Stella Bagwell
Magiczny blask opali
Claudia Westfield podeszła do samochodu, niosąc pod pachą plik papierów i książek. Było wprawdzie dopiero pół do siódmej, ale chciała być dziś w szkole trochę wcześniej. Od tygodnia trwały już egzaminy i jak zwykłe było z tym mnóstwo pracy. Usiadła za kierownicą, uruchomiła silnik i nagle zakręciło jej się w głowie. Przestraszona zamknęła oczy i oparła głowę na zagłówku, mając nadzieję, że to tylko chwilowa niedyspozycja. Gdy po paru sekundach otworzyła oczy, za szybą ujrzała twarz mężczyzny. Przerażona rozejrzała się dokoła. Trawnik przed domem, podjazd... wszystko wyglądało normalnie. Twarz nieznajomego nie zniknęła. Przyjrzała mu się baczniej. Miał ciemne, pofalowane włosy, błękitne oczy, które intensywnie się w nią wpatrywały i zmysłowy uśmiech, odsłaniający białe, równe zęby.
– Nie, to niemożliwe – powiedziała do siebie Claudia. – To mi się tylko zdaje. To na pewno z przemęczenia.
Ponownie zamknęła oczy, a gdy je znowu otworzyła, mężczyzny za szybą już nie było. Odetchnęła z ulgą, wrzuciła wsteczny bieg i wyjechała na zatłoczoną ulicę. Po chwili jednak ogarnęło ją przerażenie.
– Dostajesz świra! Najzwyczajniej w świecie wariujesz – powiedziała do siebie.
Najbliższe godziny sprawiły jednak, że zapomniała o tym zdarzeniu. Tak jej się przynajmniej zdawało. W porze lunchu spotkała w szkolnej stołówce Liz, nauczycielkę z równoległej klasy. Od dwóch lat, czyli odkąd się poznały, łączyła je prawdziwa przyjaźń.
– Co się z tobą dzieje? – spytała Liz, patrząc z niepokojem na Claudię.
– Dlaczego pytasz?
– Wyglądasz jak narzeczona Frankensteina.
– A co, źle się umalowałam i widać szwy na twarzy?
– Claudia starała się żartem rozwiać niepokój przyjaciółki.
– Nie, tylko jesteś strasznie blada.
– Dziwisz się? To wszystko przez te egzaminy.
– Zbyt dobrze cię znam i wiem, że praca tak cię nie wykańcza.
Swoją drogą zawsze cię z tego powodu podziwiałam. Ja dosłownie padam z nóg. A gdy jeszcze przychodzi do mnie taki wiecznie nieprzygotowany leń i prosi o przesunięcie terminu zaliczenia, najchętniej wyrzuciłabym go za drzwi. Ty zawsze miałaś miękkie serce dla tych dzieciaków. Zbyt miękkie.
Usiadły przy stoliku i zabrały się do jedzenia. Claudia jednak nagle straciła apetyt i tylko machinalnie dłubała w kawałku kurczaka.
– Wiesz, chyba zaczynam wariować. Dziś rano przydarzyło mi się coś dziwnego – powiedziała niespodzianie.
– Wszystkich nas to czeka – próbowała żartować Liz.
– Mówię poważnie. Dziś rano miałam przywidzenie – ciągnęła ściszonym głosem Claudia. – Powinnam chyba pójść do lekarza.
– Ale co się właściwie stało?
– Miałam wizję. Widziałam faceta.
– Byłoby raczej dziwne, gdybyś nie miewała takich fantazji – roześmiała się Liz.
– Nie mówię o fantazjach erotycznych. – Claudia nie kryła zniecierpliwienia. – Mówię o jasnym i wyraźnym obrazie, który wyłonił się... tak znikąd. Zakręciło mi się w głowie, po czym zobaczyłam twarz mężczyzny. – Claudia poczuła, że znów ogarnia ją dziwny niepokój.
– Sama powiedziałaś, że zakręciło ci się w głowie, a więc musiała być jakaś fizyczna przyczyna. Podejrzewam, że to reakcja na stres. A może twoje ciało próbuje w ten sposób dać ci sygnał, że potrzebujesz faceta? – Liz przyjrzała się Claudii uważnie. – Znasz go?
– Nie.
– Hm, to dziwne. Był miły?
Claudia mechanicznie wzięła do ust kawałek kurczaka. Nie chciała myśleć ani o tym przystojnym mężczyźnie, ani o samym zdarzeniu. Wszystko to było zbyt dziwne i zbyt niepokojące.
– Jak to czy „był miły"? Nie zwariowałam jeszcze na tyle, żeby rozmawiać ze swoimi przywidzeniami!
– Chodziło mi o to, czy wizja była przyjemna, czy wręcz odwrotnie, przerażająca?
– Byłam tak zdumiona, że nie mogłam nawet myśleć. Ale ten facet... – Claudia zawahała się – sprawiał raczej miłe wrażenie. Na pewno nie był zły. – Potrząsnęła głową z niedowierzaniem. – Co ja mówię! Przecież jestem nauczycielką, uczę innych racjonalnego myślenia, a plotę takie bzdury! Koniczyna jest zielona, gdyż zawiera chlorofil, a nie dlatego, że tak ją pomalowały elfy! Podobnie i te moje przywidzenia muszą mieć jakieś racjonalne wyjaśnienie.
Liz roześmiała się. Niezwykły był ten nagły przypływ zdrowego rozsądku.
– To wcale nie jest zabawne – stwierdziła Claudia poirytowana.
– Toteż nie mam zamiaru się z ciebie nabijać. Tak naprawdę trochę się o ciebie martwię.
– Martwisz się?! – wybuchła Claudia. – Nie chcę, żebyś się o mnie martwiła ani mi współczuła. Oczekuję, że pomożesz mi znaleźć jakieś wyjaśnienie tego zdarzenia.
– Posłuchaj, Claudio. Są rzeczy, których nie da się wyjaśnić empirycznie.
– Ja jednak nadal będę poszukiwać racjonalnego wyjaśnienia moich wizji, choćbym miała je znaleźć w gabinecie lekarskim.
Tydzień później Claudia opuściła gabinet lekarski, nie usłyszawszy żadnego konkretnego wyjaśnienia całej serii przywidzeń. Według lekarza fizycznie nic jej nie dolegało. Może była trochę przemęczona, wskazany byłby więc wyjazd i odpoczynek.
– A gdyby przywidzenia nie ustąpiły, zawsze może pani przecież pójść do psychiatry.
Do psychiatry? Czyżbym była aż tak rozchwiana emocjonalnie? Absurd, zapewniła się w duchu. Jestem przecież normalną, zdrową psychicznie kobietą. Tyle tylko, że co jakiś czas mam wizje, w których ukazuje mi się twarz mężczyzny, próbowała przekonać samą siebie.
Niestety, z każdym dniem wizje robiły się coraz bardziej wyraziste. Dostrzegła, że mężczyzna, który się w nich zjawiał, ubrany był w mundur, kilka razy ukazała jej się rzeka, a na niej łódź, parę razy pojawił się też obraz dużego, białego domu. Elementy wizji w żaden jednak sposób się ze sobą nie łączyły, nie tworzyły żadnej sensownej całości.
Po powrocie do domu włączyła komputer i weszła do Internetu. Postanowiła zarezerwować bilety lotnicze do Cancun. Kto wie, może lekarz miał rację i parę dni urlopu dobrze jej zrobi.
Parę dni z mężczyzną dobrze by ci zrobiło Claudio, odezwał się wewnętrzny głos. Na miłość boską, czyżbym do tego wszystkiego jeszcze zaczynała słyszeć głosy? Potrząsnęła głową i bezwiednie spojrzała na palce dotykające klawiatury komputera. Pierścionek z opalem, prezent od babci, rzucał kolorowe refleksy. Przez chwilę Claudia przyglądała mu się z uwagą, jak gdyby był to preparat mikroskopowy. Kiedyś wierzyła, że to właśnie on wskazał jej Tony'ego. Wierzyła na tyle mocno, że nie mogła zdecydować się na zakończenie tego związku. Dopiero zdrada ukochanego sprawiła, że przejrzała na oczy. Nim się to jednak stało, musiała znieść wiele bólu i upokorzeń.
Oczywiście wcale nie myślała, że pierścionek ma jakikolwiek związek z jej wizjami. Nigdy też nie przyznałaby, nawet przed samą sobą, iż wierzy w magiczną moc klejnotu. To przecież oczywiste bzdury. Miałaby wierzyć w czary? Tyle że pierwsze przywidzenie miało miejsce następnego dnia po tym, kiedy to zaczęła nosić pierścionek babuni. A gdyby go zdjęła? Skoro nie wierzyła w jego magiczną siłę, co ją powstrzymywało? I co by powiedziała, gdyby to zdjęcie pierścionka, a nie wakacje w Cancun uleczyły ją z przywidzeń?
Po tygodniu Claudia, nie kryjąc zadowolenia, oznajmiła Liz, że jej problemy znikły.
– A więc to dlatego miałaś taki wesoły głos, gdy do ciebie dziś rano zadzwoniłam. W dodatku nie musiałam cię namawiać na wizytę u mnie.
Zdążyły już popływać w ogrodowym basenie i odpoczywały teraz, leżąc na leżakach i popijając lemoniadę.
– Nawet sobie nie wyobrażasz, jaką czuję ulgę. Zupełnie nie miałam ochoty na seanse terapeutyczne.
– Ale co się właściwie stało? – pytała Liz. – Skąd wiesz, że jesteś uleczona?
Słoneczne ciepło przynosiło miłe rozluźnienie. Po raz pierwszy od dłuższego czasu Claudia znów poczuła się w pełni sobą.
– Bo już go nie widuję. Od kiedy zdjęłam pierścionek babci, wizje ustąpiły. To znaczy od tygodnia. Przedtem widywałam go codziennie.
– Chcesz powiedzieć, że to zdjęcie pierścionka sprawiło, iż przestałaś mieć przywidzenia? No nie. Nawet ja, osoba stuprocentowo przekonana, że nie wszystko na tym świecie da się poznać rozumem, nie mogę w to uwierzyć.
– Zgadzam się. Brzmi nieprawdopodobnie, ale faktem jest, że odkąd nie noszę pierścionka, nie mam przywidzeń.
– To może być przypadkowa zbieżność.
– Mówisz tak, jakbyś nie chciała, żebym z tego wyszła – obruszyła się Claudia.
– To nie tak. Nie wydaje ci się dziwne, że pierścionek miałby wywoływać wizje? Moim zdaniem usiłujesz ominąć problem, a nie wyjaśnić go.
– A co, mam sama szukać kłopotów? Zajęcia się skończyły, przede mną wakacje i nie chcę ich spędzić nawiedzana przez jakiegoś dziwnego faceta.
– Dwa tygodnie temu mówiłaś, że interesuje cię racjonalne wyjaśnienie, a nie wyłącznie rozładowanie napięcia emocjonalnego. I co? Tak nagle wszystko się zmieniło?
– Chyba tak – przyznała Claudia. Przełknęła ślinę i spojrzała na przyjaciółkę. – Wiesz, te wizje były bardzo niepokojące, było w nich coś... intymnego. Czułam się tak, jakby ten facet mnie znał. Zaczęłam się bać i doszłam do wniosku, że najprostszą rzeczą będzie pozbycie się pierścionka.
– Przecież to pamiątka! A poza tym bez niego już nigdy nie zobaczysz tego mężczyzny.
– Nie zobaczę? Ja chcę o nim jak najszybciej zapomnieć! Nie rozumiesz?
– Jesteś tchórzem!
– Nieprawda!
– W takim razie udowodnij to – rzuciła wyzwanie Liz.
San Antonio, stan Teksas, trzydziestostopniowy upał. Co prawda to nie Cancun, a nawet nie Meksyk, lecz tu właśnie Claudia postanowiła rozpocząć poszukiwania mężczyzny, pojawiającego się w jej wizjach, od kiedy ponownie zaczęła nosić pierścionek z opalem. Z balkonu pokoju hotelowego przyglądała się miastu i przepływającej przez nie rzece.
– Jak miło byłoby móc się teraz wykąpać albo posiedzieć w jednej z nadrzecznych knajpek – westchnęła.
Prawdę powiedziawszy, wolałaby wszystko, byle tylko nie spotkać się z tym mężczyzną, zwłaszcza że w żaden sposób nie potrafiła wytłumaczyć, dlaczego właśnie tu postanowiła rozpocząć poszukiwania. Jedno było pewne – nie przyjechała do San Antonio dla przyjemności. Im prędzej się z nim spotka, tym szybciej jej kłopoty miną.
Firma Haydena Bedforda znajdowała się w centrum miasta. Sądząc po wystroju zewnętrznym, funkcjonowała znakomicie. Najwyraźniej pan Bedford znał się na biznesie, pomyślała Claudia. Natomiast z całą pewnością nie znał Claudii, a z tonu, jakim rozmawiała z nią jego sekretarka, wywnioskować można było, że wcale mu to do szczęścia nie jest potrzebne. Mimo to Claudii udało się umówić na spotkanie. Teraz, czekając przed drzwiami jego gabinetu, czuła, że z wrażenia jest cała mokra.
– Proszę, pani Westfield. Pan Bedford czeka na panią – powiedziała starsza, siwowłosa kobieta, obrzucając Claudię podejrzliwym spojrzeniem.
Claudia bez słowa podeszła do drzwi, zapukała i weszła do środka.
– Chwileczkę, uporam się tylko z tym cholernym słońcem – powiedział stojący tyłem do niej mężczyzna, który mocował się akurat z żaluzjami.
Zauważyła, że ubrany był raczej jak farmer niż biznesmen. Dżinsy z szerokim ozdobnym pasem, podwinięte rękawy koszuli, buty-kowbojki... brakowało tylko kapelusza z szerokim rondem. Ciemne, ładnie układające się włosy wskazywały, że to młody człowiek, a wspaniale umięśnione ciało, że nie spędził całego życia za biurkiem.
– O, teraz lepiej – stwierdził biznesmen-kowboj, odwracając się do niej.
Claudia poczuła, że jej nogi robią się miękkie jak z waty, że w uszach jej szumi. Pomyślała, że za chwilę chyba zemdleje.
– To pan! – wymamrotała.
Zaskoczony jej reakcją mężczyzna wyszedł zza biurka, nie przestając na nią patrzeć podejrzliwie.
– Jestem Hayden Bedford. A pani nazywa się Claudia Westfield, prawda?
– Tak – odparła niepewnie i podała mu dłoń. – Proszę mi wybaczyć, wiem, że to zabrzmi głupio, ale nie spodziewałam się pana poznać.
Wziął jej dłoń w swoją, ale zamiast nią potrząsnąć, raczej mocno przytrzymał, nie przestając studiować jej twarzy. Ciepło jego rąk wywołało w Claudii niemal histeryczną reakcję. Te same niebieskie oczy, ta sama mocna szczęka, te same bruzdy na policzkach... Jej przywidzenie przybrało konkretną postać. To było niesamowite. Niesamowite i przerażające.
– To chyba ja powinienem panią przeprosić, bo nie mogę sobie przypomnieć, gdzie panią poznałem.
Z trudem, ale zdołała się jakoś opanować.
– Nie poznaliśmy się – odparła, a widząc zdumienie w oczach rozmówcy, szybko dodała: – To znaczy nigdy się wcześniej nie spotkaliśmy.
– Czy dobrze się pani czuje, pani Westfield? Jest pani trochę blada.
Tak naprawdę pomyślał, że niejeden nieboszczyk lepiej od niej wygląda. A przecież pomimo upiornej wprost bladości nieznajoma wydała mu się atrakcyjną kobietą. Może nieco zbyt chłodną jak na jego gust, ale przecież nie przyszła tu w celach towarzyskich. Ubrana była w białą, lnianą sukienkę, a złociście połyskujące włosy miała związane w ogon. Ku swemu zdumieniu Hayden poczuł nagle, że miałby ochotę wtulić się w jej włosy i pocałować te piękne, brązowe oczy.
– Już dobrze... – powiedziała Claudia. – Postaram się nie zająć panu wiele czasu, panie Bedford. Dziękuję, że zechciał się pan ze mną spotkać.
Nie wypuszczając jej dłoni ze swojej, poprowadził ją w stronę fotela.
– No dobrze... – powiedział, siadając naprzeciwko. – Czy teraz może mi pani powiedzieć, czemu zawdzięczam tę wizytę? Rozumiem,
że nie przyszła tu pani w sprawach biznesowych.
– Nie, nie zajmuję się poszukiwaniem ropy ani gazu, panie Bedford. Szukam mężczyzny.
Na jego twarzy odmalowało się zdumienie. Po chwili skrzyżował ręce na piersi i spytał ją rozbawiony:
– Czyżby tam, skąd pani pochodzi, pani Westfield, nie było odpowiednich mężczyzn?
Claudia była tak poruszona, że nie od razu zrozumiała, co chciał przez to powiedzieć.
– W Fort Worth, gdzie mieszkam, jest wielu mężczyzn. Chodzi mi o konkretnego człowieka.
– Hm, to dosyć intrygujące, że swoje poszukiwania postanowiła pani rozpocząć od mojego biura. Przyznam, że nie miałem pojęcia, iż moja firma występuje w rejestrze kawalerów do wzięcia, pani Westfield.
Jego arogancja sprawiła, że odzyskała pewność siebie.
– Ja również nie miałam o tym pojęcia, panie Bedford i w ogóle nie interesuje mnie stan cywilny pana i pańskich pracowników.
Chciałam się z panem spotkać z powodu... numeru na jachcie.
– Muszę przyznać, że spotkałem w życiu różne dziwne kobiety, lecz żadna z nich nie wymyśliła równie niedorzecznego pretekstu, by się ze mną umówić.
– Nie przyszłam się z panem umówić, panie Bedford.
– Skoro nie przyszła pani ani w interesach, ani żeby się ze mną umówić, to nie wiem, po co zabiera mi pani mój cenny czas.
– Pańskie insynuacje mnie obrażają, panie Bedford! – Claudia zerwała się na równe nogi. – I żeby wszystko było jasne – nie szukam też podtatusiałego sponsora!
– Nie jestem wystarczająco stary, żeby być podtatusiałym sponsorem.
Claudia wpadła we wściekłość. Za wszelką cenę muszę się opanować, powtarzała sobie w duchu, ale nie było to łatwe, zwłaszcza że nigdy dotąd nie pozwalała sobie na wybuchy niekontrolowanych emocji. Dopiero teraz.
– Nie interesuje mnie pański wiek! – rzuciła przez zaciśnięte zęby.
– Jedynym, podkreślam jedynym, powodem, dla którego się tu znalazłam, jest to, że pańskie dane personalne zgadzają się z danymi w rejestrze jachtów.
– O jakim jachcie pani mówi?
– Nie znam się na jachtach – zniecierpliwiona machnęła dłonią. – Wiem tylko, że ma żagle i nazwę wymalowaną na burcie. Gwiezdny Pył czy Gwiezdny Szlak.
– Gwiezdny Pył. Ale jeśli ma pani ochotę kupić moją łódź, to oświadczam, że nie jest na sprzedaż.
– Nie jestem zainteresowana jej kupnem. Tak się złożyło, że jest ona jedyną wskazówką, dzięki której mogłam zacząć...
Spojrzał na nią podejrzliwie.
– Grzebać w moich prywatnych sprawach? Pracuje pani dla jakiejś firmy ubezpieczeniowej? Jeśli tak, to proszę się stąd natychmiast wynosić!
Claudia z przerażeniem stwierdziła, że najchętniej trzepnęłaby go w twarz. To przerażające. Ona, uosobienie łagodności, chciała komuś zadać fizyczny ból! Ale mężczyzna wywierał na nią przemożny wpływ i choć nie wiedziała, co jest tego powodem, nie miała wątpliwości, że jest to coś złego.
– Nie pracuję w firmie ubezpieczeniowej. Jestem nauczycielką, a przyszłam do pana, ponieważ... – Nim dokończyła zdanie, wzięła głęboki oddech. – Ponieważ jest pan mężczyzną, o którym nie potrafię zapomnieć!
– Bez przesady. – Hayden Bedford roześmiał się. – Nigdy nie uważałem się za kogoś aż tak wyjątkowego. Więcej, muszę przyznać, że płeć przeciwna toleruje mnie wyłącznie w niewielkich dawkach. Z tobą pewnie też będzie podobnie.
– Chyba nawet wiem dlaczego – skomentowała Claudia, po czym ruszyła do drzwi.
Niespodziewanie Hayden Bedford zagrodził jej drogę, musiała się cofnąć, by na niego nie wpaść.
– A dokąd to się wybierasz?
– Żegnam pana, panie Bedford. – Obronnym gestem skrzyżowała ręce na piersiach. – Nie mogę powiedzieć, że miło mi było pana poznać.
Odwracając się, zdążyła zauważyć, że ma szerokie, silne ramiona i długie, umięśnione nogi, a także i to, że jest niesamowicie męski. Miał w sobie coś, co skłaniało do myślenia raczej o prokreacji niż rekreacji. Tego mi tylko brakowało! Muszę stąd jak najszybciej wyjść postanowiła.
– Na razie nigdzie nie pójdziesz – oświadczył twardo Hayden Bedford. – Musimy sobie jeszcze parę rzeczy wyjaśnić. Natychmiast.
– Niczego nie musimy. – Claudia uniosła z wyższością brew. – Znalazłam to, czego szukałam, i sprawa jest już zamknięta.
– Szukałaś mnie, a teraz, gdy znalazłaś, masz zamiar tak po prostu sobie odejść?
– Otóż to.
– Nie tak szybko – mruknął. Otworzył drzwi gabinetu i zwrócił się do sekretarki: – Lottie, nie łącz mnie teraz z nikim. Zadzwoń też do Toma, przeproś go i uprzedź, że trochę się spóźnię.
Claudia odczekała, aż zamknie drzwi, po czym powiedziała z przekąsem:
– Teraz to pan marnuje mój czas, panie Bedford. Nie mam zamiaru ciągnąć dalej tej rozmowy. Jest pan arogancki, robi obrzydliwe aluzje i...
Nie czekając, aż skończy, Hayden wziął ją pod ramię i poprowadził tym razem w kierunku stojącej pod ścianą olbrzymiej skórzanej sofy.
– To ty zabiegałaś o spotkanie ze mną – przypomniał jej, gdy usiadła. – I to ty wepchnęłaś się tu niemal na siłę, plotąc coś bez sensu.
– Plotąc bez sensu? – Oburzona zerwała się na równe nogi.
Hayden Bedford natychmiast chwycił ją za ramię i z powrotem pchnął na sofę.
– Siedź spokojnie!
Claudia zerwała się i stanęła przed nim twarzą w twarz.
– Nie waż mi się rozkazywać, Bedford! Wychodzę, zejdź mi z drogi!
– Nie chciałem tego robić, ale chyba nie mam wyboru – oznajmił i nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, chwycił ją mocno i pocałował.
Było to tak niespodziewane, że Claudię jakby poraziło. W głowie jej wirowało, oblewało ją na przemian gorąco i zimno. Uniosła zaciśnięte w pięści dłonie i próbowała go uderzyć, ale nie zdążyła, bo Hayden tak samo niespodziewanie oderwał wargi od jej ust.
– No i jak, podobało ci się? – zapytał, uśmiechając się ironicznie.
Najchętniej kopnęłaby go w kostkę, ale nie miała siły. Pocałunek sprawił, że czuła się niczym figurka ulepiona z wosku.
– Nigdy w życiu nie zostałam w ten sposób potraktowana!
– Przykro mi, wyszedłem z wprawy. – Pochylił się nad nią. – Może spróbuję jeszcze raz?
Wyślizgnęła się z jego objęć i opadła na sofę.
– Nie odważysz się! – Z trudem łapała oddech.
Dopiero teraz dostrzegł, jak jest piękna. Widział każdy szczegół jej delikatnych rysów. W ciemnych oczach błyskały żywe ogniki, podniecenie zarumieniło jej policzki, a namiętność uwypukliła pełne, zmysłowe usta. Fajnie byłoby spróbować jej ust raz jeszcze, pomyślał.
Praca pochłaniała go bez reszty, poza tym nie lubił tracić czasu na głupstwa, dlatego nie pamiętał nawet, kiedy po raz ostatni pozwolił sobie na flirt. Chyba w czasach szkolnych. A swoją drogą to dziwne, zadumał się. Nigdy jeszcze nie całował się z kobietą w pracy, i do tego po paru minutach znajomości. A jednak było w niej coś naprawdę niezwykłego...
– Wobec tego może masz ochotę pogadać? – zapytał i usiadł dosłownie parę centymetrów od niej.
Przesunęła się w lewo, byle dalej od niego.
– To nie ma sensu. Uważam, że oboje tracimy czas. Przyjrzał jej się uważnie, jakby rzeczywiście zastanawiał się, czy to ich spotkanie może czemuś służyć.
– Może masz rację. Ale chciałbym się dowiedzieć, co miałaś na myśli, mówiąc, że nie jesteś w stanie przestać o mnie myśleć. Przecież mnie nie znałaś?
Zanim zdążył dostrzec, jak bardzo poczuła się zakłopotana, spuściła wzrok.
– Wyraziłam się nieprecyzyjnie. To nie jest tak, że stale o tobie myślę. Ja tylko... czasem cię widuję.
Hayden Bedford osłupiał z wrażenia. Trudno zresztą było się temu dziwić. Ona też nie rozumiała, co się z nią dzieje, i to od kilku tygodni.
– Jak to „widujesz mnie"? Rozłożyła bezradnie ręce.
– Po prostu, widuję. Bez żadnego powodu. Twoja twarz nagle mi się ukazuje i już.
Z niedowierzaniem pokręcił głową.
– Ale chyba przed chwilą powiedziałaś, że nigdy się nie spotkaliśmy.
– Bo to prawda. Nigdy.
– Skoro tak... to skąd wiedziałaś, jak wyglądam? Miałaś moje zdjęcie?
– Nie miałam pojęcia, jak wyglądasz, dopóki tu nie przyszłam!
Posłuchaj, Bedford. To nie jest żadne fatalne zauroczenie, nie jestem psychopatką, nie śledzę cię, nic z tych rzeczy. Mimo to od jakiegoś czasu przytrafia mi się coś niezwykłego, sama jestem tym poważnie zaniepokojona i wolałabym to zrozumieć.
– Chcesz powiedzieć... – Hayden otarł pot z czoła – ... że masz jakieś wizje, w których się pojawiam?
– Otóż to.
– Ale dlaczego miałbym ci uwierzyć? Jesteśmy w San Antonio, a nie w mieście duchów. – Hayden Bedford potrząsnął z niedowierzaniem głową.
– Zapewniam cię, że w pełni zdaję sobie sprawę, gdzie jestem, i że wszystko, co powiedziałam, brzmi nieprawdopodobnie.
– No dobrze, ale w jaki sposób trafiłaś na mój ślad? W jaki sposób dowiedziałaś się, jak się nazywam? Czy mam także uwierzyć, że w tych wizjach mówiłem do ciebie?
Tego się właśnie obawiała. Zadawał pytania, na które sama nie znała odpowiedzi.
– Nie – westchnęła. – Jak dotąd nie przemówiłeś do mnie. W ustaleniu twojej tożsamości pomogły mi pewne szczegóły, takie jak numer namalowany na łodzi. Dzięki niemu odnalazłam twoje nazwisko w rejestrze. Sama byłam zdumiona, gdy okazało się, że ten jacht, a co ważniejsze jego właściciel, rzeczywiście istnieją.
– Łódź trzymam w Port O’Connor, więc zdobycie numeru nie było niczym trudnym! – rzucił oskarżycielsko.
– Chciałabym, żeby tak było. Znaczyłoby to bowiem, że wszystko ze mną w porządku. Ale to nieprawda. A teraz, gdy się przekonałam, że to ty jesteś człowiekiem, który mnie nawiedza, naprawdę nie wiem, co myśleć.
– Ależ to śmieszne! Powinienem zadzwonić na policję i zażądać, żeby sprawdzili, czy przypadkiem nie uciekłaś z domu wariatów!
– Proszę bardzo. Jeśli zdołają wyjaśnić, jak to wszystko możliwe, będę bardzo zadowolona.
Hayden Bedford podszedł do biurka i chwycił za słuchawkę.
– Mam znajomego, który pracuje w policji śledczej! – zagroził.
– Świetnie. Może więc on wpadnie na jakiś pomysł. Widząc, że nawet groźbami nie zdoła zmusić jej do przyznania się do oszustwa, odłożył słuchawkę.
– Zdajesz sobie sprawę, jak idiotycznie brzmi to, co mówisz?
Zresztą ja też, słuchając tych bredni, wychodzę na idiotę.
– Tak, wiem – odparła spokojnie.
– Normalni ludzie nie mają przywidzeń. W każdym razie nie mają przywidzeń ze mną w roli głównej!
– Jeszcze miesiąc temu przyznałabym ci rację. Dziś jednak nie mogę się z tobą zgodzić.
– Nie wiem, do czego zmierzasz... A właściwie jak ci na imię?
– Claudia.
– Otóż, jak powiedziałem, Claudio, nie wiem, do czego zmierzasz. Ale jedno wiem na pewno. Jeśli sądzisz, że coś ode mnie dostaniesz, to się grubo, ale to grubo mylisz.
Nie miała do niego pretensji. Rozumiała podejrzliwość i brak zaufania, a mimo to zrobiło jej się przykro.
– Spokojnie, więcej się nie zobaczymy – zapewniła go i uprzejmie wyciągnęła do niego dłoń. – Dziękuję i przepraszam, że zajęłam ci tyle czasu. Zdumiony nieoczekiwanym obrotem zdarzeń, zatrzymał ją pytaniem:
– Co teraz zrobisz?
– Wrócę do domu z nadzieją, że już nigdy nie ujrzę twojej twarzy – odparła, odwracając się.
Nic trudnego. Wystarczyłoby tylko zdjąć z palca pierścionek babuni. Nie powiedziała mu jednak o magicznym działaniu opalu, bo pogorszyłoby to tylko sprawę. Zresztą teraz już nie miało znaczenia. Zakończyła poszukiwania i powinna jak najszybciej zapomnieć o wizjach.
