saga.
Cienie
z przeszłości
Torill Thorup
W SERII UKAŻĄ SIĘ:
tom 1. Inga
tom 2. Korzenie
tom 3. Podcięte skrzydła
tom 4. Pakt milczenia
tom 5. Groźny przeciwnik
tom 6. Pościg
tom 7. Mroczne tajemnice
tom 8. Kłamstwa
tom 9. Wrogość
tom 10. Nad przepaścią
tom 11. Odrzucenie
tom 12. Zaginiony
tom 13. Waśń rodowa
tom 12.
ZAGINIONY
1
Kiedy Inga zobaczyła wychodzącego z lasu Erlinga, wpadła w panikę i poczuła ból, jakby w serce ktoś wbijał jej ostry pazur.
Dobry Boże, jęknęła żałośnie, czego on ode mnie chce? Dlaczego tu za mną przyszedł? Poprzedniego dnia dowiedziała się, że Erling umówił się z lensmanem na rozmowę w cztery oczy po niedzielnej mszy. Erling twierdził, że posiada jakieś informacje o próbie zabójstwa. Używał dziwnie konspiracyjnego tonu, przypomniała sobie nagle Inga i zastanowiło ją, czy miał na myśli zabójstwo Gudrun, czy też chodziło mu o napaść na nią. W popłochu wydało jej się bardziej prawdopodobne, że parobek chce się podzielić z lensmanem swymi podejrzeniami na temat śmierci Gudrun...
Zaplanowała już, jak powstrzymać gadatliwość Erlinga. Miała nadzieję, że ojciec także przybędzie na mszę do kościoła w Botne, i ufała, że zdoła nakłonić Erlinga do milczenia. Kristian zapewne się zdziwi, dlaczego córka prosi go o taką przysługę, ale Inga zapewni go, że mu kiedyś o tym powie. Kiedy indziej...
5
Ingę i Erlinga dzieliła długa równina porośnięta trawą i kwiatami we wszystkich możliwych kolorach. W powietrzu bzyczały owady. Erling musiałby mocno przyśpieszyć kroku, by ją dogonić. Inga zmagała się ze sobą. Z jednej strony pragnęła uciec jak najdalej, z drugiej zaś ciekawiło ją, czego parobek od niej chce. Niepewność zżerała ją już od dawna, a teraz po prostu nie potrafiła ustać spokojnie.
- Chcę
ci przedstawić pewne warunki, Inga - dolecia
ło
do niej wołanie Erlinga. - Jeśli ich nie przyjmiesz, lens-
man
dowie się, że zamordowałaś Gudrun. I zgadnij, kto
także
zostanie obwiniony o pomoc Bjornarowi w ucieczce
z
więzienia...
Rechot Erlinga odbił się stłumionym echem od skał otaczających łąkę.
Ze strachu serce tłukło jej się w piersi niczym uderzenia młota w kuźni. Poruszyła się niespokojnie. Może pomimo wszystko jest jeszcze jakiś ratunek? - pomyślała z nadzieją. O ile żądania Erlinga nie okażą się zbyt wygórowane, na jakiś czas ominie ją jeszcze kara i wieczne potępienie, bo potem ten drań zażąda z pewnością kolejnych dóbr.
Chcę dostać okazałą parcelę...
To niemożliwe - odparła Inga przerażona.
Erling przyłożył dłoń za uchem, udając, że nie dosłyszał, co mu odpowiedziała.
To niemożliwe - powtórzyła Inga raz jeszcze. - Gaupås nie ma już wolnych...
Na pewno znajdziemy jakieś rozwiązanie - machnął nonszalancko dłonią i dodał szyderczo: - Przecież już kiedyś wytyczyłaś dodatkową parcelę. Poza tym zapew-
6
nisz mi służbę w Gaupås do końca moich dni. Oczywiście za wyższą zapłatą.
Inga rozglądała się bezradnie. Strach paraliżował jej ciało, zupełnie jakby zaatakowało je tysiące mrówek. Nie chciała tego słuchać... Nie zamierzała się ugiąć pod wygórowanymi żądaniami Erlinga. Nadal dzieliła ich spora odległość, która się jednak niebezpiecznie kurczyła.
- Znasz
mnie już, Inga - zaśmiał się cynicznie Er-
ling.
- Wiesz dobrze, że się nie zawaham i wydam cię, jeśli
nie
przyjmiesz moich warunków. A prócz tego, że szepnę
na
ucho parę słów lensmanowi, to kto wie, czy dodatkowo
nie
ucierpisz.
W pierwszej chwili Inga nie zrozumiała, o co mu chodzi, dopiero po jakimś czasie dotarła do niej brutalna prawda.
- To
ty... - Inga zamrugała przerażona, w każdym
nerwie
swego ciała czując przejmujący lęk, i z niedowie
rzaniem
wyjąkała: - To ty na mnie napadłeś? Ty mnie po
biłeś
tak dotkliwie, że straciłam dziecko?
Jej oczy napełniły się łzami, a nogi trzęsły się tak, że mało brakowało, a osunęłaby się bezwładnie na ziemię. Zmusiła się jednak, by się wyprostować.
- Głupia,
zagubiona Ingo... Że też potrzebowałaś tyle
czasu,
by się tego domyślić! - wyśmiewał się Erling złośli
wie
z jej naiwności.
Muszę stąd uciekać! - kołatała się w głowie Ingi tylko ta jedna myśl. Sądząc po szaleńczym spojrzeniu parobka, nie ma sensu wchodzić z nim w żadne układy. W jego niebieskich oczach dostrzegła groźny błysk, a uśmiech, który błąkał się w okolicach ust, zdradzał radość z cudzego nieszczęścia. Nie miała żadnych wątpliwości co do złych
7
zamiarów Erlinga, ani teraz, ani w przyszłości. A kto wie czy z czasem nie będzie jeszcze gorzej. Inga cofnęła sit przerażona, zrozumiawszy, że ma do wyboru albo zgodzie się na jego warunki, albo uciekać stąd na łeb na szyję. Te raz wszystko będzie zależało od tego, czy ojciec zechce je pomóc...
W czasie tej wymiany zdań żadne z nich nie zwracało uwagi na Czarnulkę. Nagle ciszę przeszyło przejmując* rżenie klaczy, która tłukła kopytami o ziemię z taką siłą że rozpryskiwały się spod nich kępki trawy. Uszy położyli po sobie, a jej pysk pokryła piana.
Gdy z wolna dotarło do świadomości Ingi, co się k chwilę stanie, rozszerzyła oczy z niedowierzaniem i opuściła ręce, w których trzymała uzdę. Zaraz jednak ocknęła się i w przypływie strachu zaczęła wymachiwać rękami krzycząc, ile sił w płucach:
- Uciekaj stąd, Erling! Biegnij! Szybko!
Boże drogi, przemknęło jej przez głowę, czemu or mnie nie słucha? Nie widzi, co się dzieje z Czarnulką?
Erling, nie zwalniając kroku, zmierzał w jej stronę Odległość między nimi zmniejszyła się na tyle, by mogła dostrzec na jego twarzy ten pewny siebie, triumfując) uśmiech. Był już niebezpiecznie blisko. Najwyraźniej miai jej więcej do powiedzenia, skoro już trafiła mu się okazja porozmawiać z nią w cztery oczy.
Inga pomyślała, że musi za wszelką cenę założyć uprząi Czarnulce, bo tylko wtedy zdoła ją okiełznać i zapobiec katastrofie. Chwyciła rozjuszone zwierzę za grzywę i usiłując je przytrzymać, manipulowała przerażona przy jegc pysku. W głębi serca wiedziała, że za nic w świecie nie zdoła zapanować nad silną klaczą, mimo to próbowała
8
Łzy spływały jej po policzkach, pulsowało jej w skroniach. Gdy złapała ucho Czarnulki, by nałożyć jej uzdę, klacz zarżała i stanęła dęba. Szarpnięcie poderwało Ingę do góry. Czarnulka potrząsnęła łbem i odrzuciła ją na bok. Inga upadła na ziemię, a wówczas nic już nie mogło przeszkodzić klaczy w zemście. Dziewczyna szlochała rozdzierająco, gdy Czarnulka niczym strzała pomknęła do upatrzonego celu.
Dopiero wtedy Erling zrozumiał, że popełnił błąd. Na jego twarzy odmalował się strach. Pobladł gwałtownie i wymachując ramionami, rzucił się do ucieczki. Gdy ten potężny mężczyzna biegł co sił w nogach, walcząc o życie, Inga siedziała jak porażona.
Ziemia drżała pod dudniącymi kopytami Czarnulki, która galopem dopadła Erlinga. Nad wierzchołkami sosen wzbił się przejmujący krzyk parobka. Jego wołanie poniosło się przez las, rozbrzmiało nad łąką i odbiło się głuchym echem w sercu Ingi.
Zatkała palcami uszy, kucnęła i wtuliła głowę w kolana. Nie chciała widzieć ani słyszeć...
Nie ciekawość więc pchnęła ją, by podnieść wzrok, ale jakiś wewnętrzny nakaz. Trzęsła się cała, przeniknięta lodowatym chłodem, i wbrew swej woli obserwowała całe zdarzenie. Widziała, jak Erling, sparaliżowany strachem, odwrócił się do Czarnulki w nadziei, że uspokoi zwierzę lub jakimś cudem jego błagania zostaną wysłuchane. Ale nic nie było w stanie zatrzymać Czarnulki, która, najwyraźniej gnana żądzą zemsty, zamierzała dopełnić tego, co sobie postanowiła. Co do tego nie było żadnych wątpliwości.
Czarnulka stanęła dęba, kierując przednie kończyny
9
w Erlinga, który zamarł i z rozdziawionymi ustami wpatrywał się w klacz.
Czy on zdaje sobie sprawę, że jest za późno na ratunek i śmierć zagląda mu w oczy?
Czarnulka kopnęła Erlinga w ramiona i zmusiła, by upadł na kolana. Erling wrzeszczał coś głośno, ale Inga nie rozróżniała słów. Pokręciła głową ze smutkiem, ukryła twarz w dłoniach i zasłoniła usta. Wstrząśnięta odwróciła się z płaczem, gdy zrozumiała, że Erling tego nie przeżyje. Słyszała, jak Czarnulka tratuje mężczyznę, który był jej śmiertelnym wrogiem. Pod wpływem tych makabrycznych odgłosów z jej gardła wydobył się krzyk...
Inga nie miała pojęcia, jak długo, rozdygotana, zalewała się łzami. Klęczała, a świat wirował jej przed oczami, i zdawało jej się, że znalazła się na granicy obłędu.
- Dobry
Boże - jęczała, kompletnie niezdolna do
działania.
- Dobry Boże! Cofnij czas, bym mogła temu
zapobiec!
Albo nie każ mi wiedzieć, że to Czarnulka zabi
ła
Erlinga. Nienawidziłam tego człowieka, tak, lękałam się
go,
ale nie zasłużył na to, co się stało...
Nie zasłużył...
Inga drgnęła, gdy Czarnulka parsknęła jej we włosy i miękkim pyskiem szturchnęła ją delikatnie w głowę. Inga podniosła wzrok, ale przez zasłonę łez widziała tylko jak przez mgłę stojącą przy niej spokojnie klacz.
- Co
zrobiłaś?! - zawołała ze złością, a jej krzyk uto
nął
w rozpaczliwym szlochu. Brzegiem fartucha wytarła
oczy.
Zwymiotowała i pochylona zauważyła krew na ko
pytach
Czarnulki. Krew Erlinga...
10
Zrozumiała nagle, że to jej wina. Gdyby nie wybrała się na przejażdżkę, parobek nie straciłby życia. Gdyby nie zdjęła uprzęży i nie pozwoliła klaczy paść się swobodnie, Erling nadal by żył. Całkiem wyparła z pamięci, że to przecież Erling przyszedł tu za nią po kryjomu, Erling zlekceważył jej ostrzeżenia i się nie posłuchał...
Zabójstwo! Inga w najgorszych snach nie przewidziała, że zostanie wplątana w kolejną straszliwą śmierć. Erling nie żyje! Ale czy na pewno? Kierowana wewnętrznym nakazem, wstała, by to sprawdzić. Może tylko stracił przytomność? Założyła klaczy uzdę i osiodłała ją, po czym przywiązała rzemienie do pnia solidnym węzłem. Nie mogła ryzykować, że Czarnulka oswobodzi się i jeszcze raz zaatakuje parobka. Jeżeli on żyje, trzeba klacz trzymać z dala od niego.
Zebrało jej się na mdłości, gdy zbliżyła się do zbroczonej krwią postaci. Wzbraniała się przed tym, by spojrzeć na poranionego mężczyznę, ale rozsądek nakazywał jej to uczynić. Nie może pozwolić na to, by leżał opuszczony i bez pomocy, jeśli nadal tli się w nim życie.
Uniosła brzeg sukni samodziałowej i zakrywszy nos, ostrożnie posuwała się naprzód. Obawiała się tego, co zobaczy. Osunęła się na kolana tuż przy Erlingu i jęknęła. Przerażający widok wywołał w niej gwałtowną reakcję. Ciążyła jej głowa i wirowało przed oczami. Zachwiała się i podparłszy rękami, by nie zemdleć, dyszała ciężko. W jednej chwili zrozumiała, że nie ma sensu sprawdzać pulsu czy nasłuchiwać bicia serca. Erling jest martwy.
Leżał na ziemi w kałuży krwi, ubrania pokryły się czerwonymi plamami, a część twarzy, gdzie trafiły go końskie kopyta, była całkowicie zmiażdżona.
11
Inga siedziała sztywna. Co mam robić? Co robić? - powtarzała jak zaklęcie.
Nagle uświadomiła sobie, że ma tylko dwie możliwości. Albo dotaszczy zmasakrowane zwłoki do dworu i opowie, co się stało, albo musi je ukryć w nadziei, że nigdy nie zostaną znalezione.
Gryząc paznokcie, myślała gorączkowo. Mimo że głowa pękała jej z bólu, wiedziała, że musi coś przedsięwziąć. Nie może tak siedzieć sparaliżowana strachem, niezdolna do działania, wierząc, że Bóg za nią to załatwi. Nie, to jej sprawa! To ona musi dokonać owego brzemiennego w skutki wyboru. Ona, nikt inny. Nie ma czasu do stracenia. Musi sama zadecydować, i to szybko... Szybko!
Zawieźć zwłoki do Gaupås, opowiedzieć, co ,się stało, uśmiercić Czarnulkę i żyć dalej? Przepełniło ją bolesne uczucie, bo zdała sobie sprawę, że nie może opowiedzieć prawdy. Ludzie zaczną się dopatrywać podobieństw pomiędzy śmiercią Erlinga a Gudrun i zdziwią się, gdy nagle się okaże, że Inga jest zamieszana w kolejną podejrzaną śmierć. To, że była w pobliżu, gdy zginęła Gudrun, uznano za nieszczęśliwy przypadek i zbieg okoliczności, ale jeśli pojawi się we dworze z kolejnym trupem... Ludzie z pewnością będą się zastanawiać, dlaczego zawsze jest sama, gdy dochodzi do takich tragedii. Nikt nic nie będzie mógł jej udowodnić, bo przecież nie było świadków zdarzenia, ale z pewnością nie minie wiele czasu, gdy ludzie we wsi zaczną plotkować o niewyjaśnionych okolicznościach śmierci. Zawsze znajdzie się ktoś, kto nabierze podejrzeń, choćby nie wiem jak próbowała wyjaśniać to, co się stało.
Inga powoli wypuszczała powietrze. Została pochwy-
12
eona w pułapkę kłamstw, zaklęty krąg oszustw. Niczym koszmar jawiła jej się czekająca ją kara. Więzienny loch, szyderstwo i pogarda... Zaszlochała i łzy spłynęły jej po policzkach i spadły na ziemię. Wcześniej zdawało jej się, że przyjmie śmierć odważna i silna, ale teraz w ułamku chwili uświadomiła sobie, jak bardzo kocha życie. Tak bardzo pragnie żyć! Chce widzieć, jak jej córeczka wyrasta na piękną kobietę, chce poczuć znów pieszczoty Martina. Nie, niech kara jej teraz nie dosięga! Życie i przyszłość wciąż tyle jej mogą zaoferować.
Zakręciło jej się w głowie, ale zrozumiała, że może uczynić tylko jedno: ukryć ciało Erlinga i nigdy, nigdy nikomu o tym nie wspomnieć. Wprawdzie to Czarnulka skopała Erlinga na śmierć, ale klacz przecież należała do niej i na niej w związku z tym spoczywa odpowiedzialność. Pewnie, że nie ona jest bezpośrednio winna, ale ludzie dopowiedzą swoje. Wytkną jej nieodpowiedzialność i głupotę. W pewnym sensie zabiła dwoje ludzi.
Inga pobiegła do Czarnulki. Ręce trzęsły jej się tak, że z wielkim trudem rozwiązywała lejce. Przerwała na moment, by wytrzeć spocone dłonie w spódnicę, i spróbowała na nowo. Dyszała ciężko, w końcu jednak udało jej się rozwiązać węzeł. Pośpiesznie zawróciła klacz i przywiązała ją do drzewa bliżej zwłok. Nigdy by nie dała rady ukryć ciała Erlinga bez pomocy klaczy. Spocona i cała we łzach przeciągnęła zmasakrowane zwłoki bliżej klaczy. Czarnulka uderzała poirytowana kopytami, zupełnie jakby rozpoznawała i nie chciała dźwigać na grzbiecie tego człowieka przesiąkniętego złem na wskroś. Ani żywego, ani martwego.
Inga odwróciła głowę w przerażeniu i rozpaczy. Po pro-
13
stu nie była w stanie patrzeć z bliska na zmasakrowane zwłoki. Gdy poczuła ich ciężar, omal znów nie zwymiotowała. Słodkawy zapach krwi drażnił jej nozdrza.
Nie miała pojęcia, skąd wzięła tyle siły, ale w końcu udało jej się przewiesić martwe ciało Erlinga przez koński grzbiet.
Przez chwilę znów targały nią wątpliwości. Zastanawiała się, czyby nie wrzucić Erlinga po prostu do rzeki. Nurt mógłby jednak znieść ciało w stronę wsi i znaleziono by go za dzień lub dwa. Może ludzie uznaliby, że się utopił, a rany i obrażenia przypisali niebezpiecznym wirom i wartkiemu prądowi płynącej dziko rzeki? Inga zyskałaby trochę czasu, by pomyśleć i się przygotować...
Pokręciła głową zasmucona. Nie, nie może tak ryzykować. Poza tym nie ma pewności, czy ludzie uwierzą, że rany na ciele powstały wskutek uderzeń o kamienie i głazy w rzece. Zwłaszcza gdy zobaczą zmiażdżoną połowę twarzy...
Byłoby szybciej, gdybym wskoczyła na koński grzbiet, pomyślała Inga w panice. Ale nie dam rady siedzieć tuż obok mężczyzny, którego dopiero co zabiłam. Sumienie mam czarne jak noc. Po tym, co się zdarzyło, już nigdy nie będę w pełni człowiekiem. A przecież dopiero co udało mi się otrząsnąć po śmierci Gudrun...
Inga ruszyła biegiem obok Czarnulki, bo przecież musiała zdążyć wrócić do dworu, zanim wszyscy wyruszą do kościoła. Nie może zjawić się zbyt późno, wszystko musi się odbyć normalnie, by nie wzbudzić podejrzeń. Normalnie, normalnie - dźwięczało jej w głowie niczym smutny anielski chór.
Inga zatrzymała się raptownie. Czarnulka szarpnęła
14
ze złością łbem, a w jej dużych czarnych oczach błysnął lęk. Czy to szczęście w nieszczęściu, czy też może sam Bóg okazał mi miłosierdzie? - zastanawiała się Inga, z trudem łapiąc oddech. W gęstym świerkowym lesie zauważyła otwór w skale. Wyglądało na to, że jest to niewielka grota ukryta głęboko w cieniu drzew. Zmusiła konia, by wszedł w gąszcz. Sama pochyliła głowę, by gałęzie nie uderzały ją w twarz. Nie może przecież wrócić do dworu cała podrapana.
Złożyła pośpiesznie dłonie w głębokiej wdzięczności, gdy się okazało, iż rzeczywiście jest tu niewielka jaskinia! Musiała się schylić i uklęknąć, by się dostać do środka, ale to miejsce nadawało się wprost idealnie do ukrycia zwłok Niełatwo będzie je tu znaleźć.
Inga podprowadziła Czarnulkę bliżej otworu w skale i podciągnęła ciało Erlinga po leśnym poszyciu. Jakiż był ciężki! Czoło pokryło jej się perlistym potem, ale nie podniosła ręki, by je otrzeć, póki nie umieściła zwłok w grocie. Zdyszana i wyczerpana wyczołgała się na zewnątrz. Niepokój przybrał na sile. Pulsowało jej w nadgarstkach. W pośpiechu podchodziła od drzewa do drzewa, by na-zrywać dużych gałęzi. Starannie okryła zwłoki świerkiem. Uznała, że nie ma sensu zakrywać otworu do jaskini gałęziami, bo i tak się zaraz przewrócą. A poza tym mogą wzbudzić niepotrzebnie podejrzenia, gdyby ktoś przypadkiem tędy przechodził.
Inga zerknęła jeszcze raz uważnie na grotę. Ciało dokładnie okryte gałęziami było z zewnątrz niewidoczne. Pośpiesznie dosiadła konia na oklep i pogalopowała z powrotem na łąkę, gdzie osiodłała Czarnulkę i skierowała ją w stronę rzeki. Szybko umyła w wodzie ręce, a potem
15
pocwałowała brzegiem w dół rzeki, rozpryskując wodę, by obmyła ślady krwi z końskiego ciała.
Ale dopiero po paru godzinach zrozumiała w pełni powagę sytuacji.
2
Słowa pastora odprawiającego mszę szumiały w uszach Ingi niczym bzyczenie pszczół. Zupełnie nie była w stanie się skupić, bo błądziła myślami całkiem gdzie indziej. Szybko zorientowała się co prawda, że nowy duchowny wygłasza kazanie spokojnie, dobierając łagodne i ciepłe słowa, zupełnie inaczej, niż czynił to pastor Mohr, ale niewiele ją to teraz obchodziło. Mocno ściskała srebrną sprzączkę zamocowaną przy dekolcie. Tego dnia włożyła oczywiście odświętny strój, tak jak należało do kościoła. Krawiec uszył jej nową suknię, bo znudziła jej się już zarówno prosta czarna suknia, w której brała ślub, jak i ta czerwona, którą podarował jej ojciec przed zamążpój-ściem. Nowa suknia miała czerwony dół i zielony gorset i była ozdobiona pięknymi taśmami ze srebrnymi nitkami, które sama utkała.
Jak to się stało, że została wciągnięta w wir zabójstw?
Czemu wciąż znajdowała się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze?
Inga westchnęła głośno. Nowy pastor zatrzymał na
17
niej zdziwione spojrzenie. Poprawiła się więc i pokornie pochyliła kark.
Nikt nie zauważył niczego nienormalnego, gdy przygalo-powała w ostatniej chwili do dwora Arne zdążył właśnie zaprząc Mikrusa do odświętnego powozu, pośpiesznie zatem nozsiodłał Czarnulkę, wyczyścił ją i zaprzągł obok Mikrusa.
- Przepraszam
- szepnęła Inga z wymuszonym uśmie
chem
- ale Czarnulka była dziś wyjątkowo niepokorna.
Biegnę
szybko się przebrać.
W paru susach przemierzyła dziedziniec i wbiegła po schodach do swojej sypialni. Zdyszana sięgnęła do wieszaka po nowy odświętny strój, potem zdjęła przez głowę sabrudzoną samodziałową suknię, rzuciła ją na podłogę i w minutę była przebrana.
Kiedy zeszła na dół, wszyscy już siedzieli w odkrytym powozie.
- Dziwne
- odezwał się Torę leniwie. - A gdzie jest
Erling?
Inga ścisnęła kant powozu, aż pobielały jej kłykcie. Zdawało jej się, że wszystko wokół niej wiruje, przełknęła więc głośno ślinę.
- Och,
zbyt gorliwie to on nie uczęszcza do kościo
ła
- odparł Arne z uśmiechem.
Dzięki, pomyślała w duchu Inga. Jak to dobrze, że mnie wyręczyłeś w odpowiedzi. Bez słowa wspięła się po schodach do powozu i usiadła blisko Gulbranda.
Mimo to wydaje mi się dziwne, że nie przyszedł - mruknął Torę, marszcząc brwi.
A to już jego zmartwienie - uznał Arne i cmoknął la konie.
18
Inga oparła się w ławce i utkwiła wzrok w ołtarzu.
- Zmiłuj
się nade mną, Boże, w swoim miłosierdziu
i
daruj mi przewinienia! Znam bowiem swe słabości i grze
chy.
Oczyść mnie z grzechów, tak bym znów była czysta,
obmyj,
bym stała się bielsza niż śnieg! Boże, przywróć mi
czyste
serce i odnów we mnie siłę ducha! - Ze złożonymi
rękami
szeptała coraz szybciej: - Okaż mi miłosierdzie,
o
Panie! Okaż miłosierdzie grzesznemu człowiekowi. Ja,
grzeszna
istota, pragnę zbawienia. Wybacz mi moje grze
chy!
Słowa płynęły cicho z jej ust, a w czasie modlitwy przesuwały jej się przed oczami obrazy. Widziała Erlinga wychodzącego z lasu, siebie siłującą się z Czarnulką i klacz galopującą przez łąkę... Gdy pojawiły się kolejne obrazy stającej dęba rozjuszonej klaczy, która powaliła Erlinga na ziemię, Inga skuliła się z bólu. W jej uszach wciąż pobrzmiewał odgłos przecinających powietrze kopyt i trzask miażdżonych kości.
Czoło pokryło jej się perlistym potem. Przycisnęła dłonie do skręcającego ją żołądka. Zacisnęła powieki, by odpędzić wspomnienia, ale wówczas jeszcze wyraźniej pojawił się obraz zbroczonego krwią Erlinga, niedającego znaku życia. Bezwiednie pokręciła głową i jęknęła cicho pod wpływem duchowych męczarni.
- Drogi
Boże Wszechmogący - modliła się, na nowo
składając
ręce.
Nie była zbyt religijna, ale teraz jak nigdy potrzebowała wsparcia z góry od Tego, który w dniu sądu ostatecznego przyjdzie sądzić żywych i umarłych.
Ze wstydem przypomniała sobie, że wczesnym rankiem życzyła Erlingowi śmierci. Oczywiście w jednej
19
chwili tego pożałowała, ale mimo wszystko przemknęła jej taka myśl. Teraz czuła się podwójnie winna, bo nie dość, że przyczyniła się do jego tragicznej śmierci, to w głębi serca tego pragnęła.
Nie ma dla mnie wybaczenia, pomyślała Inga ze smutkiem. Przyjdzie mi wąchać zapach piekielnej siarki!
Na placu przed kościołem Inga starannie unikała spotkania z panem Thuesenem. Gorączkowo wmieszała się w gromadę służących, ale nie była w stanie uczestniczyć w rozmowie. W zamyśleniu przysłuchiwała się, jak dyskutują na temat nowego pastora.
Całkiem przystojny z niego mężczyzna - zachichotała Eugenie i mrugnęła porozumiewawczo.
Moim zdaniem jest trochę za stary - odparła Marlenę. - Na pewno po czterdziestce.
Owszem - potwierdziła Eugenie rozbawiona. - Znakomita partia dla dojrzałych pań. Tylko patrzeć, jak wnet zaczną go odwiedzać stare kwoki, te spragnione mężczyzn paniusie z rozterkami duchowymi.
Młode kobiety wybuchnęły zgodnym śmiechem.
Jestem ciekawa - ciągnęła Eugenie, ściszając głos - czy taki pastor robi to wyłącznie po bożemu?
Ale o czym ty mówisz? - spytała Marlenę, nie zrozumiawszy aluzji.
No, czy kocha się po bożemu - wyjaśniła Eugenie, zarumieniwszy się po uszy, zawstydzona własną odwagą.
Kristiane i Marlenę zachichotały, ale nie odpowiedzią-ły.
Do Ingi dotarło niejasno, że słowa Eugenie dały im
20
pożywkę dla wyobraźni, która podsunęła dość szczegółowe obrazki. Sama nie była w stanie zawracać sobie głowy tym, jakie pozycje preferuje pastor w chwilach intymnych. Przypuszczała zresztą, że duchowni nie różnią się pod tym względem zbytnio od innych mężczyzn. Pastor stał na schodach prowadzących do kościoła i przyjmował od parafian życzenia powodzenia w posłudze. Oczywiście lensman ustawił się obok pastora i jak Inga zauważyła z daleka, usta mu się nie zamykały. Lensmanowi wydawało się najwyraźniej, że z racji uprzywilejowanej pozycji należy mu się większa uwaga pastora.
Indze nie przeszkadzało bynajmniej, że pan Thuesen jest zajęty. Najchętniej ulotniłaby się stąd czym prędzej. Zdenerwowana nie mogła ustać spokojnie. Chodziła więc po placu w tę i z powrotem, starannie omijając wzrokiem lensmana. Obawiała się bowiem, że gdy na nią spojrzy, przypomni mu się umowa z Erlingiem i zapyta ją, gdzie jest parobek.
Nie mogła jednak tak po prostu stąd odejść. Dziedziniec kościelny był miejscem spotkań spragnionych pogawędki gospodarzy i służby. Wszyscy z utęsknieniem wyczekiwali niedzieli, wolnego od pracy dnia, kiedy mogli wreszcie zobaczyć się z innymi mieszkańcami wsi, porozmawiać o żniwach, o pogodzie, pochwalić się zakupionymi końmi i podzielić krążącymi po okolicy plotkami.
Inga zerknęła w stronę stojącego w grupce mężczyzn Gulbranda. Staruszek, zadowolony, iż może odpocząć i pogadać z parobkami z okolicznych dworów, wprost tryskał humorem i co rusz wybuchał rozbrajającym śmiechem, rozchylając usta szeroko, a jego zielone oczy błyszczały. Nie, nie może mu przerywać takiej miłej pogawędki.
21
Wzdrygnęła się, gdy ktoś poklepał ją po ramieniu. Odwróciła się gwałtownie, niemal gotowa do ataku, ale natychmiast się opanowała i rzuciła tylko:
- Ależ mnie pan przestraszył...
A niech to! - zdenerwowała się w duchu i ciarki jej przeszły po plecach. Zagapiła się na Gulbranda i nie zauważyła nadchodzącego lensmana. Och, gdyby się zorientowała choć chwilę wcześniej, to przynajmniej spróbowałaby wmieszać się w tłum...
Inga przezornie odeszła na bok, by odciągnąć lensmana od grupki ciekawskich służących. Na pozór spacerowym krokiem skierowała się w stronę kamiennego ogrodzenia od wschodu.
Coś szczególnego, lensmanie? - zapytała ze sztucznym uśmiechem.
Nieee - odparł przeciągle lensman. - Tyle tylko, że umówiłem się z Erlingiem na rozmowę. Mieliśmy się spotkać po mszy. Chciał mi przekazać jakieś informacje o próbie zabójstwa.
A to szkoda, że nie przyjechał z nami - odpowiedziała Inga, starając się, by głos się jej nie łamał.
Nie przyjechał? Co pani powie? - Pan Thuesen nie potrafił ukryć zaskoczenia. - Nie lubię trwonić cennego czasu!
Ależ doskonale pana rozumiem - odparła przymilnie Inga. - No cóż, nie mogę się specjalnie skarżyć na Er-linga, bo jest bardzo pracowity, ale... Nie należy do osób, na których można zbytnio polegać. Rozumie pan... - Inga pochyliła głowę, modląc się w duchu, by Bóg wybaczył jej kłamstwo. - Erling posprzeczał się dość ostro z jedną ze służących w Gaupås i od tamtej pory... zrobił się po prostu nie-
22
znośny. Chodzi wciąż naburmuszony. Proszę mu dać trochę czasu, panie Thuesen. Na pewno się u pana pojawi. - Głos jej niebezpiecznie się załamał, udała więc, że złapał ją kaszel. Po chwili dokończyła: - Sama chętnie dowiedziałabym się, kto usiłował mnie zabić. Bo pewnie o tym chciał porozmawiać z panem Erling - dodała, usiłując odciągnąć myśli lensmana od tragicznej śmierci Gudrun. - Może dowiedział się czegoś więcej o tym, kto mnie napadł. Lensman pokiwał głową zamyślony.
Pani Gaupås, byłaby pani tak miła i zechciała przysłać do mnie Erlinga za dwa dni? Teraz nie mam możliwości przesłuchać świadka, ale we wtorek...
Oczywiście, panie lensmanie - obiecała przyjaźnie Inga. A kiedy lensman odszedł, odetchnęła z ulgą.
Zrozpaczona oddaliła się od tłumu. Wokół słychać było śmiech i nawoływania, ona jednak nie była w stanie uczestniczyć w ogólnej wesołości. Niczym ranne zwierzę powędrowała powoli w stronę mogił, które znajdowały się na cmentarzu całkiem z tyłu. Ciągnęło ją w stronę grobu matki, ale powstrzymała się przed tym, by tam pobiec, świadoma, że miejsce to jest zbyt dobrze widoczne z kościelnych schodów. Mieliby mnie jak na dłoni, pomyślała rozdarta, bo jedyne, czego teraz pragnęła, to ukryć się przed wszystkimi.
Płacz dławił ją w gardle, kiedy uklęknęła przy grobie swoich nieznanych dziadków. Umarli oboje na długo przed jej przyjściem na świat, ale mimo to czuła ich wzniosłą bliskość. Z ociąganiem musnęła palcami inskrypcję „Mały Jorgen", widniejącą na nagrobku poświęconym wujkowi.
23
Biedne dziecko, pomyślała ze smutkiem, przeżyło zaledwie pięć lat...
Co za ironia losu, pomyślała Inga, wycierając oczy, że właśnie przed tym grobem przyszło mi wypłakiwać pełne goryczy łzy. To nie jest właściwe miejsce na użalanie się i rozpacz z powodu posłania Erlinga na tamten świat. To niemal absurd, niedorzeczność, myślała, czując, jak serce ściska się z żalu.
Pochyliła się i stłumiła krzyk. Gardłowy dźwięk próbował wydobyć się z jej ust, ale zakryła je brzegiem sukni i zacisnęła histerycznie zęby. Oddychała ciężko i nierówno i kołysała się nieprzerwanie na klęczkach.
- Inga...
Zerwała się na równe nogi, zanim w ogóle uświadomiła sobie, kto zwraca się do niej po imieniu. Głos brzmiał znajomo, mimo to doznała lekkiego wstrząsu, gdy obok zobaczyła ojca.
- Tato...
Kristian patrzył ponuro, a pod skórą w okolicach kości policzkowych drżały mu mięśnie.
- Doszły
mnie paskudne plotki - zaczął surowo, kop
nąwszy
na bok luźną kępkę trawy. - Plotki o tym, że Mar
tin
Storedal i ty...
Inga przerwała mu, pokręciwszy głową.
Nie teraz, tato! Akurat w tej chwili nie zniosę twoich upomnień. To nasz wybór i niech tak zostanie.
Inga! - Ton jego głosu nie był już miły, lecz groźny. - Czy jesteś świadoma...
Nie - przerwała mu Inga. - I nie ciekawi mnie też, by to usłyszeć.
Kristian oniemiał z przerażenia.
24
- Ależ
Ingo, jestem twoim ojcem! I twoim obowiąz
kiem
jest mnie słuchać!
Inga zwęziła powieki.
- Stoimy
przy grobie twojego brata, ojcze. Takie roz
mowy
tu nie przystoją.
Kristian aż się cofnął na takie upomnienie.
W takim razie odejdźmy stąd. Możemy porozmawiać przy bramie.
Nie - odmówiła Inga, czując, jak narasta w niej histeria. Zakręciło jej się w głowie, więc odruchowo chwyciła się koszuli ojca, by nie upaść. Oparła mu głowę na ramieniu i dzwoniąc zębami, wyszeptała: - Nie jestem w stanie myśleć teraz o przyszłości, ojcze... Wokół mnie dzieją się takie straszne rzeczy...
Ojciec zesztywniał w odruchu niechęci, ale ku zdumieniu Ingi nie odsunął się od niej. Żadne z nich nie przywykło do takiego bliskiego kontaktu. Nigdy bym się do niego nie przytuliła, pomyślała Inga jak przez mgłę, gdyby nie to, że zakręciło mi się w głowie i omal nie upadłam.
Po chwili już z opanowaniem i cierpliwością zapytał:
- To
kiedy zamierzałaś w takim razie porozmawiać ze
mną
o swoim związku z Martinem?
Nigdy, pomyślała Inga z goryczą. Nigdy! Nie będziesz miał możliwości nas rozdzielić.
Ojcze - mruknęła, czując, jak uginają się pod nią nogi Gwałtownie, niczym lodowate masy wody w wodospadzie, spadła na nią gorączka. Poczuła ból w kończynach, a przed oczami zamigotała jej czerwona mgła.
Inga! - zawołał ojciec przestraszony i trzymając jej ramiona w żelaznym uścisku, postawił ją na nogi. - Co się z tobą dzieje?
25
Nie wiedział, jak ma się zachować w tej sytuacji, ale nie puścił jej, póki nie odzyskała równowagi.
Nie daję już rady - wyjąkała Inga spłoszona i przyłożyła dłoń do piersi. W gardle ją dławiło. - Zrobiłam coś niewybaczalnego... coś okropnego, tato. Teraz dosięgnie mnie kara...
Nie mów tak - upomniał ją Kristian, ale w jego oczach błysnęła trwoga. - Co takiego zrobiłaś? - zapytał, jakby go korciło, by zmusić ją do odpowiedzi.
Inga pokręciła głową udręczona.
Nie mogę tego zdradzić... Pozostała mi jedynie nadzieja. Nie męcz mnie teraz, proszę. - Posłała ojcu błagalny wzrok. - Lepiej mi pomóż... Jeśli możesz.
Oczywiście, oczywiście - uspokajał ją Kristian, a na jego ogorzałej twarzy odmalowało się zwątpienie i zdziwienie.
Dziękuję - wymamrotała Inga i odeszła od niego na chwiejnych nogach.
Droga powrotna była dla Ingi prawdziwą męczarnią. Siedziała odrętwiała, mając nadzieję, że ta podróż nigdy się nie skończy. Nie chciała wracać do dworu, świadoma, że tam wszyscy będą się rozglądać za Erłingiem. A jeśli nie zjawi się do wieczora, być może ludzie zaczną go szukać... Zadrżała na całym ciele, przeniknięta lodowatym strachem.
Czy ktoś wie o tej grocie? - zastanawiała się. Może od zawsze stanowi ulubioną kryjówkę bawiących się w chowanego dzieciaków z okolicy? Może Arne i Torę bawili się tam w rozbójników, gdy byli mali...
