Seria Civil War
Część I: Wyruszając na wojnę
Delikatne pukanie do drzwi odwróciło uwagę Severusa od bólu w przedramieniu. Lord Voldemort kumulował swoje moce. Planował coś wielkiego, co zdarzy się wkrótce i nawet Snape nie mógł nic z tym zrobić. Opuścił szybko rękaw.
– O co chodzi?
Drzwi zaskrzypiały i otworzyły się. Blask płomieni z kominka odbił się w parze okrągłych okularów, otoczonych czupryną czarnych włosów.
– Mogę z panem porozmawiać?
– Wejdź, Potter. Miejmy to już za sobą. – Niewyraźnym machnięciem ręki wskazał na krzesło stojące przed jego biurkiem. – Jeśli chodzi o twoją ocenę z zeszłotygodniowego testu...
– Boli mnie blizna, profesorze.
Snape spojrzał w znienawidzone zielone oczy, teraz przekrwione i wypełnione strachem. Chciał powiedzieć coś o waleniu głową w ścianę, ale powstrzymał się.
– Powinieneś pójść do profesora Dumbledore’a, a nie do mnie.
Potter potrząsnął głową. Jego szczupłe, przygarbione ciało prawie zniknęło w fałdach czarnej szaty. Severus zobaczył w siedemnastolatku małego, przestraszonego chłopca, próbującego udźwignąć ogromny ciężar na swoich ramionach.
– Proszę, wolałbym porozmawiać z panem. – Jego zwykle silny głos teraz był prawie niedosłyszalny. – Przepraszam. Proszę po prostu powiedzieć, jeśli pan chce, żebym sobie poszedł.
Severus zamrugał. Przez chwilę zastanawiał się, dlaczego Potter chce z nim rozmawiać. Przecież chłopak nigdy nie miał szansy porozmawiać z kimś, kto przeciwstawił się Czarnemu Panu. Był rozdarty między nienawiścią ciągnącą się przez pokolenia, a swoim własnym, wyniszczającym brzemieniem. Nagle przypomniał sobie coś z lekcji mugoloznastwa.
– Gdy los i ludzie częstują mnie wzgardą, chcę miłosierdzie wzbudzić w głuchym niebie. Płaczę i żalę się na dolę twardą i klnę upadek mój, patrząc na siebie.
– Słucham?
– Nic. Chyba mogę poświęcić ci minutę, Potter.
Jego gość kiwnął głową i poprawił okulary na nosie. Usiadł na szczególnie niewygodnym, drewnianym krześle.
– Nie spałeś ostatnio, prawda?
– Niezbyt dobrze, proszę pana. Ciągle o nim śnię. – Potter przygryzł dolną wargę i rozejrzał się po słabo oświetlonym pomieszczeniu. Jego spojrzenie spoczęło na półkach wypełnionych słojami, z których patrzyły na niego martwe, puste, mętne oczy. – Nie chcę iść do Skrzydła Szpitalnego, bo pani Pomfrey da mi tylko eliksir nasenny.
– Nie zamierzałem tego sugerować.
– Och.
Siedzieli przez chwilę w ciszy. Snape obserwował swojego ucznia, gdy ten zdawał się tracić kontakt z otoczeniem. Powiedz coś, Severusie. Musiał być zdesperowany, skoro do ciebie przyszedł. Przycisnął rękę do Mrocznego Znaku.
– Profesorze, ja...
– Życie nie jest proste, kiedy wszyscy myślą, że jesteś ich wybawcą, prawda?
Harry zerwał się z miejsca i zamarł nad krzesłem. Trząsł się cały i wyglądał, jakby za chwilę miał wybiec z pokoju.
– Nigdy nie mówiłem, że jestem wybawcą, proszę pana – odpowiedział głosem drżącym z oburzenia.
– Siadaj z powrotem.
Młody mężczyzna opadł na krzesło. Przeczesał dłonią swoje gęste włosy i kiedy odgarnął je z czoła, Snape zobaczył, że jego blizna w kształcie błyskawicy była czerwona i opuchnięta. Przypominała jego Mroczny Znak. Nagle chłopak wybuchnął płaczem.
Severus Snape miał duże doświadczenie z płaczącymi uczniami, ale to zwykle on był tego przyczyną. Czuł się lekko zagubiony w roli pocieszyciela. Wyciągnął z kieszeni chusteczkę i wstał z krzesła, stając niezręcznie za łkającym chłopakiem.
– Trzymaj.
Blada dłoń zawahała się przez chwilę, po czym wzięła od niego wytarty kawałek materiału. Harry energicznie wydmuchał nos, na co Snape się wzdrygnął.
– Zatrzymaj ją.
– Dziękuję panu. Przepraszam. Nie chciałem wyjść na głupiego beksę – wykrztusił słowa pomiędzy szlochami. Wstrzymał oddech i próbował powstrzymać płacz. Udało mu się tylko wściekle zaczerwienić.
Musisz coś zrobić, Severusie. Dzieciak za chwilę się udusi. Zmarły uczeń nie będzie wyglądał dobrze w twoich aktach. Snape dotknął jego ramienia z wahaniem. Harry wzdrygnął się i odsunął.
– Nie skrzywdzę cię.
Jego serce szarpnęło się w piersi, kiedy usłyszał ból we własnym głosie. Dlaczego przejmował się tym, że jego najbardziej znienawidzony uczeń odskoczył pod wpływem jego dotyku? Jeszcze raz położył dłoń na drżącym ramieniu. Było ciepłe pod jego chłodnymi palcami. Potter podniósł dwie, równie ciepłe ręce i chwycił jego własną, obejmując ją w mocnym uścisku i opierając miękki, ogolony policzek o jego nadgarstek. Snape zamarł.
– Wszyscy myślą, że jestem odważny i potężny, i że uratuję świat. Nie rozumieją, że jestem tym przerażony. Nawet Ron i Hermiona nie przyjmują tego do wiadomości. Chodzi mi o to, że, na Boga, mam siedemnaście lat. Nie chcę znów ratować świata samodzielnie. – Zatrząsł się jeszcze silniej. – Jest tyle rzeczy, które chciałbym zrobić, ale boję się, że umrę, zanim będę miał na nie szansę.
Boję się, że umrę, zanim będę miał na nie szansę. Na Merlina, dokładnie wiedział, co czuje ten chłopak. Szpiegowanie dla Dumbledore’a wystawiało Severusa na niebezpieczeństwo każdego dnia, nie tylko z powodu Voldemorta, ale i własnych uczniów. Jeśli Draco Malfoy wspomniałby ojcu, że profesor Snape nie jest dobrym przykładem godnego szacunku śmierciożercy... Wzdrygnął się i zatopił delikatnie palce w niesfornych włosach Harry’ego. Były bardziej miękkie, niż na to wyglądały, prawie jak królicze futro.
– Jakie rzeczy chciałbyś zrobić?
Harry spojrzał na niego, a jego twarz była opuchnięta od płaczu.
– Co?
– Co chciałbyś zrobić?
Potter nadal się na niego gapił. Łzy w jego oczach zostały zastąpione przez wyraz całkowitego zaskoczenia.
– Naprawdę chce pan wiedzieć?
Wzruszył ramionami. Jakaś część jego chciała odpowiedzieć coś w stylu: Oczywiście, że tak. Przynajmniej miałbym się z czego pośmiać.
– Mogę cię wysłuchać.
Harry zamrugał.
– Nie wiem – wymamrotał, pochylając znów głowę. – Myślę, że takie zwyczajne rzeczy, jak gra dla reprezentacji Anglii w Quidditcha lub zjedzenie największej porcji lodów, które sprzedaje Florian Fortescue. No wie pan, takie, jak dla dziesięciu osób.
– Zjadłem je raz, jak byłem w twoim wieku.
– Naprawdę?
– A potem zwymiotowałem. – Dlaczego mówi o tym Potterowi?
– Fuj. W takim razie tego nie zrobię.
Ku zdziwieniu Snape’a, Potter położył głowę na jego kolanach. Tak bardzo go nienawidził, całym swoim ciałem i duszą, ale w tym dziwnym momencie czuł, że dobrze jest trzymać tego przerażonego i osamotnionego chłopca. Severus od dłuższego czasu nie czuł się tak bardzo samotny jak on.
– Chciałbym jeszcze... no wie pan...
– Co?
– Uprawiać... seks.
Nawet przez swoją szatę Severus mógł poczuć, jak twarz Harry’ego staje się gorąca.
– Po prostu nie chcę umierać bez... Nie chcę być tak bardzo samotny.
Severus poczuł ukłucie winy. On nie był prawiczkiem, odkąd skończył piętnaście lat. Mimo tego że większość jego seksualnych doświadczeń była rzadka i oddalona w czasie, nadal pamiętał przyjemność, płynącą z dotyku innej osoby.
– Nie będziesz. – Jeśli ktoś tak samolubny i sarkastyczny jak Severus Snape mógł od czasu do czasu sobie kogoś znaleźć, Harry Potter mógł spokojnie wybierać.
Harry prychnął.
– Tak, jasne. Każda osoba, którą lubiłem w ten sposób, nie widziała niczego innego, poza Chłopcem – Który – Przeżył. Chyba myślą, że mam pozostać małym, niewinnym aniołkiem do końca życia. – Harry wziął drżący oddech. – Myślę, że tylko pan mnie nie wywyższa.
– Jesteśmy trochę zjadliwi, prawda?
Harry odsunął się od Severusa, ściągnął gwałtownie swoje zaparowane okulary i wytarł je w szatę.
– Jak pan by się czuł, gdyby ludzie patrzyli na pana bliznę i myśleli, że już wszystko o panu wiedzą?
Chłopak zerwał się z wątłego, drewnianego krzesła i objął się ramionami. Tak, Severusie. Jak ty byś się czuł? Oczy setek aurorów nadal nawiedzały jego sny i nieraz mógł przysiąc, że czuje na swojej skórze chłodny dotyk łańcuchów, wbijających się w jego nadgarstki, nogi i pierś podczas przesłuchań.
– Potter?
Uczeń odwrócił głowę. Snape zacisnął dłoń w pięść, wyciągnął lewe ramię i podwinął rękaw. Mroczny Znak był doskonale widoczny na jego niezdrowo wyglądającej skórze. W niektórych miejscach naskórek był tak złuszczony, że pozostawiał po sobie czarne, obrzydliwe strupy. Harry przyglądał się Znakowi, a Snape patrzył na swojego ucznia. W jego oczach zobaczył wyraz zrozumienia.
– Mogę spytać pana o coś osobistego?
– Zależy, co dokładnie chcesz wiedzieć.
– Dlaczego dołączył pan do Voldemorta?
Severus oblizał cienkie usta. Już wiele razy zadawał sobie to samo pytanie.
– Sądzę, że... – zaczął – ... wierzyłem, iż może mnie nauczyć wielu rzeczy.
– I nauczył?
Tak dużo śmierci, tak dużo straszliwej przyjemności.
– Tak. – Jego głos był zachrypnięty, kiedy przypomniał sobie wszystkie demony, które już nigdy go nie opuszczą. Zsunął rękaw. Nie sprawiło to jednak, że zapomniał o swojej przeszłości.
Podskoczył w miejscu, kiedy smukłe ramiona Harry’ego objęły go, a rozczochrana, ciemna głowa spoczęła na jego obojczyku.
– Boże, jak ja pana nienawidzę.
Mrugając zawzięcie, Snape oparł swój policzek na włosach chłopaka, jedną ręką obejmując jego ramiona, a drugą zaciskając na jego plecach.
– Twoje uczucie jest w całości odwzajemnione.
Nagle poczuł, jak obmywa go dziwny spokój. Jednak w dole jego brzucha nadal czuł nieprzyjemne łaskotanie. Delikatnie położył usta na czubku głowy Harry’ego i pozostawił je tam.
– Pewnego dnia Anglia zyska wspaniałego szukającego.
Drobna, szczupła pierś młodego mężczyzny drgnęła w uścisku Severusa. Łzy przesiąkły przez jego szatę, ale chłopak nie szlochał tak gwałtownie i desperacko, jak wcześniej. Snape przymknął oczy.
Nagle poczuł na swoich wargach delikatny dotyk ciepłych ust Harry’ego. Odsunął się z zaskoczenia. Na jego języku nadal tkwiły słone łzy, przemieniając się powoli w pełną uczuć słodycz. Drżące palce delikatnie musnęły jego twarz. Próbował je odepchnąć, ale mógł tylko ściskać dłoń ucznia. Jego płuca nie potrafiły nabrać wystarczającej ilości powietrza.
– Potter...
– Proszę...
Harry wysunął dłoń z jego uścisku i przesunął ją na nadgarstek. Delikatnie podwinął rękaw Severusa, dopóki Znak nie był zupełnie widoczny. Z oczu Snape’a wydostały się gorące łzy, kiedy Potter muskał wargami każdy bolesny strup na jego skórze. Zadrżał nagle, nie wiedząc czy ze strachu, wstydu, czy potrzeby.
– Przestań natychmiast, Potter. Będziemy mieć przez to poważne kłopoty. – Przeraził go brak stanowczości w swoim głosie. Przyznaj, że chcesz tego tak bardzo jak on. No dalej. Boisz się?
– Próbował pan to zdrapać? – Chyba wyciąć. Podniósł głowę nieznacznie i kiwnął nią. Jego serce trzepotało w piersi jak ptak uwięziony w klatce. Próbował przypomnieć sobie jeden z tych zjadliwych, raniących i nieprzyjemnych komentarzy, dzięki którym trzymał innych na dystans i czuł się bezpiecznie. Z drugiej strony jednak, Potter nigdy nie był dla niego bezpieczny. Te ciepłe, różowe usta ponownie przycisnęły się do jego nadgarstka, zostawiając na nim mokry ślad. Dotknął tych miękkich włosów. Chłopak sięgał mu tylko do podbródka - musiał stanąć na palcach, żeby ponownie zbliżyć swoje wargi do Severusa.
– Potter... – poczuł w swoim głosie znużenie. Dlaczego z tym walczysz? Przecież wiesz, że tego potrzebujesz. Desperacko chciał mieć przy sobie kogoś, kto patrzył na niego, jak na jedną z ofiar Voldemorta, a nie jak na jego poplecznika. Teraz masz okazję! Dlaczego z niej nie skorzystasz? Tym razem, kiedy Harry znów go pocałował, odwzajemnił pocałunek, zatapiając się w wilgotnych ustach chłopaka. Ciepły, natarczywy język wsunął się pomiędzy jego wargi i mężczyzna nie mógł się powstrzymać, żeby nie podrażnić go swoim. Severus przymknął oczy i zsunął dłonie na biodra chłopaka, przytrzymując go. Oderwał się od niego, dysząc ciężko. Zwykle blade policzki Harry’ego były teraz zarumienione, a jego skóra promieniała.
– Przyszedłeś tu, żeby mnie uwieść?
Harry potrząsnął głową.
– Nie, profesorze.
Wiercił się przez chwilę. Severus mógł wyczuć silne, smukłe mięśnie szukającego, prześlizgujące się po jego ciele.
– Lubię dziewczyny... – urwał nagle, patrząc ze wstydem, ale mimo tego zwiększył uścisk na szacie nauczyciela. Snape podniósł dłoń i obrysował długim palcem kontur jego twarzy. Harry zadrżał. – Czego mógłbym chcieć od takiego brzydkiego, złośliwego, oślizgłego, tłustowłosego dra... – Severus uciszył go długim pocałunkiem, który sprawił, że chłopak jęknął.
– A pan, panie Potter... – wyszeptał, opierając czoło na czole Harry’ego – ... jest krnąbrnym, złośliwym, rozpieszczonym, okropnym, małym bachorem, który nigdy do niczego nie dojdzie, jeśli nie skończy z Quidditchem i nie zacznie się uczy...
Harry chwycił go za włosy i wepchnął swój giętki język pomiędzy chętne usta Snape’a. Gorący, szybki oddech chłopaka owionął jego twarz i połaskotał ucho.
– Będę musiał dać ci za to szlaban.
– Więc niech da mi go pan teraz.
Severus krzyknął krótko, kiedy miękkie, utalentowane usta przesunęły się na jego szyję, a ostre zęby zaczęły skubać skórę, którą tam odnalazły. Kolana zaczęły mu drżeć. Zebrał w sobie siły i poderwał Harry’ego do góry, przyciskając go do drzwi. Gwałtownym ruchem ręki zasunął ciężki zamek, który wydał z siebie metaliczny odgłos. Chwycił biodra ucznia, zataczając na nich kciukami małe, płynne kółka. Spojrzał w dół, spodziewając się zobaczyć w tych zielonych oczach strach lub niechęć. Znalazł tylko czystą ufność i niecierpliwą potrzebę. Poczuł, jak dwie dłonie na jego piersi zaczęły kreślić kontur jego żeber, naciskając na małe, wrażliwe sutki. Jedna z nich zsunęła się na jego brzuch, badając napięte mięśnie, po czym szarpnęła jego szatą.
Severus objął te gładkie ręce swoimi.
– Zwolnij.
W świecie popadającym w szaleństwo, w którym każdego przeciwnika Voldemorta czekała szybka i bolesna śmierć, każda możliwość ucieczki była warta zapamiętania. Nawet, pomyślał, z twoim największym wrogiem. Odgarnął czarne kosmyki włosów z czoła Harry’ego i pocałował bliznę w kształcie błyskawicy. Podniecony, młody mężczyzna wtulił twarz w pierś Severusa. Mistrz eliksirów pogładził delikatnie ramiona trzęsące się od szlochów. Pewnie wszyscy zawsze traktowali jego bliznę ze czcią, zamiast z czułością.
Severus rozejrzał się po zagraconym gabinecie. Każdą płaską powierzchnię zajmowały książki, fiolki i słoje z dziwnymi rzeczami w środku. Jedynym wolnym miejscem w pokoju była kamienna podłoga między biurkiem a kominkiem. Spojrzał na pelerynę, wiszącą na wieszaku, w rogu. Ponownie pocałował Harry’ego w czubek głowy.
– Daj mi minutę. – Młodzieniec jeszcze mocniej się go uchwycił, ale po chwili przytaknął.
Severus rozłożył ciężką, czarną szatę tak dobrze, jak mógł. Była trochę krótka, ale musiała im wystarczyć. Spojrzał w górę i ujrzał Pottera, wycierającego okulary rękawem. Na Merlina. Mam zamiar zrobić Bóg wie co z moim uczniem i jest to akurat Harry Potter. To jest złe z każdego możliwego punktu widzenia. Ale jeśli to jest takie złe, to dlaczego jestem pewien, że tak właśnie ma być? Wygładził ostatni róg peleryny i wstał, a po chwili wziął ponownie ucznia w swoje ramiona.
– Jesteś tego całkowicie pewien? – Harry spojrzał w górę i kiwnął głową. – Chcę, żebyś to powiedział. Jeśli nie, wyprowadzę cię zaraz z tego gabinetu i zapomnę, że to w ogóle się wydarzyło.
– Jestem pewien. – Jego głos był silny i zdeterminowany. Severus pochylił się i pocałował delikatnie te miękkie usta.
– W porządku.
Przesunął dłonią wzdłuż pleców Harry’ego przez gładki materiał jego szaty.
– Nadal pana nienawidzę.
Jego usta wykrzywił mały, złośliwy uśmiech.
– Myślę, że nie tak bardzo, jak ja ciebie.
Prawie się przewrócił, kiedy młody mężczyzna wspiął się na jego pierś i chwycił gwałtownie jego gęste, przetłuszczone włosy. Wsunął swój język do jego ust tak, jakby chciał w ten sposób wyssać jego duszę. Harry objął nogami talię Severusa, trzymając go mocno. Snape wzmocnił uścisk na wijącym się, rzucającym na oślep, całkowicie irytującym i czarującym ciele, kierując się w stronę peleryny i upadając na kolana. Potter wylądował na jego nogach, co sprawiło, że nie tylko ich piersi zderzyły się ze sobą gwałtownie. Z trudem złapał powietrze, a chłopak pisnął. To było niespodziewane. Objął plecy swojego ucznia ramionami i przyciągnął go jeszcze bliżej siebie. Młodzieniec wydał z siebie kilka piszczących odgłosów.
– Jeśli zawiedziesz jako czarodziej, możesz zawsze zrobić karierę jako królik doświadczalny.
– Ej! – Harry szturchnął go w pierś. Severus zaśmiał się i pocałował jego dłoń.
– Ale to dziwnie miła cecha u tak nieznośnego ucznia.
Pochylił się, żeby musnąć jego szyję, ale Harry pierwszy dorwał się do jego ust. Severus zadrżał, kiedy gładki język nakreślił kontur jego warg.
– Sukinsyn.
– Okaż trochę szacunku swojemu nauczycielowi.
– Dobrze, panie sukinsynie.
Harry został nagrodzony silnym szarpnięciem bioder. Chłopak znów pisnął i zanim Severus zdążył się zaśmiać, został pociągnięty do długiego, mocnego i namiętnego pocałunku. Krew buzowała mu w uszach. Jego ręce błądziły po kołnierzyku szaty Pottera, nie mogąc się zdecydować, czy odpiąć maleńkie guziki. Bawiąc się pierwszym, przez przypadek go rozpiął. Ups. Po co zostawiać resztę zapiętą? Ostrożnie odpiął następne trzy błyszczące, czarne guziki. Wsunął palec wskazujący pod kołnierzyk szaty i odchylił go, odsłaniając kawałek zaczerwienionej skóry. Severus pozwolił swoim ustom wyznaczyć cienki, wilgotny szlak na smukłej szyi Harry’ego. Chłopak jęknął.
Poczuł na swojej szyi ręce, szukające po omacku guzików. Mimo swojej wcześniejszej śmiałości, wyglądało na to, że Potter podążał jego śladami. Zastanowił się przez chwilę, czy młodzieniec oczekuje za to jakiejś pochwały. Jedną ziemistą ręką nadal masował szyję chłopaka, a drugą pokierował jego dłoń do cholernie małych haczyków, które były modne piętnaście lat temu, kiedy kupował tę szatę. Moje ubrania mają prawie tyle lat, co on. Severusie, stałeś się starym, sprośnym facetem. Ta myśl była w dziwny sposób pociągająca. Musiał pomóc Harry’emu otworzyć zapinki. Chłopak próbował ściągnąć szatę przez głowę Snape’a, ale ta nadal trzymała się mocno bioder nauczyciela.
– Musisz się przesunąć, jeśli chcesz to zrobić.
– Tu jest mi dobrze – wymamrotał Harry, przyciskając usta do jego szyi. Poczuł, jak para niecierpliwych rąk szarpie się z czarną szatą i koszulą, którą nosił pod spodem, żeby uchronić się przed zimnem lochów. Delikatnie odsunął od siebie dłonie ucznia, wywołując tym kilka odgłosów sprzeciwu. Obaj klęczeli na rozłożonej pelerynie. Mundurek Harry’ego zsunął się trochę, odsłaniając kawałek lśniącej skóry, w niektórych miejscach pokrytej ciemnymi, kręconymi włosami. Severus ponownie przyciągnął go do siebie, liżąc jego dolną wargę. Młodzieniec jęknął i znów zaczął ciągnąć czarną szatę. Musi się nauczyć cierpliwości. Snape powstrzymał go i wyciągnął długi materiał spod kolan. Złożył na ustach Harry’ego powolny pocałunek i pozwolił mu podciągnąć swoją szatę. Nie przerwał tej czynności do czasu, kiedy materiał owinął się wokół jego szyi. Severus chwycił go jedną ręką i w ciągu sekundy ściągnął przez głowę. Kiedy szata upadła na podłogę, pocałował swojego ucznia jeszcze raz, delikatnie i pośpiesznie.
Harry zachichotał. Severus uniósł brew, patrząc na niego pytająco.
– Jeśli uważasz to za takie zabawne, Potter, to możemy przestać i znów każę ci kroić żabie serca.
Młody mężczyzna potrząsnął głową, zakrywając usta dłonią. Wskazał na bokserki Snape’a.
– Nie wiedziałem, że takie nosisz.
Severus spojrzał w dół na swoją bieliznę z logo fasolek wszystkich smaków Bertiego Botta. Zarumienił się ze wstydu i przeczytał hasło reklamowe, wydrukowane dookoła bokserek: Ryzyko z każdym kęsem.
– Wiesz, że zaraz je zdejmę, prawda? – Obrzucił chłopaka spojrzeniem. – Gdybym wiedział, że dzisiejszego popołudnia będę się zajmował edukacją seksualną, założyłbym coś bardziej stosownego.
Harry nagle zbladł. Wyglądał, jakby właśnie zdał sobie sprawę z powagi sytuacji.
– Więc... robisz to często?
– Nie, nigdy.
Z drżących mięśni na twarzy Harry’ego zniknęło chwilowe napięcie. W drgającym świetle kominka wyglądał strasznie młodo i krucho. Severus pogładził kciukiem policzek chłopaka, zatapiając palce w tych niewiarygodnie gęstych, niesfornych włosach.
– Chcesz przestać?
Harry potrząsnął energicznie głową.
– Nie. Ja po prostu nigdy nie... To znaczy, w szatni i w dormitorium tak, ale...
– Jest coś, co powinienem wiedzieć o twoich majtkach, zanim się do nich dobiorę?
Na Merlina. To raczej gryfoński odcień czerwieni. Ciekawe, czy jego skóra stanie się kiedyś złota?
– Mają z tyłu logo Armat z Chudley’a – wyszeptał.
– Chciałbyś się zamienić? – Harry po prostu patrzył na niego przez chwilę, po czym zachichotał dziko, zakrywając usta rękoma. Jego oczy błysnęły zza okularów.
– Myślałem, że i tak się ich pozbędziemy.
Severus wzruszył ramionami.
– Jak chcesz.
Zsunął ręce do krawędzi bokserek i zaczął je ściągać. Harry złapał za jego nadgarstki, żeby go powstrzymać.
– Najpierw pozwól mi zdjąć jakąś część ubrania!
Snape prawie się wzdrygnął, słysząc to, ale zorientował się, że... dobrze się bawi. Siedział tutaj w samej bieliźnie, mając zamiar zrobić coś z Harrym Potterem, na czego myśl jeszcze wczoraj żyła na jego skroni drgała jak robak na haczyku. Objął chłopaka w biodrach i przycisnął swoje usta do jego. Zdołał uchwycić szatę Pottera bez znaczącej pomocy, po czym zdjął ja przez jego ramiona i głowę, przekrzywiając jego okulary i jeszcze bardziej czochrając te czarne włosy. Ześlizgnął dłonie po gładkim i smukłym ciele szukającego. Jego skóra miała odcień, którego Snape zawsze zazdrościł innym. Czarne włosy na jego klatce piersiowej zbiegały się w dole płaskiego brzucha, znikając pod materiałem pomarańczowych slipek. Z pewnością wyrósł. Oczy Harry’ego były przymknięte, a jego wargi spuchnięte i drżące z oczekiwania. Severus przebiegł wierzchem dłoni wzdłuż krawędzi majtek, ale skierował swoje palce na plecy młodzieńca, nie chcąc zrobić niczego gwałtownego. Widzisz, subtelność jest kluczem do wszystkiego.
– Przestań się ze mną drażnić...
– Hmm? – Przebiegł językiem w górę szyi Harry’ego. Chłopak wykrzyknął z przyjemności. – Musisz nauczyć się cierpliwości. – Nie mógł się powstrzymać, więc kontynuował: - Na pierwszej lekcji eliksirów powiedziałem przecież, że nie będzie tu żadnego głupiego wymachiwania różdżkami.
Snape uśmiechnął się krzywo.
– Ooo... ty...
Przewrócił Severusa na podłogę. Wyglądał na zaskoczonego tym, że nagle znalazł się na swoim nauczycielu. Prawdę powiedziawszy, Snape także był tym zdziwiony. Jego ręce nadal obejmowały ucznia w pasie. Jedna z silnych nóg Harry’ego wsunęła się pomiędzy jego uda. Zacisnął gwałtownie swoje oczy, po czym ponownie je otworzył. Jego zwykle luźne bokserki Bertiego Botta stały się nagle ciasne. Severus czuł, że Harry był w podobnym stanie, ponieważ siedział okrakiem na jego biodrach. Chłopak oparł się na obu rekach. Dyszał ciężko, a na jego górnej wardze pojawiły się krople potu. Przez dłuższy czas wpatrywali się w siebie.
– Więc co teraz?
– A jak myślisz?
Harry przygryzł dolną wargę, spoglądając nerwowo na Severusa. Mistrz eliksirów zobaczył w jego oczach ciekawość i pożądanie. Podniósł rękę i ściągnął mu ostrożnie okulary. Zmienił się w całkiem przystojnego mężczyznę. To pewnie geny jego matki. Profesor nagle zdał sobie sprawę ze swoich cienkich zmarszczek wokół udręczonych oczu i cieni na zapadłych policzkach, których nie było tam jeszcze pięć lat temu. Wiedział, że nigdy nie pasował do ogólnie przyjętego ideału piękna, ale przy tym przystojnym mężczyźnie poczuł się strasznie paskudnie. Harry pochylił się i pocałował cienkie wargi Severusa. Mężczyzna odwzajemnił pocałunek, przymykając oczy, wdzięczny za to, że zdążyli już ocenić się nawzajem. Chwycił dłoń swojego ucznia.
– Jesteś pewien, że chcesz to zrobić ze swoim brzydkim, starym mistrzem eliksirów?
– Nie jesteś stary ani brzydki. – Severus uśmiechnął się krzywo. – To znaczy, może nie trafiłbyś na okładkę Czarownicy...
- Dureń!
Snape powstrzymywał się od śmiechu, klepiąc tyłek Harry’ego. Harry pisnął z rozbawieniem i przewrócił się na bok.
– Więc mówisz, że wolałbyś zrobić to z Lockhartem, co?
Uśmiech, wypływający na twarz Pottera, całkowicie zepsuł efekt marszczenia brwi.
– Ble, nie. Jeszcze chciałby sobie ze mną zrobić całą sesję zdjęciową.
Obaj zachichotali. Kiedy ostatnio z kimś się śmiał? Dwadzieścia, trzydzieści lat temu? Ich usta ponownie spotkały się w pocałunku, kiedy złączyli razem dłonie.
– Wiesz, nie jesteś takim sadystycznym dupkiem, kiedy siedzisz tu w samych gaciach.
– A ty nie jesteś takim irytującym, małym bachorem, kiedy nie masz na sobie okularów.
– Mogę przestać je nosić.
Zrobił zeza i zaczął błądzić po omacku po ciele Severusa. Snape zaśmiał się szczerze i głośno. Nieznajomy dźwięk prawie doprowadził go do łez, ale szybko je ukrył. Nie przestrasz go. Nie pokazuj, że sam się denerwujesz. Wziął dłoń Harry’ego i przycisnął ją do swojej piersi.
– Oczywiście, że możesz, ale profesor Dumbledore miałby coś do powiedzenia, jeśli zacząłbym przychodzić na zajęcia w samej bieliźnie. – Harry próbował zwalczyć złośliwy uśmieszek, wykrzywiający jego usta. W końcu schował twarz w zagłębieniu szyi Severusa i roześmiał się do łez. – Co?
- Ryzyko z każdą lekcją.
Snape ponownie wybuchnął śmiechem. Ścisnął mocno swojego ucznia, mając nadzieję, że czupryna gęstych włosów stłumi odgłosy niekontrolowanych chichotów. Harry pachniał słońcem, wiosennym wiatrem i miękką ziemią z boiska do Quidditcha. Pod tym wszystkim mistrz eliksirów wyczuł także słodki zapach piżma. Wolną dłonią gładził plecy chłopaka. Ich ciała były tak blisko siebie. Poczuł, jak miękki, różowy język przesuwa się powoli po jego szyi. Jęknął cicho. Jedną dłonią pieścił jedwabiste plecy Harry’ego, a drugą przesunął powoli w dół, prześlizgując się po napiętym materiale, zakrywającym pośladki.
Silne ręce młodzieńca, które spoczywały do tej pory na jego łopatkach, wsunęły się pod jego znoszony podkoszulek, podwijając go i odkrywając jego bezwłosy tors. Pozwolił Snape’owi przeciągnąć go przez ramię, obejmujące jego plecy, a potem przez głowę. Severus nie poruszał się do czasu, kiedy materiał ześlizgnął się na jego nadgarstek. Kiedy podkoszulek leżał już na podłodze, chłopak chwycił dłoń mistrza eliksirów i przesunął ją na swoje pośladki. Snape zadrżał z przyjemności na to zaproszenie. Ich prawie nagie ciała ocierały się o siebie, kiedy całowali się długo i powoli, wywołując mrowiące uczucie, płynące w dół ich brzuchów. Próbował się uspokoić, ale ciche odgłosy, które wydawał z siebie Harry, całkowicie mu to uniemożliwiały. Nie był zaskoczony, kiedy poczuł natarczywe palce, zatrzymujące się na krawędzi jego bokserek i próbujące je zsunąć. Krzyknął, kiedy elastyczna gumka otarła się o jego erekcję. Harry nieznacznie się odsunął, wyglądając na przestraszonego.
– Na Merlina, przepraszam. Zrobiłem ci krzywdę?
Severus mrugnął zawzięcie, nie mogąc się skupić.
– Tylko wtedy, kiedy przestałeś.
Chwycił ręce Harry’ego i położył je z powrotem na swoich biodrach. Snape wsunął dłoń w bokserki i przytrzymał członek przy brzuchu, kiedy młodzieniec zsuwał je tak nisko, jak mógł. Chłopak chciał usiąść, ale Severus przyciągnął go do siebie i pocałował namiętnie. W międzyczasie ściągnął do końca bokserki. Jedna ręka przemieszczała się w dół jego pleców. Zatrzymała się na chwilę na jego biodrze, po czym spoczęła w miejscu, gdzie stykają się jego pośladki i udo. W drżących mięśniach napierających na jego ziemistą skórę poczuł mieszaninę podniecenia i zdenerwowania.
– Przestraszony? – Harry spuścił wzrok i kiwnął głową. – Jesteś naprawdę całkowicie pewien, że tego pragniesz? Jeśli chcesz przestać, to... – Uczeń potrząsnął głową.
– Jestem pewien.
Snape ponownie go pocałował, zatrzymując koniuszek języka na ustach Harry’ego.
– Zaraz wrócę.
Wstał i podszedł do jednej z wielu szafek w swoim gabinecie. Zamek otworzył się pod wpływem jego dotyku. Na półkach stały ciasno obok siebie wszystkie rzeczy, które kiedykolwiek skonfiskował uczniom. W rogu na samej górze stała mała fiolka. Zawierała niezwykle wydajny lubrykant, zrobiony przez chłopaka z siódmego roku, jako rezultat gry w prawdę czy wyzwanie. Wiedział, że będzie dobry na początek, w końcu poślizgnął się na nim. Jest jeszcze ważny po pięciu latach? Severus wyciągnął rękę i ściągnął zakurzoną fiolkę z półki. Lubrykant był przejrzysty i miał lekko słomiany kolor. Przeniósł wzrok na Harry’ego. Młodzieniec patrzył na niego pytająco, mrużąc oczy, ponieważ jego okulary nadal leżały na podłodze. Jest tylko jeden sposób, żeby się przekonać. Przymknął cicho szafkę i zamknął zamek.
Kiedy Severus ponownie położył się na podłodze, Harry objął go ramionami. Snape odwzajemnił uścisk, błądząc delikatnie palcami po plecach chłopaka. Odłożył fiolkę tam, gdzie mógł łatwo po nią sięgnąć. Harry spojrzał na niego swoimi rozszerzonymi, pełnymi zdenerwowania i ufności oczami. Jest już dorosły, ale nie do końca. Severusie, stałeś się naprawdę sprośnym facetem. Przycisnął usta do czoła Pottera.
– Gotowy? – Jego uczeń pokiwał głową. Zsunął ostrożnie do kolan jego rażąco pomarańczowe slipki, upewniając się, że nie zrobi nic, co mogłoby go zaskoczyć. Uwolnił się z ciasnego uścisku Harry’ego i ściągnął bieliznę do końca. Nie żartował sobie. Wolałbym jednak mieć logo Armat na tyłku, niż zapis o prawach autorskich. Położył się z powrotem i przyciągnął do siebie smukłe, gibkie ciało. Dodał Harry’emu otuchy, całując go delikatnie, po czym powiedział: – Odwróć się.
Chłopak szybko wykonał polecenie. Jego mięśnie poruszały się pod jego skórą jak woda.
– Będzie bolało?
– Trochę. Będę tak delikatny, jak tylko potrafię.
Objął go od tyłu, czując szybkie unoszenie się jego klatki piersiowej. Zanim dał ponieść się nerwom, chwycił szybko fiolkę i zanurzył w niej palec. Jego kciuk z łatwością prześlizgnął się po wilgotnym palcu wskazującym. Wygląda na to, że jest dobry. Drugim ramieniem otoczył smukły, umięśniony tors Harry’ego, opierając policzek na jego głowie.
– Powiedz, kiedy będziesz chciał, żebym przestał. – Ostrożnie przesunął nadgarstek wzdłuż boku chłopaka, po czym pogładził wierzchem dłoni miękkie pośladki. – Rozluźnij się tak mocno, jak możesz. – Zacisnął oczy i wsunął jeden długi palec do wnętrza Harry’ego. Młodzieniec wydał z siebie cichy dźwięk, coś między jękiem a piskiem. Zaczął poruszać palcem w środku, upewniając się, że jest cały pokryty cienką warstwą lubrykantu. Młody mężczyzna sapnął ciężko, kiedy Severus zdołał wsunąć drugi, a w końcu trzeci palec. – Jak się czujesz?
– Nie przestawaj.
Jego usta wykrzywiły się w uśmiechu. Rozwarł odrobinę rękę we wnętrzu Harry’ego, na co ten zakwilił cicho. Drażnił się z nim przez chwilę, gładząc delikatne ścianki, wsuwając szybko palce do środka, za każdym razem coraz bardziej je rozszerzając. Niezrozumiałe jęki i szepty zamieniły się w prośby o więcej. Zorientował się, że sprawia mu to więcej przyjemności, niż się spodziewał. Smukłe ciało zadrżało. Prośby zamieniły się w desperackie błaganie i wiedział, że byłby okrutny, gdyby odmówił tego wszystkiego chłopakowi.
– Proszę... teraz...? Proszę... proszę...
– Daj mi rękę.
Osłabione, drżące palce zaczęły szukać po omacku jego dłoni. Uchwycił je i przytrzymał na miękkich włosach, pokrywających klatkę piersiową Harry’ego. Złożył delikatny pocałunek na policzku ucznia. W tym samym czasie wyjął z jego wnętrza palce, rozluźniając je. Jego stawy strasznie zdrętwiały. Starzejesz się, Severusie, a nawet nie masz czterdziestu lat. Może powinieneś zacząć częściej wychodzić z lochów. Pocierał przez chwilę swój członek, korzystając przy tym ze skutecznego lubrykantu, który nadal pokrywał jego dłoń. Severus musiał przygryźć wargę, żeby się powstrzymać. Quidditch, Quidditch, myśl o Quidditchu. Nie, nie myśl o szukających! Do cholery jasnej! Spróbował się uspokoić, oddychając głęboko. Pragnienie gwałtownego wtargnięcia w Harry’ego znacznie wyblakło. Wolną ręką ustawił się przy jego wejściu.
Lubrykant był znacznie lepszy, niż się spodziewał. Sapnął z nagłej przyjemności, wsuwając się w całości do środka, a Harry krzyknął. Mistrz eliksirów nie wiedział jednak, czy z ekstazy czy bólu. Zatrzymał się na chwilę, obejmując mocno młodego mężczyznę. Swoją wolną rękę położył na płaskim brzuchu szukającego. Zdziwił się, kiedy Harry chwycił ją i zacisnął wokół swojego członka, zaczynając nią poruszać. Severus próbował dostosować się do jego rytmu. Czuł zawroty głowy. Ciche jęki i słodkie zapewnienia działały na niego jak narkotyk. Gładkie plecy (z trzema pieprzykami u góry, po prawej stronie, zapamiętał), pokryte cienką warstwą potu przycisnęły się jeszcze mocniej do jego piersi. Harry coraz szybciej poruszał dłonią, a Severus starał się go dogonić. Ciche jęki stawały się znacznie głośniejsze i mocniejsze. Zorientował się, że on sam wydaje wiele z nich. Harry przycisnął się do niego, błagając cicho:
– Nie przestawaj... Proszę, nie przestawaj...
Nagle krzyknął krótko. Severus poczuł, jak ciało chłopaka zadrżało i wygięło się w łuk, a jego dłoń zalała struga gorącego płynu. Syknął, kiedy głośne jęki i chaotyczne słowa Harry’ego przybliżały go do własnego orgazmu. Jednak wbrew naleganiom swojego ciała, poruszał się łagodnie i powoli. Harry rozluźnił się, a jego oddech stał się wolniejszy i głębszy. Severus ścisnął jego ciepłe, drżące dłonie.
– Musisz dać mi jeszcze chwilę.
Nie zrozumiał odpowiedzi. W kącikach jego oczu pojawiły się łzy, kiedy wysuwał się rytmicznie z gładkiego, wiotkiego ciała w swoich ramionach. Przygryzł mocno wargę, ale tym razem nie po to, żeby się powstrzymać, ale z czystej potrzeby. Nie trwało to długo, zanim świat eksplodował. Nagle oblała go fala nieuchronności, prowadząca do całkowitego zapomnienia. Krzyknął, a może tylko jęczał cicho, ale stracił kontakt z rzeczywistością. Po raz pierwszy od bardzo długiego czasu ogarnęła go przyjemność, radość i błogość. Harry ścisnął jego rękę, szepcząc coś, czego nie mógł zrozumieć. Severus dyszał, obejmując najbardziej znienawidzoną przez siebie osobę na świecie i zaznał spokoju.
***
Gładził włosy Harry’ego, odgarniając z jego czoła zaschnięte od potu kosmyki włosów. Młody mężczyzna ubrany był w ślizgońską koszulkę zwycięzców Quidditcha, która należała do Severusa. Trochę marudził, ale Snape zmusił go do założenia jej, żeby uchronić go od chłodu i wilgoci lochów. Ich szaty okrywały ich jak koce, a głowa Harry’ego spoczywała na jego ramieniu.
– Tak swoją drogą, to skąd wziąłeś bokserki Bertiego Botta?
– Eee...
– Co? – Podniósł głowę i spojrzał na Snape’a.
– Profesor McGonagall dała mi je w prezencie.
– Chyba żartujesz.
Severus pocałował go w nos. Był zimny, więc przyciągnął Harry’ego jeszcze bliżej siebie.
– Nie. Przysięgła mi, że kiedy je kupowała, nie wiedziała, że są nieprzyzwoite.
– I ty jej uwierzyłeś?
– Chyba żartujesz. – Już od pewnego czasu ogarniało ich uczucie zadowolenia. Snape nie wiedział, jak długo, ale podejrzewał, że przegapili kolację. Nagle zdał sobie z czegoś sprawę. – Mój Znak już nie boli. – Spojrzał na opuchniętą skórę na lewym przedramieniu. Harry wyciągnął rękę i pogładził ją czule palcami.
– Jak to się stało?
– To pewnie jedna z psychologicznych reakcji.
Ucichli na chwilę, obejmując się nawzajem w słabo oświetlonym pokoju. Po raz drugi w tym dniu Severus przypomniał sobie coś z mugoloznastwa.
– Według legendy, kiedy spartańscy żołnierze wyruszali na wojnę, szli zawsze dwójkami. Każdy z nich był na stałe sparowany z innym wojownikiem już od czasów szkolenia. Razem trenowali, obozowali i... spali. – Spojrzał na Harry’ego. – Poza tym razem walczyli i dbali o bezpieczeństwo tej drugiej osoby. Byli bardzo potężnymi przeciwnikami.
Harry wyglądał na zamyślonego.
– Co się działo, kiedy jeden z nich zginął?
– Drugi był odpowiedzialny za pomszczenie jego śmierci.
Patrzyli na siebie przez długi czas. W końcu Harry ponownie położył głowę na ramieniu Severusa. Snape odwrócił wzrok i spojrzał na tańczące płomienie. Nie chciał teraz o tym myśleć.
Część II: Broniąc twierdzy
1.
Sobota, 11 kwietnia
Zegar
tykał równomiernie. Wskazówki pokazywały godzinę dwudziestą
siedemnaście, ale to nie to go interesowało. Snape’owie. Wszyscy
razem, połączeni siłą szczęścia lub nienawiści. Wszyscy,
oprócz jednego. Dziwnym było, że nadal używali takich rzadkich
umów małżeńskich. Właściwie to przez dziesięć z dwunastu
pokoleń. Nie żeby kiedykolwiek musiał się tym przejmować.
Severus zawsze patrzył na kontrakt zbyt długo po tym, jak spędził
czas z jakąś niefortunną osobą. Przede wszystkim to nie powinno
należeć do niego. Gdyby Eversor wykazał się choć śladowymi
zdolnościami magicznymi i umiał je kontrolować, dziedzictwo
trafiłyby w jego ręce, a Severus nie stałby się odnowionym
wrakiem człowieka.
Potter
nie wróci. Oni nigdy nie wracają. Uczucie smutnego zrozumienia
przywodziło na myśl cytrynę. Ssiesz jedną, a jej sok wypala ci
dziąsła. W końcu ciało przyzwyczaja się do kwasu i jego smak
staje się znośny. Kwaśny owoc staje się tylko wspomnieniem, który
pozostawia słodki posmak na języku. Tak samo było ze łzami
Harry’ego – najpierw były dla niego słone, a potem przywodziły
na myśl słodycz miodu. Severus odsunął od siebie niezapomniany
smak ust chłopaka i podniósł Proroka
Wieczornego.
Zaczął
właśnie przeglądać główny artykuł, kiedy ciszę gabinetu
przerwało ciche pukanie. Zmarszczył brwi i spojrzał na drzwi,
zaskoczony. Nikt nie przychodził do niego w weekendy, a w
szczególności te w czasie świąt. Może Albus, ale ten
zabarykadował się na cały dzień w swoim gabinecie. Miałby mniej
do robienia, gdyby nie całe Ministerstwo. Znów rozległo się
pukanie.
–
Co? – warknął.
Klamka
zagruchotała, ale nikt nie wszedł, bo wcześniej zabezpieczył
drzwi. Przez masywne drewno mógł usłyszeć słaby głos:
–
Mogę wejść, profesorze?
Cholera
jasna!
Nie był pewien, czy bardziej zaskoczył go sam głos, czy to, że
chłopak tak go nazwał. Odłożył gazetę i po chwili otworzył
ciężki, mosiężny zamek. Zza drzwi spojrzały na niego zielone
oczy, oprawione w okrągłe okulary i otoczone rozczochranymi,
czarnymi włosami.
–
Co, na bogów, tutaj robisz? – wysyczał Severus.
Potter
zmarszczył brwi.
–
Myślałem, że pan... że moglibyśmy...
Snape
przeklął pod nosem i wciągnął jąkającego się bachora do
środka. Kiedy tylko drzwi się zamknęły, Harry stanął na palcach
i próbował go pocałować. Severus odepchnął go od siebie.
–
Niech pan siada, panie Potter!
Chłopak
zamarł na chwilę, ale wykonał polecenie. Kiedy siedział tak na
brzegu twardego krzesła, na którym siadali uczniowie już przez
dwadzieścia lat, wyglądał jak dziki ptak.
Szczerze
powiedziawszy, Severus z chęcią by go pocałował i z przyjemnością
pozwolił pocałunkowi przerodzić się w walkę dłoni, ściąganie
szat i zwierzęce odgłosy. Minęło prawie siedem lat, jeszcze nigdy
wcześniej nie było to tak długo. Nieważne, jak sobie na to
zasłużył, pożądanie i odpowiedzialność są całkowicie
odmiennymi pojęciami.
Spojrzał
z góry na chłopaka.
–
Jest jakiś konkretny powód, dla którego chciałeś się ze mną
zobaczyć?
Harry
zwiesił głowę. Jego dłonie wyglądały jak dwa kocięta, bawiące
się na czyichś kolanach.
–
Myślałem, że tak – wymamrotał.
Porozmawiaj
z nim, Severusie. Musi cię wysłuchać, żeby zrozumieć. Bo ty masz
jakiś dobry argument, prawda?
–
Chcesz porozmawiać o wczorajszym dniu?
Harry
pokiwał głową, poprawiając okulary na nosie. Naprawdę wyglądał
znacznie lepiej bez nich. Jego matka była raczej piękną kobietą o
dużych oczach i szerokim uśmiechu. Kiedy je ściągnął, Snape
mógł zobaczyć twarz Lily za charakterystycznymi rysami Jamesa
Pottera.
Severus
usiadł niezręcznie za biurkiem. Patrzył na nie zawzięcie,
wykrzywiając wargi i zastanawiając się nad sensem tej rozmowy. Na
pergaminie przed sobą zobaczył zdjęcie dymiącego domu Diggle’a.
Mroczny Znak oświetlał blade inferiusy.
–
Myślałem, że chciałby się pan ze mną zobaczyć. – Zielone
oczy spojrzały na niego z nadzieją.
–
Dlaczego miałbym chcieć się z panem widzieć, panie Potter? –
Jego Znak zapiekł na ramieniu i Snape powstrzymał się od grymasu.
Poczuł to po raz pierwszy od tamtych kilku skradzionych chwil
spokoju, które odegnały ból. Harry wzruszył ramionami, które
natychmiast opadły.
–
Przepraszam. Chyba nie byłem w tym zbyt dobry, prawda? – Policzki
Pottera natychmiast zapłonęły czerwienią.
Severus
tylko patrzył na niego. Trzepotanie serca w piersi było raczej
niepokojące. Wzmagało je uczucie niepewności lub strach,
pożądanie, litość bądź jego własna, uparta determinacja.
Machnął ręką.
–
Byłeś w porządku. To nie o to chodzi.
W
tych zielonych, jak liście w lecie, oczach pojawiła się iskra
nadziei.
–
Więc o co?
Właśnie,
Severusie. O co tutaj chodzi? Nie powinieneś był znaleźć się na
tym miejscu. Zdążyłeś już rozwścieczyć członków rady
nadzorczej szkoły, o samym Albusie nie mówiąc.
Wziął głęboki oddech.
–
Nie mam zamiaru wdawać się w romans o czysto fizycznym podłożu z
tobą ani nikim innym. – Tylko tak mógł powiedzieć coś
najbliższego prawdzie.
Oczy
Pottera zwęziły się w cichej groźbie.
–
Wie pan, nie musiałem tu w ogóle przychodzić, ale chciałem z
panem porozmawiać.
–
Co innego mógłbyś tu ze mną robić?
Harry
wstał, oplatając pierś ramionami.
–
Skąd mam wiedzieć? Nigdy wcześniej tego nie robiłem. Nie żeby mi
się to w ogóle podobało.
Snape
prychnął.
–
Zachowywałeś się, jakby tak właśnie było. – Był zaskoczony
intensywnością spojrzenia Pottera. Przez jego ciało przepłynęło
dziwne, ciepłe uczucie. Nie,
na pewno mu o to nie chodziło.
Przez chwilę poczuł to powiązanie, dotyk ręki Boga, zanim
nihilistyczne myśli odpłynęły. To było tylko i wyłącznie to.
Nikt nie mógłby nigdy chcieć Severusa Snape’a na własność.
Potrząsnął
głową, odganiając od siebie te myśli.
–
Jeśli nadal będziesz patrzył na mnie bez szacunku, będę zmuszony
odjąć ci punkty.
–
Ty okropny, tłustowłosy draniu...
–
Niech pan uważa, panie Potter. Wiem, że Slytherin jest tylko
dwadzieścia punktów za Gryffindorem w Pucharze Domów. Byłoby
wielką szkodą, gdyby pańskie pyskowanie przechyliło szalę
zwycięstwa.
–
Wiesz co? Gówno mnie to obchodzi.
–
Dziesięć punktów.
–
Myślałem, że to coś dla ciebie znaczyło. Możesz stwierdzić, że
zwariowałem, ale sądziłem, iż coś nas połączyło. Co z tym
całym gadaniem o Sparcie? Tak sobie tylko powiedziałeś? Nawet
sobie nie wyobrażasz, jak cudownie jest myśleć, że nigdy nie będę
nikim więcej, niż tylko tanią dziwką.
Z
trudem otworzył usta, żeby wypowiedzieć kolejne zdanie:
–
Dwadzieścia. Może powinniśmy zobaczyć, jak miewa się Hufflepuff?
–
Ty bezduszny sukinsynu! – Harry zamachnął się i pchnął biurko
tak mocno, że uderzyło w krzesło Snape’a. Severus odsunął
szybko stopy, zanim zostały stratowane przez mebel. Jego prawe ucho
zatrzymało się niecały cal przed półką z najbardziej
niebezpiecznymi eliksirami. Odetchnął z ulgą i zakodował sobie w
głowie, że musi je przełożyć gdzieś indziej, zanim wysadzi
szkołę w powietrze.
Nagle
został przygwożdżony do krzesła. Szczupłe ramiona objęły jego
szyję, a smukłe nogi wcisnęły się pomiędzy jego uda. Spojrzał
w górę i zobaczył nad sobą czerwoną, wykrzywioną wściekłością
twarz.
–
Powiedz mi – wysyczał Potter – że to nic dla ciebie nie
znaczyło. No dalej, do cholery!
Próbował,
ale nie mógł.
–
Pięćdziesiąt punktów. – Severus odwzajemnił spojrzenie.
Chłopak zmarszczył nos ze złości.
Nagle
rozgrzane palce chwyciły jego włosy i zacisnęły się na nich.
Poczuł ostre paznokcie wbijające się w skórę jego głowy. Syknął
z bólu i kiedy Potter zobaczył jego rozchylone usta, od razu go
pocałował. Nie było to już takie czułe, jak zeszłego wieczoru.
Pocałunek był silny, brutalny, zniewalający i przepełniony
nienawiścią. Nie mógł się powstrzymać. Jego dłonie odnalazły
drogę do szczupłych bioder chłopaka i zacisnęły się na nich. To
było dla niego zbyt dużo, zbyt dużo utraconych żyć, zbyt mało
czasu...
Przez
mgłę w jego umyśle przedostały się wspomnienia tamtych sześciu
lat, które spędził w łóżkach różnych śmierciożerców:
Lucjusza, Rosiera, Rookwooda, Macnaira, Narcyzy, Avery’ego,
Goyle’a, Notta. Mogło być ich jeszcze więcej, ale wolał o tym
nie myśleć, bo wiedział, że bycie ich wdzięczną dziwką było
tylko uroczystym obowiązkiem. Od dwunastu lat nigdy nie nazwał tego
seksem. To było zobowiązanie, służba, trening. Właśnie to
próbował teraz zrobić z Potterem – zabawić się nim, a potem
wyrzucić go stąd, żeby znalazł sobie kolejne szeroko otwarte
drzwi.
Tym
razem łzy nie smakowały słodkim miodem, ale goryczą. Ich usta
poruszały się gorączkowo, zbierając z twarzy słone krople.
Severus objął ciasno w pasie chłopaka i pomodlił się cicho, żeby
ta jedyna osoba, która wróciła do jego komnat, nigdy nie zaznała
takiego życia, jakie on miał. Ledwie zauważył, że Harry odsunął
się od niego i teraz gładził jego włosy. Pachniał piżmem i
wilgotną ziemią. Przez szatę czuł jego żebra, otoczone warstwą
młodych mięśni.
–
Przepraszam, profesorze.
–
Severus.
–
Severusie.
Nie
rób tego na oczach Pottera, ty cholerny dupku! Jak potem staniesz z
nim twarzą w twarz w klasie?
Lekcje wydawały się takie odległe. Większość uczniów wyjechała
na święta wielkanocne do domów. Zmusił się do głębokiego
oddechu, pozwalając znoszonej, szkolnej szacie pochłonąć ostatnie
oznaki jego słabości. Odepchnął od siebie Harry’ego delikatnie,
ale stanowczo. Nie wiedział, czy powinien czuć ulgę, czy być
zawiedziony, kiedy chłopak usiadł na krawędzi biurka.
Potter
patrzył uważnie na Snape’a.
–
Ile punktów straciłem?
Severus
potrząsnął głową.
–
Pięć punktów dla Gryffindoru.
–
Tylko pięć?
Snape
spojrzał na niego, unosząc ostrzegawczo brew.
–
Pamiętaj, w jakim jesteś domu, Potter. Łatwiej byłoby mi je
odejmować.
Harry
przewrócił oczami.
–
Dlaczego próbowałeś mnie wyrzucić?
–
Miałem swoje powody. – Na
Merlina, chłopcze, uciekaj stąd. Nie wiesz, o co prosisz.
Wydął wargi i rzucił Potterowi spojrzenie mówiące, że temat
jest już skończony.
Harry
spojrzał na niego wilkiem i rozejrzał się po pomieszczeniu.
Zamarł, kiedy jego wzrok padł na Proroka
Wieczornego.
–
Dedalus Diggle zginął? – jego cichy głos załamał się.
Severus
kiwnął głową.
–
Dziś około piątej nad ranem. Nie był może najzdolniejszym
czarodziejem, ale rzadko spotyka się osobę, która tak bardzo
chciała zniszczyć Czarnego Pana. – Potter podniósł gazetę.
Dotknął palcami zdjęcia, a na jego twarzy pojawił się smutny
wyraz spowodowany kolejną, niepotrzebną śmiercią.
–
Raz na niego wpadłem w sklepie. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że
jestem czarodziejem. – W głosie Harry’ego słychać było
tęsknotę.
Severus
pozwolił mu czytać w ciszy. W myślach powtarzał sobie swoją
ostatnią wypowiedź – zniszczyć,
everse.
Jego umysł zalały wspomnienia z przeszłości. To nie był na to
odpowiedni czas. Voldemort coraz bardziej pogrążał ich w
apokaliptycznej przyszłości, to po prostu nie był odpowiedni czas.
–
On coś planuje, prawda?
–
Tak. – Severus poczuł, że Potter spochmurniał. Jak na bachora,
którego umysł przepełniony był Quidditchem, chłopak miał
niesamowitą zdolność postrzegania.
–
Wiesz co?
–
Jeszcze nie.
–
Och.
Siedzieli
przez chwilę w ciszy. Severus poczuł dziwne ukłucie winy. Potter
pewnie się tego nie spodziewał, kiedy przyszedł tego wieczora do
lochów.
–
Eee... Będziesz musiał znów wyjechać?
Severus
spojrzał w górę i zobaczył strach na młodej twarzy Harry’ego.
To go postarzało. Teraz mógł z łatwością uchodzić za
dwudziestopięciolatka.
–
Tak sądzę.
Potter
przygryzł wargę.
–
A wrócisz? – Chyba nie był pewien tego, czy chce usłyszeć
odpowiedź.
–
Nie mam wyjścia, prawda? Ktoś musi pilnować, żebyś pozostał w
jednym kawałku. – Fala czerwieni zalała blade policzki Snape’a,
kiedy to mówił. – Nie mogę dowiedzieć się wszystkiego z
gazety.
Potter
siedział przez chwilę w ciszy. Pokój wypełnił odgłos jego
drżącego oddechu. Otarł nos o rękaw szaty.
–
Eee...
–
Tak? Mów głośniej, jeśli chcesz się czegoś dowiedzieć.
Harry
spuścił głowę.
–
Dlaczego miałbyś od nich odejść? – Spojrzał szybko w górę. –
Nie musisz mi mówić, jeśli nie chcesz.
Przez
moment Severus pomyślał, że mógłby opowiedzieć mu całą
pokręconą historię bez wdawania się w szczegóły, które
wystraszyłyby dzieciaka na śmierć. Nie wiedział czy dlatego, że
chce, żeby został, czy żeby zmusić go do ucieczki.
–
To moja osobista sprawa.
Potter
kiwnął głową.
–
Eee... Mówiłeś, że musisz się czegoś dowiedzieć.
Snape
spojrzał na niego chłodno.
–
Sugerujesz, że nie potrafię poradzić sobie z czymś, w czym jestem
prawdopodobnie największym ekspertem na świecie?
Potter
potrząsnął gwałtownie głową.
–
Chciałem po prostu wiedzieć, czy nie potrzebujesz pomocy. W końcu,
no wiesz, pewnie i tak się w to jakoś wpakuję. Wszystko przez tą
głupią starożytną przepowiednię.
–
O Dziedzicu Gryffindora?
Harry
zaczął się wiercić.
–
Myślisz, że nim jesteś? – spytał Severus.
Harry
wzruszył ramionami.
–
To miałoby sens.
Bachor
miał rację. Już wcześniej udało mu się umknąć Voldemortowi.
Niestety przepowiednia mówiła, że Dziedzic miał się wykazać w
walce. Jak to zwykle bywa, nie było tam mowy o tym, w jakiej walce.
Niewątpliwym był fakt, że stoczy on ją ze sługami Czarnego Pana
lub z samym Lordem Voldemortem. Krótka i często zapominana część
przepowiedni twierdziła, że Dziedzic zakończy legendarną linię
Gryffindorów. W gardle Severusa pojawiła się nagle wielka gula –
te wersy zawsze były rozumiane, jako wspólna śmierć z Dziedzicem
Slytherina.
Skończ
z tym, Severusie. Co w ciebie wstąpiło? Jeden numerek na podłodze
gabinetu i już zaczynasz martwić się o tą zmorę twojego życia?
Rozluźnił palce, które zaczynały powoli drętwieć z zimna lub
nerwów, albo niepohamowanego pragnienia, żeby zerwać ich szaty i
wykorzystać niesamowite uczucie ocierających się o siebie nagich
ciał. Nagle spłynęła na niego dziwna myśl. Przecież zakończenie
rodzinnej linii nie musiało się odbywać w jeden sposób. On na
pewno nie miał zamiaru płodzić kolejnego Snape’a. A
może...
Jego wargi wygięły się krzywo. Dobra
przepowiednia nigdy nie jest jednoznaczna.
Otrząsnął się z zamyślenia.
–
Jak myślisz, w jaki sposób miałbym sprowadzać cię regularnie do
lochów w celach badawczych bez niepokojenia, powiedzmy, pana
Malfoya? Szlaban? – Jego młodszy kuzyn, prawdopodobnie największa
z jego niezliczonych porażek.
–
Brzmi świetnie. Przecież nikt nie będzie zdziwiony tym, że chcesz
zmienić moje życie w piekło.
–
Każdego dnia? W czasie wakacji?
Potter
wzruszył ramionami.
–
Może.
–
Mam szczerą nadzieję, że wymyślisz coś lepszego. Jeśli
ktokolwiek się dowie, że tak chętnie skazuję się na przebywanie
z ludźmi twojego pokroju, moja reputacja strasznie na tym ucierpi.
–
Spróbuję. Chociaż nie widzę, żebyś miał lepszy pomysł. –
Harry patrzył na niego nerwowo. Na końcu Severus i tak będzie
musiał znaleźć inną wymówkę. Jakaś jego część miała
nadzieję, że Potter się podda, ale ta druga była ciekawa, ile
reguł może złamać ten dzieciak.
Zielone
oczy zamigotały za szkłami okularów.
–
Nadal cię nienawidzę.
–
Gdyby tak nie było, bałbym się o twoje zdrowie psychiczne. –
Tak, mały stopień troski mógł wspaniale pasować do nutki
złośliwości. Tak
samo, jak od początku jego pierwszego roku.
Tak
właśnie zachowywał się w stosunku do każdego innego ucznia. Był
w końcu nauczycielem i jego obowiązkiem było zapewnienie im
bezpieczeństwa, nieważne w jak podły sposób. Potter po prostu
miał większy talent do wpadania w tarapaty niż inni. Severus
zawsze powtarzał sobie, że kiedy nie będzie już Voldemorta, nigdy
więcej nie będzie musiał widywać się z tym dzieciakiem.
Severus
nie oczekiwał tego, że Harry pochyli się i spróbuje znów go
pocałować. Odskoczył na czas i położył palec wskazujący na
tych ciepłych wargach. Poczuł ukłucie straty, ale nie było ono
tak nieoczekiwane, jak chciałby przypuszczać.
Harry
zmarszczył brwi.
–
Co ja zrobiłem?
–
Nic. – Nie mógł pozwolić, żeby to się ciągnęło. Tylko
naraziłby ich na niebezpieczeństwo, a Snape poświęcił zbyt dużo
czasu i wysiłku, żeby ratować chłopaka. Jak miał go ochronić,
nawet przed samym sobą? – Tydzień.
Potter
spochmurniał.
–
Cały tydzień?
Snape
pokiwał wolno głową. Tyle czasu wystarczy, żeby wybić im z głowy
pomysł pieprzenia się na podłodze jak zwierzęta w rui.
–
To co mam robić do tego czasu?
Severus
uniósł brew z rozbawieniem.
–
A co robią inni chłopcy w zaciszu swojego dormitorium, kiedy nikogo
nie ma? – Prawie zachichotał widząc, jak twarz Potter oblewa się
czerwienią. Stuprocentowy
Gryfon.
–
Nie o to mi chodziło.
–
Więc o co, panie Potter?
–
Ja... – Westchnął. – Zapomnij o tym.
Snape
spojrzał na zegar. Był już kwadrans przed dziewiątą.
–
Powinieneś już iść. Twoi koledzy zaczną cię szukać, kiedy
dowiedzą się, że jesteś sam w lochach.
Harry
pokazał mu język, na co Severus obrzucił go spojrzeniem. Nie
potrzebował takiej zachęty.
–
Nie chciałbym, żeby Gryfoni urządzili mi nalot na gabinet.
–
Wczoraj tego nie zrobili.
–
Hmm. Może do tego czasu wrócił im rozum.
Potter
wyglądał na skrzywdzonego.
–
Nie ma ich tu. Nie żeby w ogóle zauważyli, że nie ma mnie w
dormitorium – wymamrotał.
–
Jestem pewien, że pan Weasley zauważyłby, iż chodzi za kimś,
kogo w ogóle tam nie ma. – Severus zdziwił się, kiedy Harry
spojrzał na niego wilkiem.
–
Musiałby przedtem oderwać się od Hermiony.
Spojrzeli
sobie w oczy. Snape poczuł dziwną potrzebę, żeby kazać
chłopakowi zostać.
–
Spadaj. Mam lepsze rzeczy do robienia w życiu, niż patrzenie na
ciebie.
–
Ja też. – Potter zeskoczył z jego biurka. – Dlaczego miałbym
chcieć uprawiać z tobą seks?
–
Gryfońska odwaga.
Harry
prychnął i zaśmiał się krótko. To była miła odmiana po jego
spojrzeniu, które jeszcze przed sekundą mówiło: Nikt
mnie nie kocha.
Snape próbował powstrzymać się od wykrzywienia warg. Potter znów
pochylił się w jego stronę, ale Severus powstrzymał go, kładąc
dłoń na jego piersi.
–
Muszę ci przypominać, jak długi jest tydzień, Potter?
–
Nie, profesorze. – Stał jeszcze przez chwilę, patrząc na
Severusa z dziwną determinacją. Jeszcze raz próbował pochylić
się w jego stronę, ale Snape wskazał mu ręką wyjście. Minutę
później, kiedy zamknęły się za nim drzwi, Severus pożałował
swojej decyzji.
***
O
dziewiątej w sobotni wieczór pokój nauczycielski był niezwykle
zatłoczony. Większość grona pedagogicznego siedziała nad grą w
Czarodziejską
edycję zgadywanek.
–
Severusie! – zawołała do niego Emily Vector, nauczycielka
numerologii. – Chodź tu i pograj z nami.
Prychnął
szyderczo.
–
Nie sądzę, żeby ta gra była warta mojego czasu.
–
Przysuń sobie krzesło. – Filius uśmiechnął się do niego
szeroko. – Muszę powiedzieć, że nie spodziewałem się takiej
porażki. Biją nas na głowę w pytaniach o sport.
–
Tak to jest, kiedy grasz przeciwko dwóm najlepszym ścigającym i
najlepszemu pałkarzowi, których widziała ta szkoła. – Minerwa
uśmiechnęła się psotnie, podczas gdy Emily i Rolanda wyglądały
na zadowolone z siebie. – No chodź, Severusie. Będziesz miał
świetną zabawę.
Uniósł
brew, patrząc na Minerwę.
–
W którym kręgu piekielnym uważa się za świetną zabawę
wrzeszczenie odpowiedzi na głupie pytania? To tylko świadczy o
niskim poziomie inteligencji.
