W LABIRYNCIE ODNOWY W Duchu Świętym ANDRZEJ LACHOWIAK
Artykuł opisuje jedną ze wspólnot charyzmatycznych nie podlegających koordynacji Odnowy w Duchu Świętym i mylnie kojarzoną z tym ruchem. Wszystkich pragnę zapewnić, że serwis apologetyczny popiera wszelkie ruchu katolickie podlegające swoim kościelnym zwierzchnikom. Odnowa w Duchu Świętym jest darem Ducha Świętego (to bodajże jedyny ruch nie mający swojego „ludzkiego” założyciela) dla Kościoła.
Nie pozwólmy jednak nazywać każdą wspólnotę charyzmatyczną Odnową w Duchu Świętym, co prowadzi do niesłusznego obciążenia grzechami rozłamu (sekciarstwa) ten wspaniały ruch.
Jacek Jureczko
– Trochę przez przypadek znalazłam się w Odnowie w Duchu Świętym. Wydawało mi się, że w końcu odkryłam Boga i spotkałam łam wspaniałych ludzi. Nawet nie przypuszczałam, że był to początek prawdziwego koszmaru. Najgorsze było dopiero przede mną – mówi trzydziestoletnia Aldona, kiedyś rok w „odnowie”.
Ponad stutysięczne miasto w województwie śląskim. W początkach lat 80. powstała tu niewielka wspólnota Odnowy w Duchu Świętym*. Ludzie spotykali się, modlili, odkrywali Boga i znajdowali przyjaciół. Atmosfera panująca na spotkaniach przyciągała wciąż nowych ludzi. Ich modlitwa mogła imponować, sposób życia przyciągał jak magnes – przekonują miejscowi duszpasterze. We wspólnocie działy się prawdziwe cuda nawrócenia, nieraz po długich latach ludzie wracali do Boga, zaczynali się modlić, zrywali z nałogami… Ich życie przypominało czasy gorliwości pierwotnego Kościoła. Wydawało się, że jest to prawdziwa wiosna Kościoła, którą zapowiadali papieże i na którą czekało się z utęsknieniem. Nikt nie przypuszczał, że wkrótce „odnowa” porani wielu swoich członków, a siebie postawi właściwie poza Kościołem.
„Porządek z Eucharystią”
Tylko nieliczni zaczęli się domyślać, że coś jest nie tak. – Pod koniec lat osiemdziesiątych, nie pamiętam dokładnie, nasz lider powiedział najpierw zaufanym, a potem całej wspólnocie, że miał „objawienie” – wspominają Patrycja i Zdzisław Koluszkowie, małżeństwo z kilkuletnim „stażem” we wspólnocie. Z początku nikt się w tym za bardzo nie orientował. To był powolny i przemyślany proces. Dziś można powiedzieć, że lider tę partię rozegrał doskonale. I rozgrywa nadal.
Zaczęło się od robienia „porządku z Eucharystią”. – Nie zabraniano nam chodzenia na Mszę, ale coraz ważniejsze stawały się niedzielne spotkania. Niektórym zaczęły z czasem zastępować pójście do kościoła. – Mówiono, że to właściwie to samo, że Eucharystia to nie obecność Chrystusa tylko „pamiątka Chrystusa”. Przykład z fotografią pamiętam do dziś: tak jak zdjęcie nie jest osobą tam przedstawioną, tak Eucharystia nie może być obecnością Chrystusa. Jeden z liderów nawet powiedział: Ja mogę opłatek wyjąć z ust i podeptać. Słyszałem na własne uszy, mogę przysiąc – przekonuje Zdzisław.