26
Inga jęknęła, ale zaraz udała, że ziewa. Że też wcześniej o tym nie pomyślała! A jeśli od przeszukania groty zaczną sprawdzać, gdzie podział się Erling? Na samą myśl oblała się gorącem, ale głos rozsądku podpowiadał jej, że przecież nikt nie będzie tam szukał dorosłego mężczyzny. Nikomu nie przyjdzie do głowy, że parobek mógłby szukać schronienia w grocie w gorący letni dzień. Uchwyciła się tej nadziei.
Eugenie i Kristiane, możecie zająć się obiadem? Klopsy i ziemniaki są w spiżarni. Wszystko przygotowałam wcześniej, trzeba tylko podgrzać. A na deser jest budyń z sokiem, znajdziecie go na dolnej półce.
Spokojnie, Ingo - odparła Eugenie z uśmiechem. - Poradzimy sobie. Przecież nieraz przygotowywałyśmy posiłki.
Dziękuję! Ja się tylko trochę ogarnę... - w biegu rzuciła ostatnie słowa, kierując się w stronę swojej sypialni. Pośpiesznie podniosła z podłogi ubrudzoną suknię i zwinęła ją w tobołek. Przez chwilę stała niezdecydowana, po czym prędko wepchnęła ją głęboko do komody.
Wypierze suknię później przy okazji. Musi tylko uważać, by być sama, by nikt nie zauważył, jak woda barwi się na czerwono. Na szczęście suknia jest uszyta z ciemnej wełny, więc nikt nie dostrzegł krwawych plam, gdy wjechała konno na dziedziniec.
Nagle przypomniała sobie o nożu. Pomimo straszliwych wydarzeń, w których dopiero co uczestniczyła, ogarnęła ją lekka ulga. Odtąd nie będzie się już bała wyjąć noża i używać go, kiedy przyjdzie jej na to ochota. Nie musi się już lękać Erlinga, który chodził za nią, zastanawiając się, czy czasem noża nie użyto podczas „wy-
27
padku" kiedy Gudrun spadła z drabiny. Inga bardzo się obawiała, że ktoś nabierze podejrzeń, iż nóż miał jakiś związek ze śmiercią Gudrun, chociaż było to mało prawdopodobne. Pamięta, jak wybiegła w popłochu w zimową noc, by go poszukać. W stajni spotkał ją wtedy Erling i zaczął roztrząsać, czy wyjaśnienia, jakie złożyła, są zgodne z prawdą. Zwłaszcza te na temat drabiny... Gdyby wiedział, pomyślała Inga ponuro. Gdyby się domyślił, że ślady na moim ramieniu nie powstały wskutek otarcia o ko-stropaty brzeg drabiny, tylko skaleczyła mnie Gudrun, gdy wymachiwała z desperacją nożem.
Może nie powinnam była tak się przejmować tym nożem? - zastanawiała się Inga, siadając na brzegu łóżka. Ale wtedy szalałam ze strachu i za wszelką cenę pragnęłam zatrzeć wszystkie możliwe ślady. Chodziło mi o to, by nikt się nie dowiedział, że nie byłam jedynie świadkiem tego zdarzenia, lecz zepchnęłam Gudrun wprost w objęcia śmierci...
A teraz nie tylko ją mam na sumieniu. Dziś przyczyniłam się do śmierci Erlinga...
I nagle uświadomiła sobie, że już nigdy nie sięgnie po ten nóż. Woli nie ryzykować, by ktoś w ten czy inny sposób wytropił prawdę. Niech już lepiej nóż leży schowany bezpiecznie na samym dnie zamkniętego kufra.
Ale o ile nóż łatwo ukryć, o tyle dużo trudniej będzie strzec tej drugiej tajemnicy. Do końca życia, pomyślała, czując, jak przechodzą ją ciarki, a po policzkach płyną gorące łzy. Tajemnicy dotyczącej tego, co naprawdę się stało zErlingiem...
28
Podczas obiadu znów powrócił temat Erlinga. Inga, ledwie żywa ze strachu, przeżuwała odruchowo, ale jedzenie wcale jej nie smakowało. Przeciwnie, miała wrażenie, że rośnie jej w ustach.
Nic z tego nie rozumiem - odezwał się Torę. - Er-ling wprawdzie nie uczęszcza zbyt gorliwie do kościoła, ale prawie nigdy nie opuszcza niedzielnego obiadu.
Na pewno się zaraz zjawi - ze spokojem orzekł Gul-brand, nakładając sobie dodatkowo dwa klopsy.
Nie przyjdzie, słyszała Inga swój niemy krzyk. Erling nie żyje! Zabiłam go przed południem. Nie pojmujecie tego? Erling już nigdy nie wróci.
Inga najchętniej wstałaby od stołu i wykrzyczała na głos całą prawdę. Opamiętała się jednak. Nie może tego uczynić. Nigdy! Drżała na całym ciele, a serce waliło jej mocno i rozbolała ją głowa. Pochyliwszy się nad talerzem, jadła wyłącznie z obowiązku.
Po obiedzie wykorzystała okazję i kiedy została sama ze służącymi, zwróciła się do Eugenie i Kristiane:
- Przyznaję,
że sama jestem ciekawa, gdzie się podział
Erling.
Uznała, że najlepiej będzie podjąć samej temat, by w przyszłości nikt jej nie zarzucił, że gospodyni nie wykazała troski o swojego pracownika.
Kristiane wzruszyła obojętnie ramionami, a Eugenie rzekła:
- Nie widziałam go od śniadania.
Inga odwróciła się tak, by służące nie mogły widzieć jej twarzy. Usta zacisnęła w wąską białą kreskę, a w oczach czaiła się rozpacz. Co ja zrobiłam? Co zrobiłam? Skręciło ją w żołądku i z jękiem osunęła się na krzesło.
29
Co się stało? - zapytała przestraszona Eugenie.
To nic groźnego - uspokoiła ją Inga. - Po prostu chwyciła mnie kolka.
Połóż się w salonie na kanapie. Przyniosę ciepły kompres i przyłożę ci na brzuchu - pocieszyła ją służąca z wyraźną troską.
Ingi nie trzeba było dwa razy prosić. Skulona poszła położyć się na kanapie. Bardzo ją bolało, że oszukuje najlepszą przyjaciółkę. Nie miała jednak innego wyjścia. Musi oderwać myśli służącej od Erlinga, bo sama nie jest w stanie dłużej o nim rozmawiać. Kolkę wymyśliła w samą porę...
3
Inga w pełni zdawała sobie sprawę, że ten moment musi nastąpić. Równie dobrze mogła od razu powiedzieć lens-manowi, że Erling nie stawi się na przesłuchanie za dwa dni. Dopiero by to było, pomyślała, a sumienie nie przestawało ją dręczyć, gdybym wyjawiła mu, że Erling leży martwy pod gałęziami w lesie...
Inga sądziła, że dwudniowa zwłoka pozwoli )ej odzyskać równowagę, teraz jednak ściskało ją w żołądku z nerwów i panika ogarnęła ją z nową siłą. Uznała, że musi wysłać Torego do lensmana z wyjaśnieniem, iż Erling do tej pory nie pojawił się we dworze, i poprosić, by zarządził poszukiwania zaginionego parobka...
Nie minęło dużo czasu, gdy na dziedziniec Gaupås wkroczył lensman i przybrawszy ważną minę, oświadczył:
- Zarządzam poszukiwania Erlinga. Nie wykluczam możliwości, że jest ranny lub zabity.
Kiedy pan Thuesen wyraził na głos obawy, z którymi każdy borykał się dotąd sam, mężczyźni ożywili się i podzielili się swym niepokojem.
31
- Dobrze, już dobrze! - zawołał lensman władczym tonem i pomachał rękami. - Proponuję, by Gulbrand razem z którymś z moich ludzi ruszył w kierunku letniego pastwiska i szałasów. Arne i Torę wypytają o Erlinga w Holmestrand, bo możliwe, iż wybrał się w odwiedziny do znajomych i zabawił tam dłużej. A ja razem z moim urzędnikiem sprawdzimy w jeziorze tuż za pralnią.
Inga, Eugenie, Kristiane i Marlenę stały na schodach i przysłuchiwały się temu z zapartym tchem. Lensman może sobie myśleć, że Erling poszedł odwiedzić znajomych, ale one w to nie wierzyły. Parobek chyba nie miał żadnych przyjaciół... Ingę uderzyło nagle, jak niewiele wie o człowieku, który dość długo pracował w Gaupås. Pamiętała, że pojawił się we dworze w tym samym czasie co Bjornar. Czy także pochodził z okolic Norę i Uvdal? Cóż, za późno, by to sprawdzać.
Inga wykręcała nerwowo spocone dłonie, spoglądając w stronę wyruszających na poszukiwania mężczyzn. Od tragicznej śmierci Gudrun żyła w ciągłym strachu, który jednak wydał jej się niczym w porównaniu z lękiem napinającym teraz każdy jej nerw. Kiedy to nieszczęście dotknęło Gaupås niemal przed rokiem, na poczekaniu wymyśliła kłamstwo, natomiast teraz... Inga wytarła dłonie w spódnicę. Teraz niepewność gryzła jej sumienie niczym żarłoczny szczur. Zastanawiała się, czy dobrze ukryła zwłoki Erlinga? Pod powiekami przesuwały jej się obrazy z tamtego dnia. Pamiętała, że nałamała gałęzi i okryła ciało, ale... Czy zrobiła to wystarczająco dokładnie? Jeśli Gulbrand i Torę znajdą zwłoki w jaskini, domyśla się od razu, że Erling został zabity. Krew, kryjówka i gałęzie okrywające ciało będą tego najlepszym dowodem.
32
Dobry Boże, modliła się rozpaczliwie, czując, jak żelazna obręcz zaciska się wokół jej głowy. Okaż mi jeszcze raz swoje miłosierdzie. Błagam cię, po raz ostatni cię proszę o taką przysługę... Jeśli mnie teraz uchronisz, nigdy więcej nie zbłądzę...
Kristian w zamyśleniu żuł źdźbło trawy. Jaśniejsza końcówka była soczysta, ale im wyżej, tym smak stawał się bardziej cierpki. Wypluł więc źdźbło, podkurczył kolana i objąwszy je rękoma, nie przestawał rozmyślać. Po raz drugi Inga zachowała się w jego obecności jak zaszczute zwierzę. Na cmentarzu sądził zrazu, że córka udaje, próbując się wymigać od rozmowy na temat jej związku z pomiotem ze Storedal, ale potem się zorientował w powadze sytuacji. Inga była zdenerwowana i roztrzęsiona, niemal bliska obłędu.
Wcześniej zdradziła mu, że wplątała się w coś, co miało związek z pastorem, ale teraz na pewno nie chodzi o tę sprawę. Pastor Mohr zresztą opuścił parafię już parę miesięcy temu... Kristian nic nie pojmował. Poza tym teraz Inga histeryzowała znacznie bardziej niż poprzednio. Może to skutek paktu, który zawarła z byłym pastorem, może dosięgły jej jakieś konsekwencje? Kristian podrapał się zrezygnowany w czoło. Miał przeczucie, że to, co teraz dręczy Ingę, nie ma raczej związku z tamtym epizodem, kiedy tak usilnie go prosiła, by okazał łaskę pastorowi Mohrowi w obecności biskupa.
I dlaczego powtarzała w kółko o karze? Czy to tylko jakiś wymysł w chwili rozpaczy, czy może Inga weszła
33
w konflikt z prawem? Na samą myśl o tym oblał się potem. Sam kiedyś popełnił poważne przestępstwo, miał więc wielką nadzieję, że córka nie pójdzie w jego ślady. Z wyglądu przypominała Jenny, ale, niestety, odziedziczyła jego temperament. Czasami zaletą jest sprawiać wrażenie osoby autorytarnej i władczej, ale może Inga jest również pobudliwa i impulsywna jak on? Kristian stłumił westchnienie. - Nie przychodziło mu do głowy, co takiego mogłaby zrobić Inga, by zasłużyć na karę. Mówiła niewiele, sądząc jednak po jej dzikim, niemal oszalałym spojrzeniu... Miał przeczucie, że jego córka w coś się wplątała, coś niebezpiecznego, ale co to może być? Serce zaczęło Kristiano-wi bić szybciej z napięcia i rosnącej irytacji. Bezmyślna dziewucha! Jeśli z czymś się zmaga, powinna przyjść i mu
0 tym
powiedzieć! Bo jak ma jej pomóc, skoro ona upar
cie
milczy.
Kristianowi zrobiło się gorąco, tak się rozgniewał.
1 nagle
uderzyła go pewna myśl. Chyba nie... Nie, z pew
nością
nie, przekonywał się w duchu, ale strach nie ustąpił.
Ostatnio
słyszał, że zaginął parobek z Gaupås. Chyba Inga
nie
ma z tym nic wspólnego... Oczywiście, że nie, uspo
kajał
sam siebie Kristian i roześmiał się cicho. Jego córka
nie
jest taka naiwna, by dać się zaciągnąć parobkowi na
siano.
Ale jeśli nawet nosi owoc tego grzechu, to mądrze
postąpiła,
nakazując parobkowi opuścić Gaupås.
Kristian poklepał się po kolanach i wstał. Z pewnością Erling ulotnił się z innego powodu. Inga jest uczciwą i dobrze prowadzącą się młodą kobietą, choć nie wykluczał całkiem możliwości, że wypędziła ze dworu niepokornego parobka. Na pewno tak było, doszedł do wniosku Kri-
34
stian i zaśmiał się cichym basem. Mimo to... Niepokój w sercu nie zniknął.
Gdy mężczyźni się oddalili, Kristiane wróciła z powrotem do kuchni. Nie zaprzeczała, że bardzo była ciekawa tego, co się stało z Erlingiem. Zastanawiała się, czy ten tchórz tak po prostu odszedł ukradkiem, czy może leży gdzieś ranny w lesie. Bardzo możliwe, że padł ofiarą przestępstwa. Komu się udało złapać tego typka, który potrafił się wywinąć jak piskorz z każdych tarapatów? Może ktoś miał z nim jakieś porachunki? Nie, to niemożliwe, pomyślała Kristiane i zajęła się wypiekaniem chleba. Choć oczywiście mogło się zdarzyć, że ktoś na niego napadł, albo stał się przypadkową ofiarą kogoś, komu były potrzebne pieniądze.
Dręczyły ją wyrzuty sumienia, że z takim spokojem i obojętnością odnosi się do tego wszystkiego. Nosi przecież pod sercem jego dziecko, ale... Trzeba przyznać, że zakochała się po uszy w tym przystojnym, urodziwym żniwiarzu. Dostrzegała wprawdzie lodowaty błysk w jego oczach, ale spojrzenie parobka przyciągało jak magnes. Naiwnie sądziła, że uda jej się obudzić w nim gorące uczucie. Też coś! - ubolewała nad własną łatwowiernością, zagniatając mocno ciasto na chleb.
Dzięki Indze zrozumiała, jakim bezwzględnym człowiekiem jest w rzeczywistości Erling. Sporo czasu straciłam, nim przejrzałam na oczy, strofowała siebie w duchu. Kiedy wreszcie tak się stało, ujrzałam nagle całkiem inną osobę. Erling zdjął maskę uwodziciela i cóż pozostało z uczucia? Nic, stwierdziła zdruzgotana. Po prostu nic.
35
Kristiane odłożyła na bok uformowane bochenki i otrzepała spódnicę z maki. Nigdy więcej nie chcę mieć z nim do czynienia, stwierdziła, choć nie przestawało jej frapować, co się z nim stało. Niechby mężczyźni, którzy wyruszyli na poszukiwania, przyprowadzili go z powrotem. Miałaby wówczas przynajmniej pewność.
Inga w strachu obserwowała grupę mężczyzn wracających z poszukiwań. Nie mają go! - radowała się w duchu. Nie znaleźli go! Poczuła tak wielką ulgę, że westchnęła uszczęśliwiona.
Nie powinnam się cieszyć, a mimo to nie potrafię powstrzymać radości, pomyślała skruszona. Ale już sama myśl, że mężczyźni mogliby przytaszczyć stratowane na śmierć ciało Erlinga, przyprawiała ją o dygot. Zakołysała się i uczepiła framugi drzwi.
Nie znaleźliście go? - zapytała z fałszywym współczuciem.
Niestety nie - odparł stłumionym głosem Gulb-rand. - Szukaliśmy go wszędzie. Przed chwilą zamieniłem parę słów z lensmanem. Też już zaniechali dalszych poszukiwań w okolicach jeziora. Reszta w rękach Boga. Erling wróci, jeśli taka będzie Jego wola.
Inga odsunęła się i przepuściła mężczyzn do środka. Zmęczeni i zatroskani minęli ją, powłócząc nogami.
Przez cały wieczór panował we dworze nastrój smutku i oczekiwania. Nikt się specjalnie nie odzywał, wszyscy jakby przez cały czas nasłuchiwali, czy nie nadchodzi Erling. Spodziewali się, że na własną rękę wróci do domu.
36
Tej nocy Inga wstała, ubrała się po cichu i zerknąwszy na łóżeczko, w którym spokojnie spała Emilia, nachyliła się i wyciągnęła spod łóżka suknię, którą miała na sobie tego dnia, kiedy został zabity Erling. Ukryła ją tam wieczorem, by nie hałasować w nocy otwieraniem szuflady w komodzie. Trudno będzie teraz usunąć zaschnięte plamy krwi, nie miała jednak odwagi wcześniej uprać sukni.
Na palcach wymknęła się po schodach w dół. Na szczęście nie zaskrzypiały. Odetchnęła głęboko i wyszła na dwór w chłodną sierpniową noc. Dopiero gdy zamknęła za sobą drzwi, odważyła się wypuścić powietrze z płuc.
Zwinnie niczym łasica zbiegła w dół do jeziora, uklęknęła na gładkiej skale i zanurzyła suknię w lodowatej wodzie. Płukała ją i płukała, unosiła i tarła o kamienie, po czym znów moczyła.
Była zadowolona, że w ciemnościach nie widzi zabarwionej na czerwono wody. Wprawdzie od horyzontu powoli się przejaśniało, ale jeszcze parę godzin upłynie, nim zapieje kogut. Wreszcie wyjęła mokry tłumok i porządnie wykręciła. Woda ściekała jej na kolana, ale w końcu udało jej się porządnie wykręcić suknię.
Odłożyła ją na ścieżce pomiędzy oborą a budynkiem mieszkalnym, a następnie skierowała się w pośpiechu do domku dla służby. W obawie, że ktoś mógłby usłyszeć jej kroki, zeszła ze żwiru na bok i poruszała się wzdłuż rowu.
Przy domku dla służby zacisnęła zęby i w napięciu dotknęła klamki. Jęknęła z ulgą, bo i te drzwi nie zaskrzypiały przy otwieraniu. Oszołomiona weszła do wąskiego korytarza i z lękiem rozejrzała się na boki. Na szczęście wszyscy służący zamykali na noc drzwi do swych izb. Inga
37
wiedziała, w której sypiał Erling, stąpając więc ostrożnie, weszła do środka.
Kręciło jej się w głowie ze strachu, gdy przeglądała jego ziemski dobytek. Nie posiadał wiele, bo przecież zarówno łóżko, pościel, komoda, jak i szafa należały do Gaupås. Na samym środku pomieszczenia zauważyła wysłużony szary plecak z opuszczoną klapką, ale niezbyt starannie zasznurowany. Nie miała odwagi zapalić świecy, która stała na komodzie. Czuła się niezręcznie, wkładając drżącą rękę do worka z niewiadomą zawartością, ale nic nie mogło jej powstrzymać. Pod palcami wyczuła drewniany kubek, samodziałowe spodnie, grzebień z brakującymi zębami i pudełko z tabaką. A jeśli Erling wziął pochewkę do jej noża ze sobą? To niewykluczone, uświadomiła sobie, tłumiąc płacz. Kto wie, czy nie zamierzał się nią posłużyć, by mnie szantażować.
Jeszcze raz przeszukała zawartość plecaka, ale bez rezultatu. Chlipnęła i bezradna ukryła twarz w dłoniach. Tłumaczyła sobie, że odszukanie należącego do niej przedmiotu nie jest już takie ważne, skoro Erling nie żyje i jak miała nadzieję, nikt nigdy nie znajdzie jego zwłok, ale... Bliska załamania podniosła klapkę plecaka i ostrożnie rozsznurowała przednią kieszeń, zdając sobie sprawę, że to ostatnia szansa na odnalezienie pochewki.
Krew napłynęła jej do twarzy, gdy wyczuła pod palcami coś twardego. Nerwowo zajrzała do środka i wyjęła przedmiot, którego tak szukała. Nie posiadając się z radości, przycisnęła go do piersi. Po policzkach popłynęły jej łzy szczęścia. Boże święty, Boże święty, dziękuję, powtarzała w duchu uradowana.
Najchętniej trwałaby tak pochylona, czując, jak jej cia-
38
ło przenika upojenie, ale nie miała odwagi. Ostrożnie odstawiła plecak dokładnie w taki sam sposób, jak go zastała, odwróciła się i opuściła izbę.
Czujnie stąpała korytarzem z pochewką przyciśniętą do piersi i w pośpiechu wyszła przez drzwi. Chłodny orzeźwiający wiaterek musnął luźne kosmyki włosów przy jej uszach. Pośpiesznie przeszła przez dziedziniec, po drodze zabrała mokrą suknię i niezauważona przez nikogo wróciła do domu.
Kiedy już bezpieczna znalazła się w sypialni, płuca poruszały jej się jak miechy. Przeżycia kosztowały ją tyle sił, że z trudem zdołała podnieść wieko skrzyni. Zdyszana położyła pochewkę obok noża i powoli zamknęła skrzynię.
Trudno niemal uwierzyć, pomyślała Inga rozdygotana, z nerwami napiętymi jak postronki. Bóg mnie tyle razy wysłuchał, ale czy zdoła przeszkodzić w odnalezieniu ciała Erlinga...?
4
Hedvig nie była zadowolona, że młodzi planują wyjazd do Larvik. To widać wyraźnie, myślała Sigrid, kiedy razem z Torsteinem pakowali walizki do bryczki. Na podróż, która miała potrwać od czwartku do niedzieli, nie potrzebowali zbyt wiele, a jednak gdy włożyli wszystko do walizek, z trudem je domknęli. Musiała wziąć przecież ze sobą przybory toaletowe, mydło, szczotkę, spinki do włosów i lusterko, do tego starannie złożone komplety bielizny i halki. Skoro wybierali się z wizytą do ojca Torsteina i jego rodziny, uważała, że należy się zaprezentować i wyglądać godnie. Dlatego oprócz codziennych sukien zabrała ze sobą także dwie odświętne.
Sigrid przypadło też w udziale przejrzenie garderoby męża. Sprawiło jej to wiele radości, bo wreszcie mogła wczuć się w rolę obowiązkowej małżonki. Poczuła przyjemne łaskotanie w żołądku. Odparowała i wykrochma-liła jego ubrania zgodnie z regułami sztuki i, o dziwo, Hedvig nic po niej nie poprawiała. Teściowa krążyła je-
40
dynie w tę i z powrotem, gdy Sigrid przesuwała żelazkiem po ubraniach, ale nie znalazła powodu, by ją skrytykować. Sigrid starannie zapakowała białe koszule, krawat i dwie pary czarnych spodni wyprasowanych w kant oraz skórzaną kurtkę.
A przecież jutro zaczynamy strzyżenie owiec - narzekała Hedvig.
Mamo... - upomniał ją łagodnie Torstein. - Nieraz już sama to nadzorowałaś. Nie sądzę, by obecność Sigrid i moja była przy tym niezbędna. Poza tym - dodał z naciskiem - przyjąłem dwie dziewczyny do pomocy.
I to ma mnie niby uspokoić! - prychnęła Hedvig. -Pewnie nie mają pojęcia, gdzie głowa, a gdzie zad owcy!
Torstein i Sigrid wymienili zrezygnowane spojrzenia. Hedvig uparła się, by mieć zły humor.
- Wiedzą,
wiedzą - odparł Torstein poirytowa
ny.
- A nawet jeśli nie, to chyba potrafisz raz-dwa przy
uczyć
nowe służące do tej pracy. Zwykle ci się to udawa
ło.
Hedvig nie odpowiedziała, kopnęła jedynie ze złością kamyk, który leżał pod jej stopami.
Torstein z galanterią pomógł Sigrid wsiąść do bryczki i zatroszczył się, by siedziała wygodnie na miękkich futrzanych nakryciach.
- Nie
możesz mi się rozchorować, wiesz - powiedział
do
żony i mrugnął do niej z czułością.
Sigrid oblała się rumieńcem. Wciąż nie mogła się nadziwić, że Torstein okazuje jej tyle ciepła i troski. Pomyśleć tylko, że spotkało ją takie szczęście. Wprost trudno uwierzyć, że trafił jej się taki miły i opiekuńczy mąż.
41
Pozdrowić od ciebie Monsa? - zapytał Torstein z pozorną obojętnością i zerknął na Hedvig.
Torstein - odezwała się Sigrid zakłopotana. - No wiesz...
Przecież nie może proponować czegoś takiego swojej matce! Hedvig strasznie się piekliła, kiedy się dowiedziała, że zamierzają w końcu wybrać się do Larvik. Pora była sprzyjająca, bo poza strzyżeniem owiec we dworze nie goniły ich żadne prace. Sigrid zerknęła nieśmiało na Hedvig, która uniosła brwi i zacisnęła usta.
A gdy już Torstein zamierzał cmoknąć na konia, na dziedziniec wjechała bryczka. Torstein przyłożył rękę do czoła, bo pod słońce nie widział, kto nadjeżdża. Sigrid, która siedziała na koźle obok męża, także odwróciła się zaciekawiona. Nie rozpoznawała ani konia, ani woźnicy.
- Prrr!
- zawołał nieznajomy i ostrożnie ściągnął wo
dze.
Brązowa kobyła zatrzymała się posłusznie.
Sigrid zauważyła, że Torstein ma ochotę zapytać przyjezdnego, kim jest, ale powstrzymał się. Słusznie, bo jej też się zdawało, że będzie lepiej, gdy gość się sam przedstawi.
Szukam Sigrid - odezwał się mężczyzna z ociąganiem. - Gospodyni w sąsiednim dworze powiedziała mi, że Sigrid mieszka teraz tutaj... - Jego słowa zabrzmiały bardziej jak stwierdzenie niż jak pytanie.
To ja - wyjąkała Sigrid i odchrząknęła, by pozbyć się chrypki.
A więc ten człowiek najpierw zajechał do Gaupås i tam o nią pytał. Pewnie Inga go tu skierowała.
- Przysłała mi pani list - wyjaśnił powoli mężczyzna.
42
Ja? - zdziwiła się Sigrid zdezorientowana, bo zupełnie nie przypominała sobie, by utrzymywała korespondencję z kimś obcym.
Proszę mi wybaczyć - uśmiechnął się mężczyzna. - Nie przedstawiłem się. Nazywam się Anders, Anders Grindstuen.
Ach tak - odpowiedziała Sigrid cicho i nagłe doznała olśnienia. - Ach tak! - powtórzyła ożywiona. - Pan jest... moim stryjem!
Na to wygląda - przyznał Anders.
Torstein spoglądał zdumiony to na Andersa, to na Sigrid prowadzących tę dziwną z początku rozmowę, ale wreszcie i do niego dotarło, kim jest gość. Sigrid opowiadała mu trochę o dzieciństwie swojej mamy, ale nie wtajemniczyła go w szczegóły tragedii, kiedy to jej matka zabiła swoją młodszą siostrę Annę, oblewając ją wrzątkiem.
Witamy pana - rzekł i wyciągnął rękę na powitanie.
Dziękuję - odparł Anders nadal z pewną rezerwą. - Zdaje się, że państwo gdzieś się wybierają? - rzekł i wskazał na bagaże.
Owszem - odparł Torstein z ociąganiem. - Ale nie ma takiego pośpiechu.
Oczywiście, że nie - wtrąciła Hedvig, która rezolutnie chwyciła Andersa pod rękę i niemal wyciągnęła go siłą z bryczki. Gość, zdziwiony jej ożywieniem, omal nie stracił równowagi, ale posłusznie podążył za nią do domu mieszkalnego.
A to ci dopiero - wyrwało się Torsteinowi. - Że też musiał przyjechać właśnie dzisiaj, kiedy zaplanowaliśmy wyjazd. No cóż - dodał zrezygnowany. - Poproszę stajen-
43
nego, by wniósł walizki z powrotem do domu i zajął się końmi.
Zależy mi, by się dowiedzieć, co Anders ma do powiedzenia - odezwała się cicho Sigrid.
Naturalnie - pocieszył ją Torstein, który nagle uświadomił sobie, że zareagował zbyt nieprzyjaźnie. - To nasz gość i należy go przyjąć godnie. Jeśli wyjedzie dziś wieczorem albo jutro, wyruszymy do Larvik o świcie.
Sigrid weszła do izby na chwiejnych nogach. Wolałaby, żeby Torstein podążył od razu z nią, ale on musiał jeszcze wydać polecenia stajennemu. Na szczęście zajęło mu to tylko chwilę. Sigrid wiedziała, że poczuje się pewniej, mając u boku męża podczas rozmowy z wujkiem.
Hedvig zdążyła już nakryć do stołu. Przyniosła chleb, śmietanę, wędzoną szynkę i masło. Na patelni skwierczała jajecznica, a na piecu gotowała się kawa.
Twój stryj musi się posilić - oznajmiła niepytana, widząc zdziwienie na twarzy Sigrid na widok uginającego się stołu. - Przybył aż ze Svene.
Wiem - odparła Sigrid. Nie chciała być opryskliwa, ale chyba teściowa nie sądzi, że wie więcej o jej stryju niż ona sama. Miło oczywiście, że Hedvig przyjęła gościa, jak należy, ale Sigrid nie mogła znieść jej zadowolonej miny. Domyślała się bowiem, że Hedvig cieszy się głównie z tego, że Anders przybył w samą porę, by im przeszkodzić w zaplanowanym wyjeździe.
Nastrój nieco zelżał, gdy przyszedł Torstein, który jak nikt potrafił nawiązać rozmowę. Sigrid z podziwem przysłuchiwała się, jak po chwili obaj mężczyźni z ożywieniem dyskutowali o warunkach na drodze pomiędzy Kongsberg a Holmestrand. Obaj narzekali na jesienne
44
błoto, które niemal uniemożliwia korzystanie z dróg, i na kłopoty z zimowym odśnieżaniem. Takie rozmowy potrafią prowadzić tylko mężczyźni, pomyślała sobie Sigrid, przygryzając chleb i popijając kawę. Hedvig niczego nie poskąpiła, bo kawa była mocna i aromatyczna. Zapewne zaparzona z zakupionych niedawno i świeżo zmielonych ziaren przechowywanych w spiżarni. Mężczyźni tymczasem zmienili temat i rozmawiali o różnych pracach polowych. Sigrid odczuwała coraz większe napięcie. Ghyba stryj nie przybył tutaj, by pogawędzić o prowadzeniu gospodarstwa? Chyba ma do niej jakąś sprawę?
- Przepraszam,
że nie przyjechałem na pogrzeb two
jej
siostry - oznajmił wreszcie Anders, zwracając się do
Sigrid.
- Otrzymałem twój Ust dzień wcześniej i nie mia
łem
możliwości, by zdążyć na czas...
Na wspomnienie śmierci Gudrun przeniknął ją lodowaty dreszcz. Tęsknota za siostrą ogarnęła ją z taką siłą, że zagryzła dolną wargę, by nie wybuchnąć płaczem. Przez zasłonę łez dostrzegła, że Torstein chce ją objąć ramieniem. Powstrzymała go jednak, kręcąc głową. Wolała, by jej teraz nie przytulał, w obawie, że jego współczucie całkiem ją rozklei. A nie miała ochoty płakać przy obcym człowieku.
Możesz mi powiedzieć, co się stało? - zapytał Anders niepewnie. - Pisałaś o tym tak niejasno...
Gudrun spadła z drabiny prowadzącej na strych z sianem w Gaupås - wyjaśnił Torstein łagodnie, gdy Sigrid rozpaczliwie rozłożyła ręce. - Zginęła na miejscu.
Och, to bardzo przykre - mruknął Anders, a między brwiami utworzyła mu się głęboka bruzda.
Sigrid odniosła wrażenie, że od Andersa bije chłód.
45
Na początku zachowywał się z rezerwą i był zakłopotany, ale z tonu jego głosu wyczuwała, że nie przejął się zbytnio śmiercią Gudrun.
- A
czemu nie przyjechałeś, stryju, gdy umarła
Elen?
- odważyła się zapytać, bo w jej sercu nadal tkwił
cierń
z powodu jego nieobecności na pogrzebie babci.
Anders westchnął ciężko.
- Nie
potrafię tego wytłumaczyć - przyznał, nie kry
jąc
poczucia winy. - Kiedy pożegnaliśmy się z mamą
przy
Vestfossen, wiedziałem, że widzimy się po raz ostat
ni,
bo albo umrze po drodze, albo kilka tygodni później
w
Gaupås. Miała bardzo liche zdrowie.
Hedvig spojrzała na niego poruszona.
- Pozwolił
pan matce staruszce wyruszyć w tak daleką
drogę?
Anders uśmiechnął się gorzko.
Tak, pozwoliłem i nie żałuję tego. Moja mama może sprawiała wrażenie kruchej i bezwolnej, ale kiedy już coś postanowiła, nie warto było jej od tego odwodzić. Mama miała swój cel, pani Gullhaug, i zamierzała go osiągnąć.
Cieszę się z tego powodu - wyrwało się Sigrid. - Twoja matka, a moja babcia była cudowną kobietą - rzekła pewniejszym głosem. - Przez ten krótki czas, gdy była w Gaupås, bardzo się ze sobą zaprzyjaźniłyśmy. Dowiedziałam się też więcej o Andrine...
Na te słowa Anders poruszył się niespokojnie na krześle, a jego niebieskie oczy zasnuł mroczny cień. Zakłopotany wychylił łyk kawy, ale się nie odezwał. A kiedy odstawił filiżankę, która zadźwięczała o spodek, zapatrzył się przez okno w dal.
- Nie chcesz mówić o mojej mamie? - zapytała Sigrid
46
dotknięta, szarpiąc nerwowo zapięcia przy mankietach. Zauważyła luźną nitkę, ale wolała jej nie ciągnąć, bo mogłaby spruć cały szew. Dobrze, że dostrzegła to teraz, przynajmniej zdąży zszyć przed wyjazdem.
- Wolałbym
nie - przyznał Anders szczerze. - Andri
ne
nie była dobrym człowiekiem...
Sigrid i Hedvig wymieniły spojrzenia. W brązowych oczach teściowej mieniło się zdziwienie i niezrozumienie. Hedvig pierwsza zabrała głos.
Nie znałam zbyt dobrze Andrine. To znaczy nie byłyśmy przyjaciółkami, ale często ucinałyśmy sobie pogawędki. Słyszałam jakieś plotki, że w dzieciństwie była dość nieznośna i dlatego oddano ją pod opiekę pastora Rollef-sena i jego żony, ale... - Hedvig zrobiła sztuczną pauzę i dodała: - Andrine była pobożna, gotowa do poświęceń i wyrozumiała. Często kobiety we wsi szukały u niej pomocy, ponieważ potrafiła wysłuchać i mądrze doradzić.
Chyba nie mówi pani o mojej siostrze - odezwał się zdumiony Anders.
Ależ tak! - upierała się Hedvig. - W okresie dorastania młodzi ludzie często popełniają różne głupstwa, ale nie powinno się to za nimi ciągnąć przez resztę życia!
Mówisz o sobie, Hedvig? - zastanawiała się Sigrid, choć w głębi serca była wdzięczna teściowej, że próbowała zmienić nastawienie Andersa do siostry.
Gniewne upomnienia Hedvig musiały chyba zrobić duże wrażenie na Andersie, bo spuścił głowę zamyślony. Sigrid miała nadzieję, że opowie coś więcej o mamie, ale przez wystąpienie Hedvig ta możliwość została chyba zaprzepaszczona.
- W takim razie Andrine musiała się bardzo zmie-
47
nić - rzucił wreszcie cicho Anders. Nikt nie wiedział, czy kierował te słowa do nich, czy też mówi do siebie. Hedvig pokiwała głową.
- Tak, Andrine miała dobre serce!
Sigrid uniosła brwi zdziwiona, bo teściowa rzadko wyrażała się pozytywnie o innych ludziach. Zazwyczaj wszędzie węszyła plotki i lubiła grzebać w cudzych sprawach. Czy to ze względu na mnie broni Andrine - zastanawiała się Sigrid - czy też naprawdę mama dała się lubić? Ukradkiem obserwowała zaszokowaną twarz stryja; jego jasne rzadkie włosy, prosty, dość długi nos z charakterystycznym czubkiem, niebieskie oczy i krzaczaste brwi, krótko przystrzyżoną brodę, która zaczynała się poniżej uszu i rosła wzdłuż policzków, kończąc się spiczasto na podbródku. Minęło wiele lat od chwili, gdy Sigrid po raz ostatni widziała swoją mamę, w pamięci zatarły jej się więc rysy twarzy, ale mimo to dostrzegła rodzinne podobieństwo. Mama miała takie same łagodne oczy i takie same rumieńce na policzkach. Zazwyczaj czerwieniła się najbardziej na wysokości kości policzkowych... Anders i Andrine byli rodzeństwem, co do tego nie miała żadnych wątpliwości.
No cóż, muszę już jechać - odezwał się nagle Anders, wstał i przysunął krzesło do stołu.
Nawet tak nie myśl, stryju - przerwała mu Sigrid. - Przecież dopiero co przyjechałeś.
To prawda, miałem do załatwienia sprawę w Hol-mestrand. Uznałem, że skoro już jestem w tych stronach, mogę odwiedzić dwór, w którym mieszkała Andrine...
Sigrid, zawiedziona, że wuj tak pośpiesznie chce opuścić 0vre Gullhaug, odprowadziła go na schody.
48
Torstein się nie sprzeciwiał. Skoro gość postanowił jechać, to proszę bardzo. Hedvig też nie wyszła za nimi, tylko zajęła się sprzątaniem ze stołu. Może domyśliła się, że Sigrid chce przez chwilę pobyć ze stryjem sama?
Sigrid chwyciła mocniej za ramię Andersa, ale poluzowała uścisk, speszona swą impulsywnością.
- Powiedz
mi, Anders... Proszę... Czy mama zabiła
Annę
celowo? Oblała ją wrzątkiem, by ta umarła?
Anders nie był zadowolony, że go o to pyta. Przyciskał nerwowo do czoła daszek czapki, oglądał uważnie swoje spracowane dłonie, w końcu jednak podniósł głowę i spojrzał Sigrid prosto w oczy.
