BARBARA BOSWELL
Kristina Fortune często nieoczekiwanie wpadała do biura brata i Julii Chandler wcale nie zdziwił jej widok. Uniosła oczy znad biurka i uśmiechnęła się do przyrodniej siostry swojego szefa. Kristina jednym susem znalazła się przy niej i rzuciła na blat biurka ilustrowany magazyn.
- Zobacz, co tu mam! Na kolorowej okładce wielkie litery głosiły, że w środku numeru znajduje się lista „dziesięciu najbardziej atrakcyjnych kawalerów w USA”.
- To egzemplarz sygnalny, w kioskach będzie dopiero jutro. Spójrz, co jest na piętnastej stronie!
Błysk w jej oku nie wróżył nic dobrego. Kristina, wschodząca gwiazda działu reklamy, miewała pomysły działające na pracowników działu produkcji jak płachta na byka.
Julia rzuciła okiem na wskazaną stronę; lista wybrańców prezentowała się naprawdę okazale. Figurowali na niej: syn byłego prezydenta, milioner znany z telewizji, skandalizujący piosenkarz, pewien dopiero co rozwiedziony senator, aktor wybrany niedawno „najbardziej seksownym mężczyzną roku”, sławny autor kryminałów, gwiazda koszykówki, a na ósmym miejscu...
Z ust Julii wyrwał się okrzyk.
- Michael Fortune!
Kristina spojrzała na nią triumfalnie.
- Jak to się jutro ukaże, wszystkie kobiety w całym kraju rzucą się na mojego brata! Wyobrażasz sobie? Michael stanie się obiektem powszechnego pożądania!
Julia nie podzielała jej entuzjazmu. Pracowała w Fortune Corporation od ponad roku i zdążyła już poznać swego szefa na tyle, by wiedzieć, jak zareaguje na podobne „wyróżnienie” .
Michael całe życie poświęcił należącej do rodziny firmie i bynajmniej nie łaknął takiego rodzaju sławy. Fakt, że po ukazaniu się owej nieszczęsnej listy kobiety zaczną go ścigać, nie mógł zyskać jego aprobaty.
Kristina z wyraźną niecierpliwością przestępowała z nogi na nogę.
- Jak myślisz, co on na to powie? Julia przez chwilę się zastanawiała. Rodzina Fortune'ów była nieprzewidywalna, nigdy nie można było mieć pewności, co im wpadnie do głowy i kto poniesie tego konsekwencje. Nie wiedziała zresztą, jaką rolę w całej tej aferze odgrywa jej rozmówczyni.
- Może być niemile zaskoczony - powiedziała oględnie. - Pewnie wolałby się znaleźć na liście najlepiej prosperujących biznesmenów w kraju.
Kristina skrzywiła się z niesmakiem.
- Firma! Firma! Tylko jedno mu w głowie! Najwyraźniej wyprowadzona z równowagi, zaczęła wielkimi krokami przemierzać sekretariat jak lew zamknięty w klatce.
Zupełnie jak jej brat, pomyślała Julia. Wszystkich członków tej rodziny rozsadzała energia; stale musieli działać, być w ruchu. Ciekawe, jak się zachowują, kiedy się zbiorą w jednym miejscu... Na samą myśl o tym Julia, osoba opanowana i zrównoważona, czuła, jak ogarnia ją nieprzyjemny zawrót głowy.
- To nie człowiek, to robot! Mutant! - Podczas wędrówki od ściany do ściany Kristina nie przestawała mówić. - Pracoholik! Przecież on nie ma żadnego życia osobistego, myśli tylko o interesach. W głowie ma komputer, a w sercu dyskietki. Nic do niego nie dociera, nie ma żadnych ludzkich uczuć. - Utkwiła w Julii baczne spojrzenie. - Widziałaś, żeby kiedyś okazał jakieś emocje?
Sekretarka z trudem zachowała powagę.
- Owszem, tego dnia, kiedy Anne Campell z laboratorium badawczego przyprowadziła swoje bliźniaczki. To był tak zwany dzień otwarty i każdy mógł dziecku pokazać swoje miejsce pracy. Jej córeczki postanowiły same przeprowadzić kilka doświadczeń. Michael wszedł, kiedy właśnie posypywały się pudrem i polewały próbkami perfum. - Przełknęła ślinę, by się nie roześmiać na wspomnienie miny szefa. - Zaskoczył je, przestraszyły się i zrzuciły na podłogę półkę z próbkami. Michael był siny z wściekłości. Chyba wtedy doświadczał właśnie „ludzkich emocji”, tak przynajmniej myślę.
Kristina wzruszyła ramionami.
- To się nie liczy, chodzi mi o sprawy firmy. - Zatrzymała się i znowu spojrzała na pismo leżące na biurku. - Dobrze wyszedł na tym zdjęciu, prawda? Chociaż to mój brat, muszę przyznać, że niezły z niego facet.
Julia przyjrzała się mężczyźnie na fotografii. Niebieskie dżinsy, białe polo ze znakiem firmy, wysoki, dobrze zbudowany, o silnie zarysowanej szczęce, błękitnych przenikliwych oczach i zmysłowych ustach - niewątpliwie musiał przykuć na dłużej spojrzenie każdej czytelniczki. Każdej bez wyjątku. Julia tego nie okazywała, ale od początku uważała swojego szefa za wyjątkowo atrakcyjnego mężczyznę.
Nigdy nie zapomniała pierwszego spotkania, kiedy to czternaście miesięcy temu zjawiła się u niego na rozmowie kwalifikacyjnej. Została przyjęta i przez kilka tygodni przyzwyczajała się do jego obecności. Nigdy przedtem żaden mężczyzna nie działał na nią w ten sposób: najmniejszy jego gest, sam odgłos jego kroków - wprawiały ją w stan dziwnego podniecenia. Serce biło jak oszalałe, ręce zaczynały drżeć, czuła, że się czerwieni. Na szczęście nikt nic nie zauważył i mogła z udanym spokojem wysłuchiwać opowieści bardziej doświadczonych koleżanek o wszystkich sekretarkach nieszczęśliwie zakochanych w Michaelu, które musiały odejść z pracy, niezdolne pogodzić uczuć z zawodowymi obowiązkami.
Julia nie zamierzała podzielić losu swych poprzedniczek. Przeczytała kilka książek na temat niebezpieczeństw, jakie niesie z sobą biurowy romans i wiedziała, że nie zaryzykuje utraty pracy z powodu fascynacji swym przełożonym. Z czasem emocje przygasły, serce na jego widok przestało jej bić jak szalone i mogła spokojnie poświęcić się pracy.
W pewnym sensie uodporniła się na jego urok; miała zresztą zbyt dużo zdrowego rozsądku, by popełniać błędy godne nastolatki. Zresztą, nawet gdyby chciała je popełnić, nie miała żadnych szans: Michael patrzył na nią nie widzącym wzrokiem, jak na jeden z biurowych sprzętów. Była szybka i niezawodna jak komputer albo faks, i o wiele sprawniejsza niż drukarka, która stale się psuła. Nie groziło jej z jego strony najmniejsze zainteresowanie i mogła się czuć całkowicie bezpieczna.
Kristina nie zamierzała ustąpić.
- Został uznany za jednego z najbardziej atrakcyjnych facetów w USA - ciągnęła. - Pracujesz z nim po wiele godzin dziennie, jesteś samotna. Jakie on na tobie robi wrażenie? Powiedz, ale szczerze...
Julia roześmiała się ze sztuczną swobodą.
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Szczerość z jej strony byłaby niewybaczalną głupotą.
Nie miała złudzeń co do swojej sytuacji; od Michaela dzieliła ją przepaść. On wydawał jej polecenia, a ona skrupulatnie je wypełniała, ale należeli przecież do dwóch różnych światów. Była wystarczająco mądra, by to wiedzieć i się z tym pogodzić.
- Bądź spokojna - dodała Julia. - Z mojej strony nic mu nie grozi.
- Ja wcale... - zaczęła Kristina i urwała. W progu ukazał się Michael Fortune we własnej osobie, jeszcze przystojniejszy niż na fotografii. Przez moment stał bez słowa w drzwiach oddzielających sekretariat od jego ogromnego gabinetu, a potem przeniósł chłodny wzrok z Julii na siostrę.
- Słyszałem, jak tu rozrabiasz, strasznie głośno mówisz. Czyżbyś przyszła mi zdać sprawozdanie z jakichś nowych osiągnięć waszego działu? A może znowu wpadłaś na jakiś genialny pomysł, który okaże się kompletnym niewypałem? - W jego głosie brzmiała drwina, ale Kristina wcale się tym nie przejęła.
- Mam mnóstwo genialnych pomysłów, ale na razie nic ci nie powiem. Muszę jeszcze dopracować szczegóły. Dopiero kiedy wszystko będzie zapięte na ostatni guzik...
- Zjawisz się tu, żeby uzdrowić atmosferę i wnieść powiew świeżego powietrza do tego zatęchłego, konserwatywnego biura? - przerwał jej brat zniecierpliwiony.
- Doskonale to określiłeś. Dodałabym jeszcze, że wasze metody działania są przestarzałe, zupełnie jakby od czasów Nixona nic się nie zmieniło. Wasz sposób prowadzenia negocjacji...
Michael machnął ręką.
- Dla ciebie to bajki o żelaznym wilku, nie masz pojęcia o funkcjonowaniu dużego przedsiębiorstwa. Daj sobie spokój, siostrzyczko, i zajmij się swoją małą działką.
Julia w milczeniu asystowała przy tej rozmowie, przypominającej szybką wymianę piłek. Tych dwoje dzieliło coś znacznie więcej niż wiek i płeć. Należeli do zupełnie innych gatunków ludzi. Kristina była otwarta i swobodna, Michael - zamknięty w sobie i sztywny. Rodzina uważała go za człowieka zagadkowego i nieprzeniknionego, a Julia - po kilkunastu miesiącach spędzonych u jego boku - widziała w nim kogoś, kto po prostu nie ma potrzeby okazywania uczuć i dzielenia się emocjami.
Jako introwertyczka doskonale to rozumiała i nieomylnie rozpoznawała. Sama była na dodatek nieśmiała i dość skryta. Michael natomiast odznaczał się pewnością siebie i stanowczością graniczącą z arogancją. Był też strasznie uparty i nieprzejednany. Nieraz widziała, jak skutecznie opiera się cudzej argumentacji i naciskom. Nikomu z członków jego rodziny nigdy nie udało się go przekonać do niezwykle towarzyskiego trybu życia, jaki rodzina ta prowadziła.
W oczach Kristiny ukazały się niebezpieczne ogniki.
- Właśnie przeglądałyśmy sobie z Julią ten oto popularny magazyn - oświadczyła z niewinną miną i podała bratu kolorowe pismo.
Julia spuściła oczy i zaczerwieniła się. Michael poczuł do niej coś w rodzaju sympatii i współczucia. Kristina jak zwykle swoim trajkotaniem zawraca jej głowę i przeszkadza w wypełnianiu obowiązków. Wiedział, że Julia Chandler nigdy nie pozwoliłaby sobie na czytanie jakiegoś szmatławca w godzinach pracy.
Jest taka akuratna, punktualna, dokładna i obowiązkowa. W niczym nie przypomina jego dotychczasowych sekretarek. Poczuł niemiły dreszcz na samo wspomnienie tego, co działo się przedtem, zanim zaczęła u niego pracować.
Bez przerwy znosił aluzje i uszczypliwe uwagi o swojej skłonności do wymiany personelu. Powszechnie panowała opinia o jego absurdalnych wymaganiach, sprawiających, że najbliższe współpracownice nie potrafiły zagrzać miejsca w jego biurze dłużej niż przez kilka tygodni. Pracownicy działu personalnego załamywali ręce i prześcigali się w prognozach dotyczących tego, co nazywali „gorącym biurkiem Michaela”. Stryj Jake, stojący na czele korporacji, radził mu złośliwie, żeby zasięgnął porady psychologa i nauczył się, jak układać stosunki z personelem, by firma nie ponosiła kosztów nieustannych zmian.
- To kwestia umiejętności życia z ludźmi - mawiał sentencjonalnie, posapując z wyższością.
Michael nie sądził, że ma się czegokolwiek uczyć, a rady stryja wydawały mu się absurdalne. Jeśli ktoś nie potrafi się pogodzić z jego stylem pracy, wolna droga! Zresztą Jake w roli specjalisty od stosunków międzyludzkich wydawał mu się komiczny.
- Zapiszę się do psychoterapeuty, jeżeli ty również to zrobisz - powiedział kiedyś Jake'owi i ten obraził się śmiertelnie.
Potem nastała Julia Chandler i jego niepowodzenia się skończyły. Julia w lot wszystko chwytała, była dokładna, inteligentna i lojalna. Jej obecność sprawiła, że mógł prawie w ogóle nie opuszczać gabinetu, co było jego niedościgłym dotąd ideałem. Ponadto była spokojna, opanowana i nie rzucała się w oczy. Michael szczególnie doceniał jej sposób bycia: szara myszka w obszernym kostiumie i pantoflach na niskim obcasie w niczym nie przypominała sekretarek w obcisłych sweterkach i mini, które dotąd go prześladowały. Julia nie chciała na siebie zwracać uwagi i nikogo nie chciała w sobie rozkochać. Przychodziła najwcześniej ze wszystkich, wychodziła ostatnia, a w międzyczasie prawie nie podnosiła oczu znad papierów.
Teraz też siedziała za biurkiem, milcząca i opanowana, czekając, aż gwałtowna wymiana zdań pomiędzy rodzeństwem dobiegnie końca. Ciemne włosy miała ciasno zebrane w koczek z tyłu głowy, szare oczy spokojnie utkwione w Kristinie.
Michael nigdy się nie zastanawiał, czy Julia jest ładna. Nie była klasyczną pięknością, ale mogła się podobać. Nie jemu, oczywiście, tylko tak w ogóle... Michaelowi nie przyszłoby do głowy patrzeć na nią w ten sposób. Doceniał jej przydatność i ani przez chwilę nie planował zrobienia czegokolwiek, co mogłoby spłoszyć najlepszą sekretarkę, jaką kiedykolwiek miał.
Nie narzekał na brak kobiet. Miewał krótkotrwałe związki, bez zobowiązań, których podstawową zaletą było to, że nie przeszkadzały mu w pracy.
- Zobacz, jacy przystojni faceci są na piętnastej stronie.
- Co mnie obchodzą jacyś faceci. - Michael wzruszył ramionami, słysząc głos siostry. - Nie zamierzam się upajać widokiem wysmarowanych tłuszczem kulturystów.
- Nie chodzi o żadnych kulturystów - parsknęła Kristina. - Radzę ci rzucić okiem na tych panów, zwłaszcza jeden z nich jest bardzo interesujący.
Julia zamarła. Miała wrażenie, że widzi, jak ktoś wchodzi na jezdnię wprost pod rozpędzony samochód. Powinna go ostrzec, ale głos uwiązł jej w gardle. Zahipnotyzowana patrzyła, jak Michael otwiera magazyn na wskazanej stronie i przebiega wzrokiem nieszczęsną listę. Ciszę przerwał dopiero szelest upadającego na podłogę pisma. Magazyn wysunął się z rąk Michaela i leżał teraz u jego stóp niczym konający ptak.
- Kto jest za to odpowiedzialny? - Głos Michaela był martwy i obojętny, spojrzenie - lodowate; słowa padały wyraźne i ciężkie jak kamienie.
W tym pozornym spokoju czaiła się groźba. Julia wiedziała, że wybuch może nastąpić lada chwila. Widywała już u niego ten rodzaj zimnej wściekłości, kiedy coś w firmie szło nie tak jak trzeba. Znała ten ton i ponury, zwiastujący niebezpieczeństwo wzrok.
Kristina chyba się nie zorientowała w sytuacji albo po prostu nic sobie nie robiła z gniewu brata.
- Fajne, prawda? Teraz będziesz jeszcze sławniejszy i wszystkie...
Spojrzał na nią niczym bazyliszek.
- To karygodne naruszenie mojej prywatności! Czy ty tego nie rozumiesz? Jeśli to twój pomysł, jeśli to ty wpadłaś na taki... chwyt reklamowy, jeśli to ty do nich zadzwoniłaś...
Kristina wzruszyła ramionami.
- Nie mam z tym nic wspólnego.
- To jak się tam znalazłem? Skąd mieli moją fotografię? Przecież ktoś im musiał ją dać!
- Nic im nie dawałam! Sami na to wpadli. Jesteś taki sławny, że to się musiało tak skończyć.
- Wiem, że to teraz bardzo modne zwalać winę na ofiarę - zaczął zdławionym głosem - ale może mi łaskawie wytłumaczysz, dlaczego sądzisz, że ponoszę odpowiedzialność za to... to...
Julia nigdy nie widziała jeszcze, żeby zabrakło mu słów. Kristina brawurowo to wykorzystała.
- Zastanów się sam. Masz dwadzieścia dziewięć lat, jesteś samotny, przystojny i bogaty. Należysz do znanej rodziny i zajmujesz w rodzinnej firmie odpowiedzialne stanowisko. Z czasem pewnie zastąpisz swojego stryja na stanowisku generalnego dyrektora. Wszystko to sprawia, że jesteś bardzo łakomym kąskiem i dlatego właśnie znalazłeś się na tej liście.
Michael nie wyglądał na przekonanego.
- A zdjęcie? Może powiesz, że sam je wysłałem?
- Nie wiem, kto to zrobił. Może twoja matka wpadła na pomysł, żeby ogłosić wszem i wobec, jakiego ma wspaniałego syna, w nadziei, że jakaś dziedziczka ogromnej fortuny spadnie nam tu z nieba i dorzuci trochę złota do rodzinnego kopczyka. Twoja mamusia, jak wiesz, bardzo lubi pieniądze i zrobiłaby niejedno, żeby je zdobyć.
Zachował kamienną twarz; stał teraz, górując nad obiema kobietami, i Julię ogarnął lęk w obliczu emanującej od niego siły. Kristina nic sobie z tego nie robiła.
- Nie zamierzam tracić więcej czasu na podobne głupoty - odezwał się po chwili milczenia. - Julio, czy mogłabyś wyprowadzić moją siostrę?
Odwrócił się i lekkim, lamparcim krokiem poszedł do swojego gabinetu, cicho zamykając za sobą drzwi. W pokoju zapanowała cisza, którą przerwała Kristina.
- Może niepotrzebnie nagadałam na jego matkę, ale to przecież naprawdę stara czarownica, z którą nikt nie może wytrzymać. Poznałaś już Sheilę, prawda?
O tak, spotkała już kiedyś Sheilę, pierwszą żonę Nate'a, matkę Michaela, Kyle'a i Jane. Nate, adwokat i młodszy brat Jake'a, w rodzinnej korporacji zajmował się kontraktami, patentami i wszystkim, co wymagało znajomości prawa oraz jego kruczków. Kristina była córką Nate'a i Barbary, jego drugiej żony, stanowiącej przeciwieństwo Sheili. Julia nie zamierzała się wypowiadać na temat tej ostatniej. Jako osobie zatrudnionej w firmie, nie wypadało jej krytykować matki szefa.
Kristina wcale na to nie czekała. Sama doskonale dała sobie radę z charakterystyką pierwszej żony ojca. .
- Nie wiem, jak to nieszczęsne rodzeństwo Michaela może z nią stale mieszkać. Tatuś mi powiedział, że ona specjalnie zachodziła trzy razy w ciążę, żeby mieć się na kim wyżywać do końca życia i zagwarantować sobie opiekę na starość...
Na szczęście zadzwonił telefon i Julia z ulgą podniosła słuchawkę. Kristina chwilę poczekała, a potem w podskokach opuściła sekretariat, zabierając z sobą kolorowe pismo.
Reszta przedpołudnia minęła bardzo pracowicie i kiedy koleżanki przyszły zabrać Julię na lunch, zastały ją pogrążoną w papierach.
- Pora zrobić sobie przerwę - oznajmiła Lynn. - Dokąd idziemy? Może do Loon Cafe, żeby sobie popatrzeć na japiszony podłączone do komórek. Co wy na to?
Julia zamrugała powiekami.
- To już tak późno? Diana spojrzała na nią z wyrzutem.
- Tak się przejęłaś pracą, że nawet nie zauważyłaś. Trudno, ale nawet niewolnik ma prawo od czasu do czasu coś przekąsić, i ten czas właśnie nadszedł.
Chodziły tak razem na lunch dwa, trzy razy w tygodniu i zawsze zabierały Julię. Wstała zza biurka i wtedy właśnie wszedł Michael.
- Chciałam iść coś zjeść - wyjaśniła. Spojrzał na nią z mieszaniną zdumienia i niezadowolenia.
- Zjeść? - powtórzył tonem człowieka, który nigdy nie pozwala sobie na podobne fanaberie.
Koleżanki wymieniły znaczące spojrzenia.
- Tak, dokończę po powrocie - powiedziała. Nie jest niewolnicą i ma prawo do chwili odpoczynku.
Michael położył na jej biurku stos dyskietek.
- Trudno, poczekam z tym do twojego powrotu. - Odwrócił się i zniknął za drzwiami gabinetu.
Margaret zadygotała, jakby przeniknął ją na wylot mroźny powiew.
- Brr, jak zimno! Kiedy ten człowiek wchodzi, temperatura spada poniżej zera. Prawdziwy sopel lodu.
Diana cicho zachichotała.
- Zrobiłby karierę, gdyby się przerzucił na produkcję mrożonek...
Julia stanęła w obronie swojego szefa.
- Ma dzisiaj niedobry dzień - powiedziała, nie wspominając o nieszczęsnej liście - i mnóstwo ważnych spraw na głowie.
Opuściły biuro i ruszyły korytarzem w stronę windy.
- A czy on w ogóle miewa dobre dni? - skrzywiła się Lynn. - Widziałaś, żeby się kiedyś uśmiechnął?
- Jest po prostu bardzo opanowany. - Julia znowu ujęła się za Michaelem. - To bardzo miły człowiek, kiedy się go lepiej pozna.
Margaret nie wyglądała na przekonaną.
- Skoro tak mówisz... - powiedziała i zaraz się ożywiła. - Zjedzmy lepiej coś na ulicy, dobrze? Przejdziemy się i zobaczymy, gdzie jest jakaś wyprzedaż!
Dopiero wieczorem, kiedy wracała do domu, Julia przypomniała sobie, co Kristina mówiła o Sheili Fortune, matce Michaela rozwiedzionej z jego ojcem.
Julia do pracy jeździła autobusem, bo nie przysługiwał jej darmowy parking należący do konsorcjum, a miejsca postojowe w mieście były za drogie. Nie narzekała na komunikację miejską. Jeśli akurat nie miała nic do czytania, patrzyła przez okno i rozmyślała. Dzisiaj co prawda miała z sobą kryminał, ale położyła go na kolanach i pogrążyła się w myślach o Michaelu.
Doszła właśnie do wniosku, że burzliwe, zakończone rozwodem małżeństwo rodziców mogło stać się powodem jego wrogiego stosunku do zalegalizowanego związku. Na tym punkcie Michael miał po prostu obsesję. Julia nigdy w życiu nie słyszała, by ktoś w ten sposób wyrażał się o instytucji małżeństwa. W ciągu ostatniego roku w rodzinie odbyły się trzy śluby, a Michael robił, co mógł, by swe uczestnictwo w tych podniosłych wydarzeniach sprowadzić do minimum. Za każdym razem - kiedy jego kuzynka Caroline wychodziła za Nicka Valkova, kiedy jego brat Kyle żenił się z Samanthą Rawlings i kiedy siostra Caroline, Allison, poślubiała Rafe'a Stone'a - kazał Julii samej wybierać ślubne prezenty.
- Proszę kupić coś wedle swojego uznania. Mnie nie interesuje nic, co ma związek z tym smutnym obrzędem. - Mówiąc to, wręczał jej karty kredytowe. - I proszę nie liczyć się z kosztami - dodawał.
Nigdy też nie pytał, co kupiła dla nowożeńców. Julia miała nadzieję, że dokonywała słusznego wyboru. Utwierdzały ją w tym serdeczne podziękowania, które znajdowała w korespondencji Michaela. Ona sama szczerze życzyła młodym parom „wiele szczęścia na nowej drodze życia”. Michael nie podzielał jej optymizmu. Za każdym razem, kiedy dawała mu do podpisu kartki z życzeniami, które dołączała do prezentów, uśmiechał się złośliwie i mruczał coś pod nosem.
- Sami tego chcą i sami sobie będą winni - powtarzał. Słyszała już kiedyś podobne słowa: dotyczyły akrobatów ćwiczących na trapezach bez ochronnej siatki.
- Wolałbym raczej umrzeć, niż się ożenić - dodawał jeszcze.
Kiedy powtórzył to po raz trzeci, Julia zareagowała.
- Lepszy trup niźli ślub? - zapytała, leciutko się uśmiechając.
- Tak. Lepszy trup niźli ślub - powtórzył zamyślony. - Bardzo trafna uwaga i... do rymu. To by się nadawało na hasło reklamowe. Trzeba by tym zainteresować Caroline, ona jest specjalistką od marketingu.
- Ale ona już wybrała ślub - szepnęła Julia. - Dostała w prezencie dwa piękne srebrne lichtarze. Dwa miesiące temu wysłał jej pan życzenia wszelkiej pomyślności.
- Pamiętam, że coś podpisywałem, ale o lichtarzach nie miałem pojęcia i bardzo się z tego cieszę.
- Bardzo się jej podobały.
- W takim razie, skoro macie tak podobny gust, proszę w odpowiednim czasie kupić również coś dla potomka państwa Valkov, o ile oczywiście do czegoś takiego dojdzie.
- Słyszałam, że już doszło - zauważyła Julia cicho. Julia ponadto słyszała, że specjalistka od marketingu i jej mąż, chemik zatrudniony w laboratorium firmy, są wprost nieprzyzwoicie szczęśliwi.
- Tak to właśnie wygląda - oświadczył Michael oskarżycielskim tonem. - Żenią się, a potem nie wiadomo po co mają dzieci. Niektórzy oczywiście robią to w odwrotnej kolejności, ale to niczego nie zmienia. Głupstwo pozostaje głupstwem.
Jego wywód wprawił ją w zakłopotanie. Nigdy przedtem tak szczerze nie rozmawiali o członkach jego rodziny i nie mogła się powstrzymać, by nie zareagować na jego pesymizm.
- Nie myśli pan, że pańska kuzynka i jej mąż kochają się i dlatego chcą mieć dziecko?
Spojrzał na nią z tak bezgranicznym politowaniem, jakby właśnie się dowiedział, że jego nadworna sekretarka w wieku dwudziestu sześciu lat wierzy jeszcze w świętego Mikołaja.
- Miłość nie ma z tym nic wspólnego. Dziecko bywa wynikiem przypadku, nadmiaru wypitego alkoholu albo burzy hormonów. Przyczyny zresztą bywają różne. Caroline może doszła do wniosku, że dziecko mocniej przywiąże męża do niej i do naszej firmy. Na pewno o tym pomyślała, ponieważ jest mądra i ma głowę do interesów. A Nick też musiał dostrzec niewątpliwy związek między dzieckiem a pieniędzmi.
Julia uniosła na niego oczy.
- Myli się pan - powiedziała. - Nieraz widziałam ich razem. Od razu widać, że bardzo się kochają.
Michael zmarszczył brwi.
- Ludzie od niepamiętnych czasów wykorzystują dzieci dla swoich własnych, najczęściej materialnych, celów - oświadczył mentorskim tonem.
Nie mogła tego tak zostawić.
- Nie zawsze. Czy pańskim zdaniem nikt na świecie nie miewa dzieci z innych powodów niż własny interes?
Uśmiechnął się cynicznie i wzrokiem wskazał jej stos papierów leżących na biurku, tak jakby jej naiwne pytanie nie zasługiwało na odpowiedź. Nie zaskoczyło jej to, rozumiała stan jego duszy: jeśli wierzyć Kristinie, jego matka, Sheila Fortune, urodziła troje dzieci wyłącznie ze względu na pieniądze.
Rozumiała go, ale nie podzielała jego opinii. Głęboko wierzyła w miłość, małżeństwo i sens posiadania dzieci. Pochodziła z kochającej się rodziny i miała nadzieję, że kiedyś sama taką stworzy. Przypomniała sobie cudowne, razem spędzone lata. Matka, ojciec, Julia i jej młodsza siostra, Joanna. Na myśl, że te czasy nigdy już nie wrócą, łzy napłynęły jej do oczu, żal ścisnął gardło. Pozostały jej tylko piękne wspomnienia. Ojciec zmarł z powodu komplikacji po operacji wyrostka, kiedy Julia miała siedemnaście lat. W trzy lata później matka zginęła w wypadku samochodowym, w którym Joanna została ciężko ranna.
Myśl o siostrze sprowadziła ją z powrotem na ziemię. Dwudziestoletnia teraz Joanna przebywała w centrum rehabilitacyjnym, gdzie powoli, kosztem ogromnego wysiłku, próbowała przezwyciężyć kalectwo. Julia z czułością i dumą przywołała obraz swej małej siostrzyczki, która nigdy się nie poddawała i z pomocą rozlicznych specjalistów - fizjoterapeutów, logopedów, psychologów i foniatrów - dzielnie walczyła o powrót do świata normalnych ludzi.
Wszystkie plany Julii musiały poczekać; zdrowie Joanny było najważniejsze. Wysoka pensja w korporacji pozwalała na opłacenie jednego z najlepszych ośrodków rehabilitacyjnych w kraju. Dlatego też Julii zupełnie nie raził pracoholizm szefa; nie miała w życiu nic poza pracą, codziennymi telefonami do siostry i cotygodniowymi wizytami w centrum rehabilitacyjnym.
Szczęśliwe małżeństwo z ukochanym i kochającym mężczyzną oraz ich poczęte z miłości dzieci muszą poczekać. Kiedyś na pewno znajdzie takiego mężczyznę. Albo on znajdzie ją.
- Znowu worek listów do naszego gwiazdora! - Denny, pracownik działu pocztowego, z zadowoloną miną wtaszczył sporych rozmiarów plastikowy wór do pokoju Julii i umieścił go obok dwóch innych na podłodze. - To nie wszystko, trzeba tu zrobić trochę miejsca, bo się nie zmieści.
Julia nie podzielała jego dobrego humoru.
- Pan Fortune nie będzie zadowolony... Denny wzniósł oczy do nieba.
- Nie do wiary! Słyszałem, że go to złości, ale nie mam pojęcia dlaczego. Kumple z działu przesyłek też strasznie się dziwią. Gdyby tak do mnie pisały te wszystkie kobitki, byłbym w siódmym niebie.
Uważnie przyjrzała się niskiemu grubaskowi, który wyglądał na więcej niż jego dwadzieścia lat i pomyślała, że do niego „te wszystkie kobitki” nie napiszą. Nie napisze ani jedna.
- Pan Fortune nie lubi rozgłosu - wyjaśniła. Denny przytaszczył kolejny worek i przysiadł, by trochę odsapnąć. Zwykle po dostarczeniu przesyłki natychmiast wychodził, ale tego dnia wydawał się wyjątkowo rozmowny.
- Musieliśmy sprowadzić dwie nowe osoby do segregowania listów. - Obrzucił dumnym wzrokiem stojące na podłodze wory, jakby stanowiły jego własność. - Pracuję tu od pięciu lat i czegoś takiego nie widziałem. Zasuwamy jak szaleni.
Julia milczała, nie chcąc podsycać jego monologu.
- Musimy otworzyć każdą przesyłkę do pana Michaela - ciągnął niezrażony Denny. - Chyba że ma taki specjalny kod.
Julia skinęła głową. Żeby wprowadzić nieco ładu w chaos wywołany nawałem listów od wielbicielek, poprosiła stałych klientów firmy o opatrywanie listów specjalnym kodem.
- Otwieramy nawet takie, na których jest napisane „do rąk własnych” albo „osobiście”. Pan Fortune kazał nam otwierać zwłaszcza takie. - Denny konspiracyjnie ściszył głos. - Nieraz można w nich znaleźć niezłe... załączniki.
Julia drgnęła.
- Niesamowite, co te facetki tam wkładają! Jedna przysłała mu majtki z wypisanym na wierzchu numerem swojego telefonu, druga takie czarne koronki, a jeszcze inna podwiązki! Nigdy takich nie widziałem, bo teraz wszystkie noszą rajstopy...
Julia uniosła głowę i spojrzała na niego karcąco.
- Mam nadzieję, że tę... bieliznę oddajecie do domów opieki.
Denny uśmiechnął się obleśnie.
- Żaden szanujący się dom opieki nie wziąłby czegoś podobnego. To nie jest taka zwykła bielizna... Przesyłają też różne zdjęcia. To ci dopiero zabawa! Pan Fortune powiedział, że możemy sobie je brać i my z chłopakami tak robimy. Oglądamy sobie, a czasem się wymieniamy. Jonesy to nawet jedno sprzedał za dziesięć dolców! Dawał mi za moje dwadzieścia, ale figa! Takie cudo nie jest na sprzedaż!
Julia powstrzymała uśmiech i zerknęła na zegarek.
- Zrobiło się późno, a mam strasznie dużo pracy... Denny niczego nie zauważył.
- Najlepsze są filmy wideo - mówił dalej podnieconym głosem. - Leży sobie taka facetka, cała goła, przeciąga się, oblizuje i takim schrypniętym głosem nawija, co mu zrobi, jak się spotkają. Do tego gra muzyka, palą się świece...
Julia zerwała się, omal nie przewracając krzesła.
- Muszę zanieść szefowi coś do podpisu, to pilne. Denny z ociąganiem zaczął się zbierać do wyjścia.
- Proszę mu powiedzieć, że robimy wszystko, jak kazał. W workach są same listy, resztę sobie zabieramy.
Mogła sobie wyobrazić, z jakim entuzjazmem pracownicy działu przesyłek wykonują ostatnie polecenia szefa...
- No nie! Znowu przynieśli nowe! - Michael stał w drzwiach gabinetu i z obrzydzeniem spoglądał na worki.
- Denny zapewnił mnie, że w środku są tylko listy. Wszystkie, jak to określił, „załączniki”, on i jego koledzy rozdzielili między siebie, zgodnie z pańskim poleceniem - wyjaśniła Julia.
- Tylko listy! - jęknął Michael. - Trudno sobie wyobrazić, co takie listy zawierają.
- Denny mnie uświadomił. - Mówiąc to miała ochotę przygładzić jego ciemną czuprynę; na wszelki wypadek szybko splotła dłonie. - Bardzo sobie chwali pańskie korespondentki.
- To jakiś koszmar... - W głosie Michaela zabrzmiało zmęczenie. Wszedł do sekretariatu, z trudem omijając worki. - Odkąd to świństwo pojawiło się w sprzedaży, nie miałem chwili spokoju. Kobiety dobijają się do mnie w dzień i w nocy. Musiałem zastrzec telefon, z domu wymykam się w przebraniu, wślizguję się do windy jak złodziej, nie mogę wejść do żadnej restauracji. Podają mi swoje wymiary, opowiadają najbardziej intymne sprawy, zupełnie jakbym...
Zarumienił się nagle jak mały chłopiec. Ogarnęło ją dziwne wzruszenie, ale zachowała kamienny wyraz twarzy.
- Denny i jego ekipa robią, co mogą, żeby wziąć na siebie pierwszy impet. Mam na myśli fotografie i filmy, które przechwytują i potem... sumiennie przeglądają.
Spojrzał na nią z wyrzutem.
- Nie ma w tym nic śmiesznego. Przecież w całej tej sprawie nie chodzi tylko o mnie. W grę wchodzi funkcjonowanie firmy, a to jest najważniejsze.
Julia skinęła głową.
- Owszem, trochę nam to utrudniło pracę. Cały system komputerowy na tym ucierpiał. Jest tak przeciążony, że od czasu do czasu się zawiesza.
- Wiem! - Michael zbladł z wściekłości. - Od trzech dni nie mogę się z nikim porozumieć! W takich warunkach przecież nie można pracować. To koszmar!
Miał rację; ona też odczuwała tego skutki.
- Kiedy mówiłem Kristinie, że umieszczenie mnie na tej idiotycznej liście stanowi naruszenie mojej prywatności, nie zdawałem sobie sprawy z rozmiarów katastrofy. Te stale zajęte telefony i zatkane faksy, te tłumy dziennikarzy żebrzących o wywiad! Te wszystkie stacje telewizyjne zapraszające mnie do programów, indywidualnie albo w towarzystwie pozostałych dziewięciu idiotów!
Julia zrobiła minę wyrażającą przekorne zrozumienie.
- W towarzystwie zawsze raźniej... Istnieje nadzieja, że kilka wielbicielek rzuci się też na kogoś innego.
Chyba nie dostrzegł ironii w jej głosie.
- Co to za pocieszenie! Nie mogę tak żyć! Nie dość, że ja sam nie mogę się skupić na pracy, to jeszcze cała firma ma trudności, bo wysiada aparatura.
Przez chwilę krążył po pokoju jak lew w klatce, a potem nagle zatrzymał się przed biurkiem Julii.
- Nic z tego nie rozumiem. Dlaczego one to robią? Spoważniała, rozumiejąc bezmiar zagubienia szefa.
- Publikując listę napisali, że tych dziesięciu wybrańców to książęta z bajki lat dziewięćdziesiątych - odezwała się poważnie. - Widocznie istnieje taka potrzeba i wiele Kobiet marzy o księciu z bajki, a kiedy dostaje jego adres, nie może się powstrzymać i wybiega mu na spotkanie.
Michael skrzywił się z niesmakiem.
- Książę z bajki! Nonsens! Dzisiaj żadna dziewczyna nie chce być Kopciuszkiem! Też pomysł!
Julia spokojnie skinęła głową.
- Coś w tym jest. Książę z bajki jako recepta na życie rzeczywiście wydaje się ciut przestarzały, a co do Kopciuszka... Zawsze myślałam, że to osoba patologicznie bierna i niezdolna do samodzielnego życia. Tylko że te kobiety, które do pana piszą, nie mają w sobie nic z Kopciuszka. Są energiczne i przebojowe i śmiało próbują szczęścia w konkursie na żonę Michaela Fortune'a.
Wzruszył ramionami.
- Nie ma takiego konkursu i nigdy nie będzie żadnej żony Michaela Fortune'a. Gdybym nawet kiedyś postanowił popełnić podobne głupstwo, na pewno nie będę szukał kandydatki w pocztowym worku. Nikt by tak nie postąpił! Na co one liczą w takim razie? Po co bombardują mnie listami?
- Nie tracą nadziei na szczęśliwy los.
- Nadzieja jest matką głupich i do takich należą nadawczynie tych listów.
Jego koncepcja wydała jej się nieco zbyt uproszczona.
- To nie tylko kwestia głupoty - powiedziała z namysłem. - W wielu przypadkach w grę wchodzą też pewne ambicje.
Skrzywił się cynicznie.
- Dobrze znam tego rodzaju ambicje. Wszystko to potwierdza tylko od dawna znaną mi prawdę, że kobietom zależy wyłącznie na pieniądzach i że zrobią wszystko, żeby je zdobyć.
- Zbytnie uogólnienie - odparła Julia z niespotykaną u niej stanowczością. - I nadmierny pesymizm.
Musiała bronić przedstawicielki swej płci przed zarzutem, że wszystkie bez wyjątku lecą na fortunę Michaela i rodziny Fortune'ów. Gra słów sprawiła, że lekko uśmiechnęła się do siebie. Nigdy dotąd na to nie wpadła; nazwisko Michaela wydało jej się nagle bardzo znaczące. Ale przecież „fortune” oznacza również szczęście, los, a co za tym idzie - przeznaczenie.
Michael obserwował ją spod oka. Oparł się o ścianę i skrzyżował ręce. Uznała, że zanosi się na dłuższe przemówienie.
- Od wspomnianej reguły nie ma wyjątku, żadnego. Jestem gotów podać bardzo dobry przykład. Otóż osobą, która wysłała do tego brukowca moje zdjęcie, okazała się moja rodzona matka. Sama się do tego przyznała i ani słowem nie wspomniała, że żałuje tego, co zrobiła. Po prostu zadzwonił do niej jakiś dziennikarz, poinformował o artykule, a ona natychmiast kurierem przesłała mu zdjęcie. Kosztem przesyłki obciążyła mojego ojca.
Julia już o tym słyszała; wiedziała również, że Nate Fortune odmówił zapłacenia rachunku i odesłał go byłej żonie.
Ściany mają uszy; zresztą Nate i Sheila tak głośno kłócili się na korytarzu, że kto chciał, mógł ich usłyszeć.
Michael spuścił wzrok i utkwił go w podłodze.
- Chyba Kristina miała rację, kiedy mówiła, że to wina mojej matki. Matka wprost mi oświadczyła, że zrobiła to, ponieważ uważa, że powinna się mną zainteresować jakaś miliarderka albo przynajmniej córka miliardera.
Spojrzał na Julię, jakby czekał na komentarz. Teraz ona z kolei spuściła oczy.
- Nie bardzo się znam na obyczajach miliarderów - szepnęła - ale nie sądzę, żeby szukali partnerów na łamach gazet.
- Mamie to nie przeszkadza. Każdy sposób jest dobry, żeby zdobyć pieniądze. Słyszałem to już od niej, kiedy chodziłem do przedszkola. Czy twoja matka też ci mówiła takie rzeczy?
Julia zapatrzyła się w okno.
- Moja matka... Kiedy byłam w przedszkolu, rozmawiałyśmy głównie o lalkach, zajączkach wielkanocnych i innych takich sprawach. Nie przypominam sobie, żebyśmy kiedykolwiek rozmawiały o pieniądzach i ich znaczeniu w życiu człowieka.
- Doprawdy? Nie dawała ci rad, jak złapać bogatego męża? Nie uczyła cię, jak zredagować umowę przedślubną, żeby się ustrzec niespodzianek? Nie mówiła, ile karatów ma mieć brylant w zaręczynowym pierścionku i co robić, żeby oskubać faceta przed i po ślubie? Zawsze myślałem, że tego rodzaju sprawy matki omawiają z córkami od najmłodszych lat.
~ Czy twoja matka rozmawiała o tym z twoją siostrą?
- Oczywiście, ale ta biedna romantyczna Jane nie chciała jej słuchać. Wbiła sobie do głowy, że znajdzie prawdziwą bezinteresowną miłość i osiągnęła tyle, że ukochany opuścił ją natychmiast, jak tylko się dowiedział, że zaszła w ciążę. Dla matki to była prawdziwa tragedia. Nie wiem, czy przejęła się tak faktem, że jej córka poszła do łóżka z facetem, który nie miał złamanego grosza, czy też tym, że zostanie babcią. Babcia Sheila nie lubi być babcią.
Julia widziała sześcioletniego synka Jane na fotografii.
- Przecież Cody jest taki śliczny... Michael nie krył złośliwego rozbawienia.
- Caitlyn, córeczka mojego brata, też jest niebrzydka, co nie znaczy, że matka lubi swoje wnuczęta.
Wszystko się zgadza.
- Sheila Fortune nie pasuje do roli babci - rzekła ostrożnie Julia. Nie zamierzała być nietaktowna, tak jej się tylko wymknęło.
- Święta prawda - zgodził się z goryczą Michael. - I trzeba przyznać, że robi, co może, żeby to podkreślić. Uważa się natomiast za bardzo dobrą matkę i jest przekonana, że wysyłając moje zdjęcie do gazety, spełniła swój macierzyński obowiązek. Zadbała o moją przyszłość. Oczywiście nie bezinteresownie; gdyby interes się udał, zażądałaby swojego udziału. Usta Julii drgnęły.
- Rodzaj opłaty manipulacyjnej... Michael uśmiechnął się smutno.
- Coś w tym rodzaju. - Ciężko westchnął. - Tak bardzo bym chciał, żeby to się już skończyło. Czuję się jak mysz w pułapce. Chciałbym znowu w miarę normalnie żyć i żeby mi dali święty spokój.
Jej wzrok wyrażał współczucie.
- To tygodnik. Za dwa dni ukaże się następny numer i czytelniczki rzucą się na nową ofiarę. Wystarczy poczekać.
- Mam nadzieję, że tak będzie. - Spojrzał niechętnym wzrokiem na plastikowe worki. - Proszę zawiadomić dział przesyłek, że odtąd tego typu korespondencję mają kierować prosto do kosza. Nie ma co zagracać biurowych pomieszczeń tymi śmieciami. Większości prywatnych listów kierowanych do mnie mogą w ogóle nie otwierać.
Odwrócił się i poszedł do siebie, głośno zamykając za sobą drzwi. Od pewnego czasu tak właśnie robił. Dawniej, im bardziej był zdenerwowany, tym ciszej się zachowywał, w środku tłumiąc całą wściekłość. Teraz zaczął tracić kontrolę nad sobą, tak jakby przestał panować nad rzeczywistością.
Julia zamyśliła się nad treścią prywatnej rozmowy, którą właśnie skończyli. Nigdy dotąd tak nie rozmawiali; to też stanowiło nowość. W pancerzu Michaela zaczęły pojawiać się szczeliny... Przypomniała sobie, jak bardzo podniecało Denny'ego i jego kolegów to, co Michaelowi wydawało się odrażające i nudne. Podobna obserwacja stanowiła dobry wstęp do porównawczej analizy zachowań ludzkich.
Kiedy znowu wróci do psychologii, może napisze coś na ten temat. Pracę można by zatytułować: „Jeden bodziec - wielość reakcji”. Julia nie wątpiła, że znowu podejmie przerwane studia psychologiczne, nie wiedziała tylko, kiedy to nastąpi.
Pewnego dnia, gdy Joanna całkowicie wyzdrowieje, marzenie Julii się spełni. Mimo że lekarze z wielką ostrożnością wypowiadali się na temat powrotu Joanny do samodzielnego życia, Julia często wyobrażała sobie siostrę jako studentkę uniwersytetu. Sama zrobiła licencjat z psychologii i zamierzała podjąć studia magisterskie, by pracować z trudnymi dziećmi i młodzieżą, ale los chciał inaczej. Na razie...
Szybko otrząsnęła się z marzeń; doświadczenie nauczyło ją, że lepiej mocno stać na ziemi, niż bujać w przestworzach. Wiedziała, że wystarczy jedna chwila, by wszystko legło w gruzach, a życie całkowicie się zmieniło. Drogi naszego przeznaczenia są nieodgadnione i nie ma co się silić na ich poznanie.
Wspomnienie tragedii przywiodło jej na myśl matkę i poczuła do niej głęboką wdzięczność za to, że przed laty zmusiła ją do pójścia na kurs dla sekretarek. Tylko świadectwu ukończenia kursu, a nie licencjatowi z psychologii, zawdzięcza to, że pracuje teraz w wielkiej korporacji za całkiem godziwe wynagrodzenie.
Zadzwonił telefon i szybko go odebrała. Jakiś dziennikarz przebił się przez zapory centrali i dotarł do osobistej sekretarki Michaela. Natychmiast zasypał ją pytaniami o jego prywatne życie i nie dał się spławić suchym oświadczeniem, że „żadnych komentarzy” nie udziela. W końcu Julia, czerwona z gniewu, rzuciła słuchawkę i poczuła niejaką ulgę. Nic dziwnego, że nawet Michael nauczył się trzaskać drzwiami.
Mieszkała na terenie campusu z trzema koleżankami: Jen, Debby i Kią, które studiowały na uniwersytecie w Minnesocie.
Kia kończyła socjologię i od dwóch lat dzieliła pokój z Julią. Jen i Debby studiowały na wydziale aktorskim, a sprowadziły się do sublokatorskiego mieszkania dopiero w sierpniu tego roku. Kuchnia i salon stanowiły wspólny teren całej czwórki.
Niestety, w mieszkaniu była tylko jedna łazienka. W chwilach największego rozmarzenia Julia wyobrażała sobie, że ma własną łazienkę tylko dla siebie: wannę, kabinę prysznicową, wieszak na ręczniki, może niewielką toaletkę... szczyt marzeń.
Mieszkanie niczym nie różniło się od innych mieszkań wynajmowanych przez studentów ostatnich lat, którym nie podobało się życie w akademiku. Budynek nie był stary, a czynsz - niezbyt wysoki. To ostatnie zwłaszcza bardzo odpowiadało Julii i przesądzało o jej wyborze. Cała jej pensja szła na opłacenie pobytu siostry w ośrodku rehabilitacyjnym. Ubezpieczenie pokryło co prawda koszty niemal rocznego leczenia w szpitalu, ale koszty rekonwalescencji ponosiła sama Julia.
