KATHERINE ARTHUR
Posłuchaj swego serca
Bertram Bellamy potrząsnął głową i, wzdychając ciężko dla podkreślenia swego zatroskania, powiedział do żony:
– Jamie powinna jednak zwolnić obroty i znaleźć w swoim życiu trochę miejsca na znajomość z jakimś przyzwoitym facetem. Zachowuje się tak, jakby wzięła ślub z tą swoją piekielną kwiaciarnią. Czas z tym wreszcie skończyć. Zaczynam żałować, że w ogóle ją tam wpuściłem.
Jamie Exeter zastygła bez ruchu z filiżanką kawy przy ustach i spojrzała na wuja z ukosa.
– Ciociu Marto, jeżeli to początek corocznego wykładu wuja Berta pod tytułem „Musimy wydać Jamie za mąż przed końcem tego roku”, to zaraz idę do domu – oznajmiła, zła na siebie za nieopatrzne przyznanie się, że nie jest z nikim umówiona na sylwestra. Po całym dniu pracy w kwiaciarni, od piątej rano do szóstej po południu, zupełnie nie miała ochoty na żadne zabawy.
– Ależ uspokój się, kochanie. Wuj dobrze ci życzy – łagodziła ciocia Marta. – To tylko z troski o ciebie.
– Dziękuję, ale może sobie ją darować. Niczego mi do szczęścia nie brakuje – stwierdziła Jamie, przyjmując uświęcony długą tradycją sposób prowadzenia niemiłych rozmów za pośrednictwem ciotki. – Dyrektor powiedział mi w zeszłym tygodniu, że Isaiah Dunham zamierza pozwolić właścicielom sklepów pozostać na swoim miejscu po ostatecznym przejęciu przez niego hotelu. Chyba że okazaliby się zupełnie nieudolni. Zatem nie muszę się już martwić o moją dzierżawę. Co jak co, ale nieudolna na pewno nie jestem – roześmiała się, mając nadzieję, że to rozchmurzy wuja. – Jestem tylko trochę zmęczona. Sądzę, że to cena sukcesu, a ten zawdzięczam wyłącznie wujowi Bertowi.
– No, tak – wuj starał się nie okazywać, że mu to pochlebiło – wcale nie jestem tego taki pewien. Może jednak źle tobą pokierowałem.
– Ciociu Marto – jęknęła Jamie – czy możesz przypomnieć wujkowi Bertowi, że w swoim czasie był niezmiernie zadowolony z tego, że ciężko pracuję i nie tracę czasu na uganianie się za chłopakami?
– Ależ, Bertie – rzekła uspokajająco Marta Bellamy – jestem przekonana, że Jamie wyjdzie za mąż we właściwym czasie. – Tu uśmiechnęła się do siostrzenicy. – Prawda, moje dziecko? Kiedy wreszcie znajdziesz tego jedynego, który ci będzie odpowiadał pod każdym względem?
– Oczywiście – przytaknęła Jamie. – Jestem po prostu bardzo wybredna. Ale pewnego dnia taki mężczyzna się pojawi. – Znowu uśmiechnęła się do wuja – Kto wie, może wkroczy do mojej kwiaciarni właśnie jutro?
– Czy jesteś pewna, że go rozpoznasz, gdyby rzeczywiście wkroczył? – Wuj był sceptyczny. – Czy naprawdę wiesz, czego szukasz?
– W zasadzie ogólne wyobrażenie mam – wzruszyła ramionami Jamie. – No, takie podstawowe rzeczy. Ma być inteligentny i interesujący, z poczuciem humoru. Umiarkowanie przystojny, z dobrą posadą. Poza tym, nie mam pojęcia. Chciałabym na jego widok usłyszeć dzwony, ale to dziecinna zachcianka.
– Nie powiedziałbym tego – odparł wuj. – Gdy ja ujrzałem moją wymarzoną dziewczynę – dzwony zabrzmiały. – Ujął rękę żony i uścisnął czule.
– Od pierwszego razu, gdy usłyszałam śmiech Berta i ujrzałam wesołe błyski w jego dużych brązowych oczach, wiedziałam, że to on jest tym mężczyzną, na którego czekałam – powiedziała ciotka.
Jamie westchnęła na widok wzajemnego uwielbienia w oczach wujostwa. Po prawie pięćdziesięciu latach małżeństwa byli w sobie ciągle zakochani. Od czasu do czasu przychodziło jej do głowy, że widocznie nie jest jej przeznaczony taki cudowny związek dwojga dusz, ale odpędzała taką myśl szybko, z lekkim poczuciem winy. Przecież i tak wygrała los na loterii życia – swoją ukochaną kwiaciarnię. Nie miała prawa oczekiwać, że szczęście uśmiechnie się do niej po raz drugi i postawi na jej drodze wyśnionego mężczyznę.
– Jeżeli będę miała choć połowę waszego szczęścia, będę uważała, że mi się udało – oświadczyła.
– Powinnaś przemyśleć dokładnie, czego oczekujesz – podkreślił z naciskiem wuj. – Środowisko, pochodzenie, zainteresowania, nawet wygląd twego wybranego. Wiedzieć, czego się chce – to połowa drogi do osiągnięcia celu.
Jamie podeszła do wuja, by uścisnąć go na pożegnanie i umieścić całusa na czubku jego łysiny.
– Wezmę do serca wszystkie twoje wskazówki – przyrzekła i ucałowała z kolei ciotkę. – Mam nadzieję, że Los przeznaczył mi równie idealnego męża jak twój. A teraz muszę iść. Zapowiada się jutro ciężki dzień. Dajcie mi znać, gdybyście potrzebowali czegoś jeszcze oprócz wina do noworocznego obiadu.
– Oczywiście, kochanie. Jedź uważnie, jest bardzo ślisko.
Ostrożnie prowadziła samochód lśniącymi po deszczu ulicami St. Louis. Przenikliwy grudniowy wiatr pędził przed sobą tumany mgły. Jadąc zastanawiała się, dlaczego wujostwu zaczęło tak bardzo zależeć na jej jak najszybszym zamążpójściu, skoro jeszcze parę lat temu uszczęśliwiały ich zupełnie jej sukcesy w prowadzeniu kwiaciarni. Być może sądzili, że i tak nie każe im długo czekać na swój ślub. Ich małżeństwo przyniosło im tyle szczęścia, że po prostu nie byli w stanie wyobrazić sobie, by ktoś mógł być zadowolony ze swej samotności. Nie było żadnego powodu do takich zmartwień. Da sobie świetnie radę sama, czy wymarzony mężczyzna pojawi się kiedykolwiek w jej życiu, czy nie. Nie miałaby nic przeciwko temu, żeby się pojawił, ale marzenia o nim nie bardzo chciały się urzeczywistnić. No, ale przypuśćmy, że ma szansę na spotkanie z wymarzonym ideałem. Jaki ma być? Na pewno nie będzie to żaden z tych ulizanych sprzedawców, spotykanych przez nią w hotelu, to wykluczone. Powinien być naprawdę wysportowany, ale dzięki temu, że lubi ruch na świeżym powietrzu, nie odpowiadałby jej żaden klubowy kulturysta. Mógłby być wysoki i mieć ciemne włosy. Uroda nie ma zasadniczego znaczenia, pożądana jest jednak mocno zarysowana szczęka i wydamy, zdecydowanie męski nos. Nie wiadomo dlaczego kształtne noski u mężczyzn działały na nią odpychająco. Jednak najważniejsze będą oczy. Jej ulubionym kolorem był zielony. Zielone oczy pod silnie zarysowanymi brwiami, otoczone zmarszczkami od śmiechu. Ta szmaragdowa zieleń oczu z zapalającymi się iskierkami, kiedy na jego ustach pojawia się piękny, szeroki, ciepły uśmiech...
Portret mężczyzny stał się tak żywy, że zamyślona Jamie w ostatniej chwili zorientowała się, że mija skręt do swego bloku.
– Do licha – zaklęła, cudem wychodząc z poślizgu na zakręcie. Marzenia były nie tylko bezowocne, ale i niebezpieczne. Cała roztrzęsiona zaparkowała samochód na zwykłym miejscu za niewielkim blokiem mieszkalnym. Widok słabo oświetlonego podwórka w tumanach mgły, z jednym nagim drzewkiem smaganym wiatrem, podziałał przygnębiająco. Wpadła do budynku, śpiesząc do swego mieszkania na drugim piętrze. W przelocie zauważyła, że obrzydliwa, żółtobrązowa farba na ścianach klatki schodowej odpadła w kilku miejscach, a w kilku innych jest wysmarowana, co wyglądało bardzo niechlujnie. W pierwszym odruchu zamierzała złożyć skargę u administratora, ale szybko zrezygnowała. Jeżeli w ogóle będzie jakiś skutek, to ograniczy się do położenia jeszcze jednej warstwy tej samej obrzydliwej farby. Znieruchomiała z kluczem w zamku, spoglądając na obskurną klatkę z nagłym niesmakiem. Może powinna zmienić mieszkanie albo nawet kupić dom. Dawno temu ustaliła, że najpierw małżeństwo a potem dom, ale nie musi dłużej się tego trzymać. Stać ją na własny dom już teraz, cóż ją powstrzymuje?
– Spodobałby ci się, prawda? – zwróciła się do Cyrana, ogromnego białego kota, który natychmiast przybiegł i zaczął się ocierać o jej nogi. – Dom z własnym ogródkiem?
– Miau – odpowiedział Cyrano, drepcząc, pełen nadziei, do swej miski i spoglądając wielkimi, zielonymi oczyma.
– Ale nie aż tak, jak spodobałby ci się obiad. W porządku, wszystko po kolei. – Cisnęła płaszcz i torebkę na krzesło i wsypała kotu do miski jedzenie. – Gotowe – oznajmiła, po czym usiadła przy stole, przypatrując się jedzącemu zwierzęciu i rozważając swój nowy plan. Widok malutkiej kuchni tylko umocnił jej nagłą odrazę do tego mieszkania. Nic dziwnego, że nie zaprzątała sobie głowy gotowaniem. Utrzymanie jakiegokolwiek porządku w tej ciasnocie było niemożliwe.
– Mam więc rozejrzeć się za czymś sympatycznym za rozsądną cenę? – spytała kota, który wskoczył jej na kolana natychmiast po skończeniu posiłku. Zamruczał głośno. – Uważam to za zgodę – powiedziała Jamie. – Oczywiście, w najbliższym czasie nie uda mi się zrobić czegokolwiek w tej sprawie, a poza tym najpierw powinnam poważnie się zastanowić, jaki ma być ten mój wymarzony dom. – Uśmiechnęła się do siebie i podrapała Cyrana pod brodą. – Najpierw wymarzony mężczyzna, a teraz wymarzony dom. No, ale na sprawę domu mam jakiś wpływ. Obawiam się jednak, że nawet pracując dwadzieścia cztery godziny na dobę nie zdołałabym mężczyzny z marzeń zamienić w prawdziwego, z krwi i kości.
Cyrano wpatrywał się w nią spokojnymi, zielonymi oczyma.
– Miau.
– Ach, tak – Jamie wykrzywiła się zabawnie do kota. – Czy mam przez to rozumieć, że twoim zdaniem potrafiłabym? Wiesz, że musi mieć takie same zielone oczy, jak ty. – Dotknęła czarnej łaty na nosie Cyrana. – A może to ty nim jesteś, wieki temu zamieniony w kota? Mam się przekonać? – Ujęła pyszczek zwierzęcia w obie dłonie i wycisnęła głośnego całusa na jego czole. – Do licha, właśnie tego się obawiałam – zachichotała, gdy Cyrano otrząsnął się z wyraźnym wstrętem i odmaszerował z godnością. – Pora spać. Muszę być w kwiaciarni o piątej, a to oznacza pobudkę o czwartej. Ale będę szczęśliwa, kiedy już minie sylwester!
Rano, po przejechaniu ciemnymi, wyludnionymi ulicami, Jamie dotarła do kwiaciarni gdy stary, rzeźbiony zegar w korytarzu hotelowym wybijał piątą. Jej kwiaciarnia „Kwiaty prosto z serca” mieściła się w Chateau St. Louis, starym, ale bardzo eleganckim hotelu w śródmieściu. Początkowo należała do jej wuja Berta. Jamie pracowała w niej dorywczo, gdy była jeszcze w szkole średniej. Kiedy jej ojciec zmarł, a matka zdecydowała się przenieść do Arizony, wolała pozostać z ukochanym wujostwem. Ci zachęcili ją do ukończenia kursów prowadzenia przedsiębiorstwa, żeby mogła przejąć kwiaciarnię i ewentualnie ją kupić. A teraz, dzięki ciężkiej pracy i umiejętnościom kierowniczym, jest właścicielką kwiaciarni i na najlepszej drodze do zostania także właścicielką domu. Kiedy więc jej księgowy wpadł wczesnym popołudniem, żeby odebrać kwiaty do sukni dla swej żony, Jamie poprosiła, by przedstawił jej jak najszybciej stan finansów przedsiębiorstwa na koniec roku.
– Myślę o kupieniu domu w przyszłym roku, Ralph – oznajmiła mu.
– Niezła myśl – przytaknął. – A jakiego domu?
– Tego jeszcze nie przemyślałam do końca – odparła, wręczając mu piękną orchideę w przezroczystym plastykowym pudełeczku. – Oczywiście wybieracie się dzisiaj na bal.
– Tak, będziemy się bawić tu, w hotelu – powiedział Ralph z pełnym rezygnacji westchnieniem. – Moja żona usłyszała, że stary Isaiah Dunham oraz jego syn, Zack, także tu będą. Wyczytała gdzieś, że Zack i Cissie Bergstrom, ta piosenkarka, która występuje we własnym programie, mogą dziś ogłosić swoje zaręczyny, co starszego pana niewątpliwie doprowadzi do szału. Uważa, że wydarzenia mogą mieć dramatyczny przebieg. Zupełnie mnie nie obchodzi życie uczuciowe sławnych osób, ale moja żona zaczytuje się plotkami o nich, więc jeżeli sprawia jej to przyjemność... – Uśmiechnął się i wzruszył ramionami.
– Jasne, najlepiej zaczynać Nowy Rok w zgodzie – Jamie pokiwała głową ze zrozumieniem.
– Bardzo słusznie – zgodził się Ralph. – No, to do zobaczenia. Nie przemęczaj się.
– Postaram się. Bywaj, Ralph – rzuciła Jamie, zwracając się w stronę następnego klienta, który, nerwowo się rozglądając, kupił pół tuzina czerwonych róż.
– Założę się, że nie kupił ich dla żony – rzekł jej podwładny, Barney Wakefield, po odejściu klienta.
– Nie bądź taki cyniczny – skarciła go Jamie. – Być może chce dobrze zacząć Nowy Rok, tak jak Ralph. Ciekawe, czy Isaiah Dunham jest tutaj. Hotel ma przejąć dopiero po piętnastym stycznia i wątpię, żeby chciało mu się przyjeżdżać tylko po to, by pilnować syna. Zack Dunham jest już dorosły.
– Gdybym ja miał miliardy i jeden z moich spadkobierców zamierzał zrobić z siebie idiotę, wiążąc się z jakąś łowczynią majątku, na pewno miałbym na niego oko – stwierdził Barney ze śmiechem.
– Czy ja wiem. – Jamie miała wątpliwości. – Może też chce sprawdzić, jak personel radzi sobie z dużymi imprezami. – Spojrzała na zegarek. – Najlepiej będzie, jeśli sama się upewnię, czy wszystko w porządku. Czas na ostatnie przygotowania. Nie zapomnij o orchideach do przypięcia w kotylionie.
– Już trzy razy mi o tym przypominałaś – Barney rzucił jej urażone spojrzenie.
– Wiem – westchnęła Jamie. – Strasznie cię przepraszam. To z nerwów. Tak mi zależy, żeby wszystko było bez zarzutu.
Pobiegła do tylnych pomieszczeń kwiaciarni, gdzie w kontrolowanym aparaturą klimacie trzy inne pracownice przygotowywały z różowych i żółtych chryzantem, białych stokrotek, gałązek paproci i gipsofilii, zwanej „oddechem dziecka”, dekoracje stołów. Czwarta opracowywała kilka większych kompozycji do udekorowania sceny. Jamie starannie przejrzała listy zamówień, policzyła pojemniki z nie wykorzystanymi jeszcze kwiatami i w ogóle upewniła się, że wszystko jest na swoim miejscu. Wychodząc zatrzymała się przy drzwiach i omiotła ostatnim spojrzeniem pracownię. W chłodnym, wilgotnym powietrzu unosił się gorzki zapach chryzantem. Ubóstwiała go, na równi z cudownymi zapachami, kolorami i kształtami innych kwiatów. Znowu przyszło jej na myśl, że miała dużo szczęścia – mogła robić to, co kochała. Nie potrzebowała żadnego mężczyzny ze snów, by żyć pełnią życia. Tylko skończona idiotka mogła chcieć czegoś więcej.
Późnym popołudniem ruch zmalał tak, że o wpół do szóstej zwolniła Barneya. Uprzątnęła półki, zdjęła zwiędłe kwiaty i ustawiła resztę pozostałych, gotowych wiązanek na lustrzanej półce za ladą. W środku umieściła małą wiązankę z pączków bladoróżowych róż i gipsofilii. Zawsze miała jedną taką na wystawie, ponieważ wprawiała ją w zachwyt delikatna uroda kompozycji. To było właśnie to – idealny bukiet dla wyrażenia głębi romantycznych uczuć, takiego oczekiwałaby od swego wymarzonego...
– Przestań się wygłupiać – zamruczała do siebie i schyliła się po kilka zapomnianych, zielonych listków. Potem spojrzała zza lady na światła pędzących samochodów. Pora na kolację, pomyślała. Wszyscy pędzą do domów. Na mnie też już czas.
Ruszyła, by zaryglować drzwi wejściowe, gdy pojawiła się w nich ciemna, męska postać. Jamie zatrzymała się. Mężczyzna wszedł, a serce Jamie zamarło i przestało bić na tak długo, że wydało się, iż nigdy nie ożyje. Kiedy jednak ruszyło, zabiło jak oszalałe. Albowiem gdy mężczyzna się zbliżył, ujrzała jego zielone oczy rozjaśnione iskierkami radości i najsympatyczniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widziała.
Jamie zaczęła się cofać z ręką przy krtani, tak ściśniętej, że z trudem łapała oddech.
– Czczym mogę służyć? – wyjąkała, zastanawiając się, czy zjawa zniknie, gdy ona przemówi.
– Zaraz się przekonamy – odpowiedział mężczyzna głębokim, dźwięcznym głosem, siejąc srebrne błyski spod gęstych, ciemnych rzęs.
Jamie umknęła w stosunkowo bezpieczne schronienie za ladą.
– Czczego pan szuka? – zapytała i oblała się rumieńcem, kiedy nieznajomy uśmiechnął się w odpowiedzi, a jego spojrzenie z wolna powędrowało od ust Jamie w dół, do jej różowego sweterka z angory, a potem równie wolno wróciło do jej oczu.
– Podobają mi się te różowe róże zmieszane z białymi kwiatkami – powiedział w końcu.
– Oddech dziecka – rzuciła Jamie, ciągle wpatrzona w mężczyznę.
– Co takiego? – Uniósł brwi pytająco.
– T-te białe kwiatki – wyjaśniła Jamie. – Nazywają się oddech dziecka. Bo są takie słodkie i delikatne.
– Bardzo ładnie – powiedział, ciągle z tym niewiarygodnie ciepłym, pięknym uśmiechem na ustach.
W końcu Jamie z trudem oderwała wzrok od nieznajomego i odwróciła się w stronę wiązanek. W lustrze widziała jednak odbicie mężczyzny, jego oczy śledziły każdy jej ruch. Ręce jej się trzęsły, kiedy sięgała po bukiet. Na litość boską, Jamie, weź się w garść, skarciła siebie w duchu, zaciskając dłonie na wazie. Niech ci się nic nie wydaje. On jest po prostu klientem.
– Proszę bardzo, gotowe – oznajmiła odwracając się i położyła kwiaty na ladzie. – Oddam je panu za pięć dolarów. I tak nie dotrwają do środy. Chyba że pan chce, żeby dostarczono je pod wskazany adres. W takim razie za dodatkową opłatą.
– To nie wchodzi w grę – odrzekł mężczyzna oddzielając pięciodolarowy banknot od grubego zwitka, który wyciągnął z kieszeni skórzanej kurtki. Właśnie wtedy wyzywająca ruda piękność weszła do kwiaciarni. – Odpowiada ci to, Cissie? – zapytał, zwracając się do niej.
W pogrążoną w nierealnym świecie Jamie jakby piorun strzelił. No to masz z głowy mężczyznę swoich marzeń, pomyślała, starając się zignorować niemądre uczucie złości, które ją nagle ogarnęło. Natychmiast rozpoznała w kobiecie Cissie Bergstrom, piosenkarkę, o której mówił Ralph. A zatem tym zielonookim czarusiem musi być Zack Dunham. Jamie zmierzyła kobietę zimnym spojrzeniem. Nigdy nie miała wysokiego mniemania o jej śpiewie, przypominającym miauczenie kota. Pasował jednak do twarzy, która miała niechętny, rozdrażniony wyraz, kiedy taksowała róże, bębniąc niecierpliwie o ladę jaskrawo polakierowanymi paznokciami.
– Są przesłodzone – orzekła. Wskazała na wazon na wystawie. – Proszę mi dać te czerwone goździki.
