Derwin Jerzy Więzy

W i ę z y



Było ciepłe, letnie popołudnie. Przy ścieżce wijącej się wzdłuż ciemnego jeziora, w cieniu rozłożystego buka, siedział na ławce starszy mężczyzna w lekkiej, zielonej wiatrówce i płóciennym kapeluszu z wąskim rondem. Po przeciwległej stronie jeziora pokryte lasem zbocze opadało wprost do wody. W lewo przechodziło w strome stożkowe wzgórze zwieńczone starym zamkiem z wieżą. W dali, na prawo, szarzało pasemko ściany kamiennej zapory zamykającej zbiornik wodny.

Przez ciemne słoneczne okulary Grzegorz spoglądał leniwie na ludzi rozciągniętych na kocach, na dzieci pokrzykujące i pluskające się w wodzie. Para młodych ludzi na kajaku wiosłowała miarowo w stronę zamku. Uśmiechnął się do siebie, kiedy wiośla­rze zwrócili na chwilę twarze w jego stronę, jak gdyby wyczuli na sobie jego wzrok.

Popadł w zadumę. Blisko pół wieku wcześniej, w tym samym miejscu, bawił się z Nor­ką, małą płową suczką przypominającą teriera. Nie chciała wejść do wody, a kiedy ją wniósł na rękach, odpłynęła pospiesznie do brzegu. Obraziła się śmiertelnie i w dro­dze powrotnej do domu trzymała się od niego z daleka.

Zamek! To był oddzielny obszerny rozdział wspomnień. Na przykład wieża zamkowa. Na jej szczycie znajdowała się drewniana nadbudówka z wysokim masztem flagowym. Grzegorz, wtedy kilkunastoletni wyrostek, wdrapał się kiedyś na daszek nadbu­dówki i stanął obok masztu, aby stamtąd lepiej widzieć okolicę. Musiał wysłuchać dobitnej reprymendy od gospodarzy zamku, kiedy znalazł się z powrotem na zamkowym dziedzińcu.

...

Ostatnie słowa wypowiedziała już ciszej zawieszona u jego szyi i przyklejona do chło­pca całym ciałem.

Agata powstrzymała się od odpowiedzi. Cmoknęła go tylko w usta i z teatralnym gestem nadstawiła ucha.

Piotr użył żeglarskiego wyrażenia i Agatka nie wiedziała, czy ma to być zachęta do utrzymania kursu na pieszczotliwe czułości, czy też żartobliwe wezwanie do trzymania zamkniętej buzi, czyli do milczenia.

Teraz to on ucałował ją, ale dłużej i z czułością.

Przy ostatnich słowach dziewczyna ujęła ręce Piotra w swoje i... położyła sobie na piersiach.

Dłonie chłopca ożyły. Najpierw pieściły drobne dziewczęce wypukłości przez bawełnianą koszulkę, jednak rychło znalazły pod nią drogę do ciepłych, jedwabiście gładkich wzgórków. Aga uniosła w górę obie ręce i koszulka sfrunęła na podłogę. Piotr pochylił się i przytknął wargi do różowych malinek, które szybko pęczniały w jego ustach. Ręce gorączkowo błądziły po biodrach dziewczyny, po krągłych, jędrnych pośladkach, przesuwały fałdy spódnicy wzdłuż ud...

Aga dotknęła zapięcia w talii i po chwili pozostała już tylko w obcisłych figach. Rozpięła pasek dżinsów Piotra, a on zdjął je z siebie razem z bielizną. Dziewczyna obróciła się wolno tyłem do mężczyzny. Uwolniła stopy z majtek, które z niej zsunął w dół, na podłogę. Rozsunęła uda, kiedy sięgnął między nie jedną ręką, podczas gdy druga przeliczała jej piersi.

Oddech dziewczyny stawał się płytszy i szybszy. Piotr czuł, jak fałdy jej skóry rozluźniają się i wilgotnieją w jego dłoni...

...

