Tygrys & Smok 10 Trzy zasady bushido; Jin dobroć

SY, HY, adult situations & stuff



TRZY ZASADY BUSHIDO:

JIN - DOBROĆ

roz.10




"Odpowiednia ilość wody - rzeka; wystarczająca ilość piasku - góra"

przysł. konfucjańskie




Po tygodniu tropienia śladów przecieków sieciowych i wytrząsania informacji z różnych szumowin, ukrytych w internetowych kafejkach, wpadli na trop. Nie był on ani duży ani pewny, a jednak, gdy go zobaczyli z miejsca wiedzieli, że jest prawdziwy. Niedźwiadek patrzył się z dobrze skrywanym szacunkiem na Smoka i Tygrysa, rozeznających pośpiesznie dane i w pół godziny naszykowanych do długiej podróży do Kraju Mgieł.

W sumie nie powinno ich to dziwić. Po gwałtownym usunięciu ze stanowiska Mizukage Yanagiego, po wytoczeniu mu procesu i oskarżeniu go o masowe skrytobójstwo klanów i działanie w Hitosashi, we Mgle nie działo się dobrze. Ludzie byli niespokojni, podejrzliwi i nagle odkryli w sobie niezwykłe przywiązanie do jakiegoś dawno już zapomnianego przez nich bóstwa. To tylko wzmożyło nastroje rewolucyjne. Obecny Mizukage, krzepki, czarnowłosy trzydziestolatek o silnym głosie i mocnej pięści, mimo najszczerszych chęci nie mógł sobie poradzić z sytuacją w osadzie, ani tym bardziej w Kraju Mgieł. Nowy kult starego bóstwa wzywał do jedności, narodowego uwielbienia swojej rasy i generalnie był potężnie ksenofobiczny. Neji miał świadomość, że ludzie niepewni swojego jutra byli dobrym podłożem dla wojny domowej i ludobójstwa. Przestawali myśleć, pozwalając sobą kierować fantazmatami takimi jak narodowe zjednoczenie i jedna wiara w to dziwaczne, zapomniane przez stulecia bóstwo. Oczywiście pospólstwo w dobrej wierze pragnące pokoju na świecie poddawało się wichrzycielom, którzy karmili ich czasami wręcz niedorzecznymi mrzonkami, oraz lękało się samowolnych grup ninjów, którzy nagle zaczęli szaleć po stracie swojego gloryfikowanego przez lata wodza. Hyuuga z doświadczenia wiedział, że owe drużyny nukeninów były prawie w stu procentach opłacane przez wspomnianych wichrzycieli.

Smok śledził od dobrego miesiąca sytuację polityczną w Kraju Mgieł i nie zdziwił się, gdy okazało się, że najwięcej informacji z baz danych Tsunade wykupiła właśnie Kirigakure. Neji był wściekły, że nie udało im się namierzyć sprzedawcy tych danych, co pozwoliłoby na namierzenie go i schwytanie, oraz odkrycie jak głęboko systemy obronne Konoha zostały zinfiltrowane. Cóż, należało pracować nad tym, co mieli w ręku. Wszystkie drogi prowadziły do zamku rodziny Miwa, należącego do wymierających arystokratów związanych swego czasu dość blisko z rządem Mgły.

Niedźwiadek zrobił rekonesans, zaopatrując ich w szczegółowe mapy lasu, w którym skryta była siedziba Miwa. Shinobi z Kraju Mgieł słynni byli z niezwykle efektywnych, śmiercionośnych pułapek, a bór, który partnerzy mieli do pokonania był idealnym miejscem do zasadzenia się na potencjalnych niechcianych gości.

Neji cieszył się z tej nagłej odmiany. Śledzenie Hitosashi zaczynało być nużące i sprowadzało się jedynie do przesłuchań i wyłapywania niegroźnych przemytników. Żadnej porządnej walki, żadnego porządnego seksu... przez dłuższy czas było to niezwykle irytujące, jakkolwiek Neji starał się przekonać sam siebie, że ulgi w napięciach potrafi opanować doskonale za pomocą medytacji a na stosunkach erotycznych zależało najbardziej Sasuke. Wiadomość, że mają natychmiast wyjechać do Kirigakure Smok przyjął z zadowoleniem, które zamaskował niecierpliwością i pragnieniem załatwienia przecieków w bazie danych Konoha raz na zawsze.

Niedźwiadek jak nagle zaczął swoje afektowane polowanie na Uchihę, tak nagle zaprzestał tego procederu i całkiem zaabsorbowany misją radośnie rzucił się w wir przygotowań. Smok uśmiechał się krzywo widząc zniesmaczoną (jak na Sasuke) minę Tygrysa, kiedy okazało się, że Miś całkiem dobrze radzi sobie zarówno z zadaniami terenowymi jak i robotą papierkową.

Gdy dopłynęli do brzegów wysp Kraju Mgieł, suche, nagrzane słońcem powietrzem uderzyło ich prosto w twarze.

"Deszcz nie padał tutaj od dobrych dwóch miesięcy. Nawet trawa zniknęła, albo przemieniła się w pożółkłe siano." stwierdził Miś. Po podróży morskiej wydawał się jeszcze bardziej opalony niż zazwyczaj. "Musimy wziąć sporo zapasów wody. Lasu tutaj muszą być niezwykle wysuszone."

Jak się okazało, Niedźwiadek się nie mylił, a ponad to był niezwykle sprawnym mapownikiem. Przez trzy godziny Tygrys i Smok śmigali po skrzypiących konarach starych drzew, których olbrzymie korony zasłaniały niemal wyblakłe, zabarwione słabym błękitem niebo. Cień gałęzi nie przynosił ukojenia od wszechogarniającego upału, jedynym sposobem otrzymania chłodniejszego powiewu powietrza było nieustanny bieg na przód. Uważnie, cicho i bezgłośnie, jak drapieżniki wyruszające na łowy, mknęli pomiędzy przerzedzonym przez upał listowiem. Z łatwością namierzali pułapki, rozsiane po borze i trzeba przyznać, doskonale ukryte. Rodzina Miwa najwyraźniej nie lubiła nieproszonych wizytatorów, a sądząc z zaawansowania pułapek, miała na swoim utrzymaniu całkiem dobrze wyszkoloną grupę shinobi. Smok uśmiechnął się za maską. Idealnie. Trochę walki jeden na jednego powinno wybić mu z głowy głupie myśli o jego partnerze, praktykancie i niezrozumiałych dowcipach tego ostatniego.

Przystanęli w cieniu kolczastych krzewów głogu, płożącego się dookoła ogromnego pnia dębowego. Bez słów postanowili odpocząć chwilkę i napić się czegoś. Neji podniósł do ust swój podróżny bukłak i niemal zakrztusił się, gdy zawartość spłynęła mu do gardła kwaskowym smakiem.

"Czym ty, do diabła, Misiu, napełniłeś nasze bukłaki?!"

Konohamaru wyglądał tak, jakby miał chęć umknąć w swoje bezpieczne miejsce między stołem i kredensem a Sasuke stężał momentalnie, szykując się do skoku na niewydarzonego praktykanta z czterdziestoma kunai i jednym mieczem w zębach. Niedźwiadek przełknął głośno ślinę i odkrył poniewczasie, że w lesie Mgły żadnego z jego 'bezpiecznych' mebli nie było.

"Nooo..." zaczął powoli, ale maska Tygrysa nagle znalazła się tuż nad jego ramieniem a szkarłat sharingana zdawał się niema kapać zza otworów zamaskowania anbu. "Ja.. oj nie zaczynajcie znowu!..."

"Co to jest?" chciał wiedzieć Smok, przesuwając dłonią po poruszonych pędem wiatru włosach i poprawiając odsuniętą na plecy maskę. Konohamaru zaśmiał się nerwowo.

"No, kompot wiśniowy..."

Tygrys nienaturalnie zwolnionym ruchem zsunął swoją maskę z twarzy, ukazując kamienne, nieporuszone lico i lśniący kpiąco sharingan. Neji westchnął poirytowany.

"Spytam, choć czuję, że nie powinienem tego robić dla swojej i twojej zdrowotności, Misiu. Dlaczego nie zwykła woda, która jest lepsza w tym klimacie i dlaczego nas nie poinformowałeś, że zamierzasz nas wyposażyć w kompot?" głos Hyuugi był przyciszony i schrypnięty, co sprawiło, że jego słowa brzmiały nieco bardziej zastraszająco niż powinny. Konohamaru poruszył się niewygodnie pod uważnym spojrzeniem Tygrysa i Smoka, po czym zatoczył ramieniem bezradne koło.

"No, wiśnie dobrze łagodzą pragnienie a moja mama zawsze twierdziła, że..."

Neji przewrócił oczyma a Tygrys sarknął bezgłośnie i zaciągnął maskę na twarz, wskakując na drzewo i podejmując przerwaną wędrówkę. Smok nie oglądając się dłużej na praktykanta, jego kompot wiśniowy i mamine porady, ruszył na partnerem. Za jego plecami odezwał się drgający w złości i zażenowaniu głos.

"Hej! Czekaj! Co ty sobie myślisz! Chciałem dobrze, a moja mama...OooojasnacholeraaAA!!!"

Smok zatrzymał się w pół kroku, gdy zagniewane słowa Misia przeszły znienacka w piskliwy jęk. Tygrys także stanął na grubym konarze drzewa i spojrzał w dół na praktykanta.

"Głupek!" syknął tak, żeby usłyszał go tylko Neji. Hyuuga nic na to stwierdzenie nie odpowiedział.

Niedźwiadek stał pośrodku drgającej od czakry lśniącej tafli, zamrożony w bezruchu. Widać było, że szykował się do skoku, ale nie spojrzał pod stopy i wlazł w pułapkę. Tygrys natychmiast zlazł z drzewa, napięty i gotowy do boju, jednocześnie niepewny, co się stało z Konohamaru i czy praktykant będzie w stanie podjąć walkę. Hyuuga westchnął bezgłośnie i podszedł ostrożnie do Misia, z którego zdrętwiałej dłoni wypadła maska Niedźwiedzia i wytoczyła się poza błyszczącą złowrogo pieczęć.

Neji widywał już tego typu pieczęci. Potrafili założyć je tylko wysoko wykwalifikowani shinobi, a polegały one na kumulacji w jednym miejscu czakry z całego ciała. Kilkukrotnie. Po dwóch dniach pieczęć zbierała tyle czakry, że wejście w nią równało się natychmiastowemu rozerwaniu na strzępy. Czakra nie była tylko delikatnie swędzącym uczuciem po wewnętrznej stronie dłoni, pojawiającym się po każdej założonej technice, była także niesamowicie potężną mocą, która potrafiła zniszczyć mięśnie, roztrzaskać kości i zabić w bardzo powolny, sadystyczny sposób. Neji to wiedział, sam używał technik opartych właśnie na czakrze i jej przepływie.

"Nie ruszaj się, Misiu." powiedział cicho, siląc się na spokój, Smok. Twarz Konohamaru stała się blada jak papier a jego usta wygięły się w coś, co bardzo przypominało podkówkę. "Ani drgnij, inaczej zerwiesz pieczęć i uruchomisz technikę."

Sasuke spoglądał z dziwnym, ulotnym uczuciem czającym się mu w kącikach ust, to na Nejiego, to na Konohamaru. Gdyby Smok nie znał Tygrysa lepiej, pomyślałby, że Uchiha martwi się o ich młodego podopiecznego. No no, a tak się wściekał, na przyjęcie na praktyki młodego anbu.

"Słuchaj, Misiu. Teraz założę pieczęć Powinna zneutralizować tą pułapkę, w którą z takim znawstwem wlazłeś. Nie wiem, czy dam radę od razu, więc uzbrój się w cierpliwość... to może trochę szczypać..."