- Niestety,
Sigrid, tak właśnie było. Z początku nie
domyślaliśmy
się tego, ale po paru latach Andrine sama
się
przyznała. Jak sądzę, wiesz o pożarze?
Sigrid pokiwała głową, ale w gardle dławiło ją boleśnie.
Właśnie z powodu pożaru została przeniesiona, choć tak naprawdę zadecydowała ta sprawa z wrzątkiem.
Babcia... Elen - chlipnęła Sigrid, wycierając nos - nie powiedziała nigdy wprost, że to mama... zabiła Annę.
Anders odwrócił głowę, ale nie zdołał ukryć błysku współczucia.
- Może
i nie powiedziała, Sigrid, ale to dlatego,
że
sama nie chciała tego przyjąć do wiadomości. Wyparła
tę
straszliwą prawdę. Nie zapominaj, że Andrine była jej
córką...
Kiedy powoli zbliżył się do nich Torstein, prowadząc konia zaprzężonego do bryczki, Sigrid zrozumiała, że stryj nic więcej nie powie.
49
- Elen
i Andrine leżą na cmentarzu w Botne - poka
zała
ręką kierunek. - Jeśli pojedziesz drogą do Holme-
strand,
zobaczysz po prawej stronie iglicę wieży kościel
nej.
Bez trudu znajdziesz groby.
Tak wiele pragnęła jeszcze opowiedzieć, a zamiast tego zaplątała się w wyjaśnieniach.
Anders sprawiał wrażenie, że jej nie słucha.
- Żegnaj,
Sigrid! - Uścisnął mocno jej dłoń. - W każ
dym
razie cieszę się, że mama zdążyła cię poznać. Wyda
jesz
się dobrą dziewczyną.
Torstein objął Sigrid w talii, a ona zasmucona oparła mu głowę na ramieniu. W milczeniu stali na dziedzińcu, kiedy Anders podniósł rękę na pożegnanie, i odprowadzali wzrokiem bryczkę, póki nie stała się maleńkim punktem w oddali.
Anders nie czuł się najlepiej. Wpatrywał się ponuro wkori-ski ogon, który kiwał się z boku na bok. Klacz opędzała się od natarczywych much, które bzyczały wokół jej zadu. Zerknął tylko obojętnie, mijając rozjazd w stronę kościoła. Gdybym teraz skręcił, łatwo odnalazłbym cmentarz, pomyślał niechętnie.
Niecierpliwie cmoknął na kobyłę i pogonił ją tak, by przyśpieszyła. Nie żałował, że odwiedził Sigrid, mimo że żadne z nich nie dowiedziało się nic więcej. Prócz tego, że teraz już Sigrid wie na pewno, że to Andrine spowodowała śmierć siostry. Odniósł wrażenie, że z jakiegoś powodu Sigrid bardzo zależało na tym, by się tego dowiedzieć.
Sam musiał przyznać, że mowa obronna Hedvig zła-
50
godziła trochę nienawiść, jaką żywił wobec Andrine. Nie utrzymywał z siostrą kontaktu, odkąd puściła z dymem dorobek życia ojca. Rozpacz ojca z powodu utraty gospodarstwa i głębokiego zawodu w nim także wyzwoliła nienawiść. A tymczasem ta gospodyni okazałego dworu twierdzi uparcie, że Andrine była pobożna niczym anioł... Pierwszy raz słyszał, by ktoś wypowiadał się z szacunkiem o jego siostrze. Czy naprawdę tak się zmieniła? Odnosił się do tego sceptycznie, ale wyczuł, że Hedvig jest kobietą władczą i jej słowom należy dawać wiarę. Postawiła tamę złości i gniewowi, które w nim buzowały. A tak chciał oczernić Andrine, wykrzyczeć wszystkie jej przewinienia, zło, którego się dopuściła. Ale czemu by to miało służyć? Jemu by to nie pomogło, boleśnie tego doświadczył, bo często pomstował i wyklinał niewidzialną Andrine. W myślach przywoływał jej obraz i pozwalał, by dostała za swoje...
A Sigrid - pomyślał gwałtownie - jest krucha niczym trzcina. Nie można jej dokładać więcej cierpienia. Wystarczy, że uświadomił jej, co się właściwie stało tamtej brzemiennej w skutki wigilii...
Zjazd w stronę kościoła oddalał się coraz bardziej. Anders uznał, że umarli to umarli. Nie ma sensu rozpaczać przed jakimiś nagrobkami. Odwiedził Sigrid i tym samym krąg się zamyka.
5
Tego wieczoru Torstein długo tulił Sigrid. Przylgnęła plecami do jego torsu, a on położył swą ciepłą bezpieczną dłoń na jej brzuchu. Jak dobrze było czuć jego bliskość, bo chociaż nie mówił wiele, to delikatne pieszczoty sprawiały, że cieplej jej się robiło na sercu. W pieszczotach Torsteina nie było zakamuflowanej namiętności i pożądania, jedynie pragnienie, by ją pocieszyć i ochronić.
- Posmutniałaś
- odważył się wreszcie powiedzieć.
Sigrid
pokiwała głową w milczeniu.
- Dziwny
człowiek z tego Andersa - rozmyślał na głos
Torstein.
- Taki obojętny wobec Andrine, Elen i Gudrun.
Co
by go kosztowało pojechać z tobą na cmentarz?
Na wspomnienie o tym, że Anders był we dworze, ale nie wykazał zainteresowania, by posłuchać i opowiedzieć więcej o swej rodzinie, do oczu Sigrid znów napłynęły łzy.
- Być
może nie miał odwagi. Obawiał się swej reak
cji...
Torstein westchnął ciężko i przyznał:
52
- Hmm,
może... Choć, szczerze mówiąc, wydaje mi
się,
że jego to specjalnie nie obeszło. Pozostał zimny jak
lód.
Po policzkach Sigrid potoczyły się bezgłośnie łzy, spłynęły w kąciki ust i kapnęły na poduszkę. Prawda była dla niej taka bolesna. Stryj wyraźnie nie troszczył się o swoją rodzinę. Niepotrzebnie oczekiwała, że dla niego korzenie będą tak samo ważne jak dla niej. Ale Anders nie widział siostry, odkąd jako piętnastolatka została oddana pod opiekę pastora. Mógł choćby odwiedzić jej grób, uważała Sigrid, czując w sercu piekący ból.
- Tak,
tak - westchnął Torstein zrezygnowany. - Ale
przynajmniej
dowiedziałaś się, kto jest winien śmierci
Anny.
Zauważyłem, że od dawna ci to nie daje spokoju.
Sigrid przesunęła się nerwowo. Nie była w stanie rozmawiać więcej o tym strasznym sadystycznym czynie, któremu winna była jej matka. Nie jest w stanie wyobrażać sobie krzyków Anny, która została żywcem ugotowana... Rozdzierające wrzaski, zwykle wbrew woli, nie cichły w jej głowie, mimo że przecież nie słyszała ich w rzeczywistości. Wyobraźnia sama je tworzyła.
Być może Torstein domyślił się, że żona zamknęła się w sobie, bo zmienił temat rozmowy.
- Jeden
krąg się zamknął, kochanie, ale jutro wkro
czymy
w następny. Czeka nas spotkanie z moją rodzi
ną.
Sigrid obróciła się i wtuliła nos w jego owłosioną klatkę piersiową. Połaskotało ją i mimo woli roześmiała się.
- Cieszę
się na to spotkanie - zapewniła, oznajmiając
stanowczo:
- Jedziemy, niezależnie od tego, kto nam bę
dzie
chciał w tym przeszkodzić.
53
Torstein uśmiechnął się i przytulił ją mocniej. I tak zasnęli.
Następnego ranka przygotowania do wyjazdu nie zajęły im wiele czasu. Walizki stały zapakowane i gotowe już od poprzedniego dnia. Sigrid i Torstein zjedli śniadanie razem z Hedvig, Torbjornem, Ingebjorg i służbą.
Sigrid wydawało się, że milczenie zawisło nad nimi niczym ciężka czarna chmura. Wolała więc udawać, że nie dostrzega skwaszonej miny teściowej, która bynajmniej nie była zadowolona z ich wyjazdu do Larvik. O nie!
Kiedy Torstein wynosił bagaże do powozu, Hedvig wybiegła z domu. Drzwi wejściowe zatrzasnęły się za nią głośno, a szyby w oknach zadrżały. Zdecydowanym krokiem ruszyła przez dziedziniec w stronę obory.
Najwyraźniej nie zamierza nam życzyć szczęśliwej podróży - zażartował Torstein, kręcąc głową z dezaprobatą z powodu zachowania matki. - Nie wiem, co gorsze, czy słuchać jej gderania, czy znosić jej demonstracyjne milczenie.
Nie ukrywam, że chętnie uniknę jej narzekań - przyznała Sigrid zawstydzona. - Bo akurat teraz nie mam siły, by się z nią spierać.
Torstein uśmiechnął się figlarnie, po czym usadowił ją wygodnie na koźle i podał jej pokaźny kosz z jedzeniem na drogę. Do Larvik droga była daleka, dlatego Sigrid przygotowała sporo kanapek i zapakowała wiele butelek soku.
54
Torstein zatrzymał konia, kiedy skręcili w prawo na żwirową drogę. Z kozła dostrzegli w oddali niewielkie gospodarstwo jego ojca. Przy drodze rosły niewysokie brzozy, tworząc aleję prowadzącą w prostej linii na dziedziniec. Dom pomalowany na biało miał szerokie rzeźbione okiennice i szprosy. Nad schodami znajdował się daszek także bogato zdobiony. Wygląda zupełnie jak miniatura Gaupås, rozmarzyła się Sigrid, choć daleko mu do wyniosłości jej rodzinnego dworu. Po lewej stronie pod uginającymi się od owoców drzewami mignęły im pomalowane na czerwony kolor budynki gospodarcze.
Może widziała i piękniejsze miejsca, ale tu panował taki spokój. Było przytulnie i miło.
- To
co, odważymy się? - zapytał Torstein zatroska
ny.
Sigrid oparła mu głowę na ramieniu.
Tak - odpowiedziała powoli, choć i ona czuła zdenerwowanie. - Nie możemy uciekać, skoro jesteśmy już tak blisko.
Myślisz, że nas dobrze przyjmą? - zapytał Torstein z napięciem w głosie.
Z pewnością - uspokoiła go Sigrid i wyprostowała się, choć tak naprawdę wcale nie była do końca o tym przekonana. Nie zamierzała jednak denerwować męża swoimi wątpliwościami. Na pewno, utwierdziła się po dalszym namyśle. Mons wyraźnie cieszył się z tego, że nawiązał kontakt z Torsteinem, i bardzo gorąco zapraszał ich do siebie.
Torstein, nie zwlekając dłużej, pogonił konia i wóz z szarpnięciem ruszył naprzód. Sigrid ścisnęła rękę męża i uśmiechnęła się, a Torstein odpowiedział jej także uśmie-
55
chem, choć nieco wymuszonym. Rozumiała jednak, jak bardzo jest spięty.
Lepszego przyjęcia nie mogliśmy sobie wyobrazić, pomyślała Sigrid, czując, jak ją ściska w gardle. Bo kiedy Torstein zatrzymał Grację głośnym: Prrr!, przed dom wyległa cała rodzina z Monsem na czele. Uśmiechając się serdecznie i pokrzykując wesoło, powitali gości.
Sigrid zeskoczyła z kozła. Zauważyła, że Torstein zachowuje rezerwę i nie kryje zdziwienia. Wziął się jednak w garść i odwzajemnił uśmiech. Z pewnością kierowała nim ciekawość, choć nie opuszczała go równocześnie niepewność. Serce przestało jej na moment bić, gdy Mons objął Torsteina.
- Witamy
- powiedział niewyraźnie Mons łamią
cym
się głosem. - Mój syn marnotrawny - dodał wzru
szony.
Torstein, zakłopotany, spuścił wzrok, ale na szczęście Mons nie wywoływał w nim dłużej chaosu uczuciowego. Przyjaźnie przedstawił swoją żonę, Martine, i swoją mat-kę.
Sigrid, wtulona w ramię Torsteina, uznała zarówno Martine, jak i babkę Torsteina za bardzo miłe i gościnne. Staruszka uśmiechnęła się do niej, odsłaniając bezzębne dziąsła, i zagruchała:
- A więc spodziewasz się.
- Spodziewam
się? - powtórzyła Sigrid. - Czego?
Ingrid
położyła delikatnie dłonie na brzuchu Sigrid
i odpowiedziała:
- Dziecka.
Sigrid cofnęła się o krok i wyjąkała:
- Nie.
56
- Jesteś
tego pewna? - uśmiechnęła się Ingrid i mrug
nęła.
- Cała promieniejesz szczęściem, dziewczyno. Po
znaję
po twojej twarzy, że jesteś przy nadziei. Bije od niej
taki
blask jak u kobiet, które są brzemienne.
Sigrid spuściła głowę. Promieniała, oczywiście, ale to z radości, że oboje z Torsteinem zostali tak mile powitani. Czy to takie dziwne? Co prawda w ostatnim czasie spędzili z Torsteinem wiele upojnych nocy w małżeńskim łożu. Cierpliwością i troskliwością zdołał wykrzesać z niej namiętność. Z czasem coraz bardziej lubiła jego zbliżenia. Kiedy wreszcie się odprężyła i przestała wstydzić, ich igraszki w łóżku nabrały całkiem nowego wymiaru. Przestała myśleć jedynie o tym, by sprawić przyjemność Torsteinowi, teraz sama chętnie włączała się do zabawy i czerpała z tego rozkosz.
Nie bądź taka zaskoczona, Sigrid - roześmiał się Mons. - Mama obdarzona jest nadzwyczajnymi zdolnościami rozpoznawania, czy kobieta jest w ciąży. Przepowiedziała to już wielu kobietom. I nigdy się nie pomyliła.
Nigdy - potwierdziła z dumą Ingrid. - Więc już możecie się zacząć cieszyć na dziecko, Sigrid i Torstein.
Torstein mruknął coś niezrozumiałego, ale popatrzył na Sigrid promiennie. W jego brązowozielonych oczach dostrzegła nadzieję. Tak bardzo zapragnęła, by babcia się nie pomyliła. Zarumieniła się i poczuła, jak palą ją policzki. Uszczęśliwiona rozchyliła usta w uśmiechu, radując się nowiną.
- Tak
się cieszymy, że zechcieliście do nas przyje
chać
- odezwał się Markus, najmłodszy syn Monsa. Wy
ciągnął
rękę i przywitał się z Torsteinem. - Razem z He
lenę
- kiwnął głową w kierunku siostry, która stała z tyłu
57
wyczekująco - uważamy, że to wielka radość, zwłaszcza dla taty, który... tak długo za tobą tęsknił.
Sigrid z trudem powstrzymała wzruszenie, uznając tę chwilę za magiczną. Równocześnie zrobiło jej się strasznie żal nowo poznanego teścia. Ileż to łat ten człowiek musiał cierpieć z powodu egoizmu Hedvig! Jakby na własnym ciele odczuła jego ból i serce jej się ścisnęło. Powoli wypuściła powietrze z płuc i ból zelżał.
Helenę stanowiła całkowite przeciwieństwo swojego brata. Markus był bardziej podobny do matki. Miał jasne włosy, niebieskie oczy i spiczasty podbródek oraz wystające kości policzkowe. Helenę miała czarne włosy, orli nos i odrobinę za duże uszy, ale za to zęby miała białe, a usta pięknie wykrojone. Bardziej przypominała z urody Mon-sa, zauważyła Sigrid, przyglądając się uważnie rysom twarzy rodzeństwa i dopatrując się podobieństwa do Torstei-na. Nadaremnie, bo przecież Torstein stanowił lustrzane odbicie swojej matki, Hedvig.
Kiedy już wszyscy się przywitali, Mons zaprosił Torstei-na i Sigrid do domu.
- Ach, jak tu przytulnie - odezwała się zachwycona Sigrid, rozglądając się wokół.
Teść poprowadził ich korytarzem. Minęli niewielką kuchnię urządzoną rustykalnie i weszli do salonu. Podzielono go na dwie części, większa używana była na co dzień. Stały tam dwa fotele, kanapa, okrągły stolik, w rogu znajdował się kominek, a na ścianach wisiało dużo półek z książkami. W drugiej części stał bukowy stół na osiem osób i komoda z tego samego drewna oraz szafa z witrynką.
Mroczne wnętrze jadalni ożywiały szydełkowe obrusy, postumenty z kwiatami, dywaniki z frędzlami, a tak-
58
że białe lekkie firanki z koronek w oknach. Na ścianach wisiało dużo obrazów. Wszystkie ozdoby czyniły wnętrze przytulnym i bezpiecznym.
Czekaliśmy na was wczoraj - usprawiedliwiał się Mons, kiedy kobiety zaczęły pośpiesznie nakrywać do stołu, krążąc pomiędzy spiżarnią a jadalnią.
Planowaliśmy przyjechać wczoraj - wyjaśnił Tor-stein miękko. - Ale nieoczekiwanie zjawił się u nas nieznany krewny Sigrid. No i... nie mogliśmy przecież kazać mu zawrócić.
Oczywiście, że nie - odparł Mons. - O krewnych należy się troszczyć.
Torstein z dumą objął Sigrid ramieniem i rzekł:
Moja żona bardzo o to zabiega, by krewni zacieśniali więzy.
Mądrze, bardzo mądrze - roześmiał się tubalnie Mons. - Masz bardzo rozsądną żonę.
Rozmowę przerwała im Martine, która zaczęła rozkładać na stole talerze, sztućce i filiżanki. Nie była zbyt rozmowna, ale na jej twarzy odbijały się radość i spokój. Wydawało się, że cieszy ją, że mąż doczekał się wizyty utraconego syna.
Bardzo dziękujemy za ten uroczy prezent ślubny - odezwała się Sigrid z ożywieniem. - Nie widziałam chyba nigdy piękniejszej narzuty na łóżko.
Ja też nie - zapewnił Torstein.
Cieszę się, że się wam podoba - odezwała się Martine zadowolona. - Nie wiedzieliśmy, czy już macie jakąś narzutę, ale zależało nam, żeby to był taki prezent z duszą. Wydaje mi się, że to wiele znaczy, gdy młoda para potrafi dostrzec, że w ręcznych splotach kryje się miłość i troska.
59
-> O tak, my w każdym razie tak to odebraliśmy - odparła Sigrid.
Martine rozpromieniła się zadowolona z pochwały, odprężyła się i odważyła się wreszcie uśmiechnąć do gości. Na jej twarzy pojawiły się intensywne rumieńce. Wytarła pośpiesznie w fartuch spocone dłonie i sprawdziła, czy wszystko jest już na stole.
Sigrid nie sądziła, że zdoła cokolwiek przełknąć, bo w drodze była bardzo zdenerwowana i niespokojna, ale w tej pełnej ufności atmosferze rozluźniła się.
Gospodarze zadbali o obfity poczęstunek. Wystawili wędzone wędliny, śmietanę, różne gatunki chleba i omlety z jaj. Pachniało świeżym masłem i serem. Parowała gorąca kawa, a zapach przyrządzonych na różne sposoby śledzi drażnił Sigrid w nozdrza. Poczęstowała się obficie, kiedy Martine podała jej półmisek z wędzonkami. Czyżby tak zgłodniała po podróży, czy też nabrała apetytu w miłej atmosferze?
Po posiłku kobiety uprzątnęły ze stołu, a Sigrid skorzystała z okazji, by porozmawiać z Monsem. Już dawno to sobie postanowiła, że dowie się jak najwięcej o ojcu Tor-steina. I nawet jeśli mąż będzie jej posyłał ostrzegawcze spojrzenia i kopał w łydkę, by nie naprzykrzała się z pytaniami, uda, że tego nie zauważa. Zależało jej, by usłyszeć jak najwięcej.
- Czy
Martine wiedziała o Torsteinie, kiedy się pobie
raliście?
Mons poklepał się po brzuchu i roześmiał się.
Ależ oczywiście! To chyba pierwsze, o czym jej powiedziałem, kiedy się poznaliśmy. Że mam syna.
Nie mamy przed sobą tajemnic - zwierzyła się Mar-
60
tine, która właśnie weszła do salonu. - Przynajmniej mnie nic o takich nie wiadomo - dodała żartobliwie, stukając męża w bok.
Mons poklepał żonę po pośladkach i stwierdził ze spokojem:
- Tajemnice
w małżeństwie to pożywka dla diabła.
Szczerość
i zaufanie to ważne podstawy związku.
Sigrid zagryzła wargi, zastanawiając się nad tymi słowami. Czy ona ukrywa coś przed Torsteinem? Nie. Ależ tak. Nie wtajemniczyła go w sprawę związku kazirodczego pomiędzy Gudrun a ojcem. Może powinna była mu powiedzieć, ale... Czemu to miałoby służyć? Nie przyniosłoby nikomu pożytku, a jedynie szkodę. Ucierpiałoby na tym dobre imię Nielsa i Gudrun... Nie, utwierdziła samą siebie w przekonaniu, przeszłość należy zostawić za sobą. Ale jeśli z czasem zdarzy się coś przykrego, na pewno nie będzie zwlekać, by zwierzyć się ze swych kłopotów Tor-steinowi.
- A
jak zareagowała Hedvig... - zapytał Mons i umilkł
na
chwilę. W końcu odważył się dokończyć: - Jak zarea
gowała
Hedvig, kiedy się dowiedziała, że zamierzacie nas
odwiedzić?
- Na jego szczupłej twarzy malowało się na
pięcie.
Torstein poruszył się niespokojnie na krześle i odpowiedział:
- Jeśli
mam być szczery, ojcze... nie była z tego za
dowolona.
O, bardzo jej się to nie spodobało i robiła
wszystko,
by nas nakłonić do zmiany planów, ale... Jak
widzisz,
bez powodzenia - dodał i mrugnął okiem łobu
zersko.
Mons pokręcił głową zrezygnowany.
61
- No
cóż, Hedvig najwyraźniej nie zmieniła się zbyt
nio
przez te wszystkie lata. Piękna niczym grecka bogi
ni,
ale niebezpieczna jak wąż, który często okręcał szyję
bogini.
Meduza. Jej uwodzicielskie spojrzenie potrafi za
bić,
gdy tylko zmieni jej się humor. - Mons, pogrążywszy
się
we wspomnieniach, najwyraźniej nie zreflektował się,
' że przedstawia w bardzo złym świetle matkę Torsteina. Ocknął się jednak z zamyślenia i szybko dodał: - Przepraszam, Torstein. Nie chciałem...
- Nic
nie szkodzi - machnął lekceważąco ręką Tor
stein.
- Wiem, jaka potrafi być mama.
Mons jakby znów stracił kontrolę nad swoimi uczuciami i oczy mu się zaszkliły, gdy mówił:
- Ją
jak psa należy głaskać z włosem. Biada temu, kto
odważy
się przeciągnąć dłonią pod włos!
Sigrid nie spodobał się ten odpychający ton, który pobrzmiewał teraz w głosie teścia, choć oczywiście go rozumiała. Hedvig tak strasznie go zawiodła. Jej zdaniem jednak powinien to puścić w niepamięć. Na szczęście Mons przestał wyrażać się negatywnie o Hedvig, złagodniał i zwrócił się ożywiony do Torsteina.
Obaj mieli do nadrobienia tyle lat. Po co wypełniać je goryczą, skoro lepiej się cieszyć z tego, że wreszcie mogą się poznać.
Następnego dnia Sigrid parę razy musiała wycierać chusteczką łzy. Powóz trząsł się i podskakiwał na nierównej żwirowej drodze. Zarówno Torstein, jak i ona zerkali za siebie i unosili ręce w pożegnalnym geście, a gromadka na dziedzińcu z zapałem im kiwała.
62
Kiedy już zniknęła w oddali, Torstein i Sigrid usadowili się wygodniej.
- Chyba
wszystko poszło dobrze - odezwał się Tor
stein
z ociąganiem.
Sigrid poznała po jego głosie, że obawia się wyrażać zbyt zdecydowanie. Wyraźnie chciał usłyszeć najpierw, co ona o tym sądzi.
Bardzo dobrze - stwierdziła stanowczo Sigrid. - Przyznaję szczerze, że na początku Martine wydawała mi się trochę nieufna, ale szybko odtajała. I choć nie starała się nam niczego udowodnić, zwróciłam uwagę na wiele szczegółów świadczących o tym, że bardzo jej zależało, by nas serdecznie ugościć: upiekła na tę okazję smaczne ciasto, w pokoju gościnnym postawiła kwiaty... Tak, to takie drobne gesty, dzięki którym czułam się tam naprawdę dobrze.
Co prawda, to prawda - odparł Torstein zadowolony.
Sigrid rozchyliła usta w uśmiechu.
- A
więc, mój kochany mężu - rzekła, podnosząc
wzrok
i klepiąc go po kolanie - żałujesz, że przyjechali
śmy?
Torstein pocałował ją delikatnie w czoło i odparł:
- Nie
żałowałem ani przez chwilę, Sigrid. Ani przez
chwilę.
Sigrid poprawiła się zadowolona.
6
Inga czuła miłe łaskotanie w żołądku, kiedy czesała włosy przed lustrem. Wyjątkowo nie zamierzała ich ciasno zaplatać, ale zostawić rozpuszczone, by swobodnie opadały jej na plecy. Może powinna je trochę podciąć, bo sięgały jej aż do bioder, ale nie miała na to teraz czasu.
Za każdym razem gdy pomyślała o tym, dokąd się uda tego wieczoru, czuła napięcie w podbrzuszu. Uśmiechnęła się do swego odbicia w lustrze i westchnęła. Na łóżku leżała niewielka torba podróżna. Nie zapakowała do niej wiele, bo uznała, że gdy czegoś jej będzie brakować, to zawsze może wpaść na chwilę do Gaupås. Schowała szczotkę do włosów, lusterko, puder i bieliznę, a także czystą bluzkę i spódnicę.
Eugenie uśmiechała się znacząco, kiedy Inga trochę zawstydzona zapytała ją, czy nie zajęłaby się Emilią przez sobotę i niedzielę. Służąca nie zapytała, dokąd Inga się wybiera, ale jej uśmiech świadczył o tym, że się domyśla. Inga zarumieniła się speszona, ale na szczęście Eugenie poklepała ją przyjaźnie po plecach i oświadczyła, że z ca-
64
łego serca życzy jej, żeby odpoczęła od codziennych obowiązków.
Była więc gotowa, by się udać do Storedal.
Tylko Martin i ona, sami przez całą sobotę i niedzie-
ic.
Inga wprost nie pojmowała, że to prawda. Po tylu latach są nareszcie wolni i nadal w sobie zakochani. Przygarbiony, dyszący Niels umarł i spoczął w grobie. Gudrun także, pomyślała Inga i czym prędzej odgoniła męczące myśli. Nie chciała sobie przypominać, jak to się stało, że Martin i ona wreszcie mogą być razem. Nie teraz. Nie w tym radosnym dniu.
Inga pożegnała się z domownikami i ruszyła drogą. Mogła poprosić Gulbranda, by ją podwiózł do Storedal, ale uznała, że chętnie się tam przejdzie pieszo, zwłaszcza że odległość nie była zbyt duża, a torba jej nie ciążyła. Poza tym cudowny był taki spacer, podczas którego wreszcie miała czas, by w pełni poczuć czekającą ją radość.
Gdy Inga zatrzymała się przy rosnącym na dziedzińcu drzewie, dostrzegła z daleka Martina, który zgarniał grabiami żwir na podwórzu. Niezauważona przystanęła, by nacieszyć oczy pięknym widokiem. Słońce zaszło za wzgórza, ale pojedyncze promienie oświedały złotym blaskiem różowe niebo. Białe za dnia obłoki nabrały blado-liliowego odcienia. Włosy Martina wyglądają jakby były pozłacane, pomyślała Inga z zachwytem. Koszula odcinała się nieskazitelną bielą od ogorzałego karku, spodnie, szerokie u dołu, zwężały się w biodrach, a na szerokich ramionach naprężały się szelki.
Inga opuściła torbę na ziemię z głuchym odgłosem, po czym przemknęła się bliżej. Starała się iść bezgłośnie,
65
ale gdy od Martina dzieliło ją zaledwie parę metrów, on odwrócił się nieoczekiwanie.
- Inga! - zawołał radośnie i odstawił grabie.
Inga zaśmiała się głośno, wprost wskoczyła mu w ramiona, otulając nogami jego biodra. Martin przytrzymał ją mocno i zakręcił się z nią dokoła, a ona, nie przestając się śmiać, odchyliła głowę. Jej czarne włosy rozłożyły się jak wachlarz.
Wreszcie Martin zatrzymał się i patrząc na nią, rozchylił usta w szerokim uśmiechu.
Inga pochyliła się i odszukała ustami jego warg, składając gorący i głęboki pocałunek. Próbował się uwolnić, ale nie chciała go puścić, tylko przywarła do niego jeszcze mocniej.
Ty... - dyszał chrapliwie Martin.
Chyba nie ma nikogo w domu? - zapytała Inga niemądrze i pozwoliła się powoli postawić na ziemi. Oj! A co, jeśli Ragnhild stoi ukryta za firankami w kuchni i im się przygląda?! Inga na samą myśl oblała się piekącym rumieńcem. Zachowała się nazbyt śmiało, tyle że po wielu latach czekania i tęsknoty trudno o rozsądek.
Nie obawiaj się - zapewnił ją Martin rozbawiony. - Mama z ojcem wyjechali o świcie, a rodzeństwo na szczęście udało mi się namówić, by gdzieś zniknęli na ten wieczór.
Domyślili się, dlaczego?
Chyba zrozumieli, że oczekuję wizyty wyjątkowej dziewczyny. Nie zdradziłem im jednak jakiej. - Martin chwycił grabie i zaniósł je do budynku gospodarczego.
Inga tymczasem pośpieszyła po swoją torbę. Spotkali się przy schodach prowadzących do budynku mieszkal-
66
nego i weszli do środka. Martin z galanterią przytrzymał jej drzwi, a Inga ze szczęścia poczuła ssanie w żołądku. Za kilka miesięcy, a może za rok pewnie zostanie wniesiona przez próg jako panna młoda, żona Martina.
Inga zauważyła fotografię od razu, gdy weszli do korytarza. Zaskoczona zawołała:
- Na miłość boską! Znów tu wisi?
Zdecydowanym krokiem skierowała się w stronę fotografii i koniuszkiem palca musnęła ramkę. Mimowolnie obejrzała palec. Był czysty, nie nosił śladu kurzu. Zapewne fotografia przedstawiająca Kristiana, Jenny, Laurensa i Ragnhild w młodości wróciła na swoje miejsce niedawno, chyba że Ragnhild lub któraś ze służących starannie pilnuje wycierania kurzu i usuwania pajęczyn, a to znaczy, że to zdjęcie ma dużą wartość albo dla Laurensa, albo dla samej gospodyni, wywnioskowała Inga.
Wreszcie mogła swobodnie przyjrzeć się twarzom na fotografii. Ojciec od tamtego czasu znacznie się postarzał, choć nadal nieźle się trzyma. Włosy wciąż mają tę samą kruczoczarną barwę, ale wokół ust utworzyły mu się głębokie bruzdy. Zresztą czy można się temu dziwić, pomyślała ze smutkiem o ojcu, który tak ciężko zniósł śmierć żony.
Na fotografii nie uśmiecha się, ale z jego postawy bije młodzieńcza radość i odwaga. Stoi wyprostowany, a w oczach czai się radosny błysk. Serce ścisnęło jej się boleśnie, gdy patrzyła na ojca, bo wiedziała, że w parę godzin po wyjściu tej czwórki od fotografa w jego życiu nastąpi dramatyczny zwrot. Żadne z nich nie zdawało sobie sprawy, że w ciągu tego jesiennego wieczoru zostanie zerwana przyjaźń pomiędzy Storedal i Svartdal, a gwał-
67
towna kłótnia rozdzieli dwie rodziny na dziesięciolecia. Może nawet na zawsze, uświadomiła sobie Inga, bo Kri-stian i Laurens nadal unikali się jak ognia. Martin stanął obok niej i wyjaśnił:
Mama nie była zadowolona, ale ojciec uparł się, by ta fotografia wróciła na swoje miejsce na ścianie. No i mama, choć niechętnie, ustąpiła.
Jenny była przecież jego siostrą - odparła Inga, czując, jak dławi ją w gardle. „I moją mamą" - usłyszała w sercu melodyjne słowa.
Owszem. Choć przyznaję szczerze, że ojciec nie mówi o niej zbyt często. Nie wiem, dlaczego - ciągnął odrobinę zawstydzony. - Zresztą nigdy go o to nie pytałem.
W ogóle się o niej nie rozmawia - westchnęła Inga stłumionym głosem.
No cóż - rzekł Martin i odgarnął dłonią z czoła grzywkę, która wciąż opadała mu na oczy. - Zdarza się, że tata wspomina swoje dzieciństwo. Opowiada o tym, jak dziadek zawiesił huśtawkę na starym drzewie osikowym. Zdaje się, że tam zwykle bawili się z Jenny. Takie tam drobiazgi - zakończył speszony.
Inga pokiwała powoli głową. Zabolało ją, że w rodzinnym domu nie wspomina się o mamie. Pewnie przez Ragnhild, pomyślała zasmucona, ale musiała się z tym pogodzić. Gospodyni dworu ma zapewne swoje powody.
Martin poprowadził ją po schodach na górę. Szła za nim z ociąganiem. Była już raz na piętrze w tym okazałym budynku, ale wówczas to Laurens zaprowadził ją do sypialni, którą dzielił wraz z Ragnhild. Wydarzyło się to podczas wesela Martina i Gudrun. Stryj pragnął jej wów-
68
czas podarować kolczyki, które niegdyś należały do Jenny. Wtedy Laurens o mało nie opowiedział jej o waśni rodowej. Uczyniłby to zapewne, gdyby nagle nie przerwała im rozmowy Ragnhild.
Inga stanęła wyczekująco w progu, gdy Martin otworzył drzwi.
Nie chcesz odstawić torby? - zapytał niewinnie.
Owszem - odparła Inga zamyślona i omiotła spojrzeniem pomieszczenie.
Na szerokim łożu leżała biała pościel, a po obu stronach łóżka stały krzesła z oparciem, pomalowane na brązowo komody nakryte szydełkowymi serwetkami, na których ustawiono świeczniki, a także stojak na miednicę i dzbanek z wodą. Sterylnie, prosto, bezosobowo.
- O
co chodzi? - zapytał Martin z czułością. - Coś cię
dręczy?
Inga nabrała głębokiego oddechu i udawała beztroskę, ale jej się to nie udało.
Martin stanął przed nią, ostrożnie wziął torbę z jej ręki i odstawił na łóżku. Jego błękitne oczy przyglądały jej się badawczo.
Dlaczego tak nagle zamilkłaś i zamknęłaś się w sobie?
Czy... tu dzieliłeś łoże z Gudrun? - zapytała cicho i odwróciła głowę w nadziei, że uda jej się ukryć przed nim łzy. Martin jednak ją przytrzymał.
Czy tym się zadręczasz? - zapytał czule, a w kącikach jego ust czaił się zaprawiony lekką goryczą uśmiech.
Zadręczam to za dużo powiedziane - odparła speszona.
Możliwe, że zachowała się trochę dziecinnie, rozgrze-
69
bując stare rany, ale nic nie mogła na to poradzić, że pod powiekami przewijały jej się obrazy Martina i Gudrun we wspólnym łożu.
- To
nie jest małżeńska sypialnia, którą dzieliłem
z
Gudrun - zdradził Martin.
Inga uświadomiła sobie, że nie tylko to ją paraliżuje, ale zauważywszy, iż Martin nie ma ochoty drążyć tego tematu, powoli rozluźniła ramiona. Nie wolno jej grzebać w jego prywatnych sprawach. Nic ją to nie powinno obchodzić. A poza tym Gudrun to już przeszłość.
- Zejdźmy
na dół - poprosił Martin i musnął ją le
ciutko
wargami w policzek.
Inga odruchowo cofnęła głowę. Słyszała, że Martin westchnął zrezygnowany. Zebrała się więc w garść i z zachęcającym uśmiechem ochoczo podążyła za nim do salonu. Widok, jaki tam zastała, prawdziwie ją wzruszył. Cieplej jej się zrobiło na sercu i tym razem dyskretnie wytarła łzy radości. Martin przygotował obiad dla dwojga. Zadał sobie wiele trudu, wyciągnął wykrochmalone serwety, zapalił świece i ustawił delikatną porcelanę.
Poczuła się nieco zakłopotana taką oprawą. Może nie jestem romantyczką? - zdziwiła się nagle. Na szczęście Martin nie traktował tego wszystkiego z nadmierną powagą i do siebie samego też miał pewien dystans. Śmiał się i żartował, by rozładować nastrój, w który wdarł się nieoczekiwanie zbytni patos. Nieporadnie napełnił miski ziemniakami i warzywami, wylał na stół sos przy przelewaniu go do sosjerki, za to pieczeń z dziczyzny udało mu się pokroić wyjątkowo elegancko.
Inga nawet nie przypuszczała, że jest taka głodna, ale gdy poczuła zapach jedzenia, ślinka napłynęła jej do
70
ust Martin otworzył butelkę z winem tak, że korek poleciał aż pod powałę. Rozbawieni aż zanosili się od śmiechu.
Chcesz mnie upić? - zażartowała Inga.
Oczywiście - wyjaśnił Martin figlarnie i mrugnąwszy okiem, dodał: - Będziesz łatwiejsza...
Inga wychyliła łyk dobrego mocnego wina i w tym samym żartobliwym tonie ciągnęła rozmowę:
- Czyżbyś
mnie uważał za świętoszkę?
Oczy
mu rozbłysły.
- Skąd!
Wiem przecież, że nią nie jesteś! Mimo to...
Nie
zaszkodzi cię trochę upić i nakłonić do szaleństwa.
Inga poruszyła się niespokojnie na krześle. Wprawdzie Martin nie powiedział wprost o planach na wieczór, ale przecież nie była głupia, by nie domyślać się, do czego zmierza. Poczuła łaskotanie w podbrzuszu i mimowolnie ścisnęła uda. Tej nocy leżeć będzie w jego ramionach... Najchętniej zwabiłaby go natychmiast do sypialni, ale po raz kolejny upomniała się w duchu, by poczekać. Zostawić pożywkę dla wyobraźni...
Inga zmieniła pośpiesznie temat rozmowy w obawie, że za moment w ogóle nie będzie w stanie skupić się na czymś innym, i sięgnąwszy po dwa cienkie plastry pieczeni, zapytała:
A gdzie jest Runa?
Ragnfrid wzięła ją z sobą do Soh/erud. Zdaje się, że razem z Victorią miały się zaopiekować przez sobotę i niedzielę jeszcze jakimś dzieckiem. Nie wiem... - Martin zawahał się przez chwilę, ale zaraz dokończył: - ...czy dobrze zrobiłem, zgadzając się na to, bo może wolałabyś, żeby Runa tu została, ale... Wydaje mi się, że mamy parę
71
spraw do rozwikłania, Ingo. Może więc łatwiej nam będzie skupić się nad tym bez dzieci. Inga pokiwała głową.