Przewróciła
oczami.
–
Musisz się odprężyć. Przyjdź potem do mojego gabinetu, mam coś,
co lubisz. Tequilę.
Spojrzał
na nią drwiąco.
–
Nie ma mowy – warknął. Po ostatnim razie już nigdy się do tego
nie zbliży. Większość nauczycieli uśmiechnęła się znacząco.
Widocznie nabrali pewności siebie. Sara Sprout zachichotała, a
Emily i Rolanda spojrzały na siebie i zawyły z radości.
–
Poliż sól, poliż, wypij, ssij! – krzyknęły równocześnie.
Severus
spojrzał na nie chłodno.
–
Dziękuję za tak graficzny opis waszego życia seksualnego. – Ten
komentarz zaskoczył go tak bardzo jak innych. Hagrid zaczął
przypominać wściekle czerwonego pomidora, a reszta wymieniała
zszokowane spojrzenia, próbując stłumić rubaszny śmiech. Snape
wykorzystał sytuację i usiadł w wielkim fotelu w rogu pokoju,
podnosząc ze stołu kopię Dziennika
czarodzieja.
Zwykle nie wybierał go do czytania, ale pismo było wystarczająco
duże, żeby ukryć jego twarz przed innymi. Mógłby wyjść, ale
bycie samym w swoich komnatach było jeszcze gorsze od podrzędnego
artykułu z rubryki Wiadomości
ze świata.
Przed
kominkiem toczyła się prawdziwa bitwa.
–
Który szukający powiedział w 1966 roku, że nie ma dobrego meczu
bez wynoszenia pałkarza na noszach z boiska? – Co
za łatwizna. Przecież każdy, kto interesował się Quidditchem w
latach sześćdziesiątych, potrafi odpowiedzieć na to pytanie.
Mężczyźni wyglądali na zaskoczonych. Rolanda prychnęła. – No
dalej, żaden z was nie ma pojęcia?
–
Eee... Możemy się przez chwilę zastanowić? – Siggy Castrus,
mistrz starożytnych runów, pochylił się do Flitwicka, żeby
omówić sytuację. Hagrid patrzył przed siebie zamglonym wzrokiem,
a Hornsby, nauczyciel mugoloznastwa, mruczał coś pod nosem.
Natalia
Sinistra uśmiechnęła się z wyższością.
–
Już się poddajecie?
–
Daj nam pomyśleć, cholibka! Nie będziemy od razu rezygnować! –
Minutę później Hagrid westchnął i powiedział:
–
Dobra, rezygnujemy. – Wszyscy przyznali mu rację.
–
Omar Nicholas – wymamrotał Severus. Kobiety spojrzały na niego z
zaskoczeniem.
–
Masz rację. – Hooch odłożyła kartę do pudełka. – Omar
Nicholas.
–
Od kiedy znasz się na Quidditchu? – spytał Siggy po chwili
otępienia.
–
Od kiedy spędzasz sobotnie wieczory w pracy? Velda na pewno
zastanawia się, gdzie jesteś.
–
Spędza Wielkanoc u swojego brata w Surrey. Dlaczego z nami nie
grasz, do cholery?
–
Ponieważ wolę być tutaj.
– Twarz Siggy’ego zaczerwieniła się wściekle pod wpływem jego
spojrzenia. – Ja... – urwał, czując przeszywający ból w lewym
przedramieniu. Był on tak silny, jakby przypiekano mu mięśnie od
środka. Przygryzł wargę, żeby nie krzyknąć i odłożył gazetę
na stół. – Wybaczcie mi. – Wyprostował się i wyszedł z
pomieszczenia.
Stojąc
na spiralnych schodach, wiodących go gabinetu dyrektora, podwinął
rękaw szaty. Mroczny Znak wyraźnie odznaczał się na jego skórze.
Wokół niego tworzyły się bąble krwi wielkości knutów. Jeden z
nich pękł i lepka, ciemna krew popłynęła stróżką po jego
ramieniu. Poczuł ukłucie bólu tak silnego, że myślał, iż za
chwilę zemdleje. Chyba wcześniej zapukał, ponieważ drzwi same się
otworzyły.
–
Na Merlina. – Albus wciągnął go do środka i od razu zaczął
wycierać krew chusteczką w cytryny i kwiat lawendy.
–
Myślę, że powinienem już iść, dyrektorze.
–
Rozumiem, przyjacielu. – Czułe słowa już nie raniły jego serca.
To uczucie zblakło i całkowicie umarło już wtedy, kiedy miał
trzydzieści lat. Pozostawiło po sobie niezwykłą (choć czasami
chwiejną) przyjaźń i Severus nie był pewien, co by zrobił, kiedy
coś stałoby się temu staremu manipulatorowi.
Twarz
Albusa przybrała stanowczy wyraz.
–
Jest coś, o co muszę się martwić?
–
Powinieneś zobaczyć się z Potterem. – Snape przeklął się za
to. Mówił bez zastanowienia, a tam gdzie idzie, może się to dla
niego skończyć tragicznie. – Minąłem go na korytarzu i
widziałem, że jego blizna była spuchnięta. – Albus mruknął
coś pod nosem i skierował go w stronę kominka.
–
Powodzenia.
Nie
skupił się na tym, co usłyszał. Severus kiwnął głową,
odbiegając myślami daleko stamtąd. Wszedł w zielone płomienie i
nie przestawał patrzeć na zakurzony dywanik przed kominkiem.
***
Tego
wieczoru pięciu z nich ucierpiało od Cruciatusa.
Severus nie mógł przestać rozmyślać o tym, że jeżeli właśnie
to Voldemort robi ze swoimi poplecznikami, to nie chce widzieć, co
zrobi z Potterem. Na pewno nie chce też widzieć, co zrobią z nim
śmierciożercy. Przez jego szczupłe ciało przeszedł dreszcz i
znów pozwolił sobie zapomnieć.
Podczas
spotkania niewiele się zdarzyło. Czarny Pan ciągle mówił o
Potterze, Ministerstwie i masie innych, wiadomych rzeczy. Z roku na
rok stawał się coraz bardziej niezrównoważony. Snape się nie
odzywał. Zbyt dużo czasu zajęło mu przekonywanie Voldemorta o
swojej wierności, żeby teraz wszystko zepsuć. Kiedy przyszła jego
pora, stał spokojnie, dopóki nie poczuł rozżarzonych imadeł,
rozdzierających jego duszę i ciało. Upadł na ziemię, wijąc się
i krzycząc. Miał wrażenie, że jego klątwa trwała dłużej, niż
reszty.
Kiedy
się obudził, już nikogo nie było. Jęknął i mrugnął, próbując
skupić wzrok.
–
Spokojnie, Severusie. Nie możesz na mnie zwymiotować. To nowe
szaty. – Miękki kawałek bawełny wytarł metaliczną ciecz z jego
ust. Otworzył oczy i wzdrygnął się, widząc jaskrawe światło
świeczki. Przynajmniej Lucjusz zdjął ich maski.
Chciał
spytać: Co,
do cholery, tu robisz?,
ale zdołał wydusić z siebie tylko długi, niezrozumiały jęk.
Klątwa musiała trwać jedną albo dwie minuty. Gdyby było to
więcej czasu, mógłby pożegnać się ze swoim wątpliwym zdrowiem
psychicznym. Lucjusz zmarszczył brwi i usiadł sztywno na trawie.
Położył głowę Severusa na swoich kolanach i zaczął masować mu
skronie.
–
Nie chciałem zostawiać mojego maleńkiego kuzyna samego.
Severus
zdławił odruch wymiotny. Nienawidził, kiedy Lucjusz go tak
nazywał. Malfoy spojrzał na niego z wyższością. Nie powiedziałby
tego, gdyby wiedział, że Snape może mu się odciąć.
–
Muszę... wrócić – wymamrotał. Kiedy zamknął oczy, nawet lekki
nacisk na skroniach wydawał się miły.
–
Nie w tym stanie. Jutro Wielkanoc i nie musisz jej spędzać w
Hogwarcie. Chodź ze mną, zostań na kilka dni. Draco wrócił do
domu.
Severus
próbował potrząsnąć głową.
–
Muszę wrócić – powtórzył bardziej stanowczo. Chciał z
powrotem swoje łóżko, koszulę nocną i gazetę, żeby odciąć
się od tego piekła. Na dnie jego świadomości dryfowała myśl, że
musi też zobaczyć, co z tym bezużytecznym dzieciakiem Potterów.
Lucjusz
pochylił się i musnął jego wargi.
–
Przecież wiesz, że tego nie chcesz. – Jeden cienki palec
przesunął się delikatnie z jego skroni na wystające policzki.
Zadrżał. Lucjusz pewnie pomyślał, że to z przyjemności,
ponieważ zrobił to ponownie. W końcu to był Malfoy, mógł to
robić, aż zaczęło boleć. – Chodź ze mną. Narcyza nie będzie
miała nic przeciwko dzieleniu łóżka.
Złamałby
Lucjuszowi kark, gdyby nie był w takim stanie.
–
Nie – powiedział, czując suchość w ustach. Jego kuzyn
zachichotał.
–
Kto by przypuszczał, że zdecydujesz się na celibat?
Severus
spróbował usiąść. Mięśnie jego brzucha i nóg były jak
galaretka.
–
Idź do diabła.
–
Na to nie możemy sobie pozwolić. – Delikatne, znienawidzone palce
kreśliły małe kółka na jego szyi. – Zastanawiam się... –
Szare oczy błysły złowieszczo. – Może nie jesteś aż tak
skończony. Przecież jest jeszcze tak dużo małych, pięknych
chłopców, których trzeba nauczać.
Snape
zdołał przeturlać się z kolan Lucjusza na gęstą, żółtą
trawę.
–
Znów... nie wiesz... o czym... mówisz.
–
Znów? Czy ja kiedykolwiek nie wiedziałem, o czym mówię?
Palce
Severusa zadrżały, marszcząc twardą ziemię. Lucjusz prychnął.
–
Jeszcze ci nie przeszło? Przecież to było jakieś dwadzieścia lat
temu! Ktoś mógłby pomyśleć, że powinieneś nam dziękować za
należyte odpłacenie się Eversorowi.
Te
szare oczy – tak blade, że Severus przypuszczał, iż Malfoyowie
mają w sobie geny albinizmu – spojrzały na niego ostro. Twarz
Snape’a upadła na brudną trawę. Nie miał siły wykłócać się
o złamane obietnice i okrucieństwa przeszłości. Mimo słabości,
próbował się podnieść, ale nie udało mu się.
–
Muszę... wracać. Dumbledore... będzie... coś podejrzewał.
–
Myślę, że związał ci jaja, żeby mieć cię na oku.
–
Tak. – Lepsza taka odpowiedź, niż żadna. – Stary...
zboczeniec.
Lucjusz
zaśmiał się.
–
Jak dobrze, że wróciło ci poczucie humoru. – Severus przeraził
się, kiedy poczuł, że oplatają go smukłe ramiona. Malfoy
chrząknął. – Robisz się ciężki. – To nie była prawda. Na
pewno schudł kilka kilogramów. Ale Malfoyowie nie byli zbytnio
silni, od dźwigania mieli Crabbe’ów i Goyle’ów. – Wiesz,
jakbyś zmienił zdanie, to Draco wyrósł na całkiem przystojnego
młodzieńca.
–
Jesteś chory, Lucjuszu – wymamrotał w szatę Malfoya.
–
Nie bardziej, niż ty, maleńki kuzynie.
Severus
zamknął oczy. Ciepło i obecność drugiego ciała, przyciśniętego
do niego były dławiące. Mąciły jego zmysły i zmuszały do
zwrócenia resztek obiadu.
–
Gdzie teraz?
–
Podrzucę cię do Hogsmeade, jeśli tak bardzo chcesz tam wrócić.
Snape
kiwnął słabo głową. Może zatrzymać się w lesie i poczekać,
aż odzyska siły i będzie mógł znów polegać na swoich nogach.
–
Gotowy?
Znów
przytaknął. Zdziwił się, że nie rozszczepili się podczas
aportacji.
***
Albus
nieraz go zadziwiał. Kiedy Snape wszedł chwiejnie do jego gabinetu
o czwartej nad ranem, ten nie spał, chodząc wzdłuż pomieszczenia.
Severus był wdzięczny za jego krótki uścisk, który zmazał
wspomnienie dotyku Lucjusza.
–
Dzięki Bogu – wymamrotał Albus w szatę mistrza eliksirów.
–
Za bardzo się martwisz. – Snape pozwolił czarodziejowi
poprowadzić się do wygodnego fotela. Jego wargi wykrzywił lekki
uśmiech, kiedy zobaczył przed sobą miskę wiśni. Nie mógł być
taki cyniczny, żeby to przepuścić. Oparł naczynie o swój wklęsły
brzuch i zaczął jeść owoce. – Widziałeś się z Potterem?
Albus
usiadł w drugim fotelu przed kominkiem. Jego oczy błysnęły, kiedy
pytał:
–
Mówisz z pełnymi ustami?
Severus
obrzucił go spojrzeniem i połknął wiśnie. Dumbledore chrząknął,
a błysk w jego oczach zniknął.
–
Kazałem mu spędzić noc w skrzydle szpitalnym. Wyglądał, jakby
cierpiał od tego samego, co ty.
Snape
zamarł. Po ostatnich trzydziestu sześciu godzinach nie chciał
słyszeć o kolejnej rzeczy, która ich łączyła. To mogło
wszystko skomplikować.
–
Doprawdy? – spytał tak normalnie jak mógł.
–
Odczuwał już skutki zaklęcia, kiedy go znalazłem. Jest
silniejszy, niż przypuszczałem, a to wiele o nim świadczy.
Spotkałem go na korytarzu, chyba szedł w stronę lochów.
Severus
włożył do ust kilka kolejnych wiśni. Jego palce były komicznie
czerwone.
–
Taki ból musiał go zdezorientować. To nie było przyjemne.
Albus
wydał z siebie dziwny odgłos.
–
Severusie – zaczął łagodnie, ku przerażeniu Snape’a. – Może
powinieneś spróbować go trochę poznać? Wiem, jak bardzo się
różnicie, ale obaj jesteście jak dwie strony tej samej monety.
Severus
poczuł, że blednie.
–
Dyrektorze?
–
Pracując razem, staniecie się potężnymi przeciwnikami dla innych.
– Zawsze, kiedy Albus patrzył na niego w ten sposób, wydawało mu
się, że jego błękitne oczy przeszywają go na wylot. –
Potrzebujemy was wszystkich.
–
Hmm. – Kolejna wiśnia. Już niewiele ich zostało. Zlizał sok ze
swoich palców, a obrazy, które podsunęła mu jego wyobraźnia, na
pewno nie były właściwe. – To nie wydaje się możliwe.
–
Dlaczego nie? Mogę z nim porozmawiać. Ty musisz jedynie zaaranżować
szlabany po rozpoczęciu semestru, oczywiście. Jeśli ci się uda,
spędzisz mile wakacje, nie martwiąc się o zajęcia.
Snape
patrzył na niego z obrzydzeniem, zaciskając usta. Zastanawiał się,
czy Potter się wygadał. Nie
zrobiłby tego. Nie mógłby. Ryzykuje wydalenie ze szkoły tak samo,
jak ja zwolnienie.
W tych czasach nie powinni oddalać się od Hogwartu.
–
My... to może wszystko skomplikować – dokończył. Miał
nadzieję, że nie brzmiał za bardzo dwuznacznie.
–
Przecież nie proszę cię, żebyś z nim sypiał, Severusie. Chcę
po prostu wykorzystać to, co mamy. Z doświadczeniem Harry’ego z
Voldemortem i twoją wiedzą mamy spore szanse.
–
A jeśli tego nie zrobię? – Zadziwił go jego słaby głos.
Albus
odchrząknął i spojrzał na portret Dippeta, który spał, oparty o
ramę obrazu.
–
W takim razie będziemy musieli obejść się bez tego.
Severus
spojrzał na ostatnie trzy wiśnie w misce. Już ich nie chciał.
–
Pozwól mi z nim najpierw porozmawiać. Znajdę jakąś wymówkę.
–
W porządku.
–
Daj mi tydzień. – Spojrzał w ogień. Kusiło go, żeby wrócić
do swoich komnat albo ofiarować się dla sprawy. – Nie mogę
uwierzyć, że tak zmarnuję czas, ale jeśli to sprawi, iż będziesz
szczęśliwy, spróbuję. – Wszystko skończy się, zanim zaczną
się zajęcia. Wtedy będzie mógł tu wrócić i powiedzieć
Dumbledore’owi, że jego plan zawiódł. Dyrektor wyciągnął rękę
i poklepał go po dłoni.
–
Dziękuję, przyjacielu. Wiem, że to jest dla ciebie trudne. –
Nawet
nie wiesz, jak bardzo, Albusie.
–
Powinienem iść do łóżka. Nasz kochany Czarny Pan uraczył mnie
Niewybaczalnym i teraz chciałbym o tym zapomnieć.
–
Przepraszam – wymamrotał łagodnie Albus. – Powinienem był
poczekać do rana.
Severus
potrząsnął głową.
–
Lepiej mieć to juz za sobą. Jutro porozmawiam z tym bachorem.
Dumbledore
pomógł mu się podnieść.
–
Chyba nie powinieneś go tak nazywać w jego obecności.
–
Co powiesz na okropnego
dzieciaka?
To też pasuje. – Albus posłał mu ostrzegawcze spojrzenie i
Severus wiedział, że lepiej nie naciskać.
Podróż
schodami w dół była znacznie szybsza, niż w górę. Czuł, że
już nie jest zmęczony. Na pewno nie było tak z powodu pięciu
godzin snu w lesie pod peleryną śmierciożercy. Znów nawiedziły
go koszmary z nocy, kiedy umarł jego brat. Pomyślał, że miło
byłoby wstąpić do kuchni po kubek gorącej czekolady. Zorientował
się jednak, że minął już obraz z misą owoców.
Skrzydło
szpitalne było pogrążone we śnie. Drzwi gabinetu Poppy dosłownie
trzęsły się od odgłosów chrapania, jakby za nimi znajdowało się
kilka górskich trolli. Czasami zastanawiał się, czy pielęgniarka
posiada w ogóle własne kwatery. Rzucił zaklęcie wyciszające na
buty (chociaż nie wiedział, po co) i otworzył drzwi. Jeden ze
ścigających Ravenclawu mamrotał coś w poduszkę. Pierwszorocznemu
Ślizgonowi – Benebrosusowi Buggle’owi – nadal rosło drzewo na
głowie. Na szczęście było to bonsai, inaczej Hufflepuff straciłby
więcej, niż dwadzieścia punktów. Rozejrzał się po pomieszczeniu
i zauważył Pottera, leżącego w łóżku pomiędzy dwoma oknami
pośrodku.
Promień
księżyca oświetlał jego spuchnięte czoło. Severus skrzywił
się, widząc sczerniałe pęcherze na jego jasnej skórze. Dzięki
zaklęciom Poppy, były one znacznie mniejsze niż wcześniej. Skóra
naokoło nadal była czerwona i opuchnięta, a sama blizna wyraźnie
odznaczała się na czole. Najdziwniejszym w tym wszystkim był
spokojny wyraz jego twarzy.
Chłopak
wydymał wargi i wyglądem przypominały one serce, jednak nie takie,
o którym zwykł mawiać Lockhart w szkole. Wyglądały dobrze na
jego szczupłej twarzy, która dopiero zaczynała dojrzewać.
Przesunął wzrokiem po jego kościach policzkowych i dziwnie drobnej
szczęce. Nigdy nie zastanawiał się, jak wygląda Harry Potter,
kiedy śpi. Patrząc na jego przeszłość, powinien wyglądać tak
jak Severus: rzucać się w łóżku i krzyczeć. Przynajmniej tak
mówili mu inni. On tylko pamiętał obrazy z koszmarów.
Potter
drgnął. Zakwilił cicho i obrócił się na bok. Koce przesunęły
się wraz z nim, odsłaniając jego plecy. Cóż, przecież nie może
się przeziębić, prawda? Lepszy
okropny dzieciak od kichającego, okropnego dzieciaka.
Severus podszedł do niego z wahaniem i wyciągnął koc z jego
uścisku, okrywając nim śpiące ciało. Było niezwykle ciepłe.
Severus od lat nie czuł ciepła podczas snu. Nie myśląc o tym,
musnął wargami jego bliznę. Przez chwilę wydawało mu się, że
widzi skrawek zieleni spod krótkich, gęstych brwi.
Myślał
intensywnie, spiesząc z powrotem do swoich kwater w lochach.
Tydzień.
Tylko tydzień i wszystko wróci do normy.
Jednak jakaś część jego umysłu była tym zawiedziona.
2.
Niedziela, 12 kwietnia
Zawsze
zadziwiało go to, jak bardzo obłudny może być świat. Mimo tego
że Severus wziął przed snem Eliksir Nasenny, obudził się o
dziewiątej. W Wielkiej Sali już nikogo nie było, a na stole stał
tylko talerz z ostygłymi jajkami i bukiet lilii. Pokój
nauczycielski był podobnie wyludniony. Wchodząc do pomieszczenia,
zobaczył przerażonego Filiusa i stado królików. Jeden próbował
przegryźć mu różdżkę.
–
Dobry króliczek. Nie, to nie jest marchewka. Eee, może mógłbyś
mi pomóc, Severusie?
Snape
westchnął i mamrocząc zaklęcie, zamienił zwierzęta z powrotem w
butelki. Minerwa mogła ponarzekać później. Z tą myślą wyszedł.
Kilka
lat temu czytał pewien fragment Biblii.
Znalazł ją w kącie domowej biblioteki Malfoyów. Przebrnął przez
dziesięć stron, po czym odłożył z obrzydzeniem książkę. Jak
taki oklepany i propagandowy stek bzdur mógł stać się podstawą
dla całej religii? Właściwie to kilku religii, jeśli dobrze
pamiętał.
Za
każdym razem, kiedy zabierał się do tej lektury, stawał się
coraz bardziej sceptyczny. Przebrnął przez ostatnią część,
Apokalipsę,
czy coś w tym rodzaju i prawie się zakrztusił, kiedy zorientował
się, kim naprawdę byli złowróżbni czterej
jeźdźcy.
W głębi serca nazywał Pottera Wojną,
Pettigrew Głodem,
Lupina Zarazą,
a Blacka Śmiercią,
ale nigdy nie powiedziałby tego na głos. Wystarczyło mu to, że
niektórzy czarodzieje wzywali imienia Boga
i Chrystusa.
Skutek uboczny małżeństw z mugolami. To, że on i ludzie jego
pokroju skazani byli na łaskę Śmierci
przez tą... książkę
i nadal świętowali w imię religii chrześcijańskiej zawsze
wywoływało u niego mdłości.
W
wielkanocny poranek świat był dla niego szczególnie okrutny.
Doprowadzenie do łez pierwszorocznej dziewczynki za śpiewanie o
wielkanocnym zajączku sprawiło mu przyjemność. Poza tym był
zadowolony, kiedy mógł zamknąć się w swoim gabinecie i przejrzeć
dokładnie ostatnie wydania Proroka.
Czekał
do dziesiątej. Żadnego Pottera. To go nie zdziwiło, przecież
Poppy nie wypuściłaby wcześniej swojego pacjenta. Szczerze
powiedziawszy, Harry spędzał więcej czasu w skrzydle szpitalnym
niż na zajęciach. Zadziwiającym było to, że dzieciak w ogóle
miał czas na naukę między treningami Quidditcha, zachwycaniem się
nad szalonym zbiegiem z Azkabanu i walką z Voldemortem.
Przy
lewej ręce Snape’a leżały na stosie wydania Proroka
z poprzedniego miesiąca. Kiedy otworzył pierwszą gazetę, poczuł
rosnący ból głowy. Dochodząc do połowy, jego wnętrzności
skręcały się z obrzydzenia. Severus odrzucił od siebie gazetę,
zerwał się z krzesła i wkładając głowę w zielone płomienie,
zawołał skrzata domowego. Kilka minut później w spokoju popijał
herbatę.
Czekał
do jedenastej. Jego filiżanka była pusta i właśnie wsunął do
ust ostatnią kostkę cukru, pozwalając jej rozpuścić się na
języku. Podskoczył w miejscu, kiedy usłyszał pukanie do drzwi.
Potter?
Rozległy
się trzy stuknięcia, a po nich kolejne cztery. To tylko Minerwa.
Severus otrząsnął się szybko z czegoś, co w innych
okolicznościach mogłoby być uznane za podniecenie.
–
Czego chcesz? – warknął.
–
Niczego. Pomyślałam, że chciałbyś przeczytać gazetę.
Kiedy
otwierał drzwi, nie był w
ogóle
rozczarowany. Minerwa miała na sobie kapelusz, którego rondo
otaczały małe jajka. Wyraźnie malował je niemowlak z dużym
astygmatyzmem. Kiedy na nie patrzył, jego żyła na skroni zaczęła
niebezpiecznie pulsować.
–
Wiesz, że naprawdę zwariowałaś?
–
Pff. Tobie też życzę smacznego jajka.
–
Proszę. Jakbym w ogóle miał coś wspólnego z tym świę...
–
Słyszałam to już w zeszłym roku, Severusie. Mógłbyś odpuścić
raz na dziesięć lat.
–
Po prostu daj mi tę gazetę. Chcę pracować.
Wcisnęła
mu ją w dłoń. Prorok
Niedzielny
był trzy razy grubszy od zwykłego i zapełniony rzeczami (takimi
jak reklamy), które są ważne dla kogoś, kto chce wyłożyć nimi
kocią kuwetę.
–
Nad czym tak pracujesz? Mam nadzieję, że nie oceniasz wypracowań.
Patrzył
na nią w ciszy. Jeśli by coś powiedział, tylko by ją
zdenerwował. Oprócz bycia dziwakiem, była także jego oddaną
przyjaciółką i nie chciał opowiadać jej o ponurych rzeczach,
które robił za zamkniętymi drzwiami gabinetu.
–
Ach. – Posłała mu smutny uśmiech. W Minerwie cudownym było to,
że potrafiła myśleć i trzymać język za zębami, kiedy to było
potrzebne. – Jeśli chciałbyś czyjegoś towarzystwa, będę w
pokoju nauczycielskim. Dziś są Mistrzostwa Szkoły w Zgadywankach.
–
I przeze mnie miałabyś je opuścić? Jakie to wzruszające.
–
Wzruszające? Postawiłam na to dziesięć galeonów, a ty jesteś
lepszy niż encyklopedia.
Zmusił
się do uśmiechu. Tylko to mógł teraz zrobić.
Zmarszczyła
brwi.
–
Mój biedaku, masz sińce pod oczami.
–
Minerwo.
–
Albus mi powiedział.
–
Ach. – Cóż, byłby zły, kiedy dyrektor powiedziałby komuś
jeszcze. W razie wypadku, Minerwa musiała znać niektóre szczegóły.
Zastanawiał się, jak dużo wie i instynktownie wiedział, że
pewnie więcej, niż to, dlaczego wyszedł szybko z pokoju
nauczycielskiego poprzedniego wieczora. Pochyliła się do przodu i
pogładziła jego policzek. Snape warknął pod nosem, ale niczego
nie powiedział.
Minerwa
poklepała go po ręce.
–
No dalej, wracaj do pracy. Tylko nie zapomnij czegoś zjeść.
–
A kiedykolwiek zapomniałem?
Rzuciła
mu chłodne spojrzenie, ale już się nie odezwała. Może jego szaty
naprawdę stawały się coraz większe. Ostatnio nawet nie miał
czasu, żeby się tym martwić. Minerwa odeszła.
Podszedł
do biurka i rozwinął Proroka.
Od razu wypadły z niego błyszczące kartki. Westchnął z irytacją
i rzucił je na podłogę. Potem jakiś skrzat domowy je posprząta.
Na
pierwszej stronie umieszczone było kolorowe zdjęcie domu Diggle’a.
Płomienie zostały ugaszone, ale na niebie nadal unosił się
Mroczny
Znak.
...
Nie znaleziono jeszcze żadnych sprawców. Jednakże kilka godzin
później Mroczny Znak pojawił się także nad Londynem. Nie był on
powiązany z żadnym niemiłym incydentem i mógł być po prostu
kiepskim żartem...
–
Co oni, do cholery, wyprawiają? – Rzucił okiem na dalsza część
tekstu, po czym przejrzał resztę gazety.
Nadeszła
dwunasta, a razem z nią skrzat domowy z tacą pełną kanapek i
filiżanką kawy. Zjadł dwie, póki nie zorientował się, że są z
pastą jajeczną. Severus nienawidził pasty jajecznej. Odłożył
tacę i wrzucając kostkę cukru do kawy zastanawiał się, czy
Chester Hornsby znów przez przypadek wziął jego pieczonego
kurczaka z serem. Może kiedyś odeśle mu gazety na zajęcia z
mugoloznastwa nie pobrudzone kawałkami jajek. To jednak nie było
teraz ważne. Głupi
dziennikarze. Gdzie dokładnie w Londynie?
Nadeszła
trzynasta. Severus złożył gazetę i wrócił do starszych numerów.
Zajmowało mu to zbyt dużo czasu. Jeśli nie będzie czytał
szybciej, zwariuje. Jakaś jego część zastanawiała się, gdzie
podziewał się Potter.
Wpadła
do niego Emily i błagała, żeby przyłączył się do gry w
zgadywanki. Sybilla chciała się pojawić w pokoju nauczycielskim,
co dawało kobietom przewagę. Mężczyźni zaczęli straszyć je
buntem. Nie żeby Sybilla była w ogóle pomocna. Jej strategia
polegała na przepowiadaniu śmierci przeciwników i mruczeniu pod
nosem:
–
Wiedziałam, że nie zgadną. – Minerwa na pewno kogoś przeklnie
przed zachodem słońca. Severus przewrócił oczami i zgodził się
uczestniczyć w grze, jeśli Emily wywrze pozytywny nacisk na swoją
drużynę. Równie dobrze mógł odmówić.
Czternasta
i nadal żadnego słowa od Pottera ani Emily. Zdusił w sobie uczucie
niepokoju, ponieważ to był Potter.
Naprawdę nienawidził tego dzieciaka. To był smutny zbieg
okoliczności, że właśnie z nim złamał swój celibat i teraz
zaczął się martwić o tego kochającego Quidditch łobuza. Nie
mógł mieć lepszego wyczucia czasu. Próbował przekonać się, że
nie miałby nic przeciwko, gdyby zachowywali się tak, jak wcześniej.
Przecież zainteresowanie Pottera przeminie. Nie chciał myśleć o
tym, że to właśnie przez strach kazał chłopakowi odejść.
O
piętnastej jego podłoga pokryta była stosem gazet. Severus oparł
się na biurku, krzyżując na nim ramiona i chowając w nich głowę.
Napięcie w ramionach przyprawiało go o mdłości. Biegło od jego
oczu, przez szyję do drobnych mięśni w dole jego pleców, próbując
rozerwać je na pół. Może to oznaczało koniec wewnętrznych walk
na temat Voldemorta, Gryfonów i jeszcze wielu rzeczy, ale
pozostawiło po sobie denerwujące uczucie, że jego egzystencja
miała przysłużyć się dobru świata. Jęknął i podniósł się,
chwytając gazetę z lutego.
Nadeszła
szesnasta i zaczynał się naprawdę martwić. Poppy
nie powinna go tak długo przetrzymywać. Może powinienem... utopić
głowę w kwasie, żeby pozbyć się takich myśli.
Byłoby lepiej, gdyby Potter się tu już nie pokazywał. Wybierając
między pracą, a odrzucaniem zalotów napalonego nastolatka, wolał
odrzuca... pracować. Severus przetarł spuchnięte oczy. Przypomniał
sobie, że trzymał te gazety stanowczo za blisko siebie. Starzejesz
się, Severusie. Najpierw nie możesz nawet odpowiednio napastować
ucznia, a teraz ślepniesz. To miał być przecież skutek
masturbacji.
Krótkie pukanie do drzwi oderwało go od jego myśli.
Nie
trzeba mówić, że był zawiedzio... ucieszony, kiedy usłyszał
kolejne, denerwujące pukanie Emily. Uśmiechnęła się do niego,
kiedy otworzył drzwi.
–
Przegraliście, faceci!
–
Myślę, że zauważyłaś, iż moja nieobecność wyłączyła mnie
z rywalizacji. Co się stało? Sybilla postanowiła zostać w swojej
wieży?
–
Zaklęcie unieruchamiające.
–
Na jak długo?
–
Około piętnaście minut. Próbowała odpowiedzieć na pytanie i o
mało nie straciliśmy mnóstwa punktów. Minerwa chciała zamienić
ją w karalucha.
–
Tak byłoby lepiej. Żal mi tylko innych karaluchów. – Był
zadowolony, kiedy usłyszał jej parsknięcie.
–
Sybilla nie jest taka zła. Musisz być po prostu delikatny.
–
Tak. Tak delikatny, jak inni są w szczególnych przypadkach u
świętego Munga.
Vector
znowu parsknęła śmiechem.
–
Jesteś brutalny.
–
W tej szkole uczy tylko dwóch Ślizgonów. Jeden z nich musi dbać o
honor domu.
Emily
pokazała mu język. Severus warknął ze zdziwieniem, kiedy go
objęła. Jej czoło prawie rozbiło mu nos.
–
Puść mnie, obłąkana kobieto! – krzyknął. – Co się dziś
stało z wszystkimi ludźmi?
–
Co? – Emily odsunęła się od niego i próbowała wyglądać na
skrzywdzoną.
–
Przez to, że Minerwa chciała mnie wycałować, a ty chcesz mnie
zgnieść w uścisku, będę musiał zamknąć się w moim gabinecie,
żeby uwolnić się od damskiej populacji.
Wzruszyła
ramionami.
–
Przecież jesteś gejem. I tak cię... – przerwała na chwilę. –
... to nie rusza. A my musimy mieć kogoś do kochania.
–
Do kochania? – Uniósł podejrzliwie brew.
–
No wiesz, do przytulania, całowania, kochania.
–
Idź gnębić Filiusa.
–
Próbowałam. Chyba go wystraszyłam.
–
Nie dziwię się. W końcu zaatakowała go kobieta wzrostu drzewa! –
Emily, pałkarz szkolnej drużyny Quidditcha, mierzyła około
sześciu stóp. Grała wystarczająco długo, żeby nabrać trochę
masy mięśniowej. Skrzyżowała nonszalancko ramiona na piersi i
uniosła chłodno brew. Jej usta wykrzywiał łagodny uśmiech.
–
Musimy znaleźć ci chłopaka.
Severus
obrzucił ją spojrzeniem.
–
Skąd ci to przyszło do głowy?
Vector
wzruszyła ramionami przepraszająco.
–
Jeśli nie pozwalasz nam się do ciebie kleić, musimy spróbować
planu B.
– Severus warknął na nią i zatrzasnął drzwi. Usłyszał
stłumiony głos Emily:
–
Więc mogę cię z kimś umówić?
–
Nie! Zostaw mnie w spokoju, obłąkana kobieto!
–
Dobrze. Porozmawiam z moim bratem. Jest trochę dziwaczny, ale myślę,
że moglibyście...
–
Nie potrzebuję chłopaka! Ani ty, ani ktokolwiek inny nie będzie
się wtrącał do moich prywatnych spraw! Nie ważne, czy one w ogóle
istnieją!
–
Próbuję tylko pomóc! Na rany Chrystusa, ty żałosny... –
odeszła, mrucząc zapamiętale.
Severus
oparł się o drzwi. Chciał tylko rozpracować to, co dzieje się z
Voldemortem i zabić egoistycznego dupka, żeby w końcu znaleźć
jakąś wymówkę. Zanim zdążył dojść do biurka, usłyszał
ponowne pukanie. Na
Merlina!
–
Kto tym razem?
–
Zajączek wielkanocny.
Severus
jęknął i schował twarz w dłoniach. Nie potrzebował teraz
Pottera. Chciał być sam. Szczególnie po ostatniej nocy.
Przynajmniej to próbował sobie wmówić. Jeśli posłuchałby
cichego głosiku w jego głowie, musiałby przyznać, że nie ma nic
przeciwko towarzystwu Harry’ego.
Kiedy
otworzył drzwi, zobaczył tego okropnego dzieciaka przeżuwającego
coś, co wcześniej było czekoladowym zającem. Teraz figurka
wyglądała jak francuski arystokrata z 1789 roku. Ten widok nie
zrobił na nim żadnego wrażenia.
–
Jak uroczo.
Potter
wyciągnął spod pachy pudełko i podał mu je.
–
Przyniosłem ci to. – Spojrzał podejrzliwie i wziął od niego to
obrzydlistwo zastanawiając się, czym zostało zatrute.
Powstrzymywał się od zdarcia opakowania mając nadzieję, że się
nie rozpuści.
–
Ron i Hermiona je przysłali – wytłumaczył Potter z ustami
pełnymi czekolady. – Rano przyleciała sowa.
–
Na to wygląda. – Snape spojrzał na fioletowe opakowanie. Cadbury.
– Co to? Mugolskie słodycze?
Harry
kiwnął głową i odgryzł kolejny kawałek czekolady. Jego wargi
były całe brązowe i zapewne tak samo słodkie. Na
Merlina, pieprzyć to! Nie, przestań, Severusie!
–
‘rawie tak ‘obre jak z ‘iodowego Królestwa – powiedział
niewyraźnie Potter. Spojrzał w górę z nadzieją. – Więc mogę
wejść?
Severus
zmarszczył brwi, ale odsunął się, żeby go wpuścić.
–
Co ty tu robisz?
–
A jak myślisz? – Wsunął kolejny duży kawałek czekolady do ust.
Sposób, w jakim to robił był dziwnie fascynujący: zaczął od
krótkiej szyi, później zjadł łapy, a teraz dobierał się do
piersi. To było niemoralne i jednocześnie dokładne. Wskazał
dłonią stos gazet, które już przejrzał, leżących na podłodze.
–
Możesz zacząć od tego. Spisz wszystko, co wyda ci się przydatne i
nie odzywaj się.
–
Ale...
–
Chcesz, żebym odebrał ci punkty?
–
Jeśli w taki sposób jak wczoraj, to mi pasuje. – Harry zlizał z
ust czekoladę. Severusowi nie pomagał fakt, że ostatnią osobą,
która go całowała był Lucjusz. Teraz poczuł większą pokusę,
niż chciałby przyznać.
–
Zapewniam cię, że nic nie będzie takie jak wczoraj. – Usiadł za
biurkiem, chwytając kolejny numer Proroka.
– Albo przedwczoraj.
–
Dlaczego nie?
–
Powiedziałem, żebyś się nie odzywał. Czy ten zając wyżarł ci
mózg?
–
Dlaczego jesteś takim kutasem nie do zniesienia?
–
Jakoś w piątek nie sądziłeś, że mój kutas jest nie do
zniesienia. – Severus uśmiechnął się wrednie, widząc, jak
twarz Harry’ego staje się czerwona.
–
Ty tłustowłosy draniu.
–
Okropny bachorze. Przypuszczam, że przyszedłeś tu, żeby pracować,
więc zrób to. – Rzucił Potterowi pióro i pergamin, a sam zaczął
czytać gazetę.
Mruknął
z irytacją, kiedy Harry zaczął zlizywać czekoladę ze swoich
palców i zniknął za biurkiem, podnosząc gazety. Pochylił się
nad meblem, ale dzieciak nie mógł go zobaczyć. Severus odwinął
opakowanie prezentu z roztargnieniem i ułamał kawałek zajęczego
ucha, po czym powrócił do najbardziej przydatnej części artykułu.
Przez
godzinę czytał niecierpliwie, czując pieczenie w oczach i ból w
karku. Chyba powinien pozwolić Rolandzie zrobić sobie masaż.
Cholera.
Prawie udało mu się uwolnić od jej żenującego zachowania. Nie
rusza mnie, bo uwierzę.
Zauważył na palcu ślad po czekoladzie, więc zlizał go.
Diabelskie słodycze, wszędzie się przyczepią. Nie chciał nawet
myśleć, czy ma coś na twarzy. Stłumiony chichot oderwał go z
tego zamyślenia.
–
Cicho bądź – nakazał.
–
Przepraszam. – Po chwili usłyszał prychnięcie, po czym zza
biurka wydobył się krótki śmiech.
–
Odłóż te komiksy. Pięć punktów od Gryffindoru.
–
No przepraszam. – Na powrót zapadła błogosławiona cisza. Im
mniej będzie słyszeć tego małego kretyna, tym mniej będzie
chciał go z powrotem. Sumując wydarzenia z jego życia, nie miał
bladego pojęcia, czemu dzieciak w ogóle wrócił.
Wiesz
dobrze dlaczego. Mimo tego, co ty przeżyłeś, pierwszy raz powinien
być przyjemną rzeczą, która tworzy specyficzną, emocjonalną
więź między dwoma osobami. Jej siła zależy od jego poczucia
własnej wartości. Patrząc na to, jak niskie mniemanie ma o sobie
Potter, jeśli nie będziesz ostrożny, to utkwisz z nim. To byłaby
bardzo niedobra rzecz, Severusie. Nie zapominaj o tym.
W jego ślizgońskim umyśle nadal obracały się wszystkie trybiki.
Severus mógł zanalizować i złamać daną osobę po pięciu
minutach, jeśli tego potrzebował i najczęściej miał rację w
osądach. Unikał tego z Potterem, ponieważ... cóż, wtedy musiałby
przyjąć do wiadomości fakt, że Harry nie był tak denerwujący
jak jego głupi ojciec. I ponieważ musiałby od nowa nurzać się w
swojej przeszłości. Cholerne blizny.
–
Eee... Profe... Severusie?
Snape
zamarł, słysząc z jego ust swoje imię. To było prawie jak
zaproszenie.
–
Co? – warknął.
–
Czy któryś śmierciożerca nie nazywał się przypadkiem Mulciber?
–
Quernus Mulciber?
–
Tak sądzę. – Chłopak wyglądał na wytrąconego z równowagi.
Mulciber został ułaskawiony niedługo po Igorze. Severus pochylił
się i zobaczył, że Harry trzyma w dłoni ulotkę Antyków
u Mulcibera.
Właśnie zamykali sklep.
–
Dziwne. – Wyciągnął rękę i wziął od niego kawałek
pergaminu. – Był własnością jego rodziny od trzech pokoleń.
–
Może się nim znudził?
Severus
potrząsnął głową. Oparł się z powrotem i zaczął czytać
słowa, napisane małym druczkiem u dołu kartki.
–
Nie, ten głupek ciągle o nim mówił. Prędzej zjadłby swojego
syna, niż zamknął interes. – Sklep znajdował się blisko
Ministerstwa Magii. Zastanowił się nad tym dziwnym zbiegiem
okoliczności.
–
To nam w czymś pomoże? – Nie zauważył, że Potter wstał z
podłogi i stanął za oparciem jego krzesła.
–
Hmm. Może. Słyszałem, że Quernus był ostatnio w nienajlepszej
sytuacji finansowej. – Przez dwa miesiące mówił tylko o starych
talerzach, na które wydał fortunę. Możliwe, że dlatego właśnie
musiał zamknąć sklep. Severus myślał o tym, patrząc na gustowną
ulotkę w kolorach czerni i sepii. Obecność ciepłego ciała
Harry’ego dokładnie za nim była podnosząca na duchu jak tarcza,
chroniąca go przed tym, przed czym nie mógł sam się obronić. To
działało na jego umysł jak napęd.
Dwa
ważne wydarzenia niebezpiecznie blisko siebie w ciągu dwóch dni.
Nie musiały być ze sobą powiązane, ale Severus wolał ich nie
lekceważyć. Jego towarzysze
byli zwykle bardziej ostrożni. Ale dlaczego
działania śmierciożerców zaczęły się w Londynie, skoro każdy
wiedział, że Voldemort chce zdobyć Hogwart? A
może wcale nie chce?
Miał zbyt mało informacji, żeby wyciągnąć jakieś wnioski, a
reszta z nich na pewno nie ukaże się tak szybko. To było
niemożliwe, żeby Voldemort zaatakował centrum brytyjskiego
czarodziejskiego świata, chociaż to dałoby mu łatwy dostęp do
reszty Europy...
Jego
myśli zostały przerwane przez nagły dotyk małych dłoni na
ramionach. Harry Potter zaczął je masować. Severus odskoczył.
–
Przestań. Jesteś strasznie spięty.
–
Nie jestem spięty. Dziesięć punktów od Gryffindoru.
–
O nie. Snape zabrał punkty Gryffindorowi. Jak my to przeżyjemy? –
Te bezczelne dłonie znów złapały go za ramiona i pociągnęły do
tyłu. Zaczęły kreślić stanowczo małe kółka na jego mięśniach.
Severus poczuł, że się odpręża. Chciał powiedzieć coś
chłopakowi, ale nie wiedział, na co się zdecydować: przestań
w tej chwili
czy jeśli
przestaniesz, zobaczysz, ile punktów możesz jeszcze stracić.
Struny głosowe odmówiły mu posłuszeństwa i z jego ust wydobył
się tylko słaby, gardłowy jęk.
Potter
zachichotał.
–
Nie możesz sobie często na to pozwolić, prawda?
–
A ty mógłbyś, kiedy Czarny Pan dyszałby ci w kark? – Palce
zawahały się na chwilę.
–
Robię, co w mojej mocy.
Snape
zmarszczył brwi i obrócił głowę, spoglądając na dzieciaka.
Kiedy Potter patrzył w dół, jego grzywka odsłaniała bliznę. Nie
była już zakrwawiona, ale skóra wokół niej była nadal czerwona.
Na czole widniały ślady po ciemnych strupach. Poppy musiała coś z
nimi zrobić – jego nadal były wielkie. Przynajmniej przestały
piec.
Potter
spojrzał na niego z lekkim uśmiechem na twarzy. Severus poczuł się
dziwnie.
–
Śniłem o tobie zeszłej nocy.
–
Cudownie. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak się cieszę, że brałem
udział w nocnych projekcjach owładniętego hormonami ucznia. –
Widać,
że charakter odziedziczył po matce.
–
To nie było tak! Śniło mi się, że odwiedziłeś mnie w Skrzydle
Szpitalnym. Ty... – Jego policzki zaróżowiły się wściekle. -
... nakryłeś mnie kołdrą. I... pocałowałeś moją bliznę. –
Jego cała twarz stała się czerwona i odwrócił wzrok ze wstydu. –
Przepraszam. To było głupie z mojej strony.
Nie,
to było głupie z mojej
strony.
–
Hmm. Tylko tego można się po tobie spodziewać. – Palce
przesunęły się z jego szyi w dół. Severus oparł głowę na
piersi chłopaka. Wszystkie napięte mięśnie rozluźniły się pod
wpływem tego dotyku. Oślepiający, przeraźliwy ból został
zastąpiony słodkim zapomnieniem. Juz dawno nie czuł się tak
zrelaksowany. – Dziesięć punktów od Gryffindoru.
–
Tak właśnie myślałem. – Potter oparł swój miękki podbródek
na jego głowie. To było miłe, przypominało mu chwile spędzone z
babcią. Jego ciało ogarnęło przyjemne ciepło i mógł sobie
prawie przypomnieć, jak to jest być kochanym...
Severus
otworzył nagle oczy i odsunął się.
–
Wynoś się stąd!
–
Co ja zrobiłem? – Potter wyglądał na kompletnie
zdezorientowanego. Skulił się, kiedy Snape do niego podszedł.
–
Jesteś uczniem, a ja twoim nauczycielem.
Nie masz prawa traktować mnie w tak intymny sposób.
–
Przynajmniej ja nie wciskałem swojego penisa do twojego tyłka! –
Potter zadrżał, zaciskając dłonie w pięści. To byłoby takie
łatwe, złapać go za kark i wykopać za drzwi jak bezczelnego
szczeniaka. Nie mógł tego jednak zrobić. W głębi serca czuł
potrzebę uczucia i nie mógł fizycznie wyrzucić stąd tego
bachora.
Severus
spróbował się wyprostować, ale jego mięśnie odmówiły
posłuszeństwa. Spięły się, naciskając na kręgosłup i zmusiły
do utrzymania postawy rozwścieczonego węża. Cholera!
Nie teraz! Nie musisz zachowywać się jak drapieżnik względem
niego czy też innej osoby!
Odwrócił się i objął ramionami.
–
Wyjdź. Proszę.
–
Dlaczego?
–
Bo ja tak mówię.
–
To nie jest odpowiedź.
–
Jest, ty głupi chłopaku. – A
jeśli zostaniesz, to nie wiem, czy będę mógł powstrzymać się
przed zrobieniem czegoś, do czego już nigdy nie mogę dopuścić.
Dlaczego musiałeś tu wrócić?
Severus nie słyszał, co mówił Potter, ponieważ starał się
odbudować mury wokół swojego serca, które runęły po dwudziestu
latach.
–
Spytałem, czy mam przyjść ponownie jutro, profesorze.
Snape
zamknął oczy. Nie
ważne jak bardzo tego chcę, nie powinieneś tu wracać.
Pokiwał głową powoli. Poczuł do siebie jeszcze większy wstręt.
–
Dobrze. Um... Nie wiem, o której przyjdę. W tym tygodniu mamy
codziennie trening Quidditcha. Kazałem całej drużynie pozostać w
szkole, więc muszę tam być. No wiesz, jestem teraz kapitanem.
–
Wiem, głupi dzieciaku. Wszyscy to wiedzą. Harry Potter, sławne
bóstwo Quidditcha. Pewnie nawet odległe stada pufków pigmejskich
wiedzą, że jesteś kapitanem. – Krew przepływająca szybko przez
jego mózg powodowała zawroty głowy.
–
Nie musisz być aż tak wstrętny. Nie wszyscy są tu prymusami.
Severus
już się nie odezwał. Drzwi zaskrzypiały i zamknęły się z
głuchym trzaśnięciem. Schował twarz w dłoniach. Cichy głosik w
jego głowie podpowiadał mu, że ma iść do Emily, Minerwy, Rolandy
bądź innej niezagrożonej części grona nauczycielskiego i
pozwolić im się kochać. To nie byłoby to samo.
***
W
Wielkiej Sali jadali ze wszystkimi, którzy zostali na święta w
szkole. Mężczyźni przy stole prezydialnym rzucali mu wściekłe
spojrzenia, a kobiety uśmiechały się szeroko. Severus nie podnosił
głowy, żeby nie widzieć Pottera. Zważywszy na to, że chłopak
ciągle spoglądał w jego stronę. Nie
wiesz, że muszę wszystkiego żałować, ty okropny bachorze? Idź
do jakiegoś ładnego chłopca. Znajdź sobie kogoś, kto nie zamieni
twojego życia w więzienie.
Jego wewnętrzne błagania nie powstrzymały go. Nadal czuł na sobie
spojrzenie zielonych oczu. Nie chciał w nie patrzeć.
Severus
spojrzał na swoją jagnięcinę. Przypomniał sobie coś z
mugolskiej Biblii.
Jezusa, Jeshuę czy jakkolwiek mu było na imię, nazywano właśnie
Barankiem
Bożym.
Zjadanie go było kolejnym niewybaczalnym grzechem. Kanibalizm był
tym jednym okrucieństwem, którego mistrz eliksirów nigdy się nie
dopuścił. Nie chciał czuć się winny za coś, na co nie zasłużył.
Marszcząc
nos, Snape odsunął od siebie jak najdalej talerz z mięsem. To nie
pomogło, tylko brudziło każdą kolejną potrawę: kukurydzę,
pudding, ziemniaki w mundurkach, zieleninę, której nienawidził
przez trzydzieści lat. Coś przewróciło się boleśnie w jego
brzuchu.
Po
Sali potoczył się dźwięk odsuwanego krzesła. Wszystkie pięć
stołów poderwało głowy i odprowadziło go spojrzeniami do
wyjścia. Nie musiał się odwracać, żeby wiedzieć, że Harry
także był wśród nich.
[
Dodano:
2009-11-06, 16:53
]
3.
Poniedziałek, 13 kwietnia
Pukanie.
Znowu.
Żyła na skroni Severusa pulsowała niemiłosiernie.
–
Na brodę Merlina, kogo muszę zabić, żeby mieć odrobinę spokoju?
– wymamrotał pod nosem, po czym dodał głośniej: – Jeśli nie
masz nic ważnego, to się odpieprz.
–
Jestem dyrektorem, Severusie. – Albus zachichotał. – Wszystko,
co robię jest ważne. – Snape odłożył na biurko stos
denerwująco kiepskich wypracować, które poprawiał i otworzył
drzwi. Dumbledore wyglądał na zadowolonego, że jego mały plan się
powiódł. – Mogę wejść?
–
Skoro nalegasz. – Severus wpuścił go do środka i patrzył
krzywo, jak starzec zajmuje jego miejsce.
–
Ach – westchnął Albus, odchylając się w krześle. – Sama
wygoda. Chyba powinienem częściej cię odwiedzać.
–
Mogę coś dla pana zrobić, dyrektorze?
W
błękitnych jak letnie niebo oczach pojawiły się iskierki.
–
Dlaczego ludzie, którzy znają mnie od dawna, nadal się tak do mnie
zwracają?
–
Więc czego, do cholery, chcesz, ty stuknięty staruchu? – Może
trudno mu było wypowiedzieć te słowa, ale to tylko dowodziło, jak
bardzo ekstremalna była sytuacja. Snape nie spał ostatnio zbyt
dobrze. Miał koszmary o Harrym: krzyczącym, związanym,
rozpadającym się na kawałki, a on tylko stał, zbyt przerażony,by
coś zrobić.
–
Philia mówiła mi prawie to samo przy wielu okazjach. Byłaby z
ciebie dumna.
To
było całkowicie szczere stwierdzenie, powiedziane z całkowicie
szczerą radością. Snape poczuł krew napływającą do policzków.
–
Dziękuję, profesorze – wymamrotał.
Dumbledore
westchnął ciężko.
–
Stare psy znają się na nowych sztuczkach. – Odchrząknął. –
Jak ci idzie z panem Potterem?
–
Obawiam się, że będę zmuszony go zabić przed końcem tego
tygodnia. – Zabić
albo zerżnąć do utraty przytomności. Sam sobie wybierz.
–
Jest aż tak źle?
–
Tak.
Dumbledore
wyglądał na zranionego, a Severus musiał na chwile zamknąć oczy.
Przypatrywał się wielu tragediom ze stoickim spokojem, ale nie mógł
znieść widoku zgarbionego starca, opuszczającego ze smutkiem
wzrok. Gdyby to nie była jego wina, wszystko byłoby znacznie
łatwiejsze.
–
Mogę spytać, w czym tkwi problem? – Łagodne oczy spojrzały na
niego z błaganiem.
–
Jest w ogóle jakiś sposób, żeby cię przed tym powstrzymać?
Albus
przekrzywił głowę.
–
Hmm... nie. Co jest nie tak?
Severus
przebiegł palcami po klamce. Nie była to jednak zwykła klamka, ale
żelazny krążek z dużą zasuwą. Podniósł go z roztargnieniem i
pozwolił wysunąć się z dłoni. Każdą
komórką mojego ciała i z całej duszy nienawidzę go i
wszystkiego, czym jest. Nigdy więcej nie chcę już go widzieć.
Jednocześnie chcę spoglądać na tą twarz każdego dnia. Z
wszystkich pięciu intymnych chwil w ciągu ostatnich piętnastu lat,
tylko ta spędzona z nim znaczyła więcej niż zwykłe zło
konieczne. A potem ten mały bachor wrócił.
–
Za bardzo się różnimy.
–
Mówią, że przeciwieństwa się przyciągają.
Severus
wzruszył ramionami.
–
Przestań. Co niby miałoby przyciągnąć do siebie mnie i Pottera?
–
Jeszcze się zdziwisz, mój przyjacielu.
Snape
uniósł brew i oparł zimny podbródek na dłoni.
–
Mów dalej, proszę – wymamrotał sucho.
–
Kroczycie tą samą ścieżką, która zbliży was do siebie jak dwa
magnesy o przeciwnych biegunach. Oczywiście, kiedy obaj to
zaakceptujecie.
Snape
westchnął ciężko.
–
Voldemort?
–
Uczucie. Obaj posiadacie niezaspokojoną potrzebę uczucia.
–
Albusie! – Severus stężał. – Jak możesz coś takiego
sugerować?
–
Wysłuchaj mnie do końca. – Starzec usadowił się głębiej w
krześle, kładąc dłonie na brzuchu, ukrytym pod jaskrawym, żółto
– niebieskim materiałem. – Znamy twoją przeszłość,
Severusie. Może Harry nie przeżył tak wielu rzeczy, ale ma na
swoich barkach własny, męczący ciężar. Nie wątpię, że jest
silny, dzielny i lojalny do bólu. Nie mam także wątpliwości, że
zbyt mało ludzi okazało mu prawdziwą troskę, mimo tego, jak wielu
chciało mu pomóc.
–
A teraz pewnie oczekujesz, że stracę rozum i zacznę dbać o tego
dzieciaka.
Dumbledore
mógł samym wzrokiem zmanipulować ludzi. Był w tym tak dobry, jak
dziadek Severusa.
–
Chcę tylko, żebyś dał mu szansę w imię wyższego dobra. Kiedy
ci w końcu zaufa, będzie zdeterminowany, żeby ci się odwdzięczyć.
Potter
już tego dowiódł.
–
A co z twoją gadką o wspólnym sypianiu?
–
Nigdy nie kazałem wam ze sobą sypiać. Proszę tylko, żebyś dał
mu szansę. – Dumbledore uniósł chłodno brew. – Możesz okazać
mu troskę i uczucie bez żadnych intymnych kontaktów. Jesteś zbyt
rozważny, żeby wdawać się w romans z uczniem.
Snape
spojrzał na niego zimno. Coś ukrytego głęboko w jego duszy
zniknęło.
–
Oczywiście, dyrektorze. – Przypomniał sobie o czymś. –
Albusie?
–
Tak?
–
Co chcesz przez to osiągnąć?
Dumbledore
złożył dłonie i oparł na nich podbródek.
–
Chcę połączyć wasze umiejętności w walce z Voldemortem, co
pomoże unicestwić go i jego popleczników.
–
Co jeszcze?
Albus
uśmiechnął się.
–
Jestem aż tak przewidywalny?
Snape
obrzucił go spojrzeniem. Starzec nigdy nie robił niczego bez
ukrytych motywów. Powinien był trafić do Slytherinu.
Dumbledore
mówił dalej:
–
Chciałbym raz na zawsze udowodnić ci, że pod twoją cielesną
maską nadal mieszka przyzwoity człowiek. Popełniłeś więcej
bezinteresownych czynów, niż inni, których kiedykolwiek znałem,
mimo tego, co przeżyłeś. Nie mogę nawet wyrazić, jak
upokarzającym jest porównywanie cię do zwykłych śmiertelników.
Ale ty nadal nie chcesz przyjąć do wiadomości, że jesteś kimś
więcej, niż tylko zbitym chłopcem. Może kiedy dojdziesz do
porozumienia z Harrym, on pokaże ci te części siebie, o których
chciałeś zapomnieć.
Severus
odchrząknął. Nie mógł spojrzeć Albusowi w oczy. Nie mógł
poprawie wyrazić, że wszystkie przyzwoite rzeczy, które zrobił,
były niczym w porównaniu z popełnionymi przez niego zbrodniami.
Nie mógł powiedzieć starcowi, że już nigdy nie przypomni sobie
tych części siebie, o których dawno zapomniał.
–
A co z Potterem?
Smutne
spojrzenie, które posłał mu starszy czarodziej, zmroziło krew w
jego żyłach.
-
Ach. – Więc
mam pilnować, żeby nie zamienił się w Harry’ego Snape’a.
Dusza chłopaka była zniszczona już zanim wyrósł z pieluch.
Pewnie nawet nie wie, że przyszłość została zaplanowana bez jego
zgody. Nie
dziwię się, że tego nienawidzi.
Severus objął się ramionami. Powietrze w gabinecie stało się
dziwnie chłodne. – Wiesz, że może mi się nie udać.
Albus
wstał i powoli się rozciągnął. Zatrzymał się na chwilę i
pogłaskał pomarszczona dłonią napięte łopatki mistrz eliksirów.
–
Wierzę w ciebie, przyjacielu.
Po
kilku minutach w jego umyśle nadal dźwięczał dźwięk zasuwy.
Przepraszam,
Albusie. Cokolwiek bym nie zrobił, będziesz mną strasznie
zawiedziony.
Oparł głowę na biurku i próbował spokojnie oddychać.
***
...
Narcyza uśmiechnęła się do niego łagodnie i zaczęła masować
jego skronie. Przycisnął twarz do jej podbrzusza, kiedy cienkie,
chłodne palce prześlizgnęły się na jego włosy. Jasne kosmyki
łaskotały jego twarz, szyję i zaplątywały się wokół uszu.
Odrzuciła włosy do tyłu.
–
Jak się czujesz, kochanie?
Severus
wyciągnął ramiona i objął nimi jej talię. Nim zdążył coś
powiedzieć, krzyknął krótko. Nie mógł nabrać wystarczająco
dużo powietrza, kiedy poczuł coś przeraźliwie znajomego. Spojrzał
gorączkowo w dół. Zdziwił się, widząc jasną głowę Lucjusza
poruszającą się powoli i ostrożnie. Patrzył na niego
zafascynowany. W gardle zaczął formować się głęboki jęk, ale
nie mógł pozwolić, żeby opuścił jego usta. Po prostu nie mógł.
Przełknął ciężko i odpowiedział kobiecie:
–
Dobrze.
–
Chwyć mnie. Wspaniale. Nikt już nigdy więcej cię nie skrzywdzi. –
Nie opowiedział jej zbyt wiele, tylko to, że raz zdarzyło się
coś,
co bardzo go zraniło. Ścisnął ją mocno. Otoczył go słodki
zapach drzewa sandałowego i mydła. Narcyza zawsze pachniała tak
samo. Ponownie wykrzyknął w obrzydliwej przyjemności, zaciskając
oczy i błagając w duchu, żeby ten Niszczyciel zostawił go w
spokoju.
Smukłe,
cienkie palce Lucjusza pogładziły jego bok i brzuch. Jeden z nich
przesunął się po czarnych włosach, biegnących w dół. Eversor
nigdy tego nie robił. To zawsze były tylko zimne dłonie na jego
biodrach i srogie usta na innych partiach jego ciała. Zaczynał
powoli, delikatnie, wznosząc go na wyżyny przerażającej
przyjemności, kończąc brutalnie tak, że Severus czuł, jakby
wszystkie wnętrzności miały przebić mu się przez skórę. Nikt
by tego nie chciał. Severus z pewnością nie chciał przypominać
sobie o tamtych wydarzeniach. Miękki język Lucjusza wyrwał go z
zamyślenia, wyzwalając kolejną falę emocji. Snape jęknął.
Blade
palce wplotły się w jego włosy. Oczywiście Narcyza nalegała,
żeby wcześniej je umył, ale nie zdążył ich rozczesać. Teraz
schły, układając się w nieporządne fale. Kilka mokrych kosmyków
przyczepiło się do szaty kobiety. Jej błękitne oczy były tak
jasne, że ich kolor łatwo można było pomylić z bielą.
Nieskazitelną skórę szpecił wyraźny rumieniec. Z tego co czytał,
tak właśnie wyglądały anioły. Były doskonałe i olśniewające
– tak twierdziła mugolska książka z biblioteczki Malfoyów. Mało
z tego go interesowało. Jednakże kilka wersów oczarowało go swoją
poetyckością i ukrytą głębią. W dzienniku trzymał rysunki żony
swojego kuzyna, otoczonej przez sześć skrzydeł, trzymających jej
mściwe ciało wysoko ponad pozostałościami Niszczyciela i jego
ognistego miecza.
W
jego podbrzuszu zaczęło kumulować się ciepło. To nie był ten
przeszywający ból, który został z niego wyrwany jeszcze przed
dziesiątymi urodzinami. Uczucie przywodziło na myśl zapaloną
świecę, której wosk nie ranił skóry, ale parzył ją,
pozostawiając po sobie ślady. Severus zmusił się do spojrzenia w
dół. Lucjusz miał zamknięte oczy, a jego jasne włosy drażniły
ziemistą skórę przy każdym najmniejszym ruchu. Severus przesunął
z wahaniem ramię z talii Narcyzy i skierował dłoń w stronę głowy
Malfoya. Kosmyki nie zamieniły się w czarne.
Lucjusz
spojrzał w górę i spróbował się uśmiechnąć. Nagle
przyspieszył, ssąc mocniej, ale nie brutalniej. Severus zaczął
dyszeć. Przy każdym gwałtownym wydechu z jego ust wydobywał się
cichy okrzyk. Ścisnął głowę kuzyna, trzymając się jej tak
mocno, jak deski ratunku przed nadchodzącym sztormem. Patrzył na
niego, widząc światło świec odbijające się w kropelkach potu na
jego brzuchu i w warstwie śliny, która zostawiały po sobie usta
Lucjusza. Purpurowy członek kontrastował silnie z różowymi
wargami, które go okalały. Delikatne, blade ręce odpoczęły na
chwilę, zatrzymując w miejscu wątłe ciało Malfoya, z którym tak
wiele razy miał już kontakt. Po raz pierwszy w życiu zrozumiał
ludzkie piękno. Ogień odbijający się w tych stalowoszarych oczach
przyćmiewał blaskiem ostatnią świecę. Jego ciałem wstrząsnęły
drgawki, po czym rozlała się po nim fala gorąca, biegnąca...
Natarczywe
pukanie wyrwało go z koszmaru. Był to ten typ snów, których
nienawidził: dzikie w swej piękności, przerażające w swojej
radości, dopóki się nie obudził.
–
Kto tam? – spytał zachrypniętym głosem.
–
A jak myślisz? – Cholera,
chłopak ma wyczucie czasu.
Severus zaczął podnosić się z krzesła. Coś całkowicie
nieoczekiwanego i niechcianego zderzyło się z kantem biurka. Jęknął
z bólu.
–
Przyjdź po kolacji – zawołał.
–
Właśnie z niej wracam.
Snape
przetarł oczy i spojrzał na zegarek. Wskazówki pokazywały
wyraźnie, że jest siódma trzydzieści siedem. Serce zabiło mu
mocniej, kiedy zorientował się, że spał prawie trzy godziny.
Prorok
codzienny
leżał na biurku, nieprzeczytany do końca i mokry od potu, śliny
lub łez. Dotknął wilgotnych miejsc. Ślina. Nic innego nie mogło
być takie śliskie.
Spojrzał
w dół. Spadaj,
idioto.
Jednak ta część ciała nie chciała go posłuchać, ku jego coraz
większej irytacji. Widocznie nie miała zamiaru opadać.
Zostały mu tylko dwa wyjścia: mógł otworzyć drzwi różdżką
lub powiedzieć Potterowi, żeby się odwalił. Oczywiście wiedział
doskonale, że druga opcja się nie powiedzie. Przeklął pod nosem i
wymamrotał długie zaklęcie.
Drzwi
otworzyły się ze skrzypieniem. Harry wszedł ciężko do środka,
wyglądając na wykończonego. Jego szkolna torba wylądowała na
podłodze z trzaskiem.
–
Czy ty masz jakiekolwiek pojęcie, jak to jest spaść z miotły z
dwudziestu stóp po tym, gdy tłuczek walnął cię w brzuch?
–
Wyobrażam sobie, że to bolesne.
–
No nie gadaj. – Usiadł ostrożnie na krześle. – A potem każdy
zaczyna panikować, bo mówisz, że nie chcesz zostać w łóżku. –
Potrząsnął gwałtownie torbą. – Uwolniłem się od nich,
ponieważ powiedziałem im, że polubiłeś dawanie szlabanów w
wakacje. Nie wiem, jak mogli to kupić. Chociaż jesteś takim
dupkiem, który mógłby to zrobić.
Snape’a
uniósł brew niewzruszenie i spojrzał na swojego... ucznia.
–
Pięć punktów od Gryffindoru. I dlaczego właściwie przyniosłeś
tu szkolną torbę?
–
Chcesz znać prawdę czy to, co im powiedziałem? – Wyjął
podręcznik do transmutacji i otworzył go. Chłopak skrzywił się i
poprawił na krześle.
–
Oba.
Potter
włożył pióro do ust i possał je przez chwilę, po czym zaczął
gryzmolić na marginesie.
–
Powiedziałem im, że kazałeś mi przynieść ze sobą książki.
