Field Sandra Zabawa w randki 2


Sandra Field


Zabawa w randki




Rozdział 1


Teal Carruthers stał w korku przed skrzyżowaniem, na którym taksówka zderzyła się z ciężarówką. Czuł narastającą złość. Zniecierpliwiony spojrzał na zegarek. Dochodziła piąta, więc nie ulegało wątpliwości, że spóźni się do domu.

Był poniedziałek, czyli dzień, w którym pani Inkpen przychodziła sprzątać i pilnować Scotta do powrotu ojca z pracy. Obaj darzyli ją sympatią, chociaż Carruthers miał pewne zastrzeżenia co do jej umiejętności kulinarnych. Pani Inkpen była bardzo przywiązana do ich domu, ale nie tolerowała żadnych spóźnień. Teal wyjrzał przez okno. Policjant skończył spisywać zeznania kierowców. Zaczęto usuwać szkło z jezdni i po chwili samochody ruszyły. Czarne BMW przejechało kilka metrów i znów stanęło, a Teal Carruthers niecierpliwił się coraz bardziej. Miał za sobą długi i ciężki dzień w sądzie, teraz się spóźni do domu, a na domiar złego zabrał z sobą tyle akt, że będzie zmuszony siedzieć nad nimi do późnej nocy. Sprawa, którą prowadził wraz z Mike'em dotyczyła Willie'ego McNeilla. On sam gotów był prawie ręczyć głową za to, że Willie jest niewinny, lecz niestety Mike popełnił dwa błędy proceduralne i w związku z tym zaistniała konieczność opracowania linii obrony niemal od początku. Należało przedstawić takie argumenty, by sędzia pozbył się zastrzeżeń i wydał wyrok uniewinniający. Carruthers postanowił, że jeszcze tego samego wieczora skontaktuje się z dwoma świadkami, a z pozostałymi przeprowadzi rozmowy następnego dnia. To oznaczało, że do środy nie będzie miał czasu dla syna.

Przed dom zajechał dopiero dwadzieścia pięć po piątej. Pani Inkpen już stała na werandzie, ubrana do wyjścia. Była to kobieta w podeszłym wieku i miała niedomagającego męża. Bardzo lubiła Scotta i dlatego zawsze zdecydowanie oponowała, gdy Teal Carruthers nieśmiało proponował, by przestała przyjeżdżać do niego, a zajęła się mężem.

Panie Teal – zawołała i ostentacyjnie postukała palcem w zegarek – policzę sobie za nadgodziny! Gdybym wiedziała, że tak się pan spóźni, byłabym przygotowała coś smacznego na kolację.

Carruthers bardzo się ucieszył, że ominęło go „coś smacznego" i pospieszył z wyjaśnieniem:

Przepraszam, ale na skrzyżowaniu Robie i Coburg zdarzył się wypadek.

W oczach pani Inkpen pojawiło się żywe zainteresowanie.

Byli ranni?

Nie, tylko stłuczka, no i oczywiście długi korek.

To przez te narkotyki – oświadczyła kobieta z przekonaniem. – Wszystko przez narkotyki, ot co. Nie dalej jak wczoraj mówiłam mężowi, że teraz za dużo tego, i że zrobiło się bardzo niebezpiecznie. Człowiek się wszystkich boi, bo nie wiadomo kiedy i od kogo może dostać w głowę. No, ale pan jako prawnik oczywiście wie o tym lepiej ode mnie.

Carruthersowi nie uśmiechało się słuchanie dalszych wywodów na ten temat, więc przerwał, pytając:

Czy mogę panią podwieźć, żeby zadośćuczynić za spóźnienie?

Nie trzeba. Muszę czasami trochę rozruszać stare gnaty – odparła pogodnie pani Inkpen. – Czy czuje pan zapach bzu? Ślicznie pachnie, prawda?

Elizabeth posadziła krzew purpurowo-fioletowego bzu w roku, gdy urodził się Scott i postanowiła, że kiedy urodzi się córka, zasadzi biały bez. Nie doczekali się córki, a teraz żona nie żyła... Twarz Teala Carruthersa przebiegł skurcz.

Tak, pachnie bardzo pięknie... A więc do zobaczenia za tydzień, pani Inkpen.

Kobieta uśmiechnęła się porozumiewawczo.

Dzwoniła pani Thurston, a potem pani Patsy Smythe. Musi panu być przyjemnie, że ma takie powodzenie. Pan chyba jeszcze nigdy nie spędził sobotniego wieczoru samotnie, co? – Pokiwała głową. – To dlatego, że pan taki przystojny. Jak aktor. Gdybym miała ze dwadzieścia lat mniej, to mój Albert mógłby być zazdrosny.

Carruthers nachmurzył się, gdyż jego zdaniem taka opinia była daleka od prawdy. Powodzenie nie sprawiało mu żadnej przyjemności, a wręcz przeciwnie, było kulą u nogi. Odprowadził panią Inkpen do furtki, zabrał aktówkę z samochodu i wszedł do domu.

Scott! Już jestem! – zawołał.

W kuchni panował powierzchowny porządek. Wkrótce po śmierci Elizabeth okazało się, że sprzątanie pani Inkpen polega na zgarnianiu wszystkiego do najbliższej szuflady lub wpychaniu na półki. Carruthers mógłby wysunąć to jako argument do wymówienia, ale dotychczas się na to nie zdobył.

Ciszę przerwał telefon stojący na szafce pod oknem. Teal podejrzewał, że dzwoni któraś z wielbicielek, więc niechętnie podniósł słuchawkę. Niekiedy odnosił wrażenie, że w mieście nie ma ani jednej kobiety poniżej pięćdziesiątki, która chciałaby zostawić go w spokoju. Każda była przekonana, że potrzebna mu jest albo żona, albo matka dla syna, albo chociażby kochanka. Być może nawet wszystkie trzy w jednej osobie. A tymczasem bardzo się myliły. Carruthers doskonale sobie radził z wychowywaniem syna i nie widział powodu, dla którego miałby powtórnie się żenić. Swe ciało zdołał poskromić do tego stopnia, że chwilami miał wrażenie, iż mógłby zostać mnichem.

Słucham?

Teal? Mówi Sheila McNab. Poznaliśmy się na spotkaniu w ubiegłym tygodniu. Pamiętasz mnie? – Przypomniał sobie, że jej śmiech bardzo go drażnił. – Dzwonię głównie po to, żeby zapytać, czy jesteś wolny w sobotę i czy zechcesz pojechać ze mną do Chester. Będziemy piec barana z okazji urodzin mojej znajomej.

Niestety, nie mogę, już zaplanowałem coś innego – odparł zgodnie z prawdą.

No to może innym razem?

Raczej nie, jestem ostatnio bardzo zajęty. Mam dość odpowiedzialną pracę, a poza tym sam wychowuję syna... Miło mi jednak, że o mnie pomyślałaś. Może jeszcze kiedyś się spotkamy – i szybko odłożył słuchawkę.

Miał nieprzyjemne uczucie, że nawet we własnej kuchni czyhają na niego kobiety. Niekiedy zastanawiał się, czy miałby więcej spokoju, gdyby ogolił głowę i przytył co najmniej dwadzieścia kilogramów. Rozmyślania przerwał mu tupot na piętrze. Scott zjechał po poręczy na dół i z hukiem wylądował na podłodze. Wpadł do kuchni, wymachując kartką papieru.

Tato, nie zgadniesz, co ci powiem! – zawołał podniecony. – W czwartek odbędzie się spotkanie nauczycieli i rodziców, więc będziesz mógł poznać mamę Danny'ego, bo ona też przyjdzie.

Ojciec drgnął i uśmiech zamarł mu na ustach. Tylko jeszcze tego mu brak! Kolejna wielbicielka! W dodatku taki wzór cnót jak matka Danny'ego!

Sądziłem, że w tym roku nie będzie już spotkań z nauczycielami – rzekł i pogładził syna po głowie.

Scott zrobił unik i uderzył prawym sierpowym, a ojciec nie pozostał mu dłużny. Po chwili obaj przewrócili się i stoczyli ustaloną rytuałem walkę.

Czy to twoja jedyna sportowa koszulka? – spytał ojciec nieco zasapany. – Koniecznie trzeba ją wyprać.

Po co? Przecież zaraz znowu się pobrudzi – logicznie zauważył syn, siadając mu okrakiem na piersi. – W czwartek rodzice będą mogli poznać naszych nauczycieli i obejrzeć różne rzeczy, które zrobiliśmy. Tatusiu, pójdziesz, prawda? Moglibyśmy po drodze wstąpić po Danny'ego i jego mamę – dodał z nadzieją w głosie. – Jest bardzo miła i na pewno ci się spodoba. Pozwoliła mi wziąć dla ciebie kilka drożdżówek, które dzisiaj upiekła.

Niedawno Carruthers otrzymał w prezencie od jednej wielbicielki kwiaty, a butelkę koniaku od drugiej. Teraz zaś ciastka, na które wcale nie miał apetytu.

Wolałbym, żebyśmy poszli sami – oznajmił. – A teraz jedziemy na kolację, więc idź zmienić koszulę.

Mama Danny'ego jest piękna jak aktorka – rzucił Scott, wychodząc.

Ojca ogarnęło zdumienie, że ośmioletni chłopiec zauważył, iż matka jego przyjaciela jest piękna. Jednocześnie poczuł, że budzi się w nim coraz większa niechęć do nieznajomej kobiety.

Jest ładniejsza od pani Janinę! – krzyknął syn już z korytarza.

Na pewno spotkamy się w szkole! – zawołał ojciec i ciężko westchnął.

Wiedział, że chłopcy już się zaprzyjaźnili, więc postanowił być wyjątkowo uprzejmy, lecz nie widział żadnego powodu, dla którego nieznajoma miałaby automatycznie zająć jakieś miejsce w jego życiu. Uważał, że i bez tego ma wystarczająco dużo problemów.

Pół godziny później ojciec i syn siedzieli przy stoliku w Burger King i Scott wybierał swoje ulubione dania.


Julie Ferris nastawiła płytę i podśpiewywała sobie, mimo iż nie mogłaby konkurować z tak niedoścignionym wzorem, jak John Denver czy Placido Domingo. Śpiewała o miłości, jednocześnie myśląc z przykrością o tym, że wśród jej adoratorów nie ma ani jednego lubiącego muzykę. Pocieszała się jednak tym, że i tak z nikim nie chce się wiązać, nawet z melomanem. Obecna sytuacja miała wiele plusów, a bolesne wspomnienia o rozwodzie były zbyt świeże.

Wstawiła kurczaka do piecyka i wyjrzała przez okno. Ogród przed domem był geometrycznie rozplanowany i starannie utrzymany, aż do przesady. Dziwne, że nie odstraszał wszystkich ptaków. Julie miała zamiar w najbliższych dniach kupić kwiaty i wprowadzić trochę barw oraz nieładu wśród prostokątnych grządek, starannie przyciętych krzewów i nudnie prostych rzędów czerwonych tulipanów. Właścicielka domu oficjalnie tego nie zabroniła, a jedynie dała do zrozumienia, że chce, aby dom i ogród były utrzymane w idealnym porządku. Idealnym! Julie uśmiechnęła się na myśl o tym, jaki jest jej ideał.

Usłyszała telefon i wybiegła z kuchni, w chwili gdy Einstein rzucił się na kabel przy słuchawce. Szarobury kocur przybłęda zjawił się tuż po przeprowadzce i przez pierwszy tydzień zupełnie ignorował swych nowych właścicieli, a następnie poczuł się panem całego domu. Nazwali go Einsteinem, bo potrafił mknąć z szybkością światła.

Julie? Mówi Wayne.

Dzwonił lekarz odbywający praktykę w tym samym szpitalu. Niedawno spędzili razem sobotni wieczór. Najpierw obejrzeli ciekawy film, a potem poszli do kawiarni i przy lampce wina podzielili się wrażeniami. Około północy adorator odwiózł Julie do domu, a gdy zatrzymał samochód, nagle objął ją i zaczął całować. Urażona tym, że Wayne pozwala sobie na niewczesne pieszczoty, Julie wyrwała się z jego ramion. Nie lubiła takich wielbicieli, więc uznała, że to koniec ich znajomości.

Julie, słyszysz mnie? Może w piątek pójdziemy znowu do kina, co?

Niestety, nie mogę skorzystać z zaproszenia – odparła, żałując, że jest zbyt dobrze wychowana, by powiedzieć coś ostrzejszego.

Grają już ten film, o którym rozmawialiśmy, a którego jeszcze nie widziałaś.

Wiedziała, że najlepiej byłoby oznajmić, że ma już na ten dzień jakieś plany, lecz postanowiła powiedzieć prawdę.

Nie mam ochoty nigdzie z tobą iść. Nie lubię mężczyzn, którzy zachowują się tak jak ty.

Zapadło krótkie milczenie. Po chwili Wayne odezwał się obrażonym tonem:

Jak ja się zachowuję? O czym ty mówisz?

Wyobraź sobie, że lubię decydować o tym, z kim się całuję.

No wiesz, nie bądź taka obrażalska. Przecież nic się nie stało... Nie chcesz chyba powiedzieć, że uważasz za zbrodniarza każdego, kto tylko na ciebie spojrzy.

Julie ucięła niemiłą rozmowę.

Widzę, że mój syn wraca ze szkoły, więc muszę kończyć.

A co z filmem?

Nic – odparła i odłożyła słuchawkę.

Rozległ się głośny zgrzyt hamulców i pisk opon dwóch rowerów, co oznaczało, że Danny przyjechał z kolegą, Scottem Carruthersem. Julie uśmiechnęła się, zadowolona, że chłopcy przypadli sobie do gustu. Jej syn łatwo się zaaklimatyzował po przeprowadzce ze wsi do miasta głównie dzięki temu, że tak prędko znalazł kolegę.

Cześć, mamo! – Danny wpadł do domu jak burza, krzycząc od drzwi: – Scottowi leci krew, bo spadł z roweru. Opatrzysz mu nogę?

Julie umyła ręce i obejrzała rozbite kolana.

Przynieś mi apteczkę z szafki w łazience – poleciła synowi. – Scott, mocno się potłukłeś?

Trochę – odparł malec, patrząc spode łba.

Trudno byłoby znaleźć dwóch chłopców tak diametralnie różnych. Danny był jasnowłosym, nieśmiałym dzieckiem, które lubiło samotność i dlatego matka miała poważne wątpliwości, czy ma prawo wyrwać go z otoczenia na wsi, z którym zżył się od urodzenia. Scott był ciemnowłosym, ruchliwym ekstrawertykiem, entuzjastą piłki nożnej i ręcznej. Natychmiast wciągnął nowego ucznia w krąg swych kolegów i zainteresowań.

Dlaczego spadłeś?

Chciał mi pokazać, jak się jeździ na tylnym kole – wyjaśnił Danny. – Ale wjechał na kamień.

Mam nadzieję, że nie byliście na jezdni – zaniepokoiła się Julie.

Nie – rzekł Scott. – Ojej, boli... Tata powiedział, że mi skonfiskuje rower, jeśli będę jeździć po jezdni. Skonfiskować znaczy zabrać – dodał. – Mój tatuś jest prawnikiem, więc zna dużo takich poważnych słów.

Julie wzdrygnęła się na wspomnienie swoich adwokatów i wolała pominąć tę informację milczeniem. Po chwili rzekła:

No, już kończę. Przykro mi, że to trochę bolesne.

Czy jak pielęgniarki coś robią, to zawsze boli? – spytał Scott zaczepnym tonem.

Zaskoczona Julie bacznie popatrzyła na dziecko. Wyczuła, że za owym pytaniem kryje się coś więcej niż zwykła ciekawość i to ją zaintrygowało.

Wiesz – zaczęła ostrożnie – pielęgniarki zawsze się starają, żeby pacjenci nie cierpieli, ale czasami nic nie mogą poradzić na to, że sprawiają ból.

Chłopiec patrzył na nią nieprzyjaznym wzrokiem.

Danny mówił mi, że pani pracuje w szpitalu.

Tak, to prawda.

A moja mama tam umarła.

Julie odsunęła się i przyjrzała Scottowi. Syn opowiadał jej dużo o koledze, lecz niewiele o jego rodzicach. Wspomniał wprawdzie o jakiejś pomocy domowej, lecz to mogło oznaczać, że oboje rodzice pracują i dlatego ktoś obcy zostaje z dzieckiem w domu.

Przykro mi. Nic nie wiedziałam. Kiedy to się stało?

Dwa lata temu – mruknął, najwidoczniej żałując, że wspomniał o matce.

Ogromnie mi przykro. Na pewno bardzo ci jej brakuje.

Czasami tak... ale zawsze tylko z tatusiem jeździłem na mecze i to się nie zmieniło, więc nie jest tak źle.

Julie skończyła przemywanie kolan, wycisnęła trochę maści na dwa opatrunki i przylepiła je plastrem.

Po chwili Scott wstał i skrzywił się z bólu. Danny to zauważył i natychmiast zaproponował:

Chcesz loda?

Julie uśmiechnęła się.

To świetny pomysł. I jeszcze dostaniecie ciastka.

Potem pójdziemy do ciebie i pobawimy się w domku na drzewie.

Scott się rozpromienił.

To lepiej ciastka wziąć jako zapasy.

Tylko pamiętaj, Danny, że masz wrócić do domu przed szóstą – powiedziała Julie, pakując ciastka i sok.

Po ich wyjściu zamyśliła się. Dopiero teraz zrozumiała, dlaczego chłopcy tak się zaprzyjaźnili. Danny nie miał ojca, a jego kolega matki. Julie nie lubiła prawników, lecz musiała przyznać, że ojciec Scotta dobrze wychowuje syna.


W środę Teal Carruthers musiał zawieźć syna do dentysty na godzinę czwartą. Wyszedł z sądu natychmiast po zakończeniu rozprawy. Dzięki temu, że nie dopuścił Mike'a do głosu, udało mu się osiągnąć to, co chciał. Uznał, że wszystko jest na dobrej drodze. Zajechał przed dom i nacisnął klakson, ale Scott nie wyszedł, mimo że miał być gotowy o wpół do czwartej. Carruthers spojrzał na zegarek i ponownie zatrąbił, tym razem znacznie głośniej. Podejrzewał, że chłopcy siedzą w ulubionym domku na drzewie, a w takim wypadku nie przyjdą od razu. Najpierw sprawdzą, czy w okolicy nie ma jakiegoś wroga, a dopiero potem spuszczą sznurową drabinę i ostrożnie zsuną się na ziemię, trzymając w pogotowiu proce udające strzelby. Carruthers wysiadł i poszedł do ogrodu.

Scott! – krzyknął. – Pospiesz się, bo już późno!

Nie otrzymawszy odpowiedzi, zawrócił w stronę domu i wbiegł po schodach. Drzwi były zamknięte, a na klamce wisiała kartka:

Wruciliśmy wcześniej, bo pajda rdra. Ide teraz do danny 'ego.

Teal skrzywił się na widok błędów. Wszedł do domu, odszukał numer telefonu Danny'ego i zadzwonił. Zajęte. Spojrzał na zegarek i po chwili jeszcze raz wykręcił numer. Telefon nadal był zajęty, co zapewne oznaczało, że matka chłopca z kimś rozmawia. Zirytowany pomyślał, że może to trochę potrwać. Postanowił pojechać po syna bez uprzedzenia.

Danny mieszkał kilka domów dalej. Carruthers wyskoczył z samochodu i zadzwonił do drzwi, lecz nikt mu nie otworzył. Zadzwonił ponownie, ale i tym razem nie było odpowiedzi. Ze środka dobiegała głośna muzyka, która zagłuszała dzwonek. Otworzył drzwi siatkowe i mocno zastukał, a wtedy drzwi wewnętrzne same ustąpiły. Zdenerwował się, że matka Danny'ego zapomina o korzystaniu z zasuwy. Diana Ross, której nie lubił, jeszcze powiększała jego irytację. Ponad dźwiękami głośnej muzyki przebijał się hałas dochodzący z kuchni, więc Teal skierował kroki w tamtą stronę i stanął w otwartych drzwiach.

Nikt go nie zauważył, ponieważ wszyscy byli odwróceni plecami. Danny, oparty o szafkę, udawał, że gra na trąbce, Scott siedział obok i oblizywał palce umazane ciastem. Tuż przy makutrze czyścił sobie łapy szary kot. Koło piecyka stała młoda kobieta o puszystych, jasnych włosach przewiązanych czerwoną wstążką.

Gość otworzył usta, lecz nie zdążył powiedzieć ani słowa, bo akurat zadzwonił minutnik. Kobieta nałożyła kuchenne rękawice i otworzyła drzwiczki piecyka. Miała na sobie skąpe niebieskie szorty i przykrótką bluzkę bez rękawów, nie dochodzącą do talii. Mężczyzna nie mógł oderwać oczu od wysmukłych opalonych ud i obcisłych szortów. Czuł, że ogarnia go niezrozumiała irytacja. Kobieta odwróciła się, chcąc postawić ciastka na szafce i wtedy spostrzegła nieznajomego. Krzyknęła przerażona i wypuściła blachę z rąk. Wystraszony kot zeskoczył na podłogę, przy czym potrącił szklankę z sokiem. Rozległ się brzęk tłuczonego szkła, a wtedy również chłopcy się odwrócili.

Kim pan jest? Jak pan śmiał wejść bez pukania? – rzuciła kobieta ze złością.

Teal patrzył bez słowa i w duchu przyznawał rację Scottowi, który twierdził, że matka kolegi jest piękna. Była wprost olśniewająco piękna, mimo iż miała nos umazany mąką i strój mocno podniszczony. Rzadko kiedy brakowało mu słów, a teraz stał przed nią oniemiały.

Witaj, tato – odezwał się Scott – Ale przestraszyłeś kota!

Ojciec przełknął ślinę i zdołał powiedzieć dość opanowanym głosem:

Nazywam się Teal Carruthers i jestem ojcem Scotta. Dzień dobry, pani Ferris.

Julie Ferris... Czy dzwonił pan do drzwi?

Tak, ale Diana Ross wszystko zagłusza. Powinna pani porządnie zamykać drzwi. Najlepiej na zasuwę lub klucz – dodał, patrząc jej prosto w oczy.

Wciąż zapominam, że nie mieszkam już na wsi.

Julie przyglądała się niespodziewanemu gościowi, żałując, że nie wiedziała, iż ojciec Scotta jest tak zniewalająco przystojnym człowiekiem. Był najatrakcyjniejszym mężczyzną, jakiego w życiu spotkała. Wysoki, ciemnowłosy, pełen nieświadomej elegancji.

Czy ten kot często siedzi na szafce? Myślałem, że pielęgniarki zawsze bardzo dbają o higienę.

Zawsze robi pan takie krytyczne uwagi? – odcięła się Julie.

Skoro mój syn przesiaduje u pani, wolałbym, żeby drzwi wejściowe były dobrze zamykane – dodał, nie odpowiadając na pytanie.

Może i racja – przyznała niechętnie.

Wzięła serwetkę i przykucnęła, by zgarnąć odłamki szkła.

Ja pani pomogę – zaproponował Scott.

Dochodzi już czwarta, synu, spóźnimy się do dentysty. – Następnie zwrócił się do pani domu: – Usiłowałem się dodzwonić, ale telefon był zajęty.

Och – westchnęła Julie. – Pewnie Einstein znowu zrzucił słuchawkę.

Zapomniałem o dentyście – mruknął Scott.

Musimy jechać – oświadczył ojciec i dodał z uprzedzającą grzecznością: – Pani Ferris, dziękuję za opiekę nad moim synem dzisiaj i za to, że wczoraj obandażowała mu pani kolana. Widać fachową rękę.

Rachunek już wysłałam. Proszę nie zwracać się do mnie po nazwisku. Na imię mi Julie.

Zdobyła się na swój najbardziej czarujący uśmiech, któremu jeszcze żaden mężczyzna, się nie oparł. A tymczasem Carruthersowi nawet nie drgnęła powieka.

Do widzenia – rzekł chłodno i wyszedł razem z synem.

Julie poszła za gośćmi, zamknęła drzwi na klucz i ściszyła muzykę. Wyjrzała przez okno. Czarny samochód idealnie pasował do zimnego właściciela o wąskich ustach, surowym spojrzeniu i oschłym sposobie bycia.




Rozdział 2


Wybierając się na spotkanie z nauczycielami, Julie Ferris włożyła skromny niebieski kostium i gładko zaczesała włosy. Wyszła z domu już po szóstej, ponieważ chciała pojawić się w szkole punktualnie. Były po temu dwa powody: po pierwsze miała za sobą aż trzy nocne dyżury i marzyła o tym, by położyć się wcześnie, a po drugie podświadomie łudziła się, że dzięki temu nie spotka Teala Camithersa. Wprawdzie w związku z tym, że Scott i Danny się zaprzyjaźnili, sporadyczne kontakty z nim i tak były nieuniknione, lecz nie należało ich prowokować.

Niewiele osób przyszło o wpół do siódmej. Julie najpierw obejrzała nieudolne rysunki syna, mające przedstawiać samoloty odrzutowe i zwierzęta afrykańskie, a następnie zwróciła się z kilkoma pytaniami do jego wychowawcy, miłego młodego człowieka. Po chwili podszedł do nich dyrektor, potem nauczyciel gimnastyki, a jeszcze później dwóch przedstawicieli zarządu. Julie uśmiechnęła się w duchu, widząc, że znowu znalazła się w typowej sytuacji. Jak zawsze i wszędzie, przyciągała wszystkich mężczyzn. Rozejrzała się i dostrzegła ojca Scotta otoczonego kobietami. Humor jeszcze bardziej się jej poprawił, ponieważ nie ulegało wątpliwości, że oboje są w podobnej sytuacji. Wokół niej stale skupiali się mężczyźni, a wokół Carruthersa kobiety.

Pani Ferris, czy zechciałaby pani obejrzeć naszą nową salę komputerową? – zapytał dyrektor.

Jestem przekonany – natychmiast wtrącił nauczyciel gimnastyki – że sala gimnastyczna jest znacznie ciekawsza.

Jeśli mam być szczera – powiedziała Julie – chciałabym zapytać o coś nauczycielkę muzyki. Przepraszam panów na chwilę.

Uśmiechnęła się czarująco i podeszła do grupy kobiet stojących wokół Carruthersa.

Dobry wieczór panu – rzekła z chłodnym uśmiechem na ustach.

Teal Carruthers postąpił tak, jak ona wobec panów.

Przepraszam panie na chwilę – powiedział do otaczających go kobiet i podszedł do Julie. Ujął ją pod ramię i odprowadził na bok, mówiąc: – Widzę, że oboje mamy podobne zmartwienie.

Ale przewaga jest po pana stronie, bo pańskich wielbicielek było więcej niż moich adoratorów – zauważyła żartobliwym tonem.

Tylko dlatego, że pani mieszka tu dopiero od miesiąca.

Czy to znaczy, że będzie gorzej? – zapytała nieco speszona.

Nie mam co do tego żadnych wątpliwości – odparł z całą powagą i mocniej zacisnął palce na jej ramieniu.

Proszę mnie puścić – mruknęła. – Nie ucieknę.

Carruthers żachnął się i przeprosił, zły, że tak się zdradził.

Nawet nie zauważył, że wciąż trzymał ją pod rękę. Patrząc jej w oczy, zrozumiał, dlaczego przyciąga do siebie wszystkich mężczyzn. Była nie tylko oszałamiająco piękna, ale i nieodparcie pociągająca. Miała gęste, jasne włosy, pełne, zmysłowe wargi i dziwnie intrygujące oczy, ni to szare, ni niebieskie. Jej uśmiech krył w sobie odwieczną tajemnicę.

Czuję, że nie darzy mnie pan sympatią. Zgadłam? – spytała spokojnie.

Czy pani zawsze mówi to, co myśli?

Tak. Nie lubię tracić czasu, bo życie jest takie krótkie. Carruthersowi przemknęło przez myśl, że ma do czynienia z kobietą zupełnie inną niż te, które go zwykle uwodziły.

Muszę przyznać pani rację.

Julie niczym nie zdradziła, że te słowa sprawiły jej przykrość. Pragnąc ukryć zmieszanie, rzekła:

Wie pan, bałam się, że Danny będzie miał trudności z przystosowaniem się do nowej szkoły i do życia w mieście, i dlatego cieszę się, że tak szybko znalazł kolegę. To, czy my przypadniemy sobie do gustu jest bez znaczenia. Nie chciałabym jednak, żeby nasze uczucia przeszkodziły przyjaźni naszych dzieci.

Uważam, pani Ferris, że najlepiej będzie, gdy nasze spotkania ograniczymy do niezbędnego minimum – oświadczył Teal i z nie skrywaną satysfakcją zauważył, że jej oczy aż pociemniały z gniewu.

Nie mam najmniejszego zamiaru postępować inaczej.

Miło mi, że tak doskonale się rozumiemy. O, widzę wychowawczynię Scotta. Muszę z nią porozmawiać o błędach ortograficznych mojego syna. Dobranoc, pani Ferris.

Julie gniewnym wzrokiem patrzyła w ślad za mężczyzną, który był zbyt inteligentny, by nie zauważyć, że zwrot „pani Ferris" bardzo ją irytuje, a mimo to tak się do niej zwracał. Widocznie robił to z premedytacją, co mogło jedynie oznaczać, że jej rzeczywiście nie lubi.

Wróciła myślami do pierwszego spotkania, gdy Teal Carruthers wydał się jej najatrakcyjniejszym ze znanych mężczyzn. Teraz uznała, że słowo „atrakcyjny" nie oddaje prawdy, gdyż nowo poznany sąsiad tak ją pociągał, że zaczęła się o siebie bać. Przeszył ją dreszcz. Wciąż jeszcze całym ciałem czuła jego obecność. To był zły znak. Już raz związała się z człowiekiem mającym nieodparty urok i wiedziała, do czego to prowadzi. Należało czym prędzej wyciągnąć wnioski z popełnionych w przeszłości błędów i naprawdę ograniczyć spotkania z Tealem Carruthersem do minimum.

Pod oknem dostrzegła nauczycielkę muzyki. Uśmiechnęła się i podeszła do niej. Pół godziny później wróciła z Dannym do domu i wcześnie położyła się spać.

Następnego ranka obudziła się z rozkoszną świadomością, że ma przed sobą dwa dni wolne. Za oknami świeciło słońce i śpiewały ptaki, więc świat wydawał się piękny. Wyekspediowała syna do szkoły, nalała sobie kawy, usiadła na werandzie i oddała się wspomnieniom.

Postąpiła słusznie, przeprowadzając się do miasta i była zadowolona ze zmiany w życiu. Pamiętała jednak, że długo nie mogła powziąć ostatecznej decyzji. Trudno jej było rozstać się z domem, w którym przez kilka lat mieszkała z mężem i synem. Chciała jednak zapewnić Danny'emu lepszą szkołę, sobie zaś stałą pracę. Ale przede wszystkim pragnęła uwolnić się od wszystkiego, co przypominało jej zdradę męża i jego odejście. Marzyła o nowych ludziach i ciekawszym życiu, lecz niestety okazało się, że z ludźmi, a ściśle mówiąc, z mężczyznami, miała kłopoty.

Po wypiciu kawy wybrała się do sklepu ogrodniczego, skąd przywiozła pół samochodu bratków, petunii oraz lwich paszczy. Włożyła stare ubranie i wyciągnęła nieskazitelnie czyste narzędzia pani LeMarchant. Żałowała, że musi je zabrudzić, ale po chwili wahania energicznie zabrała się do kopania dołków na geometrycznych grządkach. Wkrótce ogród stał się bardziej kolorowy, natomiast Julie była cała obsypana grudkami ziemi. Nucąc ulubioną melodię, wysiewała właśnie nasturcję, gdy usłyszała:

Dzień dobry, pani Ferris.

Jedyną osobą, poza Tealem Carruthersem, która w ten sposób się do niej zwracała, był sąsiad, emerytowany generał. Julie była pewna, że taki dżentelmen jak on nigdy nie wystąpi z propozycją randki.

Dzień dobry. Ale dzisiaj wspaniała pogoda, prawda?

Bardzo piękna – przyznał generał, a następnie chrząknął zakłopotany i nieśmiało zerknął na wynik pracy Julie. – Nie udało się pani posadzić kwiatów w prostych rzędach...

Grządki w ogrodzie generała były bliźniaczo podobne do grządek u pani LeMarchant.

Ja wolę trochę dziki ogród – przyznała się Julie z miną winowajcy. – Czy sądzi pan, że pani LeMarchant będzie mieć zastrzeżenia?

Skądże znowu – zapewnił generał bardziej przez grzeczność niż z przekonania.

