Jedliński Krzysztof Jak rozmawiać z tymi, co stracili nadzieję(1)

Krzysztof Jedliński


Jak rozmawiać z tymi, co stracili nadzieję




Wydawnictwo W.A.B., 1996 Warszawa

Wydanie III





Mówi się, że lubimy narzekać.

Nawet na zdawkowe pytanie: "jak leci?" odpowiadamy równie

zdawkowym: "jak krew z nosa" albo "stara bieda". Rzadko jesteœmy

zadowoleni: z męża, żony, pracy, dzieci, z rodziców, teœciów,

zięciów, z pogody, rzšdu, szefa, podwładnych. Wydaje się czasem,

że mamy do czynienia z jakšœ dziwnš, stałš jak smog w centrum

miasta, modš. A jednak -to zastanawiajšce -gdy ktoœ powie:

Słuchaj, jest okropnie, beznadziejnie, dłużej tego nie wytrzymam

-wokół niego nagle robi się pusto. Odchodzimy, uciekamy od tego,

kto jest naprawdę w złym stanie ducha, komu naprawdę jest Ÿle.

Bezradnie opuszczamy ręce, więcej boimy się. Bo ponarzekać sobie

można. Ale naprawdę coœ z tym zrobić? Dlaczego unikamy ludzi,

którzy Ÿle się majš, którzy tracš nadzieję i poczucie sensu? Doœć

łatwo tłumaczy się to jednym słowem: znieczulica. Ja jednak

sšdzę, że najważniejszš przyczynš naszego odsuwania się od

człowieka w niedoli, w rozpaczy, jest nasza nieumiejętnoœć. Po

prostu nie wiemy, co robić i jak mu pomóc. A przede wszystkim

jak z nim rozmawiać.

Wiemy dobrze, że zdawkowe, konwencjonalne formułki typu: "nie

przejmuj się", "przestań o tym myœleć, weŸ się w garœć" sš

zupełnie nieskuteczne, więcej często wręcz raniš naszego i tak

już zdesperowanego rozmówcę. Ale też człowiek w niedoli budzi w

nas lęk czyż my sami tak naprawdę czujemy twardy grunt pod

nogami, czy nasze własne poczucie sensu jest na tyle mocne, by

dla innych być oparciem? A przecież chcielibyœmy pomóc, wiemy

sami, jak cenne jest wsparcie drugiego człowieka, jego dobre

słowo. Ale jak pomóc? Jak nie doznać dojmujšcego poczucia

porażki, wyrzutów sumienia, że nie zrobiliœmy nic, choć tak wiele

od nas oczekiwano? Szczególnie dramatycznych barw nabierajš nasze

uczucia, gdy rozmówca zdaje się myœleć o œmierci, o samobójstwie.

Albo gdy dotknie go nieuleczalna, wiodšca ku œmierci choroba.

W tych najtrudniejszych przypadkach często odwołujemy się do

pomocy specjalistów psychologów, psychiatrów i często słusznie

czynimy. Czy jednak nie nazbyt często nasz bliŸni odpływa w ręce

specjalisty nie z poczuciem, że go troskliwie przekazaliœmy, ale

z bolesnym przeœwiadczeniem, że pozbyliœmy się go , że mówišc

twardo spławiliœmy go. A zresztš, czy nawet œwietny specjalista,

a przecież jednak obcy jest w stanie pomóc człowiekowi w pełni?

Czy nawet wtedy, gdy nasz bliski czy znajomy jest już pod

odpowiedniš opiekš, nie ma dla nas jakiegoœ przyjacielskiego

zadania do wypełnienia? Czy najlepszy nawet psycholog albo

psychiatra potrafi usunšć tę częœć poczucia bezsensu, która wišże

się z doœwiadczeniem samotnoœci i izolacji? W wielu tak zwanych

rozwiniętych krajach, gdy ktoœ umiera, zatrudnia się tanatologa

specjalistę od kontaktu z umierajšcymi. Czy nas czeka to samo?

Czy sami nie jesteœmy w stanie zapewnić bliskoœci i ciepła naszym

odchodzšcym bliskim? Nie wypowiadam wojny tanatologom,

psychologom i psychiatrom sam jestem psychiatrš. Chcę tylko, aby

specjaliœci mieli swoje dobrze okreœlone i niezbędne miejsce iby

nie zastępowali zwykłych życzliwych ludzi tam, gdzie nie muszš

i nie powinni ich zastępować. Zawsze będš istnieć sytuacje tak

trudne, że odwołanie się do pomocy specjalisty będzie konieczne.

A jednak zwykła otwartoœć i życzliwoœć zwykłego człowieka jest

nie do zastšpienia i z kompetencjami specjalisty wcale się nie

kłóci. Jak jednak uruchomić w sobie tę życzliwoœć i otwartoœć

wobec drugiego? Jak nie bać się jego, jego rozpaczy, poczucia,

że nie umiemy pomóc? Zamiast szybko odsyłać naszego bliskiego do

specjalisty, sami możemy się do niego udać i po opisaniu sytuacji

poprosić o rady i wskazówki. Możemy sami skorzystać z konsultacji

psychologa, psychiatry, po to by pomóc. Chciałbym, żeby i ta

ksišżka była formš konsultacji dla ludzi, którzy mogliby pomóc

swoim zdesperowanym, œmiertelnie zmęczonym kłopotami bliskim i

znajomym, a czujš się niekompetentni czy bezradni wobec takiego

zadania.



Częœć pierwsza

Jak zdobyć odwagę?


Cała ksišżka chce być odpowiedziš na to pytanie. Więcej chce być

obietnicš wspaniałej przygody wewnętrznej zwišzanej z pomaganiem

człowiekowi w kłopotach. Co jednak zrobić, jeœli obawa paraliżuje

nas od samego poczštku? Jeœli wręcz powstrzymuje przed podejœciem

do człowieka zdesperowanego? Dobrze rozumiem ten "przedwstępny"

lęk wišże się on z pytaniem: A co będzie, gdy nie uda mi się

pomóc mojemu znajomemu? Może, nie daj Boże, jeszcze mu zaszkodzę?

Ufam, że pewnš pomocš i zachętš dla Czytelnika będš następujšce

stwierdzenia:

* Wcale nie musisz być zbawicielem swojego rozmówcy, a jedynie

życzliwym i otwartym powiernikiem jego kłopotów.

* Jeœli pomożesz mu odrobinę, ale za to konkretnie i realnie, już

to będzie bardzo ważne.

* Twój znajomy jest wolnym człowiekiem może nie przyjšć pomocy,

ma również prawo wybrać z niej to, co rzeczywiœcie jest mu

potrzebne.

* Sš również inni ludzie, do których może się zwrócić o pomoc

nie jest oczywiste, że akurat ty jesteœ najbardziej odpo

wiedni, choć tylko próbujšc można to sprawdzić.

* Życzliwe zwrócenie się ku drugiemu człowiekowi może nie pomóc

mu w sposób wystarczajšcy, ale nigdy nie może mu zaszkodzić.

Warto sobie tych kilka zdań uœwiadamiać w chwilach obawy i

zwštpienia.

Spokój pochodzšcy z prawidłowej oceny celów i możliwoœci to naj-

lepsza podstawa prawdziwej odwagi. Jak dostrzec człowieka w

kłopotach?

Często sprawa jest prosta zwłaszcza wtedy, kiedy ktoœ nie jest

nam obcy, a my budzimy w nim zaufanie. Najczęœciej sam mówi nam

o swoich kłopotach, sam je wskazuje i opisuje. Tych spraw i

kłopotów może być nieskończona różnorodnoœć w każdej dziedzinie

życia możemy doœwiadczać klęsk, niepowodzeń, strat, każda zatem

może być Ÿródłem poczucia beznadziejnoœci i desperacji. Nasz

rozmówca mówi o całej sprawie w dłuższej rozmowie. Bywa jednak

i tak, że ma jakieœ opory i ogranicza się do napomykania o swoim

złym stanie, jakby się odsłaniał i zaraz wycofywał. W tym

przypadku musimy najpierw sprawdzić, czy rzeczywiœcie chciałby

z nami o sobie rozmawiać. Pierwszš próbš może być zwykła ludzka

reakcj a. Jeœli okażemy naszemu rozmówcy zrozumienie mówišc

najprostsze: Rozumiem jak to jest albo Mogę sobie wyobrazić, co

to dla ciebie znaczy otrzymamy w odpowiedzi albo zachętę do

dalszej rozmowy, albo zdanie typu: Tak, ałe ja sam muszę sobie

z tym poradzić. Czy też: Musi upłynšć czas, aby to ode mnie

odeszło. Musimy być pełni respektu, poszanowania dla ludzkiej

wolnoœci wyboru. Nawet gdybyœmy mieli pewnoœć, że nasz rozmówca

działa na swojšniekorzyœć, odrzucajšc naszš chęć pomocy nie

wolno wywierać na niego jakiegokolwiek nacisku. Możemy co

najwyżej zasygnalizować gotowoœć do rozmowy, gdyby sobie tego

zażyczył w przyszłoœci. Zresztš zdarza się nierzadko, że komuœ

wystarcza samo krótkie napomknięcie o swoich kłopotach i

spotkanie się z życzliwš reakcjšjuż to jest wystarczajšcšpomocš.

Dalszš próbš (zwłaszcza jeœli "napomykanie" powtarza się) będzie

zapytanie wprost: Czy możesz o tym ze mnš porozmawiać? Oczywiœcie

i w tym przypadku powinniœmy w pełni uszanować decyzję naszego

znajomego: Zdarza się też, że nasz znaj omy w ogóle nie mówi o

swoich kłopotach, my jednak jesteœmy ich istnienia œwiadomina

przykład wiemy, że zmarł mu ostatnio ktoœ bliski, że ma trudnš

sytuacj ę domowš, że się rozwodzi, że zapadł na ciężkš,

nieuleczalnšchorobę. I tutaj konieczne jest sprawdzenie, czy

druga strona potrzebuje naszej rozmowy i pomocy. Powinniœmy

jednak zaczšć kontakt od stwierdzenia, że wiemy o kłopotach

naszego znajomego. Następnie jak w poprzednim przypadkudajmy

wyraz naszemu zrozumieniu i współodczuwaniu (ale nie współczuciu!

to budzi podejrzenia o litoœć, której nikt nie potrzebuje).

Powiedzmy na przykład: Wiem, że jest ci ciężko myœlę, że

rozumiem, co możesz odczuwać. Albo: Słyszałem, że nie najlepiej

jest z twoim zdrowiem może mógłbym w czymœ ci pomóc? Chciałbym

zwrócić uwagę, na szczególnš delikatnoœć, z jakšwinniœmy zwracać

się do naszego znajomego. Pamiętajmy, iż to, że nie mówi nam o

swych kłopotach, może oznaczać, że pragnie je zachować w

tajemnicy, stšd też naszš wiedzę o nich powinniœmy na poczštku

celowo wyrażać w sposób ogólnikowy aby dać drugiej stronie

możliwoœć łatwego wycofania się. Stšd zdanie: wiem, że jest ci

ciężko, będzie lepsze, niż wiem, że zmarł ci ojciec. Podobnie:

słyszałem, że nie najlepiej jest z twoim zdrowiem okaże się

bardziej na miejscu od zdania słyszałem, że poważnie chorujesz.

Bywa też i tak, że o złym stanie ducha naszego znajomego

wnioskujemy tylko na podstawie jego wyglšdu, zachowania

i sposobu mówienia, choć niektórzy bardzo skrzętnie ukrywa-

jš przed otoczeniem swoje niedobre samopoczucie.

Co jednak prezentuje zwykle na zewnštrz człowiek, który

traci poczucie sensu i nadzieję?

Przygnębiony wyraz twarzy to pierwszy znak. Zwłaszcza

u dzieci przygnębienie widać szczególnie wyraziœcie -usta sš

zawsze "w podkówkę". Nierzadko występuje skłonnoœć do

płaczu - czasem widzimy na twarzy jedynie jego œlady.

Ruchy osoby w kłopotach sš często niespokojne. Ktoœ taki

zwykle niej est w stanie wykonać precyzyjnych czynnoœci, mo-

że też mieć skłonnoœć do machinalnego tłuczenia przedmiotów.

Czasem ruchy sšjednak zwolnione, jakby niemrawe. Moż-

na obserwować skłonnoœć do pogršżania się w milczeniu do

"odpływania w nieobecnoœć". Ubiór staje się nieraz mniej

staranny, bardziej monotonny (zwłaszcza u kobiet), czasem

wręcz zaniedbany. Często dominujš szaroœci lub czernie,

zwłaszcza u kogoœ, kto dotšd ubierał się kolorowo.

W rozmowie z takš osobš ujawnia się bšdŸ jej zwiększona

wrażliwoœć, podatnoœć na zranienie, bšdŸ też pewien rodzaj

roztargnienia zwišzanego z "odpływaniem" w stronę trud-

nych lub smutnych myœli.

Ton głosu jest bšdŸ zaostrzony, rwany, łamišcy się, bšdŸ

też œciszony, bezbarwny.

W wypowiedziach - nawet dotyczšcych spraw nie zwiš-

zanych bezpoœrednio z jego kłopotami - człowiek zdespero-

wany wyraża pesymizm, wiele wštpliwoœci, często poczucie

winy i niskš ocenę samego siebie. Nierzadko pobrzmiewajš

pretensje do losu, otoczenia, innych ludzi. Zdarza się często

nadmierna koncentracja na dolegliwoœciach fizycznych, róż-

nego rodzaju bólach, zwłaszcza głowy.

Aby ustalić, czy nasz znajomy chce rozmawiać o swoich

kłopotach, musimy dać mu najpierw do zrozumienia, że do-

myœlamy się jego złego stanu ducha, następnie powinniœmy

sprawdzić, czy się nie mylimy, a dopiero na końcu zapytać,

czy chciałby o tym pomówić.

Możemy na przykład zaczšć tak: Przestałaœ się ostatnio

malować, chodzisz szaro ubrana. Masz może jakieœ trudnoœci?

Albo: Jesteœ ostatnio tak roztargniony, że często nie słyszysz,

co do ciebie mówię. Czy może masz jakieœ kłopoty?

I w tym przypadku winniœmy zachować wielkš delikat-

noœć. Może być tak, iż wyglšd, zachowanie naszego znajomego

bez wštpienia wskazuj šna istnienie poważnych kłopotów, jed-

nak on sam zaprzecza temu stwierdzajšc, że wszystko jest w

porzšdku. Nie pozostaje nam wówczas nic innego jak bez żad-

nego komentarza zaakceptować jego odpowiedŸ i wycofać się.

Pamiętajmy, że poszanowanie wolnoœci drugiego człowie-

ka - aż do jego prawa, by pozostać samotnym ze swoimi kło-

potami -jest jednš z najważniejszych rzeczy, jakš możemy

mu przekazać. To poszanowanie niejednokrotnie jest już sa-

mo w sobie wielkš pomocš.

Oczywiœcie bywajš też sytuacje wyjštkowe, w których nie

możemy pozostawić naszego znajomego samemu sobie -te

jednak omówię w dalszej kolejnoœci.


Komu pomagać?


Pytanie wydaje się Ÿle postawione. Bo czyż nie powinniœ-

my pomagać wszystkim, którzy naszš chęć pomocy akceptujš,

przyjmujš? A jednak nie.

Nieprzypadkowo używam najczęœciej okreœlenia "znajomy". Sugeruje

to, że chodzi o kogoœ, kogo doœć dobrze znamy może to być na

przykład kolega z pracy lub uczestnik kręgu towarzyskiego, w

którym się obracamy nie byłby to jednak ktoœ bardzo nam bliski.

W przypadku osoby raczej mało nam znanej, niezbyt dobra

orientacja w jej sprawach może utrudnić kontakt. Do tego stopnia,

że skuteczna pomoc będzie niemożliwa. Z kolei, gdy mamy do

czynienia z kimœ bardzo bliskim (mšż, żona, rodzice, dzieci,

osoby silnie zwišzane z nami uczuciowo), nie wystarczy nam

dystansu, aby ze spokojnš życzliwoœciš rozważyć jego kłopoty.

Jeœli ktoœ, kogo nie znamy zbyt dobrze lub zbyt nam bliski zwróci

się do nas o pomoc, powinniœmy go oczywiœcie wysłuchać,

powstrzymujšc sięoduwag i komentarzy, apotemwyjaœnić, że brak nam

albo dostatecznej znajomoœci, albo dostatecznego dystansu, aby

mu nadal pomagać. Sami lub też wspólnie z naszym rozmówcš

powinniœmy "wytypować" kog, kto byłby do dalszych rozmów

bardziej od nas odpowiedni.


Czy pomóc to znaczy pocieszyć?