Pomiędzy dziewięciogodzinnymi treningami i spędzaniem reszty dnia
w twoim żałosnym towarzystwie, nie mam czasu na odrobienie zadań
domowych.
–
Nie miałbym nic przeciwko, gdybyś unikał mojego żałosnego
towarzystwa.
Potter
obrzucił go dziwnym spojrzeniem. Syknął, odchylając się na
krześle.
–
Ała. Masz może jeszcze pod ręką tamtą pelerynę? Była całkiem
wygodna.
Severus
tylko patrzył na niego przez chwilę. Obecny stan pewnej części
jego ciała nie polepszał sytuacji.
–
Dlaczego? – spytał podejrzliwie.
–
Nie martw się, nie przyszedłem tu, żeby cię uwieść. Teraz nawet
nie miałbym na to siły. Upadłem na plecy, nadal trochę mnie bolą.
–
Co powiedziała na to pani Pomfrey?
–
Nie poszedłem do niej.
Severus
prawie wstał z miejsca.
–
Dlaczego nie, na brodę Merlina? Przecież mogłeś się poważnie
uszkodzić! Do cholery, mogłeś się zabić! Jesteś aż tak
arogancki, żeby po tym wszystkim przychodzić do mojego gabinetu, po
to tylko, żeby paść trupem w...
–
Ona tylko próbowałaby mnie tam trzymać, a nie chcę spędzać
kolejnej
nocy w skrzydle szpitalnym. Poza tym Toby Gill rzucił na mnie czar,
zanim uderzyłem w ziemię. Nic mi nie będzie. – Harry próbował
na nowo umościć się na krześle, ale coś mu przeszkadzało,
ponieważ ciągle krzywił się i pojękiwał.
Severus
westchnął ciężko.
–
Chodź tu i pokaż mi swoje plecy. – Potter spojrzał na niego
kompletnie zdziwiony. – No dalej. Przecież już je widziałem.
Harry
nie poruszał się przez chwilę. Jednak cierpiał wystarczająco
mocno, żeby skazywać się na to, co miało zaraz nastąpić.
Severus przypomniał sobie w samą porę, żeby skrzyżować nogi,
ukrywając w ten sposób denerwującą pozostałość po jego śnie.
Przeklął cicho, kiedy Potter odwrócił się od niego i podwinął
szatę. Na szczęście stał przodem do drzwi i nie mógł zobaczyć
wyraźnego drgnięcia nabrzmiałego organu Severusa. Gdy Snape
zobaczył plecy chłopaka, natychmiast odsunął od siebie te
bardziej zwierzęce myśli. Potter sapnął, kiedy mistrz eliksirów
dotknął dwóch wielkich siniaków pokrywających jego spuchnięta
skórę.
–
Jest tak źle?
–
To zależy od tego, jak definiujesz słowo źle.
Wszystko jest w porządku, gdyby porównać to do wlecenia z impetem
w sam środek góry. Jasna cholera, chłopcze, to wygląda, jakby
rosły ci skrzydła!
–
Chciałbym. Nie wiedziałem, że tak mocno zderzyłem się z ziemią.
Severus
był zdziwiony tym, że zaśmiał się krótko. Odwrócił się w
stronę półek i ściągnął z nich fiolkę i mały słoiczek.
Podał Harry’emu eliksir.
–
Wypij trochę tego.
–
Co to jest?
–
Trucizna.
Potter
prawie upuścił naczynie.
–
Twoje poczucie humoru nadaje się do gruntownej naprawy. Nie
wspominając o twoim wzroku. Jakbyś nie zauważył, fiolka jest
podpisana.
Harry
spojrzał na etykietę. Eliksir
Przeciwbólowy.
Snape westchnął widząc, jak chłopak opróżnił prawie całą
fiolkę.
–
Pięć łyków w zupełności wystarczy.
–
Przepraszam.
–
Nieważne. I tak byś nie przedawkował. Jeśli twoi gryfońscy
przyjaciele uwierzyli, że dałem ci szlaban, teraz tak łatwo cię z
niego nie wypuszczę. Nie obchodzi mnie, że chciałbyś jeszcze raz
narazić swoje życie. – Severus odkręcił słoiczek. Znajdowała
się w nim maść receptury jego dziadka, która działała nie tylko
na widoczne uszkodzenia, ale także na obite mięśnie. Była
silniejsza od tego, co używa Poppy, ale jej używanie nie było
przyjemne. Zmarszczył nos, czując swąd spalonej gumy. – To tylko
i wyłącznie twoja wina – wymamrotał Snape. – Jeśli poszedłbyś
od razu do skrzydła szpitalnego, Pomfrey na pewno potraktowałaby
cię delikatniej.
–
Pospiesz się. Zimno mi. – Faktycznie, na gładkich plecach
Harry’ego pojawiła się gęsia skórka. Skóra była niesamowicie
ciepła w dotyku. Severus skupił się na rozległym siniaku
biegnącym od łopatek chłopaka. Maść była bardzo śliska i
szczypała jego palce. Harry wzdrygnął się.
–
Nie ruszaj się.
Potter
nie posłuchał.
–
Mam cię najpierw unieruchomić?
–
Nie, proszę pana – warknął.
–
Więc przestań podskakiwać jak pierwszoroczniak w Miodowym
Królestwie. – Severus starał się być tak szybki i delikatny jak
tylko potrafił. Mięśnie chłopaka musiały być poważnie
uszkodzone. Na szczęście maść działała błyskawicznie i jak
tylko nałożył ostatnią warstwę fioletowej mazi, większa część
obrzęku zniknęła. – Odwróć się.
–
Dlaczego?
–
Bo ja tak mówię. Ten tłuczek mógł ci coś zrobić.
–
Tam nie mam żadnych siniaków.
–
Powiedziałem, żebyś się odwrócił.
Potter
zaczął ściągać szatę. Severus chwycił go za biodra i obrócił
gwałtownie w swoją stronę. Po chwili stanął twarzą w twarz z
wypukłością, której się nie spodziewał. Nieskazitelne
podbrzusze Harry’ego oblało się czerwienią i Snape nie musiał
patrzeć w górę, żeby zobaczyć, jakie jeszcze części jego ciała
się zarumieniły.
–
Cóż – wydusił z siebie. Jego własny stan nie polepszał
sytuacji. – Myślę, że niedługo samo się zagoi. Wracaj do
swojej pracy domowej.
Harry
pokiwał głową, zaciskając mocno oczy, a jego twarz przybrała
kolor piwonii. Pozwolił swojej szacie upaść na podłogę, po czym
usiadł na krześle. Po chwili mistrz eliksirów usłyszał raczej
zbyt szybkie skrobanie pióra.
Severus
próbował skupić się ponownie na wilgotnym Proroku
codziennym,
ale mu się nie udawało. Nie mógł przestać myśleć o oczywistej
reakcji chłopaka na jego dotyk oraz o swojej własnej pulsującej
erekcji. To
jest śmieszne. To był zwykły odruch. Przecież nikt o zdrowych
zmysłach nie podnieciłby się w tej sytuacji. Już nie. To jakiś
absurd. Przecież to Harry pieprzony Potter!
Podniósł gazetę i ścisnął ją w dłoni. Czuł, jakby gałki
oczne chciały mu się przebić do wnętrza czaszki. Spojrzał z
obrzydzeniem na pergamin i rzucił go dzieciakowi.
–
Masz. Chciałeś szlabanu, to teraz go dostaniesz. Przeczytaj to i
opowiedz mi o wszystkim, co może mieć wspólnego ze
śmierciożercami, Lordem Voldemortem lub ogólnie czarną magią.
Potter
gapił się na rolkę pergaminu leżąca na jego książce.
Zmarszczył brwi i spojrzał na nią z mieszaniną zdumienia i
irytacji.
–
Ale ja... muszę jeszcze to dokończyć. Nawet nie zabrałem się za
eliksiry...
Severus
położył łokcie na biurku, opierając głowę na dłoni.
–
Zaliczę ci pracę domową, jeśli każdego dnia będziesz zdawał mi
relację z tego, co było napisane w Proroku.
– Jego oczy pulsowały bólem. Czuł, jakby ktoś wydrapał mu
rogówki. Mrugnął zawzięcie i spojrzał do przodu. Ku jego
przerażeniu, jego wzrok padł na kolana Harry’ego. Był w tym
samym stanie, co kilka minut temu.
Potter
spojrzał na niego nerwowo, unosząc brwi. Czy w jego oczach błysnęła
nadzieja?
–
Umm, dziękuję, profe... Severusie.
–
Upewnij się, że będą z tego jakieś efekty. Na koniec wystawię
ci ocenę.
Harry
pokiwał głową i odgarnął włosy z czoła. Po strupach zostały
tylko czerwone ślady. Wyglądały jak wyblakłe plamy. Naprawdę
szkoda.
Snape znowu się na tym przyłapał, więc zganił się w myślach.
Przecież w tym bachorze nie było tak dużo atrakcyjności. Był
tylko kolejnym gamoniem, który przewinął się przez jego zajęcia,
wynosząc z nich jak najmniej. Więc
przestań się gapić na jego krocze i skup się na ważniejszych
rzeczach, Severusie! Natychmiast!
–
Coś nie tak, profesorze?
–
Co? – warknął.
–
Spytałem, czy coś się stało. – Potter zgarbił się. Zadrżał
lekko, kiedy książka zsunęła mu się na kolana.
Severus
spojrzał na niego ze znużeniem.
–
Może powinienem zostawić cię na chwilę sam na sam z Transmutacją
dla zaawansowanych?
Zapewniam cię, że jest to świetny tekst, ale na pewno nie tak
podniecający.
Potter
poderwał głowę do góry i obrzucił go spojrzeniem.
–
Przepraszam.
Jeśli to panu przeszkadza, mogę sobie iść. – Lata pracy jako
szpieg nauczyły Snape’a myślenia o czymś, a potem robienia
czegoś zupełnie innego. Nie umiał jednak połączyć obu tych
umiejętności. Zanim zdążył nawet otworzyć usta, Potter wstawał
już z krzesła i wciskał książkę do torby, którą zasłaniał
dziwnie przód swojego ciała.
–
Niech się pan sam zajmie swoją pieprzoną pracą. – Skierował
się w stronę drzwi. Wnętrzności Severusa skręciły się
boleśnie.
–
Potter.
Chłopak
spojrzał na niego w ciszy, mrużąc oczy. Przez rozciągająca się
chwilę Severus zastanawiał się nad swoją dumą. Na pewno na tym
ucierpi. Sama myśl wywoływała odruchy wymiotne. Nigdy nie
wybaczyłby sobie tego, jeśli zmusi Harry’ego do zostania, ale też
tego, że pozwoli mu odejść. Wyprostował się, opierając dłonie
na skórzanych oparciach krzesła. Spojrzał w oczy chłopakowi i
wstał. Jakaś część jego zastanawiała się, w jaki sposób, do
cholery, wpakował się w tak poniżającą sytuację. Próbował
zachować resztki godności, podczas gdy Potter się na niego gapił.
–
Umm...
–
Tak, panie Potter. To jest to, o czym pan myśli. – Nie mógł
spojrzeć swojemu uczniowi w oczy.
–
Przeze mnie?
Severus
spojrzał na niego wyniośle.
–
Jeśli musisz już wiedzieć, to przerwałeś mi raczej intensywny
sen. – To nie było kłamstwo, ale i tak nie było przyjemne.
Harry
otworzył szeroko oczy, patrząc z niedowierzaniem.
–
Obudziłeś się taki twardy?
Severus
zadrżał.
–
Za to powinienem ci odjąć punkty.
Potter
parsknął śmiechem, natychmiast zakrywając usta.
–
O mój Boże. Nadal budzisz się z porannym drągiem?
–
Tak, jeżeli już musisz to tak nazywać! Prawie każdy mężczyzna
doświadcza tego chociaż raz w życiu.
–
Myślałem, że to, no wiesz, przechodzi z czasem.
Severus
uniósł brew.
–
Jeżeli robisz aluzje do mojego wieku, to mam trzydzieści dziewięć
lat. Powinieneś już wiedzieć, że tacy mężczyźni nadal mają
swoje libido. Zanikanie z czasem zależy od osoby. Z tego co wiem, to
nawet dyrektor Dumbledore na to jeszcze cierpi.
Harry
zmarszczył brwi ze zdenerwowania.
–
Wiesz, przeżyłbym bez tego obrazu w mojej głowie. – Spojrzał w
dół. – Cholera, zadziałało!
–
Hmm. – Severus skrzyżował ramiona z irytacji. – Chciałbym móc
powiedzieć to samo.
Potter
przysunął się do niego z wahaniem.
–
Mógłbym zawsze...
–
Niech pan siada, panie Potter! Od kiedy tydzień liczy sobie dwa dni?
– Dzieciak zarumienił się wściekle.
–
Przepraszam – wymamrotał i osunął się na krzesło.
Severus
spojrzał na niego złowrogo. Pomodlił się do bezbożnego
wszechświata, żeby Harry nie zauważył silnego drgnięcia erekcji
z przodu jego szat.
–
Zacznij czytać. Tekst leży na podłodze. – Usiadł za biurkiem,
podczas gdy Potter otwierał gazetę. Oparł się i spróbował
wymyślić jakiś dobry powód, dla którego Quernus miałby zamknąć
swój sklep. Nie mógł się skupić.
Po
pierwsze, okazało się, że nieważne, co znajdzie Potter, nadal
było mnóstwo rzeczy, których on sam nie wiedział. Przede
wszystkim nie znał imion większości śmierciożerców. Jeśli do
tego pogorszy mu się wzrok, będzie musiał użyć drastycznych
środków – okularów. Wystarczy,
że wyglądam jak sęp. Teraz będę wyglądał jak ślepy
sęp!
Po
drugie, ta cholerna część ciała w jego spodniach zaczynała
pulsować. Pomyślał nad udaniem się na kilka minut do swoich
kwater, ale to byłoby zbyt podejrzane, gdyby wyszedł w takim
stanie, a wrócił w zupełnie innym. Próbował się uspokoić.
Jednak nawet, gdy zamykał oczy, widział tą miękką czuprynę
czarnych włosów oraz sposób, w jakim chłopak przygryzał wargę,
próbując się skupić. Pewnie
nie wie nawet, że to robi.
Po
trzecie, zaczynało go dopadać zmęczenie. Oparł się do tyłu i
spojrzał na sufit. Sklepienie gabinetu było zrobione z tego samego
ciemnoszarego granitu, co reszta lochów. Ten jednak był bardziej
szorstki, ponieważ nie starł się przez tysiące lat tak, jak
podłoga. Z kamienia wystawały zardzewiałe, żelazne obręcze. Ich
błyszczące części migotały w słabym świetle. Snape zdał sobie
sprawę, że to słabe oświetlenie mogło być przyczyną jego
słabnącego wzroku. Zanotował sobie w głowie, żeby przynieść tu
kilka świeczników. Przynajmniej nie zrujnuje do reszty oczu
Harry’ego. Zmarszczył brwi. Przecież
nie chcesz, żeby wracał, Severusie. Dlaczego martwisz się o jego
wzrok?
Snape
spojrzał w dół. Ciemna głowa była pochylona nad tekstem, a wargi
chłopaka wydęte. Ten obraz tworzył kontrast do tego spokoju, który
widział tamtej nocy.
–
Dlaczego ciągle tu przychodzisz?
Potter
spojrzał w górę.
–
Co?
–
Mógłby pan kiedyś popisać się elokwencją, panie Potter. Pięć
punktów od Gryffindoru. Pytałem, dlaczego ciągle tu przychodzisz?
–
Mówiłem ci już. Ja... tak jakby lubię... no wiesz.
–
Zdajesz sobie sprawę, że już nigdy do tego nie dojdzie? Radziłbym
ci znaleźć sobie jakiegoś pięknego młodzieńca...
–
Lubię dziewczyny.
–
Nie powiedziałbym. Minus pięć punktów za przerywanie
nauczycielowi. Radziłbym ci znaleźć sobie jakiegoś pięknego
młodzieńca bądź dziewczynę, nie obchodzi mnie to, i
wykorzystywać ich do swoich seksualnych potrzeb.
–
Dlaczego miałbym coś takiego robić, do cholery?
Severus
uniósł brew.
–
Słucham?
–
Lubię
z tobą rozmawiać. Myślałem, że miło spędzamy razem czas. Poza
tym... – Wyprostował się na krześle, a jego oczy ściemniały ze
złości. - ... Podobało mi się to, co mówiłeś o Sparcie.
–
To właśnie robię na co dzień, panie Potter. Nauczam.
–
Wiesz, to brzmiało na dużo więcej, niż tylko zwykłą lekcję
mugoloznastwa.
Miał
rację. To było dokładnie tym, czym miało być: obietnicą
ochrony. Nie chciał na razie myśleć o tym, czy będzie miał siłę
(lub słabość), żeby jej dotrzymać.
–
Odpowiedziałeś na to, dlaczego wróciłeś w sobotę. A co z
wczorajszym i dzisiejszym dniem?
Potter
spojrzał na niego ponuro.
–
Po prostu chciałem.
–
Dlaczego miałbyś chcieć? Nasz dobry, mały Gryfon ryzykuje swoją
reputację. Co by powiedzieli inni, gdyby zobaczyli cię w pobliżu
lochów? Twoje wizyty nie mają żadnych wartości estetycznych, a ja
chętnie odbiorę ci punkty za każde naruszenie regulaminu. Jaki
masz powód, żeby tu wracać?
Potter
wymamrotał coś pod nosem.
–
Mów głośniej, ty mały, wstrętny bachorze. Chcesz pobić rekord w
liczbie utraconych punktów?
–
Lubię cię – warknął. – Przynajmniej wtedy, kiedy nie jesteś
takim tłustowłosym draniem.
–
Zawsze jestem tłustowłosym draniem, panie Potter. Tak jak pan na
zawsze pozostanie wstrętnym bachorem.
–
Zamknij się.
–
Dziesięć punktów.
–
Też mi coś. Tłustowłosy, pierdolony drań. – Oczy Pottera
zwęziły się na chwilę, po czym chłopak wrócił do lektury
Proroka.
Severus oparł głowę na oparciu krzesła i starał się nie myśleć
o denerwującej erekcji, pulsującej stale w jego spodniach.
***
Tej
nocy księżyc świecił niezwykle jasno. Jego promienie
przedostawały się przez okno, niosąc ze sobą obietnicę
spokojnego snu i oświetlając każdy przedmiot w jej pokoju: srebrny
kociołek, zakurzony od miesięcy nieużywania, półki uginające
się pod ciężarem grubych ksiąg z wyświechtanymi okładkami,
zarysowanymi stronicami, artefaktami, przypominającymi o
przeszłości. Jasne światło padało także na herb Ravenclawu,
kolejnego domu, z którym nie miał dobrego kontaktu, na miękkie
róże, które zrywał na jej każde urodziny, dopóki nie przyłapał
go Malfoy Senior. Pokój wydawał się taki pusty, wszystkie rzeczy
mieniły się w świetle księżyca jak zjawy.
Doszedł
do niego stłumiony odgłos stóp. To tylko w pokoju obok. Severus
wstrzymał oddech, drętwiejąc ze strachu. Usłyszał skrzypnięcie,
gdy drzwi otworzyły się na oścież, po czym zamknęły cicho.
Każda inna osoba mogłaby to przeoczyć.
Wsunął
prawą dłoń pod poduszkę. Musi to zrobić dzisiejszej nocy. Stawia
na szali swoją duszę lub zdrowie psychiczne. Usłyszał kroki przy
swoim łóżku. Zatrzymały się. Zbyt blisko, zbyt blisko niego, na
miłość Merlina, zbyt blisko. Czarny cień przesłonił promienie
księżyca. No dalej, Severusie, zrób to! Wyciągnął różdżkę i
skierował ją w stronę potwora, kroczącego przez jego prywatne
piekło.
–
Wygląda na to, że nasz maleńki czarodziej bawi się swoją
różdżką. Nie umiesz się chować.
-
Av... ava... – Zakrztusił się. – Avia! – Znów zobaczył
jasny księżyc na ciemnym niebie. Zawierał w sobie odpowiedź na
jego pytanie: ciszę. Był sam pośród ciszy. Była coraz bliżej,
potwór się zbliżał, jego niebieskie oczy błyszczały w świetle
śmierci...
–
Severusie! – Eversor potrząsał go za ramiona. Instynktownie
sięgnął po różdżkę, żeby dokończyć zaklęcie. – Niech się
pan obudzi, profesorze!
–
Zostaw mnie w spokoju! Av...
Ale
to nie był głos Eversora. Jego był przecież miękki, głęboki i
idealny. Na
Boga, samym głosem mógłby uwieść własnego brata.
Severus spojrzał w górę.
–
Potter – wykrztusił.
–
Krzyczał pan coś o... Av... – Jego zielone oczy były szerokie ze
strachu. – Co się stało?
–
Nie twoja sprawa – wymamrotał, pochylając się nad biurkiem i
zbierając rolki pergaminu. Poczuł gorzki smak w ustach i
zorientował się, że jego erekcja opadła. – Skończyłeś już?
–
Nie, profesorze. Krzyczał pan.
–
Już to mówiłeś. – Jego ręce się trzęsły, a serce waliło w
piersi. Krzyknął zaskoczony, kiedy poczuł miękkie, nabrzmiałe
wargi przyciskające się do jego policzka.
–
Umm... mam coś panu przynieść?
–
Nie. Powiedziałem, żebyś zostawił mnie w spokoju! – Nieważne,
do kogo się wtedy zwrócił. Nie chciał przypominać sobie, iż
mimo tego że jego dzień był wolny od tortur, duchy nigdy nie
pozwalały mu spać w nocy. – Wracaj do pracy.
Harry
kiwnął słabo głową i wrócił na swoje krzesło. Przedtem jednak
chwycił w swoją dłoń jedną ziemistą rękę o długich palcach i
ścisnął ją. Potem zbyt często na niego spoglądał.
Severus
patrzył na chłopaka. Chciał koniecznie pozbyć się duszącego
uczucia wdzięczności. Tylko jedna osoba obudziła go w taki sposób,
ale to było dawno. Do jego niezmiennej, gorzkiej i samotnej
rzeczywistości, której groziła niewypowiedziana groźba tykającego
w kieszeni zegarka, wdarła się myśl o tym, że nie może pozwolić
sobie na ponowne wyzbycie się tego uczucia.
4.
Wtorek, 14 kwietnia
–
Chyba nie masz nowych siniaków, prawda? – Severus podniósł
groźnie słoiczek maści.
–
Nie, ale ty je zarobisz, jeśli nie odłożysz tego gówna! –
Potter zsunął się na krzesło. Nie odskoczył, kiedy jego plecy
dotknęły oparcia.
–
Grozisz nauczycielowi? Piętnaście punktów od Gryffindoru.
–
Wiesz, że jesteś podłym palantem?
–
Wszyscy mi to mówią. – Rzucił dzieciakowi kolejny numer Proroka.
– Przeczytaj to. Po godzinie oczekuję pełnego streszczenia.
–
Już ja ci streszczę, ty...
–
Mówiłeś coś?
–
Nic.
–
Pięć punktów.
–
Dupek.
-
Bachor. Zamknij się i zacznij pracować. – Severus był zadowolony
widząc, jak Harry wykonuje polecenie. Nie minie zbyt wiele czasu
zanim się podda i opuści samotnie lochy. Chcąc pozbyć się
niemiłego ukłucia na samą tą myśl, Severus zajął się szybko
układaniem fiolek w szafce.
Znał
je prawie na pamięć. Jeżeli nie potrafiłby dostrzec Mikstury
Melodyjnego Głosu, mógł ją znaleźć trzy półki niżej od
fioletowego słoika z maścią na siniaki. Jeśli stałby się
daltonistą lub niebezpieczny eliksir wzniecający ogień wyparowałby
mu sprzed oczu, dziwnie zaokrąglona fiolka z Płynnym Krzykiem z
łatwością wskazałaby mu jego miejsce. Jednak i tak mrużył oczy,
patrząc na etykiety.
Na
półkach nie stały żadne z naprawdę niebezpiecznych substancji.
Jeśli by tak było, musiałby się nieźle tłumaczyć dwa lata temu
przed prawdziwym Alastorem Moodym. Jeden zapomniany słoik mógłby
go kosztować wydłużone wakacje w Azkabanie. Przejechał długim
palcem po niewiarygodnie gładkiej powierzchni błyszczącego szkła.
Tylko one się liczyły. Tylko je naprawdę kochał i wmawiał sobie,
że tylko ich potrzebował.
–
Ty leniwy draniu. Tylko dlatego kazałeś mi odwalać za ciebie całą
robotę?
Snape
spojrzał na niego ponad fiolką w swoich dłoniach. Jego oczy piekły
od ciągłego mrużenia.
–
Kazałem ci przestać?
Potter
przewrócił oczami.
–
Świetnie. Nasz mistrz eliksirów jest ślepy. Mogę się z tobą
zamienić miejscami? I tak poza tym, to mógłbyś posadzić mnie
dalej od Neville’a.
–
Przez twoje głupie uwagi ty i pan Longbottom będziecie ze sobą
pracować do końca roku. Masz jakieś obiekcje?
–
Możesz to tak ująć.
–
Ile jeszcze punktów chcesz stracić?
–
Tak dużo, żebyś się w końcu zamknął, ty tłustowłosy draniu.
–
Dwadzieścia punktów, wstrętny bachorze.
Potter
warknął:
–
Możesz przestać mnie tak nazywać?
–
Nie. Dziękuję za poinformowanie, że jestem tłustowłosym draniem.
Ty za to jesteś najbardziej wstrętnym bachorem, jaki zaszczycił tą
szkołę.
Harry
rzucił rolkę pergaminu na biurko.
–
Wiesz co? To koniec. Wychodzę i już tu nie wrócę. – Zarzucił
torbę na ramię i skierował się do wyjścia.
–
Upewnij się, że zamkniesz za sobą drzwi.
Potter
zamarł. Severus przywrócił na twarz maskę obojętności, podczas
gdy jego wnętrzności zamieniły się w lód.
–
No dalej. Chyba nie masz zamiaru znikać w chmurze dymu? Nie muszę
ci przypominać, że w tej szkole nie można się aportować, a poza
tym nawet nie wiesz, jak to się robi.
Potter
odwrócił się i przez chwilę Snape zobaczył ukłucie bólu w jego
zielonych oczach. Jego pierś zalała fala zimna, kiedy zorientował
się, że chłopak nie chce odchodzić tak mocno, jak on nie chce go
stąd wypuszczać. Nie
żartował. Naprawdę chce tu przychodzić. Nie, to niemożliwe.
Potter mógłby mieć każdego w czarodziejskim świecie... i wiesz,
że chce właśnie kogoś, kto nie oceniałby go jak chodzącego
boga.
Nie
pozwolił sobie myśleć o tym od zeszłego piątku. Był rozdarty
między niezwykłą czułością, a niewyraźnym uczuciem bycia
wykorzystanym. Przecież nikt nie przychodził do Snape’a po
zrozumienie. To nigdy wcześniej się nie zdarzyło. Był zbyt
zdezorientowany, żeby dać się ogarnąć przerażeniu. Jeśli
pozwolisz mu się do ciebie zbliżyć, w końcu się znudzi i
znajdzie sobie kogoś innego. Nikt nie chciałby spędzić setki lat
w towarzystwie kogoś takiego, jak ty. Bądź tak dobry i odeślij go
do innego łóżka. Może tam znajdzie szczęście.
Nie pomagało mu to, że Harry upuścił torbę na kamienną podłogę
i stał na środku pokoju z zawstydzoną miną.
–
Więc chyba będziesz musiał mnie najpierw nauczyć, prawda?
–
Uwierz mi, panie Potter, są rzeczy, których trzeba cię nauczyć
szybciej.
–
Na przykład? – Harry skrzyżował ramiona na piersi.
Do
cholery jasnej... on naprawdę nie żartował.
–
Manier.
–
Czy kiedykolwiek dałeś komuś normalną odpowiedź?
–
Nie, jeśli mam w tej sprawie coś do powiedzenia. I uważaj na usta,
jeśli nie chcesz ich stracić.
–
Więc nie będzie już więcej całowania? – Wydął wargi w
najbardziej denerwujący, sarkastyczny i przesadny sposób. Severus
miał ochotę zamienić je w grudę stali. Kretyn miałby za swoje,
gdyby upadł na twarz. Wysunął powoli różdżkę z cienkiej
kieszeni wewnątrz długiego rękawa szaty.
–
Expelliarmus!
Wyśliznęła
mu się z dłoni, zanim zdążył ją do końca wyjąć. Potter
złapał ją w powietrzu i uśmiechnął się z wyższością.
Severus zadrżał z wściekłości.
–
Oddawaj, chłopcze, albo stracisz pięćdziesiąt punktów.
–
Chyba nie powinieneś mnie uczyć pojedynkowania.
–
Nie masz pojęcia o prawdziwym pojedynkowaniu się, ty arogancki
dzieciaku. Każdy szanujący się śmierciożerca zrównałby cię
teraz z ziemią.
–
Więc lepiej mnie tego naucz.
–
Nie miałbyś z nimi szans. – Severus zdziwił się, kiedy różdżka
odbiła się od jego ramienia. Objął ją dłonią i szybko
skierował w stronę Pottera. – Powinieneś bardziej uważać na
to, komu ufasz.
–
Miałeś już wiele okazji, aby mnie zabić, Snape. Nadal żyję.
–
Może kazano mi tego nie robić.
Potter
zmarszczył brwi.
–
Co?
Musi
się czegoś nauczyć.
–
Może mój pan chce cię sam wykończyć. Accio
corpus!
Ciało
Harry’ego wystrzeliło przez pokój tak szybko, że jego buty
zaskrzypiały o podłogę. Severus chwycił go brutalnie za kark.
–
No dalej, chłopcze. Nie obchodzi mnie, kim jesteś ani to, jaką
bliznę masz na czole. Jak powiedziałem, każdy szanujący się
śmierciożerca...
–
Ale ty...
Snape
uniósł brew.
–
Jak możesz być tego do końca pewien?
Potter
zadrżał w jego uścisku, wytrzeszczając oczy.
–
Accio...
– Nie miał nawet przygotowanej różdżki. Snape okręcił luźny
materiał uczniowskiej szaty wokół swojej dłoni.
–
Za bardzo mi ufasz. Przyszedłeś do znanego śmierciożercy po radę.
On cię zerżnął, a ty wróciłeś po więcej. Obawiam się, że
twój przyjaciel, Moody, byłby strasznie zawiedziony.
–
Ja... – Jego zęby zazgrzytały. Jak na dzielnego Gryfona, Potter
zachowywał się nieraz jak dziecko.
Nagle
coś twardego uderzyło mocno w jego szczękę. Severus syknął z
bólu i cofnął się.
–
Na Merlina, po co to zrobiłeś? – ryknął.
Harry
nadal zaciskał pięści. Jego oczy były zamglone z wściekłości.
–
Jak mogłeś, ty... – Uniósł różdżkę, jednak Severus go
uprzedził.
–
Expelliarmus!
Wyfrunęła
z rąk Pottera, mimo że próbował ją utrzymać w opuchniętej,
drżącej pięści.
–
Na bogów, chłopcze, siadaj na krześle! Jeszcze dostaniesz zawału.
–
Jesteś śmierciożercą!
–
Chciałem coś z ciebie wykrzesać! I zapamiętaj sobie, że byłem
śmierciożercą. Naprawdę sądzisz, że Albus Dumbledore zaprosiłby
do grona nauczycielskiego znanego poplecznika Lorda Voldemorta? –
Jego szczęka pulsowała bólem. Rano na pewno zostaną siniaki.
Sięgnął ponownie po maść, wciskając różdżkę Pottera za
pasek. – Zdziwiłbyś się, gdybyś...
Nagle
drzwi otwarły się na oścież. Wleciał przez nie błyszczący
miecz z rękojeścią wysadzaną rubinami i pomknął w stronę
Pottera. Severus wyciągnął ramię i odciągnął chłopaka.
Właśnie taką broń trzymał Albus w swoim gabinecie. Na
boga. Chyba nie chciała go zabić?
Zorientował
się, że Harry się na niego gapi. Snape doskonale rozumiał
dlaczego. Przecież latające miecze nie są codziennym widokiem w
jego gabinecie. Jednak w oczach Harry’ego zobaczył jeszcze jedno
uczucie. Była to panika, która powoli zamieniała się w strach.
Był to ten sam wyraz twarzy, który gościł u Severusa za każdym
razem, kiedy zakładał swoją maskę. Potter odezwał się słabym
głosem:
–
Kurwa, miałem rację.
Zauważył,
że coś było wyryte na ostrzu, tuż pod jelcem.
–
Miałeś – powiedział Severus.
Harry
wyciągnął rękę z wahaniem i chwycił za klingę. Zabłysła
czerwonym i złotym światłem, a chłopak upadł na kolana. Snape
złapał go szybko. Przyciągnął niemożliwego dzieciaka do piersi
i oparł brodę na czuprynie czarnych włosów. Potter przycisnął
miecz do brzucha.
W
wyobraźni Severusa pojawił się idealny obraz: ostrze wsparte o
ziemię, Harry patrzący na nie, podczas gdy Severus obejmował wątłe
ciało kogoś tak młodego swoimi długimi ramionami. Snape doskonale
wiedział, jak to jest być zmuszonym do czegoś, kiedy nie ma się
głosu w tej sprawie. Przycisnął twarz do miękkich włosów, które
nadal delikatnie pachniały potem. Zrozumiał, że chłopak trzymał
go w miejscu, zacieśniając wokół niego zgięte ramiona.
–
Ile już wiesz? – spytał cicho Severus.
–
Że umrę. – Smukłe, silne ciało przysunęło się jeszcze
bliżej. – Ostatni potomek. Profesor Dumbledore już dawno
powiedział mi o przepowiedni.
–
Powiedział ci, że umrzesz?
Potter
potrząsnął głową.
–
Znalazłem to w bibliotece. Umm... – Zaczął szeptać: –
Zszedłem tam późno w nocy i szperałem w Dziale Ksiąg Zakazanych.
Chyba nawet Hermiona o tym nie wie. Nie powiedziałem jej.
–
Panie Potter, nie musi pan ponosić strasznej śmierci, żeby
zakończyć rodzinną linię.
Harry
obrócił głowę, żeby na niego spojrzeć.
–
Co masz na myśli?
–
Nie możesz być aż tak głupi.
Chłopak
przez chwilę się nie odzywał. Nagle stężał.
–
Ale ja lubię dziewczyny! – Zdawał się jeszcze bardziej
przybliżyć do swojego nauczyciela.
–
Może jeśli będziesz miał szczęście, Voldemort tylko cię
wykastruje.
Harry
pisnął i Severus uśmiechnął się lekko.
–
A mogę być po prostu gejem? – spytał szybko.
–
Mi to nie robi żadnej różnicy. – Tak naprawdę robiło, ale nie
miał zamiaru tego powiedzieć. Nie jeśli chciał odrobiny spokoju.
Spokój jednak był wielce przereklamowany. Przestań,
Severusie. To się nie może zdarzyć i dobrze o tym wiesz.
–
Nienawidzę cię.
–
Nie tak bardzo... – wymamrotał Snape w miękką czuprynę na
głowie Pottera. – ...jak ja ciebie, ty okropny dzieciaku.
–
Nie jestem okropnym dzieciakiem.
–
Szybko zorientujesz się, że jednak jesteś. Tak samo, jak ja jestem
tłustowłosym draniem.
Nie
odzywali się przez chwilę. Severus słyszał serce Harry’ego
bijące wraz z jego własnym. Kiedy jedne cichło, drugie nadrabiało,
posyłając ciche wibracje wzdłuż klatki piersiowej wprost do
kręgosłupa. Jakaś część jego umysłu ciągle powtarzała jeden
wers niejasnej przepowiedni:
...
uczynki Slytherina na zawsze przerwą linię Gryffindorów i nie
będzie już kolejnego...
Napadła
go dziwna myśl. To
głupie, Severusie. Na świecie jest mnóstwo innych Ślizgonów.
Jestem pewien, że panna Ravenclaw nie miała na myśli wielkiej
miłości prawnuka Gryffindora do swojego nauczyciela. Chodzi o
Voldemorta, tak, jak to inni od zawsze mówią.
W gabinecie było słychać tylko dźwięk ich oddechów, ognia
trzaskającego w kominku i zegarka, wygrywającego ciche tik
tak
w jego kieszeni.
–
Severusie?
–
Hmm?
–
Mogę zostać z tobą na noc?
Snape
westchnął.
–
Potter...
–
Nie o to mi chodzi. Nie chcę być po prostu sam.
Severus
zacisnął usta.
–
Nie ma mo...
Harry
wbił mu łokcie w żebra. W gardle Severusa pojawiła się wielka
gula. Odcinała mu dopływ powietrza do płuc. Jeżeli nic nie powie,
to się udusi.
–
Zobaczymy.
–
Dziękuję – wymamrotał Harry, nadal ściskając tak samo mocno
miecz i Severusa. Snape przysunął się do niego na chwilę,
delektując się niewiarygodnym ciepłem, zapachem ziemi i dotykiem
jedwabistych kosmyków na twarzy. Taka sytuacja już się nie
powtórzy, więc musiał ją zapamiętać. Już za późno, żeby o
tym tak łatwo zapomnieć.
Delikatnie
odepchnął chłopaka od siebie. Przy okazji wsunął różdżkę z
ostrokrzewu do kieszeni Harry’ego.
–
Nadal czekam na twoje streszczenie, Potter. – Zaskoczył go jego
łagodny głos.
–
Oczywiście, profesorze. – W jednej chwili miecz wylądował na
jego biurku. Harry usiadł z powrotem na krześle i przysunął do
siebie rolkę pergaminu. Wskazał różdżką na szkolną torbę i
bez podnoszenia głowy powiedział: - Accio
pióro!
Severus
tylko go obserwował. Dzieciak miał wiele do zrobienia, ale mało
czasu na nauczenie się wszystkich potrzebnych rzeczy. Z małą
pomocą na pewno mu się uda.
***
Wszyscy
wiedzieli, że podróżował ze swojego gabinetu do prywatnych kwater
przez kominek, przez co nie wzbudzał podejrzeń swoją nieobecnością
na korytarzach. Jak zwykle pomyślą, że pracował do późna. Harry
podążył za nim.
Severus
nadal mamrotał zaklęcia, kierując różdżkę na swoje szaty,
kiedy ogień wyrzucił z siebie ubrudzonego sadzą ucznia.
–
Widzę, że jesteś w jednym kawałku. Dobrze, że zostawiliśmy
miecz w gabinecie. Nie chciałbym tłumaczyć Albusowi, dlaczego
nadziałeś się na niego w moim własnym mieszkaniu. – Odwiesił
szatę na hak.
–
Cóż. – Harry wstał z podłogi i poklepał się po piersi,
tworząc czarną chmurę sadzy. – To lepiej, niż gdybyś miał się
tłumaczyć, na co jeszcze się nadziałem. – Zamarł nagle, po
czym zachichotał, zasłaniając dłonią usta. – Naprawdę to
powiedziałem?
–
Obawiam się, że tak. Zapomniałeś swojej torby.
Potter
rozejrzał się dookoła.
–
Cholera. – Zerknął na Snape’a. – Mogę po prostu wziąć ją
ze sobą jutro?
–
Powiedziałeś, że masz do dokończenia esej z transmutacji.
Potter
prychnął, na co Severus westchnął ciężko.
–
Pięć punktów od Gryffindoru. Nie dotykaj niczego. – Chwycił
mały kociołek z proszkiem Fiuu, leżący na gzymsie i wszedł do
kominka. – Gabinet.
Natychmiast
podniósł się ogień. Po minucie mężczyzna wrócił, niosąc ze
sobą ciężką torbę i zastanawiając się, ile stłuczonych fiolek
z rzadkimi eliksirami zastanie. Zamiast tego zobaczył Harry’ego
przypatrującego się półkom z książkami.
–
Mówiłem, żebyś niczego nie dotykał – warknął Severus.
–
Mogłeś mi powiedzieć, jeśli chciałeś, żebym tu lewitował.
Tylko patrzę.
–
Pięć punktów.
Harry
obrzucił go spojrzeniem.
–
Dupek.
–
Bachor. Kiedy skończysz, wyślę cię do domu. – Severus umościł
się w swoim fotelu. Sięgnął po Ostatniego
jednorożca.
–
Myślałem, że pozwoliłeś mi zostać.
–
Powiedziałem, że zobaczymy. Doszedłem do wniosku, że przebywanie
w prywatnych kwaterach sam na sam z uczniem jest niezgodne z
regulaminem szkoły. W takim wypadku pozwolenie, żeby ten uczeń
spał w moim łóżku, jest niedopuszczalne!
–
Taa, a uprawianie seksu na podłodze twojego gabinetu jest całkowicie
w porządku.
Severus
zmrużył oczy.
–
Chcesz wrócić teraz? Już prawie północ. Jestem pewien, że za
kilka minut i tak musisz wyciągnąć swoją drużynę z łóżek.
–
Możesz się w końcu zamknąć?
–
A ty? – Snape machnął ręką w kierunku drugiego fotela stojącego
przed kominkiem. – Siadaj i pisz to wypracowanie.
–
Oczywiście, profesorze. – Potter chwycił torbę i wymamrotał coś
pod nosem, opadając na fotel, który wyglądał jak nowy. Używała
go tylko i wyłącznie Emily, która zawsze zawracała mu głowę
podczas dyżurów w gabinecie. Mebel stanowił kontrast w porównaniu
z drugim, który był wytarty i wyblakły po osiemnastu latach
siedzenia w nim. Potter podkulił nogi i oparł się o oparcie.
Książka do transmutacji leżała otwarta na jego udzie, a rolka
pergaminu na stronie, której akurat nie czytał. Severus przestał
go obserwować i pozwolił mu pracować.
***
Gdy
zamknął wreszcie swoją ulubiona książkę, dochodziło wpół do
drugiej. Jego oczy strasznie piekły, ale nie musiał czytać całego
tekstu, ponieważ niektóre fragmenty znał na pamięć. Snape
spojrzał na Harry’ego.
–
Na Merlina, Potter. Mogłeś powiedzieć, że jesteś zmęczony. –
Wstał z fotela i potrząsnął śpiącym chłopakiem. – Obudź
się, ty bezużyteczny dzieciaku.
–
Mmm... – Potter mlasnął. – Jeszcze pięć minut.
–
Już po pierwszej. Musisz wrócić do dormitorium.
–
Jeszcze nie, Sev... – Odwrócił głowę i z powrotem zasnął.
Severus
przetarł piekące oczy wierzchem dłoni. Przychodziły mu do głowy
tylko dwa wyjścia z tej sytuacji: mógł przetransportować tego
kretyna do pokoju wspólnego i zostawić go na kanapie lub zanieść
do łóżka. Pierwsza opcja wydawała się mądrzejsza. Snape
wyciągnął delikatnie książkę i pióro z rąk chłopaka i włożył
je do torby. Zarzucił ją na ramię i pochylił się, żeby podnieść
Harry’ego. Torba przechyliła się na drugą stronę i gdy
wyprostował kolana, uczeń wylądował z powrotem w fotelu. Potter
wymamrotał pod nosem:
–
To tylko tłuczek. Niech pałkarze się nim zajmą. – Na jego
twarzy znów zagościł spokój.
Severus
westchnął. Poczuł w piersi ukłucie smutku. Z dziwną łagodnością
przebiegł kciukiem po krótkich rzęsach Harry’ego. Potter
przesunął się w kierunku jego ręki. Już
nie jest dzieckiem. Dzieci nie powinny przechodzić tego, co on. A
niech cię piekło pochłonie, Voldemort.
–
Idziemy do łóżka, Potter.
Snape
położył torbę na podłodze i spróbował ponownie podnieść
Harry’ego. Burknął pod nosem. Po chwili dzieciak leżał
dziwacznie w jego ramionach. To
było o wiele łatwiejsze osiemnaście lat temu. Kiedy się tak
zestarzałeś, Severusie?
Snape podszedł do łóżka i pochylił się nad nim, a Harry
wylądował z miękkim plaśnięciem na bordowej pościeli. Jego buty
po chwili stały równo przy nogach łóżka. Severus odsunął
kołdrę i nakrył nią dokładnie chłopaka.
Ogień
zaczynał wygasać. Snape rzadko rozpalał świeże drewno, tej nocy
nic się nie zmieniło. W pomarańczowym blasku płomieni Potter
wyglądał na znacznie więcej niż siedemnastolatka. Severus mógł
zobaczyć cienie pod jego kośćmi policzkowymi, a kiedy zdjął mu
okulary, także wokół jego oczu. Mimo tego nadal wyglądał
spokojnie.
Nie
było mowy o spaniu we własnym łóżku tak samo, jak wkładaniu
znoszonej koszuli nocnej. Snape rozsiadł się wygodnie w fotelu,
mrucząc pod nosem o byciu wyrzuconym z własnej sypialni. Tu było
mu znacznie wygodniej, niż na rozwalającej się kanapie. Położył
dłonie na kolanach i po chwili jego powieki zaczęły opadać. W
ostatnich momentach świadomości czuł zbliżającą się do niego
przeszłość.
***
...
Ich oczy obserwowały go uważnie, wypalając na skórze niewidzialne
ślady. Nie wiedział, co było gorsze: te oczy czy łańcuchy.
Gorąca, wąska struga krwi minęła o cal jego sutek, który został
wcześniej prawie oderwany. Czerwona ciecz wsiąkła w zachłanną
szatę zanim zdążyła popłynąć dalej. Rozluźnił nadgarstki.
Syknął, czując rozchodzący się po jego ciele chłód.
–
Nie musisz tego robić, Moody! Przyszedłem tu z własnej woli!
–
Tak samo, jak naznaczyłeś swoje ramię, co, Snape?
–
Nie jestem już jednym z... – Nagły trzask sprawił, że zobaczył
w pomieszczeniu białe gwiazdy.
–
Spokojnie, dziewczynko. Nie wyciągniemy niczego z kogoś ze złamaną
szczęką.
–
Przepraszam, proszę pana.
Severusowi
udało się skupić na dziwnie znajomej kobiecie z wściekle rudymi
włosami. Jej butelkowo – zielone oczy błyszczały groźnie, a
pięści okryte rękawiczkami to zaciskały się, to rozluźniały.
–
Nie jestem już jednym z nich! – nalegał. – Spytajcie Albusa
Dumbledore’a.
–
Tak, Albus powiadomił nas, że przyjdziesz. Powiedział, że nie
musimy cię upilnować, żebyś tu dotarł.
–
Mimo tego wyciągnąłeś mnie z mojego pokoju w środku nocy.
–
Jesteś śmierciożercą.
-
No już, spokojnie, Irene. Musisz się czegoś nauczyć. – Duże,
ciemne oczy znów zwróciły się w jego stronę. Tylko cienkie
blizny utrzymywały twarz Moody’ego w jednym kawałku. – A
dlaczego nie? Jesteś naszym specjalnym gościem, chłopcze. Musimy
cię jakoś wyróżnić. Jestem pewien, że Tom wymieni te drzwi. To
wszystko przez to, że nie otwierałeś.
–
Była trzecia w nocy! Którą mamy teraz, czwartą? Przecież spałem!
–
Wiesz, że nie widzimy przez drzwi. Równie dobrze mogłeś wymknąć
się przez okno. A teraz... – Moody przykucnął i spojrzał na
Severusa. - ... skąd mam wiedzieć, że opuściłeś tych
skurwysynów?
–
Masz moje słowo. – Modlił się cicho, żeby nie pytali o
informacje, których nie chciał dawać, ale wiedział, że to
zrobią. W końcu nie ma boga, który mógłby go wysłuchać.
–
Twoje słowo, tak? Zobaczymy, ile jest ono warte. – Moody sięgnął
za pasek i wyciągnął znajomą różdżkę: cis i włos jednorożca,
trzynaście cali, sztywna i idealna do uroków. Przynajmniej to
powiedział pan Ollivander, gdy Babcia zabrała go do sklepu w dniu
jego szóstych urodzin. Balansowanie na granicy życia i śmierci,
wyrwana niewinność, idealna różdżka dla Severusa Snape’a.
Auror dotknął jej koniuszka swoją i powiedział: – Priori
Incantatem!
Pojawiła
się ciemna mgiełka. Drgnęła i zaczęła się powiększać,
ukazując raz po raz strzępy krótkich, czarnych włosów. Severus
jęknął gardłowo, kiedy pojawiła się w niej cała głowa, z
której patrzyły na niego niebieskie oczy. Eversor. Jego
przezroczysty, niewyraźny jak obraz malowany akwarelami wzrok był
obrzydliwie ponury. Severus zbyt wcześnie upadł z łokciami
przywiązanymi do kolan. Strzępy ubrania zacisnęły się boleśnie
wokół jego szyi, nadgarstków, pasa. Poczuł, jakby żebra miały
przebić się przez jego plecy. Spojrzał w górę.
–
Co ja ci zrobiłem, braciszku?
Oko
Moody’ego drgnęło, a kobieta wyprostowała się nienaturalnie.
–
Ciekawe odkrycie. – Moody powiedział sucho: – Uden, wyjdź stąd.
Idź się wyśpij albo coś. Muszę porozmawiać z naszym
przyjacielem na osobności.
–
Myślę, że powinnam to zobaczyć, Alastorze. To znaczy, proszę
pana. – Krowa umiała się tylko ślinić. Coś niepokojącego
błysnęło na jej skórze. Severus zamknął oczy.
–
Uwierz mi, że będziesz miała wiele okazji, żeby to jeszcze
zobaczyć. Musimy przetrzeć sobie nowe szlaki, żeby czegoś
dokonać.
-
Ale...
–
Wynoś się stąd, Reenee. To rozkaz.
Przerwa.
–
Oczywiście, proszę pana.
Drzwi
zaskrzypiały dwa razy, po czym w końcu się zamknęły. Snape mógł
poczuć bardziej niż usłyszeć kroki osoby okrążającej go.
Ciągłe stuk, stuk, gdy drewniana noga przemieszczała się po
podłodze. Dźwięk rozchodził się po jego kręgosłupie i przez
kości wbijał się w mózg jak ostry paznokieć. Moody w końcu
zatrzymał się przed nim.
–
A więc to tak. Ten zamordowany to twój brat.
Severusowi
zachło w ustach.
–
Zmusili mnie do tego.
–
Trudno mi w to uwierzyć. Adstringo!
– Duszące łańcuchy zacisnęły się jeszcze ciaśniej. Severus
zakrztusił się, kiedy został na chwilę pozbawiony powietrza. Krew
uwięziona w jego dłoniach i stopach zaczęła płynąć przez żyły
z zawrotną prędkością w poszukiwaniu tlenu. – Wiesz co? Gdyby
Albus nie kazał mi przysięgać, już dawno gniłbyś w Azkabanie.
Jednak słowo Aurora ma swoje znaczenie.
–
Puść mnie, Moody. Nie jestem już jednym z nich! – Różdżka
stuknęła w jego lewe ramię.
–
Jeżeli masz Znak, to jesteś. A teraz, chłopcze, będziesz tu
spokojnie siedział i opowiesz mi, dlaczego z twojej różdżki
wydobył się obraz twojego brata. I jeszcze jedno: Aperio
Oculi!
Snape
otworzył szeroko oczy. Próbował je zamknąć, ale jakaś
niewidzialna siła trzymała jego powieki w miejscu. Zaszły łzami,
kiedy podrażnił je delikatny powiew, ale zawiodły go, zanim zdążył
wziąć kolejny oddech. Jego płuca chciały przestać pracować,
podczas gdy wzrok jego oprawcy wypalał ziemistą skórę.
–
Profesorze, niech się pan obudzi.
– Ktoś jeszcze był w pomieszczeniu. To dziwne, że nie usłyszał
dźwięku otwieranych drzwi. Ten głos był gardłowy i niski, a
jednocześnie nierówny i słodki. Nie mógł zobaczyć innej twarzy.
Drobne dłonie poluźniły łańcuchy.
–
Zmusili mnie do tego, przysięgam.
–
Imperius? – spytał Moody znudzonym głosem.
–
Torturowali go na moich oczach.
–
Kogo torturowali, Severusie? Obudź się, proszę...
–
Dlaczego mieliby torturować twojego brata? I jak cię zmusili, żebyś
go wykończył?
–
Nie wiem, dlaczego to robili – skłamał. – Ale nie mogłem im
pozwolić... na to wszystko. Puść mnie, proszę! Uratowałem go.
Eversor
przechylił głowę i prychnął.
–
Proszę, Sev, obudź się.
– Drobne dłonie przebiegły po jego policzkach, ustach, włosach.
Gdy dotknęły jego oczu, zaklęcie zostało zerwane i pochłonęła
go miłosierna ciemność. – Proszę!
Moody
coś mówił, ale Severus nie mógł go zrozumieć. Słowa stawały
się odległe i niewyraźne. Otworzył z wahaniem oczy. Wszystko
wydawało się przezroczyste. Głowa Eversora obróciła się w
miejscu i zniknęła. Łańcuchy opadły i zdziwił się, kiedy
poczuł, że jest podnoszony. Przycisnął twarz do piersi, która
była zbyt płaska i twarda jak na jego Babcię, ale tak samo ciepła.
Jak dom. Ogarnęła go przyjemna ciemność i koszmar całkowicie się
rozmył...
***
...
Ramię, oplatające jego plecy, było otulone ciepłym materiałem.
Niemożliwie tłuste włosy zostały odgarnięte do tyłu i nareszcie
leżały na jego karku. Kościsty kciuk wyznaczał drogę wokół
jego cienkich warg. To nie mógł być sen, ale ta sytuacja nie mogła
być także rzeczywista. Kciuk został zastąpiony przez pełne winy
westchnienie, powiew ciepłego powietrza i delikatne muśnięcie ust.
–
Tłustowłosy drań.
Severus
niechętnie podążył do krainy snu...
***
Obudziło
go rozdzierające pukanie. Jęknął. Trzy stuknięcia, przerwa,
potem dwa, po czym potoczyła się ich niezliczona seria, która
skończy się tylko wtedy, kiedy otworzy drzwi. Co,
do cholery, Emily robi tu tak późno w nocy i jak trzeźwa jest, że
mnie tu znalazła?
Zmusił się do otworzenia oczu i zobaczył...
Puste
łóżko. Miał dziwne uczucie, że było w tym coś nie w porządku.
Ale co, skoro odkąd było ono jego, nikt więcej w nim nie spał.
Nigdy. Oprócz
Pottera.
Usiadł
gwałtownie. W zasięgu wzroku nie widział torby Harry’ego, a
pomięte prześcieradło obok powiedziało mu, że spał tu ktoś
jeszcze. Severus oparł łokcie na kolanach i zwiesił głowę.
Natarczywe pukanie Vector nie pozwalało mu spokojnie myśleć.
Spojrzał
szybko na stół i zobaczył, że dochodziło południe. Albo północ.
Westchnął ciężko i zszedł z łóżka. Zorientował się, że
nadal był ubrany. Skierował się więc w stronę drzwi, aby
zobaczyć, co chciała od niego ta stuknięta wiedźma.
5.
Środa, 15 kwietnia
Część
1
–
Wstawaj, śpiąca królewno! Matko, jak ty wyglądasz? – Kapelusz
Emily był przekrzywiony, a jej długi nos pobrudzony sadzą.
Wyglądała, jakby goniła tłuczek przez całą szkołę.
–
Co ty tu robisz, do cholery?
–
Mój drogi Severusie – zaczęła, chwytając go za ramię. Warknął
słabo. – Idziemy do Hogsmeade.
–
I znowu chcesz mnie tam zaciągnąć.
Emily
zmarszczyła nos.
–
Wiesz dobrze, że nie. Poza tym nie mogłabym tego zrobić, jeśli w
ogóle bym tu nie przyszła, prawda?
–
Baw się dobrze i zapamiętaj: to Rehydratus
Perfecticus,
a nie Dehydratus
Perfecticus.
Tym razem wypij ten niebieski.
Przewróciła
oczami.
–
Powinieneś spędzić czas poza zamkiem. Czy ty w ogóle pamiętasz,
czym jest słońce?
–
Masz na myśli te wiązki fotonów, emitowane przez główne ciało
niebieskie naszego układu planetarnego? – Skrzyżował ramiona na
piersi.
Rzuciła
mu poirytowane spojrzenie.
–
I my zachodzimy w głowę, dlaczego nikogo sobie nie znalazłeś. –
Westchnęła teatralnie i weszła bez pytania do jego mieszkania, od
razu kierując się w stronę szafy.
–
Emily... – Ściągnął z głowy koszulkę, którą przed chwilą
mu rzuciła. – Wypchaj się, Emily. Nie mam teraz czasu.
–
Nie ma mowy. Idziesz z nami.
–
A mogę spytać, kto jeszcze... Wyłaź natychmiast z mojej szafy! –
Zakrył ręką oczy, kiedy zaczęła przeszukiwać bokserki. Po
chwili zrzucił z głowy kolejną część ubioru. – Profesor
Vector, proszę zostawić w spokoju moje rzeczy i wynosić się z
tego mieszkania, zanim sam cię stąd usunę!
–
Denerwujesz się, bo kobieta grzebie ci w majtkach.
–
Emily... – zaczął ostrzegawczo.
Potrząsnęła
głową i zamknęła szafę.
–
Spotkamy się w pokoju nauczycielskim.
–
Zapewniam cię, że mnie tam nie będzie. – Pewnego dnia, może
nawet dzisiaj, Vector przekroczy niewidzialną granicę i nie będzie
mogła już tu wrócić. – Miłego dnia.
–
Miodowe Królestwo urządza aukcję na specjalne, dwudziestofuntowe
pudło wiśniowych czekoladek. – Jej szeroko otwarte oczy i psotny
uśmiech nie były idealnym obrazem niewinności.
Severus
mrugnął.
–
Słucham?
–
Te, które tak bardzo lubisz, z likierem. Niestety aukcja jest dziś
wieczorem i musisz tam być, żeby ją wygrać. Chyba będę musiała
pójść do kogoś innego.
Severus
przygryzł dolną wargę. Zazwyczaj nikt nie mógłby zaciągnąć go
do Hogsmeade wbrew jego woli. Jednak to była poważna sytuacja. Z
chęcią zdobyłby dwudziestofuntowe pudło wiśniowych czekoladek i
kilka punktów dla Slytherinu. Na szczęście los ofiarował mu
metabolizm, który mógłby zawstydzić samego kolibra.
–
Pomyślę o tym.
Vector
uśmiechnęła się do niego i pocałowała lekko w usta. Natychmiast
wytarł wargi.
–
Za pół godziny na górze?
–
Powiedziałem, że o tym pomyślę! Zostaw mnie już w spokoju, ty
stuknięta babo!
–
Chcesz zrobić dla kogoś coś dobrego, a on... – Zatrzasnęła za
sobą drzwi, mamrocząc zapamiętale.
Severus
myślał gorączkowo. Przez kilka sekund rozważał pozostanie w
lochach. Jeśli tego nie zrobi, nigdy nie dadzą mu spokoju. Spojrzał
na ubrania, które nadal trzymał w swoich bladych z wściekłości
dłoniach. Poczuł niemiłe ukłucie w żołądku, widząc slogan
wydrukowany na bokserkach: Ryzyko
z każdym kęsem.
Rzucił bieliznę i koszulkę z napisem Duma
Slytherinu
na pomarszczoną kołdrę i udał się do łazienki, żeby wziąć
kąpiel.
***
–
... oj, tak. O to chodzi, kochaniutka, właśnie tak. Mocniej... –
Hagrid odrzucił głowę do tyłu i jęknął. Penny zachichotała,
Filius oblał się czerwienią, a Minerwa próbowała usilnie
zachować kamienną twarz.
Rolanda
przygryzła wargę. Stała na krześle z jednym ramieniem zarzuconym
na szyję Hagrida, a drugim wciskającym się brutalnie w jego
kręgosłup. Severus usłyszał trzask kości i skrzywił się.
–
No już! – Poruszyła jeszcze kilka razy pięścią i zeskoczyła
ze stołka.
–
Uratowałaś mi życie, cholibka. – Hagrid uderzył głową o stół
i westchnął. – Jakbym nie widział się z Olimpią w przyszłym
tygodniu, poprosiłbym cię o rękę.
Rolanda
poklepała go po ramieniu.
–
Nie chciałbyś żyć zgodnie z moimi zasadami. Pobudka o piątej,
sześć kółek wokół boiska nawet w środku zimy. Dopiero potem
zaczyna się zabawa. Severusie! Wyglądasz...
–
Jeszcze jeden krok, Hooch, a zamienię cię w ślimaka, zanim zdążysz
mrugnąć okiem.
–
Widzę, że jesteś w dobrym humorze. – Prychnęła i pochyliła
się z powrotem nad kubkiem kawy.
Snape
obrzucił pomieszczenie chłodnym spojrzeniem i usiadł tak daleko od
swoich kolegów, jak tylko mógł. Niestety, został mu tylko ciemny
kąt z rozklekotanym fotelem. Na środku stołu stała taca z
kanapkami z wołowiną, które najprawdopodobniej przygotował Siggy.
Chwycił jedną i schował się za poranną gazetą. Przynajmniej
spróbuje wykorzystać ten czas.
Po
kilku zdaniach głównego artykułu (Zdradzieckie
wydarzenia w Ministerstwie Magii,
autorstwa Rity Skeeter) odrzucił Proroka
z obrzydzeniem. Przed jego oczami rysowała się nieprzyjemna wizja.
Severus wiedział doskonale już od kilku miesięcy, że w końcu do
tego dojdzie. Jednak tak naprawdę niedawno zaczął się tym
przejmować, po tym, kiedy jego Znak przypomniał mu o sobie. Nie
powinieneś być aż taki stary, Severusie. To wszystko przez
Voldemorta. Jeśli szybko nie znajdziesz sobie czegoś, żeby zająć
myśli, to kopniesz w kalendarz.
Starał się zignorować mały głosik w głowie, który mówił, że
już znalazł takie coś
i teraz musi mieć jaja, żeby to przyjąć.
Twardy
łokieć odwrócił jego uwagę od rozmyślań.
–
Chodźmy stąd. To miejsce zamienia się w dom wariatów. Przez
ostatnie dziesięć minut spotkałam sześciu uczniów, proszących
mnie o pomoc przy pracy domowej!
Uniósł
brew, patrząc na Vector.
–
Więc chcesz opuścić tą oazę spokoju... – Wskazał ręką na
panią Hooch, która waliła pięścią w plecy Flitwicka tak mocno,
że ten prawie spadał ze swojego fotela. - ... jaką jest pokój
nauczycielski i udać się do jaskini maniaków?
–
Masz lepszy pomysł?
–
Szczerze powiedziawszy, to tak. Chciałbym spędzić ten dzień,
zamknięty w swoim gabinecie. – Z
Harrym Potterem. Przestań, Severusie!
– Mam dużo pracy i za mało czasu w ciągu wakacji.
–
A ja nie i na pewno nie pójdę sama z Rolandą.
–
Kłótnia kochanek?
Emily
zmrużyła oczy i prychnęła.
–
Bardzo zabawne, Snape. – Severus wiedział doskonale, jak śmieszna
jest myśl o Emily i Rolandzie razem. Po pierwsze, obie były
kompletnie heteroseksualne (Vector prawdopodobnie bardziej niż
Hooch). Westchnęła i zrobiła coś, co zawsze bardzo go
denerwowało: położyła głowę na jego ramieniu. – Nie masz
zamiaru zapytać?
–
Nie. I tak mi o tym opowiesz. – Delikatnie odepchnął ją od
siebie, na co oparła się całym ciałem o stół. Emily była
strasznie dziecinna jak na swój wiek.
–
Zgadnij.
Snape
zamknął oczy.
–
Ile ty masz lat?
–
Cicho bądź. – Poprawiła swój kapelusz, który teraz spoczywał
na czubku głowy, pokrytej burzą zabawnych loków. Emily jednak nie
wyląduje w najbliższym czasie na okładce Szalonej
Czarownicy,
nie ważne, jak wygląda jej czupryna. – Niekiedy wydaje mi się,
że ty
znajdziesz sobie stałego partnera wcześniej niż ja.
–
Znów nasłuchałaś się H.M.S.
Pinafore.
Podniosła
głowę i obrzuciła go spojrzeniem.
–
I co z tego? – Vector odsunęła krzesło. – No dalej. Cały
dzień przed nami, musimy złożyć nasze zamówienia.
–
Trzy Miotły czy Pod Świńskim Łbem?
–
Miotły. Jak ostatnim razem poszłam do Świńskiego Łba, to Hagrid
musiał mnie nieść z powrotem.
–
Jakim cudem zostałaś nauczycielką? – Severus wstał z miejsca i
przeszedł z nią przez Salę Wejściową. Przy drzwiach dogoniła
ich Hooch.
–
Ktoś musi stanowić przeciwwagę do twojego przyjaznego usposobienia
– wymamrotała pod nosem Vector. Snape prychnął i szedł dalej.
Lochy wołały go do siebie. Nikt jeszcze nie odpowiedział mu w taki
sposób. Vector chwyciła go za łokieć. – Hej, przepraszam,
słonko.
–
Doprawdy.
Położyła
ręce na biodrach i rzuciła mu zirytowane spojrzenie. Rolanda
patrzyła tylko pomiędzy nimi.
–
No wiecie, mogłam się z wami spotkać już na miejscu...
-
Albo tylko ze mną. – Emily starała się kontrolować grymas,
wykrzywiający jej twarz. Severus był niezmiernie wdzięczny za
ciężkie, zielone kotary, które oddzielały ich od uczniów,
wracających z obiadu. Mimo braku dojrzałości, tendencji do
dramatyzowania po obejrzeniu musicali komediowych i tego, jak często
zachodziła mu za skórę, Emily nadal była jednym z najbliższych
przyjaciół, jakich kiedykolwiek miał. I chyba jedynym prawdziwym.
To, że chciał ją udusić przy wielu okazjach, było nieważne.
–
Pewnie chcesz, żebym teraz wsiadł na miotłę. – Skrzyżował
ramiona na piersi i spojrzał na nią z góry.
Vector
pociągnęła nosem.
–
Cóż... jeśli naprawdę
chcesz iść, to mógłbyś zapłacić nasz rachunek.
–
Nasz
rachunek, kobieto? Myślisz, że jestem jakimś milionerem?
–
Sądząc po tym, ile wydałeś do tego czasu, to tak. Szczerze, kiedy
ostatnio kupiłeś sobie nową szatę? – Pociągnęła go za rękaw.
Materiał był wytarty na łokciu, a mankiet zszywany niezliczoną
ilość razy.
–
W życiu są ważniejsze rzeczy niż haute
couture*.
Chyba że pomyliłaś mnie z Gilderoyem Lockhartem. – Emily chciała
mu coś odpowiedzieć, ale temat był już skończony. Rolanda z
rozwagą nie mówiła ani słowa.
Przechodząc
przez boczne drzwi przy stole prezydialnym, Severus starał się nie
zwracać uwagi na to, że Potter mu się przyglądał. Próbował nie
patrzeć w jego stronę. Prawie mu się udało.
***
W
środowe popołudnie sklep Derwisza i Bangesa był prawie
opustoszały. Stara czarownica z jednym zębem wystającym z ust,
wyglądająca, jak ofiara Densangueo,
przeglądała półkę zawaloną przecenionymi książkami. Severus z
radością zauważył dwie autorstwa Lockharta. Czarodziej przy
ladzie opierał głowę na łokciu. Co chwilę zasypiał, po czym
podrywał gwałtownie głowę, która zaraz znów opadała na wytarte
drewno. Snape go zignorował. Od razu skierował się na tył sklepu.
Emily
i Hooch pewnie nadal chichotały wściekle i komentowały tyłek
każdego biednego mężczyzny, który przechodził przez drzwi.
Dlaczego
Albus zatrudnia kobiety, które myślą tylko o jednym?
Zanim je zostawił, rzucił im groźne spojrzenie, które uchroniło
jego pośladki. Przynajmniej miał taką nadzieję.
Gdyby
Emily nie była taka perfidna, w ogóle by się z nią nie zadawał.
Nie odzywali się do siebie przez jakiś czas, zanim nie powiedział
jej w całkowitej tajemnicy o śmierciożercach. W kolejnym dniu znów
była nie do wytrzymania i dobijała się do jego drzwi. Musiał
odpowiedzieć jej na kilka pytań. Ciągle starała się udawać, że
to była zwykła rozmowa, a nie przesłuchanie. Jak na Ślizgona,
Emily była świetnie zorientowana, co do społecznych zachowań.
