Non
omnis
moriar
Jeden z pierwszych wietrznych dni pojawił się w mieście. Był to taki dzień, za którym nikt nie przepadał i po którym nie ma nadziei na ciepło. Po mimo kurtek i płaszczy wiatr dotykał ciała powodując zimne dreszcze, a swą gwałtownością mierzwił włosy na każdej głowie.
W klatce 6b, na trzecim piętrze, rozległ się trzask zamykanych z dużą siłą drzwi, a w chwilę potem szmer w pośpiechu ubieranej kurtki i tupot towarzyszący zbieganiu po schodach. Młoda dziewczyna wyszła z klatki i poczuła zimny wiatr. Zapięła kurtkę do samego końca, wsadziła ręce do kieszeni i wyczuła prostokątne pudełko. Ucieszyła się, że je ma. Rozejrzała się w koło, bo chociaż miała 18 lat, nie chciała, by mama lub tata wiedzieli o jej nałogu. Po upewnieniu się wyjęła je, otworzyła i wyciągnęła papierosa. Spojrzała jeszcze raz do pudełka.
Kurwa... –Zaklęła siarczyście. –Znowu zgubiłam zapalniczkę.
Przeszukała kieszenie kurtki w poszukiwaniu drobnych. Nie znalazła ani grosza. Sprawdziła kieszenie spodni tak znalazła dwa złote. Nie pamiętała skąd się tam wzięły, z resztą w tej chwili nie było to mało ważne. Podeszła do najbliższego kiosku i poprosiła o zapalniczkę. Po odejściu od razu zrobiła z niej użytek.
Wciągnęła dym głęboko w siebie, miała świadomość, że to szkodzi i może ją zabić. Miała cichą nadzieję na to, na szybką śmierć.
W myślach szukała miejsca, do którego mogłaby iść, gdzie ukoiłaby swoje nerwy i myśli. Niemalże w tej samej chwili do głowy wpadły jej dwa miejsca: park, potocznie zwany klonowym, i cmentarz. Uwielbiała obydwa te miejsca. W parku zawsze panował swoisty klimat – cienie drzew, chłód, szum liści, a jesienią piękna paleta barw i spadające liście. Te liście lubiła najbardziej, bo rzucała je właśnie w niego, nim odszedł na zawsze, kiedy mogli jeszcze razem wychodzić. Cmentarz lubiła miedzy innymi z jego powodu, chociaż już wcześniej chodziła tam często. Do pewnego czasu odwiedzała tylko dziadków, potem kilka rzędów nagrobków dalej odwiedzała i jego.
Podświadomie ruszyła na cmentarz. Przy bramie chciała kupić trzy znicze jednak przypomniała sobie, że nie ma pieniędzy. Skierowała się do pomnika dziadków. Usiadła na ławeczce naprzeciw napisu i ich zdjęć.
Cześć babciu, cześć dziadku... Odezwała się pół głosem, bo wiedziała, że oni i tak ją słyszą. Znowu pokłóciłam się z mamą, poszło nam o Martę. Mama nie zgodziła się na jej związek z Patrykiem, bo chce ją uchronić przed tym, co przeżyłam ja. Załamał jej się głos. Przecież to nie musi skończyć się tak samo. Mama nie chce słyszeć żadnych argumentów. Ciągle próbuje ze mną rozmawiać, ale ja jeszcze nie mogę, minęły dopiero 4 miesiące. Po wypowiedzeniu tych słów zamilkła, bo łzy zdławiły jej głos. Siedziała jeszcze chwilę, podniosła się i przeszła kilka rzędów dalej. Stanęła przed ciemnobrązowym pomnikiem z motywem wierzbowej gałęzi i chyba już po raz tysięczny przeczytała napis:
Ur. 19.03.1989r zm. 28.06.2008r
Amor omnia vincit 2
Pochyliła się nad pomnikiem i zgarnęła liście, które opadły z pobliskiej rubiny akacjowej. Spojrzała na jego zdjęcie, dokładnie takiego go pamiętała.
***
Dzwonek! Tak bardzo go wyczekiwała. Cieszyła się bardzo mocno, chyba jak każdy tego dnia. Dwudziesty drugi czerwca... Już miała plany: wejdzie do domu, weźmie niepotrzebne książki i zeszyty, by wieczorem razem z przyjaciółmi rozpalić na nich ognisko na jej działce. Jednak, kto wiedział, że jej plany nieco się zmienią? Kto wiedział, że lato 2007 będzie najlepszym latem?
