ANDRZEJ NOWAK (TSA) - na zdjęciu pierwszy po lewej
"Bardzo ich lubię. Są odjazdowi, prawdziwi, amerykańscy. Tacy jacy są na scenie - tacy są w życiu... Slash to bardzo dobry gitarzysta. Gra na takiej samej gitarze jak ja. A poza tym jeździ takim samym samochodem. Przypomina mi Paula Kossofa - ma ten zaśpiew gitarowy, te same końcówki solówek - miękkie, fajne. Axl Rose czasami mi przypomina Piekarczyka: chudy, niepozorny, a jak wrzaśnie to...Zrobili przełom w światowym rocku. Od nich zaczął się ten prawdziwy rock, oparty na starych i dobrych wzorcach. Podziwiam Guns N' Roses za to, że trzy lata grają taką samą muzykę i mają największe fule na całym świecie. Lubię ich wszystkie nagrania. Praktycznie leci to na okrągło w moim samochodzie."
************************
JERZY STYCZYŃSKI (DŻEM)
"Bardzo mi się podobało to, co Guns N' Roses robili na początku: "Appetite For Destruction", "G N' R Lies". Takiej świeżości - jak na tych płytach - nie słyszałem od czasu wczesnych albumów Led Zeppelin. Slash zawsze mi się podobał jako gitarzysta. Nie tylko dlatego, że grał na Gibsonie i to często używając moich ulubionych dźwięków... Ale też z tego powodu, że był zwariowany, nieobliczalny, czasami dziwnie się po tych skalach poruszał. Od czasu pojawienia się Jimmy'ego Page'a nie słyszałem takiego gitarzysty, z takim powerem... slash wystepuje z gitarą nisko zawieszoną i to jest poważna ekwilibrystyka, żeby w takiej pozycji wygrywać rzeczy, które wygrywał z Guns N' Roses; żeby grać tak muzycznie, a zarazem - tak widowiskowo... A przy tym całym wariactwie gitarowym była u niego piekna melodyka. Grał z Gunsami bardzo melodyjne sprawy - to nie był młody, wściekły gitarzysta spuszczony z łańcucha. Zafascynował mnie też kiedyś dlatego, że był tajemniczy, taki "człowiek bez twarzy". Bo twarz zawsze zasłaniały mu włosy i widać było tylko ten pet w gębie... Axl też mi się podobał jako wokalista, w tym pierwszy okresie. Potem zaczął biegać w tych szkockich spódniczkach i to już było przegięcie. Prawdę mówiąc Guns N' Roses to nie był zespół bardzo ambitny, ale odegrał bardzo dużą rolę w rocku. Pod koniec lat osiemdziesiątych mało zespołów wykonywało taką muzykę z takim powodzeniem. Nie gardze nowinkami, ale jestem też zwolennikiem tradycyjnego grania. Dlatego za serce łapie mnie to, co kiedyś wykonywali Guns N' Roses. Tym bardziej, że robili swoje z niesamowitą energią.
*********************
Tomek "TITUS" Pukacki (Acid Drinkers)
"Pierwsze co usłyszałem to jakieś 10 sekund "Welcome To The Jungle". Już wtedy wiedziałem, że muszę dorwać tę płytę. Dorwałem i słuchałem tego w kółko... Tak nam się to spodobało, że chyba połowę numerów z niej zrobiliśmy. Było to takie bardzo świeże. Słychać było zwierza w tej muzyce... Później graliśmy sobie te wszystkie ballady z "Lies" - do tego stopnia nam się to podobało.... Najbardziej lubię ich pierwszą płytę... W Guns N' Roses gitary mnie nie zachwycają. Może tylko wstęp do "Sweet Child O' Mine", bo nie wiedziałem, że coś takiego można zagrać. Axl Rose zaskoczył mnie tym, że ma dwie wspaniałe barwy - wysoką i niską. Z początku myślałem, że jeszcze ktoś śpiewa w tej kapeli..."