Oddanie Joanny do domu opieki społecznej nie wchodziło w rachubę. Julia ani przez chwilę o tym nie myślała.
Tylko w wyspecjalizowanym ośrodku, pod opieką najlepszych fachowców, Joanna miała szansę odzyskać utraconą sprawność. W domu opieki społecznej czekałaby ją beznadziejna wegetacja. Julia bez wahania sprzedała rodzinny dom, umieściła siostrę w ośrodku, a sama przeniosła się do najtańszego mieszkania na terenie campusu.
Miała tylko dwadzieścia sześć lat, ale czuła się o wiele starsza od swoich koleżanek. Życie studenckie jej nie interesowało, a nocne imprezy i krzyki pod oknami nieraz wyprowadzały z równowagi; wstawała przecież o szóstej rano, żeby zdążyć do pracy. Tego dnia wróciła do domu po ósmej; panująca w mieszkaniu cisza upewniła ją, że koleżanki gdzieś poszły. Zwykle wolny czas spędzały razem; nieraz Julia i Kia biegały wieczorami po okolicznych parkach albo robiły sobie wyprawy rowerowe. Dokoła pełno było zieleni, ścieżek i niewielkich jezior.
Julia stanęła przy oknie i zapatrzyła się w ciemność. Szkoda, że Kia wyszła, mogłyby pobiegać. Przez dłuższą chwilę zastanawiała się, w jaki sposób rozładować napięcie po ciężkim dniu. Jak na pierwszą połowę października było bardzo ciepło, ale panujący za oknem mrok miał w sobie coś niepokojącego. Czy gdziekolwiek na świecie kobieta może o zmroku przechadzać się sama? Czy nie jest to prowokowanie nieszczęścia?
Wzruszyła ramionami. Takie tam gadanie. Czuła się spięta i gotowa stawić czoło każdemu wyzwaniu. Przed dwoma laty skończyła kurs samoobrony i dotąd nie miała jeszcze okazji wykorzystać nabytych tam umiejętności. Zresztą okolica należała do spokojnych. Wszędzie o każdej porze kręcili się ludzie, zwłaszcza obok uniwersyteckiego teatru znajdującego się naprzeciw jej domu. Wydział teatralny miejscowego uniwersytetu regularnie wystawiał nowe sztuki, co wieczór skupiając przed wejściem tłumy młodzieży.
Przypomniała sobie, że Jen i Debby wspominały, nad czym aktualnie pracują, ale wypadło jej to z głowy. Chyba jakaś komedia, w każdym razie coś lekkiego; Jen występowała na scenie, a Debby zajmowała się oświetleniem. Trzeba je będzie poprosić o wejściówkę. Swoją drogą, ciekawe, czy kiedykolwiek uda jej się wyjść z pracy wystarczająco wcześnie, by zdążyć na pierwszy akt? Chyba jednak nie, przynajmniej nie w dającej się przewidzieć przyszłości. Najbliższe tygodnie rysowały się czarno...
Jak na filmie ujrzała ponownie kolejne sceny tego okropnego dnia. Poczta głosowa, przeciążona dźwiękową korespondencją do Michaela, znowu się zawiesiła, paraliżując działanie firmy. Tym razem do akcji wkroczył sam wielki boss, prezes rady nadzorczej, Jake Fortune.
Michael uczestniczył w kolejnym zebraniu i ofiarą wściekłości głównego szefa padła Julia. Lodowatym głosem, który przybierał specjalnie na takie okazje, Jake polecił jej przekazać Michaelowi swą opinię na temat wydarzeń ostatnich dni. Sformułował ją w sposób tak jadowity i arogancki, że Julia niemal fizycznie cierpiała, kiedy następnie kazał jej powtórzyć wszystko, słowo w słowo, żeby przypadkiem czegoś nie przekręciła!
Całe to doświadczenie wyprowadziło ją z równowagi. Po pierwsze, poczuła się, jakby wylano na nią kubeł pomyj, po drugie - fakt, że ktoś, choćby nawet rodzony stryj, mówił do Michaela takie okropne rzeczy, zabolał ją tak, jakby dotyczył jej samej. Nie przekazała Michaelowi słów stryja i przez resztę dnia zadręczała się myślą, co będzie, kiedy Jake dowie się o jej niesubordynacji. Na szczęście nie pokazał się już i nie sprawdził, czy stek obelg dotarł do adresata.
Potem było jeszcze gorzej. Do firmy zaczęły docierać zażalenia klientów, którzy z powodu awarii systemu komputerowego nie mogli złożyć zamówień ani skontaktować się w innych handlowych sprawach. Po południu zaś nadeszła katastrofalna informacja, że w porcie od pewnego czasu stoi ładunek komponentów niezbędnych do produkcji kosmetyków, o które to składniki bezskutecznie dobija się dział produkcji. Terminowa realizacja umów stanęła pod znakiem zapytania i korporacji po raz pierwszy od początków jej istnienia zagroziła perspektywa płacenia kar i odszkodowań oraz inne wymierne straty finansowe. W firmie panował stan nerwowego podniecenia.
Na domiar złego, pod gabinetem Michaela wyrosła jak spod ziemi Kristina, domagając się natychmiastowej interwencji w jakichś nie znoszących zwłoki sprawach, ale stan najwyższego wzburzenia, w jakim opuściła gabinet brata, wskazywał na kompletny brak zainteresowania tegoż dla jej problemów.
Zamęt trwał od rana do wieczora i wśród ogólnego zamieszania nikt tak naprawdę nie pracował. No, może tylko Michael próbował coś robić, ale on potrafiłby kierować biurem nawet podczas sztormu na wzburzonym morzu. Porównanie to pojawiło się w umyśle Julii kilkakrotnie tego strasznego dnia, kiedy miała wątpliwą przyjemność pełnić rolę piorunochronu podczas burzy imienia Jake'a Fortune'a.
Najgorsze, że nie miała prawa zareagować; tego nie było w jej kontrakcie. Mogła tylko zacisnąć zęby i czekać, aż huragan minie. Nic dziwnego, że teraz nie mogła spokojnie usiedzieć sama w domu. Musiała coś zrobić, by rozładować nagromadzone w ciągu dnia napięcie. I niech się strzeże każdy, kto stanie jej na drodze! Niech tylko ktoś spróbuje ją zaatakować! Rozniesie go w proch! Szybko przebrała się w szorty i koszulkę z napisem „University of Minnesota”; założyła opaskę i ruszyła wprost w mrok październikowej nocy.
Natychmiast owiał ją lekki przyjemny wiatr, pod stopami zaszeleściły liście. Mogła się tylko domyślać, że są czerwone, złote i brązowe. Jak liście z drzew, jakby za sprawą bryzy, zaczęło opadać z niej napięcie, myśli zaczęły płynąć wolno i spokojnie, zgodnie z rytmem nieśpiesznego, regularnego biegu.
Odetchnęła głębiej i skierowała się na brzeg rzeki. Ciekawe, co teraz robi Michael. Wiedziała, że dawniej od czasu do czasu bywał w klubie sportowym i grywał z bratem w tenisa. Ale Kyle wyprowadził się z Minneapolis i obecnie mieszkał z żoną i córką na ranczu w Wyoming. Michael stracił partnera do tenisa; zresztą miejski klub sportowy po ósmej jest już zamknięty.
Są oczywiście inne sposoby odpoczywania po wytężonym dniu. Do tego wystarczy zaciszna sypialnia... Julia poczuła, że się poci, i to chyba nie tylko z powodu przyśpieszonego biegu.
Nie chciała myśleć o nim w ten sposób, ale nie mogła temu zapobiec w sytuacji, kiedy setki kobiet bombardowało go co dzień seksualnymi propozycjami... A on je wszystkie odrzucał!
Wcale nie dlatego, że nie lubił seksu albo był pod tym względem jakoś szczególnie wstrzemięźliwy. Bynajmniej! Jako jego sekretarka wiedziała, że spotyka się z kobietami. Przecież to ona rezerwowała im stoliki w restauracjach, zamawiała bilety lotnicze na krótkie eskapady nad ciepłe morza, przesyłała kwiaty. Michael zwykle kazał jej wysyłać róże, ogromne bukiety purpurowych róż. A potem... po niezbyt długim czasie musiała jego paniom odpowiadać przez telefon, że go nie ma, albo że jest zajęty, albo że właśnie wyjechał z miasta.
Przez te kilkanaście miesięcy wystarczająco dobrze poznała jego zasady. Po pierwsze, spotykał się tylko z jedną kobietą naraz. Nazywał to „okazjonalną monogamią”. Tego samego wymagał też od swojej partnerki. Po drugie, ograniczał znajomość do dość krótkiego, „bezpiecznego” okresu. Głównie po to, by uczucie nie rozwinęło się zbytnio i nie miało szans przerodzić się w coś trwałego. Po trzecie, kiedy już postanowił zerwać, zrywał definitywnie i nie mogły jego decyzji zmienić ani uparte telefony, ani nawet wizyty. A jeśli stroną zrywającą była kobieta, nigdy nie nalegał, by zmieniła zdanie. I chyba zanadto się tym nie przejmował.
Julia kiedyś usłyszała pewien komentarz z ust jednej z pań, które postanowiły „powiedzieć mu do widzenia, zanim on to zrobi”. Brzmiał on następująco: „Michaelowi wydaje się, że wszystko może. Sądzi, że wolno mu kierować czyimś życiem tak jak sprawami firmy. W ten sposób nie znajdzie żadnej wartościowej kobiety. Myślę, że lepiej jest dla niego pracować, niż go kochać.”
Julia zachowała dyskretne milczenie, co nie znaczy, że w duszy nie skomentowała tych słów. Pracować z Michaelem było całkiem nieźle, ale kochać się z nim musiało...
W tym miejscu przerwała, bo kiedyś postanowiła nie komplikować sobie życia. Rozumiała te wszystkie kobiety, których listy wypełniały wory i biurowe kosze. Za to one nie rozumiały jego: sam fakt, że wychodziły mu naprzeciw, automatycznie je dyskredytował w jego oczach. Michael nie pozwalał się wybrać, to on wybierał; nie był łowną zwierzyną, był myśliwym.
Spostrzegła, że nie ona jedna tego wieczoru postanowiła się przebiec. Raz po raz mijała pojedyncze osoby lub pary, lecz kiedy nagle z mroku wyłoniła się znana, wysoka sylwetka, gwałtownie zwolniła kroku. Niemożliwe! Czyżby wyobraźnia płatała jej figle! Za długo o nim myślała i teraz wydaje jej się...
Ciemnowłosy mężczyzna w niebieskich szortach i sportowej koszulce nie był jednak wcale wytworem jej imaginacji. Stał przed nią Michael Fortune we własnej osobie i patrzył na nią zdumionym wzrokiem.
Przez chwilę tkwili tak naprzeciwko siebie bez słowa, jakby bali się spłoszyć zjawę.
- Julia?
Głos Michaela był cichy i niepewny. Nie wierzył własnym oczom. Ta zadyszana dziewczyna w szortach i przepoconej koszulce w niczym nie przypominała jego nienagannie ubranej sekretarki, którą widywał codziennie w swoim biurze.
Julia szybkim ruchem przyczesała niesforne kosmyki, wymykające się jej spod opaski. W pracy zwykle nosiła włosy spięte w staroświecki mały kok z tyłu głowy.
Nigdy dotąd nie zauważył, jakie ona ma piękne uszy; drobne, kształtne, lekko zaróżowione, z maleńkimi złotymi kolczykami. Nie mógł od nich oderwać wzroku. Nie to, żeby nigdy dotąd nie widział jej uszu, nie, po prostu nigdy dotychczas nie spostrzegł, jakie są śliczne. I nie miał pojęcia, że Julia nosi kolczyki. I ma taką ładną szyję...
Julia nerwowym ruchem uniosła dłoń, jakby chciała się zasłonić przed jego wzrokiem. Poczuł się głupio; gapi się na nią jak jakiś wampir spragniony krwi! Co się z nim dzieje? To wszystko wina tej cholernej listy i całej tej kretyńskiej korespondencji. Wydarzenia ostatnich dni wytrąciły go z równowagi.
- Cześć, Michael. - Julia swobodnie zwróciła się do niego po imieniu, tak jakby niezwykła sytuacja, w jakiej doszło do ich spotkania, wymagała niecodziennego zachowania.
Nigdy jeszcze nie widzieli się poza miejscem pracy. Miała wrażenie, że ściśle określone reguły, których tam przestrzegają, tutaj przestają obowiązywać. Strój ich obojga jeszcze to podkreślał. Michael w szortach i sportowej koszulce w niczym nie przypominał jej szefa ubranego w eleganckie garnitury.
Jego nowy strój ukazywał również zupełnie nieznane cechy jego osoby. Muskularne, opalone ramiona, mocne nogi, szczupłą, ale silną i wysportowaną sylwetkę. Oderwała od niego wzrok, czując dziwną suchość w ustach. Szkoda, że nie wzięła butelki z wodą. Choć do tej pory wcale nie czuła pragnienia...
- Tak sobie biegasz, dla sportu? - wykrztusił wreszcie Michael i natychmiast poraziła go oczywista głupota własnego pytania.
Nie, ona wcale nie biega dla sportu, wyszła tak sobie w szortach i tenisówkach, i właśnie czeka na autobus! Poczuł się jak idiota, on, który nigdy nie pozwalał sobie na najmniejszy błąd i tego samego wymagał od innych. Nie zdziwiłby się, gdyby w odpowiedzi Julia wybuchnęła śmiechem. Kristina na jej miejscu wzniosłaby oczy do nieba i prychnęła mu prosto w nos: „Genialne, jak na to wpadłeś, braciszku?”
Jednak jego wzorowa sekretarka nie zawiodła go i tym razem.
- Tak, postanowiłam pobiegać, żeby się trochę odprężyć. Miałam ciężki dzień - odparła miłym, spokojnym głosem.
Michael poczuł się znacznie pewniej. Świat powrócił w zwykłe koleiny; odpowiedź Julii sprowadziła ich znowu na dobrze znany obojgu, bezpieczny teren biura i spraw zawodowych.
- Doskonale to rozumiem - powiedział z widoczną ulgą. - Ja też chciałem trochę odetchnąć.
Ruszyli truchtem przed siebie, wymieniając uwagi o poszczególnych wydarzeniach dnia i dowcipkując na temat ostatnich niefortunnych wydarzeń w firmie. Julia napomknęła nawet o wizycie Jake'a i niemal dosłownie powtórzyła Michaelowi jego wypowiedź.
- Po prostu gotował się z wściekłości, a przy okazji mnie też się nieźle dostało - zakończyła.
Michael spojrzał na nią z boku, nie przestając biec.
- Biedna Julia! Strasznie mi przykro. Mam nadzieję, że nie wzięłaś tego do siebie.
- Skądże! Nigdy nie uwierzyłabym, że ktoś może mnie nazwać infantylną idiotką!
- Tak ci powiedział? - Michael oburzył się nie na żarty. - Rozumiem, że był na mnie wściekły, ale to go nie upoważnia do obrażania ciebie.
- Trudno, stało się.
Nie zamierzała dyskutować z nim o prezesie rady nadzorczej ani zabierać głosu na temat ich rodzinnych nieporozumień! W ogóle nie powinna była wspominać o awanturze, jaką jej zrobił Jake, ale mrok i konwencja przyjacielskiej rozmowy niepotrzebnie rozwiązały jej język.
- Nie ma o czym mówić - dodała, chcąc zbagatelizować całą sprawę. - Ja już o wszystkim zapomniałam.
Michael zmarszczył brwi.
- Trudno w to uwierzyć. Znam stryja i jego niewyparzony język; nawet mnie nieraz trudno jest się pozbierać po tym, co od niego usłyszę. Wyobrażam sobie, co wygadywał o mnie, skoro ciebie nazwał infantylną idiotką. Możesz mi powtórzyć?
Julia przecząco pokręciła głową.
- Nie ma sensu. Michael zapatrzył się przed siebie.
- Chyba masz rację. Nie zamierzam go tłumaczyć, ale wiem, że Jake przeżył straszne chwile po śmierci mojej babki. W tragicznych okolicznościach stracił matkę, a do tego musiał stanąć na czele firmy. Czuł się za wszystko odpowiedzialny, a mój ojciec bynajmniej mu nie pomógł, zadowolony, że to nie na jego barki spada taki wielki ciężar. Nareszcie starszy brat mu się do czegoś przydał.
Julia milczała; wiedziała, że stosunki między braćmi pozostawiają wiele do życzenia, a śmierć matki, zamiast ich ze sobą pogodzić, jeszcze bardziej ich podzieliła.
Nagły zgon przeszło siedemdziesięcioletniej Kate Fortune wstrząsnął posadami korporacji i całej rodziny. Zyski firmy zaczęły gwałtownie spadać, a konflikty pomiędzy ludźmi - pogłębiać. Julia znała okoliczności śmierci nestorki rodu z gazet, biurowych plotek i strzępów rozmów poszczególnych członków rodziny, którzy przewijali się przez sekretariat w drodze do gabinetu Michaela.
Kate zginęła w katastrofie lotniczej w Brazylii. Pilotowany przez nią samolot roztrzaskał się w tropikalnej dżungli, a jedyne znalezione na miejscu wypadku zwłoki zidentyfikowano jako zwłoki Kate. Rodzina jeszcze nie podniosła się po tym strasznym ciosie.
- Miałam przyjemność widzieć kilka razy twoją babkę - powiedziała cicho. - To była niezwykła osoba. Mądra, dobra i dynamiczna. A jaką nadzwyczajną miała pamięć! Znała imiona wszystkich pracowników i dla każdego miała chwilę czasu i dobre słowo.
Michael uśmiechnął się do wspomnień.
- Tak, babcia właśnie taka była. Dostałem od ciebie list kondolencyjny po jej śmierci i nie podziękowałem ci...
- Wcale na to nie liczyłam. Chciałam tylko, żebyś wiedział, jak bardzo ją szanowałam i jak bardzo ci współczuję. Na pewno strasznie ci jej brak.
- Staram się zbytnio nie rozczulać. Praca to najlepszy środek na...
Zdławiony głos odmówił mu posłuszeństwa.
- Na rozpacz - dokończyła za niego. - Owszem, praca to świetne lekarstwo.
Nie dodała, że nieraz rozmowa z przyjacielem też może sprawić człowiekowi pewną ulgę.
- Jak rozumiem, wszyscy w waszej rodzinie je stosują - dodała łagodnie.
- Tak, tylko że wuj Jake ma jeszcze inne problemy, które nie mają nic wspólnego z odejściem mojej babki.
Czuł ulgę, rozmawiając z nią o wszystkim, co tłumił przez długie miesiące. Miał do niej zaufanie, przy niej czuł się bezpiecznie. Znał ją na tyle, żeby nie mieć najmniejszych wątpliwości co do tego, jak bardzo jest lojalna.
- Podobno przechodzą z Eriką kryzys małżeński. Z charakterem Jake'a trudno o kompromis, a Erica jest podwójnie nerwowa, bo dzieci wyfrunęły i cierpi na syndrom pustego gniazda.
- Wiele kobiet ma ten problem. Trudno jest się pogodzić tym, że w pewnej chwili dzieci opuszczają rodzinny dom.
- W głosie Julii zabrzmiało zrozumienie i współczucie.
- Nie wszystkie. Na przykład moja matka nie posiadała się z radości, że ma nareszcie gniazdo tylko dla siebie - oświadczył Michael z goryczą. - Erica jest zupełnie inna, nagle poczuła się stara i niepotrzebna. Weszła w okres przejściowy, zaczęła robić bilans zysków i strat i wyszło jej, że to z winy Jake'a przerwała studia, wyszła za niego i zajęła się dziećmi. Zupełnie jakby ktoś ją do tego zmusił! Przecież nikt jej nie przystawił pistoletu do głowy, sama tego chciała!
Parsknął ironicznym śmiechem; nie było wątpliwości, co myśli o niewczesnych zachciankach żony Jake'a. Julia jednak nie na darmo w swoim czasie studiowała psychologię.
- Czy twoja ciotka nigdy nie myślała, żeby wrócić na studia, teraz, kiedy odchowała dzieci? Wiele osób tak robi. Czytałam, że są wśród nich nawet siedemdziesięcioletnie panie.
Michael z uśmiechem zwrócił ku niej głowę.
- Musisz z nią o tym pogadać. Erica będzie zachwycona. Ma tylko pięćdziesiąt dwa lata, a to wedle twoich kryteriów, jak widzę, bardzo mało...
Julia przypomniała sobie piękną zadbaną blondynkę w sile wieku, zamożną i mającą oparcie w jednym z najbogatszych mężczyzn w kraju. Miała dzieci i wnuki i wcale nie wyglądała na sfrustrowaną kobietę w wieku przejściowym.
- Wygląda na zupełnie pogodzoną z losem - szepnęła. - Trudno zresztą się temu dziwić.
Michael skrzywił się złośliwie.
- Jak mówi przysłowie, pieniądze szczęścia nie dają - rzekł sentencjonalnie. - A do tego podobno pieniądze to nie wszystko. Moja matka oczywiście uznałaby to za bzdurę, bo jest całkiem przeciwnego zdania.
Julia uśmiechnęła się łobuzersko.
- Ludzie mówią też, że pieniądze to co prawda nie wszystko, ale i tak całkiem sporo. Inni dodają, że wcale nie zależy im na pieniądzach, tylko na tym, co za nie można kupić.
Wybuchnęła dźwięcznym śmiechem i Michael znowu poczuł się jakoś dziwnie. Czy ta prześliczna, wesoła dziewczyna u jego boku to naprawdę poważna i przygaszona Julia Chandler? Nic z tego nie rozumiał. Jak mógł dotąd nie zauważyć jej urody?
Zerknął z boku na zgrabną sylwetkę biegnącej dziewczyny, na jej drobne piersi, smukłe nogi... Na to wszystko, co w pracy kryła przed ludzkim wzrokiem pod workowatą garsonką i luźnymi bluzkami. Chciał się na nią napatrzyć za wszystkie czasy. Lekko zwolnił i przepuścił ją przodem; Julia od tyłu wyglądała równie wdzięcznie i poczuł, jak krew uderza mu do głowy. Nagle przystanęła i spojrzała na niego pytająco.
- Kurcz w łydce - wyjaśnił szybko, nadrabiając dzielącą ich odległość.
Przez chwilę biegli dalej w niekrępującej ciszy.
- Posłuchaj... - odezwał się wreszcie Michael.
- Tak?
- Chciałem cię przeprosić za to, co ci powiedział Jake. On łatwo wpada w złość i potem szybko o wszystkim zapomina. Bardzo bym chciał, żebyś mu wybaczyła.
- Już o wszystkim zapomniałam - zapewniła go Julia. - Znasz go lepiej niż ja i jakoś sobie z nim radzisz.
Za nic nie chciała rozmawiać o jego rodzinie.
- Tak, jakoś sobie z nim radzę - powtórzył. - Nieraz to, co mówi, rani mnie, ale staram się go zrozumieć. Jest ostry i wymagający. Znam to, w sumie jesteśmy do siebie podobni.
Nie mogła powstrzymać uśmiechu.
- Też tak myślisz, prawda? Jesteśmy podobni?
- Powiedzmy, że ty nikogo nie nazwałbyś tak pochopnie infantylnym idiotą - odparła wymijająco.
- Na pewno nigdy bym nie użył tego określenia w stosunku do ciebie.
- A gdyby chodziło o sekretarkę Jake'a? Wytrzymał jej uważne spojrzenie.
- To zależy... Oboje wybuchnęli śmiechem. Jak ona się ładnie śmieje, pomyślał. Ma taki ciepły, serdeczny śmiech. Nic wspólnego z tymi telefonicznymi pomrukami, co to niby mają działać na zmysły. Mimo woli otrząsnął się na samo wspomnienie. Nic dziwnego, że nie znał jej śmiechu, ostatnio w pracy nie mieli wiele powodów do radości.
- Uwaga! Krzyk Julii wyrwał go z zamyślenia. W tej samej chwili Michael spostrzegł grupkę dziewcząt podążających w ich stronę. Były bardzo młode i chyba nieco pijane. Nagle wzrok jednej z nich padł na wysoką sylwetkę mężczyzny w niebieskich szortach.
- O rany! To przecież on! Ten facet z gazety! Najfajniejszy wolny facet w naszym pięknym kraju!
Julia przypomniała sobie widziany kiedyś film o Beatlesach; kiedy w 1964 roku odwiedzili Nowy Jork, dziewczęta tak samo szalały na ich widok.
- Z nieba nam spadł! Michael struchlał. Postanowiła go bronić, a przy okazji również samą siebie przed nieobliczalnymi nastolatkami. Lekko wysunęła się do przodu. Wiedziała, że najlepszą obroną jest atak i że trzeba jak najszybciej objąć prowadzenie. Zwróciła spokojną twarz ku najbardziej rozwrzeszczanej dziewczynie.
- Wy naprawdę myślicie, że to jeden z tych facetów? Który? Michael Fortune? Dobre sobie! Denny, one cię wzięły za takiego jednego milionera!
Spojrzała na stojącego krok za nią Michaela.
- Myślą, że to ty jesteś Michael Fortune! - Znowu spojrzała prowodyrce w oczy. - To Denny, mój brat. Pracuje w firmie tego waszego idola, w dziale pocztowym.
Na twarzy dziewcząt odmalowało się rozczarowanie.
- W dziale... pocztowym? To nie jest Michael Fortune? Julia roześmiała się z wyższością.
- Jaki tam z niego Michael Fortune! On mu tylko przynosi listy! Naprawdę jest do niego podobny?
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Gdzie tam! Tamten jest zupełnie inny. Taki... no, wygląda jak milioner. A ten tutaj wygląda jak listonosz.
Julia spoważniała.
- To bardzo dobry zawód. Denny całkiem nieźle zarabia, ma premię, ubezpieczenie, a na Boże Narodzenie zawsze dostaje bony. A do tego on też jest wolny, jeszcze nie ma dziewczyny.
Zachęcającym wzrokiem obrzuciła otaczające ją wianuszkiem młode twarze.
- Może by tak któraś z was... Dziewczęta zachichotały; widać było, że facet, któremu siostra szuka dziewczyny, nie jest w ich typie.
- Wolałybyśmy Michaela albo kogoś podobnego - wydęła wargi jedna z nich.
- Ale Denny tak naprawdę jest do niego bardzo podobny - nie ustępowała Julia. - Można nawet się pomylić i...
- Tak się pomylić to może tylko Wendy. - Druga z dziewcząt palcem wskazała winowajczynię, która pierwsza rozpoznała Michaela. - Ale ona jest tak pijana, że wzięłaby chłopaka od pizzy za Toma Cruise'a.
Nie wdając się w dalszą dyskusję, odeszły, zostawiając Julię i Michaela samych.
- Denny? Dlaczego właśnie Denny? - W głosie Michaela zabrzmiał lekki wyrzut.
- To pierwsze imię, jakie mi przyszło do głowy - wyjaśniła Julia. - Ale tak naprawdę, to robisz się do niego coraz bardziej podobny. Masz teraz takie samo cielęce spojrzenie. Jeszcze chwila, a zaczniesz się ślinić na sam widok koperty z listem od wielbicielki Michaela.
- Ślinić na widok koperty od wielbicielki...
Jednocześnie wybuchnęli śmiechem i ruszyli przed siebie wolnym krokiem. Nie mieli ochoty biegać, byli już trochę zmęczeni. Woleli porozmawiać i pożartować.
- Kim ty naprawdę jesteś? - Julia zrobiła wielkie oczy.
- Na pewno nie Michaelem Fortune'em. Znam go, jest moim szefem - ciągnęła z komicznym przejęciem. - Jesteś chyba jakimś posłańcem, może masz na imię Denny?
- Wolę być posłańcem - odparł tym samym tonem - niż infantylnym idiotą, chociaż muszę przyznać, że gdyby Jake zobaczył nas w tej chwili, nie pożałowałby nam ostrzejszych epitetów.
- Ty nigdy nie zachowujesz się jak idiota, a już na pewno nie infantylny.
- Mam nadzieję. Barbara, moja macocha, mówi nawet, że jestem nad wiek poważny i nigdy się nie uśmiecham.
- Przez ostatni rok nie miałeś wielu powodów do radości - szepnęła Julia.
- To prawda. Raz po raz waliły się na nas nieszczęścia, od drobnych niepowodzeń po prawdziwe katastrofy. W laboratorium ktoś podłożył ogień, Kate zginęła w katastrofie, a mojej kuzynce Allison napatoczył się ten dureń, jak mu tam, Rafe.
- Przynajmniej to ostatnie nieszczęście dobrze się skończyło - spróbowała go pocieszyć Julia. - Allison wyszła przecież za swojego ochroniarza.
Michael wzruszył ramionami.
- Też mi szczęście. Małżeństwo! Osobliwy punkt widzenia.
Julia ugryzła się w język. Było to znacznie łagodniej powiedziane niż: „Lepszy trup niźli ślub”.
- W interesach też nam się nie wiodło - westchnął Michael. - Akcje naszego przedsiębiorstwa spadają, a ten dotąd nie wyjaśniony pożar w laboratorium... Temu, kto to zrobił, udało się skutecznie spowolnić nasze prace nad „eliksirem młodości”. - Uśmiechnął się smętnie. - Tak to się miało nazywać.
Julia wiedziała, że w laboratoriach firmy od lat przeprowadzano doświadczenia nad nowym kosmetykiem. Tragicznie zakończona podróż Kate do Brazylii miała właśnie na celu sprowadzenie pewnego bardzo rzadkiego składnika potrzebnego do produkcji. Wyglądało na to, że po latach powodzenia i niczym nie zmąconych sukcesów nad rodziną zawisła jakaś klątwa.
- A na domiar złego - ciągnął jej towarzysz - zostałem ogłoszony jednym z najbardziej atrakcyjnych kawalerów w kraju i mimo woli stałem się obiektem zupełnie niechcianego, ale za to męczącego zainteresowania.
- I powodem wysiadki systemu komputerowego firmy - nie mogła się powstrzymać Julia.
- O ile wiem, zawiesiła się tylko poczta głosowa. - Spojrzał na nią, jakby chciał sprawdzić, czy bardzo ją to bawi. - Nie tylko firma na tym ucierpiała, ja osobiście też - dodał tonem wyjaśnienia.
- Doskonale o tym wiem, miałam przecież przyjemność rozmawiać z tymi paniami przez telefon, czytałam też niektóre faksy...
Zupełnie jakby nie doceniała grozy sytuacji. Pełen wyższości ton jej głosu sprawił, że Michael dodał:
- Sama widziałaś przed chwilą, że o mało mnie nie rozerwały na strzępy. Swoją drogą, musiały być nieźle wstawione, skoro się nabrały na tę twoją bajeczkę.
- Może tak, może nie.
- Ja naprawdę okropnie się męczę. Nie mogę tego dłużej znieść. Wyszedłem pobiegać, bo już nie wytrzymuję w domu. Tam też dochodzą listy, a nie mam Denny'ego i jego kumpli, żeby wzięli je na siebie.
Zaczął biec i Julia dotrzymała mu kroku.
- Te kobiety sterczą pod moim domem. Wymykam się w przebraniu mechanika samochodowego, mam zaprzyjaźniony warsztat i jego właściciel rozumie moją sytuację. Razem z synem współpracują z nami od lat i dostarczyli mi przebranie.
Bał się zobaczyć jej minę, ale z głosu wywnioskował, że jeśli chciał ją wzruszyć swoim losem, to celu nie osiągnął.
- To musi być naprawdę świetny strój. Dali ci też wąsy i ciemne okulary? - zapytała niewinnie.
Chyba sobie z niego kpiła, ale pewności nie miał. Trudno, dziś musi brać wszystko za dobrą monetę.
- Poważnie myślałem, czy ich sobie nie kupić.
- Mógłbyś też kupić perukę. Co myślisz o długich, jasnych włosach, takich, jakie noszą te chłopaki z kalifornijskich plaż? Nikt by cię nie poznał.
Przystanął i bacznie się jej przyjrzał.
- Widzę, że sobie ze mnie stroisz żarty. Robisz to bardzo dyskretnie, mówisz jedno, a sens jest inny. Dopiero teraz to spostrzegłem. Chciałbym cię o coś zapytać: czy to znaczy, że przez cały ostatni rok kpiłaś sobie ze mnie?
Julia zrobiła przestraszoną minkę.
- Nigdy bym nie śmiała. Zresztą my, infantylne idiotki, nie jesteśmy zdolne do takich subtelności.
Michael roześmiał się; ku jego zaskoczeniu cała ta rozmowa bardzo mu się podobała. Zupełnie jakby nareszcie ktoś, otwarcie sobie z niego żartując, traktował go... najzupełniej serio.
Dotarli do parkingu i trzeba było się pożegnać.
- Odwiozę cię do domu. - Michael otworzył przed nią drzwi czerwonej corvetty.
- Dziękuję - powiedziała Julia.
- Kobieta nie powinna sama chodzić po zmroku. - Dopiero wypowiadając ten banał, zdał sobie sprawę, jak bardzo mu zależy na bezpieczeństwie tej dziewczyny. - Nie powinnaś wychodzić o tej porze, ktoś cię może napaść.
- Dwa lata temu skończyłam kurs samoobrony - wyjaśniła spokojnie. - Nie lubię się bać ani ograniczać swoich poczynań, wolę mieć pewność, że sama skutecznie potrafię się obronić.
Jej brawura nie zyskała jego aprobaty.
- Nie uczyli cię na kursie, że pierwszą zasadą bezpieczeństwa jest unikać niebezpiecznych sytuacji? Jeśli tego nie wiesz, możesz nabrać złudnego poczucia, że kilka poznanych na kursie chwytów całkowicie ci wystarczy, a to nieprawda. Przyrzeknij mi, że nie będziesz biegała sama po ciemku.
Mruknęła pod nosem coś niezbyt zrozumiałego, ale nie chciał dalej roztrząsać tematu. Zresztą to nie jego interes, jest dorosła i może sobie robić co chce...
Spojrzał na jej zaczerwienioną od biegu buzię okoloną ciemnymi włosami wymykającymi się spod opaski, i wydała mu się śliczna.
- Może pojedziemy coś zjeść albo się czegoś napić? - zapytał ku swojemu zaskoczeniu; nigdy dotąd nie zachowywał się tak spontanicznie.
Julia spojrzała na swoje szorty.
- W takim stroju? Przecież ludzie pouciekają na nasz widok.
- Na twój nigdy nikt nie ucieknie, ale co do mnie... W takim razie podjedźmy gdzieś, gdzie dają jedzenie do samochodu. Zjemy jakąś kanapkę, napijemy się czegoś zimnego i jeszcze chwilę pogadamy.
Widziała, że mu na tym zależy, ale wolała wracać.
- Bardzo dziękuję, może innym razem. - Spojrzała na zegarek. - Na mnie naprawdę już czas.
Zbliżała się pora codziennego telefonu do Joanny. Właśnie dzisiaj musi zadzwonić do niej punktualnie, bo siostra tego wieczoru - razem z innymi młodymi pacjentami - ogląda w telewizji pewien program dla młodzieży. Zasiadają przed telewizorem z prażoną kukurydzą i napojami, zupełnie jakby znajdowali się w domu albo w gościnie u przyjaciół. Julia wiedziała, jak bardzo jest to istotne w tego rodzaju terapii. Joanna od tak dawna żyła pozbawiona towarzystwa rówieśników, że nie można tracić najmniejszej okazji wyrównania tych braków.
Z rozpaczą obserwowała spadek sił psychicznych i intelektualnych siostry. Bezpośrednio po wypadku Joanna znajdowała się na umysłowym poziomie kilkuletniej dziewczynki, a zaburzona percepcja pozwalała jej na oglądanie i reagowanie na programy przeznaczone dla dzieci z zerówki. Teraz wszystko się zmieniło. Julia uśmiechnęła się do siebie na myśl o tym, że siostra ma przyjaciół i zdaje się wracać do normalnego świata.
- Musisz mi pokazać drogę do swojego domu - powiedział Michael. Ciekawe, dlaczego musi wracać... Czy naprawdę ma coś pilnego do zrobienia, czy też po prostu chce jak najszybciej uwolnić się od jego towarzystwa?
Zdawał sobie sprawę z niedorzeczności tej sytuacji. On, Michael Fortune, za którym uganiają się kobiety z całego kraju i ślą do niego listy, w których szeroko rozpisują się na temat tego, co mogą dla niego zrobić, nie jest w stanie zainteresować sobą własnej sekretarki na tyle, żeby się łaskawie zgodziła napić z nim coli na parkingu.
Nie jest się prorokiem we własnym kraju, pomyślał z goryczą, i nie jest się panem i władcą poza własnym biurem. Przecież to naturalne, że Julia, przestając z nim po wiele godzin dziennie, ma go dość i woli wolny czas spędzić z kimś innym. Rozumiał to, ale z niewiadomych powodów nie mógł się z tym pogodzić. Żeby przerwać panujące w samochodzie milczenie, włączył radio. Właśnie trwała transmisja meczu baseballowego. Michael nie kibicował żadnej z drużyn, ale wolał to niż tę krępującą ciszę.
Julia cichym głosem powiedziała mu, gdzie ma skręcić. Podjechali pod dom. Otworzyła drzwi, zanim na dobre zahamował, wyskoczyła z samochodu i pobiegła w stronę wejścia.
- Do widzenia i dziękuję! - usłyszał jeszcze.
Jej nagłe zniknięcie miało w sobie coś denerwującego. Michael spojrzał na ciemne okna budynku, pod którym się znalazł. Ciekawe, gdzie ona mieszka? Czy sama, czy z kimś? Julia nigdy nie rozmawiała o swym prywatnym życiu; przynajmniej nie z szefem. Nigdy mu nie przyszło do głowy pytać ją o to, a ona jakoś nie miała ochoty na zwierzenia.
Wracał do siebie zatłoczonymi ulicami, rozmyślając o tym, co go spotkało; nawet nie zauważył, kiedy znalazł się przed luksusowym wieżowcem, gdzie zajmował nowocześnie urządzony penthouse. Z niechęcią sięgnął po przebranie leżące na tylnym siedzeniu. Na szczęście, jego prześladowczynie chyba się zniechęciły i nic mu nie groziło.
Szybko przemknął się do środka i wśliznął do prywatnej windy docierającej do mieszkania na najwyższym piętrze. Otworzyła się wprost przed jego drzwiami. Po lewej stronie, za szklaną ścianą rozpościerał się wspaniały widok na miasto i rozjaśnione światłami niebo.
Michael nawet nie spojrzał w tym kierunku.
W końcu ukazał się następny numer sławetnego magazynu i lista najbardziej atrakcyjnych kawalerów w USA straciła na aktualności. Telefony od telewizyjnych prezenterów ustały, prasa nieco się uspokoiła. Liczba listów też trochę zmalała.
Gazety o krajowym zasięgu przestały się interesować Michaelem, czego nie można było, niestety, powiedzieć o prasie lokalnej. Michael zmienił numer domowego telefonu, natychmiast go zastrzegł i włączył na stałe automatyczną sekretarkę; odtąd wielbicielki mogły dzwonić do niego tylko do pracy i bez skrupułów z tej okazji korzystały.
Do akcji włączyły się też lokalne media, nieustannie zasypując rzecznika prasowego firmy pytaniami o życie prywatne i upodobania najsłynniejszego z przedstawicieli rodu Fortune'ów.
- Jeden jedyny wywiad i już mnie nie ma - oświadczyła stanowczo Faith Carlisle z telewizyjnego programu trzeciego, nie zrażając się żadnymi trudnościami.
Jakoś udawało jej się przedrzeć przez wszelkie zapory, rozliczne recepcjonistki i sekretarki, i codziennie bombardowała telefonami Julię Chandler. Jej upór i natarczywość doprowadzały Julię do szaleństwa, przy czym nie mogła nie podziwiać skuteczności działań energicznej dziennikarki.
Faith Carlisle z tupetem oświadczyła, że nie zamierza rezygnować z upragnionego wywiadu i że nie ustąpi, dopóki go nie uzyska.
- Naprawdę robię, co mogę - odparła zmęczonym głosem Julia. - Pan Fortune wie o wszystkich pani telefonach.
- I co mówi?
- Powtarza wciąż, że nie zgadza się na wywiad, naprawdę bardzo mi przykro.
- Czy on nie rozumie, że unikając nas, powiększa tylko zainteresowanie swoją osobą? - W głosie Faith zabrzmiała wyższość zawodowca. - Proszę sobie przypomnieć, jak było z Jacqueline Onassis. Dziennikarze ją oblegali, bo żadnemu nie chciała udzielić wywiadu. Widzę, że Mike Fortune stosuje te same metody.
Julia westchnęła.
- To nie są żadne metody, on po prostu chce, żebyście go zostawili w spokoju.
- Nie ma mowy. A jak tam wasza poczta elektroniczna i głosowa? Jeszcze działa?
- Na szczęście, tak. - Julia wzdrygnęła się na przypomnienie wizyty Jake'a tego dnia, kiedy zawiesił się system. - Od pewnego czasu mniej osób się do nas dobija. Myślę, że zainteresowanie Michaelem nareszcie słabnie.
- Nie łudź się, kochanie - rzekła zagadkowo Faith i rozłączyła się.
Julia szybko zapomniała o całej rozmowie i do południa spokojnie pracowała. Potem nieoczekiwanie tyle osób chciało zostawić wiadomość w skrzynce głosowej Michaela, że system padł. Znowu! Zaraz potem, zupełnie jakby nagle wszystkie maszyny solidarnie zastrajkowały, zawiesił się system komputerowy całej firmy. Michael wściekły wezwał Julie do siebie.
- Jestem pewna, że to ta dziennikarka maczała w tym palce - wyznała cicho Julia. - Nie zwróciłam uwagi na to, co powiedziała na zakończenie naszej rozmowy, ale teraz już wszystko rozumiem. To była groźba. Chciała nam pokazać, do czego jest zdolna. Myślę, że nie przestanie nas dręczyć, dopóki pan... dopóki nie udzielisz jej wywiadu.
Michael zacisnął pięści.
- Nie ma mowy! Nigdy nie ugnę się przed szantażem tych telewizyjnych hien! Ja im... my im jeszcze...
W tej samej chwili po korytarzu przetoczył się grzmot; to Jake Fortune zdążał w kierunku biura swego bratanka.
- Michael, do cholery! Zaraz chyba szlag mnie trafi! Julia zadrżała ze strachu; ciężkie kroki były coraz bliżej.
Przypomniała sobie Wyrwidęba i Waligórę z bajki; miała wrażenie, że któryś z nich zaraz tu wtargnie i połamie im kości...
- Najlepiej zamknijmy się w szafie - szepnęła niezupełnie żartem. - Może nas nie zauważy...
Michael lekceważąco machnął ręką.
- Nie bój się, dam sobie z nim radę. Jake przestąpił próg sekretariatu. Ziemia drżała pod jego nogami, drzwi dzielące go od gabinetu Michaela nagle wydały się bardzo wiotkie... Może Michael nie bał się własnego stryja, ale Julia umierała ze strachu. Z nadzieją w oczach spojrzała w stronę biurowej szafy. Było już jednak za późno. Drzwi dzielące gabinet od sekretariatu rozwarły się jak za podmuchem huraganu i Jake wpadł do środka.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, co te twoje... wielbicielki robią! Ale będziemy mieli straty! Czy ty w ogóle masz pojęcie...
Gwałtowna tyrada płynęła jak górski potok po kaskadach z kamieni. Michael stał bez ruchu i czekał, aż amunicja wuja się wyczerpie. Julia przykleiła się do ściany, próbując przeniknąć przez nią na zewnątrz, tam, gdzie nie było zepsutych komputerów ani stryjów Jake'ów.
Potem głos zabrał Michael. Najpierw próbował jakoś załagodzić sprawę, potem wszystko zracjonalizować, a w końcu, kiedy przeciwnik okazał się głuchy na wszelkie argumenty - przeszedł do kontrofensywy. Nie na darmo byli rodziną; znali swoje słabe punkty, uderzali celnie i bardzo boleśnie.
Julia miała wrażenie, że za chwilę zaczną się obwiniać o suszę w Afryce, fatalne zbiory ryżu w Chinach i zbyt późne obalenie muru berlińskiego... Poczuła, że ból głowy zaczyna rozsadzać jej skronie; nigdy w życiu nie cierpiała na migrenę, ale teraz właśnie miała przeżyć jej atak po raz pierwszy.
Jake zrobił krok do przodu; jego kark spurpurowiał. Jeszcze sekunda, a skoczą sobie do gardła.
- Podobno wydzierasz się na mojego syna. - W progu stanął Nate Fortune i złym wzrokiem obrzucił brata.
Julia zrozumiała, że któraś z urzędniczek nie wytrzymała i wezwała na pomoc ojca Michaela. Żołądek podszedł jej do gardła. Rozpoczynała się trzecia wojna światowa, a ona stawała się tego mimowolnym świadkiem.
- Przez tego twojego synalka firma praktycznie przestała działać. Te jego zwariowane baby puszczą nas z torbami! - Jake z wysuniętą szczęką ruszył w stronę brata. - I to nie po raz pierwszy! Nie po raz drugi ani trzeci... tylko piąty! Wszystko wytrzymałem, ale każda cierpliwość ma swoje granice! Jako szef rady nadzorczej i osoba odpowiedzialna za to, co się tutaj dzieje, muszę ukrócić te idiotyzmy!
- To nie wina mojego syna, że kobiety za nim szaleją. - Nate z udanym spokojem wytrzymał natarcie brata.
- Tato, proszę, daj spokój. - Michael wyraźnie nie potrzebował pomocy ojca. - Damy sobie radę sami.
Nate nie zamierzał ustępować.
- Każdy ojciec w podobnej sytuacji zachowałby się tak samo - oświadczył wojowniczo. - Doskonałe wiem, do czego Jake jest zdolny, wystarczy spojrzeć na jego syna. Omal nie wykończył biednego Adama. Nie pozwolę, żeby się teraz znęcał nad tobą.
Jake gwałtownie zbladł. Aluzja do jego ojcowskiego fiaska była ciosem poniżej pasa.
- Tato, to nie ma nic wspólnego z Adamem - zaoponował Michael. - Zresztą ani on, ani ja nie jesteśmy już chłopcami i sami ponosimy odpowiedzialność za własne czyny. Odpowiedzialność za to, co dzieje się obecnie z systemem łączności naszej firmy spada wyłącznie na mnie. Stałem się mimo woli przyczyną zakłóceń i Jake ma rację, winiąc mnie za to, co się stało.
- Mam ochotę cię zastrzelić! - ryknął Jake. Nate zrobił krok do przodu.
- Tylko spróbuj coś mu zrobić, a ja... Jake zacisnął pięści.
- Co ty mi możesz zrobić? Ty... Julia zamknęła oczy, by nie widzieć, jak bracia rozszarpują się na kawałki. To się musi skończyć masakrą.
- Posłuchajcie... - próbował uspokoić ich Michael.
- Z drogi - warknął Jake.
- Od dawna mu się należało - syknął Nate.
W tej samej chwili pomiędzy zacietrzewionych mężczyzn wśliznęła się wysoka kobieta z długimi ciemnymi włosami.
- Wyglądacie jak dwa koguty. Bardzo proszę, uspokójcie się i zostawcie sobie coś na potem. - Rebeka Fortune, młodsza siostra obu braci, położyła wąskie dłonie na ich ramionach. W oczach miała smutek; w jej głosie brzmiało rozczarowanie.
Julia odetchnęła z ulgą. Co za szczęście, że Rebeka zjawiła się właśnie teraz! Mogłoby przecież naprawdę dojść do rozlewu krwi i Michael nic by na to nie poradził. A ona mogłaby potem najwyżej zadzwonić po pogotowie, by zabrało rannych z pola bitwy.
- Nie wtrącaj się, Rebeko - burknął Jake, ale opuścił pięści.
Nate zrobił to samo.
- Znęcał się nad moim chłopakiem - wytłumaczył siostrze. - Nie wystarczy mu, że zniszczył własnego syna i wygryzł go z firmy. Teraz chce to samo zrobić z Michaelem, ale... niedoczekanie jego.
Mike z rozpaczą spojrzał na stryjenkę.
- On nie jest w stanie zrozumieć, że przestałem już być małym chłopcem. Tato, ja mam dwadzieścia dziewięć lat i sam potrafię się bronić. Nikt mnie znikąd nie wygryzie. Bardzo ci dziękuję za pomoc, ale wracaj już lepiej do siebie i udziel komuś jakiejś porady prawnej albo czegoś tam.