Hyuuga wytrenowanym przez lata ruchem nadgarstka skumulował czakrę w dłoniach i złożył palce w pieczęci. To było jak łamanie kodu dostępu do zaszyfrowanych baz danych, albo uda mu się od razu zdjąć tą przeklętą technikę z Konohamaru, albo za drugim, bądź trzecim razem. Na szczęście wariantów było zdecydowanie mniej niż przy szyfrach komputerowych, na nieszczęście, pieczęć mogła mieć wpisane uaktywnienie się, gdy tylko ktoś spróbuje ją niepoprawnie zneutralizować.

Hyuuga skoncentrował się i zakończył składanie dłoni, jednak technika trzymająca Niedźwiadka w polu siłowym czakry wciąż lśniła bladym światłem i ani myślała puścić. Konohamaru syknął cicho i drgnął, jakby ktoś ukuł go szpilką.

"Nie rusz!..."

Ale było już za późno. Neji patrzył swoim byakuganem, jak wzór czakry dookoła chłopaka przesuwa się pod wpływem jego ruchu i uaktywnia całą zasadzkę. Progi pieczęci otworzyły się jeden po drugim, powoli, ale nieubłaganie. Neji złożył dłonie w pieczęci, recytując w myślach poszczególne kombinacje, aby nie tracić koncentracji. Na nic. Moc zatrzeszczała i zacisnęła się dookoła Konohamaru jak pułapka na myszy. Cholera by wzięła Mgłę i te jej przeklęte zasadzki!...

"O rany! O raaanyyyyy!!! To BOLI!!!" wrzeszczał Konohamaru, a jego krzyk przeszedł w nieludzki wizg miażdżonego żywcem stworzenia. Sasuke rzucił się, aby gołymi ramionami przerwać siłowe pole, tętniące brzydko wściekłą, rozrywającą ciało czakrą, ale został tylko brutalnie odepchnięty przez siłę techniki. To nie było coś, co można unieszkodliwić samą siłą fizyczną. Uchiha nie mógł nic zrobić...

Neji złożył dłonie w pieczęci, ale nie udało mu się nawet drasnąć tej przeklętej techniki, w którą wdepnął Niedźwiadek. Zaraz, co kiedyś mówił mu Hisashi, gdy nie mógł zdjąć pieczęci pułapki... Jeśli nie możesz jej złamać od zewnątrz, złam ją... od środka! Coś o małej powierzchni może prześlizgnąć się pod progami mocy techniki i złamać ją od środka!...

"Słuchaj Misiu!!! Przestań panikować i słuchaj! Tylko ty sam możesz wydostać się z tej pieczęci! Słuchasz mnie?! Tylko ty sam! Skoncentruj czakrę w stopach!" wrzeszczał Neji, starając się przekrzyczeć pisk Konohamaru. "Zrób dokładnie to, co ci każę! Po kolei! Zamknij oczy, wypuść całe powietrze z płuc i zwiń się w kulkę! Najciaśniej jak możesz!"

Pomimo, iż Konohamaru nie przestawał wyć i nawet przez jego jęki Smok i Tygrys słyszeli, jak technika zaczyna miażdżyć i wyłamywać mu ze stawów kości, jakimś cudem dotarły do niego polecenia Hyuugi. Jego spocona, pokryta krwią i łzami twarz zmarszczyła się strasznie, gdy skulił się na ziemi. Neji widział, jak czakra chłopaka gromadzi się w jego stopach, nerwowa i nierówna.

"Do biaabłaaaa...." wywarczał przez zęby Konohamaru, próbując skoncentrować się na stopach i zignorować ból. Neji potaknął głową, oblizując zaschnięte nagle usta. Nie mógł okazać po sobie, że nie ma pewności, czy takie złamanie pieczęci będzie w stanie wykonać początkujący anbu. Nie, teraz trzeba było pewną, zdecydowaną ręką poprowadzić całą sytuację do rozwiązania. Głos Hyuugi, nawet dla niego samego, brzmiał dziwnie spokojnie i łagodnie.

"Spokojnie, jeszcze moment! Zwiń się jeszcze ciaśniej, tak dokładnie! Świetnie! A teraz ja na krótką chwilę włożę ręce w tą pieczęć, a ty odepchnij się od podłoża swoją skumulowaną w stopach czakrą i złap mnie za dłonie! Tak, jakbyś chciał się odbić od drzewa podczas skoku i zawisnąć na gałęzi! Gotowy? Teraz!!!"

Konohamaru wypluł sporą ilość czarnej krwi, zasłonił rękami oczy i skoczył. Neji widział, jak jego ciało szarpie zgromadzona w pieczęci czakra, jak stawia mu opór i gruchocze kości. W jednej chwili chłopak wyglądał tak, jakby walczył z porywistym wiatrem, który nie wypuczał go ze swoich objęć i zatrzymywał wszelki ruch, a w następnej leciał już z nieprawdopodobną prędkością, wyrzucony z techniki pułapki jak z katapulty. Gdzieś przy końcu pieczęci czekały już na niego ramiona Hyuugi.

"Mam cię, Misiu!..."

Neji złapał Konohamaru w locie, zanim zdążył upaść, krztusząc się krwią i wyjąc z bólu. Niedźwiadek pchnięty siłą odrzutu zderzył się z Hyuugą, który objął go mocno, pozwalając, ramionom i udom chłopaka opleść się dookoła jego ciała.

"Już po wszystkim, spokojnie. Mam cię, Misiu."

Jakoś czuł, że powinien coś mówić do Konohamaru, bez względu jak bardzo uważał jego praktyki z drużyną szóstą anbu za bezsensowne i denerwujące. Konohamaru pojękiwał cicho, gdy Neji odplątywał się z jego ramion i układał go ostrożnie na ziemi. Ręce nawet po paru sekundowym pobycie w strefie pieczęci paliły go żywym ogniem. Nie chciał myśleć, jak czuje się w tej chwili chłopak, który był tam ponad pięć minut. Coś w leżącym na trawie Niedźwiadku, w tym, jak usiłował powstrzymać łzy bólu i wstydu, kazało Nejiemu przemilczeć złośliwy komentarz. Pierwszy błąd anbu jest z reguły błędem ostatnim, Konohamaru go popełnił. Ocalili mu życie jedynie cudem, cholera, ale się wystraszyli... Smok zerknął kątem oka na swojego partnera, który stał opodal i w milczeniu obserwował, jak Neji zakłada Misiowi uzdrawiające pieczęci. Tak, dla obu partnerów ryzykowanie życiem było sprawą codzienną, nie lękali się śmierci, ani swojej, ani swojego towarzysza. Byli na nią przygotowani. Co innego jednak młody chłopak, który właśnie leżał i wypluwał z siebie coraz większe ilości krwi, klnąc i płacząc. Życie 'kogoś postronnego', a za takiego kogoś uważali Konohamaru, było zbyt... Nie należało do nich, cholera, nie mogli nim dysponować!

"Spokojnie, nie ruszaj się teraz przez chwilę. Zaraz zatrzymam krwawienie wewnętrzne i znieczulę ci ten skręcony bark. Hej, hej, Misiu! Nie odpływaj, musisz zostać przytomny..." słowa Nejiego zdawały się uspokajać Konohamaru bardziej, niż jego techniki medyczne. "To była dobrze zaplanowana pułapka, gdybyś został w niej trochę dłużej...byłoby bardzo źle..." Najpierw zniszczyłaby ci główne arterie, miażdżąc je i wyginając, a potem zgniotłaby cię całego. Bardzo brzydka, bolesna śmierć. Ale tego Neji już nie powiedział, tylko przetarł bandażem oczy chłopaka. Powieki Konohamaru krwawiły, porwane od wewnątrz ciśnieniem zaciskającej się dokoła nieco czakry. Miał szczęście, że pułapka była dopiero dwa razy napełniana mocą, inaczej nie byłoby szans na jej fizyczne rozłamanie od wewnątrz.

Sasuke drgnął, gdy Konohamaru wydał z siebie jękliwe westchnienie i zakrztusił się strasznie. Krew puściła mu się nawet z uszu. Najwyraźniej miał więcej obrażeń wewnętrznych, niż Hyuuga to zakładał. Trzeba było szybko zanieść go do Tsunade. Neji spojrzał na Tygrysa, który jak zwykle odczytał bez zbędnych słów jego intencję. I sprzeciwił się.

"Nie zamierzam zawracać teraz z drogi, żeby odstawić Misia do mamy." uciął Uchiha zimnym, beznamiętnym tonem, w którym Neji wyczuł nutkę drżenia. Ha, Tygrys także wystraszył się o ich małego praktykanta. Chociaż trochę racji miał.

"Jesteśmy na misji, a nie bawimy się w przedszkole." sarknął już z jawnym gniewem Uchiha, odkrywając tok myślenia Nejiego po raz wtóry. "Jeśli Niedźwiadek chce wracać, niech wraca sam. Niedźwiedzica Tsunade się nim zajmie."

"Nigdzie nie wracam." odezwał się nagle kiślowatym głosem Konohamaru i usiadł na trawie, w widoczny sposób opanowując mdłości. "Nie gapcie się tak... Nie wracam, mówię. Potrzeba wam trzeciego, żeby pilnował głównego wejścia do twierdzy. Nawet, jeśli jestem trochę pokiereszowany, do tego się jeszcze nadaję."

Smok spojrzał na Tygrysa, który prychnął cicho i odwrócił się do całej sceny tyłem, jak zwykle zostawiając Nejiemu całe użeranie się z młodym, napalonym anbu i jego wybujałym ego. Hyuuga zaklął po chińsku.

"Misiu, jesteś poważnie ranny. Nie będziemy mieli czasu ani siły bronić cię, gdy nas odkryją, albo, gdy będzie trzeba walczyć wręcz. Wracaj do domu a my zajmiemy się resztą. Nie pierwszy raz wykonujemy misję zakrojoną dla trzech osób w dwójkę..." Neji przewrócił oczyma, gdy Konohamaru spróbował się podnieść, a gdy mu się to nie udało, wylądował na czworaka, i zagapił się w niego wściekłym wzrokiem.

"To jest też moja misja!" wysapał, po czym wytarł usta z krwi za pomocą rozdartego rękawa. "I chwilowo jestem częścią waszej drużyny, więc musicie mi zaufać. Czy wam się to podoba, czy nie."

No proszę, mały Niedźwiadek był bardziej spostrzegawczy, niż im się to wydawało i wyczuł, że sprawa rozgrywa się na innym poziomie, niż tylko jego kontuzja. Fakt, Smok i Tygrys, ranni czy nie, zawsze kończyli misję z sukcesem, nie zwracając uwagi na niedyspozycje partnera. Działo się tak dlatego, że ufali sobie nawzajem, i wiedzieli, że nawet poważne obrażenia nie powstrzymają partnera przez wykonaniem zadania. Podświadomie zdawali sobie z tego sprawę, jednak nigdy nie wyartykułowali tego. Cholerna Tsunade specjalnie zwaliła im na głowy tego praktykanta, żeby im to uświadomić.

"Jak widać praktyki były nie tylko dla Misia." odezwał się kwaśno Sasuke, wciąż odwrócony plecami. Neji potrząsnął głową, i wstał, mierząc ciężkim wzrokiem Konohamaru. Oczy chłopaka były lśniące i zawzięte, i było w nich coś podobnego do oczu Naruto, gdy podjął jakieś postanowienie. Uzumaki był słynny ze swojego oślego zawzięcia i chyba przekazał je swoim młodszym kolegom. Bardzo mądry, bardzo denerwujący głupek.

