W
spadku po Piechniczku trener Wójcik dostał przede wszystkim
niedokończone i przegrane eliminacje. Czyli wycieczkę, na którą
pewnie panu Antoniemu nie chciałoby się lecieć - do Mołdawii i
Gruzji. A precyzując - nikomu by się nie chciało lecieć. Trzeba,
to trzeba. Ojczyzna wzywa, zapnij pasy, ucałuj orzełka, przygotuj
się do startu i zmów modlitwę. Samolot mołdawskich linii już
grzeje silniki! Albo silnik, nie wiem, ile ich tam działało.
Kapitan i załoga na pokładzie.
-
Proszę państwa. Lot potrwa godzinę i piętnaście minut. Prosimy
wszystkich o zapięcie pasów. Dziękuję - wyklepała regułkę
stewardessa, ale... Zaraz, zaraz. Coś ta regułka była za krótka.
Marne cztery sekundy? Powiedziała pani wszystko w cztery sekundy? A
to całe gadanie o wyjściach awaryjnych, maskach tlenowych,
kamizelkach? Zapomniała pani? Niech pani tu wraca!!! Przecież chyba
nie po to macie w tym dziwnym samolocie dwa razy więcej wyjść
awaryjnych niż okien, żeby o nich nie wspomnieć. A może...
Zaglądamy pod siedzenia - kamizelek żadnych nie ma. Patrzymy, co
jest nad nami - wiele rzeczy może spaść na głowę, ale na pewno
nie maska tlenowa. No ładnie, raz w życiu kwestia bezpieczeństwa
mnie zainteresowała i akurat wtedy musiałem się nadziać. My, czy
w tym samolocie w ogóle coś istnieje, a ona, że miłego lotu.
Dzięki.
Lot
potrwa godzinę i piętnaście minut. Tyle jeszcze zdążyła
powiedzieć. Nie pozostało nic innego jak odliczać. Godzina i
czternaście minut. Godzina i trzynaście minut... Nagle lądujemy.
Dwadzieścia pięć minut za wcześnie. Ja nie wiem czy oni tę trasę
przelecieli szybciej niż się da? W każdym razie byliśmy. Jeszcze
żaden z nas nie zdążył odpiąć pasów, a tu nagle trzask,
trzask, ktoś sobie wyszedł. Patrzymy, a w całym samolocie nie ma
poza nami nikogo. Stewardessy poszły, piloci to nie wiem czy wogóle
byli, a jak byli , to się zmyli. Równie dobrze mogłem usiąść za
sterami i dać gazu. I pewnie nikt na wieży kontrolnej by nie
zauważył. Mołdawia wita was.
W
związku z czekającą nas później wycieczką do Gruzji, pojawiła
się propozycja drużyny, czy może udałoby się jakoś załatwić
polski, czarterowy samolot, bo te tutejsze nie są na nasze nerwy. Że
polecimy to wiedzielismy, ale czy dolecimy? Niestety, skończyło się
na prośbach.
Mołdawia
ogólnie okazała się miłym krajem, z miłymi ludzmi. A już na
pewno milszym niż Gruzja. Oczywiście, dziura jest dziurą, bez
względu na to, czy się mieszkańcy uśmiechają czy nie.
Przeprowadzono tam wyjątkową odnowę biologiczną. Otóż
pojechaliśmy na basen, który był chyba zamknięty od iluś lat,
skradaliśmy się przez jakieś krzaki i wogóle zrobił się z tego
bieg na przełaj, ewentualnie na orientację. A sam basen niby miał
- nie wiadomo skąd - czystą wodę, lecz wszyscy kompaliśmy się w
butach.
Hotel
mieliśmy bardzo przyzwoity - to trzeba przyznać. Nawet kasyno było,
choć raczej nikt się nie zainteresował, bo jak się wejdzie do
kasyna u Ruskich, to można niechcący nie wyjść, a już na pewno
nie z wygraną. Staraliśmy się trzymać pokoi, których standard
zdecydowanie bardziej przyciągał niż odrzucał - odwrotnie niż w
Moskwie. Sam mecz bez szczególnej historii poza tym, że wygraliśmy
w dobrym stylu 3:0. Ładnie szło. 1:0 z Węgrami, 2:0 z Litwą, 3:0
z Mołdawią. To ile to wypadnie na anglików? Wniebowzięty był
Andrzej Juskowiak. Strzelić trzy bramki w reprezentacji to wielka
sprawa. Satysfakcję miał podwójną, bo przecież za kadencji
Piechniczka z kadry zrezygnował. A tu proszę - jednak nie jest taki
ostatni i nawet czasami coś strzeli!
Chyba
wszystkim ten mecz będzie dobrze sie kojarzył, tylko nie Edwardowi
Lorensowi. Lorens jak wiadomo był protegowanym Dziurowicza w ekipie
Wójcika i wiadomo było, że nie nadaje na tych samych falach co
selekcjoner, a jeśli nadaje, to raczej na niego. No i tak świętowano
sukces kadry, gdy - przy tym mnie akurat nie było - Marek Jóźwiak
uznał, iż niekoniecznie Lorens pasowałby do grona piłkarzy.
-
Kelner!
-
Słucham pana?
-
Masz tu sto dolarów, a tego sabaki Lorensa tu nie wpuszczaj! - ostro
powiedział, kelner w mig chwycił, bo sabaka to po rosyjsku pies, a
zielonego banknotu nie trzeba było tłumaczyć na żaden język.
I
się Lorens nie bawił.