Hayden był pewien, że gdy tylko ta dziwna kobieta znajdzie się za drzwiami, odetchnie, tymczasem poczuł dotkliwą pustkę, jak gdyby wychodząc, zabrała ze sobą coś, bez czego nie da się żyć. Złapał za słuchawkę, żeby gdzieś zadzwonić, tylko zupełnie nie wiedział gdzie.
Przeczesał ręką włosy.
– O rany! Przecież ją pocałowałem! – uświadomił sobie nagle.
Owszem, zdarzało się, że jakaś kobieta pociągała go od pierwszego spojrzenia, ale nigdy żadnej nie chciał pocałować po paru minutach znajomości! A właściwie od rozwodu nie chciał pocałować żadnej kobiety.
Nacisnął guzik interkomu i połączył się z Lottie.
– Słucham, panie Bedford.
Nagle uświadomił sobie, że Lottie zwraca się do niego „pan" i że jest to w gruncie rzeczy śmieszne. Pracowała w tej firmie od trzydziestu pięciu lat, była przy narodzinach Haydena i przy śmierci jego ojca. Wiedziała wszystko o Bedfordach, znała wszystkie, nawet najgłębiej skrywane rodzinne tajemnice. Do tego była znakomitym szefem biura i nigdy nie mieszała spraw prywatnych z zawodowymi.
– Lottie, od jak dawna jestem rozwiedziony?
– Od trzech lat, panie Bedford.
– To już trzy lata? – zapytał z niedowierzaniem.
– Tak, a o co chodzi, panie Bedford?
– Nieważne. Właśnie sobie coś uświadomiłem.
– Czy mogę już łączyć telefony do pana, panie Bedford?
Dzwoniło sporo ludzi...
– Nie, jeszcze nie – zawahał się. – Lottie?
– Pani Westfield wybrała się na spacer wzdłuż rzeki. Mam adres i numer telefonu hotelu, w którym się zatrzymała.
– Skąd wiedziałaś, że chcę o nią zapytać? Zaległa cisza, po chwili sekretarka odparła:
– Takie miałam przeczucie.
– To bardzo niepokojące. Ostatni raz, kiedy miałaś „przeczucie", ceny ropy rekordowo spadły.
– Nie sądzę, aby pani Westfield miała wpływ na ceny ropy, panie Bedford.
Na ceny ropy nie, ale na mnie z pewnością tak, pomyślał Hayden. W dodatku zupełnie nie wiedział, jak wybrnąć z tej sytuacji.
– Odwołaj wszystkie spotkania, Lottie. Jadę teraz zobaczyć się z Tomem, a potem nie ma mnie dla nikogo.
– A co z panią Westfield?
– No dobrze, podaj mi ten adres i numer telefonu. Nie załatwiliśmy jeszcze wszystkich spraw.
– O jakiego rodzaju sprawy chodzi?
– O przywidzenia, Lottie.
– Przywidzenia? Czyżby wypił pan do lunchu kilka piw, panie Bedford?
– Jestem zupełnie trzeźwy, choć prawdę mówiąc, w tej akurat chwili wołałbym się upić.
W pokoju hotelowym Claudia sięgnęła po książkę telefoniczną. Postanowiła zarezerwować bilet na najbliższy lot do Fort Worth. Nie było sensu dłużej zostawać w San Antonio. Hayden Bedford okazał się durniem i Claudia w gruncie rzeczy żałowała, że dała się namówić Liz na tę absurdalną wyprawę. Co się zaś tyczy pierścionka, najlepiej będzie się go pozbyć. Od początku z jego powodu miała same kłopoty, a teraz jeszcze doprowadził ją do spotkania z tym nieciekawym i zarozumiałym typem.
Czekała przy telefonie, aż urzędniczka sprawdzi w komputerze, czy jest jakieś wolne miejsce w samolocie, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Pospiesznie rzuciła na łóżko słuchawkę i pobiegła otworzyć.
– To ja – powiedział Hayden Bedford.
Była tak oszołomiona, że musiała chwycić za klamkę, żeby się nie przewrócić.
– Czego pan chce? – spytała niezbyt uprzejmie.
– Porozmawiać. Ale nie w drzwiach. Wpuściła go do środka, nie kryjąc jednak niechęci.
– Nie widzę sensu dalszego prowadzenia tej rozmowy.
Powiedzieliśmy już sobie wszystko, panie Bedford.
– Nie tylko zaczęliśmy sobie mówić po imieniu, ale i całowaliśmy się – przypomniał.
– Przepraszam, załatwiam właśnie coś przez telefon, nie mogę teraz z panem... z tobą rozmawiać.
Nie mam też wystarczającej odwagi, dodała w duchu. Dobrze wiedziała, że mężczyzna całkowicie wytrącał ją z równowagi. Wystarczyło, że na nią spojrzał, a nagle uświadamiała sobie, że jest kobietą i mimowolnie zaczynała myśleć o tym, jak wspaniale czułaby się w jego ramionach.
– Nie szkodzi, poczekam – odparł, po czym wszedł do środka, zanim zdążyła go zatrzymać.
Zdając sobie sprawę, że nic nie wskóra, podbiegła do łóżka i chwyciła słuchawkę. Niestety, osoba po drugiej stronie już się rozłączyła. Odłożyła więc słuchawkę i odwróciła się w stronę gościa. Zdumiona stwierdziła, że zdążył już wygodnie usadowić się w fotelu. Niesłychane! Kto mu dał prawo czuć się u niej jak u siebie w domu?
– Co się stało? Czyżbym przeszkadzał ci w rozmowie?
– Nie. Tamta osoba się rozłączyła i będę musiała jeszcze raz dzwonić.
– Przykro mi. To jakaś ważna sprawa?
– Załatwiałam rezerwację na lot do Fort Worth.
– Nie zarezerwowałaś biletu powrotnego?
– Owszem, ale chcę przyspieszyć powrót. Wyjeżdżam dzisiaj.
Przyjrzał jej się uważnie. Zdążyła się przebrać. Miała teraz na sobie luźne marynarskie spodnie i krótki top odsłaniający ramiona i znaczną część pleców. Rozpuszczone złotobrązowe włosy swobodnie opadały jej na ramiona. Ta Claudia zupełnie nie przypominała tamtej wyniosłej kobiety, która odwiedziła go w biurze. Była naprawdę znacznie atrakcyjniejsza.
– Skąd ten pośpiech?
Tak naprawdę nie wiedziała. W Fort Worth nie czekało na nią nic pilnego, a jednak myśl o tym, że wkrótce znajdzie się w domu, przynosiła ukojenie. To pewnie świadomość, że nie będzie musiała już widywać tego mężczyzny. Zwłaszcza gdy przestanie nosić pierścionek... Przekręciła opal wokół palca. Chcąc rozwikłać tajemnicę swoich wizji, ponownie założyła klejnot na palec, teraz jednak czuła silną potrzebę pozbycia się go.
– Załatwiłam tutaj wszystkie sprawy.
– Masz na myśli spotkanie ze mną?
– Można tak to ująć. – Zmusiła się do spojrzenia na niego. – Właśnie dlatego się zastanawiam, co cię do mnie sprowadza?
– Dobre pytanie, może ty na nie odpowiesz, Claudio. Twierdzisz przecież, że zdarzają ci się epizody jasnowidzenia, w których ukazują ci się różne sceny z mojego życia.
– Nie potrafię czytać cudzych myśli, twoich też nie. Zresztą do niedawna nie miałam żadnych przywidzeń.
Claudia zaczęła nerwowo krążyć po pokoju. – Nie wierzę w nadprzyrodzony charakter tych doznań.
– To dość dziwne w ustach kobiety, która twierdzi, że miewa wizje.
– Jeśli chcesz wiedzieć, sama uważam, że to idiotyczne – przyznała. – Poszłam nawet do psychiatry w nadziei, że znajdzie jakieś racjonalne wyjaśnienie. Niestety, odeszłam z niczym.
– Magia, okultyzm, postrzeganie pozazmysłowe – nie wierzę w takie rzeczy i kompletnie mnie one nie interesują. Twardo stąpam po ziemi i daję wiarę faktom. Dlatego też chciałbym od ciebie usłyszeć odpowiedź na pytanie: dlaczego z milionów ludzi na świecie wybrałaś mnie jako obiekt swoich... knowań?
– Przecież ja niczego nie knuję, naprawdę. – Rozłożyła bezradnie ręce.
– Jestem zamożnym człowiekiem – powiedział zupełnie nieprzekonany.
– Nie interesuje mnie stan twojego konta. Lecz jeśli podejrzewasz, że jestem bez grosza i chcę coś od ciebie wyciągnąć, mogę ci podać adresy paru instytucji finansowych w Fort Worth, gdzie przekonają cię, iż jesteś w dużym błędzie.
Może nie powinien uwierzyć, ale coś mu mówiło, że ta kobieta teraz akurat nie kłamie.
– Dobra, przyjmijmy, że nie zależy ci na moich pieniądzach ani – nazwijmy to w ten sposób – na moich uczuciach. O co zatem chodzi?
Może mnie oświecisz?
Claudia przyjrzała się jego ostrym rysom i zaczęła się zastanawiać, jak to możliwe, że króciutkie spotkanie ich ust całkowicie wytrąciło ją z równowagi. Mężczyźni nigdy tak na nią nie działali. Nawet Tony, niezgorszy przecież przystojniak i znawca sztuki miłosnej, nie robił na niej takiego wrażenia. Dlatego pewnie twierdził, że jest oziębła. Ona natomiast uważała, że jest rozsądna i całe to gadanie o dzikiej namiętności, jaka powinna łączyć kobietę i mężczyznę, wydawało jej się grubą przesadą. Teraz jednak nie była pewna, czy miała rację.
– Zwróciłam się do ciebie, bo potrzebowałam pomocy. Nic więcej.
– Pomocy? – powtórzył z niedowierzaniem.
Bezwiednie spojrzała na klejnot. Miała ochotę ściągnąć go z palca i raz na zawsze wyrzucić, a wraz z nim usunąć ze swego życia tego mężczyznę. Coś ją jednak powstrzymało od tego kroku.
– Tak – odparła. – Pomóż mi zrozumieć, dlaczego zagościłeś w moim życiu, a może uda mi się uwolnić od tych uporczywych wizji.
Kiedy położył dłoń na jej odkrytych plecach, poczuła, jak przeszywają dreszcz. Chciała uciec, wycofać się, lecz nie potrafiła oprzeć się magnetycznej sile, przyciągającej ją do niego.
– Myślę, że najlepiej byłoby choć na chwilę zapomnieć o tych wizjach i poznać się bliżej. Może wybierzemy się na spacer nad rzekę?
Pełno tam przytulnych restauracyjek, moglibyśmy zjeść razem obiad.
Może wtedy uda nam się znaleźć jakieś rozwiązanie twoich problemów?
Ech, do licha, pomyślała Claudia. Wystarczyłoby przecież wyrzucić pierścionek Betty Fay i zapomnieć, że się go kiedyś miało. Tylko co by to dało? Czy potrafiłaby wrócić do domu i cieszyć się tym, że dla Haydena Bedforda nie ma już miejsca w jej życiu?
– Jesteś zapewne bardzo zajęty, naprawdę nie musisz mnie zapraszać na obiad.
Pogładził ją delikatnie po plecach. Och, jakież to było przyjemne.
– Nie aż tak bardzo, bym nie miał czasu na zjedzenie obiadu.
Delikatnie bawił się jej włosami. Claudia zastanawiała się, czy równie bezpośredni jest w kontaktach ze wszystkimi kobietami, które spotyka.
Chyba jednak nie. Pocałował ją, a przecież nie całuje się ze wszystkimi. Nie w taki sposób...
– A więc zgoda. Jaki termin ci odpowiada? – Miała nadzieję, że nie zorientował się, jak bardzo ekscytująca jest dla niej ta propozycja.
– Chodźmy zaraz.
Przymknęła oczy, modląc się, by wewnętrzne drżenie ustało.
– Pozwól, że zadzwonię tylko na lotnisko. Zarezerwuję bilet na późniejszy lot dziś wieczorem.
Hayden położył ręce na jej ramionach i odwrócił ją do siebie.
– Mowy nie ma, nigdzie dziś nie polecisz, Claudio.
– A to dlaczego? Ujął w dłonie jej twarz.
– Bo cię pragnę.
Poczuła, że opada z sił. Gdyby jej nie podtrzymał, pewnie osunęłaby się na podłogę.
– Nie tak wyobrażałam sobie twoją pomoc – zaprotestowała słabym głosem.
– Chyba znów czytasz w moich myślach, bo i ja nie tak ją sobie wyobrażałem. Ty chyba masz szósty zmysł? – szepnął jej do ucha.
Drwił z niej i to ją rozzłościło. Niemal go za to nienawidziła. A także za to, że czynił ją taką słabą, że nie mogła mu się oprzeć...
– Dobrze wiem, o czym w takich sytuacjach myślą mężczyźni – wykrztusiła przez ściśnięte gardło. Hayden oprzytomniał. Puścił ją i zrobił krok w tył.
– Gdy byłaś tak blisko, coś mną jakby zawładnęło – wymamrotał z największym przejęciem.
– A więc na wszelki wypadek zachowajmy bezpieczny dystans – zaproponowała.
Hayden skinął głową, po czym szarmancko poprowadził ją do drzwi.
Gdy wyszli na ulicę, zdołała zapanować nad oddechem, a gdy znaleźli się w jednej z maleńkich restauracyjek nad brzegiem rzeki, niemal uwierzyła, że nic się wcześniej nie stało. Wszędzie pełno było turystów, toteż Claudia zdziwiła się, że tak łatwo udało im się znaleźć stolik, i to w dodatku niedaleko hotelu. Usiedli w cieniu potężnego sagowca, którego liście dawały trochę cienia i jednocześnie sprawiały wrażenie odizolowania od reszty świata. Kiedy indziej pewnie by się jej to podobało, lecz nie dziś. Przebywając w towarzystwie Haydena Bedforda, czułaby się bezpieczniej w sąsiedztwie choćby jakiejś licznej i głośnej rodzinki.
– Byłaś już kiedyś w San Antonio? – zapytał, gdy podano im napoje.
– Tak, ale tylko w przelocie – odparła. – A ty tu mieszkasz na stałe?
– Nie. Mam dom pośród wzgórz parę kilometrów za miastem.
– A więc dojeżdżasz do pracy?
– Tak. Bedford Enterprise zawsze miało tę samą siedzibę.
Przedsiębiorstwo założył jeszcze mój dziadek pod koniec lat czterdziestych. Następnie ster przejął oj ciec, a potem, po skończeniu uniwersytetu w Austin, na jego czele stanąłem ja.
– Twój ojciec pomaga ci w prowadzeniu firmy?
– Nie. Zginął pięć lat temu.
Claudię zawsze łączyły z rodzicami bliskie więzi, byli dla niej opoką, toteż myśl, że mogłaby kiedyś stracić choćby jedno z nich, długo wydawała jej się niemal niedorzeczna. Dopiero śmierć babki, Berty Fay, uświadomiła jej, że rodzice także nie będą żyć wiecznie i trzeba okazywać im uczucie jak najczęściej.
– To musiało być straszne.
– Owszem. Miał zaledwie pięćdziesiąt parę lat. Wracał z pracy do domu, gdy jakiś pijany kierowca zignorował znak stopu. Co gorsza, niecały rok wcześniej straciłem matkę.
– Także w wypadku? – spytała, zdumiona, jak jeden człowiek może znieść tak straszną tragedię.
– Nie. Cierpiała na pewną chorobę krwi, która powodowała brak odporności. Kiedy dostała zapalenia płuc, nie zdołała już z tego wyjść. – Spojrzał na nią znad szklanki. – A twoi rodzice żyją?
– Tak. Mieszkają w Fort Worth nieopodal mnie. Spojrzała na niego.
Dosłownie parę chwil wcześniej byli tak blisko siebie, że widziała zielone kreseczki w jego niebieskich oczach. Jego męska woń działała na nią niczym afrodyzjak, sprawiała, iż poczuła nieodpartą chęć ponownego pocałowania go. Odwróciła spojrzenie. Musi być ostrożna, ten mężczyzna zbyt mocno na nią działał.
Spojrzała na leniwie płynącą rzekę. Dostrzegła łódkę, a na pokładzie dwoje łudzi. Obejmowali się, rozmawiali o czymś zatopieni w swoich spojrzeniach. Świat najwyraźniej dla nich nie istniał. Widok tych dwojga sprawił, że Claudię ogarnęła jakaś dziwna melancholia.
Wszyscy uważali ją za osobę oschłą, żyjącą wyłącznie pracą, a nie romantycznymi marzeniami, a przecież Claudia wierzyła w miłość, i to taką ze wszystkimi atrybutami – wielkimi uniesieniami, łzami czy zmysłową ekstazą Wierzyła, że gdzieś w świecie istnieje ten jeden jedyny, owa mityczna druga połowa, mężczyzna, który na zawsze zawładnie jej sercem i da jej wymarzone dzieci. Pragnęła tego głęboko i tak naprawdę pierścionek babuni nosiła w nadziei, że pomoże jej tego upragnionego mężczyznę odnaleźć. Związek z Tonym jednak poważnie nadszarpnął tę wiarę, a i teraz wszystko wskazywało na to, że ładuje się w kolejną beznadziejną historię.
– Zdaje się, że jest już za późno na pytanie, czy jesteś żonaty.
– Jeśli dręczą cię wyrzuty sumienia z powodu naszego pocałunku, to oświadczam ci, że od trzech lat jestem rozwiedziony.
– Byłeś żonaty? – zdumiała się.
– Przez parę lat – wykrzywił usta w lekkim grymasie. – Trudno było chyba ze mną żyć, tak przynajmniej uważała Sandra. Zbyt często zostawiałem brudne skarpetki w łazience na podłodze.
Nie zwiódł jej. Dobrze wiedziała, że mówiąc o tym tak lekko, Hayden stara się ukryć prawdziwą przyczynę rozstania z żoną.
– Brudne skarpetki nie mogły być przyczyną rozwodu.
– Tak, ale takie drobiazgi składają się na poważny problem. Ale masz rację, było coś jeszcze... – zawahał się przez chwilę. – Sandra lubiła mężczyzn. Młodych i starych, białych i czarnych, bez różnicy.
Szkoda jej było życia na bycie tylko z jednym.
– Wiem, co to niewierność, Hayden. Wiem, jak jest upokarzająca.
Znam to uczucie, choć wcześniej do głowy by mi nie przyszło, że go kiedyś w życiu zaznam.
– Skąd możesz wiedzieć, jak to jest? Nie byłaś chyba zamężna, prawda?
Potrząsnęła głową, by odpędzić wspomnienie tego dnia, kiedy wróciła wcześniej ze szkoły i zastała Tony'ego pod prysznicem z inną kobietą.
– Nie trzeba być mężem czy żoną, by wiedzieć, co to znaczy być oszukiwanym przez najbliższego człowieka.
Chciał coś powiedzieć, ale nadeszła kelnerka. Potem Hayden najwyraźniej zapomniał, o czym rozmawiali, a Claudia nie miała zamiaru ciągnąć tego niemiłego tematu.
– Wiesz, im dłużej myślę o tych twoich wizjach, tym bardziej jestem przekonany, że musi istnieć jakieś ich logiczne wyjaśnienie. Czy jesteś całkiem pewna, że nie są to marzenia lub fantazje? Gdy umysł czuje się zmęczony, kieruje nasze myśli w nieprzewidziane strony.
– Nie, Hayden. To nie są marzenia ani fantazje. Te wizje przytrafiają mi się często w środku dnia, gdy pracuję i jestem na czymś skupiona.
– Ale nawet jeśli rzeczywiście widzisz tego faceta, nie możesz być pewna, że to ja. – Haydena wyraźnie irytowała niemożność wytłumaczenia tych dziwnych zdarzeń. – Może to jakiś twój stary znajomy i tylko wydaje ci się, że widzisz mnie.
– Nie, nie potrafiłam opisać twarzy tego człowieka, dopóki nie ujrzałam ciebie. To na pewno ty. A zresztą, jak inaczej wyjaśniłbyś tę historię z jachtem? – Zmarszczyła czoło, przypomniała sobie o czymś jeszcze. – Czy kiedykolwiek nosiłeś mundur albo strój w kolorze khaki?
– Nie, a dlaczego pytasz?
– Bo w takim stroju mi się ukazujesz, chociaż kontury są rozmazane. Wyraźnie widzę tylko twoją twarz, czasem jeszcze łódź i wodę.
Mówiła tak spokojnie, że Hayden poczuł się nieswojo. Nie chciał uwierzyć, że to bezczelne oszustwo, niemniej nie mógł też pogodzić się z myślą, że te banialuki są prawdą.
– Pewnie żeglowałaś kiedyś po Zatoce Meksykańskiej. Zapewne widziałaś wtedy mój jacht na wodzie i wpadł ci w oko. Każdemu by się spodobał, jest naprawdę piękny.
– To prawda. Ma drewniany kadłub, lśniące burty i delfina wyrzeźbionego na dziobie.
– Przecież mówię, że każdy by go zapamiętał.
– Zapewne – odparła lakonicznie i zamilkła. Hayden z każdą chwilą robił się coraz bardziej podenerwowany.
– Dlaczego milczysz i nie starasz się obalić mojej teorii?
– Bo to strata czasu. Jesteś impregnowany na argumenty, Hayden.
– I co, mam uwierzyć w te wszystkie brednie?! Wybacz, ale taki naiwny to ja nie jestem!
Dalsza rozmowa nie ma sensu, pomyślała Claudia. Po co się denerwować? A szkoda, było tak miło...
– Może to cię rozczaruje, ale nigdy nie pływałam po Zatoce.
Co ja tu robię, u diaska, pomyślał Hayden. Nie przyjmuję telefonów, spóźniam się na spotkanie i wszystko tylko po to, by posiedzieć nad rzeką z tą dziwną kobietą?
– Zostawmy to. Powiedziałaś, że oczekujesz ode mnie pomocy.
Jakiego rodzaju?
– Sama dobrze nie wiem – zaczęła niepewnie. – Miałam nadzieję, że gdy cię spotkam... wszystko samo się jakoś wyjaśni. Nie miałam pojęcia, że to właśnie ty okażesz się tym człowiekiem!
– Dobrze, przyjmijmy, że ja to on. Czy to ci w czymś pomogło?
Poczułaś ulgę?
Ależ skąd, pomyślała Claudia. Nie dość, że ma w nosie, to co czuję, to w dodatku w ogóle mi nie uwierzył!
– Chyba tak – skłamała. – Wiem, że istniejesz i wiem też, że to nasze jedyne spotkanie.
Mówiła to z takim przekonaniem, że Hayden poczuł się urażony.
– Przykro mi, że tak cię rozczarowałem.
Claudia poczuła nagle, że ma dosyć. Trzy ostatnie tygodnie dały jej nieźle w kość, toteż ta jego pełna sarkazmu obojętność była trudna do zniesienia.
– Mnie również przykro – odparła, po czym zdjęła z palca pierścionek. – Żałuję, że z powrotem włożyłam ten przeklęty klejnot.
Rzuciła pierścionek na stolik, po czym zerwała się na równe nogi.
– Dziękuję za zaproszenie, Hayden. Życzę ci dużo szczęścia, naprawdę. Zupełnie nie spodziewał się takiej reakcji, toteż kiedy zniknęła, patrzył za nią zdumiony, obracając w palcach pierścionek.
– Co się, u licha, dzieje?
– Wygląda na to, że pańska narzeczona zerwała właśnie zaręczyny.
Odwrócił głowę i dopiero wtedy zobaczył kelnerkę.
– Narzeczona? – powtórzył tępo. Po chwili dotarło do niego, że kobieta musiała widzieć Claudię zostawiającą na stoliku klejnot. – Ano tak. Nie mam pojęcia, o co jej chodzi.
– Może więc powinien pan za nią pójść – zasugerowała.
– Proszę o rachunek.
Kelnerka, nie pytając już o nic więcej, odeszła.
Uważniej przyjrzał się pierścionkowi. Wytarcia na obrączce świadczyły o tym, że był noszony od dawna. Dlaczego więc go zostawiła? Zupełnie tego nie rozumiał. Chociaż powinien już się przyzwyczaić do tego, że jej zachowanie jest zawsze niezrozumiałe. Schował pierścionek do kieszonki koszuli, położył na stoliku odliczoną sumę, a potem wyszedł, kierując się w stronę, w którą pobiegła Claudia.
Claudia zwolniła kroku i rozejrzała się dokoła. Zaszła już dość daleko, zostawiła za sobą liczne sklepy i restauracje. Spokój i cisza tego ustronia były niczym balsam dla jej skołatanej duszy. Opuszczając Haydena, nie zastanawiała się, dokąd pójdzie. Chciała tylko być jak najdalej od niego i tego przeklętego klejnotu. Dlaczego zatem nie czuła się ani trochę lepiej? Och Claudio, przestań się wreszcie zadręczać. Wróć do domu, zapomnij o Haydenie Bedfordzie, zapomnij o pierścionku i jego obietnicy prawdziwej, wielkiej miłości. Kiedy pod pięknym, samotnym cyprysem dostrzegła ławkę, usiadła, żeby zebrać myśli. Odpocznę chwilę, a potem wrócę do hotelu i zadzwonię na lotnisko. Polecę najbliższym lotem i nikt mnie przed tyra nie powstrzyma. Jeśli będzie trzeba, Wyczarteruję samolot!
– Claudio!
Odwróciła głowę, dobrze jednak wiedząc, kto ją woła.
– Nie rozumiesz, że nie chcę cię więcej widzieć?
– A to? – Na wyciągniętej dłoni podawał jej nieszczęsny pierścionek.
Zacisnęła ze złości pięści.
– Nie! Tego też nie chcę! Wyrzuć go do rzeki, może tam się na coś przyda.
Spojrzał na ciemną wodę, potem schował pierścionek z powrotem do kieszonki.
– Możesz nie chcieć mnie widzieć – zaczął, siadając koło niej – ale winna mi jesteś pewne wyjaśnienie.
– Nic ci nie jestem winna, a poza tym oboje zgodnie ustaliliśmy, że nie sposób racjonalnie wyjaśnić moich dziwnych wizji.
Jego bliskość sprawiła, że znów miotała się między chęcią wtulenia się w jego ramiona a czmychnięcia co sił w nogach.
– Nie chodzi mi o twoje wizje, tylko o pierścionek. Jesteś z kimś zaręczona?
– Zaręczona? – Nagle zaczęła chichotać. – Chyba żartujesz?
Ciekawe, jak wyglądałaby ceremonia ślubna, gdybym w jej trakcie miała wizję i zamiast mojemu mężowi założyła obrączkę tobie?
Hayden chwycił ją za ramiona.
– Przestań, to wcale nie jest zabawne!
– Nie?
Claudię ogarnął zupełnie już niekontrolowany, niemal histeryczny śmiech. Kiedy jednak w jej oczach stanęły łzy, Hayden zrozumiał, że dziewczyna naprawdę cierpi. Tyle że nadal nie wiedział, co spowodowało rozstrój emocjonalny. Wziął ją w ramiona i mocno przytulił.
– Już dobrze, Claudio. Proszę, nie płacz.
– Dłużej tego nie wytrzymam! – łkała. – Muszę pozbyć się tego pierścionka.
Czuł drżenie jej wiotkiego, ciepłego ciała. Ostrożnie gładził japo plecach.
– Postaraj się teraz o tym nie myśleć.
Po paru minutach przestała szlochać. Otarła łzy, ale ciągle nie chciała opuszczać bezpiecznego schronienia, jakim były jego silne ramiona.
– Przepraszam – mruknęła. – Wiem, że wybuchami histerii nie przekonam cię, iż zazwyczaj jestem opanowaną kobietą.
– Każdy ma prawo czasem się rozpłakać. A poza tym mnie również nieco niepokoi ta sytuacja.
Jego dotyk był czuły i bardzo przyjemny. Bez trudu wyobraziła sobie, że Hayden dotyka także innych miejsc, w poszukiwaniu najgłębiej skrywanych tajemnic jej ciała. Tak bardzo tego teraz potrzebowała... Wbrew sobie uwolniła się z jego objęć.
– Chciałabym wrócić do hotelu po bagaże, a potem pojechać na lotnisko.
– Przecież nawet nie masz biletu.
– Na pewno będzie jakieś wolne miejsce, jeśli nie na lot do Fort Worth, to do Dallas.
– Mowy nie ma, żebyś dziś dokądkolwiek poleciała. – Chwycił jej dłoń. – Chcę, żebyś pojechała do mnie.
– To niemożliwe...
– Bez obaw, Claudio, jestem dżentelmenem. W każdym razie staram się nim być.
– To nie dlatego, żebym się ciebie obawiała. Zastanawiam się tylko po co?
– Ponieważ ciągle nie wyjaśniłaś mi wszystkiego i szczerze mówiąc, resztę wolałbym usłyszeć w domowym zaciszu. Poza tym, zatrzymując się u mnie na noc, zaoszczędzisz na hotelu.
Owszem, zaoszczędziłaby na hotelu, ale z pewnością straciłaby spokój ducha, czy też raczej to, co z niego jeszcze zostało.
– Nie zamierzałeś dać się wciągnąć w tę historię.
– To prawda, ale i tak oboje, chcąc nie chcąc, jesteśmy w to zaangażowani.
A więc przyznał w końcu, że ma jakiś udział w całej tej dziwnej sprawie oraz że to ich jakoś łączy. Nie wiedziała, czy ma się cieszyć, czy martwić jego nagłą zmianą postawy.
– Czy to znaczy, że chcesz mi pomóc? Hayden skrzywił się.
– Mówiłem ci już, że nie wierzę w zjawiska nadprzyrodzone.
Niepodobna więc, bym uznał, że ktoś rzucił na ciebie klątwę czy coś w tym rodzaju. Zrobię jednak wszystko, żeby znaleźć logiczne wyjaśnienie twoich niezwykłych problemów.