"Dobra. Idziesz z nami. Ale nie patrzymy ani przez chwilę, co się z tobą dzieje, nie czekamy na ciebie ani cię nie bronimy. Jeśli jeszcze raz wpadniesz w taką pułapkę, nie wyciągniemy cię z niej, zrozumiano?" słowa Nejiego były krótkie i pocięte, i na ich dźwięk twarz Konohamaru, umazana krwią, łzami i brudem, zajaśniała czystym szczęściem. "Tylko żadnych przytulaków i uścisków. Nie będę tolerował takiego zachowania w swojej drużynie, Misiu."

Konohamaru skinął ostrożnie głową, sykając, gdy uraził swój wyłamany bark.

Dotarli do warowni szybciej, niż mieli to w planie. Co było podejrzane, i dlatego Neji aktywował byakugan i rozejrzał się po okolicy. Czuł jakieś napięcie czakry, z lewej strony warowni, jednak nie potrafił rozpoznać, czy było ono pieczęcią, czy tylko jakimś przysypiającym strażnikiem. Neji zmarszczył twarz pod swoją maską. Jego byakugan zwykle był ostrzejszy i dawał wyraźniejszy obraz niż niejedna lupa. Coś było nie tak.

"Co jest?" szepnął Tygrys, rozglądając się czujnie dookoła.

"Nic. Ktoś blokuje mój byakugan."

"Czy to genjutsu?" spytał Konohamaru, mrużąc oczy i oglądając uważnie wyludnione blanki warowni.

Sasuke prychnął bezgłośnie i wzruszył ramionami, a Neji wziął głęboki, uspokajający wdech.

"Byakugan prześwietla genjutsu na wylot. Jeśli byłoby to genjutsu, widziałbym je wyraźnie jak na dłoni."

Konohamaru przekrzywił głowę i zmrużył jedno oko, wciąż lustrując szczyty warowni.

"...Na wylot? A więc technika genjutsu założona nad warownią, którą markuje genjutsu zawieszone nad główną bramą... mogłaby ci umknąć, sempai?"

Smok zacisnął gniewnie usta, a Tygrys pokręcił beznadziejnie głową.

"To niemożliwe, żeby zakryć małym genjutsu nad bramą technikę genjutsu nad całą warownią." wysyczał złowróżbnie Neji, i poczuł, że jego pula cierpliwości na ten rok właśnie została wyczerpana. "Zamknij się teraz Misiu, i daj nam pracować."

"To możliwe." obruszył się Konohamaru, ocierając twarz z potu. "Trzeba tylko ustawić kogoś, kto obserwuje dookoła las i w odpowiednim momencie aktywuje ninjitsu. Wiem, bo robiłem podobne kawały mojemu dziadkowi, gdy byłem mały. Kumpel śledził, kiedy stary wyjdzie z biblioteki, a ja ukryty za genjutsu skradałem się do niego i..."

Smok jeszcze raz preskanował okolicę byakuganem, a gdy dostrzegł małego, ukrytego człowieczka koło bramy głównej, Tygrys położył mu ciężko dłoń na ramieniu i szepnął.

"Miś ma rację. Widzę sharinganem, że ktoś tam stoi i podtrzymuje jakąś technikę... chowa się za kamiennymi flankami."

Nienawidził robić błędów, nienawidził, gdy inni byli ich świadkami, nienawidził poddawać się swojej słabości, która zaczęła właśnie nadwątlać jego samokontrolę. Był zmęczony i zły, a dłonie, które zanurzył w pieczęci, która uwięziła Misia, zaczęły piec jak diabli i szarpać tępym bólem. Po prostu umrzeć z radości. Gdy wrócą do domu Tygrys będzie z niego kpił, aż zaschnie mu w ustach.

Smok fuknął pogardliwie, po czym założył jedną, gwałtowną pieczęć. Coś głucho trzasnęło, po czym technika genjutsu odsłoniła się w całej okazałości. Ktoś próbował zwieść ich i zwabić do bocznej wieżycy patrolowej. Tam z pewnością czekał na nich wróg, usiłujący odciągnąć ich od głównego korpusu warowni. Teraz, gdy Neji przejrzał pierwsze genjutsu, mógł z łatwością zdjąć drugie tak, żeby przeciwnik nie zorientował się i wciąż myślał, że ma przewagę i wodzi ich za nos.

"Posyłamy nasze sobowtóry tam, gdzie chce przeciwnik, do pierwszej wieży po lewej. Potem ja z Tygrysem idziemy do głównej sali, a Miś zostaje przy bramie, obserwując, jak wróg radzi sobie z naszymi replikami." Neji słyszał nieprzyjemny ton w swojej wypowiedzi, ale miał to gdzieś. Teraz liczyła się misja, a nie osobiste porażki i gniew na słabości. "Idziemy."

"Dobry plan, Smoku." szepnął Tygrys, odtraczając zapasowe kunai i zostawiając je Konohamaru. "Dobrze, że był ktoś, kto przejrzał te techniki, zanim nie zagraliśmy tak, jak chciał przeciwnik. Mam nadzieję, że będziesz w stanie utrzymać to drugie genjutsu tak, żeby nie wydało się, że rozbroiliśmy ich mały trik. Czy może to też przekracza już twoje siły po takich ciężkich dwóch dniach w podróży?"

Konohamaru zagapił się szeroko otwartymi oczyma na Smoka, który drgnął pod przytykiem, po czym powoli wyjął z pochwy długi, lśniący w świetle księżyca miecz.

"Mam wykastrować cię teraz, Tygrys, czy poczekać, aż zdążysz wreszcie spłodzić jakiegoś dziedzica dla swojego klanu?"

Konohamaru prychnął cichym śmiechem, przytrzymując swój wyłamany bark, ale umilkł szybko, wyczuwając narastające napięcie pomiędzy Nejim i Sasuke. Smok i Tygrys jak na komendę odwrócili się od siebie, po czym założyli pieczęcie przeniesienia i zniknęli w małych obłoczkach. Hyuuga nie miał wątpliwości, że gdy wrócą już do Konoha, odbędą ze sobą sparring stulecia, z wybitymi zębami, latającymi flakami i harakiri, popełnionym tępą łyżką.

Ale teraz czekała na nich misja. I sądząc z podchodów, jakie stosował przeciwnik, mogła ona owocować w całkiem ciekawe, niespotykane pojedynki. Kto stosował dziecięce triki, żeby wywieść w pole jednych z najlepszych anbu Liścia? Tylko potężny, niezwykle przemyślny strateg, albo wariat.

Niedźwiadek założył genjutsu, tak, że był niemal idealny wpasowany w narożnik flanki strażniczej. Smok uśmiechnął się małym, zmęczonym uśmiechem. Jeśli ktoś będzie próbował umknąć z rzezi, która zaraz się rozegra, jeżeli Smok i tygrys napotkają ostrzejszy opór, Miś się nim zajmie. Może jednak praktykanci czasem się do czegoś przydawali.

Bez słów, samymi gestami Tygrys oznajmił, że bierze wejście schodami. Neji skinieniem głowy zgodził się zakraść się do głównej sali przez okna. Rozdzielili się nie oglądając się nawet na partnerem, szybcy i śmiertelnie skuteczni. Okazało się jednak, że plan musi ulec zmianie, gdyż straże rodu Miwa siedziały rozrzucone w warowni, bez żadnego szyku ani też planu obrony. W sposób oczywisty byli amatorami, ale zdeterminowanymi

Rzucili się na niespodziewających się niczego najemników z dwóch stron, otaczając ich z lewa i z prawa. Głupcy, usadowili się na podeście cesarskich schodów, prowadzących do sali głównej. Za pomocą byakuganu Neji oszacował ofiary, po czym w kompletnym milczeniu wskazał Sasuke kolejną grupę najemników, skrytą pod ogromną, zamkową klatką schodową.

Smok wpadł pomiędzy przeciwników, cicho i pewnie, jak drapieżnik na senne stado królików. Było ich nieco za dużo, więc nie silił się na styl miękkiej pięści, tylko z całą brutalnością uderzał gdzie po padnie palcami wypełnionymi wirującą czakrą. Jeden z mężczyzn zakrztusił się gęstą, czarną krwią z rozsadzonej wewnętrznie wątroby i żołądka, inny upadł charcząc ochryple, gdy Smok wcelował całą dłonią w jego gardło.

"To potwór! Potwór! Zabić, zabić!!! Nie podchodzić zbyt blisko, atakować z daleka! To na pewno ten, o któremu chodziło panu Ferrisowi!" chaotyczne wrzaski najemników, z których niektórzy byli ninjami, ale na poziomie chuunina nie wyżej, gubiły się w nieludzkim wrzasku spowodowanym pękaniem błon śluzowych w oczach, rozrywanymi jelitami i poszarpanymi płucami. Ktoś inteligentny zaczął strzelać z kuszy, ale Smok poruszał się zbyt szybko, żeby jakikolwiek bełt go trafił, i najemnicy w efekcie strzelali na czuja, często trafiając zamiast Nejiego swoich kamratów.

W oddali Smok słyszał krzyki i odgłosy walki, i pomyślał, że Tygrys już zaczął swoją misję. A potem przestał myśleć i zanurzył się w wirze walki, dziki jak rozwścieczone zwierze, bezlitosny i lśniący skumulowaną czakrą niczym błysk miecza pośród motłochu próbujących uciekać i skryć się przed nim ciał.

"To on! Formować szyki, mówię! Do diabła, gdzie wyście się uczyli bić! Ferris wam da popalić, gnojki jedne!" darł się złotowłosy, niski mężczyzna, w prostym, żołnierskim ubraniu, ale wykonanym z drogich materiałów, co pozwalało sądzić, że należy do rodziny Miwa. "Na niego! Przecież jest tylko człowiekiem, można go pokonać!"

Smok zwrócił się w milczeniu ku krzyczącemu złotowłosemu i ruszył na niego, przychylony do ziemi. To był układ chen, mroczny i agresywny, a pozycja nazywała się 'ścinanie bambusa pięcioma cięciami' i miała na celu wbicie przeciwnikowi kości nosowej w mózg, jednocześnie łamiąc mu kopnięciem piszczele. Smok mruknął zadowolony, gdy złotowłosy zrobił unik i odsunął się wprawnie, dając sobie miejsce do przygotowania ataku. Wreszcie ktoś, z kim można pobawić się na poważnie.

"Panie Mori! Panie Mori!" darli się najemnicy, próbując osłonić swojego przywódcę, ale Smok tylko powiódł po nich wzrokiem, i cofnęli się z lękiem.

"Spokojnie, ja pokażę temu Hyuudze, gdzie jest miejsce sługusa Hisashiego!" mruknął wyzywająco Mori, odgarniając z czoła zmierzwione, złote loczki. Prawdę mówiąc, jak na wojownika, fryzura dość kontrowersyjna. Neji wykrzywił się w uśmiechu za maską, po czym usunął ją jednym, płynnym ruchem.

"Pokaż."

Złotowłosy Mori walczył jak ktoś, kto ma świadomość, że nie wyjdzie z pojedynku z życiem, ale jest zdeterminowany zabrać przeciwnika ze sobą, do piekła, czy jakiejś innej, pośmiertnej instytucji. I był zły, buzował wręcz gniewem, który napędzał jego ruchy, czynił je precyzyjnymi i silniejszymi. Smok wyłapywał ciosy Moriego, wykonując taniec układu Chen. Znał ten rodzaj gniewu. Zemsta. Oglądał to ilekroć Sasuke natknął się na jakąś wzmiankę o swoim walniętym braciszku, albo wręcz spotykał go osobiście. Mroczna aura rozpaczy i zdecydowania, okrucieństwa i pogardy, oto co czaiło się w zemście i Mori wręcz parował tą nienawistną miksturą.