Edyta, czekam przed wejściem! Wyszła z klasy z bardzo szerokim uśmiechem na twarzy. Stanęła na szkolnym dziedzińcu i czekała. Chwilę zajęło zanim Edyta wyszła ze szkoły.
Dzwonił do mnie Tomek. Czeka na nas i przyszedł z jakimś kolegą. Powiedziała i puściła oczko.
Oj, Edit, przecież wiesz, że nikogo nie szukam.
A jeżeli sam się znajdzie? Nie odpowiedziała. Nigdy nie przewidywała takiej wersji. Zawsze uważała, że nikt jej nie pokocha ze względu na charakter. Myślała, że jest zbyt trudny i ambitny dla zwykłego człowieka. Nie chodziła o to, że jest wyjątkowa, była zwyczajna, zbyt zwyczajna. Miała jednak pomieszane w sobie wiele cech.
Wyszły przed główną bramę gdzie stał Tomek w towarzystwie dość wysokiego bruneta, jednak nie wyższego od niej.
Cześć kochanie. Edyta przywitała się z Tomkiem. I witam drugą szkolną połowę mojej dziewczyny.
Wiesz, że nie lubię, gdy tak mówisz. Odpowiedziała i uderzyła go lekko, po przyjacielsku w ramię, a on w mgnieniu oka odwrócił ją do siebie tyłem i dość mocno ścisnął. Na tyle mocno, że nie mogła mu się wyrwać.
Co raz bardziej mnie pociągasz... Szepnął jej na ucho. Nie dając nic po sobie poznać uwolniła się z jego uścisku.
A co to za kolega? Spytała Edyta.
To jest Michał. Chodzi ze mną do klasy, a to jest Edyta, moja dziewczyna brunet uścisnął jej rękę i jej druga połowa. Wskazał drugą dziewczynę, a Michał i jej uścisnął dłoń. W tym czasie razem poczuli ucisk w okolicach żołądka, lekki dreszcz i uderzenie gorąca. Spojrzeli w swoje oczy: on zobaczył ciemnobrązowe, czekoladowe tęczówki, a ona jasnobłękitne, w kolorze letniego nieba. Jego oczy przypominały jej lato na plaży i morze.
Macie może pomysł, gdzie idziemy? Tą magiczną dla nich chwilę przerwała Edyta, nie świadoma tego jak bardzo chcieli pozostać w tym stanie.
Ja to bym sobie zjadła lody... Albo lepiej deser z owocami.
Co ty w ciąży jesteś, że masz takie zachcianki? Już miała odpowiedzieć Tomkowi nie mile, co najwyraźniej wyczuła Edyta.
Ja w sumie też mam na to ochotę. I że niby też jestem w ciąży? –Tomek lekko zbladł na samą myśl.
Michał, idziesz z nami?
Mogę się przyłączyć, o ile dziewczyny nie mają nic przeciwko temu.
***
No to do zobaczenia wieczorem u mnie. Mam nadzieję, że przyjdziecie razem. Zwróciła się do pary.
Raczej tak, nie mamy innych planów. Do zobaczenia później. Objęli się w pasie i ruszyli w swoją stronę. Spostrzegła, że Michał stoi koło niej i się przygląda. Zadziałał na nią impuls.
A ty, co robisz wieczorem?
Nie wiem jeszcze. Nie pytałem znajomych o plany.
-To może wpadniesz na ognisko, które robię na zakończenie pierwszej klasy? Odbędzie się ceremonialne palenie zeszytów i książek.
W sumie to z chęcią.
Kojarzysz te działki na Bieruta?
Tak, sam mam tam działkę.
Więc musisz iść główną aleją i skręcić na samym końcu w lewo. Ostatnia działka po prawej. Jesteśmy umówieni na 20.00 ale możesz przyjść wcześniej.
Na pewno będę. Mam coś przynieść?
Chyba nie... Chociaż tak, dużo dobrego humoru.
Zapakuje tyle, ile się da.
Widzimy się wieczorem. Pa. Posłała mu krótki uśmiech i chciała odejść. On zrównał się z nią i dotrzymywał jej kroku.
Odprowadzę Cię, przyjemnie mi się z tobą rozmawia.
***
Mamo, wychodzę. Nie wiem, o której wrócę, pewnie jak skończy się ognisko. Wzięła do ręki reklamówkę z materiałami do palenia.
Tylko uważajcie tam na siebie.
Dobrze! Odkrzyknęła stojąc już w drzwiach. Zeszła po schodach i udała się na przystanek autobusowy.