– Jak chcesz – mężczyzna wzruszył ramionami. – Mogą być czerwone goździki.
Jamie rzuciła mu litościwe spojrzenie i wzięła róże, by umieścić je z powrotem w wazonie. Jak mógł się związać z taką kobietą? Czy on ma choć odrobinę zdrowego rozsądku? Nic dziwnego, że jego ojciec tak się niepokoi.
– Chwileczkę – powstrzymał ją. – Te róże także biorę.
Wręczył Jamie pieniądze z jeszcze jednym zniewalającym uśmiechem.
– Róże są dla pani – dodał miękko. – Jakoś do pani pasują.
Słowa te spowodowały suchość w ustach Jamie. Męskie palce dotknęły jej palców, gdy wciskał pieniądze w jej bezwładną dłoń. Poczuła, jakby między nimi przeskoczyły elektryczne iskry. Stała, wpatrzona w niego, bez słowa i poczuła ponowny zawrót głowy. Ostry, kobiecy głos sprowadził ją natychmiast na ziemię.
– Proszę, proszę, ależ z ciebie niepoprawny podrywacz – zakpiła kobieta, spoglądając na niego lodowato.
– Daj spokój, Cissie – w głosie mężczyzny zabrzmiało wyraźne ostrzeżenie.
– Jaja nie mogłabym – Jamie zabrakło tchu. Pochwyciła wiązankę róż i szybko wstawiła ją z powrotem do wazonu, następnie nerwowo wybrała goździki i położyła gwałtownie przed kobietą. – Bardzo przepraszam – jęknęła z policzkami czerwonymi z zakłopotania.
– Nie daj mu się nabrać, moja droga – ostrzegła tamta. – Ile?
– Hm, piętnaście dolarów – odpowiedziała Jamie, unikając spojrzenia mężczyzny, który znów wbił w nią wzrok.
– Zapłać pani, Zack – rozkazała kobieta, potwierdzając przypuszczenia Jamie co do tożsamości mężczyzny, sama zaś wzięła wiązankę i ruszyła w stroną drzwi do hotelu.
Zack Dunham podał Jamie dwudziestodolarowy banknot.
– Proszę zatrzymać resztę i zabrać te róże do domu. Chciałbym, żeby zostały z panią. Tak bardzo pasuje pani do tych różowych pączków i „oddechu dziecka”.
Jamie posłała mu wściekłe spojrzenie i wyjęła z szuflady pięć dolarów.
– Nie, bardzo dziękuję, ale nie trzeba, panie Dunham – powiedziała zimno, wręczając mu pieniądze. – To nie wypada.
Zack Dunham pochylił się ku niej, opierając łokcie na ladzie.
– No, no, czytuje pani kronikę towarzyskich plotek – pokręcił głową z naganą. – Nie powinna pani wierzyć w te bzdury. – Znowu uśmiechnął się ciepło, porozumiewawczo. – Kiedy będzie pani wolna, panno – panno, prawda?
– Panna Exeter! – rzuciła oschle Jamie. – I nie, z pewnością nie będę wolna. Powinien pan się wstydzić. To bardzo brzydko z pana strony wdawać się we flirt z jedną kobietą, gdy towarzyszy pan innej. Pomijam już fakt, że jest pan prawie zaręczony.
Zack roześmiał się serdecznie.
– Jak to cudownie spotkać kobietę, która mówi szczerze to, co myśli – oznajmił. – W zasadzie powinienem się teraz wstydzić, ale nie potrafię. Czy w przeciwnym razie mógłbym tu jeszcze być i rozmawiać z panią?
– A nie powinien pan tego robić. Musi pan popracować nad swoim sumieniem – napomniała go surowo Jamie, pragnąc z całego serca, żeby jak najszybciej opuścił kwiaciarnię, zabierając pieniądze i ten niepokój, który towarzyszył jego obecności. Bliskość mężczyzny powodowała, że jej górna warga pokryła się kropelkami potu. Przysunęła mu bliżej banknoty.
– Wydaje mi się, że stanowczo powinien pan wyjść. Nim Jamie zdołała cofnąć rękę, Zack pochwycił ją i podniósł do ust.
– Mam nadzieję, że będzie miała pani udany wieczór, panno Exeter – powiedział, uśmiechając się ciągle, podczas gdy Jamie na próżno starała się uwolnić rękę z jego uścisku.
– A ja mam nadzieję, że nauczy się pan lepszych manier!
– odparowała. – Proszę już iść!
– Ani myślę, dopóki nie powie mi pani, jak pani na imię – odpowiedział. – Panna Exeter brzmi nazbyt formalnie dla kogoś, kto chciałby poznać panią dużo bliżej.
– Ale ja nie życzę sobie poznawać pana bliżej – parsknęła Jamie.
Zack roześmiał się znowu, po czym rozejrzał się wokół.
– Aha! – wykrzyknął na widok pudełeczka z wizytówkami przy kasie i wziął jedną. – „Kwiaty prosto z serca”, Jamie Exeter, właścicielka – odczytał. – Jamie. Podoba mi się. Pasuje także do różowych róż i „oddechu dziecka”. – Wsadził wizytówkę do kieszeni, uniósł dłoń Jamie i złożył na niej pocałunek.
– Szczęśliwego Nowego Roku, Jamie – powiedział czule. – Bardzo bym chciał nie musieć jechać jutro do Nowego Jorku, a potem do Afryki, ale na pewno zobaczymy się, kiedy wrócę. Możesz na to liczyć.
– Proszę się nie trudzić. Absolutnie nie interesuje mnie ktoś tak... tak niesolidny jak pan – wypaliła Jamie, próbując zignorować omdlenie dłoni i przyspieszone bicie serca.
Po raz pierwszy wyraz nonszalancji na twarzy Zacka ustąpił miejsca szczeremu niezadowoleniu.
– Ci przeklęci gazetowi plotkarze i ich bzdurne wymysły – burknął. – Mam tego dosyć.
– Zack, cóż cię, u licha, trzyma tak długo? – dopytywała się Cissie Bergstrom, zaglądając przez drzwi, a jej jaskrawo umalowane usta zacisnęły się nieprzyjemnie.
– Już idę – zawołał krzywiąc się. Ruszył do wyjścia, gdy nagle wrócił i przechylił się przez ladę do Jamie. – Od tej chwili – powiedział cicho – proszę nie wierzyć żadnym informacjom o mnie, póki nie powiem, że są prawdziwe. – I odszedł, pogwizdując z cicha.
Jamie odprowadzała go wzrokiem z tym samym poczuciem nierzeczywistości, jakby spodziewała się, że oboje z Cissie rozpłyną się w niebycie, gdy tylko on przekroczy drzwi. Jednak wściekła twarz Cissie była najzupełniej rzeczywista i po szybkości, z jaką poruszały się jej usta, było jasne, że Zack wysłuchiwał ostrej reprymendy. Jamie potrząsnęła głową z westchnieniem. To, czego była świadkiem, zupełnie nie wyglądało na romans stulecia. No, ale wydaje się, że niektóre pary kochają sprzeczki.
– Nie miałabym zaufania do tego człowieka za żadne skarby świata – mruczała Jamie do siebie wkładając płaszcz, ostatnim rzutem oka kontrolując kwiaciarnię i gasząc światło. Wyobrażał sobie, że złapie ją na numer o pragnieniu poznania jej lepiej! Czy mu się wydaje, że jest aż tak naiwna? Wychodząc z hotelu, Jamie omal nie zderzyła się w drzwiach z wysokim, siwowłosym mężczyzną.
– Proszę mi wybaczyć – uśmiechnęła się przepraszająco usuwając się na bok.
– Proszę zaczekać. – Mężczyzna przytrzymał ją za rękaw. – Jestem Isaiah Dunham. Czy pani Jamie Exeter? W pani kwiaciarni był przed chwilą mój syn?
– No... tak, tak. Był, panie Dunham. – Jamie napotkała spojrzenie najbardziej przenikliwych stalowych oczu, jakie kiedykolwiek widziała. – Czyżby czegoś zapomniał?
– Niczego, o czym powinien – odparł Isaiah Dunham, a jego stalowe oczy przenikały ją na wskroś. Spojrzał jej prosto w twarz. – Ku mej wielkiej uldze Zack powiedział mi przed chwilą, że nie zamierza żenić się z tą Bergstrom. Kiedy zapytałem go, co sprawiło, że zmienił zamiar, powiedział tylko, że spotkanie z panią. Muszę przyznać, że jego gust się poprawia, niemniej niepokoi mnie to, że...
– Chwileczkę, panie Dunham – przerwała Jamie, czując wściekłość, wzrastającą w miarę przedłużania się jego przemowy. – Nie mam żadnych zamiarów wobec pańskiego syna. Nie chciałabym go nawet za darmo. Powiedziałam mu, żeby się ode mnie odczepił. Obawiam się, że pana nabiera.
Oczy Dunhama zwęziły się ze złości i Jamie natychmiast pożałowała swego nietaktownego wybuchu. Ale zanim zdołała zastanowić się nad usprawiedliwieniem, twarz starszego pana rozpogodziła się i wybuchnął gromkim śmiechem.
– Właśnie zamierzałem powiedzieć, jak zmartwiło mnie jego igranie z uczuciami naiwnej kwiaciareczki, ale teraz widzę, że trafił na godnego siebie przeciwnika – powiedział z błyskiem rozbawienia w oczach. – Niech go pani nie osądza zbyt surowo. Naprawdę nie jest tak zepsuty, jak się wydaje, a właśnie pani należy do tego rodzaju młodych kobiet, z którymi powinien spotykać się jak najczęściej.
Jamie czuła, że głupotą będzie robić jakiekolwiek negatywne uwagi o Zacku, a nie przychodziły jej na myśl pozytywne. Uśmiechnęła się więc tylko słabo i nie rzekła nic, co spowodowało nowy wybuch śmiechu Dunhama.
– Jest pani wyjątkową młodą damą – stwierdził. – Większość ludzi w tych okolicznościach starałaby się wychwalać Zacka, mając świadomość, że wkrótce zostanę właścicielem tego hotelu. Doceniam siłę pani charakteru. Mam nadzieję, że Zackowi uda się zatrzeć to fatalne wrażenie, jakie na pani zrobił. – Wyciągnął do Jamie rękę. – Bardzo miło było mi panią poznać, panno Exeter. Oglądałem już salę balową, pani dekoracje są wspaniałe.
– Bardzo panu dziękuję. – Oszołomiona Jamie wymieniła uścisk dłoni i życzenia udanego wieczoru, po czym starszy pan odszedł. Przyszło jej nagle do głowy, że mówienie Dunhamowi, jakoby nie chciała jego syna nawet za darmo, było absolutnym szaleństwem. Gdyby zachowała chociaż odrobinę swego zdrowego rozsądku, prawdopodobnie udałoby się jej powiedzieć coś miłego o Zacku. Ten facet naprawdę zalazł jej za skórę. Zwykle najpierw pomyślała, zanim coś powiedziała. Miała wyjątkowe szczęście, że Isaiah tak zareagował!
Późno w nocy Jamie siedziała w fotelu przed telewizorem, z kotem na kolanach, prawie nie zauważając wspaniałej zabawy sylwestrowej na ekranie. Nieustannie przebiegała pamięcią wszystkie wydarzenia związane z poznaniem Zacka i jego ojca. To było takie deprymujące, to nagłe pojawienie się przed nią wyśnionego dzień wcześniej ideału. Przez moment wydawało się, że naprawdę słyszy te zaczarowane dzwony. A potem Cissie Bergstrom w jednej chwili wszystko zniszczyła. Tę lekcję powinna zapamiętać do końca życia. Jeżeli mężczyzna wygląda jak ideał, to wcale nie znaczy, że nim jest. A Zack Dunham nie jest nim na pewno. Żadna kobieta posiadająca choć trochę godności osobistej nie związałaby się z nim. Tacy Zackowie fruwają nieustannie z kwiatka na kwiatek jak motyle – no, ale to już jej nie dotyczy. Bardzo wątpi, czy naprawdę zamierza wrócić. Ale gdyby jednak...
Jego ojciec nie miał, zdaje się, nic przeciwko temu, żeby Zack kontynuował znajomość z nią, a Isaiah Dunham, tak czy siak, miał w swoich rękach los jej kwiaciarni. Była to trudna sytuacja, ale Jamie postanowiła nie ulegać. Miała wystarczająco dużo silnej woli, żeby nie pozwolić narzucić sobie związku, którego nie chce, i Isaiah będzie musiał się z tym pogodzić. Nie sądziła, aby był tak małostkowy, żeby posunąć się do wymówienia dzierżawy, jeżeli odrzuci zaloty Zacka. A poza tym wcale nie przypuszczała, żeby Zack szczerze mówił o zamiarze poznania jej lepiej. Najprawdopodobniej nigdy go już nie zobaczy i właściwie nie wiadomo, po co tak się tym wszystkim przejmuje.
Dziki hałas wywołany przez trąbienie i gwizdy uprzytomnił jej, że właśnie wybiła północ.
– Szczęśliwego Nowego Roku, Cyrano – westchnęła Jamie. – Mam nadzieję, że to prawdziwy koniec starego roku, a nie już początek nowego. Przejmowanie się Zackiem Dunhamem wyczerpało mnie bardziej, niż cały dzień pracy w kwiaciarni!
Jamie wyłączyła telewizor i weszła do sypialni. Zdążyła rozpuścić włosy, które zwykle nosiła związane w ciasny węzeł na czubku głowy i włożyć piżamę, gdy rozległo się głośne pukanie do drzwi.
– Pewnie państwu Breyers zabrakło lodu – powiedziała do Cyrana i narzuciła różowy, welurowy szlafrok. Po wyłączeniu telewizora odgłosy zabawy u sąsiadów na górze słychać było bardzo wyraźnie. Pośpieszyła do drzwi zawiązując szlafrok. Chociaż była święcie przekonana, że to sąsiad, uchyliła tylko drzwi nie zwalniając łańcucha i ostrożnie wyjrzała. Natychmiast zatrzasnęła je z powrotem z bijącym głośno sercem.
– To absolutnie niemożliwe – szepnęła do siebie. – Mam jakieś przywidzenia. – Przecież Zack Dunham nie mógł stać pod drzwiami jej mieszkania w smokingu i czarnym prochowcu, z włosami i ramionami pokrytymi topniejącym śniegiem.
Rozległo się jeszcze głośniejsze pukanie, któremu towarzyszył niski, głęboki głos.
– Jamie, proszę, wpuść mnie. Nie zostanę długo. Trzęsącymi się rękami zwolniła łańcuch i otworzyła drzwi.
– Co pan tu robi? – zapytała Zacka Dunhama we własnej osobie.
– Przecież powiedziałem, że chcę cię jeszcze zobaczyć – odrzekł z ujmującym uśmiechem – postanowiłem więc nie czekać do mojego powrotu z Afryki i wyszedłem cię poszukać. – Przerwał. – Czy mogę wejść?
– No, cóż, m-myślę, że tak – zgodziła się Jamie. Naprawdę wyglądał na zziębniętego i nie wydawało się, żeby mógł ją skrzywdzić. Cofnęła się wpuszczając go do środka.
– Nie miałam pojęcia, że pada śnieg. Dlaczego szedłeś pieszo, na litość boską?
– Lubię spacerować. Poza tym padać zaczęło, kiedy byłem już w połowie drogi – odpowiedział Zack zdejmując płaszcz i trzymając go ostrożnie. – Jest zupełnie przemoczony.
– Trzeba go będzie zabrać do kuchni – zdecydowała Jamie. – Powieszę go przy grzejniku. – Ruszyła przed Zackiem do kuchni, rozmyślając, jak niezwykle rozpoczyna się ten nowy rok.
– Bardzo mi przykro, jeżeli cię zbudziłem. – Zack najwyraźniej dopiero teraz zauważył, że Jamie jest w szlafroku. Przypomnienie tego faktu wcale jej nie uspokoiło.
– Je-jeszcze się nie położyłam – wyznała. Wzięła jego płaszcz i, wieszając go na sznurze przy grzejniku, dziękowała w duchu swej szczęśliwej gwieździe, że akurat dzisiaj nie ma na nim jej bielizny.
– Teraz – odwróciła się – powinien szybko wyschnąć. Zack obserwował ją i w jaskrawym świetle kuchennym wyraźnie zobaczyła dwa czerwone zadrapania na jego lewym policzku.
– Ach, więc to tak – powiedziała patrząc na niego znacząco. – Cissie nie była zachwycona, gdy oznajmiłeś, że nie zamierzasz się z nią żenić.
– Skąd wiesz? – zapytał Zack. – Czy nie mogę zrobić kroku bez jakiegoś przeklętego dziennikarza...
– To od twojego ojca dowiedziałam się, że postanowiłeś się nie żenić – przerwała mu Jamie. – Domyśliłam się, że jej także to powiedziałeś. – Uniosła brwi i spojrzała na niego chłodno. – Czy dlatego tu przyszedłeś? Przysłał cię ojciec?
– O Boże, nie! – zaprzeczył podniesionym głosem, po czym zniżył go. – Kiedy spotkałaś mojego ojca? Co on ci naopowiadał? Mógłbym usiąść? – Wziął krzesło i usiadł przy kuchennym stole, nawet nie czekając na przyzwolenie.
– Spotkałam twojego ojca w holu – wyjaśniła Jamie i streściła Zackowi całą rozmowę. – Obawiam się, że nie byłam zbyt grzeczna – zakończyła. – Jestem winna przeprosiny wam obu.
– Rzeczywiście, świetnie poradziłaś sobie z ojcem – jęknął Zack. – Podobają mu się ludzie, którzy mówią co myślą, bez owijania w bawełnę. Ale przyjmuję twoje przeprosiny. Należą mi się za to, co powiedziałaś i za przypuszczenie, że ojciec mnie tu przysłał. Cieszę się, że tym razem jest po mojej stronie, ale nie słucham jego rozkazów.
Nigdy nie słuchałem, dlatego niezbyt nam się układało. – Uśmiechnął się z przymusem i przeciągnął dłonią po mokrych włosach. – Czy nie moglibyśmy porozmawiać o czymś przyjemniejszym? Na przykład o tobie.
– Wcale nie jestem pewna, czy to jest przyjemniejsze – odparła nerwowo. Bardzo chciała uwierzyć Zackowi. Wydawał się mówić szczerze. I po cóż szedłby pieszo taki kawał w padającym śniegu? Może wypił za dużo przed wyjściem z hotelu? Nie wyglądał na pijanego, ale nie była tego całkiem pewna. Jedyne, czego była pewna, to jego elektryzującej obecności wypełniającej malutką kuchnię i odbierającej jej odwagę.
– Przydałby ci się ręcznik – zauważyła, kiedy spostrzegła, jak po przeciągnięciu dłonią po włosach strząsa wodę z palców. Szybko przyniosła gruby, miękki ręcznik z łazienki. – Chcesz grzebień? – zapytała jeszcze.
– Dziękuję, nie. Mam jakiś w kieszeni. – Wytarł energicznie włosy. Był teraz zupełnie rozczochrany, ale Jamie uznała, że przez to stał się niebezpiecznie pociągający – jak mężczyzna, który właśnie wyszedł spod prysznica.
Kiedy czesał włosy, Jamie rozpaczliwie szukała jakiegoś bezpiecznego tematu do rozmowy, co pozwoliłoby jej trochę ochłonąć.
– Yhm, może napijesz się czegoś ciepłego? – zaproponowała. – Kawy albo gorącej czekolady?
– Czekolady z przyjemnością, jeżeli nie sprawi to za dużo kłopotu. – Zack znowu uśmiechnął się ujmująco.
– Absolutnie żadnego. Mam czekoladę instant – powiedziała Jamie z ulgą, że nareszcie ma coś do roboty. Postawiła czajnik na gazie i wyciągnęła pojemnik z torebkami czekolady. Przy okazji zrzuciła na podłogę pudełko z rodzynkami.
– Wszystko przez tę ciasnotę – zamruczała, wciskając rodzynki z powrotem. – W moim nowym domu będę miała mnóstwo szafek w kuchni.
– W nowym domu? Czy jest już ktoś w twoim życiu?
– Nie, sama kupuję dom – odparła krótko, przyglądając mu się, gdy wyjmowała dwie filiżanki. W jego głosie zabrzmiała niepokojąca nuta i zastanowiła się, czy nie byłoby jednak mądrzej powiedzieć, że jest ktoś.
– To trochę dziwne – zauważył Zack – gdy kobieta sama kupuje dom.
O to chodzi, pomyślała Jamie.
– Być może tego nie dostrzegłeś – stwierdziła ironicznie – ale czasy się zmieniły. Czyżbyś ciągle jeszcze był zwolennikiem zasady „domku trzech misiów”?
– Zasada „domku trzech misiów”? – roześmiał się Zack, a jego oczy otoczyły się zmarszczkami, które zmusiły Jamie do wysiłku skupienia się na przygotowywanej czekoladzie.
– No, tak. Pogląd, że w każdym domu powinni mieszkać mama miś, tata miś i dziecko miś – wytłumaczyła. – Wątpię, czy taka trójka mieszka choćby w połowie dzisiejszych, domów.
– To wielka szkoda – stwierdził Zack. – Masz rację, uważam, że tak powinno być.
Jamie miała duże wątpliwości, czy Zack nadawałby się na tatę misia w przeciętnym domu, uznała jednak, że nie jest to najwłaściwszy temat do dalszego rozważania.