Nate powiódł wzrokiem od syna do brata.
- Jednym słowem, stajesz po jego stronie, tak? Rozumiem, Jake jest prezesem, a ja tylko jednym z jego zastępców. Brawo, synu! Jesteś taki sam jak twoja matka, wyrachowany i podły! - Wypadł z gabinetu, jakby go diabeł gonił.
- Michael jest zupełnie inny niż ta wiedźma Sheila! - wrzasnął Jake i pobiegł za bratem. - Najwyższy czas, żebyś to zrozumiał! Mike od lat pracuje w firmie i nikt nigdy nie zarzucił mu, że robi coś z wyrachowania! Jest uczciwy do szpiku kości! Co z ciebie za ojciec, że tak go traktujesz! Nic dziwnego, że Kyle uciekł od ciebie na drugi koniec świata! Tam w Wyoming ma przynajmniej trochę spokoju!
Kłótnia przeniosła się na korytarz, a jej odgłosy jeszcze przez pewien czas dobiegały z podestu przy windach, by w końcu ucichnąć w dwu osobnych szklanych klatkach, którymi bracia pojechali każdy do swego biura.
Rebeka, Michael i Julia przez dłuższą chwilę milczeli.
- Lubię do was przychodzić - odezwała się wreszcie Rebeka. - Miło jest zobaczyć, jak rodzina zgodnie sobie pracuje.
- Wpadłaś w samą porę, ciociu Becky - rzekł z uśmiechem Michael. - Nie mogłaś lepiej trafić.
Była od niego o cztery lata starsza i uwielbiał nazywać ją „ciocią”. Od dzieciństwa bardzo się przyjaźnili.
- Wpadłam zabrać Kristinę na lunch - wyjaśniła Rebeka - i usłyszałam, jak oni się tutaj awanturują. Okropne, zupełnie jak mali chłopcy. Nie wiem, co by zrobiła mama, gdyby ich tak zobaczyła.
- Nic by nie zrobiła. Była przyzwyczajona do ich kretyńskich zachowań.
Rebeka spojrzała na Julię i uśmiechnęła się do niej serdecznie.
- Biedna Julia! Aż zbladła! Musiałaś się strasznie przejąć tą gorszącą sceną!
Julia odlepiła się od ściany. Było jej przyjemnie, że Rebeka pamięta jej imię, choć widziały się tylko dwa razy. Sheila nigdy w życiu nie zadałaby sobie tyle trudu, by zapamiętać, jak ma na imię sekretarka syna.
- Bardzo mi miło znów panią zobaczyć, panno Fortune - powiedziała uprzejmie.
Rebeka pisała powieści i Julia bardzo ją ceniła.
- Mów mi po imieniu albo nazywaj mnie ciocią Becky, jak wolisz - uśmiechnęła się jej rozmówczyni. - Tylko, błagam, nigdy nie nazywaj mnie panną Fortune, dobrze? Można spytać, o co tym razem moi bracia omal się nie pobili?
Michael pokrótce opowiedział jej, o co poszło.
- Ojciec oczywiście dolał tylko oliwy do ognia - zakończył z westchnieniem. - Musiał wspomnieć o Adamie, a to, jak wiadomo, działa na stryja jak płachta na byka. Nie może się pogodzić z tym, że jego syn nie chce pracować w firmie. Odgryzł mu się, wypominając ucieczkę Kyle'a, i nieszczęście gotowe.
- Trzeba przyznać, że Kyle'owi w sumie się udało - zauważyła Rebeka. - Ma żonę, dziecko, żyje sobie na farmie, którą dostał od mamy, i dobrze mu się powodzi.
Michael uśmiechnął się niewesoło.
- Jake mniej więcej właśnie to powiedział, tylko własnymi słowami. Według niego Kyle dlatego żyje teraz jak człowiek, bo mu się udało uciec od niszczącego wpływu ojca.
Julia westchnęła.
- Najgorsze były te wszystkie zwroty akcji... Czuła się, jakby właśnie się wydostała z diabelskiego młyna; huczało jej w głowie od podniesionych głosów i nagłych zmian sytuacji. W jednej chwili Jake krzyczał na Michaela, zaraz potem bronił go przed Nate'em, a ten z kolei napadał na syna, w którego to obronie przed sekundą kruszył kopie.
U niej w domu działo się inaczej i wciąż nie mogła się przyzwyczaić do nerwowego sposobu życia swoich szefów, gdzie wszystko było szybkie, ulotne, zmienne i podminowane. Fortune'owie krzyczeli, kłócili się, mówili sobie okropne rzeczy, oskarżali się o najgorsze czyny, a w chwilę potem dawali dowody niespotykanej solidarności i lojalności wobec siebie. U niej w rodzinie wszyscy bardzo się kochali i nikt nikomu świadomie nie sprawiał przykrości.
Rebeka ze zrozumieniem spojrzała na Michaela.
- Dobrze, w takim razie pójdę z nimi pogadać. Z każdym z osobna - uściśliła, widząc przerażony wzrok Julii. - Pewnie siedzą teraz w swoich gabinetach i ani im w głowie zapalić fajkę pokoju. Jeśli spotkasz Kristinę, powiedz jej, że tu byłam.
Michael przez chwilę spoglądał w ślad za smukłą sylwetką ciotki w długiej, powiewnej szacie.
- Becky jest cudowna - odezwał się po chwili. - Ma w sobie tyle ciepła i spokoju. Na pewno uda jej się ich pogodzić, może nie zaraz, ale niedługo. Podadzą sobie ręce i... do następnego razu.
Jeśli to prawda, należy jej się pokojowa Nagroda Nobla, pomyślała Julia, ale zachowała to dla siebie. Gdy zamierzała opuścić gabinet szefa, nadeszła Kristina.
- Nie odchodź - poprosiła złowrogo. - Nie zostawiaj mnie sam na sam z moim bratem, bo mogę go zamordować.
Julia uśmiechnęła się słabo. Nie wiedziała, czy przeżyje kolejne starcie.
- Potrzebujesz świadka czy raczej kogoś, kto cię powstrzyma przed popełnieniem zbrodni? - zapytała z płonną nadzieją na rozładowanie napięcia.
I rzeczywiście, nic takiego nie nastąpiło.
- O co chodzi? - sucho zapytał Michael siostrę. Obrzuciła go złym wzrokiem.
- Może mi wyjaśnisz, dlaczego te cholerne komputery znowu odmówiły posłuszeństwa! Straciłam przed chwilą trzy strony tekstu, nad którym pracowałam przez całą noc! Znikły, rozumiesz? Rozpłynęły się w powietrzu!
Jeśli oczekiwała współczucia, srodze się zawiodła.
- Nie wpadło ci do głowy, że trzeba zapisywać każdą stronę na dysku? Wtedy, w razie czego, straty są mniejsze.
Spokój w jego głosie nie wróżył nic dobrego.
- W takich warunkach jak ostatnio musiałabym chyba zapisywać każde słowo - odcięła się Kristina. - Mam tego dosyć!
- Doprawdy? Przecież to takie śmieszne! - W głosie Michaela zabrzmiała drwina. - To świetna zabawa. Wysiadają komputery, znikają teksty, ludzie się wściekają, czy może być coś zabawniejszego?
Kristina miała taką minę, jakby go chciała uderzyć. Ponieważ „cioci Becky” w pobliżu nie było, Julia postanowiła sama rozładować sytuację.
- Przed chwilą była tutaj Rebeka - oznajmiła. - Chciała cię wziąć na lunch. Gdzie się wybierzecie, jak myślisz? Byłaś już w Black Forest? Mają tam cudowne desery.
Rodzeństwo spojrzało na nią osłupiałym wzrokiem.
- To może ja już lepiej sobie pójdę... - Julia zrobiła niepewny krok w stronę drzwi.
Kristina powstrzymała ją ruchem dłoni.
- Zostań, proszę. Skoro mój braciszek jest dziś taki cięty, wolę porozmawiać z tobą. Podobno jego wielbicielki znowu odcięły nas od świata, zatykając system swoimi westchnieniami. Nic z tego nie rozumiem, przecież ta cała historia z listą supermenów już się skończyła.
- Niezupełnie. Faith Carlisle w dalszym ciągu nie daje nam spokoju - westchnęła w odpowiedzi Julia.
- Ta z trójki? Hiena o spojrzeniu bazyliszka? Michael skinął głową.
- Jakbyś zgadła. Kristina przez chwilę milczała, słuchając brata i Julii, wprowadzających ją w szczegóły aktualnej sytuacji.
- Zgadzam się z Julią - powiedziała w końcu. - Musisz tej babie udzielić wywiadu, w przeciwnym razie nigdy się nie odczepi ani od ciebie, ani od nas.
- Nie mam zamiaru. Przecież to zwyczajny szantaż.
- A jak będzie nam tak codziennie blokować komputery? - zapytała retorycznie Julia.
Dobrze wiedziała, co się wtedy stanie. Jake i Nate pozabijają się i nastąpi koniec świata.
Kristina zaczęła nerwowo chodzić po pokoju.
- Musi być jakieś wyjście - mruczała do siebie. - Przecież nie możemy pracować ze świadomością, że lada chwila wysiądzie nam komputer.
- Tym wyjściem na pewno nie jest ustępstwo - oświadczył Michael. - Jeśli zgodzę się na jeden wywiad, następnego dnia będę musiał udzielić dziesięciu kolejnych. Nie możemy zrobić nic gorszego, jak znowu zwrócić uwagę opinii publicznej na moją osobę, na to, że wciąż jeszcze jestem kawalerem.
Kristina zatrzymała się, jakby nagle wrosła w ziemię.
- Mam! Znalazłam! I o to chodzi! - Przysiadła na biurku brata i zamachała nogami. - Wpadłam na cudowny pomysł! Mike, udzielisz tej babie wywiadu. Zrobisz to w taki sposób, że raz na zawsze uwolnisz się od niej i od tej całej reszty. Uratujesz swoją skórę, a przy okazji nas, a na tym ci chyba zależy.
- Oczywiście. Myślisz, że mnie bawi, że tropią mnie jak zająca, że wysiadają komputery, a stryj Jake obiecuje, że mnie zastrzeli? Zrobię wszystko, żeby z tym skończyć.
Kristina spojrzała mu prosto w oczy.
- W takim razie masz tylko jedno wyjście. Musisz ogłosić swoje zaręczyny! Dzwoń do Faith i powiedz, że chcesz jej udzielić wywiadu, w którym przekażesz całemu Minneapolis i reszcie świata, że zamierzasz się ożenić. W ten sposób raz na zawsze uwolnisz się od tego stada kobiet.
Entuzjazm Michaela osłabł.
- Zawiodłaś mnie, siostrzyczko. A już podejrzewałem, że naprawdę coś wymyśliłaś. Nie zamierzam się zaręczać, ani tym bardziej żenić.
Julia ze zrozumieniem skinęła głową.
- Lepszy trup niźli ślub, zawsze tak mówiłeś. Innymi słowy lepsze łoże śmierci niż małżeńskie.
Kristina roześmiała się głośno.
- Nic nie zrozumiałeś. To nie będą prawdziwe zaręczyny, to będzie tylko na niby. Umówisz się z kimś, kto zgodzi się grać twoją narzeczoną przez jakiś czas, do momentu, kiedy ludzie zapomną o tej absurdalnej liście. Radzę ci się zastanowić, Faith Carlisle zawiadomi wszystkie chętne kobietki w całym mieście, że zwierzyna wymknęła im się z rąk. Dadzą ci święty spokój i znowu będziesz mógł sobie pracować do woli, a do tego będziesz miał sprawny system komputerowy.
Michael otworzył usta, by zaprotestować, ale zamknął je i zaczął przeżuwać pomysł młodszej siostry.
- Może coś w tym jest... Ale to nie do zrobienia.
- Dlaczego nie?
- Skąd ja wezmę tę tymczasową narzeczoną? To musi przecież wyglądać bardzo wiarygodnie, żeby Faith dała się nabrać.
- Racja - wtrąciła Julia. - Ona jest bardzo przebiegła. Nie kupi byle czego, zaraz wywęszy podstęp.
Kristina powiodła po nich triumfalnym spojrzeniem.
- I o to chodzi! Musimy jej dostarczyć towar pierwsza klasa! Narzeczona Michaela to powinien być ktoś naprawdę na poziomie. Po pierwsze, musi się zgodzić na cały ten plan, a po drugie, musi rozumieć powagę sytuacji. Żeby wszystko wyglądało prawdopodobnie, musi to być ktoś, kto od dawna jest niedaleko ciebie - wymownie spojrzała na brata - ale dotąd nie wysuwał się na pierwszy plan. Rozumiesz?
Ich oczy spotkały się i Michael gwałtownie zamrugał powiekami. W gabinecie zapanowała cisza.
- Myślałam, że jesteś bardziej bystry, braciszku. - W głosie Kristiny zabrzmiało rozczarowanie. - Naprawdę nie wiesz, o kogo chodzi? Mam ci przeliterować imię?
Michael gwałtownie poczerwieniał.
- Myślę, że nie...
- J - U - L - I - A - wyraźnie wysylabizowała Kristina.
- Nie powinniśmy tego mówić, zanim nie zapytamy jej o zdanie - rzekł rozpaczliwie Michael.
Julia, która właśnie poważnie się zastanawiała, jakie imię spośród znanych jej kobiet wytypować, skierowała na nich osłupiały wzrok.
- Gratulacje, moja droga! - zawołała Kristina. - Właśnie zostałaś mianowana tymczasową narzeczoną Michaela.
- Kto? Ja? Michael spojrzał na nią z góry.
- Zgadzasz się, prawda? Zabrzmiało to zupełnie jak służbowe polecenie, którym w istocie było. Miał prawo mówić do niej takim tonem w służbowych sprawach, ale to nie była służbowa sprawa. Postanowiła się bronić.
- Nie mówicie tego serio!
Rozejrzała się rozpaczliwie, ale znikąd nie nadeszła pomoc. Rodzeństwo wymieniło spojrzenia i Julia zapragnęła uciec stąd jak najdalej. Sprzymierzyli się przeciwko niej i przy tak zmasowanym ataku nie miała żadnych szans.
- Mówimy całkiem serio - łagodnie zapewniła ją Kristina. - Jesteś idealną kandydatką. Spełniasz wszystkie warunki.
Julia postąpiła krok do tyłu.
- Wszystkie oprócz jednego. Nikt nie uwierzy, że Michael się ze mną zaręczył. Nigdy nigdzie nas nie widywano, nigdy nawet razem nie zjedliśmy lunchu.
Znowu się cofnęła i ponownie poczuła za plecami ścianę; nie było odwrotu. Czuła się jak zwierzę w potrzasku. Oni chyba nie sądzą, że ona się zgodzi na ten szalony plan?
Michael zmarszczył brwi.
- Ona ma rację, nikt nas nigdy razem nie widywał, a gdyby rzeczywiście łączyło nas coś tak poważnego, firma huczałaby od plotek.
Kristina zamyśliła się.
- To prawda, tutaj nic się nie ukryje. Ściany mają uszy, a parapety oczy.
Julia prawie odetchnęła z ulgą.
- Gdyby coś... między nami było, wszyscy dawno by o tym wiedzieli...
Kristina jednak nie pozwoliła jej się długo łudzić.
- Mogliście być bardzo dyskretni. To, że nikt was razem nie widywał, świadczy o powadze waszego związku. Utrzymywaliście go tak długo w tajemnicy w obawie przed plotkami. Udało wam się i nikt w firmie ani przez chwilę nie podejrzewał, jak bardzo się kochacie.
- Nawet my sami... - wtrąciła Julia, ale Kristina nie zwróciła na nią uwagi.
- Dopiero ta afera z listą kawalerów - ciągnęła w natchnieniu, uskrzydlona własnym planem - sprawiła, że postanowiliście się ujawnić.
Michael usiadł za biurkiem.
- To całkiem sensowne - rzekł z uznaniem. - To się nawet może udać. Oboje z Julią jesteśmy dość skryci i nie lubimy o sobie mówić. Jest też logiczne, że postanowiliśmy przeczekać, aż to szaleństwo z listą się przewali, i dopiero wtedy ogłosić zaręczyny.
Zupełnie jakby zabierał głos na zebraniu działu produkcyjnego! Tylko że tym razem była mowa o zaręczynach, o ich zaręczynach! Poczuła dreszcz i pomyślała, że zaraz zemdleje.
- Nikt w to nie uwierzy - powiedziała drżącym, zmienionym głosem. - Rozmawiałam z Faith Carlisle niemal codziennie. Ona natychmiast się domyśli, że wpadliśmy na to w ostatniej chwili, żeby się ratować.
Poczuła na sobie chłodne spojrzenie błękitnych oczu.
- Jak? - Michael tak właśnie patrzył, kiedy ktoś miał inne zdanie w interesach. - Faith jest może dobrą dziennikarką, ale nie jest jasnowidzem. Tylko od ciebie zależy, jak jej wszystko przedstawisz. Jeśli zrobisz to umiejętnie, uwierzy i jeszcze na dodatek będzie podziwiać twój spryt.
- I tak wszystko dobrze się skończy - odetchnęła z wyraźną ulgą Kristina. - Czy mogę wam pogratulować jako pierwsza? Jesteście prześliczną parą.
Julia uniosła ręce, jakby chciała odepchnąć ich od siebie.
- Ja... nie potrafię! Nie mogę! To bez sensu. Musicie znaleźć sobie kogoś innego.
Poczuła na sobie ich baczne, skupione spojrzenia, i ruszyła w stronę drzwi.
- Przepraszam, ale mam pilną pracę, muszę iść. Na ustach Kristiny ukazał się drwiący uśmiech.
- Swoją drogą to bardzo ciekawe. Tysiące kobiet bombarduje cię telefonami i listami, a twoja własna sekretarka ucieka od ciebie jak od zarazy. Ciekawe dlaczego? Michael lekko się skrzywił.
- Nie mam pojęcia. Julii zrobiło się głupio.
- To nic nie znaczy - zapewniła. Miała wrażenie, że stąpa po stalowej linie, wysoko nad głowami tłumu... Jeszcze chwila, a zachwieje się i spadnie. Michael jest jej szefem, pracuje u niego i wiele swoją odmową ryzykuje. Postanowiła sprawę załagodzić.
- Ja nie umiem kłamać. Zrobię taką minę, że wszystko zaraz się wyda. Jeśli komuś powiem, że właśnie zaręczyłam się z Michaelem, roześmieje mi się w twarz.
Kristina spoważniała.
- Nie rozumiem dlaczego. Ja bym się wcale nie zdziwiła, gdyby Michael się w tobie zakochał.
- To równie prawdopodobne - broniła się dalej Julia - jak to, co pokazują w Archiwum X. Zresztą każdy, kto choć trochę zna Michaela, zna też jego poglądy na temat małżeństwa. Dlaczego nagle miałby zmienić zdanie?
- Pojawiłaś się w jego życiu i od tej chwili wszystko się zmieniło, to bardzo proste - łagodnie, jak dziecku, wyjaśniła jej Kristina.
- Nagle postanowiłem się ożenić i żyć długo i szczęśliwie - sarkastycznie dokończył Michael.
- A do tego mieć dzieci, oczywiście z sobie tylko znanych powodów - rzekła z ironią Julia. Jego opinie na temat małżeństwa i potomstwa zawsze wyprowadzały ją z równowagi, toteż teraz nie mogła się powstrzymać. - Jak ty sobie w ogóle wyobrażasz odegranie roli człowieka zamierzającego się ożenić, skoro nawet nie potrafisz o tym poważnie mówić?
- Brawo, bardzo słuszna uwaga - odezwała się z podziwem Kristina. - Trzeba nad sobą popracować, Mike. Musisz się nauczyć czule spoglądać na narzeczoną, przybierać odpowiedni ton, kiedy się do niej zwracasz, cieszyć się, że w końcu spotkałeś odpowiednią kobietę. Od czasu do czasu zażartować na temat swoich dawnych opinii i wyrazić przekonanie, że głęboko wierzysz w waszą szczęśliwą przyszłość.
- On tego nigdy nie zrobi! - wyrwało się Julii. Brzmiąca w jej głosie pewność zdenerwowała Michaela.
Co ona może o nim wiedzieć?
- Zapewniam cię - oznajmił, patrząc w przestrzeń - że zrobię wszystko, co może się przyczynić do sprawnego funkcjonowania naszej firmy. Jeśli dla jej dobra konieczne jest, żebym odegrał rolę szczęśliwego narzeczonego, zrobię to. Zrobiłbym znacznie więcej, gdyby tego ode mnie wymagała sytuacja.
Wstał zza biurka i ruszył ku niej, niebezpiecznie zmniejszając dzielącą ich odległość. Miał na sobie elegancki garnitur i koszulę z nieodłącznym krawatem. Julia zamrugała powiekami. Ze zmęczenia wyobraźnia zaczęła płatać jej figle. Przed oczami stanął jej Michael taki, jakiego ujrzała wtedy, w parku, w krótkich spodenkach i sportowej koszulce. Zobaczyła jego długie nogi, opalone ramiona, szeroką klatkę piersiową. Zadrżała i spuściła wzrok. Michael był coraz bliżej, a ona nie wiedziała, jak się zachować.
- Nigdy nie poddawałam w wątpliwość - zaczęła drżącym głosem - twojego przywiązania do firmy, ale nie tylko ty masz zagrać w tej niezwykłej... psychodramie. Mnie byłoby bardzo trudno przekonać moich przyjaciół, że się z tobą zaręczyłam.
Wyobraziła sobie, jak podczas lunchu zawiadamia o tym fakcie Lynn, Margaret i Dianę. Albo swoje współlokatorki.
- To zupełnie niemożliwe. Michael jakby nie słyszał jej słów.
- Ciekawe, co cię powstrzymuje. Może chodzi o... mężczyznę? Czy jest w twoim życiu mężczyzna, któremu mogłoby się nie spodobać, że zamierzasz wziąć udział w tym... spektaklu?
Wystarczyło przytaknąć i wszystko się skończy. Można przecież na poczekaniu wymyślić jakiegoś osiłka, który dostanie szału, gdy się dowie, że jego dziewczyna go rzuciła.
- Tylko pamiętaj, przed chwilą powiedziałaś, że nie potrafisz kłamać - przypomniał jej od niechcenia. - A ja nie bardzo chciałbym dalej zatrudniać kogoś, kto mnie oszukuje. Nie potrafię pracować z osobą, do której nie mam zaufania.
Wszystko jasne. Jeśli skłamie i kłamstwo się wyda, może się pożegnać z posadą. I co wtedy stanie się z Joanną? Przecież los siostry leży w jej rękach.
Nie, takie rozwiązanie w ogóle nie wchodzi w rachubę. Musi u niego pracować, bo tylko w ten sposób będzie mogła w dalszym ciągu opłacać pobyt Joanny w ośrodku rehabilitacyjnym.
- Nie, w moim życiu nie ma mężczyzny - powiedziała z wysiłkiem. Nie ma i na razie nie będzie. Czasy randek bezpowrotnie się skończyły.
- W takim razie - usłyszała głos Michaela i ujrzała jego kamienną twarz - nic nie stoi na przeszkodzie i możemy nasz plan wprowadzić w życie. Jakiś zazdrosny facet mógłby wszystko skomplikować, a tak mamy wolną drogę.
Pomyślnie zakończył negocjacje i mógł się udać na zasłużony odpoczynek, ale przedtem musiał jeszcze wydać dyspozycje sekretarce.
- Julio, zadzwoń zaraz do Faith Carlisle i umów mnie z nią na wywiad. Może być pojutrze.
Przez chwilę milczała, przestępując z nogi na nogę. Wydawało jej się, że stoi na skraju przepaści, w którą zaraz ją strąci telefon do Faith Carlisle. Kristina zauważyła, co się z nią dzieje.
- Mike - zwróciła się do brata - nikt nie poddaje w wątpliwość twojego zaangażowania w sprawy firmy, ale musisz spojrzeć na to z punktu widzenia Julii. Przecież ona z tego nie będzie miała nic, oprócz pewnych niedogodności.
Michael spochmurniał; opór sekretarki bardzo mu się nie podobał. Zupełnie jakby ją prosił o coś strasznego, a przecież chodzi tylko o osiągniecie konkretnego celu. Plan Kristiny pozwoli im raz na zawsze przegnać te wszystkie straszne kobiety, ustaną maile i telefony, dziennikarze się odczepią, do biura wróci spokój i firma będzie mogła nareszcie znowu prawidłowo działać. Czy dla tak szczytnego celu nie warto poświęcić nieco czasu i - przestać kaprysić?
Obrzucił wzrokiem drobną sylwetkę Julii. Obszerny szary kostium i biała, pod szyję zapięta bluzka starannie maskowały jej kobiece kształty. Do tego te półbuty... Szkoda, że na dodatek nie nosi ortopedycznego obuwia. Przecież nawet jego babka by się tak nie ubrała! Zwłaszcza ona! Kate odznaczała się wyrafinowanym gustem. Stłumił ból na samo jej wspomnienie i opanował irytację wywołaną ubiorem Julii.
- Julia Chandler u nas pracuje i powinno jej zależeć na sprawnym funkcjonowaniu biura. To chyba nie są absurdalne wymagania?
Julia z zapałem przytaknęła, ale Kristina z dezaprobatą pokręciła głową.
- Całe to przedstawienie będzie od niej wymagało pracy po godzinach. Po oficjalnym ogłoszeniu zaręczyn będziecie musieli zacząć razem bywać, żeby to wszystko wyglądało prawdopodobnie.
- Przypuśćmy, że jesteśmy takimi narzeczonymi, którzy nade wszystko preferują własne towarzystwo. Co wtedy?
Julia przymknęła oczy i poczuła, jak serce wędruje jej do gardła. Jak to by było, gdyby naprawdę się zaręczyli i spędzali razem wieczory, ona i Michael... Sami, tylko we dwoje.
Poczuła na sobie jego uważne spojrzenie i natychmiast wróciła na ziemię.
- Posłuchaj, Mike - rzekła stanowczym głosem Kristina. - Jeśli ten plan ma wypalić, musisz przekonać ludzi, że coś się w twoim życiu zmieniło, musisz pokazać, że naprawdę ci na Julii zależy. Będziesz ją zabierał do teatru, na kolacje, do przyjaciół. Oczywiście nie co wieczór, w taką zmianę nikt nie uwierzy, ale co jakiś czas, powiedzmy, raz na tydzień.
Michael z rezygnacją skinął głową.
- Masz rację. Julio, zarezerwuj nam jakiś stolik w restauracji i bilety na jakiś spektakl.
- Mam też sobie wysłać róże?
Kristina wybuchnęła śmiechem.
- Jak widzę, to stara piosenka. Kolacja w restauracji, wypad do teatru i róże... Rozumiem, ale tym razem nie chodzi o pierwszy lepszy romans, tylko o poważne zaręczyny, a to wymaga więcej starań i czasu. A ponieważ, jak rozumiem, zakres obowiązków Julii nie obejmuje tego rodzaju czynności, trzeba to będzie jakoś załatwić.
Michael uśmiechnął się cynicznie. Ciekawe, jak ona zareaguje na sugestię Kristiny? W takim układzie nie będzie już mowy o przysłudze wyświadczonej firmie czy szefowi, ale o dodatkowy zarobek, i to niemały.
Trzeba było tak zacząć od razu! Perspektywa sowitego wynagrodzenia na pewno skuteczniej przełamałaby opory jego sekretarki niż to całe gadanie o interesie firmy. Każda kobieta zrobi wszystko dla pieniędzy. Jak on, rodzony syn Sheili Fortune, mógł zapomnieć o starej prawdzie, że każdy zrobi wszystko za pieniądze, zależy tylko za jakie... Ta reguła nie znosi wyjątków; nie należy do nich nawet Julia Chandler.
Julia czytała w jego myślach; nie musiała patrzeć mu w oczy, żeby wiedzieć, co myśli. A gdyby tak teatralnym gestem odrzucić jego finansową propozycję? Pokazać, że nie wszystko można mieć za pieniądze! Nauczyć go, że są jeszcze inne wartości i że jej, Julii Chandler, nie można kupić?
A może po prostu spokojnie i z godnością oświadczyć, że jest w stanie pracować po godzinach i grać rolę jego narzeczonej w ramach swoich obowiązków służbowych, nie domagając się żadnego dodatkowego wynagrodzenia? Tak czy owak, rozbije w proch tę jego nędzną teoryjkę, że pieniądze rządzą światem! Uśmiechnęła się do siebie i wtedy usłyszała jego donośny głos.
- Kristina ma rację. Sporządzimy odrębną umowę na... na prace zlecone. Nie masz nic przeciwko temu, prawda? Trzeba tylko ustalić wysokość twoich zarobków. Co byś powiedziała na...
Specjalnie zawiesił głos, żeby pozwolić dojrzeć jej chciwości. Ciekawe, na ile się wyceni taka Julia Chandler?
- Pięćdziesiąt tysięcy dolarów - oświadczył i ujrzał zdumienie w jej oczach.
- Trzeba przyznać, że jesteś dość szczodry. - W głosie Kristiny zabrzmiało zaskoczenie.
- Nie bój się - uspokoił ją natychmiast. - Nie wezmę tych pieniędzy z funduszy firmy. Sam zapłacę Julii za przysługę, jaką mi wyświadczy.
Słyszała drwinę w jego głosie i widziała ją w jego oczach. Michael prowadził teraz własną grę; grał przeciwko tym wszystkim kobietom, które przez całe życie utwierdzały go w przekonaniu, że pieniądze są dla nich najważniejsze i Julia wiedziała, że jeśli się zgodzi przyjąć ofiarowaną jej sumę, Michael wygra.
Musiała jednak ją przyjąć. Nie mogła pozwolić sobie na luksus odmowy, nie mogła odrzucić jego propozycji. Gdyby nie Joanna, z przyjemnością i pogardą wzruszyłaby ramionami na jego pięćdziesiąt tysięcy dolarów i okrasiła swoją odmowę jakimś zgrabnym i złośliwym zdaniem. Nie wolno jej jednak ulec pokusie. Joanna jeszcze przynajmniej przez rok musi przebywać w ośrodku, a te pieniądze pozwolą jej uczestniczyć w wycieczkach i innych imprezach, za które trzeba dodatkowo płacić.
Wiedziała, że musi tak zrobić; byłoby czystym egoizmem unosić się teraz godnością i honorem. Michael spojrzał na nią z triumfem.
- Jak rozumiem, możemy szykować umowę? Zaraz wezwę Fostera. Połowę dostaniesz zaraz po podpisaniu kontraktu, a resztę, jak ta farsa się skończy. To znaczy, kiedy zerwiemy zaręczyny z powodu odmienności charakterów.
Mówił teraz do niej zupełnie innym tonem. Nic dziwnego, przecież właśnie się dowiedział, że można ją kupić. Przez chwilę chciała mu powiedzieć o Joannie, ale zrezygnowała. Nie będzie się posługiwać nieszczęściem siostry, by podnieść swe notowania w oczach Michaela. Ale to ona sama utwierdziła go w przekonaniu, że można ją kupić za określoną cenę. Poczuła, że palą ją policzki. Trudno, nie zrezygnuje z Joanny z powodu fałszywie pojętej dumy.
- Tak - odparła spokojnie - możemy szykować umowę. I bardzo ci dziękuję za hojność.
- To nie będzie wcale łatwo zarobiony grosz - jowialnie wtrąciła Kristina. - Żeby zagrać rolę narzeczonej tego ponuraka, trzeba mieć wielkie zdolności aktorskie.
- Wielkie zdolności wymagają wielkich pieniędzy. - Michael uśmiechnął się zjadliwie. - Czy sądzisz, że to wystarczy? - zapytał, zwracając się do Julii. - Czy coś jeszcze dorzucić? Wszystko będzie odtąd w twoich rękach. Jeśli zechcesz, możesz mnie zdemaskować w jednej chwili i powiedzieć wszystko dziennikarzom. Zastanów się dobrze, czy ta suma ci wystarczy?
Starała się go zrozumieć. Jako psycholog wiedziała, że toksyczni rodzice mogą zatruć umysł człowieka do tego stopnia, że przez całe życie będzie rozumował tak, jak go nauczyli. Nie miał jednak prawa igrać z nią, jak to teraz robił, napawając się posiadaną władzą. Postanowiła nie dać mu satysfakcji i nie okazać, jak bardzo ją obraził.
- Tak, wystarczy - powiedziała spokojnie. - Przyjmuję twoje warunki.
Kristina, nieco zdumiona napięciem panującym między bratem a Julią, postanowiła przejść do rzeczy.
- W takim razie, zabieramy się do roboty. Po pierwsze, musimy nasz plan utrzymać w tajemnicy. Jeśli dowie się ktoś jeszcze, wszystko się wyda.
- Zaraz zadzwonię do Sterlinga - oświadczył Michael. - Chcę, żeby wszystko było zapięte na ostatni guzik od strony prawnej. Mógłbym prosić o to ojca, ale on natychmiast wszystko wygada. Do Sterlinga mam absolutne zaufanie.
- Ja też. - Kristina spojrzała na Julię, jakby ją chciała włączyć do rozmowy. - Wszyscy mamy do niego zaufanie. Sterling Foster jest nie tylko naszym adwokatem, jest prawie członkiem rodziny. Wygląda strasznie surowo, ale to uroczy człowiek.
Julia widywała już Sterlinga Fostera i mogła stwierdzić, że wyglądał naprawdę surowo, ale nie miała pojęcia, czy był uroczy. Nie znała go od tej strony; może przy niej po prostu się nie wysilał.
Michael i Kristina zaczęli omawiać dalsze szczegóły planu. Julii to nie interesowało; była przecież nic nie znaczącym pionkiem na szachownicy. Zaczęła myśleć o Joannie i to przyniosło jej pewną ulgę.
Dziwne wrażenie, że uczestniczy w czymś nierzeczywistym, ogarnęło ją znowu następnego dnia podczas spotkania z adwokatem; doszło do niego po pracy, w sali konferencyjnej położonej w końcu korytarza. Sterling Foster, władczy sześćdziesięcioletni prawnik z grzywą siwych włosów, na wstępie obrzucił ją przenikliwym spojrzeniem. Następnie wyjął z teczki plik papierów i położył je przed Julią.
- Proszę przeczytać i trzy razy podpisać w zaznaczonych miejscach - powiedział sucho.
Julia rzuciła okiem na leżące na stole kartki.
- Nie muszę tego czytać.
Była głodna i zmęczona i chciała jak najszybciej skończyć tę komedię. Nie zamierzała studiować tych papierzysk.
- Proszę mi tylko pokazać, gdzie mam podpisać - dodała znużonym głosem. - Podpiszę, gdzie trzeba i na tym koniec.
- A potem pozwiesz nas do sądu i zażądasz odszkodowania za umowę podpisaną w warunkach urągających poprawności prawnej, tak? - warknął Michael. - Masz nas za idiotów?
Poczuła na sobie uważne spojrzenie adwokata i ze zdziwieniem spostrzegła, że Sterling Foster się uśmiecha.
- Proszę nie odpowiadać - ostrzegł ją. - Oskarży panią o zniesławienie.
- I wygram - oświadczył Michael takim tonem, że jego własny adwokat z westchnieniem wzniósł oczy do nieba. - Nie wolno bezkarnie obrażać ludzi.
Cały dzień był nieznośny. Czepiał się wszystkiego, krytykował każdy jej gest. Wszystko, co robiła lub proponowała zrobić, było nie tak jak trzeba. Zupełnie jakby pierwszy dzień pracowali razem i wątpiąc w jej umiejętności, musiał naprawiać jej rozliczne gafy. Nie zamierzała dłużej tolerować jego zachowania, przynajmniej nie teraz, po godzinach pracy. Spojrzała na niego z wyższością.
- Doprawdy? Nie wiedziałam. To coś zupełnie nowego. Jak ty na to wpadłeś?
Odwróciła wzrok i zapatrzyła się w ścianę, jakby gładka biel była dla niej znacznie bardziej interesująca niż wykrzywiona gniewem twarz szefa. Mecenas Foster niespokojnie poruszył się na krześle.
- Pani pozwoli, że pokrótce streszczę jej ten dokument - rzekł pojednawczo, zupełnie jakby rozumiał powody jej zniecierpliwienia.
Michael na chwilę opuścił pokój i Julia ze Sterlingiem zostali sami.
- Spędziliśmy wczoraj nad tym cały wieczór. Nic dziwnego, że Michael nie chce tego jeszcze raz słuchać.
Julia pokiwała głową ze zrozumieniem. Groźny Sterling Foster wydał jej się nagle całkiem miły. Pobieżnie przejrzeli kolejne strony kontraktu; sporządzony perfekcyjnie, szczegółowo obejmował wszystkie ewentualności, zabezpieczając interesy obu stron. Julia, za wymienione w odpowiednim punkcie wynagrodzenie, zobowiązywała się do wykonania określonych czynności. Wszystko, co wykraczało poza nie, miało być objęte ekstragratyfikacją. W przypadku zaś, gdyby ujawniła komuś, że jej zaręczyny z Michaelem są farsą, musiałaby zwrócić całą otrzymaną sumę oraz zapłacić karę za niedotrzymanie warunków umowy.
Michael zajrzał do sali, a ujrzawszy, że skończyli już lekturę, wszedł do środka. Obrzucił Julię wyniosłym spojrzeniem.
- I co ty na to?
- Doskonała robota. Kontrakt przewiduje wszystkie okoliczności.
Sterling Foster pośpieszył z wyjaśnieniami.
- Zawsze się tak robi. Sprawy finansowe między dwojgiem ludzi wymagają pewnej... hm, dokładności. Zwłaszcza wyraźnie widać to przy rozwodach, chociaż Michael nigdy nie dał mi takiej szansy. Od tej historii z Delilah de Silva jakoś nie myśli o małżeństwie. - Starszy pan zmarszczył krzaczaste brwi i spojrzał na Michaela. - Powinieneś nareszcie zmienić zdanie, nie wszystkie kobiety są takie jak twoja matka i Delilah. Na przykład, pani Chandler. Pracujesz z nią od ponad roku i nie zauważyłeś, że jest zupełnie inna?
Michael milczał. W sali zapanowała krępująca cisza.
- Kto to jest Delilah de Silva? - zapytała Julia.
- Nie powinno cię to obchodzić - sucho odparł Michael, ale jego adwokat był innego zdania.
- Oczywiście, że powinno, skoro ma zostać twoją narzeczoną. Kiedyś ktoś ją może o to zapytać, w sumie to był przecież głośny romans. Mogę się założyć, że prędzej czy później dotrą do niej jakieś żarty na ten temat. Julia musi wiedzieć o wszystkim, jak na prawdziwą narzeczoną przystało.
Michael dłuższą chwilę zwlekał.
- Dobrze - oświadczył w końcu. - Przed laty miałem romans z kobietą nazwiskiem Delilah de Silva. Nie ma to w tej chwili większego znaczenia, ale skoro Sterling przywiązuje do tego tak wielką wagę, bardzo proszę, mówię, jak było.
Mówił nie patrząc na nią, ona jednak patrzyła prosto na niego.
- Mam nadzieję, że nikt nie będzie mnie szczegółowo odpytywał z tego rodzaju historii - powiedziała.
Sterling zadumał się na chwilę.
- To była bardzo piękna kobieta - rzekł takim tonem, jakby nadal widział ją przed sobą - ale nade wszystko kochała pieniądze. Zamiast serca miała bankowy sejf, a w oczach złote monety. Biedny Mike miał wtedy dwadzieścia jeden lat, Delilah była pięć lat od niego starsza. Oczarowała go i omotała, a on w swojej młodzieńczej naiwności zaufał jej. Przez pewien czas byli zaręczeni.
Michael obrzucił go piorunującym wzrokiem.
- Mógłbyś się łaskawie zamknąć? Julii to nie obchodzi. Podpiszmy wreszcie te papiery i chodźmy do domu.
Julia nie mogła od niego oderwać wzroku; cała ta historia zafascynowała ją i sprawiła, że opary nierzeczywistości jakby się rozwiały.
- Miałeś tylko dwadzieścia jeden lat? I zaręczyłeś się z kobietą o pięć lat starszą? - W jej głosie zabrzmiało niedowierzanie.
Przypomniała sobie nieopierzonych studentów z sąsiedztwa i myśl, że ona albo któraś z jej koleżanek mogłaby się związać z kimś tak dziecinnym, wydała jej się nieprawdopodobna.
- To nie trwało długo. - Michael wyraźnie próbował zbagatelizować rewelacje Sterlinga. - Zaręczyliśmy się po kilku tygodniach znajomości, a potem to... nieporozumienie się skończyło.
- Ale sporo cię kosztowało - prychnął Sterling. - Kiedy Michael, jakby to powiedzieć, wreszcie się na niej poznał i zrozumiał, o co jej naprawdę chodzi, postanowił się z nią rozstać, ale ona niełatwo dała za wygraną. Wystawiła nam słony rachunek za swoje zawiedzione nadzieje, szkody psychiczne i zmarnowane życie. Poradziłem Michaelowi zapłacić jej, ile żąda, i odczepić się od niej raz na zawsze. - Postukał wiecznym piórem w lśniący blat wielkiego stołu. - Swoją drogą ciekawe, ilu jeszcze facetów oskubała do tej pory...
- Pewnie wyspecjalizowała się w czarowaniu niedoświadczonych dwudziestolatków... - rzekła cicho Julia.
Sterling skinął głową.
- Chyba tak. Tylko bardzo młody człowiek mógł się nabrać na jej sztuczki. Dla mnie od początku wszystko było jasne.
- Nazywała się Delilah, podobnie jak Dalila z Biblii. To dość znaczące imię, niezbyt dobrze wróży...
Sterling uśmiechnął się.
- Słuszna uwaga. Panna de Silva bardzo pasuje do swego imienia, albo ono do niej.
Michael postanowił przerwać ich uczone dywagacje.
- Jej imię nie ma tu nic do rzeczy, nie to było dla mnie ważne. Miałem dwadzieścia lat i koniecznie chciałem wierzyć, że nie wszystkie kobiety lecą tylko na pieniądze.
Sterling ze zrozumieniem kiwnął głową.
- Tak jak twoja matka.
- I dlatego wybrałeś znacznie od siebie starszą kobietę, wyraźnie zainteresowaną materialnym aspektem sprawy? - Julia przez chwilę w milczeniu wpatrywała się w Michaela. To wszystko wyglądało jak przykład z podręcznika dla studentów pierwszego roku psychologii. - Myślę, że chodziło o coś zupełnie innego. Chciałeś sobie dowieść, że wszystkie kobiety są właśnie takie jak twoja matka, dlatego wybrałeś Delilah, która była tak bardzo do niej podobna. Wszystko to, oczywiście, podświadomie.
Michael skrzywił się z niesmakiem.
- Bardzo proszę, nie udawaj znawczyni ludzkiej duszy. Taka domorosła psychologia jest, według mnie, po prostu komiczna. Zwłaszcza u kogoś, kto nie ma o tych sprawach pojęcia.
Ona nie ma pojęcia o psychologii! On chyba niezbyt dokładnie czytał jej papiery!
- Zrobiłam licencjat z psychologii - zaprzeczyła z godnością - i przez rok odbywałam praktyki w poradni.
- Tym gorzej. Powierzchowna wiedza jest gorsza niż niewiedza.
Sterling podniósł dłonie uspokajającym gestem.
- Przestańcie, Michael nie lubi o tym mówić. Nikt nie lubi, jak mu przypominać, że dał się wyprowadzić w pole. Dość już o tym. Przejdźmy teraz do sprawy pierścionka...
- Jakiego pierścionka? - spytała zdezorientowana.
Nie bardzo wiedziała, o co chodzi; w kontrakcie nie było mowy o żadnym pierścionku. Gdy mecenas Foster wyjął z teczki następny plik papierów, jęknęła.
- Znowu jakieś dokumenty? Traktat wersalski był chyba mniej skomplikowany...
Sterling spojrzał na Michaela.
- Masz pierścionek?
- Jest w biurku, zaraz go przyniosę. Gdy wyszedł, prawnik spojrzał na Julię z prośbą w oczach.
- Trzeba go zrozumieć. Jest taki czujny i podejrzliwy, bo już raz się sparzył.
Uśmiechnęła się z goryczą.
- Są jednak granice, za którymi zaczyna się paranoja.
- Pochyliła się ku niemu i lekko ściszyła głos. - Ale to nieważne. Chciałabym z panem porozmawiać o czymś innym, to bardzo osobista sprawa. Honorarium proszę sobie potrącić z sumy, która jest dla mnie przewidziana w umowie.
Sterling Foster cofnął się skonsternowany.
- Nie mogę reprezentować w jednej sprawie obu stron, to byłby przypadek konfliktu interesów.
- Nie wchodzi w grę żaden konflikt interesów - uspokoiła go Julia. - Chciałam tylko prosić o przekazanie przewidzianej dla mnie sumy wprost na konto ośrodka rehabilitacyjnego, w którym przebywa moja siostra. Na wszelki wypadek, gdyby coś mi się stało, wolałabym, żeby te pieniądze już się tam znajdowały.
Na zwykle nieprzeniknionej twarzy Sterlinga Fostera pojawił się cień zdziwienia. Julia pobieżnie wprowadziła go w swoje rodzinne sprawy, chcąc wszystko załatwić przed powrotem Michaela.
- Zrobię to z przyjemnością i bez dodatkowych opłat - oznajmił adwokat poważnie i spojrzał na Julię z sympatią.
- Myślę jednak, że powinna pani powiedzieć Michaelowi o siostrze i o obowiązkach, jakie ma pani względem niej. On nie ma o niczym pojęcia.
Julia skinęła głową.
- Rozumiem. Jest przekonany, że doskonale zna powody mojej decyzji. Widzi we mnie chciwą babę, gotową zrobić wszystko dla pieniędzy. Można powiedzieć, że coś w tym jest, prawda?
- Nic podobnego! - zaprzeczył Sterling. - Michaelowi bardzo by się przydała taka lekcja. Dowiedziałby się, że nie wszystkie kobiety lecą na pieniądze, że ludzie miewają jeszcze inne motywy działania i że na świecie istnieje coś takiego jak współczucie, bezinteresowna miłość i międzyludzka solidarność. To doskonała okazja, żeby mu udowodnić, że nie ma racji.
Julia dumnie uniosła głowę. Nie zamierza wykorzystywać rodzinnej tragedii po to, by prostować ścieżki tego zapatrzonego w siebie faceta.
- Nie - oświadczyła. - Nie ma żadnego powodu, żeby mu mówić o Joannie, jej też nie wspomnę o tej historii. W ośrodku pacjenci oglądają tylko pewne określone programy telewizyjne. Uprzedzę lekarzy, żeby jej nic nie mówili o moich zaręczynach.
- Nie wolno sugerować, że to tylko pozorne - ostrzegł ją Sterling.
Uśmiechnęła się do niego.
- Mój adwokat uprzedził mnie już o odpowiedzialności karnej w przypadku, gdybym komukolwiek wyjawiła tę tajemnicę.
- Żałuję, że Michael nie może poznać prawdy - westchnął Sterling, zbierając papiery. - Dobrze by mu to zrobiło. Przy okazji, bardzo przepraszam za część punktów tej umowy. Zdaję sobie sprawę, że są obraźliwe, ale mój klient bardzo nalegał na niektóre sformułowania. Muszę przyznać, że jest, jakby to powiedzieć, uczulony na pewne sprawy. Kobiety i pieniądze... Sama pani zresztą rozumie, miał przykre doświadczenia i do tej pory nie potrafi ich przezwyciężyć. Teraz, kiedy dowiedziałem się o siostrze i lepiej rozumiem pani sytuację, jestem pełen...
- Jako mój adwokat jest pan zobowiązany do zachowania tajemnicy - przerwała mu Julia. - Proszę ani słowem nie wspominać mu o Joannie.
Adwokat głęboko westchnął.
- Dobrze, ale wolałbym mieć pani pozwolenie na... Przerwał na widok wchodzącego Michaela.
- Oto pierścionek. - Michael położył safianowe pudełeczko przed Julią.
Ponieważ po nie nie sięgnęła, sam je otworzył i wyjął złoty pierścionek z wielkim rubinem.
- Dostałem go od babki, dała mi go dla mojej przyszłej żony, a ponieważ nie zamierzałem się żenić, a sam go nosić nie mogę... - Uśmiechnął się złośliwie. - Przeleżał u mnie, a teraz jest jak znalazł. Cała rodzina wie, że go dostałem, więc musi się znaleźć na palcu mojej narzeczonej. Przymierz, trzeba będzie go chyba dopasować.
