Steve Brown
"Jak mówić aby ludzie słuchali"
Oficyna Wydawnicza Logos
Warszawa 1996
Wprowadzenie
Henry Clay cieszył się wielkim uznaniem jako mówca. Tak już jest w życiu,
że gdy odnosisz sukcesy w jakiejś dziedzinie, ludzie, którym się nie udało,
zazdroszczą ci. Niektórzy ze starszych członków izby zazdrościli Clay'owi
jego zdolności porywania tłumów. Pewnego razu jeden z nich wypowiedział w
jego obecności obraźliwą uwagę: "Henry, twój problem polega na tym, że w
swoich przemówieniach starasz się wywrzeć natychmiastowy wpływ na
słuchaczy. Ja przemawiam dla potomnych".
"Faktycznie", odpowiedział Clay. "Słuchając ciebie odnoszę wrażenie, że
chcesz mówić nieprzerwanie aż przybędą twoi słuchacze".
Clay dał do zrozumienia, że jego krytycy wygłaszali mowy, których nikt
nie chciał słuchać. Ich audytorium nie stanowiła grupa realnych ludzi.
Książka, którą czytasz, w praktyczny sposób traktuje o zwyczajnych ludziach
porozumiewających się z innymi zwyczajnymi ludźmi. Nie jest to książka dla
naukowców czy zawodowych mówców. Napisałem ją, aby pomóc ci dotrzeć do
prawdziwych słuchaczy - takich, jakich spotykamy w codziennym życiu.
Czy zdarzyło ci się wygłupić w czasie publicznego wystąpienia? Czy
zastanawiałeś się kiedyś, co powinieneś powiedzieć w rozmowie z
przyjacielem czy znajomym? Czy obserwowałeś, jak mówcy ciągną za sobą
tłumy, i zazdrościłeś im tego? Czy zastanawiałeś się, dlaczego twoje słowa
nie mają wpływu na ludzi, którzy ich słuchają? Czy czułeś się ignorowany w
rozmowie, na przyjęciu towarzyskim czy stojąc z tyłu podium? Czy pragnąłeś
poprawić swoje umiejętności przemawiania i prowadzenia rozmowy? Czy
składając sprawozdanie odkryłeś, że nikt nie zrozumiał tego, co chciałeś
przekazać, i że w ogóle nikomu na tym nie zależało? Czy kiedykolwiek
pragnąłeś powiedzieć swoim podwładnym rzeczy, które mogłyby ich zmotywować
do bardziej efektywnej pracy? Czy pragnąłeś powiedzieć szefowi coś, co
skłoniłoby go do dania ci podwyżki?
Jeśli kiedykolwiek miałeś takie pragnienia, to książka, którą czytasz
jest dla ciebie.
Książka ta traktuje o mówieniu.
Sam jestem gadułą i to takim gadułą, który odniósł w tej dziedzinie pewne
sukcesy. Książka, którą trzymasz w rękach, nie została napisana naukowym
żargonem, nie ma w niej również niepraktycznych teorii. Podzielę się z tobą
informacjami, które sprawdziłem we własnym życiu doświadczając też wielu
porażek. Najlepszym sposobem nauczenia się czegoś jest zrobienie tego źle,
ja zaś popełniłem wiele błędów. Chcę dać ci okazję do uczenia się z moich
niepowodzeń i sukcesów.
Na co dzień wykładam sztukę komunikowania w Seminarium Reformowanym -
staram się nauczyć młodych duchownych, jak przenieść ogień ich przesłania
do pierwszych rzędów kościelnych ławek. Dużą część życia spędziłem
przemawiając na różnych konwencjach, w kościołach, na uczelniach i w
seminariach. Obecnie prowadzę codzienny piętnastominutowy program radiowy
słyszalny w ponad trzystu stacjach radiowych rozsianych po całych Stanach.
Pracowałem również w rozgłośniach komercyjnych, gdzie sprzedawałem wszystko
począwszy od cadillacków po papierosy, i w rozgłośniach chrześcijańskich,
gdzie niosłem ludziom o wiele lepsze przesłanie. Jako gospodarz programu
"Christian talkshow" (Chrześcijański talkshaw) przeprowadziłem wiele
dyskusji poświęconych ludzkim problemom i pomagałem znaleźć odpowiedzi
dające poczucie pewności.
Powiem wprost: mówienie to moja praca. Oczywiście moja praca obejmuje o
wiele więcej - jeśli ograniczymy się jednak do minimum, to mówienie jest
tym, co robię, aby żyć. Mówienie przypomina pociąg, który dostarcza towary
na rynek. Określony produkt może być najlepszym towarem, jaki przemysł w
danej chwili oferuje, jeśli jednak zabraknie środka transportu, który
dostarczy go klientom, to pozostanie on na półkach.
Jestem chrześcijaninem i leży mi na sercu, aby chrześcijanie potrafili
lepiej komunikować się z innymi ludźmi. Nie obawiam się tego, że
chrześcijańskie przesłanie ucierpi z powodu swojej prawdziwości. Ono
naprawdę jest prawdziwe! Obawiam się, że może ucierpieć od mówców, którzy
nie wiedzą jak przemawiać. Częścią mojego powołania jest pomaganie mojej
chrześcijańskiej rodzinie w lepszym porozumiewaniu się.
Umiejętności w dziedzinie komunikowania się nie mają charakteru moralnego
(są "skuteczne" lub "nieskuteczne", nie zaś "dobre" lub "złe"). Dlatego
książka ta może ci pomóc nawet jeśli nie jesteś osobą wierzącą. Po prostu
nie mów nikomu, skąd uzyskałeś te informacje.
Głównym problemem z mówieniem jest to, że wszyscy to robią, lecz bardzo
niewielu rozumie, co się właściwie dzieje i jak to co mówią wpływa na
innych ludzi. Każdego dnia słyszysz tysiące, dziesiątki tysięcy słów
wypowiadanych przez wielu ludzi. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie
zapamiętasz tego, co większość z nich miała do powiedzenia. Każdego dnia ty
sam wypowiadasz tysiące słów, lecz zaledwie garstka osób rozumie czy
pamięta, co wyrażały twoje słowa.
Piszę tę książkę, aby poprawić jedną ze stron tego równania: twoją
stronę. Pragnę, abyś lepiej mówił - aby twoje słowa przynosiły owoc w twoim
kościele, w twojej rodzinie, w twoim miejscu pracy i w twoich kontaktach z
przyjaciółmi.
Być może spotkamy się pewnego dnia. Może będę słuchał twojego
przemówienia czy kazania. Być może nawiążemy rozmowę. Będę z tobą boleśnie
szczery: pragnę nauczyć cię lepszego przemawiania, abym nie zanudził się na
śmierć, gdy się spotkamy.
Rozdział 1.&
Potęga mowy
"Bo na podstawie słów twoich będziesz uniewinniony i na podstawie słów
twoich będziesz potępiony." - Mt 12, 37
Czy zastanawiałeś się kiedyś, co by było, gdybyś stracił mowę? Nie
mógłbyś porozumieć się szybko i łatwo z innymi, aby powiedzieć o swoich
potrzebach, uczuciach czy pragnieniach. Nie mógłbyś skorygować fałszywego
wrażenia czy podzielić się swoimi poglądami. Nie mógłbyś zachęcać, karcić,
inspirować. Nie mógłbyś wyrażać gniewu, okazywać miłości ani radości.
Gdybyś nie mógł mówić, musiałbyś pozostać w skorupie własnego prywatnego
świata i byłoby to zaiste samotne miejsce.
Gdy przemawiałem na konferencji w Detroit, po raz pierwszy w życiu
zachorowałem na ostre zapalenie krtani - chorobę gardła powodującą utratę
głosu. Jedynym dźwiękiem, jaki mogłem z siebie wydobyć, był szept słyszalny
tylko wtedy, gdy system nagłaśniający był nastawiony na maksymalną moc.
Mogłem wygłaszać moje wykłady szeptem pod warunkiem, że powstrzymam się od
rozmów w przerwach między publicznymi wystąpieniami.
Frustrujące doświadczenie? Nawet nie masz pojęcia jak bardzo. Wtedy
zrozumiałem, jak bardzo jestem uzależniony od mówienia. Nie mogłem robić
tego, co przyjmowałem za coś oczywistego, jak powiedzenie "dzień dobry" czy
zamówienie dania w restauracji. Nie mogłem prowadzić konwersacji w czasie
obiadu, nie mogłem odpowiadać na pytania, a wieczorem zadzwonić do domu i
porozmawiać z żoną. Zauważyłem, że popadam w depresję i złość. Jednak
najbardziej frustrowało mnie to, że nie mogłem nikomu powiedzieć, jak
bardzo jestem zdenerwowany i zły.
Nie zdajemy sobie sprawy z ważności czegoś dopóki tego nie stracimy.
Podczas tamtej konferencji odkryłem, jak bardzo jesteśmy uzależnieni od
słów. Język jest jednym z najważniejszych darów, jakie otrzymała ludzkość.
Początek całych cywilizacji można wyprowadzić od punktu, w którym ich język
stał się wystarczająco rozwinięty. Uczenie się języka danego narodu czy
kraju jest głównym czynnikiem, od którego zależy odniesienie sukcesu w jego
obszarze kulturowym.
Cały problem polega na tym, że wielu ludzi przyjęło Boży dar i zmarnowało
go. Miałem przyjaciela, który mawiał, że w sferze wolności słowa nie ma
wielkiej różnicy pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a ZSRR (wtedy istniał
jeszcze ZSRR): "W Związku Sowieckim ludzie są pozbawieni wolności słowa i
nic nie mówią. W Ameryce mamy wolność słowa, lecz ludzie i tak nic nie
mówią. Co za różnica?". Miał na myśli to, że wolność słowa nie ma
znaczenia, jeśli nie masz nic do powiedzenia.
Wielu ludzi przeżywa frustracje, ponieważ nie nauczyli się, jak właściwie
wykorzystywać dar mowy. Nie mają nic do powiedzenia lub mówią tak marnie,
że nikt się nie interesuje myślami, które wypowiadają. To wielka szkoda.
Być może powiesz: "Steve, daj spokój. Wiem, że żyjesz z mówienia i
dlatego uważasz, że jest ono ważne. Czy nie przywiązujesz jednak przesadnej
wagi do komunikowania się? Jest tyle innych ważniejszych rzeczy.
Frustracje, które przeżywam, i bałagan w moim życiu wiążą się z wieloma
rzeczami, lecz nie z mową".
Pomówmy o tym. Słowa mają moc. Kiedy Bóg przemawia, to sam akt
wypowiadania słów realizuje zamierzony przez Niego cel. "(...) Słowo, które
wychodzi z ust moich, nie wraca do mnie bezowocnie, zanim wpierw nie dokona
tego, co chciałem i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa" (Iz 55, 11). W
Biblii słów używa się zwykle dla osiągnięcia określonego celu, dlatego mamy
"błogosławieństwa" i "przekleństwa" - słowa mające moc obdarzania
pomyślnością lub niszczenia. Chrystus powiedział, że zostaniemy potępieni
lub usprawiedliwieni na podstawie naszych słów. Nie jest przypadkiem, że w
1. rozdziale Ewangelii Jana cud wcielenia został opisany jako "Słowo, które
stało się ciałem". Gdy Bóg pragnął ukarać Zachariasza za jego niewiarę,
odebrał mu zdolność mowy.
* * *
"Nie wystarczy wiedzieć, co powiedzieć, trzeba jeszcze wiedzieć, jak." -
Arystoteles, Retoryka.
* * *
Słowa mogą błogosławić
Uczę moich studentów, że bardzo ważne jest, aby okazywali afirmację
ludziom, którym służą. Zbyt wielu duchownych ma poczucie, że zostali
posłani do kościoła, aby głosić gniew Boży, by napominać wierzących i
naprawiać wszystkie problemy. Prawda zaś jest taka, że Bóg zwykle powołuje
duchownych do pracy w kościele, aby kochali ludzi i wzywali ich do takiego
samego postępowania.
Istnieje ścisły związek i analogia pomiędzy tym, czego nauczam w
seminarium, a innymi dziedzinami życia. Na przykład, kilka lat temu
przyjaciel poprosił, abym pomógł mu rozwiązać problemy w jego firmie.
Zapytałem, czy kiedykolwiek powiedział swoim pracownikom, że ich ceni i
uważa za wartościowych. Odparł, że płaci im i uważa, że to wystarczy.
"Steve", powiedział. "Afirmuję ich za każdym razem gdy wręczam im czek".
Przyjaciel sądził, że źródłem problemu było lenistwo jego pracowników.
Jednak nie to było przyczyną problemów - każdy głupiec mógł to zobaczyć na
własne oczy. Kiedy przekazałem mu kilka zasad, których mam zamiar nauczyć
cię w tej książce, nastąpiła zdumiewająca zmiana. Później powiedział mi:
"Któż by uwierzył, że coś tak małego może spowodować tak wielką zmianę?".
Kiedy myślę o ludziach, którzy wywarli na mnie wpływ wspominam tych,
którzy wykorzystywali słowa, aby mnie zachęcać, motywować i afirmować.
Przypominam sobie pięciu emerytowanych pastorów z maleńkiego kościółka w
Cape Cod, którzy mogli zniszczyć swojego młodszego kolegę. Zamiast tego
jednomyślnie postanowili, że będą mnie dopingowali. Zawsze gdy byłem
zniechęcony i chciałem zrezygnować, ci Boży ludzie zachęcali mnie słowami
pocieszenia i miłości. Często zastanawiam się nad tym, co by się stało z
moją służbą i z moim życiem, gdyby ci mężczyźni nie postanowili
"podbudowywać" mnie swoimi słowami.
Mój przyjaciel R. C. Sproul, jeden z najbardziej płodnych i głębokich
pisarzy chrześcijańskich w Ameryce, usłyszał kiedyś od swojej nauczycielki
następujące słowa: "R. C., nie wierz nikomu, kto ci powie, że nie
powinieneś pisać". Jej słowa stały się motywacją do pisania książek.
Sam czytam trzy, cztery książki tygodniowo i nie wyobrażam sobie życia
bez tego. Uwielbiam książki, ponieważ - gdy byłem w ósmej klasie -
nauczyciel zachęcił mnie do czytania i pokazał jak się to robi.
Kiedy Sir Walter Scott był chłopcem, nie uważano go za zbyt
inteligentnego. Z tego powodu koledzy ignorowali go. W wieku dwunastu lat
poszedł na spotkanie, gdzie było kilka postaci świata literackiego.
Robert Burns, sławny Szkocki poeta, podziwiał malowidło pod którym
umieszczono wiersz. Zapytał o jego autora, lecz nikt nie wiedział kto
napisał te strofy. Wtedy Scott bardzo onieśmielony podał nazwisko autora i
zacytował resztę wiersza. Burns położył dłoń na głowie chłopca i
powiedział: "Synu, pewnego dnia będziesz w Szkocji wielkim człowiekiem".
Minęło wiele lat, a Scott nadal pamiętał zachęcające słowa Burnsa i
uważał je za punkt zwrotny swojego życia. Słowa te obudziły w nim dążenie
do wielkości.
Żony i mężowie zwykle nie zdają sobie sprawy z tego, jaki wpływ mogą mieć
na sukces czy porażkę współmałżonka w pracy zawodowej i relacjach
międzyludzkich. Moja żona Anna zawsze była dla mnie błogosławieństwem.
Kocham ją z kilku powodów. Anna jest piękna i wesoła. Jest cudowną matką.
Wspaniale gotuje. Ma nieprzeciętne zdolności do prowadzenia interesów i
zarządzania. Jednak najważniejszym darem, jaki dała mi w ciągu tych
wszystkich lat naszego małżeństwa, jest to, że wierzyła we mnie i mówiła mi
o tym. Zbierała fragmenty kazania, które okazało się "niewypałem", czy
przedsięwzięcia, którego nie udało się zrealizować, i wypowiadała słowa
zachęty i afirmacji. Pomagały mi one stawać na nogi za każdym razem, gdy
zostałem powalony.
Słowa mogą niszczyć
* * *
Pytanie: "Czy skończył już swoją przemowę?". Odpowiedź: "Skończył
przemawiać dawno temu - on po prostu nie może przestać mówić!".
* * *
Wielu z nas zna na pamięć króciutki tekst: "Kije i kamienie mogą połamać
moje kości, lecz słowa nie zranią mnie nigdy". Podejrzewam, że matka
nauczyła mnie tej rymowanki, kiedy ktoś zranił mnie okrutnymi słowami.
Pragnęła, abym wiedział, że mogę wytrzymać słowne zniewagi bezmyślnych
ludzi. Jednak moja matka myliła się.
Słowa mogą ranić o wiele bardziej niż kije i kamienie. Wiele cierpienia i
smutku, jakiego doświadczamy spowodowane jest słowami. Słowa wypowiadane
jako przekleństwa mogą nas zniszczyć. Jeśli mi nie wierzysz, pomyśl o tych
sytuacjach, gdy czyjeś słowa poniżyły cię ("Gdyby mózg był substancją
wybuchową, nie miałbyś go dość, aby rozsadzić łupinkę orzecha!"), gdy
złośliwe słowa zraniły cię tak okrutnie, że chciałeś umrzeć ("Ty idioto!
Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś!"), gdy słowa krytyki pozbawiły cię
możliwości sukcesu ("Czy nigdy nie potrafisz zrobić niczego jak należy?
Zobacz jak to spaprałeś!") czy gdy czyjeś słowa komunikowały ci, że nie
jesteś ważny ("Masz tutaj dziesiątaka i znajdź kogoś, kogo to
interesuje!").
Bill Glass podczas spotkań, jakie organizuje w więzieniu, często zadaje
słuchającym pytanie: "Komu z was ojciec lub matka mówili: Synu, kiedyś
skończysz w więzieniu?". Bill opowiada, że zawsze prawie wszyscy więźniowie
podnosili ręce potwierdzając proroczą moc słów rodziców.
Nasze dzieci zwykle zostają tym, kim mówimy, że się staną. Jeśli mówimy
im, że są głupie, prawdopodobnie będą się głupio zachowywały. Jeżeli mówimy
im, że do niczego się nie nadają, będą nieprzydatne. Jeśli zwracamy się do
nich jak do przestępców, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa staną się
kryminalistami. Chociaż świadomość niszczącego działania fizycznego i
seksualnego wykorzystywania dzieci jest bardzo rozpowszechniona w naszym
społeczeństwie, słowne znęcanie się nad dziećmi może mieć równie szkodliwe
skutki.
Jedną z kluczowych zasad zarządzania firmą jest to, że słowa zachęty lub
zniechęcenia mogą w decydujący sposób wpływać na efekty działalności. Słowa
przywódców mają wielką siłę niszczenia, zniechęcania i osłabiania ich
naśladowców. Ilu niedoszłych Einsteinów nauczyciele zniszczyli bezmyślnymi
słowami? Pomyśl o małżeństwach, które rozpadły się, o zerwanych
przyjaźniach i podziałach wewnątrz kościołów z powodu beztrosko rzucanych
słów.
Słowa determinują to
jak postrzegamy siebie
Słowa nie tylko błogosławią i przeklinają. Słowa, jakich używasz w
rozmowie, wskazują na to, co o sobie myślisz. Po pięciu minutach rozmowy z
każdym człowiekiem jestem w stanie powiedzieć ci, co ta osoba myśli na
własny temat - czy traktuje siebie jak mistrza czy głupka.
Po poważnej życiowej porażce John Wesley doszedł do wniosku, że wiara
jest kluczem do pozyskania świata dla Boga. Nie wiedział jednak, w jaki
sposób spowodować, by wiara stała się rzeczywistością w jego życiu. Poszedł
więc do jednego ze swoich doradców i zapytał: "Jak mam głosić wiarę, skoro
sam jej nie mam?".
Jego nauczyciel uczynił interesującą uwagę: "Panie Wesley, niech pan
głosi wiarę, dopóki sam jej nie uzyska, a wtedy - gdy pan uwierzy - będzie
pan mógł nadal ją głosić". Inaczej mówiąc: "Naucz się patrzeć na siebie jak
na człowieka wiary, wyartykułuj tę rzeczywistość w swoim życiu, a wtedy
staniesz się mężem wiary". Słowa naprawdę determinują to, jak widzimy
siebie i kim się staniemy. Pragnę pokazać ci, jak zacząć myśleć o sobie
lepiej i powiedzieć o tym innym. Będziesz zaskoczony, jak słowa mogą
zmienić twoje życie.
Są ludzie, którzy rozmawiają i przemawiają w taki sposób, że odnosi się
wrażenie, iż wiecznie narzekają i użalają się nad sobą. Poprzez swój sposób
mówienia sygnalizują, jakie mają o sobie wyobrażenie.
Słowa determinują to,
jak ludzie na nas reagują
Jeżeli stale narzekasz i użalasz się nad sobą, możesz być pewny, że
ludzie będą traktowali cię stosownie do twoich słów. Jeśli przemawiasz z
autorytetem, ludzie będą się do ciebie odnosili jak do osoby, która ma
władzę. Jeśli wypowiadasz słowa miłości ludzie odpowiedzą miłością. Jeśli
twoje słowa wyrażają silny gniew, nie bądź zaskoczony, gdy będą cię unikali
(za wyjątkiem sytuacji, gdy będą chcieli z tobą walczyć lub wciągnąć do
wojen, jakie prowadzą z innymi).
Ludzie religijni są czasami bardzo pompatyczni. Nie tak dawno temu
zostałem ostro skrytykowany w czasopiśmie kościelnym za jedną z moich
wypowiedzi. Otrzymałem listy od ludzi z całego kraju, którzy starali się
poprawić moje "fałszywe poglądy teologiczne". Najbardziej interesującą
reakcją w całym tym epizodzie było zachowanie dogmatycznego i religijnego
młodego mężczyzny, który podszedł do mnie po wykładzie, jaki wygłosiłem na
pewnej konferencji. Powiedział mi: "Doktorze Brown, to, co pan powiedział,
zasmuciło moje serce". (Miej się na baczności gdy chrześcijanie mówią, że
"zasmuciłeś ich serce". Generalnie rzecz biorąc oznacza to, że wycelowali w
ciebie swoje rakiety i są gotowi pociągnąć za spust).
Odparłem na to: "Synu, to jest mała konferencja zorganizowana w
niepozornym miejscu, ja sam też jestem maluczki. Nic tutaj nie jest na tyle
duże, aby zasmucić twoje serce".
Był zszokowany moimi słowami, a następnie wyraził swoje zatroskanie o
mnie: "Czy nie chcesz usłyszeć co ma do powiedzenia twój brat w
Chrystusie?"
"Nie, synku", odpowiedziałem. "Naprawdę nie chcę, chyba, że pragniesz to
z siebie wyrzucić. Jak na jeden dzień mam już dość duchowych nonsensów.
Jeśli chcesz powiedzieć mi co naprawdę myślisz, bez tych wszystkich
subtelnych pułapek posłucham".
"Uważam, że jest pan arogancki i nieuprzejmy!", prawie wykrzyczał. I
wtedy poczuł wstyd i zakłopotanie. Była to prawdopodobnie pierwsza
bezpośrednia i szczera wypowiedź od dłuższego czasu.
"Myślę, że się z tobą zgadzam", odparłem. "Lecz dzisiaj jestem lepszy niż
byłem. Mam nadzieję, że Bóg jeszcze ze mną nie skończył". Następnie
zaczęliśmy rozmawiać i okazało się, że była to bardzo przyjemna i pomocna
wymiana myśli.
* * *
"Gdyby ludzkie umysły otworzyły się przed nami, dostrzeglibyśmy niewielką
różnicę między myślami mędrca i głupca. Różnica polega na tym, że pierwszy
wie, jak dobierać myśli i wplatać je w rozmowę... drugi zaś pozwala im
wszystkim bez różnicy wylatywać pod postacią słów." - Joseph Addison
* * *
Jednak jego pierwsze słowa wytyczyły parametry rozmowy właściwe dla
relacji adwersarzy. Wcale nie miał takiego zamiaru. Po prostu nie zdawał
sobie sprawy, że słowa zwykle determinują to, w jaki sposób ludzie reagują
na innych.
Kiedy pracowałem w radiowej stacji komercyjnej i byłem członkiem zespołu
wiadomości w rozgłośni w Bostonie nauczyłem się, że jeśli ktoś nie potrafi
właściwie wymawiać słów powinien mówić okazując pewność siebie, a ludzie
będą myśleli, że to oni są w błędzie.
Jeśli we wszystkich rozmowach przyjmujesz "postawę pokornego Harry'ego",
ludzie uznają, że masz powody do pokory (jak to pewien psychiatra
powiedział do pacjenta: "Masz kompleks niższości ponieważ jesteś istotą
niższą"). Jeśli zaś okazujesz pewność siebie (podczas prezentacji
handlowej, przedstawiania ewangelii, kazania czy mowy), natchniesz z
pewnością swoich słuchaczy. Jeżeli z góry przepraszasz za to, co masz do
powiedzenia ("Nie potrafię dobrze opowiadać..." czy "Nie jestem mówcą...")
ludzie uznają, że rzeczywiście masz za co przepraszać.
Słowa jakich używasz decydują o twoim sukcesie bądź porażce w osiągnięciu
celu, jaki postawiłeś sobie wypowiadając je.
Kiedyś byłem pastorem w kościele, w którym istniała konieczność
zbudowania kilku dodatkowych budynków. Poinformowano nas, że nowe budynki
nie będą kosztowały więcej niż półtora miliona dolarów. Później okazało
się, że najniższy z pięciu rachunków od wykonawców opiewał na ponad trzy
miliony. Gdy wyjaśniłem projekt budowy członkom komitetu, uznali go za nic
nie wart. Zrezygnowali z całego przedsięwzięcia, a nad przywódcami zawisła
złowroga chmura potępienia.
Wtedy zadzwoniłem do przyjaciela, który przeżył trzy budowy, i
poprosiłem, aby opowiedział mi o swoich problemach. (Jest coś dziwnego w
każdym duchownym, który poprowadził więcej niż jedną budowę - pierwsza
budowa jest rezultatem braku doświadczenia, zaś wszystkie następne
odzwierciedlają spaczoną osobowość). Przyjaciel udzielił mi dwóch cennych
rad. Po pierwsze, że przywódca musi przewodzić. I po drugie, że problemy
znikną, gdy zostanie położona pierwsza cegła.
Po tej rozmowie wezwałem dwóch wykonawców, aby złożyli mi raport.
Powiedziałem im, że za dwa tygodnie będziemy mieli ceremonię rozpoczęcia
robót na parkingu przy kościele. "Nie wiem, co będziemy budowali", dodałem.
"Może tylko toaletę". Później zadzwoniłem do przyjaciela i powiedziałem:
"Jim, jeśli się mylisz, to jestem w poważnych tarapatach".
W ciągu kilku następnych miesięcy wypowiadałem słowa zachęty i rysowałem
wizje przed członkami mojej kongregacji. Czasami sam byłem zniechęcony i
traciłem wizję, lecz mimo to nadal wypowiadałem właściwe słowa. Nasz
kościół był zbyt mały, aby wybudować tak duże budynki. Kilka osób odeszło i
były takie chwile, gdy modliłem się: "Panie, czy naprawdę chcesz tej
budowy?".
I wiecie co? Te budynki dzisiaj stoją. Parafianie są dumni z tego, czego
dokonaliśmy. Ludzie, którzy przed rozpoczęciem budowy mówili: "To się nie
uda. To zbyt duże przedsięwzięcie. Jesteśmy zbyt mali", teraz powiadają:
"Zobaczcie co udało się nam osiągnąć!". Są dumni z tego, czego Bóg dokonał
z ludźmi oddanymi tej sprawie. Najbardziej zdumiony jest pewien kaznodzieja
(ja), gdy z niewiarą patrzy wstecz na okres budowy. Czasami trudno
uwierzyć, w jaki sposób Bóg używa słów, by zainspirować ludzi do dokonania
tego, co uważali za niemożliwe.
Czy słowa mają moc? Oczywiście, że tak.
Rabbi Stephen Samule Wise został poproszony o przemówienie na
antyfaszystowskim mityngu na Brooklynie. Zgodził się i z tego powodu
otrzymał kilka listów z pogróżkami. Jeden z autorów listów groził mu, że
zostanie zabity, jeśli przemówi na zgromadzeniu. Kiedy nadszedł ów dzień,
Wise wszedł na podium i powiedział: "Ostrzegano mnie, aby nie pojawiać się
tutaj pod groźbą śmierci. Jeśli ktoś z obecnych chce mnie zastrzelić, niech
to zrobi teraz. Nie lubię, gdy mi się przerywa".
Ten człowiek znał siłę słów! Miał coś do powiedzenia i rzucił wyzwanie
każdemu kto chciałby go powstrzymać.
Czy słowa mają władzę? Daj mi dziesięciu mężczyzn i kobiety takich jak
Rabbi Wit, a będę mógł zmienić świat.
Rozdział 2.&
Jak przezwyciężyć
onieśmielenie
"Kiedy was wydadzą, nie martwcie się o to, jak i co macie mówić. W owej
bowiem godzinie będzie wam poddane, co macie mówić." - Mt 10, 19
Gdy rozległ się dźwięk telefonu, był już późny wieczór. Dzwoniła kobieta,
która była prezydentem dużej i znaczącej organizacji religijnej o nieco
feministycznej orientacji.
"Steve, przepraszam, że dzwonię tak późno, ale ciągle to odkładałam",
powiedziała. "Chciałam cię o coś poprosić, lecz bałam się".
"No, dalej", odparłem. "Jako męski uczestnik rozmowy, wypełnię moją rolę
i udzielę ci odpowiedzi".
"Steve", kontynuowała nie wiedząc, czy żartuję. "Nie potrzeba mi
informacji, potrzebuję mówcy na nasze spotkanie. Czy podjąłbyś się tej
roli?".
Przyjąłem zaproszenie, a następnie - szczerze zdumiony - zapytałem, czego
się obawiała. W rzadkim przypływie szczerości wyznała: "Zawsze wprawiałeś
mnie w zakłopotanie".
Moja odpowiedź była równie szczera: "To zabawne. Zawsze sądziłem, że jest
na odwrót".
Tłem tej konwersacji było kilka konferencji, w których oboje braliśmy
udział. Jej feministyczne przekonania i słowna obrona sprawy wyzwolenia
kobiet stwarzały sytuacje, w których nie wiedziałem, jak zareagować.
Dlatego odpowiadałem zawoalowaną wrogością: gdy wychodziła z pokoju,
zrywałem się z krzesła i otwierałem jej drzwi. Zawsze podawałem jej
okrycie. Jeśli uczestniczyliśmy w jakiejś debacie, zawsze siedziałem
spokojnie i "pozwalałem", aby mówiła pierwsza, gdyż taka jest rola
mężczyzny: ustępować "słabszej płci". Prawiłem też komplementy za jej
wygląd wiedząc, że pragnie, bym pochwalił ją za to, co powiedziała.
Powodem, dla którego w taki sposób się zachowywałem, było onieśmielenie,
w które wprawiały mnie jej umiejętności, odwaga, bystrość intelektualna i
silna osobowość. Zdumiało mnie odkrycie, że ja również ją onieśmielałem.
Podejrzewałem, że była równie zaskoczona jak ja.
Jednym z głównych problemów w prywatnym czy publicznym komunikowaniu się
jest onieśmielenie - mam na myśli sytuacje, w których nie zachodzi dobre
porozumiewanie się, ponieważ jedna lub dwie strony czują się onieśmielone.
Co więcej, (a jest to ważniejsze z punktu widzenia celów tego rozdziału)
onieśmielenie jest przyczyną klęski dużej liczby wystąpień publicznych i
powodem nie przekazania słuchaczom zamierzonego przesłania. To ono sprawia,
że wiele rozmów zamiera zanim się na dobre rozpocznie.
Co robić z czynnikiem onieśmielenia?
Czy boisz się ludzi? Czy odmawiasz występowania przed większą
publicznością, ponieważ sama myśl o tym jest dla ciebie zbyt przerażająca?
Czy zauważyłeś, że na czyjś gniew reagujesz milczeniem i lękiem? Czy
przedstawiając swoje poglądy drugiej osobie łapiesz się na tym, że jąkasz
się i nie potrafisz zebrać myśli? Czy odkrywasz, że zawsze zgadzasz się z
innymi, bowiem obawiasz się tego, że uznają cię za głupiego? Czy unikasz
pewnych ludzi, ponieważ uważasz ich za bardzo ważnych lub inteligentnych?
Czy zasycha ci w ustach na samą myśl o wygłoszeniu sprawozdania na
spotkaniu w pracy? Czy drżą ci ręce zawsze, gdy zostajesz wywołany do
odpowiedzi? Czy unikasz małych grup, ponieważ lękasz się, że zostaniesz
zauważony i będziesz musiał coś powiedzieć?
Jeśli odpowiedziałeś "tak" na jedno z powyższych pytań, to padłeś ofiarą
czynnika onieśmielenia i zamierzam ci w tym pomóc. Ponieważ problem ten ma
kluczowe znaczenie w dziedzinie porozumiewania się, rozdział ten będzie
najdłuższym rozdziałem tej książki. Nie pomiń go. To, o czym tutaj piszę,
jest bardzo ważne.
Widzisz, większość ludzi, którzy mają problemy w dziedzinie
porozumiewania się, uważa, że powodem wszystkich zmartwień jest zła
technika, podczas gdy w rzeczywistości jest nim lęk przed innymi ludźmi.
Jakże często starając się pomóc ludziom w lepszym porozumiewaniu się
odkrywam, że nawet gdy dysponują odpowiednią techniką i bogatym słownictwem
nadal nie potrafią komunikować się z innymi. Dlaczego? Ponieważ ich problem
nie polega na tym, że muszą się czegoś nauczyć, lecz na tym, że muszą coś
czuć.
* * *
"Człowiek, który nigdy nie doświadczył lęku, to coś więcej niż duża
przesada - to biologiczna niemożliwość." - Anonim.
* * *
Mój plan jest następujący: przebudzimy się i poddamy analizie niektóre
"demony" onieśmielenia, a następnie po kolei je unieszkodliwimy.
Lęk onieśmiela
Najpierw porozmawiajmy o onieśmielającej mocy lęku.
Często popełniamy błąd i przechodzimy przez most zanim dostaniemy się w
pobliże rzeki. Inaczej mówiąc, wyobrażamy sobie, że zrobimy czy powiemy coś
głupiego i wprawiającego nas w zakłopotanie. W tej kategorii znajduje się
także lęk przed zawstydzeniem i prześladujący nas koszmar, że okażemy się
gorsi od innych.
Często w poradnictwie małżeńskim spotykałem się z tą formą onieśmielenia
i wiem, że może ona zniszczyć każde małżeństwo. W małżeństwie jedna osoba
dąży do konfrontacji, zaś druga jej unika - jeden lubi "stawiać kawę na
ławę" i rozwiązywać problemy, drugi po prostu je ignoruje mając nadzieję,
że znikną same. Podział ten nie ma nic wspólnego z płcią. Czasami osobą
wybierającą konfrontację jest kobieta, kiedy indziej mężczyzna. Chodzi po
prostu o to, że jedna osoba jest bardziej rozwinięta językowo od drugiej.
Osoba lepiej rozwinięta językowo i konfrontacyjna wygrywa wszystkie
dyskusje, zawsze wyraża swoje opinie i podejmuje wszystkie decyzje.
Nie potrzeba specjalisty, aby zrozumieć, że jeśli małżeństwo przez długi
okres czasu znajduje się w takiej sytuacji, będzie narażone na poważne
niebezpieczeństwo. Zwykle na zewnątrz panuje tam "zgoda", lecz słowo to
jest w tym przypadku jeszcze jednym synonimem podporządkowania.
Poświęciłem dużo czasu ucząc małżonków, jak wprowadzić równowagę do
takiej sytuacji. Wskazuję osobie konfrontacyjnej, jak się nieco wycofać, by
zachęcić współmałżonka do wyrażania opinii, zaangażowania w dyskusję i
podejmowania decyzji. Zachęcam drugą osobę, aby przemówiła, nawet jeśli się
boi, i broniła swego, nawet jeśli jest to bardzo niewygodne zadanie. Zwykle
kilka prostych elementów treningu asertywności znacznie poprawia sytuację w
małżeństwie.
Interesującym faktem jest to, że małżonkowie, którzy nie wykazują
skłonności do konfrontacji, prawie zawsze mają obraz siebie skazujący ich
niejako na niepowodzenia. Innymi słowy, osoba, która unika konfrontacji, ma
obraz siebie namalowany barwami niepowodzenia i winy.
Moim zamiarem nie jest angażowanie się w psychologiczne czy teologiczne
dyskusje o tym, jak poradzić sobie ze złym obrazem siebie (robię to w
seminariach Key Life z cyklu "Born Free" (Urodź się wolnym). Podam jednak
kilka rzeczy, które możesz zrobić, gdy czujesz się onieśmielony przez
innych ludzi z powodu złego obrazu siebie.
1. Uznaj prawdę o sobie. Przeanalizuj sytuacje, w których byłeś
zawstydzany przez rodziców czy innych ludzi. Odpowiedz na pytanie:
"Dlaczego zawsze mam poczucie niższości?", "Dlaczego czuję się winny?",
"Dlaczego się boję?". Poszukaj tragicznych wydarzeń, które zaszły w
przeszłości i nadały kształt twojej teraźniejszości. Pomyśl o sytuacjach, w
których zawiodłeś, i nazwij je. Wynieś na światło dzienne dawne sekrety,
które powodują, że masz opory przed mówieniem i boisz się podejmować
ryzyko. Skieruj na nie promień światła i zobacz jak tracą na znaczeniu.
Każdy kto oglądał film grozy czy czytał horror wie, że demony giną w
świetle. Większość naszych osobistych demonów - przeszłych wydarzeń, które
kształtują nasze obecne reakcje - umrze, jeśli wyciągniemy je na światło.
Frederick Buechner w swojej książce pt. "Telling Secrets" ("Zdradzanie
sekretów") opowiada o samobójstwie swojego ojca (była to wielka tragedia w
jego rodzinie) i o córce chorej na anoreksję. Buechner wypowiada tam bardzo
głęboką myśl: "Kiedy mówimy o naszych sekretach, nawet samym sobie, tracą
swoją moc" (Harper & Row, 1991, s. 3).
Proponuję, abyś znalazł zaufanego przyjaciela, duchownego czy nawet
zawodowego terapeutę i odsłonił przed nim niektóre swoje sekrety. Czasami w
przezwyciężeniu lęku przed mówieniem pomaga odsłonięcie przed samym sobą i
innymi źródła życiowych dramatów.
2. Czy w to wierzysz, czy nie, spojrzenie lękom prosto w oczy pozbawia je
mocy. Angielskie przysłowie mówi: "Lęk zapukał do drzwi, a gdy otworzyła mu
wiara, okazało się, że nikogo tam nie było". Jeśli masz w sobie dość wiary,
aby otworzyć drzwi, odkryjesz, że okropna rzecz, jakiej się obawiałeś,
uciekła.
Pamiętam moje pierwsze publiczne przemówienie. Byłem wtedy w college'u i
parafianie maleńkiego kościółka w górach Północnej Karoliny zaprosili mnie,
abym wygłosił kazanie w czasie porannego nabożeństwa w niedzielę. Miałem
trzy strony notatek i ćwicząc wygłaszanie kazania odkryłem, że każda strona
zajmuje mi około ośmiu minut. W niedzielę okazało się jednak, że
powiedziałem pierwszą stronę w ciągu dwóch minut. Nie to jednak było
najgorsze (ostatecznie krótka mowa jest lepsza niż długa). Najgorsze było
to, że gdy sięgnąłem do notatek, okazało się, że druga strona gdzieś się
zapodziała.
Co zrobiłem? Nic. Po prostu stałem tam i głupio rozglądałem się dookoła.
Nawet dzisiaj, gdy opowiadam o tym incydencie, rumienię się. Szczerze
mówiąc tego ranka moja kariera mówcy prawie dobiegła końca. Przez mój umysł
przebiegały najróżniejsze myśli. "Już nigdy nie będę się tak wstydził,
ponieważ nie podejmę się więcej takiego zadania". Tłumaczyłem się przed
samym sobą: "Jestem lepszy w pisaniu niż w mówieniu. Dlatego jeśli ktoś
poprosi mnie o to, abym przemawiał, napiszę mowę i pozwolę, aby wygłosił ją
ktoś inny". Zacząłem myśleć o podjęciu innej pracy.
Na szczęście przyjaciele troszczyli się o mnie na tyle, że powiedzieli mi
to, co ja teraz powiem wam: różnica pomiędzy człowiekiem sukcesu a
nieudacznikiem jest taka, że człowiek sukcesu podniósł się po ostatnim
upadku. Mój przyjaciel powiedział, że jeśli nie wygłoszę kazania, i to tak
szybko, jak to możliwe, to już nigdy nie będę w stanie tego zrobić. Dodał
też słowo zachęty: "Steve, za twoim lękiem i porażką kryje się bardzo
rzadki dar. Nie pogrzeb go pod nimi".