– Wspominałeś, że jedziesz do Afryki – powiedziała, nalewając wrzątku do filiżanek. – To brzmi bardzo interesująco. Założę się, że nie możesz się doczekać wyjazdu.
– Nie wiesz o mnie zbyt wiele, prawda? – zachichotał Zack.
– Tak – nachmurzyła się Jamie, wręczając mu filiżankę i siadając naprzeciwko. – A skąd mam wiedzieć? Wbrew temu, co twierdziłeś wcześniej, nigdy nie czytuję gazetowych plotek. Gdyby ktoś mi dzisiaj przypadkiem nie wspomniał o twoim romansie z Cissie Bergstrom, nie miałabym o tym pojęcia.
– To cudowna wiadomość – uśmiechnął się Zack. – Nie będę musiał wyjaśniać tych wszystkich fałszerstw na mój temat. Jesteś pewnie przekonana, że jestem nieokrzesanym, niegodnym zaufania gburem. A to wszystko nieprawda. Jego uśmiech mógłby stopić lód, pomyślała Jamie, wbijając wzrok w filiżankę.
– No to co z tą Afryką? – wróciła do przerwanego wątku.
– Bardzo często tam jeżdżę – wyjaśnił Zack. – Zarządzam „Fantastycznymi podróżami”, które są częścią imperium Dunhamów. Prowadzę osobiście dziesięć wycieczek rocznie – do Afryki, na Alaskę lub na morza południowe. Gdybym naprawdę był takim nieokrzesanym gburem, czy mógłbym prowadzić jedno z najlepszych biur podróży na świecie?
– To prawda, nie mógłbyś – przyznała Jamie, spoglądając na niego z szacunkiem.
– Założę się, że uznałaś mnie za jednego z tych złotych, nic nie robiących playboyów – pokpiwał z niej Zack. – Może odtąd nie będziesz osądzała nikogo, zanim nie poznasz faktów.
– Postaram się – przyrzekła – Ale musisz przyznać, że ludzi sądzi się przede wszystkim po ich zachowaniu. Poza tym, jeżeli można na kimś polegać w interesach, to nie znaczy, że także w życiu osobistym.
– Masz rację. Nie zawsze – zgodził się. – Popełniłem wiele błędów.
Przechylił głowę, przyglądając się Jamie uważnie. – A jak z tobą? Dlaczego taka piękna kobieta spędza sylwestra sama w domu? Nie spodziewałem się, że cię zastanę, potrzebowałem spaceru dla uspokojenia i łudziłem się, że może jednak będziesz. Chciałem się upewnić, że nie byłaś złudzeniem. No i nie jesteś.
– Zaczęłam dzisiaj pracę o piątej rano – wyjaśniła Jamie, próbując odpędzić zadowolenie wywołane jego komplementami. – Sylwester to jeden z najpracowitszych dni w tym zawodzie. Wieczorem jestem zupełnie wykończona. Jedyne, o czym marzę, to usiąść i wyciągnąć nogi. Zazwyczaj drzemię przez godzinę, ale dzisiaj byłam zbyt spięta i nie mogłam się odprężyć.
I to przez ciebie, pomyślała, ale nigdy ci tego nie powiem.
– Już pierwsza. – Zack spojrzał na zegarek. – Byłaś na nogach ponad dwadzieścia godzin. Lepiej będzie, jak już sobie pójdę i pozwolę ci się położyć, zanim ostatecznie uznasz, że jestem bezmyślny i nieczuły dla innych. – Dokończył pić czekoladę i podniósł się. – Serdeczne dzięki za gorącą czekoladę i uratowanie mnie przed przeziębieniem. I za to, że tu jesteś, co mnie upewniło, że istniejesz naprawdę. Wydawało mi się, że spotkanie z tobą było tylko snem.
– Ależ... ależ proszę bardzo – wyjąkała Jamie zaskoczona jego nagłą decyzją odejścia. Od momentu jego wejścia miała dziwne poczucie, że czas zatrzymał się, a oni przebywają w innym wymiarze. – Czy twój płaszcz jest już suchy? Może zawołam taksówkę? – zaproponowała, gorąco pragnąc, aby mu się tak nie spieszyło. – Nie jest zbyt bezpiecznie chodzić ulicami o tej porze.
– Przestało padać i zawsze jest więcej patroli policyjnych w sylwestra – odparł Zack nakładając płaszcz. – Dziękuję za troskę o mnie. To mi daje nadzieję. A to kto? – wskazał na zbliżającego się Cyrana, który ziewał szeroko.
– To jest Cyrano – przedstawiła kota Jamie. – Nosi takie imię, bo przez tę plamę tutaj jego nos wydaje się olbrzymi. Właśnie spał w moim łóżku.
– Ten to ma szczęście – Zack podniósł kota i trzymał go w ramionach. – Cześć, Cyrano. Czy mogę liczyć, że przypilnujesz, aby od tej chwili nikt inny nie dzielił łóżka z twoją panią?
– Takie rzeczy nie są w moim stylu! – parsknęła Jamie, mierząc go wściekłym spojrzeniem. – A poza tym to nie twoja sprawa.
Powinna była wiedzieć, mężczyzna z takimi oczami ma na myśli przede wszystkim łóżko.
Zack podrapał Cyrana pod brodę, patrząc na niego z zamyśleniem.
– Jeżeli to nie moja sprawa, to po co mi to szczerze wyznała? – spytał kota.
– Bo nie podobają mi się twoje dwuznaczne insynuacje – oświadczyła Jamie zimno. – Żyjesz w świecie, w którym wszystko dzieje się znacznie szybciej, niż w moim. Powinnam była być na to przygotowana.
– Już ci mówiłem, żebyś nie wyciągała zbyt pochopnych wniosków co do mojej osoby. – Zack postawił kota na ziemi.
– No i co mi zrobisz? – natarła na niego.
Zack wyprostował się i przyglądał Jamie z zastanowieniem. W jego oczach pojawił się dziwny, daleki wyraz zamyślenia, jakby patrząc na nią starał się jednocześnie zajrzeć w głąb jej duszy. Poczuła, jak ciarki przebiegły jej po krzyżu, jakby dotknął jakiegoś nerwu. Chciała zapytać, o czym myśli, czy za tymi ślicznymi, zielonymi oczami kryje się wątpliwość co do sensu jego wizyty i czy jest zadowolony, że przyszedł. Nagle bardzo zapragnęła, żeby był zadowolony. W końcu odetchnął głęboko i uśmiechnął się niewyraźnie.
– Sądzę, że starałem się coś ci uświadomić – zaczął. Wydawało się, że pytanie Jamie padło tak dawno, że ona sama prawie o nim zapomniała. Przez chwilę patrzyła na niego nieprzytomnie, po czym, przypominając sobie, zapytała:
– Uświadomić mi co?
– Nie jestem zupełnie pewien – odparł Zack. – Może to, że mógłbym stać tak wieki, patrząc na ciebie i pragnąc się dowiedzieć, co skrywają te twoje śliczne, błękitne oczy. Wydaje mi się jednak, że musimy to zostawić do następnego razu. Widzę, jaka jesteś zmęczona.
Schylił się i pogłaskał Cyrana, po czym ruszył prosto do drzwi. Jamie wyjrzała przez okno w pokoju. – Spadło mnóstwo śniegu – zwróciła się do Zacka. – Jesteś pewien, że obejdziesz się bez taksówki? Masz nieodpowiednie buty.
– Nie chcę taksówki, muszę się przejść – pokręcił głową Zack. – Potrzebuję tego jeszcze bardziej niż przedtem.
To stwierdzenie zdziwiło Jamie, ale uznała, że lepiej zostawić je bez komentarza.
– Idź ostrożnie – powiedziała wobec tego, odprowadzając gościa do drzwi. – Pewnie jest bardzo ślisko.
– Życie jest śliskie – odparł z bladym uśmiechem. – Do głowy by mi nie przyszło, że tak zacznę Nowy Rok.
– Mnie też – dodała Jamie. Nie była pewna, co miał na myśli, ale odczuwała podobnie. – Mam-mam nadzieję, że podróż do Afryki będzie udana.
– Zawsze jest wspaniała i interesująca, ale... – Głos Zacka zamarł, a on wpatrywał się w Jamie tak jarzącymi się zielonymi oczami, że nagle zaparło jej dech. Delikatnie pogładził ją po włosach i mogła przysiąc, że dotknięcie to wyzwoliło jakiś ładunek elektryczności, który przebiegł przez nią jak płomień. Była pewna, że zamierza ją pocałować i całym wysiłkiem woli walczyła z pokusą zwilżenia językiem warg. Jej puls przyśpieszał, a w głowie myśli, że nie powinna mu na to pozwolić, walczyły z pragnieniem, żeby to jednak zrobił. Kiedy dotknął jej karku, zesztywniała, jakby panicznie przestraszona. Wyczuł to i uśmiechnął się łagodnie, a ciepło tego uśmiechu spowodowało gwałtowne bicie serca.
– Czy bardzo się przestraszysz, jeśli cię pocałuję? – zapytał.
Słysząc to pytanie, Jamie oblizała nerwowo wargi i przełknęła ślinę, czując tkwiącą w krtani wielką kulę.
– Ależ, ja – zaczęła, i straciła oddech, gdyż Zack pochwycił ją w ramiona przybliżając swoje usta do jej warg tak szybko, że nie miała czasu powiedzieć nic więcej. Potem już nic nie mogła z siebie wykrztusić, nawet gdyby bardzo chciała. Gwałtowny wstrząs przebiegł przez jej ciało tak, że straciła równowagę i musiała chwycić się Zacka, aby ją odzyskać. Jej umysł przestał pracować i czuła jedynie, jak mężczyzna przyciąga ją coraz bliżej, jakby stapiali się w jedno. Wtem przerwał, równie gwałtownie, jak zaczął i cofnął się. Ciągle jednak trzymał ją blisko, a policzek przytulał do jej włosów. Słyszała jego nierówny oddech, czuła napięcie w muskularnym ciele i silnych ramionach. Mogłaby powiedzieć, że walczy z ogromnymi emocjami i przyszło jej do głowy, że gdyby przerwał i znowu zaczął ją całować, poddałaby się mu bez walki. Ostrożnie wyswobodziła się z jego ramion i spojrzała na niego. Ku jej zdziwieniu wydawał się równie oszołomiony, jak ona sama.
– Dobrze się czujesz? – zapytała.
Zack potrząsnął głową, wziął głęboki oddech i uśmiechnął się.
– Zdaje się, że na balu wypiłem o jeden kieliszek za dużo – stwierdził. – Przez chwilę czułem się tak, jakby ktoś zdzielił mnie w głowę. Zobaczyłem gwiazdy i usłyszałem dzwony.
– Naprawdę nie powinieneś wracać pieszo do hotelu – zatroskała się Jamie.
– Zimne powietrze mnie orzeźwi – zapewnił ją Zack. Położył rękę na klamce i zatrzymał się. – Skontaktuję się z tobą. Dbaj o siebie.
– Ty też – dodała.
– Cały czas – zapewnił Zack, po czym otworzył drzwi i wyszedł nie obejrzawszy, się za siebie.
Jamie poczuła nagłą pustkę i ogromne zmęczenie. Co za dziwny człowiek z tego Zacka Dunhama, dumała idąc do sypialni. Nadal nie miała pojęcia, dlaczego ją odwiedził i co teraz sobie o niej, po tej wizycie, myśli. Być może nigdy się o tym nie dowie, ale takie przypuszczenie sprawiło jej fizyczny ból.
– Coś mi się wydaje, że on mi się podoba – rzekła do Cyrana, który przyglądał się jej z ciekawością przekrzywiając łebek. – Jest znacznie sympatyczniejszy niż myślałam. – Zgasiła światło i w ciemnościach twarz Zacka stanęła jej przed oczami jak żywa. Otuliła się kołdrą i znowu poczuła, jakby jego ramiona objęły ją ciasno. Było jej tak lekko, że mogłaby unieść się w powietrze, prosto do nieba.
– A może, mimo wszystko, on naprawdę jest mężczyzną moich marzeń? – zamruczała i zapadła w sen.
– Pomyślałam, że mam przywidzenia, wyglądał właśnie tak, jak sobie wyobraziłam w drodze do domu – opowiadała Jamie następnego dnia ciotce Marcie, opisując poznanie Zacka w swej kwiaciarni, podczas gdy ciotka przygotowywała indyka do pieczenia na noworoczny obiad. – Zaczął ze mną od razu flirtować i nawet po wejściu Cissie Bergstrom nie przestał, chociaż było jasne jak słońce, że jest strasznie wściekła. Czułam się okropnie skrępowana. A kiedy wyszła, powiedział mi, żebym nie wierzyła gazetowym plotkom o ich narzeczeńskich zamiarach i zapytał, kiedy będę wolna. Odpowiedziałam mu, że nie będę i żeby przestał zawracać mi głowę. Po jego odejściu zjawił się jego ojciec, który oznajmił, że Zack nie ma ochoty poślubić Cissie, ponieważ spotkał mnie. Myślałam, że chce mi coś wyperswadować, więc szybko mu przerwałam, że nie chcę jego syna nawet za darmo i wtedy...
Marta Bellamy upuściła z hałasem wielką, metalową łyżkę.
– I ty to powiedziałaś Isaiahowi Dunhamowi? Dziecko, bój się Boga!
– Ależ nic się nie stało. Pan Dunham roześmiał się i powiedział, że Zack powinien częściej się ze mną spotykać. A później Zack pojawił się w moim mieszkaniu po północy i...
– Jamie, przerwij na chwilę! – rozkazała ciotka. – Bert, chodź posłuchać!
Kiedy wujek Bert wszedł do kuchni z pytającym wyrazem twarzy, jego żona wyjaśniła:
– Musisz posłuchać, co się wydarzyło Jamie zeszłej nocy. A teraz, Jamie, zacznij od początku i nie pędź tak. Musisz nam wszystko opowiedzieć.
Jamie westchnęła i zaczęła jeszcze raz. Szczegółowo zrelacjonowała wizytę Zacka, ale pominęła jego pocałunek.
– Próbowałam namówić go na taksówkę, ale nie chciał. Stwierdził, że potrzebuje spaceru – zakończyła.
Wuj roześmiał się i pokręcił głową.
– Biedny facet, a to wpadł. Mogę coś o tym powiedzieć. Sam pamiętam, jak to było. – Mrugnął do żony. – To uczucie, jakby cię ktoś zdzielił po głowie.
– Och, wujku Bercie, przestań – jęknęła Jamie. – Czy to możliwe, żeby mężczyzna, który zwiedził cały świat z ludźmi ze śmietanki towarzyskiej, mógł zainteresować się mną? Przecież nie należę do jego sfery.
– Nie wpadaj w kompleksy, kochanie – powiedziała ciotka. – Jesteś wystarczająco ładna i inteligentna, by dać sobie radę w każdej sferze.
– Ale to i tak nie ma znaczenia – upierała się Jamie. – Bo znajomość z mężczyzną, który jest nieustannie w podróży, nie ma przyszłości. Nie mam najmniejszego zamiaru porzucać mojej kwiaciarni, żeby uganiać się za nim po świecie.
– Widzę, że usilnie starasz się coś sobie wyperswadować – uśmiechnął się wujek. – A może powinnaś pomyśleć o kompromisie? Prawdziwa miłość często wymaga pójścia na kompromis, prawda, Marto?
– Bardzo często – potwierdziła żona.
– Uprzedzasz fakty – zaoponowała Jamie. – I to bardzo.
Nie mam pojęcia, czy Zack w ogóle wróci i czy ja mam na to ochotę.
– Założę się, że masz, i dałbym za to konia z rzędem, gdybym go posiadał – oznajmił Bert Bellamy.
Jamie pokręciła głową, po czym ucałowała go serdecznie w policzek.
– I tak cię kocham, mój zwariowany wujaszku. Czas wszystko wyjaśni.
Przez cały styczeń starała się powtarzać sobie to filozoficzne powiedzenie i stwierdziła, że nie jest to łatwe. Dzień św. Walentego, dzień wyznawania miłosnych uczuć, był coraz bliżej i jej kwiaciarnię nieustannie wypełniał tłum zakochanych młodych mężczyzn. Wyglądali na pogrążonych w stanie będącym mieszaniną szczęścia i bólu, który sama odczuwała. Rozmyślanie o Zacku Dunhamie dawało jej mnóstwo szczęścia, ale brak wiadomości od niego przynosił wiele cierpień. I to cierpień zupełnie bez powodu, co powtarzała sobie surowo przynajmniej raz dziennie. Powiedział tylko, że się z nią skontaktuje, ale nie powiedział wcale kiedy, poza tym to mogło nic nie znaczyć. Oprócz tego, tłumaczyła sobie rozsądnie, prawdopodobnie jest niezwykle zajęty, a z miejsc, gdzie przebywał, nie było łatwo o kontakt. Ale na dnie duszy tkwiła uparta myśl, że gdyby mu naprawdę zależało – znalazłby sposób, żeby się do niej odezwać. A zatem powinna się przyzwyczaić do myśli, że najpewniej nigdy już go nie zobaczy.
Cały wysiłek przyzwyczajania się do tej myśli przepadł po telefonie z biura Isaiaha Dunhama, wzywającego ją na spotkanie w sprawie dzierżawy kwiaciarni, które wyznaczono późno w poniedziałek przed Dniem św. Walentego. Isaiah z miejsca przekazał jej wiadomość, że Zack przyjedzie za kilka dni, aby reklamować swoje wycieczki.
– Nie będziesz miała nic przeciwko temu, gdyby zechciał się z tobą spotkać? – zapytał. – Byłbym ci bardzo wdzięczny, gdybyś dała mu jeszcze jedną szansę.
Jamie od razu zorientowała się, że Zack nie wspomniał ojcu o wizycie w jej domu. Uznała, że nie do niej należy informowanie starszego pana o poczynaniach Zacka.
– Nie miałabym nic przeciwko temu – oświadczyła.
– To znakomicie! – rozpromienił się Isaiah, po czym natychmiast spoważniał. – Nie mów mu, że rozmawiałem z tobą na ten temat. Będzie wściekły, mówiąc oględnie.
– Oczywiście, ani słowa – zapewniła Jamie, myśląc jednocześnie, że mogłoby to być bardzo zabawne, gdyby nie było takie smutne. Ta niemożność porozumienia się ojca i syna.
Isaiah wyraźnie się cieszył.
– A teraz, młoda damo, chciałbym, żebyś mi pokazała swoją kwiaciarnię, a potem, przy obiedzie, omówimy sprawę dzierżawy. Przejrzałem twoje księgi rachunkowe, są prowadzone zadowalająco. Zamierzam przedstawić ci trochę inne warunki dzierżawy, ale sądzę, że dojdziemy do porozumienia.
Jamie była bardzo ciekawa tych nowych warunków, ale nie miała czasu, by się nad tym zastanawiać. Musiała wytężyć całą uwagę, żeby nadążyć z informowaniem Isaiaha, który zaprezentował swoją słynną bystrość w prowadzeniu interesów, wypytując szczegółowo o wszystko – od zasad reklamy do wprowadzania ulepszeń. Wydawał się zupełnie zadowolony, kiedy oświadczył, że pora usiąść i omówić szczegóły.
– Mam mnóstwo planów związanych z tym hotelem i wymagają one twojej ścisłej współpracy – oznajmił przy obiedzie. I natychmiast zarzucił ją nowymi pomysłami dotyczącymi dekoracji kwiatowych, zimowych ogrodów, solarium. To były podniecające plany i Jamie przyłączyła się do nich, sugerując kilka własnych rozwiązań. Nie była pewna, jakie to na nim zrobiło wrażenie, dopóki w końcu nie przeszedł do omawiania warunków finansowych.
– Widzisz więc, Jamie, że nie prowadzę swoich hoteli w rutynowy sposób i że nie będzie to zwykły rodzaj dzierżawy – rzekł. – Te sklepy tutaj są nieodłączną częścią hotelu, zatem powinny mieć udział w ogólnych zyskach. W ten sposób wszyscy bierzemy udział i jesteśmy odpowiedzialni za powodzenie całego przedsięwzięcia. Stwierdziłem, że ten sposób daje znacznie więcej motywacji do pracy, chociaż tobie nie wydaje się to potrzebne. Czy gotowa jesteś rozważyć takie warunki?
– Ależ, oczywiście! – Jamie prawie nie wierzyła własnym uszom. – Jasne, że chciałabym poznać szczegóły...
– Znakomicie – rozpromienił się znowu Isaiah. – Powiem mojemu finansiście, żeby omówił z tobą warunki kontraktu i przygotował dokument do podpisu.
Podniósł się od stołu, dając Jamie do zrozumienia, że rozmowa skończona. Udało się jej pożegnać z wdziękiem, chociaż czuła straszny zamęt w głowie od prób nadążenia za tokiem myśli Isaiaha i jednoczesnego przeżywania wiadomości, że Zack wkrótce przyjeżdża. Czuła na przemian wielkie podniecenie i strach, kiedy wsiadała do samochodu. Wiedziała jedno – musi natychmiast porozmawiać z ciocią Martą i wujkiem Bertem.
– Mój Boże, Jamie, co się stało? – wykrzyknął wuj Bert, gdy Jamie wtargnęła do nich z takim impetem, że zadźwięczała porcelana w kredensie.
– Byłam na obiedzie z Isaiahem Dunhamem – wyrzuciła z siebie Jamie jednym tchem – i moja kwiaciarnia stanie się nieodłączną częścią hotelu i będę miała udział w jego zyskach i zrobimy fontannę w restauracji, i kwiaty będą wszędzie, i... Zack przyjeżdża za kilka dni – dokończyła bez tchu.