Chodzi mu pewnie o to, żeby życzliwością zdobyć jej zaufanie, a następnie przekonać ją, że ma kłopoty z głową. I bardzo dobrze, pomyślała Claudia. Należy wykorzystać tę sposobność, żeby otworzyć mu oczy na to, co i jej wydawało się niemożliwe, przynajmniej do dnia, w którym po raz pierwszy miała wizję.
– Dobrze, pojedźmy do ciebie – zgodziła się, ukradkiem go obserwując. – Ale tylko na jedną noc.
Hayden uśmiechnął się tajemniczo, ujął jej łokieć i poprowadził w stronę hotelu.
– Jedna noc nam w zupełności wystarczy, Claudio.
Dom stał na wzgórzu, parę kilometrów od San Antonio. Gdy zajechali na miejsce, było już ciemno, lecz mimo to Claudia zauważyła potężne dęby i tropikalne pnącza gęsto obrastające ściany. Po chwili podbiegły do nich dwa bardzo duże psy.
– Co to za rasa?
– To psy pasterskie.
– Zajmujesz się hodowlą bydła?
– Nie, dostałem je w prezencie – roześmiał się. – Prowadzenie firmy zanadto mnie pochłania, ale lubię wiejskie życie. A psy zawożę od czasu do czasu do sąsiada na ranczo, żeby mogły się porządnie wybiegać.
– A kto ci je podarował?
– Pewien bliski mi człowiek, czemu pytasz?
– Ot tak sobie – odparła wymijająco, mając nadzieję, że w ciemnym holu nie zauważy jej rumieńców. Zazwyczaj szanowała prywatność innych i nie wtykała nosa w ich sprawy, w Haydenie było jednak coś takiego, że chciałaby wiedzieć o nim jak najwięcej.
– Zawsze tak dużo pracowałeś?
– Nie zawsze. Ale często po prostu nie mam pomysłu, co zrobić z wolnym czasem, dlatego pracuję.
Aha, przed rozwodem pewnie było inaczej, pomyślała. Choć nigdy nie widziała byłej żony Haydena, miała wrażenie, że już jej nie lubi. W normalnych warunkach uznałaby to za idiotyczne, ale od kiedy spotkała tego faceta, robiła tyle dziwnych rzeczy, że...
– Chodź, pokażę ci twój pokój. Jeśli chcesz, możesz się odświeżyć, a ja w tym czasie przygotuję coś do picia.
Zabrał ją do części domu, w której znajdowały się sypialnie. Otworzył jedne drzwi i zapalił światło.
– Po lewej jest osobna łazienka. Podoba ci się ten pokój? – zapytał, stawiając jej torby.
Ciemnoczerwone, stare łoże, przykryte misternej roboty koronkową narzutą, i toaletka pochodziły zapewne z Europy i kupione zostały w eleganckim sklepie z antykami. Claudia była oczarowana.
– Jest przepiękny – zapewniła szczerze. – Czy ta narzuta to ręczna robota?
– Tak. Zrobiła ją moja matka, gdy zdrowie nie pozwalało jej już na pracę poza domem.
Duma i pewna nawet afektacją w głosie wskazywały na to, iż Hayden nie jest obojętnym uczuciowo człowiekiem. Zwłaszcza gdy mówił o kimś bliskim. Claudii bardzo to się w nim spodobało.
– To piękna pamiątka.
– O tak, mama zostawiła po sobie wiele pięknych rzeczy. Ale najcenniejszą pamiątką jest jej uśmiech, który pamiętam do dziś.
Pomimo wątłego zdrowia była szczęśliwą kobietą. – Podszedł do drzwi balkonowych i rozsunął ciemno wiśnio we zasłony. – Gdybyś miała ochotę się przewietrzyć, to tu jest taras. A gdybyś miała ochotę na coś więcej, w ogrodzie jest basen.
– Dzięki, ale nie mam kostiumu. W rozbawieniu uniósł brew.
– A po co ci kostium? Obiecuję, że nie będę patrzeć. Dlatego, że jest dżentelmenem, czy dlatego, że nie warto?
– A gdzie jest twój pokój?
Wyprowadził ją na korytarz i pokazał drzwi na jego drugim końcu.
– Tam. Nie za daleko dla ciebie? – zapytał.
Mimo iż pytanie wydało jej się wysoce niestosowne, postanowiła nie okazywać oburzenia. Jeszcze gotów uznać, że sama myśl o spędzeniu nocy z mężczyzną jest dla niej nie do przyjęcia.
– Pomyślałam, że dobrze byłoby wiedzieć, tak na wszelki wypadek. Zdarza mi się czasem chodzić przez sen i nie chciałabym przypadkiem pójść w złą stronę – plotła bez sensu.
– Nie będę już zbyt dociekliwy i nie zapytam, która strona twoim zdaniem jest zła. Powiedz lepiej, czego się napijesz? Woda, sok czy coś mocniejszego?
Po tak ciężkim dniu propozycja czegoś mocniejszego była bardzo kusząca, Claudia bała się jednak zanadto wyluzować w obecności Haydena. Jeszcze popełniłaby jakieś głupstwo.
– Poproszę o sok pomarańczowy. Gdzie cię znajdę? Koniuszki ust uniosły mu się w lekkim uśmiechu.
– Jakimś cudem znalazłaś mnie w tak wielkim stanie, jakim jest Teksas, myślę więc, że bez trudu znajdziesz mnie w tym niedużym domu.
Obserwowała, jak się oddala, zastanawiając się nad tym, co powiedział. Jeśli według niego ten dom jest nieduży, to stwierdzenie, że jest bogatym człowiekiem, znaczyło, że jest milionerem. Może dlatego początkowo był wobec niej taki nieufny i dlatego też unikał trwalszych związków z kobietami? Bał się po prostu, że jakaś harpia dorwie się do jego pieniędzy, zwłaszcza że jego była żona przy rozwodzie pewnie też zażądała niemało. A zresztą, co mnie to wszystko obchodzi? Wzruszyła ramionami i zamknęła drzwi do pokoju.
Po paru minutach znalazła Haydena w niedużej, ale funkcjonalnej kuchni w końcu domu. Przyrządzał właśnie coś do picia.
– Chodźmy na werandę – zaproponował.
Usiedli w wygodnych, ratanowych fotelach. Miejsce naprawdę było urocze. W ogrodzie, tak jak przed domem, rosły stare dęby, słychać było szmer wody i odgłosy cykad. W dali majaczyły ledwie widoczne, piękne wzgórza.
– Ależ tu spokojnie. Nie słychać żadnych odgłosów cywilizacji – powiedziała Claudia.
– Właśnie tak lubię odpoczywać po pracowitym dniu spędzonym w mieście. Siedząc na werandzie i słuchając odgłosów natury.
– Ja zawsze mieszkałam w mieście. Czuję niepokój, kiedy nie słyszę ludzi.
– Nie myślałaś o wyniesieniu się z miasta?
– Nigdy się nad tym tak naprawdę nie zastanawiałam. Najpierw byłam skoncentrowana na doktoracie, a potem na karierze akademickiej. W moich planach nie było miejsca na wyjazd z miasta.
– A twój facet? Nie planowaliście razem gdzieś wyjechać? Kupić dom na wsi?
– Mieszkał w Dallas. Wyjazd tam nie byłby więc żadną zasadniczą zmianą – powiedziała zdawkowo, niezadowolona, że rozmowa zeszła na tak osobiste tematy.
– Gdzie pracujesz? W jakiejś prywatnej szkole?
– Nie, w publicznej szkole średniej.
– Nie jest to chyba żadna słynna placówka. Czy mając doktorat, nie mogłabyś znaleźć lepszej pracy?
– Owszem. Prawdę mówiąc, stale spieram się o to z rodzicami.
Nie należą może do jakiejś elity, ale istotnie znają w naszych stronach ludzi, którzy mogliby załatwić mi lepiej płatną pracę. Aleja nie chcę.
Chcę być tam, gdzie jestem najbardziej potrzebna. Sądzisz, że tylko ci, których stać na naukę w prywatnych szkołach, zasługują na dobrych nauczycieli? – spytała zaczepnie.
Hayden nie podjął jednak wyzwania, tylko nieoczekiwanie wyciągnął z kieszonki pierścionek.
– Mówiłam ci, żebyś go wyrzucił!
– Ale ja nie zawsze robię to, co mi każą. A skoro już się trochę poznaliśmy, to może opowiesz mi coś niecoś o tym drobiazgu?
– Możesz mi wierzyć, nie spodobałaby ci się ta opowieść. Co to, to nie.
– Możliwe, ale mimo to proszę cię, opowiedz.
Nagle ogarnął ją strach. Ani chybi uzna mnie za wariatkę, a co gorsza, nigdy już nie spojrzy na mnie tak jak wcześniej. Nie miała pojęcia, dlaczego taka ewentualność zmartwiła ją Zaległa cisza. Claudia nie potrafiła zdobyć się na odwagę, żeby zacząć opowiadać. Hayden wsunął pierścionek na mały palec i zaczął mu się badawczo przyglądać. Ponieważ ciągle milczała, zagaił:
– Powiedziałaś, że nie byłaś zaręczona. A zatem nie jest to pierścionek zaręczynowy.
– Nie. To podarunek. Dostałam go cztery lata temu na dwudzieste pierwsze urodziny.
– Od mężczyzny?
– Nie, nie od mężczyzny. – Claudia lekko się uśmiechnęła. – Od mojej babci, Betty Fay Westfield. Przez lata należał do niej, chociaż nigdy nie powiedziała, skąd go ma. Podejrzewaliśmy, to znaczy ja i moi rodzice, że dostała go od jakiegoś mężczyzny.
– To dlaczego chciałaś się go pozbyć? Nie lubiłaś swojej babci?
– Przeciwnie, bardzo ją kochałam. Łączyła nas szczególna więź.
Myślę, że dlatego mi go dała. Sądziła, że robi dla mnie coś naprawdę ważnego. A okazało się... Cóż, byłoby lepiej, gdyby ofiarowała go komu innemu. Na przykład jakiemuś wrogowi.
– Ale dlaczego?
Leżący na dłoni Haydena klejnot mienił się różnymi kolorami. Claudia zaczęła się zastanawiać, co by było, gdyby to Hayden miał teraz wizję. A może ten nieszczęsny opal działa tylko na nią?
– Bo ściąga na mnie same kłopoty – odparła po chwili.
– Jakiego rodzaju? Proszę cię, mów jaśniej.
– Nie wiem, jak ci to wytłumaczyć. Powiedzmy, że powoduje problemy z mężczyznami.
– Uważasz, że ten kamień i kawałek metalu odpowiadają za twoje nieudane romanse?
– Ja nie romansuję! – krzyknęła z oburzeniem. Hayden spojrzał, nic nie mówiąc. Claudia wyprostowała się i założyła kosmyki włosów za uszy.
– Łączyło mnie coś z Tonym, to wszystko. Sęk w tym, że gdyby nie ten przeklęty pierścionek, cała historia zapewne nie miałaby miejsca.
– Ach, co za fatalny klejnot – powiedział Hayden z udawaną emfazą. – Czyli ten kamień w jakiś tajemniczy sposób sprawił, że zakochałaś się w niewłaściwym facecie?
– Otóż to! Nareszcie zaczynasz rozumieć – I mnie się tak wydawało. Aż do teraz.
– Chyba muszę zacząć wszystko od początku – jęknęła Claudia. – W przeciwnym razie nigdy nie zrozumiesz, o czym mówię.
Może rozpocząć nawet od stworzenia świata, a i tak jej z pewnością nie zrozumie. Ale nie powiedział jej tego. Claudia zaczęła mówić, a on liczył na to, że jeśli pozwoli jej się wygadać, to pozna w końcu prawdziwy powód tej wizyty u niego w biurze.
– Świetna myśl! Zacznij od samego początku i niczego nie pomijaj – zachęcił.
Rozsiadła się wygodnie w fotelu i starała się sprawiać wrażenie osoby zrelaksowanej.
– A więc zacznijmy od tego, że wszyscy bliscy i znajomi Betty Fay wiedzieli, iż ów pierścionek miał dla niej szczególne znaczenie. Było to o tyle dziwne, że babcia miała mnóstwo naprawdę cennej biżuterii.
– Była bogata?
– Bardzo bogata. Ale nie przez całe życie. Dorobili się z dziadkiem w okresie boomu gospodarczego w latach pięćdziesiątych.
– A może to twój dziadek podarował pierścionek babci?
– Nie wiem, ale chyba nie. Zresztą aż do śmierci dziadka nikt nie wiedział o tym klejnocie. W każdym razie, gdyby tak było, Betty Fay pewnie by go nosiła. Przynajmniej do śmierci męża. Uważała ten opal za znacznie cenniejszy od wszystkich brylantów. Wierzyła, że posiada magiczną moc...
– Co takiego? – Hayden nie wytrzymał i roześmiał się.
– Nie mam pojęcia, o co jej naprawdę chodziło. W każdym razie dając mi go, oświadczyła, że mam go nosić, a spotkam prawdziwą miłość. Dwa dni po założeniu go na palec, pierścionek zsunął mi się nagle z palca i potoczył po chodniku. Nie zdążyłam go podnieść, bo zrobił to za mnie pewien mężczyzna, u stóp którego opal się zatrzymał.
Tym mężczyzną był Tony. Gdy podał mi go na dłoni, pomyślałam, że jest mi przeznaczony.
– A zatem wiążąc się z tym playboyem, myślałaś, że to on jest tym jednym jedynym? A gdy nie wyszło, winą obarczyłaś pierścionek, tak?
– Niezupełnie. Raczej miałam do siebie pretensje o brak rozsądku.
– Słuszne podejście. – Hayden skinął głową.
– Też tak uważałam – rzuciła przez zaciśnięte zęby. – I dlatego zdjęłam pierścionek z palca i zapomniałam o mężczyznach.
Jak to możliwe, że tak piękna kobieta zapomniała o mężczyznach, zastanawiał się Hayden. To wprost nienaturalne. I niezdrowe.
– Nie posuwałbym się aż tak daleko – zasugerował.
– Człowiek oszukany traci wiarę w siebie. Jest mu wstyd, że dał się wystrychnąć na dudka. Ja też nie jestem teraz pewna, czy okażę się na tyle mądra, bym umiała znaleźć właściwego partnera.
Rozumiał ją. Kłamstwa Sandry sprawiły, że czuł się dokładnie tak samo. Od czasu rozwodu nie potrafił uwierzyć żadnej kobiecie, a jednak postawa Claudii wydawała mu się z gruntu błędna.
– Skoro tak, to dlaczego przychodząc do mojego biura, miałaś pierścionek na palcu?
– Chciałam w ten sposób uczcić urodziny mojej babci. Gdyby żyła, skończyłaby osiemdziesiąt jeden lat. Zresztą od czasu historii z Tonym przestałam wierzyć, że ten klejnot pomoże mi znaleźć szczęście. I nie przypuszczałam, że zdarzy się to wszystko.
– To znaczy co?
– Nie przypuszczałam, że spotkam mężczyznę, który wcześniej ukazywał mi się w wizjach.
– Czy ty naprawdę sądzisz, że uwierzę w to wszystko? Z jego tonu wywnioskowała, że rozmowa nie ma żadnego sensu.
– Nie. Ale to ty chciałeś, żebym opowiedziała ci historię pierścionka. Uprzedzałam, że ci się nie spodoba.
– Rzeczywiście, nie spodobała mi się. Nie lubię, gdy obraża się moją inteligencję.
Claudia westchnęła.
– Czułam, że nie powinnam tu przyjeżdżać. Liczyłam jednak, że zmieniłeś zdanie... to znaczy, że naprawdę postanowiłeś mi pomóc.
Rozczarowanie pobrzmiewające w jej głosie rozzłościło go jeszcze bardziej. Sandra często wymyślała przeróżne historie, mając nadzieje, że jej uwierzy. Często też odgrywała rolę zranionej lub obrażonej. To, że Claudia postępowała tak samo, denerwowało go bardziej, niż skłonny był przyznać. A jednak mówiła z takim przekonaniem, że jakoś nie umiał jej nie wierzyć. Ech, do licha!
– Wiesz, jak to brzmi? Opowieści o UFO są bardziej wiarygodne!
Claudia zerwała się na równe nogi i zaczęła nerwowo krążyć po werandzie.
– Przykro mi, ale nie dysponuję żadnym świadectwem potwierdzającym, że mówię prawdę. Moja babcia nie żyje, a pierścionek milczy. Możesz mi więc tylko uwierzyć na słowo, choć oczywiście wiem, że moja opowieść jest całkiem nieprawdopodobna.
Hayden stanął tuż za jej plecami.
– Claudio, jeśli rzeczywiście uwierzyłaś w romantyczną bajeczkę, że to ten pierścionek cię do mnie doprowadził, to musisz porzucić nadzieję, że zostanę twoim mężem. Mam już za sobą nieudane małżeństwo i daję słowo, że nie myślę o następnym.
Jego aroganckie podejrzenie rozpaliło ją do białości.
– Najwyraźniej mnie nie słuchałeś! Nie mam już romantycznych złudzeń ani na twój temat, ani na temat żadnego innego faceta!
– Ale przyjechałaś do San Antonio...
Nie dala mu skończyć. Palcem dźgnęła go prosto w pierś.
– Więc twoim zdaniem jestem aż tak zdesperowana, że lecę setki kilometrów, by znaleźć faceta, który poświęci mi choć trochę uwagi?!
– Niezupełnie, ale...
– Otóż przyjmij do wiadomości, że w Fort Worth są mężczyźni uważający mnie za kobietę atrakcyjną! I to bardzo! – prawie krzyczała.
– Niektórzy zapewne daliby wiele, by móc się ze mną ożenić. Ale ślub z którymś z nich ani trochę mnie nie interesuje, tak samo jak ślub z tobą! A do San Antonio przyleciałam tylko po to, żeby dowiedzieć się, dlaczego ten cholerny pierścionek wywołuje wizje z twoim udziałem!
Claudia płonęła niczym pochodnia. Wzrok Haydena spoczął na jej drżących z wściekłości ustach. Poczuł, że jeszcze nigdy tak bardzo nie chciał pocałować żadnej kobiety. Mówiła z taką furią, że nawet się nie zorientowała, iż Hayden pochyla głowę, chwytają za ramiona, a jego usta zachłannie szukają jej ust. Chciała zaprotestować, powiedzieć, że nie chce, by ją całował, lecz nagle coś silnego nią zawładnęło. Jakaś dzika, nieznana i nieokiełznana namiętność. Westchnęła tylko i przywarła do niego całym ciałem. Wyczuwając jej poddanie, Hayden jedną ręką objął ją w ramionach, a drugą w talii. On też był całkowicie porażony tym pocałunkiem, smak jej ust działał na niego jak narkotyk.
– Claudio, co ty ze mną robisz? – zapytał schrypniętym głosem.
Jego pożądanie zdumiało ją nie mniej niż jej własne. To wprost niewiarygodne! Chciała kochać się z facetem, którego niemal nie znała!
– Hayden... – jęknęła, gdy zaczął obsypywać pocałunkami jej szyję. – Nie przyjechałam tu po to, żeby...
– Nie – zamruczał. – Ale wygląda na to, że oboje bardzo tego chcemy.
Pierścionek, pomyślała Claudia. To on sprawił, że wpadli sobie w ramiona. Nie mogła pozwolić, żeby przez ów nieszczęsny klejnot znów wpakowała się w jakieś tarapaty.
– Nie, Hayden – odparła i uwolniła się z objęć.
– Ale...
– Oddaj mi go! – zażądała nagle, ciągle jeszcze ciężko oddychając. – Oddaj mi pierścionek, żebym w końcu mogła się go pozbyć!
Spojrzał na nią, a następnie na klejnot połyskujący na jego palcu.
– Claudio, daj spokój. Chyba nie wierzysz, że ten drobiazg ma jakiś związek z nami?
– Mówisz o tym, co było przed chwilą? Otóż tak. Wierzę, że tak właśnie jest i chcę wyrzucić ten przeklęty klejnot, zanim posuniemy się dalej.
Wyciągnęła dłoń, lecz Hayden wcale nie zamierzał go oddać. Zdjął pierścionek z palca i rzucił na stolik. Klejnot potoczył się po blacie, spadł na podłogę i zginął gdzieś w ciemności.
– Może w końcu zrozumiesz, że nie potrzeba czarów, by wzbudzić namiętność mężczyzny?!
– Wiem, ale czy możesz pomóc mi go znaleźć?
– Skoro wiesz, to chyba nie boisz się go znów włożyć?
– Nie boję się. Jestem po prostu praktyczna.
– Praktyczna? – powtórzył z sarkazmem. – Myślę, że tak naprawdę za pomocą tej bajeczki o pierścionku starałaś się ukryć przed sobą prawdę, że masz problemy w kontaktach z mężczyznami. Nie mógł jej bardziej zranić. Tony zarzucał jej, że jest emocjonalnie chłodna i mało romantyczna, a kiedy odmówiła pójścia z nim do łóżka, poszukał sobie innej. A teraz Hayden mówi to samo.
– Być może masz raję, Hayden – powiedziała drżącym głosem. – Być może nie jestem na tyle kobieca, żeby kochać się z mężczyzną.
Czuła, że pod powiekami zbierają jej się ciężkie łzy. Nie chcąc, żeby je zobaczył, wbiegła do domu.
Przeklinając pod nosem, Hayden na kolanach szukał pierścionka.
Następnego dnia rano Hayden zapukał do drzwi Claudii, niosąc tacę ze śniadaniem: jajecznica na boczku, kilka tostów, szklanka soku pomarańczowego i kawa z mlekiem. Na serwetce położył pierścionek Betty Fay. Drzwi natychmiast się otworzyły, okazało się, że jego gość jest już na nogach, po kąpieli i w ubraniu.
– Przygotowałem ci małe śniadanko – oznajmił. Mówiąc to, poczuł się jakoś niezręcznie.
– Widzę – odparła chłodno. Nie zrobiła przy tym najmniejszego choćby gestu zaproszenia go do środka.
W gruncie rzeczy Hayden to rozumiał. Zachował się wczoraj jak bęcwał. Nie wiedział, co go napadło. Nigdy nie zmuszał kobiet do niczego, a już na pewno nie do seksu. A jednak Claudia sprawiła, że po raz pierwszy poczuł nieodpartą potrzebę bycia blisko z kobietą, całowania jej, kochania się z nią... Gdyby nie wyswobodziła się z jego objęcia, zapewne zaniósłby ją wprost do łóżka.
– Nie jesteś głodna?
Skinęła głową i otworzyła szerzej drzwi.
– Nie musiałeś aż tak się fatygować. Właśnie miałam zejść do jadalni. – To żaden kłopot – odparł, nie dodając, że po raz pierwszy przyniósł komuś śniadanie do pokoju. Tak naprawdę nie wiedział nawet, dlaczego to zrobił. Chyba czuł, że nie był wobec niej w porządku.
– Gdzie chciałabyś zjeść? W łóżku czy pod gołym niebem? Jest ładnie...
– Chodźmy na dwór – zaproponowała, bojąc Się, że powrót do łóżka mógłby mieć nieobliczalne skutki.
Otworzyła drzwi balkonowe i wyszła do ogrodu. Pod starym kasztanowcem stało kilka krzeseł i stolik. Miejsce było pełne uroku. Takie spokojne.
– O której musisz być w pracy? – spytała, mieszając kawę. – Muszę się spieszyć ze śniadaniem?
Spojrzał na jej twarz. Miała łagodne rysy i skórę jak brzoskwinia. Przyszło mu na myśl, że dziś rano jest chyba jeszcze piękniejsza niż wczoraj. Wyobraził sobie, że leżą w łóżku, a ich głowy spoczywają na jednej poduszce...
– Nie, nie musisz się spieszyć – odparł. – Lottie zajmie się wszystkim do momentu, aż zjawię się w biurze. Poza tym myślałem, że zostaniesz u mnie trochę dłużej.
W jej oczach pojawiło się zdumienie.
– Chyba nie mówisz poważnie? Umawialiśmy się na jedną noc i to ty byłeś zdania, że to w zupełności wystarczy.
– Myliłem się.
W pierwszej chwili nie wiedziała, co powiedzieć. Nie spodziewała się takiej szczerości.
– Ja również się pomyliłam – stwierdziła. – Nie powinnam w ogóle tu przyjeżdżać ani myśleć, że możesz...
– Przestań mnie już oskarżać, Claudio. I bez tego czuję się źle.
Tak naprawdę czuł się fatalnie. Ale czegóż innego mógł się spodziewać, skoro w nocy nie zmrużył oka? W gruncie rzeczy zamiast do pracy powinien pójść do łóżka i uciąć sobie co najmniej dwugodzinną drzemkę.
– Naprawdę? – spytała szczerze zdumiona.
– A co w tym dziwnego? Wiem, że jestem nie w porządku w stosunku do ciebie. Powiedziałem ci mnóstwo przykrych rzeczy, czego żałuję. Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć tylko to, że sytuacja wymknęła mi się spod kontroli.
Claudia spojrzała na talerz i pomyślała, że jeszcze żaden facet nie włożył tyle serca w przygotowanie dla niej śniadania. Uświadomienie sobie tego sprawiło, że zarumieniła się prawie tak jak przy pocałunku.
– Wierzę, że nie chciałeś, by tak się stało. Po prostu nie mogłeś na to nic poradzić.
– Dlaczego? Czyżbyś uważała mnie za faceta uzależnionego od seksu? – Hayden zmarszczył brwi.
– Nie. Z powodu pierścionka.
– Claudio, czy nigdy nie widziałaś się w lustrze?
– Owszem, patrzę w lustro co rano i widzę normalną, nie najpiękniejszą, ale niebrzydką kobietę. Na pewno nie wyglądam jak Pamela Anderson.
– Jeśli chcesz wiedzieć, to nie wszyscy faceci tracą głowę dla Pameli Anderson. Niektórzy Wolą nieco bardziej wyrafinowany typ urody.
Zaczęła zastanawiać się nad sensem jego słów, gdy nagle dostrzegła pierścionek leżący na tacy.
– Myślałam, że się go na dobre pozbyłeś – powiedziała, wskazując na klejnot.
– Ja też tak myślałem, szukając go w nocy co najmniej przez pół godziny. Znalazłem go w końcu między deskami podłogi na werandzie.
Bardzo jato zdziwiło. Przecież nie wierzył w jego moc.
– Po co zawracałeś sobie nim głowę? Za chwilę każde z nas pójdzie w swoją stronę i zapomnimy o całym zdarzeniu.
Gdyby zostało mu choć trochę rozsądku, powinien się teraz zerwać i zatańczyć ze szczęścia, a jednak nie zrobił tego. Ponad wszelką wątpliwość jego życie zmieniło się od chwili, gdy ta kobieta weszła do jego biura. Czuł się tak, jakby Claudia obudziła go z jakiegoś snu i teraz, po przebudzeniu, oglądał świat w zupełnie innym świetle. Tylko dlaczego? Musiał się tego dowiedzieć.
– To niemożliwe – oznajmił. Claudia niemal zadławiła się tostem.
– Zapewniam cię, że skoro chcę wyjechać, to wyjadę.
– Leciałaś taki szmat drogi, żeby mnie odnaleźć, a teraz chcesz zrezygnować z rozwikłania tej zagadki zaledwie po jednym dniu?
– I nocy – dodała z przekąsem.
– To dlatego chcesz wyjechać? – przysunął się do niej bliżej. – Z powodu tego, co się między nami tej nocy wydarzyło?
Spojrzała na jego szerokie ramiona i znów zapragnęła go dotykać i całować z tym samym zapamiętaniem, z jakim robiła to w nocy. Ta myśl sprawiła, że jej ciało zaczęło silnie drżeć.
– Byliśmy pod urokiem zaklęcia.
– Claudio, przecież nie wierzysz w magiczne zaklęcia, podobnie jak i ja w nie nie wierzę.
– To jak inaczej nazwiesz tę siłę, która nami zawładnęła? Żądzą?
W pierwszej chwili chciał jej przytaknąć. Pożądanie seksualne to najprostszy sposób wyjaśnienia tego, co ich do siebie zbliżyło. Ale chcąc być szczerym wobec samego siebie, musiał przyznać, że pragnął nie tylko fizycznego kontaktu z Claudią. Czuł do niej coś więcej i to właśnie sprawiało, że usiłował ją zatrzymać na dłużej.
– Chwilowa utrata samokontroli – oznajmił oschle. – Jeśli obawiasz się, że to się może powtórzyć, niepotrzebnie się niepokoisz.
Dlaczego miałabym się bać? Być może uważa moją powierzchowność za dość atrakcyjną, lecz mnie samą na pewno ma za osobę chłodną, praktyczną i niezbyt namiętną.
– Nie boję się – odparła cicho. – Po prostu nie chcę tu dłużej być.
– Gdybyś planowała pojechać do miasta, samochód stoi w garażu, a kluczyki leżą na stole w kuchni. – Hayden całkowicie zignorował jej słowa. – Wrócę wieczorem.
– I co miałabym przez cały dzień robić?
– Postaraj się może opisać swoje wizje ze wszystkimi szczegółami. Spróbujemy razem przeanalizować twoje notatki, może coś znajdziemy.
Z wrażenia dotknęła dłonią ust.
– Czy to znaczy, że postanowiłeś potraktować mnie poważnie?
Nie, postanowiłem zrobić wszystko, żeby się do ciebie zbliżyć, pomyślał Hayden.
– Tak. Poważnie – odparł głośno. Claudia rozpromieniła się w uśmiechu.
– Dobrze, w takim razie zostanę. Hayden odetchnął z ulgą.
– Nie podoba mi się to wszystko, Claudio, ojcu zresztą też nie.
Nie znasz przecież tego człowieka, wprost nie mogę uwierzyć, że spędziłaś z nim noc! – Matka mówiła tak głośno, że Claudia musiała odsunąć słuchawkę od ucha.
– Ależ mamo, przecież ja z nim nie spałam.
– A gdyby próbował cię uwieść?
Claudia przewróciła oczami. Bojąc się, że matka będzie dramatyzować, cały dzień odkładała ten telefon na później. Jak dotąd Marsha Westfield zachowywała się zgodnie z jej przewidywaniami.
– A czy pomyślałaś o tym, że być może ja chcę zostać uwiedziona?