Piotr i Agata, z plecakami w rękach, zeszli ostrożnie po drewnianych schodkach starego wagonu na niski peron wysypany czerwonym żwirkiem. Janusz dostrzegł ich od razu pomiędzy nieli­cznymi pasażerami, którzy wysiedli na małej stacyjce. Oderwał się od zielonego odkrytego łazika i wyszedł im na przeciw.

Janusz – rówieśnik Piotra – był od niego trochę niższy, masywniej zbudowany. Okrągła twarz o nieco kobiecych rysach i delikatnej jasnej cerze kojarzyła się z wizerunkami cherubinów. Bujne, faliste włosy jeszcze ten efekt podkreślały.

Chłopiec odebrał od Agaty plecak i – wytrącony tym manewrem ze zwykłego rytmu po­witania – trochę niezgrabnie podał jej rękę. Patrzył na nią przy tym z taką uwagą, że przez twarz speszonej dziewczyny przeleciał rumieniec.

Agata przyjęła śmiały, a przy tym elegancki komplement z nieukrywaną przyjemnością. Objęła Piotra w pół i spojrzała mu w oczy z wdzięcznym uśmiechem.

Rosły owczarek niemiecki stał przy nim spokojnie z otwartym pyskiem i przyjaźnie machał ogonem.

Przykucnęła i wyciągnęła rękę w stronę psa, nie dotykając go jednak. Pies zrobił krok w jej stronę, trącił wyciągniętą rękę wilgotnym chłodnym nosem i pozwolił podrapać się za uchem i pod brodą.

Zajęli miejsca w łaziku. Agata usiadła obok Janusza z przodu, a Piotr za kierowcą. Kowa znalazł sobie miejsce za Agatą.

Strome wzgórze zamkowe porastał ciemny, gęsty las z przewagą buków. Wąska, bita dróżka nie oplatała góry wokół, lecz wiła się po zboczu zygzakami. Mury zamku były bardzo wysokie. Były to w istocie grube, wzmocnione ściany zabudowań, tylko w kilku miejscach spiętych ze sobą murem obronnym. W jednym z takich obronnych fragmentów znajdowała się brama wjazdowa z masywnymi drewnianymi wierzejami. Po obu stronach bramy szczerzyły do siebie zęby dwa lwy uniesione na tylnych łapach.

Piotr spojrzał pytająco na Janusza.

Wjechali na dziedziniec – długi, prostokątny, wybrukowany kamieniami i wyłożony kamiennymi płytami. Na środku podwórza stał okrągły oszklony pawilon. Młodzi ludzie nie wiedzieli, co o tym myśleć i nie pozostało im nic innego, jak powrócić do rzeczywistości.

Kiedy wysiedli, Janusz wziął Piotra pod łokieć i zerknął w stronę Agaty. Domyśliła się, że chce mu coś powiedzieć na osobności i oddaliła się o kilka kroków, aby pooglądać fasady zabudowań. Na jednej z nich znajdował się zegar słoneczny z tłem w postaci kolorowych fresków i tajemniczych hieroglifów.

Piotr zawahał się.

Chłopcy wzięli plecaki. Janusz zaprowadził gości do pawilonu w kącie dziedzińca. Po wąskich skrzypiących schodach weszli na piętro.

Ujrzeli przed sobą dwa niewielkie pokoiki o ścianach obłożonych jasnym drewnem, stylowo urządzone, pełne słonecznego światła.

Weszli do jednego z pokoi. Okazało się, że izdebki są połączone drzwiami. Piotr i Agata spojrzeli na siebie radośnie.

Rozpakowali rzeczy i rozlokowali je w obu pokoikach. Agata wydobyła ze swojego plecaka kilka niemowlęcych pieluch z tetry. Piotr spojrzał na nią ze zdziwieniem.

Agata przywarła do Piotra całym ciałem i podała mu rozchylone usta. Zakręciło mu się niemal w głowie na myśl o rozkoszy, którą dziewczyna była gotowa ofiarować mu spontanicznie, w odruchu czułości, ale zapanował nad zmysłami.