Podniosłem się po tym upadku i przy pierwszej sposobności (było to
spotkanie zorganizowane na terenie college'u) wygłosiłem inną mowę. Czy
bałem się? Oczywiście, że się bałem! Czy martwiłem się z powodu tego
przemówienia? Człowieku, czy martwiłem się?! Powiem coś jeszcze: nie
zgubiłem moich notatek, bowiem nauczyłem się tekstu na pamięć. Nie
wygłosiłem wielkiej mowy, lecz nie czułem się też jak głupiec.
Jaki stąd morał? Dobry rozmówca czy dobry mówca musi podejmować ryzyko -
i czynić to stale - dopóki demony lęku nie zginą. Roger Staubac, gracz
drużyny Dallas Cowboys, został kiedyś zapytany o to, jak się czuł, gdy
zepsuł zagrywkę. Odparł: "Nie mogłem wprost wytrzymać, aby z powrotem dojść
do piłki". Taka postawa uczyniła z niego wielkiego gracza.
Nie ma niczego złego w przeżywaniu lęku. Odczuwanie onieśmielenia jest
nawet naturalne. Lecz nie jest rzeczą właściwą poddać się. Nie twierdzę, że
możesz całkowicie usunąć swój lęk przed innymi. Odczuwam lęk zawsze, gdy
wygłaszam kazanie czy mowę lub nawiązuję rozmowę z kimś, kto mnie
onieśmiela. To w porządku, lecz zrezygnowanie nie byłoby w porządku.
Marszałek Ney, jeden z dowódców armii Napoleona, zawsze przed bitwą
mawiał do swoich nóg: "Drżyjcie! Trzęsłybyście się jeszcze bardziej,
gdybyście wiedziały, gdzie was dziś zabiorę!". Po prostu zrób to, co do
ciebie należy. Podejmij ryzyko. Podnieś się, nawet jeśli upadek był
fatalny, i wstawaj ciągle na nowo. Po pewnym czasie (nie stanie się to
natychmiast, lecz w końcu to nastąpi) będziesz bardziej myślał o tym, co
masz do powiedzenia niż o tym, jak bardzo obawiasz się to wypowiedzieć.
3. Naucz się rozmawiać z samym sobą o tym, kim jesteś i jak się czujesz.
Wyobraź sobie, że dobrze ci idzie. Zastąp taśmy z negatywnymi nagraniami
pozytywnymi taśmami.
Mam poważne zastrzeżenia do koncepcji tzw. "sterowanych wyobrażeń"
wyznawców New Age. Po pierwsze, cały pomysł jest głupi, po drugie nie
działa. Jednakże to, co tutaj mam na myśli, jest całkiem inne. Pytanie,
jakie przed tobą stoi, nie jest pytaniem w rodzaju, czy będziesz tworzył
obrazy w swoim umyśle. Wszyscy wyobrażamy sobie przyszłe sytuacje i nasze
reakcje na nie. Prawdziwą kwestią jest to, czy twoje wyobrażenia
przyszłości będą pozytywne czy negatywne.
Wiem, że może się to wydawać czymś w rodzaju przyklejania plastra na
raka, szczególnie jeśli ktoś miał fatalne doświadczenia i zły obraz siebie.
A jednak będziesz zaskoczony tym, co się wydarzy, gdy zaczniesz postrzegać
siebie jako dobrego rozmówcę czy dynamicznego mówcę (pozytywne wyobrażenie)
zamiast jako nudziarza w rozmowie i niewydarzonego mówcę (wyobrażenie
negatywne).
Przed meczem golfa dobrzy gracze wyobrażają sobie, że uderzają piłkę we
właściwy sposób i wychodzi im długi, prosty strzał. Podobnie mówca powinien
wyobrażać sobie, jak zabiera głos w czasie rozmowy, zadaje pytania,
komunikuje swoje opinie, wygłasza błyskotliwe mowy i przyciąga uwagę ludzi
składanym sprawozdaniem. Naucz się odtwarzać w myślach takie pozytywne
taśmy i puszczaj je sobie raz po raz na nowo. W końcu staniesz się tym,
kogo sobie wyobraziłeś. Ta gra nosi nazwę "udawaj, że to robisz, aż w końcu
naprawdę ci się to uda" i niezależnie od tego, czy mi uwierzysz - ten
sposób naprawdę działa.
Inaczej mówiąc, wyobraź sobie rolę, jaką chcesz odgrywać, a następnie
podejmij ryzyko. W końcu gra stanie się rzeczywistością. Opowiadano mi, że
Dustin Hoffman po zagraniu roli autystycznego mężczyzny w filmie pt. "Rain
Man" ("Deszczowy człowiek") potrzebował wielu miesięcy, aby znowu zacząć
myśleć w normalny sposób. Aktor tak dobrze wcielił się w rolę, że w jakimś
sensie stał się postacią, którą odgrywał. Odgrywaj rolę aktora, a w końcu
odkryjesz, że stała się ona rzeczywistością.
* * *
"Ten, kto ma sięgnąć po sławę nie może okazywać lęku przed krytyką. Obawa
przed krytyką dla geniusza oznacza śmierć." - William G. Simms
* * *
Wrogość onieśmiela
Po drugie, porozmawiajmy o władzy onieśmielania, jaka kryje się we
wrogości. Słyszałeś pewnie, że najlepszą metodą obrony jest atak. To
prawda, ponieważ agresywne działania (które są zwykle manifestacją
wrogości) zwykle zastają ludzi nieprzygotowanych do obrony i nie pozwalają
na dialog, a jedynie na podporządkowanie się. Czy kiedykolwiek próbowałeś
rozmawiać z kimś, kto jest rozgniewany? Zawsze jest to nieprzyjemne
doświadczenie. Jeśli chcesz kontynuować rozmowę musisz zainwestować
większość swojej energii w uspokajanie wzburzonych wód, nie zaś w zmianę
poglądów czy w przeanalizowanie idei, jakie zostały przedstawione (w
przypadku mowy). Wrogość (czy to w przemówieniu, czy w rozmowie) powoduje
trzy rzeczy: uniemożliwia porozumiewanie się, przeszkadza w realizacji
celów i stwarza jeszcze więcej wrogości.
Istnieje tylko jeden wyjątek. Czasami wrogość jest używana jako pewna
technika dobrej komunikacji. W takim przypadku jest to wrogość zaplanowana.
Przykładem niech będzie przesłanie gniewnego proroka czy komunikowanie
wrogich zamiarów nie po to, by prowadzić autentyczną rozmowę, lecz zmusić
cię do posłuszeństwa. Zaplanowana wrogość może być czasami skutecznym
sposobem wskazania na jakąś myśl, zmotywowania słuchaczy czy odniesienia
zwycięstwa w dyskusji. Jednak wrogość jako specyficzna technika jest bardzo
rzadko używana przez dobrych mówców, którzy podają ją w starannie
odmierzonych dozach.
Prowadząc program radiowy, do którego dzwonią słuchacze, zauważyłem pewną
interesującą rzecz: zawsze otrzymuję kilka telefonów od osób, które są
wrogo nastawione wobec mnie lub wobec stanowiska, jakie zająłem. Staram się
ustosunkować do tych telefonów w twórczy sposób (mam taką nadzieję). W
końcu takie wrogie telefony są nieodłączną częścią każdego dobrego talkshow
prowadzonego na żywo. Jednak za każdym razem, gdy otrzymuję taki telefon,
odkrywam, że pojawia się napięcie i przyjmuję pozycję obronną.
To samo zdarza się w rozmowie czy podczas publicznie wygłaszanej mowy.
Kiedy wiemy, że nasz odbiorca jest wrogo nastawiony, znajdujemy się w
bardzo trudnej sytuacji. Pozwólcie, że podam kilka prostych sposobów
poradzenia sobie z onieśmieleniem spowodowanym przez wrogość.
1. Pamiętaj, że nie musisz rozmawiać ze wszystkimi. Moje zadanie jako
gospodarza programu radiowego, mówcy i nauczyciela wymaga tego, że czasami
muszę doprowadzać do konfrontacji z wrogo nastawionymi ludźmi. Ty jednak
(chyba, że jesteś podobny do mnie) wcale nie musisz tego robić.
Kiedy ludzie reagują na ciebie wrogością, postaraj się pamiętać o tym, że
nie jesteś owieczką prowadzoną na rzeź. Sugeruję, abyś powiedział: "Nie
muszę tego słuchać. Lubię cię, lecz dopóki nie będziemy mogli rozmawiać w
bardziej spokojnym tonie, nie mam ochoty w tym uczestniczyć". Następnie
odejdź. Moja żona nie chce ze mną rozmawiać, gdy jestem rozgniewany. Wie,
że w takiej sytuacji żadna rozmowa ze mną nie będzie zbyt produktywna.
Podobnie jest z przemawianiem przed publicznością. Miałem przyjaciela,
którego poproszono o wygłoszenie kazania w kaplicy uniwersyteckiej. Dla
tych, którzy nigdy nie uczestniczyli w obowiązkowych nabożeństwach, powiem
słowo wyjaśnienia. Studenci i nauczyciele są obowiązani pojawić się wtedy w
kaplicy. Cierpią z tego powodu okrutnie. Co więcej, sprawdzana jest
obecność przez odnotowanie, czyje ławki są zajęte. Przemawianie w czasie
takich obowiązkowych zgromadzeń jest przedostatnią rzeczą jaką lubię robić
na tym świecie, ostatnią jest skakanie z dwudziestopiętrowych budynków.
W każdym razie mój przyjaciel zauważył, że studenci nie słuchają go, a
profesorowie ignorują (jeden czytał gazetę). Dla wszystkich (za wyjątkiem
największych tępaków) było oczywiste, że nic z tego nie będzie.
Oto jak mój przyjaciel rozpoczął i zakończył swoją mowę: "Jest dla mnie
oczywiste, że chcecie słuchać tego, co mam do powiedzenia, równie mocno,
jak ja mam ochotę wam to powiedzieć. To kazanie należy już do historii".
Powiedziawszy to wsunął notatki do kieszeni, zszedł z kazalnicy i ku
zdumieniu słuchaczy wyszedł z kościoła, wsiadł do samochodu i odjechał.
Nie ma żadnego prawa, które wymagałoby od ciebie angażowania się w jałowe
konwersacje. Nie ma reguły mówiącej że musisz mówić do wrogo nastawionych
słuchaczy.
2. Pamiętaj, że wrogość prawie zawsze jest oznaką braku pewności. Kiedy
człowiek czuje się na tyle zagrożony, aby wyrazić gniew, pamiętaj, że jest
to mechanizm obronny. Proste stwierdzenie w rodzaju: "Zastanawiam się
dlaczego jesteś taki rozgniewany. Co cię tak przeraziło?" będzie dużym
krokiem do zajęcia się prawdziwą przyczyną gniewu i usunięcia jej.
Wrogością i brakiem pewności siebie należy zająć się w delikatny,
współczujący sposób.
Kiedyś wygłaszałem wykład na temat religii do grupy studentów z
uniwersytetu w Miami. Gdy nadszedł czas na pytania i odpowiedzi, zwróciłem
uwagę na grupę bardzo wrogo nastawionych osób. Ich pytania były pełne
gniewu, choć moim zdaniem nie powiedziałem niczego, co mogłoby ich tak
rozzłościć. I wtedy, gdy słuchałem czwartego agresywnego pytania,
zrozumiałem co się dzieje. Ci studenci byli muzułmanami. Oni rozprawiali
się właśnie z wizerunkiem Islamu prezentowanym w amerykańskiej prasie,
który mówi: "Muzułmanie to zwolennicy wojny i fanatycy religijni".
Wyczuwali surowe sądy innych studentów na temat Islamu i to spowodowało ich
wrogość.
Kiedy to zrozumiałem, mogłem zająć się prawdziwym problemem. "Obaj
jesteście muzułmanami?", zapytałem. Przyznali mi rację. Następnie
stwierdziłem: "Zanim odpowiem na wasze pytanie, pozwólcie, że powiem coś
ważnego. Jestem zaszokowany tym, jak amerykańska prasa obchodzi się z waszą
religią. Nasze media bardzo płytko rozumieją chrześcijaństwo i judaizm,
które są częścią naszej kultury. Jednak to, co uczyniono waszej religii,
jest przestępstwem kryminalnym. Gdybym był na waszym miejscu, czułbym się
tym bardzo urażony". Następnie odpowiedziałem na ich pytanie.
Zmiana w ich postawie była zdumiewająca. Gdy spotkanie dobiegło końca,
poczekali aż wyszła ostatnia osoba. Wtedy jeden z nich zwrócił się do mnie:
"Doktorze Brown, chciałbym podziękować panu za to, co pan powiedział. Miło
jest widzieć Amerykanina, który nie zgadza się z naszymi przekonaniami
religijnymi, lecz jednocześnie traktuje nas z szacunkiem".
Wrogość, która zdaje się być skierowana do ciebie, w rzeczywistości może
być skierowana przeciwko komuś, czemuś innemu. Kiedyś zatrzymałem się
przejazdem w domu misyjnym w Afryce. Przy obiedzie siedziałem razem z
kobietą, która była wobec mnie bardzo wrogo nastawiona (dodam, że nie dałem
jej do tego najmniejszego powodu). Później powiedziałem komuś, że ona
przypominała mi "wiedźmę z Endoru".
Mój rozmówca odparł na to: "Steve, musisz jej wybaczyć. Przez ponad
trzydzieści lat była na misji, a w następnym tygodniu przechodzi na
emeryturę i wraca do Stanów. Jej domeną stało się to miejsce, nie zaś to,
co pozostawiła w Stanach Zjednoczonych. Mimo to musi wrócić i jest to dla
niej przerażający, bardzo trudny okres". Kiedy to zrozumiałem następnego
wieczora rozmowa podczas obiadu była o wiele bardziej przyjemna.
Moja myśl jest następująca. Postaraj się odkryć źródło wrogości i zajmij
się nim.
3. Zdaj sobie sprawę, że czasami należy odpowiedzieć wrogością na
wrogość. Często gniewni ludzie nie zmieniają swojej postawy, bowiem nigdy
nie musieli zapłacić ceny za swoje wrogie zachowanie. Kiedy dotrzemy do
rozdziału poświęconego temu jak wygrać dyskusję, będę miał o wiele więcej
do powiedzenia na ten temat, lecz już teraz chciałbym zaznaczyć, że gniew
musi czasem spotkać się z gniewną reakcją. Czasami (wbrew temu, co mówiono
wam w szkole) okazywanie gniewu jest jak najbardziej na miejscu.
* * *
Tajemnicą szczęścia jest wolność, zaś sekretem wolności - odwaga." -
Gillbert Murray
* * *
W jednym z kościołów, w których służyłem jako pastor, był mężczyzna
cieszący się reputacją "prześladowcy duchownych". Kilku ludzi ostrzegało
mnie przed nim i jego wrogą postawą. Pewnego dnia zaprosiłem go do mojego
biura i powiedziałem: "Sam, rozumiem, że żaden pastor tego kościoła nigdy
nie interesował się tym, co myślisz. Ty, jak rozumiem, mówisz to, co
myślisz".
"Cóż, przypuszczam, że to prawda", przyznał niechętnie.
"Zaprosiłem cię tutaj, ponieważ chciałbym, abyś wiedział, że według mnie
to jest wspaniale. Daję ci moją zgodę na to, abyś mówił mi co tylko
zechcesz: pozwalam ci się na mnie gniewać, możesz mnie poprawiać tak długo,
jak długo będę miał twoją zgodę, by mówić ci wszystko, co mam ochotę
powiedzieć, by wyrażać gniew i poprawiać ciebie".
W ciągu następnych lat wiele ze sobą walczyliśmy, lecz obaj nauczyliśmy
się radzić sobie z naszym gniewem o wiele lepiej niż przedtem, bowiem
zgodziliśmy się na to, by na gniew odpowiadać gniewem. Zbyt często gniewni
ludzie są ignorowani, znoszeni cierpliwie czy krytykowani za plecami.
Powodem, dla którego ich gniew się pogłębia, jest to, że nigdy nie
zapłacili za niego ceny. Czasami jest rzeczą całkowicie właściwą
odpowiedzieć gniewnej osobie tak, jak to uczyniłem skarbnikowi pewnej
organizacji, który zaczął na mnie wrzeszczeć: "Myślisz, że jesteś wściekły.
Nie masz zielonego pojęcia o gniewie. Teraz patrzysz na najbardziej
hamowany gniew, jaki widziałeś w swoim życiu". Zdumiewające jak szybko się
uspokoił.
Onieśmielająca moc pozycji
A teraz porozmawiajmy o onieśmielającej mocy pozycji. Czy wiesz, że
większość chrześcijan odmawia składania świadectwa przed kimś, kogo uważa
za stojącego wyżej od siebie na drabinie społecznej? Rozmawiamy o naszej
wierze z tymi, których uważamy za stojących niżej od nas i których uznajemy
za równych, lecz dzieje się z nami coś dziwnego, gdy musimy podzielić się z
kimś stojącym od nas wyżej. Sytuacja taka ma tragiczne konsekwencje, bowiem
powoduje, że ci, którzy wspięli się na szczyt w swojej dziedzinie, klasie
społecznej czy w kręgu przyjaciół, są ludźmi całkiem samotnymi.
Mam przyjaciela, który był pastorem kościoła w Cambridge w stanie
Massachusetts. Na jakimś przyjęciu poznał znakomitego profesora z
Uniwersytetu Harvarda i ten profesor poprosił go, aby spotkali się i
porozmawiali. Gdy mój przyjaciel przybył na umówione spotkanie, okazało
się, że profesor jest spóźniony. Sekretarka zaprosiła go do jego biura i
poprosiła, aby zaczekał. Profesor miał nadejść lada moment.
Gdy mój przyjaciel oglądał biuro wypełnione książkami, tytuły naukowe i
dyplomy wiszące na ścianach i gdy myślał o sławie profesora, poczuł się
całkiem onieśmielony (zapewne czułbyś się tak samo jak on).
Wtedy odniósł wrażenie, że usłyszał głos od Boga: "Powiedz profesorowi,
że Jezus go kocha".
"Panie, nie mogę tego uczynić. On jest wybitnym naukowcem, a ja jestem
nikim. Nie będzie mnie słuchał i pomyśli sobie, że jestem głupcem. Myślę,
że będę grzecznie siedział i zadawał pytania. To mało prawdopodobne, aby
powiedział coś, co będę potrafił zrozumieć. Dodam może jedną lub dwie uwagi
komentarza".
"Powiedz mu, że Jezus go kocha", głos nie ustawał.
W końcu doszedł do wniosku, że został tutaj posłany po to, aby się
ośmieszyć. Kiedy profesor wszedł do biura, mój przyjaciel powiedział mu tak
prosto, jak umiał, że Jezus go kocha. Wtedy profesor załamał się i
zapłakał.
Wszyscy jesteśmy w większym albo mniejszym stopniu onieśmieleni przez
pozycję innych. Pozwólcie, że podzielę się z wami kilkoma rzeczami, które
mogą pomóc.
Ludzie, którzy osiągnęli wielką sławę i pozycję, są zwykle najbardziej
zaskoczeni, że udało im się to osiągnąć. Kilka lat temu przeprowadzono
badania prezydentów wielkich korporacji. Naukowcy odkryli, że najbardziej
powszechnym lękiem, jakiego doświadczali, było, że ludzie dowiedzą się, iż
popełniono pomyłkę i umieszczono ich w niewłaściwym miejscu.
Wiele czasu spędziłem na rozmowach z dyrektorami. Będąc chłopcem z gór
Północnej Karoliny, urodzonym po gorszej stronie torów kolejowych, czułem
się onieśmielony przez tych ludzi, dopóki Bill Bright nie powiedział mi, że
zostałem powołany do tego, aby im służyć.
I wiecie co? Im dłużej przebywałem z tymi ważnymi ludźmi tym bardziej
sobie uświadamiałem, że byli oni równie przestraszeni jak ja, że byli tak
samo samotni, że tak samo doświadczali poczucia winy i byli pozbawieni
poczucia pewności - czasami nawet bardziej ode mnie. Posiadali zdolność
lepszego ukrywania tego, lecz byli dokładnie tacy jak ja. Kiedy to
zrozumiałem, onieśmielenie przestało być takim problemem.
Zwykle ludzie zajmujący wysoką pozycję są o wiele bardziej łaskawi i
uprzejmi niż mógłbyś sądzić na podstawie ich portretu, jaki przedstawiają
media. Środki masowego przekazu komunikują, że najgorszymi ludźmi w naszym
społeczeństwie są osoby mające władzę i prestiż. Przedstawia się ich jako
manipulatorów, potwory niszczące środowisko i amoralne, wypaczone
osobowości. Oczywiście są wśród nich i tacy ludzie, lecz będziesz
zaskoczony, jeśli ci powiem, że większość odpowie uprzejmością na uprzejmą
uwagę, czy łaskawością na łaskawość.
Kilka lat temu byłem na obiedzie z Arthurem Burnsem. Burns współpracował
z kilkoma prezydentami i był przez większość ludzi uznawany za jeden z
najwybitniejszych umysłów w rządzie i za geniusza w dziedzinie ekonomii. Na
początku posiłku powiedziałem mu: "Doktorze Burns, nie potrafię zbilansować
moich wydatków i oblałem matematykę w collegeu. Aby ten obiad nie był dla
mnie katastrofą, musi pan obniżyć poprzeczkę".
Zaśmiał się i podczas obiadu uważał, aby właściwie formułować swoje
uwagi, wyjaśniać rzeczy, których nie rozumiałem, i wyrażać się w prosty
sposób. Najlepszą rzeczą, jaka zdarzyła się podczas tego obiadu, było to,
że Burns nigdy nie spowodował, że miałem poczucie niższości czy czułem się
głupi.
Powtórzę to jeszcze raz: zwracając się do ludzi, którzy mają władzę i
prestiż (publicznie czy też podczas prywatnej rozmowy) musimy być skłonni
do podjęcia ryzyka. Zwykle ludzie, którzy twoim zdaniem nie odczuwają
potrzeby przyjaźni, troski o innych czy koleżeństwa, są w największej
potrzebie. Jedynym sposobem, by się o tym przekonać, jest podjęcie ryzyka.
Jeśli zaryzykujesz możesz zostać bardzo przyjemnie zaskoczony. Odkryjesz,
że za ochronną fasadą kryje się istota ludzka, która zareaguje na twoje
wysiłki o wiele cieplej niż tego oczekiwałeś. (Jeśli ktoś tak nie
zareaguje, wtedy nauczysz się czegoś o sarkazmie.)
Profesjonalizm onieśmiela
Czwartą przyczyną onieśmielenia jest profesjonalizm.
Niektórzy ludzie tak są błyskotliwi i utalentowani w swojej dziedzinie,
że czujesz się onieśmielony ich profesjonalizmem.
Uczę w seminarium teologicznym, lecz musisz wiedzieć, że gdy byłem mały,
uciekłem z przedszkola, a kariera akademicka była dla mnie jednym wielkim
mozołem. Tytułują mnie "doktorem", lecz mój doktorat jest honorowy i został
mi nadany przez radę collegeu w chwili kompletnego zapomnienia. Jestem
pełnym profesorem w seminarium, ponieważ "dobrze przemawiam" i moi
przełożeni sądzą, że mogę nauczać studentów teologii jak właściwie
komunikować te prawdziwe, a jednocześnie przyprawiające o zawrót głowy
treści, jakich się tam uczą. Cierpię z powodu braku iluzji co do mojej
bystrości czy wiedzy teologicznej znawstwa.
Czasami daję wykład w kaplicy w seminarium. Nie macie pojęcia, jak czułem
się tym onieśmielony, dopóki nie zdałem sobie sprawy, że prawie wszystko,
co powiedziałem o onieśmieleniu przez władzę i prestiż, odnosi się również
do onieśmielenia przez profesjonalizm. Pozwólcie, że powiem wam o tym, co
pomogło mi poradzić sobie w tej dziedzinie.
Moja matka nauczyła mnie, że nie jestem gorszy od nikogo i nie powinienem
skłaniać głowy przed nikim - za wyjątkiem Boga. Jednak ona była moją matką,
a matki mają obowiązek mówić takie rzeczy. Dlatego nadal miałem poczucie
niższości dopóki Bóg nie powiedział mi tego samego co matka.
W szesnastym stuleciu pewien biedny naukowiec imieniem Muretus został
znaleziony w kanale i zabrany do szpitala. Dwóch lekarzy rozmawiało przy
nim po łacinie (zakładali, że Muretus ich nie zrozumie) o tym, czy
przeprowadzić na nim nową operację chirurgiczną. Jeden z doktorów zapytał:
"Czy uważasz, że powinniśmy przeprowadzić taką operację na tej nędznej,
bezwartościowej istocie?".
Słysząc to Muretus podniósł się na szpitalnym łóżku i powiedział: "Zaliż
ważycie się nazwać bezwartościowym człowieka, za którego umarł Chrystus?".
Miał rację. Kiedy byłem młodym pastorem, mój doradca powiedział mi, że
nigdy nie powinienem opuszczać cmentarza podczas nabożeństwa pogrzebowego
zanim nie uczyni tego rodzina. Powiedział mi: "Steve, gdy oni odjeżdżają,
powinni widzieć pastora stojącego nad grobem ich ukochanej osoby".
To była dobra rada, jednak najlepszych rzeczy nauczyłem się w rozmowach z
grabarzami, gdy rodzina zmarłego już odjechała. Pamiętam pewnego cynicznego
grabarza z Cape Cod zasypującego grób. Odwrócił się, spojrzał na mnie,
wyjął cygaro z ust i powiedział: "Młody jesteś, nie?". Potem wskazał na
grób i powiedział: "Popatrz wielebny, to wszystko co dostaniesz po śmierci:
dziurę w ziemi i łopatę piachu".
Zawsze, gdy rozmawiasz z ekspertem, pamiętaj, że przed upływem stu lat
będzie już martwy. Śmierć jest taka sama dla wszystkich, wszyscy są równi
wobec jej majestatu. Pamiętanie o tym pomoże ci poradzić sobie z tym
rodzajem onieśmielenia.
Drugim faktem jest, że większość ekspertów naprawdę nimi nie jest, a
jeśli już nimi są, to nie onieśmielają innych swoim profesjonalizmem. Tak
długo traktowaliśmy lekarzy, teologów, polityków i adwokatów jak bogów, że
uwierzyli w to. Sytuacja taka jest równie groźna w życiu, jak i w dobrej
rozmowie czy w publicznych wystąpieniach.
Podczas studiów odbywałem staż w klinice dla osób z problemami
emocjonalnymi w Bostonie. Na szkolenie składało się spędzanie dużej ilości
czasu z pacjentami. Trzeba było skoncentrować się na jednym lub dwóch z
nich i przygotować szczegółowy raport.
Pamiętam jak pisałem taki okresowy raport na temat spotkań z pacjentem,
którego poznałem bliżej. W mojej pracy zasugerowałem pewne wnioski. Później
sprawdziłem obserwacje psychiatry dotyczące tego pacjenta. Byłem
zaszokowany tym, jak bardzo pomyliłem się w mojej diagnozie.
Zabrałem ten mój okrutnie chybiony raport do profesora i opowiedziałem mu
o błędach, jakie popełniłem. Odpowiedział: "Steve, nigdy nie zakładaj, że
ludzie, a szczególnie psychiatrzy, wiedzą więcej niż rzeczywiście wiedzą.
Znam tego pacjenta i uważam, że twój raport jest bliższy prawdzie niż
obserwacje psychiatry. Ucz się nie ufać ekspertom".
Pamiętam, jaki byłem zaszokowany. Podobnego uczucia doświadczyłem siedząc
w galerii dla zwiedzających w Kongresie gdy nasi przywódcy debatowali na
temat budżetu państwa. Zawsze uważałem, że oni wiedzą, co robią.
Najbardziej doniosłym odkryciem dokonanym podczas tej wizyty było to, że ci
ludzie wydawali miliardy dolarów naszych pieniędzy i wcale nie wiedzieli
więcej ode mnie. To było przerażające.
Zawsze zadawaj pytania twoim lekarzom i prawnikom, dopóki nie zrozumiesz,
co mówią, i nie będziesz potrafił wydać własnego sądu. Nigdy nie zakładaj,
że twój pastor przemawia z góry Synaj. Nie zakładaj tego tylko dlatego, że
ktoś napisał książkę czy lepiej od ciebie potrafi formułować zdania.
Lecz co ważniejsze, nie czuj się onieśmielony przez ekspertów. To tacy
sami ludzie jak ty. Nie twierdzę, że nie powinniśmy słuchać i przyjmować
opinii fachowców. W końcu zawsze znajdzie się ktoś, kto w każdej dziedzinie
wie więcej od ciebie. Stąd potrzeba dobrych rozmów i poszerzania swojej
wiedzy. Kiedy publicznie zwracasz się do ekspertów, pamiętaj, że nie
czyniłbyś tego, gdybyś nie miał czegoś do powiedzenia. Zatem powiedz to bez
onieśmielenia.
Okoliczności onieśmielają
Na koniec, onieśmielają nas okoliczności. Dzieje się tak szczególnie
wówczas, gdy znaleźliśmy się w okolicznościach, których nie szukaliśmy, o
które nie prosiliśmy i których nie chcemy, lecz mimo to musimy się w nich
odnaleźć. Może umówiłeś się na randkę w ciemno lub przyjąłeś zaproszenie na
obiad od ludzi, których dobrze nie znasz. Może ludzie, do których masz
przemawiać, okazali się całkiem inni niż to sobie wyobrażałeś. Może okazało
się, że ubrałeś się przesadnie starannie (czy nie dość starannie) na jakąś
towarzyską imprezę. Niekiedy okoliczności same w sobie nas onieśmielają.
Kiedyś zostałem poproszony o wygłoszenie wykładu dla członków pewnej
dużej organizacji chrześcijańskiej. Po moim wystąpieniu organizatorzy mieli
zorganizować akcję na plaży w Hyannis koło przylądka Cape Cod. Sądziłem, że
mam przemawiać do pracowników tej organizacji. Kiedy przybyłem na miejsce,
odkryłem, że jej członkowie systematycznie przeczesywali plażę i ulice
miasta szukając różnych pijaków i włóczęgów. Zapędzili ich do audytorium i
przedstawili ich w nadziei, że powiem coś sensownego.
Drodzy przyjaciele, to było ostatnie miejsce na ziemi, w jakim pragnąłem
się wtedy znajdować. Nie byłem przygotowany do przemawiania do takiej
publiczności, a nawet gdybym był, nie wiem, co bym im powiedział. Lecz oto
znalazłem się oko w oko z pijakami, prostytutkami i włóczęgami patrzącymi
na mnie i czekającymi, co powiem.
Czy uwierzylibyście, że była to jedna z naprawdę wielkich mów w dziejach
chrześcijaństwa? Czy uwierzylibyście, że dobrze mi poszło? W rzeczy samej
tak było. I nawet teraz traktuję to doświadczenie jako bardzo ekscytujące
przeżycie, przez które nauczyłem się kilku rzeczy, które stosuję od tej
pory.
Naucz się odróżniać problemy od faktów (jak mawia mój przyjaciel Fred
Smith). Problem to jest coś, co da się naprawić, fakt zaś jest tym, co
należy zaakceptować. Stara modlitwa o mądrość doskonale odzwierciedla to
zrozumienie: "Boże, daj mi rozumu, abym pogodził się z rzeczami, których
nie mogę zmienić, odwagę, abym zmienił rzeczy, które zmienić mogę, i rozum,
abym potrafił odróżnić jedne od drugich".
Pozwólcie, że dam wam zasadę pokrewną: "Możesz wytrzymać piekło, jeśli
będziesz wiedział, że się z niego wydostaniesz". Wnioski nasuwają się same.
"Zawsze możesz patrzeć w przyszłość i w niej umieszczać swoje oczekiwania".
A zatem przyjmij złe okoliczności jak coś, czego nie możesz zmienić, i zrób
z nich jak najlepszy użytek.
Niektóre z najbardziej przyjemnych rzeczy w życiu Bóg (czy - jeśli jesteś
niewierzący - "los") maskuje pod pozorem nieprzyjemnych okoliczności.
Pamiętam jak pewnego razu znalazłem się przy jednym stole z grupą
radykalnych feministek. Przemawiałem na konferencji. Ze wszystkich
uczestników te panie były ostatnimi osobami, z którymi chciałbym jeść
obiad. Niestety, wszystkie inne miejsca były zajęte. Miałem alternatywę:
albo być głodnym, albo zrobić z siebie głupca. W końcu usiadłem z nimi i
starałem się być tak uprzejmy, jak to możliwe.
Czy wiecie, co się stało? Ku mojemu zaskoczeniu ich poglądy nie były
takie, jak oczekiwałem, i mogliśmy poruszyć tematy, które były powodem
rozłamów i bolesnych nieporozumień. Byłem zdumiony, że moje rozmówczynie
pragnęły poznać moją opinię w kilku kwestiach (podejrzewam, że potraktowały
to jako przypadek naukowej analizy osobników niższego rodzaju). To było
rozwijające i nie tak znowu nieprzyjemne doświadczenie.
Ucz się, jak bez uprzedzeń podchodzić do okoliczności. Na tych, którzy
pragną jak najlepiej wykorzystać to, co zapowiadało się jako okropne
doświadczenie, czekają zwykle wielkie niespodzianki.
Podskocz i spraw, aby demony uciekły. Jeśli okoliczności w jakich się
znalazłeś, są złe, prawdopodobnie już gorsze nie będą. Zatem nie masz nic
do stracenia. Niektóre z najlepszych rozmów, jakie miałem, i najlepszych
przemówień, jakie wygłosiłem, zaszły, gdy "wskoczyłem" w okoliczności z tym
wszystkim, co miałem.
Podobno samice pewnego gatunku ptaków zaczynają rozbierać gniazdo, gdy
nie potrafią skłonić do latania któregoś z piskląt. Matka wie, że małe
ptaki potrafią latać, lecz pisklęta tego nie wiedzą. Zatem matka zaczyna
bardzo powoli rozbierać gniazdo patyczek po patyczku, listek po listku.
Podejrzewam, że mały ptaszek jest zaniepokojony złymi okolicznościami.
"Mamo!!! Co ty wyprawiasz? Czy nie przejmujesz się tym, że umrę? Co z
ciebie za matka?".
I wtedy, ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu, młody zaczyna machać
skrzydłami i odkrywa radość latania. "Hej, mamo! Popatrz na mnie. Ja
latam!".
Bóg zwykle stwarza takie sytuacje gdy chce nas zmusić do latania.
Podobnie postępuje ucząc nas mówić tak, aby ludzie słuchali. Odważ się więc
i zrób to. Jeśli tego nie uczynisz, nigdy nie poznasz prawdy o sztuce
mówienia.
Mój przyjaciel Norm Evans powiedział mi kiedyś o nowym zawodniku liniowym
w drużynie futbolowej w college'u, który podszedł do trenera i powiedział:
"Trenerze, gracz liniowy przeciwnej drużyny zsuwa mi hełm na oczy. Co
powinienem zrobić?".
Odpowiedź trenera była prosta, bezpośrednia i klasyczna: "Nie pozwól mu
na to!".
Jeśli onieśmielenie przed ludźmi i sytuacjami powoduje, że milczysz...
nie pozwól im na to.
Rozdział 3.&
Słowa z autorytetem
"Neftali - jak rozłożysty terebint, dający miłe przepowiednie." - Rdz 49,
21
Podczas przyjęcia koktajlowego pewna kobieta podeszła wraz ze swoim mężem
do znanego lekarza. "Czy może nam pan powiedzieć, dlaczego niektórzy ludzie
rodzą się niemi?".
"Dlaczego? Jest to spowodowane pewnymi wrodzonymi brakami w rozwoju
zdolności artykulacyjnych lub anatomicznymi wadami budowy organów mowy".
"No, i widzisz, co daje wykształcenie?", zauważyła kobieta triumfalnie
spoglądając na swojego męża. Następnie zwróciła się do doktora: "Pytałam o
to Harry'ego wiele razy. Jedyna odpowiedź, na jaką było go stać brzmiała:
Ponieważ takie już się rodzą".
Oczywiście morał z tej historii jest taki, że gdy ktoś używa uczonych
słów dla opisania maleńkiej prawdy, może sprawiać wrażenie osoby
autorytatywnej i mądrej. Jednak prawda może być całkiem przeciwna. Czasami
najlepszym sposobem, by wydać się naiwnym głupcem, jest używać słów,
których nikt nie rozumie (później powiem o tym więcej).
Ten rozdział jest poświęcony słownictwu i temu, jak je wzbogacać. We
wprowadzeniu porównałem mówienie do pociągu, który przewozi produkty na
rynek. Jeśli nadal miałbym się trzymać tej metafory, mógłbym powiedzieć, że
słownictwo jest jego kołami. Najważniejszą funkcją kół jest praca, jaką
wykonują.
Jeśli chcesz mówić w taki sposób, aby ludzie słuchali, to istotne jest
znalezienie słów odpowiadających przesłaniu, które chcesz zakomunikować.
Rozdział, który czytasz mówi o wzbogacaniu słownictwa i ostrzegam, że jest
to najbardziej nudna część tej książki. Jednak nie pomijaj go. Zwykle zanim
dokonasz czegoś ekscytującego, musisz wykonać całą masę nudnych rzeczy.
("Zanim spotkasz pięknego księcia musisz pocałować wiele brzydkich żab").
Jeśli chcesz grać na pianinie, zbudować most czy wygłosić mowę, musisz
podjąć pewne działania przygotowawcze, które prawie zawsze są monotonne i
nudne: ćwiczenie gam, uczenie się wzorów matematycznych i poznawanie
słownictwa.
Oto mój plan. Pragnę pokazać ci, jaki sposób wzbogacania słownictwa jest
zły, a następnie wskazać sposób właściwy.
* * *
"Niektóre z najbardziej przerażających uczynków ludzkości dokonały się za
sprawą czarodziejskiej mocy pewnych magicznych słów i fraz." - James Bryant
Conant
* * *
Rozwijanie słownictwa -
niewłaściwy sposób
Czasami można się więcej nauczyć o właściwym sposobie wykonywaniu czegoś,
gdy wiemy jak nie należy postępować. Edison po zakończeniu serii pięciuset
nieudanych prób otrzymał wyrazy współczucia od przyjaciela, który
stwierdził, że to wstyd stracić tyle czasu na zakończone fiaskiem
eksperymenty. Edison odpowiedział mu: "Wprost przeciwnie. Teraz znam
pięćset sposobów, jak nie należy tego robić".
Po piersze, rozwijając swoje słownictwo nie ucz się na pamięć słów i ich
znaczeń. Prawdopodobnie nie istnieje inna mniej skuteczna metoda rozwijania
słownictwa niż uczenie się słów na pamięć. Przypomina to kupowanie
narzędzia, którego nigdy nie będziemy używali.
Jay Adams w swojej książce pt. "Pulpit Speech" ("Przemawianie zza
pulpitu", Baker Book House, 1971) cytuje wyniki badań wskazujące, że
przeciętny student college'u zna około 250000 słów, lecz używa tylko
niewielu z nich. Adams idzie jeszcze dalej wskazując, że istnieje 20000
powszechnie stosowanych słów, lecz tylko 7000 do 8000 z nich znajduje się w
codziennym użyciu. Milton używał tylko nieco ponad 11000 słów, a Szekspir
25000. Czy zastanawiałeś się, kim była osoba, która policzyła wszystkie
słowa, jakimi posługiwał się Milton i Szekspir? (Mam nadzieję, że pieniądze
na te badania nie poszły z naszych podatków).
Jeśli uczysz się na pamięć słów, które nie mają żadnego odniesienia do
twojego codziennego języka, zapomnisz je po upływie bardzo krótkiego czasu.
Podróżowałem do wielu krajów na świecie. Na krótko przed odwiedzeniem
każdego nowego kraju, w którym posługiwano się innym językiem niż
angielski, starałem się zapamiętać kilka podstawowych zwrotów i zdań w
miejscowym języku. ("Nie znam waszego języka". "Jestem głodny". "Dzień
dobry". "Dobry wieczór". "Gdzie jest łazienka?"). To interesujące, że
dzisiaj nie pamiętam żadnego z tych słów i zwrotów. Dlaczego? Ponieważ obce
słowa, na których zapamiętanie poświęciłem tyle czasu nie są wyrazami,
jakich używam w moich codziennych rozmowach. Inaczej mówiąc, nauczyłem się
słów, które nie mają żadnego związku z moim obecnym życiem.