Przyjęło się uważać, że pomóc komuœ, kto swojš sytuację widzi

jako trudnš czy nawet beznadziejnš, to znaczy go pocieszyć. Na

pewno w tym stwierdzeniu jest częœć prawdy. Na przykład matce na

ogół udaje się pocieszyć rozpaczajšce małe dziecko. Niekiedy też

duchownemu udaje się pocieszyć zrozpaczonš po œmierci bliskiego

rodzinę, jeœli rodzina ta głęboko uznaje i kultywuje perspektywę

wiecznoœci, do której duchowny się odwołuje. Jednak na co dzień,

jeœli mamy do czynienia z prawdziwie trudnymi sytuacjami,

pocieszanie na ogół kończy się porażkš. Odchodzimy z dręczšcym

poczuciem bezradnoœci, a nasz znajomy być może dodatkowo pogršża

się w przekonaniu że nikt nie jest w stanie mu pomóc. Dlaczego

tak się dzieje? Otóż, aby rozpacz, czy poczucie beznadziejnoœci

przeminęło, musi albo zmienić się sytuacj a będšca jej przyczynš,

albo pojawić się przynajmniej takie zrozumienie sytuacji, które

umożliwi podjęcie prób jej zmiany. Pocieszajšc, idziemy na ogół

na skróty udajemy, że mamy rozwišzanie, którego na razie nie mamy

ani my, ani nie ma go nasz rozmówca. Czy znaczy to, że

pocieszanie należy wyrzucić z katalogu naszych zachowań wobec

drugiego człowieka, że jest ono zbędne? Myœlę, że sšd taki byłby

zbyt pochopny. Jednak w poczštkowym okresie pomagania nasz

znajomy potrzebuje czegoœ innego niż pocieszenie, z drugiej zaœ

strony skuteczne pocieszanie wymaga bardzo dokładnego poznania

sytuacji rozmówcy, a to może przyjœć tylko z czasem.


Czy należy spieszyć z pomocš ?


Być może pochopne rozpoczynanie prób pomocy od pocieszania bierze

się z pewnego odruchowego błędu. Na czym ten błšd polega? Otóż

nasz znajomy mówi nam o swoich poważnych kłopotach, o poczuciu

beznadziejnoœci. Zatem pomoc jest bardzo potrzebna. Błšd polega

na tym, że stwierdzenie "bardzo potrzebna" mylimy ze

stwierdzeniem "potrzebna pilnie, szybko". Mówimy nawet potocznie

"spieszyć z pomocš". A zatem zaczynamy się spieszyć i w tym

poœpiechu, nie zastanawiajšc się zbytnio chwytamy się tego, co

mamy pod rękš, na końcu języka. Tym czymœ jest właœnie

pocieszanie. Nie ma wštpliwoœci, że gdy chodzi o sferę psychiki

czy ducha z pomocš nale'zy raczej przychodzić niż spieszyć.

Należy sobie dać czas na namysł, na spokojnš refleksję. Sš

oczywiœcie wyj štki o nich póŸniej ale podstawowa zasada mówi,

że pomagaj šcy działać powinien spokojnie i z namysłem na każdym

kroku. Nade wszystko strzec się należy nerwowego poœpiechu i

zwišzanego z nim napięcia. Stan taki nie tylko może prowadzić do

poważnych błędów, ale również Ÿle wpływa na już i tak napiętego

i zaniepokojonego rozmówcę. Wynika z tego, że zanim zabierzemy

się do pomagania, musimy często sami siebie uspokoić, powiedzieć

sobie, że mamy czas, że ważniejsze jest dobre rozeznanie sytuacji

niż pochopne działanie. Nieraz musimy również bronić się

wewnętrznie przed udzielajšcym się nam niepokojem drugiej strony.

nasz rozmówca często sam niecierpliwi się swoim stanem, chciałby

się go jak naj szybciej, za wszelkš cenę pozbyć. Spróbujmy z

naszej własnej cierpliwoœci uczynić dla niego tarczę ochronnš,

bronišcš go przed poœpiechem i pochopnymi reakcjami. Jeœli takš

funkcję przydamy naszej cierpliwoœci, sami spostrzeżemy, jak ta

cierpliwoœć stopniowo w nas samych narasta.


Przede wszystkim wysłuchać


Wiemy już zatem, że działać należy spokojnie i z rozmysłem oraz,

że nie należy zaczynać od pocieszania. Co zatem czynić należy?

Aby odpowiedzieć na to pytanie stwierdzimy dwie rzeczy proste i

oczywiste:

* Nasz rozmówca ma przede wszystkim potrzebę wypowiedzenia się,

"wyrzucenia" z siebie bólu i zrelacjonowania swoich kłopotów.

* My sami, aby sytuację dobrze rozpoznać, wczuć się i zebrać dane

niezbędne do podjęcia dalszych kroków, potrzebujemy wysłuchać

i wsłuchać się w naszego znajomego. A zatem należy przede

wszystkim uważnie wysłuchać naszego zdesperowanego znajomego.

Jest to bez wštpienia podstawowa zasada i jednoczeœnie warunek

jakiejkolwiek pomocy. Wysłuchujšc okazujemy z jednej strony

zainteresowanie i życzliwoœć, z drugiej zaœ pomagamy uporzšdkować

myœli, uczucia i wrażenia rozmówcy. Tak więc jednoczeœnie

poprawiamy jego obecne samopoczucie i pomagamy mu lepiej rozeznać

się w trudnej sytuacji, w jakiej się znalazł. Właœnie to spokojne

rozeznanie sytuacji jest podstawowym celem naszej pomocy. Jeœli

nasz rozmówca takie rozeznanie uzyska, w większoœci wypadków

potraf już sam dać sobie dalej radę.


Kiedy i jak długo słuchać?


Zasady, którymi będziemy się tu kierować sšnastępujšce:

* Przede wszystkim to nasz rozmówca powinien decydować o długoœci

rozmowy. Przestrzegajšc tej zasady dajemy mu do zrozumienia,

że jesteœmy do jego dyspozycji orazpozwalamy mu odczuć, że w

jakimœ stopniu on sam panuje nad swojš sytuacjš.

* My jednak też powinniœmy mieć pewien wpływ na to, kiedy i jak

długo będziemy rozmowę prowadzić. Zwykle mamy przecież inne

ważne sprawy, a nasz rozmówca nie jest na ogół jedynš osobš,

za którš jesteœmy odpowiedzialni.

* Nie powinniœmy przekraczać możliwoœci ani naszych, ani

rozmówcy, gdy chodzi o właœciwy moment i długoœć rozmowy. Nasze

zniecierpliwienie przedłużajšcš się lub prowadzonš w

niewłaœciwym momencie rozmowš nie wpłynie dobrze na naszego

znajomego. Podobnie nadmierne zmęczenie spowoduje, że dialog

stanie się jałowy. A zatem powinniœmy zarezerwować sobie

odpowiednio dużo czasu w odpowiednim momencie.


Jak dużo czasu?


Jest to oczywiœcie rzecz bardzo względna, choć wstępna rozmowa

rzadko trwa krócej niż godzinę, natomiast po dwóch godzinach

często u obu stron zaczyna narastać zmęczenie, które utrudnia

właœciwy kontakt. Moment powinien być tak dobrany, by nie

absorbowały nas wówczas inne sprawy, ludzie czy telefony. A co

zrobić, jeœli nasz znajomy "dopada" nas, gdy się spieszymy lub

też na spotkaniu towarzyskim, kiedy zupełnie nie ma warunków do

prowadzenia spokojnej i poważnej rozmowy? Jest to niewštpliwie

trudna sytuacja. Mamy przed sobš człowieka bardzo potrzebujšcego

pomocy, a z drugiej strony tak zniecierpliwionego swoim stanem,

że może pochopnie okazję takiej pomocy zmarnować lub znacznie

spłycić. Powinniœmy w takich warunkach zrobić trzy rzeczy:

* W sposób wyraŸny i życzliwy dać drugiej stronie do zrozumienia,

że słyszymy jej wołanie o pomoc. Może to być na przykład zdanie

typu: Widzę, że chcesz ze mnš porozmawiać o różnych ważnych

sprawach. Ja też chcę z tobš porozmawiać. Powiedzieć w sposób

jasny, prosty i oczywiœcie zgodny z prawdš, dlaczego nie

będziemy rozmawiać akurat w tym momencie. Na przykład: W tym

miejscu nie ma odpowiedniej atmosfery do rozmowy lub: Bardzo

się teraz spieszę i nie mielibyœmy wystarczajšco dużo czasu na

spokojnš rozmowę czy też: Gdybym w tej chwili przestał zajmować

się rodzinš, by z tobš rozmawiać, niepokoiłoby to mnie tak

bardzo, że nie mógłbym spokojnie słuchać.

* Ustalić od razu dokładny termin przyszłej rozmowy. Jeœli nie

dysponujemy akurat wszystkimi danymi co do swego czasu (na

przykład nie mamy przy sobie kalendarza lub musimy "dograć"

termin z kimœ z rodziny), podajmy dwa terminy, powiedzmy,

dlaczego nie możemy od razu umówić się dokładnie, oraz ustalmy

precyzyjnie sposób ostatecznego umówienia się.

Jeœli zachowamy się zgodnie z tymi wskazówkami, uzyskamy podwójny

efekt: uratujemy rozmowę przed zmarnowaniem lub spłyceniem oraz

damy naszemu znajomemu pierwszy sygnał, że traktujemy go poważnie

i rzetelnie.


Gdzie słuchać?


Najważniejsza rzecz wydaje się oczywista, ale jednak wyraŸnie o

niej powiedzmy. Otóż rozmowa powinna przede wszystkim odbywać się

w takich warunkach, aby była rzeczywiœcie i absolutnie

rozmowšdwóch osób. Zdarza się czasem, że nasz zdesperowany

znajomy próbuje na poczekaniu zorganizować rodzaj zbiorowej

wymiany poglšdów czy dyskusj i na swój temat. W żadnym wypadku

nie dajmy się w nic takiego wcišgnšć. Będzie to parodia pomocy,

budzšca poczucie zawodu u wszystkich uczestników, a pogłębiajšca

poczucie beznadziejnoœci u najbardziej zainteresowanego. Podczas

rozmowy nasz znajomy powinien być pewien, że my i tylko my go

słuchamy. Na pierwszš rozmowę najlepszy wydaje się tak zwany

grunt neutralny. Na naszym terytorium (na przykład w naszym

mieszkaniu czy u nas w pracy) rozmówca może czuć się zbyt

skrępowany. Z kolei na jego terytorium my możemy poczuć się zbyt

"wchłonięci" przez jego zły nastrój. Ogólnie, przy wyborze

miejsca po uwzględnieniu powyższychuwagkierujemy sięraczej

preferencjami rozmówcy. Jeœli lubi spacerować po parku, niech to

będzie spacer, jeœli woli siedzieć na ławeczce, niech będzie

ławeczka. Oczywiœcie, jeœli jakaœ propozycja wyjštkowo nam nie

odpowiada, spróbujmy wynegocjować kompromis (na przykład spacer

tak, ale nie po niebezpiecznym lasku). Osobiœcie polecałbym

kawiarnię jako miejsce pierwszej rozmowy, choć zapewnienie

warunków koniecznej dyskrecji wymaga tu czasem starannego wyboru

stolika. W kawiarni za to doœć łatwo można ustalić odpowiedniš

odległoœć i ustawienie wobec rozmówcy a sšto ważne aspekty

sytuacji. Zbyt bliskie usytuowanie może naszego znajomego

krępować, zbyt dalekie stwarzać poczucie nadmiernego dystansu.

Wydaje się, że typowa odległoœć dwóch sšsiednich kawiarnianych

krzeseł jest akurat odpowiednia co więcej, jesteœmy z nišm ogół

obyci. Z kolei ustawienie do siebie nieco bokiem stwarza rozmówcy

możliwoœć spojrzenia na nas, jeœli chce, ale również odwrócenia

się czy też ukrycia łez, których może sięzwłaszcza w pierwszej

rozmowie krępować.


Jak słuchać?



Aby na to pytanie właœciwie odpowiedzieć, trzeba uœwiadomić sobie

trzy główne cele słuchania:

* Nasz rozmówca powinien zdobywać poczucie, iż ma wpływ na

przebieg rozmowy. Z tego czšstkowego poczucia wpływu, rozwinie

się następnie poczucie wpływu na sytuację, w jakiej się

znajduje, a następnie miejmy nadziejęna całe jego życie.

* Powinniœmy naszego znajomego jak najlepiej rozumieć.

* Nasz rozmówca winien zyskać przekonanie, że go dokładnie

słuchamy i rozumiemy.

Z tych celów wynikajš logiczne podstawowe reguły dobrego

słuchania. Jest ich dziewięć. Oto one:


BšdŸ skoncentrowany.


Daj poznać rozmówcy, że w czasie, który mu poœwięcasz jego sprawa

jest najważniejsza. Niech cię nie rozpraszajš ludzie ani

telefony. Oczywiœcie, możesz na przykład wyjœć do kuchni, aby

zrobić herbatę czy zamówić coœ u kelnera te działania służš

przecież waszej rozmowie. Jednak wszystkie sprawy, które z nišnie

majš zwišzku odłóż na potem.


Oddaj głos rozmówcy.


Podczas godzinnej rozmowy on powinien mówić co najmniej 50 minut,

ty najwyżej 10. Jeœli czegoœ nie rozumiesz mów o tym.

Pytaj o to, co dla ciebie niejasne, nawet jeœli wydaje ci się

drugorzędne. Najpierw oczywiœcie poczekaj, aż twój znajomy

zakończy zdanie czy wštek, aż zrobi pauzę. Teraz powiedz na

przykład tak: Jest dla mnie niejasne... lub: Niedokładnie

zrozumiałem... i wypowiedz swoje pytanie lub wštpliwoœć. Gdy

rozmówca wyjaœni kwestię, potwierdŸ: Teraz rozumiem, że... czy

też: Jest teraz dla mnie jaœniejsze... i swoimi słowami powiedz,

jak rozumiesz danš sprawę. Jeœli okaże się, że nadal nie doœć

dobrze rozumiesz swojego znajomego, proœ go o wyjaœnienie dotšd,

aż da ci znać, że rozumiesz go dokładnie. Mów o tym, jak

rozumiesz to, co słyszysz.

Nawet jeœli zdaje ci się, że wszystko rozumiesz, sprawdŸ to od

czasu do czasu, powtarzajšc kwestię rozmówcy swoimi słowami. Na

przykład: Jeœli cię dobrze rozumiem, chcesz powiedzieć, że... czy

też: To, co powiedziałeœ, ja tak rozumiem:... Unikaj jednak

komentowania wypowiedzi drugiej strony. I jak w przypadku

niezrozumienia sprawdzaj tak długo, aż uzyskasz potwierdzenie,

że rozumiesz dokładnie. Jeœli wczuwasz się w uczucia rozmówcy

powiedz o tym. Wyrażenie uczuciowej solidarnoœci bardzo pogłębia

rozmowę i zwiększa wzajemne zaufanie. Chodzi o zdania takie jak:

Wyobrażam sobie, co musiałeœ wtedy odczuwać. Rozumiem, jakie to

trudne do zniesienia dla ciebie. Wiem, co to znaczy być w takiej

sytuacji itp. Jednak uwaga! komunikaty takie muszšbyć

bezwzględnie uczciwe, nigdy na kredyt. Nie mów, że coœ sobie

wyobrażasz, rozumiesz lub wiesz, jeœli tak nie jest rzeczywiœcie.

Nie wypowiadaj również zdania współczuję ci to budzi podejrzenie

o litoœć. Jeœli bliskie ci sš uczuciowe reakcje rozmówcy daj temu

wyraz. Nierzadko zaobserwujemy różne zewnętrzne przejawy stanu

uczuciowego naszego rozmówcy może się rozpłakać, mogš drżeć mu

ręce, ciało może robić wrażenie sztywnego i napiętego, głos może

się łamać. Jeœli te przejawy sš dla nas zrozumiałe i bliskie,

dobrze jest dać temu wyraz, mówišc na przykład: Widzę, że jest

ci z tym bardzo trudno lub Bardzo cię to niepokoi, czy tak?

Ostrożna, a nawet pytajšca forma jest tu nieprzypadkowa nasza

reakcja ma być reakcjš życzliwej solidarnoœci, nasz rozmówca w

żadnym wypadku nie powinien odnieœć wrażenia, że jest przedmiotem

obserwacji. Dlatego też, jeœli nie rozumiemy dobrze jego reakcji

lub sš nam one obce, lepiej zachowajmy taktowne milczenie,

zwłaszcza unikajmy dopytywania typu: Co ci się stało? Dlaczego

płaczesz? Skšd ten twój niepokój? Nasz znajomy powinien wzmacniać

w sobie poczucie, że ma prawo do każdej reakcji uczuciowej, że

każdš uznamy za normalnš i uprawnionš.


Nie osšdzaj.


