Derwin Jerzy Wibracje

W i b r a c j e



PRINCESS MAHA mozolnie wspinała się w górę Nilu, pod prąd – nadspodziewanie bystry, jak na ogrom i potęgę rzeki. Młodzi stali w dziobowej części pokładu spacero­wego, wysoko nad lustrem wody zmarszczonej drobną falą. Byli sami.

Agata czuła lekkie drżenie stalowej konstrukcji pod stopami i w dłoniach, którymi od-ruchowo trzymała się relingu, chociaż statek płynął spokojnie, bez kołysania. Na bez-księżycowym niebie nieprawdopodobnie wielkie gwiazdy świeciły jasno; nie mrugały i nie migotały. W rozproszonym świetle można było dostrzec sylwetki palm porasta­jących brzegi rzeki nie kończącym się szpalerem. Młoda kobieta spojrzała na swego towarzysza, który pogrążony w zadumie patrzył przed siebie.

Piotr wolno zwrócił twarz w jej stronę i uśmiechnął się miękko. Zerknęła ponownie w jego stronę, kiedy przez chwilę zwlekał z odpowiedzią.

Umilkli. Dotknęli spraw wykraczających tak poza ich wiedzę, jak i zdolność pojmowania według kryteriów zwykłego zdrowego rozsądku.

Piotr patrzył z boku na twarz dziewczyny. Z przymrużonymi oczami poddawała się pieszczotom ciepłego powietrza wplątującego się powiewami się w jej długie, proste, wyzwolone teraz z gumowej pętli i puszczone luzem włosy. Położył rękę na jej ramieniu i przesunął ją w dół po plecach. Przez cienką tkaninę sukni czuł ciepło skóry.

Nie narzucał Agacie nigdy swojego gustu w sprawie strojów, wiedziała jednak, że przez naturalny jedwab lubi ją dotykać prawie tak bardzo jak zupełnie obnażoną. Dla-tego jedwabne ubiory należały do nielicznych luksusów, na które sobie pozwalała i zakładała je zawsze – bez względu na nakazy aktualnej mody – kiedy pragnęła, aby ją dotykał i aby robił to z jak największą przyjemnością. A że pragnęła tego bezustan­nie – w efekcie prawie stale była spowita w jedwab.

Zwróciła się w stronę Piotra z uśmiechem, przysunęła się bliżej i przylgnęła do niego całym ciałem, kiedy ją do siebie przygarnął.

Kochał w tej dziewczynie wszystko. Ponad wszystko uwielbiał naturalną szczerą go­towość, nieustającą i nieskrywaną radość, z jaką przyjmowała jego czułości, świado­mą i śmiałą pieszczotę jej piersi, bioder i ud, którymi do niego przywierała, kiedy ją brał w ramiona.

Podała do pocałunku wilgotne miękkie usta. Oczekiwała w bezruchu na dreszcz roz­koszy, który ją przeniknie, kiedy jego język wślizgnie się i będzie delikatnie łaskotał jej rozchylone wargi; kiedy poczuje na łonie wzmagający się ucisk ciała jej mężczyz­ny ogarnianego przypływem pożądania. Nie czekała długo i tym razem. Kiedy to się stało, przytuliła się do niego jeszcze mocniej i otarła się o niego biodrami, tak aby i on doznał wzruszenia i przedsmaku zbliżenia.

Wiedzieli, że nadszedł moment, w którym muszą się opanować, że muszą znaleźć odpowiednie miejsce dla tego, czego obydwoje tak mocno zapragnęli.

Aga zbliżyła usta do ucha Piotra.

Piotr podniósł wzrok na rozgwieżdżone niebo. Wchłaniał w siebie nastrój chwili, wspominał wrażenia ze spotkania ze świadkami historii tysięcy lat.

Zeszli do kabiny. Była jakby do połowy zanurzona w wodzie. Okno wychodziło na rzekę, tuż nad lustrem wody mieniącej się odbiciem gwiazd, świateł statku i mijanych nabrzeżnych latarń. Aga zapaliła słabą lampkę przy łóżku.

