Węgrzy już bez nadmiernego deficytu, za to z nowymi podatkami
Z majowego komunikatu KE wynikało, że Bruksela oczekuje w tym roku na Węgrzech deficytu budżetowego w wysokości 2,7 proc. PKB, a w roku następnym – 2,9 proc. W 2012 r. niedobór węgierskiego budżetu wyniósł 1,9 proc. PKB, a w 2011 r. uzbierała się nawet nadwyżka w wysokości ponad 4 proc. Gdyby jednak rząd nie przechwycił wówczas pieniędzy z likwidowanego de facto węgierskiego odpowiednika polskiego systemu OFE, to dwa lata temu deficyt budżetowy wyniósłby 5,4 proc.
Marzenie Viktora Orbána o swobodzie w prowadzeniu polityki gospodarczej stało się rzeczywistością. Po faktycznym „wyproszeniu” z kraju Międzynarodowego Funduszu Walutowego premier Węgier uwolnił się teraz od obowiązku wysyłania do Brukseli kwartalnych raportów i przedstawiania wyjaśnień w sprawach gospodarczych. Ma to niebagatelny wydźwięk polityczny w obliczu przyszłorocznych wyborów parlamentarnych, na które opozycja przygotuje się jak na „bój jej ostatni”. Już teraz zaczęły się między siłami opozycyjnymi rozmowy w sprawie wspólnej listy wyborczej i ścisłej współpracy najważniejszych ugrupowań, jak również o ewentualnym wspólnym kandydacie na stanowisko premiera.
Procedura nadmiernego deficytu budżetowego została rozpoczęta wobec Węgier już w roku przystąpienia do Wspólnoty. Od tego czasu trzy razy, tj. w 2004, 2005 i w 2012 r. Budapeszt usłyszał, że nie robi wszystkiego, co może i powinien, aby deficyt budżetowy zredukować poniżej pułapu 3 proc. w relacji do PKB. Rok temu Bruksela zamroziła w konsekwencji wypłatę 145 mln euro z puli 495 mln euro, tworzącej fundusz spójności dla Węgier. To był pierwszy przypadek tak drastycznej decyzji Unii Europejskiej wobec państwa członkowskiego. Ponieważ rząd węgierski zrozumiał wagę ostrzeżenia i poczynił zdecydowane kroki w celu poprawy relacji budżetowych, koniec końców „areszt” z tych środków został zdjęty.
Budapeszt nie był od 2004 r. jedynym mającym dokuczliwy problem z naruszeniem unijnych rygorów budżetowych, lecz tylko rząd Viktora Orbána zastosował takie metody reperowania finansów państwa, które Komisja Europejska uznawała za nierokujące stałej i strukturalnej poprawy. Sięgano po rozwiązania nadzwyczajne. Przejęte zostały środki węgierskiego II filara emerytalnego (odpowiednika polskiego OFE), wprowadzono ekstra podatki sektorowe obejmujące bankowość, telekomunikację i energetykę, a także duże sieci handlowe.
Szalę na korzyść Węgier przechylił w Brukseli nadzwyczajny program oszczędnościowy ogłoszony przez nowego ministra gospodarki. Od marca br. jest nim Mihály Varga. Jego program przewidywał początkowo oszczędności w wysokości 70 mld forintów (ok. 1 mld zł.). Ich źródłem było zamrożenie części planowanych na ten rok wydatków w niemal wszystkich resortach. Został wprowadzony w odpowiedzi na opinię KE, że zamierzenia rządu w poprzednim kształcie nie dają gwarancji zmniejszenia deficytu do założonego poziomu 2,7 proc. PKB. Na tym się jednak nie skończyło. Ku zaskoczeniu krajowych i zagranicznych ekspertów węgierskie władze znowu sięgnęły do wypróbowanej już metody i w celu poprawy tegorocznych relacji budżetowych o następne 70 mld forintów podwyższają od sierpnia nadzwyczajne podatki dla banków i dla firm telekomunikacyjnych.
Uradzono np. podatek od kredytów zaciągniętych w bankach przez samorządy. Zobowiązania z tytułu tych pożyczek zostały kilka miesięcy temu przejęte przez państwo. Banki mają teraz zapłacić 7 proc. podatku od wartości tych długów, bowiem zmalało związane z nimi ryzyko niewypłacalności kredytobiorców. Sytuacja banków polepszyła się, ponieważ ich dłużnikiem jest teraz państwo węgierskie, a nie miasta i miasteczka, a według rządu jest to dostateczne uzasadnienie inicjatywy podzielenia się tym rzadkim szczęściem z fiskusem.
