocyklowym, i zanim zapadł na cukrzycę, mimo podeszłego wieku, wciąż pojawiał się na torze. Zawsze uważał, że mężczyzna powinien być twardy i umieć sprostać w życiu każdemu wyzwaniu. Ale przecież to, że czteroletnie dziecko ciągle ssie kciuk i czasami moczy się w nocy, nie znaczy jeszcze, że jest maminsynkiem.
Miała dość tych przeżyć. Wczoraj przygoda z Dylanem, a dziś ta irytująca propozycja Jetta. Marzyła o tym, żeby wreszcie znaleźć się w domu i wypić gorącą herbatę.
Otworzyła drzwi starego forda i przekręciła kluczyk w stacyjce. Rozległa się seria dobrze znanych trzasków i prychnięć, typowe zachowanie jej samochodu. Tym razem jednak po kanonadzie zwykłych odgłosów, silnik nie zaskoczył i nie zamruczał w znajomy sposób. Spróbowała jeszcze raz, i jeszcze, aż w końcu zrozumiała, że musi się poddać.
Westchnęła ciężko i oparła głowę na kierownicy. Dlaczego wszystko spadło na nią naraz?
A może... Wiedziała, gdzie mogłaby zdobyć pieniądze. Wyjęła z kieszeni kartkę z numerem telefonu i patrzyła na nią zamyślona. To było rozwiązanie jej problemów, ale była zbyt wystraszona. Nie ma co ukrywać, bała się Jetta Garetta. Bała się promieniującej od niego energii, wspomnień, jakie w niej wywoływał, a przede wszystkim bała się własnych emocji.
Trudno. Niezależnie od tego, jak bardzo była przerażona, nie miała wyboru. Musiała wziąć tę pracę.
Jett, odprężony po szybkim prysznicu, na jednej nodze skakał do pokoju. Z wysiłkiem włożył bokserki i koszulkę i usiadł na krawędzi łóżka.
Uff, był prawie bez tchu. Wciąż go zdumiewało, ile wysiłku musi włożyć w najzwyklejsze czynności. Nie miał pojęcia, że drobne uszkodzenie kolana zamienia silnego mężczyznę niemal we wrak.
Spojrzał z niesmakiem na swoją nogę i poprawił się – no, może nie takie drobne. Z każdej strony kolana sterczały dziwne druty i szyny mocujące. Wszystko wyglądało jak zagubiona część sondy kosmicznej. Nikt go nie uprzedził, że opuści szpital z taką ilością żelastwa.
Nie szkodzi. Musi to przezwyciężyć. I to szybko. I tak stracił kilka zawodów i za chwilę jego marzenia prysną jak bańka mydlana.
Podniósł się z wysiłkiem i podszedł do kalendarza wiszącego na ścianie. Finały odbędą się w grudniu, a teraz jest połowa sierpnia. Miał duże szanse na zwycięstwo. Potrzebował tylko kilku wygranych i kilku dodatkowych punktów, które pozwoliłyby mu zakwalifikować się do wielkiego finału. Będzie musiał coś z tym zrobić...
Usłyszał z tyłu lekkie pukanie do drzwi, ale nie odwrócił się. To pewnie Cookie, były marynarz, który teraz kucharzował na ranczu i ciągle narzekał, że Jett potwornie bałagani. O co mu chodzi tym razem? A, pewnie o stan łazienki.
– W porządku, Cookie, później posprzątam – mruknął, wpatrując się w kalendarz.
– Nie powinieneś stać na chorej nodze – usłyszał miękki kobiecy głos.
Przez plecy szybko przebiegł mu znajomy dreszczyk. Nic tak nie podnosi na duchu, jak miłe sam na sam z piękną kobietą.
Z trudem przeniósł ciężar ciała na zdrową nogę i odwrócił się powoli. W progu stała drobna kobieta w uniformie pielęgniarki. Bez dwóch zdań dyplomowana pielęgniarka Rebeka Washburn we własnej osobie.
Rzucił szybko okiem na zegar i uśmiechnął się w duchu. Nie tylko zgrabna, ale i punktualna, no, no...
Cieszył się, że już jest. Będą mogli swobodnie porozmawiać, jak tamtego dnia w szpitalu. Miło wspominał tamtą pogawędkę. Bezwstydnie z nią wtedy flirtował, żeby zapomnieć o bólu i poprawić sobie fatalny nastrój, ale nie podejmowała jego gry. Odpowiadała żartami na jego zaczepki i opowiadała o swoje pracy. Śmieszne, mówić o pracy, gdy można się bawić!
Weszła do pokoju, postawiła torbę i z całych sił starała się nie patrzeć na jego skąpo ubrane ciało. Jednak Jett był pewien, że pochwycił jej szybkie, pełne uznania spojrzenie. Wiedział, że nie ma się czego wstydzić. Dzięki ciągłym treningom utrzymywał się w formie i nieźle wyglądał. A kobiety już nieraz dały mu odczuć, że to doceniają.
To podniosło go nieco na duchu. Był już śmiertelnie znudzony, potrzebował jakiegoś dreszczyku emocji. A nic nie mogło tego lepiej zapewnić niż nowa kobieta. Oczywiście tylko tymczasowo. Bo Jett zupełnie nie wierzył w stałość. Nigdy nie tęsknił za stałą pracą, stałym domem, a już z pewnością za stałym związkiem. Drżał na samą myśl o zbyt długim związku z jedną kobietą. Jak dotąd, kilka tygodni w zupełności mu wystarczało.
– Łatwo trafiłaś? – spytał.
– Tak, dałeś mi doskonałe wskazówki. Oczywiście, jak na mężczyznę – zaśmiała się. – A mówiąc o wskazówkach – zaczęła poważniej i sięgnęła do torby – przywiozłam instrukcję obsługi twoich urządzeń rehabilitacyjnych i książkę z ćwiczeniami. Przećwiczymy najpierw wszystko razem, a potem będziesz robił je sam.
Najwyraźniej chciała szybko stąd uciec, ale nie zamierzał jej na to pozwolić. Potrafił udawać durnia, kiedy było mu to potrzebne, a te urządzenia z pewnością są bardzo skomplikowane... Nie zrozumie instrukcji szybciej niż po kilku lekcjach...
– Co oznacza to „B” wyszyte na twojej koszulce? – spytał z uśmiechem.
– „B”? – Odruchowo spojrzała na lewą kieszeń. – Ach, to. Becky – wyjaśniła. – Właściwie Rebeka, ale wolę Becky. Krócej i łatwiej.
– Becky – powtórzył. – Pasuje do ciebie.
– Podejdź tu i usiądź – przerwała mu. Jak na jej gust, rozmowa zbaczała na zbyt niebezpieczne tory. – Zbadam ci nogę i zrobimy pierwsze ćwiczenie.
Z trudem wcisnął się na skomplikowaną maszynę, pełną lin, dźwigni i dziwnych pokręteł.
– To wygląda jak średniowieczna machina tortur – wystękał.
Rozbawił ją na chwilę.
– O! Czyżbyś interesował się historią?
– A co? Założyłaś, że skoro jestem kowbojem, to muszę być głupi? – spytał prowokująco.
Przez chwilę nie odpowiadała, zajęta badaniem jego kolana. Podobał mu się delikatny dotyk jej subtelnych dłoni. Jeśli o niego chodzi, to badanie może trwać jeszcze długo.
– Myślę, że jesteś głupi, jak sam powiedziałeś, bo jeździsz na bykach i zarabiasz, ryzykując życie – powiedziała się w końcu.
Patrzył na jej pochyloną głowę, na rude włosy związane w koński ogon, opadający na ramiona i zastanawiał się, jak wyglądają, kiedy są rozpuszczone i okalają delikatną twarz. Uśmiechnął się do siebie. Takie myśli oznaczały, że wraca do formy. Kobiety zawsze były dla niego wyzwaniem i przygodą. Oznaczały mnóstwo zabawy, o ile nie traktować ich zbyt serio.
– Nie zarabiam – wyjaśnił. – Jeżdżę dla przyjemności.
– To jeszcze głupsze.
– Skąd wiesz, skoro nigdy nie próbowałaś? – Nagle klasnął w dłonie ucieszony. – Mam pomysł. Chcesz się nauczyć jeździć na byku? Będę cię szkolił!
– Nikogo nie będziesz szkolił przez najbliższe osiem tygodni – zaprotestowała stanowczo.
– Co najwyżej cztery!
I tak nie powiedział całej prawdy. Miał zamiar wystartować w dorocznych zawodach w Albuquerque, czyli za trzy tygodnie. Do tego czasu mieli zdjąć mu szyny, a bez tego żelastwa na pewno będzie w stanie dosiąść byka.
Spojrzała na niego z naganą i w jej oczach błysnęły złote plamki.
– Mamy wyleczyć twoje kolano. Jestem dobrą pielęgniarką, ale nie cudotwórczynią. Jeśli będziesz uczciwie ćwiczył, po sześć godzin dziennie, za dwa miesiące może odzyskasz dawną sprawność, choć nie obiecuję. Ale jeśli nie będziesz ćwiczył odpowiednio długo, być może już nigdy nie będziesz jeździł.
Wiedział, że Becky ma rację, ale zrobiłby wszystko, żeby przyspieszyć ten proces. Pokiwał głową z rezygnacją.
– Dobrze. Zaczynajmy więc.
Położyła jego nogę na wysięgniku, po czym zaczęła pociągać i popuszczać kolejne linki, ciągle zmieniając ustawienia sprzętu. Przy okazji tłumaczyła mu, jak to wszystko funkcjonuje, ale niewiele słyszał, a jeszcze mniej rozumiał, wpatrzony w jej płynne ruchy. W końcu uznała, że wszystko jest prawidłowo ustawione i uruchomiła urządzenie. Zaczęło pracować w równym rytmie i Jett natychmiast poczuł, że znajome stado rekinów nadpływa ponownie. Próbował ukryć grymas bólu, ale chyba mu się nie udało.
– Mogę ustawić na mniejsze obroty – zaproponowała.
– Nie musisz. Wytrzymam, nie jestem dzieckiem. – Spojrzał na nią i uśmiechnął się uspokajająco. – Poza tym bez bólu nie ma zabawy. Nie zmniejszaj obrotów, ale włącz radio i zatańcz ze mną.
Była pewna, że oszalał.
– Coś nie tak z twoją głową?
– Skąd! Po prostu chciałbym zatańczyć z piękną dziewczyną. No, chodź, nie daj się prosić. To poprawi mi nastrój. Jestem przecież biednym, rannym kowbojem, który nie może nawet stanąć pewnie na dwóch nogach. – Zrobił żałosną minę zbitego psa i wyciągnął rękę w jej kierunku.
Cofnęła się, ale nie na tyle szybko, żeby nie zauważył błysku podekscytowania w jej oczach. Zaraz jednak jej twarz przybrała zwykły, oficjalny wyraz.
– Myślę, że teraz już sobie poradzisz. Powinnam iść.
– Żartujesz? – Był pewien, że zwariuje z nudów, jeśli zostanie sam. – Nie możesz jeszcze iść, to niedopuszczalne. Jesteś przecież moją opiekunką, pielęgniarką i trenerką. Zatańcz ze mną – kusił swoim najbardziej przekonującym uśmiechem.
– Nie mogę, Jett. To praca, a nie wizyta towarzyska.
– O tym właśnie mówię! Jesteś mężatką? – spytał nagle.
– Nie. – Potrząsnęła głową zaskoczona.
– To dobrze. Nie ma więc powodu, żebyśmy nie mogli razem zatańczyć. Wyłącznie w celach zawodowych. Potraktuj to jak część terapii – przekonywał ją. – Nie słyszałaś nigdy o leczniczych właściwościach tańca? Czego was uczą w tej szkole?
Chrząknęła lekko, ale widział, że miała ochotę się roześmiać.
– Strasznie mnie boli, możesz mi ulżyć w cierpieniu, tylko włóż, proszę, tę płytę do odtwarzacza.
– Cóż... tyle mogę zrobić.
Wcisnęła klawisz i z głośników popłynęła stara piosenka Gartha Brooksa.
– A teraz tańczmy – zachęcił ją z seksownym uśmiechem. Wiedziona dziwnym impulsem podeszła do niego, jedną rękę położyła mu na ramieniu, a drugą splotła z jego dłonią. Silnym wyrzutem spróbował podnieść swoje ciało, ale nie udało mu się. Za to straciła równowagę i z cichym okrzykiem opadła na jego klatkę piersiową.
Niesamowite, jak ona na niego działała. Pachniała jak świeżo wyprane płótno. A on uwielbiał zapach kobiety zmieszany z wonią czystego płótna.
Becky podniosła się szybko, ale nadal trzymał ją za rękę. Dźwięki muzyki wypełniały pomieszczenie, położył więc jej dłoń z powrotem na swoim ramieniu i kołysał się łagodnie.
– Rozluźnij się, Becky – wyszeptał prosto do jej ucha. – Rany goją się lepiej, gdy mięśnie są rozluźnione, nie pamiętasz?
Zmieszana nie wiedziała, co odpowiedzieć. Zaśmiała się lekko i czuła, że jej ciało rzeczywiście staje się mniej spięte. Nie wiedziała, czy to reakcja na słowa Jetta, czy po prostu czuje się bardziej swobodnie.
Jett wykorzystał jej słowa i wiedziała, że to nie do końca czyste zagranie. Ale to w końcu jej pacjent, nawet jeśli jest trochę szalony i potrzebuje terapii.
Jett czuł, jak głowa Becky wsparła się na jego ramieniu i było mu z tym dobrze. Nie rozumiał, czemu, u licha, nigdy wcześnie nie próbował tańca na krześle?
– Jeszcze trochę treningów i możemy ruszyć w trasę – zażartował.
Wygięła ciało w kuszący łuk, a on odchylił głowę. Wyglądali niemal jak kopia Ginger i Freda.
– Już widzę te afisze – podjęła grę. – „Najnowszy hit – taniec na krześle! Gwarantowana ulga. Zwalcza bóle, choroby i odciski! Jeśli zamówisz teraz, drugie krzesło gratis!”
– Płatność kartą lub gotówką – ciągnął Jett. – Jedyne dwadzieścia dolarów. Oferta ważna tylko dzisiaj!
Muzyka skończyła się nagle, ku wielkiemu żalowi Jetta. Jego rozczarowanie jeszcze wzrosło, kiedy Becky odsunęła się od niego i usiadła na krześle obok.
Na jej twarzy nie było śladu rozbawienia. Przeciwnie, robiła wrażenie, jakby żałowała tych chwil szaleństwa.
– Cóż... – Wstała po chwili i wygładziła fartuch. – Teraz naprawdę muszę już iść. Powinnam odebrać syna z przedszkola przed szóstą.
– Masz dzieci? – zdziwił się.
– Tak – odpowiedziała i przez chwilę jej oczy błyszczały miękkim, ciepłym światłem. – Mam synka. Dylan ma prawie cztery latka.
Ha! Więc nie miała męża, ale miała syna. Chętnie dowiedziałby się więcej, ale przeczuwał, że to nie jest odpowiedni moment. Jeszcze za wcześnie...
– Zadzwoń do Kati i poproś, żeby przywiozła go tutaj, wtedy będziesz mogła zostać chwilę dłużej.
– Nie mogę jej o to prosić – zaprotestowała. – Naprawdę muszę już iść.
Wstała zdecydowanie i profesjonalnym, pełnym opanowania tonem udzieliła mu jeszcze kilku wskazówek dotyczących ćwiczeń i sprzętu rehabilitacyjnego.
– Poczekaj! – zawołał, gdy już stała w drzwiach. Odwróciła się, posłał jej więc swój najbardziej uwodzicielski uśmiech.
– Dziękuję za taniec – dokończył.
Odpowiedziała uśmiechem, którego nie potrafił zinterpretować, i nacisnęła klamkę.
I Jett został sam. Rozczarowany, opuszczony i poirytowany jednostajnym ruchem maszyny. O co chodzi? Dlaczego tak szybko uciekła? Nie prosił jej przecież o rękę, chciał tylko odrobiny rozrywki, zanim stąd wyjedzie.
Od kiedy to kobiety wychodzą bez słowa od Jetta Garetta?
To zły znak. Chyba traci swój słynny urok.
Becky wsiadła do samochodu i dopiero teraz poczuła się bezpiecznie. Świeżo wyremontowany ford był nagrzany słońcem, ale nie miała wątpliwości, że to nie z tego powodu było jej tak gorąco.
– Taniec na krześle... – Uśmiechnęła się na samo wspomnienie tamtych chwil.
Wystarczyła niecała godzina w obecności tego faceta, a traciła całą powagę i zachowywała się jak nastolatka. Gdzie jej profesjonalizm i z trudem wypracowana powściągliwość?
Nie potrafiła się oszukiwać. Jett sprawiał, że traciła rozsądek i starannie skrywana część jej natury wychodziła na powierzchnię. Wciąż czuła, jak krew wrzała w jej żyłach, a mięśnie dygotały z napięcia. To niebezpieczne, pomyślała, przy tym mężczyźnie tracę kontrolę.
Tak naprawdę powinna zostać z nim dłużej, sprawdzić, jak funkcjonuje urządzenie do rehabilitacji i jak pacjent radzi sobie z ćwiczeniami. Ale każda kolejna minuta z Jettem była ponad jej siły. Ten facet był zbyt niebezpieczny. Czuła to od początku, ale teraz wiedziała na pewno. Załamana oparła głowę na kierownicy i zastanawiała się, co robić.
Nie powinna tu przyjeżdżać. Musi znaleźć jakąś wymówkę, żeby nie wracać na ranczo. Tyle wysiłku kosztowało ją okiełznanie swojej natury, nie może pozwolić na to, aby wszystko zaprzepaścić tylko dlatego, że jakiś przystojny kowboj uśmiechał się kusząco.
Trudno, będzie musiała jakoś poradzić sobie bez tych pieniędzy. Choć wolała teraz nie myśleć, jak to zrobi.
– Przepraszam... – usłyszała z boku.
Oderwała głowę od kierownicy. Obok samochodu stał Colt Garett i patrzył na nią badawczo.
– Wszystko w porządku?
– Tak, oczywiście – zapewniła pospiesznie. – Chciałam sprawdzić poziom płynu w chłodnicy, zanim ruszę. To stary samochód i często się przegrzewa.
Colt pokiwał głową ze zrozumieniem, podniósł maskę i zajrzał do środka. Dolał płynu, obejrzał silnik i wytarł ręce o dżinsy.
Becky patrzyła, jak spokojnie wykonywał te wszystkie czynności i zastanawiała się, czy dużo łączy go z Jettem poza podobieństwem fizycznym. Colt wydawał się dużo bardziej opanowany i małomówny.
Kiedy skończył, podszedł do niej znowu i powiedział:
– Mam nadzieję, że mój brat nie sprawiał pani kłopotów.
– Żadnych – zaprzeczyła gwałtownie i czuła, jak jej policzki pokrywa krwisty rumieniec.
– Chcę, żeby Jett miał najlepszą pomoc – ciągnął Colt, wpatrując się w nią uważnie. – Poniosę wszelkie koszty. Jeśli on pani potrzebuje, zapłacę ekstra, byle zgodziła się pani tu przyjeżdżać i trenować z nim.
Spojrzała na niego zaskoczona. Nie miała pojęcia, czy właśnie poddawał w wątpliwość jej profesjonalizm, czy wręcz przeciwnie – oferował dodatkowe wynagrodzenie.
Ale nawet gdyby nie ufał w jej zawodowstwo, nie mogła mieć do niego pretensji. Czyż sama właśnie nie straciła do siebie zaufania?
– Może pan być spokojny, zapewnię Jettowi najlepszą opiekę – uspokoiła go. – Ale teraz muszę już jechać, powinnam być w mieście przed szóstą.
– Pani syn chodzi chyba do przedszkola mojej żony? – spytał z uśmiechem.
– Tak, i właśnie dlatego powinnam się pospieszyć. Nie mogę dopuścić, aby zostawała dłużej w pracy ze względu na Dylana.
– Zadzwonię do niej i poproszę, żeby przywiozła go tutaj – zaproponował. – Nie będzie pani musiała się spieszyć.
Świetnie, tego tylko brakowało. Zaraz namówi ją, żeby wróciła do Jetta i poćwiczyła z nim jeszcze trochę, zanim Kati przywiezie Dylana.
– Dziękuję, ale nie mogę się na to zgodzić – zaprotestowała.
– Skoro już o tym mowa, ranczo od miasta dzieli znaczna odległość. Nie sądziłam, że dojazd tutaj zajmie mi tyle czasu. Obawiam się, że będę musiała zrezygnować z tej pracy...
Spojrzał na nią zaskoczony.
– Wspominała pani o tym Jettowi?
– Jeszcze nie.
– Więc proszę tego nie robić. – Pochylił się nad samochodem i oparł dłonią o dach. – Chciałbym, żeby pani coś zrozumiała – mój brat włożył wiele serca i wysiłku w przygotowania do tegorocznych finałów. Wiem, że to szaleństwo, ale chcę zrobić wszystko, żeby wykorzystał swoją szansę. To może być dla niego ostatnia okazja.
– Ostatnia okazja? – zdziwiła się.
– Trzydzieści jeden lat to dość poważny wiek jak na kowboja. To pewnie jego ostatni sezon, szykował się do niego od lat.
– Cóż... Mam więc nadzieję, że mu się uda – powiedziała zdawkowo. Nie chciała mówić tego głośno, ale pomyślała, że Jett jest szalony, jeśli myśli o wsiadaniu na byka zaraz po tym, jak jeden właśnie po nim przebiegł.
– Ale musi mu pani pomóc. Jett potrzebuje kogoś, kto będzie go motywował i sprawdzał, czy dobrze wykonuje ćwiczenia. Zapłacę, ile pani zechce.
– Och, płaca już teraz jest bardzo dobra.
– Nieważne. Chcę, żeby postawiła go pani na nogi tak szybko, jak to możliwe. Proszę przyjeżdżać tu jak najczęściej i zostawać tak długo, jak to konieczne. Zapewniam, że wynagrodzę to pani. – Popatrzył na nią z napięciem i zaproponował sumę, od której zakręciło jej się w głowie. Gdyby zarabiała takie pieniądze, mogłaby wpłacić zaliczkę na nowy samochód...
Colt najwyraźniej dostrzegł jej wahanie i postanowił kuć żelazo póki gorące.
– Więc jak? Umowa stoi? – Uniósł brew i wyciągnął rękę.
Westchnęła ciężko. Chociaż dzwony ostrzegawcze głośno biły w jej głowie, rozpaczliwie potrzebowała nowego samochodu.
Podała dłoń Coltowi i starała się nie myśleć, że właśnie przypieczętowuje swój los. Jest w stanie to zrobić. Chociaż nie miała pojęcia jak.
– O, już jest! Ależ z niej drobinka!
Jett wyjął lotki z tarczy i spojrzał na Cookiego. Stary marynarz właśnie przyniósł tacę z lemoniadą i jagodziankami. Stał teraz oparty wytatuowanym ramieniem o futrynę i spoglądał w okno.
– Kto? – spytał Jett, choć dobrze znał odpowiedź. Od kilku dni punktualnie o piętnastej trzydzieści pojawiało się napięcie w żołądku, które trwało, dopóki Becky nie wyjechała. Jak w zegarku.
– Nie udawaj durnia, Jett – zachichotał Cookie. – Od co najmniej dziesięciu minut jesteś napięty i rozdrażniony jak kocur Katie. I tak jest codziennie, dopóki ta pielęgniareczka nie przyjedzie.
– Nie zapominaj, że ona jest moim biletem powrotnym na rodeo – rzucił z udaną obojętnością.
– Dobrze, dobrze, gadaj zdrów. – Cookie zaśmiał się i machnął ręką, jakby nie chciał słuchać tych kiepskich tłumaczeń. – Ale posłuchaj dobrej rady, nie graj przy niej takiego szybkiego kowboja. To nie ten typ.
– Nie musisz mi tego mówić – mruknął lekko zirytowany. Szczerze mówiąc, był niezwykle sfrustrowany zupełnym brakiem zainteresowania z jej strony. Nudziło go już spokojne życie, jakie musiał prowadzić, zaczął nawet oglądać seriale. A ona odmawiała mu nawet odrobiny rozrywki. Postanowił, że nie może dłużej czekać. Albo dziś to się zmieni, albo ją zwolni.
Mijał przecież już tydzień, odkąd Becky torturowała go bez cienia litości. A wyglądała przy tym tak zniewalająco, że chwilami zastanawiał się, czy to na pewno rzeczywistość. Chyba wolałby wierzyć, że to tylko wytwór oszalałego z bólu umysłu.
Podejmował wiele prób, żeby przełamać jej lodowatą obojętność, ale kiedy to robił, natychmiast wycofywała się i odjeżdżała. Bardzo go to irytowało. Czuł, że przed nim ucieka. Miał wrażenie, że ona też chciałaby pozwolić sobie na odrobinę zabawy, ale z jakichś powodów nie dawała sobie do tego prawa.
Coraz bardziej go intrygowała. Piękna, fascynująca kobieta, która zachowuje się tak niezrozumiale.
Zastanawiał go też jej stosunek do syna. Mały był normalnym, zdrowym dzieckiem, ale Becky wciąż trzymała go pod kloszem, jakby był chorym niemowlakiem.
Nie pozwalała mu biegać i dokazywać, zamiast tego wymagała, żeby przez całe godziny siedział przed telewizorem. Widać było, że chłopak chętnie pobawiłby się z synkiem Kati i Colta, ale Becky z nieznanych powodów nie chciała go spuszczać z oczu.
Usłyszał, że stanęła w drzwiach, podrzucił więc lotki w dłoni, a potem umieścił je kolejno w czarnym polu.
Klasnął w dłonie i zerknął na nią zadowolony.
– Zobaczymy, czy będziesz w stanie to powtórzyć!
Odłożyła torbę i uśmiechnęła się lekko.
– Myślisz, że nie umiem? – W jej oczach błysnęła iskra zainteresowania, ale nie podjęła gry. – Mamy robotę – ucięła krótko i włączyła sprzęt do rehabilitacji.
Ogarnęło go potworne zniechęcenie. Zaczynał wątpić, czy cokolwiek jest w stanie przebić ten mur.
Może naprawdę lepiej byłoby zrezygnować? Uwolniłby się chociaż od tego nieznośnego napięcia.
Eee, może nie. A jeśli zamiast Rebeki przyślą mu tu jakąś starą wiedźmę? Nie, ryzyko było zbyt duże. Becky chociaż dobrze wyglądała. I wspaniale pachniała. Jak świeże ciasteczka. A od czasu tego szalonego tańca na krześle nie mógł przestać myśleć o drobnym ciele wspartym na jego twardej piersi.