Państwo Kowaczkowie zaprosili młodych gości na obiad do siebie, do niewielkiego mieszkania, które w gmachu zamczyska wygrodzili na własne potrzeby.

Mówiąc to, śmiała dziewczyna zadeklarowała równocześnie, że nie robią z Piotrem żadnej tajemnicy ze swojej bliskiej zażyłości i że nie ma powodów do sztucznego skrępowania.

Pan Tomasz, ojciec Janusza, nie mógł przypuszczać, jak gorzkiego smaku i znacze­nia wkrótce nabiorą jego życzliwe słowa.

...

Piotr i Agata tęsknili do kontaktu z wodą i zaraz nazajutrz wybrali się nad jezioro. Towarzyszył im Kowa.

Stroma ścieżka zaprowadziła ich wprost do małej przystani należącej do zamku. Pan Wiesław podgrzewał nad ogniskiem kociołek z czarną smolistą mazią i smarował nią dna łódek.

Wybrali niewielką płaskodenną łódkę z parą długich wioseł osadzonych w dulkach. Łódź nie miała steru i kierowanie nią wymagało pewnej wprawy, której Agata nie miała. Uparła się jednak, że to ona zasiądzie przy wiosłach.

Odpływali od brzegu dziwacznymi zygzakami. Pies leżał spokojnie na brzuchu, ale podniósł głowę, przechylił ją na bok i z wywieszonym językiem spozierał na zmagającą się z wiosłami Agatę. Od czasu do czasu zerkał też na Piotra, jak gdyby chciał go zapytać, czy aby na pewno można jej ufać.

Kowa widocznie zrozumiał, bo zamruczał cicho, położył łeb na wyciągniętych łapach i zamknął oczy na znak, że nie bierze odpowiedzialności za dalszy bieg zdarzeń.

Po chwili Aga przestała wiosłować i poruszała wolno jednym tylko wiosłem, śledząc w zadumie lekkie zawirowania wody wokół jego pióra. Teraz i Piotr spojrzał na nią pytająco. Ogarnięty błogim lenistwem, osunął się jednak na dno łódki i wzorem Kowy zam­knął oczy. W końcu było najzupełniej obojętne, czy i dokąd płyną.

Dziewczyna zdawała sobie sprawę ze swojej nieprzeciętnej inteligencji i bystrości i chętnie się czasem nimi popisywała. Znała też i podziwiała wielkie analityczne i logiczne możliwości umysłu Piotra, połączone z szeroką wiedzą. Toteż chętnie i bez kompleksów korzystała z jego pomocy i nauk. Tym bardziej, że dostrzegała przyjemność, jaką mu tym sprawiała.

Agata tak była dumna i szczęśliwa z rozwiązania zagadki wspólnym wysiłkiem, że chciała uściskać chłopca i zerwała się ze swojej ławeczki.

Łódka była wprawdzie szeroka i stabilna, ale takiego poruszenia nie wytrzymała. Przechyliła się i wszyscy troje wypadli do wody.

Kowa obejrzał się na młodych z niesmakiem i popłynął do brzegu, który na szczęście był bardzo blisko. Łódź zaczerpnęła trochę wody, ale nie przewróciła się dnem do góry. Dziewczyna była speszona, mimo to nie straciła głowy. Podpłynęła spokojnie do łodzi i uchwyciła się burty, nie próbując na razie wejść do środka. Piotr opłynął łódź i położył dłonie na przeciwległej burcie.

Pan Wiesław obserwował całą scenę z brzegu. Zepchnął drugą łódkę na wodę i był gotów do udzielenia pomocy, ale nie spieszył się z nią. Pies długo wytrząsał wodę z obfitej, gęstej sierści.

Agata, ubrana w szorty i koszulkę, wspięła się zgrabnie i bez trudu, bo Piotr uważnie równoważył jej ciężar. Kiedy znalazła się w środku, zaraz usiadła na burcie, aby dać szansę Piotrowi. Była jednak za lekka, a przy każdym przechyleniu woda spływała w stronę Piotra i niebezpiecznie zwiększała przechył.