Porozmawiali chwilę o tym i owym, a następnie oboje zajęli się pracą. Wkrótce Danny i Scott wrócili ze szkoły, zwinęli węża, zanieśli go do schowka i zaraz pobiegli na górę, a Julie poszła do kuchni. W progu stanęła jak wryta. Na środku siedział Einstein, a w łapach trzymał szczura. Przerażona zauważyła, że szczur się rusza, więc powoli, tyłem, wycofała się z kuchni i rozdygotana zamknęła drzwi.

Mamo! – zawołał Danny, pędząc na dół. – Chcemy się bawić w kowbojów.

Nie wchodź do kuchni – szepnęła Julie. – Einstein złapał szczura.

Szczura? Naprawdę?

Żywego... Co ja mam zrobić? – spytała, załamując ręce.

Wiedziała, że może poprosić o pomoc generała, lecz obawiała się, że on przyjdzie albo z bronią w ręku, albo dostanie apopleksji.

Danny, przyniesiesz te olstra czy nie?! – zawołał Scott, zbiegając z piętra.

Mamy szczura – powiadomił go zachwycony Danny. – I wcale nie jest zdechły. Einstein go złapał.

Nie bujasz? Prawdziwy szczur?!

Ja tam za nic nie wejdę – szepnęła Julie. – Wiem, że jestem beznadziejna, ale panicznie boję się szczurów.

Scott wydał okrzyk bojowy i zawołał:

Biegnę po mojego tatę! On się tym zajmie!

Nie, w żadnym wypadku...

Chłopcy wypadli z domu, nie czekając na koniec zdania. Julie zdecydowanie wolałaby poprosić generała. Wiedziała, że nie zdąży się przebrać, a była brudna od stóp do głów i miała na sobie najgorsze ciuchy. Skąpe szorty oraz dziurawe trampki nadawały się już tylko do wyrzucenia, a bawełniana bluzka, ciasno opinająca jej bujne piersi, nosiła dwuznaczny napis: „Liszt dla ciebie", umieszczony nad podobizną kompozytora.

Niebawem przed dom zajechał czarny samochód, z którego zaraz wyskoczyli chłopcy, a za nimi bez pośpiechu wysiadł Teal Carruthers. On też miał na sobie szorty, ale zupełnie nowe, i koszulkę ściśle przylegającą do ciała. Julie poczuła, że dostaje zawrotu głowy.

Słyszę, że ma pani jakiś kłopot – rzekł mężczyzna bez powitania.

Einstein złapał szczura.

Jest pani pewna, że to nie mysz?

Julie w lot zrozumiała podtekst. Carruthers zapewne uważał, że szczur był tylko pretekstem do spotkania i otwarcie dawał do zrozumienia, że ona postępuje tak jak wszystkie inne kobiety.

Najzupełniej – odparła ze złością. – Kiedyś zatrzasnęły się za mną drzwi do piwnicy i przez kilka godzin siedziałam na dole sama z dwoma żywymi szczurami. Zaręczam panu, panie Carruthers, że to nie jest żadna mysz.

Mężczyzna popatrzył na nią podejrzliwie.

Dwa spotkania w ciągu jednej doby trudno nazwać minimum – zauważył chłodno.

Wcale pana tu nie prosiłam! – syknęła. – To pomysł pańskiego syna. Jeśli o mnie chodzi, może pan natychmiast wracać do domu. Poproszę generała, który będzie zachwycony, że nadarza się okazja, by użyć broni.

Skoro już i tak tu jestem, zobaczę, o co chodzi.

Widząc, że Julie jest naprawdę przerażona i cała drży, Teal poczuł lekkie wyrzuty sumienia. Niezależnie od tego, czy to był szczur, czy mysz, ta kobieta rzeczywiście się przestraszyła.

Tatusiu, możemy iść z tobą? – odezwał się Scott błagalnym głosem.

Nie, wy zostajecie tutaj. To nie potrwa długo.

Chłopcy usiłowali coś zobaczyć przez szparę przy drzwiach, natomiast Julie odeszła na bok i głęboko oddychała, żeby się uspokoić. Po kilku minutach Carruthers wyszedł ze szczurem w ręce.

Gdzie jest łopata? – spytał. – Chcę to zakopać.

Zaraz przyniosę – zaofiarował się Danny. – Czy urządzimy prawdziwy pogrzeb?

Chyba nie – rzucił Teal przez ramię i wyszedł.

Julie nie mogła ruszyć się z miejsca. Czuła, że uginają się pod nią nogi. Myślami wróciła do dnia, gdy Robert po raz ostatni przyjechał do domu. Prosiła go wtedy, żeby nastawił łapki na szczury, które widziała w piwnicy, a których panicznie się bała. Mąż wyśmiał ją, nie spełnił prośby i właśnie tego wieczoru oświadczył, że odchodzi do innej kobiety. Dwa dni później zatrzasnęły się drzwi do piwnicy i Julie przez cztery godziny siedziała na dole ze szczurami. Na samo wspomnienie o tym jeszcze teraz robiło się jej niedobrze.

Teal zastał ją w tym samym miejscu.

Ma pani koniak? – zapytał oschle.

Julie zaprzeczyła bez słowa.

Wobec tego jedziemy do mnie.

Nie, dziękuję panu. Zaraz mi przejdzie.

Teal wzruszył ramionami i zwrócił się do Scotta:

Synu, skocz do domu po koniak. Przynieś tę ciemnozieloną butelkę z czarną nalepką. Włóż ją do jakiejś torby i nie zapomnij zamknąć drzwi na klucz.

Chodź, Danny! – krzyknął Scott, wskakując na rower. – Będziemy udawać, że jedziemy karetką.

Wrzeszcząc jak opętani, chłopcy zniknęli za rogiem.

Wolałabym, żeby i pan wrócił do domu. Przecież nie jesteśmy zachwyceni tym, że się znowu spotkaliśmy.

Carruthers, przyzwyczajony do półprawd i kłamstw, był mile zaskoczony szczerością Julie.

Ale pani tak wygląda, jakby miała lada chwila zemdleć albo zwymiotować. Albo zrobić jedno i drugie. Jeszcze nie wytarłem podłogi w kuchni. Chodźmy. – Ujął ją pod rękę i poczuł, że cała drży. – Posiedzi pani chwilę i zaraz się uspokoi – powiedział łagodniejszym tonem.

Julie czuła łzy napływające do oczu, ale była zbyt dumna, by płakać przy obcym mężczyźnie. Pochyliła więc głowę i zdołała się opanować. Teal otworzył drzwi, zza których wypadł Einstein.

Cholera! Gdzie pani znalazła takiego zbója?

Sam się znalazł. To przybłęda, ale jakoś do nas przylgnął – odparła Julie i uśmiechnęła się blado.

Usiadła przy oknie i odwróciła głowę, by nie widzieć krwi na podłodze. Zanim Teal ją wytarł, wrócili chłopcy i postawili na stole butelkę bardzo drogiego koniaku. Po kilku łykach Julie poczuła się zdecydowanie lepiej.

Dziękuję – powiedziała z niekłamaną wdzięcznością.

Drobiazg. Proszę zadzwonić w razie następnej wizyty szczura. Dobrze mi zrobi, gdy czasem oderwę się od akt sądowych.

Chłopcy wybiegli do ogrodu, więc dorośli zostali sami.

Czy pan uważa, że udawałam strach po to, żeby pana tu ściągnąć? – spytała Julie, której koniak rozwiązał język. – Jeszcze jedna kobieta, która się za panem ugania, tak?

Jest pani bardzo domyślna.

Oboje, pan jako prawnik, a ja jako pielęgniarka, mamy do czynienia z ludźmi w sytuacjach stresowych. Przy odrobinie praktyki można się nauczyć czytać w twarzach.

Mężczyzna przez chwilę przyglądał się jej uważnie.

Byłbym bardzo zarozumiały, gdybym sądził, że pani zagięła na mnie parol.

Istotnie – przyznała Julie.

Wierzę, że pani rzeczywiście boi się szczurów.

Wprost panicznie.

Dlaczego?

Nie mogę panu powiedzieć, bo to dla mnie zbyt osobiste przeżycie.

Carruthers spojrzał na nią z ukosa i rzekł:

Chyba pani nie usiłuje mnie złowić, ale zastanawiam się, co ma znaczyć to zdanie na bluzce.

Julie oblała się gorącym rumieńcem. Zapomniała, że ma na piersiach dwuznaczny napis.

To... – zająknęła się – to jedyna ciemna bluzka, jaką mam, a przy pracy w ogrodzie zawsze się usmaruję jak nieboskie stworzenie.

Zauważyłem... No, czas na mnie. Mam jeszcze sporo pracy. Żegnam panią, Julie Ferris.

Bardzo jestem panu wdzięczna za zabicie tego szczura – powiedziała z ulgą w głosie.

Teal się uśmiechnął i jego twarz nagle zmieniła się wprost nie do poznania. Julie miała wrażenie, że widzi zupełnie innego mężczyznę. Młodszego, beztroskiego i godnego pożądania. Poczuła się nieswojo.

Można na mnie liczyć, ale niech pani będzie ostrożna i nie nadużywa mojej dobroci.


Przez kilka następnych dni Julie z radością myślała o zaplanowanej wycieczce jachtem, lecz okazało się, że chirurg, który ją zaprosił, jest żonaty. Wobec tego wycofała się, nie słuchając jego wywodów o wolności w małżeństwie i o staroświeckich poglądach niektórych kobiet. Po zmianie planów, sobotni wieczór spędziła z anestezjologiem. Przed kilkoma miesiącami opuściła go żona, więc był w sytuacji, którą Julie znała z własnego doświadczenia. Jednak po kolacji miała już najzupełniej dość słuchania jego skarg, tym bardziej że nie dał jej dojść do słowa i też się wyżalić.

Następnym razem umówiła się z pielęgniarzem z onkologii, który, podobnie jak ona, sam wychowywał dzieci. Okazało się, że zaprosił ją głównie po to, żeby poznała jego dzieci, dała im kolację i położyła spać. Kiedy zostali sami, mężczyzna zaczął się rozwodzić nad tym, jak bardzo dzieci potrzebują matki. Po czym, ni stąd, ni zowąd, chciał pokazać, jak bardzo on potrzebuje żony. Julie uciekła w popłochu.

Wracając do domu, poprzysięgła sobie, że w najbliższej przyszłości nie będzie się z nikim umawiać. Zdecydowanie sprzykrzyły się jej randki. Chciała wybrać się do kina, żeby obejrzeć film, który ją od dawna interesował, lecz w końcu postanowiła, że pójdzie sama. Miała najzupełniej dość adoratorów, którzy narzucają się już podczas pierwszego spotkania. Z przykrością uświadomiła sobie, że żaden mężczyzna poznany w Halifaksie nie zainteresował się nią jako osobą. Była dla nich jedynie kobietą, która ma piękną twarz i wspaniałe ciało. Nawet zastanawiała się, czy zachowuje się prowokująco i czy wobec tego wina leży po jej stronie. Lecz pocieszyła się myślą, że po prostu nie spotkała dotąd właściwych mężczyzn.


Carruthers był w podobnej sytuacji. Na jedną sobotę umówił się z Janinę, którą poznał na przyjęciu dla prawników. Popełnił wtedy niewybaczalny błąd, gdyż zaproponował jej pójście na doroczną uroczystość organizowaną przez jego zespół adwokacki. Samotne pojawienie się na tej imprezie, połączonej z dansingiem, było źle widziane i dlatego postanowił zaprosić Janinę, która przy pierwszym spotkaniu zrobiła na nim korzystne wrażenie. Na nieszczęście dla niego dziewczyna zakochała się w nim bez pamięci.

On sam nie żywił wobec niej żadnych uczuć i nigdy nawet nie napomknął, że mogliby zostać kochankami. Kiedy zorientował się, że Janinę marzy o bliższym związku, usiłował sprowadzić ją na ziemię, lecz jego zabiegi na nic się nie zdały.

Uparta kobieta najpierw bezustannie dzwoniła do niego do domu, a potem zaczęła naprzykrzać się również w pracy. Wobec tego Carruthers postanowił definitywnie zakończyć znajomość. Był pewien, że Janinę prędko się pocieszy. Poza tym każdy musi się kiedyś nauczyć, że miłość fizyczna to nie wszystko, co powinno łączyć dwoje ludzi.

Właśnie w tę sobotę Janinę postanowiła sama coś przygotować na kolację, więc umówili się w jej mieszkaniu. Podczas posiłku Carruthers dyplomatycznie poruszał jedynie bezosobowe tematy. Jednak po deserze zdecydowanie oświadczył, że to ich ostatnie spotkanie i że nie życzy sobie nawet kontaktów telefonicznych. Cierpliwie zniósł łzy i zaklęcia Janinę i wrócił do domu przed dziesiątą.

Nalał sobie brandy, usiadł w fotelu i pogrążył się w rozmyślaniach o Julie Ferris. Widział wyraźnie, jak walczyła z sobą, by się przy nim nie rozpłakać. W przeciwieństwie do Janinę, łzy nie były jej bronią, ale przecież Julie Ferris go nie kochała. A nawet wręcz go nie lubiła. Musiał przyznać przed samym sobą, że nieco rozminął się z prawdą, gdy oświadczył, że jej nie lubi. Niewątpliwie podobała mu się jej szczerość. Ale czy tylko szczerość? Oczyma wyobraźni ujrzał jej puszyste włosy połyskujące w słońcu, pełne piersi pod napisem „Liszt dla ciebie" oraz cudownie smukłe nogi. Poczuł ogarniające go pożądanie i skrzywił się niezadowolony. Postanowił przecież, że nie będzie się zbliżał do Julie Ferris.

Przez dwa tygodnie udało się to o tyle, że jej nie spotkał. Mimo to stale o niej myślał. Któregoś dnia Marylee i Bruce, z którymi był od dawna zaprzyjaźniony, zaprosili go do swego domku nad cieśniną Northumberland.

Czy moglibyśmy zabrać Danny'ego? – spytał Scott, gdy o tym usłyszał. – Miałbym z kim pływać i grać w tenisa. Tatusiu, czy on może pojechać z nami?

Wykluczone.

Dlaczego? – Dziecko miało łzy w oczach.

Ojciec zawahał się, nie chcąc wyjawić prawdziwych powodów. Dopiero po chwili rzekł:

Kochanie, nie wypada, żebyśmy wszędzie zabierali Danny'ego. Jego mama mogłaby być niezadowolona, że jedziemy tak daleko i że późno wrócimy do domu. Może pojedziemy gdzieś innym razem.

Scott przygryzł wargę i wybiegł, trzaskając drzwiami. Teal wiedział, że powinien natychmiast skarcić syna za złe zachowanie, ale w tej chwili nie miał na to ochoty. Wrócił myślami do matki Danny'ego i uznał, że byłaby idealną towarzyszką na taką wyprawę. Nie sądził, aby potem bez przerwy do niego dzwoniła lub żeby chciała od razu się z nim przespać. Nagle poraziła go myśl, że we czworo wyglądaliby jak rodzina z dwójką dzieci i właśnie to uznał za najistotniejszy powód, by nie zapraszać Julie na tę wycieczkę.


Słoneczny czerwcowy dzień nad zatoką był cudowny. Dzieci pływały w basenie, natomiast dorośli wyciągnęli się na leżakach i rozmawiali o wspólnych znajomych. W pewnym momencie Marylee zapytała:

Teal, czy masz jakąś sympatię od serca?

Teal przecząco pokręcił głową, a przyjaciółka przysunęła się nieco bliżej i uważnie mu się przyjrzała.

Od śmierci Elizabeth minęły już dwa lata... Czy to nie dość?

Mam dużo czasu – odparł Carruthers, zadowolony, że założył ciemne okulary i nie widać jego oczu.

Nawet przyjmując, że nie masz ochoty z nikim się wiązać na stałe, to jeszcze nie powód, żeby unikać towarzystwa kobiet – zauważyła Marylee.

Wcale nie unikam – oświadczył nieco dotknięty. – W przyszły piątek wybieram się na elegancką uroczystość w towarzystwie chirurga płci żeńskiej.

Nie zdradził, że w skrytości ducha łudził się, iż dzięki temu spotka Julie Ferris.

Założę się – rzekła Marylee, zabawnie marszcząc nos – że to będzie wasza pierwsza i ostatnia randka.

Randki mnie nie interesują.

A propozycje pewnie się sypią.

Jak z rękawa.

Nic dziwnego. Jesteś bardzo seksownym mężczyzną, a twój urok wprost zniewala kobiety. Wiadomo też, że jesteś dobrym ojcem oraz doskonałym prawnikiem. Fakt, że masz silny charakter też nie jest bez znaczenia.

No, to ostatnie chyba nie jest dla kobiet takie ważne – mruknął Teal, nieco speszony pochwałami.

Masz rację – odezwał się Bruce. – Liczy się przede wszystkim twoje ciało i konto bankowe.

Przestańcie kpić – oburzyła się Marylee. – Teal, żal żalem, ale dziecku potrzebna jest matka. A poza tym mężczyzna, taki jak ty, nie powinien żyć jak mnich.

Carruthers w duchu przyznał, że istotnie takie życie staje się coraz trudniejsze, głośno zaś powiedział:

Jestem bardzo wymagający w sprawach sercowych, Marylee. Nie odpowiada mi byle kto. – Wstał i przeciągnął się. – Idziemy popływać?

Och, ci mężczyźni – westchnęła kobieta. – Nigdy was nie zrozumiem, choćbym żyła sto lat.

Bruce wstał i pochylił się nad nią.

Rybko, nie zawracaj sobie tym główki. Masz być piękna i rodzić dzieci, to twoja misja życiowa.

Objął żonę i namiętnie pocałował.

Teal poczuł dotkliwy ból przeszywający serce. Czym prędzej odwrócił wzrok. Wiedział, że małżeństwo przyjaciół przechodziło jakieś kryzysy, lecz był przekonany, że teraz jest trwałe. Nie ulegało wątpliwości, że Bruce'a i Marylee łączy głęboka miłość. Miłość... to najbardziej zagadkowe i nieuchwytne uczucie oraz główny powód, dla którego on sam nie chciał się angażować.




Rozdział 3


Teal myślał o Julie przez cały piątek, szczególnie zaś w chwili, gdy w towarzystwie doktor Deirdre Reid wchodził na salę bankietową. Natychmiast zaczął rozglądać się w poszukiwaniu kobiety o pięknych jasnych włosach, ale nie dostrzegł jej nigdzie i teraz usiłował dociec, czy ów fakt ucieszył go, czy też rozczarował. Zatopiony w myślach, nie usłyszał słów wypowiedzianych przez Deirdre, a oprzytomniał dopiero wtedy, gdy pociągnęła go za rękaw.

Teal, kogo tak wypatrujesz? – spytała oschłym tonem.

Zawsze jestem ciekaw, ilu znajomych spotkam na takim przyjęciu – odparł wymijająco. – Czy wiesz, gdzie będziemy siedzieć?

Przecież ci mówiłam – odparła poirytowana. – Jestem przewodniczącą stowarzyszenia, więc siedzimy przy głównym stole.

Zaczęła przeciskać się przez tłum. Teal podążył za nią, uśmiechając się do siebie. Cieszyła go świadomość tego, że Deirdre Reid na pewno się w nim nie zakocha. I to był powód, dla którego chętnie przyjął jej zaproszenie. Doktor Reid albo doskonale panowała nad swymi namiętnościami, albo należała do osób mało uczuciowych, o czym mogło świadczyć jej cierpkie poczucie humoru. Była za to doskonałą partnerką w dyskusji, inteligentną i dobrze zorientowaną w polityce.

Po licznych przemówieniach, na ogół krótkich, a niekiedy nawet dowcipnych, rozległy się dźwięki muzyki. Dopiero wtedy Carruthers ujrzał na parkiecie kobietę, na którą podświadomie czekał przez cały wieczór. Julie Ferris, w powłóczystej wieczorowej sukni, tańczyła z wysokim, niezwykle przystojnym młodym mężczyzną. Sprawiała wrażenie, jakby zapamiętała się w tańcu i zapomniała o całym świecie. Z jej pełnych wdzięku ruchów emanowała taka radość życia i zmysłowość, że Carruthersa ogarnęła zazdrość. Poczuł się tak, jak gdyby utracił coś, co tancerka uosabiała, ale czego nawet nie umiał ująć w słowa.

Kim jest ten wysoki rudowłosy mężczyzna? – zapytał. Deirdre spojrzała we wskazanym kierunku i uśmiechnęła się złośliwie.

To nasz najmłodszy i najzdolniejszy specjalista, neurochirurg. Okropny z niego kobieciarz. Dlaczego pytasz?

Bo znam jego partnerkę.

Deirdre wzruszyła ramionami i pogardliwie rzuciła:

Jestem przekonana, że niedługo znikną i pójdą do łóżka. Ona na pewno mu się nie oprze. Dość ładna ta kobieta, prawda? Czy my też zatańczymy?

Po tym, co usłyszał, Carruthers pomyślał, że Deirde nie różni się od innych uwodzących go kobiet i zapewne seks jest dla niej tylko rozrywką. Uznał, że widocznie gustowała w innym typie mężczyzn i tylko dlatego on jej nie pociągał. Przestał o niej myśleć, gdy zaczął tańczyć. Doskonale prowadził swą partnerkę, która tańczyła bezbłędnie, lecz sztywno niby manekin. Kiedy walc się skończył, Julie i jej partner, obejmujący ją dużo poniżej talii, znaleźli się w pobliżu.

Dobry wieczór, pani Julie! – zawołał Teal.

Julie odwróciła głowę.

Zauważyłam pana na samym początku – rzekła i przesunęła dłoń chirurga nieco wyżej.

Pozwoli pani, że jej przedstawię panią doktor Deirdre Reid. Pani Julie Ferris. Nasi synowie są kolegami.

My już się znamy – powiedziała Julie chłodno i uśmiechnęła się zdawkowo.

Pani Ferris? – powtórzyła Deirdre równie chłodnym tonem. – A tak, przypominam sobie. Z chirurgii, prawda? Nie poznałam pani, bo wszystkie pielęgniarki są takie do siebie podobne. – Uśmiechnęła się do partnera Julie. – Witaj, Nick. Panowie się nie znają, prawda? Pan Teal Carruthers... Doktor Nicholas Lytton.

Młody chirurg miał bladoniebieskie oczy. Teal natychmiast poczuł do niego antypatię. W tym momencie zagrała orkiestra, więc zwrócił się do Julie:

Czy mogę prosić panią do tańca?

Dziękuję – odparła krótko.

Włosy miała zaczesane wysoko do góry, a w uszach błyszczały misterne złote kolczyki. Rumieńce na jej policzkach mogły oznaczać, że poczuła się dotknięta uwagą Deirdre lub po prostu była podniecona. Nie należało więc wykluczać, że Julie spędzi noc w łóżku neurochirurga. Teal objął ją i natychmiast poczuł, jak bardzo różni się ona od Deirdre. Jej gibkie ciało całkowicie poddawało się zmysłowym i tęsknym rytmom. Po chwili milczenia zapytał:

Czy pani wie, że przyszła w towarzystwie największego kobieciarza w całym szpitalu?

Julie uniosła głowę i spojrzała na niego oczyma pociemniałymi z gniewu.

Kto ma o nim taką opinię?

Doktor Reid.

Czy mówiła na podstawie własnego doświadczenia?

Carruthers z trudem zachował powagę.

Takie pytanie nie jest w pani stylu.

Pan nie ma pojęcia, jaki jest mój styl.

Teal nie mógł się powstrzymać od następnego pytania, które go dręczyło:

Czy ma pani zamiar się z nim przespać?

No wie pan, też pytanie...

Całkiem proste, moim zdaniem.

Nie jest pan w sądzie, a tu nie miejsce na przesłuchanie – rzekła Julie i przygryzła wargę. Usta miała tak ponętne, że Teal mimo woli przyciągnął ją mocniej do siebie. – Niech mnie pan tak nie ściska – dorzuciła z gniewem.

Czemu? Czy dlatego, że nie jestem genialnym neurochirurgiem, jakich mało, a tylko zwykłym prawnikiem, jakich pełno?

O, widzę, że jest pan w wojowniczym nastroju. Co mnie zresztą wcale nie dziwi. Kilka godzin w towarzystwie doktor Reid nawet świętego wyprowadziłoby z równowagi.

Jest inteligentną i atrakcyjną kobietą.

Czy ma pan zamiar się z nią przespać? – Julie niemal dosłownie powtórzyła jego pytanie.

Nie – oświadczył Teal spokojnie. – Dlaczego zachowała się wobec pani tak obcesowo?

Podczas mojego ostatniego dyżuru skrzyczała mnie w obecności kilku stażystów i dwóch lekarzy za błąd, którego nie popełniłam. Wytknęłam jej to, ale wcale mnie nie przeprosiła. – Julie skrzywiła się z niesmakiem. – Dla niej pacjenci to tylko właściciele narządów do usunięcia, a pielęgniarki to zwykłe popychadła.

Carruthers gotów był uwierzyć w prawdziwość jej słów.

No, to jesteśmy zgodni przynajmniej w jednej sprawie – szepnął.

W jakiej? – spytała nieufnie.

Nasi partnerzy nie wzbudzają w nas zachwytu.

Pan nie ma powodu, by nie lubić doktora Lyttona.

Danny zasługuje na kogoś lepszego niż on.

Mój syn nie ma z tym nic wspólnego!

A więc nie zaprasza pani do domu mężczyzn, z którymi śpi? Proszę, jaka dyskrecja!

Powiedział to szyderczym tonem, mając jednak świadomość, że zachowuje się karygodnie.

Co pan ma przeciwko mnie? – spytała Julie ostro. – Od pierwszej chwili czuje pan do mnie antypatię.

Bo jesteś piękna, pełna życia i doprowadzasz mnie do szału... – Carruthers przeraził się, że wypowiedział te słowa na głos. Na szczęście jednak tylko tak pomyślał.

Po prostu nie życzę sobie – rzekł chłodnym tonem – żeby mój syn był świadkiem scen miłosnych w pani domu. To prawie rozkaz. Scott bardzo panią lubi, a ja nie chcę, żeby zaczął uważać, iż rozwiązłość jest rzeczą normalną.

Obiecuję, że kiedy pójdę na ulicę, żeby szukać partnerów, nie będzie to ulica, przy której pan mieszka – syknęła Julie. – Nie mogę pojąć, jakim cudem ma pan tak miłe dziecko! Ponieważ, jak większość mężczyzn, nie widzi pan świata poza swoją pracą, jedynym wytłumaczeniem jest fakt, że to pańska żona tak dobrze wychowała syna.

Poczuła, że Carruthers drgnął i lekko się odsunął.

Proszę nie mieszać w to mojej żony – wykrztusił. – Nie życzę sobie tego rodzaju uwag. A teraz odprowadzę panią do doktora Lyttona, bo nie chciałbym, żeby państwo przeze mnie tracili czas.

Szybkim krokiem przemierzył parkiet.

Oddaję panu partnerkę – rzekł do chirurga, a do Deirdre uśmiechnął się cieplej, niż zamierzał i zapytał: – Czy masz ochotę napić się czegoś?

Odwrócili się i odeszli bez słowa pożegnania.

Przy barze spotkali znajomych, z którymi wdali się w dyskusję na temat reformy senatu.

Kiedy po godzinie wrócili do sali balowej, Julie i Nicka już nie było. Carruthers uśmiechnął się złośliwie, gdy pomyślał, że na pewno są już w domu chirurga, ale natychmiast spoważniał, gdy sobie uświadomił, że owa myśl go zabolała.

Może pojedziemy teraz do mnie, Teal? – spytała Deirdre, jak gdyby przejrzała go na wylot. – Przyznam się, że mam już dość tego przyjęcia.

Chcąc mieć pewność, że została właściwie zrozumiana, dotknęła jego ust pieszczotliwym gestem i uśmiechnęła się uwodzicielsko, lecz zarazem nieco szyderczo.

Teal odwrócił głowę.

Nie lubię przypadkowych stosunków.

Przecież tylko takie są coś warte.

To nie dla mnie... przykro mi.

Dzięki mnie mógłbyś zmienić zdanie.

Uśmiechnął się, a w jego oczach zalśniły drwiące iskierki.

Czyżbyś nie wiedziała, że „nie" znaczy „nie"?

Proszę, jaki nowoczesny mężczyzna! – rzekła Deirdre z lekką ironią. – Przyznaj się lepiej, że gdyby na moim miejscu była Julie Ferris, twoje „nie" znaczyłoby „tak". W tej chwili wolałbyś być na miejscu Nicka, co? Zgadłam?

Carruthersa zalała fala nieopisanej wściekłości. Wycedził przez zaciśnięte zęby:

Odwiozę cię do domu.

W duchu przysiągł sobie, że nigdy więcej nie przyjmie zaproszenia od Deirdre Reid.

Wracając kwadrans później do siebie, zauważył przed domem Julie tylko jeden samochód, a to oznaczało, że wróciła sama. Pomyślał niechętnie, że być może Deirdre ma rację i przypadkowe kontakty są najlepszym rozwiązaniem.


W następnym tygodniu Julie pojechała do Dartmouth, żeby obejrzeć film, na który od dawna zamierzała się wybrać. Wyświetlano jednocześnie kilka filmów, więc przed kasą była długa kolejka. Julie stanęła za dwoma wyrostkami w jaskrawych koszulkach i otworzyła torebkę, by wyjąć pieniądze. W tej chwili ktoś ją potrącił. Uniosła głowę i zobaczyła tuż przed sobą twarz jednego z wyrostków. Jego nieprzyjemne, blisko osadzone oczy miały bezczelny wyraz.

Cześć, lalunia. Jesteś sama?

Jak widzisz – odparła i zamknęła torebkę.

Drugi wyrostek, w koszulce z bardzo nieprzyzwoitym napisem, roześmiał się nieprzyjemnie.

No, to my idziemy z tobą – powiedział głośno, ciszej zaś dorzucił ordynarny epitet.

Obaj wyglądali najwyżej na siedemnaście lat, ale byli potężnie zbudowani i niezbyt trzeźwi. Julie odwróciła głowę.

Hank ma rację. Usiądziemy koło ciebie. Kto by tam siedział samotnie w taki wieczór.

Właśnie ja chcę być sama – oświadczyła zdecydowanym tonem.

Na jaki film idziesz, mała? – spytał Hank i wziął ją pod rękę, a przy tym umyślnie dotknął jej piersi.

Julie ogarnęła wściekłość.

Odczepcie się, bo każę was wyrzucić z kina!

A kto się ośmieli nas ruszyć? – szyderczo zapytał Hank.

Może ja – odezwał się ktoś z tyłu.

Julie nie miała wątpliwości, czyj to głos. Nie opodal stał Teal Carruthers i spokojnie patrzył na Hanka. Było w jego postawie coś, co sprawiło, że chłopak zaniemówił. Julie pomyślała, że choć Teal jest zupełnie opanowany, wygląda sto razy groźniej od wyrostka.

Zamknij się i zostaw tę panią w spokoju. A najlepiej będzie, jeżeli wyjdziecie z kolejki. No, na co się decydujesz?

My tylko żartowaliśmy – powiedział Hank niepewnym głosem. – Nie...

To wcale nie wyglądało na żarty – przerwał mu Carruthers. – Decydujcie się na coś.

Towarzysz Hanka, jak każdy pospolity chuligan, najwyraźniej nigdy nie zadzierał z silniejszymi od siebie. Natychmiast pospiesznie wtrącił:

Wcale nie chcieliśmy siedzieć obok tej pani. Mówiliśmy tak dla hecy.

Radzę, żebyście swoje poczucie humoru zarezerwowali dla siebie – warknął Teal.

Już zostawimy tę panią w spokoju – mruknął Hank niechętnie i odszedł.

Bardzo panu dziękuję – zwróciła się Julie do Carruthersa. – Niech pan wraca do swojej towarzyszki.

Przyszedłem sam.

Coś podobnego! Zepsuł się panu telefon?

Nie zauważyłem. A dlaczego pani jest sama? Czyżby Einstein wciąż strącał słuchawkę?

Nie. Postanowiłam wreszcie spędzić spokojny wieczór bez czyjegokolwiek towarzystwa, i to dotyczy również pana.

Widzę, że ratowanie pani z opresji wchodzi mi w nawyk – zauważył Carruthers. – Jest pani chodzącym źródłem kłopotów.

Ośmiela się pan twierdzić, że sama jestem sobie winna?

W gniewie jest pani jeszcze piękniejsza – wyrwało mu się znienacka.

Och! – syknęła Julie przez zaciśnięte zęby. – Nie cierpię mężczyzn! A już szczególnie pana! Proszę stąd natychmiast odejść!

Patrzył na nią rozbawiony, po czym uznał, że wieczór zapowiada się doskonale jeszcze przed rozpoczęciem filmu.

Przepadło mi miejsce w kolejce.

I myśli pan, że to się dobrze składa, co?

Wie pani, ja też miałem ochotę samotnie spędzić ten wieczór – rzekł spokojnie.

