Gerard Cindi Burza namiętności





Cindy Gerard

Burza namiętności







Rozdział pierwszy



Była zakochana. Desperacko zakochana. A zakochana kobieta popełnia czasami niewybaczalne błędy – a wszystko to w imię miłości.

Chowając się głębiej w cień lasu, Tony Griffin modliła się w duchu, żeby nieuchwytny Damien jej nie zauważył. To była miłość od pierwszego wejrzenia, od chwili, kiedy zobaczyła go nieco ponad tydzień temu.

Podniosła aparat, dostosowała przesłonę do natężenia wrześniowego słońca i skierowała obiektyw w jego stronę.

Mam cię, nieczuły draniu – szepnęła, ostrożnie przechodząc na drugą stronę powalonego sosnowego pnia.

Nie miał pojęcia, że jest śledzony. Wiedziała jednak, że wkrótce wyczuje jej obecność. Pracowała szybko, żeby zdążyć przed zapowiadaną na wieczór burzą.

Wybacz mi, Damien – przeprosiła go szeptem, przybliżając nieco obraz.

Widok był wspaniały. Jego bystre oczy, ciemne jak agaty, wpatrywały się w gąszcz lasu.

Wysoki, ciemny i niebezpieczny – zamruczała z uśmiechem. – Jesteś panem swojego świata, prawda?

Jego głowa obróciła się w jej stronę. Kiedy ją spostrzegł, wydał z siebie długi, niski pomruk.

Opuściła aparat i wstrzymała oddech. Zrozumiała, że to teraz ona stanie się ofiarą polowania.

Jej serce podskoczyło gwałtownie i zatłukło się w piersi. W uszach zaczęło szumieć, przestała nawet słyszeć łoskot fal rozbijających się o skalisty brzeg jeziora jakieś sto metrów od niej.

Niebezpieczny.

Podniosła w górę obiektyw i zrobiła szybką serię zdjęć.

Warknął rozwścieczony. Siła jego głosu wstrząsnęła leśnym poszyciem i przeszyła powietrze niczym grzmot w czasie wieczornej burzy. Tony stała jak sparaliżowana, nie mogąc ruszyć się z miejsca. Zrobił dwa kroki w jej kierunku, ostrzegając w ten sposób, że posunęła się za daleko. To on tutaj rządził, nie ona.

Zdała sobie sprawę, że może umrzeć. Zanim zauważą jej nieobecność, upłynie dobre kilka dni. Nagle poczuła się bardzo samotna i bardzo przerażona. Ogarnięta nagłą falą paniki, pomyślała o wszystkich rzeczach, które chciała jeszcze zrobić w życiu. O wszystkich rzeczach, za którymi tęskniła. Ale nagle Damien odwrócił się i zniknął między drzewami.

Odetchnęła głęboko. Mrowienie w palcach przypomniało jej. że wciąż ściska w ręku aparat. Roześmiała się nerwowo, czując jak powoli przerażenie ustępuje miejsca uldze.

On mnie kocha – mruknęła z niepewnym uśmiechem. Odwróciła się i szybkim krokiem podążyła w stronę swojej chaty. – To musi być miłość – powtórzyła. Czując krążącą wciąż w żyłach adrenalinę, przyspieszyła i biegła aż do chwili, w której spostrzegła smużkę dymu unoszącą się nad dachem drewnianego domku wybudowanego pośrodku niewielkiej polany. – Inaczej byłabym już teraz martwa i nie zastanawiałabym się, czy zdążę do toalety.

Mimo że tym razem naprawdę niebezpieczeństwo było blisko, roześmiała się ze szczęścia. Udało jej się wreszcie zrobić zdjęcia Damienowi w lesie. Bez wątpienia był największym, najstraszniejszym i najpiękniejszym niedźwiedziem brunatnym w hrabstwie Kooicbiching w Minnesocie. I przez chwilę – tylko przez chwilę – należał tylko do niej.







Niewiarygodne – powiedział pod nosem Web Tucker, kiedy śmiejąca się kobieta wynurzyła się z lasu i przebiegła tuż obok niego.

Domyślił się, że to właśnie była pani Griffin, pustelniczka i zdobywczyni wielu nagród za fotografowanie dzikiej natury. Nigdy jej nie spotkał, ale znał jej prace. Znał je każdy, kto chociaż raz miał w ręku „National Geographic” albo inne czasopismo zamieszczające fotografie natury, I tak jak wszyscy, wiedział, że ma niezwykły talent.

To właśnie dlatego tu się znalazł. Tony Griffin była najlepsza. A ponieważ Web potrzebował najlepszych, opuścił niechętnie cywilizację i swoje miękkie łóżko porannym lotem z lotniska JFK, aby odnaleźć ją w puszczy i zaproponować umowę z wydawnictwem Tucker-Lanier Publishing. I od tamtej pory rzeczy miały się coraz gorzej.

Po niekończącym się, trzygodzinnym oczekiwaniu w trakcie międzylądowania na lotnisku w Minneapolis, wcisnął się do awionetki, którą po dwóch godzinach lotu dotarł do International Falls w Minnesocie. Ponieważ w lokalnej wypożyczalni samochodów nie było żadnej limuzyny, był zmuszony wynająć mały, mocno zużyty samochód.

A potem zaczęło się najlepsze. Powiedziano mu, że aby dojechać do rezerwatu niedźwiedzi, gdzie wśród lasów ukrywała się Tony Griffin, będzie potrzebował dwóch godzin. Pod warunkiem, że się nie zgubi. Niestety zgubił się, i to kilka razy. Cztery godziny i trzydzieści siedem minut później udało mu się wreszcie dotrzeć do celu. Wcześniej jednak o mało co nie rozwalił samochodu, wpadając w dziurę wielkości Alaski. Od tamtej pory auto wydawało z siebie dziwne odgłosy, jakieś stuki i trzaski, które postanowił po prostu ignorować. Zdaje się zresztą, że nie miał innego wyjścia.

Położył ręce na biodrach i rozejrzał się ponuro dookoła. Potrząsnął głową i wydał z siebie ciężkie westchnienie. Był teraz tak daleko od swojej codzienności, że nie sposób było obliczyć tej odległości w kilometrach. Był człowiekiem miasta i nie mógł już doczekać się chwili, kiedy zakończy te bliskie spotkania z krajem łosi i komarów.

To była kwestia jego zawodowego być albo nie być. A przynajmniej kwestia jego zawodowej reputacji. Właśnie dlatego musiał odnaleźć Tony Griffin.

Westchnął głęboko i powiódł za nią wzrokiem, mimo woli zaintrygowany przez tę kobietę. Dlaczego go nie zauważyła? Przecież stał na brzegu polany. Musiała być bardzo czymś zaabsorbowana.

Postanowił chwilowo się nie ujawniać. W ciszy obserwował ją, jak biegnie w stronę starej drewnianej chaty zbudowanej na polanie.

A gdzie „dzień dobry”? – wymamrotał do siebie, kiedy zniknęła już w środku.

Przez długą chwilę wpatrywał się w zamknięte drzwi. Czekał. Przybył tutaj z dyplomatyczną misją. Misją, od której powodzenia zależała jego reputacja.

Musisz być miły – upomniał sam siebie po cichu i wziął głęboki oddech. To będzie trudna przeprawa.

Schylił się i podniósł kapelusz w kolorze khaki, który spadł jej z głowy, kiedy obok mego przebiegała.

Z zamyślenia wyrwał go odgłos otwieranych drzwi. Podniósł głowę i spostrzegł, że powód jego wyprawy do Miejsca-Gdzie-Wcale-Nie-Miał-Ochoty-Przebywać stoi na progu i patrzy mu prosto w oczy z nachmurzoną miną. Jej oczy zmieniły barwę z błękitnej na ciemnokobaltową.

To teren prywatny.

No cóż, najwyraźniej nie dość, że teren był prywatny, było to również terytorium wroga. Udało mu się jakoś przywołać uśmiech na twarz. Nigdy nie było mu trudno uśmiechnąć się do kobiety. Ta akurat nie była szczególnie piękna, ale była dość ładna w naturalny, amerykański sposób.

Nie było łatwo panią znaleźć.

Założyła ręce na piersiach i spojrzała na niego podejrzliwie.

Najwyraźniej nie było to jednak takie trudne.

Podszedł do niej i wyciągnął rękę.

Nazywam się Web Tucker.

Nie ruszyła się ani o krok w jego stronę. Nie podała mu ręki, ale wyrwała mu z dłoni swój kapelusz.

Wiem, kim jesteś.

Świetnie – powiedział. Nie był tym specjalnie zaskoczony.

Przyglądała mu się przez chwilę, po czym wydała z siebie zirytowane westchnienie.

Czego chcesz, Tucker?

Znaleźć się jak najdalej stąd.

Na początek przydałaby mi się filiżanka kawy.

Oparła się biodrem o framugę drzwi i brodą wskazała coś, co ledwo można by nazwać drogą.

Driftwood Cafe – zaproponowała bez uśmiechu. – Jakieś trzydzieści kilometrów w stronę, z której przyjechałeś, po lewej stronie drogi. Nie sposób przeoczyć. Mają tam też dobrą szarlotkę.

Miała rację. Nie sposób było przeoczyć Driftwood Cafe, zwłaszcza że, szukając drogi, trzy razy znalazł się na skrzyżowaniu, przy którym był ów lokalik. Zaśmiał się cicho z siebie, z tej głupiej sytuacji i z jej nieprzyjaznej miny.

Nie jesteś zbyt gościnna, nieprawdaż?

Pracuję, panie Tucker. I skończę najwcześniej za jakieś pięć godzin. – Zeszła po kilku stopniach prowadzących do drzwi chaty i ominęła go.

Świetnie. – Przywołał na twarz kolejny uśmiech. – Wobec tego poczekam, aż skończysz i będziemy mogli porozmawiać.

Zatrzymała się, spojrzała na niego i wzruszyła ramionami.

Jak sobie życzysz.

Web stanął z boku i przyglądał się jej, jak krząta się w obrębie czegoś, co można by nazwać podwórkiem.

Promienie późno popołudniowego słońca wydobywały złote błyski z jej włosów, związanych w luźny, niedbale spleciony warkocz. Wymykające się z niego kosmyki otaczały jej twarz i łaskotały w kark. Małe listki i gałązki wplątały się w jedwabiste pasma jak w pajęczynę,

Web podszedł do schodków prowadzących na werandę, usiadł na najniższym stopniu i oparł łokcie na kolanach, zdecydowany czekać do skutku. Tony będzie musiała w końcu z nim porozmawiać.

Siedząc, rozglądał się po polanie, ale jego wzrok mimowolnie wciąż powracał do Tony. Po chwili poddał się i zaczął się jej przyglądać, przypisując swoje zainteresowanie jej osobą nudzie. Tak naprawdę to w ogóle mu się nie podobała.

Nuda. To słowo było doskonałym podsumowaniem. Był na tym odludziu nie dłużej niż dwie godziny, a już czuł się śmiertelnie znudzony. Znudzony drzewami, samotnością, panującą dookoła koszmarną ciszą lasu. Tęsknił już za tętniącym życiem Nowym Jorkiem, za jego światłami, za szybkością, z jaką toczyło się tam życie. Nie mógł sobie pozwolić na zbyt długą nieobecność w redakcji swojego pisma, ale z drugiej strony, jak słusznie zauważyła Pearl, jego sekretarka, nie mógł też sobie pozwolić na uniknięcie tego wyjazdu. Musiał udać się tu osobiście, żeby zachęcić niepowtarzalną Tony Griffin do współpracy.

A jednak, kiedy wyłoniła się z małej szopy, trzymając w rękach rondle wypełnione czymś, co wyglądało na psią karmę, stwierdził, że podoba mu się ten widok. To było głupie. Zastanawiał się, skąd, u diabła, wzięło się to zainteresowanie. Nie była w jego typie. Właściwie to nawet nie był pewien, czy była w typie kogokolwiek.

Jaki mężczyzna zainteresowałby się tą drobną kobietą, która wolała czworonożne mięsożerne drapieżniki od ludzi i której garderoba składała się najwyraźniej tylko z ubrań w różnych odcieniach khaki? Jej skłonność do burych kolorów upodabniała ją do żołnierza – zwłaszcza że na domiar złego nosiła jeszcze brudnobrązowe, brzydkie, wysokie, wiązane buty.

Wyciągnął nogi, skrzyżował je w kostkach i oparł się łokciami o kolejny stopień, przygotowując się na długie oczekiwanie. Pomimo stroju Tony nie udało się kompletnie ukryć faktu, że jest kobietą. Przyglądając się jej przez zmrużone oczy, dostrzegł delikatne wybrzuszenia pod kieszeniami jej koszuli. Inteligencja podpowiedziała mu, że mogą to być piersi. Prawdopodobnie nawet ładne, ale wyraźnie było widać, że Tony nie ma w najmniejszym stopniu ochoty ich eksponować. A mogłoby to dodać jej dużo uroku.

Przechylił na bok głowę, obrzucił ją długim spojrzeniem i stwierdził, że nogi ma też nie najgorsze, jeśli oczywiście pominie się ślady po ukąszeniach owadów oraz rozliczne siniaki i zadrapania. No i musiał przyznać, że ma pierwszorzędną pupę. Nawet workowate szorty nie były w stanie ukryć tego faktu.

Ukryć” to chyba było najważniejsze w tym wszystkim słowo. Nie znał tej kobiety, ale sporo o niej słyszał. A wszystko, co mówiono mu o Tony Griffin o słodkich piersiach, zdecydowanie zgrabnych pośladkach i błyszczących anielskich włosach wskazywało na to, że bardzo chciała ukryć wszystko, co jej dotyczyło.

Nie była typem kobiety, którą mógłby zrozumieć.

I to nie z powodu braku atrakcyjności. Miała ładne niebieskie oczy, które zapewne rzucały wesołe błyski, kiedy się śmiała. Do tej pory widział je tylko w kolorze ołowiu, przywodzące na myśl ciężkie deszczowe chmury. Jej usta były pełne, nos dość uroczy, czoło i kości policzkowe wysokie. Z odrobiną makijażu byłaby naprawdę niczego sobie.

To takie kobiety rozumiał. Kobiety, które wiedziały, jak się umalować, jakie ubrania nosić i jak układać włosy. Rozumiał zadbane paznokcie, powłóczyste spojrzenia i wysokie obcasy. Doceniał wyrafinowanie, ambicje i grę, nieodłączne w scenerii miejskich randek.

Nie rozumiał za to kobiety, która pachniała śródkiem odstraszającym owady i której jedynym przejawem wyrafinowania był drogi aparat fotograficzny, który trzymała w ręku, kiedy przebiegała obok niego.

Upłynęło pół godziny, zanim stracił cierpliwość i postanowił, że spróbuje jednak nawiązać jakąś rozmowę. Chciał, żeby Tony podpisała umowę, a potem miał zamiar wynieść się stąd do wszystkich diabłów. Waśnie wstał i otrzepywał spodnie, kiedy poczuł mrowienie na karku.

Był obserwowany.

Powoli odwrócił głowę. I zamarł.

Kilkanaście metrów dalej stał niedźwiedź, wyglądający jakby miał zamiar połknąć go jednym, krwawym kęsem. Zwierzę stało na tylnych nogach i wydało z siebie niski, długi pomruk.

Wszystkie mięśnie jego ciała napięły się. Instynkt podpowiadał mu, że powinien natychmiast uciekać. Miał właśnie puścić się w najszybszy bieg w swoim życiu, kiedy wyczuł obok siebie czyjąś obecność.

Nie ruszaj się – powiedziała Tony cichym, spokojnym, ale śmiertelnie poważnym głosem. Nie słyszał, jak się zbliżała, tak samo zresztą jak nie usłyszał nadchodzącego niedźwiedzia.

Teraz w uszach brzmiał mu jedynie ostrzegawczy pomruk zwierzęcia i szum pędzącej w żyłach krwi. Mimo że miał ochotę uciekać, to tak naprawdę nie mógł się ruszyć z miejsca. Widok niedźwiedzia o potężnych zębach i ostrych jak sztylety pazurach, wpatrującego się w niego błyszczącymi oczami i węszącego, przykuł go do miejsca.

Czy masz przy sobie jakieś jedzenie?

Nie spuszczając z oka potężnego zwierzęcia, Web spróbował sobie przypomnieć, co ma w kieszeniach.

Nie! Zaczekaj, mam! Czekoladki miętowe – powiedział, przypominając sobie, jak kupił je w automacie na lotnisku.

Wyjmij je bardzo powoli. Żadnych szybkich ruchów. A teraz rzuć je przed siebie. Dobrze. Powoli unieś dłonie i pokaż mu, że są puste.

Web zrobił dokładnie to, o co go prosiła. Niedźwiedź rzucił mu ostatnie spojrzenie, po czym opadł na cztery łapy i, węsząc, podszedł do leżących na ziemi czekoladek. Z podziwu godną zręcznością rozdarł opakowanie, zjadł jego zawartość i ciężkim krokiem ruszył w stronę jednego z rondli z psim jedzeniem, które Tony porozkładała wokół polany.

Web odetchnął głęboko, zebrał resztki swojej godności i z trudem wyczarował uśmiech.

Pierwsza lekcja przetrwania w dziczy – powiedział, spoglądając na jej pobladłą twarz. – Nigdy nie stawaj niedźwiedziowi na drodze do przekąski. Chyba że sam chcesz zostać przekąską.

Ten żart, o ile uspokoił go trochę, o tyle na Tony nie zrobił najmniejszego wrażenia.

Lekcja numer dwa. Nie należy nosić przy sobie przekąsek. – Ominęła go i weszła po kilku schodkach na werandę, kciukiem wskazując na drogę. – Oscar jest tylko jednym z wielu niedźwiedzi, które kręcą się tutaj o tej porze, szukając jedzenia. Nie wszystkie są równie przyjazne. Gdybym była tobą, wyjechałabym, póki ich nie ma. Autostrada i cywilizacja są w tamtym kierunku.

Stał, wpatrując się w drzwi, które za sobą zamknęła. Przeczesał dłonią włosy, zawstydzony tym, że wciąż czuje się trochę roztrzęsiony.

Dobrze się bawisz, Tucker? – zamruczał pod nosem i wszedł jej śladem po schodkach, upewniwszy się wcześniej, że niedźwiedź wciąż jest daleko.

Nie, wcale się dobrze nie bawił. Jak do tej pory, został zmuszony do wyjazdu z Nowego Jorku, wytrzęsło go w małej, blaszanej puszce na kółkach, zgubił się kilkanaście razy, a na miejscu przywitała go ubłocona wojowniczka w żołnierskich butach, która niechętnie uratowała go przed pożarciem przez niedźwiedzia.

Nie, to wcale nie było zabawne. Właściwie to był teraz bliski wściekłości. I nie chodziło tu tylko o to, że znalazł się na obcym terenie. I nawet nie o to, że Tony Griffin nie była nawet na tyle uprzejma, żeby chociaż wysłuchać jego propozycji. Chodziło o to, zdał sobie sprawę, że to ona kontrolowała sytuację. A on nie był do tego przyzwyczajony. I to go irytowało.

To było jej terytorium. On rządził w świecie sal konferencyjnych, sypialni, kolacji w najdroższych restauracjach, spadków i wzrostów na giełdzie. Nie musiał radzić sobie z wyboistymi drogami, drewnianymi chatami, całymi hektarami lasu i prawdziwymi niedźwiedziami. I nie musiał sobie radzić z takimi obcesowymi odmowami.

To była fatalna pomyłka ze strony pani Griffin. Nie lubił, żeby mu odmawiano. A najbardziej nie lubił, jak odmawiano mu, zanim miał szansę przedstawić swoje argumenty.

Nie podobało mu się tutaj, ale nie miał zamiaru pakować swoich zabawek i wracać z podwiniętym ogonem do domu. Tony powiedziała, że wie, kim on jest. Gdyby naprawdę go znała, to wiedziałaby też jedną bardzo ważną rzecz na jego temat – nie zawsze grał fair, ale zawsze grał, aby wygrać, a ta gra wcale się jeszcze nie skończyła.

Znajdzie sposób, żeby ściągnąć Tony Griffin do Nowego Jorku. Właściwie to pomysł utarcia nosa wścibskiej pani fotograf sprawił mu przyjemność. Uśmiechnął się do siebie tym samym gładkim uśmiechem, który zapewnia! mu głosy na posiedzeniach zarządu i podbijał serca kobiet.

Z determinacją wszedł po schodach. Załatwi sprawę i wróci do domu. Dobra, pani Griffin. Igrzyska uważam za otwarte.



Rozdział drugi



W chwili, w której Web podniósł rękę, żeby zapukać do drzwi chaty, zadzwonił jego telefon komórkowy. Wyłowił go z kieszeni, sprawdził, kto dzwoni, i wydał z siebie długie westchnienie.

Tak, Pearl – powiedział zmęczonym głosem.

Usiadł na najwyższym stopniu schodków, a zdecydowany głos Pearl Reasoner zapytał go, jak minęła podróż i czy udało mu się odnaleźć Tony Griffin. Pearl, poza tym, że pracuje jako jego sekretarka, jest również jego matką chrzestną. A ostatnio także powodem bolesnego pulsowania w prawej skroni.

Miał zamiar wysłać na tę wyprawę dyrektora wykonawczego Price'a albo swojego zastępcę, Hawkinsa. Ale Pearl nalegała, żeby zajął się tym osobiście. Osobiście poleciał do Minnesoty i osobiście przekonał Tony Griffin do podpisania kontraktu, dzięki któremu jego nowy magazyn, „Świat Natury”, odniesie sukces.

Pearl opowiadała coś o świeżym powietrzu i lodowatych jeziorach, ale on już jej nie słuchał, przypominając sobie rozmowę, jaką odbyli poprzedniego dnia w biurze. Pearl była głucha na wszystkie jego argumenty.

Jeśli jesteś wydawcą i do tego chcesz zdobyć CC. Bozemana, to potrzebujesz Tony Griffin. Jeśli jej zdjęcia nie znajdą się w pierwszym wydaniu «Świata Natury», to Bozeman nie wykupi reklam.”

Jego argumenty, że przecież nie ma czasu na przygodę w dziczy, wywołały tylko jej głębokie westchnienie.

Webster, jesteś wypalony i zmęczony wszystkimi zmianami, które zaszły w firmie od czasu fuzji. Przerwa naprawdę dobrze ci zrobi.”

W słuchawce Pearl kontynuowała opowieść o tym, jak cudownie by było, gdyby sobie powędkował w czasie tego pobytu.

Utkwił wzrok w grupie drzew i próbował ignorować Pearl, którą kochał pomimo jej wtrącania się. To prawda, pracował ciężko. Miał dość wyścigu szczurów. W wieku trzydziestu pięciu lat osiągnął sukces finansowy, a jednak czuł, że wciąż czegoś mu brakuje.

Nie sądził jednak, że znajdzie to coś w Minnesocie, uganiając się za kobietą, która słynęła nie tylko z doskonałych zdjęć, ale również i z tego, że unikała wszystkiego, co choćby przypominało cywilizację.

Sądzę, że słyszałeś już o Jimmym Lawlerze z księgowości?

Monolog Pearl nagle przerwał tok jego myśli. Mógł wyobrazić sobie ją, jak stoi pochylona nad jego biurkiem. Z tego, co wiedział, miała siedemdziesiąt lat, chociaż przyznawała się tylko do pięćdziesięciu ośmiu.

I na tyle zresztą wyglądała, ze swoimi szczerymi zielonymi oczyma, starannie ułożoną fryzurą i nienagannym makijażem.

Miał czterdzieści lat – powiedziała, po czym zamilkła, żeby upewnić się, czy Web na pewno jej słucha. – Umarł w zeszłym tygodniu. Zawał serca. I wiesz, czego na pewno nie będzie na jego nagrobku? „Chciałby spędzać więcej czasu w biurze”.

Web powrócił myślami do Tony Griffin, ukrytej w domku za jego plecami.

Webster…

Przecież tu przyjechałem – powiedział, ponieważ czasami łatwiej było się po prostu poddać. I dlatego, że Pearl miała rację. Potrzebował Tony Griffin, jeśli chciał zapewnić „Światowi Natury” dobry start. – Nie wystarczy ci?

Tylko jeśli obiecasz, że tam zostaniesz co najmniej przez dwa tygodnie. I chciałabym, żebyś ten czas dobrze wykorzystał. Dwa tygodnie wystarczą na sprowadzenie jej tutaj, zaaranżowanie sesji i przygotowanie na czas pierwszego wydania. Kochanie, włożyłam ci do aktówki kilka broszur. Znalazłeś je?

Tak, znalazł. Błyszczące zdjęcia domku myśliwskiego w lasach przy granicy z Kanadą. I kilka zdjęć rozpromienionych wędkarzy z oparzeniami słonecznymi, którzy podnosili do obiektywu swoje zdobycze.

Pearl, na miłość boską, przecież wiesz, że nie wędkuję. I nie mam zamiaru wędkować. Jest tutaj tyle komarów, że wampir by umarł z głodu. No i pojawiają się tutaj niedźwiedzie, Pearl. Prawdziwe niedźwiedzie Z kłami i pazurami i ogromnymi apetytami na miętowe czekoladki. Jeden z nich o mało co mnie nie pożarł pięć minut temu. Tak więc wrócę, jak tylko uda mi się wyciągnąć tę kobietę z jej matecznika.

Dopiero za dwa tygodnie i ani dnia wcześniej – powtórzyła Pearl tonem, w którym była zarówno czułość, jak i niezłomna, żelazna wola.

Web potarł dłonią twarz. Został w to wszystko wrobiony. Pearl samowolnie udała się do sklepu CC. Bozemana i wykupiła co najmniej połowę tego, co było na półkach. Kiedy wrócił do domu, wszystko już na niego czekało. Pakując ubrania do nowiutkiej torby podróżnej CC. Bozemana nie miał już siły z nią dyskutować.

Tydzień – powiedział, bo w końcu to on był szefem. A przynajmniej był nim, kiedy Pearl pozwalała mu tak myśleć. – Ale przysięgam, że powiesz tylko jedno słowo…

Zgoda. A teraz przestań się dąsać, Webster. Jesteś już tam, prawda? Osiągnęliśmy już naprawdę dużo jak na jeden dzień.

My nie osiągnęliśmy nic. Ale za to ty…

Ruszyłam z miejsca kogoś, kto był do niego przyrośnięty. Wierz mi, to było bardzo wyczerpujące.

Taaak. Wyczerpujące. Tak jak wyczerpujące było myślenie o kolejnej osobie, którą trzeba było ruszyć z miejsca, a która najwyraźniej nie miała na to najmniejszej ochoty.

Podskoczył na widok kolejnego niedźwiedzia wysuwającego się z lasu na polanę.

Pearl mogła zapomnieć o jego dwutygodniowych wakacjach. Jeszcze przed północą znajdzie się w samolocie, trzymając w rękach podpisany kontrakt. Pod warunkiem, oczywiście, że wciąż jeszcze będzie miał obie ręce.







Tony przytrzymała drżącą ręką poobijany miedziany czajnik pod kranem, z którego woda ciekła cienkim strumyczkiem. Web Tucker. To ostatni człowiek, którego mogła się tu spodziewać. Ostatni człowiek, którego mogłaby spodziewać się gdziekolwiek. Jej życiową dewizą było unikanie facetów takich jak on.

No dobrze, przyznała, zapalając zapałką palnik starego, ogromnego piecyka gazowego i ustawiając na nim czajnik. Jej życiową dewizą było unikanie jego, a nie mężczyzn takich jak on.

Web Tucker był wnukiem Fultona Tuckera ze sławnej Tucker-Lanier Publishing Group w Nowym Jorku. Był również jej byłym pracodawcą i źródłem jednego z najbardziej wstydliwych wspomnień w jej życiu.

Spojrzała przez ramię w stronę drzwi wejściowych i poczuła, jak serce mocno bije jej w piersi. Nakazała sobie wziąć się w garść. Nakazała sobie zignorować i to, że Webster nie poznał jej.

A wiec jestem niezauważalna – wymruczała i otworzyła mały kredens w poszukiwaniu kubka. Robiąc to, zauważyła swoje odbicie w oknie nad zlewem i natychmiast zrobiło się jej niedobrze.

Dwanaście lat. Upłynęło dwanaście lat od chwili, w której ostatni raz widziała Weba Tuckera. Biorąc pod uwagę, że ona sprzedawała zdjęcia do gazet, a on wydawał gazety, wiedziała, że któregoś dnia znowu go spotka, nieważne, jak bardzo będzie się starała go unikać. Wielokrotnie wyobrażała sobie to spotkanie. Scena zawsze wyglądała tak samo. Ona starannie ubrana, wyglądająca jak uosobienie sukcesu, profesjonalizmu i stylu. On oszołomiony widokiem kobiety, którą się stała.