Piotr wyciągnął do niej obie ręce. Zamiast jednak jak zawsze wtulić się w objęcia, ujęła jego dłonie w swoje, podniosła do piersi i ponad tą barierą ucałowała go prze-lotnie w usta. Nie powiedziała nic, popatrzyła mu jednak w oczy jak gdyby pytając:

Zrozumiał zarówno nieme pytanie jak i zgodę na każdą odpowiedź. Oddał pocałunek i odstąpił od Agaty. Wydobył z szafki szklaneczki i pękatą ciemną butelkę i ustawił wszystko na szafce obok tapczanu. Nalał macedońskiego czerwonego wina i podał szklankę dziewczynie. Milcząc pili powoli, krótkimi łykami, patrząc sobie w oczy.

Młoda kobieta zdjęła obuwie i stanęła przed Piotrem. Odnalazł na jej plecach suwak zameczka. Aga tymczasem rozpięła zapięcie w talii, z czym nigdy nie umiał sobie po-radzić, i strząsnęła na podłogę suknię razem z krótką koszulką, którą zakładała przez wzgląd na prześwitujący jedwab sukni prowokujący spojrzenia obcych mężczyzn łakomie oglądających ją pod światło.

Stała przed nim w skąpych gładkich figach i wąskim staniczku bez żadnych wkładek i usztywnień. Odwróciła się, aby ułatwić mu dostęp do zapięcia i biustonosz sfrunął za sukienką na podłogę. Piotr nie mógł się oprzeć pokusie i w obie ręce ujął niewiel­kie twarde piersi dziewczyny. Aga odwróciła się jednak łagodnie twarzą do Piotra, położyła mu ręce na ramionach i znów pocałowała go delikatnie.

Ciepło zalśnił ciemny, prawie czarny naszyjnik. Ciężkie podłużne kamienie agatu uk­ładały się wokół jej szyi wianuszkiem jak płatki słonecznika. Piotr kupił naszyjnik od handlarza pamiątek w Dolinie Królów, kiedy dostrzegł, jak dziewczynie zaświeciły się oczy na widok cacka przypominającego klejnoty władczyń Egiptu. Łakome spojrzenie kobiety dostrzegł także handlarz i Piotr potrzebował dłuższej chwili, aby zbić cenę do przyzwoitej granicy w pobliżu połowy żądanej kwoty.

Przykląkł przed dziewczyną i powoli, bardzo powoli zsunął z niej majteczki. Była teraz całkiem naga. Tuż przed sobą miał jej wąskie, lecz wspaniale zaokrąglone biodra, płaski brzuch i trójkącik ciemnych włosów znikający w zakątku między zwartymi udami długich smukłych nóg.

Zamiast normalnego w tej sytuacji przypływu pożądania i namiętności ogarnął go og­romny podziw i zachwyt dla nieskazitelnej sylwetki jego dziewczyny. Ze wzruszeniem i głęboką radością uświadomił sobie, że to skończone piękno należy do niego, wyłą­cznie do niego! Że może sięgnąć po nie i nigdy nie spotka się z odmową.

Piotr doznał niepojętej zmiany nastroju. Wydawało mu się, że oto bierze udział w tajem­niczym misterium, że klęczy przed wspaniałą boginią i kapłanką w jednej osobie. Nie-omal ze czcią ucałował łono dziewczyny. Ta, podniecona w sposób bardziej zmysło­wy, w krótkim odruchu namiętności rozchyliła uda i przygarnęła głowę chłopca do swego ciała, ale coś musiało jej przemknąć przez myśl, bo zaraz opanowała się.

Agata zaczęła rozpinać guziki koszuli Piotra i pasek u dżinsów.

Znalazł ją po chwili pod strugami letniej wody. Włosy starannie okryła foliowym kaptu­rem i dodatkowo turbanem z ręcznika. Piotr wszedł pod prysznic i namydlił się.

Piotr namydlił ją całą miękką gąbką, a następnie począł gładzić śliskimi dłońmi. Dro­czył się z dziewczyną, starannie omijając jej piersi z malinkami wysoko już wzniesio­nymi, rozbudzonymi pożądaniem.