Wzięła od niego klejnot, nie mogąc powstrzymać drżenia dłoni, i wsunęła na serdeczny palec lewej ręki.
- Niesamowite! Zupełnie jakby zrobiono go dla niej! Michael chłodnym wzrokiem obrzucił swego adwokata.
- Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, to po prostu najczęściej spotykany rozmiar. Przejdźmy do rzeczy.
Ruchem dyrygenta kierującego orkiestrą sięgnął po kolejne papiery i zaczął je przeglądać. Wzrok, jakim obrzucał kartki, pozwalał przypuszczać, że nieprędko skończy.
- Jestem strasznie głodna... - jęknęła Julia, ale nie raczył nawet na nią spojrzeć.
W końcu pozwolił Sterlingowi streścić jej aneks dotyczący pierścionka zaręczynowego. Klejnot pozostawał jego wyłączną własnością i Julia miała go zwrócić, gdy tylko komedia z zaręczynami się skończy. Gdyby próbowała go zatrzymać albo uzyskać jakąś sumę za jego zwrot, zobowiązana jest oddać w całości sumę otrzymaną za wymienioną w umowie „przysługę”. Julia bez słowa złożyła swój podpis we wskazanych miejscach.
- Zupełnie jakbym załatwiał sprawy twoich rodziców, Michael - mruknął Sterling. - Pełne zabezpieczenie wszelkich roszczeń, kary pieniężne, zadatki i nadpłaty... Nie mogę powiedzieć, że mi się to podoba, ale ty jesteś do takiego języka przyzwyczajony od dzieciństwa.
- Takie sprawy przechodzą z pokolenia na pokolenie - szepnęła Julia, znowu przypominając sobie studia.
Michael spiorunował ich wzrokiem.
- Nie bardzo mi się podobają te wasze uwagi. Jeszcze mniej podobała mu się sympatia, jaka się między nimi nawiązała; wyczuł to zaraz po powrocie do sali. Śmieszne, ale czuł się tak, jakby nagle wyrzucili go poza nawias całej sprawy. Wiedział, że to niemożliwe, ale przykre uczucie nie ustępowało.
- Aneks został tak sformułowany - wyjaśnił nie wiadomo komu, bo przecież nie Sterlingowi, który sam sporządził dokument, ani Julii, bo nie wydawała się tym zainteresowana - ponieważ nie chcę mieć kłopotów, kiedy ta cała komedia się skończy. Moja babka chciała, żeby ten pierścionek pozostał w rodzinie, więc zamierzam go potem podarować którejś z moich sióstr albo siostrzenic z zastrzeżeniem, że ma być dziedziczony w linii żeńskiej. W ten sposób wszystko odbędzie się zgodnie z wolą babki.
- O jednym tylko zapominasz - zauważył lekko rozdrażniony Sterling. - Kate życzyła sobie, żeby go nosiła twoja żona. Miała nadzieję, że kiedyś znajdziesz kobietę, którą pokochasz i której zaufasz. Znała twoje poglądy i uprzedzenia, a fakt, że ci dała ten pierścionek, ma wymowę symboliczną. Zależało jej na twoim życiu, a nie na tym, żeby ten pierścionek pozostał w rodzinie.
- A mnie zależy właśnie na tym - oznajmił Michael. Sterling zacisnął wargi.
- Gdyby Kate chciała go dać twoim siostrom - syknął - zrobiłaby to sama. Ten pierścionek jest przeznaczony dla twojej żony, a z czasem dla twojej córki.
Julia w milczeniu patrzyła na ciemną bruzdę rysującą się na czole Michaela, jego posępne spojrzenie i determinację. Kate Fortune musiała być nie lada optymistką, jeśli naprawdę wierzyła, że pewnego dnia jej wnuk kogoś poślubi. Perspektywa, że na świecie wkrótce zapanuje powszechna miłość i pokój, wydała jej się nagle bardziej realna...
Michael wyjątkowo całkowicie się z nią zgadzał.
- Niektóre prezenty mojej babki, niestety, bywały chybione, i tak właśnie jest w przypadku tego pierścionka. Chociaż trzeba przyznać, że nieraz miała wyjątkowe wyczucie. Na przykład, kiedy podarowała mojemu bratu to ranczo w Wyoming. Kyle znalazł tam swoje miejsce na ziemi.
Sterling spojrzał na niego spod oka.
- Kyle przede wszystkim znalazł odpowiednią kobietę, i tego właśnie dla ciebie pragnęła twoja babka.
Michael uśmiechnął się cynicznie.
- Jak na prawnika, zrobiłeś się strasznie romantyczny. Może dlatego tak świetnie zgadzacie się z Julią. Ona też wierzy w miłość, która przywraca sens życiu, prawda, Julio?
- Tak - odparła łagodnie - a jeśli to nie pomaga, trzeba stosować terapię grupową. - Potem przeniosła wzrok na Sterlinga Fostera. - Jeśli to wszystko, to chciałabym już iść do domu.
Prawnik skinął głową. Julia zdjęła z palca pierścionek i włożyła go z powrotem do pudełka.
- Będę go nosiła tylko w twojej obecności - rzekła do Michaela. - Obawiam się, że mogłabym go zgubić albo uszkodzić.
Wstała, skinęła im głową i wyszła.
- Jaka ostrożna, widać, że nie zmarnuje ani grosza z fortuny, na którą się załapała - mruknął złośliwie Michael, spoglądając za nią.
Sterling przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.
- Gdybyś był naprawdę tak bystry, za jakiego się uważasz - powiedział w końcu - zrobiłbyś, co trzeba, i babka byłaby z ciebie zadowolona.
Michael zauważył, że Sterling mówi o Kate w taki sposób, jakby wcale nie umarła. Sam przez wiele tygodni tak właśnie myślał, nie mogąc się pogodzić z jej śmiercią. Wiedział, że Kate, kiedy owdowiała, bardzo zaprzyjaźniła się ze Sterlingiem. Michaelowi nagle zrobiło się żal starego adwokata.
Wziął ze stołu pudełko i zapatrzył się w rubinowy kamień. Kto by pomyślał, że jego babka, kobieta przedsiębiorcza, trzeźwa i mocno stąpająca po ziemi, podaruje mu pierścionek w nadziei, że znajdzie prawdziwą miłość...
Skrzywił się.
- Właśnie zrobiłem, co trzeba, mój drogi - wycedził. - Z taką umową nic mi nie grozi, a Julia jest wystarczająco mądra, żeby to wiedzieć i nie próbować żadnych sztuczek.
Sterling Foster schował papiery do teczki i głośno zatrzasnął zamek.
- Jesteś głupi jak but, mój drogi - powiedział z przekąsem i szybkim krokiem opuścił salę konferencyjną.
- Czy Julia powiedziała, dlaczego zgodziłem się na ten wywiad? - zapytał Michael, kiedy Faith Carlisle wraz z objuczonym sprzętem kamerzystą zjawili się w jego apartamencie.
Faith spojrzała na niego zaczepnie; jej nieskazitelna blond fryzura, przylegająca do głowy niczym hełm, robiła wrażenie czegoś, co oprze się każdemu sztormowi.
- Owszem. Wspomniała, że się zaręczyliście i nasza rozmowa ma zakończyć całą tę historię z listą kawalerów.
- Tak, chcę raz na zawsze skończyć z tym absurdem. Stanowczość jego głosu mało ją obeszła.
- Czy właśnie dlatego postanowiliście tak nagle się zaręczyć?
Michael osłupiał; ta niesamowita kobieta ledwo weszła w progi jego domu, a już zadała mu najtrudniejsze pytanie.
- Oczywiście, że nie - odparł opanowanym głosem. - Bardzo to obraźliwe podejrzenie wobec nas. Powody naszych zaręczyn są takie, jak zwykle w podobnych przypadkach, ale o tym dokładniej powiemy w czasie wywiadu.
Kamerzysta zaczął rozkładać w salonie przyniesiony sprzęt; Faith zamilkła. Płynęła minuta za minutą. Michael spojrzał na zegarek.
- Julia już tu powinna być. Nie wiem, dlaczego się spóźnia. - Zaczaj nerwowo przemierzać wielką przestrzeń salonu, śledzony rozbawionym wzrokiem tamtych dwojga.
- To do niej zupełnie niepodobne. - Michael znowu zerknął na zegarek, ale ze zdenerwowania prawie nie widział cyfr.
- Julia wcale się nie spóźnia - zlitowała się nad nim wreszcie Faith. - To my przyszliśmy nieco wcześniej, żeby się przygotować. Zwykle się spóźniamy, ale ta sytuacją jest wyjątkowa. Nie myślałam, że to będzie dla gospodarza takie kłopotliwe.
- Kiedy się umawiam - wycedził Michael przez zęby - zamierzam rozpocząć spotkanie punktualnie. Nie później i nie wcześniej, tylko dokładnie o umówionej godzinie!
Faith obrzuciła go znudzonym wzrokiem.
- Przepraszamy za pośpiech - rzuciła. - Bardzo mi przykro.
Wcale nie było jej przykro i doskonale o tym wiedział, dlatego rozzłościł się jeszcze bardziej.
- Może w takim razie na kilka minut wyjdziemy i wrócimy o umówionej porze? - zapytała Faith tonem, jakim zazwyczaj mówi się do rozkapryszonego, niezbyt rozgarniętego dziecka.
Michael zauważył drwiące spojrzenie kamerzysty i przez chwilę się zastanawiał.
- Nie ma takiej potrzeby - oświadczył wreszcie. - Możecie tutaj zostać, a ja pójdę do swojego gabinetu.
Wychodząc, usłyszał jeszcze jęk Faith.
- Ale maruda! A do tego jak potrafi się opanować!
Przez chwilę dumał, jak się ustosunkować do tej najkrótszej charakterystyki swojej osoby. Może i jest „marudą”, która potrafi się świetnie opanowywać, ale też i sytuacja trafiła mu się niecodzienna. Ten cały wywiad i te nieszczęsne wymuszone zaręczyny każdego normalnego człowieka wyprowadziłyby z równowagi. To Julia umówiła ich dzisiaj na wywiad, ale pomysł, żeby wszystko odbyło się u niego w domu, wyszedł od Kristiny.
- Jeśli będziecie z nią rozmawiać w biurze, natychmiast wejdziecie w swoje role i w dalszym ciągu będziecie sekretarką i szefem - oświadczyła Kristina. - A tak, w bardziej prywatnym miejscu, może uda wam się odegrać rolę zakochanych.
Zgodził się dla świętego spokoju, ale teraz, kiedy ta telewizyjna harpia w hełmie jasnych włosów wtargnęła do jego domu, robiło mu się niedobrze na samą myśl o tym, że będzie musiał przed nią udawać zakochanego! Oni będą grali komedię, a ta koszmarna baba będzie oceniała stopień ich wiarygodności! Otarł czoło chusteczką. Nie miał pewności, czy się sprawdzi w roli narzeczonego.
Fakt, że ekipa telewizyjna przybyła z dwudziestominutowym wyprzedzeniem, jeszcze wszystko pogorszył. Stracili z Julią jedyną okazję przygotowania się do wywiadu, omówienia pewnych kwestii, wejścia w rolę. Będą musieli improwizować...
Dreszcz przebiegł mu po plecach. W pracy też nie mieli czasu niczego omówić. Od rana siedział na zebraniu i wyszedł z biura w godzinę po Julii. Sięgnął do kieszeni marynarki i wyjął safianowe pudełeczko. Julia będzie musiała tak jakoś włożyć pierścionek, żeby ta podejrzliwa baba niczego nie zauważyła. W przeciwnym razie zaraz zacznie się zastanawiać, dlaczego jego narzeczona nie nosi pierścionka stale.
Swoją drogą, ciekawe dlaczego Julia powiedziała, że będzie nosić pierścionek tylko w jego obecności? Z jakiego powodu tak się uparła? Te jej tłumaczenia, że boi się go zgubić albo uszkodzić, są po prostu śmieszne. Gdyby w ogóle istniała taka ewentualność, umieściłby odpowiedni punkt w umowie. Nie zrobił tego, bo wie, jak jego sekretarka jest sumienna. Przez czternaście miesięcy wspólnej pracy niczego nie zaniedbała i...
Rozległ się dźwięk dzwonka i Michael wypadł z gabinetu jak bomba.
- To Julia! - krzyknął w stronę Faith i kamerzysty i sam zauważył, z jak ogromną ulgą to uczynił.
- To ona nie ma klucza? - zapytała niewinnie Faith. Właściwie go nie zaskoczyła; z jej strony spodziewał się wszystkiego. Przyszła przecież tutaj, żeby podglądać i śledzić każdy jego gest i zadawać właśnie tego rodzaju podchwytliwe pytania. Przez sekundę zastanawiał się, co by uczynił, gdyby cała ta sytuacja była prawdziwa. Nie mógł wykluczyć, że - mimo początkowego sprzeciwu - dałby swojej narzeczonej klucz do mieszkania.
- Julia niedawno zgubiła swój klucz - odparł swobodnie, zachwycony własnym refleksem. - Właśnie zamówiliśmy nowy.
- Pewnie go jej odebrał, żeby nie przychodziła za późno ani za wcześnie... - usłyszał komentarz Faith, kiedy ruszył ku drzwiom.
Wywiad się jeszcze nie zaczął, a ta kobieta już jest do niego wrogo nastawiona. Otworzył drzwi i w progu ujrzał Julię.
- Witaj, kochanie! - Zarzuciła mu ręce na szyję i mocno się do niego przytuliła.
Michael, nie przygotowany na takie powitanie, stał jak przysłowiowy słup soli.
- Zobacz, ten to potrafi być wylewny... - dobiegło go z salonu i jednocześnie Julia zaczęła mu szeptać coś do ucha.
- Zobaczyłam ich samochód przed domem - zrozumiał przez szum w uszach. - A teraz pocałuj mnie na niby.
Nie wiedział, jak się kogoś całuje na niby, więc objął ją i zaczął całować naprawdę. Poczuł dotyk jej piersi i zapach perfum. Rozpoznał produkt własnej firmy, ale nerwy nie pozwoliły mu na razie ustalić dokładnej nazwy. A przecież jako szef działu produkcyjnego znał zapachy, kolory i opakowania wszystkich perfum jak własne nazwisko. Problem w tym, że gdyby go ktoś teraz zapytał, jak się nazywa, nie bardzo potrafiłby odpowiedzieć.
Trzymał w ramionach drobne ciało Julii, całował jej usta i czuł, jak fala pożądania ogarnia jego ciało. Była taka piękna i tak niesamowicie kobieca. Nie panując nad sobą, zaczął gładzić jej plecy. Julia wyprężyła się i poczuł, jak żar wypełnia jego serce. Oderwała się od niego nagłym ruchem i został samotny i pusty, jakby go opuściła organiczna część jego istoty.
- Witaj, Faith! - krzyknęła Julia tak entuzjastycznie, jakby widok dziennikarki był spełnieniem jej najskrytszych marzeń.
Szybkim krokiem podeszła do kanapy, a Faith i kamerzysta wstali, by się z nią przywitać.
- Czuję się, jakbym cię znała od bardzo dawna - ciągnęła Julia. - Tak często w ostatnim czasie rozmawiałyśmy przez telefon.
Spojrzała na stolik obok kanapy i malowniczo rozrzucone na nim ilustrowane pisma o sztuce, tak jak je tam umieścił dekorator wnętrz. Całe mieszkanie Michaela, wymuskane i bezosobowe, robiło wrażenie dekoracji. Mogłaby się założyć, że Michael, odkąd się wprowadził, nie przesunął ani jednego mebla.
Interesowała go tylko praca i firma.
- Czy Michael zaproponował wam coś do picia? - zapytała uprzejmie, wchodząc w rolę gospodyni.
Nigdy przedtem nie była niczyją narzeczoną, ale chyba narzeczone w takich sytuacjach tak właśnie się zachowują...
- Nie - odparła Faith. - Zrobiliśmy błąd, przychodząc dwadzieścia minut za wcześnie, i gospodarz miał ochotę zaproponować nam jedynie, żebyśmy się jak najszybciej wynieśli do diabła.
Julia powiodła wzrokiem od Faith do Michaela.
- Strasznie mi przykro. Przepraszam, że przyszłam tak późno.
- Trudno, stało się. - Faith zmrużyła oczy. - W ten sposób zdobyliśmy pierwszą informację o Michaelu Fortune. Wiemy już, że jest obsesyjnie punktualny i tego samego wymaga od innych.
- To cecha wszystkich dyrektorów - szybko wyjaśniła Julia. - Nie można kierować wielkim działem, jeśli się nie posiadło tej umiejętności. Sama musisz coś o tym wiedzieć.
- Dobra odpowiedź, brawo - pochwaliła ją nieco ironicznie dziennikarka.
- Czego się w takim razie napijecie? - Julia wróciła do roli gospodyni. - Co możemy im zaproponować, Mike?
Słyszał jej głos, widział jej pytające spojrzenie, a mimo to nadal stał bez ruchu. Kontakt z ciałem Julii, a przede wszystkim jego reakcja na jej dotyk, całkowicie go obezwładniły. Ta rozgadana, pewna siebie, śliczna kobieta, która tak swobodnie radziła sobie z tymi telewizyjnymi gadami, w niczym nie przypominała spokojniej, wyciszonej Julii, którą znał.
Patrzył na nią, nie wierząc własnym oczom. Julia w krótkiej spódniczce i obcisłej bluzce wyglądała jak modelka. Buty na wysokich obcasach nieco ją podwyższały i jeszcze wysmuklały jej zgrabną sylwetkę. Dawno nie widział tak atrakcyjnej kobiety, a na pewno nigdy żadna tak go nie podniecała. Zupełnie jakby jej dotyk obudził go do nowego życia i krew zaczęła szybciej krążyć mu w żyłach. Porównanie z wiosną, która nadeszła wreszcie po bardzo długiej i mroźnej zimie, narzucało się samo...
Niezręczna cisza i naglące spojrzenie Julii wyrwały go z letargu. Nie potrafił jednak odpowiedzieć, bo zapomniał, o co pytała.
- Może coś zimnego? Mrożona herbata albo jakiś sok? - W uprzejmym głosie Julii pojawił się lekki niepokój.
Michael nie mógł oderwać od niej wzroku. Przy ogólnym zaskoczeniu i oczarowaniu dopiero teraz spostrzegł, że Julia również zmieniła fryzurę. Zamiast tego koszmarnego koczka miała teraz rozpuszczone włosy, ujmujące w ramę jej śliczną twarz.
- Napijmy się byle czego i zaczynajmy - oświadczyła energicznym tonem Faith, zdumionym spojrzeniem wodząc za wzrokiem Michaela. - Najpierw Ken zrobi ogólny widok salonu z najazdem na okno, żeby ująć ten fantastyczny widok miasta z tymi światłami, potem kamera pójdzie na kominek i wreszcie zsunie się na was, siedzących na kanapie. Michael, bądź łaskaw...
Julia wstrzymała oddech. Michael wciąż stal w progu salonu jak pogrążony w hipnotycznym śnie. Dlaczego on nic nie mówi? Ona robi, co może, żeby to jakoś wypadło, a on stoi w drzwiach i patrzy na telewizyjną ekipę w takim osłupieniu, jakby Faith i Ken byli parą kosmitów, którzy nagle spadli z nieba.
- Tak, teraz albo nigdy - powiedział bez sensu i ruszył ku nim. Miał na sobie ten sam garnitur co w pracy, śnieżnobiałą koszulę i jedwabny krawat. Wyglądał niesłychanie elegancko i kompletnie nieprzystępnie.
Julia spojrzała na Faith; z twarzy dziennikarki wyczytała, że nie jest dobrze. Taka stara wyga jak Faith Carlisle nigdy się nie nabierze na coś takiego. Na pierwszy rzut oka widać, że ktoś taki jak Michael Fortune znajduje się całkowicie poza zasięgiem kogoś takiego jak Julia Chandler. Jest zbyt przystojny, za bogaty i zbyt wymagający, żeby się związać z taką szarą myszką. Zrobiło jej się nagle strasznie przykro.
Kamera ruszyła i Michael usiadł obok Julii na kanapie.
- Trochę jestem zaskoczony tym wywiadem - rzekł opanowanym już głosem. - Przepraszam, jeśli byłem niezbyt uprzejmy.
Ujął rękę Julii i lekko ją uścisnął. Julia drgnęła. Wtedy, podczas ich „czułego” powitania w drzwiach, była zbyt spięta i zdenerwowana, żeby cokolwiek odczuwać. Teraz dotyk Michaela sprawił, że serce zaczęło jej bić jak szalone; nie mogła powstrzymać drżenia.
Michael wyczuł jej przerażenie i napotkał czujny wzrok Faith. Patrzyła na nich jak syty kot, który spokojnie czatuje na mysz, bo i tak wie, że nieszczęsna, prędzej czy później wysunie się z norki i wpadnie w jego łapy.
Niedoczekanie! On nie jest bezbronną myszką i nie stanie się łupem tej telewizyjnej harpii! Nie na darmo pochodzi z potężnej rodziny; Fortune'owie nigdy się nie poddają! Julia zrobiła dobry początek, a teraz on poprowadzi batalię do zwycięskiego końca. Zdecydowanie objął ramieniem swoją „narzeczoną”.
- Oboje z Julią bardzo cenimy sobie prywatność. Rozmowa przed kamerami o naszych sprawach bardzo nas peszy. Prawda, kochanie?
Uniósł jej rękę i leciutko ucałował koniuszki palców.
Jeśli chcesz dobrze zagrać, musisz wejść w skórę tej osoby i po prostu się nią stać, przypomniała sobie Julia wskazania swojej współlokatorki. Jen nauczyła się tego w szkole teatralnej i dziś wieczorem przekazała część swojej wiedzy Julii.
- Aktor musi wejść w rolę całym sobą - oświadczyła patetycznie Jen. - Musi myśleć, oddychać, ruszać się i żyć jak postać, którą gra. Przestaje być sobą i staje się innym człowiekiem.
Na szczęście, zaabsorbowana własnymi słowami, nie zapytała Julii, skąd to jej nagłe zainteresowanie aktorskimi technikami.
Jen ma rację, przemknęło Julii przez głowę. Kiedy wchodziłam, nie byłam sobą, wczułam się w rolę i dlatego tak dobrze mi poszło, a teraz znowu stałam się dawną Julią i dlatego tak się boję. Muszę odrzucić starą skórę i stać się innym człowiekiem - narzeczoną Michaela.
A jego narzeczona musi być przede wszystkim osobą pewną siebie i doskonale nad sobą panującą. Wzięła głęboki oddech i... weszła w rolę. Wytrzyma w niej tak długo, jak będzie trzeba; będzie narzeczoną Michaela przez cały czas pobytu tych ludzi w jego mieszkaniu.
Uniosła dłoń Michaela i przytuliła ją do policzka.
- Wolimy być sami - szepnęła czule. - Sami, tylko we dwoje...
Tę kwestię przejęła żywcem z jakiegoś ilustrowanego pisma o sławnych ludziach. W oczach Faith dostrzegła zniecierpliwienie; prawdopodobnie dziennikarka czytała ten sam magazyn.
- Nasi widzowie na pewno są ciekawi, jak się poznaliście. Julia i Michael wymienili znaczące spojrzenia.
- Ty im opowiedz, Julio.
- Nie, sam im opowiedz. Ty to zrobisz najlepiej, Mike.
Obdarzyła go uśmiechem, jaki zwykle mają żony prezydentów tuż po wygranych wyborach. Była w nim miłość, podziw i bezwarunkowe oddanie.
Michael poprawił się na kanapie.
- Jak wiadomo, Julia pracuje u mnie - zaczął. Miał nadzieję, że wyręczy go i sama opowie jakąś bajeczkę; chyba wystarczająco dużo jej zapłacił, żeby nie musieć teraz na poczekaniu wymyślać jakichś bzdur. - Przyszła do mnie - ciągnął pewnym głosem - na rozmowę wstępną, miała bardzo dobre kwalifikacje, więc ją zaangażowałem. Potem... zaczęliśmy pracować i tak jakoś, z miesiąca na miesiąc... w końcu się zaręczyliśmy.
Spojrzenie Faith powiedziało mu, że sprawdzian wypadł słabo.
- I to wszystko? Dosyć to prozaiczne.
Szkoda, że nie wziął przedtem kilku lekcji u Jen. Zupełnie nie potrafi wczuć się w rolę i gotów jeszcze zawalić całe przedstawienie. Julia postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce.
- Mike trochę to wszystko uprościł - zaszczebiotała. - Trudno mu o tym mówić, ale ja powiem ci, jak było, Faith. Będę z tobą zupełnie szczera: zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Kiedy go zobaczyłam, wiedziałam, że spotkałam mężczyznę swojego życia. Gdy mnie przyjął, byłam w siódmym niebie, bo wiedziałam, że odtąd będę go mogła codziennie widywać.
Michael zwrócił ku niej wzrok. Jakie ona ma piękne oczy, szarobłękitne, i takie długie ciemne rzęsy... Kiedy tak na niego patrzy, nie można nie wierzyć w jej słowa... Omal nie zerwał się z kanapy, przerażony tokiem własnego myślenia.
- A Mike? - zapytała Faith. - U niego to też była miłość od pierwszego wejrzenia?
- Nie - zaprzeczyła ze smutkiem Julia. Nie chciała przesadzać; są granice wiarygodności, takie rzeczy nie zdarzają się nawet w tych pięknych romansach, które pisuje Rebeka Fortune.
- Tak - przytaknął w tej samej chwili Michael.
- Tak czy nie? Zdecydujcie się, proszę. - Faith wyraźnie się ożywiła.
„Narzeczeni” spojrzeli na siebie przeciągle.
- Zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia, ale nie dałem tego po sobie poznać - wyjaśnił Michael.
Dlaczego ona robi taką minę, jakby nie mogła w to uwierzyć? Przecież ta dziennikarka natychmiast to zauważy i sama nabierze wątpliwości!
- Dziś po raz pierwszy się do tego przyznaję - dodał, chcąc jakoś uprawdopodobnić niedowierzanie Julii.
- To bardzo miło, że tak mówisz, ale to nieprawda - stanowczo zaprzeczyła Julia.
We wszystkim trzeba zachować umiar, nie wolno przedobrzyć ani przeciągnąć struny. Przecież to zupełnie normalne, że taka szara myszka jak Julia Chandler od pierwszego wejrzenia zakochuje się w swoim atrakcyjnym szefie; natomiast to, że on od razu traci głowę na jej widok, zakrawa na czystą fantazję.
- Michael, wspominając nasze pierwsze spotkanie, nakłada swoje obecne uczucia na ówczesne emocje - wyjaśniła. - To się często zdarza, w psychologii mają na to nawet jakąś specjalną nazwę. Polega to na tym, że ludzie koloryzują przeszłość, bo teraźniejszość narzuca im wizję dawnych wydarzeń. Tak naprawdę nie zakochał się we mnie od razu, tylko po kilku miesiącach.
- To nie jest żadne koloryzowanie przeszłości. - Michael nie zamierzał pozwalać jej na jakieś tam psychologizowanie. - Ja chyba sam wiem najlepiej, kiedy się zakochałem, a zakochałem się od pierwszego wejrzenia. - Miał ochotę jak najszybciej z tym skończyć. - Pamiętam nawet, jak byłaś wtedy ubrana. Miałaś na sobie szary kostium, białą bluzkę i półbuty, a uczesana byłaś w taki okropny koczek, którego po prostu nie znoszę!
Nic oczywiście nie pamiętał; nic dziwnego, tego dnia przesłuchiwał kilkanaście kandydatek. Opisał po prostu jej zwykły, codzienny ubiór, taki w jakim zawsze widywał ją w biurze.
- A co ci się nie podoba w moim uczesaniu? - Julia spojrzała na niego z niekłamanym zdumieniem.
Wyznał to tak szczerze, że albo naprawdę nie cierpi jej biurowej fryzury, albo jest świetnym aktorem...
- Nie znoszę takich koczków, lubię rozpuszczone włosy.
Objął ją mocniej i przytulił. Poczuła jego udo przy swoim i lekko się poruszyła; Mike wzmocnił uścisk. Biło od niego ciepło i siła.
- Taka fryzura - próbowała się bronić Julia - jest bardzo praktyczna w pracy.
- Jak to się stało - zabrała głos wyraźnie rozbawiona Faith - że zakochałeś się w kimś, kto wyglądał tak mało atrakcyjnie, jak to właśnie opisałeś?
- To bardzo proste. Zakochałem się w niej dlatego, że była inna i nie próbowała zwracać na siebie uwagi seksownym ubraniem. W przeszłości miałem tego aż nadto. Od pierwszej chwili zrozumiałem, że Julia traktuje swoje obowiązki poważnie, że przyszła do mnie pracować, a nie mnie uwodzić.
- I takie to na tobie zrobiło wrażenie - powiedziała z namysłem Faith - że się jej oświadczyłeś...
Nie musiała nic dodawać, cała ta historia nie trzymała się kupy.
- Tak - skinął głową Michael. - Tak właśnie było. Zupełnie jakby wprowadzał na rynek nowy produkt i z niepokojem czekał na opinię ekspertów.
Faith nie spuszczała z niego oka.
- Jednym słowem - wycedziła - dotąd byłeś otoczony wampami i nic cię nie brało, a dopiero kiedy w twoim biurze pojawiła się skromna panienka, taki Kopciuszek...
Julia przypomniała sobie niedawną rozmowę z Michaelem i postanowiła zabrać głos.
- Tylko nie to, błagam! W dzisiejszych czasach żadna kobieta nie zgodziłaby się na rolę Kopciuszka! Nie mówiąc o tym, że nie ma już książąt z bajki, pięknych i bogatych.
- Uważasz, że nie jestem piękny ani bogaty? - Michael uśmiechnął się z udaną swobodą.
Spojrzała na niego tkliwie.
- Nie o to chodzi, kochanie. Chciałam tylko powiedzieć, że wtedy, kiedy ty widziałeś we mnie samą skromność i prostotę, ja robiłam, co mogłam, żeby cię uwieść.
Roześmiał się, tym razem szczerze, na samą myśl o skłonnościach Julii do uwodzenia kogokolwiek.
- Nie zagrzałabyś u mnie długo miejsca, gdyby rzeczywiście tak było!
Poczuł do niej coś w rodzaju wdzięczności za to, że tak bardzo się stara dobrze wypaść w narzuconej sobie roli. Przytulił ją do siebie i omal nie pocałował w czoło. Julia poczuła zapach płynu po goleniu, „Drzewo Sandałowe” firmy Fortune, i zakręciło jej się w głowie.
Może to tylko sen? To nie może być rzeczywistość! Ale przecież tak jest: siedzi tutaj obok niego, czuje, jak Michael ją przytula, a wszystkie jej zmysły dają znać, że bardzo intensywnie reagują na jego obecność. Może za bardzo wczuwa się w rolę? Dobrze zagrać określoną postać to jedno, ale zamienić się w nią i każdym nerwem odczuwać przewidziane scenariuszem Emocje to zupełnie co innego! To bardzo niebezpieczne, można przekroczyć linię dzielącą rzeczywistość od fikcji i...
To bicie serca, te rumieńce, te drżące dłonie i budzące się pożądanie należą do repertuaru przeżyć narzeczonej Michaela, a nie do Julii Chandler, jego sekretarki, która dorabia po godzinach, siedząc tutaj na kanapie w jego mieszkaniu przed kamerą telewizyjną. Chyba powinna zrobić sobie przerwę i pozbierać rozproszone myśli.
- Strasznie chce mi się pić, przepraszam, ale wezmę sobie szklankę wody.
Zerwała się, umykając z objęć Michaela. Doskonały pomysł z tą szklanką wody, chociaż pewnie zimny prysznic byłby lepszy...
Michael spojrzał w ślad za Julią, wybiegającą z pokoju poza zasięg kamery, i również wstał.
- Przepraszam - rzucił swoim gościom - zaraz wracam. Przygotuję wam coś do picia.
Dogonił Julię w drodze do jadalni. Pomieszczenie to, w porównaniu z gigantycznych rozmiarów salonem, było niewielkie. Pośrodku królował stół i sześć krzeseł w orientalnym stylu. Pod ścianą stała wielka, stylizowana klatka dla ptaków. Julia odwróciła wzrok.
- Niepotrzebnie za mną szedłeś - szepnęła. - Sama znalazłabym kuchnię. Musi przylegać do jadalni.
Michael skinął głową.
- Wyszedłem, bo nie byłem w stanie zostać sam na sam z tą harpią i tym jej uśmiechniętym rekinem. Oni czują zapach krwi. Wyczuli go, zanim przyszłaś i teraz tylko idą tropem rannej zwierzyny. Chodź, kuchnia jest tutaj...
Julia rozejrzała się po sterylnie czystym białoniebieskim pomieszczeniu, niezbyt udolnie okraszonym elementami mającymi przywodzić na myśl tradycyjne amerykańskie kuchnie. Po modernistycznym salonie i orientalnej jadalni, folklor w kuchni robił wrażenie, jakby całe to wnętrze projektował ktoś... paranoidalnie eklektyczny.
Uśmiechnęła się do siebie; chyba trafiła w sedno.
- Co tak patrzysz? - W głosie Michaela zabrzmiało coś w rodzaju urazy. - Zupełnie jakbyś nagle wylądowała na Księżycu.
- Po prostu zachwycam się wystrojem twojego mieszkania. Każdy kolejny pokój to prawdziwa niespodzianka.
Michael westchnął.
- Rozumiem, nie musisz mówić nic więcej. Rzadko miewam gości, więc już zapomniałem, jakie to wrażenie robi na ludziach. Jesteś bardzo miła, że nazywasz to niespodzianką, ja bym to raczej nazwał... schizofrenicznym eklektyzmem. To dzieło mojej matki.
- Nie wiedziałam, że twoja matka jest dekoratorem wnętrz.
Swoją drogą, musieli mieć podobne estetyczne upodobania, skoro niemal identycznie określili wystrój jego apartamentu.
- Nie jest, ale ma mnóstwo przyjaciół dekoratorów. Przyjaznych uczuć starczyło jej akurat na urządzenie jednego pomieszczenia. Potem dekorator odchodził, a na jego miejsce wkraczał inny, zaopatrzony w nową koncepcję. Potem wreszcie ich przegnałem i zostało tak, jak widzisz.
- Bardzo interesujące...
- Kristina mawia, że moje mieszkanie przypomina jej odpowiedni dział domu towarowego. Dziękuję, że nie zapytałaś, dlaczego pozwoliłem matce je urządzać.
Nie miała zamiaru pytać go o takie delikatne sprawy, ale Michael i tak jej to wyjaśnił.
- Moja matka jest świetnym manipulatorem. Potrafi w ciągu sekundy przejść od zachwytu do rozpaczy i z powrotem, i tak człowieka skołować, że nie wie, na jakim świecie żyje. Postanowiłem na wszelki wypadek dać jej wolną rękę i do niczego się nie wtrącać. Niech sobie robi, co chce, bylebym tylko miał spokój. Przez kilka miesięcy mieszkałem w hotelu, ona sobie tu buszowała i było cudownie. Kiedy było już po wszystkim, Kyle i Jane błagali mnie, żebym sobie kupił nowe mieszkanie i pozwolił mamie je urządzać; w ten sposób mielibyśmy znowu kilka miesięcy spokoju.
Julia uprzejmie się uśmiechnęła; to, że mówił do niej w ten sposób o matce, nieco ją krępowało.
- Gdzie są szklanki? - zapytała, chcąc zmienić temat.
- Nie lubisz, kiedy się ktoś naigrawa z własnej matki, nawet jeśli jest nią Sheila Fortune?
- Coś w tym rodzaju - przytaknęła.
- Sama nigdy nie mówisz o swojej rodzinie, dopiero teraz zwróciłem na to uwagę. Ty znasz moją matkę, ojca, niemal wszystkie rodzinne historie, a ja nic o tobie nie wiem. Nic nie wiem o twoim życiu, prócz tego, że po pracy lubisz sobie pobiegać nad rzeką i kiedyś ukończyłaś kurs samoobrony, dzięki czemu czujesz się po ciemku zupełnie bezpieczna.
Nic nie wskazywało na to, że poda jej szklankę, toteż Julia zaczęła otwierać kolejne szafki. W końcu nalała sobie wody i wypiła ją wielkimi łykami.
- Muszę coś o tobie wiedzieć - nie ustępował Michael - na wypadek, gdyby Faith mnie zapytała. Słabo bym wypadł w roli narzeczonego, gdybym nie miał na ten temat nic do powiedzenia. Prawdę mówiąc, nigdy dotąd nie spotkałem kobiety, która by tak mało o sobie mówiła.
Julia spuściła oczy; widziała teraz nienagannie lśniącą podłogę kuchni.
- Nie mam wiele do powiedzenia. Moi rodzice nie żyją, mam jedną siostrę. Pragnę kiedyś zostać psychologiem i pracować z nieprzystosowaną młodzieżą oraz dziećmi. Na razie jestem sekretarką w Fortune Corporation.
Wyraźnie go to poruszyło.
- Jesteś za młoda, żeby tak... być zupełnie sama. Spojrzała na niego ze spokojem w oczach.
- Jestem dorosła, mam dwadzieścia sześć lat i nie jestem sama. Mam siostrę, która mieszka niedaleko, pod Minneapolis.
Michaelowi przyzwyczajonemu do wielkiej, rozgałęzionej rodziny, zrobiło się jej żal.
- Bardzo ci współczuję, a kiedy twoi...
- Dziękuję ci - przerwała mu uprzejmie. - To miło z twojej strony.
Pojął, że Julia nie zamierza kontynuować tej rozmowy. Przez dłuższą chwilę stali naprzeciwko, patrząc na siebie w milczeniu. Pierwszy odezwał się Michael.
- W takiej sytuacji to zrozumiałe, że musisz sama zadbać o siebie i zapewnić sobie fundusze. - Z doświadczenia wiedział, że kiedy nie ma o czym mówić, zawsze można wspomnieć o pieniądzach. - Sterling mógłby ci pomóc tak ulokować otrzymaną sumę, że przyniosłaby dodatkowy dochód. Porozmawiaj z nim, jest pod tym względem wyjątkowo uzdolniony.
Uśmiechnęła się w odpowiedzi.
- Dziwne, że mnie nie namawiasz, żebym wszystko zainwestowała w twoją firmę.
- Doskonały pomysł, jak mogłem na to nie wpaść? Każdy inwestor liczy się na wagę złota. - Zagubiła się i nie mogła dociec, czy Michael mówi poważnie, czy ironizuje.
- A nasza firma ostatnio miewa kłopoty z inwestycjami, ze zbytem, z...
- Jesteście tam czy zniknęliście? Hej, odezwijcie się!
- Tubalny głos Faith dotarł do nich, z czeluści apartamentu.
Julia wpadła w panikę.
- Ona nas szuka! Chyba już jest w jadalni!
- Owszem, burza nadciąga... Julia niecierpliwie przestąpiła z nogi na nogę.
- Co robimy? Nie przygotowaliśmy im nic do picia. Pomyśli, że się tu namawiamy.
Michael zachował kamienny spokój.
- Nie zamierzałem nic im przygotowywać. Zresztą w domu nic nie mam. Nie miałem przyjmować gości, przyszli tu na wywiad.
Julia spojrzała na niego z lękiem.
- Przecież im powiedziałeś, że idziesz pomóc mi zrobić coś do picia. Co ona sobie pomyśli? Zaraz coś wykombinuje. Musimy szybko znaleźć jakieś wyjaśnienie.
Michael wzruszył ramionami.
- Nie zamierzam niczego szukać. Mam lepszy pomysł. W jego niebieskich oczach dojrzała dobrze znany błysk.
Zawsze tak patrzył, kiedy jakiś produkt jego firmy odnosił na rynku zwycięstwo nad rywalem albo kiedy przebijał w dyskusji argumenty stryja czy ojca i musieli przyznać mu rację. Wiedziała, że takie same ogniki zapalą się w jego oczach, kiedy pewnego dnia stanie na czele korporacji i zasiądzie na miejscu Jake'a za konferencyjnym stołem. Michael Fortune miał plan i był pewien zwycięstwa...
- Zaraz ich przekonamy, że kiedy zostajemy sami, robimy to, co robią wszyscy w naszej sytuacji: korzystamy z okazji. Pokażemy im taką scenę, że stracą wątpliwości. Jesteś gotowa?
Ruszył ku niej z taką determinacją, że instynktownie cofnęła się o kilka kroków. Wyczuła blat i zatrzymała się. Michael oplótł ja ramionami i uwięził w uścisku.
- Ja... Posłuchaj, ja... - szepnęła. Nie powiedziała nic więcej, bo zamknął jej usta pocałunkiem.
Na sekundę wstrzymała oddech. On ją całuje! Całuje ją naprawdę! Ze zdumienia nie odpowiadała na jego pocałunki. Zresztą on tego nie oczekiwał; grał tylko scenę z przygotowanego przez nich przedstawienia. W miarę, jak głos Faith się zbliżał, pocałunek Michaela stawał się coraz bardziej namiętny.
- Zaraz tu wejdzie - szepnął w końcu. - Nie stój jak manekin. Czy mogłabyś się trochę przyłożyć?
- Tak... Spojrzała w jego błękitne oczy i znajomy błysk uspokoił ją. Wszystko jest normalnie. Jej szef wypełnia swoje obowiązki i tego samego oczekuje od niej. Przecież powiedział, że dla dobra firmy gotów jest zagrać każdą rolę, nawet zakochanego mężczyzny. Swoją drogą trzeba przyznać, że świetnie to wymyślił; Faith zobaczy, że się całują i nie będą musieli jej tłumaczyć, dlaczego nie przygotowali jeszcze nic do picia.
- Obejmij mnie - polecił Michael. - Niech ta żmija się napatrzy.
Chodzi tylko o to, żeby Faith uwolniła go od wielbicielek. Julia podpisała kontrakt i ma wypełnić warunki umowy. Objęła go, gotowa ciągnąć dalej grę.
- Jesteś strasznie spięta...
Na swój sposób podniecało go w niej również i to, że tak się ociąga. Miało to swój urok. Po raz pierwszy w życiu trzymał w ramionach kobietę, która była z nim jedynie z obowiązku.
- Odpręż się, niedługo skończymy... - W jego głosie zabrzmiało rozbawienie.
Przylgnęła ustami do jego ust i objęła go za szyję. To nie jest znowu takie strasznie trudne, nie ma czego się bać. Mężczyzna, którego całuje, gra komedię i ona też tylko gra przed widownią złożoną z Faith i tego operatora. Ta myśl przyniosła jej ulgę. Nagle Michael znowu oderwał od niej wargi.
- Słyszysz coś? Poczuła jego dłonie na plecach.
- Nie - odszepnęła. - Może sobie poszli. Jego dotyk działał na nią kojąco; strach ustąpił, odprężyła się nieco.
- Może się wynieśli - mówił cicho dalej - i wzięli ze sobą te swoje graty. Przy okazji mogliby zabrać i moje.
Julia zachichotała.
- Zwłaszcza tę gustowną klatkę na ptaki z jadalni. Michael skrzywił się komicznie.
- Nic się nie znasz na sztuce. Przecież to dzieło sztuki, jego miejsce jest w galerii.
- Właśnie.
- Miałem nadzieję, że nie zauważysz tej cholernej klatki.
- Tego nie można nie zauważyć, ale do tej pory taktownie milczałam.
- W nagrodę dostaniesz ją na własność. Julia wzdrygnęła się.
- Nie! Błagam, tylko nie to! Może ta klatka to zemsta dekoratora za to, że powierzono mu wystrój tylko jednego pokoju?
- Zawsze tak myślałem.
Spojrzał na jej zarumienioną twarz. Julia z szarymi rozjaśnionymi oczami i lekko rozchylonymi ustami wydała mu się prześliczna. Poczuł, jak jego ciało wymyka się spod kontroli, a świadomość zaczyna rejterować. Bliskość tej dziewczyny sprawiała, że cały zamieniał się w dotyk. Rozchylił ustami jej wargi i zaczął ją całować inaczej niż dotąd. Bez zastanowienia mu odpowiedziała. Zapomnieli o całym świecie i o tym, jaką rolę przypadło im w nim odgrywać. Nie grali już żadnej roli i nie występowali w żadnej sztuce.
- A mam was! Tutaj jesteście, robaczki! Triumfalny wrzask Faith sprawił, że odskoczyli od siebie jak para nastolatków, przyłapanych przez dyrektora szkoły. Kamera pracowała; Ken kręcił jak szalony.
- Przestańcie filmować. - Michael machnął ręką, ale operator zatrzymał kamerę dopiero na polecenie szefowej.
Julia oparła się o blat. Nogi się pod nią trzęsły, bała się spojrzeć na Michaela. Utkwiła wzrok w dziennikarce, która przypatrywała się im z rosnącym zainteresowaniem.
- Nie bójcie się, nie pokażemy tej sceny. Nadamy tylko krótki pocałunek. Emitujemy w porze najwyższej oglądalności, nie możemy gorszyć staruszków i dzieci.
- Nie robiliśmy nic zdrożnego, my tylko... - Co miał jej powiedzieć? Że pocałunek, który przygotował specjalnie dla kamery, wymknął mu się spod kontroli, bo w zetknięciu z ciałem Julii przestawał nad sobą panować?
Napotkał wzrok swojej sekretarki i poczuł do niej coś w rodzaju złości. Jak ona to robi? Żarty się skończyły: to, co przed chwilą zaszło między nim a Julią, było rzeczywiste aż do bólu. Ta świadomość wzbudziła w nim nie znany dotąd lęk.
Kiedy ostatnio w ten sposób całował kobietę? Z mgły wspomnień wyłoniła się Delilah... Ale wtedy był nieopierzonym młodzieńcem, a ona - wyrachowaną i doświadczoną uwodzicielką. Teraz jest dojrzały i dorosły; wie, że pocałunek - nawet bardzo namiętny - nic nie znaczy. Człowiek zawsze, w każdej sytuacji, jest w stanie nad sobą zapanować. Nic takiego jak szał zmysłów nie istnieje. Przynajmniej w jego życiu! Przygotował tylko scenę dla tej dziennikarki... Wcale nie pragnie tej dziewczyny...
To tylko jego ciało, ale on nie pozwoli, by ciało mówiło mu, co ma robić. Nie pragnie Julii i dowiedzie tego. Od czego silna wola?
- Dam wam trochę czasu na zebranie myśli - oświadczyła Faith - i zadam jeszcze kilka pytań.
Michael nie odezwał się i Julia przejęła prowadzenie.
- Bardzo nam przykro - powiedziała lekko schrypniętym głosem. - Trochę nas zaskoczyłaś...
- Zauważyłam - przerwała jej Faith. - I dajmy sobie spokój z zimnymi napojami. Dokręcimy jeszcze kawałek i zostawimy was w spokoju. Możemy zaczynać?
Michael zmarszczył brwi.
- Kiedy ma się odbyć ślub? Milczał, jakby nie rozumiał pytania.
- Kiedy ślub? - powtórzyła Julia, straciwszy nadzieję, że Michael przyjdzie jej z pomocą. - Jeszcze nie ustaliliśmy daty. - Przysunęła się do niego i lekko dotknęła go stopą w pantofelku na wysokim obcasie. - Chcemy się nacieszyć naszym narzeczeństwem - dodała sztucznie ożywionym tonem. - Prawda, Mike?
Jej bliskość działała na niego jak środek podniecający, utrudniający zebranie myśli. Michael stał, wsłuchany w pulsowanie swojego nowo odkrytego ciała. Miał ochotę znowu wziąć ją w ramiona i unieść gdzieś daleko stąd, poza zasięg kamer i czujnego wzroku Faith.
- Prawda, Mike? - powtórzyła z rozpaczą w głosie Julia.
Nie miał pojęcia, o czym ona mówi.
- Tak, kochanie, oczywiście.
Czuła emanujące z niego podniecenie i wiedziała, że posunęli się za daleko. Sprawy wymknęły im się z rąk i pojawiło się ryzyko przegranej. Postanowiła do tego nie dopuścić. Ogromnym wysiłkiem woli spojrzała w obiektyw i odpowiedziała na pytanie dziennikarki:
- Nasz ślub odbędzie się w czerwcu. Wiem, że to strasznie banalne, bo wszyscy tak robią, ale ja zawsze marzyłam, żeby wyjść za mąż u progu lata.
Faith spojrzała na nią ze zrozumieniem.
- Macie jeszcze sporo czasu, żeby sobie wszystko przygotować. Czy mogłabyś nam uchylić rąbka tajemnicy, jak to sobie wyobrażasz?