Nerwowo sięgnął po następną lotkę.
– Ej, poczekaj, kowboju – usłyszał nagle z tyłu. – Teraz moja kolej.
Sięgnęła po lotkę i bez wysiłku umieściła ją w samym środku tarczy.
Ha, więc jednak było coś, co mogło ją poruszyć.
– Może jednak zagramy? Podejmujesz wyzwanie? – prowokował. – Ale ostrzegam – jeśli przegrasz, będziesz musiała ze mną zatańczyć.
– A co będzie, jeśli wygram?
– Żądaj, czego chcesz – uśmiechnął się kusząco.
– Dodatkowa godzina ćwiczeń? – zaproponowała podstępnie.
– O nie! To niehumanitarne! – Program ćwiczeń, który mu przygotowała, i tak przypominał bardziej rozrywkę szalonego sadysty niż rehabilitację.
– A pół godziny? – nie ustępowała.
– Twardo grasz, ale zgoda.
Uśmiechnęła się z triumfem i Jett odniósł wrażenie, że właśnie dał się wkopać.
Pomogła mu zająć miejsce na siedzisku przyrządu do ćwiczeń, ustawiła zegar na dodatkowe trzydzieści minut, po czym spokojnym ruchem sięgnęła po lotki i wbiła je kolejno w sam środek tarczy.
Wygrała bezapelacyjnie, ale wyjątkowo nie czuł się tak marnie, jak zwykle po najmniejszej nawet przegranej. Z przyjemnością obserwował, jak koncentrowała się przed rzutem, podziwiał koniuszek różowego języka wsunięty w kącik zmysłowych ust.
– Rozumiem, że właśnie mnie ograłaś – przyznał z uśmiechem. – Lubisz wyzwania sportowe?
Przez jej twarz przemknęła jakaś chmura. Znowu go zaintrygowała. Jakie sekrety ukrywała ta dziewczyna?
– Zawsze lubiłam sport – odpowiedziała sztywno.
– Jakąś konkretną dyscyplinę?
– Nie, lubiłam wszystkie. – Uśmiechnęła się lekko, jakby wspominała coś miłego. – Zwłaszcza wodne. Ale potem zrozumiałam, że sport może być bardzo niebezpieczny. A kiedy jesteś odpowiedzialny za małe dziecko, bezpieczeństwo staje się nagle niezwykle ważne. I dlatego wybrałam w końcu aerobik – zakończyła ze śmiechem.
– Jakie to nudne! – jęknął. – Nie rozumiem, jak można żyć bez odrobiny adrenaliny.
– Dobra zabawa nie musi oznaczać niebezpieczeństwa, Jett.
– Dla mnie odrobina niebezpieczeństwa jest niezbędna.
– Właściwie dlaczego? – zdziwiła się.
Cóż, sam zadawał sobie to pytanie setki razy i wciąż nie znajdował odpowiedzi.
– Może dlatego, że kiedy byłem dzieckiem, uwielbiałem straszyć mamę? Widocznie strach wszedł mi w krew i nie umiem przestać.
– Lubiłeś straszyć matkę? – Spojrzała na niego zaskoczona.
Zamyślił się na chwilę wpatrzony w szklankę z lemoniadą. Czy miał jej wyjaśnić, że takie szczeniackie wyczyny były jedyny sposobem, aby przyciągnąć uwagę matki choć na chwilę?
– Mama miała inne rzeczy na głowie – odparł wymijająco.
– Co może być ważniejszego niż bezpieczeństwo własnego dziecka?
Hm, on też zastanawiał się nad tym wiele razy...
– Powiedzmy, że moja matka miała niezbyt rozwinięty instynkt macierzyński. Wiesz, o co mi chodzi. Nie przypominała tych matek z reklam, które pieką ciasta, robią kanapki do szkoły i sprawdzają, czy odrobiłeś lekcje. Ona i jej mężowie mieli trochę inne cele.
– Mężowie? – powtórzyła. – Było ich wielu?
Nie zaskoczyło go to pytanie. Nie raz już na nie odpowiadał, a w głosie Becky było więcej życzliwego zainteresowania niż zwykłej ciekawości.
– Według ostatnich obliczeń czterech, chociaż z moim ojcem brała ślub dwa razy, chyba za karę. – Przełknął ostatni łyk lemoniady i uśmiechnął się. – To co, teraz tańczymy?
– Przecież przegrałeś!
– Wydawało mi się, że obiecałaś nagrodę pocieszenia dla przegranego... – próbował ją przekonać ze swoim najbardziej uroczym uśmiechem.
– Nieźle zagrane – zaśmiała się. – Ale nic z tego. Zaraz przyjedzie tu Kati z chłopcami, a my mamy jeszcze dużo pracy przed sobą.
Westchnął ciężko i nie naciskał więcej. Znowu uciekła, pomyślał. Robi to za każdym razem, kiedy zaczyna się dobrze bawić.
Godzinę później Becky co chwilę zerkała w okno i z trudem ukrywała zdenerwowanie. Kati dawno już powinna tu być, spóźniała się ponad piętnaście minut.
Przez głowę przelatywały jej kolejne katastrofalne wizje i żarty Jetta wcale nie pomagały odpędzić tego nastroju.
Wreszcie samochód zaparkował na podjeździe, a po chwili drzwi się otworzyły i wbiegł przez nie Dylan.
– Wolniej! – krzyknęła szybko. – Możesz upaść!
Mały zastygł, uśmiech odpłynął z jego twarzy, a kciuk automatycznie powędrował do ust.
– Nie dziw się, że tak pędził – próbowała go wytłumaczyć Kati. – Jest bardzo podekscytowany, chce ci powiedzieć wielką nowinę. Nie mógł się doczekać, kiedy przyjedziemy, a musieliśmy trochę poczekać, bo pani Marshal spóźniła się z odebraniem synka.
Takie proste. Dlaczego sama na to nie wpadła? Dlaczego zawsze myśli o najgorszym i strach odbiera jej rozsądek?
– Cześć, chłopaki – wtrącił się Jett. – Przybijcie piątkę. Evan podbiegł do Jetta z uśmiechem, a Dylan ruszył powoli, ale widać było, że dużo dla niego znaczy to zaproszenie.
Becky już kilka razy zauważyła, że mały wyraźnie ożywia się w towarzystwie Jetta. Wyglądało to wręcz tak, jakby zabiegał o jego uwagę. Chodził z nim jak cień, chwytał w locie każde słowo kowboja i zadawał mu naiwne, dziecinne pytania.
Domyślała się, że to pewnie przez brak ojca, Dylanowi po prostu brakuje kontaktów z mężczyznami. Była wdzięczna Jettowi, że miał tyle cierpliwości dla małego, chociaż biorąc pod uwagę jego styl życia, nie pochwalała tej znajomości. Jakim przykładem dla małego chłopca mógł być beztroski, szalony jeździec rodeo? Pocieszała się, że ich kontakty zaraz się skończą i Jett nie będzie już miał wpływu na jej syna.
– Evan, leć przywitać się z tatą! – powiedziała Kati, i chłopiec pomknął jak rakieta.
– Ależ to wulkan energii! – zauważyła Becky, patrząc za nim z uśmiechem.
– To zupełnie normalne u dzieci w tym wieku, Becky – odparła z uśmiechem przyjaciółka. – Energia to nieodłączna część tego pakietu.
Czyżby to była łagodna krytyka Dylana? Becky drgnęła poruszona. I co z tego, że nie biegał i ciągle ssał kciuk? Nie miała ochoty wysłuchiwać kolejnych pouczeń na ten temat. Uwagi, które ciągle słyszała od ojca, zupełnie jej wystarczały.
– Nie chcę, żeby Dylan zachowywał się tak gwałtownie – odezwała się stanowczo. – Mógłby się uderzyć.
– Upadki i siniaki to także część pakietu – ciągnęła spokojnie Kati. – Ale przecież zwykłe, na szczęście, nic im się nie dzieje. Dzieci są bardzo odporne.
Nie miała ochoty ciągnąć tego tematu. Co mogła powiedzieć? „Zwykle” to nie jest słowo, które ją uspokaja. Bo czasami jest inaczej, a wtedy...
– Jak ci minął dzień? – zwróciła się do syna.
Dylan zupełnie ją zignorował. Zamiast tego wyciągnął rękę do Jetta, a ona poczuła głupie, dziecinne ukłucie zazdrości.
Jett posadził go sobie na kolanach.
– Opowiadaj, co się stało – zachęcił go.
Mały podniósł na niego wielkie, niepewne oczy, ale nie odezwał się.
– Dylan napisał dziś samodzielnie swoje imię – oznajmiła Kati z uśmiechem.
– Naprawdę? – zdziwił się Jett głośno. – Ej, Becky, daj nam kawałek kartki. Dylan chce nam coś zaprezentować.
A więc to z tą nowiną jej syn wpadł tu taki rozentuzjazmowany. Szybko podała im notes i czekała, co będzie dalej.
– Do roboty, chłopcze – zachęcił go Jett, trzymając zeszyt. Dylan ścisnął ołówek i w skupieniu zaczął pracować. Mocno kreślił krzywe kreski i po chwili Becky zobaczyła najpiękniejszy napis w swoim życiu – koślawe literki, każda innej wielkości, wędrowały po całej kartce.
– Wspaniale, kochanie! – zawołała z uznaniem.
– Hej, daj mi ten rysunek – poprosił Jett. – Powieszę go na drzwiach.
– Mama zawsze wiesza moje rysunki na lodówce – pochwalił się Dylan.
– Domyślam się. Ale ja nie mam lodówki, więc powieszę go tutaj. To naprawdę świetny napis. Powinieneś dostać coś w nagrodę, może ciastko?
– Dzięki. – Mały sięgnął po jagodziankę, a potem spojrzał błagalnie na matkę. – Mógłbym teraz pobawić się z Evanem?
Nienawidziła takich chwil, ale nie miała wyjścia, musiała mu odmówić.
– Nie, obejrzyj lepiej telewizję – powiedziała stanowczo. Kątem oka zauważyła minę Jetta, ale zignorowała to. Co on mógł wiedzieć o tym, jak trudno wychować dziecko w świecie pełnym niebezpieczeństw?
Dylan siedział do ósmej na kanapie, tępo wpatrując się w telewizor i ssąc kciuk, a rozzłoszczony Jett zaciskał zęby.
Jego ciało było wymęczone czterema godzinami intensywnych ćwiczeń, wszystkie kości mu trzeszczały i czuł każdy mięsień. A jednak nie chciał nawet myśleć o tym, że Becky zaraz stąd wyjedzie.
Ta kobieta robiła na nim coraz większe wrażenie, chociaż wcale się o to nie starała. Nie próbowała być nawet specjalnie miła. Ale intrygowała go i przyciągała. Dziś na chwilę wyszła zza muru, za którym się ukryła, dzięki czemu dowiedział się czegoś o jej życiu. A nawet kilka razy zmusił ją do uśmiechu. Nadal jednak, jak na jego gust, za dużo w tym wszystkim było pracy, a za mało zabawy.
– Poradzisz sobie z tym jutro sam? – usłyszał głos Becky i to przerwało jego rozmyślania.
– Chyba nie chcesz rzucić tej pracy? – spytał z przestrachem. – Nie teraz. Jeszcze nie wszystko gra mi w nodze jak należy...
– Nie. – Zaśmiała się i pokręciła głową. – Ale myślę, że opanowałeś już te ćwiczenia na tyle, że sam dasz sobie z nimi radę. A wtedy będziemy mogli skupić się na intensywniejszym treningu.
Zesztywniał na sam dźwięk tego słowa. Intensywniejszy... Już po tych ćwiczeniach czuł się, jakby ktoś przemielił go przez maszynkę do mięsa, wolał sobie nie wyobrażać, jak będzie potem.
– Musimy? – spytał bez entuzjazmu.
Oparła dłoń na kusząco zaokrąglonym biodrze i rzuciła prowokująco:
– A chcesz wrócić na rodeo?
To była jedyna rzecz, o której poważnie myślał. Oczywiście oprócz uwiedzenia dyplomowanej pielęgniarki Rebeki Washburn.
– Zgoda, ale wiesz, że to nie fair – mruknął. – Myślę, że wcale nie chodzi o moją nogę. Po prostu te tortury sprawiają ci przyjemność. Ale znam dużo przyjemniejsze ćwiczenia i chętnie cię ich nauczę. Chcesz zobaczyć?
Nawet nie zaszczyciła go odpowiedzią. Spakowała swoje rzeczy, ściągnęła z kanapy znudzonego Dylana i pożegnała się.
Kiedy wyszli, stanął w oknie i patrzył za nimi. Widział, jak mały ze spuszczoną głową idzie w stronę samochodu i znowu zrobiło mu się go żal. Nie rozumiał, dlaczego Becky postanowiła wychowywać go pod kloszem, ale serdecznie współczuł chłopcu, który nie mógł bawić się jak inne dzieci.
Obserwował jej zgrabne ruchy i zastanawiał się, co on właściwie robi. Dlaczego stoi tu i wpatruje się, jak jego pielęgniarka otwiera samochód? I dlaczego, od kiedy wyszła z tego pokoju, czuje się taki samotny?
Nuda, zdecydował. To pewnie dlatego. Nie przywykł do takiego trybu życia i stąd to poczucie.
Zachodzące sierpniowe słońce rzucało ciepłe światło na jej rude włosy i Jett przyglądał się temu z dużą przyjemnością. Chciałby kiedyś zobaczyć je rozpuszczone i połyskujące wszystkimi odcieniami.
Nagle zobaczył, że Becky robi coś dziwnego – zatrzasnęła już drzwi, ale wysiadła jeszcze z samochodu i wyjęła baniak z wodą. Colt wspominał coś o tym, że często musi uzupełniać płyn w chłodnicy, przypomniał sobie.
Tak szybko, jak mógł, wybiegł z domu.
– Co ty wyprawiasz! – krzyknęła Becky na jego widok. – Nie powinieneś obciążać chorego kolana, pamiętasz?
Starając się ukryć ciężki oddech, oparł się o samochód. Wskazał otwartą maskę i baniak z wodą.
– Z twoim samochodem jest aż tak źle? Miał wrażenie, że zesztywniała lekko.
– Potrzebuje tylko trochę wody do chłodnicy, to wszystko.
– W tej okolicy nie działają telefony komórkowe, nie ma tu zasięgu. Gdyby coś się stało, będziesz zdana tylko na siebie.
– I tak nie mam komórki. To zbędny wydatek Ha, więc to pieniądze, a nie jego słynny urok spowodowały, że podjęła tę pracę. Cóż, taka świadomość nie wpływa zbyt dobrze na męskie ego...
Powoli zamknął maskę, wyłapując wzrokiem kolejne defekty starego auta. To nie był samochód dla samotnej kobiety z dzieckiem. Gdyby to była jego kobieta...
– Weź mojego pikapa – zaproponował nagle.
Sam nie miał pojęcia, skąd przyszła mu do głowy taka myśl. Nikomu dotąd nie pozwalał prowadzić swojego auta.
Ale czuł się lepiej na myśl o tym, że Becky będzie za kierownicą nowego wozu, a nie jeżdżącej trumny.
– Przecież i tak go nie używam – dodał, żeby ją ostatecznie przekonać.
Uśmiechnęła się.
– Dzięki, to miłe, ale nie mogę.
Ależ była piękna. Patrzył na nią z zachwytem i z trudem trzymał ręce przy sobie.
Z wysiłkiem przenosząc ciężar ciała na zdrową nogę, oderwał się od samochodu i stanął tuż przed nią.
Zauważył, że jej wielkie złote oczy rozszerzyły się, jakby przebiegły między nimi jakieś iskierki. I wiedział, że tym razem to nie są odblaski zachodzącego słońca. Mogła się bardzo starać, udawać chłodną i zdystansowaną, ale widział, że pod tą skorupą płonie silny ogień.
Delikatnie położył dłonie na jej policzkach i zmusił, żeby patrzyła mu prosto w oczy. Czuł, jak drżała pod jego dotykiem, ale nie uciekła.
– Weź mój wóz – powiedział miękko, i sam się czuł, jakby oferował jej nie tylko bezpieczny samochód.
Rozchyliła lekko usta i Jett miał wrażenie, że ktoś walnął go w żołądek.
– Nie. – Pokręciła głową i miękki kosmyk wysunął jej się zza ucha.
Nie próbowała uwolnić się spod jego dotyku. Stała spokojnie, wpatrzona w niego błyszczącymi oczami, i miał coraz większą pewność, że to jakiś rodzaj gry i nie mówią tylko o samochodzie.
– Weź, proszę – szepnął i przysunął się bliżej.
– To zbyt ryzykowne – wymruczała.
– Przecież chcesz tego – kusił. – Nie.
– Kłamczucha. – Uśmiechnął się i przesunął palcem po jej nosie, miękkich ustach, aż do delikatnej skóry na szyi. Czuł mocno bijący puls. Prawie tak mocno, jak jego własny, i to spowodowało, że krew zawrzała mu jeszcze bardziej.
Nagle odepchnęła go gwałtownie i zawołała:
– Dylan!
Rozejrzał się przestraszony. Zupełnie zapomniał o obecności małego.
Nie musiał długo szukać. Kilkanaście metrów dalej Dylan wspiął się na niewysokie ogrodzenie i trzymając się górnej belki, przesuwał się wzdłuż płotu. Wyglądał na bardzo zadowolonego i nic mu nie groziło.
– Nic mu nie jest – próbował uspokoić Becky. Drżała nerwowo i nie zwracała na niego uwagi.
– Dylan, natychmiast zejdź z tego płotu!
Chłopiec zwiesił smętnie głowę, opuścił ramiona i powlókł się do samochodu.
– Becky, nic mu nie groziło! Daj mu spokój! To niski płot, nawet gdyby spadł, nic by mu się nie stało!
Obróciła się gwałtownie i puknęła palcem w jego klatkę piersiową.
– Nie mów mi, co mam robić! To mój syn i jestem za niego odpowiedzialna! Nie pozwolę, żeby narażał się na niebezpieczeństwo! Jemu nie może stać się nic złego!
Zdumiony słuchał tego wybuchu. Jego zdaniem chodzenie po płocie nie było aż tak groźne, żeby wywoływać tyle emocji. A może to ukryta krytyka jego własnego stylu życia, w którym nie brakowało ryzyka i niebezpieczeństw?
– Wobec tego chcesz zrobić z niego fajtłapę? – spytał tak spokojnie, jak potrafił.
– Jak śmiesz mnie krytykować?! Nie masz pojęcia... – przerwała nagle i przycisnęła ręce do ust.
– Dobrze! – zawołał coraz bardziej poirytowany i uniósł ręce ku niebu. – To twoje dziecko. Zrób z niego niezgułę, co mnie to obchodzi. To twój wybór.
Odwrócił się powoli i tak dostojnie, jak pozwalały na to szyny w kolanie, po czym ruszył w stronę domu.
Na szczęście nie był odpowiedzialny za żadne z nich, czym się więc tak przejmował? Co go to w ogóle obchodziło?
Przez resztę wieczoru starał się znaleźć odpowiedź na to pytanie.
Następnego dnia Becky miała wolne. Od kilku godzin snuła się po domu i rozkoszowała leniwymi chwilami. Nie miała dyżuru w szpitalu, czekały ją więc tylko ćwiczenia z Jettem. Najchętniej by je odwołała, niebieskie oczy Jetta wprowadzały zbyt duże zamieszanie w jej życiu. Wiedziała jednak, że nie może sobie na to pozwolić.
Ciągle nie mogła uwierzyć w swoje wczorajsze zachowanie. Nie miała pojęcia, co ją opętało. Chwila zapomnienia mogła się skończyć nieszczęściem – nie wybaczyłaby sobie, gdyby coś złego stało się Dylanowi.
Jak widać, lekcja, którą dostała od Chrisa, niewiele ją nauczyła. A przecież przekonała się wtedy boleśnie, że jedna chwila nieuwagi może zniszczyć wszystko.
A jednak, kiedy widziała wczoraj, jak Jett odchodzi zagniewany, z trudem powstrzymała się, żeby nie biec za nim i nie przeprosić go. Chociaż właściwie nie wiedziała, za co miałaby przepraszać. Przecież tylko chroniła własne dziecko.
W drzwiach pojawił się Dylan z kolejnymi kartkami. Od wczoraj ciągle wypisywał swoje imię i przyklejał je do lodówki.
– Mamo, kiedy pojedziemy do Jetta? – spytał podekscytowany.
Westchnęła ciężko i nie odpowiedziała. Tak naprawdę wcale nie miała ochoty tam jechać. Już wczorajszy dzień spowodował, że nie mogła sobie poradzić z własnymi emocjami. Ciągle wyrzucała sobie, że traci przy nim samokontrolę.
Nie ma co ukrywać, lubiła tego faceta. Był ciepły, zabawny i niezwykle seksowny. Wciąż czuła dotyk jego dłoni na policzkach. Kiedy prawie przyparł ją do maski samochodu, serce omal nie wyskoczyło jej z piersi. Wiedziała, że chce ją pocałować. I, szczerze mówiąc, ona też tego chciała. I jakby tego nie było dość – w tamtej chwili czuła się tak, jakby ktoś troszczył się o nią. Zaproponował jej swój samochód, a wiedziała, co taka propozycja oznacza dla mężczyzny.
Tak, zdecydowanie Jett Garett ją niepokoił. Chwilami sama już nie wiedziała, czy bardziej ją pociąga, czy przeraża.
Siedziała zmyślona, gdy nagle poczuła czyjeś ciepłe ramionka ciasno obejmujące jej szyję. To Dylan postanowił ją pocieszyć. Ogarnął ją słodki zapach dziecięcego ciałka i wtuliła się w synka.
Nagłe pukanie do drzwi przerwało tę sielankę.
– Cześć, Sherm! – przywitała się.
To Sherman Benchley, agent ubezpieczający samochody, z którym umawiała się czasem na niezobowiązujące randki.
Mimo upału mężczyzna ubrany był w garnitur i krawat, słońce pobłyskiwało na jego perfekcyjnie ułożonej fryzurze, a o kanty spodni pewnie można się było skaleczyć.
– Wejdź, proszę. Co cię tu sprowadza? – spytała zdziwiona.
– Twój sąsiad miał niewielką stłuczkę i chciałem obejrzeć jego wóz. A skoro byłem w sąsiedztwie, pomyślałem, że wpadnę.
– Cieszę się, że zajrzałeś – powiedziała, prowadząc go na kanapę. – Napijesz się czegoś? Woda niegazowana?
Wiedziała, że Sherman ma wieczne problemy z żołądkiem i nie pija niczego z bąbelkami.
– Chętnie, bardzo dziś gorąco. – Usiadł na kanapie i starannie umieścił nogę na nodze. Była pewna, że potrafi zrobić to tak, żeby nie zagnieść kantów.
Przyniosła mu wodę i usiadła naprzeciwko, na krawędzi fotela. Sherman był taki banalny i nieskomplikowany, zupełnie inny niż Jett. Odruchowo spojrzała na zegarek i uświadomiła sobie, że zaraz muszą jechać.
– Nie chcę być niegrzeczna, ale niedługo będę musiała wyjść. Mam wizyty domowe.
– To cię tak zajmuje ostatnio? – spytał ciekawie, upijając łyk wody. – Dzwoniłem kilkakrotnie, ale nigdy cię nie zastałem.
– To prawda, dużo ostatnio pracuję. Wiesz, że bardzo potrzebuję dodatkowych pieniędzy.
Polisa na życie Chrisa była wykupiona w firmie Shermana, ale nie starczyła na wiele więcej poza opłaceniem kosztów pogrzebu. Poznała go przy okazji załatwiania rozmaitych formalności i wiele mu zawdzięczała. Wolała nie wnikać, czy to zwykłe współczucie, czy też inne względy spowodowały, że z takim zaangażowaniem opiekował się młodą wdową. Niemniej jego pomoc okazała się nieoceniona – pomagał jej załatwiać pożyczki w banku, radził, jak wynegocjować korzystne raty, pomagał ustalać harmonogram spłat. Sama pewnie by sobie z tym nie poradziła tak sprawnie, była więc wdzięczna Shermanowi za jego wsparcie.
Dylan właśnie skończył po raz kolejny kaligrafować swoje imię, podszedł więc dumny do Shermana i oświadczył:
– Umiem napisać moje imię! – Zaprezentował kartkę.
– To miło – rzucił zdawkowo i zerknął krótko na kartkę. – Pomyślałem, że może wpadnę do ciebie w poniedziałek. Moglibyśmy obejrzeć jakiś film... Chyba że wtedy też pracujesz?
Ledwo słyszała, co mówił. Jej wzrok wędrował od Shermana do syna, który stał rozczarowany, z kartką w opuszczonej dłoni, ssąc kciuk. Było jej bardzo żal chłopca. Taki był dumny ze swojego sukcesu, a Sherman ledwie to zauważył.
Mimo woli przypomniała sobie reakcję Jetta. Nie spodziewała się, że rozrywkowy kowboj zauważy i doceni osiągnięcie małego chłopca.
Różnica w ich podejściu była aż szokująca i to zdenerwowało ją jeszcze bardziej. Dlaczego w ogóle o tym myśli? W końcu jakie znaczenie ma to, jak reagują na takie drobiazgi. Dylan potrzebuje rozsądnego, spokojnego mężczyzny, z którego mógłby brać wzór, a nie szaleńca jak Jett.
– Jeszcze nie wiem, czy będę pracowała. Dam ci znać.
Sherman skinął głową i sztywno podniósł się z kanapy. Odprowadziła go do drzwi i właśnie się żegnali, kiedy przed domem zatrzymał się nowy niebieski pikap.
Drgnęła zaskoczona. Jett był ostatnią osobą, jakiej się tu spodziewała. Nigdy dotąd nie zdarzyło się, żeby pacjenci odwiedzali ją w domu. A ten pacjent mógł wprowadzić szczególny zamęt w jej życie.
Zrobiła kilka kroków w jego stronę i zdumiona zobaczyła, że wysiadł z samochodu i wyciągnął ramiona. Czyżby oczekiwał, że rzuci się w nie jak rozkochana nastolatka?
Okazało się jednak, że chodziło o Dylana. Mały wyskoczył jak z procy i wpadł prosto w ramiona Jetta. Potem usadowił się wygodnie w fotelu i odezwał się wyraźnie uszczęśliwiony:
– Fajnie, że przyjechałeś. Bałem się, że jesteś na nas zły.
– Zły? – zdziwił się Jett. – Nie mogę się na ciebie złościć, stary. Jesteś moim kumplem.
– O, to super! – Chłopiec odetchnął z ulgą. – A na mamę?
– upewniał się jeszcze.