Ewa Kubała pochodzi z głęboko wierzącej rodziny. Urodziła się dość daleko od Śląska. Niedzielna Msza św. nie była tylko obowiązkiem, ale częścią ich życia. To było coś normalnego. Szukając czegoś więcej, zaczęła chodzić na spotkania Odnowy w Duchu Świętym w swojej rodzinnej miejscowości. Gdy przeprowadziła się na Śląsk od razu zaczęła pytać o najbliższą wspólnotę. Chciała się modlić, poza tym szukała przyjaciół. Dla niej rok w w tej „odnowie” był prawdziwym horrorem. – Bałam się ich, czułam się osaczona. Liderka cały czas do mnie wydzwaniała, umawiała się na spotkania, chciała o mnie wiedzieć wszystko – wspomina Ewa.
Jeśli chce się iść „drogą za Jezusem”, trzeba całkowicie podporządkować się grupie. Cały czas stawiane są pytania: jaki jesteś wobec wspólnoty, czy idziesz tą samą drogą, czy byłeś na wtorkowym spotkaniu, itd.? O Kościele nie ma ani słowa. To, co było dla niej kiedyś niemożliwe, stało się faktem. Aby być na spotkaniu grupy, zaczęła opuszczać Msze. – Mówiono, że spotkanie w „odnowie” i Msza to to samo. Czasem chodziłam na Mszę w tajemnicy przed nimi – wspomina Ewa.
Piramida i obozy
Ta wspólnota jest hermetyczna. Jej członkowie cały czas spędzają razem, opiekują się dziećmi w czasie innych zajęć. Najczęściej żenią się między sobą. Psychologia mówi, że z takiej wspólnoty trudno odejść, bo nie ma dokąd. Poza grupą nie ma się znajomych i przyjaciół. Ciągle się mówi, że płoniemy, bo jesteśmy razem. Poza „odnową” nie możesz „płonąć” ani w ogóle żyć. Dochodzi do tego psychiczny ślad, który na długo, oby nie na zawsze, odciska się w sercu i pamięci.
– Najważniejszy jest lider. To człowiek wykształcony, charyzmatyczny i … dobry. Niezwykle przebiegły. Ma jasny cel i wie, jak go osiągnąć – oceniają Kuleszowie. Niżej stoją moderatorzy. Jest ich kilkunastu. – To „stara gwardia” tej grupy, która właściwie się nie zmienia. Każdy z nich ma pod opieką animatorów, a ci opiekują się kilkuosobowymi grupami. Taki system przypomina piramidę – opowiada Ewa Kubała.
Wszyscy wspominają obozy. Zwykle kilkudniowe, z czasem wypełnionym od rana do wieczora. – Tam była indoktrynacja, swoiste pranie mózgu. Wtedy postanowiłam odejść i wyjechałam z obozu – mówi Aldona. Do udziału w nim dopuszczają animatorzy. Bartek dojeżdżał na spotkania tylko trzy miesiące. Był za „świeży”, dlatego nie mógł pojechać. Ale gdy spotkał jednego z uczestników tego „szkolenia” zaniepokoił się: – Nie mogłem go poznać. Chodził jak w transie, mówił, że potrzebuje czasu, by dojść do siebie. Patrząc na niego, powiedziałem sobie dość i odszedłem – wspomina.
Pod płaszczykiem Kościoła
Ta wspólnota, choć ciągle określa siebie jako „katolicka”, neguje właściwie wszystkie sakramenty. Nikt się nie spowiada, chyba że przed wspólnotą. Odrzuca się również kult maryjny, świętych, czyściec, hierarchiczny Kościół, itd.
W czasie jednego z obozów Kuleszom kazali odpowiedzieć na trzy pytania: czy wierzysz w niepokalane poczęcie Maryi, czy wierzysz w Eucharystię, co zrobisz, gdy zerwiemy z Kościołem? Ich odpowiedzi nie spodobały się liderowi. Najpierw odsunięto ich od grupy, którą prowadzili. Powiedzieli, że oni ich zostawili. To było kłamstwo. – Ja ich nie zostawiłam. Byłam niepewnym elementem, zbyt katolickim – wspomina Patrycja.