No cóż, był oszołomiony. Sięgnęła ręką i wyciągnęła liść z włosów. Wrzuciła go do śmieci, po czym wzięła do ręki ściereczkę do naczyń, żeby usunąć z twarzy błoto. Zastanawiała się chwilę nad oczyszczeniem nóg, po czym odrzuciła ściereczkę daleko od siebie. Tylko cały dzień w salonie kosmetycznym Elizabeth Arden mógł pomóc jej w doprowadzeniu się do porządku.

Niechętnie podeszła do okna, odchyliła zasłonę i wyjrzała na zewnątrz. Web stał na werandzie, rozmawiając przez telefon, zwrócony do niej profilem. Wyglądał dokładnie jak człowiek, którego chciała zapomnieć.

Boże, był po prostu cudowny! Upływ lat widać było jedynie w głębi spojrzenia jego niebieskich oczu i sile wyrazu rysów jego pięknie wyrzeźbionej twarzy.

Zaskoczył ją, pojawiając się tutaj jak grom z jasnego nieba. A ona chowała się w domu jak głupia nastolatka.

Woda zagotowała się i czajnik zagwizdał. Podeszła do piecyka i wyłączyła palnik. Webster na pewno nie miał zamiaru odjechać, zanim nie powie jej, o co mu chodzi. Teraz, kiedy już ochłonęła po pierwszym szoku, było jej wstyd, że zachowała się jak tchórz.

Poza tym górę zaczynała brać ciekawość. Co Web Tucker – potęga rynku wydawniczego, człowiek miasta, biznesmen zatrudniający miliony ludzi – co robił tutaj, w tej dziczy? I dlaczego tak wiele zrobił, żeby ją tu odnaleźć?

Kiedy otworzyła szeroko drzwi, Web właśnie chowa! swój telefon do kieszeni.

Cóż – powiedział zaskoczony. – Witam ponownie.

Jeśli masz ochotę na herbatę – powiedziała bez wstępów – to zapraszam. Na ziołową – dodała niemal wyzywającym tonem.

Brzmi świetnie.

Odwróciła się na pięcie i zostawiła go w drzwiach. Wyjęła dodatkowy kubek z kredensu, sprawdziła, czy jest czysty, a potem napełniła obydwa kubki gorącą wodą.

Nie ma jak w domu – powiedział Web, kiedy ustawiała kubki na małym chromowanym stoliku.

Wyjęła dwie łyżeczki z szuflady. Zamykając ją biodrem, podążyła oczami za jego wzrokiem, badającym wnętrze domku, widząc je tak, jak zobaczyła je pierwszy raz, ponad miesiąc temu.

Prostota, to było odpowiednie słowo. Prostota i spartańskie warunki. Jak wiele tego typu domków na północy, ten miał jeden pokój z małą łazienką, dobudowaną później, kilka lat po tym, jak go wzniesiono w latach trzydziestych.

Ściany zrobione były z drewna sosnowego, które przez lata nabrało ciepłego, miodowego koloru. Podłoga również była sosnowa – wytarta i wypolerowana od chodzenia. Duży, szaroniebieski dywan – kto wie, jak stary – leżał na środku pokoju.

Kuchnia składała się z kilku szafek, które ktoś wiele lat temu pomalował na ciemnoniebiesko, małego żelaznego zlewu, wyszczerbionego piecyka i lodówki pochodzącej tak na oko z lat sześćdziesiątych. Trzeba ją było co tydzień rozmrażać, bo inaczej w małym zamrażalniku robiły się sople.

Na środku pokoju stał stół. Tony zerwała kilka dni wcześniej trochę kwiatów, intensywnie pomarańczowych, jasnożółtych i śnieżnobiałych. Kwiaty jednak zwiędły już jakieś dwa dni temu i dziś były tylko smutnym przypomnieniem tego, jak bardzo lokatorka tego domku jest zajęta. Tak jak nieposłane podwójne łóżko pod ścianą, z którego można było zrobić kanapę. Ponieważ Tony pracowała od świtu do zmierzchu i miała bardzo niewielu gości, rzadko je składała. Na przeciwległej ścianie był mały kominek, w którym wolno płonęły drwa.

Tak. Wystrój spartański. Ale domek miał elektryczność i działający przez większość czasu telefon, więc i tak był pałacem w porównaniu z zabłoconymi, brudnymi miejscami, w których Tony mieszkała w trakcie swych podróży po świecie. Jednak najwyraźniej Web Tucker, człowiek przyzwyczajony do dekoratorów wnętrz, włoskiego marmuru i sprowadzanych ze wschodu dywanów, uznał go za coś porównywalnego do noclegowni dla bezdomnych.

Przyciągnęła sobie krzesło i, położywszy łyżkę obok jego kubka, otworzyła puszkę ze swoją ulubioną herbatą.

Rumianek i mięta z odrobiną kwiatu róży – powiedziała.

Chętnie spróbuję.

Jak mnie znalazłeś? I dlaczego w ogóle mnie szukałeś?

Web zanurzył swoją torebkę z herbatą w wodzie gestem, którego nie powstydziłby się angielski dżentelmen pijący herbatkę ze swoją ciotką.

To nie jacie znalazłem. To moja sekretarka. Twój agent cię wydał. Co zresztą powinno już odpowiedzieć ci na twoje drugie pytanie. Mam dla ciebie pracę, jeśli oczywiście będziesz zainteresowana.

Nie jestem. – Wrzuciła herbatę do parującej wody i sięgnęła po cukier. – Mam już pracę.

Odchylił się do tyłu, przerzucając jedną rękę przez oparcie. Emanował siłą i opanowaniem.

Cokolwiek to jest, zapłacę ci podwójnie.

Tym razem się uśmiechnęła.

Przechylił głowę, przyglądając się jej uważnie.

Dlaczego to takie zabawne?

Zamieszała herbatę.

Dlatego, że nic razy dwa to w dalszym ciągu nic. Dlatego, że gdyby zależało mi na pieniądzach, fotografowałabym modelki albo pracowałabym w reklamie.

Ale musisz przecież coś jeść, prawda? Dlaczego nie chcesz mnie wysłuchać?

Tony wypiła łyk gorącej herbaty i spojrzała mu w oczy,

Posłuchaj mnie, Tucker…

Mam na imię Web.

Posłuchaj, Web – powtórzyła po chwili wahania, zastanawiając się, jak wiele kobiet oprócz niej topniało w środku tylko na dźwięk jego głosu, miękkiego jak aksamit i upajającego jak mocne wino, które z wiekiem stawało się coraz lepsze – Jeśli chcesz, żebym zrobiła dla ciebie sesję zdjęciową, skontaktuj się z moim agentem. Jeśli uzna, że to mnie zainteresuje, będzie z tobą rozmawiać. Zresztą nie wiem, dlaczego nie zadzwoniłeś do niego, zamiast tu przyjeżdżać,

Nie chodzi mi o sesję zdjęciową – powiedział dobitnie. – Chodzi mi o pracę. I przyjechałem tu osobiście, ponieważ chciałbym zaproponować ci umowę na wyłączność.

Powoli wypiła kolejny łyk herbaty. Wraz z delikatnym zapachem rumianku i mięty do jej nozdrzy dotarł Jego zapach, połączenie zapachu mężczyzny, przypraw I bogactwa. Od dawna nie czuła niczego poza wonią świeżego powietrza, sosen i płynu na komary. A jeszcze więcej czasu upłynęło od chwili, kiedy zatęskniła za byciem z mężczyzną i za wdychaniem jego oszałamiającego zapachu.

Ale to nie była chwila na takie tęsknoty. Teraz… Chwileczkę. Co on powiedział?

Przepraszam?

Pochylił się do przodu i postukał nieświadomie kciukiem o kubek.

Umowa na wyłączność. Tucker-Lanier.

Przeniosła spojrzenie z jego oczu – pięknych oczu o barwie cynamonu – na jego dłonie, świadoma ich siły i wagi jego propozycji. Kiedyś rzuciłaby się na nią jak wygłodniały kot.

Przykro mi, ale straciłeś tylko czas. Pracuję wyłącznie na zlecenie. Nie wiążę się z nikim na stałe.

Zmarszczył brwi, tak jakby nie mógł uwierzyć, że mu odmówiła. Nie było jeszcze na świecie fotografa, który z góry odrzucił jego propozycję – oprócz niej oczywiście.

Nawet jeśli będziesz miała całkowitą niezależność? – zapytał spokojnie, pochylając się do przodu. – Całkowitą wolność w podejmowaniu decyzji? Nieograniczone środki na pokrycie kosztów? I wszystko to za roczną pensję? – Wyciągnął notatnik z kieszeni nowiuteńkiej, sportowej koszuli i napisał w nim jakąś liczbę. Wyrwał kartkę papieru i przesunął po stole w jej stronę.

Kiedy zobaczyła sumę, otworzyła szeroko oczy.

Nie mówisz chyba poważnie.

Jestem śmiertelnie poważny.

Nie rozumiem. Dlaczego ja?

Web przyglądał się siedzącej naprzeciwko niego kobiecie w wojskowym ubraniu. Zauważył, że trochę się oczyściła, co oznaczało, że tli się w niej jednak jakaś iskierka kobiecej próżności. No i dostrzegł dołeczek w jej lewym policzku. Zachował te informacje w pamięci, w razie gdyby mogły mu być kiedyś przydatne.

Dlaczego ty? Dlatego, że jesteś dobra. A ja potrzebuję dobrych ludzi. To proste. I to naprawdę jest świetna umowa, Tony – podkreślił. – Będziesz zajmowała się zdjęciami do nowego magazynu, „Świat Natury”, który zamierzamy wydać w ciągu pół roku. W każdym wydaniu będą wyłącznie zdjęcia Tony Griffin.

Spojrzała na niego ponuro, co z jakiegoś powodu trochę go rozbawiło. Bardzo się starała, żeby wyglądać surowo. A to naprawdę nie pasowało do jej łagodnych niebieskich oczu i długich rzęs, nie wspominając już u lekko opalonej cerze, która bez pokrywającego ją wcześniej błota wyglądała na miękką i delikatną.

W dalszym ciągu nie rozumiem. – Zmarszczyła swoje pięknie wygięte brwi. – Jest przecież kilku dobrych fotografów, z większym doświadczeniem i z większymi umiejętnościami, którzy na pewno nadaliby większy prestiż twojemu magazynowi.

Aha. Więc nie była zarozumiała. To go wyraźnie ucieszyło.

Nie chcę innego fotografa. Chcę ciebie. Nie potrzebuję dodatkowego prestiżu, Tucker-Lanier już go ma. Potrzebuję twojego punktu widzenia. Podoba mi się sposób, w jaki patrzysz na świat. Podoba mi się twoja praca. I właśnie dlatego ciebie wybrałem.

Tony wstała, podeszła do drzwi i otworzyła je. Wsunęła dłonie do tylnych kieszeni spodni i skrzyżowała nogi, wyglądając na zewnątrz.

Ta poza podkreślała szczupłość i długość jej nóg. Włożone w kieszenie ręce naciągnęły trochę jej workowate szorty na biodra, ukazując ich kształt. Web poczuł nagły, kompletnie niespodziewany przypływ podniecenia.

Cholera. To było szaleństwo. Wcale mu się przecież nie podobała. Gdyby CC. Bozeman, który był głównym reklamodawcą i głównym czynnikiem mającym wpływ na powodzenie „Świata Natury” nie nalegał, że to ma być Tony i tylko Tony, Web nie siedziałby tutaj, próbując ją obłaskawić.

Posłuchaj – powiedziała w końcu. – Jest mi miło i doceniam twoje zainteresowanie, ale, niestety, nie mogę ci pomóc. Nie chcę być związana umową. – Spojrzała na niego. W jej oczach był jakby cień żalu, ale szybko odwróciła głowę. – Przykro mi, ale moja odpowiedź wciąż brzmi: nie.

Wyszła na zewnątrz, zostawiając go przy stole, wpatrującego się w jej oddalające się plecy.

Uparta jak cholerny osioł – powiedział cicho do siebie.

No cóż, wcześniej miał już do czynienia z osłami. Jego dziadek był jednym z większych. Wprawdzie zabierało to dużo czasu, ale Web zawsze w końcu jakoś go przekonywał do swoich pomysłów.

Spojrzał ponuro na drzwi, w myślach żegnając się ze swoim planem nocnego powrotu do domu.

Dobra. Do jutra uda mu się ją przekonać. Każdy ma swoją cenę, a Tony nie była wyjątkiem od tej reguły.

Wstał i podszedł do progu, marszcząc gniewnie czoło. Robiło się późno. Ochłodziło się również o kilka stopni, ponieważ słońce chyliło się właśnie ku zachodowi i zerwał się wiatr. Zbiorowisko dużych, czarnych chmur zbliżało się od zachodu. Żadna z tych rzeczy mu się nie podobała. Stracił cholernie dużo czasu, żeby się tutaj dostać, a to było w ciągu dnia. Szukanie drogi do International Falls w ciemności i w padającym deszczu zapowiadało się na jeszcze większą porażkę.

W oddali, koło rondli z jedzeniem, około dziesięciu niedźwiedzi lizało łapy i ocierało się grzbietami o drzewu. Pomiędzy dwoma młodymi niedźwiedziami wybuchła jakaś sprzeczka, która szybko się zakończyła, kiedy Jeden ze starszych posłał im niski, ostrzegawczy pomruk.

Zwierzęta wciąż wyglądały na głodne, pomyślał, niezbyt ucieszony perspektywą przejścia w ciemności kilkuset metrów do miejsca, gdzie zaparkował samochód. Zwłaszcza że dookoła mogła krążyć kolejna grapa tych bestii, poszukujących świeżego mięsa i słodyczy.

A jeśli już mowa o jedzeniu, to Web umierał z głodu, Tak samo zresztą jak komary. Zabił jednego na swojej szyi. Teraz, kiedy robiło się ciemno, po prostu kłębiły się wokół niego.

Jego nieprzyjazna gospodyni wyłoniła się zza stodoły, niosąc naręcze drewna.

Powinieneś już jechać – powiedziała mijając go w progu. – Masz przed sobą dwie godziny jazdy, a na dodatek to jest ostatni tydzień sezonu wędkarskiego i będzie ci bardzo trudno znaleźć jakieś miejsce do spania w mieście. A jeśli zacznie padać, to możesz się zgubić.

Nie miał zamiaru wracać po ciemku do miasta.

Po drodze minąłem kilka hoteli.

Będą zajęte. Najlepszym wyjściem jest powrót do Falls.

Najlepszym wyjściem był powrót do Nowego Jorku, ale przez jej upór dzisiaj nie znajdzie się bliżej niż trzy tysiące kilometrów do Fifth Avenue.

No cóż – powiedział, kiedy w oddali rozległ się pomruk pierwszego grzmotu, a wiatr przybrał na sile. – Jeśli jesteś pewna, że nie dasz się namówić…

Nie dam – przerwała mu. – Przykro mi, że zadałeś sobie tyle trudu na próżno.

Musiałem spróbować – powiedział lekkim tonem. – Poza tym to nie była kompletna strata czasu. Teraz mogę powiedzieć, że byłem w Minnesocie. I że omal nie zostałem pożarty przez niedźwiedzia.

Przeniosła spojrzenie z niego na niedźwiedzie. Przez chwilę nad czymś myślała, po czym niechętnie zaproponowała:

Czy chcesz, żebym odprowadziła cię do samochodu?

Męska duma z ledwością wzięła górę nad strachem.

Nie musisz. Dam sobie radę – powiedział z trudem. Nie miał zamiaru chować się za jej plecami, nawet jeśli byłby to ładny widok.

Zawahała się, po czym wzruszyła ramionami.

No dobrze. Jeśli nie zejdziesz ze ścieżki, to nie będziesz miał żadnych problemów z tubylcami. – Wskazała głową grupę niedźwiedzi zebranych dookoła pożywienia, po czym przeszła przez próg i zatrzasnęła za sobą drzwi.

W zamyśleniu Web spojrzał w stronę ścieżki, która prowadziła do małej polanki, gdzie zostawił samochód. Zastanawiał się, z jakim przyjęciem się spotka, kiedy pojawi się nazajutrz z nowym zestawem argumentów.

W oddali znowu rozległ się grzmot. Tym razem głośny. Web spojrzał w górę, obserwując, jak ostami fragment błękitu poddaje się ciężkim, ołowianym chmurom. Duża kropla deszczu spadła mu dokładnie między oczy.

Cudownie – powiedział zmęczonym głosem i pobiegł w stronę ścieżki.



Rozdział trzeci



Tony wzięła prysznic i natarła ciało kremem. Od dawna już tego nie robiła. Włożyła bawełnianą, miękką, różową piżamę i ciepłe skarpetki. Dorzuciła kilka drewien do kominka, spoglądając przez okno na rozświetlone błyskawicami niebo.

Susząc włosy ręcznikiem, odliczała z przyzwyczajenia:

Raz, dwa, trzy…

Huk grzmotu przerwał jej, wprawiając w drżenie ściany niewielkiego domku.

Było blisko. – Spojrzała w górę, na dach, o który bębniły krople deszczu.

Wspinając się na palce, sięgnęła po lampę oliwną ustawioną na najwyższej półce regału wypełnionego westernami i almanachami dla farmerów z lat trzydziestych. Biblioteka Charliego Ericksona była niewielka, ale bardzo ją lubił – widać było, że wszystkie książki i magazyny były czytane po wiele razy.

Zamiast martwić się, czy Web Tucker zdołał dotrzeć do głównej drogi przed burzą, Tony zaczęła się zastanawiać, jak miewa się Charlie. Poruszane potężnymi uderzeniami wiatru gałęzie uderzały w drewniane ściany chatki.

Spokojnie, ten dom przetrwał już wiele burz, uspokajała sama siebie. Światło zamigotało, ale jakimś cudem nie zgasło.

Postawiła lampę na stole i pomyślała o Charliem, który żył w tej chacie sam przez sześćdziesiąt ze swoich osiemdziesięciu lat, zanim jeszcze doprowadzono tu elektryczność i linię telefoniczną. Kochał samotność, dzikość tego miejsca i swoje niedźwiedzie. Niedźwiedzie, które przez sześćdziesiąt lat wabił na czterdziestoakrowy teren swojej posiadłości, dokarmiając je orzechami, jagodami i psią karmą, w nadziei że uda mu się uratować je przed myśliwymi i kłusownikami.

Zadzwoniła wczoraj do niego do szpitala i zapewniła, że wszystko jest w porządku. Kazała mu obiecać, że będzie odpoczywał i słuchał się lekarzy. Trzy tygodnie temu miał atak serca. Mógł jednak wrócić do zdrowia, jeśli tylko nie będzie się przemęczał.

Deszcz walił w dach, tworząc za oknami spływające kurtyny wody. To nie była pierwsza burza od momentu, kiedy Tony tutaj przyjechała na początku miesiąca.

Cieszyła się, że Charlie leży owinięty w ciepłą kołdrę na swoim szpitalnym łóżku w Falls. Codziennie odwiedzała go Helga, starsza wolontariuszka o rumianych policzkach, robiąc wokół niego całe mnóstwo zamieszania.

To tylko przyjaciółka – zapewnił Tony Charlie, kiedy odwiedziła go dwa dni temu.

Skoro tak twierdzisz, Charcie… – odpowiedziała i zaśmiała się na widok jego pełnego zakłopotania spojrzenia.

Kolejny grzmot rozdarł niebo nad chatą.

Lepiej się zabezpieczyć, niż żałować – powiedziała do siebie, szukając zapałek na wypadek, gdyby zabrakło światła. Uśmiechnęła się z zadowoleniem, znalazłszy zapałki i świeczkę w szufladzie. W chwili, kiedy zapalała zapałkę, światło zamigotało jeszcze raz i zgasło na dobre.

I stała się ciemność – mruknęła, podnosząc szklany klosz lampy i podpalając knot. – A ty znowu mówisz do siebie, Griffin.

To chyba ryzyko zawodowe – mruknęła i na powrót przykryła lampkę kloszem, przykręcając knot. Teraz w całej chacie obudziły się cienie i zaczęły tańczyć na ścianach. Słaby czereśniowy zapach oliwy zmieszał się z zapachem mokrego lasu i melonowo-kwiatowym aromatem jej szamponu. Kiedy człowiek spędza samotnie tyle czasu ile ona – albo na sesjach zdjęciowych w odległych zakątkach globu, albo odpoczywając między sesjami – własny głos jest często jedynym, jaki ma się okazję słyszeć.

Charlie to rozumiał. Kochany staruszek! Był bardzo podobny do niej. I do swoich niedźwiedzi. Był właśnie takim mrukliwym, potulnym niedźwiedziem, który wędrował po ziemi, którą kochał i znał jak własną kieszeń. Tak jak ona, był samotnikiem. Nie, nie był aspołeczny, jak niektórzy mówili o niej. Naprawdę lubił jej towarzystwo i zaprosił ją do swojego domu bez chwili wahania, kiedy pojawiła się u jego drzwi ze swoim sprzętem fotograficznym i kempingowym oraz z prośbą o pozwolenie na fotografowanie niedźwiedzi…

Kolejny zygzak błyskawicy rozjaśnił ciemność, a zaraz po nim rozległ się potężny grzmot, tak głośny i tak bliski, że Tony aż podskoczyła ze strachu. Przycisnęła rękę do serca, żeby je trochę uspokoić.

O kurczę – powiedziała w końcu. – Ten piorun musiał trafić w jakieś drzewo.

Podniosła słuchawkę telefonu. Tak jak myślała, W słuchawce była głucha cisza. Do zerwania linii wystarczyłoby, żeby jakaś gałąź spadła na ciągnący się kilometrami w lesie drut, nie mówiąc już o burzy takiej jak ta.

Jej myśli bezwiednie podążyły w stronę Weba Tuckera. W głębi serca miała nadzieję, że zdążył przed nawałnicą.

Jest dużym chłopcem. Da sobie radę.

A przynajmniej dałby sobie radę, gdyby był w mieście. Tutaj jednak, w kramie, gdzie rządziły żywioły, trzeba było uczyć się, jak sobie z nimi radzić. To stawiało go w gorszej sytuacji.

Potrząsnęła głową na wspomnienie jego wyglądu – idealnie dobranych kolorystycznie fragmentów profesjonalnego ubrania. Ale nawet gdyby miał na sobie pomięty podkoszulek i dziurawe dżinsy, jedno spojrzenie na jego wymodelowaną fryzurę i wymanikiurowane paznokcie powiedziałoby od razu, że jest to chłopak z miasta.

Serce Tony zabiło gwałtownie, ale tym razem nie z powodu szalejącej za oknem burzy.

Przez dwanaście lat była przekonana, że wszystkie uczucia do niego przeminęły. Najwyraźniej oszukiwały się przez cały ten czas. A on nawet jej nie pamiętał. Było to żałosne i śmieszne zarazem. I zaśmiałaby się, gdyby nie to, że drzwi chaty otworzyły się nagle i uderzyły gwałtownie w ścianę, śmiertelnie ją przerażając. Przez kilka uderzeń serca mogła tylko stać z szeroko otwartymi oczami. Bardzo mokry i bardzo wściekły mężczyzna wtoczył się przez drzwi jak jakieś monstrum z horroru.

Ów zabłocony człowiek niósł na ramieniu coś, co dzięki Bogu nie było potwornym garbem tylko sportową torbą. Zamknął za sobą drzwi z niewyraźnym mruknięciem.

Tak, byłbym bardzo szczęśliwy, mogąc wejść w ten straszny deszcz, dziękuję.

Nie wiedziała, czy ma roześmiać się z ulgą, że nie jest to morderca z siekierą, czy też przeklinać los za to, że sprowadził Weba Tuckera z powrotem pod jej dach.

Przez ostatnią godzinę Web nie widział nic, a teraz wszystko, co widział, było w kolorze różowym. Od jej różowych skarpetek do jej różowych policzków i ust. Tony Griffin wyglądała niezwykle uroczo w różowym. Z mokrymi włosami opadającymi na ramiona i na plecy wyglądała również delikatnie i kobieco i...

Web był przemoknięty i zmarznięty i czuł zbyt dużą ulgę na myśl, że nie musi już krążyć w koło w największym deszczu od czasów potopu, żeby teraz się nad tym zastanawiać. Przeanalizuje swoją reakcję później, kiedy już wyschną mu buty, a zęby przestaną szczękać. I kiedy jego umysł dojdzie do siebie i zacznie postrzegać Tony jako to, czym naprawdę była – problemem, który musiał rozwiązać.

Teraz musiał jednak zatroszczyć się o jakieś suche ubrania i .o galon tej ziołowej herbaty. Był gotowy na wszystko, byle tylko się rozgrzać.

Dobrze się czujesz? – spytała Tony z wahaniem.

Biorąc pod uwagę fakt, że ledwo wydostałem się z samochodu, kiedy przewróciło się na niego drzewo, to tak. Można powiedzieć, że mam się całkiem nieźle.

O mój Boże!

Taak. Nieźle, co? – powiedział, po czym przeszedł go dreszcz.

Na twarzy Tony widoczna była troska zmieszana z niedowierzaniem.

Jesteś zmarznięty. Musisz szybko zdjąć te ubrania i założyć coś suchego.

Web rzucił torbę na podłogę. Obydwoje parzyli, jak wycieka z niej woda.

Jeśli nie magazynujesz gdzieś tutaj męskich ubrań, to raczej nie uda mi się ani wysuszyć, ani ogrzać.

Coś wymyślę – powiedziała. – Na razie zdejmij tę koszulę.

W ustach każdej innej kobiety te słowa zabrzmiałyby jak zaproszenie. Ale z jej strony był to po prostu rozkaz.

Co się stało? – spytała, kiedy zesztywniałymi z zimna palcami próbował rozpiąć guziki.

Wydaje mi się – powiedział, czując jak przeszywa go kolejny dreszcz – że silnik zgasł, kiedy wjechałem w jakąś dziurę.

Była głęboka?

Było w niej jakieś pół metra wody.

Widząc, jakie ma trudności, Tony sama zaczęła rozpinać mu koszulę.

Udało mi się chwycić torbę i wytoczyć z samochodu tuż po tym, jak usłyszałem ten przeszywający trzask. Ziemia się zatrzęsła i zorientowałem się, że to było coś naprawdę dużego – powiedział, zdając sobie nagle sprawę, że Tony zdejmuje mu koszulę z ramion. – Rozpłaszczyło samochód jak naleśnik.

Zamarła.

Rozpłaszczyło? Czy on nadaje się do jazdy?

Do jazdy? Skarbie, jego nawet spod tego drzewa nie widać.

Jej małe palce, miękkie i ciepłe, zatrzymały się na chwilę, po czym musnęły jego obojczyk z nieświadomą zmysłowością, kiedy obracała go w stronę światła i oglądała jego plecy.

Au – mruknął, kiedy dotknęła bolącego miejsca.

Wygląda na to, że drzewo jednak nie ominęło cię całkowicie.

Wiedziałem, że coś mnie uderzyło.

Usiądź tam – rozkazała tonem sierżanta i wskazała krzesło, które odciągnęła od stołu.

Zabłocę ci wszystko.

Rano wyczyści to pokojówka – powiedziała, po czym zniknęła w łazience. Pojawiła się za chwilę z naręczem ręczników.

To jest stara chata – powiedziała, widząc, że Web wciąż stoi w tym samym miejscu – a ta podłoga widziała dużo więcej niż trochę błota i wody. A teraz chodź tutaj, żebym mogła obejrzeć cię przy świetle.

Web zdjął buty i przemoczone skarpetki, rzucił je na stos razem z koszulą, po czym podszedł sztywnym krokiem do stołu.

Przyjął oferowany mu przez nią ręcznik, zanurzył w nim twarz i osuszył trochę włosy. W tym czasie Tony podniosła lampkę ze stołu i oglądała jego plecy.

Boli? – Dotknęła jego łopatki.

Potrząsnął głową. Przeszedł go kolejny dreszcz, ale tym razem nie miał nic wspólnego z zimnem.

A tutaj?

Au! Tak! – Krzyknął, kiedy nacisnęła mocniej. Boli jak jasna cholera. Jesteś szczęśliwa?

Powiedzmy – powiedziała, ale dalej badała go już delikatniej.

Pochyliła się nad nim, odstawiając lampkę z powrotem na stół. Jej piersi przypadkiem dotknęły jego pleców – ciepłe i zbyt jędrne, aby mógł tego nie zauważyć, mimo że był przemarznięty do szpiku kości.

Ona jednak zachowywała się obojętnie. Podniosła jego rękę i ugięła ją, sprawdzając, czy Web może nią ruszać bez problemów.

Tylko siniak – zawyrokowała w końcu. – Duży, ale nic nie jest złamane.