Niech mi pan tylko nie wmawia, że nie cierpi kobiet. Nie uwierzę panu.

Ale ja mam uwierzyć, że pani nie lubi mężczyzn, tak? Chyba że ma pani jakieś uprzedzenia do mojej płci...

Też coś! Niedawno oskarżał mnie pan o rozwiązłość!

Carruthers wsunął ręce do kieszeni.

Przepraszam. Nie powinienem był tego mówić.

No, to dlaczego się pan ośmielił?

Julie, powiedziałem, że jest mi przykro.

Popatrzyła na niego uważnie i rzekła z ociąganiem:

No dobrze. Ale więcej proszę tego nie robić.

Czy naprawdę mam usiąść na drugim końcu sali?

Najpierw proszę mi odpowiedzieć na pytanie, czy pańskim zdaniem rzeczywiście ponoszę winę za zachowanie tych dwóch wyrostków. Nie lubię uchodzić za źródło kłopotów. Proszę spojrzeć na mój strój... chyba nie powie pan, że ubrałam się wyzywająco?

Carruthers jednym spojrzeniem obrzucił całą jej postać. Miała na sobie luźne dżinsy i obszerną koszulową bluzkę. Gładko zaczesane włosy przewiązała zwykłą aksamitką. Popatrzył na pięknie wykrojone usta, potem na rysujące się pod bluzką bujne piersi.

Strój jest najzupełniej bez znaczenia, bo ma pani w sobie coś, co się nazywa seksapilem. Jest pani tak pociągająca, że nawet mężczyzna stojący nad grobem też by się pani nie oparł.

Julie zmarszczyła brwi.

Czyli że to moja wina?

Ależ skąd! Nie oskarżam pani, tylko usiłuję to wytłumaczyć. Zajmowałem się zawodowo sprawami o zgwałcenie i nie zgadzam się z powszechnie pokutującym mniemaniem, że kobieta prowokuje mężczyznę, a on sam jest niewinny.

Rozumiem. – Julie przyjrzała mu się uważnie. – Cieszyłabym się, gdybym mogła być pewna, że pan wierzy w to, co mówi, bo sądownictwo potrzebuje właśnie tak myślących ludzi. Ale jeśli jest inaczej, to dał się pan złapać. Bo, myśląc tymi samymi kategoriami, fakt, że Nick jest kobieciarzem nie oznacza, że ja jestem rozpustna.

Przyznaję, że nie powinienem był tak mówić. Jeszcze raz przepraszam, ale już po raz ostatni.

Julie zauważyła dziwny wyraz jego oczu i poczuła niezrozumiały niepokój.

Twierdzi pan, że mam nieodparty urok, ale to samo mogę powiedzieć o panu – wyznała. – W dodatku pan ma go tysiąc razy więcej niż ja. I niech mi pan nie zacznie wmawiać, że jestem pierwszą kobietą, która to panu mówi.

Carruthers przypomniał sobie, że Marylee niedawno ujęła tę sprawę inaczej, lecz to samo miała na myśli.

Wobec tego proponuję, żebyśmy jednak usiedli obok siebie. Ze względu na obopólne bezpieczeństwo.

Zauważył, że twarz Julie nareszcie zaczyna rozjaśniać się w uśmiechu.

Tylko pod warunkiem, że pan lubi prażoną kukurydzę.

Czy muszę od razu przyznać się do wszystkich grzechów? Czy konieczna jest aż tak wysoka cena za to, że mi pani pozwoli usiąść obok siebie?

Julie roześmiała się serdecznie.

Idę kupić największą porcję.

Odeszła, kołysząc biodrami, a Teal nie mógł oderwać od niej wzroku. Kupili dwie paczki kukurydzy oraz dwie butelki coca-coli i zdążyli zająć miejsca tuż przed zgaszeniem świateł. Film natychmiast pochłonął całą uwagę Julie, a po jego zakończeniu odezwała się:

Koniecznie muszę teraz porozmawiać. Pójdziemy gdzieś na kawę?

Bardzo chętnie.

Wstąpili do pobliskiej kawiarni i znaleźli wolny stolik. Julie oceniała film bardziej uczuciowo niż Teal, lecz uważnie słuchała jego wrażeń i z jednymi spostrzeżeniami się zgadzała, z innymi nie. Jej sposób bycia był ujmujący, lecz jednocześnie budził niepokój, ponieważ Carruthers czuł, że rosnąca sympatia do Julie może pokrzyżować plan, jaki przyszedł mu do głowy podczas oglądania filmu. Pomysł sam w sobie był bardzo interesujący, lecz nieco ryzykowny, więc rozsądniej byłoby najpierw przemyśleć go w spokoju. Teal w pełni zdawał sobie z tego sprawę, a mimo to nagle oznajmił:

Mam dla pani propozycję.

Oczy kobiety błysnęły wrogo.

Dziękuję. Ciągle otrzymuję jakieś propozycje i właśnie dlatego chciałam iść do kina sama.

Nie jestem taki jak doktor Lytton.

No, to proszę nie zachowywać się podobnie!

Carruthers zacisnął palce na filiżance tak mocno, że aż mu zbielały kostki. Na ogół był bardzo opanowanym człowiekiem, więc zaskoczyło go to, że teraz tak łatwo daje się prowokować.

Moja „propozycja" to tyle co pomysł, projekt. Bez dwuznacznych podtekstów. Gdybym wiedział, że pani jest tak przewrażliwiona, określiłbym to jako „plan".

Proszę sobie wyobrazić, że rozumiem słowa mające więcej niż dwie sylaby! A po tym, co zaszło w kolejce, mógłby pan już mieć lepsze pojęcie o mojej tak zwanej wrażliwości.

Chcąc zyskać na czasie, Teal podniósł filiżankę do ust. Julie widziała wyraźnie, że jest coraz bardziej speszony. Sama też była zdenerwowana, chociaż jeszcze nie dowiedziała się, jaka to propozycja. Przygotowała się na najgorsze.

Zanim przedstawię swój plan, muszę otrzymać odpowiedź na jedno pytanie. Czy jest pani związana z doktorem Lyttonem?

Z najgorszym kobieciarzem w całym szpitalu? Nie bardzo mi pan pochlebia.

Czekam na tak albo nie.

Patrzył na nią takim wzrokiem, że Julie spuściła oczy.

Nie – wyznała zmieszana. – Nie lubię przelotnych romansów. Z nikim.

Z tobą też, dodała w duchu.

Carruthers bardzo pragnął uwierzyć w jej słowa.

To znaczy, że po przyjęciu nie spędzili państwo nocy razem?

Tego już za wiele. Nie ma pan prawa wtrącać się w moje najbardziej osobiste sprawy. Ja nie pytam, czy pan się przespał z doktor Reid.

Nigdy z nią nie spałem. Jej odpowiada seks bez miłości, a mnie nie.

Taka zadziwiająca szczerość zdecydowanie przemawiała na korzyść mężczyzny. W głębi serca Julie poczuła ulgę, słysząc, że Teal Carruthers nie jest zakochany w jej przełożonej.

Nigdy nie byłam w łóżku z Nickiem Lyttonem i nie mam najmniejszej ochoty, aby to zrobić – oświadczyła, patrząc mu prosto w oczy.

Tym razem Teal uwierzył jej bez zastrzeżeń i z wielką ulgą.

Ja też nie jestem zwolennikiem przelotnych miłostek. Wiem, że nie potrafię tego dobrze i jasno wyrazić, ale odnoszę wrażenie, że pani nie jest zachwycona tym, iż tylu mężczyzn ugania się za panią. Czy mam rację?

Najzupełniej.

A mnie z kolei dużo energii kosztuje to, żeby się opędzić od kobiet, które są świecie przekonane, że potrzebna mi żona lub matka dla syna, albo chociażby kochanka. Wie pani, co powinniśmy zrobić?

Nie mam pojęcia – ostrożnie powiedziała Julie.

Powinniśmy stworzyć jeden front i zacząć pokazywać się razem. Szybko rozejdzie się wieść o tym, że stanowimy parę, a wtedy będziemy mieć święty spokój. Pani przestaną naprzykrzać się mężczyźni, a mnie kobiety.

Uśmiechnął się tak, jakby miał pewność, że rozwiązał wszystkie problemy.

Pan chyba zwariował!

Wcale nie. Proszę się przez chwilę zastanowić. Jakiś facet startuje do pani i słyszy: „Proszę wybaczyć, ale już mam narzeczonego". Do mnie dzwoni nowa wielbicielka, a ja jej mówię: „Nie możemy się spotkać, bo jestem już umówiony z moją sympatią".

Julie patrzyła na niego z niedowierzaniem, lecz widziała wyraźnie, że nie żartuje.

Mowy nie ma. Nawet na próbę.

Dlaczego? Coś takiego powinno się udać.

Nie. Po pierwsze dlatego, że właściwie wcale się nie znamy.

Kilka randek wystarczy, żeby się bliżej poznać.

Ale tylko powierzchownie.

Przecież powierzchowna znajomość nam starczy, a zresztą tylko o tym mowa. – Carruthers coraz bardziej zapalał się do swego projektu. – Możemy napisać krótkie życiorysy, to by trochę uprościło sprawę. Miejsce urodzenia, data, rodzeństwo albo brak takowego. Jeżeli będziemy wiedzieć o sobie podstawowe rzeczy, nie zdradzimy się z niczym przy znajomych.

Zaraz, zaraz. Przecież nie chodzi o to, żeby się starać o paszport czy pracę. Mamy udawać parę, czyli ludzi, których ze sobą coś łączy.

To tylko dla innych. Po to, żeby nas wreszcie zostawili w spokoju.

Julie zaczynała się przekonywać do tego nieprawdopodobnego projektu, lecz nadal miała obiekcje.

Nie, nie możemy czegoś takiego zrobić. Choćby dlatego, że się nie lubimy.

Tym lepiej. Przecież to poważna umowa. Rozsądna. Racjonalna. Jakiekolwiek cieplejsze uczucia tylko by przeszkadzały.

Julie przypomniała sobie, jak wyglądał Teal Carruthers, gdy zobaczyła go po raz pierwszy na progu kuchni. Wystąpił w ciemnym garniturze, poważny, krytycznie usposobiony i bardzo oficjalny.

Czasem mam wrażenie, że jest pan pozbawiony wszelkich uczuć – szepnęła zdenerwowana.

Mężczyzna drgnął, niemile zaskoczony.

To, czy mam jakieś uczucia, czy też nie, nie ma tu nic do rzeczy. Umawiamy się dla obopólnej wygody i tylko po to, żeby żyć w spokoju. Ale widzę, że mój pomysł wcale się pani nie podoba, więc zapomnijmy o nim. Czy odwieźć panią do domu?

Julie rozumiała, że owym pytaniem daje jej szansę, by zakończyła rozmowę na tak ryzykowny temat i się pożegnała. Zamiast wykorzystać okazję, zapytała:

Jak długo to... ten nasz związek miałby trwać?

Aż pani znajdzie sobie drugiego męża albo ja drugą żonę.

W moim wypadku może to trwać bardzo długo – powiedziała głosem pełnym goryczy.

W moim też.

Carruthers zacisnął usta i popatrzył w bok. Julie pożałowała swej niewczesnej uwagi o jego chłodnym usposobieniu.

Przepraszam, że podejrzewałam pana o brak uczuć. Pan też ma za sobą jakieś bolesne przeżycia, prawda?

Wyjaśnijmy sobie jedno – rzekł Teal nieprzyjemnym tonem. – Ten mój plan to jedynie gra i tylko dla pozoru. Nie życzę sobie, żeby pani dopytywała się o moją przeszłość i ja też nie będę pytać o pani przeżycia.

To o czym będziemy rozmawiać? – Julie bezwiednie podniosła głos. – O pogodzie i artykułach w prasie?

Carruthersa zaczęło irytować, że jest tak mało pojętna.

Nie będziemy musieli się tak często pokazywać razem. Halifax jest małą mieściną, gdzie prawie wszyscy się znają, więc wiadomość o nas chyba prędko się rozejdzie. Wystarczy, że kilkakrotnie wybierzemy się gdzieś razem i powiemy znajomym, że jesteśmy parą. Potem już będziemy mieli więcej swobody, bo powinna wystarczyć jedna randka raz na jakiś czas.

Julie nie mogła zrozumieć, dlaczego w ogóle bierze pod uwagę taką nieuczciwą i na zimno wykalkulowaną propozycję.

Nie możemy tego zrobić także ze względu na chłopców. Oni na pewno uznają, że zamierzamy się pobrać.

Dzieciom trzeba będzie powiedzieć prawdę albo coś zbliżonego do prawdy. Na przykład, że się zaprzyjaźniliśmy i że chcemy sobie trochę nawzajem ułatwić życie.

A co będzie, jeśli któreś z nas spotka kogoś, z kim zechce się związać?

Wtedy się rozstaniemy. Przecież to jasne.

Jakie to wyrachowane. Jakbyśmy byli robotami, a nie ludźmi.

To ma być wyrachowane i pożyteczne, bo tylko wtedy ułatwi nam życie. Przyjmując za warunek, że nie będziemy się do siebie wtrącać, ale też nie wolno nam umawiać się z nikim innym.

O! A co z naszym życiem seksualnym?

Carruthers rozzłościł się nie na żarty.

To nie jest żaden podstęp, żeby zaciągnąć panią do mojego łóżka.

Przecież sam pan mi mówił, że mam nieodparty urok i jak magnes przyciągam mężczyzn... Wcale nie mam pewności, że można panu ufać.

Teal uśmiechnął się nieznacznie.

To samo słyszałem od pani o moim uroku i sile przyciągania kobiet.

Julie nie miała ochoty na żarty.

Większość mężczyzn sądzi, że wystarczy na mnie spojrzeć, a już jestem gotowa się z nimi przespać. A to nie tak. Mąż doprowadził mnie do tego, że znienawidziłam sprawy łóżkowe. Najlepszą rzeczą, jaką dało mi małżeństwo, jest Danny, a ostatnią, jakiej teraz pragnę, jest romans. Czy wyrażam się dość jasno?

Carruthers doceniał tak wyjątkową szczerość, lecz nie mógł się zdobyć na to, by odpłacić tym samym. Nie nawykł do mówienia o najbardziej osobistych sprawach, a poza tym jego ból wciąż jeszcze był zbyt dotkliwy.

Z mojej strony nie grozi pani żadne niebezpieczeństwo – zapewnił poważnym tonem.

Czy dlatego, że mnie pan nie lubi?

Może... – Był zadowolony, że nie mówi pod przysięgą.

Inne powody nie powinny panią interesować.

Po chwili milczenia Julie powiedziała:

Proponuję jeszcze jedną zasadę, która będzie nas obowiązywała. W każdej chwili możemy zerwać umowę albo wprowadzić poprawki.

Ale powinniśmy umówić się przynajmniej na trzy miesiące, żeby sprawdzić, jak nasz plan się rozwinie.

To przecież całe lato!

Carruthers dostrzegł niechęć malującą się na jej twarzy i rzekł poirytowany:

Przecież to nie jest dożywocie.

Ale prawie, bo tak długo będziemy musieli udawać. A ja nie znoszę fałszu! – rzuciła z pasją.

Czy inne randki były naprawdę dużo mniej fałszywe niż to, co ja proponuję? – Widząc, że się żachnęła, dorzucił: – Tak właśnie myślałem.

Julie wpatrywała się w niego, przekonana, że gdyby istotnie tak bardzo nie lubiła fałszu, już dawno by odeszła. Natomiast fakt, iż została, być może świadczy o tym, że jest podobna do innych kobiety i ów intrygujący mężczyzna nieodparcie ją pociąga.

Muszę dorzucić jeszcze jedną zasadę – rzekł Teal najzupełniej poważnie. – Dzienna dawka jednej paczki kukurydzy jest nieprzekraczalna.

Ale przyznaje pan jedną całą paczkę na głowę? – spytała w tym samym tonie.

Oczywiście. – Zauważył, że oboje starają się opanować rozbawienie. – No, Julie, umawiamy się czy nie?

Wyciągnął do niej dłoń, lecz ona uparcie trzymała ręce na kolanach.

Przecież sama rozmowa o czymś takim jest czystym szaleństwem.

Czyżbym był aż tak odpychający?

Nie dopraszaj się komplementów – rzuciła z przekornym uśmiechem, również przechodząc na ty. – Tego ci nie skąpią inne kobiety.

Jeśli zaakceptujesz mój plan, nie będzie żadnych innych kobiet.

Julie pomyślała, że i ona uwolni się od natrętów, którzy zatruwają jej życie.

Wiesz, doszłam do wniosku, że można to potraktować jak wakacje.

Ścierpła mi już ręka.

Chyba zupełnie oszalałam – westchnęła Julie, podając wreszcie dłoń.

Teal z przyjemnością zauważył, że jej uścisk jest zdecydowany, a dłoń przyjemnie ciepła; nie lubił galaretowatych rąk.

Więc załatwione. Czy możesz iść na koncert benefisowy w przyszłym tygodniu? Jeśli tak, to zaraz jutro kupię bilety. Kiedy będziecie organizować coś w szpitalu?

Niedługo ma się odbyć zjazd pielęgniarek. Cały personel został zaproszony – odparła niechętnie.

Wspaniale. Ale pamiętaj, że obowiązuje podstawowa zasada: nie wolno ci tańczyć z Nickiem Lyttonem.

Dorzucam jeszcze jedną: już nie wolno dodawać żadnej zasady. – Wstała. – Czas na nas. Umowa stoi, ale musisz przyznać, że chyba oboje zwariowaliśmy.

Przypadek chwilowej niepoczytalności? Taki numer nie przejdzie.

Julie spojrzała na zegarek i krzyknęła:

O Boże! To już tak późno? Od dziesięciu minut powinnam być w domu.

Odprowadzę cię do samochodu.

Nie trzeba...

Nie dyskutuj ze mną. Niedawno popełniono tu niedaleko morderstwo.

Wyraz jego twarzy ostrzegł Julie, że nie warto się sprzeciwiać. Kiedy doszli do samochodu, natychmiast otworzyła drzwi i wsiadła, po czym, skromnie spuszczając oczy, powiedziała:

Będziesz musiał mocno się starać, żeby nasza pierwsza prawdziwa randka była tak interesująca, jak dzisiejsze spotkanie. Dobranoc.

Postaram się. A jutro przedzwonię w sprawie koncertu. Dobranoc, Julie.

Idę do pracy wieczorem, na siódmą trzydzieści.

Jadąc do domu, rozmyślała nad tą dziwaczną grą. Jedna z zasad, na które się zgodzili, mówiła, że nie będzie seksu. To, co powiedziała o sobie i Robercie było zgodne z prawdą, a jednak miała wilgotne dłonie i sucho w ustach. Nie rozumiała, dlaczego sama myśl o koncercie wywołuje w niej niepokojące podniecenie i jakiś dziwny strach.

Umowa była szalona, zwariowana i niepojęta.

To samo można byłoby powiedzieć o Julie, bo zapewne nikt przy zdrowych zmysłach nie przystałby na tak niesłychaną propozycję.




Rozdział 4


W poniedziałek po południu Scott i Danny poszli na boisko po drugiej stronie ulicy. Carruthers siedział w gabinecie nad dokumentami przyniesionymi z sądu. Akurat czytał o zawiłych dowodach opartych na analizie DNA, gdy usłyszał krzyk Scotta. Natychmiast zostawił wszystkie papiery i zbiegł na dół, przeskakując po dwa stopnie. W kuchni zastał chłopców w towarzystwie młodej dziewczyny. Scott miał podrapaną i umorusaną twarz, Danny podbite oko, rozciętą wargę I zakrwawiony nos, a dziewczyna łzy w oczach.

Co się stało?

Bawiliśmy się spokojnie na boisku – zaczął Scott wzburzonym głosem – gdy zaczepili nas chłopaki z szóstej klasy. I zanim Sally nas rozdzieliła, zdążyli Danny'emu podbić oko.

Miałam pilnować Danny'ego – dorzuciła Sally, pociągając nosem – ale zagadałam się ze znajomym i nie od razu spostrzegłam, że chłopcy się biją. Pani Ferris mi tego nie daruje.

Teal odwrócił się od niej i pochylił nad Dannym.

O co poszło?

Krzyczeli, że jestem śliczny. – Danny mężnie walczył ze łzami napływającymi mu do oczu. – Wołali na mnie „laluś", „maminsynek" i jeszcze coś, czego nie rozumiałem. O mamusi też coś wykrzykiwali, więc jednego uderzyłem, no i zaraz wszyscy zaczęliśmy się bić.

Carruthers był rad, że Danny nie wszystko zrozumiał.

To na pewno jakieś głupie wyrostki – powiedział uspokajająco. – Zaraz ci zrobię okład z lodu na oko i wargę. Zobaczysz, że natychmiast poczujesz się lepiej.

Tato, powinieneś nauczyć Danny'ego, jak się bić – wtrącił przejęty Scott. – On nie ma zielonego pojęcia, jak walczyć.

Właśnie, że mam! – zaperzył się Danny.

Ja też się biłem, a nie oberwałem tyle co ty – oświadczył Scott.

Przecież temu dużemu naprawdę mocno dołożyłem.

Spokojnie, chłopcy, spokojnie – rzekł Teal i uśmiechnął się pod nosem. – Tylko nie zaczynajcie bójki tutaj. Wiesz, Danny, Scott miał na myśli tylko to, że mógłbym ci pokazać kilka chwytów obronnych... Nie ruszaj się, przecież lód nie gryzie.

Obrażenia nie były zbyt groźne, więc już po chwili chłopcy pocieszali się sokiem i ciastkami.

Danny, gdzie jest mama?

Pewnie śpi, bo miała nocny dyżur i dziś znowu idzie na noc. Dlatego poszliśmy na boisko.

Carruthers zwrócił się do Sally:

Jeśli pani chce już iść do domu, to ja zajmę się teraz chłopcami.

Dziękuję bardzo, ale pani Ferris prosiła, żebym ją obudziła, gdyby się coś stało, więc muszę iść i wszystko dokładnie opowiedzieć.

Ja też pójdę.

Po co, tato? – spytał zdumiony Scott.

Chcę zapytać, czy mogę Danny'ego trochę poduczyć samoobrony – odparł, zastanawiając się, czy jest to jedyny powód, dla którego nagle postanowił pójść.

Dochodząc do domu Julie, odniósł wrażenie, że coś się zmieniło. Rozejrzał się uważnie i stwierdził, że ogród wygląda zupełnie inaczej, że dużo w nim barwnych, nieregularnie rosnących kwiatów. Uśmiechnął się z aprobatą.

Sally natychmiast poszła na górę, a w chwilę później Julie wpadła do kuchni, podbiegła do syna i mocno go przytuliła.

Danny, kochanie, co się stało? – zapytała z niepokojem. Teal zauważył, że jest uroczo potargana i ma na sobie jedwabną podomkę w kwiaty, dość skąpo okrywającą jej piękne kształty.

O co się pobiliście? – pytała zatrwożona. – Przecież prosiłam cię, żebyś się z nikim nie bił. Masz zakrwawioną bluzę i spodnie.

Walka była na całego – krzywo uśmiechnął się Danny.

Nie cierpię bójek – oświadczyła matka.

Carruthers chrząknął i Julie dopiero teraz go zauważyła.

A ty, co tu robisz? – spytała i natychmiast mocniej otuliła się podomką.

Chłopcy przybiegli najpierw do mnie, bo było bliżej. Trochę opatrzyłem Danny'ego.

Ach, tak. Dziękuję.

Wydaje mi się, że dobrze byłoby nauczyć go kilku chwytów dla samoobrony.

Jestem pewna, że może się bez tego obejść.

Nie zrozumiałaś mnie – upierał się Teal, tym samym jeszcze zwiększając irytację Julie. – Mówię o odpieraniu ataku, a nie o atakowaniu innych.

Tak czy owak to walka.

Scott też się bił, a nie ma podbitego oka.

Dlaczego mężczyźni zawsze myślą, że opanowanie kilku chwytów wszystko załatwi?

Nie pakuj mnie do jednego worka z innymi mężczyznami – rzekł urażony. – Jestem prawnikiem, a nie bokserem. Nigdy nie uczyłem Scotta, by stosował przemoc wobec innych, ale jako odpowiedzialny ojciec uznałem, że powinienem go nauczyć, jak się bronić. Jeśli zajdzie taka potrzeba. Oboje dobrze wiemy, jak ostatnio rozpanoszyło się chamstwo.

Zorientował się, że ta rozmowa nie powinna być prowadzona przy dzieciach, więc zwrócił się do Sally:

Proszę zabrać chłopców na dwór. Pani Ferris i ja musimy porozmawiać w cztery oczy.

Sally uśmiechnęła się promiennie.

Oczywiście, proszę pana.

Ledwie zamknęły się za nimi drzwi, Julie wybuchnęła:

Jak śmiesz tak się rządzić w moim domu?

Była blada i miała podkrążone oczy.

Wyglądasz na bardzo zmęczoną – zauważył Teal.

Nie zmieniaj tematu!

Carruthers widział, że ta kobieta, w przeciwieństwie do innych, nie jest w nastroju do płaczu, mimo że niewątpliwie się zdenerwowała. Zaczął podejrzewać, że za chwilę skoczy mu do gardła.

Chciałbym zabrać chłopców do siebie – powiedział, siląc się na zachowanie spokoju. – Ty mogłabyś przyjść później. Wtedy, jeśli zechcesz, mógłbym ci pokazać, czego nauczyłem twego syna. Do piątej chyba zdążysz się jeszcze trochę przespać. No co, zgoda?

Julie popatrzyła mu prosto w oczy.

Czy wiesz, o co chłopcy się pobili?

Tamci wyzywali Danny'ego od „lalusiów" i wykrzykiwali inne epitety, których na szczęście nie zrozumiał. Uderzył jednego z nich, dopiero gdy rzucił wyzwisko pod twoim adresem.

O cholera!

Może wolałabyś, żeby to ojciec nauczył go, jak ma się bić? – zapytał z wahaniem.

Robert nigdy nie ma dla niego czasu – rzekła Julie w zamyśleniu.

Teal zorientował się, że ogarnia go podniecenie.

Nie martw się – powiedział czym prędzej. – Teraz idź się położyć, a ja do piątej zajmę się dziećmi. Gdy przyjdziesz, zjemy razem kolację.

Nie mogę go cały czas pilnować – wybuchnęła rozżalona. – Chyba mam prawo wyspać się po nocnych dyżurach.

Rozumiem cię doskonale, bo moja sytuacja jest podobna. Kiedy jestem w sądzie albo w zespole, też nie pilnuję syna.

Mówisz tak, żeby mnie pocieszyć i żebym nie miała wyrzutów sumienia. – Julie skrzyżowała ręce na piersi. – Ja jednak czuję się winna. Tak czy owak nie widzę powodu, żebyś nas zapraszał na kolację.

Ale już to zrobiłem.

Popatrzyła na niego nieufnym wzrokiem, a jednocześnie poczuła wkradający się do serca niepokój.

Przecież w naszej umowie nie ma nic o wspólnych posiłkach – oświadczyła. – Po co to wszystko? Nikt nas nie zobaczy przy tej kolacji. Chyba że jakaś twoja wielbicielka, która stale cię podgląda przez lornetkę.

Ale ty masz cięty język – odparował Teal, czując, że ta sytuacja zaczyna go bawić.

Tym bardziej nie powinnam przyjmować twojego zaproszenia.

Dzisiejsza propozycja nie ma nic wspólnego z naszą umową. Przećwiczę z Dannym kilka chwytów, a jak przyjdziesz, syn ci pokaże, czego się nauczył. Na pewno z przyjemnością się pochwali, bo każde dziecko to lubi. Szczególnie przed własną matką.

Dopiero co mówiłeś, żebym sobie nie robiła wyrzutów, a teraz mówisz co innego. Czy prawnicy zawsze odwracają kota ogonem?

W twoich słowach brzmi uprzedzenie do mojego zawodu.

To nie uprzedzenie, a wręcz obrzydzenie.

Carruthers roześmiał się, podszedł bliżej, ujął Julie pod brodę i zajrzał jej głęboko w oczy.

Idź spać i nastaw budzik na wpół do piątej... Czekam o piątej, ale nie licz na żaden deser.

Nareszcie się wydało, o co ci chodzi! Masz apetyt na moje wypieki, a ja wcale się nie liczę.

Oczywiście.

Odsunął się i opuścił ręce. Palcami wciąż jeszcze czuł jedwabistość jej skóry, a nozdrzami wdychał delikatny zapach kwiatów, jaki roztaczała wokół siebie. Jedno i drugie wydawało mu się piękne, lecz był pewien, że mimo to nie pożądał tej kobiety.

Do zobaczenia. Zamknij za mną drzwi na klucz.

Julie uśmiechnęła się przekornie, lecz posłusznie wykonała polecenie.

Punktualnie o piątej zadzwoniła do drzwi domu Teala Carruthersa, lecz nikt nie odpowiedział. Nacisnęła klamkę, uchyliła drzwi i zawołała, ale nadal nikt sienie odzywał. Zamknęła drzwi, weszła do pokoju i rozejrzała się uważnie. Ściany były białe, meble popielate, obrazy zaś wyłącznie czarno-białe. Postanowiła, że następnym razem – jeśli w ogóle taki się zdarzy – przyniesie bukiet różnobarwnych kwiatów, aby rozweselić nieco ten ponury pokój.

Na piętrze rozległ się radosny śmiech Danny'ego oraz pokrzykiwania Scotta, a na schodach głośny tupot. Drzwi się otworzyły i biegnący z całym impetem wpadł prosto na Julie, która się zachwiała i upadła na dywan. Teal też stracił równowagę i przewrócił się na nią. Miał na sobie tylko spodnie, był rozgrzany i ciężko dyszał. Julie leżała przygnieciona jego ciężarem, otoczona jego ramionami. Nie mogła się ruszyć, mimo iż nagle sobie uświadomiła, że ogarnia ją pożądanie, jakiego od dawna nie zaznała. Teal uniósł się na łokciu i zapytał z niepokojem w głosie:

Czy mocno się potłukłaś?

W tej chwili do pokoju wpadli obaj chłopcy.

Tato, dlaczego leżysz na podłodze?! – krzyknął Scott.

I na mojej mamie? – zdumiał się Danny.

Julie zarumieniła się ze wstydu. Nie dość, że straciła równowagę ducha i ciała, to jeszcze na domiar złego dzieci są świadkami takiej sceny.

Przewróciliśmy się, gdy tak nagle wbiegłem do pokoju – odparł Carruthers głucho. – Nie spodziewałem się, że kogoś tu zastanę. Julie, nic ci nie jest?

Nie – odparła, ciesząc się, że nie jest podłączona do wykrywacza kłamstw.

Teal zerwał się na nogi i pomógł jej wstać. Julie, czując bliskość jego muskularnego ciała, była coraz bardziej podniecona. Czym prędzej się odsunęła i powiedziała:

Wołałam was, ale nikt mnie nie słyszał.

Przepraszam cię – rzekł Teal nieswoim głosem. – Najmocniej przepraszam. Chłopcy, nakryjcie stół w ogrodzie, a ja skoczę do kuchni.

Kiedy wszyscy wyszli, Julie poczuła, jak bardzo jest roztrzęsiona. Ogarnęło ją wielkie podniecenie, a raczej pożądanie przywodzące na myśl dzikie zwierzę szykujące się do skoku. Mimo to nie chciała słuchać głosu rozsądku, który ostrzegał ją i kazał natychmiast wracać do domu. Wiedziała, że nie powinna ulegać takim emocjom, gdy chodziło o Carruthersa. Nie zdążyła się opanować, gdy Teal wrócił i ujął ją za rękę, patrząc jej w oczy z niepokojem.

Czy nic ci się nie stało? Usiądź na chwilę, bo wyglądasz trochę podejrzanie.

Nic mi nie jest – mruknęła, odwracając oczy od jego nagiego torsu. – Po prostu bardzo mnie zaskoczyłeś.

Usiądź tutaj. Zaraz przyniosę ci kieliszek koniaku.

Do pokoju wpadł Danny i usiadł obok matki.

Mamuś, czujesz się lepiej?

Dużo lepiej – odparła Julie i przytuliła syna do piersi. – Jak było na lekcji?

Wspaniale – zapewnił Danny z entuzjazmem. – Scott, chodź, pokażemy mojej mamie, co robiliśmy.

Chłopcy zaczęli się popisywać. Po chwili wrócił Teal, postawił kieliszki na stoliku i podszedł do nich. W mgnieniu oka wszyscy trzej zwarli się w walce i zaczęli mocować. Julie poczuła przeszywający ból serca, gdy sobie uświadomiła, że Robert nigdy tak się nie bawił z synem. Teraz widziała, jak to jest Danny'emu potrzebne. Możliwe, że było równie niezbędne jak matczyna miłość, jak jedzenie i dach nad głową.