– Nie, dlatego że często dawałaś mi do zrozumienia, że skończyłaś już z mężczyznami.
Prawdę powiedziawszy, nigdy nawet nie zaczęła z mężczyznami, ale nie zamierzała teraz spierać się o to z matką.
– Mamo, chciałam ci tylko powiedzieć, gdzie jestem, żebyś się o mnie nie martwiła.
– Ale ja się i tak denerwuję, kochanie. Najpierw ta historia z przywidzeniami, a teraz mówisz, że spotkałaś człowieka, który wygląda dokładnie tak samo... Przecież to kompletnie bez sensu!
Czułabym się o niebo lepiej, gdybyś wróciła do domu i pozwoliła nam się tobą zająć. Znajdziemy ci najlepszego psychiatrę...
Jako osoba światła, Claudia nie miała nic przeciwko psychiatrom, ale teraz, gdy przekonała się, że właściciel jachtu z jej wizji rzeczywiście istnieje, wiedziała, iż z jej głową wszystko w porządku.
– Nie potrzebuję psychiatry, mamo. Umówiliśmy się z Haydenem, że spróbujemy rozwikłać wspólnie tę zagadkę.
– Claudio, naprawdę uważam... – Marsha przerwała i po chwili zaczęła już innym tonem. – Jak długo planujesz zostać u tego człowieka?
– Jeszcze nie wiem. To zależy od tego, jak szybko sprawy będą posuwać się naprzód.
– Czułabym się lepiej, gdyby miał żonę i dzieci – westchnęła matka.
Chyba nie, gdybyś wiedziała, co działo się w nocy, pomyślała Claudia.
– Nie martw się, mamo, wszystko będzie dobrze. A jak uda nam się coś ustalić w sprawie pierścionka, od razu dam ci znać.
– Pierścionka?! – matka znowu krzyczała. – Pewnie okaże się, że Betty Fay kupiła go w jakimś nowoorleańskim sklepie z rekwizytami voo-doo. Leżał pewnie na półce obok języka jaszczurki.
– Do widzenia, mamo – odparła Claudia i odłożyła słuchawkę.
– Lottie, czy wierzysz w przeznaczenie? Sekretarka spojrzała na Haydena opierającego nogi o biurko, po czym odparła:
– Tak. Jeśli nie weźmie się pan solidnie do roboty, to naszym przeznaczeniem będzie bankructwo.
– Miałem ciężką noc – odparł i usiadł wygodniej. – I od rana wiszę na telefonie. Proszę, bądź dla mnie dzisiaj wyrozumiała.
Szczupła, siwowłosa kobieta odłożyła papiery i uważnie mu się przyjrzała.
– A jak się miewa pani Westfield? Mam nadzieję, że wygląda dzisiaj lepiej niż pan.
– Lottie! Nie mogę uwierzyć, że o to pytasz! Sekretarka drwiąco wydęła usta.
– Odkąd skończył pan pięć lat, nie dziwiło pana nic, co dotyczyło płci przeciwnej.
– Jeśli koniecznie chcesz wiedzieć, pani Westfield spędziła u ranie noc. We własnej sypialni – dodał z naciskiem i dość groźnym tonem.
– Doprawdy? – zdziwiła się Lottie.
– Ona nie jest taka, jak myślisz!
– My, kobiety, wszystkie jesteśmy takie, jeśli tylko spotkamy właściwego mężczyznę – odparła spokojnie Lottie i zagłębiła się w swoje papiery.
Skoro tak, to nie jestem dla Claudii właściwym mężczyzną, pomyślał Hayden ze smutkiem. A jednak, przez tych kilka chwil, gdy trzymał ją w ramionach, była mu niezwykle bliska.
– Nie wiedziałem, że interesują cię mężczyźni – powiedział po chwili.
– Oczywiście, że mnie interesują – odparła Lottie, nie podnosząc nawet wzroku znad papierów – tylko nigdy nie spotkałam takiego, z którym chciałabym być na dobre i na złe. Smutne, prawda?
– Dlaczego? – zaoponował. – Nie trzeba mieć męża czy żony, żeby być szczęśliwym. Ja, na przykład, jestem znacznie szczęśliwszy od czasu rozwodu z Sandrą.
– Tak? – Wyjrzała znad papierów. Widać było, że jest innego zdania. – Proszę spojrzeć na mnie. Mam sześćdziesiąt pięć lat i jestem samotna. Całą swoją babciną miłość będę mogła przelać na pańskie dzieci, naturalnie jeśli będzie je pan miał.
Temat dzieci sprawił, że Hayden znów zaczął myśleć o Claudii. Tym razem zastanawiał się, czyjego niezwykły gość w ogóle planuje zostać żoną i matką. A może postanowiła poświęcić się nauczaniu i jest z tym w pełni szczęśliwa? Kto wie?
– Pani Westfield ma za sobą nieudany związek i twierdzi, że nie chce wdawać się w kolejną znajomość.
– Doprawdy? – Starsza pani uniosła brwi. – To co robi w pańskim domu?
– Właśnie próbuję się tego dowiedzieć.
Claudia stała za kuchennym stołem, zastanawiając się, czy może coś ugotować, gdy w otwartych drzwiach stanął Hayden. Na jej widok promiennie się uśmiechnął.
– Miło wrócić do domu, w którym czeka na ciebie piękna kobieta.
Claudia starała się nie uśmiechnąć ani nie zaczerwienić, lecz po chwili skapitulowała, gdyż jego widok napełnił jej serce ciepłem.
– Witaj, Hayden! Zdaje się, że przywiozłeś coś pysznego – stwierdziła, czując zapach pizzy. – Właśnie się zastanawiałam, czy nie spróbować czegoś ugotować...
– Spróbować? – Zdziwił się. – To znaczy, że nie umiesz gotować?
– W kuchni zawsze bardziej pociągało mnie eksperymentowanie niż regularne przygotowywanie posiłków. Mimo to potrafię co nieco ugotować.
Po paru chwilach siedzieli przy stole w jadalni i zajadali pizzę. Claudia przyglądała się ptakom za oknem, siedzącym na starannie utrzymanych pędach winnej latorośli. Jego dom nie przestawał jej zaskakiwać. Wydawało jej się, że w domu samotnego mężczyzny powinien panować duch praktycyzmu – kuchenka, lodówka, telewizor, żadnych zbędnych sprzętów. Tymczasem dom Haydena był zaprzeczeniem tego stereotypu. Pełno w nim był osobistych, interesujących przedmiotów, których historia, a niekiedy funkcja i przeznaczenie, znane były z pewnością jedynie panu domu.
– Czy to tu mieszkałeś ze swoją żoną? – spytała po zaspokojeniu pierwszego głodu.
– Nie, Sandra i ja mieszkaliśmy w mieście. Ten dom należał do moich rodziców. A dlaczego pytasz?
Wzruszyła ramionami, choć na jej policzki wystąpił rumieniec.
– Jest taki przytulny... Nawet ogród jest jakby jego przedłużeniem.
– Urządzaniem wnętrz zajmowała się moja mama, ogród za to był królestwem taty. Spędzał w nim mnóstwo czasu, dużo też jeździł po okolicy. Jego hobby była tutejsza fauna. To zresztą zabawna historia, bo początkowo złościł się strasznie, gdy zwierzęta zjadały mu całe zbiory. Później doszedł do wniosku, że to dla nich głównie uprawia winorośl, a z czasem bardzo pokochał te wszystkie stworzenia. To dlatego do dziś jest tu tyle ptaków.
– Musi ci strasznie brakować rodziców... Hayden skinął głową.
– Po śmierci ojca chciałem sprzedać tę posiadłość. Wspomnienia, które ten dom nieustannie przywoływał, nie dawały mi spokoju. Ale gdy przyszło co do czego, po prostu nie miałem serca. A potem, już po rozwodzie, byłem zadowolony, że go nie sprzedałem. Życie w mieście stało się nie do zniesienia, a tu zawsze dobrze się czułem.
– A wspomnienia? Nie sprawiają ci bólu?
– Nie – odpowiedział z przejęciem. – W trudnych chwilach są nawet oparciem. Pewnie dlatego, że są wyłącznie dobre.
– To jesteś szczęściarzem.
– Tak, choć nie od razu to zrozumiałem. Długi czas czułem wielką gorycz po ich śmierci. Rodzice innych dożywają osiemdziesiątki, często bardziej sędziwego wieku, dlaczego więc moi odeszli tak wcześnie? Myślałem, że los mnie w ten sposób ukarał.
Dopiero po paru latach pojąłem, że się myliłem.
– Zrozumiałeś, jakim darem jest posiadanie dobrych, mądrych rodziców, nawet jeśli ma się ich krócej niż inni? Czy tak?
– Domyślam się, że wielu twoich uczniów pochodzi z rozbitych lub patologicznych rodzin – Hayden nieco zmienił temat.
– Zbyt wielu. Dlatego właśnie zdecydowałam się na pracę w tej szkole. Ktoś musi się nimi zajmować. Zdaję sobie sprawę, że jestem sama i czasem niewiele mogę zwojować, ale przynajmniej wiem, że jestem potrzebna.
Przyglądał się jej bacznie, nagle dostrzegł inną Claudię Westfield. Jakże odmienną od tej, która wczoraj zjawiła się w jego biurze.
– Ta praca jest dla ciebie bardzo ważna, prawda?
– Mówisz tak, jakby to cię dziwiło.
– Bo w pewnym sensie rzeczywiście mnie dziwi. Większość znanych mi kobiet była skończonymi materialistkami. Zwłaszcza jedna...
– Twoja była żona?
– Tak, ale nie zrozum mnie źle. Sandra naprawdę była ambitna i ciężko pracowała. Robiła to jednak tylko dla pieniędzy.
– Sądząc po wyglądzie siedziby twojej firmy, nie musiała walczyć o każdego centa.
– Istotnie, nie musiała. – Hayden zmarszczył czoło. – Ale niewiele czasu przebywała w domu. Niemal każdą wolną od pracy chwilę spędzała na imprezach. Uważałem, że ma do tego prawo i nie protestowałem.
– A co z dziećmi?
W oczach Haydena pojawi! się smutek.
– Obiecywała, że zdecyduje się na dziecko, gdy nieco okrzepnie zawodowo, ale to się nigdy nie stało. Teraz myślę, że to dobrze. Gdy odkryłem, że nie jest mi wierna, rozeszliśmy się.
– Twoja żona nadal mieszka w San Antonio?
– Nie. Słyszałem, że mieszka w Austin.
– Tęsknisz za nią? Wydął drwiąco usta.
– A czy można tęsknić za migreną? Nie, dziękuję Bogu, że jej już nie ma.
Rzeczywiście, Claudia także poczuła ulgę, gdy rozstała się z Tonym. Była szczęśliwa, że nie zdążył jej jeszcze bardziej okaleczyć emocjonalnie. Rzadko go też wspominała, lecz nadal nie potrafiła zapomnieć bólu, jaki jej zadał.
Kiedy skończyli pizzę, Claudia pozbierała talerze, a Hayden przyrządził kawę. Z dymiącym dzbankiem i filiżankami wyszli o ogrodu i usiedli przy stoliku pod rozłożystym dębem.
– A zatem jak spędziłaś dzisiejszy dzień? – zapytał Hayden po chwili.
Spojrzała na niebo. Choć słońce chyliło się ku zachodowi, powietrze nadal było wilgotne i gorące. W ciągu paru minut można było się spodziewać burzy, lecz najgorsze nawet tornado, zjawisko bądź co bądź normalne w południowym Teksasie, wydawało się niczym w porównaniu z zawirowaniem, jakie w jej duszy wywoływał Hayden. Był pierwszym człowiekiem, który potrafił ją doprowadzić do furii, a jednocześnie całkowicie oczarować.
– Zrobiłam to, co mi doradziłeś. Sporządziłam też listę.
– Mogę ją zobaczyć? Chciałbym dokładnie wiedzieć, co, jak twierdzisz, widziałaś.
Spojrzała na niego z dezaprobatą.
– Nie podoba mi się sposób, w jaki o tym mówisz. To tak, jakbyś mi ciągle nie wierzył.
Hayden rozłożył bezradnie ręce.
– Faktycznie, nie wierzę. Ale to absolutnie nie znaczy, że nie chcę cię potraktować poważnie. Przynieś więc, proszę, tę listę.
– Nie muszę, pamiętam wszystko, co zapisałam. – Nerwowym ruchem dotknęła dekoltu bluzki. Zawsze, gdy była mowa o wizjach albo o pierścionku, dochodziło między nimi do swego rodzaju konfrontacji. Claudia bała się, że kolejnej może już nie przetrzymać.
Zwłaszcza jeśli miałaby znów wylądować w jego ramionach. – Nie jest tego dużo...
– A więc co widziałaś, oprócz mojej twarzy? Claudia usadowiła się wygodnie i zamknęła oczy.
– Łódź pod białymi żaglami, delfina wyrzeźbionego na dziobie, nazwę i numer wymalowane na burcie i dużo, dużo wody.
– W Zatoce Meksykańskiej jest dużo wody.
– Żartujesz sobie ze mnie?
– Nie. Ale mówiłem ci, gdzie trzymam jacht. Zresztą nawet gdybym nie mówił, nietrudno zgadnąć, że wokół jachtu jest dużo wody.
– Posłuchaj, opowiadałam ci treść moich wizji, które miałam, zanim jeszcze przyjechałam do San Antonio! – odparła z pretensją. – Chcesz, żebym mówiła dalej, czy raczej nie?
Podczas gdy Claudia traktowała swoją relację z całkowitą powagą, dla Haydena była ona tylko pretekstem, żeby móc pobyć z nią i cieszyć się samą jej obecnością. Cały dzień na to czekał, choć zdawał sobie sprawę, jakie to niemądre uczucie.
– Chcę. Mów dalej – odparł. Claudia ponownie zamknęła oczy.
– To chyba wszystko, jeśli chodzi o łódkę. Pamiętam jeszcze, że jest cała z drewna i ma niedużą kabinę...
Hayden spodziewał się usłyszeć, że w kabinie są koje i sprzęt do nawigacji, tymczasem w jej opowieści pojawiły się nowe elementy.
– Widziałam też duży, biały dom. Miał balkon, a na dole werandę wzdłuż całej elewacji. Balkon podpierały potężne kolumny. Dom sprawiał wrażenie starego, ale odnowiono go i prezentował się wyśmienicie. Zdaje mi się, że został przerobiony na wiejski zajazd.
Przypominasz sobie takie miejsce?
– Nie – odparł Hayden. – Nigdy nie zatrzymywałem się w wiejskim zajeździe. W podróży zazwyczaj nocuję w hotelu w centrum miasta, żeby nie tracić czasu na dojazdy. Nie pamiętam też, żebym kiedykolwiek widział opisywany przez ciebie dom.
– A może w dzieciństwie odwiedziłeś jakichś krewnych, którzy mieszkali w takim domu?
– Nie przypominam sobie niczego takiego.
– Miałam nadzieję, że ten dom naprowadzi nas na jakiś ślad – powiedziała z nieskrywaną goryczą. – Ale może to nic nie znaczy?
Może ten dom ukazywał mi się z zupełnie innego powodu, nie mającego związku z tobą.
Hayden ze zdumieniem stwierdził, że jest mu przykro, iż ją rozczarował. Tym bardziej musiał się mięć na baczności. Jeszcze trochę, a uwierzy w te jej śmieszne wymysły...
– Pamiętasz coś jeszcze?
– Niewiele. Głównie ty mi się ukazywałeś.
– I co robiłem w twoich wizjach?
– Uśmiechałeś się uwodzicielsko, tak jakbyśmy się znali od dawna i byli... w bardzo zażyłych stosunkach. Tak jakbyśmy nie potrzebowali słów, żeby się porozumieć, tak jakbyśmy...
– Tak jakbyśmy byli kochankami?
Zakłopotana skinęła głową. Nigdy nie kochała się z żadnym mężczyzną, toteż poczuła się nieco zażenowana tym pytaniem, ale dla Haydena najwyraźniej było ono czymś oczywistym.
– Tak – przyznała niechętnie. – Ale to przecież kompletnie bez sensu. Dlatego nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć...
– A może ten człowiek to nie ja, tylko ktoś, kto bardzo mnie przypomina?
– Już to przerabialiśmy, Hayden – odparła zniecierpliwiona. – Nie znam nikogo podobnego do ciebie. A może w twojej rodzinie jest ktoś bardzo do ciebie podobny? Może brat?
– Nie mam rodzeństwa – zrezygnowany potrząsnął głową. Po chwili zerwał się jednak na równe nogi. – Chwila, jest ktoś taki!
Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałem?! Chodź ze mną!
Chwycił ją za rękę i poprowadził do wnętrza domu.
– A kto to taki? Dokąd idziemy?
– Zaraz się dowiesz.
Zaprowadził ją do niedużego pokoju na końcu korytarza. Był to rodzaj gabinetu, a może pokoju do pracy. Pod ścianami stały półki wypełnione książkami i witryny z jakimiś pamiątkami. Na środku stało dębowe biurko, a na nim komputer, telefon i fax.
– Co mi chciałeś pokazać?
Hayden położył dłoń na jej plecach i skierował ją w stronę jednej z gablot. Wyjął z niej zdjęcie w drewnianej ramce. – Wiesz, kto to jest?
– Kto? – spytała podniesionym z wrażenia głosem.
– Mój dziadek, William Hayden Bedford. Claudia nie posiadała się ze zdumienia.
– Ależ jesteście do siebie podobni jak dwie krople wody!
Claudia przyglądała się fotografii za szkłem. Mężczyzna stał obok ciężarówki z logo firmy Bedford Enterprise na drzwiach. Był wysoki i dobrze zbudowany, jak Hayden. Miał te same rysy twarzy, te same bruzdy na policzkach, nawet czarne włosy układały mu się w fale w taki sam sposób. Podobieństwo było wręcz nieprawdopodobne.
– Zabiłeś mi ćwieka! Jesteście tak do siebie podobni, że równie dobrze to on mógł być w moich wizjach. Sama już nie wiem...
– Naprawdę? – Położył jej ręce na ramionach.
– Tak – odparła prawie załamana. – W tej chwili nie potrafię już powiedzieć...
– Ale to zupełnie bez sensu, mój dziadek nie żyje od paru lat.
Niebo za oknem pociemniało, gdzieś w oddali uderzył pierwszy piorun. Na Claudii nie zrobiło to jednak większego wrażenia. Zdjęcie, które pokazał jej Hayden, kompletnie wytrąciło ją z równowagi.
– Wiem, Hayden, że to zupełnie bez sensu. A jeśli osobą pojawiającą się w moich wizjach faktycznie okaże się twój dziadek? Co, na Boga, może mnie łączyć z nieboszczykiem?
Claudia dosłownie trzęsła się ze strachu. Hayden przytulił ją, ale nagle zwolnił uścisk i chwycił jej dłoń, by przekonać się, czy nosi pierścionek.
– A gdzie opal?
– W moim pokoju – odparła. – Nie chcę go nosić.
– Może powinnaś go założyć – zasugerował, sam nie wierząc, że to powiedział. – Dzięki nowej wizji udałoby ci się może coś więcej ustalić.
Claudia pobladła. Hayden wziął ją pod łokieć, poprowadził do krzesła i zmusił, by usiadła.
– Przestraszyłaś się nadejścia tornada? Jeśli chcesz, włączę radio, posłuchamy komunikatów o pogodzie – starał się ją uspokoić.
– Nie, nie boję się burzy. – Potrząsnęła głową. – Zresztą już czuję się tak, jakby porwało mnie tornado i uderzyło mną o ziemię. Nie mówiłeś chyba poważnie o założeniu pierścionka. Przecież nie wierzysz w moje wizje, a to, że wywołuje je ten klejnot, uważasz za czysty absurd.
Hayden otarł z czoła kropelki potu.
– Nie, nie wierzę. Właściwie nie mam pojęcia, dlaczego ci to zasugerowałem. Wiem tylko, że dzieje się tu coś dziwnego.
Westchnęła z ulgą.
– Gdy wczoraj przyszłam do twojego biura, myślałam, że zdołałam wszystko poukładać. Sądziłam, że to ty jesteś mężczyzną z moich wizji. Dlaczego nie powiedziałeś mi, że miałeś w rodzinie kogoś, kto tak bardzo ciebie przypomina?
– Po prostu nie przyszło mi to do głowy. – Wzruszył ramionami.
– W każdym razie nie pozostaje mi teraz nic innego, jak przeanalizować wersję, według której osobą pojawiającą się w moich wizjach jest twój dziadek. – Otworzyła oczy z nową nadzieją. – Czy istnieje coś, co łączyć może twego przodka i dom, o którym wspominałam? A jeśli chodzi o jacht?
Hayden oparł się o krawędź biurka, by móc jej się dobrze przyjrzeć.
– Nic nie wiem o związku dziadka z domem, ale łódź faktycznie należała do niego. Kupił ją w latach czterdziestych i nadał nazwę Gwiezdny Pył. Myślę, że zaczerpnął ją z jakiejś starej piosenki.
– To może on mi się ukazuje?! – zawołała podniecona.
– Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że uwielbiał żeglować, podobnie jak ja. Dlatego zresztą właśnie mnie zostawił jacht, ojciec był typowym szczurem lądowym.
Na twarzy Claudii malował się teraz wyraz intensywnego namysłu.
– Muszę koniecznie zobaczyć ten jacht, Hayden. Czuję, że dzięki temu zdołam poskładać wszystkie elementy w spójną całość – powiedziała z przejęciem.
Przez dłuższą chwilę milczał, jakby chłonął jej słowa.
– Przecież to bez sensu. Niczego się w ten sposób nie dowiesz! – odezwał się w końcu.
– Bez przerwy mówisz: „to bez sensu!". Mam już tego dosyć.
– Dobrze. Wobec tego wyjazd nad Zatokę uważam za bezcelowy.
– Wstał i podszedł do okna. Miotane wiatrem drzewa uderzały gałęziami o werandę. Psy kręciły się niespokojnie po ogrodzie. – Muszę pójść do psów – oznajmił i wyszedł na dwór.
Claudia spojrzała jeszcze raz na zdjęcie Williama Bedforda, po czym pospieszyła za Haydenem. Znalazła go w ogrodzie, zaganiającego trzęsące się ze strachu psy do zagrody.
– Nic im się nie stało? – spytała szczerze zatroskana. Hayden poczuł się wzruszony jej troską o zwierzaki.
Sandra nie znosiła jego pupili.
– Za chwilę się uspokoją, okropnie boją się huku piorunów.
Claudia pochyliła się nad psami i podrapała jednego i drugiego za uchem. Po paru chwilach psy były już całkiem zrelaksowane. Widać Claudia miała na nie kojący wpływ. Niestety, pomyślał Hayden, nie da się tego powiedzieć o mnie. Przeciwnie, wszystko w tej kobiecie podniecało go i prowokowało.
– Nie jest ci zimno? – zagaił, jako że minę miała dość posępną. – Zrobiło się chłodno.
– Nie – odparła i spojrzała na wypogadzające się powoli niebo.
– Zastanawiam się tylko, dlaczego się na mnie złościsz.
– Nie złoszczę się na ciebie, Claudio.
– Tak to zabrzmiało, no wiesz, w gabinecie... Niemal dziecięca bezradność, z jaką na niego patrzyła, rozczuliła go prawie do łez. Miał ochotę wziąć ją w ramiona i ochronić przed całym światem, nie wyłączając siebie.
– Zirytowałem się – przyznał. – Chciałem, żebyś trzeźwo spojrzała na sprawę.
– A po co w ogóle zawracasz sobie tym głowę?
Dobre pytanie, pomyślał. Nie powinien się tym przejmować. Jeśli chciała oglądać tysiące łódek w porcie, to jej sprawa. Tym bardziej że właśnie dostał wiadomość o odkryciu nowego, obiecującego złoża, tak więc naprawdę miał w tej chwili masę ważnych spraw na głowie. Jeśli zamierzał poważnie traktować swoją pracę, nie mógł zajmować się spełnianiem zachcianek Claudii Westfield.
– Masz rację, nie powinienem zawracać sobie tym głowy.
– Odnoszę wrażenie, że jest ci przykro, ponieważ nagle zaczęłam interesować się twoim dziadkiem, a przestałam tobą.
– Ależ to śmieszne!
– Doprawdy? – Spojrzała mu w oczy i roztopiła się w ich błękicie.
To niesamowite, pomyślała. Wydaje mi się, że znam go od bardzo, bardzo dawna. Nie tylko znam, lecz i kocham. – Chyba nie jesteś ze mną szczery, Hayden.
– Do niedawna zaklinałaś się, że to ja występowałem w twoich wizjach. Nie dziwota, że trudno mi pogodzić się z tym, że zostałem zastąpiony przez ducha – odparł z wyraźną goryczą w głosie Hayden.
– Mężczyzna, który mi się ukazuje, nie jest duchem. – Claudia położyła mu dłonie na torsie, a głosowi starała się nadać najbardziej przekonujący ton. – Jest z krwi i kości. Nie jestem tylko pewna, czy ma twoją twarz. To wyjaśnienie w zasadzie powinno go zadowolić. Ale nie zadowoliło! Był zazdrosny. I to o kogo?!
– Nie zgadzam się, żebyś pojechała do Port O’Connor – powiedział stanowczo.
– Dlaczego? Chcę tylko obejrzeć łódź, niczego nie zepsuję.
– Nie boję się o łódź, lecz o ciebie, Claudio! Poczuła bliskość jego ciała i nim zdążyła się zorientować, zarzuciła mu ręce na szyję.
– Czego się boisz? – spytała zmysłowym głosem. Hayden zupełnie stracił głowę. Chwycił Claudię mocniej i przytulił.
– Boję się o ciebie – powtórzył. – I martwi mnie cała ta sprawa. Powinnaś o niej zapomnieć. Oboje powinniśmy o niej zapomnieć.
– Dlaczego? – spytała, choć tak naprawdę miała ochotę go pocałować. – Boisz się, że wszystko mogłoby się okazać prawdą?
– Nie, dlatego, że to wariactwo. Dlatego, że oboje tracimy rozum i zachowujemy się niemądrze..
– Niemądrze? – powtórzyła.
– Tak. – potwierdził, choć widać było, że dużo go to kosztuje. – Byłem już z kimś związany i nie chcę tego powtórzyć. Nie chcę tego bólu.
– Myślisz, że ja go chcę? – Pożądanie ustąpiło miejsca złości. –
Przez ostatnie dwa lata bałam się spojrzeć na mężczyznę, nie mówiąc już o dotknięciu go. Naprawdę sądzisz, że zjawiłam się tutaj, by cię uwieść?!
Jeśli nawet nie to było jej zamiarem, jest na najlepszej drodze, pomyślał Hayden.
– Nie, nie sądzę, aby to było twoją intencją, ale... Claudia wyrwała mu się i odwróciła tyłem. Jej serce waliło jak oszalałe.
– Jedynym celem było rozwikłanie zagadki moich wizji. A co do chęci zainteresowania ciebie moją osobą... Chyba nie ma na to szans.
Myślę, że to nie mną tak naprawdę jesteś zainteresowany. Po prostu byłam pod ręką...
Obrócił ją twarzą do siebie.
– To nie tak, Claudio. Moja sekretarka też jest pod ręką, a mimo to nie chcę jej całować za każdym razem, kiedy ją widzę.
Naprawdę aż tak bardzo tego pragnął? To niesamowite! Tylko czy to prawda? Nie, nie wolno jej było nawet o tym marzyć.
– Myślę, że twoja sekretarka, słysząc to, poczułaby się zawiedziona.
– Byłoby lepiej, gdyby Lottie w ogóle nie wpuściła cię do mojego biura. – Hayden potrząsnął nią lekko.
– A ja wolałabym nigdy do ciebie nie przychodzić!
Claudia zaczęła żałować tych słów natychmiast, gdy je wypowiedziała. Schowała twarz w dłoniach. – Nie, to nieprawda, Hayden. Cieszę się, że cię odnalazłam. Tak właśnie miało być.
– Dlaczego? Z powodu tego cholernego pierścionka?
– Skoro zaszłam aż tak daleko... – myślała głośno – nie powinnam chyba zawracać w pół drogi. Pojadę zobaczyć jacht. Mam nadzieję, że znajdę coś, co uspokoi moją skołataną duszę. A potem... – utkwiła wzrok w jego torsie – bez względu na to, co się stanie, nie będziesz musiał mnie już oglądać.
– I mam się pewnie z tego cieszyć? – zapytał z przekąsem.
– Tak – odparła. – Mówiłeś przecież, że nie chcesz mieć już w życiu żadnej kobiety. Lepiej więc będzie, jeśli potem zniknę.
Teoretycznie miała rację. Ale sama myśl o tym, że miałby jej już nigdy nie zobaczyć, sprawiała, iż przyszłość jawiła mu się jako czarna dziura. Co się z nim działo, u licha? Zakochał się po czterdziestu ośmiu godzinach znajomości? Chyba nie. Raczej uległ jej urokowi. Jej i całej tej niezwykłej historii.
– Dobrze, skoro musisz zobaczyć tę łódź, pojadę z tobą.
– To nie jest dobry pomysł, Hayden. Wynajmę auto i pojadę sama.
– Ależ do Port O’Connor jest dwieście kilometrów! Nie chcę, żebyś sama jechała taki kawał drogi.
– Jestem już dużą dziewczynką. Jeździłam sama w znacznie dłuższe trasy. A gdyby coś mi stało, mam przecież telefon komórkowy.
– Ach te cholerne komórki! – zaklął.
Czując, że rozmowa prowadzi donikąd, Claudia ruszyła w stronę domu. Hayden dreptał za nią krok w krok.
– Nie jestem na koloniach, a ty nie jesteś moim wychowawcą, Hayden – ucięła kolejną próbę przekonania jej i skierowała się do salonu. – A poza tym musisz się zająć pracą.
– Przez dzień, dwa poradzą sobie beze mnie.
Ale jak ja sobie poradzę z nim, zachodziła w głowę. Nie minęły dwa dni, a ja już zdążyłam sobie wyobrazić, że idę z nim do łóżka. Co on ze mnie zrobił? Impulsywną, nie panującą nad swoimi reakcjami histeryczkę! Należało z tym czym prędzej skończyć. Po powrocie z Fort O’Connor musi od razu wracać do domu.