Jeden z duszpasterzy powie: ich wiara nie jest moją wiarą, mój Kościół nie jest ich Kościołem. Dlaczego oficjalnie nie odejdą z Kościoła? – Bo nikt by do nas nie przyszedł – mówią Kuleszowie, cytując lidera. – On tak powiedział. Z premedytacją przyciąga nieświadomych ludzi. Potem wiąże ich z grupą i powoli odrywa od Kościoła. Może dlatego lubi się pokazywać na Mszy. Zawsze ostentacyjnie chodzi do Komunii. W końcu dla nich to tylko opłatek – mówi Zdzisław.
„Trędowaci i potępieni”
Wprowadzają ostry podział na grupę i tych „ze świata”. Ci ostatni idą na potępienie. Kuleszowie mówią, że dużo wspólnocie zawdzięczają. Zdzisław przestał pić, Patrycja odnalazła wiarę. Ale gdy ciągnęło ich do Kościoła, wspólnota mówiła nie. Chcieli odmawiać różaniec – lider się sprzeciwiał. Nie podobało im się, że kiedy ksiądz mówił o Maryi, to lider stał za jego plecami i kpiąco gestykulował. – Po odejściu staliśmy się dla nich „przykładem upadłości”. Nikt się do nas nie odzywał, jakbyśmy nagle przestali istnieć – wspominają. Ewa Kubała mówi, że jej odejście z grupy potraktowali jak odejście od Chrystusa. – Żyłam w wielkiej rozterce. Nie wiedziałam, czy robię dobrze, odchodząc od nich. Mówili, że wracając do świata będę potępiona. Najbardziej boli to, że ci, których uważałam za przyjaciół, przestali się do mnie odzywać. Traktowali jak „trędowatą”. Minęło wiele czasu, zanim mogłam znowu normalnie żyć – wspomina.
Dziś na ich spotkania przyjeżdżają autobusy nie tylko ze Śląska. Modlitwa, świadectwa, słowa lidera, nawrócenia. Wszystko to robi wrażenie. I byłoby dobre, gdyby nie fakt, że ta wspólnota samą siebie postawiła poza Kościołem. Może dlatego tak mocno podkreśla, że jest „katolicką odnową”. Słowo „katolicka” oznacza dla nich, że jest powszechną, a nie kościelną odnową. Ta wspólnota jest jak labirynt, do którego łatwo wejść, ale niezwykle trudno znaleźć wyjście. Ci, którym się to udało, ostrzegają – lepiej tam nie wchodzić.
Dziennikarska rzetelność nakazywała spotkanie z liderami tej „odnowy”. Rozmówcy jednak stanowczo odradzali. Bo o nich można pisać tylko dobrze, tak jak oni chcą. Wszystko inne potraktują jako atak na siebie. Ostrzegano, że będą robić z siebie „męczenników i prześladowanych za słuszną sprawę”. Pisząc o tej wspólnocie starałem się zachować maksymalną bezstronność. Bez uprzedzeń zbierałem materiały, słuchałem rozmówców, dociekałem prawdy o tej grupie. Będąc całkowicie z dala od tej wspólnoty poznawałem ją od początku. Ta wspólnota w żadnym wypadku nie spełnia kryteriów kościelności, a katolickość jest tylko przykrywką do werbowania nowych członków. Świadomie wprowadza w błąd tych, którzy w dobrej wierze szukają Boga, ale chcą pozostać w Kościele katolickim. Moim zamiarem nie było atakowanie kogokolwiek czy robienie z kogoś „męczenników”. Tych Kościół ma i będzie miał jeszcze dużo. Ale jeśli prawda ma przynieść ocalenie, to chciałem dociec tylko prawdy. I nic więcej.
Na prośbę rozmówców wszystkie imiona i nazwiska zostały zmienione.
* Dla wielu czytelników było jasne o która wspólnotę chodzi. Jednocześnie trzeba zaznaczyć, że opisywana wspólnota charyzmatyczna nie podlega koordynacji ruchu, a więc nie jest wspólnotą Odnowy w Duchu Świętym [przyp JJ].
© http://wiara.hoga.pl