Chłopcom udało się unieruchomić Teala, a Julie nie mogła oderwać oczu od jego obnażonego po pępek torsu porośniętego gęstymi czarnymi włosami. Pomyślała o umowie zawartej na trzy miesiące i już zaniepokoiła się, że nie może przewidzieć, czym to się skończy. Teal zaczynał być potrzebny nie tylko jej synowi. Chcąc się opanować, od razu opróżniła kieliszek.

Chłopcy – odezwał się Carruthers, sapiąc głośno – macie ochotę na kurczaka? Jeśli tak, to radzę traktować kucharza z większym szacunkiem. Wstawajcie. Przynieście sałatę i bułki. No, jazda.

Podniósł się, podciągnął spodnie i palcami przeczesał włosy. Nagle przyjrzał się Julie i natychmiast spoważniał.

Co ci jest?

Nic.

Przyzwyczaiłem się już do tego, że mówisz prawdę, a to nie jest szczera odpowiedź.

Julie wstała i dumnie uniosła głowę.

Zgodziliśmy się, że nasz układ będzie miał powierzchowny charakter, a to nie zakłada bezwzględnej szczerości.

Mężczyzna skrzywił się. Widocznie nie spodziewał się takiej odpowiedzi.

Czy to ma oznaczać, że jestem głupcem?

Mówiłam raczej o sobie – rzekła Julie i zmieniła temat. – No, co z tym kurczakiem? Umieram z głodu.

W duchu dopowiedziała, że wcale nie tylko ze zwykłego głodu.

Carruthers widział, że coś przed nim ukrywa, lecz trudno mu było zgadnąć, o co chodzi. Odwrócił się i wyszedł, czując, że Julie idzie za nim krok w krok.

Zasiedli przy drewnianym stole ustawionym w cieniu klonu, na którym gnieździła się cała gromada sikorek. Pozornie panowała najzupełniej beztroska atmosfera, lecz mimo to Julie miała wrażenie, że Teal bacznie ją obserwuje. Nie mogła jednak nic wyczytać z jego twarzy i miała nadzieję, że i ona ma nieodgadniona minę. Przy kawie zostali sami.

Wspaniały aromat – zauważyła Julie, podnosząc filiżankę do ust.

Kupuję ją w naszych delikatesach. Musimy tam kiedyś pójść razem, bo właścicielka chce mnie wyswatać z jedną ze swoich czterech córek.

W tej chwili usłyszeli podejrzany hałas.

Nasi synowie o coś się kłócą. Czas najwyższy, żebym zabrała Danny'ego do domu.

Weszli do pokoju, gdzie chłopcy oglądali telewizję i usłyszeli podniesiony głos Danny'ego:

To naprawdę mój tatuś!

Pewnie! – szyderczo krzyknął Scott. – Każde dziecko z naszej ulicy ma ojca, który pracuje w telewizji.

Mój tata jest aktorem i dlatego tam pracuje!

Julie spojrzała na ekran i zobaczyła Roberta i Melissę. Stanęła jak wryta i z trudem wykrztusiła:

Danny ma rację. To jego ojciec z drugą żoną. – Przytuliła syna, który miał oczy pełne łez. – Widziałam tę sztukę niedawno, gdy ty już spałeś. Tatuś dostał nagrodę za tę rolę.

Robert Ferris – odezwał się Teal półgłosem. – Jakoś nigdy nie skojarzyłem, że to to samo nazwisko.

Bo i nie warto – rzekła Julie chłodno.

Jest świetnym aktorem.

Tak, aktorem jest świetnym.

Masz szczęście, Danny, że twój tata jest taki sławny – zauważył Scott.

Julie uśmiechnęła się ze smutkiem.

Ale ty nie wiesz, że cena za sławę jest bardzo wysoka. Aktor nie ma czasu ani dla rodziny, ani dla przyjaciół, ani żeby czegoś nauczyć własne dziecko. Zawsze musi robić coś dla swej kariery.

Kątem oka dostrzegła, jak Robert bierze Melissę w ramiona.

Scott, obejrzyjmy jakąś kreskówkę – zaproponował Danny drżącym głosem.

Dobrze. I pobawimy się samochodami.

Teal ujął Julie pod ramię i szepnął:

Już się pogodzili. Chodź, naleję ci świeżej kawy.

Julie nie miała ochoty na kawę. Jedyne, czego w tej chwili pragnęła, to się wypłakać. Prędko wyszła z pokoju.

Teal, ja tak nie mogę – wyznała, gdy tylko usiedli. – Ten twój plan jest niebezpieczny i chcę się wycofać, zanim na dobre się rozwinie. Zanim wtajemniczymy nasze dzieci.

Najpierw powiedz mi, o co tak naprawdę chodzi.

Nie potrafię utrzymać się w takiej roli. Nie lubię powierzchownych kontaktów. Nie jesteśmy w sądzie, gdzie padają bezosobowe pytania i odpowiedzi. Jesteśmy żywymi ludźmi z krwi i kości, a przynajmniej ja jestem. I chłopcy też. Boję się, że Danny za bardzo się do ciebie przywiąże.

To i tak się zaczęło przez chłopców. Skoro są przyjaciółmi, Danny będzie spotykał się ze mną, a Scott z tobą i to nie ma nic wspólnego z tym, czy my czasami umówimy się na randkę. Dobrze o tym wiesz.

To takie egoistyczne i nieodpowiedzialne. Tylko ktoś pozbawiony uczuć mógł wpaść na tak zwariowany pomysł.

Zapominasz, że się zgodziłaś.

Zmieniłam zdanie.

Rozwód jeszcze przed zawarciem małżeństwa, tak? Robisz unik.

Nie! Ja...

Przesadzasz. Uspokój się.

Żądam zwolnienia z umowy – wycedziła przez zaciśnięte zęby.

Umówiliśmy się na trzy miesiące, a jeszcze nie minęły nawet trzy dni i ty już chcesz się wycofać.

Nie podpisywałam cyrografu!

Przyznaję. A ty się przyznaj, o co ci właściwie chodzi.

Boję się, że Danny cię pokocha.

To samo można by powiedzieć o moim synu i o tobie; on zresztą i tak już cię bardzo lubi. Czuję, że tu nie chodzi jedynie o chłopców. Julie, powiedz mi całą prawdę.

Jeśli to zrobię, uznasz, że jestem podobna do innych. Taka, jak te wszystkie kobiety, które ci się naprzykrzają. – Zamyśliła się głęboko i po chwili dodała: – Dobrze, skoro sam tego chcesz, to ci powiem. Chodzi mi o sprawy łóżkowe.

Teal był najwyraźniej zaskoczony tym, co usłyszał.

Uważam cię za mężczyznę, dla którego mogę stracić głowę – wyznała cicho. – Kiedy leżeliśmy razem na podłodze, chciałam, żeby to trwało wieki.

Nie wierzę.

Jesteś nieodparcie pociągający, godny pożądania i posiadania – powiedziała z szelmowskim uśmiechem na ustach. – Jeśli nie chcesz, żebym zaczęła ci się narzucać, musimy zerwać umowę. Teraz i zaraz.

Teal ujął jej rękę i ścisnął aż do bólu.

Nie igraj ze mną, bo tego nie znoszę.

Każdy przeciętny mężczyzna byłby zachwycony tym, że go pożądam.

Ale ja nie jestem „każdym przeciętnym mężczyzną" i już ci mówiłem, żebyś mnie za takiego nie uważała.

Jedno z naszych postanowień stwierdza, że nie będzie mowy o seksie między nami. W związku z tym, co ci przed chwilą wyznałam, umowa musi ulec zerwaniu.

Pomyliłaś myśl o czynie z samym czynem.

Och, przestań gadać i rozumować jak prawnik.

Do jasnej cholery! Jestem prawnikiem i nie będę stale za to przepraszać. Zapewniam cię, że nie pójdziemy do łóżka, więc nie ma powodu, by zrywać umowę.

Julie zmarszczyła brwi i nieoczekiwanie spytała:

Wolisz mężczyzn?

Skądże! I nie mam żadnej wstydliwej choroby, jeśli o to też mnie posądzasz.

Więc uważam, że naprawdę jesteś pozbawiony uczuć.

Przestań, bo dłużej tego nie zniosę.

Julie rozzłościła się. Spojrzała na zegarek i wstała.

Czas na mnie.

Cieszę się, że mamy tę rozmowę za sobą, bo dzięki niej oczyściła się atmosfera. Teraz wiem, że ci się podobam, a oboje wiemy, że nic z tego nie wyniknie. Pamiętaj, że spotykamy się w sobotę przed koncertem. A przedtem, może w czwartek, powinniśmy zapoznać się z naszymi życiorysami... Co ty na to?

Julie nie mogła nic wyczytać z jego twarzy. Miała ogromną ochotę zobaczyć, co się kryje za maską, którą Teal przybrał i co jest jego czułym punktem. Nie wątpiła, że ma jakieś uczucia, lecz pozostawało tajemnicą, dlaczego je tak głęboko ukrywa. Należało znaleźć klucz do owej zagadki.




Rozdział 5


Po czterech dyżurach nocnych Julie postanowiła nieco unormować swój tryb życia. W czwartek po południu zabrała się do pielenia ogrodu. Sąsiad, który właśnie kosił trawę, odstawił maszynę, wytarł spoconą twarz i podszedłszy bliżej, oparł się o płot.

Dzień dobry. Pani ogród wygląda coraz ładniej. Ethelda na pewno się ucieszy, że jest tyle kwiatów.

Czy pani LeMarchant wybiera się tu w najbliższym czasie?

Za dwa tygodnie. Już nie mogę się doczekać. – Generał rozejrzał się i zniżając głos, dodał porozumiewawczym szeptem: – Muszę pani powiedzieć, że się jej kiedyś oświadczyłem, ale kosztowało mnie to dużo nerwów. Chyba wolałbym stanąć do walki z całą armią wroga. Ethelda odrzuciła moją propozycję – wyznał z filozoficznym spokojem. – To nawet i lepiej, bo nie jest zbyt wyrozumiała i nie pozwalałaby mi chodzić na piwo.

Bardzo mi przykro. Odniosłam wrażenie, że państwo mają z sobą dużo wspólnego.

Sąsiadujemy już prawie dwadzieścia lat. Ale co robić? – Generał wyprostował się i dumnie wypiął pierś. – Może lepiej, że mnie nie przyjęła. Moja fajka też ją denerwowała, więc stale opróżniała popielniczki, chociaż wcale nie były pełne... O, moja droga, ma pani gościa.

Julie obejrzała się i zobaczyła nadchodzącego Carruthersa. Przyszedł na spotkanie, o którym zupełnie zapomniała. Uśmiechnęła się niepewnie i przedstawiła obu panów. Teal objął ją, pocałował w policzek i rzekł:

Stęskniłem się za tobą. Już nie mogłem doczekać się czwartku.

Julie oniemiała ze zdumienia, lecz po chwili zrozumiała, że on udaje przed sąsiadem. Prędko odwzajemniła pocałunek i zapewniła gorąco:

Ja też się stęskniłam.

Generał chrząknął zakłopotany.

Państwo wybaczą, ale muszę wracać do pracy. Do widzenia.

Po jego odejściu Teal zauważył:

Nie od razu się zorientowałaś.

Przyznaję, że wolno dzisiaj myślę, ale od dwudziestu ośmiu godzin jestem na nogach. Na śmierć zapomniałam o życiorysie.

Chodźmy do domu – zaproponował, obejmując ją wpół. – W takim hałasie nie można rozmawiać.

Kiedy weszli do kuchni, Julie natychmiast się odsunęła, nie chcąc ulec ogarniającemu ją pożądaniu.

Jestem zmęczona – rzekła poirytowanym głosem. – Nie mam nastroju na rozmowę o naszej przeszłości.

To nie potrwa długo, przecież mamy zapamiętać tylko kilka podstawowych faktów.

Usiedli przy stole i Teal podał Julie wydruk komputerowy.

Po co mam to czytać? Wolę, żebyś mi sam o sobie coś powiedział.

No, dobrze – zgodził się, odwracając wzrok od jej długich opalonych nóg i bosych stóp. – Mam trzydzieści cztery lata, urodziłem się w Ontario i jestem jedynakiem. Rodzice rozwiedli się, gdy miałem sześć lat, ale oboje zachowali prawo do opieki nade mną. Kontakty z domem, a raczej domami, praktycznie się skończyły, gdy miałem siedemnaście lat. W wieku dwudziestu czterech lat ukończyłem prawo i wkrótce potem się ożeniłem. Zamieszkaliśmy w Halifaksie i tu urodził się Scott. Elizabeth zginęła dwa lata temu. To wszystko.

Julie siedziała wpatrzona w kostki lodu pływające w kieliszku.

Przed trzydziestu laty przyznawanie opieki obojgu rodzicom nie było zbyt często praktykowane, prawda?

Nie, ale moi rodzice nigdy nie mogli się zgodzić w żadnej sprawie, więc nic dziwnego, że nie ustalili, które z nich ma mieć prawa rodzicielskie.

Widocznie oboje bardzo cię kochali.

Tak – przyznał Teal po chwili wahania.

Kłamiesz.

Tyle faktów z mojego życia powinno ci wystarczyć.

Ani matka, ani ojciec nie chcieli cię wziąć do siebie, prawda?

Daj spokój, Julie. Nasza umowa nic nie wspomina o tym, że będziemy się bawić w psychoanalityków. Będę ci wdzięczny, jeśli...

Nie będę wchodzić głębiej, tak? – spytała z nie ukrywaną złością. – Przecież to nie twoja wina, że rodzice cię nie chcieli.

Nie wściubiaj nosa w nie swoje sprawy – syknął. – Teraz twoja kolej. Kiedy i gdzie się urodziłaś?

Najpierw ci powiem jedną rzecz. Otóż jak długo żyję, przez całych dwadzieścia osiem lat, nie spotkałam człowieka, który by mi tak działał na nerwy jak ty.

Carruthers uśmiechnął się ironicznie.

Zdradziłaś aż dwie rzeczy.

Julie poderwała się i zaczęła nerwowo chodzić po kuchni.

Urodziłam się na wsi, w New Brunswick i mam dwie starsze siostry. Moi rodzice jeszcze żyją. Roberta poznałam, gdy byłam tu, w Halifaksie, na praktyce. Wyszłam za mąż mając siedemnaście lat, a rozwiodłam się siedem miesięcy temu. Mam nadzieję, że porobiłeś sobie notatki, bo powtarzać tego nie będę.

Pamiętam, że w małżeństwie nabrałaś obrzydzenia do seksu.

Ta informacja nie należy do podstawowych faktów. Dowiedziałeś się wszystkiego, co trzeba, a teraz cię żegnam.

Teala ogarniał gniew, a jednocześnie chciało mu się śmiać. Wiedział, że najrozsądniej byłoby natychmiast wyjść, a mimo to został.

W poniedziałek wyznałaś mi, że masz ochotę się ze mną przespać, a teraz ja wyznam tobie, że nie rozumiem, jak można pragnąć kogoś, kogo się tak nie cierpi.

W tej chwili pragnę jedynie tego, żebyś się stąd wyniósł. Carruthers wstał, lecz nie miał najmniejszego zamiaru ustąpić z pola walki i przyznać się, że Julie ma nad nim przewagę. Ugodzony do żywego, wypadł z narzuconej sobie roli i przestał logicznie myśleć.

Przez całe moje życie, czyli przez trzydzieści cztery lata, nie spotkałem kobiety tak pięknej jak ty.

Julie obojętnie rozejrzała się po kuchni i oświadczyła:

Nie widzę tu nikogo obcego, przed kim należy udawać, więc się nie wysilaj. Zachowaj wszystkie komplementy na sobotni wieczór, kiedy będziemy otoczeni tłumem ludzi.

Popatrzył na nią rozbawiony.

Potrzebuję trochę praktyki – rzekł i podszedł bliżej.

Możesz ćwiczyć u siebie w domu. Powtarzaj sobie wszystkie moje zalety, na przykład podczas golenia. Ale teraz zejdź mi z oczu.

Są rzeczy, których nie muszę ćwiczyć. A ty nie zapominaj, że nie znoszę, gdy mi ktoś każe coś robić.

Pewnie, że nie, bo lubisz panować nad innymi. A już najbardziej nad swoimi uczuciami.

Zachowaj swoją opinię o mnie do czasu, gdy cię o nią poproszę.

Mówiąc to, objął Julie, przyciągnął mocno do siebie i, nim zdążyła się zorientować, o co mu chodzi, pocałował ją w usta. Powodował nim jakiś prymitywny instynkt, chęć, by udowodnić, że jest panem sytuacji. W chwili jednak, gdy ich ciała się zetknęły i poczuł słodycz jej ust, stracił całe panowanie nad sobą, o które Julie tak go oskarżała. Objął ją jeszcze mocniej, pieszczotliwym gestem przesunął dłoń na jej biodra i całował coraz' namiętniej. Podświadomie pragnął poruszyć ją do głębi. W pewnym momencie poczuł, że zarzuciła mu ręce na szyję i odwzajemnia pocałunki. Ogarnęło ich tak wielkie pożądanie, że zapomnieli o całym świcie. Nagle Teal przypomniał sobie Elizabeth i czarną rozpacz, w jakiej się pogrążył po jej śmierci. I to, że już raz dał się usidlić, że już wiedział, do czego może doprowadzić miłość. Odsunął się od Julie niechętnie. Oboje mieli rozpalone oczy i z trudem oddychali.

Przepraszam, że się zapomniałem – odezwał się po chwili matowym głosem. – Przysięgam, że to się nie powtórzy.

Julie nie od razu odzyskała równowagę po tak namiętnych pocałunkach. Teal wpatrywał się w nią wzrokiem pełnym zachwytu.

To wcale nie ćwiczenia – szepnęła. – To były najprawdziwsze pocałunki.

Nie – zaprzeczył nieszczerze.

Drgnęła nerwowo i bezradnie opuściła ręce.

Całowałeś mnie tylko dlatego, że jestem taka, jaka jestem, tak? Czyli to samo, co zawsze. Jest we mnie coś, co doprowadza mężczyzn do szału, ale co tak naprawdę nie ma nic wspólnego ze mną. Nikogo nie interesuje to, co się kryje pod moją powierzchownością.

Carruthers z przerażeniem spostrzegł, że Julie ma oczy pełne łez. Odwróciła się, wyjęła chusteczkę i głośno wytarła nos.

Od śmierci żony z nikim się nie kochałem – wyznał jakby pod przymusem.

Julie błyskawicznie się odwróciła i popatrzyła na niego z niedowierzaniem.

Coś ty powiedział?

Żałował wypowiedzianych słów, lecz już nie mógł ich cofnąć.

To, co słyszałaś – mruknął. – A teraz idę sobie, do jasnej cholery. Nie zapomnij, że spotykamy się w sobotę o wpół do ósmej.

Widzę, że bardzo kochałeś żonę.

W sobotę o wpół do ósmej – powtórzył Carruthers i nieomal wybiegł z kuchni.

W drodze do domu poprzysiągł sobie, że nigdy więcej nie pocałuje Julie Ferris i nie weźmie jej w ramiona. Nigdy w życiu i za żadne skarby.


W sobotni wieczór Julie miała nerwy napięte do ostatnich granic. Nie mogła zapomnieć bolesnego niepokoju w oczach Teala, gdy wyznał, że od śmierci żony z nikim się nie kochał. Nie ulegało wątpliwości, że owe słowa wymknęły mu się mimo woli i że najchętniej by je cofnął. Dręczyło ją pytanie, dlaczego tak przystojny mężczyzna nie związał się z nikim przez całe dwa lata. Najprostszym wyjaśnieniem byłoby przypuszczenie, że zbyt mocno kochał żonę i nie mógł jej zapomnieć, lecz to jednak nie tłumaczyło wszystkiego. Zastanawiała się, czy przez trzy miesiące zdoła poznać najgłębsze uczucia tego zagadkowego mężczyzny.

Czekała teraz na niego, gotowa już od dziesięciu minut. Włożyła wieczorową suknię pokrytą perłowymi cekinami, głęboko wyciętą z przodu i z tyłu, a z boku rozciętą aż do połowy uda. Julie nie miała wątpliwości, że w takiej toalecie zwróci na siebie uwagę wszystkich obecnych. Wyglądała w niej jak kobieta, której pożądają prawie wszyscy mężczyźni i którą przeklinają prawie wszystkie kobiety. Nagle ogarnęło ją przerażenie, że może ubrała się zbyt wyzywająco, lecz na zmianę sukni było już za późno. Teal przyjechał wcześniej, niż zapowiedział.

Idąc otworzyć mu drzwi, zerknęła do lustra wiszącego w korytarzu i uśmiechnęła się. Nigdy nie lubiła udawać, ale w tak wystrzałowej sukni powinno to być łatwe. Odrzuciła wszelkie wątpliwości i postanowiła, że przyjemnie spędzi wieczór z najbardziej pociągającym mężczyzną w całym mieście.

Otworzyła drzwi i ogarnęło ją dziwne onieśmielenie. Opuściła wzrok. Promienie zachodzącego słońca lśniły w jej rozpuszczonych włosach i mieniły się wszystkimi barwami tęczy na cekinach. Teal stał bez słowa, oczarowany.

O Boże – szepnął po chwili.

Julie spojrzała spod rzęs i uśmiechnęła się. W smokingu i olśniewająco białej koszuli wyglądał wprost zabójczo.

Mam ochotę powtórzyć twój okrzyk.

Teal opanował się z widocznym wysiłkiem.

Jesteś gotowa?

Tylko wezmę szal.

Kiedy weszli do pokoju, wręczył jej eleganckie pudełko z kwiaciarni i rzekł dość oschłym tonem:

Nie wiem, czy na sukni znajdzie się jeszcze jakieś miejsce, żeby przypiąć to, co przyniosłem.

Julie powoli otworzyła pudełko, w którym leżała gałązka z dwoma przepięknymi bladoróżowymi storczykami.

Po coś się tak szarpnął? To wcale nie było konieczne – mruknęła, zła, że zachowuje się tak nieelegancko i bez wdzięku.

Nie lubisz storczyków?

Są bardzo piękne, ale...

Ale co, Julie?

Popatrzyła mu prosto w oczy.

Robert nie uznawał dawania prezentów, natomiast wszyscy mężczyźni, z którymi się umawiałam na randki, zawsze mi coś przynosili. Upominki, które miały wywołać moją wdzięczność. I nie tylko.

Czyli cię podniecić?

Oczywiście.

Tealowi z gniewu pociemniały oczy.

Powiedziałem ci w czwartek, że więcej cię nie dotknę i dotrzymam słowa.

Więc dlaczego dajesz mi storczyki? – spytała głosem drżącym ze wzruszenia.

To bezinteresowny podarunek, dany ze szczerego serca. Jeśli nie możesz szczerym sercem przyjąć, wyrzuć go na śmieci.

Trudno mi uwierzyć, że... że tak po prostu miałeś ochotę mi je dać.

Czy to ma jakieś znaczenie?

Ogromne.

Gdybym powiedział, że ich piękno przypomina mi ciebie, zaraz byś na mnie naskoczyła, prawda? A to rzeczywiście był jeden z powodów, dla których je kupiłem.

Możesz zdradzić pozostałe?

Teal wsunął ręce głęboko do kieszeni.

Na przykład bardzo podziwiam twoją szczerość i prostolinijność.

Julie miała łzy w oczach.

Jeśli się rozpłaczę, rozmaże mi się tusz i nie zdążymy na koncert.

Pochylił się nad nią i szepnął, nie mogąc powstrzymać dręczącego go pytania:

Czy mąż cię nie kochał?

Nie. On kochał wyłącznie siebie, a ja byłam tylko ozdobą, dowodem jego dobrego smaku. Podejrzewam, że nie kochał nawet Danny'ego.

Kompletny idiota.

Julie wzruszyła ramionami.

Chodźmy już.

Teal położył dłonie na jej obnażonych ramionach i zapytał:

A co ze storczykami? Przypniesz je do sukni, czy wyrzucisz?

Z przyjemnością się nimi pochwalę, ale wepnę je we włosy, bo na sukni nie ma już miejsca.

Wiesz, za każdym razem, gdy się spotykamy, coś jest nie tak. Myślałem, że się ucieszysz, podziękujesz mi i na tym sprawa się skończy. Większość kobiet przyjmuje prezenty jako coś, co się im należy. Szczególnie od kogoś, z kim idą na randkę.

Ale ty chyba nie dałeś mi kwiatów tylko dla mojej urody?

Czy na wszystko masz gotową odpowiedź?

Przy tobie nie mam gotowych ani pytań, ani odpowiedzi. Wpięła kwiaty i spytała:

Jak wyglądam?

Jakbyś zstąpiła z obrazu Gauguina – odparł Teal zduszonym głosem. – Wyglądasz egzotycznie... jak pogańska bogini.

Boję się, że mnie znienawidzisz.

Nie mam najmniejszej ochoty ani cię znienawidzić, ani pokochać. No, idziemy, bo naprawdę się spóźnimy.

Chwileczkę – szepnęła Julie i wybiegła.

Wróciła, niosąc bladoróżową, lekko rozwiniętą różę, którą włożyła Tealowi do butonierki. Stał nieruchomo i z zachwytem wpatrywał się w jej twarz. Podziwiał cerę delikatną i aksamitną jak płatek róży. Zapragnął ujrzeć, jak Julie otwiera się ku niemu niby róża do słońca. Serce zabiło mu mocniej.

No, nareszcie jest dobrze – powiedziała i nieco się odsunęła.

Czy Robertowi często dawałaś prezenty?

Na początku tak, ale potem przestałam. – Przygryzła wargę. – Boje rzucał byle gdzie albo wcale nie oglądał. Potem nawet nie zauważył, że przestał cokolwiek dostawać i to zabolało mnie najbardziej. – Zamilkła na chwilę. – Kiedy mi powiedział, że odchodzi, uświadomiłam sobie, że już od dawna go nie kocham. Oczywiście czułam się upokorzona, bo mnie zdradził i tak długo oszukiwał, ale nie złamał mi serca... A tuż po ślubie świata poza nim nie widziałam.

Teal przypomniał sobie, że on też ożenił się z miłości. Poczuł wyrzuty sumienia, że zadaje Julie pytania, na które sam by nie chciał odpowiadać. Nie była to uczciwa gra. Chcąc zakończyć sprawę, powiedział z chłodną uprzejmością:

Dziękuję ci za różę, Julie... A teraz naprawdę musimy już iść.

Jego nieoczekiwany chłód dotknął Julie do żywego. Bez słowa wzięła szal i posłusznie wyszła z domu.




Rozdział 6


Pierwszymi osobami, które spotkali w hotelu byli Nick i Deirdre. Julie pomyślała, że tych dwoje doskonale do siebie pasuje i uśmiechnęła się ze złośliwą satysfakcją. Wsunęła Tealowi rękę pod ramię i z niewinną miną powiedziała:

Dobry wieczór państwu.

Od kiedy łączy cię taka zażyłość z panem Carruthersem? – spytał zdumiony Nick.

Wyobraź sobie – odparła Julie żartobliwym tonem – że Teal i ja stanowimy idealną parę, o czym się niedawno przekonaliśmy. Prawda, kochanie?

Przytuliła policzek do ramienia swego towarzysza. Teal był wyraźnie spięty, lecz mimo to w jego głosie zabrzmiały ciepłe tony.

Idealnie... jakbyśmy naprawdę byli dla siebie stworzeni.

Bardzo szybko dokonali państwo tego odkrycia – nieco ironicznie zauważył Nick.

W tempie wprost błyskawicznym – przyznała Julie. – I dlatego mamy pewność, że się nie mylimy.

Więc nie zatańczysz ze mną ani razu?

No, może jeden jedyny raz.

Na więcej nie pozwalam – wtrącił Teal głosem nie znoszącym sprzeciwu.

No wiesz, Teal – odezwała się Deirdre – nie podejrzewałabym cię o to, że tak prędko stracisz głowę dla czyjejś urody.

Moja droga, życie jest pełne niespodzianek. A poza tym to za mało powiedziane, że straciłem głowę dla czyjejś „urody". – Spojrzał na Julie z niekłamanym zachwytem w oczach. – A teraz państwo nam wybaczą, ale musimy poszukać przyjaciół, z którymi się umówiliśmy.

Julie uśmiechnęła się promiennie, a Teal szepnął jej do ucha:

Przecież jedna z zasad wyraźnie mówi, że nie wolno ci tańczyć z Nickiem.

On jest nam potrzebny, bo zna bardzo wiele kobiet i właśnie dzięki niemu najszybciej będziesz miał spokój.

Podziwiam twoją logikę i muszę ci przyznać rację, ale pamiętaj, że nie wolno mu obejmować cię poniżej talii.

Pańskie życzenie jest dla mnie rozkazem.

Nie przesadzaj zanadto, bo już cię trochę znam – rzekł z rozbawieniem.

Julie zrobiła wielkie oczy i lekko wydęła wargi.

Przecież mieliśmy udawać.

Nie omieszkam pamiętać o tym w obecności twojej przełożonej. O, tam widzę moich przyjaciół.

Julie od pierwszego wejrzenia poczuła sympatię do Marylee i Bruce'a i dlatego bardzo jej zależało, by dobrze wypaść w ich oczach. Było to trudne zadanie, ponieważ nie lubiła nikogo zwodzić, a poza tym Teal zupełnie jej nie ułatwiał zadania. Zachowywał się poprawnie, jak na dobrze wychowanego człowieka przystało, lecz ani trochę nie udawał, że jest szalenie zakochany. Kiedy orkiestra zagrała walca, Julie pogłaskała go po dłoni i poprosiła:

Zatańcz ze mną, kochanie. Uwielbiam walce.

Proszę cię bardzo.

Natychmiast zaczęła robić mu wyrzuty:

Wcale nie zachowujesz się jak człowiek zakochany po uszy. Co ci się stało? Jest mi głupio, bo ciągle zwracam się do ciebie „kochanie" i „misiu"... Zresztą nie wiedziałam, że tak nie cierpię tego „misia"... A ty siedzisz, jakbyś kij połknął i opowiadasz o łowieniu pstrągów.

Przepraszam. Czyżbym zapomniał ci powiedzieć, że Bruce i Marylee wiedzą o naszej umowie i że przed nimi nie musimy udawać?

Chcesz powiedzieć, że niepotrzebnie tak się wygłupiałam? – syknęła z wściekłością.

To są moi najlepsi przyjaciele, więc nie mogę ich oszukiwać.

A to dobre. Mam nadzieję, że Nick na nas nie patrzy i nie widzi, że już się kłócimy. Teal, nałożyliśmy maski i nie można ich co chwila zrzucać. Albo jesteśmy zakochaną parą, albo nie.

Jeszcze raz cię przepraszam. Powinienem był cię wcześniej uprzedzić.

Czuję się jak ostatnia idiotka.

Potraktuj to jako wprawkę. Może ci się przydać, gdy będziesz tańczyła z Nickiem.

Do diabła, przecież tu chodzi o nas, a nie o Nicka.

Uśmiechnij się. Nick i Deirdre tańczą niedaleko nas.

Czasami mam ochotę cię udusić.

Na razie wracamy do stolika. Możesz już nie wysilać się na tego „misia", bo i mnie to słowo drażni.

Za to epitet, jakiego chciałabym w tej chwili użyć, jest zupełnie niecenzuralny.

Bruce i kilku innych znajomych prosiło Julie do tańca, ale przeważnie tańczyła z Tealem. Był doskonałym partnerem i prowadził rzeczywiście bez zarzutu, lecz tańczył jakby z przymusem i sprawiał wrażenie, że robi to bez serca. Około północy Julie, która uwielbiała taniec i oddawała mu się całą duszą, miała już dość takiego sztywnego partnera i pomyślała z rozpaczą, że dłużej go nie zniesie. Nagle, bez większego zastanawiania, wypaliła:

Wiesz, jakie są przejrzałe banany, prawda? Obrzydliwie miękkie i sflaczałe. Lubisz takie?

Nie bardzo.

To dlaczego trzymasz mnie tak, jakbym była przejrzałym bananem? Albo czymś jeszcze gorszym, co budzi w tobie obrzydzenie?

Nie podoba ci się, jak tańczę?

Twojej technice nie mogę nic zarzucić, ale to nie to. O, idzie Nick.

Zatańczysz ze mną, Julie?

Z rozkoszą.

Tym razem, po raz pierwszy tego wieczoru, Julie tak bardzo zapamiętała się w tańcu, że gdy orkiestra umilkła, rozległy się oklaski na cześć tancerki. Rozejrzała się, szukając Teala i z przykrością zauważyła, że bardzo ożywiony rozmawia z Deirdre. Podchodząc, zorientowała się, że z trudem nad sobą panuje. Natychmiast przeprosił Nicka i Deirdre i skierował się w stronę najodleglejszego kąta sali, gdzie stały wysokie palmy. Z chwilą gdy znaleźli się za osłoną roślin, brutalnie odwrócił Julie twarzą do siebie i patrząc jej prosto w oczy, zimno wycedził:

A więc jednak z nim spałaś!