Słowa takie jak "onomastyka", "oogamia", "zoogeografia", "pędzelkowaty" i
"ksenomorficzny" mogą być całkiem zabawne (jeśli fanatycznie uwielbiasz
słowa), lecz nie zapamiętasz ich, jeśli nie będziesz ich używał. Jeśli zaś
odkryjesz, że często się nimi posługujesz, to jesteś pewnie jeszcze
większym dziwakiem od osoby, która uczy się ich na pamięć.
Po drugie, (patrząc z punktu widzenia słuchacza) rozwijając słownictwo
nie ucz się słów, których znaczenia nikt nie będzie rozumiał. Celem mowy
jest komunikowanie się. Jeśli nie jesteś Williamem Buckleyem (jego dewizą
jest używanie słów, których nikt nie rozumie), to pamiętaj, że celem
komunikowania się jest, po pierwsze, jasne wyrażanie myśli, i po drugie,
wyrażanie ich w taki sposób, który podkreśli ich sens.
Istnieje jeden wyjątek od tego słownikowego zakazu. Poruszając się we
wrogim, polemicznym czy apatycznym środowisku, czasami można używać słów
nie po to, aby komunikować się z innymi, lecz by robić na nich wrażenie.
Uczę moich studentów, że kaznodzieje mają w naszym społeczeństwie poważne
problemy w dziedzinie public relations. Większość z nich jest uważana za
płytkich i pozbawionych znaczenia głupców. Zawsze powtarzam studentom, że
powinni mieć w swoim bagażu homiletycznym kilka słów, które nie mają innego
zadania jak tylko wywierać wrażenie na słuchaczach.
Czarnoskórzy kaznodzieje rozwinęli specyficzną formę sztuki przemawiania,
która ma także zdolność motywowania słuchaczy, jakiej nie posiada żaden
inny styl mówienia. Jednym z najwybitniejszych przedstawicieli tego stylu
był E. V. Hill. Miałem okazję słuchać kilka razy jak E. V. Hill zwracał się
do białych słuchaczy. Podczas wprowadzenia dr Hill zwykle zdejmował okulary
i "mówił językiem białych". Jego technika była bardzo efektywna. Mówił
dobrze przemyślanymi chłodnymi i nudnymi zdaniami posługując się słowami,
jakie padłyby zza pulpitu w kościele uczęszczanym przez białych klasy
średniej. Później zakładał okulary - to był znak, że teraz zacznie
wygłaszać. Mówił: "Chciałem pokazać wam, białym, że mogę gadać tak drętwo
jak wy. Teraz, gdy już to sobie wyjaśniliśmy, zejdźmy na ziemię".
Podobnie mówca może celowo posługiwać się słowami, których nikt nie
rozumie (zawsze oczywiście we właściwym kontekście) po prostu, aby wywrzeć
wrażenie na audytorium czy na jednostce i przez to zwiększyć otwartość
słuchaczy na swoje przesłanie. Lecz w większości przypadków długie słowa
wypowiadane z autorytetem przysporzą mówcy jedynie złej sławy. Żyjemy w
kulturze populistycznej (jeśli nie zauważyłeś tego, powinieneś zwrócić na
to baczniejszą uwagę). Elitaryzm snobizm i pompatyczność są zawsze
produktem ubocznym nadużywania słów, których nikt nie rozumie.
Jednym z moich wczesnych nauczycieli był dr John Stanton, emerytowany
pastor mieszkający w wiosce Cape Cod. Tamtejszy kościół był pierwszym, w
jakim służyłem. John z powodu miłości do mnie i słów zachęty zasłużył sobie
na prawo niczym nie ograniczonej krytyki moich kazań. Pewnej niedzieli
podczas lunchu powiedział mi: "Steve, twoje kazanie było wspaniałe, lecz
nikt oprócz ciebie i mnie go nie zrozumiał - nawet ja sam nie jestem tego
pewien". Potem dał mi popularne wydanie Roget Thesaurus (Słownika terminów
bliskoznacznych Rogeta) i powiedział, abym go używał. Powiedział mi:
"Zawsze gdy znajdziesz jakieś miło brzmiące, wielkie słowo, które mogłoby
wywrzeć wrażenie na twoich profesorach z Boston University, sięgnij do tej
maleńkiej książeczki i znajdź słowo mniejsze, które nauczy tej samej prawdy
twoich ludzi z kościoła". Jestem mu dozgonnie wdzięczny za tę radę.
Po trzecie, rozwijając słownictwo, nie marnuj czasu na uczenie się
ezoterycznych słów. Prawie każdy zawód czy subkultura ma słowa, które są
rozumiane i używane wyłącznie przez członków tej grupy i nikogo innego.
Prawnicy są powszechnie znani z posługiwania się tego rodzaju słownictwem,
lecz niektórzy chrześcijanie, szczególnie kaznodzieje, są jeszcze gorsi od
prawników.
Vance Havner, jeden z najbardziej wymownych i dynamicznych kaznodziejów,
jakich kiedykolwiek wydała Ameryka, mawiał: "Jeśli chcesz wypróbować
kaznodzieję, poślij go, by mówił do farmerów - jeśli się tam nie sprawdzi,
powinien ponownie rozważyć swoje powołanie". Dobra zasada. Powinna ona
znaleźć zastosowanie do wielu ludzi, którzy ulegają pokusie posługiwania
się słowami zrozumiałymi wyłącznie przez członków jakiejś wąskiej grupy.
Jeśli chcesz wypróbować doktora, poślij go, aby mówił do nastolatków. Jeśli
chcesz sprawdzić prawnika, niech mówi do robotników budowlanych. Jeśli
chcesz sprawdzić inżyniera, poślij go, aby porozmawiał z filozofem. Jeśli
chcesz sprawdzić filozofa, poślij go, aby mówił z barmanem. Jeśli się im
nie powiedzie, powinni na nowo przemyśleć swoje powołanie.
Jeśli nie zwracasz się do pojedynczego człowieka czy audytorium złożonego
z członków własnej subkultury, zawodu upewnij się, że słowa, jakimi się
posługujesz posiadają uniwersalne znaczenie.
Rozwijanie słownictwa -
właściwy sposób
A teraz pozwólcie, że udzielę wam kilku rad, jak rozwijać słownictwo,
które spowoduje prawdziwą różnicę w porozumiewaniu się.
Słuchaj i czytaj. Dobrzy mówcy zwykle słuchają, jak inni posługują się
słowami. Zawsze czytają ze słownikiem pod ręką i sprawdzają słowa, których
znaczenia nie rozumieją. Jedną z korzyści życia w dwudziestym wieku jest
to, że jesteśmy otoczeni przez wielkich mówców. Odwrotną stroną tego medalu
jest to, że musisz być bardzo dobrym mówcą, jeśli masz zostać zauważony.
Pozytywną stroną jest zaś to, że istnieje wiele wzorów i źródeł, z których
można uczyć się sztuki dobrej komunikacji.
* * *
"Właściwe słowa na właściwym miejscu to prawdziwa definicja stylu." -
Jonathan Swift
* * *
Dobrym ćwiczeniem (szczególnie jeśli twoim problemem jest ubogie
słownictwo) jest postawienie sobie za cel uczenia się codziennie jednego
lub dwóch nowych słów. Bardzo rzadko zdarza się, bym czytając książkę,
rozmawiając z przyjacielem, oglądając telewizję, idąc do kina czy
przeglądając gazetę nie nauczył się jakiegoś nowego słowa. Przez całe życie
moim zwyczajem było wyszukiwanie nowych słów, których mógłbym użyć w
komunikowaniu się z innymi. Dobrym ćwiczeniem jest prowadzenie listy słów,
które poznałeś, i co jakiś czas przeglądanie jej.
Używaj nowych słów, które poznałeś. Zasada jest następująca: jeśli nie
używasz tego, co poznałeś, stracisz to. Prawda ta odnosi się do wielu
dziedzin życia, a szczególnie do rozwijania słownictwa. Przypuśćmy, że gdy
przeczytałeś słowo ezoteryczny nie było ci ono znane.
Przypuśćmy, że poszedłeś po słownik i sprawdziłeś jego znaczenie. Jeśli
tak uczyniłeś to dowiedziałeś się, że oznacza ono coś zrozumiałego
wyłącznie dla wąskiej, szczególnej grupy ludzi. Wypowiedz je głośno tyle
razy, aż oswoisz się z jego brzmieniem. Następnie umieść je w zdaniu:
"Lekarze posługują się tak egzoterycznym językiem, że tylko oni sami mogą
zrozumieć to, co mówią".
Szukaj różnych sposobów zastosowania tego nowego słowa. Posługuj się nim
dopóki go nie przyswoisz. Wtedy przedostanie się ono do systemu plików w
twoim umyśle i będziesz mógł je przywołać zawsze, gdy pojawi się taka
potrzeba.
Zwracaj uwagę na te sytuacje, w których brakuje ci właściwego słowa i
przyłapujesz się na tym, że używasz jego marnych substytutów. Wszyscy to
robimy - różnica pomiędzy dobrym a złym mówcą polega na tym, że dobry
odnotowuje takie przypadki i dopilnowuje, aby nie miały one więcej miejsca.
"Pełna płynność" - tak Jay Adams opisuje niezbędny zasób słownictwa. Ma
przez to na myśli, że osoba mówiąca nie powinna szukać właściwego słowa dla
opisania myśli, którą stara się zakomunikować. Kiedy coś takiego ci się
przytrafi, zapamiętaj tę sytuację i przy pierwszej okazji znajdź słowo,
którego powinieneś był użyć. Będziesz zaskoczony, jak szybko wzbogaci się
twoje słownictwo poprzez takie "posprzątanie bałaganu".
Naucz się odróżniać martwe słowa od słów, które kryją w sobie moc.
Książka Georga Walthera pt. "Porver Talking" ("Przemawianie z mocą", G. P.
Putnam's Sons, 1991) bardzo ci w tym pomoże. Nie chodzi mi tutaj o to, jak
mówić, by zdobyć władzę nad ludźmi (później powiem o tym kilka słów), lecz
o posługiwaniu się słowami, które mają ładunek emocjonalny.
Na przykład, "budynek" jest słowem pozbawionym emocji natomiast "dom"
kryje w sobie ładunek emocjonalny. Słowo "stymulujący" jest jałowe, zaś
słowa "podniecające" czy "ekscytujące" kryją w sobie emocje. Gdy będziesz
używał słowa "furia" czy "wściekłość" na oznaczenie gniewu, zauważysz, że
ludzie będą czuli moc twoich słów. Pewne słowa wywołują emocje: Ameryka,
matka, tchórzostwo, wolność, gniew, zboczeniec.
Po czym poznać różnicę? Zadając sobie pytanie, które słowa angażują cię,
a które tego nie czynią. Słuchaj mówców, którzy potrafią poruszyć cię
swoimi słowami. Wynotuj, jakich słów używają. Odkryjesz, że pewne słowa
mają zdolność poruszania tobą. Jeśli poruszają ciebie, to bardzo
prawdopodobne, że poruszą także i innych. Ucz się, jak włączać takie słowa
do codziennych rozmów. (Bądź jednak ostrożny, ponieważ nadużywanie
emocjonalnych słów pozbawi je mocy).
Poszerzaj swoje słownictwo do takiego momentu aż będziesz potrafił podać
kilka odpowiedników danego wyrazu. Dobrą grą (szczególnie gdy mówca jest
nudziarzem) jest słuchanie przemówienia i wymyślanie innych słów, których
możnaby użyć. Ta zabawa spowoduje, że nie zaśniesz, i jednocześnie
rozszerzy twoje słownictwo.
Miałem przyjaciela, który nadal jest jednym z najlepszych mówców jakich
znam. Wraz z upływem czasu jest coraz lepszy. Powiedział mi kiedyś, że
obecnie najtrudniejszą rzeczą w przemawianiu jest dla niego znalezienie
precyzyjnych słów, których mógłby użyć w swojej mowie. "Lecz wiele lat
pracy nad rozwinięciem słownictwa naprawdę się opłaciło", mówi. "Zawsze gdy
nie mogę sobie przypomnieć jakiegoś słowa mam w pogotowiu pięć innych".
* * *
"Różnica pomiędzy prawie dobrym słowem a słowem naprawdę dobrym to
poważna sprawa - to jak różnica pomiędzy robaczkiem świętojańskim, a
błyskawicą." - Mark Twain
* * *
Dobry mówca, który przemawia w taki sposób, że ludzie słuchają, ma bardzo
rzadko kłopot ze znalezieniem właściwego słowa. Prawdziwym problemem będzie
dla niego zdecydowanie, którego z kilku możliwych słów użyć do wyrażenia
myśli, którą pragnie się podzielić.
Nie jestem specjalistą w formułowaniu zasad, lecz pozwólcie, że podam
kilka, które dotyczą właściwego posługiwania się słowami.
Jak efektywnie
posługiwać się słowami
1. Zachowaj prostotę. Celem komunikowania się nie jest wywieranie
wrażenia, lecz jasne formułowanie myśli. Opowiem wam historię powstania
sloganu reklamowego używanego przy sprzedaży mydła Ivory - "It Floats" (To
pływa) - hasła bardzo popularnego kilka lat temu. Kiedy produkt był już
gotowy, aby wprowadzić go na rynek, naukowcy, którzy zbadali składniki
mydła, przesłali firmie następującą notę: "Składniki alkaliczne i tłuszcze
roślinne zawarte w tym produkcie są tak dobrane, że gwarantują najwyższą
jakość mydlącą, a jednocześnie nadają mydłu specyficzną gęstość, która
powoduje, że utrzymuje się ono na powierzchni wody, oszczędzając kłopotu i
rozdrażnienia związanego z koniecznością wyławiania go z dna wanny podczas
kąpieli". Szef od reklamy napisał na marginesie notki uwagę: "To pływa!" Te
dwa słowa stały się hasłem w kampanii reklamowej mydła Ivory.
Więcej na ten temat powiem w następnym rozdziale. W tej chwili dobrze
jest pamiętać, że w kulturze, gdzie "bla, bla, bla" jest tym, co dokonuje
się w większości konwersacji i przemówień, czasami najpotężniejszą mową
jest powiedzenie tego, co myślisz - prosto, wprost i bez fanfarów. Chrystus
miał prawdopodobnie to właśnie na myśli, gdy mówił, że nasze "tak" powinno
być "tak, a "nie" - "nie". Kiedy ostatni raz powiedziałeś "nie" bez
zbędnych elaboratów czy wymówek? Kiedy ostatnio powiedziałeś "tak" bez
podawania miliona powodów, dlaczego tak postąpiłeś?
Arthur Mueller stworzył błyskotliwą parafrazę dwudziestego trzeciego
psalmu: "Pan jest moim zewnętrzno-wewnętrznym mechanizmem integrującym. Nie
doznam deprywacji od gratyfikacji dla moich potrzeb i dyspozycji. On
motywuje mnie do tego, abym orientował się na aspołeczne obiekty w sposób
efektywnie znaczący...". Spróbuj wywołać jakieś emocje tymi słowami. Paul
Tillich, jeden z wybitnych myślicieli, filozofów i teologów naszego wieku,
nazywał Boga "Podstawą wszechrzeczy". Podejrzewam, że gdyby Tillich tak się
modlił, Bóg zareagowałby na jego modlitwy słowami: "Co takiego?".
2. Unikaj słów, które z powodu nadużywania w niewłaściwych
okolicznościach utraciły swoje pierwotne znaczenie. Słowa takie jak
faszysta, rasista i fundamentalista utraciły wszelki związek ze swoim
pierwotnym znaczeniem. Są to użyteczne wyrazy dla rozpalania ognia słów,
lecz mają małe zastosowanie w komunikowaniu treści poznawczych. Słowa takie
jak dżentelmen (to może znaczyć wszystko począwszy od nieudacznika po
członka audytorium), zbawiony (zbawiony od czego?), miłość (wszystko,
począwszy od miłego uczucia po wybuch pożądania) chrześcijanin (wszyscy za
wyjątkiem Żydów i Muzułmanów) po prostu nie są dość precyzyjne, aby
komunikować jakieś treści.
3. Nie używaj słów przekleństwa za wyjątkiem sytuacji ekstremalnych.
Wierzę, że Bóg wyposażył pewne słowa większą mocą (słowa przekleństw),
dlatego powinny być używane w rzadkich i specjalnych okazjach. Wierz w to
czy nie, Biblia zawiera pewne słowa, które z powodu delikatnych uszu
współczesnych chrześcijan "zmiękcza się" podczas przekładu na język
angielski. Marcin Luter używał czasami języka, który przyprawiłby o
rumieniec marynarza. Są takie chwile gdy mocne słowa wydają się właściwe.
Kiedy walniesz się młotkiem w palec, pewne słowa po prostu nie pasują.
Problem ze słowami przekleństwa polega na tym, że prości ludzie mają
ograniczone słownictwo i gdy szukają właściwego wyrazu, zwracają się do
przekleństwa jako ostatniej deski ratunku.
W dodatku im częściej ktoś używa jakiegoś słowa, tym bardziej traci ono
moc. Współczesne media zniszczyły pewne bardzo dobre słowa przekleństwa
stale bombardując nimi słuchaczy. Każde pokolenie ma własne przekleństwa, a
słowa, które dana kultura określa jako "niecenzuralne " zmieniają się co
dwa lub trzy pokolenia.( Na przykład wcześniejsze pokolenia uznawały za
przekleństwa zwroty "o, kurczę" czy "wielkie nieba"). Jeśli nie mieszkałeś
na pustyni przez wiele lat, to wiesz, że słowa te całkowicie utraciły swoją
moc.
Nie chciałbym być autorem scenariuszy współczesnych filmów. Słowa, które
mają moc, są używane tak często i bez wyczucia, że pozostało nam bardzo
mało mocnych słów. Niektórzy muszą już chyba wymyślać nowe rodzaje
przekleństw, aby zastąpiły funkcję, jaką jedno pokolenie temu pełniło np.
powiedzenie "do licha". Jeśli nie zwracamy się do najbardziej naiwnej
publiczności, słowo "do licha" ma tyle mocy co nic.
Jeszcze jedno słowo na temat używania przekleństw. Nigdy nie używaj
wyrażeń potocznych, które odnoszą się do funkcji cielesnych. Takie
postępowanie jest po prostu niesmaczne, a nadal są jeszcze ludzie, którzy
zauważają zły smak i czują się nim urażeni. Kiedy to u ciebie zauważą,
skojarzą słownictwo, jakim się posługujesz, z twoją osobą i nie będą
słuchali niczego, co będziesz mówił. Niewiele sytuacji wymaga słów
przekleństwa. Jedynie w najbardziej skrajnych sytuacjach dobry mówca
odwołuje się do tego rodzaju języka.
Jeśli masz wątpliwości, nie używaj żadnych słów. Milczenie czasami
komunikuje emocje w sposób bardziej wymownie niż słowa.
Kiedyś pewien student zwrócił się do C. S. Lewisa z prośbą o przyjęcie na
indywidualny staż naukowy. Gdy student czytał Lewisowi swoją pracę, ten
zapadł w drzemkę. Student wpadł we wściekłość i zaczął wołać, że drogo
zapłacił za swoją edukację i spodziewał się chociaż małego komentarza na
temat swojej pracy.
Lewis odparł: "Synu, sen jest komentarzem".
Rozdział 4.&
Bariery w komunikacji
"...gdyż nie wy będziecie mówili, lecz Duch Ojca waszego będzie mówił
przez was." - Mt 10, 20
Czy słyszałeś historię o człowieku, który siedział na gwoździu? Każdy
starał się ulżyć mu w jego bólu. Duchowni powiadali, że mniej by go bolało,
gdyby modlił się i czytał Biblię. Socjologowie uważali, że jego cierpienia
zostały spowodowane przez instytucje społeczne, które go ukształtowały.
Psychologowie twierdzili, że ból jest tak intensywny, ponieważ rodzice źle
go wychowywali. Żona mówiła, że cierpi, ponieważ utracił kontakt z własnymi
uczuciami.
Na koniec zjawił się mały chłopiec i zapytał: "Proszę pana, dlaczego nie
zejdzie pan z tego gwoździa?".
Lekarstwo na większość problemów pojawiających się w komunikowaniu
indywidualnym i z większym audytorium jest równie proste jak zejście z
gwoździa. Ta książka jest jedną z tysiąca książek o tym, jak mówić, aby
ludzie słuchali. Jednak większość problemów związanych z komunikowaniem się
z innymi ludźmi pojawia się nie z powodu braku informacji, lecz ich zalewu.
Rozwiązania są o wiele prostsze niż się na ogół sądzi.
Oglądałem film wideo o grze w golfa. Brałem lekcje i słuchałem
najlepszych rad przyjaciół, którzy instruowali mnie, jak należy uderzać
piłkę, jaki jest właściwy chwyt kija, jaką powinienem mieć postawę i jak
się wychylać wykonując zamach. Jednak najbardziej pomogła mi najprostsza
rada. Udzielił mi jej pewien zawodowy gracz lapidarnie stwierdzając, że mój
problem to zbyt wielu chętnych do pomocy przyjaciół. Powiedział: "Steve,
trzymaj lewe ramię wyprostowane i patrz na piłkę. Zapomnij o całej
reszcie". Tak długo, jak długo słucham tej rady, idzie mi całkiem nieźle
(choć nawet wtedy moja gra pozostawia wiele do życzenia). Moje problemy
wzrastały wprost proporcjonalnie do tego, ile informacji musiałem
zapamiętać.
* * *
"To prostota sprawia, że ludzie niewykształceni potrafią zwracać się do
tłumów bardziej skutecznie od uczonych." - Arystoteles
* * *
Większość ludzi popełnia pewne podstawowe błędy rzucając sobie pod nogi
"bariery" przeszkadzające w skutecznej komunikacji. W niniejszym rozdziale
będę chciał je przeanalizować. Nie daj się zwieść ich prostocie. Zejście z
gwoździa jest przecież także proste.
Zwlekanie z przesłaniem
Pierwszą barierą w komunikowaniu się jest zwlekanie z powiedzeniem tego,
co się myśli.
Większość ludzi tak bardzo przejmuje się tym co ludzie sobie o nich
pomyślą, i tym, jak powinni wyrazić swoje myśli, że nie udaje się im
powiedzieć tego, co mają na sercu. Obawiamy się, że osoba, z którą
rozmawiamy (czy audytorium, do którego się zwracamy) będzie
urażona/zraniona naszymi słowami, więc zwlekamy z naszym przesłaniem.
Problem nie polega na tym, że brak nam właściwych słów, że nie wiemy jak je
powiedzieć, lecz że jesteśmy zakłopotani. Jesteśmy tak wrażliwi na uczucia
innych, iż ukrywamy to co mamy do powiedzenia. A wtedy przesłaniem staje
się sama przykrywka.
Zdradzę wam sekret: prostolinijna, pozbawiona upiększeń, jasna
komunikacja jest w naszej kulturze tak rzadkim zjawiskiem, że sama jej
prostota jest potężną siłą.
Czy znasz kawał o żołnierzu, któremu umarła matka? Sierżant nie wiedział,
jak mu o tym powiedzieć, i czuł się trochę niezręcznie na myśl o
przekazaniu mu tej złej wiadomości wprost. Zdecydował się więc na coś, co
według niego było bardziej współczującym i subtelnym sposobem. Następnego
ranka, gdy żołnierze szykowali się do zbiórki, sierżant wydał komendę:
"Wszyscy, którzy mają matki wystąp!". A następnie dodał: "Nie tak szybko,
George".
* * *
Sir Oswald Mosley, przywódca brytyjskich nazistów, wstał, aby przemówić
na faszystowskim mityngu. Podniósł prawą rękę w faszystowskim pozdrowieniu.
Jego gest wzbudził entuzjazm tłumu, więc dumny Mosley dalej stał z
podniesioną ręką. Wtedy ktoś z tyłu sali zawołał: "Oswald, możesz już iść
do ubikacji!".
* * *
W ciągu minionych lat byłem posłańcem większej ilości złych wieści niż
mogę spamiętać. Mówiłem dzieciom, że ich rodzice popełnili samobójstwo.
Przekazywałem rodzinom wiadomości o śmierci ich dzieci. Ponieważ tak często
przekazywałem tragiczne wieści, stałem się ekspertem w tej dziedzinie.
Jeśli wiadomość jest trudna, powiedz ją tak prosto i szybko, jak potrafisz.
Dotyczy to nie tylko złych wiadomości, lecz stosuje się do całej
komunikacji. Prosta wiadomość "Kocham cię", "Czy zjesz ze mną obiad?", "To,
co powiedziałeś, rozgniewało mnie!", "Nie chcę tego zrobić, bo czuję się z
tym niewygodnie". Słowa "tak" i "nie" są potężne, ponieważ są proste.
Brak wrażliwości na słuchaczy
Druga bariera w komunikowaniu pojawia się, gdy za daleko odsuniemy
pierwszą barierę. Niewłaściwie rozumiemy uczucia i myśli osoby, z którą się
komunikujemy, i przez swój brak wrażliwości niszczymy dobre porozumiewanie
się. W następnym rozdziale obszernie poruszę zagadnienie słuchania, tutaj
chcę jedynie powiedzieć, że jeśli chcesz z ludźmi rozmawiać, to musisz ich
znać. Najlepszym sposobem poznania drugiego człowieka jest słuchanie.
Czynimy wiele fałszywych założeń o ludziach, które mogą nas wtrącić w
kłopoty, jeśli zakomunikujemy swoje nastawienie. Na przykład, czynimy
przypuszczenie, że inni są tacy sami jak my. To założenie jest szczególnie
ryzykowne w komunikowaniu się z przedstawicielami odmiennej płci.
Zaryzykuję posądzenie o męski szowinizm, lecz powiem: mężczyźni i kobiety
są inni. Nie zakładaj, że twój małżonek czy przyjaciel myśli, czuje i
rozumie słowa tak samo jak ty. Mężczyzna obserwując odjazd karetki
zabierającej jego żonę do szpitala psychiatrycznego, który powiedział: "Nic
nie rowumiem, ona nigdy nie wychodziła z kuchni", tak naprawdę wcale jej
nie rozumiał. "Oczywiście, że ją kocham, wyznałem jej to w dniu ślubu.
Gdybym zmienił zdanie, powiedziałbym o tym". Taką odpowiedź otrzymałem od
pewnego mężczyzny, gdy zapytałem go, czy kocha swoją żonę.
Kobiety robią to samo. Mąż jest bardziej zainteresowany tym, co dostanie
na obiad, niż tym, co przeżywa podczas jego spożywania. Nie mówi o tym, co
działo się w biurze ponieważ sądzi, że żona nie będzie tym zainteresowana.
Prawdopodobnie uważa, że ma nudną pracę. Mężczyźni nie lubią mówić o
rzeczach abstrakcyjnych, więc gdy pytasz, jakie uczucia żywi względem
ciebie, nie odpowie na to pytanie, bowiem nigdy się nad tym nie
zastanawiał. Kiedy przemawiam do audytorium złożonego z kobiet, mój sposób
prezentacji jest całkiem odmienny od sposobu, w jaki zakomunikowałbym to
samo przesłanie grupie mężczyzn. Dla mężczyzn byłoby ono całkiem inaczej
"zapakowane". Kiedy mówię do mężczyzn, muszę mieć ich po swojej stronie
zanim przejdę do istoty mojego przesłania. To jest szczególnie ważne, gdy
mówię do nich o sprawach wiary. Gdy zwracam się do kobiet nie muszę tego
czynić. Muszę jednak zwracać większą uwagę na "ton uczuciowy". Kobiety są o
wiele bardziej wrażliwe na język ciała, ton głosu i słowa naładowane
emocjami niż mężczyźni.
Problemy pojawiają się jednak nie tylko w kontaktach między płciami.
Zdarzają się każdego dnia podczas formalnych i nieformalnych spotkań.
Zdarzają się, ponieważ brakuje nam wrażliwości na uczucia drugiej osoby.
Przemawiając na spotkaniu w więzieniu nie powinienem mówić: "Cieszę się, że
was tu wszystkich widzę". Jeśli zwracam się do nastolatków, nie powinienem
robić aluzji do muzyki Bacha. Jeśli prowadzę rozmowę z homoseksualistą, nie
powinienem poruszać kwestii skłonności seksualnych (lub robić to bardzo
delikatnie). Gdy przemawiam do rodziców, nie powinienem krytykować ich
dzieci. Oczywiście mógłbym mnożyć przykłady, jednak większość z nich (być
może wszystkie) to zasady zgodne ze zwyczajnym zdrowym rozsądkiem i
wrażliwością na innych ludzi.
Oto zasada, która pomoże ci pokonać te wszystkie trudności, o jakich
wspomniałem: Istnieje bezpośredni związek pomiędzy tym, jak bardzo cenisz
daną osobę, a skutecznością, z jaką możesz się z nią komunikować. Jeśli
uważnie słuchasz i okazujesz troskę, nie popełnisz 90 procent błędów
wynikających z braku wrażliwości.
Pewnego razu do Tołstoja podszedł żebrak prosząc o pieniądze. Tołstoj
odpowiedział: "Bracie, nie mam pieniędzy, więc nic ci nie mogę dać".
"Już mi coś dałeś", odparł na to żebrak. "Nazwałeś mnie bratem, a to jest
wielki dar".
Jeśli uznaję czyjąś wartość, to prawdopodobnie zrozumiem, co ten ktoś do
mnie mówi - nawet jeśli nie powie tego jak należy. Żona Marka Twaina kiedyś
bardzo się na niego rozgniewała i zaczęła przeklinać. Pisarz zaczął się
śmiać i powiedział: "Kochanie, znasz wszystkie właściwe słowa, lecz nie
znasz właściwej tonacji głosu". Cóż, ta właściwa tonacja polega na
uznawaniu za wartościowych ludzi, z którymi rozmawiamy. Jeśli tak uczynimy,
to nawet posługiwanie się niewłaściwymi słowami nie przeszkodzi w odebraniu
naszego przesłania. Ileż to razy w atmosferze miłości mówimy drugiej
osobie: "Och, wiesz co miałem na myśli".
* * *
Do Boga mówię po hiszpańsku, do kobiet po włosku, po francusku do
mężczyzn, po niemiecku zaś zwracam się do mojego konia." - Karol V
* * *
Wysyłanie mieszanych sygnałów
Trzecią barierą w dobrej komunikacji jest nie zauważanie tego, że - jak
to powiedział Roger Ailes - ty sam jesteś przesłaniem. Charles Spurgeon,
jeden z największych chrześcijańskich mówców ostatnich dwóch stuleci, zwykł
był mawiać do swoich studentów: "Kiedy mówicie o niebie, niech wyraz waszej
twarzy odbija radość i podniecenie. Gdy opowiadacie o piekle, wasz normalny
wyraz twarzy wystarczy". Wyraził w ten sposób to, że komunikacja obejmuje o
wiele więcej niż tylko słowa.
W czasie miesięcy wspólnej pracy redaktor mojej książki stał się moim
bliskim przyjacielem. Kiedy złożyłem w redakcji pierwszy rękopis książki
(praca redaktora dopiero się zaczynała), zadzwonił do mnie i zapytał:
"Steve, czy ty rzeczywiście tak mówisz?". Stwierdziłem, że tak, a wtedy on
powiedział: "To wszystko co chciałem wiedzieć". Zredagował rękopis
pamiętając, że ja byłem tak samo częścią przesłania jak sama treść książki.
Jeśli dana osoba cię nie lubi, to wydaje się logiczne, że nie będzie
przychylnie nastawiona również do tego, co mówisz. Jeśli nie masz
entuzjastycznego stosunku do własnego przesłania, to nikt inny nie będzie
nim podekscytowany. Jeśli nie przemawiasz z autorytetem, większość
słuchających dojdzie do wniosku, że nie wiesz, o czym mówisz. Jeśli twój
styl komunikowania się sprawia, że jesteś odbierany jako nieprzyjaciel,
powinieneś wiedzieć, że spotkasz się z wrogą reakcją. Jeśli masz rozbiegane
oczy i nie patrzysz na ludzi, z którymi rozmawiasz, pomyślą, że kłamiesz.
Myśl jest następująca: to kim, jesteś, jak mówisz i jak wyglądasz, razem
tworzy "tkankę" komunikacji. Jeśli o tym zapomnisz, to odkryjesz, że
komunikacja po prostu nie zachodzi.
Jednym z moich autentycznych problemów jest to, że mój głos nie pasuje do
mojego wyglądu. Z jakiegoś powodu Bóg dał mi bardzo głęboki głos. Brzmię
tak jak facet z reklamy Marlboro, lecz wyglądam raczej jak duży i zły Pan
Peepers. (Ktoś powiedział, że mam doskonałą "twarz" radiową). Kiedy
przemawiam na mityngach, konferencjach czy seminariach, ludzie, którzy
słuchają mojego programu radiowego, początkowo prawie zawsze doznają szoku.
Czasami kiedy z nimi rozmawiam mówią: "Nie, ty nie jesteś Steve Brown".
Zwykle odpowiadam na to: "Jestem nim. Dzisiaj rano dostałem list, który
był zaadresowany do Stevea Browna".
Słuchajcie uważnie! Podam wam teraz dobrą ilustrację tego punktu. Proszę
zwróćcie uwagę, że mówiąc o problemie dysharmonii pomiędzy moim wyglądem i
moim głosem starałem się zachować dobry humor. Kiedy mam do czynienia z
audytorium czy jednostką, która jest wyraźnie zakłopotana dysproporcją
pomiędzy moim wyglądem i tonem mojego głosu, to mam do wyboru kilka
możliwości. Mógłbym na przykład udawać obrażonego i powiedzieć coś w
rodzaju: "Myślę, że jesteście zupełnie nieczuli na moje uczucia, chyba
zaraz się rozpłaczę". Mogę również założyć buty na wysokiej podeszwie i
wysokich obcasach, koszulę wypchaną w ramionach i kurtkę motocyklową z
czarnej skóry z trupią czaszką i skrzyżowanymi piszczelami na plecach.
Wtedy mój wygląd trochę bardziej harmonizowałby z tonem mojego głosu.
Mógłbym też po prostu zignorować ten ich szok. Jednak takie metody nie
pomogłyby mi w tym, co robię, aby zarobić na życie, tj. w komunikowaniu
konkretnego przesłania.
Odkryłem, że mogę poprawić moje przesłanie, jeśli nie będę brał siebie
zbyt poważnie. Podchodząc z humorem do problemu braku harmonii między moim
wyglądem i brzmieniem głosu otwieram przed sobą szerokie możliwości dobrego
komunikowania się. Nauczyłem się, przynajmniej w tej dziedzinie, że ja
jestem przesłaniem.
Naucz się zwracać uwagę na coś więcej niż słowa, jakie wypowiadasz.
Zapytaj zaufanych przyjaciół, jak nawiązujesz kontakt z innymi ludźmi.
Nie przemawiaj na formalnych zgromadzeniach w kostiumie kąpielowym i nie
rób ewangelizacji na plaży w garniturze i pod krawatem (szczególnie gdy
jesteś kobietą) czy w sukni wieczorowej (szczególnie gdy jesteś mężczyzną).
Nie śmiej się głupkowato na pogrzebach i nie czkaj na weselach, ponieważ ty
sam jesteś przesłaniem.
Ignorowanie reakcji
Czwartą barierą w dobrej komunikacji jest takie zaabsorbowanie sobą, że
przestaje się zwracać uwagę na to, co powiedziała druga osoba.
* * *
Powiadają, że słowo jest martwe # Gdy zostanie wypowiedziane. # Lecz tego
dnia # Gdy je mówię # zaczyna żyć - Emily Dickinson, 1872
* * *
W poradnictwie małżeńskim, kiedy staje się jasne, że partnerzy nie
porozumiewają się ze sobą, zwykle proponuję im pewną grę. Mówię małżonkom:
"Zagramy w Komunikowanie się. Oto zasady gry. Chcę, aby każde opowiedziało
drugiemu o swoich myślach i uczuciach. Druga osoba musi powtórzyć to, co
zostało powiedziane, a pierwsza zgodzić się, że to właśnie powiedziała".
Zwykle proszę, aby żona zaczęła pierwsza i ona jest na ogół z tego bardzo
zadowolona. "Chociaż raz zostanę wysłuchana przez bezstronnego sędziego",
myśli i wyrzuca z siebie wszystko co czuje.
Mąż zwykle jej przerywa i muszę go upomnieć: "Bądź cicho. Dostaniesz
swoją szansę". I mąż siedzi cicho, dopóki żona nie skończy. Wtedy on
wybucha. Ja mówię: "Poczekaj chwilę, musisz powtórzyć żonie dokładnie to,
co powiedziała".
"Wiem, co powiedziała", odpowiada na to.
"Dobrze, powiedz jej."
"No dobrze", mówi zrezygnowany. "Moja żona powiedziała...". I mówi żonie,
co myśli, że ona powiedziała.
"Wcale tego nie powiedziałam", odpowiada małżonka.
"No dobrze", mówię. "Powiedz mu jeszcze raz".
Żona jeszcze raz włazi mu na kark. Zwykle zauważam, że tym razem mąż
słucha trochę bardziej uważnie, ponieważ wie, że jeśli nie zrozumie jak
należy, nigdy nie będzie miał szansy opowiedzieć swojej wersji zdarzeń.
Kiedy w końcu nadchodzi jego kolej wszystko zaczyna się od nowa. Czasami
zarówno mąż, jak i żona musieli powtarzać swoje przesłanie trzy albo cztery
razy zanim zostało ono właściwie zrozumiane.
Dobrą praktyką w komunikowaniu się jest mówić drugiej osobie: "Nie wiem,
czy dobrze to zrozumiałem. Czy powiedziałeś, że..." Twoja odpowiedź jest
zwykle o niebo lepsza, gdy rozumiesz, co się dzieje podczas rozmowy.
Brak definicji słów
Ostatnią barierą w dobrej komunikacji jest nie zdefiniowanie słów. W
dobrej debacie pierwszym krokiem jest zdefiniowanie znaczenia słów. Jeśli
tak się nie stanie dyskusja może przerodzić się w pozbawione sensu
współzawodnictwo o to, kto głośniej krzyczy.
* * *
"Wyrażając uczucia należy przede wszystkim zwrócić uwagę na oryginalność.
Jednak słowa, którymi się posługujemy, powinny być stare." - Fujiware No
Teika
* * *
Chrześcijanie mają szczególne problemy w tej dziedzinie. Kiedy byłem
pastorem, mój kościół (i moje osobiste przekonania) wymagały, abym nie
łączył węzłem małżeńskim wierzącego z niewierzącym. Małżeństwo jest
wystarczająco trudne, nawet gdy panuje zgoda w tak ważnej sprawie jaką jest
religia. Jeśli w tej dziedzinie nie można osiągnąć porozumienia, szanse
niepowodzenia małżeństwa wzrastają raptownie. Zatem z zasady - a także ze
względów praktycznych - nie udzielam takich ślubów. Inaczej mówiąc, nie
zgadzam się na taką wymianę.
Jednym z problemów, jakie w naszej kulturze nastręcza słowo
chrześcijanin, jest to, że było ono tak nadużywane, iż obecnie prawie nic
nie znaczy. Większość wierzy, że chrześcijanin to ktoś kto nie jest Żydem.
Zatem, odkryłem, że w moim przedmałżeńskim poradnictwie konieczne jest
wyraźne zaznaczenie: "Posłuchajcie, mam pewną zasadę, która jest dla mnie
ważna. Nie chodzi w niej o to, aby was osądzać. Nie mogę połączyć węzłem
małżeńskim chrześcijanina z niechrześcijaninem. Jednak zanim szybko
przejdziecie do konkluzji pozwólcie, że wyjaśnię, co rozumiem przez słowo
chrześcijanin. Chrześcijanin to nie jest człowiek, który chodzi do kościoła
w Wielkanoc, ani nawet taki który formalnie jest jego członkiem. (Nie
staniesz się samochodem, jeśli będziesz spał w garażu). Dla mnie
chrześcijanin to ktoś kto podjął decyzję osobistego oddania Chrystusowi i
przyjął Boże przebaczenie na podstawie Jego ofiary".
Odkryłem, że gdy tak zdefiniuję słowo "chrześcijanin" zostanę właściwie
zrozumiany. Nie ma też żadnego zakłopotania z powodu przesłania, jakie
komunikuję. O dziwo odkrywam, że ludzie nie są z tego powodu zagniewani.
Zwykle narzeczeni mówią mi: "Teraz rozumiemy, co miałeś na myśli. Nie
pasujemy do tej definicji. Chyba powinniśmy poprosić kogoś innego o
udzielenie nam ślubu".
Pewien człowiek powiedział kiedyś do ateisty: "Powiedz mi, jaki jest Bóg,
w którego nie wierzysz. Prawdopodobnie ja też nie wierzę w takiego Boga".
