ROZMOWA PIJANEGO Z TRZEŹWYM DIABŁEM
Były urzędnik intendentury, emerytowany sekretarz kolegialny Łachmatow, siedział przy biurku i wypijając szesnasty kieliszek, rozmyślał o braterstwie, równości i wolności. Nagle spoza lampy wyjrzał ku niemu diabeł... Ale nie przerażaj się, czytelniczko. Czy wiesz, co to jest diabeł? Jest to młody jegomość o przyjemnej powierzchowności, gębie czarnej jak buty i czerwonych, pełnych wyrazu oczach. Na głowie ma różki, chociaż nie jest żonaty... uczesanie a la Capoul... ciało pokryte zieloną sierścią i czuć go psem. U dołu grzbietu majta mu się ogon zakończony strzałą... Zamiast palców — pazury, zamiast stóp — końskie kopyta. Łachmatow na widok czarta nieco się zmieszał, ale przypomniawszy sobie, że zielone diabły mają głupi zwyczaj ukazywania się na ogół wszystkim podchmielonym ludziom, wnet się uspokoił.
— Z kim mam zaszczyt? — zwrócił się do nieproszonego gościa. Czart zawstydził się i spuścił oczki.
— Niech się pan nie krępuje — ciągnął Łachmatow. — Proszę podejść bliżej... Jestem bez przesądów i może pan ze mną mówić szczerze... Otwarcie... Kim pan jest?
Diabeł niezdecydowanie podszedł do Łachmatowa i kuląc pod siebie ogon, grzecznie się ukłonił.
— Jestem czartem względnie diabłem... — przedstawił się. — Pełnię funkcję urzędnika do zleceń specjalnych przy osobie jego ekscelencji dyrektora kancelarii piekielnej, p. Szatana!
— Słyszałem, słyszałem... Bardzo mi miło. Proszę siadać. Pozwoli pan kieliszeczek wódki? Bardzo jestem rad... A czym się pan zajmuje?
Czart zmieszał się jeszcze bardziej.
— Właściwie mówiąc, nie mam określonego zajęcia... — odrzekł pochrząkując nieśmiało i wycierając nos Rebusem*. — Dawniej rzeczywiście mieliśmy zajęcie... kusiliśmy ludzi... Sprowadzaliśmy ich z drogi cnoty na manowce. Teraz to zajęcie, entre nous soit dit*, nie jest warte splunięcia. Drogi cnoty już nie istnieją, nie ma zatem z czego sprowadzać. A przy tym ludzie stali się przebieglejsi od nas... Niech pan spróbuje skusić człowieka, który skończył wszystkie nauki na uniwersytecie i z niejednego pieca chleb jadał! Jak mogę pana namawiać do ukradzenia rubla, skoro bez mojej rady pan już tysiące capnął?
— Racja... Ale jednak coś tam robicie?
— Owszem... Dawne nasze obowiązki istnieją teraz tylko nominalnie, pomimo to mamy robotę... Kusimy wychowawczynie klasowe, namawiamy młokosów do pisania wierszy, zmuszamy pijanych kupców do tłuczenia luster... Do polityki zaś, literatury i nauki już dawno się nie wtrącamy... Ani źdźbła z tego nie rozumiemy. Wielu nas pracuje w Rebusie. Są nawet tacy, którzy porzucili piekło i stali się ludźmi. Ci emerytowani diabli, co stali się ludźmi, ożenili się z bogatymi kupcowymi i wspaniale prosperują. Jedni z nich zajmują się adwokaturą, inni wydają pisma i na ogół są bardzo dzielnymi i poważanymi osobistościami!
— Przepraszam za niedyskretne pytanie: ile wynosi pańskie uposażenie?
— Pod tym względem, po dawnemu... — odrzekł czart. — Etaty bynajmniej się nie zmieniły. Jak dawniej, mieszkanie, światło i opał na koszt skarbu. Pensji natomiast nam nie wypłacają, gdyż wszyscy jesteśmy uważani za nadetatowych oraz dlatego, że diabeł to stanowisko honorowe. W ogóle, szczerze mówiąc, marne nasze życie, choć z torbami wyruszaj... Na szczęście, ludzie nauczyli nas brać łapówki, bo już dawno byśmy pozdychali. Tylko z tych dochodów żyjemy. Dostarczamy grzesznikom prowizji, no i coś przy tym kapnie. Szatan zestarzał się, wciąż jeździ oglądać Zukki*. Nie kontrole mu teraz w głowie.
Łachmatow nalał diabłu kieliszek wódki, czart wypił i rozgadał się. Wypaplał wszystkie tajemnice piekieł, ulżył sobie na duszy, wypłakał się i tak spodobał się Łachmatowowi, że ten zostawił go u siebie na noc. Diabeł spał w piecu i przez całą noc bredził. Nad ranem znikł.
*/Rebus — ówczesny rosyjski tygodnik zagadek, przedmiot częstych kpin Czechowa.
*/Entre nous soit dit (fr.) — mówiąc między nami.
*/Zukki - baletnica wioska, która w 1885 r. występowała w Moskwie.