Piotr stanął za dziewczyną. Ugniatał i gładził jędrne, śliskie piersi tańczące w jego rękach, wymykające się. Po chwili jego ręka powędrowała w dół. Wplątał palce w mo­kre włosy na podbrzuszu. Dziewczyna poczuła zmianę na swoich pośladkach.

Agata sięgnęła ręką za siebie, delikatnie masowała nabrzmiałe ciało mężczyzny. Ogarniało ją rosnące pożądanie, przed którym broniła się resztką sił.

Rozchyliła uda, naprowadziła jego rękę na miejsce tych pieszczot najbardziej sprag­nione i zakołysała prowokująco biodrami.

Nie był to jednak okrzyk wywołany osiągnięciem szczytu rozkoszy. Aga straciła rów­nowagę na śliskich kafelkach podłogi. Piotr przytrzymał ją mocno, a drugą ręką, szu­kając na ścianie oparcia, trafił na dźwignię baterii łazienkowej. Przypadkowo pchnął ją w stronę zimnej wody, która spłynęła zaraz obfitym deszczem.

Wstrząs spowodowany grożącym upadkiem i chłodna woda płynąca teraz z sitka zrobiły swoje. Napięcie zmysłów zelżało, opadło i młodzi roześmieli się. Objęli się i pocałowali spokojniej już.

...

Na wpół leżeli na tapczanie, pod cienką kołdrą, przytuleni do siebie, oparci o spię­trzone poduszki. Sączyli ze szklaneczek czerwone wino. Delektowali się nastrojem i chwilowo stonowanym, lecz wciąż przejmującym pragnieniem ich tęskniących do siebie ciał. Odsuwali moment zbliżenia, jak wyrafinowany łakomczuch odsuwający na brzeg talerza najsmaczniejsze kąski głównego dania.

Roześmieli się. Piotr przygarnął dziewczynę do siebie. Odstawili szklanki i zsunęli się z poduszek.

Pieścili się spokojnie, bez pośpiechu, jak na zwolnionym filmie. Jeszcze odsuwali moment kulminacji i spełnienia się aktu miłosnego. Delektowali się subtelnym szczę­ściem samego dotykania na wzajem swoich ciał, odkrywania i okrywania ciepłymi pocałunkami najbardziej niedostępnych zakątków.

Nawet, kiedy Piotr wślizgnął się już w ciało kobiety – spragnione, oczekujące – uczy­nił to bez porywczości i zapamiętania. Kochał dziewczynę powolnymi, mocnymi i głę­bokimi, sięgającymi dna pchnięciami. Mieli czas nasycić się rozkoszą przenikania się i słodko łechcącego ocierania ciał.

Ale podniecenie narastało i przybierało niezwykły kształt, którego dotąd nie znali.

Agata przymknęła oczy, pobladła, jej czoło stało się chłodne i wilgotne, płytki szybki oddech przesycony był gorzkawo-słonym zapachem, rozluźnione ciało tak obficie broczyło sokami pożądania, że dla spotęgowania wrażeń odruchowo złączyła nogi i ściskała mężczyznę pulsującym napięciem wszystkich mięśni swego wnętrza.

Leżała teraz pod Piotrem wyprostowana jak posąg, lecz ciało jej przenikały drżące fa­le i co chwilę przerzucała głowę z boku na bok. Doznania ciasno zwartych ciał spotę­gowały się do niewyobrażalnej intensywności.

I jak oszalała rozrzuciła znów uda. Objęła mężczyznę uniesionymi wysoko nogami i przygarnęła do siebie resztką sił. Gwałtownie, spazmatycznie poruszała biodrami i, jęcząc z rozkoszy, przyjmowała w siebie kroplisty dar Piotra porwanego w przepast­ny wir jej bezbrzeżnego niezwykłego uniesienia.

Długo, długo leżeli obok siebie cicho, spleceni uściskiem wilgotnym od chłodnego potu. Rozdzielił ich sen dopiero, w który zapadli wyczerpani, ukołysani mruczeniem motorów i wibracją statku.

Obudziło ich dzienne światło wpadające do okna i cisza. Statek stał przy nabrzeżu na cumach. Do śniadania mieli jeszcze tyle czasu, że po porannej toalecie wrócili do łóżka. Odczuwali potrzebę powiedzenia sobie czegoś, co jest trudno powiedzieć inaczej, niż trzymając się w objęciach, szeptem, wprost do ucha...