"Twój szalony wuj, Hisashi, zabił moją siostrę i całą jej rodzinę! Prawie połowę rodu Miwa!" sarknął z pogardą Mori, ujawniając źródło swojej determinacji i zemsty. "Wynaleźliśmy informacje o tobie, Smoku! I zwabiliśmy cię tutaj, żeby pokazać klanowi Hyuuga, jak mści się Miwa!"

Neji odparowywał kolejne ciosy jak na autopilocie. Nie czuł nic. Nie poczuwał się do poczynań Hisashiego. Sam miał na swoim sumieniu także wiele ofiar, wiele morderstw, gdyby każdy zabity przez Smoka miał być pomszczony przez swoją rodzinę, wybuchłaby niewątpliwie jakaś wojna. Ale Mori myślał, że Neji pamięta, że kojarzy jakieś porachunki Hisashiego. Dla złotowłosego to była istniejąca, namacalna rzeczywistość, a dla Hyuugi jedynie wspomnienie jego wujka, odległe i ulotne jak sen po przebudzeniu. Nie po to tutaj przybył, nie o to walczył. Ofiary Smoka zlewały się w jego głowę w szarą masę, nie do rozpoznania, nie do odróżnienia. Był tylko narzędziem, podobnie jak Hisashi. czego od niego chciał ten rozwścieczony człowieczek, ten Mori, zasadzający się na Smoka i Tygrysa, jakby byli pospolitymi przestępcami.

"Po to zbierałeś informacje z baz danych hokage?" spytał Neji, przypierając złotowłosego do metalowych odrzwi sali głównej i wytrącając mu z dłoni miecz. Mori łypnął na niego nienawistnym wzrokiem, ale Neji jedynie otworzył zaciśniętą pięść i trzasnął go po policzku, aż klasnęło.

"C... Co?" spytał inteligentnie złotowłosy i powoli osunął się po drzwiach w dół. Cios nie był wykonany z pomocą czakry, nie blokował jej, nie była to żadna technika, jedynie policzek, mający otrzeźwić otępiałego pośród krwi i pragnienia zemsty przeciwnika. Najemnicy, ci, którzy jeszcze mogli ustać na nogach zaczęli zamykać krąg dookoła Nejiego, ale nagle rozległ się głośny wybuch. Pośród dymu i gruzów ukazał się Sasuke, zakopcony od nadużywania katonu.

"Cofnąć się!" szczeknął Uchiha, a smutne resztki grupy najemników rozstąpiły się i odsunęły od Nejiego. "Smok. To wszystko jest zorganizowane, żeby Miwa mogli zemścić się na tobie za jakieś przedawnione konszachty Hisashiego. Dlatego kupili informacje z bazy danych, o tobie, bo bali się zaatakować innej, wyżej postawionej persony z klanu byakuganów."

"Wiem." uciął Smok, stając nad oklapłym Morim i mierząc go wyrachowanym wzrokiem zza maski. "Ten tutaj mściciel mi to także objawił. Jest jeszcze niejaki Ferris, i sądząc z tego, jak zaciekle bronią tej sali, pewnie tam się ukrywa."

"Pokonamy was!" szepnął Mori pobladłymi ustami, jego oczy wciąż błyszczały wojowniczo. "Jest nas wielu!"

"Tak, nasze klony już rozprawiły się z najemnikami, czekającymi na nasz atak w wieży strażniczej." udzielił uprzejmie informacji Neji. "I co teraz..."

Nagły ruch w korytarzach z tyłu. Zareagowali tak, jak zostali wyszkoleni, tak jak kazały im instynkty. Smok i Tygrys złożyli dłonie w pieczęci i wypluli z siebie fontannę ognia prosto w kamienne przejścia, z których dochodził pokrzykiwania i kroki. Przez chwilę nie było widać nic, tylko czarne kłęby dymu, a potem przerażający wrzask i smród palonego mięsa i skóry. Z korytarza, w który wpuścił ognistą kulę Tygrys wybiegły trzy, na wpółżywe, przypalone na twarzach i sukniach służące. Wpadły na Sasuke, w ich oczach nieprzytomny lęk, ich twarze częściowo zwęglone, ich dłonie uczepione czarnego uniformu anbu Tygrysa.

"To były tylko kobiety! Służące! Wyy...wy dranie! Mordercy!!!"

Sasuke powoli odczepił zdrętwiałe ręce zemdlonych niewiast ze swojej koszuli i pozwolił im upaść na kamienną posadzkę z głuchym stukotem. Smok spostrzegł w korytarzach leżące pokotem kobiety, poparzone i spalone. Większość z nich nie przeżyła obu katonów, którymi plunęli partnerzy... Tygrys zrobił ruch, jakby chciał załatwić techniką w ogniu ukrycia całą resztę nieszczęsnej drużyny strażników warowni, ale między nimi a bladym jak prześcieradło Morim i zamarłymi w przerażeniu mężczyznami, stanął Smok. Neji powoli odwrócił się w kierunku najemników i zacisnął pięści, rzucając się w ich ciżbę jak wilk na stado owiec.

"Dlaczego..." trzask łamanej kości obojczykowej i stawu ramieniowego. "do diabła..." krztuszące się charknięcie z przebitego płuca." bierzecie się za walkę, skoro nie umiecie walczyć?!" głuche, mokre przesunięcie rzepki kolanowej i ryk bólu. "Macie cywilów w warowni i wszczynacie bitwę..." wykręcona nienaturalnie szczęka, uginająca się ze zgrzytem pod ciosem. "co wy myśleliście, do diaska..." cios w potylicę i wizgnięcie z przebitych żebrami płuc. "...jesteśmy profesjonalistami, a wszyscy w tej warowni zginą..." głuche trzaśnięcie karku pod potężnym kopnięciem. "jeżeli nie pokażecie nam organizatora tej małej rzeźni..." chory dźwięk miażdżonego gardła i czyjś wysoki pisk. "... w tej chwili!!!"

Tygrys westchnął rozedrganie, gdy któryś z najemników, korzystając z jego chwilowego bezruchu ciął go przez plecy pokrzywionym ostrzem. To z pewności zmusi Sasuke do działania, nawet po tej wpadce ze zwęglonymi służącymi w tunelach, pomyślał z niesmakiem Neji. Wykorzystywać słabych, żeby zatrzymać wojownika i zasiać w nim niepewność... to było niegodne i niehonorowe!!! Na szczęście Tygrys już po chwili znalazł się tuż obok Smoka, przepychając się przez tłum ciżby w kierunku drzwi do głównej sali. Ofiary były zawsze, a za ich śmierć odpowiedzialni byli organizatorzy tej całej pułapki!

Smok wymierzył kilka precyzyjnych ciosów w blokujące mu przejście ciała najemników. Czakra wyła w jego ciele jak żywe stworzenie, próbujące się wydostać, ale zmusił ja do uległości i tylko czasem przez jego dłonie przepływała ostra fala blasku. Siła umykała z niego kontrolowanymi błyskami, przekuwając najemników jak baloniki, powodując zduszone przekleństwa i krwotoki wewnętrzne. Kątem oka Smok zauważył Tygrysa, miotającego kunai na przeciwników, gromadzących się za plecami Nejiego. Co jakiś czas słuchać było pośród krzyków rannych metalowy podźwięk wbijającego się w ciało ostrza i kwik zabijanych.

"Wychodź, Ferris! Wiem, że tam jesteś!" wrzasnął Smok wielkim głosem i kopnął drewniane odrzwia, które wybuchły pod wpływem skumulowanej w stopie czakry jak cienka bibułka od wpływem porywu wiatru. "Wyłaź, albo rozwalimy tę twoją siedzibę i kamień na kamieniu nie zostanie!"

W głównej sali panowała martwa cisza, i tylko po środku, za pustym, długim stołem, stał ciemnowłosy mężczyzna, około czterdziestki. Jego oczy miały wściekły, zielony kolor i błyszczały. No to mamy problem, pomyślał Neji tłumiąc wewnętrzne westchnienie. Widywał już taki blask w oczach wrogów, zwykle towarzyszył desperatom, którym nie zależało na ujściu z życiem, którzy zdeterminowani byli walczyć do końca, bez względu na ofiary. Samobójcy, obwieszeni uruchomionymi bombami, kamikadze, terroryści, Neji spotkał wszystkie odmiany takich zapaleńców i widział, że Ferris jest jedynie amatorem. Nie miał szkolenia samobójczych wojowników, nie przeszedł nawet podstawowych ćwiczeń w tej materii. Był napędzany jedynie rozpaczą i beznadzieją. Tak, to był najgorszy gatunek, nieobliczalny i zdolny wybuchnąć prosto w twarz.

Tygrys stanął za Smokiem, z obnażonymi kunai i palcami złożonymi w katon, na wypadek, gdyby reszta najemników miała chęć rzucić się im na plecy. Nejiemu nie wydawało się, żeby rozgromieni żołdacy byli na tyle zdyscyplinowani, żeby przegrupować siły i ponownie uderzyć, chociaż nie było to wykluczone. Żeby tylko Konohamaru zdołał umknąć, zanim potencjalne starcie nabierze na mocy i przerodzi się w masakrę. Tygrys i smok byli wystarczającym unitem terenowym, aby wybić!straż twierdzy, razem z jej właścicielami, zwłaszcza, że posiłki, czające się w wieży wartowniczej, były rozgromione.

"Czego chcesz i dlaczego nas tutaj zwabiłeś?" spytał beznamiętnym głosem Tygrys, zbliżając się po półkolu do Ferrisa. "Mów. Nasz czas jest cenny."

"Odstąp od niego Tygrys." warknął Neji i nie zwrócił uwagi na wściekłe spojrzenie szkarłatnych od sharinganu oczu. "Zdaje się, że pan Ferris ma sprawę do rodu Hyuuga. Pozwólmy mu się wypowiedzieć..."

Ferris nie dał Smokowi skończyć wypowiedzi i z dzikim okrzykiem rzucił się na niego. Na jego rękach tkwiły obszywane metalowymi plecionkami rękawice, lśniące od małych kamieni półszlachetnych. Neji zmrużył oczy, instynktownie unikając wściekłych, ale powolnych ciosów zielonookiego mężczyzny. Znał te rękawice, ale skąd takie członek podrzędnego rodu je miał, tego już Hyuuga nie wiedział. Cholera, musiał ten cały Ferris sporo zapłacić, i za informację o Smoku, i za te rękawice.

"Poznajesz?" sarknął Ferris, zadając kolejne ciosy. "Dzięki tej zabawce pokonam te twoje sztuczki z czakrą!"

To mówiąc bardzo głupi przywódca klanu Miwa rzucił się na Smoka, najpierw bardzo głupio zdradzając mu działanie swojej broni. Neji unikał z gracją ciosów rękawic, które dotknęły go zaledwie dwa razy i to zbyt lekko, żeby wyrządzić trwałą szkodę w jego systemie przepływu czakry. Tygrys sarknął gniewnie i brutalnie zepchnął Hyuugę z linii ciosów Ferrisa, po czym ruchem szybszym niż mgnienie oka powalił go na kolana, wykręcając mu lewe ramię. Mocno. Zielone oczy nieszczęśnika rozszerzyły się w bólu, gdy ścięgna w jego ręce zatrzeszczały groźnie.

"To moja walka, Tygrys." fuknął rozeźlony Neji, stając za Sasuke i wyzywająco wkraczając w jego przestrzeń prywatną. "Nie wtrącaj się."

Oczywiście Uchiha zignorował zupełnie ostrzegawcze mruknięcie Smoka, i tylko jeszcze mocniej zacisnął uchwyt na ramieniu Ferrisa. Zbici w nieprofesjonalny zlepek najemnicy obserwowali całą akcję, rozgrywającą się przed nimi niczym cyrkowe widowisko, za którym widownia czasem nie nadąża.