Nie osšdzać to znaczy zarówno nie potępiać, jak i nie

usprawiedliwiać. Dotyczy to zarówno samego rozmówcy, jak i innych

osób występujšcych w jego opowieœci. On sam może cię do takich

ocen prowokować, chcšc półœwiadomie wypróbować postawę serdecznej

bezstronnoœci, jakšpowinieneœ przez cały czas zachowywać.

Pamiętaj, że uczucia rozmówcy wobec siebie samego i bliskich sš

zmienne i pełne sprzecznoœci. Potępiajšc lub usprawiedliwiajšc

łatwo możesz go zranić lub urazić. Lepiej na przykład powiedzieć:

Tak rozumiem, że jesteœ na niego wœciekła solidaryzujšc się z

uczuciami, niż: Masz rację, to skończony drań osšdzajšc.

Zobaczysz potem, jak osšdy twojego znajomego będš zmieniać się

czasem nawet diametralnie pod wpływem falowania jego uczuć.

Staraj się być stabilnym falochronem, odczuwajšcym wprawdzie

napór uczuciowych fal i reagujšcym na nie, ale przecież nie

ulegajšcym im. Tej twojej stabilnoœci rozmówca najbardziej

potrzebuj e.


Nie doradzaj i nie pouczaj.


Prawie na pewno rozmówca będzie cię do dawania rad prowokował.

Zdania typu: I co ja mam z tym wszystkim zrobić? Powiedz mi, jak

mam się w tym wszystkim odnaleŸć? Co mam ze sobš poczšć? i tym

podobne sš dobrymi przykładami. Zwłaszcza w pierwszym okresie

kontaktu, rady prawie zawsze sš nietrafne, a zatem pogłębiajš

jeszcze stan beznadziejnoœci. Jeœli rozmówca zdecydowanie domaga

się odpowiedzi, powiedz wprost, że nie jesteœ obecnie w stanie

udzielić mu rad, możesz natomiast nadal go słuchać i starać się

zrozumieć. W tych wyjštkowych wypadkach, gdy masz już sytuację

dobrze rozpoznanš, zapytaj najpierw: Cry chodzi ci o to, co ja

zrobiłbym na twoim miejscu? i dopiero po uzyskaniu wyraŸnego

potwierdzenia, powiedz: Na twoim miejscu zrobiłbym tak a tak:...

Szczególnš formš doradzania jest pouczanie. Pouczanie

może być najprostsze, typu: WeŸ się w garœć, może być też bardzo

duchowe, na przykład: Zdaj się na Boże miłosierdzie. Niestety

pouczenia nawet w najlepszej wierze wypowiadane, sš najczęœciej

nieskuteczne. Nasz znajomy nie ma w chwili niedoli ani jasnoœci

umysłu, ani siły woli, aby z pouczeń skorzystać, a jego wiara

jest często nadszarpnięta buntem przeciwko Opatrznoœci. Pouczenie

łatwo potraktuje jako negatywnš ocenę swojej osoby, co wzmocni

tylko jego poczucie bezradnoœci.


Dbaj o własnš stabilnoœć.


Nie pozwalaj, by poczucie beznadziejnoœci rozmówcy udzieliło się

tobie. Gdyby tak się stało, nie mógłbyœ mu pomóc. Jeœli czujesz,

że ku temu zmierza, przerwij rozmowęoznacza to, że musisz

odpoczšć. Po uzyskaniu odpowiedniego dystansu i odzyskaniu sił

będziesz mógł dalej skutecznie słuchać.


Jak przerwać rozmowę?


W zasadzie długoœć rozmowy powinna zależeć od naszego rozmówcy,

jednak może się zdarzyć tak, jak napisałem wyżej, że od pewnego

momentu zbyt nam się udziela jego nastrój. Możemy też po prostu

być już zmęczeni i przestawać dobrze słuchać. Może być też i tak,

że po prostu mamy inne ważne zajęcia i czas, który

zarezerwowaliœmy dla naszego znajomego dobiega końca. Co wtedy

powiedzieć? Może najpierw niczego nie mówić. Otóż absolutnie nie

wolno nam kłamać, kręcić czy też szukać pretekstu. Szczeroœć i

otwartoœć to jedne z najsilniejszych czynników naszego pomagania.

Z jednej strony mamy być szczerzy, z drugiej jednakże bardzo

delikatni. Dlatego nie polecam, byœ mówił na przykład: Jestem

zbyt zmęczony lub Twój nastrój nazbyt mi się udzielił. Prawie na

pewno nasz rozmówca skieruje takie wypowiedzi przeciwko sobie i

uzna, że wszystkich tylko męczy albo pogrš ża swoimi kłopotami.

Można przekazać tę samš treœć w taki sposób, że zostanie przez

drugš stronę dużo łatwiej zaakceptowana. Powiedz na przykład tak:

Słuchaj, powiedziałeœ mi bardzo dużo ważnych rzeczy o sobie.

Muszę nad tym pomyœleć. Chcę cię dalej słuchać, ale dzisiaj

przekraczałoby to już moje moŸliwoœci przyswojania. Umówmy się

na... I tu uwaga staraj się raczej nie umawiać na dzień

następny. Musisz mieć przecież czas na odpoczynek i spokojnš ref-

leksję. A może też na poradzenie się jeszcze kogoœ. Stale pa-

miętajmy o tym, by nie ulegać niecierpliwoœci i poœpiechowi,

by rozważnie rozpoznawać sytuację.


Jak sobie to wszystko poukładać?


Jesteœmy po rozmowie z naszym zdesperowanym znajo-

mym. Przed nami następna. Powinniœmy teraz znaleŸć dłuższš

spokojnš chwilę, by uporzšdkować sobie wszystko to, co usły-

szeliœmy i przeżyliœmy, by sobie to poukładać.

Postarajmy się najpierw pobyć samotnie z samym sobš.

Jeœli mamy zwyczaj medytować lub praktykujemy modlitwę

kontemplacyjnš, to taki właœnie bezrefleksyjny odpoczynek

ducha będzie na poczštek najbardziej wskazany. Jeœli nie,

spróbujmy inaczej odsunšć na jakiœ czas od siebie sprawy na-

szego znajomego. Na przykład wybierzmy się na spacer, do ki-

na czy na wystawę.

Następnie spróbujmy -już przy użyciu œwiadomoœci -po-

zbierać to, czego dowiedzieliœmy się i czego doœwiadczyliœmy.

Jeœli potrzeba, zanotujmy ważniejsze rzeczy w punktach,

nie starajšc się koniecznie tworzyć jakiejœ spójnej całoœci czy

odgadywać "mechanizmu" kłopotów naszego rozmówcy. Na

tym etapie chodzi wyłšcznie o pewne uporzšdkowanie, poukła-

danie, tak aby lepiej nam było prowadzić następnšrozmowę.

Chodzi również o zdanie sobie sprawy z tego, co budzi

nasz lęk, niepokój, może gniew. A również o uœwiadomienie

sobie spraw niejasnych dla nas, tych, o które jeszcze chcieli-

byœmy się dopytać.

Starajmy się wczuwać w rozmówcę, wchodzić niejako

w jego skórę i sprawdzać, czy rozumiemy, czyjego motywy

i uczucia sš dla nas przejrzyste, czy będšc w jego sytuacji czu-

libyœmy się podobnie, czy może inaczej.

Na ogół okaże się, że częœciowo jesteœmy w stanie się

wczuć, zrozumieć, a częœciowo nie. Te właœnie rejony, w któ-

rych nie jesteœmy w stanie wejœć w skórę naszego znajomego

mogš być przedmiotem szczególnej uwagi podczas następnej ,

rozmowy. Nie oznacza to bynajmniej, byœmy mieli planować

jej przebieg. Tak jak poprzednio, inicjatywa powinna stale na-

leżeć do naszego rozmówcy. Powinniœmy jedynie przygoto-

wać się, uwrażliwić na pewne aspekty jego sytuacji. Również

po to, by nie przenosić na niego naszych subiektywnych uczuć

czy wrażeń.

Może tak się zdarzyć, że w sytuacji naszego znajomego

coœ jest dla nas tak niejasne, budzi taki sprzeciw czy niepokój,

że przyjdzie nam do głowy, by podzielić się tym z kimœ trze-

cim, czyli by skorzystać z konsultacji.

Musi to być oczywiœcie ktoœ, do czyjej dyskrecji, bezstron-

noœci i mšdroœci mamy duże zaufanie. Prawie na pewno znaj-

dziemy kogoœ takiego wœród swoich znajomych. Nie szukaj-

my koniecznie zawodowego specjalisty od ludzkich kłopotów

-psychologa czy psychiatry. Najpierw lepiej zwrócić się po

prostu do mšdrego człowieka, który zrozumie nas po ludzku

i z którym dogadamy się ludzkim językiem.


Jak się konsultować?


Jak już wspomniałem wyżej, konsultant powinien być

mšdry, bezstronny i dyskretny.

Nie musi koniecznie znać naszego rozmówcy. Czasem tak

jest nawet lepiej, właœnie ze względu na bezstronnoœć i dyskre-

cję, tym bardziej że konsultant powinien oprzeć się przede

wszystkim na takim opisie, jaki mu przedstawiamy. Jest najle-

piej, jeœli wczeœniej przygotujemy sobie pytania do niego.

Nie musimy konsultantowi mówić dokładnie o kogo cho-

dzi. Z pewnoœciš zrozumie takš podyktowanš dyskrecjš i sza-

cunkiem do rozmówcy postawę. Personalia naszego znajome-

go nie sš mu do niczego potrzebne. Możemy więc konsultację

zaczšć na przykład tak: Moja koleżanka, nazwijmy jš "Ala"...

i tak dalej.

Pamiętajmy o jednym - to my, poprzez fakt rozmowy z

naszym zdesperowanym znajomym wzięliœmy na siebie głów-

nš odpowiedzialnoœć za kontakt z nim. Nie przerzucajmy jej

zatem bez potrzeby na konsultanta. Zadawajmy mu pytania,

stawiajmy problemy, ale nie podkreœlajmy nadmiernie naszej

niewiedzy, niekompetencji i tym podobne -nie wnosi to ni-

czego do istoty sprawy. Nie poddawajmy się też - choć może

się ona pojawić - skłonnoœci do tego, by konsultant osobiœcie

zajšł się naszym znajomym. Nie namawiajmy go do bezpoœ-

redniego z nim kontaktu -to nas wybrał zdesperowany znajo-

my, nie jego.

Konsultant będzie najbardziej skuteczny, gdy pozostanie

w roli życzliwego doradcy z boku, który właœnie dlatego może

być pożyteczny, że nie jest wcišgnięty ani wcišgany bezpo-

œrednio w sytuację.

To, co możemy otrzymać najcenniejszego od konsultanta,

to spojrzenie z dystansu i odpowiedŸ na pytania: A jak ty to wi-

dzisz? Jak to czujesz? Co myœlisz o tym, co powiedział? Czy też

- tak jak ja - sšdzisz, że... ?

Równie ważna jest możliwoœć "obgadania", aprzezto od-

reagowania własnego lęku, niepokoju czy złoœci, jakie mogš

w nas budzić niektóre aspekty kontaktu ze zdesperowanym

znajomym. W żadnym wypadku nie powinniœmy tych naszych

negatywnych uczuć przenosić na rozmówcę, a mogłoby się tak

stać zupełnie mimowolnie, gdybyœmy ich sobie nie uœwiado-

mili i nie zmniejszyli ich siły, opowiadajšc o nich komuœ ży-

czliwemu, stojšcemu z boku całej sprawy.

Oczywiœcie nie musimy korzystać z konsultacji, możemy

też samodzielnie prowadzić dalej rozmowy z naszym zdespe-

rowanym znajomym. Radzę jednakże, aby tęmożliwoœć pomo-

cy zawsze wzišć pod rozwagę i nie wahać się poprosić o konsul-

tację, gdy natrafimy najakieœ trudnoœci.

Osobnš sprawš jest konsultacja u specjalisty, najczęœciej

psychologa lub psychiatry. Poza szczególnymi przypadkami,

które opiszę dalej, konsultację takš należałoby poprzedzić

"zwykłš" konsultacjšu zaufanego znajomego. W konfronta-

cji z kimœ patrzšcym z boku może się bowiem okazać, że nasze

poczucie bezradnoœci lub niepokój nie sš uzasadnione i że po-

radzimy sobie bez pomocy specjalisty.

Powstaje pytanie: czy mówić naszemu rozmówcy, że kon-

sultowaliœmy się z kimœ w jego sprawie? Jestem zwolennikiem

rozważnej szczeroœci. Uważam, że nie ma potrzeby samemu

o tym mówić. Mogłoby to wywołać w naszym rozchwianym

emocjonalnie znajomym poczucie niepewnoœci, co do naszej

dyskrecji, albo zagrożenia -bo opiera się na kimœ, kto sam szu-

ka pomocy. Nasze racjonalne wyjaœnienia mogłyby okazać się

nieprzekonujšce.

Natomiast gdyby nasz rozmówca wprost zapytał, czy

z kimœ rozmawialiœmy na jego temat, nie wolno nam ukrywać

faktu konsultacji.

Nie powinniœmy oczywiœcie ograniczyć się do przytaknię-

cia, ale powinniœmy powiedzieć o celu konsultacji. Powiedz-

my na przykład: Aby sobie to wszystko lepiej poukładać, aby

lepiej wczuć się w twojš sytuację, musiałem porozmawiać

z kimœ stojšcym z boku, nie znajšcym ciebie ani twoich spraw.

Oczywiœcie zachowałem pełnš dyskrecję co do twojej osoby.

Takie wyjaœnienie może spowodować, że nasz znajomy

poczuje się uspokojony i zadowolony, że tak poważnie traktu-

jemy jego i jego kłopoty.


Co dalej?


Reguły dobrego słuchania, które dotšd omówiłem, majš

w zasadzie charakter uniwersalny, odpowiedni nie tylko dla

pierwszej, wstępnej rozmowy z naszym zdesperowanym zna-

jomym. (Łatwo też zauważymy, że również w zwykłych, co-

dziennych kontaktach z innymi ludŸmi majš one zastosowanie.)

W większoœci przypadków scenariusz spotkań ze zrozpa-

czonym rozmówcš napisze się dalej sam, spontanicznie. Sama

sytuacja powie nam jak i o czym rozmawiać za drugim czy

trzecim razem. Czytelnik będzie mógł spokojnie zamknšć tę

ksišżkę -zasady i reguły, o których przeczytał, wejdš niejako

do jego krwiobiegu, stanš się częœciš sposobu bycia. Zostanš

uwewnętrznione i w pewnym sensie zniknš ze œwiadomoœci,

nie trzeba już będzie stale o nich pamiętać.

W miarę wspólnej podróży z naszym znajomym zobaczy-

my, jak znajdujšc oparcie w pełnym zaufania kontakcie zaczy-

na on powoli zdobywać orientację w swoich problemach,

a następnie podejmuje się rozwišzać je i rozwišzuje. My sami,

w miarę uzyskiwania pogłębionej wiedzy o naszym znajo-

mym, spróbujemy ostrożnie coœ mu doradzić.

Po pewnym czasie albo nasz kontakt w sposób naturalny

przekształci się w przyjaŸń (jeœli dotšd przyjaŸniš nie był), al-

bo też - w miarę jak stan ducha znajomego będzie się popra-

wiał -rozluŸni się, pozostajšc pełnš życzliwoœci, choć niezbyt

bliskš relacjš

Musimy pamiętać zawsze o tym, by respektować wolnoœć

naszego rozmówcy. To on nas potrzebował i on ma prawo z

naszej pomocy oraz z kontaktu z nami w każdej chwili zrezyg-

nować. Gdybyœmy próbowali wišzać go z nami, ryzykowali-

byœmy ograniczanie jego wewnętrznej wolnoœci i wszelkie wy-

nikajšce z tego szkody.

Znajšc podstawowe i uniwersalne reguły kontaktowania

się z człowiekiem zdesperowanym, należy przyjrzeć się jed-

nak kilku sytuacj om szczególnym, które wyodrębniłem bšdŸ to

dlatego, że wymagajš szczególnej uwagi i czujnoœci, bšdŸ też

odpowiedniego przygotowania się. Któraœ z tych sytuacji zaw-

sze może zdarzyć się w trakcie spotkań z naszym znajomym.

Dlatego apeluję, aby nie zabierać się do pomagania przed

przeczytaniem całej ksišżki.



Częœć druga

Kilka sytuacji szczególnych



Prawdopodobnie znajomy przedstawi nam sprawy i kło-

poty, w których nie będzie nic niezwykłego - ot, zwykłe

kłopoty zwykłego człowieka. Może na przykład opowiedzieć

o kłopotliwej sytuacji zawodowej, o trudnoœciach z dziećmi

lub ze współmałżonkiem, o œmierci bliskiej osoby lub też o

wštpliwoœciach natury religijnej czy filozoficznej. Podstawo-

we reguły opisane w poprzednich rozdziałach w zupełnoœci

nam wówczas wystarczš.