Co rozumiesz przez słowo Bóg? Co rozumiesz przez dowolne słowo, jakiego
używasz? Kiedy to zostanie już ustalone, wtedy ty i twoi słuchacze
będziecie rozmawiali o tym samym.
W ten sposób pokonaliśmy wszystkie bariery w komunikowaniu się. Są to
rzeczy bardzo proste, lecz prawdziwe. Naucz się ich, a będziesz bliżej celu
niż ci się wydaje.
Rozdział 5.&
Nie ma straconych rozmów
"Niech nie wychodzi z waszych ust żadna mowa szkodliwa, lecz tylko
budująca, zależnie od potrzeby, by wyświadczała dobro słuchającym." - Ef 4,
29
Zanim przejdziemy do tematu tego rozdziału - jak być dobrym rozmówcą -
chciałbym udzielić ostrzeżenia: zasady, które tutaj podaję, mogą mieć
charakter manipulacji, jeśli zostaną źle zastosowane. Moim celem jest
pokazanie, w jaki sposób motywować ludzi za pośrednictwem rozmowy. Jednak
wszystko, co może być używane do motywowania, może też być wykorzystane w
celu manipulacji. Różnica pomiędzy "motywacją" a "manipulacją" polega na
tym, że działania manipulacyjne podejmuje się dla własnej korzyści, zaś
celem motywowania jest dobro innych (czy nasze wspólne).
Zasady, które tutaj wymieniam, nie mają charakteru moralnego. To nie
samochód zabija, lecz pijak, który go prowadzi. Podobnie jest z zasadami
dobrej konwersacji - można uzyskać władzę nad innymi, realizować swoje
egoistyczne cele i dbać o własne interesy. Jednak takie zastosowanie zasad,
które podam nie jest zgodne z moim zamysłem.
Chociaż nie jestem twoją matką i nie ponoszę odpowiedzialności za to, co
zrobisz z przesłaniem tego rozdziału (czy z przesłaniem całej tej książki),
pozwól, że powiem ci coś, o czym powinieneś wiedzieć: ci, którzy manipulują
innymi, prawie zawsze kończą jako ludzie samotni, paranoicznie nieufni
wobec innych i zwykle nie udaje im się zrealizować upragnionych celów.
Widzisz, we wszechświecie działają prawa (wierzący są przekonani, że to Bóg
je ustanowił), które zniszczą tych, co je łamią.
Kilka lat temu moja przyjaciółka Marabel Morgan napisała książkę pt. "The
Total Women" ("Kobieta totalna"). Książka sprzedała się w setkach tysięcy
egzemplarzy i Marabel stała się sławna w ciągu jednej nocy. Występowała w
telewizji i uczestniczyła w radiowych talkshow organizowanych na terenie
całego kraju. Jej zdjęcia można było znaleźć we wszystkich głównych
magazynach i czasopismach Ameryki. Jej portret umieszczono na okładce
"Time'a" oraz wielu innych znanych magazynów.
W tym czasie byłem pastorem Marabel. Zwykle prosiła mnie o pomoc w
odpowiadaniu na niektóre z tysięcy listów, jakie otrzymywała. Pisały je w
większości kobiety (nie jest to niespodzianką). Autorki listów można było
podzielić na dwa rodzaje. Pierwsza grupa pań egoistycznie pragnęła
ukształtować swoich mężów zgodnie ze swymi pragnieniami. W listach zadawały
pytania o to, jak "manipulować" mężem za pomocą zasad podanych w książce
Marabel.
Druga grupa składała się z kobiet, które kochały swoich mężów i pragnęły
dowiedzieć się, jak mogą lepiej ich zadowolić. Motywowała je miłość, a
zasady podane przez Marabel traktowały jako sposób zrozumienia i
zadowolenia mężów. Pragnienie zadowolenia męża czy żony, którą się kocha,
jest naturalne.
Marabel stale spotykała się z oskarżeniami, że jej książka jest
manipulacyjna. Na takie pomówienia zawsze odpowiadała (nawiasem mówiąc,
Marabel stosuje tę odpowiedź we własnym życiu i w małżeństwie): "Kocham
mojego męża i odkryłam pewne sposoby zadowolenia go. Pragnę sprawiać mu
przyjemność, ponieważ go kocham - nie zaś dlatego, że chcę nim
manipulować".
U osób, które stosowały zasady przedstawione przez Marabel w jej książce,
zaobserwowałem pewną ciekawą rzecz: ludzie, którzy posługiwali się nimi w
celu manipulacji, po początkowym błyskotliwym sukcesie w końcu znajdowali
swoje małżeństwo w gorszym stanie niż było na początku. Natomiast w tych
przypadkach, gdy książka Marabel została potraktowana jako poradnik
wskazujący kobietom, jak lepiej kochać swoich mężów, rezultaty były
zdumiewające.
Podobnie jest z zasadami, których nauczam w tej książce. Jeśli twoim
celem jest zdobycie władzy poprzez manipulowanie innymi, to - podobnie jak
silnie rozciągnięta guma - to co robisz powróci i uderzy cię. Jeśli zaś
pragniesz lepiej komunikować się, ponieważ jesteś zorientowany na innych i
pragniesz przedstawiać swoje idee w jak najlepszym świetle, to
przedstawione tutaj zasady poprawią twoje życie.
Wystarczy już tego. Teraz przejdźmy do podstawowych zasad dobrej
konwersacji. Wymienię trzy zasady i też kilka implikacji, które
bezpośrednio lub pośrednio z nich wypływają.
* * *
"Co powiedziałeś prezydentowi?", pytano człowieka, który spotkał się z
Theodorem Roosveltem. "Powiedziałem tylko, jak się nazywam", odarł. "Potem
tylko on cały czas mówił".
* * *
Pierwsza zasada konwersacji
Pierwsza zasada konwersacji jest zasadą dotyczącą życia jako takiego, a
jednocześnie zasadą odnoszącą się do komunikacji. Jeśli ją zrozumiesz,
będziesz mógł nie tylko po mistrzowsku opanować podstawowe kanony dobrej
konwersacji, lecz również świetnie sobie przyswoisz reguły dobrych relacji
międzyludzkich. Oto nasza zasada: Ogólnie rzecz biorąc, ludzie bardziej
interesują się sobą niż tobą. Wnioskiem płynącym z tej zasady jest
stwierdzenie, że również ty, zasadniczo rzecz biorąc, jesteś bardziej
zainteresowany sobą niż innymi ludźmi.
Przyjaciel kiedyś zadał mi pytanie: "Steve, czy ty kiedykolwiek
zastanawiałeś się nad tym, co ludzie myślą na twój temat?". Gdy dałem mu do
zrozumienia, że nie miałbym nic przeciwko tego rodzaju informacjom, zaśmiał
się i powiedział: "Oni w ogóle nie zawracają sobie tobą głowy!".
Miał rację! Nie tylko miał rację - sam fakt, że zależało mi na tym, aby
się dowiedzieć, co ludzie o mnie myślą, był potwierdzeniem zasady, że -
generalnie rzecz ujmując - ja sam bardziej interesuję się własną osobą niż
innymi. Teraz, gdy znamy już podstawową zasadę komunikacji przeanalizujmy
kilka jej implikacji, które pomogą nam w prowadzeniu rozmowy.
Implikacje zasady 1.
1. Osoba zorientowana na innych zawsze będzie postrzegana jako dobry
rozmówca. Czy słyszałeś anegdotę o pewnym sławnym pisarzu egoiście: pewnego
razu powiedział swojemu przyjacielowi: "Mówimy tylko o mnie. Porozmawiajmy
o tobie. Co sądzisz o mojej ostatniej książce?".
Wielu z nas jest jak ten pisarz. Tak naprawdę nic nas nie interesuje,
chyba że to dotyczy nas i naszych spraw. Jeśli jesteś zainteresowany
wyłącznie rozmową o własnych zmartwieniach, a osoba, z którą rozmawiasz, o
swoich własnych, to nie trzeba specjalisty, by pojąć, że niewiele osiągną
poprzez rozmowę.
Jeżeli posiadasz zdolność podporządkowania własnych zainteresowań
zainteresowaniom drugiej osoby, to już zrozumiałeś 80 procent tego, co
potrzeba, aby zostać przez przyjaciół i znajomych uznanym za wspaniałego
rozmówcę.
2. W dobrej rozmowie słuchanie jest równie ważne jak mówienie. Czy byłeś
kiedyś uczestnikiem rozmowy, w której jeden z rozmówców czekał wyłącznie na
to, aż skończysz mówić, aby dorwać się do głosu? Czy kiedykolwiek spotkałeś
się z reakcjami ludzi, które wskazywały, że nie mają oni zielonego pojęcia
o tym, co powiedziałeś? Czy kiedykolwiek zwróciłeś uwagę na "rozbiegane
oczy" swojego rozmówcy i później zdałeś sobie sprawę, że ta osoba
wykorzystuje cię dopóki nie zjawi się ktoś bardziej interesujący? Czy
powiedziałeś komuś o tym, co uważałeś za ważne dla niego, a następnie z
jego odpowiedzi wywnioskowałeś, że wcale nie było to dla niego ważne?
Czułeś się prawie tak, jakby ta osoba powiedziała: "Masz tu dziesiątaka i
zadzwoń do kogoś komu na tym zależy". Czy pamiętasz, jak się czułeś, gdy to
się zdarzyło? Chociaż nie padły żadne słowa, było jasne, co słuchacz o
tobie sądzi.
Jeśli nie lubisz takich sytuacji, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że
inni również za nimi nie przepadają.
3. Nie potępianie i nie osądzanie innych podtrzyma dobrą rozmowę. I
przeciwnie, reagowanie na innych słowami potępienia czy osądzanie ich
doprowadzi rozmowę do raptownego końca. Niestety, pewni ludzie po prostu
nie są zdolni powiedzieć niczego pozytywnego. W każdej rozmowie, w której
uczestniczą, ktoś zostaje napiętnowany.
Niektórzy ludzie powodują, że czuję się winny, gdy tylko zbliżę się do
nich na odległość dziesięciu metrów. Zawsze patrzą na mnie spode łba. Gdy
jestem w towarzystwie takich osób prawie zawsze odkrywam, że boję się
cokolwiek powiedzieć z obawy, że zostanę skrytykowany. Nie chcę podzielić
się swoją opinią (będzie zła), zadać pytania (będzie głupie) czy
skomentować cokolwiek (będzie przedmiotem szyderczego śmiechu).
Mój doradca, Fred Smith, zwykł był mawiać, że mądry mężczyzna czy kobieta
to jest ktoś, kto wie, że nie ma takiego grzechu, do którego popełnienia
nie byłby zdolny. Wziąłem sobie uwagę Freda do serca i w rezultacie w ciągu
ostatnich dwudziestu lat miałem bardzo intensywną służbę w dziedzinie
poradnictwa. Setki ludzi zwracało się do mnie o pomoc i czasami (mam
nadzieję, że mniej niż więcej) potrafiłem powiedzieć coś w miarę
inteligentnego i pożytecznego. Nie to jednak było powodem, że przychodziło
do mnie tak wielu ludzi. Przyczyna nie miała nic wspólnego z moją mądrością
czy zrozumieniem ludzkiej natury. Ludzie przychodzili do mnie przede
wszystkim dlatego, że przyjmowałem ich bez osądzania czy potępiania.
Zwykle, gdy ktoś zwracał się do mnie o pomoc, mówiłem: "Wiesz, udzielam
porad od wielu lat. Na wstępie muszę ci powiedzieć, że nie powiesz mi
niczego, czego już nie słyszałem. Zobaczysz, że nie można mnie zaszokować i
że nikomu nie powiem o tym, czym się ze mną podzielisz. Nie powiem o tym
nawet przez sen. Najważniejsze jest jednak to, że nic, co powiesz, nie
spowoduje, że będę miał o tobie gorsze mniemanie. Lubię cię po prostu za to
kim jesteś".
Duchowni są zwykle postrzegani jako ludzie bardzo krytyczni i osądzający
innych, więc niektórzy po usłyszeniu mojej maleńkiej mowy byli trochę
zaskoczeni. Bardziej istotne jest jednak to, że moja akceptacja powodowała,
iż wylewali przede mną swoje serce. Często mówili: "Steve, nigdy o tym
nikomu nie powiedziałem...". Uznawałem za wielki zaszczyt mieć przywilej
poznania ich sekretów - płakania z nimi, gdy cierpieli i radowania się z
ich sukcesów.
Nauczyłem się tego od Chrystusa, który traktuje tak wszystkich ludzi.
(Trudno nam zaakceptować innych, dopóki sami nie zostaniemy zaakceptowani -
dopiero wtedy możemy zaakceptować innych i to tylko w takim stopniu, w
jakim sami zostaliśmy zaakceptowani). Powodem, dla którego Jezusa często
otaczali pijacy i prostytutki było to, że mówił do nich i śmiał się z nimi
nie potępiając ich. Niezależnie od tego, czy jesteś człowiekiem wierzącym
czy nie, przykład Jezusa dostarcza wzoru tego, co niezbędne, aby mogło
dojść do dobrej rozmowy.
Jeszcze jedna uwaga o konwersacji zanim zakończymy omawianie tego punktu:
oprócz tego, że nie powinniśmy osądzać osoby, z którą rozmawiamy, lecz
okazywać jej naszą akceptację, powinniśmy również uważać na to, by nie
wyrażać się negatywnie o osobach nieobecnych. Nie chcę przez to powiedzieć,
że dobra rozmowa jest zawsze pozytywna. Mam na myśli tylko to, że ludzie
negatywnie nastawieni nie przyciągają do siebie innych - takie osoby dla
nikogo nie są atrakcyjne. Trochę dobrze wypieczonej ploteczki może
uatrakcyjnić każdą rozmowę. (Na przykład, są tacy politycy, o których da
się powiedzieć bardzo mało pozytywnych rzeczy). Jeśli konwersacja nie
dotyczy ludzi, bardzo szybko przeradza się w nudną gadaninę. Nie można bez
końca rozmawiać o pogodzie, lecz gdy rozmowa przeradza się w sesję
przypiekania innych ludzi na wolnym ogniu, ulega zwyrodnieniu.
4. Konwersacja, szczególnie ze świeżo poznaną osobą, będzie płynęła
gładko, gdy zostanie zamknięta w granicach jej zainteresowań. Oczywiście
jest to inny sposób sformułowania tego, co już zostało powiedziane -
wskazuje na inny aspekt sprawy. Kiedy spotykam kogoś pierwszy raz,
podejmuję wysiłek, aby dowiedzieć się czegoś o jego rodzinie, o to, z czego
żyje, gdzie mieszka i jakie są jego zainteresowania. Jeśli rozmawiam z
kaznodzieją, nie muszę pytać. Wiem jacy są kaznodzieje. Podobnie gdy
rozmawiam z rodzicem, sportowcem czy politykiem - mogę z góry przyjąć, czym
ta osoba się interesuje. W przypadku innych ludzi jest to trochę
trudniejsze, lecz zawsze można się tego dowiedzieć, gdy ktoś chce zadawać
pytania i słuchać.
5. Gdy odnosisz wrażenie, że niezdarnie prowadzisz rozmowę, pamiętaj o
tym, że wedle wszelkiego prawdopodobieństwa druga osoba nawet tego nie
zauważy. Ponieważ generalnie rzecz biorąc, ludzie są bardziej
zainteresowani sobą niż tobą i tym, co masz do powiedzenia, większość nie
jest tak jak ty świadoma, zaszokowana, czy przygnębiona twoimi |faux |pas.
Odkryłem, że większość ludzi nie uważa siebie za dobrych rozmówców
ponieważ obawiają się, że zawsze wypalą coś "głupiego". Pozwólcie, że
zdradzę wam cudowny sekret, który znają wszyscy wspaniali rozmówcy: inni
nawet tego nie zauważą. Często ludzie pytają mnie: "Steve, mam nadzieję, że
sądzisz, iż to, co powiedziałem, jest beznadziejnie głupie. I nie mogę
uwierzyć, że powiedziałem coś tak idiotycznego". W takich sytuacjach zwykle
nie potrafię sobie przypomnieć, co właściwie mają oni na myśli.
* * *
"Gdy mówisz, wypowiadasz jedynie to, co już znasz. Gdy słuchasz, uczysz
się tego, co wie ktoś inny." - Anonim
* * *
Widzisz, jestem tak zajęty sobą i swoimi problemami, że nie zauważam
głupich zdań wypowiadanych przez kogoś innego. Większość ludzi jest podobna
do mnie. Pamiętaj o tym, gdy następnym razem zapłoniesz rumieńcem wstydu.
Druga zasada konwersacji
Druga zasada dobrej konwersacji jest następująca: Styl prowadzenia
rozmowy powinien wynikać z natury relacji z twoim rozmówcą. Inaczej mówiąc,
musisz zapracować sobie na prawo do czegoś więcej niż powierzchowna
konwersacja. Ta zasada ma również pewne implikacje.
Implikacje zasady 2.
1. "Strefa komfortu" w konwersacji nigdy nie powinna być naruszana.
Strefa komfortu ludzi, z którymi rozmawiasz różnicuje się i rozszerza
zależnie od natury łączącej was więzi. Głębia uczuć i manifestacja
wzajemnej otwartości w rozmowie są wprost proporcjonalne do głębi waszego
związku.
Podczas moich programów radiowych czasami mówiłem: "Bardzo sobie cenię,
że każdego dnia zapraszacie mnie do swojego domu. Uważam to za wielki,
święty przywilej". Pewnego razu (był to żart, który nie wypalił)
powiedziałem: "Chcę być jednak z wami całkiem szczery: wasz sposób
prowadzenia domu pozostawia nieco do życzenia".
Otrzymałem taką odpowiedź:
"Drogi Steve. Głęboko zraniłeś moje uczucia jednym ze swoich "dowcipów" i
to zmniejszyło mój entuzjazm dla twojego programu. Uwaga o moim złym
prowadzeniu domu, która nastąpiła tuż po podziękowaniu za zaproszenie
ciebie jako zaufanego gościa, poruszyła czułą strunę w moim sercu.
Powinieneś wiedzieć o mojej samotności i aspołecznej izolacji. Czy ten
"tani strzał był wymierzony we mnie?"
Co się stało? Naruszyłem strefę komfortu tej kobiety. Oczywiście nie
oddałem "taniego strzału" w jej sposób prowadzenia domu. Każdego miesiąca
do naszego biura przychodzą tysiące listów. Gdyby autorka listu powiadomiła
mnie wcześniej o swoich trudnościach w tej dziedzinie, z pewnością nie
otrzymałbym takiego listu. Jednak, ponieważ w tej dziedzinie nie miała ona
poczucia komfortu, to, co powiedziałem, zraniło ją. Chociaż jest to do
przyjęcia w audycji radiowej byłoby niewybaczalne w rozmowie indywidualnej.
Nie rozmawia się o seksie z najbardziej pruderyjną osobą w mieście. Ktoś
kto na scenie politycznej znajduje się na prawo od Dżyngis-Chana nie
powinien rozmawiać o swoich poglądach z liberałem, dla którego "jedynym
ograniczeniem jest pułap nieba". Nikt we wstępnej rozmowie nie powinien
zakładać całkowitej swobody konwersacji, którą może dać wyłącznie czas i
łącząca ludzi relacja. Zacznij rozmowę od pogody, sportu i filmów zanim
przejdziesz do bardziej poważnych tematów. Dobry rozmówca wie, że trzeba
zasłużyć sobie na prawo rozmawiania o pewnych sprawach.
2. Rozpoczynając rozmowę lepiej skupić się na faktach niż na uczuciach.
Ktoś (prawdopodobnie jakiś ohydny męski szowinista) powiedział, że
mężczyźni rozmawiają o wydarzeniach i faktach, a kobiety o uczuciach. Jest
w tym prawdopodobnie trochę prawdy. Jeśli intryguje cię, jakie są
najgłębsze uczucia twojego męża, to może się okazać, że jest to uczucie
zwyczajnego głodu. Zaobserwowałem, że kobiety lepiej rozumieją swoje
uczucia w tym sensie, że zawsze - bez szczególnego wysiłku - mogą
powiedzieć dokładnie, co i dlaczego czują.
Rozmawiając z nowo poznaną osobą (oprócz różnic związanych z płcią)
należy koncentrować się na faktach. Gdy wasza relacja się pogłębi,
będziecie mogli poszerzyć granice rozmowy.
Trzecia zasada konwersacji
Trzecia i ostatnia zasada dobrej konwersacji brzmi: Rozmowę zawsze
trudniej jest rozpocząć niż ją kontynuować. Wynikają z tego dwie
konsekwencje.
Implikacje zasady 3.
1. Prawie wszystkie wysiłki zmierzające do zaplanowania kierunku rozmowy
to wysiłki daremne. Powinniśmy zaplanować, jak zacząć rozmowę, nie zaś jak
ją kontynuować. W dalszej części tego rozdziału podam kilka dobrych i
praktycznych sposobów rozpoczęcia rozmowy. Niektórzy pragnęliby jednak
czegoś więcej. Podobnie jak silnik samochodu - gdy rozmowa się już
rozpocznie, może być podtrzymywana kosztem małego wysiłku.
* * *
"Wielki dar konwersacji polega raczej na pozwalaniu, aby inni ją
prowadzili, niż na samodzielnym sterowaniu jej biegiem. Ktoś kto opuszcza
twoje towarzystwo zadowolony z siebie i własnej inteligencji, będzie
również w pełni zadowolony z ciebie." - Jean de La Bruy‚re
* * *
Gdy pracowałem w komercyjnej rozgłośni radiowej, do naszego miasta
przyjechał z recitalem pianista Roger Williams. Prowadziłem wtedy wieczorny
talkshow. Dyrektor programu szukał kogoś do przeprowadzenia wywiadu z
Williamsem. Mimo że byłem najmłodszy w zespole i nigdy nie przeprowadzałem
wywiadów, byłem jedyną dostępną osobą - no i wysłano mnie.
Pamiętam jak wszedłem do sali koncertowej, w której Roger Williams
ćwiczył gamy na fortepianie. Gdy go słuchałem, postanowiłem, że najlepszym
sposobem podejścia będzie udawanie doświadczonego reportera. Zaplanowałem
sobie, że wstanę i powiem: "Panie Williams, jestem z rozgłośni W G B G.
Ponieważ przeprowadzam najlepsze wywiady, wysłano mnie, abym odbył z panem
rozmowę". Jednak im dłużej się nad tym zastanawiałem, tym bardziej
dochodziłem do wniosku, że to się nie uda.
Kiedy podszedłem do fortepianu, Roger Williams przestał grać i odwrócił
się do mnie. Powiedziałem: "Panie Williams, jestem z rozgłośni W G B G i
mam przeprowadzić z panem wywiad. Pragnąłbym panu powiedzieć, że jestem w
tym dobry, lecz byłoby to kłamstwem. I przysłano mnie tutaj dlatego, że
byłem jedyną dostępną osobą. Więc jeśli pan zechce udzielić tego wywiadu,
ja chętnie go przeprowadzę. Jeśli jednak wolałby pan poczekać na kogoś,
bardziej kompetentnego, moje uczucia nie będą tym zranione".
Williams roześmiał się, poszedł na tył estrady i postawił obok fortepianu
drugi stołek. "Synu", powiedział. "Usiądź tutaj. Doceniam twoją szczerość.
Pozwól, że podpowiem ci pierwsze pytanie. Uważnie słuchaj mojej odpowiedzi,
a będziesz wiedział, jakie powinno być następne. W ten sposób
przeprowadzimy cały wywiad. Musisz tylko uważnie słuchać i robić to, co
wydaje się naturalne".
To był wspaniały wywiad! (Faktycznie sądzę, że to był jeden z
największych wywiadów w historii amerykańskiego radia). Kiedy wróciłem do
rozgłośni, mój szef wykrzyknął: "Steve, to było fantastyczne! Nie
wiedziałem, że masz taki dar". Odpowiedziałem na to czymś w rodzaju:
"Wiesz, niektórzy ludzie po prostu są w tym dobrzy".
W czym rzecz? To czego nauczył mnie Roger Williams jest prawdą o
wszystkich rozmowach. Nie martw się tak bardzo, co masz powiedzieć czy jak
zareagować. Po prostu uważnie słuchaj, a następnie rób (oczywiście
posługując się metodami konwersacyjnymi) to co jest naturalne.
2. Płynięcie wraz z prądem konwersacji jest o wiele lepsze niż narzucanie
swoich celów. Z powodu moich książek chrześcijańscy reporterzy często
przeprowadzają ze mną wywiady. Zawsze gdy osoba prowadząca wywiad przynosi
ze sobą listę pytań opracowanych przez wydawcę programu, wiem, że będą
kłopoty. Najlepsze wywiady przeprowadzają reporterzy, którzy nie wiedzą,
kim jestem, i nigdy nie czytali moich książek, lecz są szczerze
zainteresowani moją osobą i tym, co napisałem.
* * *
"Prawdziwa sztuka konwersacji polega nie tylko na umiejętności
powiedzenia właściwego słowa we właściwym momencie, lecz także na nie
wypowiadaniu niewłaściwych słów w chwili pokusy." - Dorothy Nevill
* * *
Podobnie jest z rozmową, w przeciwieństwie do publicznego przemawiania,
składania raportu czy prowadzenia sprzedaży. Konwersacja zachodzi wówczas,
gdy dwoje ludzi dzieli się informacjami o sobie. Rozmowa zamiera, gdy
wprowadzasz do niej jakieś zewnętrzne cele. Ludzie są interesujący, każdy
człowiek ma własną historię i to ludzie sprawiają, że rozmowy mają wartość
i stanowią cenny wkład. Ucz się, jak "płynąć z prądem" rozmowy rezygnując z
własnych celów. Będziesz zaskoczony diamentami, które w ten sposób
odkryjesz.
Praktyczne wskazówki
Teraz weźmy nasze zasady i przejdźmy do omówienia pewnych praktycznych
wskazówek dotyczących tego, jak stać się dobrym rozmówcą. Każda rozmowa ma
rozpoczęcie, rozwinięcie i zakończenie. Przeanalizujmy bardziej szczegółowo
każdy z tych elementów.
1. Rozpoczęcie. Jak już zauważyłem, jest to najważniejsza część rozmowy.
Na początku ważne jest, abyś skoncetrował się na drugiej osobie. Na
marginesie, przyczyną, dla której nie pamiętamy imion naszych rozmówców,
jest to, że jesteśmy całkowicie skupieni na sobie i na wrażeniu jakie
wywieramy.
We wstępnej fazie konwersacji zawsze się przedstaw, nawet jeśli sądzisz,
że druga osoba powinna cię znać. Nigdy nie zakładaj, że ktoś wie jak się
nazywasz. Twój rozmówca może być zorientowany na siebie tak samo jak ty.
Zacznij słowami: "Cześć! Jestem Sara Smith...", po czym zastosuj
"rozrusznik" konwersacji nie stwarzający zagrożeń dla drugiej osoby.
Pozwólcie, że podam wam krótką listę sposobów rozpoczęcia rozmowy.
Pomyślcie o nich, możecie również dodać do tej listy własne propozycje.
"Zwróciłam uwagę na twoją sukienkę. Gdzie ją kupiłaś? Naprawdę mi się
podoba".
"Stoisz sam, więc pomyślałem sobie, że podejdę i zapoznam się z tobą.
Jestem...".
"Myślę, że to było dobre sprawozdanie (kazanie, program, film itp.). A ty
co o tym sądzisz?".
"Ten upał (zimno, wiatr, wilgoć itp.) zaczyna mi się naprawdę dawać we
znaki. Mam wrażenie, że tobie to nie przeszkadza. Jak ty to robisz?".
"Widziałem cię na spotkaniu (w kościele, w klubie, w parku itp.) tego
wieczoru i powiedziałem sobie: Bardzo chciałbym go poznać. Nazywam się Jack
Smith. Jak według ciebie wypadło to spotkanie?".
Myślę, że już masz pewne pojęcie, o co chodzi.
2. Rozwinięcie. To jest najłatwiejsza część rozmowy. Jeżeli umiesz wyczuć
kierunek konwersacji, podtrzymywanie jej nie będzie dla ciebie trudne.
Jesteśmy istotami społecznymi dlatego jeśli pójdziemy za głosem społecznych
impulsów - zamiast je tłumić obawami, egocentryzmem czy manipulacją -
konwersacja przybierze naturalny obrót.
Nie lękaj się przerw czy okresów milczenia podczas rozwinięcia rozmowy.
Te pauzy mogą być naturalnym czasowym zawieszeniem rozmowy lub przerwą, w
czasie której uczestnicy konwersacji mogą się przegrupować lub zastanowić
nad tym, co zostało powiedziane.
Ja żyję z mówienia. Niebezpieczeństwo kryjące się w zarabianiu mówieniem
na życie jest takie, że człowiek czuje się bardzo niezręcznie, gdy panuje
cisza. Gdy pojawia się przerwa w rozmowie, czuję wewnętrzny przymus, aby ją
wypełnić. Nie ważne co mówię, nie ważne czy mam coś istotnego do
powiedzenia - po prostu gadam czekając aż przyjdzie mi coś do głowy. Jeden
z przyjaciół, który kochał mnie na tyle, aby powiedzieć mi prawdę,
stwierdził: "Steve, nie musisz wypełniać gadaniem każdej rozmowy. Cisza
jest czasami najlepszą częścią rozmowy".
Zaakcentowałem już znaczenie słuchania i zadawania pytań. Powiedziałem,
że dobry rozmówca musi być zorientowany na innych. Jednakże dobrze jest
pamiętać również o tym, że konwersacja to spotkanie dwóch osób. Dlatego
istotne jest, aby każdy miał w niej udział. Dziel się swoimi opiniami i
obserwacjami. Ważne jest, aby każdy był nie tylko dobrym słuchaczem, lecz
także dobrym rozmówcą.
Jeśli nie masz zielonego pojęcia o temacie rozmowy, nie udawaj. Powiedz,
że nie wiesz czy nie rozumiesz, a następnie zadawaj pytania. Inni
uczestnicy rozmowy nie zwrócą uwagi na twoją ignorancję - będą pod
wrażeniem własnej błyskotliwości. Jednak gdy będziesz miał coś do
dodania... podziel się tym.
3. Zakończenie. W poradnictwie psychologicznym najtrudniejszym momentem
dla terapeuty i pacjenta jest zakończenie sesji. Tak też jest w rozmowie.
Niewłaściwe zakończenie wydaje się osądzeniem drugiej osoby - przypomina
powiedzenie: "Nie chcę z tobą dłużej rozmawiać". Dlatego ważne jest, aby
zamknąć rozmowę w sposób wyraźny i zawsze czynić to z uzasadnionego powodu.
Podam kilka przykładów:
"Ojej! Muszę już iść. Nie zdawałem sobie sprawy, że tak długo
rozmawialiśmy".
"Wspaniale było z tobą porozmawiać. Mam nadzieję, że znowu się spotkamy.
Sprawiło mi to prawdziwą radość, lecz jeśli zaraz nie wrócę do domu, moja
żona (mąż) zażąda rozwodu".
"Mam teraz umówione spotkanie, muszę uciekać. Czekam na następną okazję,
gdy będziemy mogli porozmawiać".
Jeśli trochę pomyślisz i poćwiczysz, będziesz mógł stworzyć własną listę
zakończeń rozmowy. Ogólna zasada jest taka, że gdy kończysz konwersację,
osoba, z którą rozmawiałeś, nie powinna czuć się źle. Oczywiście są również
takie sytuacje, gdy chcesz zakomunikować pragnienie nie rozmawiania więcej
z daną osobą.
Przezwyciężanie przeszkód
Pragnę omówić jeszcze jedno zagadnienie zanim przejdziemy do
przeanalizowania pewnych ogólnych problemów, na jakie ludzie napotykają w
rozmowie.
Jak radzić sobie z niepokojem. Jedną z przeszkód w prowadzeniu rozmowy
jest niepokój związany z brakiem odpowiednich umiejętności. Obawiamy się,
że palniemy coś głupiego, więc nic nie mówimy. Jeśli ludzie nas
onieśmielają, unikamy dłuższych rozmów. Poczucie niepewności blokuje naszą
zdolność do dobrego reagowania na przebieg konwersacji.
* * *
"Dobra natura jest milsza niż błyskotliwy umysł - nadaje ona obliczu
szczególny czar, który jest bardziej przyciągający niż fizyczne piękno." -
Joseph Addison
* * *
Słuchajcie uważnie! Zdradzę wam sekret, który zna każdy dobry rozmówca,
lecz wam o nim nie powiedział. Każdy czuje się niepewnie; każdy się
niepokoi, czy zrobi dobre wrażenie; każdy się lęka, że powie coś
niewłaściwego. Zapamiętaj moje słowa i nie zdradź nikomu tego sekretu. To w
znacznym stopniu poszerzy twoją strefę komfortu.
Naucz się zadawać sobie pytanie: "Jak zachowałbym się gdybym nie czuł się
tak onieśmielony, gdybym nie był taki niepewny siebie i tak pełny
niepokoju? Co bym powiedział? Co bym zrobił?". Następnie "zagraj" to.
Powiedz to. Będziesz zaskoczony, jak szybko "gra" stanie się
rzeczywistością.
Jak poradzić sobie z odrzuceniem. Jestem osobą wrażliwą. Ty również. Ci
którzy utrzymują, że nie są wrażliwi, że nie zważają na krytykę i
odrzucenie, będą kłamali również w innych sprawach. Wszyscy pragniemy, aby
ludzie dobrze o nas myśleli. Wszyscy pragniemy być podziwiani, słuchani i
szanowani. Są cztery podstawowe przyczyny lęku wieku dorosłego: odrzucenie,
niepowodzenie, kara i wstyd. Zwróć uwagę, że wszystkie cztery dotyczą
odrzucenia przez innych ludzi.
Ucz się, że nie należy oceniać siebie na podstawie odrzucenia innych.
Jesteś wartościową osobą, godną zaakceptowania - jest to prawdą niezależnie
od tego, jak inni będą na ciebie reagować. (Oczywiście jeżeli spotykasz się
z odrzuceniem ze strony wszystkich, możesz potrzebować pomocy). Z powodu
moich audycji radiowych każdego miesiąca otrzymuję tysiące listów. Czy
wiesz, co jest w nich najtrudniejszą rzeczą? Dziesięć procent listów
zawiera słowa krytyki. Nauczyłem się, jak właściwie odczytywać 90 procent
korespondencji i nie ignorować pozostałych 10. Reakcje, z jakimi się
spotykasz, są prawdopodobnie takie same.
Jezus powiedział, że powinniśmy strzec się gdy wszyscy ludzie będą o nas
dobrze mówić. Nie wyjaśnił tego dokładniej, lecz podejrzewam, że powodem
wypowiedzenia tych słów było to, że jeśli wszyscy lubią nas i podziwiają,
to prawdopodobnie jesteśmy bardzo nudni albo bardzo martwi.
Ucz się sztuki afirmowania ludzi od tych, którzy tę sztukę posiedli.
Wszyscy możemy rozpocząć naukę od naszych matek, a później rozszerzyć to na
wielu innych ludzi. Oceń krytykę i odrzucenie innych, lecz nie zakładaj, że
krytycyzm zawsze jest usprawiedliwiony, a odrzucenie zawsze jest właściwe
Zbadaj jego źródło. Krytyka może pochodzić od przyjaciela, a odrzucenie od
kogoś, kto całkiem niedawno obdarzył cię komplementem.
Pewien młody człowiek po zwiedzeniu National Gallery of Art w
Waszyngtonie powiedział strażnikowi, że nie bardzo mu się podobały te
wszystkie obrazy. Strażnik odpowiedział: "Synu, to nie te obrazy są
oceniane, lecz ty".
Jak sobie poradzić z szyderstwem. Szczerość jest zwykle najlepszą metodą
obcowania z pewnymi ludźmi. Mam na myśli tych negatywnie nastawionych
osobników, te krytyczne i gniewne dusze, które po prostu nie chcą się od
ciebie odczepić. Powodem, dla którego większość z nas unika takich ludzi,
jest, że obawiamy się tego, co oni o nas pomyślą. Pamiętaj wtedy o tym, że
twoja mamusia cię kocha, a mimo to mówi: "Sam (czy Gertrudo), mam prawdziwy
problem z naszą relacją i nie będę w stanie dłużej jej podtrzymywać. Może
wina leży po mojej stronie, lecz nie mogę być już dłużej twoim
przyjacielem, ponieważ..." (i podaje przyczynę). Taka szczerość może
początkowo cię przerazić na śmierć, lecz stanie się zaraźliwa i nie
będziesz czuł się "brudny" z powodu swej nieszczerości.
Jak poradzić sobie z uzasadnioną krytyką. Czasami słowa krytyki pochodzą
od kogoś, kto ma krytycznego ducha, lecz są też takie sytuacje, gdy ktoś
kocha nas na tyle mocno, aby powiedzieć nam prawdę. Mam w Miami przyjaciela
księdza, który nosi ze sobą karteczkę. Z jednej strony jest napis:
"Błogosławieni, którzy cię przeklinają...". Z drugiej zaś: "... bowiem mogą
mieć rację".
Mam taką grupę przyjaciół, którym całkowicie ufam (polecam ćwiczenie się
w tej sztuce). Zawsze będą ze mną szczerzy. Nauczyłem się przyjmować ich
krytykę. Mogę powiedzieć: "Eddie, co myślisz o tej sprawie, która wynikła
podczas naszej rozmowy dzisiaj wieczorem? Muszę to z tobą omówić, aby się
przekonać czy twoim zdaniem to, co o mnie powiedziano, jest słuszne". Mogę
polegać na tym, że mój przyjaciel powie mi prawdę (delikatnie). Jeśli nie
masz takich przyjaciół, postaraj się ich pozyskać. Tacy ludzie są bardziej
potrzebni niż znajomość algebry.
Ostatnie ważne słowo. Proszę, okazuj trochę pokory. Pewien pyszałek dumny
z tego, że sam do wszystkiego doszedł, usłyszał: "To dobrze. To zdejmuje z
Boga bardzo dużo odpowiedzialności". Istoty ludzkie są mieszaniną dobrego i
złego, sukcesów i porażek, bystrości i głupoty, miłości i nienawiści,
słuszności i błędu. Nikt, czy to w rozmowie, czy w jakiejkolwiek innej
sytuacji, nie może przemawiać tak jakby znajdował się poza obrębem rodzaju
ludzkiego.
Masz prawo okazywać ludzką słabość. To oznacza, że masz prawo czasami
zawieść, omylić się czy powiedzieć lub zrobić coś głupiego. Nie staraj się
tego ukryć. Ukrywając to wypierasz się swojej ludzkiej natury. Osoby
wszechwiedzące są marnymi rozmówcami i złymi przyjaciółmi. Naucz się śmiać
z siebie a inni będą się śmiali razem z tobą. Gdy nie będziesz umiał śmiać
się z siebie, inni będą się śmiali z ciebie za twoimi plecami.
Najlepsze rozmowy zdarzają się pomiędzy dwojgiem ludzi, którzy rozumieją,
co to znaczy być człowiekiem. Jeśli traktujesz siebie zbyt poważnie, możesz
odkryć, że nie masz nikogo przed kim mógłbyś tę powagę obnosić.
Rozdział 6.&
Zwycięstwo w dyskusji
"Albo który król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie
usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić
czoło temu, który z dwudziestu tysiącami nadciąga przeciw niemu? - Łk 14,
31
Czy po zakończeniu dyskusji nigdy nie żałowałeś, że czegoś nie
powiedziałeś? Czy zdarzyło ci się kiedyś, że gdy wyraziłeś swoje zdanie,
zostałeś zaatakowany przez jakiegoś bufona, który uważał, że jedynie jego
opinie są słuszne? Czy miałeś ochotę powiedzieć komuś prawdę o jego
komentarzach ("To najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałem!"), lecz
czułeś, że to po prostu nie wypada? Czy czułeś się zakłopotany, gdy w
trakcie dyskusji okazywało się, że jesteś na przegranej pozycji? Czy
pragnąłeś nie zgodzić się z kimś nie wychodząc jednocześnie na głupka?
Jeśli kiedykolwiek odczuwałeś podobne frustracje, to jest "twój" rozdział.
Być może powiesz: "To na pewno nie jest mój rozdział. Ja nie prowadzę
sporów".
Jeśli nigdy się nie spierasz ani nie uczestniczysz w dyskusjach, to
znaczy, że jesteś świętym albo kłamcą, lub nie masz żadnych wyrobionych
poglądów. Tematem tego rozdziału nie jest to, czy prowadzisz spory -
wszyscy to robimy, przynajmniej w naszych myślach - lecz czy twoje
argumenty są skuteczne. Jeśli prowadzisz spory wyłącznie w myślach, to
zawsze wygrasz, więc nie potrzebujesz żadnej pomocy. Jeśli jednak twoje
argumentacje są sprawą publiczną, ten rozdział podpowie ci, co robić, aby
nie wyjść na głupca. Jako stary specjalista w robieniu z siebie durnia mam
pod ręką kilka lekcji, którymi postanowiłem się z tobą podzielić.