- Ciekawi
mnie między innymi - podjął z powagą
Martin,
odkładając na bok nóż i widelec - dlaczego nie
chcesz
ujawnić, kto jest ojcem Runy? Czy Gudrun w ogóle
to
wiedziała?
Inga odłożyła sztućce i chwyciła serwetkę, którą ścisnęła w dłoni, aż utworzyła się z niej twarda kula.
Tak, Gudrun doskonale wiedziała... z kim spłodziła Runę. Niestety, kochany - ciągnęła zdruzgotana - nigdy ci nie zdradzę, kto to był.
Dlaczego? - zapytał podniesionym głosem Martin. Pobielały mu nozdrza, a między brwiami ukazała się zmarszczka zdradzająca poirytowanie.
Ponieważ... ponieważ skrzywdziłabym przy okazji innych ludzi, Martin. Ja...
Przerwał jej wzburzony:
- A
co ze mną, Ingo? Nie wydaje ci się, że traktuje się
mnie
jak osła?
Zaraz jednak wyraźnie pożałował swego wybuchu i w kącikach jego ust pojawił się nieśmiały uśmiech. Inga jednak twardo obstawała przy swoim.
Rozumiem, że to dla ciebie trudne - tłumaczyła się. - Przyrzekłam jednak komuś, że dochowam tajemnicy. I czuję, że muszę dotrzymać słowa, mimo że stanowi to dla ciebie taki problem.
Sądziłem, Ingo, że nie będziemy przed sobą niczego zatajać - wyjaśnił sfrustrowany.
Nie będziemy, ale umówmy się, że obowiązuje to nas od dzisiejszego dnia. Natomiast musimy się pogodzić
72
z tym, że każde z nas ma jakieś tajemnice, które dotyczą naszego wcześniejszego życia, i jeśli nie zechce, nie musi o nich mówić.
- Dotyczy
to także mojego związku z Gudrun? - za
pytał
złośliwie.
Indze nie spodobał się ton jego głosu, ale rozumiała, że próbuje wywrzeć na nią presję. Była jednak pewna, że i tak nie dowiedziałaby się niczego o ich małżeństwie, nawet gdyby w zamian zdobyła się na intymne zwierzenia. Przełknęła głośno ślinę.
- Tak,
Martin... Tak musi pozostać. Przysięgłam...
przysięgłam...
. Inga zagryzła wargę. Omal nie wygadałaby się, że umówiła się z Gulbrandem, że nie będą rozgrzebywać sprawy kazirodztwa. Lepiej, by Martin nie wiedział, że stary służący w Gaupås coś wie na temat ojca Runy.
Dobrze, Ingo - machnął ręką Martin, wyraźnie zmęczony. - Muszę uszanować twoje milczenie. Mam tylko nadzieję, że kierują tobą wyższe racje.
Owszem - zapewniła go gorąco. - Boli mnie, że nigdy się nie dowiesz prawdy, ale milczę w trosce o parę innych osób. Jedna w ogóle nie ma o tym pojęcia. Nie widzę jednak innego wyjścia.
W takim razie niech tak już zostanie - postanowił Martin łagodnie. - Może kiedyś, Ingo, zechcesz mi powiedzieć.
Tak - westchnęła Inga. - Może kiedyś...
W milczeniu posilali się dalej. Martin znów napełnił jej kieliszek aż po brzegi, a wtedy Inga odważyła się zapytać:
- Sądzisz, że nasz związek, który tak naprawdę dopie-
73
ro się odradza, przetrwa? Myślisz, że odnajdziemy do siebie drogę?
Wstrzymawszy oddech, czekała na odpowiedź. Nigdy wcześniej nie rozmawiali ze sobą tak otwarcie na temat przyszłości.
Martin żuł długo, wreszcie przełknął i wytarłszy usta serwetką, popatrzył Indze prosto w oczy i rzekł:
Wydaje mi się, że tak. Każde z nas ma świadomość własnych problemów, ale więzi między nami okazały się bardzo silne, moja droga. Muszę się pogodzić z tym, że jesteś dziką kotką, a ty... - Martin zaśmiał się głębokim basem - ...ty musisz zaakceptować to, że jestem nudnym przyziemnym dziedzicem.
Nie jesteś przyziemny - zapewniła go Inga z miłością. - O tobie tylko marzyłam, odkąd... odkąd cię spotkałam w lesie przed wielu laty. Zauroczyłeś mnie, Martin, ale, niestety, nie kierowałam wówczas swoim losem. To ojciec pociągał za sznurki.
A więc kochasz mnie od tamtej pory... - Słowa Martina zabrzmiały raczej jak radosne stwierdzenie niż jak pytanie.
Inga zaczerwieniła się.
- To
nie wiedziałeś o tym?
Martin
grzebał widelcem w jedzeniu.
- Ależ
tak, właściwie wiedziałem. To musiało być dla
ciebie
straszne poślubić Nielsa.
Pod wpływem smutnych wspomnień Inga zapadła się w sobie, zaraz jednak wyprostowała się i prychnęła:
- To
nie było straszne, lecz obrzydliwe! Chyba prze
de
wszystkim dlatego, że nie dano mi ani czasu, ani moż
liwości,
bym się z tym oswoiła, ale też dlatego, że ojciec
74
zmusił mnie do tego małżeństwa. Brutalnie i bezlitośnie.
Zakręciło jej się w głowie. Wychyliła kieliszek wina i jego cierpki smak pozwolił jej się otrząsnąć z ponurych wspomnień.
- Na
szczęście małżeństwo z Nielsem to już przeszłość.
Nie
zamierzam za wiele narzekać, bo w gruncie rzeczy nie
był
złym człowiekiem. Mimo wszystko... Urodziła nam
się
córka. Ale nie poczęliśmy jej
bynajmniej
w harmonii,
szczęściu
i ekstazie.
Gdzieś w głowie kołatały jej pogardliwe słowa, ale nie chciała ich wypowiedzieć. Kiedyś może wyrzuciłaby z siebie bez namysłu wyzwiska pod adresem męża, ale teraz... on także należał już do przeszłości. Co komu przyjdzie z tego, gdy opowiem, jak cierpiałam w małżeńskim łożu, pomyślała.
- Każdy
dźwiga jakieś brzemię - zwierzył się Mar
tin.
- Jedni cięższe, inni lżejsze, ale nigdy nie można za
pominać
o tym, że ludzie różnie przeżywają kłopoty
i
cierpienie. Lecz my się będziemy w tym wspierać, Ingo.
Razem
będziemy dźwigać brzemię.
Powiedział to tak pięknie, że Inga przełykała ślinę gwałtownie, by się nie rozpłakać. Cóż, Martin może nie był wielkim poetą, ale dla niej liczył się sens jego słów. Poczuła się pewniej, mając świadomość, że w przyszłości będą nie tylko pracować ramię w ramię, ale też zawsze trwać u swego boku.
- Czy
Ingebjorg jest dla ciebie też takim ciężarem, o któ
rym
nie chcesz rozmawiać? - zapytała Inga, nie odrywając
wzroku
od talerza. Widelcem skubneła kawałek marchewki.
Martin roześmiał się.
75
Moja zazdrosna ukochana... O ile pamiętam, zapewniałem cię już, że nic mnie nie łączyło z Ingebjorg. Ale powiem ci, że do Storedal przybyła nawet w tej sprawie Hedvig. Zapytała, czy nie zechciałbym pojąć za żonę Ingebjorg, za co uprzejmie podziękowałem.
Hedvig tu była? - Inga oparła się przerażona o tył krzesła.
Tak. Nawet nie tak dawno - wyjaśnił Martin. - Odeszła jednak z kwitkiem.
I có? Pogodziła się z tym tak po prostu? - zapytała Inga zdumiona. - To zupełnie do niej niepodobne. Ona się tak łatwo nie poddaje!
Możliwe - odparł Martin, wzruszając ramionami. - Ale nikt mnie nie zmusi do poślubienia osoby, z którą nie chcę dzielić życia. Rzeczywiście, bardzo się naburmuszyła, nie przeczę. Ale nie robiła awantur.
Na razie, pomyślała Inga zrezygnowana. Nie była bowiem taka pewna, że Hedvig całkiem dała za wygraną. Ta kobieta, gdy już sobie coś ubzdurała, nie zrażała się pierwszym niepowodzeniem. Chociaż możliwe, że nie będzie chciała narażać na wstyd swoją córkę. Ingebjorg na pewno głęboko zraniła odmowa Martina.
Zmierzch zabarwił krajobraz za oknami salonu na niebiesko. Inga nie wiedziała, czy to wino w dużej ilości, czy bliskość Martina sprawia, że jest jej tak lekko i radośnie na duszy. Nie wzbraniała się, gdy wziął ją za rękę i pociągnął za sobą na górę.
Trzeba pozmywać - rzekła nieco oszołomiona.
Zostawmy to - odparł Martin wesoło.
Inga nie sprzeciwiła się. Podekscytowana i odurzona winem wchodziła za nim po schodach. Ledwie zdążyli za
76
sobą zamknąć drzwi, a już znaleźli się w łożu złączeni gorącym namiętnym pocałunkiem.
Inga poczuła, że coś w niej pękło, gdy zanurzyła się w ramionach Martina. Spełniło się jej największe pragnienie, by być z nim nie tylko w wyobraźni, ale naprawdę.
Płaczesz? - zapytał Martin, odgarniając grzywkę z jej mokrych od łez oczu.
Zdaje się, że tak - wymamrotała Inga zawstydzona. - Chyba tak - powtórzyła.
W jego spojrzeniu dostrzegła zrozumienie. A kiedy ostrożnie zaczął ją rozbierać, nie protestowała. Leżała na wznak, rozkoszując się pełnią szczęścia.
7
Podobno Inga w ubiegłą sobotę nocowała w Store-dal - oznajmiła Hedvig bez zamierzonej złośliwości i natychmiast pożałowała swych słów, gdy spojrzała na córkę, którą ta nowina całkiem przygnębiła.
A co mnie to obchodzi? - mruknęła Ingebjorg zakłopotana, skubiąc wstydliwie długi warkocz, który zwisał jej wzdłuż obojczyka z prawej strony.
Nic - ciągnęła Hedvig już łagodniej. - Nie miałam po prostu pojęcia, że Martin spotyka się razem z tą paskudną kruczoczarną babą. Nie przypuszczałam, że chodziło mu o Ingę. - Hedvig przymknęła oczy i pokręciła głową udręczona. - Inga, ze wszystkich właśnie ona! Martin powinien mieć więcej rozumu!
Jesteś pewna, że to nie są tylko plotki? - zapytała Ingebjorg bezbarwnie. Szarpnęła głową, tak że warkocz opadł jej na plecy.
Hedvig słyszała nadzieję w głosie córki, ale nie mogła przecież jej okłamywać.
- Niestety, dowiedziałam się o tym z pewnego źródła.
78
Chyba zaplanowali wcześniej to spotkanie, bo we dworze zostali zupełnie sami.
Sami? - zdziwiła się Ingebjorg, tłumiąc płacz. Hedvig poklepała córkę pocieszająco po ręce.
Niestety.:.
Ingebjorg nie zdołała dłużej udawać dzielnej i w matczynych ramionach rozpłakała się na dobre. Pociągając nosem, wydukała:
- Pogodziłabym
się jakoś z tym, że Martin mnie nie
chciał,
ale mógł chociaż wyjaśnić dlaczego. Mógł powie
dzieć,
że Inga na niego czeka. Tymczasem... - Wydmu
chała
mocno nos w chusteczkę. - Tymczasem zapewniał,
że
jestem wspaniała, mądra i miła pod każdym względem,
ale,
niestety, dla niego za młoda.
A więc takie bajeczki wymyślił, pomyślała Hedvig z niesmakiem. No cóż, wolał być szczery, mógł jednak poczekać ze sprowadzaniem Ingi do Storedal. Powinien zrozumieć, jak bardzo tym zrani Ingebjcrg. Przecież dopiero co odrzucił propozycję Hedvig, by ożenił się z jej córką.
O dziwo, nie na Martinie skupiała się jej złość i rozczarowanie, lecz na Indze. Ilekroć o niej pomyślała, czuła się tak, jakby poparzyła się rozżarzoną lawą. Sama przeżyła straszne upokorzenie ze strony Kristiana podczas rozprawy, i miała nadzieję, że nigdy więcej nie będzie miała do czynienia z nikim z tego rodu! Przypomniało jej się, jak przed ślubem Torsteina z Sigrid Inga właściwie jej groziła. Zabroniła jej zasiewać w Sigrid jakieś podejrzenia. Chytry uśmiech uniósł kąciki jej ust. Co prawda Indze udało się ją wówczas powstrzymać, bo dowiedziała się o przekupstwie pastora Mohra, ale... Zamyślona, podrapała się za uchem. Spinką wyszarpnęła kilka kosmyków.
79
Hedvig przeczuwała niejasno, że Ingę przeraziły oskarżenia, jakoby była wplątana w śmierć Gudrun. No cóż, Inga z pewnością nie była niczemu winna, czemu jednak ta kruczoczarna kobieta tak się obawiała, że ktoś może doszukiwać się związku między nią a wypadkiem pasierbicy? Dlaczego reagowała tak nerwowo i tłumaczyła się, że ona i Gudrun wcale się nie kłóciły, zanim drabina runęła? Wszystko to wydaje się w najwyższym stopniu dziwne, stwierdziła Hedvig i zaśmiała się. Łatwo wikłała się w różne diabelskie pomysły, gdy tylko chodziło o Kri-stiana i jego zarozumiałą córkę. Teraz jednak nie miała odwagi ich otwarcie zaatakować. Parę razy z rzędu zdołali ją skutecznie uciszyć...
- Kiedy pomagałyśmy Sigrid włożyć suknię ślubną, Inga zwierzyła się, że tęskni za kimś. Za człowiekiem z krwi i kości, a nie jakimś marzeniem. Potem tłumaczyła się gwałtownie, że najbardziej pragnie pogodzić się z ojcem, teraz jednak wreszcie zrozumiałam, co miała na myśli... - Ingebjorg odsunęła się od matki na odległość ramion. - Ona tęskniła do Martina! Nie chciała jednak powiedzieć tego na głos, mimo że nie miała pojęcia o moich uczuciach do Martina. Nie pojmuję, dlaczego była taka tajemnicza.
Wtedy Hedvig doznała olśnienia. Że też nie domyśliła się tego wcześniej. Inga kochała najstarszego syna Ragn-hild i Laurensa od dawna! Zapewne zanim wydano ją za mąż za Nielsa. Tak, tak właśnie musiało być, pomyślała podniecona. Inga nie promieniowała bowiem radością w dniu swego ślubu. A gdy tak zastanawiała się dłużej, przypomniało jej się, że podczas wesela Inga z Martinem oddalili się razem nad jezioro. Ależ tak! Doprawdy dziw-
80
ne, rozmyślała Hedvig rozgorączkowana, żeby tak nieprzystojnie zachować się w dniu własnego ślubu.
Cała dygotała poruszona dokonanym właśnie przez siebie odkryciem. Przez moment poczuła nienawiść do Martina, który zachowywał się z galanterią i był dla wszystkich bardzo miły, a w rzeczywistości zdradzał swoich najbliższych. Jego dusza była splamiona pożądaniem i namiętnością... Zawiódł swoich rodziców, Gudrun, a teraz Ingebjorg. Bo przez cały czas tęsknił za Ingą. Na Boga, pomyślała, drepcząc w miejscu. Teraz gdy zarówno Niels, jak i Gudrun opuścili ziemski padół, tych dwoje wreszcie mogło sobie wyznać miłość.
Znów naszło ją podejrzenie, czy czasami sędziemu i jego córce ktoś nie pomógł opuścić tego świata. Faktycznie ów żniwiarz Bjornar pchnął kruchego staruszka w objęcia śmierci. Dosłownie. Ale... Domyślała się, że Inga straciła głowę dla tego przystojniaka. Krążyły nawet o tym jakieś plotki. Zresztą sama widziała blask w oczach Ingi, kiedy parobek zjawiał się gdzieś w pobliżu. Czyżby gospodyni posłużyła się Bjornarem, by z jego pomocą pozbyć się Nielsa? Trudno powiedzieć, rozważała w myślach. Inga bez trudu mogła zawrócić w głowach kochliwym parobkom. Możliwe, że przyrzekła Bjornarowi wierność po grób, o ile zechce oddać jej pewną przysługę.
Hedvig aż bała się myśleć o tych wszystkich możliwościach. Coś jej mówiło, że jest bliska rozwiązania zagadki, Kristian i Inga jednak wielokrotnie kneblowali jej usta. Nie miała odwagi ich znów zaatakować... Zbyt wiele miała do stracenia.
Nie mogła jednak zapanować nad pobudzoną wyobraźnią. To dziwne, ale Inga w jakimś stopniu była zamie-
si
szana zarówno w śmierć Nielsa, jak i Gudrun. Hedvig wykręcała nerwowo palce. Pełne nienawiści słowa wyrwały jej się z gardła, nim zdążyła się zastanowić.
- Piekielne
babsko! - warknęła, uderzając pięścią
w
stół. - Powinna dostać za swoje za to, że ci zabrała Mar
tina.
- Zagniewana spojrzała na córkę i pohamowała się
trochę.
- To znaczy... życie już ją trochę doświadczyło,
ale
bogowie wiedzą, że należy jej się nauczka. Przydało
by
się, żeby spuściła trochę głowę, bo tak zadziera nosa,
że
sięga do chmur.
Hedvig drgnęła i omal się nie przeżegnała, słysząc złowrogi śmiech córki. Ale słowa Ingebjorg wryły jej się w pamięć.
- Wiem
nawet, w jaki sposób nauczyć ją moresu,
mamo.
Już wiem, jak...
Inga właśnie nakrywała do stołu w ogrodzie, gdy zobaczyła nadchodzącą od strony zagajnika Sigrid. Pośpiesznie przykryła czystą ściereczka dżem z truskawek i dzbanek z sokiem, żeby osy, zwabione aromatycznym zapachem, nie zleciały się do smakołyków.
- Sigrid!
- zawołała Inga i pomachała ręką do pasier
bicy.
- Jak miło, że przyszłaś!
W ostatnim okresie Sigrid wielokrotnie ją odwiedzała. Odrodziła się między nimi przyjaźń, która je łączyła, zanim Hedvig nie zasiała w głowie synowej podejrzeń, wyzywając Ingę od najgorszych.
- Chciałam
zobaczyć Emilię, wiesz - wyjaśniła Sigrid
z
uśmiechem i rozejrzała się dokoła w poszukiwaniu przy-
82
rodniej siostrzyczki. Emilia pewnie usłyszała swoje imię, bo po chwili przydreptała po trawie i pobiegła wprost do Sigrid.
Sigrid ucieszona ukucnęła i wzięła maleństwo na ręce.
- Chyba
przybyło ci przez lato parę kilogramów - za
śmiała
się do dziewczynki. - Stęskniłaś się za mną?
Emilia nie odpowiedziała, ale pokiwała zdecydowanie, a jej czarne loki zatańczyły wokół głowy. Pełna ufności wtuliła się nosem w zagłębienie na szyi Sigrid i westchnęła z zadowoleniem.
Inga sięgnęła po krzesło i podała Sigrid, która z wdzięcznością usiadła.
- Co
to za tajemniczy uśmiech? - zapytała Inga do
brodusznie.
- Coś mi się zdaje, że nie przyszłaś wyłącznie
z
powodu Emilii?
Sigrid spuściła wzrok i zarumieniła się gwałtownie, po czym oświadczyła uszczęśliwiona:
- Spodziewamy się dziecka!
Nowinie towarzyszył okrzyk radości, który tak zdziwił Emilię, że popatrzyła na przyrodnią siostrę zdumiona.
- To
wspaniale, Sigrid - wydukała Inga zaskoczo
na.
- Doprawdy...
Nic nie mogła poradzić na to, że się wzruszyła. Sigrid wreszcie wyglądała na szczęśliwą u boku Torsteina. Łzy napłynęły jej do oczu i gdyby nie pomrugała intensywnie, spłynęłyby jej po policzkach. Nie chciała być zbyt nachalna, odważyła się jednak stwierdzić:
- To
znaczy, że udało ci się odsunąć przykre wspo
mnienia
związane z kazirodztwem... To znaczy... - umilk
ła,
bo czy da się to w ogóle wyjaśnić?
Sigrid postawiła Emilię na ziemi i odparła zakłopotana:
83
- Chyba
tak. Nie zapomniałam, ale nie stanowi to już
przeszkody
w moim małżeństwie.
Sigrid nie musiała nic więcej mówić. Inga zrozumiała, że jej pasierbica odprężyła się przy Torsteinie. Czy mogło być coś wspanialszego, zwłaszcza że i Torstein odnalazł spokój i szczęście u boku swej żony?
Domyślam się, że Torstein jest dumny z tego, że zostanie ojcem - ciągnęła Inga z ożywieniem, by skierować rozmowę na tę wspaniałą nowinę.
Bardzo dumny - odparła Sigrid z zapałem. - Traktuje mnie, jakbym była z porcelany.
Inga pociągnęła ją lekko za warkocz.
No wiesz, jesteś taka delikatna i krucha, i budzisz w nim instynkt opiekuńczy. A jak tam Hedvig? Pewnie już szydełkuje z zapałem ubranka dla dziecka?
Hedvig jeszcze nie wie - odpowiedziała Sigrid nieśmiało. - Tobie chciałam pierwszej o tym powiedzieć.
Inga poczuła w sercu miłe ciepło, że Sigrid okazała jej tyle zaufania. Ucieszyło ją to bardziej, niż była w stanie wyrazić słowami. Była pierwszą osobą, z którą Sigrid podzieliła się nowiną, że oczekuje dziecka. Wprawdzie nie poczułaby się urażona, gdyby Hedvig została powiadomiona o tym wcześniej, ale wysoko ceniła ten gest ze strony Sigrid.
Spodziewasz się kogoś? - zapytała Sigrid, wskazując na nakryty stół.
Właściwie tak - odparła Inga. - Zaprosiłam mojego ojca. Dostałam bowiem właśnie od adwokata list dotyczący twojego spadku, Sigrid. Chcę mieć pewność, że wszystko jest załatwione jak należy, zarówno w twojej, jak i mojej sprawie, dlatego wolałabym, żeby dokumenty
84
przejrzał jeszcze mój ojciec. On się zna na tym lepiej ode mnie.
Sigrid westchnęła.
Rozliczenia spadkowe to nic przyjemnego, choć jestem przygotowana na to, że kiedyś to trzeba załatwić. Mimo to... Budzi to we mnie znowu bolesne wspomnienie, że nie mam już rodziców. Mama umarła już wiele lat temu, ale...
Traktuję cię, Sigrid, jak córkę - odparła Inga ze spokojem. - I mam nadzieję, że wiesz, iż w każdej sprawie możesz się zawsze zwrócić do mnie... Tak jak córka do matki.
Sigrid pokiwała głową zamyślona.
Tak Być może będę tego potrzebować. Jeśli przytłaczać mnie będzie jakieś zmartwienie i nie będę umiała sobie sama z nim poradzić. - Jej posmutniałe oczy znów nabrały blasku i dodała: - Ale teraz jest mi tak dobrze, że nie mogłoby być lepiej!
Miło usłyszeć - zapewniła ją jeszcze raz Inga i zaśmiała się, mówiąc: - Co ze mnie za gospodyni! Nawet ci nie zaproponowałam kawy.
I zanim Sigrid zdążyła zaprotestować, nalała kawy do filiżanek i jedną podsunęła pasierbicy.
- Proszę
bardzo - powiedziała, zdejmując lnianą ście-
reczkę.
- Poczęstuj się goframi.
Sigrid nie trzeba było długo namawiać.
- Och,
twoje gofry są jak zwykle pyszne - stwierdziła
zachwycona,
z apetytem pochłaniając każdy kęs. - Jesz
cze
nie odważyłam się upiec gofrów Torsteinowi - zwie
rzyła
się. - Zamierzam spróbować, kiedy nie będzie
Hedvig.
85
- Musisz
dodać dużo masła i śmietany - poradziła
Inga.
- Wtedy wyjdą ci chrupiące i smaczne.
Sigrid oblizała dżem z palca.
- Spróbuję
w takim razie - popiła łyk gorącej kawy
i
dodała: - Wiesz, Inga... Odwiedziłam cię jeszcze z inne
go
powodu.
Inga drgnęła, bo w głosie Sigrid pobrzmiewało zmartwienie. Jeszcze większy niepokój ogarnął ją, gdy zauważyła, jak twarz pasierbicy wykrzywiła się z dezaprobatą. Odchrząknąwszy dyskretnie, odezwała się:
- Ach tak.
Sigrid kręciła się nieswojo na krześle.
- Nie
wiem, czy powinnam - zaczęła z wyraźnym
poczuciem
winy. - Bo Ingebj0rg jest moją przyjaciółką.
Zresztą
tak samo jak ty. I szczerze mówiąc, nie wiem,
komu
to może pomóc, a komu zaszkodzić.
Inga powoli traciła cierpliwość. Sigrid ociągała się, ale w końcu zdecydowała się powiedzieć:
Wyjdziesz za mąż za Martina. Nie teraz, ale może za parę lat... Dlatego uważam, że powinnaś wiedzieć o jego romansie z Ingebjcrg.
Romansie? - przerwała jej Inga opanowana. - Z tego, co słyszałam, trudno to nazwać romansem.
Jesteś tego pewna? - zapytała Sigrid ostrym jak na nią tonem. - Ingebjorg mówiła co innego. Skoro jednak wolisz wierzyć Martinowi, to nie będę...
Nie, nie - przerwała Inga. - Chcę oczywiście wysłuchać obu stron. Dobrze wiedzieć jak najwięcej o człowieku, z którym chcę dzielić resztę życia.
Czemu to dla ciebie takie ważne? - skarciła się w du-
86
chu. Przecież oboje z Martinem umówiliśmy się, że nie będziemy rozgrzebywać przeszłości. Mimo to aż paliła się do tego, by dowiedzieć się więcej o jego związku z Ingebjorg. W końcu, usprawiedliwiała się w duchu, to nie jest taka stara sprawa. Oni się spotykali, gdy ja już byłam wolna.
Wcześniej zdawało mi się, że Martin specjalnie nie zabiegał o Ingebjorg, ale... - Sigrid postukała nerwowo palcami - ...wczoraj Ingebjorg opowiedziała mi nieco więcej i zrozumiałam, że miała prawo robić sobie nadzieje na to, iż Martin wybierze ją na żonę.
Jak to? Dlaczego? - zapytała Inga z sarkazmem. Postanowiła w duchu, że będzie miła i otwarta, by wydobyć od Sigrid jak najwięcej informacji, ale w przypływie zazdrości okazało się to trudne. Nie mogła uwierzyć, że Martin dał się oczarować córce Hedvig z 0vre Gull-haug, bo odniosła całkiem inne wrażenie, gdy jej o tym opowiadał.
Ingebjorg wspomniała, że ich spotkania były bardzo gorące. - Sigrid z początku mówiła głośno, ale po chwili znacznie ściszyła głos. Zawstydzona bawiła się brzegiem sukni.
Jak to gorące? - dziwiła się w duchu Inga poirytowana. Nie miała jednak siły dociekać, czy łączyła ich intymna bliskość. Sigrid na pewno i tak tego nie wie, zresztą Ingebjorg jest porządną dziewczyną. Chociaż... - zawahała się Inga w myślach. Może jest podobna do swojej mamy? A Hedvig w młodości nie odmawiała bynajmniej mężczyznom. Inga poczuła, że robi jej się gorąco, a czoło oblewa jej się zimnym potem.
Sigrid zaś, jąkając się, mówiła dalej:
- Chcę ci po prostu uświadomić, Inga, że Martin nie
87
jest taki niewinny, jak z pewnością utrzymuje. Nie bez powodu Ingebjorg przeżyła takie rozczarowanie, gdy się dowiedziała o waszym związku. Z tego, co mówi, domyśliłam się, że był wobec niej bardzo przyjazny, i nie tylko... Inga nie była w stanie dłużej powstrzymywać ciekawości.
Co chcesz przez to powiedzieć? Ze łączyły ich intymne stosunki? - Aż się zatrzęsła ze zdenerwowania, a zazdrość zapiekła ją mocno w sercu.
Nie, raczej nie sądzę - wymamrotała Sigrid przerażona. - Ingebjorg mówiła tylko o gorących pocałunkach i pieszczotach. O barwnych obietnicach i wierności po grób. Jak mogłaś w ogóle pomyśleć coś takiego o Ingebjorg, Inga? Przecież ona nie jest jakąś latawicą!
Oczywiście, że nie - mruknęła Inga i osunęła się ciężko na krześle. - Cieszę się, że mi o tym powiedziałaś, Sigrid - skłamała, bo tak naprawdę wszystko się w niej burzyło. Wolałaby, aby ta rozmowa nigdy się nie odbyła. - Nic nie powiem Martinowi. Chyba będzie najlepiej, jeśli to przemilczę. Mam tylko nadzieję, że będzie miał odwagę sam mi to wyznać.
Sigrid podziękowała za poczęstunek i obrzuciła Ingę uważnym spojrzeniem. Pożałowała, że opowiedziała jej o tym, było jednak już za późno.
Pozdrów ode mnie Kristiana - rzuciła zakłopotana na pożegnanie.
Dziękuję, pozdrowię - odparła Inga z przymusem. Powinna pożegnać się bardziej serdecznie, ale w głowie kotłowało jej się tyle różnych myśli. Ani Sigrid, ani Ingebjorg nie można obwiniać o to, co się stało, ale Martin...
88
Okłamał ją! No, może nie wprost, ale powinien przynajmniej wyjaśnić, co naprawdę łączyło go z Ingebjorg. Wolałaby usłyszeć o tym z jego ust, a nie dowiadywać się od pasierbicy w parę dni po tym, jak się wreszcie ze sobą pogodzili.
Zdrada! - wykrzykiwała w duchu. Zdrada, zdrada! Przyszło jej na myśl, by udać się do Storedal i zażądać od niego wyjaśnień, ale niestety nie mogła się teraz nigdzie ruszyć, bo lada chwila powinien pojawić się w Gaupås ojciec żeby przejrzeć dokumenty. Musi być wówczas na miejsca
8
Kiedy Inga odniosła do kuchni brudne filiżanki po kawie i zamierzała przynieść na tacy czyste, zwróciła nagle uwagę na kruki. Jedną rękę położyła na klamce i spojrzała na jesienne niebo. Słońce nie zaszło jeszcze za wzgórze, ale jego złociste promienie przyblakły.
Inga stanęła gwałtownie na schodach i przeszły ją ciarki. Nogi się pod nią ugięły i mało brakowało, a osunęłaby się bezwładnie. Szybko jednak przytrzymała się drzwi i błyskawicznym spojrzeniem omiotła siedzących na ławce w ogrodzie służących. Poprosiła Gulbranda i Eugenie, by zrobili sobie przerwę i odpoczęli przy kawie, kiedy przyjedzie Kristian. Dokumenty postanowiła przejrzeć z ojcem, gdy tych dwoje wróci do pracy.
Nikt nie zwrócił uwagi, że Inga stoi niczym skamieniała. Nie słyszeli, gdy otworzyła boczne drzwi, by przynieść świeżo zaparzoną kawę i śmietankę. Nie zauważyli więc także, jak pobladła, a na jej twarzy odmalował się strach, gdy patrzyła w stronę lasu. Zdawało jej się, jakby w jednej chwili ucichł wiatr i ptaki zamilkły - jak-
90
by znalazła się poza czasem i przestrzenią. Stała nieruchomo wpatrzona w czarne ptaki krążące nad lasem, nasłuchując ich ochrypłego lamentu. Ptaki zataczały wielkie koła, niektóre obsiadły wierzchołki drzew, inne machały skrzydłami, po czym pikowały gwałtownie w dół.
Traciła je z oczu, gdy sfruwały pomiędzy korony drzew, ale ich krakanie wwiercało jej się do uszu. Miała ochotę wypuścić z rąk to, co trzymała, zatkać uszy i wykrzyknąć z całych sił: „Nieee!" W głębi serca coś ją jednak powstrzymywało. Nie wolno jej tego uczynić! Nie może wykrzyczeć swego szaleństwa, a tym bardziej pozwolić, by ktoś zauważył jej strach.
Nikt się nie może dowiedzieć, dlaczego kruki tak ją przeraziły. Drapieżne ptaki, które rozszarpywały teraz ziemskie resztki Erlinga...
Inga przymknęła oczy, by zebrać w sobie siły. Zakoły-sała się groźnie, ale na szczęście nie straciła całkiem równowagi. To niemożliwe, przekonywała samą siebie. Z Erlinga na pewno niewiele pozostało. Koniec lata tego roku był wyjątkowo upalny... Zwłoki zdążyły się już rozłożyć, zaatakowane przez owady i inne robactwo. Nieznośne letnie upały usunęły raczej większość śladów.
Inga pomrugała oczami. Chrapliwe krakanie kruków na nowo wyzwoliło w niej koszmar. Obrazy przesuwały jej się w głowie, a pod ich wpływem mimowolnie się skuliła.
Właśnie wtedy Erling zrozumiał, że popełnił straszny błąd. Pobladł gwałtownie i wymachując rękami, rzucił się do ucieczki. Ten potężny mężczyzna biegł co sił w nogach, walcząc o swoje życie. Ona zaś siedziała na ziemi jak po-
91
rażona, zdając sobie sprawę, że Erling nie ma żadnych szans.
Czarnulka pogalopowała, dudniąc kopytami o drżącą ziemię, i szybko go dogoniła. Rozległ się jego głośny szaleńczy krzyk, który poniosło nad wierzchołkami sosen. Krzyk zabrzmiał niczym przeciągłe echo nad lasem, zagrzmiał nad łąką i odbił się głucho w sercu bigi...
Słyszała, jak Czarnulka tratuje mężczyznę, który był jej śmiertelnym wrogiem. Inga zawyła głośno, nie mogąc znieść straszliwych odgłosów łamanych kości...
Rzuciła ostatnie spojrzenie na grotę. Starannie okryte gałęziami ciało z zewnątrz było niewidoczne...
Powoli Inga doszła do siebie. Nie znała się zbyt dobrze na rytmie natury, nie miała pojęcia, jak w przyrodzie czyściciele usuwają padlinę. Ale zdawało jej się, że czas działa na jej korzyść. Zwłoki ulegają przecież rozkładowi.
Mdłości podeszły jej do gardła, przełknęła w panice parę razy, by nie zwymiotować. Poczuła silną zgagę, odchrząknęła. Za nic w świecie nie mogła się zdradzić przed innymi, jak źle się czuje.
Nigdy jeszcze nie widziała rozkładających się zwłok, ale wyobraziła sobie Erlinga, sinego i opuchniętego, trupi zapach nie do wytrzymania, robaki łażące po nim i wnikające do wnętrzności. Rany po twardych kopytach Czarnulki, zakrwawioną skórę, zabrudzoną, porwaną, śmierdzącą.
Tego brzemiennego w skutki dnia pojechała konno na łąkę. Urządziła sobie długą przejażdżkę. Trzymała się ścieżki, choć przez to nadłożyła drogi. Mogłaby przecież pocwałować wprost przed siebie, przez wały i rowy, a jed-
92
nak wybrała krętą ścieżkę. Erling zapewne domyślił się, że tak uczyni, sam zaś na łeb na szyję pognał przez las, by dotrzeć na miejsce niemal równo z nią. Och, że też ją znalazł... Skąd mogła wiedzieć, że Czarnulka go zaatakuje? Nie przewidziała, że klacz zechce dokonać zemsty na swym wrogu. Do głowy Indze nie przyszło, że w przeciągu paru minut zostanie wplątana w zabójstwo. Bo kiedy po godzinie opuszczała to miejsce na końskim grzbiecie galopem, zostawiła za sobą martwego mężczyznę. W desperacji ukryła jego zwłoki w grocie, zakryła je świerkowymi gałęziami i łudziła się, że ten występek nigdy nie wyjdzie na jaw.
Inga pozostawiła zmasakrowane ciało Erlinga dokładnie w tym miejscu, nad którym teraz krążyły kruki.
Serce łomotało jej w piersi, czuła dudnienie w skroniach, zdołała jednak zejść po schodach. Siedzący na ławce w ogrodzie służący nie powinni zauważyć, jakie gwałtowne uczucia i strach wyzwoliło w niej krakanie kruków. Nie mogą nabrać podejrzeń, że przypomniała sobie straszne zdarzenie sprzed tygodni.
-^ Jaki piękny wieczór - rzekła z udaną wesołością i postawiła tacę na stole w ogrodzie. Na szczęście zdołała się roześmiać, mimo że jej śmiech zabrzmiał sztucznie.
Kristian nachylił się, by sięgnąć po gofra posmarowanego dżemem i polanego śmietaną.
Inga zachęcała Eugenie i Gulbranda, by także się poczęstowali.
- Co za straszne hałasy! - odezwał się nagle Kristian poirytowany. Nie musiał tłumaczyć, bo wszyscy wiedzieli,
93
że chodzi mu o kruki. - Żeby tak zakłócać taki piękny jesienny wieczór!
No tak - odparł dobrodusznie Gulbrand. - Pewnie szukają pożywienia, w końcu to drapieżniki.
Z pewnością natknęły się na jakąś padlinę - przyznał mu rację Kristian, nieco spokojniejszy.
Tobie czasem nie brakuje żadnego zwierzęcia w stadzie? - zapytał uprzejmie Gulbrand. - Może padła jakaś zagubiona owca i stała się zdobyczą ptaków.
Kristian pokręcił głową.
Owce i krowy są bezpieczne w swoich zagrodach w oborze.
W takim razie kruki znalazły pewnie jakieś dzikie zwierzę - uznała Eugenie. - Zdechłego lisa albo łosia.
W każdym razie mam głęboką nadzieję, że nie roz-dziobują człowieka - skwitował ironicznie Kristian.
Ale jeśli ptaki rzeczywiście znalazły człowieka? - odważył się powiedzieć Gulbrand.
Co za bzdura! - wtrąciła się Inga przerażona, myśląc tylko o tym, jak skierować rozmowę na inny temat. - Przecież kruki nie atakują żywych ludzi. Nie są aż takie krwiożercze.
A skąd wiesz, że to żywy człowiek? - rzekł Gulbrand dziwnie ostro, mierząc Ingę uważnie swymi zielonymi oczami. - Może ptaki trafiły na trupa? Muszę przyznać, że przyszedł mi na myśl Erling... Nie wiadomo, co się z nim stało. - Jego słowa tylko wzmogły nieprzyjemny nastrój przy stole.