Julia poczuła, że ją korci, by sobie trochę pożartować. Może w ten sposób uda jej się zmniejszyć grozę sytuacji?
- Tak... - zaczęła z udanym wahaniem - chyba mogę. .. chociaż to trochę ekstrawaganckie.
Stojący tuż obok Michael zesztywniał, nie wiedząc, czego się spodziewać. Skoro jednak scedował na nią odpowiedzialność za rozwój wypadków, musi ponieść tego konsekwencje.
Julia czarująco uśmiechnęła się do dziennikarki.
- Znam Michaela i spodziewałam się, że zechce mieć bardzo uroczysty ślub, no wiesz, tłumy gości, bal w ogrodach, orkiestra, wspaniale zastawione stoły, może nawet loty balonem.
Ken zerknął spoza kamery.
- Jak będziecie to wszystko chcieli nakręcić, polecam swoje usługi. Oprócz telewizji, robię też filmy z różnych rodzinnych uroczystości, wesela, komunie, konfirmacje, bar micwa, wszystko. Proszę, oto mój bilet wizytowy.
- Nie załatwiaj prywatnych spraw w czasie pracy - zganiła go Faith, ale się nie przejął. Taka gratka jak ślub Michaela Fortune'a wart jest kilku słów nagany szefowej. To wydarzenie roku i wielka forsa.
Julia wzięła od niego wizytówkę i spojrzała na Faith.
- Masz jeszcze jakieś pytania?
- Wybraliście już pierścionek? - spytała dziennikarka. Michael ocknął się z letargu i sięgnął do kieszeni. Wyjął safianowe pudełeczko i otworzył je.
- Dostałem go od babki dla mojej żony - wyjaśnił. - Trzeba go było dopasować do palca Julii - skłamał gładko - ale jest już gotowy.
Ken zrobił zbliżenie i Michael wsunął pierścionek na palec „narzeczonej”. Faith zadała jeszcze kilka pytań i wywiad się skończył. Julia odprowadziła gości do windy, a Michael ograniczył się do chłodnego pożegnania i został w mieszkaniu.
- Teraz, kiedy już nie nagrywamy - rzekła Faith do Julii, kiedy czekały na windę - chciałam cię prywatnie o coś spytać. Zamierzacie tutaj mieszkać po ślubie?
- Chyba tak. - Julia była zbyt wyczerpana, by na poczekaniu opracować jakieś efektowne kłamstwo, dotyczące całkiem nierealnego miejsca ich wspólnego zamieszkania.
Faith wzniosła oczy do nieba.
- Radzę ci wyrzucić wszystko na śmietnik i urządzić to po swojemu. Nigdy nie widziałam równie koszmarnego wnętrza, a możesz mi wierzyć, że widziałam już niejedno. Najlepsza jest ta klatka na ptaki w jadalni! Spal to paskudztwo jeszcze przed ślubem.
Julia zrobiła skromną minkę. Nie mogła się powstrzymać, żeby znowu sobie nie „ulżyć”.
- Mam na to wielką ochotę, ale nie mogę. Michael jest do niej bardzo przywiązany...
Faith, niby taka przebiegła i sprytna, gładko przełknęła jej wyznanie.
- Rozumiem - oświadczyła ze współczuciem. - Tak to bywa. Można mieć wielkie pieniądze, ale za grosz gustu.
- Święte słowa - z powagą przytaknęła Julia. Nadjechała winda i ekipa telewizyjna weszła do środka.
- Nadamy ten wywiad jutro o wpół do szóstej. Zawiadom znajomych, niech oglądają nasz program! - zdążyła jeszcze krzyknąć Faith, zanim zasunęły się drzwi.
Jednocześnie otworzyły się drzwi apartamentu Michaela. Czyżby stał za nimi i podsłuchiwał, czekając aż tamci sobie pójdą? No właśnie.
- Ja jestem niezwykle przywiązany do tej klatki? - Skrzywił się z niesmakiem. - Bardzo to nieładnie z twojej strony, moja droga.
- Nie mogłam się powstrzymać. - Julia wśliznęła się do mieszkania, starannie unikając kontaktu ze stojącym w progu Michaelem. - Zostawiłeś mnie z nią sam na sam, więc musiałam jakoś się odegrać.
- Przez cały czas sobie używałaś. „Michael na pewno zaprosiłby tłumy, przyjęcie w ogrodach, orkiestra, może nawet loty balonem”! Szkoda, że nie powiedziałaś, że tańczące słonie są też w moim stylu.
Julia o mało nie parsknęła śmiechem.
- Zupełnie zapomniałam! Nie podzielał jej rozbawienia.
- To wcale nie jest śmieszne. Nigdy by mi nie przyszło do głowy organizować lotów balonem. - Mimo to lekko się uśmiechnął. - Co do orkiestry...
- Miałam powiedzieć, że chodzi o damską orkiestrę, taką, jakie bywały w ubiegłym stuleciu w Wiedniu...
- Na szczęście nie zdążyłaś. Już sobie wyobrażam, jak po tym programie zaczną się telefony od tych wszystkich speców od przyjęć weselnych, ze specjalnym uwzględnieniem baloniarzy i muzyków. A to wszystko przez ciebie... - Ostatnie zdanie powiedział dziwnie łagodnie i objął ją w pasie.
- Ale za to uratowaliśmy nasze biurowe faksy i komputery - powiedziała zmieszanym głosem, próbując wysunąć się spod jego ramienia. - Ilu może być tego rodzaju specjalistów w Minneapolis? Przecież nie tak znowu wielu?
Zbliżył ku niej twarz.
- Zawsze byłaś taka poważna. Nie przypuszczałem, że tak lubisz żartować.
Wiedziała, że zaraz ją pocałuje, i bardzo tego pragnęła.
- Ja też nie. Podziałał tak na mnie rozwój sytuacji.
- Na mnie rozwój sytuacji też podziałał. Zaczął ją całować tak gorąco, jakby wejście Faith wcale im nie przerwało i nadal znajdowali się w oku cyklonu, który ogarnął ich w kuchni. Zupełnie jakby spotkali się po wielu latach poszukiwań i musieli się sobą nasycić. Jakby dwie połówki tej samej istoty odnalazły się, by odtąd stanowić jedno.
Michael rozpiął jej bluzkę i dotknął piersi. Widziała, jak traci panowanie nad sobą i czuła jego podniecenie. Sama znajdowała się w podobnym stanie. Pędzili ku spełnieniu i nic nie mogło ich powstrzymać...
Nagłym ruchem wyrwała się z jego ramion i stała teraz przed nim, ciężko oddychając. Co ona robi? Przecież jeszcze chwila, a skończą w łóżku! Ale czy nie tego właśnie pragnie? Resztkami świadomości przywołała się do porządku. Przypomniała sobie ostatnio wypożyczoną z biblioteki książkę. Nosiła tytuł: „Dwanaście najgłupszych rzeczy, jakie może zrobić kobieta, żeby sobie zmarnować życie”. Nie zdążyła jej jeszcze przeczytać, ale była pewna, że romans z szefem znajduje się na jednym z pierwszych miejsc wspomnianej listy. Sfingowane narzeczeństwo też pewnie byłoby wysoko ocenione przez autorów książki, gdyby oczywiście ktoś wpadł na coś podobnego.
Spojrzała na rubin na swoim palcu i wydał jej się symbolem dwuznacznej sytuacji, w której się znalazła. Oszukiwać telewizyjną dziennikarkę i wszystkich widzów programu trzeciego - to jedno, a oszukiwać samą siebie - to zupełnie co innego.
Erotyczne zabawy z fałszywym narzeczonym - bez świadków i kamer - to bardzo niebezpieczny eksperyment; tym bardziej jeśli się wie, co „narzeczony” myśli o „narzeczonej”. A ona dobrze to wie. Gdyby przypadkiem zapomniała, ma przecież kopię umowy i zawsze może sobie odświeżyć pamięć.
Ponadto w księgarniach nie brakuje książek o mężczyznach ogarniętych obsesją, że każda kobieta dybie na ich pieniądze i próbuje ich oskubać. Nigdy nie szukała takich publikacji, bo nigdy nie miała do czynienia z kimś takim. Nie musiała brać do ręki książek, które radziły „Jak kochać mężczyznę organicznie niezdolnego do odwzajemniania uczuć”.
Michael patrzył na nią bez zmrużenia powiek.
- Chodź tutaj - zażądał.
Mało brakowało, a posłuchałaby jego rozkazu i znalazłaby się znowu w jego ramionach, gotowa „zmarnować sobie życie”.
- Muszę wracać do domu! - powiedziała nagle i podbiegła do kanapy po torebkę.
Michael podążył w ślad za nią. Tym razem nie próbował nawet sobie wmawiać, że jej nie pragnie; pożądał jej każdym nerwem swego ciała. Patrzył, jak Julia podchodzi do kanapy i bierze torebkę, jak jej piersi rysują się pod obcisłą bluzką. Widział jej usta nabrzmiałe od pocałunków i przypomniał sobie ich smak. Pragnął jej tak bardzo, że gotów był zatrzymać ją siłą. Nie był przyzwyczajony do sytuacji, które go przerastały i nigdy dotąd sobie tego nie uświadamiał. Zwykle, kiedy czegoś pragnął, po prostu to dostawał; jego credo brzmiało: rozpoznać sytuację, stawić jej czoło i rozwiązać problem.
Obecną sytuacje rozpoznał i jakoś próbował stawić jej czoło, ale rozwiązanie problemu nie wchodziło w rachubę, bo niby jak miał go rozwiązać? Julia tkwiła już pod windą i rozpaczliwie naciskała przycisk. Nie obejrzała się, ale wiedziała, że Michael wyszedł za nią i stoi obok w małym korytarzyku.
- Nie można jej wezwać, nie znając kodu - rzekł chłodnym tonem. - Trzeba najpierw wystukać numer.
Julia nie oderwała wzroku od drzwi windy.
- W takim razie zrób, co trzeba, bardzo proszę. Nie poruszył się.
- Przyjechałaś samochodem? - zapytał. Skinęła głową. Jak wezwać tę przeklętą windę, przecież tutaj nie ma nic poza tym jednym jedynym przyciskiem!
- Gdzie zaparkowałaś? - pytał dalej.
- Na parkingu, w środku - odparła zniecierpliwiona. - Mike, proszę, wezwij windę!
- Na którym poziomie? Nie wytrzymała; zwróciła się ku niemu i wybuchła:
- Jakie to ma znaczenie? Co się tak wypytujesz? Chcę się stąd wydostać! Zaraz! Słyszysz?
Zachował kamienny spokój.
- Wcale cię nie wypytuję, po prostu z tobą rozmawiam. Jego opanowany głos miał się nijak do miotających nim uczuć, z których najsilniejsze było pożądanie. Pragnął tylko zabrać ją z powrotem do mieszkania i rzucić na łóżko.
Julia stała naprzeciw niego; to, co się działo, było nowe i przerażające i miała nadzieję, że uda jej się stąd uciec, zanim stanie się coś nieodwracalnego. Nie mogła stać tak przy nim i rozmawiać, chciało jej się płakać, krzyczeć, walić w niego pięściami, a przede wszystkim... jak najszybciej znaleźć się znowu w jego ramionach.
- Myślę, że powinniśmy spokojnie pomówić o tym, co się dzisiaj wydarzyło - zaczął, ale mu przerwała.
- Nie ma o czym mówić. Udało nam się wyprowadzić Faith w pole i koniec. A teraz przywołaj windę.
Ogarnęła go wściekłość.
- Skąd ten pośpiech? Zapłaciłem ci za czas. Obraził ją, tak jak zamierzał.
- Czas pracy upłynął, kiedy dziennikarze opuścili twój dom. Możesz mnie uważać za płatną dziwkę, ale...
- Nigdy tego nie powiedziałem! Nigdy mi to przez myśl nie przeszło! - krzyknął tak głośno, że sam się przestraszył własnego głosu.
Znowu odwróciła się do niego plecami i utkwiła wzrok w drzwiach, za którymi miała ukazać się winda.
- W takim razie dobrze. Skoro tak koniecznie musisz iść, idź sobie!
Wbiegł do mieszkania, wystukał odpowiedni numer na tabliczce w korytarzu i winda natychmiast ruszyła. Jej szmer zbiegł się z hukiem zatrzaskujących się za Michaelem drzwi.
Julia wskoczyła do windy i w tej samej chwili zauważyła rubin na swoim palcu. Nie oddała mu tego nieszczęsnego pierścionka! Trudno. Rozpaczliwie wcisnęła guzik wiodący na odpowiedni poziom garażu. Poszło po prostu wspaniale, pomyślała. Nie tylko obraziłam szefa, ale na dodatek porwałam pierścionek jego babki i on pewnie umiera ze strachu, że go straci.
Wyskoczyła z windy i szybkim krokiem poszła w stronę samochodu. Jej poczciwy, brązowy plymouth horizon wydał jej się nagle upragnionym schronieniem.
- Poczekaj! W pustym garażu rozległy się kroki; były coraz szybsze i coraz bardziej wyraźne. Serce podeszło jej do gardła Zerknęła na ogromny rubin na swoim palcu i potykając się, ruszyła biegiem ku smudze światła padającej z otwartych drzwi.
- Nie uciekaj! Poczekaj!
Rozpoznała głos Michaela i odetchnęła z ulgą. Odwróciła się i ujrzała, jak ku niej idzie. Z trudem zdołała wykrztusić pierwsze słowa:
- O Boże! Jak to dobrze, że to ty! Ruszyła ku niemu, jakby zapomniała, że jeszcze przed chwilą pragnęła od niego uciec.
- Jak dobrze, że sobie o nim przypomniałeś - dodała, zdejmując z palca pierścionek. - Kompletnie zapomniałam, zauważyłam go dopiero w windzie i...
Michael zamknął rękę na jej dłoni.
- Nie chodzi mi o pierścionek - powiedział zdyszanym głosem. - Postanowiłem odprowadzić cię do samochodu, automat wskazał mi, na którym poziomie wysiadłaś. Pomyślałem, że w pustym garażu...
Spojrzała na niego z wahaniem.
- Nie musiałeś tego robić, ale dziękuję. Przy okazji mogę ci zwrócić twoją własność.
Zupełnie jakby jej nie słyszał.
- Jest obowiązkiem mężczyzny odprowadzić kobietę do domu, a ponieważ przyjechałaś tutaj swoim samochodem, postanowiłem chociaż odprowadzić cię do garażu. Tak będzie bezpieczniej.
Uśmiechnęła się nie bez złośliwości.
- Zwłaszcza kiedy mam przy sobie twój rodowy klejnot. Lekko się skrzywił.
- Mam trochę dość tego przerzucania się tym pierścionkiem. Najlepiej będzie, jeśli go sobie zatrzymasz.
Razem podeszli do samochodu, trzymając się za ręce.
- Co ty na to? - zapytał. Jej rękę i pierścionek zamknął w swojej dłoni.
- Nie mogę, naprawdę nie mogę, zrozum. Ten pierścionek jest więcej wart niż cały mój majątek, nie mogę brać na siebie takiej odpowiedzialności. Gdyby się z nim coś stało, nigdy bym ci nie zwróciła... - Urwała. - A teraz muszę już jechać.
Spojrzał na jej skromny samochód i pomyślał, że w jego rodzinie samochody wymienia się co kilka miesięcy, a muzealne egzemplarze skupuje się do kolekcji. To, co miał teraz przed sobą, nie nadawało się jednak do żadnych zbiorów.
- Miły masz samochodzik - bąknął. - Taki... czysty. Teraz, kiedy już masz pieniądze, pewnie kupisz sobie coś nowego.
Nigdy o tym nie myślała; zamierzała jeździć swoim plymouthem tak długo, jak się da, a potem ewentualnie zamienić go na inny używany pojazd.
- Te pieniądze przeznaczę na podróż dookoła świata - zażartowała. - Samochód kupię dopiero następnym razem, kiedy jakiś zdesperowany milioner zaangażuje mnie do roli swojej narzeczonej na niby.
Michael obruszył się.
- Zdaje się, że w ten niezbyt miły sposób dajesz mi do zrozumienia, żebym się nie wtrącał w twoje sprawy i pozwolił ci wydać te pieniądze, jak chcesz.
Wyswobodziła dłoń i sięgnęła do torebki po kluczyki.
- Możesz mi wierzyć, że chciałam być miła. W każdym razie, próbowałam.
Z pierścionkiem w dłoni patrzył, jak Julia otwiera samochód. Poza biurem była zupełnie inna. Przeistoczyła się: opadała z niej ochronna skorupka sumiennej sekretarki i wyłaniał się piękny, barwny motyl, który fruwał sobie, gdzie chciał. W biurze musiała wykonywać jego polecenia, tutaj nie zamierzała nawet słuchać jego rad. Teraz uśmiechnęła się i musiał zrobić to samo.
- Chyba udało nam się przekonać Faith, jak myślisz? - zapytał, powracając na bezpieczny grunt.
- Mam nadzieję. Ostatecznie przekonamy się jutro, kiedy zobaczymy wywiad w telewizji.
Michael przejechał ręką po włosach.
- Tak, od tego wszystko zależy. Trzeba będzie zawiadomić kilka osób. Jutro z rana dam ci listę. Powiesz im, że mają obejrzeć wywiad w programie trzecim o wpół do szóstej. Zawiadomimy całą moją rodzinę, kilku przyjaciół i znajomych. W ten sposób nie będę musiał rozmawiać z każdym oddzielnie.
- To niezbyt tradycyjny sposób zawiadamiania bliskich o swoich zaręczynach - zauważyła Julia. - Ale trzeba przyznać, że same zaręczyny też są dość nietypowe.
Patrzył, jak wsiada do samochodu.
- Tak, dość nietypowe - powtórzył w zamyśleniu. Gdyby było inaczej, nie stałby tutaj i nie patrzył, jak Julia wsiada do tej swojej puszki po sardynkach. Gdyby było inaczej, nosiłaby na palcu pierścionek po jego babce, zamiast się zastanawiać, czy starczy jej pieniędzy, żeby mu zwrócić równowartość w przypadku zguby. Ale przede wszystkim, gdyby to były normalne zaręczyny, zostałaby u niego na noc. Nigdy by jej nie puścił, a ona wcale nie chciałaby uciekać.
Poczuł, że w miarę jak Julia oddala się od niego, powraca dawny spokój. Mały brązowy samochodzik ruszył w stronę bramy i z Michaela zaczęło opadać napięcie. Zupełnie jakby spadała gorączka i wracała nadzieja na wyzdrowienie.
Przecież w sumie wypadli świetnie, odegrali swoje role po mistrzowsku. Udało się, udało, powtórzył w myślach jak zaklęcie i skierował się do pustego mieszkania na ostatnim piętrze.
Następnego dnia rano Julia skontaktowała się z osobami wymienionymi w spisie, który dostarczył jej Michael. Zgodnie z jego prośbą nie wspomniała, czego dotyczy udzielony przez jej szefa wywiad. Z reakcji rozmówców mogła wnioskować, że ich zdaniem chodzi tu o reklamę jakiegoś nowego produktu firmy.
Sekret znali tylko Kristina i Sterling Foster. Prawnik oświadczył, że zamierza obejrzeć program, a Kristina z ogromnym entuzjazmem zapewniła, że nie ruszy się z domu, a na dodatek nagra wszystko na kasetę.
Michael cały dzień spędził w Chicago i Julia widziała go tylko przez chwilę, kiedy wpadł do biura po jakieś dokumenty. Nie poświęcił jej więcej uwagi niż lampie czy kserokopiarce.
Rozmowa ze współlokatorkami okazała się trudna; może nawet trudniejsza, niż Julia przypuszczała. Na wszelki wypadek powiadomiła koleżanki o wszystkim dopiero kilka minut przed audycją.
- Zaręczyłaś się z szefem? - Jen zrobiła wielkie oczy. - Nie wiedziałam, że się spotykacie!
- Nawet mi do głowy nie przyszło, że w ogóle masz kogoś! - rzekła osłupiała Debby. - Opowiedz nam coś o tym ściśle tajnym romansie!
Julia czuła się niewyraźnie; było jej głupio oszukiwać koleżanki, o wiele łatwiej szło jej z Faith. Nagle zrozumiała, dlaczego politycy z taką łatwością kłamią przed kamerami. Niespodziewanie Kia puściła do niej oko. No, tak, Kia nie da się oszukać; mieszkają razem od dwóch lat i dobrze się znają. Kia nigdy nie uwierzy w te nagłe zaręczyny rodem z bajki. Kompletnie się zagubiła, ale Kia natychmiast przyszła jej z pomocą.
- Skąd możecie wiedzieć - zwróciła się do dwóch pozostałych kobiet. - Mieszkacie z nami dopiero od sierpnia. Nic dziwnego, że nie wiecie, że Julia spotykała się z Michaelem już w zeszłym roku. Potem, na wiosnę, coś się między nimi popsuło, prawda, Julio? Poszło chyba o to, że on nie bardzo chciał się żenić... Widocznie zmienił zdanie.
Julia rzuciła jej dziękczynne spojrzenie. Postanowiła, że wykorzysta tę bajkę w biurze, gdyby któraś z koleżanek wykazała nadmierne zainteresowanie sprawą. A tego mogła być pewna. Ciekawe, czy uwierzą...
- Nic nie mówiłam, bo nie chciałam zapeszyć - wykrztusiła. - Nie wiedziałam, czy coś z tego wyjdzie...
Jej zmieszanie wypadło bardzo naturalnie i Debby natychmiast się z nią zgodziła.
- Święta racja! W takich przypadkach lepiej uważać i nie gadać zbyt wcześnie.
Kia zamyślonym spojrzeniem powiodła po koleżankach.
- Sama nie wiem, co powiedzieć. Może później...
Julia wiedziała, że Kia znajdzie odpowiednie słowa, tylko muszą zostać same. Tak też się stało. Kiedy Jen i Debby udały się do teatru, usiadły w salonie z kubkami herbaty w dłoniach.
- Bardzo ładny program zrobiła ta Faith Carlisle o tobie i twoim... narzeczonym - zaczęła Kia. - W tego rodzaju audycjach nigdy trochę fikcji nie zawadzi, zawsze tak myślałam. Oboje zresztą świetnie zagraliście wasze role, gratuluję. Kiedy już skończysz pracować w tym biurze, nie idź na psychologię. Szkoda czasu, masz prawdziwy talent aktorski. Wal od razu do szkoły teatralnej, możesz uczyć nawet zawodowych aktorów.
Julia spokojnie wysłuchała jej perory.
- Dziękuję, że mnie nie wydałaś - powiedziała. - Jen i Debby nie mogą nic wiedzieć. Nikt nie może wiedzieć, że to fikcja, oprócz mnie, Michaela i jego siostry, która to wszystko wymyśliła. No i oczywiście adwokata.
- Możesz być pewna, że nie pisnę słowa, chociaż muszę ci powiedzieć, że chyba upadłaś na głowę, że się dałaś wciągnąć w taką aferę. Tacy bogaci ludzie, wiesz...
Kia miała niezbyt dobre mniemanie o wyższych warstwach społecznych, bo zbyt długo pracowała z niższymi. Jako pracownik socjalny miała na co dzień kontakt z różnymi sytuacjami i orientowała się, do czego można wykorzystać pieniądze.
- O co im chodzi? O jakieś odszkodowanie? Co tam wykombinowali? - zapytała z pogardą.
Julia uśmiechnęła się.
- Przysięgam, nie ma w tym nic nielegalnego.
Opowiedziała jej o liście dziesięciu najbardziej atrakcyjnych kawalerów i o nieszczęściu, jakie to ściągnęło na firmę. Nie ukryła przed przyjaciółką, że podpisała umowę, na mocy której ma otrzymać pokaźną sumę za udział w zaręczynowej komedii. Kia zmarszczyła brwi.
- Nie trzeba było nic podpisywać - oświadczyła. - Wtedy mogłabyś ich szantażować i wyciągnąć od nich tyle forsy, że starczyłoby na kupienie tego całego ośrodka dla Joanny. Chociaż... z takimi ludźmi lepiej nie zaczynać. Zadzwonią, gdzie trzeba i znikasz, jakby cię nigdy na świecie nie było.
Julia wzruszyła ramionami.
- Daj spokój, przecież to nie gangsterzy. Michael mi zaproponował tę... transakcję i dobrowolnie wyraziłam na nią zgodę. A teraz przyrzeknij, że nikomu nie piśniesz ani słowa.
- Przyrzekam, ale tylko dlatego, żebyś nie musiała płacić temu facetowi odszkodowania i innych tam kar, które na pewno umieścili w swojej umowie. - Kia nagle spoważniała. - Czy ty się zastanowiłaś nad konsekwencjami tej sprawy? - Ponieważ Julia milczała, Kia dodała: - Widziałam na ekranie, jak on na ciebie patrzył. On ciebie pragnie, ma to wypisane na twarzy. Musisz uważać. Jeśli bogaty człowiek czegoś pragnie, zrobi wszystko, żeby to dostać. Musisz być bardzo ostrożna i nie zostawać z nim sama.
- Michael nigdy... - słabo zaprotestowała Julia.
- Owszem. Michael przy pierwszej okazji - przerwała jej bez pardonu koleżanka. - Widziałam to wyraźnie, kamera nie kłamie.
Wszystko wskazywało na to, że inni widzowie odnieśli podobne wrażenie. Zachowanie „narzeczonych” było tak sugestywne, że wszyscy nagle zapragnęli pogratulować im zaręczyn. Telefony zaczęły się już następnego dnia od świtu, ale na szczęście system komputerowy tym razem nie doznał uszczerbku. Przyjaciele i znajomi życzyli młodym wszystkiego, co najlepsze, dopytywali się o szczegóły, żartowali, dawali dobre rady i wyrażali zdumienie, że tak długo udało im się zachować tajemnicę.
Przed południem Michael wezwał ją do gabinetu.
- Zupełnie nie można pracować - poskarżył się. Spojrzała na niego nieśmiało. Michael nie przypominał tego szalonego mężczyzny, który ją całował wtedy wieczorem. Wyglądał na znudzonego całą tą historią.
- Dzisiejszy dzień jest najgorszy, potem będzie już tylko lepiej - pocieszyła go. - Jutro ludzie o nas zapomną i będzie można spokojnie pracować.
- Mam nadzieję. Próbował na nią nie patrzeć, ale coś go samo ciągnęło.
Zauważył, że Julia ma rozpuszczone włosy, tak jak lubił. Przypomniał sobie tamte pocałunki i zdał sobie sprawę, że przez cały czas ani na chwilę nie przestał o niej myśleć. Myślał o niej podczas podróży do Chicago, w czasie lotu i potem, kiedy jechał do miasta. W nocy prawie nie zmrużył oka, wyobrażając sobie to, do czego między nimi nie doszło. Julia zerknęła na pierścionek, który miała na palcu.
- Całe procesje przychodzą go oglądać. Nie wiem, czy Lynn, Diana i Margaret naprawdę uwierzyły w te zaręczyny - dodała. - To moje najbliższe koleżanki z pracy.
- Na pewno uwierzyły - zapewnił ją Michael. - Nikomu nie przyjdzie do głowy, że to wszystko jest tylko farsą.
Julia uśmiechnęła się smutno.
- Tak, to jeszcze mniej prawdopodobne niż nasz potajemny romans.
Michael skinął głową.
- Tylko Kristina mogła wymyślić coś podobnego.
Julia głęboko odetchnęła.
- Jak miło móc z kimś szczerze o wszystkim porozmawiać. Nie wiem, jak sobie radzą szpiedzy, przecież stale się maskując, można chyba zwariować. Nie wyobrażam sobie życia w nieustannym kłamstwie.
- Mam nadzieję, że my zawsze będziemy wobec siebie szczerzy - powiedział i spojrzał jej w oczy.
Leciutko rozchyliła usta, by coś powiedzieć, a on poczuł, jak wraca tamto napięcie, zapowiedź tego, co nigdy nie nastąpi. Odchrząknął.
- Masz... ładną sukienkę - wykrztusił. - Zawsze do pracy wkładałaś te swoje garsonki albo tę ciemnozieloną suknię nadającą się najwyżej na pogrzeb.
Spojrzała na niego lekko urażona.
- Nic ci się we mnie nie podoba. Ani moje uczesanie, ani moje stroje. Może czas anulować tę naszą umowę?
- Mam inny pomysł. Zaraz powiem ci jakiś komplement. Bardzo ci dobrze w tej nowej sukience.
- Serio? Sukienka była krótka, obcisła i cała w czarno - żółte pasy.
Julia kupiła ją na wyprzedaży i nigdy jeszcze nie pokazała się w niej w pracy.
- Kupiłam ją okazyjnie w zeszłym roku - wyznała - ale dotąd jej nie nosiłam. Moje współlokatorki mi powiedziały, że po wczorajszej audycji powinnam... jakoś inaczej wyglądać. - Przygryzła wargi i nagle się zmieszała. - Może nie jest najpiękniejsza - dodała szybko, jakby chciała ukryć zdenerwowanie. - Wyglądam w niej jak pszczółka Maja, prawda?
- Jak kto? - Michael przypomniał sobie bohaterkę kreskówki i zaśmiał się cicho. - Nie przyszło mi to do głowy, ale może rzeczywiście... Julia posmutniała.
- Wiedziałam. Nie wolno kupować rzeczy, które są przecenione o siedemdziesiąt pięć procent. Są takie tanie, bo nikomu się nie podobają.
Michael spoważniał.
- Bez względu na to, do kogo jesteś w niej podobna, jest ci w niej ślicznie i doskonale na tobie leży.
Dotknął jej ramienia i zsunął dłoń niżej. Julia wstrzymała oddech i uniosła na niego oczy.
- Postanowiliśmy osobiście złożyć wam gratulacje! - rozległ się w progu tubalny głos Nate'a.
- Dzień dobry, tato - rzekł Michael, odsuwając się od Julii. - Bardzo prosimy.
Julia wstała i stanęła pod oknem jak najdalej od niego. Czuła na twarzy ciepło jesiennego słońca; w dole, na ulicy krzątały się małe ludziki, sunęły szeregiem samochody nie większe od match boxów. Perspektywa trzydziestego piętra wydała jej się nagle niezwykle kojąca. Świat, oglądany z tej wysokości, nabierał właściwych proporcji.
Kiedy jednak do pokoju po kolei weszło czterech przedstawicieli rodu Fortune'ów, z rozpaczą pomyślała o spadochronie. Tymczasem Nate, Barbara, Jake i Erica stanęli wokół nich.
- Mike, tak się cieszę! - Barbara serdecznie ucałowała pasierba, a Nate uroczyście uścisnął dłoń syna.
Erica skierowała się ku Julii.
- Kochanie, jestem taka szczęśliwa z powodu waszych zaręczyn.
Julia uśmiechnęła się nerwowo.
- Mike ma niesamowite szczęście! - zaryczał Jake. - Udało ci się chłopie! Ta dziewczyna to prawdziwy skarb! Piękna, mądra, pracowita...
Trochę się zagalopował; Julia wiedziała, że pamięta, jak ją nazwał kilka dni wcześniej i postanowiła przerwać tę litanię.
- Bardzo dziękuję, panie prezesie. Jake objął ją w niedźwiedzim uścisku.
- Skończmy z tym „panem prezesem”. Mów do mnie Jake albo, jeśli wolisz, stryjaszku Jake!
Wiedziała, że nigdy nie nazwie go stryjaszkiem; Jake na zawsze zostanie dla niej „panem prezesem”. Nate jak zwykle nie dał bratu przemawiać zbyt długo. Niemal siłą wyrwał Julię z jego ramion i poczuła się jak kość, o którą walczą dwa rottweilery.
- Postanowiliśmy z Barbarą uściskać naszą przyszłą synową - oświadczył i zaciągnął ją tam, gdzie stała Barbara z Michaelem.
- Strasznie się cieszymy z waszych zaręczyn - oznajmiła ciepło Barbara. - W telewizji wyglądaliście cudownie. Od razu widać, jak jesteście w sobie zakochani!
Próbowali na siebie nie patrzeć, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
- Doskonała robota, Mike - pochwalił bratanka Jake. - Taka reklama! Założę się, że teraz ludzie rzucą się na nasze kosmetyki. Zwłaszcza kobiety będą je kupowały w nadziei, że może też usidlą swoich szefów.
Erica wzruszyła ramionami.
- Jesteś nietaktowny, a do tego rozumujesz jak prawdziwy wróg kobiet.
Spojrzała na „młodą parę”, a w jej oczach błysnęły szmaragdowe ogniki. Erica była piękna, ale Julia miała wrażenie, że niezupełnie szczera.
- Wybacz mu, proszę, Julio - mówiła dalej melodyjnym głosem. - Nigdy nie umiał się zachować, gafy to jego specjalność. Wszyscy dobrze wiemy, że nie miałaś potrzeby „usidlać” Michaela. Czasy się zmieniły i kobieta nie potrzebuje mężczyzny, żeby żyć pełnią życia. W moich czasach było inaczej. Myśmy musiały wychodzić za mąż, ale moje córki...
- Nie przesadzaj, moja droga - sapnął Jake. - Nikt cię do niczego nie zmuszał. Sama oddałaś się w niewolę i żyłaś w niej jak królowa przez wiele lat. Fałszujesz własną przeszłość, a to nieładnie.
Erica spojrzała na męża wzrokiem bazyliszka. Julia zesztywniała. Zaraz zaczną się kłócić i rozpęta się awantura. Instynktownie postąpiła w stronę Michaela, jakby chciała u niego szukać ochrony. Wyczuł to i postanowił interweniować.
- Jak wiecie, podarowałem Julii pierścionek Kate - oświadczył i na dowód uniósł dłoń „narzeczonej”, pokazując wielki rubin.
Zebrani uciszyli się.
- Tak, to pierścionek mamy - przyznał cicho Jake. - Pamiętam, jak go nosiła.
- Szkoda, że nie ma jej tutaj i nie może się cieszyć twoim szczęściem, synu - zawtórował mu Nate.
Kłótnia była zażegnana. Bracia przez chwilę milczeli, pogrążeni we wspomnieniach.
- Przyrzekam, że nic mu się nie stanie - rzekła z wahaniem Julia. - Będę o niego bardzo dbała.
- Wiem, kochanie. - Michael niechętnie puścił jej rękę i spojrzał na obecną w pokoju rodzinę. - Julia tak się boi, że coś mu się stanie, że nie chce go na noc zabierać do domu.
Nie dodał nic więcej, ale pomyślał, że jeśli upór Julii pod tym względem nie zmaleje, będzie musiał kazać Sterlingowi dopisać do aneksu punkt zwalniający ją z finansowej odpowiedzialności za pierścionek. Ta myśl przypomniała mu wczorajsze spotkanie z adwokatem. Foster jakoś dziwnie się zachowywał; był zniecierpliwiony i złośliwy i napomknął coś o „hipokrytach, którzy uważają się za szczyt uczciwości, a tak naprawdę są pokręceni i mają manię prześladowczą”. Nie powiedział tego wprost, lecz Michael odniósł nieprzyjemne wrażenie, że adwokat ma na myśli właśnie jego.
- Wszystkie kobiety boją się o swoje klejnoty - oświadczyła Erica. - To normalne. Wystarczy dobre zabezpieczenie i po kłopocie. A co ty masz, Julio? Sejf czy kamery? Dobrze zamaskowany sejf i sprawna agencja ochrony w zupełności wystarczą.
Julia spojrzała na nią bez mrugnięcia powieką.
- Mamy z koleżankami w korytarzu kij bejsbolowy - wyjaśniła. - Jak dotąd nigdy nie był potrzebny.
Poczuła na sobie wzrok całej rodziny i zachwiała się. Nie spodziewała się aż takiej reakcji.
- Dlatego wolę, żeby pierścionek w nocy znajdował się u Michaela - dodała szybko. - U niego jest bezpieczny.
Barbara nie spuszczała z niej przerażonych oczu.
- Ale chodzi o ciebie, kochanie! Kij bejsbolowy to nie jest najlepsze zabezpieczenie. Przecież nie martwimy się o pierścionek, tylko o ciebie! Nate spojrzał na syna.
- Barbara ma rację. Nie możesz pozwolić, żeby twoja narzeczona tak się narażała.
- Mogą ją przecież porwać! - ryknął Jake. - To bardzo łakomy kąsek!
Zupełnie jakby ziemia zatrzęsła się jej pod nogami.
- Nikt mnie nie porwie - odezwała się cicho. - Po co miałby to robić? Mieszkam w bardzo bezpiecznej okolicy, tuż przy campusie, niedaleko...
Urwała, bo teraz zaczęli mówić wszyscy równocześnie. Zupełnie jakby oświadczyła, że mieszka na terenie murzyńskiego getta.
- Nigdy bym nie przypuszczał, że mój syn będzie tak lekkomyślny, żeby pokazywać swoją narzeczoną w telewizji i nie zapewnić jej bezpieczeństwa - oświadczył Nate.
Brat nieoczekiwanie całkowicie go poparł.
- Każdy bandyta w mieście może w każdej chwili zdobyć jej adres i zaczaić się na nią! - zagrzmiał Jake.
- Czy ktoś cię śledził, kiedy jechałaś dziś do pracy? - spytał Nate tonem zawodowego detektywa.
- Nie wiem. Autobus był zatłoczony, nic nie widziałam - szepnęła Julia.
- Ona jechała autobusem! - zawołała Erica. - Przecież to strasznie niebezpieczne!
Julia zrozumiała, że ma do czynienia z tym, co w psychologii społecznej nazywa się nieporozumieniem kulturowym. Ludzie należący do różnych kręgów kulturowych zupełnie inaczej pojmują te same zjawiska. To, co dla jednych jest bezpieczne i zwyczajne, drugim może się wydawać obce i groźne.
- Wiem, że należy uważać - odezwała się. - Kiedy byłyśmy z siostrą małe, mama kazała nam się nauczyć na pamięć wszystkich sytuacji, których należy unikać. Uczono nas tego w szkole.
- Bardzo dobrze - pochwalił ją Nate - ale teraz wymagasz dodatkowego zabezpieczenia. Jesteś narzeczoną Michaela i to sprawia, że stałaś się łatwym celem. Wszyscy cię znają.
Barbara wzięła ją za rękę.
- A może byś do dnia ślubu zamieszkała z nami - zaproponowała. - Mamy wielki dom, nie czułabyś się skrępowana, a nam byłoby z tobą bardzo dobrze.
- Doskonały pomysł! - Oczy Eriki rozbłysły.
- Ja... nie mogę... - wykrztusiła, pragnąc uciec stąd jak najdalej. Gdyby tak ziemia się rozstąpiła pod jej nogami...
Michael bacznie obserwował jej reakcje.
- Tak mi ją wystraszycie, że zaraz ze mną zerwie ~ powiedział poważnym tonem.
Może on też już ma dość tej komedii i pragnie się wycofać? Postanowiła natychmiast z tego skorzystać.
- Tak, tak - powiedziała szybko. - Bardzo proszę, zwracam ci pierścionek.
Śmiech obecnych uświadomił jej, że się pomyliła.
- Ma dziewczyna poczucie humoru! - Jake klepnął się w udo. - Szczęściarz z ciebie, stary!
Michael spokojnie przytaknął.
- Owszem, mam szczęście i bardzo dowcipną narzeczoną. Julia uwielbia żartować. - Objął ją i przytulił. - A teraz, kochanie, włóż swój pierścionek. Bardzo to było zabawne. Posłuchała go bez słowa; tu, w biurze, jest tylko jego sekretarką i musi wypełniać polecenia. Zerknęła na rubin; zupełnie jak kamień, jak kula u nogi więźnia, z tą tylko różnicą, że noszona na palcu. W sumie na jedno wychodzi.
- Nie chcieliśmy cię przestraszyć. - Barbara pogłaskała ją uspokajająco po ramieniu. - Chodzi nam tylko o twoje bezpieczeństwo.
Jake przybrał napuszoną minę.
- Musisz wiedzieć, że jeśli chodzi o porwania, mamy niestety pewne doświadczenia. W dzieciństwie została porwana moja młodsza siostra. Mimo zapłacenia okupu nigdy się nie odnalazła. Została tylko jej bliźniaczka, Lindsay.
Julia nie kryła zgrozy.
- To straszne! Myślałam, że takie rzeczy zdarzają się tylko w powieściach!
- Byliśmy wtedy małymi chłopcami, ale nigdy tego nie zapomnieliśmy - dodał Nate. - Nasi rodzice od tamtej pory bardzo się zmienili.
Barbara czule objęła męża.
- Nic dziwnego. To koszmar tak nagle stracić dziecko. Mike - zwróciła się do pasierba - przepraszam, że tak panikujemy, ale teraz, po śmierci Kate, boimy się kolejnych tragedii w rodzinie.
Jake napuszył się i przybrał prezesowską minę.
- Musisz podjąć odpowiednie kroki, żeby zapewnić swojej narzeczonej maksimum bezpieczeństwa - oświadczył. - Ale rozumiem, że nie macie ochoty mieszkać z rodzicami. Doskonale pamiętam, jak się czuje człowiek młody i zakochany...
Urwał i tęsknie spojrzał w stronę żony. Erica udała, że tego nie zauważa.
- Wszyscy jesteśmy dorośli i rozumiemy takie sprawy - dorzucił Nate. - Dlatego proponuję, żeby Julia zamieszkała z tobą, Mike. Przecież i tak niedługo się pobierzecie.
Barbara poparła męża.
- W ten sposób Julia będzie bezpieczna. Mike przeciągle spojrzał na „narzeczoną”, która błagała go wzrokiem, żeby coś zrobił.
- Może macie rację - odparł z namysłem. - Najlepiej będzie, jeśli zamieszkamy razem.
- Czy ty zwariowałeś?
Jeszcze dobę wcześniej nie pozwoliłaby sobie na podobny wybuch, ale wydarzenia ostatnich godzin zmieniły między nimi wszystko i zwykły takt Julii gdzieś się ulotnił. Nie byli już szefem i sekretarką, tylko parą konspiratorów, od których zależy powodzenie akcji. I właśnie przed chwilą jedno z nich popełniło niewybaczalny błąd.
Ze zdenerwowania zaczęła szybkimi krokami przemierzać gabinet i dopiero po chwili zorientowała się, że to robi. Zachowanie tej rodziny chyba rzeczywiście jest zaraźliwe...
- Nie zamierzam z tobą mieszkać! Dlaczego im powiedziałeś, że się do ciebie przeprowadzę?
Michael przysiadł na biurku, czego dawniej nie robił.
- Bo ich znam - odparł spokojnie - i wiem, że się nie odczepią, jeśli nie postawią na swoim. Nigdy by stąd nie wyszli, gdybym im nie obiecał zapewnić ci bezpieczeństwo. A tak, opuścili nas w mgnieniu oka.
- Mam nadzieję, że się nie obrazili, że nie chcieliśmy iść z nimi na lunch.
Michael po prostu stanowczo odmówił w imieniu ich obojga, wyjaśniając, że są już umówieni, co oczywiście nie odpowiadało prawdzie.
- Wyczułem, że nie marzysz o uroczystym posiłku w gronie mojej rodziny.
Miał rację; Julia na samą myśl o podobnej perspektywie poczuła, jak przebiega ją dreszcz. Na razie miała jego rodziny po uszy.
- Czy teraz będziemy musieli udawać, że się do ciebie przeprowadziłam? - spytała z niepokojem. - Moja matka słusznie mi zawsze mówiła, że jedno kłamstwo pociąga za sobą drugie i dlatego nie warto kłamać. Bóg jeden wie, co teraz będziemy musieli wymyślać!
Michael usiadł za biurkiem i przechylił się w fotelu.
- Głupio wyszło z tym porwaniem. Skąd im to właściwie przyszło do głowy?
- Jak to skąd? - parsknęła oburzona. - Przecież sam im powiedziałeś, że boisz się o pierścionek!
- Wcale nie boję się o pierścionek i nigdy nic takiego nie mówiłem - zaprzeczył z niesmakiem. - To ty wyrwałaś się z tą opowieścią o kiju bejsbolowym i okropnie ich wystraszyłaś.
- Przecież dodałam, że nie miałam potrzeby go użyć.
- Tak czy inaczej, to właśnie wtedy stryj Jake zaczął mówić o porwaniach dla okupu. Miał zresztą rację. Jako moja narzeczona jesteś łakomym kąskiem dla porywaczy.
Spojrzała na niego twardo i nieustępliwie.
- Nie ma o czym mówić. Nie zamierzam nigdzie się przeprowadzać i nikt mnie nie porwie. I wcale nie jestem twoją narzeczoną, zapomniałeś?
- Nie, pamiętam o tym, ale dokoła nie brakuje szaleńców, którzy o tym nie wiedzą. Program telewizyjny był bardzo przekonujący i wszyscy są zdania, że jesteśmy w sobie zakochani - dodał z wyraźnym przekąsem i roześmiał się.
- Nie ma w tym nic śmiesznego! - zaprotestowała. - Czuję się okropnie, kiedy tak okłamuję twoją rodzinę. Wyprowadzić w pole jakąś telewizyjną dziennikarkę to zupełnie co innego, można to zrobić, żeby ratować firmę, ale oszukiwać koleżanki albo twoich rodziców... Czuję się podle. To, co robimy, jest obrzydliwe.
- Rozumiem, że nie jesteś wyznawczynią teorii o celu, który uświęca środki. Albo przynajmniej za taką się uważasz.
Jego spokojny głos sprowadził ją na ziemię. Przecież ratowanie zdrowia Joanny jest właśnie tym celem, a środkami jest to wszystko, co właśnie z taką stanowczością potępiła. Spuściła głowę.
- Przykro mi, ale czasy, kiedy nawet by mi to nie przyszło do głowy, dawno już minęły - przyznała ze smutkiem.
Michael wyprostował się.
- Ja nawet nie pamiętam takich czasów. Zawsze byłem dorosły.
- Najgorsze, że chyba wcale nie przesadzasz. - Julia ściszyła głos. - Trudno jest być synem Nate'a i Sheili i nie być cynicznym.
- Powiedzmy, praktycznym. A skoro o mamie mowa, to należy się spodziewać jej wizyty. Ponieważ nie zadzwoniła zaraz po programie, prawdopodobnie chce mi pogratulować osobiście. Julia jęknęła.
- Tylko nie to! Nie jestem przygotowana na rozmowę z twoją matką! Przecież jej ukochany syn właśnie się zaręczył, a ja, w tej sukience...
- Nie „ukochany”, tylko „najbardziej atrakcyjny pod względem handlowym” - poprawił ją z uśmiechem. - A ty w tej sukience z przeceny bardzo miło wyglądasz. Zupełnie jak pszczółka, która kręci się wokół kwiatka...
Przystanęła i spojrzała na niego z zaciekawieniem.
- Zdumiewasz mnie. Jak możesz żartować w takiej sytuacji?
- Odpręż się. Gdzie się podziało twoje poczucie humoru, które przed chwilą tak zachwalałem?
- Mam poczucie humoru, kiedy dzieje się coś naprawdę śmiesznego, a w tym nie widzę nic... Ojej, co ty robisz?
Michael wstał, chwycił ją i posadził sobie na kolanach. Było to tak niespodziewane, że Julia nie zdążyła wydać z siebie głosu. Ich twarze nagle znalazły się bardzo blisko siebie. Widziała jego ciemny zarost i twardą linię podbródka. Jego niebieskie oczy przybrały znany jej już wyraz i poczuła suchość w ustach.
- Mówiłaś coś? - spytał, przytulając ją mocniej.
- Michael... - szepnęła ze skargą w głosie, ale stłumił ją pocałunkiem.
Odpowiedziała na niego bez zastanowienia, ogarnięta jedną tylko myślą: żeby nie przestał jej całować. Zupełnie jakby od tego zależało jej życie. Zalała ją fala pożądania. Nie wiedziała, czy prosić go, by natychmiast przestał, czy zachęcać, by posunął się dalej. Michael nie czekał na zachętę; czuła jego dłonie wszędzie i wszędzie, pod jego dotykiem budziła się w niej nieznana dotąd rozkosz. Oboje stracili poczucie czasu i miejsca. Michael chciał ją rozebrać i wziąć tu, teraz. Jej dotyk doprowadzał go do szaleństwa.
- Tak bardzo cię pragnę...
- Ja też...
Usłyszała swój głos, niczym echo wtórujący jego głosowi. Fotel przy biurku zrobił się za ciasny i Michael tęsknym wzrokiem spojrzał w stronę stojącej w rogu kanapy. Podniósł się z Julią w ramionach i przeniósł ją tam. W jej zamglonych oczach dostrzegł odbicie swojego pożądania. Drzwi do gabinetu otworzyły się, ale nie spostrzegli tego. Nie widzieli, jak Kristina wchodzi do środka i patrzy na nich w osłupieniu. Usłyszeli dopiero jej zduszony krzyk.