W tym rozdziale zajmiemy się natomiast sytuacjami spe-

cjalnymi, wymagajšcymi pewnych dodatkowych działań i

umiejętnoœci.

Zaczniemy od trzech sytuacji, które należy okreœlić jako

chorobowe. W każdej z nich konieczne będzie skontaktowa-

nie się ze specjalistš po pierwszej rozmowie.


Zespół urojeniowy


Kontaktujšc się ze znajomym szukajšcym naszej pomocy,

orientujemy się niekiedy, że nasz rozmówca zniekształca,

przeinacza lub wręcz tworzy pewne fakty.

Może na przykład z niepokojem mówić o przeœladowcach,

którzy podšżajš za nim krok w krok, o tajemniczych " onych",

którzy chcšgo zabić, o tym, że spiker w telewizji robi do niego

aluzje lub że jakaœ tajemnicza siła kieruje jego myœlami i wolš.

Zdania takie mogš przybierać zupełnie absurdalne formy,

nasz rozmówca może być na przykład przekonany o nadajniku

wbudowanym w jego głowę lub też o tym, że ktoœ pozbawił go

mózgu itp. Może obawiać się otrucia i z tego powodu starannie

dobierać potrawy, może też wierzyć, że jest kimœ niezwykłym na

przykład synem Boga lub nawet Bogiem i dlatego złe moce,

sprzysięgły się przeciw niemu. Może być też odwrotnie: nasz

znajomy może być przekonany, że jest uosobieniem zła szatanem lub

jego sługš. Takie jaskrawo odbiegajšce od rzeczywistoœci sšdy

nazywa sięw języku psychiatrii urojeniami. Nasz rozmówca jest

œwięcie przekonany o ich prawdzi~ woœci i nie jest podatny na

próby ich podważenia. Uroj enia, choć na ogół bywaj šwyraŸnie

absurdalne i sprze~ czne ze zdrowym rozsšdkiem, czasem jednak sš

trudne do roz~ poznania i wydajšsię prawdopodobne. Jeœli na

przykład znajo~ my mówi, że złoœliwi sšsiedzi uprzykrzajš mu

życie celowo hałasujšc, wysypujšc œmieci przed drzwiami i tym

podobne nie œpieszmy się z zakwalifikowaniem tego jako urojeń.

Może tak po prostu być. Jeœli nie, to zwykle po kilku rozmowach

pojawiš się wyraŸniej sze oznaki sprzecznoœci z prawdš. Gdy w

wypowiedziach naszego znajomego pojawiajš się wcišż urojenia,

możemy przypuszczać, że cierpi on na zabu~ rzenia zwane zespołem

urojeniowym. Jest to poważna choroba psychiczna. Oprócz urojeń

mogš też występować w tym zaburzeniu inne objawy. Nasz rozmówca

może słyszeć głosy nieobecnych osób, czasem nawet spełniać

wydawane przez te głosy polece nia. Może przeżywać mniej lub

bardziej nasilony czasem aż do paniki lęk. Może być

przygnębiony, załamany. Czasen może nawet mówić o zamiarze

pozbawienia się życia. W przypadku zespołu urojeniowego konieczna

jest pomoc specjalisty, a więc szybkie skontaktowanie naszego

znajomego z psychiatrš. Oczywiœcie powinniœmy go najpierw

życzliwie, zgodnie z tym, co uprzednio napisałem, wysłuchać. Nie

próbujmy przy tym polemizować z jego oderwanymi od rzeczywistoœci

doznaniami. Nic to nie da, a możemy jedynie tym sposobem wzbudzić

w nim nieufnoœć i podejrzliwoœć. Przyjmujmy jego relacje

spokojnie, naturalnie, starajmy się je dobrze zarejestrować w

pamięci może to okazać się potrzebne w dalszej rozmowie z rodzinš

chorego lub psychiatrš. Ale też i nie potwierdzajmy jego urojeń

wbrew pozorom nie poprawi to kontaktu z nim. Możemy natomiast

zawsze uznać sam fakt istnienia tych doznań i zrozumieć uczucia

z nimi zwišzane, mówišc na przykład: Owszem, widzę, wyraŸnie

słyszę, co odczuwasz czy teżRozumiem, że musi być

niezwykleprzykre to, coprzeżywasz i tym podobne. Innymi słowy,

możemy œmiało solidaryzować się z uczuciami i przeżyciami

rozmówcy, nie potwierdzajšc jednoczeœnie jego wypaczonego

widzenia œwiata. Nie mówmy też pochopnie naszemu znajomemu, że

powinien się leczyć w większoœci przypadków nie ma on œwiadomoœci

choroby i odrzuci nasze sugestie, zwiększajšc przy okazji swojš

nieufnoœć. Możemy jednak potwierdzać, że ma kłopoty (sam się

przecież do nas zwrócił!) i że potrzebna mu jest jakaœ pomoc.


Jakie dalsze kroki powinniœmy podjšć?


Najpierw upewnijmy się, czy jest ktoœ z rodziny naszego znajomego

lub też inny stały opiekun, który mógłby i powinien się o niego

zatroszczyć. Pierwsze kroki skierujmy do tejże osoby, dzielšc się

z niš naszymi spostrzeżeniami. Zróbmy

to nawet wtedy, gdy nasz rozmówca wypowiada krytyczne

czy niechętne uwagi wobec tego kogoœ - ze względu na powa-

gę sytuacji musimy te jego oceny uznać za mniej istotne od ce-

lu, jakim jest skierowanie naszego znajomego do specjalisty.

Poza zupełnie wyjštkowymi sytuacjami to właœnie rodzi-

na powinna się zajšć dalszym pokierowaniem sprawš. Nie-

rzadko zresztš okaże się, że znajomy już jest pod opiekš psy-

chiatry. Wówczas nasz obraz sytuacji może dostarczyć leka-

rzowi dodatkowych danych do dalszego leczenia.

Bywa też oczywiœcie tak, że rodzina (zwłaszcza gdy cho-

roba pojawia się po raz pierwszy) jest zdezorientowana, pełna

niepokoju i nie wie, co dalej robić. Wówczas konieczne będzie

wsparcie z naszej strony, a może i wspólna wizyta u psychia-

try. Ogólnie bioršc w każdej sytuacji zorientujmy się, czy nie

bylibyœmy pomocni - rodzina chorego znajduje się z reguły

w równie trudnej sytuacji jak on.

Jeœli nie ma nikogo z rodziny ani innej osoby bliskiej, która

mogłaby dalej pokierować sytuacjš, musimy sprawę wzišć

w swoje ręce. Szczerze doradzam spotkanie się najpierw z kon-

sultantem. Wspólnie z nim omówimy sprawę naszego znajo-

mego, a następnie wybierzemy się razem do psychiatry, by u-

stalić sposób doprowadzenia do wizyty. Pamiętajmy, że każ-

da rejonowa poradnia zdrowia psychicznego ma obowišzek

aktywnego zajęcia się człowiekiem chorym psychicznie.

Trzeba tu powiedzieć, że niestety czasem sprawa nie jest

całkiem prosta -bywa, że dostępu do lekarza broni jak cerber

rejestratorka. Zdarza się też, że sam lekarz, majšcy na ogół

wielu stałych pacjentów, wykazuje mało zrozumienia dla sy-

tuacji odbiegajšcych od codziennej rutyny. Nie zrażajmy się

tym. Pamiętajmy, że prawo jest po naszej stronie (i po stronie

naszego znajomego). W razie trudnoœci; proœmy o rozmowę

z kierownikiem poradni - to z pewnoœciš poskutkuje.

Niewštpliwie trudnš sprawš jest dalszy kontakt z naszym

znajomym. Nierzadko będzie miał do nas pretensje, że "wyda-

liœmy" go rodzinie czy psychiatrze. Musimy być na to przygo-

towani.

Wysłuchajmy cierpliwie jego pretensji i nie polemizujmy

z nimi. Starajmy się przy tym nie rezygnować z drobnych o-

znak przyjaŸni i życzliwoœci. Jeœli to konieczne -powiedzmy

jedynie, że działaliœmy powodowani troskš jego zdrowie czy

nawet życie.

Jeœli nasz znajomy ujawnia wyraŸnš wrogoœć -nie upie-

rajmy się przy odwiedzaniu go do czasu wyprowadzenia z kry-

zysu przez lekarza. W większoœci przypadków chorzy na ze-

spół urojeniowy po odpowiedniej kuracji lekowej wracajš do

normalnego życia, a objawy wycofujš się (choć zawsze możli-

we sš nawroty).

Nasz znajomy po przejœciu leczenia prawie na pewno nie

będzie miał już do nas pretensji z powodu naszych działań,

a często zdarzyć się może i tak, że będzie nam wdzięczny. Do

omawiania tych trudnych spraw wracajmy jednak tylko naje-

go wyraŸne życzenie - wspomnienia stanów chorobowych

mogš w nim budzić wstyd lub lęk - ma prawo nie chcieć ich

przywoływać.


Głęboka depresja


Zdarzyć się może, że nasz rozmówca jest szczególnie

"wzięty" przez przygnębienie i poczucie beznadziejnoœci.

Z reguły nie jest wówczas w stanie okreœlić dziedziny, której ta

beznadziejnoœć dotyczy. Sprawia wrażenie, że beznadziejne

jest dosłownie wszystko co się go tyczy, czego się dotknie. Po-

czucie niskiej wartoœci przechodzi w samoponiżanie się, samo-

oskarżenia mogš przyjmować nawet absurdalny charakter.

Na przykład były szeregowy członek PZPR może z siebie

robić głównego winowajcę epoki stalinizmu, pomimo że był

wówczas młodym chłopcem. Człowiek taki ani na chwilę nie

wydobywa się z przygnębienia, w żadnym momencie nie ob-

serwujemy na jego twarzy ożywienia czy uœmiechu. Wszelkš

próbę,,rozruszania" go odbiera boleœnie, jako dowód swojej

biernoœci czy lenistwa, jeszcze bardziej pogršżajšc się w

swym stanie.

Kontaktujšc się z kimœ takim często mamy wrażenie, jak-

by jakaœ szyba oddzielała nas od rozmówcy. Wiele z naszych

słów do niego nie dociera.

Nie jest zdolny do pracy czy nauki, co jest już wyraŸnie

zauważalne dla otoczenia. Gdy nie musi pracować czy też

uczestniczyć w innych obowišzkowych zajęciach, najczęœciej

pokłada się lub siedzi nieruchomo -może tak trwać godzina-

mi, przetrawiajšc stale, po raz kolejny, swoje myœli pełne bez-

nadziejnoœci i desperacji.

Czasem bywa odwrotnie - staje się niespokojny, poru-

sza się nerwowo, nie jest w stanie usiedzieć, głoœno lamentuje,

szlocha.

Nawet jeœli o tym nie mówi, prawie zawsze myœli o œmier-

ci i samobójstwie.

Jest to stan bardzo niebezpieczny, ryzyko dla życia nasze-

go znajomego jest wysokie. Możemy z dużym prawdopodo-

bieństwem powiedzieć, że mamy do czynienia z głębokš de-

presjš. Jest to poważna choroba psychiczna. I w tym przypad-

ku naszym podstawowym celem będzie jak najszybsze skon-

taktowanie znajomego z psychiatrš.

Jest też jasne, że niezależnie od dalszych działań, powin-

niœmy naszego rozmówcę z życzliwš uwagš wysłuchać, we-

dług podanych wczeœniej zasad.

Warto podkreœlić, że - zwłaszcza w przypadku głębokiej

depresji -nie należy chorego pocieszać. Nie uwierzy, że mógł-

by poczuć się lepiej, a tylko skieruje przeciw sobie kolejny za-

rzut: Jestem tak okropny, że nawet nie przyjmuję pocieszeń lub

Nic nie jest w stanie mi pomóc.

Mówmy jeszcze mniej, niż rozmawiajšc z człowiekiem

bez objawów głębokiej depresji. Nie wyjaœniajmy niejasnych

wypowiedzi, jak najmniej pytajmy. Nie mówmy też naszemu

rozmówcy, że rozumiemy, co czuje, bo jeœli sami nie byliœmy

w głębokiej depresji, to z pewnoœciš nie rozumiemy. Po prostu

bšdŸmy z nim, nawet gdyby większš częœć czasu wypełniało

milczenie. Nie bójmy się tego milczenia-człowiek w depresji

potrzebuje go, a z kimœ takim nawet łatwiej i naturalniej się

milczy niż z człowiekiem zdrowym. Takie współbycie będzie

dla naszego znajomego pewnym wytchnieniem, choć z pew-

noœciš nie zastšpi fachowej pomocy.

Podobnie jak w przypadku zespołu urojeniowego, należy

poszukać kontaktu z rodzinš chorego, informujšc jš o naszych

spostrzeżeniach. Oczywiœcie i tutaj może się okazać, że znajo-

my jest już pod opiekš psychiatry, choć często takš informację

uzyskamy już od niego -w odróżnieniu od cierpišcego na zes-

pół urojeniowy, z reguły ma on wyraŸne poczucie choroby

i o ile może, poszukuje pomocy. Rodzina chorego nierzadko

sama bywa "obezwładniona" jego depresjš! wymaga wspar-

cia. Pamiętajmy o tym.

Musimy być oczywiœcie przygotowani na sytuację, gdy nie

ma nikogo, kto mógłby zaopiekować się naszym chorym roz-

mówcš. Wówczas do nas będzie należało skontaktowanie go

z psychiatrš. Wszystkie uwagi dotyczšce działania w przypad-

ku chorego na zespół urojeniowy majš tutaj pełne zastosowanie.

Zwłaszcza w przypadku głębokiej depresji zdarza się cza-

sem, że psychiatra -majšc pewnoœć, że chory będzie pod od-

powiedniš opiekš i dozorem - nie decyduje się od razu na

umieszczenie go w szpitalu. Może się też zdarzyć, że lekarz

pod wpływem naszego zaangażowania w sprawy chorego, u-

zna nas za kogoœ z bliskich i postawi pytanie, czy nie bylibyœ-

my w stanie zapewnić mu opieki.

Postawmy sprawę szczerze i otwarcie -w większoœci przy-

padków nie będziemy mogli takiej opieki się podjšć. Nasz zna-

jomy nie jest kimœ bardzo bliskim, co ogranicza naszš możli-

woœć pomocy, nawet gdybyœmy mieli dużo czasu. Nie po-

rywajmy się z motykš na słońce, tym bardziej że stawkš może

być często życie chorego.

Lepiej, żeby psychiatra nawet nieco na wyrost zdecydo-

wał o umieszczeniu chorego w szpitalu, niżbyœmy mieli wma-

newrować się w sytuację, której nie bylibyœmy w stanie podo-

łać. Te same uwagi dotyczš również chorego z zespołem uro-

jeniowym, choć w tym ostatnim przypadku lekarz częœciej

podejmuje jednoznacznš decyzj ę o umieszczeniu w szpitalu.

Podobnie może w rozmowie z psychiatrš powstać prob-

lem odwiezienia chorego do szpitala. Pamiętajmy o jednym -

najważniejsze, by to działanie było skuteczne i możliwie szyb-

kie. Powinno się tym zajšć pogotowie.

My sami możemy wzišć to zadanie na siebie tylko wów-

czas, gdy wspólnie z psychiatrš ustalimy, że odbędzie się ono

pewnie i bez ryzyka. Nie podejmujmy się go, jeœli nie dyspo-

nujemy samochodem i kilkoma osobami, wczeœniej umówio-

nymi, do pomocy. Nigdy się go nie podejmujmy, jeœli istnieje

ryzyko, że nasz znajomy będzie stawiał czynny opór lub że

może usiłować popełnić w tym momencie samobójstwo.

W przypadku głębokiej depresji chory najczęœciej nie

sprzeciwia się pójœciu do szpitala, choć bywa i tak, żejego'o-

pór wynika z przekonania, że nie "zasłużył" na leczenie.

Natomiast w przypadku zespołu urojeniowego opór jest

bardzo prawdopodobny. Jeœli już -po zbadaniu sytuacji

i wspólnym ustaleniu - zdecydujemy się na doprowadzenie

chorego do szpitala, pamiętajmy o trzech zasadach:

* BšdŸ szczery i uczciwy - mów jasno dokšd jedziecie, nie o-

szukuj w dobrej wierze.

* BšdŸ stanowczy -jeœli według lekarza umieszczenie w szpi-

talu jest wskazane, chory musi się tam - dla własnego dobra

znaleŸć, nawet gdyby tego nie chciał.

* BšdŸ tak delikatny, jak tylko potrafisz i na ile sytuacja poz-

wala.