Spleceni uściskiem chłodnych nagich ciał kochali się długą chwilę i wspięli się na szczyt bez żywiołowego uniesienia – spokojnie, z tkliwą czułością.

Piotr patrzył na swoją dziewczynę z bezmierną czułością.

Ale Agata nie śmiała się. Uśmiechała się zaledwie, i to nie z porównania jej z boginią, ale do swojego szczęścia kobiety kochającej i kochanej bez miary i granic. Szczęścia może i zwyczajnego w zasadzie, a jednak jakże niezwykłego w formie i w potędze, w ja­kiej im było dane tej nocy!

Aga przywarła do Piotra piersiami i szeptała mu wprost do ucha, tak jak zawsze, kie­dy miała mu do powiedzenia coś niezmiernie ważnego, tajemniczego...

Dziewczyna powstrzymała Piotra pod nakazem nagłej intuicji. Niezawodny instynkt, jak w jasnowidzeniu, podpowiedział jej, że nie powinna dopuścić, aby jej mężczyzna całkowicie się przed nią odsłonił, pozbawił pancerza, bez którego mógłby poczuć się słabszy i bezbronny – z ogromną stratą dla nich obojga.

Zamilkli zauroczeni wspomnieniem zaczarowanej nocy i harmonią ich własnych myśli – wibrujących i współbrzmiących w zgodnym rezonansie, na jednej fali.

Sprowadziło ich na ziemię świergolenie budzika z głębi szuflady.

Nastawiona na nim pora alarmu była wynikiem długich i nieprostych debat młodej pary. Śniadanie wydawano w sali jadalnej statku od godziny ósmej, a zbiórkę do zwiedzania zwykle przewodnik wyznaczał na dziewiątą. O tym, aby budzik nastawić po prostu na wpół do ósmej nawet nie pomyśleli. W żadnym wypadku dla sprawy tak błahej jak śniadanie budzik nie powinien zakłócać im porannych pieszczot.

Z drugiej strony nie chcieli rezygnować z udziału w codziennych wyprawach do naj­wspanialszych zabytków starożytnego Egiptu. A doszłoby do tego nieraz z pewnością, bo żadne z nich nie miałoby ochoty spoglądać wciąż na zegarek, aby w ostatniej chwili dać sygnał do opuszczenia łoża. Jedynym wyjściem było powierzenie tej niewdzięcznej funkcji bezdusznemu i bezwzględnemu budzikowi.

Rada w radę nastawili go na godzinę wpół do dziewiątej. Jeśli w tym czasie nie byli akurat zajęci sobą, to mieli szansę przełknąć jeszcze śniadanie po drodze na zbiór­kę, a jeśli byli w trakcie miłosnych praktyk, to pozostawało im kilkanaście minut na ich spokojne zakończenie i wybrzmienie.

Przytomniejsza i praktyczniejsza Agata dbała o to, aby torba z aparatem fotograficz­nym, papierami i ratunkowym prowiantem w postaci czekoladowych wafli i kilku kar-toników z sokiem stała zawsze w pogotowiu.

Kochali się rankiem prawie codziennie. Tylko wcześniejsze, do późnej nocy trwające miłosne harce mogły sprawić, że to dopiero budzik wywoływał wyczerpanych kochanków ze snu.

Poranna miłość miała swój niepisany, milcząco uzgodniony rytuał. Była to pora nale­żąca do Piotra i jemu poświęcona. Agata nie odczuwała rankiem tak silnego pragnie­nia zbliżenia. Może nawet chętnie podrzemałaby jeszcze do ostatniej chwili. Bardzo szybko jednak, już po kilku pierwszych wspólnie spędzonych nocach, zorientowała się, że jej mężczyzna czuje inaczej.

Leżąc obok uśpionego jeszcze chłopca, wiedziona nieprzepartą ciekawością, z bi­ciem serca kładła delikatnie rękę na jego podbrzuszu i czuła, że bywa często tak pobudzony i ogarnięty pożądaniem, że pewnie najchętniej natychmiast by się w niej zanurzył...