- Co wy...! Michael uniósł głowę i spojrzał na siostrę. Miała okrągłe ze zdumienia oczy i otwarte usta.
- Puść mnie! - szepnęła Julia. Jej schrypnięty głos sprawił, że Michael tylko ciaśniej oplótł ją ramionami. Nie był w stanie oderwać się od niej; nieważne, czy ktoś ich widzi, czy nie. Czuł, jak całe jego ciało drży od niespełnienia.
- Przepraszam, powinnam była zapukać - powiedziała Kristina, odzyskawszy głos. - Nie myślałam... Nie przyszło mi do głowy, że możecie tutaj, w biurze, robić takie rzeczy...
- Cicho bądź! I wyjdź stąd! - rzekł Michael stłumionym głosem.
Kristina nie należała do osób, które robią to, czego się od nich żąda, kiedy nie mają na to ochoty, a tym razem - nie miała. Zamknęła drzwi i podeszła do kanapy.
- Na przyszły raz albo zamykajcie drzwi - poradziła im - albo postawcie kogoś na czatach. Gdybym to nie była ja, tylko ktoś inny... Macie szczęście.
Michael spojrzał na nią morderczym wzrokiem.
- Nie nazwałbym tego w tej chwili szczęściem... Zwolnił uścisk i Julia, korzystając z okazji, wymknęła mu się i schroniła w łazience przylegającej do gabinetu. Michael usiadł i przeczesał ręką włosy. Jego ciało potrzebowało trochę więcej czasu niż umysł, żeby wrócić do rzeczywistości. Kristina przysiadła obok niego.
- Ja chyba naprawdę umiem robić czary - zachichotała.
- Kto by pomyślał, że wy naprawdę... Brat spojrzał na nią z wyższością.
- Dałaś się nabrać, moja droga. Usłyszeliśmy, że idziesz, i odegraliśmy tę scenkę specjalnie dla ciebie. Postanowiliśmy na tobie wypróbować nasze umiejętności. Wiemy, że jeśli oszukamy ciebie, to znaczy, że uda nam się z całym światem. Jak widzę, możemy sobie pogratulować.
Julia, doprowadzając w łazience ubranie do porządku, słyszała każde słowo. Gdyby tylko mogła uwierzyć w to, co mówił siostrze tym ironicznym tonem... Nie mogła jednak wierzyć, bo tylko ona jedna wiedziała, co działo się z nimi przed chwilą. Tylko ona znała ogrom namiętności, która powaliła ich swoją siłą. Przecież gdyby nie nagłe wtargnięcie Kristiny, leżeliby teraz na tej kanapie i...
Odepchnęła od siebie osaczające ją obrazy. Szybko przyczesała włosy, starając się nie widzieć w lustrze swej zarumienionej twarzy, nabrzmiałych ust i rozszerzonych źrenic. Tymczasem Michael raz po raz spoglądał na zamknięte drzwi do łazienki.
- Nie próbuj mnie oszukiwać, Mike. - Kristina pobłażliwie poklepała go po ramieniu. - Uważam, że bardzo dobrze się stało, że się w niej zakochałeś.
Podskoczył, jakby go ukłuła igłą.
- Nie bądź śmieszna! Wcale nie jestem zakochany! Drzwi od łazienki otworzyły się i w progu stanęła Julia.
Spojrzał na jej nabrzmiałe wargi i mimo że była już ubrana, ujrzał w myślach to, co kryło się pod sukienką. Tlące się węgielki pożądania buchnęły płomieniem. Jednocześnie poczuł wściekłość, że tak się daje prowokować. Uznał, że nigdy dotąd nie znalazł się w równie skomplikowanej i trudnej sytuacji.
- Idę coś zjeść - oświadczyła Julia chłodnym, opanowanym głosem i szybkim krokiem ruszyła do wyjścia.
- Idź z nią - poradziła bratu Kristina.
- Nie! - krzyknęli jednym głosem „narzeczeni”.
- Po lunchu idę jeszcze po zakupy - dodała Julia. Nie miała ochoty ani jeść, ani chodzić po sklepach, ale musiała coś zrobić, by natychmiast znaleźć się daleko od Michaela. Jego obecność nadal była dla niej groźna.
- Muszę sobie zrobić godzinkę przerwy. Obowiązki narzeczonej są bardzo wyczerpujące... - oznajmiła znacząco.
We wzroku Michaela dostrzegła wściekłość.
- Zrób sobie dwie godziny wolnego. Można się udusić od tego udawania, wiem coś o tym.
Kristina powiodła po nich obojętnym wzrokiem.
- Dobrze wam radzę, uciekajcie stąd, nieważne razem czy osobno. Sheila jest w firmie i chyba tu nadciąga. Właśnie z tym do was przyszłam, chciałam was ostrzec. Najpierw posiedziała w dziale prawnym, żeby trochę podręczyć tatę, ale na szczęście już wyszedł na lunch. Poprosiłam wtedy Caroline, żeby ją zagadała, i przybiegłam tutaj. Caroline to cwana sztuka, ale jak długo można bawić rozmową kogoś takiego jak Sheila? Zmykajcie jak najszybciej. Chyba że wolicie odegrać kolejną małą scenkę, tym razem specjalnie dla mamusi...
- Dzięki, już mnie tu nie ma - rzekła Julia, znikając za drzwiami i kierując się w stronę klatki schodowej. Wiedziała, że Sheila Fortune nie poniży się do wchodzenia po schodach.
Dopiero na dwudziestym szóstym piętrze wsiadła do windy i nie zauważona przez nikogo wymknęła się z budynku. Michael jednak nie miał takiego szczęścia. Sheila dopadła go, kiedy czekał na podeście przy windach.
- Co ja słyszę! Zaręczyłeś się ze swoją sekretarką! - krzyknęła i energicznym ruchem ujęła syna pod ramię.
Lawina słów pociągnęła go za sobą i ogłuszyła.
- Fajnie jest tak być narzeczoną szefa...
Julia usłyszała to od jednej z młodych recepcjonistek, kiedy po południu wróciła do pracy. Zgodnie z sarkastyczną uwagą Michaela wzięła sobie dwie godziny wolnego, by nieco odetchnąć i uporządkować myśli. To pierwsze udało jej się zrobić; drugie okazało się, niestety, zupełnie niewykonalne.
Spacerowała po mieście, nie widząc sklepów i automatycznie przeżuwając kanapkę z zapiekanym serem, całkowicie pozbawioną smaku. Na każdą myśl o Michaelu jej ciało reagowało podnieceniem i niepokojem. Nie rozumiała siebie i gubiła się. Próba uszeregowania faktów skończyła się klapą. Pracowała u niego od kilkunastu miesięcy i... nic. Żadnemu z nich nie przyszło do głowy, by w jakikolwiek sposób zmienić rodzaj łączących ich stosunków. Ona siedziała w sekretariacie; jego miejsce było w gabinecie szefa.
Świat był uporządkowany i prosty.
Potem pojawiła się Kristina z tym swoim szalonym pomysłem. Niby się zaręczyli i zaczęli grać parę. Zgodnie z wymogami roli, wymienili pierwszy pocałunek i... tama została przerwana. Tak jakby od dawna tylko na to czekali. Pragnęli być ze sobą, dotykać się, całować, i nie tylko. Zadrżała z podniecenia i wstydu. Przecież ona nie tylko odpowiada na pieszczoty Michaela, nie tylko chętnie im ulega; ona go zachęca, wykazując inicjatywę, o którą nigdy się nie podejrzewała! Co teraz będzie? Michael wyraźnie dał jej do zrozumienia, że nie miałby nic przeciwko romansowi w ramach ich narzeczeńskiej umowy. A ona językiem ciała odpowiedziała mu, że i ona nie miałaby nic przeciwko temu.
W ich obecnej sytuacji, jak w lustrze, ujrzała powtórzenie jego dotychczasowych związków z kobietami. Szybki seks w krótkim czasie. Co dla niego jest normalne, dla niej może się okazać katastrofalne w skutkach. Jeśli pozwoli, by instynkt wziął górę nad rozsądkiem i wda się w romans z szefem, jak potem będzie mogła nadal z nim pracować?
Cała afera prędzej czy później dobiegnie końca; to oczywiste. Znała Michaela na tyle, by nie mieć co do tego najmniejszych wątpliwości. Ten mężczyzna nigdy na dłużej nie zwiąże się z żadną kobietą i nie wolno jej się oszukiwać, że zrobi dla niej wyjątek. Kontrakt tego nie przewiduje; w każdej chwili może to sprawdzić, punkt po punkcie.
Nigdy w życiu nie była tak zagubiona. Zawsze uważała się za osobę niezdolną do seksu z kimś, kogo nie kocha. A dziś o mało nie oddała się Michaelowi w jego gabinecie. ..
A przecież nie kochała go; chciała się z nim tylko kochać, bo wzbudził w niej pożądanie! Jęknęła i ukryła twarz w dłoniach. On doskonale wie, jakie uczucia w niej wywołuje, i jest gotów w każdej chwili je zaspokoić, a potem - do widzenia. Taki zwykły biurowy romans, kończący się z chwilą, kiedy szef da do zrozumienia, że ma już dość.
Miała świadomość, że jeśli ulegnie Michaelowi i własnym zmysłom, śmiertelnie się zakocha w mężczyźnie, dla którego jest tylko przedmiotem. Banalność sytuacji poraziła ją. Wyobraziła sobie, że „potem” jak zwykle codziennie przychodzi do pracy, widuje Michaela, rozmawia z nim o biurowych sprawach, wykonuje jego polecenia. Kocha go, ale nie może go mieć. Wysyła kwiaty jego kobietom i rezerwuje stoliki w restauracjach... Oczyma wyobraźni ujrzała bukiety róż...
Nigdy tego nie zniesie! Nie trzeba studiować psychologii, by wiedzieć, że jedynym sposobem uniknięcia cierpienia jest unikanie sytuacji mogących je wywołać. A to oznacza rezygnację z pracy. Rozwiązanie narzuca się samo. Romans z Michaelem jest równoznaczny z utratą pracy, co w jej przypadku nie wchodzi w rachubę. Nie w sytuacji, kiedy ma chorą siostrę. Dla Joanny gotowa jest zrobić wszystko, a zatem nie wolno jej narażać się na utratę pracy. To z kolei zakłada natychmiastowe przerwanie tych erotycznych gierek, które tak im obojgu przypadły do gustu. Koniec ze znaczącymi spojrzeniami, koniec z pocałunkami, koniec z...
- Jak to miło z twojej strony, że raczyłaś nas znowu zaszczycić swoją obecnością. - Drwiący głos Michaela wyrwał ją z zamyślenia.
Podskoczyła; była tak pogrążona w myślach, że nie zauważyła, kiedy wszedł. Wstała i stanęła za krzesłem w bezpiecznej odległości od nieprzyjaciela.
- Mówiłeś, że należą nam się dwie godziny przerwy - przypomniała mu.
- Doskonale wiesz, że tak nie myślałem. Musiałem tak powiedzieć po tej twojej uwadze, że musisz odetchnąć od pełnienia uciążliwych obowiązków narzeczonej.
- Nie zapominaj, że to ty dusisz się od tego udawania... Czyżbyś żartował?
- A jak myślisz? Patrzył na nią tak jak wtedy, na sekundę przed wejściem Kristiny. Julia przywołała przed oczy obraz Joanny, jakby miał ją ochronić i dodać siły.
- Myślę, że omal nie popełniliśmy strasznego głupstwa. Musimy zapomnieć o tym, co się działo, zanim Kristina nas... zaskoczyła - odparła dzielnie.
- I ostatnie dwie godziny spędziłaś na przekonywaniu samej siebie, że tak właśnie należy postąpić?
- Tak.
On również, po krótkiej, ale gwałtownej i bardzo wyczerpującej wizycie matki, próbował odzyskać równowagę. Przypomniał sobie swoją dobrą, starą zasadę: nigdy nie łączyć pracy z rozrywką. Seks i praca to dwie różne sprawy i należą do dwóch osobnych sfer życia. Przecież właśnie dlatego zwalniał urzędniczki, które tego nie rozumiały. Romans z własną sekretarką to granat o opóźnionym zapłonie.
Kiedy jednak usłyszał słowa Julii zawiadamiającej go o swoim postanowieniu, poczuł, jak budzi się w nim coś, czego dotąd nie dostrzegał. Dziwna pierwotna siła kazała mu zapomnieć o rozsądku i logice. Pragnął porwać w ramiona stojącą przed nim kobietę, zanieść ją do siebie i znowu usłyszeć jej schrypnięty głos wymawiający jego imię...
Nagle otrząsnął się, wspomagany przez resztki zdrowego rozsądku. Nigdy żadne emocje nie będą nim rządziły! Zawsze będzie kontrolował swoje życie! Tak było dotychczas i tak będzie teraz! Uśmiechnął się drapieżnie.
- Całkowicie się z tobą zgadzam - rzekł dobitnie.
Julia patrzyła na niego, ogarnięta rosnącym lękiem.
- Całkowicie się z tobą zgadzam - ciągnął. - Nie jesteśmy aktorami z Hollywood, żeby mieszać życie z fikcją. Innymi słowy, nie dla nas romans na zlecenie. Jesteśmy za mądrzy, żeby wykraczać poza ustalenia wiążącego nas kontraktu.
Julia oparła się o biurko. Tego rodzaju rozmowę potrafiła kontynuować.
- Mamy zresztą więcej szczęścia od aktorów. Sceną naszej sztuki jest biuro, a nie jakieś romantyczne miejsce w rodzaju Tahiti czy Paryża.
Zacisnęła dłonie na oparciu krzesła. Pierścionek zaręczynowy błysnął w promieniach słońca.
- Właśnie tak. - Skinął głową Michael. - Pracować będziemy zupełnie normalnie, a odgrywać komedię będziemy tylko przy ludziach. Wtedy będziemy udawać szaleńczo zakochaną parę. A teraz do roboty.
Odetchnęła z ulgą i zasiadła za biurkiem.
- Co też mamy po południu... - Głos Michaela był oficjalny. - Zadzwoń do Waszyngtonu do Gelmana i poproś, żeby się ostatecznie ustosunkował do sprawy tych zapowiedzianych dostaw. Kiedy poda dokładną datę, wprowadź ją do mojego rozkładu zajęć.
Znowu był tym rzeczowym, sprawnym szefem, którego znała od tak dawna. Z ulgą powitała jego „powrót”; wszystko znalazło się na swoim miejscu, zagrożenie gdzieś zniknęło. Tego właśnie chciała. Tak właśnie musiało być.
- Jeszcze jedno - dodał Michael, stając w drzwiach. - Zarezerwuj dla nas stolik na jutrzejszy wieczór. Kristina sądzi, że musimy się pokazać, i chyba ma rację. Narzeczeni tak zwykle robią.
- Chodzi o jakiś konkretny lokal? - zapytała chłodno. Mimo wszystko sprawiła mu przykrość. Bardzo tęsknił za jej poprzednim wcieleniem, za uśmiechniętą, zarumienioną Julią z oczami błyszczącymi z podniecenia. Tak jednak musi być; ustalili reguły i nie wolno mu się z nich wyłamywać.
- Wszystko mi jedno - rzucił. - Wybierz sama. Jak zwykle, nie licz się z kosztami. To ma być coś ekstra.
Zniknął w gabinecie i Julia została sama.
- Nie licz się z kosztami, coś ekstra, jak zwykle - powtórzyła do siebie szeptem.
Zabrzmiało to jak rozkaz znudzonego pana i władcy. Jak zwykle... Michael zwykle bywał w lokalach całkowicie niedostępnych dla takiej szarej myszki jak ona. Próbowała skupić się na ekranie komputera, ale nie potrafiła.
To jego Jak zwykle” dziwnie ją prześladowało i denerwowało. A do tego jeszcze: „nie licz się z kosztami”! Innymi słowy: „możesz sobie pohulać i wybrać najdroższy lokal w mieście, gdzie z pewnością nigdy byś nie weszła, gdyby nie ja”.
Obrzydliwe i upokarzające. Co on sobie myśli?
Po załatwieniu zleconych jej spraw nieco ochłonęła. Może Michael wcale nie zamierzał jej obrazić? Może to tylko tak wyszło? Jest tak zdenerwowana, że w każdym jego słowie, najbardziej nawet niewinnym, węszy podstęp.
Tak czy owak, Michael zamierza po raz kolejny powtórzyć „stary numer”. Ile już razy spędzał wieczór z kobietą w ekskluzywnej restauracji? Sto? Tysiąc? Postanowiła, że ten wieczór będzie wyjątkowy, i to nie tylko dla niej.
Jak to on powiedział? „Wszystko mi jedno, sama coś wybierz”. Oczywiście, nie powiedział tego dosłownie; sądził, że Julia zrozumie to właściwie i zamówi im stolik w jednej z tych eleganckich restauracji, w których nigdy dotąd nie była. Może nawet się przestraszy, że to dla niej za wytworne miejsce. „Sama coś wybierz”, powtórzyła w myślach i postanowiła naprawdę to zrobić.
Następnego wieczoru przyjechał po nią przed siódmą. Było ciepło i studenci tłumnie wylegli na uliczki campusu i alejki pobliskiego parku. Na parapetach siedziały dziewczęta, wystawiając twarze do zachodzącego słońca.
Patrzył na nich jak na istoty z innej planety. Byli tacy weseli, beztroscy i odprężeni... Przypomniał sobie własne studia i samokontrolę, jaką narzuciło mu wychowanie i to, co uważał za własny wybór. Chyba nigdy w życiu nie wałęsał się po parku, kopiąc liście spadające z drzew...
Drzwi otworzyła mu ciemnoskóra dziewczyna w obcisłych legginsach i takiej samej koszulce.
- Ach, to ty. Jesteś szefem Julii. Michael uśmiechnął się z wysiłkiem.
- Tak, ale jestem również jej narzeczonym. Kia parsknęła śmiechem.
- Racja! Zapomniałam. Nie zaprosiła go do środka. Stali w progu i dziewczyna bacznie mu się przyglądała.
- Przyjechałem zabrać Julię na kolację - wyjaśnił uprzejmie. - Mogłabyś jej powiedzieć, że przyszedłem?
Kia otaksowała go wzrokiem.
- Wybierasz się w tym stroju? Miał na sobie nowy garnitur, który włożył specjalnie na ten wieczór; po powrocie z pracy zdążył jeszcze się przebrać, ogolić i wziąć prysznic, zanim zapukał do mieszkania Julii.
- Zresztą, jak chcesz - dodała obojętnie Kia. - Sam sobie będziesz winien. Jak się spocisz, najwyżej oddasz ubranko do pralni. - Cofnęła się i wpuściła go do środka. - Julia! Ten twój właśnie przyszedł!
Zupełnie jakby anonsowała, że chłopak z przeciwka wpadł, żeby zabrać ją na colę. Zniknęła w głębi mieszkania, a Michael rozejrzał się po saloniku. Stara kanapa, krzesła, stolik, telewizor; wszystko, poza tym ostatnim, kupione na jakiejś garażowej wyprzedaży. Dlaczego ona tu mieszka? Przecież przy jej zarobkach mogłaby sobie wynająć coś lepszego. To dobre dla biednych studentów, a nie dla sekretarki zatrudnionej w wielkiej korporacji. Może po prostu odpowiada jej atmosfera?
Nagle sobie uświadomił, jak niewiele o niej wie. Nigdy mu nie przyszło do głowy pytać ją o cokolwiek.
Julia weszła do pokoju i jego myśli rozpierzchły się jak fale jeziora poruszone nagle rzuconym kamieniem. Miała na sobie dżinsy i bawełnianą koszulkę; rozpuszczone włosy spadały jej na ramiona. Uśmiechnęła się do niego i poczuł, jakby padł na niego promień słońca. Dopiero po dłuższej chwili uświadomił sobie, jak bardzo odmiennie są ubrani. Zupełnie jakby się wybierali w dwa różne miejsca.
- No to idziemy - usłyszał energiczny głos koleżanki Julii. - Strój nie jest ważny. Każdy włożył, co tam miał, a pan Fortune wystroił się jak na bal, bo zawsze wszystkim narzuca swój styl.
Spojrzał na nią, a potem przeniósł wzrok na Julię.
- To chyba jakieś nieporozumienie - wycedził. Wiedział, że Kia tylko czeka, żeby się zdenerwował, i specjalnie go prowokuje. Postanowił nie dać jej satysfakcji. Te jej odzywki: „pan Fortune” i „zawsze wszystkim narzuca swój styl” bardzo go uraziły.
Swoją drogą ciekawe, czy Julia podziela jej zdanie i też widzi w nim faceta, który zawsze robi, co chce i nigdy z nikim się nie liczy? Przecież on wcale taki nie jest!
- Powiedziałeś, że mogę wybrać miejsce, gdzie spędzimy wieczór - wyjaśniła Julia. - Postanowiłam, że pójdziemy na festyn z okazji jesiennego święta sztuki. Kia pójdzie z nami, chyba nie masz nic przeciwko temu?
- Oczywiście, że nie - oświadczył sztywno. - Chociaż chyba jeszcze nas sobie nie przedstawiono.
Julia machnęła ręką.
- Nie szkodzi, ona i tak wszystko wie. Kia, to Michael, Michael, to Kia. Nie musimy się zgrywać, ona się domyśliła, jak jest naprawdę.
Michael przestał uprzejmie się uśmiechać.
- Przecież się umówiliśmy, że nikt nie pozna prawdy przed czasem. Tylko my...
- Nie tylko! - przerwała mu Kia. - Sekret zna twoja siostra i twój adwokat, a to już dwoje z twojej strony. Wypada chyba, żeby i Julia miała kogoś wtajemniczonego, na wszelki wypadek.
Miała rację, ale nie zamierzał przyznać, że trafiają do niego jej argumenty. To, co powiedziała, podkreśliło jeszcze fakt, że on i Julia są w tej sprawie „stronami”, że grają w przeciwnych drużynach, a przecież powinni być solidarni! Tak przynajmniej myślał, ale Julia najwyraźniej uważała inaczej. Wtajemniczyła we wszystko tę dziewczynę, bo mu nie ufała i chciała się zabezpieczyć. Zabolało go to.
- Kia jest bardzo dyskretna, nie bój się - pocieszyła go Julia. - Dochowa tajemnicy tak samo jak Kristina i Sterling.
Kia zamruczała coś pod nosem, ale ją usłyszał.
- Jestem bardziej godna zaufania niż ci bogacze, którym się wydaje, że mogą bezkarnie kłamać, bo mają pieniądze.
Julia uciszyła ją wzrokiem.
- Przestań, proszę. Chyba możemy już iść. Festyn gotów się rozpocząć bez nas, a w tym roku jest podobno wyjątkowo atrakcyjny. Słyszałeś już o nim, prawda?
Pokręcił głową. Nie słyszał o żadnym jesiennym festynie sztuki, a nawet gdyby, to i tak by na niego nie poszedł.
- Mam nadzieję, że oprócz dzieł sztuki będzie tam coś do zjedzenia - powiedział zrezygnowanym głosem.
- Jasne! - potwierdziła Julia. - Nasze koleżanki już tam były i mówią, że w tym roku jest więcej jedzenia niż obrazów!
Nie wyglądał na zachwyconego.
- Już sobie wyobrażam. Pewnie frytki, tłuste kiełbaski i zapiekanki, a do tego gazowane napoje w puszkach. Oczywiście, żadnych jarzyn i owoców... No i pewnie gęste sosy, od których lepią się ręce i ubranie.
Julii zaświeciły się oczy.
- Cudownie! Idźmy już! Jestem strasznie głodna! Wyszli z domu i pieszo ruszyli w stronę zamkniętego dla ruchu obszaru, gdzie odbywał się festyn. Samochód Michaela został na parkingu przed domem Julii, wzbudzając zainteresowanie studentów.
- Mogłaś mnie uprzedzić o zmianie planów - szepnął do ucha Julii, kiedy Kia wysforowała się do przodu.
- Przecież wcale mnie nie pytałeś, dokąd idziemy - odrzekła wesoło. - Myślałam, że ci naprawdę wszystko jedno. Gdybyś zapytał, powiedziałabym ci z przyjemnością.
Jej radość miała w sobie coś zaraźliwego; Michael poczuł, że drgają mu kąciki ust.
- Wyobrażam sobie, jak świetnie się bawisz, kiedy widzisz mnie, jak w garniturze podążam na jakąś jarmarczną wyżerkę.
- O, przepraszam, to nie jest jakaś jarmarczna wyżerka - poprawiła go ze śmiechem - tylko festiwal sztuki.
- Wyobrażam sobie tę sztukę - uśmiechnął się niemrawo - wśród hamburgerów i bitej śmietany.
Julia spojrzała na niego z udaną powagą.
- Sztuką jest wszystko, podobnie jak poezją. Nawet hamburger i bita śmietana, wszystko zależy od punktu widzenia.
Weszli na teren festynu i Michael rozejrzał się po eksponatach.
- Właśnie czegoś takiego się spodziewałem - jęknął. Julia wskazała mu palcem jakieś czarne straszydło.
- Zobacz, jaki piękny ptak! I duży! W sam raz do twojej klatki w salonie.
Spojrzał na nią błagalnie.
- Daj spokój mojej klatce, proszę. Kia spotkała znajomych i odeszła, machnąwszy im ręką na pożegnanie.
- Baw się dobrze, sztywniaku! Smacznego! Michael pytająco spojrzał na Julię.
- Ona mnie nie lubi, prawda? I wie, że nie znoszę takiego jedzenia.
Julia spojrzała na niego niewinnym wzrokiem.
- Jak możesz tego nie lubić? Przecież to wspaniałe. Podeszła do najbliższego stoiska i kupiła sobie wielką bułę napełnioną kawałkami pieczonego kurczaka, roztopionym serem, grzybami, cebulą, sałatą i pomidorami i polaną gęstym białym sosem. Michael wzdrygnął się z obrzydzeniem.
- Nawet jako dziecko nie jadałem w takich miejscach. - Zafascynowany patrzył, jak Julia wbija zęby w gigantyczną kanapkę, a sos cieknie jej po palcach.
Sięgnął po papierową serwetkę i wytarł jej rękę.
- Pamiętam, jak ojciec kiedyś zaprowadził nas do parku i kupił nam kukurydzę. Zemdlił mnie już sam zapach. Jeszcze dzisiaj robi mi się niedobrze, kiedy to wspominam.
Julia zaśmiała się głośno.
- Biedny Michael! Przepraszam, nie wiedziałam!
- Naprawdę? Wsunął palce za pasek jej dżinsów i usunął ją z drogi małego chłopca, który szedł prosto na nich, zasłonięty chmurą waty cukrowej. Gdy niebezpieczeństwo zderzenia minęło, nie zabrał ręki. Przeciwnie - przyciągnął Julię bliżej siebie i niemal słyszała bicie jego serca.
Poczuła płyn po goleniu dobrze znanej sobie firmy i ciepło bijące od Michaela. Dotykał jej skóry pod koszulką, wprawiając ją w stan bliski omdlenia. Wiedziała, że powinna kazać mu przestać, usunąć się daleko poza zasięg jego dłoni, ale nie potrafiła tego zrobić. Całe jej ciało buntowało się przeciwko rezygnacji z bliskości Michaela. Pragnęło go jak jakiegoś życiodajnego soku, o którego istnieniu dotychczas nie miała pojęcia. Zagłuszyła szept rozsądku i przytuliła się do niego. Wiedziała, że wystarczy zwrócić ku niemu głowę, by napotkać jego usta. Tak bardzo pragnęła go pocałować...
- Zimno ci? - spytał, kiedy drgnęła. Parsknęła krótkim, nerwowym śmiechem.
- Nie. Przybliżył usta do jej ucha.
- Gorąco? Nie musiała odpowiadać; wiedział, że jest jej gorąco, podobnie jak jemu, że ten buchający od nich żar ma inną naturę i nie ma żadnego związku z ciepłem jesiennego wieczoru. Zapragnął nagle znaleźć się z nią sam na sam, daleko od tego tłumu, dymiącego jedzenia i koślawych eksponatów. Rozmyślania na temat powiązań pomiędzy prawdziwym życiem a fikcją i wnioski, do których jeszcze tak niedawno doszedł, dotyczące zakazu łączenia życia prywatnego z pracą - rozpłynęły się bez śladu. Nie liczyło się nic poza Julią.
- Posłuchaj... - zaczął, ale nie było mu dane skończyć. Z naprzeciwka nadchodziła właśnie Rachel, bliźniacza siostra Allison, córka Jake'a i Eriki.
- Czy to naprawdę ty, czy mam halucynacje? - W głosie Rachel zabrzmiało radosne zdumienie. - Co ty tu robisz?
- Witaj, Rocky, miło cię spotkać. To naprawdę ja. - Skłonił się lekko i spróbował się uśmiechnąć.
Rocky przyjrzała mu się rozbawionym wzrokiem.
- A już myślałam, że to twój sobowtór. Kto by pomyślał? Michael na festynie sztuki nowoczesnej... Nie mów, że jedzenie tutaj też ci smakuje.
- Myślałem, że jesteś w Wyoming, Rocky - odparł wymijająco. - Co za miła niespodzianka widzieć cię tutaj.
Nie puścił Julii, jakby się bał, że skorzysta z chwili nieuwagi i ucieknie.
Rachel mrugnęła okiem.
- Dla mnie to też dość niespodziewane spotkać tutaj ciebie, drogi kuzynie. Bardzo ci do twarzy w dymie z hamburgerów i hot dogów, że nie wspomnę o wspaniałym aromacie pieczonych jabłek, cukrowej waty i wielosmakowych lodów. - Zwróciła roześmiane spojrzenie ku Julii. - To ty go tu przyprowadziłaś? W takim razie wierzę, że jest w tobie zakochany na zabój.
- Mój wpływ nie jest aż tak wielki. Michael przebywa tutaj ciałem, ale jego duch znajduje się zupełnie gdzie indziej. Nawet nie skubnął tych wszystkich pyszności.
Rachel, bliźniaczkę Allison, znała z opowieści. Mimo ogromnego fizycznego podobieństwa, kuzynki Michaela pod względem charakteru stanowiły całkowite przeciwieństwo. Rachel była doskonałym pilotem, a ponieważ po babce odziedziczyła rodzinną flotyllę powietrzną, zarządzała lotniskiem w Wyoming. Wysoka i rudowłosa jak Allison, miała krótko obcięte włosy i chłopięcą, zwinną sylwetkę. Nosiła sprane dżinsy i wyblakłą koszulkę. W przeciwieństwie do siostry nie używała tuszu ani pudru, a piękne oczy, które Allison starannie malowała, wykorzystując przy tym całą paletę kosmetyków rodzinnej firmy, z twarzy Rachel spoglądały na świat spokojnie i z dystansem.
- Słyszałam o waszych zaręczynach, ale jeszcze nie miałam okazji spotkać twojej narzeczonej. Mike, masz nas natychmiast ze sobą poznać - oświadczyła Rachel. Michael dokonał prezentacji.
- Allison mówiła mi, że razem pracujecie. Od kiedy z sobą chodzicie? I jak wam się udało utrzymać to w tajemnicy?
Ostatnie pytanie skierowała do Julii; zbyt dobrze znała swego małomównego kuzyna, by przypuszczać, że zdradzi jej szczegóły. Julia spróbowała sobie przypomnieć, co na ten temat mówiła przed kamerą, ale na próżno. Ten pierwszy wieczór odpłynął jak sen.
- Jak to się zaczęło, Michael? - Spojrzała na niego pytająco. - Nic nie pamiętam, zupełnie jakbyśmy zawsze byli razem.
Nawet nie drgnął.
- To chyba była miłość od pierwszego wejrzenia - wyjaśnił opanowanym tonem. - Tak teraz oboje uważamy, a co do utrzymania naszego związku w tajemnicy, to po prostu byliśmy bardzo dyskretni. Teraz ty powiedz nam coś o sobie. Całe wieki cię nie widziałem. Kiedy przyjechałaś do Minneapolis?
Rachel posmutniała.
- Wczoraj. Allison mnie wezwała. Uważa, że powinnyśmy pogadać z rodzicami. Coś się między nimi psuje i trzeba to omówić. - Lekko ściszyła głos. - Rzeczywiście, nie jest dobrze. Dziś rano przy śniadaniu odnosili się do siebie tak chłodno jak dalecy znajomi, którzy ledwo się poznają.
Julia poczuła się niezręcznie w sytuacji, w której ktoś nagle zaczyna mówić o bardzo intymnych sprawach innych ludzi. Rachel uważała, że przy narzeczonej kuzyna nie musi się krępować, ale Julia przecież była obca. Michael chyba tak nie myślał.
- To przykre - powiedział cicho. - Bardzo bym nie chciał, żeby to się skończyło jak w przypadku moich rodziców. Ale chyba może do tego dojść. I tak strasznie długo razem wytrzymali. - Wzdrygnął się, jakby wspominał coś niesłychanie przykrego. - Przecież małżeństwo to katorga! Co za koszmarna instytucja. Zupełnie nie rozumiem, jak ktoś może znosić podobny układ!
W oczach Rocky ukazało się zdumienie.
- Bardzo ciekawe rzeczy mówisz, Mike. Dziwny punkt widzenia jak na kogoś, kto zamierza się ożenić... To musi być bardzo przykre dla Julii, słyszeć takie rzeczy.
Współczującym spojrzeniem obrzuciła narzeczoną brata.
- On tak mówi z przyzwyczajenia, naprawdę myśli zupełnie inaczej - ratowała sytuację Julia.
Oboje wiedzieli, że coś trzeba zrobić. Tylko co?
- Trudno jest tak nagle zmienić zdanie - zaczął niezręcznie Michael - ale ostatnio patrzę na wszystko zupełnie inaczej.
- Michael nieraz tak coś powie bez zastanowienia - dodała Julia - zupełnie jakby zapomniał, że jego ojciec od wielu lat żyje w szczęśliwym związku z drugą żoną, a moi rodzice bardzo długo byli niezwykle dobrym małżeństwem.
Rocky uniosła brwi.
- Powinieneś nad sobą pracować, Mike. Taki stereotyp jest bardzo szkodliwy, może nawet stać się drugą naturą człowieka.
- Będziemy nad tym pracować - zapewniła ją Julia.
Michael zrobił zniecierpliwiony gest.
- Doskonale nam się tutaj gawędzi, ale może pójdziemy gdzie indziej.
- Dziękuję, ale nie mogę - odparła Rocky. - Jestem tu z przyjaciółmi i po festynie wybieramy się do kina. - Uważnie przyjrzała się kuzynowi, jakby dopiero teraz zauważyła jego strój. - Dziwnie wyglądasz. Ten ciemny garnitur na tej...
Przerwał jej i uniósł dłonie obronnym gestem.
- Wiem, nic już nie mów. W oczach Julii rozbłysły diabelskie błyski.
- Graliśmy w fanty. Ja wygrałam i kazałam mu włożyć to ubranie na dzisiejszy wieczór. Myślałam, że się załamie i tego nie zrobi, ale on jest twardy...
- Jak coś powiem, to już powiem, kochanie - podchwycił Michael.
Rachel podskoczyła z podniecenia.
- Każ mu zjeść porcję frytek z ostrym sosem, a potem pieczone jabłko na patyku, błagam! I duże, ogromne lody! Takie, żeby mu się roztopiły w ręku!
Michael spojrzał czule na „narzeczoną”.
- Ona nie chciała mnie zabić, tylko dać mi nauczkę, prawda?
Spojrzała mu w oczy, a potem przeniosła wzrok na jego usta i w powietrzu zrobiło się duszno od upału.
- Wygrałaś, Julio - powiedział i teraz on zawisł spojrzeniem na jej ustach, niemal czując ich smak. - Wygrałaś - powtórzył dziwnym głosem. - Następnym razem - dodał normalnym już tonem - sam zarezerwuję stolik. Nie zlecę tak odpowiedzialnego zadania mojej sekretarce.
Rocky pokręciła zgrabną główką.
- Chyba nie do końca wszystko rozumiem, ale trudno... Mam zresztą wrażenie, że wolicie zostać sami. Poszukam moich znajomych i pójdziemy sobie na ciacha. Słyszałam, że macie tutaj najbardziej tłuste i słodkie ciastka na świecie.
- Wolałbym się zabić, niż dotknąć jednego z tych lepkich świństw - skrzywił się Michael. - To naprawdę może człowiekowi zaszkodzić, przecież oni w tych budach na pewno nie myją rąk i...
Rachel zaniosła się głośnym śmiechem.
- To mi coś przypomina! Pamiętasz, jak pojechaliśmy wszyscy do Disneylandu? Ja i Allison miałyśmy osiem lat, a ty, Mike, dwanaście. Co wieczór musieliśmy chodzić do restauracji, bo za żadne skarby nie chciałeś jadać w McDonaldzie. Byłeś taki mały, a już musieliśmy ci ustępować!
Julia skinęła głową.
- To mu zostało. On potrafi sprawić, żeby ludzie robili, co chce.
Nie dodała, że potrafi również uzależnić ludzi od siebie w każdym sensie: psychicznym i fizycznym, bo to by ją zaprowadziło za daleko. Odsunęła się od niego i wzrokiem poszukała koleżanki.
- Gdzie się podziała Kia? Koleżanka była jej teraz bardzo potrzebna; jej trzeźwy umysł i zmysł krytyczny; jej przenikliwość i stanowczość. Kia od razu podejrzewała, że ta zabawa w narzeczoną może się okazać dla Julii bardzo kosztowna.
- Moja koleżanka gdzieś tu była, ale teraz jej nie widzę - wyjaśniła kuzynce Michaela.
- Pewnie bierze udział w jakichś zawodach - odrzekła Rachel. - Ja też się zmywam. Bardzo się cieszę, że cię poznałam, Mike naprawdę ma szczęście. Gratuluję ci, kuzynie. - Pocałowała go w policzek i lekko klepnęła w ramię. - Trzymaj się, stary. Pojutrze wracam do siebie, ale na pewno się zjawię na waszym przyjęciu zaręczynowym. Nigdy bym sobie nie darowała, gdybym tego nie zobaczyła.
Zwinnym ruchem wmieszała się w tłum i zniknęła. Julia i Michael stali nieruchomo i patrzyli na siebie wzrokiem pełnym zaskoczenia i grozy.
- Zaręczynowe przyjęcie... - jęknęli wreszcie uniżono.
Po raz kolejny przemierzył nerwowym krokiem gabinet.
- Za nic nie ustąpią - rzekł zrezygnowanym głosem.
- Dla nich to równie ważne jak Święto Dziękczynienia albo coś w tym rodzaju. Nigdy jeszcze nie widziałem, żeby ciotka i Barbara tak się uwzięły. Uparły się, że urządzą nam zaręczynowe przyjęcie i nie popuszczą. Już sporządziły listę gości. Ustaliły też termin: piątek, w przeddzień Halloweenu.
- Wobec tego powinniśmy chyba wziąć w tym udział.
- W głosie Julii też nie było śladu entuzjazmu. Siedziała za jego biurkiem, dziękując w duchu za to, że kiedy Michael wezwał ją do gabinetu, spacerował już od ściany do ściany i jego fotel nie był zajęty. Nie wytrzymałaby długo na stojąco w tych nowych butach na bardzo wysokich obcasach. Sama nie wiedziała, dlaczego uległa namowom Kristiny i kupiła je, rezygnując z wygodnego obuwia noszonego dotychczas. Kristina zaciągnęła ją do najdroższego magazynu w mieście i niemal zmusiła do nabycia tego czegoś, w czym Julia czuła się jak na szczudłach, a wyglądała - podobno - rewelacyjnie.
Od jej pseudozaręczyn z szefem minęły już dwa tygodnie i miała dość czasu, by zrozumieć, że pozycja narzeczonej Michaela związana jest z pewnymi towarzyskimi obowiązkami. Pod tym względem Kristina okazała się nieubłagana.
- Musisz zmienić swój wizerunek - oświadczyła pewnego dnia. - Nie chciałabym cię urazić, ale to, co nosisz w pracy... Mówiąc wprost, nie możesz się tak ubierać!
- Co ci się nie podoba w moim stroju? - odparowała bezceremonialnie Julia.
Od czasu „zaręczyn” nieświadomie traktowała Kristinę raczej jak kogoś z rodziny, a nie jak przyrodnią siostrę swojego niedostępnego szefa. Zresztą, przecież już sama wprowadziła pewne zmiany w swoim wyglądzie. Nie czesała się w upiorny koczek, tylko nosiła włosy rozpuszczone. Nie zamierzała jednak wyrzucać pieniędzy na nowe ubrania tylko dlatego, że przez jakiś czas ma grać rolę narzeczonej.
- Uważam, że jestem bardzo odpowiednio ubrana - dodała.
Oboje, Michael i Kristina, wymownie spojrzeli na jej beżową garsonkę i nieodłączną białą bluzkę.
- Posłuchaj - odezwała się Kristina - twój strój jest bardzo odpowiedni dla pięćdziesięcioletniej kobiety. To znaczy, nie dla każdej, bo ani moja matka, ani ciotka Erica nigdy w życiu nie włożyłyby czegoś podobnego, a mają ponad pięćdziesiąt lat. Innymi słowy, tak jak ty teraz, mogłaby się ubierać siedemdziesięciolatka.
Julia roześmiała się; skłonność Kristiny do przesady zawsze ją bawiła.
- Przyznaję, że moje stroje może rzeczywiście nie są specjalnie atrakcyjne, ale mam wrażenie, że są idealne do pracy. Zapytaj Michaela, co sądzi o tych sekretarkach, które latają po biurze w mini i obcisłych bluzeczkach.
Kristina nawet nie spojrzała na brata.
- Jestem pewna, że bardzo by chciał, żebyś tu latała w mini i bardzo obcisłej bluzeczce. Co to za narzeczona, która się ubiera jak stara baba!
- Nie jestem jego narzeczoną, zapomniałaś? Michael odchrząknął i niespodziewanie zabrał głos.
- Muszę w tym miejscu przyznać rację Kristinie. O tym, że nasze zaręczyny są... na niby, wiemy tylko my i trzy inne osoby. Cała reszta jest przekonana, że to prawda. Trochę dziwnie wygląda, że moja narzeczona ubiera się tak... jak by to określić...
Kristina natychmiast wybawiła go z kłopotu.
- Mało seksownie! Otóż to! Przecież to oczywiste, że musisz z tym coś zrobić. Jesteś śliczna, zgrabna, masz cudowne nogi i wszystko zakrywasz, zupełnie jakbyś chciała się oszpecić. Ale teraz z tym koniec! Idziemy po zakupy!
- Nie zamierzam nic kupować - uparła się Julia. - Ubrania wysypują mi się z szafy.
Michael wyjął kilka kart kredytowych i wręczył je siostrze.
- Trzeba chyba zmienić zawartość tych szaf - oświadczył. - Kristino, zaprowadź ją do jakiegoś sklepu.
Nie musiał tego dwa razy powtarzać.
- Tak jest, szefie! - Kristina chwyciła Julię za rękę i pociągnęła ku drzwiom. - Już nas nie ma!
- Jeszcze nie widziałam, żebyś tak chętnie wykonywała jego polecenia - mruknęła do niej Julia, lecz więcej się nie opierała.
Spędziły bardzo pracowity dzień i garderoba Julii wzbogaciła się o kilka kostiumów i sukienek, które, łącznie z odpowiednimi dodatkami, stanowiły wierne odbicie „strojów dla kobiet pracujących” prezentowanych przez najlepsze modelki. Rzeczone modelki nigdy oczywiście nie były w prawdziwym biurze, a same stroje miały w sobie tyle szyku i kokieterii, że do żadnego biura nie pasowały. Ku zaskoczeniu Julii Michael był zachwycony. On, który do niedawna wyrzucał każdą sekretarkę, która „się stroiła”, teraz wprost rozpływał się w komplementach. Najwyraźniej inną miarę przykładał do ubrań swych urzędniczek, a inną do strojów swej narzeczonej. Nawet jeśli była to tylko „narzeczona na niby”.
Teraz wszystko wskazywało na to, że na dokładkę grozi im zaręczynowe przyjęcie, i to wcale nie na niby. Michael z lekką urazą spojrzał na skuloną w fotelu Julię.
- Jakoś nie słyszę entuzjazmu w twoim głosie. Mówisz o tym przyjęciu jakoś tak... z dystansem.
- Może dlatego, że to strasznie odległe. Mamy jeszcze dziesięć dni i nie bardzo wierzę, że to prawda. Zupełnie nie mogę sobie siebie wyobrazić na balu w waszej rezydencji. To dla mnie równie nierealne jak zaproszenie na kolację w Białym Domu czy coś takiego.
- W naszej rezydencji? - powtórzył Michael. - Nigdy w ten sposób o tym nie myślałem.
- Wszyscy tak to widzą, wszyscy spoza waszej rodziny. Wasza posiadłość jest w Minneapolis synonimem luksusu i bogactwa. Prawdę mówiąc, zawsze marzyłam, żeby to zobaczyć na własne oczy. Tyle się nasłuchałam...
W jej głosie zabrzmiał tłumiony żal.
- Przecież zapraszałem cię na dwa ostatnie weekendy - rzekł Michael urażony - ale odmówiłaś.
Nie rozumiał, dlaczego Julia tak uparcie odrzuca jego zaproszenia. Po prostu oświadczała, że w soboty i niedziele jest bardzo zajęta, i nie podawała żadnych dodatkowych wyjaśnień. Na tym punkcie była nieustępliwa.
Nawet Barbara i Erica miały z nią sporo kłopotu. Początkowo chciały urządzić przyjęcie w sobotę, ale Julia tak stanowczo zaprotestowała, że obie kobiety, bynajmniej nie grzeszące brakiem stanowczości i zaprawione w niejednych trudnych negocjacjach, ustąpiły i przyjęcie zostało wyznaczone na piątek. Zupełnie inaczej potraktowały Michaela, gdy próbował je przekonać, że nie chce żadnego przyjęcia.
- Nie ma o czym mówić, mój kochany, to po prostu nasz obowiązek - sucho oznajmiła ciotka, a Barbara nie zrobiła nic, żeby stanąć po jego stronie.
- To bardzo ważne, żeby wszyscy wiedzieli - powiedziała zamiast tego - że popieramy wasz związek i akceptujemy wasze plany. A ponieważ Julia nie ma rodziny, tym bardziej my musimy zadbać o odpowiednią oprawę. Sterling mi powiedział, że w tragicznych okolicznościach straciła rodziców.
Foster nie powiedział nic więcej, ale ta krótka informacja wystarczyła, by zelektryzować niemal całą rodzinę. Wszyscy - oprócz Sheili, oczywiście - byli bardzo podnieceni sytuacją: mała biedna sierotka Julia, ciężko dotąd borykająca się z losem, spotyka nagle mężczyznę, którego krewni przyjmują ją z otwartymi ramionami i otaczają ciepłem i dobrobytem. Zupełnie jak w bajce...
Tylko Sheila nie mogła się pogodzić z faktem, że jej syn traci ostatnią nadzieję poślubienia dziedziczki wielkiej fortuny. Nie przeszkadzało jej, że na widnokręgu jak dotąd nie pojawiła się żadna miliarderka; głęboko wierzyła, że wymarzona partia istnieje gdzieś i wystarczy tylko poczekać, żeby ją znaleźć.
- Wiesz, że w weekendy nie mogę - odparła Julia. - Wszystkie soboty i niedziele mam zajęte.
- A co wtedy robisz?
- Nie mogę ci powiedzieć. Nie dość, że ma jakieś tajemnicze zajęcia, to jeszcze na domiar wszystkiego uważa, że on nie jest godzien dostąpić zaszczytu i dowiedzieć się, co robi jego narzeczona we wszystkie weekendy. Jakoś przy tym nie pomyślał, że Julia wcale nie jest jego narzeczoną, i wolał dłużej nie zastanawiać się nad faktem, dlaczego tak bardzo go zabolało, że coś przed nim ukrywa.
Ani dlaczego właściwie tak bardzo mu zależy, by Julia spędzała z nim soboty i niedziele, no i przede wszystkim miała do niego zaufanie? Starał się o tym nie myśleć, ale podejrzenia nie dawały mu spokoju. Może Julia w weekendy spotyka się z jakimś mężczyzną, z którym związek utrzymuje w tajemnicy? Z człowiekiem, którego naprawdę kocha i szanuje i który nie musi jej płacić, żeby poświęcała mu swój czas? Były to tak nieprzyjemne i frustrujące myśli, że postanowił ich unikać.