Bredzisz.

Nie kłam! Obserwowałem was w tańcu i wszystko stało się dla mnie jasne.

Nick mnie nigdy nie pociągał seksualnie i już raz ci to mówiłam. Cały problem polega na tym, że dopatrujesz się czegoś tam, gdzie nic nie ma, a nie widzisz tego, co masz przed nosem.

Co chcesz przez to powiedzieć?

Wiesz dobrze, że ty mi się podobasz.

Na pewno nie to miałaś na myśli.

Niech ci będzie, masz rację. Wyznam ci, że kiedy mnie niedawno całowałeś, miałam wrażenie, że całe niebo jest usiane gwiazdami, a jednocześnie świeci słońce. Czy ciebie też ogarnęły podobne uczucia? Skądże! Ty mnie nagle odepchnąłeś, jakbym była jadowitą żmiją, i chłodno przeprosiłeś za to, co się stało. Właśnie o to mi chodzi i to chciałam ci powiedzieć.

Mówiłem ci, że nie chcę się z nikim wiązać i to dotyczy również ciebie. Kiedy to wreszcie zrozumiesz?

Więc dlaczego Nick tak ci przeszkadza?

Bo jest rozpustnikiem.

Za to ty jesteś mnichem.

Chcesz mnie sprowokować do tego, żebym ci udowodnił, że jestem stuprocentowym mężczyzną, tak? Nic z tego, moja droga.

Dlaczego tak nienawidzisz seksu?

To samo pytanie mógłbym postawić tobie.

Więc skończmy tę rozmowę. Obiecuję, że nigdy już nie zatańczę z Nickiem, ale ty przestań mnie trzymać w ramionach, jakbym była kimś zupełnie ci obcym i obojętnym.

Bruce też mi powiedział coś w tym stylu.

Julie westchnęła.

Wiesz, jeszcze nigdy nie spotkałam człowieka, który by tak bardzo nad sobą panował. Nie rozumiem cię.

Nie ma tu nic do rozumienia. Umówiliśmy się dla wspólnej wygody i to powinno wystarczyć. Koniec, kropka.

Nic z tego nie będzie, bo oboje jesteśmy kiepskimi aktorami – rzekła z rezygnacją i wzruszyła ramionami.

Teal przyjrzał się jej uważnie i zapytał:

Jesteś już zmęczona, prawda? Zatańczymy jeszcze jeden raz, a potem pojedziemy do domu.

Dobrze. Rzeczywiście męczy mnie takie udawanie dla setek osób.

Orkiestra właśnie zagrała ulubioną melodię Teala.

Uwielbiam tę piosenkę – szepnął. Nieoczekiwanie ujął jej dłoń i podniósł do ust. – Czy zechce pani ze mną zatańczyć?

Julie zauważyła, że w pobliżu nie ma nikogo. Serce jej zabiło mocniej, gdy pomyślała, że tym razem chyba niczego nie udawał.

Z przyjemnością – szepnęła uszczęśliwiona. – Dziękuję panu.

Teal objął ją mocno i ustami musnął jej włosy. Julie oparła mu głowę na ramieniu, przymknęła oczy i nareszcie była szczęśliwa, jak gdyby po długiej podróży znalazła się w wymarzonym miejscu. Ogarnęło ją pożądanie, więc przytuliła się jeszcze mocniej i natychmiast poczuła, że oboje są bardzo podnieceni. Łudziła się, że nie jest to udawanie. Nareszcie była nieomal pewna, że nie jest Tealowi obojętna, więc oddała się marzeniom, które przyspieszyły bicie jej serca i pulsowanie krwi w skroniach.

Przez tych kilka minut zrozumiałem więcej niż przez cały wieczór – szepnął, gdy muzyka umilkła.

Ja też – wyznała. – Tym razem nie udawałeś, prawda?

Czy znowu zgłaszasz zastrzeżenia do tego, jak tańczę?

Nie. Ale odpowiedz na moje pytanie.

Jeszcze nie mógł się zdobyć na to, by szczerze powiedzieć, co czuje. Nie wiedział, jak to ująć w słowa. Po chwili rzekł chłodno:

Chodźmy pożegnać się z Marylee i Bruce'em, Julie nie chciała wracać do domu; pragnęła na zawsze pozostać w jego ramionach, w których czuła się bezpieczna, a jednocześnie podniecona. Podniosła na Teala pytający wzrok.

Dopiero ten taniec był prawdziwy i przynajmniej ja nic nie udawałam. Przyznaj, że ty też.

Przestań! Zapominasz, że wszelki seks został wyłączony z naszej umowy.

Zrozumiała, że Teal znowu ją od siebie odpycha.

Muszę wiedzieć, kiedy gramy, a kiedy nie. Muszę!

Może według ciebie żyję jak mnich – zaczął przytłumionym głosem – ale to nie znaczy, że nie miewam potrzeb normalnego mężczyzny. Musiałbym być dzieckiem lub starcem, by ciebie nie pragnąć, ale to nie oznacza, że coś z tym fantem zrobię.

Julie łudziła się, że usłyszy coś innego, ale uznała, że lepszej odpowiedzi nie otrzyma. Zrozumiała, że to ona się narzuca i że jest wyzywająca w sukni, która podkreśla wszystkie uroki jej ciała. Nic dziwnego, że Teala ogarnęło pożądanie. Chyba nawet kamień nie pozostałby obojętny. Pożałowała, że tak się przed nim obnażyła fizycznie i psychicznie. On zaś z niczym się nie zdradził, a jego uczucia nadal były dla niej zagadką. Chcąc zachować resztki godności, uśmiechnęła się uwodzicielsko i przytuliła, pytając:

Czy kiedykolwiek uwiodłeś kogoś na parkiecie?

Nigdy. A ty?

Ja też nie, ale lubię nowe doświadczenia.

Czyżby? Ośmielam się w to wątpić. Ale pewnie jestem czymś nowym dla ciebie, bo nie oszalałem na twoim punkcie zaraz od pierwszego wejrzenia. Nie spotkałaś jeszcze takiego mężczyzny, prawda? I widzę, że cię to szalenie irytuje.

Poczuła, jakby wymierzono jej policzek. Najwyższym wysiłkiem woli zdobyła się na blady uśmiech i oświadczyła:

Mam tego naprawdę dość. Wracam do domu.

Nie zapominaj, że wszyscy na nas patrzą.

Julie uprzejmie pożegnała Marylee i Bruce'a, chociaż miała ogromną ochotę powiedzieć im, co myśli o ich przyjacielu. Przez całą drogę powrotną nie odezwała się ani słowem. Kiedy stanęli przed domem, rzekła lodowatym tonem:

To była nasza pierwsza i ostatnia randka. Żegnam.

Sama nie wierzysz w to, co mówisz. Dobranoc – spokojnie odparł Carruthers.

Dziesięć minut później Julie siedziała przed lustrem w łazience i zmywała makijaż. Czuła się fatalnie, lecz musiała uczciwie przyznać, że w tym, co powiedział Teal, było ziarnko prawdy. Rzeczywiście taki mężczyzna jak on był dla niej wyzwaniem. Bardzo pragnęła zedrzeć maskę, którą nosił i poznać ukrywającego się za nią człowieka. W czasie balu przekonała się niezbicie, że ma do czynienia nie z prawdziwym człowiekiem, lecz z aktorem, który od początku do końca igra z jej uczuciami. Z prawnikiem do szpiku kości, który myśli paragrafami i wprawdzie jej pożąda, lecz nie ma żadnych względów dla jej uczuć. Przez dziewięć lat miała do czynienia z jednym aktorem i nie potrzebowała drugiego. Pożądanie mogłaby zaspokoić z Nickiem i to powinno jej wystarczyć. Uznała, że umowa między nią a Carruthersem została definitywnie zerwana.

Teal nie odezwał się przez cały tydzień. Julie wmawiała sobie, że jest z tego bardzo zadowolona. Mimo to jej serce biło mocniej za każdym razem, gdy odzywał się telefon. Tyle że teraz nie dzwonił tak często jak dawniej, więc widocznie koncert i bal zrobiły swoje. Zaczęła gorzej sypiać, a w ciągu dnia więcej zajmowała się synem, chociaż Danny stale zapraszał Scotta, którego szare oczy i ciemne włosy zbyt boleśnie przypominały Julie jego ojca.

We wtorek po południu uznała, że musi wyjść z domu, żeby być jak najdalej od telefonu. Postanowiła wziąć syna na lody do jego ulubionej kawiarni. Kłopot jednak polegał na tym, że Danny akurat był u kolegi i Julie nie bardzo wiedziała, jak ma go stamtąd zabrać. Miała dwie możliwości: mogła zadzwonić i poprosić Teala, by odesłał chłopca do domu, albo osobiście iść po dziecko. Uznała, że drugie rozwiązanie jest lepsze, gdyż pozwoli uniknąć rozmowy z Carruthersem. Nie namyślając się długo, poszła się przebrać. Włożyła marszczoną turkusową spódnicę oraz bluzkę z długimi rękawami. W takim stroju wyglądała bardzo skromnie, zupełnie inaczej niż w balowej sukni. Poprawiła fryzurę i wyszła z domu.

Wspaniały dzień miał się ku końcowi, lecz promienie słońca wciąż jeszcze oświetlały barwne kwiaty w ogrodach, które mijała po drodze. Przystanęła na chwilę, by móc podziwiać wyjątkowo piękne holenderskie irysy, a jednocześnie zyskać na czasie. Po chwili, z dumnie uniesioną głową, otworzyła furtkę przed domem Teala. Minęła BMW zaparkowane w cieniu, przedarła się przez gęste krzewy na tyłach domu i zawołała syna. Nikt się nie odezwał, więc doszła do wniosku, że chłopcy są w domu. W pierwszej chwili chciała się niepostrzeżenie wycofać, lecz natychmiast uznała, że nie może się okazać tchórzem. Znacznie lepiej było dzielnie stawić czoło sytuacji, jakiej nie przewidziała. Poczuła, że oblewa ją zimny pot, a mimo to nie uległa panice. Weszła na schody i zastukała do uchylonych drzwi. Usłyszała wołanie Teala:

Scott, zobacz, kto przyszedł!

Julie gorąco pragnęła, by Scott zjawił się jak najszybciej. Niestety, nie doczekała się nikogo. Zastukała więc po raz drugi i tym razem usłyszała tupot bosych stóp. Ktoś zbiegał na dół, przeskakując po dwa stopnie. Drzwi otworzył Teal Carruthers.

Julie! – zawołał zdumiony i poczuł przyspieszone bicie serca.

I tym razem miał na sobie tylko spodnie od dresów. Julie usiłowała nie patrzeć na jego potężny, obnażony tors. Spojrzała Tealowi prosto w oczy i wyrecytowała słowa, które sama kiedyś od niego usłyszała:

Skoro mój syn ma przebywać w pańskim domu, proszę, żeby drzwi były zamknięte na klucz. – I dodała: – Przyszłam po Danny'ego.

Każda samotna kobieta zawsze powinna zamykać dom na klucz. Mężczyzna to co innego.

Już miała ochotę się odciąć, lecz ugryzła się w język i tylko powtórzyła:

Przyszłam po syna. Mam mu coś do powiedzenia.

Wejdź do środka, musisz chwilę zaczekać. Chłopcy pewnie są na strychu. Zaraz ich zawołam.

Nie będę czekać. Powiedz mu, proszę, żeby przyszedł do domu.

Przestań, Julie – rzekł Teal zniecierpliwiony. – Zapewniam cię, że nie gryzę, więc możesz spokojnie wejść na chwilę.

Posłusznie weszła do kuchni, w której panował nieopisany bałagan.

Przepraszam za rozgardiasz. Pani Inkpen nie mogła wczoraj przyjść, a ja mam sprawę, nad którą siedzę dzień i noc.

Proszę, jaki wzorowy prawnik – rzuciła ironicznie.

Nie lubisz nas, prawda?

Nie cierpię. Zapłaciłam adwokatowi mnóstwo pieniędzy za to, żeby zajął się alimentami, a Robert i tak nic nie płaci. Powinnam wziąć innego adwokata, a najlepiej dwóch, ale sama oczywiście musiałabym ich opłacić.

Nie wszyscy jesteśmy tacy.

Julie zrobiła minę pełną niedowierzania.

Czyżby?

Oczywiście! – Teal zacisnął pięści i dorzucił z pasją: – Zajmuję się teraz sprawą czternastoletniego chłopca, który strzelił do ojca i go zranił. Podobno zrobił to z zimną krwią, aleja uważam, że było inaczej. Podejrzewam, że ojciec maltretował syna, a prawdopodobnie i matkę, tak długo, że dziecko już nie mogło tego znieść, więc go zaatakowało. Moim zadaniem jest nakłonić chłopca, żeby powiedział całą prawdę najpierw mnie, a potem sędziemu. Powinienem mu także zapewnić jakiegoś doradcę i opiekuna, a poza tym zależy mi, żeby ta sprawa stała się początkiem końca maltretowania dzieci. – Był tak wzburzony, że przerwał na chwilę. – Przyznaję, że nasze sądownictwo nie jest idealne i że resocjalizacja pozostawia wiele do życzenia, ale na razie jest jak jest. Poruszę niebo i ziemię, żeby uratować tego chłopca.

Więc jednak nie jesteś pozbawiony uczuć – szepnęła Julie.

Do diabła, ty znowu swoje.

Widzę, że angażujesz się wyłącznie w sprawy zawodowe.

Teala ogarniała coraz większa wściekłość; na nią i na samego siebie.

Wyobraź sobie, że mam również dużo ciepłych uczuć dla syna. Czyżbyś tego jeszcze nie zauważyła?

Wiem, że jesteś bardzo dobrym ojcem – przyznała szczerze. – Ale o jedną osobę zupełnie nie dbasz. O siebie. – Rozejrzała się dookoła. – Jeśli chcesz, pomogę ci posprzątać.

Przecież przyszłaś tylko po syna.

Chciałam zabrać go na lody, ale właściwie moglibyśmy iść wszyscy. Tylko najpierw trzeba tu posprzątać.

Julie, pamiętaj, że cię ostrzegałem!

Tym razem ośmielę się zignorować twoje ostrzeżenie.

Możesz pożałować, bo ja się na pewno nie zmienię.

Nie wierzę.

Uważam, że postępujesz bardzo nierozsądnie.

Twierdzisz, że podoba ci się moja szczerość, a jednocześnie masz mi za złe, że mówię to, co myślę. Właśnie się przekonałam, że jesteś człowiekiem, którym miotają potężne namiętności... I wcale nie mam na myśli seksu. Przyłapałam cię bez maski.

Carruthers uderzył pięścią w stół tak mocno, że aż zadźwięczało szkło.

Zapamiętaj sobie, że nie mam zamiaru się z tobą wiązać!

Przerażona jego wybuchem, Julie miała ochotę czym prędzej uciec. Opanowała się jednak i rzekła spokojnie:

Pytałeś mnie kiedyś, czy kochałam męża i otrzymałeś szczerą odpowiedź na swoje bezceremonialne pytanie. Teraz ja bezceremonialnie pytam i żądam odpowiedzi. Czy kochałeś żonę. Czy byłeś w Elizabeth zakochany?

Nie chcę o tym z nikim rozmawiać. Z tobą też nie.

W tym momencie z góry dobiegł głos Danny'ego:

Czy to ty, mamusiu? Chodź do nas na górę. Pokażemy ci, jaką twierdzę sobie zbudowaliśmy.

Julie odetchnęła głęboko i powiedziała cicho:

Pójdę zobaczyć, co zrobili, ale zaraz wracam.

Idąc na górę, zauważyła, że wnętrze domu jest architektonicznie piękne, lecz zupełnie pozbawione obrazów i kwiatów. Na piętrze musiała zaczekać, gdyż Danny nie pozwolił jej iść dalej. Stanęła akurat naprzeciw otwartych drzwi sypialni i jej wzrok padł na olbrzymie łóżko. Wiedziona niepohamowaną ciekawością, podeszła bliżej i zajrzała do środka. Okna pokoju wychodziły na ogród, a przez firanki widać było gęste, zielone liście drzew. Sufit i ściany były białe, meble z jasnego drzewa, a narzuta na łóżku bladoniebieska. Pokój sprawiał dziwne wrażenie i Julie wzdrygnęła się, nie mogąc zrozumieć ogarniających ją uczuć. Czyżby była zazdrosna o nieżyjącą już kobietę? Rozejrzała się i na toaletce zauważyła zdjęcia Scotta oraz surowej, pięknej kobiety. Przed nimi, w kryształowym wazoniku, stała róża, którą Teal dostał przed balem. Kwiat był już zwiędnięty, a mimo to go nie wyrzucono. Julie poczuła ucisk w gardle. Wiele by dała, żeby się dowiedzieć, dlaczego Teal postawił tę różę w swojej sypialni.




Rozdział 7


Mamo, gdzie jesteś?! – zawołał Danny.

Julie weszła na górę wąskimi, krętymi schodami. Do namiotu-twierdzy musiała wczołgać się na czworakach, tam chwilę poleżała na łóżku polowym i spróbowała, jak smakują zgromadzone smakołyki, odłożone na czarną godzinę. Przeciskając się z powrotem do wyjścia, rzekła:

Teraz pomogę trochę posprzątać w kuchni, a potem zabiorę was na lody. Co wy na to?

Hurra! Idziemy! – krzyknęli zachwyceni chłopcy.

Julie zeszła na dół. Zastała Teala w fartuchu, zajętego zmywaniem naczyń.

Już ci pomagam. – Zabrała się do ustawiania talerzy i jakby od niechcenia powiedziała: – Zauważyłam, że nie wyrzuciłeś tej róży, którą ode mnie dostałeś.

Teal gwałtownie się odwrócił i spytał gniewnie:

Czy zawsze zaglądasz do cudzych sypialni?

Chciałam zobaczyć, czy jest tak samo bezbarwna jak reszta domu.

To Elizabeth urządziła wszystko, zanim się tu wprowadziliśmy osiem lat temu. Ja w tej sprawie nie miałem nic do powiedzenia.

I nic nie zmieniłeś po jej śmierci?

Nie.

Miała ochotę zapytać, czy głównym powodem takiego postępowania była wielka rozpacz po śmierci ukochanej żony.

Dlaczego postawiłeś tę różę u siebie w sypialni? – spytała cicho.

Myślę, że fakt, iż mi ją podarowałaś, dużo dla ciebie znaczył i dlatego uznałem, że nie mogę jej wyrzucić.

Dziękuję ci – szepnęła ledwie słyszalnie. – To bardzo ładnie z twojej strony.

Zamilkła na chwilę. Teal obejrzał się i zauważył zmarszczkę na jej czole.

Nad czym się zamyśliłaś?

Powinniśmy trochę zmienić tę naszą umowę. Nie mam siły stale z sobą walczyć.

Carruthersowi przemknęło przez myśl, że mówienie prawdy niekiedy bywa ryzykowne.

Widzę tylko jeden sposób na to, żeby się nie miotać: musimy przestać się spotykać.

To kiepskie rozwiązanie, a przecież wszystko jest proste. Mnie bardzo jest potrzebna miłość i choć wiem, że tobie nie, myślałam, że gdy zobaczysz mnie w wystrzałowej balowej sukni, zrzucisz maskę obojętnego mężczyzny. Jednak niewiele wskórałam, bo tylko zrobiłeś mi awanturę z powodu Nicka, ale nie zdobyłeś się na to, by mi udowodnić, że jesteś stuprocentowym mężczyzną. Miałeś jednak rację, że nie tędy droga. Masz zdumiewająco silną wolę, więc rzeczywiście nie ma sensu, żebym próbowała cokolwiek w tobie zmienić.

Otworzyła szufladę ze sztućcami i zaskoczona spytała:

Dlaczego trzymasz różne narzędzia razem ze sztućcami?

To sprawka pani Inkpen. Ma taki zwyczaj, że przy sprzątaniu wrzuca wszystko do najbliższej szuflady. Nie zmieniaj tematu.

Całkiem niezły pomysł. – Julie roześmiała się. – O czym to mówiłam?

O sprawach łóżkowych. O tym, że tobie potrzebny jest seks, a mnie nie. Czy mam rozumieć, że właśnie ze mną chciałabyś się kochać?

Tylko i wyłącznie... Robert był jedynym mężczyzną w moim życiu, bo wierność jest dla mnie dużą wartością. Ale wracam do umowy. Teraz wstrzemięźliwość płciowa znowu zaczyna być w modzie, więc na pewno i mnie nie zaszkodzi. Tylko że w związku z tym wykluczam wszelkie pocałunki i tańce jak ten ostatni. Musimy ograniczyć się do najniewinniejszych rozrywek.

Jakich?

Na przykład takich, , jak pójście na lody albo na plażę, jak wycieczki piesze lub rowerowe. Coś w tym rodzaju.

Jesteś pewna, że nie będzie powodów do scysji?

Julie komicznie zmarszczyła nos.

Gdy jestem przy tobie, niczego nie jestem pewna, ale przecież warto spróbować. Mamy przed sobą jeszcze ponad dwa miesiące.

Teal postanowił natychmiast poddać ją próbie. Popatrzył na nią namiętnym wzrokiem i powiedział gorącym szeptem:

Włożyłaś bluzkę, która cudownie podkreśla kolor twoich oczu. Mają teraz odcień morskiej toni.

Przestań! – krzyknęła. – Właśnie tego ci zabraniam! Kiedy patrzysz na mnie takim wzrokiem, chcę natychmiast znaleźć się w twoich ramionach i kochać się z tobą do szaleństwa. A ubrałam się tak, bo chciałam ukryć swoje ciało.

Moja droga, nawet gdybyś włożyła worek pokutny, też byłabyś warta grzechu.

Miałeś nie mówić takich rzeczy! To niezgodne z poprawioną umową. Żadnych najmniejszych aluzji do seksu. Ani słowem, ani spojrzeniem, ani gestem.

Czyli mamy być jak rodzeństwo? – spytał z niewinną miną.

Tak będzie najlepiej – odparła, mimo iż nie mogła go sobie wyobrazić w roli brata. – Jeśli będziemy chodzić z dziećmi na lody i na plażę, to i tak ludzie nas zobaczą razem, a przecież tylko o to nam chodzi. Prawda?

W tej chwili do kuchni wbiegli chłopcy. Danny od razu zwrócił się do matki:

Czy już możemy iść?

Pójdziesz z nami, tatusiu? – spytał Scott.

Tak. Za pięć minut będę gotów.

Chłopcy pobiegli do ogrodu, a Carruthers poszedł się przebrać. Włożył dżinsy i jasną koszulę.

No, idziemy.

Muszę po drodze wstąpić do domu po portmonetkę.

Ja wszystkich zapraszam.

Wolałabym sama zapłacić za Danny'ego i siebie.

Mieliśmy się nie sprzeczać! Zapomniałaś?

Pamiętam, ale to wcale nie oznacza, że zawsze postawisz na swoim. Nie mam zamiaru rezygnować z mojej niezależności.

Dzisiaj musisz – oświadczył Teal i położył dłoń na jej ramieniu.

Miałeś mnie nie dotykać!

Julie bała się, że zmiany w umowie, jakie sama wprowadziła, wcale jej nie ustrzegą przed nią samą. W towarzystwie takiego mężczyzny zawsze będzie podniecona i nie wiadomo, czy i w jakim stopniu zdoła nad sobą zapanować.

Kawiarnia była przepełniona, więc kupili lody, wrócili do domu i usiedli przy stole w ogrodzie. Danny zaczął opowiadać o rozbudowaniu domku na drzewie i w ferworze mocno wymachiwał łyżeczką. Nagle krzyknął przestraszony:

Mamo, poplamiłem ci sweter! Plama była tuż nad lewą piersią.

Fatalnie, bo to nowiuteńki sweter. Muszę iść do domu i natychmiast coś z tym zrobić.

Carruthers też wstał od stołu.

Dam ci czysty ręcznik.

Kiedy znaleźli się w kuchni, zaproponował:

Poczekaj, pomogę ci.

Zmoczył ręcznik i delikatnie zaczął usuwać plamę. Musiał się pochylić, więc ich głowy niemal się stykały. Julie nie mogła oderwać oczu od ciemnych śladów zarostu na jego twarzy. Nagle Teal znieruchomiał i rzekł przytłumionym głosem:

Stanowczo nie mogę cię uznać za siostrę.

Poczuła jego gorący oddech na policzku i prędko odwróciła głowę.

Musimy wracać do dzieci – szepnęła.

Teal wypuścił jej sweter z rąk.

Może... – zająknął się – chyba udało mi się wszystko zetrzeć.

Julie odsunęła się od niego i z wypiekami na twarzy wyznała:

Ciekawa jestem, czy walcząc z pożądaniem, wyrobię sobie silny charakter.

Ostatnio poznałaś bardzo wielu mężczyzn. Nie pojmuję, dlaczego upatrzyłaś sobie akurat mnie.

Bo jesteś inny. W towarzystwie tamtych zawsze się czułam osamotniona i niezależnie od tego, jak blisko byliśmy fizycznie, odnosiłam wrażenie, że nie mamy z sobą nic wspólnego. A przy tobie czuję się tak, jakbyśmy istnieli dla siebie, a nie tylko byli obok siebie. Prawie cały czas to wrażenie mnie nie opuszcza.

Czy u podłoża leży współczucie dla mnie?

Nie, to nie takie proste. Jest w tobie coś, co do mnie głęboko przemawia. Ale zmieńmy temat, bo oboje wiemy, czego chcemy i tylko szkoda, że nie pragniemy tego samego.

Dopiero teraz zaczynam sobie uświadamiać, jakie błogie życie miałem z poprzednimi wielbicielkami. Ty mi je komplikujesz przez sam fakt, że znajdujesz się w pobliżu. Rzeczywiście lepiej już iść do dzieci... Z lodów pewnie zrobiła się zupa.

Pół godziny później Julie i Danny wrócili do domu.


W czwartek Carruthers i chłopcy przyjechali wieczorem rowerami. Następnego dnia wybierali się na ryby, więc Scott i Danny mieli za zadanie przygotować robaki, a Teal chciał zaproponować Julie wspólne pójście na plażę w sobotę rano. Chłopcy zeskoczyli z rowerów i natychmiast pobiegli do ogrodu, natomiast Teal zapukał do drzwi. Po chwili usłyszał „proszę" wypowiedziane poirytowanym głosem.

W kuchni panował bałagan, a Julie miała na sobie jakieś stare ubranie i głowę owiniętą ręcznikiem.

O, Teal. Jak się masz? Nie...

W tej chwili do kuchni weszła elegancka i starannie uczesana kobieta.

Pozwoli pani, że jej przedstawię mojego znajomego, pana Teala Carruthersa. Teal, to jest pani LeMarchant, od której wynajęłam dom.

Witam pana.

Kobieta obrzuciła przybyłego uważnym spojrzeniem i nie uszło jej uwagi, że Teal jest potargany, a przy koszuli nie ma jednego guzika. Po krótkiej, niezobowiązującej rozmowie pani LeMarchant zaczęła się żegnać. W tym momencie do kuchni wpadli chłopcy w zabłoconych butach i ze słoikiem pełnym robaków.

Mamo, popatrz, ile nazbieraliśmy! Czy tego największego mógłbym sobie zostawić? Będę go trzymać u siebie w pokoju.

Danny, przywitaj się z panią. A to jest Scott Carruthers, kolega syna.

Pani LeMarchant z niesmakiem popatrzyła na umorusane dzieci i wychodząc, zaproponowała:

Może spotkamy się innego dnia i spokojnie porozmawiamy? Żegnam państwa.

Z chwilą gdy za gościem zamknęły się drzwi, Julie opadła na najbliższe krzesło, ukryła twarz w dłoniach i wybuchnęła płaczem. Danny natychmiast podbiegł i zarzucił jej ręce na szyję.

Mamusiu, nie płacz! Takie robaki nie gryzą, więc nie ma się czego bać. To nie szczury.

Julie uśmiechnęła się przez łzy.

Kochanie, twoje robaki nic tu nie zawiniły.

Chłopcy, proponuję, żebyście sobie obejrzeli film przyrodniczy, który właśnie się zaczął, a ja przygotuję herbatę i dowiem się, o co chodzi.

Popatrzyła na Teala z wdzięcznością.

Przepraszam, że się rozkleiłam. Zaraz mi przejdzie. Danny, to naprawdę nie twoja wina.

Mamusiu najdroższa – szepnął chłopiec, obejmując ją jeszcze mocniej.

Wiem, synku, że mnie kochasz. Ja ciebie też najmocniej na świecie, ale teraz idź do Scotta.

Teal nastawił wodę, popatrzył z troską na Julie i przyciągnął ją do siebie. Uległa mu bez oporu, objęła i szepnęła z westchnieniem:

Jak dobrze jest mieć cię przy sobie, takiego oparcia mi najbardziej potrzeba. – Czując, że pocałował ją w czubek głowy, przekornie dodała: – Ale bez zalotów.

Powiedz mi, dlaczego się rozpłakałaś.

Bo dzisiaj wszystko jakby się sprzysięgło przeciwko mnie. Miałam bardzo ciężki dzień w szpitalu; najpierw pokłóciłam się z jednym stażystą, potem ścięłam z doktor Reid, a na dodatek mój ulubiony pacjent dostał zawału.

Nie zazdroszczę ci.

Pewnie, że nie ma czego. Wróciłam do domu zmordowana i zaraz wzięłam prysznic. Jeszcze się dobrze nie wytarłam, kiedy zadzwoniła pani LeMarchant. Miała przyjechać pod koniec tygodnia i myślałam, że zdążę posprzątać, a tymczasem patrz, jak tu wygląda. To coś dla takiej pedantki!

Płacisz komorne i masz prawo sprzątać, kiedy chcesz. A ona nie miała prawa przyjść bez zapowiedzi.

Racja. Szkoda, że wcześniej o tym nie pomyślałam. Płacę jej osiemset dolarów miesięcznie, więc nie tak mało. Ale prosiła mnie, żeby wszystko było pod sznurek.

Przecież nawet najlepszy sznurek może się poplątać.

Julie odsunęła się i uśmiechnęła.

Znowu muszę ci przyznać rację i dziękuję za wsparcie. Czuję się tak, jakby trochę twojej energii przeszło na mnie. Wystarczyło, że oparłam głowę na twoim silnym ramieniu.

Zawsze do usług – odparł Teal i z przerażeniem uświadomił sobie wieloznaczność tego, co powiedział. Czym prędzej zmienił temat. – Wpadłem do ciebie, żeby zapytać, czy Danny może jutro jechać z nami na ryby i czy w sobotę moglibyśmy wszyscy wybrać się na plażę.

Masz jutro wolne?

Tak, wygrałem sprawę – pochwalił się i uśmiechnął wyraźnie zadowolony.

Sprawę tego chłopca? To świetnie. Gratuluję!

Julie zarzuciła mu ręce na szyję i serdecznie go ucałowała. Była szczerze uradowana i bez wahania to okazała. W przeciwieństwie do Elizabeth.

Umowa wprawdzie zabraniała wszelkich pieszczot, lecz Teal postanowił ją zignorować. Objął Julie i zaczął delikatnie całować. Słodycz jej ust i bliskość ciała od razu go rozpaliły. Zapomniał, że w sąsiednim pokoju są chłopcy i mogą wejść w każdej chwili. Przede wszystkim jednak zapomniał, że przed dwoma laty poprzysiągł sobie, iż będzie panował nad swymi namiętnościami. Teraz wszystko to poszło w niepamięć, a do głosu doszło pierwotne pożądanie i pragnienie kobiety, która przylgnęła do niego całym ciałem. Wsunął dłoń pod sweter Julie i zaczął pieścić jej wspaniałe piersi.

Julie... – szepnął z zachwytem i pochylając się, zajrzał głęboko w jej pociemniałe oczy. – Ty naprawdę mnie pragniesz. .. chyba tak gorąco jak ja ciebie.

Przytrzymała jego dłoń na swoim sercu i oboje wsłuchali się w jego bicie.

Tylko i wyłącznie ciebie – szepnęła. – Dlaczego nie wierzyłeś?

Czuł się zupełnie bezradny i tak wzruszony, że głos uwiązł mu w gardle. Wtulił twarz we włosy Julie. Walczył z sobą jak nigdy dotąd.

Powiedz mi, co cię dręczy. Możesz mi zaufać.

Gdybym chciał komuś zaufać, to na pewno tobie. Ale jeszcze na to za wcześnie. Jeszcze nie teraz.

Będę cierpliwie czekać.

Teal nie wierzył, że kiedykolwiek zdobędzie się na wyznanie. Największym wysiłkiem woli opanował się i mruknął niechętnie:

Chłopcy pewnie się zastanawiają, co my tu tak długo robimy.