Przykro mi, że cię rozczarowałem.

Nie odpowiedziała, tylko podeszła do kredensu i wyciągnęła butelkę whisky. Kiedy nalewała mu do szklanki, miał wrażenie, że rozpłacze się z wdzięczności.

To pomoże ci się rozgrzać.

Kiedy on rozkoszował się alkoholem, ona zaczęła przeszukiwać szafę. Po chwili wynurzyła się z niej z naręczem ubrań.

Należą do Charliego. – Podała mu grubą flanelową koszulę, parę wytartych dżinsów i grube wełniane skarpety. – Będą na ciebie trochę za duże, ale są suche i ciepłe, a tego teraz najbardziej potrzebujesz. Musimy zdjąć z ciebie te mokre ciuchy, zanim się kompletnie wyziębisz.

Web był tak zesztywniały, że, wstając, czuł się, jakby miał osiemdziesiąt lat zamiast trzydziestu pięciu – mógłby przysiąc, że słyszał skrzypienie swoich stawów. Szurając nogami, udał się do łazienki.

Powinien jej podziękować, ale za bardzo był zajęty zastanawianiem się, jak może wykorzystać tę okazję. Teraz, kiedy udało mu się już przeżyć jego pierwsze – i miał nadzieję ostatnie – starcie z monsunem, znalazł się w idealnej sytuacji. Miał szansę wynegocjować z Tony ten kontrakt. Byli uziemieni tutaj razem, przynajmniej na tę noc. Wprawdzie nigdy nie zgodziłby się na takie straszliwe przeżycia, żeby mieć okazję z nią porozmawiać, ale skoro już tak się stało, to mógł przecież z tego skorzystać. Dobry biznesmen polegał na swoim szczęściu w takim samym stopniu jak na umiejętnościach. Nie miał zamiaru odrzucać sposobności, którą los podał mu na srebrnej tacy.

Nie znał się w ogóle na zasadach przetrwania w dziczy, ale nie trzeba było być drwalem, żeby zorientować się, że droga jest kompletnie nieprzejezdna. I prawdopodobnie pozostanie nieprzejezdna przez kolejne kilka dni. Co oznaczało, że utknęli tu razem na jakiś czas.

To była doskonała okazja, żeby ją przekonać. I wiedział już, jak to rozegra. Na tym znal się bardzo dobrze. Jeśli nie będzie umiał namówić jednej upartej, zakochanej w niedźwiedziach, aspołecznej kobiety do zostania bogatą i sławną…

Masz – usłyszał za sobą jej głos właśnie w chwili, kiedy miał zamknąć za sobą drzwi do łazienki. Kiedy się odwrócił, podała mu zapaloną świecę. – Przyda ci się. Będziesz przynajmniej widział, co robisz.

Wyciągnął drżącą rękę. Nawet pomimo wypitej whisky miał wrażenie, jakby jego kości składały się z kostek lodu. Widząc, jak bardzo się trzęsie, Tony nachyliła się i postawiła świeczkę na małej szafce.

Szkoda, że nie mogę zaproponować ci prysznica, Ale bez zasilania pompa niestety nie pracuje. Spodziewałam się, że prąd wysiądzie, więc nabrałam wcześniej trochę wody. Podgrzeję ją w garnku na kuchence, to będziesz mógł się trochę umyć. Zresztą deszcz i tak spłukał z ciebie większość błota – dodała i zamknęła drzwi.

Został sam tylko w towarzystwie migającej świeczki oraz – zaskakującego i podniecającego – kompletu różowej bielizny wiszącego na sznurku.

Nawet w najśmielszych snach nie spodziewałby się, że pod swoim strojem gajowego Tony Griffin nosi tak wykwintne koronki. Albo też, że jej delikatna bielizna zrobi na nim takie wrażenie.

Nie mógł się powstrzymać i wyciągnął rękę. Dotknął materiału. Był mokry – najwyraźniej uprała bieliznę i powiesiła ją, żeby wyschła.

Nagle przeszedł go kolejny dreszcz, więc zrzucił szybko mokre spodnie, zostawiając je na podłodze. Stal tylko w mokrych bokserkach, próbując ogrzać dłonie nad świecą, wpatrując się w różową koronkę, kiedy usłyszał delikatne pukanie do drzwi.

Woda jest już gorąca – usłyszał.

Kiedy otworzył drzwi, jej nie było w zasięgu wzroku, ale na podłodze stał garnek z ciepłą wodą.

Chwycił go szybko w dłonie i zaśmiał się. Nie mógł się doczekać czterech nędznych kubków wody!

Co za upadek – zamruczał, przypominając sobie swój przytulny apartament z zapierającym dech widokiem z okna na panoramę miasta i ogromną wannę, w której można było zatopić mały statek.

Mówiłeś coś? – dobiegło go pytanie zza drzwi.

Dziękuję – powiedział, zanurzając dłoń w wodzie i mrucząc z zadowoleniem.

Nie ma za co.

Kiedy rozkoszował się widokiem jej bielizny, poczuł lekkie ukłucie winy z powodu planu, który z wolna nabierał kształtów w jego umyśle.

Ale dlaczego właściwie poczucie winy? Na dłuższą metę przecież oddawał jej przysługę. Po pierwsze, chciał z nią podpisać bardzo korzystną umowę. Po drugie, kiedy ostatnio docenił ją jakiś mężczyzna? Kiedy jakiś mężczyzna powiedział jej, że jest ładna i utalentowana?

Dawno, jeśli brać pod uwagę jej wygląd – mruknął.

Dawno, zdecydował i zanurzył ręcznik w wodzie, póki jeszcze była ciepła. Miał zamiar zmiękczyć tę twardą kobietę o blond włosach i błękitnych oczach. Postanowił być uważny i zainteresowany jej pracą. Miał zamiar dać jej do zrozumienia, że nią też jest zainteresowany. Trochę nieszkodliwego flirtu. Trochę niewinnej zabawy, żeby przypomnieć jej, że jest nie tylko fotografem-samotnikiem.

Jest kobietą. Istotą z kobiecymi pragnieniami, kobiecymi potrzebami i kobiecymi słabościami – do koronki, do małych świeczek i do męskiego zainteresowania. A on wiedział, jak wykorzystać te słabości.

Kiedy już wszystko się ułoży, ona będzie z siebie Zadowolona. On zaś będzie miał swój kontrakt. Nikomu nie stanie się krzywda.

Wciąż dygocąc z zimna, włożył koszulę. Tak jak mówiła Tony, koszula okazała się trochę za duża, ale znoszona flanela była miękka i ciepła. Tak samo skarpetki.

Stał odwrócony tyłem do kabiny prysznicowej, przyglądając się dżinsom, kiedy coś spadło mu na głowę. Sięgnął ręką i zdjął z niej mokre, różowe, koronkowe majteczki.

Nic na to nie mógł poradzić – był przecież mężczyzną. Przyłożył je do twarzy, wdychając delikatny zapach mydła i kobiety.

Po raz pierwszy od chwili, kiedy wszedł do tej chaty, poczuł prawdziwą falę ciepła rozchodzącą się po ciele.







Tony mieszała w garnku na kuchence pozostałości rosołu z kurczaka, kiedy usłyszała dźwięk otwierających się i zamykających drzwi.

To było śmieszne, ale od chwili, w której przypomniała sobie, że uprała swoją bieliznę i zostawiła ją w łazience, czuła na przemian stoicki spokój i straszne zażenowanie.

Też mi coś! Nosiła różową bieliznę. Czasami czerwoną, czasami niebieską albo morelową. A jeśli miała taki nastrój, to czarną. On widywał już wcześniej kobiecą bieliznę, zdaje się nawet, że dość często. Ten kolejny raz naprawdę nie miał znaczenia.

Dlaczego więc było to dla niej tak krępujące? Dlatego, ze prawie go tutaj rozebrała. Dlatego, że widziała jego nagie, szerokie ramiona i rzeźbione mięśnie jego klatki piersiowej, czuła jego skórę pod swoimi palcami. I dlatego, że dwanaście lat temu zakochała się w nim bez pamięci. A on wciąż sprawiał, że jej głupie serce biło na jego widok szaleńczo.

Kiedy usłyszała jak Web wychodzi z łazienki, poczuła, jak czubki jej uszu płoną ze wstydu. Wzięła głęboki wdech i gorączkowo myślała nad jakimś sensownym zdaniem. Całe szczęście on był pierwszy.

Więc kto to jest Charlie?

Wciąż mieszając w garnku, spojrzała na niego przez ramię i nie mogła powstrzymać uśmiechu.

Web podążył oczami za jej wzrokiem i też się roześmiał. Rękawy koszuli podwinął kilka razy, pas spodni trzymał w ręce, żeby mu nie opadły. Nogawki też próbował zawinąć, ale nie udało mu się i opadały mu na stopy jak spodnie klauna.

Miał trzydzieści pięć lat i był jednym z najpotężniejszych mężczyzn w międzynarodowym środowisku wydawniczym, ale wyglądał w tej chwili jak mały chłopiec, który włożył za duże na niego spodnie taty.

Tony zmniejszyła gaz pod zupą i odłożyła łyżkę.

Dam ci coś, żeby przytrzymać spodnie.

Podeszła do kredensu i w jednej z szuflad znalazła pasek i parę szelek w niebieskie i czerwone paski. W nagłym przypływie złośliwości wybrała szelki.

Proszę – powiedziała, podając mu je.

Wziął je z wyrazem niedowierzania na twarzy.

No dobra, to teraz daj mi jeszcze siekierę albo piłę łańcuchową. Jestem już prawdziwym człowiekiem lasu.

Nie całkiem – zapewniła go, ukrywając rozbawienie.

Racja. Ubranie nie czyni człowieka.

Ależ wprost przeciwnie, pomyślała, przypominając sobie ten dzień, kiedy po raz pierwszy zobaczyła go w garniturze od Armaniego. Natychmiast poczuła, jak miękną jej kolana.

Jesteś głodny? – zapytała, odsuwając od siebie wspomnienia.

Mój Boże, czyżbyś miała zamiar mnie również nakarmić? Czy mogę kupić ci jakieś małe księstwo albo coś w tym rodzaju?

Jesteś zdecydowanie głodny. – Tym razem uśmiech wygrał. – Usiądź. Jeśli wciąż jeszcze jest ci zimno, weź sobie koc z fotela i okryj się nim.

Już mi lepiej, dziękuję. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak zmarzłem.

Pijesz mleko?

Jak najbardziej. Dobry Boże, to pachnie absolutnie niebiańsko. – Podszedł do niej, i wciągnął głęboko powietrze.

Ona też zrobiła to samo. Kobieta, która właśnie wzięła prysznic, pachniała kwiatami i cytrusami. Mężczyzna, który właśnie wziął prysznic, pachniał zawsze jak mężczyzna. On, po deszczu, pachniał czystością i siłą. Poczuła, jak coś ściska ją gardło.

To zwyczajny rosół – zapewniła, odsuwając się na bezpieczną odległość. – Nie jest to miejska wykwintna kuchnia, do której pewnie jesteś przyzwyczajony-

Może coś sobie wyjaśnimy. – Położył ręce na jej ramionach i odwróci! ją twarzą do siebie. – Nie jestem przyzwyczajony do oganiania się od głodnych niedźwiedzi, przepraw wyboistymi drogami, uciekania przed walącymi się drzewami i szukania schronienia w czasie burzy. I, możesz mi wierzyć albo nie, nic jestem przyzwyczajony do narzucania się innym. Czy naprawdę myślisz, że po tym wszystkim, co dla mnie zrobiłaś, będę jeszcze grymasił? I to jeszcze przy czymś, co tak cudownie pachnie?

Jego oczy były ciemne w przytłumionym świetle lumpki i świeczki, którą przyniósł ze sobą z łazienki. Z jego twarzy biła szczerość. Patrzył na nią z uśmiechem i rozbawieniem. Przez chwilę była pod jego urokiem, ale po chwili ten urok prysł.

Każdy mięsień w jej ciele zesztywniał. Widziała juz wcześniej ten wyraz twarzy. Dwanaście lat temu, w noc przyjęcia gwiazdkowego organizowanego przez grupę Tucker-Lanier. Siedziała wtedy na tylnym siedzeniu taksówki razem z nim. Zaproponował jej, że odwiezie ją do domu po przyjęciu. Czuła się jak wiejska dziewczyna, o której rękę ubiega się bogaty książę. Takie rzeczy po prostu jej się nie zdarzały. Do tego wypiła na tyle dużo szampana, że zaczęła wyobrażać sobie, że jej zauroczenie nim jest odwzajemnione.

Uwiedziona jego uśmiechami, rzuciła mu się w ramiona na tylnym siedzeniu taksówki i pocałowała go. Było cudownie. Do chwili, w której przestał ją całować Spojrzenie, jakim obdarzył ją, kiedy zdejmował jej ręce ze swojej szyi, było. dokładnie takie jak w tej chwili. Pełne rozbawienia.



Rozdział czwarty



Pytałeś o Charliego – powiedziała nagle Tony, próbując w ten sposób oddalić od siebie wspomnienie tamtego świątecznego dnia. Odwróciła się z powrotem do garnka z zupą. Jej dłonie wciąż drżały, kiedy wlewała rosół do miski i wciskała mu ją do rąk. – To jest chata Charliego Ericksona. Niedźwiedzie też są jego.

Niedźwiedzie też należą do Charliego?

Tony postawiła przed nim szklankę mleka, puszkę krakersów i łyżkę.

Można tak powiedzieć. Mieszka tutaj od sześćdziesięciu lat i zawsze dokarmiał je orzechami, jagodami, psim jedzeniem i wszystkim, co mógł wybłagać od sklepikarzy i właścicieli restauracji. Około sześćdziesięciu niedźwiedzi zbiera się tutaj rano i wieczorem. Wiedzą, że tu jest bezpiecznie.

Web przełknął sporą łyżkę zupy.

Bezpiecznie?

Nie ma tu myśliwych. Sezon polowali rozpoczyna się w przyszłym tygodniu, tak więc ostatnio Charlie dawał im więcej jedzenia, żeby zwabić tutaj jak najwięcej niedźwiedzi. Wjeżdżając tutaj musiałeś widzieć napisy: „Zakaz polowań”.

Pokiwał głową i popił zupę sporym łykiem mleka.

A gdzie jest teraz Charlie?

Dochodzi do siebie po zawale serca w szpitalu w International Falls.

Łyżka zatrzymała się w połowie drogi do ust.

To okropne.

Tony chwyciła ściereczkę i zaczęła wycierać kuchenkę.

Jak na osiemdziesięciolatka ma się całkiem dobrze. Od ataku upłynęło już dwa tygodnie. Nie ma żadnych poważniejszych konsekwencji tego zawału. Jeszcze tydzień lub dwa i Charlie wróci do domu.

Web oparł łokieć na stole i przyjrzał jej się uważnie.

A ty chcesz zostać tutaj i zająć się niedźwiedziami, dopóki on nie wróci.

Wzruszyła ramionami.

Mogę się w ten sposób odwdzięczyć za to, że pozwolił mi je fotografować.

Rzucił jej kolejne długie spojrzenie, po czym powrócił do jedzenia. W niewielkim pomieszczeniu zapadła cisza. Ciemność i grzmoty oddzielały ich od zewnętrznego świata – ale nie od własnych myśli. Tony przyjechała do Nowego Jorku z Manchesteru w stanie Iowa. Miała dziewiętnaście lat, mnóstwo marzeń i talent, który potrzebował oszlifowania. Jej pierwszą pracą była posada asystentki fotografa w Tucker-Lanier Publishing Group. To była też jej ostatnia praca w mieście.

Jak dowiedziałaś się o tym miejscu? – Głęboki głos Weba wyrwał ją z zamyślenia.

A jak fotograf dowiaduje się o potencjalnej sesji? Od innych fotografów.

Przeniosła garnek z zupą na stół i zaproponowała mu dokładkę.

Kiedy skończyłam poprzednią sesję, miałam trochę czasu i postanowiłam spędzić go tutaj.

I co, gra warta świeczki? – Web oparł łokcie nu stole, w dłoniach trzymając szklankę mleka.

Nie mogła odwrócić wzroku od jego rąk. Nieproszone wspomnienie tych dłoni, gładzących jej skórę, sprawiło, że znów poczerwieniały jej czubki uszu.

Odwróciła szybko wzrok i podniosła zasłonę w oknie, pod pretekstem sprawdzania pogody. Na zewnątrz panowały absolutne ciemności, a jedyną widoczną rzeczą była ściana wody spływająca po szybie.

Jaka gra? Fotografowanie niedźwiedzi?

Samotność. Życie wędrowca. Nie tęsknisz nigdy za miastem?

Opuściła zasłonę, podeszła do kominka i poruszyła pogrzebaczem kłody. Jego słowa dotknęły czegoś, nad czym ostatnio zaczęła się zastanawiać. Tak, prowadziła samotne życie. Tak, czasami była samotna.

Dorastałam w mieście, które miało mniej niż dziesięć tysięcy mieszkańców. Miasto nigdy nie oznaczało dla mnie szybkiego życia. – Wolała ominąć temat niż przyznać się do swoich uczuć.

A dla mnie liczy się tylko życie w mieście. – Odchylił się do tyłu i balansował na tylnych nogach krzesła. – Oszalałbym, gdybym musiał tutaj dłużej przebywać.

Cóż… – Przeniosła spojrzenie z kominka na jego twarz. – Być może będziesz miał okazję sprawdzić to w praktyce.

Tak. – Przestał kołysać się razem z krzesłem. – Domyśliłem się tego, kiedy zwaliło się na mój samochód drzewo. Droga jest kompletnie zablokowana, ale powinni chyba wkrótce ją oczyścić?

Hrabstwo nie zajmuje się tą drogą. Robi to Charlie. Albo jego sąsiedzi, kiedy chcą się stąd wydostać.

Sąsiedzi? – Web powrócił do jedzenia zupy.

Nie rób sobie nadziei. Najbliższy sąsiad mieszka dziesięć kilometrów na południe.

Tak więc mówisz, że utknęliśmy tutaj na dłużej?

Na to wygląda.

Naprawdę bardzo mi przykro.

No cóż, jeśli nie dostaniemy obydwoje klaustrofobii, wszystko będzie w porządku. Mamy zapas jedzenia na następny tydzień, a z wodą nie będzie problemów, bo w okolicy jest jezioro.

To jest tutaj także jezioro?

Zamrugała powiekami.

Zapomniałeś, że jesteś w Minnesocie? Krainie tysiąca jezior?

Ach tak! Tam gdzie ludzie pachną jak ryby i wyglądają jak niedźwiedzie, tak?

Śmiech wyrwał się jej, zanim zdołała go powstrzymać. Często podobnie myślała o szorstkich, ale przyjaznych ludziach, którzy mieszkali w tych lasach i którzy spędzali czas na łowieniu ryb, polowaniu, rzadko mając do czynienia z żyletką albo mydłem.

Tak, przynajmniej niektórzy.

A co robisz tutaj wieczorem? – Rozejrzał się po chacie. – To znaczy oprócz wpatrywania się w ściany?

Czytam. Wywołuję zdjęcia. Jest tutaj też kilka starych zestawów puzzli.

I?

Wzruszyła ramionami.

To wszystko.

Czegóż jeszcze człowiekowi potrzeba?

Widzę, że wcale tak nie myślisz.

Niestety. – Wstał, przeciągnął się i zaczął chodzić po pokoju. – Nie sądzę, żebyś miała tutaj Internet?

Nawet nie siliła się na odpowiedź.

Tak myślałem.

Próbowała ignorować go, kiedy tak chodził niespokojnie dookoła, podnosząc i odstawiając różne przedmioty. Ale trudno było ignorować wysokiego mężczyznę chodzącego po niewielkim pomieszczeniu, w którym nie było ani telewizora, ani radia, ani możliwości wyjścia na zewnątrz.

Może chciałbyś wyjąć ubrania ze swojej torby i rozwiesić je, żeby wyschły? – zasugerowała. – Tam w kącie wisi sznur.

Masz tutaj karty? – zapytał, kiedy już uporał się z ubraniami.

Chyba tak. – Zajrzała do szuflady, wydobyła z niej postrzępioną talię kart i rzuciła ją na stół.

Może kolejeczkę?

Niestety, Charlie ma tylko whisky.

Bardzo dobrą whisky. Ale chodziło mi o grę makao, na punkty. Masz szansę wygrać ogromne pieniądze, bo ja znam się na kartach mniej więcej tak dobrze jak na stolarce.

W takim razie ja rezygnuję. Nie chcę cię wykorzystywać.

Uśmiechnął się i dalej tasował karty.

Czy pasjans układa się w sześciu rzędach czy w siedmiu?

W siedmiu.

Byłem przekonany, że będziesz to wiedziała.

Jego słowa i sposób, w jaki je wypowiedział, zabrzmiały w jej uszach jak obraza.

Co konkretnie masz na myśli?

Spojrzał na nią, zanalizował wyraz jej twarzy i podniósł obydwie dłonie w geście poddania.

Nic szczególnego. Poza tym, że dużo czasu spędzasz sama na sesjach i pewnie czasami się nudzisz. Pasjans jest uniwersalnym lekarstwem na nudę, nie sądzisz?

Patrzyła na niego przez chwilę, po czym odwróciła Się, wzięła pogrzebacz i zaczęła przesuwać kłody w kominku.

Hej, naprawdę nic złego nie chciałem przez to powiedzieć. A tak z ciekawości, co sobie pomyślałaś?

Iż jest tak beznadziejną towarzyszką, że nikt nie chce być obok niej. Że mężczyzna mając do wyboru ją albo talię kart, wybierze talię kart.

Mój Boże, skąd wzięły się te myśli? Miała za sobą kilka fatalnych związków i to chyba one zachwiały jej poczuciem własnej wartości.

Od czasu porażki w Nowym Jorku skupiła się wyłącznie na osiągnięciu sukcesu. Dwa na poły poważne związki, w które zaangażowała się potem, umarły śmiercią naturalną. Często wyjeżdżała na zdjęcia poza granice stanu, a często nawet do innych krajów. Zdarzało się, że nie było jej przez kilka tygodni. Trudno było w takich warunkach utrzymać związek. Zależało jej na tym, żeby mieć kogoś bliskiego, ale nie spotkała jeszcze mężczyzny, który zaakceptowałby jej pracę, A poza tym, zbyt często wspominała Weba. Nigdy tło końca nie przestała być nim zafascynowana.

W sumie była jednak zadowolona ze swojego życia, mimo że jej praca praktycznie wykluczała znalezienie kogoś, z kim mogłaby je dzielić. Pogodziła się z niepowodzeniem w Nowym Jorku i zaczęła zupełnie nowe życie. Myślała jednak o Webie trochę zbyt często i miała trochę za dużo wyrzutów sumienia.

A teraz on pojawił się tutaj jak grom z jasnego nieba, przystojny jak diabli, a ona od nowa zadawała sobie wszystkie te pytania. Jej jedyna porażka zawodowa i jedne z najbardziej zawstydzających momentów życia osobistego były związane z tym mężczyzną, a ona, kiedy tylko go zobaczyła, poczuła się znowu jak naiwna dziewiętnastolatka. Pomimo tylu lat nigdy nie zapomniała jego ani tamtego pocałunku. Tymczasem w jego oczach nie widziała nawet błysku rozpoznania. Wprawdzie była wtedy o jakieś dziesięć kilo grubsza, nosiła okulary i miała krótsze włosy, ale mimo wszystko…

Zdegustowana, dorzuciła kolejne polano do kominka i wytarła ręce w sweter. Web po prostu z nią rozmawiał. Był znudzony. A ona była dla niego niemiła.

To co, makao? – Usiadła na krześle przy stole. Chciała go uspokoić i udowodnić sobie, że potrafi zachować się w tej sytuacji jak osoba dorosła.

Wyglądał na zaskoczonego, ale uśmiechnął się zaraźliwym, chłopięcym uśmiechem.

Ostrzegam cię, kiepsko gram.

To świetnie, bo ja zawsze wygrywam.

Położył przed nią karty.

Przełożysz?

Nie, rozdaj.

A ile dasz mi punktów?

Patrzyła na jego ręce, jak pewnie rozdają karty i zastanawiała się, na ile chce ją naciągnąć.

To nie jest golf, Tucker. Nie dostaniesz forów.

Aha, więc taka jesteś.

Przyglądała się, jak podnosi karty i układa je.

Jaka?

Uparta.

Dlatego, że nie chcę dać ci przewagi?

Uśmiechnął się.

Dlatego, że mimo swojego piękna, wyglądasz na groźnego przeciwnika. Zdaje się, że masz zamiar dać mi prawdziwy wycisk?

Tylko wtedy, jeśli będziesz oszukiwał. – Ale on już oszukiwał, próbował ująć ją pięknymi słówkami. Piękno. To było słowo, którego nigdy nie łączyła ze swoją osobą. I nie sądziła, żeby on tak naprawdę o niej myślał.

Czasami mogę trochę blefować, ale nigdy nie oszukuję. – W jego oczach zapaliły się diabelskie ogniki. Tony zrozumiała, że użyje wszystkich swoich sztuczek, jeśli tylko gra będzie warta świeczki. Będzie musiała bardzo na niego uważać.

Jego oczy pojaśniały, kiedy wyciągnęła jedną kartę z talii.

Roześmiała się. Nie mogła nic na to poradzić.

Wiesz co, jako biznesmen powinieneś umieć zachować w niektórych sytuacjach twarz pokerzysty.

Dobrze, że nie gramy w pokera. A poza tym, to nie są interesy. To czysta przyjemność – powiedział głosem, który sprawił, że kątem oka zerknęła na łóżko.

Dobierasz kartę czy nie? – rzuciła, wściekła na samą siebie.

Widzę, że jesteś niecierpliwa – powiedział i mrugnął do niej. – To właśnie lubię w kobietach.

Zanim zdołała ustalić, czy miał na myśli coś erotycznego, czy nie, on powoli położył wszystkie karty na stole.

Makao, po makao.

Niemożliwe. Nie tak szybko.

Znowu się uśmiechnął. Było to szczery uśmiech, bez żadnej podstępnej nuty.

Może następnym razem ty przełożysz.

Mimo że była sceptyczna zarówno co do jego szybkiej wygranej, jak i do jego flirtowania – a flirtował z nią, to było pewne – postanowiła dać za wygraną

Może przełożę.

A może uatrakcyjnimy naszą partyjkę? – zasugerował, kiedy rozdawała karty.

Podniosła wzrok i ujrzała w jego oczach takie napięcie, że od razu pomyślała o kilku ciekawych sposobach uatrakcyjnienia gry. Po chwili jednak poczuła niesmak do samej siebie.

Może dolar za każdą wygraną?

Uniósł brwi.

Hola, hola! To trochę za dużo jak na moje skromne możliwości.

Jasne. Tak jakbyś nie mógł kupić na własność całej Minnesoty.

Zaśmiał się.

Cóż…

A jeśli tylko wspomnisz o tej umowie, gra będzie skończona.

Nawet przez myśl mi to nie przeszło – powiedział z miną winowajcy.

Akurat! A o czym pomyślałeś?

Że jak wygram, to zabierzesz mnie jutro ze sobą.

Złożyła karty i spojrzała na niego podejrzliwie.

Moja praca polega na chodzeniu po lesie i robieniu zdjęć niedźwiedziom. To wiąże się z różnymi nieprzyjemnymi rzeczami, na przykład z kurzem, błotem, owadami i bolącymi mięśniami.

To chyba więcej niż jestem przygotowany znieść, ale i tak chciałbym spróbować.

Potrząsnęła głową.

Dlaczego?

Chyba z ciekawości. – Wzruszył ramionami.

Ciekawości? Ciekawią cię niedźwiedzie?

One też. Ale bardziej interesuje mnie to, dlaczego piękna, inteligentna kobieta woli spędzać cały swój czas włócząc się po lasach, dżunglach i wysokich górach, nie wspominając o pełnych węży rzekach Amazonki i piaszczystych pustyniach, podczas gdy mogłaby prowadzić przyjemne życie w mieście, fotografując modelki w klimatyzowanym studio, ze wszystkimi najlepszymi restauracjami w pobliżu.

Tony nie zapamiętała zbyt dużo z tej przemowy. Przestała go słuchać po tym, jak powiedział, że jest piękna i inteligentna. Zrobiło to na niej wrażenie większe, niż chciałaby to przyznać.

O co mu chodziło?

Może wciąż myślał, że kiedy ją oczaruje, uda mu się wymóc na niej podpisanie umowy. Może myślał, że takie czułe słówka mu pomogą.

Czy naprawdę wyglądała tak, jakby desperacko potrzebowała komplementów? Czy też może on zawsze tak załatwiał interesy z kobietami?