Inga osunęła się bezsilnie na ławkę. Nie była w stanie otworzyć ust ani wydobyć z siebie słowa. Gdzieś z daleka, jakby to w ogóle jej nie dotyczyło, słyszała, jak Gulbrand
94
rozmawia z Kristianem o zaginionym żniwiarzu. Wymieniali się różnymi teoriami na temat tego, co się właściwie mogło mu przydarzyć. Inga złożyła ręce i modliła się w duchu. Gdyby wtedy przywiozła ciało do dworu... Gdyby od razu opowiedziała prawdę...
- Po
co myśleć zaraz o najgorszym - uspokajał go Kri-
stian.
- Skąd wiadomo, że żniwiarz nie żyje? Może zwy
czajnie
miał dosyć Gaupås i poszedł w swoją stronę. Tacy
wędrujący
od dworu do dworu pracownicy dość łatwo
porzucają
pracę, gdy im się trafi coś nowego i ciekawsze
go-
Gulbrand poczekał, aż Kristian skończy, i podzielił się
swoimi wątpliwościami:
- Zastanawiałem
się nad tym. Jego kompan Bjernar
został
usunięty z dworu za to, że spowodował śmierć
Nielsa.
Możliwe, że Erling czuł się potem trochę osamot
niony,
ale... Dlaczego odszedł, nie zabierając ze sobą
swojego
plecaka? Nie pojmuję, czemu zostawił swoje
rzeczy
osobiste. I nie pożegnał się. Czemu odszedł tak
nagle?
Kristian milczał przez chwilę.
- Nie
znajduję odpowiedzi - rzekł w końcu. - Ale je
śli
stało się najgorsze... To znaczy... jeśli ten człowiek nie
żyje,
to czemu kruki krążą nad lasem? Mówiąc brutalnie,
minęło
tyle czasu i pewnie niewiele z niego pozostało,
o
ile...
Inga przełknęła ślinę i uchwyciła się blatu. Kręciło jej się w głowie. Miała wrażenie, że ziemia i niebo zlały się w jedno. Zrobiło jej się niedobrze, przed oczami ujrzała mroczki. Mało brakowało, a osunęłaby się na ziemię. Słyszała jednostajny szum, ciało miała jak z waty.
95
- Starczy
już! - nakrzyczała na nich Eugenie zagnie
wana.
- Nie dam rady dłużej słuchać o trupach, śmierci
i
rozkładzie zwłok. Sądziłam, że sobie posiedzimy i
miło
pogawędzimy
przy gofrach, a teraz całkiem odebrało mi
apetyt.
Nie chcę już słyszeć więcej o Erlingu.
Inga podniosła głowę. Dzięki Bogu, że ma Eugenie. Gdyby służąca wiedziała, od jakich tortur ją uwolniła.
Poczęstunek miał się już prawie ku końcowi. Inga i Kri-stian zamierzali się zagłębić w dokumenty nadesłane przez adwokata, a Eugenie posprzątała ze stołu w ogrodzie i weszła do budynku mieszkalnego. Gulbrand przyniósł ze stajni linkę, by przyprowadzić konie z pastwiska.
W tej samej chwili usłyszeli chrzęst żwiru. Inga podniosła wzrok zaciekawiona. Strach spłynął na nią niczym woda w źródle. Do dworu przybył lensman! Czego on tu chce? Teraz? Już z oddali widziała jego pomarszczoną i zagniewaną twarz. Przechyliła się w bok, by przyjrzeć się dokładniej, a na widok gromady mężczyzn ogarnęło ją przerażenie. Coś się musiało stać! - przemknęło jej przez głowę, inaczej lensman przyjechałby sam.
A czego on chce? - rzucił ojciec, który też zauważył towarzyszącą lensmanowi gromadę. Jego głos zdradzał niechęć do władzy.
Nie wiem - odparła Inga ochryple. Dłonie kleiły jej się od potu, więc bezradnie wytarła je w spódnicę.
Pani Gaupåsl - zagrzmiał lensman, zanim jeźdźcy zdążyli się zatrzymać.
Wołanie zabrzmiało w głowie Ingi niczym uderzenia spiżowego dzwonu. Chciała się odezwać, zachować jak
96
należy wobec przedstawiciela władzy, tymczasem milczała, nie ruszając się z miejsca.
Zrobiło się cicho, kiedy wszyscy przyjezdni zatrzymali konie. Lensman, nie zsiadając ze swego rasowego rumaka, wypowiedział słowa, które zawisły ciężko w powietrzu.
- Pani
Gaupås, zgłosił się jeden świadek. Tym razem
nie
chodzi o próbę pozbawienia życia pani, ale o... - zro
bił
sztuczną pauzę - ...ale o mężczyznę, który wcześniej
służył
u pani we dworze.
Chłodny wiatr przemknął przez dziedziniec. Indze zdawało się, że kłują ją tysiące ostrych sopli, a potem straciła czucie w całym ciele od czubka głowy po końce palców u nóg. W normalnych okolicznościach ucieszyłaby się, gdyby usłyszała coś nowego o Erlingu, ale nie w sytuacji, gdy wiedziała, że sama go zabiła/Kamienna twarz lensmana kazała jej przypuszczać, że stróż prawa także wie o wszystkim...
Ale jak? Jak to możliwe? - pytała samą siebie, gorączkowo szukając wyjaśnienia. Na łące nie było nikogo prócz niej i Erlinga. Przynajmniej tak jej się zdawało. A jeśli było inaczej, to dlaczego świadek zgłosił się dopiero teraz?
- Właśnie
odwiedziła mnie Ingebjorg z 0vre Gullh-
aug
- poinformował stanowczym tonem lensman. - Opo
wiedziała,
że to Erling napadł na panią podczas wesela
Sigrid
i Torsteina. To on skopał panią tak, że zabił dziec
ko.
Lensman ujął to tak brutalnie, że Inga zamrugała oczami. Przez cały czas starała się wyprzeć z pamięci, że straciła dziecko, które wnet miało się urodzić, ale czuła w sercu taką tęsknotę, jakby ktoś dźgał ją no-
97
żem. Biedne bezbronne dzieciątko, myślała oniemiała z bólu.
Równocześnie spłynęła na nią ulga i zdziwienie. Nic już z tego nie pojmowała. Przecież lensman przed chwilą mówił, że jego obecnośćnie jest związana z napaścią, jakiej padła ofiarą. Dlaczego więc rozgrzebuje stare rany?
Ingebjorg opowiedziała także, że widziała panią jadącą konno do lasu tego dnia, gdy byłem umówiony na rozmowę z pani parobkiem. I... - podsumował lensman, unosząc ostrzegawczo palec wskazujący - ...według słów Ingebjorg za panią podążył Erling...
I co z tego? - wyrwało się Indze. - Szczerze mówiąc, nie rozumiem, co pan sugeruje.
Lensman pochylił się w siodle, aż zatrzeszczała skóra.
Wydaje mi się to ze wszech miar dziwne, że parobek nie stawił się na umówione spotkanie. Dziwne też, że zniknął, podążywszy pani śladem...
A cóż to za bzdury? - zapytał Kristian zdegustowany. - Nie podoba mi się, lensmanie, jakim tonem zwraca się pan do mojej córki. Proszę lepiej powiedzieć wprost o wszystkim, co pan wie, zamiast nas tu zarzucać jakimiś wyssanymi z palca zagadkami. Bo z tego, co pan mówi, można by wysnuć wniosek, że podejrzewa pan Ingę o popełnienie jakiegoś przestępstwa.
Lensman podrapał się w brodę zamyślony.
Panie Svartdal, nie widzę innej rady, jak wyjaśnić panu, że... Istnieje wyraźne podejrzenie, że pańska córka zabiła żniwiarza, który pracował u niej we dworze.
Co? - zachwiał się Kristian, kierując swe kroki w stronę pana Thuesena. - A cóż to za podłe oskarżenie?
98
Pan Thuesen pociągnął wodze, a jego koń się cofnął.
Przypuszczamy, że pani Gaupås zabiła Erlinga z czystej zemsty. Za to, że przez niego straciła swoje dziecko. Zeznania świadka tylko mnie utwierdziły w takich przypuszczeniach.
Zeznania? - powtórzył szyderczo Kristian. - Chyba nie ufa pan córce Hedvig!
Owszem - mruknął lensman i ścisnął usta z niechęcią. - Poza tym sam od dawna podejrzewałem, że pańska córka coś ukrywa. W każdym razie - dorzucił na wydechu - razem z moimi ludźmi zauważyliśmy stado rozkrzyczanych kruków. Jeśli Erling został zamordowany, wystarczy udać się w tym kierunku, jaki wskazują ptaki. Spodziewamy się, że odnajdziemy go w lesie.
Kristian rozłożył ręce zrezygnowany. -Ja...Ja...
Triumfalny uśmiech na twarzy lensmana zdradzał całkowity brak współczucia.
- Arne!
- krzyknął głośno i kiwnął na parobka. - Pil
nuj
pani Gaupås! Nie wolno ci pozwolić, by uciekła. I nie
daj
się zagadać, nawet gdyby cię próbowała przekonywać.
Pod
żadnym warunkiem nie może zbiec.
Arne zbliżył się niechętnie. W jego niebieskich oczach kryła się ciekawość i niedowierzanie.
- Przyrzekam
- rzekł uroczyście, ale głosem zdradza
jącym
niepewność.
Pan Thuesen ostrzegł tymczasem cicho, ale złowieszczo:
- Proszę
tu być, pani Gaupås, kiedy wrócę. Porozma
wiamy
wtedy dłużej.
99
Dał znak swoim ludziom, którzy zawrócili konie i czekali na następny rozkaz.
- Najpierw przeszukamy las. Odwróćcie każdy kamień, przeszukajcie każdą grotę. Znajdziemy tego zabitego z zimną krwią człowieka!
9
Indze zdawało się, że świat zniknął w szarej mgle. Kiedy mężczyźni na koniach galopem opuścili dziedziniec, Inga osunęła się na kolana, z trudem usiłując złapać oddech. Zdawało się jej, że biegnie w jej kierunku służba, by zobaczyć, co się z nią dzieje, ale nie była w stanie zapanować nad własnymi emocjami. Nie była w stanie nic wyjaśnić. Nie miała siły wymyślać kolejnych kłamstw.
Została zdemaskowana.
Pan Thuesen niebawem odnajdzie zwłoki Erlinga, a wówczas ją przewiozą do dworu lensmana, gdzie zostanie uwięziona w areszcie i wystawiona na pogardę i szyderstwa aż do rozprawy sądowej. Może później zostanie przeniesiona do Drammen, do lepiej strzeżonego więzienia, gdzie mają więcej doświadczenia w pilnowaniu morderców. .. Morderców, kołatało jej w głowie i słyszała szyderczy śmiech.
Przez długi czas żyła w strachu, że ludzie domyśla się, że była zamieszana w śmierć Gudrun. Bo przecież była z nią, kiedy pasierbica spadła i zabiła się na miej-
101
scu. Miała też wyrzuty sumienia w związku ze śmiercią Erlinga, ale wmówiła sobie, że uda jej się uniknąć kary, bo poza nimi nie było na łące żadnych innych świadków.
Inga nie oglądała się za siebie, ale czuła obecność ojca, który całkiem zaniemówił, usłyszawszy skierowane przeciwko niej oskarżenia.
Skrzypiały skórzane zelówki, gdy bezradnie chodził w tę i z powrotem kilka metrów od niej. Jakie to szczęście, że nie słyszę jego myśli, westchnęła zrezygnowana, choć dolatywały do niej strzępki słów, które mamrotał pod nosem.
Z trudem dźwignęła się na nogi. Była tak wykończona i zdruzgotana psychicznie, że kręciło jej się w głowie i chwiała się. Przytrzymała się krzesła i po chwili, gdy już odzyskała nieco siły, skierowała się w stronę domu.
Nikt jej nie zatrzymał. Jak przez mgłę widziała służących, którzy stali jak skamieniali i obserwowali ją w zdumieniu. Na ciężkich, drżących nogach Inga doszła do kołyski, w której leżała Emilia. Córeczka nie spała. Na jej widok rozpromieniła się i uśmiechnęła serdecznie.
Jest już za duża na kołyskę, pomyślała nagle Inga. Za duża, by tu leżeć, gdy służba zajmuje się swoimi obowiązkami. Powinnam się nią więcej zajmować. Chyba już pora, by zaczęła mi towarzyszyć w moich codziennych zajęciach.
Jak w amoku wyjęła córeczkę z kołyski i przytuliła miękkie ciałko do swojej piersi. Emilia dziwnie szybko uspokoiła się, choć nie zawsze lubiła, by ją tulono.
Nagle pękły wszelkie tamy, które paraliżowały Ingę.
Zadrżała jej dolna warga, ale zacisnęła mocno usta
102
i z ogromnym wysiłkiem powstrzymała krzyk. Słone łzy popłynęły jej po policzkach i zwilżyły kąciki ust.
- Wybacz
mi, Emilio. Nie chciałam... - zawładnął nią
płacz.
Łza spadła na włosy dziecka. Córeczka jakby do
myślała
się, że niebawem stanie się coś strasznego, bo jak
nigdy
zachowywała się zupełnie spokojnie. - Mama nie
chce
cię porzucić, ale czasami to los za nas decyduje. Los,
na
który nie mam żadnego wpływu. Nie potrafię się mu
przeciwstawić
ani go w żaden sposób zmienić.
Głos jej się załamał i przemienił w szloch. Niemal desperacko tuliła dziecko, jakby nie mogła się nim nasycić. Musiała poczuć ciepło maleństwa, zanim będzie za późno.
W końcu opanowała się i pocałowała córeczkę leciutko w miękki pulchny policzek. Próbowała się uśmiechnąć uspokajająco, ale jej się to nie udało.
- Jesteś
mamy największym skarbem - wyszeptała
czule.
- Pamiętaj o tym!
Posadziła Emilię z powrotem w kołysce, a dziewczynka patrzyła na nią nieporuszona. Jej mina zdradzała zdziwienie, na szczęście jednak Emilia się nie rozpłakała.
- Kristiane
- odezwała się bezbarwnym głosem Inga do
służącej,
która weszła do kuchni i chwyciła ją za ramię. - Mu
szę
cię poprosić o przysługę. Zechcesz mi pomóc?
Kristiane pokiwała głową zalękniona.
- Oczywiście.
Jeśli tylko mogłabym coś zrobić...
Inga
jęknęła i spuściła głowę. Czuła się jak ostatni
nędznik, ale nie widziała innego wyjścia.
- Lensman
rozkazał Arnemu pilnować mnie, żebym
nie
uciekła. Zauważyłam, ostatnio, że łączy cię z nim coś
więcej
niż przyjaźń...
103
Kristiane oblała się rumieńcem, co tylko dodało jej uroku.
- Bardzo
się cieszę - uściśliła Inga. - Arne jest miłym
i
godnym zaufania człowiekiem. Z całego serca ci życzę,
byś
zaznała z nim szczęścia. Jemu możesz wierzyć. Ale te
raz
proszę cię... Czy możesz namówić Arnego, by mi po
zwolił
odejść...?
Inga podniosła głowę i popatrzyła służącej prosto w oczy.
Zamierzasz uciec? - spytała Kristiane.
Tak - padła stanowcza odpowiedź. - Choć może nawet nie będziesz musiała go prosić, by pozwolił mi uciec, zanim wróci lensman. Teraz pójdę porozmawiać przez chwilę z ojcem, a potem... - Inga odkaszlnęła. - Potem ucieknę. Rozumiesz powagę sytuacji?
Kristiane zacisnęła usta i skinęła głową.
Możesz przez chwilę porozmawiać z Arnem i odwrócić jego uwagę? - Inga wbiła błagalny wzrok w służącą.
Lensman twierdzi, że jesteś morderczynią - odezwała się Kristiane zamyślona. - Oskarżył cię, że zabiłaś Erlinga!
Zabolało ją, że służąca powtarza słowa pana Thuesena. Nie wiedziała, jak zareagować.
Pomogłam ci kiedyś, Kristiane. Mój dom był zawsze dla ciebie otwarty. Nie wypominam ci tego, broń Boże, ani nie uważam, że masz wobec mnie dług wdzięczności, ale proszę cię o tę jedną przysługę.
Dobrze - odpowiedziała Kristiane krótko. Nie była zła, raczej zdenerwowana i przestraszona. - Co zamierzasz zrobić? Przecież nie możesz się ukrywać przed lens-manem wiecznie.
104
Inga nic nie odpowiedziała. Uścisnęła jedynie z wdzięcznością dłoń Kristiane.
Świtał jej w głowie pewien plan. Na razie nie miała odwagi, by się go uchwycić, mimo to wiedziała, że wybór jest prosty.
Kristian czekał, szalejąc z niepokoju, i kiedy wreszcie Inga wyszła zaczerpnąć rześkiego wieczornego powietrza, ruszył pośpiesznie w jej stronę. Zabolało ją, gdy ojciec ścisnął jej rękę, ale już nic nie miało dla niej znaczenia. Nie odezwała się i nie sprzeciwiła, gdy Kristian pociągnął ją za sobą przez dziedziniec i zatrzymał się z dala od ciekawskich uszu służących.
Inga - zaczął z ociąganiem, a jego głos drżał w panice. - Powiedz, kochanie, czy zarzuty lensmana są słuszne? - I ciągnął dalej, nim zdążyła się obronić: - Nie próbuj mi wmówić, że moja córka własnoręcznie pozbawiła kogoś życia!
Za późno na błagania i wymówki, ojcze - odparła cicho Inga. - Jestem winna przestępstwa, za które teraz zostanę ukarana...
To o tym mi próbowałaś wcześniej powiedzieć? Wtedy, gdy potrzebowałaś pomocy, by zamknąć usta pastorowi Mohrowi?
Nie, nie - odparła ze smutkiem. - Wtedy Erling jeszcze żył w najlepsze.
Kristian zmarszczył brwi.
- Mówisz
tak, jakbyś wiedziała, że parobek nie żyje.
Inga
walczyła ze sprzecznymi uczuciami. Tak bardzo
pragnęła szukać pociechy w barczystych ramionach ojca, opowiedzieć mu o wszystkim, co się wydarzyło, ale nie miała odwagi. Komu ma zaufać? Na skraju załamania
105
uświadomiła sobie, że równie dobrze może mu wszystko wyznać. Nawet silny Kristian Svartdal nie może przełamać tego impasu. W tej sprawie na nic się zda jego grzmiący, nienawistny ton i surowe spojrzenie, które potrafiło większość ludzi przygwoździć do ściany, czy też temperament, który nakazywał ludziom milczeć.
W jednej chwili Inga podjęła decyzję. Ojciec nie może pozostawać dłużej w niewiedzy. On musi się dowiedzieć, co zrobiła. Nie zawsze był dla niej miły, dobrze to pamiętała, ale ciężko mu będzie znieść jej milczenie.
- To
nie było zaplanowane, ojcze - chlipnęła. - Er-
ling
śledził mnie, kiedy się wybrałam na konną przejażdż
kę.
A Czarnulka stratowała go na śmierć. Zemściła się za
to,
że ją kiedyś skatował. Próbowałam ją powstrzymać,
ale
bezskutecznie.
Inga oparła się o płot i wybuchnęła płaczem, nie bacząc na wstyd.
- Czarnulka
zabiła Erlinga? - W głosie Kristiana
pobrzmiewało
niedowierzanie. - Słyszałem już nieraz,
że
koń rzucił się na swego oprawcę. Ale naprawdę zdołała
go
zabić? - Potarł rozpaczliwie czoło.
- Tak
- odparła Inga, wzruszając lekko ramionami.
Wtedy
Kristian roześmiał się nieoczekiwanie.
- W
takim razie nie musisz się niczego obawiać, Ingo.
Lensman
nie może cię oskarżyć o morderstwo. To był wy
padek!
Inga skubała nerwowo gałązki poprzetykane pomiędzy sztachetami.
- Zrozumiałam
to później. Ale wtedy wpadłam w pa
nikę.
Powinnam była przywieźć ciało Erlinga do dworu.
Zamiast
tego jednak... ukryłam zwłoki pod gałęziami.
106
- Gdzie,
Inga? Gdzie? - zapytał ojciec z naciskiem,
dysząc
nerwowo. - Powiedz mi! Może zdążę dotrzeć tam
przed
lensmanem i lepiej ukryję ciało. Wtedy lensman ni
gdy
nie zdobędzie dowodu. - Kristian poczerwieniał na
twarzy
z ożywienia.
Wątła nadzieja przemknęła w jej sercu.
Zrobiłbyś to? - zapytała, ale zaraz jej optymizm zgasł. - To na nic. Nie zdążysz już przed nimi.
Skąd możesz wiedzieć! - nakrzyczał na nią Kristian ze złością. - Przecież nikt lepiej ode mnie nie zna lasów w Botne.
On leży... leży w grocie w pobliżu tej rozległej łąki - chlipnęła Inga. - Przed jeziorkiem Orebergvannet.
Między górskimi szałasami w Nordre Leken i Czerwonym Bagnem?
Taak. Znasz to miejsce?
Pewnie, że znam - odparł Kristian bezradnie, obserwując krążące w powietrzu kruki. - Jeśli mi się uda ukryć zwłoki, musi to pozostać naszą tajemnicą. Przyrzekasz?
Tak - odparła Inga zawstydzona. Zaskoczyło ją i uradowało, że ojciec chce ją wesprzeć, ale nie miała serca powtórzyć, że to wszystko nadaremne. Lensman ją osaczył. Nie uniknie już kary ani za śmierć Erlinga, ani za wypadek Gudrun. Spoczęło na niej oko sprawiedliwości.
BezmyślnadziewuchoI-strofowałjąKristian.-Trzeba było zachować rozsądek i od razu o wszystkim powiedzieć. Wówczas sąd wziąłby pod uwagę okoliczności łagodzące. Nie pojmuję, że ty...
Prawda popłynęła z jej ust niczym opadające z hukiem
107
wody wodospadu. Nie była już dłużej w stanie powstrzymywać tajemnic które od ponad roku dźwigała w samotności.
Jakbym wyjaśniła wówczas, ojcze, że... - zaśmiała się histerycznie - .. .że mam na sumieniu więcej niż jedno życie? Lensman krążył już wokół mnie od świąt Bożego Narodzenia. Kiedy zginęła Gudrun!
Trudno się dziwić, przecież musiał ustalić fakty w związku z wypadkiem. Czy stało się to naturalnie, czy nie. To wszystko trzeba zgłosić.
Inga czuła, jak wzbiera w niej frustracja. Przed oczami migotał jej zamglony krajobraz. Zrobiło jej się słabo i mdło. Uchwyciła się mocniej chropowatych sztachet, aż kora podrapała jej dłonie.
- Nie
rozumiesz! - syknęła, a po czole spłynął jej pot. -
Gudrun
też zabiłam.
Inga wpatrywała się w ojca szklistym wzrokiem. On zaś cofnął się gwałtownie i nie uczynił najmniejszego gestu, by powstrzymać córkę, która obróciła się na pięcie i pobiegła zboczem w dół. Uniosła dół spódnicy i biegła tak szybko, jakby chodziło o życie.
Dwa męskie głosy wołały za nią po imieniu. Rozróżniła głos ojca, wściekły i zdenerwowany, a także Arnego, niepewny i wzburzony. Inga biegła bez celu i tylko jedno wiedziała na pewno: nie da się złapać.
Kristian stał przez chwilę zdezorientowany, zaraz jednak się ocknął. Boże, nie pozostaje mu nic innego jak uwierzyć w to, co Inga mu niechętnie wyznała. Niemożliwe, by tak to było, jęczał w duchu. Niemożliwe, by jego córka
108
była morderczynią. Nie Inga... Ale szyderczy głos mówił mu, że córka przecież odziedziczyła po nim temperament. On także w młodości reagował gwałtownie i bezmyślnie. Ale żeby była zamieszana w dwa morderstwa... Nie, tego nie był w stanie objąć swoim rozumem.
Przez moment zastanawiał się, czy za nią nie pobiec. Szarpnąć ją za ramię i nakazać czekać na lensmana. Czy nie rozumie tego, że uciekając, wpędza się w dodatkowe kłopoty? Lensman zapewne tylko się utwierdzi w swych podejrzeniach, kiedy usłyszy, że Inga zniknęła.
Kristian poznał, że Arne myśli o tym samym. Jasnowłosy młokos ruszył w pogoń za Ingą, która miała parę metrów przewagi.
- Arne!
- zawołał władczo. Ale stajenny albo nie sły
szał,
albo go nie chciał słyszeć, bo gonił zaciekle za gospo
dynią.
- Arneee!
Wołanie rozległo się w całym dworze i parobek wreszcie zareagował. Arne zwolnił i zatrzymał się bezradnie. Pochylił się i oparł dłońmi o kolana, dysząc ciężko.
Kristian ruszył pośpiesznie w stronę pola.
- Proszę
cię, Arne. Pozwól Indze pobiec.
Chłopak
przyjrzał mu się uważnie z głupią miną na
poczerwieniałej twarzy.
- Ale...
Żadne ale - przerwał mu Kristian. - Daj mi szansę jej pomóc bardzo cię proszę... - Rozpacz rozdzierała mu serce, ale Arne tego nie zauważył. - Daj mi szansę jej pomóc...
Nic nie rozumiem - wyrwało się Arnemu. - W jaki sposób chcesz )t) pomóc? Pan Thuesen powiedział,
109
że Inga dopuściła się przestępstwa. Poważnego przestępstwa...
- Dziękuję,
wystarczy już - odparł Kristian zdysza
ny,
unosząc ręce. Bolało go, gdy słyszał, że inni widzą już
w
Indze morderczynię. - Wezmę na siebie całą winę za
ucieczkę
córki - uspokoił chłopaka. - Lensman nie będzie
mógł
ci nic zarzucić. Przysięgam! - Opuścił ręce i podał
dłoń
Arnemu.
Arne zakłopotany przez chwilę grzebał czubkiem buta w ziemi, a potem rozpromienił się i uścisnął wyciągniętą do niego dłoń.
Najlepiej by było oczywiście, gdyby ci się udało oczyścić Ingę z zarzutów. Ona zawsze była dla nas dobra i miła...
Uczynię, co w mojej mocy - obiecał Kristian, choć w całym ciek odczuwał niepokój. Ucieczka Ingi przeraziła go bezgranicznie. A właściwie przede wszystkim to jej spojrzenie... Dostrzegł w nim rezygnację, ale też jakiś ostrzegawczy sygnał. Coś jakby tęsknotę za śmiercią... Wewnętrzny głos podpowiadał mu, że najpierw powinien się zająć Ingą, ale zwlekał. Spojrzał na niebo i zobaczył znów krążące nad lasem kruki. Nie! Musi uprzedzić lens-mana i ukryć zwłoki Erlinga. Jeśli nie zdąży, i tak nic już nie uratuje jego córki.
Kristian wahał się targany wątpliwościami, w końcu jednak podjął decyzję. Rezolutnie pośpieszył do stajni, zdjął ze ściany łopatę i odwiązał Srebrnego Księcia. Wyprowadzając go, pilnował, by łopata przylegała do końskiego boku i nikt jej nie zauważył. Lepiej, żeby służba w Gaupås nie widziała, że zabrał ją ze sobą.
Przy domku dla służby dosiadł konia i dał mu ostrogę.
110
Srebrny Książę ruszył galopem, ale Kristian wciąż go poganiał. Wiedział, że nie ma czasu do stracenia. Za wszelką cenę musi odnaleźć ciało Erlinga przed lensmanem i jego ludźmi...
10
Inga czuła w ustach smak krwi. Korciło ją, by się położyć i odpocząć, ale uciekała niczym spłoszone zwierzę. Odgarniała gałęzie, by nie uderzały jej w twarz. Zahaczyła spódnicą o jakiś kolczasty krzew i usłyszała odgłos dartej tkaniny. Przez dziurę przeniknął chłodny powiew wiatru.
Ciężko dysząc, wdychała zimne powietrze, a w piersi czuła ból. Nie przywykła do takiego wysiłku. Oszołomiona i zrozpaczona gnała naprzód, choć już nie tak szybko jak z początku. Z lękiem obejrzała się za siebie. Podczas ucieczki nie miała odwagi sprawdzić, czy ktoś ją goni, bojąc się, że pomyli kierunek i straci cenny czas.
Wiedziała, że Arne biegł za nią kawałek, ale Kristian go zawołał. Nie rozumiała do końca reakcji ojca. Może po prostu wolał, by uciekła lensmanowi? Na pewno o to mu chodziło, pomyślała, czując, jak rzęzi jej w piersi. Potem pewnie będzie żałował i wyrzucał sobie, że tak zadecydował, ale pocieszy się tym, że działał w dobrej wierze.
Ojciec z łatwością mógłby wskoczyć na konia i ją do-
112
gonić, ale tego nie uczynił. Ingę ciekawiło, co teraz przedsięwziął. Niestety, tego się nigdy nie dowie.
Niedaleko Svartdal skręciła w niemal całkiem zarośniętą ścieżkę. Ze smutkiem przypomniała sobie, jak przychodziły tu z Emmą.
Och, Emmo, Emmo, śpiewało jej w duszy. Emmo, która zawsze pragnęłaś dla mnie jak najlepiej...
Inga wspięła się na wysokie gołoborze pokryte wielkimi głazami. Kiedy już znalazła się wysoko na szczycie, zakręciło jej się w głowie. Pod nią rozpościerała się głęboka przepaść. Popatrzyła w dół, ale nie czuła strachu.
Zupełnie jakby zamknęło się koło, pomyślała, czując w uszach dudnienie. Na Moseplassen zginął mały Jorgen i ona też tu postanowiła sobie odebrać życie.
Kristian odczuwał coraz większy niepokój, dlatego poganiał wciąż Srebrnego Księcia, aby biegł szybciej i szybciej. Koń szarpnął łbem, by mu poluzować wędzidło, ale Kristian poznawał, że zwierzę rozumie. Poluzował więc wodze, a koń już po chwili znacznie przyśpieszył. Kamienie i ścieżki, wysokie i niskie zarośla w szaleńczym pędzie przesuwały się Kristianowi przed oczami. Na szczęście było tego dnia sucho, a poszycie leśne pozostawało miękkie. Kristian nawet nie miał odwagi myśleć, co by się mogło stać, gdyby koń się poślizgnął na śliskiej nawierzchni.
Rzadko kiedy Kristian czuł taki niepokój wewnętrzny. Coś mu mówiło, że powinien teraz szukać Ingi, a nie galopować w stronę groty... Mimowolnie pociągnął lejce, na co Srebrny Książę zareagował i jechał teraz spokojniejszym tempem. Może powinien zawrócić? Czy słusznie
113
postąpił, pozwalając je) uciec? Jęknął, bo mądry po szkodzie uświadomił sobie, że lepiej by było, gdyby Inga została w Gaupås pod czujnym okiem Arnego. Wiedziałby przynajmniej, że nie zrobi sobie nic złego. Tak powinienem był postąpić, myślał Kristian, strofując się w duchu. Mógłbym wówczas szukać porzuconych zwłok Erlinga, nie bojąc się o nią... Najważniejsze, żeby zdążyć dotrzeć do groty przed lensmanem i jego ludźmi.
Mało brakowało, by zakończyło się to tragicznie, bo na wąskiej ścieżce Kristian natknął się na innego jeźdźca. Nie zdążył się zorientować kto to, ale na szczęście w ułamku chwili zdołał skierować konia w bok do rowu, a potem wystarczył jeden sus, by zwierzę znów znalazło się na ścieżce. Niechętnie zatrzymał konia. Wprawdzie bardzo się śpieszył, ale przecież musiał sprawdzić, czy jeździec nie odniósł jakichś ran i czy nie stracił kontroli nad swoim koniem.
Kiedy zobaczył, kim jest ów jeździec, poczuł się tak, jakby cios trafił go w brzuch tuż poniżej żeber. Laurens! Ach, czemu akurat musiał się natknąć na swojego byłego szwagra? Na bladożółtej twarzy Laurensa malował się szok. Kiedy Kristian rozeznał się w sytuacji i stwierdził, że koniowi ani jeźdźcowi nic nie dolega, cmoknął na Srebrnego Księcia. Koń posłusznie ruszył przed siebie, a Kristian przymknął oczy z ulgą. Najpewniej Laurens wstrzymywał wciąż swojego konia, bo słychać było tylko odgłos kopyt Srebrnego Księcia.
To stało się nagle, pod wpływem impulsu, bo Kristian, nie zdążywszy się nawet zastanowić nad tym, co robi, krzyknął: „Prr!", i koń go posłuchał natychmiast. Obrócił się posłusznie, skoro tak mu nakazano. Z pozornym spo-
114
kojem Kristian podjechał do Laurensa. Nie patrząc byłemu szwagrowi w oczy, odezwał się niepewnie:
- Wydaje
mi się, że powinieneś mi pomóc, Lau-
rens...
Nie podniósł wzroku, zauważył jednak, że dłonie Laurensa drgnęły.
Ja?
Tak, ty! - burknął Kristian, ale zaraz się opanował, bo nie było czasu na rozgoryczenie. Od lat był wobec niego opryskliwy, a z czasem jego nastawienie do Laurensa nie uległo zmianie na lepsze. Teraz jednak powinien o tym zapomnieć, bo jak sobie z irytacją uświadomił, potrzebował jego pomocy.
Mam pewną sprawę do załatwienia... A Inga zniknęła.
Zniknęła? - powtórzył Laurens przerażony. - Dlaczego?
Kristian zacisnął usta. Nie mógł przecież opowiedzieć Laurensowi o oskarżeniach lensmana wobec córki. Nie wiadomo, po czyjej stronie opowiedziałby się Laurens.
- Zdaje
się, że dowiedziała się czegoś od Ingebjorg
i
zareagowała tak gwałtownie - odparł Kristian, tłuma
cząc
się w duchu, że to prawda, i uchwyciwszy się tego ni
czym
tonący brzytwy, dodał z gniewem: - Z tego, co wiem,
Hedvig
i Ingebjorg znów rozpuściły plotki. Zresztą właś
ciwie
mnie to nie dziwi!
Laurens zastanawiał się głośno:
- Niedawno
Hedvig zaproponowała, żeby Mar
tin
ożenił się z jej córką. Ale Martin odmówił, ponie
waż...
- Laurens pochylił głowę upokorzony - ...po-
115
nieważ kocha Ingę. Jak rozumiem, wiesz już, Kristianie, że tak czy inaczej szykuje się ślub mojego syna i twojej córki.
Kristian pokręcił głową niczym wściekły byk. Owszem, wiedział o tym aż nadto dobrze. Wolał jednak nie protestować w tej chwili zbyt gwałtownie.
Wiem, wiem - zbył to z pozorną rezygnacją. - Ale o tym porozmawiamy później. Teraz najważniejsze jest odnalezienie Ingi. Boję się, że zechce sobie coś zrobić.
Z zazdrości? - spytał z powątpiewaniem Lau-rens. - Być może dowiedziała się czegoś, co powinna usłyszeć od Martina, nie wiem, ale Inga jest przecież taka rozsądna. Nigdy by...
Kristian stracił cierpliwość.
Laurens - rzucił błagalnie. - Nie jest tak, jak myślisz! Inga uciekła z Gaupås kompletnie rozbita. Nie wiem dokąd, ale w jej spojrzeniu widziałem desperację. Boję się, że gotowa jest odebrać sobie życie.
Naprawdę?
Tak! Dlatego proszę cię, Laurens, znajdź ją! Znajdź moją córkę, zanim będzie za późno!
Laurens zamarł, ale wyglądało na to, że wreszcie do niego dotarło.
- Jak chcesz, Kristian. Jak chcesz!
Kristian skinął tylko, zawrócił ponownie Srebrnego Księcia i pogalopował jak szalony w głąb lasu.
Laurens kompletnie oszołomiony skierował się do Store-dal. Po raz pierwszy przez wszystkie te lata Kristian się do niego odezwał. No, niezupełnie. Nieraz rzucał mu kąśliwe
116
uwagi. Teraz jednak sam z siebie zwrócił się do niego, i to z przyjaźnią w głosie.
Właśnie to uświadomiło mu, że Inga jest w niebezpieczeństwie. Kristian nigdy by się do niego nie odezwał, gdyby było inne wyjście. Jestem ostatnim człowiekiem na ziemi, do którego chciałby się zwrócić o pomoc. Mimo wszystko, pomyślał Laurens, gdy jego oczom ukazało się Storedal, kiedyś stanowiliśmy rodzinę. Możliwe, że Kristian nie miał odwagi prosić o pomoc kogoś innego.
Poza tym coś mu nie pasowało w wyjaśnieniach gospodarza ze Svartdal. Nie podejrzewał go o kłamstwo, ale czuł, że nie usłyszał od niego całej prawdy. Inga uciekła zapewne z innych powodów, nie tylko pod wpływem zazdrości. Świadczył o tym zdenerwowany głos Kristiana. Twierdził, że Inga wpadła w panikę, ale on też był bardzo wzburzony. A Kristiana niełatwo wytrącić z równowagi.
Laurens nie miał pojęcia, gdzie szukać Ingi. Ale może Martin będzie wiedział? Zostawił konia stajennemu i pośpieszył do budynku mieszkalnego.
Martin! Martin!
Tu jestem, ojcze - odezwał się Martin ze spokojem z izby. Zrobił sobie przerwę od codziennych zajęć i przeglądał gazety.
Chodzi o Ingę! - zawołał Laurens.
Martin rzucił gazetę i zerwał się na równe nogi.
Stało się coś złego? - zapytał, a krew uderzyła mu do głowy.
Nie wiem - przyznał się Laurens. Nie zamierzał przerazić syna, ale zniknięcie Ingi budziło jego niepokój. Nietrudno było zauważyć, że synowi przypomniało się natychmiast, jak Inga ruszyła na ratunek Gudrun, pod
117
którą załamał się lód. Wtedy życie Ingi wisiało na włosku.
Kristian zatrzymał mnie po drodze. Jechał konno. Powiedział tylko, że Inga uciekła z Gaupås po tym, jak Ingebjorg powiedziała jej...
Ale co takiego? - zapytał Martin zdenerwowany. - Przecież ja niczego nie ukrywałem przed Ingą.
Nie, Kristian nic takiego nie mówił, przeciwnie, odniosłem wrażenie, że Inga uciekła z innego powodu, dużo poważniejszego.
Z pewnością masz rację. W innym przypadku Kristian nigdy by się do ciebie nie odezwał. To musi być naprawdę jakaś poważna sprawa.
Właśnie - potwierdził Laurens. - Musimy ją odszukać, Martin. Może pojechałbyś do 0vre Gullhaug i wydusił wszystko z Ingebjorg. Jestem pewien, że wie, dlaczego w Gaupås jest takie zamieszanie. A ja poszukam Ingi tu w okolicy.
Dobrze - odparł Martin, narzucając na siebie ubrania.