Agata w lot zrozumiała, do czego zmierza. Usiadła w dziobie łodzi, a Piotrowi udało się wdrapać przez rufę.

Kiedy dopłynęli do przystani, pan Wiesław sposobił się do odpłynięcia. Nie przyglądał się rozbitkom i nie komentował wydarzenia.

Oddalał się, wiosłując spokojnie krótkimi oszczędnymi ruchami wioseł.

Kowa przywitał ich merdaniem ogona. Później nigdy już jednak nie dał się namówić młodym do wspólnego pływania.

Po wyjściu z wody rozłożyli się do słońca, aby się ogrzać i wysuszyć mokre ubrania. Spoglądali na odległy o kilkaset metrów przeciwległy brzeg, gdzie spora gromada ludzi oddawała się zajęciom plażowym.

Wkrótce wrócił pan Wiesław z zakupami. Wstąpił do hangaru po wędkę i zbliżył się do młodych.

Pan Wiesław otworzył swoją butelkę, a pozostałe wstawił do wody. Zasiadł na pniu i zarzucił wędkę.

Wypowiedziane słowa najwidoczniej miały być wstępem i pan Wiesław porządkował myśli. Piotr i Agata słuchali w milczeniu.

Młodzi zadumali się nad opowieścią pana Wiesława. Mieli rację państwo Kowaczkowie. To był bardzo ciekawy człowiek.

W drodze powrotnej do zamku nie spieszyli się. Wspinając się stromą ścieżką, często zatrzymywali się i rozglądali po okolicy. Piotr przypomniał sobie rozmowę na temat wiosłowania.

...

Dni mijały jeden po drugim coraz szybciej w miarę, jak oswajali się ze średniowieczną scenerią zamkową. Z Januszem schodzili się na dłuższe pogawędki albo na ping-ponga pod wieczór, w okrągłym oszklonym pawilonie na środku dziedzińca.

Piotr spostrzegł, że z dnia na dzień Janusz staje się smutniejszy, bardziej zamyślony, Agata zaś niespokojna, nerwowa.

Pewnego dnia rozmawiali o celach wycieczkowych i Piotr wyszedł, aby przynieść z pokoju mapę okolicy. Z okna swego pokoju spojrzał w stronę pawilonu. Janusz przesiadł się nieco bliżej Agaty i, pochylony ku niej, mówił coś z przejęciem. Dziewczyna słuchała go sztywna. W odpowiedzi przemawiała do niego przez dłuższą chwilę. Na moment położyła rękę na jego dłoniach. Serce Piotra ścisnęło się i zabiło mocniej. Z pewną ulgą zauważył, że dziewczyna poruszała przy tym przecząco głową, a zaraz potem wstała i wyszła z pawilonu.

Była blada i roztrzęsiona. Nie było wcale późno, ale Agata widocznie wolała, aby znaleźli się w restauracji wśród ludzi.

Wieczorem wsunęła się do jego łóżka – jak zwykle w samej koszulce z jedwabnej dzianiny, lecz była nadal milcząca i niespokojna.

Uniósł twarz dziewczyny ku sobie i całował przymknięte oczy. Były wilgotne i słone. To nie był moment na żartobliwe przekomarzanie się i Piotr nie próbował udawać, że nie wie, o co dziewczynie chodzi.

Piotr zawahał się. Musiał przyznać przed sobą, że chciałby wiedzieć, jak daleko Janusz się posunął, czego chciał od dziewczyny i co mu odpowiedziała.

Biednemu chłopcu bynajmniej nie było tak łatwo, jak to dziewczynie wmawiał. Wierzył jednak w słowa, które wypowiadał i próbował przekonać nimi także siebie samego, stłumić i uciszyć skowyczący w nim żal.