– Na mamę... – Jett popatrzył na nią dziwnie i odpowiedział po chwili: – Nie, na nią też nie mógłbym się złościć.
To wyraźnie uspokoiło Dylana. Rozparł się w fotelu i zadysponował:
– No, to jedziemy!
– Jedziemy? – powtórzył Jett, wpatrując się w Becky z figlarnym uśmiechem w oczach.
Musiała zmobilizować wszystkie siły, żeby nie dać się uwieść temu spojrzeniu.
– Co ty tu robisz? – zapytała, z całych sił starając się, aby jej głos brzmiał chłodno i spokojnie.
Z lekkim uśmiechem zerknął na Shermana i odparł:
– Wygląda na to, że przeszkadzam.
– To mój przyjaciel, Sherman Benchley. – Przypomniała sobie o obowiązkach gospodyni. – A to Jett Garett, mój pacjent.
Mężczyźni bez uśmiechu podali sobie ręce. Sherman, uprzejmy jak zwykle, spojrzał na nogę Jetta i rzucił:
– Mam nadzieję, że jest pan odpowiednio ubezpieczony.
– Po czym odwrócił się jeszcze do Becky i dodał krótko: – Zadzwoń.
Jak zwykle sztywno wsiadł do samochodu i odjechał.
– Pan Bentley chyba mnie nie lubi – odezwał się Jett z uśmiechem.
Nie sądziła, żeby sympatia Shermana lub jej brak miały dla niego jakiekolwiek znaczenie.
– Benchley – poprawiła go. – Jest bardzo miły – dodała, nie wiadomo dlaczego.
– Jest w twoim typie? – Jett rzucił jej badawcze spojrzenie i sam sobie odpowiedział: – Bezpieczny, ułożony, nudny, przewidywalny. Ma chyba wszystkie zalety, których oczekujesz od mężczyzny, prawda? – spytał prowokująco.
Tak. Musiała przyznać, że to były dokładnie te cechy, na których jej zależało. Łącznie z nudą. Życie z Chrisem zapewniło jej sporą dawkę adrenaliny, teraz miała ochotę na małą odmianę. Sherman nie sprawiał, że tętno biło jej jak oszalałe i nie mogła zebrać myśli.
– Jeśli pytasz o to, czy spotykam się z Shermanem, to odpowiedź brzmi – tak. Czasami się widujemy. Ale nie myśl, że uda ci się uniknąć odpowiedzi na moje pytanie, co tu robisz – powtórzyła stanowczo.
– Nie zabrałaś wczoraj samochodu, więc samochód przyjechał do ciebie – wyjaśnił lekko.
– To nie było konieczne.
– Owszem, było. Sama wiesz, że twój wóz zaraz padnie. Nie mogę ryzykować. Zdobyłem twój adres w szpitalu i przyjechałem. Przy okazji dowiedziałem się, że masz dzisiaj wolne – ciągnął, patrząc na nią z uśmiechem. – Pomyślałem, że moglibyśmy wyjechać wcześniej i zabrać Dylana na wyścigi quadów.
To przywołało wspomnienia z jej dawnego życia. Kiedyś uwielbiała się ścigać, miała nawet własnego quada. Ale nie zamierzała wtajemniczać w to Jetta. Zresztą te dni szaleństwa dawno należały do przeszłości.
Widziała na sobie błagalne spojrzenie Dylana, ale nie zamierzała mu ulec. Nie może przecież tak po prostu spełniać niedorzecznych zachcianek Jetta.
– Chodziłeś na chorej nodze! – zaatakowała.
– Nie – odparł, leniwie przeciągając głoski. – Przyleciałem na skrzydłach.
– Słuchaj, kowboju – zaczęła ostro. – Rozmawiałam ostatnio z twoim ortopedą. Jeśli przeciążysz tę nogę w jakikolwiek sposób, to...
– Przestań już, Becky – przerwał jej miękko. – Słyszałem to milion razy. Jeden fałszywy ruch, i będę inwalidą do końca życia. – Spojrzał na nią z łagodnym uśmiechem. – Będzie dobrze, obiecuję. Bardzo na nią uważam. Poza tym powinnaś mnie pochwalić, zrobiłem już dziś ćwiczenia! – Patrzył na nią, wyraźnie czekając na pochwałę, a kiedy się jej nie doczekał, westchnął ciężko i dodał: – Daj spokój, nie złość się. To siedzenie w domu doprowadza mnie już do szaleństwa. Musiałem wyjść, mam na kciuku odciski od pilota.
A, więc to dlatego przyjechał. Po prostu się nudził. A ona przez chwilę uwierzyła, że rzeczywiście martwił się o nią. Powinna była się domyślić...
– Chodź, pojedziemy na wcześniejszy obiad – zaproponował. – Co powiesz na pizzę? – dodał, zerkając na Dylana.
Nie zawiódł się. Mały aż podskoczył, zachwycony pomysłem i zawołał radośnie:
– O, tak! Pizza! Zgódź się, mamo!
Wiedziała, że dla Dylana to nie lada atrakcja. Nieczęsto mogła sobie pozwolić na zabranie go do pizzerii, a mały uwielbiał takie wyjścia.
– Nie odmówisz chyba małemu chłopcu takiej przyjemności. .. – kusił.
– Chcę jechać z Jettem! – krzyczał Dylan i Becky poczuła się wmanewrowana w niewygodną sytuację.
– Nie powinieneś wykorzystywać mojego syna do takich rozgrywek – zaprotestowała, kręcąc głową. – To nie w porządku.
– Nigdy nie twierdziłem, że gram czysto. – Uniósł brwi i zerknął na nią spod oka. – Ale wygrywam.
I właśnie tego najbardziej się bała.
Spojrzała jeszcze raz na Dylana i westchnęła ciężko.
– Chyba jednak się poddam. Ale musicie chwilę poczekać, przebiorę się.
Wzrok Jetta powoli przesunął się po krótkich spodenkach i skąpej koszulce.
– Jeśli o mnie chodzi, nie musisz. Wolałbym nawet, żebyś pracowała dla mnie w takim stroju. Myślę, że dobrze by to wpływało na moje mięśnie.
Spojrzała na niego karcąco, ale wolała nie rozwijać tematu.
– Dajcie mi pięć minut. Przebiorę się i wracam – zakończyła stanowczo.
– A wtedy jedziemy na pizzę? – upewnił się Jett. Uśmiechnęła się pokonana. Właściwie i tak musiała coś zjeść, a posiłek z Jettem w publicznym miejscu nie powinien być specjalnie krępujący.
– Ale jadę swoim samochodem – odezwała się stanowczo. Może i dała się wmanewrować, ale zachowa choć odrobinę niezależności.
Uniosła dumnie głowę i skierowała się do domu. Za plecami słyszała tylko rechotanie Jetta.
– Wszelki duch... ! Toż to Jett we własnej osobie! – zawołała głośno ciemnowłosa właścicielka „Pizza Palące” i wyciągnęła rękę do Jetta. Obrzuciła go zalotnym spojrzeniem i zatrzymała je na kolanie. – O! A to co? Znowu jakieś szaleństwa szybkim samochodem?
Ku zaskoczeniu Becky, Jett najwyraźniej również zamierzał flirtować.
– Nie zdradzaj mnie, Barbie! Nie chcę, aby wszyscy tu wiedzieli o błędach mojej młodości!
– Nie próbuj mnie mamić, Jett! – Barbie ze śmiechem pogroziła mu palcem. – Ty nigdy się nie zmienisz. Słyszałam, że miałeś jakiś wypadek na rodeo, ale nie myślałam, że to aż tak groźnie wygląda.
– To plotki, Barbie. Potknąłem się, zbierając stokrotki w ogródku babuni.
Barbie westchnęła i machnęła ręką.
– Mam rozumieć, że ciągle zamierzasz wziąć udział w finałach?
– Nic mnie ńie powstrzyma – oświadczył Jett z mocą.
– Nic już nie nauczy cię rozumu. – Barbie z dezaprobatą pokręciła głową. – A co z tymi drutami w nodze?
– I tu wkracza moja pielęgniarka. – Jett przesunął się lekko i wskazał Becky, stojącą za jego plecami. – To jest Becky. Postawi mnie na nogi już za chwilę.
– W to mogę uwierzyć – nieoczekiwanie zgodziła się Barbie. – Opatrywałaś mojego syna po pogryzieniu przez psa, pamiętasz?
Kobiety zaczęły gawędzić przyjaźnie, a Jett podszedł do lady i wyciągnął zza niej brązowo-czerwoną czapkę firmową. Skrócił pasek z tyłu i nałożył ją Dylanowi na głowę.
– No, teraz jesteś prawdziwym pizzero – powiedział z uśmiechem. – Założę się, że potrafiłbyś nawet skomponować swoją pizzę. Co ty na to, Barbie? – zwrócił się do właścicielki. – Zgodzisz się, żebym razem z moim najlepszym kumplem przygotował pizzę?
Barbie uśmiechnęła się aprobująco i skinęła głową.
– Możecie się pobawić. Nie ma jeszcze dużego ruchu, więc nie będziecie przeszkadzać. Powodzenia!
Dylan podskoczył podekscytowany i zawołał radośnie:
– Hura! Zrobię własną pizzę!
Jett objął go ramieniem i znikali już prawie w drzwiach wiodących na zaplecze, gdy nagle Becky ogarnęło złe przeczucie.
– Nie! – krzyknęła tak ostro, że zatrzymali się gwałtownie. – Nie chcę, żeby Dylan przebywał w pobliżu pieca. Mógłby się oparzyć!
– Nic mu się nie stanie – próbował ją uspokoić Jett. Nagle jednak przerwał i popatrzył na nią uważnie. Podszedł do Becky i położył jej delikatnie rękę na ramieniu. – Chodź z nami – poprosił łagodnie. – Ty też możesz zrobić swoją pizzę. Zobaczysz, jaka to fajna zabawa.
Równie dobrze mógłby prosić, żeby włożyła rękę w ogień. Każda chwila spędzona w jego towarzystwie była dla niej bardzo niebezpieczna. Jego obecność osłabiała jej samokontrolę, a wtedy robiła rzeczy, których później żałowała.
– Proszę, mamo! – Dylan desperacko przenosił wzrok z Jetta na nią i czuła, jak jej opór zaczyna się kruszyć.
W końcu to nic takiego. Poprosił tylko, żeby zrobili razem pizzę, a nie poszli do sypialni. Nie powinna chyba robić z tego problemu. A przy okazji będzie mogła pilnować Dylana.
Gdy owionął ją cudowny aromat gorącej pizzy, wszystkie uprzedzenia gdzieś się rozpłynęły.
– Ale zanim tam wejdę, musisz mi coś obiecać...
– Cokolwiek zechcesz – zgodził się szybko.
– Żadnych sardeli! I w ogóle żadnych ryb!
– Absolutnie żadnych. Słowo honoru, prawda, Dylan? Mały ochoczo skinął głową.
– Prawda!
– Więc zgoda. Ale musimy się pospieszyć. Mamy dziś jeszcze sporo pracy – przypomniała.
Jett westchnął ciężko.
– A ja się łudziłem, że omamię cię pizzą i zapomnisz o swojej katowskiej misji.
– Nie łudź się – powiedziała z uśmiechem. – Zadawanie bólu zarozumiałym kowbojom to moja pasja.
Przeszli do kuchni, gdzie dostali od Barbie po kawałku ciasta i blachy, na których mieli je rozciągać.
Wyraźnie zafascynowany Dylan rozglądał się po pomieszczeniu i podziwiał wielkie piece.
– Chodź, chłopie, posadzę cię na blacie, stąd wszystko lepiej widać – zaproponował Jett i podniósł małego. Nie chciał dodawać, że przy okazji tam będzie bezpieczniejszy, co na pewno spodoba się jego matce.
Mały zaraz zaczął oglądać pojemniki z dodatkami, wąchał przyprawy i podjadał ser.
– Co najbardziej lubisz? – podpytywał go Jett wesoło, ale Becky zauważyła, że chwilami z trudem ukrywał grymas bólu. Wyraźnie też przeniósł cały ciężar ciała na zdrową nogę.
– Jett, powinieneś usiąść – odezwała się stanowczo. Ogarnęło ją poczucie winy. Jest przecież odpowiedzialna za swojego pacjenta, nawet jeśli jemu nie starcza rozsądku, żeby traktować poważnie zagrożenie.
– Za minutkę. Właśnie robimy pizzę, zobacz, jak sobie radzi twój syn!
Dylan właśnie wyciągał ręce z pojemnika z serem i posypywał obficie placek. Kawałki mozzarelli rozsypywały się wokół i spadały na podłogę.
– Ej, uważaj, robisz bałagan – zwróciła mu uwagę.
– Niech robi, co chce. – Jett spojrzał na nią z wyrzutem. – Potem posprzątamy.
– Ale może spaść! – Wiedziała, że wydaje mu się śmieszna ze swoimi obawami, ale nic nie mogła na to poradzić.
– Mówiłem ci, że nic mu nie będzie. – Jett przysunął się bliżej do blatu i oparł się o niego, asekurując Dylana. Chłopczyk spojrzał na niego z wyrazem takiego uwielbienia na twarzy, że Becky znów poczuła idiotyczne uczucie zazdrości.
– Lubię ser – rzucił mały, wyraźnie czekając na reakcję.
– Ja też – szybko odparł Jett.
– To weź trochę – zaproponował Dylan, przesuwając w jego stronę plastikowy pojemnik. – Podzielimy się.
Becky obserwowała to wszystko ze ściśniętym gardłem. Dawno nie widziała swojego syna w tak dobrym nastroju. Układał właśnie jakieś dziwne wzory na swoim kawałku ciasta, przekomarzał się z Jettem i najwyraźniej świetnie się bawił. W niczym nie przypominał tego zastraszonego chłopca ssącego kciuk, którego zwykle widywała.
– Mama lubi oliwki – zawołał, posypując z fantazją jej pizzę.
Jett szybko dorzucił jeszcze kilka i odwrócił się do niej.
– Becky, nie leń się. Jak nam nie pomożesz, możesz tu potem znaleźć niespodzianki! – zagroził żartobliwie. – Dylan, nie ma tam gdzieś pojemnika z sardelami? Dobrze, dobrze – krzyknął, widząc jej imię. – Żartowałem tylko! Chodź, zrobimy ci pizzę z buzią.
Zaintrygowana podeszła bliżej. Tuż obok miała umięśnione ciało Jetta, i przez kilka rozkosznych chwil czuła się jak beztroska nastolatka. Układali wspólnie oczy z oliwek, długi nos z pepperoni i usta z pomidora. Co chwila wybuchali przy tym śmiechem i było jej z tym tak dobrze, że przez sekundę uległa czarowi tej chwili.
I nagle obudziło się w niej jakieś pragnienie. Znowu poczuła się jak młoda kobieta, która ma prawo oczekiwać od życia czegoś więcej niż tylko pracy i kłopotów.
Głupie, bezsensowne marzenia. Wiedziała, że towarzystwo Jetta jest niebezpieczne.
Usłyszała głośny śmiech Dylana i oderwała się od swoich rozmyślań. Spojrzała na synka i znowu poczuła niewysłowioną wdzięczność do losu, że ma dla kogo żyć. To jest treść jej życia. A jeśli kiedykolwiek będzie potrzebowała mężczyzny, zawsze był Sherman. Jett tylko kłopotliwym, wyzwalającym wspomnienia i skrywane emocje pacjentem, który niedługo stanie na nogi i wtedy ich kontakty się skończą. Nie ma się więc czym martwić.
A skoro tak, może się teraz zrelaksować i zapomnieć o rozsądku chociaż na kilka minut.
Jett otarł pot z czoła i z wysiłkiem wykonał kolejny ruch. Kolano unieruchomione na wyciągu zatrzeszczało lekko i ból znowu dał znać o sobie.
Próbował oglądać nagrania z zawodów podczas ćwiczeń, ale nie na wiele się to zdało. Nie potrafił analizować techniki konkurentów ani zachowań byków. Jego myśli wciąż wracały do drobnej, rudowłosej pielęgniarki, która budziła w nim nieznane opiekuńcze instynkty.
Raz jeszcze spojrzał na ekran i wyłączył telewizor. To nie miało sensu, i tak nie wiedział, co się dzieje na ekranie.
Dlaczego nie mógł przestać myśleć o Rebece? Nigdy dotąd nie dbał przesadnie o kobiety, co więc się stało? Dlaczego wciąż przypominał mu się jej stary, przerdzewiały samochód na łysych oponach? I do tego te irytujące wspomnienia, jak wspaniale wyglądała z kawałkiem ciasta na nosie i ustami pobrudzonymi sosem pomidorowym.
Dzisiaj wróci do domu jego samochodem, choćby miał spuścić powietrze z kół w tym starym gracie.
– Cookie! – krzyknął głośno.
Kucharz nie pojawiał się przez chwilę, Jett sięgnął więc po but i rzucił nim w drzwi. Tym razem poskutkowało. Cookie stanął w progu po sekundzie.
– Czemu, u licha, robisz raban? – spytał rozzłoszczony. – Właśnie piekę ciasto dla Kati.
Rzeczywiście, cały pokryty był białym pyłem i rozsiewał wokół zapach cynamonu.
– Kati prowadzi cię na krótkim sznurku – rzucił Jett prowokująco.
– Kati oczekuje dziecka, gdybyś nie zauważył – odparł Cookie z godnością. – Kobiety w ciąży mają różne wymyślne życzenia. A ona ma ochotę na moje ciasto. I zapewniam cię, że na pewno nie robiłbym tego dla żadnej z tych panienek, które kibicują na rodeo.
Jett westchnął z udanym rozczarowaniem. Swoją drogą o ileż prościej wszystko by wyglądało, gdyby Becky była jedną z dziewczyn piszczących na trybunach i podkochujących się w zawodnikach...
– Nie złość się już – próbował poskromić Cookiego. – Zawołałem cię, bo pomyślałem, że może zaproszę Becky i Dylana, żeby zjedli z nami kolację...
Nie, żeby cokolwiek dla niego znaczyła. Po prostu nudził się jak mops i każda rozrywka była dobra.
Cookiemu błysnęło coś w oczach i zaśmiał się dziwnie.
– To chyba cud. Myślałem, że nigdy tego nie usłyszę. Jett prychnął zniecierpliwiony.
– Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele. Po prostu są na miejscu, więc równie dobrze mogliby zjeść z nami.
– Czemu nie? Przydałoby się trochę ją podpaść – dodał Cookie rubasznie.
Już chciał odpowiedzieć, że jak dla niego kształty Becky są doskonałe, ale wiedział, że stary marynarz nie dałby mu żyć po takim oświadczeniu.
– To pewnie przez to, że ciężko pracuje – odezwał się w końcu. – Przyjeżdża tu już kilka tygodni, a jeszcze nigdy sobie nie odpuściła. Szczerze mówiąc, czasami wolałbym, żeby nie była taka ostra, bo przez to też muszę się nieźle, wysilać.
– Tyle to sam widzę – mruknął Cookie. – Trochę uczciwej pracy jeszcze nikomu nie zaszkodziło. – Podrapał się po głowie i złożył ręce na wydatnym brzuchu. – Dwa etaty i dziecko każdego mogą wykończyć.
– I jeszcze pomaga choremu ojcu – dodał Jett w zamyśleniu. – Pewnie zgodziła się na te wizyty, żeby zarobić trochę pieniędzy...
– Brawo! Co za mądrość! – Cookie zarechotał złośliwie i spojrzał na niego kpiąco. – A ty myślałeś, że przyjeżdża tu i męczy się z takim wałkoniem tylko ze względu na twój słynny urok? Zapomnij, stary. Wydaje mi się, że jest na to zbyt rozsądna.
Jett skrzywił się zabawnie i odruchowo spojrzał na zegarek. Dokładnie wpół do czwartej. Gdzieś tam Becky jedzie po wąskich dróżkach swoim przerdzewiałym trupem. Nie podobało mu się, że wciąż o tym myślał. Nie przypominał sobie, kiedy ostatnio martwił się o kogoś. Nigdy dotąd się tak nie zachowywał. To pewnie przez te środki przeciwbólowe.
– Dzięki, stary, wiedziałem, że jesteś po mojej stronie – zakpił. – Zamiast tak stać bez sensu i obrażać mnie, wrzuć następną kasetę do magnetowidu. Przygotowuję się do zawodów.
– Nie masz za grosz rozumu. – Cookie z dezaprobatą pokręcił głową. – Chyba czas już skończyć z tymi bykami. Lepiej rozejrzyj się za jakąś miłą dziewczyną, ożeń się i pomóż wreszcie bratu.
– W czym? – Skrzywił się Jett. – Nie nadaję się do pracy na farmie. Kastrowanie byków to nie to samo, co jazda na nich.
Kucharz spojrzał na niego z przyganą i wyjaśnił: – Jest jeszcze dużo innych rzeczy do zrobienia. Colt w dzień objeżdża pastwiska, a wieczory spędza nad papierami, a tobie tylko żarty w głowie.
– Colt nie potrzebuje mojej pomocy, świetnie sobie radzi. – Już dawno ustalili, że jego brat będzie prowadził ranczo, a Jett będzie miał udział w kosztach i zyskach tego przedsięwzięcia. – To świetne miejsce, ale znasz mnie, Cookie, nie umiem nigdzie długo usiedzieć – tłumaczył staremu przyjacielowi.
Cookie patrzył na niego lekko zdegustowany.
– Kiedy ty wreszcie dorośniesz? – spytał z wyrzutem. – Umiesz tylko się bawić. Wszystko zostawiłeś na głowie Colta, wpadasz tu i wypadasz, kiedy przyjdzie ci ochota. Nie myślałeś nigdy, że on też chciałby mieć więcej czasu dla żony i dzieci? Twój brat od lat nie brał urlopu, a ty brykasz jak młody źrebak!
Hm, rzeczywiście, jakoś nigdy o tym nie pomyślał. Był przekonany, że Colt jest równie zadowolony z takiego układu, jak on.
– To czemu nie odpocznie i nigdzie nie wyjedzie? – Próbował się bronić.
– Bo uważa, że tylko on jest w stanie wszystkiego dopilnować.
– Widzisz! Sam masz odpowiedź. Colt nie chce, żebym się wtrącał w zarządzanie tym interesem.
Odetchnął z ulgą. Nigdy nie przyszło mu do głowy, żeby pomóc bratu, ale najwyraźniej on wcale tego nie potrzebował. Spyta go o to przy okazji. Właściwie, skoro i tak jest tu uwięziony na kilka tygodni, mógłby mu pomóc z tymi papierami. Może to pozwoliłoby zabić nudę i przestałby myśleć o zgrabnych, rudowłosych pielęgniarkach...
Kucharz ciągle stał w drzwiach. Nie wydawał się przekonany.
– Mów, co chcesz. Ranczo należy do was obu, a tylko jeden wkłada w to czas i serce – powiedział zdegustowany, kręcąc głową.
– No, dobrze – uciął, żeby przerwać tę niewygodną rozmowę: – Obiecuję, że porozmawiam z Coltem. Ale nie sądzę, żeby rzeczywiście potrzebował mojej pomocy.
I tak nie zamierzał zostawać tu zbyt długo. To nie było życie dla niego, po miesiącu nadawałby się tylko do szpitala psychiatrycznego.
– Jest tyle miejsc do odwiedzenia – zerknął na Cookiego z łobuzerskim uśmiechem. – I nie mogę przecież rozczarować tylu samotnych kobiet...
Kucharz zrobił kilka kroków w kierunku wyjścia, ale odwrócił się jeszcze i przygwoździł Jetta ciężkim i ponurym spojrzeniem.
– Nie musisz się nigdzie włóczyć, żeby znaleźć interesującą kobietę. Jedna przyjeżdża tu co dzień. I coś mi się zdaje, że bardzo ci wpadła w oko, tylko nie chcesz się do tego przyznać. Na mój gust, to masz metal w kolanie, ale za to pusto w głowie – zakończył z mocą i wytoczył swój wielki brzuch za drzwi.
Jett jęknął i wykrzywił twarz w grymasie. Nie szukał kobiety. Był zbyt blisko zwycięstwa w finałach, żeby się teraz poddać. Nic go nie zatrzyma. Ani to cholerne kolano, ani ranczo. Ani, tym bardziej, kobieta.
Becky zaparkowała przed domem Garettów, wyłączyła silnik, ale przez chwilę jeszcze nie wysiadała z samochodu. Odchyliła głowę do tyłu i przymknęła powieki. Była ledwo żywa po ciężkim dniu w szpitalu i nie wiedziała, skąd ma wziąć siły na kolejne godziny ćwiczeń z Jettem.
W końcu otworzyła drzwiczki, uwolniła Dylana z fotelika i wysiadła. W progu domu stał Cookie i patrzył na nią z troską.
– Cześć, Cookie! – powiedziała z mizernym uśmiechem.
– Cześć. Coś kiepsko wyglądasz. – Przyjrzał jej się uważnie i dodał: – Przydałaby ci się dobra kolacja i duży kawałek pysznego ciasta. Lubisz szarlotkę? To moja specjalność.
– W takim razie uwielbiam – zaśmiała się.
– To się dobrze składa. Przygotuję dwa talerze więcej, zjecie dziś z nami kolację – oznajmił, jakby to było coś oczywistego. – Jemy o szóstej.
Zmieszana, nie wiedziała, jak zareagować. Zwykle zabierała jakąś przekąskę dla Dylana i jedli dopiero po powrocie do domu. Zastanawiała się, czy powinna przyjąć to zaproszenie, ale zanim zdążyła coś wymyślić, Cookie popędził ją żartobliwie:
– No już, wchodź prędzej. Twój facet czeka.
Zdziwiła się, skąd przyszło mu to do głowy. Ani Jett nie był jej facetem, ani ona jego kobietą. Przecież fakt, że poszli razem na pizzę, nic nie znaczy. Ani to, że Dylan wciąż o nim mówił. Ani to, że ciągle o nim myślała... Nie, to bzdura. Chwilowo rzeczywiście wprowadził trochę zamieszania w jej życie, ale głównie dlatego, że przypominał wiele rzeczy, o których chciałaby zapomnieć. Jett niedługo dojdzie do siebie, znowu będzie ujeżdżał byki, a wtedy ich drogi się rozejdą.
Włączyła Dylanowi telewizor w salonie i przeszła do pokoju, w którym trenował Jett.
Zapukała lekko i weszła do środka. Pacjent pilnie ćwiczył, ale na jej widok uśmiechnął się szeroko.
Usiłowała zignorować ten dziwny dreszczyk, który pojawiał się zawsze w jego obecności.
– Długo już ćwiczysz? – spytała oficjalnym tonem.