"Czego chcesz od Hyuugi?" spytał kamiennym głosem Sasuke, a Neji zmełł w ustach przekleństwo. Wspaniale, teraz Tygrysowi zebrało się na indagacje, akurat wtedy, kiedy trzeba było tylko rozgromić tą śmieszną, samozwańczą grupę mścicieli, po czym zamknąć Ferrisa i Moriego w jakimś ustronnym, zacisznym więzieniu...

"Czego chcesz, obiecuję, że nie skrzywdzę cię, tylko odpowiedz." Uchiha brzmiał jak wydrążona, pusta skorupa i Neji z niepokojem zerknął na spięte, ale pełne twardego zdecydowania plecy partnera.

Ferris rzucił się w uchwycie Sasuke i wywinął, aby dosięgnąć go swoją zaburzającą czakrę rękawicą, ale Tygrys tylko przystawił mu kunai do gardła i wstał, powoli rozluźniając chwyt. Dźwignia, którą zastosował na zielonookim przywódcy klanu Miwa była skuteczna, ale nie miała na celu wyrządzać permanentnych szkód. Najwyraźniej Sasuke miał litość nad załamanym, kajającym się człowiekiem, który teraz siedział na kolanach, na kamiennej posadzce głównej sali warowni, i starał się usilnie nie rozpłakać ze złości na swoją słabość i bezsilność.

Sasuke nacisnął lekko kunai, który napiął skórę na szyi Ferrisa. Smok zadziwiony samowolnym, nielogicznym zachowaniem Tygrysa, mógł tylko patrzeć, jak resztki zdecydowania ulatują z załamanego mężczyzny.

"Naprawdę chcesz wiedzieć?! Przecież już wszystko jest powiedziane!!! Zabiliście całą moją rodzinę! Ty, czy twój wuj, ten gad Hitosashi! Wszystko jedno! To, że masz fazę pacyfizmu nie zwróci mi moich dzieci, nie zwróci mi żony!!!" rozwścieczony Ferris rzucił się w kierunku Smoka, ale zanim zdążył zrobić dwa kroki pojawił się za nim Tygrys i przyłożył mu nóż do gardła. Ferris wizgnął zaskoczony.

"Co to zmieni?" spytał mrukliwym głosem Sasuke, w którym dźwięczała stal. "Ty zabijesz jego, a potem jego rodzina wybije po raz kolejny twoich bliskich. Jeśli jeszcze jacyś pozostali. Zemsta nie zwróci ci rodziny."

"Może i nie zwróci! Ale pozwoli zasnąć jej w spokoju!" Ferris bez wahania odepchnął kunai Sasuke od swojego gardła, nie zwracając uwagi na to, że mógł w trakcie tego brawurowego czynu rozerwać sobie główną aortę szyjną. "Chcę sprawiedliwości! Tylko tego! Hitosashi wybił mój ród, bo mój brat przypadkiem zabił jednego z członków rodu pobocznego! Co ja miałem z tym wspólnego?! Nawet mnie tam nie było! Mnie ani moich dzieci!!!"

Ferris osunął się na kolana i łkał już otwarcie, prosto w swoje niezniszczalne, wyłączające czakrę rękawice. Tygrys odsunął się od niego powoli, pozwalając Moriemu podejść do swojego krewnego i stanąć przy nim w obronnej pozycji. Smok zmierzył całą sytuację beznamiętnym, nagle bardzo zmęczonym spojrzeniem.

"Mnie też nie było przy tym, jak Hisashi zabijał twoją rodzinę. Nie widziałem też, jak twój brat zabijał kogoś z rodu pobocznego Hyuuga." odezwał się cichym, miękkim głosem. "A mimo to chcesz się na mnie mścić. Przykro mi, ale postępujesz lekkomyślnie i samobójczo. Jestem w stanie zabić cię teraz i tutaj, od ręki, i wywołać kolejną lawinę mścicieli, osieroconych krewniaków, płaczących kobiet i niewydarzonych zielarzy, którzy pragną się przedzierzgnąć w wojowników. Całe błędne koło mitycznej wendety znowu pójdzie w ruch. Przez ciebie."

Mori wykrzywił brzydko twarz, w jego oczach wciąż płonął ogień wściekłości i bezsilności. O ile Ferris rozkleił się zupełnie, w sposób widoczny nie nadając się na bezlitosnego mściciela, Mori miał na to zadatki. Szczęśliwie złotowłosy mężczyzna nie miał talentu i zdolności w tym kierunku, ale jego upór i gniew był dużo bardziej niebezpieczny niż płaczliwa rozpacz Ferrisa. Cóż, oboje niedoszłych mścicieli zostało pokonanych, zanim zaczęli poważnie zagrażać Konoha, ale honor i poczucie sprawiedliwości nie pozwoliło Nejiemu zostawić tak tej sprawy.

Najemni shinobi Ferrisa cofnęli się, gdy Smok powolnym krokiem podszedł do załamanego całkowicie Ferrisa i położył mu dłoń na ramieniu. Ciężko. Zielone oczy mężczyzny drgnęły w przerażeniu pomieszanym z zaskoczeniem, a Tygrys spiął się w gotowości do ataku, promieniując wręcz złością na lekkomyślność swojego partnera. Neji uśmiechnął się wąsko.

"Jeśli jeszcze raz zaczniecie organizować przeciwko mnie krucjatę mścicieli, znowu poleje się krew, winnych i niewinnych, bez różnicy. Krew to krew, tyle powinieneś wiedzieć Ferris. Jeśli ponownie zaczniesz knować za moimi plecami jak szczur, stawię ci czoła i wyrżnę co do nogi wszystkich, których na mnie naślesz, nie szczędząc ofiar przypadkowych." wygłosił wolno dźwięcznym głosem i powiódł byakuganem po zgromadzonych dookoła ludzi. "Walcząc nie zamierzam oglądać się ani na twoją służbę, ani na przypadkowych wieśniaków, ani na dzieci. Organizując na mnie zamach przyjmujesz wszystkie konsekwencje za tym idące."

Ferris spuścił wzrok a Mori zagryzł usta. Korytarz pełen zemdlonych, poparzonych służących, ściśniętych przy ścianach, stanął przed oczyma Nejiego. Nie żałował, niczego nie żałował. Narzędzie jakim był shinobi nie znało uczucia żalu i wyrzutów sumienia. A mimo to... mimo to... Hyuuga założył na twarz maskę Smoka i otarł trzymane w dłoniach cztery kunai o udo, wycierając je z krwi.

"Ponieważ jestem wojownikiem, i rozumiem potrzebę sprawiedliwości... Jeśli przegrupujesz swoje siły, pozbierasz się i postanowisz, że mimo wszystko muszę ci zapłacić ten dług, znasz mój adres. Miałeś dostęp do baz danych Konoha. Jeśli zatelefonujesz, stawię się, bez obstawy, w jakimś bezpiecznym, wyludnionym miejscu." Smok wycofał się powoli do okna, wciąż mierząc bacznym wzrokiem krąg najemników, ustawionych pod kamienną ścianą jak kaczki na wystrzelanie. " I zakończymy to pojedynkiem, pojmujecie Ferris? Mori? Prawdziwym pojedynkiem, jeden na jednego, jak wojownicy, twarzą w twarz. Jeśli skontaktujecie się ze mną przysięgam wam na honor, że się stawię. A jeśli będziecie próbowali mnie oszukać i zajść od tyłu, wyrżnę w pień. Jak psy."

Ferris chlipnął potakująco, nie patrząc w twarz Nejiego, a Mori zacisnął szczeki i rzucił trzymany w dłoniach miecz.

"A więc do zobaczenia, Smoku." sarknął, ale już bez pogardy.

Neji skinął głową i poczuł, jak Tygrys staje tuż za nim, nieco bliżej okna, rozluźniony nagle i śmiertelnie groźny jak naostrzona broń. Tak, jeśli ktokolwiek zbierze odwagę na pojedynek, aby pomścić swoje straty, będzie stawiał czoła obu partnerom.

"Przekaż to innym samozwańczym mścicielom. W naszej profesji zabijanie jest nieuniknioną koniecznością i są spore szanse, że istnienie jeszcze parę rodzin, które pałają ku nam chęcią zemsty. Możecie mnie znaleźć w Konoha, nigdzie się nie wybieram i nie ukrywam w zaszytych w borach siedzibach." Neji ukłonił się lekko i postawił stopę na kamiennym parapecie okna. "Zmierzę się z wami wszystkimi, jeśli na to wam przynieść ulgę i zmniejszy ilość przypadkowych trupów. Żegnam i do zobaczenia, choć mam nadzieję, że już nigdy się nie spotkamy."

Odwrócił się do okna niemal pewny, że ktoś rzuci w niego jakimś nożem, kunai czy przynajmniej strzeli z kuszy, ale nie. Nikt w głównej sali rodziny Miwa nawet nie drgnął, nawet nie westchnął głębiej, tylko Ferris łkał w haftowany kubrak Moriego, opłakując swoją nieodżałowaną stratę. Tygrys skoczył za Smokiem, lekko i pewnie, jak wiatr.

Zgarnęli spod bramy Konohamaru, walczącego z jakimiś podrzędnymi strażnikami warowni. Najemnicy niemal upuścili broń, widząc zakrwawionego, wyglądającego jak demon z piekieł Smoka i rozwianego, pełnego morderczej gracji Tygrysa, cuchnącego nie dającym się pomylić sądem spalonego ciała i poparzeń. Mężczyźni kwiknęli cienko i uciekli, gdy Neji aktywował byakugan a jego czakra niemal w widoczny sposób wylała się na jego dłonie blado mlecznym światłem.

Droga przez las, do Kirigakure i do taniego hotelu, który zabukowali, była krótka i odbyła się w milczeniu. Uchiha poszedł pierwszy pod prysznic, a Smok zajął się zakładaniem znieczulających technik na Niedźwiadka i jego liczne rany.

Następnego dnia, późnym popołudniem byli już w Konoha. Całą drogę powrotną Neji trwał w stanie intensywnej medytacji, gapiąc się na wzburzone morze, po którym żeglowali. Nie powiedział ani słowa, a Sasuke uszanował jego zamyślenie i także milczał. Miś natomiast absolutnie nic nie rozumiał, i wciąż gadał, dopytywał się, co się stało i czy Hyuudze nic nie jest, bo milczy jeszcze bardziej niż zwykle. Partnerzy ignorowali Konohamaru; i przychodziło im to coraz łatwiej, zauważył Neji z ponurym humorem. Jako przełożony powinien uspokoić chłopaka, że wszystko jest w porządku, tylko właśnie wziął na barki całe brzemię mordów, które popełnił on sam jako narzędzie shinobi i jako członek klanu Hyuuga. Ale da sobie radę, zawsze daje, zawsze koniec końców zostaje tym, czym uczynił go klan, bezosobową bronią, nie posiadającą nic, ani żalu, ani rozterek, ani nawet przyzwoitego poczucia odpowiedzialności i litości.

W jakiś pokręcony sposób fakt, że Sasuke był razem z nim, że godził się walczyć przy jego boku, że przyznawał mu swoim milczeniem rację, był dla Nejiego pokrzepiający. Konohamaru nie mógł tego zrozumieć, jeszcze nie, kiedyś na pewno, jak każdy odpowiedzialny wojownik, ale nie teraz.

Gdy tylko przekroczyli bramy Konoha, skierowali się prosto do biura hokage i bezceremonialnie wpadli przez okno prosto do pokoju Tsunade. Nie zaskoczyli jej, brązowe, zmęczone oczy rozszerzyły się nieco, ale przyjazny, nieco kpiący uśmiech natychmiast pojawił się na obliczu najpotężniejszej kunoichi w Konoha.