Julie drgnęła rozczarowana.

Znowu odgrodziłeś się ode mnie, tak jakbyś zatrzasnął za sobą bramę. Błagam cię, nie rób tego.

Nie mogę się powstrzymać. Taki już jestem. To silniejsze ode mnie i sto razy ci o tym mówiłem.

Julie rozgniewała się, odsunęła raptownie i skrzyżowała ręce na piersi.

Kiedy planujecie jechać na ryby? – spytała nieprzyjaznym tonem.

Chciałbym wyruszyć jak najwcześniej, więc proponuję, żeby Danny spał u nas. Kajak już mam gotowy, a jedziemy w takie miejsce, gdzie prawie na pewno są pstrągi. Obiecuję, że nie spuszczę chłopców z oka ani na chwilę.

Mam do ciebie pełne zaufanie.

Teal pragnął zapytać, czy we wszystkich sprawach. Jednocześnie zaś marzył o tym, by znaleźć się jak najdalej od tej kobiety, która daje mu odczuć, że zmarnował kilka ostatnich lat. A może i całe życie.


Na długo przed świtem byli już w lesie. Zaraz po przyjeździe popłynęli kajakiem i przez kilka godzin wytrwale łowili ryby. Po śniadaniu zostali już na brzegu, lecz i tu zarzucili wędki. Scott i Danny odeszli nieco dalej i wybrali sobie miejsce osłonięte skałami, Teal zaś został bliżej samochodu. Kiedy zaczęły mu coraz bardziej dokuczać komary, postanowił wracać do domu. Podniósł się i ruszył w stronę chłopców. Nagle stanął jak wryty, ponieważ usłyszał głos syna.

Czy oni się pobiorą?

Kto? Moja mama i twój tata? Na pewno nie.

Dlaczego? Ja bym tego chciał.

Słyszałem, jak mama mówiła mojemu tacie, że ma dosyć małżeństwa i że już nigdy nie wyjdzie za mąż – w głosie Danny'ego brzmiało głębokie przekonanie.

Wiesz, że wymyślili sobie jakąś umowę? Mnie tata już o tym powiedział.

Wiem. To dlatego, żeby od mamy odczepili się ci wszyscy faceci, których nie cierpi.

Ale dlaczego tak się wczoraj całowali?

Można się całować bez ślubu – poważnie oświadczył Danny tonem znawcy.

A jak będą mieli dziecko?

Danny stracił pewność siebie.

Po to, żeby mieć dziecko nie wystarczy tylko się całować. Zapomniałeś, co robiły te psy na boisku?

Hmm, takie to dziwne – mruknął Scott. – Ja bym jednak chciał, żeby się pobrali. Lubię twoją mamę.

Patrz, patrz! – krzyknął nagle Danny. – Ryba bierze! Mam rybę!

Trzymaj mocno wędkę, a ja zawołam tatę!

Teal podszedł do chłopców i pomógł Danny'emu wyciągnąć zdobycz. Złowiony pstrąg miał dwadzieścia centymetrów.

Dzielnie się spisałeś – pochwalił podnieconego chłopca I pogłaskał go po głowie.

Uświadomił sobie, że już polubił to dziecko i że wszyscy czworo są jakoś ze sobą związani. Fakt, że owe więzy mogłyby się zacieśnić napełnił go niepokojem, a pomysł z pójściem na plażę razem z Julie przestał być taki dobry i niewinny.


Następnego dnia pogoda dopisała, więc nie było powodu do zmiany planów. Teal się nieco spóźnił. Julie już czekała przed domem. Widząc nadjeżdżające BMW, przyjęła nieco wyzywającą pozę i zaczęła machać ręką niby autostopowiczka. Carruthers roześmiał się, a z przejeżdżającej ciężarówki wychylił się kierowca i rzucił Julie jakiś komplement.

Teal miał ochotę krzyknąć, że piękna dziewczyna należy do niego, lecz to przecież nie było prawdą. Nie należała do niego i nie powinien się oszukiwać. Opanował się i gdy podjechał, już mógł względnie obojętnie się przywitać, choć serce biło mu mocno i miał ochotę ją objąć. Zrobił to za niego Scott, który nawet ucałował Julie, po czym pobiegł po Danny'ego.

Czy on zawsze cię tak wita? – spytał Teal, czując ukłucie zazdrości.

Dzisiaj zdarzyło się to po raz pierwszy. Proponujesz jeszcze jakieś zmiany w umowie?

Uchodzę za bardzo dobrego prawnika, a z tą sprawą nie umiem sobie poradzić.

Brniemy coraz głębiej – ostrzegła Julie.

Widzę. Ale na razie jedziemy się opalać i popływać. Dziś mam wolne, więc zabraniam ci wspomnieć choćby jednym słowem o jakiejkolwiek umowie.

Zgoda. Pogoda jest wymarzona, więc należy z niej korzystać i niczym się nie martwić – powiedziała Julie i wystawiła twarz do słońca.

Teal zapakował wszystkie rzeczy do bagażnika i zawołał chłopców. Godzinę później byli już na miejscu. Scott i Danny wyskoczyli z samochodu, natychmiast się rozebrali i pobiegli do wody. Julie rozłożyła ręcznik i rozejrzała się wokoło, zachwycona tym, że jest dość pusto. Następnie, nieco zażenowana, zdjęła spódnicę i bluzkę. Miała na sobie skąpe turkusowe bikini, które nie zasłaniało rozstępów na brzuchu. Widok ten napełnił Teala czułością pomieszaną z zazdrością.

Nasmaruję ci plecy, chcesz?

Spojrzeli sobie w oczy i wyczytali w nich pożądanie.

Pod warunkiem, że ja też będę mogła cię posmarować.

W tej chwili nie jestem w stanie czegokolwiek ci odmówić.

Więc ogromnie żałuję, że to nie jest prywatna plaża.

Teal wycisnął olejek i zaczął smarować plecy Julie. Rozpiął jej stanik, żeby mu nic nie przeszkadzało i pieścił aksamitną skórę. Nie chciał się oszukiwać. Doskonale wiedział, że smarowanie było jedynie pretekstem, a tak naprawdę chodziło mu o to, by móc dotykać jej nagiej skóry i obejmować piękne kształty. Gdy zaczął smarować jej uda, Julie odwróciła głowę i szepnęła:

Pragnę, nie zważając na nikogo, nawet na nasze dzieci, tutaj się z tobą kochać. Pierwszy raz w życiu mam ochotę tak się zapomnieć. Chcę wiedzieć, że nie tylko mnie ogarnęło takie pożądanie. Proszę cię, przyznaj się, że i ty czujesz to samo.

A jak myślisz, dlaczego przyklęknąłem? – Teal uśmiechnął się krzywo. – Muszę ukryć to, że pragnę cię jeszcze bardziej niż ty mnie.

Julie oblała się szkarłatnym rumieńcem.

To dobrze.

Dobrze? Chyba żartujesz. Jest mi niewygodnie, a w dodatku jestem przerażony sam sobą.

To też dobry znak, bo już najwyższy czas, żebyś się przyznał do jakichś uczuć.

W ciągu kilku ostatnich tygodni odsłoniłem się bardziej niż przez całe życie.

Julie przyglądała mu się w zamyśleniu.

Wreszcie wyznałeś choć trochę prawdy. Czy zawsze byłeś tak bardzo zamknięty w sobie?

Daj spokój z psychoanalizą. Mam dzisiaj wolne i nie chcę żadnych pytań.

Pieszczot też nie chcesz?

Roześmiał się i to rozładowało napięcie.

Byłbym hipokrytą, gdybym powiedział „nie". Julie też się uśmiechnęła, zapięła stanik i wstała.

No, teraz ja nasmaruję ci plecy.

Teal położył się i poddał pieszczocie ciepłych dłoni rozprowadzających chłodny olejek do opalania. Uznał, że nie będzie dłużej ze sobą walczył i nie będzie się bronił przed namiętnością.

Uwaga, wracają chłopcy.

Kiedy wreszcie do nas przyjdziecie!? – krzyknął Scott.

Woda jest bardzo ciepła – zapewnił Danny i uśmiechając się szelmowsko, dotknął Teala lodowatymi rękoma. Teal wzdrygnął się, a chłopcy wybuchnęli śmiechem.

Ja pójdę z wami pierwsza, a tatuś Scotta nas dogoni – zaproponowała Julie.

Teal był jej wdzięczny za to, że dała mu możliwość opanowania się. Z dala od niej zawsze wydawało się to łatwe, lecz wystarczyło, by jej tylko dotknął, a natychmiast tracił kontrolę nad sobą. Nad swoim ciałem i nad uczuciami. Zabrnął rzeczywiście bardzo daleko i nie było już odwrotu.


W poniedziałek przypadały urodziny Julie. Miała znowu bardzo ciężki dyżur, więc po pracy jechała do domu wolniej niż zwykle, gdyż po drodze chciała trochę się odprężyć. Wiedziała, że rodzice i siostra zadzwonią z życzeniami, lecz ich słowa nie ukoją tęsknoty, jaka zwykle ją w ten dzień ogarniała. Jeszcze rok, a ukończy trzydzieści lat! I minie dziesięć od dnia, gdy poślubiła Roberta. Skręciła do domu i raptem zahamowała zdumiona. Ogród był pełen różowych plastykowych flamingów otaczających napis: „Wszystkiego najlepszego, Julie". Ptaszydła były wyjątkowo brzydkie, ale Julie uśmiechnęła się wzruszona. Wysiadła z samochodu i weszła na werandę, na której siedział Einstein przystrojony różową kokardką. Był najwidoczniej wściekły i prychał gniewnie, gdy przechodziła koło niego. W kuchni porozwieszane były różnokolorowe baloniki.

Sto lat, mamusiu! – krzyknął Danny.

Scott wcisnął jej na głowę papierowy kapelusz, wrzeszcząc z całych sił:

Niespodzianka! Niespodzianka!

Teal, z kieliszkiem szampana w ręce, podszedł i pocałował ją w same usta. Julie zakręciły się łzy w oczach.

Nie spodziewałam się – szepnęła. – Kto poustawiał te flamingi na trawniku?

Einstein – odparł Danny, chichocząc. – Teraz pojedziemy do restauracji, a po powrocie będą prezenty.

Dziękuję ci, Teal – powiedziała Julie z wdzięcznością i uniosła kieliszek.

Po raz pierwszy uśmiech rozświetlił mu całą twarz. Było to otwarte zaproszenie do zbliżenia, o którym Julie marzyła, a którego jednocześnie się bała. Z winy Roberta znienawidziła seks i nie wiedziała, czy starczy jej odwagi, by jeszcze raz zawierzyć miłości. Pragnęła jednak Teala całą sobą; zdawał się wymarzonym kochankiem i on sam byłby najlepszym prezentem urodzinowym.




Rozdział 8


Kilka dni później Teal siedział w gabinecie nad aktami sądowymi, lecz nie mógł się skoncentrować na sprawie. Wciąż miał przed oczyma urodziny Julie, która bez skrępowania cieszyła się ze wszystkiego szczerze i entuzjastycznie jak dziecko. Danny z własnych oszczędności kupił tort, na którym postawił dwadzieścia dziewięć czerwonych świeczek. Solenizantka wzruszyła się do łez. Na wieczór Teal zaangażował dwie opiekunki do dzieci i zaprosił Julie na dansing.

Przez cały wieczór, mimo ogarniającego go niezwykłego pożądania, doskonale nad sobą panował. Do tego stopnia, że przy pożegnaniu ograniczył się do jednego tylko pocałunku. Był to jednak długi i namiętny pocałunek, który tak go podniecił, że potem długo nie mógł zasnąć. Ostatnio coraz częściej zdarzały mu się bezsenne noce. Zaczynał zdawać sobie sprawę z tego, że na dłuższą metę takie życie jest niemożliwe. Mimo to zawsze oblewał się zimnym potem na samą myśl, że mógłby zostać kochankiem Julie. W dodatku chłopcy na pewno zaraz by się czegoś domyślili i zaczęli starać o to, by doprowadzić rodziców do ołtarza. Danny wprawdzie słyszał zapewnienia matki, że nigdy powtórnie nie wyjdzie za mąż, ale nie było wiadomo, czy Julie nadal jest tak bardzo przeciwna małżeństwu. Natomiast niechęć Teala była ogromna.

Carruthers ukrywał swe uczucia bardzo głęboko i łudził się, że jego syn nic o nich nie wie. Sytuacja byłaby znacznie prostsza, gdyby chodziło tylko o dwoje ludzi, nie zaś czworo. Może nawet i sześcioro, jeśli brać jeszcze pod uwagę przystojnego i uwodzicielskiego męża Julie oraz surową, zamkniętą w sobie Elizabeth. Teal żałował, że nie można wymazać przeszłości i tego, że jego chłodne małżeństwo pozostawiło tak głębokie, wciąż nie zabliźnione rany. Rany, które teraz, gdy w jego życiu pojawiła się Julie, stawały się coraz bardziej dokuczliwe. Należało koniecznie znaleźć jakieś rozwiązanie.

Jako prawnik Teal był człowiekiem, który wie, jak ma postępować. Dzięki swojej inteligencji i doświadczeniu nabytemu podczas długoletniej praktyki codziennie podejmował wiele różnych decyzji. Prawie zawsze były słuszne, a mimo to teraz, w tej najbardziej osobistej sprawie, inteligencja nie wspomagała intuicji i Carruthers czuł się bezradny. Rozum kazał mu uciekać czym prędzej i jak najdalej od kobiety o pięknych włosach i szaroniebieskich oczach. Intuicja podpowiadała, że właśnie ta kobieta jest dla niego bardzo ważna I że drugiej podobnej szansy życie już mu nie zaoferuje.

Rozmyślania przerwał mu tupot na schodach. Teal westchnął z ulgą i wsunął papiery do szuflady. Do gabinetu wpadł Scott.

Tato, czy możesz pojechać ze mną do sklepu? Zabrakło nam cukru do lemoniady, którą będziemy sprzedawać, bo chcemy zarobić na nowe modele samolotów.

Pojedziemy rowerami – zadecydował Teal, wstając i przeciągając się.

Uznał, że ruch na świeżym powietrzu dobrze mu zrobi, pozwoli odprężyć się, a potem skoncentrować na pracy. Dzięki temu skończą się rozważania o problemach związanych z nie istniejącym życiem seksualnym.

Ciekawe, dlaczego Scott tak długo nie wraca – niecierpliwił się Danny.

Może jego tatuś nie mógł od razu przerwać pracy, żeby go zawieźć do sklepu – uspokoiła go Julie.

Przed godziną wróciła ze szpitala po dość spokojnym dyżurze, w czasie którego nawet zdołała uporać się z zaległą pracą papierkową. Postanowiła, że wreszcie nadrobi duże zaległości w spaniu i wcześnie się położy. Ostatnio nie spała zbyt dobrze. Marzyła o tym, by nie spędzać nocy samotnie. Pragnęła bliskości Teala.

Czy mogę pojechać rowerem do Scotta i zobaczyć, co się dzieje? – przerwał jej rozmyślania syn.

Oczywiście, ale jedź tylko po chodniku.

Julie zaparzyła sobie ulubioną herbatę Earl Grey i wyszła z filiżanką na werandę. Ledwo usiadła, wrócił Danny, wołając z rozgoryczeniem:

Scotta nie ma w domu! Jego tata chyba nie zabrał go na lody beze mnie, prawda?

Na pewno by tego nie zrobił... ale może po drodze spotkali kogoś znajomego. Jak chcesz, to pójdziemy na boisko i tam na nich poczekamy.

Świetnie! – rozpromienił się Danny.

Pobiegł się przebrać, a Julie piła herbatę i rozmyślała nad tym, jak to się stało, że chłopcy tak bardzo się zaprzyjaźnili. Ostatnio trochę zaniepokoił ją fakt, że sprawiali wrażenie, jakby nie mogli się bez siebie obejść. Kiedy syn wrócił, wypiła ostatni łyk herbaty i powiedziała:

Idę włożyć tenisówki i zaraz wracam.

Była już gotowa do wyjścia, gdy zadzwonił telefon.

Słucham?

Pani Julie? – usłyszała dziecięcy głos.

Tak. Czy to ty, Scott? Mów trochę głośniej, bo prawie wcale cię nie słyszę.

Mój tatuś... – Dziecko nie dokończyło zdania.

Julie ogarnęła niezrozumiała trwoga. Zacisnęła palce na słuchawce i wykrztusiła:

Scott, gdzie jesteś? Co się stało?

Usłyszała najpierw jakiś szum, a potem kobiecy głos:

Czy mówię z panią Julie Ferris?

Tak... proszę mi powiedzieć, co się stało.

Mówi Rita Glassco z ostrego dyżuru. Pan Carruthers wpadł pod samochód i ma obrażenia głowy oraz klatki piersiowej. Może jeszcze coś, nie wiem, ale lekarze już się nim zajęli. Scott chciał do pani zadzwonić.

Julie lubiła Ritę, która też była samotną matką.

Zaraz przyjadę – rzekła pełna niepokoju. – Czy mogę jeszcze zamienić kilka słów ze Scottem? – Po chwili usłyszała ciężkie westchnienie dziecka. – Scott – powiedziała, z trudem zachowując spokój – zaraz jedziemy. W szpitalu będziemy najdalej za dziesięć minut. Zapewniam cię, że tatusiowi nic nie grozi. Słyszysz mnie?

Tak – odparł Scott drżącym głosem.

Julie rzuciła słuchawkę, wybiegła na werandę i w kilku słowach wyjaśniła Danny'emu, co się stało.

Wsiadaj do samochodu, natychmiast jedziemy do szpitala.

Wybrała najkrótszą drogę, lecz i tak miała wrażenie, że nigdy nie dojedzie. Zaparkowała przed szpitalem i trzymając syna za rękę, wbiegła do środka. Rita akurat rozmawiała przez telefon, ale dała znać, że należy iść do drugiej poczekalni. Julie szybkim krokiem minęła korytarz i weszła do poczekalni, w której znajdowało się kilka osób. Scott siedział skulony, wpatrzony w podłogę. Na jego twarzy malowała się bezgraniczna rozpacz, jakby już stracił resztki nadziei. Julie z przerażeniem pomyślała, że Teal nie żyje.

Scott, już jesteśmy.

Chłopiec podniósł głowę i z takim impetem rzucił się w jej ramiona, że aż się ugięła pod jego ciężarem. Mocno objęła dziecko i poczuła, że całe drży.

Czy byłeś u tatusia? – spytała niespokojnie.

Scott pokręcił głową.

Czy ci powiedziano, jaki jest jego stan?

Chłopiec znowu zaprzeczył, bez słowa.

Znam tę pielęgniarkę w rejestracji, więc pójdę i zapytam, co się dzieje.

Scott jeszcze mocniej się do niej przytulił. Widać było wyraźnie, że jest przerażony.

Pójdziemy wszyscy razem – zadecydowała szybko Julie. – Chodź, kochanie.

Rita znowu rozmawiała przez telefon, ale zakryła mikrofon i powiedziała:

Pana Carruthersa zabrano na prześwietlenie, a potem przewiozą go do dziewiątki.

Julie stała niezdecydowana, zastanawiając się, gdzie najlepiej zaczekać. Nie podjęła jeszcze decyzji, gdy przywieziono Teala. Leżał z zamkniętymi oczyma i był śmiertelnie blady. Miał zdartą skórę z policzka, ręki i klatki piersiowej. Widząc, że jednym z lekarzy jest Nick Lytton, Julie przeraziła się. Wiedziała bowiem, że neurochirurgów wzywa się tylko do najpoważniejszych wypadków. Nick podszedł z uśmiechem, jakim obdarzał wszystkie kobiety od szesnastu do sześćdziesięciu lat.

Julie, nie spodziewałem się ciebie... Co tu robisz?

Obojętność, z jaką mówił, była bardzo irytująca.

Teal... – zająknęła się – co z nim?

O czym ty mówisz?

Na litość boską, Nick, przestań. Na noszach leży Teal, a ja nie wiem, co się stało. Musisz mi powiedzieć prawdę!

To nie mój pacjent – obojętnie poinformował ją Nick.

Nie jest twoim pacjentem?

Nick wziął ją pod ramię i odprowadził na bok.

Wyglądasz, jakbyś miała za chwilę zemdleć. Siadaj, tu jest krzesło. – Zwrócił się do drugiego lekarza: – Co jest Carruthersowi?

Wstrząs, trzy złamane żebra, stłuczenia i siniaki. Musimy go zatrzymać na parę dni.

Czyli nic poważnego – orzekł Nick i zwrócił się do Julie: – Muszę przyznać, że mnie zaskoczyłaś. Tego wieczoru, gdy byliście razem na koncercie, odniosłem wrażenie, że się mocno pokłóciliście.

Julie zignorowała Nicka i zwróciła się do drugiego lekarza:

Czy powiedział pan całą prawdę? Niczego pan przede mną nie ukrywa?

Możesz obejrzeć kartę – chłodno wtrącił Nick.

Julie uświadomiła sobie, że zachowuje się irracjonalnie, więc szybko się opanowała.

Słyszałeś wszystko, prawda? – zwróciła się do Scotta. – Tatusiowi nie grozi żadne niebezpieczeństwo. Poleży w szpitalu kilka dni, a potem wróci do domu zdrów jak ryba.

Chłopiec wpatrywał się w nieprzytomnego ojca szeroko otwartymi oczami i zdawał się w ogóle nie słuchać.

Tatuś żyje – dorzuciła Julie nieco głośniej.

Scott popatrzył na nią niewidzącym wzrokiem, ale nic nie powiedział.

Zrozpaczona tym, że dziecko nie reaguje, Julie ujęła jego rękę i położyła ją na piersi ojca.

Przekonaj się, że tatuś oddycha. Czujesz?

Z natężeniem wpatrywał się w ojca i wreszcie szepnął:

Tatuś nie umarł?

Przecież oddycha, dziecino. Na pewno szybko wyzdrowieje.

Myślałem, że umarł – ciągnął Scott bezbarwnym głosem. – Tak jak mamusia.

Julie serce ścisnęło się z żalu. Nie wiedziała, co powiedzieć, więc tylko objęła chłopca i mocno przytuliła.

Przesuń się, Julie – odezwał się Nick urzędowym tonem. – Zatarasowałaś przejście.

Chorego przewieziono do sali zabiegowej.

Zaraz przyjdzie tu ortopeda, a potem zabierzemy pacjenta na górę. To nie potrwa długo – wyjaśnił drugi lekarz.

Czy pan wie, doktorze, jak to się stało?

Kierowca samochodu nie zauważył znaku i wjechał na rowerzystę. Obaj mieli szczęście, bo mogło skończyć się o wiele gorzej.

Czyli Teal mógł ponieść śmierć na miejscu! Julie poczuła, że zalała ją fala miłości, która na chwilę zagłuszyła przerażenie. Kiedy marzyła o narodzinach wielkiego uczucia, wyobrażała sobie piękną, księżycową noc w ogrodzie pełnym kwitnących róż. Nigdy nawet nie przypuszczała, że miłość może się objawić w surowym pomieszczeniu szpitalnym i że pierwszy raz ją sobie uświadomi, gdy będzie stała przy nieprzytomnym ukochanym, w towarzystwie dwojga przerażonych dzieci.

W chwilę później lekarze wyszli, Julie zaś usiadła i przygarnęła do siebie obu chłopców.

Złamanie żeber jest bardzo bolesne, ale to nic groźnego – zwróciła się do Scotta. – Lekarze muszą zatrzymać tatusia w szpitalu, żeby obserwować skutki wstrząsu, ale na pewno szybko wyzdrowieje.

Scott wpatrywał się w ojca i znowu sprawiał wrażenie, jakby nic nie słyszał.

Mówię ci szczerą prawdę – zapewniła Julie.

Policjant też mi mówił, że mamusia wyzdrowieje – rzekł Scott, nie odwracając głowy.

Julie zrobiło się jeszcze bardziej żal dziecka i nie wiedząc, co powiedzieć, pogłaskała je po głowie. Po chwili milczenia zwróciła się do Danny'ego:

Usiądź tu koło nas.

Objęła obu chłopców i siedziała w milczeniu. Nie odezwała się, gdy wpadła pielęgniarka i szybko obejrzała pacjenta. Ortopeda przyszedł dopiero pół godziny później. Miał podkrążone oczy i potargane włosy.

Julie – rzekł zdumiony – co ty tu robisz?

Przyjechałam, bo kocham tego człowieka, pomyślała, na głos zaś powiedziała:

Pan Carruthers jest... jest moim znajomym. A to, Steve, jest jego syn.

Lekarz długo i dokładnie oglądał zdjęcia.

Złamania bez przemieszczeń – stwierdził. – Chory wygląda na silnego mężczyznę, więc długie leczenie nie będzie konieczne. – Popatrzył na Scotta i na jego zmęczonej twarzy pojawił się uśmiech. – Twój tata niedługo będzie zdrów, synu.

Chłopiec nie zareagował, a Julie ciężko westchnęła. Widziała, że dziecku potrzebna będzie troskliwa opieka i była zadowolona, że akurat ma trzy wolne dni. Wychodząc, Steve zapytał:

Czy wiesz, na jakiej sali go położą?

Nie.

Dzisiaj jest tu istny dom wariatów, więc sam postaram się dowiedzieć i ci powiem. Do widzenia. – Uśmiechnął się znów do Scotta i ostrzegł: – Na razie nie ma mowy o rowerach, pamiętaj.

Teala przewieziono na piąte piętro do separatki. Zrobiło się już dość późno i chłopcy powinni iść spać, lecz Julie nie chciała odejść, zanim Scott nie zobaczy, że ojciec odzyskał przytomność. Po jakimś czasie pacjent drgnął i usiłował coś powiedzieć. Julie pochyliła się nad łóżkiem.

Leż spokojnie, Teal... jesteśmy przy tobie – szepnęła.

Teal poruszył ręką i skrzywił się z bólu. Otworzył oczy i przez chwilę patrzył nieprzytomnie.

Julie? – szepnął ledwo dosłyszalnie.

Zanim zdążyła odpowiedzieć, w jego oczach pojawiło się przerażenie.

A Scott? Gdzie jest Scott?

Poderwał się, by usiąść, lecz przeszył go taki ból, że jęknął głucho i opadł na poduszkę.

Jest tutaj. Nic mu się nie stało. Teal, słyszysz mnie? Scott stoi przy łóżku.

Chory cierpiał tak wyraźnie, że Julie poczuła łzy napływające do oczu. Wiedziała jednak, że nie może się rozpłakać, więc odwróciła się i prędko opanowała. Teal po chwili znowu otworzył oczy. Julie przysunęła Scotta bliżej i ojciec go zauważył.

Scott – szepnął – tak się bałem, że samochód ciebie też potrącił...

Chłopiec potrząsnął głową. Cały drżał, lecz z jego twarzy nie można było nic wyczytać. Oczy ojca napełniły się łzami. Julie była bardzo zdenerwowana, ale mimo to odezwała się opanowanym głosem:

Zabiorę Scotta do siebie... Mam teraz wolne, więc będę mogła opiekować się nim również w ciągu dnia.

Dziękuję – rzekł Teal i z widocznym wysiłkiem długo patrzył synowi prosto w oczy. – Bardzo cię kocham, synu – powiedział cicho.

Zamknął oczy i przez chwilę ciężko oddychał.

Scott – szepnęła Julie – myślę, że powinniśmy iść do domu. Tatusiowi potrzebny jest idealny spokój i teraz będzie mógł zasnąć, bo wie, że tobie nic się nie stało. W domu napijecie się gorącej czekolady i zaraz pójdziecie spać.

Dobrze – zgodził się chłopiec.

Rano zadzwonimy i dowiemy się, jak się tatuś czuje.

Jeśli chcesz, możesz spać w moim łóżku – zaproponował Danny.

Scott uśmiechnął się nieznacznie, wziął Julie za rękę i wyszedł, nie oglądając się za siebie. Julie poprosiła dyżurną pielęgniarkę, żeby natychmiast zadzwoniła, jeżeli stan chorego się pogorszy.

Po powrocie do domu pościeliła Scottowi w pokoju Danny'ego, przyniosła chłopcom gorącą czekoladę i przeczytała im kilka rozdziałów z ulubionej książki syna.

Danny zasnął prawie natychmiast. Julie otuliła Scotta, pocałowała go na dobranoc i szepnęła:

Będę w pokoju obok, więc w każdej chwili możesz mnie zawołać. Zostawię światło na korytarzu. Spij spokojnie, mój mały.

Wykąpała się i położyła, sądząc, że długo nie zaśnie, a tymczasem prawie natychmiast zapadła w głęboki sen. Obudziła się nagle i nie mogła zrozumieć, co się dzieje. Po chwili usłyszała rozpaczliwy płacz dziecka. Szybko wyskoczyła z łóżka i pobiegła do sypialni obok. Danny spał spokojnie, a Scott rzucał się i płakał przez sen. Julie schwyciła go za ramiona i potrząsnęła.

Obudź się, obudź! Nie płacz.

Scott otworzył oczy, objął Julie kurczowo i przytulił się, jak gdyby nigdy nie miał jej puścić. Zaczął płakać i powtarzać urywanym głosem:

Chcę do mamy, chcę do mamy...

Julie położyła się obok, objęła go i przytuliła.

Chłopiec długo płakał, w końcu jednak zasnął. Julie nadal leżała bez ruchu. Postanowiła dowiedzieć się, jak zginęła Elizabeth, bo nic nie wiedząc o okolicznościach jej śmierci, nie będzie umiała pomóc dziecku.

Następnego dnia przed południem Scott był wprost nieznośny, lecz już w drodze do szpitala zamilkł, a gdy weszli do budynku, kurczowo schwycił Julie za rękę. Teal siedział podparty poduszkami i wyglądał bardzo mizernie. Julie ścisnęło się serce, ale głos miała opanowany.

Wyglądasz jak śmierć na urlopie. A jak się czujesz?

Jak śmierć na urlopie... – odparł, a jego twarz przebiegł skurcz. – Nie rozśmieszaj mnie, bo mnie wszystko boli. Witajcie, chłopcy. Jak się masz, synu? Usiądź tu blisko i przytul się do mnie.

Julie zostawiła ich samych, a Danny'ego zabrała na lody. Po powrocie wysłała chłopców na korytarz, tłumacząc, że musi porozmawiać z Tealem w cztery oczy. Wiedziała, że nie powinna męczyć chorego i chciała jak najszybciej przeprowadzić konieczną rozmowę. Opowiedziała o zachowaniu Scotta i zakończyła, mówiąc:

Chcę mu pomóc i dlatego muszę wiedzieć, jak zginęła twoja żona.

Ten idiotyczny wypadek zdarzył się w styczniu. Idąc do sklepu, Elizabeth pośliznęła się i uderzyła głową o krawężnik. Miała pęknięcie czaszki i zmarła w wyniku krwotoku. Scott szedł z matką, więc był świadkiem tego, co się stało.

Czyli że przeżywa podobną sytuację po raz drugi – szepnęła Julie. – To wyjaśnia jego zachowanie i teraz się nie dziwię, że mi nie wierzył, gdy go zapewniałam, że wyzdrowiejesz. Zupełnie zrozumiałe, że męczą go jakieś złe sny.

Zdarzyło się to tej nocy?

Julie bez słowa kiwnęła głową.

Nie możesz być obarczona moimi kłopotami – rzekł Teal poirytowanym tonem. – To nie twoje dziecko, więc opieka nad nim nie powinna spaść na twoją głowę.

A ty byś mi nie pomógł w podobnej sytuacji? – spytała dotknięta do żywego.

To nie ma nic do rzeczy... Masz akurat wolne i należy ci się odpoczynek.

Nie narzekam – powiedziała Julie dość ostro. – Musiałam się dowiedzieć, jak zginęła twoja żona, żeby jakoś pomóc twojemu synowi. I to wszystko.

Teal zmienił pozycję i aż syknął z bólu.

Chyba źle mnie zrozumiałaś. Jestem daleki od tego, by nie doceniać, co dla nas robisz. Oczywiście jestem ci bardzo wdzięczny.

Wdzięczność nie była tym, czego Julie oczekiwała od mężczyzny, którego pokochała. Nie była to jednak odpowiednia pora, by rozmawiać o innych uczuciach.

Dziękuję, że mi powiedziałeś o okolicznościach śmierci żony. Czy chcesz, żebyśmy jeszcze raz dzisiaj do ciebie przyjechali?

Teal wiedział, że jest zdany na jej pomoc, lecz ta świadomość nie poprawiała mu nastroju. Ogarniające go uczucie bezradności jeszcze zwiększało i tak mocno dokuczliwy ból głowy.

Mógłbym zadzwonić do Marylee... może by wzięła Scotta na kilka dni.

Nie masz do mnie zaufania?

Tu nie chodzi o brak zaufania. Po prostu nie chcę cię wykorzystywać.