– Czyżby się w końcu odezwał? – zapytała ciocia Marta.
– Nie, jego ojciec mi o tym powiedział – odparła Jamie, przekazując ciąg dalszy rozmowy z Isaiahem. – Teraz jestem całkowicie pewna, że to nie on wysłał Zacka do mnie wtedy wieczorem. No i wkrótce się dowiem, czy Zack w ogóle chce się ze mną spotkać. Jeżeli się nie odezwie, to będzie znak, że go wystraszyłam na dobre.
– Nie sądzę, abyś to ty go wystraszyła – uśmiechnął się znacząco wujek Bert. – Trzydziestokilkuletni przystojny mężczyzna, który z niejednego pieca chleb jadł, może wpaść w panikę tylko wtedy, jeżeli stwierdzi, że się naprawdę zakochał.
– Nie byłabym tego pewna – westchnęła Jamie. Ostatnio przyszło jej do głowy, że Zackowi nie przypadła do gustu znajomość, która nie przekroczyła progu sypialni.
– A ja się założę, że o nic nie chodziło – oświadczyła ciotka Marta. – Był po prostu bardzo zajęty. Daj nam znać, gdy tylko się odezwie.
– Jasne – przyrzekła Jamie, nie czując się w połowie tak pewna, jak wuj i ciotka. Wiedziała, że ich zdaniem żaden mężczyzna przy zdrowych zmysłach nie mógłby jej się oprzeć.
Szczęśliwie następne trzy dni, łącznie z Dniem św. Walentego, były niezwykle pracowite. Jamie nie miała czasu myśleć o niczym innym, jak tylko o nadążaniu z robotą. Jednakże wieczorami z trudnością skupiała się na śledzeniu akcji najgłupszego serialu telewizyjnego, ponieważ jednym uchem stale była przy telefonie.
To ciągłe czekanie i zastanawianie się zaczęło jej działać na nerwy. Kiedy po szaleńczym dniu pracy w Dzień św. Walentego dotarła do domu, właśnie dzwonił telefon. Rzucając się w jego kierunku potknęła się o Cyrana i uderzyła boleśnie w goleń.
– Halo! – warknęła, rozcierając bolącą nogę.
– Słyszę, że jesteś wściekła – doszedł ją głos ciotki Marty. – Czy Zack już się odezwał?
– Nie, jeszcze nie, a jestem wściekła, bo potknęłam się o Cyrana i strasznie rąbnęłam się w goleń.
– No, to pewnie odezwie się wkrótce – powiedziała ciotka uspokajająco. – Jest w St. Louis. Dzisiejsza wieczorna gazeta zamieściła jego zdjęcie.
– Dziękuję za wiadomość – odparła Jamie sucho. – Jeżeli teraz się do mnie nie odezwie, to będzie prawdziwy cios. Zadzwonię do ciebie później, dobrze? Cyrano wpada w szał, bo nie dostał jeszcze swojej kolacji.
– Tak, tak, kochanie, już się rozłączam – powiedziała ciotka Marta tak znaczącym tonem, że Jamie instynktownie zrobiła grymas do słuchawki.
– Wcale nie jestem pewna, czy w ogóle chcę, aby Zack Dunham się odezwał – przemawiała do Cyrana, który pałaszował z hałasem kolację. – Chyba powinnam dać sobie z nim spokój. Nie powiem, żeby było dużo do dawania. Przecież nie jestem w nim zakochana, ani nic w tym stylu.
Cyrano rzucił jej pogardliwe spojrzenie.
– Tylko ze mną nie zaczynaj – zmarszczyła się – bo zacznę ci kupować to tanie jedzenie, którego nie znosisz. A teraz zabieram się za gazetę. Już pora, żeby poważnie zacząć rozglądać się za nowym domem.
Jamie powiesiła płaszcz, zrzuciła pantofle i boso pomaszerowała po gazety do holu. Zwolniła łańcuch, otworzyła drzwi i odskoczyła wstrzymując oddech. Tam właśnie, przed jej drzwiami, stał Zack Dunham.
– Zack! Skąd się tu wziąłeś? – zapytała Jamie, gdy tylko odzyskała trochę równowagi. Wyglądał tak pięknie z błyszczącymi, zielonymi oczami jaśniejącymi w opalonej twarzy. I znowu przeżywała to uczucie nierzeczywistości, jakiego doznała podczas ich pierwszego spotkania. Czy rzeczywisty, żywy mężczyzna wyglądałby tak doskonale, pomyślała wpatrując się w niego. Płatki śniegu przylgnęły do jego włosów i otaczającego szyję futrzanego kołnierza skórzanej, lotniczej kurtki. Przez kilka chwil on także wpatrywał się w nią z natężeniem, jakby również nie był całkiem pewien, że ma przed sobą żywą osobę. Wtem, gdy Jamie zaczynała się już zastanawiać, dlaczego tak się jej przygląda, na jego usta z wolna wpłynął uśmiech, a w oczach pojawiło się znajome ciepło, które tak często wspominała.
– Cześć, Jamie – przywitał ją. – Musisz być jasnowidzem. Nawet nie nacisnąłem dzwonka. – Wyciągnął zza pleców mięciutkiego, pluszowego słonia z wielką czerwoną kokardą wokół szyi. – Pomyślałem, że pewnie widziałaś dzisiaj wystarczająco dużo kwiatów, a ja jestem miłośnikiem słoni. Wszystkiego najlepszego w Dniu św. Walentego.
Jamie spoglądała to na Zacka, to na słonia. Szczerze pragnęła być jasnowidzem. Takie nagłe pojawienie się mężczyzny tuż przed nią ogłuszyło ją jak przysłowiowy grom z jasnego nieba, kręciło jej się w głowie i nie mogła złapać tchu. W końcu przyjęła słonia, uśmiechnęła się i niepewnym gestem zaprosiła Zacka do środka.
– Dziękuję. Strasznie ci dziękuję. To była... niespodzianka. Wejdź.
Przyjrzała się słoniowi i przytuliła go z całej siły, zanim położyła na stoliku.
– Jest cudowny. Ja też jestem miłośniczką słoni.
– Tak mi się zdawało. – Zack zamknął za sobą drzwi i zaczął zdejmować kurtkę. – Wiem, że powinienem był napisać, ale nic mi nie przychodziło do głowy. Nie jestem zbyt dobry w pisaniu listów – uśmiechnął się niepewnie. – To mnie wcale nie usprawiedliwia, prawda?
Jamie była tak roztrzęsiona, że omal nie zerwała z niego kurtki.
– Pomyślałam, że uznałeś, iż nie byłam dla ciebie zbyt uprzejma – odpowiedziała, wciskając kurtkę do swojej zapchanej szafy. – Obawiam się, że czasem jestem zbyt bezwzględna w swej szczerości.
– O nie, wcale tego nie pomyślałem – pokręcił głową Zack. – Ten sylwestrowy wieczór wydał się mi taki nierealny. Kilkanaście razy byłem o krok od zatelefonowania do ciebie, ale bałem się... – Przerwał, znowu przyglądając się Jamie tak uważnie, że poczuła dreszcz podniecenia przebiegający jej ciało. Jego oczy przyciągały ją jak magnes i zaczęła się do niego zbliżać.
– Czego się bałeś? – spytała.
– Chodź tu – wyciągnął do niej obie ręce.
Jamie wyciągnęła swoje, a jej serce zabiło gwałtownie, gdy chwycił jej dłonie, przyciągając ją bliżej.
– Bałem się – wyznał – że kiedy znów cię zobaczę, to nie będzie już to samo. Że nie doznam tego nieodpartego pragnienia dotknięcia ciebie i że nie będę chciał cię pocałować tak bardzo, że to aż wywoła ból w całym ciele. Ale myliłem się. – Przyciągnął Jamie jeszcze bliżej, jego wzrok krążył po jej twarzy, by znowu zatopić się w oczach. – Strasznie się myliłem – wyszeptał. Uwolnił jej ręce, a swoimi z wolna objął jej szczupłą talię.
Ramiona Jamie otoczyły go machinalnie. Uśmiechnął się i szybko zacieśnił uścisk. Jamie była pewna, że słyszy jej łomocące głucho serce tuż przy swoim i bez tchu czekała na pocałunek, który miał nastąpić. Wcale się nie obawiała, że tym razem nie będzie tak cudownie. Nie obchodziło jej zupełnie, co Zack sobie o niej pomyśli. Później będzie się o to martwiła. I nagle stało się. Zmiażdżył ją w swym uścisku. Jego usta z niezwykłą siłą spadły na jej wargi.
Porzuciła wszelką myśl o rozsądku. Pragnęła poczuć jego moc, delektować się doznaniami atakującymi jej wyostrzone zmysły. Składały się na nie piżmowy zapach wody po goleniu, miodowa słodycz jego ust, wspaniała twardość mięśni ramion pod miękkim swetrem. Dotyk rąk, które pieściły jej plecy, parzyły ciało. Jego usta musnęły delikatnie jej policzek i schowały się w uchu.
– Och, Jamie – wyszeptał – Ciągle to sobie wyobrażałem, gdy byłem daleko od ciebie.
Jego usta powędrowały z powrotem do jej warg, a ręka wślizgnęła się pomiędzy ich ciała.
Pod wrażeniem tego rozkosznego dotyku Jamie dopiero po kilku dobrych chwilach zorientowała się, o co chodzi. Kiedy to pojęła, spróbowała odepchnąć Zacka, ale jego uścisk tylko się wzmocnił.
– Przestań! – krzyknęła, odpychając go z całej siły. Zack zwolnił uścisk, ale nie wypuścił jej z objęć. Pieszczotliwie odgarnął jej włosy z czoła, wpatrując się w nią z mieszaniną gniewu i frustracji w oczach.
– Czego się boisz, Jamie? – zapytał.
– Niczego się nie boję – zaprzeczyła gorąco. – Tylko nie życzę sobie, żebyś dotykał mnie w ten sposób. Puść mnie. Proszę.
– Ą jednak się boisz – stwierdził Zack. Ujął jej twarz jedną dłonią i trzymał mocno. – Śmiertelnie cię przeraża myśl, co to naprawdę znaczy być kobietą. Założę się, że jeszcze nigdy...
– Wystarczy! – parsknęła Jamie, uwalniając twarz szarpnięciem.
– O, nie – oznajmił Zack. – Nie całkiem.
Odchylił głowę i przyglądał się jej zmrużonymi oczami.
– Przyjdzie czas i będziesz moja – powiedział czule. – Pragnę cię, a ty pragniesz mnie.
– Nie wydaje mi się – odparła Jamie, a głęboki smutek zajął miejsce dotychczasowej euforii. Powinna być mądrzejsza i nie czepiać się marzeń o mężczyźnie takim jak Zack, mężczyźnie nawykłym do olśniewających, uległych kobiet. Jej nigdy nie wystarczy dzielić z nim tylko łóżko. Chciałaby, aby należał do niej całkowicie i miała wątpliwości, czy w ogóle jest to możliwe.
– Potrwa to jakiś czas – Zack był o tym przeświadczony – ale będziesz na pewno.
Westchnął głęboko i puścił ją.
– Zamierzałem zaprosić cię do restauracji. Masz ochotę?
Jamie spojrzała w dół na bose stopy, wyzierające z nogawek czerwonych spodni i nagle poczuła się straszliwie zmęczona. I tak nigdy nie zadowoli Zacka w sposób, jakiego pragnął. Jaki więc sens ma przedłużanie tego wszystkiego?
– Miałam paskudnie długi, męczący dzień – zaczęła z wahaniem.
– No jasne, jak mogłem o tym zapomnieć. Przecież dzisiaj jest Dzień Zakochanych i na pewno harujesz od świtu – podjął natychmiast Zack. – Może byśmy zamówili telefonicznie pizzę? Masz jakieś wino? Możemy przecież spokojnie zjeść coś w domu. Nie musisz nawet nakładać pantofli.
Przez moment Jamie miała szczery zamiar wyprosić Zacka. Tak byłoby rozsądniej. Ale gdy spojrzała na jego uśmiechniętą twarz, słowa uwięzły jej w gardle.
– To-to dobry pomysł – powiedziała jakby wbrew swej woli. – Chyba mam chardonnay i cabernet. Które wolisz?
– Cabernet – zadecydował Zack. – Powiedz mi, gdzie jest, to je wyjmę, a ty pozwól odpocząć nogom.
Jednak Jamie pokręciła przecząco głową i sama ruszyła do kuchni, starając się odpędzić od siebie myśl, że ma przed sobą wieczór opierania się zalotom Zacka, który sama sprowokowała, a w dodatku jej serce zupełnie nie słucha rozumu.
– Nie znajdziesz go – odpowiedziała. – Moja kuchenka jest jedną wielką zagadką. Poza tym tam jest telefon. Jaką chcesz pizzę? Mnie jest właściwie wszystko jedno.
– To zamówmy sobie taką wielką z różnymi dodatkami. Umieram z głodu. Podczas lunchu miałem spotkanie z grupą pań, na temat Afryki, ale jedyne, co było do jedzenia, to kanapeczka z kurczakiem i brokuły. – Zack skrzywił się z obrzydzeniem. – Nigdy nie próbuj karmić mnie brokułami. Tylko krowa może jeść coś takiego.
Jamie spojrzała na niego, ale nic nie powiedziała. Zastanawiała się, po co jej to mówi. Nie przewidywała karmienia go w najbliższej przyszłości.
Gdy tylko Jamie zapaliła światło w kuchni, Cyrano obudził się w swoim koszyku i przeciągnął z głośnym miauczeniem.
– A, tu jest ten pieszczoch. – Zack schylił się i pogłaskał kota. – Cześć, Cyrano. Jak się masz, stary druhu? Założę się, że chciałbyś zobaczyć te koty, które widziałem ostatnio.
– Na pewno by chciał – rzekła Jamie. – Gdzież ja wsadziłam to wino?
– Powiedz mi, gdzie leży książka telefoniczna, zadzwonię po pizzę – zaofiarował się Zack.
– Tutaj, obok telefonu, jest cała lista najlepszych pizzerii – pokazała Jamie. Sama uklękła przed szafką kuchenną i zaczęła wyciągać pudełka z ryżem, krakersami oraz puszki.
– Jestem pewna, że to wino musi gdzieś tu być – mruczała do siebie.
Zack skończył właśnie telefonować i przykucnął obok, zaglądając do szafki.
– Zdaje się, że jest w tym najdalszym kącie – pokazał.
W chwili gdy Zack sięgał po wino, coś malutkiego i szarego wystrzeliło z ciemnej głębi szafki. Jamie wrzasnęła i cofnęła się, wpadając na Zacka, który usiadł gwałtownie na podłodze i chwycił ją w objęcia. Cyrano przeskoczył przez nich i jednym ruchem łapy złapał nieszczęsną mysz.
– Dobra robota – pochwalił Zack. – Szybszy niż lew polujący na gazelę. – Uśmiechnął się do Jamie, która z wyrazem obrzydzenia na twarzy obserwowała, jak Cyrano wykonuje na myszy wyrok śmierci.
– A już się obawiałem, że nie będzie mi dane dotknąć cię przez resztę wieczoru – zauważył.
Jamie spojrzała na niego zaskoczona, uświadamiając sobie nagle, że siedzi mu na kolanach. Jego rozbawione, zielone oczy były tuż przy jej twarzy, a ramiona oczywiście ją obejmowały. Spróbowała się uwolnić, ale Zack pokręcił tylko głową i wzmocnił uścisk.
– O, nie, nie ma mowy – oznajmił. – Opatrzność zesłała tę mysz i mam zamiar wykorzystać sposobność do końca. Potrzeba ci więcej całowania, już ja tego dopilnuję. Nie bój się, będę się zachowywał jak dżentelmen, choćby mnie to miało zabić.
– Nie... – zaczęła Jamie, ale usta Zacka zdusiły następne słowa. Przez moment próbowała się opierać, ale gdy zalała ją fala pożądania, westchnęła tylko głęboko i poddała się naporowi jego ust. Czy w ogóle można oprzeć się temu mężczyźnie, pomyślała zdesperowana. W jego ramionach czuła się tak cudownie.
– Tu jest twoje miejsce, wiesz? – szeptał jej Zack do ucha i pokrywał jej usta delikatnymi pocałunkami.
Targana sprzecznymi uczuciami Jamie nie była w stanie wymyślić żadnej odpowiedzi, gdy dobiegło ją kilkakrotne, ponaglające miauczenie Cyrana. Odchyliła głowę i spojrzała prosto w pociemniałe oczy Zacka.
– Poradzisz sobie z martwą myszą? – zapytała. Chytry błysk zalśnił mu w oczach.
– Pod warunkiem, że później dostanę całusa – roześmiał się, gdy Jamie rzuciła mu groźne spojrzenie. Wymusił jeszcze jeden pocałunek, zanim pomógł jej wstać.
– Gdzie to wyrzucić?
– W tylnym korytarzu jest pojemnik – pokazała mu. Kiedy poszedł wyrzucić mysz, szybko wyjęła wino i wpakowała resztę rzeczy z powrotem do szafki. W trakcie sprzątania pomyślała, że chociaż Zack był zadowolony z pojawienia się myszy, pewnie uważa ją za okropną gospodynię, po czym zastanowiła się, dlaczego tak się tym przejmuje.
– Zanieśmy to do pokoju, tam będzie swobodniej – zaproponował Zack, gdy Jamie odnalazła, już z mniejszymi kłopotami, kieliszki i korkociąg. Zabrał wszystko i ruszył do wyjścia. Jamie pomaszerowała za nim, myśląc cały czas, czy kiedykolwiek poczuje się swobodnie w jednym pokoju z Zackiem. Kiedy stawiał wino i kieliszki na stoliku przed kanapą, szybko usiadła w bezpiecznej odległości w fotelu podciągając nogi.
Zack pokręcił głową.
– O, nie, masz usiąść tutaj – wskazał na róg sofy. – Mogłabyś mi położyć swoje zmęczone stópki na kolanach, a ja bym je rozmasował.
Dreszcz niepokoju przebiegł ciało Jamie i poczuła jednocześnie niemiłe ciepło i zimno. Sytuacja, w której położyłaby stopy na kolanach Zacka i pozwoliła, aby jego silne dłonie je pieściły, wydała jej się niezwykle intymna. Nie ma wątpliwości, że to właśnie zaplanował.
– Jest mi bardzo wygodnie – oświadczyła najspokojniej, jak mogła. – Moje stopy świetnie tu wypoczywają.
– Mam cię przynieść? – Zack uniósł brwi, wyciągając korek.
– Nie zgrywaj się na silnego mężczyznę. – Jamie spojrzała na niego krzywym okiem. – Nie znoszę tego.
– Więc przestań się zgrywać na nieśmiałą, niewinną panienkę, rusz tę swoją małą, śliczną wiesz-już-co i siadaj tutaj – odciął się Zack. Kiedy Jamie ani drgnęła, odstawił butelkę i ruszył w jej kierunku.
– Brutal – jęknęła, ale podniosła się i klapnęła w najdalszym rogu sofy, stawiając stopy twardo na ziemi.
Zack nalał wina i usiadł. Bez słowa wziął nogi Jamie i obrócił je tak, że jej stopy znalazły się na jego kolanach.
– A teraz – zaproponował, wręczając jej kieliszek – po prostu odpręż się. Opowiedz mi o sobie. Opowiedz, jak to się stało, że pracujesz w kwiaciarni.
Jamie zmierzyła go podejrzliwym spojrzeniem. Z pewnością próbował osłabić jej samokontrolę. Do czego teraz zmierza?
– To nie jest zbyt ciekawe – wykręciła się. – Wolałabym posłuchać o Afryce.
– Wszystko we właściwym czasie – nie dał się zbyć Zack.
– Ja byłem pierwszy. Zacznij od początku. Zaczął masować jej stopy. Jamie westchnęła z ulgą. Zack spojrzał i uśmiechnął się do niej.
– No i jak, dobrze? – Bosko – przytaknęła.
– Widzisz, jak bardzo się przydaję? – powiedział Zack. – Potrafię sobie poradzić ze wszystkim – od martwej myszy do śmiertelnie zmęczonych nóg. No, co z twoją historię?
– No dobrze – oświadczyła Jamie. – Sam tego chciałeś.
Opowiedziała mu o swoim dzieciństwie w małym, białym domku w zamożnej okolicy. Była jedynaczką, dobrą uczennicą, która, gdyby nie śmierć ojca, prawdopodobnie poszłaby na studia.
– Wujek Bert potrzebował pomocy w kwiaciarni, więc zostałam z nim i ciotką Martą i zapisałam się na kurs prowadzenia przedsiębiorstw. Stopniowo brałam na siebie coraz więcej zadań, a wujek przeszedł na emeryturę pięć lat temu. Od tego czasu obroty kwiaciarni wzrosły dwukrotnie. To ciężka praca, ale kocham ją. Nie wyobrażam sobie innego zajęcia.
– Powiodło ci się – przyznał Zack. Przyjrzał się jej uważnie. – Żadnego mężczyzny w twoim życiu?
Jamie wzruszyła ramionami.
– Nic poważnego. Byłam zbyt zapracowana. Teraz ty opowiedz o sobie. – Za wszelką cenę chciała uniknąć dalszych osobistych pytań. Z jakichś powodów krępowała się wyznać właśnie jemu, że jeszcze nigdy nie przeżyła prawdziwego uczucia.