"Witam. Jak widzę, już wykonaliście misję." z przesadnie ugrzecznionym gestem odebrała od nich raporty z zadania. "Nie wiem, co żeście zrobili, ale wczoraj zadzwonił tutaj główny dziedzic rodu Miwa i podał namiary złodzieja, od którego kupił informacje z naszej bazy danych."

"Rozumiem, że nasza następna misja to schwytanie owego złodzieja." powiedział Sasuke, gdy stało się jasne, że Neji, który zwykle załatwiał takie sprawy, tym razem się nie odezwie. Tsunade skinęła głową i zmierzyła zmartwionym nieco spojrzeniem wciąż zamaskowanego Nejiego i Konohamaru.

"Tak, taki był plan. Ale najpierw musicie iść na badania do Shizune. Nie muszę mieć byakuganu, żeby widzieć, jak masz poharatane plecy Uchiha, a Niedźwiadek ma sporo obrażeń wewnętrznych, ale skoro jeszcze może chodzić, nie będzie to nic groźnego..." hokage zmrużyła oczy i założyła dłonie na piersi. "To rozkaz, natychmiast do infirmerii. Shizune jeszcze powinna tam być, zwykle przesiaduje po godzinach. Jak zobaczy, co zrobiliście z Niedźwiadkiem, będziecie się mieli z pyszna."

Smok chciał zostawić Tygrysowi odprowadzenie Misia do Shizune, ale Sasuke złapał go stalowym chwytem za ramię, onyksowe oczy poważne i bezdenne, jak wcielony mrok. Neji zacisnął szczęki i szarpnął ramieniem, ale Uchiha nie puścił go. Niedźwiadek z niepokojem patrzył to na Tygrysa to na Smoka, niepewny, czy mają zaczną się bić, czy wyrzucać mu nieudolność jako praktykanta. Neji prychnął wściekle, ale poszedł do infirmerii Shizune, która, gdy zobaczyła Konohamaru, dostała białej gorączki. Dłoń Sasuke puściła jego łokieć dopiero przed szpitalnymi drzwiami.

"Mój Boże! Niedźwiadek! Myślałam, że jak mówiliście o niebezpiecznych misjach, gałgany, to tylko tak straszycie, bo nie chcecie praktykanta!" biadała kunoichi, siłą ściągając koszulkę z Konohamaru i popychając go w kierunku kozetki. Sasuke został także zmuszony do zajęcia miejsca na leżance. Nad raną ciętą na jego plecach, Shizune pokiwała żałobnie głową, wyjmując zastrzyk ze znieczuleniem miejscowym i przybornik do zszywania ran ziejących. Najwidoczniej opatrunek, który Sasuke założył sobie własnoręcznie, nie dając nikomu zbliżyć się do rany, był nie wystarczający.

Neji stał pod ścianą, obserwując obkładającego brzuch woreczkami lodu Konohamaru, i Sasuke, który z kamienną twarzą pozwalał medninji założyć szwy na swoich plecach. Smok miał wrażenie, że patrzy na wszystko wokoło jak na spektakl, z którym nie ma nic wspólnego. Chociaż obojętna twarz Uchihy, który nawet nie raczył potwierdzić, czy znieczulenie podziałało, w jakiś sposób była podobna uosobieniem martwego pustego uczucia, narastającego we wnętrzu Hyuugi.

Nie, był shinobi. Był zbyt silny, żeby bawić się w sentymenty, żale i ból. Narzędzie nie mogło mieć wyrzutów sumienia, nie mogło pragnąć zemsty, mogło jedynie chcieć się sprawdzić. I tego właśnie chciał Neji. Musiał jak najszybciej pójść do Hisashiego.

"Raaany, ten, kto stworzył zasadę oko za oko, ząb za ząb, nigdy nie trzymał skalpela w dłoni!" fuknęła Shizune, ucinając resztkę nici chirurgicznej, która dziwnie odstawała na tle bladej skóry pleców Sasuke. Święta racja, pomyślał Neji, ale nie powiedział nic.

"Idźcie, ale jutro niech Miś wpadnie do mnie na całościowe sprawdzenie tego brzucha. Coś tam z otrzewną nie jest w porządku, no, ale po takiej wrednej pułapce..." gadała dalej poruszona kunoichi, obmacując brzuch Konohamaru i szukając jakiś poważniejszych stwardnień i aktywnego krwawienia wewnętrznego.

Neji wytłumił zmartwione słowa Shizune i żarty Niedźwiadka. Nie pamiętał drogi do domu, tylko ukryte, ale wyczuwalne spojrzenie onyksowych oczu, próbujących przeniknąć jego smoczą maskę. Na szczęście Sasuke nie był na tyle głupi, żeby odzywać się teraz do Smoka. Hyuuga nie był pewny, jak zareagowałby na jakiekolwiek interpretacje jego zachowania względem Miwa...

Tygrys zatrzymał Misia, gdy chciał złapać za ramię Smoka tuż przy wejściu do rezydencji Uchiha. Niedźwiadek zmierzył Sasuke urażonym spojrzeniem i poruszył bezdźwięcznie ustami. Kątem oka Neji zauważył krótką wymianę zdań pomiędzy Konohamaru a Tygrysem, która odbyła się bez jednego słowa.

'I ty nic nie powiesz?' zatrząsł się w gniewie Miś a Sasuke wzruszył ramionami.

'Nic.'

Smok przeszedł przez bramę rezydencji szybkim krokiem, rzucił gdzieś na progu plecak, komplet kunai i miecz, po czym skierował się w stronę bocznego wyjścia z ogrodu. Wyjście prowadziło do skrótu do siedziby klanu Hyuuga. Neji nie musiał się oglądać, żeby wiedzieć, że twarz Niedźwiadka wyraża niekłamane zmartwienie i złość na obojętność Uchihy. Twarz Sasuke była z pewnością taka jak zwykle, nieporuszona i beznamiętna. I dobrze. Neji nie potrzebował ich mieszających się w nie swoje sprawy, szczególnie, jeżeli dotyczyły one jego wuja, Hisashiego.

Tradycyjny dom rodu byakuganów był oświetlony na pomarańczowo zachodzącym słońcem i pogrążony w spokojnej ciszy sjesty. Służąca, odpoczywająca przy kuchennym przejściu poderwała się ze swojej drzemki i szybko umknęła do kuchni, uśmiechając się w stronę Nejiego przepraszająco i powitalnie zarazem. Hyuuga nie mieli zbyt dużo służby, a ci, którzy dla nich pracowali byli niemal jak członkowie rodziny, pokoleniowo zakorzenieni w swoich pracach i zrośnięci w obrazem rodziny Hyuuga tak jak sława byakuganu.

Neji wsunął się po cichu do wnętrza rezydencji, podświadomie wchodząc w tryb misji; ściszając oddech i wytłumiając kroki. Hisashi siedział w swoim ulubionym zakątku wewnętrznego ogrodu, oparty luźno o drewniany filar krużganka, twarzą w kierunku krzewu jaśminu. Jego czarne, długie włosy były przeplecione srebrnymi pasmami siwizny a w sękatej, twardej dłoni trzymał fajkę o podłużnym, ceramicznym cybuchu. Wujek wyglądał tak, jakby drzemał, ale Neji doskonale wiedział, że były przywódca klanu był świadomy wszystkiego, co się działo w promieniu parunastu metrów od centrum siedziby.

"Witaj, szanowny wuju." odezwał się Smok, oficjalnie ujawniając swoje przybycie. Hisashi otworzył przymknięte dotychczas oczy i bez zdziwienia spojrzał na siostrzeńca. Mała chmurka fajkowego dymu okrążyła go od tyłu małym wężykiem i rozpłynęła się w lekkim powiewie wieczornego wiatru.

"Witaj, Smoku." odpowiedział Hisashi, nie zmieniając pozycji, w której siedział. Ich spotkanie miało więc przebieg nieoficjalny i poniekąd tajny. Neji spiął się na taką myśl.

"Przestań mazać się jak dziecko. Tutaj nie ma czego żałować ani o co kruszyć kopii." powiedział ściszonym, nieprzeniknionym tonem wuj, lecz pomimo chłodnych słów jego twarz nabrała popielatego koloru. "Wiem od hokage o całej aferze w Chmurze. Wiem o zemście. Zrozum, musiałem dać nauczkę rodowi Miwa. Tak robił mój ojciec i ojciec mojego ojca. W ten sposób klan Hyuuga mści przelanie krwi swoich członków, nawet, jeśli należą do bocznych gałęzi."

"To doprowadzi tylko do narastania nienawiści i bezsensownych walk. A nic tak nie męczy jak niepotrzebny wysiłek, szczególnie, jeżeli narzędzie jest po nim unurzane w niewinnej krwi." odpowiedział równie obojętnym głosem Neji, po czym przez chwilę wpatrywał się z Hisashim w krzew jaśminu, z którego opadały już kwiaty. Słońce tego lata było wyjątkowo bezlitosne. "Takie załatwianie porachunków nie prowadzi do niczego, poza kolejnym rozlaniem krwi, twojej, twojej córki, twoich wnuków, wszystkich bliskich."

"Dzięki tej tradycji nasz klan przetrwał." Hisashi spokojnie pykał ze swojej fajki, tworząc z dymu małe kółka.

"Nie wszystkie tradycje są warte zachowania." stwierdził Neji, czując, że jego cierpliwość zaczyna się kończyć. "Byłeś przez całe życie idealnym narzędziem swojego klanu, ale byłeś też narzędziem bardzo okrutnym, dla swoich wrogów i dla swoich przyjaciół."

Hisashi spojrzał na Nejiego neutralnym, lekko sennym wzrokiem, i wyjął fajkę z ust.

"Poświęciłem całego siebie temu rodowi, siebie, brata, moją żonę, córki. Nie masz prawa osądzać, jakim narzędziem byłem." wuj westchnął lekko i potarł dłonią spoconą nieco skroń. "Poza tym zapominasz, że to także twój klan."

Przez chwilę Smok i szanowna eks głowa klanu Hyuuga mierzyli się nieruchomym spojrzeniem. Hisashi pierwszy odwrócił wzrok, wyraźnie rozdrażniony.

"To mój klan." przyznał powoli Neji głuchym głosem, za który się nienawidził, bo po raz pierwszy jego własny ton uświadomił mu, jak strasznie jest być narzędziem shinobi. Bezdusznym, niemym, bez skrupułów. "To mój klan, ale nie moja tradycja. Nie chcę takiej tradycji, przez którą mogą umrzeć moi bliscy. Dlatego poparłem promocję Hinaty na głowę rodu, ona to zmieni, już to zmienia."

Hisashi uśmiechnął się sztywno, a jego oczy na krótką chwilę zalśniły dziwnym, wilgotnym blaskiem.

"Tak, nie wiem, skąd w niej nagle taka siła. Może ma to związek z tym Inuzuką." wuj wypuścił koleją serię dymnych kółek i ponownie zapatrzył się w przekwitły jaśmin. "Hinata wykluczyła cię z klanu. Uwolniła od obowiązków członka gałęzi bocznej. Powinieneś się cieszyć, jesteś nareszcie wolny. Czy nie tego pragnąłeś od samego początku?”

Smok patrzył z zaskoczeniem na spokojną, nieporuszoną twarz Hisashiego. Nie, teraz, gdy o tym pomyślał, nie pragnął wolności. Nie takiej, jaką jawiła mu się, gdy był młodszy i o całe swoje nieszczęście bycia osieroconym Uwięzionym Ptakiem obwiniał wuja. Wolność była gdzieś indziej, w doskonałości, w ścisłej, pełnej trudności, zdyscyplinowanej drodze ninja.

"Nie wiedziałem, że jestem wydziedziczony." stwierdził Neji chłodno, siadając obok Hisashiego i podejmując razem z nim obserwację opadłych kwiatów jaśminu.