– Prawie sześć godzin – wysapał. – Zaraz kończę. – Z widocznym wysiłkiem wykonał kolejny ruch. – Może potem zatańczymy? Czas mijałby mi szybciej...
– Raczej nie. – Pokręciła głową stanowczo. Nie pozwoli, żeby znowu znalazł się tak blisko niej, oplatał ją silnym ramieniem i przyciągał do siebie. To zbyt niebezpieczne.
– Chyba jednak tak – powiedział z dziwnym uśmiechem i zanim zdążyła cokolwiek zrobić, w powietrzu świsnęło lasso i miękkim ruchem opadło na jej talię. Jett zaciągnął węzeł i ręce przylgnęły jej do boków. Była unieruchomiona. Poczuła dreszczyk ekscytacji i zaśmiała się.
Jett ściągał lasso, aż doprowadził ją bliżej siebie. Jego błękitne oczy błyszczały rozbawieniem i czymś jeszcze, nad czym wolała się nie zastanawiać.
– Zatańcz ze mną, Becky – poprosił, patrząc jej prosto w oczy.
– To zbyt ryzykowne – zaprotestowała.
– No cóż, sama tego chciałaś! – Ściągnął linę jeszcze mocniej, tak że Becky prawie opierała się o niego. – Mam cię! – oświadczył zadowolony i objął ją ramieniem.
Próbowała się wyrwać, ale nie miała szans. Tym bardziej że jakaś część jej natury wcale tego nie chciała.
Czuła tuż obok zapach jego wody po goleniu, a jego ręce prawie parzyły jej skórę.
– Jak tylko mnie uwolnisz, zobaczysz, co o tym myślę – oświadczyła, patrząc na niego groźnie. – I wtedy pożałujesz, że kiedykolwiek wpadłeś na taki pomysł.
– Tym bardziej więc tego nie zrobię. – Przysunął twarz do niej i spojrzał w miodowe oczy. – Będę rozkoszował się tą chwilą. Mam cię pod kontrolą – zaśmiał się cicho. Przejechał palcami po jej karku, aż dotarł do luźnego warkocza, opadającego na plecy. – Od dawna o tym myślałem – wymruczał, rozczesując jej włosy palcami.
Przez kilka chwil bawił się miękkimi puklami, a potem przesunął dłonie na kark i zaczął go delikatnie masować.
Przymknęła oczy, odchyliła głowę i dała się ponieść uczuciu czystej błogości. Dotyk Jetta rozpalał jej zmysły i budził dawno uśpione pragnienia. Zapomniała już, że można się czuć tak wspaniale. Znikły gdzieś wszystkie opory i wątpliwości.
– Cudownie – wyszeptała.
Czuła jego ciepły oddech na swojej skórze, uniosła powieki. Był blisko, zbyt blisko. Jego spojrzenie błądziło po jej twarzy, aż spoczęło na ustach.
Krew niemal wrzała w żyłach Becky, ale tliły się w niej jeszcze resztki rozsądku.
– Nawet o tym nie myśl, kowboju – powiedziała na tyle stanowczo, na ile potrafiła.
– Czemu nie? Myślałem o tym od dawna. – Przysunął się jeszcze bliżej. – A teraz muszę wreszcie coś z tym zrobić.
Pochylił się nad nią i delikatnie musnął ją wargami. Łagodnie, drażniąco – i wycofał się. Ku swemu zaskoczeniu Becky odczuła rozczarowanie.
Ale zaraz jego usta wróciły po więcej. Tym razem pocałował ją naprawdę. Czuła jego zachłanne usta na swoich wargach i żałowała, że ma związane ręce. Chciała go dotykać, przyciągać bliżej, przebiegać palcami przez jego ciemne, gęste włosy i szeroką klatkę piersiową.
Pocałunek był krótki, ale intensywny. I kiedy Jett odsunął się od niej, widziała, że ma zamglone oczy, a jego oddech był równie szybki, jak jej.
Kiedy już odzyskała głos, była w stanie powiedzieć tylko:
– Nigdy więcej tego nie rób!
Uniósł lekko brwi, a wokół warg błąkał mu się kpiący uśmieszek.
– Dlaczego? Nie podobało ci się?
Nie mogła skłamać. Wiedziała przecież, że i tak by nie uwierzył.
– Dobrze wiesz, że to nie tak. Po prostu nie jesteś w moim typie.
– Co ty powiesz? – przekomarzał się. – Chyba się mylisz. Albo nie wiesz jeszcze, jaki jest twój typ.
Nie miała ochoty ciągnąć tej dyskusji. Zwłaszcza że nie była pewna, czy Jett nie ma racji...
– Puść mnie. – Szarpnęła się lekko, ale to sprawiło tylko, że pętla zacisnęła się jeszcze mocniej.
– A ja myślę, że masz ochotę na następny pocałunek – powiedział Jett, spoglądając na nią przekornie.
– Nie ma mowy. Rozwiąż mnie, a zobaczysz, na co mam ochotę!
Roześmiał się ubawiony.
– Sama widzisz, że nie mogę. Muszę dbać o reputację. Co by powiedzieli koledzy z rodeo, gdyby się dowiedzieli, że dałem się pobić drobnej kobiecie?
– Tchórz! – drwiła z niego.
Miała nadzieję, że sprzeczka rozmyje nieco ten romantyczny nastrój. Nie chciała, żeby wpatrywał się w nią wzrokiem, od którego rozwiewały się wszystkie jej skrupuły. Ale nie mogła zaprzeczyć, że ten pocałunek poruszył ją i obudził jakąś część duszy, która była uśpiona od śmierci Chrisa. I Jett miał rację – pragnęła więcej.
– Powiem ci, co zrobimy – odezwał się Jett, przesuwając w palcach jedwabisty kosmyk jej włosów. – Puszczę cię, pod jednym warunkiem.
– Jakim?
– Póki nie wyzdrowieję, będziesz jeździła moim pikapem.
– Chyba już o tym rozmawialiśmy i powiedziałam ci, że nie mogę – odparła stanowczo.
– Tak, ale wtedy nie byłaś związana – zaśmiał się.
Podobał jej się ten dźwięk. Lubiła wtedy na niego patrzeć, ale nie chciała dać się owładnąć temu uczuciu. Już kiedyś uwierzyła, że można żyć na krawędzi niebezpieczeństwa i wiedziała, czym to grozi. Teraz była mądrzejsza o tamte doświadczenia. Wiedziała, jak bolesne może być zderzenie z prawdziwym życiem.
– Musisz się zgodzić – ciągnął Jett, wpatrując się w nią uważnie. – W przeciwnym razie będę codziennie jeździł po ciebie do miasta, a to na pewno odbije się na moim zdrowiu. Jeśli więc nie chcesz mieć mnie na sumieniu, lepiej się zgódź!
Ten facet był uparty jak osioł. I wiedziała, że nie żartuje. Naprawdę jest gotów jeździć po nią codziennie, a na to nie mogła pozwolić. Nigdy by sobie nie wybaczyła, gdyby z jej powodu przeciążył kolano.
Jego palce ciągle błądziły po jej szyi. Wolała nie myśleć, co będzie, jeśli szybko nie wydostanie się z tego uścisku.
– Zgoda. Tym razem wygrałeś. Wezmę twój samochód, ale ja też mam pewien warunek.
Westchnął ciężko i pokiwał głową.
– Coś mi się zdaje, że to oznacza zwiększoną dawkę upiornych ćwiczeń...
– W takim razie jesteś bystrzejszy, niż sądziłam. Dodatkowe pół godziny ćwiczeń – zakończyła bezlitośnie. I od razu poczuła się lepiej. – A teraz mnie wypuść.
Spojrzał na nią figlarnie i nie przestawał błądzić palcami po jej włosach.
– A może zamienimy to na dodatkowe pół godziny całowania? – zaproponował kusząco.
Udawała, że nie usłyszała tej propozycji.
– Puszczaj. Przyniosłam ci prezent. Lasso nawet nie drgnęło.
– Zobaczysz, spodoba ci się... – mówiła tonem, którym zwykle namawiała Dylana do jedzenia. – Obiecuję.
Uwolnił ją wreszcie z ciężkim westchnieniem. Roztarła nadgarstki i powoli wyciągnęła z plecaka spory, okrągły przedmiot.
Rozpakował prezent z ciekawością i wpatrywał się w niego zaskoczony.
– Słodkie – uśmiechnął się. – Kusza do strzelania z lotkami na gumce.
– Nie będziesz musiał po każdej serii podchodzić do tarczy – wyjaśniła niepewnie. – Dzięki temu oszczędzisz kolano.
Gdy tylko zobaczyła tę zabawkę, przyszedł jej na myśl Jett i nie mogła się oprzeć pokusie, żeby jej nie kupić. Przez cały dzień zastanawiała się, jaka będzie jego reakcja.
Rozumiała jego potrzebę aktywności bardziej niż większość ludzi. Sama kiedyś taka była.
Obracał opakowanie w dłoniach, w końcu spojrzał na nią i powiedział poważnie:
– Dziękuję.
– Nie ma za co – odpowiedziała. – A teraz wracamy do ćwiczeń.
Mruknął coś pod nosem, więc wskazała szyny i zapytała:
– A chciałbyś to zdjąć w przyszłym tygodniu? Mam jeszcze jedną niespodziankę – przywiozłam trochę sprzętu treningowego. Urządzimy ci tu małą siłownię.
– Będziemy ćwiczyć razem? – zaproponował od razu.
– W zasadzie tak. Zabierasz cały mój czas, nie mam kiedy ćwiczyć, a muszę być w formie. Dobrze, ale dość już tych rozmów. Teraz pompki.
Jęknął głucho, ale zszedł z urządzenia treningowego i robił, co kazała. Nie przestawał jednak komentować wszystkiego.
– To świetny pomysł, żebyśmy razem ćwiczyli. Powinnaś tylko zmienić strój. Tamte szorty byłyby doskonałe.
Roześmiała się, ale szybko zamilkła. Jett nie powinien myśleć, że ona dobrze się tu bawi. Wystarczyło zamieszanie, jakie wprowadził ten pocałunek. Na kilka chwil kompletnie zawiódł jej doskonalony od lat system ochronny.
Od początku wiedziała, że tak będzie i dlatego właśnie nie chciała tej pracy. Była pewna, że Jett skruszy jej mur, nawet tego nie zauważając.
Ostre treningi to była jej forma obrony. Bezlitośnie zmuszała go do pracy, ale ciągle pamiętała tamten zbyt krótki pocałunek i oblewała się rumieńcem na samo wspomnienie swojego zachowania. Na szczęście mogła udawać, że to z wysiłku. Sumiennie wykonywała wszystkie ćwiczenia razem z Jettem, ale jej myśli krążyły wokół wszystkiego, co się dzisiaj wydarzyło.
Dlaczego tak bardzo nalegał, żeby pożyczyła jego samochód? Zastanawiała się, skąd ten upór. Nie była przyzwyczajona do tego, aby ktoś się o nią troszczył. A może wcale nie chodziło o nią? Może raczej o Dylana? Albo po prostu Jett Garett bał się, że jego pielęgniarka i osobista trenerka nie dojedzie kiedyś na lekcje i marzenia o rodeo odejdą w siną dal.
– Jeszcze pięć – wysapała ciężko.
– Damy radę. – Widziała krople potu, spływające mu po twarzy, i zaczynała w to wątpić, ale nie powiedziała tego głośno. – Nie pamiętam już, czy kiedykolwiek się tak męczyłem. Marzę o dniu, w którym wszystko się skończy i wyjadę stąd.
– Jeszcze dwie. Jedna. Już.
Opadła na podłogę całkowicie wyczerpana.
To jej pacjent, ma go postawić na nogi. W tym celu ją wynajęto. Dlaczego więc tak ją zasmuciła wzmianka o wyjeździe?
Oboje leżeli wyciągnięci na plecach i oddychali ciężko.
– Zabijasz mnie, kobieto – wysapał z trudem. – Nie miałem pojęcia, że tak bardzo brak mi formy. Ty nie zmęczyłaś się tak jak ja.
– Bo miałeś kilka tygodni przerwy, to wystarczy. Obrócił głowę i spojrzał na nią z ciekawością.
– Od jak dawna trenujesz fitness?
– Zaczęłam niedługo po urodzeniu Dylana, żeby poprawić swoją kondycję. Potem zainteresowało mnie to, zapisałam się na kurs i zdałam egzaminy instruktorskie.
– To było wtedy, kiedy zmarł twój mąż? – spytał łagodnie i westchnął.
– Tak. – Pokiwała głową.
Nie zdziwiło ją, że wie o śmierci Chrisa. Rattlesnake to małe miasteczko. Wszyscy tu wszystko wiedzieli.
Bardziej zaskakujące było, że potrafiła rozmawiać z Jettem o Chrisie. Do tej pory ten temat był zbyt bolesny, aby poruszać go z kimkolwiek.
– To był fajny facet – rzucił zamyślony Jett.
– Pamiętasz go?
– Każdy pamięta szalonego Chrisa Washburna. Facet umiał żyć pełnią życia.
– Naprawdę? – Nawet się nie starała ukryć goryczy w głosie. – Zginąć w wieku dwudziestu pięciu łat to pełnia życia?
Jett z trudem przekręcił się na bok i lekko dotknął jej ramienia. Rozsądek podpowiadał, że powinna się odsunąć, ale nie była w stanie tego zrobić. Czuła się zupełnie rozbrojona jego dobrocią i łagodnością.
– Becky, życie to ryzyko, niezależnie od tego, jak do niego podchodzisz. Możesz się przed nim ukryć i mieć nadzieję, że nic ci się nie stanie, albo ryzykować i korzystać ze wszystkiego, co oferuje. W obu przypadkach nie masz na nic wpływu. Życie będzie toczyło się dalej, na dobre i złe.
Wiedziała, że w dużej mierze ma rację. Ale nie do końca. Nie była już odpowiedzialna tylko za siebie. Miała syna i musiała być ostrożna. To jedyna droga, aby zapewnić mu bezpieczeństwo.
– Nawet w najśmielszych marzeniach nie sądziłam, że będę musiała sama wychowywać moje dziecko – odezwała się smutno.
– A o czym marzyłaś? – spytał od razu. Jego głos był niski i kojący jak balsam.
Wzruszyła lekko ramionami i odparła:
– To śmieszne pytanie. Nie pamiętam już, o czym kiedyś marzyłam.
– Każdy ma jakieś marzenie – nie ustępował. – Jakie są twoje?
Zastanowiła się chwilę i odpowiedziała:
– Chcę wychować syna na dobrego człowieka.
– I pewnie ci się to uda. Ale ja pytam o twoje marzenia. Musisz czegoś pragnąć dla siebie. – Nie.
– To smutne. Każdy powinien mieć gwiazdę, do której podąża.
Miał rację. Życie bez marzeń nie miało celu. I ona była właśnie takim statkiem błądzącym bez steru od dłuższego już czasu.
– Większość kobiet chciałaby mieć męża, dom, rodzinę. A ty?
Śmieszne, że takie pytanie zadaje najbardziej zatwardziały kawaler w okolicy. Ale była mu wdzięczna za to zainteresowanie.
– Naturalnie, że tak Dylan coraz bardziej potrzebuje obecności mężczyzny, a ja chciałabym mieć dzieci. Dużo dzieci.
Jej nastrój poprawił się na samo wyobrażenie wielu małych Dylanów do kochania. Ale wiedziała, że nie powiedziała wszystkiego – ona też chciałaby być kochana.
Uniosła się na łokciu i obróciła ku niemu. Zapach rozgrzanej skóry i bliskość jego imponującego ciała burzyły jej zmysły. Ciemne, mokre z wysiłku włosy opadały w nieładzie na czoło, ale to tylko dodawało mu uroku. Bez wątpienia Jett Garett był niezwykle pociągającym mężczyzną.
– A co z tobą? – odbiła piłeczkę. – Oczywiście, oprócz rodeo. Jakie ty masz marzenia? Nie możesz przecież przez całe życie jeździć na bykach.
– Wszystko po kolei. – Spojrzał na nią i zmarszczył brwi. – Najpierw finały. A potem... – zamyślił się na chwilę. – Potem znajdę jakiś nowy cel. Zawsze są jakieś góry do zdobycia. Ale na razie najważniejsza sprawa to finały.
Wpatrywała się w jego przystojną twarz i ogarniał ją zupełnie irracjonalny smutek. Wiedziała, że nic i nikt nie będzie dla niego nigdy tak ważne, jak kolejne wyzwanie, które go wezwie.
ROZDZIAŁ SIÓDMY Jett stał przed stajnią i wygrzewał się we wrześniowym słońcu. Dawno już nie jeździł konno. I jeśli lekarze z Amarillo mieli rację, nie powinien jeździć jeszcze przez kilka tygodni. Ale w sumie zgodzili się na lekkie obciążenie, a to chyba znaczy, że może ostrożnie wsiąść i przejechać się kawałek...
Wiedział, że ryzykuje, ale musiał coś zrobić. Zaczynał być rozdrażniony. Szczerze mówiąc, był rozdrażniony od chwili, kiedy pocałował Becky. Nie miał pojęcia, co się z nim dzieje. Całował dziewczyny, od kiedy skończył czternaście lat i nigdy dotąd nie wywoływało to w nim takiego silnego napięcia.
Zaczęło się od niewinnego flirtu i sam nie wiedział, kiedy to się zmieniło. Ale musiał przyznać, że teraz czuł się dobrze tylko w towarzystwie Becky i Dylana. Zupełnie irracjonalne uczucie. Najlepszy dowód, jak bardzo był rozbity po tym wypadku.
Noga też go drażniła. Nawet teraz, kiedy lekarze zdjęli mu już metalowe szyny i założyli lekki opatrunek, nie zachowywała się tak dobrze, jak by się spodziewał.
Wiedział jednak, że nie te dolegliwości dręczą go najbardziej. Nie mógł się oszukiwać – jego największym problemem była Becky.
Widywał ją codziennie i codziennie zadawała mu nową partię tortur. Pachniała tak słodko i wyglądała tak cudownie, że znowu miał ochotę chwycić ją na lasso.
Wychodziła trochę ze swojego pancerza, ich rozmowy stały się głębsze, bardziej osobiste. Ale sam już nie wiedział, czy przełamanie tej bariery było najlepszym pomysłem. Im lepiej ją poznawał, tym bardziej chciał się do niej zbliżyć.
Jeden pocałunek i chwila rozmowy całkiem zburzyły jego spokój. I wcale mu się to nie podobało. Wiedział, jak rozwiązać ten problem, ale nie sądził, żeby Becky się na to zgodziła.
Cóż, skoro nie może liczyć na jej pomoc w tym względzie, musi sobie poradzić inaczej.
Powoli dosiadł starego konia i ruszył ostrożnie. Nie zaimponowałby nikomu stylem jazdy, ale lepsze to niż nic. Ta bezczynność go wykańczała. Tyle opuszczonych zawodów. I zbyt wiele dziwnych myśli.
Codziennie się widywali, razem ćwiczyli i złapał się na tym, że zastanawia się, jak to by było budzić się i zasypiać obok niej każdego dnia.
To stanowczo niepokojący objaw u Jetta Garetta.
Nagły warkot przerwał te rozmyślania. Tuż obok zatrzymała się Kati i z trudem wysiadła z wysokiej terenówki. Otworzyła tylne drzwi i wypuściła Dylana i Evana.
Chłopcy wyskoczyli z samochodu i podbiegli do ogrodzenia. Wdrapali się na najniższą belkę i patrzyli na jego nieudolne próby jazdy. Kati też podeszła bliżej i oparła się z ulgą.
– Wcześnie dzisiaj jesteście – zauważył Jett zdziwiony.
– Tak Mam wizytę u lekarza, więc przywiozłam ich trochę wcześniej. Becky oczywiście wie o wszystkim.
– Ufa ci – zauważył Jett, podjeżdżając do ogrodzenia.
– Tobie też zaufa, musisz tylko dać jej czas. – Kati wyciągnęła rękę i pogłaskała konia. – Boi się, że Dylanowi może stać się coś złego. Ale trudno jej się dziwić, była w ciąży, kiedy zginął jej mąż, wiesz przecież.
– Tak, wspominała o tym.
Rozumiał, że obawy Becky są uzasadnione i tym bardziej chciałby pomóc je pokonać.
Ale skąd Kati wiedziała, że zależy mu na tym, aby zdobyć zaufanie Becky?
Odwrócił wzrok, jakby bał się, że bratowa zbyt wiele w nim wyczyta i próbował zamienić temat:
– Zastanawiające, że taka ostrożna kobieta wyszła za szalonego Chrisa.
– Niezupełnie. Kiedyś była tak samo szalona jak on. Wypadek wszystko zmienił. Chris był chyba po kilku piwach i jechał jak wariat. A Becky była przy tym.
– Każdy, kto spędził trochę czasu z Chrisem, miał powód, żeby się bać. Ten facet nawet mnie przerażał. Podejmował najbardziej szalone ryzyko i nie myślał o konsekwencjach.
– A ty tak nie robisz? – spytała Kati, patrząc na niego uważnie.
– Ja nie. Zawsze dokładnie analizuję wszystkie za i przeciw. Nie rzucam się na oślep w niebezpieczeństwo. Chris najpierw działał, a potem myślał. – Przerwał nagle, jakby nie chciał powiedzieć za dużo. Spojrzał na bratową z troską i zobaczył, że jest wyraźnie zmęczona. – Dobrze się czujesz?
– Tak, zupełnie nieźle. Trochę męczą mnie te upały, ale już za kilka tygodni będzie po wszystkim. I wtedy zostaniesz wujkiem, a Colt ojcem. Mam tylko nadzieję, że nie zdarzy się to w czasie dorocznego targu bydła.
– Jakiego targu? – zdziwił się. – Colt nic mi nie mówił. – Uświadomił sobie nagle, jak niewiele wie o funkcjonowaniu rancza. – Nie powinien wyjeżdżać w tym czasie.
– Och, nie martw się. Zostało jeszcze trochę czasu, zobaczymy, co się wydarzy. A co lekarze mówią o tobie?
– Podobno rehabilitacja przebiega błyskawicznie. To pewnie dzięki mojemu morderczemu treningowi. Powiedzieli, że za tydzień lub dwa będę już w formie. – I wtedy poważnie porozmawia z Coltem.
Tak naprawdę lekarze ostrzegali, że najbliższe dwa tygodnie będą decydujące, ale tego wolał jej nie mówić.
Na szczęście dzieci przerwały tę rozmowę. Evan zażądał jedzenia, a Dylan odezwał się nieśmiało:
– Chciałbym usiąść na koniu razem z Jettem.
– Chyba powinniśmy najpierw zapytać twoją mamę – powiedziała Kati łagodnie, ale stanowczo. – Chcesz coś zjeść?
Mały pokręcił głową, więc wzięła Evana za rękę i zniknęła w głębi domu. Jett czekał tylko, aż drzwi się za nią zamkną. Uśmiechnął się.
– Chyba już czas na pierwszą lekcję konnej jazdy – odezwał się do chłopca i widział, jak rozbłysły mu oczy.
Przez kilka następnych minut Jett udzielał mu podstawowych wskazówek i tłumaczył, jak bezpiecznie obchodzić się ze zwierzęciem.
– I pamiętaj – nigdy nie podchodź do konia od tyłu i nie zbliżaj się do niego bez opieki kogoś dorosłego. – Dylan skwapliwie kiwał głową i chłonął wszystkie uwagi. – Jesteś gotowy, żeby usiąść w siodle?
Mały przytaknął z zapałem, więc Jett posadził go ostrożnie, czując, jak mocno bije małe serduszko. Ucieszyło go to. Widział, jaka to frajda dla chłopca i miał ochotę uwiecznić tę pierwszą lekcję na zdjęciu. Chciałby, żeby Becky to zobaczyła. Hm, może jednak lepiej nie...
Stary koń stał spokojnie. Jett znał go dobrze i wiedział, że nie zrobi nic nieoczekiwanego. Pokazywał małemu, jak prawidłowo siedzieć w siodle, jak kierować wodzami i klepać konia po dobrze wykonanej komendzie.
– Jestem duży! – zaśmiał się Dylan radośnie, z dumą spoglądając z wysokości końskiego grzbietu.
I nagle jego śmiech zamarł.
Jett nie musiał się odwracać, po minie chłopca wiedział, co się stało. Po chwili trzasnęły drzwi samochodu i wyskoczyła z niego Becky. Miała wzrok wściekłej tygrysicy, ale jej głos drżał z przerażenia.
– Natychmiast go zdejmij!
Dylan zaczął płakać, a Jett zastanawiał się, jak to się stało, że spokojny, beztroski śmiech dziecka w jednej chwili zamienił się w histerię. Powoli wysadził małego z siodła i odwrócił się spokojnie, gotów na konfrontację z rozjuszoną kocicą.
Podbiegła do nich i jedną ręką złapała Dylana, a drugą szarpała Jetta za ramię.
– Co ty wyprawiasz! Mógł się zabić! Jak mogłeś być tak nieodpowiedzialny! – Jej głos drżał, słychać było, że jest przestraszona, a Jett, chociaż jej współczuł, nie potrafił powstrzymać złości.
– Nie dopuściłbym, żeby stało mu się coś złego. Uspokój się i przestań nim trząść, zaraz wpadnie w histerię jak ty!
– Nie jestem histeryczką! A z tobą jeszcze porozmawiam – obiecała groźnie i odwróciła się do Dylana. – Już dobrze, mamusia jest tutaj – szeptała, kucając i przytulając chłopca do siebie.
Jett czuł, jak narasta w nim irytacja. Miał ochotę coś kopnąć. Czy ona nie widziała, że dzieciak miał się całkiem dobrze, zanim tu nie przyleciała i nie zaczęła krzyczeć?
– Dobry pomysł – odezwał się przez zęby. – Dylan, biegnij do Evana, pewnie Cookie przyniósł mu jakieś ciastka. My z mamą troszkę tu porozmawiamy.
Mały spojrzał na matkę niepewnym wzrokiem, ale nie zaprotestowała, więc ssąc kciuk, powoli przeszedł do domu.
Gdy tylko zniknął za drzwiami, Becky znów przemieniła się w walczącą tygrysicę.
– Nie obchodzi mnie, co robisz ze swoim życiem. Jednak nie pozwolę, żebyś narażał niewinne dziecko!
– Wiem, wolisz zrobić z niego kompletną fajtłapę! Jak będziesz go tak traktowała, nie ma szans wyrosnąć na normalnego chłopaka!
– Ale chociaż będzie żył!
– I co to za życie? Ciągły krzyk i przerażenie. Boi się ruszyć, bo może się przewrócić i potłuc. I to przez ciebie! To nie w porządku wobec niego.
– Nie mów mi, jak mam wychowywać moje dziecko! Czuł, że jego cierpliwość się wyczerpuje.