Zack rzucił jej domyślne spojrzenie, ale nie nalegał więcej, natomiast od razu zaczął swój życiorys.
– Urodziłem się w Filadelfii, w czerwcu skończę trzydzieści pięć lat. Mam starszego brata...
Usłyszeli dzwonek do drzwi.
– Uratowała mnie pizza. Idę po nią – oznajmił Zack. Kiedy płacił dostawcy, Jamie zabrała pizzę do kuchni i przygotowała nakrycia, myśląc, że znacznie bezpieczniej będzie jeść w kuchni niż w pokoju, na sofie obok Zacka. Czuła niewyraźnie, jak zręcznie zadomawia się w jej życiu i podejmuje każdy wysiłek, aby spełniło się jego proroctwo, że będzie należała do niego. Nie miała wątpliwości, iż żadna kobieta nie opierałaby się długo.
– Zjedzmy w pokoju – zaproponował Zack, gdy pojawił się w kuchni chwilę później. – Wino już tam jest, a poza tym wolałbym siedzieć przy tobie.
Jamie szybko odwróciła wzrok od jego wabiącego uśmiechu i usiadła przy kuchennym stole. Postanowiła jasno uświadomić Zackowi, że nie zamierza dłużej pozwolić sobą manipulować.
– Czuję się tu bezpieczniej – powiedziała. – Chyba przyjąłeś do wiadomości, że nie interesuje mnie ten... ten rodzaj znajomości, o jaki ci chodzi.
Zack przyglądał się jej uważnie z rękami na biodrach.
– Bezpieczniej – mruknął, niby do siebie. Po czym rzekł głośno:
– Sądzę, że zbyt duży kawał swego życia spędziłaś w przeświadczeniu, że masz poczucie bezpieczeństwa. Czasami to bezpieczeństwo jest tylko złudzeniem. – To mówiąc, schylił się, złapał ją i przerzucił sobie przez ramię. Zaskoczona Jamie nie wydała głosu. – Rozumiesz, co mam na myśli? – zapytał.
– Natychmiast mnie puść! – Jamie próbowała kopać, ale Zack bez trudu przytrzymał jedną ręką jej nogi. – Puść mnie, bo będę krzyczeć!
– Nie zadawałbym sobie trudu na twoim miejscu – stwierdził Zack, niosąc ją do pokoju. – Z łatwością przekonam każdego, kto tu wejdzie, że nie grozi ci żadne niebezpieczeństwo. Bądź cicho i posłuchaj.
– Nie zamierzam niczego słuchać – wysyczała Jamie. – Jesteś nie do wytrzymania!
– Nieprawda – zaprzeczył Zack. – Chciałem tylko pokazać, że wyniósłbym cię z buszu, gdybyś przeraziła się atakującego nosorożca i zemdlała. Oczywiście najpierw odpędziłbym nosorożca. Bardzo się staram, żeby moi klienci nie znaleźli się w takiej sytuacji, ale zdarza się, że w piękną, gwiaździstą noc oddalają się od obozowiska, myśląc, że są zupełnie bezpieczni. A nie są. – Zatrzymał się przy kanapie i jednym ruchem posadził Jamie tuż przy sobie. – Czasami w Serengeti – ciągnął, dotykając twarzą jej policzka – jest więcej gwiazd na niebie niż nawet w twoich oczach. Panuje taka cisza, że wydaje się, jakbyś był sam jeden na świecie, bezpieczny na swojej prywatnej planecie. I nagle tuż przed tobą staje to, co cię najbardziej przeraża. – Zack przerwał, objął mocno Jamie i znalazł jej wargi.
Jamie wpatrywała się w niego z rozchylonymi ustami, słuchając opowieści. W miarę jak mówił, łagodniał jej gniew, zmieniając się najpierw w niechętny podziw dla jego pomysłowości, a później w podziw dla intensywnego blasku jego zielonych oczu. Wręcz dostrzegała odbijające się w nich bezkresne przestrzenie Serengeti. Zdała sobie sprawę, jak sprytnie ją podszedł, ale to nie złość, lecz dreszcz podniecenia przebiegł jej ciało. Ich wzajemne przyciąganie się było tak silne, że błyskawicznie usuwało w cień wszystko oprócz poczucia jego bliskości. Otoczył ją ramionami, tym razem pokrywając jej usta znacznie natarczywszymi pocałunkami. Kiedy się odsunął, w oczach miał błysk triumfu.
– I twierdzisz, że cię to nie interesuje – zakpił. – Dlaczego tak uparcie starasz się oszukać samą siebie?
– Nie oszukuję się. – Jamie wzięła głęboki oddech, próbując uspokoić przyśpieszony puls. – Nie zaprzeczam, że fizycznie mnie pociągasz. Ale nie jestem zainteresowana znalezieniem się na tej samej liście, co Cissie Bergstrom i Bóg wie ile kobiet przed nią. Kiedy zwiążę się z jakimś mężczyzną, to już na trwałe. Mówiąc szczerze, Zack, nie sądzę, abym ufała ci na tyle, by zdecydować się na związek z tobą. Podróżujesz po całym świecie w towarzystwie tylu znakomitych osobistości.
W pierwszej chwili wydawało się, że Zack zrobi jakąś wściekłą uwagę, ale po chwili kącik jego ust uniósł się w słabym uśmiechu.
– A zatem – powiedział – rękawica została rzucona. To może być interesujące.
– Wcale nie traktowałam tego jak wyzwania – zaprzeczyła Jamie ze smutkiem. – To miało być pożegnanie. Dlaczego nie weźmiesz tej pizzy i nie pójdziesz sobie? Nie jestem głodna.
– Nigdy w życiu – burknął Zack. – Poprosiłaś mnie, żebym ci opowiedział o sobie i swojej pracy i zamierzam to zrobić. A ty masz zostać tu przy mnie. Zamierzam też zjeść pizzę i ty także masz ją jeść. Jesteś stanowczo za szczupła.
Wstał i poszedł do kuchni.
– A niech to licho! – Jamie ze złości walnęła pięścią w kanapę, przełykając łzy oburzenia. Powinna się była tego spodziewać, gdy pozwoliła mu zostać. Najwidoczniej jedynym celem jego życia było zdobycie każdej kobiety, która mu się spodobała. No, trudno, wysłucha jego opowieści, a potem wyrzuci go ze swego życia na zawsze. I nie będzie jadła żadnej pizzy!
Zack powrócił z pizzą i talerzami. Nałożył kilka kawałków dla siebie, po czym wziął jeden i podsunął Jamie pod nos.
– Ładnie pachnie? – zapytał. Kiedy Jamie w odpowiedzi tylko zacisnęła mocniej usta, uśmiechnął się. – Otwórz buzię. Umierasz z głodu i wiesz o tym.
Jamie jęknęła i ugryzła kawałek.
– Dlaczego się na mnie uwziąłeś? – poskarżyła się niewyraźnie.
– Bo tego ci trzeba – oświadczył spokojnie Zack, wręczając jej talerz z trzema wielkimi kawałami pizzy. – Nie jesteś ani w połowie tak samodzielna, jak myślisz. Na czym to ja skończyłem? Wychowałem się w Filadelfii ze starszym bratem i młodszą siostrą, byłem nieszczęśliwym, środkowym dzieckiem. Mój ojciec całą uwagę poświęcił bratu, który zawsze robił to, co trzeba, a mama siostrze, którą wprowadzała w świat. A ja szalałem. W rezultacie, po skończeniu przeze mnie college’u ojciec oświadczył, że albo będę użyteczny dla imperium Dunhamów, albo zostanę całkowicie wydziedziczony. Już wtedy dobrze wiedziałem, kim naprawdę chciałbym zostać – biologiem, zajmować się zwierzętami żyjącymi na swobodzie. Ale poznałem też wartość pieniędzy. Uznałem, że na dłuższą metę więcej zrobię dla ochrony przyrody dostając spadek, niż nie mając pieniędzy. Uzgodniłem z ojcem, że umożliwi mi założenie biura podróży. Dał mi pięć lat na zdobycie powodzenia i, ku jego wielkiemu zdziwieniu, udało mi się. Chyba ciągle ma mi to za złe. Zack zachmurzył się i ze złością ugryzł kawał pizzy.
– Sądziłam, że raczej jest z ciebie dumny – zdziwiła się Jamie. – Dlaczego uważasz inaczej?
– Bo ciągle mnie straszy wydziedziczeniem, jakby tylko czekał na moje potknięcie – odpowiedział Zack krzywiąc się. – Trudno się pozbyć starych nawyków.
– Czy chodzi ci o potknięcie w rodzaju małżeństwa z Cissie Bergstrom? Słyszałam, że był temu absolutnie przeciwny.
Zack kiwnął głową.
– Wcale nie miałem zamiaru się z nią żenić, ale uwierzył plotkom, a ja nie wyprowadzałem go z błędu. Jeżeli do tej pory się nie przekonał, że nie jestem taki głupi, to jego problem.
– Ale nie było to ładne zachowanie – stwierdziła Jamie.
– Cissie musiała mieć jakieś podstawy, aby sądzić, że masz poważne zamiary. Widać to było po tym, jak się zachowała w sylwestra.
– Na pewno niczego jej nie obiecywałem – odrzekł Zack, obrzucając Jamie dziwnie bacznym spojrzeniem. – Uwierzyła w to, w co sama chciała.
– Twierdzę, że zrobiłbyś dużo lepiej mówiąc i ojcu, i Cissie szczerze, o co chodzi. – Jamie spojrzała oskarżycielsko.
– Czy nie sądzisz, że to ty masz trudności z pozbyciem się starych nawyków?
Oczy Zacka rozszerzyły się ze zdziwienia, po czym na jego twarz z wolna wypłynął uśmiech.
– Masz dar trafiania prosto w sedno, prawda? – zauważył. – Słusznie, muszę się poprawić.
– Postaraj się – potwierdziła Jamie, myśląc, że Zack pojął, co miała na myśli i przyjął słowa krytyki lepiej, niż oczekiwała. Czy się naprawdę postara, to już inna sprawa.
– Opowiedz mi o Afryce – poprosiła, gdy Zack w zamyśleniu pochłaniał następny kawałek pizzy. – Czy rzeczywiście jest tak piękna, jak na obrazkach?
– O wiele bardziej – przyznał Zack. – Powinnaś pojechać i przekonać się o tym sama. Byłbym szczęśliwy mogąc ci ją pokazać.
– Może kiedyś – powiedziała Jamie niezobowiązująco. – Dokąd jeździsz?
– Opiszę ci jedną z moich zwykłych wędrówek. – Zack rozparł się wygodnie na kanapie, ze wzrokiem utkwionym w przestrzeń, jakby przed oczami pojawiały mu się miejsca, o których opowiadał. – Wylatujemy z Nowego Jorku wieczorem, mamy przystanek w Szwajcarii i lecimy następnego wieczoru do Nairobi. Stamtąd wyruszamy do rezerwatu...
Zack opowiadał, Jamie zadawała pytania. Po godzinie była pod ogromnym wrażeniem jego wiedzy o przyrodzie Afryki i głębokiej troski o jej ochronę.
– Mówisz bardziej jak naukowiec, niż przewodnik wycieczek – skomentowała. – Chyba zrobiłbyś wiele dobrego łącząc te dwa zajęcia.
– To była najmilsza rzecz, jaką od ciebie usłyszałem – rozpromienił się. – Jedź ze mną na następną wycieczkę. Nawet w przybliżeniu nie wiesz, jakie cuda tam na ciebie czekają.
Jamie westchnęła w odpowiedzi.
– Muszę przyznać, że brzmi to niezwykle kusząco, ale absolutnie nie mogę sobie pozwolić na opuszczenie kwiaciarni na tak długo. – A poza tym, pomyślała sobie, musiałabym się dobrze zastanowić przed wyjazdem na trzy tygodnie do Afryki z równie kuszącym Zackiem.
– I tak powinnaś mieć kogoś, kto przejąłby część twoich obowiązków – powiedział Zack marszcząc brwi. – Stanowczo za ciężko pracujesz.
Spojrzał na zegarek.
– Chyba czas już na mnie. Muszę zdążyć na poranny samolot, a ty pewnie będziesz miała jutro następny ciężki dzień.
– Obawiam się, że tak – przytaknęła Jamie. Nagle zrobiło jej się bardzo przykro, że już odchodzi. Gdyby tylko przestał traktować ją jak jeszcze jedną zdobycz, mieliby sobie dużo do powiedzenia. Nie byłoby to całkiem to, czego – z różnych powodów – pragnęli, ale lepszy rydz niż nic. Podała mu kurtkę i w milczeniu patrzyła, jak się ubiera.
– Dokąd lecisz? – spytała, gdy zatrzymał się przy drzwiach, zbierając się, aby jej coś wyznać.
– Do Nowego Jorku – odpowiedział. – Mam spotkanie z ludźmi w sprawie końcowego rozliczenia finansowego wycieczek. To strasznie nudne.
Przez chwilę przyglądał się Jamie w napięciu, po czym delikatnie ujął jej twarz w dłonie.
– Jamie – zaczął z powagą – mam nadzieję, że nie dokuczyłem ci dzisiaj zbytnio. Za żadne skarby nie myśl sobie, że chciałbym się tylko z tobą przespać. Jesteś... wyjątkowym stworzeniem. Nie zniósłbym, gdybyś uznała mnie za beznadziejnego łobuza, z którym nie warto się zadawać. To... to – przerwał i uśmiechnął się niepewnie – to by mi złamało serce.
Jamie wpatrywała się w niego, niepewna, czy istotnie mu na tym zależy. Tak bardzo chciała mu uwierzyć.
– Wcale tak nie myślę – powiedziała. – Naprawdę sądzę, że moglibyśmy... moglibyśmy zostać dobrymi przyjaciółmi.
– Przyjaciółmi? – Zack uniósł brwi.
Był tak zaskoczony, że Jamie nie mogła powstrzymać śmiechu.
– To się zdarza. Kobiety i mężczyźni mogą być przyjaciółmi.
– Ale my me możemy – zaprzeczył stanowczo Zack. – Prędzej czy później dostalibyśmy szału, powinnaś to rozumieć.
– Nie rozumiem – nachmurzyła się Jamie. – Poza tym znasz moje zdanie. Nie widzę innej możliwości.
Po twarzy Zacka znać było, że w głowie kłębią mu się myśli, których nie ośmiela się wypowiedzieć. Nagle wydal coś w rodzaju zduszonego skowytu i pochwycił Jamie w miażdżący uścisk, całując ją z taką pasją, że podłoga zakołysała się jej pod stopami.
– Posłuchaj swego serca – powiedział, kiedy w końcu ją puścił. – Bije jak dzwon. Co ci mówi?
Jamie słyszała bicie swego serca, które mówiło jej, że pocałunki żadnego innego mężczyzny tak jej nie oszałamiały, że pragnęłaby, aby został i aby mogli poznać się lepiej, i że potem mogłoby im się przytrafić coś naprawdę cudownego. Czuła też głuche bicie serca Zacka. Czy on zdaje sobie sprawę z tego, co mówi? – zastanawiała się.
– Może ty powinieneś posłuchać swojego? – szepnęła.
– A jak ci się zdaje, co robię? – zapytał.
– Może... słuchasz czegoś innego – odpowiedziała. Zack uśmiechnął się leniwie.
– Może tak, może nie. Dobranoc, Jamie. Odezwę się niedługo. I wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Jamie wpatrywała się w nie kilka chwil, trzymając palce na wargach, po czym wolno założyła łańcuch bezpieczeństwa.
Chciałabym założyć łańcuch bezpieczeństwa na moje serce, pomyślała. Czuła, że najchętniej pobiegłoby za Zackiem.
– Czy zamierza spotkać się z tobą po powrocie z Afryki? – zapytał Bertram Bellamy po wysłuchaniu opisu spotkania z Zackiem, jaki Jamie, niezbyt może dokładnie, przedstawiła wujostwu.
– Nie jestem pewna – odpowiedziała, chociaż jeszcze poprzedniego wieczoru Zack telefonował, potwierdzając swoją wizytę. Miała do siebie pretensję za te wykręty, ale nie chciała, aby te dwie romantyczne dusze przeżywały tak bardzo romans, który, była o tym przekonana, nie prowadził do niczego.
– Po raz pierwszy nie mam ochoty na prowadzenie wycieczki – mówił Zack przez telefon. – Właśnie zachorował jeden z moich najlepszych przewodników i muszę prowadzić obie, jedną zaraz po drugiej. A niech to, chciałbym, żebyś mogła uczestniczyć chociaż w jednej z nich.
Jamie zebrała wszystkie siły, by przemówić sobie do rozumu i wytłumaczyć, że to tylko jego gra. Chce ją teraz zmiękczyć, żeby po powrocie łatwiej mu było ją zdobyć.
– Będę u ciebie pierwszego kwietnia – zapowiedział – zaraz na drugi dzień po przylocie do Nowego Jorku. Nie planuj niczego na ten dzień. I trzymaj się z dala od mężczyzn w czasie mojej nieobecności.
– Pilnuj swoich wycieczek i nie martw się o mnie – oświadczyła chłodno Jamie. – Możesz spotkać tam kogoś o wiele bardziej interesującego niż skromna, mała kwiaciarka. Jeżeli po powrocie nadal będziesz chciał się ze mną zobaczyć – zadzwoń.
Zack zaklął soczyście.
– Chyba zwariuję, zanim nadejdzie ten pierwszy kwietnia – oznajmił i odwiesił słuchawkę.
Później Jamie długo przemierzała mieszkanie tam i z powrotem, mrucząc do siebie, aż zdenerwowało to Cyrana.
– Ten człowiek doprowadzi nas oboje do szaleństwa – stwierdziła Jamie i wzięła kota, głaszcząc go uspokajająco. – Dlaczego on myśli, że stanowię wyzwanie dla jego męskości?
Nadal uważała, że Zack prześladuje ją wyłącznie dlatego, iż uparła się nie ulec jego męskiemu czarowi.
A jeżeli jest inaczej? – odzywał się niekiedy nieśmiały głos w głębi duszy – a jeżeli naprawdę chodzi tu o trwale uczucie z jego strony?
Starała się zdusić tę słabą nadzieję przywołując w pamięci słowa Cissie Bergstrom, która nazwała go niepoprawnym podrywaczem. I natychmiast stawał przed nią obraz Zacka jadącego w otwartej furgonetce na safari i otoczonego rojem ponętnych pań w obcisłych szortach. Ten obraz wpędzał ją w chorobę.
– Absolutnie sobie nie życzę, żeby po powrocie spotykał się ze mną – powtarzała teraz Jamie wujostwu. – Jaka przyszłość czeka mnie z mężczyzną, który nieustannie podróżuje dookoła świata?
Nawet jeśli znajomość z Zackiem okazałaby się poważna, mędrkowała chodząc po mieszkaniu, to jego ciągła nieobecność powodowałaby ogromne problemy.
– Możesz podróżować z nim – rzuciła ciotka Marta.
– Tak bym chciał zwiedzić przed śmiercią Afrykę – westchnął przeciągle wuj Bert. – Może, gdybyś wyszła za mąż za tego łobuza, dałby nam rabat na jedną z wycieczek.
– Łobuz to właściwe określenie – wybuchnęła Jamie. – Mam nadzieję, że nie wydacie mnie za niego w zamian za tańszą wycieczkę! A ja na pewno nie porzucę mojej kwiaciarni, po to, by jeździć za nim po świecie i mieć go stale na oku. Zack Dunham nie jest mężczyzną stworzonym dla mnie.
– Nie przesądzaj tego już teraz – odezwał się wuj. – Możesz przeszkolić kogoś na zastępcę na czas twojej nieobecności.
– No tak, ale ona trwałaby większą część roku – odparła Jamie z niechęcią. – Nie podoba mi się ten pomysł. Kwiaciarnia nie... nie byłaby już tak zupełnie moja.
– Niektóre kobiety świetnie sobie radzą z długą nieobecnością męża – zauważyła ciotka. – Pomyśl tylko o żonach marynarzy. Chociaż ja byłam bardzo zadowolona, gdy Bertie zrezygnował ze służby w marynarce po skończeniu wojny. W tych czasach lubił oglądać się za kobietami.
Bertram Bellamy wyglądał jak wcielenie urażonej godności.
– Jak możesz tak mówić! Gdy poznałem ciebie, nigdy już nie spojrzałem na inną kobietę.
Był to jeden z rzadkich momentów, kiedy ta dwójka najeżyła się na siebie. Po chwili wybuchnęli śmiechem.
– A widzicie? – wytknęła im Jamie. – Nawet wam groziły nieporozumienia z tego powodu.
Przez następny tydzień uparcie o tym myślała, chociaż czuła, że stanowczo niepotrzebnie obchodzi ją, co Zack teraz robi i z kim.
– Czy możesz sobie wyobrazić, co bym wyprawiała, gdybym naprawdę była w nim zakochana? – przemawiała do Cyrana sobotniego wieczoru, siedząc przy kuchennym stole i jedząc na obiad płatki na mleku. – Siedziałabym tu, usychała z tęsknoty i wyczekiwała telefonu. To nie ma sensu i już.
– Miauu – odparł Cyrano.
– Dziękuję za przyznanie mi racji. – Postawiła przed Cyranem resztę swojej porcji. – Proszę, zjedz sobie. Jesteś moim najlepszym przyjacielem, zawsze pod ręką, gdy cię potrzebuję.