"To tylko formalność, Neji. Tylko zapis w księgach, nie będzie miał konsekwencji w sprawach finansowych i spadkowych." Hisashi wykonał ruch, jakby chciał położyć Nejiemu dłoń na ramieniu, ale zawahał się i wycofał wyciągniętą rękę. Maska, przypomniał sobie Smok, wciąż mam maskę na twarzy. Szybko zsunął twarde, wyżłobione mistrzowsko okrycie z twarzy i spojrzał na Hisashiego. Wuj uśmiechał się wąsko i nie było w tym uśmiechu nic poza lekkim gniewem, dobrze ukrytą melancholią i czymś jeszcze... przy odrobinie wyobraźni mogła być to duma.

"To zawsze będzie twój dom, Neji. Zawsze możesz tutaj wrócić, wszystko tutaj jest twoje. Wydziedziczony czy nie, przestajesz być członkiem klanu, ale pozostajesz członkiem rodziny." nagle Hisashi wyglądał jak bardzo stary, zmęczony człowiek, wpatrujący się w przeszłość ze smutkiem, ale bez żalu. "A teraz idź już. Muszę jeszcze podlać kwiaty z tyłu domu. Powiem ci tylko tyle, że to, co zaproponowałeś rodzinie Miwa jest niewątpliwie szlachetnym, ale głupim krokiem. Pozostaje mieć nadzieję, że nie skorzystają z twego zaproszenia do pojedynku."

Neji ukłonił się sztywno a Hisashi machnął ręką, odganiając go od swojego fajkowego dymu i przekwitającego jaśminu. Nie pożegnali się, po prostu odwrócili się i poszli w swoją stronę. W ogrodzie Smok spotkał Hinatę i Kibę, ukrytych wśród drzewek brzoskwiniowych i uśmiechnął się do nich, a oni odpowiedzieli mu uśmiechem, radosnym, szczęśliwym i przepełnionym ciepłem ostatnich promieni zachodzącego słońca. Hinata wyglądała tak, jakby chciała jeszcze coś powiedzieć, ale Neji nie dał jej nawet szansy, składając dłonie w pieczęć i znikając w małym obłoczku dymu.

Przed rezydencją Uchihy Konohamaru czekał już na powrót Smoka, z nogami leniwie wyciągniętymi na rosnącej dziko ogrodowej trawie i z kubkiem soku pomarańczowego w dłoniach. Ale Neji nie miał chęci z nim rozmawiać a wiedział, że Miś nie będzie potrafił milczeć. Może Smok mógłby pomilczeć z Tygrysem, ale Uchiha zaszył się gdzieś w głębinach swojej rezydencji, zresztą nie było sensu go szukać.

Neji usiadł przy stole w kuchni, obok wyłączonego laptopa Sasuke, i nalał sobie także szklankę pomarańczowego soku. Zignorował wejście Niedźwiadka, który postał chwilę przy nim, powiercił się, po czym nie mogąc doczekać się żadnego słowa ani reakcji, położył się na kanapie, tylko po to, żeby zasnąć z tomikiem poezji chińskiej, pozostawionym przez Nejiego na stoliku.

Hyuuga siedział w kuchni do północy, w ciemności, pozwalając, aby chłód wieczoru został wessany w pustkę, którą czuł w środku. A potem wstał, wyjął książkę z bezwładnych rąk Niedźwiadka, prychnął lekceważąco i przykrył praktykanta kocem. Poszedł do siebie, na górę, ale nie rozścielił łóżka. Nie chciało mu się spać, zdrzemnął się dopiero nad ranem, zmęczony wpatrywaniem się w ciemność za oknem.

/////////////////////////


Dobrze, że Tsunade nie dała im zbyt długo wypoczywać. Gdy tylko Konohamaru doszedł jako tako do siebie a plecy Sasuke zagoiły się, tworząc kolejną do kolekcji bliznę na jego bladej skórze, zostali wysłani na misję do Iwagakure. To tam rezydował złodziej, który zdołał przeprowadzić tak gruntowną infiltrację systemów komputerowych Konoha. Sasuke siedział nad ich wzmocnieniem, nie pomny na swoje rozpłatane plecy, które nieustannie urażał o krzesło, warując przy laptopie. Tygrys niepostrzeżenie i po cichu wpuścił do systemów bezpieczeństwa biura hokage małe programiki tropiące nawet najmniejsze nieprawidłowości, bez alarmowania nieproszonych gości, zaczajonych gdzieś w jego obrębie. Gdy Smok oznajmił Sasuke, że mają misję w Skale, Uchiha wyglądał prawie jak ktoś niezadowolony, nawet jak na swoje beznamiętne standardy, ale szybko otrząsnął się z tego stanu. Był narzędziem, był shinobi, jeśli dostawał zadanie wykonywał je i porzucał inne, nawet najbardziej ciekawe dla niego czynności.

Zresztą, podróż dobrze im zrobi. Miś zaczynał mieć powoli dość patroli z Nejim i sparringów z Sasuke. Te ostatnie były nawet zabawne, w każdym razie dla Nejiego. Raz złapał Uchihę i Niedźwiadka na takim improwizowanym sparringu, i nawet przystanął, żeby się mu przyjrzeć.

"Przestań skakać jak pchła i staw mi czoła." swoim zwykłym, monotonnym głosem ciągnął Sasuke, zadając serie ciosów rękami, okraszonych kopnięciami. "Co to ma być, twoim zdaniem? Walka?"

"Nie." odparł lekko Niedźwiadek, błyskając uśmiechem. "Przetrwanie."

Na taką odpowiedź Sasuke sarknął pogardliwie i zasypał Konohamaru jeszcze szybszymi ciosami, a Neji uśmiechnął się z aprobatą. Co by nie powiedzieć o Niedźwiadku, to był prostolinijny i szczery, nawet, jeśli oznaczało to przyznanie się do porażki. Miś unikał wprawnie szybkich, precyzyjnie wyprowadzanych kopniaków i sierpowych i trzeba było przyznać, że był w tym nawet niezły. Szczególnie, że sharignan Sasuke ostatnio rozwinął znacznie swoje możliwości przewidywania ruchów przeciwnika.

"Czy w ten sposób możesz wygrać jakąś walkę?" prychnął Uchiha, atakując niskim kopnięciem kostki Konohamaru, który sprawnie podskoczył, zrobił idealną przewrotkę w powietrzu i zanim Neji zdołał zorientować się o co chodzi, Miś przystawił kunai do szyi Tygrysa.

"Rozumiem." powiedział Sasuke i wyciągnął swoją broń. W jego dłoniach magicznie pojawiło się czterdzieści kunai, utkniętych profesjonalnie w przerwach międzypalcowych. Neji prawie zaśmiał się na głos, widząc jak łatwo Niedźwiadek potrafi wyprowadzić z równowagi kamiennego Uchihę.

Sytuacje takie zaczynały się powtarzać nader często, i misja w Skale była naprawdę pożądanym oddechem. Obecność kogoś z zewnątrz w rezydencji Uchihy była dla Nejiego dziwnie niewygodnym obciążeniem i sądząc z drażliwości Tygrysa, jego odczucia były podobne. Konohamaru szczebiotał jak ptak wypuszczony z klatki, gdy opuszczali Konoha.

"W końcu pokażę wam, na co mnie stać!"

"Czekamy z niecierpliwością." odparł lekko Neji i spojrzał na idącego nieco w przedzie Sasuke, którego ciało wyprostowało się w pełno wymiarowy, fizycznie odczuwalny uśmiech. Smok poklepał afektowanie po plecach Konohamaru, sprawiając, że płuca praktykanta odbiły się wyraźnym echem od jego kręgosłupa.

"Tylko nie daj się zabić."

Kraj Skał był niemal w całości porośnięty gęstymi borami, i o ile w Konoha lasy były raczej opanowane i okiełznane przez ludzi, tutaj wydawały się dzikie i agresywne. Wycinane w puszczy trakty były dosłownie wydarte kłami i pazurami z tej dżungli wijących się lian, rozłożystych dębów, niebotycznym sosen i gęsto zbitego poszycia leśnego. Pomiędzy gęstymi koronami drzew widać było od czasu do czasu potężne masywy skalne, od których Iwagakure wzięła swoją nazwę.

"Jakie tutaj mają niesamowicie niebieskie niebo!" zachwycał się Miś, raz po raz zadzierając głowę, aby spojrzeć na wielkie konary drzew i sunące lekko puchate obłoczki. "Jaki dziwny kraj! Same lasy, kamienne góry i trakty, wykarczowane wprost w puszczy..."

Dobre miejsce na zasadzki, pomyślał Neji i obejrzał się instynktownie za ramię. Sasuke wykonał ten sam ruch jak w zegarku. Nie, byakugan nikogo nie widział, nie wyczuwał żadnej czakry, chociaż przypominając sobie Allę i Betę, ninja z Iwagakure mieli kontrolę czakry doprowadzoną do perfekcji.

Osada Skały była sporym, wyrzeźbionym w większej części z szarego kamienia miastem, o ogromnych, grubych obwarowaniach, i groźnie wyglądających flankach. Ułożona promieniście, okolona wałem ziemnym i fosą, zdawałoby się, że nie potrzebowała kamiennych wzmocnień, ale Smok wiedział, że poza naturalnym wrogiem, w postaci nieprzyjaznego, chłodnego, ostrego klimatu, Iwagakure miała jeszcze wielu innych, całkiem ludzkich przeciwników. O ile Chmura była Mekką wszelkich nielegalnych konszachtów, podziemnych światków i płynnie krążącej informacji, o tyle Skała była najlepiej strzegącą swoje dane osadą w Krajach Środka. To, że ktoś pochodzący stąd miał w interesie wkraść się w systemy bezpieczeństwa Konoha nie wróżyło nic dobrego.

Pod wieczór byli już wygodnie zakwaterowani w małym zajeździe, tuż za bramą wschodnią Iwagakure. Założenie miało trzy bramy, strategicznie rozłożone po okręgu fortyfikacji. Neji uważnie zanotował w pamięci szczegóły miasta. Tutaj nie było rozluźnionej atmosfery Kirigakure, ani nawet przestrzennej wolności Kumogakure. Skała pomimo swojej bliskości z naturą miała dla Nejiego unikalny posmak klaustrofobicznego zamknięcia i odciętych dróg. Nie lubił tego uczucia, i nie poddał mu się nawet na sekundę. Może i dookoła rozciągały się nieprzebyte lasy, pocięte jedynie słabo oznaczonymi traktami, nie znaczyło to jednak, żeby Smok miał odczuwać jakikolwiek dyskomfort.

Hyuuga przegnał niepotrzebne myśli i rzucił w kąt trzy osobowego pokoju swoją torbę podróżną. Sasuke usiadł na łóżku od okna i westchnął bezdźwięcznie, a Konohamaru z głośnym narzekaniem wlazł do łazienki. Smok uśmiechnął się. Młody anbu miał się w końcu przekonać, że podróże w ich fachu nie zawsze były wygodną żeglugą morską. Praktykant, nie praktykant, wszyscy anbu musieli swoje przejść, czy im się to podobało, czy nie.

Neji stanął przy oknie, w które wpatrywał się Sasuke. Właśnie zapadał zmierzch a leniwy ruch uliczny zamierał, na rzecz powolnych wędrówek do pubów. Najwyraźniej ludzie w Skale byli zamknięci w sobie, ale wetowali sobie ten stan rzeczy częstymi wizytami w małych, poukrywanych w kamiennych uliczkach klubach.

"Nie podoba mi się to miasto." powiedział Neji, zanim zdołał się powstrzymać. Sasuke spojrzał na niego krótko, rozeznając jego stan i gotowość do wykonania misji. Widocznie nie odczuwał tego samego mrowienia instynktów, co Neji, bo tylko wzruszył ramionami i dźgnął ironicznie.