– W porządku – poddała się. – Widzę, że w tej sprawie nie ma dyskusji. Kiedy wyruszamy?
– Zaraz po śniadaniu.
– Będę gotowa.
– Dokąd się wybierasz?
– Idę spać – rzuciła przez ramię.
– Tak wcześnie?
– Jak na jeden dzień wystarczy nam swojego towarzystwa, nie uważasz?
Nie, Hayden tak nie uważał. Marzył teraz o tym, żeby wziąć ją za rękę i wyjść do wilgotnego po deszczu ogrodu. Żeby usiąść pod drzewem, objąć ją ramieniem i zanurzyć twarz w pachnących kwiatami włosach. Żeby nic mówić, tylko być blisko niej. Ale dlaczego czuł taką pokusę, skoro wkrótce miała odejść na zawsze? Nowe, piękne wspomnienia mogły przecież okazać się nie do zniesienia...
– Chyba masz rację. Dobranoc.
– Dobranoc – odparła i opuściła pospiesznie salon, bojąc się, że dłużej już nie wytrzyma i rzuci się Haydenowi w ramiona.
– Ja naprawdę wiem, co robię, Lottie! Powiedz Tomowi, żeby pojechał do szybu numer 35 i sprawdził, czy generatory są gotowe.
Poziom wody powinien już opaść... Tak, zapłacą za to właścicielowi.
Posłuchaj, Lottie, jeśli firma wiertnicza nawala, to naprawdę nie jest mój problem... Nie, nie przyjadę dziś wieczorem. Pewnie jutro. Gdyby coś się działo, dzwoń na komórkę. I naprawdę nie musisz się denerwować... Nie, nie mam zamiaru się żenić! Co ci, u licha, przyszło do głowy. Po Sandrze?!... W takim razie znasz mnie lepiej niż ja sam.
Hayden odłożył słuchawkę, zanim sekretarka zdążyła jeszcze coś powiedzieć. Dolał sobie kawy i wtedy przez okno zobaczył Claudię, stojącą w otwartych na taras drzwiach salonu. Miała na sobie białą bluzkę w czerwone kwiaty, mocno opinającą biust, a do tego luźną, białą spódnicę odsłaniającą opalone nogi. Dostrzegła go i weszła do salonu.
– Dzień dobry, Claudio.
– Dzień dobry, Hayden. Wygląda na to, że już masz kłopoty w pracy.
Gdyby wiedziała, jak poważne... Lecz Hayden nie miał zamiaru jej tego mówić. Mogłaby jeszcze pomyśleć, iż poświęca jej szczególną uwagę. Tymczasem on żadnej kobiecie nie chciał poświęcać szczególnej uwagi, nawet tak pięknej i intrygującej jak Claudia.
– Musiałem tylko uzgodnić parę spraw z sekretarką – wyjaśnił. – Zjemy śniadanie tutaj, czy wolisz zatrzymać się gdzieś w drodze? – zręcznie zmienił temat.
– Może zjedzmy w jakimś barze. Jestem już gotowa, pójdę tylko po rzeczy.
Dopiero w samochodzie Hayden zauważył, że Claudia ma na palcu pierścionek babuni.
– Włożyłaś pierścionek? Mówiłaś przecież, że chcesz go wyrzucić...
– Chciałam – przyznała. – Ale pomyślałam, że chyba rzeczywiście kolejna wizja wniosłaby coś nowego do sprawy. Po obejrzeniu zdjęcia twego dziadka być może będę w stanie dostrzec coś, co pozwoli mi rozstrzygnąć, kto mi się ukazuje.
– To nie dostrzegłaś żadnej różnicy między nami? William miał na zdjęciu pięćdziesiąt sześć lat, a ja mam trzydzieści jeden. To spora różnica.
Odwróciła głowę i zaczęła studiować jego profil. Starała się patrzeć nie jak kobieta, tylko jak detektyw.
– To bez znaczenia, bo mężczyzna z moich wizji jest młody, nawet młodszy od ciebie.
Za każdym razem kiedy Hayden utwierdzał się w przekonaniu, że Claudia, choćby tylko nieświadomie, zmyśla całą tę historię o wizjach, mówiła coś, co robiło wyłom w jego podejrzeniach.
– A zatem nie wiesz, czy w twoich wizjach pojawiam sieja, czy mój dziadek?
– Nie wiem.
– W takim razie dam ci pewną cenną wskazówkę. Mając dwadzieścia, dwadzieścia kilka lat nosiłem długie włosy. A poza tym lewa górna jedynka rośnie mi trochę krzywo, widzisz?
Uniósł górną wargę i odsłonił zęby. Claudia przyjrzała im się uważnie, by wybuchnąć śmiechem, tak absurdalne wydało jej się to zachowanie. Po chwili przestała się jednak śmiać.
– Skoro tak – rozumowała trzeźwo – to widać twój dziadek pojawia się w moich wizjach.
Hayden znów poczuł się jakby spuszczono z niego powietrze. A przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie może być zazdrosny o własnego dziadka! I to w dodatku nie rzeczywistego, a wymyślonego!
– To bardzo dziwne, Claudio.
Spojrzała za okno na uciekający, pustynny krajobraz. Choć surowy, był niezaprzeczalnie piękny. Czuła, że jej uczucia do Haydena są coraz silniejsze, że coraz bardziej, jej na nim zależy. Najbardziej jednak zależało jej na tym, żeby jej uwierzył. Hayden Bedford był jednak człowiekiem mocno stąpającym po ziemi. Claudia wiedziała, że nie uwierzy jej na słowo.
– Ja też uważam, że to wszystko jest bardzo dziwne.
– I do tego jeszcze mój dziadek... – Hayden rozmyślał na głos. – Nawet jeśli uwierzyć, że twój pierścionek ma jakąś niewytłumaczalną moc, to w jaki sposób to wszystko łączy się z moim dziadkiem?
– Nie wiem. Gdybyśmy znali odpowiedź, być może potrafilibyśmy rozwikłać tę zagadkę.
We Floresville zatrzymali się na śniadanie. Claudia zamówiła rancho huevos, którego pieprzność ugasiła paroma kubkami kawy. Posiłek pomógł jej odzyskać siły, toteż gdy dojechali do niewielkiego Port O’Connor nad Zatoką Meksykańską, poczuła, że budzi się w niej nowy entuzjazm. Zrobili niewielkie zakupy i pojechali prosto do portu. Mijali wiele domów, niektóre wielkie i bogate, inne małe i przytulne. Wzdłuż ulic rosły sagowce, w ogrodach pyszniły się oleandry i hibiskusy.
Podniecenie Claudii rosło wraz z każdym mijanym kwartałem miasta. Czuła, że dom z jej przywidzeń jest blisko, coraz bliżej.
– Jesteś pewien, że w tym mieście nie ma dużego, białego domu?
– Jestem pewien, że w tym mieście jest wiele dużych, białych domów, ale nie przypominam sobie żadnego, który odpowiadałby twojemu opisowi. Jeśli chcesz, obejrzymy miasto, lecz najpierw proponuję zobaczyć jacht.
– Bardzo dobrze. Wydaję mi się, że jacht jest najważniejszy.
Zjechali w dół, wprost do portu i wysiedli z samochodu. Pełno tu było różnych łodzi, żaglowych i motorowych, małych jak łupinki orzecha i niesamowicie wielkich. Nad głowami krzyczały mewy, a od morza dochodził słony zapach wody.
W pewnej chwili podmuch wiatru zarzucił Claudii spódnicę na twarz. Poprawiła ją pospiesznie i śmiejąc się, powiedziała:
– Powinieneś mnie uprzedzić, żebym założyła szorty.
– Miałbym stracić ten widok? Nigdy! Marylin Monroe mogłaby się przy tobie schować. Ale jeśli chcesz, przebierz się w kabinie.
Po chwili znaleźli łódź zacumowaną przy trzecim pomoście od końca.
– Oto i ona – wskazał ręką żaglówkę. – Gwiezdny Pył. Wygląda tak, jak się spodziewałaś?
Claudia patrzyła w osłupieniu na dwunastometrowy jacht.
– To niewiarygodne! – powiedziała. – Wygląda dokładnie jak w moich wizjach.
Osłupienie na jej twarzy było tak prawdziwe, że najlepsza aktorka nie mogłaby lepiej zagrać.
– Chodź, wejdziemy na pokład. Chyba masz na to ochotę? – Wskoczył na łódź, a potem pomógł wejść Claudii. – Zadowolona?
– Jasne!
Hayden spojrzał w niebo.
– Pogodę mamy jak drut, gdybyś chciała, moglibyśmy wypłynąć.
– Wspaniale! – zawołała.
– W takim razie zejdź do kabiny się przebrać.
– Tak jest, kapitanie! – Zasalutowała ze śmiechem. Część mieszkalna jachtu składała się z niewielkiego salonu, dwóch maleńkich sypialni i łazienki. Wszystko jednak było urządzone nie tylko z dużym smakiem, ale i bardzo wygodnie. Szybko rozebrała się w saloniku. Za ścianą Hayden starał się złapać w radio komunikat o pogodzie, dzieliły ich tylko wahadłowe drzwi... Czuła jego bliskość niemal namacalnie,
szczególnie że stała tylko w skąpych koronkowych majteczkach i staniczku, który ledwie zakrywał sutki. Wiedziała, że Hayden nie jest typem mężczyzny, który straci głowę dla kobiety tylko z powodu seksownej bielizny.
Co ja robię, nad czym się zastanawiam, zganiła się w duchu. Przecież nie jestem tu po to, by uwodzić Haydena Bedforda. Dlaczego jednak jej myśli krążyły tak uporczywie wokół seksu? Czy powodował to pierścionek, czy... Hayden?
Włożyła prostą lnianą koszulę i szorty, włosy związała w koński ogon i wyszła na pokład. Hayden stał przy sterze, dosłownie parę kroków od miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą ona stała prawie naga. Uśmiechnął się do niej promiennie.
– Skoro jesteś już odpowiednio ubrana, by łyknąć trochę wiatru i morza, możemy odbijać. – Jego wzrok powędrował od czubka jej głowy do odsłoniętych nóg. – Muszę przyznać, że jestem zaskoczony.
Nie takiego widoku się spodziewałem. – Teraz patrzył już tylko na jej nogi.
Claudia zawstydziła się i zmieszała, potwierdziły się bowiem jej najgorsze przypuszczenia, że nie jest dość zgrabna i ładna, by widział w niej pociągającą kobietę.
– Zastanawiałem się, jak mogą wyglądać nogi naukowca i zawsze oczyma duszy widziałem niekształtne łydki i grubaśne uda – powiedział. – Ale ty nie masz nóg naukowca. Są zbyt ładne.
– Nie wiedziałam, że jesteś flirciarzem i kłamczuchem – starała się obrócić to w żart.
– Nie jestem ani jednym, ani drugim, mówię tylko to, co widzę – uśmiechnął się.
– Nie wiem, czy mogę ci wierzyć. Jeśli nie żartujesz, to chyba masz niezbyt dobry wzrok. A komuś takiemu chyba nie powinnam powierzać mego losu – dodała ciągle żartobliwym tonem.
– Tylko spokojnie, wzrok mam dobry, a swego losu nie mogłaś złożyć w lepsze ręce. – Przekręcił kluczyk w stacyjce i zapuścił silnik. – Usiądź, rozluźnij się i poddaj urokowi chwili.
Łódź powoli płynęła kanałem, mijając kutry do połowu krewetek, rybackie domki stojące nad brzegiem i rozwieszone do wyschnięcia sieci. Po kilkunastu minutach wypłynęli na szerokie wody zatoki.
– I jak ci się podoba? – zapytał, spoglądając na nią przez ramię.
Widać było, że Hayden uwielbia to, co robi. Claudia uśmiechnęła się do niego, nie musiała udawać, bo było jej naprawdę wspaniale.
– Bardzo mi się podoba – odpowiedziała szczerze. – Przestrzeń i morze dają wrażenie nieskrępowanej wolności.
– W takich chwilach najbardziej brakuje mi dziadka, to z nim poznawałem żeglowanie – powiedział, z zadumą patrząc na horyzont.
– A... twoja żona, nie lubiła pływania? – spytała ostrożnie i z wahaniem.
– Szczerze nie znosiła. Gdy tylko rzuciliśmy gdzieś kotwicę, natychmiast uciekała na ląd. Zresztą, jak się później dowiedziałem, miała inne zainteresowania.
Chcąc go jakoś pocieszyć, delikatnie położyła mu rękę na ramieniu.
– Przecież to nie twoja wina, że miała romanse... – powiedziała nieśmiało.
– Skąd wiesz? Skąd wiesz, jakim byłem mężem... może nie stawałem na wysokości zadania?
Rozumiała jego gorycz. Ona też coś takiego przeżyła z Tonym. On również był niewierny, a to bardzo nadszarpnęło jej samoocenę.
– Gdy dowiedziałam się, że Tony mnie zdradza, myślałam, że to moja wina, że jestem za mało seksowna. Rozważałam nawet powiększenie biustu, obawiając się, że tego zdania mogą być wszyscy mężczyźni – wyznała.
Potrząsnął głową z dezaprobatą, jakby to, co mówiła, wydawało mu się zupełnie niedorzeczne.
– Nieźle dał ci w kość ten twój Tony. Ale wiesz, że to nieprawda?
– Delikatnie musnął jej policzek.
– Być oszukiwanym przez człowieka, na którym ci zależy, z którym wiążesz swoją przyszłość, jest upokarzającym doświadczeniem – zmarszczyła czoło. – Wiem, jak się czułeś przy Sandrze.
– Tak, chyba masz rację – zgodził się, lecz po chwili usta wykrzywił mu grymas. – Ale przecież ty nie byłaś z Tonym... tak blisko. Sandra była moją żoną, kochałem ją, łączył nas seks...
Im bardziej się kocha drugiego człowieka, tym łatwiej zostać zranionym, pomyślała ze smutkiem. Hayden wprawdzie rozstał się z Sandrą, ale musiał ją bardzo kochać, skoro rany jeszcze sienie zabliźniły. Poczuła pustkę.
– Kiedyś zrozumiesz, że to była jej wina, że to ona nie potrafiła stworzyć prawdziwego związku, że to jej, nie tobie, czegoś brakowało. Czegoś, co naprawdę się liczy – powiedziała.
Hayden przez chwilę milczał, skupiony na prowadzeniu jachtu.
– Gdybyś na czas nie przekonała się, że Tony jest babiarzem, pewnie byłabyś już jego żoną – mruknął jakby do siebie.
– Wyjdę za mąż, gdy spotkam właściwego mężczyznę – obruszyła się. Poczuła się nieco urażona tym, co przed chwilą powiedział.
– I nadal będziesz ślepo podążać w kierunku, który wskaże ci ten pierścionek?
– Nie podążam ślepo, jak mówisz. Nie jestem też wariatką.
Kiedyś się jeszcze o tym przekonasz – zapewniła.
Hayden raptownie objął ją wpół i przyciągnął do siebie.
– Możesz to udowodnić nawet w tej chwili.
Nie rozumiejąc, o co mu chodzi, zdjęła ciemne okulary, żeby mu się lepiej przyjrzeć.
– O czym ty mówisz, Hayden? Wyłączył silnik i zaczęli dryfować po zatoce.
– O pierścionku. Wyrzuć go za burtę i zapomnij o wizjach.
Zaczniemy najprościej, jak można, jak kobieta z mężczyzną, bez tego zbędnego, romantycznego balastu. Zobaczymy, może nam się uda...
Jego propozycja wydała jej się zarazem kusząca i przerażająca. Owszem, coś ją w nim pociągało, czuła do niego coś, czego nie było jej dane czuć w stosunku do żadnego faceta. Ale czy działo się tak za sprawą pierścionka, czy też po prostu się w nim zakochała? Nie miała pojęcia. Gdyby więc wyrzuciła klejnot, a potem okazałoby się, że Hayden nie jest właściwym człowiekiem, to za błąd mogłaby winić już tylko samą siebie.
– Jeśli teraz wyrzucę pierścionek, prawdopodobnie nigdy nie rozwikłamy tej zagadki – stwierdziła.
– Tak właśnie myślałem. – Nawet nie próbował ukryć zawodu. – Używasz tego pierścionka jako tarczy ochronnej, a tak naprawdę nie masz odwagi mi zaufać, tak jak i innym facetom.
– Być może – szepnęła bezradnie. – Ale pierścionek posiada jakąś nie znaną moc. Moja babcia bardzo w to wierzyła..
– Ech, do czorta! – Zaklął jak marynarz. – W takim razie wierz sobie w te wszystkie romantyczne brednie, a ja i tak swoje wiem. Tym, co naprawdę łączy kobietę i mężczyznę, jest...
Claudia z niemą fascynacją przyglądała się, jak pochyla głowę, a potem zdołała tylko westchnąć, gdyż ich usta spotkały się. Smak jego pocałunku rozpalił w niej namiętność i sprawił, że nie mogła mu się oprzeć.
Nagle łodzią zakołysało, Claudia straciła równowagę i wylądowała na fotelu, pociągając za sobą Haydena. Wziął w dłonie jej twarz i powiedział:
– Rozumiesz już, o czym mówiłem? Oto prawdziwa moc, która łączy kobietę i mężczyznę.
Rzeczywiście, potężna, pomyślała Claudia. Tak potężna, że miała ochotę chwycić go za koszulkę, przyciągnąć do siebie, poczuć ciężar jego ciała i smak pocałunków. Miała ochotę na znacznie, znacznie więcej...
– Ta moc to pożądanie, Hayden.
Jego dłonie ześliznęły się do piersi. Wziął je w dłonie, jak bierze się jabłka.
– Ale ono jest prawdziwe, autentyczne, namacalne.
Potrząsnęła głową. Miała wrażenie, że jej serce ściska żelazna obręcz.
– Miłość też taka jest. Tylko że ona mieszka w naszych sercach.
– Nie wierzysz w to tak samo, jak ja w to nie wierzę, Claudio. – Jego twarz miała teraz surowy wyraz.
– Nieprawda, Hayden! Nieprawda!
Pochylił się, żeby ponownie ja pocałować, jednak Claudia wyrwała mu się i uciekła do kabiny. Usłyszał tylko trzaśniecie drzwi do sypialni.
Co ja robię, u licha? Jeszcze parę minut wcześniej zwyczajnie ze sobą rozmawialiśmy i nagle myślałem tylko o tym, że chcę się z nią kochać. Nie, nie uprawiać seks, lecz się kochać. Przed sobą mógł przyznać – to nieprawda, że jest niezdolny do miłości, że wszystko, czego można się po nim spodziewać, to tylko czysty seks. Tak bardzo bał się zaangażować, tak bardzo się bał, że pokocha kobietę i znów zostanie zraniony.
Stanął przy sterze i włączył silnik. Gwiezdny Pył zaczął rozcinać fale, prując na południe.
W kajucie Claudia rzuciła się na łóżko i zakryła twarz dłońmi. Nie do końca rozumiała, co wydarzyło się między nią a Haydenem.
Gdy zaczął ją całować, rozpaliła siew niej taka namiętność, że wszystko przestało być ważne. Wszystko prócz tego, że pragnęła się z kim kochać. Ale jego słowa ostudziły zapał niczym kąpiel w lodowatej strudze w upalny dzień. Jemu nie zależało na miłości, on pragnął tylko seksu, jak Tony. Westchnęła i spojrzała na pierścionek. Ten przeklęty opal znów wyprowadził ją w pole.
– Och, babciu – jęknęła. – To nie jest dar miłości, ale klątwa, z którą nie mogę dłużej żyć!
Podjęła decyzję i zerwała się z sofy. Nie było sensu tego przeciągać. Postanowiła powiedzieć Haydenowi, żeby zawrócił jacht i wysadził ją w Port O’Connor. Od tej pory da sobie spokój z pierścionkiem i próbami znalezienia sensownego wytłumaczenia wizji. A przede wszystkim da sobie spokój z Haydenem.
Już położyła rękę na klamce, gdy nagle zakręciło jej się w głowie tak, że musiała się oprzeć o ścianę. Otaczające ją przedmioty jakby się rozpłynęły. Wtem zobaczyła przed sobą wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyznę, który wyglądał jak Hayden. Teraz jednak wiedziała, że to nie Hayden, lecz jego dziadek William. Miał około czterdziestu lat i był w mundurze w kolorze khaki. Na kołnierzyku lśniły jakieś srebrne znaki.
– Czego chcesz? – zapytała przerażona. – Co chcesz mi powiedzieć?
Ale mężczyzna nie odpowiedział. Claudia właściwie nie liczyła na odpowiedź, nigdy wcześniej w swoich wizjach nie słyszała głosów, a jednak była pewna, że on chce jej przekazać jakąś wiadomość. W jego oczach kryło się dziwne napięcie. – Po co do mnie przychodzisz?! – zawołała.
– Claudio, czy wszystko w porządku? – Głos Haydena brzmiał jakby z oddali.
Drżała, pot spływał jej po skroniach. W głowie wszystko wirowało, bała się, że zaraz stanie się coś strasznego, nieprzewidywalnego.
– Co się dzieje, Claudio?! – Hayden wpadł do środka i złapał ją, gdy osuwała się na podłogę. Posadził ją na koi. – Co ci jest? Masz chorobę morską? – Patrzył na nią z niepokojem.
– Znów miałam wizję. – Otarła dłonią zroszone potem czoło.
– Powiedz, co widziałaś!
– Nie. I tak byś mi nie uwierzył – wyszeptała. – Zawróć łódź i odwieź mnie do portu, tylko tego od ciebie oczekuję.
Popatrzył na nią dziwnie i wyszedł na pokład. Spodziewała się, że łódź wykona zwrot, ale zamiast tego silnik ucichł i szczęknął łańcuch kotwicy.
Claudia starała się opanować.
– Proszę, napij się, to ci dobrze zrobi – usłyszała nad głową głos Haydena. W dłoni trzymał butelkę zimnego piwa.
– Nie, dziękuję i tak mi się kręci w głowie.
– Wypij, to ci powinno pomóc – powtórzył.
Claudia posłusznie wypiła kilka łyczków. Była zbyt słaba, by się z nim spierać. Faktycznie, zimny napój sprawił, że nieco uspokoiła myśli.
– Już mi lepiej – mruknęła. – Zawróć teraz i odwieź mnie do domu.
– Do domu? To znaczy do mnie, czy też miałaś na myśli Fort Worth?
Łzy złości i rozpaczy zapiekły ją pod powiekami. Usiadł koło niej na koi.
– Dobrze – powiedział łagodnie. – Dziś wieczorem zabiorę cię do mojego domu, a jutro będziesz mogła złapać samolot do Fort Worth.
Ale teraz opowiedz mi o swojej wizji. Co widziałaś?
– Nie jestem w nastroju – mruknęła.
Wziął jej brodę w palce i odwrócił tak, by Claudia na niego spojrzała.
– Weszłaś na tę łódź po to, by się czegoś dowiedzieć – powiedział powoli, ale dobitnie. – Nie ma potrzeby z tego rezygnować.
– Masz rację – powiedziała, zaciskając palce na butelce. – Przynajmniej tyle jestem ci winna.
– Nic mi nie jesteś winna – odparł. – Po prostu opowiedz, co tu zaszło.
Potrząsnęła głową, jakby ciągle jeszcze nie mogła zebrać myśli.
– Postanowiłam powiedzieć ci, żebyś odwiózł mnie do domu – mówiła powoli. – Wstałam, ale ledwie się podniosłam, zawirowało mi w głowie i nagle zobaczyłam twojego dziadka.
– Skąd wiesz, że to był on? – Popatrzył na nią z niedowierzaniem.
– Przedtem nie byłaś tego pewna...
– Był w mundurze, na kołnierzyku lśniły jakieś srebrne insygnia,
jakby ptak... w każdym razie coś ze skrzydłami – odpowiedziała. – Poza tym już wiem, jaka jest różnica między wami. Jestem pewna, że to nie ty. Hayden pobladł. Wyglądał tak, jakby teraz on był bliski omdlenia.
– Hayden? Źle się czujesz? – zaniepokoiła się.
– Nie, nie – potrząsnął głową. – To, co widziałaś na mundurze Williama, to były srebrne skrzydła – wydusił zdławionym głosem.
– Skąd wiesz? – zdziwiła się.
– Mój dziadek w czasie wojny służył w lotnictwie – wyjaśnił.
– Hayden! – Zacisnęła z podnieceniem palce na jego dłoni. – Przecież nigdy nie mówiłeś, że twój dziadek był żołnierzem. Czy teraz wierzysz mi, że cię nie oszukiwałam? Wiem to tylko dzięki tej wizji...
– Chcę ci coś pokazać, zanim odpowiem na to pytanie. Dasz radę wstać?
– Tak, już wszystko w porządku.
Pomógł jej podnieść się z koi, a potem wyprowadził na pokład. Fale lekko kołysały łodzią, a wieczorne słońce całkiem mocno przygrzewało. Claudia zmrużyła oczy.
– Widzisz tę wyspę, dokładnie na południe od nas? Rzeczywiście, jakieś dwieście metrów od nich była wyspa, a na niej pomalowane na biało zabudowania.
– Tak, widzę. I co to jest? – zapytała zaciekawiona. – Przystań rybacka?
– Nie. To Matagorda Island. Ciągnie się na długości sześćdziesięciu kilometrów wzdłuż lądu. Teraz jest to rezerwat przyrody, ale kilkadziesiąt lat temu była tam baza lotnicza. Tu właśnie stacjonował mój dziadek. Służył tu chyba rok.
Gdy weszła do biura Haydena, zaskoczona stwierdziła, że to on występuje w jej wizjach. Było to dla niej wielkie zaskoczenie, ale teraz emocje sięgnęły zenitu. – To po prostu niesamowite! Kilka minut temu twój dziadek wydawał mi się tak realny, że próbowałam do niego mówić. – Ścisnęła go za ramię. – To musi być to miejsce!
– Rzeczywiście, stało się tu coś niezwyczajnego. – Hayden potarł dłonią policzek.
– Czy to znaczy, że mi wierzysz? – Claudia niemal podskoczyła.
Hayden zawsze uważał się za człowieka rozsądnego i mocno stąpającego po ziemi. Wiara w wizje to sprawa fantastów. A jednak nie dało się zaprzeczyć, że tego, co się działo z Claudią i jej pierścionkiem, nie można wytłumaczyć w racjonalny sposób.
– Chyba tak... – przyznał w końcu. – Nie wiedziałaś, że mój dziadek był pilotem i nie mogłaś wiedzieć o istnieniu tej wyspy.
– A jednak nie jesteś do końca przekonany. – Była trochę zawiedziona.
– Istotnie, nie jestem. Po prostu nie mogę zrozumieć, co to wszystko znaczy i co cię łączy z Williamem Bedfordem.
Spojrzała na wyspę i spróbowała wyobrazić sobie, jak to miejsce wyglądało przed prawie sześćdziesięciu laty. Dziadek Haydena był wtedy młodym człowiekiem, miał przed sobą całe życie...
– Czy William był wtedy żonaty? – zapytała z zaciekawieniem.
– Nie, ożenił się z babcią dopiero po zwolnieniu z wojska, na rok przed zakończeniem wojny – odparł Hayden. – Brał udział w działaniach wojennych?
– Tak, ale nigdy mi o tym nie opowiadał. Nie wiem, czy dlatego, że były to bolesne wspomnienia, czy też chciał zapomnieć. A ja też go nie wypytywałem. – Spojrzał na nią. – Potem zacząłem dorosłe życie, mieliśmy inne sprawy na głowie. Firma nafciarska była już dobrze rozkręcona, więc rozmawialiśmy o pracy, no i oczywiście o łowieniu ryb i pływaniu.
– Czy byłeś kiedyś na tej wyspie? – zaciekawiła się.
– Parę razy. W budynkach mają swą siedzibę służby ochrony przyrody, ale przed laty to były baraki, w których mieszkali lotnicy.
– To nie była chyba duża baza... – Uważnie przyglądała się wyspie.
– Część została pewnie rozebrana, gdy jednostkę przeniesiono w inne miejsce. Ale wiele domów zmiótł huragan Carla, szalejący w 1962 roku. Lotnisko jest jednak w bardzo dobrym stanie. Czy chciałabyś przybić do brzegu i obejrzeć wyspę?
– Wydaje mi się, że nie powinniśmy spędzać ze sobą więcej czasu, niż to konieczne – odparła, choć tak naprawdę ten pomysł bardzo jej się spodobał.
– Nie rozumiem, to co my tu razem robimy?
– Oboje wiemy, co każde z nas powinno robić, tylko tak się złożyło, że na chwilę o tym zapomnieliśmy.
– Jeśli mówisz o tym maleńkim epizodzie między nami, to się nie przejmuj.
– I to mnie pewnie miało pocieszyć? Miało mi się pewnie zrobić od tego lżej na duszy?
Hayden bezradnie rozłożył ręce.
– A czego oczekiwałaś, Claudio? Jesteśmy zupełnie różni.
Myślimy inaczej. Chcemy czego innego...
– Doprawdy?
– Ty żyjesz w świecie jak z baśni, a ja chcę czegoś konkretnego.
– „Coś konkretnego" to seks, jak sądzę?
– Skoro pytasz o to w taki sposób, owszem – przyznał bez ogródek. – Nie będę oszukiwał, że cię nie pragnę. I sądzę, że i ty minęłabyś się z prawdą, mówiąc, że nie pragniesz mnie.
– Być może masz rację – odparła pełnym napięcia tonem. – Ale dla mnie to stanowczo za mało. Seks bez miłości nie jest nic wart.
– Czy nie jesteś w tym moralizatorstwie cokolwiek nazbyt staroświecka? Oboje jesteśmy dorosłymi ludźmi, mającymi swoje pragnienia i potrzeby. Czy jest coś złego w tym, że chcemy je zaspokoić?
Nie byłoby w tym nic złego, gdyby tylko mnie kochał, pomyślała Claudia. Ale to przecież niemożliwe.