*********************
Grzegorz Kupczyk - jeden z najlepszych polskich "metalowych" wokalistów
"Guns N' Roses to bez wątpienia zjawisko na rynku rockowym. Bez wątpienia coś nowego. Mogę powiedzieć, że dostrzegłem ich dzięki Appetite For Destruction. I nawet mi się to podobało - za takie specyficzne poczucie luzu. To tchnęło prawdziwą Ameryką."
*********************
MIREK GIL - GITARZYSTA, KOMPOZYTOR, PRODUCENT (Collage)
http://www.mirekgil.com
"Uważam, że Guns N' Roses to kontynuacja tego, co w latach siedemdziesiątych rozpoczął Led Zeppelin. Dla mnie ich najlepszą płytą jest "Appetite For Destruction", gdzie nie tylko muzyka, ale sama realizacja nagrań kojarzy mi się z Zeppelinem... Bardzo podoba mi się gra Slasha ze względu na to, że kontynuuje styl Jimmy'ego Page'a. W czasach nowych technik, wprowadzonych przez Van Halena i Steve'a Vai, zachował surowość brzmienia z lat siedemdziesiątych, co też jest doskonałe, piękne, świeże... Na płytach Guns N' Roses wszystko jest rewelacyjnie zgrane. To bardzo dobrze, że istniał taki zespół jak Guns N' Roses. Dzięki niemu młodzi słuchacze mogą zainteresować się Led Zeppelin, a później sięgnąć dalej do korzeni."
***********************
ADAM BURZYŃSKI (Kobranocka)
"Lubię ich za czad. Slash ma piękne riffy. "Appetite For Destruction" to była piękna rockowa jazda. Każdy numer na tej płycie jest trafiony."
***********************
BARTEK KOZICZYŃSKI
"Guns N'Roses. Jeden z najbardziej olśniewających debiutów w historii rocka... W ciągu kilku lat świat padł na kolana. I ja też padłem. Ale Gunsi nie rozpieszczali swoich fanów. Zniknęli niemal tak szybko, jak się pojawili. Slash spod palców wyzwalał porażającą energię. Kiedyś jego gitara poruszała kamienne posągi."
***********************
BOGDAN ŁYSZKIEWICZ (Chłopcy Z Placu Broni)
"Odjazd: Kunszt gitarowy Slasha połączony ze szczeniacką werwą - tym dostajemy po uszach od razu, już w "Welcome To The Jungle". Z pomocą takich utworów G N' R stali się odtrutką na propozycje różowych metalowych pudli kalifornijskich. Przed fanami roztoczyli wspaniałe wizje: Take me down to the Paradise City where the grass is green, and the girls are pretty (Zabierz mnie rajskiego miasta, gdzie trawa jest zielona, a dziewczyny są piękne). Nie tylko muzyka: Niewątpliwie jakiś kamień milowy w rockowej modzie - włosy a' la Slash, bandana a' la Axl, tatuaże, promocja kilku trunków. Sam pamiętam, że niezwykle ucieszyliśmy się na widok Thunderbirda w polskich sklepach. Ten amerykański jabol był ponoć stałym elementem menu muzyków G N' R na początku kariery."
***********************
TOMEK LIPIŃSKI
"Guns N' Roses to taki znak czasu. Zespół bardzo charakterystyczny dla okresu, kiedy model społeczeństwa konsumpcyjnego doszedł do absurdu i po prostu wszystko stało się towarem: także życie ludzkie, muzyka... Guns N' Roses mają wszystkie cechy towaru, który będzie się dobrze sprzedawał. Są młodzi, przystojni, niegrzeczni i tak dalej."