Aga przywarła do chłopca, jakby chciała wtopić się w niego. Jak idealna tancerka reagowała na każdy jego ruch. Podawała mu rozchylone wilgotne miękkie usta, kiedy zbliżył się do jej twarzy. Tuliła do siebie jego dłonie kiedy sięgał do jej piersi. Szeroko rozrzuciła kolana, kiedy zbliżył rękę do jej łona... Ogarniało ją dzikie podniecenie, obojgiem owładnęło palące pragnienie...

Dziewczyna łowiła niezwykłe słowa. Drżała z podniecenia. Poruszała gwałtownie biodrami pod pieszczotliwymi dotknięciami dłoni Piotra. Wejście jej ciała było już obrzmiałe, rozwarte, ociekające śliską mastką.

Ułożywszy swoją dłoń na jego prowokowała go do pieszczot tak intensywnych, że sam nigdy by się na nie odważył, aby nie urazić najdelikatniejszych kobiecych tkanek. Po chwili tłumione jęki i konwulsyjne rzuty ciała świadczyły, że osiągnęła szczyt rozkoszy, pierwszy szczyt...

Wtem chłopiec poczuł na dłoni ciepły strumień tryskający z jej ciała jak fontanna, w kilku spazmatycznych skurczach.

Dziewczyna przeraziła się i niepomiernie zawstydziła zarazem.

Dziewczyna uspokoiła się; przytuliła się do chłopca. Piotr gładził ją z czułością przez jedwabną milanezową koszulkę. Był napięty, całował policzki i oczy starając się nie urazić jej swoim niezaspokojonym jeszcze pożądaniem. Aga uświadomiła sobie, w jakim jest stanie. Zaczęła oddawać mu pocałunki gorąco, namiętnie. Ożyła w jego ramionach. Ze wszystkich sił zapragnęła zaspokoić jego pragnienie.

Pieściła go delikatnie na kilka sposobów, których już się wyuczyła w trakcie blisko dwuletniego intensywnego pożycia.

Dziewczyna jeszcze przez chwilę całowała czule jego twarz, na pożegnanie niejako, bo po tym, co mu obiecała, przez dłuższy czas nie pozwalała się całować. Obróciła się głową w stronę jego kolan. Rozchyliła szeroko swoje uda, kiedy musnął je pocałunkami.

Piotr był szczęśliwy, że nie zgasił lampki. Roztoczył się przed nim niepowtarzalnie piękny widok najintymniejszych regionów młodej pobudzonej dziewczyny... Wpatrywał się długo i chciwie w różowe płatki i fałdy, zanim zanurzył w nich twarz

Była jednak szczęśliwa, że się jej nie brzydzi po tym, co się stało, i że czuje w sobie jego język – szorstki, rozkosznie łechcący dobrze znane miejsca – te najwrażliwsze i najwdzięczniejsze za czułe pieszczoty. W tej pozycji, znanej w odnośnej literaturze pod nazwą “69”, obydwoje doskonale na wzajem wyczuwali stan swego podniecenia i bez trudu wprowadzali się równocześnie na to, co nazywali górką – tym razem było to przeżycie względnie spokojne, lecz długotrwałe i na swój sposób słodkie.

Agata odwróciła się do Piotra plecami i wysunęła w jego stronę pupę z rozchylonymi udami. Kiedy chłopiec spełnił jej życzenie, uścisnęła swoim ciałem tę jego cząstkę, którą poczuła w swoim wnętrzu. Przygarnęła dłoń, w którą pod koszulą ujął jej pierś.

Tak zjednoczeni usnęli i niemalże w tejże samej pozycji obudziło Piotra dzienne światło dość późnym już rankiem. Dziewczyna leżała na boku, z biodrami wciąż jeszcze wtulonymi w jego podołek, z jego ręką przy piersiach.

Spała smacznie. Rozluźnione rysy nadały twarzy uroczy dziecinny wyraz. Różowe, delikatne usta były lekko rozchylone, a nozdrza poruszały się w takt spokojnego oddechu. Musiała śnić coś miłego, pogodnego.