Dla celów naszego wywodu podzielę ten rozdział na pięć części: przyjęcie
postawy wojownika, wybranie miejsca bitwy, poziomy intensywności konfliktu,
uzbrojenie wojownika oraz oczyszczenie placu po bitwie. A zatem przejdźmy
do rzeczy.
Przed zaangażowaniem się w spór, niezależnie od tego, czy jest to wymiana
zdań z przyjacielem czy poważne starcie z wrogiem należy zastanowić się nad
sensem dyskusji.
Czytając ten rozdział zauważysz, że posługuję się ilustracjami
zaczerpniętymi z wojskowości. Wyda się to podejrzanym dla pacyfistów i
innych, którzy uważają, że porządny człowiek powinien "kochać a nie
wojować". Jeśli czujesz się urażony słownictwem, jakim się posługuję,
prawdopodobnie wskazuje to, że potrzebujesz informacji, które podaję w tym
rozdziale.
Podczas jednej z ostatnich audycji radiowych miałem potyczkę słowną z
jednym z dzwoniących. Konwersacja stała się bardzo gorąca. Stacja
wykorzystała ten fragment audycji w reklamie mojego programu. Puszczano ją
bardzo często w czasie tamtego tygodnia. Spiker mówił "Steve czasami się
śmieje, czasami wpada w złość, lecz nigdy nie jest nudny". Później
odtwarzano ten kawałek taśmy, kiedy toczyłem zażarty spór, po czym
następował komentarz: "Na pewno nie przepuścisz okazji posłuchania Stevea w
radiu W X Y Z".
* * *
"Stójcie twardo na swoich pozycjach. Nie strzelajcie dopóki nie otworzą
ognia. Lecz jeśli chcą wojny, to będą ją mieli i zacznie się ona tutaj! -
John Parker do oddziałów ochotników pod Lexington
* * *
W ciągu tego tygodnia prawie każdy chrześcijanin, który kochał mnie na
tyle, aby powiedzieć co myśli, wyrażał mi swoje niezadowolenie. Gdy
pytałem, co ich tak poruszyło, wszyscy odpowiadali, że ich zdaniem nie jest
rzeczą właściwą, aby "osoba duchowna" uczestniczyła w tak gorącej debacie.
Miałem wrażenie, że chcą mi powiedzieć: "Chrześcijanie nie wpadają w gniew
i nie spierają się. A już z pewnością nie czynią tego publicznie".
Byłem przytłoczony tym odkryciem. Niewierzący, którzy nie lubią się
kłócić, mówią, że "to nie jest przyjemne", natomiast chrześcijanie
tłumaczą, że "to nie po chrześcijańsku". Jedni i drudzy się mylą
(chrześcijanie mogą przeczytać moją książkę pt. "No More Mr. Nice Guy"
("Nigdy więcej panie Milutki").
John R. W. Stott napisał wspaniałą książkę zatytułowaną "Christ the
Conversialist" ("Chrystus jako rozmówca"; Inter Varsity Press, 1970). Stott
pokazuje w niej, że Jezus wielokrotnie angażował się w dyskusje z
żydowskimi przywódcami religijnymi. Jezus nie zawsze był "miły", dlatego
także chrześcijanie nie powinni dążyć do tego za wszelką cenę.
Jeśli nie jesteś osobą wierzącą, twoje "uprzejme zachowanie" może być
pozbawione religijnych korzeni. Jednak ma ono źródło w tym samym fałszywym
poglądzie (wyznawanym przez wierzących i nazywanym "chrześcijańskim"),
który głosi, że nigdy nie należy się złościć i wyrażać zdecydowanych
poglądów. Tego się po prostu nie powinno robić. Ludzie (wierzący i
niewierzący), którzy uważają, że sama istota sporu jest zła czy niemoralna,
są w błędzie. A oprócz tego, że pogląd ten jest błędny zieje on nudą - a
nuda - z uwagi na cel tej książki - jest o wiele poważniejszym grzechem niż
niestosowność.
Niedawno zadzwonił do mnie pastor pewnego dużego kościoła, który jest
jednym z najlepszych, najbardziej kochających i współczujących duchownych,
jakich znam. Jego problem polegał na tym, że nie było w nim niczego
podłego. Powiedział mi, że czuje się osaczony przez pewnych agresywnych i
neurotycznych członków kościoła, którzy atakują jego osobę i jego służbę.
"Nie byłoby tak źle, gdyby chodziło wyłącznie o mnie, lecz oni niszczą
wszystko, co jest wartościowe w tym kościele. Czy możesz mi pomóc?".
"Nie", odparłem.
"Nie?".
"Nie, drogi przyjacielu! Ponieważ ty uważasz, że Jezus umarł, abyś ty
mógł być miły, a w tej sytuacji bycie miłym nic nie da. Jeśli pragniesz
rozwiązać konflikt, staw czoła problemowi i uporządkuj sytuację, a wtedy
będę mógł ci pomóc. Lecz tak długo, jak długo będziesz się upierał przy
tym, aby być kotkiem zamiast lwem (do czego moim zdaniem Bóg cię powołał),
nie będę mógł ci pomóc. Nie znam się na tresurze kociąt".
Ten człowiek wiedział, że go kocham, i przyjął to, co mu powiedziałem, z
łaskawością podobną do tej, z jaką przyjmował (choć nie powinien był) ataki
ludzi starających się zniszczyć jego wspaniałą służbę. Nie podobało mu się
to, co kazałem mu zrobić, lecz postąpił, jak mu powiedziałem, ponieważ był
w kłopotach i wiedział o tym. Dzisiaj ma silną, rozwijającą się,
ekscytującą służbę, która dotyka życia wielu ludzi.
Wniosek jest następujący: połowa jego walki polegała na zdecydowaniu, że
wyruszenie do bitwy jest właściwe. Kiedy to już zdecydował, mógł zrobić to,
co należało. Jeśli naprawdę wierzysz, że człowiek nigdy nie powinien
spierać się z innymi czy się z nimi nie zgadzać, to to, co dalej powiem,
nic ci nie pomoże. Możesz zaoszczędzić sobie wiele czasu przechodząc od
razu do następnego rozdziału - zakładając oczywiście, że nie będziesz miał
moralnego problemu z wygłaszaniem mowy. Widzisz, pierwszy krok do
zwycięstwa w dyskusji polega na potraktowaniu siebie jak wojownika.
Jesteś wartościową osobą i masz głębokie, przemyślane poglądy. Masz rację
(zakładając prawo średniej arytmetycznej) przynajmniej w 50 procentach
przypadków. Ani Biblia, ani zdrowy rozsądek nie sugerują, że powinieneś
rozpłynąć się w tle czy stać się czyjąś wycieraczką. Musisz to sobie
wyraźnie powiedzieć, a będziesz bliżej celu niż ci się zdaje.
Po tym wszystkim co powiedziałem do tej pory powinienem zaznaczyć, że ani
przez chwilę nie sugeruję, abyś stał się osobą krytyczną, kłótliwą i
gniewną. Jezus gniewał się - nie był jednak zagniewany przez większość
czasu. Chociaż ważne jest, abyś był gotów przyjąć postawę wojownika, musisz
bardzo ostrożnie wybierać swoje bitwy.
Nie jesteś powołany do poprawiania tego świata, do komentowania każdej
głupiej uwagi, jaka została wypowiedziana w twojej obecności, ani do
dostarczania remedium na każdą fałszywą teologiczną, filozoficzną czy
polityczną teorię. Twoje zadanie nie polega również na matkowaniu
komukolwiek. Są dyskusje, które możesz wygrać i takie, w których nigdy nie
powinieneś uczestniczyć. Zanim wdasz się w spór, wyrazisz swoją niezgodę
czy rzucisz komuś wyzwanie, zadaj sobie pytanie: "Czy warto?".
* * *
"Lepiej jest dyskutować nad jakimś pytaniem nie dochodząc do uzgodnienia
niż uzgadniać pytania i nie przeprowadzać nad nimi debaty." - Joseph
Joubert
* * *
Jeśli nie masz zdecydowanego poglądu w jakiejś sprawie, nie spieraj się.
Jeśli osoba, z którą chcesz dyskutować, jest tak silnie przekonana o
słuszności swego stanowiska, że żadna zmiana nie jest możliwa, to głupio
postąpisz dążąc do tego. Głupotą jest na przykład angażowanie się w spór na
tematy ekonomiczne, jeśli nie potrafisz zbilansować własnych wydatków.
Czasami angażowanie się w dyskusję nie jest oznaką odwagi, lecz czystym
idiotyzmem (spieranie się z szefem, żoną czy mężem).
* * *
"W dyskusji nic tak nie irytuje jak spieranie się z osobą, która wie, co
mówi." - Anonim.
* * *
A zatem przystępując do dyskusji zawsze ostrożnie wybieraj pole bitwy.
Zadaj sobie pytanie: "Ile będzie mnie kosztować (i innych) wygranie tej
dyskusji?"; "Ile będzie mnie kosztować (i innych), jeśli przegram?".
Czasami koszt dyskusji jest zbyt wysoki. Obliczenie kosztów przed
dokonaniem zakupu towaru, przed zawarciem małżeństwa i przed zaangażowaniem
się w spór jest dobrym zwyczajem.
Po trzecie, bardzo ważne jest, abyś zdawał sobie sprawę z różnych
poziomów intensywności konfliktu w dyskusji. Każdy poziom intensywności
konfliktu wymaga innej metody walki. Do pcheł nie strzela się z moździerza.
Podobnie, spór z małżonkiem czy z przyjacielem ma zupełnie inny charakter
od sporu z kimś, kto stara się ciebie zniszczyć. Istnieją cztery poziomy
konfliktu i jeden wyjątek. Pozwólcie, że teraz je omówię.
Poziom pierwszy:
Spór bez nieprzyjaciela
Zapamiętaj następującą zasadę: bez iskrzenia relacja nie przejdzie z
poziomu znajomości do poziomu przyjaźni. Im głębszy jest związek, tym
więcej możliwości kontrowersji. W codziennych relacjach często dochodzi do
braku zgody, co prowadzi do sporu. Spór w ramach relacji małżeńskiej,
przyjaźni czy między współpracownikami wyróżnia to, że jego celem nie jest
wygranie dyskusji, udowodnienie słuszności swego zdania a już z pewnością
nie postawienie na swoim. Celem sporu dokonującego się w takim kontekście
jest wzmocnienie i pogłębienie wzajemnej relacji.
Ruth Graham zapytano kiedyś, czy ona i dr Graham zawsze się ze sobą
zgadzali. Jej odpowiedź była klasyczna: "Oczywiście, że nie. Gdybyśmy
zawsze się zgadzali jedno z nas nie byłoby potrzebne". To jest prawdą w
każdej rodzinie, w każdym miejscu pracy i w każdej przyjaźni. Pozostaje
jedynie pytanie, co robić, gdy wyniknie spór z kimś, na kim ci zależy.
Podam wam pięć zasad, których stosowanie wam pomogą:
Zasada 1. Nigdy nie komentuj sporu wywołanego przez osobę, którą kochasz.
Powtórz to, co on/ona powiedziała, i staraj się zrobić to tak wiernie, jak
to możliwe.
Zasada 2. Nie prowadź długiego rejestru przewinień. Zawsze sprzątaj
bałagan, aby jeden spór nie prowadził do drugiego. Biblia powiada: "Niech
słońce nie zachodzi nad waszym gniewem". Jest to ważne napomnienie, gdy
odczuwamy gniew do bliskiej osoby.
Zasada 3. Trzymaj w zamknięciu "narzędzia zniszczenia". "Narzędzia
zniszczenia" to te rzeczy, które przynosisz ze sobą na pole bitwy, które
nie mają żadnego związku z aktualnie toczonym sporem. Mąż mówi do żony:
"Sądzę, że mylisz się co do tego samochodu, jaki powinniśmy kupić (jasno
wyrażona opinia), a na dodatek okropnie gotujesz (narzędzie zniszczenia)".
Albo żona mówi do męża: "Wiem, że się nie zgodzisz, lecz uważam, że
powinniśmy zaprosić Smithów na obiad (jasno wyrażona opinia". I wiesz, co
ci jeszcze powiem? Ostatniej nocy byłeś w łóżku zupełnie do niczego (broń
zniszczenia).
Głęboki związek wytrzyma każdy spór, lecz narzędzia zniszczenia zawsze
osłabiają i niszczą relacje.
Zasada 4. Przepraszaj szybko.
Zasada 5. Okazuj afirmacje bez ociągania.
Zasada 6. Zawsze idź na kompromis.
Zasada 7. Trzymaj się tematu. Tak długo, jak długo dyskusja/spór jest
obiektywny, można rozwiązać każdy problem. Jeśli jednak przerodzi się on w
poniżanie współmałżonka, przyjaciela czy współpracownika ("jesteś głupi") z
powodu stanowiska, jakie zajmuje w danej sprawie, trudno ci będzie
posprzątać bałagan, jaki zrobiłeś.
Zasada 8. Szukaj punktów wspólnych i koncentruj się na nich podejmując
wysiłki doprowadzenia do porozumienia. Jedynym celem sporu czy różnicy zdań
z osobą, która jest nam bliska, powinno być osiągnięcie pewnego rodzaju
porozumienia, aby możliwa była dalsza współpraca. Wygrywanie wszystkich
sporów z osobami, na których nam zależy jest strategią skazaną na porażkę.
Pamiętaj, że wasza relacja jest ważniejsza od każdego sporu.
Poziom drugi:
Spór z osobą, w której
nie chcesz mieć wroga
Byłem pastorem przez długi okres czasu. Jednym z powodów, dla których
cieszę się, że dłużej nim nie jestem, jest to, że nie muszę być już niczyją
matką. Będąc pastorem nauczyłem się kilku dobrych lekcji, a jedna z
najlepszych jest następująca: matki mają moc niszczenia swoich dzieci -
lecz dobre matki tego nie czynią. Możesz wygrać spór i stracić człowieka.
Kościół, jak każda inna instytucja, ma wśród swoich członków pewną liczbę
neurotyków. Są tam ludzie mający wąskie horyzonty, krytycznie nastawieni i
niszczycielscy. Ponieważ potrafię dyskutować, zwykle wygrywam spory. Jednak
czasami wygrywając dyskusję mogę wyrządzić szkodę kościołowi, zniszczyć
swoją służbę i sprawić duże cierpienie tym, do których Bóg powołał mnie
jako pastora.
Kiedyś zamknąłem w moim gabinecie jednego ze starszych kościoła i
przekonywałem tak długo, dopóki nie zgodził się ze mną. Czy wiesz, co się
później stało? Opuścił kościół. Ciężko się napracowałem nad odbudowaniem
naszej relacji i w końcu mi się to udało. Prosiłem o przebaczenie i
wyszedłem do niego z inicjatywą dając do zrozumienia, że wstydzę się tego,
co zrobiłem. Przebaczył mi i staliśmy się przyjaciółmi, lecz nigdy nie
wrócił do kościoła.
Pozwólcie, że opowiem wam pewną historię. Kilka lat temu był taki biskup
anglikański, James Pike, który przeżył głęboki kryzys wiary. W końcu
zrezygnował z funkcji biskupa i zaczął szukać odpowiedzi w spirytyzmie i
różnych sektach. Śmierć syna była dla niego wielką tragedią i wydawało mu
się, że za pośrednictwem medium skontaktował się z nim.
Przy jakiejś okazji biskup Pike zaangażował się w poważną debatę
publiczną z luterańskim teologiem i polemistą Johnem Warwickiem
Montgomerym. Właściwie to niewiele tam było debaty. Montgomery zbijał
dosłownie każdy argument biskupa Pikea tak, że nawet ci, którzy nie
podzielali jego poglądów, zaczęli mu współczuć.
Pod koniec życia Pike wziął udział w innej publicznej debacie, tym razem
z teologiem i pisarzem Francisem Schaefferem, przywódcą L'Abri -
chrześcijańskiej wspólnoty w Szwajcarii. L'Abri to było takie miejsce,
gdzie ludzie mający uczciwe pytania mogli liczyć na uczciwe odpowiedzi.
W czasie debaty Schaeffer miał wyraźną przewagę. Widać było, że ma więcej
wiedzy i potrafi lepiej przedstawić swoje stanowisko niż Pike. Jednak dr
Schaeffer nie zamierzał zetrzeć swojego przeciwnika na proch. Jasno
prezentował swoje poglądy, wskazywał na niespójności w wywodach Pikea, a
następnie afirmował go i zgadzał się z nim w tych punktach, w których można
było osiągnąć porozumienie. Pozwólcie, że opowiem wam dalszą część tej
historii. Po debacie z Montgomerym Pike coraz bardziej oddalał się od
swoich chrześcijańskich korzeni. Jednak w dniu swojej śmierci planował
przyjazd do Szwajcarii, gdzie chciał prowadzić badania pod nadzorem
Francisa Schaeffera.
Schaeffer miał wroga, lecz uczynił go swoim przyjacielem. Tak się dzieje
w wielu sporach i debatach. Oczywiście są ludzie, którzy raczej przysporzą
sobie wrogów niż przyjaciół. Pewien mężczyzna leżał na łożu śmierci.
Wiedział, że umiera. Przywołał do siebie żonę i powiedział: "Zadzwoń do
swojego brata i powiedz, że mu przebaczam. Ale zrób to dopiero po mojej
śmierci upewniwszy się, że naprawdę jestem martwy". Czasami pragniemy, aby
nieprzyjaciel pozostał nieprzyjacielem, lecz jeśli starasz się nie tylko
wygrać, lecz także pozyskać przyjaciela, musisz być bardzo uważny.
Zastosuj bardziej stanowczo zasady prowadzenia sporu na poziomie
pierwszym.
Poziom trzeci:
Spór z wrogiem
Często zdarzają się spory, w których przeciwnik jest wyraźnie
zdefiniowany: nieprzyjaciel w widoczny sposób oznaczył linie swoich
stanowisk, widać, że nie chce iść na kompromis i jest zdecydowany, aby cię
zniszczyć i obalić twoje argumenty. Tego rodzaju spory prawie zawsze
koncentrują się wokół różnych zagadnień - politycznych, teologicznych,
filozoficznych - i muszą być prowadzone bardzo ostrożnie i zręcznie.
Nick Thornely i Dan Lees w książce "Winning with Word" ("Zwyciężanie
słowami") udzielają bardzo dobrego ostrzeżenia: "Zwycięzcy w walce słownej
rzadko używają swojej pełnej mocy, zdarzają się jednak takie utarczki
słowne, w których, jak w walkach ulicznych, nawet mistrz jest zmuszony do
zadania kilku ciosów poniżej pasa" (Mercury Books, Londyn, 1991, s.145).
Tak intensywny spór można porównać do walki ulicznej, w której nikt nie
oddaje kwartałów ulic i nie bierze jeńców. Później zawsze należy uprzątnąć
pole bitwy (szczególnie gdy ktoś jest chrześcijaninem). Zajmiemy się tym w
dalszej części tego rozdziału. W tej chwili powinieneś wiedzieć, że pewni
ludzie są zdecydowani na to, aby "zjeść twoje śniadanie". Tylko ludzie
bardzo naiwni czy powierzchowni tego nie zauważają.
Poziom czwarty:
Spór z rozwścieczonym
nieprzyjacielem
Chodzi tutaj o spór z osobą, która atakuje cię słowami równie szybko, jak
ruszyłaby na ciebie z nożem czy pistoletem. Kiedy nadchodzi atak, jest
oczywiste, że sprawa wykracza daleko poza zwykły spór czy debatę. Masz do
czynienia z osobą, która z jakiegoś powodu cię nie cierpi i jest
zdecydowana cię zniszczyć. Na szczęście tego rodzaju spotkania rzadko się
zdarzają, lecz czasami mają one miejsce i dlatego ważne jest, aby umieć je
rozpoznawać.
Kiedyś, po wygłoszeniu wykładu na jakiejś konferencji, podszedł do mnie
nieznajomy mężczyzna z ogniem w oczach. Natychmiast zaczął na mnie krzyczeć
z powodu czegoś, co powiedziałem. Czasami gdy jesteś cicho, taki osobnik
wypuści z siebie całą "parę" i w końcu się uspokoi. Tym razem było inaczej:
im dłużej człowiek ten na mnie krzyczał, tym bardziej agresywny się stawał.
Cała sytuacja szybko zmierzała ku czemuś, co możnaby uznać za atak
fizyczny. Zakończyło się na tym, że mój przyjaciel (bardzo potężny
przyjaciel) interweniował i delikatnie wyprowadził go na zewnątrz.
Tego rodzaju sytuacje się zdarzają. Kiedy już się pojawią, należy
pamiętać o trzech bardzo ważnych zasadach:
1. Nie spieraj się.
2. Nie spieraj się.
3. Nie spieraj się.
Spieranie się z taką osobą przypomina uczenie lwa, jak odżywiać się
arbuzami. Lew z natury nie lubi arbuzów, a im bardziej go do nich zmuszasz,
w tym większą wściekłość wpada. Najlepiej po prostu odejść. (Jeśli twój
adwersarz jest potężnej budowy, zalecam nawet ucieczkę).
Mój przyjaciel Ed Pope jest redaktorem działu sportowego w "The Miami
Herald". Kiedy Ed dostaje krytyczne listy, udziela na nie standardowej
odpowiedzi: "Drogi... Być może ma pan rację. Szczerze oddany, Ed Pope".
Nauczyłem się odpowiadać podobnie na najbardziej krytyczne listy -
dokonałem jednak pewnej zmiany. Mój list brzmi: "Drogi... Być może ma pan
rację...prawdopodobnie jednak jest pan w błędzie. Szczerze oddany, Steve
Brown". Chodzi o to, aby jak najszybciej pozbyć się takiej osoby na tyle
uprzejmie, na ile jest to możliwe.
Oczywiście, są takie sytuacje, w których nie można po prostu odejść.
Kiedy przydarzy ci się coś takiego, stój twardo na swojej pozycji i
zastosuj to, czego będę nauczał o rynsztunku wojennym w dalszej części
rozdziału. Czasami taki łobuz ucieka, gdy mu się stawi czoło. Czasami nie.
W każdym razie dobrze zrobisz chroniąc tyły.
Dodatek:
debata przed publicznością
Czasami osoby, które przysłuchują się dyskusji, są dla ciebie ważniejsze
niż osoba, z którą prowadzisz spór. Kilka lat temu zostałem zaproszony do
debaty telewizyjnej z ateistką Madalyn Murray O'Hair. Odmówiłem nie
dlatego, że przegrałbym w debacie (przynajmniej bym zremisował), lecz
ponieważ wiedziałem, jakiego rodzaju publiczność będziemy mieli.
Obserwowałem technikę prowadzenia debat przez O'Hair. Pani ta jest gniewna,
sarkastyczna, zgorzkniała i bardzo surowa. Aby wygrać debatę z panią O'Hair
trzeba się stać takim jak ona i odpowiadać inwektywą na inwektywę.
W momencie gdy otrzymałem zaproszenie byłem pastorem i zdałem sobie
sprawę, że program będzie oglądać wielu chrześcijan. Nie było sposobu, abym
mógł wygrać nie angażując się w takiego rodzaju polemikę, z jakiej pani
O'Hair była znana. Gdybym to uczynił, sprzeniewierzyłbym się samej istocie
zajmowanego przeze mnie stanowiska. Innymi słowy, musiałbym się stać
zaprzeczeniem miłującego i czyniącego pokój postępowania, jakiego wymaga
się od pastora. Bardziej zależało mi na widzach niż na pani O'Hair i na
wygraniu debaty z nią.
Zawsze gdy publiczność przysłuchuje się dyskusji albo debacie (czy to
jest jedna, czy tysiąc osób), dodaje jej to nowy wymiar. Czasami ktoś rzuca
mi wyzwanie, gdy przemawiam w college'u czy daję wykład na konferencji.
Gdyby wyzwanie to zostało rzucone w prywatnej rozmowie, mógłbym pozwolić
sobie na więcej uprzejmości, na wycofanie się nieco i potraktowanie go jako
przyjacielskiego pojedynku. Jednak wyzwania takie rzuca się zwykle w
obecności publiczności. I to właśnie z powodu publiczności i ważności
obrony wiarygodności mojego przesłania istotne jest, abym wygrał spór i
zrobił to szybko, nawet gdyby osoba rzucająca wyzwanie została przy tym
zraniona.
Bądź świadomy swojej publiczności. Gdy prowadzisz z naganiaczem spór o
narkotyki i przyglądają się temu dzieci, gdy rozmawiasz o etyce i
przysłuchują się temu biznesmeni, gdy spór dotyczy wartości jakiejś osoby,
a słuchaczami są ludzie ze złym obrazem siebie, szybko przejdź do poziomu
trzeciego i zachowaj się zgodnie z podanymi tam zasadami.
Planowanie zwycięstwa
Teraz, gdy ustaliliśmy już wstępne parametry, przejdę do następnego
pytania: jak wygrać spór?
* * *
"Pewne spory są głębokie i nic poza tym." - Richard Armour
* * *
Broń
Powiem teraz o dziesięciu rodzajach uzbrojenia, jakimi zawsze posługują
się zwycięzcy dyskusji. Sugeruję, abyś popracował nad nimi, jeśli chcesz
się stać skutecznym polemistą. Każdy kto angażuje się w spór i nie
posługuje się odpowiednią bronią, skończy jako przegrany.
Ponieważ książka ta nie jest poświęcona wyłącznie logice i sztuce
argumentacji, z konieczności muszę ograniczyć sposoby argumentowania do
pewnych bardzo podstawowych i prostych metod. Jeśli jesteś zainteresowany
pogłębieniem swojej wiedzy w tej dziedzinie, znajdziesz w bibliotekach
wiele książek, które bardziej szczegółowo omawiają ten temat.
Pierwszą bronią jest wiedza. Zasada jest następująca: Nigdy nie angażuj
się w spór dotyczący tematu, o którym nie masz zielonego pojęcia.
Konsekwencją tej zasady jest: Kiedy odkryjesz, że zaangażowałeś się w
dyskusję o czymś, o czym nie masz pojęcia, najlepiej zrobisz przyznając się
do braku wiedzy i wycofując się.
Mam dużą wiedzę w dziedzinie teologii. Jestem obeznany z argumentami na
istnienie Boga, sfery nadprzyrodzonej i absolutnego charakteru praw
moralnych. Mogę wygrać prawie wszystkie dyskusje na takie tematy. Nieźle
orientuję się w zagadnieniach polityki, filozofii i etyki społecznej,
dlatego mogę bronić swego w tego rodzaju sporach. Lecz gdybym miał się z
kimś spierać w dziedzinie nauk przyrodniczych, ekonomii czy sztuki, moją
najlepszą obroną byłaby pokora i milczenie.
Drugą bronią jest jasność. Nic ci to nie da, jeśli wiele wiesz, lecz nie
umiesz tego powiedzieć w taki sposób, aby twój adwersarz i przysłuchująca
się publiczność zrozumieli, o co ci chodzi. Istnieje pewna bardzo ważna
technika, która pomoże ci bardziej jasno precyzować myśli w dyskusji.
Zawsze ćwicz wyrażanie swoich myśli przed przyjaciółmi - dlatego, że zawsze
należy wyciągnąć sztandar na przyjaznym polu apelowym i zobaczyć, czy ktoś
salutuje, zanim uczyni się to na polu apelowym nieprzyjaciela. Na przykład,
ja zwykle zapraszam do krytykowania tego, co mówię i moich poglądów osoby,
które są mi bliskie. Moja żona, córki i współpracownicy zwykle mówią mi,
jaki jest lepszy sposób powiedzenia czegoś. Mój wydawca Steve Griffith
zawsze pomaga mi lepiej wyrazić moje myśli.
Trzecią bronią jest ćwiczenie. Kiedy młody biznesmen zapytał swojego
doradcę, czemu przypisuje swój fenomenalny sukces usłyszał odpowiedź:
"Podejmowaniu właściwych decyzji".
"Rozumiem", odparł młody człowiek. "A jak nauczyłeś się podejmować
właściwe decyzje?"
"Podejmując złe".
Podobnie jest z argumentacją. Jeśli nigdy nie wyrażałeś przeciwnych
poglądów i nigdy nie obalono twoich argumentów, to nie nauczysz się
formułowania poglądów, które wytrzymają krytykę.
Mój brat jest bardzo dobrym prawnikiem. Na początku swojej praktyki
adwokackiej przez kilka miesięcy nie przegrał w sądzie ani jednej sprawy. W
końcu nadeszło to co nieuniknione i przegrał pierwszą sprawę.
Później poszedł na lunch z kilkoma przyjaciółmi. Wszyscy śmiali się z
niego, że przegrał pierwszą bitwę w sądzie. Odpowiedź brata była mądra i
zabawna. Powiedział: " Panowie, wczoraj utraciłem dziewictwo, lecz wcale
nie mam zamiaru zostać prostytutką". Dał im do zrozumienia: "Nauczyłem się
czegoś z mojej porażki i nadejdzie taki dzień, gdy zastosuję w praktyce to,
czego się nauczyłem".
Uważam się za dobrego polemistę. Wygrywam większość dyskusji, w których
biorę udział. Nie mógłbym jednak powiedzieć, że nigdy nie zostałem zraniony
w ogniu dyskusji. Za każdym razem, gdy się wygłupię, za każdym razem, gdy
przegram dyskusję czy powiem coś głupiego lub banalnego uczę się czegoś o
sztuce argumentacji.
A zatem podejmij ryzyko. Wyrażaj swoje poglądy, przyjmuj wyzwania i
przegrywaj. Nie minie dużo czasu, a poczynisz postępy. Problem polega na
tym, że z punktu, w którym jesteś obecnie, nie można dostać się tam, gdzie
chcesz się znaleźć, bez doznania po drodze kilku poważnych porażek. Ktoś
powiedział, że różnica pomiędzy człowiekiem sukcesu a nieudacznikiem jest
taka, że człowiek sukcesu powstał po ostatnim upadku. Jest to prawdą także
jeśli chodzi o uczenie się wygrywania dyskusji.
Czwartą bronią jest opanowanie. Z powodu utraty kontroli nad emocjami
(szczególnie gniewem) przegrano więcej dyskusji niż z jakiegokolwiek innego
powodu. William Buckley jest jednym z moich bohaterów. Lubię patrzeć jak
zabiera głos w debatach. Prawie zawsze odnosi zwycięstwo. Kilka lat temu
Buckley brał udział w programie telewizyjnym z Gore Vidal. Vidal (bardzo
irytująca postać) nazwał Buckleya "krypto-nazistą". Buckley zdenerwował się
i nazwał Vidala "dewiantem". Była to jedna z nielicznych dyskusji, jaką
przegrał.
Anglicy powiadają: "Nie wpadaj w gniew - wpadaj w spokój". Nie jest to
może zbyt "przyjemne", lecz jest skuteczne. Kontrolowany gniew wyostrzy
twoje widzenie, udoskonali twoje argumenty i dostarczy większej mocy twoim
słowom... tak długo, jak długo nad nim panujesz.
Piątą bronią jest wyzwanie. Zawsze bądź przygotowany do poproszenia
osoby, z którą polemizujesz, o podanie źródła jej informacji. Taka praktyka
skłoni twojego oponenta do prawdomówności. (Czyniąc to pamiętaj o
sprawdzeniu wiarygodności własnych źródeł). Ludzie, którzy nie wiedzą, o
czym mówią, są zwykle zdani na bicie pokłonów przed danymi statystycznymi,
cytatami i ezoterycznymi informacjami. Zawsze można powiedzieć: "Szanowny
panie (pani), to najgłupsza rzecz jaką kiedykolwiek słyszałem. Z jakiego
źródła zaczerpnął pan/pani te informacje?!".
Tutaj słowo ostrzeżenia: jeśli jesteś pewien, że to, co druga osoba mówi,
nie jest prawdą, możesz rzucić wyzwanie z silnym przekonaniem, mając pełną
wiedzę, że nie ma wiarygodnych źródeł, które to potwierdzają. Jednak jeśli
nie jesteś pewny, przyda się troszeczkę pokory. W tym drugim przypadku
można by powiedzieć: "Może na pan rację, lecz trudno mi uwierzyć w to, co
pan mówi. Na czym pan opiera swoje przekonanie? Chciałbym usłyszeć, skąd
pan czerpał swoje informacje".
Szóstą bronią jest upowszechnienie. W swoich pracach z dziedziny etyki
Kant sugerował, że najlepszym sposobem ustalenia, czy dane działanie jest
etyczne, jest pomyślenie, co by było, gdyby stało się ono powszechnie
obowiązującą regułą. Inaczej mówiąc, co by było, gdyby wszyscy robili to, o
czym myślę? W sporze (podobnie jak w etyce) upowszechnienie jest ważną
bronią.
Na przykład, jeśli ktoś żąda wygórowanej kwoty za przeprowadzenie
jakiegoś programu badawczego, przyprzyj go do muru mówiąc: "Co by się stało
gdyby również inni zażądali za ten program więcej pieniędzy niż w niego
inwestują?". Albo, jeśli jesteś kapitalistą i prowadzisz debatę z
socjalistą, możesz zapytać, co by się stało, gdyby wampir żywił się własną
krwią. Jeśli zaś jesteś chrześcijaninem i dyskutujesz o absolutnym
charakterze praw moralnych, opisz, co by się stało, gdyby nikt nie
przestrzegał absolutnych norm.
Odmianą tej metody jest posługiwanie się przesadą. Można obalić prawie
każdy fałszywy pogląd poprzez doprowadzenie go do skrajności i zapytanie,
co by było, gdybyśmy wszyscy przyjęli go za prawdę.
Pewnego razu Walter Martin uczestniczył w debacie radiowej nadawanej z
Nowego Jorku. Dyskutował z ateistą żydowskiego pochodzenia. Mężczyzna ten
utrzymywał, że wszystkie wartości wyznawane przez dane społeczeństwo są
względem niego relatywne. Inaczej mówiąc, twierdził, że wartości można
ustalać wyłącznie drogą głosowania. Martin powiedział, że gdyby miał czas,
to zająłby się tym argumentem w bardziej szczegółowy i wyrafinowany sposób.
Program radiowy narzuca jednak pewne ograniczenia czasowe i ważne jest, aby
skutecznie i szybko sformułował swoje wnioski.
"Przypuśćmy", Martin zwrócił się do swojego adwersarza, kiedy powrócili w
eter po przerwie na reklamy. "Przypuśćmy, że jesteśmy w Niemczech, mamy
Trzecią Rzeszę, a ja jestem w S S. Przypuśćmy dalej, że moi koledzy właśnie
wyciągnęli pana, Żyda - członka niższej rasy, z łóżka w środku nocy i
zabrali do swojej kwatery. Ma pan teraz Lugera wycelowanego w głowę. Niech
mi pan teraz powie, dlaczego nie miałbym pociągnąć za spust?".
I nagle cała dyskusja przerodziła się w rzeczywistość i to rzeczywistość
przerażającą. Ateista odpowiedział: "Nie może pan tego zrobić".
"Dlaczego?", zapytał Martin.
"Ponieważ takie postępowanie jest złe".
"Wcale nie. Sam pan przecież powiedział, że wartości są ustalane przez
społeczeństwa, w których funkcjonują. I my jako społeczeństwo ustaliliśmy,
że pan jest członkiem rasy niższej i powinien być zgładzony. Dlaczego nie
powinienem pociągnąć za spust?".
Upadła cała hipoteza ateisty, a Martin wygrał dyskusję. Jeśli nie
istnieją absolutne wartości, to miłość jest równie dobra jak nienawiść,
niszczenie życia jak chronienie go, a kradzież jak uczciwe zarabianie
pieniędzy. Jeśli nie istnieją absolutne wartości to Hitler i tysiące innych
większych i mniejszych tyranów mieliby podstawę do działania tak długo, jak
długo udałoby im się przekonać swoich zwolenników, że to co mówią jest
słuszne.
Jeśli jesteś człowiekiem wierzącym i zaangażowałeś się w dyskusję na
tematy religijne, bardzo niewielu twoich adwersarzy będzie potrafiło
obronić pokrętną logikę swoich argumentów. Na przykład, dyskutując o
ostatecznym końcu ludzi niegodziwych zwróć uwagę na to, że Bóg odpłaca za
czyny człowieka. Gdyby Albert Schweitzer i Adolf Hitler otrzymali taką samą
nagrodę, to we wszechświecie byłoby coś wypaczonego i moglibyśmy przyjąć,
że jest on pozbawiony sensu. Bezsens jest miłym tematem na debatę, lecz
bardzo niewielu ludzi może żyć z jego przeszywającą, twardą realnością.
Jeśli wszechświat jest pozbawiony sensu, to bez znaczenia jest osoba, z
którą rozmawiasz, jak też to, co ona robi.
Chociaż nie daję tutaj wykładu logiki, należy pamiętać, że większość
sofistycznych chwytów wyjdzie na jaw, gdy poddamy je analizie i zastosujemy
do sytuacji z realnego życia.
Siódmą bronią jest pokora. Oszuści bilardowi wygrywają nie dlatego, że są
tacy dobrzy, lecz dlatego, że udało im się przekonać przeciwnika, iż
kiepsko grają. Podobnie dzieje się w dobrych dyskusjach. Czasami skromność
i pokora pozwalają odnieść zwycięstwo. Niezależnie od tego, jak jesteś
wymowny i zorientowany w jakimś temacie, zawsze istnieje możliwość, że
znajdzie się ktoś kto wie więcej od ciebie, przemawia lepiej niż ty i może
cię roznieść w bitwie. Nie wchodzi się w dyskusję z postawą pyszałka,
bowiem jeśli przegrasz, będziesz się czuł o wiele większym głupcem.
Zawsze dobrze jest przejawiać trochę pokory. Stwarza to dobrą drogę
ucieczki, gdy znajdziesz się w kłopotach, i pozwala zdystansować się nieco
od twojego oponenta. Jeśli dobrze znasz swoją dziedzinę i potrafisz dobrze
przedstawić to co wiesz, nie pysznij się tym - po prostu to rób. Kiedy
czegoś nie wiesz uśmiechnij się i powiedz: "Nie wiem". Jeśli jesteś w
błędzie, przyznaj się do tego szybko. Jeśli się pomyliłeś nie staraj się
tego ukryć. Pascal powiedział: "Czy chcesz, aby ludzie dobrze o tobie
mówili? Jeśli chcesz, to nigdy nie mów dobrze o sobie".
Ósmą bronią jest humor. Nie każdy potrafi właściwie wykorzystywać tę
broń, lecz jeśli masz dar, to skutecznie go wykorzystaj. Dobrze dobrana
humorystyczna historia czy powiedzonko pomoże ci zdobyć sympatię
publiczności, pomiesza szyki przeciwnika, a jednocześnie da ci szansę
pozbierania myśli.
Casey Stengel został kiedyś napadnięty słownie przez jakąś kobietę z
audytorium. Pani ta głośno zawołała: "Stengel, gdybym miała wyjść za
ciebie, nakarmiłabym cię trucizną".
Stengel odkrzyknął: "Gdybym wyszedł za ciebie, zjadłbym ją".
Zupełnie podobnie Churchill został upomniany przez pewną damę. "Panie
premierze", powiedziała gniewnym, lecz pełnym godności głosem. "Pan jest
pijany".
"Ma pani rację, madam", odparł Churchill. "Natomiast pani jest brzydka.
Jutro rano ja będę trzeźwy".
Dziewiątą bronią jest rekapitulacja. Zawsze mądrze jest powtórzyć
argument oponenta eliminując pejoratywne określenia i dodając swoje własne.
Jeśli na przykład ktoś powiedział: "Dobroczynność zaczyna się i kończy w
domu - nie zamierzamy oddawać własnych ciężko zarobionych pieniędzy, by
karmić pozbawionych ambicji nierobów, którzy nie chcą pracować i być
produktywnymi członkami społeczeństwa". Możesz powtórzyć taki argument
zmieniając nieco jego treść: "Chciałbym się upewnić, czy dobrze
zrozumiałem, co pan powiedział. Powiedział pan, że biedni ludzie powinni
być trzymani w ubóstwie?".
Dziesiąta broń powinna być używana tylko w wyjątkowych wypadkach - nigdy,
gdy można tego uniknąć. Tą bronią jest pominięcie. Polega ona na
zignorowaniu argumentu przeciwnika jakby był dziwaczny lub pozbawiony
jakiejkolwiek wartości. Niebezpieczeństwo kryjące się w używaniu tej broni
polega na tym, że pomija ona osobę tak samo jak argument, którego użyła a
żaden etyczny polemista nie będzie poniżał drugiego człowieka, aby wygrać
dyskusję.