Hedvig nie powitała Martina równie serdecznie jak wtedy, gdy przyszedł odpowiedzieć, czy zgadza się poślubić Ingebjorg. Sądziła wówczas, że przyjmie wspaniałomyślną propozycję, srodze się jednak zawiodła.
Na opalonej twarzy Hedvig pojawiła się chłodna i odpychająca mina.
No - zaczęła niemiło. - Co cię tu sprowadza? Martin, nie zsiadając z konia, odparł:
Chciałbym porozmawiać z Ingebjorg.
118
Na te słowa w kącikach ust gospodyni dworu pojawił się chytry uśmiech.
A, pewnie żałujesz teraz swojej decyzji. Jednak wolałbyś poślubić Ingebjorg.
Nie bądź niemądra - odgryzł się Martin twardo. Zależało mu, by jak najszybciej rozmówić się z Ingebjorg, i nie miał cierpliwości wysłuchiwać gadania Hedvig.
Pewnie dowiedziałeś się już, co się wydarzyło w Gaupås - ciągnęła niezrażona Hedvig triumfującym tonem, w którym pobrzmiewała groźba. - Zwróć się do lensmana, to dowiesz się wszystkich szczegółów o tym, czego dopuściła się twoja przyszła żona!
Podeszła bliżej konia, wygrażając pięściami. Martin zesztywniał.
O czym ty mówisz? - wydobył z siebie szeptem.
A o tym, że Inga jest podejrzana o morderstwo. Nie wiedziałeś? - zaśmiała się Hedvig zadowolona. - Nie będę cię dłużej męczyć, Martin. Możesz porozmawiać z moją córką.
Nie, poczekaj! - zawołał Martin gorączkowo, kiedy Hedvig odwróciła się plecami i zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę domu. Nie był bowiem taki pewien, czy Ingebjorg zechce mu o wszystkim opowiedzieć. Hedvig zaś nie kryła radości, że przeciwko Indze skierowano takie poważne oskarżenie, i widać było, że aż się pali, by mu to wszystko rzucić w twarz.
Hedvig niemal przez pół drogi ciągnęła siłą córkę, która wreszcie stanęła przed Martinem z naburmuszoną miną.
- Powiedz
temu głupcowi, na jaką kobietą marnuje
swój
czas! - nakazała córce, zaraz jednak sama podjęła
119
Hedvig. - Ingebjorg bardzo przeżyła, to, że ją odtrąciłeś, lepiej więc, byś nie rozjątrzał starych ran. Odtrąciłeś coś cennego, Martin, i zdaje się, że w końcu to do ciebie dotarło. Wybrałeś Ingę. Teraz nawet się z tego cieszę. Bo moja córka jest dla ciebie za dobra!
Paplanina Hedvig przypominała mu gdakanie w kurniku, do którego się zakradł lis. Martin z trudem się powstrzymał, by nie kazać jej zamilknąć.
Ingebjorg - podjął jeszcze jedną próbę. - Pomyśl, jak postąpiłaś wobec niewinnego człowieka! Inga może spędzić za murami więzienia wiele lat, jeśli zostanie skazana na podstawie twoich oskarżeń.
Bez powodu jej nie ukarzą - rzuciła Hedvig nader wyniośle.
Zamilcz lepiej! - wybuchnął Martin. - Jeszcze jedno twoje słowo, pani Gullhaug, a własnoręcznie pchnę cię do gnojówki! Rozmawiam z Ingebjorg, a nie z tobą! - Wściekłość minęła równie szybko, jak się pojawiła. Zrozpaczony zerknął na Ingebjorg. - Proszę cię, moja droga, cofnij swoje oskarżenia.
Ingebjorg wykręcała spocone palce. Dręczona poczuciem winy, pokiwała głową, ale kiedy zwróciła się do niego, dostrzegł jej skrzywdzone spojrzenie.
- Chciałabym
móc to uczynić, Martin, ale jest już za
późno.
Wszystko, co powiedziałam, jest zgodne z prawdą.
Lensman
tak samo jak i ja jest przekonany, że Inga popeł
niła
przestępstwo, w związku z którym prowadzone jest
śledztwo.
Wątpliwe, by to nie ona zamordowała Erlinga.
Martin omal nie spadł z siodła. Czuł się tak, jakby nie miał sił utrzymać się prosto. Popatrzył w niebo i zauważył gromadę hałaśliwych kruków. Czy te drapieżne ptaki po-
122
lowały na to samo co lensman? Czy krążyły wokół zwłok Erlinga?
O Boże, nie mógł wprost w to uwierzyć! Wstrząśnięty i oniemiały cmoknął tylko na Gniadosza. Jedyne, co można teraz zrobić, to znaleźć Ingę. A dalej już wszystko w rękach pana Thuesena. To on zadecyduje o je) dalszym losie.
11
Nie zdążę! Nie zdążę! - dźwięczało Kristianowi w głowie. Zerkał na ścieżkę i pilnował, by Srebrny Książę przypadkiem nie stratował przygodnego wędrowca, a równocześnie ustalał swoje położenie i kierunek, spoglądając na hałaśliwe kruki unoszące się w powietrzu kilkaset metrów w prawo od niego.
Dzięki temu, że Inga bardzo dokładnie określiła, gdzie leżą zwłoki Erlinga, mam przewagę, uspokajał się w duchu. Ludzie lensmana na pewno też dotrą do tego miejsca, kierując się według kruków, ale oni szukają po omacku. To pozwoli mi zyskać cenny czas.
Koło łąki Kristian zeskoczył z konia i pociągnął wodze nad końskim łbem. Srebrny Książę zrazu protestował, niezadowolony z innego niż zazwyczaj traktowania, ale na szczęście dał się poprowadzić. Kristian zmusił go, by wszedł w gęsty las świerkowy, i uwiązał do pnia.
Kiedy Kristian zobaczył grotę, zatrzymał się i na moment zamknął oczy. Zmęczony poczuł, jak go mdli, i otarł czoło. Spodziewał się makabrycznego widoku i wiedział,
124
że czeka go nadludzki wysiłek, żeby przenieść stąd ciało, ale czy miał inny wybór? Nie, o ile chce wyrwać Ingę z tego straszliwego potrzasku, w którym się znalazła.
Nic nie myśl i nie zwlekaj! - upomniał się Kristian z zawziętością. Po prostu działaj niezłomnie, odsuń od siebie wszelkie doznania, bo inaczej oszalejesz przez to, co musisz zrobić...
Gromada kruków wyfrunęła z groty, gdy się zbliżył. Ptaki krakały głośno, zupełnie jakby je rozgniewało, że muszą oddalić się od takiej zdobyczy. Kristian jednak im nie współczuł. Podchodził, wymachując szpadlem, na co ptaszyska podrywały się z głośnym lamentem.
W grocie panował smród nie do wytrzymania. Poka-słując, Kristian zdjął z szyi chustkę i zawiązał ją sobie wokół twarzy, zakrywając nos i usta. Najchętniej zakryłby i oczy, ale nie mógł przecież działać po omacku.
Zdecydowanie wszedł na czworakach do groty, ale zaraz równie szybko się wycofał. Podbiegł za świerki i zwymiotował. Zgięty wpół, usiłował złapać oddech, podczas gdy żołądek dosłownie wywracał mu się na drugą stronę. Śniadanie zdążył już częściowo strawić, ale gofry jeszcze się nie rozłożyły pod wpływem kwasów w żołądku. Pośpiesznie zakrył wymioty mchem i liśćmi, otarł łzy, które spłynęły mu po policzkach po gwałtownej reakcji organizmu, i podjął kolejną próbę.
Tym razem poszło lepiej, myślał zdesperowany, z ogromnym wysiłkiem wydostając na zewnątrz zwłoki mężczyzny w zapadający wieczorny zmierzch. Zmusił się, by nie patrzeć. Kierując wzrok ślepo przed siebie, przerzucił przez ramię na wpół rozłożone ciało.
Na chwiejnych nogach, odchylając rękę, by nie stracić
125
równowagi, podążył pośpiesznie w stronę swojego konia. Z ciężkim westchnieniem przełożył ostrożnie ciało Erlin-ga przez koński grzbiet. Srebrny Książę, spłoszony, tłukł kopytami w miękkie leśne podszycie, ale na szczęście nie zarżał. Ten mężczyzna groził mojej córce, pomyślał Kristian z gniewem. Ale zmarłym należy się szacunek.
Kristian miał nadzieję, że koń postoi spokojnie, sam zaś wrócił szybko do groty i zerknął do środka, gdzie leżało sporo połamanych gałęzi. Zapewne Inga przytaszczyła je, by lepiej ukryć ciało. Kristian wyjął je wszystkie i przez moment stał bezradnie, zastanawiając się, co z nimi zrobić. Zaraz jednak znalazł dobry schowek. Ukrył zielono-brązowe gałęzie pod starym, spróchniałym świerkiem, który pod naporem wiatru i niepogody osunął się na ziemię. Uznał, że nikt ich tam nie zauważy. Bał się pozostawić gałęzie w grocie, bo obawiał się, że na nich znajdują się zakrzepłe plamy krwi. Wolał więc nie ryzykować.
W chwili gdy Kristian przywiązał szpadel do siodła i upewnił się, że ciało nie ześlizgnie się z końskiego grzbietu, usłyszał głosy wielu ludzi. Zastygł i zakrył pysk koniowi. Ze strachu zacisnął zęby i przeszły go ciarki.
Lensman i jego ludzie dotarli właśnie do łąki. Jeśli go teraz zauważą z ciałem Erlinga na końskim grzbiecie, razem z Ingą będą mieli kłopoty.
Kristian odetchnął z drżeniem i zmusił się, by stać w spokoju.
Pan Thuesen rozglądał się po łące nieprzeniknionym spojrzeniem. Do tej pory przeszukali dokładnie las na lewym brzegu. Posuwali się w górę rzeki, ale nigdzie nie
126
znaleźli zwłok. Myślał o parobku już jak o martwym. Minęło zbyt dużo czasu, odkąd widziano go ostatnio, by móc się łudzić, że żyje.
Wszyscy rozglądali się za ptakami i ich chrapliwym krakaniem, które ich tu przyprowadziło. Przez ostatnie pół godziny krzyk kruków jakby się nasilił. Czy ktoś im przeszkodził w żerowaniu, czy może ptaki domyśliły się, iż wnet ludzie ograbią je ze zdobyczy? Lensman nie był pewien, zdawało mu się jedynie, że te drapieżne ptaki nie lubią, gdy im się zakłóca żerowanie.
Wzdrygnął się mimowolnie. Sprawując swój urząd, przeżył już to i owo, ale poszukiwania zaginionych należały do najtrudniejszych zadań. Nie można się było wcześniej nastawić, co człowieka czeka. Czy zaginiona osoba leży ranna, pobita czy martwa? Ludzie potrafią być wobec siebie tacy brutalni - zadrżał. A on widział wiele rozkładających się zwłok.
Na szczęście zabrał ze sobą wielu wzbudzających zaufanie mężczyzn. Takich, którzy mało czym się brzydzili i potrafili podołać najgorszym zadaniom. Sam nie zamierzał brudzić sobie rąk.
Lensman wyprostował się na końskim grzbiecie, kiedy pozostali zatrzymali się, czekając na jego następną komendę. Władczym tonem nakazał dwóm mężczyznom przeszukiwać teren w górę rzeki, dwóch wysłał w dół rzeki, a kolejni dwaj mieli spenetrować pobliski teren leśny. Lensman czuł się pewniej na myśl o tym, że trzech ludzi zostało z nim na otwartej łące. Cała czwórka zsiadła z wierzchowców. Byli zmęczeni, puścili konie, by posku-bały trawę i ugasiły pragnienie.
- Panie Thuesen! - doleciało wołanie z lasu i pojawił
127
się jeden z mężczyzn. - Uważam, że powinien pan rzucić okiem!
Lensman powiadomił kompanów, by udali się razem z nim. Napięcie rosło wraz z każdym metrem, z którym zbliżali się do ludzi przeszukujących las.
Znaleźliście parobka? - zapytał zaintrygowany.
Nie - odpowiedzieli wymijająco. - Ale zauważyliśmy z daleka kruka, który sfrunął na ziemię, a gdy podeszliśmy bliżej, ptak zniknął w tamtej grocie - wskazał ręką.
No proszę, no proszę - mruknął lensman uradowany. Teraz i on dostrzegł otwór w skale. Niezbyt wysoko i niezbyt szeroki, ale wydawał się dość głęboki. Może tam leżą zwłoki Erlinga? Jeśli tak, stwierdził, to znaczy, że parobek padł ofiarą przestępstwa. Ranny człowiek raczej nie chowa się w takim miejscu. Zaciekawiony uklęknął i zajrzał niepewnie do ciemnego wnętrza.
Poświećcie mi tu czymś! - zakomenderował, czując w ciele mrowienie. Pomyśleć, jeśli znajdą tu Erlinga!
Zaraz któryś z mężczyzn zapalił kawałek suchej gałęzi. Płomień był lichy, dlatego lensman niósł gałąź powoli. Płomień zamigotał, ale rozświetlił wnętrze groty na parę metrów.
- Niee
- odezwał się lensman zawiedziony. - Nic tu
nie
ma.
W tej samej chwili usłyszeli głośne „kra, kra", które odbiło się echem o skałę, i nim lensman zdążył się cofnąć, czarny kruk wyleciał z groty, niemal uderzając go skrzydłami w twarz. Pan Thuesen zamachał przerażony palącą się gałęzią, żeby się obronić, i przypiekł pióra na skrzydłach ptaka, który odleciał spłoszony, nie doznając chyba
128
poważnych szkód przez przypadkowe zetknięcie z ogniem.
Lensmanowi serce waliło młotem. Całkiem zapomniał, że ludzie mówili mu o wlatującym do groty kruku, i zderzenie z nim wręcz go przeraziło. Złapał się za szyję i dysząc ciężko, oznajmił przybity:
- Grota
jest pusta, ale nie mam wątpliwości, że tu
w
środku coś było ukryte. Przecież ptaki nie krążą wokół
takich
miejsc, chyba że wyczują zdobycz. A już na pewno
nie
wchodzą bez powodu do ciemnych i ponurych grot.
Wszyscy pokiwali zgodnie głowami, przyznając lensmanowi rację.
Pan Thuesen, nie podnosząc się z kolan, rzucił zdecydowanie:
- Kontynuujemy
poszukiwania! Zapewne zwłoki zo
stały
dopiero co
stąd
zabrane.
Musimy
się dowiedzieć, kto
to
zrobił...
Pot kapał z czoła Kristianowi, który stał ukryty wśród świerków i słyszał rozmowę lensmana i jego ludzi. Nerwy miał napięte jak postronki, czuł się nieswojo, a rozsądek nakazywał mu, by jak najszybciej stąd uciec. Mimo to nie miał odwagi się poruszyć. Bał się, że jeśli pociągnie za sobą Srebrnego Księcia, zdradzą ich odgłosy. Oczywiście mógłby się jakoś próbować tłumaczyć, że chciał się włączyć do poszukiwań i odnalazł ciało Erlinga przed nimi. Uważał pana Thuesena za człowieka dość ograniczonego, ale wiedział, że głupcem z pewnością nie jest. Domyśliłby się od razu, że Kristian usiłował ukryć zwłoki, i zasypałby go gradem pytań.
129
Kiedy lensman dał rozkaz, by kontynuować poszukiwania, nogi się pod nim ugięły. Wiedział, że są na jego tropie. Na szczęście grupa nie wyruszyła od razu za nim w pogoń, ale wycofała się z powrotem na łąkę, by powiadomić resztę, iż Erling zapewne leżał w grocie, ale ktoś go stamtąd zabrał, i wyjaśnić, że nie przerywają poszukiwań, tylko podążają za tym, kto to zrobił.
Dopiero wtedy Kristian dostrzegł swoją szansę, by się wymknąć. Poklepał Srebrnego Księcia uspokajająco po grzywie i ostrożnie owinął jedną wodzę wokół końskiego pyska. Srebrny Książę szarpnął łbem poirytowany, nie-przyzwyczajony, by tak go krępować, ale Kristian przemówił do niego łagodnym szeptem. Nie ścisnął zbyt mocno rzemienia wokół pyska, ale na tyle tylko, by koń nie mógł go otworzyć i zarżeć. Z piersi zwierzęcia dało się słyszeć złowrogie pomrukiwanie, ale powoli zwierzę się uspokoiło.
Kristian poprowadził konia na prawo, w głąb gęstego lasu. Bywał tu wielokrotnie i wiedział, że za chwilę wyjdzie na zarośniętą ścieżkę, skąd już będzie mógł pocwałować do Svartdal.
Odetchnął, gdy istnienie ścieżki się potwierdziło. Co prawda kwiaty i gęste krzewy niemal całkiem ją zarosły, ale wciąż jeszcze dało się ją zobaczyć. Cmoknął na Srebrnego Księcia, który natychmiast go posłuchał. Kristian biegł przodem, a zaraz za nim koń. Raz po raz oglądał się za siebie, by sprawdzić, czy nie osunął się ładunek. ..
Nie miał pojęcia, jak długo biegł, nabrał jednak w końcu przekonania, że lensman ze swoimi ludźmi już go nie odnajdzie. Uznał też, że nie zdąży na czas do Svartdal.
130
Musi pogrzebać Erlinga gdzieś po drodze, choć planował wrzucić jego zwłoki do kompostu w swojej posiadłości. Zmienił zdanie, stwierdziwszy, że lepiej, by nikt nie widział, co robi. Zresztą gdyby lensman uparł się w swoich poszukiwaniach, mógłby znaleźć zwłoki u niego we dworze, a tego by wolał uniknąć.
Wbił łopatę w ziemię. Wierzchnią warstwę stanowił wilgotny gęsty mech, wnet jednak dostał się do brunatnego torfu. Szpadel uderzał raz po raz o jakiś większy kamień, ale wtedy Kristian pochylał się i go wyrzucał, po czym kopał dalej. Bolały go mięśnie od tej ciężkiej pracy w niewygodnej pozycji, ale ból nie był w stanie go powstrzymać. Raz za razem z niezwykłą siłą wbijał szpadel w ziemię. Kupka ziemi obok dołu rosła w szybkim tempie.
Nie miał pojęcia, jak długi i głęboki ma być grób, ale uznał, że zwłoki powinny się w nim mieścić swobodnie. Nie może dopuścić do tego, by wystawały dłoń czy stopa. Czytał kiedyś o mordercy, którego brutalne zabójstwo zdemaskowano, ponieważ lis wygrzebał zwłoki z ziemi. Ciało znalazł przypadkowy przechodzień, a śledztwo doprowadziło do mordercy, który żałując swego czynu, przyznał się od razu do winy.
Kiedy grób był już odpowiednio duży, Kristian znów owinął chustkę wokół twarzy i zakrył usta. Rozwiązując sznur, którym przymocował zwłoki do siodła, zamknął oczy. Poluzował węzły, ale musiał odejść na parę metrów, by złapać oddech. Zaraz jednak wziął się w garść, chwycił za martwe nadgarstki i pociągnął ciało do dołu.
W głowie słyszał ostrzeżenie, że zmarłym należny jest szacunek. Dlatego też ułożył Erlinga ostrożnie w ziemi.
131
Wolał nie ryzykować, że później będą go dręczyć wyrzuty sumienia. Uczyni wszystko, by godnie pogrzebać Erlinga-
Kristian stanął i wbrew swej woli zerknął na zmarłego.
Wszystko jednak wskazywało na to, że los zadecydował za niego. Mdłości podeszły mu niebezpiecznie do gardła. Odwrócił głowę ze smutkiem. Widok był okropny... Na pewno będzie go prześladować całymi miesiącami, kto wie, czy nie do końca życia, zdawał sobie z tego sprawę. Być może było to cynizmem z jego strony, ale teraz najważniejsze wydawało mu się, żeby pomóc Indze. Parobek i tak już nie żyje. Sentymentalne mrzonki i wyrzuty sumienia nie uratują ani jego córki, ani Erlinga. Może powinienem donieść na córkę, krew z mojej krwi, zastanawiał się, ale czy to w jakikolwiek sposób pomściłoby śmierć Erlinga? Nie - odpowiedział sobie ponuro Kristian. Er-ling nie zmartwychwstanie i sprawiedliwości nie stanie się zadość.
Inga nie odzyska spokoju, odbywając karę w więzieniu. W każdym razie nie według jego oceny. Inga dokonała już wyboru, ukrywając zwłoki Erlinga w lesie. Wyraźnie nie chciała być oskarżona o morderstwo.
Ale jak to wpłynie na jego przyszłość? Czy poczuje, że zwyciężyła sprawiedliwość? Nie. Przeżył już coś podobnego w latach młodości. Uważał się za uczciwego człowieka, kiedy więzienna brama w twierdzy Akershus zamknęła się za nim. Boleśnie także doświadczył, że zło często zwycięża dobro...
Pod wpływem ponurych wspomnień na chwilę zapomniał o rzeczywistości. Ale przecież nie wolno mu teraz roztrząsać przeszłości. Musi zadbać o to, by Erling ni-
132
gdy nie został odnaleziony, a potem dosiąść konia i pośpiesznie wracać do Gaupås. Tam musi, niezauważony przez nikogo, odwiesić łopatę na miejsce w stajni. Nikt nie może wiedzieć, że odjechał z narzędziem do kopania. A już zwłaszcza lensman. Kristian przypuszczał, że służba okaże się lojalna wobec Ingi, nie miał jednak odwagi bezmyślnie ryzykować, że się domyśla, do czego potrzebna mu była łopata...
Ponadto nie wiedział, jak długo lensman przeciągnie poszukiwania. Wkrótce na dobre się ściemni, a wówczas szukanie mija się z celem. Pan Thuesen będzie zmuszony wrócić do Gaupås, by zająć się więźniem. Jak zareaguje, gdy się dowie o ucieczce Ingi? Nie ma co się martwić na zapas, pomyślał zrezygnowany, ale w duchu pomodlił się, by Laurens tym razem przyszedł mu z pomocą. Nie powinien wykorzystywać tego, że były szwagier gorąco łaknął zgody, ale... Kristian nie miał nawet siły się usprawiedliwiać. Co się stało, to się nie odstanie. Laurens był jedynym człowiekiem, jakiego spotkał w drodze na łąkę. Może też jedynym, któremu mogłeś zaufać, dodał uszczypliwie jego wewnętrzny głos. W żyłach Laurensa i Ingi płynie ta sama krew. Przecież Laurens nie zostawi w potrzebie swojej siostrzenicy. Na pewno nie, stwierdził Kristian, kręcąc głową. Bo nawet on sam zauważył, jak Laurensowi bardzo zależało, by dowiedzieć się jak najwięcej o Indze. Bardzo tęsknił za kontaktem ze swoją siostrzenicą.
Niepokój pobudził Kristiana do działania. Koniec tych rozmyślań! Musi za wszelką cenę wrócić do Gaupås przed lensmanem i tam czekać jakby nigdy nie na stróża prawa. Byłby w pełni spokojny, gdyby Laurens zdołał znaleźć Ingę i sprowadzić ją z powrotem do dworu. Wówczas pan
133
Thuesen nie miałby żadnych dowodów i nie mógłby postawić jej zarzutów.
Kristian podniósł łopatę wysoko nad głowę i wbił ją w stertę wykopanej ziemi. Targany smutkiem, ale nie bez ulgi, zauważył, że już pierwsze porcje ziemi zakryły zmasakrowaną twarz Erlinga. Martwy parobek nie wykrzywia się już do mnie ponuro, pomyślał zdenerwowany. Piąta i szósta łopata pełna piachu zakryły pierś. Szybko, choć nie dostatecznie szybko, zwłoki zostały zasypane. Kiedy ziemia zakryła wszelkie ślady, Kristian ubił i przyklepał nierówności łopatą. Potem przymocował ją do siodła, a następnie nazbierał naręcze suchych gałązek i pożółkłych liści. Zamyślony rozsypał je na z pozoru niewidocznym grobie.
Ostrożnie rozwiązał konia i odszedł kawałek dalej. Odwrócił się raz jeszcze i rzucił okiem po raz ostatni. Nikt nie zauważy, że tam, zaledwie parę metrów dalej, leży człowiek zabity przez moją córkę, pomyślał...
12
Laurens miał wrażenie, że szuka Ingi na oślep. Och, gdyby Kristian nie zabraniał mu kontaktu z siostrzeńcami przez wszystkie te lata, na pewno miałby jakieś pojęcie, gdzie zazwyczaj chowa się Inga, gdy jest smutna i zrezygnowana.
Młode dziewczęta mają skłonność do ucieczki, gdy ich serca zmagają się z kłopotami miłosnymi albo gdy szaleją z zazdrości. Kristian wspomniał, że Ingebjorg powiedziała Indze coś na temat swojego związku z Martinem. Jakiego związku? - zastanawiał się Laurens. Martin traktował wprawdzie pannę z 0vre Gullhaug z galanterią, nic jednak nie wskazywało na to, by łączyła ich bardziej intymna zażyłość. Zauważył raczej, że młody dziedzic traktował Ingebjerg z pewnym dystansem.
Kiedy Martin opowiedział Ragnhild i jemu, że pragnie poślubić jedynie Ingę, wszystko stało się dla Laurensa jasne. Jak mógł być taki ślepy? Powinien był już dawno zauważyć napięcie między kuzynami, oczy pełne blasku, gdy napotykały się ich spojrzenia... Z czasem domyślił
135
się, że Ragnhild o tym wiedziała, ale nic mu nie mówiła. Jej milczenie bardzo go zabolało, musiał to przyznać, bo wyglądało na to, że żona nie chce, by tych dwoje związało się ze sobą. Dziwnie jakoś poczuł się urażony, że żona nie chce przyjąć do rodziny osoby, w której żyłach płynie jego krew. Przecież Inga jest córką Jenny, jego siostry... Cóż, Ragnhild miała pewnie swoje powody, ale jego samego bardzo ucieszyło, że Inga zostanie jego synową.
A teraz Inga zniknęła...
Kristian nie wyjawił do końca, z jakiego powodu Inga uciekła z Gaupås. Nie powinien jednak sądzić, że udało mu się oszukać Laurensa. W końcu kiedyś łączyła ich długoletnia przyjaźń i Laurens potrafił zdemaskować u niego każdą nawet najmniejszą zmianę tembru głosu. Poznawał także po ruchu głowy, gdy Kristian unikał wchodzenia w szczegóły.
Poza tym Laurens nie rozumiał reakcji Ingi. Gdy została żoną Nielsa, spotykali się raz po raz i widział w niej spokojną i zrównoważoną młodą kobietę, która potrafiła zarówno odpyskować, jak i działać energicznie, gdy coś jej stanie na drodze. Na pewno nie jest tchórzem. Dlatego wydało mu się dziwne, że mogłaby zechcieć odebrać sobie życie, jak sugerował Kristian, i to z powodu niespójnych plotek na temat miłosnych eskapad Martina. O nie, to zupełnie nie pasowało do Ingi, żeby wybierać takie proste rozwiązanie - i to nie konfrontując wpierw plotek z tym, co ma do powiedzenia Martin.
Laurens minął konno stare, przekrzywione drewniane znaki, na których widniały napisy „Storedal" i „SvartdaT. Storedal zostawił za plecami. Dawno już nie cwałował na prawo w stronę Svartdal. To prawie jak podróż senty-
136
mentalna, pomyślał ze smutkiem. Ileż to razy przemierzał kiedyś tę drogę... Z łatwością rozpoznawał każdy zakręt, każdy kamień przy rowie...
Kiedy droga się poszerzyła, pognał konia. Zaraził go niepokój Kristiana. To prawda, że Kristian bywał gwałtowny i porywczy, ale tym razem zachowywał się jak spłoszony zwierz. Choć równie dobrze można by wytłumaczyć jego zachowanie zakłopotaniem, że musi prosić o pomoc Laurensa. Ten jednak wyczuwał, że pod sztywną maską opanowania krył się strach.
Nad doliną zapadał zmierzch, ale droga wiła się niczym jasnoszara wstążka. Koń zmęczył się po chwili, lecz Lau-rens kazał mu wciąż galopować. Znał możliwości swojego konia i wiedział, że wytrzyma w tym tempie jeszcze parę kilometrów.
I właśnie wtedy w głowie Laurensa pojawił się przebłysk wspomnienia. Zamyślony zawrócił konia i cofnął się kawałek. Jenny pokazała mu kiedyś miejsce, które miało szczególne znaczenie dla rodu Svartdalów. W tym momencie nie mógł sobie przypomnieć, jak się ono nazywa, ale zdaje się, że właśnie tam w bardzo tragicznych okolicznościach zmarł brat bliźniak Kristiana. Sam Kristian nie zdradził się na ten temat nigdy nawet słowem, ale Jenny zdaje się słyszała tę historię od Emmy. A kobiety z rodu Svartdalów miały w zwyczaju zbierać tam mech... Tak, Moseplassen, tak się nazywa to miejsce! - przypomniał sobie nagle Laurens.
Zaświtała w nim nadzieja, że i Inga zna tę historię. Może dzięki niej poczuła silniejsze więzi ze swym rodem. Wystarczająco silne, by przybiegać w to miejsce, gdy miała ochotę powspominać, a także w rozpaczy i bezsilności.
137
Laurens nie miał pojęcia, ale uznał, że musi zaryzykować, iż znajdzie tu Ingę. Równie dobrze może się okazać, że to błędny trop, i tylko straci cenny czas. Tak czy inaczej szukał po omacku. Pamięć trochę go zawiodła, bo kiedy oglądali to miejsce z Jenny, podjechali na dół od strony wielkiego rumowiska. Stali na skraju lasu i patrzyli w górę na występ skalny, z którego spadł Jorgen.
W zapadających ciemnościach Laurens zgubił ścieżkę. Postanowił odszukać szczyt rumowiska, uznał więc, że lepiej zostawić konia uwiązanego do drzewa i zejść ostrożnie w dół, by sprawdzić, czy nie ma tam Ingi.
W niewysokich zaroślach zaszeleściły liście, kiedy Laurens zsiadł z konia. Zdziwiony zawołał:
- Inga?!
Cisza.
Laurens zwilżył wargi i powtórzył głośniej:
Inga? Jesteś tu?
Czego ode mnie chcesz? - usłyszał ochrypły głos. Laurens poczuł taką ulgę, że miał ochotę roześmiać
się na cały głos, jednak odpychający ton Ingi nakazał mu opanowanie. Ale jakże cudownie było wiedzieć, że siostrzenica żyje.
Kristian prosił mnie, bym cię odnalazł. Powiedział, że...
Tata rozmawiał z tobą?
Tak, spotkaliśmy się na drodze. Mówił, że ma do załatwienia ważną sprawę, ale nie wyjawił jaką. Bardzo się o ciebie niepokoił, Ingo! - Laurens rozglądał się desperacko, ale nigdzie nie widział siostrzenicy. Zapewne schowała się za jakimiś krzakami.
Ma powody do niepokoju - wymamrotała Inga.
138
Laurens zasępił się na te słowa. Drżący i zapłakany głos siostrzenicy napełnił go lękiem. Słyszał, że czyści nos w chusteczkę. Z jakiegoś powodu jest kompletnie wytrącona z równowagi, ale nadal nie rozumiał, czemu przyszła w to miejsce. Podjął próbę, by ją uspokoić.
Inga, kochanie, wiedz, że to wszystko, co mówiła Ingebjorg o Martinie, to jej wymysły! Całkowite kłamstwa! Znam mojego syna na tyle, że wiem z całą pewnością, że między nimi do niczego nie doszło.
A więc ojciec ci nie powiedział - odparła Inga stłumionym głosem i zamilkła.
Laurens utwierdził się w podejrzeniach, że to nie z powodu plotek na temat rzekomego związku pomiędzy Martinem i Ingebjorg Inga uciekła z domu. Zresztą nie pasowało to zupełnie do jej osobowości. Tym bardziej, że napomknęła, iż o czymś mu nie powiedziano. Co takiego ukrył przede mną Kristian? I dlaczego ten uparty osioł to zrobił? Jeśli Inga naprawdę chce sobie odebrać życie, to chyba ten dureń powinien zrozumieć, że ja muszę wiedzieć o wszystkim!
Laurens powoli przeszedł parę metrów naprzód. Myślał, że Inga tego nie zauważy, ale ona nagle podniosła się i cofnęła gwałtownie.
Stój! - wykrzyknęła oszalałym głosem, trzymając przed sobą ramiona w geście obronnym. - Ani kroku dalej!
Inga - prosił ją Laurens zdenerwowany. - Chciałem tylko...
Urwał, widząc naznaczoną wzburzeniem twarz siostrzenicy. Ze zgrozą stwierdził, że jest całkiem nie do poznania. Włosy w nieładzie, cera blada, niemal ziemista,
139
a oczy... Drgnął, gdy uchwycił jej spojrzenie. Miała takie same jak Jenny piękne niebieskie oczy, które teraz, szeroko otwarte, mieniły się dziwnym blaskiem, przywodząc na myśl oczy szaleńca. Przypominała skazańca, którego zmuszono, by uklęknął na szafocie i położył głowę pod topór.
Zrobiłam coś niewybaczalnego - zaszlochała Inga, zaciskając zęby.
Tak jak my wszyscy - pocieszył ją łagodnie Lau-rens. - Każdy zgrzeszył w ten czy inny sposób. Jedni poważniej, inni mniej...
Ale nie tak jak ja - płakała Inga.
Laurens jeszcze nigdy nie widział, by ktoś dosłownie rozpadał się psychicznie na jego oczach, tak jak to się właśnie działo z jego siostrzenicą. Tak bardzo chciał ją objąć ramieniem i zapewnić, że zawsze jest jakieś wyjście, ale nie mógł tego uczynić. Bo gdy robił krok naprzód, ona cofała się gwałtownie i teraz znajdowała się na samym skraju rumowiska. Jeśli podejdę bliżej, ona rzuci się w dół. Obserwując, w jakim jest stanie ducha, nie miał już żadnych wątpliwości, że gotowa jest rzucić się w otchłań przepaści.
- Powiedz
mi o wszystkim, Ingo - błagał przyjaznym
głosem.
- Uczynię wszystko, co w mojej mocy, by ci po
móc.
Inga trzęsła się jak w febrze, ale na moment w jej oczach błysnęła nadzieja, która jednak szybko zgasła.
- Lensman
będzie oskarżał mnie o okropne rzeczy,
a
ja nie mogę zaprzeczyć, bo to wszystko prawda... - wy
szeptała
udręczona. Ukrywszy twarz w dłoniach, zaszlo
chała
tak, że jej
szczupłe
ramiona zadrżały.
140
Co z Kristianem? - zapytał Laurens, by podtrzymać rozmowę. Musiał za wszelką cenę powstrzymać ją od desperackiego kroku w przepaść. Nie miał kompletnie pojęcia, o jakim przestępstwie mówi siostrzenica, dlatego starał się delikatnie wydobyć z niej przebieg zdarzeń.
Twój ojciec na pewno wymyślił jakiś plan. Bardzo mu zależało, żebym cię odnalazł. Odniosłem wrażenie, że on sam w tym czasie musi zrobić coś innego, ważniejszego.
Co takiego? - zastanawiał się Laurens rozgoryczony. Co może być ważniejsze od powstrzymania córki od popełnienia samobójstwa?
- Ojciec
nie zdąży na czas - chlipała Inga, nerwowo
zaplatając
palce. - Nic nie rozumiesz, stryju... tak czy ina
czej
czeka mnie wyrok.
Wpatrywała się w niego swymi zrozpaczonymi, nieszczęśliwymi oczami.
A więc dlatego Kristian tak się śpieszył, zrozumiał w końcu Laurens. Musiał zdążyć coś zrobić. Kolejny fragment układanki znalazł się na właściwym miejscu, wciąż jednak pozostawało wiele niewiadomych.
Ojciec usiłował zakryć łopatę, ale mu się to nie udało, bo zauważyłem. Po co mu była łopata?
O Boże, o Boże - żaliła się przerażona, kręcąc głową. - A więc o to mu chodziło... Nie sądziłam, że potraktuje to poważnie. Och, na co ja naraziłam swojego Djca?
Kristian z własnej woli poświęcił się dla ciebie, Inga - rzekł Laurens, nakłaniając ją dyskretnie do dalszych wierzeń. - Prawda? - Przerażało go jej dzikie, błyszczące
141
spojrzenie. Szklane oczy, w których jest życie, ale zarazem rezygnacja.
- Ojciec
nie wie, co go czeka - wyjąkała Inga niepew
nie.
Laurensa przeszedł dreszcz. Wyglądało na to, że Indze się zdaje, iż jest sama. Rozmawia jakby sama ze sobą. Raz po raz odkrywa tajemnice, ale dość połowicznie. Pocieszył ją nieporadnie:
- Kristian
potrafi wiele znieść. Waśń rodowa sprawi
ła,
że stał się twardy.
Te słowa niczym magiczne zaklęcie obudziły ją z letargu. Na bladej twarzy odmalowała się ciekawość, zaraz jednak znów pogrążyła się we własnych rozmyślaniach. Laurens czuł niemal fizyczny ból, gdy na nią patrzył. Wcześniej za wszelką cenę chciała się dowiedzieć jak najwięcej o wrogości między Svartdal i Storedal, ale teraz nawet ten temat nie był w stanie obudzić w niej ciekawości. Dopiero teraz uderzyło go, że Inga musiała zrobić coś złego, coś niewybaczalnego...
Złóż swój ciężar na moje barki, dziecino - błagał Laurens. - Może w ten sposób będę mógł uciszyć wyrzuty sumienia i zapłacić za to, że zawiodłem twoją matkę i Kri-stiana...
Tak się nie da - odparła bezbarwnym głosem Inga. -Nie da się naprawić tego, czego się dopuściłam. Dlatego najlepiej, jeśli zabiorę tę tajemnicę ze sobą do grobu...
Nie! - krzyknął Laurens gorączkowo, kiedy zachwiała się nad przepaścią. - Nie jest za późno, póki nie zostaniesz uznana za winną, a lensman nie założy ci kajdanków. Dopiero wtedy nie ma już wyjścia.
Masz rację - przyznała Inga ze smutkiem. - Ale ja
142
nie mogę z tym żyć, Laurens. Koszmary będą mnie prześladować wiecznie. Jestem tym już taka zmęczona... Zmęczona tym udawaniem.
Laurens zastanawiał się, czy doskoczyć do niej, ale wciąż nie miał pewności, że zdąży ją złapać, zanim cofnie się w przepaść. Odległość między nimi nie była już taka duża, ale Inga stała niczym spłoszone zwierzę gotowe do ucieczki Zbyt gwałtowny ruch z jego strony, a rzuci się wprost w objęcia śmierci.
- Ja
nie chcę żyć w nieświadomości - rzekł zrozpa
czony
Laurens. - Powiedz, z czym się zmagasz! - błagał
załamany,
sądząc, że jeśli więcej się dowie, tym większa
szansa,
że zdoła przemówić jej do rozsądku.