– Ktoś musi ci to powiedzieć. Ty nie żyjesz naprawdę. Tylko wegetujesz. Boisz się wszystkiego, boisz się coś odczuć i przeżyć naprawdę!
– Co ty wiesz o uczuciach!? Nie patrzyłeś na to, jak umiera ktoś, kogo kochasz. I to tylko dlatego, że lubił żyć na krawędzi ryzyka.
– Ale chociaż poczuł, co to znaczy żyć. Ty tylko uciekasz z domu do pracy, zdziwiona, że niebo jeszcze nie runęło ci na głowę. Trzęsiesz się nad Dylanem, chociaż on wcale tego nie potrzebuje. Wiesz, że nigdy nie ssie kciuka, kiedy ciebie nie ma? – Spojrzała na niego zdziwiona, więc wyjaśnił: – To przez ciebie i twój ciągły strach czuje się niepewnie.
– Jak śmiesz mnie osądzać? Boję się o niego, bo go kocham. Jest sensem mojego życia. Czasami drżę z przerażenia, kiedy myślę, że mógł odziedziczyć zamiłowania Chrisa do ryzyka – tłumaczyła poruszona. Nieoczekiwanie po policzkach popłynęły jej łzy i czuł, że coś ścisnęło mu serce. – Jego bezpieczeństwo to dla mnie najważniejsza sprawa na świecie. I nagle zjawiasz się ty, tak samo nieodpowiedzialny jak Chris i budzisz w moim dziecku ochotę do szalonych zabaw.
Współczuł jej z całego serca, ale miał już dość. Po raz kolejny usłyszał, że jest nieodpowiedzialny, a przecież nigdy nikogo nie naraził.
– Przykro mi z powodu śmierci twojego męża – zaczął gwałtownie. – Ale wiesz co? Nie jestem nim. Nie jestem – powtórzył z mocą. – To, że też lubię ryzykowne zabawy, nic nie znaczy. Chris czasami rzeczywiście zachowywał się jak szaleniec, nie myślał o konsekwencjach, ani dla siebie, ani dla innych. Ja tak nie robię. Nigdy nie naraziłbym Dylana!
– Chcesz powiedzieć, że Chris nie dbał o mnie? – spytała lekko urażonym głosem.
Nie bardzo wiedział, co odpowiedzieć.
– Mężczyzna musiałby być głupcem, żeby o ciebie nie dbać – mruknął po chwili.
– Co masz na myśli? – zdziwiła się.
Za żadne skarby świata nie zamierzał jej zdradzić, co miał na myśli.
– Posłuchaj, Becky – odezwał się, wzdychając ciężko. – To była tylko niewinna lekcja dosiadu w siodle. Nawet nie jazdy. Dylan po prostu posiedział chwilę na koniu. I obiecuję, że nigdy więcej nie zrobimy tego bez twojej zgody. Dobrze? – Spokojny ton jego głosu sprawił, że nagle cały jej gniew odpłynął.
– Mój ojciec też mówi, że robię z niego niedorajdę – powiedziała nagle zmartwiona.
– W porządku, to twoja sprawa, jak go wychowujesz. Jest świetnym dzieciakiem. Ale pamiętaj czasami o tym, że chłopcy po prostu muszą biegać, skakać i współzawodniczyć ze sobą. To, że będzie zachowywał się jak normalny chłopak, nie oznacza od razu, że skończy jak Chris.
Milczała przez chwilę zamyślona.
– Uważasz, że jestem nadopiekuńcza? – spytała niepewnie.
Uśmiechnął się lekko.
– Trochę luzu by nie zaszkodziło. Pozwól mu czasami usiąść na tym koniu. To stary kucyk Evana, najłagodniejszy koń, jakiego znam.
– Będziesz na niego uważał? – Usłyszała swoje słowa i nie mogła uwierzyć, że w ogóle bierze taką sytuację pod uwagę.
– Nie spuszczę go z oka. Zaufaj mi, Becky. Nawet nie wiesz, jak go ucieszysz, marzył o tym od dawna.
Wiedziała, że ma rację. Mały od tygodni nie mówił o niczym innym. Był zapatrzony w Jetta jak w obrazek Wzięła głęboki oddech i powoli kiwnęła głową. Czuła się, jakby właśnie wypuszczała Dyłana spod bezpiecznych objęć i narażała na wszystkie niebezpieczeństwa tego świata. Ale nagle uwierzyła, że tak właśnie powinno być.
Przerażona chciała odjechać, ale coś kazało jej zostać i pełnym obaw wzrokiem patrzeć na to, jak jej syn po raz pierwszy w życiu dosiada konia.
Długo później, już po ekscytującej jeździe Dylana, po wyczerpującym treningu i pysznej wspólnej kolacji, która stała się zwyczajem, wszyscy siedzieli na patio, popijali mrożoną herbatę i obserwowali zachód słońca. Chłopcy bawili się nieopodal w piaskownicy, a oni gawędzili leniwie o błahostkach.
Dziesiątki myśli przebiegały jej przez głowę. Nie potrafiła wyzbyć się niepokoju, ale była zadowolona, że ustąpiła. Po raz pierwszy wypuściła Dylana spod swoich skrzydeł i nieco zdziwiona zauważyła, że nie stało się nic złego.
Jett był niezwykle cierpliwy. Widziała, że kontroluje każdy ruch konia i dziecka i to ją nieco uspokajało.
Z kuchni dobiegał ich brzęk talerzy i Becky podniosła się z fotela.
– Może powinnam pomóc Cookiemu?
Jett złapał ją za rękę i posadził z powrotem.
– Zostań. Nikt, oprócz Kati, nie ma wstępu do jego królestwa.
Usiadła więc znowu i wygrzewała się w ostatnich promieniach zachodzącego słońca.
Po kilku minutach Colt podniósł się z westchnieniem.
– Miło tu, ale muszę was opuścić. Mam jeszcze trochę pracy.
Kati wyciągnęła do niego rękę i wstała z trudem.
– Ja też już pójdę – powiedziała, ziewając. – Nie rozumiem, dlaczego jestem taka zmęczona.
Wszyscy się uśmiechnęli. Zaawansowana ciąża i praca w przedszkolu wyczerpałyby trzy kobiety.
Oboje pożegnali się i odeszli.
Na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy, gdzieś na horyzoncie widoczne były odległe światła miasta.
– Dziś wieczór nawet powietrze ładnie pachnie – powiedział Jett i przeciągnął się leniwie.
Becky sączyła chłodny napój i z całych sił starała się zignorować bliskość Jetta. Miała w tym niezłą praktykę. Codziennie podczas ćwiczeń musiała się skupiać i nie zwracać uwagi na magnetyzm, którym promieniowało jego ciało.
– Czuć już jesień w powietrzu – odezwała się cicho. – Lubię tę porę roku.
– Ja też. Na ogół.
Rozumiała, skąd się biorą jego rozterki.
– To sezon rodeo, prawda?
– Tak – potwierdził z westchnieniem. – Finały już za kilka miesięcy. Jeśli szybko nie wrócę do klasyfikacji, moje szanse zmaleją do zera.
– Nie możesz spróbować za rok? – Myślała, że właśnie zaproponowała mu świetne rozwiązanie, ale widok jego skrzywionej miny rozwiał te złudzenia.
– Nie mogę. – Pokręcił głową stanowczo. – Nigdy jeszcze nie byłem tak blisko. I wiem, że nigdy już nie będę. To ten rok. Jeśli nie wygram teraz, nie zrobię tego nigdy. Muszę pojechać jeszcze w tym sezonie. Znam swój organizm i jego możliwości. Jeszcze teraz mam szansę, za rok może nie być tak dobrze. Wiek jest nieubłagany dla sportowców.
– A co zrobisz, jeśli się nie uda? Jeśli nie zdążysz dojść do formy przed finałem?
Rzucił jej ostre spojrzenie i odpowiedział:
– Nawet o tym nie myśl. Musi się udać. Wszystko idzie dobrze i za parę tygodni będę gotów.
Gotów do czego? – zastanowiła się. Gotów znowu ryzykować? Podczas następnego wypadku może nie mieć tyle szczęścia, co ostatnio, a wtedy...
Nie chciała nawet przyznać, jak bardzo boi się o niego.
– Co cię tak pociąga w tych zawodach? – spytała ciekawie. – Nie musisz przecież zarabiać w ten sposób na życie.
Zastanawiał się przez chwilę.
– Nie wiem – przyznał w końcu. – Może chcę pokazać, że potrafię zrobić coś, czego nie umie zwykły człowiek? Może chcę coś udowodnić... ? – Spojrzał na nią z lekkim uśmiechem w oczach i łagodnie zmienił temat. Nigdy nie lubił zastanawiać się zbyt głęboko nad swoim życiem. – Jak sprawuje się samochód?
– Doskonale. To cud na czterech kółkach – powiedziała z uznaniem. – Za każdym razem, kiedy do niego wsiadam, nie mogę się nadziwić, że wszystko sprawnie działa. Nie wiedziałam, że istnieją takie samochody – zaśmiała się.
Nie chciała dodawać, że za każdym razem, kiedy do niego wsiadała, jej myśli nieubłaganie biegły w kierunku Jetta. Samochód był przesiąknięty zapachem jego wody kolońskiej, w odtwarzaczu były płyty z muzyką, której słuchał, a w schowku znalazła jego ulubioną gumę miętową. Wszystko to sprawiało, że myślała o nim częściej, niżby chciała.
– Naprawdę miło z twojej strony, że mi go pożyczyłeś – dodała z uśmiechem. – Nie wiem, jak ci dziękować.
– Już to zrobiłaś, swoją pracą. Bez ciebie rehabilitacja nie przebiegałaby tak szybko. Sam nie ćwiczyłbym tak długo ani tak efektywnie. – Zerknął na chłopców, ciągle bawiących się w piaskownicy i powiedział: – Dziękuję, że pozwoliłaś Dylanowi na jazdę konno. Wiem, ile to dla ciebie znaczyło. Cieszę się, że mi zaufałaś.
Podążyła za jego wzrokiem i ze zdumieniem uświadomiła sobie, że rzeczywiście mu zaufała. Dziś po południu patrzyła, jak Jett instruuje jej syna i wiedziała, że nie pozwoli, aby stało mu się coś złego.
– Bardzo się bałam, ale nie mogłam się nie zgodzić – odparła cicho. – Wiedziałam, że Dylan o tym marzy. Nawet wczoraj w centrum handlowym uparł się, żeby pojeździć na plastikowym koniu.
Jett uśmiechnął się lekko.
– Jest fajnym chłopcem. Chris byłby z niego dumny.
– Wiesz dobrze, że Chris też nazwałby go ciapą.
– I nie miałby racji. Ja nie miałem. Jest może trochę nieśmiały, ale ma charakter.
Westchnęła i odezwała się cicho:
– Czasami widzę w nim tyle Chrisa, że aż się boję. Drżę na samą myśl, że jego też mogę stracić.
– Przeszłaś ciężkie chwile. Byłaś przy tym wypadku, to musiało być dla ciebie bardzo trudne...
– Było straszne – potwierdziła ze ściśniętym gardłem. – Chciałabym, żeby to się nigdy nie stało. Gdybyśmy tam nie pojechali...
– Pamiętam, kiedy to się stało. Byłem wtedy w Kolorado, ale wieści szybko się rozniosły. Nikt nie mógł uwierzyć, że szalony Chris nie żyje.
– Gdybym była ostrożniejsza... Zamarł.
– Ty?! Powoli skinęła głową.
– Tak, ja. To ja jestem odpowiedzialna za śmierć Chrisa. Nie zaprzeczył pospiesznie, jak zrobiłaby to większość ludzi. Przysunął się do niej i delikatnie uniósł palcem jej podbródek.
– Co się stało?
Czuła jego bliskość tuż obok. Łagodny głos, pełne współczucia zrozumienie, dotyk jego ręki obezwładniły ją zupełnie. Nigdy nie rozmawiali o śmierci Chrisa. I nagle, zanim sama zrozumiała, co się dzieje, postanowiła powierzyć mu swój najgłębszy sekret.
– Byłam taka nieostrożna i głupia... – zaczęła szeptać w wieczornym powietrzu. – Zabiłam go. – Zamilkła na chwilę, a on nie przerywał tej ciszy. – Byłam w szóstym tygodniu ciąży, lekarz właśnie to potwierdził. Oboje bardzo się ucieszyliśmy i pojechaliśmy świętować nad nasze ulubione jezioro. Zawsze lubiliśmy sporty wodne, narty, motorówki. Ja nic nie piłam, ale Chris był po kilku piwach. – Przerwała znowu i zacisnęła powieki. – Znaliśmy to jezioro od dawna, jeździliśmy tam prawie co tydzień. Nigdy nie myślałam, że może nas tam spotkać nieszczęście. Żadne z nas nie traktowało wody jako zagrożenia. Byliśmy młodzi, wysportowani, sprawni... Tak myślałam... – Patrzyła Jettowi prosto w oczy, zobaczyła w nich współczucie i ze ściśniętym gardłem mówiła dalej: – Ścigaliśmy się na skuterach wodnych. Rozpędzaliśmy się, ruszaliśmy naprzeciw sobie i straszyliśmy się. Zawsze w końcu to ja ustępowałam. Nie wiem, dlaczego tym razem było inaczej – wyszeptała. Słyszał, jak rwał się jej oddech, ale nie mógł jej teraz przerwać. Chciał, żeby opowiedziała wszystko do końca. – Nie wiem, co było nie tak. Może zbyt długo czekałam? W każdym razie wpadliśmy na siebie. Mnie nic się nie stało. Ale Chris tego nie przeżył.
Czuła, jak ręka Jetta łagodnie głaszcze jej ramię. Nic nie mówił i była mu za to wdzięczna, ale wiedziała, że ją rozumie.
– Jeden ze skuterów uderzył go w głowę – dodała jeszcze. – Nie wiadomo, który.
– Ale ty winisz siebie...
– Tak. Zawsze zjeżdżałam z drogi, taki był nasz zwyczaj. Nie mógł wiedzieć, że tym razem będzie inaczej. Zabiłam go, Jett. Byłam nieostrożna i dlatego teraz Dylan nie ma ojca...
Pokręcił głową z niedowierzaniem i powiedział:
– Nie oskarżaj się. Chris w ogóle nie powinien był cię tam zabierać. Gdyby moja kobieta była w ciąży... – przerwał nagle i potarł twarz z zakłopotaniem.
– Muszę iść – odezwała się z wahaniem, ale nie ruszyła się z miejsca.
Zastanawiała się, jakie wrażenie zrobiła na nim ta opowieść. Co myśli o kobiecie, która narażała nie tylko swoje życie, ale i życie nienarodzonego dziecka. I która w końcu zabija męża podczas zabawy.
Spojrzała na niego niepewnie. Słabe światło dochodzące z kuchni oświetlało jego sylwetkę. Pomyślała, że nie potrzebuje światła, żeby wiedzieć, gdzie on jest. Jett emanował własnym blaskiem.
Patrzyła na tego mężczyznę – tak podobnego do jej zmarłego męża, a jednocześnie tak różnego. Chris śmiałby się z jej lęków, Jett zdawał się je rozumieć i współczuł jej.
– Są ludzie, którzy uwielbiają ryzyko – odezwał się w końcu po długim milczeniu. – Jak Chris. Ja. I ty. Chris dokonał wyboru, a ty zachowałaś się po prostu jak fascynująca młoda kobieta, którą jesteś.
Potrząsnęła głową przecząco.
– Ale już nie chcę taka być. To zbyt ryzykowne.
– Od natury nie uciekniesz, Becky. Jesteś ekscytującą, pełną fantazji kobietą, czy ci się to podoba, czy nie. – Wyciągnął ręce i przytulił ją do siebie łagodnie. Słyszała jego szept tuż przy swoim uchu. – Przykro mi z powodu wszystkiego, co musiałaś przejść. – Głaskał jej włosy miękkim ruchem i kołysał ją łagodnie.
Nigdy nikomu nie powiedziała aż tyle. I nikt nigdy nie podszedł do niej z taką troską i zrozumieniem. Nie chciała teraz myśleć. Była mu wdzięczna za tę troskliwość. Otoczyła go ramionami w pasie i oparła głowę na jego piersi. Czuła się tak pewnie i bezpiecznie, jak nigdy dotąd.
– Nie obwiniaj się, Becky. Znałem Chrisa, ludzie takiego pokroju jak on czy ja dokonują samodzielnych wyborów. Nikt nie jest w stanie nic im narzucić ani od niczego odwieść. Gdybym choćby jutro zdecydował się na start w rodeo, nic nie mogłoby mnie zatrzymać. I Chris też taki był. Nie możesz ciągle rozpamiętywać przeszłości. Ze względu na Dylana, żeby zrozumiał, kim jest. Ale też ze względu na siebie. Ty też musisz odkryć swoją prawdziwą naturę.
Wtulona w szeroką pierś słyszała miarowe i spokojne bicie jego serca. Wiedziała, że Jett ma rację. Ale takie życie wymagałoby od niej wielkiej odwagi. Kto wie, czy nie większej niż ta potrzebna do wyścigów skuterem...
Jett lekko odchylił się, aby spojrzeć jej w twarz. I wtedy uświadomiła sobie, że sprawy zaszły za daleko. Stali zbyt blisko siebie, ich rozmowa była zbyt osobista, a on był zbyt pociągający...
– Naprawdę muszę iść.
– Jeszcze nie. – Duże, ciepłe dłonie łagodnie objęły jej twarz. A każda komórka w jej ciele drżała, odpowiadając na te pieszczoty. – Czy wiesz, co ze mną wyprawiasz, Becky? Pragnę cię – wymruczał i poparł to pocałunkiem.
Ich pierwszy pocałunek był jak obietnica. Ten był spełnieniem. Poczuła jego usta i wszystkie bariery pękły.
To była namiętność. Czysta i tak silna, że nie była w stanie jej kontrolować. Nawet gdyby chciała, nie mogłaby zatrzymać swoich ust, żarliwie odpowiadających na pocałunki Jetta.
Miał cudowne, ciepłe i pełne obietnic wargi. Odkąd pocałował ją pierwszy raz, marzyła, żeby zrobił to znowu. Chciała zatracić się w nim, zapomnieć o całym bólu i strachu, podążyć za obietnicą rozkoszy.
Czuła się jak pływak bezsilnie walczący z nurtem rzeki. Jett skruszył wszystkie mury, którymi się otoczyła. Chciała czuć tę namiętność każdą komórką ciała.
Pocałunek się skończył, i gorący dreszcz przebiegł jej ciało. Nagle, nie zdając sobie sprawy z tego, co robi, Becky wyciągnęła rękę i dotknęła jego wilgotnych ust. Przytrzymał jej rękę i pocałował opuszki palców.
Przez całe lata broniła się przed dziką, namiętną częścią swojej natury. Czy to możliwe, żeby jeden płomienny pocałunek zniszczył jej rozsądek?
– Mówiłam ci, żebyś nigdy więcej tego nie robił – powiedziała cicho.
– Naprawdę? Chyba zapomniałem – odparł, muskając ustami jej palce.
– Nie zapominaj więcej. – Z olbrzymim wysiłkiem zabrała rękę i wysunęła się z jego objęć.
– Nie idź – poprosił cicho i zrobił ruch, jakby chciał ją objąć.
Cofnęła się szybko. Wiedziała, że jeśli znowu poczuje jego ciało, nie będzie w stanie mu się oprzeć.
– Chodź, Becky – kusił. – Oboje jesteśmy młodzi i wolni, możemy się bawić, jeśli chcemy.
Czyżby tego właśnie pragnął? Bawić się nią jak nową zabawką?
Te słowa były jak kubeł zimnej wody. Nie chciała być zabawką dla Jetta. Chciała...
Nie.
Czuła, jak kolejna dawka adrenaliny wzburzyła jej krew. Drgnęła zaskoczona swoim odkryciem. Nie mogła zakochać się w tym facecie. Nie w nim!
Ale wszystkie znaki wokół niej mówiły co innego. Czuła, że jeśli szybko tego nie zakończy, będzie miała złamane serce.
Otworzyła usta i powiedziała pierwszą rzecz, jaka przyszła jej do głowy:
– Jett, musisz wiedzieć, że ja... nie jestem wolna. Spotykam się z kimś.
Jego oczy zwęziły się w małe szparki. Przez chwilę przestraszyła się, że wyczuł jej kłamstwo.
– Chyba nie masz na myśli tego Bentona?
– Benchleya – poprawiła odruchowo. – Mam. Nie spodobałoby mu się, że całuję kogoś innego, teraz, kiedy widujemy się tak często.
Rzeczywiście, widziała go ostatnio kilka razy, w sumie uzbierałoby się z piętnaście minut. Ale nagle wydało jej się to doskonałym pomysłem. Powinna umówić się z Shermanem. Potrzebowała zwyczajnego, statecznego mężczyzny, a nie kolejnego szaleńca.
– Kiedy? – Jett zesztywniał. – Całe dnie pracujesz, wieczorami jesteś tutaj... Zostaje noc... – Rzucił pytające spojrzenie, jakby chciał, żeby zaprzeczyła jego podejrzeniom.
Nie wiedziała, jak na to zareagować. Chciało jej się z tego śmiać, ale wiedziała, że nie może tego zrobić. Ostatecznie jej życie osobiste to nie jest sprawa Jetta. Powinna utwierdzić go w tych podejrzeniach, to pomoże utrzymać go na dystans.
– Postawmy sprawę jasno – my... to znaczy ja i ty... Nasza relacja jest tylko zawodowa – powiedziała w końcu. – Jutro nie przyjeżdżam – dodała, żeby nadać większej mocy swoim słowom. – Mam randkę.
Cóż, nawet jeśli Sherman będzie zajęty, może mieć randkę z ojcem albo z Shannon – jej najlepszą przyjaciółką.
A od tego momentu ich relacje pozostaną tylko zawodowe. Żadnego grania w lotki. Żadnych wyzwań ani oszałamiających pocałunków. I żadnych lęków, że właśnie zakochała się w dzikim, szalonym kowboju.
Absolutnie żadnych!
– Nie możesz tego zrobić! – Jego głos był bliski paniki. Przerażony ściskał słuchawkę i próbował zaklinać los. Jeden gorący pocałunek, i świat wokół niego zaczął się walić. Gdyby wiedział, że tak to na nią wpłynie, nigdy by jej nie pocałował.
E, chyba jednak tak.
– Nie jestem ci już potrzebna – słyszał jej seksowny głos tuż przy uchu i cały drżał. – Doskonale znasz program ćwiczeń, Jett. Nie ma więc sensu, żebym przyjeżdżała codziennie na całe pięć godzin. Wystarczy godzina raz na jakiś czas.
– Nie dam sobie rady bez ciebie! Zostanę kaleką!
– Po prostu ćwicz jak dotąd, a będzie dobrze.
Jak mogła mówić tak spokojnie? Gdyby tu była, przyciągnąłby ją do siebie i zmusił pocałunkami do tego, żeby przyznała, że pragnie go równie mocno, jak on jej. I wtedy na pewno zmieniłaby zdanie.
– Uda ci się – zapewniała. – Za bardzo ci zależy na tych finałach i idiotycznej jeździe na byku.
Do licha, miała rację. Ale po prostu chciał, żeby była tutaj. Jeszcze trochę i może udałoby się namówić ją na prawdziwą zabawę. Poza tym to miejsce bez niej wydawało się puste.
– Dlaczego to robisz? – zaatakował. – Dlatego, że cię pocałowałem? Bo zmusiłem, żebyś przyznała się, że jesteś namiętną, pełną pasji kobietą? – Ciszę po drugiej stronie słuchawki odebrał jako potwierdzenie. – To był tylko jeden pocałunek.
– Mam swoje życie – odparła zdawkowo.
– Och, tylko nie Bentley – jęknął. – Zapomniałem o nim.
– Może to rzeczywiście wstrząśnienie mózgu. Zapominasz ostatnio o wielu rzeczach.
Nie odpowiedział, nadąsany. Nie czuł się tak, od kiedy miał dziesięć lat i rodzice nie chcieli mu kupić Harleya. Co się z nim działo? Od kiedy to jedna kobieta przyprawia go o takie kłopoty? Naprawdę, wciąż jeszcze wiele dziewczyn czeka na telefon od Jetta Garetta!
Ale nie miał ochoty spotykać się z żadną z nich. Chciał rudowłosej tygrysicy, która go dręczyła, torturowała ćwiczeniami i rozśmieszała.
Wczoraj nieoczekiwanie stało się coś dziwnego – kiedy Becky opowiadała mu, jak się czuła po śmierci Chrisa, nagle poczuł, że był gotów zmienić dla niej cały świat, aby nigdy już nie było jej tak źle.
– Jett? – miodowy głos w słuchawce wyrwał go z zamyślenia. – Jutro oddam ci samochód, dobrze?
Poczuł nerwowy skurcz żołądka. Ruda kocica przyprawi go o wrzody.
– Zatrzymaj go! – I rzucił słuchawkę, zanim Becky zdążyła zaprotestować.
Odwrócił się gwałtownie i ku swemu niezadowoleniu przy stole zobaczył Cookiego.
– Nakrywani do kolacji – odparł kucharz, widząc jego zachmurzone spojrzenie.
– Nie szykuj miejsca dla Becky i Dylana – rzucił gniewnie. – Nie przyjadą.
– Słyszałem.
Jett zatrzymał się w drzwiach zaskoczony. – I co? – prowokował. – Żadnych uwag, mądrości, dobrych rad?
– Dla ciebie nie. Dobrą radę mam tylko jedną, dla Becky, żeby uciekała stąd szybko – odpowiedział Cookie spokojnie.
– Nie musisz się wysilać. Już uciekła.
Uciekała, od kiedy ją spotkał, ale teraz zrobiła to na dobre.
– I dobrze. Taka kobieta nie potrzebuje playboya, który będzie ją całował po ciemku. Potrzebuje prawdziwego mężczyzny, a ty nie masz o tym pojęcia.
Jett spojrzał na niego ostro. Cookie widział ten pocałunek czy tylko blefował?
– Najwyraźniej znalazła sobie już mężczyznę, Cookie. I dobrze. Ja nie mam czasu na zabawy. Za dwa tygodnie jest rodeo w Santa Fe. Zamierzam tam wystartować.
Odwrócił się i szybkim krokiem wyszedł z jadalni.
Becky starała się skoncentrować na ekranie telewizora, ale było to coraz trudniejsze. Starannie ubrany Sherman siedział obok i miarowo pogryzał chipsy. Dylan uciekł do swojego pokoju i ona najchętniej zrobiłaby to samo.