Severus
zastanawiał się, jak zareagowałaby na to, że przespał się z
Harrym Potterem. Nie, żeby ktokolwiek miał się o tym dowiedzieć.
To już się przecież więcej nie powtórzy. Nieważne, że czuł
stratę, patrząc na puste łóżko. On
jest dzieckiem, Severusie. I twoim uczniem. Nie powinno cię
obchodzić, jak wygląda, mówi i że w niektórych sytuacjach
zachowuje się, jak dorosły. Nadal jest dzieckiem.
Nie wierzył w to do końca. Dzieciak dużo przeszedł z Voldemortem
i na pewno przez to dojrzał. Tak naprawdę było w nim tak mało
dziecka, jak w Severusie, kiedy miał siedemnaście lat.
Oczywiście
to nie zmieniało faktu, że nienawidził tej nędznej kreatury.
Okropny
bachor.
Potter mógł sobie dożyć dwustu lat, ale nadal nim będzie.
Część
tylnej ściany sklepu była poświęcona składnikom eliksirów. Ten
fragment pomieszczenia był słabo oświetlony, a półki zakurzone.
Wyglądało to żałośnie w porównaniu z Apteką na Pokątnej.
Zawsze jednak tu zaglądał. Tak jak mówiła Babcia:
–
Czasami możesz znaleźć coś wartościowego w najmniej oczekiwanym
miejscu, Nepos**.
Teraz podaj mi kwas trikarboksylowy. Przysięgam, że jeśli
Mundungus Fletcher znów będzie narzekał, następnym razem sam
będzie musiał robić sobie eliksir na kaca.
Severus
zaczął przeglądać zakurzone buteleczki i uśmiechnął się do
siebie. Babcia miała rację. Raz znalazł nawet trochę jedwabiu
Nephili, chociaż aptekarz z dołu ulicy upierał się, że nie ma go
w całej Wielkiej Brytanii. Szkoda, że odpowiednich ludzi nie można
było znaleźć w tak szczęśliwy sposób. Już dawno nauczył się,
że kiedy chodzi o nich, to nie ma prostych odpowiedzi na żadne
pytania.
Stwierdził
z lekkim zawodem, że nie znajdzie tu nic nowego. W środowe poranki
do Dziwacznych Wywarów przybywał nowy towar. Powinien być już do
tego czasu na półkach. Snape odwrócił się na pięcie, żeby
wyjść.
Z
jakiegoś powodu jego uwagę przyciągnęła mała wystawa okularów
do czytania. Zawsze tam była, jednak nigdy jej nie zauważył. Przez
moment tylko na nie patrzył. Były brzydkie, a większość miała
kształt połówek księżyca, tak jak nosił Dumbledore czy Babcia.
Zobaczył jedne z oprawkami w kwiaty. Takie same, jak babcine. Nigdy
nie rozumiał, dlaczego tak bardzo lubiła różowy. Nawet nie chciał
sobie wyobrażać, jak absurdalnie wyglądałby w takiej parze na
nosie.
Chcąc
pozbyć się jakichkolwiek myśli o tym cholerstwie, chwycił
najlepiej wyglądające okulary – lekko prostokątne, z
połowicznymi, czarnymi oprawkami, nic specjalnego – i wcisnął je
na nos.
Już
od dawna nie czuł takiej ulgi.
Były
zaczarowane, więc od razu dopasowały się do jego wzroku. Severus
spojrzał w małe lusterko. Musiał pochylić głowę, żeby dobrze
się zobaczyć, a okulary zjechały mu na czubek nosa. Poprawił je,
ale nie chciały się utrzymywać. Zerknął ukradkiem w stronę
Maści na Wszystko Dziadka Klaudiusza, ale nic się nie działo. To
było dziwne uczucie i zorientował się z małym zdziwieniem, że
nie czuł tego przynajmniej od dwóch lat. Do ostatniego piątku
zwalał to wszystko na zmęczenie. Nie,
duży chłopczyku, po prostu ślepniesz. Za dużo razy bawiłeś się
światłem, prawda? Chyba pora na to, żeby znaleźć sobie miłego
czarodzieja i ułożyć sobie przyszłość. Nie, żeby ktokolwiek
cię zechciał.
Ale...
– kontynuował cichy głosik – ...
młody Potter mógłby chcieć, jeśli dałbyś mu chociaż cień
szansy.
Potrząsnął głową, żeby pozbyć się tych myśli. Głosik nie
wiedział, co mówił. Snape’owie nie osiągali szczęścia –
większość na to nie zasługiwała. Przede wszystkim nie mógłby
przypuszczać, że uwielbiany, legendarny Harry Potter chciałby mieć
coś do czynienia z zabaweczką śmierciożerców.
Severus
skierował się w stronę lady, ściągając z nosa źle leżące
okulary. Odchrząknął, budząc tym śpiącego mężczyznę.
Czarodziej podskoczył i spojrzał nieprzytomnie na pusty stół. Był
jednym z byłych uczniów Snape’a. Severus podniósł okulary.
–
Chyba szuka pan tego, panie Wilkins. – Sprzedawca zarumienił się
wściekle. Mógł mieć około trzydziestu lat.
–
Umm... oczywiście, profesorze. Eee... tylko to? – Jego głos
podskoczył o oktawę, kiedy się zająknął.
–
A widzisz coś innego w moich dłoniach?
–
Nie, proszę pana. – Szybko wypisał paragon. – To będzie pięć
galeonów i dwa sykle. Proszę. – Jego ręka tak bardzo się
trzęsła, że pisma nie dało się odczytać. Severus rzucił monety
na ladę. Od razu się od niej odbiły.
–
Nawet nie wiesz jak bardzo cieszy mnie to, że masz jeszcze inne
umiejętności, w których wykazujesz taką kompetencję, jak na
eliksirach – skomentował sucho. Robert Wilkins zawsze opuszczał
lochy z oceną, która nawet nie dorastała do czubka głowy Filiusa.
Nawet gdyby się postarała.
–
Tak, ppproszę pana. Dziękuję, pprofesorze Snape – zająknął
się.
–
To nie był komplement.
–
Och.
Severus
wyszedł na ulicę, zamiatając przy tym szatą podłogę ciemnego,
zatłoczonego sklepu. Był całkowicie zadowolony z tego, co zrobił.
Żadna jego porażka nie powinna umknąć karze.
***
Pudełko
czekoladek trafiło do kogoś innego.
Oczywiście
nie można było liczyć na tak wiele. Pięćdziesiąte urodziny
Miodowego Królestwa były najważniejszym wydarzeniem dla ludzi
uzależnionych od słodyczy. Łatwo można go było zachęcić
pustymi obietnicami, które potem trudno było dotrzymać. Emily
kupiła mu pięciofuntowe pudełko wiśniowych czekoladek (więcej
dostanie w dniu jej wypłaty) na przeprosiny i nawet Rolanda wcisnęła
mu paczkę Żelowych Ślimaków, ale Severus nie mógł przeżyć
tego, że miał okazję spędzić cały dzień w gabinecie,
przeglądając Proroka.
Wrócił na błonia, ciągnąc za sobą ukochaną Zmiataczkę
Szóstkę, jak niewiernego psa. To był dowód na to, na ile można
wierzyć Vector, kiedy była pijana.
Boisko
do Quidditcha stało puste. Nie było także na jego drodze, ale
starał się przekonać siebie, że w ciemności nie widział dobrze
drogi. Wyobraził sobie, że w słabym świetle księżyca widzi
zarys sylwetek graczy Gryffindoru, goniących kafel i uciekających
przed tłuczkami. W jego myślach ich kapitan wykrzykiwał pozycje.
Musiał przyznać, że dzieciak znał się na Quidditchu. Severus już
od bardzo dawna nie interesował się tą grą. Umiał jednak poznać
dobrego gracza, kiedy go zobaczył, a Potter był jednym z
najlepszych. W porównaniu do niego, Wroński i Nicholas mogli się
schować.
Kolacja
już dawno się skończyła. Vector i Hooch zjadły coś w Hogsmeade,
ale Snape nie miał na to czasu, ponieważ spędził go w Dziwacznych
Wywarach. Właścicielka apteki, Millicenta, kłóciła się z nim,
że Penicillium
notatum
była jedyną bakterią, z której wytwarzało się aktywne składniki
do leczenia Clostridium
veneficium.
Oczywiście to była bzdura. Potrzebne były do tego P.
notatum
oraz P.
chrysogenum,
nie wspominając o magicznym szczepie Streptomyces.
W
końcu wynalazłem, to wiem!
Miał
ochotę na dobre jedzenie, chociaż nigdy nie jadł zbyt dużo. Może
Potter nie będzie miał nic przeciwko, kiedy przeniosą ten szlaban
do kuchni.
To była całkowicie absurdalna myśl. Zganił się za nią w
myślach. Już samą karą było oglądanie tego bachora. Odgłos
kroków Snape’a roznosił się po pustym korytarzu, wiodącym do
jego gabinetu. Był on ciemny, oświetlony tylko przez kilka
pochodni, które pokrywały sufit wszechobecną sadzą. Przypomniał
sobie, że musi porozmawiać z Filchem o dodatkowym oświetleniu.
Severus
sprawdził zegarek, zanim otworzył drzwi. Było już po ósmej,
trochę później, niż zwykle przychodził Potter. To jednak nie
miało znaczenia – dzieciak i tak przyjdzie. Nigdy nie opuścił
okazji, kiedy mógł zamienić życie Snape’a w piekło. Kiedy
wszedł do gabinetu, zauważył skrawek pergaminu, czekający na
niego na podłodze.
Byłem
tu trzy razy, ale nikt nie otworzył drzwi. Wrócę jutro. H.
Pierś
Severusa ogarnęło najdziwniejsze uczucie. To było, jakby szron
zmroził nagle okno, które przestało istnieć. Zimno pozostało,
delikatne kawałki lodu tańczyły w powietrzu, obejmując jego płuca
i przenikając do środka. Odłożył notkę na biurko i odwiesił
torbę z ukochanymi słodyczami, przykrywając je płaszczem.
Wilgotne lochy wysysały z niego całą resztę ciepła.
Usiadł
za biurkiem, żeby przeczytać gazety, które wcześniej przejrzał
Potter. Sięgnął po okulary i wsunął je na nos. Po raz pierwszy
od długiego czasu poczuł się samotny w swoim odosobnieniu.
***
Potter
opuścił wiele informacji. Oczywiście nie mógł wiedzieć, że
nagłe wahanie ceny korzenia mchu oznacza, że jego dwaj najwięksi
dostawcy – przede wszystkim Horacy Nott – zaczęli zajmować się
czymś innym, niż dawnym hobby. Ogromny datek Lucjusza na rzecz
oddziału dziecięcego Szpitala Św. Munga miał tylko zatuszować
dużą wypłatę z jego skrytki u Gringotta. Nie było żadnego
naturalnego powodu na spadek populacji nietoperzy w Hogsmeade,
chociaż te nieśmiałe zwierzęta mogą być wystraszone cichym,
powietrznym zwiadem.
Do
czasu, kiedy Severus ułożył sobie to wszystko w głowie, jego
brzuch burczał wściekle z głodu. Miał ochotę go zignorować.
Tylko jego nowe samopoczucie i informacje, które nakarmiły jego
ślizgoński umysł, powstrzymywały go od siedzenia w gabinecie. Tym
różnił się od Babci: jej mądrość całkowicie przeważyła
chytrość. Mogła spędzić lata nad jedną formułą, polegając na
wybuchach intuicji i łamała się, kiedy miała połączyć ze sobą
całkowicie odmienne fakty. Wstał z krzesła, pochylając się nad
biurkiem tak, że jego okulary zjechały z nosa. Zostawił je obok
tego cholernego miecza.
Skrzaty
domowe rozpierzchły się po pomieszczeniu, kiedy tylko przeszedł
przez to idiotyczne malowidło. Severus od razu się rozweselił –
spędził wystarczającą ilość czasu, upewniając się, że będą
schodzić mu z oczu. Mimo tego że były strasznie użyteczne, mdliła
go ich chęć pomocy. Prędzej kopnie w kalendarz, nim pozwoli im
zaciągnąć się do swojej zgrai. Gdyby jeszcze było tego mało,
kilka z nich zaczęło nosić ubrania.
To było obrzydliwe. Krążyły pogłoski, że Albus im płacił.
Zgredek, były skrzat Lucjusza (gdziekolwiek się podziewał), chyba
najlepszy, jakiego miał nieprzyjemność poznać, nigdy nie
zgodziłby się na coś takiego. Powinny
wiedzieć, gdzie jest ich miejsce.
Jedna
nieśmiała kreatura wystawiła głowę w jego kierunku.
–
Czy S... S... Sissy mogłaby coś dla pana zrobić?
–
Nie muszę znać twojego imienia. Chcę, żebyście zostawili mnie
samego, idioci. I znajdźcie mi jakieś wiśnie. – Tak naprawdę
nie miał na nie ochoty, ale przynajmniej w ten sposób te głupie
stworzenia dadzą mu spokój. Kiedy przyszedł tu po raz pierwszy,
niczego nie zażądał, więc zasypały go ofertami. W końcu doszli
do cichego porozumienia: przyniosą mu JEDNĄ rzecz, a on nie użyje
ich jako królików doświadczalnych.
Snape
nie chciał myśleć o królikach doświadczalnych, kiedy kroił w
kostkę swoją cebulę. Jedną z zalet obycia z eliksirami była
umiejętność gotowania. Gdyby kiedykolwiek opuścił Hogwart, w co
szczerze wątpił, mimo beznadziei, którą zaszczepiali w nim
znudzeni uczniowie, nie miałby żadnych problemów z przygotowaniem
jedzenia.
Po
jego prawej stronie pojawiły się wiśnie. Ich głęboka,
nieprzemijająca czerwień zawsze sprawiała, że czuł się
bezpieczny. Wsunął jedną do ust i przywołał do siebie
olbrzymiego pomidora, stawiając patelnię na kuchenkę. Szybko się
nagrzała, powodując, że spadające nań masło zasyczało i
rozpłynęło się, kończąc swą niedolę. Cierpienie pomidora było
znacznie dłuższe, tak jak kalafiora, kilku ząbków czosnku i
szczypty imbiru. Często używał właśnie tych przypraw: czosnku i
imbiru. Dobre
do eliksirów i dobre na trawienie.
Jego
nocny kurczak smażył się na patelni, a on wpatrywał się w ogień.
Czerwone wiśnie pobrudziły jego palce i usta. Zlizał ten kolor
najlepiej, jak mógł. Słodycz pozostała. Jego umysł podsuwał mu
ciągle te same szczegóły.
Voldemort
coś planuje. Jeśli przepowiednia jest prawdziwa, to coś stanie się
w ciągu dwóch pełni księżyca. To będzie... początek czerwca.
Cholerny Potter, dlaczego musiał przywoływać do siebie miecz
właśnie teraz? Nawet nie miałem czasu, żeby samemu do tego dojść!
Ktoś powinien wygłosić przepowiednie o dzieciakach, które nie
mogą pojawić się wtedy, kiedy potrzeba. Przestań, Severusie.
Musisz wrócić do pracy.
Starał się utrzymać jeden tor myśli, ale zbyt często mu umykały.
Poczuł wszechogarniająca złość. Nie musiał myśleć o Potterze,
kiedy losy całego świata dyszały mu w kark.
Nagle
usłyszał dźwięk odsuwającego się obrazu. Spojrzał szybko do
tyłu. Nikt. Albo to skrzat domowy, albo ktoś niewidzialny. Zdusił
w sobie nadzieję.
–
Kto tu jest? – warknął.
–
Se... Profesorze? – Fruwająca w powietrzu głowa Pottera pojawiła
się na tle ściany. Wyglądał na trochę zdziwionego, ale nie
zmartwionego, kiedy ściągał pelerynę. Przewiesił ją przez
ramię. Snape nie mógł się powstrzymać i pomyślał o tamtym
jednorożcu, którego krew zebrał kilka lat temu. Strużka
toksycznej cieczy popłynęła po jego szyi i zaschła, błyszcząc
ponuro w świetle księżyca.
–
Z tego, co wiem, to masz rację. Jest pierwsza w nocy, panie Potter.
Dziesięć punktów od Gryffindoru. Co, na bogów, tu robisz?
–
Zgłodniałem.
–
Odeśpij to.
Potter
zaczął się wiercić.
–
Nie mogłem zasnąć – wymamrotał.
Severus
uniósł brew, możliwe, że w nadziei.
–
Tak? Ten cały Quidditch jeszcze cię nie wykończył?
Harry
potrząsnął głową i usiadł na krześle. Jego włosy były w
jeszcze większym nieładzie, niż zazwyczaj. Snape powstrzymał się
od chęci przygładzenia ich.
–
Co ty tu robisz? – spytał Harry.
–
Niektórzy z nas mają pozwolenie, żeby włóczyć się po zamku bez
peleryny niewidki – otworzył usta, żeby powiedzieć dzieciakowi,
że ma wracać do swojej wieży, w przeciwnym wypadku odejmie mu
punkty. Zamiast tego jego umysł podsunął mu pytanie: – Chciałbyś
trochę kurczaka?
Harry
wzruszył ramionami. Wyglądał na zbitego z tropu.
–
Myślę, że tak. A jakiego?
–
Z curry.
–
Kurczak z curry? – Potter spojrzał na niego dziwnie.
–
Chyba, że wolałbyś wrócić do wieży.
Po
tym stwierdzeniu Harry uznał, że z chęcią zostanie. Snape
przywołał dwie duże miski z kurczakiem i z roztargnieniem nałożył
na widelec trochę mięsa, podczas gdy Potter tylko patrzył na
zawartość swojego naczynia.
–
Co do niego dodali?
–
Składniki eliksirów.
Widelec
Harry’ego upadł na stół.
–
Co?
Severus
obrzucił go spojrzeniem, starając się ukryć groźny uśmieszek.
Są
tacy łatwowierni.
–
Korzeń imbiru, kminek, nasiona kolendry, paprykę, czosnek... Mam
mówić dalej?
–
Jadalny kminek? – Harry uniósł spory kawałek kalafiora i
spojrzał na niego nerwowo.
–
Oczywiście. Mam ci to udowodnić?
–
Umm... Nie, dziękuję. – Chcąc udowodnić, że mówi prawdę,
Harry włożył przyprawione szafranem warzywo do ust. Przeżuwał je
przez chwilę z namysłem, po czym wziął większy kęs. – Szkoda,
że nie miałem skrzata domowego, kiedy dorastałem. Gotują o niebo
lepiej, niż ciotka Petunia.
–
Dziękuję.
Potter
przełknął i spojrzał na niego podejrzliwie.
–
Ty to zrobiłeś?
–
Posiadam kilka przyziemnych umiejętności. Moje życie nie składa
się tylko z warzenia eliksirów i nadstawiania karku.
–
Och.
Dalej
jedli w ciszy. Harry dokończył swoje danie pierwszy,
prawdopodobnie, żeby zaimponować Severusowi. Kurczak był trochę
mdły. Był tak roztargniony, że musiał zapomnieć o soli. (Ta
ciotka Petunia musiała być fatalna w kuchni. Nic dziwnego, że
Potter zawsze wyglądał tak chudo.) Na szczęście nie miał takiego
problemu z eliksirami. Może
powinienem zacząć gotować w kociołku.
To nie był dobry pomysł – Babcia zawsze powtarzała mu, że
należy oddzielać przygotowywanie eliksirów i jedzenia. Poza tym,
nie będzie marnował dobrego kociołka, używając go trzy razy w
ciągu roku.
–
Jak twoja szczęka? – Nagłe pytanie Harry’ego wyrwało go z
zamyślenia.
–
Szczęka?
–
Tam, gdzie cię uderzyłem. Przepraszam za tamto.
–
Nic mi nie jest. – Raz posmarował siniaka maścią, a potem szybko
o tym zapomniał. Ohydna mikstura była bezzapachowa, jak już
pokryło się nią skórę.
–
Jesteś pewien? Pozwól mi spojrzeć.
Snape
próbował protestować, ale ciepłe palce Pottera znalazły się na
jego chłodnej skórze, zanim zdołał coś powiedzieć. Chłopak
ocenił:
–
Nie widzę, żeby coś było nie tak.
–
Przed chwilą powiedziałem ci, że nic mi nie jest. – Severus
obrzucił go spojrzeniem, ale nie miał siły odepchnąć od siebie
delikatnych palców. To było jak... te dłonie, które zerwały z
niego łańcuchy. Nie przypominał sobie tego, dopóki Potter go nie
dotknął. Ten nowy głos ze snu, gorączkowy, ale zarazem kojący,
także należał do niego. Severus zamrugał. – Co się stało
ostatniej nocy?
–
Co masz na myśli? – Głos Harry’ego wzrósł z nerwów o całą
oktawę.
–
Dlaczego znalazłem się w łóżku, po tym, jak zasnąłem na
krześle?
–
Och. – Chłopak zacisnął dłonie na szacie. – Obudziłem się i
usłyszałem, jak jęczysz. Potem wykrzyczałeś, że nie jesteś
jednym z nich. Chodziło o śmierciożerców?
Severus
nie mógł spojrzeć mu w oczy.
–
Tak. – Chłopak już po raz drugi odwiedził prywatne piekło
Snape’a. O dwa razy za dużo. Wcześniej tylko Albus tego
doświadczył.
–
Nie chciałeś się wybudzić. Pomyślałem, że wygodniej ci będzie
w łóżku i... umm... – Potter potarł swój nos. - ... wyglądałeś
na niespokojnego, więc zostałem na trochę. Mam nadzieję, ze nie
masz nic przeciwko.
–
Dlaczego miałbym mieć coś przeciwko czemuś, co robisz, kiedy
normalni ludzie śpią? Chyba, że zapolujesz na Voldemorta albo
wystawisz się bezmyślnie na niebezpieczeństwo.
Harry
uśmiechnął się cwaniacko.
–
Czy ty się o mnie martwisz? – droczył się.
Severus
spojrzał na niego szyderczo.
–
Straciłem mnóstwo czasu pilnując, żebyś pozostał w jednym
kawałku, żebyś mógł dokonać tego, czego potrzebujesz, żeby być
szczęśliwy, kiedy będziesz się uganiał za swoimi samolubnymi
zachciankami.
–
Przepraszam. Nie wiedziałem, że się mną przejmujesz. – Ramiona
Pottera opadły, kiedy zgarbił się, siedząc przy brzegu stołu.
–
A jednak – wyszeptał Severus, zanim zdążył się powstrzymać.
Cichy głosik, którego starał się usilnie stłamsić, zachichotał
radośnie.
–
Proszę pa... Sev?
–
Nie mów tak do mnie. Jestem Severusem.
–
Więc, Severusie, myślałem, że mnie nienawidzisz. – Potter
powiedział to tak, jakby sam w to nie wierzył. Jego oczy zwęziły
się za tymi śmiesznymi okularami.
–
Można kogoś nienawidzić i jednocześnie interesować się, co
dzieje się z tą osobą. Nie sądzę, żebym kiedykolwiek przestał
żywić do ciebie to uczucie, Potter. Zrobiłeś już tyle, żeby
uczynić moje życie bardziej skomplikowanym i wątpię, żebyś
przestał, zanim całkowicie je zmienisz.
–
Nienawistny, tłustowłosy drań.
–
Okropny, nędzny bachor.
–
Całe szczęście, że ja też cię nienawidzę.
Severus
spojrzał na niego ze znużeniem.
–
A kilka dni temu wmawiałeś mi, że mnie lubisz. Zaczynasz majaczyć
przez te treningi.
Harry
prychnął.
–
Nie, żebyś wiedział cokolwiek o Quidditchu! – I
tu się mylisz. Nie, żebyś kiedykolwiek się o tym dowiedział.
– Poza tym, nie lubię ciebie.
–
A co miałeś na myśli, mówiąc: Lubię
cię?
Zapomniałeś, jak się mówi po angielsku?
–
Lubię, kiedy nie jesteś takim beznadziejnym palantem. Jesteś...
nie wiem... sądzę, że interesujący. – Potter posłał mu
jadowite spojrzenie. – To nie znaczy, że lubię ciebie.
–
Ale lubisz mnie na tyle, żeby ze mną sypiać.
–
Nie sypiam z tobą! Ja tylko... – Potter zasłonił usta dłonią.
Cała jego skóra, która nie była pokryta ubraniem, oblała się
zaskakującym odcieniem czerwieni. – Lepiej już pójdę –
wymamrotał.
–
Jak ja to przeżyję? – Severus chciał powiedzieć to ze
złośliwością, żeby w końcu dotarło to do chłopaka i zraniło
go. Jednak wydawało mu się, że wyszło tak, jakby mówił to
szczerze. Bo
tak było, stary.
Ponownie przypomniał swojemu denerwującemu głosikowi, żeby się
zamknął. Harry opuścił rękę.
–
Słucham?
–
To miało zabrzmieć sarkastycznie.
–
Nie udało ci się. – Potter odgarnął nieposkromione włosy z
czoła. Nie pomogło to im. W słabo oświetlonej kuchni widać było
ciemny zaczątek zarostu na policzkach i podbródku chłopaka.
Najprawdopodobniej za kilka tygodni dojrzeje i przejdzie ostatnią
fazę fizycznego wkraczania w dorosłość. Zielone oczy przykuły
jego wzrok i zorientował się, że się gapi. Harry zamrugał. –
Co?
–
Po prostu zastanawiam się, jak ktoś taki, jak ty, może nas
wszystkich uratować.
Potter
prychnął.
–
Może powinieneś mi pokazać, jak to zrobić. Nie żebym
kiedykolwiek się o to prosił.
–
Niech mi pan uwierzy, panie Potter. Jest wiele rzeczy, które
chciałbym panu zademonstrować. – Na
bogów, Severusie! Czy możesz być jeszcze bardziej dwuznaczny? Nie
jestem pewien, czy ci się udało.
–
Czego mógłby mnie nauczyć taki brzydki, tłustowłosy drań z
wielkim nochalem, jak ty? – Jego głos był teraz niski, prawie
chrypiący. Wyzywający, ale nie wściekły. Piegowate policzki
Harry’ego pokryły się lekką czerwienią. Spuścił głowę. –
Przepraszam. – Potter, ze swoimi ściągniętymi z frustracji
wargami i opuszczonymi ramionami, wyglądał na jeszcze mniejszego,
niż był w rzeczywistości.
Severus
ugryzł się w język, zanim odparł:
–
Mogę ci pokazać, jak używać swojego rozumu, zamiast składować w
nim odpady. Dawno byś już to wiedział, gdybyś przez ostatnie
siedem lat poświęcał uwagę moim zajęciom.
–
Uważałem.
Severus
odchylił się w krześle i założył ramiona na piersi.
–
Więc dobrze. Zobaczymy, czy zapamiętałeś to: co mi wyjdzie, kiedy
dodam sproszkowanego korzenia asfodelusa do nalewki z piołunu?
–
Wywar żywej śmierci. – Potter spojrzał na niego z
niedowierzaniem.
–
Jaka jest standardowa dawka?
–
Umm... dwie uncje.
–
Możemy uznać, że to był szczęśliwy traf. – Severus podrapał
się po szyi, po czym od razu oderwał od niej rękę, kiedy
zorientował się, że zrobił to w obecności Pottera. – Jaki jest
stosunek nalewki z piołunu do sproszkowanego korzenia asfodelusa w
wywarze?
Potter
zastanawiał się przez chwilę. Jego oko drgnęło nerwowo.
–
Pięć do jednego?
–
Sześć do jednego. Formuła podstawowa zawiera dwie uncje
pięcioprocentowej nalewki z piołunu i dziesięć centymetrów
sześciennych sproszkowanego korzenia asfodelusa. Jak długo trzyma
się to na ogniu?
–
Umm. Wydaje mi się, że nie powinno się tego w ogóle robić.
Severus
uniósł brew.
–
Naprawdę? Dlaczego?
Potter
podparł podbródek na pięści.
–
Wiedziałem to. – Zacisnął oczy. – Umm... asfodelus utleni się
i pozbawi eliksir swoich właściwości.
–
Co się stanie, kiedy ktoś zażyje utleniony wywar żywej śmierci?
Potter
wzruszył ramionami.
Severus
uśmiechnął się krzywo.
–
Wypiłem go raz. Spędziłem pół dnia wymiotując, a drugą połowę
na wyobrażaniu sobie wielkiego chochlika kornwalijskiego,
próbującego przebić ścianę za pomocą kija pałkarza. – Babcia
dała mu popalić za branie eliksiru, który miał sprawić, że
Syriusz Black, jego niechętny partner na zajęciach tamtego roku,
uwierzyłby, że zabił Severusa. Miała też do niego pretensje, że
odwrócił się i nie zwracał uwagi na to, co robi Black.
Harry
tylko patrzył na niego. Jego niesamowite oczy błysnęły, a na
twarzy pojawił się uśmieszek.
–
Spędziłeś pół dnia na wymiotowaniu?
–
Stan mojego żołądka nie jest twoją sprawą. – Severus walczył
ze wstydliwym wyrazem twarzy i myślą, że całkiem dobrze się bawi
(i że Potter pewnie też). Odchrząknął. – Co możesz powiedzieć
o utlenionym wywarze żywej śmierci, patrząc na ten przykład?
Harry
przeczesał ręką włosy i uśmiechnął się nikczemnie.
–
Że pewnie Syriusz brał go od czasu do czasu.
Po
chwili na twarzy Severusa pojawił się podobny grymas.
–
Nie zdziwiłbym się.
Potter
spojrzał w dół. Błysk w jego oczach był zaraźliwy. Po chwili
prychnął i potrząsnął głową.
–
Przysięgam, że po tym, jak przypomina mi o odnoszeniu na czas
książek do biblioteki, można by pomyśleć, iż w Hogwarcie był
wcieleniem anioła.
Severus
zaśmiał się głośno, ale od razu się uspokoił. Nagły uśmiech
na ustach Harry`ego sprawił, że zaczął się zastanawiać, kiedy
zapalił ogień w kominku.
–
Skąd wiesz, że tak nie było? – spytał z nutą drażliwego
sarkazmu. Harry przewrócił oczami.
–
Profesor Lupin mi powiedział. Sądząc po tym, co mówił to nie
jestem pewien, jak Syriusz przeżył w szkole te siedem lat. Chyba
nie ma takiego punktu w regulaminie, którego by nie złamał.
–
Na przykład? – Severus uśmiechnął się złośliwie.
Harry
wypuścił powietrze.
–
Nie wiem, od czego zacząć. – Spojrzał tajemniczo w górę. –
Chyba nie powinienem ci o tym opowiadać.
–
Wiem, ale dotąd cię to nie powstrzymywało. – Brzuch Severusa
wypełnił się małymi piórkami, gdy usłyszał słodki chichot
Pottera.
–
Nie mów nikomu, dobrze?
–
Komu miałbym powiedzieć? Dyrektorowi? Wątpię, że dawałby potem
więcej szlabanów.
Potter
zarumienił się lekko.
–
Dzięki. Na Merlina, o czym mi opowiadał Lupin? – Harry zamyślił
się i zaczął wyliczać: – Wymykanie się do dormitorium
dziewczyn, spanie w Zakazanym Lesie z powodu zakładu z moim tatą,
nałożenie Zaklęcia Nawilżającego na stół Slytherinu, a potem
Temulentus,
żeby wszystko z niego zjeżdżało, rozpylenie psich feromonów na
szaty ślizgońskiej drużyny Quiddicha przed sprawdzianem z opieki
nad magicznymi stworzeniami...
–
Egzamin praktyczny z psidwaków***. Już o nim zapomniałem. – Usta
Severusa wykrzywił lekki uśmiech. – Zawsze podejrzewałem o to
Blacka albo Pot... twojego ojca.
–
Co się wtedy stało?
Snape
odchylił się w krześle i zmrużył oczy z przyjemności.
–
W drużynie było trzech uczniów z trzeciego roku. Tego samego, co
my. Profesor Kettleburn musiał wysłać ich do skrzydła
szpitalnego, żeby mogli się pozbyć stada napalonych psów,
ocierających się o ich nogi.
–
Chyba żartujesz! – Oczy Harry’ego były rozszerzone i błyszczały
w świetle świec. Severus musiał odsunąć się od zielonych,
psotnych iskierek zanim mógłby zrobić coś strasznie
niestosownego.
–
Wcale nie. Reszta z nas była wniebowzięta – egzamin został
odwołany i mogliśmy zająć się czymś ciekawszym.
Świergotnikami****, jeśli dobrze pamiętam. To chyba był jedyny
żart Blacka, który wyszedł innym na korzyść.
Harry
zachichotał.
–
Nie byłeś zły o drużynę Quidditcha?
–
A dlaczego miałbym być? To mnie nie dotyczyło, a poza tym już
wtedy mieliśmy puchar.
–
Bezduszny, tłustowłosy drań. Nawet się nie martwisz o swoją
drużynę.
–
A ty myślisz tylko o sporcie, uparty, okropny bachorze.
–
Nie jestem okropnym bachorem. – Harry zamknął oczy i uniósł
wyniośle brwi. Jego pełne wargi błagały o pocałunek. Tydzień,
Severusie.
Niekiedy czas mija stanowczo za wolno.
–
Widocznie jesteś, skoro szkolny król przestępczości martwi się,
że coś knujesz. – Niech Bóg ma go w swojej opiece, kiedy Black
dowie się, co zrobił jego chrześniak. Znowu trafi do Azkabanu, a
Snape nie będzie mógł świętować, bo będzie martwy.
–
Syriusz po prostu nie chce, żebym powtarzał jego błędy.
Przynajmniej tak mówił profesor Lupin. Chociaż nieraz myślę, że
nie chce, żebym się trochę zabawił.
–
Hmm. – Severus założył kosmyki włosów za ucho. Powinien je
umyć. – Wolałbym, żebyś mnie nie wabił do wejścia do jaskini
wściekłej bestii.
Potter
zwiesił głowę i pociągnął nosem.
–
Więc nie będziesz robił za przyzwoitkę na wycieczce Hagrida na
Posępną
wyspę?
–
Chyba masz już dosyć zmartwień z finałowym meczem przeciwko
Slytherinowi, że nie trzeba ci dokładać jeszcze kwintopedów,
prawda?
Harry
wzruszył ramionami. Na jego twarzy nadal gościł uśmiech. Mógł
sobie być okropnym bachorem, ale była w nim swego rodzaju piękność,
która zdawała się zapominać o wszystkich okrucieństwach Snape’a.
–
Skopiemy im tyłki. Bez urazy, oczywiście.
–
Nic się nie stało.
Potter
wyglądał na szczerze zdziwionego.
–
Naprawdę?
–
Mogę mieć do ciebie pretensje, jeśli chcesz, ale to nie jest tego
warte.
Twarz
Harry’ego oblała się czerwienią. Jego uśmiech jeszcze bardziej
złagodniał.
–
Dzięki.
–
W końcu obaj dobrze wiemy, jak skończy po tym twój tyłek...
–
Dureń! – Harry obrzucił go spojrzeniem, na co Snape się zaśmiał.
Zapadła
cisza, ale nie była ona w żaden sposób niezręczna. Severus
niczego nie analizował, nie obmyślał, nie słuchał kłócących
się ze sobą głosików w jego mózgu, ponieważ po raz pierwszy się
nie spierały. Jego ręka leżała płasko na stole. Jedna z dłoni
Pottera zaczęła się przesuwać ostrożnie w jej stronę. Snape nie
ruszył się, żeby ją powstrzymać. Po raz pierwszy od... cóż,
piątku, naprawdę dobrze spędzał czas. Nieśmiały uśmiech
Harry’ego powodował niesamowite uczucie, rozchodzące się po jego
piersi...
Odgłosy
zza portretu sprawiły, że podskoczyli. Severus wskazał szybko na
pelerynę niewidkę. Potter wciągał ją na siebie, kiedy ta
cholerna gruszka zachichotała. Na szczęście Harry zdążył zabrać
jeszcze pustą miskę i zniknął całkowicie, zanim dyrektor wszedł
do środka.
–
Dobry wieczór, Severusie. A może powinienem powiedzieć dzień
dobry?
–
Dzień dobry, Albusie. Co ty tu robisz? – Snape kaszlnął, kiedy
poczuł, że Potter wsuwa się pod stół. Tym sposobem ukrył dźwięk
peleryny szeleszczącej na kamiennej podłodze. Nie żeby Dumbledore
był zły, widząc ich razem.
–
Po obudzeniu zorientowałem się, że burczy mi w brzuchu. Obawiam
się, że jedynym lekarstwem będzie ciasto melasowe, które zostało
z obiadu. Powinieneś był to zobaczyć. Skrzaty domowe przeszły
same siebie.
–
Coś mnie zatrzymało.
Albus
pokiwał głową z zamyśleniem. Zaczął przeszukiwać szafki,
stojące obok drzwi.
–
Rolanda wspominała, że poszedłeś z nimi. Cieszę się, że
przebywasz więcej na zewnątrz. Kiedy znajdziesz kogoś, z kim
będziesz spędzał czas, wyjdzie ci to na dobre. – Severus poczuł
wielką gulę w gardle. Może miała coś wspólnego także z głową,
ocierającą się o jego kolano?
–
Mam dużo pracy, dyrektorze. Nie sądzę, że będę mógł... –
Dumbledore odwrócił się do niego z ciastem w dłoni i spojrzał
ostro. - ... dołączyć do nich ponownie. – Snape zmarszczył
brwi. – Chce mi pan coś powiedzieć?
Dumbledore
przypatrywał się przez chwile słodyczom na talerzyku.
–
Wiesz może, co stało się z mieczem z mojego gabinetu? Zginął
gdzieś wczorajszego wieczora i nie mogę go znaleźć.
Po
raz pierwszy od dłuższego czasu Severus nie wiedział, jak
odpowiedzieć na proste pytanie zadane przez osobę, która
wielokrotnie ratowała mu życie. Jeśli tego nie zrobi jednak,
konsekwencje będą straszliwe.
–
Chyba słyszałem, jak Potter mówił, że wyleciał skądś i
próbował go zaatakować. – Opuścił wzrok.
–
Tego się właśnie obawiałem. Zaczęło się, Severusie. Dziedzic
Gryffindora został odnaleziony i nie mamy zbyt wiele czasu, żeby
dowiedzieć się, gdzie nastąpi ostateczne starcie.
–
Tak, dyrektorze. – Potajemnie wsunął dłoń pod stół, żeby
dotknąć głowy Pottera. Zanim zdążył to zrobić, Harry chwycił
ją swoją ręką.
–
Pewnie nie wiesz, co sprawiło, że przywołał do siebie miecz?
–
Wydaje mi się, że pewnego rodzaju kłótnia.
–
Musiała być niezwykle zacięta. Zastanawiam się, z kim –
wymamrotał Albus, po czym potrząsnął głową. – Ktoś mógłby
pomyśleć, że Ravenclaw mogła wyrazić się jaśniej, mówiąc o
naszej
wyspie
i niepełnych
dwóch księżycach.
– Albus uśmiechnął się gorzko. – Słyszałeś cokolwiek
podejrzanego?
–
Nic, dyrektorze. Ostatnio jednak wydarzyło się coś dziwnego w
Londynie i Hogsmeade.
–
Hmm... racja. Masz jakieś sugestie, dlaczego wyczarowano Mroczny
Znak?
Severus
potrząsnął głową.
–
Niestety nie, dyrektorze. To jasne, że żaden szanujący się
śmierciożerca nie zrobiłby tak oczywistej rzeczy.
–
A reszta z nich?
Snape
uśmiechnął się krzywo.
–
Możliwe. – Ścisnął dłoń pod stołem, a Harry odwzajemnił
uścisk. – Do końca tygodnia mogę mieć więcej informacji.
–
Miejmy nadzieję, że nie. Nie chciałbym, żebyś musiał wracać do
tej siedziby żmij. – Albus zatrzymał się na chwilę. – Jesteś
całkowicie pewien, co do Harry’ego?
Pod
jego skrońmi pojawił się na chwilę mały ból zdrady.
–
Wystarczająco.
Albus
włożył palec do ciasta melasowego i z roztargnieniem zlizał z
niego brązowy syrop.
–
Miejmy nadzieję, że przepowiednia się myli. Strasznie polubiłem
tego chłopca.
Severus
zwilżył wargi.
–
Albusie, a co, jeśli przepowiednia została źle zrozumiana? –
Snape poczuł wbijające się w jego dłoń małe paznokcie.
Strząsnął je nadgarstkiem i splótł palce z palcami Harry’ego.
Na pewno chłopak mu o tym przypomni, ale nie mógł być tak
okrutny, żeby niczego nie robić.
–
Co masz dokładnie na myśli, Severusie? – Albus spojrzał na niego
uważnie. – Chyba nie sądzisz, że...
–
Zawsze jest taka możliwość, dyrektorze. Może po prostu nigdy nie
będzie miał dzieci. Kilka razy już się to zdarzało.
–
Mam szczerą nadzieję, że masz rację. – Albus uśmiechnął się.
– Może to twoje wieczne działanie?
Severus
zamarł nieznacznie, a Harry podskoczył w miejscu.
–
Dyrektorze?
–
Może musisz to powiedzieć, żeby tak się stało. Dzięki Bogu, że
Tiara Przydziału poznała się na twoim przebiegłym charakterze.
–
Słucham? – Wiedział doskonale, co miał na myśli Dumbledore. Po
tylu latach wątpienia w siebie mógł jednak pozwolić mu połechtać
swoje ego.
Albus
uniósł brwi. Znał dobrze każdą reakcję Snape’a, ale na
szczęście nadal dawał się nabrać.
–
Jeszcze nie widziałem w żadnym domu takiego pobocznego myślenia,
jak u ciebie. Chyba właśnie dlatego nie trafiłeś do Gryffindoru.
– Prawie
się tam znalazł, ale nigdy tego nikomu nie powiedział, oprócz
Babci.
–
Miałbym chcieć mieć coś wspólnego z tą bandą?
Harry
uderzył go w kolano, za co Severus go kopnął. Zakaszlał w samą
porę, żeby ukryć bezczelne prychnięcie. Z trudem jednak
powstrzymał się od uśmiechu, który wypływał na jego usta.
–
Uważaj, Severusie. Nigdy nie wiesz, gdzie chowa się jakiś Gryfon.
– Dyrektor obrzucił go spojrzeniem, ale jego oczy błyszczały
radośnie. – Nie wszyscy chcą cię dopaść.
–
Oczywiście, dyrektorze.
–
Chyba złapał cię kaszel, więc idź do Poppy.
–
Tak, dyrektorze.
Albus
spojrzał na niego łagodniej, niż chciałby przyjąć do
wiadomości.
–
Wyśpij się. Przed nami ciężki dzień.
–
Tak zrobię. Dobranoc, Albusie.
–
Dobranoc, Severusie.
Harry
czekał, aż portret się zamknie i usiadł z powrotem obok Snape’a.
Kichnął.
–
Tam jest mnóstwo kurzu. Chyba skrzaty domowe jeszcze nie
posprzątały.
–
Hmm. – Severus chwycił kawałek peleryny i podsunął go sobie pod
oczy. – Widzę, co masz na myśli. – Po chwili zorientował się,
że Potter nadal trzyma jego rękę. Zaraz potem zauważył, że on
także ściska jego dłoń. – Co miał pan zamiar robić pod
stołem, panie Potter?
Harry
zarumienił się.
–
Myślałem, że będzie chciał usiąść. – Dzieciak zaczął się
wiercić w miejscu. – Chyba nie myślisz, że miał rację, prawda?
Snape
potrząsnął głową.
–
Miejmy nadzieję, że nie.
Potter
westchnął ciężko.
–
Przynajmniej nie umrę jako prawiczek. – Uśmiechnął się krzywo,
słysząc niski śmiech Severusa. Jednak w jego zielonych oczach
pozostał strach. Harry ziewnął.
–
Powinieneś wrócić do łóżka. Do swojego
– dodał szybko Snape.
–
Wiem. Trening zaczyna się o siódmej trzydzieści.
–
Potrafisz wstać tak wcześnie?
Harry
obrzucił go spojrzeniem.
–
Dla Quidditcha zawsze. Gdyby to był trening eliksirów, pewnie
przespałbym cały dzień!
–
I dlatego kusi mnie to, żeby zrobić z ciebie królika
doświadczalnego. – Za późno zorientował się, co powiedział i
odchrząknął. Potter zasłonił usta wolną ręką i zachichotał.
–
Nie jestem królikiem doświadczalnym!
–
Minus pięć punktów za pyskowanie.
–
Tłustowłosy drań. – Potter puścił jego dłoń. Zamiast założyć
z powrotem pelerynę, zrobił coś całkiem niespodziewanego:
pochylił się w jego stronę, żeby Snape mógł odczytać jego
intencje i czekał.
Severus
otworzył usta, żeby przypomnieć mu, że tydzień jeszcze się nie
skończył, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Nawet nie
zorientował się, że w ten sposób wyraził swoją zgodę, dopóki
nie przycisnęły się do niego miękkie wargi. Z jego gardła
zniknęła wielka gula i poczuł nagle krew dopływającą do jego
serca. Harry odsunął się, różowy na twarzy i czekał na
jakiekolwiek oznaki złości. Severus nie mógł się na nie zdobyć.
–
Wracaj do łóżka.
Został
nagrodzony łagodnym uśmiechem. Potter naciągnął na siebie
pelerynę i po chwili portret zamknął się za nim, pozostawiając
Severusa samego ze słodko – gorzkim wspomnieniem ust chłopaka.
*
haute couture – fr. wysokie krawiectwo; ubrania szyte na
zamówienie, w pojedynczych egzemplarzach, obecnie często
ekstrawaganckie
**
nepos – łac. wnuk
***
psidwaki – bardzo podobne do terierów odmiany jack russell, lecz
mają rozwidlone ogony (zob. Fantastyczne
zwierzęta i jak je znaleźć)
****
świergotniki – afrykańskie ptaki o wyjątkowo jaskrawym
upierzeniu; spotyka się pomarańczowe, różowe, żółte oraz
cytrynowozielone (zob. Fantastyczne
zwierzęta i jak je znaleźć)
Część
2
Ubrania
wylądowały na jego głowie.
–
Wynoś się stąd.
Severus
oparł się na łokciach i zmrużył oczy.
–
Co?
–
Ubieraj się i wypierdalaj. Po ostatnim razie nie mam zamiaru dłużej
skazywać się na towarzystwo takiego ścierwa, jak ty. I to przed
pracą.
–
Ale...
–
Ubieraj się i wynocha. – Walden wyciągnął z szafki długi,
czerwony szlafrok i zarzucił go na siebie. – Cholerna, męska
dziwka – wymamrotał pod nosem.
Severus
zamarł. Patrzył, jak Walden zaciska pas wokół smukłej talii.
Blade oczy zwęziły się i zerknęły w jego stronę. Nagle poczuł
się strasznie mały.
–
Zrobiłem coś nie tak?
–
Pomyślmy. Nie wykonałeś tego, co ci kazałem. To chyba się
zalicza, prawda? – Macnair spojrzał z arogancją z góry na
młodzieńca, którego kilka minut temu bezgłośnie chwalił. W
jasno oświetlonym, białym pokoju Severus mógł zobaczyć
zirytowanie na jego twarzy. – Nigdy nie będziesz mógł być
jednym z nas, jeśli nie nauczysz się słuchania i wykonywania
rozkazów. – Wyszedł w pośpiechu z pokoju.
Uważając
na swoje obolałe pośladki, Severus wsunął na siebie bokserki i
zimowy płaszcz. Na podłodze znalazł swoje buty i skarpetki, leżące
pod zwiniętym kocem, po czym niechętnie podszedł do kominka.
–
L’Maison du Mal Foi – powiedział beznamiętnie. Nie zauważył
nawet wirowania swojego ciała oraz nagłego bólu w ramieniu. Musiał
je sobie otrzeć o przelatujące kominki.
Kiedy
wypadł z paleniska i leżał na dywaniku, nie chcąc się ruszyć,
zauważył, że w salonie siedzi Narcyza.
–
Co się stało, kochanie?
–
Nic, Cyziu. – Ręka bolała niemiłosiernie. Proste
złamanie dolnego odcinka kości ramienia,
wyrecytował z pamięci. Trzeba
zastosować Zaklęcie Zrostu lub Czar Regenerujący Ossisa.
To dla niego nic trudnego. Kości były łatwe do leczenia. Kości
były sztywne. Zawsze miał problemy z czymś miękkim, kruchym,
zmiennym.
Usłyszał,
jak szepcze zaklęcie. Po chwili z jego szat zniknęła sadza.
–
Chodź tu i opowiedz mi o wszystkim.
–
To nic takiego. – Mimo tego wstał z miejsca i podtrzymując
złamaną kończynę lewą ręką, zwinął się w kłębek na
kanapie, kładąc głowę na jej kolanach. – Walden mnie wyrzucił.
–
Biedne dziecko. – Jej smukłe palce, teraz spuchnięte od szycia,
zaczęły masować jego skronie. Nie dotykała jego włosów. Nie
umył ich od początku Świąt Bożonarodzeniowych. Dokładnie przed
tym, jak Walden zaprosił go do siebie po raz pierwszy. Nie na seks,
oczywiście, ale żeby mógł obejrzeć kolekcję średniowiecznych
kociołków, które były w jego rodzinie od pokoleń. Wtedy się
zaczęło. Zawsze zaczyna się od takich rzeczy. Nadal jednak czuł
wdzięczność za okazaną mu wtedy uwagę.
–
Dlaczego jeszcze nie śpisz? – wymamrotał, przyciskając twarz do
jej brzucha.
–
Chciałam dokończyć ten arras. Palce mi zdrętwiały. –
Faktycznie, były trochę sztywne.
–
Skończył ci się lek?
–
Przepraszam, złotko. Nie mogę tego pić. Wiem, że chciałeś
dobrze, ale... – Westchnęła. - ... po prostu tak okropnie
smakuje. Zawsze się krztuszę.
–
Przepraszam. – Jego ramię pulsowało bólem. Będzie musiał je
naprawić, zanim pójdzie do łóżka. – Postaram się jutro coś z
tym zrobić.
Przesunęła
dłonią po jego ręce, na co się skrzywił.
–
Uderzyłeś się w ramię?
Pokiwał
głową. Ładnie pachniała, trochę miodem i cytrynami. To było
dziwne. Ten zapach sprawiał, że nie potrafił racjonalnie myśleć.
Wzmagał się za każdym razem, kiedy krzywił się na jej dotyk.
–
Biedactwo. Musimy iść z tym do lekarza, kochanie. Nie wiem, jak to
wyleczyć.
–
Ale ja wiem – powiedział znudzonym tonem. Podniósł się
niechętnie i z trudem wyciągnął różdżkę z kieszeni w rękawie.
To był jego własny pomysł: długa kieszeń przytwierdzona
Zaklęciem Trwałego Przylepca. Działało niesamowicie. Machnął
różdżką niezręcznie, mówiąc: – Ossis
Regeneratis Humerus Dexter!
– Skoncentrował się i poczuł, że ból mija, a kości zrastają
się w jedną. Narcyza uniosła swoje delikatne, jasne brwi.
–
Jestem pod wrażeniem. Chcesz zostać uzdrowicielem?
Severus
potrząsnął głową.
–
Nie. Wiesz, że będę badaczem. – Nagły dotyk miękkiej dłoni na
plecach posłał iskry w dół jego ciała. Jego kręgosłup wygiął
się tak, jak pod wpływem pieszczot Lucjusza. Nigdy nie doświadczył
tego z Waldenem, Evanem lub Augustusem. Narcyza była bliska
ideałowi.
–
Jestem pewna, że będziesz w tym wspaniały – wyszeptała i
pocałowała go.
Severus
był trochę zaskoczony. Nigdy nie całował kobiety w taki sposób,
a na pewno nie żony swojego kuzyna. To wydawało się być... złe.
Ona należała do Lucjusza. Poczuł nieznany mu jeszcze impuls, że
ktoś powinien przyjść i go uratować.
To
było głupie. Dlaczego ktoś miałby mnie ratować od Narcyzy?
Pierwszy szok szybko minął i instynktownie zaczął oddawać
pocałunek. To było inne, niż całowanie Lucjusza: delikatniejsze,
bardziej uległe, młodzieńcze, mimo że była od niego starsza.
Zamknął oczy i poczuł skurcz, przemieszczający się od jego głowy
aż do bioder. Severus oderwał się od niej, dysząc lekko.
–
Lucjusz... nie będzie... zły?
Mlecznobiała
skóra Narcyzy była pokryta różowym rumieńcem. Kontrastowała z
bielą jej włosów, rzęs, brwi i wodnistym kolorem jej oczu. Jej
usta natomiast były krwistoczerwone. Uśmiechnęła się do niego.
–
Nie, jeśli zrobię to z tobą, kotku.
–
Jesteś pewna?
–
Oczywiście. – Chwyciła jego dłoń, spoczywającą na jej szyi i
przesunęła ją na swoją drobną pierś. Jej usta wyznaczyły linię
wzdłuż jego gardła. – Absolutnie... – Pocałowała go. - ...
kompletnie... pewna. – Jej ręka zaczęła pieścić wewnętrzną
część jego uda. Severus przymknął oczy. Z wahaniem i ciekawością
zacisnął palce i zaskoczyła kurcząca się w szybkim tempie
brodawka. Była znacznie szersza i grubsza od tych zdobiących ciała,
które znał. Otworzył szeroko oczy. Jego umysł zasnuty był mgłą
zastanowienia i analitycznego myślenia.
Narcyza
nie powstrzymywała go, kiedy rozwiązywał jej jedwabny szlafrok i
zsuwał go z jej ramion, ani kiedy ściągnął z niej cienką,
błękitną koszulę nocną. Jej skóra była idealna – nie było
na niej żadnych blizn oprócz czerwonego Znaku wypalonego na jej
lewym ramieniu. Lucjusza był czarny, Waldena jeszcze czarniejszy,
ale Cyzi nie mógł być ciemniejszy od koloru jej krwi. Przesunął
po nim palcami, ale niczego nie wyczuł. Znak był całkowicie
gładki. Każdy z nich był.
Czerwone
piersi, unoszące się na jej różowej skórze, bardziej go
fascynowały, niż podniecały. Z czystej ciekawości pochylił się
i złożył na jednej pocałunek. Narcyza wydała z siebie cichy
odgłos, jak fala uderzająca o brzeg. Poczuł ciepło, formujące
się w dole jego brzucha, więc objął jej plecy i przyciągnął do
siebie. Jeszcze więcej wodnistych odgłosów. Jej szczupłe palce
musnęły skórę tuż pod linią jego włosów.
Rozsądna
część jego umysłu podziwiała każdą krzywiznę smukłego ciała,
które pieściły jego dłonie. Jedna na plecach, starająca się
przeciwstawić sobie mit i rzeczywistość. Jej łopatki były jak
skrzydła, rosnące pod skórą. Oczyma wyobraźni widział kruche
pióra – niektóre białe jak promienie słońca, inne jak lód –
czekające, by zaczerpnąć wolności. Przesunął palcem wzdłuż
jej kręgosłupa, co wywołało głębokie westchnienie. Zatrzymał
się dopiero, docierając do szorstkiego fragmentu skóry.
Nie
chciał wzbudzać podejrzeń Narcyzy, więc przycisnął usta do
drugiej piersi. Palcem wyznaczył drogę wokół znamienia i
zorientował się, że jest on w kształcie pofałdowanego serca.
Środek był trochę lepiący i zasyczała, kiedy przez przypadek go
dotknął. Nie musiał tam patrzeć, żeby wiedzieć, że jest tak
samo czerwony jak serce.
W
myślach przejrzał wszystkie notatki Babci: albinizm, zwiększona
podatność na promieniowanie słoneczne, brak melaniny, zagrożenie
rakiem skóry. Nie miał jednak pojęcia, co to dokładnie było –
Babcia nigdy nie uczyła go skomplikowanych aspektów mikrobiologii i
diagnozy. Skupiała się raczej na tajnikach sztuki ważenia
eliksirów, między innymi tych, o których nie słyszało jeszcze
środowisko uzdrowicieli.
–
Chcę zobaczyć twoje plecy – wyszeptał, delikatnie przygryzając
jej ramię. Oparła się wygodnie o oparcie kanapy, a jej długie
włosy przykryły znaczną część jej klatki piersiowej. Kilka razy
odwróciła się do niego, uśmiechając się i przymykając oczy.
Severus przesunął językiem po jej nienarodzonych skrzydłach i
otrzymał w odpowiedzi cichy jęk. To właśnie te delikatne dźwięki
go podniecały. Trudno było mu się skoncentrować na tym, co robił.
Przycisnął swoje ubrane ciało do jej nagich pleców, a nagły
impuls w biodrach sprawił, że przysunął się jeszcze bliżej
niej. Zatopił zęby w jej skórze, żeby powstrzymać westchnienie.
Patrząc
ponownie na znamię w kształcie serca w dole jej lekko zakrzywionego
kręgosłupa, nadal nie wiedział, co to jest. Wyglądało jak rak
płaskokomórkowy, którego zdjęcia widział w bibliotece Babci.
Poczuł nagłe uczucie w piersi: Narcyza była matką, siostrą,
przyjaciółką, a teraz jego ekscentryczną kochanką i widok
znamienia w kształcie serca na jej plecach raniło także jego
serce.
–
Masz tam jakąś ranę, Cyziu.
–
Hmm. Nie martw się tym. Po prostu rób to, co wcześniej, kochanie.
– Jej głos był niski, prawie jak pomruk. Brzmiał trochę męsko,
a to nie pomagało mu się skoncentrować.
–
Byłaś z tym u lekarza?
–
To tylko małe ugryzienie, Severusie. Samo zniknie. – Zanim zdążył
cokolwiek powiedzieć, obróciła się i założyła ręce na jego
szyję. Całując go powoli, dokładnie i delikatnie, odpięła
wszystkie spinki od jego szaty i zdjęła mu ją przez głowę.
Czarny materiał upadł na mahoniowy parkiet, a zaraz po nim znalazła
się tam jedwabna koszula.
Usiadła
mu na kolanach, tylko kilka cali od jego smukłej piersi i chwyciła
jedną, ziemistą dłoń. Przesunęła ją ze swoich pleców na kępkę
jasnych włosów w dole jej brzucha. Severus był trochę zdziwiony,
ponieważ nie widział tam niczego więcej. Oczywiście wiedział
wszystko o fizjologii i anatomii, ale inną rzeczą jest o tym
czytać, a inną widzieć to na własne oczy.
–
Co mam teraz zrobić? – Poczuł się, jakby nagle znalazł się na
egzaminie z mugoloznastwa na siódmym roku i musiał wytłumaczyć
dokładny mechanizm działania brytyjskiego rządu na przestrzeni
wieków.
–
Po prostu odkrywaj, złotko. Powiem ci, kiedy będzie dobrze. –
Przesunęła jego dłoń w dół i prawie podskoczył, kiedy poczuł
gorącą ciecz i kwaśny zapach. Przygryzł wargę i z wahaniem
dotknął lepkich części skóry. Westchnęła i wydała z siebie
ciche: – Och. – Zerknął na jej twarz i z powrotem na miejsce,
otoczone jasnymi włosami. Spróbował tego jeszcze raz, delikatnie
kreśląc drogę wewnątrz fałdu. Narcyza jęknęła i poruszyła
się niespokojnie na jego kolanach.
Oczywiście
znalazł tam wiele innych rzeczy. Przypomniał sobie wszystkie
informacje z podręczników, żeby wiedzieć, gdzie co jest:
zewnętrzne wargi sromowe, podatne na dotyk i pokryte gęstymi
włosami łonowymi. Wargi wewnętrzne, gładkie, rozciągliwe i
nabrzmiałe. Łechtaczka, twarda wypukłość z maleńkim napletkiem
była jedyną znajomą mu rzeczą. Jego biodra drgnęły, gdy
usłyszał jej jęk po tym, jak pogłaskał palcem skórę wokół
niej. Ominął całkowicie cewkę moczową. Dziwnym było dla niego
to, że znajdowała się tam tak oddzielnie. Na końcu była wagina,
trochę bardziej wilgotna niż reszta i gorętsza, niż mógł się
spodziewać. Narcyza westchnęła cicho, kiedy wsunął w nią palec
i z ciekawością zaczął pieścić drżące ścianki. Po chwili
wycofał się i spojrzał na blado – przeźroczysty śluz,
pokrywający jego dłoń.
Przyglądając
się dłoni z ciekawością, podniósł ją i polizał koniuszek
palca. Smak był cierpki i przypominał trochę to, jak pachniały
róże Malfoyów. Narcyza jęknęła gardłowo na ten widok, więc
wsunął cały palec do ust, nie pozwalając sobie skosztować więcej
dziwnej substancji. Jej źrenice rozszerzyły się gwałtownie.
Zerknął na nią, szukając w jej spojrzeniu aprobaty. Dostał ją,
kiedy odchyliła się i oparła stopy o jego ramiona.
–
Zrób dokładnie to samo, ale użyj języka.
–
Języka? – Jego wnętrzności przewróciły się. Szczerze
powiedziawszy czuł, jakby chciały się wydostać przez jego usta.
Otworzył oczy z przerażeniem. Obciągał już Lucjuszowi i swoim
pozostałym dwóm partnerom (Evan nie był do tego skory), ale ich
penisy były na zewnątrz. Łechtaczka była ukryta, tajemnicza,
niechętna i nawet nie mógł zobaczyć jej całej. Narcyza pokiwała
głową.
–
Poradzisz sobie. – Pogłaskała swoją wypielęgnowaną nogą bok
jego szyi. Kiedy spojrzał na nabrzmiałe, czerwone płatki sromu
otoczone przez jasne włosy, jego wnętrzności zaprotestowały
wściekle. Po raz pierwszy od pół roku, odkąd odrzucił chore
uczucia Eversora, poczuł się, jakby miał tylko piętnaście lat.
Po raz kolejny powróciło uczucie, że ktoś powinien go teraz
uratować, jakaś postać o drobnych dłoniach i niewiarygodnie
miękkich włosach. Nie mógł sobie jednak przypomnieć, kim była.
Pochylił się i zamknął oczy, z czystego strachu, ciekawości i
potrzeby zaspokojenia.
Gęste
włosy drapały jego usta. Były chyba wszędzie i pierwsze kilka
sekund spędził, wyciągając je spomiędzy zębów. Jego nozdrza
wypełnił silny zapach róż i poczuł na języku kwaśny smak.
Narcyza położyła rękę na jego ramieniu i naprowadziła go,
ruszając biodrami. Nie zdziwiło go to, że skierowała go w stronę
swojej nabrzmiałej łechtaczki. Severus odsunął kciukami wargi
sromowe tak mocno, żeby mógł mieć łatwy dostęp. Przesunął
sztywnym językiem po powiększonym organie. Syknęła z bólu.
–
Delikatniej, słonko. Nie możesz tego od razu robić.
–
Przepraszam – wymamrotał. Nie wiedząc, co robić, rozluźnił
język i pogładził nim całą powierzchnię. Jednak jego koniuszek
przez przypadek zesztywniał i trącił kawałek skóry nad
łechtaczką. Narcyza zadrżała i jęknęła. Jej dłoń ściskała
jego ramię, dając mu do zrozumienia, że ma skupić się na tym
obszarze.
Zauważył,
że to wszystko nie różniło się zbytnio od zabawy napletkiem.
Skorzystał ze swojego doświadczenia, przystosowując je do znacznie
mniejszej powierzchni i innej faktury. Kobiecość Narcyzy była tak
delikatna, że z każdym jego najmniejszym ruchem czuł drżące
mięśnie i widział maleńki kawałek skóry odkrywający nabrzmiałą
łechtaczkę. Znów usłyszał gardłowe jęczenie, równomierne i
nieraz przerywane przez ciche westchnięcie lub niski krzyk. Zaczęły
go boleć usta i nie mógł znieść tego smaku, ale nie przestawał.
Nie chciał jej zawieść.
Po
chwili znów zaczął gładzić językiem samą łechtaczkę. Narcyza
zaczęła się wyrywać, wydając z siebie ostry krzyk, który posłał
falę gorąca w dół jego brzucha.
–
Nie przestawaj, kotku. Właśnie tam... – Robił dokładnie to, co
mu mówiła. Jego język zaczął drętwieć i kilka razy się
poślinił. Musi
być lepsze wyjście.
Wpadł
mu do głowy pewien pomysł. Wykorzystał coś znajomego: objął
wargami trochę skóry i zaczął ssać. Narcyza chwyciła za
poduszki nad jej głową i krzyknęła. Severus pomyślał, że to
dobry znak. Po chwili dodał kilka ruchów językiem. Jej kobiecość
była tego samego kształtu, co penis, pokryta napletkiem i
nabrzmiała, z małym rozcięciem na czubku. Myślenie w taki sposób
pomagało mu utrzymać usta jeszcze bliżej. Zaczął ssać jeszcze
mocniej, na co jęknęła głośno. Otworzył oczy i zobaczył, że
jej skóra była czerwona i pokryta plamkami. Jednak nie odbierało
to jej piękna.
Pogładził
ją językiem po raz ostatni, po czym zaczęła nieprzerwanie
zawodzić. Mięśnie zadrżały konwulsyjnie, łechtaczka uniosła
się i nabrzmiała, a z jej wnętrza popłynął mętny śluz, który
go zaskoczył. Spłynął na kremową kanapę i ściemniał, schnąc
szybko. Narcyza dyszała ciężko. Ściągnęła z twarzy poduszkę i
spojrzała na niego rozszerzonymi oczyma.
–
Nieźle... – powiedziała. - ... jak na pierwszy raz.
Severus
uśmiechnął się do niej. Jego ego zamruczało jak rozpieszczony
kociak. Dostał gęsiej skórki, co nie miało nic wspólnego z jego
pulsującą erekcją. Spróbowała usiąść, ale była na to za
słaba. Pomógł jej najlepiej, jak potrafił. Od razu oparła się o
jego pierś. Pocałował łagodnie czubek jej głowy, na co
wyciągnęła rękę i nakierowała go na swoje usta. Zamarł. Już
nawet Lucjusz nie pocałuje go po tym, jak jego wargi znajdowały
się... tam.
–
Dlaczego?
–
Bo chciałam.
–
Ale przed chwilą...
Przyłożyła
palec do jego ust.
–
Wiem.
Jego
pierś wypełniło ciepłe uczucie. Nie była to zwykła wdzięczność,
nawet nie to, co czuł do Lucjusza i miało być miłością. To
było... uznanie, zrozumienie. Jakby jego wysiłek znaczył coś
więcej, niż sam orgazm. Jakaś część jego umysłu była zajęta
ta myślą, gdy całował ją powoli i delikatnie.
–
Połóż się, kochanie – wyszeptała.
–
Co? Co chcesz zrobić?
–
A jak myślisz, głuptasku? Zerżnę cię do nieprzytomności.
Zamarł.
Nagle jego świadomość zaczęła się domagać tamtych drobnych
dłoni. Severus jeszcze nigdy w
nikim nie był. Nie było żadnej alternatywy, chyba że planowała
użyć na sobie transmutacji. Skrzyżował ramiona na piersi i
spytał:
–
Jesteś... Jesteś pewna, że już... możesz? To znaczy, po tym... –
Przerwał, widząc jej krzywy uśmiech.
–
Kobiety są inne od mężczyzn, kotku. Szybciej odzyskujemy siły. –
Wyciągnęła rękę w stronę jego nogi, na co się wzdrygnął. –
Nie mów, że się boisz.
Potrząsnął
głową, po czym niechętnie nią pokiwał. Cyzia poklepała go po
policzku.
–
Nic cię nie zaboli. To nie będzie się różniło od Lucjusza.
–
Będzie – wydusił z siebie. Napięcie w jego mięśniach groziło
ich uszkodzeniem. Wokół jego ust zasychała właśnie warstwa
śluzu. Zaczęła go szczypać, więc przetarł ją wierzchem dłoni.
Jego umysł usilnie starał się znaleźć jakąś wymówkę. – Co,
jeśli zajdziesz w ciążę?
–
Nie martw się, już o to zadbałam. – Ach. Magiczna kontrola
urodzeń. To jednak nie zmniejszyło jego przerażenia. To
jest irracjonalne, Severusie. Nic się nie stanie. Spodoba ci się i
wiesz dobrze, że Cyzia nigdy by cię nie skrzywdziła.