Około 19.00 przekręcała klucz w drzwiach małego domku. Reklamówkę postawiła przy wejściu, otworzyła okno i wystawiła na parapet radio potocznie zwane jamnikiem. Obok ułożyła już wcześniej przyszykowane płyty. Rozciągnęła kabel, podłączyła i sprawdziła czy działa. Wszystko było tak, jak należy. Usłyszała pukanie do otwartych drzwi i z jej ust wyrwał się krzyk. Odwróciła się i zobaczyła Michała.
Przepraszam, nie chciałem Cię wystraszyć.
Nic się nie stało. Widzę, że tez przyniosłeś zużyte papiery. Posłała mu szeroki uśmiech. Pomożesz mi trochę?
Jasne, kieruj mnie, co robić.
Po pierwsze trzeba okopać trochę miejsce ogniska, bo nie było w tym roku jeszcze używane.
Nie ma sprawy. Wziął się do pracy, a w tym czasie ona przecierała ławki, krzesła i stół z kurzu, zerkając, co jakiś czas za okna. Patrzyła jak napinają się mięśnie pod przylegającą do ciała koszulką. Czuła, że Michał jest wyjątkowym człowiekiem.
Do wejścia na posesję przybliżył się blondyn o brązowych oczach. Był zbudowany niczym Apollo, a ubranie, które na sobie miał wyraźnie to podkreślało. Dziewczyna, zobaczywszy go, porzuciła swoje zajęcie i wybiegła na zewnątrz. Tym czasem przystojny blondyn zdążył wejść na posiadłość i zmierzał w stronę Michała, aby się z nim zapoznać.
Gabryś! Krzyknęła, biegnąc w stronę chłopaka. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech i rozłożył ręce. Wpadła w jego ramiona i przytuliła mocno, co on odwzajemnił i dała mu całusa w policzek. Michał poczuł się zmieszany i udając, że nic nie widzi, zaczął z większą siłą wbijać szpadel w ziemię.
„Jak ja cię dawno nie widziałam...” Pomyślała. Gabryś objął ją w pół i podeszli do Michała.
Michał, to jest Gabriel. Gabryś, to jest Michał, mój nowy znajomy. Gabriel wyciągnął rękę do uścisku, Michał szybkim wzrokiem ją obejrzał i wyciągnął swoją dość niechętnie. Nie był zły na nich, bo nie miał, o co. Był wręcz wściekły na siebie, że ona wydawała mu się tą jedyną dziewczyną, tą dla niego. Poczuł w sobie coś dziwnego a za razem wyjątkowego, gdy przed południem uścisnęli sobie dłoń.
„Może gdyby nie ten Gabryś, to po raz kolejny zobaczyłbym iskierkę w jej czekoladowych oczach. I może mógłbym postarać się o więcej bliskości z nią...” W tym czasie ona i Gabriel weszli do środka.
No, więc Gabryś opowiadaj. Co tam u ciebie? I czemu nie wziąłeś Mareczka ze sobą?
U mnie wszystko w porządku, w szkole jakoś powoli idzie. Z Mareczkiem lekko się pokłóciliśmy, co zdarza się ostatnio dość często. W ciągu dwóch miesięcy cztery razy ze sobą zrywaliśmy, ale zbyt mocno się kochamy i nie możemy bez siebie wytrzymać. Przejdzie nam. Teraz ty, Maleńka. Co u ciebie i kim jest ten przystojniak? Gabryś puścił jej oczko i zalotny uśmiech. Nie mów mi, że nikt, bo cała promieniejesz. Wyładniałaś jeszcze bardziej przez te kilka miesięcy.
Gabryś zawstydzasz mnie. U mnie też w porządku, jakoś leci. Michała poznałam dzisiaj po zakończeniu i jakoś tak go zaprosiłam. Nie jest dla mnie nikim ważnym, ale ty się za niego nie bierz.
Oczywiście. Powiedział z udawaną powagą. A kto jeszcze dzisiaj będzie?
Na pewno Edit z chłopakiem, Natala, Pati, Madziula, Grzesiek, Jarek, Adam... No i my oczywiście. Chyba, że kogoś jeszcze pominęłam. Tak w ogóle to skąd wiedziałeś, że tu będę?
Najpierw zapukałem do twoich drzwi. Mama wspomniała coś o ceremonii zeszytów. I już wiedziałem gdzie dokładnie Cię szukać.
Stanowczo za dobrze mnie znasz. Usłyszeli chrząknięcie za sobą.
Nie przeszkadzam?
Nie, skądże.
Skończyłem okopywać.
Świetnie. Wody bieżącej niestety nie mam, ale w butelkach jest zapas. Zaraz ci w tym pomogę. Wyszli na zewnątrz i jak powiedziała, tak zrobiła.