W przypadku głębokiej depresji sprawa dalszych spotkań

po interwencji psychiatry jest łatwiejsza niż w wypadku ze-

społu urojeniowego. Z reguły nasz znajomy nie będzie miał do

nas żalu ani pretensji.

Nie oznacza to jednak, że będzie chciał kontynuować spot-

kaniaznami. Musimy zdać się na własnš intuicję iw razie cze-

go wycofać się na pewien czas.

I w tym przypadku wyniki leczenia sš na ogół dobre i pa-

cjent wraca do normalnego życia, choć i tutaj najczęœciej by-

waj š nawroty zaburzeń.


Uzależnienia


Trzeciš sytuacjš, jakš omówię, jest uzależnienie od alko-

holu lub innego œrodka.

Człowiek uzależniony to taki, który przyjmuje jakiœ œro-

dek (alkohol, narkotyki lub leki) systematycznie, w sposób

niezgodny z jego przeznaczeniem i pomimo negatywnych

skutków, jakie ten fakt wywołuje.

Człowiek uzależniony z reguły nie dopuszcza do swojej

œwiadomoœci faktu uzależnienia, a kontaktujšc się z innymi

zaprzecza mu. Niemniej jednak w rozmowie z kimœ takim zwy-

kle doœć szybko pojawia się motyw œrodka uzależniajšcego.

Nasz rozmówca napomyka na przykład: A w dodatku coraz

więcej piję, apotemjestemjeszcze bardziej'smutnyalbo Tak się

martwię, że często muszę sobie strzelić drinka - to mnie trochę

uspokaja lub też Mam już takie kłopoty z zasypianiem, że bez

proszka nie usnę czy też Stale noszę przy sobie relanium.jak

się zdenerwuję, to sobie łyknę jednš lub dwie tabletki.

Te wzmianki wypowiadane sš zazwyczaj takim tonem,

jakby chodziło o mało znaczšce, poboczne szczegóły. Jednak-

że powinniœmy je uważnie zarejestrować. Może się i tak zda-

rzyć, że nasz znajomy podczas rozmowy z nami będzie pod

wpływem œrodka uzależniajšcego (najczęœciej pod wpływem

alkoholu lub œrodków uspokajajšcych).


Jak należy rozmawiać i co robić?


Najpierw na pewno do końca wysłuchać, nie robišc ża-

dnych komentarzy. Może nawet lepiej byłoby nie "zahaczać"

o sprawy alkoholu czy innego œrodka podczas pierwszej roz-

mowy.

Natomiast w drugiej rozmowie - koniecznie po porozu-

mieniu się z naszym konsultantem - możemy nawet sami za-

czšć od tego tematu, mówišc na przykład: W poprzedniej roz-

mowie wspomniałeœ, że pijesz coraz więcej alkoholu. Jeœli

miałbym w czymœ ci pomóc, muszę o tym nieco więcej wie-

dzieć. Powiedzmy, jak często zdarza ci się wypić - dwa razy

w tygodniu czy częœciej? W podobny sposób zapytamy o œrod-

ki uspokajajšce. Gdyby chodziło o narkotyki, zapytajmy nie

o częstotliwoœć ich brania, a o to, ile razy w ogóle nasz roz-

mówca miał z nimi kontakt.

Jeœli przypuszczamy, że nasz znajomy był podczas pierw-

szej rozmowy pod wpływem jakiegoœ œrodka, zapytajmy go

o to. Zróbmy to delikatnie - nawet gdybyœmy mieli pewnoœć,

że nasz rozmówca był na przykład pod wpływem alkoholu,

postawmy problem w formie pytania i nie spierajmy się, jeœli

zaprzeczy.

Zaprzeczanie jest cechš charakterystycznš uzależnienia

i powinniœmy być przygotowani na to, że nie uzyskamy w roz-

mowie całej prawdy. Nie próbujmy tej prawdy za wszelkš ce-

nę "wydobyć" -nasza rola jest rolš przyjaznego znajomego,

a nie prowadzšcego œledztwo.

W tym miejscu dobrze będzie wyraŸnie sobie uœwiadomić,

że uzależnienie jest chorobš. Jeœli nasz rozmówca kłamie, to

kłamie z powodu choroby, która opanowała również - i przede

wszystkim - jego wolę. Kłamie z chorej, nie ze złej woli.

To, czego spróbujemy się również dowiedzieć, to jak dużš

dawkę œrodka przyjmuje nasz rozmówca jednorazowo. I tutaj

oczywiœcie musimy liczyć się z tym, że nie uzyskamy pełnej,

prawdziwej odpowiedzi.

Zapytamy również, czy stosowanie alkoholu lub innych

œrodków nie stało się przyczynš jakichœ kłopotów czy konflik-

tów. Na przykład nasz znajomy mógł stracić pracę, skłócić się

z rodzinš, zaniedbać w pracach domowych, zostać napadniętym lub

okradzionym, zachować się wobec kogoœ agresywnie, spowodować

wypadek bšdŸ też ulec wypadkowi. Wszystkie te dane będš nam

potrzebne, by skierować naszego rozmówcę na leczenie. Może się

oczywiœcie zdarzyć, że nasz znajomy już jest pod

opiekšodpowiedniej poradni. Wówczas powinniœmy go zachęcać, by

kontakt ten utrzymał, wzmocnił lub ponownie nawišzał, jeœli

byłprzerwany. Czasem okaże się to trudne na przykład nasz

rozmówca może odczuwać wstyd zwišzany z powrotem do picia po

dłuższym okresie utrzymywania się w trzeŸwoœci. Spróbujmy go

wówczas życzliwie przekonać, że takie "wpadki" często się zdarza-

jšna drodze ku zdrowiu i że powinien swoj emu terapeucie szczerze

o wszystkim opowiedzieć. . Jeœli nasz znajomy nie leczy się w

żadnej specjalistycznej poradni, powinniœmy najpierw sami

skontaktować się z takšplacówkš. W bardzo wielu miejscowoœciach

istniejšporadnie przeciwalkoholowe (odwykowe), a w wielu również

poradnie dla uzależnień typu narkotycznego. Uzależnieniami od

leków zajmujš się najczęœciej poradnie zdrowia psychicznego., W

przypadku uzależnienia od alkoholu dobrym kontaktem mogš też być

Anonimowi Alkoholicy, a w przypadku narkotyków oœrodki "Monaru".

Jeżeli nie ma wyspecj alizowanej placówki, zwróćmy się do

rejonowej poradni zdrowia psychicznego. Wyspecjalizowany

terapeuta, psycholog lub lekarz doradzšnam, czego jeszcze

powinniœmy się dowiedzieć, by ustalić czy mamy do czynienia z

uzależnieniem, oraz da nam wskazówki co do tego, jak próbować

nakłonić naszego znajomego do leczenia. Zdarzyć się może, że

problem uzależnienia nie dotyczy naszego rozmówcy, lecz kogoœ z

jego bliskiej rodziny. Dobrze by wówczas było, byœmy w ramach

naszej pomocy pomyœleli również o leczeniu tego właœnie członka

rodziny. W odpowiednim momencie wybierzmy się wówczas razem z

naszym rozmówcš do poradni, by uzyskać wskazówki. Pamiętajmy, że

zawsze cała rodzina cierpi z powodu uzależnienia jednego ze swych

członków. Cała rodzina wymaga też zorganizowanej i kompetentnej

pomocy. Trzeba powiedzieć, że droga do leczenia człowieka

uzależnionego jest często bardzo długa i nierzadko nasze zabiegi

mogš zakończyć się niepowodzeniem. BšdŸmy na to przygotowani i

przyjmijmy to ze spokojem. Nie możemy i nie powinniœmy brać na

siebie odpowiedzialnoœci za uzależnienie naszego znajomego, za

jego picie czy przyjmowanie innych substancji. Możemy stać się

jedynie poœrednikiem na jego drodze do leczenia. I to tylko

wtedy, gdy on sam podejmie takš decyzję. Dlatego też nie

zniechęcajmy się i nie zrywajmy kontaktu z naszym znajomym na

przyszłoœć będzie wiedział, u kogo może szukać pomocy, gdyby

zdecydował się rozwišzać swój problem.

Zdarzyć się może, że dzięki nam ktoœ z rodziny uzależnionego

nawišże stały kontakt z poradniš, a to już jest bardzo dużo dla

pomyœlnego rozwišzania całej sprawy.


Psychoza alkoholowa


Na koniec naszych rozważań dotyczšcych pomocy człowiekowi

uzależnionemu zwrócę jeszcze uwagę na pewnš wyjštkowo trudnš

sytuację. Otóż zdarzyć się może, że nasz znajomy jest

jednoczeœnie uzależniony od alkoholu i zdradza objawy głębokiej

depresji lub zespołu urojeniowego, przy czym te ostatnie

zaburzenia sš najczęœciej skutkiem uzależnienia.

Zwrócić należy uwagę, że taki chory majšc objawy de presji czy

zespołu urojeniowego może, ale nie musi być pod wpływem alkoholu.

Stany takie nazywane sš psychozami alkoholowymi, sš niezwykle

niebezpieczne dla życia chorego; z dwóch względów: niosš ze sobš

poważne ryzyko samobójstwa oraz stanowiš z reguły ciężkš chorobę

fizycznš. Chory taki powinien jak najszybciej znaleŸć sięw

szpitalu najlepiej psychiatrycznym, a jeœli takiego nie ma w

pobliżu, to w internistycznym. Wezwanie karetki pogotowia jest

często najlepszym rozwišzaniem. Depresja alkoholowa na ogół

niczym istotnym nie różni się od innej głębokiej depresji. Zespół

urojeniowy, a dokładniej omamowourojeniowy charakteryzuje się

najczęœciej silnym lękiem oraz występowaniem tak zwanych omamów

wzroko' wych, czyli nierealnych wizji ludzi, zwierzšt i tym

podobne. Często również występujš omamy słuchowe, czyli opisane

już' przy okazji zespołu urojeniowego głosy nie istniejšcych

osób. Te głosybardzo często namawiajšchorego do samobójstwa.

Mylić może często pozornie dobry stan fizyczny chorego.

W rzeczywistoœci na ogół jest on ogromnie odwodniony, co może

zagrażać życiu. Dlatego, jeœli przedłuża się na przykład czas

oczekiwania na karetkę, po sprawdzeniu, że chory nie ma tendencji

do wymiotów i że nie zapada w sen ani nie podsypia, dobrze jest

podawać lekkie i ciepłe płyny do picia (najlepiej niezbyt słodkie

soki owocowe, niezbyt słodkš słabš herbatę lub nawet czystš

wodę). Nigdy nie należy podawać alkoholu, choć nierzadko chory

domaga się tego, argumentujšc, że alkohol zlikwiduje jego przykre

doznania. Przy takim chorym stale ktoœ powinien przebywać.



Częœć trzecia

Myœli samobójcze



O samobójstwie wspomnieliœmy wyżej kilkakrotnie. Prawie zawsze

myœli o nim człowiek ogarnięty głębokšdepresjš. Również w

psychozie alkoholowej musimy liczyć się poważnie z zamiarami

odebrania sobie życia. W zespole urojeniowym też pojawiajš się

takie myœli. Ludzie uzależnieni zaœ rozważajš samobójstwo

częœciej niż inni. Jednak nie tylko człowiek, którego

okreœlilibyœmy jako majšcego psychiczne zaburzenia może myœleć

i mówić o samobójstwie. Bywa przecież, że strata bliskiej osoby

prowadzi do tego rodzaju zamiarów. O samobójstwie może mówić ktoœ

obarczony autentycznš, rzeczywistš winš lub człowiek chory na

nieuleczalnš chorobę fizycznš. Ostatnio dużo też się mówi o

trudnej sytuacji materialnej jako o przyczynie takich zamiarów.

Tak więc chęć odebrania sobie życia może poj awić sięwłaœciwie

w każdym przypadku naszego kontaktu ze znajomym oczekuj šcym od

nas pomocy. Warto uœwiadomić sobie kilka istotnych reguł rozmowy

i postępowania w takich przypadkach.


Zachowaj spokój.


Nie wpadaj w panikę, nie próbuj odwodzić rozmówcy od myœli o

samobójstwie przekażesz mu tylko swój własny niepokój, przez co

możesz nawet zwiększyć prawdopodobieństwo samobójstwa. Staraj się

być spokojny i rzeczowy.


Nie próbuj zmieniać tematu rozmowy.



Nie uciekaj od tego problemu. Nie mów na przykład: lepiej o tym

nie wspominajmy i tym podobne. Pozwól rozmówcy do końca

wypowiedzieć się na ten temat. On dzięki temu zmniejszy nieco

swoje napięcie, a ty będziesz miał więcej danych do podjęcia

odpowiedniej decyzji. Sam jednak tematu samobójstwa nie

podtrzymuj.

Nie pytaj na przykład, w jaki sposób rozmówca zamierza pozbawić

się życia. Takie koncentrowanie się przez ciebie na tym temacie

mogłoby wywołać wrażenie, że bardziej cię interesuje' przypadek

samobójczy niż rozmówca jako taki. Możesz natomiast zapytać, od

jak dawna i jak często pojawiajš się myœli o samobójstwie.


Nie eksponuj spraw zwišzanych z samobójstwem.


ProwadŸ rozmowę według wskazówek z rozdziału "Jak słuchać". Dasz

w ten sposób do zrozumienia znajomemu, że interesujesz się nim

samym i jego losem przede wszystkim, a nie jedynie tym, czy

odbierze on sobie życie, czy nie. Wzmocnisz go w ten sposób i

zmniejszysz ryzyko samobójstwa.


ZdobšdŸ się na życzliwoœć i wyrozumiałoœć.


Twój rozmówca powinien mieć pewnoœć, że nie potępisz go za to,

że ma myœli samobójcze, że szanujesz jego wolnoœć oraz że

pragniesz mu pomóc. Pamiętaj, że zwłaszcza w przypadku kogoœ, kto

myœli o samobójstwie, próby pouczania czy doradzania mogš zostać

odebrane jako wyrazy osšdzania, potępiania i wbrew twym intencjom

mogš zwiększyć ryzyko odebrania sobie życia. Skontaktuj się ze

swoim konsultantem po rozmowie. Jest to w tym przypadku

absolutnie konieczne. Opowiedz mu jak najdokładniej o całej

rozmowie i o swoim kontakcie z rozmówcš nie tylko o sprawach

zwišzanych z samobójstwem. Przede wszystkim ustalcie wspólnie,

czy na pewno rozmówca nie cierpi na któryœ z wymienionych wyżej

stanów chorobowych (zespół urojeniowy, głęboka depresja,

uzależnienie). Jeœli tak, konieczne będzie wasze spotkanie ze

specjalistš. Zróbcie to także wówczas, gdy stwierdzicie, że

narasta w was poczucie bezradnoœci wobec problemów rozmówcy.

O dalszym biegu sprawy musi zdecydować konsultacja ze

specjalistš. Nie sposób podawać tutaj jakichœ ogólnych recept,

ponieważ każda sytuacja jest inna i każda będzie wymagać innego

rozwišzania. Jeżeli myœli o samobójstwie nie sš wynikiem

poważniejszego zaburzenia, sami zobaczymy, jak w miarę rozwoju

naszego kontaktu będš pojawiać się coraz rzadziej, aż wreszcie

zupełnie zniknš z wypowiedzi rozmówcy.

Oparcie w drugim człowieku i przezwyciężenie poczucia

osamotnienia sš tymi czynnikami, które najbardziej zachęcajš do

życia. Myœli o samobójstwie mogš pojawiać się w najróżniejszych

sytuacj ach życiowych. Opiszę teraz kilka typowych, razem z

bardziej szczegółowymi uwagami na temat sposobu rozmowy i

postępowania.


Nieuleczalna choroba


Myœli o odebraniu sobie życia pojawiajš się często u człowieka

chorego na nieuleczalnš chorobę, zwłaszcza takš, która wišże się

z występowaniem znacznych cierpień. Nasz rozmówca mówi wówczas

o samobójstwie na ogół spokojnie, jako o sprawie już

zdecydowanej, lecz z drugiej strony rzadko zamierza odebrać sobie

życie już, zaraz. Gdyby miał zostać wyleczony, oczywiœcie

zrezygnowałby z planów samobójczych. Ktoœ taki nierzadko

poszukuje kontaktu z osobami, które mogłyby mu pomóc. Często

odnosimy wrażenie, że œwiadomoœć tego, iż jest ktoœ bliski, z kim

można porozmawiać, zmniejsza ryzyko samobójstwa. Człowiek

nieuleczalnie chory, który decyduje się skrócić swoje cierpienia

przez samobójstwo, jest niezwykle wrażliwy na punkcie swojej

wolnoœci. Jeœli powiedział nam o swoich zamiarach, to znaczy, że

nam zaufał i na pewno nie chce, byœmy go od nich odwodzili czy

też byœmy mu przedstawiali argumenty za życiem. Największš pomocš

będzie dla niego fakt naszej rozumiejšcej bliskoœci i ta właœnie

bliskoœć może go uchronić przed targnięciem się na swoje życie,

a nie jakiekolwiek przemawianie do rozsšdku czy argumenty.