O nie! Ona jest na to za sprytna. A większość kobiet, które znała, też nie dałoby się złapać na takie zagranie.

Więc o co właściwie mu chodzi?

Myśl, że naprawdę mógł uznać ją za piękność, była zbyt nieprawdopodobna, żeby brać ją pod uwagę. A jednak Tony zastanawiała się nad tym. Niepokoiło ją tak samo, jak jego słowa.

Chcesz iść jutro ze mną? Nie ma problemu. Zabiorę cię niezależnie od wyniku.

To w takim razie o co będziemy grać?

Jego uśmiech był zdecydowanie zbyt łobuzerski, ostanowiła nie okazywać mu cienia litości przez resztę gry.

Przegrany niesie cały sprzęt.

Nie ma sprawy.

I dla twojej wiadomości, Tucker, mam zamiar skopać ci tyłek.

Uśmiechnął się z uznaniem.

Czyń swoją powinność, Griffin. Nie zapominaj, że musisz nadrobić zaległości.

Zaległości nie stanowiły problemu. Gorsze były myśli o tym, co mogliby robić pod kolorową, wyszywaną kołdrą Charliego.

Nawet nie zdawała sobie sprawy, ze patrzy na łóżko. Złapać się na tym, kiedy usłyszała, jak Web chrząka

Grasz czy nie? – powiedział, naśladując jej wcześniejsze zniecierpliwienie.

Dzisiaj to nie był jej najlepszy dzień. Jaki zły los pozwolił mu ją odnaleźć? Co Bóg miał na myśli, kiedy zwalił to drzewo na jego samochód? I kiedy wreszcie ona przestanie o nim myśleć?







Rozłożyła go na łopatki. Wygrała kilkanaście razy.

Pomimo tego wszystkiego i pomimo bolącego ramienia, Web uśmiechnął się do siebie w ciemności, leżąc w jej śpiworze przed kominkiem. Chciała mu oddać swoje łóżko i tylko cudem przekonał ją, że to on powinien tu spać, nie ona.

Nie każ mi zachowywać się jak macho – powiedział jej wtedy zdecydowanym tonem. – Ja jestem mężczyzną, ty jesteś kobietą. To znaczy, że to ty jesteś delikatniejsza. Tak więc to ja powinienem spać na twardej podłodze, a potem upolować łosia albo karibu na śniadanie, podczas gdy ty będziesz zbierała drewno i szyła ubrania ze skóry jelenia. A w każdym razie coś w tym rodzaju.

Zaczynał już przyzwyczajać się do tych śmiesznych spojrzeń, które mu rzucała.

I muszę słuchać tego wszystkiego dlatego, że cię pokonałam? – zapytała go, rozkładając śpiwór.

Musisz tego wysłuchiwać dlatego, że kiedy byłem w łazience, wymknęłaś się na dwór, w ten deszcz, żeby mi przynieść śpiwór z szopy, mimo że powiedziałem ci, że ja go przyniosę.

Nawet nie masz suchych butów – odpowiedziała. – Ja mam. Poza tym posiadam też płaszcz przeciwdeszczowy. Jako słabsza płeć myślę o takich rzeczach.

Nie będziesz spała na podłodze – powiedział stanowczo.

Nie ma sprawy. – Tony poddała się w końcu. Widać stwierdziła, że nie uda jej się z nim wygrać. – Podłoga jest cała twoja.

Zniknęła w łazience i pojawiła się po kilku minutach, wyglądając jak szesnastolatka w za dużej czerwonej koszuli nocnej, którą zauważył wcześniej na wieszaku na drzwiach.

Tony skierowała się prosto do łóżka, prosząc go po drodze, żeby dorzucił do kominka kolejne polano po czym zgasiła lampę i podciągnęła kołdrę pod brodę.

Od tamtej chwili upłynęła już ponad godzina. Na zewnątrz burza trochę się uspokoiła. Deszcz trochę zelżał i wiatr też chyba stał się trochę słabszy. W środku jednak powietrze wciąż pełne było elektryczności. Jak sam przed sobą szczerze przyznał, napięcie to nie miało jednak związku z burzą…

Web Tucker, stojący na czele jednego z największych koncernów wydawniczych na świecie mężczyzna który umawiał się z gwiazdami, jadał kolacje z królami i sypiał w pałacach, leżał teraz na podłodze wiatrem podszytej chaty jak jakiś cholerny skaut. W dodatku leżał ubrany w parę olbrzymich szarych spodni, w których było wystarczająco miejsca dla dwojga. I myślał tylko o tym, jak sprawić, żeby Tony znalazła się obok niego. Czy to nie dziecinada?

Pewność, że nie tylko on jeszcze nie spał, wcale Tony nie pomagała. Strażniczka sześćdziesięciu niedźwiedzi też była niespokojna, jeśli brać pod uwagę skrzypnięcia tego, co kiedyś było sprężynami. Ani jednego ziewnięcia, żadnego cichego pochrapywania. Ani jeden równy głęboki oddech nie doszedł go od strony łóżka od chwili, kiedy wyciągnęła na nim swoje zmysłowe ciało.

Jej ciało było naprawdę piękne. Wprawdzie światło kominka nie oświetlało najdalszych zakątków chaty, ale nie trzeba było dużej ilości światła, żeby zobaczyć delikatny zarys kobiecej postaci pod cienką kołdrą. Miał zresztą okazję przyjrzeć się jej krągłościom, kiedy przemykała się z łazienki do łóżka.

Obrócił się na plecy, skrzyżował ręce za głową i stłumił jęk, kiedy zabolało go ramię. Wtedy poczuł zapach, który do tej pory starał się ignorować, tak jak obraz piersi Tony pod półprzezroczystą koszulą.

Śpiwór pachniał nią. To był delikatny zapach kobiecości i kwiatów, delikatny i podniecający zarazem. Przypominał trochę spray przeciw komarom.

Zaśmiał się cicho na myśl, że podnieca go zapach środka na owady.

Znowu dziecinada. Chłopcy i dziewczynki.

Wpatrywał się w cienie tańczące na suficie. Nie rozumiał tego, co się z nim działo.

Po pierwsze dlatego, że absolutnie nie była w jego typie. Poza tym wcale nie zależało jej na związku. Jemu zresztą też nie. Nie miałby na to czasu, nawet gdyby ona jakimś cudem by tego chciała.

Poza tym, Tony była dla niego tylko kolejną osobą, z którą chciał podpisać kontrakt. Miał zamiar odwołać się do jej kobiecej próżności, ale tylko po to, aby osiągnąć swój cel, nic więcej.

Łóżko znów zaskrzypiało. Nie mógł się powstrzymać i spojrzał w jej stronę. Odwróciła się do ściany. Jej miękkie loki rozsypały się na poduszce jak wstążki.

Łagodne wzgórze jej biodra pod kołdrą z patchworku tworzyło interesujący kontrast z doliną jej talii. Była taka wiotka i delikatna.

Nie jesteś taka twarda, jaką udajesz, prawda kotku? I nie jestem ci wcale tak obojętny.

Nie powinien zagłębiać się w takie spekulacje.

Poza tym wcale go to przecież nie interesowało, zapewnił sam siebie, odwracając się tyłem do niej, twarzą do przeciwległej ściany.

A więc dlaczego się uśmiechał, słysząc jej głębokie westchnienie? Nie miał zielonego pojęcia. Nie był stworzony do życia w lesie – miał praktycznie zerowe doświadczenie w przebywaniu w takiej dziczy i izolacji. A kiedy tylko trochę odmarzł i napełnił żołądek, poczuł się naprawdę dobrze. Podobał mu się ten wieczór. Czuł się naprawdę zrelaksowany. Po raz pierwszy od… Do diabła, nie mógł sobie nawet przypomnieć, od kiedy.

Odnalazł też w sobie poczucie humoru, o którym [w ogóle zapomniał, bo tak długo go nie używał. W chacie pośród lasów, bez elektryczności, bez taksówek jeżdżących po ulicach – bez ulic nawet – bez dźwięku syren, bez mrugających za oknem neonów. Nawet telefon nie działał, a on zgubił komórkę gdzieś w trakcie swojej przerażającej przygody z drzewem. Podobało mu się tutaj. Podobała mu się gra w karty z Tony, mimo że „skopała mu tyłek”, jak była łaskawa to ująć.

Postaraj się zasnąć, rozkazał sobie.

Pomyśl o jutrzejszym dniu.

Miał nadzieję, że w nocy rozrosną mu się mięśnie. Nazajutrz miał odgrywać rolę jucznego muła i czul, że nie będzie łatwo.

Cholerny zakład!

Więc dlaczego wciąż się uśmiechał, zasypiając? I dlaczego czuł taki spokój, leżąc na podłodze tak twardej jak chodniki Nowego Jorku?



Rozdział piąty



Kiedy Tony otworzyła drzwi chaty, ujrzała błękitne, bezchmurne niebo. Wyśliznęła się po cichu na zewnątrz, żeby nie obudzić swojego gościa.

Przywitał ją ptasi świergot i delikatny wietrzyk. Sikorki świergotały jak grono plotkarek przy karmnikach, które codziennie napełniała ziarnami słonecznika. Dwa kolibry przeleciały tak blisko, że poczuła powiew powietrza poruszonego ich skrzydełkami.

Hej, a to co?

Odwróciła się i zobaczyła Weba, stojącego w skarpetkach na progu. Narzucił na siebie flanelową koszulę Charliego, ale jej nie zapinał. Szare spodnie, które dała mu do spania, ześlizgiwały się trochę z jego szczupłych bioder. Ona widziała jednak tylko opaloną skórę, jedwabiste włosy na jego klatce piersiowej i wspaniale wyrzeźbiony brzuch.

Był zdecydowanie zbyt przystojny. Wszystko, co go dotyczyło, sprawiało, że krew szybciej krążyła w jej

Odwróciła się szybko z powrotem i wpatrzyła się w kolibry. Jej serce uderzało w tym samym tempie co ich gorączkowo bijące skrzydełka. Dobry Boże, Web jest naprawdę wspaniały!

Dlaczego? Tak dobrze wygląda. W tych za dużych ubraniach powinien wyglądać smutno i przygnębiająco. Miał potargane włosy i wciąż trochę nieprzytomny wzrok. Ale wciąż był podniecającym mężczyzną. I to jak! Emanowała z niego prymitywna, pierwotna seksualność.

Niestety, to właśnie on był przyczyną bezsennej nocy, którą spędziła przewracając się z boku na bok w łóżku Charliego. Naruszył jej prywatną sferę i wydobył na wierzch wszystkie te uczucia, które do tej pory umiejętnie ukrywała.

Kolibry – powiedziała w końcu, próbując odzyskać opanowanie. – Powinnam zdjąć ich karmniki. O tej porze odlatują już na południe. – Wzruszyła ramionami. – Ale jakoś nie mogę się do tego zebrać. Są niesamowite. Uwielbiam patrzeć, jak przelatują z kwiatów na karmniki, jak gonią się jak małe myśliwce, a potem znikają w lesie.

Będzie jej brakowało wielu rzeczy, kiedy już stąd wyjedzie. Odnajdywała tu wiele przyjemności, wiele niespodzianek. Ale to nie myśl o wyjeździe sprawiała, że paplała jak idiotka. Chciała uniknąć patrzenia na Weba. I na jego umięśniony brzuch. Albo na jego usta, nabrzmiałe lekko od snu. Nawet cień zarostu na jego twarzy był zmysłowy. Wyglądał niebezpiecznie.

Mam wrażenie, że schodzą się już goście na śniadanie – powiedział zza jej pleców.

Są tu już od dłuższego czasu. Czekają cierpliwie.

Wielki niedźwiedź stanął na tylnych łapach i zaryczał w ich kierunku.

Wygląda na to, że mamy różne definicje słowa „cierpliwość”. Chyba nie pójdziesz teraz do nich?

Mamy taką niepisaną umowę – uspokoiła go i skierowała się do szopy po jedzenie. – Ja je karmię, a w zamian za to one mnie nie zjadają. To całkiem dobrze działa. Ty jednak nie powinieneś tam chodzie.

Skoro nalegasz…

Uśmiechnęła się. Wiedziała, że nie miał zamiaru ruszyć się ani na krok, dopóki niedźwiedzie były w pobliżu.

Jesteście głodne, co, dzieciaki? – powiedziała głośno kiedy zobaczyła dwa młode niedźwiadki na drzewie. Wydała z siebie kląskający dźwięk, jaki słyszała u ich matki. – To Jenna i Barbara Bush… Nie, spójrz wyżej. Są mniej więcej w połowie sosny. To wiosenne potomstwo Laury. Wysłała je tam na gorę, a sama sprawdza, czy na pewno jest bezpiecznie.

To chyba odpowiedź na moje pytanie.

Jaka odpowiedź?

Nie, nie straciłem okazji uratowania się przed niedźwiedziami tylko dlatego, że nie chodziłem po drzewach, jak byłem mały.

Ukryła uśmiech, pochylając się nad wiadrem pełnym karmy.

Widzisz tych dwóch olbrzymów? To Eisenhower i Nixon. A tamten z blizną na pysku to Agnew. To trójka najstarszych.

Widzę tu pewne zależności. Zdaje się, że Charlie jest zaprzysięgłym republikaninem?

Znów się uśmiechnęła.

Tak i jest z tego bardzo dumny. A to Bush, Bush Junior i Cheney.

Web roześmiał się.

Wygląda na to, że mamy tu jakiś wiec polityczny. Ale dlaczego reszta się chowa? Czyżby to byli zwolennicy Clintona?

Żaden z nich nie je, dopóki nie zrobią tego starsze niedźwiedzie. Nie wiem, co to za sygnał, ale nie martw się, one wiedzą.

Odeszła, napełniła rondle karmą i rozstawiła je dookoła chaty.

To wspaniałe stworzenia – powiedział, kiedy wróciła, żeby zaniknąć szopę.

A jeśli mowa o wspaniałych stworzeniach… Za każdym razem, kiedy na niego patrzyła, odnajdywała coś nowego, coś, co ją fascynowało. W tej chwili był to wyraz jego twarzy. Jego oczy przypominały oczy małego chłopca. Był tak zaabsorbowany widokiem, że nawet nie próbował ukryć podniecenia. Na jego twarzy malował się zachwyt i szacunek dla dramatyzmu, piękna i siły natury.

Nagle stał się bardziej ludzki, prawdziwszy i dużo bardziej pociągający.

Zaparzę herbatę i zrobię jakieś śniadanie – powiedziała, wchodząc na schody i mijając go. – A potem możemy ruszać.

Web westchnął głęboko. Zniknęła seksowna dziewczyna z poprzedniej nocy i znowu pojawiła się GI Jane w całej krasie swojego leśnego stroju.

Miała na sobie długie luźne spodnie i zieloną bluzę z kapturem, chroniącą ją przed porannym chłodem. No i oczywiście wysokie buty.

Ale ja znam twój sekret, pomyślał z zadowoleniem.

Masz swoje kobiece słabości i na pewno jest ich całkiem sporo. Jedną z tych słabych stron była jedwabno-koronkowa bielizna. Różowa jedwabno-koronkowa bielizna. A ponieważ rano nie było już jej na wieszaku, Web domyślił się, że Tony ma ją teraz na sobie. Wyobraził sobie jej miękkie, kobiece kształty ukryte pod różowym materiałem. Znowu zapędził się na niebezpieczny teren.

Kawa Potrzebował kawy, żeby rozjaśnić sobie trochę w głowie i móc wreszcie skupić się na interesach. Wszedł za Tony do chaty i zauważył, że już nastawiła czajnik z wodą. Rumianek i mięta na śniadanie to niezbyt dobry pomysł, uznał.

Czy tutaj wszyscy unikają kofeiny? – zapytał retorycznie, sprawdzając, czy wyschły jego ubrana Całe szczęście, że wyschły – a przynajmniej większość. Buty też były suche.

Chyba postanowiła się nad nim ulitować, ponieważ, kiedy wyszedł z łazienki, ubrany już we własne odzienie, na kuchence stał staromodny ekspres do kawy. Web westchnął z zadowoleniem.

Mój Boże, chyba cię kocham.

Kochasz Charliego – powiedziała. – To jego ekspres.

To może po prostu lubię Charliego, bo wiesz przecież, że jestem prawdziwym mężczyzną.

Odwróciła się do niego i znowu udało mu się dostrzec jej uśmiech. Uśmiech, przy którym pojawiały się dołeczki w jej policzkach. Jej twarz wyglądała tak ślicznie, że dopiero po chwili zorientował się, że ona nie tylko się uśmiecha, ale próbuje stłumić chichot.

Co? – zapytał, patrząc czy wszystkie suwaki ma zapięte.

Niezłe wdzianko.

Hej – powiedział, starając się, żeby jego ton był urażony. Tak naprawdę jednak czuł się śmiesznie w płóciennych spodniach i koszuli safari o wielu kieszeniach, z metką znanego projektanta. On sam spakowałby sobie po prostu swoje stare dżinsy i sweter, ale to Pearl wybrała mu te ubrania, a on nie miał czasu żeby się przepakować.

Gdybyś tego nie wiedziała, to uświadomię cię, że tak właśnie ubiera się miejska śmietanka, kiedy postanawia powrócić do natury.

Aha. – Podała mu kubek pełen kawy. – Jak twoje ramię?

Bolało, ale tylko trochę.

Całkiem nieźle. Jest tylko trochę sztywne. A tak dla twojej informacji – te ubrania to sprawka mojej sekretarki.

Uniosła brew.

Jest też moją matką chrzestną i koniecznie chce się mną opiekować.

No cóż, mam nadzieję, że nie podchodzisz do siebie zbyt poważnie.

Absolutnie nie. Czuję się jak postać z niskobudżetowego filmu. Przydałby się jeszcze tropikalny hełm, monokl i mógłbym wyruszyć na poszukiwanie zaginionego amazońskiego plemienia.

Tutaj go nie znajdziesz.

Tak, masz rację – zgodził się, trochę zmieszany faktem, że jego nocne zainteresowanie nią nie minęło. – Chciałem tylko odnaleźć ciebie. Zaproponować ci umowę. O czym absolutnie nie będziemy rozmawiać, jeśli mi życie miłe – dodał pospiesznie, uprzedzając jej protest.

Kawa smakowała równie dobrze, jak pachniała. Web zaniósł kubek na stół i usiadł, rozkoszując się ciepłym napojem i widokiem Tony krzątającej się wokół zlewu i kuchenki. Zdawał sobie sprawę z tego, że było to bardzo szowinistyczne, ale podobał mu się widok atrakcyjnej kobiety gotującej dla niego – nawet jeśli ta kobieta splotła swoje piękne włosy w ciasny warkocz i ubrana była w jeden ze swoich strojów Terminatora.

Do diabła, Tucker, zmieniłeś trochę zdanie od chwili, kiedy pierwszy raz ją zobaczyłeś dwanaście godzin temu.

Podrapał się po nieogolonym podbródku. Nigdy nie był dobry w formułowaniu wniosków wynikających z pierwszych wrażeń. Tony była atrakcyjna na swój pewny siebie, energiczny sposób. I na pewno mogła stać się pięknością, gdyby tylko zechciała się o to postarać.

Mógł wyobrazić ją sobie ubraną w jedwabną suknię. Może niebieską – to pasowałoby do jej oczu – obcisłą i bez ramion. A może w jej ulubionym kolorze, różową. Coś skąpego i koronkowego, co pokazywałoby dużo nagiej skóry i ciało, które tak bardzo starała się ukryć.

Czy mogę ci w czymś pomóc? – zapytał nagle, uciekając od tych niebezpiecznych myśli.

Rzuciła mu przez ramię zaskoczone spojrzenie.

Pewnie. Możesz nalać soku do szklanek i nakryć do stołu. I powiedz mi, jakie jajka lubisz.

Jakkolwiek je przyrządzisz, będzie dobrze.

Podczas gdy Tony gotowała, on rozłożył talerze, szklanki i sztućce, każdy z innego kompletu. Był zdziwiony uczuciem spokoju, jakie budziły w nim te proste czynności. Powinien przecież czuć się niezręcznie, a do tego jeszcze tęsknić za miastem.

Ale nie tęsknił. Tak naprawdę, jeśli pominąć jego zauroczenie Tony, czuł się całkiem spokojny i zrelaksowany. Wziął głęboki oddech i przypomniał sam sobie, że nie przyjechał tutaj się relaksować. Był tutaj, żeby nakłonić Tony do podpisania umowy – i to z użyciem wszelkich koniecznych metod. Ale przy okazji mógł trochę odpocząć. Na dłuższą metę mogło to pomóc sprawie.

Na ogół nie jadam tak ciężkostrawnych rzeczy na śniadanie – powiedziała, stawiając przed nim dwa talerze pełne jajecznicy. – Ale chyba powinniśmy najpierw jeść to, co jest w lodówce, na wypadek gdyby elektryczności miało nie być przez dłuższy czas.

A jest taka możliwość? – zapytał, zabierając się do jedzenia.

Wzruszyła ramionami.

Wszystko zależy od tego, ile przerwało przewodów i ile czasu zabierze monterom odnalezienie ich. O właśnie, powinniśmy sprawdzić, co z twoim samochodem. Może da się coś z nim zrobić.

Jest całkowicie skasowany – odpowiedział. – Co zrobiłaś z tymi jajkami? Są przepyszne.

To tutejsze powietrze. Tu wszystko dobrze smakuje.

Jakoś nie wydaje m się, żeby to był prawdziwy powód. Gdzie nauczyłaś się gotować?

Potrzeba i głód. No i przyzwyczajenie do małej ilości dostępnych składników. Gdziekolwiek jadę, zawsze zabieram ze sobą swoje przyprawy.

Tak jak mówiłem – są wspaniałe.

Zupełnie tak jak ona, pomyślał, kiedy na jej policzkach pojawił się delikatny rumieniec. Kto by to pomyślał? Nie umiała radzić sobie z komplementami. Wyglądała tak młodo w tej chwili. I w tej właśnie chwili naszło go nagłe wspomnienie, wpierw niewyraźne, zamglone, a za moment wyraźne i żywe.

Wyprostował się nagle i wpatrzył w nią, kiedy wszystkie elementy układanki wskakiwały na swoje miejsce.

A niech to.

Co się stało? – zapytała.

Znam cię! Mój Boże, znam cię! Przez cały ten czas ignorowałem ten cichutki głos, który mówił mi, że wyglądasz znajomo. Pracowałaś kiedyś dla mnie, prawda? – dodał, patrząc na nią.

Róż, który ozdabiał wcześniej jej policzki, zniknął. Unikając jego spojrzenia odłożyła widelec na stół i sztywno wstała od stołu.

Jeszcze kawy?

To było kilka lat temu, prawda? – kontynuował, przypominając sobie coraz więcej szczegółów. – W Tucker-Lanier.

Westchnęła głęboko i napełniła jego kubek.

Dużo czasu ci to zajęło.

W jej głosie Web nie wyczuł zadowolenia. Był wyprany ze wszystkich emocji.

Podniecenie Weba rosło jednak, w miarę jak mijał szok.

Miałaś wtedy krótsze włosy, nosiłaś okulary i… czy nie miałaś wtedy na imię Tammy albo jakoś tak?

Uśmiechnęła się, ale było w tym więcej zdegustowania niż radości.

Tak właśnie mnie nazywałeś, kiedy nie mogłeś przypomnieć sobie mojego imienia.

Przyjęcie gwiazdkowe – mówił dalej, nie będąc w stanie przerwać. – Różowy sweter, czarna spódnica.

I trochę za dużo szampana – dorzuciła, kiedy on przypominał sobie resztę tego wieczoru.

Prawie nie widział, jak Tony zbierała talerze i wkładała je do zlewu. Na doroczne przyjęcie gwiazdkowe organizowane przez Tucker-Lanier dojechał późno. Był znudzony i miał zamiar unikać pewnej prawniczki, która ostatnio trochę za bardzo mu się narzucała. Przez tłum ludzi dostrzegł Tammy, a właściwie Tony. W pomieszczeniu było dużo dyskutujących i śmiejących się ludzi dużo dekoracji świątecznych i dużo serwowanego gościom szampana. W ciągu kilku ostatnich miesięcy Web dostrzegł Tony kilka razy na korytarzach biura. Była słodka, nieśmiała i najwyraźniej bardzo nim zauroczona.

A w noc przyjęcia… Cóż, zrobiło mu się jej trochę żal, kiedy zauważył pełne nadziei spojrzenia, jakie mu rzucała. A on właśnie próbował uwolnić się od tej – jak jej było na imię? – Rebeki. Taak, Rebeki z działu prawnego, noszącej krótkie spódniczki – Rebeki o szybkich rękach. Potrzebował ratunku przed Rebeką, tak samo jak Tony potrzebowała ratunku przed szampanem…

Tak więc wywinął się prawniczce Rebece i jej wyszeptanej do jego ucha sugestii, żeby zrobić coś bardzo nielegalnego z jego bokserkami, i zaoferował Tony odwiezienie do domu. Stwierdził, że upiecze dwie pieczenie przy jednym ogniu. Uciekł przed molestowaniem seksualnym i jednocześnie uratował Tony przed wykorzystaniem jej przez podstępnego Williama Wycofa, który zalecał się do niej od ponad godziny.

Była taka słodka. Miała zarumienione policzki i uwielbienie w oczach, ale uznał, że jest zbyt nieśmiała, żeby wykonać jakikolwiek krok w jego kierunku. Bardzo się jednak mylił.

Taksówka podjechała pod adres, który podała, on powiedział jej dobranoc, a już w następnej chwili w jego ramionach znalazła się najdelikatniejsza, tuląca się do niego, najpiękniej pachnąca kobieta, jaką kiedykolwiek spotkał.

Przez wiele miesięcy później – po tym, jak zmusił się, żeby przerwać pocałunek i pożegnać ją z miłym i rozbawionym uśmiechem – mówił sobie, że ten pocałunek nie miał znaczenia. Że ta natychmiastowa eksplozja doznań, którą poczuł, kiedy spotkały się ich usta, była tylko sprawką jego wyobraźni.

Ale prawda była taka, że Tony po prostu zwaliła go z nóg. Ten boleśnie niewinny, a jednocześnie erotyczny pocałunek nieomal sprawił, że Web podążył za nią do jej mieszkania. To, co by potem nastąpiło, uczyniłoby go zapewne szczęśliwym na tę noc, ale zaowocowałoby wyrzutami sumienia następnego ranka. To samo byłoby z nią.

Po pierwsze, była taka młoda. A przynajmniej na taką wyglądała. Po drugie, oznaczałoby to, że wykorzystuje jej naiwność. Ale tak naprawdę, powodem było to, że jej pocałunek wstrząsnął nim do głębi.

Miał wtedy tylko dwadzieścia trzy lata. Zdobył jednak spore doświadczenie i znał różnicę pomiędzy pocałunkiem obiecującym wspaniałą noc a pocałunkiem obiecującym wspaniałe życie. Pocałunek Tony należał zdecydowanie do tej drugiej kategorii. Przez ten krótki moment, w którym trzymał ją w ramionach, ta myśl również mu się spodobała.

Ta chwila szaleństwa była krótka, ale śmiertelnie go wystraszyła.

Dlaczego nic nie powiedziałaś? – zapytał.

A dlaczego miałabym wspominać o jednym z najbardziej zawstydzających momentów w moim życiu?

Zawstydzających? Dla mnie to było całkiem miłe.

Uciekałeś, jakby cię ktoś gonił – powiedziała, zarzucając ścierkę na ramię. Oparła się o zlew.

Byłaś trochę… Jakby to delikatnie powiedzieć…

Zalana? – podpowiedziała.

Może trochę. Nie chciałem cię wykorzystywać. Poza tym byłaś taka młoda.

Byłam po prostu głupia.

Ale miałaś dobry gust, jeśli chodzi o mężczyzn – dodał, próbując wywołać uśmiech na jej twarzy. Prychnęła.

Tak, zawsze podniecała mnie arogancja.

No widzisz! Miałem rację. – Wreszcie dostał ten uśmiech, na który czekał. – A więc co się z tobą stało? Próbowałem odnaleźć cię po świętach, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku, ale powiedziano mi, że nie ma cię na liście płac.

Właściwie to tak dużo myślał o tym pocałunku, iż w końcu stwierdził, że jest tylko jeden sposób, aby przestać. Chciał pocałować ją jeszcze raz i miał nadzieję, że to drugie doświadczenie będzie mniej intensywne, niż to pierwsze, z którego jego wyobraźnia uczyniła niezwykłe wydarzenie.

Zostałam wyrzucona.

Zwolnili cię?

Tak – pokiwała głową. – Byłam tylko jedną z wielu ofiar redukcji zatrudnienia w dużych firmach.

Tak, pamiętam. To był ciężki rok.