Pogładziła go po brzuchu. – Byłeś już kiedyś... na górze?
–
Nie – wyszeptał. Nie mógł spojrzeć jej w oczy. Narcyza położyła
dłoń na jego piersi.
–
Połóż się, Severusie. Będę bardzo delikatna. – Jak zwykle w
takich typu sytuacjach, poddał się. Ostrożnie zsunęła jego
zielone bokserki i usiadła na jego udach. Po kilku ruchach jej ręką
był już gotowy – fizycznie, oczywiście.
–
Nie odchodź, Cyziu. Nigdy.
Uśmiechnęła
się do niego łagodnie.
–
Nigdy. – Pochyliła się do przodu, trzymając jedną rękę na
jego wklęsłym brzuchu, a drugą chwyciła jego męskość.
Naprowadziła go i po chwili poczuł obcą wilgoć, przenikające
ciepło i zdał sobie sprawę z wszystkich obietnic, które nigdy nie
zostały spełnione...
Ocknął
się.
–
Harry! – Snape chwycił kołdrę po swojej prawej stronie i trzymał
ją, mimo tego że wiedział, iż nikogo tam nie ma. Spojrzał w
ciszy na koce, które zrzucił z łóżka. Jedna
dawka i jesteś uzależniony. Jeden koszmar i już nie możesz sobie
z nim poradzić.
Wiedział, że mógłby, gdyby chciał.
Spojrzał
na zegar. Czwarta czterdzieści siedem. Jeśli będzie miał
szczęście, prześpi jeszcze dwie i pół godziny. Tylko tyle snu
zazna tej nocy. Severus przewrócił się na plecy i przerzucił
ramię przez puste łóżko. Nie mógł zdecydować czy to mu
pomogło, czy nie.
____________________
6.
Czwartek, 16 kwietnia
Myślodsiewnia
była prezentem od Emily. Kiedyś powiedziała do niego:
–
Jeśli nie wyrzucisz z głowy niepotrzebnych rzeczy po to, żeby
zabawić się z nami w pubie, to twoja łepetyna zamieni się w kosz
na śmieci. – Po tym stwierdzeniu skomentował zdrowie jej wątroby
i fakt, że ktoś dopuścił taką wredną wiedźmę do dzieci.
Uśmiechnęła się do niego i odpowiedziała: – Niegrzeczną, ale
nie wredną. – To był całkowity przypadek, że wręczyła mu
myślodsiewnię na urodziny po tym, jak opowiedział jej o
śmierciożercach.
Po
jego koszmarze z wczorajszej nocy musiał zdecydować, czy zrobił
kiedykolwiek coś dobrego w życiu. W Wielkanoc Narcyza i Lucjusz
przywitali go odpowiednio
w swoim domu. Ominął tą część wspomnienia – coś, czego
nauczył się od Albusa – i zatrzymał się, oglądając w ciszy
światło świec, tańczące na śpiącej twarzy Lucjusza. Od pasa w
dół zakrywała go pognieciona niebieska kołdra i wyglądał, jakby
chciał stopić się w jedno z poduszką, którą przyciskał
ramionami do piersi. Kilka kosmyków włosów w kolorze najbledszego
piasku przykleiło się do jego czoła razem z zasychającym potem.
–
Biedny Luc – wyszeptała Cyzia, głaszcząc palcami nagi brzuch
Severusa. – Nie wyspał się ostatniej nocy.
–
Co robili?
Wzruszyła
ramionami.
–
Nie chciał mi powiedzieć. Myślę, że to ma coś wspólnego z
Bristolem. – Torturowano tam sześciu mugoli, po czym powieszono
ich na moście.
–
Nie było cię tam?
–
Nie, kochanie. To była po prostu mała zabawa po naszym spotkaniu, a
ja nie czułam się zbyt dobrze. Szkoda, bo by mi się podobało. –
Pochyliła się i pocałowała go delikatnie. – Nie martw się o
mnie. To nic poważnego.
Severus
miał ochotę ja przytulić. Tylko dwa razy przejrzał wspomnienie
kolejnego poranka, kiedy Narcyzę przewieziono do szpitala, gdzie
poroniła. Było tak dużo krwi, czerwone, zasychające plamy
szpeciły jej błękitny szlafrok i podłogę jadalni, a jej skóra
szybko bladła. Zbyt delikatne tkanki i nie udało mu się tego
powstrzymać. Lucjusz spędził resztę dnia, ukrywając twarz w
dłoniach, podczas gdy pielęgniarki pytały, czy czegoś potrzebuje.
Severus odpowiadał za niego. Tylko to mógł zrobić dla swojego
przyjaciela, ponieważ miał wrażenie, że ten cały bałagan to
jego wina. To były właśnie jego żałosne przeprosiny.
Severus
ze wspomnienia chwycił i pogłaskał jej dłoń.
–
Co z twoimi palcami? – Westchnęła ciężko.
–
Kotku, wiem, że próbowałeś, ale to nie działa. – Patrzyła na
niego przepraszająco. Przywołał na twarz wyraz smutku. – Jeśli
w ten sposób poczujesz się lepiej, to powiem ci, że ładnie
smakuje. – Oczywiście, że ładnie. Eliksir, wyglądający jak
płynne złoto, zawierał dużą dawkę olejku cynamonowego.
Objął
ją krótko.
–
Obróć się, zrobię ci masaż.
Szybko
wykonała polecenie. Narcyza z chęcią zignorowałaby samego
Voldemorta po to tylko, żeby ktoś zrobił jej masaż. Severus
usadowił się nago na jej biodrach. (Na ten widok w gardle jego
starszej osoby utworzyła się wielka gula. Wiedział, że to
niemożliwe. Najprawdopodobniejszą przyczyną było trzymiesięczne
stosowanie nowego eliksiru, ale nadal była szansa, że właśnie w
tym momencie ją skrzywdził.) Odgarnął jej włosy i przebiegł
palcami po jej łopatkach. Zamruczała cicho.
–
Jak tylko dorośniesz, rozwiodę się z Lucjuszem i wyjdę za ciebie
– wymamrotała, przyciskając twarz do poduszki.
Severus
uśmiechnął się nerwowo. Podskoczył, gdy Lucjusz obrócił się
we śnie.
–
Żartuję, kochanie. Możesz znaleźć sobie kogoś lepszego od
takiej starej baby, jak ja.
–
Nie sądzę. – Przynajmniej wtedy tak mu się wydawało. To, że
Narcyza była kobietą, sprawiało mu pewne problemy, ale sądził,
że po jakimś czasie by się do nich przyzwyczaił. Jej skóra była
tak miękka, nieskazitelna. Severus spróbował przywołać z pamięci
obraz innych pleców z trzema pieprzykami u góry po prawej stronie.
Cyzia
uśmiechnęła się do niego.
–
Oczywiście, że tak.
–
Jak?
Spojrzała
na niego z zamyśleniem.
–
Popatrzmy... Na pewno będzie miał tak ciemne włosy, jak ty... i
będzie grał w Quidditcha. – Zachichotała, słysząc jego
prychnięcie.
–
Nie chcę mieć nic wspólnego z żadnym graczem w Quidditcha!
–
Oczywiście, że chcesz! Nie pamiętasz, jak wzięliśmy cię na mecz
Falcona? Wtedy, kiedy umawiałam się z Lucjuszem. Spodobało ci się.
–
Miałem wtedy dziesięć lat! Wszyscy wiedzą, że dziesięciolatkowie
to idioci. – Spojrzał ukradkowo w dół, a jego ciało częściowo
upuściło napięcie. Otwarta rana i zaczerwienienie na jej plecach
było niczym więcej niż cienką blizną, gojącą się na jej
jasnej skórze. Przez kolejne dwadzieścia lat przeklinał się za
ratowanie jej życia. To było niebezpieczne, głupie i okrutne, żeby
okłamywać babcię, że to było coś innego i zmuszać ją do
eksperymentalnego leczenia. Nie zrobiłby tego, gdyby wiedział, iż
jest w ciąży – ryzykowanie kolejnego życia było ponad jego
możliwości. Miał cholerne szczęście, że babcia była geniuszem.
–
Może i są idiotami, ale nie chciałeś stamtąd wyjść, póki Omar
Nicholas nie podpisał ci się na szacie.
Młody
Severus zrobił jej malinkę, na co parsknęła śmiechem.
–
Masz ją jeszcze?
Potrząsnął
głową.
–
Nie. Eversor... – przerwał. Jęknęła głośno i przewróciła
się na plecy. Przez jej twarz przebiegł wyraz bólu, po chwili
zastąpiony smutkiem. Pogłaskała go po policzku.
–
Biedaczek. Wiesz, że już nie musisz widywać tego charłaka.
Mrugnął.
–
Obiecujesz?
Uśmiechnęła
się do niego.
–
Obiecuję, słonko.
Coś
przewróciło się w jego żołądku. Gdyby wtedy trochę pomyślał,
wiedziałby, że to były kłamstwa. Nie, nie zrobił w życiu
niczego dobrego. Nigdy. Memento
vitae*,
pomyślał posępnie i wyszedł z myślodsiewni. Ktoś pukał do
drzwi.
–
Profesorze! – Jasna
cholera. Chłopak ma wyczucie czasu!
–
Przestań walić w te drzwi albo odbiorę ci punkty – warknął,
odkładając myślodsiewnię z powrotem na półkę. Nie lubił,
kiedy była w jego pokoju. Było w niej zbyt wiele złych wspomnień,
które i tak oglądał każdej nocy.
Snape
zdziwił się, patrząc na zegar – o ósmej rano bachor powinien
znajdować się pięćdziesiąt stóp nad boiskiem. Warcząc pod
nosem, otworzył drzwi i zobaczył Pottera przemoczonego do suchej
nitki. Mimo że jego włosy przykleiły się do głowy, nadal
próbowały odstawać we wszystkie strony.
–
Nie powinieneś właśnie teraz spadać z miotły?
–
Zwariowałeś? Widziałeś, jaka jest pogoda? – Harry drżał na
całym ciele, a jego usta były prawie niebieskie. Snape wpuścił go
do środka. Krótkim machnięciem różdżki osuszył Pottera i
rozpalił ogień w kominku.
–
Unikam wychodzenia na zewnątrz. Powinieneś już to zauważyć.
–
Na dworze szaleje jakieś tornado. Pani Hooch kazała nam wracać,
wiatr wieje chyba dziewięćdziesiąt mil na godzinę.
–
Komuś coś się stało? – Snape od razu pożałował tego, że
spytał.
Potter
spojrzał na niego ze zdziwieniem.
–
A od kiedy to martwisz się o gryfońską drużynę Quidditcha?
–
Im więcej was będzie leżeć w Skrzydle Szpitalnym, tym większe
szanse na zwycięstwo dla Slytherinu – wymyślił na poczekaniu.
Harry nie
wyglądał na zranionego. Patrzył na niego z irytacją, jakby to
była wina Severusa, że nie mógł ryzykować życia w tej durnej
grze.
–
Jesteś taki bezinteresowny – wymamrotał sucho dzieciak. Usiadł
na swoim nędznym krześle. Od
kiedy to jest jego krzesło?
Jego usta nadal były sine i drżały. Snape jęknął, przywołał
do siebie pelerynę i okrył nią Pottera. Harry zacisnął ją wokół
siebie, zatrzymał się na chwilę, a potem jeszcze mocniej się w
nią wtulił. – Dzięki – wyszeptał.
–
Nie ma za co. Jakby to wyglądało, gdyby jakiś uczeń zamarzł mi w
gabinecie?
-
A już myślałem, że się przejmujesz. – Harry ściągnął
okulary i wytarł je w szatę. – Dlaczego nie otworzyłeś od razu?
Stałem tam jakieś pięć minut.
–
Nie pomyślałeś, żeby sobie sam otworzyć?
–
Próbowałem. Alohomora
nie zadziałało.
–
Oczywiście, że nie, ty głu... – Zdziwił się mocno, że sądził,
iż podał Potterowi hasło. – Tyle razy włóczyłeś się po
zamku, że pewnie znasz jeszcze inne zaklęcia.
–
To robota Hermiony.
–
No tak, panna Granger odwala całą brudną robotę, a ty i pan
Weasley zbieracie laury. Więc to ona ukradła mi skórę boomslanga?
Harry
obrzucił go spojrzeniem.
–
Nie! Ona nigdy nie zrobiłaby czegoś takiego! – wykrzyczał zbyt
gwałtownie.
Severus
przewrócił oczami.
–
Jest pan strasznym kłamcą, panie Potter. To pewnie jedna z cech
Gryfonów. – Nie mógł zdobyć się na to, żeby ukarać jednego z
przyjaciół Harry’ego za coś, co zrobił pięć lat temu. To
nie w twoim stylu, Severusie. Ktoś mógłby pomyśleć, że
przymykasz oko na wybryki tego niemożliwego chłopaka.
– Co ty tu robisz? Nie powinieneś czekać na koniec huraganu?
–
Eee... Powiedziałem, że dostałem szlaban na dzisiejszy wieczór i
muszę przyjść tu, żeby go omówić, skoro nie mam treningu.
Chcieli wiedzieć, co zrobiłem, że muszę się z tobą użerać w
przerwie świątecznej.
–
Hmm. Przyznaję, że jestem ciekawy, co im powiedziałeś. –
Severus skrzyżował ramiona i zastanowił się, od jakiego czasu
zaczyna cywilizowane rozmowy z tymi podludźmi, zwanymi uczniami.
Przynajmniej z jednym z nich.
–
Po prostu wspomniałem, że idę się z tobą pobzykać.
Snape
przełknął i próbował krzyknąć w tym samym czasie, po czym
zaczął się krztusić. Jego serce biło w zawrotnym tempie. Znów
zakaszlał, kiedy ślina dostała się tam, gdzie nie powinna. Harry
wyciągnął rękę i poklepał go po plecach. Dysząc ciężko,
zdołał spytać:
–
Co zrobiłeś?
Potter
podniósł dłonie w geście poddania.
–
Żartowałem! Przecież nie mówiłem poważnie! Powiedziałem im, że
przyszedłem w piątek, żeby cię o coś spytać i zrzuciłem
eliksiry z półki, za co kazałeś mi szorować swój gabinet.
Przepraszam, myślałem, że cię to rozśmieszy. – Na jego
ramieniu spoczęła drobna dłoń. – Przepraszam. Mogę ci coś
przynieść? Chcesz się napić?
Oddech
Snape’a zwolnił, ale nadal świszczał cicho. Spojrzał
załzawionymi oczami w górę na Pottera, który patrzył na niego z
zaniepokojeniem. Zagryzł różową, dolną wargę. Nagle do umysły
Severusa dostał się obraz tego, o czym wcześniej mówił ten
dzieciak.
–
Właśnie za to powinienem ci kazać wyszorować mój gabinet! –
Zakaszlał, a Harry zaczął masować delikatnie jego ramię. – Ty
głupi chłopaku. Wiesz, co by się stało, jeśli...
–
Wyrzuciliby mnie ze szkoły, a ciebie zwolnili – powiedział to tak
spokojnie. Harry obszedł jego krzesło i stanął za nim, opierając
go o oparcie. Odgarnął z jego ramion kosmyki czarnych włosów tak,
że teraz opadały na jego plecy. Te drobne dłonie, które zawsze
odganiały jego koszmary, zaczęły masować go, pozbywając się z
jego ciała całego napięcia. Snape jęknął przez przypadek
zachęcająco.
–
Przepraszam – wymamrotał Harry. – Nie pomyślałem.
–
Oczywiście, że nie. Ty cholerny, idiotyczny dzieciaku! Jeszcze do
ciebie nie dotarło, że koniecznie musisz być tam, gdzie jesteś?
–
Masując ci ramiona?
–
Ta... Nie! W Hogwarcie! – Poczuł, że zaczyna odpływać, za
bardzo zrelaksowany w towarzystwie chłopaka. To mogło być
niebezpieczne. Severus po powrocie Voldemorta nie czuł się do końca
swobodnie nawet przy Albusie albo Emily. Odchylił głowę, żeby
spojrzeć na tego kretyna. – Jesteś teraz najważniejszym
czarodziejem i jednocześnie najbardziej zagrożonym. Ktoś musi dbać
o twoje bezpieczeństwo.
Potter
mrugnął, patrząc na niego.
–
Profesorze, martwi się pan o mnie czy o Dziedzica Gryffindora?
Severus
wydął wargi. Mógł powiedzieć jedną z dwóch rzeczy: coś
oczywistego albo prawdę. Ku swojemu zdziwieniu wybrał drugą opcję.
–
Jestem opiekunem Slytherinu, Potter. Nie obchodzi mnie żaden wasz
Dziedzic.
Powinno
go to zdziwić, gdy te różowe wargi przycisnęły się do jego
własnych. Jednak nie powinno to, że przylgnął szybko do
delikatnego dotyku, którego tak bardzo mu brakowało. Przez cały
czas, kiedy Harry ssał łagodnie jego dolną wargę, pieszcząc jego
szyję i przesuwając palcami po podbródku, ogarniał go
niewiarygodny spokój. Na
nic się zdał twój pomysł dotyczący tego jednego tygodnia,
Severusie.
Nie przeszkadzało mu to tak mocno, jakby chciał. Jęknął w
myślach, kiedy Potter się od niego odsunął.
–
Nienawidzę cię, tłustowłosy palancie.
–
I vice versa, wstrętny bachorze.
Severus
zmusił się, żeby oderwać wzrok od tego łagodnego spojrzenia.
Zostawiło ono po sobie w jego wnętrzu żywy płomień albo bryłę
lodu. Nie mógł zdecydować, co dokładnie. To było jak wejście do
gorącej kąpieli – uczucia, które to wywoływało, były zbyt
silne, żeby je od razu zidentyfikować. Zadrżał, gdy Harry
ponownie zaczął masować jego kark. Potter spytał szybko:
–
Mogę ci w czymś teraz pomóc?
–
Zawsze możesz wyszorować mój gabinet. W końcu byłoby trochę
podejrzane, gdybyś tego nie zrobił.
Harry
zachichotał.
–
Ale nie mogę obiecać, że nie będzie potem wyglądał znacznie
gorzej.
–
Chyba zauważyłeś, że żartowałem, prawda?
–
Severus Snape zażartował? Szybko, sprawdź to w przepowiedni! To
musi gdzieś tam być.
Snape
uśmiechnął się krzywo.
–
Dziesięć punktów, panie Potter. Nie mam pojęcia, jakim cudem
wmówiłeś im jeszcze, że musisz tu przynosić książki.
–
Powiedziałem im, że kazałeś mi uwarzyć sobie środki czyszczące.
– Ciepły podbródek spoczął z wahaniem na jego głowie. Severus
nie odskoczył, ale poczuł ogarniający go dziwny spokój. –
Wiesz, że jesteś dupkiem.
–
Zawsze chciałem opanować do perfekcji tą umiejętność.
Potter
nie odzywał się przez chwilę. Jego ręce jednak nadal pozbywały
się napięcia z mięśni Snape’a. Po dłuższym czasie powiedział:
–
Boję się.
Severus
spojrzał na miecz, który leżał na jego biurku. Od tamtej pory go
nie odstawił. W głosie Pottera usłyszał echo swoich własnych
słów: Nie
odchodź.
–
Ja też – wyszeptał. Nigdy.
To
była obietnica, której dotrzyma za wszelką cenę.
***
Doprawdy.
Ten dzieciak mógłby przespać nawet atak śmierciożerców na
szkołę.
–
Wstawaj, Potter. – Severus szturchnął go lekko. Miał nadzieję,
że jego gabinet był w lepszym stanie. Nie mógł tego oczywiście
sprawdzić bez robienia bałaganu. Cztery godziny po kłótni o
Quidditcha przy obiedzie Severus odłożył Proroka
i zobaczył Pottera, zwiniętego na rozłożonej pelerynie Snape’a.
Nadal trzymał w ręku szczotkę do szorowania. – Obudź się,
Harry.
–
Nie śpię. – Schował twarz w połach szaty.
–
Dziesięć punktów, Potter.
Nic.
–
Dwadzieścia.
Harry
obrócił się na drugi bok, mamrocząc cicho. Severus zmarszczył
brwi.
–
Pięćdziesiąt punktów, panie Potter.
–
Mhmm.
Snape
jęknął pod nosem.
–
Dwieście punktów od Gryffindoru!
–
Wypchaj się, tłustowłosy dupku. – Harry ponownie wymamrotał coś
pod nosem. Severus uniósł brew.
Po
kilku sekundach na głowę Pottera wylało się pięć litrów
lodowatej wody. Usiadł gwałtownie, wytrzeszczając oczy i kaszląc.
–
Miło, że nas pan zaszczycił, panie Potter.
–
Po cholerę to zrobiłeś?
–
Może wolałbyś zaklęcie zamrażające?
–
Spróbuj choć raz wyszorować swój gabinet to zobaczysz, jak bardzo
się zmęczysz. – Potter skrzyżował ramiona i wydął wargi.
Snape zlitował się nad dzieciakiem i osuszył go machnięciem
różdżki.
–
Już kiedyś to zrobiłem. Myślisz, że dlaczego kazałem ci
posprzątać? – Spojrzenie, jakie rzucił mu Potter zmusiło go do
zastanowienia się, czy kiedykolwiek utemperuje tego bezczelnego
dzieciaka.
–
Pierdolony drań.
–
Wstrętny, leniwy bachor.
–
Nie jestem leniwy! To ja siedziałem na tyłku przez kilka godzin i
sprzątałem twój gabinet!
–
I jakże ten tyłek jest uroczy. – Snape uśmiechnął się krzywo,
widząc, jak Potter oblewa się czerwienią. – Już prawie pora
kolacji, wiatr nadal wieje zbyt mocno, a ja muszę ci coś pokazać.
Potter
wstał powoli i odwiesił pelerynę na hak.
–
Skąd wiesz, że mocno wieje?
–
Nie wiem, ale żaden z twoich kolegów jeszcze nie zaczął cię
szukać. Chociaż pewnie odzyskali rozumy i stwierdzili, że
dziewięciogodzinne treningi to za dużo, a oni przecież mają prace
domowe. Byliby zdziwieni, gdyby dowiedzieli się, iż ich mocarny
kapitan śpi na podłodze gabinetu mistrza eliksirów.
–
To może od razu powiedzmy im, co jeszcze robiłem na tej podłodze –
wymamrotał Harry. Severus rzucił mu chłodne spojrzenie. – Co
chciałeś mi pokazać? Mam nadzieję, że nie twoje przyrodzenie.
–
Jeśli pan sobie dobrze przypomina, panie Potter... – odparł
Snape, oblizując palec i wertując kartki na biurku. - ... to już
widział pan moje przyrodzenie. Kilka dni temu nawet chciał pan to
powtórzyć.
–
Cóż... – Potter wykręcił nerwowo palce. - ... to było kilka
dni temu. – Podszedł szybko do biurka z opuszczoną twarzą i
czerwonymi policzkami. Snape spojrzał w górę, trochę zdziwiony,
ale zdeterminowany, żeby tego nie pokazać po sobie. Nie chciał
przyznać się przed samym sobą do uczucia miękkości w kolanach.
–
Więc co chciałeś mi pokazać? – spytał ponownie Harry.
–
To. – Severus podał mu kartkę, zapełnioną drobnym, kanciastym
pismem. Początek był napisany po łacinie. Spędził nad tym trochę
czasu, żeby przetłumaczyć wszystko dla chłopaka. Obserwował, jak
Potter zagryza wargę. Chciał po prostu usłyszeć jego zdanie, a
Harry był najbardziej odpowiednią osobą. Potem pokaże to
Albusowi, ale najpierw musi się przekonać, czy wszystko było takie
jasne, jak myślał.
Prorok
powtarzał bezmyślnie te same strzępki informacji: nic konkretnego,
ale prawie zawsze skupiał się na Hogwarcie. W żadnym innym miejscu
nie powtarzał się szereg podobnych zdarzeń. Inną rzeczywistą
możliwością był Londyn, ale reszta była po prostu dziełem
przypadku – Quernus zamykający swój sklep nie był w końcu dla
nich niczym podejrzanym. Prawie podskoczył w miejscu, gdy Harry
przysunął się bliżej i z roztargnieniem przebiegł palcami po
plecach Severusa.
–
Chyba nie powinno być tu Edynburga.
–
Dlaczego nie?
–
Bo nie dzieje się tam tak wiele rzeczy. Spójrz. – Harry wskazał
palcem na pergamin. – Tylko jeden Mroczny Znak i to na dodatek
morderstwo. Wspominałeś także o szkodnikach. Przecież nie
atakowałyby miasta tylko dlatego, że mieszka tam Nott, który
handluje korzeniem mchu. – Spojrzał w górę. – Pewnie już to
przemyślałeś. Nie jestem zbyt oczywisty?
Severus
potrząsnął głową.
–
Nie, mów dalej.
Harry
zastanawiał się przez chwilę.
–
Większość rzeczy dzieje się w pobliżu Londynu i Hogsmeade.
–
Mógłbyś mi coś powiedzieć?
–
Co?
–
Gdybyś był Czarnym Panem, to gdzie byś zaatakował?
Harry
pokręcił się przez chwilę.
–
Tutaj.
–
Dlaczego?
–
Bo ja tu jestem. – Chłopak może i miał rację, ale...
–
To wszystko działo się, zanim próbował cię zabić ten głupi
miecz. Voldemort może sobie przypuszczać, kim jesteś, ale nie ma
żadnego dowodu. Zawsze jest także możliwość, że wyślą cię do
Londynu w trakcie bitwy.
Chłopak
stężał, a Severus przerwał swój wywód. Objął ramiona
Harry’ego z wahaniem. Były bardziej umięśnione od jego i prawie
tak samo szerokie, mimo ich wyraźnej różnicy wzrostu. To był
właśnie skutek siedzenia przez dziewięć godzin dziennie na
miotle. Potter oparł policzek o jego ramię.
–
Możemy to nazwać planem B?
Severus
momentalnie zamarł. Męczyło go to, co w niedzielę powiedziała
Emily. Może
to właśnie pan jest planem B, panie Potter.
Nie chciał o tym myśleć, ale też nie chciał, żeby to wszystko
odeszło. Minęło zbyt dużo czasu, odkąd czuł, że ktoś rozumiał
jego pieprzone życie.
–
Nie mówmy tego, czego nie jesteśmy do końca pewni. Voldemort
zawsze skupiał się przede wszystkim na Hogwarcie. Nie ma żadnego
powodu, dla którego miałby zmieniać swoje plany. To byłoby
nielogiczne. Na razie to miejsce jest najbezpieczniejsze w całym
czarodziejskim świecie.
Potter
zastanowił się przez chwilę.
–
Jakoś sobie poradzę. – Niemożliwy dzieciak upuścił pergamin na
biurko i objął ramionami szczupłą pierś Severusa. Oparł
policzek bardzo blisko miejsca, gdzie gwałtownie zabiło serce
Snape’a. – Nie powinienem być w Gryffindorze.
Severus
wplótł palce we włosy tak miękkie, jak królicze futro.
–
Dlaczego nie?
–
Nadal się boję, a Gryfoni muszą być odważni.
–
Odwaga i strach nie do końca się wykluczają. – Severus czekał
na odpowiedź, ale ta nie nadeszła. – Gdzie indziej miałbyś
trafić? Do Hufflepuffu?
Harry
potrząsnął głową i wyszeptał ze wstydem:
–
Do Slytherinu.
–
Panie Potter, chyba nie muszę panu przypominać, że ja jestem
Ślizgonem? – Głos Severusa był niski i łagodny, trochę nawet
drażniący. – Tiara Przydziału przydzieliła cię dokładnie tam,
gdzie miałeś trafić.
–
Najpierw chciała do Slytherinu. No wiesz, za pierwszym razem.
–
I dlaczego tego nie zrobiła?
–
Poprosiłem ją o to. – Próbował uwolnić się z uścisku, ale
Severus mu na to nie pozwolił. Nie szamotał się jednak.
–
Posłuchaj mnie przez chwilę, Potter. – Poczekał na głosy
sprzeciwu, ale żadnych nie usłyszał. – Dawno temu ktoś
powiedział mi, że to nasze wybory ukazują, kim naprawdę jesteśmy
o wiele bardziej niż to, do czego zmuszają nas inni. Ty byłeś
Gryfonem od momentu, kiedy potrafiłeś walczyć o swoje i bronić
swojego zdania. – I
dlatego właśnie ty nigdy nie miałeś takiej szansy, Severusie.
– Nie byłby z ciebie dobry Ślizgon. – Harry unikał jego
wzroku.
–
Dlaczego nie? – spytał, widocznie nie będąc do tego przekonanym.
–
Po pierwsze, nie przeżyłbyś nawet jednego dnia, bo nie pozwoliłbym
na żadne twoje popisy. Kto pozwolił ci zatrzymać pelerynę
niewidkę? Na każdą klasę nałożyłbym alarm, przez który nie
mógłbyś wejść do środka niezauważony.
Potter
zaśmiał się lekko.
–
Myślałem, że Ślizgoni powinni łamać zasady.
–
Naginać, zmieniać, jeśli to możliwe. Ale łamać? Przecież nie
ma nic fascynującego w robieniu dokładnie tego, czego ktoś
zabronił. Po to jest odwaga.
Usta
Harry’ego wygięły się w uśmiechu.
–
To właśnie profesor Dumbledore powiedział ci, że nasze wybory
ukazują to, kim jesteśmy, prawda?
Snape
uniósł brew.
–
Wszystkim opowiada takie rzeczy?
Potter
potrząsnął głową.
–
Nie. To znaczy, tak, ale powiedział mi coś w tym stylu na końcu
drugiego roku. Zaraz po tym, jak wyszedłem z Komnaty Tajemnic.
–
Nie wierzysz mu?
Harry
spojrzał na chwilę w górę. Jego pięści zacisnęły się na tyle
szaty Severusa.
–
Nie wiem.
Severus
odsunął go na odległość ramion. Palce, zaciskające się na jego
ubraniu, rozluźniły się łatwiej niż powinny.
–
Co cię może do tego przekonać?
Potter
cały zesztywniał, jakby porażony prądem. Stał przez chwilę w
ciszy, mrużąc oczy w zamyśleniu.
–
Myślę, że czas.
–
Nic więcej? Tylko czas?
Wzruszył
ramionami.
–
Nie mam pojęcia. Gdybym wiedział, co się dzieje, to by pomogło.
Snape
uśmiechnął się chytrze.
–
Właśnie po to tu jestem, panie Potter. Może.... – Przesunął
palcem po linii włosów chłopaka. - ... dzięki ślizgońskiej
przebiegłości i gryfońskiej głupocie uda nam się zmusić
towarzysza Voldemorta do zmiany planów? – Cholera,
Albusie. Czy chociaż raz nie możesz się mylić?
Severus
poczuł pod dłonią, jak Harry mruga z zaskoczeniem, po czym nagle
się uspokaja.
–
Więc to oznacza więcej szlabanów?
–
Jeśli jesteś gotów sobie na nie zasłużyć.
Potter
uniósł brew w taki sposób, że zniknęła pod jego grzywką.
–
Świetnie, zasłużyć sobie. Co mam niby zrobić? Wrzucić Malfoyowi
kociołek na głowę?
–
Gwarantuję ci, że z łatwością zarobisz szlaban, a nawet kilka.
Jeśli będziesz tego nadużywał, każę ci pracować z panem
Filchem.
Snape
ponownie się uśmiechnął, widząc jak Harry spogląda na niego z
przesadnym obrzydzeniem. Poluźnił uchwyt i spojrzał na zegarek.
–
Matko, już za pięć szósta. Musisz iść na kolację.
–
A ty nie idziesz? – Harry wyglądał prawie na zranionego.
–
To byłoby zbyt podejrzane, gdybyśmy weszli razem do Wielkiej Sali,
nie sądzisz? Wystarczy, że spędziłeś w moim gabinecie dziesięć
godzin. Może powinienem cię przekląć, żeby ta cała szopka
wyglądała przekonująco. – Zaczął wyciągać różdżkę.
–
Nie, dzięki. – Potter podniósł dłonie w obronnym geście. –
Jeśli ktokolwiek będzie pytał, powiem, że kazałeś mi wypić
jeden z eliksirów Neville’a.
–
A jak potem wytłumaczę to, że zmartwychwstałeś?
Harry
prychnął.
–
Pomyślę o tym.
–
Mam taką nadzieję. Nie powinieneś marnować swoich neuronów.
Potter
obrzucił go spojrzeniem, które mówiło - Bardzo
śmieszne
– po czym pokazał nauczycielowi środkowy palec.
–
Widzisz? Umiesz posługiwać się prostymi znakami. Może nauczysz
się też jeść widelcem?
–
Ten widelec to możesz sobie wsadzić, tłustowłosy dupku. – Nagle
oblał się czerwienią. Severus otworzył szeroko oczy, udając
oburzonego.
–
To będzie kolejne dziesięć punktów za beznadziejną aluzję.
–
Zamknij się. – Gdyby
tylko usłyszeli go jego przyjaciele. Już nigdy nie mógłby
spojrzeć uczniowi w oczy.
Potter stanął na palcach i przycisnął wargi do ust Severusa. Ten
oddał pocałunek. Już nie było żadnych wątpliwości ani pytań.
Tak miało po prostu być. W jego uchu rozbrzmiał niski, ochrypły
szept: – I nie, nie pogardzę ponownym widokiem twoich klejnotów.
Zanim
Severus zdążył odpowiedzieć na tak pobudzające stwierdzenie,
Potter chwycił miotłę, stojącą przy drzwiach i wybiegł z
pomieszczenia. Po kilku chwilach Snape nadal stał za swoim biurkiem
z trzepoczącym sercem i zegarkiem, tykającym w dłoni. Zamknął go
powoli i wsunął z powrotem do kieszeni.
***
Gryfońska
drużyna quidditcha ciągle na niego spoglądała. Potter stał tyłem
do stołu prezydialnego i zawzięcie gestykulował. Pewnie opowiadał
o wszystkich okropnościach, których doświadczył na przedłużonym
szlabanie. Minerwa usiadła na końcu stołu po tym, jak zatrzymała
się gwałtownie przed uczniowskim stołem. Zerknęła w górę i
posłała Severusowi spojrzenie które mówiło: Jak
mogłeś zrobić coś takiego uczniowi?
Właśnie takiego wzroku oczekiwał, gdyby dowiedziała się, co
naprawdę zrobił temu chłopakowi.
Snape
dźgnął widelcem małego pomidora i zaczął wydłubywać z niego
mak, którym był ozdobiony. Przeżuł go powoli, smakując kwaśne
warzywo z mnóstwem małych pestek. Tworzyło to nieprzyjemny
kontrast w porównaniu z makiem. Jadł jednak wolno, pozwalając
sobie na taką karę. Nawet
już z tym nie walczysz, Severusie. Jesteś żałosnym, brzydkim,
okaleczonym, słabym, obleśnym staruchem.
Nawet tego nie poczuł. Niewinność chłopaka zdawała się na niego
działać. Jego szczere starania zaprowadziły Snape’a do tego, że
teraz myślał, iż może na to zasługuje.
–
Możesz podać mi sól, Severusie?
Uniósł
brew i obrzucił Arkadię spojrzeniem, popychając w jej stronę mały
pojemnik. Jej brązowe oczy stały się nagle okrągłe i zaczęła
szybko posypywać łyżkami soli swój cytrynowy sos. Zauważyła to
dopiero po minucie.
–
Ups. Chyba powinnam zrzucić kilka kilogramów.
–
Tylko kilka? – wymamrotał pod nosem. Oblała się czerwienią i
odwróciła od niego. Wszystko w Penny było okrągłe: jej policzki,
dłonie, brzuch. To tak, jakby schowała się w wielkiej skorupie
przed czarną magią, z która miała walczyć. Chyba
po tych wszystkich latach Albus wie, że nie mam zamiaru z nikim
rozmawiać?
Dalej
jadł w ciszy. Emily usiadła na końcu stołu i plotkowała z
Rolandą. Po chwili zaczęła szarpać kosmyk włosów i patrzyła na
niego z niedowierzaniem. Czasami zastanawiał się, jakim cudem w
ogóle trafiła do Slytherinu. Niech
Bóg ma nas w swojej opiece, kiedy zostanie opiekunem domu.
Wyobraził to sobie i pomyślał, ze nikt nie powinien być na to
skazany.
Jadł
właśnie szynkę, kiedy dopadł go potworny ból. Snape upuścił
widelec i położył ostrożnie lewe przedramię na kolanach. Miał
nadzieję, że krople potu na jego czole nie były zbyt podejrzane.
Ktoś dotknął jego drżącego ramienia.
–
Wszystko w porządku?
–
Tak, profesor Arkadio. – Przed jego oczami zaczęły tańczyć
czarne plamy. Ktoś krzyczał. Spojrzał w górę i zobaczył
Gryfonów, skupionych wokół Harry’ego. Chłopak opierał się na
łokciach i chował twarz w dłoniach. Jego plecy podnosiły się i
opadały w zawrotnym tempie. Ktoś coś do niego powiedział, a ten
potrząsnął głową, rozcierając ręką czoło. Albus podszedł do
bachora. Dotknął jego drżących ramion, wyszeptał coś, po czym
Harry wstał niepewnie z miejsca. Przez chwilę spojrzenie błękitnych
oczu zatrzymało się na Severusie i już wiedział, co robić.
Snape
podparł się na prawej ręce i odsunął krzesło od stołu.
Zastanowił się, czy powinien iść najpierw do gabinetu dyrektora.
Tak
bardzo chcesz poczuć smak Cruciatusa?
Wrócił pospiesznie do swoich komnat, patrząc cały czas tylko pod
nogi. Nikt za nim nie podążał. Nawet Ślizgoni wydawali się
bardzo zajęci Potterem. Wszyscy Ślizgoni. Oddychaj,
Severusie. Nic mu nie będzie, Albus się nim zajmie.
Maska
była zimna jak lód. Dotarł do niego chłód lochów, więc otulił
się szczelniej wyświechtaną szatą. Włożył mały pakunek pod
poły peleryny i podwinął rękaw. Znak odznaczał się wyraźnie na
bladej skórze. Severus prawie zwrócił kolację, widząc krew,
spływającą po jego ramieniu i zamieniającą się w strupy.
Po
omacku odnalazł swoją własną wersję eliksiru przeciwbólowego:
gorzką, gęstą, naszpikowaną morfiną maź. Jeśli wziąłby
większą dawkę, mogłaby go zabić. Jednak była znacznie lepsza od
tradycyjnego eliksiru na ból. Była także przeznaczona do użytku
zewnętrznego. Trzęsącymi się dłońmi natarł nią Mroczny Znak.
Zredukuje to ból na tyle, żeby mógł iść.
Nie
pamiętał przejścia przez Zakazany Las, ale aportował się do
słabo oświetlonego, zakurzonego pokoju w starym domu Riddle’ów.
Jego ubrania były przemoczone, a z włosów kapały krople zimnego
deszczu. Miał opuchnięte dłonie, więc włożył je pod ramiona.
Razem
było ich około dwudziestu. Ogień z kominka oświetlał ich maski i
rzucał ponure cienie na perski dywan. Glizdogon kulił się przed
ogniem. Żaden inny śmierciożerca nie był tak niski, gruby i nie
miał srebrnej dłoni, błyszczącej w słabym świetle. Drżał
cały.
–
Przybyłeś – wysyczał głos osoby siedzącej w starym, skórzanym
fotelu przed kominkiem.
–
Tak, mój panie. – Snape pochylił głowę. Nawet jeśli Czarny Pan
nie mógł tego zobaczyć, jego poplecznicy mogli. Rozejrzał się
dookoła. Kilku z nich się chwiało. Herbert Goyle opierał się
ciężko o ścianę. Wyglądał, jak zraniony goryl.
–
Dlaczego tak późno? – Jedwabisty, wysoki głos Voldemorta pieścił
jego zmysły, jak ptasie pióra. Severus bał się myśleć, jaki
byłby tego efekt, jeśli nie wziąłby swojego eliksiru.
–
Właśnie jedliśmy kolację, mój panie. To byłoby zbyt podejrzane,
gdybym tak szybko wyszedł.
–
Podejdź do mnie.
Zawartość
jego żołądka przewróciła się szybko. Snape zmusił się do
ruszenia z miejsca i stanął przed fotelem. Voldemort siedział z
założonymi na siebie nogami, opierając łokieć na oparciu.
Głaskał swój podbródek w zamyśleniu.
–
Uklęknij.
Severus
zrobił to, co musiał. Chwycił w dłoń skraj niesamowicie
szorstkiej szaty Czarnego Pana i podniósł ją do ust. Prawą dłoń
oparł na kościstym kolanie. Peleryna była w kolorze pomiędzy
krwistą czerwienią a czernią. Kontrastowała silnie z śmiertelnie
bladą skórą. Severusowi zakręciło się w głowie.
–
Mój panie. – Snape przygotował się psychicznie na nadchodzący
ból. Zamiast tego, cienkie palce odrzuciły jego kaptur i zaczęły
pieścić jego włosy.
–
Twój dziadek byłby z ciebie dumny.
–
Dziękuję, panie. – Severus drżał na całym ciele. Każdy
śmierciożerca by się tak zachowywał, czekając na niszczącą
siłę. Przepraszam,
dziadku. Tak bardzo przepraszam.
–
Jesteś do niego podobny, ale włosy masz po babce. I twoje oczy...
Curtus miał oba innego koloru. To bardzo rzadkie. – Kościste
palce spoczęły na jego karku. Snape słyszał dookoła niepewne
oddechy innych śmierciożerców i czuł blisko siebie obecność
Glizdogona. Dywan pod jego kolanami był jak rozkładające się
ciało. Voldemort uniósł głowę Severusa i uśmiechnął się do
niego okrutnie. – Mój wierny sługa. – Słodkie słowa były
nożami, wbijającymi się w jego pierś.
–
To prawda, mój panie.
Czerwone
oczy zabłyszczały w parodii szczęścia. Severus wzdrygnął się,
kiedy zimne palce zacisnęły się na jego karku. Zamknął oczy i
poczuł, że jego maska jest zsuwana. Szorstki język musnął jego
skórę i zatrzymał się na ustach. Po chwili jednak podążył do
jego ucha.
–
Chytrze – wyszeptał Voldemort tak, aby inni nie usłyszeli. –
Chyba obaj powinniśmy być wdzięczni, że nikt nie wątpi w twoją
lojalność.
–
Panie?
Wokół
niego rozległ się cichy chichot. Snape starał się utrzymać
spokój i się nie ruszać. Voldemort przyglądał się mu z lekkim
uśmiechem. Patrząc na jego bezruch, wężowe źrenice, ukrytą
doskonałość jego wymęczonego ciała, Severus zastanawiał się,
kiedy kobra ukąsi i czy uda mu się przed tym uchronić.
–
Od dzisiaj zajmiesz się obserwacją Dziedzica Gryffindora. Zdobyłeś
już jego zaufanie. Jeśli nie, to prędko powinieneś. Odwróć jego
uwagę, ochraniaj go. Osłab do tego stopnia, że będę mógł go z
łatwością pokonać.
Severus
nie mógł zgrywać głupka. Pewnie Walden dzięki swoim znajomościom
w Ministerstwie dowiedział się o Harrym i wszystko wyśpiewał.
–
Tak, mój panie. – Coś zaczęło kruszyć się w jego duszy.
–
Severusie? – Delikatne palce wyznaczały zimny szlak na jego
skórze.
–
Tak, panie?
Voldemort
wyciągnął różdżkę.
–
To za to, że nie powiedziałeś mi wcześniej.
Przez
jego ciało przetoczył się niewyobrażalny ból, opanowując każdy
nerw. Severus starał się z tym walczyć tak mocno, jak mógł.
Klęczał na podłodze i trząsł się gwałtownie, a jego nos, usta,
oczy... Boże,
moje oczy! Moje oczy!
Jego wzrok przysłoniła plama czerwieni, a klątwa przedarła się
do jego mózgu. Zaczął krzyczeć.
–
AVIA!
AVIA! ERIPI! AMABO!
Na
skraju świadomości pomyślał, że ją zobaczył. Wyciągała do
niego dłoń. Spróbował ją pochwycić. Bliżej, jeszcze bliżej,
już prawie mu się udało...
Wszystko
stało się czarne.
*
Memento vitae – łac. pamiętaj o życiu
7.
Piątek, 17 kwietnia
Drobna
dłoń odgarnęła włosy z jego twarzy. Severus obrócił się słabo
w jej stronę. Niewyraźnie pamiętał, że został przyniesiony do
domu, dokładnie wykąpany i włożony do łóżka. Nie mógł sobie
jednak przypomnieć, jak się tu dostał – przecież nie przez
aportację. Uderzył go znajomy, słodki, duszący zapach. Coś
ciepłego okalało jego skórę. Słońce.
Skrzydło szpitalne.
Otworzył oczy, oczekując widoku Poppy i pragnąc Harry’ego.
–
Dzień dobry, słonko.
Był
zbyt słaby, żeby podskoczyć.
–
Co ja tu robię, Cyziu?
–
Śpisz. – Uśmiechnęła się zimno, co pasowało doskonale do
wyrazu obrzydzenia na jej twarzy. – Nie nadajesz się do
utrzymywania towarzystwa.
–
Gdzie jest Lucjusz?
–
Poszedł gdzieś z Draco.
Zawartość
jego żołądka obróciła się wściekle. Snape zorientował się,
że jest dokładnie tam, gdzie nigdy nie chciał się znaleźć:
nagi, w łóżku z Narcyzą Malfoy. Przynajmniej mógł to być
Lucjusz. Ta myśl zagotowała krew w jego żyłach.
–
Muszę już iść.
–
Później, kochanie. Oberwałeś niezłym Cruciatusem. To tylko i
wyłącznie twoja wina. Powinieneś był wspomnieć wcześniej, że
Potter jest Dziedzicem.
–
Nie pomyślałem.
Jej
wodnisty śmiech go nie zaskoczył.
–
Żadna nowość. – Narcyza pochyliła się, jakby chciała go
pocałować. Odsunął się, na co ona zadrwiła: – Chyba nie
sądzisz, że mogłabym położyć usta na takiej dziwce jak ty.
Severus
obrócił się na bok i podwinął kołdrę tak, że zasłaniała go
dokładnie od pasa w dół. Oddychał ciężko przez nos, a zimne
powietrze przedostawało się do jego płuc, karmiąc zalążek
wściekłości.
–
Zostaw mnie samego.
–
Cokolwiek zechcesz. – Oparła się o jego plecy. Na biodrach poczuł
delikatny dotyk jej drobnego biustu. Jego wnętrzności
zaprotestowały. – Mam powiedzieć skrzatowi domowemu, żeby
przyniósł ci śniadanie?
–
Nie, dziękuję. – Czekał, zaciskając wargi, kiedy ona
zawiązywała ciasno wokół pasa błękitny szlafrok, który był
koloru jej oczu. Wszystko w tym pokoju było niebieskie, białe lub
bladozielone. Czuł, jakby topił się w jeziorze w słoneczny dzień.
–
Twoje łachmany są w szafie. – Wyszła. Severus wpatrywał się
jeszcze długo w drzwi i zastanawiał, co w ogóle w niej widział.
Zamknął oczy i mimo promieni słonecznych, padających na jego
nagie plecy, poddał się zmęczeniu po Cruciatusie.
***
...
Szurał butami o posadzkę i zastanawiał się, skąd wzięła się
ta durna tradycja dawania komuś pluszowych misi. Przed jego oczami
tańczyły obrzydliwie różowe ściany z namalowanymi zwierzętami,
które pewnie miały być słodkie. Jeśli
ktoś by mnie pytał, to one są cholernie przerażające.
Niedźwiadek, tak podobny do tego, którego trzymał w ręku, mrugnął
do niego i uśmiechnął się wrednie. Odpłynął wraz z resztą.
–
Może pan wejść, panie Snape. Pokój 308, czwarte drzwi na prawo. –
Szeroki uśmiech pielęgniarki zniknął, kiedy zobaczyła jego
grymas.
Od
śmierci Eversora był tylko dwa razy sam na sam z Lucjuszem. Na
szczęście, były to tylko krótkie spotkania, trochę napięte, ale
owocne. Nadal byli z tej samej krwi, może nie tak blisko jak kiedyś
(musiał jednak podziękować tej aurorskiej suce za podsunięcie mu
wymówki), a Lucjusz był szczęśliwy, że nadal jest jednym z nich.
Narcyza... Cyzia może i była śmierciożerczynią, ale zawsze
witała go z otwartymi ramionami, ciepłym uśmiechem i dłońmi, w
których mógł ukryć swoją twarz.
Na
drzwiach do pokoju 308 wisiała plakietka z napisem: Rodzina Draco
Gajusza. Zapukał i czekał, aż ktoś mu otworzy, ściskając w
dłoni brązowego misia. Lucjusz rozpromienił się na jego widok.
–
Udało ci się, maleńki kuzynie.
–
Oczywiście, że tak. Teraz chciałbym zobaczyć mojego
maleńkiego kuzyna. – Zmusił się do uśmiechu – zimnego i
bardziej cynicznego po siedzeniu przez siedem tygodni w celi
Ministerstwa – i pozwolił się uściskać. Narcyza siedziała na
łóżku, owinięta w kołdrę koloru oczu Dumbledore’a.
Potrząsnął
głową, żeby pozbyć się tego porównania. Pracodawca Severusa
pojawiał się ostatnio zbyt często w jego myślach. Szczerze
powiedziawszy, to od kilku miesięcy. Snape podejrzewał, że mógłby
zaufać temu człowiekowi. Jednak kiedy przypomniał sobie te
wszystkie rzeczy, które pokrótce opowiedział Albusowi, całkowite
zaufanie byłoby krokiem do tyłu.
Lucjusz
pochylił się w jego stronę i wyszeptał:
–
Tylko nie mów nic o braciszkach i siostrzyczkach. Było mnóstwo...
komplikacji. – W jego głosie słychać było nutę bólu. Uczucie
winy prawie zwaliło Snape’a z nóg. Po tych sześciu latach nadal
nie poznał skutków ubocznych tamtego eliksiru. Lucjusz puścił go
i popchnął w stronę łóżka. Cyzia spojrzała w górę. Jej
spojrzenie było dziwnie niewzruszone.
–
Witaj, Severusie.
–
Cześć, Cyziu. Moje gratulacje. – Nie odwzajemniła jego uśmiechu.
Trzymała w ramionach błękitne zawiniątko. Położył na łóżku
pluszowego misia i powiedział: – Hej, Draco.
–
Przecież wiesz, że ci nie odpowie. Ma dopiero jeden dzień.
Severus
skrzywił się. To nie była jego Cyzia.
–
Wiem. Nie jestem kompletnym ignorantem. W końcu teraz pracuję z
dziećmi.
–
Słyszałam, słonko. Chyba teraz chciałbyś go potrzymać. –
Brzmiała bardzo zaborczo, ale to zrozumiałe po tym, co powiedział
mu Lucjusz.
–
No dalej. Trochę wierzga, ale przyzwyczaisz się. – Lucjusz
poklepał go po ramieniu. Wyglądał na szczęśliwszego, niż
kiedykolwiek, ale zarazem przytłoczonego.
–
Jeśli jesteś tego pewien...
Wyciągnął
ramiona, a Cyzia z dużym wahaniem podała mu zawiniątko. Po chwili
przyciskał do siebie małe, kwilące dziecko. Odsunął delikatnie
materiał i zobaczył czerwoną skórę i włosy koloru promieni
słońca. Brak pigmentów u Draco sprawił, że serce Snape’a
uspokoiło się. Nie
mógłby mieć tego drugiego genu ode mnie.
–
Jest piękny.
–
Prawda? – Lucjusz pochylił się delikatnie nad jego ramieniem.
Wyciągnął rękę i pogładził palcami miękki, drobny policzek.
Draco ziewnął i obrócił twarz do piersi Severusa. Otworzył na
chwilę oczy – były tak samo srebrne, jak te Lucjusza. Snape
poprawił instynktownie dziecko, leżące w jego ramionach. Ogarnęło
go dziwne ciepło.
–
Myślę, że cię lubi, maleńki kuzynie. Może bardziej się
nadajesz do nauczania, niż myślałem.
–
To praca, która daje nam łatwy dostęp do Hogwartu. Po prostu
skorzystałem z okazji. – Poczuł wstyd przez to, że kłamał w
obecności Draco. Przed oknem, za którym rozciągała się
styczniowa panorama zaśnieżonego miasta, stało bujane krzesło.
Podszedł go niego i usiadł ostrożnie tak, żeby nie przeszkadzać
maleńkiemu chłopcu. Narcyza wydała z siebie zduszony okrzyk, ale
kiedy spojrzał w jej kierunku, udawała, że przygląda się swoim
paznokciom.
Lucjusz
kaszlnął.
–
Cyziu, kochanie, chyba nie masz nic przeciwko temu, że zostawię
waszą trójkę na minutę? Muszę... no wiesz...
–
Idź, Luc. Porozmawiam sobie z Severusem.
Lucjusz
westchnął z ulgą, pocałował ją szybko i zniknął za drzwiami.
Severus nie odzywał się, zafascynowany miękkim, ciepłym
zawiniątkiem, spoczywającym w jego ramionach.
–
Chyba będziesz go niańczył.
–
Co? – Spojrzał ze zdziwieniem na Narcyzę, zaskoczony jej ostrym
tonem.
–
Przecież jesteś dobry w służeniu, prawda? Od prostytucji do
opieki nad dzieckiem.
–
O czym ty, do cholery, mówisz?
–
Doskonale wiesz, o czym mówię. Wiem, że bzyknąłbyś się z kim
popadnie, ale z charłakiem? I to własnym bratem? – Obrzuciła go
spojrzeniem, marszcząc nos tak, jakby wąchała coś obrzydliwego. –
Wystarczyło chyba, że zerżnąłeś własnego kuzyna i jego żonę.
Musieliśmy być wspaniałą odskocznią od bratniej miłości.
Jego
wnętrzności zacisnęły się wściekle.
–
Cyziu...
–
Jesteś chory, Severusie.
–
Cyziu! – Trząsł się cały. Draco obrócił się i zaczął
płakać. – To nie była moja wina! Eversor...
–
Był charłakiem, a ty jesteś czarodziejem. Nie mógłby cię
dotykać, chyba że tego sam chciałeś.
Jego
oczy zaszkliły się, a po policzku spłynęła duża łza. Za nią
potoczyły się kolejne. Zaczęły kapać na błękitny kocyk.
–
To był twój pomysł, prawda?
–
A co mi zrobisz, kiedy przyznam ci rację? Mnie też zabijesz? Może
jeszcze Draco? Przecież wiesz, że nie będzie już kolejnych. Oddaj
mi go, cały się przemoczy. Nie pozwolę, żeby taka dziwka jak ty,
narażała mojego syna. – Spojrzała na niego zimno.
Severus
przycisnął do siebie małego chłopca tak długo, jak mógł. Jego
umysł otaczało uczucie bólu i zdezorientowania. Przyrzekł sobie:
Cokolwiek
się stanie, Draco, będę cię chronił. Nie pozwolę ci zamienić
się w swoich rodziców. Tylko nie upodabniaj się też do mnie.
Oddał Narcyzie chłopca i tak szybko, jak mógł, dopadł do drzwi i
wybiegł, próbując ukryć łzy...
Obudził
się, czując na sobie promienie słońca. Był uwięziony przez
zieloną pościel w łóżku Malfoyów. Severus podciągnął kolana
do piersi i objął je ramionami. Zawiódł Draco. W całym swoim
życiu zatracił siebie na więcej sposobów, niż chciałby sobie
przypomnieć. Właśnie w tym momencie chciał, żeby Harry był przy
nim.
***
Draco
wyrósł na całkiem urodziwego młodzieńca. Siedział na
błyszczącej kanapie, trzymając na kolanach swoją pracę domową.
Był już prawie tak wysoki, jak jego ojciec. Zbyt
wysoki na szukającego. Powinien był przestać grać cztery temu.
Jego nos był spalony od słońca. To nie było nic dziwnego, ale
Severus nie mógł tego tolerować. Przecież było tyle eliksirów,
żeby temu zapobiec.
–
No dalej, profesorze, niech mi pan podpowie.
–
Nie. Ja skończyłem moje zadanie domowe długo przed tym, jak się
urodziłeś.
–
Więc?
Miał
wielką ochotę odjąć punkty swojemu własnemu domowi.
–
Jak masz zamiar się czegoś nauczyć, kiedy dam ci gotowe
odpowiedzi?
Draco
spojrzał na niego ponuro i znów powrócił do swojej książki.
Jego do połowy dokończony esej na temat odkrycia antidotów na
różne trucizny (zamierzone i niezamierzone) leżał na niskim,
mahoniowym stoliku. Był niewiele trudniejszy od podobnego
wypracowania, które zadał im kiedyś na czwartym roku i Snape nie
był zdziwiony, że Draco chciał czyjejś pomocy.
–
Słyszałeś o Quernusie? Całkiem śmieszna sprawa. – Lucjusz
uśmiechnął się złośliwie. Zarzucił jedną rękę za oparcie
kanapy. Z łatwością mógłby pochylić się i złapać Draco za
ramię.
–
Zamyka swój sklep. Co w tym śmiesznego? – odpowiedział ostrożnie
Severus.
Lucjusz
prychnął.
–
Nie słyszałeś? To takie zabawne! Pamiętasz te siedemnastowieczne
talerze, o których opowiadał?
Snape
pokiwał głową. Rozbije je o głowę Mulcibera, jeśli kiedykolwiek
jeszcze o nich wspomni.
–
Były podrobione, przynajmniej większość z nich. Jakaś wiedźma z
Plymouth zbiła fortunę na naiwnych kolekcjonerach. Kompletnie go
oskubała. To była taka hańba, więc musiał zamknąć sklep, bo
teraz już nikt by mu nie uwierzył.
Severus
zmusił się do śmiechu, ale to było nic w porównaniu z rechotem
Lucjusza, który odrzucił swoją jasną głowę do tyłu, a jego
srebrne oczy błyszczały w blasku świec razem z perfekcyjnymi
białymi zębami. Był tak samo urodziwy jak jego syn, ale to była
tylko skorupa. Ślady zniszczenia na jego psychice były zbyt
widoczne dla Snape’a.
–
Może teraz przestanie nas zanudzać. – Severus uśmiechnął się
wrednie.
–
Mam taką nadzieję. Chyba nie zniósłbym kolejnego wykładu na
temat historii porcelany.
–
Racja. – Severus kaszlnął krótko. – Nie chcę psuć wam
popołudnia, ale naprawdę muszę już wracać. – Wspominał juz o
tym piąty raz.
–
Jesteś tego pewien? – Lucjusz wyglądał na prawdziwie
przygnębionego. Snape nie mógł zrozumieć, dlaczego.
–
Obawiam się, że tak. Profesor Dumbledore staje się coraz bardziej
podejrzliwy. Od ukazania się Znaku nad Londynem zadaje mnóstwo
pytań.
–
Masz rację. – Lucjusz machnął leniwie dłonią. – Poczekaj do
jutra, to zobaczysz.
Severus
zmrużył bacznie oczy.
–
Co tym razem zrobiłeś, Lucjuszu?
Lekki
uśmiech posłał dreszcze w dół kręgosłupa Severusa.
–
Nie ja.
–
W takim razie kto?
Jasne
oczy błysnęły.
–
To był pomysł Cyzi.
Snape
zadrżał na całym ciele. Lucjusz i Narcyza wspaniale do siebie
pasowali.
–
Mam nadzieję, że to nie jest coś, co może nas zdradzić?
Lucjusz
potrząsnął głową. Złożył ręce i upadł na kanapę tak samo,
jak Draco.
–
Taka mała terrorystyczna gonitwa. Pomysł Narcyzy jest trochę
nudny, ale nastraszy szlamy. Nie martw się, nie namierzą nas. –
Uśmiechnął się niewinnie. – Chciałbym, żebyś tam był,
Severusie. Miałbyś niezłą zabawę.
–
Mi jakoś nie pozwalasz sobie pomagać. Kiedy mam się niby bawić? –
Draco był zirytowany.
–
Kiedy skończysz szkołę. Najpierw dokończ pracę domową. Nie
pozwolę, żeby ta szlama była znów lepsza od ciebie. Nieraz się
zastanawiam, dlaczego mianowali cię prefektem.
Draco
jęknął, ale wymamrotał:
–
Tak, ojcze. – Jednak tu nie chodziło o to, że Granger także była
prefektem ani o to, że była o wiele mądrzejsza. Nigdy
nie tolerowałeś kogoś, kto był drugi, Lucjuszu.
Olśniewająca, szalona żona, inteligentny kuzyn... Nikt nie
wychodził z domu Malfoyów z kompletną duszą. Taka była cena.
Severus
wyciągnął zegarek i zobaczył, że dochodziła czwarta. Niestety,
przespał południe.
–
Naprawdę powinienem już iść, Lucjuszu. Starzec pewnie już wysłał
misję poszukiwawczą.
–
Szkoda, że sam nie zacznie szukać. To przynajmniej ułatwiłoby nam
pracę.
Severus
zmusił się do lekkiego uśmiechu. W głębi serca zastanawiał się,
czy udałoby mu się chwycić pogrzebacz, uderzyć nim Lucjusza i
aportować się, zanim Draco by się zorientował. – Wiem, o czym
mówisz. – Usiadł w ciszy na szmaragdowozielonym fotelu, który od
wielu lat był jego. Myślał o tym, jak bardzo ułatwiłoby mu
pracę, gdyby Voldemort nagle kopnął w kalendarz. Przypomniał
sobie jego rozkazy z wczorajszej nocy. Odsunął tą myśl na bok.
Lepiej się nad tym nie zastanawiać, póki nie dotrze bezpiecznie do
Hogwartu. – Gdzie jest...
–
A jak myslisz? Chyba już nie zapomniałeś.
Severus
potrząsnął głową.
–
Oczywiście, że nie. Przepraszam, nie jestem jeszcze do końca sobą.
–
Czas ci nie sprzyja, maleńki kuzynie.
Snape
obrzucił Lucjusza gorzkim spojrzeniem, widząc, że ten uśmiecha
się z satysfakcją. Powstrzymywał się przed wyciągnięciem
różdżki. Nie
przy Draco.
Nie dziwiło go to, że jego twarz i ciało starzały się szybciej,
niż Malfoya. Jak
będę wyglądać w wieku czterdziestu siedmiu lat? Jeśli,
oczywiście, tego dożyję.
–
Maleńki
kuzynie?
– Draco uśmiechnął się wrednie. – Nadal cię tak nazywa?
–
Wie pan, panie Malfoy, że punkty będę odbierał w swoim czasie.
Niech mnie pan do tego nie zmusza. – Spojrzał groźnie na Draco,
póki chłopak nie przełknął ciężko i wrócił do swojej pracy
domowej. Lucjusz uśmiechnął się, a Snape wstał i przeciągnął
się. – Miłej przerwy świątecznej, Draco. Zobaczymy się w
przyszłym tygodniu.
Dzieciak
tylko coś odburknął.
–
Jesteś pewien, że nie chcesz zostać do kolacji? – spytał
Lucjusz, odprowadzając Severusa do garderoby z płaszczami.
–
Całkowicie. – Snape założył swoją szatę i stuknął różdżką
w ścianę, póki nie pojawiła się ukryta skrytka. Na haku wisiała
jego maska i peleryna. Na ten widok poczuł odruchy wymiotne, więc
szybko sięgnął i schował przedmioty. Materiał, okalający jego
ciało był ciepły i na swój sposób podnoszący na duchu. Pachniał
ziemią, tak jak trening Quidditcha w deszczowy dzień. Poczuł się
znacznie bezpieczniej, jakby był otoczony przez mocny pancerz.
–
Nie zachowuj się jak ktoś obcy, Severusie. Przecież wiesz, że cię
kochamy. – Lucjusz skrzywił się, widząc spojrzenie, którym
obrzucił go Snape.
–
Nie zmuszaj mnie, Lucjuszu – wysyczał przez zęby.
Palant,
który nie dotrzymuje obietnic, już się nie odezwał.
Severus
aportował się w Zakazanym Lesie. Wydawało mu się, że z tej
odległości może dojrzeć zamek. Zdawał się być całe mile od
niego. Zaczął się przedzierać powoli przez mech i liście.
Niedługo będzie się ściemniać, a chodzenie w Lesie po ciemku
było niebezpieczne. Nie żeby kiedykolwiek było tu całkowicie
jasno. Gałęzie łamały się pod jego stopami. Raz po raz jego buty
zatapiały się w błotnistej ziemi. Starał się skoncentrować
swoje myśli: Wróć
do domu, porozmawiaj z Albusem, popracuj, poczekaj na Harry’ego.
Wróć do domu, porozmawiaj z Albusem, popracuj, poczekaj na
Harry’ego...
Wyszedł
z Lasu w pobliżu chatki Hagrida akurat wtedy, kiedy niebo na
wschodzie robiło się stalowoszare, a to na zachodzie zapowiadało
nadejście płomieni. Wielki, czarny kształt skoczył mu na plecy i
zanim Severus zdążył zareagować, leżał twarzą w ziemi.
Mlasnęła pod nim.
–
HAGRID!
–
Kieł! Złaź z profesora! Przepraszam, profesorze Snape. On po
prostu chce się zaprzyjaźnić. Kieł! Zejdź z psora! – Hagrid
pociągnął śliniącą się kupę sierści za kark. Snape leżał
przez chwilę na ziemi, przypominając sobie, że zabijanie zwierząt
swoich kolegów (nie ważne, jak bardzo wielkich, mokrych i
denerwujących) tylko wkurzy Albusa. Kieł zaskamlał żałośnie.
Severus podniósł się na łokciach i przybrał groźne spojrzenie.
–
Mam nadzieję, że kiedy następnym razem wyjdę z Lasu, nie będzie
mnie atakował śliniący się potwór, Hagrid. – Poczuł się
trochę lepiej (ale nie mniej mokro), gdy Hagrid opuścił głowę i
nerwowo wykręcił palce.
–
Przepraszam, psorze. On po prostu chciał pokazać, że pana lubi.
Snape
podniósł się na nogi. Mając mniej niż sześć i pół stopy,
mógł w ten sposób uchwycić perspektywę kogoś, na kogo patrzy
się z góry. Zwykle on to robił. Mimo czerwonego koloru twarzy
Hagrida, efekt zmalał, kiedy spojrzał w górę.
–
Boję się pomyśleć, co jeszcze lubi. – Skierował się w stronę
zamku i wyciągając z kieszeni różdżkę, zaczął nią
wymachiwać, starając się pozbyć błota i psiej śliny. Niestety
nie udało mu się uwolnić od smrodu Malfoya.
Nad
boiskiem do Quidditcha zobaczył latające sylwetki. Było trochę za
późno na trening, musiała być już pora kolacji. Severus podszedł
bliżej tylko i wyłącznie z czystej ciekawości, żeby zobaczyć
ich czerwone szaty powiewające na wietrze. Było ich tylko sześciu.
Dziwne.
Zastanawiał się, czy Harry naprawdę tak mocno cierpiał ostatniej
nocy. Jeden ze ścigających, Toby Gill, zauważył go i krzyknął
coś do reszty. Wylądowali na ziemi, rzucając mu zimne spojrzenia.
–
Nie ma tu Pottera – warknęła Natalie MacDonald.
–
A gdzie jest?
–
Po co to panu? – John Avon, którego starszy brat grał dla
Slytherinu, ścisnął swoją miotłę tak mocno, że jego knykcie
zbielały.
–
Dziesięć punktów od Gryffindoru, Avon. Będzie więcej, jeśli nie
odłożysz zaraz tej miotły. – Avon burknął coś pod nosem i
upuścił miotłę. Severus skrzyżował ramiona. – Potter miał
się stawić w moim gabinecie na szlabanie o ósmej – skłamał. –
Zastanawiam się, czy będzie miał trochę rozumu, żeby się
pojawić, skoro znalazł sobie coś bardziej interesującego do
roboty, niż ta durna gra.
–
Jest w skrzydle szpitalnym i to dzięki panu.
–
Wytłumacz to, MacDonald.
Zaczęła
się wiercić, ale jej zwężone, brązowe oczy nie przestawały go
obserwować. – Nie widział pan, jak zemdlał podczas kolacji,
profesorze? Opowiadał nam, co kazał mu pan robić, ale żeby
czyścić całą podłogę szczoteczką do zębów?
To
był jego pomysł! Nawet nie skończył.