Randki z Shermanem nigdy nie były specjalnie ekscytujące, ale nie o to przecież chodziło. Były miłe i spokojne, a tego szukała.
Ale dzisiaj było gorzej niż zwykle. Ciągle miała na ustach gorące wspomnienia namiętnych pocałunków Jetta i to odbierało jej spokój. Gdyby jej nie pocałował...
Jednak zrobił to i czuła się jak ćma lecąca prosto w płomień. Nie mogła teraz myśleć o niczym innym.
Najgorsze jednak było to, że od czasu ich nocnej rozmowy czuła do niego coś więcej niż tylko pociąg seksualny. Nigdy nie rozmawiała z nikim tak otwarcie o Chrisie, jego śmierci i swoim poczuciu winy. I nigdy nikt nie okazał jej takiego zrozumienia. I ta świadomość działała na nią równie magnetycznie, jak jego doskonałe ciało.
Wzięła kolejnego chipsa i chrupnęła głośno. Sherman rzucił jej ostre spojrzenie. Zamyśliła się i nie słuchała, co mówił, ale najwyraźniej przerwała mu nieustanne komentowanie filmu. Zaczynało ją to już drażnić. Zawsze uprzedzał, co się stanie.
– Teraz uważaj. Z pokoju zaraz wyskoczy facet z rewolwerem.
Z trudem kryjąc irytację, powiedziała:
– Wiesz, Sherman, mam doskonały wzrok. Sama to zobaczę.
Zatrzymał kasetę i odwrócił się do niej.
– Naprawdę, Becky, jesteś jakaś zdenerwowana. Ciągle ostatnio jesteś zdenerwowana.
– Jestem po prostu zmęczona.
– Jesteś przepracowana. Powinienem wiedzieć... – Jego miękka dłoń dotknęła jej ramienia, a ona mimo woli przypomniała sobie silny, szorstki, ale delikatny dotyk Jetta. – Jeździsz na to ranczo co wieczór i godzinami trenujesz z tym... kowbojem. – Ostatnie słowo wymówił z wyraźnym niesmakiem. – Wiem, że potrzebujesz pieniędzy, ale naprawdę uważam, że powinnaś przestać.
– Już przestałam – przyznała. – Ograniczyliśmy terapię do godziny co drugi dzień.
Sherman pokiwał głową zadowolony, a ona patrzyła na niego i zastanawiała się, czy ten facet zrobił choć raz w życiu coś spontanicznie.
– To dobrze – pochwalił ją. – Ten człowiek miał maniery jaskiniowca. Zaczęłaś tam spędzać coraz więcej czasu... Myślałem już, że coś między wami jest...
Prychnęła lekko.
– Między mną i Jettem? – Próbowała się zaśmiać, ale nie najlepiej to wyszło. – Ten człowiek wpędzi mnie w nerwicę.
– No, to przynajmniej była prawda. I dlatego teraz siedziała obok faceta, któremu największej dawki emocji dostarczało podpisanie nowej polisy.
– Nie podobało mi się, jak na ciebie patrzył – dodał Sherman urażonym tonem. – Jak wiłk pilnujący swojej watahy. Takiemu człowiekowi nie można zaufać.
Poczuła dreszcz rozkoszy na myśl, że Jett tak właśnie na nią patrzył.
Nie odezwała się, chociaż Sherman wyraźnie czekał na jakieś słowo. Co mogła powiedzieć? Wiedziała przecież, że to Sherman jest mężczyzną dla niej. Był odpowiedzialny, spokojny, przewidywalny. Życie z nim nie będzie pasmem niespodzianek. I Dylan będzie miał doskonały wzór solidnego, zrównoważonego mężczyzny.
Jakby przyciągnięty jej myślami, w drzwiach pojawił się jej syn. Ujeżdżał drewnianego konia i krzyczał:
– Jestem kowbojem jak Jett!
Poczuła na sobie świdrujące spojrzenie Shermana, ale nie odezwała się. Dylan tymczasem podjechał do stołu i sięgnął po wielką garść chipsów. Wsadził je wszystkie do buzi i mówił dalej:
– Jett powiedział, że jak będę duży, da mi prawdziwego konia.
– Dylan, nie mów z pełną buzią. – To wszystko, co była w stanie powiedzieć. – Jedz po jednym.
– Tak, po jednym – obiecał z figlarnym uśmiechem i włożył w usta kolejnego chipsa.
– Ty mały oszuście! – zaśmiała się.
Sherman jednak nie wyglądał na rozbawionego.
– Doprawdy, Becky – odezwał się sucho. – Nie powinnaś mu pozwalać na takie zachowanie. Dyscyplina wpajana w młodym wieku jest podstawą późniejszego kształcenia charakteru.
Nie raz już słyszała teorie Shermana na temat wychowania i na ogół się z nimi zgadzała. Ale dziś, z jakiegoś powodu, postanowiła bronić Dylana.
– Nie robi przecież nic takiego. Trochę biega i dokazuje, ale to normalne. Taki już urok małych chłopców. A ja chcę, żeby mój syn był normalnym, zdrowym dzieckiem, a nie zahukaną myszką.
Sherman spojrzał na nią zaskoczony, wstał z kanapy i otrzepał z garnituru niewidzialne pyłki.
– Nie jesteś dziś sobą, Becky. Lepiej już pójdę. W milczeniu odprowadziła go do drzwi.
W progu odwrócił się jeszcze i powiedział:
– Powinnaś odpocząć, jesteś wyczerpana. Wpadnę jutro o wpół do szóstej i zabiorę cię na kolację.
To przypomniało jej pizzę z Jettem, ale wątpiła, czy tym razem będzie równie zabawnie.
– Może lepiej trochę później? Mam jutro kilka wizyt.
– U tego kowboja?
– Tak, ale tylko godzinę. Jett dochodzi już do siebie. Wkrótce wraca na rodeo i będę go miała z głowy – uspokajała go.
– Oby jak najszybciej!
Pochylił się i pocałował ją na dobranoc. Jego usta były suche i łagodne. Nie mogła nic zarzucić temu pocałunkowi, ale nie poruszył jej. Nie było żadnego drżenia, napięcia, pragnienia kolejnego dotyku.
– Do widzenia – powiedziała i patrzyła, jak wsiada do samochodu.
Długo jeszcze stała w progu, patrzyła na nocne niebo i myślała o innym pocałunku. I nie po raz pierwszy zastanawiała się, czy Jett nie zrujnował jej szans na szczęśliwy związek z Shermanem...
Jett odłożył księgę rachunkową i przeciągnął się. Od kilku dni próbował pomagać Coltowi. Papierkowa robota, treningi i snucie się po ranczu pomagały mu nie oszaleć. Odkąd Becky go opuściła, nie mógł znaleźć sobie miejsca. Owszem, zjawiała się na umówione ćwiczenia, ale była chłodna, profesjonalna i nie przypominała już dawnej Becky.
Usłyszał, że właśnie weszła, i wstał zza biurka. Miał ochotę kazać jej czekać, ale nie wytrzymał. Już po kilku sekundach pędził do sali ćwiczeń.
– Cześć, wyglądasz na zmęczoną – odezwał się zaczepnie. – Wyczerpała cię kolejna gorąca randka?
Tak naprawdę wyglądała doskonale. Ale złościła go myśl, że Sherman mógł dotykać jej włosów, a on nie.
Odłożyła torbę i spojrzała na niego chłodno. Nienawidził tego dystansu, jaki wytworzył się między nimi.
– To nie twoja sprawa, Jett. Ale jeśli koniecznie chcesz wiedzieć, rzeczywiście wychodziłam z Shermanem.
Przez ostatni tydzień, od kiedy oświadczyła, że będzie dla niego tylko pielęgniarką, ćwiczyła z nim intensywnie i zaraz potem uciekała. A on zostawał sam, wyczerpany i wściekły.
– I dokąd to zabrał cię Pan Rozrywkowy? – spytał bardziej kpiąco, niż zamierzał.
Było w tym typku coś, co go denerwowało. Wątpił, żeby zabrał ją w miejsce bardziej interesujące niż lodziarnia w supermarkecie.
Nie odpowiedziała od razu. Badała jego kolano, naciskając je lekko palcami. To był zawodowy, bezosobowy dotyk. Nie chciał tak, chciał prawdziwej Becky!
– Trochę graliśmy – powiedziała w końcu.
– Tak? Brzmi ekscytująco – drażnił się z nią. – A jaki to rodzaj gry?
Zaczerwieniła się i przez chwilę bał się odpowiedzi.
– Bingo – wyjaśniła po chwili.
– Bingo? – Gdzie w tym mieście gra się w bingo? Wreszcie się domyślił i prawie zachichotał. Stary, poczciwy Sherman przeszedł jego najśmielsze oczekiwania. – Środowe bingo w domu seniora? – spytał z niedowierzaniem.
– Jego matka chciała gdzieś wyjść wieczorem. Było bardzo miło.
– Nie wątpię. – Teraz już chichotał otwarcie. – I na pewno dało ci niezły zastrzyk adrenaliny!
– Co jest złego w spokojnym wieczorze w dobrym towarzystwie? – spytała rozzłoszczona.
Musiał przyznać, że nie było w tym nic złego, choć on sam nie wpadłby na to, aby spędzać z nią wieczory w ten sposób. Prowokował ją, bo w głębi duszy chciał, żeby przyznała, że Sherman Bentley nie ma za grosz wyobraźni, a on – Jett Garett – jest najbardziej fascynującym facetem w całym Teksasie. Kiedy to wreszcie zrozumie i rzuci tego nudziarza?
Ciekawe, co ją w ogóle trzymało przy Shermanie. Mogła przecież spotykać się z każdym wolnym facetem w tym mieście.
Wyobraził sobie te tłumy przed jej drzwiami i znowu poczuł dziwne ukłucie.
Niedobrze, bardzo niedobrze. Zafrapowany podrapał się w brodę. Nigdy jeszcze nie czuł się dobrze z kobietą dłużej niż przez kilka dni. Tymczasem Becky znał od kilku tygodni i ciągle mu było mało.
Musiało być z nim naprawdę kiepsko. Może to skutki tego wypadku. Jett Garett nie był typem monogamisty. Nigdy.
– Bingo może być całkiem zajmujące – broniła się Becky.
– A czy ja mówię, że nie?
– Ale tak myślisz. – Uśmiechnęła się lekko i poczuł, jakby coś walnęło go w żołądek.
– Więc jesteście już parą z tym Bentleyem?
– Benchleyem – poprawiła go odruchowo.
– Nie zmieniaj tematu! – Sam był zaskoczony swoim gwałtownym tonem, ale miał przecież prawo wiedzieć.
Nic osobistego, po prostu braterskie pytanie do osobistej pielęgniarki. Ten cały Bentley nie był dla niej wystarczająco dobry. Ani dla Dylana. Mały nie powinien mieć takiego sztywniaka za ojca. Jak on nauczy chłopca grać w piłkę albo łowić ryby? Śmieszne.
– Więc? – naciskał.
– Cóż... Chyba tak.
Nieznane dotąd uczucie rozrywało mu pierś. Nie zazdrość, nie znał jej. Coś innego, bardzo nieprzyjemnego i tak silnego, że musiał zmienić temat, inaczej gotów byłby pojechać do miasta, wywlec Shermana z jego biura i sprać go tak, żeby została z niego mokra plama.
– Byłem u doktora Jamesona – powiedział szybko. – Colt akurat jechał do Amarillo, więc wykorzystałem sytuację. Złożyłem doktorowi niezapowiedzianą wizytę.
– I co powiedział? – spytała z zainteresowaniem.
– Jego zdaniem za tydzień już będę na chodzie. Podobno kolano jest prawie zaleczone. Jeśli nic się nie pogorszy, mogę wystartować w Santa Fe w przyszłą niedzielę.
Podeszła do biurka i sięgnęła po kopertę z wynikami ostatnich badań.
– To wspaniale – powiedziała z szerokim uśmiechem, wracając do niego. – Rzeczywiście, całkiem dobrze to wygląda. Gratuluję, wiem, jakie to dla ciebie ważne.
Badał wzrokiem jej twarz, szukając choćby śladu żalu, że niedługo się rozstaną, ale nie znalazł zupełnie nic. Wyglądała pogodnie jak zwykle. Pewnie marzyła o chwili, w której zniknie wreszcie z jej życia.
– Jeszcze kilka dni i będę wolnym człowiekiem – odezwał się bez emocji. – A potem już tylko finały...
– Pewnie nie możesz się doczekać?
Wzruszył lekko ramionami. To nie było do końca tak.
Cieszył się oczywiście, że wreszcie znowu stanie na nogach i wróci do dawnego życia, ale nie odczuwał tak wielkiej radości, jak oczekiwał. Miał nieodparte wrażenie, że właśnie traci coś ważnego. Jeśli teraz wyjedzie, Becky wpadnie w sidła nudziarza Shermana. Nie wierzył, że będzie z nim szczęśliwa. Na pewno uschnie z nudów i umrze.
– Codziennie przed ćwiczeniami bierz masaż wodny. – Jej głos wyrwał go z zamyślenia.
Odwrócił się ku niej i zobaczył, że spokojnie pakuje swoją torbę.
Ból, podobny do tego w kolanie, tylko znacznie silniejszy, przeszył końcówki jego nerwów. Na końcu języka miał prośbę, żeby została, nie odważył się jednak.
Wreszcie, kiedy minęła próg, zawołał:
– Hej, Becky, uważaj. Bingo to niebezpieczna gra! – Pogroził jej palcem. – Bądźcie grzeczni.
Obróciła się miękko, a ten ruch podkreślił łagodną linię jej bioder, smukłość talii i subtelny zarys szyi.
Z jakiegoś powodu, którego wolał się nie domyślać, ciągle się uśmiechała.
– Bingo było wczoraj – powiedziała i zamknęła za sobą drzwi.
Chwilę jeszcze patrzył za nią, a potem sięgnął po lotki i zaczął rzucać, wyobrażając sobie, że środek tarczy to twarz pewnego agenta ubezpieczeniowego.
Becky zbiegała szybko ze schodów, nie oglądając się za siebie. Treningi z Jettem były dla niej coraz trudniejsze. Nie umiała dojść do ładu z własnymi uczuciami.
Dość tego, musi przerwać ten absurd, zanim zrobi coś naprawdę głupiego.
Przeszła na parking przed domem i powzięła decyzję – nie będzie już używać samochodu Jetta. Przyjeżdżała tu teraz tak rzadko, że nic tego nie uzasadniało.
Szczerze mówiąc, w ogóle nie powinna go brać. Pożyczanie samochodu wykraczało poza zwykłe zawodowe stosunki.
Potrząsnęła głową. Kogo ona chce oszukać? Jett od początku nie był dla niej zwykłym pacjentem. Długo starała się nie dostrzegać oczywistej prawdy, ale czas chyba się przyznać, chociażby przed sobą.
To Jett był mężczyzną, jakiego potrzebowała. Mogła dowolnie długo powtarzać sobie, że jest szalony i nieodpowiedzialny, ale coraz trudniej było jej odjeżdżać od niego.
A przecież przyrzekała, że nigdy więcej nie zwiąże się z takim mężczyzną. Tymczasem właśnie zakochała się w facecie, który pewnie nie podjął w życiu jednej rozsądnej decyzji.
Szybko uruchomiła starego forda stojącego tu od kilku tygodni. Silnik zakasłał znajomo, po czym ruszył z widocznym wysiłkiem.
Powinna czuć ulgę, że zostawia za sobą ranczo i tego mężczyznę, ale czuła tylko ból rozstania i tęsknotę za niespełnionym.
Ujechała kilka kilometrów, kiedy na polnej drodze zobaczyła jadącą z naprzeciwka czerwoną terenówkę Kati.
Zatrąbiła lekko i obie zjechały na pobocze. Na jej widok Dylan wyskoczył i podbiegł do niej pędem.
– Nigdy tak nie wyskakuj! – zawołała, czując znajomy przypływ strachu.
Chłopiec stanął jak wryty i włożył palec do buzi. Cała jego radość wyparowała w jednej chwili. Wzięła go mocno za rękę i podeszła do Kati.
– Dziękuję, że go przywiozłaś.
– Przepraszam, nie zdążyłam go złapać. Ten mały Garett – wskazała na brzuch – zrobił ze mnie żółwia. Chyba szykuje się już do wyjścia ze swojej skorupy – zaśmiała się. – Prawie cię nie poznałam w tym samochodzie. Jett może już jeździć swoim pikapem? – spytała ciekawie.
– Prawie. A odkąd nie przyjeżdżam tu codziennie, nie ma powodu, żebym z niego korzystała. Na krótkie trasy mój samochód wystarczy – wyjaśniła.
– A co Jett na to? – Kati rzuciła jej uważne spojrzenie.
– Właściwie to mu nie powiedziałam – przyznała.
– Becky... – zaczęła Kati z wahaniem. – Nie chciałabym się wtrącać, ale powinnaś chyba wiedzieć, że Jett jeszcze nigdy nikomu nie pożyczył swojego samochodu. Wydawało mi się, że doskonale się rozumiecie. Nawet Colt to zauważył, Miałam nadzieję, że to coś więcej niż zwykłe treningi i ćwiczenia...
Becky starała się ukryć rumieniec.
– Wspólne domowe treningi są bardziej efektywne niż krótkie wizyty w przychodni – wyjaśniła chłodno. – Ale to nie znaczy, że są mniej profesjonalne.
– I to profesjonalne podejście rozciąga się na wspólne kolacje, oglądanie filmów i popijanie drinków w ogrodzie? – spytała Kati z dobrotliwym, kpiącym uśmiechem. – I na... pocałunki?
– Widziałaś nas? – szepnęła zawstydzona. Przyjaciółka spojrzała na nią z uśmiechem i lekko dotknęła jej ramienia.
– Jesteście dla siebie stworzeni, Becky – powiedziała miękkim głosem. – Zakochać się to przecież nic złego.
– Miłość? – próbowała zaśmiać się pobłażliwie. – Skąd przyszedł ci do głowy taki niedorzeczny pomysł?
– Ze sposobu w jaki patrzysz na Jetta – wyjaśniła Kati po prostu.
Becky czuła, jak oblewa ją na przemian fala zimna i gorąca. To było aż tak widoczne? Zastanawiała się, czy Jett też to zauważył...
– Ale ja nie chcę się w nim zakochać – wyszeptała z bólem i westchnęła.
– Czemu nie? Ty też mu się spodobałaś, a Jett to fajny facet – przekonywała łagodnie Kati. – Zresztą mam już dość bycia jedyną kobietą na ranczo. Tak bym chciała, żebyś została moją szwagierką!
Becky uniosła ostrzegawczo dłoń.
– Chwileczkę, Kati! Może rzeczywiście Jett trochę mnie lubi, ale to jeszcze nic nie znaczy. Obie wiemy, że nigdy nie unikał kobiet, a ostatnio spędzałam z nim dużo czasu.
– To nieprawda. – Kati stanowczo potrząsnęła głową. – Wierz mi, że gdyby szukał towarzystwa innych kobiet, zaraz pojawiłoby się ich tu całe mnóstwo. Ale odkąd ma te treningi z tobą, nawet nie odbierał telefonów od swoich dawnych przyjaciółek.
W milczeniu wpatrywała się przed siebie. Czyżby Kati mówiła prawdę? Ale jeśli nawet tak było, to co z tego? Z trudem przełknęła ślinę i wyznała:
– Boję się go, Kati. Jett jest dla mnie zbyt szalony. Jeśli nadal będzie tak żył, pewnego dnia on też się zabije, a ja nie chcę przeżywać tego jeszcze raz.
Czuła na sobie współczujące spojrzenie przyjaciółki i z trudem powstrzymywała łzy.
– Jett to nie Chris – powiedziała po prostu Kati i rozmasowała obolałe plecy. – Nie wiem, czy kiedykolwiek ci o tym wspominał, ale nie mieli łatwego dzieciństwa.
– Mówił kiedyś tylko, że ich matka nie była typem tworzącym ciepłe, rodzinne gniazdo.
– To łagodnie powiedziane – zaśmiała się Kati. – Była niedojrzałą, zapatrzoną w siebie egoistką i obaj, Colt i Jett, bardzo cierpieli z tego powodu. Może nawet chciała dla nich dobrze, ale jakoś rzadko jej to wychodziło. Nigdy nie wiedzieli, u którego z rodziców spędzą następny miesiąc. Colt wspominał, że ich rodzice kłócili się nawet po rozwodzie, kiedy każde z nich miało już nowych partnerów.
Nie rozumiała, dlaczego Kati jej to opowiada. Współczuła im, ale nie wiedziała, jak miałoby to wpłynąć na jej własne uczucia.
– To rzeczywiście dość żałosny sposób wychowania dzieci – przyznała.
Ona sama, na szczęście, nigdy nie miała takich problemów. Chociaż jej matka zmarła, kiedy była nastolatką, ojciec zajął się nimi tak troskliwie, jak potrafił. A zanim jej brat wstąpił do wojska, byli niezwykle zżyci.
– Nie wiedziałam tego i prawie straciłam Colta – ciągnęła Kati lekko zamyślona. – Myślałam, że mnie nie kocha, nie rozumiałam, że ciągle boi się powtórzyć błędy rodziców.
– Być może u Colta rzeczywiście tak było – odezwała się Becky. – Ale Jett jest inny, na niczym mu nie zależy.
Kati uśmiechnęła się wyrozumiałe.
– Nie daj się nabrać. To tylko gra. Chce, żeby ludzie tak myśleli.
Czyżby Kati miała rację? A jeśli tak, co kryje się za tą pozą?
– Mamo, jestem głodny! – Dylan pociągnął ją za rękę i przerwał te rozważania.
– Już jedziemy, leć i zapinaj się w foteliku! – Wysłała syna do samochodu i odwróciła się jeszcze do Kati. – Dziękuję, że go podwiozłaś.
– Nie ma sprawy. I pamiętaj, jeśli kogoś kochasz, nie bój się, tylko walcz o niego. Garettowie są tego warci.
Uśmiechnęła się zmieszana i przeszła do samochodu. Słowa Kati wciąż dźwięczały jej w głowie. Otworzyła drzwiczki, ale ku jej zdumieniu Dylana nie było w środku. Rozejrzała się zdenerwowana i zobaczyła, że mały biega i podskakuje na łące, krzycząc:
– Jestem króliczkiem!
Poczuła ulgę i przez chwilę patrzyła na swoje radosne, beztroskie dziecko. Kto miał rację? Sherman, wymagający więcej dyscypliny, czy Jett, który uważał, że za bardzo chroni syna?
Wreszcie sama zaśmiała się radośnie, rozpędziła się, złapała swojego króliczka i turlała się z nim po trawie.
Niestety, ta zabawa nie mogła trwać zbyt długo. Sherman nie lubił czekać, a byli dziś umówieni na kolację.
Wsadziła Dylana do samochodu i ostro ruszyła z miejsca.
Jakieś dwadzieścia kilometrów przed miastem zepsuł się wentylator. Nic nowego. Nie przejmowałaby się tym, gdyby nie to, że temperatura silnika też zaczęła niepokojąco rosnąć.
– Jeszcze trochę – czule zaklinała stary wóz, ale na nic się to nie zdało.
Po kilkunastu kilometrach spod maski uniósł się dym, a silnik zamilkł na dobre. Udało jej się jeszcze zjechać na pobocze i to był ostatni wyczyn jej samochodu.
Załamana, oparła łokcie na kierownicy i poczuła, jak po twarzy lecą jej łzy.
Płakała, bo zepsuł się jej stary ford. Płakała, bo nie wiedziała, jak sobie radzić z Dylanem. I płakała, bo wcale nie chciała się dłużej spotykać z Shermanem.
Chociaż Jett był szalony i nieprzewidywalny, chociaż ją przerażał, to jednak nie mogła zaprzeczyć, że go kocha.
– Nie płacz, mamusiu – usłyszała z tyłu cichy głosik Dylana. – Kocham cię.
Te słowa sprawiły, że uśmiechnęła się przez łzy i podniosła głowę.
Wysiadła z samochodu, wypięła Dylana z fotelika i przytuliła go mocno do siebie.
– Ja też cię kocham – powiedziała. – Ale teraz musisz być dzielny. Dalej idziemy pieszo.
– Będę dzielny – zapewnił ją żarliwie. – Jestem dzielny jak Jett!
Westchnęła tylko, zabrała rzeczy z samochodu, pozamykała go starannie i ruszyli.
Szli powoli trawiastym skrajem drogi i śpiewali piosenki, których Dylan nauczył się w przedszkolu. Rzadko mijające ich pojazdy nie zatrzymywały się, ale wcale tego nie żałowała. I tak pewnie nie miałaby odwagi wsiąść do obcego samochodu.
– Daleko jeszcze? – zaczął dopytywać się Dylan po jakichś trzydziestu minutach marszu.
Spojrzała na niego, szedł coraz wolniej, oddychał ciężko, twarz miał pokrytą potem i kurzem.
– Wezmę cię na barana – powiedziała tak wesoło, jak potrafiła. – Wskakuj.
– A ty nie jesteś zmęczona, mamusiu? – spytał. Wzruszyła się troską swojego małego mężczyzny.
– Wdrapuj się – popędziła go. – Sherman czeka na nas z kolacją.
– Nie lubię go – odezwał się Dylan, obejmując ją za szyję. – On też mnie nie lubi. Jett lubi mnie najbardziej.
Jett, Jett. Czy wszyscy umówili się, żeby gadać tylko o nim? I bez tego nie potrafiła myśleć o nikim innym.
– Jett wkrótce wyjedzie, kochanie – powiedziała smutno.
– Nie chcę, żeby wyjeżdżał – zaprotestował Dylan gwałtownie. – Chcę, żeby został i był moim tatusiem!
Becky zamarła. Dylan nigdy dotąd nie wspominał o ojcu. Wiedziała, że kiedyś taki moment nadejdzie, ale nie sądziła, że tak szybko. I że sam wybierze sobie kandydata do tej roli.
Przyspieszyła kroku i nie odezwała się. Nie chciała rozwijać bolesnego tematu.
Kolejne pół godziny później nie myślała już o Shermanie ani o Jetcie. Wyczerpana, oblepiona kurzem, musiała przystanąć, bo nie była w stanie zrobić kolejnego kroku.
Nagle usłyszała znajomy szum silnika i po chwili tuż przed nią hamował niebieski pikap.
Okno się uchyliło i zobaczyła w nim roześmianą twarz Jetta.
– Hej, autostopowicze, chcecie się zabrać?
Dylan wyskoczył ku niemu jak z procy, a ona stała bez słowa, oddychając ciężko.
Jett wysiadł i wyciągnął do niej rękę.
– Cieszysz się, że mnie widzisz?