Panie Carruthers – syknęła ze złością – jest pan tak tępy, jak większość mężczyzn. Wyjątkowo tępy. Zapewniam pana, że chętnie zaopiekuję się Scottem i wcale nie odnoszę wrażenia, że mi ktoś cokolwiek narzuca. Czy jasno się wyrażam?

Przedyskutujemy tę sprawę, gdy będę miał więcej siły – odparł Teal wymijająco.

Julie podniosła się i ruszyła ku drzwiom.

Przyjedziemy wieczorem... Twój problem polega na tym, że nie chcesz mieć wobec mnie żadnych długów wdzięczności.

Gdybym nie był przykuty do łóżka, nie uszłoby ci to na sucho. Zapamiętaj sobie!

Dobrze, dobrze – odparowała i przesłała mu całusa. Wiedziała, że zachowuje się dziecinnie, ale ów gest przyniósł jej ulgę.


Obudziła się o trzeciej nad ranem, ponieważ Scott znowu krzyczał przez sen. Prędko wstała, zbudziła go, mocno objęła i szepnęła:

Tatuś powiedział mi o twojej mamusi, więc teraz rozumiem, dlaczego byłeś taki przerażony po tym wypadku. Opowiedz mi, jak to się stało, że tatusia uderzył samochód.

Jechaliśmy spokojnie, ale na skrzyżowaniu wyskoczył ten wielki czarny samochód i tata krzyknął, żebym zahamował. Zaraz stanąłem i tatuś też zahamował, ale samochód i tak na niego najechał. Policjanci powiedzieli mi później, że kierowca był pijany i dlatego pewnie nie zauważył znaku. Tata leżał na ziemi w kałuży krwi. Zaraz zebrał się tłum ludzi, wezwano karetkę i policję i zabrano nas do szpitala. Stamtąd zadzwoniłem do pani.

Dobrze zrobiłeś – zapewniła Julie. – To musiało być straszne, naprawdę straszne... Ale teraz wiesz już, że tatuś wyzdrowieje, więc postaraj się zasnąć. Na pewno jutro poczujesz się znacznie lepiej.

Tak strasznie się bałem – wyznał Scott, tuląc się do niej z dziecięcą ufnością.

Julie leżała nieruchomo, czekając, aż chłopiec zaśnie. Czuła, że pokochała nie tylko ojca, ale zaczyna kochać jego syna, jakby był jej własnym dzieckiem. To dlatego słowa Teala tak bardzo ją zabolały. Marzenia o tym, by został jej kochankiem nagle wydały się jej nieco infantylne. Oczywiście nadal pragnęła fizycznego zbliżenia, ale teraz nie była to jedyna forma miłości, o jakiej marzyła. Chciała, by Teal jej zaufał. Chciała poznać jego najgłębsze uczucia i pragnęła, by wreszcie zrzucił maskę.


Następnego dnia aż do południa Julie robiła porządki w domu Teala. Potem przyniosła całe naręcza kwiatów, które poustawiała w kuchni, jadalni i sypialni. Scott nie odstępował jej ani na krok i usta mu się nie zamykały. Przed lunchem Julie pojechała do szpitala i przywiozła chorego do domu. Carruthers z trudem wszedł po schodach i natychmiast usiadł na najbliższym krześle.

Czuję się jak stuletni staruszek. W takim tempie chyba do wieczora nie zajdę do sypialni.

Scott wyszczerzył zęby w radosnym uśmiechu.

Pani Julie przygotowała lunch i jeszcze zrobi nam kolację. Wczoraj upiekła pyszne ciastka, a dzisiaj odkurzyła cały dom. Jest bardzo dobra, prawda?

Julie skrzywiła się, niezadowolona.

Dzięki temu miałam wymówkę, żeby odwołać spotkanie z panią LeMarchant – wyznała.

Teal rozejrzał się i zatrzymał wzrok na dużym bukiecie margerytek i dalii, których piękne barwy ożywiły kuchnię.

Pani Inkpen mogłaby wiele się od ciebie nauczyć – powiedział i wstał. – Wstyd się przyznać, ale czuję, że muszę się położyć. Scott, pójdziesz ze mną na górę?

Oczywiście. Ale potem muszę pomóc nakryć do stołu.

Kiedy wyszli, Julie zabrała się do przygotowywania kanapek. Przykro jej było, że Teal tak wyraźnie unika bliższego kontaktu. Nie chciał mieć wobec niej żadnych zobowiązań. I nawet chyba nie podobało mu się, że kuchnia jego żony nabrała weselszego charakteru. Zupełnie możliwe, że wcale Julie nie pragnął. Zdawała sobie sprawę z tego, że fakt, iż ona go kocha, nie oznacza, że jest to miłość ze wzajemnością.

Scott zaniósł ojcu lunch i po godzinie wrócił z pustą tacą.

Tatuś powiedział, że się teraz prześpi.

Julie zabrała chłopców na basen i długo zwlekała z powrotem do domu. Kiedy wrócili, Scott natychmiast pobiegł na górę, Danny poszedł do ogrodu, natomiast Julie zabrała się do pieczenia kurczaka i robienia sałatki. Tym razem sama zaniosła jedzenie. Ojciec drzemał, a syn leżał obok niego i czytał książkę.

Teal, przyniosłam ci kolację – powiedziała półgłosem.

Carruthers ocknął się i popatrzył na nią niezbyt przytomnym wzrokiem. Właśnie śniło mu się, że Julie wiezie go dużym czarnym samochodem i traci panowanie nad kierownicą. Zbudził się oblany zimnym potem.

Dziękuję – rzekł dość oschle.

Scott, chodź na kolację.

Chcę zjeść tutaj, razem z tatusiem.

Pozwól mu. Będziesz miała jeden kłopot mniej.

Julie wiedziała, jak bardzo Danny'emu brak towarzystwa kolegi, lecz nie powiedziała ani słowa. Zeszła na dół, przygotowała jeszcze jedną porcję, którą zaniosła na górę, po czym zasiadła z synem do kolacji przy stole w ogrodzie. Danny wybrzydzał, a i ona nie miała apetytu. Czuła się nieswojo i miała mocno napięte nerwy. Po kolacji Danny zniknął w domku na drzewie, Julie zaś zabrała się do sprzątania i zmywania. Scott przyniósł tacę i stanął obok zlewozmywaka, jakby niezdecydowany. Julie rozumiała, że chłopiec chce być stale z ojcem, lecz chciała jakoś dać mu do zrozumienia, że Danny czuje się zupełnie opuszczony. Nim zdecydowała się, jak to powiedzieć, Scott odezwał się.

Czy mogę panią o coś poprosić?

Oczywiście.

Ale mam wielką prośbę. Ogromną – rzekł z powagą.

Postaram sieją spełnić, jeśli tylko będę mogła.

Chcę, żeby pani wyszła za tatusia.

Julie z wrażenia wypuściła talerz, który spadł na podłogę.

Tego nie mogę zrobić – wykrztusiła zmieszana.

Dlaczego?

Ponieważ twój tatuś mi sienie oświadczył, pomyślała, zbierając odłamki szkła.

Małżeństwo jest bardzo poważną sprawą – rzekła na głos. – Ja się rozwiodłam, a twój tatuś owdowiał i nasze rany jeszcze się nie zabliźniły... Chyba trochę za wcześnie na powtórne małżeństwo.

Przecież chyba pani lubi mojego tatę. Widzieliśmy, jak się pani z nim całowała.

Rzeczywiście go lubię, ale nie można poślubić wszystkich ludzi, których się lubi.

To znaczy, że pani nie chce wyjść za tatusia?!

Julie wiedziała, że gdyby chciała powiedzieć prawdę, musiałaby wyznać, że poślubiłaby Teala, gdyby tylko on ją kochał. .. gdyby przestał być tak opanowany, gdyby okazało się, że ma jakieś cieplejsze uczucia. Zamiast tego rzekła:

Teraz nie mogę ci tego wytłumaczyć, bo wiem, że nie zrozumiesz. Nie lubię, kiedy dorośli mówią dzieciom, że czegoś nie zrozumieją, ale czasami nie ma innego wyjścia. Zrozumiesz, kiedy dorośniesz.

Z twarzy Scotta wyczytała, że zanosi się na wybuch, którego wolałaby uniknąć.

To wszystko pani wina! Lubię, kiedy pani jest u nas, bo czuję się wtedy tak, jakby pani była moją mamą. I nie rozumiem, dlaczego pani nie chce wyjść za tatusia.

Był bliski łez, więc Julie tylko zapytała:

Czy rozmawiałeś z tatusiem na ten temat?

Scott popatrzył na nią spode łba i mruknął:

Po co? To wszystko pani wina. Danny mi powiedział, że pani nie chce wyjść za mąż. Szkoda, że pani się tu przeprowadziła!

Wybiegł, trzaskając drzwiami. Julie stała bezradna i niezdecydowana. Uznała, że rozsądniej nie dyskutować w chwili, gdy dziecko nie przyjmie żadnych argumentów. Była tak zdenerwowana i tak się jej trzęsły ręce, że zbiła szklankę i jeszcze jeden talerz. Po skończeniu zmywania postanowiła pójść na górę.

Teal stał przed lustrem i z widocznym trudem wkładał koszulę. Widząc, że Julie chce mu pomóc, odezwał się zirytowany:

Zostaw. Poradzę sobie.

Zacisnęła pięści, żeby nie wybuchnąć i dopiero po chwili zapytała opanowanym głosem:

Czy nie sądzisz, że dobrze byłoby, gdybym została na noc? Jesteś wciąż bardzo słaby. – Uśmiechnęła się z lekka. – Będę twoją osobistą pielęgniarką.

Carruthers właśnie tego nie chciał, za nic na świecie.

Dziękuję ci, Julie, ale to zbyteczne. Nic mi nie grozi. A ty już jutro idziesz do pracy, prawda?

Mogłabym pojechać prosto stąd.

Nie patrząc na nią, oświadczył:

Musisz wrócić do domu i trochę odpocząć. Należy ci się po tych kilku nerwowych dniach.

Julie nie mogła wyznać, że zrobiła wszystko tylko i wyłącznie z miłości.

Znowu mnie odpychasz.

Dochodzę do wniosku, że chyba nie byłem przy zdrowych zmysłach, kiedy zaproponowałem tę przeklętą umowę. To ty miałaś rację. Jest nas czworo, a nie tylko dwoje i bardzo łatwo można zranić uczucia naszych dzieci.

Zrobiło się jej bardzo przykro.

Do czego zmierzasz? – spytała, czując, że coś dławi ją w gardle.

Tylko do tego, że powinnaś wrócić do domu. •

Najchętniej wyznałaby szczerze i uczciwie, że jest zakochana, lecz wiedziała, że nie powinna tego robić. Dlatego zapytała cicho:

Czy mówisz tak ze względu na swoją żonę? Dlatego, że wciąż ją kochasz?

Julie – zaczął Teal z pasją – nie chcę cię okłamywać, więc na litość boską przestań mnie męczyć.

Przepraszam... Powinnam była zadzwonić po panią Inkpen. Wracam do domu. Do widzenia.

Zeszła do kuchni, wzięła torebkę i w tej chwili usłyszała podniesione głosy dzieci.

To wszystko przez twoją mamę! – krzyczał Scott. – Bo ona nie chce wyjść za mojego tatę!

To nie jej wina – gorąco zaprzeczył Danny.

Właśnie, że tak.

Założę się, że twój tata wcale jej się nie oświadczył. To mężczyzna musi zaproponować małżeństwo.

Nawet gdyby się oświadczył, twoja mama i tak by go odrzuciła! – wrzeszczał Scott. – Sam mi tak powiedziałeś. Mówiłeś, że była nieszczęśliwa z twoim ojcem i że dlatego nie chce powtórnie wyjść za mąż.

Jestem pewien, że twój tata mógłby mamę nakłonić, żeby zmieniła zdanie – zauważył Danny smętnie. – Gdyby tylko chciał i się postarał.

Julie usłyszała kroki na schodach i po chwili do kuchni wszedł Teal.

To nie tatusia wina! – krzyknął Scott. – Tylko twoja mama nie chce się zgodzić na ślub.

Zamknij się! – wrzasnął Danny.

Chłopcy zaczęli się bić, więc Julie natychmiast wybiegła i rozdzieliła walczących.

Nienawidzę cię! – krzyczał Scott przez łzy. – Nienawidzę...

Danny zerwał się na równe nogi i nie patrząc, uderzył matkę zamiast kolegi.

Mam dość przyjaźni z tobą! – wrzasnął. – Ja też cię nienawidzę!

Odwrócił się na pięcie i wybiegł na ulicę.

Scott! – zawołał Teal stojący na werandzie. – Chodź do domu! Julie, musimy porozmawiać, ale teraz goń Danny'ego.

Dogoniła syna dopiero na progu domu, gdy z całej siły walił pięściami w drzwi.

Przestań, Danny – powiedziała, wyciągając z torebki klucze. – Możesz się złościć, ale nie niszcz drzwi. Porozmawiamy, kiedy się uspokoisz.

Danny pobiegł na piętro, natomiast Julie przysiadła na najbliższym krześle, zrozpaczona, że znowu popełniła niewybaczalny błąd. Zakochała się w człowieku, którego nie umiała rozszyfrować. I znowu zapłaci za to nie tylko ona.




Rozdział 9


Wieczorem, gdy zadzwonił telefon, Julie odebrała go pełna obaw.

Słucham?

Tu Teal. Co robi Danny?

Zasnął. A Scott?

Też śpi. Godzinę temu dzwoniła Marylee. Właśnie przyjechała do miasta i dowiedziała się o wypadku. Jutro zabierze nas do swego domku letniskowego. Myślę, że przez kilka dni wydobrzeję, a chłopcy zdążą się uspokoić. Zadzwonię po powrocie.

Jesteś pewien, że ten wyjazd to dobry pomysł?

Oczywiście. W przeciwnym razie bym nie wyjeżdżał.

Nie wydaje ci się, że uciekasz przed kłopotami?

Nasi synowie muszą się nauczyć, że nie oni są najważniejsi i nie oni rządzą.

A kto tak naprawdę nami wszystkimi rządzi, Teal? Czy wciąż jeszcze twoi rodzice, dlatego, że cię nie chcieli? Albo twoja żona, mimo że od dwóch lat nie żyje? A może tylko twój strach przed głębszym uczuciem?

Widzę, że chcesz przeforsować swój punkt widzenia.

Chyba nie sądzisz, że tylko ty masz do tego prawo? Znowu mnie odpychasz. I tak jest zawsze!

Myślę, że po moim powrocie trzeba będzie zerwać naszą umowę – oświadczył Teal przytłumionym głosem. Stwierdzenie to zabrzmiało jak wyrok sądu ostatecznego.

Julie natychmiast poczuła, że jej wściekłość ustępuje miejsca głębokiej, bezgranicznej rozpaczy. Była jednak zbyt dumna, by się do tego przyznać.

Doskonale – rzuciła. – Baw się dobrze. Żegnam.

Odłożyła słuchawkę i zalała się łzami.


Następne dni były bodaj najgorsze z tych, jakie ostatnio przeżyła. Czuła się tak, jak gdyby wewnątrz obumarła. Na domiar złego musiała wziąć trzy nocne dyżury, więc nie mogła zająć się synem akurat wtedy, gdy bardzo jej potrzebował. Danny chodził osowiały i tęsknił nie tylko za Scottem. Któregoś dnia, ni stąd, ni zowąd, powiedział:

Pan Carruthers jest bardzo podobny do taty.

Dlaczego tak myślisz?

Bo sobie wyjechał, a tatuś też stale był poza domem.

Julie poczuła łzy napływające do oczu. Musiała przyznać synowi rację, ponieważ Robert rzeczywiście niewiele czasu spędzał z nimi. Najpierw nazywało się to, że robi wszystko dla ugruntowania swej kariery, a później wyszło na jaw, że opuszczał dom dla Melissy.

Wiesz co, Danny, przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Następne cztery dni będę miała wolne, więc jeśli chcesz, pojedziemy na Wyspę Księcia Edwarda. Będziemy codziennie chodzić na plażę, obejrzymy sobie „Anię z Zielonego Wzgórza" i wszystkie tamtejsze atrakcje. Co ty na to?

Kiedy możemy jechać?

Choćby jutro.

Hurra! – krzyknął Danny z radością.

Następnego ranka przeprawili się promem na wyspę i Danny natychmiast znalazł sobie kolegów, a wieczorem z przyjemnością obejrzeli film o rudowłosej, pełnej fantazji sierotce. Pobyt był tak udany, że Julie zadzwoniła do szpitala i poprosiła o jeszcze jeden dzień urlopu.

Po pięciu dniach oboje wracali wypoczęci, a Danny był jakby nie ten sam. Po drodze wstąpili do schroniska i odebrali Einsteina. Kocur był w wyjątkowo złym nastroju i prychał nawet na Danny'ego. Kiedy zajechali przed dom, natychmiast wyskoczył z klatki i schował się wśród najgęstszych krzewów i zarośli.

Julie otworzyła drzwi i stanęła w korytarzu. Zewsząd powiało nieprzyjemną pustką. Odniosła wrażenie, że wcale nie wróciła do domu. Ogarnęły ją złe przeczucia i przygnębienie, ponieważ nie zastała żadnej wiadomości od Teala. Wyglądało na to, że Carruthers nie chce jej więcej widzieć. Wyszła, żeby przynieść wiadro z krabami kupionymi na wyspie i wtedy usłyszała zgrzyt hamulców. Przed dom zajechał czarny samochód, z którego wyskoczył Scott i podbiegł do Danny'ego. Stanął przed przyjacielem i pospiesznie zaczął mówić:

Przepraszam za to, co powiedziałem, bo to nieprawda. Czy nadal będziesz moim kolegą? Pogodzimy się?

Danny uśmiechnął się i wyszczerzył szczerbate zęby.

Jasne... może pobawimy się w twoim domku na drzewie?

Chłopcy natychmiast pobiegli do ogrodu Scotta, Julie zaś została sama z ciemnowłosym mężczyzną w szarym eleganckim garniturze. Zrobiło się jej przykro, że nie zdążyła się przebrać i ma na sobie przybrudzony strój podróżny. Kiedy Teal podszedł bliżej, zorientowała się, że jest wściekły i z trudem nad sobą panuje.

Do jasnej cholery, gdzieś ty była?

Przecież zostawiłam wiadomość, że jedziemy na Wyspę Księcia Edwarda.

Ale miałaś wrócić już wczoraj!

Poprosiłam o zastępstwo i zostałam dłużej.

A czy pomyślałaś, żeby mnie zawiadomić?

Nie. Nie przyszło mi to do głowy. Nie na darmo stale mi powtarzałeś, że nie chcesz się angażować. Czyżbyś o tym zapomniał?

Niestety, widzę, że jest za późno – wycedził Teal. – Już się zaangażowałem. Czy chcę, czy nie, to się stało. Od wczoraj ledwo żyję. Wyobrażałem sobie, że miałaś wypadek albo że cię porwano. Bałem się, że spotkałaś kogoś, z kim postanowiłaś wziąć ślub. Jak na człowieka uznającego tylko fakty, wcale się nie popisałem.

Sprawiasz wrażenie, jakbyś wcale nie był z tego zadowolony – zauważyła Julie, czując, że jej serce bije jak szalone.

Już raz się tak zaangażowałem, że potem zrobiło się z tego piekło.

Elizabeth...

Oczywiście.

No i co teraz zrobimy?

Wiem, co ja chcę zrobić.

Julie przypomniała sobie straszne dni przed wyjazdem i rozpacz, jaka ją ogarniała na wyspie.

Chyba oboje wiemy – rzuciła ze złością. – Chcesz się wycofać i zerwać umowę. Chcesz uciec, żeby się nic a nic nie zmienić. No, więc, proszę, wolna droga. Ja cię nie będę zatrzymywać!

Bardzo się mylisz, ja tylko pragnę cię kochać.

Julie nie wierzyła własnym uszom.

Co takiego?

Możesz się ze mnie śmiać – w jego głosie brzmiała gorzka autoironia – ale to wymaga ode mnie więcej odwagi niż skok z wysokiej skały w spienione fale.

Nie będę się z ciebie śmiać – zapewniła.

Czy spędzisz ze mną noc? Czy zdecydujesz się na to?

Nadal nie wierzyła w to, co słyszała.

Trzeba będzie zmienić umowę, bo przecież zastrzegłam sobie, że nie będzie żadnych amorów.

Ta umowa to najgłupsza rzecz, jaką w życiu wymyśliłem. – Teal zacisnął palce na jej ramieniu. – Powiedz, że pragniesz tego, co ja. Powiedz wreszcie „tak".

Julie uśmiechnęła się nieśmiało.

Przywiozłam ci prezent – szepnęła. – Otwórz go i obejrzyj w domu, ale bez świadków. Ten prezent jest moją odpowiedzią na twoje pytanie.

Teal z napięciem wpatrywał się w jej twarz, lecz nic nie mógł z niej wyczytać. Nie rozumiał, w jaki sposób prezent może stanowić odpowiedź na tak poważne pytanie. Nie znajdując słów, objął Julie i zaczął namiętnie całować. Zrazu biernie poddała się pieszczotom, ale po chwili przytuliła się do niego całym ciałem i obsypała gorącymi pocałunkami.

Powiedz mi – szepnął Teal między jednym pocałunkiem a drugim – powiedz mi, że się zgadzasz. Nie dręcz mnie...

Julie jeszcze mocniej go objęła i poczuła, że drgnął.

Przepraszam, zapomniałam o twoich złamanych żebrach.

Ja też o nich zapomniałem. Wciąż nie odpowiadasz na moje pytanie.

Popatrzyła mu prosto w oczy i nagle pocałowała, jak nigdy dotąd.

Niech to będzie moja odpowiedź. Powinieneś posłuchać głosu serca.

Teal wreszcie zaczynał wierzyć, że jeszcze jej nie stracił. Odetchnął z ulgą.

Dlaczego nie mogę otworzyć prezentu w obecności Scotta?

Przekonasz się – odparła z przewrotnym uśmiechem na ustach.

Kiedy teraz będziesz miała wolne?

Dopiero za pięć dni. Muszę odpracować jeden dodatkowy dyżur.

Czekałem na taką chwilę trzydzieści cztery lata... Nie pojmuję, dlaczego tych pięć dni wydaje mi się wiecznością. No trudno, wracam do domu, żeby sprawdzić, co porabiają chłopcy.

Jak to dobrze, że się pogodzili.

Nie masz pojęcia, jak ja się z tego cieszę. – Teal znowu ją pocałował. – Nie zasłużyłem na tyle szczęścia. I nie mogę sobie darować własnej głupoty. Po co ci powiedziałem, że chcę zerwać umowę?

Bardzo mnie to zabolało. Bardzo.

Teal od dawna wiedział, że jest zdolny podniecić Julie, lecz nawet przed samym sobą nie chciał się przyznać, że również może sprawić jej ból. Poczuł, że osaczają go wszystkie dawne obawy. Otrząsnął się prędko i zapytał:

Czy masz w domu coś do jedzenia? Pewnie nie, więc zapraszam cię do restauracji.

Wspaniale. Dziękuję.

Gdy cię nie widzę, zapominam, jaka jesteś piękna. Nie chce mi się wierzyć, że jesteś taka jak w mojej wyobraźni.

Widząc wyraźny podziw w jego oczach, Julie uznała, że dobrze zrobiła, przywożąc tajemniczy prezent. Uśmiechnęła się uszczęśliwiona.

Gdy tak na mnie patrzysz – szepnął Teal zduszonym głosem – wszystko wydaje się proste. I nie mogę się z tobą rozstać. – Pocałował ją delikatnie. – Ale już idę. Kiedy będziesz gotowa?

Za godzinę. – Julie podeszła do samochodu i wyjęła duże pudło zawinięte w kolorowy papier. – Mam nadzieję, że to jest to, czego pragniesz – rzekła z powagą.

Może pozwolisz mi jednak teraz otworzyć?

O nie, tutaj w żadnym wypadku – odparła przestraszona.

Wobec tego obejrzę zaraz po powrocie do domu. Do zobaczenia o siódmej.

Julie przez chwilę stała rozmarzona. Nareszcie Teal wyznał jej miłość, a to niewątpliwie oznaczało, że się bardzo mocno zakochał.


Teal poszedł od razu do sypialni i zaczął rozpakowywać prezent. Najpierw znalazł wyjątkowo dekoracyjną świecę, a obok niej taśmę z nagraniem „Lara's Theme". Następnie odwinął z papieru przejrzystą błękitną koszulę nocną i na ten widok serce zaczęło mu bić jak oszalałe. Ostatnim upominkiem było ogłoszenie oferujące domek nad morzem, na którym Julie dopisała: „Ten prezent będzie wspólny... jeśli tylko zechcesz".

Poczuł ucisk w gardle. Z trudem się opanował. Przez całe życie uważał, że dorosłym nie wypada płakać. Nawet gdy ogarnia ich tak wielkie wzruszenie, jak jego w tej chwili. Zdał sobie sprawę z tego, że prawdziwym prezentem Julie jest ona sama.


Dziesięć po siódmej Julie zapukała do drzwi. Otworzył jej Scott.

Dobry wieczór – powiedział i mocno ją objął. – Tak się za panią stęskniłem.

Po chwili przybiegł Danny, a za nim wszedł Teal. Julie niepewnie spojrzała mu w oczy. Bała się, że jej prezent oznaczał, iż zachowuje się tak, jak inne kobiety i że się narzuca. Teal podszedł i pocałował ją w same usta.

Czy wszyscy gotowi? – spytał.

Kolację zjedli w pobliskiej restauracji, po czym wrócili do domu Carruthersa. Chłopcy wybiegli do ogrodu, a Teal nalał brandy i podając Julie kieliszek, powiedział:

Chciałbym podzielić się z tobą tym prezentem.

Serce podskoczyło jej z radości.

Och, to cudownie.

Jeżeli chcesz, zamówię miejsca w tym nowym ośrodku koło Chester. Jest niedaleko stąd, a domki stoją tuż przy plaży.

Doskonale... ale co zrobimy z dziećmi?

Marylee często mi proponowała, że weźmie Scotta do siebie. Zapytam ją, czy może zająć się obydwoma chłopcami przez dwa-trzy dni.

To byłoby idealne rozwiązanie – szepnęła Julie, wsłuchana w szum pulsującej krwi. Nie rozumiała, dlaczego nagle ogarnia ją jakiś dziwny niepokój.

Załatwione. Zaraz jutro zarezerwuję domek.

Wypiła łyk brandy i zamyśliła się. Kochała Teala i niedługo spędzi z nim całe dwa dni nad morzem. Będą się kochać wsłuchani w szum fal i może wreszcie tam wyjaśnią sobie wszystko, co ich dzieli. Nie powinna się martwić na zapas.

Godzinę później była z powrotem w domu. Po kąpieli obejrzała się dokładnie w lustrze. Zawsze była zdania, że ma za duże piersi, a teraz jeszcze krytycznym okiem obejrzała rozstępy na brzuchu. Wiedziała, że Roberta przestała pociągać niedługo po ślubie, ale dopiero w czasie jego ostatniej wizyty w domu dowiedziała się, że Melissa od lat jest jego kochanką. Teraz obawiała się, że skoro nie była wystarczająco atrakcyjna dla Roberta, z pewnością nie zdoła utrzymać mężczyzny tak skomplikowanego jak Teal. Nie powinna była dawać mu takiego prezentu. Nie powinna wywoływać wilka z lasu.


Następnego dnia rano Teal zarezerwował domek na dwie doby i zadzwonił do Marylee, by poprosić ją o opiekę nad chłopcami.

Bardzo chętnie ich zabierzemy – zapewniła przyjaciółka. – Nawet sama chciałam do ciebie zadzwonić, bo dziś wieczorem wybieramy się z dziewczynkami na konie. Czy chłopcy mogliby pojechać razem z nami? Dzięki temu wcześniej zapoznamy się z Dannym i potem nie będziemy dla niego zupełnie obcymi ludźmi. ą Teal był wdzięczny Marylee za takt i życzliwość.

Serdecznie ci dziękuję, Marylee, jesteś wspaniała. O której chłopcy mają być gotowi?

Przyjadę o szóstej, a do domu wrócimy dopiero koło dziewiątej, bo stadnina jest dość daleko. Czy to nie za późno?

Chyba nie, ale zadzwonię do Julie i zapytam. Jeszcze raz dziękuję i do zobaczenia o szóstej.

Odłożył słuchawkę i pomyślał, że klamka zapadła. Wiedział, że Julie ma dyżur od siódmej do siódmej, więc zatelefonował do niej dopiero z pracy. Od razu się zorientował, że dzwoni w niezbyt odpowiednim momencie.

Czy Marylee może wziąć Danny'ego dziś wieczorem na konną przejażdżkę?

Oczywiście. Danny już kiedyś trochę jeździł podczas lekcji w szkole i był zachwycony. Czy możesz wyłożyć za mnie pieniądze?... Już idę, Shirley... Przepraszam, muszę kończyć. Do widzenia.

Punktualnie o szóstej Marylee zabrała obu chłopców. Danay rozbawił dorosłych, ponieważ przyniósł całą torbę marchwi dla konia. Carruthers pomachał ręką odjeżdżającym i wszedł do domu. Tego dnia pani Inkpen zrobiła większe porządki, więc wszędzie było czysto, lecz właśnie teraz Teal doszedł do wniosku, że Julie miała rację. Jego dom rzeczywiście był nieprzytulny. Uznał, że skoro nie lubi tego, co podobało się jego żonie, powinien wprowadzić tu więcej koloru, o trochę żywszych barwach.

Stanął przed czarno-białą fotografią, którą Elizabeth wyjątkowo lubiła. Na pierwszym planie znajdował się staruszek siedzący samotnie na ławce w parku. Wokół niego sunął tłum bezbarwnych i anonimowych postaci. Nie ulegało wątpliwości, że tych ludzi zupełnie nic nie łączy, że wszyscy są osamotnieni i nieszczęśliwi.

Uderzyła go myśl, że Julie jest zupełnie inna, że nosi w sobie radość życia, samą jego kwintesencję. Wiedział już, jak Julie tańczy, a teraz zaczął się zastanawiać, jaka będzie w miłości. W sobotę się przekona, czy zachowa się tak samo żywiołowo. Pragnął się tego dowiedzieć, a jednocześnie czuł ogarniające go obawy. Bał się samego siebie.

Zrobił sobie sałatkę i zasiadł do pracy, lecz nie mógł się skupić. O wpół do ósmej przestał z sobą walczyć, zamknął dom i poszedł do Julie z zamiarem powiedzenia jej o zarezerwowanym domku i o tym, że Marylee zgodziła się zaopiekować chłopcami.

We wszystkich oknach paliło się światło, a zza drzwi dobiegała głośna muzyka. Zadzwonił. Julie prawie natychmiast mu otworzyła.

Cześć, Teal – powiedziała uszczęśliwiona jego widokiem. – Wejdź.

Ubrana była tak samo jak tego dnia, gdy Carruthers zobaczył ją po raz pierwszy. Jej nogi wydawały się jeszcze dłuższe niż wtedy.

Mam nadzieję, że ci w niczym nie przeszkodziłem – rzekł, czując przyspieszone bicie serca i pulsowanie krwi w skroniach. – Wpadłem tylko na chwilę.

Jak to dobrze, że przyszedłeś. Sprzątam właśnie pokój Danny'ego i znalazłam zdechłą mysz. To pewnie sprawka Einsteina. Wiesz, jak lubię gryzonie, prawda?

Jeśli chcesz, zaraz ją wyrzucę.

Będę ci bardzo wdzięczna. Weź sobie piwo z lodówki.

Wyjął piwo i poszedł na górę. Pokój Danny'ego był naprzeciw sypialni Julie. Przez uchylone drzwi widać było duże łóżko z różową narzutą oraz zasłony we wzór przypominający rajski ogród. Dominowały tu odcienie czerwieni i błękitu. Teal odstawił piwo i zajrzał pod łóżko. Na szczęście mysz leżała w zasięgu ręki. Natychmiast poszedł ją wyrzucić. Umył ręce i wrócił na górę, w chwili gdy Julie, wychodząc z pokoju, potknęła się o sznur od odkurzacza i przewróciła.

Teal pochylił się, żeby jej pomóc, a kiedy ich ręce się zetknęły, poczuł, że ogarnia go pożądanie. Zajrzał w przymglone oczy Julie, potem obrzucił spojrzeniem jej ciało.

Julie... – szepnął, obejmując ją i całując. – Nie chcę czekać do soboty. A ty?

Ja też nie.