A ja byłam pierwsza do odstrzału.

Patrzył na nią przez chwilę, nie mogąc się nadziwić, że Tony Griffin, najbardziej poszukiwana kobieta-fotograf była tą samą dziewczyną, która tak bardzo wystraszyła go tyle lat temu.

Poza tym zszokował go fakt, że od tej pory nie zapomniał tego słodkiego, desperackiego pocałunku i uczuć, które on w nim wywołał. Uczuć, nad którymi często się od tamtej pory zastanawiał. Uczuć, których od tamtej pory nigdy już nie doświadczył. Poczucia odnalezienia kogoś bardzo szczególnego. Czegoś, co się straciło i po czym życie nigdy już miało nie być takie samo.

Zdecydował, że nie będzie próbować i myślał wtedy iż to był dobry wybór. Tak jak i teraz, nie był gotowy na ustatkowanie się, nie chciał zmieniać swojego życia. Wtedy dlatego, że lubił życie i kobiety i me chciał być przywiązany tylko do jednej. Teraz dlatego, że nie znalazł kobiety, z którą mógłby się związać. Kobiety, która doprowadzałaby go do szaleństwa, tak jak słodka Tony, która w ten pocałunek włożyła całe swoje

Poza tym nie miał nic do zaoferowania kobiecie takiej jak ona. Dwanaście lat temu, gdyby był trochę mądrzejszy, być może byłoby inaczej. Ale z czasem stał się cyniczny. Doświadczenie sprawiło, ze stał się twardy. Emocje, którym mógł się kiedyś poddać, były teraz pogrzebane głęboko pod negatywnymi opiniami, jakie miał na temat związków. Wystarczyło przyjrzeć się własnej rodzinie, żeby stwierdzić, ze nie miał predyspozycji do bycia długodystansowcem.

Ale potrzebował Tony w życiu zawodowym. Nie miał więc zamiaru się poddawać. Dla niego to była kwestia życia i śmierci. Bez tego straci Bozemana. A bez dolarów Bozemana „Świat Natury” nie miał szans.

A więc – powiedział, powracając do rzeczywistości – postanowiłaś pracować na własną rękę?

Nie miałam wyjścia. Nie mogłam znaleźć pracy w Nowym Jorku, bo miałam za mało doświadczenia. Po dłuższym czasie walenia głową w mur, wróciłam do domu i przez jakiś czas lizałam rany.

A potem?

A potem zwariowałam. Chciałam być fotografem, więc zostałam fotografem. Robiłam zdjęcia na ślubach, na przyjęciach urodzinowych. Wszędzie, żeby tylko trochę zarobić. A w wolnym czasie włóczyłam się po kraju, robiąc zdjęcia naturze.

Wzięła plecak z kąta i zaczęła wkładać do niego swoje rzeczy.

Zaczęłam wysyłać swoje prace do różnych czasopism, kilka udało mi się nawet sprzedać. A potem zadzwonił telefon. Małe czasopismo z Wisconsin chciało, żebym zrobiła dla nich sesję.

Reszta, jak to mówią, jest historią – dodał.

No dobra. Miło było powspominać, ale dzień upływa i powinniśmy już ruszać – powiedziała Tony zapinając plecak. – Zanim zacznę robić zdjęcia, musimy jeszcze coś załatwić.

Najwyraźniej ona również wyczuwała napięcie, które między nimi powstało. Chciała wyjść na zewnątrz, bo potrzebowała trochę przestrzeni.

On zresztą też.

Dystansu do wspomnień. Do obietnicy, którą sam sobie złożył ryle lat temu. Obietnicy, że dostanie od Tony drugi pocałunek, żeby móc zapomnieć o pierwszym.

Kiedy to sobie przypomniał, poczuł się jeszcze bardziej niezręcznie.

Mógł z tym walczyć, mógł sam przed sobą zaprzeczać, ale prawda była taka, że wcale nie chciał o tym zapominać. Wręcz przeciwnie.

Potarł dłonią szczękę, zaklął pod nosem i podążył za nią do drzwi. To będzie długie kilka dni.

Komar uciął go w szyję, w chwili kiedy wychodził z chaty. To będzie naprawdę długie parę dni.



Rozdział szósty



Pierwszą rzeczą, którą mieli zamiar zrobić, było sprawdzenie stanu jego samochodu. Tony wypatrzyła srebrny przedmiot wystający spod błota kilkanaście metrów od wraku. Podeszła bliżej i podniosła go.

No cóż – powiedział Web, kiedy podała mu przedmiot. – Przynajmniej wiem, co się stało z moją komórką.

Próbował włączyć aparat, ale nawet najbardziej zaawansowana technologia nie mogła wytrzymać takiej ilości wody i błota.

Wzdychając ciężko, rzucił bezużyteczny telefon przez wybitą przednią szybę samochodu. Aparat odbił się od gałęzi i upadł na mokre, pokryte szkłem siedzenie kierowcy.

Samochód jest skasowany – powiedziała Tony, kładąc ręce na biodrach.

Chyba już o tym wspominałem.

A droga… – powiedziała, ignorując go i potrząsając głową. – Upłynie wiele dni, zanim ktoś będzie mógł tędy przejechać.

O tym też chyba wspominałem.

I owszem. Niestety, miał rację. Utknęła tu na dłuższy czas. Razem z nim.

Wcześniej, zanim przypomniał sobie, kim była i jak zrobiła z siebie przed nim totalną idiotkę, ta myśl była nawet do zniesienia

Ale przypomniał sobie i do tego jeszcze widział jej różową bieliznę. Myśl o tym stała się teraz dla niej prawdziwą torturą.

Nie miała pojęcia, dlaczego myślała o tym akurat szczególe.

Może chodziło o intymność tej sytuacji. Web spał na jej podłodze, dzielił z nią tę noc. Jadł ugotowane przez nią jedzenie. Dotykała jego nagiej skóry, kiedy badała jego rany i zdejmowała z niego koszulę i… Naprawdę, nie powinna teraz o tym myśleć. O tym, jak gładka była jego skóra i jak twarde kryły się pod nią mięśnie. Jak pachniał, mokry od deszczu.

Stare i nowe uczucia zmieszały się, doprowadzając ją na krawędź szaleństwa. A tego zdecydowanie nie potrzebowała.

On wciąż był Webem Tuckerem, a ona wciąż była Tony Griffin. Należeli do dwóch zupełnie różnych światów i tylko przypadek sprawił, że się tutaj razem znaleźli.

Cóż – powiedziała, postanawiając, że będzie twarda. Przecież droga nie będzie wiecznie nieprzejezdna. – Chcesz coś jeszcze stąd wykopać?

Potrząsnął głową.

Z wyjątkiem telefonu wszystko, co miałem, było w torbie.

To chodźmy teraz w stronę jeziora i sprawdźmy, co z łódką Charliego, Wiatr wiał od wschodu, zatoka musiała być niespokojna, więc chcę się upewnić, czy wszystko jest w porządku.

To ty jesteś szefem – odpowiedział. – Prowadź, a ja będę szedł za tobą.

Tony ta propozycja niezbyt się podobała. Nigdy do tej pory nie zwracała uwagi na to, jak wygląda. A przynajmniej nie robiła tego od kilku dobrych lat. Ale teraz nagle zaczęła jej przeszkadzać myśl, że Web zapamięta ją jedynie jako dziewiętnastolatkę o rozmarzonych oczach i królową dżungli z zadrapaniami na nogach i błotem na twarzy. A na dodatek będzie mógł teraz oglądać najbardziej znienawidzoną część jej ciała w całej okazałości.







Gdyby Web musiał wybierać, stwierdziłby zapewne, że krągły tyłeczek Tony jest najładniejszą częścią jej ciała – i jego zgubą. Miał ochotę dotknąć go, od chwili, kiedy po raz pierwszy go zobaczył.

Nie oznaczało to oczywiście, że pozostałe części jej ciała były nieatrakcyjne. Tony miała wspaniałe włosy Nawet splecione w warkocz wyglądały dziś seksownie, chociaż zdecydowanie wolał fryzurę, którą miała poprzedniego wieczoru. Jej włosy były wilgotne i jedwabiste. Poza tym jej oczy, błękitne jak wiosenne niebo, jej usta, pełne i słodkie jak jego ulubiony owoc. W zamyśleniu o mało co na nią me wpadł. Zwolnił więc trochę kroku.

Drzewa, cisza i czas, żeby myśleć tylko o Tony. Drzewa, cisza i czas prowadziły go prosto w kłopoty.

Jeszcze dwanaście godzin temu był zupełnie szczęśliwy. No może nie tyle szczęśliwy, co zadowolony z perspektywy spotkania z Tony Griffin i namówienia ją do podpisania kontraktu.

A teraz musiał bardzo nad sobą panować, żeby pamiętać, że jego celem nie było uwiedzenie jej.

Daleko jeszcze? – zapytał, zdegustowany sobą za to, że pozwolił myślom błądzić po terenie, który już raz uznał za niebezpieczny.

Westchnęła, przesadnie udając zniecierpliwienie.

Nigdy się nie zmęczysz zadawaniem tego pytania?

Jesteś pewna, że się nie zgubiliśmy?

Ja w każdym razie już jestem zmęczona odpowiadaniem na nie.

No to powiedz mi w takim razie, skąd wiesz, że dobrze idziemy? Nie ma żadnych znaków, nie ma ulic, nawet nie ma okruszków chleba. Tylko skały i drzewa i… Do diabła! Jezioro – powiedział ze zdziwieniem, wychodząc na niewielką polankę nad samym brzegiem.

Jesteś szczęśliwy?

Szczęśliwy to bardzo relatywne określenie. Czy jestem szczęśliwy, że się nie zgubiliśmy? I owszem. Czy jestem szczęśliwy, widząc, że łódkę zmyło na tamte skały? Zdecydowanie nie.

Obawiałam się, że coś takiego może się stać – powiedziała, biorąc głęboki oddech. – Wiatr musiał naprawdę wzburzyć zatokę i zerwać cumy. Dobrze, że wiało do brzegu. Charlie kocha tę łódkę. Gdyby coś się z nią stało, bardzo by to przeżył.

Web spojrzał na wspomnianą łódkę. Nie był wilkiem morskim, ale stwierdził, że łódka ma nie więcej niż kilkanaście metrów długości, jest zrobiona z aluminium i nie posiada silnika ani nawet steru. To zwyczajna wiosłówka. I na dodatek stara wiosłówka. Była trochę pogięta, tu i ówdzie wyszczerbiona a farby nie widziała od czasów, kiedy Charlie był młodym człowiekiem.

A co można kochać w tej łódce? – zapytał, zdając sobie z niepokojem sprawę, że w czasie, kiedy on przyglądał się łódce, Tony zdążyła zdjąć buty i skarpetki.

Historię – powiedziała, podwijając nogawki spodni do kolan – Charlie i ta łódka mają wspólną przeszłość. A przeszłość jest ważna dla kogoś takiego jak Charlie.

Przeszłość jest dobra. – Spojrzał znów na łódkę. – Pytanie, czy będą mieli wspólną przyszłość.

Tego się właśnie muszę dowiedzieć.

Zanim zdążył coś powiedzieć, juz była w wodzie.

Wiedział, że będzie tego żałował, ale jakiś ukryty gen kazał mu zadać to pytanie.

Potrzebujesz pomocy?

Odwróciła się, przysłoniła dłonią oczy, chroniąc je przed słońcem i spojrzała na niego.

Umiesz pływać?

Całkiem nieźle.

Przyjrzała mu się, uśmiechnęła i odwróciła wzrok.

To może po prostu zawołam etę, kiedy będę cię potrzebować.

Ten pomysł mu się podobał. Wprawdzie dzień był ciepły, ale we wrześniu woda na tak dalekiej północy musiała być dość zimna.

Z rękami na biodrach przyglądał się, jak Tony brnie wzdłuż brzegu, po kolana w wodzie, próbując dostać się do łodzi, która utknęła kilkadziesiąt metrów dalej. Powiedział sobie, że nie musi się czuć winny. To był jej show i najwyraźniej wiedziała, co robi.

Dziób łodzi wyglądał na mocno osadzony na skałach, ale rufa była na wodzie, unosząc się lekko i opadając na falach. Za każdym takim ruchem przód, ocierający się o skały, wydawał z siebie trzeszczące dźwięki.

Jak to wygląda? – krzyknął, kiedy Tony dotarła do celu i obejrzała łódkę.

Trochę porysowana, ale chyba nic poważnego się nie stało. Zanim ją wyciągnę, będę musiała wylać wodę.

Stanie i patrzenie jak kobieta brodzi w wodzie, to jedno. Ale stanie i patrzenie, jak wyczerpuje wodę z łodzi, a potem siłuje się, żeby ją uwolnić, to było więcej niż jego męska duma mogła znieść.

Przeklinając pod nosem ściągnął plecak, zdjął buty i skarpetki, po czym podwinął spodnie do kolan.

Chyba mi się to nie spodoba – powiedział głośno, po czym wydał z siebie głośne – Do licha! – kiedy jego nagie stopy dotknęły lodowatej wody jeziora.

Wciągnął głęboko powietrze i modlił się, żeby kłujące igiełki zniknęły jak najszybciej. Jak ona to znosi? zastanawiał się, trzęsąc się z zimna i robiąc kilka sztywnych kroków. To przypominało brodzenie w kostkach lodu i stąpanie po kostkach lodu. Po ostrych, śliskich kostkach lodu. Nie czuł takiego zimna od… Do diabła, chyba nigdy nie czuł takiego zimna – chociaż w ostatnią noc nie było mu wiele cieplej. Tylko duma nakazywała mu stawiać kolejne kroki. Jeśli Tony mogła to zrobić bez narzekania, to on nie będzie gorszy.

Ależ ta woda była zimna! Musiał zacisnąć szczęki, żeby nie krzywić ust i wyzywał się w duchu od najgorszych za każdym razem, kiedy miał ochotę zawyć z bólu.

Nie musiał patrzeć na nią, żeby wiedzieć, że stara się powstrzymać śmiech. Gdyby był na jej miejscu, na pewno też zaśmiewałby się na widok potykającego się idioty zmierzającego w jej kierunku.

W porządku? – zapytała, kiedy udało mu się do niej dotrzeć.

Nigdy nie czułem się lepiej – skłamał przez zaciśnięte zęby. Podziwiał ją za kamienny wyraz twarzy.

Dziękuję za pomoc.

Nie ma problemu. – Za te kłamstwa pójdzie prosto do piekła. – Co mogę zrobić?

Wylałam już większość wody, ale wydaje mi się, że dziób jest wciąż zaklinowany. Spróbujesz ją wypchnąć spomiędzy skał?

Pewnie.

Dobrze, że będzie mógł wyjść z tej lodowej kąpieli. Niestety, miał wrażenie, że zamiast nóg ma dwie ciężkie kłody. Po prostu nie chciały się poruszać po suchym lądzie. Oczywiście nie stracił zupełnie czucia w podeszwach stóp, tak więc czuł, jak skały wbijają mu sic w miękkie ciało, kiedy powoli zmierzał w stronę dziobu.

Dobra, pchnij, jak doliczę do trzech – powiedziała Tony, chwytając za rufę.

Posłusznie chwycił burtę łódki, poszukał solidnego oparcia dla nóg i przygotował się, czekając na jej sygnał.

Na „trzy” pchnął łódź z całej siły.

Łódka ześliznęła się ze skał jak po dobrze naoliwionej pochylni. Niestety Web, chcąc zrobić na Tony wrażenie, włożył w to pchnięcie tyle siły, jakby zamiast niewielkiej łodzi stał tam krążownik U.S.S. „Eisenhower”, Kiedy łódź zaczęła się poruszać, on, a właściwie górna część jego ciała, podążył w ślad za łodzią. Stopy zostały tam, gdzie były, a rezultatem tego wszystkiego była natychmiastowa, niespodziewana kąpiel.

Twarzą w dół, zachłystując się wodą, zwalił się do lodowatej wody jeziora. Całe jego życie i fragment nekrologu przeniknęły mu przed oczami.

Multimilioner i wydawca tonie w wodzie po kolana, podczas gdy łódź znajduje się w zasięgu dłoni.

Poczuł parę rąk przewracających go na plecy i pomagających mu się wyprostować.

Wszystko w porządku?

Przez chwilę czy dwie próbował złapać oddech. Nieco dłużej zajęło mu pozbieranie roztrzaskanych kawałków dumy. Dopiero potem spojrzał w niebieskie oczy Tony, które spoglądały na niego z góry. Nie było w nich ani połowy tej troski, którą chciałby w nich widzieć.

Przetarł rękami twarz, zastanawiając się, co ma oznaczać jej ledwo ukrywana wesołość.

Cieszę się, że mogłem dostarczyć ci trochę rozrywki.

Zakryła usta ręką, bez wątpienia po to, żeby ukryć wybuch śmiechu. Albo raczej poczucie winy, w końcu się domyślił.

Łódź wcale nie była zablokowana, prawda? – zapytał, czując jak spływa na niego objawienie.

Zwalczając uśmiech, uniosła brwi i wzruszyła ramionami.

Nie, raczej nie.

Powoli pokiwał głową.

A więc specjalnie chciałaś mnie upokorzyć?

Wyglądałeś, jakbyś chciał mi pomóc.

A ty poczułaś się w obowiązku dostarczyć mi tej sposobności.

Znów wzruszyła ramionami. W jej oczach czaiło się rozbawienie.

Lubię sprawiać innym przyjemność.

Świetny dowcip! – Przywołał na twarz wymuszony uśmiech.

Tony uśmiechnęła się ostrożnie.

Tak właśnie myślałam. A ty jesteś bardzo silny.

Jako dziecko byłem najsilniejszy w klasie. A teraz pomóż mi wstać.

Wyciągnął do niej rękę. Zawahała się przez chwilę, po czym podała mu swoją.

Zacisnął dłoń na jej nadgarstku w chwili, kiedy zrozumiała, jaki ma plan.

Jeden-jeden – krzyknął, ciągnąc ją w dół.

Wylądowała na nim, wydając z siebie dziki wrzask.

Web przetoczył się razem z nią, tak, że to ona była teraz na dole.

Nie ośmielisz się! – krzyknęła w chwili, kiedy położył dłoń na jej czole i zanurzył jej głowę pod wodę, tak jak na to sobie zasłużyła.

Kiedy Tony udało się wreszcie usiąść, śmiała się, krztusiła i wypluwała wodę jednocześnie.

Odsunęła włosy z czoła i otarła ręką twarz. Obok niej Web Tucker uśmiechał się triumfalnie.

No dobrze – stwierdziła. – Zasłużyłam na to.

I to jeszcze jak!

Nie wiedziała właściwie, dlaczego to zrobiła. No dobrze, wiedziała. Jej miłość własna cierpiała od chwili, kiedy przypomniała sobie ten wieczór w Nowym Jorku, kiedy to rzuciła się na Weba bez opamiętania. Chciała się zemścić. Kiedy zobaczyła, jak Web brnie przez wodę w jej kierunku, stwierdziła, że nadszedł właściwy moment. Wprawdzie powinno jej wystarczyć to, że musiał znosić lodowatą wodę i ostre kamienie… Ale jednak nie wystarczyło.

Zostałeś oficjalnie uznany za człowieka północy – powiedziała, naprędce wymyślając powód swojego zachowania.

Aha, więc to była inicjacja – powiedział sarkastycznie, wstając. Wyciągnął do niej rękę. – I uważasz, że to wystarczający powód, żebym dostał zapalenia płuc?

Wzięła jego dłoń, zaczęła się podnosić i nagle znów wylądowała w wodzie, kiedy Web ją puścił.

O, przepraszam. Mam chyba śliską rękę – powiedział, wcale nie wyglądając na skruszonego. – Chcesz spróbować jeszcze raz?

Zaskoczyła go, przyjmując rękę, którą do niej ponownie wyciągnął. W tym samym czasie podcięła mu nogi i pociągnęła. Znów upadł twarzą w dół, ale tym razem udało mu się usiąść w wodzie samemu. Spojrzeli na siebie, obydwoje zanurzeni po pas.

Ładny pad – powiedziała, rozbawiona. – Wyglądałeś jak Hulk Hogan na sparingu.

Świetna zabawa – powiedział, odgarniając włosy z twarzy. – Ale jeśli zrobisz to jeszcze raz…

To co? Zostawisz mnie tutaj, żebym sama musiała odnaleźć drogę do chaty?

Rozumiem – powiedział, mrużąc oczy. – Po prostu musisz grać nieuczciwie, prawda?

Powiedzmy, że umiem wykorzystywać swoją przewagę.

Zaczęła wstawać, ale Web chwycił jej ramię i pociągnął w dół.

Nie tylko ty masz przewagę, skarbie…

Jego wzrok opadł niżej. Tony spojrzała na siebie i zauważyła, że jej koszula nie pozostawia niczego wyobraźni, przylegając tak ściśle, że widać było jej stwardniałe sutki. Mimo że było bardzo zimno, wiedziała, że to nie tylko chłód jest odpowiedzialny za ten stan rzeczy.

Przełknęła ślinę i zmusiła się, żeby znów spojrzeć mu w oczy. Chwilę potem on przyciągnął ją do siebie i pocałował.

Błąd, błąd, błąd!

Ostrzeżenie zadźwięczało mu w głowie, ale Web nie zwracał na nie uwagi. Był tak wściekły na nią, tak rozbawiony i tak podniecony, że nie zwracał uwagi na żadne ostrzeżenia i nie myślał o konsekwencjach. Po prostu zrobił to, co wydawało mu się w tej chwili najlepsze.

Jej ciało było mokre, a dotyk jej piersi i twardych jak diamenty sutków dawał mu nowe, ciekawe doznania. Jej usta były lodowate. W pierwszej chwili zacis-jięła je zaskoczona, ale gdy ujął jej twarz w swoje dłonie, rozchyliła wargi, oferując mu ciepło swojego języka.

I właśnie wtedy Web przestał myśleć, przestał się trząść i poddał się rozwojowi sytuacji.

Mrucząc z rozkoszy, podniósł ją i posadził na swoich kolanach, zapominając o lodowatej wodzie. Wpił się w jej usta dziko, z pożądaniem. Rozkoszował się każdą sekundą tego pocałunku, poznawał eksplozję smaków i wrażeń.

Chciał zaspokoić swoje pragnienia i tylko o tym teraz myślał. Zapomniał o zemście, dziwiąc się niespotykanych rozmiarów erekcji, która zadawała kłam popularnemu przekonaniu o rozmiarach w zimnej wodzie.

A kiedy ona też jęknęła, rozchylając usta szerzej i przejmując inicjatywę w pocałunku, wszelkie myśli o wyrównaniu rachunków wywietrzały mu z głowy.

Jest słodka. Wiedział, że będzie słodka. Przez wszystkie te lata nie zapomniał tamtego pocałunku w taksówce. Uciekał od irracjonalnej potrzeby pocałowania jej ponownie.

Jej namiętność była dokładnie taka, jak pamiętał. Ich pocałunek stał się jeszcze głębszy. Jak tak dalej pójdzie, to obydwoje zaraz będą nadzy albo się

utopią.

Ktoś musiał zacząć myśleć. Wyglądało na to, że to musiał być on, bo Tony zacisnęła ramiona na jego szyi i wydawała siebie ciche jęki.

Z bijącym sercem oderwał od niej usta, pogłaskał ją po szyi i oparł czoło o jej czoło.

Może przeniesiemy się do chaty?

Tony wzięła głęboki oddech. Spojrzała na niego, po czym gwałtownie zsunęła się z jego kolan.

Co to było, u diabła? – zapytała, rozpryskując wodę i wyglądając na prawdziwie przerażoną. Przeczesała ręką włosy i, ku jego rozczarowaniu, poprawiła koszulę.

Wydaje mi się, że większość ludzi nazywa to całowaniem.

Zmusił się, żeby wstać, zdziwiony jej nagłym wybuchem.

Kiedy jej oczy zwęziły się z gniewu, on sam poczuł przypływ irytacji.

Z mojego punktu widzenia uczestniczyłaś w tym dobrowolnie.

Idę przyciągnąć łódkę do brzegu – rzuciła i odwróciła się.

Z rękami wspartymi na biodrach przyglądał się, jak Tony wspina się do lodzi i zaczyna wiosłować.

O mnie się nie martw – krzyknął do niej, kiedy zaczęła się oddalać. – Dobrze mi tutaj. Po prostu wrócę piechotą. Nie ma żadnego problemu.

Co w nią wstąpiło? Uczestniczyła w tym pocałunku bez wątpienia dobrowolnie.

A teraz on też był wściekły. Na siebie, za to chwilowe zaćmienie umysłu, które kazało mu ją pocałować. Na nią, że była zła na niego. Na los, że rzucił go tutaj z kobietą, która powinna pozostać częścią jego przeszłości i która najwyraźniej myślała podobnie o nim.

To była wina Pearl. Jak tylko wróci do Nowego Jorku, odbierze jej klucz od swojego mieszkania. To powinno oduczyć ją wtrącania się w nie swoje sprawy.

Tak samo jak Tony go czegoś oduczyła i to na dobre.

Nie chciał jej lubić. Nie miał zamiaru podziwiać jej odwagi. Nie chciał przyznać, że miał do niej sentyment przez te wszystkie lata.

A już na pewno nie chciał pójść z nią do łóżka.

Potarł dłonią szczękę, czując szorstki zarost. Pragnął jej. Ale bardziej pragnął podpisania kontraktu. A przynajmniej tak sądził.



Rozdział siódmy



Wracali do chaty w milczeniu. Tony nigdy by się do tego nie przyznała, przynajmniej nie przed Webem, ale dreszcze, jakie ją przechodziły, były nie tylko wynikiem mokrych ubrań, ale także skutkiem pocałunku. Nie mówiąc już o wściekłości na samą siebie za to, że była taka głupia.

Pocałował ją. Cholera.

A ona oddała mu pocałunek. Niech to trafi szlag.

I niech szlag trafi jej głupie serce, które podskakiwało na samą myśl o tym.

Potężny. To słowo znów przemknęło jej przez głowę. On i jego niesamowite, cudowne usta. On i jego błądzące dłonie, które sprawiły, że zarzuciła mu ręce na szyję i przywarła do niego, jakby był kamizelką ratunkową, a ona tonęła na środku morza.

Musiała uciec od niego, zanim to ona zaproponuje, żeby powrócili do tego, co przerwali.

Zmieniłam zdanie – powiedziała nagle, kiedy dotarli do chaty. – Idę na sesję sama.

Dobrze.

Odwrócił się i nie była w stanie stwierdzić, czy jest zły, czy zadowolony.

Tak czy inaczej, to był jego problem. A ona potrzebowała samotności i czasu, żeby pozbierać się i zastanowić, jak dalej ma postępować.

Szybko przebrała się w suche ubrania, zapakowała aparat, zarzuciła plecak na ramię i wyszła z chaty. To wszystko było po prostu śmieszne, pomyślała, przechodząc przez zwalone drzewo. I to była jej wina. Droczyła się z nim, upokorzyła go.

Dostałaś dokładnie to, na co zasłużyłaś – powiedziała cicho. Zwolniła nieco kroku, doszedłszy do wniosku, że jeśli będzie tak hałasować, nigdy nie uda jej się zrobić dobrych zdjęć.

Będzie musiała teraz żyć ze wspomnieniem tego niesamowitego pocałunku i sugestią Weba, żeby przenieść się do chaty i tam dokończyć to, co zaczęli.

Poza tym, zdała sobie sprawę, zagłębiając się w las, iż będzie musiała stanąć z Webem twarzą w twarz pod koniec dnia… ze świadomością, że ona też chciałaby to dokończyć.

Samotność, czas i przestrzeń zrobiły swoje. Właśnie tego potrzebowała, żeby rozjaśnić myśli, stwierdziła Tony, wracając do chaty kilka godzin później. Najlepiej myślało się jej, kiedy była sama. Dzień spędzony w lesie pomógł jej. Nie zrobiła żadnych zdjęć, ale udało jej się wszystko ustawić w odpowiedniej perspektywie.

Ten… incydent w wodzie nie miał żadnego znaczenia. To był po prostu wypadek, spowodowany przypływem adrenaliny.

On pewnie też żałował tego, co zrobił. Porozmawiają o tym, zdecydowała, wychodząc na polanę, na której stała chata. Postanowiła go przeprosić i zaproponować, żeby po prostu zapomnieli o tym… incydencie.

Łatwiej było tak o tym myśleć. To określenie było dość ogólne i zmniejszało ważność tego wydarzenia. Gdyby miała myśleć o szczegółach… Takich jak dotyk jego gorących, głodnych ust, gładkość jego karku pod jej palcami, twardość, którą czulą na swoim biodrze…

Jęknęła. Gdyby tylko mogła przestać myśleć o szczegółach.