Z drugiej strony, jeœli mamy wštpliwoœci, czy zwalczanie bólu u

naszego znajomego jest prawidłowo prowadzone, zachęćmy go, by

możliwie jak najdokładniej opisał swoje dolegliwoœci lekarzowi,

który go leczy, oraz by szczerze podzielił się z nim swoj š

opiniš co do skutecznoœci leków przeciwbólowych. Zlikwidowanie

lub znaczne zmniejszenie bólów w oczywisty sposób poprawia stan

ducha chorego i tym samym zmniej sza prawdopodobieństwo samobój-

stwa. Gdybyœmy jednak stwierdzili, że nasza podtrzymujšca na

duchu więŸ z chorym nie zmniejsza nasilenia jego myœli o

samobójstwie, skontaktujmy się z jego lekarzem, który zadecyduje,

czy nie byłaby konieczna konsultacja psychiatry. Może się bowiem

zdarzyć, że u naszego znajomego stopniowo rozwinš się objawy

głębokiej depresji, co oczywiœcie będzie wymagało

specjalistycznego leczenia.

Również w sytuacji, gdy nasz znajomy rozważa samobójstwo,

ponieważ choruje na nawracajšcš chorobę psychicznš, konieczny

jest nasz szybki kontakt z psychiatrš, który go leczy jest to

stan wielkiego zagrożenia życia, nawet jeœli naszym zdaniem

rozmówca nie wykazuje w chwili obecnej objawów choroby

psychicznej.


Rzeczywista wina


Człowiek obarczony ciężkš, rzeczywistš winš również nierzadko

myœli o samobójstwie. Podkreœlam słowo "rzeczywista" dla

odróżnienia od win wyolbrzymionychlub nawet całkiem

wyimaginowanych, jakie występujšu człowieka cierpišcego na

głębokšdepresję. Winš, októrej mówię, możebyć na przykład

spowodowanywypadek, w wyniku którego ktoœ zginšł lub został

kalekš, również jakieœ karygodne zaniedbanie, które zaowocowało

tragediš, dokonanaaborcja... Człowiek, o którym mowa, ma

poczucie, że znalazł się w sytuacji moralnej bez wyjœcia.

Silne jest również poczucie, że nikt nie będzie w stanie go

zaakceptować. Czuje, że œwiat (i Bóg, jeœli jest wierzšcy) nie

mogš mu wybaczyć. Jedynym wyjœciem wydaje się samobójstwo,

rozumiane czasem również jako sprawiedliwa kara. Nasza otwartoœć

będzie najwłaœciwszš odpowiedziš na poczucie nieakceptacji ze

strony œwiata. Powinniœmy także jeszcze bardziej niż w innych

przypadkach strzec się wszelkiego osšdzania. Często zresztš

widzimy, że cierpienia naszego znajomego sš wystarczajšcš pokutš

za czyn, którego się dopuœcił. Dzięki naszej otwartoœci i

akceptacji rozmówca powoli zacznie odzyskiwać nadzieję i

odbudowywać poczucie własnej wartoœci. Człowiek taki prawie na

pewno nie popełni samobójstwa, jeœli znajdzie się choć jedna

osoba, która okaże mu zrozumienie.

Jeœli dla naszego rozmówcy ważne sš sprawy religijne,

warto mu poradzić, by skorzystał z właœciwej dla jego Koœcio-

ła formy wyznania win.

Pamiętajmy jednak, że propozycja nasza powinna być

niezwykle delikatna, a w razie przypuszczenia, że spowoduje

zamknięcie się w sobie znajomego - odłożona na póŸniej.

Zamknięcie to może wynikać z poczucia, że wina jest tak wiel-

ka, iż nie zasługuje na rozgrzeszenie. Niemniej jednak doko-

nane w zgodzie ze sobš wyznanie win przynosi często również

psychicznš ulgę, daje nadzieję, choć nie zawsze usuwa poczu-

cie winy, jeœli ta jest poważna.

Wiara w Boga jest jednym z czynników zmniejszajšcych

ryzyko samobójstwa i to nawet w przypadku choroby psy-

chicznej. Uważam jednak, że nie powinniœmy się na tę wiarę

powoływać, jeœli nasz rozmówca nie uczyni tego pierwszy.

Pamiętajmy, że sytuacja wielkiej niedoli potrafi znacznie

zmienić człowieka i dlatego nawet ktoœ, kogo znaliœmy u-

przednio na przykład jako praktykujšcego chrzeœcijanina, mo-

że być teraz człowiekiem pełnym wštpliwoœci co do miłosier-

dzia Bożego, a nawet przeciw Bogu zbuntowanym.

Trzeba mu pozwolić, by spokojnie, sam ze sobš (i z Bo-

giem) wszystko to sobie jeszcze raz przemyœlał i przeżył. My

możemy jedynie naszš życzliwš obecnoœciš stworzyć po temu

sprzyjajšce warunki. Natomiast nasza pochopna interwencja

może być przez drugš stronę odczuta jako "wchodzenie do du-

szy z butami" i w rezultacie jeszcze oddalić rozmówcę od po-

myœlnego rozwišzania wewnętrznego dylematu.

Jeœli nasz rozmówca zacznie sam rozwijać wštek religij-

ny, a my czujemy się kompetentni, by też go podjšć, podšżaj-

my wtedy niejako za naszym znajomym, starajšc się go nie

wyprzedzać. To on musi "prowadzić" tę sprawę. Tylko wów-

czas zachowa poczucie wolnoœci konieczne do podjęcia mš-

drych decyzji.

Pamiętajmy, że człowiek, który myœli o samobójstwie jest

na punkcie swej wolnoœci niezwykle uwrażliwiony. Przecież

sytuację, która prowadzi go do rozważania samobójstwa, od-

biera on jako dramatyczne ograniczenie wolnoœci -pozostaje

tylko jedno wyjœcie... Dlatego (poza przypadkami chorób psy-

chicznych, kiedy można mówić o mniej lub bardziej ograni-

czonej poczytalnoœci) każde podejœcie do człowieka myœlšce-

go o samobójstwie, które ogranicza jego wolnoœć jest podejœ-

ciem złym.


Utrata bliskiej osoby


Zdarza się, że o samobójstwie myœli człowiek po œmierci

bliskiej osoby, z którš był silnie zwišzany. Bodaj najczęœciej

dotyczy to osamotnionych, zwykle w starszym wieku, współ-

małżonków, którzy wiele lat przeżyli w szczęœliwym małżeń-

stwie. Poczucie pustki, zupełnego osamotnienia, bezsensu ży-

cia bez kogoœ, kto ten sens zapewniał, sš dominujšce.

To, co możemy zrobić, to zaprzeczyć poczuciu zupełnego

osamotnienia. Z pewnoœciš nie wypełnimy pustki, która po-

została po odejœciu bliskiej osoby. Nie przydamy też poczucia

sensu życia naszemu rozmówcy. Jednak przezwyciężenie po-

czucia całkowitego osamotnienia - możliwe dzięki spotkaniu

z nami - spowoduje złagodzenie bólu, uczyni dalsze życie

możliwym.

Rozmowa z człowiekiem zrozpaczonym po œmierci blis-

kiej osoby bywa szczególnie trudna wtedy, gdy œmierć jawi się

jako niesprawiedliwoœć czy coœ niezgodnego z naturš. Bywa

tak w przypadkach œmierci tragicznych czy też w przypadku

œmierci dziecka. Nie jest to jednak reguła -każda œmierć może

być odczuwana jako niesprawiedliwa i sprzeczna z naturš. Po-

czucie buntu może być wtedy ogromne - nasz rozmówca może

z wielkš mocš oskarżać los, Boga czy konkretnych ludzi. Mo-

że wypowiadać blużnierstwa, może głno rozpaczać.

Słuchanie kogoœ takiego, słuchanie spokojne i życzliwe

jest rzeczš niesłychanie trudnš. Wypowiedzi naszego roz-

mówcy mogšnas wprawić w osłupienie, wywołać ból lub ostry

sprzeciw wewnętrzny. Co wówczas robić?

Często nie znajdziemy w sobie słów zrozumienia i soli-

darnoœci. Myœlę, że nie należy ich wówczas szukać na siłę.

Pozwólmy naszemu znajomemu wypowiedzieć, wypłakać czy

nawet wykrzyczeć swój ból. Rzeczy bardzo trudnych najlepiej

słuchać w milczeniu. Takie właœnie słuchanie -bez pouczania,

osšdzania i pocieszania, słuchanie, które jest prostym trwa-

niem przy drugim, to właœnie to, czym najbardziej możemy na-

szemu znajomemu pomóc. Nieœwiadomie stajemy się dla nie-

go cienkš nitkš łšczšcš go z życiem. Ta nitka przyczyni się do

wyprowadzenia go ze œwiata œmierci.

Bywa, i to nierzadko, że zdrada lub odsunięcie się osoby

silnie z naszym znajomym zwišzanej uczuciowo prowadzi do

myœli o samobójstwie. Zwłaszcza uœwiadomienie sobie, że by-

ło się od dłuższego czasu systematycznie okłamywanym może

spowodować silny wstrzšs. Mogš padać pytania pełne żalu:

Powiedz, czy to nie skończony drań, skoro tak postšpił? Ale po

pewnym czasie, nieraz jeszcze w trakcie tej samej rozmowy,

możemy usłyszeć: A przecież ja go cišgle kocham!

Tym bardziej musimy uważać, by nie osšdzać. Sytuacja

jest oczywiœcie jeszcze trudniejsza, gdy znamy dobrze obie

strony zwišzku. Możemy mieć wówczas dużš skłonnoœć do te-

go, by razem z rozmówcš stanšć przeciw partnerowi.

Czasem trzeba wprost powiedzieć, że cali jesteœmy z u-

czuciami i przeżyciami znajomego, natomiast w żadnym razie

nie przystšpimy do walki u jego boku. Zawsze możemy powie-

dzieć: Tak, to bardzo niesprawiedliwe, co cię spotkało, mogę

sobie wyobrazić, co do niego w tej sytuacji czujesz, rozumiem,

ile on budzi w tobie gniewu i żalu. Gdyby nasz znajomy silnie

nas naciskał, zajęlibyœmy stanowisko, możemy wprost powie-

dzieć, na przykład: Rozumiem twojš krzywdę i upokorzenie,

wczuwam się w to, co przeżywasz, ale nie jestem powołany, by

kogokolwiek osšdzać. Tego ode mnie oczekiwać nie możesz.

Jeœli naszego rozmówcę opuœciła bliska osoba, z którš do-

piero wchodził w głębszy zwišzek, reakcja jest często nie-

zwykle emocjonalna, gwałtowna, ale też zazwyczaj trwa kró-

cej niż w przypadku zerwania wieloletniej relacji. Nasz znajo-

my czuje się odrzucony, nie chciany, skrzywdzony, poniżony.

Może mieć poczucie, że już nigdy nie znajdzie bliskiej osoby.

To wszystko może produkować myœl o samobójstwie. Czasem

występuje też motyw ukarania drugiej osoby poprzez własnš

œmierć, jakby pod hasłem: Widzisz, to przez ciebie!

Wszystkie wskazówki dotyczšce rozmowy z osobš porzu-

conš pozostajš tu w mocy. Wobec często gwałtownych, wybu-

chowych reakcji, tym ważniejsza, a jednoczeœnie trudniejsza

dzie postawa przyjacielskiej stabilnoœci.

I jeszcze jedno. W szczególnoœci powstrzymajmy się od

banalnych pocieszeń typu: Nie martw się, znajdziesz sobie in-

nš dziewczynę, albo Widzisz, on nie był ciebie wart, nie ma cze-

go żałować. Sšdzę, że dla Czytelnika jest już zupełnie oczy-

wista bezwartoœciowoœć tego typu zdań.

Warto wspomnieć o jeszcze jednym aspekcie kontaktu

z kimœ, kto został porzucony przez partnera uczuciowego, nie-

zależnie od tego, czy myœli on w zwišzku z tym o samobój-

stwie, czynie. Otóż ktoœ taki.jeœli jest przeciwnej płci niż my,

może mieć w pewnym momencie wyraŸnš tendencję, by swo-

je uczucia przelać na nas. Innymi słowy, bylibyœmy pierw-

szym kandydatem do wypełnienia pustki po utracie ukochanej

osoby.

Jest to sytuacja niezwykle delikatna i trudna. Uważam, że

podstawowš wartoœciš, jaka powinna kierować nami w takiej

sytuacji jest uczciwoœć. Otóż wchodzšc w bliższy uczuciowy

kontakt z kimœ takim, ryzykujemy uczciwoœciš po pierwsze

dlatego, że tak naprawdę nasz znajomy widzi w nas utraconš

osobę a nie nas jako takich. A przecież nie jesteœmy tš osobš.

Poza tym zawsze jest możliwe, że rozmówca znajdzie sposób,

by wrócić do swojego partnera. Czy mamy prawo pochopnie

stanšć mu na drodze?

Dlatego nie polecam wišzania się uczuciowego z naszym

rozmówcš. Jeœli poczujemy, że właœnie w tę stronę zmierza,

powinniœmy szybko wyjaœnić sytuację. Dajmy do zrozumienia

rozmówcy, że jesteœmy przy nim, by mu pomóc, a nie wsko-

czyć w puste miejsce po utraconej osobie. Jeœli on tylko w ten

sposób wyobrażałby sobie naszšpomoc, to -moim zdaniem -

nie możemy mu dalej pomagać. Oczywiœcie może być i tak, że

nasza sympatia do drugiej strony zacznie się niepostrzeżenie

przekształcać w pragnienie uczuciowego zwišzku. Nasze

uczucia mogš nas jednak bardzo mylić. Lepiej odczekajmy ze

trzy miesišce, aż nasz znajomy odżałuje swojš stratę i wtedy

sprawdŸmy stan naszych uczuć. Będš one wówczas bardziej

miarodajne.


Zamiary samobójcze w okresie dojrzewania


Na osobne omówienie zasługujšwypowiedzi i zamiary sa-

mobójcze występujšce u nastolatków. Niezależnie od ich przy-

czyny mamy na ogół do czynienia z bardzo emocjonalnym wy-

razem tych zamiarów. Możemy nawet odnieœć wrażenie, że

rozmówca chce nas zaszokować, sprowokować. Wypowiada

się w sposób nie znoszšcy sprzeciwu. Nieraz wprost mówi: Tyl-

ko nie próbuj mnie odwodzić -nic z tego nie wyjdzie!

I oczywiœcie nie próbujmy go odwodzić. Słuchajmy, słu-

chajmy i jeszcze raz słuchajmy.

Jeœli nastolatek nabierze do nas zaufania, wyleje, wypła-

cze nam wszystkie swoje żale: do rodziców, nauczycieli, kole-

gów, do całego wrogiego, obcego œwiata. Sami zobaczycie, jak

ważnš i często zbawiennš rzeczš jest to życzliwe słuchanie.

Wasz młody rozmówca odczuje, że traktujecie go poważnie,

po partnersku, że nie widzicie w nim głupiego smarkacza, któ-

ry oœmielił się myœleć o samobójstwie. Być może pierwszy

raz w życiu będzie miał poczucie, że został potraktowany

poważnie.

A przecież brak tego poważnego potraktowania ze strony

kogokolwiek mógł być zasadniczym i najgłębszym motywem

jego samobójczych zamiarów! Muszę powiedzieć, że kontakt

ze zdesperowanym nastolatkiem jest niezwykle satysfakcjo-

nujšcy - sami zobaczycie, jak długo będzie wam wdzięczny za

to, żeœcie go naprawdę wysłuchali.


"Gra" w samobójstwo


Sytuacja bardzo trudna to taka, w której nasz rozmówca -

nie wykazujšcy skšdinšd szczególnego przygnębienia -zdaje

się z nami grać przy pomocy samobójczych zamiarów. Powo-

dy tych zamiarów podaje zazwyczaj mgliste, często niewspół-

miernie małe wobec tak ważnej sprawy jak życie i œmierć.

Często wyraŸnie nas prowokuje, byœmy go od samobójstwa

odwodzili lub byœmy go dopytywali szczegółowo o motywy.

W odróżnieniu od zbuntowanego nastolatka nie robi tego jed-

nak z pasjš i emocjonalnym zaangażowaniem.

Gdy zaczynamy dopytywać (a w tym przypadku nie za-

szkodzi raz czy drugi dopytać, by lepiej się zorientować,

zwłaszcza w sposobie mówienia naszego znajomego), zaczyna

"rozmywać" temat lub zmienia motyw, jakby chciał nam po-

wiedzieć: Nie złapiesz mnie, zawsze sobie znajdę odpowiedni

powód do samobójstwa.