Pominięcie składa się zwykle z powiedzenia czegoś w rodzaju: "Nie będę
dodawał powagi takim argumentom udzielając na nie odpowiedzi" lub "To, co
pan właśnie powiedział, jest tak głupie i powierzchowne, że nie zasługuje
na odpowiedź". Jednym z najlepszych sposobów używania tej broni jest po
prostu zignorowanie argumentu przeciwnika.
Oczyszczenie pola bitwy
Zanim przejdziemy do następnego rozdziału ważne jest, abyśmy powiedzieli
słowo o oczyszczeniu pola bitwy. Na każdym polu bitwy spoczywają ciała
poległych, które trzeba uprzątnąć, są rany, które trzeba opatrzyć, i
psychiczne urazy, którymi należy się zająć. We wszystkich sporach, za
wyjątkiem tych na poziomie pierwszym (a czasami nawet i tam), jest zawsze
wiele zniszczeń, które należy usunąć. Co należy z tym zrobić? Istnieją trzy
zasady, o których zawsze należy pamiętać.
Zasada pierwsza głosi, aby nigdy nie napawać się zwycięstwem. Nie ma nic
gorszego niż zwyciężyć w dyskusji i celebrować swój sukces, i to pod nosem
oponenta. Bardzo często w sporach robi się dużo hałasu o nic. W tej grze
czasami się wygrywa, czasami przegrywa. Trudniej jest być pokornym i
okazywać łaskawość, gdy się wygra niż przegra, lecz w drugim przypadku jest
to o wiele bardziej ważne.
* * *
"Nic nie nastraja taką melancholią jak przegrana bitwy, może za wyjątkiem
bitwy wygranej. - Książę Wellington
Druga zasada brzmi: zawsze chwal swojego oponenta. Styl debatowania
stosowany przez Cala Thomasa, konserwatywnego dziennikarza, jest jednym z
najlepszych przykładów skutecznej argumentacji jaki znam. Thomas brał
kiedyś udział w programie nadawanym na żywo z Miami i przez prawie dwie
godziny absolutnie dystansował liberalnie nastawionego gospodarza programu.
Pod koniec Cal powiedział: "Dziękuję ci za zaproszenie mnie do twojego
programu. Muszę powiedzieć, że jesteś jednym z najlepiej przygotowanych i
najbardziej błyskotliwych redaktorów jakich spotkałem. Czuję się
zaszczycony, że mogłem wystąpić w twoim programie". Cal na pewno zostanie
zaproszony ponownie. Ważniejsze jednak jest to, że pokazał, iż ceni i
szanuje swojego oponenta.
Nie ma takiego człowieka, który czasami nie czułby się jak głupiec, który
nie byłby nigdy zakłopotany własnymi słowami lub który nie przegrałby kilku
dyskusji. Pamiętaj, jak się czułeś, gdy ci się to przytrafiło, i upewnij
się, że opatrzyłeś rany, które chciałbyś mieć opatrzone, gdybyś znalazł się
na miejscu twojego przeciwnika. Nie sugeruję, abyś był nieszczery w swoich
pochwałach. Proponuję ci jednak, abyś uważnie szukał czegoś godnego
pochwały i tej pochwały udzielił.
Trzecia i ostatnia zasada brzmi: czasami przegraj. Nie musisz wygrywać
każdej dyskusji. Tylko ludzie mający poczucie bezpieczeństwa mogą celowo
przegrać dyskusję. Na tym świecie jest wiele rzeczy ważniejszych od
wygrywania sporów. Od zwycięstwa ważniejsi są ludzie, miłość i łączące ich
związki, afirmowanie wartości drugiego człowieka.
Właściwie jednak wcale nie muszę udzielać ci tej rady. Czasami przegrasz
dyskusję - chociaż po przeczytaniu tego rozdziału będzie tych przegranych
prawdopodobnie trochę mniej.
Rozdział 7.&
Propozycje do przemyślenia
"Człowiecze są zamysły serca, odpowiedź języka od Pana." - Przysł 16, 1
Jeśli zamierzasz wygłosić mowę, ten rozdział będzie najważniejszym
rozdziałem w całej książce. Nie oznacza to, że nie będziesz już musiał
czytać nic innego (jest przed nami trochę dobrego materiału), lecz jeśli
pragniesz poznać najważniejsze rzeczy, które są potrzebne do dobrego
przemawiania, znajdziesz je tutaj.
Jeśli znasz teologię, to pewnie słyszałeś o Janie Kalwinie. Jeśli zaś
słyszałeś o Kalwinie, to wiesz, że jego system teologiczny często
przedstawia się w formie uproszczonej jako "Pięć punktów Kalwinizmu". Jeśli
zaś jesteś obeznany z "Pięcioma punktami Kalwinizmu", to na pewno znasz
współczesną formę, w jakiej są one prezentowane. Na pewno wiesz, że jest to
słowo-akrostych: Tulip (tulipan, przyp. tłum.).
Ja również opracowałem pięć punktów o tym, jak przygotować mowę. Powiem
więcej, tych pięć zasad można również zapamiętać za pomocą akrostychu
Tulip.
Większość książek o publicznym przemawianiu omawia to zagadnienie w
sposób tak szczegółowy i skomplikowany, że gdy opanujesz wszystkie zasady,
będziesz już za stary, aby przemawiać. Nauczając studentów sztuki
komunikacji odkryłem, że bardzo ważne jest skoncentrowanie się na kilku
podstawowych zasadach.
Przez wiele lat uczyłem pływania i nurkowania. Pamiętam pewnego chłopaka,
który chciał się nauczyć nurkowania. Mówiłem mu: "Billy, jeśli będziesz
uważał na głowę, wszystko inne będzie w porządku".
Billy zanurkował, a kiedy wypłynął na powierzchnię zapytał: "Panie Brown,
czy trzymałem nogi razem?".
"Billy", powiedziałem. "Nie martw się o swoje nogi. Pamiętaj o tym, co
powiedziałem o głowie".
Spróbował jeszcze raz, lecz to jego nurkowanie nadal słabiutko wyglądało.
"Panie Brown", zapytał (jego brzuch był cały czerwony, ponieważ skoczył "na
blachę"). "Czy teraz dobrze skoczyłem?".
"Billy, zapomnij o skakaniu. Martw się o swoją głowę. Zapomnij o całej
reszcie. Jeśli głowa jest w porządku, reszta będzie też jak należy".
Przedstawiam te zasady, aby nauczyć cię najważniejszych elementów
przygotowywania mowy i wszelkich innych form publicznej prezentacji. Gdy
wykonasz to tak, jak należy, to nawet jeśli wszystko inne pójdzie źle i tak
odniesiesz sukces. Jeśli zrobisz źle to, o czym tutaj mówię, to choćbyś
wykonał dobrze wszystko inne, nigdy nie wygłosisz mowy, której ludzie będą
słuchali.
A zatem przejdźmy do rzeczy. Dobra mowa powinna być:
Terapeutyczna
Każda dobra prezentacja jest "terapeutyczna" (wyraz ten pochodzi od
greckiego słowa oznaczającego "sługę" czy "pomocnika"). Inaczej mówiąc,
mowa musi stawiać sobie za cel pomóc ludziom, którzy jej słuchają.
Jeśli jesteś duchownym, to musisz pamiętać, że nikt nie interesuje się
dokumentarną hipotezą Grafa-Weelhausena, nikogo nie obchodzi, czy poglądy
lapsariańskie są prawdziwe lub jaka jest różnica pomiędzy systemem
teologicznym Augustyna a nauką Tomasza z Akwinu. Ludzie, którzy siedzą w
kościelnych ławkach, umierają. Martwią się o swoje rodziny, swoją pracę i
swoją przyszłość. Czują się winni i mają wiele obaw. Nawet nie są pewni,
czy Bóg istnieje, a jeśli istnieje, to czy to cokolwiek zmienia.
* * *
"Elokwencja jest darem natury i nie można się jej nauczyć w szkołach,
lecz retoryka jest tworem sztuki, której najlepiej wyuczy się ten, który
czuje się najmniejszy." Charles Caleb Colton
* * *
Frederick Buechner w drugim tomie swojej biografii pt. "Now and Then"
("Teraz i wtedy") opowiada o tym, jak był duchownym w szkole dla chłopców w
Exeter. Pisze o swoich kaznodziejskich doświadczeniach nawiązując do
powiedzenia Karla Bartha, że ludzie przychodzą do kościoła, ponieważ pragną
uwierzyć, że to o czym się tam mówi jest prawdą:
"Nigdy nie zakładałem, że ludzie, do których przemawiam, mają
niezachwianą pewność, że są pozbawieni wszelkich wątpliwości. Czy człowiek
może mieć taką pewność? Zawsze przyjmowałem, że inni ludzie pragną poznać
prawdę równie silnie jak ja. Zakładałem, że nawet ludzie najbardziej
rozczarowani religią i negatywnie nastawieni pragną, aby była ona
prawdziwa, i postępują w tym względzie zupełnie tak jak ich nieco bardziej
pobożni bliźni - pragną, aby wykazać im jej prawdziwość, pragną, aby przed
ich oczyma przybrała namacalną postać, chcą umieć się nią cieszyć. Dochodzą
w życiu do momentu, gdy pragnienie to staje się tak silne, że należy
uważać, co się im daje, bowiem w tobie również jest pragnienie, aby dać im
wiele. ("Now and Then", San Francisco, Harper & Row, 1983, s. 70).
Innymi słowy, głównym punktem skupienia każdej publicznej prezentacji są
słuchacze. Jeśli o nich zapomnisz, to, niezależnie od tego, jak jesteś
wymowny, twoje przesłanie nie dotrze do pierwszego rzędu słuchaczy. Zawsze
zadawaj sobie pytanie: "Co zmieni moja mowa?". Jeśli nie potrafisz podać
odpowiedzi, nie wygłaszaj jej.
Nie znam ciebie, lecz zmęczyłem się już słuchaniem ludzi wygłaszających
mowę tam, gdzie wystarczyłby pisemny raport. Wiele czasu się traci na
wysłuchiwanie prezentacji, które nie mają żadnego znaczenia dla słuchaczy.
Najważniejszym darem, jakim obdarzy cię audytorium, jest czas. Kiedy ludzie
już ci go dadzą, upewnij się, że nie zmarnujesz go mówiąc im o czymś, czego
nie potrzebują.
Zawsze przed przygotowaniem mowy zadaj sobie pytanie, jaki cel chcesz
osiągnąć. Ten cel musi spełniać wobec publiczności służebną rolę albo cała
twoja prezentacja pójdzie na marne.
Unikalna
Drugą z pięciu cech dobrej mowy jest "unikalność". Żyjemy w czasach, gdy
jesteśmy bombardowani słowami. Gdziekolwiek się zwrócimy, ludzie pragną
przyciągnąć naszą uwagę. Aby być skutecznym mówcą musisz zrobić czy
powiedzieć coś, co spowoduje, że ludzie będą chcieli słuchać tego co masz
im do powiedzenia.
* * *
"Mam wiele świszczących strzał w moim kołczanie - przemawiają one do
mądrych, lecz dla tłumu wymagają objaśnienia." - Pindar
* * *
Zwykle mówię moim studentom, że jeśli sądzą, że nie powinni czegoś
powiedzieć, to prawdopodobnie należy właśnie to zrobić. Zawsze gdy myślisz:
"To określenie trochę za mocne", prawdopodobnie się mylisz. Nawet gdy
czujesz, że to co powiesz może obrazić twoich słuchaczy, i tak powinieneś
to powiedzieć. Lepiej obrazić ludzi niż zanudzić ich na śmierć.
Mam przyjaciela kaznodzieję, który do pulpitu przyprowadził swojego psa,
aby zademonstrować zasady uczniostwa. Posunięcie to było bardzo ryzykowne,
lecz nikt nie spał i on przekazał to co chciał. Myśl w kategoriach obrazów
- posługuj się rzutnikami, plakatami i innymi środkami wizualnej
prezentacji. Podam przykład: pewien motywacyjny mówca mówił o znalezieniu
właściwej perspektywy nalewając jednocześnie wodę do szklanki. Kiedy
naczynie było w połowie pełne, zapytał: "Czy myślicie, że szklanka jest w
połowie pełna czy w połowie pusta?".
Przez lata starałem się nakłonić ludzi do słuchania tego co mam im do
powiedzenia. Jakiś czas temu cierpiałem na poważną chorobę biodra i
musiałem przemawiać w pozycji siedzącej. Miejsce pulpitu zajął wysoki
stołek.
W okresie gdy ból zmuszał mnie do siedzenia na stołku zauważyłem, że
ludzie słuchają uważniej niż przedtem. Zrozumiałem, że gdy siedzę, moje
kazania wydają się mniej "kaznodziejskie" i nie budzą takiego poczucia
zagrożenia. Gdy ból ustąpił, nabrałem nowego zwyczaju wygłaszania kazań:
głosiłem siedząc na stołku. Kościół, w którym wówczas służyłem, miał
teatralne krzesła ustawione jak w amfiteatrze. Jeden ze starszych tego
kościoła odpowiadając na pytanie, dlaczego tylu ludzi przychodzi na
nabożeństwa, stwierdził: "Nic dziwnego. Nasz pastor siedzi na barowym
stołku, a ludzie w fotelach teatralnych".
Dobry dowcip powiedziany we właściwym momencie może bardzo pomóc
przełamując formalny, konwencjonalny nastrój. Kiedyś przemawiałem w
kościele Bena Hadena w Chattanooga. Jeśli znasz z telewizji Bena i jego
styl przemawiania, to wiesz, że on jako dawny prawnik, spaceruje gdy mówi,
zupełnie tak jakby wygłaszał mowę przed ławą przysięgłych. Pewna pani była
nieco podenerwowana moim stylem prezentacji. Wyszła mówiąc do siebie: "Mamy
pastora, który chodzi, mówi i zaprasza do uczestnictwa słuchaczy, którzy
siedzą i śmieją się. Jestem już zmęczona tym kazaniem". Cóż, mogła się
zmęczyć, lecz przecież nie zasnęła z nudów.
Miałem przyjaciela, który zapalał i gasił lampkę na pulpicie podczas
swojej mowy. Pod koniec powiedział: "Zastanawialiście się pewnie, dlaczego
zapalałem i gasiłem lampkę, gdy do was przemawiałem. Zrobiłem to, aby
skłonić was do zadania tego pytania i abyście nie odpłynęli gdzieś daleko
myślami".
Sposób posługiwania się słowami może być całkiem niekonwencjonalny. Kiedy
już zdecydujesz, które zdania odgrywają kluczową rolę w komunikowaniu
treści twojego przesłania postaraj się sformułować je tak, aby zdumiewały,
szokowały, zaskakiwały czy malowały przed słuchaczami barwną ilustrację. Na
przykład, gdy wygłaszając sprawozdanie na temat danych statystycznych
wskazujących na istotne trendy rozwojowe firmy powiesz: "Zauważyłem, że
pojawił się tutaj interesujący trend", to ludzie nadal będą spali. Zamiast
tego powiedz: "Teraz pokażę wam coś ekscytującego. Obudźcie się i
posłuchajcie! Te dane statystyczne was zaskoczą".
Posługiwanie się słowami w rodzaju "posłuchajcie" lub "niektórzy z was
śpią, lecz ja znam ich nazwiska" spowoduje, że ludzie pozostaną z tobą.
Często zadaję egzystencjalne pytania, aby skłonić ludzi do słuchania, jaka
będzie odpowiedź, na przykład: "Czy zastanawialiście się nad tym, czy Bóg
nie jest okrutny?". Czasami podobne efekty można osiągnąć poprzez szept czy
krzyk.
Często używam niekonwencjonalnych wyrażeń, jak "banialuki",
"prześmiewca", "nieudacznik" lub "końskie pióra". Kiedyś podszedł do mnie
jeden ze starszych kościoła, w którym byłem pastorem. Powiedział:
"Pastorze, naprawdę podobają mi się twoje kazania, lecz wolałbym, abyś
przestał mówić "końskie pióra"! Zobaczysz, że kiedyś noga ci się powinie".
Nie wiem, która agencja reklamowa wymyśliła nazwę Fuddruckers (Róg
obfitości) dla sieci barów szybkiej obsługi sprzedających hamburgery i hot
dogi, lecz człowiek ten jest geniuszem, bowiem zrozumiał konieczność bycia
niekonwencjonalnym.
Lapidarna
Trzecią cechą dobrej komunikacji jest "lapidarność" (wyrazistość).
Pozwólcie, że podam wam inną pokrewną zasadę: jeśli ludzie nie potrafią
zanotować tego, co mówisz, w ogóle nie powinieneś przemawiać. Oczywiście
nie chodzi mi o to, że wszyscy słuchacze powinni notować to, co
powiedziałeś, lecz jeśli ktoś chce robić notatki i nie może, oznacza to, że
nie przedstawiłeś jasno swojej myśli lub twoje przesłanie padło na głuche
uszy.
* * *
"Wszyscy wielcy mówcy byli kiedyś słabymi mówcami." - Ralph Waldo Emerson
* * *
Na temat przejrzystości powiem więcej w następnym rozdziale, tutaj
jedynie zaznaczę, że porządek jest bardzo istotny dla każdej prezentacji.
Poszczególne punkty powinny być ponumerowane, a wymieniając je mówca
powinien zawsze nawiązywać do tego, co zostało powiedziane wcześniej. Na
przykład, "Po pierwsze, mówiłem o sile motywowania, po drugie chcę
powiedzieć o osobistym motywowaniu... ".
Kiedy przechodzisz od jednego punktu do drugiego, nie zakładaj, że ludzie
pójdą za tobą. Nie uczynią tego, jeśli nie zaznaczysz jasno tego przejścia.
Większość dobrych przemówień posiada jeden główny temat i kilka podtematów
podporządkowanych głównej idei. Upewnij się, że sam rozumiesz główny temat,
i postaraj się uczynić go zrozumiałym dla innych.
Zadaj sobie pytanie, co starasz się osiągnąć przez swoje wystąpienie.
Jeśli nie potrafisz tego wyrazić w jednym zdaniu, nie zrealizujesz tego
zamiaru.
Ilustrowana
Piątym elementem dobrej komunikacji są "ilustracje". Powiadają, że Sydney
Smith, brytyjski duchowny i autor, który pomógł w założeniu pisma
"Edinburgh Revier" ("Edynburski przegląd"), modlił się kiedyś na głos: "A
teraz, Panie Boże, opowiem ci anegdotę".
To możliwe, że Pan Bóg nie chciał słuchać jego anegdoty lub był tym nawet
urażony - lecz ja osobiście w to wątpię. Widzisz, Bóg dając nam swoją
księgę nie wręczył nam wykazu doktryn, wyznania wiary, wykładu teologii
systematycznej i indeksu. Dał nam księgę, która zawiera wiele opowieści,
bowiem ludzie, których stworzył, bardzo je lubią.
Skuteczny mówca jest wytrawnym ilustratorem. Oto dobra zasada: jeśli nie
potrafisz podać ilustracji do tego, co chcesz powiedzieć, nie jest to
prawdą lub jest rzeczą pozbawioną znaczenia. Nie oznacza to, że każdy punkt
prezentacji powinien mieć ilustrację. Istnieje niebezpieczeństwo (ja sam
często wpadam w tę pułapkę) umieszczenia zbyt wielu ilustracji. Powinieneś
jednak potrafić (nawet jeśli tego faktycznie nie uczynisz) podać przykład
do każdego punktu swojej mowy.
* * *
"Przykład zawsze jest bardziej skuteczny niż przepis." - Samuel Johnson
* * *
Mój mentor John Stanton mawiał, że problem z moimi wczesnymi kazaniami
polegał na tym, iż były one pozbawione "okien". Wyjaśnił mi, że ilustracje
są oknami, przez które ludzie mogą zobaczyć zastosowanie czy prawdę, której
się naucza. Jestem dozgonnie wdzięczny za tę radę. John nauczył mnie, jak
opowiadać historie, które są zastosowaniem przekazywanych prawd, i jak
nadawać wszystkiemu co mówię praktycznego wymiaru.
Skąd można zaczerpnąć ilustracje? Dr Donald Grey Barnhouse powiedział
kiedyś: "Całe życie jest ilustracją nauki biblijnej". Miał rację, lecz
zasada, o której mówił, jest jeszcze szersza. Można powiedzieć, że "całe
życie jest ilustracją prawdy". Każdy dobry mówca jest bystrym obserwatorem
życia szukając w nim ilustracji do przekazywanych przez siebie prawd. Jeśli
wygłaszasz mowę motywacyjną do pracowników na temat ważności koncentrowania
się na potrzebach klientów, powinieneś zilustrować tę zasadę konkretnym
przykładem, jak poprzez takie działania można osiągnąć sukces. Jeśli po
prostu zakomunikujesz jakąś prawdę, zostanie ona szybko zapomniana.
Większość ilustracji czerpiemy z życia uważnie je obserwując. Biskup
William Quayle wygłosił kiedyś kazanie do duchownych, w którym wskazał na
obserwację jako jedno z najważniejszych zadań stojących przed kaznodzieją.
Powiedział:
"Kiedy tydzień kaznodzieja dochodzi do niedzieli, ludzie pytają go:
"Kaznodziejo, powiedz nam, gdzie byłeś i co widziałeś gdy robotnicy
trudzili się ciężką pracą?". Byłoby dobrze, gdybyśmy mogli powiedzieć o nim
z szacunkiem: "Otworzył swoje usta i nauczał ich mówiąc" i wysłuchać
kolejnego, choć nieco mniejszego, kazania na górze. Byłoby dobrze gdyby
słuchający mogli westchnąć i z sercem przepełnionym ulgą powiedzieć:
"Kaznodziejo, dostrzegłeś i usłyszałeś to? Wykonałeś dobrą pracę. Idź tam i
słuchaj następnego tygodnia, a potem przyjdź tutaj i opowiedz nam o tym, co
usłyszałeś i zobaczyłeś".
Każde spotkanie z realnymi ludźmi - każdy wyraz bólu, każde zajęcie,
historia każdego życia - dostarcza mówcy bogatego materiału ilustracyjnego.
Ktoś powiedział, że sztuka pisania to sztuka obserwacji. To samo można
powiedzieć o przemawianiu. Każdy potrafi napisać poprawne zdanie, wstawić
odpowiednie znaki interpunkcyjne i sięgnąć po słownik, aby nie popełnić
błędów, lecz ludzie, którzy są obserwatorami życia mają coś ważnego do
powiedzenia.
Obserwując innych nie zapomnij o obserwowaniu samego siebie. Jeśli jesteś
kaznodzieją, pamiętaj, że nie możesz wypowiadać się o rodzaju ludzkim
jakbyś do niego nie należał. Na lotniskach nie ma oddzielnych toalet dla
mężczyzn, kobiet oraz duchownych. Po dwudziestu ośmiu latach bycia pastorem
odkryłem, że te same rzeczy, które mnie przerażają, kuszą i inspirują,
przerażają, kuszą i inspirują innych. W rezultacie odkryłem, że jednym z
największych źródeł informacji jestem ja sam i to co rozgrywa się w moim
życiu.
Innym sposobem wynajdywania ilustracji jest oczywiście czytanie. Mówca,
który nie czyta, wcześniej czy później znajdzie się w poważnych tarapatach.
Zapytasz: "Co powinienem czytać?". Wszystko: czytaj ogłoszenia na pudełkach
płatków śniadaniowych, czytaj plakaty, magazyny i wszystkie książki, jakie
wpadną ci w ręce.
Nie zapominaj także o radiu i telewizji. Męczą mnie mówcy, którzy są
stale na wojennej ścieżce z mediami elektronicznymi. Zdradzę wam sekret:
żaden przemysł nie jest bardziej wrażliwy na to ludzkie pragnienie niż
rozgłośnie komercyjne. Racją ich istnienia jest dowiadywanie się, jakie są
potrzeby ludzi, a następnie dawanie im tego. Nie podoba mi się to tak samo
jak tobie, niestety takie są fakty. Dlatego mówca, który nie wie, co się
dzieje w mediach elektronicznych, nie dotrze tam, gdzie żyją prawdziwi
ludzie. Jednym z najlepszych źródeł materiału ilustracyjnego jest radio i
telewizja.
Innym źródłem przykładów są specjalne książki z materiałem ilustracyjnym.
Wiem, wiem. Może wydawać się to oszukiwaniem, lecz tak naprawdę nim nie
jest tak długo, jak długo obdarzasz zaufaniem osobę, która pierwsza
opowiedziała daną historię czy posłużyła się daną ilustracją. Większość
książek z przykładami nie ma wielkiej wartości, lecz jeśli znajdziesz w
nich trzy czy cztery dobre przykłady, to są one warte swojej ceny.
A teraz podam wam najlepsze źródło ilustracji jakie znam: są nim ludzie,
z którymi rozmawiasz. Kiedy dasz do zrozumienia, że "oddałbyś duszę" za
dobry przykład, twoi przyjaciele zaczną ich szukać dla ciebie. Oprócz tego
będą mieli prawdziwą frajdę słysząc jak używasz historii czy cytatów,
których ci dostarczyli (co zwiększy ich pragnienie znalezienia jeszcze
większej ilości przykładów). Mówienie nigdy nie jest prywatną sprawą mówcy.
Powinno ono angażować publiczność, a jednym z najlepszych sposobów
osiągnięcia tego celu jest poproszenie ich o pomoc w znalezieniu
ilustracji.
* * *
"Połączenie matematyka z poetą, zapału z umiarem, pasji z poprawnością -
oto prawdziwy ideał." - William James
* * *
Z pasją
Piątym i ostatnim elementem komunikacji jest "pasja". Jeśli to co mówisz
nie ma dla ciebie większego znaczenia, nie będzie go też miało dla kogoś
innego!
Nienawidzę nudnych, pozbawionych życia i pasji przemówień. Postanowiłem,
że już nigdy więcej nie będę ich słuchał. Kiedy jestem zmuszony słuchać do
końca nudnej mowy, gram w pewną grę. Sprawdzam, ile razy uda mi się przejść
przez wszystkie litery alfabetu zanim mówca dobrnie do końca - używam przy
tym jedynie pierwszych liter słów, których użył. Być może nie wyraża to
zbyt wiele szacunku, lecz jest o wiele bardziej kurtuazyjne od zapadnięcia
w drzemkę.
Jeśli jesteś duchownym, wiesz, że trudno uczynić nudnym coś tak
ekscytującego jak ewangelia. Mimo to wszyscy wiemy, że zdarza się to często
w niedzielny poranek w tysiącach kościołów. Jeśli jesteś sprzedawcą towaru,
który nie wzbudza w tobie zaraźliwego entuzjazmu, powinieneś postarać się o
nowy towar. A jeśli twoje sprawozdanie przed członkami zarządu czy komisji
nie "porusza cię", to możesz być pewny, że nie zainteresuje też nikogo
innego.
Mój przyjaciel John Haggai, założyciel i dyrektor Haggai Institute for
Advanced Leadership Training, jest jednym z najbardziej skutecznych mówców
jakich znam. Gdy zbierałem fundusze na program budowlany, zadzwoniłem do
niego i zapytałem, jak on to zrobił.
Powiedział mi: "Steve, powiedziałem mojej sekretarce, że odwołuję
wszystkie moje rozmowy telefoniczne i nie chcę, aby na krótko przed
powtórnym przyjściem Chrystusa ktokolwiek mi przeszkadzał. Następnie
usiadłem za biurkiem i zacząłem się zastanawiać nad tym projektem i nad
tym, jak wiele zmieni on w życiu ludzi. Kiedy byłem tak podekscytowany, że
nie mogłem już dłużej wysiedzieć, szedłem prosić o pieniądze".
Zasada ta będzie działała także w twojej mowie. Gdy będziesz ją
przygotowywał, obudź w sobie entuzjazm. Jeśli nie potrafisz być nią
podekscytowany, poproś, aby zamiast ciebie wygłosił ją ktoś inny.
Rozdział 8.&
Przygotowanie mowy
"Głoś naukę, nastawaj w porę, nie w porę, w razie potrzeby wykaż błąd,
poucz, podnieś na duchu z całą cierpliwością, ilekroć nauczasz." - 2 Tym 4,
2
W seminarium miałem profesora, który mówił studentom, że na każdą minutę,
jaką kaznodzieja spędza za pulpitem, powinna przypadać godzina przygotowań.
Nie miał zielonego pojęcia o prawdziwym życiu. Od dwudziestu lat nie służył
w kościele i nie zdawał sobie sprawy z czasowych rygorów narzucanych przez
napięty rozkład zajęć współczesnego duchownego. Wielu pastorów wygłasza
trzy trzydziestominutowe kazania w tygodniu - gdyby chcieli posłuchać rady
mojego profesora, musieliby poświęcać dziewięćdziesiąt godzin w tygodniu na
przygotowania. Zadanie to jest wykonalne dla mnicha, który nie ma rodziny i
nie chce jeść ani spać.
Chociaż profesor mylił się co do ilości czasu, jaki należy poświęcić na
przygotowanie kazania, nie mylił się co do znaczenia przygotowania. Louis
Pasteur powiedział kiedyś: "Przypadek faworyzuje jedynie przygotowane
umysły".
Prezydent Nion powiedział mi kiedyś, że rozmawiając z synem Winstona
Churchilla wyraził swój podziw dla jego zdolności do improwizowanych
przemówień. Ten odpowiedział: "O tak, obserwowałem jak ojciec całymi
godzinami przygotowywał te improwizowane przemówienia.
Jedną z cech dobrej mowy jest łatwość, z jaką jest wygłaszana. Istnieje
bezpośredni związek pomiędzy łatwością, z jaką ktoś przemawia, a pracą
włożoną w przygotowanie mowy.
Miałem przyjaciela, który uwielbiał przemawiać, lecz nie był w tym zbyt
dobry. Przypadkowo usłyszałem, jak mówił do naszego wspólnego znajomego:
"Nie przygotowuję się. Chyba po prostu mam ten dar".
Pragnąłem mu powiedzieć (nie zrobiłem tego), że rzeczywiście ma dar, lecz
nie dar wygłaszania mów. Jego dar był tak potężny, że nikt nie śmiał
powiedzieć mu o tym, że jego przemówienia są okropne.
W tym rozdziale przyjrzymy się, jak przygotować mowę. Niewłaściwe
przygotowanie jest powodem niepowodzenia większości złych przemówień.
Nie znaczy to, że sposób prezentacji nie jest ważny (powiem o tym w
następnym rozdziale), lecz że jeśli nie poświęcisz czasu na przygotowanie
się i nie wykonasz tego jak należy, konfrontacja z publicznością może mieć
tak katastrofalne skutki jak skakanie z samolotu bez spadochronu.
* * *
"Człowiek jest głuchy na wszystko do czego nie dają mu przystępu jego
doświadczenia." - Fredrich Wilhelm Nietzsche
* * *
Pamiętaj o słuchaczach
Pierwszą rzeczą, którą musi wziąć pod uwagę autor mowy są słuchacze - o
dziwo, jest to najbardziej zaniedbywany fragment przygotowań. Oprócz tego,
że czas jest najcenniejszym darem, jaki ofiarują ci słuchacze, i nie
powinieneś go marnować, istnieje jeszcze kilka innych czynników związanych
z audytorium, o których należy pamiętać.
Kilka lat temu pewien mężczyzna, któremu zależało na udowodnieniu
prawdziwości swojego poglądu na sztukę, dał małpie pędzel malarski i
nauczył ją malować. Następnie wystawiał te małpie "dzieła sztuki" jako
swoje własne. Malowidła były nieco abstrakcyjne, kolorowe i nowoczesne,
więc krytycy nazwali je "interesującymi" i "niezwykłymi". Niektórzy z nich
uznali nawet, że wyszły one spod pędzla najważniejszego z młodych artystów
tamtego okresu. Człowiek ten nigdy nie zdradził krytykom, ani tym, którzy
kupili malowidła, tajemnicy o swojej małpie. W końcu praca była łatwa, a
małpa pracowała szybko.
Dobra mowa, podobnie jak dzieło sztuki, uwzględnia fakt, że
"autoekspresja" nie ma żadnej wewnętrznej wartości - po prostu jest. Tak
jak małpa potrafi malować, każdy potrafi składać słowa. To w publiczności
tkwi coś, co czyni sztukę wielką, a mowę skuteczną.
Lecz na tym analogia się kończy. Chociaż sztuka komunikuje pewne treści,
jej sposób komunikacji nie musi mieć charakteru poznawczego. Sztuka nie
koncentruje się przede wszystkim na publiczności, chyba że przestaje być
sztuką i staje się propagandą. Natomiast mowa musi koncentrować się na
słuchaczach, w przeciwnym bowiem razie przerodzi się w bełkot. Mowa musi
być konkretna, mieć jasne przesłanie i być pomyślana tak, aby wytwarzała
określoną reakcję tych, co słuchają.
Chociaż pewne elementy w przygotowywaniu mowy można nieco swobodnie
określić jako pewną formę sztuki, coraz mniej mi odpowiada nazywanie
retoryki "sztuką". Mowa nie jest sztuką. Jest narzędziem, bardzo
pragmatycznym i nakierowanym na pewien punkt docelowy - publiczność.
Co jakiś czas różne organizacje sponsorują konkursy mające wyłonić
"najlepsze kazania roku". Kaznodzieje posyłają swoje kazania do oceny, a
grupa sędziów decyduje, komu przyznać nagrody. Niektóre z najlepszych
kazań, jakie kiedykolwiek wygłoszono, nigdy nie zdobyłyby nagrody, nigdy
nie otrzymałyby dobrej oceny na zajęciach homiletyki czy zostały
opublikowane w księdze kazań. Czy wiesz dlaczego? Ponieważ sędzią, jedynym
sędzią decydującym, czy kazanie jest dobre, czy złe, jest publiczność.
Mowa nie może być oceniana pod kątem tego, jak jest kwiecista, pełna
tolerancji czy elegancka. Jedynym sędzią mowy jest publiczność. Zwykle
mówię moim studentom: "Nie przejmujcie się tak bardzo ocenami, które wam
wystawię. Jeśli będziecie przychodzili na zajęcia, nie będziecie mieli
problemów. Prawdziwy egzamin zdaje się stojąc za pulpitem w kościele.
Jestem tutaj nie po to, aby przygotować was do otrzymania dobrej oceny w
klasie, lecz pomóc, abyście nie oblali egzaminu jakiemu zostaniecie poddani
w waszych kościołach".
Przygotowując mowę poświęć dużą uwagę twojej publiczności. Powinieneś
zawsze odpowiedzieć sobie na poniższe pytania:
Jaki jest przeciętny wiek i płeć słuchaczy?
Jakie jest wykształcenie słuchających?
Czy słuchacze będą wrogo nastawieni, wspierający czy neutralni?
Czy trzeba ich przekonać o ważności podjętego tematu?
Jaki mają czas koncentracji uwagi?
Na jakiego rodzaju mowy ta konkretna publiczność reagowała pozytywnie?
Podam wam tutaj pewną zasadę: w fazie przygotowań określenie rodzaju
publiczności poprzedza i wyznacza formę samej prezentacji. Inaczej mówiąc,
treść i styl mowy powinny być podyktowane przez rodzaj publiczności. W
dalszej części tego rozdziału udzielę kilku innych rad dotyczących
przygotowywania mowy. Pamiętaj jednak, że nawet jeśli wszystkie inne rzeczy
opanujesz, jak należy, lecz zapomnisz o słuchaczach, twoja mowa będzie
wielką "sztuką" i niczym więcej.
Dokonaj właściwego
wyboru tematu
Drugą sprawą jaką należy uwzględnić przygotowując mowę jest temat.
Czasami inni wyznaczą ci temat. Czasami poproszą, abyś skoncentrował się na
pewnej ogólnej dziedzinie. Kiedy indziej wybór tematu zostanie całkowicie
pozostawiony twojemu uznaniu. W pierwszym przypadku lepiej odmówić
wygłoszenia mowy niż podjąć się mówienia na temat, o którym wiesz bardzo
niewiele lub którym słuchacze w ogóle się nie interesują. W drugim
przypadku będziesz musiał dostosować swoją mowę do swojej wiedzy i rodzaju
zainteresowań publiczności. W trzecim przypadku zawsze przyjmij
zaproszenie!
Teraz pozwólcie, że bliżej wyjaśnię poszczególne punkty.
Kiedy zostanie ci wyznaczony wąski temat, musisz być bardzo ostrożny.
Sama umiejętność "dobrego przemawiania" nie wystarczy, by skompensować twój
brak wiedzy czy niedostateczne zainteresowanie słuchaczy. Często jestem
proszony o przemawianie na konferencjach i w collegeach. Zwykle osoby,
które mnie zapraszają, błędnie zakładają, że mogę mówić o wszystkim co ma
jakikolwiek związek z religią. Po wielu latach doświadczeń nauczyłem się
mówić: "Przykro mi, lecz jest wielu ludzi, którzy potrafią mówić na ten
temat lepiej ode mnie. Jeśli nie możecie dać mi większego wyboru, to chyba
powinniście znaleźć kogoś innego.
* * *
"Jakie jest krótkie znaczenie tej długiej mowy?" - Johann von Schiller
* * *
Kiedy temat jest bardziej ogólny i luźno łączy się z dziedziną, na której
się znasz, masz stosunkowo szerokie pole manewru. Na przykład, gdyby kazano
ci wygłosić wykład na temat: "Jak uczyć dzieci", a ty jesteś rodzicem,
nauczycielem, nauczycielem szkoły niedzielnej czy trenerem Little League
(Małej ligi), możesz przyjąć zaproszenie wiedząc, że skoncentrujesz się na
tym aspekcie "nauczania dzieci", o którym wiesz najwięcej.
Najlepszymi zaproszeniami do wygłoszenia mowy są takie, które dają
nieograniczoną swobodę wyboru tematu. Musisz przejrzeć w myślach wszystkie
tematy, które uważasz za interesujące i które potrafisz najlepiej
przedstawić.
Problemem, jaki się wówczas nasuwa, jest zdecydowanie, który temat
wybrać. Udzielę ci trzech rad:
1. Wybierz temat, który przyciąga twoją uwagę.
2. Wybierz temat, który przyciągnie uwagę słuchaczy.
3. Wybierz temat, o którym już coś wiesz lub po przeprowadzeniu badań
możesz wiedzieć tyle, że twoje wystąpienie będzie miało sens.
Niezależnie od tego, czy narzucono ci temat, czy sam go sobie wybrałeś,
czeka cię zadanie zgromadzenia materiału. Możesz zacząć od zebrania całego
dostępnego materiału i zanotowania wszystkiego co może zostać włączone do
mowy, którą planujesz wygłosić. Zapisz wszystkie ilustracje, dane
statystyczne i fakty dotyczące tematu.
W tym momencie nie staraj się jeszcze niczego porządkować. Po prostu rób
notatki dopóki nie zbierzesz całego materiału, jaki może zostać użyty.
Dobrym zwyczajem jest przeczytanie jakiejś krótkiej pracy na ten temat. To
da ci pewien pogląd, czego należy szukać.
Prawda jest taka, że wykorzystasz jedynie małą część materiału, jaki
zebrałeś w pierwszej fazie robienia notatek. Gdy będziesz wygłaszał swoją
mowę, nawet to, czego nie wykorzystasz stanie się częścią twojej "siatki
bezpieczeństwa". Zawsze mądrze jest przygotować mowę mając do dyspozycji
nadmiar materiału - nie powinna ona nigdy zawierać wszystkiego, co wiesz na
dany temat.
* * *
"Wszystko, co zostało napisane, jest dobre w takim stopniu, w jaki jest
udramatyzowane. Treść nie potrzebuje wyrażenia w formie, lecz w dramacie -
w przeciwnym razie jest niczym." - Robert Frost
* * *
Przygotowując mowę (szczególnie gdy robisz to często) odkryjesz, że dużo
materiału, którego nie planowałeś użyć, przyjdzie ci na myśl, gdy będziesz
mówił. Wszystko samo się uporządkuje i wyjdzie jak należy. Taka jest
funkcja "bibliotekarza naszego umysłu", który ustawicznie sprawdza słowa,
fakty i historie. Lecz jeśli niczego nie ma na półkach, bibliotekarz nie
będzie ci mógł pomóc w przygotowaniu lepszej mowy.
Zastosuj zasadę lejka
Następnym krokiem w przygotowywaniu mowy jest zastosowanie "zasady
lejka". Na tym etapie zaczynasz przepuszczać zgromadzony materiał przez
"lejek" koncentrując się na wybranych zagadnieniach. Jest to proces
eliminacji. Na przykład, jeśli twoja mowa dotyczy tego "Jak uczyć dzieci",
możesz mieć pięć czy sześć stron notatek szczegółowo opisujących wszystko
począwszy od tego, ile dzieci uczęszcza do szkół publicznych w Stanach
Zjednoczonych, a kończyć na teorii wychowania niektórych czołowych
pedagogów. Być może sporządziłeś jakieś notatki na temat psychologii
dziecka czy różnic pomiędzy szkolnictwem prywatnym i państwowym. Mogłeś
znaleźć dużo materiału na temat nowych metod nauczania czy szkół
eksperymentalnych. Być może poczyniłeś jakieś uwagi na temat zaangażowania
rodziców w proces nauczania czy w nauczanie w domu. Możesz też zanotować
fakty dotyczące możliwości wyboru, jakie stwarza szkoła, czy przedłużenia
okresu nauki. Być może znalazłeś materiały na temat przesądów dotyczących
publicznego systemu edukacji.