Co było z nią nie tak? Dawno powinna już zapomnieć o tym pocałunku.

Tak jak zapomniałaś o tym, który zdarzył się dwanaście lat temu – mruknęła pod nosem.

Była beznadziejna.

A on był… No właśnie, jaki on był? Poza jej zasięgiem? Z innego świata?

Tak. Tak właśnie było.

Czy nie dostała już nauczki? Mężczyźni tacy jak Web nie traktowali kobiet takich jak ona poważnie. Mężczyźni w ogóle nie traktowali jej poważnie. A przynajmniej nie ci, z którymi spotykała się po wyjeździe z Nowego Jorku. Było dwóch, z którymi mogłaby sobie ułożyć życie, jak myślała, ale okazało się, że ich pojęcie kompromisu oznaczało, że to ona powinna zrezygnować ze swoich marzeń. Bolało ją, że nie traktowali ani jej ani jej pracy poważnie. To bolało ją tak bardzo, że pogrążyła się w tej pracy, ponieważ unikała w ten sposób bolesnych związków emocjonalnych.

Wzięła głęboki wdech i zatrzymała się kilka kroków od wejścia do chaty. Poczuła zapach jedzenia.

Zerknęła przez okno. Wrześniowy wietrzyk poruszał zasłonami, a nad zlewem świeciło się światło.

Światło?

No cóż, przynajmniej zdarzyła się jedna dobra rzecz. Jeśli był prąd, to pewnie droga też niedługo zostanie oczyszczona. Web odjedzie, a ona będzie mogła robie to, co potrafi najlepiej. Pracować. Sama. Nic me będzie jej rozpraszać, Tego właśnie chciała, prawda?

Przygotowując się na nieprzyjemne spotkanie, wpatrzyła się w schody. Potem wzięła głęboki oddech, weszła po schodach i sięgnęła do klamki.







Web przyglądał się, jak Tony wychodzi z lasu, wyglądając trochę jak leśna driada. Kiedy przyłapał się na tym, że się uśmiecha, opuścił zasłonę i postanowił zignorować przyjemne uczucie oczekiwania. Takie myśli poprowadzą go prosto do klęski i to na kilka sposobów Nie miał zamiaru znów się zapuszczać na ten teren. Ten pocałunek był pomyłką. On o tym wiedział. Ona o tym wiedziała. Koniec historii. Tony Griffin była dla niego absolutnie niedostępna.

O tym myślał przez całe popołudnie. O tym i o interesach. Musiał nakłonić Tony do podpisania kontraktu. Dlatego przez całe popołudnie pracował i rozmyślał.

Pod koniec dnia był naprawdę z siebie zadowolony, mimo że głupio było zachwycać się tak małymi sukcesami. Zrobienie czegoś konstruktywnego na jej terenie, po raz pierwszy od przyjazdu, okazało się być bardzo satysfakcjonujące. Nawet jeśli było to tylko obranie ziemniaków.

Miał dla niej cały zestaw niespodzianek. Nie dlatego, jak sam siebie zapewniał, że chciał jej sprawić przyjemność. O nie. Chciał ją zaskoczyć. Pragnął odbudować swój wizerunek mężczyzny kompetentnego, zdecydowanego i kontrolującego sytuację.

Szybkim krokiem podszedł do stołu i usiadł na krześle z jedną ze starych książek, którą znalazł na regale. Kiedy drzwi się otworzyły siedział, udając, że jest pogrążony w lekturze, mimo że nie przeczytał ani jednego słowa.

Wróciłaś – powiedział z wyszukaną nonszalancją.

Tony, stojąc w progu, spojrzała na niego, na książkę i w końcu zamknęła drzwi. Położyła plecak na podłodze.

Co to jest? – Podejrzliwość biła jej z oczy, kiedy patrzyła na stół.

Nakrył dla dwojga, a oprócz tego postawił na stole świeczkę i bukiet polnych kwiatów, które zerwał na polanie.

Powiedzmy, że to przeprosiny za to, co stało się rano. – Uśmiechnął się z dokładnie wykalkulowanym wahaniem.

Po wyrazie jej twarzy zorientował się, że nie była pewna, czy ma mu wierzyć.

Kiedy włączyli prąd?

Z tego, co wiem, to jeszcze go nie włączyli – powiedział mimochodem, udając zainteresowanie książką. – Znalazłem w szopie generator i uruchomiłem go.

Czekał całe popołudnie, żeby móc powiedzieć to zdanie. Rzucić je ot tak, od niechcenia, jakby to było coś nic nie znaczącego. Jakby uruchomienie tej machiny nie zajęło mu trzech godzin i jakby nie pokaleczył sobie przy tym wszystkich palców.

Generator? Tu jest generator?

W szopie. Za stosem drzewa. – Web był zachwycony zaskoczeniem w jej głosie. Nie ruszyła się jeszcze z miejsca. Nie wiedziała, jak poradzić sobie z tym nowym, kompetentnym Webem i myślą, że on wie coś, o czym ona nie miała pojęcia.

Umiałeś uruchomić generator?

Nie umiał, ale nauczył się i miał nadzieję, że nigdy już nie będzie miał do czynienia z czymś równie skomplikowanym.

Pewnie. – Spojrzał na nią i wzruszył ramionami tak jakby chciał powiedzieć: „w końcu to ja mam chromosom Y, więc dlaczego miałbym nie umieć?”.

Zmarszczyła brwi, ściągnęła buty i postawiła plecak na stole.

Co robiłeś w szopie?

Drewno się kończyło. Szukałem siekiery. Narąbałem trochę.

Obróciła głowę w stronę paleniska. Web musiał ukryć uśmiech, kiedy zobaczył jej zaskoczenie na widok zgrabnego stosiku polan.

Aha, i rozłożyłem już niedźwiedziom jedzenie. Dobrze zrobiłem?

Jej ręka drżała, kiedy wyciągała z plecaka butelkę z wodą.

Nakarmiłeś niedźwiedzie?

Znowu wzruszył ramionami, udając zainteresowanie książką.

Pomyślałem, że będziesz zmęczona tym chodzeniem po lesie. I wiosłowaniem – dodał, unosząc w końcu głowę i obdarzając ją uśmiechem.

Zamrugała oczami, zmieszana. Web dokładnie na to liczył. Po raz pierwszy, od kiedy tu przyjechał, miał przewagę. A teraz pora na asa z rękawa.

Aha, i zrobiłem kolację. Jakaś ryba w zamrażarce zaczęła się rozmrażać, zanim włączyłem generator. Mam nadzieję, że jest dobrze upieczona.

Upieczona – powtórzyła, kompletnie zaskoczona.

Z pietruszką i masłem cytrynowym. Poeksperymentowałem trochę z twoimi przyprawami. Mam nadzieję, że będą pasować.

Taak, na pewno będą… Ja… ja chyba wezmę szybki prysznic.

Znów zamrugała oczami, otworzyła usta, jakby chciała coś jeszcze powiedzieć, ale rozmyśliła się i poszła prosto do łazienki.

Gdyby tylko podłoga tak nie skrzypiała, Web chętnie wykonałby taniec zwycięstwa dookoła pokoju.

Podobało mu się to. Bardzo. Podobało mu się, że znowu kontroluje sytuację.

Podobało mu się też, że tak ją zaskoczył. Liczył na to i jak do tej pory wszystko szło jak po maśle.

A teraz będzie starał się ją zauroczyć – tylko dla celów biznesowych – i znowu wspomni o kontrakcie. Przy rybie, której nie musiała przygotowywać i która całkiem nieźle pachniała.

O tak! Odzyskał kontrolę nad sytuacją. Nie będzie więcej wchodził na niebezpieczne terytorium. Nie będzie więcej całowania. Nie będzie myślenia o całowaniu ani o jej miękkim ciele, złotych włosach i ustach, które do całowania były stworzone.

Zatrzymał się gwałtownie. Wziął głęboki oddech. Koniec. Miał zbyt dużo do stracenia, żeby to zepsuć.

Do diabła! zaklął w duchu Web piętnaście minut później, kiedy Tony otworzyła drzwi do łazienki.

Kwiatowo-melonowy zapach, który ją otaczał, byt tak kobiecy, tak uwodzicielski, że poczuł, iż traci samokontrolę.

Kiedy wyłoniła się z łazienki, jej złote włosy były wilgotne i opadały luźno na ramiona. Jej ładna, opalona twarz była czysta i lśniąca, a Web poczuł, jak kawałek ziemi usuwa mu się spod nóg.

Zamieniła spodnie khaki na obcisłe, wytarte dżinsy, podkreślające każdą krągłość jej ciała.

Miała na sobie czerwony sweter z golfem, też obcisły. Nie tak jak dżinsy, ale wystarczająco przylegający, żeby podkreślić jej cudowne piersi, które na ogół starała się ukryć.

Wiedział, jak są miękkie i pełne, wiedział, jak wyglądają jej sutki twarde od zimna i chciał wiedzieć, jakie będą, kiedy stwardnieją z pożądania.

Przepadł z kretesem.

Widząc ją tak ubraną, mógł myśleć tylko o tym, że jeśli wejdzie do łazienki, to zapewne znajdzie rozwieszoną nad prysznicem różową bieliznę. Ciekawe, co teraz miała na sobie? Koronkę czy satynę? Majteczki czy stringi? Czerwone jak jej sweter? Różowe jak jej usta? Czy też czarne jak jego nastrój?

Koniec z nim!

Wyglądała tak delikatnie i krucho, od czubka głowy aż do ładnych, bosych stóp.

Kontrakt, pomyślał. Kontrola. Interesy. Ważne interesy.

Lepiej się czujesz? – zapytał, próbując utrzymać dystans.

O wiele lepiej.

Wróciła do łazienki i wyszła po chwili ze szczotką, którą zaczęła czesać włosy.

Zahipnotyzowała go tymi ruchami szczotki, prześlizgującej się w dół po jej długich, wilgotnych włosach. Widokiem piersi, uwydatniających się, kiedy podnosiła ręce do góry. Elegancką krzywizną pleców, kiedy pochyliła głowę.

Co się z nim działo? Miał wiele kobiet. Kobiet, które – w przeciwieństwie do Tony – pracowały nad tym, żeby być piękne i podniecające. Kobiet, które wiedziały, o co chodzi. Które nie będą cierpieć pod koniec krótkiego romansu. Romansu, którego na pewno nie będzie między nim i Tony.

Ryba jest chyba gotowa – powiedział, nakazując sobie nie panikować. Będzie po prostu postępował zgodnie z planem i sprawi, że Tony w końcu podpisze ten głupi kontrakt.

Znalazłem trochę warzyw i zrobiłem sałatkę. I upiekłem ziemniaki.

Wyprostowała się i jej wspaniałe włosy opadły kaskadą na ramiona. Patrząc na niego, zmrużyła oczy i po raz pierwszy od powrotu do chaty nie próbowała ukryć swojej reakcji.

O co ci chodzi, Tucker?

Postawił sałatkę na stole.

Jak to „o co chodzi”?

Ruchem ręki wskazała wnętrze chaty.

To wszystko. Porąbane drewno. Nakarmione niedźwiedzie. Kolacja. Nie wygląda na to, żebyś się tym zajmował na co dzień.

Miała rację. Poza kolacją, wszystko było dla mego równie obce, jak uczucia do niej, które próbował w sobie zwalczyć. Otworzył piec i wyjął rybę oraz ziemniaki. Z głębokim westchnieniem spojrzał w końcu w jej twarz.

Pewnie, że nie zajmuję się takimi rzeczami, ale jestem świetnym kucharzem, jeśli chcesz wiedzieć. Zaczęło się od czasopisma kucharskiego, które wydawaliśmy kilka lat temu, a w końcu gotowanie stało się to moim hobby.

Postawił rybę na stole i odsunął jej krzesło, zapraszając, żeby usiadła i żałując, że nie usiądzie na jego kolanach.

Wzruszył ramionami i usiadł. Napełnił jej talerz, potem swój.

Być może jest to dla ciebie niespodzianka, ale nie jestem przyzwyczajony do bycia bezużytecznym. Zaczynam się wtedy dziwnie zachowywać. Tak jak dziś rano, kiedy cię topiłem. Chciałem uratować swoją dumę. To jest mój sposób na przeprosiny. Zachowałem się okropnie.

Cóż – powiedziała z wahaniem, po czym przysunęła krzesło bliżej stołu. – Skoro jesteś taki łaskawy, to ja ciebie też przeproszę. Za to, że zrobiłam ci taki brzydki dowcip.

Popatrzyła w dół na swoje ręce, które złożyła na podołku i wzruszyła ramionami.

Moja duma też była trochę zraniona.

To był moment, w którym Web powinien uśmiechnąć się szeroko, przyjąć ugodowy wyraz twarzy i zmienić temat – na przykład wspomnieć o kontrakcie. Ale jego serce zaczęło bić mocniej w chwili, kiedy Tony usiadła tak blisko niego, w zasięgu jego ręki. Miał przemożną ochotę dotknąć tych wilgotnych, jedwabistych włosów. W następnej chwili usłyszał, jak zadaje ostatnie pytanie, jakie powinien w tej chwili zadać:

Czy powinienem przeprosić cię też za to, że cię pocałowałem?

Podniosła głowę i spojrzała na niego z napięciem. Jeśli wzrok go nie mylił, wspomnienie pocałunku wywoływało w niej podobne doznania co u niego. Przełknęła ślinę, po czym pochyliła twarz nad talerzem.

Ryba wygląda bardzo smakowicie.

Przez chwilę patrzył na czubek jej głowy, wiedząc, że Tony ma rację. Nie powinni powracać do tamtego pocałunku.

A jednak, podnosząc widelec i idąc w jej siady, miał niewytłumaczalne poczucie straty.

Następnego ranka Tony wstała o świcie, jak zwykle. To było już dobre trzy godziny temu. Nakarmiła niedźwiedzie, a potem zajęła się wywoływaniem klisz w ciemni, którą zrobiła w garażu Charliego i… myśleniem o poprzednim wieczorze.

Web zachowywał się jak dżentelmen. Nawet pozmywał po kolacji, co naprawdę ją zdziwiło. Oprócz tego był miły, zabawny i wesoły, nawet wtedy, gdy znowu pokonała go w karty.

I nie flirtował z nią ani razu. Powiedział dobranoc, wsunął się do śpiwora i od razu zasnął.

1 bardzo dobrze, że tak było, pomyślała, zastanawiając się tylko, czemu wprawiało ją to w taki zły nastrój.

Z westchnieniem rozłożyła dopiero co wywołane

odbitki na stole, po czym uważnie przyjrzała się zdjęciom. Miała nadzieję, że oderwie to jej myśli od rzeczy, o których myśleć nie powinna. Na przykład, jakie to było uczucie, kiedy Web pocałował ją wtedy w jeziorze. Albo jak zachrypnięty był jego głos, kiedy proponował, żeby przenieśli się do domku.

Czy powinienem przeprosić też za to, że cię pocałowałem?”

To jego pytanie prześladowało ją całą noc. I to, jak tchórzliwie uniknęła odpowiedzi.

Przestań już o tym myśleć – mruknęła i w końcu udało się jej skupić się na fotografiach.

To były zdjęcia Damiena, które zrobiła tamtego dnia, kiedy przyjechał Web.

W chwili gdy Web wszedł do chaty, była kompletnie pochłonięta oglądaniem fotografii.

Powinniśmy chyba oszczędzać generator – powiedział, wycierając ręce w papierowy ręcznik. – Zużyliśmy już jedną trzecią paliwa, a trudno powiedzieć…

Jego głos zamarł, kiedy za nią stanął. Poczuła jego zapach, zanim jeszcze wyczuła jego ciepło. Mydło, krem po goleniu i ten cudowny, sosnowy zapach.

Niesamowite – stwierdził.

Zerknęła przez ramię i zobaczyła, że Web przygląda się jej zdjęciom.

Tak, to prawda, on jest niesamowity.

Chodziło mi o zdjęcia. Jesteś… To co udało ci się uchwycić… To naprawdę niespotykane.

To sprawka Damiena.

Damiena? – Zaśmiał się cicho i miała wrażenie, że owiała ją delikatna, zmysłowa bryza. – Nie przypominam sobie żadnego republikanina o tym imieniu.

Nawet Charlie stwierdził, że Damien to nie zwykłe zwierzę. – Podeszła do kuchenki, żeby napełnić kubek gorącą wodą. Byle tylko być dalej od Weba. Zbyt silnie na niego reagowała, zbyt wiele uczuć zalewało ją, kiedy on był blisko. – Właśnie jemu robiłam zdjęcia w dniu, kiedy przyjechałeś.

W dniu, kiedy przyjechałem? Jak udało ci się je wywołać? Pewnie masz cyfrowy aparat i schowałaś gdzieś tutaj komputer i drukarkę?

Nie, nie mam ani komputera, ani cyfrowego aparatu. Wolę swój nikon FI i wolę tradycyjną kliszę, zwłaszcza że jest bezpieczniejsza, kiedy robi się zimno. A jeśli chodzi o wywoływanie, to zrobiłam to w ciemni, którą zaimprowizowałam w garażu Charliego niedługo po moim przyjeździe.

Tradycyjna z ciebie dziewczyna, co?

Na ogół.

Na ogół w pełni kontrolowała swoje zachowania i reakcje. Ale od wczoraj, od tamtego pocałunku, stała na niepewnym gruncie. Przy Webie absolutnie me czuła się tradycyjna.

Wyglądało na to, że on juz zapomniał o tym, co się wczoraj wydarzyło. Powinna pójść w jego ślady. Miała już w głowie plan. Gdyby tylko udało się jej wprowadzić go w życie.

A co na to jej serce? Wstrzymała oddech. Serce nie miało z tym nic wspólnego. Może i nosiła w mm wspomnienie młodzieńczego zakochania, ale…

Jeśli kobieta zakochiwała się w mężczyźnie mając dziewiętnaście lat i wciąż o nim myślała dwanaście lat później, jeśli jej serce wciąż drżało na dźwięk jego głosu, na dotyk jego ręki, na jego najlżejszy uśmiech… Co to oznaczało?

Na pewno nie była to miłość, zapewniła samą siebie, zwalczając rosnącą panikę. To nie mogła być miłość.

Nie mogła. Ona na to nie pozwoli.

Spojrzała na Weba, patrząc, jak ogląda jej zdjęcia. Poczuła, jak cała topnieje na widok jego silnie zarysowanego profilu i szybko odwróciła wzrok. Słowa, które padły z jego ust, były właśnie tym, czego potrzebowała, żeby odzyskać panowanie nad sobą.

Te zdjęcia są naprawdę niesamowite, Tony. Zapomnij o tym, co ci oferowałem. Podwoję stawkę, jeśli tylko podpiszesz kontrakt.



Rozdział ósmy



Po tej zadziwiającej ponownej ofercie, Tony łatwiej było utrzymywać fizyczny i emocjonalny dystans. I przez następne dwa dni świetnie się jej to udawało. Web nie szukał romansu. Chodziło mu tylko o namówienie jej do podpisania kontraktu. A ten pocałunek… Zdarzył się pod wpływem chwili. Był pomyłką.

Zabezpieczenie finansowe, jakie Web jej oferował, było kuszące, myślała, kiedy siedzieli obydwoje ukryci między skałami, niedaleko miejsca, gdzie ostatnio widziała Damiena. Tak, stała pensja była bardzo kusząca. Ale jeszcze bardziej bała się współpracy z Webem.

Nie musisz tutaj siedzieć – szepnęła, kiedy się poruszył. – Ja i moje mięśnie jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Ty nie.

Próbujesz się mnie pozbyć, Griffm? – odszepnął z uśmiechem.

Próbowała się go pozbyć już od godziny, ale on był uparty jak osioł.

Niewielkie rozmiary kryjówki zaczynały jej działać na nerwy. Nie mogła poruszyć nogą, żeby nie dotknąć kolana Weba, nie mogła się pochylić, żeby nie otrzeć się o jego ramię.

Przynajmniej nie musiała wdychać tej drogiej wody kolońskiej, która pachniała tak męsko i zmysłowo. Powiedziała mu, że jeśli chce z nią iść, nie może używać żadnych zapachów.

Wystraszysz niedźwiedzie – wyjaśniła, choć tak naprawdę obawiała się, że to na nią ten zapach będzie miał największy wpływ.

Nie mogę sobie tego wyobrazić – powiedział głośno, bardziej jednak do siebie niż do niej.

Promień słońca przedarł się przez zasłonę górujących nad nimi sosen i zatańczył na jego twarzy. Serce Tony podskoczyło i musiała wziąć głębszy oddech, żeby się uspokoić.

Czego nie możesz sobie wyobrazić?

Życia tutaj. Jeśli dobrze pamiętam, powiedziałaś, że Charlie żył tułaj ponad czterdzieści lat?

Niemal sześćdziesiąt.

Jak udawało mu się znosić samotność? Ciszę? To znaczy, po dłuższej chwili przebywania tutaj, doceniam zalety tego miejsca. Jest tutaj naprawdę pięknie. Powietrze jest takie czyste. Ale… – Zamilkł i potrząsnął głową. – To tak odległe miejsce. Czy nie czuł się tutaj samotny?

Powinieneś go poznać – usłyszała swoje słowa. – Wtedy zrozumiesz. Charlie jest samowystarczalny. Przypomina mi mojego dziadka, Bennetta. Zawsze wie, co trzeba zrobić, zawsze jest bardzo pewny siebie. Poza tym on nie jest tutaj sam przez trzysta sześćdziesiąt pięć dni w roku. Ma sąsiadów. Rodzinę. Oni go odwiedzają i on ich odwiedza.

Ale musi tu być, bo karmi niedźwiedzie.

On kocha niedźwiedzie. Nie uważa, że karmienie ich to jego obowiązek. Traktuje je jak rodzinę i lubi ich towarzystwo. Żadnych gierek, żadnych żądań, oprócz tych najbardziej oczywistych.

Jedzenie.

I bezpieczeństwo.

Spojrzała na zachodzące słońce.

Damien chyba się już nie pokaże. Powinniśmy wracać do chaty, póki jest jasno. Ja to wezmę – dodała, kiedy sięgnął po jej ciężki plecak.

Umowa jest umową – uśmiechnął się, zarzucając sobie plecak na ramię. – Ale zobaczysz, że jeszcze uda mi się ciebie pokonać, zanim wyjadę.

No to powinieneś się spieszyć – powiedziała Tony, ruszając w stronę chaty. – Za dzień lub dwa powinni odblokować drogę.

Najwyższa pora, pomyślała, kiedy szli przez las.

Web siedział na najwyższym stopniu schodów. W rękach trzymał kubek z gorącą kawą i przyglądał się zachodowi słońca. We wrześniu dni w północnej Minnesocie były krótkie, noce przychodziły szybko i szybko robiło się chłodno. W ciągu ostatnich piętnastu minut paleta kolorów na niebie przeszła od wszystkich odcieni brzoskwiniowego i złotej czerwieni do lśniącego fioletu i perłowej szarości. Kiedy otworzyły się drzwi i Tony wyszła na zewnątrz, zmierzch już się kończył i dookoła zapadała noc.

Pierwsze lśnienie gwiazdy polarnej pojawiło się nisko nad linią drzew. Księżyc w nowiu to pojawiał się, to chował za szarymi, widmowymi chmurami i rzucał senną poświatę na otaczające ich lasy.

Tak dawno nie oglądałem nieba poza miastem, że zapomniałem, jakie może być piękne – powiedział, wyczuwając jej obecność za sobą.

Odwrócił się i zobaczył, że Tony stoi z założonymi rękami i twarzą uniesioną do nieba.

To właśnie jest jedna z zalet mojej pracy.

Słyszę świerszcze, ale jest też jakiś inny dźwięk. Co to takiego?

Słuchała przez chwilę.

Nocna pieśń – powiedziała cicho.

Nocna pieśń. Podoba mi się to.

Wstał i postawił kubek na poręczy. Tony wyglądała tak młodo. I tak pięknie. Zaprzestał flirtowania z nią kilka dni temu, ponieważ wiedział, że wynikną z tego tylko kłopoty. Z najwyższym trudem starał się utrzymywać profesjonalny dystans. Ona też. I ten fakt nie umknął uwagi żadnego z nich.

Zauważył, że zadrżała, i zdał sobie sprawę, że przyczyną był nie tylko chłód. Seksualne napięcie było wciąż wyczuwalne między nimi. W ciągu ostatnich dni zauważył wiele oznak – odwracanie wzroku, unikanie dotknięcia. Śmiech, nieco zbyt szybki i zbytnio wymuszony, mający ukryć tęsknotę, której nie udało się całkowicie stłumić.

Obydwoje grali w tę grę uników. To trwało już zbyt długo. Był zmęczony zwalczaniem swojego instynktu. Był zmęczony unikaniem jej. Zmęczony tańczeniem dookoła tego, czego pragnął. Wolał zupełnie inny taniec. Działając pod wpływem impulsu, wziął jej dłoń, ignorując jej zdziwione spojrzenie i prowadząc ją po schodkach w dół.

Skoro noc tak pięknie śpiewa, to nie powinniśmy tego zmarnować – powiedział. Kiedy stanęli na ziemi, odwrócił ją twarzą do siebie. – Zatańcz ze mną.

Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, przyciągnął ją do siebie i zaczął poruszać się w wolnym rytmie, który słyszał w swojej głowie.

Przez kilka następnych chwil tańczyli, przyzwyczajając się do swojego dotyku, do zapachów, do elektrycznego niemal napięcia.

Co my właściwie robimy? – zapytała ostrożnie.

Tańczymy. Tylko tańczymy. Zostawmy to tak, jak jest. Na razie.

Dookoła nich zapadała noc. Przyciągnął ją nieco mocniej do siebie.

Dlaczego – wymruczał, kiedy unosił jej ramiona i oplatał je dookoła swojej szyi – przez całe życie postępowałem zgodnie z rozsądkiem i wiedzą, a będąc tu zaledwie trzy dni zaczynam kierować się impulsami?

Objął ją w pasie i przytulił, przyciskając dłonie do jej pleców, prześlizgując palcami po jej szczupłych biodrach.

Może to kwestia powietrza – zasugerowała cicho. Roześmiał się i przycisnął policzek do jej włosów.

Niewykluczone…

To dziwne. Od dawna nie był tak spontaniczny. Nie trząsł wprawdzie posadami finansowego świata, ale czuł się bardziej ożywiony niż kiedykolwiek. I wątpił, żeby miało to cokolwiek wspólnego ze świeżym powietrzem.

Wydaje mi się jednak, że to kwestia zupełnie czegoś innego.

Tak?

Nie spodziewał się, że jest w Tony tyle różnych zalet. Była zabawna, bystra i, mimo że próbowała cały czas to ukryć, była piękna. Wcześniej ze wszystkich sil starał się tego nie dostrzegać. Musiał teraz przyznać, że Tony była nie tylko pociągająca fizycznie. Lubił ją. I to bardzo.

Była nie tylko zmysłowa i seksowna, ale również inteligentna i szczera. I nie miała pojęcia, jak bardzo jest atrakcyjna. Poza tym miała ogromny talent. Zdjęcia, które zrobiła niedźwiedziom, były ekscytujące, prawdziwe i ukazywały piękno jej duszy.

Wszystko to razem nie wystarczało jeszcze, żeby opisać uczucie, jakie – jak podejrzewał – zaczął do niej żywić.

Ale nie chciał o tym teraz myśleć. Nie miał zamiaru analizować i zepsuć tej chwili czymś, czego do końca jeszcze nie przemyślał.

Jej skóra lśniła złoto w blasku księżyca. Dotknął dłonią jej policzka, odwróci! jej twarz ku sobie. I poddał się.

Wiesz, że cię pocałuję, prawda? Wiesz, że muszę to zrobić?

Jego serce biło dwa razy szybciej niż zwykle.

Tony podniosła na niego wzrok. W jej oczach dostrzegł pożądanie, rozpalające krew w jego żyłach.

I już było po nim.

Miał wrażenie, że gdzieś w jego wnętrzu nastąpił wybuch, zalewając całe jego ciało falą testosteronu. Przyciągnął Tony do siebie i pocałował ją mocno, głęboko.

Jeśli nie chcesz tego, to każ mi przestać – szepnął, na chwilę oderwawszy się od jej ust. – Powiedz to teraz.

Przestań – odpowiedziała posłusznie, obejmując rękami jego szyję.

Jęknął i zanurzył rękę w jej włosach, rozkoszując się ich jedwabistym dotykiem. Delikatnie zsunął przytrzymującą je gumkę i palcami rozczesał warkocz, aż włosy opadły jej na ramiona. Kiedy mruknęła cicho, przysuwając się bliżej, przesunął dłonie w dół po jej plecach, chwytając ją i podnosząc tak, żeby mogła objąć go w pasie nogami.