Włożył ręce do kieszeni spodni i przyjrzał się siedzącej za jego biurkiem kobiecie. Miała na sobie ciemnozielony kostium „z tych nowych”, cudownie podkreślający zieleń jej oczu. Te nowe, dobrze uszyte stroje podkreślały także wdzięk i smukłość jej figury. Przypomniał sobie chwile bliskości między nimi, przez głowę przemknęły mu szalone obrazy. Klimatyzowane pomieszczenie wydało mu się nagle duszne, więc nerwowym ruchem rozluźnił krawat.
Znowu ruszył w obchód od ściany do ściany. Wiedział, że wieczorem będzie musiał przepłynąć kilkanaście basenów i przebiec niejedną milę, by rozładować napięcie. Poczuł nagle złość do tej kobiety. Jak ona może tkwić tak spokojnie w jego fotelu, jakby nigdy nic! Ani przez chwilę nie myśli o tym, co między nimi zaszło! Ostatni raz dotknął jej ciała na tym koszmarnym festynie; przyciągnął ją do siebie, a ona przylgnęła do niego bez oporu, jakby to było zupełnie normalne. Od tamtej pory jednak trzymała się od niego z daleka. Kiedy się zbliżał, cofała się, tak jakby nieustannie czuwała nad tym, by utrzymać go w bezpiecznej odległości. Czego ona tak się boi? Ostatnio mieli dużo pracy i wiele godzin spędzali razem, co sprawiało, że sytuacja stawała się trudna do zniesienia. Przynajmniej dla niego.
Teraz, gdy zapraszał Julię na kolację, sam rezerwował stolik w restauracji. Robiła wrażenie zadowolonej, świetnie się bawiła, a on po raz któryś przekonywał się. jak mu z nią dobrze. Była błyskotliwa i inteligentna i wieczory w jej towarzystwie zaliczał do bardzo udanych. Tak, „udanych”. Jedli kolację, rozmawiali, żartowali, poza tym nic. Ani uścisku dłoni, ani spojrzenia w oczy, ani jednego czułego słowa. Odwoził ją potem do domu i żegnali się pod drzwiami. Chadzali również razem na lunch, z podobnym rezultatem. Gawędzili o kolegach i biurowych sprawach, jak kumple wymieniali ploteczki i żartowali.
Wszystko to powinien uznać za normalne i naturalne, bo przecież tylko pracowali razem. Michael musiał to sobie powtarzać kilka razy dziennie. Próbował sobie nawet wmówić, że jest jej bardzo wdzięczny, że z takim taktem i subtelnością traktuje ich nieprawdziwe zaręczyny. Cóż gorszego w takiej sytuacji niż kobieta, która starałaby się wykorzystać okazję i przekroczyć granicę oddzielającą fikcję od rzeczywistości?
Pomiędzy nim a Julią wszystko zostało dokładnie uzgodnione i teraz wystarczy tylko trzymać się punktów umowy i szczęśliwie dotrwać do końca. Musiał przyznać, że Julia zachowuje się bez zarzutu.
- Teraz idę poćwiczyć. - Rzucił te słowa jak wyzwanie i szybkim krokiem opuścił gabinet.
Julia popatrzyła za nim ze zdziwieniem i smutkiem. Szkoda, że nie ma ochoty z nią porozmawiać. Powoli wstała z fotela i poszła do sekretariatu. Oczywiście, to wszystko odbywa się na niby, ale mógł z nią przecież zamienić kilka słów na temat tego przyjęcia. Bardzo lubiła z nim rozmawiać, lubiła z nim przebywać, lubiła być blisko niego. Tak bardzo to lubiła, że kiedy mogła, starała się unikać tej bliskości. Każdej nocy przypominała sobie jego dotyk i trwała godzinami nieruchomo, z oczami wbitymi w sufit.
Przypomniała sobie wszystkie wieczory spędzone z nim w restauracjach. Michael wypełniał tylko towarzyskie obowiązki, ale ona czuła się przy nim szczęśliwa. Od czasu do czasu mówiła sobie, że to wszystko dzieje się naprawdę, i zamierała ze szczęścia u jego boku, wśród świec, dobrego wina i wykwintnych potraw.
Potem przywoływała się do porządku; musi być silna. Musi ignorować sygnały, jakie dawało jej ciało, kiedy Michael obok niej siedział. Powtarzała sobie, że ta chemia między nimi, to poczucie wspólnoty i równości, są krótkotrwałe. Sen wkrótce się skończy. Na szczęście, soboty i niedziele mogła spędzać z Joanną, odpocząć nieco od nieustannego napięcia i zyskać nowe siły. Michael zresztą wystawiał ją swoimi zaproszeniami na nie lada pokusy. Tego dnia, gdy ją zaprosił na jacht i musiała zdecydować, czy jechać do siostry, czy przyjąć jego zaproszenie, wiele się dowiedziała o samej sobie... W końcu je odrzuciła i pojechała do Joanny, ale od tej pory musiała bardzo się pilnować.
Michael spędza z nią tyle czasu, bo chce, by ich „zaręczyny” wyglądały normalnie, by ludzie widywali ich razem i nikt nie nabrał podejrzeń. Ona godziła się na to, bo musiała mieć pieniądze na opłacenie leczenia siostry. Takie są fakty i dla własnego bezpieczeństwa nie powinna o tym zapominać. Nawet gdyby bardzo chciała...
Usiadła za biurkiem i zaczęła przeglądać papiery. Tu wszystko jest w porządku; odbiorcy produktów firmy wyrażali zadowolenie i zapowiadali dalsze umowy. Julia postanowiła wziąć to za dobrą monetę i cieszyć się, że przynajmniej życie zawodowe układa się dobrze.
Pod jasno oświetloną rezydencję raz po raz zajeżdżały limuzyny z gośćmi przybyłymi na przyjęcie wydane z okazji zaręczyn Michaela i Julii. W sali balowej grała orkiestra i kilka par kręciło się na parkiecie, podczas gdy inni goście przechadzali się po ozdobionych kwiatami salonach.
Michael mocno ujął Julię pod ramię i ruszył z nią w tłum, zatrzymując się i przedstawiając jej ludzi, których nazwiska znała z korespondencji, ale nigdy nie przypuszczała, że może ich poznać osobiście. Absurdalność sytuacji docierała do niej jak przez mgłę; jej pobyt w tej posiadłości w roli narzeczonej syna gospodarzy był tak nierzeczywisty, że nie mogła go traktować poważnie. Jak zahipnotyzowana sunęła przez ogromny salon z dłonią gotową do uścisków i miłym uśmiechem przylepionym do twarzy. Realne było tylko silne ramię podtrzymującego ją mężczyzny.
Znowu grała rolę narzeczonej Michaela, ale tym razem to była prawdziwa gala, wielki spektakl, w kostiumach i przy wypełnionej do ostatniego miejsca widowni. Przypomniała sobie słowa Jen: „Aktor, kiedy jest na scenie, przestaje być sobą i staje się osobą, którą gra”. Z rodziną Michaela poszło jej zresztą całkiem nieźle; przywitała się z jego ojcem i Barbarą, z jego stryjem i Eriką, serdecznie i bez przymusu, tak jakby to zrobiła prawdziwa narzeczona. Czuła, że ją polubili i było jej głupio, że ich oszukuje. Miała nadzieję, że nigdy niczego się nie dowiedzą i uwierzą w ich zerwanie, kiedy przyjdzie kończyć tę farsę. Wolała, by pomyśleli, że Michael ją rzucił, niżby mieli się dowiedzieć, iż oboje grali przed nimi komedię.
Dla Michaela to przyjęcie było jednym z wielu organizowanych w rodzinnym domu. Między jednym uśmiechem a drugim dzielił się z Julią swoimi odczuciami.
- Nie znoszę tych spędów, zwłaszcza na taką skalę. Nienawidzę tych wszystkich żarcików i głupawych rozmów. - Urwał, bo podeszła do nich kelnerka ze srebrną tacą. - Te wszystkie kelnerki w białych fartuszkach, ta cała pompa, ohyda... Wolałbym już hot doga i lody na patyku, jak na tym twoim festynie.
Ze zbolałą miną sięgnął po kieliszek szampana. Julia spojrzała na niego uważnie. Nie wiedziała, czy był to jego czwarty czy piąty kieliszek, ale na pewno nie był pierwszy, skoro Michael tak entuzjastycznie wypowiadał się na temat specjałów serwowanych na straganach. Szybko wypił i odstawił pusty kieliszek na kolejną mijaną srebrną tacę.
- Chyba zapomniałeś, jak tam było okropnie, na tym festynie - szepnęła mu Julia do ucha.
- Przynajmniej wszystko było autentyczne - powiedział z grymasem. - Nie to co tutaj.
- Czuję się, jakbym grała w filmie.
- Albo w teatrze. Występujemy w sztuce pod tytułem „Życie rodzinne w rezydencji państwa F.”, akt pierwszy, scena pierwsza.
Roześmiał się nieco zbyt głośno, lecz Julia mu nie zawtórowała. Rezydencja państwa F. to była poważna sprawa. Zanim nadeszli goście, Michael pokazał jej swoje włości; grali sztukę na rzeczywiście imponującej scenie. Ogromny biały dom w stylu kolonialnym, z balkonami, werandami i wielkimi szklanymi drzwiami, z tyłu kort tenisowy i basen; tuż obok błękitne wody jeziora i przystań jachtowa.
Flotylla rodziny Michaela wprawiła Julię w osłupienie. Motorówki, jachty, łodzie i kajaki, a w domku na przystani narty wodne i deski do surfingu wzbudziły w niej żal, że nie może spędzać tu weekendów. Po raz kolejny musiała sobie przypomnieć, jak ważne dla Joanny i dla niej samej są cotygodniowe wizyty w centrum rehabilitacyjnym.
Siedziba widziana od środka wyglądała równie okazale. Julię zachwycił zwłaszcza widok antycznych mebli i stare obrazy, nie brakowało również perskich dywanów i dziel impresjonistów. Była biblioteka, pomieszczenie do gry w bilard, sala koncertowa i oranżeria z gęstwiną egzotycznych roślin. W prywatnej części domu komfort walczył o lepsze z luksusem.
W sumie naliczyła dziesięć sypialni z przyległościami, rzewnie wspominając trzypokojowe mieszkanie swoich rodziców, zajęte teraz przez inną zapracowaną rodzinę z dwojgiem dzieci. Cały jej rodzinny dom mógł się łatwo zmieścić w holu siedziby Michaela. A pokój, który obecnie zajmowała, nie wypełniłby nawet połowy powierzchni tutejszej łazienki!
Znowu z całą siłą uderzyła ją myśl o dzielących ich różnicach. Ona i Michael żyli w dwóch światach. Ich zaręczyny stawały się przez to jeszcze bardziej absurdalne i groteskowe. Zupełnie jakby się urodzili na innych planetach, oddalonych od siebie o całe lata świetlne.
Kiedy Erica i Barbara zapytały ją, kogo chce ze swej strony zaprosić na przyjęcie, odparła, że nikogo i nie udzieliła im żadnych wyjaśnień. Nie zamierzała nikogo wciągać w tę grę, a Kia sama ją uprzedziła, że „nigdy nie weźmie udziału w tej żałosnej farsie”. Nikt na to nie zwrócił uwagi; nikt nie komentował braku gości zaproszonych przez Julię, nikt nie poddawał w wątpliwość samego faktu zaręczyn. Wszyscy się uśmiechali i składali im najlepsze życzenia. Niektórzy mężczyźni klepali Michaela po plecach i ze słowami: „Ty to masz szczęście, stary” popatrywali na narzeczoną. Wszystko to było strasznie dziwne i niezrozumiałe.
Julia wypiła drugi kieliszek szampana podany jej przez Michaela i zdziwiła się, jakie to dobre. Piła już parę razy szampana, ale zawsze wydawał jej się niesmaczny; tym razem miała wrażenie, że obłok bąbelków przyjemnie pieści jej podniebienie.
- Mam wrażenie, że zaraz pęknie mi maska od tych uśmiechów - rzucił Michael - a jeśli jeszcze raz ktoś błyskotliwie napomknie o Kopciuszku, to nie ręczę za siebie. Nie jesteś zahukanym dziewczątkiem, które potrzebuje cudownej interwencji matki chrzestnej, żeby iść na bal.
- Wszyscy są dla mnie bardzo mili - zauważyła Julia. - Chociaż jeśli chodzi o bajki, bardziej odpowiednia wydaje mi się jednak „Alicja w krainie czarów”.
- A teraz uczestniczymy właśnie w podwieczorku Zwariowanego Kapelusznika...
Julia uśmiechnęła się lekko.
- Może i jest w tym coś z Kopciuszka... Chyba się oburzysz, jeśli cię porównam z matką chrzestną z bajki, ale twoja karta kredytowa ma podobną moc co czarodziejska różdżka.
Spojrzała na swą wieczorową suknię, ciemnoczerwoną, wydekoltowaną i bardzo obcisłą. Kristina i Michael jednogłośnie zaprotestowali, kiedy im się pokazała w swojej „małej czarnej”, w której występowała na każdym balu w czasach studenckich, i oświadczyli, że absolutnie nie nadaje się na dzisiejszy wieczór. Michael natychmiast wyciągnął kartę kredytową, a na głośne protesty Julii odparł, że kupienie jej sukni na przyjęcie zaręczynowe należy do jego obowiązków i że gotów jest wezwać Fostera, by sporządził odpowiedni aneks. Julia, w obawie przed kolejnym posiedzeniem z adwokatem, ustąpiła i pozwoliła mu na zakup sukienki.
- Wyglądasz w niej przepięknie. Michael obrzucił ją zachwyconym wzrokiem. Rubin na palcu Julii, doskonale współgrający z odcieniem jej sukni, rzucał ciepłe blaski, skupiając na sobie uwagę patrzącego i przywołując niezapomnianą postać ofiarodawczyni. Jednak nie tylko; myśli Michaela zajmowała przede wszystkim Julia. Jej obecność pobudzała jego zmysły. Ślizgające się po niej spojrzenia innych mężczyzn denerwowały go i prowokowały. Bał się, że za którymś razem nie zdoła się powstrzymać i wywoła skandal. Poczuł jej dłoń na ramieniu.
- Zobacz, przyszła ciocia Rebeka. - W głosie Julii zabrzmiała niekłamana radość; nareszcie jakaś znajoma, przyjazna twarz. - Tam stoi, widzisz?
Nic nie widział, nikogo nie chciał widzieć; poczuł, że brakuje mu powietrza. Julia od wielu dni nie dotykała go i teraz jej palce na jego ramieniu wywołały falę wspomnień. Nie miał ochoty na żadne rozmowy, nawet ze swą ulubioną ciotką.
Julia jednak nawiązała już z nią kontakt wzrokowy i Rebeka ruszyła w ich kierunku. Towarzyszył jej muskularny mężczyzna, detektyw Gabriel Devereax, któremu Rebeka powierzyła zbadanie okoliczności katastrofy, w której zginęła Kate. Gabriel zajmował się również nie wyjaśnionym dotąd pożarem w laboratorium firmy. Wyglądał na kogoś, kto niejedno już w życiu widział i nic nie jest w stanie go zaskoczyć.
- Wyglądasz cudownie, Julio. - Rebeka spojrzała na nią z zachwytem. - Zupełnie jak...
Michael przerwał jej ruchem dłoni.
- Błagam, tylko nie wspominaj o Kopciuszku...
- Nawet mi to do głowy nie przyszło - obruszyła się Rebeka. - Myślałam raczej o Pięknej i Bestii.
Przedstawiła Julii Gabriela, starannie podkreślając, że jest wynajętym przez nią detektywem, a nie jej prywatnym znajomym.
- Rozumiem - odrzekła Julia. - Jest pan tu służbowo? Detektyw zmarszczył brwi.
- Niezupełnie. Nie wyglądał na rozmownego i rzeczywiście nie dodał nic więcej. Zamienili jeszcze kilka słów z Rebeką i odpłynęli dalej.
- Dzisiejszy wieczór nie jest wcale taki okropny, jak się spodziewałam - wyznała Michaelowi Julia. - Pamiętam z dawnych lat pewną naprawdę okropną randkę. Chłopak nie odezwał się do mnie przez cały wieczór. Wymamrotał „cześć”, kiedy po mnie przyszedł i potem nic, ani słowa. Cały ciężar rozmowy musiałam wziąć na siebie, a jak wiesz, nie należę do osób specjalnie gadatliwych.
Michael wychylił kolejny kieliszek szampana.
- Nie powiedziałbym. Ze mną zawsze starasz się mieć ostatnie słowo.
Julia też opróżniła swój kieliszek.
- To zupełnie co innego. Ty jesteś moim szefem, a to tutaj to wcale nie jest randka. Między nami nie może być mowy o... No wiesz, nie mamy obowiązku...
Zaplątała się, a on wcale nie zamierzał jej pomóc.
- Czy wobec innych mężczyzn, z którymi się spotykasz, masz jakieś erotyczne obowiązki? - zapytał i oczy mu się zwęziły.
- Nie! To nie tak! - krzyknęła Julia i zaczerwieniła się po nasadę włosów. - Miałam na myśli co innego. Chciałam powiedzieć, że czasem ma się obowiązek podtrzymania rozmowy, żeby dobrze wypaść, że trzeba coś mówić, nawet jeśli się nie ma na to ochoty...
- Czy mógłbyś mi przedstawić swoją milutką narzeczoną? - rozległ się ociekający fałszywą słodyczą głos Sheili Fortune.
Julia odetchnęła z ulgą; Michael zesztywniał.
- Skoro mowa o braku ochoty - szepnął jej do ucha - będziesz teraz miała okazję się przełamać.
Barbara i Nate nie byli zachwyceni perspektywą zaproszenia Sheili, Michael jednak uznał, że na przyjęciu zaręczynowym nie może zabraknąć jego matki. Dobrze wiedział, czego się można po niej spodziewać, ale nie chciał robić jej afrontu.
Automatycznie zwrócili się ku niej, przywołując na twarze sztuczne uśmiechy.
- Znasz już Julię, mamo - syknął Michael. - Wielokrotnie widziałaś ją w biurze.
Sheila otaksowała Julię wzrokiem.
- Twoja sekretarka była szarą myszką - wycedziła - a ta tutaj jest zupełnie inna. Pewnie dlatego jej nie poznałam.
Przez dłuższą chwilę nie spuszczała z niej bacznego spojrzenia. Jej wieczorowy strój, błyszczący i rzucający się w oczy, w niczym nie przypominał wytwornych, gustownych sukienek Barbary i Eriki. Sheila była obwieszona biżuterią, a jej ciężkie od bransolet dłonie robiły wrażenie martwych ptaków złapanych w złote sidła. Julia postanowiła być miła dla matki Michaela.
- Witam - powiedziała z szerokim uśmiechem. - Miło panią zobaczyć, pani Fortune.
Wiedziała, że Sheila w ćwierć wieku po rozwodzie nadal lubi, by ją tak nazywać. Teraz uniosła dumnie głowę, perły w jej uszach zalśniły.
- Jesteś w ciąży? - zapytała obcesowo.
- Mamo! - Oczy Michaela aż pociemniały. - Zabraniam ci...
- Nie jestem - przerwała mu szybko Julia.
- Mnie nie oszukasz. Ja nie jestem taką hipokrytką jak tamte dwie, Erica i Barbara, co to robią słodkie minki i udają, że nic nie podejrzewają. Wszyscy tak myślą, ale tylko ja jedna mam odwagę powiedzieć to głośno. Dlaczego niby Michael miałby się żenić ze swoją sekretarką czy kim tam jesteś? Pytam, bo chcę wiedzieć, kiedy dziecko się urodzi. Znowu przecież mam zostać babcią! Po raz drugi!
W jej głosie zabrzmiała prawdziwa rozpacz. Julia strasznie się zmieszała.
- Nie jestem w ciąży. Myśmy z sobą wcale nie spali. Sheila zmrużyła oczy.
- Tak to sobie wymyśliłaś? Znakomity pomysł, a taka z ciebie cicha woda! Udawałaś szarą myszkę, żeby go wziąć na niewinność! Nie dałaś mu przed ślubem, żeby go złapać na męża! Takiemu zblazowanemu facetowi musi się bardzo podobać taki numer. To podniecające widzieć, jak brzydkie kaczątko zmienia się w pięknego łabędzia!
- Mamo, przestań! - Michael posiniał z wściekłości.
- Ani myślę! Powiem wszystko, do końca! Jestem twoją matką i mam prawo, a nawet obowiązek ostrzec cię przed tą kobietą! Gra przed tobą komedię, a ty dajesz się nabrać. To kuta na cztery nogi dziwka, co udaje skromnisię. Z takim wyglądem może z każdym facetem zrobić wszystko...
Sheila utkwiła wzrok na wysokości piersi Julii.
- Nieźle ją ubrałeś. Ta sukienka musiała cię sporo kosztować. Wiem, kto za nią zapłacił, przede mną nic się nie ukryje. Ta głupia Kristina opowiedziała Jane o wyprawie z Julią po zakupy, i jak to ochoczo za wszystko płaciłeś. Swoją drogą bardzo się dziwię, bo od czasu Delilah byłeś bardzo ostrożny z kobietami.
Michael uniósł dłonie, jakby osłaniał się przed ciosem.
- Mamo, to nie ma nic wspólnego z obecną sytuacją.
- Może nie, a może tak. - Sheila skrzywiła się i pogardliwie spojrzała na narzeczoną syna. - Omotałaś całą rodzinę, moja panno, nie poszłaś z nim do łóżka, a dał ci już nawet pierścionek swojej ukochanej babki! Wyższa szkoła jazdy, ale po moim trupie! Nigdy za niego nie wyjdziesz. Każę mojemu adwokatowi prześwietlić cię na wylot, zaangażuję detektywów! Oni już znajdą w twoim życiu co trzeba. A przy okazji, mogłabyś nauczyć tych swoich sztuczek moją córkę Jane, niechby sobie też złapała jakiegoś bogatego chłopa!
Julia milczała. Potok pełnych jadu słów, wydobywający się z ust Sheili, powalił ją i obezwładnił.
- Nic nie rozumiesz, mamo. - Głos Michaela był suchy i opanowany. - Jak zwykle zresztą. Bardzo proszę, przeproś Julię i zapomnijmy o wszystkim.
Sheila wybałuszyła wymalowane oczy.
- Ja mam ją przeprosić! Za co, jeśli wolno zapytać? Mogę jej najwyżej pogratulować, że spotkała takiego osła jak ty i że jest wystarczająco sprytna, żeby to wykorzystać.
- Ciociu! Cioteczko! - Rocky płynnym ruchem wśliznęła się pomiędzy nich i otoczyła Sheilę ramieniem. - Jak dobrze cię widzieć! Cudownie wyglądasz, jak zresztą zawsze!
Znad ramienia ciotki mrugnęła znacząco do Michaela i Julii; najwyraźniej nieprzypadkowo zjawiła się w samą porę.
- Masz tak wspaniale dobraną suknię do koloru oczu! - tokowała dalej Rocky. - Świetnie ci w niebieskim!
- To mój ulubiony kolor - łaskawie zgodziła się „cioteczka”. - Ty też ładnie wyglądasz, kochanie, jesteś taka dziewczęca i naturalna. Widziałam też twoją siostrę. Ta jej suknia nadaje się może na wybieg, ale nie na taką rodzinną uroczystość. Ty za to zawsze jesteś tak skromnie ubrana. To godne pochwały, że kupujesz wszystko na wyprzedaży. Ja też lubię rzeczy proste i zwyczajne...
Rocky z anielskim spokojem słuchała wywodów ciotki.
- Dziękuję, ciociu - odparła. - A teraz opowiedz mi, co u ciebie słychać. Nie widziałam cię od mojego wyjazdu do Wyoming.
Sheila skrzywiła nos, jakby coś brzydko zapachniało.
- Wyoming! - powtórzyła z niesmakiem. - Jak ty możesz mieszkać w takim miejscu? Przecież to okropne. Kyle też się tam przeprowadził, choć nie rozumiem dlaczego. Nie przyjechał nawet na przyjęcie z okazji zaręczyn brata.
- Kyle jest bardzo zajęty - wtrącił Michael. - Dzwonił do mnie i wszystko mi wytłumaczył.
- Ale ja w dalszym ciągu tego nie rozumiem - ciągnęła Sheila podniesionym głosem. - Nie widzę również twojego przyrodniego brata. Czyżby on też miał jakieś nie cierpiące zwłoki zajęcia na ranczu? Pewnie nie wiesz - zwróciła się do Julii - że Michael ma przyrodniego brata, syna Barbary z pierwszego małżeństwa? Nazywa się Grant McClure. Julia skinęła głową.
- Owszem, wiem.
Wiedziała też, że Sheila dosiadła właśnie swojego ulubionego konika.
- Ciekawe, czy wiesz, że Grant jako mały chłopiec wybrał życie z ojcem w Wyoming, żeby tylko nie mieszkać z matką i ojczymem. Prawda, jakie to smutne, kiedy dziecko pragnie być z dala od matki? Zupełnie tego nie rozumiem. Moje dzieci zawsze były ze mną. Barbara oczywiście udaje, że ma świetny kontakt z synem, ale prawda wygląda zupełnie inaczej: chłopak nigdy nie chciał mieć z nią nic wspólnego.
- Wyoming jest piękne, cioteczko - zaszczebiotała Rocky. - Mam nadzieję, że kiedyś wpadniesz do mnie w odwiedziny. - Zerknęła na Michaela i Julię. - Idźcie do gości, a my tu sobie jeszcze trochę pogawędzimy.
Sheila nie zaprotestowała i Michael szybko odciągnął Julię na bok.
- Rocky jest nadzwyczajna - powiedział, popatrując z daleka na kuzynkę, pogodnie znoszącą wywody Sheili. - Zawsze pojawia się we właściwym momencie, kiedy trzeba kogoś ratować.
- Wygląda na osobę, która równie dobrze sobie radzi na lądzie, jak i w powietrzu. Zawsze pewnie trzyma stery. Twoja matka chyba nawet ją lubi - dodała z wahaniem, niepewna, czy można zaryzykować twierdzenie, że Sheila kogoś lubi.
Michael zamyślił się.
- Tak, chyba tak - odparł po chwili. - Rocky zawsze była dla niej miła, a matka czuła, że nie musi się jej bać, bo niczym jej nie zagraża. Rocky była niezależna, szybko nauczyła się pilotażu i odfrunęła do Wyoming. Za to jej siostra naraziła się mojej matce. Allison zawsze chciała być w centrum zainteresowania, obnosiła się ze swoją urodą i strojami, a w końcu została modelką. W oczach mojej matki to niewybaczalne.
Julia przypomniała sobie historię o Królowej Śniegu i jej stłuczonym lustrze i uderzyła ją psychologiczna głębia baśni Andersena.
- Niektóre kobiety wszędzie węszą rywalkę - szepnęła w zadumie. - Bez względu na wiek.
- A ty? Pytanie padło nieoczekiwanie i Julia ze zdziwieniem uniosła oczy na Michaela.
- Ja nie. Dlaczego?
- Jesteś odporna na zazdrość i widok pięknej kobiety uwieszonej u mojego ramienia nic by cię nie. obszedł? - raczej stwierdził, niż zapytał Michael.
Rozmowa z nim tego dziwacznego wieczoru, gdzie baśnie przeplatały się z rzeczywistością, stawała się trudna.
- Nie mam prawa być o ciebie zazdrosna - wyjaśniła. - Ale widok kobiety uwieszonej teraz u twojego ramienia pewnie niejednego by zdziwił, wziąwszy pod uwagę, że to jest nasze przyjęcie zaręczynowe.
Nie wyglądał na zadowolonego. Spochmurniał i zapatrzył się gdzieś daleko, ponad jej głową. Julia nie wiedziała, co powiedzieć. Może on zwykle po kilku kieliszkach tak dziwnie się zachowuje? Na szczęście tuż obok jak spod ziemi wyrosła Kristina i wszystko znowu zaczęło wirować.
- Jak się macie, narzeczeni! Widziałam, jak Rocky uratowała wam życie, lądując prosto w ramionach Sheili, Zdążyła ci dokuczyć przyszła teściowa, co, Julio?
Julia uśmiechnęła się z wysiłkiem. Lepsza już ta niemądra paplanina Kristiny niż wywody Michaela.
- Pogratulowała mi sprytu i przebiegłości. Uważa, że chytra ze mnie sztuka, skoro udało mi się usidlić jej syna.
Kristina wybuchnęła dźwięcznym śmiechem.
- To niesamowite! Taka pochwała ze strony prawdziwej mistrzyni manipulacji powinna bardzo ci pochlebić.
Spojrzała na zasępionego Michaela.
- Co tak nic nie mówisz? Dlaczego nie skaczesz z radości? Przecież nikomu nawet do głowy nie przyjdzie, że to komedia. A ty robisz minę, jakbyś...
- Powiedzmy, że muzyka mi nie odpowiada - przerwał jej Michael. - Grają, jakby chcieli, a nie mogli. Skąd oni ich wytrzasnęli? Piętnasty raz tłuką ten sam kawałek i wydzierają się, aż uszy bolą.
Kristina spojrzała na niego podejrzliwie.
- A może ty jesteś chory? Mówisz zupełnie jak dziadek, on też nie lubił takiej muzyki. - Zwróciła głowę ku Julii. - Nasz dziadek, Ben, mawiał, że od czasów Gershwina nikt nie napisał dobrej muzyki.
- Coraz częściej myślę, że dziadek miał rację - oświadczył Michael.
- On nie lubi takiej muzyki - wyjaśniła Julia. - Jest dla niego za... młodzieżowa.
- Co nie znaczy, że musi tak marudzić. Zaraz coś na to zaradzimy. - Kristina klepnęła brata w ramię. - Dzisiaj twój wieczór, braciszku! Lecę załatwić ci coś strawniejszego. Pomknęła w stronę orkiestry i zostali sami. Michael stał zapatrzony gdzieś przed siebie, a Julia była zupełnie zbita z tropu. Niemożliwe, żeby to orkiestra wyprowadziła go z równowagi. Zerknęła na niego niepewnie.
- Masz teraz taką minę - odezwał się drwiącym głosem - jak na jednej z tych twoich nieudanych randek. Czyżbym niedostatecznie bawił cię rozmową?
- Pewnie się starasz, ale ja nie wszystko do końca rozumiem. Nie wiem, na przykład, dlaczego nagle tak się rozzłościłeś. Co ja takiego zrobiłam?
Nie odpowiedział, bo z drugiego końca sali przez mikrofon popłynął głos.
- Właśnie się dowiedzieliśmy, że przyszły pan młody ma specjalne życzenie. A zatem od Michaela dla Julii...
Kojąca, romantyczna muzyka wypełniła salę. Goście umilkli, rozległy się szepty, ktoś poprosił, by narzeczeni wyszli na środek sali i zatańczyli.
- Ja ją zabiję... - syknął Michael.
- Mogło być gorzej - odszepnęła mu Julia. - Mogła ich poprosić, żeby znowu zagrali twój ulubiony szybki kawałek albo zaczęli rapować.
Michael jęknął i zaprowadził Julię na parkiet.
- Nareszcie zagrali coś ładnego, to ulubiona melodia Bena. - Sterling Foster stał na werandzie i patrzył przez szybę na tańczącą parę. Gęste zielone rośliny kryły go przed wzrokiem gości zebranych w sali balowej.
Obok niego stała Kate, prawdziwa Kate Fortune z krwi i kości. Wbrew temu, co powszechnie sądzono, wyszła cało z katastrofy lotniczej i - za namową Sterlinga Fostera - ”udawała martwą”, postanawiając na jakiś czas zniknąć z pola widzenia. Wszystko wskazywało na to, że ktoś celowo spowodował wypadek nad tropikalną dżunglą i dla bezpieczeństwa nestorki rodu lepiej było rozgłosić wiadomość o jej śmierci.
- Prawda, że śliczna z nich para? - Kate jak zaklęta wpatrywała się we wnuka i jego narzeczoną. - Nigdy dotąd nie widziałam, żeby Mike tak patrzył na jakąś kobietę - ciągnęła. - On się zakochał. Oszalał na jej punkcie i bardzo się z tego cieszę, bo ona bardzo mi się podoba. A co ty o tym myślisz, Sterling?
- Niestety, Michael jest strasznie uparty - z sarkazmem w głosie odparł adwokat.
- Chyba jesteś niesprawiedliwy - obruszyła się Kate. - Michael jest przede wszystkim niezwykle inteligentny, rozsądny i...
- Nie to miałem na myśli - przerwał jej. - Przyznaję, że ma głowę do interesów, ale jeśli chodzi o kobiety, nie potrafi odróżnić tombaku od szczerego złota. Jak widzę, łączysz pewne nadzieje z Julią; nie chciałbym, żebyś się rozczarowała. Moim zdaniem nic z tego nie będzie, przeszkodą jest ta idiotyczna umowa.
Kate ze zrozumieniem pokiwała głową.
- Z tego, co mi powiedziałeś, wnioskuję, że w tym kontrakcie może się znajdować coś obraźliwego.
- Delikatnie mówiąc... - w głosie adwokata zabrzmiała gorycz - on cały jest obraźliwy i jest mi wstyd, że częściowo ponoszę za to odpowiedzialność. Gdybyś go przeczytała... Bardzo dobrze, że nie znasz treści. To prawdziwe arcydzieło cynizmu i ja na miejscu Julii podarłbym go, rzucił strzępy w twarz Michaelowi, a przy okazji powiedziałbym mu kilka słów prawdy. Ale ona nie może tego zrobić, bo ma na swoim utrzymaniu kaleką siostrę.
- O ile wiem, byłeś w tym ośrodku i wszystko sprawdziłeś. Też od razu jej nie uwierzyłeś, więc nie zarzucaj Michaelowi, że jest podejrzliwy i chce się zabezpieczyć. Nigdy nie uwierzę, że mój wnuk jest cyniczny!
- Jestem jego prawnikiem i należy do moich obowiązków dbanie o jego interesy. - Sterling przybrał obronną postawę. - Pojechałem do tego ośrodka rehabilitacyjnego i przekonałem się, że Julia nie kłamie. Jej młodsza siostra wyszła z wypadku w strasznym stanie i wymaga długiego leczenia. Julia staje na głowie, żeby sprostać jej potrzebom. Pracownicy ośrodka nie mogą się jej nachwalić, po prostu nie mają słów. Wszystko, co zarabia, przekazuje na leczenie.
W oczach Kate ukazały się łzy.
- Biedne dziecko - szepnęła. - Biedna mała, spotkała ją taka straszna tragedia.
- Julia przezwyciężyła zły los - rzekł z emfazą Sterling. - Jest również w pewnym sensie moją klientką i jestem z niej dumny.
Kate uśmiechnęła się.
- Jest silna, szlachetna i mądra. To idealna kobieta dla mojego wnuka.
- Julia jest aniołem, a twój wnuk traktuje ją jak połączenie Sheili z Delilah - odparł z goryczą Sterling. Widać było, że bardzo Julię lubi. - Może kiedyś przejrzy na oczy i zrozumie, kim ona jest. Może nawet zrozumie, że ją kocha, ale wtedy na wszystko będzie już za późno. Prócz tych cnót, które wymieniłaś, Julia jest jeszcze bardzo dumna i nie pozwoli się źle traktować, nikomu, nawet Michaelowi.
- A może ona go kocha? - spytała Kate z nadzieją.
- Miłość nieraz nie wystarczy. Przyznaję, że ta historia z Julią jest najlepszą rzeczą, jaka się mogła przytrafić Michaelowi, ale on się tak okropnie zachowuje, że żadna porządna kobieta tego nie zniesie.
Kate zmarszczyła brwi.
- Uwziąłeś się na niego, Sterling. Sądzę, że pomimo wszystkich krzywd, jakie mu wyrządzili rodzice i ta jego pierwsza miłość, Michael ma dość rozsądku, żeby rozpoznać prawdziwy brylant.
- Ostatnio, kiedy nie masz nic do roboty, czytasz za dużo romansów i za dużo oglądasz filmów - wzruszył ramionami Sterling. - Twój Michael jest zgorzkniałym człowiekiem i...
- Koniec - przerwała mu Kate - ani słowa więcej o moim wnuku. Nie chcę nic więcej słyszeć.
Zbliżyła się do szyby i spojrzała na młodą parę. Michael i Julia tańczyli, zapatrzeni w siebie.
- Już wkrótce - zaczęła Kate prawie szeptem - wszystko stanie się prawdą i Michael każe ci podrzeć ten głupi kontrakt. Jestem tego pewna - zakończyła mocnym głosem i Sterling poznał ton dawnej Kate Fortune.
- Bardzo bym tego pragnął, ale...
- Nie ma żadnego ale! - Kate raptem skuliła się i cofnęła. - Chyba mnie zobaczył!
Sterling chwycił ją za ramię.
- Tylko tego brakowało. Mówiłem ci, żebyś tu nie przychodziła, ale jak zwykle, nie chciałaś mnie słuchać. Uparłaś się i...
- Cicho bądź! Zrobiłeś się ostatnio strasznie nerwowy. Sterling szarpnął ją i odciągnął od okna.
- Musimy uciekać! Jak ja mogłem się zgodzić na takie szaleństwo. Sterczeć w oknie i gapić się na salę! Te twoje pomysły kiedyś nas zgubią. Zupełnie jakbyśmy grali w jakimś filmie Moniki Malone.
Kate nie stawiała już oporu.
- Idę już, idę, tylko przestań marudzić i nie wspominaj mi o tej koszmarnej babie. Monica Malone! Nie chcę o niej słyszeć! Bardzo się cieszę, że tu dzisiaj przyszłam, chociaż muszę ci przyznać, że to bardzo ryzykowne. Jeśli Michael naprawdę mnie spostrzegł... Nie, to niemożliwe.
Michael nagle przestał tańczyć i przez chwilę stał jak skamieniały. Dokoła nich pary wirowały w zwolnionym tempie, mijały ich zdziwione twarze, a on... zobaczył swoją babkę w oknie!
- Co się stało? - Julia zbliżyła ku niemu zaniepokojoną twarz. Jej ramię nadal spoczywało na jego karku.
- Obejmij mnie mocniej - szepnął i natychmiast przylgnęła do niego całym ciałem.
W tańcu stanowili jedność i tego właśnie pragnął przez ostatnie tygodnie. Kołysać ją w ramionach, tulić, całować, słyszeć przyspieszony oddech i czuć drżenie. W duszy podziękował dziadkowi, że to pośrednio za jego sprawą może teraz obejmować Julię. Gdyby nie ta muzyka, jeszcze długo nie dostąpiłby tego szczęścia...
Kiedy tylko poczuł ją tak blisko przy sobie, złe słowa matki odpłynęły gdzieś daleko. Na początku zarzuty Sheili rozgniewały go. Wiedział, że matka się myli; Julia nie jest ani chytra, ani przebiegła, a jej skromność i prostota wcale nie były kamuflażem. Potem pojawiły się podejrzenia...
Raz zasiane zło pęczniało w jego myślach i zajmowało coraz więcej miejsca. A może Sheila ma rację? Przypomniał sobie, jak Julia gorąco odpowiedziała na jego pieszczoty na samym początku ich „narzeczeństwa”. Dopiero potem zaczęła przed nim uciekać. Czyżby to była taktyka? Jeśli tak, to skuteczna. Myślał o tej kobiecie bez przerwy, pragnął jej w dzień i w nocy. Co ona planuje? Może rzeczywiście chce się za niego wydać?
Wystarczyła jedna sukienka, a z szarej myszki przekształciła się w niezwykle atrakcyjną kobietę, za którą oglądają się mężczyźni. Zupełnie jakby zrzuciła przebranie i znowu stała się sobą. Jaka jest prawdziwa twarz Julii? Czy kiedykolwiek ją pozna? Jedno jest pewne: zafascynowała go i jeśli o to jej chodziło, w pełni zrealizowała swój plan. Takie właśnie myśli przebiegały mu przez głowę, kiedy podeszła do nich Kristina i zapytała, dlaczego ma taką ponurą minę. Odparł, co mu ślina na język przyniosła, nie mógł powiedzieć prawdy; zresztą, naprawdę nie znosił takiej muzyki. Kiedy jednak rozległy się powolne dźwięki zamówionej dla niego melodii i objął Julię, wszystko się zmieniło. Poczuł się nagle bardzo zmęczony. Miał dość ciągłej ucieczki, miał dość tego, że niby ma Julię, ale tak naprawdę jej nie ma. Teraz była przy nim, kołysał ją w ramionach i nikt nie mógł mu jej odebrać. Wtedy właśnie... zobaczył w oknie twarz babki! Kate stała i patrzyła, jak tańczą.
- Co ci się stało? - Julia uniosła na niego oczy. Stali na środku sali, kurczowo objęci. Michael zwolnił uścisk, odsunął się nieco i przesunął dłonią po włosach.
- Czy ja wyglądam na człowieka, który właśnie zobaczył ducha? Chyba za dużo wypiłem.
- Wypiłeś kilka kieliszków szampana, i to w dość szybkim tempie. Niedobrze ci?
- Nie... Ale chyba zwariowałem. Wydawało mi się, że widzę w oknie Kate. Stała tam i patrzyła na nas.
Julia poważnie się zaniepokoiła.
- Po prostu stale o niej myślisz - powiedziała spokojnym głosem, jakby mówiła do dziecka. - To naturalne. Nie możesz pogodzić się z jej śmiercią, a ta muzyka przypomniała ci twoich dziadków. I jednak coś niecoś wypiłeś.
- Nie jestem pijany! - zaprotestował, a potem zwiesił głowę. - Chociaż może rzeczywiście...
Spojrzał w okno, gdzie przed chwilą majaczyła twarz Kate, ale nikogo nie dostrzegł. Poczuł dojmujący ból. Kate stała tam jak żywa, z uśmiechem patrząc na niego i Julię... Gdyby tak naprawdę mogła tu być i cieszyć się z jego zaręczyn! Na pewno tańczyłaby teraz ze wszystkimi, a może nawet kazałaby znowu zagrać któryś z tych utworów, które on uważał za „kocią muzykę”. Tak bardzo za nią tęsknił...
- Musisz coś zjeść i napić się mocnej czarnej kawy - usłyszał cichy i czuły głos Julii.
Pokręcił przecząco głową. Był zanadto roztrzęsiony, żeby myśleć o tak prozaicznych rzeczach jak picie i jedzenie - Nie chcę tu być. Ten hałas, to wszystko, tu jest za dużo ludzi... Chodźmy stąd.
Wziął ją za rękę i wyprowadził z sali. Pomyślała, że chce iść na werandę; świeże powietrze na pewno dobrze by mu zrobiło. On jednak zaprowadził ją na szerokie schody wiodące na piętro. Gdy nagle się zachwiał, podtrzymała go i objęła wpół. Poczuła, że Michael opiera się na niej całym ciężarem.
- Bardzo bym chciał, żeby to była prawda. Gdybym tak mógł ją rzeczywiście zobaczyć... tam za oknem...
Dostrzegła w jego oczach ból i serce zabiło jej z żalu Dobrze wiedziała, co znaczy tęsknić za kimś, kto nigdy już nie powróci.
- Może to naprawdę była ona - szepnęła. - Może zjawił się tu jej duch? Takie rzeczy się zdarzają.
Uśmiechnął się do swych wspomnień.
- Moja babka nigdy nie stanęłaby tak skromnie za oknem. Nie znałaś jej. Ona zrobiłaby coś znacznie bardziej efektownego. Wleciałaby do salonu i przysiadła na żyrandolu, albo coś w tym rodzaju. Miała ogromne poczucie humoru.
Weszli na piętro i ruszyli przed siebie długim, jasno oświetlonym korytarzem.
- Dokąd idziemy? - zapytała Julia.
- Kto to może wiedzieć - odparł filozoficznie. - Człowiek nigdy nie wie, co go czeka.
- Mam na myśli, dokąd idziemy konkretnie teraz - sprowadziła go na ziemię. - Nie chodzi mi o wielkie problemy egzystencjalne. Czego szukasz?
Michael otworzył przed nią drzwi.
- Pokoju, w którym sypiam, kiedy tu jestem. Podeszła do nocnej lampy stojącej przy łóżku i zapaliła ją. Michael zamknął drzwi na klucz.
- Widok babki na tym przyjęciu - zaczął powoli - przypomniał mi coś. Kate zawsze mówiła, że najważniejszą rzeczą w życiu jest... wiesz co?
- Co?
- Wiedzieć, czego się naprawdę chce i robić to. Zawsze tak żyła. Nigdy nie czekała, aż coś samo przyjdzie, szła i brała to, co uważała za istotne. Nigdy nie pozwalała, żeby niepewność i wątpliwości osłabiały ją i sprowadzały z raz obranej drogi. Gdyby naprawdę tutaj była, kazałaby mi zastanowić się, czego naprawdę chcę, i zrobić to.
- Przecież ty też taki jesteś, stanowczy, zdecydowany. Wszyscy w firmie uważają cię za...
Usiadł na łóżku i jednym ruchem zrzucił buty.
- Pewnie się zdziwisz, ale tym razem wyjątkowo nie myślałem o pracy. Nawet mi to do głowy nie przyszło.
Skinęła głową i spojrzała na telefon stojący na stoliku.
- Połóż się teraz i wypocznij, a ja zadzwonię po taksówkę, żeby mnie odwiozła. Poczekam na dworze. Nikt mnie nie zauważy, wszyscy doskonale się bawią.
Zdjął marynarkę i krawat i rzucił je na podłogę.
- Tak, moja obecność na tym przyjęciu jest absolutnie zbędna. Goście świetnie dają sobie radę beze mnie.
- Tak, a ty masz jutro wcześnie rano ważne posiedzenie musisz być wypoczęty.
Ściągnął skarpetki i rozpiął pasek.
- Doskonale mnie znasz. Sięgnęła po telefon.
- Jaki numer mam wykręcić, żeby wyjść na zewnątrz? Tak jak w hotelu czy... Co ty robisz?
Stanowczym ruchem wyjął jej z ręki słuchawkę.
- Nigdzie nie pójdziesz - rzekł i rozpiął koszulę.
- Michael, ja muszę... Nie myślisz chyba...
- Rzeczywiście, nie myślę. Znudziło mi się myślenie, ostatnio za dużo tego było. - Chwycił ją za ręce. - Umówmy się, że odtąd nie będziemy myśleć.
- Znowu jakaś umowa? - próbowała żartować. - Mamy wezwać Sterlinga, żeby wszystko ładnie spisał, punkt po punkcie?
Nie zwolnił uścisku i poczuła się jak w potrzasku.
- Damy sobie radę bez niego. Sami, we dwoje. Przyciągnął ją do siebie tak gwałtownie, że sprawił jej ból. Przestraszyła się, ale nie wyrwała. Trochę dlatego, że wiedziała, o ile jest od niej silniejszy, a trochę dlatego, że nie miała na to ochoty.
- Julio, proszę... - szepnął.
- Wcale nie byłeś pijany, tylko udawałeś. Mogłeś sam wejść po schodach...
- A ty wmówiłaś sobie, że musisz pomóc nieszczęsnemu pijanemu idiocie dotrzeć do łóżka. Jaka ty jesteś dobra i lojalna...
Był prawie nagi i mogła bez przeszkód błądzić dłońmi po jego ciele. Zsunął ramiączka jej sukienki i zdjął jej maleńki czerwony biustonosz. Odrzuciła głowę do tyłu, zamknęła oczy i pozwoliła mu całować swe ciało. Gdy ponownie uniosła powieki, leżeli na łóżku prawie nadzy. Ona miała na sobie tylko czerwone majteczki i pantofelki na wysokim obcasie, a on - niebieskie bokserki. Nie pamiętała, kiedy zrzucili z siebie ubranie. Wszystko wydawało się takie naturalne i zgodne z porządkiem świata: ona i Michael, razem w łóżku.
- Jaka ty jesteś piękna... Uniósł się na łokciu i namiętnym spojrzeniem ogarnął jej ciało. Wygięła się i zarzuciła mu ręce na szyję. Nareszcie byli razem; mógł na nią patrzeć, dotykać jej, robić to, na co czekał przez całe życie. Jego dłoń zsunęła się w dół i Julia wstrzymała oddech.
- Wszystko masz dobrane kolorystycznie - szepnął Michael, dotykając jej majteczek.
- Sama sobie dobrałam bieliznę - odrzekła zaczerwieniona. - Wystarczy, że kupujesz mi sukienki. Nie chcę, żebyś na dodatek płacił za moje...