***********************
DRAK (Hunter)
"Pierwszy raz miałem styczność z Gunsami oglądając teledysk "Paradise City". Muszę przyznać, że zrobił na mnie duże wrażenie, chociaż to był czas (końcówka lat osiemdziesiatych), gdy słuchałem zupełnie innej muzyki - Metalliki, Anthraxu, Megadeth... Brzmienie "Paradise City" nie było tak ciężkie jakbym tego chciał, ale mimo to numer miał niesamowitego kopa. I było w tej kapeli coś, co od razu przykuwało uwagę. Axl fajnie się wydzierał, świetnie śpiewał. Potem przyjemność słuchania go psuło mi to, że za bardzo wszystko brał "na gardło" - bałem się, że w pewnym momencie może stracić głos. Zawsze zastanawiałem się, jak długo da radę tak śpiewać. Ale naprawdę jest dobry, wytrzymał. Uważam, że Guns N' Roses w pełni zasłużyli na pozycję, którą osiągnęli w rocku. Świetne były te numery z "Appetite For Destruction":
Welcome To The Jungle, Paradise City, Sweet Child O' Mine... To była dosyć oryginalna wypadkowa hard rocka i metalu. Muzyków interesowała dobra zabawa i to jakby było wpisane w ich utwory. Wydaje mi się, że byli szczerzy w tym, co robili jako Guns N' Roses. Brzmienie gitary Slasha początkowo niezbyt mi się podobało, ale jeśli chodzi o jego grę... Posłuchałem solówek z płyty koncertowej "Live Era" i nabrałem do niego szacunku, bo stwierdziłem, że więcej potrafił, niż pokazywał w studiu. Płyta "G N' R Lies" jakoś mnie ominęła, natomiast "Use Your Illusion" bardzo mi się spodobało. Rzecz bardziej dojrzała niż "Appetite For Destruction", wyraźnie poszli do przodu. "November Rain" to - moim zdaniem - prawdziwa klsyka, świetnie łączy wręcz symfoniczne brzmienia, taką muzykę ilustracyjną, z rockiem. A w "You Could Be Mine" słychać, że nie stracili kopa - i bardzo dobrze! I rzeczywiście pasowało to do "Terminatora"... Szkoda, że tak szybko się rozpadli. Chyba przede wszystkim spowodowało to intensywne życie - "na krawędzi"
*************************
Krzysiek "ZALEF" Zalewski - Breydygant
"Z muzyką Guns N' Roses zetknąłem się po raz pierwszy w 1992 roku, gdy miałem 8 lat. Koledzy słuchali Ace Of Base, a ja za kieszonkowe kupiłem sobie "Use Your Illusion" w jakichś dziwnych kasetowych wydaniach, których wtedy było u nas pełno. "Use Your Illusion" to - wiadomo - ich hitowe nagrania jak "Nowember Rain" czy "Live and Let Die" (który uwielbiam). Ale najbardziej z tych nagrań lubię "Don't Damen Me"; ten numer to taki strasznie energetyczny kopniak. Jakoś tak wyszło, że ich pierwszą, znakomitą płytę Appetite For Destruction", poznałem na końcu. Gunsi przywrócili światu prawdziwe rdzenne rockowe granie. Bo zaczynali, kiedy na rockowym topie były zespoły typu Europe. Axl nie miał nic wspólnego z takim cukierkowym pianiem w stylu Joeya Tempesta. Axl to twardy, może trochę skrzekliwy, naprawdę męski wokal. Pamiętam, że mając 10, 11 lat po prostu lepiej się czułem, słuchając takiej havyrockowej grupy. Rose do dziś jest dla mnie wybitnym wokalistą, powala mnie swoimi możliwościami, skalą głosu. Tym, jak dobiera barwy... Guns to też Slash, który świetnie wpisuje się w etos "prawdziwego gitarzysty rockowego": półnagi z rozwianymi włosami i papierosem w zębach wycina solówki... Nagrania Guns N' Roses nadal bardzo lubię i czerpię wielką przyjemność z oglądania tego zespołu na wideo. Chociaż w klipie "Welcome To The Jungle" Axl ma jeszcze tapir i wygląda tak sobie (śmiech). Żal mi, że teraz na koncertach innych wykonawców nie ma takiego klimatu jak za czasów Gunsów: wychodzi zespół na scenę, gra "Paradise City" i 20 tysięcy ludzi szaleje... Żal też, że tak szybko rozpadł się ten najlepszy skład Gunsów. Fajnie, że powstał Velvet Revolver. Podoba mi się, ale ci prawdziwi Gunsi oczywiście byli lepsi."