Nie znaczyło to, że potrzebuje Zacka Dunhama. Absolutnie. Wprowadzał tylko zamieszanie.
Cyrano wylizywał mleko z takim zapałem, że wepchnął miskę pod stół. Jamie kucnęła i nachyliła się, by ją stamtąd wyciągnąć. W tym momencie zadzwonił telefon, Jamie wyprostowała się gwałtownie i uderzyła głową o kant stołu. W oczach stanęły jej wszystkie gwiazdy. Ogłuszona, ruszyła do aparatu, jedną ręką rozcierając guza, a drugą chwytając słuchawkę.
– Kwiaciarnia „Kwiaty prosto z serca” – powiedziała automatycznie.
– Co takiego? Jamie, dobrze się czujesz? – doszedł ją znajomy, głęboki głos Zacka.
– Och, Zack! Cześć! – Nagle coś rozbłysło jej w głowie i serce zaczęło mocniej bić.
– Czy zdajesz sobie sprawę, gdzie jesteś? – Zack był rozbawiony. – Rozumiem, że są ludzie, którzy zabierają robotę do domu, ale to idiotyczne.
– Nie ma się z czego śmiać – stwierdziła Jamie. – Kiedy zadzwonił telefon, byłam pod stołem i uderzyłam się w głowę. Nie wiedziałam, co mówię.
– Strasznie mi przykro, skarbie – w głosie Zacka zabrzmiała skrucha. – Tak bym pragnął być z tobą, żeby cię pocieszyć i wziąć w ramiona.
Jamie natychmiast wyobraziła sobie siebie w jego ramionach i kilka łez więcej spłynęło po jej policzkach.
– No, ale nie jesteś. Skąd dzwonisz?
– Z Nairobi – odpowiedział Zack. – Jest czwarta rano. Nie mogłem spać, więc postanowiłem zatelefonować do ciebie. Coś ty właściwie robiła pod stołem?
– Wyciągałam miskę Cyrana – wyjaśniła Jamie. – Dlaczego nie mogłeś zasnąć? Czy tam jest gorąco?
– Nie, gorąco nie. Tęskniłem za tobą – odparł Zack. – Pomyślałem, że twój głos mnie pocieszy, ale tylko pogorszył sprawę. Jeszcze bardziej chcę być z tobą. Czy możesz coś na to poradzić?
– Nic nie poradzę – nachmurzyła się Jamie. – Jak zwykle pilnuję swej pracy.
– To jest problem – powiedział Zack. – Twoja praca jest stanowczo za daleko ode mnie. Potrzebuję cię tutaj.
– Najpierw chciałeś znaleźć się tutaj, a potem żebym ja znalazła się tam – stwierdziła Jamie. – Coś tu mieszasz.
Zack mruknął niezrozumiale.
– Nic nie mieszam – oznajmił z irytacją. – Nie obchodzi mnie, kto jest gdzie, pod warunkiem, że jesteśmy w tym samym miejscu. Czy spodziewam się zbyt wiele oczekując, że tobie też trochę na tym zależy?
– Trochę tak – przyznała niechętnie. Nie chciała mu okazać, że jej opór słabnie, ale myśl o jego bliskości była bardzo nęcąca. Po czym wyrzuciła z siebie myśli, które dręczyły ją cały tydzień: – ale te gorące życzenia niewiele zmienią, prawda? Mam na myśli to, że twoja praca zatrzymuje cię długo z dala ode mnie, a moja zatrzymuje mnie tutaj. Nie wygląda na to, żebyśmy mogli często się widywać, prawda?
Po stronie Zacka zapadła długa cisza.
– Najwidoczniej coś się musi zmienić – powiedział w końcu. – Możesz być tego pewna po moim powrocie.
Ton jego głosu zaniepokoił Jamie. Jeszcze nie podpisała umowy o dzierżawę kwiaciarni. A Zack był, mimo wszystko, synem Isaiaha Dunhama. Chyba nie przyszło mu do głowy wtrącać się w ich sprawy? Nie dopuści do tego. Przez chwilę zamierzała powiedzieć mu, żeby trzymał się od tej pory z daleka, ale stwierdziła, że lepiej będzie poczekać i nie uprzedzać faktów. Udało jej się powiedzieć ze spokojem:
– Niewiele możesz zrobić poza zmniejszeniem globu ziemskiego. Lepiej porozmawiajmy o czymś innym. A może powinieneś pójść do łóżka?
– To już nie ma sensu – odpowiedział Zack – Muszę szykować samochód do podróży. Zaraz po śniadaniu ruszamy do rezerwatu.
– A tak, pamiętam, mówiłeś mi o tym. Słonie, nosorożce i Kilimandżaro w tle. Pozdrów ode mnie słoniątko, jeżeli je spotkasz.
– Jamie – poskarżył się Zack – dlaczego tak mówisz?
– A cóż w tym złego? – zdziwiła się. – Kocham słonie, a słoniątka są takie urocze. Nie możesz pozdrowić jakiegoś ode mnie?
– Chyba się w jedno zamienię – burknął Zack. Westchnął głęboko i ciągnął kwaśno. – Ależ mogę, oczywiście. Czy mam przekazać coś poza pozdrowieniami? To bardzo inteligentne zwierzęta. Może mi się uda nawiązać pogawędkę.
– Żarty sobie ze mnie stroisz – zganiła go Jamie. – Wydaje ci się, że jestem głupia, bo chcę, żebyś pozdrowił słoniątko.
– Wcale nie! – zaprzeczył namiętnie Zack. – Myślę, że jesteś absolutnie czarująca. Tak dziwnie się czuję gdzieś w środku, kiedy opowiadasz takie rzeczy. Jesteś niezwykłą kombinacją... – przerwał i wciągnął głęboko powietrze. – Tylko się znowu nie obrażaj. Podoba mi się ta kombinacja.
– Nie mam pojęcia, o co ci chodzi, ale się nie obrażam. – Jamie sama poczuła się dziwnie, gdy powiedział, że jest czarująca. Musi się lepiej pilnować, bo jeszcze mu uwierzy.
– Wytłumaczę ci, kiedy będę potrafił to określić. Która jest u ciebie godzina? – zapytał.
– Siódma piętnaście – odparła Jamie. – Pewnie zapłacisz majątek za ten telefon – O to mi właśnie chodziło – Zack był rozdrażniony. – Raz jesteś słodka i kapryśna, drugi raz znowu piekielnie praktyczna... To nie brzmi zbyt sensownie, prawda?
– Prawda – przyznała Jamie. – A poza tym każdy człowiek jest wielowymiarowy, inaczej byłby strasznie nudny. Jak tam twoja grupa wycieczkowa? Są jacyś interesujący ludzie?
– Paru – odpowiedział Zack. – Jest, jak zwykle, kilka bogatych osób, które próbują uciec od nudy, ale jest też starszy profesor college’u z żoną, bardzo inteligentni i ciekawi, oraz dwie stare panny z Georgii, które przez lata oszczędzały na tę wycieczkę. Jedna to emerytowana kasjerka z banku, a druga prowadziła butik. Są bardzo sympatyczne i uprzejme. Mam nadzieję, że wszystko się uda, właśnie ze względu na nie. To dla nich ogromne przeżycie.
– Zack, to bardzo miło z twojej strony – powiedziała Jamie – ja też mam taką nadzieję.
Poczuła się zawstydzona odkryciem, że nigdy nie podejrzewała Zacka o taką wrażliwość i uprzejmość. Niesłusznie sądziła, że jego ciepły, serdeczny uśmiech służy tylko do czarowania nieostrożnych kobiet. Teraz było jasne, że kryło się za nim wrażliwe, wspaniałomyślne serce.
Jakby czytając w jej myślach, Zack dodał:
– Dlaczego podejrzewasz, że interesuję się wycieczkami tylko ze względu na okazję do zabawy ze wspaniałymi kobietami, które biorą w nich udział? Masz mnie stale za niepoprawnego drania, prawda?
Chociaż dzieliło ich pół świata, Jamie spłonęła rumieńcem.
– Ależ nie, ale sądziłam, że przywykłeś do... no, wiesz – wyjąkała. – Potrafisz być taki... czarujący i uwodzicielski.
Zack jęknął.
– Już na początku wszystko zepsułem, no nie? Tak strasznie chciałbym całą naszą znajomość zacząć od początku.
W sercu Jamie pojawił się promyczek nadziei.
– Tego się już nie da cofnąć, ale jestem skłonna zmienić zdanie.
– To ładnie z twojej strony – oświadczył Zack sucho.
– To wszystko, na co mnie stać – stwierdziła Jamie. Nie może przecież zapomnieć o tej masie kobiet, które pojawiały się w jego życiu. Jednego była pewna – że chce się z nią przespać. Może postanowił tylko użyć innego sposobu.
– Wiesz, większość kobiet, które spotkałem... – Zack przerwał i zamilkł na tak długo, że Jamie spytała w końcu:
– Co większość tych kobiet, które spotkałeś?
– Nic – mruknął Zack. – Większość z nich nie miała nic w głowie, to wszystko. Za to ty masz więcej, niż trzeba.
– I może właśnie dlatego się mną zainteresowałeś – zasugerowała Jamie. Znowu zapadła bardzo długa cisza, podczas której jeszcze raz zaczęła się zastanawiać, czy aby nie doszedł do wniosku, że nie potrzebuje kobiety, która ma za dużo w głowie – i ta myśl zmroziła ją.
– Bardzo mi przykro – powiedziała cicho – ale taka właśnie jestem.
– Jamie, na litość boską! – wybuchnął Zack – Wcale cię nie krytykowałem. No, może trochę, ale... ale to tylko dlatego, że jesteś... dlatego, że ja... – Wziął głęboki oddech. – Co za męka. Chcę się z tobą ożenić, Jamie.
Jamie poczuła, że podłoga zakołysała się pod stępami.
– C-co takiego? – wychrypiała. W najśmielszych marzeniach nie przyszło jej do głowy, że Zack Dunham mógłby się jej oświadczyć. Obraz jego przystojnej, uśmiechniętej twarzy pojawił jej się przed oczami, gdy osunęła się na podłogę, kurczowo ściskając słuchawkę.
– Chcę się z tobą ożenić – powtórzył Zack. – Wiem, wiem, powiesz, że to za wcześnie, że nie znamy się jeszcze zbyt dobrze, czy coś równie sensownego. Jedyną sensowną rzeczą jest poślubienie mnie. Zdaję sobie sprawę, że zanim cię przekonam, miną lata, ale wytrzymam. Dlatego porzuć myśl o kupowaniu domu, a jeżeli spojrzysz na innego mężczyznę, to go rozerwę na strzępy, przysięgam. O Boże, dlaczego mówię ci to z tak daleka? Chyba oszalałem. Ale to wszystko prawda. Każde słowo.
Jamie potarła czoło, ciągle nie mogąc dać wiary własnym uszom. Co do jednego Zack miał rację. Za bardzo się pospieszył.
– Zack – zaczęła – jestem zaszczycona, ale...
– Nic nie mów, Jamie – przerwał Zack. – Nie chcę teraz żadnej odpowiedzi. Nawet nie będę tego słuchał. Porozmawiamy o tym, kiedy wrócę. A ty w tym czasie wymyśl jakiś sposób, jak najlepiej ułożyć nasze małżeństwo, a nie szukaj argumentów przeciw. Dobrze?
Myśli szalały jej w głowie. Oto Zack każe jej szukać sposobu, jak ułożyć ich małżeństwo, gdy ona nawet nie powiedziała, że go poślubi. A nawet nie jest pewna, czy tego chce. I nie zostawił jej żadnego wyboru. Po prostu jasno dał jej do zrozumienia, że on już się zdecydował, a jej zgoda to tylko kwestia czasu. Nie była tym zachwycona. Dopiero po dobrych kilku minutach ochłonęła na tyle, by rozumować jasno.
– Dałeś mi bardzo dużo do myślenia – rzekła w końcu. Ku jej zdziwieniu Zack roześmiał się z ulgą.
– Dzięki Bogu – oznajmił. – Już się bałem; że każesz mi pójść do diabła, choćby przed szarżujące stado słoni. Słuchaj, kochanie, muszę już iść, obowiązki wzywają. Zamknij na chwilę oczy i wyobraź sobie, że jestem obok. Chcę cię pocałować.
Jamie przymknęła oczy i usłyszała odgłos pocałunku.
– Trzymaj się – powiedział. – Przez kilka dni nie będę mógł do ciebie dzwonić, ale będę o tobie stale myślał. Dobranoc, Jamie.
– Dobranoc, Zack – odpowiedziała cicho Jamie. – Ty też się trzymaj.
Po skończeniu rozmowy, Jamie dalej siedziała na podłodze gapiąc się przed siebie, a słuchawka kołysała się obok na sznurze. To wszystko stało się zbyt szybko. Pozbawiło ją tchu. Chciało jej się płakać i śmiać jednocześnie.
Cyrano wpakował się jej na kolana i zaczął trącać wiszącą słuchawkę. Wstała z westchnieniem, odłożyła słuchawkę i mocno przytuliła kota.
– I co mam teraz zrobić? – spytała go. – Wydaje mi się, że zakochałam się w Zacku, nigdy jeszcze nie czułam czegoś podobnego. Ale nie jestem pewna, czy to dobrze. Nie widzę sposobu, jak ułożyć życie z kimś, kogo prawie cały czas nie ma. A ty widzisz?
To samo pytanie Jamie zadała następnego wieczoru wujostwu, po pechowym dniu, pełnym rozbitych wazonów i pomyłek w zamówieniach.
– Tego absolutnie nie da się ułożyć – odpowiedziała sama sobie. – Będę musiała jakoś mu to uświadomić. Tylko się przez niego zdenerwowałam, a bardzo tego nie lubię. Przeszkadza mi to w pracy.
– Sądzę, że tak właśnie objawia się miłość – uśmiechnął się wuj dobrotliwie. – Zmienia najrozsądniejszą osobę w bujającego w obłokach marzyciela.
– Bertie zapomniał nałożyć spodnie jednego ranka, tuż po naszym poznaniu się – zachichotała ciotka Marta. – Był już prawie na ulicy, kiedy to zauważył. Przyznał mi się do tego wiele lat później.
– Nic mi oboje nie pomagacie – jęknęła żałośnie Jamie. – Potrzeba mi rady, jak wybrnąć z tej sytuacji.
– Równie dobrze możesz prosić słońce, żeby wzeszło na zachodzie – stwierdził wuj. – Lepiej zacznij myśleć o możliwych rozwiązaniach problemu tego małżeństwa, to łatwiej będzie coś ustalić, gdy twój wielbiciel wróci.
– Nie widzę żadnych – upierała się Jamie. – Krótko mówiąc, jedno z nas powinno porzucić pracę, a ja nie dopuszczam nawet takiej myśli. Zbyt wiele mnie kosztowało osiągnięcie tego wszystkiego. Teraz mam wspaniałą, bezpieczną przyszłość w zawodzie, który kocham. Dlaczego miałabym porzucać to dla mężczyzny, który jest... który jest...
– Podniecający? Nieobliczalny? Przystojny? – podpowiadała ciotka.
– Otóż to – przyznała Jamie.
– No to nie mam pojęcia – oświadczyła ciotka, obdarzając męża pełnym uczucia uśmiechem.
– Lepiej pójdę porozmawiać z Cyranem – powiedziała zrezygnowana Jamie. – On mi bardziej pomoże niż wy, dwójko romantyków.
Między telefonami od Zacka Jamie omal siebie nie przekonała, że życie z nim byłoby niemożliwe. Ale kiedy się odezwał i znowu głębokim, czułym głosem mówił jej, jak bardzo pragnie mieć ją przy sobie...
– Czuję się taki samotny, spędzając czas z ludźmi, którzy mnie opuszczają, zanim zdążę poznać ich bliżej – narzekał.
W pierwszej chwili Jamie zamierzała powiedzieć mu, że to właśnie czeka ją jako jego żonę, lecz powstrzymała ją skarga w jego głosie. Myśl o jego samotności bolała. Być może sam w końcu pojmie, że samotność nieodłącznie towarzyszyłaby im obojgu, gdyby lekkomyślnie wplątali się w stały związek. Wolała skierować rozmowę na bezpieczniejsze tematy, jak gdzie był i co oglądał. Opowiedział je dowcipnie o dwóch damach z Południa, które pierwszy raz w życiu widziały żyrafę i o swojej rozmowie ze słoniątkiem. Zatęskniła za nim, nie wydawał się tym płytkim kobieciarzem, za jakiego miała go na początku. Zapragnęła poznać go takim, jakim był naprawdę. Może jednak uda im się zbudować dobre małżeństwo? Może mogłaby podróżować z nim?
Po paru dniach bez telefonu wątpliwości wracały. Tak bardzo kochała kwiaciarnię, którą stworzyła i wypielęgnowała. Nie mogła zostawiać jej na tak długo, zaniedbywać. Kiedy już była zdecydowana, że nie może... nie powinna... wyjeżdżać, Zack telefonował znowu i wszystko zaczynało się od początku.
– Ciągle jestem miotana sprzecznymi uczuciami – żaliła się ciotce Marcie pewnej niedzieli, na tydzień przed powrotem Zacka.
– Rozum mówi ci co innego, a serce co innego – ciotka pokiwała głową ze zrozumieniem. – Chciałabym dać proste rozwiązanie twego problemu, ale obawiam się, że takiego nie ma. Miłości nie da się wytłumaczyć w kategoriach zysków i strat.
– Ale moją kwiaciarnię też kocham! – wykrzyknęła Jamie. – To nie jest tylko sprawa pieniędzy.
– Oczywiście – odpowiedziała ciotka. – Jednak pieniądze są namacalnym rezultatem miłości i pracy, które włożyłaś w kwiaciarnię. Nigdy nie ma pewności, co otrzyma się w zamian za miłość do kogoś. Kiedy minie pierwsze uniesienie, rozpoczyna się praca nad utrzymaniem małżeństwa. Dwie indywidualności muszą włożyć wiele wysiłku w dopasowanie się do siebie i stworzenie jedności. Wydaje mi się, że trzeba zapytać, jak bardzo kochasz Zacka. Ile jesteś gotowa poświęcić dla stworzenia tej jedności?
– Ciągle mam wątpliwości – westchnęła Jamie. – Muszę go znowu zobaczyć. Nie spędziliśmy razem zbyt wiele czasu. Może tylko wymyśliliśmy sobie coś, co naprawdę wcale nie istnieje.
– Nie sądzę, aby to był ten przypadek – uśmiechnęła się Marta Bellamy. – Może jestem staroświecka, ale wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia. Ale rozumiem też, że powinnaś mieć czas do namysłu, żeby podjąć mądrą decyzję. To już nie te czasy, gdy kobieta miała do wyboru zamążpójście lub staropanieństwo w zawodzie nauczycielki.
– Żałuję, że minęły – powiedziała Jamie. – Życie było o wiele prostsze.
Przez następne dni Jamie spróbowała spojrzeć na swoją kwiaciarnię obiektywnie. Jej mała przestrzeń była wypełniona wiosennymi kolorami i zapachami tulipanów, żonkili, hiacyntów i białych lilii. Ale czy miało to wystarczyć na resztę jej życia? Starała się wyobrazić sobie siebie, starzejącą się samotnie w domu, z Cyranem lub jego następcą. Czy o to jej chodzi? Wcale nie była tego pewna. Wtedy odezwał się Zack.
– Będę w poniedziałek rano. Przygotowałem kilka niespodzianek, które mogą pomóc ci podjąć decyzję o wyjściu za mnie jak najszybciej – zapowiedział pełnym podniecenia głosem. – Możesz wyjechać po mnie na lotnisko?
– Oczywiście. Barney mnie zastąpi. – Serce Jamie zabiło w oczekiwaniu. Nagle nic nie było ważniejsze od znalezienia się w jego ramionach.
W kwiaciarni panował przedświąteczny ruch. Jamie właśnie próbowała zorganizować telefonicznie dodatkowe dostawy tulipanów przed Wielkanocą, gdy wkroczył Isaiah Dunham. Pomyślała, że może w sprawie tak przez nią wyczekiwanej umowy o dzierżawę.
– Czym mogę panu służyć? – zapytała, odkładając słuchawkę.
– Chodźmy do mojego biura. – Isaiah Dunham poprowadził ją tam pośpiesznie. Usiadł w wielkim fotelu za ogromnym biurkiem i gestem wskazał krzesło Jamie, która nerwowo zaciskała dłonie, zaniepokojona jego surowym wyglądem.
– Usiądź, Jamie – rozkazał. – Chciałbym porozmawiać z tobą o Zachariaszu.
Zimny dreszcz przebiegł Jamie po krzyżu. To zabrzmiało bardzo serio. Usiadła na brzeżku krzesła, zastanawiając się, jak dużo Isaiah wie o jej znajomości z Zackiem. Czy Zack zaczął już rozmawiać z ojcem, czy też Isaiah ciągle jeszcze snuje domysły?
– Nie bądź taka przerażona – zaczął Isaiah Dunham. – Nie jestem ludożercą. Mam na względzie jedynie dobro twoje i mojego syna.
Mój Boże, teraz się zacznie, pomyślała Jamie, gdy przerwał, przyglądając się jej uważnie. „Jedynie dobro” ma na względzie ojciec, gdy chce powiedzieć dzieciom coś nieprzyjemnego. Próbowała wyczytać coś w stalowym wzroku, ale na nic.