Naprawdę chcesz, żebym przestał? – szepnął, gryząc ją lekko w ucho.

Nie – i westchnęła, kiedy ruszył w stronę chaty, pokonał schody i wszedł do środka.

Całując ją i dotykając bez przerwy, zamknął kopnięciem drzwi i podszedł do łóżka.

Na pewno?

Na pewno chciałabym, żebyś wreszcie przestał mówić – zamruczała, po czym wsunęła palce w jego włosy i pocałowała go. – Po prostu przestań mówić.

Nie musiała dwa razy mu powtarzać.

Kiedy doszedł do łóżka, położył ją na nim, przykrywając ją swoim ciałem. Stary materac jęknął pod ich ciężarem. Web oparł się na łokciach, wciąż nieprzerwanie ją całując.

To jakieś szaleństwo – wyszeptał po chwili, chowając twarz w zagłębienie jej obojczyka.

Znowu mówisz. – Jej ręce poruszały się gorączkowo, chwytając jego koszulę i wyciągając ją ze spodni.

Web jęknął, po czym ułożył się na plecach, pociągając ją za sobą i pomagając jej rozpiąć guziki.

Teraz ty – powiedział, ściągnąwszy koszulę. Podciągnął się trochę do góry i oparł o ścianę.

Cudownie było patrzeć na Tony, jak siedziała na nim okrakiem z rozwichrzonymi włosami, zaczerwienionymi policzkami, ustami nabrzmiałymi od pocałunków.

Bez wahania skrzyżowała ręce, chwyciła za brzeg swetra i ściągnęła go przez głowę.

Web poczuł nagłą falę gorąca. Od chwili, kiedy zobaczył jej bieliznę suszącą się w łazience, codziennie zastanawiał się, w jakim kolorze majteczki i stanik ma dziś na sobie. Teraz już wiedział

Dziś nie miała na sobie różu. Ani bieli. Jej stanik był czarny, koronkowy i całkowicie przezroczysty, ukazujący każdy szczegół.

Tony! – jęknął, przyciągnął ją do siebie i dotknął ustami delikatnej koronki.

Wygięła się w łuk, oddając mu się całkowicie. Chwycił materiał zębami.

Kiedy oderwał od niej usta, wydała z siebie jęk zawodu. On jednak otarł policzek o jej drugą pierś, wywołując jęk rozkoszy. Jemu też się to podobało. Uwielbiał to ciepło, miękkość ukrytą pod delikatnym materiałem. Uwielbiał ją.

Krzyknęła cicho, kiedy przygryzł ją delikatnie, a potem sięgnął do zapięcia na jej plecach. Kiedy poradził sobie z haftkami, chwycił materiał stanika zębami i ściągnął go jednym szybkim ruchem. Chciał dotykać jej nagiej, ciepłej skóry.

Podciągnął się wyżej i przycisnął dłonie do jej pleców, przyciągając ją bliżej. Włosy opadły jej na twarz, muskając jego ramiona. Jej skóra pod jego palcami była gładka jak aksamit, co stanowiło zmysłowy kontrast z jej dłońmi, wpijającymi się w jego ramiona w desperackim żądaniu.

To nieme pragnienie doprowadziło jego krew do stanu wrzenia. Położył ją na plecach i uklęknął nad nią, sycąc się jej widokiem. Jej złote włosy rozsypały się na poduszce, jej pełne piersi błyszczały, wilgotne od jego ust, a jej małe, rozpalone dłonie sięgały do zapięcia jego spodni.

Kiedy stała się taka piękna? Kiedy zamieniła się w to zmysłowe, seksowne stworzenie, które kusiło go jak grzech pierworodny? Kiedy stracił rozum i zaczął jej pragnąć?

Nie wiedział. I nie obchodziło go to, ponieważ jej szczupłym palcom udało się rozpiąć pasek i guzik, a teraz powoli rozpinały suwak jego dżinsów.

Jęknął, kiedy dotknęła go przez cienki materiał bokserek. Przytrzymał jej dłoń.

Nie wiesz – szepnął, pochylając się i całując ją długo i mocno – jak bardzo mnie to boli, ale muszę cię teraz na chwilę zostawić.

Wstał z łóżka i poszedł do łazienki w poszukiwaniu swojej kosmetyczki.

Podziękował bogom bezpiecznego seksu za to, że zawsze pamiętał o tym, żeby być przygotowanym.

Kiedy wrócił do łóżka, ona zdążyła już rozpiąć guzik swoich spodni i sięgała właśnie do suwaka.

O nie, nie, nie. – Uklęknął przy niej. – To należy do moich obowiązków.

Lekki uśmiech wygiął kąciki jej ust. Zawahała się chwilę, po czym spełniła jego życzenie. Podniosła ręce i ułożyła je tak, że jej dłonie leżały teraz po obydwu stronach jej głowy. Web rzucił małe opakowanie na łóżko, obok jej ręki i rozkoszował się przez chwilę jej widokiem, po czym powoli zsunął swoje dżinsy i bokserki.

A potem sięgnął do suwaka jej spodni.

Jego pocałunki, pomyślała Tony, patrząc jak ten piękny, nagi mężczyzna pochyla się nad nią, smakowały jak wino. Kobieta, która przyzwyczajona była do wody, nie potrzebowała ich dużo, żeby się nimi upić. Dla kobiety, która przez większość życia piła wodę, pokusa była zbyt duża. Dowiedziała się o tym dwanaście lat temu. Wiedziała o tym, kiedy całował ją w jeziorze.

Wiedziała o tym, kiedy wróciła do chaty i zobaczyła go siedzącego przy stole, mimo że całe popołudnie wmawiała sobie, że nic potrzebuje niczego więcej niż woda.

Nawet wtedy wiedziała, że sama siebie okłamuje. A teraz, kiedy jego silne ręce powoli rozpinały suwak jej dżinsów, całując każdy centymetr odsłanianego ciała, nie chciała już dłużej kłamać.

Chciała tego wszystkiego. Wszystkich fantazji na jego temat, które snuła przez lata, wszystkich doznań, które budziły w niej jego pieszczoty, spełnienia, którego domagała się jej tęsknota za nim. Tak dawno już tego nie czuła. Miała do tego prawo. Uniosła lekko biodra, kiedy on delikatnie zsuwał jej spodnie.

Z innym mężczyzną byłaby nieśmiała. Innemu mężczyźnie powiedziałaby: nie. Ale tego mężczyznę znała. .Poznała go w swoich niezliczonych snach, w niekończących się fantazjach. Ufała mu, chciała, żeby zabrał ją w miejsca, w których nigdy nie była, a do których desperacko chciała dotrzeć. Tak jak teraz, kiedy pragnęła podążyć drogą, którą ją właśnie prowadził.

Jej serce biło jak szalone, kiedy on zaczął przesuwać usta w górę jej ciała, zatrzymując się chwilę przy jej piersiach, po czym kończąc swoją podróż na jej wargach.

Jego usta miały smak niebiańskiego wina, kiedy pocałował ją głęboko, po czym odsunął się na chwilę, żeby się zabezpieczyć.

Po chwili wrócił do niej i wszedł w nią jednym gładkim, długim ruchem. I w niewiarygodnie krótkim czasie zabrał ją wysoko, wyżej niż kiedykolwiek.

Poczuła potężną falę przetaczającą się przez jej ciało, czuła, jak Web dogania ją ostatnim pchnięciem, po czym chowa twarz w jej włosach, wołając jej imię jakby była jedyną rzeczą, jedyną osobą, jaka na tym świecie ma jakiekolwiek znaczenie.







Uśmiechasz się. – Web przesunął dłonią po nagim biodrze Tony, ściskając je lekko.

Odwróciła głowę, żeby na niego spojrzeć. W chacie panowała ciemność. Tylko przyćmione światło kominka, który rozpalili, kiedy na chwilę wyszli z łóżka, oświetlało jego twarz.

Może chciałabyś się czymś ze mną podzielić? – zapytał, kiedy uśmiechnęła się szerzej.

Tony wydawało się, że nie pozostało nic, czego już ze sobą nie dzielili. Po tym niezwykłym pierwszym razie kochali się ponownie. Potem wstali, żeby coś zjeść, a następnie znowu wylądowali w łóżku, zaczynając wszystko od nowa.

Powinna być wyczerpana. Powinna być zawstydzona rzeczami, które robili. Ale nie była. Czuła się za to radośniej niż kiedykolwiek w życiu. I właśnie dlatego się uśmiechała.

Web uniósł się na łokciu i oparł głowę na dłoni. Jego druga dłoń… ooch, jego druga dłoń zajęta była dotykaniem Tony i głaskaniem jej.

Nie powiesz mi?

Dlaczego się uśmiecham?

Skinął głową.

Myślałam o bezużyteczności.

Zaśmiała się, kiedy zmarszczył brwi.

Dwa dni temu mówiłeś, że nie jesteś przyzwyczajony do bycia bezużytecznym. Właśnie myślałam o tym, jak bardzo jesteś użyteczny.

Uszczypnął ją, a ona zapiszczała.

No dobrze, bardziej niż użyteczny.

Sprężyny zajęczały, kiedy Web opadł na plecy, kładąc ręce nad głową.

Też mi komplement!

Odwróciła się do niego i dotknęła dłonią jego policzka.

Jesteś doskonale użyteczny. Niezwykle użyteczny. Cudownie użyteczny. Jestem naprawdę bardzo usatysfakcjonowana.

Roześmiał się.

Też tak pomyślałem, kiedy krzyczałaś.

Poczuła, że się rumieni.

Hej. – Ujął jej podbródek w swoją dłoń. – To było wspaniałe. Ty jesteś wspaniała.

Objął ją ramieniem i oparł podbródek na czubku jej głowy. To był jeden z tych idealnych momentów i przez chwilę Tony nie myślała o niczym, tylko cieszyła się chwilą.

Prawie zasnęła, kiedy Web znów się odezwał, przeczesując jej włosy palcami.

Myślałaś o tamtej nocy? O nocy po gwiazdkowym przyjęciu?

Otworzyła oczy i przełknęła ślinę. Nie myślała o niczym od chwili, kiedy Web podniósł ją z krzesła i znów rzucił na łóżko. Nie chciała myśleć o niczym.

Nie dziś. Jutro będzie musiała stanąć twarzą w twarz z rzeczywistością. A rzeczywistością był fakt, że to, co się stało między nimi, to była tylko jednonocna przygoda. Ich związek nie miał przyszłości. On mieszkał w Nowym Jorku. Ona często zmieniała miejsce pobytu. A to i tak był tylko początek różnic między nimi.

Ja myślałem – powiedział, przerywając ciąg jej ponurych myśli. Jego głos był zachrypnięty. Przytulona do niego Tony czuła, jak jego serce bije powoli i równomiernie. – Pamiętam tyle rzeczy. Było strasznie zimno. Za zimno na śnieg, ale szron na szybach lśnił jak twoje oczy. Masz piękne oczy.

Naprawdę? – Wciąż myślała o sobie jako o dziewczynie w okularach, mimo że od operacji jej oczu minęło już pięć lat.

Pocałował jej skroń.

Przez lata myślałem o tym, jak na mnie wtedy patrzyłaś. Myślałem o tym, jak delikatna się wydawałaś w moich ramionach, jak smakowałaś. Przez dwanaście lat chciałem znów spróbować twojego smaku.

Nawet mnie nie poznałeś, kiedy się tu pojawiłeś – powiedziała.

Zaśmiał się.

Tak, muszę przyznać, że wyglądasz inaczej. Zupełnie inaczej. A na dodatek przyjechałem tutaj z misją. Można powiedzieć, że byłem po prostu bardzo na tym skoncentrowany.

Zesztywniała, a brzydka myśl przeleciała jej przez głowę.

Jeśli chodzi tylko o kontrakt, to…

Chwileczkę, – Uniósł się na łokciu i spojrzał prosto w jej oczy. – Na początku – przyznał – chodziło mi tylko o kontrakt, nie będę zaprzeczał. Nakarmienie niedźwiedzi, ugotowanie kolacji, porąbanie drewna. Czy wciąż chcę, żebyś go podpisała? Jak cholera. Ale teraz – powiedział, pochylając głowę i całując ją powoli – chodzi tylko o ciebie, o mnie i o sprawy osobiste, które od dwunastu lat są niedokończone.

Zamrugała oczami, oszołomiona pocałunkiem.

Naprawdę myślałeś o mnie cały ten czas?

Web uśmiechnął się, zadowolony, że tak łatwo odciągnął ją od rozmowy o kontrakcie, zauroczony jej niepewnością. Jej zdziwienie było szczere. Ta dziewczyna naprawdę nie zdawała sobie sprawy z tego, jak była atrakcyjna.

Tak. Powiedziałem sobie, że jeśli kiedyś cię spotkam, pocałuję cię, po to tylko, żeby udowodnić sobie, że żaden pocałunek nie może być lepszy od tego w taksówce.

I jak było?

Nagle poczuł ściskanie w gardle, a kiedy znów był w stanie mówić, jego głos przypominał zachrypnięty szept.

Było jeszcze lepiej. A ty jesteś niesamowita.

Zwróciła na niego swoje niebieskie oczy i zauważył w nich namiętność i tęsknotę, które i on czuł.

Web…

Przyłożył dwa palce do jej ust. Były miękkie i delikatne, jak jej spojrzenie, jak jej dłoń dotykająca jego nadgarstka.

Jeszcze nie skończyliśmy, wiesz o tym?

Skinęła głową, po czym poddała się, kiedy znów się nad nią pochylił.



Rozdział dziewiąty



Kiedy Web się obudził, był ranek. A przynajmniej tak mu się wydawało. W każdym razie na zewnątrz było jasno. Ostatnia noc była gorącą mieszanką gorących pieszczot i westchnień rozkoszy.

A teraz był poranek nazajutrz.

Przewrócił się na plecy, przesunął dłonią po swojej szczęce, mając nadzieję, że nie podrażnił delikatnej skóry Tony swoim sztywnym zarostem.

A potem pomyślał o tym, żeby znów się z nią kochać. Łóżko pachniało nią. Pachniało namiętnością. Rzadko się zdarzało, żeby wciąż był w łóżku kobiety następnego ranka.

W tej sytuacji nie miał zbyt dużego wyboru. A jednak podobała mu się myśl, że gdyby miał wybór, i tak by został.

Oddalając tę niepokojącą kwestię, usiadł, postawił stopy na podłodze i poczuł zapach kawy.

Chwała jej za to!

Przeciągnął się i wstał. Dostrzegł swoje bokserki na podłodze i naciągnął je na siebie. Tony nie było nigdzie w zasięgu wzroku. Nalał sobie kawy i rozkoszując się jej smakiem zastanawiał się, czy jej nieobecność ma jakieś znaczenie.

Czy wyszła dlatego, że też bała się „poranków nazajutrz”? Oparł się o zlew, spoglądając w kierunku drzwi do chaty. Jeśli tak było, to pewnie dlatego, że nie miała w tym względzie dużego doświadczenia, a nie dlatego, że wolała unikać takich sytuacji.

Słodka Tony o delikatnych piersiach, mimo że była odważna i otwarta, miała małe doświadczenie w dziedzinie seksu. Jej reakcje były zbyt spontaniczne i wypełnione zbyt wielkim zachwytem, żeby mogło to wynikać z praktyki.

Z jednej strony, pomyślał, kierując się w stronę łazienki, żeby wziąć prysznic, podobało mu się, że jako pierwszy wprowadził ją w tajniki niektórych przyjemności, które wspólnie przeżyli. Z drugiej strony, czuł się jak obrzydliwy oportunista.

Jego ocena Tony sprzed dwunastu lat była słuszna. To była kobieta, która wiązała się na długo. A on nie był odpowiednim do tego mężczyzną.

A dlaczego nie pomyślałeś o tym wczoraj? – zamruczał na głos, nagle powróciwszy do rzeczywistości.

Do diabła! Co on najlepszego narobił?

Z kontraktem czy bez kontraktu, on podąży swoją drogą, a ona swoją, pomyślał ponuro, wchodząc pod strumień gorącej wody. Miał nadzieję, że jej tym nie zrani. Nie chciał jej zranić.

Do stu diabłów!

No cóż, teraz nic już nie można było zrobić. Ciarki go przechodziły na myśl o związaniu się z jedną kobietą na stałe. Nie nadawał się do tego. Nikt w jego rodzinie się do tego nie nadawał. Jego dziadek pozostawał w związku małżeńskim z jego babcią, ale na boku miał pełno kochanek. Jego ojciec był tak samo niewierny swoim czterem – a może pięciu? – żonom. W każdym razie rozwodził się z nimi. Albo one z nim? Tego nie mógł sobie przypomnieć. A jego matka, nie wiedział czy dlatego, żeby dorównać ojcu, czy też może z innych powodów, też miała już kilku eks-mężów.

Tuckerowie po prostu nie mieli w sobie genu wierności. Jego własne doświadczenie mówiło mu, przypomniał sobie, zakręcając kran i sięgając po ręcznik, że nigdy w jego życiu nie było kobiety, którą mógłby traktować jak partnerkę na całe życie.

Usłyszał, jak drzwi do chaty otwierają się i zamykają.

Starł parę z małego lusterka i spojrzał na swoje odbicie. Kilka chwil temu był zadowolony, a teraz czuł do siebie obrzydzenie.

Musiałeś ją uwieść. Po prostu musiałeś.

Biorąc głęboki wdech, zawiązał ręcznik na biodrach i sięgnął po swoje przybory do golenia. Tony zastanawiała się pewnie, czy ją słyszał. Co powie. Co czuje. Co myśli na jej temat. Na ich temat.

I tu właśnie leżał problem. Nie mogło być „ich”. A on czuł się jak ostatni tchórz, bo nie wiedział, co jej ma powiedzieć, kiedy stanie z nią twarzą w twarz.







Tony usłyszała szum wody w łazience i westchnęła z ulgą. Z chwilową ulgą. Nie potrafiła zachowywać się, jakby miała w tym doświadczenie, bo go po prostu nie posiadała. Nigdy też nie przeżyła takiej nocy jak ta poprzednia.

Jej policzki zapłonęły czerwienią. Ciepło szybko rozprzestrzeniło się do jej dłoni i stóp.

Przespała się z Webem Tuckerem. Kochała się z nim i miała wrażenie, jakby to naprawdę była miłość. Ale to było złudzenie. Web był po prostu umiejętnym kochankiem, to wszystko. Wiedział, jak dać kobiecie rozkosz.

Poczuła kolejne ukłucie pożądania na myśl o tym, do czego zdolne były jego usta. Och, zdecydowanie wiedział, jak dać kobiecie rozkosz.

Teraz, w świetle dnia, czuła się po prostu głupio. Głupio, ponieważ zakochała się w nim dwanaście lat temu. Ponieważ przez te dwanaście lat nie udało jej się pozbyć tego uczucia. Ponieważ dopuściła do tego, żeby ta noc się zdarzyła. Wystarczyło jedno spojrzenie jego płonących, brązowych oczu.

Jedyną głupszą rzeczą byłoby zakochanie się w nim od nowa. Dzięki Bogu, to się nie zdarzyło, pomyślała z dziwnym uczuciem ściskającym jej serce.

Westchnęła i podeszła do zlewu, żeby umyć ręce. Telefon zadzwonił w chwili, kiedy Web otworzył drzwi do łazienki.

Drgnęła, zaskoczona. A może zrobiła to na widok Weba, przypominającego jej o ostatniej nocy?

Halo? Dom Charliego Ericksona.

Witaj, dziewuszko.

Szorstki głos Charliego, o wiele silniejszy niż wtedy, kiedy słyszała go ostatnim razem, dobiegł ją ze słuchawki.

Charlie! – Szczęśliwa, że staruszek ma się lepiej, chwyciła słuchawkę obydwiema dłońmi. – Co u ciebie?

Zanudzę się tutaj na śmierć.

To dobry znak.

Żebyś wiedziała! Czuję się świetnie, ale chcą mnie tu zatrzymać jeszcze tydzień. Mówią, że chcą mnie jeszcze poobserwować, ale pewnie chodzi im tylko o to, żeby wyciągnąć więcej pieniędzy z mojego ubezpieczenia.

Cieszę się, że dobrze się tobą zajmują – powiedziała Tony, uśmiechając się.

No a co tam słychać? Nie słyszeliśmy się przez dłuższy czas.

Opowiedziała mu o burzy, która zerwała linię elektryczną i telefoniczną.

Domyśliłem się, że musiało stać się coś takiego. Znalazłaś i uruchomiłaś generator?

Tony zerknęła na Weba, który nalewał sobie kolejny kubek kawy.

Tak, działa. Mam nadzieję, że nie będę go już dłużej potrzebować. Skoro telefon działa, to pewnie włączą niedługo prąd.

Porozmawiali chwilę o niedźwiedziach – to był ulubiony temat Charliego. Potem obiecała mu, że przyjedzie go odwiedzić, jak tylko odblokują drogę, i odłożyła słuchawkę.

Dobre wieści? – zapytał Web zza parującego kubka.

Wygląda na to, że czuje się lepiej. Jest silniejszy.

Łatwiej było rozmawiać o Charliem niż o ostatniej nocy.

Jeśli nadal jego stan będzie się polepszał, wypuszczą go ze szpitala w przyszłym tygodniu.

Wiesz, w jego wieku niebezpieczeństwo powtórnego ataku jest duże.

Wiedziała. I bardzo ją to martwiło,

Zastanawiam się, czy myślał o tym, co będzie z niedźwiedziami – dodał Web.

Wzięła głęboki oddech. Ją też to zastanawiało.

Wątpię. A to jest prawdziwy problem. Niedźwiedzie są od niego kompletnie zależne, jeśli chodzi o jedzenie, i tak będzie, dopóki będą żyć w tych lasach. Niedźwiedzie przekazują sobie takie informacje z pokolenia na pokolenie. Inaczej mówiąc – dodała, widząc jego zdziwione spojrzenie – Charlie zaczął dokarmiać niedźwiedzie czterdzieści lat temu, a one przekazały to swoim potomkom i tak dalej. Ten cykl nigdy nie zostanie przerwany.

Więc ktoś zawsze będzie musiał je dokarmiać?

Niestety tak.

Więc jeśli Charlie nie będzie mógł tutaj wrócić albo umrze… Wiem że to dla ciebie trudne – dodał, w odpowiedzi na mimowolny grymas, który pojawił się na jej twarzy – niedźwiedzie zostaną tutaj same.

Albo nie – powiedziała cicho, w końcu wyrażając tę myśl na głos.

Chyba nie mówisz poważnie. Chcesz tu zamieszkać?

Wzruszyła ramionami.

Dopóki nie wymyślę czegoś sensownego… Poznałam te niedźwiedzie całkiem dobrze – dodała, kiedy spojrzał na nią kątem oka. – Nie mogę ich po prostu tak zostawić. Albo pozwolić, żeby przychodziły do innych domostw. Jeśli nie znajdą jedzenia tutaj, będą go szukać gdzie indziej, co oznacza, że mogą zacząć niszczyć czyjąś własność. Nie boją się podchodzić do ludzi.

Web przeczesał włosy palcami.

A co z miejscowymi władzami? Na pewno mają jakieś możliwości, aby pomóc tym zwierzętom.

Potrząsnęła głową.

Zajmują się tylko rannymi albo chorymi zwierzętami. Całą resztę pozostawiają naturze. W tym przypadku skończy się tak, że wiele niedźwiedzi zginie z głodu lub zostanie zastrzelonych, albo przez myśliwych, albo przez ludzi broniących swojej własności.

Nie rozumiał tego. Widziała to w jego oczach. Nie rozumiał, jak ktoś może prowadzić takie życie – jej życie. A teraz pewnie zastanawiał się, dlaczego w ogóle kochał się z nią zeszłej nocy.

Jeśli chodzi o tę noc… – powiedziała, mobilizując całą swoją odwagę, – To było dla mnie coś szczególnego – dodała ostrożnie. – I bardzo mi się to podobało. Nie komplikujmy tego wyrzutami sumienia i poczuciem winy, dobrze?

Web nie wiedział, czy ma ją przytulić, potrząsnąć nią czy wyjść. Powiedziała to, czego on bał się powiedzieć. Powinien być cholernie szczęśliwy. Ale nie był. A ona była ostatnią osobą, którą podejrzewałby o użycie tych słów – po prostu doskonałych na tę okazję – i o rzucenie go.

A to Tony właśnie zrobiła. Wiedział, ponieważ mówił to samo, w różnych wersjach, za każdym razem, kiedy opuszczał łóżko kobiety.

Do dziś.

A teraz to kobieta wygłaszała jego kwestię.

Nie podobały mu się te słowa. Bo to właśnie ona je mówiła. Co za ironia!

Pytanie, dlaczego? Czemu mu to przeszkadza? Dlaczego nie uściska Tony i nie podziękuje swojej szczęśliwej gwieździe, że nie musiał sam tego zrobić?

Dlatego, że się w niej zakochałeś, palancie.

Prawda uderzyła go prosto między oczy.

Był w niej zakochany. Zakochał się. Po raz pierwszy w życiu.

Ten fakt był tak dla niego szokujący, że nie wiedział, co ma z tym zrobić. Wiedział tylko, że musi wyjść, żeby wszystko przemyśleć w samotności.

Pójdę sprawdzić generator – powiedział niepewnym głosem i lekko się zataczając, ruszył w stronę drzwi.

Musiał się stąd wydostać.

W uszach czuł szum krwi, miał kłopoty z oddychaniem. Gdy wreszcie dotarł do drzwi szopy i otworzył je, musiał się oprzeć o ścianę, żeby. się nie przewrócić.

W ładną kabałę się wpakowałeś, nie ma co – powiedział głośno.

Przesunął drżącą ręką po twarzy. Przepadł z kretesem i zakochał się w Tony.

Co teraz?

Nie zdążył nic wymyślić, bo Tony wykrzyknęła jego imię.

Web!

W tym okrzyku było tyle bólu, tyle strachu, że ledwie rozpoznał jej głos. Usłyszał w nim jednak panikę.

Oderwał się od ściany i pobiegł w kierunku, z którego dobiegał głos. Zobaczył, że stoi przed nią największy niedźwiedź, jakiego kiedykolwiek widział.

To Damien – powiedziała Tony, zastygła w bezruchu.

Web podbiegł do niej i zasłonił ją własnym ciałem, odpychając ją poza zasięg niebezpiecznych kłów i pazurów. Zwierzę zataczało się po podwórzu, potykając się jakby było pijane. Niedźwiedź wpadł na głaz, przewrócił rondel z jedzeniem, potem stanął na tylnych łapach i jednym uderzeniem rozwalił karmnik dla ptaków.

Web chwycił młotek – pierwszą rzecz, którą znalazł, biegnąc w jej stronę, która mogła posłużyć jako broń. Miał nadzieję, że uda mu się niedźwiedzia trafić, jeśli ten zaatakuje. Miał nadzieję, że przytrzyma go na tyle długo, żeby Tony zdążyła uciec.

Nie! – krzyknęła i chwyciła go za nadgarstek. – On jest ranny, spójrz!

Zauważył krew w chwili, kiedy wysunęła się zza niego z mokrymi od łez policzkami.

Został postrzelony.

Na to wyglądało. Gęste, czarne futro niedźwiedzia było rozerwane na barku. Ciemna krew wypływała z rany. Zwierzę opadło na cztery łapy i zachwiało się, zwieszając nisko głowę.

Biegnij do chaty. Szybko. Przynieś tutaj strzelbę Charliego. I znajdź kilka naboi.

Nie możesz go zastrzelić. – Płacząc, chwyciła jego rękaw.

Nie chcę tego robić, ale może będę musiał. Jest ranny i cierpi. Może zaatakować, a ja nie pozwolę, żeby cię skrzywdził. Biegnij. Przynieś strzelbę.

Biegnij! – krzyknął i pchnął ją w kierunku chaty. Nie spuszczając wzroku z niedźwiedzia, zaczął powoli się wycofywać. Zwierzę wydało z siebie niski, ostrzegawczy pomruk, który przekształcił się w ryk wściekłości i bólu.

Webowi udało się dotrzeć do najniższego stopnia schodków, kiedy niedźwiedź zataczając się postąpił do przodu i przewrócił się. Drzwi chaty otworzyły się i zamknęły. Usłyszał, jak Tony wstrzymuje oddech.

Mimo że to był zimny, jesienny dzień, Web czul, jak pot spływa mu po plecach, kiedy ostrożnie podchodził do zwierzęcia.

Krew wypływała z rany w przerażającym tempie. Niedźwiedź umierał.

Nie możemy pozwolić mu umrzeć – powiedziała Tony.