–
W ten sposób upewniam się, że nie przewróci mi się na półki z
eliksirami. Nie będziecie tego kwestionować.
–
Będziemy, jeśli przez to stracimy Puchar! Tylko dlatego, że chce
pan, żeby Ślizgoni wygrali...
–
Dwadzieścia punktów, Gill. Ktoś jeszcze chce się wypowiedzieć?
Syknęli
coś pod nosem, ale żadne się nie odezwało.
–
Nie? Bardzo dobrze. – Odsunęli się, kiedy ruszył w ich kierunku.
Nie musiał tego robić, żeby dotrzeć do zamku (będzie musiał
przez to wejść tylnym wejściem), ale w ten sposób przypomniał im
o swojej pozycji.
Nie
zatrzymywał się nawet po to, aby odłożyć haniebne dowody swojego
wcześniejszego zachowania. Podszedł do kamiennego gargulca i
warknął gorzko:
–
Wiśniowe czekoladki. – Skrzyżował ramiona i tupiąc nogą
czekał, aż schody zabiorą go na górę. Nie mógł zrozumieć,
dlaczego nigdy nie pozwalały ludziom po sobie wbiegać.
Albus
wyglądał na bardzo zmęczonego. Miał cienie pod oczami, a wokół
ust utworzyły się nowe zmarszczki.
–
Będę potrzebował kolejnych wakacji, jeśli znów coś się stanie
tobie i panu Potterowi. – Próbował zmusić się do uśmiechu, ale
uwiązł on gdzieś pomiędzy smutnym grymasem i półuśmiechem.
Snape
poczuł się nieswojo. Myśl, że Harry’emu stało się coś
strasznego, wypaliła dziurę w jego sercu. Do tego pogłębił ją
widoczny stres Albusa. Wszedł do środka tak szybko, jak umiał i
zamknął za sobą drzwi.
–
Nakazano mi chronić Pottera i uniemożliwić mu przygotowanie przed
bitwą z Voldemortem.
Dumbledore
pokiwał głową.
–
To nie jest wcale zaskakujące. Voldemort ma powody, żeby się bać.
–
Przepowiednia?
Dyrektor
przytaknął ponuro.
–
Przepowiednie bardzo często się mylą, dyrektorze. – Od razu
pożałował tego, co powiedział. – Przecież obaj wiemy, że są
źle rozumiane – dodał bez wahania, mimo uścisku w sercu.
–
To prawda. – Albus rozsiadł się w swoim fotelu, patrząc w
przestrzeń przez złożone palce. – Zeszłej nocy nałożyłem na
niego zaklęcia ochronne. Powinny zablokować najgorsze napady złości
Voldemorta.
–
Sądzi pan, że też mógłbym...? – Dumbledore uśmiechnął się
słabo i jego pierś wypełniło uspokajające ciepło. – A jak
on...
–
Poppy powinna go niedługo wypuścić. A jeśli mówimy już o...
–
Podwójnie doświadczyłem niesamowitej przyjemności płynącej z
tortur, a potem obudziłem się w tym przeklętym domu. – Severus
uśmiechnął się do siebie gorzko. – W moim wieku to już
przesada, a Lucjusz z chęcią mi o tym przypomniał.
–
To byłoby przesadą dla każdego, mój stary przyjacielu. –
Dumbledore wskazał jeden z foteli, stojących przed jego biurkiem.
Severus usiadł, ale wolałby wrócić z powrotem do swoich lochów,
żeby w spokoju pomyśleć.
Zbyt
wiele myśli pałętało się po jego głowie. Pośród całego
pulsującego bałaganu snuło się denerwujące przeczucie, że ktoś
śmie uważać Harry’ego tylko za narzędzie. Czy
nikt się nie zorientował, że zanim został Chłopcem, Który
Przeżył był tylko wstrętnym bachorem? Wystarczy złamać jedno
niepisane prawo i już cały magiczny świat stawia go na piede...
Powstrzymał się. Severus nie był pewien, co martwiło go bardziej:
czy to, że tak pomyślał, czy to, iż zatrzymał to z własnej
woli. Nie
rób tego, Severusie. Chcesz go przekląć na zawsze?
To było bezcelowe. Dzieciak ze swoimi ciepłymi ustami, delikatnymi
dłońmi i denerwującym samozaparciem na dobre zadomowił się w
jego sercu.
–
Zrobiliście jakieś postępy?
–
Żadnych, dyrektorze. – Przynajmniej
nie takie, o których chciałbyś wiedzieć.
Albus
zaczął bawić się opakowaniem po Czekoladowej Żabie.
–
Będziesz próbował, jeśli cię o to poproszę?
–
Możesz poprosić.
–
Będziesz próbował dalej dla dobra nas wszystkich, Severusie?
Snape
wziął głęboki oddech i po chwili wolno go wypuścił. Nie
sądzę, żebym mógł się powstrzymać, jeśli spróbuję. Przykro
mi, Albusie.
–
Tak, dyrektorze. – Ale
pomimo tego, jak widzi go cały świat, ja będę go traktował tak,
jak na to zasługuje: jak najbardziej znienawidzonego, okropnego,
małego bachora, jaki kiedykolwiek chodził po ziemi. Do cholery,
przecież ktoś musi się nim
zająć.
–
Dziękuję. – Napięcie, którego wcześniej Severus nie zauważył,
odpłynęło całkowicie z ciała dyrektora. Zastanowił się przez
chwilę, czy zawsze tam było. – Dowiedziałeś się czegoś
jeszcze?
–
Tak, dyrektorze. Mroczny Znak nad Londynem.
Albus
pokiwał głową.
–
Tak?
–
Najwyraźniej to jakaś forma zastraszenia ze strony śmierciożerców.
Zrobią to pewnie jutrzejszej nocy.
Albus
przytaknął.
–
Wiesz kto jest w to zamieszany?
–
Lucjusz Malfoy, ale też jego żona, ponieważ to był jej pomysł.
–
Ach. – Albus zacisnął szczękę. – Muszę ostrzec Yves, żeby
uważali.
Severus
okręcił się na krześle. To, że Dumbledore tak przejął się
wybrykami Narcyzy świadczyło o jego ufności w Snape’a. Z tego co
wiedział Albus, Narcyza przygotowała także inny specyficzny
wypadek w nocy, w której umarł Eversor. Nikt na to nie zasługiwał,
nawet Niszczyciel. Snape miałby problem z wpadnięciem na jej wiele
pomysłów. Nawet Lucjusz musiał zredukować jej zapędy z uwagi na
jego niezaspokojony głód do niewymownych. Było ich tylko kilku,
ale ich pomysłowość przyprawiłaby niejednego śmierciożercę o
koszmary.
–
Mogę już iść, dyrektorze? Chciałbym wrócić do pracy.
Albus
pokiwał głową.
–
Oczywiście, przyjacielu. – Coś w jego błękitnych oczach
sprawiło, że Severus poczuł, jakby już ułożyli dla niego napis
nagrobny. Może to nie miało nic wspólnego z nim. Wyglądało
raczej jak wielki smutek i tęsknota za końcem tej straszliwej
wojny. Nie chciał myśleć o tym, że śmierć mogła zostać
pokutą. Nigdy
nie myślałem, że Dziedzic cholernego Gryffindora może być czymś
więcej, niż tylko symbolem).
Severus
wstał szybko, rzucił Albusowi pożegnalne spojrzenie i wszedł do
kominka. Sieć Fiuu w jego gabinecie była tak zaczarowana, żeby
rozpoznawała tylko i wyłącznie jego obecność. Już po raz drugi
zdziwił się, że pomyślał, iż dał Potterowi dostęp do
prywatnej części swojego życia. To
jest coraz bardziej niebezpieczne, Severusie. Taka otwartość może
zabić was obu.
Albo,
odezwał się cichy głosik w jego głowie, utrzymać
przy życiu.
Usiadł
za swoim biurkiem. Kiedy tylko to zrobił, stały się dwie rzeczy:
zorientował się, że nie ma dzisiejszej gazety i ktoś zapukał do
drzwi. Puk,
puk, puk, puk, puk, puk, puk, puk.
To nie była Minerwa, bo ona zawsze stukała po cztery razy, ani
Emily. To był ktoś zupełnie nowy. Słyszał już kiedyś to
pukanie, ale nie mógł przypisać go do żadnej osoby.
–
Czego chcesz? – warknął.
–
Wpuść mnie. Nie będę z tobą rozmawiał przez drzwi.
Nie
pamiętał nawet, kiedy je otworzył. Potter po prostu znalazł się
przed nim, cały blady i z cieniami pod oczyma. Jego blizna była
pokryta strupami – wyglądała, jakby wcześniej płonęła.
Spojrzał ponuro w górę.
–
Wyglądasz jak worek gówna.
–
Dwadzieścia punktów za język, panie Potter.
Dzieciak
przewrócił zapadniętymi oczyma i podszedł. Snape zamknął za nim
drzwi i zabezpieczył je. Harry zgarbił się.
–
Chciałem ci tylko powiedzieć, że nie zostaję na noc w szpitalu. –
Wnętrzności Severusa przewróciły się. – Czuję się, jakbym
spędził godzinę pod Cruciatusem. Nie mogę już tam siedzieć.
Pani Pomfrey po prostu mnie wypuściła. Będziesz teraz na mnie zły?
–
Kogoś, kto był pod wpływem tej klątwy przez tak wiele czasu w
ciągu dwudziestu czterech godzin, nazwałbym prawie martwym. Chyba
nie masz zamiaru robić niczego dzisiejszego wieczoru. Powinieneś
odpoczywać.
Harry
zmarszczył brwi.
–
Coś się stało? Nic ci nie jest, prawda?
Severus
uniósł brew i zajął ponownie krzesło.
–
Takie nieprzewidywalne i raczej dziecinne zachowanie Czarnego Pana
jest normalne i mam nadzieję, że to doświadczenie nie skróci
znacząco mojego życia, tak jak to się dzieje w niektórych
przypadkach. – Zamarł, kiedy Harry położył podbródek na jego
głowie i objął ręką jego ramiona.
–
Przykro mi.
–
Niby dlaczego? Chyba że Lord Voldemort jest pod wpływem twojego
Imperiusa i każesz mu mnie torturować, żeby uciec od końcowego
egzaminu.
–
Cii. – Harry oparł swoje drugie ramię na oparciu krzesła i
upuścił rolkę pergaminu na kolana Snape’a. – Zrobiłem ci coś.
Żołądek
Severusa wypełnił się galaretą.
–
Spóźniłeś się, Potter. Walentynki były dwa miesiące temu. –
Musiał się bardzo postarać, żeby nie zadrżeć podnosząc
pergamin. Kiedy to robił, poczuł dziwny dreszcz, wychodzący się z
czubka jego głowy. Rozszerzył oczy ze zdumienia i sapnął przez
zdrętwiałe wargi. Odwrócił się, żeby spojrzeć na Harry’ego.
Chłopak zachichotał i irytacja Severusa natychmiast się
rozpłynęła.
–
Dlaczego miałbym chcieć podarować walentynkę takiemu
tłustowłosemu, perwersyjnemu dupkowi? W skrzydle szpitalnym było
strasznie nudno, więc przejrzałem gazetę i zaznaczyłem bardziej
interesujące rzeczy.
–
Dlaczego myślałeś, że sam nie mógłbym tego zrobić?
Harry
wzruszył ramionami.
–
Nie wiem. Tylko... myślałem, że to docenisz. – Jego blade wargi
wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu. – Przepraszam.
Snape
po prostu się na niego gapił. Ogarnęło go dziwne uczucie. Było
ciepłe, pełne wdzięczności i czegoś, z czym już miał kiedyś
do czynienia: uznania. Jego rozum wysłał mu słabe ostrzeżenie
zanim jego ciało mogło się powstrzymać i po chwili zrozumiał, że
całuje Pottera. Wplótł ciepłe palce w te niesforne włosy i
przyciągnął delikatne ciało do siebie. Pieścił językiem gorące
wargi Harry’ego. Jego nos płonął od rozpalonych oddechów tak
mocno jak wszystkie nerwy, płynące od jego głowy w dół
kręgosłupa. Chłopak nadal był niedoświadczony, ale starał się
naśladować ruchy Severusa.
On
jest mój, Voldemorcie. Nieważne, co powiesz i zrobisz, on nadal
będzie MÓJ. Jeśli go chcesz, będziesz musiał najpierw się mnie
pozbyć.
–
Jesteś... – Jęknął, czując na sobie gorączkowy dotyk palców.
– ... bezczelnym... – Kolejny pocałunek. - ... zarozumiałym,
aroganckim i wstrętnym...
Ramię,
obejmujące Severusa zsunęło się na jego plecy. Palce zaczęły
pieścić jego skórę w nieumiejętny sposób, ale nadrabiały to
entuzjazmem. Harry otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale nie
miał na to szansy. Ręka przytrzymująca jego szyję i paznokcie
wbijające się w jego kark zmusiły go do jęku. Severusowi wydawało
się, że usłyszał ciche:
–
Tłustowłosy dupek.
–
Wstrętny bachor. – Podniósł się, ciężko oddychając i
pozwolił Harry’emu opleść ramiona wokół jego szyi. Ciepło i
ciężar ciała, przyciskającego się do jego własnego i
balansującego na palcach u stóp było tym, czego potrzebował.
Natarczywa i nabrzmiewająca erekcja otarła się o udo Severusa. Po
chwili on sam był w podobnym stanie. Jednakże był drugi. W tej
sytuacji większość rzeczy taka była.
Ręka
spoczywająca na plecach Harry’ego przesunęła się jeszcze
bardziej w dół. Zatrzymała się na chwilę tuż ponad słodkim
zakrzywieniem pleców. Potter poruszył biodrami i westchnął cicho.
Zieleń jego oczu została całkowicie pochłonięta przez czarne
źrenice, kiedy Severus objął dłonią umięśnione pośladki. Jego
palce spoczęły na delikatnej skórze w miejscu, w którym zaczynały
się jego smukłe nogi. Chłopak jęknął z desperacją.
–
Proszę...
Snape
przerwał pocałunek i odsunął się, żeby spojrzeć na Harry’ego.
Miękka skóra była zarumieniona i zaczynała błyszczeć pod cienką
warstwą potu. Na twarzy Pottera pojawił się wyraz pożądania i
paniki, podsyconej przez podniecenie. Jego okulary były
przekrzywione, więc Severus zdjął je delikatnie, przeczesując
palcami wilgotne, niesforne kosmyki.
–
O co prosisz?
Potter
przełknął ślinę. Unikał nieśmiało jego wzroku.
–
O to, co zrobiłeś w zeszłym tygodniu.
–
Nie. – Nie
pozwól mu zamienić się tylko w odbiorcę twojej przyjemności.
–
Nie? – spytał Harry cienkim i zduszonym głosem. Wyglądał na
przerażonego.
Severus
zaczął podwijać ręką uczniowską szatę.
–
Usiądź.
Potter
zajął miejsce na krześle. Snape’owi udało się z małą pomocą
podciągnąć materiał do pasa chłopaka. Proste białe majtki były
napięte i wybrzuszone. Uklęknął i zsunął je po krótkich,
umięśnionych nogach, ciągle utrzymując z Harrym kontakt wzrokowy.
Złożył delikatny pocałunek na bladym, lekko rozsuniętym udzie.
–
Będziesz musiał mi wybaczyć. Dawno tego nie robiłem.
–
Chcesz...? – Wyraz przerażenia na jego twarzy został zastąpiony
przez ciekawość i szok.
–
Jeśli będziesz cicho, to sam się dowiesz. – Severus podniósł
się na chwilę i pocałował go lekko po raz ostatni. Na pewno nie
dostanie już więcej. Musiał się postarać, żeby nie zamykać
oczu i ich tak nie pozostawić. Patrzenie w górę pomoże mu w
odgadnięciu, czy robi coś źle, czy dobrze i ile zapomniał przez
te osiemnaście lat. Jego serce zacisnęło się natychmiast
sprawiając, że poczuł się jak piętnastolatek.
Ciepłe
uda zadrżały pod jego dotykiem. Pochylił głowę i dotknął
wargami rozgrzanej skóry. To było całkowicie nieznane mu uczucie.
Jego serce zabiło szybciej, kiedy Harry wydał z siebie cichy
odgłos. To rozwiało trochę jego wątpliwości. Ostatni był
Oktawian, w noc zanim Severus skończył dwadzieścia jeden lat. Ale
to nie jest Oktawian Travers. To jest Harry Potter. Na Merlina, Harry
Potter.
O mało nie odskoczył. Powstrzymał go denerwujący głosik: Właśnie
tak, Severusie. To jest twój Harry.
Zgodził
się z nim i rozchylił wargi.
–
O mój boże. – Harry jęknął głośno, kiedy Severus wsunął do
ust ciepłą, twardą główkę. Spoczęła na jego języku, który
ochraniał ją przed ostrymi, zakrzywionymi zębami. Te zęby były
kolejnym dowodem na to, że Potter powinien uderzyć się w głowę.
Nikt
nie mógł chcieć Severusa Snape’a, chyba że do wyładowania
emocji. Był tylko narzędziem, zabawką, chłopcem, który
zastępował im piekło na ziemi. Gdyby mógł ochronić siedzącego
przed nim ufnie chło... młodego mężczyznę przed podobnym losem,
mógłby nawet pozwolić mu się zniszczyć.
Bardzo
powoli, tak żeby nie przestraszyć Harry’ego, wsunął członek
głęboko do ust. Czubek jego nosa otarł się o kręcone włosy.
Duszny, ciężki zapach, silniejszy od normalnego zapachu chłopaka,
wypełnił jego nozdrza i płuca, zatapiając jego mózg w falach
endorfin. Długie palce przesunęły się wzdłuż klatki piersiowej
Harry’ego. Cichy pisk, tak podobny do odgłosów wydawanych przez
króliki, sprawił, że zadrżał. Cofnął głowę, po czym znów
objął wargami męskość i wsunął ją do ust. Harry jęknął
przeciągle.
Po
chwili znalazł stały rytm. Cofał się, ssąc lekko, po czym znów
pochłaniał przyrodzenie chłopaka, przesuwając jego delikatną jak
jedwab skórę. Ręka Pottera zacisnęła się ciasno na jego
włosach. Druga pogłaskała czarne kosmyki włosów i spoczęła na
jego karku. Spojrzał w górę. Harry miał zamknięte oczy, jego
pierś unosiła się i opadała w zawrotnym tempie, a głowa była
oparta o tył krzesła. Severus zerknął na jego rozchylone usta,
wydające z siebie niskie odgłosy wraz z każdym ruchem warg mistrza
eliksirów. Chłopak rozwarł mocniej nogi, zachęcając go do
przysunięcia się.
–
Nie przestawaj – wyszeptał szybko, prawie błagalnie. – Proszę,
Severusie, nie przestawaj. – Ten głos wyzwolił w nim niesamowite
pożądanie i z ukłuciem strachu poruszał się dalej, smakując
delikatnej, młodzieńczej skóry i słodkogorzkiego posmaku
niewinności. – O mój boże, Severusie... Sev... – Z jego ust
wydobył się krótki krzyk. To zdrobnienie brzmiało na spuchniętych
wargach Harry’ego jak imię boga. Na jego języku pojawiła się
kropelka przezroczystej cieczy.
Mi
Harry, nunquam deser me.*
Pojedyncza kropla potu spłynęła powoli po jego nosie i wylądowała
na kosmykach czarnych włosów. Przyspieszył, poruszając głową w
górę i w dół. Czuł, jakby wraz z każdym odgłosem Harry’ego
wokół jego serca rósł potężny balon. Biodra chłopaka zadrżały
konwulsyjnie i znowu, i znowu. Jego głowa opadła na pierś. Te jęki
były dla niego niczym muzyka. Osłabione, drżące palce nie
odsunęły się od jego głowy.
–
Proszę – wymruczał Harry. – Sev, proszę... O boże... – Jego
biodra wystrzeliły w górę, wbijając członek głębiej do ust
Severusa, a głowa odchyliła się na oparcie. Snape ssał tak mocno,
na ile był w stanie. Chłopak krzyknął krótko, zesztywniał i
doszedł w jego chętnych ustach, oblewając podniebienie
słodkogorzkim płynem. Język Snape`a zaczął piec. Severus nie
ruszał się, zbierając wargami ostatnie kropelki, zanim nie
pomyślał, że może tym skrzywdzić swojego Harry’ego. Powoli
odsunął się, całując przy tym malejącą główkę penisa.
Czarny
materiał szaty kontrastował silnie z bladą skórą Harry’ego,
błyszczącą teraz od potu. Chłopak dysząc, osunął się na
krześle, a jego ręce opadły z ramion Severusa, kiedy ten uniósł
się na kolanach. Cienie na policzkach i wokół oczy chłopaka
zamieniły się z szarych na lekko zaczerwienione. Snape odsunął
się, żeby pozwolić mu odetchnąć. Opuścił głowę i spojrzał
na podłogę, czując w żołądku niemiłe ukłucie smutku. Nie
bądź samolubny. Nie możesz go zatrzymać. Kto by ciebie chciał?
–
Powinieneś odpocząć – wyszeptał.
–
Nie. Wolę zostać z tobą.
Severus
spojrzał w górę i zmarszczył brwi. Harry opierał się o tył
wysokiego krzesła i ściskał słabo oparcie. Pomiędzy krótkimi
rzęsami pojawił się błysk zieleni. Dlaczego,
na boga, chciałbyś zostać z czymś takim jak ja?
Nie powiedział tego na głos – nie był pewien, czy chciał
usłyszeć odpowiedź. Wątłe palce musnęły jego twarz. Zanim
zdołał się powstrzymać przed przytuleniem się do nich, Harry
pochylił się i przycisnął usta do warg Severusa.
Snape
zamarł. Tylko Narcyza całowała go po... tym. Jako zwykła męska
prostytutka, całował tylko garstkę osób, którym wcześniej
sprawiał przyjemność. A on... Harry uczynił go równym sobie
przez zwykły dotyk ust. To było jak obietnica. Może tylko
krótkotrwała, ale jednak. Był za bardzo zdezorientowany, żeby
protestować, kiedy Harry pchnął go na biurko i uklęknął między
jego nogami.
–
Przepraszam – wyszeptał, odwracając wzrok. – Nie wiem, jak...
–
Nie dziwi mnie to – odparł Severus, oczekując tego, co miało
zaraz nastąpić.
–
Proszę... – Harry odnalazł skraj jego szaty, po czym jego dłoń
powędrowała w górę. Znów się pocałowali – Severus nie był
pewien, kto zrobił to pierwszy – i nie przerywali, dopóki nie
zabrakło im powietrza. Harry przesunął się, żeby podciągnąć
materiał. Jego druga ręka odgarnęła z twarzy Snape’a zabłąkany
kosmyk włosów. Severus sapnął, kiedy Harry rozpiął rozporek
spodni i dotarł do jego pulsującej erekcji, która natychmiast
zareagowała na ten dotyk.
Jęknął
w usta Harry’ego, kiedy poczuł pierwsze ściśnięcie dłoni
chłopaka. Snape’owie nigdy nie odnajdują takiego szczęścia.
Nigdy. Zadrżał, a po jego ciele rozeszło się niewyobrażalne
ciepło. Trzymał się kurczowo tego młodzieńca, który był gotowy
przyjąć tak wiele, w szczególności po tym, ile zła wyrządził
mu Severus. Zrobiło mu się niedobrze, kiedy zorientował się, że
przed publiką nadal może urządzić Harry’emu piekło na ziemi. Z
jego gardła wydostał się dźwięk, przypominający zarówno jęk,
jak i szloch.
–
Zrobiłem coś nie tak?
Severus
potrząsnął głową. Położył swoją rękę zachęcająco na
dłoni Harry’ego. Chłopak oparł czoło o jego.
–
Tłustowłosy drań.
–
Wstrętny ba... o boże. – Przez jego ciało przetoczyły się
nagle iskry. Cała jego samokontrola, lata treningu jako szpieg i
dziwka zniknęły w okamgnieniu przez Harry’ego Pottera,
pieszczącego go z przymkniętymi oczyma i wyrazem zapomnienia na
twarzy. To nie była miłość. To nie mogła być miłość, ale
zrozumienie. Po tym, co wyrządziła mu miłość, teraz mógł
przyjąć tylko to drugie uczucie.
Severus
zostawił rękę na plecach Harry’ego. To zapewniało go, że ta
cała sytuacja była prawdziwa. Dłoń ściskająca jego szyję
jeszcze bardziej mu o tym przypomniała. Fale przyjemności
przetaczały się coraz szybciej przez jego lędźwie. Spuścił
wzrok z ciekawości i jęknął, widząc dłoń Harry’ego
poruszającą się na jego członku, którego delikatna skóra co
chwilę znikała mu z oczu. Poczuł niesamowite gorąco i zobaczył
kropelki cieczy wydostające się z purpurowej główki penisa.
Zakręciło mu się w głowie. Spojrzał ponownie na zaróżowioną
twarz Harry’ego, na co ten się uśmiechnął.
Widoczna
czułość na jego twarzy sprawiła, że Severus poczuł się dumny.
To uczucie wypełniało go od środka, wprawiając w ruch jego biodra
i zmuszając go do ochrypłego krzyku. Wszystko nagle się zamazało.
Jakimś cudem udało mu się skupić wzrok na chłopaku. Z jego ust
nie schodził uśmiech. Raczej jeszcze bardziej się pogłębiał i
błyszczał, oświetlając całe pomieszczenie swoim pięknem.
Snape
opadł na biurko. Pulsujący w ich dłoniach członek próbował
walczyć o więcej, ale był na straconej pozycji. Z tych kilku
sytuacji w jego życiu, które mógł nazwać stosunkiem, do Pottera
należały aż dwie. Z tej perspektywy reszta z nich przyblakła,
przynajmniej na tą chwilę. Obserwował cicho, jak Harry przygląda
się białej spermie, spływającej mu po ręce.
–
Ciekawe, jak... – wymamrotał. Severus uniósł natychmiast brew,
kiedy Harry polizał swoją dłoń. Członek Snape’a drgnął, nie
zważając na jego wiek. Potter skrzywił się. – Naprawdę dziwnie
smakuje.
–
A czego się spodziewałeś? – odparł Snape. – Lata pracy z
toksycznymi eliksirami mają przecież swoje efekty.
Harry
otworzył szeroko oczy, na co Severus uśmiechnął się szyderczo.
Chłopak
obrzucił go spojrzeniem i pocałował.
–
Dupek.
*Mi
Harry, nunquam deser me
– łac. Mój
Harry, nigdy mnie nie opuszczaj.
8.
Czwartek, 16 maja
Niechętnie
odesłał Harry’ego przed piątą. To była ich pierwsza wspólna
noc po pokonaniu Voldemorta i ich nieme przyzwolenie było trochę
inne od poprzednich – tak się przynajmniej wydawało.
Severus
był całkowicie oszołomiony, kiedy otworzył drzwi swojego gabinetu
i zobaczył parę cholernie błyszczących okularów. Nigdy nie
pozwoli Potterowi dowiedzieć się, że na twarzy Snape’a zwykle
gości wyraz pod tytułem: Nie
jesteś warty mojego czasu, ty głupi robaku.
Tak naprawdę to nie wątpił, że Harry może wrócić, ale zawsze
jest jakaś różnica między wierzeniem w coś, a rozmyciem
wszystkich wątpliwości przez radosny błysk w zielonych oczach i
delikatny uśmiech na miękkich, różowych wargach.
To
oczywiście nie powstrzymywało go przed sprawdzeniem, czy dzieciak
odrobił wcześniej pracę domową. W końcu Harry powinien myśleć
o swojej przyszłości.
Nie
był do końca pewien, kiedy zorientował się, że już nie ma
żadnej honorowej wymówki, żeby dawać chłopakowi nocne szlabany.
To mogło być wtedy, kiedy różowe wargi przyciskały się do jego
ust, jak tylko zamknął drzwi. A może wtedy, gdy kłócili się o
jego faworyzowanie Draco i podobieństwo Severusa do pewnego ptaka.
Mogło to być także podczas tych zapierających dech w piersiach
pięknych momentach, kiedy patrzył w dół na błyszczącą twarz
Harry’ego, wołającego jego imię i czuł męskość chłopaka
głęboko w sobie. A może podczas tych niezliczonych godzin, podczas
których Potter budził się, składał na jego piersi delikatny
pocałunek i ponownie zasypiał.
Większość
grona nauczycielskiego myślała, że zmiana zachowania Harry’ego
ma związek z jego blizną. Rzucali Snape’owi pełne dezaprobaty
spojrzenia, kiedy ten robił z niewinnego ucznia kozła ofiarnego.
Minerwa prawie się do niego nie odzywała. Przez jakiś czas to nie
był żaden problem. Efekty jego postępowania pozostały, a
częściowe odosobnienie nie było niczym nowym. Albus jednak
wiedział lepiej i Severus zaczął czuć się winnym.
Dumbledore
otworzył drzwi. Jego fioletowy szlafrok był przewiązany zielono –
złotym paskiem. Uśmiechnął się szeroko.
–
Dzień dobry, Severusie. Cóż za miła niespodzianka. Nie
spodziewałem się ciebie tak wcześnie. Jak się czujesz?
Świetnie.
Cudownie. Nigdy wcześniej nie czułem się lepiej. Chyba zaraz
zwymiotuję.
–
Przeżyję. Ma pan kilka minut, dyrektorze?
–
Dla ciebie zawsze, przyjacielu. – Dumbledore wpuścił go do środka
i wskazał ręką krzesło przed swoim biurkiem. Niebo za oknem nadal
było różowe. – A teraz... – odparł Albus, odgarniając swoje
długie włosy, żeby móc usiąść w swoim ukochanym fotelu. –
... W czym ci mogę pomóc w ten miły i wolny od Voldemorta poranek?
– Jego oczy błyszczały radośnie. Już dawno tego nie widział.
Severus
zacisnął dłonie w pięści tak mocno, że jego knykcie zbielały.
–
Chodzi o Pottera.
Albus
pokiwał głową.
–
Rozumiem, że bardzo ci pomógł w twoich badaniach. Jestem z was
dumny, z was obu. – Na twarzy starszego czarodzieja zagościł
wyraz całkowitego uwielbienia. – Mam nadzieję, że nagła zmiana
w naszej sytuacji nie doprowadzi do zerwania waszego rozejmu.
–
Co do tego, dyrektorze, to... – Severusowi zaschło w gardle.
Opuścił głowę i spojrzał na swoje trzęsące się dłonie. –
Albusie, ja... – Po raz pierwszy Snape nie wiedział, co
powiedzieć. Zaczął powoli wykręcać sobie palce na kolanach. –
On i ja...
–
Na Merlina – powiedział cicho Dumbledore. Snape’a ogarnęło
poczucie zawiedzenia. Przyjął na siebie zbyt wiele i teraz musi za
to zapłacić. Nie może tu zostać i pozwolić swojemu Harry’emu
cierpieć. – Severusie...
–
Przykro mi, dyrektorze. Moja rezygnacja powinna niedługo pojawić
się na pańskim biurku. – Spojrzał w górę.
Albus
mrugnął, zaciskając usta.
–
To moja wina.
Snape
potrząsnął gwałtownie głową.
–
Bzdura. To zaczęło się zanim przyszedł pan, żeby ze mną
porozmawiać.
–
Kiedy?
–
Dzień wcześniej – wyszeptał Severus. Jego płuca zacisnęły się
wściekle, kiedy mówił: – Obawiam się, że od tamtego czasu moje
zachowanie nie było właściwe.
Albus
uniósł brew w zaskoczeniu.
–
Może powinienem był spytać cię o to wcześnie. Czuję się teraz
trochę niepotrzebny. – Snape nie odpowiedział. Zakręciło mu się
w nosie, a po jego policzku spłynęła pojedyncza łza.
–
Uspokój się, przyjacielu. – Dumbledore obszedł biurko i wytarł
łzę turkusową chusteczką ozdobioną maleńkimi, żółtymi
kaczuszkami. – Przynajmniej nadal potrafisz być o jeden krok
przede mną.
–
Przepraszam, dyrektorze.
–
To bardzo poważna sytuacja, Severusie. Nie chcę mieć do czynienia
ze skandalem i jestem pewien, że Harry także chciałby go uniknąć.
–
Tak, proszę pana.
–
Nie sądzę też, żeby Rada Nadzorcza była zadowolona wiedząc, że
Bohater z Hogsmeade ma nielegalny romans ze swoim nauczycielem.
Severus
zacisnął usta. Harry wzdrygnął się, kiedy usłyszał, jak nazwał
go tym razem Prorok.
Snape niechętnie sięgał po gazetę od szesnastego, czyli dnia
ataku i czuł, że mógłby przeżyć kilka kolejnych lat bez niej.
–
Oczywiście, że nie, dyrektorze.
–
Kochasz go?
Snape
podniósł gwałtownie głowę, a jego oczy zwęziły się.
–
Co to za pytanie?
–
Całkiem proste, Severusie. Kochasz Harry’ego?
Snape
wykręcił szatę w dłoniach. Zacisnął oczy i odpowiedział:
–
Nie mów mu o tym.
–
Nie przyznałeś mu się? – spytał Albus.
Severus
potrząsnął szybko głową. Nigdy nie byłby w stanie tego komuś
powiedzieć. Nigdy więcej.
–
A on cię kocha?
–
Nie wiem. – Miał nadzieję, nawet większą, niż by chciał się
do tego przyznać. Samo zrozumienie mogłoby to wszystko uczynić,
ale nie mógł prosić o tak wiele. – Przykro mi, Albusie. Nie
chciałem, żeby to wszystko się wydarzyło. – Przerwał na
chwilę. – Wiem, że to nie usprawiedliwia tego, co zrobiłem,
ale... bez jego pomocy nie ukończyłbym swoich badań.
–
Tak?
–
On... Nie wiem, od czego zacząć, dyrektorze. – Severus zwilżył
usta. – Gdyby nie on, teraz pewnie bylibyśmy pod władzą Lorda
Voldemorta... – przerwał.
–
Ach. – Twarz Albusa wyglądała na zamyśloną.
Severus
rozwinął szybko:
–
Tylko dzięki niemu byliśmy w stanie przewidzieć działania
śmierciożerców. Jest całkiem bystry, kiedy wie, jak używać
swojego mózgu. – Słaby uśmiech Dumbledore’a uspokoił go
trochę. – Niech pan nie wini Pottera za moje postępowanie. Biorę
na siebie całą odpowiedzialność.
Psikus
Narcyzy, który polegał na podrzucaniu bomb do rur, wysadził w
powietrze ponad połowę domów szlam.
To było coś, czego żaden auror nie próbował się doszukiwać,
ani żaden śmierciożerca nie ośmielił użyć. Po tym incydencie
wypadki nagle ustały. Severus w tym czasie przygotowywał się do
letnich wakacji i przynajmniej dwa razy w tygodniu był wzywany do
Ministerstwa. To Harry zapewnił go, że połączył ze sobą
wszystkie szczegóły. To Harry stawał zwykle za jego fotelem i
masował mu kark. To właśnie Harry odwracał jego uwagę od
kłopotów owocnymi rozmowami, swoim cichym towarzystwem,
zarumienioną skórą, niecierpliwymi dłońmi, cichymi jękami i
okrzykami.
Właśnie
on, w pierwszym tygodniu maja zgodził się z tym, że śmierciożercy
znów zaczęli działać w Londynie wokół Ministerstwa Magii.
Przynęta była aż nadto widoczna. Nawet ci durni aurorzy powinni
byli na to wpaść. Oczywiście tak się nie stało i cała
odpowiedzialność i ciężar spadły z impetem na Severusa i
Harry’ego.
Albus
obserwował go uważnie. Jego oczy już nie błyszczały, ale miały
w sobie to znajome, pełne zadumania światło.
–
Więc to o twoim ciągłym działaniu wspominała Rowena.
–
Możliwe. Przepowiednie często się mylą.
–
Jeśli powiesz mi jeszcze, że któryś z was jest w ciąży, to
chyba nic mnie już nie zdziwi.
Snape
prychnął cicho. Przez jego beznadzieję przebił się krótki,
stłumiony uśmiech.
–
Odejdę, jak tylko znajdzie pan dla mnie zastępstwo, dyrektorze.
Ciepła,
pomarszczona dłoń spoczęła na jego plecach.
–
Co on do ciebie czuje?
Severus
zmarszczył brwi.
–
Słucham?
–
Nie będę powtarzał dwa razy prostego pytania. W moim wieku nie mam
już na to czasu. – Ta aluzja sprawiła, że Snape zadrżał.
–
Nie wiem. – Bał się mieć jakąkolwiek nadzieję. Nadzieja może
wszystko zniszczyć. Odsunął poły płaszcza i wyciągnął
nieśmiertelnik. Przez ponad tydzień trzymał go razem z różdżką
w ukrytej kieszeni. Schował go tam przed pójściem na bitwę.
Kawałek blaszki był dla niego zbyt cenny, żeby go stracić. –
Potter ma podobny. Zabrałem mu je w Hogsmeade.
–
Nie mówił nic o tym przez miesiąc. Nosił ze sobą coś, co
mogłoby was obciążyć winą i znów spektakularnie złamał kilka
punktów szkolnego regulaminu, za które jego ojciec dostawał
szlaban prawie każdego wieczoru, a ty nie wiesz?
–
Nie, dyrektorze.
Albus
westchnął ciężko.
–
Jesteś tak samo uparty jak twoja babcia i dwa razy bardziej
sceptyczny. Nie przyjmuję twojej rezygnacji.
Severus
mrugnął z zaskoczenia.
–
Albusie?
–
Czekałem prawie dwadzieścia lat na kogoś, kto się o ciebie
zatroszczy, Severusie. To niewłaściwe, że jest nim uczeń, ale nie
mogę znów ci czegoś zabraniać. – Albus potarł łagodnie
wierzch bladej dłoni Snape’a. – Możesz sobie mówić, że
jestem słabym albo stukniętym starcem, ale nie będę was
zatrzymywał, jeśli obaj zrozumiecie konsekwencje tej sytuacji i
zachowacie to w tajemnicy.
Severus
pokiwał głową. To była automatyczna reakcja – słowa może i
teoretycznie miały sens, ale nie do końca je rozumiał.
–
Dziękuję, proszę pana.
–
Nie musisz mi dziękować. Macie przed sobą jeszcze dużo czasu,
żeby to zrobić. – Albus przerwał na chwilę. – Jak dużo mu
powiedziałeś?
–
O czym? – Jego wnętrzności przewróciły się wściekle. Nie
powiedział Harry’emu nawet o rozkazie Voldemorta. Boże, co
jeszcze mógł ukryć?
–
O Eversorze.
To
imię brzmiało dla niego jak dzwon pogrzebowy. Narcyza...
Lucjusz... Jak?
Severus uniósł wyniośle brwi.
–
Nie widzę, co ma to wspólnego z naszą sytuacją, dyrektorze.
–
Przecież to ma ze sobą wiele wspólnego, Severusie. Jeśli naprawdę
zależy ci na Harrym, to musisz mu powiedzieć. Jak wiele razy
budziłem cię, kiedy przez sen błagałeś, żeby przestał?
Zbyt
wiele.
Spędził siedem tygodni w lochach Ministerstwa i czeluściach
swojego umysłu, mając tylko Albusa za towarzysza. To właśnie w
zamkniętej celi zaczęły się jego koszmary, które nigdy nie
ustąpiły. Jednak już nie śnił tak często o Eversorze. Ten
wątpliwy zaszczyt przypadł aurorom, śmierciożercom i innym
złowieszczym kreaturom. Prędzej wskrzesiłby z popiołów
Voldemorta, niż pozwolił, żeby Harry kiedykolwiek dotarł do tego
przedsionka piekieł.
–
Powiem mu.
–
Obiecaj mi to, Severusie.
Złamał
to przyrzeczenie, zanim w ogóle opuściło jego wargi.
–
Obiecuję.
Albus
uśmiechnął się łagodnie. Objął mocno Severusa i pocałował go
w policzek.
–
Taka odwaga zawstydziłaby niejednego Gryfona, przyjacielu.
Snape
nic nie odpowiedział. Był pewien, że kiedy otworzyłby usta,
zacząłby płakać.
9.
Sobota, 13 czerwca
Nie
da się rozwiązać logicznych problemów, kiedy czyjaś głowa
niemiłosiernie boli. Severus oparł się ciężko o poduszkę i
spróbował zignorować uczucie pulsującego ciepła w skroniach. To
nie był zwykły ból głowy, już raczej jakby ktoś przypalał mu
nerwy gorącym pogrzebaczem. Kiedy tylko poczuje się lepiej, musi
spytać o to Poppy. Ona nigdy nie zadawała zbyt wielu pytań, a on
nie lubił na nie odpowiadać.
Harry’ego
tu nie było. Severus wolał mieć połamane żebra i być
torturowanym do nieprzytomności, niż odesłać go na krótką
chwilę do dormitorium. Nawet po tym, co zrobili śmierciożercy,
potrzebował czegoś, co będzie go trzymać przy życiu. Zaborcza
obecność Harry’ego odpędzała także jakichkolwiek gości.
Teraz, kiedy go nie było, Snape czekał z niemiłym uczuciem w
żołądku na nieuchronne drwiny i szyderczy śmiech swoich kolegów.
Nadal
nie żałował żadnej chwili. Może oprócz tego pierwszego
tygodnia, który zmarnował.
–
Severusie? – Głos Poppy wyrwał go z zamyślenia. – Przyszła
Emily. Mam ją wpuścić?
Emily.
Ona dopiero zobaczy ironię tej sytuacji. Pokiwał głową sztywno –
teraz każdy jego najmniejszy ruch taki był. Poppy wymamrotała coś
pod nosem i otworzyła drzwi. Pojawiła się w nich wysoka i tęga
kobieta, a jednocześnie tak prosta i piękna. Zanim stanęła w
nogach jego łóżka nie dotarło do niego to, że szła bardzo
wolno, jej szare oczy były zamglone, a ręce trzymała w
kieszeniach.
–
Obawiam się, że miałaś rację – wydusił. – Znalazłem
partnera szybciej, niż ty.
Mrugnęła.
–
Jak się czujesz?
–
Przeżyję. – To nie była jego Emily. – Nie skomentujesz mojego
wyglądu, który pewnie teraz nie jest w żaden sposób formalny?
–
Nie sądzę, żeby ci się to spodobało.
Severus
wskazał jej krzesło, na którym zwykle siedział Harry.
–
Przepraszam, ale nie mogę zostać.
–
Dlaczego się tak spieszysz, skoro te zmory z naszych koszmarów
wyjeżdżają teraz na kolejne wakacje?
Nie
odpowiedziała, szurając butem po podłodze. Severus chciał właśnie
otworzyć usta, żeby spytać, czy tak bardzo go nienawidzi, kiedy
powiedziała:
–
Nie wierzę... Z tych wszystkich ludzi, Severusie, to właśnie ty...
–
I ty mi to mówisz?
Uniosła
brew patrząc na niego.
–
Nie możesz wkładać tego do jednej kategorii, chyba że zrobiłam
coś, kiedy byłam kompletnie pijana, a ty mi o tym nie powiedziałeś.
Osobiście, to nie sądziłam, że mógłbyś posunąć się aż tak
daleko. – Emily wygladała tak, jakby zaraz miała się rozpłakać.
– Przepraszam. Minie trochę czasu, zanim się do końca
przyzwyczaję.
–
Wiem.
–
Cholera, Severusie. – Po jej płaskim policzku spłynęła
pojedyncza łza. Od razu ją wytarła. – Poznałam cię prawie
dwadzieścia lat temu i myślałam, że naprawdę cię znam, a teraz
dzieje się takie coś.
Wszystko, co umiesz powiedzieć, to Wiem?
A potem sobie wyszedłeś i prawie umarłeś, ty skurwysynu! Czy ty
nigdy nie myślisz o innych? – Jej głos był boleśnie wysoki.
Snape
skrzyżował ramiona na piersi. Jęknął, kiedy poczuł swoje
obolałe mięśnie i połamane żebra. Nie chciał doprowadzać Emily
do płaczu.
–
To co mam teraz zrobić?
–
Puknąć się w głowę! Może wtedy zmądrzejesz! Ile on ma lat,
osiemnaście?
–
Siedemnaście.
Patrzyła
na niego z niedowierzaniem.
–
Boże, to jeszcze dziecko!
–
Harry Potter jest takim samym dorosłym jak ja i był nim już od
dłuższego czasu. Znasz jeszcze jakieś inne dziecko, które
pokonało najpotężniejszego czarnoksiężnika w tym stuleciu?
–
Nie, ale nie znam też Pottera.
Severus
zamknął oczy.
–
Chyba sobie żartujesz, Emily.
–
Cóż, może żarty są ci teraz potrzebne. Dlaczego sądzisz, że
nie ucieknie od ciebie, kiedy pozna jakiegoś przystojniaka? Pomyśl
o tym. Przecież my tak robiliśmy, kiedy mieliśmy siedemnaście
lat.
–
Ja nie – wyszeptał Snape. Wtedy zajmował się śmierciożercami,
a w szczególności dwoma.
Draco
był jednym z tych, których dopadło Zaklęcie Letargu rzucone przez
Penny, które miało powstrzymać uczniów przed panikowaniem, ale
raczej zaniepokoiło śmierciożerców. Severus przypomniał sobie
szybko oczy Narcyzy, kiedy przyszła odwiedzić syna po tym, jak
odzyskał przytomność. Były zaczerwienione i zwężyły się,
kiedy mówiła:
–
To
powinieneś być ty.
– Znalazła sposób, żeby zemścić się na nim po stracie
Lucjusza. A
tylko uratowałem jej życie.
Poprosił w duchu o to, żeby Harry wrócił. Jego przyjaciele jednak
dziś wyjeżdżali i Severus nie mógł zabronić mu się pożegnać.
Vector
objęła się ramionami.
–
Cóż, byłeś wtedy śmierciożercą. To dowód na to, jak bardzo
jesteś normalny. – Po jej policzkach spływały liczne łzy, ale
zatrzymywała szloch za trzęsącymi się wargami. Emily prychnęła
i wytarła nos swoim rękawem. – On cię zrani.
–
Może. – Ciągnął o wiele łagodniej: – Nie wiem, jak długo
bym przeżył, gdyby go nie było.
Vector
próbowała zdusić szloch, ale jej się nie udawało. Potrząsnęła
głową, machnęła ręką w jego stronę i skierowała się do
drzwi.
–
Muszę już iść – wydusiła, zanim zamknęła za sobą drzwi.
Severus
oparł się o poduszki i wpatrywał w sosnowe drzwi, czekając, aż
się otworzą. Harry powinien niedługo wrócić. Do tej pory musi
poradzić sobie z kolejnym cierniem wbitym w jego serce. Czuł się,
jakby właśnie stracił najlepszego przyjaciela. Najprawdopodobniej
tak jest, Severusie.
Odepchnął tą myśl i próbował skupić się na Harrym.
Nie
do końca mu się to udało.
Część III: Trzymaj się mojego serca
Severus
nagle się obudził. W blasku płomieni mógł ujrzeć trzęsącą
się, spoconą dłoń, ściskającą mocno prześcieradło jak
ostatnią deskę ratunku. W ciszy przyciągnął do siebie kolana i
objął je.
W
moim sercu płonie ogień
I
nie ma żadnego deszczu, który mógłby go ugasić.
Wspomnienie
brata nadal napawało go strachem. Pamiętał dobrze jego błękitne
oczy, które miał po matce, patrzące na niego z góry z wypaczonym
uczuciem. Te oczy były ostatnią pozostałością po jej życiu i
pewnie dlatego Perditus pozwalał Eversorowi na tak wiele.
W
moim sercu płonie ogień
I
nie ma żadnego deszczu, który mógłby go ugasić.
Obrazy
ze snu nie chciały go opuścić. Severus jęknął, kiedy poczuł na
swoich ustach dotyk cienkich warg, a wyimaginowane dłonie, o których
często zapominał, przesunęły się od jego kostek do ostro
zarysowanych bioder. Zacisnął zęby. Nie rozpłacze się, na pewno
nie z powodu jakiegoś snu. Obiecał sobie, że nigdy nie będzie
płakał po śnie. Ciepła kropla słonej cieszy spłynęła na jego
włosy.
Nagle
czyjaś dłoń wśliznęła się pod jego ramiona i zatrzymała na
piersi.
–
Obudź się, Sev. Znowu coś ci się przyśniło. – Ciepłe usta
musnęły jego łopatkę, podczas gdy niezwykle znajome ciało
przytuliło się do jego pleców. Paznokcie drapiące jego brzuch od
razu zniknęły.
Po
prostu trzymaj mnie, trzymaj mnie, trzymaj mnie.
Harry
zawsze sprawiał, że wszystkie koszmary znikały.
Zabierz
ból, zrodzony w mojej duszy,
Boję
się, że zostałem sam.
Przynajmniej
na chwilę.
Severus
splótł palce z tymi, które spoczywały na jego piersi i mocno
ścisnął. Harry zrobił to samo, a ten gest odgonił cały ból.
Nie sprawił jednak, że Snape przestał myśleć, iż gdyby wyznał
przyczynę tego bólu, Harry odszedłby na zawsze. Severus poczuł
ostre ukłucie winy, na myśl, że nie mógłby i nigdy nie wyjawi
swojej przeszłości, którą skrywał w odmętach duszy przez prawie
trzy dekady.
W
jego piersi pojawiło się uczucie strachu. Nie wiedział jednak,
czego bał się bardziej: czy wszystkich tych wydarzeń, na które
składało się jego dzieciństwo, a potem całe życie, czy tego, że
mógłby stracić tego wstrętnego bachora. Przysunął się do
ciepłego ciała Harry’ego. Przynajmniej nie był do końca sam.
Zabierz
ból, płonący w mojej duszy,
Bo
boję się, że będę sam.
Może
gdyby został tu do końca świata, jego koszmary w końcu by się
skończyły. Może gdyby został tu do końca świata, nigdy nie
musiałby poświęcać swojego Harry’ego.
Po
prostu trzymaj mnie, trzymaj mnie, trzymaj mnie.
Ciepłe
ramiona zacisnęły się wokół jego ciała i Severus przytulił się
do nich. Ich złączone dłonie spoczywały dokładnie nad jego
bijącym mocno sercem. Jedna z silnych nóg Harry’ego objęła jego
własne i tam pozostała. Miękkie wargi musnęły lekko jego ucho.
–
Drań – wyszeptał Harry.
Trzymaj
się mojego serca, trzymaj się mnie.
Trzymaj
się mojego serca, trzymaj się mnie.
Nie
puszczaj mnie, bo wszystko, czym jestem,
Trzymasz
teraz w swoich dłoniach.
Świat
wydawał się być tak wielki i zimny, kiedy budząc się, oczekiwał
widoku Eversora, Moody’ego albo innego brutalnego potwora. Jeszcze
dwa miesiące temu nie uwierzyłby, kiedy ktoś powiedziałby mu, że
w tym właśnie momencie zobaczy przed sobą Harry’ego. To on
sprawiał, że świat stawał się mniejszy, cieplejszy. Świat,
który nie skazywał go z powodu Znaku na ramieniu – pamiątki po
upadłym człowieku i upadłym Panu.
Nagle
Severus zorientował się, że wszystko, co przeżył, doprowadziło
go właśnie do tego miejsca. Gdyby wtedy Eversor nie posłał go na
drzewo, babcia nie umarła i przez przypadek otworzyła drogę dla
tego szaleńca, który uważał się za jego brata, gdyby nie
doświadczył z jego rąk tak niewymownych zbrodni, nie uciekł do
Lucjusza, śmierciożerców, a potem do Albusa i tych potwornych
aurorów, byłby teraz zupełnie innym Severusem Snape’em. Byłby w
innym miejscu, w innym łóżku, a ramiona, które go obejmują, nie
należałyby do Harry’ego.
Przewrócił
się na drugi bok nie otwierając oczu. Ciepłe ręce pozostały na
swoim miejscu. Położył delikatnie dłonie na plecach Harry’ego i
pocałował go. Pocałunek był powolny i lekki. Przez ruch warg i
języka Severus chciał przekazać chłopakowi wszystkie słowa,
których nigdy nie powie i nie ma nadziei usłyszeć. Nie zasłużył
na nie. Nie mógł nawet zebrać się w sobie i przeprosić Harry’ego
za te siedem lat istnego piekła na ziemi. Nie zdołał wytłumaczyć,
dlaczego był takim potworem.
To
jednak nie znaczyło, że Severus nie chciał usłyszeć tych słów
i wiedzieć, że są prawdziwe. Ale chcieć czegoś, a czekać na coś
to dwie różne rzeczy. Musi być zadowolony z tego, że może tu po
prostu być.
Więc
trzymaj mnie,
A
przeżyję tę noc.
Nic
mi nie będzie.
Otworzył
oczy i zobaczył te zielone, patrzące na niego z niewinnością i
czułością. Przez chwilę pozwolił sobie na odrobinę nadziei.
Harry uśmiechnął się lekko.
–
Już dobrze?
Severus
pokiwał głową i spuścił wzrok.
–
Nie opuszczaj mnie. – W dół jego kręgosłupa przeszedł zimny
dreszcz. Już mówił kiedyś te słowa i nic dobrego z tego nie
wyszło.
Drobna
dłoń odgarnęła cienki kosmyk włosów z jego twarzy.
–
Nigdy, ty draniu. Ktoś musi cię budzić w środku nocy, zanim
postawisz na nogi całą szkołę. – Obietnica została
przypieczętowana najsłodszymi pocałunkami.
Severus
przytulił się do niego mocniej.
–
Bachor. – Ukrył twarz w zagięciu szyi Harry’ego. Ciepłe,
obejmujące go ramiona i smukłe ciało chciały stopić się w jedno
z jego własnym. Jakaś część jego zachowanej niewinności
podpowiadała mu, że nie będzie musiał radzić sobie z tym
wszystkim sam.
Trzymał
się tej obietnicy jak ostatniej deski ratunku, mimo że logiczna
część jego umysłu krzyczała, iż jest to kolejne kłamstwo.
Harry musnął ustami jego czoło. Severus wdychał ciepły, ziemisty
zapach swojego ucznia, jego całego świata i zaczął powoli
zasypiać. Kiedy obudzili się po niewiadomo jak długim czasie i
musiał odesłać Harry’ego do Wieży Gryffindoru, wiedział, że
przeżyje. Sprosta każdemu kolejnemu dniu, póki uczniowie nie
wyjadą, a Harry zostanie. Modlił się o to do każdego
nieistniejącego bóstwa.
Nie
przestawaj, tylko trzymaj się mojego serca.
Część IV: Dom w płomieniach
1.
Obudził
Harry’ego zanim wyszedł. Musiał przyznać, że to nie było miłe,
kiedy zerwał z niego kołdrę w mroźnym pokoju i wysłał przez
Sieć Fiuu do Wieży Gryffindoru o piątej nad ranem, ale tak właśnie
musiało być. Nie zrobił tego specjalnie. Po prostu tak musiało
być.
Harry
spędził mnóstwo czasu patrząc tylko na jego twarz i trzymając go
podczas niespokojnego snu. Nieraz wykrzykiwał coś niezrozumiałego
albo mówił:
–
Nie jestem już jednym z nich. Nie widzisz? Cholera, Moody, nie
jestem jednym z nich.
–
Cii, Sev. Tu nie ma Moody’ego. – Harry odgarnął jeden długi,
przetłuszczony kosmyk włosów z jego twarzy. Severus drgnął, ale
się nie obudził. W ciągu ostatnich miesięcy Harry dowiedział się
o swoim największym wrogu wiele więcej, niżby chciał.
–
Wstawaj! – Zamglona sylwetka Rona przysłoniła promienie słońca.
– Jak możesz w ogóle dzisiaj spać?
Harry
podniósł się na łokciach. Światło odbijało się od tafli
jeziora i raziło go w oczy. Skrzywił się.
–
Nie spałem. – Strzepał trawę z włosów. – Gdzie byłeś?
Ron
usiadł obok niego.
–
Hermiona chciała poważnie porozmawiać. Chce wiedzieć, co się z
nami stanie, kiedy opuścimy szkołę. – Westchnął cicho albo z
tęsknoty, albo z frustracji.
–
Nadal chcesz ją spytać?
–
Jasne, że tak. – Ron wyciągnął dłoń, więc Harry przybił mu
piątkę. – Nocy poślubna, nadchodzę! – Uśmiechnął się
szeroko, a kilka rudych kosmyków włosów opadło mu na twarz.
Harry’emu ciągle udzielał się podły nastrój. Ron zmarszczył
brwi, patrząc na niego. – Jesteś dzisiaj jakiś dziwny. Tylko mi
nie mów, że tęsknisz za szlabanem u Snape’a.
Przecież
nie powiem ci, że tak jest.
–
Dlaczego miałbym za tym tęsknić?
–
Cóż, odrabiałeś go każdej nocy przez ostatnie dwa miesiące.
Zaczynaliśmy już myśleć, że o nas zapomniałeś.
–
To nie moja wina, że on mnie nienawidzi. – Harry przesunął dłoń
po piersi i mógł poczuć schowany pod szatą nieśmiertelnik. Wyrył
na nim litery: H+S.
Zrobił takie dwa tuż przed ostatnim weekendem w Hogsmeade. Mimo że
Severus nazwał je tandetą, Harry wiedział, że nie tylko on ma go
teraz na sobie.
Ron
prychnął.
–
Po tym całym czasie, który z tobą spędził, mógłbym pomyśleć,
że się w tobie zakochał.
–
Snape się we mnie nie zakochał. – Żaden z nich nigdy o czymś
takim nie wspomniał.
–
Uspokój się, przecież żartowałem. – Ron potrząsnął głową.
– Od pewnego czasu nie można nawet z tobą pożartować, chłopie.
Co się stało?
–
Nic – warknął Harry.
–
Sam Wiesz Kto nie żyje. Sam go zabiłeś.
Tak.
Miesiąc wcześniej. Bitwa jak z książki, machnięcia różdżkami,
miecz Gryffindora wbity prosto w serce Voldemorta, bla, bla, bla.
Harry miał już tego dosyć. Do tego jeszcze żaden śmierciożerca
nie zginął i od tamtego czasu nie został znaleziony. Ci, którzy
przeżyli, wywyższyli swojego upadłego pana i chcieli zemsty.
Właśnie
dlatego, Ron, jestem tak wkurzony. Jakbyś się czuł, gdyby wysłali
Herminę na zwiady do bandy psychopatów, którzy chcą jej śmierci?
–
Do cholery, możecie się w końcu zamknąć i nie gadać na ten
temat? – Harry skoczył na nogi, włożył ręce do kieszeni i
zaczął iść w stronę zamku. Usłyszał, jak Ron wstaje i biegnie
za nim.
–
Harry. – Ron chwycił go za ramię i odwrócił. Potter spojrzał
mu w oczy. – Harry, co cię gryzie? Jeśli to nie Sam Wiesz Kto…
–
Voldemort.
Ron
skrzywił się na dźwięk tego imienia.
–
Jeśli to nie on, to co się stało? Chodzi o mnie i Hermionę?
Harry
obrócił się na pięcie i skierował ponownie do zamku.
–
Harry! – Ron pobiegł za nim. – Przepraszam, że ostatnio
spędzałem z nią więcej czasu, niż z tobą. Przecież nadal
jesteśmy przyjaciółmi, prawda? Do cholery, Harry, odpowiedz mi!
–
Będę w dormitorium, jeśli byś mnie potrzebował – odparł
gorzko, zostawiając na błoniach Rona, który wyglądał, jakby
Harry rzucił w niego Stupefy.
***
Harry
siedział przy świetle różdżki i obserwował światło odbijające
się od nieśmiertelnika. Zasunięte zasłony sprawiały wrażenie
małego, bezpiecznego kokonu. Nie uronił żadnej łzy. Nic nie
mówił. Kiedy Neville, Dean albo Seamus wchodzili do dormitorium,
słuchał tylko, jak się poruszają. Lepiej
żebyś niedługo wrócił, Sev, i to cały i zdrowy albo skopię ci
ten twój kościsty tyłek. Wiązka
światła odbiła się od jego twarzy i zgasła.
Severus
siedział przy biurku z Prorokiem
Codziennym
w dłoniach i okularami na czubku długiego nosa. Harry wiedział, że
znalazł coś ciekawego, ponieważ jego usta poruszały się, kiedy
czytał wybrane słowa. Po chwili podniósł palec.
–
Harry, chodź i popatrz. – Wskazał na jeden akapit. Harry
przyjrzał mu się w ciszy, podczas gdy ręka Severusa spoczywała na
jego plecach. – Też to widzisz?
Harry
pokiwał głową.
–
Dlaczego Macnair zrezygnowałby, gdyby nie wiedział, że coś się
stanie w Ministerstwie?
–
Właśnie. Ale wszystko, o czym wiemy, wskazuje na to, że
najważniejszym celem Voldemorta jest Hogwart.
–
Może to ma odwrócić naszą uwagę?
–
Nie sądzę, żeby sami to wymyślili. Który atak miałby nas
zdezorientować? – Jego jedwabisty głos był teraz pełen
napięcia. Severus zdjął okulary i przetarł oczy. Harry pomasował
jego kark. – Mmm… Przestań albo będziesz szorował kociołki
przez cały kolejny tydzień.
Biedny
Severus ostatnio zbyt ciężko pracował. W przerwach między
uczeniem siedmiu roczników uczniów, którzy tylko marzyli o
Quidditchu, a nocnym myśleniem o tym, co planują śmierciożercy i
Voldemort, już prawie nie sypiał. Harry pomagał mu tak bardzo jak
mógł. Co noc starał się dostać za coś szlaban, ale czuł, że
niedługo wyczerpią się punkty szkolnego regulaminu, które mógłby
złamać.
–
Powinieneś się przespać – powiedział.
–
Mówiłeś to już wczoraj. Nic mi nie jest.
–
I mogę to ciągle powtarzać, dopóki mnie nie posłuchasz, ty
uparty ośle. – Objął ramiona swojego nauczyciela i położył
brodę w kanciastym zagięciu jego szyi. Harry ponownie zaczął
czytać wybrany przez Severusa akapit gazety. Nie mógł doszukać
się innych informacji. Westchnął ciężko, wykrzywiając usta z
irytacji.
–
Cholera, jest już późno. – Snape zatrzasnął swój kieszonkowy
zegarek i położył go na biurku. – Musisz wcześnie wstać na
lekcje. I ja też. – Był już zbyt zmęczony, żeby zdobyć się
na nutę sarkazmu.
–
Która godzina?
–
Po drugiej. Możemy dokończyć to jutro. Teraz spadaj stąd. –
Severus złożył gazetę i upuścił ją na biurko obok innych.
Harry poczuł się winny. W końcu to przez niego cienie pod oczami
profesora Snape’a były prawie tak ciemne jak jego oczy. Pocałował
czubek głowy mężczyzny.
–
Mogę pójść z tobą do łóżka?
Severus
westchnął.
–
Potter…
–
Przecież wiesz, że lepiej sypiasz, kiedy nie jesteś sam.
–
Rozumiem, że rano mam za tobą nosić książki do klasy? – Jego
szczupłe dłonie zacisnęły się w pięści na blacie biurka.
Jeszcze jakiś czas temu Harry byłby tym przerażony.
–
No wiesz, mam tą króciutką spódniczkę, którą bardzo chcę
założyć… ał! Przestań! – Harry zaśmiał się, kiedy Severus
ponownie klepnął go w tyłek. Nadal wyglądał na zmęczonego, ale
jego usta próbowały wygiąć się w łagodnym uśmiechu. Wstał
powoli, położył dłonie na piersi Harry’ego i popchnął go w
stronę drzwi.
–
Teraz idziesz… – Pocałował go. – … do łóżka. – Kolejny
pocałunek. – Sam.
Kiedy
Harry stał z plecami przypartymi do drzwi gabinetu, trudno mu było
nie oprzeć się temu czarowi, przez który przez cały kolejny
poranek miał na sobie rozmarzony uśmiech i trudno mu było
siedzieć. Jednak powstrzymał się, kiedy spojrzał na przemęczony
wyraz twarzy Seva i na jego wątłe ciało. Pogładził dłonią
jeden zapadnięty policzek.
–
Jesteś tego pewien? Zawsze mogę wymknąć się do Pokoju Wspólnego
przez Fiuu…
–
Nie. – Przyciągnął Harry’ego, obejmując go ciasno. Chłopak
mógł poczuć serce Severusa, trzepoczące szybko w szczupłej
klatce piersiowej. – Spieprzaj stąd.
Harry
pokiwał głową niechętnie, po czym złożył na cienkich ustach
Severusa delikatny pocałunek.
–
Drań.
–
Wstrętny bachor.
–
Harry? Jesteś tam? – Głos Rona przerwał potok myśli Harry’ego.
Zanim zdążył zareagować, zasłony wokół łóżka zostały
rozsunięte. – Niedługo będzie kolacja.
–
Za minutę zejdę. – Podniósł nieśmiertelnik i zaczął chować
go pod szatę.
–
Co to?
–
Nic.
–
Och, mogę zobaczyć? – Usiadł na łóżku uśmiechając się
głupio.
–
To nic, Ron, naprawdę.
–
Harry ma dziewczynę, Harry ma dziewczynę. – Głos, który zawsze
sprawiał, że się śmiał, teraz strasznie go rozdrażnił.
–
Nie mam żadnej dziewczyny! – Nieśmiertelnik wypadł spod jego
szaty i zawisł na długim łańcuszku. Ron sięgnął po niego i
spojrzał.
–
Dlaczego nic mi nie powiedziałeś, Harry? To jest świetne! Kim ona
jest? Susan Bones?
Harry
wyrwał mu łańcuszek.
–
To nie jest Susan Bones. Ja nie mam żadnej dziewczyny!
–
Sara MacKerby, ścigająca Hufflepuffu.
–
Nie mam dziewczyny, Ron!
Ron
przewrócił oczami.
–
Co ci się stało?
–
Nic – odparł lodowatym tonem.
–
Przestań kłamać, Harry. Znam cię już od kilku lat. Jest pierwszy
dzień po egzaminach, a ty siedzisz tutaj, zamiast na boisku i
widocznie bujasz się w kimś, kto ma imię na S.
Dała ci kosza?
–
Nie, Ron! Gdybym miał dziewczynę, to tobie powiedziałbym
pierwszemu. – Spojrzał błagalnie na Rona. Chciał mu wszystko
powiedzieć, ale wiedział, jak by zareagował na wieść, że Harry
pieprzy się ze Snape’em. – Po prostu daj sobie spokój, dobrze?
Ron
zmarszczył brwi.
–
Zaraz zacznie się kolacja. – Wstał, przeciągnął się i
skierował w stronę drzwi. – Idziesz?
–
Daj mi minutę. – Harry upewnił się, że nieśmiertelnik jest
dobrze schowany i zeskoczył z łóżka. Nagle przypomniał sobie,
kiedy Severus bez słowa sturlał go na podłogę tamtego poranka.
Musiał zebrać w sobie siły, żeby nie rozpłakać się i nie
opowiedzieć o wszystkim Ronowi.
***
–
… i słyszałem, że naprawdę jest śmierciożercą i teraz ucieka
przed Ministerstwem. – Nagła nieobecność Snape’a stała się
tematem plotek. Niektóre były całkiem realne, ale większość
była skandaliczna.
–
Stek bzdur. – Wylie Burton, jeden z pięciorocznych, wskazał
widelcem na Seamusa. – Wielki, tłusty, śmierdzący stek bzdur.
Dumbledore przyłapał go, jak pieprzył ucznia i dlatego go
wyrzucił. – Harry skrzywił się w duchu.
–
Więc z kim się pieprzył?
Wylie
nagle zainteresował się swoim puree.
–
Widzisz? Poza tym, kto chciałby to zrobić ze Snape’em?
Oczywiście, poza Malfoyem. – Mała grupa Gryfonów siedzących
obok Seamusa zachichotała.
Harry
nabił na widelec kawałek smażonego kurczaka. Nie miał w ogóle
apetytu po tym, jak Severus powiedział mu wczoraj, że musi udać
się na kolejną szpiegowską misję. Próbował obiecać, że ta
będzie ostatnia, ale oboje wiedzieli, iż to kłamstwo. Harry nie
podnosił wzroku. Nie chciał patrzeć na puste siedzenie przy stole
prezydialnym.
–
Matko, słyszałeś to?