"Co? Nie lubisz spać w sercu puszczy? Może powinniśmy czuwać na dworze?"

Neji zacisnął zęby, ale nie odpowiedział. Co prawda taka ewentualność przemknęła mu przez głowę, ale była zbyt męcząca. Nie miał chęci słuchać skamlania Misia, nie miał chęci poddawać się swoim głupim klaustrofobicznym odruchom. Nie, żeby byli uwięzieni bez ścian, czy bez drzwi, nie żeby nie mogli w każdej chwili wybić sobie wyjścia w jakiejś kamiennej ścianie... Nie, a jednak...

Wysoki pisk Konohamaru dobiegający z łazienki poderwał ich obu na równe nogi. Gdy wysoki, postawny, szeroki w barach mężczyzna wszedł powoli do pokoju, trzymając za kark Misia, osłoniętego jedynie ręcznikiem, wstydliwie trzymanym w okolicach krocza, Smok i Tygrys stali już w pozycji obronnej.

"Sory, chłopaki!... Złapali mnie w bardzo newralgicznej sytuacji..." zaczął Konohamaru świetnie opanowanym głosem, i tylko drgające miarowo mięśnie karku zdradzały, że do swobody i relaksu sporo mu brakuje. "Ci panowie twierdzą, że jesteśmy tutaj nielegalnie i że Tsuchikage nie wyraził zgody na..."

"Dokładnie!" wycedził wysoki chłop głosem, jakby coś ostrego utknęło mu w gardle. "Pójdziecie z nami."

Smok aktywował byakugan i zobaczył, że cała karczma jest otoczona niesamowicie wytrenowanymi czakrami. Cywilów nie było, pewnie zostali usunięci, zanim pojawił się ten komitet powitalny. Smok zerknął na Tygrysa, który odpowiedział mu jak zwykle kamiennym spojrzeniem, ale jego ramiona były spięte i drgające w oczekiwaniu na frontalny atak. Tsuchikage wiedział o ich misji, wyraził zgodę na ich małe, tajne manewry w Iwagakure, szczególnie po tym, jak odkryli jego samowolną akcję z Allą i Beta w Chmurze. Nie, nie chodziło o pozwolenie zarządcy Skały, ktoś inny nie chciał tutaj shinobi z Konoha, i był to ktoś na tyle zuchwały, żeby zaatakować tajnych gości Tsuchikage.

Chłop jak dąb, jak zaczął nazywać go w myślach Hyuuga, rzucił Konohamaru jednym ruchem, miotając nim niczym szmacianą lalką. Neji złapał w locie Misia i nie pozwalając mu wytracić szybkości, jaką nadał mu rzut, cisnął nim w kierunku okna. Ciało młodego anbu było mokre i gorące od przerwanego najwidoczniej prysznica.

"Uciekaj. Schowaj się. Obserwuj." szepnął w przerażone i zaskoczone lico Niedźwiadka, zanim ten nie wybił z głuchym trzaskiem okna i nie wylądował pośród kamiennych ulic Skały. Nagi, bez broni. Neji uznałby ten nietypowy koncept za niezwykle humorystyczny i w gruncie rzeczy stanowiący świetną szkołę dla praktykanta, ale nie miał czasu na takie dywagacje. Koło ninjów, którzy mieli taką kontrolę czakry, że byakugan nie mógł ich jednoznacznie namierzyć, zaczęło zaciskać się dookoła partnerów.

"Łapcie go." warknął nisko chłop jak dąb i spojrzał na Nejiego swoimi małymi oczkami rozjuszonego dzika. "Zaraz wasz szczeniak zostanie wyeliminowany, a was dostarczymy komuś, kto wydusi z was prawdę o tym, z jakiego powodu się tutaj pojawiliście."

"Mamy pozwolenie od Tsuchikage. I nie mamy obowiązku iść z wami gdziekolwiek ani cokolwiek wam wyjaśniać." odpowiedział jasnym, pozornie rozluźnionym głosem Neji, po czym powiódł byakuganem po zgromadzonych za plecami chłopa jak dąb ninjów. Instynktownie skulili się pod jego wzrokiem, oczekując ataku. I mieli rację.

Smok i Tygrys wbili się klinem w szeregi wrogich shinobi, zadając ciosy, aby zabić i aby zdjąć jak najwięcej przeciwników. Sasuke rzucał kunai i shurikenami płynnie unikając technik ninjitsu, którymi próbowano dosięgnąć partnerów. Neji nie patrzył w stronę Uchihy, wiedział, co robi jego partner bez tego. Ramię przy ramieniu, plecy w plecy odbierali wycelowane na kolegę ciosy, jak dobrze zgrany unit, jak jedno ciało, napędzane jedną myślą. Shinobi padali z rozciętymi gardłami, gulgocząc i szarpiąc dłońmi nierówności źle sklejonej, taniej wykładziny hotelowej.

A potem stało się coś niezwykłego. Sasuke stanął w bezruchu, pochylony ofensywnie, w jego dłoniach opryskane krwią kunai, w jego oczach nagła koncentracja. Neji powoli odwrócił się w kierunku, w którym patrzył partner, przygotowany na wycelowany w jego plecy miecz. Tylko, że to nie był miecz, a szare, lśniące oczy Bety.

"Odłóżcie broń. Jest nas zbyt wielu, żeby nawet słynni Smok i Tygrys mogli wygrać, nie tracąc kilku kończyn." głos Bety brzmiał jak tłukące się szkło pośród nagłej ciszy i bezruchu. Przy nogach Nejiego jakiś shinobi z rozpłatanym gardłem charczał i próbował umrzeć. Smok wbił mu gładko miecz, centralnie w szyję.

"Chcesz walczyć?" spytał z udawanym zdziwieniem Beta, nawet nie zerkając na zabitego shinobi, tylko mierząc szarym wzrokiem obu partnerów, jakby kalkulował ich szanse na przeżycie. "Czy ja wystarczę ci za wroga?"

Neji zaklął w duchu. Właśnie dlatego nie znosił szpiegów, infiltracji i innych, niejasnych i zamotanych spraw. Szare oczy Bety starały się im coś przekazać, prawdopodobnie nie mógł wydać się, że ich zna. Prawdopodobnie zakradł się w szeregi tej dziwacznej... grupy, żeby pozyskać ich zaufanie i rozgromić od środka. A może po prostu zdradził Tsuchikage, tego starego ramola, i teraz planuje małą rebelię w Iwagakure, a Smok i Tygrys stoją mu na drodze, razem ze swoją międzykrajową misją, informacjami i umiejętnościami anbu. Cholera by to...!!! Oto powód, dla którego Neji tak pogardzał zadaniami szpiegowskimi, nigdy do końca nie było wiadomo, kto jest po czyjej stronie i kiedy gra a kiedy jest serio.

Zanim Smok zdecydował, że nie będzie jakimś wystraszonym słabeuszem i rzuci się na Betę, choćby po to, żeby udowodnić, że nikt nie pogrywa w ten sposób z członkiem klanu Hyuuga, Sasuke złożył broń. Neji szeroko otwartymi oczyma patrzył na kunai, z brzękiem wypadające z dłoni Uchihy, po czym spojrzał ponownie na bladą, trójkątną twarz Bety. Szpieg z Iwagakure nawet nie drgnął, a jego usta wygięły się w paskudnym uśmiechu.

"No widzisz, Smoku? To nie takie trudne."

Co to za gra? Co to za przebieranki? Dlaczego Beta, akurat ze wszystkich szpiegów Skały... Neji zacisnął usta i wypuścił z rąk miecz. Załóżmy, że idziemy na żywioł; załóżmy, że Beta nie jest jakimś tak poślednim sprzedawczykiem, załóżmy, że Smok i Tygrys nie zginą przez jakiś głupi przypadek...

Twarz Bety drgnęła minimalnie, zanim nie pojawiła się na niej arogancka, twarda, chamowata maska. I Neji wiedział już, że zrobili dobrze i w ten sposób mają dużo większe szanse, żeby zamknąć złodziei danych z systemów Konoha. Chłop jak dąb miał chęć podejść do Hyuugi i strzelić go po twarzy, i było to dość dobrze widać w jego turowatej postawie, ale Beta tylko odepchnął go wierzchem dłoni, jakby brzydził się dotknąć go całą ręką.

"Nie rusz, Wil. Nie są twoi. Musimy dostarczyć ich Veydenowi. W jednym kawałku. Chociaż z twoimi technikami, nie byłbyś w stanie nawet drasnąć im tych wymuskanych buziaków, gałganie." obelgi Bety były wypowiedziane w sposób zaiste dworski i gładki, i chłop jak dąb, o wdzięcznym imieniu Wil, musiał parę chwil myśleć, zanim dotarła do niego obraźliwa treść.

"Ty wredny...." wokabularz Wila był chyba nieco ograniczony podobnie jak arsenał jego technik ninjitsu. "Za kogo się uważasz, kmiocie! Pracujesz dla Veydena dopiero parę miesięcy, a szarogęsisz się jak jakiś szlachcic! Zważ na swoją pozycję i nie pleć, tylko ogłusz tych kolesi."

Beta westchnął cierpiętniczo, jak człowiek, który nie ma chęci wdawać się w dyskusję z pierwotniakiem, po czym złożył dłonie w dziwną pieczęć. Tygrys zapominając o chwilowym rozbrojeniu skoczył, aby uniknąć potężnego ninjitsu, od którego trzeszczało powietrze. Smok otworzył usta w okrzyku protestu, widząc jak Beta krzywi się, patrząc na wyskok Sasuke. Nie, Uchiha, ty idioto! Nie uciekać, tylko czekać na rozwój sytuacji! Beta jest z nami! Beta jest...

Palce Sasuke zacisnęły się kurczowo na kołnierzu Nejiego, ale było to bardzo odległe odczucie.

"Hyuuga!"

Ninjitsu Bety zaiskrzyło, a przez byakugan wyglądało jak zbliżająca się z zawrotną prędkością burza z piorunami. Neji nie zdążył westchnąć, nie zdążył zdenerwować się na swojego upartego, niedomyślnego partnera, a świat znikał już w czerwonej jak szkarłat szumiącej jak strumyk ciszy.



end


No, teraz się rozkręciłem, ku ku kuXDD

Przepraszam, że tak urwałem opowiadanie, what can I say, I`m sadist by heart;))



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Tygrys & Smok 11 Trzy zasady bushido; Yu odwaga
Tygrys & Smok 9 Trzy zasady bushido; Chi wolność
10 Przedstawić zasady projektowania sieci dostępowych i szkieletowych
Trzy zasady wyzwolenia
(10) Realizacja zasady ostrożności interpretacyjnej wyników badań psychologicznych, PSYCHOLOGIA, Mat
10. Podstawowe zasady bezpieczeństwa i higieny obowiązujące w szkołach i placówkach, Podstawy prawne
Tygrys & Smok 24 Śpiący Smok
SIZ 10 Podstawowe zasady informatyzacji organizacji
Tygrys & Smok 6 W milczeniu próbują
Tygrys & Smok 16 Tyle co nic
Tygrys & Smok 13 Podarunek od przyjaciół
Tygrys & Smok 3 Skryci w cieniu
Tygrys & Smok 20 Najgorsze ze wszystkich połączenie
Tygrys & Smok 8 Role, próby i rozgrywki
10 Trzy orły
Tygrys & Smok 15 Pionek na Drzemiącym Wężu
Tygrys & Smok 22 Nieustający pościg
Tygrys & Smok 12 Lwia część
SIZ 10 Podstawowe zasady informatyzacji organizacji

więcej podobnych podstron