– Zachariasz powiedział mi, że chce cię poślubić, ale ty jeszcze nie wyraziłaś zgody – Isaiah przerwał rozmyślania Jamie. – Czy to prawda?
– No, hm, tak – odpowiedziała. Więc Zack powiedział mu o oświadczynach. Nie uszczęśliwiło to Isaiaha, jak można było sądzić z jego słów. Zack może pogodzić się z wtrącaniem się ojca w jego sprawy, ale ona nigdy.
– Kochasz go? – zapytał Isaiah.
Jamie zamrugała, zaskoczona. Isaiah pyta, czy kocha Zacka? Tego nie oczekiwała. Co go to obchodzi? Czy zamierza jej powiedzieć, żeby wybiła go sobie z głowy?
– No, Jamie – zniecierpliwił się Isaiah, gdy dziewczyna wpatrywała się w niego bez słowa. – Musiałaś jakoś okazać Zachariaszowi, że jego oświadczyny zostaną przyjęte. Odpowiedz na moje pytanie.
Zmieszanie Jamie zaczęło zamieniać się w złość.
– Nie zamierzam odpowiadać na żadne pytania, dopóki nie dowiem się, o co panu chodzi, panie Dunham – oświadczyła zimno. – To bardzo osobiste pytanie.
Usta Isaiaha skrzywiły się w słabym uśmiechu.
– W porządku, Jamie, wyłożę to jasno. Zack chce cię poślubić. Ja też chcę, żeby cię poślubił. Co za tym idzie, chcę, abyś ty poślubiła jego, im szybciej, tym lepiej. Dlatego spytałem, czy go kochasz. Staram się zrozumieć, dlaczego zwlekasz z odpowiedzią. Czy to jasne?
Wyjaśnienia Isaiaha Dunhama były tak odległe od tego, czego się spodziewała, że w pierwszej chwili uznała, że się przesłyszała. Kiedy stwierdziła, że nie, nadal nie była w stanie się odezwać. Jej własne wątpliwości uniemożliwiały danie jasnej odpowiedzi.
– N-nie łatwo wyjaśnić to wszystko – zawahała się. – M-mogę przedstawić całą listę powodów.
– Może zaczniemy od pierwszego pytania – zaproponował Isaiah. – Kochasz go?
– No, ja... – Jamie oblizała nerwowo wargi. Czy powinna mu odpowiedzieć? Czy musi mu odpowiadać? Ani Zack, ani ona nie wspominali o miłości – przynajmniej w słowach.
– Nie jesteś pewna? – Isaiah pochylił się ku niej w oczekiwaniu.
Jamie nagle przypomniała sobie swoje twarde postanowienie, że nie pozwoli mu się wtrącać.
– To sprawa moja i Zacka – powiedziała buntowniczo. – Tak samo, kiedy i czy za niego wyjdę. Gdy o tym zdecydujemy, pan będzie bez wątpienia pierwszą osobą, która się o tym dowie.
Przez chwilę Isaiah wyglądał na rozgniewanego. Potem schylił głowę i w zamyśleniu przyglądał się swoim rękom.
– A więc dobrze, Jamie – rzekł w końcu. – Mam dla ciebie nowinę. Po raz pierwszy w życiu Zachariasz wybrał kobietę, którą ja aprobuję, a chciałbym przed śmiercią być na jego ślubie. Albo więc poślubisz Zachariasza, albo nie przedłużę twojej dzierżawy. Daję ci miesiąc do namysłu.
Jamie stała z otwartymi ustami.
– Pan nie może... – zaczęła, ale gdy spojrzał na nią z chłodnym uśmiechem, wspomniała, jak groził Zackowi. – O tak, pan może.
– Uwierz w to – Isaiah kiwnął głową i wskazał ręką drzwi.
– Możesz odejść i pomyśl nad propozycją. Muszę wrócić do pracy.
Odrętwiała Jamie wstała i wyszła, ciągle nie mogąc uwierzyć, że Isaiah Dunham to powiedział. Początkowo chciała się rozpłakać, ale później zaczęła narastać w niej złość. Myślała, czy nie wrócić i nie powiedzieć mu, że prędzej na Antarktydzie zapanują upały, niż ona wyjdzie za jego syna. Jednak gdy dotarła do kwiaciarni, górę wziął rozsądek. Musiała najpierw wszystko przemyśleć, a potem działać.
– Idę do domu – powiedziała Barneyowi. – Mam dużo do myślenia.
– Coś nie w porządku? – spytał z wyraźną troską.
– Mnóstwo rzeczy – odparła – ale teraz nie mogę o tym mówić.
Do domu jechała powoli, wpadając na przemian we wściekłość i przygnębienie. Jak on śmiał tak ją potraktować! Nie może się na to zgodzić! Ale jeśli mu się przeciwstawi, to straci i Zacka, i kwiaciarnię, przynajmniej w tym miejscu. Może ją oczywiście przenieść, ale mało prawdopodobne, by znalazła równie dobre miejsce. No i Zack. Z tego, co wiedziała, Isaiah zagroził mu wydziedziczeniem, jeśli nie poślubi jej w ciągu miesiąca. Może dlatego Zack mówił o niespodziankach, które mogą przyspieszyć jej decyzję. Czyżby zabrakło mu charakteru i nie umiał powiedzieć ojcu, żeby nie wtrącał się w nie swoje sprawy? I co, na litość boską, dzieje się z Isaiahem Dunhamem? Czyżby był przekonany, że może wszystkim rozkazywać?
– No i co mam teraz zrobić, Cyrano? – zapytała, gdy jej czworonożny przyjaciel powitał ją u drzwi. – Kocham Zacka, ale nie jestem pewna, czy to wystarczy do stworzenia dobrego małżeństwa. On będzie stale poza domem, a ja nie wiem, czy zniosę taką długą rozłąkę z moją kwiaciarnią. O ile w ogóle zechce, abym z nim podróżowała. – Wzięła Cyrana w objęcia i siadła w fotelu, patrząc się przed siebie. Czuła, jakby na całe jej dotychczasowe życie padł wielki, czarny cień. Przez następne godziny rozważała różne możliwości, aż do zupełnego zmęczenia. Zapadł już mrok, gdy podjęła ostateczną decyzję – kocha Zacka, ale nie może wyjść za niego za mąż. Małżeństwo w ciągu miesiąca oznacza poddanie się i utratę przez nią twarzy. Małżeństwo w każdym innym czasie oznacza albo rozłąkę z kwiaciarnią, albo bardzo długą rozłąkę z mężem. Żaden wybór jej nie pociągał. Będzie musiała przenieść kwiaciarnię, czyli zacząć od początku i zrezygnować na razie z kupna domu, ale jakoś to zniesie. Najtrudniej będzie powiedzieć o tym Zackowi.
W niedzielę, odwiedzając wujostwo, kierowała rozmowę na spodziewany powrót Zacka i unikała dyskusji o swych problemach. Później wyjaśni im wszystko. Resztę niedzieli i bezsenną noc spędziła na zbieraniu sił do spotkania z Zackiem. Nic mu nie powie na lotnisku. Wszystko wytłumaczy w swoim mieszkaniu, możliwie najspokojniej. Ostatecznie zasłużył na to.
Następnego dnia Jamie, trzęsąc się ze zdenerwowania, oczekiwała Zacka na lotnisku. Udało jej się wprowadzić siebie w złość na niego i jego ojca za próbę manipulowania jej życiem. Kiedy jednak ujrzała przystojną, uśmiechniętą twarz Zacka, znalazła się w jego ramionach i poczuła jego wargi na swoich, ogarnęła ją słabość, a w oczach miała łzy frustracji. Dlaczego jej ciało zawsze ją zdradza, zastanawiała się wściekła.
– Kochanie, taki jestem szczęśliwy, że wróciłem. – Zack przytulił ją z całej siły i ukrył twarz w jej włosach. Słysząc łkanie, którego Jamie nie była w stanie powstrzymać, zajrzał jej w twarz. – Co się stało, malutka? – zapytał.
– N-nic – wykrztusiła. – To z radości, że cię widzę. Masz dużo bagażu? Jadłeś śniadanie?
– Żadnego bagażu i prawie żadnego śniadania – odpowiedział.
– No to jedźmy od razu do mnie i zrobię ci coś do jedzenia – zaproponowała Jamie. Miała nadzieję, że przy tych zwykłych czynnościach odzyska swój dowcip i odwagę.
Ruszyli do wyjścia. Zack co chwila przytulał ją i obdarzał pocałunkiem. Przy samochodzie objął ją znowu i schylił głowę, żeby ją pocałować.
– Nie – wyswobodziła się z jego ramion Jamie. – Nie teraz, nie będę w stanie prowadzić.
– Nie wiedziałem, że moje pocałunki wywołują tak oszałamiający efekt – droczył się z nią Zack z olśniewającym uśmiechem.
– Niebezpiecznie oszałamiający – odparła. Zaczynała żałować, że poprzedniego dnia nie wsiadła do innego samolotu i nie odleciała w przeciwnym kierunku, gdzieś daleko, gdzie mogłaby zacząć życie od nowa. Oznajmienie Zackowi podjętej przez nią decyzji będzie znacznie trudniejsze, niż sobie wyobrażała, szczególnie, gdy znów zacznie ją całować.
Miała zamiar ugrzęznąć w kuchni natychmiast po dotarciu do mieszkania, ale nie było szans. Gdy tylko zamknęli za sobą drzwi, Zack upuścił torbę i wziął Jamie w ramiona.
– A teraz – oznajmił, pożerając jej twarz płonącymi oczami – zamierzam cię całować aż do zupełnego wyczerpania.
Kiedy usta Zacka dotknęły jej warg, Jamie usilnie starała się wzbudzić w sobie gniew, ale na próżno. Przytuliła się do ukochanego i objęła z całej siły. Rozchyliła usta na spotkanie jego ust. Zack nie przerywając pocałunku w jakiś sposób zdjął swój i Jamie płaszcz i zaniósł ją na kanapę, czego zupełnie nie miała mu za złe. Gdy jego ręce wślizgnęły się pod sweterek, parząc jej nagą skórę, westchnęła tylko, pragnąc, aby ten jeden raz mogła mu ulec. Zostać jego kochanką...
Kiedy jednak pieszczoty stały się bardziej intymne, stwierdziła, że nie może do tego dopuścić. Potem nie byłoby już dla niej odwrotu.
– Przestań, proszę – szepnęła, odpychając jego ręce. – To nie dlatego, że nie chcę, ale... nie uznaję seksu pozamałżeńskiego.
– Wiem – powiedział Zack urywanym głosem, moszcząc ją na kolanach. – Staram się opanować, ale musimy pośpieszyć się ze ślubem, bo inaczej oszaleję.
Jamie powinna była wyznać mu wszystko teraz, ale słowa uwięzły jej w gardle. Zamiast tego przytuliła się do niego, połykając łzy. Że też ze wszystkich mężczyzn na świecie właśnie w nim musiała się tak beznadziejnie zakochać. To niesprawiedliwe. Przez kilka minut pozostała w jego ramionach, milcząc, po czym oderwała się od niego z wielkim wysiłkiem.
– Czas na śniadanie – powiedziała, unikając jego wzroku. – Co wolisz, jajka na bekonie czy omlet?
– Jajka na bekonie – odpowiedział Zack – ale zanim pójdziesz, mam coś dla ciebie. Pierwszą z niespodzianek.
Podszedł do swego płaszcza i wrócił, wyjąwszy przedtem coś z kieszeni. Trzymając dłoń za sobą, usiadł obok Jamie.
– Wyciągnij rękę – uśmiechnął się ciepło. Umęczone serce dziewczyny tłukło się nieszczęśliwie, zgadując, jaka to niespodzianka.
Wyciągnęła posłusznie dłoń i dostała małe, ślicznie opakowane pudełeczko.
Lodowatymi palcami odwinęła opakowanie z aksamitnego pudełeczka. Tego właśnie się bałam, pomyślała ze ściśniętym gardłem, i ostrożnie podniosła wieczko. Chociaż spodziewała się pierścionka, to widok olbrzymiego brylantu pozbawił ją tchu.
– Nie do wiary! – Wstrząśnięta, spoglądała to na oślepiający kamień, to na równie oślepiający blask oczu Zacka.
– Rozumiem przez to, że ci się podoba – roześmiał się Zack, – No, dalej. Nałóż go.
Jamie przyglądała się temu niewiarygodnemu diamentowi przez dłuższą chwilę, po czym pokręciła przecząco głową.
– Nie mogę, Zack – wyjąkała. – Naprawdę nie mogę. To za wiele. Przecież jeszcze ci nie powiedziałam, że za ciebie wyjdę. – Zamknęła pudełeczko i włożyła mu z powrotem do ręki. – Nie mogę tego przyjąć, nie teraz. Powinieneś się najpierw upewnić.
Rozum usiłował zmusić ją do wyznania wszystkiego, ale gdy patrzyła w te płonące, pełne nadziei oczy – serce nie wyrażało zgody.
– Ależ ja jestem pewien, Jamie – uśmiechnął się Zack. – I myślę, że ty też, chociaż jeszcze nie chcesz się do tego przyznać. Zatrzymam pierścionek do chwili, gdy to zrobisz.
Bo musisz przyznać, że istnieje między nami jakaś zaczarowana więź.
Pomyślała z goryczą, że właśnie ta zaczarowana więź zamieniła ją w nędznego tchórza. Możliwe, że potrzeba jej więcej czasu na znalezienie jakiegoś wyjścia.
– Potrzebuję więcej czasu. Muszę być tak pewna, jak ty – uśmiechem spróbowała dodać sobie odwagi. – Po prostu wolniej się decyduję. Może napiłbyś się w kuchni kawy, jak będę robiła śniadanie? Przyznam się, że po tym brylancie wielkości młyńskiego koła boję się pomyśleć o drugiej niespodziance.
– Jest jeszcze większa i wiem, że bardzo ci się spodoba – roześmiał się Zack. – Chcesz zgadywać? Dwadzieścia pytań?
Serce Jamie zamarło. Nie mogła wyobrazić sobie niczego większego od brylantu.
– Nie jestem zbyt dobra w zgadywaniu. Czy mam zacząć od „zwierzę, roślina czy minerał”?
– Od tego właśnie. – Zack łyknął kawy – i wydaje mi się, że wszystkie trzy odpowiedzi są prawidłowe.
W końcu Jamie stwierdziła, że przedmiot zagadki jest zbyt wielki.
– Czy to się rusza? – badała, mając na myśli samochód.
– Tylko z największym trudem – Zack wyszczerzył zęby w odpowiedzi. – Poddajesz się?
– Nie, jeszcze nie – upierała się Jamie. Śniadanie było już gotowe. Obserwowała siedzącego przy stole mężczyznę, jego obecność wypełniała małą kuchenkę.
– Czy to znajduje się tu, w Saint Louis?
– Tak – potwierdził. – No proszę, jaką jesteś znakomitą kucharką.
– Każdy potrafi zrobić jajka na bekonie – stwierdziła. Nie potrafiła już wymyślić innych pytań. Nie mogła jeść. Mogła tylko siedzieć i patrzeć na Zacka, żałując, że już podjęła decyzję. Kiedy skończył śniadanie, znowu zapytał, czy się poddaje. Teraz – postanowiła – teraz musi wszystko powiedzieć. Wzięła głęboki oddech, spojrzała mu prosto w oczy i poczuła, jak jej serce znowu mięknie. Zack wyglądał jak mały chłopiec przynoszący najpiękniejszy bożonarodzeniowy prezent.
– Trudno, poddaję się. Co to jest? – zapytała, przeklinając się w duchu za swą słabość.
– Najpierw ci o nim opowiem – oznajmił, wstając i wyciągając ku niej rękę – a później zabiorę cię i pokażę. W zasadzie sam jeszcze tego nie oglądałem, ale sądzę, że będzie się nam podobał. To jest dom, jeżeli jeszcze tego nie zgadłaś.
Jamie patrzyła na niego skamieniała.
– D-dom? – wychrypiała. Nigdy nie przyszłoby jej to do głowy. I nagle poczuła złość. Wielką złość. Kiedy Zack chciał ją do siebie przyciągnąć, biorąc jej zdziwienie za radość, cofnęła się potrząsając głową.
– Nie dotykaj mnie! – wykrzyknęła ze łzami, które zaczęły niekontrolowanie spływać po policzkach. – Co cię napadło, kupować dom, nawet nie pytając mnie o zdanie! I do tego ten – ten pierścionek! Czy ja nie mam zupełnie nic do powiedzenia? Jesteś taki sam, jak twój ojciec. O mój Boże! Najpierw on oświadcza mi, że nie będę mogła dostać dzierżawy na kwiaciarnię, jeżeli nie wyjdę za ciebie za mąż w ciągu miesiąca, a teraz ty się tak zachowujesz! Czy to on ci kazał, czy jesteś taki niemądry jak on? I tak to nie ma znaczenia, bo wcześniej postanowiłam, że za ciebie nie wyjdę. Nie zamierzam porzucać mojej kwiaciarni i włóczyć się z tobą po całym świecie. Ale przeniosę się z nią w inne miejsce, jeżeli będę musiała, nie martw się o to. Nikt mnie do niczego nie zmusi! Nikt! Odejdź i zostaw mnie wreszcie w spokoju!
Zack zbladł.
– Nie miałem pojęcia, co wymyślił mój ojciec, ale wierz mi, nie wykona swojej groźby. – Jego glos był ochrypły ze złości. – Nie martw się o to, kochanie. I jeżeli sama chcesz wybrać swój zaręczynowy pierścionek i swój dom, to tak będzie. Rozumiem, że jesteś tym zdenerwowana, ale uspokój się. Wszystko będzie dobrze. Coś wymyślimy...
– Nie. Nie mogę za ciebie wyjść Podtrzymuję to. Po prostu odejdź – łkała Jamie, obawiając się, że jeżeli zaraz nie odejdzie, to ona rozklei się kompletnie.
– Nie wiem, co powiedzieć. – Zack z niewesołą miną ruszył do drzwi.
– Nic nie mów. Idź sobie.
Nałożył płaszcz i patrzył na Jamie w zamyśleniu.
– Musisz mnie naprawdę nienawidzić, jeśli pozwoliłaś mi ciągnąć to wszystko i robić z siebie idiotę. – Położył rękę na klamce. – Chociaż nasze pocałunki kazały mi wierzyć, że mnie kochasz. Chyba wszystko źle pojąłem.
To mówiąc wyszedł i zatrzasnął za sobą drzwi tak szybko, że nie widział, jak Jamie zszarzała i wybuchnęła gorzkim płaczem.
– Ja cię nie nienawidzę, Zack, ja cię kocham – łkała. – Boże najdroższy, co mam teraz począć?
Jamie podbiegła do okna i przez łzy patrzyła, jak Zack znika w głębi ulicy. Z pochyloną głową i rękami w kieszeniach wyglądał jak ktoś, kto chce, by mu dano spokój. Zrezygnowała z pośpieszenia za nim i utonęła we łzach. Wszystko zepsuła. Człowiek, którego kochała, odszedł zapewne na zawsze. Przepaść między nim a ojcem jeszcze się powiększy. Czy da się znaleźć jakieś wyjście z tej okropnej sytuacji?
Przez cały dzień szukała odpowiedzi, w końcu, zupełnie rozbita, postanowiła odwiedzić wujostwo. Unikała sprawiania im kłopotu swoją osobą, ale dzisiaj potrzebowała kogoś bliskiego, była w takiej depresji.
– Na litość boską, dziecko, co się stało? – przywitała ją ciotka, widząc bladą twarz Jamie i zapuchnięte z płaczu oczy.
– Zack odszedł – odpowiedziała apatycznie. – Kazałam mu odejść.
– Zrobił coś, czego nie powinien? – zapytał wuj.
To pytanie wywołało nowy potop łez na wspomnienie wyrozumiałości i powściągliwości Zacka. Ciotka Marta objęła Jamie ramieniem.
– Chodź, usiądź sobie i wszystko nam opowiedz. Teraz uspokój się, a ja zrobię herbaty.
Przy herbacie Jamie opowiedziała wszystko po kolei, rozpoczynając od groźby Isaiaha.
– Byłam absolutnie przekonana, że w moim życiu nie ma miejsca dla Zacka – zakończyła ponuro. – Ale teraz zrobiłabym wszystko, żeby go odzyskać. Gdybyśmy spędzili więcej czasu razem... Był taki szczęśliwy, kiedy mnie zobaczył, a ja go tak zraniłam. Teraz myśli, że go nienawidzę. Nigdy nie uwierzy, że go kocham. Dlaczego mu to wszystko powiedziałam?
I Jamie znowu rozpłakała się żałośnie, kryjąc twarz w dłoniach. Ciotka pośpieszyła ją utulić.
– Ależ nie zadręczaj się tak, skarbie. Miałaś rację w jednym. Wszystko stało się za szybko. Nie mam pojęcia, dlaczego Zack uznał, że powinien kupić pierścionek i dom bez pytania cię o zdanie – to było bardzo niewłaściwe.
– Ale ja go kocham – powtarzała przygnębiona Jamie – i nie chcę z nim zrywać.
– Aha, o to chodzi – zauważył wuj Bert. – Czujesz, że zrobiłaś błąd. Ale czy naprawdę? Teraz powiedz szczerze: odpowiada ci taki sposób załatwiania spraw, w jaki zostały one załatwione?
– N-no, nie – wyjąkała Jamie – ale powinnam być rozsądna, prawda?