–
Co? – Spojrzał ze zdziwieniem na Hermionę.
–
Puchoni zaczęli się zakładać o to, gdzie jest Snape. Ktoś
właśnie postawił pięć galeonów na to, że zamienił się w
wilkołaka. Czy oni nie uważali na astronomii?
–
Co?
–
Pełnia była tydzień temu. – Spojrzała na niego uważnie. –
Nie wyglądasz za dobrze, Harry.
–
Jestem po prostu zmęczony.
Usiadła
obok niego.
–
Nie dziwię się. Przecież Snape zawsze trzymał cię do późna na
szlabanie. Co ci kazał robić przez ten cały czas?
Zaczął
kreślić linie na ziemniakach swoim widelcem.
–
Niewiele. Tylko mu pomagałem.
–
Wiesz, gdzie wyjechał? – Neville włożył do ust kolejną porcję
brokuł.
–
Dlaczego miałby mi o tym mówić? – Dlaczego
musiał tam iść, skoro mogli się tym zająć aurorzy?
Neville
przełknął jedzenie.
–
Po prostu pomyślałem, że mogłeś coś usłyszeć albo gdzieś
przeczytać… – urwał.
Harry
ściągnął serwetkę z kolan i położył ją obok swojego talerza.
–
Wrócę za kilka minut. Masz brokuły między zębami, Neville. –
Chłopak natychmiast przetarł usta serwetką. Harry przeszedł przez
ławkę.
–
Czekaj, pójdę z tobą. – Ron wstał i pospieszył za nim. W Sali
Wejściowej pochylił się i wyszeptał: – Wiesz, gdzie on jest,
prawda?
–
Niby skąd mam wiedzieć?
–
Nie zaprzeczyłeś Neville’owi. – Ron niestety miał rację. To
nie było wiele, ale Harry zawsze od razu odpowiadał Longbottomowi.
– No dalej, gdzie on jest?
–
Nie mogę ci powiedzieć – powiedział w końcu Harry z irytacją.
–
No dobrze. Tak samo było z tatą, kiedy Sam Wiesz Kto jeszcze żył.
Mama nigdy nie chciała nam powiedzieć, gdzie wyjechał. Tylko miała
wtedy te straszne cienie pod oczami i… – przerwał nagle. Po
chwili potrząsnął głową. – Nie, to głupie. Teraz to ja
potrzebuję snu.
–
Co? – To nie brzmiało obiecująco.
–
Przed chwilą pomyślałem, że to S
jest skrótem od Severusa. – Prychnął. – Głupie, nie?
Harry
także prychnął, ale ze smutkiem.
–
Tak, głupie. – Pchnął drzwi do łazienki.
–
Ktoś musiałby być idiotą, żeby dymać się ze Snape’em. –
Zamknij
się, Ron, po prostu się zamknij. Nie wiesz, o czym mówisz.
– Ten facet pewnie już na zawsze pozostanie prawiczkiem. – Ron
wszedł do jednej z kabin.
Harry
wykorzystał okazję i wbił sobie paznokcie w pięści, żeby się
nie odezwać. Odkręcił kurek i ochlapał gorące policzki lodowatą
wodą. Jego broda była dziwnie chropowata. Harry przypomniał sobie,
że rano zapomniał się ogolić. Sev
dostałby szału, gdyby mnie teraz zobaczył. Oczywiście, potem
wytargałby mnie stąd i… tak.
Nie, nie powinien teraz o tym myśleć. Zatkał kran i napełnił go
wodą. Położył okulary na brzegu umywalki i zamoczył całą
twarz. Zaczął krzyczeć, obserwując bąbelki uciekające z jego
ust.
Drzwi
otworzyły się z łoskotem.
–
Popatrzcie, Potter chce popełnić samobójstwo. Myślę, że to
będzie dobra rozrywka na wieczór. – Po sekundzie rozległy się
niskie śmiechy. Harry podniósł głowę i spojrzał do tyłu.
–
Pierdol się, Malfoy.
Draco
pociągnął nosem.
–
A może ty? Wtedy mógłbyś mi o tym opowiedzieć. – Uśmiechnął
się w taki sposób, że Harry zastanowił się, czy o wszystkim wie.
–
Przynajmniej ja nie potrzebuję eskorty, żeby sobie zwalić konia –
wymamrotał.
–
Co ty powiedziałeś?
–
Po prostu obraziłem twoją orientację. – Chwycił jeden z
papierowych ręczników i wytarł sobie twarz.
–
Mam ci pokazać kilka przyjemnych aspektów lubienia dziewczyn,
Potter? – Malfoy prychnął.
Ron
spuścił wodę i otworzył drzwi kabiny. Teraz przynajmniej Harry
nie był z nimi sam na sam. Malfoy zmarszczył brwi i wszedł do
jednej z toalet. Ron włożył ręce pod kran i obserwował uważnie
dwóch pozostałych Ślizgonów. W tym samym czasie Harry podniósł
swoje okulary. W razie czego włożył rękę do kieszeni, w której
trzymał różdżkę.
–
Więc, Malfoy… – zaczął Ron z udawaną uprzejmością. – …
jak tam twój ojciec? Słyszałem, że specjalnie dla niego
udekorowali celę. – Lucjusz Malfoy był jednym z nielicznych
śmierciożerców, którzy zostali złapani podczas ostatniej bitwy z
Voldemortem. Ron uśmiechnął się drwiąco, a Crabbe i Goyle
spojrzeli na niego z zaciekawieniem.
–
Chodź, Ron. Wracajmy na kolację.
–
Ale oni są tacy słodcy, kiedy próbują zrozumieć angielski!
Harry
złapał go za nadgarstek i wyprowadził z łazienki, zanim mogłoby
dojść do rozlewu krwi.
–
To było naprawdę głupie.
–
A może twój komentarz do jego orientacji nie był?
Harry
zacisnął wargi.
–
Mówisz jak Hermiona.
–
Zamknij się, Ron.
–
Co cię dzisiaj ugryzło w tyłek, Harry?
–
Zupełnie nic. – Puścił Rona i wrócił do Wielkiej Sali tak
szybko jak mógł. Usiadł na ławie i zaczął dźgać widelcem
swojego zimnego kurczaka.
–
Co ci jest?
Uniósł
brew patrząc na Hermionę.
–
Gdzie jest Ron?
–
Zaraz przyjdzie. – Harry spojrzał na nietknięte jedzenie przed
sobą. Poczuł się niedobrze. – Idę się położyć. Zobaczymy
się później, Hermiono. – Otwarła usta, ale nie wydobył się z
nich żaden dźwięk. Zostawił swój widelec wbity w kurczaka i przy
wyjściu z Wielkiej Sali minął Rona.
–
Harry…
–
Muszę trochę odpocząć, może minie mi ten ból głowy –
skłamał. – Niedługo się zobaczymy. – Zatrzasnął za sobą
drzwi.
Długo
krążył po korytarzach Hogwartu. Wmawiał sobie, że to właśnie
schody płatały mu figle albo po prostu wszystkie drogi prowadzą
właśnie tam. W końcu znalazł się w lochach przed drzwiami
gabinetu Snape’a. Położył dłoń na ciężkiej kołatce. Mógłby
otworzyć drzwi, wejść do środka i zwinąć się na chwilę w
ogromnym, skórzanym fotelu. Nikt nie pomyślałby, żeby…
–
Profesora Snape’a tu nie ma.
Harry
wzdrygnął się. Filch był tak blisko, że mógł poczuć jego
zimny oddech na szyi.
–
Oczywiście, jeśli jesteś tak bardzo spragniony szlabanu, to możesz
wypolerować kilka zbroi. – Dlaczego
właśnie dzisiaj muszę wpadać na największych dupków w szkole?
–
Przepraszam. Musiałem źle skręcić. – Głupi,
głupi. Wracaj do wieży, Harry. Robisz z siebie idiotę. Lepiej,
żebyś mi to później wynagrodził, Sev.
Wyszedł szybko z lochów.
***
Nie
wyglądał nawet tak źle, kiedy umył włosy. Severus przypominał
trochę pełnego godności sępa. Teraz miał na twarzy wyraz, który
powiedział Harry’emu, że nie ma ochoty być przyrównywanym do
ptaka siedzącego na kapeluszu babci Neville’a.
–
No przecież nie powiedziałem, że wyglądasz jak wypchany sęp. –
Boże, ten mężczyzna doskonale opanował sztukę złowieszczego
unoszenia brwi.
–
Właśnie straciłeś piętnaście punktów. Może chcesz więcej?
Harry
cisnął w niego poduszką, która odbiła się od jego ramienia.
Severus rzucił mu kolejne groźne spojrzenie. Nagle złapał za
narzutę i pociągnął. Harry spadł na podłogę razem z równo
złożoną kołdrą. Krzyknął, ale nie z bólu, tylko zaskoczenia i
urażonej dumy.
–
Dlaczego to zrobiłeś?
–
Twoja kolej na pościelenie łóżka. – Snape usiadł w jednym z
dużych foteli naprzeciwko kominka i wziął do ręki książkę.
Harry pokazał mu język. Już dawno nie widział Severusa tak
zadowolonego.
Cisnął
narzutę z kołdrą na łóżko i podniósł się na nogi. Położył
dłonie na oparciu fotela i schował twarz w gęstych, szorstkich
włosach. Może nie były miękkie lub sprężyste, ale nadal były
przyjemne w dotyku. Pasowały do niego.
–
Co czytasz?
–
Coś bardzo nudnego i trudnego, co pewnie byś nie zrozumiał. –
Sev przewrócił stronę. Harry przeczytał przez jego ramię kilka
wersów.
–
Nie żartuj. – Sięgnął po książkę. – Daj mi ją.
–
Nie. – Severus trzymał książkę z dala od zasięgu dłoni
Harry’ego. Przesuwał ją szybko z góry na dół, żeby uniknąć
jego rąk. Udawał, że ciągle ją czyta.
–
Powiem wszystkim, że nosisz bokserki od Bertiego
Botta.
–
I kto by ci uwierzył?
–
Powiem, co jest na nich napisane.
–
Jakoś nigdy nie narzekałeś.
–
No Seev, daj mi tą książkę! Nie widziałem cię prawie przez
tydzień!
Snape
upuścił książkę na podłogę i wsunął ją stopą pod łóżko.
–
Jesteś nie do zniesienia, ty masturbancie…
–
Może i jestem nie do zniesienia, panie Potter, ale musi się pan ze
mną zgodzić, że nie jestem masturbantem. – Snape spojrzał na
niego przez ramię z diabelskim uśmieszkiem. Wnętrzności Harry’ego
zamieniły się w galaretę. Nagle uśmieszek zniknął, a czarne
oczy rozszerzyły się z szoku. – Mój boże. Twoje umiejętności
w utrzymywaniu porządku zniżyły się do poziomu tych w eliksirach.
–
Ej! – Dziś był naprawdę w dobrej formie. Biedny Severus wyszedł
niedawno ze skrzydła szpitalnego po tym, jak jeden z mieszkańców
Hogsmeade chciał pojmać na własną rękę kilku śmierciożerców.
Trochę odpoczynku wyszło mu na dobre. – Po co ścielić teraz tak
idealnie łóżko? Przecież zaraz znów wszystko się wygniecie.
Severus
wydął wargi. Mistrz eliksirów, profesor Snape, właśnie wydął
wargi. Nie był w tym taki dobry, ale coś w żołądku Harry’ego
przewróciło się wściekle.
–
Chyba odwołam twój szlaban. Przecież mnie nienawidzisz.
–
Chyba żartujesz. Próbowałeś mnie przekląć! Dobrze, że twój
cel jest do dupy, ty tłustowłosy draniu. – Harry przygryzł jego
dolną wargę. Jedną ręką przeczesał gęste włosy Severus. –
Po co tracę mój czas z tobą, kiedy nie ma już Voldemorta i nie
muszę ci pomagać w badaniach?
–
Dziesięć punktów, panie Potter. – Sev go pocałował. Harry
delektował się miękkim językiem, gorącymi wargami,
niewyobrażalną bliskością, która opanowywała jego ciało za
każdym razem, kiedy ten dupek…
–
Harry, obudź się. – Ktoś nim potrząsał. – No dalej, już
prawie południe.
–
Hmm. Sev? – Harry sięgnął po okulary. Po chwili zorientował
się, że ma je na nosie.
–
Sev? Co do… Kurwa. – Ron patrzył na niego w szoku z rozłożonymi
ramionami i szeroko otwartą szczęką. – Cholera, miałem rację.
–
O czym ty mówisz? – Harry zaczął się podnosić, a Ron odskoczył
od niego.
–
Jesteś psychicznie chory. Pierdolisz się z tym tłustowłosym
draniem. – Piegowata twarz zmieniła się z bladej w purpurową.
Ron wyglądał tak, jakby nie wiedział, jakie zadać następne
pytanie.
–
Ron…
–
Dlaczego?
–
To nie tak jak myślisz.
–
Tak? Więc każdego ranka tak po prostu budzisz się i pytasz o
Snape’a?
–
Ron!
Ron
przełknął ciężko.
–
Wiesz, nie mam żadnych problemów z tym, że jesteś gejem…
–
Nie jestem gejem.
–
Pieprzysz się ze Snape’em! Wiesz co? Masz rację, nie jesteś
gejem. Jesteś nienormalny! Mogłeś przynajmniej znaleźć sobie
kogoś… Merlinie, przecież każdy byłby lepszy, nawet Malfoy! On
wie chociaż, jak umyć włosy.
Wargi
Harry’ego zaczęły trząść się ze złości i bólu.
–
Czego miałbym chcieć od tej cholernej fretki?
–
Może niezłego jebanka.
–
Wynoś się. – Harry rzucił w niego poduszką najmocniej jak mógł.
Zeskoczył z łóżka, chwycił przyjaciela (przyjaciela?)
za ramię i zaciągnął do drzwi. – Będę pieprzył, kogo chcę,
kiedy chcę, i gdzie chcę. Jeśli obejmuje to też Severusa Snape’a,
będę się pieprzył z Severusem Snape’em. Ani ty, ani nikt inny
nie będzie mi mówił, co mam robić ze swoim kutasem.
–
Tylko trzymaj go z dala ode mnie. – Zatrzasnęły się za nim
drzwi. Harry trząsł się ze złości. Narastał w nim krzyk, który
zamierał w gardle. Otworzył gwałtownie dormitorium.
–
Wracaj tutaj, Ron!
–
Spierdalaj, Potter. – Jego glos potoczył się echem po schodach.
Harry poczuł się wtedy bardzo samotny.
***
Włosy
Harry’ego były nadal mokre, kiedy zbiegał po schodach, niosąc ze
sobą Błyskawicę. Ponad godzinę stał pod prysznicem pozwalając,
żeby gorąca woda obmywała jego ciało. Nie krzyczał, nie robił
nic, co mogłoby zaniepokoić Rona albo Severusa. Kilka godzin na
boisku lub po prostu w powietrzu uporządkuje myśli w jego głowie.
–
Harry!
Zacisnął
zęby.
–
Czego chcesz, Hermiono?
–
Musimy porozmawiać.
Warknął
i zaczął otwierać przejście za portretem.
–
Ron opowiedział mi o tym, co się stało.
–
Świetnie. Reszcie szkoły też już powiedział?
–
Powiedziałam mu, że zachowuje się jak dupek.
Harry
spojrzał na nią, na co ona uniosła brwi. W Pokoju Wspólnym nie
było nikogo oprócz nich. Cała reszta pewnie korzysta z tak
słonecznego dnia.
Usiadł
na przeciwko niej wzdychając ciężko.
–
Mów.
–
Zachowujesz się normalnie.
–
Chciałaś rozmawiać, więc mów.
–
Dobrze. Jak to się zaczęło?
–
Ron mnie obudził, a potem zaczął…
–
Chodzi mi o Snape’a.
–
Och, o to. – Harry spojrzał nieobecnie na witki przy swojej
Błyskawicy.
–
Uwiódł cię?
Harry
spojrzał na nią z niedowierzaniem.
–
Nie! Na Merlina, sądzisz, że Snape mógłby mnie uwieść? – Nie
żeby w ogóle musiał.
–
Ale chyba cię nie zgwa…
–
Nawet o tym nie myśl, Hermiono. – Harry patrzył na nią z
zaczerwionymi oczyma. – Upewnił się dokładnie, że do tego nie
dojdzie.
–
Więc co się stało?
–
Jesteś pewna, że tu nikogo nie ma? – Harry chciał jednocześnie
uciec stąd i w końcu komuś się zwierzyć. Kiedy Severusa nie
było, wszystko działo się tak szybko. Sypiam
z najmniej lubianym nauczycielem. Nie cierpię go, nienawidzę go i
nadal będę kłębkiem nerwów, zanim nie wróci. Mogę sprawić, że
ktoś też tak się będzie czuł.
–
Tak. – Posłała mu wyzywające spojrzenie. Harry zmarszczył brwi.
–
Dobrze. – Wziął głęboki oddech. To było tak dawno temu, kiedy
był tak przerażony Voldemortem, że poszedł porozmawiać ze
śmierciożercą. Chciał bardzo komuś o tym powiedzieć. Niektórych
szczegółów nie znał nawet sam Severus.
***
Drzwi
zaskrzypiały i otworzyły się. Harry podskoczył i prawie uciekł.
–
Mogę z panem porozmawiać?
–
Wejdź, Potter. Miejmy to już za sobą. – Niewyraźnym machnięciem
ręki wskazał na krzesło stojące przed jego biurkiem. – Jeśli
chodzi o twoją ocenę z zeszłotygodniowego testu...
–
Boli mnie blizna, profesorze. – Obudził się w środku nocy.
Syriusz powiedział mu, że kiedy zaboli go blizna, powinien pójść
od razu do profesora Dumbledore’a. Nie powiedział jednak, co
zrobić, kiedy będzie ona spuchnięta i krwawiąca. Spanikował. Po
wszystkich zajęciach zebrał w sobie odwagę i poszedł zobaczyć
się z jedyną osobą w Hogwarcie, która stawała twarzą w twarz z
Voldemortem na porządku dziennym. Teraz patrzył uważnie na
Harry’ego. Wyglądało, jakby nad czymś usilnie myślał. Snape
otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale zawahał się.
–
Powinieneś pójść do profesora Dumbledore’a, a nie do mnie.
Harry
zadrżał. Było mu potwornie zimno. Obszerne, uczniowskie szaty nie
chroniły go przed chłodem lochów. Objął się ramionami i poczuł
na plecach ciężar potęgi Voldemorta.
–
Proszę, wolałbym porozmawiać z panem. – Jego zwykle silny głos
teraz był prawie niedosłyszalny. – Przepraszam. Proszę po prostu
powiedzieć, jeśli pan chce, żebym sobie poszedł.
Te
puste oczy, tak puste jak oczy Syriusza, kiedy Harry zobaczył go po
raz pierwszy, spojrzały na niego, jakby chciały przewiercić jego
duszę. Nagle usłyszał coś, co przeczytał dawno temu w jednej z
nietkniętych książek Dudleya:
–
Gdy
los i ludzie częstują mnie wzgardą, chcę miłosierdzie wzbudzić
w głuchym niebie. Płaczę i żalę się na dolę twardą i klnę
upadek mój, patrząc na siebie.
– Ten jedwabisty głos stał się teraz bardzo gorzki. Harry
wiedział, że wiersz miał swój dalszy ciąg, ale nie mógł go
sobie przypomnieć. Nie potrafił jeszcze uwierzyć, że przed chwilą
go usłyszał.
–
Słucham?
–
Nic. Chyba mogę poświęcić ci minutę, Potter.
Harry
przytaknął. Czuł się, jakby śnił. Usiadł na potwornie
niewygodnym krześle. Te niesamowicie czarne oczy wpatrywały się w
niego, jakby chciały przewiercić jego duszę.
–
Nie spałeś ostatnio, prawda? – Tylko
nie dawaj mi eliksiru nasennego.
Jego ostatnie koszmary były przerażające i nie chciał czegoś, co
nie pozwalałoby mu się obudzić.
–
Niezbyt dobrze, proszę pana. Ciągle o nim śnię. – Potter
przygryzł dolną wargę i rozejrzał się po słabo oświetlonym
pomieszczeniu oraz na półki wypełnione słojami, z których
patrzyły na niego martwe, puste, mętne oczy. – Nie chcę iść do
Skrzydła Szpitalnego, bo pani Pomfrey da mi tylko eliksir nasenny.
–
Nie zamierzałem tego sugerować.
–
Och. – Chłodne słowa profesora Snape’a były dziwnie kojące.
Harry poczuł po raz pierwszy, odkąd zapukał do tego gabinetu, że
to była dobra decyzja. Może
śmierciożercy też mają takie sny?
Siedzieli
przez chwilę w ciszy. Harry czuł, że musi coś powiedzieć.
–
Profesorze, ja...
–
Życie nie jest proste, kiedy wszyscy myślą, że jesteś ich
wybawcą, prawda?
Harry
zerwał się z miejsca i zamarł nad krzesłem. Trząsł się cały i
miał ochotę wybiec z pokoju.
–
Nigdy nie mówiłem, że jestem wybawcą, proszę pana. – Pozwolił
sobie na nutę zuchwalstwa w głosie. Przecież Snape i tak mu nie
uwierzy.
–
Siadaj z powrotem.
Usiadł,
zanim mógł zdążyć się rozmyślić. Blizna Harry’ego piekła
boleśnie. Odsunął kilka kosmyków włosów z twarzy. Czuł zbyt
dużo bólu, zbyt duży ciężar został nałożony na jego ramiona.
On tylko chciał poczuć się normalnie. Harry poczuł wypieki na
policzkach i poniżające łzy w oczach. Ukrył twarz w dłoniach,
próbując powstrzymać się od płaczu. Po chwili coś musnęło
jego włosy. Zerknął w górę i zobaczył wytartą, ale czystą
chusteczkę.
–
Trzymaj.
Zawahał
się. Co, jeśli spróbuje ją wziąć, a Snape odsunie się i go
wyśmieje? Inaczej będzie musiał skorzystać z rękawa szaty.
Wyciągnął rękę i energicznie wydmuchał nos.
–
Zatrzymaj ją. – Harry mógł usłyszeć, jak usta nauczyciela
wykrzywiają się z obrzydzenia.
–
Dziękuję panu. Przepraszam. Nie chciałem wyjść na głupiego
beksę. – Wstrzymał oddech. Natychmiast
przestań, Harry. Chcesz, żeby cały Slytherin wiedział, że jesteś
płaczliwą ciotą?
Nagle poczuł na ramieniu chłodne palce. Wzdrygnął się. Snape na
pewno zaraz go wyrzuci, żeby płakał poza jego gabinetem.
–
Nie skrzywdzę cię.
Ton
Snape’a był bardzo smutny, można powiedzieć, że pokonany. Nic
bardziej nie przeraziło Harry’ego. Czekał na ostry głos,
szarpanie i nieuchronne wylądowanie na korytarzu. Nic się nie
stało. W tym dotyku było coś więcej, niż zwykła uprzejmość.
To była akceptacja. Harry chwycił w obie dłonie rękę Snape’a,
nawet, jeśli wewnętrznie się wzdrygał. Oparł policzek na
szorstkim nadgarstku. Snape zamarł, ale nie odsunął się.
–
Wszyscy myślą, że jestem odważny i potężny, i że uratuję
świat. Nie rozumieją, że jestem tym przerażony.
Nawet Ron i Hermiona nie przyjmują tego do wiadomości. Chodzi mi o
to, że, na Boga, mam siedemnaście
lat. Nie chcę znów ratować świata samodzielnie. – Zatrząsł
się jeszcze silniej. – Jest tyle rzeczy, które chciałbym zrobić,
ale boję się, że umrę, zanim będę miał na nie szansę. –
Jednak jedna rzecz była dla niego szczególnie ważna. Poczuł, jak
chłodna ręka głaszcze jego włosy. Drżenie ustało.
–
Jakie rzeczy chciałbyś zrobić? – Spojrzał w górę poprzez łzy.
Sylwetka Snape’a była zamazana.
–
Co? – Bardzo
inteligentne, Potter. Ja być mądry. Ja znać mądre słowa.
–
Co chciałbyś zrobić?
Snape
wyglądał tak samo jak zwykle. Nagle Harry zobaczył dziwny błysk w
tych martwych oczach.
–
Naprawdę chce pan wiedzieć? – Przynajmniej przestał szlochać.
Przez głowę przeszła mu myśl, że Snape chce od niego wyciągnąć
informacje, które później mógłby wykorzystać przeciwko niemu.
Lepiej
nie mówić o tych najgorszych.
Snape wzruszył ramionami. Przetłuszczone włosy opadły mu na
twarz.
–
Mogę cię wysłuchać.
–
Nie wiem – wymamrotał, pochylając znów głowę i patrząc na
wilgotny kawałek materiału w dłoniach. – Myślę, że takie
zwyczajne rzeczy, jak gra dla reprezentacji Anglii w Quidditcha lub
zjedzenie największej porcji lodów, które sprzedaje Florian
Fortescue. No wie pan, takie, jak dla dziesięciu osób. – Dlaczego
mówi o tym Snape’owi? Nauczyciel prychnął i Harry czekał na
jego miażdżącą odpowiedź.
–
Zjadłem je raz, jak byłem w twoim wieku.
–
Naprawdę?
–
A potem zwymiotowałem. – Mimo szoku, Harry chciał zaufać temu
mężczyźnie. Przecież normalnie nie opowiadałby mu o tym, jak
zwrócił deser. Jeśli ktoś by się o tym dowiedział, Snape byłby
zniszczony.
–
Fuj. W takim razie tego nie zrobię. – Nie myśląc o tym, położył
głowę na brzuchu Snape’a. Był on twardy i zapadły, jakby chciał
go wessać świstoklik. Harry poczuł się bardzo przyjemnie. Nadal
trzymał w ręce jedną, żółtawą dłoń, podczas gdy druga leżała
na jego głowie. Właśnie tego szukał już od bardzo dawna. Czegoś,
czego nie dadzą mu nawet przyjaciele.
–
Chciałbym jeszcze... no wie pan...
–
Co?
–
Uprawiać... seks. – Dlaczego
to powiedziałeś, głupku? To jest profesor Snape! Teraz każdy
Ślizgom w szkole dowie się, że jesteś prawiczkiem. Zatopił
twarz w czarnych szatach. Na policzkach poczuł gorąco, ale nie mógł
przestać mówić.
–
Po prostu nie chcę umierać bez... Nie chcę być tak bardzo
samotny. – Zawsze był. Od pierwszego pocałunku z Cho do
spontanicznej sesji pieszczot z Ginny w Pokoju Wspólnym, kiedy mieli
się uczyć. Oni raczej traktowali to jak zakazany owoc, a nie grę
wstępną. Kiedy
się z kimś całuję, nie chcę być przez niego traktowany ze
specjalną czcią.
Ponownie poczuł na głowie dotyk chłodnej dłoni.
–
Nie będziesz. – Harry prychnął. Nawet ktoś tak samolubny i
sarkastyczny, jak Severus Snape mógł od czasu do czasu sobie kogoś
znaleźć.
–
Tak, jasne. Każda osoba, którą lubiłem w ten sposób, nie
widziała niczego innego, poza Chłopcem, Który Przeżył. Chyba
myślą, że mam pozostać małym, niewinnym aniołkiem do końca
życia. – Ty
mnie tak nie traktowałeś, prawda, Snape? Prędzej popełniłbyś
samobójstwo.
– Myślę, że tylko pan mnie nie wywyższa.
–
Jesteśmy trochę zjadliwi, prawda? - Ty
głupku. Przecież on się nigdy nie zmieni. To tylko ty się
rozklejasz.
Harry odsunął się od Snape’a, ściągnął gwałtownie swoje
zaparowane okulary i wytarł je w szatę.
–
Jak pan by się czuł, gdyby ludzie patrzyli na pana bliznę i
myśleli, że już wszystko o panu wiedzą? – Zerwał się ze
strasznie niewygodnego, drewnianego krzesła i objął się
ramionami, chcąc uwolnić się przed chłodem lochów.
–
Potter?
Spojrzał
na nauczyciela, czekając na wyrzucenie z gabinetu. Snape nie
poruszał się, tylko wyciągnął przed siebie lewe ramię i
zacisnął dłoń w pięść. Podwinął rękaw i pokazał mu Mroczny
Znak, który był za razem odrzucający i niezwykle żywy. Skóra
wokół tatuażu była spuchnięta tak samo jak jego blizna, a
strużki krwi zdążyły zaschnąć na czarnym Znaku, błyszcząc w
świetle świec. Tak obrzydliwy, a jednocześnie tak czysty. Harry
zauważył owalne ranki na ramieniu Snape. Wyglądało to tak, jakby
mistrz eliksirów chciał go sobie wydrapać. Na Merlina. Czy
naprawdę byli aż tak do siebie podobni?
–
Mogę spytać pana o coś osobistego? – Musiał wiedzieć. Jeżeli
tak niewiele ich różniło, musiał poznać prawdę.
–
Zależy, co dokładnie chcesz wiedzieć.
–
Dlaczego dołączył pan do Voldemorta?
Severus
oblizał cienkie usta. Harry był zafascynowany tym, jak żywo
wyglądał jego język na ziemistej cerze.
–
Sądzę, że... – zaczął – ... wierzyłem, iż może mnie
nauczyć wielu rzeczy.
–
I nauczył?
–
Tak – Jego twarz nawet nie drgnęła. Ciemne oczy oceniały, czy
jego uczeń jest wart tego, żeby to usłyszeć. Harry sądził, że
nikt inny nie może tego powiedzieć. Snape opuścił rękaw.
Tylko
to mógł teraz zrobić: objąć ramionami swojego znienawidzonego
nauczyciela i wsunąć głowę pod jego podbródek. Coś przewróciło
się w jego żołądku. Ściskając swojego wroga, powiedział:
–
Boże, jak ja pana nienawidzę.
Znienawidził
go jeszcze bardziej, kiedy te długie, szczupłe ramiona przyciągnęły
go do siebie, a kościsty policzek spoczął na czubku jego głowy.
Ogarnęło go dziwne uczucie spokoju.
–
Twoje uczucie jest w całości odwzajemnione.
Harry
nie wiedział, czy będzie w stanie znieść jeszcze więcej. Czuł,
jakby jego serce miało się rozpaść i wyrwać z piersi. Sztywne
wargi przycisnęły się do jego włosów i nie poruszały się przez
chwilę.
–
Pewnego dnia Anglia zyska wspaniałego szukającego – wyszeptał
Snape. W chłopaku coś pękło.
Harry
zadrżał, kiedy po jego policzkach spłynęły jadowite łzy i
wsiąknęły w czarny materiał nauczycielskiej szaty. Jego nienawiść
do tego mężczyzny jeszcze wszystko pogorszyła. Nie był żadnym
Chłopcem, Który Przeżył, ani dziedzicem Gryffindora. Był tylko
Harrym Potterem, synem znienawidzonego w umyśle Snape’a Jamesa
Pottera. Nie wiedział dokładnie, dlaczego to zrobił, ale podniósł
głowę i przycisnął wargi do ust swojego nauczyciela.
Snape
odskoczył. Harry podniósł drżącą dłoń, żeby go przeprosić,
ale jego palec pogładził tylko zapadnięty policzek. Snape próbował
go odepchnąć. Ich ręce się ze sobą splotły i Harry nie mógł
dalej oddychać. To było takie dobre.
–
Potter...
–
Proszę... – Potrzebował tej akceptacji, ich dziwnej więzi. Nie
było tutaj żadnego złotego środka. Ostrożnie podwinął rękaw
Snape’a. Ten Znak reprezentował sobą wszystko, co uczyniło jego
życie prawdziwym piekłem na ziemi, odkąd skończył rok. Strupy
krwi próbowały jednak w pewien sposób przezwyciężyć ciemność.
Musnął wargami każdego z nich, wyczuwając ostre krawędzie.
Zerknął w górę i zobaczył, że oczy Snape’a ożyły.
–
Przestań natychmiast, Potter. Będziemy mieć przez to poważne
kłopoty.
–
Próbował pan to zdrapać? – Chyba
wyciąć.
Snape
przytaknął, wykrzywiając z bólu wargi. Harry pocałował jego
nadgarstek. Smukła dłoń pogładziła ponownie jego włosy. Harry
podniósł się na palcach i znów posmakował tych gorzkich warg.
–
Potter... – Ten głos nie był już zjadliwy. Harry znów go
pocałował i tym razem Snape oddał jego pocałunek, muskając
delikatnie jego wargi. Nie mógł się powstrzymać i wsunął język
do jego ust, napotykając tam wilgotny język. Zadrżał, gładząc
go powoli. Dłonie Severusa zsunęły się w dół jego pleców i
spoczęły dokładnie nad biodrami. Przerwali pocałunek. Mistrz
eliksirów dyszał ciężko, a Harry’emu było gorąco. Zakręciło
mu się w głowie.
Snape
spojrzał na niego poważnie.
–
Przyszedłeś tu, żeby mnie uwieść?
***
–
No więc?
Harry
spojrzał na nią znad swojej Błyskawicy. Zupełnie zapomniał, że
to właśnie jej opowiadał tą historię. To nie była pusta
opowieść. Była przepełniona rzeczami, które zrozumiał dużo
później. Czy
poszedłem tam, żeby uwieść nauczyciela?
–
Nie. – Przynajmniej tego był do końca pewien.
Hermiona
potrząsnęła głową.
–
Wdepnąłeś w niezłe bagno, Harry.
–
Dzięki za wsparcie.
–
Ja cię nie krytykuję. No dobra, może trochę tak. Nie sądzę, że
to, co zrobiłeś było do końca złe, ale… na boga, Harry,
zakochałeś się w Snape’ie!
–
Wcale nie! – Skoczył na równe nogi. – Nie słyszałaś, jak
mówiłem, że nienawidzę tego skurwysyna? – Gdzieś tam czekało
na niego boisko do Quidditcha. Po prostu musiał do niego dotrzeć.
–
Przestań, Harry. – Westchnęła ciężko. – Może na nowo go
znienawidziłeś. Nie wiem. Mówię to, co teraz czuję. Jeśli tylko
to wszystko zaczęłoby się, kiedy opuścilibyśmy szkołę…
–
Wtedy bylibyśmy martwi, bo wszyscy myśleli, że Voldemort zaatakuje
najpierw Ministerstwo Magii. Tylko Severus nie dał się na to
nabrać. – Spojrzał na nią ostro, zaciskając usta. – Udało mu
się tylko dlatego, że co noc nie pozwalałem mu zarobić się na
śmierć. – Harry potarł tył swojej szyi. Chciał, żeby Sev
teraz z nim był. Hermiona milczała. – Gdybyś tylko słyszała,
jak krzyczy przez sen… Nienawidzi mnie tak samo mocno, ale nie
zostawiłbym go nawet, jeśli bym chciał. – Nadal mógł
przypomnieć sobie wątłe ciało rzucające się na boki w jego
ramionach.
–
Gdzie on teraz jest?
–
Nie mogę ci powiedzieć. Obiecałem mu to.
Hermiona
zmarszczyła brwi.
–
Z tego co mówił Ron wywnioskowałam, że to tylko seks. To, co
mówisz to o wiele więcej, niż chciałam usłyszeć.
Harry
spojrzał zawzięcie na dziurę w portrecie.
–
Ron może sam iść się jebać.
–
Nie, nie i jeszcze raz nie. – Skoczyła na nogi i stanęła na jego
drodze do wyjścia z Pokoju Wspólnego. – Nie pozwól zniszczyć
tej przyjaźni tylko dlatego, że on jest dupkiem. Jeśli będę
musiała to… wpuszczę tutaj trola, żeby terroryzował go w
łazience. – Na jej twarzy pojawił się wyraz gniewu. Wyglądała,
jak nadmuchany balon. Harry zaczął chichotać. – Co w tym
śmiesznego?
–
Trol w łazience? Przecież to takie pierwszoroczne.
Wygięła
wargi.
–
Strasznie się wtedy bałam. – Objął ją.
–
Możesz zrobić coś bardziej oryginalnego? Nie chcę znów pobrudzić
sobie różdżki.
Hermiona
prychnęła i spróbowała się uspokoić.
–
Chcę jeszcze wiedzieć, co miałeś na myśli, kiedy mówiłeś, że
Snape traktuje cię jak równego. – Wyglądała na zranioną, ale
starała się to ukrywać.
Harry
usiadł na oparciu najbliższego fotela. Potarł nieobecnie dłonią
witki miotły.
–
Nigdy się mną nie przejmował. Ron zawsze był o mnie trochę
zazdrosny, a ty i Dumbledore staraliście się mnie ochronić. Seva
po prostu to nie obchodziło. – Nawet Harry musiał przyznać, że
w większości przypadków Snape trochę przesadzał.
–
To interesująca podstawa dla związku. To brzmi, jakby traktował
cię jak kogoś gorszego.
Obrzucił
ją spojrzeniem.
–
Nigdy nie mówiłem, że to jest normalne. – Znalazł rozdwajającą
się witkę. Wieczorem będzie musiał to jakoś naprawić.
–
Powiedział ci kiedykolwiek, że cię kocha?
Harry
wzdrygnął się.
–
Nie. – Przecież dwa miesiące to za mało, żeby do tego dojść.
Dlaczego
ktoś miałby mi powiedzieć, że mnie kocha?
– Najczęściej mówi, że jestem wstrętnym bachorem.
–
Jesteś pewien, że tu nie chodzi tylko o seks?
W
Harrym wybuchła złość na to, że Hermiona tak myśli. Nagle
przypomniał sobie czułość na twarzy Severus, kiedy do niego
mówił. Pamiętał wszystkie te dni, kiedy odkładali szybki
numerek, żeby pracować lub rozmawiać, albo kłócić się, póki
nie ochrypną. Myślał, jak bardzo wyczerpany musi być Sev i jak
staro wygląda na swoje trzydzieści dziewięć lat. Jego złość
zamieniła się w uczucie tęsknoty.
–
Jestem pewien. – Wsłuchał się w ciszę. Czuł się tak staro,
jak wyglądał Severus. – Powiesz to ode mnie Ronowi? Ciebie
przynajmniej wysłucha.
–
Może
mnie wysłucha. Pomyśl, jak ty byś się czuł, gdybyś się
dowiedział, że Ron sypia ze Snape’em.
–
Fuj! Hermiono!
Uśmiechnęła
się lekko.
–
Wiesz, o co mi chodzi, Harry.
Coś
przewróciło mu się w żołądku. Doskonale to rozumiał. Przecież
to był ich znienawidzony, tłustowłosy nauczyciel eliksirów. To
musiał być szok, kiedy Ron nagle się dowiedział, że Harry’emu
podobają się faceci. Jeden
facet, a nie jakiś inny. Tłustowłosy dupek.
Wargi Harry’ego uniosły się nieznacznie. Jak
na tłustowłosego dupka, to potrafi być nieraz słodki.
Spytał
ją:
–
Więc porozmawiasz z…
Portret
odsunął się i wyskoczył zza niego rudowłosy chłopak.
–
Cześć, Ron – powiedział. Weasley tylko obrzucił go spojrzeniem.
–
Ravenclaw i Slytherin grają zaraz mecz. Chcesz iść, Hermiono? –
Specjalnie zaakcentował jej imię.
–
Może. Harry, idziesz?
Harry
zerknął na Rona i potrząsnął głową.
–
Muszę się zająć moją Błyskawicą. Zobaczymy się na kolacji?
–
Oczywiście – odparła. Ron tylko na niego patrzył. – Poradzisz
sobie?
–
Nic mi nie będzie. – Z chęcią poszedłby na mecz tylko dlatego,
żeby zobaczyć, jak szukający Krukonów skopie tyłek Draco.
Ślizgon ostatnio nie był w dobrej formie. Nie chciał jednak
denerwować Rona. Skierował się w stronę schodów, zarzucając
Błyskawicę na ramię.
–
Tylko mi nie mów, że z nim gadałaś.
–
Nie obchodzi mnie, co się pomiędzy wami stało. Nadal jest moim
przyjacielem. – Portret zamknął się za nimi i Harry został sam
w wieży. Zastanowił się, jak zapełni sobie resztę popołudnia
pracą nad jedną witką.
2.
Harry
wszedł do Wielkiej Sali na kolację. Ostatnie trzy dni spędził
myśląc o Severusie, czytając i unikając innych ludzi. Ron nadal z
nim nie rozmawiał, a on ignorował wszystkich innych siedmiorocznych
tak mocno, jak mógł. Kiedy zamknęły się za nim drzwi, po Sali
rozniósł się szmer. Szepty zastąpiły zwykłe stukanie sztućców.
Nawet niektórzy nauczyciele dziwnie na niego patrzyli. Harry
zignorował to i podszedł do stołu Gryfonów. Obok Neville’a było
wolne miejsce. Kiedy chłopak zobaczył Pottera, szybko położył na
ławie swoją torbę.
–
Przykro mi, Harry. Trzymam to miejsce dla Seamusa.
–
To dlaczego on siedzi po drugiej stronie stołu?
Policzki
Neville’a oblały się czerwienią.
–
Chodziło mi o Deana.
Harry
nie widział nigdzie Deana. Burknął pod nosem i zajął miejsce na
dalekim końcu stołu obok Parvati i Lavender. Spojrzał na nie
nerwowo.
–
Co? – warknął.
–
Umm… - zaczęła Parvati. Pochyliła się w jego stronę tak, jakby
chciała mu powierzyć swój największy sekret. – Jaki on jest?
–
Niby kto? – Ron,
ty cholerny skurwysynu.
–
Snape…
–
Tłustowłosy, sarkastyczny, zły i sadystyczny. Przecież go znasz.
Nie pamiętasz? Uczy eliksirów. – Kilku Gryfonów spojrzało na
niego dziwnie. Wielu z nich starało się powstrzymać od śmiechu.
–
Och. Lavender i ja słyszałyśmy, że znasz go o wiele lepiej.
-
Nie mam pojęcia, o czym mówisz. – Wszystkie szepty naokoło
doprowadzały go do szału. Harry czuł się, jakby został oskarżony
o wypuszczenie kolejnego bazyliszka
–
Mówiłem wam – oznajmił nagle Wylie. – Zastanawiam się, kto
będzie nas uczył eliksirów w przyszłym roku.
–
Może ktoś mi powiedzieć, co się tutaj dzieje? – Harry słyszał
w uszach pulsującą krew. – Wygląda na to, że to ma coś
wspólnego ze mną. – Zerknął na Ginny. Odwróciła się szybko
od niego, a jej twarz stała się tak samo czerwona jak włosy. Chyba
mamy kłopoty, Sev.
–
Bardzo ci zależało na tych wszystkich szlabanach.
Harry
patrzył, jak jego przyjaciele
siadają po drugiej stronie stołu kilka miejsc od niego. Ron
wyglądał na cholernie zadowolonego z siebie, a Hermiona na
przerażoną.
–
Co to miało znaczyć, Weasley? – Harry wstał i pochylił się nad
stołem.
–
Już ty dobrze wiesz. Męska dziwka.
Harry
przeskoczył przez stół i rzucił się z pięściami na Rona.
Spadli z ławki, a Ron jęknął, kiedy uderzył w podłogę. Wokół
nich podniosły się krzyki. Przeturlali się pod stół i Harry
zobaczył pajęcze sieci. Zdołał odtrącić ręce Weasleya i
zacisnął dłonie na jego szyi. Piegowate ramię uderzyło go w nos
i usta, próbując go zepchnąć. Usłyszał przerażone krzyki
Hermiony i poczuł na sobie jej ręce. Wzrok zasłoniła mu stróżka
krwi, ale nie wiedział, czyja ona była. Nie obchodziło go to.
Nagle
podniosły go dwie potężne dłonie. Harry próbował się wyrwać.
–
Puść mnie! Rozerwę cię na strzępy, Weasley!
–
No dalej, spróbuj. Może znów zarobisz szlaban.
Harry
wrzasnął dziko i prawie się uwolnił. Hermiona i silny ścigający
Hufflepuffu trzymali dłonie Rona w mocnym uścisku. Szarpał się
tak samo jak Harry, a z jego nosa ciekła krew.
–
Dosyć! – Hagrid unieruchomił ramiona Harry’ego. – Przestańcie
natychmiast!
Harry
warknął pod nosem, a Ron syknął zajadle.
–
Ostrzegam was, cholibka. – Harry nigdy nie słyszał Hagrida tak
rozwścieczonego. Hogwart, który był jego azylem przez siedem lat,
stał się nagle więzieniem.
Hermiona
patrzyła na niego urażona. Na jej policzkach było widać kilka
kropel krwi Rona. Zmarszczył brwi. Najpierw
Ron, teraz ona. Kto jeszcze mnie znienawidzi?
Poczuł, że ktoś prowadzi go do wyjścia z Wielkiej Sali.
–
Zawiodłeś mnie, ‘Arry – warknął Hagrid. – Nigdy nie
myślałem, że chciałbyś zabić swojego przyjaciela. I te plotki…
–
Jakie plotki? Czy ktoś mi może powiedzieć, co się dzieje? –
Oczywiście, że wiedział, o co chodzi, ale musiał to usłyszeć.
–
O tobie i psorze Snape’ie. Ja tam w nie nie wierzę.
–
Ale Ron tak. – I
nie dziw się. Sam go w tym utwierdziłeś.
– Gdzie mnie ciągniesz?
–
Wrzucę cię do jeziora. Może wtedy się opamiętasz.
–
Bardzo śmieszne. – Zacisnął usta i starał się zignorować ból
w szczęce i klatce piersiowej. Ledwo zauważył, że zatrzymali się
przed gargulcem strzegącym gabinetu Dumbledore’a.
–
Piwo kremowe. – Posąg odsunął się. Hagrid popchnął Harry’ego
i zapukał do drzwi.
Pojawiła
się za nimi McGonagall.
–
Na Merlina, Potter, jak się nazywał ten smok? – Hagrid pociągnął
go do środka i Harry z trudem utrzymywał równowagę.
–
Ronald Weasley. – Wytarł rękawem krew z warg.
–
‘Arry wszczął bójkę na kolacji. Nie ma jeszcze dyrektora
Dumbledore’a?
–
Powinien niedługo wrócić. Pewnie będzie chciał o tym usłyszeć.
Jestem zawiedziona, panie Potter. – Profesor McGonagall zacisnęła
usta w cienką linię.
–
A kto nie jest?
Uniosła
brew.
–
Siadaj. – Hagrid delikatnie poprowadził Harry’ego w stronę
krzesła stojącego przed biurkiem. McGonagall stuknęła różdżką
o jego okulary. – Ocularis
reparo.
– Znów mógł wszystko wyraźnie zobaczyć. Na szczęście, nie
widział już pajęczych sieci. – Co się stało?
–
Już pani mówiłem. Weasley to zrobił.
–
Kto pierwszy uderzył drugiego, Hagrid?
–
Harry.
Chłopak
obrzucił Hagrida spojrzeniem.
–
Nazwał mnie męską dziwką przed całą szkołą.
McGonagall
westchnęła ciężko.
–
To nie w twoim stylu, Harry. Niestety… – Zerknęła na drzwi. –
… twoja kara będzie musiała poczekać. Hagridzie, zaprowadzisz go
do mojego gabinetu? Przepraszam, że to robię, szczególnie po tym,
ile drogi tu przeszliście.
–
Nie pani wina.
Harry
wytężył słuch. Zdawało mu się, że słyszał kogoś na
schodach.
–
Właśnie tak, profesorze, jeszcze trochę.
–
Trzymaj go, Filch! I weź stąd tego cholernego kota.
–
Niech pan jej tak nie nazywa. Chodź tutaj, kochanieńka.
–
O nie. Pospiesz się, Argusie. Nie, nie. Obudź się, przyjacielu.
Nic ci nie będzie. Argusie, wezwij Poppy od razu, jak znajdziemy się
w gabinecie.
–
Idźcie przez Fiuu. – McGonagall wyglądała na zdenerwowaną.
Hagrid wrzucił garść proszku do kominka. Wskazał na niego głową,
patrząc na Harry’ego. Chłopak chwycił się kurczowo krzesła, na
co Hagrid ruszył w jego stronę. Nagle drzwi otworzyły się na
oścież. Do środka wszedł Dumbledore razem z Filchem, podtrzymując
wątłe ciało otulone czarnymi szatami. Coś błyszczącego i
metalowego przykuło wzrok Harry’ego.
–
Sev? – Harry zerwał się z krzesła. McGonagall złapała go za
ramiona. – Nie dotykaj mnie!
Severus
podniósł słabo głowę, słysząc głos Harry’ego. Nie miał
siły utrzymać się na nogach, a jego twarz pokryta była krwią i
siniakami. Czerwone stróżki zaschły wokół jego ust, nosa i uszu.
Oko, które jeszcze niedawno było białe, wypełnione było krwią i
przypominało Harry’emu zaćmienie słońca.
–
Harry, idź już z Hagridem – wydusiła przez zaciśnięte zęby
opiekunka Gryffindoru. Hagrid pociągnął go za tył szaty tak, żeby
Snape mógł usiąść na krześle. Kiedy Filch próbował go na nim
posadzić, przytrzymał się oparcia i jęcząc, osunął się na
Harry’ego. Potter złapał szybko poranione, wychudzone ciało.
–Ha…
–
Jestem tu, Severusie. – Harry upadł na kolana pod ciężarem
bezwładnego mężczyzny. Było mu niesamowicie trudno obejmować to
wątłe, znajome ciało, kiedy każdy jego dotyk wywoływał ból.
Severus starał się go chwycić, ale jego ramiona drgały tylko
spazmatycznie. Harry spojrzał na Dumbledore’a. – Co się stało?
–
Wydarzył się wypadek. Nie mogę ci nic więcej powiedzieć. – Na
twarzy dyrektora było widać jednocześnie wyraz troski, strachu i
poddania. Jego oczy nie błyszczały już radośnie. W każdym innym
wypadku to byłoby przerażające.
–
Właśnie, że pan może. – Harry spojrzał na zmasakrowaną twarz
swojego kochanka. – Trzymam cię, Sev. Nigdzie nie pójdę.
Z
gardła Snape’a wydobył się słaby, żałosny jęk. Starał się
skupić wzrok na Harrym. Jego oczy obróciły się w głąb czaszki.
–
Cholera, niech ktoś zawoła panią Pomfrey! Nie pozwolę mu umrzeć.
Filch
rzucił się do drzwi. Harry pogładził gęste włosy, teraz pokryte
krwią i błotem.
–
Nie zasypiaj, tłustowłosy draniu. Jeśli teraz umrzesz, to skopię
ci tyłek. Wiesz, że potrafię. – Zakrwawione oczy zamknęły się.
– Cholera! Severusie, obudź się!
Głowa
Snape’a opadła na bok. Przez chwilę jego oczy otworzyły się i
spojrzały na Harry’ego. Wątłe palce zacisnęły się na jego
szacie, więc ścisnął je lekko. Były strasznie zimne. Tak bardzo,
bardzo zimne. Podświadomość Harry’ego mówiła mu, że wszyscy
na nich patrzą. Wiedział też, że płacze jak dziecko, ale nie
przejmował się tym. Jego Severus w końcu był w domu.
***
Severus
wycelował różdżkę w Harry’ego.
–
Crucio! – Przesunął rękę i trafił jednego ze śmierciożerców.
Ta chwila wystarczyła. Harry pchnął całym ciałem miecz
Gryffindora, który wbił się w klatkę piersiową Voldemorta i
przebił jego gadzie serce.
Czarny
Pan krzyknął przeraźliwie, a jego różdżka wysunęła się z
kościstej dłoni. Harry upadł na kolana i próbował wstać. Jego
płuco zostało przebite przez sztylet Salazara Slytherina i tak
długo jak pozostanie na miejscu, nic mu nie będzie. Voldemort
przechylił się w jego stronę i szarpnął za rękojeść. Harry
poczuł powietrze wylatujące z jego klatki piersiowej. Coś
zabulgotało i krew zaczęła napełniać jego płuca. Miał problemy
z oddychaniem i wiedział, że nie ma zbyt dużo czasu. Dopóki
Voldemort miał przebite serce, był bezbronny. Harry wyciągnął
różdżkę.
–
Avada Ke…
Voldemort
wyrwał sztylet z jego piersi. Harry zakrztusił się i upadł na
ziemię. Usłyszał, jak ktoś woła jego imię, może Dumbledore
albo Sev. Ktoś za nim wrzasnął przeraźliwie, kiedy uderzyła go
klątwa Cruciatus. Sev.
Oni go zabiją.
Z każdym oddechem z jego płuc wypływała krew. Harry z trudnością
odnalazł w błocie swoją różdżkę. Kątem oka zobaczył, jak
Voldemort próbuje pozbyć się miecza. Wydawało się, że utknął
w jego piersi. Po klindze spływała ciemna krew.
Ostatkami
sił Harry wycelował różdżkę i wychrypiał:
–
Avada Kedavra!
Zielone
światło wypełniło jego świat. Znał je bardzo dobrze, przeważnie
z mętnych wspomnień z dzieciństwa. Jakimś sposobem Voldemort
zdołał jeszcze wysyczeć w wężomowie:
–
Przynajmniej zdechniesz ze mną, Dziedzicu Gryffindora. – Harry
usłyszał obok siebie plusk i upadł twarzą w błoto.
Chłopak
usiadł gwałtownie. Było już ciemno, a wokół niego leżały
nieruchome ciała. Przypatrzył się im mrużąc oczy i szukając
kogoś, kogo zna. Wiatr uderzał w jego obolałą pierś. Ron,
Neville, Justin… Przygryzł wargę, próbując powstrzymać łzy.
Nie,
nie, nie, nie…
Niedaleko od niego leżał Sev. Nie spał – on się w ogóle nie
ruszał. Tylko
ja zostałem. Nich ktoś mnie weźmie zamiast niego…
–
Potter! – Ciepła dłoń Madame Pomfrey pchnęła go z powrotem na
łóżko. – Nie powinieneś wstawać, kochaneczku. Nadal próbujemy
posklejać twoje płuco.
–
Tylko ja zostałem. – Chwycił się jej, wbijając palce w jej
fartuch. Próbowała delikatnie poluźnić jego uścisk. – Wszyscy
zginęli. To moja wina. – Objął kolana i zaczął płakać. Sev
wydawał się taki martwy.
–
Nie, Harry! Uratowałeś wszystkich. Sam Wiesz Kto nie żyje!
–
Nie żyje? – powtórzył słabo. Więc
żyją, czy nie?
–
Tym razem naprawdę! – Do jego ust przyciśnięto naczynie z zimnym
i słodkim płynem. Straszny ból w jego piersi ustał. – Muszę
przyznać, że miałeś wspaniałe wyczucie czasu. A profesor Snape
był po prostu… ale teraz na pewno nie chcesz o tym słuchać. Nie
ruszaj się przez jakiś czas.
Więc
żyli? Jego Ron, Hermiona i Sev? Harry wpatrywał się w sylwetkę
Snape’a leżącego w ciemnym pokoju. Madame Pomfrey wróciła,
zanim zdołał cokolwiek zobaczyć i podała mu gorzki eliksir.
Chwilę przed tym, jak stracił przytomność, zobaczył patrzące na
niego czarne oczy. Sev uśmiechnął się do niego.
Harry
drgnął. Bolał go tyłek, bolały go plecy. Cała jego głowa była
jedną wielką definicją bólu. Nawet jego łokieć bolał z jakichś
dziwnych przyczyn. Dotarło do niego, że trzymał go na wąskim,
tylnym oparciu strasznie niewygodnego, drewnianego krzesła.
–
Ugh… – W oddali słyszał jakieś głosy.
–
Czy on…
–
Przeżył noc, dyrektorze. Nie mogę na razie powiedzieć, co stanie
się jutro.
–
A Potter…
–
Starałam się go stąd wygonić po tym wszystkim. Nigdy nie
myślałam, że będę musiała komuś podać krew jednorożca. Nie
wiem, co się stanie z Severusem, kiedy uczniowie wyjadą.
–
Harry nie wyjeżdża. Już rozmawiałem z Blackiem.
–
Na Merlina. Więc jest aż tak źle?
–
Nie chcą uwierzyć, że Voldemorta już nie ma. Są jeszcze bardziej
niebezpieczni niż wtedy, kiedy żył.
–
Harry wie?
–
Nie.
Krótka
przerwa.
–
Co się stanie z…
–
Nie wiem, Poppy. Zarząd jest w tej kwestii podzielony. To jest
bardzo skomplikowana sytuacja.
–
A co ty o tym myślisz?
–
Będę wdzięczny, jeśli nikomu o tym nie powiesz, ale Severus
przyznał mi się do tego już miesiąc temu.
–
Albusie! Jak mogłeś na to pozwolić?
–
Ci dwaj byli jedynymi osobami, które mogły powstrzymać Voldemorta
przed zajęciem Hogwartu. Jak mógłbym ich za to ukarać? – Jęknął
głośno. – Masz może pod ręką eliksir na ból głowy? To była
długa noc.
–
Oczywiście, że mam. Co miałeś na myśli mówiąc, że tylko oni
mogli go powstrzymać? Przecież to absurd. – Zamknęły się za
nimi drzwi i nie mógł ich więcej usłyszeć.
Harry
otworzył obolałe oczy. W świetle słońca biel ścian w skrzydle
szpitalnym była oślepiająca. Mrugnął z trudem. Jest
gorzej, niż wtedy, kiedy Dean przyniósł do dormitorium wódkę.
Harry
rozejrzał się dookoła.Więc
jednak to się stało.
Snape
leżał zwinięty w kłębek na jednym z wypolerowanych, białych
łóżek. Jego długie, czarne rzęsy zlewały się z ciemnymi
sińcami pod oczami. Pościel przykrywała jego ciało niczym całun,
unosząc się i opadając z każdym ciężkim oddechem. Jego włosy
nadal były matowe, ale ze skóry zniknęła warstwa zaschniętej
krwi. Wyglądał na jeszcze chudszego. Snape jęknął cicho.
–
Cii. Jestem tutaj, Sev. – Harry opadł na kolana obok łóżka i
pogłaskał potargane, czarne włosy. – To tylko sen.
–
Chcą zabić… Harry’ego. – Jego słowa były ledwo zrozumiałe.
–
Jestem tutaj, Sev. Żyję, widzisz? – Odsunął pościel i chwycił
w obie ręce smukłą dłoń. Przycisnął ją do ust, walcząc ze
łzami wściekłości. Zabiję
ich wszystkich. Nawet jeśli będzie to ostatnia rzecz, jaką zrobię,
przysięgam, ze ich zamorduję.
–
Harry…?
–
Jestem tuż obok, Sev.
–
... Harry…
–
Wpakowałeś się w niezłe gówno, wiesz? Tłustowłosy drań. –
Harry zaśmiał się przez łzy, kiedy kąciki cienkich warg uniosły
się nieznacznie. Severus wyrwał się i krzyknął.
–
Nie mogę im pozwolić… – Zaczął szarpać prześcieradło.
Harry szybko chwycił za niebieski koc leżący w nogach łóżka i
przykrył nim Severusa. Może jego ciężar go uspokoi. Za bardzo się
bał go skrzywdzić, żeby móc trzymać jego połamane kończyny.
–
Nie zrobią tego. Jestem tutaj i nigdzie się nie wybieram.
–
… Tak bardzo go kocham.
–
Sev?
Cisza.
–
Sev, powiedz coś.
Usłyszał
tylko jego świszczący oddech.
–
To było o mnie?
Severus
z powrotem zatracił się w swoim prywatnym piekle. Pewnie minie
trochę czasu, zanim z niego wyjdzie. Harry patrzył na jego
storturowaną twarz w ciszy. Nigdy
byś mi tego nie powiedział w normalnych okolicznościach, prawda?
Nikt
nigdy nie powiedział Harry’emu, że go kocha. Syriusz ciągle
powtarzał mu, że jego rodzice go kochali, ale to było coś innego.
To było coś trwałego, solidnego. To było teraz.
–
Jesteś cholernym kutasem… – wyszeptał, kładąc głowę w
zagłębieniu brzucha Severusa. – … ale też cię kocham.
***
Harry
oparł się o ścianę dokładnie obok wejścia frontowego szkoły i
patrzył, jak uczniowie wynoszą na zewnątrz swoje kufry i udają
się na wakacje. Jego własny kufer nadal stał przy nogach łóżka
w wieży Gryffindoru. Dumbledore próbował mu wytłumaczyć zeszłej
nocy, że wyjazd byłby dla niego zbyt niebezpieczny. Harry nie
pozwolił mu dokończyć mówiąc, że i tak nie ma zamiaru opuszczać
teraz Severusa. Ten dzień był niewyobrażalnie upalny i zastanawiał
się, czy są gdzieś specjalne szorty dla czarodziejów.
Większość
ludzi go ignorowała albo dziwnie na niego patrzyła. Niektórzy się
z nim żegnali, inni podawali rękę i ściskali. Jak na kogoś, kogo
jeszcze kiedyś wszyscy idealizowali, czuł się teraz strasznie na
marginesie. Myślał nad tym, czy nie iść do skrzydła szpitalnego,
ale Sev, który siedział na łóżku wsparty na wielu poduszkach,
nakrzyczał na niego rano:
–
Jeśli nie dasz mi chwili spokoju, Potter, to przez resztę lata
będziesz szorował mój gabinet. – Mimo tego że nie miał na to
ochoty, musiał stamtąd wyjść.
–
Cześć, Harry.
–
Hej, Hermiono. – Ron stał obok niej, nie zwracając uwagi na to,
że jego narzeczona rozmawiała z Harrym Snape’em (To znaczy
Potterem!).
–
Musimy się pożegnać na jakiś czas. – Jej głos drżał, kiedy
próbowała powstrzymać łzy. Pokiwał głową, starając się, żeby
jego usta się nie zatrzęsły. – Ślub odbędzie się w lipcu.
Przyjedziesz?
Harry
potrząsnął głową.
–
Nie sądzę, przepraszam. Wygląda na to, że nie będę mógł
opuszczać terenu szkoły. – Było mu strasznie przykro, że nie
zobaczy tego, o czym Ron i Hermiona mówili od szóstego roku. I
tak nie byłbym drużbą, prawda?
–
Nie będziesz mógł? Dlaczego?
–
Nie tylko z powodu Severusa. – Oblizał wargi. – Profesor
Dumbledore nie chce, żebym wyjeżdżał, kiedy na wolności jest
tylu śmierciożerców. – Zniżył głos. – Wysłali go z
powrotem tylko po to, żeby mnie nastraszyć.
–
Och, Harry… – Objęła go ramionami. Ron wymamrotał coś pod
nosem, ale nie powstrzymywał jej. – Chciałabym, żebyśmy mogli
zostać i z tobą być. Oni w ogóle mogą cię do tego zmusić?
–
Dopóki nie mam osiemnastu lat, to tak. Syriusz im pozwolił. –
Będzie musiał kiedyś porozmawiać ze swoim ojcem chrzestnym.
–
Chodź już, Herm. Spóźnimy się na pociąg – powiedział Ron,
rozglądając się dookoła.
–
Poczekaj, mamy jeszcze dużo czasu. – Ponownie wyściskała
Harry’ego i go puściła. Jakaś część niego odeszła wraz z jej
dotykiem. – Odezwij się do nas, inaczej wyślę ci paczkę z
małymi trollami.
Zaśmiał
się. Hermiona wytarła łzy rękawem i chwyciła za rączkę swojego
kufra na kółkach.
–
Piękna pogoda, prawda? – Uśmiechnęła się do niego smutno. –
Dowidzenia, Harry.
–
Cześć.
Ron
w ogóle się do niego nie odezwał i poszedł za nią. Harry potarł
czubek nosa. Nie
rozkleję się publicznie, nie rozkleję się publicznie, nie
rozkleję się…
–
Cześć, Potter.
Wzdrygnął
się słysząc ten zimny głos.
–
A może już Snape? Przepraszam, nie wiem, kiedy bierzecie ślub.
–
Spadaj stąd, Malfoy, zanim skręcę ci kark.
Draco
uśmiechnął się wrednie.
–
Teraz już wiemy, dlaczego obrażałeś moją orientację. Przecież
chciałem cię nauczyć, jak polubić dziewczyny.
Harry
zacisnął dłonie w pięści.
–
Przymknij się, Malfoy. – Zastanawiał się, ile zaklęć zdąży
rzucić, zanim dopadną go Crabbe i Goyle.
–
A tak poza tym, to jak ci się podobał prezent?
Harry
zmarszczył brwi.
–
Jaki prezent?
–
Przekazałem dobrą nowinę odpowiednim osobom. Weasley i Granger
gadali o tym w pustej klasie. Myślisz, że nie chcieli, żeby ktoś
usłyszał? Następnym razem powinni zabezpieczyć drzwi zaklęciami
dźwiękoszczelnymi.
Harry
patrzył na niego z niedowierzaniem.
–
Ty… - Jego głos drżał. Harry sięgnął do kieszeni po różdżkę.
Chciał rozerwać Malfoya na strzępy i nakarmić nimi Puszka. Złapał
szybko za kołnierz Draco, przyparł go do ściany i wycelował
różdżką w jego gardło. – Jeśli twoje goryle mnie dotkną,
przysięgam, że cię zabiję – wysyczał. – Wiesz, że potrafię.
– W szarych oczach zobaczył strach.
–
Zostawcie go – wydusił z siebie Malfoy. Harry usłyszał, jak
Crabbe i Goyle się cofają. Kilka osób przystanęło obok, żeby
popatrzeć na nich. Ktoś zaczął wołać Hagrida.
–
Dlaczego?
–
Co? – Draco próbował się z dumą oswobodzić.
–
Wiesz, o co mi chodzi. – Przycisnął różdżkę do delikatnej
szyi Malfoya.
–
Naprawdę chcesz wiedzieć?
–
Tak.
–
Powinieneś się domyślić.
Coś
w Harrym zawrzało. To przez Malfoya już prawdopodobnie nigdy nie
pogodzi się z Ronem. To przez Malfoya Severus stracił szacunek
swoich uczniów. Złapał Draco mocniej za kołnierz i podniósł z
ziemi.
–
‘Arry! – Już po raz drugi w tym tygodniu Hagrid powstrzymał go
od próby popełnienia morderstwa. Draco upadł na ziemię, ale po
chwili się podniósł.
–
To jego wina. – Harry spojrzał z wściekłością na Malfoya.
Draco poprawił kołnierzyk i próbował się uspokoić.
–
Nie mam pojęcia, o czym on mówi, Hagrid.
–
Zamknij się Malfoy. Chcesz iść do pani Pomfrey?
–
Do tej starej wiedźmy?
–
Spadaj już na pociąg. – Tłum uczniów nadal na nich patrzył,
kiedy Hagrid ciągnął Harry’ego do środka. Spojrzał do tyłu na
Malfoya. Jego oczy były zimne i miały niebezpieczny wyraz.
Hagrid
zaprowadził go do Wielkiej Sali. Była cała pusta, nie licząc
Irytka latającego pod zaczarowanym sklepieniem. Duch zaśmiał się
histerycznie, widząc Harry’ego.
–
Ooo, nasza dupodajka!
–
Zamknij się, inaczej zawołam Krwawego Barona! – Harry nie miał
ochoty na utarczki z Irytkiem. Teraz miał jakiś wpływ na ducha
Slytherinu, przynajmniej pośrednio. Poltergeist posłuchał i
wystrzelił przez ścianę, wydobywając z siebie odgłosy namiętnego
pocałunku.
Hagrid
zamknął za sobą drzwi.
–
Siadaj, ‘Arry. Dałbym ci kubek herbaty, ale został w chacie. –
Chociaż on nadal go lubił.
Harry
usiał na starym miejscu Cho. Położył pięści na stole i oparł
na nich podbródek.
–
Nienawidzę go.
–
Malfoy to mały skurczybyk, cholibka. Ale ty o tym już wiesz. –
Hagrid usiadł naprzeciwko niego. Z jednej ze swoich niezliczonych
kieszeni wyciągnął ciastko wysuszone na kość i podał mu. Harry
potrząsnął głową. – Muszę powiedzieć, że mnie zaskoczyłeś,
z profesorem Snape’em i wszystkim – stwierdził Hagrid. –
Wgapiałeś się ciągle w Cho i myślałem, że wolisz dziewczyny.
–
Ja też tak myślałem.
–
Wybrałeś sobie trudną drogę. I nie chodzi mi tylko o to, że obaj
jesteście… – Hagrid postukał palcami o stół, a Harry spojrzał
na niego zaskoczony. Olbrzym wyglądał na zawstydzonego. –
Śmierciożercy będą chcieli was dopaść.