***
Kurczę, z jednej strony cieszę się, że to już koniec pierwszej klasy, z drugiej boję się kolejnego roku. Jakoś to będzie. A teraz... Co było już nie wróci! Podpaliła kartkę, która szybko się zajęła. Teraz wyrzućcie te „śmieci” i bawmy się!
Została włączona muzyka i każdy zaczął podrygiwać. W sumie prawie każdy. Gabryś stał markotny po telefonie, który dostał. Podeszła do niego, złapała za rękę i wciągnęła do środka.
Gabryś... Uśmiechnij się. Jest impreza, są ludzie. Nie ten to inny. No, szeroki uśmiech proszę. Przytuliła go do siebie. Do środka wszedł Michał, zmieszał się lekko, przeprosił i wyszedł.
Widzisz Gabryś? Zmieszał się chłopak. Gabriel się uśmiechnął.
Chodź Maleńka, musisz mu to wytłumaczyć.
***
Maleńka? Mogę Cię na chwilę oderwać od Michała?
Hmm... Jasne. Zaraz wracam Ruszyli w stronę bramki wyjściowej.
Powiedziałaś mu?
O czym?
O kim, Maleńka. O mnie, że to tylko przyjaźń.
Jeszcze nie. Wszystko w swoim czasie.
Żeby nie było za późno. Ja już idę, coś zmęczony jestem. Odezwę się do ciebie.
Będę czekać. Do zobaczenia. Uścisnęli się, pocałowała go w policzek. Pomachał jeszcze zza bramki i znikł w ciemnościach. Wróciła do już bardzo małej grupy osób, lecz nie na długo. Z pozostałych trzech osób kolejne dwie uznały, że czas już iść. Pożegnała ich i wróciła do Michała, który uśmiechnięty siedział na ławce. Siadła dość blisko niego.
Jeszcze muszę tu trochę posprzątać...
Trochę?
Ta, tak malutko... Zaczęła się lekko śmiać.
No to powodzenia. Odpowiedział jej i również zaczął się śmiać. Wstała i zaczęła zbierać puste butelki oraz puszki po napojach i papiery. Michał także wstał i zaczął jej pomagać. Ognisko jeszcze trochę się paliło, dorzuciła, więc dwa kawałki drewna. Usiedli z powrotem na ławkę.
Uwielbiam ogniska. Powiedziała w eter.
Ja w sumie tez. Najlepiej jest siedzieć tuż obok.
O tak.. Poczekaj chwilę. Coś zaświtało jej w głowie. Weszła do domku, nie było kilka minut. Po chwili wyszła z tobołkiem. Pościeliła koc w odległości około metra od ogniska.
Zapraszam pana na ognisko.
Zawsze taka jesteś?
Jaka?
Pomysłowa i spontaniczna.
Teraz będę jeszcze skromna: tak. Spojrzeli na siebie i wybuchnęli niekontrolowanym śmiechem.
Jesteś z nim szczęśliwa?
Z kim?
Z Gabrielem.
Ty myślałeś, że ja i Gabryś? Że my? Pokiwał jej twierdząco głową. Wiesz... Z Gabrysiem jest... Taki jakby problem. Ty wolisz dziewczynki, przynajmniej mam taką nadzieję, a Gabryś woli chłopców.
Ale wy tak wyglądacie. Przytulacie się, całujesz go...
Gabrysia znam już kilka lat, dawniej widywaliśmy się częściej.
Więc, skoro nie Gabriel to, kto jest tym szczęśliwcem?
Nikt.
Nie wierzę. Znam Cię niecałą dobę, a już zauważyłem twoją wyjątkowość.
Wydaje Ci się. A ty? Masz kogoś?
Nie. Czekam aż trafi mnie strzała Amora i znajdzie się ta jedyna. Dziewczyna zainscenizowała strzał Amora i reakcję Michała. Znów wybuchnęli śmiechem.
***
Obudziła się nad ranem w jego ramionach. Razem było stanowczo cieplej. Żałowała, że przed zaśnięciem nie dorzuciła drewna do ogniska. Stwierdziła, że nie będzie jeszcze wstawać, było koło siódmej. Chwilę później zasnęła.
***
Zadzwonił jej telefon. Było sobotnie przedpołudnie. Spojrzała na wyświetlacz, który pokazywał „Edyta DZWONI”. Nacisnęła zieloną słuchawkę.
Słucham?
Co robisz dziś wieczorem?
Hmm... Siedzę, oglądam „Gdyby jutra nie było” i płaczę. A czemu pytasz?
Impreza. U Adama.