Uśmiechnęła się z trudem, ale nie była w stanie odpowiedzieć. Podała mu dłoń i poczuła się pewnie i bezpiecznie, co było dość zdumiewające, zważywszy na osobę ratownika.
– Skąd wiedziałeś? – spytała, kiedy siedzieli już w kabinie pikapa.
– Kati powiedziała, że zabrałaś swój samochód, i miałem złe przeczucia – odpowiedział. – I jak widać, słusznie.
– Dobrze, że się zjawiłeś – przyznała. – Dylan już padał. – Nie chciała dodawać, że ona też nie miała już sił. – Jestem tak spragniona, że nic więcej mnie nie interesuje.
– Zaraz coś na to poradzimy – obiecał.
Zamilkła wyczerpana. Słuchała, jak Jett gawędzi z Dylanem i zastanawiała się nad tym, co powiedziała jej Kati.
Kątem oka zerkała na opaloną, przystojną twarz i błękitne oczy Jetta. Z przyjemnością wsłuchiwała się w brzmienie jego śmiechu. I uwielbiała sposób, w jaki ją traktował – sprawiał, że czuła się prawdziwą kobietą.
Nie powinnaś przyzwyczajać się do tego, upomniała się w myślach. Jett niedługo wyjedzie, goniąc za jedyną nagrodą, która była dla niego naprawdę ważna.
Ale dziś jeszcze tu jest. Taki męski, pociągający, troskliwy. I mogła pozwolić swojemu sercu na to małe szaleństwo. Dziś, chociaż przez chwilę, mogła go kochać. I tak nigdy się o tym nie dowie.
Jett podjechał do stanowiska dla samochodów przy przydrożnym barze i zamówił trzy lemoniady.
– Ja chcę hot doga! – krzyknął Dylan.
Becky też wolałaby usiąść tu i zjeść coś z Jettem, w miłej, radosnej atmosferze, ale musiała zaoponować:
– Nie mamy czasu, kochanie. Sherman się niepokoi. Mały jęknął, a Jett tylko przewrócił oczami.
Kiedy dojeżdżali do domu, ulica była wyjątkowo spokojna i Becky z daleka zauważyła, że Sherman już czeka.
Siedział przed domem i z nieskrywaną irytacją patrzył na Becky wysiadającą z samochodu Jetta.
Nie odezwał się ani słowem, podszedł prosto do niej i wymownie spojrzał na kubki z napojami.
– Więc to zatrzymywało cię tak długo. Nie powiem, żeby podobało mi się, że czekam na ciebie, a ty w tym czasie popijasz drinki z innymi mężczyznami – odezwał się obrażonym tonem.
Jett początkowo miał zamiar się nie wtrącać, ale kiedy usłyszał tę przemowę, cały jego spokój zniknął.
– Słuchaj, Benchley... – zaczął uprzejmie, z ledwo wyczuwalną groźbą w głosie. – Chyba wypadałoby, żebyś pozwolił wytłumaczyć się damie.
– W porządku. – Urażony Sherman zerknął na zegarek. – Rezerwacja i tak nam już przepadła.
Becky poczuła, jak narasta w niej złość. Czy tylko to się dla niego liczyło?
– Mój samochód zepsuł się kilka kilometrów stąd – wyjaśniła spokojnie. – Jett zrobił mi przysługę i podwiózł mnie do miasta.
– Tak przypadkiem przejeżdżał obok, tak? – spytał kpiąco Sherman.
– Tak – potwierdziła, patrząc mu w oczy. – Domyślił się, że coś może się stać i przejechał trasę do miasta, żeby sprawdzić.
Nie miała ochoty tłumaczyć się Shermanowi. Nagłe coś sobie uświadomiła. Facet, z którym się spotykała, siedział spokojnie na progu jej domu i jedyne, o co się martwił, to rezerwacja w restauracji.
Początkowe zakłopotanie przeradzało się w złość. Nie tyle na Shermana, ile na siebie. Źle go oceniła. Nabrała się na to, że opanowanie gwarantuje troskę i bezpieczeństwo.
Musi coś z tym zrobić. Być może nie radziła sobie z własnymi uczuciami, ale akurat w tej jednej sprawie miała całkowitą jasność.
– Sherman – odezwała się łagodnie, kładąc mu dłoń na ramieniu. – Musimy coś wyjaśnić... – przerwała na chwilę, nie wiedząc, jak zacząć. Nie chciała go urazić. To co się stało, nie było przecież jego winą. On taki po prostu był, a ona niepotrzebnie przypisywała mu cechy, których nie posiadał.
– Byłeś dobry dla mnie i dla Dylana, ale nie pójdziemy już razem na kolację. Ani dziś, ani nigdy.
– Powinienem był się domyślić. – Rzucił wrogie spojrzenie na Jetta. – To przez niego z nas rezygnujesz.
– Nie ma żadnych „nas”, Sherman – uśmiechnęła się smutno. – Przykro mi, jeśli sprawiłam, że tak myślałeś. Jesteś dobrym przyjacielem, ale to za mało. Proszę, powiedz, że nie masz żalu...
Różne uczucia przebiegały mu przez twarz – złość, irytacja, zmieszanie, wreszcie ulga.
– W porządku – odezwał się w końcu pokojowo. – Mamusia chyba miała rację, nie byłbym z tobą szczęśliwy. – Spojrzał na nią badawczo i po chwili zapytał z niepokojem: – Ale będziesz kontynuować ubezpieczenie w naszej firmie?
Pytanie było tak patetyczne, godne wzorowego agenta, że gdyby nie delikatność sytuacji, Becky roześmiałaby się.
– Oczywiście, że tak. Nie mogłabym zrezygnować, jesteś doskonałym agentem ubezpieczeniowym.
Sherman odetchnął z wyraźną ulgą, pożegnał się krótko i odjechał.
Patrzyła na kurz opadający za jego samochodem i próbowała uporządkować mieszane uczucia. Gryzło ją trochę poczucie winy, ale wiedziała, że dobrze zrobiła. Może nie powinna załatwiać tego w obecności Jetta, ale nie mogła dłużej czekać. Chciała być uczciwa wobec siebie i wobec Shermana. I wreszcie czuła olbrzymią ulgę.
Odwróciła się i zobaczyła, że Jett wpatruje się w nią uważnie. Serce zabiło jej mocniej. Uczciwość uczciwością, ale niektóre prawdy zdecydowanie powinna zachować dla siebie.
Głośno wciągnęła powietrze i stwierdziła, że kocha tego faceta. Nie może tego zdradzić, ale taka jest prawda. Gdyby nie on, najprawdopodobniej skończyłaby w nieudanym małżeństwie z niekochanym mężczyzną.
Cóż, nawet jeśli nie mogła liczyć na to, że kiedykolwiek będzie dla Jetta równie ważna, jak on dla niej, powinna mu być wdzięczna, że uchronił ją przed związkiem z Shermanem i pomógł uświadomić sobie własne pragnienia.
Musi jednak pamiętać o tym, że wciąż był tym samym szalonym jeźdźcem rodeo, gotowym opuścić miasto w jednej chwili. I jej miłość tego nie zmieni.
– Dzięki za pomoc – odezwała się do niego zmieszana.
– Nie ma sprawy. Teraz chyba nie ma przeszkód, żebyśmy pojechali na te hot dogi? – spytał z uśmiechem.
Straciła już dla niego serce. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby straciła też rozum. Zresztą, czy mogło być coś groźnego we wspólnym posiłku?
– Hot dogi... Brzmi nieźle.
Jett otworzył usta z wrażenia i zamarł.
Zawsze dotąd widywał Becky ubraną na sportowo albo w strój pielęgniarki. A teraz stała w drzwiach pokoju w ładnej letniej sukience, której błękit podkreślał barwę jej miedzianych loków. Rozpuszczone włosy łagodnymi falami spływały na ramiona i sprawiały, że chciałby zanurzyć w nich dłonie. Przesunął wzrokiem w dół, aż do zgrabnych nóg w eleganckich pantofelkach.
Nigdy jeszcze nie tracił głosu, ale teraz mógł tylko powiedzieć:
– Fiu, fiu!
Jak zwykła sukienka i para butów na obcasie mogą sprawić, że facet traci dech w piersi?
Becky uśmiechnęła się zadowolona i z niewinnym uśmiechem spytała:
– Słucham? Co chciałeś powiedzieć, kowboju? – Nie odzywał się, pokręcił tylko głową z uznaniem, więc po chwili dodała: – Ty też nieźle wyglądasz.
Spojrzał w dół na bordową koszulę i świeże dżinsy i z wdzięcznością pomyślał o Cookiem, który zmusił go, żeby się przebrał przed wyjazdem.
Wychodził już z domu, ubrany jak zwykle w znoszone dżinsy, kiedy natknął się na starego kucharza. Cookie wypytał go, dokąd się wybiera, a gdy usłyszał, że jedzie z Becky do Amarillo pomóc jej wybrać nowy samochód, zagroził, że nie wypuści go z domu, jeśli natychmiast nie włoży czegoś bardziej eleganckiego.
– Jedno twoje spojrzenie, i facet w salonie da ci samochód za darmo – odezwał się w końcu.
Roześmiała się lekko.
– Byłoby nieźle. Chodźmy już, nie mogę się doczekać, kiedy go zobaczę.
Bezwstydnie przyglądał się, jak szła w stronę samochodu, nie mógł oderwać od niej wzroku.
Odkąd kilka dni temu rzuciła tego nudziarza Benchleya – chwila, którą będzie wspominał z lubością do końca życia – zgodziła się niezobowiązująco spotykać z nim od czasu do czasu.
Rozumiał to tak, że spędzał z nią każdą wolną chwilę. Ale na szczęście nie wyglądała na znudzoną.
Tak, westchnął z zadowoleniem, życie zdecydowanie idzie ku lepszemu.
Becky była fascynującą, pełną pasji kobietą. A ten cały Sherman miał tyle pasji, co środek na mole. Taka dziewczyna zasługiwała na kogoś lepszego. Na... W zasadzie nie mógł wyobrazić sobie żadnego mężczyzny u jej boku. Każda taka wizja wywoływała w nim dziką irytację. Zwłaszcza w taki piękny dzień jak dziś.
Pomógł jej wsiąść do samochodu i przy okazji nie mógł sobie odmówić muśnięcia dłonią jej talii. Poczuł zapach słodkich perfum i z trudem się powstrzymał, żeby nie oprzeć jej o maskę i nie całować do utraty tchu. Do diabła, mieli przecież kupować samochód!
Gdy tylko dowiedział się, że zamierza kupić następny używany wóz, natychmiast wprosił się na tę wyprawę. Chciał mieć pewność, że nikt jej nie nabierze i nie wciśnie starego grata. Musiał wiedzieć, że ona i Dylan będą bezpieczni. Tłumaczył sobie, że jest jej to winien za wszystko, co dla niego zrobiła. Gdyby nie Becky, nie wróciłby tak szybko do formy. Załatwi tę ostatnią sprawę i spokojny wyjedzie do Santa Fe.
– Co zrobiłaś z Dylanem? – spytał, kiedy już ruszyli.
– Dziadek obiecał mu duże lody – odpowiedziała z uśmiechem.
– A ja ciężarówkę z otwieranymi drzwiami – przyznał.
– Naprawdę? – zdziwiła się. – To miłe.
– Lubię Dylana – powiedział po prostu.
– On ciebie wprost uwielbia. – Zamilkła na chwilę i dodała: – Zmusiłeś mnie, żebym przemyślała swój sposób wychowania. Nadal boję się o niego, ale staram się pozwalać ma na więcej samodzielności.
– Zauważyłem. – Pokiwał głową z uznaniem. Poczuł coś dziwnego, jakby zadowolenie i satysfakcję, że zdołał ją przekonać. – Widziałem, że trochę mu odpuściłaś ostatnio. To fajny, mądry dzieciak. Zobaczysz, nic mu się nie stanie. A to normalne, że rodzice się boją. – Niestety, to było wszystko, co wiedział o normalnych rodzicach.
– Wiem, że trochę przesadzałam. Teraz czasami się boję, że zaraziłam go swoim lękiem i nie będzie już potrafił bawić się tak beztrosko jak inne dzieci.
– Nie oskarżaj się ciągle – powiedział łagodnie.
Rzucił jej szybkie spojrzenie, ale natychmiast przekonał się, że to był błąd. Krótka sukienka podwinęła się, odsłaniając niewielki fragment uda. Zaledwie kilka centymetrów, ale wystarczyło, żeby rozpalić jego rozszalałą wyobraźnię.
Musiał szybko skupić się na czymś innym, inaczej nie będzie w stanie prowadzić auta.
– Jak załatwimy już sprawę samochodu, dasz się porwać na obiad do meksykańskiej restauracji? – spytał kusząco.
– Nie mogłabym odrzucić takiej oferty – zaśmiała się. – Uwielbiam kuchnię meksykańską.
Wsłuchiwał się w jej dźwięczny śmiech i czuł nieodpartą potrzebę dotknięcia jej gładkiej skóry. Walczył ze sobą przez chwilę, ale wiedział, że jest na przegranej pozycji. W końcu wyciągnął rękę i dotknął jej dłoni. Powoli podniósł ją, pocałował wnętrze i umieścił ją delikatnie na swoim udzie.
Becky uważnie patrzyła na to, co robił, ale nie protestowała. Wreszcie uśmiechnęła się słodko, a jego serce gwałtownie podskoczyło.
Nie miał pojęcia, co się z nim ostatnio dzieje. Wiedział tylko, że wariuje od samego jej spojrzenia. Dlatego tak bardzo chciał jechać z nią po ten samochód. Wizja spędzenia całego dnia razem była bardzo kusząca. Ale z drugiej strony znał siebie, wiedział, że cały dzień na zakupach śmiertelnie go wynudzi. Zanim wrócą do domu, będzie pewnie zły, rozdrażniony i zmęczony towarzystwem Becky.
I o to właśnie chodzi.
Kilka dni później Becky zamyślona spacerowała nad jeziorem. Nigdy nie sądziła, że kiedykolwiek odważy się przyjechać tu znowu, Nie miała pojęcia, jak Jettowi udało się ją do tego namówić, ale ostatnio przestała się dziwić wielu rzeczom.
Pomógł jej kupić samochód i targował się przy tym tak zaciekle, że zbił cenę grubo poniżej jej oczekiwań. Potem zabrał ją na obiad i długo tańczyli. Czuła się cudownie. Chciała, aby ten dzień nigdy się nie skończył. A kiedy w ostatnim tańcu oparła mu głowę na piersi, ogarnęła ją taka błogość i szczęście, że mogłaby tam zostać na zawsze.
A teraz jeszcze przywiózł ją tutaj, żeby rozprawiła się z duchami przeszłości. Nad tym jeziorem wydarzyła się największa tragedia jej życia. Od tamtego dnia, prawie pięć lat temu, nigdy tu nie była. Ale wiedziała, że Jett ma rację, powinna wreszcie podnieść głowę i rozprawić się z ciągłym poczuciem winy.
Minęła kępę drzew i stanęła nad wodą. Sezon się już kończył i plaża była prawie pusta. Dylan beztrosko bawił się w piasku nad brzegiem, nieświadom tego, co się tu wydarzyło. Nie myślała już stale o zagrożeniach, jakie na niego czyhają i to niewątpliwie była zasługa Jetta. Nie było jej z tym łatwo, ale postanowiła, że musi spróbować, zanim skrzywdzi własne dziecko, napełniając je lękami i niepewnością.
Długo spacerowali w milczeniu. Myślała o Chrisie, jego życiu, tragicznej śmierci i o tym, co na ten temat powiedział jej Jett. Czuła łzy spływające po twarzy, ale nie broniła się przed tym, chciała, aby ten ból wreszcie znalazł ujście. A kiedy wreszcie przestała płakać, poczucie winy z powodu tamtego tragicznego wydarzenia powoli gdzieś odpłynęło.
Czuła na sobie pełne troski spojrzenie Jetta, odwróciła się więc ku niemu. Przez cały czas towarzyszył jej z ogromną delikatnością. Nie odzywał się, pozwolił jej płakać, ale wiedziała, że jest obok, gotów pomóc, jeśli tylko będzie tego chciała. Teraz patrzył na nią pytająco, jakby niepokoił się o nią.
– Wszystko w porządku? – spytał.
Bez kapelusza, w błękitnej koszuli i spranych dżinsach wyglądał tak, że zapierało jej dech w piersiach. Wyciągnął rękę i objął jej drobną dłoń w tak naturalny sposób, że nie protestowała.
– Dziękuję, że mnie tu przywiozłeś – odezwała się cicho. – Bardzo mi to pomogło. Chociaż nie umiałabym wyjaśnić, dlaczego.
– Nie musisz nic tłumaczyć. Cieszę się, że trochę cię to uspokoiło. Na to właśnie liczyłem.
– Myślałam, że nie będę umiała tak po prostu tu spacerować. I rzeczywiście, trochę mi smutno. Ale to miejsce przypomniało mi też, że Chris kochał wodę i to jezioro. Gdyby wiedział, że ma umrzeć, chciałby umrzeć tutaj.
– Rozumiem – powiedział poważnie i kiwnął głową. Patrzyła na niego uważnie.
– Tak, ty chyba rozumiesz. – Westchnęła i ciągnęła: – Teraz widzę, jak bardzo sama za tym wszystkim tęskniłam, za jeziorem, pływaniem, żeglowaniem.
– Jeszcze będziesz to robić, obiecuję – zapewnił z przekonaniem. – Wiesz co? Mam pomysł, przyjedźmy tu razem popływać w przyszłym sezonie, kiedy znów wpadnę na ranczo.
Czuła się, jakby ktoś rąbał jej serce toporem, kawałek po kawałku. Uśmiechnęła się jednak dzielnie i powiedziała:
– Zgoda.
– Więc jesteśmy umówieni! – zawołał zadowolony. Serce pękało jej z bólu. Nie chciała myśleć, że wkrótce znowu wyjedzie i będzie ryzykował życie.
– Jett, ja... – Kusiło ją, żeby powiedzieć mu prawdę, ale jednocześnie bała się tego. – Muszę ci coś powiedzieć... Ja... – zaczęła znowu, ale nie potrafiła się przełamać. Wybrała łatwiejszą drogę. – Ja myślę, że pod tą maską macho ukrywa się całkiem miły facet.
– Cii... – szepnął z uśmiechem. – Nie mów nikomu, zniszczysz mi reputację.
– Spokojnie, twój sekret jest bezpieczny.
– Wiem, ufam ci.
Podszedł do niej z pytaniem w wielkich, błękitnych oczach i uśmiechnął się uwodzicielsko. Podniosła na niego miodowe spojrzenie i wiedziała już, co stanie się za chwilę.
Jego usta delikatnie i łagodnie dotykały jej warg. To był niespieszny, pełen czułości pocałunek.
A kiedy się skończył, Jett zapytał niespodziewanie:
– Byłaś kiedyś w Santa Fe? – I nie czekając na odpowiedź, ciągnął: – Pojutrze tam jadę. Może Dyłan mógłby zostać z Kati albo z dziadkiem na kilka dni, a ty pojechałabyś ze mną? Chciałbym, żebyś była obok, gdy wsiądę na byka.
– Nie potrzebujesz tam przecież pielęgniarki – odparła żartobliwie.
Ale tak naprawdę wiedziała, co jej proponuje. Chciał, aby spędzili razem cały weekend. Sami, we dwoje. Czuła, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi. Ogarnęły ją najróżniejsze, sprzeczne emocje. Jakaś szalona cząstka jej duszy chciała tam z nim jechać, ale Becky wiedziała, że nie może tego zrobić. Po kilku wspólnie spędzonych dniach będzie cierpiała jeszcze bardziej.
– To nie jest dobry pomysł. – Potrząsnęła głową.
– Tak? – spytał z prowokującym uśmiechem. – Myślałem, że jest...
Ciągle trzymał dłonie na jej talii, przyciągnął ją więc blisko i pocałował. Ten pocałunek był słodki, gorący, namiętny. Miał ją przekonać, żeby zmieniła zdanie. Nie mogła tego zrobić, ale oddała pieszczotę z całą miłością i żalem, jakie czuła.
Jego dotyk rozpalał jej zmysły i kruszył rozsądek. Bała się, że jeśli będzie ją tak całował jeszcze przez chwilę, dzika część jej natury weźmie górę i zgodzi się spędzić weekend w jego ramionach.
Na szczęście właśnie wtedy podbiegł do nich Dylan i wcisnął się między nich.
Z szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w Jetta i zapytał:
– Ożenisz się z moją mamą?
– Dylan! – przerwała mu pospiesznie. Była szczęśliwa, że ocalił jej rozsądek, ale ta sytuacja była nie mniej krępująca.
– Skąd ci przyszły do głowy takie głupstwa?
Mały wcale nie był speszony.
– Całujecie się. Jak się ostatnio całowaliście, wtedy wieczorem na ranczo, to Evan powiedział, że ludzie najpierw się całują, a potem pobierają. A wtedy Jett będzie moim tatą, tak?
– Och, kochanie! – Ukucnęła przy nim i przytuliła go.
– Jett wyjeżdża w sobotę. Całowałam go na pożegnanie. Ludzie czasami całują się przed wyjazdem. – Próbowała uspokoić rozszalałe emocje i zająć się przede wszystkim wyraźnie zasmuconym synem. – Ale wiesz co? – spytała radośnie. – W następne lato Jett znowu przyjedzie na ranczo i zrobimy sobie wycieczkę nad to jezioro, może nawet popływamy. Chcesz?
Mały niemrawo skinął głową.
– Naprawdę? – upewnił się, patrząc niepewnie na swojego bohatera.
– Obiecuję – potwierdził z powagą Jett.
– Hura! – Dylan swoim zwyczajem chciał wsadzić kciuk do buzi, ale w ostatniej chwili zreflektował się i schował rękę do kieszeni.
– Przepraszam za te szalone pomysły – odezwała się, kiedy chłopiec odbiegł. – Wiesz, dzieci...
– Tak – Kiwnął głową, ale nie uśmiechnął się. – Dzieci.
– Chyba powinniśmy już wracać – odezwała się niepewnie po chwili milczenia.
Zgodził się bez słowa i równocześnie ruszyli w stronę samochodu. Nie podała mu już jednak ręki. Czuła, że niewinne pytanie Dylana uchroniło ją od popełnienia szaleństwa. Ale wolała się nie zastanawiać, jak będzie się czuła, kiedy mężczyzna jej marzeń odjedzie stąd, nie oglądając się nawet za siebie.
Jett, podśpiewując wesoło, wszedł do kuchni i ukradł Cookiemu garść czekoladowych ciasteczek. Dostał za to od kucharza ścierką przez plecy, ale zaśmiał się tylko, dziś nic nie było w stanie zepsuć mu humoru. Wkrótce weźmie udział w rodeo.
Przez cały ranek jeździł konno i sam był zdumiony tym, że nie odczuwał żadnego bólu.
Z przyjemnością spojrzał w lustro. Był w doskonałej formie. Wpłacił już nawet opłatę startową w Santa Fe. Gdyby tylko Becky zgodziła się z nim jechać, życie byłoby wspaniałe.
Wiedział, że miała ochotę, ale w ostatniej chwili z jakichś powodów zrezygnowała. Dobrze chociaż, że zgodziła się spotkać z nim dziś wieczorem.
Becky... Wciąż o niej myślał, ale to przecież nic nie znaczy. Jest po prostu świetną dziewczyną i dobrze się razem bawili. To wszystko.
Jak co dzień posłusznie zasiadł przy swojej maszynie tortur i przymierzył się do ćwiczeń. Zdążył jednak zrobić tylko kilka ruchów, kiedy usłyszał pełen przerażenia głos Kati. Zamarł, nasłuchując. Krzyknęła znowu, z niepokojem w głosie. Tym razem wychwycił słowa.
– Chłopcy! Wracajcie!
Bez namysłu wyskoczył na podwórko. Coś musiało się stać, Kati nie panikowała bez powodu.
Najpierw dostrzegł bratową, ciężko opartą o ogrodzenie i wpatrzoną w horyzont. Podążył za jej wzrokiem i w oddali zobaczył dwie niewielkie sylwetki.
Najgłośniej jak potrafił, krzyknął:
– Dylan! Evan!
Chłopcy nawet się nie odwrócili. Chciał krzyczeć znowu, ale uświadomił sobie, że to nic nie da, nie słyszeli go.
Kati stała blada, oddychała z trudem i trzymała się za brzuch. Na jej spokojnej zwykle twarzy malowało się silne napięcie.
– Bawili się tutaj i nagle, nie wiem nawet kiedy, byli już za ogrodzeniem – mówiła zdenerwowana. – Jeśli dojdą do lasu, na pewno się zgubią!
Jett wołał o tym nawet nie myśleć. W lesie były rozpadliny, wąwóz i strumyki wpadające do leśnego jeziorka. Wystarczająco dużo niebezpieczeństw dla małych dzieci.
Czuł, jak krew pulsuje mu w żyłach, ale starał się zachować spokój. Nie chciał, żeby Kati niepokoiła się jeszcze bardziej.
– Nie martw się, za chwilę ściągnę ich z powrotem – obiecał.
– Ale twoje kolano...
Machnął tylko ręką i zaczął biec, nie zważając na ból, który natychmiast się odezwał.
W wysokiej trawie, wśród krzaków nie widział chłopców, ale co jakiś czas słyszał ich głosy i szedł w tamtym kierunku.
Ból nie dawał mu spokoju, serce biło jak oszalałe, ale wiedział, że nie może przestać biec. Jakieś pięćdziesiąt metrów od lasu przystanął zdyszany i rozejrzał się. Już od kilku minut nie słyszał ich głosów i to go niepokoiło. Nagłe wśród wysokich traw zobaczył ciemną czuprynę Evana i poczuł nagły przypływ energii. Podbiegł do niego szybko i przytulił mocno.
– Gdzie jest Dylan? – zawołał przejęty.
– Tam. – Evan machnął ręką w kierunku lasu. – Nie może wyjść, bo się przewrócił – wyjaśnił spokojnie.
Przez ciało przebiegł mu dreszcz przerażenia. Czy coś złego stało się synkowi Becky?
Rzucił szybkie spojrzenie w stronę domu i zobaczył, że Kati z wysiłkiem przedziera się do nich. Podniósł Evana wysoko do góry, żeby zobaczyła, że jest bezpieczny i skierował małego prosto w jej kierunku. Sam musiał szukać drugiego podróżnika.
Znowu zaczął biec. Kiedy był już w lesie, rozejrzał się niepewnie, nie wiedząc, w którym kierunku iść. Co chwila wołał Dylana głośno, ale odpowiadała mu tylko cisza i piski przestraszonych ptaków. Błądził chaotycznie, a skalisty teren i krzaki utrudniały mu marsz. I nigdzie nie było nawet śladu Dylana.