Inga, targana wątpliwościami, pokiwała wreszcie głową z namysłem.
- Wydajesz
się dobrym człowiekiem, Laurens. Tak mi
przykro,
że nie poznaliśmy się wcześniej. Nie obwiniam
cię
o to. To mój ojciec przez cały czas uniemożliwiał nam
spotkanie.
Laurens nie chciał na to odpowiadać. Inga wprawdzie sama tak stwierdziła, ale nie był pewien, jak by zareagowała, gdyby usłyszała to z jego ust. Mogłoby to ją tylko sprowokować. Czekał więc, pozostawiając jej decyzji, czy zechce opowiedzieć, co się stało. Nie chciał, by odczuła z jego strony jakikolwiek nacisk.
Wtedy Inga zerknęła za siebie, zupełnie jakby oceniała odległość ze szczytu rumowiska w dół. Nerwowe drżenie ogarnęło Laurensa. Może powinien ją teraz chwycić? Och, co robić? Nie wiadomo, czy Inga zdecyduje się sama na skok, ale jeśli ją przestraszy, może przesądzić o tym, że wybierze śmierć.
143
- Wyjaśnij
mi, Ingo, dlaczego uważasz się za grzesz
nika.
Sądzę, że tyle jesteś mi winna. I Martinowi także.
To
nie w porządku, że on się nigdy nie dowie, co cię tak
dręczyło,
że...
Na dźwięk imienia Martina Inga zatrzymała się na samym skraju głazu.
- Przynajmniej
nie będzie musiał żyć u boku morder
czyni
- wyszeptała cicho. - Nie zasługuje na to. Domyśli
łam
się od razu, że pan Thuesen zastanawia się, czy to nie
ja
zabiłam Gudrun, a dziś wieczorem zapewne tylko uzys
ka
potwierdzenie swoich podejrzeń.
Słowa te raziły Laurensa jak błyskawica. Zdawało mu się, że wokół głowy zaciska się mu żelazna obręcz. Na Boga, czy Inga naprawdę zabiła Gudrun? Śmierć synowej nastąpiła gwałtownie, ale nikt w Storedal nawet nie podejrzewał Ingi o coś takiego! Laurens nie miał odwagi jej oskarżać, raczej starał się ją przekonać, że nie ma w tym jej winy. Ale czy to coś da? - myślał wzburzony.
Przecież lensman nie może tego w żaden sposób udowodnić - uspokajał ją łagodnie. - Gudrun od dawna spoczywa w grobie, przecież wiesz...
Ona tak - przyznała Inga pozbawionym życia głosem. - Ale dopatrzy się związku, kiedy razem ze swoimi ludźmi odnajdzie dziś wieczorem Erlinga...
Laurens zmarszczył brwi zdezorientowany.
- Tego
żniwiarza, który zaginął? A co on ma wspólne
go
z Gudrun? - zapytał niewyraźnie.
Inga podniosła lekko spódnicę i weszła na najwyższy kamień, który zakołysał się pod jej ciężarem. Zdołała jednak utrzymać równowagę.
144
- Dlatego, Laurens, że... - Zacisnęła powieki i pokręciła głową. - Że jego też zabiłam.
Martin był poirytowany. Rozumiał, że Ingebjorg, szalejąc z zazdrości, nakłamała Indze o swoim rzekomym związku z nim, ale jak mogła ją oskarżyć o to, że zabiła parobka?! Jeśli ktoś wysuwa tak poważne oskarżenia, to powinien mieć przynajmniej jakieś dowody.
Nie wierzył, by Inga mogła zadać śmierć Erlingowi! Hedvig jest kłamczucha, a teraz nakłoniła jeszcze córkę, by wymyśliła taką nieprawdopodobną historię. Hedvig miała język węża. Współczuł Ingebjorg, że wychowała się w domu, gdzie posługiwano się groźbami i kłamstwem.
Gniadosz wspinał się posłusznie pod górę. Martin nie miał pojęcia, gdzie może być teraz Inga, więc pozostawało mu tylko ufać, że ojciec zdołał natrafić na jej ślad. Sam postanowił dostać się na szczyt, skąd rozpościera się rozległy widok na okolicę. Może stamtąd ją zobaczy?
W głowie wciąż dźwięczały mu urywki zdań wypowiedzianych przez Hedvig i Ingebjorg, odsuwał jednak dręczące go myśli. Nie chciał osądzać, póki Inga nie będzie miała możliwości potwierdzić albo zaprzeczyć plotkom.
Co prawda Inga gdzieś zniknęła, ale Martin podejrzewał, że smutna i skrzywdzona potrzebowała na jakiś czas pobyć w samotności. Na pewno bardzo ją zabolało, kiedy usłyszała, że łączyły go z Ingebjorg intymne stosunki... Przecież nie znała prawdy.
Kiedy Gniadosz wspiął się na szczyt, Martin podniósł się w siodle. Trochę bolały go już pośladki. Zazwyczaj bez
145
problemów jeździł konno po kilka godzin, ale teraz siedział spięty i było mu niewygodnie.
Nagle coś zauważył, czujnie obserwując dolinę. W lesie, spory kawałek od niego, na szczycie skały mignął mu jakiś człowiek Nie, to nie skała, tylko rumowisko! Przypomniało mu się, że to miejsce nazywają Moseplassen, a w dzieciństwie podczas pieszych wędrówek i konnych przejażdżek bardzo często je mijał.
W wieczornym zmroku niełatwo było dokładnie zobaczyć, co się dzieje w oddali, ale mógłby przysiąc, że stoi tam jego ojciec, Laurens. Rozpoznał go po białej koszuli i ciemnym swetrze. Ojciec nie nosił nigdy kapelusza, i teraz w mroku lśniły jego białe włosy. Martin złożył dłonie w trąbkę i krzyknął: - Tato! - Wołanie poniosło się nad wierzchołkami drzew, ale najwyraźniej nie dotarło do ojca.
Martin nie wiedział, co robić. Jak porozumieć się z ojcem? Jak się dowiedzieć, czy znalazł Ingę? Zamierzał krzyknąć ponownie, gdy w tej samej chwili dostrzegł jeszcze jedną postać. Gdy przesunął wzrok o parę centymetrów w prawo, odkrył, że ojciec stoi razem z jakąś kobietą. Hmm, właściwie nie miał pewności, że to kobieta, ale postać była znacznie niższa i drobniejsza niż jego ojciec. To musi być Inga!
Ogarnęła go ulga i uśmiechnął się do siebie szeroko. Tak się o nią bał! Teraz już wszystko się jakoś ułoży, pomyślał, o ile przekona go, że plotki nie mają potwierdzenia w rzeczywistości. Co jest oczywiste, pocieszał się w duchu.
Zamierzał już skierować konia w dół zbocza i wyjechać Indze i ojcu na spotkanie, ale coś nagle przykuło jego uwa-
146
gę. Dlaczego ojciec i Inga stoją od siebie tak daleko? Ojciec wyciąga do niej ręce niemal błagalnie, tak się Martinowi przynajmniej zdaje, a Inga na ten gest się cofa. Przeraził się. Czy ojciec nie widzi, że Inga stoi niebezpiecznie blisko skraju rumowiska?
Nie odrywając wzroku od tych dwojga, Martin pogonił Gniadosza, który szedł posłusznie w dół. Scena, która rozegrała się w tej samej chwili, sprawiła, że Martin ściągnął gwałtownie wodze. Nie, jęknął w duchu. To nie mogło się zdarzyć... Zanim ostro pogonił konia, zobaczył, że Inga przechyla się w tył. Ostatni obraz, który wbił mu się w pamięć, to Inga rzucająca się w przepaść.
13
Kristian uniósł się wysoko na końskim grzbiecie. Przed nim rozpościerał się dwór Gaupås. Rozglądał się uważnie za mieszkańcami dworu, ale nie zauważył żywej duszy. Zastanawiał się, jak wjechać dyskretnie na dziedziniec. Najważniejsze, aby nikt nie zauważył, jak będzie odwieszał łopatę na miejsce. Zastanawiał się, czy nie powinien raczej ukryć jej gdzieś w bezpiecznym miejscu, póki nie ucichnie całe to zamieszanie, ale co, jeśli Gulbrand będzie jej szukać albo lensman dostrzeże jej brak? Choć ta ostatnia możliwość jest chyba bardzo mało prawdopodobna, rozmyślał. Musiał jednak zadbać o to, by wszystko było jak należy. Inga nie może zostać uwięziona z powodu takiej bagateli.
Z ociąganiem cmoknął na Srebrnego Księcia. Nikt nie może usłyszeć, jak chrzęści żwir... Nikt nie może zauważyć go, zanim nie wykona swojego zadania. Miotały nim strach i wątpliwości. Tysiące pytań lęgło mu się w głowie. A co, jeśli Gulbrand jest w stajni? Przecież nie dowie się tego, póki nie wślizgnie się do środka. Może powinien po-
148
zostawić konia gdzieś w pobliżu Gaupås? Ale czy nie wydałoby się to dziwne?
Z napięcia aż zesztywniały mu mięśnie. Podjechał na koniu jeszcze kawałek i pomyślał: Póki co wszystko idzie jak najlepiej, ale jak długo? Miękko i cicho zeskoczył z końskiego grzbietu. Zerkając czujnie w stronę budynku mieszkalnego, pośpieszył do stajni. Z desperacją dosko-czył do schowka na narzędzia. Nie rozglądał się na boki za służbą, zresztą nie miał na to czasu, bo manipulując niezgrabnie, umieścił łopatę na miejscu.
Oddychał z trudem i nogi się pod nim uginały, ale udało się! Kompletnie wyczerpany, ciężko dysząc, oparł się o ścianę. Ani Gulbrand, ani lensman, ani nikt inny nie zauważył jego machinacji. Ciarki mu przeszły na samą myśl, co by się stało, gdyby się pan Thuesen dowiedział, do czego posłużyła łopata...
Kristian zdążył wyjść ze stajni, gdy na dziedzińcu zjawił się Gulbrand.
- Szukałem
cię - rzucił Kristian, choć kłamstwo z tru
dem
przeszło mu przez gardło. - Czy... czy Inga wróciła?
Krótkie niewinne pytanie, ale jakże ważne, uderzyło go w duchu.
W zielonych oczach starego służącego mienił się strach.
- Niestety,
panie Svartdal. Mieliśmy nadzieję, że pan
ją
znajdzie.
Kristian siadł na ławce w ogrodzie kompletnie wyczerpany.
- Nie,
nie znalazłem. Wierzyłem mocno, że sama
wróci
do domu...
Gulbrand siadł na ławce obok niego, ale na szczęście
149
milczał. Kristian miał o czym rozmyślać i nie był skory do rozmowy.
Co prawda zwłoki Erlinga zostały lepiej ukryte, ale na co się to zda, jeśli lensman po swym powrocie nie zastanie Ingi we dworze? Tylko utwierdzi go to w przekonaniu, że dopuściła się zbrodni. Proszę cię, Ingo - powtarzał w myślach udręczony. Pośpiesz się... Wracaj czym prędzej...
A jeśli Inga nigdy nie wróci? - uderzyła go nagła myśl i poczuł się tak, jakby ktoś mu wymierzył siarczysty policzek. Nigdy więcej... Zrozpaczony i bezradny poderwał się z ławki i miotał się niczym zwierzę w klatce, krążąc wokół Gulbranda. Chyba Inga nie... Gryząc palce, jęknął i zatrzymał się gwałtownie. Wzburzony odgarnął palcami czarną falującą grzywkę z czoła. Jego córka chyba nie odebrała sobie życia?
Rześkie powietrze wdarło się Indze pod suknię, kiedy rzuciła się plecami w przepaść. Nie odwróciła się, by spojrzeć śmierci prosto w twarz, dzięki czemu roztrzaska sobie czaszkę, gdy tylko spadnie na twarde głazy.
Wielokrotnie w ciągu ostatnich dwóch lat czuła się tak, jakby spadała bezwładnie, ale w ostatniej chwili łapała się jakiegoś zmurszałego korzenia i od niej zależało, kiedy ustąpi pod jej ciężarem.
Inga krzyknęła i w tym samym momencie coś ją ścisnęło za ramię. Nie uczepiła się korzenia, ale to Laurens złapał ją jedną ręką. Poczuła silny ból, bo trzymał ją jak w imadle.
- Puść mnie! - krzyknęła zagniewana. - Pozwól mi samej zadecydować o własnym losie...
150
Machała histerycznie nogami w nadziei, że się uwolni, ale nadaremno.
U Laurensa tymczasem strach ustąpił miejsca gniewowi.
- Do
diabła, Ingo, nie! - zagrzmiał nad jej głową. - Nie
można
być takim tchórzem! Rozumiem, że cierpisz,
ale
tak się składa, że nie jedyna w swojej rodzinie zostałaś
poddana
takiej próbie.
Inga zerknęła w przepaść. Nie obchodziło ją już, co stryj prawi o tchórzostwie. Nie tego dotyczył teraz jej wybór. Straciła chęć do życia i skoro chce ze sobą skończyć, nikt nie ma prawa się w to mieszać.
- Kristian
został niesłusznie skazany i zamknięty
w
więzieniu. Musiał opuścić swój ukochany dwór Svart-
dal,
pozostawiając Jenny samą, bezbronną z dwojgiem
małych
dzieci. Napiętnowaną przez wszystkich do końca
życia.
Ale nawet Kristian nie wybrał takiego głupiego roz
wiązania.
W głosie Laurensa pobrzmiewał gniew.
Nic mnie to nie obchodzi! - wyła Inga udręczona. - To jego decyzja, nie moja!
Owszem - już spokojniej przyznał jej rację Lau-rens. - Ale twój ojciec nie poddał się także, kiedy umarła Jenny, choć mogę ci powiedzieć, że długo wahał się pomiędzy życiem a śmiercią. Ale co by mu dało, Ingo, zabrać do grobu swoją rozpacz? Miałby zawieść was wszystkich, Kristoffera, Kristera, ciebie, całą służbę we dworze?
.- Ojciec zawodził mnie przez wszystkie lata - płakała Inga żałośnie.
- Zapewne
- zgodził się z nią ponownie. - Ale ty go
teraz
nie zawiedziesz! Ani jego, ani mnie, ani Martina,
151
a przede wszystkim nie własną córkę. Ty, która dorastałaś bez matki, wiesz najlepiej, jaka pustka pozostaje po...
Z wolna dochodziło do świadomości Ingi, że Laurens ma rację. Ale przecież zamordowała dwoje ludzi! Czy on nie pojmuje, jakie ją czeka piekło, gdy zostanie uznana przez sąd za winną? W swoim mniemaniu zawiodła Emilię już tego dnia, kiedy zepchnęła drabinę, na której stała Gudrun... A kiedy odbędzie już karę więzienia, jakie ją czeka życie? Straciła szacunek do samej siebie, a wieś jej tego nigdy nie zapomni.
Inga przestała walczyć. Zrezygnowana zwisała bezwładnie nad przepaścią, trzymana za jedną rękę. Bolała ją pacha.
- Bitwa nie jest jeszcze przegrana, Ingo - przekonywał ją Laurens z przejęciem. Siłą swych mięśni zdołał ją wydostać z niebezpieczeństwa. Nie poddał się, póki nie wciągnął jej parę metrów w głąb na bezpieczny grunt. Dopiero wtedy pochylił się i dysząc ciężko, oparł się rękami o kolana, wyczerpany nadludzkim wysiłkiem.
Zdruzgotana Inga obróciła się na wznak i spojrzała w niebo, na którym zalśniły gwiazdy. Pod wpływem tego piękna rozpłakała się przestraszona, że mało brakowało, a już nigdy nie oglądałaby nieba usianego gwiazdami...
- Opowiesz mi wszystko po drodze - rzucił Laurens ostro. Jego ton, nieznoszący sprzeciwu, kazał jej przytaknąć. - Razem z twoim ojcem spróbujemy przemówić w twojej sprawie, Ingo. Uratujemy cię od grożącego ci niebezpieczeństwa, nawet jeśli będziemy musieli uciec się do kłamstwa!
Oszołomiona i zawstydzona usiadła i nie odzywając
152
się, strząsnęła z włosów liście i paprochy. Otrzepała też suknię z piasku i brudu.
Martin zastygł w bezruchu, gdy ujrzał rzucającą się w przepaść Ingę. Zabije się, zdążył jedynie pomyśleć, a w sercu poczuł taki ból, jakby go ktoś dźgnął nożem. Minęło zaledwie parę sekund, nim Laurens zdążył ją chwycić, tymczasem przez niego przetoczyła się lawina najróżniejszych doznań: niedowierzanie, tęsknota, rozgoryczenie i złość.
W pierwszej chwili sparaliżował go strach, a potem zdawało mu się, jakby uczestniczył w tym dramacie. Zupełnie jakby sam spadał w dół w labiryncie bólu i cierpienia. Kiedy zaś nabrał pewności, że Laurens złapał Ingę i jej już nie wypuści, ogarnęła go pulsująca radość. Zaraz jednak ustąpiła bezsilnej złości. Inga powinna się wstydzić, że naraziła Laurensa na taki wstrząs! Co się z nią dzieje?
Jakiś wewnętrzny głos upomniał go, że Inga znalazła się w skrajnej rozpaczy. Być może, pchnięta w otchłań mroku, nie widziała innego wyjścia z sytuacji.
Nie! - odtrącił konsekwentnie tę myśl Martin. Jeszcze nie zapadł na nią wyrok Nie pojmował, jakie asy w rękawie chowa lensman, ale przecież Inga wciąż ma prawo przedstawić swoją wersję. Władze nie mogą jej zamknąć za kratami, póki nie złoży wyjaśnień.
A przy okazji wiele osób zostanie pociągniętych do odpowiedzialności, myślał Martin z gniewem. Hedvig i Ingebjorg tym razem się nie wywiną. Odpowiedzą za te wszystkie plotki, jakie rozpuściły.
Kiedy Martin upewnił się, że Indze nie grozi już niebezpieczeństwo, pogalopował prosto do 0vre Gullhaug.
153
Już on zadba o to, by tamtejsza gospodyni dworu i jej kapryśna córka znalazły się w Gaupås, kiedy przybędzie tam lensman ze swoimi ludźmi!
Skrawki wspomnień przesuwały się Kristianowi przed oczami, niektóre tak bolesne i przykre, że skulił się pod ich natłokiem. Na szczęście były też przebłyski radości i harmonii, ale nie równoważyły one tych złych wspomnień dotyczących przypadku Ingi, niestety. Wcześnie uświadomił sobie, że traktuje córkę surowo i niesprawiedliwie, ale nigdy nie zdobył się na to, by ją poprosić o przebaczenie. Wiele razy był tego bliski, ale nie potrafił się ukorzyć. Nie leżało to w jego naturze. Nie wiedział dlaczego. Co by szkodziło, gdyby córka dostrzegła w nim także przyjazne cechy i przede wszystkim wrażliwość? Czyżby obawiał się, że się załamie i pokaże jej swoją prawdziwą naturę?
Udręczony przypomniał sobie nagle, jak Inga leżała w gorączce po tym, gdy z narażeniem własnego życia uratowała tonącą Gudrun. Poprzysiągł sobie wówczas, że przeprosi ją za swoje odpychające zachowanie, jeśli tylko będzie mu dana taka szansa. I Inga cudem z tego wyszła. Ale czy on dotrzymał przyrzeczenia? Nie. Stchórzył. Pocieszał się jednak, że nie złożył publicznie przyrzeczenia.
Kristian przebierał niespokojnie nogami niczym karcony batem koń. Zauważył, że Gulbrand przygląda mu się zdziwiony, ale nie zważał na to. Nie był w stanie wziąć się w garść.
- Nadjeżdża pan Thuesen ze swoimi ludźmi - przybiegł z wieścią zdenerwowany Arne.
154
Kristian jęknął. A więc zbrodnia córki jednak zostanie odkryta. Nie znaleziono dowodu, ale ucieczka Ingi da lensmanowi pretekst do wszczęcia śledztwa. A jeśli się okaże, że córka odebrała sobie życie, wtedy stróż prawa uzna, że była winna, nawet nie podejmując śledztwa.
Arne stał niepewnie i wymamrotał zakłopotany:
Na mnie się skupi gniew lensmana. Bo to mnie kazał pilnować Ingi.
Zamilcz! - warknął Kristian z pasją. - Akurat teraz mało mnie obchodzi, którego z nas lensman obwini o ucieczkę Ingi. Moja córka zniknęła, nie rozumiesz, co to może znaczyć? - Zrezygnowany rozłożył ręce. Uspokoił się po tym wybuchu gniewu i otarł krople potu z czoła. - Pan Thuesen nie będzie mógł mieć do ciebie pretensji. Dotrzymam słowa, Arne, i zapewnię go, że to przeze mnie udało jej się uciec.
Arne skinął głową zawstydzony.
Zniosę upomnienia lensmana - rzekł krótko. - Jeśli to tylko w jakiś sposób może pomóc Indze...
Dziękuję, doceniam to - pochwalił go Kristian. Zdenerwowany wpatrywał się w drogę prowadzącą do dworu, ale nikogo póki co nie widział. Ciążyła mu obawa o to, że Inga mogła sobie coś zrobić. Bał się o tym myśleć, póki nie jest sam.
W tej właśnie chwili dały się słyszeć kroki z tyłu budynku.
Wszyscy znieruchomieli.
- To
nie ludzie lensmana - stwierdził Gulbrand - bo
oni
udali się w kierunku lasu. Odgłosy dochodzą od stro
ny
drogi prowadzącej do sąsiednich dworów.
Sztywni z napięcia wyczekiwali w trójkę na stojąco.
155
Kiedy ich oczom ukazał się Martin w towarzystwie Hedvig i Ingebjorg, Kristian nie wiedział, czy ma się śmiać się, czy płakać. Od nikogo z przybyłych nie zależał los Ingi. Najstarszy syn Laurensa co prawda miał powody, by pojawić się właśnie teraz, ale Kristiana mało to obchodziło.
Nie był zadowolony jednak z obecności plotkary Hedvig. Ta mściwa wariatka gotowa tylko dolać oliwy do ognia. Jeśli będzie miała możliwość powiedzieć coś, co osłabi obronę Ingi, z pewnością to uczyni.
Rzucił Hedvig nienawistne spojrzenie, a ona, zadarłszy wysoko głowę, bezczelnie uchwyciła jego wzrok. Jej oczy nie lśniły bynajmniej przyjaźnie. Jeśli rzuci choć jedno złe słowo, pomyślał nastawiony wojowniczo Kristian, to pożałuje do końca życia. Skończy się jego wspaniałomyślność. Zniszczy ją i jej dobre imię, nawet jeśli będzie go to miało kosztować wszystkie monety przechowywane na dnie kufra.
- Idą
- wyszeptał Arne tonem sensacji, płonąc z cie
kawości.
Kristian stłumił jęk i nagle do jego oczu napłynęły łzy. Wszystko na próżno, pomyślał zdruzgotany. Na nic to, że ukrył lepiej zwłoki Erlinga, na nic jego harówka przez wszystkie te lata. Tego wieczoru przeżyć będzie musiał upokorzenie, gdy oczernią i okryją najstraszniejszą hańbą członka jego rodziny. Svartdal zawsze otaczał mir tajemnicy, a ludzie opowiadali o dworze złośliwe plotki. Teraz jednak wszyscy mieszkańcy wsi wreszcie uzyskają potwierdzenie, że mroczny ród Svartdalów nie jest jak inne rody...
- To Laurens - wyrwało się Gulbrandowi. Służą-
156
cy stuknął łokciem Kristiana dobrodusznie. - Nie jest sam...
Staruszek wyciągał się, by zobaczyć, kto siedzi na końskim grzbiecie za gospodarzem ze StoredaL
- To
na pewno Inga - stwierdził zamyślony i czekał
niecierpliwie.
- No tak, oczywiście - uśmiechnął się za
dowolony.
- Teraz widzę jej rozpuszczone włosy i suknię
łopoczącą
na wietrze.
Kristian omal nie runął na ziemię. Słone łzy spłynęły mu po policzkach, pośpiesznie je jednak wytarł. Inga nie powinna zobaczyć, że przez nią płakał. Teraz musi być zdecydowany i silny, żeby zdołać oszukać lensmana.
Laurens zatrzymał konia tuż przy oczekującej gromadzie. Zeskoczył pośpiesznie z siodła, ale pozwolił Kristia-nowi pomóc Indze.
Inga drżała jak liść osiki, kiedy ojciec wyciągnął ku niej ramiona. Na jej twarzy odmalowała się niepewność z powodu tego nieoczekiwanego przyjaznego gestu. W końcu dała się przekonać i nachyliła się nad nim. Kristian objął ją opiekuńczo i uścisnął mocniej, niż to było konieczne. Zbierało mu się na krzyk, ale stłumił go, wtulając twarz w jej włosy.
Laurens dał znak Arnemu, by odprowadził konia do stajni, a stajenny go natychmiast posłuchał.
Nikt się nie odezwał nawet słowem. Porozumiewali się ukrytymi gestami, by Hedvig nie domyśliła się niczego. Nie wiadomo, czy gospodyni sąsiedniego dworu zrozumiałaby, że należy zachować w tajemnicy przed panem Thuesenem próbę ucieczki Ingi.
- Udało
ci się... załatwić to, co planowałeś? - zapytała
Inga
zawstydzona, ale pełna napięcia.
157
- Tak,udałosię-potwierdziłKristianzcieżkimsercem,
odwróciwszy
się specjalnie plecami do Hedvig. - Wszyst
kie
ślady zostały zatarte. Czy Laurens wie, co się sta
ło?
- zapytał spokojnie.
Inga i Laurens pokiwali głowami równocześnie.
- I
można na tobie polegać? - zapytał Kristian z nacis
kiem.
Laurens odważnie poklepał go w ramię i odparł:
- Tym
razem cię nie zawiodę, Kristian. Nigdy więcej
cię
nie zawiodę.
Kristian odetchnął z ulgą.
Dobrze. W takim razie jesteśmy umówieni. A ty, Ingo, nie odzywaj się za wiele. Pozwól, żebyśmy razem z Laurensem zajęli się panem Thuesenem. Rozumiesz?
Tak - odparła zakłopotana i wzruszona.
W tej samej chwili w wieczornym mroku mignęła im grupa jeźdźców kierujących się wprost do Gaupås.
14
Indze zakręciło się w głowie, kiedy jeźdźcy z lensmanem na czele wjechali na dziedziniec. Podkowy zachrzęściły o żwir, a dwa konie zarżały nerwowo, gryząc wędzidło. To był sądny dzień, pomyślała, czując mdłości. Bała się tak okropnie, że zdawało jej się, iż unosi się poza ciałem. Kristian obiecywał jej bronić, ale jak zdoła tego dokonać? Gorąco wierzyła w jego umiejętności przekonywania do swoich racji. Ale równocześnie wiedziała, że są całkowicie zależni od tego, czy służba zechce stanąć po jej stronie. Może to zrobią, pomyślała w panice. Jej niepokój budziła wszakże obecność Hedvig i Ingebjorg. Kristian nie będzie mógł mówić, co mu przyjdzie do głowy, bo wdowa z 0vre Gullhaug nie omieszka głośno krzyczeć, jeśli uzna, że kłamie.
Wystarczyło spojrzeć na lensmana, by się przekonać, że jest rozgniewany. Pochylił się w siodle i warknął do Ingi:
- Co zrobiłaś z ciałem?
Inga schowała się za plecami ojca. Pociła się intensywnie pomimo jesiennego chłodu wieczoru.
159
- Proszę
tak nie mówić do mojej córki! - rzekł Kri-
stian
gniewnie. - Skoro nie znalazł pan tak zwanych
zwłok
- sarkazm przebijał z jego słów - to pewnie ich po
prostu
nie ma, nie istnieją. Tak myślę. I nie zamierzam
dłużej
przyzwalać na to, by ktoś wyzywał bezpodstawnie
Ingę!
Pan Thuesen odchylił się ze złością w siodle.
Nie ma żadnych wątpliwości, że coś... - położył szczególny nacisk na ostatnie słowo - ...że coś zostało ukryte w grocie przy Czerwonym Bagnie.
A nie przyszło lensmanowi do głowy, że mogła to być na przykład jakaś padlina? - zapytał Kristian szyderczo. - Nie potrafię zupełnie sobie tego wyobrazić, by Inga, taka drobna kobieta, zdołała przenieść Erlinga w takie miejsce. Pamiętam, że był wysoki i szeroki w barkach i na pewno bardzo ciężki.
Owszem, rzeczywiście był to postawny mężczyzna - przyznał niechętnie lensman.
Inga nie pojmowała, skąd ojciec bierze odwagę, by tak mówić. Czy nie zdaje sobie sprawy, że podpowiada rozwiązanie tej zagadki? Przecież stróż prawa lada chwila się domyśli, że Inga miała pomocnika... Mimo woli poczuła w sobie iskierkę radości. Odniosła bowiem wrażenie, że ojciec jest dla niej gotów na wszelkie poświęcenia.
- Ingebjorg
- zapiał pan Thuesen. - Powtórz, proszę,
swoje
zeznania! Opowiedz, co widziałaś tamtego wieczo
ru,
kiedy Inga została napadnięta i pobita.
Ingebjorg niechętnie wysunęła się naprzód. Rzuciła zalęknione spojrzenie w stronę swojej matki, ale Hedvig zmusiła ją do mówienia zdecydowanym skinięciem głowy.
160
A więc - zaczęła Ingebjorg, a jej dziewczęcy głosik zadrżał - widziałam mężczyznę, który napadł na Ingę.
I to był Erling? - Pytanie Kristiana zabrzmiało surowo.
Taak-usłyszał jedynie w odpowiedzi.
Stałaś w pobliżu, gdy doszło do napaści?
Niezupełnie - zająknęła się Ingebjorg zrozpaczona. - Pamiętam, że byłam koło spichlerza. Wyszłam na dwór, by zaczerpnąć świeżego powietrza po tańcu z Martinem. - To ostatnie dodała wyraźnie podniesionym głosem, jakby chciała, by wszyscy usłyszeli, z kim tańczyła.
W maju w środku nocy jest dość ciemno - wytknął jej Kristian. - Jesteś całkowicie pewna, że mężczyzna, którego widziałaś, to był Erling?
Ingebjorg uspokoiła się.
Tak sądzę...
Sądzisz - powtórzył Kristian pogardliwie. - Jesteś świadoma tego, jaka to różnica dla Ingi? Coś wiedzieć i coś sądzić to dwie różne sprawy! - prychnął, wypuszczając powietrze przez nos.
Zaraz, zaraz - wtrącił się lensman, usiłując uspokoić nastroje. Nie podobało mu się, że Kristian przejął przesłuchanie.
Nie pojmuję - ciągnął Kristian pozornie opanowany. - Jak Inga z niewinnej ofiary mogła się stać podejrzaną. Tyle się nacierpiała, panie Thuesen, a teraz dowiaduje się, że jest podejrzana o to, że zabiła mężczyznę, który, co bardzo możliwe, ją zaatakował.
Pan Thuesen wzruszył w milczeniu ramionami.
- Nawet gdyby Erlinga odnaleziono martwego, to skąd
161
można wiedzieć, czy to Inga go zabiła? - przemawiał Kri-stian gorąco, zarzucając stróża prawa krytycznymi i bezlitosnymi pytaniami.
- Mamy
pewne poszlaki - wskazał cierpko lens-
man.
- Pewien świadek uważa, że rozpoznał Erlinga pod
czas
napaści na Ingę. Według słów świadka także Erling
zniknął
krótko po tym, jak Inga wyruszyła na przejażdżkę
konną,
a w grocie cuchnie krwią i śmiercią.
Kristian zaśmiał się brutalnym, fałszywym śmiechem.
- Ja
widzę tu tylko Ingebjerg, chorą z zazdrości, która
wskazuje
na Erlinga, jakoby to on napadł na Ingę, i któ
ra
twierdzi, że widziała go podążającego śladem Ingi tego
dnia,
kiedy był umówiony na spotkanie z panem. A tym
czasem
grota jest pusta, zupełne jak grób Jezusa trzeciego
dnia
po jego śmierci na krzyżu.
Lensman zerkał bezradnie to na Kristiana, to na Martina, który też wystąpił z gromady.
Sądzę, że powinien pan posłuchać się pana Svartdala, panie Thuesen - rzekł Martin łagodnie. Przemawiał bardziej kornym tonem i dużo przyjaźniej niż Kristian. - Odmówiłem poślubienia Ingebjorg z 0vre Gullhaug. Pragnę bowiem tylko Ingi... - Na to wyznanie wśród zebranych przeszedł szmer. Rzadko kiedy bowiem ktoś wyznaje publicznie swoją miłość. - Wiem, że Ingebjorg wymyśliła kłamstwa o tym, że coś nas łączyło, żeby doszły do uszu mojej wybranki. Pozwalam sobie przypuszczać, szanowny lensmanie, że Ingebjorg oskarża teraz Ingę z czystej zazdrości i nienawiści. Sądzę, że usiłuje mnie desperacko odzyskać...
Nic podobnego - zaprotestowała Hedvig ze złością.
Milcz, kobieto - nakazał jej ostrym tonem pan Thue-
162
sen. - Czy Martin mówi prawdę? - Przyszpilił Ingebjorg wzrokiem, w którym czaiła się złość.
Ingebjorg założyła ręce za plecami i naburmuszyła się.
Ingebjorg! - powtórzył pan Thuesen poirytowany.
Może ibyłam trochę zazdrosna - przyznała bezbarwnym tonem. - Ale Martin to dla mnie już przeszłość. Nic już dla mnie nie znaczy. Mimo to nie wycofuję oskarżenia przeciwko Indze. Wiem, co widziałam!
Czy dotyczy to także napaści na Ingę? - zapytał Kri-stian nieprzyjaźnie.
Niee - wykręciła się Ingebjorg. - Ale tamtej niedzieli Erling na pewno poszedł za Ingą.
Kristian popatrzył z wyrzutem i rezygnacją na lensma-na.
Nie wiem, jakie wnioski wyciąga lensman z takich nieporadnych i nieścisłych wyjaśnień. Moim zdaniem Ingebjorg jest nie w pełni rozumu.
No cóż, można by odnieść takie wrażenie - przyznał mu rację lensman. Z opuszczonymi ramionami siedział w siodle wyraźnie załamany.
Inga zrozumiała, że aż się palił, by ją zatrzymać, zarzucić gradem pytań i oskarżeń. Nie spodziewał się jednak aż tak ostrego sprzeciwu jej ojca. Dzięki Ci, dobry Boże, pomyślała z ulgą, że Kristian akurat dziś przyjechał do Gaupås. Gdyby nie to, lensman z pewnością już by ją zamknął w areszcie. A tam całkiem by się załamała.
Ale nawet jeżeli szczęśliwie uniknie więzienia, jak zdoła spojrzeć w oczy ojcu i Laurensowi? Oni przecież wiedzą, jakiej się dopuściła zbrodni. Na pewno zgania ją ostro, ale niech już tak będzie. Najważniejsze, by zechcieli zachować tę tajemnicę dla siebie aż po grób.
163
Lensman powinien wiedzieć, że Inga gdzieś uciekła! - wykrzyknęła nagle Hedvig. - Pan myśli, że ona tu była przez cały czas od chwili, gdy ruszyliście na poszukiwania Erlinga. Ale ja nie jestem taka głupia - dodała ze złośliwą satysfakcją. - Czemu uciekłaś, Inga? - warknęła z nienawiścią. - Kristian próbuje ci pomóc wydostać się z tarapatów, ale przecież uciekłaś dlatego, że myślałaś już, iż gra skończona i wszystko wyjdzie na jaw! - krzyknęła, wskazując na Ingę drżącym palcem. - Laurens z Ingą pojawili się we dworze w ostatniej chwili, tuż przed powrotem pańskim, lensmanie, i pańskich ludzi. Niech pan zapyta tę kruczoczarną kobietę, gdzie była.
Ach tak - zaczął lensman przeciągle. - Ptaszek myślał, że uda mu się czmychnąć? Czy to prawda, pani Gaupås, że próbowała pani uciec od odpowiedzialności? Bała się pani, że znajdziemy zwłoki? A gdybyśmy je znaleźli, przyznałaby się pani do zabójstwa?
Inga poczuła, jak język jej staje kołkiem w ustach. Chciała zaprzeczyć, ale nie była w stanie wypowiedzieć słowa. Znalazła się jakby poza czasem i przestrzenią. Jak przez mgłę widziała tylko, jak wszyscy się jej przyglądają z ciekawością.
- Hedvig
ma rację - wtrącił się nieoczekiwanie Lau
rens.
- Razem z Ingą zdążyliśmy wrócić tuż przed pa
nem.
Indze zrobiło się czerwono przed oczami i wyjaśnienie Laurensa dotarło do niej jakby z oddali. A więc jednak została zdradzona. Dlaczego?! - krzyczała w duchu. Dlaczego właśnie ty, stryju, mnie wydałeś? Teraz już nie będzie mogła niczemu zaprzeczyć, bo Laurens wiedział niemal wszystko o Gudrun i Erlingu... Czy na taką właśnie oka-
164
zję czekał Laurens przez te wszystkie lata? Wreszcie może złamać ostatecznie ród Svartdalów.
- Inga
strasznie się przejęła rzekomym romansem
pomiędzy
Ingebjorg a Martinem. Jak pan sądzi, jak się
czuje
kobieta, która usłyszała, że jej wybranek spotyka
się
z inną? Tak więc pojechałem po Ingę, by jej wyjaśnić,
że
Ingebjorg sobie to wszystko wymyśliła.
Powoli docierało do Ingi, co powiedział. Och, Laurens nie zawiódł jej i Kristiana! Ta pewność przyprawiła ją o łaskotanie w żołądku. Nagle zdumiała się, jak w ogóle mogła pomyśleć inaczej. Przypomniała sobie, że na początku rozprawy przeciwko ojcu też zwątpiła w Laurensa, a przecież i wówczas Laurens zeznawał na korzyść ojca. Teraz pozbyła się wszelkich wątpliwości, że Laurens pragnie pogodzić się z Kristianem. Wielokrotnie, raz za razem stawał po stronie rodu Svartdalów.
- Zajęło
nam to niewiele czasu - zapewnił Lau
rens.
- I zanim ktoś pomyśli o takich oskarżeniach, mogę
zapewnić,
że nie pojechaliśmy ukryć zwłok!
To ostatnie zdanie skierowane było do Hedvig, bo nikomu innemu nie przyszłoby do głowy, by im coś takiego zarzucić. Na szczęście jednak Laurens ją uprzedził.
Jak długo was nie było? - zapytał pan Thuesen bez przekonania.
Hmmm - zwlekał z odpowiedzią Laurens i zwrócił się do Arnego: - Nie wiem, może dziesięć, piętnaście minut?