Piotr spostrzegł, że wciąż jeszcze tkwi w dziewczynie. Widok na wpół nagiego przepięknego dziewczęcego ciała i ten intymny, najbliższy z tym ciałem kontakt sprawił, że zaczęło mu być w młodej kobiecie ciasno. Agata uśmiechnęła się słodko, przez sen jeszcze; jej ręka powędrowała w stronę łona.

Powoli otwierała oczy zdumiona tym, co prężąc się wypełniało jej ciało. Po chwili przypomniała i uświadomiła sobie sytuację. Powoli, ostrożnie zerknęła przez ramię w stronę Piotra. Spotkała się z jego wzrokiem.

Kobieta zaczęła delikatnie, zachęcająco, prowokująco poruszać biodrami. Piotr odpowiedział na jej zaproszenie już mocniejszymi ruchami ciała. Położył ją na brzuchu i uderzał miarowo, coraz mocniej, rozkoszując się oporem, na jaki napotykał kiedy sięgał dna jej ciała.

Wiedzieli obydwoje, że tym razem dziewczyna nie zdąży na czas i że spełnienie będzie jego tylko. Agata włożyła całe swoje serce i miłosny kunszt w to, aby odbierał ją wszystkimi zmysłami i aby swoją chwilę rozkoszy przeżył w pełni spontanicznie, nie troszcząc się o nią. Naprowadziła delikatnie jego rękę na swoje piersi, wychodziła mu na przeciw ruchami bioder, zachęcała i gorąco podniecała śmiałymi słowami...

Kiedy usłyszała ciche westchnienie i poczuła w sobie przypływ ciepłej śliskości, zamarła w bezruchu i pieściła go już tylko czułymi pulsującymi uściskami mięśni swojego wnętrza...

Chłopiec wyślizgnął się z niej i obrócił ją do siebie. Wsunęła się w jego objęcia i usta jej znalazły się przy jego uchu.

Piotr tulił do siebie swój skarb. Zanurzał dłonie i twarz w jej proste, długie, dość ciemne włosy mieniące się złotymi błyskami. Przypomniał sobie dawną rozmowę na temat włosów Agi.

Piotr czuł, że kobieta lgnie do niego z wyraźnym odcieniem podniecenia i pożądania, z którego w danej chwili nie zdawała sobie sprawy, szczęśliwa, że wziął ją sobie tak spontanicznie i beztrosko.

Dziewczyna uklękła nad leżącym na wznak chłopcem i pochyliła się tak, że jej piersi znalazły się nad jego twarzą. Jędrne i wysokie w każdym położeniu, teraz pod własnym ciężarem stały się jeszcze bardziej strome, wyzywające... Piotr długą chwilę sycił się ich widokiem, smakiem i wonią rozgrzanego zdrowego dziewczęcego ciała.

Przesunęła się w górę z rozwartymi szeroko udami i ukazała mu wejście do swego ciała – różowe, świeże jak płatki róży, rozchylone i wilgotne od pożądania. Umknęła mu jednak miękko, kiedy próbował ją dosięgnąć ustami. Nie zmieniając pozycji osunęła się powoli w dół.

Masowała go delikatnie oburącz, pieściła ustami aż osiągnęła to, co sobie i jemu obiecała. Wtedy na powrót ułożyła się przy nim i mówiła czułym szeptem.

Piotr położył dziewczynę na plecach. Kiedy znalazł się już w jej wnętrzu, dał jej znak, aby ciasno złożyła pod nim wyprostowane nogi. Była to pozycja dostarczająca obydwojgu najintensywniejszych wrażeń. Kobieta ujmowała go ciasnym podniecającym uściskiem, a on przy każdym ruchu ocierał i drażnił rozkosznie najwrażliwsze, najbardziej chciwe pieszczot miejsce w kąciku mięsistych nabrzmiałych fałdów okalających wejście do jej ciała. Jedyną wadą pozycji było to, że spełnienie przychodziło szybko, niemal natychmiast. Piotr wybierał ją, kiedy byli już bardzo tej końcówki spragnieni albo, tak jak teraz, kiedy brał dziewczynę po niedługiej przerwie i potrzebował tak intensywnego kontaktu, aby nie ulec znużeniu. Agata nigdy tej pozycji nie inicjowała i w ogóle lubiła całkowicie jemu się powierzyć w ostatniej scenie aktu miłosnego.