Harry
przygryzł wargę.
–
Zabiję ich, zanim zdążą go skrzywdzić.
–
Gdybyś tylko potrafił, cholibka! Sam jeden przeciwko bandzie
potworów. Severus już nie jest taki młody, jak kiedyś.
–
Nie ma nawet czterdziestu lat.
–
‘Arry. – Hagrid patrzył na niego z wyrzutem. – Wiesz pewnie
lepiej od innych, że jest starszy, niż na to wygląda.
Harry
spojrzał w dół. Wiedział, że Severus nie był już młody. Nie
chciał po prostu myśleć, jak stary jest w
środku.
–
Wiesz już, co będziesz robić?
–
Zostaję w Hogwarcie.
–
Chodzi mi o was obu. Nauczycielowi, który romansował z uczniem, nie
ujdzie to na sucho.
Harry
spojrzał na niego z niedowierzaniem.
–
Wyrzucili go? – Co
ja zrobiłem? On nie będzie tam bezpieczny. Mogą go znaleźć. Mogą
go zabić.
Hagrid
potrząsnął swoją wielką głową.
–
Nie chodziło mi o to. Zarząd szkoły jeszcze o niczym nie
zadecydował. Dumbledore też macza palce w decyzji. Przecież nie
jest łatwo znaleźć tak dobrego i lojalnego mistrza eliksirów jak
Snape.
Harry
wreszcie mógł normalnie oddychać. Jego serce nadal biło z
zawrotną prędkością, ale już nie sprawiało bólu.
–
Więc o co ci chodzi?
Oczy
Hagrida wydawały się przez chwilę nieobecne.
–
Mówię o tym, czy pójdziesz z nim, jeśli go wyleją?
–
Jeśli mi na to pozwoli.
–
Dlaczego miałby nie pozwolić?
Harry
potrząsnął lekko głową i spojrzał na swoje dłonie.
–
Nie wiem. Może myśleć, że coś mi się stanie…
–
Kochasz go?
Harry
zmarszczył brwi.
–
Co to za pytanie?
–
Całkiem proste. Kochasz profesora Snape’a?
Harry
przygryzł wargę i powoli pokiwał głową.
–
Nie mów mu o tym.
Hagrid
przewrócił oczami.
–
Chyba nigdy nie będziecie się normalnie komunikować.
–
Co to ma znaczyć?
–
Słyszałem, jak się obrażaliście nawzajem, kiedy Dumbledore go tu
sprowadził i chyba nigdy nie słyszałem tyle dobrych uczuć naraz.
Harry
chciał coś powiedzieć, ale drzwi od Wielkiej Sali ponownie się
otworzyły i weszła przez nie professor McGonagall.
–
Zastanawiałam się, gdzie jesteś, Hagridzie. Musimy już iść.
–
Sekundka, pani psor.
Pokiwała
głową i zamknęła drzwi. Hagrid spojrzał na niego z troską.
–
Dasz sobie radę?
Harry
wzruszył ramionami.
–
Pójdę chyba do skrzydła szpitalnego. Sev źle sypia, kiedy jest
sam.
Hagrid
spłonął czerwienią.
–
Zobaczymy się później, ‘Arry. – Olbrzym wyszedł z Wielkiej
Sali i w pomieszczeniu zapadła cisza. Harry mógł teraz myśleć
tylko o Ronie.
***
Severus
spojrzał na szachownicę leżącą na łóżku. Jedną rękę
zatrzymał nad pionkami, a drugą drapał się po podbródku. Jego
oczy nadal były zakrwawione, ale większość siniaków już
zbladła. Jego gęste włosy sięgały już za ramiona.
–
No dalej, Sev. Miałeś już swoje pięc minut.
–
Nie oczekuję, że ujrzysz piękno strategii, Harry. Musisz posiadać
elegancję, żeby wystawić całą swoją obronę, zaryzykować i…
– Przesunął delikatnie swojego gońca. – … wygrać. –
Goniec chwycił pionek Harry’ego i połamał go kolanem. – To
chyba szach.
–
Cudownie. Obiecuję ci, Snape, że na boisku do Quidditcha skopię ci
ten twój kościsty tyłek.
Severus
uniósł brwi.
–
Nie skopiesz mi tyłka razem ze swoimi gryfońskimi durniami. – To
nie w jego stylu. Przecież wie, że nie ma szans.
Harry uśmiechnął się wrednie i ruszył swoją królową tak, że
Sev schował twarz w dłoniach i jęknął. Figury Harry’ego
zrobiły to samo.
–
Zamknijcie się. – Obrzucił je spojrzeniem. – I tak byście nie
wygrały. – Jego ostatni koń podniósł miecz i przeklął.
Severus wykorzystał okazję i zbił jego białego króla.
–
Chcesz zagrać jeszcze raz? – Jego uśmieszek był denerwujący.
Powodował, że brzuch Harry’ego napełniał się trzepoczącymi
motylami.
–
Nie! Wygrałeś ze mną już trzeci raz w tym dniu. – Tylko
Ronowi udało się to wcześniej zrobić.
Zrobiło mu się niedobrze. Harry pozbierał w ciszy swoje figury i
wrzucił je do pudełka.
–
Jeśli moje umiejętności szachowe doprowadzają cię do depresji,
zawsze mogę wygrać z tobą w karty.
Harry
powiedział Severusowi o Ronie już kilka dni wcześniej. Nie
wiadomo, z jakiego powodu nabrał przez to ochoty na szachy.
Potrząsnął głową.
–
Nie chcę teraz w nic grać.
–
Musisz iść spać.
–
Nie jestem zmęczony.
–
Siedzisz tu przez całą noc i wiem, że nie odsypiasz tego w dzień.
–
Nie jestem zmęczony!
–
Więc idź i posprzątaj mój gabinet. To cię zmęczy.
Harry
pocałował go w szyję. Upuścił szachownicę na podłogę i
położył się obok niego. Sev wykrzywił się z bólu, więc
chłopak podniósł się nieznacznie. Nigdy nie wiadomo było, kiedy
żebra Severusa dadzą o sobie znów znać. Te ramiona oplotły go w
pasie i przyciągnęły do siebie. Odkąd Sev wrócił, trzymał go
trochę mocniej, bliżej, tak, jakby bał się, że chłopak zaraz
zniknie. Harry położył głowę w zagłębieniu jego szyi, wtulając
się w chłodne, grube włosy. Zasnął, słuchając równego oddechu
Severusa.
Harry
otworzył oczy i zobaczył, jak Sev przygląda mu się z
zastanowieniem. Nigdy wcześniej nie widział takiego wyrazu na jego
twarzy. Jego umysł był raczej cyniczny i chłodno kalkulujący.
Przytulił się mocniej do ciepłego ciała leżącego pod kołdrą.
–
Dzień dobry. – Zegar przy łóżku wskazywał trzecią.
Severus
pogładził go po twarzy. Jego palce były chłodne.
–
Jak ty to robisz? – wyszeptał.
–
Co robię?
–
Wyglądasz tak spokojnie, kiedy śpisz. – To zastanowienie na jego
twarzy zostało zastąpione przez smutek.
–
Tak już po prostu jest, Sev. – Usiadł, żeby pocałować te
cienkie, blade usta. Jedną ręką pogładził jego klatkę
piersiową. Była taka szczupła. Takie wątłe ciało, a tak
zdewastowany umysł.
Sev
oddał pocałunek w swój ciepły, powolny sposób. Była w nim swego
rodzaju cześć, ale nie dla Chłopca, Który Przeżył. Była to
raczej słodko – gorzka fascynacja snem, który nie jest zakłócany
przez krzyki. Cześć dla kogoś, kto zastanawiał go nawet we śnie.
Usta przesunęły się z jego warg na szyję. Harry jęczał cicho,
kiedy Severus całował każdy kawałek jego ciała, zostawiając na
nim mokre ślady. Harry pogładził go po włosach. Spojrzał w dół
i zobaczył duże, czyste oczy. Prawie uwierzył, że one też miały
kiedyś siedemnaście lat.
Część V: Inny punkt widzenia
–
Musimy uprawiać seks.
Harry
podskoczył zaskoczony i upuścił książkę. Automatycznie poprawił
okulary.
–
Słucham?
Severus
uniósł brew.
–
Wolisz poczekać, aż wróci Poppy? Nie sądzę, żeby się ucieszyła
widząc, jak wykorzystujesz jej pacjenta w tak zwierzęcy i
perwersyjny sposób.
–
Ale… teraz?
Uśmiech
Severusa tylko potwierdził jego słowa. Harry nie miał nic
przeciwko, ale to było takie… niespodziewane. Jednak, minął już
prawie miesiąc. W jego wieku to prawie, jak wieczność. Ale Severus
miał prawie czterdzieści lat. Nie mógł chyba… och. Harry
spojrzał w dół leżącego ciała i zobaczył lekko wybrzuszony
szpitalny koc. Sev patrzył na niego niewinnie.
Chłopak
podniósł się z miejsca.
Łóżko
zaskrzypiało i ugięło się, kiedy na nim usiadł. Dokładnie w
ciągu trzech sekund zdążył wpleść palce w długie, czarne włosy
i odnaleźć językiem drogę do ust Severusa, który nie pozostawał
mu dłużny. Po chwili poczuł na brzuchu twardą erekcję.
–
Może powinienem… pójść… aaa… zamknąć… – Oczy
Harry’ego obróciły się w stronę czaszki, gdy Sev przesunął
wargi na jego szyję. – Na Merlina, nie waż się przestawać…
Severusie. – Jego słowa zamieniły się w syk, co zostało
nagrodzone namiętnym pocałunkiem.
–
Ściągaj to. – Długie palce zaczęły walczyć z guzikami
chłopaka. Harry próbował im pomóc, ale tylko zaplątał się w
swojej szacie. Mężczyzna odciągnął jego ręce. – Nie zmuszaj
mnie, żebym cię przywiązał do łóżka.
Harry
tylko się uśmiechnął.
Severus
nie wyglądał na rozbawionego.
–
Żeby to zrobić, musiałbym być na górze.
Harry
zakwilił, kiedy znalazł się owinięty w koce, leżący pod
napalonym mistrzem eliksirów. Sev zaśmiał się, nim zdążył się
powstrzymać.
–
Nie gustuję w karmie dla królików.
–
Nie jestem królikiem! – Harry znowu zakwilił, gdy Severus zaczął
powoli poruszać się wzdłuż jego ciała przez wszystkie warstwy
materiału.
–
Właśnie udowodniłem, co miałem na myśli.
Guziki
nagle zniknęły i Harry poczuł, jak Severus przeciąga jego szatę
przez głowę. Niestety zaplątała się w koce na łóżku i
mężczyzna przeklął. Zaczął macać naokoło, próbując znaleźć
miejsce, gdzie materiał się zaklinował. Mimo jasnego słońca,
wpadającego przez okna, Harry nic nie widział przez czarną szatę.
Zachichotał, na co Severus warknął wściekle. Niecierpliwa dłoń
przeszukiwała przestrzeń między nimi i przez przypadek natrafiła
na coś zupełnie innego.
Harry
prawie krzyknął, ale z jego ust wydobyło się tylko zachrypłe:
–
Aaa… Obożenawetniepróbujprzestawaćtycholernypadalcu!
I
nie przestał. Po chwili dłonie Severusa znalazły drogę pod jego
ubranie. Harry jęknął, gdy dotarły do jego spodni i zacisnęły
się wokół gorącej erekcji. Szybkim ruchem nadgarstka zsunęły
bokserki, które zahaczyły o jego jądra. Ciemne włosy wplątały
się w gumkę, ale zamiast go rozproszyć, ostry ból jeszcze
bardziej skupił jego uwagę.
–
Ktoś mógłby pomyśleć, że ci się to podoba. – Palce Seva
przesunęły się po jego członku, na co Harry odpowiedział długim
jękiem. Próbował uwolnić ramiona, nadal skrępowane nad jego
głową. Po jasnym pomieszczeniu przetoczyło się wściekłe
warknięcie, gdy Severus chwycił szatę obiema rękoma i ściągnął
mu ją.
Zanim
Harry zdążył zaprotestować, został pocałowany. Między
namiętnymi muśnięciami warg mógł odczytać ciche przeprosiny.
Severus posadził go sobie na kolanach, sprawiając, że ich erekcje
otarły się o siebie, a Harry wygiął się w łuk.
–
Na Merlina… tak dawno nie… – Ponownie jęknął. Zamknął
oczy, bo nie przypominał sobie, żeby Severus miał dwa nosy.
–
Zgadzam się. – Sev zsunął koszulę nocną, która była jedynym,
co miał na sobie (i co bardzo podobało się Harry’emu), po czym
pochylił się i wziął do ust różowy, sterczący sutek. Gryfon
jęknął i przysunął się jeszcze bliżej. Jego palce zacisnęły
się na plecach Severusa.
–
Mam to robić powoli, czy ominiemy formalności i będziemy się
pieprzyć jak króliki? – Głos wibrował jak struny i pieścił
jego nerwy.
–
Jak króliki – wydusił Harry. Sev poruszył biodrami, a pisk
chłopaka był pewnie słyszalny nawet w Hogsmeade.
–
A jednak jesteś spokrewniony z królikiem.
–
Możesz w końcu przestać z tym… O boże, nie przestawaj…
Severus
uśmiechnął się chytrze. Długie, smukłe palce masowały miejsce
tuż za jądrami Harry’ego. Chłopaka ogarnęło błogie uczucie,
rozchodzące się od jego bioder do piersi. Położył głowę w
zagięciu szyi Seva, próbując zdusić jęki. Nie kontrolując
swoich ruchów, przez przypadek przygryzł kawałek cienkiej skóry
na ramieniu.
Severus
krzyknął krótko na to uczucie. Harry został rzucony z powrotem na
poduszki, zanim zdążył zareagować. Oczy mężczyzny wydawały się
dzikie. Dyszał ciężko, a ręka, którą przed chwilą pieścił
chłopaka, ściskała bolesną ranę. Wyglądał na całkowicie
przerażonego.
–
Co się stało?
Sev
patrzył na niego przez chwilę, po czym przełknął ciężko.
–
Nic – odpowiedział drżącym głosem. – Po prostu… zabolało.
– Odchylił ręką kołdrę i położył się obok Harry’ego,
obejmując go tak mocno, iż wydawało mu się, że za chwilę
zostanie zmiażdżony.
–
Jesteś pewien?
Sev
pokiwał szybko głową.
–
Mam ci coś przynieść?
–
Nie.
Harry
spytał cicho:
–
Chcesz, żebym przestał?
–
Nigdy, wstrętny dzieciaku. – Smukłe palce wplątały się w
nieokiełznane włosy Harry’ego i pociągnęły go do pocałunku.
Chłopak głaskał dłońmi kościste plecy Seva. – Nigdy –
wyszeptał Severus między muśnięciami warg, które doprowadzały
Harry’ego do szaleństwa. – Nigdy… nigdy…
–
Nigdy. – Harry zamknął oczy. Członek Severusa znów stał się
twardy i teraz ocierał się o udo Gryfona. Jego umysł wypełnił
się uczuciem miękkich ust, silnych pocałunków, ciężkich
oddechów i błądzących dłoni. Sev uklęknął i po chwili
bokserki Harry’ego wylądowały na pobliskim łóżku. Jęknął,
kiedy mógł mieć znów przy sobie to smukłe ciało, które starało
się go pochłonąć. Takie lekkie, kruche, bezpieczne. Wyszeptał
wprost w usta Severusa: – Kocham cię.
Sev
nagle odsunął się od niego i zamarł. Jego usta były rozszerzone
z zaskoczenia. Kiedy w końcu mrugnął, zrobił to szybko po kilka
razy.
Harry
spojrzał w górę na zdumionego mężczyznę. Pod jego palcami
drgały mięśnie. Severus odwrócił głowę i schował twarz w
zagłębieniu szyi Harry’ego. Złożył na niej powolny i delikatny
pocałunek.
–
Nie sądzę, żebyś przyniósł ze sobą butelkę lubrykantu.
–
Dlaczego miałbym to zrobić? – Wcale nie oczekiwał odwzajemnienia
swojego wyznania. Nie potrzebował tego, on już to wiedział. –
Zwykle seks nie przychodzi mi do głowy, kiedy myślę o skrzydle
szpitalnym.
–
Może powinniśmy to zmienić. – Severus pogładził delikatną
skórę. Jedną rękę oplótł wokół jego pleców, a drugą
trzymał go w pasie. – Będziemy musieli improwizować –
powiedział krótko. Harry jęknął głucho, kiedy jedna z dłoni
chwyciła jego członek i zaczęła poruszać się wolno w górę i w
dół. Sev zagłuszył te odgłosy własnymi ustami.
Harry
zadrżał z przyjemności. Zimna dłoń szybko się ogrzała, a każdy
jej ruch sprawiał, że niewiarygodne ciepło przenosiło się z jego
lędźwi do innych zakamarków ciała.
–
Sev… – wyjęczał. – Na Merlina, Sev… nie przestawaj, proszę,
proszę, proszę, błagam,
nie przestawaj… boże…
Severus
spojrzał na Harry’ego z determinacją na twarzy. Odsunął się
nieznacznie, żeby pozwolić chłopakowi spokojnie oddychać. Smukła
dłoń zaciskała się w pięść, drżąc z każdym ruchem
szczupłych bioder. Po jego mocno zaciśniętych ustach było widać,
jak bardzo się powstrzymuje. Nagle chwycił za kark Harry’ego i
przyciągnął go do pocałunku. W ustach poczuli słodko – gorzki
posmak perfekcji. Ich ciała zbliżyły się do siebie, gotowe
ponieść się narastającemu napięciu. Harry jęknął, czując na
sobie każdy centymetr ciała mężczyzny.
Poczuł,
jak Severus kładzie go z powrotem na łóżku. Uklęknął między
jego nogami i położył się na nim, nadal trzymając jego szyję.
Harry nawet nie miał siły zwracać uwagę na mętną ciecz, która
nagle znalazła się na jego brzuchu. Miał wrażenie, że zajęło
mu to mniej niż minutę, Nie ma się co dziwić. Już dawno nikt go
tak nie dotykał. Tak długo tęsknił za dłońmi Seva, jego ustami,
ciałem.
–
Gotowy? – Głos mistrza eliksirów był cichy, ale zarazem
stanowczy.
Harry
pokiwał głową. Prawie nic nie widział zza zaparowanych okularów.
–
Chcę to usłyszeć.
–
Jestem gotowy – wymamrotał.
–
Jesteś pewien, że nadal chcesz swojego obrzydliwego mistrza
eliksirów?
Harry
mrugnął. Skupił wzrok i zobaczył strach w ciemnych oczach przed
sobą. Mimo tego że czuł się strasznie słabo, pochylił się do
przodu i pocałował cienkie wargi mężczyzny, palcem gładząc jego
zapadnięty policzek.
–
Oczywiście, że chcę, ty tłustowłosy palancie. Myślisz, że
siedziałem tu całymi dniami po to, żeby nadrobić czytanie
książek?
Nie
usłyszał odpowiedzi. Zamiast tego poczuł między pośladkami
śliski palec. Jęknął, gdy ten wsunął się do środka. Sev
przycisnął go do łóżka. Szybciej niż zwykle (może dlatego, że
pani Pomfrey mogła wrócić w każdej chwili), Harry poczuł w sobie
drugi, a potem trzeci palec. Sperma nie była tak śliska jak
szarozielony lubrykant, ale dodatkowe tarcie było jeszcze bardziej
podniecające. W ten sposób nie był w stanie zapomnieć, że Sev z
nim był i zaraz znajdzie się w
nim po tak długim czasie. Poczuł lekkie pieczenie i zaczął
napierać na palce.
Severus
odsunął się od niego. Harry zadrżał, czując się nagle
strasznie pusty.
–
Proszę… – wyszeptał. Spojrzał w dół i zobaczył śliską
dłoń przesuwająca się po członku Seva. Ten widok posłał iskry
przyjemności do jego własnego penisa. Uśmiechnął się
nieświadomie.
–
Skoro tak ładnie prosisz… – odpowiedział mu Severus. Głęboki,
mroczny, a zarazem delikatny głos otoczył go jak nocne powietrze.
Hermiona
miała rację. Jesteś kompletnie zakochany.
Ta myśl wcale go nie zmartwiła. W końcu nie powinna.
Harry
westchnął, kiedy nagle wypełniło go znajome uczucie dopełnienia,
za którym tak tęsknił. Jęknął przeciągle, a smukła dłoń
odgarnęła czarne kosmyki włosów z jego twarzy. Spojrzał w ciemne
oczy przed sobą i zobaczył w nich skupienie, podniecenie i coś
jeszcze. Harry spróbował otworzyć usta i coś powiedzieć, ale
wydobyło się z nich tylko:
–
Och…
Sev
pocałował go. Harry starał się zmusić go, żeby poruszał się
wolniej, ale burza hormonów przejęła kontrolę nad jego ciałem i
po chwili zaczął ruszać biodrami w rytm pchnięć Severusa,
obejmując ciasno nogami jego szczupłe biodra. Sapnął, gdy
mężczyzna podniósł się na kolana, a jego penis zaczął uderzać
w mały punkt, o którego istnieniu Harry nie wiedział przed
pamiętnym kwietniem. Nowy kąt, przez który dolna część ciała
chłopaka znalazła się w powietrzu sprawiał, że krew zaczęła
odpływać mu do mózgu. Poczuł się kompletnie odurzony. Nie udało
mu się wytrzymać zbyt długo, a jego orgazm był spotęgowany
szybkimi pchnięciami Severusa i dziwnym uczuciem w głowie. Krzyknął
i wygiął się w łuk, czując ciepło rozchodzące się wzdłuż
wszystkich jego nerwów.
Sev
znów pocałował go namiętnie.
–
Wstrętny… dzieciak… na Merlina… – jęknął gardłowo. Harry
napajał się cudownym uczuciem w swojej klatce piersiowej, w całym
ciele i w głowie. Severus zaczął poruszać się coraz szybciej, a
jego oddech stał się urywany. – O boże… Harry… – Zamknął
oczy i próbował zacisnąć usta, co mu się nie udało. Wydobyły
się z nich ciężkie, przeciągłe jęki. Nagle pchnął mocno i
znieruchomiał. – Aaa…
–
Aaa!!!
Harry
spojrzał w bok i po chwili zobaczył, skąd wydobywały się te
paniczne krzyki.
–
Aaa!!!
Po
tym, jak wszystkie krzyki ucichły, pani Pomfrey nadal stała tam z
oczyma rozszerzonymi w szoku, ściskając w trzęsących się
dłoniach tacę z obiadem. Metalowe naczynia pobrzękiwały. Severus,
nadal klęczący na łóżku przez Harrym, spojrzał słabo w jej
stronę.
–
Poppy – wydyszał. – Teraz tylko potrzebujemy jedzenia.
Dwadzieścia
minut później był już w swojej sypialni.
Część VI: Wściekły pies
Tym razem mu się udało, James…
***
Słońce nadal jasno świeciło na lipcowym niebie, mimo tego że była już dwudziesta. Remus spał w fotelu o czterech różnych nogach, stojącym na werandzie, a Syriusz siedział na kamiennych schodach przed wejściem. Nadal czekali, aż dym zniknie. Lunatyk był jego najlepszym przyjacielem, oprócz Rogacza, oczywiście, jednak nieważne jak mocno się starał, mężczyzna nie potrafił nawet ugotować wody bez użycia różdżki.
Puszczenie kuchni z dymem było zupełnie inną sprawą.
Syriusz właśnie zaczynał śnić o całkiem miłej wili, gdy coś wylądowało na jego piersi. Otworzył leniwie jedno oko i przez chwilę pomyślał z przerażeniem, że piękna kobieta nie może mieć piór. Hedwiga dziobnęła go w ramię.
– Och, to ty. Witaj.
Sowa wyciągnęła ku niemu nogę, żeby mógł odwiązać list, a potem zeskoczyła na zardzewiałą patelnię, którą postawili tam, żeby zbierała wodę cieknącą po ścianach. Syriusz nadal nie wiedział, skąd ona się brała. Rozwinął pergamin, podczas gdy sowa zerkała pogardliwie do wnętrza naczynia.
Drogi Syriuszu,
Masz jakieś plany na jutro? Jakbyś zapomniał, to poniedziałek, szóstego. Jeśli jesteś wolny, to co powiedziałbyś na wizytę u mnie? Mam ci coś do powiedzenia i chciałbym to zrobić osobiście. Nie panikuj, to nic strasznego. Po prostu, to dla mnie bardzo ważne.
To na razie tyle. Mógłbyś mi też podrzucić kilka Czekoladowych Żab i nowy słoik pasty do polerowania miotły? Pani Hooch nie chce mi już pożyczyć, odkąd zbiłem jej jeden. I uważaj na schody przy wejściu – nadal są trochę śliskie.
Pozdrów ode mnie profesora Lupina.
Harry
Więc Harry chce mu powiedzieć coś bardzo ważnego? Nagle na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech, a jego pierś wypełniła się uczuciem dumy. Ciekawe, jak ona ma na imię? Nie odwiedził Harry’ego od maja, jedyne, co robili, to pisali do siebie. To wyjaśniało niedopowiedzenia w listach Harry’ego i to, że kontaktował się z nim ostatnio tak rzadko. Kiedy Syriusz był siedemnastolatkiem, też miał na głowie inne rzeczy, niż kawałek pergaminu.
Gwizdnął krótko.
– Lunatyku!
Remus drgnął i otworzył jedno brązowe oko.
– Hmm?
– Zgadnij co się stało?
– Dom skończył się palić i idziemy coś zjeść?
Syriusz spojrzał na niego z głupim uśmieszkiem i zaczął chichotać.
– Harry znalazł sobie dziewczynę!
Remus uśmiechnął się szeroko.
– Cieszę się. Po tym wszystkim, co przeszedł, zasługuje na kogoś.
Syriusz podniósł się na poręczy i pociągnął za sobą Lupina.
– To teraz możemy iść do Wesołego pierożka.
– To świetnie! Sheng chciał wypróbować na nas swoje nowe potrawy.
Syriusz uniósł brew.
– Nie martw się, obiecał, że nie doda tofu do twoich.
– Blee. – Szesnaście lat w psiej postaci zabiło całe poczucie smaku Syriusza. Nie żeby wcześniej jakieś miał. Te rzeczy zostawiał Remusowi. – Nie wiem, jak możesz jeść takie coś…
***
Dobry nastrój udzielał im się podczas posiłku i przez cały kolejny dzień. Remus wolał zostać w Hogsmeade i porozmawiać z Rosmertą (dokładniej to poflirtować z nią nad butelką kremowego piwa), więc Syriusz ruszył samotnie w stronę zamku. Po drodze kupił wielki karton Czekoladowych Żab i dwa słoiczki pasty do polerowania miotły.
Kiedy szedł, dotarło do niego, że Harry nie miał wielu okazji, żeby poznać kogoś nowego. To pewnie trwało już od dłuższego czasu. W myślach przypomniał sobie o każdej dziewczynie, o której wspominał jego chrześniak. To na pewno nie była Hermiona – w końcu za kilka dni wychodziła za mąż i Syriusz nie sądził, że Harry posunąłby się tak daleko, nawet pomimo tego że pokłócił się z Ronem. Ginny Weasley? Może. Dziewczyna była wyższa od Syriusza, ale wyrosła na niesamowicie piękną kobietę. Chłopak od dawna nie wspominał o tej Cho, ale ją też trzeba było brać pod uwagę. Zastanowił się z rozbawieniem, ile razy Snape nakrył ich w różanych krzewach.
Kiedy doszedł do zamku, Harry kąpał się w jeziorze. Wielka kałamarnica mknęła po powierzchni, ciągnąc za sobą chłopaka. Nagle skręciła w prawo i skierowała się w druga stronę.
Syriusz pokiwał Hagridowi, który obserwował wyczyny Harry’ego, zakrywając ręką twarz przed silnymi promieniami słońca. Chłopak nieźle sobie radził, jak na kogoś, kto był stworzony do gry w Quidditcha, a nie sportów wodnych.
– Dzień dobry, panie Black.
– Witaj, Hagridzie.
– Harry wspominał, że pan przyjdzie. – Jego głos był strasznie spięty. – Nie ma profesora Lupina?
– Rozmawia z Rosmertą.
Hagrid zachichotał nerwowo.
– Jest całkiem sympatyczna. Miło na nią popatrzeć. – Włożył dwa palce do ust i gwizdnął. – Masz gościa, ‘Arry!
Harry usłyszał go, mimo kałamarnicy wzburzającej wodę swoimi mackami. Wyszedł z wody z uśmiechem na ustach. Syriusz uśmiechnął się na ten widok – miłość unosiła się w powietrzu.
– Cześć, Syriuszu!
– Hej, Harry.
Chłopak otrzepał włosy z wody, po czym sięgnął po różdżkę i okulary, leżące na doskonale złożonej szacie. Wyszeptał zaklęcie i po chwili był już suchy. Wiatr rozwiewał jego błyszczącą czuprynę. Dziewczyny muszą go uwielbiać. Harry włożył przez głowę swoją workowatą szatę i skierował się w jego stronę, zapinając guziki. Syriusz mocno go uściskał.
– Więc co mi chcesz powiedzieć? – spytał, przeczesując palcami włosy chłopaka.
Hagrid chrząknął. Syriusz zerknął na niego zaskoczony i zobaczył, że olbrzym oblał się czerwienią. Harry spojrzał na niego.
– Możesz już iść, ‘Arry. Poradzę sobie z nią.
– Dzięki, Hagridzie. – Potter skierował się w stronę zamku, a Syriusz pospieszył za nim. Chłopak wydawał się zdenerwowany, co nie było dobrym znakiem. – Umm… Spotykam się z kimś. – Jego głos był strasznie nerwowy.
Syriusz uśmiechnął się do niego.
– To wspaniale! Jak ta dziewczyna ma na imię?
Nie uzyskał odpowiedzi, za to oczy Harry’ego rozszerzyły się nieznacznie. Syriusz spojrzał na niego podejrzliwie.
– Harry… ale ona nie jest w ciąży, prawda?
– Nie. Zapewniam cię, że on nie jest w ciąży. – Jego opalona twarz zaróżowiła się nagle.
– Umm… Możesz to powtórzyć? – Syriusz nie był pewien, czy z jego mózgiem było wszystko w porządku. Przecież Harry zawsze wspominał mu o dziewczynach. Nie mógł przed chwilą oznajmić mu o nim.
– Spotykam się z kimś… i to jest facet. – Spojrzał w górę. Jego zielone oczy były szerokie ze zdenerwowania. Zadrżał lekko, wkładając ręce do kieszeni.
– Och. – Syriusz poczuł, jak żołądek podchodzi mu do gardła. Nie był obrzydzony, miał już przecież przyjaciół, którzy byli gejami (na przykład Peter) i nie przeszkadzało mu to. Był raczej… rozczarowany. Wiedział, że pojawiła się między nimi niewidzialna przepaść. Nie czuł nigdy czegoś takiego do jakiegoś mężczyzny i nie miał pojęcia, jak zareagować. Jeśli Harry miałby jakiś problem, nie wiedziałby, jak mu pomóc. – Dobrze. – Podrapał się po nosie. – Kto to jest?
– Po prostu ktoś.
– Znam go? – Na szczęście, zbliżali się już do zamku. Słońce za bardzo grzało go przez ciemnozieloną szatę. Harry nagle strasznie zainteresował się chmurami.
– Ta…
Zanim Syriusz zdążył o cokolwiek zapytać, chłopak chwycił go za ramię i pociągnął w stronę drzwi. Oznajmił:
– Jestem głodny. – Mężczyzna nie miał czasu na protesty, ponieważ został zaciągnięty do kuchni.
Szczerze powiedziawszy, nie spodziewał się, że usłyszy o chłopaku Harry’ego. To nie mógł być Ron (nawet ze sobą nie rozmawiali, a poza tym Hermiona by się szybko dowiedziała). Nie chciał myśleć, że to Neville Longbottom, a Dean Thomas był już przecież przywiązany do Padmy Patil. Seamus Finnigan? Może. Jednak Syriusz nie mógł znaleźć argumentu, który by za tym przemawiał. Nagle wzdrygnął się, kiedy pomyślał, że to może być jakiś nauczyciel.
Na Merlina, nie ma mowy. Z kim niby miałby być? Z Hagridem? Flitwickiem? Dumbledore’em? Bardziej możliwe, że zamieniliby Azkaban na letni obóz dla dzieci. Został jeszcze Castrus, professor mugoloznastwa, który był żonaty i stuletni Hornsby. Był także… Zadrżał na samą myśl i zganił się w głowie za myślenie o czymś takim.
Otoczył ich tłum skrzatów domowych. Syriuszowi prawie pociekła ślinka, kiedy poczuł wspaniałe zapachy, wypełniające kuchnię. Przez całe miesiące żyli z Remusem na maśle orzechowym, bo sam nie umiał gotować.
Nagle odezwał cię wysoki głos:
– Czy Mróżka może panom coś przynieść? – Szalona skrzatka uśmiechnęła się do nich spod czarnej kominiarki. Na jej uszach wisiały dwa skrawki materiału. Widać było, że Zgredek miał na nią duży wpływ.
– Cześć, Mróżko – przywitał się serdecznie Harry. – Obiad już jest gotowy?
Mróżka pokiwała głową i wskazała im miejsce przed kominkiem. Inne skrzaty podbiegły do stołu i zaczęły nakładać górę jedzenia na dwa talerze.
– Umm… Mogłabyś jeszcze sprowadzić tutaj…
Mróżka spojrzała na niego dziwnie.
– Jest pan pewien, panie Harry Potterze? Ja nie wiedzieć, czy to dobry pomysł.
– Jestem pewien.
Mróżka rzuciła mu zaniepokojone spojrzenie i pobiegła do drzwi. Harry osunął się na zdemolowane krzesło i wypił na raz prawie cały kubek soku dyniowego.
– Zwolnij, bo zaraz zwymiotujesz.
Harry uśmiechnął się do niego słabo.
– Przepraszam. Jestem tylko trochę zdenerwowany.
Zapadła cisza. Harry dobrał się do frytek na swoim talerzu i polał je dużą warstwą ketchupu.
– Więc…
– Więc…?
– Co tam u ciebie?
– Całkiem znośnie. Remus spalił wczoraj sufit.
Harry zachichotał nerwowo.
– Co próbował zrobić?
– Ugotować jajka. Chciał sobie zrobić kanapki.
Harry uśmiechnął się lekko i znów zapadła cisza. Coś przewróciło się wściekle w żołądku Syriusza. To było to samo uczucie, którego doświadczył, kiedy znalazł Jamesa i Lily. Może nie takie silne, ale jednak.
– Więc…
Nigdy nie dokończył swojego pytania, ponieważ nagle z kominka wypadła wysoka osoba, ubrana w czarne szaty. Jakimś cudem udało jej się utrzymać na nogach. Chuda, brzydka ręka zaczęła otrzepywać ciemny materiał, wzniecając chmurę sadzy.
– Módl się, żeby to było coś ważnego. Przerwałeś mi w połowie… – Snape spojrzał na Syriusza i zapytał ostro: – Co on tutaj robi?
– Co do cho… - O nie. Na Merlina, tym razem mu się udało, James. Syriusz miał wrażenie, że jego język przykleił się do podniebienia. Patrzył tylko pomiędzy swoim chrześniakiem a najgorszym wrogiem. Harry spojrzał na swoje dłonie, wyglądając na winnego. Wzrok Snape’a nie opuszczał twarzy Syriusza. Na jego głowie było widać wyraźnie odznaczające się pasma siwych włosów. Skierował się powoli w stronę stołu, unosząc rękę…
… i kładąc ją zaborczo na ramieniu Harry’ego.
– Cześć, Sev – wymamrotał chłopak.
Snape nie odpowiedział. Obserwował złowrogo, jak Syriusz podnosi się na nogi i próbuje wyprostować. Mistrz eliksirów nadal był od niego wyższy o dziesięć centymetrów. Poczuł nieprzyjemny ucisk w żołądku. Obszedł dookoła stół, nie mogąc uwierzyć w to, co zobaczył. To był tylko przypadek. Snape zszedł tutaj na obiad i oparł się o Harry’ego, próbując złapać równowagę po podróży przez kominek.
Chłopak uniósł dłoń i ścisnął rękę, spoczywającą na jego ramieniu. Tym prostym gestem rozwiał wszystkie wątpliwości Syriusza. W jego wnętrzu zapłonął niewyobrażalny gniew i każde wyobrażenie o jego chrześniaku legło w gruzach.
– Ty…
Rozległ się cichy trzask łamanego nosa. Krew obryzgała twarz Snape’a, pięść Syriusza i zaczęła kapać na kamienną posadzkę. Mistrz eliksirów zachwiał się i upadł na podłogę.
– Syriuszu! – Harry spojrzał na niego z wyrzutem i uklęknął obok leżącego mężczyzny. – Pozwól mi zobaczyć.
Syriusz odwrócił się i skierował się w stronę drzwi. Nadal mógł usłyszeć krzyki Snape’a i głos Harry’ego:
– Cholera, chyba jest złamany. Uspokój się. Zaraz cię naprawimy, tłustowłosy palancie…
***
Co jakiś czas Syriusz zaciągał się papierosem, który trzymał między palcami. Słodki smak wypełniał jego usta i wyobrażał sobie, że czuje nikotynę. Bardzo dobrze ją pamiętał i to rekompensowało fakt, że papieros nie był nawet zapalony.
Po tym, jak został oczyszczony ze wszystkich zarzutów, poszedł do mugolskiego kiosku i kupił sobie paczkę Malboro. Od tamtego czasu zawsze trzymał je w kieszeni. Syriusz nie miał w ustach papierosa odkąd został aresztowany i był z siebie dumny, że nie tknął ich do teraz. Sięgnął po różdżkę, żeby zapalić, po czym zorientował się, co zamierzał zrobić. Złapał papierosa i włożył go z powrotem do paczki, którą umieścił w kieszeni. Prędzej pingwiny zamieszkają na Saharze, niż pozwoli Severusowi Snape’owi doprowadzić się do takiego stanu.
Słońce grzało go w plecy, ale nie obchodziło go to. Syriusz wpatrywał się w boisko do Quidditcha, siedząc na samej górze trybun. Na horyzoncie promienie słońca odbijały się od tafli jeziora. Westchnął, opierając brodę na barierce.
– Przykro mi, James – wyszeptał. – Tak bardzo mi przykro.
Dziewiętnasty stopień schodów zatrzeszczał i po chwili usłyszał kroki.
– Ma złamany nos.
Ile bym dał za papierosa.
– I dobrze mu tak.
– Syriuszu… – Harry westchnął ciężko. – Właśnie dlatego nie powiedziałem ci o tym wcześniej. – Opadł na siedzenie zaraz obok swojego ojca chrzestnego i oparł dłonie na barierce. Spojrzał na Syriusza i mężczyźnie stanęło się na chwilę serce, kiedy zobaczył jego pełne bólu zielone oczy.
– Dziwię się, że w ogóle mi powiedziałeś – odparł cicho. – Nie wiesz, w co się pakujesz, Harry.
– Wiem.
– Powiedz mi tylko, że się z nim nie przespałeś.
Cisza.
– Na Merlina. – Oparł czoło na dłoniach. Czuł się, jakby jego serce przestało bić. Przechylił się do przodu i spojrzał w dół. Przez chwilę miał ochotę skoczyć. – Nie wiesz, jakim on jest potworem.
– Sev nie jest potworem.
Syriusz drgnął.
– Nie nazywaj go tak.
– Jak? Sev?
To mu o czymś przypominało.
– Nie możesz mówić na niego Snape? – Syriusz spojrzał na swojego chrześniaka. – Trochę szacunku dla starszych, dobrze? O wiele starszych od ciebie!
Harry rzucił mu poirytowane spojrzenie.
– Ma tylko trzydzieści dziewięć lat.
– A ty siedemnaście. Na boga, Harry, ja nawet nie wiem, czy to jest legalne! Rzucasz swoje dotychczasowe życie dla mężczyzny, który mógłby być twoim ojcem!
– Niczego nie rzucam! – Te zielone oczy zwężyły się w taki sposób, że przypominały Syriuszowi o napadach złości Lily.
– Co ty w ogóle o nim wiesz?
Harry wzruszył ramionami.
– Co to ma ze wszystkim wspólnego?
Syriusz potarł swoje oczy.
– Nieraz myślę o tym, jaki jesteś dorosły, a niekiedy zastanawiam się, jak można być tak niedojrzałym.
– Ja nie łamię innym ludziom nosów!
– Nie, ty wskakujesz im do łóżek! – Syriusz natychmiast ugryzł się w język. Zapomniał o swoim bólu głowy, kiedy Harry uniósł brwi z niedowierzaniem i wstał z miejsca.
– Przepraszam. Nie będę ci już przeszkadzał.
– Usiądź, Harry.
Chłopak nie poruszył się.
– Przepraszam. To był dla mnie prawdziwy szok. – Syriusz westchnął ciężko. Każdy kolejny wdech powodował niewyobrażalny ból.
Harry usiadł z wahaniem trochę dalej od swojego poprzedniego miejsca. Objął kolana ramionami.
– Skłamię, jeśli powiem, że nie jestem zawiedziony.
– Nie planowaliśmy tego. Matko… jeszcze przed kwietniem nie mogłem znieść tego dupka.
– Wtedy to się zaczęło?
Harry pokiwał głową i odgarnął włosy z czoła. Jego blizna wróciła do dawnego stanu. Ostatnio, kiedy Syriusz ją widział, była strasznie opuchnięta.
– Przynajmniej nie będzie już uczył. Kiedy odchodzi?
– Nie odchodzi.
Syriusz spojrzał na niego z szczerym zdziwieniem.
– Co?
– Rada nadzorcza jeszcze nie zdecydowała, co z nim zrobić.
– Albus go nie zwolnił? – Syriusz zaczął się wpatrywać w jezioro.
– Dlaczego miałby to zrobić? Nie to, żebyśmy kiedykolwiek zrobili coś ważnego, na przykład zabili Voldemorta.
– On nie ma z tym nic wspólnego.
Oczy Harry’ego zwężyły się, na co Syriusz zacisnął zęby.
– Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że on jest za to odpowiedzialny.
– Właśnie tak! – odparł Harry. – To on odwalił największą robotę. Ja tylko rzuciłem jakieś głupie zaklęcie!
– Nie mów tak.
– Dlaczego nie? To prawda.
Syriusz spojrzał w te zielone oczy. Kiedy się złościł, przypominał bardziej Lily, niż Jamesa. Zaczął mówić w taki sposób, jakby Harry był pięciolatkiem:
– On jest śmierciożercą. Nie zrobiłby czegoś takiego. – Dobrze wiedział, że to było kłamstwo, ale musiał jakoś wytłumaczyć chłopakowi, że Snape nie jest taki szlachetny.
Harry zerwał się z miejsca i zaczął zbiegać po schodach. Syriusz jęknął i podążył za nim. Dogonił go dopiero przy zamku.
– Harry…
– Zostaw mnie w spokoju.
– Nie. Jestem twoim ojcem chrzestnym i jestem za ciebie odpowiedzialny. Nie mogę pozwolić, żebyś przekazał wszystkie laury…
Harry odwrócił się na pięcie i położył dłoń na piersi Syriusza.
– Kurwa, posłuchasz mnie przez jedną pieprzoną minutę? Te laury nie należą się mnie! – Jego policzki były czerwone, a drugą dłoń zacisnął w pięść. Syriusz warknął.
– Mów. – Nie był pewien, czy chce tego wysłuchiwać.
– Gdzie miał uderzyć Voldemort?
– Wszyscy myśleli, że na Ministerstwo.
– A gdzie zaatakował?
– W Hogsmeade. Ale…
– A kto według ciebie spędził cały miesiąc i dowiedział się o tym, a potem ostrzegł nas, zanim Voldemort nas wszystkich wymordował?
Syriuszowi zaschło w ustach. Nie mógł zrozumieć, że ten arogancki, sarkastyczny pedofil, który poświęcił się złu, mógłby zrobić coś więcej, niż tylko schować się gdzieś jak jakiś tchórz.
– Harry, chyba za długo przebywałeś na słońcu.
– Możesz przestać na pięć minut? – Wzrok Harry’ego był pełen wyrzutu i bólu. – Który z nas powinien zachowywać się tutaj jak dorosły?
Zabolało. Syriusz wbił paznokcie w pięści, żeby powstrzymać się od krzyku.
– Nie rozumie, dlaczego chcesz go wychwalać…
– Jeśli nie masz zamiaru słuchać, to trudno. Mam dużo do zrobienia. – Harry odwrócił się na pięcie, wsuwając dłonie głęboko do kieszeni.
Syriusz potarł ręką oczy. Coś przewróciło mu się w żołądku.
– Zaczekaj, Harry. Przepraszam.
Chłopak zmrużył gniewnie zielone oczy, spoglądając na niego.
– Odpuść sobie.
– Mówię prawdę.
Patrzyli na siebie przez jedną, długą minutę. Po chwili Harry znów się odwrócił.
– Muszę zobaczyć, co z Severusem. Jak chcesz, to możesz iść ze mną.
Syriusz ruszył za nim nie z poczuciem winy, ale po to, żeby upewnić się, że chłopakowi nic się nie stanie. Próbował wypytywać go o różne rzeczy, na co Harry odpowiadał tylko warknięciami. Zaprowadził go do ciemnych i chłodnych lochów. Dotarło do niego to, jak bardzo na miejscu się tutaj czuł. Ledwo palące się pochodnie i poruszające się cienie na wilgotnych ścianach były dla niego idealne. Zaczął modlić się w duchu: Proszę, nie pozwól, żeby ta farsa trwała do świąt. Patrząc na zachowanie Harry’ego, nie było po co prosić o jutrzejszy poranek.
Harry wykonał jakiś dziwny ruch ręką przed drzwiami do gabinetu Snape’a. Syriusz miał ochotę zwymiotować, kiedy chłopak wszedł z nim do srebrno – zielonego przedpokoju w komnatach mistrza eliksirów.
– Jesteś tu, Severusie?
– Nie, a to przez tego psychopatę, któremu twój ojciec powierzył opiekę nad tobą. – Głos Snape’a był trochę stłumiony. Kąciki ust Syriusza uniosły się do góry.
– Słyszałem to.
– Harry, pozbądź się tego kundla. Nie chcemy przecież pcheł w łóżku, prawda?
Syriusz warknął cicho, po czym usłyszał chichot.
– Przepraszam, poszedł za mną do domu. – Harry obrzucił spojrzeniem swojego ojca chrzestnego. Chyba nie zauważył bólu w piersi Syriusza, który pewnie był widoczny na jego twarzy. – Zachowuj się – wysyczał. – Niedawno wyszedł ze skrzydła szpitalnego.
– Co on tam robił?
– Też byś się tam znalazł po tym, jak śmierciożercy skopali ci tyłek i zostawili na pastwę losu w Hogsmeade. – Harry przeszedł do pomieszczenia, które musiało być sypialnią. Poczuł ukłucie w piersi, kiedy zobaczył, jak swobodnie jego chrześniak zachowuje się w obecności Snape’a. Pochylił się nad fotelem i pocałował tego padalca prosto w usta. Ręce Syriusza zadrżały.
– Jak się czujesz?
– Przeżyję. – Czarne oczy zerknęły na Syriusza i zwężyły się w cichym wyzwaniu. Miło było zobaczyć czerwony jak wiśnie nos mężczyzny, który teraz był dwa razy większy niż zwykle. Snape zamknął ogromną książkę i położył ją sobie na kolanach. Na grzbiecie było napisane: Poezja uzdrawiania. Black pamiętał, że musieli ją przeczytać w siódmej klasie – jak na książkę do eliksirów, to była nawet dobra. Razem z Jamesem zauważyli, że autor był podobny do Snape’a. Żartowali nawet, że mężczyźni byli ze sobą spokrewnieni, póki Snape nie zaczął się zachowywać, jakby mu to odpowiadało. Pewnie te docinki napawały go dumą.
– Co tu jeszcze robisz, Black? Mam tylko jeden nos, mimo że ten trochę urósł.
– Ja tylko dbam o dobro Harry’ego. Co byłby ze mnie za ojciec chrzestny, jeśli pozwoliłbym Ślizgonom go molestować?
Przez moment myślał, że książka przetnie powietrze jak tłuczek. Snape jęknął głośno i odłożył ją z powrotem na kolana, gładząc okładkę długimi palcami. Syriuszowi zbierało się na wymioty. Zboczeniec. Tylko Snape potrafi pieścić książkę.
– Potrafię o siebie zadbać. – Harry przykucnął przy fotelu, stojącym przed kominkiem. W słabym świetle wyglądał niezwykle blado. Położył dłoń na żółtawej ręce mistrza eliksirów i ścisnął poplamione palce. Syriusz patrzył na to z niedowierzaniem, stojąc sztywno w drzwiach pomieszczenia. Harry spojrzał w górę na Snape’a. – Mogę ci coś przynieść?
– Smycz i kolczatkę.
– Sev…
– Mogę sobie w spokoju cierpieć bez twojej pomocy.
Harry westchnął ciężko i pochylił się, żeby znów pocałować tego skurwysyna. Na Merlina, tylko James i Lily całowali się w tak powolny, ostrożny i czuły sposób. To było nieprzyzwoite. Taki kutas jak Snape nie powinien w ogóle… Syriusz ugryzł się w język i wsunął pięści głęboko do kieszeni. Poczuł, jak krew odpływa z jego twarzy. Szaleńczo próbował odsunąć od siebie myśl, że Harry mógłby być szczęśliwy ze Snape’em tak samo jak Rogacz z Lily.
Po chwili oderwali się od siebie. Harry wymamrotał:
– Poradzisz sobie? Mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia.
– Jeśli tak szybko chcesz ode mnie uciec…
– Zamknij się. Tłustowłosy palant.
– Wstrętny bachor.
Równie dobrze mogliby wyznać sobie miłość. Syriusz wyszedł z pokoju i oparł się o gołą, kamienną ścianę. Objął się ramionami, ale to nie powstrzymało wszechobecnego chłodu lochów.
Po chwili pojawił się Harry. Jego włosy były jeszcze bardziej potargane, niż wcześniej. Uniósł brew.
– Więc?
– Więc co?
Chłopak przewrócił oczami. Odwrócił się na pięcie i ruszył wzdłuż korytarza. Syriusz podążył za nim, idąc blisko ścian, ponieważ jego kolana jeszcze się trzęsły.
– Wiesz co? Myślę, że jesteś zazdrosny.
Syriusz prychnął.
– A niby o co miałbym być zazdrosny? Gwarantuję ci, że Severus Snape nie znajduje się na szczycie mojej listy ludzi, z którymi chciałbym się pieprzyć.
– To dobrze, bo on jest tylko mój. Nie mam zamiaru dzielić się z tobą ani z kimś innym. – Nawet Lily nie była w stanie spojrzeć na niego w taki sposób. To mu przypominało… Syriusz zadrżał na samą myśl. – Tylko dlatego, że nie możesz sobie znaleźć dziewczyny…
– Skąd ci to przyszło do głowy? Ja tylko nie chcę, żeby cię skrzywdził, co i tak się stanie, uwierz mi.
– Może chcę, żeby mnie skrzywdził.
Syriusz spojrzał na niego dziwnie. Harry wyglądał na zdecydowanego i pewnego siebie. Black nie mógł zrozumieć, co takiego się stało, że nagle jego chrześniak zaczął uwielbiać kogoś, kogo nienawidził przez większość dekady. Bał się o to spytać.
– Kiedy to się już stanie, będziesz nadal u nas mile widziany.
Harry nie zatrzymywał się. Przez minutę panowała cisza.
– Dzięki. – To była wymuszona odpowiedź, ale Syriusz trochę się odprężył. Harry doszedł do drzwi i wyszeptał zaklęcie. Zamek zaskrzypiał i ukazał się przed nimi mały, odpychający i ciemny gabinet. Chłopak machnął różdżką i w kominku zapłonął ogień. – Mam coś do zrobienia. Możesz zostać, jeśli chcesz.
– Jasne.
Chłopak prychnął, ale nic nie powiedział. Zamiast tego podszedł do półki i ściągnął z niej zakurzony, opasły tom. Zaczął przewracać szybko strony, czytając pod nosem niektóre hasła. Wyglądał na zdenerwowanego.
– Jak ci szło na eliksirach?
– Byłem trzeci na roku. – Zaraz po Snapie i Jamesie. – Dlaczego?
– Tak tylko pytam. Jutro są urodziny Severusa i chcę mu coś przygotować. – Nagle umysł Syriusza wypełniły komentarze na temat tego, co mógłby zrobić Harry i tego, że jego chrześniak miał zamiar sypiać z czterdziestolatkiem. Nic jednak nie powiedział. Nie musiało mu się podobać to, co zobaczył, ale dla dobra chrześniaka będzie trzymał buzię na kłódkę. Chłopak musi sam zrozumieć swój błąd.
Młodzieniec zrobił sobie miejsce na biurku i położył na nim książkę. Na samej górze strony było napisane Somnii Pergrati. Jeśli dobrze pamiętał, był to eliksir zapobiegający koszmarom sennym. Formuła była bardzo trudna, ale nie powinna sprawić problemu komuś, kto skończył już szkołę.
Harry zmarszczył brwi i pocierając nos, chwycił za pióro. Sporządził szybko listę na pergaminie, po czym odwrócił się i zaczął szukać potrzebnych składników na półkach. Chodził po całym pomieszczeniu, podnosząc palnik, kociołek i kilka chochel. Syriusz nawet powiedziałby, że to było słodkie, jeśli eliksir nie byłby prezentem dla Snape’a. Spojrzał na przepis. Było w nim coś znajomego, ale nie mógł sobie przypomnieć, co.
Harry ostrożnie uchylił wieko pudełka z dżdżownicami, po czym powoli wyciągnął jednego robaka i wrzucił go do kociołka. Następnie dolał dużą ilość destylowanej wody. Syriusz pokiwał głową z aprobatą. Harry spojrzał na niego i chwycił szafran. Syriusz zauważył, że jest w tym niezły, kiedy idealnie odciął korzeń rośliny. Robił to z taką pasją, że nie musiał przywiązywać dużej wagi do teorii. Tak samo jak Black. James uwielbiał ważenie eliksirów (co doprowadzało do licznych kawałów na Ślizgonach), ale zawsze wiedział, kiedy skończyć. Snape za to…
Nagle doznał olśnienia. Somnii Pergrati było prawie identyczne do innego eliksiru. To był dziwny zbieg okoliczności. Pierwszoroczne dziewczyny zawsze uwielbiały Rosare za to, że dzięki niemu udawało im się zamienić różne rzeczy na różowe. Rogacz zrobił na tym interes, ważąc je w dormitorium, póki nie przyłapała go McGonagall. Syriusz pamiętał, że nigdy nie było spożywane, ale raczej nie było trujące. Jakie mogły być skutki uboczne? A jaka to różnica?
Po połowie godziny Harry dodał resztę składników. Jego determinacja była godna podziwu. Spytał go o kilka rzeczy i jako dobry ojciec chrzestny, Syriusz odpowiedział uważnie na każde. Napięcie pomiędzy nimi opadło, a Harry nawet się do niego uśmiechnął.
Po kilku minutach powolnego mieszania, Potter zaczął się wiercić. Syriusz spojrzał na niego ze zdziwieniem. Po minucie chłopak wyglądał, jakby było mu bardzo niewygodnie.
– Mogę przez chwilę pomieszać za ciebie.
– Dzięki. – Harry rzucił mu wdzięczne spojrzenie i wybiegł do łazienki. Syriusz chwycił chochlę.
Patrzenie na ohydnie pomarańczową ciecz strasznie go nudziło. Eliksir co chwilę bulgotał. Nagle wpadł na pewien pomysł, uśmiechając się wrednie. Nie, nie mogę tego zrobić Harry’emu.
Ale mógł Snape’owi.
Syriusz przez chwilę bił się z myślami. Poddał się, wiedząc, że później się za to znienawidzi. To był żart, o którym pewnie pomyślałby też James – można to nazwać prezentem pożegnalnym od Huncwotów.
Wyciągnął ostrożnie paczkę Malboro. Wyjął jednego papierosa i z mieszanką uczucia winy i radości, wsypał trochę nikotyny do kociołka. Eliksir zabulgotał. Wstrzymał oddech – jeśli wrzucił za dużo, ciecz zmieni się na różową. Jednak kolor pozostał pomarańczowy. Wystarczy na trzy, cztery dni. Syriusz zagwizdał niewinnie, odkładając papierosy z powrotem do kieszeni.
***
Severus przetarł oczy wierzchem dłoni. Za nic nie mógł sobie przypomnieć, o czym śnił tej nocy. Na Merlina, nie pamiętał, żeby w ogóle śnił. Wychodzi na to, że Somnii Pergrati było najlepszą rzeczą, którą mógł mu podarować Harry. Po tych wszystkich strasznych nocach, strachu w jego sercu, białych plamach w pamięci i nieprzyjemnej niespodziance Poppy, spokojny sen był najcudowniejszą rzeczą, która mu się przytrafiła.
To był niezwykle poruszający prezent. Oczekiwał raczej słodyczy albo próby upieczenia tortu. Uśmiechnął się, kiedy rozwinął purpurowo – złoty papier i zobaczył eliksir, który Harry uwarzył specjalnie dla niego. Jedyną osobą, która ślęczała nad kociołkiem, żeby zrobić mu przyjemność, był dziadek. Jednak gest chłopaka bardziej go uszczęśliwił. Pewnie by się obraził, gdyby Severus odmówił wypicia mikstury – nawet jeśli chciałby ją zachować na później – więc w noc swoich czterdziestych urodzin przełknął swoją dumę razem z eliksirem.
Harry nadal spał na jego piersi. Severus zawahał się przez chwilę, po czym pogładził czubkiem palca jego krótkie rzęsy, ciemne brwi, zaciśnięte, różowe wargi i ciepły policzek. Przecież się nie zorientuje. Nagle chłopak drgnął i wymruczał coś pod nosem, więc szybko zabrał rękę. Wyglądał niewiarygodnie spokojnie i jeszcze mocniej się w niego wtulił. Severus nie będzie mu przeszkadzał.
Zegar wybijał właśnie siódmą rano. Snape’owi wydawało się, że jest znacznie wcześniej. Wysunął się z łóżka i na boso przeszedł do łazienki. Nawet nie chciało mu się otwierać oczu. Po omacku doszedł do umywalki i napełnił ją do połowy. Zanurzył dłonie i obmył twarz zimną wodą. Nareszcie mógł się ujrzeć w lustrze.
Na pewno nie spodziewał się tego, co tam zobaczył.
Severus patrzył z niedowierzaniem na swoje odbicie. Jakaś część jego umysłu wmawiała sobie, że jest to część snu, wywołanego eliksirem. Przetarł oczy i spojrzał ponownie.
Jego włosy nadal były różowe.
Całe.
Jego głowa była pokryta rażącymi pasmami, które na pewno nie urosły naturalnie. Severus uniósł krzaczastą brew i zmrużył oczy sprawiając, że grzywka zadrżała. Jego policzki pokryły się wściekłym rumieńcem. Zaczął panikować. Każdy włosek na jego ciele przestał być bezbarwny, co sprawiało, że mężczyzna wyglądał, jak ofiara poparzenia. Spojrzał pod pachy i zobaczył, że nawet tam jego owłosienie było różowe. Zerknął w dół, przełykając ciężko. Na Merlina, tylko nie to.
– Harry Jamesie Potterze! Natychmiast tutaj przyjdź!
Usłyszał głośny jęk i szelest kołdry. Po chwili drzwi łazienki otworzyły się na oścież. Chłopak spojrzał na niego zamglonymi oczami.
– Co się stało? Mam wezwać panią Pom… – Nagle zakrył usta rękoma i zaczął się śmiać tak mocno, że całe jego ciało drżało. Severus zmrużył groźnie oczy.
– Uważasz, że to śmieszne? Dawać mi Rosare zamiast Somnii Pergrati?
Harry nadal chichotał.
– Co?
Severus warknął. Przez chwilę pomyślał o wyrzuceniu tego małego potwora na zbity pysk. Nie mógł zrozumieć, dlaczego Harry zrobił coś takiego. To nie było w jego stylu i na pewno zabolało.
– Dlaczego… – zaczął cicho, bo mówiąc głośniej, mógłby nad sobą nie panować. – … to zrobiłeś?
Chłopak opuścił drobne, czerwone ręce.
– Ale co, Sev? – Wyglądał na przestraszonego. Severus mrugnął.
– To nie było Somnii Pergrati.
– A co? – Głos Harry’ego trząsł się tak samo mocno jak jego dłonie.
– Rosare.
– Co to jest? – Nie mógł zaprzeczyć, że na twarzy chłopaka pojawiło się nieudawane zaskoczenie. Severus przeklął się w duchu za to, że w ogóle go podejrzewał.
– Barwnik. Jak widzisz, ma bardzo nieprzyjemne efekty. Powiedz mi, paliłeś, kiedy go warzyłeś?
– Nie. Przecież wiesz, że ja nie palę. – Harry zawahał się przez chwilę, po czym podniósł rękę i dotknął nią różowych pasm włosów. Severus nie odsunął się od niego. Drobna dłoń gładziła jego głowę, po czym przesunęła się na szyję. Chłopak wyglądał na przybitego. – Przepraszam, Sev, naprawdę przepraszam. – Otarł wierzchem ręki pojedynczą łzę. – To był wypadek. Myślałem, że dobrze mi poszło. Nie przestawałem mieszać i nawet namówiłem Syriusza, żeby przypilnował eliksiru, kiedy poszedłem do toalety.
Snape pogładził delikatnie policzek Harry’ego. Na jego twarzy malowało się poczucie winy. Syriusz Black palił jak smok – przynajmniej kiedyś – więc to wszystko wyjaśniało. Bardzo śmieszne. Zawsze musisz mieć ostatnie słowo, prawda, Black?
– Jakiego kociołka użyłeś? – zapytał łagodnie.
Harry przełknął.
– Hmm… Cynowego, w standardowym rozmiarze. Nie wiem, trójka albo czwórka. Nieodpowiedni? – Wyglądał na przestraszonego.
Severus potrząsnął głową.
– Nie. Paliłem tam ostatnio liście tytoniu, żeby otrzymać świeżą nikotynę. Pewnie nie wyczyściłem go dokładnie. – Miał nadzieję, że Harry kupi takie kłamstwo.
– Przepraszam. Nie chciałem zepsuć ci urodzin.
Severus zmarszczył brwi i przyciągnął do siebie nieznośnego dzieciaka.
– Kiedy tak o tym myślę, to różowe włosy są małą zapłatą za ostatnią noc.
Harry zachichotał. Severus odprężył się na chwilę, całując lekko chłopaka.
– A teraz odwal się, żebym mógł to wszystko naprawić. Potem wyszorujesz każdy kociołek w tej szkole.
Na szczęście, Harry się do niego uśmiechnął.
***
Drzwi łazienki otworzyły się na oścież. Z pomieszczenia wyszedł Severus – nagi i ociekający wodą. Przeklinał pod nosem, odgarniając z twarzy różowe kosmyki włosów.
Harry obserwował go uważnie znad książki. Mężczyzna chwycił pióro, pergamin, szatę, różdżkę oraz bokserki i zatrzasnął za tobą drzwi łazienki. Rozbłysło światło i chłopak poczuł odór spalonych włosów. Odłożył Quidditch przez wieki na stolik i zapukał delikatnie do drzwi.
– Wszystko w porządku?
– Tak – odwarknął Snape, po czym znów wymówił pod nosem zaklęcie. Ponownie rozbłysło światło i po chwili Harry usłyszał pełen gniewu ryk i odgłos różdżki odbijającej się od ściany. – Na brodę Merlina…
Gryfon podszedł z powrotem do fotela, schował się za książką i miał nadzieję, że nie narobił sobie kłopotów.
Po piętnastu minutach z łazienki wyszedł ubrany Severus. Włosy związał w ciasny, wysoki kucyk, który podskakiwał z każdym jego krokiem. Chłopak uśmiechnął się, kiedy zobaczył smugi tuszu na brwiach i rzęsach mężczyzny. Snape bez słowa otworzył szafę i rzucił w Harry’ego butami i szatą, po czym ściągnął karton z najwyższej półki. Zerwał wieko i wyciągnął wyjściowy strój, zdobiony srebrnymi wężami (nigdy nie noszony, sądząc po metkach), dwa pasiaste, zielono – srebrne szale, płaszcz z dziurą na brzuchu, ciemnozieloną szatę, którą nosił na finałach Quidditcha i kilka pomiętych koszul.
Po chwili znalazł to, czego szukał. Sięgnął głęboko do kartonu i wyciągnął długą, miękką tiarę, patrząc na nią z wyrazem wściekłości na twarzy. Nakrycie głowy było czarne, ozdobione małymi, zielonymi księżycami, zrobionymi z jakiegoś błyszczącego materiału. Tylko Dumbledore mógłby coś takiego założyć. Severus zazgrzytał zębami, chowając kucyk do tiary i wciskając ją jak najmocniej na głowę. Wstał i Harry zobaczył, że z tyłu spływa z niej długi, srebrny materiał. Z boku nadal wystawały różowe włosy. Sev warknął na niego:
– Na co się gapisz?
– Podoba mi się ta tiara.
Chyba nie powinien był tego mówić, ponieważ policzki Severusa oblały się czerwienią. Jęknął głośno.
– Dzisiaj zjemy w kuchni – oznajmił Snape, po czym wyszedł z pokoju, zostawiając na ziemi stertę ubrań.
***
Syriusz właśnie przygotowywał się na aportację do Doliny Godryka, kiedy na jego ramieniu wylądowała sowa.
– Ał! Skąd się tu wzięłaś? – Remus pewnie był już w domu. Zawsze zostawiał mu otwarte drzwi.
Sowa patrzyła na niego wyniośle. Była wielka i czarna, miała niezwykle wygięty dziób, a na głowie kilka nastroszonych piór.
– Kto cię tu przysłał?
Sowa wyciągnęła tylko nóżkę i wyglądała na obrażoną, kiedy ją przez przypadek dotknął. Po chwili odleciała.
Syriusz podrapał się po głowie i rozwinął rolkę pergaminu.
To jest wojna.
Mimo że udało ci się mnie upokorzyć, muszę cię poinformować, że nie popsuło to moich stosunków z Harrym Potterem. Będziesz zachwycony, kiedy się dowiesz, że twój mały żart niezwykle go zasmucił. Widząc, jak bardzo mu na tobie zależy, postanowiłem nie zasmucać go jeszcze bardziej i nie powiedziałem mu, jakim zdesperowanym, okrutnym, chorym dupkiem jest jego ojciec chrzestny. Nie myślałeś wcześniej, że sabotowanie jego ciężkiej pracy dla swoich korzyści mogłoby go bardzo zranić? W ogóle się nie zmieniłeś, Black. Myślałem, że dwanaście lat w Azkabanie wlało ci trochę oleju do głowy, ale widocznie się myliłem.
Harry nie wie, co się stało i wolałbym, żeby tak pozostało. Nie będziesz miał większych problemów z ciągnięciem tej farsy, kiedy dowiesz się, że jeśli chodzi o Harry’ego, to przed niczym się nie cofnę. Jeśli to będzie sprawiało jakiś problem, mogę ci pokazać dolną część moich pleców, żebyś mógł mnie tam pocałować swoimi oślizgłymi ustami.
Na pewno cię też zainteresuje, że Harry’emu nie przeszkadza ta chwilowa zmiana w moim wyglądzie. Zapewnił mnie o tym na stole w kuchni. Dwa razy. Dzięki Quidditchowi ma naprawdę silne płuca. A może to przez to, że tak często… Nieważne. Pewnie dużo na ten temat wiesz. Szkoda tylko, że nie potrafisz utrzymać czyjegoś zainteresowania przez dłużej, niż jedną noc. Dziesięć punktów dla Slytherinu, nie sądzisz?
S. Snape
Syriusz zgniótł list i podpalił go różdżką. Obserwował, jak pomarańczowe płomienie pochłaniają pergamin. Zacisnął dłonie w pięści i zastanowił się, jak może namówić Remusa, żeby zjawił się w Hogwarcie podczas pełni księżyca.
Jeśli Snape chce wojny, to będzie ją miał.