Skinął na parobka, by to potwierdził, ale Arne poruszył się niespokojnie. Purpurowy na twarzy naciskał i zsuwał nerwowo kapelusz na czoło.
Lensman, nie otrzymawszy odpowiedzi, powtórzył swoje pytanie:
165
- Czy
to prawda, co mówi pan Storedal?
Arne
wyprostował się i odparł:
- Tak,
rozmowa zajęła im nie więcej niż dziesięć mi
nut.
Tak mi się zdaje.
Cierpliwość lensmana tym samym się wyczerpała.
- Od
tej pory nie chcę już słyszeć od pani ani jedne
go
słowa, pani Gullhaug! Panią zajmują ciągle jakieś ta
jemnice
i zagadki. Rzuca pani co rusz jakieś oskarżenia,
ale
żadne nie znajdują potwierdzenia w rzeczywistości.
A
ja, opierając się na pani oskarżeniach, zorganizowałem
akcję
poszukiwawczą, która się kończy fiaskiem! Nie ma
dowodów,
nie ma żadnych zwłok!
Hedvig wzdrygnęła się, słysząc reprymendę lensmana, ale odpyskowała gniewnie:
- Niech
pan nie zwala teraz winy na mnie. Sam pan
mówił,
że od dawna podejrzewa Ingę.'
Tym razem lensman skulił się ze wstydu. Poczuł się tak, jakby to Kristian zadał mu cios.
Moim obowiązkiem jest zbadać sprawę - odezwał się żałosnym głosem.
Uważa pan tę sprawę za ostatecznie rozstrzygniętą? - zapytał Kristian z gniewem. - Czy też moja córka wciąż będzie się musiała obawiać intryg Gullhaugów? Nie pojmuję, że ktoś w ogóle słucha tej... tej plotkary! - spojrzał na Hedvig rozgniewany.
Uważam sprawę za umorzoną - burknął lensman zduszonym głosem. - Z braku dowodów.
To znaczy, że nie zamierza pan oczyścić Ingi z zarzutów? - zapytał Kristian zaszokowany.
Lensman zacisnął usta, ale wreszcie odpowiedział:
- Ech... zastanowię się nad tym, jeśli zostanie znale-
166
zionę ciało Erlinga. Po obejrzeniu ran ocenię prawdopodobieństwo popełnienia zabójstwa przez Ingę.
Kristianowi pociemniało w oczach na słowa lensmana i huknął na zarozumialca siedzącego w siodle:
- To
ja może pana na moment poproszę, bo mamy so
bie
coś do wyjaśnienia. Na osobności. - Użył wobec lens
mana
formy grzecznościowej, ale z każdego słowa biła
ironia.
Wyglądało na to, że lensman najchętniej by odmówił, ale wreszcie niezadowolony zsiadł z konia. Kołysząc się z nogi na nogę, poprosił któregoś ze swych ludzi, by zajął się jego rasowym koniem.
Inga zamrugała oczami, nic nie pojmując. Jakiego asa w rękawie trzyma ojciec? Czym chce zaszantażować pana Thuesena? Czy to rozsądne z jego strony zmuszać stróża prawa do umorzenia sprawy?
Kristian zacisnął mocno zęby, aż zabolały go szczęki, ale to był najlepszy sposób, aby się uspokoić. Zawsze miał dziwną skłonność do zadawania sobie bólu, by nie wylewać swej złości na innych.
Przy budynku pralni zatrzymał się i ustawił się twarzą w twarz do pana Thuesena. Lensman wzdrygnął się, aż mu grdyka zadrżała. Tak właściwie to lensman miał dość tchórzliwą naturę, ale dodawał sobie powagi i władzy urzędem, który sprawował.
- Już
wcześniej niesprawiedliwość dosięgła mój
ród,
wie pan o tym doskonale! - zaczął Kristian spokoj
nie.
- Tym razem jednak będę walczył do ostatniej krwi,
zapewniam
pana, by to samo nie spotkało mojej córki.
167
Kristian zamilkł. Chciał bowiem, by do lensmana dotarł w pełni sens i powaga jego słów.
Pan Thuesen znalazł jakiś punkt za plecami Kristiana. Oczy jednak poruszały mu się niespokojnie, choć z uporem nie odrywał wzroku od bezpiecznego widoku.
Ubolewam, że musiał pan zgromadzić grupę ludzi, by wyruszyć na poszukiwania - rzucił Kristian dwuznacznie. - Ale wziął pan sobie już zapłatę za ten trud.
A co pan sugeruje? - wyszeptał lensman kompletnie zaskoczony.
Pamięta pan może aresztowanie Bjornara? Z tego, co wiem, osobiście pilnował pan tego szczura u siebie w „lochu", jak pan dowcipnie nazwał areszt, i zadbał pan, by odesłano z powrotem Mikrusa do Gaupås.
Zgadza się - przypomniał sobie lensman. Stanął w rozkroku i pociągał za szelki, dumny ze swego osiągnięcia. - Koń wrócił bez uszczerbku.
Ja jednak zastanawiam się, co się stało ze skórzanym woreczkiem wypełnionym pieniędzmi. Była w nim spora suma, której mi nie zwrócono!
Pan Thuesen powoli puścił szelki, tym razem nie strzelając nimi, jak to miał w zwyczaju, gdy był z siebie zadowolony.
Skórzany woreczek - powtórzył i poczerwieniał na policzkach. - Nie znalazłem. Ten, tego... zapomniałem przeszukać Bjornara. Pewnie drań gdzieś go ukrył przy sobie. Tak... pewnie tak było - dodał z wyraźną ulgą, że udało mu się wymyślić wiarygodne wyjaśnienie.
Nie - odparł Kristian stanowczo. - Osobiście się pofatygowałem do aresztu któregoś późnego wieczora i po-
168
rozmawiałem z uciekinierem. Powiedział mi wówczas, że woreczkiem z pieniędzmi zajął się lensman. Żyła przy skroni lensmana nabrzmiała.
T» nieprawda.' Kłamał!
Bjornar był bezwzględnym przestępcą, to prawda, ale tam w areszcie kompletnie się załamał i mówił szczerze. Nie próbował nic ukrywać. Sam bez zbytniej zachęty opowiedział mi dokładnie, co się wydarzyło. Napomknął też, że pieniądze i konia zabezpieczył pan osobiście.
Jak pan może ufać przestępcy? - oburzył się lensman, kręcąc ponuro głową. - Zupełnie tego nie pojmuję!
To zupełnie tak samo, jak ja nie potrafię zrozumieć, że ma pan zaufanie do zdradzieckiej i mściwej Hedvig - odpowiedział Kristian ze spokojem. - Zna pan ją przecież dużo lepiej, niż ja znałem Bjornara. Jeśli pan chce, szanowny lensmanie, możemy zapytać o woreczek z pieniędzmi któregoś z pańskich najbardziej zaufanych ludzi. Na pewno ktoś, kto brał dziś udział w poszukiwaniach zwłok, był także tamtego dnia, gdy aresztowano Bjornara. Może on będzie wiedział, co się stało z moimi pieniędzmi...
Nie ma takiej potrzeby - machnął ręką lensman i dodał pośpiesznie: - Pieniądze i tak zniknęły, choć nie wiadomo, w czyjej kieszeni.
Tak przypuszczałem - uśmiechnął się Kristian zagadkowo. - Mam za co żyć, poradzę sobie i bez nich, ale może będzie lepiej, jeśli pan uniewinni moją córkę? Tyle różnych niepotrzebnych brudów wyjdzie na jaw, jeśli dojdzie do rozprawy. Bo przecież sędziowie będą z pewnością chcieli się dowiedzieć o wydarzeniach z ostatniego roku. Oni zawsze doszukują się różnych związków, wie
169
pan. Będą pytać o Bjernara, pieniądze, o tragiczną śmierć Nielsa...
- Tak,tak-panThuesendreptałwmiejscujakgęś.-Na
piszę
krótkie wyjaśnienie dla sędziego w sprawie akcji poszu
kiwawczej.
Przekonam go, że została wstrzymana, ponieważ
wprowadziła
nas w błąd jakaś zazdrosna panna.
Kristian poklepał lensmana po plecach, omal go nie przewracając.
- Wiedziałem, że się dogadamy, panie Thuesen!
15
Nad Gaupås zaległa cisza. Pan Thuesen jak zbity pies opuścił dziedziniec dworu wraz ze swymi ludźmi. Nie trzeba też było wypraszać Hedvig i Ingebjorg, bo same jak niepyszne oddaliły się w swoją stronę. Kristian tylko im pogroził, choć korciło go, by powiedzieć Hedvig parę słów prawdy, ale ostatecznie darował to sobie.
Inga nie zdołała porozmawiać z Martinem. Po dramatycznych wydarzeniach była kompletnie wycieńczona. Na szczęście Laurens posłał syna do domu, wyjaśniwszy mu coś w pośpiechu, za co była mu bardzo wdzięczna. Oczywiście powinnam go była poprosić, by został, pomyślała dręczona wyrzutami sumienia. Trudno byłoby jej jednak uporządkować ten cały bałagan, w jakim się znalazła, nie wyjawiając mu prawdy. Całej, niezatajonej prawdy o swojej groteskowej roli w tych dramatycznych zdarzeniach. Cóż, pomyślała znużona, tę rozmowę muszą odłożyć na później.
Kącikiem oka dostrzegła, jak Eugenie zaprasza Kristia-na i Laurensa do domu. Kristian zatrzymał się na scho-
171
dach i uprzejmym gestem przepuścił Laurensa przodem. Bardzo pragnęła przyłączyć się do tej wspólnoty, jaka się między nimi zawiązała, ale najpierw musiała załatwić sprawę z Arnem. Zakłopotana grzebała czubkiem buta w żwirze.
- Arne,
do końca życia będę ci wdzięczna, że po
twierdziłeś
słowa Laurensa. Gdyby Hedvig przekona
ła
lensmana, że naprawdę uciekłam, na pewno by mnie
aresztował.
A ja po prostu wpadłam w panikę, gdy uzna
no
mnie za morderczynię, rozumiesz? - Jakoś dziwnie
gładko
przechodzą mi przez gardło te kłamstwa, pomy
ślała
zawstydzona. Wystarczy zacząć... No cóż, mam
spore
doświadczenie... - Zupełnie jakby mój mózg
ogarnęło
jakieś zaćmienie. Teraz, już po wszystkim,
zrozumiałam,
że większe podejrzenia wzbudziła moja
ucieczka,
niż gdybym pozostała we dworze, ale... Byłam
niemal
pewna, że nikt mi nie uwierzy. Błądziłam jak śle
piec.
Arne odchrząknął i odpowiedział:
A jak można się spodziewać, by człowiek myślał rozsądnie po takim oskarżeniu? Pewnie zachowałbym się podobnie. Nie pracuję tu jeszcze tak długo, pani Gaupås, ale już dawno się domyśliłem, że Hedvig chce się na pani zemścić... Słyszałem to i owo, a reszty dowiedziałem się dzisiejszego wieczoru. Nienawiść, jaką żywi do pani ojca, skupiła się na pani...
Masz rację - potwierdziła Inga zamyślona. - Też już mi to kiedyś przyszło do głowy, ale twoje słowa tylko mnie w tym utwierdziły. Pewnie rzeczywiście tak było - dodała jednym tchem - że Hedvig po przegranej rozprawie, a potem jeszcze gdy Ingebjorg została odtrą-
172
eona przez Martina, postanowiła na mnie wylać swoją złość.
- Delikatnie
powiedziane - rzucił Arne wyraźnie
rozbawiony.
- Myślę, że rozgoryczenie, mściwość i prze
wrotność
to lepsze określenia, jeśli ktoś by się mnie pytał
o
zdanie. Żeby zrobić coś takiego niewinnemu człowieko
wi,
to... nie, po prostu brak mi słów - dorzucił, nie
kryjąc
zdumienia.
O, Inga doskonale wiedziała, jaka jest przyczyna wściekłości Hedvig, ale pozwoliła parobkowi utwierdzić się w przekonaniu, że sam doszedł prawdy. Zresztą miał rację, że Hedvig poczuła się urażona, nie mógł jednak wiedzieć, jak bliska prawdy była w swoich domysłach.
- W
każdym razie bardzo ci dziękuję - powtórzy
ła
Inga przyjaźnie. - Przekonałam się, że można na tobie
polegać,
Arne, i jak już wcześniej wspomniałam, lojalność
opłaca
się w Gaupås. Nieprędko będziesz musiał starać się
o
nową posadę.
Arne mruknął coś zawstydzony, ale bardzo rad.
Kristian cały lepił się od potu. Nie wiedział, jak się ma zachować, ale na szczęście Eugenie zaprosiła ich, by usiedli z Laurensem w fotelach. Uśmiechnęła się do obu serdecznie, po czym wyjęła z szafy z witrynką błyszczącą karafkę i dwa kieliszki do wina. Nie pytając ich, czy mają ochotę się napić, napełniła kieliszki do pełna.
- Proszę
bardzo - skinęła głową, wskazując na
wino.
- Zostawiam karafkę, gdyby panowie mieli ochotę
na
dolewkę.
Kristian czuł się tak, jakby mózg przestał mu dzia-
173
łać. Nie był w stanie nawiązać żadnej rozsądnej rozmowy, a ręce mu się trzęsły. By ukryć wzburzenie, chwyci oburącz kieliszek i wlał w siebie jednym haustem jegc zawartość. Wino było bardzo gęste, o smaku winogron ale zapiekło w gardle. Zawsze bardzo ostrożnie raczył si^ trunkami, lecz obecność Laurensa wprawiała go w zakłopotanie. Nieporadnie napełnił znów kieliszek, niefortunnie stukając karafką o gładki okrągły blat stołu, ale drugi raz nie podniósł kieliszka do ust.
Laurens jest tak samo zdenerwowany, zauważył Kri-stian, zerkając na byłego szwagra. Co prawda ledwie wychylił łyk wina, za to zerkał z pozornym zainteresowaniem na kota, który leżał w koszyku przy piecu. Kied) grube leniwe kocisko wyciągnęło się i ziewnęło, Laureni uśmiechnął się dobrodusznie. Obaj mężczyźni mieli sobie sporo do wyjaśnienia, ale żaden nie miał odwagi przejąć inicjatywy.
Może teraz moja kolej, uderzyła Kristiana nagła myśl Laurens podejmował tyle prób przez te wszystkie lata, a js zawsze odtrącałem jego rękę wyciągniętą do zgody. Czy ta noc stanie się przełomowa? Czy tej nocy wreszcie zostanie rzucone światło na waśń rodową i wyjaśnimy sobie nawzajem wszystkie żale i urazy? Kristian zawsze bardzc pragnął się dowiedzieć, dlaczego Laurens zadał mu cios w plecy. W głębi serca zależało mu, by poznać wersję Laurensa, ale kiedy umarła Jenny, nienawiść dodatkowo zaprawiła się goryczą. Laurens i Ragnhild nie mieli po cc pojawiać się w Svartdal... Więzy rodzinne zostały ostatecznie zerwane.
- Nie wiem, co ci dokładnie powiedziała Inga - zaczaj Kristian niepewnie. Odchrząknął, żeby oczyścić zachryp-
174
nięty głos. W rozmowie z lensmanem nie skąpił słów, ale teraz gdy zwracał się do Laurensa, zaschło mu całkiem w gardle. - Czy wiesz o... o... - umilkł. Tak trudno pytać o zabójstwa, bo co, jeśli Laurens nie wie... Wtedy nieumyślnie zdradzi, czego się dopuściła Inga.
Wiem - wyszeptał Laurens.
O... o...?
O okolicznościach związanych ze śmiercią Gudrun i Erlinga - dokończył Laurens.
Kristian skinął głową zamyślony i rzekł ze smutkiem:
Nie miałem wcześniej o niczym pojęcia. Dopiero dziś się dowiedziałem. Inga sama dźwigała tę tajemnicę.
Została narażona na nieludzką presję - rzekł Laurens. - Aż dziw, że od tego nie zwariowała!
Tak, dość długo zachowała równowagę ducha, choć mało brakowało... Gdyby nie ty...
Laurens wykręcał palce.
- Tak,
bogowie raczą wiedzieć! - pokręcił głową prze
rażony.
- Gdybym stał pół metra dalej, już by nie żyła.
Bo
ona skoczyła w przepaść, Kristian. Pogodziła się ze
śmiercią.
Kristian zwilżył usta koniuszkiem języka. Słowa wdzięczności nie chciały mu przejść przez gardło. Nie wiedział, jak ma dziękować, nie uwłaczając przy tym swojej godności.
Wspaniale, że mogłeś pomóc - zaczął nieśmiało. - Bo ja musiałem w tym czasie załatwić inną sprawę.
A jakżeby inaczej - burknął Laurens wzruszony. Obrócił twarz w bok, ale nie zdążył ukryć łez, które za-
175
lśniły zdradziecko. - Tylko nie mogę tego zrozumieć, Kri-stian. Jaka sprawa mogła być ważniejsza od tego, by powstrzymać Ingę przed samobójczym skokiem?
Na jego zarumienionej twarzy odmalowała się niepewność. Widać było, że to pytanie go nurtuje już od dłuższego czasu.
Inga ci o tym nie wspomniała? - zdumiał się Kri-stian.
Nie.
Kristian, bębniąc palcami w oparcie na łokcie, przeżywał prawdziwą rozterkę. Wątpliwości walczyły z pragnieniem, by o wszystkim opowiedzieć Laurensowi. Ale czy nie jest zbyt niebezpiecznie wtajemniczać Laurensia w tę sprawę?
- No
więc widzisz, Laurens, lensman miał słuszne po
dejrzenia.
Inga ukryła ciało Erlinga w grocie.
Laurens rozszerzył oczy ze zdumienia i gestykulował oniemiały jedną ręką.
- To
nie był łatwy wybór, uwierz mi - rzekł Kristian
zdruzgotany.
- Postawiłem jednak na to, że Inga nie rzuci
się
w przepaść, i uchwyciłem się tej nadziei. Gdyby ludzie
lensmana
odnaleźli ciało, tak czy inaczej zostałaby skaza
na
na wieczne potępienie.
Laurens otworzył usta ze zdumienia, nadal nic nie pojmując.
- Ale co zrobiłeś... z Erlingiem?
Kristian spochmurniał, przypomniawszy sobie okropny widok.
Przewiozłem ciało w inne miejsce i tam je pochowałem.
A jeśli je znajdą? - zapytał Laurens sceptycznie.
176
Nikt go nie znajdzie - zapewnił ostro Kristian. - Nigdy!
Co za wieczór, co za noc! - jęknął Laurens wyczerpany. - Wciąż nie mogę uwierzyć, że to prawda. Że Inga, że ona... nie, jak mogłaby zamordować dwie osoby i żyć jakby nigdy nic w kłamstwie?
Kristianowi nie spodobał się tok myślenia Lauren-sa. Przedstawił bowiem Ingę jako osobę pozbawioną wszelkich skrupułów, zdolną do zabójstwa z zimną krwią. No tak, wciąż nie znał odpowiedzi na wiele pytań. Może lepiej zrozumieją Ingę, kiedy usłyszą jej wersję zdarzeń?
- Nie
wiem - rzekł ponuro. - Ale jak Inga tu przyj
dzie,
będzie musiała nam wiele wyjaśnić!
Trzasnęły drzwi i obaj mężczyźni jak na komendę spojrzeli w stronę kuchni. Sądzili, że to wraca Inga, tymczasem ujrzeli rosłą sylwetkę Gulbranda.
Widziałeś Ingę? - zapytał ostrożnie Kristian.
Stoi na dziedzińcu razem z Eugenie, która po tym długim dniu pracy zbiera się wreszcie do powrotu do siebie do Lokken.
Kristian pokiwał głową ze zrozumieniem. Minęła północ i Eugenie powinna już dawno spać. Jak to dobrze, że Inga ma takie zaufane służące, pomyślał z zadowoleniem. Eugenie bowiem nie chciała odejść, nie upewniwszy się, że gościom nic nie brakuje.
Gulbrand zdjął kapelusz i obracając go w dłoniach, odezwał się:
- Straszne
tu było dziś zamieszanie - zaczął niepew
nie.
- Nie wszystko z tego zrozumiałem, nie wiem, co się
właściwie
stało. Lensman twierdził, że Inga zabiła Erlin-
177
ga... - Zdezorientowany patrzył to na Kristiana, to na Laurensa w nadziei, że któryś z nich potwierdzi albo zaprzeczy, że tak było.
Kristian oparł się ciężko w fotelu, zastanawiając się, co powiedzieć Gulbrandowi. Wiedział, że Ingę z Gulbran-dem łączy głęboka przyjaźń, ale może lepiej, by nie wtajemniczać służby w szczegóły.
- Rozumiem,
że chciałbyś się czegoś dowiedzieć - za
czął
cicho - ale usiądź, Gulbrandzie, i poczekaj z nami.
Inga,
jak przyjdzie, sama nam opowie to, co uzna za słusz
ne.
Laurens mruknął coś zgodnie i podstawił krzesło staremu służącemu, a Kristian pozwolił sobie sam sięgnąć po kieliszek do wina dla niego.
Trzej mężczyźni siedzieli w milczeniu każdy ze swoim kieliszkiem w dłoni.
Podskoczyli jak na komendę, gdy wreszcie pojawiła się Inga. Oparła się o futrynę drzwi i spuściła głowę. Długie czarne włosy zasłoniły jej twarz. Z początku nie bardzo rozumieli, dlaczego tak stoi, ale wnet pojęli, że płacze. Jej drobnymi ramionami wstrząsał szloch. Zakłopotani mężczyźni wymienili się spojrzeniami, jednak żaden z nich nie miał pojęcia, jak zareagować.
Ciszę przerwał Gulbrand.
- Inga...
Inga chlipnęła i popatrzyła na niego bezradnie, po czym w dwóch susach znalazła się przy nim, szukając pociechy w jego ramionach. Kiedy Gulbrand bezradnie ją przytulił, rozpłakała się na dobre. Nie był to już tłumiony szloch, ale wycie rannego, udręczonego zwierzęcia.
Kristian zapadł się w sobie, upokorzony tym, że córka
178
wolała szukać pociechy u starego służącego niż u własnego ojca. Zwłaszcza że świadkiem tej sceny był Laurens. Do mnie powinna się zwrócić, myślał Kristian dotknięty do żywego, ale sam rozumiał, że nigdy nie był dla niej dobrym ojcem.
Inga wzięła się w garść i uwolniła się z ramion Gul-branda. Otarła palcem nos i zduszonym głosem powiedziała:
Przepraszam.
Nie ma za co - uspokoił ją Gulbrand łagodnie i dobrodusznie pogłaskał po głowie.
Mężczyźni podstawili Indze krzesło, po czym zajęli swoje miejsca. Podali jej także kieliszek z mocnym trunkiem w nadziei, że podziała na nią uspokajająco.
- Dzisiejszego
wieczoru przekonałaś się, Ingo, że mo
żesz
na nas polegać - zaczął Laurens ostrożnie. - Jesteśmy
gotowi
wiele poświęcić, żebyś... nie trafiła do więzienia.
Uważamy
jednak, że jesteś nam winna w tej sytuacji pew
ne
wyjaśnienia. Chciałbym, żebyś zaczęła od zniknięcia
Erlinga...
Inga zamknęła oczy i westchnęła przeciągle. Siedziała w gronie przyjaciół, którzy jej nigdy nie zdradzą. Ojciec będzie milczał ze względu na to, że jest jego córką, natomiast Laurens wydawał się bardzo zadowolony, że odnowił kontakty z rodziną Svartdalów. Gulbrand zawsze stał wiernie po jej stronie. Miała nadzieję, że tak będzie nadal... Nagle oblała się zimnym potem. A jeśli utraci zaufanie Gulbranda, gdy ten się dowie, co naprawdę stało się z Gudrun? Inga zerknęła na niego zamyślona. Trudno,
179
pomyślała stanowczo. Nawet jeśli, to ufam, iż ojciec i Lau-rens zdołają go przekonać, że działałam w swojej obronie.
- Erling
i ja staliśmy się wrogami po tym, gdy skato
wał
Czarnulkę. Chciałam przegonić go z dworu za mal
tretowanie
zwierzęcia, ale on mi zaczął grozić. Nie spo
dobało
mi się, że nawiązał romans z Kristiane, mało tego,
przez
niego dziewczyna zaszła w ciążę - dodała spokoj
nie.
- Nie zamierzał jednak ponieść odpowiedzialności.
Kristiane,
mówiąc łagodnie, była zdruzgotana - ciągnę
ła
Inga zagadkowo, przypominając sobie próbę samobój
stwa
biednej służącej. - Erling był przekonany, że to ja po
mogłam
w ucieczce Bjornarowi, ale to nieprawda! - Jej
zapewnienie
zabrzmiało niemal jak krzyk. - Nie ja też do
niosłam
lensmanowi, że to Erling pobił mnie tak dotkli-
"wie, iż straciłam dziecko.
- Dlaczego?
- wtrącił się Gułbrand nieufnie.
Inga
oderwała złamany kawałek paznokcia.
- Nie
miałam o tym pojęcia. Dowiedziałam się do
piero
tamtej brzemiennej w skutki niedzieli, kiedy Erling
przyszedł
za mną na łąkę... Śmiejąc się szyderczo, przy
znał
się, że to on mnie wtedy napadł.
Krzaczaste siwe brwi służącego uniosły się w zdumieniu.
Wiedziałem, że ten człowiek jest niebezpieczny! Podejrzewałem go i okazuje się, że nie bez racji!
Właśnie dlatego zrobiłeś dla mnie nóż - stwierdziła Inga. - Mówiłeś tak zagadkowo, Gułbrand, że niektórzy mężczyźni bywają groźni. Miałeś na myśli Erlinga, prawda?
Gułbrand, kiwając głową, odpowiedział:
180
Tak. Za każdym razem, gdy zerkał w twoją stronę, wydawało mi się, że ma takie bezwzględne spojrzenie. Zupełnie jakby żywił do ciebie nienawiść.
Było coraz gorzej - wyjawiła Inga zrozpaczona.
Mów dalej o Erlingu - wtrącił się Laurens. - Tak, żebym zrozumiał, co wydarzyło się kolejno.
Indze ulżyło. Nie miała nic przeciwko temu, by odłożyć historię o śmierci Gudrun.
- Erling
najwyraźniej chciał porozmawiać ze mną
w
cztery oczy. Zażądał pewnych przywilejów za... W każ
dym
razie - podjęła pośpiesznie - Czarnulka pasła się
obok
bez siodła i uprzęży. Nie miałam żadnych szans, za
pewniam
was, kiedy klacz ruszyła niczym strzała w stronę
Erlinga
i go zaatakowała. Nic nie mogłam zrobić! Czar
nulka
dopadła do znienawidzonego oprawcy
i
stratowała
go
na śmierć kopytami.
Gulbrand zadrżał.
Indze znów zebrało się na płacz i z trudem powstrzymywała się od łez. Zdawało jej się, że słyszy odgłos przecinających powietrze kopyt i trzask miażdżonych kości.
Gdybym nie zdjęła Czarnulce uprzęży, to może jakoś zdołałabym ją powstrzymać, ale przecież nie miałam pojęcia, że Erling się zjawi na łące.
Może i tak - przyznał jej rację Laurens. - Choć w gruncie rzeczy wątpię, czy starczyłoby ci sił, by utrzymać konia. Ale jak nierozważnie postąpił Erling! Przecież powinien wiedzieć, że Czarnulka może się zemścić.
To nie twoja wina, że Czarnulka go zabiła - odezwał się Gulbrand powoli, jakby się nad czymś mocno zastanawiał. - To był wypadek, ale... Dlaczego nie przywiozłaś
181
zwłok do Gaupås? Przecież wszyscy na własne oczy zobaczyliby rany zadane kopytami i nikt by cię o nic nie obwiniał.
Zapanowała niezręczna cisza.
Inga zastanawiała się gorączkowo, jak to wyjaśnić łatwowiernemu słudze. Nie znalazła żadnego logicznego wytłumaczenia i zalękniona postanowiła wyznać prawdę.
Erling chciał ze mną tego dnia porozmawiać, Gul-brand. Groził mi, że wyjawi wszystko na temat śmierci Gudrun...
Śmierci Gudrun? - powtórzył Gulbrand przerażony. - Przecież dobrze wiedział, co się stało. Zabiła się, spadając razem z drabiną.
Inga chrząknęła. Sumienie nie dawało jej spokoju, serce podeszło jej do gardła. Uciekała wzrokiem, byleby nie napotkać spojrzenia służącego. Zakłopotana i przestraszona, skubała brzeg spódnicy.
- To
prawda, że Gudrun się zabiła, gdy przewróciła
się
drabina, na której stała, ale... - spojrzała stanowczo
w
zielone oczy służącego. Trudno, muszę odpowiedzieć
za
swoje czyny, pomyślała z rosnącą przekorą i dodała sta
nowczo:
- .. .ale to ja pchnęłam drabinę.
Wyznanie to okazało się dla Gulbranda szokiem. Kieliszek z winem omal nie wypadł mu z dłoni. Opanował się jednak i odstawił go na stół. Po chwili sięgnął znów po kieliszek i opróżnił do dna. Twarz mu się wykrzywiła pod wpływem goryczki.
- Dlaczego?
- zapytał z niedowierzaniem. - Dlacze
go?
182
Inga wprawdzie spodziewała się takiej reakcji, ale usta wykrzywiły jej się w podkowę, jakby znów miała się rozpłakać.
- W
jakiś sposób Gudrun dowiedziała się o Martinie
i
o mnie, mimo że przysięgam, iż po ich ślubie tylko raz
byliśmy
ze sobą. To niewybaczalne z naszej strony, ale...
nie
byliśmy w stanie zapanować nad naszymi uczucia
mi
- płomienny rumieniec pokrył jej policzki. Nie tak ła
two
było obnażać swoje błędy i wstyd przed tymi trzema
mężczyznami.
- Zdawało mi się, że zgubiłam nóż, któ
ry
dla mnie zrobiłeś, Gulbrand. Ale z czasem domyśliłam
się,
że Gudrun przemknęła się ukradkiem na piętro i mi
go
ukradła. Bo kiedy weszła po drabinie na strych z sia
nem,
trzymała w dłoni mój nóż. Pamiętam, że była prze
rażająco
spokojna, gdy mi oznajmiała, że będzie to wyglą
dało
tak, jakbym sama sobie wbiła nóż w serce, jakbym
zginęła
z własnej ręki...
Gulbrand podrapał się między oczami. Trudno mu było uwierzyć we wszystko, co mówiła Inga, chociaż nie miał najmniejszych wątpliwości, że Gudrun była zdolna, by grozić w taki sposób.
Nie można było temu przeszkodzić jakoś inaczej? - zapytał zatrwożony.
Możliwe, że tak - odparła Inga. - Ale ja wpadłam w panikę. W oczach Gudrun dostrzegłam coś takiego, że zrozumiałam, iż jest gotowa spełnić swoje groźby. Przez te wszystkie lata ścinałyśmy się nie raz, nigdy jednak nie widziałam jej takiej oszalałej z nienawiści jak wtedy... Wykrzykiwała, że zabrałam jej zarówno Nielsa, jak i Martina...
Gulbrand chrząknął ostrzegawczo. Inga była rozdygo-
183
tana, ale tylko ona i on wiedzieli o kazirodztwie. Kristian i Laurens nie mogą się dowiedzieć o tym chorym związku między Nielsem a Gudrun.
Inga mrugnęła do niego porozumiewawczo i Gul-brand poczuł ulgę. Na szczęście przerwała w samą porę swoje wyjaśnienia. Nie zapomniała o ich umowie, że nie będą więcej podejmować sprawy kazirodztwa.
- Wiele
się dziś dowiedziałeś i targały tobą zapew
ne
różne uczucia, Gulbrandzie - rzekła Inga udręczo
na.
- Chcę, żebyś wiedział, że odepchnęłam drabinę w od
ruchu
samoobrony. W tamtym momencie wydawało mi
się,
że walczę o życie i albo zginę ja, albo ona. Tak to wów
czas
oceniałam.
Gulbrand poczuł ból w sercu, że Gudrun spotkał taki koniec. Ale ogarnęło go też współczucie dla Ingi. Biedna dziecina, pomyślał z żalem. Bo jeśli tak się sprawy miały, jak je przedstawiła, to przez ostatni rok ciężko jej było się z tym zmagać. Pomyśleć tylko, dźwigać taką okropną tajemnicę!
Podczas rozmowy Inga powoli odzyskiwała spokój. Oczywiście nie rozluźniła się całkiem, ale przestało ją dławić w gardle. Wydawało się, że wszyscy uwierzyli w jej wyjaśnienia. Zresztą powinni, pomyślała zmęczona. Bo tym razem odsłoniła się całkowicie. Prawda brutalnie wyszła na jaw, Inga jednak nie broniła się bardziej, niż to było konieczne. Postąpiła źle wobec Gudrun i Erlinga, ale nie planowała ich zabić. Nie życzyła śmierci swoim wrogom. Laurens pierwszy przerwał milczenie.
- Jest już po drugiej i Ragnhild z pewnością martwi
184
się o mnie. Martin co prawda miał ją uprzedzić, że jestem w Gaupås, ale znacie moją żonę - zaśmiał się zawstydzony. - Pewnie umiera z ciekawości. - Podał dłoń Indze i rzekł: - Pamiętaj, droga Ingo, jeśli kiedykolwiek napotkasz znów problemy... nie próbuj ich rozwiązywać na własną rękę. Masz przecież nas - wskazał na Kristiana, Gulbranda i na siebie. - Obiecujesz?
Tak - odezwała się nieśmiało, ale zaraz się uśmiechnęła. - Sądziłam, że potrafię dokonywać mądrych wyborów, ale najwyraźniej tak nie jest.
Niełatwo postępować właściwie, kiedy strach zaćmi rozum - pocieszył ją Laurens. - Zarówno twój ojciec, jak i ja też tego doświadczyliśmy - dodał tajemniczo. - I ty, Gulbrandzie, też się pewnie z tym zgodzisz.
Zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie niż pytanie.
- O
tak, ja wielokrotnie popełniałem błędy - przyznał
Gulbrand.
Inga zadrżała z zimna, kiedy została w salonie sama z Gulbrandem. Kristian odprowadził Laurensa na dwór. Nie chcieli im przeszkadzać. Już oni mają o czym porozmawiać, pomyślała Inga z rosnącym optymizmem. Może kiedyś jeszcze dane jej będzie doczekać tego, że Kristian i Laurens znów zostaną dobrymi przyjaciółmi?
- Och,
ty Ingo! Niezależna i bojowa - odezwał się
Gulbrand
trochę żartobliwie, ale nie bez czułości.
Inga uśmiechnęła się z goryczą.
Wahałam się, czy nie opowiedzieć prawdy o okolicznościach śmierci Gudrun, ale Erling krążył wokół mnie jak chytry lis, grożąc mi i wymyślając kłamstwa. On mnie po prostu przeraził, Gulbrandzie.
Tak czułem - zwierzył się Gulbrand. - Bo po śmier-
185
ci Gudrun wyraźnie się zmienił. Zhardział w pewnym sensie. Wiedziałem o waszej kłótni po tym, jak skatował Czarnulkę, ale nie miałem pojęcia, że on cię szantażuje. Zrobiłem dla ciebie nóż, byś miała się czym bronić, i nigdy bym nie przypuszczał, że ten sam nóż będzie miał swój udział w morderstwie!
To zrozumiałe - stwierdziła Inga, zaciskając opuszki palców obu dłoni. - Nie obwiniaj się czasem z tego powodu!
Niee - odparł Gulbrand z ociąganiem. - Ale jednak gdyby nie ten nóż... - zawiesił głos.
Gudrun znalazłaby inny sposób, by się mnie pozbyć - odsunęła jego wątpliwości Inga. - Jej oczy pałały żądzą mordu, Gulbrand. Nie zastanawiała się czy, ale kiedy się mnie pozbyć.
Niestety, masz chyba rację - powiedział Gulbrand zrezygnowany.
Inga wyjrzała przez okno. Budynki dworu spowijał szary mrok, ale w świetle latarni dostrzegła Laurensa dosiadającego konia, a obok stał Kristian. Na tle światła rysował się kontur jego potężnej sylwetki. W napięciu obserwowała, jak Laurens pochyla się i ściska na pożegnanie dłoń wyciągniętą przez Kristiana. Napełniła ją wielka radość. Och, jak dobrze było widzieć tych dwóch mężczyzn żegnających się przyjaźnie.
Gulbrandowi strzyknęło w kolanach, gdy się podnosił z miejsca.
- Idę
złożyć do łóżka swoje stare kości - zażarto
wał.
- Zobaczysz, Ingo, od teraz wszystko będzie lepiej,
i
to dla wszystkich. - Na potwierdzenie swych słów kiw
nął
głową w stronę okna.
186
- Mam nadzieję - uśmiechnęła się łagodnie Inga.
A gdy Gulbrand wyszedł, uprzątnęła ze stołu karafkę i kieliszki. Nie tracąc czasu na ścieranie stołu, wyszła na schody. Laurens zdążył już opuścić dziedziniec, ale słychać było jeszcze chrzęst kopyt stąpających po żwirze. W chwilę później dźwięk ucichł.
Kristian wycofał się w stronę płotu, zauważyła nagle. Wyglądało na to, że zapatrzył się na pola. Podeszła do niego wolno i niepewnie.
Trawa tłumiła jej kroki, ale ojciec miał dobry słuch.
- Chodź
tu, Ingo! - odezwał się, nie odwracając gło
wy.
Inga stanęła obok niego i oparła się łokciami o płot. Korciło ją, by zapytać, ale bała się odpowiedzi. Mimo to zdobyła się na odwagę:
- Pogodziliście
się ostatecznie z Laurensem? Czy tyl
ko
jednorazowo zawarliście pokój? Jutro będziesz go znów
nienawidził?
Inga lękała się spojrzeć na ojca, ale usłyszała jego cichy śmiech.
- Nie
obawiaj się, Ingo! Od teraz znów jesteśmy
przyjaciółmi.
Dziwne - dodał zamyślony - że to właśnie
ty
nas połączyłaś, córka, którą nie umiałem się zaopie
kować.
Inga drgnęła przestraszona, gdy Kristian położył jej na karku swoją dużą, ciepłą dłoń. Na pewno zauważył jej reakcję, ale nie cofnął ręki. Nocny mrok ukrył łzy radości, które spłynęły Indze po policzkach. Wzięła się jednak w garść, by nie chlipać za głośno. Po co ojciec ma widzieć, jak się wzruszyła.
- Nadszedł czas - oznajmił Kristian chrapliwym,
187
drżącym głosem - bym ci powierzył wszystkie tajemnice związane z waśnią rodową.
Pod Ingą ugięły się nogi z napięcia i pod wpływem powagi chwili. Wreszcie, pomyślała z ulgą. Wreszcie się dowiem!