...

Podczas podwieczorku u państwa Kowaczków rozmowa toczyła się wokół zamku i jego historii.

Państwo Kowaczkowie spojrzeli po sobie z uśmiechem, może z odrobiną zakłopotania.

Piotr dał się wciągnąć w grę. Podjął i snuł dalej opowieść Agaty.

Agata stanęła za fotelem Piotra, położyła mu ręce na ramionach i przytuliła swój policzek do jego twarzy.

Cisza zaległa pokój. Agata spojrzała Piotrowi w oczy z prośbą, którą odgadł natychmiast. Podniósł się i zbliżył do pani Zofii.

...


Piotr rozdarł dużą kopertę. Był w niej kolorowy prospekt, z zamkiem na okładce, i list – niedługi, na jednej stronie. Zgodnie z prośbą Janusza zajrzeli na szóstą stronę broszurki. Tekst pod tytułem “Legenda o pięknej Gracjanie” zaczynał się od słów:

Przez wiele lat mieszkańcy zamku i okolicy gubili się w domysłach co do historii tajemniczego szkieletu odkrytego w zamurowanej celi w wieży zamkowej. Krążyły opowieści o pięknej księżniczce, o złym czarnoksiężniku i dzielnym rycerzu... Nikt jednak nie wiedział, jak było naprawdę, aż do dnia, kiedy to młoda i piękna Agata, bawiąca tego lata jako gość w zamku, natknęła się w bibliotece na wetknięte między karty starej księgi pożółkłe arkusze z tajemniczymi zapiskami i odtworzyła z nich romantyczną, pełną czarów i grozy historię tajemniczego szkieletu. A było to tak...”

Dalej następowała opowieść o Gracjanie, Krilanie i Gwidonie, tak jak ją Agata i chło­pcy zaimprowizowali na podwieczorku u państwa Kowaczków.

List Janusza kończył się zdaniem:

Donoszę Wam, drodzy przyjaciele, że przepowiednia Krilana jest bliska spełnienia, a to za sprawą pewnej wielce urodziwej dziewicy o imieniu Agnieszka, która Gwidonowi tyle okazuje skłonności, iż zapewne wkrótce już ramiona swe przed nim rozewrze i tym sposobem z czarów wybawi i do życia przywróci.”















w lipcu 1998

20




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Derwin Jerzy Wibracje
Derwin Jerzy Pętle
Derwin Jerzy Songe macabre
Derwin Jerzy Lody
Derwin Jerzy Ogień
Derwin Jerzy Żywioły
Derwin Jerzy Myśl o śmierci
Derwin Jerzy Sanki
S2 Negocjacje jako sposób porozumiewania się w życiu społecznym Jerzy Gieorgica wykład 8, Prywatne,
S2 Negocjacje jako sposób porozumiewania się w życiu społecznym Jerzy Gieorgica wykład 6, Prywatne,
współczesne systemy polityczne, Uczelnia - notatki, dr Jerzy Silski
Zapomnieć Czyli tajemnica Zachodniej Wieży[Z]
Psychologia polityki, Agresja-wojna, Jerzy Jedlicki
projekt 2 Jerzy kordzikowski IM2 stacjonarne, zestaw3, Dane:
poz4, Jerzy Kisielnicki
20 dolarów, NUMIZMATYKA(1), Jerzy Chałupski
o hejnale z wieży mariackiej 18.03, ozdoby z makaronu, konpekty świetlica, Dokumenty
Rekonstrukcja zabytkowej wieży
Moje monety część I, NUMIZMATYKA(1), Jerzy Chałupski

więcej podobnych podstron