I Aga z radością poddawała się temu pragnieniu i wychodziła mu na przeciw. Czeka­ła, kiedy otworzy oczy i podsuwała mu swoje ciało tak, aby prawie w półśnie jeszcze, sycił się rozkoszą jej posiadania.

Nabrawszy odwagi Aga zaczęła przygotowywać mu szczególnie wymyślne śniadania miłosne. Kiedy budziła się przed Piotrem, wymykała się po cichutku do łazienki i wra­cała odświeżona. Układała się obok śpiącego i delikatnie pieściła ręką jego członka. Wprowadzała tym w ostatnie sceny jego snów silne akcenty erotyczne.

Otwierał oczy w ramionach nagiej kobiety – na jego przyjęcie gotowej... i spragnionej, bo lubieżne przygotowania zwykle podniecały ją samą tak bardzo, że błyskawicznie razem osiągali szczyt miłosnego upojenia.

Piotr nigdy nie zdradził się, czy dostrzega jej machinacje. Że tak jest, mogła się tylko domyślać, bo nigdy nie dociekał, skąd biorą się jego słodkie poranne sny i jeszcze słodsze przebudzenia. Do myślenia mogło jej dawać też, dlaczego na długo przed świtem powracał z łazienki pachnący pastą do zębów?

...

Zmobilizowani budzikiem Piotr i Aga zerwali się, narzucili na siebie ubrania i z torbą w rękach pognali do jadalni. Obiegli stół obficie zaopatrzony w śniadaniowe smako­łyki, wychylili po dwie szklanki kawy i z bułkami w zębach pomknęli w stronę trapu prowadzącego na wysokie nabrzeże wyłożone zielonkawymi głazami.

W hollu zastali już licznych uczestników wycieczki, ale nie byli ostatnią z młodych par, które jak zwykle pojawiały się tuż przed wymarszem, w ostatniej z pięciu minut ła­ski darowanych przez wyrozumiałego przewodnika. Był to starszy już, korpulentny Arab w białej koszuli – dżalabii, emerytowany gimnazjalny nauczyciel historii. Dziś w programie było zwiedzanie świątyni w Edfu, z imponującą bramą, w przewodniku zwaną z grecka pylonem, i pięknymi rzeźbami boga Horusa w postaci sokoła.

Piotr i Agata nie zwrócili uwagi na mężczyznę w zielonej lekkiej kurtce i w płóciennym, miękkim kapeluszu. Stał obok pokładowego kiosku z pamiątkami i na ich widok ukrył twarz za rozłożonymi papierami, które trzymał w rękach.

Bledziutcy dziś jacyś tacy i rozedrgani jakby! Ale oczy święcą im ze szczęścia jak te wczorajsze tropikalne gwiazdy! — pomyślał zerkając w ich stronę dyskretnie, z ciepłem i czułością.

...

W tydzień później sprzedawczyni w kiosku, przy pętli tramwajowej czwórki, spojrzała prawie z ulgą na parę wysiadającą z tramwaju.


























w grudniu 1998


8




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Derwin Jerzy Więzy
Derwin Jerzy Pętle
Derwin Jerzy Songe macabre
Derwin Jerzy Lody
Derwin Jerzy Ogień
Derwin Jerzy Żywioły
Derwin Jerzy Myśl o śmierci
Derwin Jerzy Sanki
Hałas i wibracje
WIBRACJE – wpływ na zdrowie człowieka
Dynamika drgania i wibracje (2)
Wibracje podstawowe LICZB, Numerologia
WIBRACJE URODZENIOWE 4, Numerologia
Wibracje, Górnictwo i Geologia AGH, BHP i egonomia pracy, bhp i ergonomia sprawozdania laborki
S2 Negocjacje jako sposób porozumiewania się w życiu społecznym Jerzy Gieorgica wykład 8, Prywatne,
S2 Negocjacje jako sposób porozumiewania się w życiu społecznym Jerzy Gieorgica wykład 6, Prywatne,
Modelowanie narażenia na działanie wibracji
współczesne systemy polityczne, Uczelnia - notatki, dr Jerzy Silski
Stan wibracji, Opuszczanie ciała - techniki OOBE

więcej podobnych podstron