Usta miał całkiem suche i czuł, że szumi mu w uszach ze zmęczenia, ale nie przystanął nawet na chwilę. Wolał nawet nie myśleć, co mogło się stać z chłopcem i jak na to zareaguje Becky.
Dotarł do wąwozu i szedł wzdłuż jego brzegu, mając nadzieję, że Dylan nie spadł na dół. Nagle zamarł, a serce skoczyło mu do gardła.
Na dole rozpadliny, jakieś sześć metrów niżej leżała mała, nieruchoma figurka.
– Dylan! – zawołał przerażony, ale dziecko nawet nie drgnęło.
Nie był w stanie myśleć logicznie. Nie wiedział, czy najpierw wzywać karetkę, czy schodzić do Dylana.
W tym momencie usłyszał szelest suchych liści i po chwili tuż obok niego stanęła czerwona z wysiłku Kati. Nieprzytomnym wzrokiem spojrzała w dół i drgnęła.
– O, Boże, Jett, on się nie rusza!
Nawet nie chciał o tym myśleć. Starając się, aby jego głos brzmiał spokojnie, powiedział:
– Wracaj do domu i wezwij pogotowie. Ja zejdę do niego. Muszę.
Nie było innego wyjścia. Colt był w Austin, a Cookie nie dałby rady opuścić się wzdłuż ściany ani tym bardziej się wspiąć. On sam też nie bardzo się do tego nadawał, ale nie myślał teraz o sobie. Dylan był ranny, a może nawet... odrzucił tę myśl. Musi go wydostać i na tym powinien się teraz skupić.
– Dam radę – szepnął.
Jeszcze raz uważnie rozejrzał się wokół, szukając jakiegoś punktu zaczepienia. Jego wzrok spoczął na plątaninie dzikiego wina. Nie był pewien, czy wiotkie gałązki go utrzymają, ale nie miał wyjścia.
– Idź już – popędził Kati.
Gdy tylko się oddaliła, nerwowo zaczął szukać najgrubszego pnącza. Jako dziecko nieustannie wspinał się po dzikim winie. Wątpił jednak, żeby udała mu się ta sztuczka teraz, po dwudziestu latach.
Znalazł najgrubszą gałąź i zawiesił się na niej całym ciężarem.
– To nic takiego – mruczał do siebie i powoli opuszczał się w dół.
Parę pierwszych kroków poszło łatwo, ale potem nagły ból przeszył kolano. Przez głowę przeleciała mu myśl, że nie da rady. Trzeba było zaczekać na pomoc.
Ale w tym momencie dobiegł go cichy jęk, więc zacisnął zęby z determinacją. Nieważne, jak bardzo go bolało i jakie to będzie miało konsekwencje dla jego zdrowia – musiał się dostać do Dylana.
Jeśli cokolwiek stałoby się małemu, Becky byłaby zdruzgotana.
I on też.
Becky, Dylan... nie mógł ich zawieść.
Każdy ruch powodował nowy, coraz silniejszy przypływ bólu, ale to nie było ważne. Wiedział, że rujnuje swoje kolano. Pewnie nigdy już nie spełni marzeń o finałach, ale nie zawahał się nawet na chwilę. Opuszczał się w dół, myśląc tylko o tym, żeby jak najszybciej dostać się do Dylana.
I wtedy dotarła do niego niezwykła prawda. Prawda, którą przeczuwał od kilku tygodni, ale wolał jej sobie nie uświadamiać.
Nic nie było dla niego tak ważne, jak Becky i Dylan. Ani finały, ani własne zdrowie. Kochał ich. Potrzebował ich jak powietrza. Prędzej zginie, niż ich opuści.
Ignorując ból, z siłą jakiej nawet u siebie nie podejrzewał, przeskoczył w dół i dotarł do Dylana.
Przewrócił chłopca na plecy i przyłożył ucho do jego serca. Na szczęście usłyszał regularne uderzenia, odetchnął więc z ulgą. I zrozumiał, że nawet własnego dziecka nie mógłby kochać bardziej.
On, Jett Garett, facet, który dotąd nie bał się niczego, nagle był przerażony, że może utracić dwoje ludzi, którzy są dla niego ważniejsi niż wszystko inne.
– Dylan, słyszysz mnie? – spytał z napięciem.
– Jett... – usłyszał cichy szept.
Szybko obejrzał drobne ciałko, ale nie znalazł żadnych widocznych ran. Dylan wolno uniósł powieki, a kiedy zobaczył swojego wybawcę, rzucił mu się w ramiona.
Siedział na ziemi, mocno tuląc do siebie małego chłopca i obmyślał, w jaki sposób wydostać się na górę. Nic rozsądnego nie przychodziło mu do głowy, ale wtedy, na szczęście, usłyszał sygnał karetki.
Z ulgą oparł się o ścianę wąwozu, głaskał Dylana uspokajająco po plecach i odkrywał w sobie najbardziej zaskakujące uczucia. Tulił dziecko, był podrapany jak wszyscy diabli i właśnie pożegnał się z marzeniami o finałach.
Ale jednocześnie zrozumiał, co to znaczy kochać.
I czuł się z tym jak król.
Becky miała właśnie dyżur, gdy usłyszała, że obydwie szpitalne karetki są wzywane na ranczo Garettów. Szybko zadzwoniła do koleżanki, która przyjmowała zgłoszenie i dowiedziała się, że ranny jest mały chłopiec. W jednej chwili powróciły wszystkie jej lęki. Tam był Dylan!
Nerwowo wpatrywała się w szklane drzwi i czekała na najgorsze. Każda minuta dłużyła jej się w nieskończoność, myślała, że oszaleje z niepokoju.
Wreszcie usłyszała przeciągły głos syreny i po chwili sanitariusze wnieśli małą istotkę z zamkniętymi oczami. Chłopczyk leżał nieruchomo, całkiem bezwładny.
– Och, nie! Tylko nie Dylan! Nie przeżyję tego! – jęknęła. Podbiegła do jednego z sanitariuszy i nerwowo złapała go za rękę. – Co mu jest? Niech ktoś mi powie!
Ale nie uzyskała żadnej odpowiedzi. Cała ekipa szybko zniknęła za drzwiami izby przyjęć.
Becky walczyła z narastającą histerią. Co się stało z jej dzieckiem?
Właśnie spełnił się jej najgorszy koszmar i ona była za to odpowiedzialna. Spuściła go z oczu i zdarzyło się coś strasznego. Od zawsze wiedziała, że tak będzie.
Nie mogła dłużej znieść tej niepewności. Wtargnęła do izby przyjęć, ale lekarz dyżurny spojrzał na nią z naganą i ostrym tonem wyprosił ją z pokoju.
Wiedziała, że ma rację. W takich sytuacjach rozhisteryzowane matki tylko przeszkadzały. Pozwoliła więc, aby jedna z pielęgniarek wyprowadziła ją na korytarz.
– Damy ci znać, jak będzie coś wiadomo – obiecała i posadziła ją na krześle.
Becky oparła się o zimną ścianę i starała się uspokoić rwący oddech. Serce biło jej jak oszalałe, a w głowie czuła narastający szum. Nie mogła stracić Dylana. Była pewna, że jeśli coś mu się stanie, jej serce również przestanie bić.
– Becky – usłyszała gdzieś obok znajomy głos. Rozejrzała się nieprzytomnym wzrokiem i zdumiona dostrzegła, że kilka metrów dalej na wózku inwalidzkim siedział Jett.
Skąd się tutaj wziął? I dlaczego był na wózku? Czyżby też miał wypadek... ? Nagle dopadły ją podejrzenia...
Niemal oszalała ze strachu i poczucia winy, Becky wybuchła:
– Powinnam się domyślić, że jesteś w to zamieszany! Co zrobiłeś z moim dzieckiem!? Jak mogłeś...
– Kochanie, słuchaj... – próbował jej przerwać.
– Nie masz prawa tak do mnie mówić! – zawołała z wściekłością. – I nie mów mi, żebym się uspokoiła! Tym razem przesadziłeś! Teraz nie tylko ty poniesiesz konsekwencje swoich szalonych wyborów! – Podeszła bliżej i uderzyła go palcem w pierś. – Przez twój brak odpowiedzialności będzie cierpiało niewinne dziecko! Dziecko, które cię uwielbiało, które zrobiłoby wszystko, żeby wywrzeć na tobie wrażenie!
Wciąż się trzęsła, usta jej drżały, a ręce mimowolnie zacisnęły się w pięści. Nie zastanawiała się nad tym, co mówi. Wyładowała na nim całe napięcie, jakie w niej narastało od kilku godzin.
Nie odpowiedział nawet słowem. Wpatrywał się w nią z kamienną twarzą, blady, nawet powieki mu nie drgnęły.
Jego milczenie tylko ją rozjuszyło.
– Co wymyśliłeś tym razem? – krzyczała roztrzęsiona. – Uczyłeś go jeździć na motorze? – Przerwała na chwilę, zaczerpnęła powietrza i wybuchła znowu: – A ja głupia zaufałam ci! Uwierzyłam, że będziesz się o nas troszczył!
Zamilkła wyczerpana. Kipiała złością i zdenerwowaniem. Chyba całkiem straciła rozum. Jak mogła zakochać się w takim bezmyślnym egocentryku!
Zanim zdążyła powiedzieć coś jeszcze, drzwi za nią otworzyły się i usłyszała głos koleżanki:
– Becky, teraz możesz już wejść. Panie Garett, pańska kolej za dwie minuty.
Zerknęła zaskoczona. Nic nie rozumiała. To przecież Dylan był ranny, nie Jett. Nie miała teraz jednak czasu zastanawiać się nad tym. Szybko weszła do izby przyjęć i pierwsze, co zobaczyła, to pogodna twarz lekarza dyżurnego.
– Wszystko w porządku, Becky – odezwał się z uspokajającym uśmiechem. – Kilka zadrapań, siniaków i skręcona kostka. Nie ma się czym przejmować.
Słuchała tych słów łapczywie, niepewna, czy może im uwierzyć.
– Ale... nie ruszał się, kiedy go przynieśli. Doktor Clayton roześmiał się.
– Bo spał!
Dylan uniósł głowę i wyjaśnił:
– Jett śpiewał mi piosenki i zasnąłem.
Patrzyła na synka, nic nie rozumiejąc. Jedyne, co do niej docierało, to całkiem przytomny głos Dylana i widok jego radosnej twarzyczki.
– Na wszelki wypadek zabierzemy jeszcze małego na prześwietlenie – odezwał się znowu doktor. – Ale jestem pewien, że wszystko jest dobrze. A teraz wybacz, Becky, ale muszę się zająć panem Garettem.
Wyszedł pospiesznie, a Becky zaczęły ogarniać wątpliwości. Więc Jett był ranny? Przypomniała sobie, że siedział na wózku i to ją zastanowiło.
– Miałaś szczęście, Becky – powiedział jeden z sanitariuszy. – Dobrze, że Garett się na to odważył... To mogło się źle skończyć.
Spojrzała na niego pytająco. – Nie rozumiem...
– Garett nic ci nie powiedział?
Nie chciała wspominać, że nawet nie dała mu szansy. Czuła się coraz bardziej nieswojo.
– Dylan wpadł w rozpadlinę i przez chwilę był nieprzytomny. Na szczęście Jett spuścił się na dół i wyciągnął go. Obawiamy się, że znowu poważnie uszkodził kolano.
Serce na chwilę przestało jej bić. Oblała ją fala gorąca i miała ochotę zapaść się pod ziemię.
Jett uratował Dylana. Nagle uświadomiła sobie całą prawdę. Tak bardzo bała się szaleńczej odwagi Jetta, a tymczasem dzięki niej jej dziecko żyje! Zawstydzona przycisnęła rękę do ust i jęknęła:
– Och, Jett! I co ja najlepszego zrobiłam!
Drzwi znowu się otworzyły i do pokoju wpadła zdenerwowana Kati. Od razu podeszła do Dylana i pochyliła się nad nim z niepokojem.
– Przepraszam, Becky. To wszystko moja wina – mówiła pospiesznie. – Wołałam go, ale nie wracał, a ja nie mogłam ich dogonić...
Becky pokręciła lekko głową i położyła rękę na ramieniu przyjaciółki. Nie miała do niej pretensji. Dylan ciągle ostatnio uciekał. Nawet jej.
– Wszystko w porządku, Kati, nie obwiniaj się – uspokoiła ją. – Nic mu nie będzie. Ale Jett... – Z trudem przełknęła ślinę. – Kati, zrobiłam straszny błąd... Oskarżyłam Jetta o straszne rzeczy... Myślałam, że on jest odpowiedzialny za wypadek Dylana.
– Wiesz, mamusiu? – Synek złapał ją za rękę i pociągnął do siebie. – Jett mnie kocha. Bardzo się bałem, ale Jett przytulił mnie i powiedział, że mnie kocha! A potem mi śpiewał. Lubię, jak śpiewa.
Te słowa były jak sól na otwartą ranę. Ona też lubiła, jak Jett śpiewa, ale wątpiła, czy jeszcze kiedyś to usłyszy.
– Chyba nie najlepiej z nim, Becky – powiedziała cicho Kati. – Jak wyciągnęli ich z tego wąwozu, w ogóle nie mógł chodzić. Ale dokuśtykał jakoś do karetki, bo nie chciał wypuścić Dylana. Wciąż powtarzał, że zaufałaś mu i nie może pozwolić, żeby małemu stała się krzywda. – Milczała chwilę i uważnie, z namysłem patrzyła w oczy Becky. – On cię kocha. Może jeszcze o tym nie wie, ale cię kocha. Idź i powiedz mu wszystko, zanim będzie za późno.
Opuściła głowę i z trudem walczyła ze łzami.
– Teraz już nigdy mi nie uwierzy. – Potrząsnęła głową załamana.
– To go przekonaj – powiedziała Kati ostro. – Jest tego wart. Idź już. Ja zostanę z Dylanem.
Pocałowała Dylana i zbierając całą odwagę, ruszyła ku drzwiom. Musi mu wszystko wyjaśnić. Nawet jeśli nie będzie chciał jej słuchać, musi wiedzieć, że w jej oczach jest prawdziwym bohaterem.
Zaglądała do trzech kolejnych sal, zanim wreszcie go znalazła.
Ze spuszczoną głową siedział samotnie na wysokim szpitalnym łóżku. Usłyszał, że ktoś otwiera drzwi i uniósł wzrok. Przez chwilę oczy mu zalśniły, ale zaraz opuścił powieki.
Nie wiedziała, jak zacząć tę rozmowę, ale musiała wyjaśnić mu wszystko.
– Jett... – odezwała się niepewnie. – Jett, spójrz na mnie, proszę. Muszę ci coś powiedzieć.
Spojrzał na nią zaniepokojony.
– Co z Dylanem?
Poczuła kolejne ukłucie w sercu. Na pewno bardzo cierpiał, ale nadal myślał przede wszystkim o Dylanie.
– Wszystko w porządku. Ma skręconą kostkę i drobne stłuczenia.
Przymknął powieki z ulgą.
– Dzięki Bogu – wyszeptał. Pełna wahania podeszła bliżej.
– Przepraszam za to, co powiedziałam. Przykro mi, nie wiedziałam.
Potrząsnął głową z lekką irytacją.
– Daj spokój. Wiem, że i tak cokolwiek zrobię, nigdy mi nie zaufasz – odezwał się gorzko.
– Mylisz się – zaprzeczyła żarliwie. – Usłyszałam, co się stało w wąwozie. Wiem, że poświęciłeś swoje marzenie, żeby ratować Dylana.
– Nie robiłem tego dla pochwał – mruknął.
– Wiem. – Przysunęła się do niego. – Uratowałeś go, bo jesteś dzielny i odważny, bo działasz, kiedy inni stoją i zastanawiają się, co robić. – Popatrzyła na niego przez chwilę i zbierała w sobie siły, żeby powiedzieć mu to, co najważniejsze. – Wiesz, kiedy Chris zginął, czułam się okropnie, myślałam, że to moja wina. I dlatego porzuciłam wszystkie pasje. Sport, wyścigi, wszystko, co sprawiało, że w żyłach buzuje krew. Byle tylko czuć się bezpiecznie i nie ryzykować przeżywania takiej tragedii jeszcze raz. I prawie mi się udało, ale wtedy pojawiłeś się ty i ciągle wytrącałeś mnie z równowagi. Zmusiłeś mnie, żebym wyszła z bezpiecznej, ale nudnej skorupy.
– Przepraszam.
– Nie ma za co – uśmiechnęła się z trudem. – Nie pojmujesz? Pomogłeś mi zrozumieć, że życie w ciągłym lęku do niczego nie prowadzi. To wegetacja. A ja chcę czegoś więcej. Dla siebie i dla mojego syna.
– To dobrze. On zasługuje na więcej – powiedział krótko. Zagryzła wargi, ale po chwili ciągnęła odważnie:
– Pewnie wcale nie chcesz tego słuchać, ale i tak ci powiem. .. – Z sercem ściśniętym strachem i niepewnością wyciągnęła rękę i ujęła jego dłoń. Na szczęście jej nie cofnął i to dodało jej trochę odwagi. Wzięła głęboki oddech i wyznała: – Kocham cię, Jett.
Drgnął zaskoczony i otworzył usta, ale powstrzymała go.
– Nie, pozwól mi mówić. Wiem, że nie szukasz stałego związku, ale pragnę być z tobą. Jak długo zechcesz. Jeśli chcesz jechać do Santa Fe, pojadę z tobą. Pragnę przeżyć każdą szaloną chwilę u twego boku i niczego nie żałować.
Długo czekała na odpowiedź. Tak długo, że myślała już, że zrobiła z siebie idiotkę. Serce biło jej mocno, nogi trzęsły jej się z napięcia. Wreszcie, gdy już zamierzała się poddać i wyjść, usłyszała jego słowa:
– Więc zgodziłabyś się na kilka szalonych, pełnych zabawy dni i gorących nocy?
Kiwnęła głową.
– Na wszystko.
Uśmiechnął się z niedowierzaniem.
– Ale ja nie, kochana. Chcę mieć cię całą, na zawsze. Oczywiście, jeśli wytrzymasz z kulawym kowbojem, który niemiłosiernie fałszuje.
Podniosła wzrok i wpatrywała się w niego, niepewna, czy dobrze rozumie.
– Mówisz poważnie? – spytała, patrząc mu prosto w oczy.
– Straszne, prawda? – powiedział żartobliwie. – Wiesz, właśnie się czegoś nauczyłem. Długo bałem się stałego związku, tak jak ty wszelkiego ryzyka. Ale dziś, kiedy zobaczyłem Dylana w tym wąwozie, zrozumiałem, co chce powiedzieć moje serce. Nie wiem już, czego się boję, ale wiem, że dla ciebie i dla Dylana jestem w stanie zrobić wszystko. Ja też cię kocham.
Pochylił się i pocałował ją czule. I nagle cały pokój wypełnił się światłem.
– Och, Jett... – wyszeptała. – Kocham cię tak bardzo, że już nad tym nie panuję.
– To dobrze – odparł z uśmiechem. – W takim razie wybaczysz mi, że nie klęknę na jedno kolano. Zdaje się, że tak właśnie powinien to zrobić romantyczny bohater.
– Zrobić co? – spytała zaskoczona.
– To – powiedział krótko i znowu ją pocałował. Kiedy w końcu oderwał od niej usta, zapytał: – Rebeko Washburn, wyjdziesz za mnie?
Nie była w stanie dłużej ukrywać ulgi, szczęścia i uniesienia, roześmiała się więc głośno, a potem objęła jego twarz dłońmi i pocałowała go namiętnie.
– Wybacz, że śmieję się w takiej chwili... – zaczęła mówić kilka minut później.
– To nieważne. Wyjdziesz za mnie? – O tak!
– Dobrze – uśmiechnął się zadowolony. – Więc teraz mnie pocałuj i spraw, żebym poczuł się lepiej.
I tak właśnie zrobiła.
Jett patrzył na swoją pannę młodą wchodzącą do kaplicy i pękał z dumy. Wiele rzeczy robił już w życiu – skakał na bungee, ze spadochronem, wspinał się po górach, ujeżdżał byki, ale nigdy nie czuł się tak, jak teraz. Nic nie mogło się równać z wrażeniem, jakie wywierał na nim widok Becky.
W długiej sukni koloru szampana, z płomiennymi włosami, wijącymi się po szyi, jego narzeczona wyglądała jak marzenie, uosobienie wszystkiego, czego pragnął.
Uśmiechnął się na myśl, jak długo walczył, żeby się w niej nie zakochać. A przecież to najwspanialsza rzecz, jaka mu się w życiu trafiła.
Szła wolno przez kaplicę, aż wreszcie stanęła u jego boku. Otoczył go zapach róż i słodka woń jej perfum.
Nie mógł uwierzyć, ile szczęścia spotkało go w ciągu ostatnich kilku miesięcy.
Zaangażował się w zarządzanie ranczem. Co dzień objeżdżał pastwiska i, ku swemo zdumieniu, polubił to. Tak samo, jak lubił wracać wieczorem do domu, który zbudował dla siebie i Becky.
Jego kolano odzyskało dawną sprawność. Miał najlepszego osobistego trenera, który nie miał nad nim litości, ale dzięki temu doprowadził nogę do stanu, który zadziwił wszystkich lekarzy.
Jednak największym prezentem od losu był mały chłopiec chodzący za nim krok w krok. Zerknął w bok i uśmiechnął się do Dylana. Mały stał sztywno w nowym garniturku i z przejęciem poprawiał krawat.
Dylan. Jego kolega, jego syn, jego szczęście.
Słyszał, że pastor coś mówi, ale niewiele do niego docierało. Dopiero gdy spytał, czy chce wziąć Becky za żonę, mógł odpowiedzieć tylko: tak, tak, tak.
Cały dom wypełniony był gośćmi – rodziną i przyjaciółmi, którzy nie wierzyli, że taki dzień kiedykolwiek nadejdzie.
Becky uniosła lekko dłoń i kolejny raz z przyjemnością popatrzyła na obrączkę, a potem na cudownego kowboja u jej boku. Była żoną Jetta – najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Nadal nie mogła w to uwierzyć.
Poczuła, że Jett splata jej palce ze swoimi.
– Widzisz, doskonale do siebie pasują. Tak jak my, kochana żono.
Uśmiechnęła się szczęśliwa i popatrzyła na niego z miłością. Jego wygląd zapierał dech w piersiach. W czarnym garniturze, z kamizelką idealnie dobraną kolorem do jej sukni był najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego widziała. A kiedy znowu ją pocałował – dziesiąty raz w ciągu dziesięciu minut – poczuła dreszcz pożądania. Krew szumiała jej w żyłach, a wszystkie dawne lęki i wątpliwości zbladły wobec miłości Jetta.
Usłyszeli znaczące chrząknięcie i zobaczyli, że obok stoi uśmiechnięty Colt.
– Hm, jak będziecie dłużej tak stać, spóźnicie się na samolot – przypomniał.
– Racja! – zawołał Jett. – Dzięki, stary. Pani Garett, czas na nas.
Nie zdążyła zrobić kroku, kiedy poczuła, że ktoś ciągnie ją za suknię.
– Mamo – usłyszała z dołu. – Kiedy jedziecie? Chyba musicie już iść. Ja i Evan mamy dużo pracy – oświadczył Dylan poważnie.
Od kiedy dowiedział się, że przez kilka tygodni będzie mieszkał razem z Evanem i jego rodzicami, najwyraźniej chciał jak najszybciej wysłać ich w podróż poślubną. Jak dla niego wesele trwało już stanowczo za długo.
– Już jedziemy, kochanie. Daj buziaka i obiecaj, że będziesz grzeczny.
Rozstanie z nim wciąż było dla niej trudne, ale powoli się tego uczyła.
Jett ukucnął obok chłopca i przytulił go mocno.
– Nie rozrabiaj za bardzo u Kati, a obiecuję, że w przyszłym miesiącu wszyscy razem pojedziemy w specjalne miejsce dla dzieci.
– Hura! Dziękuję, tatusiu! – Dylan podskoczył zadowolony, a w oczach Jetta błysnęła ojcowska duma.
– I jak? Gotowa na podróż poślubną? – spytał.
Nie miała pojęcia, dokąd jadą. Jett nie chciał jej tego zdradzić, zapewniał tylko, że na pewno będzie zadowolona. Drażniła się z nim i próbowała zgadywać, gdzie ją porywa, ale wszystko obracał w żart.
– Pospieszmy się – powiedział z udaną powagą. – Zaraz odleci samolot do Meksyku, a jeśli mamy zdążyć na to polowanie na rekiny...
– Co?!
– Żartowałem tylko – roześmiał się. – Tę przyjemność zostawię na rocznicę ślubu.
– Na siedemdziesiątą rocznicę ślubu – zaproponowała z niewinną miną.
– A co powiesz na wspólne nurkowanie na Florydzie? W nocy, we dwoje?
Jej tętno przyspieszyło. On widocznie myślał o tym samym, bo przycisnął ją do siebie i pocałował namiętnie.
– A może zapomnimy o Florydzie i pojedziemy do najbliższego motelu? – spytała, kiedy w końcu oderwali się od siebie. Przebiegła palcami przez jego pierś i dodała: – Ale obiecuję, że wynagrodzę ci tę stratę.
– Trzymam cię za słowo – powiedział z błyskiem w oku. – Więc teraz chodź. – Pociągnął ją lekko za rękę. – Nasz powóz czeka.
Przebiegli przez tłum gości, odbierając jeszcze ostatnie życzenia. Ktoś obsypał ich ryżem na szczęście, a kiedy wyszli przed dom, nagle stanęła zaskoczona.
Na miejscu, gdzie zwykle parkował pikap, stał wielki lśniący motocykl. Połyskiwał chromem, a z tyłu miał przyczepioną wielką tablicę z napisem „Nowożeńcy”.
– I jak? Co o tym myślisz? – spytał Jett.
Wyjął z kieszeni dwie pary gogli, założył jej jedne na nos i uniósł pytająco brwi.
– Myślę, że jesteś szalony – odpowiedziała. – Ale to mi się podoba.
Zebrała fałdy satynowej sukni i usadowiła się za nim.
Jednym uderzeniem stopy odpalił silnik Harleya.
– Trzymaj się, kochanie – zawołał, odwracając się lekko. – Czas na przejażdżkę!
Jej serce przepełnione było miłością i zaufaniem do tego szaleńca.
Otoczyła ramionami talię męża i pisnęła z podniecenia.
Wiedziała, że życie z Jettem Garettem zawsze będzie przypominało jazdę na pełnym przyspieszeniu.
A ona nie zamierzała stracić z tego ani minuty.