Kowal Prawdziwa historia (49)

W Betisie możesz strzelać gole każdemu, ale najważniejsze, abyś skaleczył FC Sewillę. Jeśli to zrobisz, jesteś kozakiem. Ja tym kozakiem byłem!

Derby w tym mieście zawsze smakowały wyjątkowo, a ja od początku kariery doskonale się czułem w wyjątkowych meczach. Ten z Sewillą wygraliśmy 2:1, sam strzeliłem drugiego gola. Dostałem piłkę w polu karnym, nie miałem czasu, aby spojrzeć, jak ustawiony jest bramkarz. Uderzyłem na siłę, przypadkiem, bez celowania - wpadła gościowi między nogami! Tak to już bywa, że jeden będzie strzelać bez celowania całe życie i tylko sobie krzywdę zrobi, a inny jak nie kopnie, tak wpada - i do tej drugiej grupy należałem ja! Zresztą, tak szczerze, to prawie żaden piłkarz oddając mocny strzał nie celuje. Wie gdzie jest bramka i tyle - raz wpadnie po widłach, a raz pójdzie w sam środek. Takich, którzy potrafią naprawdę kontrolować dokładny kierunek piłki, jest na świecie bardzo niewielu - Sinisa Mihajlović i nie wiem, kto jeszcze. Nie tak dawno Sylwek Czereszewski strzelił w Krakowie bramkę po huknięciu w samo okienko. Nikt mi nie powie, że on tam celował. Po prostu prawie nie trafił w bramkę! Ot, i cała zasługa.

Po strzeleniu gola Sewilli stajesz się królem miasta. Ludzie kłaniają ci się w pas, a ty wiesz, że gdy jutro kupisz gazetę, to znów będziesz na pierwszej stronie. To jest jednak tylko jedna strona medalu w lidze hiszpańskiej. Jest też druga, pokryta cieniem, paskudna. Brutalna rzeczywistość - sprzedawanie meczów. Tak, tak, zgadza się. W Hiszpanii także ustawia się wyniki spotkań i udaje się, iż wszystko jest cacy. Właśnie ułożony mecz najbardziej kojarzy mi się z FC Sewillą. Ułożyliśmy go my, Betis. Mieliśmy przegrać...

- Chłopaki, w sobotę macie dostać w dupę od Sportingu Gijon. Tak zadecydowałem. Zrozumieliśmy się? - wypalił prezes klubu, zanim jeszcze na dobre wszedł do szatni.

- O co panu chodzi? - zapytał nasz kapitan.

- Jak przegracie ze Sportingiem, to Sewilla leci z ligi! - wytłumaczył swoją filozofię i ruszył do wyjścia. - Żeby mi tylko nikt numeru nie wywinął, bo będzie skończony! - rzucił na koniec. No to ładnie wpadłem!

Au! Chyba coś poczułem w nodze. Och, to na pewno groźna kontuzja. A jeśli nie jest groźna, to na pewno nie jest też lekka! Zaraz, zaraz - przecież mnie nic nie boli. No to na pewno zaboli! - Panie trenerze, wydaje mi się, że sobie coś nadciągnąłem. Cholernie mnie "dwójka" boli - stwierdziłem. I w tym momencie zobaczyłem, że ból przeszył co najmniej połowę drużyny. - Oho, panie trenerze! Chyba ostatnim razem się nie wyleczyłem do końca! - dodał następny piłkarz. - Oj, skrzypi mi Achilles. Gdzie jest doktor? - padło pytanie z następnego końca szatni.

Im bliżej było meczu, który musieliśmy przegrać, tym więcej dolegliwości pojawiało się w zespole i prawie nie było ludzi zdolnych do trenowania. Jeden z ostatnich poważnych piłkarzy przyszedł dzień przed meczem do trenera z informacją: - Nie wiem, co się stało, ale mam wysoką temperaturę.

No, ten to ruszył po całości. Nie udawał, że coś go pobolewa, tylko chyba biegał nago przez całą noc albo przynajmniej zjadł surowego ziemniaka. - Panowie, to przesada! Jak ja skompletuję jedenastu!? Nikt już nie może zachorować, zrozumiano?! Proszę wszystkich, aby poważnie podeszli do zawodu i nie odnosili kolejnych kontuzji - oświadczył szkoleniowiec. I tak zostali mu do gry tylko juniorzy oraz rezerwowi. Siedziałem w czasie spotkania na trybunach i żal mi było tych chłopaków. Jeden z nich nawet miał dobrą sytuację do zdobycia gola. Nie ryzykował - walnął jak najbardziej w górę, byle dalej od poprzeczki. Skończyło się na 0:1, na własnym boisku. Gdy Sporting strzelił gola, kilkadziesiąt tysięcy fanów Betisu wyskoczyło z radości - FC Sewilla spada! Tymczasem po meczu koledzy, którzy musieli wystąpić, mieli łzy w oczach. W szatni panowała kompletna cisza.

- Brawo!!! - przerwał ją nagle nasz prezes. - Wszyscy macie dodatkowe, potrójne premie! To była fantastyczna robota. Dla każdego po milion pesos, jutro do odbioru! - krzyknął. Milion pesos można było w najlepszym wypadku dostać za pokonanie Barcelony czy Realu... - Nie chcemy tych pieniędzy - odpowiedział jeden z tych, którzy grali. Uśmiech zniknął z twarzy prezesa. - Kto nie chce? - spytał. - My - usłyszał. Ten kto chciał, miał podnieść rękę. Nie podniósł nikt... - Nie jesteście warci tego klubu. Skoro nie chcecie moich pieniędzy, to ja się was prosić nie będę - wykrztusił z siebie wkurzony szef. Zaczęły się kłopoty z płatnościami...



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kowal Prawdziwa historia (11)
Kowal Prawdziwa historia (40)
Kowal Prawdziwa historia (93)
Kowal Prawdziwa historia (43)
Kowal Prawdziwa historia (31)

więcej podobnych podstron