Wstała i podała mu rękę. Przeszli do sypialni i przystanęli niezdecydowani, jakby onieśmieleni. Julie ściągnęła narzutę; pościel była w kolorowe kwiaty. Teal zdjął koszulę, a Julie bluzkę. Była bez stanika. Dotknął jej piersi i momentalnie stracił panowanie nad sobą. Zaczęli się kochać natychmiast, gorączkowo. Teal od dawna żył samotnie i tak długo pragnął kobiety, a ostatnio stale marzył o Julie. Teraz pieścił jej aksamitną skórę. Odniósł wrażenie, że cały świat zmalał, a jej ciało jest wszystkim. Wreszcie odnaleźli siebie i ulegli odwiecznej namiętności, która wyrwała głuchy jęk z ich piersi. Ale wszystko skończyło się nagle, stanowczo za szybko. Teal opadł bez sił. Ogarnęły go, tak jak dawniej, nieprzeniknione ciemności i znowu czuł, że jest sam. Tak osamotniony jak zawsze, jak przez całe życie.

Po chwili powróciła świadomość, a z nią zapomniane wrażenia, które jedynie pogłębiły jego uczucie osamotnienia. Julie nie myliła się, mówiąc, że przez całe życie nie wychodził ze swej samotni. Małżeństwo z Elizabeth miało go z niej wyrwać, a tymczasem pogrążyło jeszcze bardziej. Przestał wierzyć, że uczucie zjednoczenia może przetrwać akt fizyczny. Sam czegoś takiego nigdy nie doświadczył i był przekonany, że wszystkie historie, jakie słyszał o miłosnych uniesieniach, to wyłącznie bajki mające pocieszyć człowieka w jego samotności.

Uniósł się na łokciu i popatrzył na Julie. Jeszcze czuł na skórze ciepło jej ciała, lecz pomyślał z rozpaczą, że tak się zachował, jakby to nie była ona, ale jakaś obojętna mu kobieta. Być może nawet zupełnie obca. Jednocześnie uświadomił sobie, że nie zabezpieczyli się przed ciążą. Odsunął się i cichym głosem powiedział:

Nie powinienem był tak postąpić... zapomniałem się i nie myślałem, co robię.

Julie leżała bez ruchu, więc nie od razu się zorientował, że płacze. Nie rozumiał dlaczego, bo Elizabeth nigdy zbyt wiele od niego nie oczekiwała. Pragnęła jedynie zajść w ciążę i nie chciała nic więcej. Czuł, że rozpacz ustępuje miejsca jakiemuś innemu uczuciu.

Czego nie powinieneś robić? – spytała Julie przez łzy.

Nie powinienem był się z tobą kochać.

Przecież wcale się nie kochałeś!

Jej szczerość wzbudziła w nim gniew – emocję, którą doskonale znał i która go niepokoiła.

Masz rację, to nie była miłość. Mogłoby się to zdarzyć z każdą inną kobietą... i właśnie dlatego tak się przed tobą broniłem.

Julie usiadła. Jej oczy ciskały błyskawice.

Więc to ja jestem winna, tak?

Nie, do jasnej cholery! To tylko moja wina! Jak myślisz, dlaczego tak mi zależało na naszej umowie? Wyłącznie dlatego, żeby nie znaleźć się w takiej właśnie sytuacji. Niech to wszyscy diabli!

Nie klnij.

Jeśli tylko chcesz, możesz bez skrupułów odwołać nasz wyjazd.

Nigdy o niczym tak nie marzyłam, jak o tym, żeby się z tobą kochać. I co mam z tego? Nic od ciebie nie dostałam.

Dostałaś tyle, ile potrafię z siebie dać!

Więc to znaczy, że jesteś taki sam jak Robert. Teal poczuł się, jakby mu wymierzono policzek.

Stosunki z mężem nie sprawiały ci przyjemności, prawda?

Nie. – Z bezsilnej wściekłości mocno zacisnęła pięści. – Co z tego, że jestem piękna i pociągająca? Co z tego, że każdy facet chce iść ze mną do łóżka? Mnie sam seks nie wystarcza, bo to tylko instrumentalne traktowanie drugiej osoby. Tak jak teraz.

Przepraszam cię, Julie... – szepnął zdumiony.

Jeżeli nie możesz mi nic z siebie dać, to nigdzie z tobą nie jadę – ciągnęła bezbarwnym głosem.

Jej słowa wywołały ból w sercu Teala.

Nie chciałem cię zranić, wierz mi.

Wszystko między nami skończone, prawda? To koniec. W tym momencie zaczął bić zegar.

Już dziewiąta! – krzyknęła przerażona Julie. Natychmiast wyskoczyła z łóżka i zaczęła się ubierać. – Marylee może tu być w każdej chwili.

Teal schwycił ją za rękę.

Nie możemy się tak rozstać...

Przestań! – rzuciła gniewnie. – Zaraz tu będą chłopcy! Nie powinni nas zastać w łóżku, bo i tak nie bardzo wiedzą, co się dzieje. Puść mnie! I wkładaj ubranie!

Sama ubrała się w mgnieniu oka i wybiegła z sypialni. Teal powoli zapinał koszulę i starał się uporządkować myśli. Jedyne, co wiedział na pewno, to to, że nie mogą się tak pożegnać. Po prostu nie mogą.

Gdy zszedł na dół, Julie była w łazience i zimną wodą chłodziła rozpaloną twarz.

Musimy porozmawiać... – zaczął.

Nie warto – rzuciła gniewnie. – Czyny mówią więcej niż słowa.

Nie wyjdę stąd bez wyjaśnienia!

Musisz, bo ja wychodzę i będę czekać na Danny'ego przed domem. Nie chcę się z tobą kłócić w obecności dziecka.

Tealowi zabrakło słów. Nie wiedział, co powiedzieć. Nie poznawał samego siebie. Przygładził włosy, wyszedł na werandę i uważnie popatrzył na Julie. Uświadomił sobie, że jest nie tylko zła na niego, ale również przestraszona. Wręcz przerażona. Poczuł ucisk w gardle. Z trudem przełknął ślinę i powiedział stanowczym tonem:

Przyjeżdżam po ciebie w sobotę po południu.

Nigdzie nie pojadę.

Pojedziesz, pojedziesz. Twoje łzy oznaczają, że moje postępowanie nie jest ci obojętne. Wreszcie zaczynam to rozumieć. Proszę cię tylko, żebyś mi dała jeszcze jedną szansę i obiecuję, że już się więcej nie powtórzy to, co się stało dzisiaj.

A jeśli jednak jesteś taki jak Robert? Nie chcę drugi raz przechodzić przez to samo.

Nie jestem taki jak on, przysięgam.

Już naprawdę nic nie wiem – szepnęła zrezygnowana.

Obiecaj mi tylko, że pojedziesz.

Dobrze, pojadę – mruknęła, nie podnosząc oczu.

Teal odetchnął z ulgą.

Po chwili zajechał samochód, z którego wyskoczyło czworo dzieci. Pół godziny później Teal wracał z synem do domu, zadowolony, że Julie zgodziła się wyjechać z nim na dwa dni. Dalszy bieg wypadków zależał wyłącznie od niego.




Rozdział 10


Do ośrodka wypoczynkowego zajechali późnym popołudniem. Rano, po powrocie z nocnego dyżuru, Julie położyła się, żeby odpocząć, ale nie mogła zasnąć. I teraz, z braku snu, była jednym kłębkiem nerwów.

Wysiadła z samochodu i się rozejrzała. Wokół domku rosły świerki i brzozy; pomiędzy srebrzystobiałymi pniami połyskiwała szmaragdowa woda. Aż tutaj dochodził monotonny, kojący szum fal. Julie wciągnęła głęboko w płuca ożywcze słone powietrze i poczuła, że zaczyna się odprężać. Od poniedziałku przez cały czas była podenerwowana i nie wiedziała, czy dobrze postąpiła, zgadzając się na wyjazd we dwoje.

Jak tu pięknie.

Teal nie mógł jeszcze zbyt dużo dźwigać, więc pomogła mu wnieść walizki. Stanęła w progu i rozejrzała się. Gdyby była w lepszym nastroju, pokój wzbudziłby jej zachwyt. Przed kominkiem stał stolik, na nim wazon z bukietem świeżych róż, weneckie okno wychodziło na ocean, a olbrzymie łóżko było nakryte ciemnozieloną narzutą, która doskonale harmonizowała z jasnozielonym dywanem.

Teal postawił walizkę i wyszedł. Po chwili wrócił, niosąc pudło od Julie i zaczął wyjmować prezenty. Świecę postawił na nocnym stoliku, a koszulę położył na poduszce. Włożył taśmę i włączył magnetofon, więc zaraz popłynęła znana, smętna melodia.

Chodźmy od razu do łóżka, dobrze? – rzekł półgłosem. Instynktownie zaproponował to, co było najważniejsze.

Julie miotały sprzeczne uczucia; chciała znaleźć się w ramionach Teala, a jednocześnie pragnęła jak najdalej od niego uciec. Dlatego w tej chwili nie mogłaby iść na spacer, grać w tenisa lub spokojnie rozmawiać przy lampce wina. Uśmiechnęła się niepewnie i wzięła koszulę.

Zaraz wrócę – szepnęła.

W łazience prędko się rozebrała, włożyła koszulę, rozczesała włosy i, dla dodania sobie odwagi, skropiła się ulubionymi perfumami. Patrząc w lustro, pomyślała, że najważniejsza jest miłość do Teala, a wszystko inne powinno samo jakoś się ułożyć.

Kiedy wróciła do pokoju, zasłony były zaciągnięte, a świeca płonęła jasnym płomieniem. Teal, z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, stał przy łóżku. Julie nie potrafiła odgadnąć, co myślał i czuł. Wstępowała w nieznane, lecz widziała, że ukochany mężczyzna wpatruje się w nią z zachwytem. Był przekonany, że tak piękna kobieta zasługuje na najpiękniejsze storczyki. Na cały bukiet storczyków.

W poniedziałek poprzysiągł sobie, że następnym razem zrobi wszystko, by uszczęśliwić Julie. Wielokrotnie powtarzał romantyczne słowa i gesty, które uznał za najodpowiedniejsze, lecz teraz wszystko zapomniał i szepnął tylko:

Julie, nie rozumiem, dlaczego tu jesteś. Po tym, jak cię potraktowałem, nie zasługuję na ciebie.

Rzuciła mu spojrzenie spod rzęs.

Jestem tu dlatego, że cię kocham. Wciąż jeszcze tego nie widzisz?

Teal poczuł ukłucie w piersi.

Nie, jeszcze nie zauważyłem.

Ale przynajmniej już wiesz, bo ci to powiedziałam.

Była tak spięta, że nie miała odwagi spojrzeć mu w oczy.

Teala ogarnęło wzruszenie podobne do tego, jakiego doznał, gdy po raz pierwszy wziął na ręce syna. Zalała go taka fala czułości dla drugiej ludzkiej istoty, że nie potrafił tego wyrazić. Położył dłonie na ramionach Julie.

Niczym nie zasłużyłem na tyle szczęścia.

Na miłość się nie zasługuje. Ona jest albo jej nie ma.

A dowody miłości?

Julie czuła się dziwnie onieśmielona. W dalszym ciągu nie mogła na niego spojrzeć. Lekko dotknęła plastrów na piersi Teala.

Nie mam wielkiego doświadczenia, ale... Ale chcę, żebyśmy byli naprawdę razem. I żeby nic nas nie dzieliło. Chcę, żebyśmy połączyli się tak mocno, jak to tylko możliwe. Lepiej przyznam się od razu, że nie mam pojęcia, jak to osiągnąć.

Teal też tego nie wiedział. Wdychając zapach jej perfum, miał wrażenie, że Julie zaczyna otwierać się niby kwiat. I że daje mu coś, czego nigdy nie otrzymał od Elizabeth. Świadomość, że jest dla Julie kimś bardzo ważnym była niepokojąca, wiedział bowiem, że jego postępowanie nie pozostanie bez echa. Oboje mieli nie zabliźnione rany i oboje chcieli o nich zapomnieć. Teal pragnął dać Julie tyle, na ile zasługiwała i ile od niego oczekiwała.

Poprzednio zapomniałem o antykoncepcji – powiedział.

Nie szkodzi. Jestem zabezpieczona, bo muszę wyleczyć jakieś kobiece kłopoty – rzekła, zabawnie przekrzywiając głowę. – To dobrze, prawda? Teraz nie potrzebujemy żadnych dodatkowych komplikacji.

A więc jesteśmy tu tylko dla siebie? – Teal z trudem poznał własny głos. – Tylko i wyłącznie my dwoje?

Oczywiście, że jesteśmy tu dla siebie. A dla kogo mielibyśmy być?

Zmusił się do tego, by zburzyć pierwszą przeszkodę, która ich dzieliła. Zaczerpnął powietrza i wyznał:

Mojej żonie byłem potrzebny wyłącznie z jednego powodu. .. ona tylko chciała zajść w ciążę.

Zdumienie Julie nie miało granic. Nie potrafiła uwierzyć, by coś podobnego mogło być prawdą. Spojrzała Tealowi prosto w oczy i wyczytała z nich, że nie kłamał.

Nie jestem taka jak Elizabeth – zapewniła gorąco. – Ja pragnę ciebie, wyłącznie ciebie, i nic więcej nie chcę. – Zarumieniła się, lecz nie spuściła oczu. Odsunęła się i obrzuciła go zachwyconym spojrzeniem. – Jesteś wspaniale zbudowany. – Uśmiechnęła się filuternie. – Nawet się nie domyślasz, w jakich sytuacjach mi się śniłeś.

Teal nieśmiało i delikatnie powiódł palcem po jej ustach.

Z Elizabeth nigdy nie byłem naprawdę blisko – wyznał. – Nie zdarzyło się to przez siedem lat małżeństwa. Nawet kiedy urodził się Scott, nie zbliżyła się do mnie i to, co było w niej najważniejsze zachowała dla siebie.

Tę swoją samotność – szepnęła Julie.

Teal kiwnął potakująco.

Ty jesteś zupełnie inna i dlatego tak bardzo cię potrzebuję.

Nigdy nie przypuszczał, że kiedykolwiek uczyni takie wyznanie, a tymczasem słowa popłynęły same, zupełnie naturalnie. Julie miała oczy pełne łez. Powiedziała przez ściśnięte gardło:

Skoro się już spowiadamy, wyznam ci, że ja Robertowi też nie byłam potrzebna. Nasze całe małżeństwo okazało się udawaniem od początku do końca. Dla niego było jak gdyby próbą generalną, podczas której mógł studiować stany emocjonalne. Celowo doprowadzał mnie do wściekłości, by potem chłodno obserwować moje reakcje, jakbym była zwierzęciem doświadczalnym. Znienawidziłam go za to!

Dla mnie jesteś najwspanialsza na świecie. Oczywiście podziwiam twoją urodę, bo jesteś tak piękna, że aż dech mi zapiera i byłbym kłamcą, gdybym twierdził, że jest inaczej. Ale to twoja odwaga i szczerość, i namiętna natura... – Głos na chwilę go zawiódł. – To one sprawiły, że cię pokochałem.

Julie wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczyma.

Co ty powiedziałeś?

Mówię, że cię kocham – powtórzył Teal i roześmiał się uszczęśliwiony. – Ależ ze mnie bałwan! Przecież to było jasne jak słońce, od samego początku. Julie, najdroższa, kocham cię.

Ujął jej twarz w obie dłonie i obsypał pocałunkami.

Była tak oszołomiona, że w ogóle nie reagowała. Pocałunki najpierw były tak delikatne, jak muśnięcia skrzydeł motyla. Z wolna jednak stawały się coraz bardziej namiętne i dopiero wtedy Julie odpowiedziała na nie nieśmiało.

Wydaje mi się, że śnię – szepnęła. – Czy naprawdę powiedziałeś, że mnie kochasz?

Teal zaśmiał się cicho.

Skarbie mój, to nie jest sen. Naprawdę cię kocham.

Ja ciebie też! – zapewniła wzruszona. Nawet w najśmielszych marzeniach nie spodziewała się, że usłyszy takie wyznanie. Zarzuciła Tealowi ramiona na szyję. – Wiesz co? Już się tak nie boję, jak pięć minut temu.

Teal znowu się roześmiał, chociaż nigdy nie przypuszczał, że pieszczotom może towarzyszyć radosny śmiech.

Nie błagasz o litość?

Teal powoli przesuwał dłonie coraz niżej.

Panie Carruthers, błagam, ale nie o litość.

Czy to ma znaczyć, że za dużo mówię, a za mało robię? – Gdy już leżeli, szepnął: – Mamy przed sobą całe dwa dni. Dwa dni razem. Chyba zdążymy nauczyć się, jak się nawzajem uszczęśliwiać.

Niczego bardziej nie pragnę.

Teal zajrzał jej głęboko w oczy i dostrzegł w nich wyznanie miłości. Poczuł, że ogarnia go wielkie pożądanie domagające się natychmiastowego zaspokojenia. Najwyższym wysiłkiem woli zdołał się jednak opanować. Postanowił bowiem, że da Julie to, czego od niego oczekuje i dlatego musi panować nad sobą. Instynktownie czuł, że jest to coś więcej, niż dziecko, którego pragnęła Elizabeth. Julie chciała go mieć całego, z ciałem i duszą, z radościami i smutkami, ze wszystkim. Na tym polegała intymność, której Elizabeth tak uparcie unikała.

Zaczął ją pieścić i dotykać, jakby chciał, aby jego palce zapamiętały wszystkie linie jej pięknego ciała, prześwitującego uwodzicielsko przez przezroczystą koszulę. Ujął w dłonie jej piersi i wtulił twarz we włosy. Kiedy zaczął pieścić jej brzuch i uda, ciało Julie przebiegł dreszcz. Teal podniósł głowę i wyczytał w jej oczach wielkie pożądanie. Pięknie wykrojone usta bez słów mówiły o miłości. Wpatrywał się w nią, czując, że ten obraz na zawsze pozostanie w jego pamięci.

Julie jednym wdzięcznym ruchem ściągnęła koszulę i szepnęła:

Teraz moja kolej.

Teal położył się na plecach zaskoczony, że ona również pragnie poznać wszystkie tajniki jego ciała. Pieściła go ustami, dłońmi i całą sobą, wywołując rozkosz, jakiej nigdy nie zaznał. Kiedy oplotła go udami, szepnął:

Jeszcze nie, Julie... jeszcze zaczekaj.

Obsypał ją najbardziej intymnymi pieszczotami, zdumiony, że potrafi tak bardzo ją podniecić. Julie przyciągnęła go mocno do siebie i wtedy uznał, że bez reszty należy do niego. Jest jego ukochaną i jedyną kobietą na świecie. Pragnął dać jej bezgraniczną rozkosz. Nagle gorącym szeptem kilkakrotnie powtórzyła jego imię, co napełniło go uczuciem dumy i jednocześnie pokory. Nieopisana czułość, jaka go zalała, znalazła wyraz w kilku słowach. Najprostszych, a zarazem najwspanialszych słowach na świecie.

Julie, najdroższa moja, kocham cię.

Julie położyła jego dłoń na swym oszalałym ze szczęścia sercu i szepnęła:

Ja też cię bardzo kocham.

Przez kilka chwil leżała z przymkniętymi oczami, jakby jeszcze przebywała w krainie rozkoszy, do której ją zawiódł. Teal czekał, delikatnie pieszcząc jej piersi. Miał pewność, że Julie już zawsze będzie do niego należała.

Jestem bardzo szczęśliwa – szepnęła.

Pieszczotliwie przesunęła dłonie po jego plecach i pośladkach i oplotła go udami.

Teraz chcę cię bez reszty – powiedziała namiętnym szeptem. – Teraz, Teal.

Pragnę, żeby to trwało całą wieczność.

Przecież to dopiero początek... Nigdy cię nie opuszczę. Jeśli tylko chcesz mnie mieć przy sobie.

Chcę. Na zawsze.

Znowu obsypał ją pocałunkami i dopiero teraz wyraził nimi całą namiętność, jaka drzemała w nim przez lata. Wyzwolił się dzięki Julie, a właściwym prezentem, jaki mu ofiarowała był on sam. Stał się mężczyzną, jakim od dawna mógł być. Pieścił ją przepełniony miłością i wdzięcznością. Wreszcie nabrał pewności, że wie, jak sprawiać rozkosz i wie, że potrafi ją dać. Nareszcie zrozumiał, czego Julie najbardziej pragnie.

Proszę cię, Teal... proszę – usłyszał namiętny szept.

Ciałem Julie wstrząsały dreszcze rozkoszy, a na jej twarzy malowała się najwyższa ekstaza. Teal czuł, że w tej chwili stanowią jedno ciało i że właśnie tak być powinno. Nigdy w życiu nie doświadczył takiego uniesienia i tak pełnego zespolenia. I nie był równie szczęśliwy.

To, co teraz czuję, jest zupełnym przeciwieństwem osamotnienia.

Julie zarzuciła mu ręce na szyję.

Jak można być samotnym, gdy się jest naprawdę razem?

Dałaś mi najcudowniejszy prezent pod słońcem.

Uśmiechnęła się, przytuliła i oparła policzek o jego ramię.

Po chwili zasnęła. On natomiast leżał wsłuchany w spokojny rytm oddechu ukochanej.


Z chwilą gdy Julie się przebudziła, znowu ogarnął ich szał miłości. Po jakimś czasie poczuli głód, lecz nie chciało im się wychodzić, więc zamówili obiad do domku. Po skończonym posiłku Teal objął Julie i mocno przytulił.

Jesteś erotomanem – zaśmiała się rozbawiona.

Czyżbyś miała jakieś zastrzeżenia?

Nie. – Spoważniała. – Każda minuta spędzona z tobą była pełnią szczęścia. Tutaj zobaczyłam cię takiego, jakiego nie znałam. Podejrzewałam cię tylko o głębokie uczucia, ale nie byłam pewna, bo wciąż trzymałeś mnie na dystans.

Przez kilka ostatnich godzin życie Teala nabrało nowych, zupełnie innych barw. Teraz wrócił wspomnieniami do swego małżeństwa.

Myślę, że osamotnienie Elizabeth było większe niż moje, ale nigdy już się nie dowiem, czy mam rację. Początkowo byłem w niej bardzo zakochany. Kiedy się pobieraliśmy, wiedziałem, że chce mieć dzieci i to mi najzupełniej odpowiadało. Wkrótce się zorientowałem, że żona nie lubi seksu, ale byłem młody i sądziłem, że z czasem to się zmieni. Potem urodził się Scott, którego od pierwszej chwili gorąco pokochałem, bo wiedziałem, że przynajmniej przy nim nie będę samotny. Miałaś rację, podejrzewając, że rodzice mnie nie chcieli. Byłem jedynie pionkiem na szachownicy, na której rozgrywali swoje partie. – Zamilkł na chwilę. – Elizabeth od razu chciała mieć drugie dziecko, a ja też uważałem, że dobrze byłoby mieć córkę. Ale minął rok, potem dwa i nic. Żona zaczęła się leczyć. Nawet ja dałem się przebadać, bo wiedziałem, jakie to dla niej ważne. Nie wykryto u mnie żadnego defektu. Elizabeth uznała, że wina leży wyłącznie po jej stronie.

Zapatrzył się w dal.

Uparła się, że chce mieć drugie dziecko, więc zaczęliśmy chodzić od lekarza do lekarza, od kliniki do kliniki. Ale problem polegał również na tym, że ona nie lubiła pieszczot i nigdy nie mogła się naprawdę rozluźnić. Myślę, że po prostu bała się namiętności i żywiołowych uczuć. Całą energię i uwagę skupiła na tym, by zajść w ciążę, więc nasza miłość stała się mechaniczna. Nie było w tym nic spontanicznego, ani odrobiny prawdziwego uczucia. Znienawidziłem seks i nawet chciałem zostawić żonę. Ale jakoś nie mogłem się na to zdobyć. No, a potem zdarzył się ten wypadek.

Wyraz jego twarzy świadczył o tym, jak bolesne były te wspomnienia, a mimo to mówił dalej:

Mój żal był wielki i naprawdę szczery. Przecież przeżyliśmy z sobą siedem lat i Elizabeth była matką mojego syna. Mimo że przestałem ją kochać, nadal była moją żoną i umarła dużo za wcześnie. W dodatku czułem się winny i wyrzucałem sobie, że ją zawiodłem. Gdybym się bardziej starał, może byśmy się do siebie zbliżyli. Ale najgorsze w tym wszystkim było niejasne uczucie ulgi. Zwyczajnej ulgi. Tyle że nie mogłem się do tego przyznać i nigdy w życiu nikomu o tym nie wspomniałem.

Jestem pewna, że robiłeś wszystko, by zbliżyć się do żony – wtrąciła cicho Julie.

Owszem, próbowałem, ale mi się nie udało.

Przecież ona też była częściowo odpowiedzialna.

Pieszczoty nic dla niej nie znaczyły i dziecko też tego nie zmieniło, więc zacząłem robić awantury. Ale ona tylko milczała. Potrafiła nie odzywać się do mnie całymi dniami. Doprowadzało mnie to do szału.

Teraz się nie dziwię, że uciekałeś przed bliższymi kontaktami z innymi kobietami. I umowa, jaką wymyśliłeś, staje się bardziej zrozumiała.

Była logiczna, owszem. – Teal uśmiechnął się krzywo. – Od pierwszej chwili, gdy cię poznałem, podświadomie czułem, że jesteś mi bardzo potrzebna... I nasza umowa miała mi pomóc zbliżyć się do ciebie.

Dzięki mnie zacząłeś inaczej widzieć kontakty między kobietą i mężczyzną, prawda? My nigdy nie byliśmy powierzchowni ani zamknięci w sobie, mimo że się o to staraliśmy.

Twoja szczerość była pierwszą rzeczą, która mi się w tobie spodobała – rzekł Teal i po raz pierwszy uśmiechnął się bez przymusu.

Chodźmy do łóżka – powiedziała Julie, zalotnie patrząc spod rzęs.

Co? Znowu? I kto tu bardziej szaleje?

Czy nie wiesz, że łóżka służą również do spania?

Dobrze, że już mam za sobą te zwierzenia. Chciałem, żebyś mnie zrozumiała... i żebyś czuła, że możesz mówić o swoim mężu. Jest ojcem Danny'ego, więc nie można go wykreślić z pamięci. Oboje musimy zmienić naszą opinię o małżeństwie.

Na ustach Julie igrał uwodzicielski uśmiech.

Polubiłam seks – wyznała.

Zdążyłem to zauważyć. – Obrzucił jej ciało wzrokiem pełnym pożądania. – Przed chwilą słyszałem coś o spaniu, ale mam inne zdanie na ten temat.

Jestem przyzwyczajona do nocnych dyżurów. Ale najpierw zapalimy ogień w kominku, dobrze?

Zgoda. A potem podsycimy płomień w naszych sercach.


Wrócili w poniedziałek o siódmej, czyli godzinę później, niż się umówili z Marylee. Teal zajechał przed dom i zatrąbił. Chłopcy wybiegli natychmiast i rzucili im się w ramiona.

Wracamy do normalnego życia – zauważył Teal.

Mam wrażenie, że nie było nas cały miesiąc. Witaj, Danny.

Jak się bawiliście? – niewinnie zapytała Marylee. Julie oblała się rumieńcem, a Teal odparł spokojnie:

Cudownie. A wy?

Chłopcom tak się spodobało, że chcą do nas znowu przyjechać. Co wy na to?

Julie jeszcze mocniej się zarumieniła.

Pomyślimy – rzekł Teal i zwrócił się do syna: – Scott, pomożesz mi zanieść walizkę na górę?

Słyszałam, że plaża jest tam przepiękna. Czy to prawda? – spytała Marylee.

Nie byli na niej ani razu.

Skały są szare, woda błękitna, a plaża piaszczysta – odparł Teal. – Chodźcie, musimy się czegoś napić.

Zasiedli pod klonem, chwilę porozmawiali, po czym Marylee odjechała.

Tęskniłeś za mną, Danny? – spytała Julie.

Chłopcy wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

Trochę... Mamy dla was niespodziankę.

Jest w piwnicy – dorzucił Scott.

Znowu coś się zepsuło? – zapytał Teal.

Nie. – Chłopcy z trudem hamowali śmiech. – Pospieszcie się, bo chcemy wam koniecznie pokazać.

Teal wstał i wyciągnął rękę.

No, to chodźmy od razu.

Chłopcy przystanęli przy drzwiach, a Danny wyjaśnił:

Niespodzianka leży w kącie koło pieca. Na pewno się wam spodoba. Musicie po nią iść razem.

A czy to gryzie? – podejrzliwie spytała Julie.

Nie bój się, mamo, nie gryzie. A zresztą pan Teal cię obroni.

Danny, chyba nie znalazłeś jakiegoś przybłędy? Wiesz, że pani LeMarchant nie zgodzi się na żadnego psa.

Idźcie zobaczyć.

Julie i Teal wzruszyli ramionami i zeszli na dół. W piwnicy było mroczno i brudno. Kiedy podeszli do pieca, usłyszeli trzask zamykanych drzwi.

A ci co tam wyprawiają? – spytał zaskoczony Teal.

Nie wiem. – Julie miała uraz na punkcie piwnic, więc natychmiast krzyknęła: – Danny, otwórz drzwi!

A czy już znaleźliście niespodziankę?

Popatrz, Julie. Chyba dano nam ultimatum.

Czy na pewno nie ma tu szczurów? – Julie rozejrzała się niespokojnie.

Nigdy ich tu nie widziałem, więc chyba nie ma. – Teal uśmiechnął się. – Ale jeśli Einstein się tu przeniesie, na pewno nie będzie ani jednego.

Co to ma znaczyć? O czym ty mówisz? Danny nigdy się z tym kotem nie rozstanie.

Najdroższa moja, ostatnio stale powtarzałem, że cię kocham, ale jednej rzeczy nie powiedziałem ci ani razu. Chcesz wiedzieć, co to takiego?

Ani razu nie zaproponowałeś, żebyśmy poszli na plażę.

Rzeczywiście. Ale przede wszystkim nie zaproponowałem ci małżeństwa.

Uśmiechał się, lecz w oczach miał niezwykłą powagę.

Nie miałeś kiedy, bo prawie nie wychodziliśmy z łóżka.

Julie, czy mogę prosić cię o rękę?

Najlepszym dowodem, że mnie kochasz jest to, że chcesz wziąć Einsteina.

Pani Ferris, proszę o poważną odpowiedź na moje pytanie.

Panie Carruthers, zgadzam się poślubić pana, ale pod warunkiem, że podpiszemy nową umowę. Taką, która nie będzie zabraniać amorów.

Teal złożył na jej ustach gorący pocałunek.

To najlepsza pieczęć – zauważył. – Ja też dorzucę nowy warunek: musisz polubić prawników.

Dobrze. A teraz pokaż mi tę niespodziankę.

Teal wyciągnął z kieszeni pogniecioną kartkę papieru ze słowami: „Chcemy, żebyście się pobrali. Wypuścimy was dopiero wtedy, gdy się zdecydujecie. Koło pieca jest chleb i woda. Szczurów nie ma".

Julie skrzywiła się.

Rozczarowałeś mnie. Widzę, że mi się oświadczyłeś tylko dlatego, żeby tu nie umrzeć z głodu.

Zgadłaś. Ale poza tym kocham cię, pragnę i potrzebuję. To nie ma nic wspólnego z naszymi synami i z głodówką, jaką nam zagrozili. Powinnaś już być o tym przekonana. A ślub możemy wziąć jeszcze w tym miesiącu.

Dobrze – zgodziła się uszczęśliwiona.

No to załatwione – rzekł Teal i znów ją pocałował. – Powiemy chłopcom od razu, czy trochę ich przetrzymamy w niepewności?

Od dzisiaj będę inaczej patrzeć na piwnice, ale jednak wolałabym jak najszybciej stąd wyjść.

Chłopcy! – krzyknął Teal. – Możecie nas wypuścić. Postanowiliśmy się pobrać.

Ale szybko! – W głosie Danny'ego brzmiała nuta rozczarowania. – Myśleliśmy, że to będzie jak w tym filmie o rycerzach...

Miesiąc później odbył się ślub.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
289 Field Sandra Zabawa w randki
Field Sandra Zabawa w randki
Field Sandra Zabawa w randki
Field Sandra Zabawa w randki
R289 Field Sandra Zabawa w randki
Field Sandra Gorszaca propozycja
327 Field Sandra Muszę odzyskaą żonę
606 Field Sandra Piekielny Jared
252 Field Sandra Razem dookoła świata
Field Sandra Muszę odzyskać żonę
Field Sandra Clementina
Field Sandra Piekielny Jared
Field Sandra W krainie fiordów 40
274 Field Sandra Słońce w środku nocy
082 Field Sandra Kraina dobrej nadziei
40 Field Sandra W krainie fiordów
040 Romantyczne podróże Field Sandra W krainie fiordów
Field, Sandra Bilder der Liebe
Field Sandra Milioner i tajemnicza nieznajoma

więcej podobnych podstron