Wystawiła twarz do wiatru w nadziei, że dzięki temu jej zmysły nieco ochłoną.
– Niektórym być może to odpowiada, ale nie mnie. Potrzebuję miłości, a nie tylko seksu. Żeby ofiarować swe ciało mężczyźnie, muszę czuć, że łączy nas duchowa i emocjonalna więź. Jeśli znalezienie odpowiedniego kandydata wymaga czasu, to trudno, poczekam.
Słuchając tych słów, Hayden obserwował jej cudowny profil. Przyszło mu na myśl, że póki nie spotkał Sandry, szukał właśnie takiej kobiety jak Claudia. Może gdyby wtedy ją poznał, jego życie potoczyłoby się inaczej? Może... jednak co się stało, to się nie odstanie, i teraz bał się oddać serce kobiecie.
– Tak jak mówiłem, chcemy czego innego. – Wstał, podszedł do masztu i zaczął odwiązywać żagle.
– Co robisz? – spytała.
– Stawiam żagle. Popłyniemy na drugą stronę wyspy. Zawiniemy do brzegu i zjemy lunch.
Claudia nie protestowała. W końcu gdzieś musieli zjeść lunch, a pozostawanie z nim sam na sam na łódce nie było ani trochę łatwiejsze niż lunch we dwoje na wyspie. A poza tym, kto wie, może William Bedford nawiedzi ją ponownie i pozwoli zrozumieć, o co mu chodzi...
Ponieważ nie miała pojęcia o żeglowaniu, usadowiła się w rogu kokpitu. Hayden postawił żagle, podniósł kotwicę i obrał kurs na wschód. Po dwu kwadransach okrążyli cypel wyspy i płynęli wzdłuż jej wewnętrznego brzegu. Plaże wydawały się zupełnie puste i gdyby nie majacząca w oddali sylwetka frachtowca, mogliby pomyśleć, że znaleźli się gdzieś pośrodku oceanu, w zupełnie innym świecie.
– Nie możemy przybić do brzegu, jest za płytko – powiedział Hayden, ściągając żagle. – Rzucamy kotwicę. Zdołasz dojść?
– Oczywiście, zresztą woda wygląda tu cudownie. Lepiej, żebym poszła w butach czy mogę boso?
– Zostań w butach. Dzięki temu unikniesz pokaleczenia stóp, gdybyś trafiła na jakieś niebezpieczne zwierzę.
– A są tu rekiny?
– Naturalnie, ale na tak płytkie wody wypuszczają się tylko młode, nieduże sztuki. Takie do dwu metrów.
– Są niebezpieczne?
– Bez obaw, Claudio. – Hayden roześmiał się. – Nie pozwolę, aby cokolwiek ugryzło cię w nogę, chyba że będę to ja sam.
– Hayden, obiecałeś... – Gdyby w ten sposób zażartował inny mężczyzna, na pewno by się roześmiała, w ustach Haydena jednak miało to zupełnie inną wymowę. Znów czuła się jak nastolatka, której nie traktuje się do końca poważnie.
– Przepraszam, jestem trochę podenerwowana. Chciałabym tylko nam obojgu oszczędzić kłopotów.
– Wiem, Claudio. Nie przejmuj się. Chodź, pójdziemy na brzeg, zjemy lunch, zobaczysz, będzie fajnie.
Po chwili, trzymając się za ręce, brnęli przez wodę.
– Tak trudno uwierzyć, że była tu kiedyś baza – powiedziała, gdy znaleźli się na brzegu. – Wszystko trzeba było dowozić z ładu. A skąd czerpano wodę pitną?
– Nie wiem, ale myślę, że muszą tu być jakieś źródła, bo na wyspie mieszka wiele gatunków zwierząt. Są tu nawet aligatory. – Ruchem głowy wskazał zarośla kilkadziesiąt metrów w głąb plaży. – A tam często spotkać można także grzechotniki.
– Naprawdę? – upewniała się, choć czuła, że tym razem Hayden nie żartuje.
– Tak, ale musisz przyznać, że wyspa jest dzika i piękna.
– O tak, bardzo. Cieszę się, że tu przypłynęliśmy.
– Nie jest ci za gorąco?
– Nie, jest w sam raz – odparła, bo choć słońce jeszcze mocno przygrzewało, morska bryza mile ochładzała powietrze i dawała wytchnienie.
– To dobrze. Martwiłem się o ciebie, no wiesz, na łodzi. .. gdy miałaś tę wizję.
Powiedzenie, że się martwił, było w tym wypadku eufemizmem. Gdy otworzył drzwi do kabiny, był po prostu przerażony. Bał się, iż Claudia straci przytomność albo przestanie oddychać. Uświadomił sobie wtedy, jak bardzo zależy mu na niej, jak pusty byłby jego świat, gdyby nigdy nie miał jej już zobaczyć.
– Niepotrzebnie się denerwowałeś. Zakręciło mi się w głowie i ogarnął mnie strach, ale po chwili wszystko wróciło do normy.
– Claudio, posłuchaj, chcę cię przeprosić za to, co powiedziałem wcześniej. Ja...
– Daj spokój, Hayden. Zapomnijmy o tym.
– Nie, nie potrafię zapomnieć. Wierz mi, nie wiem, co mnie napadło. Chyba nawet nie pamiętam, co ci powiedziałem.
– Chciałeś, żebym wyrzuciła pierścionek do wody.
– Nie wiem już, co myśleć o tym opalu i jego magicznej mocy. Z całą pewnością nie zachowuję się tak jak zwykle, ale... – przerwał, po czym przysunął się do niej na tyle blisko, by móc ją wziąć za rękę – ... ale ty masz nade mną znacznie większą władzę niż ten kamień.
– I to ci nie daje spokoju? – spytała z żalem.
– Tak – przyznał otwarcie. – Jesteś młodą, piękną kobietą. Przed tobą przyszłość. Nie powinnaś zawracać sobie głowy znacznie od siebie starszym, zgorzkniałym rozwodnikiem. Powinnaś znaleźć sobie kogoś, kto wierzy, że wszystko w życiu dobrze się kończy.
Przygnębienie malujące się na jego twarzy sprawiło jej nieznośny ból. Zrozumiała, że nigdy nie będzie szczęśliwa, jeśli on nie zazna szczęścia. Odkrycie tego było tak niespodziewane, a jednocześnie tak realne, że przez dłuższą chwilę nie była w stanie nie powiedzieć ani wykonać żadnego ruchu. W końcu wyciągnęła rękę, by czule pogładzić jego skroń.
– Ty też mógłbyś w to uwierzyć, Hayden. Oboje byśmy w to wierzyli.
Oczy mu posmutniały. Takiego go jeszcze nie widziała.
– Nie, Claudio. Zbyt wiele przeżyłem, zbyt często spotykał mnie w życiu zawód, bym mógł w to uwierzyć. A ty...
– Hayden, dlaczego pozwalasz, by Sandra nadal niszczyła twoje życie?
– To nie Sandra. Z pewnością rozwód wywołał pewien uraz, ale nie taki, bym nie mógł sobie z nim poradzić.
– A więc co? – Dotknęła jego policzka.
– Kiedy tracimy rodzinę – matkę, ojca, żonę – zaczynamy rozumieć, że możność kochania drugiego człowieka to dar. Dar od losu. Jeden go dostaje, a drugi nie. Mnie się widać nie poszczęściło i nie ma już we mnie siły, dzięki której mógłbym wierzyć, że jeszcze będę kogoś kochał.
Nie mógł tego ująć dosadniej, pomyślała Claudia. Tak więc powinna zapomnieć o wszystkim, co się między nimi zdarzyło, bo zdecydował, że w jego sercu nie będzie już miejsca dla nikogo. Słuchając głosu rozumu, powinna to zaakceptować, ale nie potrafiła.
Nim się spostrzegła, już stał się częścią jej życia. Nie pozwoli, by się teraz rozstali, przynajmniej nie bez walki.
– Ja też tak myślałam po rozstaniu z Tonym. Ale teraz wiele się zmieniło – dodała niepewnie.
– To dobrze, że przynajmniej ty nie masz zrujnowanego życia.
Miała ochotę krzyknąć, że i przed nim całe życie, a potem przytulić się do niego, całować go, ofiarować mu całe serce, wszystkie te bezcenne uczucia, których los mu poskąpił. Ale instynkt podpowiadał, że zbyt wiele się dzisiaj między nimi zdarzyło, że powinna dać mu czas.
Wzięła kilka głębszych oddechów i powiedziała:
– Jeśli skończyłeś jeść, to możemy się przejść. Chciałabym zobaczyć wyspę.
Zmiana tematu najwyraźniej sprawiła Haydenowi ulgę.
– Około półtora kilometra stąd jest droga, która wiedzie w głąb wyspy. Jestem gotów, możemy ruszać – oznajmił ochoczo.
Po mniej więcej dwudziestu minutach stali na czymś, co niegdyś było pasem startowym, ciągnącym się ze wschodu na zachód. Trochę dalej przecinał go pod kątem prostym drugi, biegnący z północy na południe. Wszystko porastały teraz gęste, kolczaste zarośla.
– Niezwykłe miejsce – powiedziała Claudia. – Takie opuszczone i tajemnicze. Ale wystarczy, że zamknę oczy, a widzę startujące samoloty, słyszę ich przejmujący huk.
– To tylko niewielki fragment całej sieci pasów startowych. W innej części wyspy jest ich znacznie więcej.
Claudia otarła rękawem pot z czoła. Było jej gorąco, czuła się nieco zmęczona, ale zadowolona, bo z każdą chwilą upewniała się, że tu, na wyspie było źródło jej dziwnych wizji.
– Czy dziadek opowiadał ci kiedyś o pobycie w tutejszej bazie?
– Nie przypominam sobie – odparł Hayden, pociągając parę łyków wody.
Widać było, że i on jest zmęczony.
– Zapewne mówił o tym mojemu ojcu, ale nam to nic teraz nie da.
– Cały czas zastanawiam się, jaki jest związek między tym miejscem i twoim dziadkiem a moim pierścionkiem.
– Też nad tym myślałem i nie mam pojęcia, co mój dziadek mógłby mieć wspólnego z klejnotem twojej babki – wzruszył ramionami.
Claudia bezwiednie dotknęła kamienia, jak gdyby w oczekiwaniu, że pomoże jej znaleźć odpowiedź na te pytania.
– Może twój dziadek kupił go swojej żonie? Czy w czasie wojny już się znali?
– Jestem prawie pewien, że poznali się w szkole średniej.
Pamiętam też, jak babcia mówiła, że bardzo przeżyła udział dziadka w wojnie. A więc na pewno poznali się, zanim dziadek trafił do wojska.
– Zatem mogło być tak, że dziadek zdobył gdzieś na wojnie ten pierścionek, lecz z jakichś powodów nie dał go twojej babci albo dał, a ona go później sprzedała.
Hayden potrząsnął głową.
– Babcia była bardzo sentymentalną osobą, nigdy by nie oddała niczego, co dostała od kogoś w prezencie. A już z pewnością nie pozbyłaby się pierścionka, który podarował jej dziadek. Głowę dałbym sobie uciąć.
– Betty Fay też by tego nie zrobiła – przyznała Claudia. – Więc ta teoria upada.
– Czy pierścionek był nowy, gdy twoja babka go dostała? – dociekał. – Zastanawialiśmy się nad tym z mamą i tatą wiele razy. Moja mama uważa, że Betty Fay kupiła go w jakimś lombardzie i wymyśliła sobie potem całą tę romantyczną historię.
– Nareszcie kobieta obdarzona zdrowym rozsądkiem – mruknął pod nosem Hayden.
– Kto? Moja babcia czy matka?
– Oczywiście matka. Ale to nie tłumaczy twoich wizji – dodał, widząc wyraz jej twarzy.
Obudziła się w niej nadzieja. Skoro potrafił na tyle się otworzyć, by zacząć jej wierzyć, być może będzie w stanie również jeszcze kogoś pokochać.
– A jakieś listy, może dziennik? Przecież William musiał do kogoś pisać, gdy przebywał tu w bazie. – Spojrzała na niego z nadzieją w oczach.
– Przykro mi, Claudio – pokręcił głową. – Nawet jeśli coś takiego było, to przepadło w pożarze. W latach osiemdziesiątych dom moich dziadków spalił się i wszystkie pamiątki spłonęły.
– No tak, w ten sposób nic już się nie znajdzie – westchnęła z rezygnacją.
Była tak bardzo rozczarowana, że Haydenowi zrobiło się przykro.
Co się z nim stało? Wystarczyły dwa dni, by od przekonania, że ma do czynienia z oszustką, doszedł do zaakceptowania zupełnie nieprawdopodobnej historii. I nawet jest mu szczerze przykro, że dowody zaginęły. Wiedział, że to nieracjonalne i pozbawione sensu uczucie, ale miłość nie musi być racjonalna ani sensowna. Miłość? Była to tak zaskakująca myśl, że odrzucił ją natychmiast. Przecież się niej nie zakochałem?! I nie zakocham się, postanowił. Jest piękną i atrakcyjną kobietą, miło taką trzymać w ramionach i całować, czuć, że jej to też sprawia przyjemność, ale... Nie powinien jednak mieszać tych dwóch rzeczy. Pociąg do pięknej kobiety jest czymś naturalnym, a zakochanie – przynajmniej w jego przypadku – zupełnie niedopuszczalne.
– Wracajmy na jacht. – Wziął ją pod ramię. – Robi się ciemno, a przed nami jeszcze długa droga do San Antonio.
Wracamy z pustymi rękami, pomyślała Claudia. Jutro wsiądę do samolotu lecącego do Fort Worth i pożegnam się z Haydenem. Spróbuję poskładać swoje życie, ale czy mi się to uda? Myśl, że już nigdy nie zobaczy Haydena Bedforda, rozdzierała jej serce.
– Tak, chyba nic innego nam nie pozostaje – powiedziała smutno.
Nagle krzyknęła i chwyciła się za głowę. Hayden błyskawicznie objął ją ramieniem.
– Claudio! Co się dzieje? Znów masz wizję? – pytał z niepokojem.
– Nie wiem. Nie widzę twojego dziadka, ale pociemniało mi przed oczami... – Zamknęła oczy. – Tak, teraz coś widzę...
– Łódź? Biały dom? – dopytywał się.
– Nie... – Starała się skupić, by wyostrzyć obraz. – Zeszyt, jakiś zeszyt. Tak, to dziennik! Jest na łodzi!
– To niemożliwe. Po śmierci dziadka usunąłem z jachtu wszystko, co do niego należało.
– Musiałeś go nie zauważyć. – Kurczowo chwyciła go za ramię, wbijając boleśnie paznokcie. – W jakimś ciemnym kącie... jest tam na pewno... musimy go odnaleźć!
– Dobrze, już dobrze – usiłował ją uspokoić. – Ale żebyś nie była rozczarowana, jeśli nic nie znajdziemy.
– Wiem, że tam jest – odpowiedziała z mocą.
Mimo upału biegli przez wodę w stronę łodzi. Kiedy zdyszani wpadli na pokład, Hayden zaproponował, by przeszukała sypialnię, on postanowił sprawdzić cały górny pokład łodzi.
Claudia systematycznie zaglądała pod materace, do szuflad, obejrzała każdy kąt. Z każdą minutą pewność, że odnajdzie dziennik, topniała. Może naprawdę zwariowała? A nawet gdyby udało im się go odnaleźć, co by to dało? Czy po tylu latach leżenia w wilgoci byłby w ogóle czytelny? Po godzinie wyszła na pokład z poczuciem więcej niż przegranej. Zobaczyła Haydena leżącego na brzuchu i zaglądającego do komory silnika.
– Widzisz coś?
– Nic. A ty coś znalazłaś? – wysapał.
– To szukanie igły w stogu siana. Jest tu tyle miejsc, w których dziadek mógł ukryć dziennik... A może się pomyliłam, może to nie była wcale ta łódka? Powinniśmy sobie dać z tym spokój – dodała smętnie. – Robi się ciemno, może lepiej wracajmy.
– Zajrzę jeszcze w jedno miejsce i podnosimy kotwicę – powiedział Hayden.
Claudia czuła się beznadziejnie głupio, patrząc, jak Hayden wciska głowę w skrytkę przy sterze.
– Zaglądałem tu dziesiątki razy, ale żeby mieć czyste sumienie, zajrzę tu jeszcze raz.
– Dobra, kończymy, nic tu nie ma – stwierdziła. – Chyba zrobię to, co mi wielokrotnie radziła matka – westchnęła z rezygnacją. – Wrócę do domu i pójdę do dobrego psychiatry.
– Do diabła, Claudio – zduszonym głosem zawołał Hayden.
Ciągle tkwił z głową wciśniętą pod klapę schowka. – Nie jesteś stuknięta, tylko romantyczna.
– Sam przecież nie tak dawno uważałeś, że jestem nienormalna – przypomniała.
– Dlaczego kobiety pamiętają każde słowo, które usłyszą? Byłem wtedy mocno rozdrażniony i z pewnością powiedziałem wiele głupich i nieprzemyślanych rzeczy. Ale wtedy cię jeszcze nie znałem.
A więc zmienił zdanie na mój temat, uświadomiła sobie.
– Potrafisz przyznać się do błędu. Lubię cię, Hayden – powiedziała ciepło, uśmiechając się do niego. Pomimo że mnie nie chcesz, dodała w duchu.
Hayden znów wetknął głowę do schowka. Claudia oparła dłonie na sterze i spojrzała na morze. Było pięknie. Zachód słońca zabarwił niebo na żółto i czerwono. Tak musi wyglądać raj. Nagle wiatr dmuchnął jej ostro w plecy.
– Daj spokój, Hayden, to nie ma sensu – powiedziała.
– Czuję, że burza wisi w powietrzu, lepiej wracajmy.
– Tak, już kończę, zajrzę tylko do ostatniego zakamarka – Stęknął.
– Zaraz, tam coś jest... ciekawe... pewnie stara skrzynia na narzędzia...
Claudia jednym susem znalazła się przy nim.
– Nie mogę dosięgnąć, podaj mi bosak.
Z trudem wyciągnął skrzynkę ze schowka. Usiedli na pokładzie, gapiąc się bez słowa, jakby mieli przed sobą co najmniej skarb.
– Zamknięta – stwierdziła Claudia. Hayden szarpnął za zardzewiałą kłódkę, ale wcale nie puszczała.
– W dawnych czasach pewnie wyjąłbym czterdziestkę piątkę i odstrzelił zamek, ale teraz będę musiał użyć piłki do metalu.
– Jak myślisz, co to może być? – Spojrzała na niego podekscytowana. – Widziałeś ją już kiedyś?
– Nie, widzę japo raz pierwszy. Być może to tylko stare przynęty wędkarskie albo jakieś narzędzia... Mój dziadek nigdy niczego nie wyrzucał.
Przyniósł piłkę do metalu i zabrał się do roboty.
– Jeśli to tylko przynęty wędkarskie, to po co tak porządnie zamykał skrzynkę? – Claudia podskakiwała z podniecenia. – Aż tak je cenił?
– Dobra przynęta to dla wędkarza prawdziwy skarb.
– Uśmiechnął się lekko, widząc jaka jest zaaferowana.
– Przenieśmy ją na stolik, tam będziemy mogli wygodnie obejrzeć zawartość – zaproponował.
Claudia czuła, że nerwy ma napięte do granic wytrzymałości.
– A może nie powinniśmy jej teraz otwierać – chwyciła go za rękę. – Mam złe przeczucia...
– No co ty, Claudio?! – Spojrzał na nią zdziwiony.
– Przejechaliśmy taki szmat drogi, przeszukaliśmy całą łódź, a kiedy jesteśmy u celu, ty się nagle wycofujesz? Co się stało? Już nie zależy ci na poznaniu prawdy?
– Zależy, ale boję się... Może to nie my mieliśmy ją odnaleźć i otworzyć? Może nie była przeznaczona dla nas? Boję się, że wyzwolimy jakieś złe siły.
Claudia drżała. Nie wiedziała, czy to z podniecenia, czyże strachu. Bała się, że Hayden wyśmieje jej obawy, ale nie zrobił tego. Otoczył ją ramieniem i przytulił do siebie mocno, by poczuła się bezpieczna.
– Claudio, nie jesteś tu sama. Z pewnością nic nam się nie stanie, jestem z tobą – powiedział, przelewając w nią swoją odwagę i siłę. .
Nie jestem sama. I tak być powinno już zawsze, pomyślała. Hayden zachował się tak, jak tego oczekiwała, jak powinien postąpić mężczyzna jej życia. Wprawdzie w jej wizjach pojawiał się William, ale on tylko doprowadził ją do mężczyzny, którego pokochała i który był dla niej stworzony. Do Haydena. Pozostało tylko przekonać go, że wspólny los jest im przeznaczony. Tylko przekonać. Ale jak to zrobić?
Po chwili Hayden otworzył skrzynkę i wysypał jej zawartość na stolik. Wśród najróżniejszych przedmiotów Claudia dostrzegła oprawiony w skórę dziennik oraz dwa pliki kopert związanych niebieską wstążką.
– O rany! Czy to rzeczy twego dziadka?
Nie mniej podniecony Hayden wyciągnął jedną z kopert i przeczytał nazwisko adresata.
– List był do niego – stwierdził, po czym odwrócił kopertę i odczytał napisane na niej nazwisko nadawcy: – Berty Fay Alderson.
Claudia poczuła, że za chwilę zemdleje z wrażenia.
– To niemożliwe! To panieńskie nazwisko mojej babci! Hayden miał wrażenie, że za chwilę ziemia się rozstąpi i pochłonie ich morze.
– To niewiarygodne, ale prawdziwe. W rękach mam przecież dowód – mamrotał z niedowierzaniem.
– Czy to znaczy, że... byli kochankami?
Bez słowa podał jej pakiet listów, po czym ostrożnie otworzył dziennik. Spomiędzy kartek wysunęła się pomięta czarno-biała fotografia. Zdjęcie przedstawiało młodą, ciemnowłosą kobietę stojącą przed dużym, białym domem, dokładnie takim, jak ten z wizji Claudii. To pewnie dom, którego szukałaś. – Podał jej fotografię.
– A kobieta to zapewne twoja babka.
– Tak – potwierdziła bez wahania Claudia. – Widziałam wiele jej zdjęć z tego okresu. Nie mam żadnych wątpliwości. – Odwróciła fotkę i przeczytała: – Hotel Lafitte, Seadrift, Teksas, 1943. – Wiesz, gdzie to jest?
– Tak, to niewielkie miasteczko rybackie, jakieś trzydzieści kilometrów stąd.
– Ach, więc to dlatego tak silnie czułam, że ten dom jest gdzieś niedaleko. Ciekawe, co tam robili?
Hayden wykrzywił cynicznie usta.
– To co inni kochankowie, gdy żołnierz dostaje trzydniową przepustkę.
– No wiesz? – żachnęła się Claudia. – Nie jestem pruderyjna, ale żeby w ten sposób o mojej babci...
Choć nie chciał tego przyznać, on również był zaskoczony. Tylko co go tak dziwiło? W końcu dziadek do samej śmierci był przystojnym, pełnym wigoru mężczyzną, w dodatku lubiącym kobiety. Hayden nie miał jednak cienia wątpliwości, że William Bedford zawsze postępował uczciwie i nigdy nie oszukałby żony. Jak więc mógł się kochać w babce Claudii?
– Jak widać na zdjęciu, twoja babcia była piękną kobietą, nie dziwię się mojemu dziadkowi, że go pociągała. Ale z formułowaniem dalszych wniosków powinniśmy chyba poczekać do momentu, aż dowiemy się czegoś więcej – wskazał na dziennik i listy.
Hayden zagłębił się w lekturze dziennika, a Claudia bez słowa rozwiązała wstążkę i wyjęła ze stosiku pierwszą kopertę. Nastał zmierzch, a ona ciągle tkwiła nad listami babki. Wiedziała juz, że podczas wojny Berty Fay mieszkała w Port O’Connor i pracowała w przetwórni ryb. Wtedy to poznała młodego żołnierza, Williama Bedforda. Pokochali się od pierwszego wejrzenia, a po jakimś czasie w listach pojawiła się kwestia małżeństwa. Zycie jednak musiało widać potoczyć się inaczej, skoro ich drogi się rozeszły.
– Ciekawe... w domu nigdy nie mówiło się o tym, że Betty Fay mieszkała kiedyś na wybrzeżu. Zastanawiam się też, dlaczego babcia nikomu słowem nie wspomniała o Williamie. Dlaczego trzymała to w tajemnicy, nawet po śmierci dziadka?
– Też się nad tym zastanawiałem. I jedyne, co przychodzi mi na myśl, to zbyt bolesne wspomnienia. Może właśnie dlatego nie chcieli rozmawiać o tym z innymi. Mimo to nie potrafię zrozumieć, dlaczego później nigdy się nie spotkali.
– Zastanów się, gdy mój dziadek umarł, żona Williama jeszcze żyła, prawda?
– Tak, babcia umarła zaledwie przed rokiem.
– Właśnie. Czas nie był łaskawy dla Betty Fay i Williama, ot co – podsumowała Claudia i na nowo zalała się łzami. – Z tego listu wynika, że planowali małżeństwo zaraz po wyjściu Williama z wojska... Tylko co się potem stało, że do tego nie doszło? Jestem pewna, że to było coś więcej niż tylko fascynacja i nie przestali się kochać. Sam fakt, że William zachował listy, świadczy, że były dla niego bardzo ważne. A dla Betty pierścionek od niego był największym skarbem. Kochali się do końca życia!
Łzy Claudii rozczuliły Haydena. Objął ją ramieniem.
– Nie ma co rozpaczać nad tym, co mogło się zdarzyć, ale się nie zdarzyło. Nic już tego nie zmieni – powiedział uspokajająco.
– Chyba nie jesteś tak nieczuły, by ta historia nie robiła na tobie wrażenia? – Z zaciekawieniem spojrzała mu w oczy.
Robiło to na nim wrażenie. Większe, niż się spodziewał i niż skłonny był przyznać. Zwłaszcza zapiski, które William zrobił w dalszej części swojego dziennika.
Gdzieś w Europie, gdzie rzuciła go zawierucha wojenna, William kupił ten pierścionek od starej Cyganki, która zapewniała go o niezwykłej tajemnej mocy klejnotu. Podarował go Betty Fay, mając nadzieję, że spędzą razem resztę życia. Tymczasem po powrocie do San Antonio dowiedział się, że Alice jest w ciąży. Najprawdopodobniej nie było to jego dziecko, wziął jednak na siebie odpowiedzialność za nie. Zapis kończył się wyznaniem, że jego serce na zawsze zostanie przy Betty Fay.
Historia życia dziadka utwierdziła Haydena w przekonaniu, że w realnym życiu prawdziwa miłość ma niewielkie tylko szanse. Westchnął ciężko.
– Mój dziadek spędził całe życie, tęskniąc za kobietą, którą kochał... Czy naprawdę myślisz, że nie robi to na mnie żadnego wrażenia?
– Przykro mi, Hayden, że tak pomyślałam. Tak mnie to poruszyło, że nie mogłam powstrzymać łez. I wydawało mi się, że każdy powinien zareagować wzruszeniem.
– Przeczytaj ten fragment – podał jej dziennik. – To wyjaśni ci najlepiej, co zaszło między moim dziadkiem a twoją babcią. Ja muszę zająć się jachtem, powinniśmy wracać do portu. Claudia wzięła listy i dziennik i zeszła do sypialni. Zapaliła świecę i zaczęła czytać. Nad sobą słyszała trzeszczący pokład i odgłosy kroków Haydena. Po chwili Gwiezdny Pył pomknął z wiatrem. Kiedy Hayden wszedł do kajuty, zastał Claudię bez reszty pogrążoną w lekturze. Podniosła załzawione oczy i zamknęła dziennik.
– Czy dopływamy już do Port O’Connor? – zapytała, odgarniając włosy z twarzy.
– Właśnie zacumowałem.
Rozejrzała się dokoła zdziwiona, że nawet tego nie zauważyła.
– Ogromnie mnie wciągnęła lektura, po prostu straciłam poczucie czasu.
– To zrozumiałe, ja też nie mogłem o niczym innym myśleć.
Chodź, usiądź tu koło mnie – poprosił. – Chciałbym z tobą porozmawiać.
– Czyżbyś był na mnie zły? – zapytała z niepokojem.
– Zły? Co ci przyszło do głowy? – Wziął jej dłoń w swoje ręce.
– Całkowicie zdezorganizowałam ci dzień, a teraz jeszcze zburzyłam twoje wspomnienia na temat dziadka – powiedziała. – Uwierz, nie podejrzewałam, że sprawy mogą przybrać taki obrót.
Ta kobieta jest dla mnie za dobra, uświadomił sobie. Nie było w niej ani krzty egoizmu. Gdy znajdzie już odpowiedniego mężczyznę, całkowicie się mu poświęci. Dlatego właśnie wymaga takiego samego zaangażowania z jego strony. Hayden zaś wiedział, że niestety raz był już mężem, nie sprawdził się i nie mógł jej dać tego, na co zasługiwała.
– To ja chcę cię przeprosić – powiedział.
Na twarzy Claudii odmalowało się zdziwienie.
– Dlaczego ty? Przecież ja wpakowałam cię w to wszystko, przykro mi, że tak się stało.
– Rzeczywiście, nie zapraszałem cię. – Potrząsnął głową. – Ale to nie usprawiedliwia mojego zachowania. Oskarżyłem cię o kłamstwa i podstępy. O to, że próbujesz mnie usidlić, żeby dobrać się do moich pieniędzy. Okropnie się z tym czuję, bo ty przez cały czas byłaś uczciwa.
– Nie dziw się temu, moi rodzice też nie wierzyli w te wizje. – Dotknęła dłonią jego policzka. – Dlaczego więc ty miałbyś uwierzyć, zwłaszcza obcej osobie?
Dlatego, że była w tobie jakaś nieopisana słodycz, odpowiedział jej w duchu. To prawda, w Claudii była dobroć, jakiej nie znalazł ani u Sandry, ani u żadnej innej kobiety. Już tylko to powinno go przekonać, jednak jego serce było zbyt zalęknione.