Jest oczywiste, że nie możesz omówić wszystkich tych tematów (a nawet
wykorzystać większości z nich) w swojej mowie, ponieważ twoi słuchacze tego
nie wytrzymają. A zatem musisz rozpocząć proces eliminowania i
porządkowania, czyli (jak ja to nazywam) przepuszczania materiału przez
lejek. Koncentrujesz się na tym, co zostanie włączone do twojej mowy, a co
zostanie z niej usunięte.
Dobrą praktyką dla mnie przy zbieraniu materiałów z wielu dziedzin jest
zaznaczanie tych punktów, które mnie szczególnie interesują czy ekscytują.
Nazywam je "świetlistymi punktami" komunikacji. Gdy będziesz przeglądał
swoje notatki, niektóre rzeczy będą niemal wyskakiwały z kartek notatnika
wołając: "Użyj nas! Użyj nas". Nauczyłem się, że dobrze jest w takich
chwilach zaufać swojemu instynktowi, zawsze jednak pamiętając o
publiczności i o swoich własnych zainteresowaniach.
Teraz można już przejść do fazy porządkowania materiału. Ja biorę zwykle
kartkę papieru i wypisuję najważniejsze myśli, które chcę zakomunikować
moim słuchaczom. Następnie łączę je ze sobą, tytułuję poszczególne części i
podczęści i tworzę szkic mowy.
Pod koniec procesu przepuszczania przez lejek powinieneś potrafić w
jednym czy dwóch zdaniach powiedzieć, co starasz się osiągnąć w swojej
mowie. Jeśli tego nie potrafisz zrobić, musisz cofnąć się i jeszcze raz
skoncentrować się na temacie tak długo, aż będziesz potrafił szybko i
wyraźnie przedstawić cel i główny temat mowy.
Jeszcze raz posłużę się przykładem wykładu pt. "Jak uczyć dzieci".
Przypuśćmy, że po przepuszczeniu materiału przez lejek ograniczyłeś temat
do jednej dziedziny, tj. możliwości wyboru jakie daje szkoła. Być może
doszedłeś do wniosku, że danie możliwości wyboru przedmiotów szkolnych jest
dobrym pomysłem. Po doprowadzeniu tego procesu do końca powinieneś być w
stanie powiedzieć coś w rodzaju: "Mam zamiar ukazać słuchaczom, że wbrew
stanowisku wielu pedagogów stworzenie dzieciom możliwości wyboru
przedmiotów w szkole jest dobre dla nich samych, dla ich rodziców i dla
Ameryki". (Lub przeciwnie, możesz wskazać, że stwarzanie takich możliwości
wyboru jest złe dla dzieci, rodziców i narodu).
Nadaj właściwą formę
Teraz jesteś już gotowy do nadania formy swojej mowie. Składa się ona z
trzech głównych części: wprowadzenia, rozwinięcia i zakończenia.
Porozmawiajmy o każdej z nich.
Wprowadzenie
Wprowadzenie jest najważniejszą częścią mowy. Podczas pierwszej minuty
twojego wystąpienia słuchacze ocenią cię i zdecydują, czy są zainteresowani
tym, co masz im do powiedzenia. Pozwól, że udzielę ci trzech "zakazów" i
trzech "nakazów".
Nie przepraszaj. Nie uwierzyłbyś ile mów zostało popsutych dlatego, że
mówcy rozpoczynali słowami: "Nie jestem wielkim mówcą..." czy "Mam
nadzieję, że wybaczycie mi mój brak przygotowania w tej dziedzinie..." lub
"Wcale nie chciałem przemawiać i jestem tym bardzo podenerwowany".
* * *
"W przypadku zmysłu wzroku idea komunikuje emocje, natomiast w przypadku
słuchu emocja komunikuje ideę, co jest o wiele bardziej bezpośrednim i
dlatego bardziej potężnym środkiem oddziaływania." - Alfred North Whitehead
* * *
Nie poniżaj słuchaczy. Twoi słuchacze dali ci swój czas. Nie są ci nic
winni. To ty jesteś im coś winien. Kiedy we wprowadzeniu wyśmiewasz się z
nich czy stajesz się sarkastyczny albo zły, to równie dobrze możesz już
skończyć.
Pewien lider zespołu muzycznego w przypływie kiepskiego humoru przekazał
mi kiedyś mikrofon wraz ze słowami: "Steve, ci ludzie to ciężki kawałek
chleba, lecz jestem pewien, że dasz sobie jakoś radę". Gdy zabrałem głos,
potrzebowałem pięciu cennych minut, aby przeciągnąć słuchaczy z powrotem na
moją stronę.
Nie wywyższaj się. Mówcy, którzy na samym wstępie okazują arogancję zginą
zanim dotrą do głównej części mowy. Niektórzy mówcy sprawiają wrażenie
jakby zamierzali przemówić z góry Synaj. Niektórzy są przedstawiani w taki
sposób, jakby mieli wygłosić kazanie na górze. Myślą sobie: "Jeśli
rzeczywiście jestem taki dobry, to nie mogę się wprost doczekać, by
usłyszeć co mam do powiedzenia". Pamiętaj jednak, że jeśli komunikujesz
taką postawę, to od razu stracisz publiczność.
Abyś nie pomyślał sobie, że mówię wyłącznie o rzeczach negatywnych oto
kilka "nakazów".
Przyciągnij uwagę słuchaczy. Istnieje wiele sposobów osiągnięcia tego
celu we wprowadzeniu do mowy. Kontynuując nasz przykład wykładu pt. "Jak
uczyć dzieci" możesz celowo wygłosić jakieś zaskakujące stwierdzenie:
"Dzisiaj powiem wam o czymś, co złamie wasze serce" (rozwieje wasze iluzje,
sprawi, że będziecie mieli łzy w oczach itp.). Możesz też zwrócić uwagę
słuchaczy na jakiś uderzający fakt: "Czy wiecie, że 50 procent dzieci w
szkołach publicznych nie potrafi wymienić trzech ostatnich prezydentów
Stanów Zjednoczonych?". Możesz posłużyć się humorem: "Czy znacie dowcip o
trzech chłopcach, którzy siedzieli w zbitej gromadce z tyłu klasy?
Nauczyciel zapytał ich, co robią, a oni przyznali się, że opowiadają sobie
świńskie kawały. Nauczyciel odpowiedział: "Całe szczęście! Myślałem, że się
modlicie". Czasami można pozyskać uwagę audytorium dobrze przemyślanym
komplementem: "Czekałem na to, by być z wami tego wieczoru, ponieważ
wykazaliście, że jesteście inteligentnymi i odpowiedzialnymi obywatelami
naszej społeczności".
Podsycaj apetyty publiczności. Dobre wprowadzenie wzbudzi u słuchających
pragnienie usłyszenia tego, co zostanie powiedziane w rozwinięciu mowy.
Jeśli publiczność nie przejawia pełnego zainteresowania tym, co masz zamiar
powiedzieć, całkiem prawdopodobne, że nie będą zwracali na to uwagi. Jeśli
mówisz do więźniów znajdujących się w celach śmierci o tym jak "pokonać
system", będziesz miał zainteresowanych słuchaczy. Przedsiębiorcy będą cię
słuchali, gdy będziesz mówił o inwestowaniu. Jeśli chcesz zająć się
wychowywaniem dzieci, sfrustrowani rodzice będą łapczywie chwytać każde
słowo. Przedstaw im jednak, co masz zamiar powiedzieć w dalszej części
wykładu.
Wróćmy do naszego wykładu o tym "Jak uczyć dzieci". Możesz rozpocząć
słowami: "Przyszłość naszego narodu zależy od edukacji naszych dzieci.
Jeśli zawiedziemy w tej dziedzinie, to poniesiemy porażkę jako naród".
Innym sposobem rozpoczęcia może być powiedzenie: "W. C. Fields powiedział:
"Ktoś, kto nie lubi dzieci lub psów, nie może być całkiem zły." Jezus
mówił: "Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie." Fields od dawna nie żyje i
prawie nikt go nie pamięta. Jezus jest nadal ekspertem, którego ludzie
słuchają. Troska o dzieci jest miarą wielkości narodu i poszczególnych
jednostek". Możesz zadać pytanie: "Czy zastanawiałeś się, dlaczego pomimo
miliardów dolarów, jakie wydajemy na edukację, mamy jeden z najgorszych
systemów edukacji w uprzemysłowionym świecie?".
Podaj słuchaczom temat swojej mowy. Ktoś powiedział, że dobry mówca
najpierw informuje słuchaczy, o czym zamierza mówić, następnie to mówi, a
na koniec podsumowuje to, co zostało powiedziane. Jest to pewne
uproszczenie, ważne jest jednak, aby słuchacze wiedzieli, w jakim kierunku
będziesz zmierzał. Jeśli aż do końca zwlekasz z przedstawieniem swojego
celu, to w końcu będzie na to za późno.
Nie oznacza to, że od razu powinieneś zdradzić wszystko, co masz zamiar
powiedzieć. Gdyby tak miało być, twoja mowa byłaby niepotrzebna. Jednak
temat twojej mowy i cel, jaki sobie stawiasz, powinny zostać przedstawione
w jak najlepszy sposób, który przyciągnie uwagę słuchających. Na przykład:
"W ciągu tych kilku chwil jakie spędzimy razem, mam zamiar wykazać, że
dając dzieciom możliwość wyboru przedmiotów szkolnych można osiągnąć
zdumiewające postępy w nauce. Mam też zamiar wykazać, że w naszym kraju
jest spora rzesza ludzi, którzy z samolubnych powodów woleliby, abyście nie
byli świadomi tego, co powiem". (Oczywiście, jeśli znajdowałbyś się po
przeciwnej stronie barykady, mógłbyś powiedzieć: "W moim wykładzie planuję
pokazać, że pewni bardzo ograniczeni i pełni uprzedzeń ludzie chcą
zniszczyć największą instytucję w Ameryce - system publicznej edukacji").
Rozwinięcie
Teraz omówię drugą część mowy, tj. jej rozwinięcie. Rozwinięcie jest tą
częścią mowy, w której przedstawiasz swoje główne myśli, prezentujesz dane
i zajmujesz swoje stanowisko. Przygotowując rozwinięcie należy pamiętać o
dwóch ważnych zasadach.
Zasada 1. To, czy twoja mowa będzie sukcesem, zależy od tego, ile pytań
publiczności zdołasz przewidzieć i odpowiedzieć na nie. Następnym razem gdy
będziesz przysłuchiwał się mowie czy kazaniu (zakładam, że po wprowadzeniu
będziesz nadal słuchał), zwróć uwagę na to, jak reagujesz na słowa mówcy.
Jeśli z czymś się nie będziesz zgadzał, powiedz w myślach: "To nonsens!".
Jeśli zgadzasz się z tym, co mówi, możesz wyszeptać: "Taaaaaak!". Jeśli
mówca wyraża się niejasno, powiedz sobie: "Chciałbym, aby to trochę
bardziej wyjaśnił. Odnoszę wrażenie że jest to sprzeczne z tym co
powiedział poprzednio". Mowa jest dialogiem pomiędzy mówcą i słuchaczami.
Jedna strona tego dialogu pozostaje milcząca - lecz jest realna. Jeśli o
tym zapomnisz, twoja mowa będzie niewypałem.
Mówcy, którzy mają za sobą lata doświadczeń, nauczyli się odczytywać
myśli swoich słuchaczy - ich zagubienie, gniew czy aprobatę. Jeśli nie
jesteś tak doświadczonym mówcą, musisz przewidywać reakcje słuchaczy
zadając sobie pytania: Gdybym był słuchaczem, co chciałbym wiedzieć na ten
temat? Jakiego rodzaju pytania bym zadał? Co wywołałoby u mnie właściwą
reakcję?
Zasada 2. Istnieje bezpośredni związek pomiędzy zdolnością słuchaczy do
robienia notatek a skutecznością twojej mowy.
Proszę zwróć uwagę, że nie powiedziałem, iż słuchacze muszą robić
notatki, by twoja mowa była udana. Jeśli jednak ktoś chce notować, lecz nie
może z powodu niezauważalnych przejść z punktu do punktu, zlewania się
poszczególnych części i braku jasności wywodu, to twoja mowa będzie klęską.
Odkryłem, że mądrze jest ponumerować punkty i wracać do poprzednich zanim
przejdzie się do następnego.
Szczególną uwagę należy zwracać na przejścia. Muszą zostać one wyraźnie
podkreślone, aby słuchacze mogli robić notatki, jeśli takie jest ich
życzenie.
Zakończenie
Ostatnia część mowy nie jest miejscem przeznaczonym na zrobienie tego,
czego nie udało ci się zrobić do tej pory. Zakończenie nigdy nie powinno
być prostym powtórzeniem. Nie jest to też czas na odzyskanie tego co
straciłeś, czy na wprowadzenie nowej myśli.
Zakończenie jest to czas na zamknięcie mowy z hukiem. Nie ma nic gorszego
od mowy, która była dobra aż do momentu zakończenia, lecz pod koniec
niezauważalnie zamarła.
Istnieje komunikacja poznawcza, której celem jest przekazywanie
określonego przesłania dotyczącego faktów, myśli i wniosków. Istnieje też
komunikacja emotywna (emocjonalna), której głównym celem jest wywoływanie
określonych emocji. Zakończenie mowy powinno oczywiście zawierać element
poznawczy - lecz przede wszystkim powinno mieć charakter. Dobra opowieść
może być emotywna. Nawet krótkie stwierdzenie czy jakiś dowcip mogą
wywoływać emocje. Niezależnie od tego, jak to zrobisz, w twoim zakończeniu
powinien znajdować się silny ładunek emocjonalny. Mowa pozbawiona
wywołującego emocje zakończenia jest jak rakieta, która eksploduje na
wyrzutni.
Na przykład, zakończenie wykładu na temat nauczania dzieci może być
następujące:
"Tego wieczoru poświęciliśmy nasz czas, aby zastanowić się nad
przyszłością naszych dzieci. Gdy dyskutujemy o możliwościach wyboru w
naszym systemie edukacyjnym, musimy zejść ponad sprawy polityki, ekonomii i
tego, co interesuje wyłącznie pedagogów. Musimy pamiętać o dzieciach.
Sokrates powiedział kiedyś: "Gdybym mógł wspiąć się na najwyższy punkt
Aten, zawołałbym z całych sił: Współobywatele, podnieślibyście każdy
kamień, aby zgromadzić bogactwo, a tak mało troszczycie się o swoje dzieci,
którym pewnego dnia wszystko to zostawicie?".
Podam trzy zasady dotyczące zakończenia:
1. Zakończenie powinno być krótkie. Nie ma nic gorszego od mówców, którzy
powiedziawszy wszystko, co mieli do powiedzenia, nadal mówią.
2. Zakończenie powinno mieć charakter zamykający. Czy słuchałeś kiedyś
mówcy, który miał trzy lub cztery okazje zakończenia swojego wystąpienia,
lecz tego nie zrobił? Zakończenie powinno być formalną, wyraźnie
zdefiniowaną częścią twojej mowy.
3. Jeśli twoja mowa okazała się niewypałem zanim dotarłeś do zakończenia,
to ono prawdopodobnie i tak jej nie ocali. Może się jednak i tak zdarzyć.
Dlatego i tak je powiedz. Czasami bardzo zła mowa zostaje uratowana przez
bardzo dobre zakończenie. (Przyznacie chyba, że nie jest to najgorsze
zakończenie tego rozdziału).
Rozdział 9.&
Wygłaszanie mowy
"Uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak ich uczeni w
Piśmie." - Mt 7, 29
Pomówmy teraz o wygłaszaniu mowy. Być może powiesz tak jak wielu innych:
"Wolałbym raczej iść do dentysty, przeżyć kontrolę urzędu skarbowego czy
spotkać byłego męża mojej żony niż wygłosić mowę. W ustach mi zasycha, ręce
mi się pocą, cały zaczynam drżeć na samą myśl, że miałbym wygłosić mowę".
Jeśli wygłaszanie mowy jest twoją drugą najmniej ulubioną rzeczą pod
słońcem (tuż po skakaniu z dachów domów) i jeśli na samą myśl o tym, że
mógłbyś wygłosić mowę, tracisz głos, to wspaniale!
Nikt nigdy nie wygłosił wielkiej mowy nie odczuwając lęku. Ten sam lęk
właściwie ukierunkowany bezpośrednio przyczyni się do wygłoszenia
skutecznej mowy.
Mój przyjaciel John De Brine, gospodarz programu radiowego pt. "Songtime"
(Pora na piosenkę), wierzy w doktrynę zwaną "łaską umierania". Wierzy, że
gdy umiera człowiek wierzący, Bóg daje mu specjalną łaskę, aby śmierć była
o wiele łatwiejsza od myślenia o śmierci. John jest przekonany, że
chrześcijanin stający w obliczu śmierci otrzyma wielki pokój i że "odejście
do domu" będzie radosnym wydarzeniem.
Kiedyś odwiedziłem Johna w szpitalu, gdy oczekiwał na poważną operację.
Zapytałem, czy się boi. Powiedział: "Jestem przerażony myśląc o śmierci,
lecz bałbym się naprawdę, gdybym nie doświadczał lęku".
Podobnie jest z wygłaszaniem mowy. Jeśli nie odczuwasz lęku, dopiero
wtedy powinieneś się zacząć obawiać. Jeśli nie doświadczasz pewnej
niezbędnej ilości niepokoju, to prawdopodobnie wygłosisz marną mowę.
Nawet najbardziej doświadczeni mówcy odczuwają silny niepokój przed
wygłoszeniem mowy. Wygłosiłem tysiące kazań i mów, lecz nigdy nie spotkałem
takiego audytorium, przed którym nie chciałbym uciec.
* * *
"Najlepszym sposobem wywołania wrażenia jest sprawienie wrażenia, że
starasz się wywrzeć wrażenie." - George Hart
* * *
A zatem, zanim przejdziemy do omówienia metody wygłaszania mowy:
Usankcjonuj swój lęk
Jedynymi ludźmi, którzy mogą powiedzieć, że nie lękają się wygłoszenia
mowy, są kłamcy i głupcy. Przemawianie przed publicznością jest przeżyciem
wywołującym silny niepokój. Każdy kto nie odczuwa pewnego zaniepokojenia
przed powiedzeniem mowy po prostu nie rozumie sytuacji, w jakiej się
znalazł.
Gdy pracowałem w rozgłośni radiowej, przeprowadzałem kiedyś wywiady z
klientami dużego domu handlowego w Bostonie. Sklep ten korzystał z usług
naszej stacji, a część kontraktu reklamowego obejmowała przeprowadzanie
takich wywiadów. Ponieważ chciałem, aby młoda kobieta, z którą
przeprowadzałem wywiad, czuła się swobodnie, powiedziałem: "Nie zwracaj
uwagi na ten mikrofon. Ty i ja po prostu będziemy rozmawiali - mikrofon
jest w tej rozmowie czymś całkiem przypadkowym".
"Nie martw się", odparła. "To łatwe. Zapewniam cię, że mikrofon mi nie
przeszkadza. Z tego żyję".
"W porządku", powiedziałem włączając magnetofon. "Jest tutaj ze mną przy
mikrofonie jedna z pań kupujących w domu handlowym... . Porozmawiamy o
nowej jesiennej kolekcji mody damskiej. Powiedz mi, Sara, co będziemy nosić
tej jesieni?".
Cisza.
Sądziłem, że nie słyszała czy też nie zrozumiała pytania, więc
powtórzyłem je. Ponownie zapadła cisza. Wyłączyłem magnetofon. Zauważyłem
łzy w jej oczach. "Jestem bardziej zdenerwowana niż sądziłam",
odpowiedziała.
Tak, rzeczywiście była zdenerwowana. Byłoby dla niej o wiele lepiej,
gdyby stawiła czoło realności swojego lęku i porozmawiała ze mną o tym,
zamiast zaprzeczać jego istnieniu i pozwalać, aby - jak wąż pełzający w
trawie - wśliznął się niepostrzeżenie i ukąsił ją.
Pewien rolnik orał w polu, gdy na karku konia ciągnącego pług usiadła
końska mucha. Jego syn pochylił się do przodu i odpędził ją. Rolnik
zapytał: "Dlaczego to zrobiłeś? To była jedyna rzecz, która utrzymywała go
w ruchu".
Lęk jest cudowną siłą motywującą. Lęk wyostrza nasze myślenie i powoduje,
że wspinamy się na szczyt naszych możliwości. Jeśli nie odczuwasz niepokoju
w związku z wygłoszeniem mowy, prawdopodobnie okaże się ona niewypałem.
Właśnie to powinno cię przerazić.
Wyjaśnij twój lęk
W drugim rozdziale tej książki dowiedzieliśmy się, że demony umierają w
świetle. Gdy zajmujesz się lękiem, ważne jest, abyś myślał o swoich obawach
i potrafił wskazać powody, dla których się boisz.
Gdy byłem pastorem, odwiedziłem kiedyś w szpitalu kobietę, która
następnego dnia miała mieć poważną operację. Zapytałem ją, czy się boi.
Zwykle gdy pytam chrześcijan, czy się boją, dają mi odpowiedź, której mogę
się spodziewać: "Nie pastorze. Bóg jest wierny. Dzięki Jego pomocy radzę
sobie z moim lękiem".
Ta kobieta była inna. Gdy zapytałem, czy się boi, odparła: "Oszalałeś?
Oczywiście, że się boję! To jest szpital. Tutaj ludzie umierają!"
Bardzo podoba mi się jej odpowiedź. Czy wiesz dlaczego? Ponieważ ona nie
tylko bała się, lecz także zdawała sobie z tego sprawę.
Zupełnie podobnie naucz się rozpoznawać swoje lęki związane z
przemawianiem. Gdy je wymienisz, będziesz się mógł nimi zająć. Czy lękasz
się, że ludzie pomyślą, iż zrobiłeś z siebie głupca? Czy lękasz się, że
ludzie nie zrozumieją wagi tematu, który zamierzasz poruszyć? Czy obawiasz
się, że ludzie odkryją prawdę o tobie? Czy lękasz się, że stracisz
przyjaciół? Czy obawiasz się, że będziesz osamotniony w swoich poglądach?
Czy lękasz się, że stracisz pracę? Czy obawiasz się, że twoja mowa okaże
się niewypałem i nie dostaniesz oczekiwanej podwyżki? Czy lękasz się,
ponieważ masz zły obraz własnej osoby? Czy boisz się, ponieważ jesteś
pochlebcą i nie chcesz nikogo rozczarować?
Niezależnie od tego, jaka jest przyczyna twojego lęku, naucz się go
określić.
Lecz nie poprzestawaj na tym. Zadaj sobie pytanie, co najgorszego mogłoby
cię spotkać, gdyby ziściło się to, czego się lękasz.
Czy gdybyś stracił pracę, mógłbyś znaleźć inną? (Oczywiście, że tak). Czy
gdybyś teraz nie dostał podwyżki, byłyby jakieś inne okazje? (Oczywiście,
że byłyby, po prostu musiałbyś trochę więcej popracować). Czy ludzie
odrzucą cię z powodu jednej mowy? (Być może. Lecz jeśli to uczynią, to
pewnie i tak nie chciałbyś mieć takich przyjaciół).
Myśl jest następująca: musisz "odmitologizować" swoje lęki. Lęk jest
okropną rzeczą, gdy pozwalasz mu istnieć bez sprawdzenia jego zasadności,
bez określenia go i bez rzucenia mu wyzwania.
Wyobraź sobie swój sukces
Wspomniałem o tym w rozdziale 2., lecz pozwólcie mi, że jeszcze raz o tym
powiem w związku z wygłaszaniem mowy. Czy pamiętacie słowa o lęku z dramatu
Szekspira pt. "Juliusz Cezar"? Cezar powiada: "Tchórze po tysiąckroć przed
śmiercią swą umierają, odważny zakosztuje śmierci tylko jeden raz" (akt 2,
scena 2, wiersz 32).
Tchórze umierają tysiąc razy, ponieważ stale wyobrażają sobie własną
śmierć. Podobnie jest z mówcami. Jeśli upierasz się przy tym, aby wyobrażać
sobie, iż twoja mowa okaże się niewypałem to nawet jeśli tak się
rzeczywiście stanie, będziesz musiał kilka razy przechodzić przez to
doświadczenie. Zamiast tego wyobraź sobie, że twoja mowa okaże się
niezwykłym sukcesem.
Dużą część życia spędziłem na pokładach samolotów i nienawidzę ich
szczerze. Mam jednak przyjaciela, który uwielbia latać. Zapytałem go
kiedyś, czy czasami nie myśli o katastrofie lotniczej. "O, tak", odparł.
"Wyobrażam sobie, że pomagam ludziom, którzy odnieśli rany, i współpracuję
z ekipą ratunkową w ewakuacji pasażerów".
Uderzyło mnie to, że jego wyobrażenie katastrofy lotniczej radykalnie
różni się od mojego. On wyobraża sobie, że nie odniósł żadnych obrażeń i
pomaga innym pasażerom, natomiast ja widzę siebie pośród tych, którzy
zostali ranni. Takie jest źródło różnicy między jego odwagą a moim lękiem.
Podobnie jest z wygłaszaniem mowy. Zamiast koncentrować się na tym, co
może się nie udać, skup się na tym, co może pójść dobrze. Wyobraź sobie, że
przemawiasz jasno, że poruszasz publiczność mocą swych słów i odbierasz
wyrazy uwielbienia (oczywiście z wielką pokorą). To zdumiewające co taka
zmiana obrazów myślowych może uczynić z lękiem.
Przyjmij swój lęk
Lęk wzrasta wprost proporcjonalnie do tego, jak bardzo chcemy przed nim
uciec. Gdy ludzie dowiadują się o moim lęku przed lataniem, mówią: "Steve,
jesteś przecież chrześcijaninem. Nie powinieneś bać się latania".
"Gdybym nie był chrześcijaninem, to nawet nie zbliżyłbym się do
samolotu", odpowiadam. "Jeśli runiemy w dół i tak polecę do góry. To dodaje
mi odwagi, aby wejść na pokład i siedzieć tam dopóki nie zamkną drzwi i nie
znajdziemy się w powietrzu. Wtedy jest już za późno na ucieczkę".
Lecz prawda jest taka, że gdybym kiedyś uciekł z samolotu, to nigdy
ponownie nie wsiadłbym na pokład. Tylko poprzez stawianie czoła mojemu
lękowi, robienie tego, czego się lękam, i przeżycie jestem w stanie sobie z
tym poradzić.
Podobnie jest z wygłaszaniem mowy. Jeśli w wieczór poprzedzający
wygłoszenie mowy dzwonisz do organizatorów i wymawiasz się chorobą lub
śmiercią w rodzinie, to już nigdy nie wygłosisz mowy. Najgorsza w tym
wszystkim jest świadomość że nie zrobiłeś tego, co powinieneś. Czy
pamiętasz angielskie przysłowie, jakie cytowałem w rozdziale drugim? "Lęk
zapukał do drzwi, otworzyła mu wiara i okazało się, że za drzwiami nie ma
nikogo".
Jeśli masz obawy, pamiętaj, że jest to normalne. To jest w porządku.
Jeśli sądzisz, że cały twój świat się zawali, ponieważ wygłosisz okropną
mowę, to uczucie to jest zrozumiałe. Jeśli drżą ci kolana i zaschło ci w
ustach, to także jest naturalne. Nie jest jednak czymś naturalnym, aby z
tego powodu nie wygłosić mowy. Zrób to! Wygłoś ją! Gdy już zaczniesz,
będziesz zaskoczony, jakie to łatwe.
Rozluźnij się
Gdy mówię, że powinieneś "rozluźnić się", to mam na myśli że powinieneś
mówić do siebie i być swoim najbardziej entuzjastycznym kibicem. Najlepsi
mówcy zawsze dodają sobie odwagi słowami zachęty.
Czy słyszałeś dowcip o mężczyźnie, który poszedł do supermarketu ze swoim
dwuletnim synem? Mały chłopiec ściągał z półek wszystko co wpadało mu w
ręce. Ojciec odkładał towar na półki i mówił: "Uspokój się, Ronnie".
Chłopiec uciekał i wpadał na innych kupujących, a ojciec nadal powtarzał:
"Uspokój się, Ronnie". Kiedy podchodzili do kasy chłopiec przewrócił stojak
z cukierkami, ojciec ponownie wyszeptał: "Uspokój się Ronnie".
W końcu jedna z klientek nie wytrzymała i zebrawszy się na odwagę
powiedziała ojcu: "Proszę pana, pański chłopiec jest prawdziwym potworem.
Potrzebuje porządnego klapsa w tyłek, a pana stać wyłącznie na to, by
powiedzieć "Uspokój się Ronnie"
"Madam, pani nie zrozumiała", odparł ojciec. "Mój syn ma na imię Mike.
Ronnie to ja!".
Podejrzewam, że ojciec powinien był zrobić coś więcej niż tylko mówić do
siebie, w każdym razie zrobił przynajmniej tyle. Ty także powinieneś to
robić.
Lillian Glass w swojej książce pt. "Say it Right" ("Powiedz to jak
należy") pisze:
"Komunikacja obejmuje trzy rzeczy: jest odzwierciedleniem tego jak
czujemy się wobec samych siebie, tego, jak to, co mówimy wpływa na innych,
i środkiem, za pośrednictwem którego oni na nas wpływają. Znajomość tych
trzech aspektów komunikacji może zwiększyć twoje zdolności dobrego
komunikowania. Mimo że przez wiele lat byłeś negatywnie ukształtowany,
możesz się zmienić Możesz na nowo wyszkolić swój wewnętrzny głos, by
przemawiał w sposób pozytywny - byś mówił sobie zachęcające rzeczy zamiast
pogrążać samego siebie, gdy popełnisz błąd. Produktem ubocznym takiego
postępowania będzie zwiększenie twojej komunikatywności, bowiem staniesz
się bardziej pewny siebie. (Nowy Jork, The Putnam Publishing Group, 1992,
ss. 67 - 68).
Autorka wypowiedziała bardzo ważną myśl. Naucz się podnosić siebie na
duchu. Naucz się mówić: "Jestem równie dobry jak każdy z moich słuchaczy".
Pozwól sobie na bycie człowiekiem. Naucz się być swoim najlepszym kibicem,
a będziesz zaskoczony widząc jak słabnie twój lęk przed mówieniem.
To doskonały sposób, aby zmniejszyć lęk. Posługuj się tą metodą i
zasadami podanymi w drugim rozdziale tej książki, a o wiele lepiej
poradzisz sobie z lękiem przed wygłoszeniem mowy. Teraz przejdźmy do samego
wygłaszania mowy. Jeden z problemów, jakie nastręczają książki na temat
przemawiania polega na tym, że dają tyle materiału do zapamiętania, że po
ich przeczytaniu większość ludzi nic nie pamięta. Można ucierpieć z powodu
zalewu informacji" i popsuć mowę nie dlatego, że twoja wiedza była
niewystarczająca, lecz dlatego, że zbyt wiele wiesz.
Dziesięć przykazań dotyczących
wygłaszania mowy
Na temat sztuki wygłaszania mów napisano wiele tomów, lecz wcale nie
musisz ich czytać. Podam tutaj dziesięć zasad, które pomogą ci odnosić
sukcesy i stać się błyskotliwym mówcą. (Ponieważ w rozdziale 7. podałem
pięć zasad, to razem będzie ich piętnaście. Być może posunąłem się w tym
trochę za daleko).
* * *
Pewien biskup zapytał wielkiego aktora Davida Garricka, jak mu się udaje
tak doskonale przedstawiać fikcję, że porusza swoich widzów. Garrick
odpowiedział: "Przedstawiam fikcję tak, jakby była prawdą, ty zaś głosisz
prawdę tak, jakby była fikcją". - Walter L. Lingle
* * *
Nazywam te reguły "Dziesięcioma przykazaniami" stania przed publicznością
i wygłaszania mowy. Słuchajcie bacznie! To co teraz nastąpi jest ważne.
Przykazanie pierwsze:
Nie będziesz nieprzygotowany
Nie zamierzam powtarzać tutaj tego, co powiedziałem w rozdziale 8. o
przygotowaniu mowy. Chodzi mi o dobre zapoznanie się z treścią twojej mowy.
Pewni ludzie radzą, aby nauczyć się mowy na pamięć. Rada ta jest dobra,
jeśli tylko zachowujesz "zimną krew w ogniu walki". Z uczeniem się mowy na
pamięć i zdobyciem reputacji mówcy, który przemawia bez notatek, łączy się
niebezpieczeństwo polegające na tym, że - gdy się zdenerwujesz - możesz
zapomnieć to, co zapamiętałeś. I ta druga omyłka (całkowity zanik pamięci)
jest większa niż pierwsza (nauczenie się mowy na pamięć).
Kiedy byłem pastorem, wiele par uczyło się na pamięć małżeńskiego
ślubowania, które mieli powiedzieć podczas ceremonii ślubnej. Większość z
nich pogubiła się wygłaszając swój tekst, ponieważ nie zdawali sobie
sprawy, jak będą zdenerwowani podczas właściwej ceremonii ślubu. Na
szczęście zawsze wymagałem od nich, aby dali mi tekst ślubowania na kartce,
i mogłem im podpowiedzieć, gdy zapomnieli słów.
Lecz ty nie będziesz miał żadnego suflera, gdy będziesz wygłaszał mowę,
dlatego dobrze jest zabrać ze sobą notatki (najlepiej pełny tekst
przemówienia). Jeśli znajdziesz się w kłopotach (odkryjesz, że rozmazała ci
się szminka czy rozpiął zamek błyskawiczny), to zawsze możesz sięgnąć do
swoich notatek.
Jednak powinieneś być tak dobrze zapoznany z twoim materiałem, by nie
polegać na swoich notatkach. Przejdź w myślach swoją mowę upewniając się,
że jesteś dobrze zaznajomiony z głównymi punktami, ilustracjami,
wprowadzeniem i zakończeniem. Będziesz wtedy czuł się na tyle swobodnie,
aby skoncentrować się na temacie, a szczególnie na słuchaczach.
Powiem teraz słowo o czytaniu rękopisu. Odczytywanie mowy jest w porządku
tak długo, jak długo nie jest oczywiste, że to robisz. Jedynym sposobem
zdobycia umiejętności takiego czytania jest dopilnowanie, by spełnione
zostało pierwsze przykazanie. Podczas wygłaszania mowy bardzo ważne jest
utrzymywanie kontaktu wzrokowego z publicznością. Gdy się czyta, istnieje
niebezpieczeństwo utraty kontaktu wzrokowego ze słuchaczami. Czytaj jeśli
musisz, lecz nigdy nie przemawiaj tak, jakbyś czytał.
Przykazanie drugie:
Nie będziesz miał
tylko jednego sposobu
wygłaszania mowy
Podobnie jak to, że są "różne ciosy na różnych facetów", istnieją różne
sposoby wygłaszania mowy. Miałem przyjaciela pastora, który był tak wielkim
przeciwnikiem wojny w Wietnamie, że prawie wszystkie jego kazania z tego
okresu koncentrowały się wokół tematu, dlaczego nie powinniśmy angażować
się w tę wojnę. Pewnego razu powiedziałem do niego: "Sam, kiedy ta wojna
się skończy, nie będziesz miał o czym mówić". Nie spodobała mu się moja
uwaga, chyba dlatego, że zaraz potem dodałem: "Będę szczęśliwy, gdy to
wszystko się skończy z wielu powodów - jednym z nich jest to, że w swoich
kazaniach będziesz musiał wreszcie zająć się religią".
Tak jak mój przyjaciel miał tylko jeden temat, niektórzy mówcy mają tylko
jedną technikę mówienia. Na przykład, nie możesz przemawiać do dziesięciu
osób tak samo jak do audytorium złożonego z tysiąca ludzi. Kiedy słuchaczy
jest dziesięciu, należy być nieformalnym, rozluźnionym i wprowadzać od
czasu do czasu elementy konwersacji. Przemawiając do tysiąca osób należy
postępować w sposób zaplanowany, stosować szerszą gestykulację i być
bardziej formalnym.
Gdy zdobędziesz już doświadczenie w przemawianiu do ludzi odkryjesz, że
czujesz się w tej sytuacji o wiele bardziej swobodnie (choć nadal będziesz
doświadczał lęku) niż na początku. W takim momencie mądrze jest nauczyć się
sztuki improwizowania (lub tego jak poradzić sobie bez notatek) oraz
wyostrzać swoje umiejętności obserwowania widowni i reagowania na wizualne
sygnały. Zadanie to nie jest oczywiście przeznaczone dla początkujących,
lecz w miarę zdobywania doświadczenia będziesz potrafił coraz lepiej
dostosować swój styl do słuchaczy.
Podam przykład: do nastolatków nie przemawia się w taki sam sposób jak do
profesorów collegeu. Do członkiń charytatywnego klubu dla pań należy
zwracać się inaczej niż do członków klubu anonimowych alkoholików. Dana
metoda mówienia jest wskazana, gdy zwracasz się do kolegów swojego syna z
grupy przedszkolnej, a całkiem inna, gdy mówisz do absolwentów West Point.
Pamiętaj, aby dostosować do publiczności sposób przekazu.
Trzecie przykazanie:
Nie będziesz koncentrował
się na sobie
Pewna doza samoświadomości jest niezbędna dla każdego dobrego mówcy.
Jeśli jednak jesteś skoncentrowany wyłącznie na sobie, to wygłaszanie mowy
całkowicie minie się z celem, którym jest zakomunikowanie czegoś ważnego
twoim słuchaczom.
Nigdy nie dawałem poradników seksualnych narzeczonym, którzy przychodzili
do mnie po poradę przedmałżeńską. Czy wiesz dlaczego? (Nie, nie o to mi
chodzi). Nie czynię tego, ponieważ odkryłem - podobnie jak mój przyjaciel
Harold Myra mówi w swojej cudownej małej książeczce pt. "Is There A Place I
Can Scream?" ("Czy istnieje takie miejsce, w którym mogę krzyczeć?" Londyn,
Hodder and Stoughton, 1975, ss. 39-40) - że ta wiedza jest całkiem
naturalna.
Dziękuję ci Boże,# dziękuję ci za moją seksualność,# za wspaniały pomysł
męskości i kobiecości.# Dlaczego jednak uczyniłeś seks tak potężnym?# Czy
źle coś zaprojektowałeś, Panie?# Czy też to my jesteśmy rozpustnikami?#
Seks miał być potężny, to pewne,# aby zapewnić trwałość gatunku.# Gdybyś
jednak uczynił go trochę mniej potężnym, # jestem pewien, że i tak
wykonałbym swoje zadanie.
Seks, podobnie jak mówienie, jest naturalną czynnością. (Oczywiście,
chociaż seksualna intymność jest zawsze naturalna, jest moralna tylko w
kontekście małżeństwa). Podobnie jak to, że jesteśmy istotami seksualnymi,
jesteśmy istotami, które komunikują się ze sobą. Nie musisz się bardzo
wysilać, aby mówić - po prostu musisz to robić. Nie musisz koncentrować się
na mówieniu - po prostu otwórz usta i powiedz to, co myślisz. Większość z
nas całkiem dobrze sobie radzi z porozumiewaniem się w ramach naszych
codziennych relacji i nie ma powodu, aby zakładać (chyba, że bardzo się o
to postarasz), że okropnie ci pójdzie, gdy staniesz przed publicznością.
Podam inny przykład: wygłaszanie mowy jest jak kierowanie samochodem,
jechanie na rowerze czy pływanie. Im częściej to robisz, tym mniej o tym
myślisz. Po jakimś czasie staje się to naszą drugą naturą. Ponieważ
porozumiewanie się z innymi istotami ludzkimi jest naturalną funkcją, to
duża część sztuki przemawiania przed publicznością dotyczy wyeliminowania
lęku przed tym. Biblia i dobry podręcznik na temat przemawiania dadzą ci
taką samą radę: nie myśl tyle o sobie - pomyśl o innych.
Czwarte przykazanie:
Nie będziesz wygłaszał
długich mów
To przykazanie wymaga bardzo mało wyjaśnienia, więc zrobię to krótko
(podobnie powinieneś postępować wygłaszając swoje mowy). Im dłuższa mowa,
tym większe prawdopodobieństwo porażki.
