Kowal Prawdziwa historia (11)

Swój najważniejszy w życiu bój wygrałem. Mogłem chodzić po Warszawie z podniesioną głową. Gdybyśmy spadli z ligi, chyba nie mógłbym spojrzeć kolegom w oczy. Ten mecz z Motorem, mecz o przetrwanie, może nawet o przyszłość Legii, zawsze stawiałem na pierwszym miejscu wśród piłkarskich osiągnięć - żadne mistrzostwo Polski, żaden medal olimpijski. Wszystko to nie umywało się do satysfakcji, jaką sprawiły mi bramki w Lublinie. Uratowałem Legię. Uratowałem mój klub.

W tym samym roku toczyłem prywatną bitwę. To przecież był sezon poprzedzający olimpiadę w Barcelonie. A mnie na igrzyskach nie mogło zabraknąć! Pamiętam pierwsze spotkanie z trenerem Wójcikiem. Na zgrupowanie kadry w Spale przywiózł mnie kierownik drużyny. Zajeżdżamy, a Wójcik się opala na ławeczce przed ośrodkiem.

- Dzień dobry, Kowal jestem - powiedziałem z uśmiechem.

- Misiu, ty tu jesteś zwykły Wojtek, żadna tam gwiazdeczka, tylko jeden z wielu - wypalił na dzień dobry. Takie klasyczne "zdołowanie na powitanie" w stylu Wójcika. - A co ty tu masz? - zdziwił się, patrząc na moją rękę. Miałem - teraz już nie mam, usunąłem - na palcach wytatuowane "EWA".

- Imię mojej dziewczyny - odpowiedziałem spokojnie. Pokój dostałem z Markiem Bajorem. Nie znałem nikogo, bo z Legii byłem jedynym powołanym, a wcześniej, niewiele wcześniej, grałem w Polonezie. Wiadomo, że na Poloneza nikt nie zaglądał, bo działacze nie mieli w pewnych kręgach układów - przez to nie zagrałem w żadnej juniorskiej reprezentacji Polski. Na kadrze olimpijskiej - tydzień wyjęty z życia. Wójcik musiał gówniarstwo za mordy trzymać, dyscyplina była, na sam koniec zgrupowania zagraliśmy z Turcją, ja rozegrałem tylko trzy minuty. Od początku wiedziałem, że to nie będzie występ życia, ale spodziewałem się, że jednak spędzę na placu trochę więcej czasu.

Poźniej był ten mecz z Irlandią, o którym wcześniej pisałem. Na treningach wyglądałem nieźle, wygrałem rywalizację z Grześkiem Mielcarskim. Jednak trener Wójcik przekonał się do mnie po meczu, choć i na boisku byłem najlepszy. Doszło do dyskusji, raczej żartobliwej. Trener wbił mi szpilę, taką perfidną, żebym tylko schylił głowę i wyszedł na dupę wołową. A ja mu wyjechałem z kontrą! Zapanowała konsternacja, bo w takich momentach nikt się nigdy nie odzywał. - Oho, warszawiak, ma charakter! - pomyślał zapewne Wójcik. Później w Dublinie wszyscy poszliśmy do pubu na piwo. Załatwił to Jurek Brzęczek, porozmawiał z kim trzeba. Oficjalnie w takich wypadkach można wypić jedno piwo. Ale jak ktoś ma spust, to i cztery przyjmie.

Problem w tym, że wciąż nie byliśmy pewni awansu na olimpiadę. Przed nami były jeszcze mecze barażowe z Danią. Chcecie wiedzieć, jak to jest w reprezentacji Polski - wszystko jedno czy pierwszej, czy też olimpijskiej - po meczach? Pije się, na przykład, piwo, zawsze, niezależnie czy się wygrało, przegrało, czy zremisowało. Jedyna różnica jest taka, że gdy się wygrywa, to się pije oficjalnie, w hotelowym pubie. A jak się przegrywa, to browary kupuje ktoś na stacji CPN, a pije się w pokoju, by nikt nie widział. Jednak pije się zawsze. I tak właśnie było po meczu z Danią. Piliśmy na górze, w pokoju. Zrobili z nas ogórków. Takich ogórków, że nawet nie było chętnego, żeby iść po piwo. Trzeba było wysłać jakąś przypadkową osobę. Nikt nie chciał się dodatkowo narażać. Ale o meczu z Danią - następnym razem.




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kowal Prawdziwa historia (40)
Kowal Prawdziwa historia (93)
Kowal Prawdziwa historia (43)
Kowal Prawdziwa historia (31)
Kowal Prawdziwa historia (68)
Kowal Prawdziwa historia (60)
Kowal Prawdziwa historia (90)
Kowal Prawdziwa historia (32)
Kowal Prawdziwa historia (73)
Kowal Prawdziwa historia (78)
Kowal Prawdziwa historia (84)
Kowal Prawdziwa historia (94)
Kowal Prawdziwa historia (39)
Kowal Prawdziwa historia (37)
Kowal Prawdziwa historia (64)
Kowal Prawdziwa historia (82)
Kowal Prawdziwa historia (13)
Kowal Prawdziwa historia (72)
Kowal Prawdziwa historia (9)

więcej podobnych podstron