– Czuję się winny, bo to co mówiłem, raniło cię. Nie chcę, żebyś wróciła do Fort Worth, myśląc, że jestem skończonym draniem.
Wrócić do Fort Worth? Tylko dwa słowa, a rozpacz tak wielka. Jak ma wrócić, kiedy jej serce na zawsze zostanie na południu Teksasu?
– Wcale tak nie myślę. Ja... – Z trudem przełykała napływające łzy.
– Co? – podchwycił.
– Och, Hayden! Czy ty nie widzisz, że pokochałam cię? – Nie była w stanie dłużej nad sobą panować.
– Nie! – powiedział twardo. – To ten romans sprzed lat zamieszał ci w głowie. Nie można się zakochać w ciągu dwóch dni. Jesteś tak wrażliwa, że to wszystko cię przytłoczyło...
– Nie, Hayden. – Potrząsnęła głową. – Zakochałam się w tobie, zanim znaleźliśmy dziennik. Nie mogłabym wrócić do Fort Worth, nie mówiąc ci o tym.
Puścił jej dłoń i przeczesał palcami włosy.
– Wiesz przecież, co myślę o miłości i małżeństwie – powiedział z goryczą. – Twoje słowa tylko nas unieszczęśliwiają – A to, co dziś przeżyliśmy, niczego nie zmienia?
– Zmienia, ale nie na tyle.
– Ale wierzysz w moje wizje i pierścionek?
– Po dzisiejszym dniu nie mam wyjścia.
– Więc powinieneś uznać, że pierścionek doprowadził mnie do ciebie – powiedziała z naciskiem.
– Claudio! – Poderwał się na nogi. – Sama w to nie wierzysz!
– Wierzę. – Popatrzyła mu prosto w oczy. – W listach babcia wyraźnie pisze, że ten pierścionek skupił w sobie potęgę ich wielkiej miłości, a to największa siła na świecie.
Patrzył, jak zbliża się do niego, obejmuje go i przytula się.
– Jest nam pisane być razem, Hayden. Babcia powtarzała, że jeśli będę nosić ten pierścionek, to znajdę prawdziwą miłość – zawiesiła głos i spojrzała mu głęboko w oczy. – I znalazłam.
Hayden nigdy w życiu nie był tak rozdarty. Z jednej strony pragnął jej, a z drugiej wiedział, że nie może dać wszystkiego, na co ona zasługuje. Chciał, żeby była szczęśliwa, a on nie potrafił zapewnić jej szczęścia.
– Betty Fay nie powiedziała ci, że to ja. Nie podała ci mojego imienia. A poza tym dlaczego pierścionek nie doprowadził cię do mnie, gdy tylko go dostałaś?
– Babcia nie podała mi żadnego imienia. A cztery lata temu, gdy go dostałam, ty byłeś żonaty! Doprowadził mnie do ciebie najwcześniej, jak to było możliwe.
– Przyznaję, że to niezwykłe, a nawet że coś w tym jest, ale to naprawdę nie znaczy, że jesteśmy sobie przeznaczeni. – Nie potrafił się opanować i jego dłonie przesuwały się w delikatnej pieszczocie po jej plecach. Tak miło znów czuć jedwabistą gładkość jej skóry. – Wcale z tego wszystkiego nie wynika, że mamy szansę na miłość tak wielką, jak miłość naszych dziadków.
Jego słowa były niczym policzek. Znów okazała się skończoną idiotką. To, że ona go kocha, nie znaczy, że on kochają.
– Przepraszam cię, posunęłam się za daleko. Moja wiara w to, że mnie pokochasz tylko dlatego, że ja cię kocham, była szczytem naiwności. – Starała się ukryć swój ból. – Nie powinnam mówić tego, co powiedziałam. Postawiłam cię w niezręcznej sytuacji, naprawdę mi przykro. – Spuściła wzrok.
Hayden czuł się strasznie. Tak bardzo nie chciał jej skrzywdzić. Oczywiście, zależało mu na niej, ale nie mógł jej pokochać, bo...
– Claudio... – przerwał zaskoczony.
– Proszę – powiedziała, ściągając z palca pierścionek i podając mu go na wyciągniętej dłoni. – Weź go. Mnie już się nie przyda, zresztą należał do twojego dziadka. Żegnaj, Hayden. – Chwyciła torbę i pospiesznie wyszła z kajuty. Hayden zdmuchnął świecę, zebrał leżące na stoliku pamiątki i wybiegł za nią. Była w połowie przystani, gdy ją dogonił.
– Wróćmy do domu, Claudio – poprosił. – Nie powinniśmy tak tego kończyć, porozmawiajmy jeszcze.
– O czym chcesz rozmawiać? Wszystko już zostało powiedziane.
– Claudia nawet się nie zatrzymała.
Hayden czuł jednak, że to nieprawda. Doszli do miejsca, gdzie zaparkowali wcześniej samochód.
– Masz swoje życie, a ja mam swoje. Nie ma o czym mówić. – Spojrzała na niego. – A jeśli chodzi o pierścionek... to myślę, że nasi dziadkowie z jakichś powodów chcieli, byśmy poznali prawdę. To koniec historii, powinieneś czuć ulgę.
– Ulgę? O czym ty mówisz? Przed chwilą powiedziałaś, że mnie kochasz, a teraz zachowujesz się, jakbyśmy rozmawiali o pogodzie! – wykrzyknął.
– Myślę, że komunikat o pogodzie bardziej by cię zainteresował niż moje uczucia – mruknęła. – Zresztą spróbujmy: temperatura około trzydziestu stopni, wilgotność osiemdziesiąt procent, ciśnienie spada, niebo na ogół bezchmurne, tylko na zachodzie gromadzą się...
Reszty nie zdążyła powiedzieć, gdyż Hayden zachłannie zaczął
całować jej usta. Z początku walczyła, zaciskając wargi, po chwili jednak dalszy opór stracił wszelki sens. Pragnęła go tak bardzo, że samą ją to zdumiało. Westchnęła, po czym zarzuciła mu ręce na szyję i przywarta do niego z całych sił. Hayden całował ją tak długo i z taką namiętnością, że wreszcie zabrakło mu tchu.
– Czy wiesz, jak długo czekałem na tę chwilę? Jak bardzo pragnąłem cię takiej? – szeptał, nie przestając obsypywać pocałunkami jej szyi, uszu, ust. – Och Claudio, zapomnij wreszcie o wizjach, o pierścionku i o przeznaczeniu. Tamtych rzeczy nie ma! To jest realne!
– Ja też cię pragnę, Hayden. Być może masz rację. Może powinnam przyjąć to, co mi możesz dać, co niesie bieżąca chwila i cieszyć się, dopóki ta chwila jeszcze trwa.
Jej słowa podziałały na niego jak zimny prysznic. Szybko wyzwolił się z jej ramion.
– Wsiądźmy do auta, zanim zdecyduję się skorzystać z twojej propozycji.
Claudia nie zareagowała na to najmniejszym choćby ruchem.
– A czy to byłoby takie złe? Niemal wepchnął ją do środka.
– Dla kogoś takiego jak ty? Na pewno.
Zamknął drzwi samochodu, wrzucił do bagażnika jej torbę. Stosik listów i dziennik dziadka wrzucił do przegródki między siedzeniami. Claudia ze smutkiem spojrzała na pożółkłe koperty i wytartą okładkę pamiętnika. Nie taką przyszłość wymarzyli dla nich William i Betty. Ale marzenia nie zawsze się spełniają, ich życie także ułożyło się inaczej, niż to sobie zaplanowali.
– Możesz mnie zostawić w motelu w Victorii, stamtąd chyba też są loty do Fort Worth – powiedziała.
– Nie ma mowy. Z Victorii latają tylko do niewielu miejsc, musiałabyś się przesiadać. Poza tym obawiam się, że te linie nie spełniają podwyższonych ostatnio standardów bezpieczeństwa.
Nie mogła na niego spojrzeć, byłoby to zbyt bolesne. Za oknami znikała przystań jachtowa w Port O’Connor. Nigdy już nie pożegluje na Gwiezdnym Pyle, nie zobaczy Haydena stojącego za sterem, silnego, pewnie prowadzącego swój jacht. Nigdy nie zobaczy jego rozwianych na wietrze włosów...
– Nie szkodzi – odparła łamiącym się głosem. – A te kilka rzeczy, które zostały u ciebie, możesz mi po prostu wysłać pocztą.
– Nie ma mowy. Jedziemy do mnie – odpowiedział stanowczo.
– Nie chcę ci robić kłopotów – szepnęła.
– Szkoda, że nie pomyślałaś o tym, zanim przyjechałaś do południowego Teksasu – prychnął.
– Ja też żałuję, Hayden.
Gdy następnego ranka weszła do kuchni, Hayden właśnie przygotowywał śniadanie. Spojrzał na nią spod oka. Ubrana była w lnianą, beżową sukienkę, włosy związała w luźny węzeł, w uszach miała duże, złote kółka. Jej blada, zmęczona twarz wydała się Haydenowi najpiękniejsza na świecie. Zastanawiał się, jak to możliwe, że kiedykolwiek chciał jej pozwolić odejść.
– Dzień dobry – powitał ją. – Przygotowałem właśnie śniadanie dla dwojga.
Jeszcze wczoraj przywitałaby go uśmiechem, lecz dziś skinęła tylko głową.
– Dziękuję, nawet jestem głodna – odparła chłodno. – Poza tym przede mną długa podróż, myślę, że rzeczywiście trzeba coś zjeść.
Hayden wiedział, że nie powinien okazywać, jak bardzo ten jej chłód go porusza. Odwrócił się do patelni, na której smażył bekon.
– Kawa jest już gotowa – powiedział spokojnie.
Claudia podeszła do kredensu, wyjęła filiżankę, nalała sobie kawy, później mleka i usiadła przy drugim końcu stołu. Zrobiło mu się jeszcze bardziej przykro, że wyraźnie starała się trzymać od niego jak najdalej. No cóż, zbyt łatwo przez tych kilka dni przyzwyczaił się do jej towarzystwa. Zaczął nawet się obawiać, że mogłaby się stać jego obsesją. Nigdy nie było mu dość jej dotyku, słuchania głosu, patrzenia na jej uśmiech. I to wszystko ma się dziś skończyć. Chyba że zdarzy się cud. Ale Hayden nie wierzył w cuda.
Gdy jajka na bekonie były już gotowe, przełożył je na talerze i postawił na stoliku przy oknie.
– Wyglądają bardzo apetycznie – skomentowała Claudia. – Jesteś naprawdę bardzo gościnnym gospodarzem.
– Dziękuję – odparł.
Wcale nie czuł się gospodarzem, a jej nie traktował jak gościa. Była częścią jego życia, częścią tego domu. Bez niej już nic nie będzie miało właściwego znaczenia ani wymiaru. A jednak chwila rozstania nieubłaganie się zbliżała.
Usiadł naprzeciwko niej, upił łyk kawy, a potem polał jajka taką ilością sosu tabasco, że zmieniły kolor na pomarańczowy. Miał nadzieję, że ostra przyprawa wyrwie go z letargu, dzięki czemu zdoła zatrzymać bieg zdarzeń i nie dopuści do wyjazdu Claudii.
– Dzwoniłam już na lotnisko, samolot mam za dziesięć jedenasta – powiedziała. – Zdążysz odwieźć mnie do San Antonio? Nie marnowała czasu, pomyślał, wkładając kęs pikantnej jajecznicy do ust.
Spojrzał na Claudię i od razu tego pożałował. Smutek w jej oczach dokładnie odpowiadał temu, co działo się w jego duszy.
– Jeśli wyjedziemy zaraz po śniadaniu, to będziesz na lotnisku godzinę przed odlotem – powiedział.
Claudia skinęła głową i spuściła wzrok na talerz.
– Posłuchaj, nie musisz wyjeżdżać. – Hayden czuł, że musi coś zrobić, bo czasu było coraz mniej. – Możesz zostać tu dłużej... jeśli oczywiście chcesz.
– Nie, Hayden. – W jej oczach zakręciły się łzy. – Lepiej będzie, jeśli już dziś pojadę do domu.
Dom. Wracała do domu. Dlaczego, u diabła, nazywała Fort Worth swoim domem? Mieszkała tam przecież sama. To prawda, miała rodziców, ale nie było tam mężczyzny, który by ją kochał i pragnął stworzyć z nią własny, prawdziwy dom. Nie było tam mężczyzny, z którym mogłaby spędzić życie.
– Ale dlaczego?
Stłamsiła żal i łzy, które ściskały jej gardło.
– Przecież dobrze wiesz, dlaczego – odpowiedziała cicho.
Znów pochyliła głowę nad talerzem. Hayden przyglądał się jej lśniącym włosom, oliwkowej, gładkiej skórze i wilgotnym ustom. Co go powstrzymywało przed romansem z nią? Była piękna i pociągająca. Dlaczego po prostu nie wziął jej w ramiona i nie zaniósł prosto do łóżka?
Dlatego że ona oczekiwała czegoś więcej niż tylko seksu, i gdyby jej tego nie dał, z pewnością odeszłaby. Hayden wiedział, że woli jej nie mieć, niż kiedyś ją stracić. – Położyłem listy twojej babki na stoliku w salonie. Nie zapomnij ich zabrać przed wyjazdem – szepnął.
– Myślę, że nie mam prawa do tych listów – powiedziała zduszonym głosem. – Należały do twojego dziadka, więc teraz należą do ciebie.
– Pisał je do twojej babki, więc niech będą u ciebie – odparł. – Ja zatrzymam dziennik i pierścionek, jeśli nadal tego chcesz.
– Tak, zatrzymaj go. Już nigdy w życiu bym go nie założyła. Nie zniosłabym, gdybym znów zobaczyła twarz twojego dziadka.
Ostanie słowa powiedziała prawie szeptem, jakby głos nie mógł wydobyć się ze zduszonego gardła.
– Claudio. – Próbował wziąć ją za rękę, ale zerwała się z krzesła i skierowała do drzwi.
– Pójdę się spakować.
– A śniadanie?
– Dziękuję, już skończyłam. – I pospiesznie wyszła z kuchni.
Po jej wyjściu Hayden bezmyślnie grzebał widelcem w talerzu.
Rzeczywiście skończyła. Nie tylko ze śniadaniem, ale i z nim. Teraz pozostało mu tylko patrzeć, jak odchodzi z jego życia.
Tydzień później Claudia pojechała odwiedzić swoich rodziców. Matka przygotowywała właśnie w kuchni sałatkę z krewetek.
– Cześć, mamo!
Marsha uśmiechnęła się radośnie.
– Cześć, kochanie, bardzo się cieszę, że przyszłaś – powiedziała ciepło. – Tata pojechał na ryby i w domu jest bardzo pusto.
Claudia stanęła koło matki, wzięła kawałek rzodkiewki i zaczęła chrupać.
– Może więc powinnaś znaleźć sobie pracę na pół etatu, żeby częściej wychodzić z domu.
– Och, nie. Nie nudzę się aż tak bardzo – roześmiała się Marsha. Spojrzała badawczo na córkę. – Strasznie schudłaś, czy ty w ogóle coś jesz? – zapytała z troską w głosie.
– Są straszne upały, nie chce mi się jeść.
– Dawniej też były upały, a jednak nie chudłaś tak bardzo.
– Dużo zaszło w moim życiu – odparła Claudia. – Dowiedziałam się, że babcia była szaleńczo zakochana w innym mężczyźnie niż dziadek... To naprawdę było dla mnie szokiem.
Marsha westchnęła i przez chwilę mieszała sos do sałatki.
– Masz rację, na nas wszystkich zrobiło to wrażenie – przyznała. – Ale przecież to się działo, zanim poznała swego męża. Z jej listów wynika, że nigdy więcej nie spotkała się z Williamem, więc nie oszukiwała ani nie zdradzała dziadka.
– Fizycznie nie – odpowiedziała Claudia.
– A jest jakiś inny rodzaj zdrady? – Marsha spojrzała zdziwiona na córkę.
– Mamo! Można zdradzać emocjonalnie, duchowo! – zawołała. – Pomyśl, gdyby tata przez cały czas trwania waszego małżeństwa myślał o innej kobiecie, to jakbyś się czuła?
– Masz rację, kochanie. – Na twarzy Marshy pojawił się wyraz pełnego zrozumienia. – Masz rację, to okropne. Może nawet gorsze od tego, co zrobił ci Tony. Och, przepraszam! – Chwyciła córkę za rękę. – Nie powinnam tego mówić, nie chciałam cię zranić. Nie pomyślałam, że to wciąż bolesne wspomnienie...
Matka nawet pewnie się nie domyśla, jak bardzo Claudia ma rację. Romanse Tony'ego raniły ją, ale to nic w porównaniu z tym, jak się czuła, gdy Hayden odrzucił jej miłość. Przez cały tydzień próbowała o nim zapomnieć, wmawiała sobie, że bez niego też sobie radzi, ale nie udało jej się przekonać serca.
– Nie przepraszaj, mamo – powiedziała spokojnie. – Tak naprawdę niewierność Tony'ego nie sprawia mi już bólu.
Marsha spojrzała na córkę uważnie.
– Chyba naprawdę już o nim zapomniałaś – stwierdziła.
– Tak, cieszę się, że nie wyszłam za niego. To nie był dla mnie odpowiedni mężczyzna.
– Ale dlaczego ciągle wyglądasz, jakbyś nie była szczęśliwa?
Wyjaśniłaś przecież, co się kryło za tymi wizjami, chyba już cię nie prześladują?
– Nie mam wizji i nie będę już ich miała. Pozbyłam się pierścionka.
– A, pierścionek. Wiesz, oboje z tatą byliśmy zdziwieni, że zostawiłaś go Haydenowi Bedfordowi. W końcu to był prezent od babci, zawsze tyle dla ciebie znaczył.
Claudia ścisnęła w dłoni widelec. Przez chwilę stała bez ruchu.
– Już nie jest dla mnie taki ważny. Zawsze uważałam, że to symbol miłości – powiedziała z wysiłkiem. – Okazało się jednak, że wcale tak nie jest.
Marsha oparła się o kredens i spojrzała na córkę.
– Jak możesz mówić coś takiego?! I to teraz, kiedy wiemy o miłości Berty Fay i Williama, a także o tym, że ofiarował jej ten pierścionek jako dowód miłości i symbol jej wiecznego trwania?
Claudia zaczęła nerwowo poprawiać słomiane serwetki leżące na stole. No cóż, potrafiła wyobrazić sobie coś znacznie lepszego i piękniejszego niż niespełniona miłość – była to miłość szczęśliwa. Nie powiedziała jednak matce, że zakochała się w Haydenie i ofiarowała mu swoje uczucie, a on je odrzucił.
– Ten pierścionek sprowadził na mnie masę nieszczęść, o których chciałabym jak najszybciej zapomnieć – powiedziała z goryczą.
Marsha odsunęła miseczkę z sałatką i podeszła do córki. Objęła ją ramieniem i przytuliła.
– Więc powiem ci, że tata tak naprawdę cieszył się, że pozbyłaś się tego pierścionka. Bał się, czy nie pokieruje cię w niewłaściwą stronę. – Marsha machnęła ręką. – Na próżno mówiłam mu, że jesteś rozsądna i nie zrobisz żadnego głupstwa.
Tak, pomyślała ponuro Claudia. Jestem nudnym, racjonalnie myślącym typem naukowca. Nikomu nie przyszłoby do głowy, iż mogę pragnąć, by mężczyzna wziął mnie w ramiona i namiętnie się ze mną kochał. Nawet rodzice nie wiedzieli o tym, że kariera zawodowa to nie wszystko, że ich córka marzy o mężu i dzieciach. Że bez swojej własnej rodziny nigdy nie będzie szczęśliwa.
Teraz, kiedy zakochała się bez wzajemności w Haydenie, wizja szczęścia rodzinnego odpłynęła w siną dal. Claudia nie potrafiłaby postąpić tak jak Berty Fay i poślubić innego mężczyzny.
– Skończyłaś już sałatkę, mamo? Zrobiłam się głodna – powiedziała, żeby rozwiać ponure myśli.
– Już kończę, kochanie – odparła Marsha. – Przygotuj mrożoną herbatę i dołóż jeszcze jedno nakrycie.
– Spodziewasz się kogoś na kolacji?
Zanim Marsha zdążyła odpowiedzieć, do kuchni weszła Liz. W dłoniach trzymała jakieś naczynie owinięte w aluminiową folię.
– Liz! – Claudia podbiegła i ze łzami w oczach uściskała przyjaciółkę. – Co ty tutaj robisz?
– Twoja mama mnie zaprosiła. Uważała, że powinnaś się trochę pośmiać i pożartować – powiedziała. – A jak wiesz, do śmiechu to ja jestem pierwsza.
– Tak się cieszę, że przyszłaś! – zawołała Claudia. Spojrzała ciepło na matkę. – Ale mi zrobiłaś niespodziankę!
– Czasem udaje mi się trzymać język za zębami. Przez następną godzinę siedziały wszystkie trzy przy stole i gawędziły wesoło, a gdy Marsha poszła spać, dziewczyny wyszły do ogrodu i usiadły na tarasie.
– No dobrze, teraz, kiedy twoja mama nie słyszy, powiem ci, że wyglądasz fatalnie! Dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś? – Liz patrzyła na Claudię z niepokojem.
– Nie byłam w nastroju, żeby z kimkolwiek rozmawiać – westchnęła Claudia. – To pierwszy wieczór od przyjazdu do Fort Worth, który spędzam poza domem.
Liz ciągle potrząsała rudą głową.
– Wystukanie kilku numerków na tarczy nie jest skomplikowanym zadaniem. Po prostu nie chciałaś. Twoja mama powiedziała mi o Williamie Bedfordzie i o tym, że znalazłaś listy babci. I o tym, że zostawiłaś pierścionek z opalem Haydenowi.
– To prawda, oddałam mu pierścionek – przytaknęła lakonicznie Claudia.
– Twoja babcia pewnie się przewraca w grobie.
– Nie sądzę. Może być nawet zadowolona, że wnuk jej ukochanego ma ten pierścionek.
– Ależ ona chciała, żebyś to ty go nosiła! Miał ci pomóc znaleźć prawdziwą miłość!
Claudia poczuła, że za chwilę pęknie jej serce. Co gorsza nie wyobrażała sobie, by cokolwiek mogło uśmierzyć jej ból. Jeśli w ten sposób przeżywa się prawdziwą miłość, to wolałaby nigdy jej nie znaleźć!
– To tylko taka romantyczna paplanina babci. Tak naprawdę żadna z nas w to nie wierzy.
Liz znów potrząsnęła rudą czupryną.
– Nie wrzucaj nas do jednego worka. Wiesz przecież, że nie jestem taką racjonalistką jak ty. Zresztą, o czym my mówimy? Jeśli dobrze pamiętam, nie wierzyłaś w to, że historia z pierścionkiem ma jakikolwiek sens, a mimo to poleciałaś do południowego Teksasu. Skąd zatem możesz wiedzieć, że nie wskaże ci twojej duchowej drugiej połowy? Przecież dzięki niemu dowiedziałaś się o miłości babci? Zaraz, zaraz... – Oczy Liz zrobiły się nagle wielkie jak spodki. – A może on ci już wskazał twoją miłość? Może dlatego tak źle wyglądasz? – Myśli Liz biegły teraz w zawrotnym tempie. – Oczywiście! Zakochałaś się w Haydenie Bedfordzie! Claudia otworzyła usta, chcąc zaprzeczyć, ale nie zdołała wykrztusić słowa.
– Opowiedz mi o nim – zażądała Liz, widząc, że się nie pomyliła.
– Nie ma nic do opowiadania, Liz. Oprócz tego, że znów zrobiłam z siebie idiotkę. – Claudia smętnie spuściła wzrok.
Liz zrobiło się strasznie żal przyjaciółki.
– Jest aż tak źle? – Pogłaskała dłoń Claudii.
– Nigdy w życiu nie byłam równie nieszczęśliwa. Nie powinnam wtedy wkładać tego pierścionka. Zwłaszcza kiedy przekonałam się, że rzeczywiście wywołuje wizje.
– Czuję się winna – stwierdziła ponuro Liz. – Bo to ja namówiłam cię do odnalezienia tego mężczyzny. Zresztą, prawdę mówiąc, miałam nadzieję, że gdy go spotkasz, od razu się w nim zakochasz.
Może nie od razu, ale się zakochałam, pomyślała Claudia. Tyle tylko, że w niewłaściwym człowieku. W mężczyźnie, który nigdy nie odwzajemni mojego uczucia.
– To było niemożliwe – stwierdziła Claudia. – Mężczyzna, który mi się ukazywał, nie żyje.
– Brrr, to takie dziwne, że widywałaś ducha.
– To nie był duch. – Claudia potrząsnęła głową. – William był... – zawahała się, nie bardzo wiedząc, jak to wyjaśnić. – William ukazywał mi się po to, żeby nu o czymś powiedzieć. I w końcu to zrobił...
– Ciekawe, że ukazywał ci się jako młody człowiek.
– William całe życie kochał się w mojej babce, ale to prawda, że jego obraz pochodził z czasów, kiedy romans z Betty Fay był w pełnym rozkwicie.
– A co z Haydenem? – dopytywała się Liz. – Ta historia z pierścionkiem musiała na nim zrobić wrażenie.
– Myślał, że uknułam jakąś intrygę, że chcę go usidlić, by zdobyć jego pieniądze. W najlepszym razie, że ma do czynienia z wariatką.
Tak naprawdę do dziś nie rozumiem, dlaczego zatrzymał mnie tamtego pierwszego dnia i nie pozwolił mi opuścić San Antonio. Byłoby o wiele lepiej, gdybym od razu wyjechała.
– Taak? – Liz. nie wydawała się przekonana.
– Dziwi cię to? Przynajmniej tak bardzo by teraz nie bolało.
– Być może, ale nie rozwikłałabyś wtedy zagadki. A poza tym nie zakochałabyś się.
Twarz Claudii stężała.
– Aleja wcale nie chciałam się zakochać! – krzyknęła. Grymas na twarzy Liz świadczył, że najzwyczajniej w świecie nie wierzy przyjaciółce. – Masz rację, to nieprawda. Nie poznać nigdy Haydena to tak, jakby nigdy nie widzieć na niebie tęczy.
– Musisz go bardzo kochać.
– Nigdy tak nikogo nie kochałam, Liz – szepnęła Claudia. – Babcia miała rację, opal rzeczywiście pomógł mi znaleźć prawdziwą, wielką miłość. Jednego tylko Betty Fay nie przewidziała: że Hayden nie odwzajemni tego uczucia.
– Ale co tak naprawdę się stało?
– Tak naprawdę, to nic. – Claudia patrzyła na żywopłot rosnący wzdłuż płotu ogródka rodziców. – Ja go kocham, a on mnie nie.
Banalne, prawda?
– Gdy w grę wchodzi miłość, sprawy nigdy nie są banalne – zaoponowała Liz. – Powiedz mi, o co chodzi. Jest żonaty, czy co?
– Rozwiedziony. Jego żona nie była mu wierna i ich małżeństwo rozpadło się. On się chyba o to cały czas obwinia... W każdym razie nie chce być już z żadną kobietą. Od początku postawił sprawę jasno, tylko moje serce nie chciało tego słuchać.
– Serce kobiety rzadko kieruje się logiką. A poza tym nie mam wątpliwości, że jesteście sobie pisani. W przeciwnym razie historia waszych dziadków i jej przesłanie straciłyby sens.
– I ja tak myślałam, ale Hayden nie wierzy już w miłość. W krótkim czasie stracił oboje rodziców, a potem rozpadło się jego małżeństwo. Wszystko, co było dla niego najdroższe, zostało mu odebrane.
– Facet się po prostu boi. Tego, że mógłby cię kiedyś stracić. Nie można mieć o to do niego pretensji. Pewnie uważa, że nie zasługuje na rodzinę.
– Ja to wiem, Liz! Ale co z tego, skoro nie mogę o nim zapomnieć, skoro tu, w sercu, nie przestaje boleć.
– Zapomnieć o nim? Mowy nie ma! Nie wolno ci o nim zapomnieć! – zaprotestowała gwałtownie Liz. – Musisz do niego pojechać i przekonać go, ze się myli.
– O nie! To niemożliwe! Nie pojadę zobaczyć się z Haydenem.
Rozstanie na lotnisku w San Antonio było dla mnie najcięższą próbą w życiu. Drugi raz już nie dałabym rady.
– I tak cierpisz i jesteś nieszczęśliwa. Jaka to różnica?
– Przynajmniej nie upokorzy mnie po raz drugi.
– I nie pokocha cię.
Claudia zerwała się na równe nogi i zaczęła krążyć po werandzie jak tygrys w klatce.
– Jestem w Fort Worth od tygodnia i nawet nie zadzwonił. I powiem ci więcej – nigdy nie zadzwoni!
– W takim razie powinnaś się zastanowić, czy ten mężczyzna rzeczywiście jest dla ciebie taki ważny. Jeśli tak, przełknij dumę i natychmiast leć do San Antonio.
– Ale to nie jest kwestia dumy, Liz. Ja nie jestem femme fatale, tak jak ty. Jestem zwykłą, przeciętną kobietą i po prostu nie wiem, co mam zrobić w tej sytuacji.
– Chyba rzeczywiście ci rozum odebrało, Claudio. Ja nie jestem żadną femme fatale! Gdy chodzi o facetów, o miłość, jestem równie bezradna i przerażona jak ty!
Zaskoczona Claudia spojrzała na przyjaciółkę.
– Ale byłaś mężatką. Jesteś piękna i znasz swoją wartość. Faceci zawsze chcieli się z tobą umawiać.
Liz uśmiechnęła się Smutno.
– Potrafię sprawiać wrażenie pięknej i pewnej siebie, ale fakty są inne – moje małżeństwo się rozpadło. Widzisz więc, jaka ze mnie femme fatale. A randki wcale nie oznaczają, że łatwiej mi znaleźć prawdziwą miłość. – Ścisnęła ramię Claudii. – Wierz mi, miłość to bezcenny skarb. Niektórzy szukają jej przez cale życie i nie udaje im się, dlatego jeśli naprawdę kochasz tego człowieka, musisz dać tej miłości jeszcze jedną szansę.