Piąte przykazanie:
Nie będziesz przejmował się
krytyką każdego
Jeśli zapytasz ludzi, co sądzą o twojej mowie (zanim ją powiesz lub tuż
po jej wygłoszeniu), powiedzą ci. Problem polega na tym, że większość ludzi
(nawet dobrzy mówcy) nie są dobrymi krytykami. Mają tendencję do
uogólniania własnych prywatnych odczuć. Czasami może to być pomocne, lecz
częściej bywa niebezpieczne, ponieważ wrażenia jednej osoby mogą nie
odzwierciedlać tego, co będzie (lub było) odczuciem całej publiczności.
Mam głęboki głos (to jest jeden z tych aktywów, którymi nie mogę się
chlubić, uwzględniwszy fakt, że się z tym urodziłem) i gdy mówię do ludzi,
którzy mnie nie znają, zwykle ich onieśmielam lub wydaję się pompatyczny.
Nawet gdy staram się okazywać pokorę, mój głos brzmi, jakbym przemawiał z
wielkim autorytetem.
Pewnego razu pewien mężczyzna przyszedł do mojego biura po poradę.
Wychodząc wspomniał, że zamierza pójść do lekarza z powodu jakiejś
fizycznej dolegliwości. Powiedziałem mu, aby się nie martwił. "Wielu ludzi
na to cierpi i zwykle okazuje się, że nie jest to tak poważne, jak się
wydaje. Możesz się o tym łatwo przekonać. Jeśli leczenie będzie wymagało
hospitalizacji, spędzisz w szpitalu najwyżej dzień albo dwa".
Człowiek ten opuścił moje biuro w dobrym nastroju. Niestety, rada, jakiej
mu udzieliłem była zła. Moja sekretarka zauważyła: "Steve, musisz być
ostrożny z udzielaniem porad medycznych. Ludzie ci wierzą, a ty nie masz
pojęcia, o czym mówisz!".
Niektórzy krytykują mowy tak samo jak ja udzielam porad medycznych: nie
mając o tym zielonego pojęcia.
Pozwól, że zasugeruję ci, abyś znalazł kogoś zaufanego znającego się
trochę na retoryce. Poproś tę osobę, aby szczerze podzieliła się z tobą
swoimi uwagami. Jej krytyka będzie warta tyle co tysiąc komentarzy innych
ludzi.
Jeszcze jedna uwaga: członkowie rodziny zwykle nie są najlepszymi
krytykami twoich mów. Zależnie od waszych stosunków będą cię zbytnio
kochali lub byli na ciebie źli. Miłość i gniew mogą przeszkodzić w
bezstronnej krytyce.
Szóste przykazanie:
Nie będziesz mamrotał
Wyraźne mówienie jest niezbędnym warunkiem tego, aby audytorium dobrze
słyszało. (jest to rzeczywiście nad wyraz głęboka prawda!). Pragnę przez to
wskazać, że powinieneś popracować nad sposobem, w jaki mówisz. Nauczając
studentów seminarium sztuki przemawiania odkryłem, że większość z nich nie
jest nawet świadoma, jak brzmi ich głos. Sądzą, że idzie im dobrze,
ponieważ do tej pory nikt nie miał odwagi im powiedzieć: "Gadasz tak
szybko, że nikt nie może cię zrozumieć". "Gdy jesteś zdenerwowany, to
łączysz słowa". "Nie zdajesz sobie z tego sprawy, lecz nikt ze słuchaczy
siedzących w trzecim i dalszych rzędach cię nie słyszy". "Źle wymawiasz
większość słów, które mają ponad dwie sylaby". "Mówisz przez nos".
Ćwiczenie przemawiania jest ważne dla ciebie ponieważ jest ważne dla
twojej publiczności. Poproś zaufanego przyjaciela o wskazanie twoich
nawyków mówienia. Posłuchaj nagrania swojej mowy i ucz się, jak być swoim
własnym najlepszym krytykiem. Oceniając swoje mowy szczerze przyznaj, w
jakich dziedzinach potrzebna jest poprawa.
Pewnego razu mój brat Ron został poproszony o odmówienie modlitwy przed
posiłkiem. Gdy skończył, mama powiedziała: "Ron, nie słyszałam, co
mówiłeś".
Przecież nie mówiłem do ciebie, mamo", odparł mój brat.
Podejrzewam, że Bóg rozumie mamrotanie, lecz On wie, co powiesz, zanim
otworzysz usta. Publiczność niestety nie posiada takiej cudownej
umiejętności.
Siódme przykazanie:
Będziesz sobą
Większość dobrych mówców czasami naśladuje styl przemawiania swoich
ulubionych i najbardziej szanowanych bohaterów. Uważam, że jest to dobry
zwyczaj, gdy zaczynasz przemawiać publicznie. Naśladownictwo to musi być
jednak wzbogacone o osobiste elementy i być dostosowane do własnego stylu
mówcy i jego darów, nie może też być oczywiste, że jest to imitacja. W
takim przypadku ludzie zignorują to, co masz do powiedzenia i pójdą słuchać
"oryginalnego" mówcy.
Czasami ludzie mówią mi: "Steve, czy wiesz, że przemawiasz trochę tak jak
John De Brine?". Przyczyna jest oczywista. Gdy zaczynałem przemawiać, John
De Brine był moim mistrzem. Ja byłem dyskdżokejem w Bostonie, a John
baptystycznym kaznodzieją. Z jakiegoś powodu on się mną zainteresował.
Wiele czasu spędziłem z Johnem na plaży czy w samochodzie wioząc go na
jedno z jego spotkań. Przez wiele lat słuchałem jego kazań i mówiłem sobie:
"Gdybym tylko potrafił tak przemawiać, zmieniłbym świat".
Chociaż to nie przypadek, że przemawiam trochę jak John De Brine, tylko
ci, którzy znają dobrze Johna i mnie, mogą to zauważyć. W ciągu lat
rozwinąłem własny styl i metodę, lecz zawsze pozostanę wdzięczny Johnowi za
to, że stworzył mi "rusztowanie" w tamtych wczesnych latach.
Rusztowanie (z samej swej natury) powinno zostać usunięte gdy budowa
zostanie zakończona. Podobnie powinno się stać z kopiowaniem stylu mówienia
innego mówcy. Na początku można trochę tak postępować, lecz mówca powinien
szybko rozwinąć własny styl i własne metody.
Phillips Brooks, słynny rektor Trinity Church w Bostonie, mawiał:
"Kazanie staje się prawdziwe dzięki osobowości mówcy". To dobra definicja
kazania i po dokonaniu małej modyfikacji mogłaby stać się dobrą definicją
przemawiania. Przemawianie powinno być prawdziwe z powodu osobowości mówcy.
(Przypuszczam, że kłamca mógłby wyszkolić się na skutecznego mówcę. Jednak
to nie powinno to być naszym).
Jesteś niepowtarzalny. Bóg stworzył cię jako unikalną osobę. Grzechem
jest starać się podrobić ten oryginał. Nie wymagam aby moi studenci
naśladowali wzór doskonałego kaznodziei dlatego, że każdy z nich jest inny.
To co działa w moim przypadku, może nie działać w życiu innego człowieka.
Moim celem jest pomóc tym młodym ludziom osiągnąć ideał w granicach ich
własnego stylu i darów, jakie posiadają. Ty również powinieneś uczynić to
swoim celem.
Ósme przykazanie:
Będziesz mówił delikatnie
Żyjemy w nowych czasach, w których stare sposoby okazują się
nieskuteczne. Problem wielu kaznodziei polega na tym, że głoszą tak, jak to
czynił Jonathan Edwards. Treść przesłania powinna być taka sama, lecz
Jonathan Edwards żył w czasach gdy nie było telewizji. Miał do czynienia z
publicznością, której główną rozrywką było słuchanie kazań, a najbardziej
ekscytującą rzeczą, jaka mogła się zdarzyć w ciągu tygodnia był nowy rodzaj
żywności w miejskim sklepiku. Wszystkie mowy, od mów politycznych począwszy
na oracjach z okazji dnia Święta Niepodległości skończywszy, były wzorowane
na kazaniach.
Ponieważ nie jestem zbyt dobry w "rozrywkowej" warstwie kazań, pragnąłbym
powrócić do czasów, kiedy "trawka" była czymś co się kosi, a nie pali;
kiedy bycie "gayem" (chłopakiem) oznaczało pozytywną cechę osobowości, nie
zaś określone preferencje seksualne; kiedy coli można się było napić z
dystrybutora zamiast kupować ją w puszkach w sklepie spożywczym; zaś "AIDS"
(pomoc) było czymś, co wykonywało się dla innych - a nie jak dziś, skrótem
choroby. Naprawdę nie lubię tych wszystkich zmian, lecz moje uczucia nie
mają tutaj żadnego znaczenia. Moje uczucia są nieistotne. To, co jest, po
prostu jest. Jeśli mam być skutecznym mówcą, muszę być świadomy tych zmian.
Nasze czasy są nie znoszą autorytetów. Im bardziej upierasz się przy
swojej ważności, tym mniej ważny się stajesz. W czasach "chłodnej"
komunikacji, im głośniej wrzeszczysz, tym mniej ludzi będzie cię słuchać.
Mądrzy mówcy nie przemawiają dzisiaj w pompatycznym stylu, lecz dyskutują i
przekonują.
Mówię to wszystko, aby podkreślić, że krzyk nie jest już dziś aktualny.
To nie oznacza, że nie będzie ku temu okazji podczas wygłaszania mowy, aby
np. zwrócić uwagę słuchaczy. Lecz podniesiony głos powinien być
kontrolowany i używany w ograniczonym stopniu. Nie oznacza to, że emocje
nie powinny być częścią dobrej mowy, lecz że niekontrolowane emocje
spowodują negatywną reakcję emocjonalną na twoją mowę.
Mam nadzieję, że w czasach wielkich społecznych zmian krzyk powróci raz
jeszcze do łask, a walenie w pulpit będzie znowu skuteczną techniką
komunikowania. Wtedy będę mógł przemawiać z wielką pasją, bowiem jestem w
tym dobry. Teraz jednak mądrzy mówcy powinni zmniejszyć nieco "głośność".
Powinni przemawiać raczej w stylu: "Czy możemy porozmawiać?" niż "Takie
jest prawo i masz być mu posłuszny".
Dziewiąte przykazanie:
Będziesz zwracał uwagę
na język ciała
Ta książka nie jest poświęcona językowi ciała. Lecz w komunikowaniu się
język ciała jest niemal tak ważny jak słowa, które wypowiadasz.
Kilka lat temu doszedłem do wniosku, że moja technika udzielania porad
pozostawia nieco do życzenia. Gdy ludzie przychodzili do mnie, już na samym
początku byli onieśmieleni faktem, że jestem duchownym. Jeśli połączymy to
z moim grzmiącym głosem i surowym stylem, wizyta w moim biurze przypominała
odwiedziny u surowego ojczyma, a nie spotkanie z kimś, kto chciał pomóc.
Jeden z przyjaciół powiedział mi: "Steve, nie możesz zmienić brzmienia
swojego głosu, nie możesz przestać być pastorem, lecz możesz zmienić swój
język ciała. Zamiast pochylać się do przodu słuchając tego, co mówi druga
osoba, pochyl się na krześle do tyłu. Nie krzyżuj rąk tak jakbyś był Buddą
i zamierzał wygłosić kazanie. Niech twoja postawa będzie otwarta, nie
wzbudzająca zagrożenia. Wyjdź zza biurka i usiądź na wolnym krześle".
Posłuchałem go i okazało się, że zmiana była zdumiewająca.Ludzie zaczęli
ze mną rozmawiać zamiast się przede mną spowiadać. Opuszczali moje biuro w
poczuciu, że otrzymali pomoc, a nie potępienie, zaś zmiana mojego języka
ciała nawet mnie samego zrelaksowała. (Czy pamiętasz naszą zasadę? Jeśli
będziesz "grał" w określony sposób, po jakimś czasie rola ta stanie się
rzeczywistością).
Podobnie jest z publicznymi przemówieniami. Powinieneś przemawiać w
pozycji wyprostowanej - nie bądź jednak sztywny. Nie stój cały czas za
pulpitem - pulpit jest symboliczną barierą w dobrej komunikacji. Naucz się
przyjaznych gestów (np. otwarte dłonie, pochylenie się w kierunku widowni).
Dopilnuj, aby utrzymywać dobry kontakt wzrokowy ze słuchaczami. Jeśli nie
będziesz na nich patrzył, pomyślą, że kłamiesz. Naucz się uśmiechać co
jakiś czas - kiedy to będziesz czynił, zauważysz, że słuchacze odpowiedzą
uśmiechem.
Czasami oczywiście są takie sytuacje, gdy kazanie czy mowa muszą mieć
autorytatywny charakter. Kiedy zajdzie taka potrzeba, zrób wszystko
odwrotnie do tego co powiedziałem w ostatnim punkcie.
Dziesiąte przykazanie:
Będziesz wprowadzał
urozmaicenia
Różnorodność jest przyprawą życia i tkanką każdej dobrej mowy. Mówcy mogą
nabrać pewnych przyzwyczajeń wygłaszania mowy, które powinny być
przełamane. Mój przyjaciel Ben Haden, jeden z najlepszych mówców w Ameryce,
mistrzowsko opanował technikę "płodnej pauzy". Ben potrafi zrobić tak
zręczną pauzę, że wszyscy pochylają się do przodu, by usłyszeć, co za
chwilę powie. (Ktoś mi powiedział, że mógłbym powiedzieć całe kazanie
podczas jednej z takich pauz). Z kolei Zig Ziglar jest szybkim, dynamicznym
mówcą. Bill powinien czasami zwiększyć tempo, a Zig zwolnić, aby zwrócić
uwagę słuchaczy.
Moja myśl jest następująca: wszystko (nawet jeśli jest dobre) może się
kiedyś znudzić. Jeśli jesteś cichym, wyważonym mówcą, naucz się trochę
podnosić głos od czasu do czasu. Czasami (nie zawsze) powinieneś krzyknąć.
Jeśli jesteś mówcą zorientowanym na fakty, opowiedz czasami jakąś uczuciową
historię. Jeśli masz tendencję do opierania się na komunikowaniu
emocjonalnym, zacytuj co pewien czas jakieś nudne dane statystyczne.
Spraw, aby publiczność musiała odgadywać, co się stanie, a nikt nie
zaśnie. Daj ludziom to, czego oczekują, dobierając formę i treść, które nie
będą nudne w słuchaniu.
* * *
"Kryminolodzy utrzymują, że bardzo mało aktów przemocy zostaje
popełnionych po pożywnym posiłku. Ten fakt przedłużył życie wielu mówców."
- Pic Larmour
* * *
Zanim Bill Graham zaczął wygłaszać kazania do tłumów zgromadzonych na
wielkich stadionach był skromnym studentem, który mówił do ptaków i
jaszczurek w lasach na Florydzie. Nie wiem czy ptaki i jaszczurki się
nawróciły, lecz na pewno były pod silnym wrażeniem jego słów.
Płynie z tego następujący morał: zanim ktokolwiek usłyszy twoją mowę ty
sam powinieneś usłyszeć ją przynajmniej dziesięć razy. Jeśli potrafisz
znaleźć jakieś ptaki i jaszczurki gotowe cię słuchać i to jest w porządku.
Rozdział 10.&
Rozbrajanie niewypałów
"Bezmyślnie uniosłeś się dumą? Po namyśle - rękę na usta!" - Przysł 30,
32
Jeśli chcesz skutecznie komunikować się z innymi prowadząc konwersację,
uczestnicząc w debacie czy wygłaszając mowę, musisz podejmować ryzyko. A
jeśli ryzykujesz, to czasami doznasz porażki. Takie są fakty.
Czasami rozmowa zostanie przerwana, a ty będziesz się czuł niezręcznie.
Czasami przegrasz debatę lub słuchacze wyjdą zanim twoja mowa dobiegnie
końca.
Nie zaczynaj, jeśli nie jesteś gotowy podjąć ryzyka porażki. Widzisz, nie
ma sposobu, aby stać się dobrym mówcą bez popełnienia kilku błędów. W tym
rozdziale pokażę, jak zapobiec temu, by te "niewypały" wybuchły.
Zanim powiem o tym, jak radzić sobie z niepowodzeniami w komunikacji,
pragnę poświęcić trochę miejsca, aby powiedzieć jak przyjmować sukcesy w
tej dziedzinie. (Wierzę, że łatwiej sobie poradzić z porażką niż z
sukcesem).
Pewien bardzo mądry kaznodzieja po usłyszeniu przesadnie pozytywnej uwagi
na temat swojego kazania odpowiedział jednemu z parafian: "Nie musiałeś mi
tego mówić. Diabeł cię do tego podkusił!".
Ocena skuteczności komunikacji
Podam teraz pięć spraw, o których powinieneś pamiętać, gdy wiesz, że
skutecznie coś zakomunikowałeś - byłeś wspaniałym rozmówcą, zwyciężyłeś w
debacie czy wygłosiłeś wielką mowę.
1. Pamiętaj o tym, że sukces jest ulotny. Napoleon powracając ze
zwycięskiej wojny był owacyjnie witany przez tłumy. Jego adiutant zauważył,
że otrzymywanie od ludu tylu oznak uwielbienia musi być wspaniałą rzeczą.
Napoleon odparł: "Nonsens! W nieco innym układzie okoliczności ten sam tłum
wrzeszczałby domagając się mojej śmierci na szubienicy".
Mamy naturalną skłonność, by sądzić, że gdy ktoś odniesie sukces, to
zawsze będzie się nim cieszył, ten, kto upadł, do końca życia będzie
nieudacznikiem. Żadne z tych twierdzeń nie jest prawdziwe. W drugim
przypadku powinien się znaleźć element zachęty, w pierwszym motywacja do
pokory.
2. Pamiętaj, że wszystko co masz jest darem opatrzności Bożej (jeśli
jesteś człowiekiem wierzącym) lub szczęścia (jeśli nim nie jesteś). Tylko
idiota patrząc wstecz przypisuje wszystkie swoje sukcesy jakiejś jednej
umiejętności, która "sprawiła, że to się stało". Niewiele brakowało, aby
sprawy potoczyły się inaczej.
* * *
"Możesz poznać nieudacznika po tym, jak krytykuje sukcesy innych." - Mel
Johnson
* * *
W przypływie szczerości gwiazdy filmowe powiedzą ci, że wielu innych
aktorów ma więcej talentu i ciężej pracuje, lecz mimo to nie odnosi
sukcesu. Każdy znany muzyk powie ci, że są inni lepsi od niego, którzy nie
zostali zauważeni. Każdy wielki mówca powie ci, że wszędzie są lepsi od
niego, którzy nie zostali rozpoznani.
Jeśli będziesz o tym pamiętał, nauczy cię to wdzięczności za twój sukces.
Wdzięczność jest ważnym i zwycięskim rysem każdego skutecznego mówcy.
3. Kiedy odnosisz sukcesy, pamiętaj, że prawdopodobnie nie jesteś nawet w
połowie tak dobry jak się czujesz słysząc aplauz widowni. Pewien mężczyzna
wygłosił mowę w klubie rotariańskim w swoim mieście i wrócił do domu bardzo
zadowolony z siebie. "Zastanawiam się, ilu wielkich mówców wydało nasze
skromne miasteczko", powiedział do swojej żony.
"Myślę, że o jednego mniej niż ci się zdaje", odparła.
Jak wspomniałem wcześniej, kilka lat temu przeprowadzono badania
dyrektorów 500 czołowych firm. Jednym ze stale powracających tematów był
lęk, że ktoś odkryje ich tajemnicę: że znaleźli się na swoich stanowiskach
przez przypadek. Mądrzy i odnoszący sukcesy mówcy zawsze zdają sobie
sprawę, że nawet w połowie nie są tak dobrzy jak przypuszczają ich
wielbiciele, i nawet w połowie tak źli, jak sugerują ich krytycy.
Gdy napisałem moją pierwszą książkę, pewien człowiek, którego bardzo
szanowałem, napisał do mnie krytyczny list. Pisał w nim, że moja książka
jest dziecinna i że nie może uwierzyć, iż mogłem spłodzić coś tak
płytkiego. Czułem się tak zdruzgotany jego uwagami, że postanowiłem nigdy
więcej nic nie napisać i powiedziałem mu o tym. "Doceniam twoją szczerość",
napisałem w swoim liście do niego. "Pragnę, abyś wiedział, że uznałem, iż
masz rację. Podpisałem kontrakt na drugą książkę, lecz gdy tylko zostanie
ona opublikowana, poświęcę mój czas i talenty czemuś, co robię lepiej".
Kiedy moja następna książka ukazała się na rynku otrzymałem kolejny list.
Pisał, że moja druga książka jest jedną z najlepszych, jakie czytał. Nazwał
mnie "nowym C. S. Lewisem Ameryki".
I to wtedy przyszło olśnienie. Zdałem sobie sprawę, że moja pierwsza
książka nie była tak zła, jak mówił - jednocześnie zrozumiałem, że moja
druga książka nie była tak dobra, jak twierdził.
4. Kiedy odnosisz sukces nie narzekaj na cenę jaką musiałeś za niego
zapłacić. Ktoś powiedział, że jeśli w pracy ciężko pracujesz przez
czterdzieści godzin tygodniowo i twój szef to zauważy, to da ci podwyżkę, a
wtedy możesz pracować ciężko przez sześćdziesiąt godzin w tygodniu. Jeśli
odniesiesz sukces, to będzie to wymagało od ciebie jeszcze większej pracy.
Nie narzekaj na to. Jeśli odniosłeś sukces, ludzie będą oczekiwali jeszcze
więcej sukcesów. Nie skarż się na to. Jeśli odniosłeś sukces, to następnym
razem będzie ci musiało pójść o wiele lepiej. Nie narzekaj z tego powodu.
Do każdego sukcesu przyczepiona jest metka z ceną, która bywa niekiedy
bardzo wysoka. Lecz twój sukces zostanie zauważony i otrzymasz zapłatę w
dolarach lub uwielbieniu tłumu. Będziesz miał o sobie dobre mniemanie i
zauważysz, że kilka drzwi, które przedtem były zamknięte, teraz otworzy się
przed tobą.
Zatem gdy nadejdzie czas płacenia rachunków, zapłać i nie narzekaj na to,
że są tak wysokie.
5. Pamiętaj, że trudniej uczyć się na sukcesach niż na porażkach. Mój
przyjaciel Fred Smith ma cudowną definicję starości. Powiada, że przez całe
życie ludzie starają się osiągnąć pewien poziom. Gdy go osiągną,
odpoczywają chwilę i zaczynają się wspinać jeszcze wyżej. Fred mówi, że gdy
ktoś zaczyna zataczać koła na tym samym poziomie zamiast wspinać się wyżej,
to znaczy, że jest stary.
Jest to dobra definicja martwego mówcy, który jeszcze nie został
pogrzebany. Upadek może być wspaniałą motywacją do wspinania się wyżej, do
bardziej wytężonej walki i osiągnięcia lepszych rezultatów następnym razem.
Nie ma nic nudniejszego od emerytowanego sportowca, który stale wspomina
dawne zwycięstwa - za wyjątkiem mówcy, który stale wygłasza tę samą mowę,
bowiem kiedyś wywarła na kimś wrażenie.
Radzenie sobie z porażkami
w komunikacji
A teraz przejdźmy do prawdziwych niewypałów. Co robić, gdy poniesiesz
klęskę? Inaczej mówiąc, jak postąpić w sytuacji, gdy mówiłeś, lecz ludzie
cię nie słuchali.
Unikaj następujących zachowań
Jest pięć ważnych "zakazów".
1. Nie zapominaj o parkingu. Kiedy Ben Haden był młodym pastorem,
prowadził cykl ewangelizacyjnych nabożeństw w mieście, w którym kiedyś
pracował jako redaktor miejscowej gazety. Ben mówił, że starał się z całych
sił zapraszając wszystkich, którzy chcą, aby Bóg odmienił ich życie, aby
wyszli naprzód. Nikt nie wyszedł.
Ben był zdruzgotany, dopóki starszy pastor, zauważywszy jego
przygnębienie, nie powiedział: "Synu, nie zapomnij o tym człowieku na
parkingu". Następnie zaprowadził Bena do kościelnego okna wychodzącego na
parking. Tam na żwirze klęczał człowiek i przyjmował do swojego serca
Chrystusa.
Ilustracja ta jest ważna nawet jeśli nie jesteś kaznodzieją. Jeśli
zapoznałeś się i zastosowałeś zasady komunikacji podane w tej książce,
twoje porozumiewanie się z innymi będzie przynajmniej znośne. Jeśli
uczestniczyłeś w debatach czy wygłaszałeś mowy i zdaje ci się, że miałeś
same niepowodzenia, to wcale nie musi być tak źle, jak uważasz.
Kiedyś przemawiałem do dwóch tysięcy nastolatków na pewnej konferencji.
Zawsze gdy o tym pomyślę, płonę ze wstydu. To było okropne. Kiedy wszystko
się skończyło, wyszedłem za kulisy, wezwałem taksówkę i odjechałem tak,
żeby nikt mnie nie widział.
Piętnaście lat później przemawiałem na innej konferencji. Podczas jednej
z przerw podszedł do mnie młody mężczyzna i powiedział: "Steve, wiem, że
mnie nie znasz, lecz gdy byłem nastolatkiem, uczestniczyłem w konferencji,
na której przemawiałeś. (Cofnąłem się przerażony). Chcę ci podziękować za
to, co wtedy powiedziałeś. Twój wykład zmienił moje życie. Stało się jednak
coś więcej. Nagrałem twoje wystąpienie. W ciągu tych lat pożyczyłem taśmę
kilku moim kolegom. Zawsze wywierała na nich głęboki wpływ".
I co na to powiecie, kibice?
Nie zapominajcie o ludziach na parkingu.
2. Nigdy nie oceniaj swojej wartości w świetle jednej porażki. Powiadają,
że pierwsza mowa Damostenesa, jednego z najsłynniejszych greckich mówców,
była okropna. Kiedy ze wstydem opuszczał salę, usłyszał, jak ktoś
powiedział: "To była zbyt dobra mowa, lecz Damostenes brzmiał czasami mały
Perykles" (ateński mąż stanu żyjący jedno pokolenie wcześniej).
Ten podsłuchany komplement stał się motywującą siłą, która skłoniła
Demostenesa do przezwyciężenia słabego głosu i nędznego sposobu
prezentacji. Damostenes ćwiczył mówienie z kamyczkami w ustach.
Kiedy przysłuchuję się pierwszym kazaniom moich studentów, zdaję sobie
sprawę, że na moich barkach spoczywa wielka odpowiedzialność. Pewien
student powiedział mi: "Doktorze Brown, chcę aby był pan wobec mnie
naprawdę surowy. Zniosę to." Chciałem mu powiedzieć: "Synu, gdybyś
wiedział, jak źle wypadłeś, to nigdy w życiu nie wygłosiłbyś kazania".
Oczywiście nie powiedziałem tego. Czy wiesz dlaczego? Ponieważ momentami
brzmiał jak mały Billy Graham.
Być może gdy odniosłeś porażkę (lub zdawało ci się, że ją odniosłeś, nie
miałeś nikogo, kto zachęciłby cię jakimś małym komplementem. Lecz pamiętaj
o tym, że nikt nie będzie dobrze przemawiał, jeśli początkowo nie będzie
mówił źle. Inaczej mówiąc, marna mowa czy przegrana w debacie nie powinna
być miarą twoich zdolności. Znajdź kogoś kto powie jedną dobrą rzecz o
twoich umiejętnościach w komunikowaniu. Niech to będzie ziarenko, z którego
wyrośnie twój sukces.
3. Nie pozwól, aby negatywne nastawienie umysłu spowodowało jeszcze
więcej niepowodzeń. Przez wiele lat powtarzałem: "Nigdy nie chciałem być
pastorem. Nie jestem ochotnikiem. Jestem poborowym, wszędzie znajdują się
tego dowody".
Pewnego razu mój mentor powiedział mi: "Steve, czy wiesz, dlaczego mówisz
takie rzeczy?". Odpowiedziałem, że nie wiem. To jest dla ciebie wygodna
kryjówka. Jeśli poniesiesz porażkę, zawsze będziesz mógł powiedzieć: "Nigdy
nie chciałem tego robić".
Miał rację. Z powodu kilku problemów w moim życiu oczekiwałem porażki i
przygotowywałem się na nią. Spodziewamy się porażki z wielu powodów. A
ponieważ się jej spodziewamy, sami ją stwarzamy. Być może pochodzisz z
dysfunkcyjnej rodziny lub doświadczyłeś koszmarnych przeżyć emocjonalnych.
Może tak często słyszałeś, że do niczego się nie nadajesz, iż uwierzyłeś w
to.
Jeśli to prawda, to zawstydzenie w rozmowie z przyjacielem przegrana w
debacie czy mowa, która okazała się niewypałem może zrujnować resztę
twojego życia. Nie pozwól na to.
Opowiem ci o pewnej zasadzie, na której opiera się działanie
wszechświata. Kot, który usiadł na rozgrzanej kuchence nigdy nie zrobi tego
powtórnie - lecz nie usiądzie też nigdy na zimnej. Być może wyciągnąłeś
zbyt wiele wniosków z jednej życiowej lekcji. Jeśli zawiodłeś, to znaczy
tylko tyle, że zawiodłeś, nie zaś, że jesteś nieudacznikiem. Nie pozwól,
aby demony przeszłości zniszczyły twoją przyszłość.
4. Nie pozwól, aby twoje poglądy teologiczne (jeśli jesteś człowiekiem
wierzącym) stwarzały dodatkowe niepowodzenia. Niektórzy chrześcijanie mają
dziwną skłonność do myślenia, że zasługują na porażkę. Ktoś powiedział, że
Bóg jest tylko kulą inwalidzką dla słabych. No cóż, oczywiście że jest!
Jednak nie chodzi o to, że Bóg jest kulą inwalidzką, lecz o to, że my
jesteśmy kulawi. Mądrzy ludzie wiedzą o powszechnym upośledzeniu człowieka,
więc zwracają się do Boga. Tak właśnie powinno być. Jeśli jesteś
grzesznikiem, potrzebujesz przebaczenia. Jeśli się lękasz, potrzebujesz
odwagi. Jeśli masz myśli samobójcze, potrzebny ci powód, aby żyć.
Ci, którzy znają prawdę, wiedzą, że tylko Bóg jest ostatecznym źródłem
przebaczenia, akceptacji, odwagi i sensu życia. Skoro ci przebaczono,
powinieneś pamiętać, że otrzymałeś przebaczenie. Skoro zostałeś przyjęty,
pamiętaj, że zostałeś przyjęty. Jeśli dano ci odwagę, żyj ze świadomością
tego. Jeśli odkryłeś sens swojego życia pamiętaj, że nie stracisz go.
Nawyki trudno umierają. Wielu ludzi mądrze postępuje zwracając się do
Boga, lecz później nadal żyją tak, jakby nic się nie stało. Nigdzie w
Biblii nie znajdujemy sugestii, że Bóg lubi nam wytykać nasze porażki. Pan
Bóg nie mówi: "Zobaczmy co można zrobić, aby uczynić Sarę i Sama ludźmi
godnymi pożałowania". Bóg jest po twojej stronie. Nie powinieneś obwiniać
Boga o swoje porażki. Nie brnij też w niepowodzeniach, ponieważ sądzisz, że
Bóg się w nich lubuje.
5. Nie poddawaj się. Zawsze pamiętaj, że jedyną różnicą pomiędzy ludźmi
sukcesu a nieudacznikami jest to, że ludzie sukcesu podnieśli się po
ostatniej porażce.
Życie jest procesem, a chrześcijanie wiedzą, że Bóg jest tak samo
zainteresowany nadawaniem mu kierunku, jak i jego ostatecznym rezultatem.
Uczenie się tego, jak mówić, aby ludzie słuchali, jest także procesem. Nie
spodziewaj się, że uda ci się coś przeskoczyć, i nie staraj się być mną.
Niezależnie od tego, co robisz, nie przyspieszaj w żaden sposób tego
procesu. Powstań po porażce i spróbuj jeszcze raz.
* * *
"Jest wielka praktyczna korzyść w popełnieniu kilku błędów we wczesnym
okresie życia." - Thomas Huxley
* * *
Wykonuj następujące rzeczy
A teraz, nim skończymy podam wam pięć "nakazów" dotyczących
niepowodzenia:
1. Przeanalizuj swoją porażkę. Miałem przyjaciela, który grywał w
football z drużyną Miami Dolphins. Powiedział mi, że najgorszą rzeczą w
życiu zawodowego gracza jest oglądanie meczu zarejestrowanego na taśmie.
Każda drużyna filmuje swoje mecze. W następnym tygodniu po rozgrywce trener
i zawodnicy szczegółowo go analizują. Mój przyjaciel powiedział, że jeśli
podczas gry popełnił jakiś błąd, to musiał oglądać jego powtórkę raz po
razie, aż potem łapał się na tym, że odtwarza go we śnie. "Jednak zwykle
nie popełniłem dwa razy tego samego błędu", stwierdził.
Jeśli zostałeś zawstydzony w rozmowie, przegrałeś dyskusję czy wygłosiłeś
okropną mowę nie czuj się z tego powodu tak bardzo godny pożałowania.
Każdemu się to zdarza. Różnica pomiędzy dobrymi mówcami a nieudacznikami
polega na tym że pierwsi nie tylko czują się godni pożałowania, lecz
zastanawiają się, dlaczego mają takie poczucie.
Wykorzystaj materiał przedstawiony w tej książce jako kryterium oceny i
zadaj sobie pytanie, którą z zasad złamałeś. Porozmawiaj z zaufanym
przyjacielem, który powie ci prawdę nie niszcząc cię przy tym. Jeśli to
możliwe, przesłuchaj taśmę z nagraniem twojej mowy czy debaty, w której
uczestniczyłeś, i przyznaj się do tego, co źle zrobiłeś. Następnie wypisz
kilka sposobów poprawienia tego następnym razem.
2. Przyjmij własne porażki. Jedną z największych przeszkód w emocjonalnym
uzdrowieniu jest to, co psychologowie nazywają wyparciem. Wyparcie jest
również wielką przeszkodą w skutecznym porozumiewaniu się.
Niektórzy ludzie będą ci zawsze mówili, że byłeś wspaniały sądząc, że
jest to z ich strony uprzejmość. Nie wierz im. Kaznodzieje są szczególnie
narażeni na to niebezpieczeństwo. Tylko chrześcijanie, którzy nie rozumieją
istoty swojego chrześcijaństwa, sądzą, że krytyka zawsze jest grzechem.
Dlatego nie powiedzą ci prawdy, nawet gdy trafi ci się jakiś niewypał.
W magazynie "Christianity Today" przeprowadzono badania kaznodziejów
polegające na poproszeniu, aby zrobili listę swoich silnych i słabych
stron. Okazało się, że większość kaznodziejów umieszczało "głoszenie" na
szczycie listy swoich silnych stron. Jeśli ostatnio byłeś w kościele, to
wiesz, że wielu z nich kłamie albo żyje w zaprzeczeniu. Nie pozwól, aby
tobie się to przytrafiło.
Jeśli widzisz jajko, nie nazywaj go zapiekanką. Jeśli coś jest
niewypałem, nie mów, że to rakieta. Jeśli doznałeś porażki, przyjmij ją,
przyznaj się do niej, a następnie zrób coś, aby ją naprawić.
Rozwijaj przyjaźnie z tymi, którzy cię kochają i powiedzą ci prawdę. Po
wygłoszeniu przeze mnie mowy w pewnym klubie przyjaciel powiedział mi:
"Steve, powinieneś umieścić tę mowę na samym spodzie sterty swoich mów".
Czy wiecie co zrobiłem? Położyłem ją tam.
3. Wykorzystuj swoje porażki. Doznanie porażki nie oznacza, że nie
powinieneś czynić starań kontrolowania strat. Czasami powinieneś przeprosić
kogoś, kogo obraziłeś. Czasami powinieneś powiedzieć osobie, która
poprosiła cię o wygłoszenie mowy: "Wiesz, nie jestem głupi. To była kiepska
mowa. Jednak chcę, abyś zaprosił mnie jeszcze raz, ponieważ następnym razem
zrobię to o wiele lepiej niż dzisiaj". Czasami naprawa zniszczeń wymaga
napisania listu do osoby, z którą odbyłeś okropną rozmowę: "Chciałem ci
powiedzieć, że wczoraj nie byłem sobą. Mam nadzieję, że czujesz to i nie
weźmiesz sobie do serca tych idiotyzmów, jakie ci powiedziałem. Bóg musi
nadal nade mną pracować."
Czasami można naprawić porażkę w następnej mowie, debacie czy rozmowie.
Następnego dnia po wygłoszeniu nieudanego wykładu zawsze mówię moim
studentom: "Muszę wyjaśnić nieporozumienia w pewnych sprawach, o jakich
wczoraj mówiłem. Miałem na myśli jedynie...".
4. Napraw porażki. Słyszałem, że w pierwszych latach wykonywania operacji
plastycznych panowało dziwaczne przekonanie, że środki anestezjologiczne
niszczą rezultaty operacji plastycznych. Jeśli byłeś brzydki i pragnąłeś
być piękny, miałeś do wyboru: zgodzić się na ból i doznać zmian lub uniknąć
bólu i pozostać brzydkim.
Podobnie jest z umiejętnościami w dziedzinie komunikacji. Porażka zawsze
jest bolesna, lecz jeśli poprawisz to, co źle zrobiłeś, cierpienie będzie
prowadziło do zmiany.
Pozwólcie, że podsumuję pedagogiczne punkty przedstawione w tym rozdziale
słowami wielkiego teologa i filozofa Mary Tyler Moore: "Jeśli to, co
mówisz, kogoś nie zrani, to znaczy, że robisz to źle".
* * *
"Mówienie i elokwencja to nie jest to samo - mówienie i dobre mówienie to
dwie różne rzeczy. Nawet głupiec może gadać, lecz człowiek mądry
przemawia." - Ben Johnson
* * *
Słowo końcowe
(no, może kilka słów)
Ktoś powiedział, że najbardziej pożałowania godni nie są ci, którzy nie
otrzymali tego, czego pragnęli, lecz ci, którzy to otrzymali, lecz odkryli,
że naprawdę chcieli czego innego. To prawda w wielu dziedzinach. Bycie
osobą samotną jest trudne, lecz nie jest nawet w połowie tak złe, jak
obudzenie się w poniedziałek rano i odkrycie, że poślubiło się niewłaściwą
osobę. Trudno jest być biednym (wcale nie zamierzam bronić ubóstwa) lecz
biedak może przynajmniej marzyć o tym, jak cudownie byłoby być bogatym.
Bogaci ludzie, którzy zdobywają się na uczciwą refleksję, zawsze dochodzą
do przerażającego wniosku, że obietnice bogactwa nie dają szczęścia i
pozbawiają wszelkiej nadziei.
Na tej zasadzie nie oczekuj, że osiągnięcie skuteczności w komunikowaniu
wypełni twoją wewnętrzną pustkę czy uczyni cię taką osobą, jaką zawsze
pragnąłeś być. Możesz być skutecznym mówcą (o tym właśnie jest ta książka),
lecz nie stawiaj sobie tego za cel, bowiem osiągnięcie go niesie ze sobą
więcej ciężarów niż zdołasz udźwignąć.
Pewne rzeczy może sprawić tylko Bóg. Tylko On może nadać ostateczny sens
temu, co komunikujesz. Tylko On może wypełnić pustkę, która jest w każdym
człowieku. Tylko On może nam dać pozytywny obraz siebie, który staramy się
znaleźć u innych. Augustyn modlił się słowami: "Stworzyłeś nas dla siebie i
nasze serce nie zazna spokoju dopóki nie spocznie w Tobie".
Tematem tej książki było komunikowanie się z innymi. Komunikowanie się
jest ważne. Jednak w życiu najważniejszy jest Bóg i jeśli o Nim zapomnisz,
to, niezależnie od tego, jak dobrze będziesz się porozumiewał, nie powiesz
niczego, co miałoby ostateczne znaczenie. A to byłoby tragiczne.
Obawiam się, że poznając zasady komunikowania się zapomnisz o słuchaniu
Boga, który jest ostatecznym, najwyższym mówcą. On naraził się na wiele
kłopotów komunikując nam swoje przesłanie o miłości, akceptacji,
przebaczeniu i wiecznym życiu.
Widzisz ...
Twoje słowa, choćby były nie wiem jak wymowne, # Twoje mowy, choćby były
nie wiem jak skuteczne, # Twoje rozmowy, choćby nie wiem jak stymulowały, #
Twoje debaty, choćby były nie wiem jak zwycięskie, # Wszystkie umrą razem z
tobą.
A wtedy jedynymi słowami, mającymi znaczenie będą słowa, które On wypowie
do ciebie.