Web nie był cudotwórcą i nie miał pojęcia, jak pomóc rannemu niedźwiedziowi. Wtedy spojrzał na Tony. Łzy spływały po jej policzkach. Jej oczy były pełne bólu, tak prawdziwego, że poczuł, jakby ktoś wbijał mu nóż w serce.

Nie mógł tego znieść.

Zobacz, czy Charlie nie ma gdzieś telefonu do jakiegoś pogotowia weterynaryjnego. Na pewno zdarzały się podobne przypadki w ciągu ostatnich czterdziestu lat. Powiedz, że będą potrzebować helikoptera. I zaznacz, że dobrze im zapłacimy. Powiedz, że zapłacę podwójną stawkę, jeśli zdołają tu dotrzeć w ciągu godziny.

Pobiegła do środka. Kiedy zbliżał się powoli do rannego niedźwiedzia, usłyszał jak Tony rozmawia z kimś przez telefon.

Czegóż to mężczyzna nie zrobi z miłości, pomyślał i zrozumiał mądrość, jaka kryła się w tym powiedzeniu. Przypomniało mu się kolejne przysłowie – głupców nie sieją.

Ale ty zdecydowanie jesteś jednym z nich – powiedział do siebie, podchodząc do niedźwiedzia na wyciągniecie ręki. Nawet w tym stanie zwierzę mogło złamać mu kark jednym uderzeniem przedniej łapy.

Oddech niedźwiedzia stał się szybki i płytki. Jego organizm przeżywał szok z powodu utraty krwi. Web znal się trochę na pierwszej pomocy. Wiedział, że jeśli nie zatamuje krwi, to Damien umrze przed przybyciem pogotowia.

No dobrze, kolego – powiedział łagodnie. – To sprawa pomiędzy tobą i mną. Ja jestem raczej tchórzem. Wielkie, futrzaste bestie to nie moja dziedzina.

Niedźwiedź wydał z siebie dźwięk, który brzmiał niemal ludzko. Ludzki odgłos bólu.

Bez obrazy – powiedział i z sercem w gardle uklęknął przy grzbiecie zwierzęcia. – I bez gwałtownych ruchów, dobrze? Miejmy nadzieję, że domyśliłeś się już, że chcę ci pomóc.

Zdjął koszulę, zwinął ją, pochylił się do przodu i przyłożył do rany.

Niedźwiedź poruszył się, podniósł głowę, ale za chwilę opuścił ją z powrotem na ziemię.

Web skurczył się ze strachu, ale pozostał na miejscu, przyciskając opatrunek trochę mocniej, aż cała jego koszula przesiąkła krwią.

Przylecą – powiedziała Tony cicho zza jego pleców.

Nawet nie słyszał, jak podchodziła.

Przynieś mi jakieś ręczniki – poprosił ją cicho.

Nie słyszał, jak odchodziła i jak przychodziła, był skoncentrowany tylko na przyciskaniu zaimprowizowanego opatrunku do rany. Kiedy przyniosła mu zwinięty ręcznik, zamienił opatrunki, zauważając, że krew zaczęła wypływać trochę wolniej.

To dobrze, prawda? – zapytała z niepokojem Tony.

Tak, to dobrze – powiedział, mając nadzieję, że się nie myli. To mogło oznaczać dwie rzeczy – albo udało mu się spowolnić utratę krwi, albo niedźwiedź całkiem się wykrwawił.

Powiedzieli, jak szybko tutaj dotrą?

Będą tu za pół godziny. Po tym, jak potroiłam stawkę. Wyrównam różnicę – dodała szybko.

Nie mógł się nie uśmiechnąć. Spoważniał jednak natychmiast, gdy tylko jego spojrzenie powróciło do umierającego zwierzęcia. Wciąż oddychało, ale to była Jedyna oznaka życia.

Miejmy nadzieję, że zdążą – powiedział.

Mogę cię zmienić, jeśli chcesz.

Pochylił głowę i otarł czoło o ramię.

Zostań z tyłu. Damien może oprzytomnieć w każdej chwili i nie chcę, żeby cię zranił. Poza tym nie ma sensu, żebyśmy obydwoje się ubrudzili. Może ułożysz prześcieradła na polanie, żeby, ci z helikoptera wiedzieli, gdzie mają wylądować?

Komar zabrzęczał koło jego ucha, kiedy odwrócił głowę i patrzył, jak Tony biegnie do chaty. Niech na nim usiądzie. Niech go nawet ugryzie. Bał się zmniejszyć nacisk na ranę.

Ręce zaczęły mu się trząść i pot zaczął zalewać mu twarz, kiedy usłyszał odległy dźwięk nadlatującego helikoptera. Nie puścił jednak opatrunku do chwili, kiedy zmienił go asystent weterynarza.

Teraz musimy poczekać – powiedział, wycofując się i zostawiając niedźwiedzia profesjonalistom.

Rana była głęboka, ocenił weterynarz, ale zrobił, co w jego mocy, żeby pomóc konającemu zwierzęciu. Przyleciał helikopterem Departamentu Środowiska Naturalnego. Kiedy ustabilizowali stan Damiena, Web pomógł im podwiesić niedźwiedzia za pomocą wyciągarki.

Jeśli uda mu się przeżyć, to tylko dzięki tobie – powiedziała Tony, kiedy przyglądali się, jak helikopter znika za linią drzew. Leciał do Minneapolis, gdzie oczekiwała go ekipa medyczna miejscowego zoo.

Web podniósł rękę, żeby przyczesać wilgotne włosy, ale zamarł w bezruchu, zauważając, że cala jest pokryto zaschniętą krwią, tak samo jak jego pierś i spodnie.

Jeśli uda mu się przeżyć, to dlatego, że twarda z niego sztuka.

No cóż, lekarz mówił coś innego.

Tony wciąż nie mogła uwierzyć, że Web to zrobił. Zaryzykował swoje życie, żeby uratować Damiena. Ranny niedźwiedź był śmiertelnie niebezpieczny. Web nie mógł mieć pewności, że go nie zaatakuje. A ona stała z boku, sparaliżowana ze strachu. Niewiele mu pomogła.

Wzruszył ramionami i skierował się do chaty.

Ten weterynarz… Miał chyba na imię Jack? Powiedział, że kiedy wyjmą kulę z rany, będą w stanie stwierdzić, kto do niego strzelał poza sezonem.

Mam nadzieję, że go ukrzyżują.

Ja też.

Tobie też zaczęło zależeć na niedźwiedziach, prawda? – zapytała cicho. Jej serce pełne było emocji. Pozostałości strachu o Damiena i Weba. Wdzięczność. Czułość. I coś jeszcze silniejszego. Coś, do czego wciąż nie była gotowa się przyznać.

Milczał przez chwilę.

Zaczęło mi zależeć na tobie – powiedział w końcu. Spojrzał w jej oczy i jej serce załomotało gwałtownie.

Muszę wziąć prysznic.

Stała ze ściśniętym gardłem i patrzyła, jak Web wchodzi do łazienki.

Zaczęło mi zależeć na tobie.

Podeszła do kuchenki, drżącymi rękami zapaliła ogień i postawiła na nim czajnik. Herbata nie uspokoi jej nerwów, ale przynajmniej nie pozwoli jej siedzieć pulrząc w przestrzeń i zastanawiając się, co tak naprawdę chciał powiedzieć.

Dobry Boże, była w końcu w stanie przyznać się, m zależało jej na nim. Bardzo. Kochała go. Nie mogła dłużej temu zaprzeczać. 1 w tej chwili, kiedy był tu razem z nią, wszystko wydawało się możliwe.

Telefon zadzwonił w chwili, kiedy zagwizdał czajnik i przerwał jej rozmyślanie nad ewentualnymi możliwościami.

Halo, dom Charliego Ericksona.

Halo – odezwał się kobiecy głos. – Cieszę się, że ktoś w końcu odebrał. Mam nadzieję, że zastałam Weba Tuckera?

Web jest tutaj, ale właśnie bierze prysznic. Poczeka pani, czy zostawi pani numer, pod który będzie mógł oddzwonić?

Och, Web zna mój numer, ale nie mam zamiaru odkładać słuchawki po tylu dniach, kiedy próbowałam się tu dodzwonić. Poczekam. Rozmawiam może z panią Griffin?

Tak.

Witaj, moja droga. Miło w końcu móc z tobą porozmawiać. Nazywam się Pearl. Pearl Reasoner. Jestem sekretarką Weba.

I jego matką chrzestną, dodała w duchu Tony, uśmiechając się. W głosie Pearl było tyle ciepła.

Web mówił mi o pani.

Zaśmiała się.

Nie wątpię. Jak się miewa nasz chłopiec? Narzeka, jak zwykle, czy też może posłuchał mojej rady i trochę sobie odpoczął?

Jedno i drugie, jak mi się wydaje – odpowiedziała szczerze Tony. W łazience woda przestała lecieć, a ona wciąż czuła się trochę roztrzęsiona tym, co powiedział, i wyrazem jego oczu, kiedy to mówił.

Odwróciła się, kiedy Web otworzył drzwi do łazienki i wyszedł w ręczniku zawiązanym na biodrach. Miał mokre włosy, jego pierś lśniła tysięcznymi kropelkami wody, a w jego oczach było coś, o czym zawsze marzyła.

To do ciebie – powiedziała, podając mu słuchawkę. – Twoja sekretarka.

Wróciła do zaparzania herbaty. Nie chciała podsłuchiwać, ale Web mówił na tyle głośno, że słyszała każde jego słowo. Uśmiechnęła się, słysząc szczere uczucie w jego głosie, kiedy zapytał o zdrowie Pearl. Zamyślił się i spoważniał, odpowiadając na pytania dotyczące różnych projektów, które najwyraźniej odwiesił na czas wyjazdu.

Im dłużej mówił, tym bardziej oczywiste stawało się, że Tony sama siebie oszukuje. Był szefem ogromnej korporacji wydawniczej. Był człowiekiem, który trząsł posadami wydawniczego świata. Kosmopolitą z krwi i kości. Nie miał nic wspólnego z nią, fotografem nienawidzącym betonu i potrzebującym otwartych przestrzeni dla zachowania wewnętrznej równowagi.

Nie mieli najmniejszych szans na wspólną przyszłość.

Poczuła, jak na jej ramionach osiada potężny ciężar. W prawdziwym świecie miłość wcale nie pokonywała wszystkich przeszkód.

Wyśliznęła się cicho z chaty, zostawiając Weba pogrążonego w rozmowie na temat zmian w personelu wydawnictwa i walcząc z napływającymi do oczu łzami.



Rozdział dziesiąty



Web znalazł Tony w szopie. Napełniała rondle jedzeniem.

A wiec rozmawiałaś z Pearl.

Jest chyba bardzo sympatyczna. – Zmusiła się do uśmiechu i otworzyła paczkę z karmą.

Jest spokojna, pomyślał Web. Zbyt spokojna.

Coś jest nie tak. Potrząsnęła głową.

Zamyśliłam się.

Martwisz się o Damiena?

Po jej policzku spłynęła łza. Zauważył to, zanim odwróciła się od niego, ukrywając twarz.

Podszedł do niej, chwycił ją za ramiona i obrócił twarzą do siebie.

Hej, nic mu nie będzie. To twardy facet. Przeżyje.

Westchnęła nierówno.

Wiem.

Trzymał ją przez chwilę w ten sposób, swoją silny i wrażliwą wojowniczkę, która płakała nad zranionym niedźwiedziem. Zależało mu na tych, których postanowiła pokochać. I wiedział, że jego też kocha. Wiedział to od samego początku. I świetnie się składało, ponieważ on ją kochał także,

Chciał to powiedzieć. Pragnął to usłyszeć. Ta chwila była do tego równie odpowiednia jak każda inna.

Kocham cię, Tony.

Zesztywniała.

Czekał w ciszy przerywanej tylko jej oddechem i odgłosem przypominającym odległy grzmot – co było dość nieprawdopodobne, bo na niebie nie było ani jednej chmury.

W końcu wysunęła się z jego ramion, odgarnęła włosy z twarzy i wbiła wzrok w podłogę.

No dobrze, jeszcze raz. Ja mówię, że cię kocham, a ty mówisz… – zamilkł, czekając, żeby dokończyła zdanie.

Bardzo powoli potrząsnęła głową.

To nie ma sensu.

Nie ma sensu? – Poczuł, jak robi mu się niedobrze ze strachu. – Ja mówię ci, że cię kocham, a ty mówisz mi, że to nie ma sensu?

Chcesz, żebym powiedziała, że też cię kocham? – Złość zabarwiła rumieńcem jej policzki. – Dobrze. Kocham cię. Kocham. Ale co dalej?

Zamrugał powiekami i roześmiał się niepewnie.

No cóż, mnie do głowy przychodzi tylko „i żyli długo i szczęśliwie”.

A gdzie niby miałoby się to życie odbywać? W Nowym Jorku?

Zmarszczył brwi i nagle zrozumiał, o co jej chodzi.

Twoje życie nie może toczyć się tym samym torem co moje – powiedziała łagodniej, głosem pełnym rezygnacji. – Jesteśmy zbyt inteligentni, żeby mamić się wizją wspólnego życia. Ty dobrze czujesz się w mieście. Ja czuję się dobrze tylko tutaj albo w podobnych miejscach. Tak daleko od tłumu, jak tylko się da.

W jej oczach widział prośbę, a w tle słychać było coraz wyraźniejszy warkot jakiejś maszyny.

Nie widzisz tego? Nie pasujemy do siebie. Żyjemy w dwóch różnych światach. Naprawdę chciałabym wierzyć, że nam się uda, ale byłabym głupia, gdybym naprawdę tak myślała. Ty też.

Trudno było spierać się z czymś, co było prawdą, Miała rację. Web wiedział, że miała rację. Ale nie mógł się poddać.

Masz tak mało wiary w nas?

Wyglądała na zmęczoną i zrezygnowaną.

Mam mało wiary w miłość. Miłość nie zawsze wystarczy. I pozwól mi na bolesną szczerość. Byliśmy razem cztery dni, z czego przez dwa ze sobą walczyliśmy. To, co czujemy teraz, to, co nam się wydaje, że czujemy, będzie wyglądało zupełnie inaczej, kiedy skończy się pierwsze zauroczenie. – Dotknęła ręką jego policzka. – Przepraszam.

Otworzyła drzwi szopy i wyszła na zewnątrz.

Nie wiedział nawet, co ma powiedzieć. Tony miała rację, co do wszystkiego. Poza jednym – to, co do niej czuł, nie zmieni się nigdy. Kochał ją. Za bardzo, żeby ją unieszczęśliwić.

Wyszedł z szopy przybity i złamany. Przed domem stał buldożer i spychacz, oznaczające, że droga została odblokowana.

Gdyby wierzył w znaki, powiedziałby, że to był omen Wskazujący, że wszystko, co Tony mówiła, było prawdą,

W Nowym Jorku czekają na ciebie pilne sprawy powiedziała przerażająco obojętnym głosem. – Powiem chłopakom, żeby podwieźli cię do miasta.







Przestań się wreszcie kręcić dookoła mnie, dziewczyno. Jestem stary, ale jeszcze żyję.

Charlie miał rację. Tony wiedziała o tym, ale nie mogła się powstrzymać. Staruszek był w domu już od czterech dni i mimo że z każdym dniem był silniejszy, atak serca pozostawił wyraźne ślady. Stracił na wadze. Jego twarz wciąż jeszcze zachowywała szpitalną bladość. I wciąż szybko się męczył.

Gdybym się dookoła ciebie nie kręciła, nie miałbyś na co narzekać. Umarłbyś z nudów.

Charlie zaśmiał się chrapliwie.

Człowiek zastanawia się, jak to możliwe, że żył tyle lat sam, bez tych wszystkich kobiet, które zajmują się nim jak jakieś kwoki.

Udawał, że narzeka na Helgę. Tony wiedziała, że w głębi ducha cieszyła go troskliwość starszej kobiety, która odwiedzała go zawsze z naręczem warzyw i świeżych owoców.

Tak czy inaczej, wszystko się dobrze ułożyło. Charlie wrócił do domu. Z Minneapolis przyszły wieści, że Damien ma się lepiej. Kula nie uszkodziła żadnego ważnego organu. Z biegiem czasu wyzdrowieje i będzie mógł wrócić do Charliego, Departament Środowiska miał ślad, który zaprowadzi ich do kłusownika.

Wysłała swoje zdjęcia agentowi, który przyjmował właśnie oferty od różnych czasopism.

Tak, życie było piękne.

A ona była nieszczęśliwa.

Web wyjechał tydzień temu. Każdego dnia miała ochotę pojechać za nim i powiedzieć, że przeprasza go za to, iż tak bardzo przeraziły ją jej własne uczucia. Ze przemawiał przez nią strach, ale wierzy, iż jednak uda im się spotkać w połowie drogi.

Nagle Charlie powiedział coś, co kompletnie ją zaskoczyło.

Nie wiedziałem, kto to jest, kiedy przyszedł do szpitala. Przedstawił się, powiedział, że był z tobą w chacie i złożył mi ofertę nie do odrzucenia.

W krótkich słowach Charlie opowiedział jej o wizycie Weba w szpitalu. Web zaoferował mu trzykrotną wartość jego posiadłości, dożywotnią dzierżawę i plan stworzenia rezerwatu dla niedźwiedzi.

Niemożliwe, pomyślała Tony.

Jedź do niego, dziewczyno. – Staruszek klepnął ją w ramię.

Tony spojrzała na niego i doszła do wniosku, że nie doceniła jego intuicji. Nie powiedziała ani słowa o Webie i o tym, co między nimi zaszło. Najwyraźniej nie była zbyt dobra w ukrywaniu uczuć.

Jedź do niego – powtórzył. – Zadzwonię do Helgi i poproszę, żeby tu przyjechała. Obydwoje zajmiemy się wszystkim. Do czasu, kiedy zmęczą mnie jej wykłady na temat zdrowego trybu życia, będę z powrotem starym sobą. Jedź i napraw wszystko.

Charlie miał rację. Musiała wszystko naprawić. Miała tylko nadzieję, że nie jest za późno. Uściskała go.

Nie narzekaj. Wiesz, że Helga robi to wszystko dla twojego dobra. Poza tym ją lubisz. – Uśmiechnęła się. – Niedługo wrócę – obiecała i pobiegła spakować najpotrzebniejsze rzeczy.







Upłynął już tydzień od powrotu Weba z Minnesoty.

Tydzień, w czasie którego starał się sam siebie przekonać, że bardzo się cieszy z powrotu, że to miasto wyznacza rytm jego życia, a nie podmuch wiatru albo wschód księżyca. Albo syreni śpiew błękitnookiej blondynki, której nie mógł wyrzucić ze swojego serca.

Gdyby tylko mógł przestać o niej myśleć. O niej i o pożądaniu w jej oczach. O jej gładkiej i ciepłej skórze.

Poczuł zapach płynu na komary. To było nierozsądne, przecież siedział przy swoim biurku na dwudziestym ósmym piętrze biurowca na Sixth Avenue.

Usłyszał, jak otwierają się drzwi.

Nie teraz, Pearl – powiedział, nie podnosząc wzroku.

To nie Pearl. Ale jeśli to nie jest odpowiednia chwila, to ja poczekam.

Podniósł głowę i zobaczył ją. Kobietę swoich marzeń, ubraną w krótkie szorty khaki i pachnącą cudownie sprayem na komary. Nigdy w życiu nie widział niczego piękniejszego.

To właśnie on, pomyślała Tony. Mężczyzna moich snów, siedzący za biurkiem, trochę wymizerowany, odległy i zabójczo przystojny w szytym na miarę garniturze. Nigdy w życiu nie widziała niczego piękniejszego.

Jeśli… Jeśli to nieodpowiedni moment…

Nie, nie, w porządku. – Patrzył na nią, jakby nie wiedział, czy ma wstać, biec, czy pozostać na swoim miejscu. W końcu wybrał trzecią opcję. Pozostał w fotelu. Pan swojego świata. Pomyślała od razu o Damienie. Obydwaj byli silni, pochodzili z dwóch różnych światów, a jednak los sprawił, że się spotkali.

Kupiłeś ziemię Charliego – zaczęła bez wstępów. – Pojechałeś do szpitala przed powrotem do Nowego Jorku, zawarłeś z nim umowę, że kupisz jego posiadłość za sumę trzykrotnie przewyższającą jej wartość i powiedziałeś, że może tam zostać, jak długo będzie chciał. Zacząłeś zabiegać, żeby ustanowiono tam rezerwat dla niedźwiedzi i założyłeś specjalne konto, żeby ktoś zawsze się nimi zajmował.

I? – Zamrugał oczami,

Dlaczego? Czemu to zrobiłeś?

Stwierdziłem, że może kiedyś mi się to zwróci.

Podeszła do biurka, modląc się, żeby to, co widziała w jego oczach, wciąż jeszcze było miłością. Pragnęła tego bardziej niż czegokolwiek w życiu.

Ja myślę, że zrobiłeś to dlatego, że jesteś fajnym facetem.

To wstrętna plotka. Nie wiem, kto ją rozpuścił.

Myślę, że zrobiłeś to, bo polubiłeś niedźwiedzie. Myślę, że zrobiłeś to, ponieważ mnie kochasz.

Na moment wstrzymał oddech, a potem spróbował się uśmiechnąć.

Tak, chyba coś o tym wspominałem. Ale ty dałaś mi kosza.

Jej serce zatrzepotało w piersi.

No tak. Ale nigdy nie mówiłam, że jestem szczególnie bystra.

Odchylił się do tyłu na krześle.

Przyjechałaś tu, żeby to powiedzieć?

A więc miał zamiar grać twardo. Była na to przygotowana.

Przyjechałam, żeby cię przeprosić.

Za co?

Za podejmowanie decyzji pod wpływem strachu.

Wzruszył ramionami. Ale mimo że wyglądał jak uosobienie obojętności, coś w jego oczach powiedziało Tony, że nie był nawet w połowie tak spokojny, jak by się mogło wydawać.

Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, jak bardzo go ukrzywdziła.

Przepraszam. Tak bardzo przepraszam, że w nas nie uwierzyłam. Pozwoliłam, żeby zawładnęła mną moja największa obawa – że mężczyzna, przed którym otworzę serce, nie zaakceptuje mnie takiej, jaką jestem. Nie dostrzegłam, jaki naprawdę jesteś – mądry i szczery. Nie dostrzegłam, że mogę zaufać ci całym sercem.

Wydał z siebie coś, co podejrzanie przypominało westchnienie ulgi.

Byłem głupcem, że nie zostałem i nie przekonywałem cię trochę dłużej.

Jeśli chodzi o miłość, to chyba obydwoje jesteśmy głupcami. Kocham cię, Web.

Zamknął oczy, a potem się do niej uśmiechnął.

Dlaczego wobec tego nie podejdziesz bliżej?

Bez wahania podeszła do niego i usiadła mu na kolanach.

Uda nam się, wiem o tym. Ale obydwoje będziemy musieli nad tym popracować.

Nigdy w to nie wątpiłem. Ale chciałbym, żebyś wiedziała, że jestem równie przerażony tym wszystkim co ty. Nigdy nie myślałem, że nadaję się do dłuższych związków z kobietami.

Nie jestem byle jaką kobietą.

Roześmiał się i oparł się czołem o jej czoło.

Masz całkowitą rację.

A ty nie jesteś tym samym facetem, który przyjechał do Minnesoty.

Tu też się z tobą zgodzę. Przyjeżdżając tam myślałem tylko o nowym projekcie, a okazało się, że, tak naprawdę, to potrzebuję tylko ciebie. Kogoś, kto sprawi, że będę lepszym człowiekiem.

Jesteś najlepszy. Przytulił ją, mocno do siebie.

Boże, jak ja za tobą tęskniłem.

Tony miała wrażenie, że zaraz się rozpłacze, ale Web zmienił temat, znów wywołując uśmiech na jej twarzy.

Możemy porozmawiać na temat mojego anielskiego charakteru później. Teraz muszę się tobą zająć. Bardzo troskliwie – dodał, pomagając jej wstać.

Wziął ją za rękę i pociągnął w stronę drzwi biura.

Odwołaj wszystkie moje spotkania – powiedział do uśmiechającej się Pearl, kiedy mijali jej biurko.

To może od razu odwołam też wszystkie jutrzejsze spotkania – zasugerowała Pearl, mrugając do Tony.

Właśnie dlatego to ona jest moją sekretarką – powiedział Web, wciskając przycisk przywołujący windę. – Wie, czego chcę, zanim sam zdążę się zorientować,

Ja też wiem, czego chcesz – szepnęła Tony, kiedy drzwi windy zamknęły się za nimi. Web przyciągnął ją do siebie a potem pocałował długo i namiętnie.

Tony zaśmiała się, kiedy Web podniósł szybę, oddzielającą ich od kierowcy limuzyny.

Tylko jedna rzecz powstrzymuje mnie przed kochaniem się z tobą tu i teraz – wymruczał, całując jej szyję. – Droga jest krótka, a ja chcę się tobą nacieszyć.

To świetnie – odpowiedziała Tony. – Ja mam bardzo dużo czasu.

Kiedy dojechali do apartamentu Weba na szczycie wieżowca, Tony ledwo zwróciła uwagę na kolorowy wystrój, wysokie okna i widok za nimi. Myślała tylko o Webie.

Kochali się w jego sypialni, powoli, potem coraz szybciej i szybciej, aż w końcu obydwoje jednocześnie wykrzyczeli to, czego nie mogli już dłużej powstrzymywać:

Kocham cię, Web. Zawsze cię kochałam.

Kocham cię, Tony.







Pięknie tutaj.

Web rozkoszował się widokiem zachwytu w oczach Tony, patrzącej na jego ogród na dachu.

To mój wkład w ochronę środowiska.

Tony wyglądała pięknie w jego białej koszuli narzuconej na nagie ciało, ciało, które przed chwilą pieścił i całował. Nie mógł się już doczekać chwili, w której znów będzie to robił.

Oparła głowę o jego pierś.

Wiesz, że w Central Parku jest pięćset gatunków dziko żyjących zwierząt? – Zapytał, całując czubek jej głowy.

Słyszałam o tym. To raj dla takiego fotografa jak ja.

Web spochmurniał nagle, odsunął ja od siebie i spojrzał w jej oczy.

Uda nam się, Tony. Nie będę mógł jeździć z tobą na wszystkie wyprawy, ale kiedy tylko znajdę czas, będę ci towarzyszył.

Uśmiechnęła się.

A czy twoja oferta wciąż jest aktualna?

Miłość. To właśnie widział w jej oczach.

Nie rób tego dla mnie.

Robię to dla nas. I dlatego, że nie czuję już potrzeby pracowania niezależnie. Teraz gram w drużynie.

Przycisnął ją do siebie tak mocno, że roześmiała się i kazała mu przestać w obawie o swoje żebra.

Kocham cię – powiedział, obcałowując jej twarz. – A co powiesz na wybudowanie małej chatki nad jeziorem, tak żebyśmy mogli odwiedzać Charliego i niedźwiedzie?

Jej oczy nagle stały się wilgotne i zamglone.

Wspaniały pomysł! Ty jesteś wspaniały.

To może wrócimy do sypialni i pokażesz mi, jak bardzo jestem wspaniały?

Pokazała mu. I to kilka razy.

Jesteś nienasycona – powiedział, wyczerpany. Uśmiechnął się do niej. – Gdzie byłaś przez cale moje życie?

Czekałam na ciebie – powiedziała z taką miłością w oczach, że poczuł, jak coś ściska go w gardle.

Odsunął kosmyk włosów z jej oczu.

Szaleję za tobą. A może oszalejemy obydwoje i weźmiemy ślub?

Ślub? – podniosła się i oparła na łokciu. – Mówisz poważnie?

Nigdy nie byłem poważniejszy.

I nie zmienisz nagle zdania, jak odzyskasz rozum?

Nigdy w życiu.

A więc tak. Tak! Tak! Tak! – krzyknęła, rzucając się w jego ramiona.

Może właśnie dlatego im się uda, pomyślał, całując ją. Dlatego, że obydwoje są szaleni.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
698 Gerard Cindy Burza namiętności
0698 DUO Gerard Cindy Burza namiętności
Gerard Cindy Burza namiętności(1)
Gerard Cindy Burza namietnosci
698 Gerard Cindy Burza namiętności
698 Gerard Cindy Burza namiętności
Cindy Gerard Burza namiętności
Burza namiętności
I Prezentacja Namietnosc milosc seks 2
namietnosci, Filozofia
Burza mózgów
burza mozgow sciaga
Sonety krymskie Burza
Gold Kristi Burza uczuc 02 Huragan
Burza mózgów (2)
BBY 0022 Nadchodząca Burza
Burza mózgów
burza w szklance wody frazeologizmy, Szkoła j polski, scenariusze lekcji

więcej podobnych podstron