Tylko czy potrafię? Rozstanie z Haydenem było dla mnie najboleśniejszym przeżyciem. Gdybym jeszcze raz zawiodła się, straciłabym wszelką nadzieję, że kiedykolwiek będę miała męża i rodzinę.
– Pomyślę o tym, Liz – obiecała.
– Ale nie zastanawiaj się zbyt długo. Trzeba kuć żelazo, póki gorące.
Trzysta kilometrów na zachód od San Antonio, na pustyni, gdzie Bedford Enterprise odkryło obiecujące złoże, Hayden odebrał telefon.
– Hayden Bedford, słucham.
– Mówi Lottie. Dzwonię, żeby się dowiedzieć, czy Tom z ekipą dotarł już na miejsce.
– Jeszcze nie, ale dzwonił przed chwilą i mówił, że będzie za mniej więcej pół godziny.
Zazwyczaj Hayden nie jeździł w miejsca próbnych wierceń, zostawiał to Tomowi, swojemu najbliższemu współpracownikowi. To złoże było jednak wyjątkowo obiecujące, a teren trudny, należało więc bardzo precyzyjnie przeanalizować opłacalność całego przedsięwzięcia.
– To dobrze – stwierdziła Lottie. – A co pan robi, panie Bedford?
Hayden westchnął. Lottie była idealną sekretarką, lecz czasami za bardzo starała mu się matkować.
– Siedzę na tej cholernej pustyni i nadzoruję pracę ludzi. A swoją drogą co ty robisz w biurze o tak późnej porze?
– Nie jestem w biurze, lecz w domu. A dzwonię, bo zaczęłam się o pana martwić. Dziś rano był pan jakiś nieswój. Czy coś się stało?
Hayden nie był sobą już od para dni, od kiedy pożegnał Claudię na lotnisku w San Antonio. Swoją drogą dziwne, że Lottie zauważyła to dopiero dziś.
– Nic się nie stało prócz tego, że na gwałt potrzebuję ludzi do pracy, i to dobrych.
– W dzisiejszej poczcie przyszło kilka ofert. Położyłam je na pańskim biurku, może ktoś się nada.
Zabębnił palcami o kierownicę dżipa. Słońce chyliło się ku zachodowi, przy dobrych wiatrach zajedzie do domu na pierwszą w nocy.
– Przejrzę je jutro.
– To nie zostaję pan tam na noc?
– Tu nie ma gdzie się zatrzymać, chyba że w San Angelo, ale to czterdzieści kilometrów stąd i nie na trasie. Poza tym jest parę spraw, które muszę załatwić rano w biurze.
– Ale powinien pan się porządnie wyspać, a do domu nie zajedzie pan przecież w godzinę.
– Zgadza się, zajmie mi to pewnie ze trzy, cztery godziny, a w dodatku jeszcze nie wyjeżdżam. – Hayden otarł rękawem pot z czoła.
Te dni spędzone z Claudią pokazały mu inną stronę życia. Praca, pieniądze, firma nigdy nie były jego jedynym celem. W każdym razie nie powinny być. A przecież po śmierci rodziców i odejściu Sandry pozwolił, by zdominowały jego życie. Ale czym miał wypełnić pustkę? Teraz jednak, gdy poznał Claudię, żałował, że nie posłuchał kiedyś rad Lottie i nie zatrudnił kogoś do pomocy w prowadzeniu firmy. Tom miał swoje zadania i nie można mu było dokładać nowych. Należało przemyśleć tę sprawę.
– Zawsze podejrzewałam, że pracuje pan na zawał, panie Bedford. Teraz jestem tego pewna. Dlaczego nie przejrzy pan na oczy i nie zrozumie wreszcie, że nie może pan prowadzić firmy sam?
Lottie chyba potrafi czytać w jego myślach.
– Nie wiem, Lottie. Nie mam teraz czasu zastanawiać się nad takimi rzeczami.
– Pan nigdy nie ma czasu zastanawiać się nad takimi rzeczami.
Ciekawe, kiedy pan wreszcie zrozumie, że najwyższa pora przemyśleć pewne rzeczy i podjąć właściwe decyzje. Oby tylko nie było za późno...
Hayden odsunął telefon od ucha, przyglądając mu się podejrzliwie. Lottie zawsze mówiła to, co myśli, a jednak nigdy wcześniej nie pozwalała sobie na taki ton.
– A co ja właściwie powinienem przemyśleć?
– Jak to co? Powinien pan postanowić, co zrobić z panią Westfield. Dobrze pan o tym wie.
Na wspomnienie Claudii zamknął oczy. Tak naprawdę prawie cały ten czas o niej myślał. To bolało, ale nie potrafił zapomnieć.
– Po tym, co zrobiła mi Sandra, miałbym walczyć o kobietę? Do licha, Lottie, czy jestem masochistą?
W tym momencie starsza pani zaklęła siarczyście, aż mu sczerwieniało ucho.
– Przecież nie może pan reszty życia spędzić w celibacie, tylko dlatego, że kiedyś związał się pan z niewłaściwą kobietą!
– Jeśli to cię interesuje, nie żyję w celibacie.
– Hayden, nie zdoła mnie pan oszukać, tak jak nie zdołałby pan oszukać własnej matki. Przez ostatnie trzy lata nie miałam klapek na oczach i widziałam, że był pan zimny jak Alaska i Syberia razem wzięte. Julia Roberts mogłaby wejść do biura i nie zwróciłby pan na nią uwagi. I dlatego, gdy zjawiła się pani Westfield...
– Zapomnij o Claudii. Wyjechała do domu i nic nie mogę z tym zrobić. Natomiast mogę coś zrobić z tobą, jeśli nie przestaniesz wtykać nosa w moje życie prywatne. Mam na myśli wyrzucenie cię z pracy!
Lottie roześmiała się na cały głos.
– W życie prywatne? Pan nie ma życia prywatnego, panie Bedford – stwierdziła i odłożyła słuchawkę.
No nie! Jego własna sekretarka w ten sposób skończyła rozmowę! Należało natychmiast zareagować. I te osobiste wycieczki... Wziął komórkę i wystukał domowy numer Lottie, a gdy odebrała, warknął:
– Lottie, co to wszystko ma znaczyć? Starsza pani westchnęła.
– Może mi pan wierzyć lub nie, ale staram się panu pomóc. A poza tym najwyższy czas, żeby się pan o czymś dowiedział.
– O czym ty mówisz?
– Niedługo potem, jak zaczęłam pracę u pana dziadka, zlecił mi zadanie, którego charakter określił jako... osobisty. – Lottie na moment się zawahała. – Miałam zbierać informacje na temat pewnej kobiety.
Nazywała się Betty Fay Westfield. I zbierałam te informacje aż do jego śmierci. Teczkę z materiałami na jej temat mam w szufladzie w biurze.
Po tym, czego się dowiedział w ostatnich dniach, nic nie powinno go zaskoczyć, a jednak tak się stało. William przez całe życie interesował się sprawami Betty Fay, a to znaczyło, że zawsze ją kochał.
– Chcesz powiedzieć, że od samego początku wiedziałaś, kim jest Claudia Westfield?
– Tak. W pierwszej chwili nie chciałam jej nawet umówić na spotkanie z panem. Bałam się, że będzie grzebać w przeszłości. Potem jednak zrozumiałam, że jeśli będzie chciała się z panem zobaczyć, to i tak to zrobi. A teraz nie żałuję, że was umówiłam. Uważam, że wszystko, co się potem zdarzyło, zdarzyło się właśnie dlatego, że jesteście sobie przeznaczeni.
Zaległa długa cisza, w czasie której Hayden próbował wszystko jakoś sobie poukładać. W końcu jęknął:
– Błagam cię, Lottie. Chociaż ty mi tego oszczędź.
– Panie Bedford...
– Muszę kończyć, Tom właśnie przyjechał. O tych materiałach porozmawiamy później.
Rozłączył się, czując ulgę, że nie musi dłużej ciągnąć tego tematu. Wysiadł z auta i ruszył w kierunku Toma. Przed paroma minutami myślał, że powinien mniej pracować. Mylił się. Potrzeba mu było jeszcze więcej pracy. Bardzo dużo pracy. W przeciwnym razie pustka, jaka powstała w jego życiu po wyjeździe Claudii, stanie się nie do zniesienia.
Siedem godzin później Hayden był już w domu. Wziął szybki prysznic, zapalił nocną lampkę i usiadł na łóżku. Był strasznie zmęczony, a jednak czuł, że nawet najdłuższy sennie pomoże. Od wyjazdu Claudii żył w niesamowitym napięciu, tak silnym, że zaczął się zastanawiać, jak długo zdoła to jeszcze wytrzymać. Lottie miała rację w co najmniej jednej sprawie. Rzeczywiście, żył jak mnich, próbując zapomnieć o potrzebach ciała. Aż tu nagle zjawiła się Claudia i w jakiś niepojęty sposób wyrwała go z tego letargu. Nie mógł przestać o niej myśleć, nie potrafił też wyrzucić jej z serca.
Westchnął ciężko. Jego spojrzenie spoczęło na dzienniku dziadka leżącym na stoliku pod lampką. Tuż obok lśnił opal. Ciekawe, czy Claudii brakuje pierścionka? A może jest zadowolona, że się go pozbyła, że pozbyła się mnie? Wziął klejnot do rąk. Nadal trudno mu było uwierzyć, że ten nieduży kamień spowodował tak wielkie zmiany w jego życiu. To z jego powodu pojawiła się Claudia i za jego sprawą wróciła, wprawdzie tylko na moment, nadzieja, że będzie jeszcze kochał. Przez chwilę wierzył, że będzie miał rodzinę, żonę i dzieci. Ale Claudia nie zdołała go przekonać, że to naprawdę możliwe. I dlatego pozwolił jej odejść.
Na co ty czekasz, Hayden, przemówił wewnętrzny głos. Na grom z jasnego nieba czy na to, że tym razem tobie ukaże się William albo Berty Fay i przemówi do ciebie? Jakich dowodów potrzebujesz, by uwierzyć, że to, co czujesz do Claudii, i to co ona do ciebie czuje, to autentyczna, prawdziwa miłość, która trwać będzie zawsze?
Hayden zaklął w duchu, usiłując zagłuszyć wewnętrzny głos, i wziął do rąk dziennik Williama. Dziadek ofiarował pierścionek z opalem kobiecie, którą najpierw pokochał, a potem stracił. Z tego co pisał, wynikało, że Betty Fay podarowała mu w tym samym czasie zegarek. Ciekawe, co się z nim stało. Czy jeszcze był na chodzie? A może podobnie jak klejnot wywoływał u swego posiadacza niespodziewane wizje? Kiedy pochylił się, żeby odłożyć dziennik, nagle ukazał mu się obraz. Tak, Hayden miał wizję! Zobaczył, gdzie jest zegarek dziadka.
Zerwał się z łóżka i co sił w nogach pognał do gabinetu. Na półce z pamiątkami po dziadku, obok jego fotografii, stał drewniany model żaglówki, który Hayden podarował w dzieciństwie Williamowi na urodziny. Mimo że nie przypominał Gwiezdnego Pyłu, taką właśnie nazwę miał wymalowaną na burcie. Po latach William oddał mu model i poprosił, żeby wnuk nigdy go nie wyrzucił, nawet po jego śmierci. Haydenowi wydało się to wtedy zbyt sentymentalne, ale że miniaturowa żaglówka była symbolem ich wspólnej pasji, postanowił dotrzymać słowa. Teraz nareszcie zrozumiał, skąd ii dziadka wzięła się słabość do tej zabawki.
Sięgnął po nóż, po czym delikatnie odciął pokład od kadłuba.
– Piekło i szatani!
Na dnie leżało zawiniątko. Drżącymi rękoma rozwinął chusteczkę i wyjął srebrny zegarek. Na kopercie wygrawerowane były proste słowa:
Billowi, mojemu najdroższemu na zawsze, Betty Fay, 1943.
Czując się tak, jakby go ktoś rzucił na kolana, Hayden opadł na fotel i spojrzał na zdjęcie dziadka.
– Chciałeś, bym go kiedyś znalazł, prawda? – szepnął olśniony. – Chcesz mi powiedzieć, że Claudia jest moją jedyną prawdziwą miłością, tak jak Betty Fay była twoją?
Dziadek milczał, ale to nic. Hayden po raz pierwszy w życiu słuchał głosu swego serca.
Torba była już spakowana. Claudia spojrzała na telefon. Pozostało tylko zadzwonić na lotnisko i wkrótce znów będzie w drodze do San Antonio. W drodze do Haydena. Liz miała rację. Nawet jeśli ten związek był jednostronny, musiała spróbować przekonać Haydena, żeby dał im szansę. Ale nie wystarczy chcieć coś zrobić. Tymczasem ilekroć podchodziła do aparatu, miała wrażenie, że aparat zamienia się w jadowitego węża.
– Telefony nie gryzą, ty wariatko – przemówiła do siebie głośno. Ale Hayden gryzie, odpowiadał wyjątkowo złośliwy demon.
Na próżno starła się go pokonać, wreszcie padła na łóżko i ukryła twarz w dłoniach. Przecież z tego, że ona nie może bez niego żyć, wcale nie wynikało, że on również tęskni za nią. Być może poczuł ulgę, że zagadka została rozwiązana, i wcale już o niej nie myśli? Być może Hayden świetnie się bawi, co rano wesoło pogwizdując sobie przy goleniu?
Zacisnęła powieki i starała się odpędzić wspomnienie wspólnego śniadania przy stoliku w jego kuchni. Starała się nie pamiętać jego opalonej twarzy, muskularnego ciała rozciągniętego na plaży na wyspie. A przede wszystkim starała się ze wszystkich sił wyrzucić z pamięci pocałunki. Ale wszystko, co się łączyło z Haydenem, zbyt mocno wbiło się w jej serce, duszę i pamięć, by można było o tym zapomnieć. Nie miała wyboru; nie potrafiła zapomnieć. Zbyt wiele dla niej znaczył. I dlatego nie mogła pozwolić, by przepadła szansa na ich wspólne szczęście. Musiała go w jakiś sposób przekonać, że pierścionek nie zetknął ich ze sobą przypadkiem, że mieli spędzić ze sobą resztę życia. W przypływie odwagi zerwała się na równe nogi i chwyciła za telefon. Szybko wystukała numer lotniska. W tej samej chwili rozległo się pukanie do drzwi i słuchawka wypadła jej z rąk.
– Los nie jest dla mnie łaskawy – mruknęła.
– Już idę, chwileczkę! – zawołała, biegnąc w stronę drzwi. Na wszelki wypadek spojrzała przez wizjer, ale nie dostrzegła nikogo.
– Kto tam? – zapytała.
– To ja, Hayden.
Hayden? Co on robi w Fort Worth? Trzęsącymi się rękoma otworzyła drzwi.
– Witaj, Claudio.
Stała jak zaczarowana. Hayden miał na sobie białą koszulę, dżinsy i kowbojskie buty. Ale nawet gdyby ubrany był w brudny od smaru kombinezon, dla niej byłby to najwspanialszy widok na świcie.
– Co tutaj robisz? – wyjąkała.
– Jeśli nie masz nic przeciwko temu, wolałbym nie wyjaśniać tego na progu. – Lekko pochylił głowę w jej stronę.
Była zbyt przejęta, by moc cokolwiek odpowiedzieć. Po prostu otworzyła szerzej drzwi i wpuściła go do środka. Gdy przechodził obok, nogi zrobiły jej się miękkie jak z waty. Niezwykłym wyczynem było dojście do salonu.
– Myślałam... – zaczęła.
– Wiem – przerwał jej, po czym też zamilkł.
Stali naprzeciw siebie w milczeniu. Serce Claudii, które już na sam jego widok przyspieszyło swój rytm, waliło teraz jak oszalałe. W końcu pierwszy odezwał się Hayden:
– Wiem, że powinienem wcześniej zadzwonić, ale nie chciałem dawać ci czasu na przygotowanie się – powiedział bez ogródek.
– Przygotowanie się? Do czego?
– Do tego, żeby mnie wyrzucić. – Wzruszył ramionami, jakby to była najbardziej oczywista odpowiedź na świecie.
– Dlaczego, na Boga, miałabym chcieć to zrobić?! Jej niewinne pytanie spowodowało, że wreszcie się uśmiechnął. Powinien wiedzieć, że Claudia jest szczera, że nie potrafi grać. Zrobił krok w jej stronę.
– Bo cię skrzywdziłem – odpowiedział cicho.
– Owszem, skrzywdziłeś mnie – przyznała. – Ale nie zrobiłeś tego umyślnie. To zresztą także i moja wina. Nie powinnam oczekiwać, że będziesz chciał tego samego co ja, zwłaszcza po tak krótkiej znajomości.
Zbliżył się do niej jeszcze bardziej i położył jej ręce na ramionach.
– Powiedz, Claudio, o czym mówisz. Czego ty chciałaś, a ja nie?
Przez głowę Claudii myśli przebiegały jak błyskawice. To, że się zjawił, nie znaczyło wcale, że przejrzał, że też coś do niej czuje. A jednak patrzył na nią w taki sposób, że pragnęła tylko wpaść mu w ramiona i nie pozwolić już nigdy więcej odejść.
– Myślę, że wiesz, co do ciebie czuję. – Uniosła głowę i spojrzała mu w oczy. – Jeśli przejechałeś taki kawał, by usłyszeć, że coś się zmieniło w moich uczuciach, to będziesz zawiedziony. Kocham cieczy tego chcesz, czy nie.
Ulga, którą poczuł po tych słowach, była tak ogromna, że aż jęknął. Wziął Claudię w ramiona i zaczął tulić niczym najcenniejszy skarb.
– Och, Claudio, przez całą drogę zastanawiałem się, czy w ogóle będziesz chciała na mnie patrzeć, czy jeszcze ci na mnie zależy. Tak się bałem, że przegapiłem swoją szansę... – wyszeptał.
Oszołomiona odchyliła głowę i spojrzała mu w twarz.
– Hayden, w dalszym ciągu nie wiem, dlaczego tu jesteś.
– Jestem tu z trzech powodów – odparł. Wziął jej twarz w dłonie i zajrzał głęboko w oczy. – Po pierwsze, chcę, żebyś mi wybaczyła.
– Co mam ci wybaczyć? To że mnie nie kochasz?
– Nie – potrząsnął głową. – To, że w San Antonio zabrakło mi odwagi, by powiedzieć ci, że cię kocham.
Na jej twarzy odmalowało się niedowierzanie. Hayden uśmiechnął się smutno.
– Wiem, pewnie powiesz, że moje wyznanie jest spóźnione. Ale bardzo się bałem. Wszystko, co wiązało się z pierścionkiem i twoimi wizjami, było takie dziwne, niesamowite. Sama wiesz, że trudno w to uwierzyć. Potem znaleźliśmy listy i dziennik i dowiedziałem się o miłości naszych dziadków. Niektórych rzeczy, tych najważniejszych, często nie potrafimy dostrzec...
– Takich jak miłość – dokończyła.
– Tak, takich jak miłość. W głębi duszy wiedziałem, że ona istnieje. Kochałem przecież moich rodziców i żonę. Jednak straciłem ich wszystkich i wraz z tym straciłem część siebie. Tę część, która wierzyła w miłość i w to, że można być szczęśliwym.
Objęła go. Jej serce przepełniały wiara i nadzieja.
– Co takiego się stało, że zrozumiałeś, iż jeszcze możesz kochać?
– To jest właśnie drugi powód, dla którego tu jestem. – Sięgnął do kieszeni dżinsów i wyciągnął zegarek.
Claudia zauważyła dedykację Betty Fay.
– To zegarek twojego dziadka! Moja babcia mu go dała? I teraz go znalazłeś?
Hayden skinął głową.
– Zeszłej nocy czułem się bardzo nieszczęśliwy i myślałem o tobie – powiedział. – Miałem w ręku pierścionek i nagle, nie wiem dlaczego, przypomniał mi się zegarek dziadka. Olśniło mnie...
Wiedziałem, gdzie on może być! Pierścionek mnie do niego zaprowadził. Przeczytaj dedykację na odwrocie – powiedział.
Zrobiła to, o co prosił, a gdy podniosła wzrok, oczy miała pełne łez.
– Och, Hayden! William i Betty tak bardzo się kochali, a jednak nie było im dane przeżyć życia razem. Nie pozwólmy, żeby to samo spotkało nas. – Oddała mu zegarek, a on włożył go na rękę.
– Nie chcę, by tak się stało. I to jest właśnie trzeci powód mojego przyjazdu.
– Trzeci?
– Tak, trzeci i najważniejszy. – Wziął głęboki oddech.
– Chcę, byś została moją żoną.
W jego błękitnych oczach było tyle miłości, że od razu mu uwierzyła. Jej wątpliwości nagle prysły jak bańka mydlana. Chociaż nie do końca.
– Przecież mówiłeś, że po rozwodzie z Sandrą nigdy się już nie ożenisz – przypomniała mu.
– Teraz wiem, że mój związek z Sandrą nie był prawdziwym małżeństwem. – Przytulił ją mocno. – Tak naprawdę łączyło nas tylko łóżko, a prawdziwa miłość to znacznie więcej. Nasi dziadkowie byli tego przykładem.
– Tak, myślę, że ich miłość nadal trwa – zgodziła się z nim. – Uważam nawet, że to oni nas połączyli.
– Parę dni temu uznałbym pewnie, że jesteś szalona, że postradałaś zmysły, ale dziś się z tobą zgadzam. – Przytulił policzek do jej policzka.
– Byłeś twardym orzechem do zgryzienia – przyznała.
– Długo nie dawałeś się przekonać.
– Muszę ci powiedzieć, że nawet po znalezieniu dziennika i listów nie mogłem jeszcze uwierzyć w to, co widziałem. Nie chciałem przyznać, że jakaś tajemnicza siła prowadzi nas do siebie – wyznał. – Nawet wtedy, gdy zacząłem się w tobie zakochiwać, starałem się temu zaprzeczyć, choć było to oczywiste.
W jej pięknych, brązowych oczach dostrzegł pełne zrozumienie i akceptację.
– Ja z początku też broniłam się przed przyznaniem, że pierścionek ma magiczną moc. W końcu mam doktorat, uczę młodzież racjonalnego myślenia. W moim świecie nie było miejsca dla takich zjawisk. Dopiero gdy pierścionek doprowadził mnie do ciebie, zrozumiałam, że to nie może być przypadek – uśmiechnęła się. – Zwłaszcza po tym, jak mnie pocałowałeś...
Położył palec wskazujący na jej miękkich wargach i pochylił głowę.
– Najwyższy czas, żebym to zrobił ponownie – wymruczał. I pocałował ją z całą miłością i namiętnością. Claudia oddała mu pocałunek, a czuła się szczęśliwa jak nigdy w życiu.
– Myślę, że powinniśmy jak najszybciej pojechać do urzędu. W Teksasie trzeba czekać aż dwa dni...
– Czy to znaczy, że pobieramy się natychmiast? – Jej oczy wypełniły się łzami szczęścia.
– Dlatego właśnie przyjechałem samochodem, a nie przyleciałem.
Musimy przecież spakować twoje rzeczy.
– Nagle zasępił się. – Claudio, wiem, jak ważna jest dla ciebie twoja praca... Może nie chcesz porzucać szkoły? Jeśli tak, to powiedz mi. – Patrzył na nią z niepokojem.
– Hayden, szkoły są również w San Antonio. A dzieci? Mam nadzieję, że wkrótce będziemy mieli kilkoro własnych – odpowiedziała bez wahania.
– Och, Claudio! Już myślałem, że nigdy nie będę miał rodziny. – Zanurzył twarz w jej włosach. – Wywróciłaś moje życie do góry nogami i jestem ci za to bardzo wdzięczny.
– I pomyśleć, że chciałam wyrzucić ten pierścionek... – westchnęła.
Hayden wyciągnął z kieszeni dżinsów pierścionek z opalem.
– Nie zdążyłem kupić ci zaręczynowego – przyznał się. – Czy w związku z tym ten się nada?
– Och, tak! – zawołała. – Nie wyobrażam sobie lepszego symbolu naszej miłości.
Delikatnie podniósł jej dłoń i wsunął klejnot na palec.
– Jak myślisz, czy znów w wizjach ujrzysz twarz mojego dziadka?
Potrząsnęła przecząco głową i wspięła się na palce, żeby pocałować go w policzek.
– Myślę, że William i Betty Fay wiedzą, że ich marzenie się spełniło i stało się to, co zaplanowali – powiedziała. – Pragnęli, żebyśmy byli razem. Teraz już wszystko zależy od nas. Nad resztą musimy sami popracować.
– Popracować? – Zdziwił się.
– Tak, najdroższy. Musimy popracować, żebyśmy za pięćdziesiąt lat byli tak samo szczęśliwi i tak samo się kochali jak w tej chwili – powiedziała poważnie.
– I ty to nazywasz pracą? Dla mnie to sama przyjemność! Naprawdę!
Późnym popołudniem Claudia i Hayden spacerowali po ogrodzie, trzymając się za ręce. Przez pięćdziesiąt lat stare dęby rozrosły się tak, że ich konary tworzyły jakby sklepienie, czyniąc zacienioną alejkę miejscem niemal zaczarowanym. Dalej, w ogrodzie, było głośno i wesoło. Na trawie ustawiono stoły, na drzewach rozwieszono girlandy, a pod domem, tym samym domem wśród wzgórz, grał zespół jazzowy.
– Wydaje mi się, że przyjęcie urodzinowe naszej wnuczki w pełni się udało. Gala jest taka szczęśliwa. – Hayden zwrócił się do żony.
– Myślała, że jedzie po prostu odwiedzić dziadków, a tu taka niespodzianka! – Claudia roześmiała się. – Dobrze, że poprosiłam jej matkę, by zabrała coś odświętnego. Gala nie wybaczyłaby nam, gdyby na własnych urodzinach musiała wystąpić w dżinsach i koszulce.
Zwłaszcza że przyszło wielu przystojnych chłopców.
Hayden objął żonę ramieniem.
– Skoro mowa o przystojnych chłopcach... Kiedy masz zamiar podarować jej pierścionek?
Claudia spojrzała w stronę grupy młodych ludzi rozmawiających nieopodal.
– Poprosiłam jej matkę, żeby przysłała ją do nas. Tu będziemy tylko sami, we troje. Pewnie zaraz przyjdzie.
– Wydaje mi się, że nasz syn nie jest zachwycony, iż jego córka już teraz dostanie pierścionek. Nie chce oddać ukochanej córeczki innemu mężczyźnie – stwierdził Hayden rozbawiony. – Ale poradziłem Willowi, żeby spojrzał na nas. Jesteśmy pięćdziesiąt lat po ślubie, a kochamy się tak jak dawniej. Zrozumiał, że nie musi się obawiać działania klejnotu.
Claudią uśmiechnęła się do męża z miłością, jeszcze chyba głębszą niż przed laty. Chociaż czas naznaczył jego twarz paroma bruzdami, a włosy przyprószyła siwizna, wydawał jej się równie przystojny jak tego dnia, kiedy powiedzieli sobie sakramentalne „tak".
– Czas biegnie tak szybko, kochany. Wydaje mi się, że to wczoraj weszłam do twojego biura... Nie mogłam uwierzyć, że to byłeś ty...
– Mnie też wydaje się, że to było wczoraj. Nigdy nie zapomnę tego pocałunku. Pomyślałem, że jesteś absolutnie wyjątkowa. Zawsze będziesz dla mnie kimś wyjątkowym, wiesz o tym, najdroższa? – Hayden delikatnie pocałował Claudię w usta.
Za plecami usłyszeli ciche chrząknięcie.
– Nie przeszkadzam? – zapytał dźwięczny, dziewczęcy głos.
Claudia i Hayden odwrócili się do wnuczki, ale wcześniej wymienili spojrzenia, żeby zapewnić się nawzajem, iż znów się będą całować, gdy goście już sobie pójdą.
– Nie, nie, absolutnie – zapewnił Hayden. – Mama mówiła, że chcecie ze mną o czymś porozmawiać. O co chodzi?
Ciemne włosy i niebieskie oczy Gala odziedziczyła po dziadku, a łagodne rysy bardzo przypominały rysy Claudii. Patrząc na nią, zawsze wspominali siebie sprzed lat i miłość, która ich na zawsze połączyła.
– Tak. Chcemy ci coś podarować.
Hayden wyciągnął z kieszeni aksamitne pudełeczko i wręczył je wnuczce.
– Czekaliśmy na tę chwilę dwadzieścia jeden lat – dodał. Gala zachichotała.
– Ciekawe, dlaczego czekaliście tak długo. Dwadzieścia razy obchodziłam urodziny. – Otworzyła pudełeczko i zdumiona przyjrzała się tajemniczo połyskującemu opalowi.
– O, pierścionek.
Claudia i Hayden przysunęli się bliżej, cały czas uważnie śledząc reakcję wnuczki.
– To nie jest zwyczajny pierścionek. – Claudia powtarzała słowa, które wiele lat temu usłyszała od Betty Fay. – Ma niezwykłą moc.
Gala spojrzała z niepokojem na dziadków.
– Co to znaczy, że ma niezwykłą moc? Wygląda na dość stary.
– Bo jest stary – powiedział Hayden. – Twój prapradziadek kupił go w Europie w czasie drugiej wojny światowej od pewnej starej Cyganki. Pierścionek ma magiczną moc i skupia w sobie potęgę miłości wielu ludzi.
– A gdy założysz go na palec, pomoże ci znaleźć miłość twego życia, twoją dragą połowę – zapewniła Claudia. Nieprzekonana, ale wyraźnie zadowolona z prezentu Gala wsunęła klejnot na palec i wyciągnęła dłoń, żeby go popodziwiać.
– Skąd wiesz, że tak jest, babciu? Ta historia brzmi jakoś tak...
dziwnie.
Claudia roześmiała się i spojrzała na swego ukochanego męża.
– To samo powiedział twój dziadek przed pięćdziesięciu laty. A dziś oboje wierzymy w niezwykłe historie i w magiczną moc pierścionka. I w miłość.