Na przykład, jeœli ustalimy już nieomal, że przyczynš za-

miaru odejœcia ze œwiata jest zbyt surowa matka, nasz roz-

mówca, uprzedzajšc ewentualnš uwagę, że możemy pomóc

mu w kontakcie z matkš, zmienia motyw i mówi, że i tak cały

œwiat go nie rozumie. Gdy zbliżymy się z kolei do tej sprawy,

mówi, że nie ma żadnych przyjaciół itd. Rozmowa taka może

trwać bez końca, my jesteœmy coraz bardziej sfrustrowani, że

nie możemy pomóc, a nasz rozmówca zdaj e się nawet triumfo-

wać. Często wyczuwamy skrywanš agresywnoœć w wypowie-

dziach naszego znajomego. Wydaje się, że swoimi zamiarami

samobójczymi, jakby karze otoczenie.

Bardzo przestrzegam przed tak zwanym "odkrywaniem

kart", przed mówieniem na przykład: Sšdzę, że tak naprawdę

nie chcesz się zabić albo Uważam, że próbujesz ukarać innych

ludzi swoimi zamiarami, lub też nawet: Chodzi ci chyba o coœ

innego niż o samobójstwo. Goršco też odradzam prowokowa-

nie rozmówcy w rodzaju: A idŸ się wreszcie zabić! albo Ga-

dasz tylko i gadasz o tym samobójstwie!

Musimy pamiętać, że gra, którš nasz znajomy prowadzi,

jest najczęœciej nie uœwiadomiona -nauczył się jej -zwykle

w dzieciństwie - ponieważ przynosiła mu korzyœć w postaci

wymuszonego, bo wymuszonego, ale zainteresowania innych.

Jest on w niej na ogół bardzo wprawny -jeœli odkryjemy jego

karty lub sprowokujemy go, znajdzie sposób, by jš dalej kon-

tynuować z jeszcze większš energiš. Co gorsza, może spróbo-

wać udowodnić nam, że wcale nie żartuje i rzeczywiœcie po-

djšć próbę samobójczš.

Cóż zatem mamy mu powiedzieć? Najlepsze będzie po-

traktowanie absolutnie serio jego samego oraz jego wolnoœci,

a jednoczeœnie postawienie pewnego sensownego warunku

dalszych spotkań. Powiedzmy na przykład tak: Słuchaj, jeœli

postanowiłeœ się zabić, to nikt, a w tym i ja, nie będzie w

stanie ci w tym przeszkodzić. Bardzo bym nie chciał, żebyœ się

zabił, ale nie mam żadnej możliwoœci przeszkodzenia ci w reali-

zacji twojego zamiaru. Jeœli jednak mamy dalej sensownie rozma-

wiać o twoich kłopotach, to musisz wewnętrznie zdecydować

się na życie, a nie na œmierć. Jeœli zdecydujesz się na œmierć

- nie jestem w stanie ci pomóc. Zastanów się i daj mi odpowiedŸ

przy następnej naszej rozmowie.

Jeœli próbowałby dalej grać, mówišc na przykład, że do

następnej rozmowy może go już nie być na œwiecie, powtórz-

my spokojnie, że nie mamy żadnej możliwoœci powstrzymania

go przed realizacjš zamiarów. Dajmy mu następnie czas - za-

kończmy na tym rozmowę i powiedzmy znajomemu, w jaki

sposób mógłby się z nami skontaktować, gdyby chciał dalej

rozmawiać. Niech sam wybierze odpowiedni moment. Nie za-

martwiajmy się, jeœli nie podejmie dalszego kontaktu. My rze-

czywiœcie nie jesteœmy w stanie wzišć odpowiedzialnoœci za

jego życie i œmierć. On zaœ z pewnoœciš mógł i tak wycišgnšć

wiele korzyœci z naszej życzliwej i jednoczeœnie zdecydowa-

nej postawy. Im więcej takich postaw spotka, tym większa

szansa na przełamanie w przyszłoœci zaklętego kręgu gry.

W międzyczasie koniecznie porozmawiajmy z naszym

konsultantem. Jeœli wspólnie odniesiemy wrażenie, że sytua-

cja wydaje się niezwykle zawikłana, niejasna i przygniatajšca

nas, rozważmy możliwoœć konsultacji z psychologiem lub

psychiatrš. Może on podsunie nam jakieœ mšdre sposoby roz-

mowy bšdŸ też uzna, że nasz znajomy wymaga bardziej wy-

specjalizowanej pomocy.

Przy następnej rozmowie zapytajmy na wstępie, czy roz-

mówca przyjšł nasz warunek. Jeœli nie da jasnej odpowiedzi,

powiedzmy: Widzę, że się jeszcze nie zastanowiłeœ, dajmiznać

gdy to zrobisz. W razie potrzeby powtórzmy jeszcze raz naszš

poprzedniš wypowiedŸ. Gdy jednak i za drugim razem znajo-

my unika jasnego okreœlenia się, powiedzmy mu wyraŸnie, że

dalszy kontakt na takiej zasadzie nie ma sensu.

Gdy rozmówca przyjmie warunek, sposób jego rozmowy

prawie zawsze wyraŸnie się zmieni - przestanie mówić o sa-

mobójstwie, zacznie nam opowiadać o swoich istotnych kło-

potach. Wówczas rozmawiamy z nim już zwyczajnie, według

podanych uprzednio zasad. Niemniej może on jeszcze mieć

"przebitki" poprzedniego stylu. Przypomnijmy mu wówczas

o zawartej umowie -prawie na pewno powróci do otwartego

komunikowania się.


Jeœli nie udało się zapobiec


Na koniec rozważań o myœlach i zamiarach samobójczych

chciałbym poruszyć sprawę najtrudniejszš. Może się przecież

zdarzyć, że nasz znajomy pomimo wszystko samobójstwo po-

pełni. Takie tragiczne zdarzenie może wyzwalać w osobach,

które pomagały bšdŸ próbowały pomagać temu człowiekowi,

silne poczucie winy oraz upartš refleksję, że można było zro-

bić coœ więcej.

Nie chciałbym proponować tu łatwych pocieszeń. Można

powiedzieć, że w tej skrajnej sytuacji sami stajemy się kimœ,

kto utracił bliskš osobę, bo przecież ktoœ, komu pomagamy,

staje się dla nas bliski.

Nie pozostawajmy sami z tym ciężarem. Poproœmy nasze-

go konsultanta o rozmowę i podtrzymanie na duchu. Jeœli i on

jest nazbyt emocjonalnie przygnieciony całš sprawš, zwróć-

my się razem do kogoœ innego, mšdrego i życzliwego. Kiedy

już podzielimy się naszym bólem i przyjdzie chwila pewnego

uspokojenia, możemy, jeœli będzie to jeszcze potrzebne, na

spokojnie przyjrzeć się wspólnie z tym kimœ całej sytuacji i na-

szym działaniom.

Możemy jeszcze raz zajrzeć do tej ksišżki, by pewne spra-

wy zweryfikować, a co do innych się upewnić.

Być może nasz znajomy był chory na głębokš depresję lub

innš chorobę psychicznš. Wówczas tak naprawdę to nie on

odebrał sobie życie, ale uczyniła to choroba, podobnie jak cho-

roba fizyczna może powodować œmierć. Zawsze były i będš

choroby, które okazujšsię mocniejsze od człowieka. Jeœli chory

nie był, to jego odejœcie było odejœciem z wyboru. Skorzystał ze

swojej wolnoœci. Skorzystał z niej Ÿle, tragicznie, ale taka już

jest cena ludzkiej wolnoœci. Jeœli jš ludziom przyznajemy, to

zarówno do czynów słusznych, jak i niesłusznych. Praktycznie nie

ma sposobu, by człowiekowi zdecydowanemu na œmierć uniemożliwić

realizację tego wyboru.



Częœć czwarta

"Gra" w beznadziejnoœć .



Czasem odnosimy wrażenie, że nasz rozmówca nie jest naprawdę w

trudnej czy beznadziejnej sytuacji, a jedynie jakby w

beznadziejnoœć gra. Jego wypowiedzi wydajš się nam nieszczere,

kiedy przybliżamy się do wydawałoby się rdzenia jego poczucia

bezsensu, zaczyna, jakby umykać, rozmywać problem. Jego nastrój

również robi na nas wrażenie sztucznego. Sytuacja ta przypomina

opisanš już wczeœniej, gdy nasz znajomy gra za pomocšzamiarów

samobójczych. Rzeczywiœcie, te dwie sytuacje różniš się od siebie

właœciwie tylko stopniem nasilenia gry nie zawsze "argumentem"

sš myœli samobójcze. Niemniej jest to zawsze sytuacja trudna.

Przede wszystkim nigdy nie możemy być do końca pewni naszego

wrażenia nieautentycznoœci, nieszczeroœci. Innymi słowy, nigdy

nie możemy być zupełnie pewni, że nasz rozmówca prowadzi grę. Co

więcej, jeœli z grš mamy do czynienia, to w ogromnej większoœci

przypadków nie jest ona œwiadomie zamierzona nasz znajomy nauczył

się jej dawno, najczęœciej w dzieciństwie, a potrzebna mu była

(i jest nadal) do zdobywania ludzkiego zainteresowania. Zdobywał

to zainteresowanie poprzez narzekanie i mówienie o swojej złej

sytuacji. Tak ułożyło się kiedyœ jego życie, że nie miał innej

drogi. Teraz nadal próbuje w ten sam sposób, a jego niedola

polega na tym, że działa już w innej sytuacji niż ta w

dzieciństwie, wœród innych ludzi. Zainteresowanie

szybko przeradza się w zniecierpliwienie, a w najlepszym (a może

w najgorszym) razie w litoœć. Ten spadek zainteresowania jest

oczywiœcie odczuwany przez naszego znajomego. Także nieœwiadomie

uruchamia on kolejne równie nieskuteczne narzędzie swojej gry,

zaborczoœć. Próbuje niejako wcišgnšć innych w kršg swoich spraw

i już z tego kręgu nie wypuœcić. Oczywiœcie nie czujemy się

dobrze w takim kontakcie naturalnš tendencjš jest ucieczka.


Jak się w takiej sytuacji odnaleŸć?


Przede wszystkim na nic się nie zda "uœwiadamianie" naszego

znajomego o jego nieautentycznoœci, zaborczoœci itp. Jak już

powiedzieliœmy, postawy te sšnie uœwiadomione, tak więc nasz

rozmówca poczuje się jedynie zraniony, a nic z naszego

"uœwiadamiania" nie zrozumie ani nie przyjmie. Najlepszym

podejœciem jest rozpoczęcie od przyjęcia postawy naszego

znajomego za dobršmonetę. Jest to przejawem ogólniejszej zasady,

szczególnie obowišzujšcej w pomaganiu ludziom, że z dwojga złego

lepiej jest być nadmiernie naiwnym niż nadmiernie nieufnym.

Przede wszystkim, jak mówiliœmy wyżej, nigdy nie możemy być pewni

do końca, czy mamy do czynienia z grš w beznadziejnoœć czy też

z prawdziwš beznadziejnoœciš. niektórzy ludzie, na przykład

bardzo nieœmiali, wypowiadajš się w sposób, który robi wrażenie

skrajnie nieszczerego, choć z nieszczeroœcišnie ma akurat nic

wspólnego. Z drugiej strony postawa manifestowanej rezerwy, z

którš często nasz rozmówca się spotyka, nasila jego grę, bo chce

on za wszelkš ce nę słuchacza "przekonać". Ufnoœć słuchacza

wyraŸnie osłabia tendencję do grania, a nawet czasem może jš

całkowicie wyciszyć.

A zatem, idšc dalej, powinniœmy naszego znajomego co najmniej raz

cierpliwie i do końca wysłuchać, szczególnie powstrzymujšc się

od jakiegokolwiek doradzania zwłaszcza tu czekajšna nas same

pułapki. Nie powinniœmy oczywiœcie okazywać zniecierpliwienia.

W miarę możnoœci postarajmy się wysłuchać do końca za jednym

razem. Gdyby to się jednak okazało niemożliwe, przerwijmy

rozmowę, bardzo wyraŸnie komunikujšc naszš chęć kontynuacji i od

razu umawiajšc się na następny raz. Po rozmowie koniecznie

skontaktujmy się z naszym konsultantem, omówmy z nim całš sprawę,

wyjaœnijmy wštpliwoœci. Spróbujmy wspólnie opracować plan

dalszych rozmów. Czasem cierpliwe wysłuchiwanie z jednoczesnym

sygnalizowaniem życzliwoœci i stanowczoœci daje po dłuższym

czasie rezultaty nasz znajomy zaczyna mówić o swoim rzeczywistym

kłopocie, jakim często jest osamotnienie... Jednak na ogół jest

to już zadanie dla wykwalifikowanego psychoterapeuty. Dlatego być

może efektem naszej konsultacji i spokojnej refleksji będzie

właœnie skontaktowanie naszego rozmówcy z psychoterapeutš czy

jakimœ oœrodkiem psychoterapii. Oczywiœcie może on (ma przecież

do tego prawo) odmówić takiego kontaktu. Nie pozostaje nam

wówczas nic innego, jak spokojnie zaakceptować naszš bezradnoœć,

majšc nadzieję, że może w przyszłoœci, może w kontakcie z kimœ

innym do możliwoœci prawdziwej pomocy dojrzeje.



Częœć pišta

W obliczu œmierci



Po serii rozważań na temat kontaktu z człowiekiem, który sam chce

wybrać między życiem a œmierciš, zatrzymajmy się przy człowieku,

który takiego wyboru nie ma. Myœlę o człowieku w obliczu œmierci,

człowieku nieuleczalnie, œmiertelnie chorym, człowieku

umierajšcym. Podjęliœmy już częœciowo ten temat przy okazji

rozważania problemu myœli samobójczych trzeba tu zresztš

zauważyć, że myœli takie zdarzajš się często, choć na pewno nie

zawsze osobom nieuleczalnie chorym, toteż i na to powinniœmy być

zawsze przygotowani. Kontakt z człowiekiem œmiertelnie chorym

jest kontaktem trudnym, ale też nie unikniemy go w naszym życiu

i nie powinniœmy go unikać. Wszystkie rozwinięte kultury i

cywilizacje przywišzywały wielkš wagę do relacji z umierajšcym.

Zdolnoœć do podjęcia takiej relacji, umiejętnoœć bycia z

umierajšcym, sš wskaŸnikami prawdziwej dojrzałoœci człowieka.

Wreszcie trzeba powiedzieć, że kontakt taki jest ogromnie

wzbogacajšcy człowiek w obliczu œmierci mobilizuje nieraz ogromne

pokłady mšdroœci i dojrzałoœci, z których i my możemy czerpać.

Napoczštek szczegółowychrozważańwarto zauważyć, że w odróżnieniu

odwiększoœci innych opisanych dotšd osób szukajšcych pomocy,

człowiek w obliczu œmierci na ogół sam do nas nie przyjdzie. Nie

dlatego najczęœciej, że nie ma doœć sił fizycznych jest wiele

chorób, które choć stanowiš wyrok œmierci, jednak pozwalajš doœć

długo utrzymywać względnie dobrš formę.

Nie przyjdzie, ponieważ ma silne, coraz silniejsze poczucie

izolacji, należy corazbardziej do innego œwiata iw dodatku

mapoczucie, że ten inny œwiat nie ma nic wspólnego z naszym,

zdrowym. Co więcej, taki człowiek zaczyna dochodzić do

przekonania, że w tym"œwiecie zdrowych" przeszkadza, że jest w

nim intruzem. Oczywiœcie naszymi rozmowami nie odmienimy tego

podstawowego, zwišzanego z perspektywš œmierci poczucia

przynależnoœć do innego œwiata. Możemy natomiast pomóc przełamać

niosšcšdodatkowe cierpienie izolacjęmożemy stworzyć pomost

łšczšcy naszego znajomego ze œwiatem żywych. Póki żyje, nie

powinien z tego œwiata odchodzić. Jakkażdy człowiek, potrzebuje

innych ludzi, i to nie powinno mubyć odmówione aż do ostatniej

chwili. Tym bardziej że jak zauważyliœmy wyżej, człowiek ten ma

również wiele "temu œwiatu" do dania, do przekazania. Trzeba mu

tylko tę możliwoœć wypowiedzi i dialogu stworzyć.


Jak zainicjować kontakt z człowiekiem w obliczu œmierci,

jak go odnaleŸć?