- Ale ja chcę, żebyś miała ładne rzeczy, chcę ci dać wszystko, czego tylko zapragniesz.
Zwykle swoim kochankom kupował tylko kwiaty.
- Ja chcę... tylko ciebie. - Poczuła, jak jej oczy napełniają się łzami. - Tylko ciebie, nic więcej.
Kochała go i bardzo chciała mu to powiedzieć, ale nie mogła. Michael nie lubi słów. Zbyt dużo ich słyszał i przestał przywiązywać do nich wagę. Postanowiła dowieść mu, co naprawdę czuje, i włożyła w pocałunki całą swą miłość.
- Michael, proszę cię...
Prosiła go o miłość; o to, żeby zrobił to, czego tak pragnęła. Świat, który eksplodował wokół niej, był jak z dawna oczekiwany dar. Michael tulił ją w ramionach i delikatnie ją całował. Rozkosz wracała falami, niczym chemiczna reakcja łańcuchowa. Julia otworzyła oczy i napotkała jasne spojrzenie Michaela. Patrzył na nią! Przez cały czas na nią patrzył! Widział jej dziką, zwierzęcą rozkosz. Odwróciła ze wstydem oczy.
- Nigdy... - szepnęła przerywanym głosem - nigdy dotąd nie przeżyłam czegoś podobnego. Nie wiem, co powiedzieć.
- Nic nie mów, mnie nie musisz się wstydzić. - Przytulił ją jeszcze mocniej i pocałował w czoło.
Czuł się cudownie; miał uczucie wielkiej siły, dzięki Której dał tej kobiecie rozkosz, jakiej nigdy nie zaznała. Ujął jej podbródek i spojrzał głęboko w oczy.
- Jesteś przepiękna, kochanie. Wstyd, że widział ją w czasie orgazmu, nagle gdzieś zniknął. Nie wstydziła się Michaela i nie wstydziła się jego ciała. Pragnęła tylko, żeby i on doświadczył tego, co stało się jej udziałem.
- Nie mogę dłużej czekać, kochanie... - powiedział i spostrzegła, że sięga do szufladki po prezerwatywę.
Zafascynowana patrzyła na jego ciało, nie wiedząc, czy ma mu powiedzieć, że jest jej pierwszym kochankiem.
Otworzyła się przed nim bez słowa, oddając się tej niezwykłej chwili, w której nie było już praktycznej, rozsądnej Julii, tylko bohaterka cudownej bajki i jej wymarzony książę. Przecież Kopciuszek na jej miejscu postąpiłby tak samo...
- Ja też nie chcę dłużej czekać - westchnęła głęboko. - Teraz, proszę...
Mogła to zrobić tylko z kimś, kogo kochała tak bardzo jak jego. A jeśli myślała, że przed chwilą zaznała pełnej rozkoszy, to bardzo się myliła. Świat w środku niej rozpadł się na tysiące kawałeczków, które niczym maleńkie lusterka odbiły rozkosz jej partnera i Julia głośno krzyknęła jego imię. Potem oboje z wolna opadli w przytulne gniazdo splecionych ramion, do swojej intymnej przystani.
Wkrótce oddech Michaela stał się równy i spokojny i Julia ucieszyła się, że zasnął. Uśmiechnęła się do siebie radośnie. Nikt nie mógł odebrać jej tego, co właśnie przeżyła, i nie zamierzała teraz myśleć o niczym, co mogłoby sprawić ból. Zostali kochankami, razem zaznali szczęścia i cokolwiek się stanie, nigdy nie będzie tego żałować.
Przymknęła oczy, rozkoszując się bliskością Michaela; teraz należał do niej. Otuliła go w myślach swoją wielką miłością, i zasnęła.
Telefon zadzwonił w chwili, kiedy nalewała sobie do kubka zupę pomidorową.
- Julia! - wrzasnęła Kia. - Ten twój dzwoni co godzinę i dopytuje się o ciebie. Nie mówiłam mu, gdzie jesteś!
Powiedziała coś do słuchawki i przekazała ją koleżance. Julia poczuła, jak pulsują jej skronie. Przez cały dzień myślała tylko o nim i tak strasznie chciała go zobaczyć...
Rano obudziła się o szóstej i ze zdumieniem spostrzegła, że leży obok Michaela w jego sypialni w rezydencji. Zerwała się. Jest sobota; musi wracać do siebie, wziąć prysznic, przebrać się i szybko jechać do Joanny. Na Halloween w ośrodku zaplanowano wspólny poczęstunek, liczne gry i zabawy. Nie wolno jej sprawić zawodu siostrze.
Cichutko zbiegła na dół i wezwała taksówkę. Ogromne domostwo spało spokojnym snem. Teraz dochodziła dziewiąta wieczór, a ona była z powrotem w domu po długiej wizycie u siostry w ośrodku. Michael dzwoni i musi z nim porozmawiać.
Dźwięk jej głosu sprawił, że przez chwilę dławiło go w gardle. Od chwili przebudzenia myślał tylko o Julii. Mijała godzina za godziną, a jej nie było. Najpierw go to zdziwiło, potem zaniepokoiło, a w końcu zirytowało. Następnie znowu pojawił się niepokój. Teraz, kiedy wreszcie mógł z nią rozmawiać, postanowił okazać się jej godny. Skoro ona prowadzi jakąś grę, on nie będzie gorszy.
- Może byśmy się spotkali, co ty na to? - zapytał swobodnym tonem, dziękując losowi, że Julia nie może widzieć jego białej ze zdenerwowania twarzy i drżących rąk.
- Teraz, zaraz? - zapytała niepewnie.
- Za jakieś piętnaście minut. Spojrzała na swe wytarte dżinsy i spraną koszulkę, dobre na zajęcia w ośrodku, ale nie na wieczór z Michaelem.
- Może być za dwadzieścia?
- Dobrze, będę za pół godziny - odparł nonszalancko, chociaż chciał ją zobaczyć natychmiast.
Jeśli ona mogła spędzić cały dzień bez niego, bez słowa wyjaśnienia, on też jej pokaże, jak mało mu na niej zależy!
W pół godziny później pukał do jej drzwi. Julia zdążyła się przebrać w krótką spódniczkę i sweterek i rozpuścić; zebrane w koński ogon włosy. Chciała mu się rzucić na szyję, ale mina Michaela odebrała jej na to ochotę. Jechali potem przez mokre od deszczu ulice, wymieniając banalne uwagi o pogodzie.
- Gdzie pójdziemy? - zapytała w pewnej chwili.
- Do mnie - odparł krótko. - Czy masz coś przeciwko temu?
- Nie - odparła z wahaniem. - Tylko że jutro muszę być o dziesiątej w domu.
Niedzielne wizyty w ośrodku zaczynały się w południe i kończyły o osiemnastej.
- Odwiozę cię w porę, przyrzekam. Czekała, aż Michael zapyta, dlaczego musi wracać do domu w niedzielę rano i gdzie była przez cały dzień. Zamierzała powiedzieć mu prawdę; Joanna stanowiła część jej życia i nie chciała niczego przed nim ukrywać. Michael jednak o nic nie zapytał. Może tak i lepiej; mógłby ją podejrzewać o manipulację. Jego matka zwykle posługiwała się swymi dziećmi, by osiągnąć to, czego chciała. Julia nigdy nie pozwoliłaby, by ktoś podejrzewał, że wykorzystuje do swych celów tragedię rodzinną. Jej stosunki z Michaelem były jeszcze zbyt świeże, żeby je wystawiać na próbę.
Gdy dotarli do jego mieszkania, Michael przyrządził drinki. Julia umoczyła usta, a on odstawił szklankę na stolik i usiadł, nie spuszczając oczu ze swojego gościa.
- Zaprosiłem cię tutaj, bo... - zaczął i urwał. - Przez cały dzień chciałem cię zobaczyć. Teraz, kiedy tu jesteś...
Julia również odstawiła szklankę i wstała.
- Teraz, kiedy tu jestem... To co? Przez chwilę na siebie patrzyli, a potem nagle rzucili się sobie w ramiona i zaczęli się całować, tak jakby przez całe życie czekali na tę chwilę. Kanapa w salonie doskonale zastąpiła im łóżko.
- Teraz nic się nie liczy - rzekł Michael później, zmęczony, lecz zadowolony. - Ani nasza umowa, ani moja rodzina, ani firma... Nic nie jest ważne, kiedy jesteśmy razem.
Julia pogładziła go po plecach.
- Tak...
Oboje mieli wrażenie, że znajdują się we własnym świecie, do którego nikt nie ma dostępu. Przebywali w nim przez całą noc, a kiedy wreszcie rano powrócili do rzeczywistości, czuli się jak wygnani z raju.
W drodze powrotnej oboje milczeli. Michael odwiózł ją do domu i nie poprosił, by z nim została, mimo że bardzo tego pragnął. Gdyby powiedział choć słowo... Usłyszałby wszystko. Po tym, co stało się tej nocy, nie chciała nic przed nim ukrywać, bala się tylko, że źle ją zrozumie. Ale on o nic nie pytał; pewnie było mu wszystko jedno, co ona robi, kiedy nie jest z nim w łóżku. Kochali się ze sobą, ale to nie znaczy, że ich układ przestał obowiązywać. Byłaby szalona, gdyby myślała, że Michael się w niej zakochał tylko dlatego, że się z nią przespał. Kobieta, która nie potrafi odróżnić seksu od miłości, jest godna pożałowania i Julia nigdy taka nie będzie. Nie na darmo studiowała psychologię. Kocha go, ale on nie kocha jej. Prawda bywa bolesna, co nie znaczy, że należy przed nią uciekać.
Jen i Debby uczyły się roli w swoim pokoju, a Kia i Julia tkwiły u siebie nad książkami. Po dziewiątej wieczorem ktoś nagle zastukał do drzwi.
- Mam nadzieję, że to nie któryś z tych ich komediantów... - Kia uniosła oczy do nieba, głową wskazując pokój „aktorek”.
Głos Michaela rozwiał jej wątpliwości.
- Powiedziano mi, że jesteś w domu. - Wszedł do pokoju bez pukania. - Chciałem porozmawiać.
Kia spojrzała na niego z pogardą.
- Czy wy, bogacze, zawsze w ten sposób wchodzicie do cudzego mieszkania? Przypominam, że to jest nasza sypialnia i mogłyśmy być w dezabilu.
Michael nieco się stropił.
- Przepraszam - mruknął.
Podszedł do łóżka, na którym leżała Julia, i głośno odczytał tytuł trzymanej przez nią książki.
- „Nienawidzę cię. Błagam, nie opuszczaj mnie”. Bardzo ciekawe, i jakie konsekwentne... Uśmiechnęła się do niego.
- Nieraz tak bywa. Sprawił jej ogromną radość swoim przyjściem; on też wyraźnie się cieszył, że ją widzi.
- Może byś pojechała do mnie na noc? Jutro rano razem pójdziemy do pracy. - Lekko ściszył głos, spod oka popatrując na Kię. Zawsze bardzo go krępowała.
Julia natychmiast odłożyła książkę.
- Doskonały pomysł.
Kia milczała, ale w jej oczach można było wyczytać naganę. Nic sobie z tego nie robili; zbytnio się śpieszyli do swojego małego świata.
Ten weekend posłużył im za wzór i tak odtąd spędzali wszystkie soboty i niedziele. Julia jak dawniej jeździła do Joanny, a wieczorem Michael zabierał ją do siebie. Zgodnie z milczącą umową, żadne z nich nie poruszało tematu dotyczącego weekendowych zajęć Julii. Nie tylko to jednak było powodem utrzymującego się między nimi napięcia. Oboje z czasem zauważyli, że ich znajomość przybiera nowy, nie przewidziany charakter. Zdali sobie sprawę, że doskonale się ze sobą czują, zarówno w pracy, jak w życiu prywatnym.
Spędzali razem prawie wszystkie wieczory. Chodzili na spacery, na koncerty, do teatru. Ćwiczyli w zaimprowizowanej sali gimnastycznej, którą Michael urządził w swojej ogromnej sypialni. Biegali nad rzeką i spotykali się z jego znajomymi i rodziną. Oboje najbardziej lubili spokojne wieczory w mieszkaniu Michaela. Czytali wtedy książki albo oglądali telewizję. Szybko odkryli, że śmieszą ich i nudzą te same rzeczy. Każda ich noc była niczym noc poślubna. Od czasu do czasu ktoś pytał ich o termin ślubu. Julia zwykle odpowiadała, że go jeszcze nie ustalili, bo bardzo dobrze się czują w roli narzeczonych. Pytania te jednak uzmysławiały jej, że wszystko jest nieprawdziwe i że grają komedię. Michael w ogóle nie odpowiadał na podobne pytania - czuł się z Julią bardzo szczęśliwy. Wszystko w niej było fascynujące i fascynacja ta wcale nie malała z czasem. Pragnął jej coraz bardziej, nic go w niej nie nużyło ani nie denerwowało, a sprawę nieszczęsnych weekendów wolał odłożyć na potem. Kiedy jednak zaprosił ją do rodziców na Święto Dziękczynienia i Julia odmówiła, poprosił o wyjaśnienia.
- Dlaczego nie możesz spędzić z nami tego dnia?
- Bo już obiecałam siostrze. Odwrócił się do niej plecami i zapatrzył w okno.
- Siostrze... - powtórzył ze złością. - Nigdy nie mówiłaś, że masz siostrę, nigdy dotąd jej nie odwiedzałaś...
Julia westchnęła.
- To, że nigdy o niej nie mówiłam, nie oznacza, że nie utrzymuję z nią kontaktów.
Dzwoniła do niej każdego wieczoru i wcale tego przed nim nie kryła. To on nigdy nie pytał, z kim rozmawia. Po prostu nic go to nie obchodziło. Kiedy zapominała o prawdziwej naturze ich związku, ta świadomość sprowadzała ją na ziemię. Michael z nią pracuje i z nią sypia, ale nie kocha jej i nigdy nie pokocha.
- Cała rodzina na nas czeka. Jest tylko jedno wyjście:
powiesz siostrze, że nie możesz z nią spędzić tego dnia, bo masz inne plany.
Gdyby oświadczył to mniej władczym tonem, powiedziałaby mu wszystko i poprosiła, żeby pojechał z nią do siostry. On jednak zachował się jak szef wydający polecenia pracownicy, od której oczekuje tylko posłuszeństwa.
- W takim razie - odrzekła, powstrzymując łzy - to ty powiedz swojej rodzinie, że mam inne plany. - Nie wolno mu pokazać, że płacze. - Może to i lepiej, przygotujemy w ten sposób grunt pod zerwanie zaręczyn. Chyba już najwyższy czas, żeby się dowiedzieli, że coś się nam nie układa, w ten sposób unikną szoku. Do tej pory graliśmy tak świetnie, że byłoby szkoda zepsuć ostatni akt.
- Tak, szkoda... - powtórzył, nadal patrząc w okno. Zerwanie... Nigdy dotąd o tym nie myślał; dziwne, ale perspektywa rozłąki bardzo go zabolała. Wiedział, że z chwilą, gdy zerwą „zaręczyny”, Julia odejdzie od niego naprawdę. Nie chciał do tego dopuścić, a ona musiała o tym wiedzieć i pewnie próbuje to wykorzystać. Odwrócił się ku niej, ale z jej twarzy nic nie wyczytał. Może matka miała jednak rację; może Julia jest sprytna i wyrachowana...
- Masz rację - wycedził. - Jedź sobie, dokąd chcesz, a ja im zasugeruję, że coś się między nami psuje.
„Jedź sobie, dokąd chcesz...” Nawet nie zapytał, jak jej siostra ma na imię i ile ma lat; nic go to nie obchodzi.
Wieczorem, kiedy zaczął się zbierać do domu, Julia powiedziała, że nie jedzie z nim, bo woli wracać do siebie.
Obrzucił ją chłodnym spojrzeniem.
- Doskonale, a gdybyś się rozmyśliła, to zadzwoń. Wolałaby chyba sobie uciąć rękę, niż sięgnąć po telefon i prosić, by ją zabrał do swego łóżka. Uniosła dumnie głowę i nie raczyła odpowiedzieć.
Podróż autobusem okazała się koszmarna. Był straszny tłok i dusiła się od upału; chyba zbytnio się przyzwyczaiła do klimatyzowanego samochodu... Do domu dotarła ledwie żywa, a rano obudziła się w strasznym stanie. Dowlokła się do łazienki i osunęła na posadzkę, plecami oparta o wannę. Tak właśnie zastała ją Kia.
- Jesteś zielona jak te kafelki - oznajmiła.
- Okropnie się czuję - jęknęła Julia. - To ten wczorajszy autobus, pewnie zatrułam się spalinami.
Kia przyjrzała jej się uważnie.
- Rzadko cię ostatnio widywałam, ale bardzo się zmieniłaś. Coś mi to przypomina... Kobieta tak wygląda, kiedy jest w ciąży. Może ty jesteś w ciąży?
Julia raptownie usiadła i zakręciło jej się w głowie. Poczuła narastające mdłości.
- To... niemożliwe... Bardzo uważaliśmy... Kia pokręciła głową.
- Nie ma stuprocentowych środków antykoncepcyjnych, kochanie. Kiedy miałaś ostatnią miesiączkę?
Julia zbyt źle się czuła, by się krępować odpowiedzią.
- Nie miałam miesiączki od początku października, ale nie zwracałam na to uwagi. Myślałam, że prezerwatywa...
- Jedyną absolutnie skuteczną metodą zapobiegania ciąży jest sterylizacja albo wstrzemięźliwość - oświadczyła mentorskim tonem Kia.
Julia przymknęła oczy.
- Kia, ja nie mogę być w ciąży... To pewnie grypa...
- Czas pokaże. Na razie zaprowadzę cię do łóżka i dam ci kilka herbatników, żebyś nie miała pustego żołądka.
Nieco później Julia zadzwoniła do pracy z informacją, że jest chora. Herbatniki nieco złagodziły mdłości, co świadczyło, że w grę raczej nie wchodzi grypa, ale Kia tego nie skomentowała.
Michael przyjechał do niej po pracy. Cały dzień miał zepsuty, nie przestawał o niej myśleć. Czy naprawdę jest chora, czy tylko udaje? Kiedy się zjawił, stała przed domem z Jen, Debby i innymi koleżankami. Była nieco bledsza, ale wyglądała przepięknie. Siłą się powstrzymał, żeby jej nie porwać prosto do swojego domu. Wcale nie wygląda na chorą, podpowiedział mu jakiś zły głos. Zahamował, przez chwilę przyglądał się roześmianej grupie, a potem odjechał.
- Czy to był Michael? - zapytała Debby.
- Nie wiem, nie zauważyłam - skłamała Julia i serce zabiło jej jak szalone.
Następnego dnia czuła się jeszcze gorzej. Ledwo przeżyła podróż autobusem i dowlokła się do toalety. Zanim Michael przyszedł do pracy, zwymiotowała już dwa razy. Spojrzał na nią, mijając jej biurko. Miała na sobie jeden z tych swoich koszmarnych kostiumów i pomyślał, że postanowiła go ukarać.
- Niedobrze wyglądasz - oświadczył. - Jesteś blada i masz sińce pod oczami. Może cię odwieźć do domu?
Julia powoli zwróciła ku niemu głowę, bo każdy gwałtowniejszy ruch mógł zaburzyć jej chwiejną równowagę.
- Nie, dziękuję, nic mi nie jest.
- Jeśli jesteś chora, powinnaś się położyć, jeszcze kogoś zarazisz.
Utkwiła wzrok w ekranie komputera.
- Nie martw się, to nie jest zaraźliwe.
- W takim razie, co ci jest? Może się czymś zatrułaś'? - Jego głos nagle złagodniał.
Omal nie parsknęła śmiechem, lecz milczała. Michael poczuł, jak ogarnia go złość. Dwie noce bez Julii wyprowadziły go z równowagi, i ona dobrze o tym wie. Wszystko sobie zaplanowała, żeby zaręczyny na niby zamienić na prawdziwy związek, którego celem był ślub! Zaklął w duchu i pomaszerował do swojego gabinetu.
Po południu zjawił się Jake. Poprosił Julię, żeby z nim poszła do Michaela, bo ma im obojgu coś do zakomunikowania. Chciała się wykręcić, ale obaj bardzo nalegali, by została.
- Zamierzamy z Eriką się rozejść - wypalił bez wstępów stryj, kiedy w trójkę znaleźli się w gabinecie. - Od pewnego czasu nie bardzo nam się układa, a dłużej nie chcemy udawać.
Julia doskonale to rozumiała; udawanie to ciężka sprawa.
- Bardzo mi przykro - szepnęła. Michael uniósł brwi.
- Naprawdę chcecie się rozstać? - Nagle zdał sobie sprawę, jak bardzo mu zależy, by do tego nie doszło. - Miałem nadzieję, że to tylko... przejściowe trudności. - Odchrząknął. - To przecież bardzo poważna decyzja po tylu latach. Macie dzieci, wnuki...
Jake zamrugał powiekami.
- Nic się nie da zrobić, ale bardzo was proszę, nie chciałbym, żeby nasze sprawy zaciążyły nad waszymi planami. To, że my... to nie znaczy, że małżeństwo...
Michael poczuł, jak rozżalenie zamienia się w nim w złość; powrócił dawny cynizm.
- Nie wysilaj się, sam wiem, co to warte. My z Julią też myślimy o zerwaniu zaręczyn.
Jake podskoczył.
- Nie róbcie tego! Nigdy nie widziałem, żebyś był taki szczęśliwy jak teraz, odkąd ty i Julia... - Jake wyglądał na szczerze zmartwionego.
- To pozory - rzekł Michael. - Ty z Eriką też robiliście wrażenie szczęśliwych. Masz rację, nie należy udawać.
W ciągu dnia Michaela nieustannie odwiedzali członkowie rodziny. Julia nie uczestniczyła w tych rozmowach. Kiedy ją mijali, spoglądali na nią ze współczuciem jak na kolejną ofiarę Michaela. Musiał im powiedzieć o planowanym zerwaniu zaręczyn. Wieczorem tego samego dnia Julia przeprowadziła test ciążowy i wynik okazał się pozytywny.
- Jestem w ciąży - powiedziała martwym głosem do przyjaciółki. - Kia, co ja mam teraz zrobić?
Kia widziała tylko jedno wyjście.
- Musisz jak najszybciej wszystko mu powiedzieć. Odwlekanie tej rozmowy tylko pogorszy sprawę.
Julia wiedziała, że przyjaciółka ma rację. Codziennie rano wychodziła do pracy z mocnym postanowieniem, że mu powie, ale w ostatniej chwili zawsze się wycofywała. Michael był wobec niej chłodny i wyniosły. Jak miała mu przekazać „radosną” nowinę, że jest w ciąży? Przecież nawet nie umiała mu powiedzieć o Joannie wtedy, gdy ich stosunki wyglądały zupełnie inaczej. Zresztą, zawsze radziła sobie sama.
Święto Dziękczynienia jakoś minęło; Julia spędziła je z Joanną w ośrodku, a Michael ze swoją rodziną. Następnego ranka zjawił się w biurze jeszcze bardziej ponury niż zwykle.
- Wszyscy o ciebie pytali - oświadczył z wyrzutem. Był pierwszy dzień grudnia i płatki śniegu wirowały już w powietrzu. Julia jeszcze niezupełnie doszła do siebie po porannej podróży zatłoczonym autobusem.
- Przyjechał Kyle z rodziną, Grant też. Chcieli poznać moją narzeczoną i bardzo się dziwili, że weekend spędzamy osobno. Dzwoniłem do ciebie, ale nikt nie odbierał.
- Nie było mnie w domu.
Jej spokojna odpowiedź wyprowadziła go z równowagi.
- Domyśliłem się. A gdzie, do cholery, byłaś?
- Poza domem.
- Ach tak? Nie masz mi nic więcej do powiedzenia? Julia uśmiechnęła się smutno. Miała mu do powiedzenia o wiele więcej, ale to nie była odpowiednia chwila.
- Mam wrażenie, że nie chciałbyś słuchać... - Urwała.
- Mam dzisiaj dużo pracy, więc zostaw mnie w spokoju, Michael.
Obrzucił ją jadowitym spojrzeniem.
- Mówisz mnie, swojemu szefowi, że masz dużo pracy i żebym cię zostawił w spokoju?
Siedziała przed nim drobna i blada, w tej swojej przydługiej szarej sukience, z włosami ściągniętymi do tyłu, tak jak tego nie znosił. Na pewno zrobiła to specjalnie, to dalszy ciąg tych jej gierek. Ucieka przed nim, nie nosi rzeczy, które jej kupił, traktuje go gorzej niż on posłańca. Myśli, że go nabierze na takie sztuczki, że on złamie się i przyjdzie żebrać o jej jeden uśmiech. Będzie się czołgał u jej stóp i błagał o jeszcze jedną noc i żeby wszystko znowu było tak jak przedtem. Ale właściwie, co się stało?
- Dlaczego my się tak zachowujemy? - zapytał nagle.
- Jak to się stało, że jesteśmy wrogami? Julia zacisnęła dłonie.
- Powiedziałam, że spędzę Święto Dziękczynienia z siostrą - wyjaśniła - i ty się na mnie obraziłeś.
- Wcale się nie obraziłem. To ty od tamtej pory zachowujesz się jakoś dziwnie, jak sopel lodu.
- Zachowuję się tak, bo... - już miała mu powiedzieć o wynikach testu, ale ugryzła się w język.
- Bo co? Bo twój plan się nie udał? - spytał złośliwie.
- Nie rozumiem, o czym mówisz, a teraz, jeśli nie masz nic przeciwko temu, chciałabym wrócić do pracy.
- Przypominam ci, że to ja decyduję, kiedy masz pracować, a kiedy nie. Zresztą, ja wszystko wiem.
Julia gwałtownie zbladła.
- Wiesz... Jak się domyśliłeś?
- Mam pewne doświadczenie w tych sprawach, moja droga.
- Jesteś... na mnie zły?
- Owszem, jestem zły, bo nie znoszę manipulowania. Przez całe życie widziałem, jak moja matka manipuluje ludźmi i przyrzekłem sobie, że nigdy nie pozwolę, żeby ktoś mnie wykorzystywał.
Ogarnęła ją nagła panika i rozpacz.
- Ale ja tego wcale nie zaplanowałam! Teraz mówili jednocześnie.
- Oczywiście, że to zaplanowałaś. Kiedy postanowiłaś zamienić nasze udane zaręczyny na prawdziwe, zaczęłaś robić wszystko, żeby dopiąć swego.
Poczuła w oczach łzy.
- Kobieta nie zachodzi w ciążę sama! Oboje sądziliśmy, że jesteśmy zabezpieczeni. Przyznaję, że częściowo to moja wina, ale nie wolno ci uważać, że tylko ja ponoszę za to odpowiedzialność!
Zapadła cisza. Stali i patrzyli na siebie, jakby widzieli się po raz pierwszy w życiu.
- Jesteś... w ciąży? - spytał w końcu ze zdumieniem.
- Przecież powiedziałeś, że wiesz.
- Miałem na myśli twój plan, te sztuczki, które mnie do ciebie przywiązały...
- Moje sztuczki? Uważasz, że to były... moje sztuczki?
- A na wszelki wypadek, gdyby nie dały rezultatu, jak słyszę, postanowiłaś się zabezpieczyć. Zastosowałaś najstarszy sposób usidlenia mężczyzny i złapania go na męża. Nie doceniałem cię, moja droga!
Była bliska omdlenia; nie miała czym oddychać, strużka potu spłynęła jej z czoła.
- Oskarżasz mnie, że celowo zaszłam w ciążę, żeby cię... złapać! Ciekawe, jak ja to zrobiłam? Przekłuwałam twoje prezerwatywy? A może stosowałam przeterminowane środki antykoncepcyjne, żeby cię wyprowadzić w pole? Jak sobie to wyobrażasz? Przecież byłeś przy tym, ty, niewinna ofiara!
Spojrzał na nią wrogo.
- Jak widzę, masz mnóstwo pomysłów. Dorzucę jeszcze jeden. Co tydzień gdzieś wyjeżdżałaś, więc może to twojemu kochankowi zawdzięczam prezent, który właśnie usiłujesz mi wręczyć.
Mówiąc to, zdawał sobie sprawę ze swojej nikczemności. Słowa padły między nich, ciężkie jak kamienie. Julia cicho jęknęła, a potem zdjęła z palca rubinowy pierścień i położyła go na biurku.
- Jeśli naprawdę sądzisz, że jestem zdolna do czegoś podobnego, to znaczy, że nigdy mnie nie znałeś. Od tej chwili ja nie chcę znać ciebie.
Chwyciła torebkę i wybiegła. Michael stał przez chwilę, nie wiedząc, co robić. Wściekłość gdzieś odeszła, pozostał niesmak i niezadowolenie z siebie. Potem złapał pierścionek i wypadł na korytarz.
- Julio! Poczekaj! Winda właśnie się zamknęła i wolno zaczęła sunąć w dół. Powoli wrócił do swego gabinetu. Julia słusznie się obraziła. Trzeba jej dać trochę czasu, zadzwoni do niej wieczorem, a może nawet pojedzie. Zdecydowanie posunął się za daleko z tym absurdalnym oskarżeniem. Julia co prawda w każdy weekend gdzieś jeździła, ale nie wierzył, że spotyka się z kochankiem. Dlaczego to powiedział? Oślepiła go zazdrość i stracił głowę...
Na widok wchodzącego Sterlinga Fostera prawie jęknął. Tylko jego tu brakowało!
- Słyszałem, że urządziłeś awanturę i Julia wybiegła z płaczem... - Adwokat spojrzał na niego niezbyt przyjaźnie.
Michael wzruszył ramionami.
- Nie robiłem żadnej awantury.
- O co się pokłóciliście? Michael zmarszczył brwi. Co on sobie wyobraża?
- To sprawy osobiste, dotyczą tylko Julii i mnie.
- Słyszałem, że wyszła stąd bez pierścionka. Michael zaczął chodzić po pokoju.
- Czy ludzie nie mają naprawdę nic lepszego do roboty, niż podglądać i szpiegować innych?!
Sterling pokiwał głową.
- A więc to prawda. Między wami wszystko skończone.
- Nieprawda! Wcale nie skończone! Michael usłyszał swój krzyk i opanował się. Usiadł za biurkiem i z pozornym spokojem spojrzał na prawnika.
- Po to tu przyszedłeś? Roznosić biurowe plotki?
- Niestety, nie tylko. Sterling potarł dłonią czoło.
- Mam kilka wiadomości, a wszystkie niezbyt dobre. Jak wiesz, po ogłoszeniu separacji Jake'a i Eriki nasze akcje znowu spadły. Taka wiadomość nigdy nie służy firmie. Ostatnio mieliśmy kilka wpadek i nasi inwestorzy zaczęli brać na przeczekanie. Wizerunkowi firmy na pewno zaszkodzą dalsze pogłoski o waszych... rodzinnych problemach.
Michael prawie go nie słuchał. Przed oczami stale miał wykrzywioną bólem twarz Julii. Obraził ją i skrzywdził. Powinien teraz kupić tuzin czerwonych róż i jak najszybciej do niej pojechać.
- Co ty na to, Michael? - Sterling spojrzał na niego pytająco.
- Przepraszam, czy mógłbyś powtórzyć?
- Wcale mnie nie słuchałeś, myślami byłeś daleko. Mam nadzieję, że przy Julii. Jeśli ją stracisz...
- Nie stracę jej. W jego głosie zabrzmiała pewność, której wcale nie miał.
- Mam nadzieję. - Sterling zmienił temat. - Monica Malone już zaczęła skupować nasze akcje. Trzeba coś robić, a Jake i Nate nie mają żadnego pomysłu.
Monica Malone, hollywoodzka gwiazda, od lat reklamowała z powodzeniem kosmetyki ich firmy.
- Przecież zawsze miała nasze udziały.
- Tak, ale teraz przestało jej to wystarczać.
Michael jakoś nie mógł się skupić. Po raz pierwszy sprawy firmy zeszły na dalszy plan. Potrzebował Julii, musiał uzyskać jej przebaczenie i odzyskać jej miłość. Zamienić zaręczyny na niby w prawdziwe małżeństwo. Nie ma co zwlekać, Julia przecież oczekuje dziecka. Jego dziecka!
- Przepraszam cię - powiedział wstając - ale muszę wyjść. Dziękuję za informacje, wszystko sobie przemyślę.
Sterling wcale się nie obraził.
- Idź do niej, idź. I nie pozwól jej odejść. Michael uśmiechnął się.
- Tego możesz być pewny. Po drodze zatrzymał się w kwiaciarni i kupił dwanaście długich czerwonych róż. Nie zauważył, że małego samochodu nie ma na parkingu i dopiero kiedy zapukał do drzwi, zorientował się, że Julia gdzieś pojechała. Dokąd? Nie miał pojęcia.
Pojechała do ośrodka, chociaż tego dnia wcale nie była umówiona z siostrą. Musiała zobaczyć Joannę; od trzech lat, które upłynęły od śmierci ich matki, nigdy nie czuła się jeszcze tak potwornie samotna.
Nagle jej smutek zamienił się w złość. Michael oskarżył ją, że ma kochanka! Że jest w ciąży z innym mężczyzną! Dał jej do zrozumienia, że uważają za dziwkę. Płatki śniegu wirowały w powietrzu i widziała je przez łzy. Co ona zrobi z dzieckiem? Michael na pewno go nie uzna, trzeba będzie zrobić test DNA. A potem... jakie życie będzie miało dziecko bez ojca? Kia uświadomiła jej wszystkie prawa i możliwości kobiety w takiej sytuacji, ale Julia widziała tylko jedno wyjście: urodzić i wychować dziecko. To przecież nie tylko dziecko Michaela, to przede wszystkim jej dziecko, wnuczek albo wnuczka jej rodziców, przedłużenie ich życia.
Poczuła, jak ogarnia ją spokój, tak jakby ta myśl przyniosła z sobą coś kojącego. Urodzi dziecko, zapewni ciągłość swojej rodzinie. Miłość jej matki i ojca nie zgaśnie, będzie trwała we wnuku, którego nigdy nie zobaczą. Joanna zostanie ciocią, będzie miała swoje miejsce w rodzinie... Julia uśmiechnęła się przez łzy. Joanna uwielbia dzieci, na pewno bardzo się ucieszy.
Da sobie radę; będzie dobrą matką, bo sama miała najlepszą matkę na świecie. Wychowa swoje dziecko na szczęśliwego, dobrego człowieka, i w ten sposób spłaci dług, jaki sama zaciągnęła u swoich rodziców. A co z pieniędzmi? Skąd weźmie na to wszystko fundusze? Szybko odsunęła od siebie strach. Dotąd jakoś dawała sobie radę; tak samo będzie teraz. Wjeżdżała na teren ośrodka spokojna, ufnie patrząca w przyszłość.
Siedział i czekał w samochodzie zaparkowanym przed domem Julii. Kiedy dostrzegł Kię, wyszedł jej na spotkanie.
- Nie wiesz, gdzie może być Julia? Spojrzała na niego chłodno.
- A o co chodzi?
- Dobrze wiesz. O dziecko.
- Biedna Julia, nie zasłużyła sobie na takiego drania jak ty. - Spojrzała na niego ostro.
Znał niewyparzony język tej dziewczyny i był gotów znieść wszystkie obelgi. Należało mu się. Tym razem jednak dowiedział się wreszcie o istnieniu Joanny.
- Julia tylko dlatego zgodziła się na tę waszą kretyńską umowę - podsumowała Kia z pogardą. - Potrzebowała pieniędzy na leczenie siostry.
- Dlaczego mi o tym nie powiedziała?
- Widocznie nie miała do ciebie zaufania. On też jej nie ufał. Nigdy nie był wobec niej szczery.
- To wszystko moja wina - przyznał z goryczą. Kia skinęła głową.
- Jasne, że twoja. Jesteś bogatym, egoistycznym durniem.
Nie szczędziła mu obelg, ale wpuściła go do mieszkania, gdzie znaleźli kartkę od Julii.
- Pojechała do Joanny - oświadczyła Kia. - Ciekawe, co teraz zrobisz. Pojedziesz za nią, czy wrócisz do siebie i będziesz się nad sobą użalał.
- Jadę do niej. Kia spojrzała na niego znacząco.
- Nie pójdzie ci łatwo. Tej sprawy nie rozwiążesz za pomocą książeczki czekowej.
Nie wiedzieć czemu, ta myśl wyraźnie ją ucieszyła.
Do ośrodka dotarł dopiero po godzinie. Padał śnieg i musiał jechać bardzo wolno. W rejestracji powiedziano mu, gdzie znajduje się pokój Joanny Chandler. Z bijącym sercem zbliżył się do drzwi. Pokój był pusty!
- Joanna jest w sali koncertowej - powiedziała pielęgniarka, wskazując mu drogę.
Julia siedziała na widowni i patrzyła na scenę, gdzie trwała próba koncertu w wykonaniu kilku młodych pacjentów. Joanna grała na dzwoneczkach; z wysiłkiem uderzała w oznaczony kolorem dzwonek w odpowiedniej chwili. Jej ruchy były powolne, a wyraz napięcia na twarzy świadczył o ogromnej koncentracji. Julia przypomniała sobie łatwość, z jaką jej mała siostrzyczka grywała na pianinie kolędy przed wypadkiem.
Michael stał z tyłu w głębokim mroku, czekając na odpowiedni moment. Zanim nadszedł, śnieg rozpadał się na dobre. Parking zasłoniła drżąca kurtyna bieli i Julia z trudem zaczęła torować sobie drogę do samochodu. Chwile spędzone z siostrą przyniosły jej ukojenie, ale teraz znowu poczuła lęk. Co przyniesie jutro? Przecież nawet nie wie, czy jeszcze ma pracę...
- Julio! Stanęła jak wryta w kopnym śniegu. Rozpoznała głos Michaela i przestraszyła się, że padła ofiarą halucynacji.
- Julio, poczekaj! Miłość i gniew zlały się w jedno i nie wiedziała, czy ma ochotę rzucić mu się w ramiona, czy cisnąć mu w twarz śniegową kulę. Nie byłaby jednak sobą, gdyby uległa impulsowi. Stała i czekała, aż Michael podejdzie.
- Kochanie... - zaczął.
- Kochanie? Chyba mnie z kimś pomyliłeś. Ja przecież chcę cię wrobić w cudze dziecko, zapomniałeś?
- Chciałbym cię przeprosić, ja...
- Nie zamierzam tego słuchać. Odwróciła się i ruszyła do samochodu.
- Wiem, że niełatwo mi przebaczysz, ale bardzo cię proszę, wybacz mi, zachowałem się podle. Jesteś dobra i wspaniałomyślna i...
- Znam to. - Uniosła oczy do nieba. - Nieraz słyszałam, jak opowiadasz bajki naszym klientom.
- To nie bajki, ja cię kocham. Wiem, że długo zwlekałem, ale teraz wyznaję ci miłość. Przyjmij ten pierścionek, tym razem na znak prawdziwych zaręczyn, tak prawdziwych jak nasze dziecko.
- Nie chcę pierścionka, nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.
- Pobierzmy się, zaraz. Polecimy do Las Vegas...
- I weźmiemy ślub w kolorowej budzie z przebranym Elvisem. Nie, dziękuję.
- W takim razie trochę poczekamy i Barbara urządzi nam najwspanialszy ślub stulecia.
Julia nie raczyła na niego spojrzeć.
- Nigdy. Znam twoje poglądy na temat małżeństwa.
- Bardzo się zmieniłem, uwierz mi.
- „Lepszy trup niźli ślub”. Nic ci to nie mówi? - Doszli do samochodu i nerwowo sięgnęła do torebki po kluczyki. - Nie zamierzam uczestniczyć w żadnej nowej komedii.
- Tym razem wszystko będzie na serio, przysięgam.
- Nie zamierzam żyć w wiecznym kłamstwie, wśród podejrzeń i wyrzutów. Słyszałam, co sądzisz o związkach wymuszonych nieprzewidzianą ciążą. Nie zamierzam żyć w jednym z nich. O Boże!
Wyszarpnęła kluczyki z torebki i upuściła je wprost w śnieg. Michael podniósł je i schował do kieszeni.
- Odwiozę cię do domu, a jutro rano przyślę kogoś po twój samochód.
- Sama pojadę do domu, oddaj mi kluczyki!
- Nie ma mowy, kochanie. Pójdziesz grzecznie ze mną, czy mam cię zanieść?
Rzuciła się na niego, chcąc odebrać mu kluczyki, i Michael uwięził ją w ramionach.
- Puszczaj!
- Nigdy w życiu. Julio, kocham cię. Wiem, że przez swój cynizm omal wszystkiego nie zepsułem i błagani, daj mi szansę.
Uniosła na niego oczy.
- Kochałeś mnie i mówiłeś takie straszne rzeczy?
- Miłość to dla mnie coś nowego. Nie rozumiałem, co się ze mną dzieje.
- A teraz nagle zrozumiałeś i zapragnąłeś świetlanej przyszłości u mego boku?
Roześmiała się drwiąco; Michael drgnął.
- Nie popełniaj mojego błędu, Julio. Pozwól mi się kochać i bądźmy szczęśliwi tak jak twoi rodzice.
Oczy Julii napełniły się łzami.
- To nie fair mówić o nich teraz, kiedy właśnie widziałam się z siostrą.
- Wiem, kochanie, ale walczę, jak umiem, bo tu chodzi o moje życie. Bez ciebie popadnę w autodestrukcję, jak to się u was nazywa w psychologii, i będziesz mnie miała na sumieniu.
- Widzę, że rzeczywiście wszystkie chwyty są dozwolone.
Uniosła głowę i przez chwilę wpatrywała się w niego uważnie.
- Najlepszych jeszcze nie zastosowałem... - szepnął. Białe płatki wirowały, otulając ich gęstą zasłoną. - Pozwól mi się zawieźć do domu.
Powiedział to tonem człowieka gotowego na wszystko. Poczuła się nagle bardzo zmęczona; nie miała siły dłużej się opierać.
- Jak zwykle twoje na wierzchu. Michael Fortune zawsze musi mieć rację...
Jechali w milczeniu i w ciszy padającego śniegu. Julia oparła głowę i przymknęła oczy.
- To był strasznie długi, ciężki dzień...
- Zaraz pójdziesz do łóżka...
- Ale u siebie! - Uniosła głowę i spojrzała na niego.
- Nie zamierzam... - zaczęła.
- Czy postanowiłaś mi przebaczyć, bo mnie kochasz?
- zapytał nieoczekiwanie.
- Nieważne. Nawet jeśli cię kocham, i tak w to nie uwierzysz. Chcę jechać do domu, nie jesteś mi potrzebny. Może tylko poproszę cię o referencje, kiedy będę szukała pracy.
Roześmiał się.
- Nie będą ci potrzebne, zawsze będziesz pracowała tylko u mnie, będziesz kochała tylko mnie i wyjdziesz tylko za mnie. Potem będziemy razem wychowywać nasze cudowne dzieci, które będą najbardziej kochanymi dziećmi na tej planecie.
Poczuła, że łzy płyną jej po policzkach.
- Przestań. Nie mogę z tobą walczyć, kiedy mówisz takie miłe rzeczy.
- Do końca życia nie zamierzam robić nic innego. - Ujął ją za rękę. - Wybacz mi, wybacz, proszę, moją podłość i głupotę.
Julia sięgnęła po chusteczkę i głośno wytarła nos.
- Zarzuciłeś mi, że mam kochanka, a ja miałam tylko ciebie. Nie zauważyłeś?
Michael spoważniał.
- Zauważyłem. I będę cię za to kochał do końca życia.
- Śnieżyca zamieniła się w szalejącą zawieruchę. - Jutro nie pójdziemy do pracy; cały dzień” spędzimy w łóżku - dodał.
Julia nie odpowiedziała; w milczeniu weszli do jego mieszkania.
- Czy postanowiłaś się do mnie nie odzywać? Spojrzała na niego uważnie.
- Zastanawiam się nad tym wszystkim, co mówiłeś - odparła.
Objął ją i mocno przytulił.
- Kocham cię i zawsze będę cię kochał. Lekko pocałował ją w usta.
- Ja też cię kocham - szepnęła. - Kocham cię od dawna, ale nigdy nie myślałam, że ty też możesz mnie kochać.
Wziął ją w ramiona i zaniósł do sypialni.
- Muszę jeszcze gdzieś zadzwonić - powiedział nagle i sięgnął po słuchawkę. - Sterling? Tak, to ja. Mam do ciebie prośbę, podrzyj tamten kontrakt, dobrze? Zamierzamy się z Julią pobrać. Co? Nie, nie będziemy spisywać żadnej przedślubnej umowy. Nasze małżeństwo nigdy się nie rozpadnie.
Odłożył słuchawkę i wziął Julię w ramiona.
- Bez umowy? - Spojrzała na niego z niepokojem. - Ja tak nie mogę, będziesz potem żałował.
- Boisz się, że w razie czego zażądam połowy twojej wspaniałej limuzyny? Nic z tego, kochanie, musisz ponieść takie samo ryzyko jak ja.
Zarzuciła mu ręce na szyję.
- Ja tylko nie chcę tych wszystkich podejrzeń i nieporozumień. Pomyśl, co powie twoja matka, kiedy usłyszy, że nie zawarliśmy umowy przedślubnej.
- Nic mnie to nie obchodzi, ale ty musisz się przygotować na rozliczne komplementy ze strony Sheili.
- Dla ciebie zniosę wszystko. Naprawdę tak myślała. Bardzo go kochała; prędzej czy później przebaczy mu jego słowa i zawsze będą razem.
- Sterling serdecznie nam gratuluje - dodał Michael. - Cieszy się, że nie jestem takim idiotą, za jakiego mnie uważał.
Julia roześmiała się. Zaręczyny na niby się skończyły. Zaczynali pierwszą wspólną noc prawdziwej miłości.
- Na szczęście, zgodziła się za niego wyjść bez umowy przedślubnej. - W głosie Sterlinga Fostera brzmiała wyraźna ulga. Napełnił dwa kieliszki i jeden z nich podał Kate. - Przekonywała go do ostatniej chwili, ale on nie ustąpił. Kto by przypuszczał... a tak się upierał przy tej poprzedniej umowie.
- Michael się zakochał - przerwała mu Kate - a to wszystko zmienia. Tak bardzo chciałam być na ich ślubie.
- To była zupełnie prywatna uroczystość. Tylko oni dwoje, świadkowie i pastor.
- Mam nadzieję, że ta romantyczna historia wywrze jakieś wrażenie na Jake'u i jego żonie.
Sterling skrzywił się.
- Nie ma mowy. Zachowują się, jakby ich diabeł opętał.
- Skoro mowa o diable - wpadła mu w słowo Kate - przypomniałam sobie Monikę Malone. Bardzo się martwię, ona naprawdę na gwałt skupuje nasze akcje.
- Ogólnie sytuacja jest niewesoła - westchnął Sterling. - Dlatego jeszcze przez pewien czas musisz się ukrywać.
- Marzę o tym, żeby spędzić z nimi Boże Narodzenie. Adwokat uśmiechnął się.
- Coś wymyślimy. Skoro Święty Mikołaj może się wśliznąć przez komin, Kate Fortune też to potrafi. Nie wiem tylko, czy zbierze się cała rodzina. Rocky pewnie zostanie w Wyoming, nie opuści swoich samolotów.
- Dobrze zrobiłam, że jej dałam lotnisko. W ogóle moje prezenty były bardzo dobrze dobrane, prawda? Na przykład ten pierścionek z rubinem dla Michaela.
- Cudowny. - Sterling kiwnął głową. - Wiem, że wyjątkowo lubisz komplementy, więc pozwól, że ci pogratuluję przenikliwości.
- Pozwalam - łaskawie zgodziła się Kate i razem ze swym doradcą wzniosła toast za szczęście i powodzenie wszystkich swych dzieci i wnucząt.
Przeczytałyście właśnie czwarty tom sagi rodzinnej Dzieci Szczęścia, poznając tym samym historię ubogiej Julii i bogatego Michaela, wnuka legendarnej Kate Fortune, założycielki wpływowego rodu ze stanu Wyoming, o której mówi się, że zginęła niedawno w katastrofie samolotu...
W listopadzie ukaże się następny tom sagi pod tytułem Ryzykantka.
Jego autorka, Linda Turner, przedstawi w nim losy Rocky - bliźniaczej siostry Allie znanej Wam z tomu Modelka - która miała tylko jedno marzenie: latać...