– Zakochani rzadko są rozsądni – westchnął wuj. – Spójrz na to z lepszej strony. Ty i Zack dokonujecie ważnych odkryć własnych charakterów i albo dojdziecie do porozumienia, albo nie. Lepiej, żeby to się wyjaśniło przed małżeństwem, niż po.
– Nie wiem, czy to wytrzymam – jęknęła Jamie. – Jak wam się wydaje, jest szansa, żeby wrócił?
– Jeżeli naprawdę cię kocha, to wróci. Jestem tego pewna. – Marta Bellamy starała się podnieść Jamie na duchu.
– Prawdziwy mężczyzna nie poddaje się łatwo – oświadczył stanowczo wuj Bert. – Wróci. A ty wróć do pracy, to ci dobrze zrobi.
– Na pewno – przytaknęła Jamie. – Kiedy Isaiah dowie się, co dzisiaj zaszło, będę miała mnóstwo zamieszania z przenoszeniem kwiaciarni. Wątpię, czy Zack będzie próbował mnie bronić.
Wcale nie była zdziwiona, gdy następnego ranka znalazła kartkę, wzywającą ją natychmiast do kierownika hotelu. Zaskoczył ją natomiast fakt, że jej umowa o dzierżawę była gotowa do podpisu.
– Pan Dunham z synem wyjechali wczoraj wieczorem do domu i polecili mi dopilnować jak najszybszego podpisania umowy. – Kierownik dodał następnie w zaufaniu: – Wydaje mi się, że młodszy pan Dunham przekonał w końcu ojca, by wziął trochę urlopu. Isaiah zapracowywał się tutaj przez ostatni miesiąc, a jego serce nie jest w dobrym stanie. Przeszedł już kilka operacji.
– Nie wiedziałam o tym – wyznała Jamie, czując się bardziej przygnębiona. Może Zack miał dostateczny powód, by śpieszyć się z małżeństwem. Isaiah wspomniał coś o pragnieniu ujrzenia ślubu Zacka przed śmiercią. Myślała, że to tylko słowa. Jedynym jasnym punktem było wyraźne porozumienie między ojcem a synem. Podpisała umowę i oddała kierownikowi.
– Młodszy pan Dunham kazał mi wręczyć to pani natychmiast po podpisaniu umowy. – Kierownik podał jej zaklejoną kopertę.
Jamie otworzyła kopertę w zaciszu swojej kwiaciarni. Po przeczytaniu kartki, którą zostawił jej Zack, znowu wybuchnęła płaczem. „Mam nadzieję, że ty i twoja kwiaciarnia będziecie razem bardzo szczęśliwe” – głosiła kartka. Wuj Bert już ją ostrzegał przed małżeństwem z kwiaciarnią, najwyraźniej Zack też to dostrzegł.
W ciągu następnych dni, które zamieniały się w tygodnie, Jamie nie dostała żadnych wiadomości od Zacka. Wbrew rozsądkowi oczekiwała ich. Dziwiła ją także nieobecność jego ojca. Nawet rozpoczęcie remontu hotelu, w którym brała udział, nie dawało jej zadowolenia.
– Czy nigdy nie odzyskam spokoju? – pytała ciotkę Martę. Po wiośnie nadeszło lato, a ona ciągle nie mogła jeść ani spać.
– W pracy jakoś wytrzymuję, ale w domu nie mogę przestać myśleć o Zacku. W dodatku Cyrano zachorował i nie je, a weterynarz nie wie, co mu jest.
– Może zaraził się od ciebie – podsunął wuj Bert. – Spróbuj jeść razem z nim. To wam obojgu dobrze zrobi.
– Masz na myśli – z miski na podłodze? – zapytała Jamie. Kiedy wuj potwierdził, roześmiała się. – Myślę, że warto spróbować. Gdyby coś się stało Cyranowi...
Tego wieczora Jamie leżała na podłodze i siorbała płatki na mleku ze swego talerza a obok stała miska z kocim pokarmem. Cyrano popatrzył na nią z wyniosłą obojętnością, po czym zanurzył pyszczek w jedzeniu i zaczął chrupać z zadowoleniem. Jamie roześmiała się, płacząc jednocześnie z radości.
– Po raz pierwszy od wielu miesięcy śmiałam się tak serdecznie – wyznała wujkowi przez telefon. – Powinieneś widzieć Cyrana przy jedzeniu, był wspaniały. Ale czy mam odtąd stale jadać na podłodze?
– Nie wiem – odparł wuj. – Ale jeżeli to przywróci ci apetyt, jestem za. – Przerwał na chwilę i znowu podjął wątek. – Może nadszedł też czas, by coś zrobić w sprawie Zacka. Z Cyranem się udało. Wiesz, mężczyźni są bardzo dumni, a ty dałaś mu się nieźle we znaki. Może * przełkniesz trochę swojej dumy razem z tym jedzeniem na podłodze.
– Też mi się wydaje, że do tego dojrzałam – przyznała Jamie. – Mam nadzieję, że Zack także. Zastanowię się, co robić.
Po odłożeniu słuchawki rozmyślała, przechadzając się po pokoju z Cyranem w ramionach. Czy lepiej zatelefonować do Zacka, czy odnaleźć go i odwiedzić?
– Myślę, że najlepiej będzie go odszukać i zobaczyć się z nim – powiedziała do Cyrana. – Nawet gdyby był na drugim końcu świata. Wolę stanąć z nim twarzą w twarz. Jutro spróbuję ustalić miejsce jego pobytu.
Ostatnio zaczęła szkolić Barneya na swego zastępcę. Z powodzeniem mógł ją zastąpić przez kilka dni.
Rano Jamie zadzwoniła do Nowego Jorku, gdzie mieściło się biuro „Fantastycznych Podróży”, i spytała o Zacka.
– Teraz jest w Nowym Jorku, przy łóżku ojca – poinformowała ją sekretarka. – Wczoraj zabrano go do szpitala. Stan jest krytyczny, ale bez zmian.
– O mój Boże! – wykrzyknęła Jamie. – Który to szpital? Odwiesiła słuchawkę, zupełnie zagubiona. Zack pewnie bardzo martwi się o ojca. Czy w tej sytuacji powinna go teraz niepokoić? A jeśli nawet Zack nadal jej pragnie czy jest gotowa związać się z nim bez względu na konsekwencje?
Po piętnastu minutach nerwowego spaceru Jamie zadecydowała, że wyjdzie za mąż za Zacka, jeżeli uda im się spędzać połowę czasu razem. Najpierw jednak musi do niego zadzwonić i powiedzieć, że go kocha. Jeżeli jemu nie będzie zależało, wszystko inne traci sens. Z bijącym sercem i lodowatymi dłońmi zamówiła rozmowę.
– Halo, Jamie – odezwał się Zack – To miło, że dzwonisz. Brzmienie jego głębokiego dźwięcznego głosu wycisnęło jej z oczu łzy.
– J-jak się miewa twój ojciec? – wykrztusiła z trudnością.
– Nie najlepiej. Jakoś się trzyma, ale lekarze twierdzą, że serce ma bardzo słabe.
– Zack, tak mi przykro. – Łzy popłynęły jej z oczu, w tej sytuacji nie było mowy o nawiązaniu do ich kłótni. Prowadzili więc nadal zwykłą w tych okolicznościach rozmowę, a ona rozpaczliwie próbowała znaleźć jakiś sposób, by powiedzieć, jak bardzo jej na nim zależy. Jednak uwagi Zacka były tak uprzejme i zdawkowe, że ich rozmowa nadal toczyła się niezobowiązująco.
– A u ciebie wszystko w porządku? – zapytał Zack.
– Jak najlepszym – odpowiedziała Jamie. – Cyrano trochę chorował, ale już jest zdrowy.
– To znakomicie – stwierdził Zack. – A co mu było?
– Weterynarz nie bardzo wiedział. Kot nie chciał tknąć jedzenia. Wuj Bert zaproponował, żebym jadła razem z nim na podłodze, więc położyłam się z talerzem płatków obok jego miski i Cyrano natychmiast się do niej zabrał.
Po drugiej stronie telefonu zapadła długa cisza.
– Muszę ci coś powiedzieć, Jamie – odezwał się w końcu Zack ochrypłym z napięcia głosem. – Wiem, że zadzwoniłaś z powodu mego ojca i pewnie nie chcesz tego słuchać, ale i tak ci powiem. Kocham cię. Tak bardzo, że nie potrafię myśleć o niczym innym. Właśnie zamierzałem zobaczyć się z tobą, żeby ci to powiedzieć, gdy mój ojciec zachorował i...
Przez sekundę miłosne wyznania Zacka zawisły w próżni, ale wtem Jamie ogarnęło radosne podniecenie.
– Nie mów nic więcej – krzyknęła w słuchawkę. – Ja też bardzo cię kocham. – I zalała się łzami radości.
– Zack – załkała. – Tak bardzo chciałam to usłyszeć. Bałam się, że nigdy mi nie przebaczysz.
– Jamie – w głosie* Zacka była radość. – Kochanie... Do licha, znowu to samo! Tak strasznie daleko i nie mogę do ciebie pojechać. Muszę cię zobaczyć, koniecznie! Czy ty mogłabyś jakimś cudem...
– Oczywiście, że mogę! Przylecę pierwszym samolotem, na jaki zdołam się zabrać. – Jamie otarła łzy.
– Daj mi znać, kiedy dotrzesz – poprosił Zack. – Mogę po ciebie wyjechać. Nie na wiele się tutaj przydaję, a ten nieszczęsny szpital nie jest dobrym miejscem na nasze powitanie.
Po czterech godzinach samolot Jamie lądował w Nowym Jorku. Cztery długie godziny, wypełnione tylko jedną myślą. Kochała Zacka i Zack kochał ją i na pewno coś poradzą. Sekundę później była już w jego ramionach. Zack, którego zielone oczy płonęły radością, zacałowywał ją na śmierć.
– Jamie, Jamie, Jamie – szeptał jej do ucha. – Wymyślimy coś, żeby się nigdy nie rozstawać, nawet gdybym przez resztę życia miał zaopatrywać twoją kwiaciarnią w towar. Przeżyłem piekło w ciągu tych ostatnich miesięcy.
– Ja też. – Jamie przytuliła się do niego. – Ale nie obiecuj niczego za szybko. Chcę oglądać z tobą świat, Afrykę, Alaskę i inne cudowne miejsca. Zobaczysz, podołamy wszystkiemu i prawie nigdy nie będziemy się rozstawać.
– Jasne, że podołamy – potwierdził Zack. – Jeżeli oboje się postaramy, wszystko nam się uda. Czy możemy jechać teraz do ojca? Strasznie chce cię zobaczyć. Masz jakiś bagaż?
Jamie pokręciła głową z zakłopotaniem.
– Pojadę z tobą wszędzie, za bagaż mam tylko torebkę. Kiedy powiedziałeś, że chcesz mnie zobaczyć, myślałam tylko, jak się tu dostać. Cyrana podrzuciłam ciotce Marcie w drodze na lotnisko.
– Chociaż raz zapomniałaś o rozsądku – roześmiał się Zack. – Nie przejmuj się, w Nowym Jorku jest mnóstwo sklepów. – Wziął ją pod ramię i poprowadził do czekającej limuzyny. – Należy do ojca. Mieszkam u niego, kiedy jestem w Nowym Jorku. Tak rzadko tu bywam, że nie ma sensu trzymać mieszkania. Jest tam tyle pokoi, że znajdzie się i dla ciebie. Mam nadzieję, że nie zamierzasz wracać dziś do Saint Louis? – Uniósł brwi pytająco i, jak się jej wydało, z obawą.
– Zostanę tak długo, jak zechcesz – uśmiechnęła się. – Kupiłam bilet w jedną stronę. Barney zajmuje się kwiaciarnią.
Obawa Zacka znikła w szerokim, szczęśliwym uśmiechu, który napełnił jej serce radością.
– Zatem naprawdę jesteś przygotowana na robienie dalszych planów – powiedział całując ją. – Mamy mnóstwo do obgadania po wizycie u ojca. – Spojrzał na nią poważnie. – Tak się ucieszył z twego przyjazdu. Uważa, że pokłóciliśmy się z jego winy, chociaż tłumaczyłem mu tyle razy, że cała wina leżała po mojej stronie. Najpierw dałem ci odczuć, że interesuje mnie tylko flirt, chociaż w głębi duszy doskonale wiedziałem, że to mi nie wystarczy. Dlatego nie byłaś przekonana do końca, że może być ze mnie dobry mąż, i do tego te podróże dookoła świata w wytwornym towarzystwie, jak przypuszczałaś. Miałaś zapewniony bezpieczny byt w ukochanej kwiaciarni, po co ryzykować wszystko z osobnikiem, któremu nie ufałaś? Minęło trochę czasu, zanim ujrzałem to z twojej perspektywy. No i sprawa tego pierścionka i domu. Miałem ochotę stłuc siebie na kwaśne jabłko za to, że byłem takim idiotą. Przepraszam też za tę kartkę. Czy możesz mi wybaczyć?
– Stanowczo za bardzo obarczasz się winą – zaprotestowała Jamie. – Ja jestem idiotką, której trzeba wybaczyć. Wuj Bert dawno mnie przestrzegał, że zachowuję się, jakby wzięła ślub z kwiaciarnią. Moim niezbyt dobrym usprawiedliwieniem jest tylko to, że nie spędziliśmy razem zbyt wiele czasu. Wszystko wydarzyło się tak prędko. – Ukryła twarz na ramieniu Zacka i westchnęła. – Kiedy jestem z tobą, czuję, jak rozkwita cały świat. Do czego potrzebna mi jeszcze kwiaciarnia?
– Potrzebna ci. – Zack pocałował Jamie w czoło. – Kochasz ją i dobrze. Pod warunkiem, że mnie kochasz także. – Przytulił ją. – Wiesz, jakie pytanie zadał mi ojciec, gdy tamtego dnia wdarłem się do jego biura? Zapytał, czy wiesz, że cię kocham. Kiedy wyznałem, że nigdy tego nie powiedziałem, ale powinnaś to wywnioskować z faktu, że poprosiłem cię o rękę, powiedział mi parę słów do słuchu o mojej głupocie. To jeszcze jeden błąd, jaki popełniłem.
– Czy sądzisz, że pomoże mu wiadomość o naszym zamierzonym małżeństwie? – zapytała Jamie.
– Czyżbyś mi się oświadczała? – Na twarzy Zacka malowało się zdziwienie.
– Chyba tak, jeśli pierwsza oferta jest już nieaktualna.
– Nie w swojej pierwotnej formie – stwierdził Zack. – A co powiesz na taką: Jamie, kocham cię, ubóstwiam cię. Czy zostaniesz moją żoną? Padłbym na kolana, ale w samochodzie się nie da.
– Zack, oczywiście, że się zgadzam – wyszeptała Jamie i pocałowali się długo i czule. W końcu, oddychając z trudem, zapytała: – czy masz jeszcze ten wspaniały pierścionek?
– Leży w sejfie w mieszkaniu ojca – skinął głową Zack. – Naprawdę ci się podoba, czy wolałabyś...
– Czy mi się podoba? To najpiękniejszy pierścionek, jaki widziałam – przerwała mu Jamie. – Sama nie wiem, jak mogłam wybrzydzać. Dom też mi się z pewnością spodoba. Kupiłeś go w końcu?
– Nie, to była tylko oferta. Ale znajdziemy inny. Razem. Będzie znacznie przyjemniej. Może powinniśmy też zapytać Cyrana?
– Nie wiem, czy mnie podobałby się dom z myszami. Jemu na pewno o taki chodzi – śmiała się Jamie.
– Milo wspominam mysz w twojej kuchni. Zgadzam się z Cyranem – żartował Zack.
Zobaczył przez okno, że podjeżdżają pod szpital.
– Muszę cię uprzedzić, że ojca podłączono do takiej ilości rurek i przewodów, że ledwo go widać. To niezbyt przyjemny widok.
Jamie, choć przygotowana, przeżyła szok widząc tego gasnącego człowieka, jeszcze niedawno tak pełnego życia i energii. Oczy mu rozbłysły, gdy ją ujrzał, i wyciągnął ku niej dłoń.
– Nie mogę zaczynać od powiedzenia ci, ile to dla mnie znaczy ujrzeć Zachariasza znowu tak szczęśliwego – przemówił. – Moje wtrącanie się w najlepszej wierze o mały włos nie spowodowało katastrofy, chociaż – na jego ustach pojawił się słaby uśmiech – chyba w końcu dopiąłem swego.
– Był pan mądrzejszy od nas – zapewniła Jamie. – Teraz proszę przyrzec, że wyzdrowieje pan przed naszym ślubem. Musi pan. Nie mogę poślubić Zacka, nie zapewniając naszym dzieciom kochającego dziadka.
– Zrobię, co w mojej mocy – przyrzekł Isaiah. – Ale nie zwlekajcie długo. Zachariasz cię potrzebuje.
– Zaczął zdrowieć w oczach – mówił Zack w drodze do mieszkania ojca. – Cudownie potrafisz z nim rozmawiać, jak zawsze. Odkąd cię poznałem, przemyślałem tyle rzeczy, które dotąd w ogóle mnie nie obchodziły – moje stosunki z ojcem, co naprawdę chciałbym robić w życiu. Myślę, że warto było się pomęczyć, a na dodatek do mnie wróciłaś.
– A co chciałbyś robić przez resztę życia? – zainteresowała się Jamie. – Nie zamierzasz prowadzić swoich wycieczek?
– Tylko od czasu do czasu – odparł Zack. – Szkolę zastępców, aby mieć czas na zrobienie doktoratu z biologii dzikich zwierząt. Wydaje mi się, że z wiekiem zaczyna mnie pociągać praca naukowa, no i to zapewnia bardziej osiadły tryb życia, odpowiedni dla rodziny. – Jego oczy błysnęły kpiarsko. – Sądząc z tego, co powiedziałaś ojcu, będziemy mieli rodzinę.
– Możesz być tego pewien. – Jamie pocałowała go w opalony policzek. – Ja także zaczęłam rozważać możliwość podróżowania. A także poznawania egzotycznych roślin i botanicznych wycieczek z tobą. Nasze dzieci mogłyby podróżować razem z nami. Pomyśl, ile mogłyby się nauczyć. Możemy je uczyć sami, czemu nie?
– Czemu nie? – zgodził się Zack, zamykając ją w miłosnym uścisku. Zachichotał cichutko, a na pytające spojrzenie Jamie wyjaśnił: – Właśnie wyobraziłem sobie, jak leżysz na podłodze obok Cyrana i zmuszasz go do jedzenia. Kiedy mi to powiedziałaś, nie wytrzymałem. Pojawiłaś się przed mymi oczami taka słodka i czuła, zamartwiająca się o swego ukochanego kota. Chciałem zaczekać z wyznaniem miłości do naszego spotkania, ale to zmusiło mnie do powiedzenia, że cię kocham, właśnie wtedy.
– Dobrze, że tak się stało. Mój kot ma więcej szczęścia w kojarzeniu zakochanych par niż prawdziwy Cyrano – powiedziała Jamie.
Limuzyna zatrzymała się przed niezwykłym, nowoczesnym budynkiem, gdzie przywitał ich umundurowany portier. Zack ujął ramię Jamie i poprowadził ją do windy, która błyskawicznie zawiozła ich na szczyt budynku, a potem przez okazały apartament na taras. Rosnące w ogromnych pojemnikach rośliny i kwiaty stwarzały wrażenie zawieszonego w przestrzeni ogrodu.
– Jak cudownie! – zawołała Jamie. – Jaki wspaniały widok!
Zack wzruszył lekceważąco ramionami.
– To nic w porównaniu z równinami Afryki lub dzikimi przestrzeniami Alaski. – Przyglądał się uważnie Jamie. – Miejskie życie i luksusowe mieszkania nie znaczą dla mnie zbyt wiele: Czy jesteś pewna, że będziesz szczęśliwa z człowiekiem, który wolałby być tysiąc mil stąd i obserwować stado słoni przy wodopoju lub orła polującego nad rwącą rzeką?
– Bardzo szczęśliwa – wyznała Jamie walcząc z nagłą wilgocią w oczach. – Lubię miasto, ale jeszcze bardziej lubię oglądać nieznane rzeczy i dowiadywać się czegoś nowego. Zdaje mi się, że czeka nas razem cudowne życie.
– I mnie też – przyznał Zack. Przyciągnął ją do siebie i całował, aż miała ochotę frunąć prosto do nieba. Zack Dunham był, o czym teraz wiedziała, człowiekiem nadzwyczajnym i tak skomplikowanym, że może nigdy nie potrafi zrozumieć go do końca, ale warto było się o to starać.
– Zack – szepnęła. – Tak bardzo cię kocham. – Spojrzała na niego tęsknym wzrokiem. – To może trochę potrwać, zanim twój ojciec wyzdrowieje na tyle, by wziąć udział w weselu.
– Jestem gotów wziąć ślub w każdej chwili – uśmiechnął się do niej czule. – Może weźmiemy cichy ślub zaraz, a później wydamy wielkie przyjęcie dla wszystkich? Wiem, że mój ojciec to zrozumie. Zna moje szaleństwa. Czy ciotka Marta i wuj Bert zaakceptują ten pomysł?
– Te dwa gruchające gołąbki? – roześmiała się Jamie. – Będą zachwyceni.
Pocałowała Zacka namiętnie i spojrzała z uwielbieniem. – Zawsze można znaleźć rozwiązanie, gdy się trochę pokręci głową, prawda?
– I posłucha swego serca – przytaknął Zack.