Wcześniej rząd proponował bankom negocjacje w sprawie udzielenia przez nie ewentualnych rabatów, ale wycofał się z tego. Zdaniem niektórych ekspertów byłoby to rozwiązanie, z którego wynikałoby, że państwo nie wywiązuje się w całości ze swoich zobowiązań, a to mogłoby być kojarzone z czymś takim jak niewypłacalność państwa. W staraniach o redukcję deficytu stawka była jednak zbyt wysoka, żeby nie wykorzystać okazji. Ostatecznie zatem nałożono na banki nowy podatek. Pojawiają się opinie, że agencje ratingowe i to rozwiązanie mogą uznać za oznakę niewypłacalności państwa węgierskiego i zdecydować o następnej obniżce ratingu kraju. Już teraz zresztą węgierskie papiery mają status obligacji śmieciowych, które nie mieszczą się w dobrze ułożonym i bezpiecznym portfelu.
Pogoda bankowa na Węgrzech jest nietęga także z powodu jeszcze jednego, niespodziewanego ciosu fiskalnego, jaki rząd zadał temu sektorowi. Chodzi o 6 proc. obciążenia na ubezpieczenia społeczne, które fiskus pobiera od dochodów z lokat bankowych. Do tej pory podatek ten wynosił 16 proc. a teraz, po dodaniu ekstra składki na tutejszy ZUS, będzie to już 22 proc. Jeśli uwzględnić płacony przez dany bank, lecz przerzucany na depozytariuszy, podatek transakcyjny, to Węgrzy oddadzą teraz państwu ponad jedną czwartą dochodów, jakie przyniosą im oszczędności powierzone bankom.
Sześcioprocentowy odpis na ZUS nie dotyczy dochodów z obligacji państwowych, więc tym szybszy jest przepływ środków z banków w stronę papierów rządowych. Procesowi temu sprzyjają systematyczne od 10 miesięcy obniżki podstawowej stopy procentowej Węgierskiego Banku Narodowego. Odpływ oszczędności z banków nie sprzyja oczywiście akcji kredytowej, której pobudzeniu służyć ma dokonane niedawno zasilenie sektora kwotą 750 mld forintów pochodzącą z rezerw banku centralnego. W ostatnich latach działalność kredytowa banków węgierskich skurczyła się o jedną piątą.
Warto prześledzić jak urosły ostatnio podatki na Węgrzech. Podatek transakcyjny od każdej operacji bankowej został powiększony z 0,2 proc. do 0,3 proc. Za pobranie gotówki z kasy bankowej, albo z bankomatu zamiast 0,3 proc. państwo pobiera teraz 0,6 proc. Do tej pory istniał pułap 6 tys. forintów wyznaczający maksymalną wysokość podatku od jednej transakcji bankowej. Pułap ten został zniesiony. O 50 proc. rośnie podatek telekomunikacyjny. Płacić trzeba będzie 3 forinty od każdej minuty rozmowy i każdego SMS-a zamiast 2 forintów obecnie, a górna granica tego podatku wyniesie dla przedsiębiorców 5 tys. forintów (teraz jest 2,5 tys. forintów) oraz 700 forintów dla ludności.
Kolejnego projektu nie ma dotąd w parlamencie, ale jest przygotowany jeszcze jeden ciekawy podatek: od reklamy w mediach, który ma być ściągany nie tylko z gazet, radia i telewizji, ale i od tych, którzy udostępniają swoje ściany na bilbordy. Podatek ten ma być progresywny i jeszcze w tym roku rząd oczekuje z niego przychodów w wysokości 5-7 mld forintów. Już uchwalony jest natomiast podatek od lokali gastronomicznych otwartych do późnej nocy. Oficjalnym uzasadnieniem tej daniny są dodatkowe koszty utrzymania porządku publicznego w godzinach nocnych.
Przegłosowane zostało również podniesienie akcyzy od działalności wydobywczej. Firmy wydobywające na Węgrzech gaz zamiast 12 proc. będą płacić o jedną trzecią więcej, tj. 16 proc. Przychody z tego podatku przekroczyły w zeszłym roku 103 mld forintów.
Wprowadzenie nowych podatków i podwyższenie już istniejących nie da się wytłumaczyć wyłącznie koniecznością utrzymania deficytu poniżej pułapu 3 proc. Niektóre podatki nie przynoszą planowanego dochodu, a znacznie spadająca inflacja też pomniejsza przychody państwa. Budżet został opracowany przy założeniu inflacji na poziomie 4,5 proc., a tymczasem na koniec roku może ona wynieść ok. 2 proc.
Jest też inny pogląd. Niektórzy obserwatorzy polityczni uważają, że powiększanie dochodów budżetu ma się przysłużyć uchwaleniu atrakcyjnego „budżetu wyborczego” na następny rok. Prasa już pisze o tym, że rząd przygotuje tzw. program demograficzny, którego celem byłaby poprawa sytuacji tych, którzy decydują się na dzieci. Wartość tego programu, który ma być ogłoszony w sierpniu, szacuje się na 50 mld forintów.
Mimo trzyletnich starań rządu Viktora Orbána, sytuacja budżetu węgierskiego w dalszym ciągu jest chwiejna. Według opozycji wygląda na to, że gigantyczna, sięgająca w sumie 2 bln forintów korekta budżetowa, stanowiąca równowartość 6-7 proc. PKB, nie przyniosła gospodarce węgierskiej nic ponad zaniechania przez Brukselę procedury nadmiernego deficytu.