Często bywa, że nasz kolega znika nagle z pracy, szkoły czy

uczelni. Przedłuża zwolnienia. Z półsłówek dowiadujemy się, że

był w szpitalu, że był operowany, że nie wychodzi z domu, że to

coœ bardzo poważnego. Dobrze jest w takiej sytuacji przekazać mu

przez kogoœ pozdrowienia. Możliwe, że na nie odpowie i wyrazi

chęć spotkania. Wówczas podejmijmy to zaproszenie. BšdŸmy jednak

nadzwyczaj delikatni jeœli zaproszenia nie będzie, czekajmy.

Może za jakiœ czas, przy okazji kolejnych pozdrowień... Bywa, że

nasz znajomy wraca jednak do pracy, chce być czynny do końca.

Jest jednak inny, choć często stara się to ukryć. Wyczuwa się

specjalny rodzaj dystansu, pomimo przebywania wœród ludzi roœnie

izolacja.


Jak skontaktować się z nim, jak rozpoczšć rozmowę?


I znów obowišzuje nas ogromna delikatnoœć. Z jednej strony

powinniœmy dać wyraz naszym uczuciom życzliwoœci i troski, z

drugiej dać naszemu rozmówcy pełnšwolnoœć wyboru, a w tym i

odmowy kontaktu, z trzeciej wreszcie winniœmY uniknšć wszelkiego

podejrzenia o litoœć, której nasz znajomy obawia się bodaj

najbardziej. Polecałbym przede wszystkim oparcie się na własnym

wyczuciu i intuicji. Dla przykładu można zaczšć choćby tak:

Słyszałem, że trochę chorujesz. Jestem blisko ciebie i twoich

spraw. Gdybym mógł być ci do czegoœ potrzebny daj mi sygnał.

Sygnał ten może przyjœć po jakimœ czasie. Być może pod jakimœ

mało ważnym pretekstem pojawi się zaproszenie do rozmowy. Nie

dziwmy się temu z pewnoœciš będzie chodziło o istotny kontakt.

Człowiek w obliczu œmierci rzadko traci czas. Gdy już dojdzie do

spotkania najważniejsze, to być i słuchać. To słuchanie będzie

może w pewnym sensie łatwiejsze. Zbliżajšcy się ku œmierci

człowiek ma na ogół dużš potrzebę wypowiedzenia sięna miarę jego

dotychczasowej izolacji. Rzadko mówi o rzeczach nieistotnych.

Rzadko też prosi o rady. Nie oczekuje pocieszania. Co do

pouczania natomiast, to sami szybko spostrzeżemy, że to on może

nas w wielu sprawach pouczyć. Zanim do tego jednak dojdzie, nasz

kontakt może być wystawiony na szereg prób. Pierwsza próba polega

na przezwyciężeniu naszej naturalnej skłonnoœci do pocieszania

wbrew prawdzie. Mamy tendencję, by mówić naszemu znajomemu, że

wyzdrowieje, że wszystko dobrze się skończy i tym podobne.

Pamiętajmy, że nie jesteœmy lekarzem naszego rozmówcy i dlatego

nie mamy żadnych podstaw do wyrażania takich opinii. Powinniœmy

w ogóle starać się powstrzymywać od wypowiadania się w

sprawie przebiegu choroby, sposobów leczenia i tak dalej.

Nie powinniœmy również próbować odpowiadać na pyta-

nia w rodzaju: Czy to œmiertelna choroba? Jak długo będę

z tym żył? Z wszystkimi podobnymi zapytaniami odsyłajmy

konsekwentnie do lekarza leczšcego naszego znajomego. Jest

to tym ważniejsze, że najczęœciej niestety brak tego typu pytań

i rozmów w kontakcie lekarza z pacjentem. Jeœli chorzy sami

zacznš pytać, zwiększy się szansa na uzdrowienie całej sytua-

cji. Również w przypadku wypowiadanych przez naszego roz-

mówcę wštpliwoœci czy wręcz braku zaufania co do metod le-

czenia zachęcajmy do otwartej rozmowy z lekarzem. Tylko

w takiej sytuacji lekarz ma szansę na skorygowanie swojego

postępowania.

Druga próba zwišzana jest z bólem oraz innymi dokuczli-

wymi problemami, które często towarzyszš choremu w jego

ostatnim okresie życia. Objawy takie mogš kontakt z nim nie-

zwykle utrudniać . Z drugiej strony, nasz rozmówca może się

ich krępować, wstydzić i dlatego na przykład unikać ludzi.

Przede wszystkim powinniœmy usilnie namawiać nasze-

go znajomego, by szczerze i otwarcie ujawnił swoje dolegli-

woœci lekarzowi i nie obawiał się stwierdzić, że przykładowo

podawane leki sšnieskuteczne. Sprawa jest tak ważna, że w tej

wyjštkowej sytuacji możemy sami interweniować. Na przyk-

ład namawiajšc rodzinę chorego, by wspomogła jego "inter-

wencję" lub też poprzez wspólnš z naszym znajomym wizytę

u lekarza.

Zrobimy tak oczywiœcie wyłšcznie wtedy, gdy przekona-

my się, że sam chory nie ma doœć siły czy zdecydowania, by

sprawę skutecznie przeprowadzić.

Oczywiœcie czasem (choć nie muszš być to sytuacje częs-

te) zdarza się, że bólu czy innych dokuczliwych objawów nie

da się do końca opanować. Bywa też, że sam chory nie życzy

sobie stosowania œrodków przeciwbólowych.

W obu tych ostatnich przypadkach będziemy się musieli

pogodzić z obecnoœciš bólu w naszym kontakcie z chorym.

Z upływem czasu jednak rola tego utrudniajšcego kontakt

czynnika będzie malała, w miaręjak nasz znajomy - a zwłasz-

cza my-będziemy akceptować naszš niemożnoœć zmiany sy-

tuacji. Jednak zawsze najpierw należy spróbować opanować

cierpienie, a dopiero potem się z nim godzić.

Trzecia próba to cały szereg żalów, pretensji skierowa-

nych do osób z otoczenia, krewnych, ludzi w ogóle, losu czy

Boga. Jest to przejaw faktu, że znajomy nie pogodził się jesz-

cze ze swoim stanem. Jeœli nie może zmienić swojej sytuacji,

próbuje niejako znaleŸć winnego. Jest to prawdziwie ciężka

próba dla nas. Zasada nieosšdzania ma tu pełne zastosowanie.

Cierpliwie wysłuchujmy żalów, buntu naszego rozmówcy -

przejdzie to, podobnie jak przechodzi burzowa zawierucha,

sprowadzajšc ciszę.

Jeœli przez te próby przejdziemy zwycięsko, dokonamy

rzeczy najważniejszej - przełamiemy psychicznš izolację na-

szego rozmówcy. Teraz nasz znajomy będzie mówił o rze-

czach coraz głębszych. Może opowie nam swoje życie, może

podzieli się swoimi poglšdami filozoficznymi czy religijnymi.

Możemy wówczas z jego strony usłyszeć wiele zaskakujšco

mšdrych myœli. Będzie to nas wzbogacało i zarazem nagra-

dzało nasz trud przejœcia przez wszystkie próby.

Również i na tych głębszychpoziomach dużo może być py-

tań, wštpliwoœci, niepokoju. Czasem będš one właœciwe tylko

naszemu rozmówcy, czasem będš wspólne.


Nie obawiajmy się takiej sytuacji.


Patrzšc wspólnie z człowiekiem stojšcym w obliczu œmier-

ci na nasze istnienie, przejdziemy razem z nim drogę od nie-

pewnoœci i zwštpienia do prawd niekwestionowanych i spokoj -

nej nadziei. Prawdopodobnie raz jedna strona rozmowy, raz

druga, będzie tutaj przewodnikiem. Jak wynika z poprzednich

zdań, i wówczas nie powinniœmy ukrywać naszej własnej głębi.

Zachęceni przez naszego rozmówcę będziemy mówić o tym, co

daje nam sens, nadzieję, w co wierzymy i co kochamy.

W szczególnoœci nie obawiajmy się mówić o religii. Jednak

każda nasza wypowiedŸ dotyczšca głębi istnienia musi mieć

charakter œwiadectwa, musi być nasza własna, wypowiedziana

bezinteresownie, nigdy z intencjšpouczania czy korygowania

drugiej strony. Może się zdarzyć, że nasz znajomy poprosi nas

o skontaktowanie go z duchownym swojego wyznania. Przyj-

mijmy to zlecenie jako wyraz dużego zaufania.

Sš jednak również ludzie, którzy choć "noszš w sobie"

dużš głębię, jednak nie dzielš się niš z innymi, zachowujšc

dyskrecję nawet w ostatnich swoich chwilach. Uszanujmy i ta-

kš postawę. Nie skłaniajmy naszego rozmówcy do zwierzeń,

jeœli sam nie zapoczštkuje tego tematu. Czasem milczenie by-

wa bardziej wymowne niż najtrafniejsze słowa. Akceptujmy

i uczmy się z szacunkiem podziwiać takie milczenie.

Nasz rozmówca może zaczšć mówić o sprawach zaskaku-

jšco konkretnych, na przykład radzić się, gdzie powinien być

pochowany czy wypowiadać się na temat kształtu grobowca

lub szczegółów pogrzebu. Może też poruszać sprawy dotyczš-

ce dyspozycji jego majštkiem.

Takie kwestie mogš nas szokować. Nic dziwnego -współ-

czesna cywilizacja umieœciła œmierć w kręgu spraw nieco-

dziennych i nienormalnych, zatarła jej podstawowe znaczenie

jako naturalnego kresu życia.

A przecież dla człowieka w obliczu œmierci takie właœnie

zaskakujšce konkrety sš czymœ zwykłym i ważnym zarazem.

Dlatego nie bójmy się tych szokujšcych przeciętnego człowie-

ka tematów. Pamiętajmy jednak o zachowaniu w tych spra-

wach wielkiej delikatnoœci wobec rodziny naszego znajome-

go. Nigdy nie powinniœmy wchodzić w rolę "lepiej zoriento-

wanego" czy eksperta od woli zmarłego. Zawsze zapytajmy,

czy mówił już o tych sprawach z rodzinš, zachęćmy, by to zro-

bił, a nawet podzielmy się naszymi wštpliwoœciami co do swo-

jej roli wobec rodziny. Pytania rodziny odsyłajmy zawsze do

samego chorego, a po jego œmierci relacjonujmy jego wypo-

wiedzi z wielkš ostrożnoœciš i wyłšcznie na żšdanie osoby,

która uczuciowo była naszemu rozmówcy najbliższa. Często

jednak lepsze jest milczenie.

W końcu nadejdzie moment ostatecznego rozstania. Jest

bardzo prawdopodobne, że w tej chwili nasz znajomy będzie

chciał być tylko z najbliższš rodzinš. Uszanujmy to i jeœli to

możliwe pożegnajmy się z nim wczeœniej. To pożegnanie mo-

że być prostym gestem właœciwym dla naszej przyjaŸni, cza-

sem spojrzeniem w oczy. Miejmy œwiadomoœć tego momentu

pożegnania, by go nie przegadać, nie przegapić, zachować.

Jeœli nasz rozmówca będzie chciał, byœmy byli przy nim

w chwili œmierci, powie nam to sam. Zapytajmy wówczas, czy

tę sprawę przedstawił już swojej rodzinie i zachęćmy go do te-

go. Powinniœmy zachowywać niezwykłš delikatnoœć wobec

rodziny chorego. Będšc już przy łożu umierajšcego nie ekspo-

nujmy się, trzymajmy się raczej z boku, pozwólmy bliskim

być blisko. Nie obawiajmy się - nasz chory przyjaciel będzie

miał silne poczucie naszej obecnoœci i najprawdopodobniej da

nam wyraŸny znak, że tak jest rzeczywiœcie.

Nasz smutek po œmierci przyjaciela będzie miał czystoœć

kryształu. Jego dopełnieniem będzie wielka radoœć z tak głę-

bokiego kontaktu z człowiekiem i dziwna pewnoœć ponowne-

go spotkania.

Tak oto, drogi Czytelniku dobiegamy do końca naszych

rozważań. To tyle mojej konsultacji.

Ufam, że doda Ci ona nieco wiedzy, pokaże mój punkt wi-

dzenia, a przede wszystkim da Ci odwagę, by wyjœć na spotka-

nie twojego zdesperowanego bliskiego. Bo tak naprawdę naj-

ważniejszy jest ten pierwszy impuls odważnej życzliwoœci,

pierwszy krok -potem stopniowo czujemy coraz mocniejszy

grunt pod nogami, zaczynamy powoli zdobywać własne doœ-

wiadczenie.

Może się okazać, że Twoje doœwiadczenie nie całkiem

zgadzać się będzie z moim. Nie ma w tym nic niewłaœciwego.

Moja ksišżka nie jest zbiorem dogmatów, choć niektórych mo-

ich doœwiadczeń jestem bardzo pewny. Zresztš w dziedzinie

pomagania człowiekowi w kłopotach nie może być dogma-

tów, ponieważ każdy człowiek jest inny i każda sytuacja jest

inna. Podałem co prawda pewien zbiór reguł, ale od każdej re-

guły sš wyjštki - niektóre nawet opisałem w ksišżce. Inne

sam, drogi Czytelniku, odkryjesz, w miarę jak będziesz się

spotykał z ludŸmi na głębokim, najistotniejszym poziomie.

Nie mam żadnych wštpliwoœci, że doœwiadczenia, które

wyniesiesz z pomagania ludziom, przydadzš Ci się w każdym

głębszym kontakcie z drugim człowiekiem. Z przyjacielem,

z Twoim chłopcem, z Twojš dziewczynš, z mężem i z żonš.

Nawet jeœli ten drugi człowiek nie potrzebuje akurat pomocy.

Sztuka słuchania jest bowiem sztukšuniwersalnš, a ten kto

potrafi słuchać, jest kimœ niezwykle cennym i poszukiwanym.

Sam się również. Czytelniku przekonasz, że otwarte słu-

chanie zdesperowanego człowieka, współodczuwanie z nim,

w dziwny sposób wzmacnia nasze własne poczucie sensu, u-

jawnia naszš własnš radoœć życia. Odmłodniejesz i rozwiniesz

skrzydła -sam zobaczysz. I z pewnoœcišnie będziesz dla faso-

nu narzekać -przyczynisz się do zaniku tej niemiłej wady.


Wreszcie ostatnie słowo do Ciebie:


Jeœli masz ochotę, podziel się ze mnš Twoimi doœwiadcze-

niami:


- Jak udało Ci się zastosować moje reguły i propozycje?

- Co się sprawdziło?

- Z czym się nie zgadzasz?

- Jakie zupełnie nowe, nie objęte tš ksišżkš doœwiadcze-

nia stały się Twoim udziałem?


Twój list przyda się do następnego wydania ksišżki. Wyœ-

lij go na adres:

Wydawnictwo W.A.B.

ul. Nowolipie 9/11

00-150 Warszawa


Spis treœci


Częœć pierwsza


Jak zdobyć odwagę?

Jak dostrzec człowieka w kłopotach?

Komu pomagać?

Czy pomóc to znaczy pocieszyć?

Czy należy spieszyć z pomocš ?

Przede wszystkim wysłuchać

Kiedy i jak długo słuchać?

Gdzie słuchać?

Jak słuchać?

Jak przerwać rozmowe?

Jak sobie to wszystko poukładać?

Jak się konsultować?

Co dalej?


Częœć druga


Kilka sytuacji szczególnych

Zespół urojeniowy

Głęboka depresja

Uzależnienia

Psychoza alkoholowa


Częœć trzecia


Myœli samobójcze

Nieuleczalna choroba

Rzeczywista wina

Utrata bliskiej osoby

Zamiary samobójcze w okresie dojrzewania

"Gra"'w samobójstwo

Jeœli nie uda się zapobiec


Częœć czwarta

"Gra w beznadziejnoœć"


Częœć pišta

W obliczu œmierci


Koniec

Opracowano jako plik tekstowy w maju 2000r.







Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jedliński Krzysztof Jak rozmawiać z tymi, co stracili nadzieję
Jedlinski Krzysztof Jak rozmawiac z tymi co stracili nadzieje
Jedlinski Krzysztof Jak rozmawiac z tymi, co stracili nadzieje
Jedliński Krzysztof Jak rozmawiać z tymi, co stracili nadzieję
Jedliński Krzysztof Jak rozmawiać z tymi, co stracili nadzieję 2
Jedliński Krzysztof Jak rozmawiać z tymi, co stracili na…
jedlinski krzysztof jak rozmawiac z tymi, co stracili (1)
Jedliński Krzysztof Jak rozmawiać z tymi, co stracili nadz
Jedliński Krzysztof Jak rozmawiać z tymi, co stracili nadzieję
Krzysztof Jedliński Jak rozmawiać z tymi, co stracili nadzieję
Jak rozmawiać z tymi, co stracili nadzieję ver2 Krzysztof Jedliński
Krzysztof Jedliński Jak rozmawiać z tymi, co stracili nadzieję

więcej podobnych podstron