Wiedziała,
że nie może Mu ufać. Powtarzał jej, że jest zły, że będzie
miała przez Niego problemy, że nie poradzi sobie.
Miał
rację. Miał cholerną rację. Nie radziła sobie, kiedy od niej
odszedł, kiedy ją zostawił.
Starała
się nie myśleć o tym, jak bardzo ją zranił. Przecież mówił.
Ale teraz, kiedy Jego nie ma, ona nie istnieje.
Brakowało
jej iskry, punktu odniesienia. Wcześniej był nim On, teraz –
wszystko zniknęło, a ona balansowała na granicy rzeczywistości i
nicości.
Próbowała
wszystkiego. Chciała go namówić do powrotu, szantażować,
przymilać się. On jej nie chciał, ona nie wierzyła.
Zabiła
się. Tabletki, alkohol i żyletka. Najgorsze wyjście. I tylko
uśmiech zachowała, gdy naćpana napisała na kartce „nawet nie
wiesz, na ile sposobów można umierać”.
Miłość
zabija.