Stała paczka?
Raczej tak. No i Michał będzie.
Może przyjdę? O której?
Na 20.00. Adam mówił, że można przynieść prowiant.
Czyli rozumiem, że trzeba. Zobaczę jeszcze. Dzięki za informację.
***
Stanęła przed drzwiami i wcisnęła dzwonek. Ewidentnie było słychać, że impreza trwa w najlepsze. W drzwiach stanął Adam.
Cześć. Wchodź, wszyscy już są.
Przepraszam za spóźnienie, ale nie byłam pewna czy przyjdę.
Nic się nie stało. Tobie pozwalam się spóźniać.
Uśmiechnęła się i weszła do środka. Odnalazła przyjaciół, przywitała się z Gabrysiem i natknęła się na Michała.
I znów się widzimy. Który to już raz w tym tygodniu? Spytał.
Rachubę zgubiłam w środę, bo było tego zbyt dużo.
Czego się napijesz?
Teraz tylko soku.
A później?
Później się okaże.
***
Adam, świetna impreza, ale już późno. Zresztą, jak widać, towarzystwo w dużej większości wymiękło. Powiedziała rozglądając się po pokoju.
Nie jest jeszcze tak późno, dopiero... Druga w nocy?!
No właśnie. Także żegnam się i dziękuję za miły wieczór. Uścisnęli się i ruszyła w stronę drzwi. Wyszła na klatkę i powoli wchodziła po schodach. Usłyszała za sobą dość szybkie kroki, a po chwili obok siebie zobaczyła Michała.
Chyba nie myślałaś, że o tej godzinie sama wrócisz do domu.
Za jakieś dziesięć minut mam nocny, więc nie musisz iść ze mną.
Tym bardziej z tobą idę. Może ci się coś stać.
***
To mój przystanek. Ty musisz jechać jeszcze 3 na twoją ulicę. Miłej nocy.
Wysiadła i ruszyła w stronę osiedla. Usłyszała jeszcze jak zamykają się drzwi autobusu.
Chyba nie myślałaś, że pozwolę ci iść samej. Poczuła ucisk na całym ciele, który spowodowany był strachem.
Wystraszyłeś mnie. I tak w ogóle to ja się nie zgadzam, abyś ty sam szedł potem do siebie.
Mi nic się nie stanie, lepiej martwmy się o ciebie.
Nie mogła uwierzyć, że taki ktoś jak on istnieje i jest singlem. Było w nim coś, co polubiła od pierwszej chwili. Bardzo lubiła spędzać z nim czas i nie cierpiała, gdy ten czas się kończył. Nikt nie dbał o nią tak jak on.
O czym myślisz? Spytał z zaskoczenia.
Nie chcesz wiedzieć.
Chyba jednak chcę.
O tobie. Na jego twarzy wystąpił delikatny róż, który zauważyła w świetle latarni.
***
No i jesteśmy. Chyba nie będziesz odprowadzał mnie pod same drzwi.
Pomyśle jeszcze nad tym. Nie odprowadzę cię pod jednym warunkiem.
Jakim? Przybliżył się do niej i położył dłonie na biodrach. Ona doskonale odczytała jego zamiary i wcale nie zgłaszała sprzeciwu. Przybliżył usta do jej ust i delikatnie je dotknął, czekając na pozwolenie. Po chwili byli dużo bliżej siebie a ich usta tworzyły wyraźną jedność.
Warunek spełniony, sama wchodzę na górę. Do zobaczenia. I uważaj na siebie. Cmoknęła go w policzek i weszła do klatki.
Ruszył w swoją stronę. Był niesamowicie szczęśliwy i rozpierała go tajemnicza energia. Nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Rozejrzał się do koła, upewniając się, że oświetlone ulice są puste. Niespodziewanie wyskoczył w górę i krzyknął radośnie: „Kocham Cię, życie!”. Za chwilę jego skoki przerodziły się w bieg, który doprowadził go pod sam dom.
***
Wśród ulubionej piosenki, która akurat była w radiu, usłyszała swój telefon. Doznała lekkiego szoku, gdy na wyświetlaczu zobaczyła imię Michała. Ściszyła muzykę i odebrała.
Słucham?
Cześć. Co robisz dziś wieczorem?
Wychodzę.
A mogę wiedzieć, z kim?
Z tobą.
Miło, że się dogadaliśmy.
To, o której i gdzie?
Przyjdę po ciebie o 20.00, dobrze?
Dobrze. Czekaj pod klatką.
Rozłączyli się i zaczęła się szykować, mimo że było jeszcze dużo czasu.
***
Zbiegła dość szybko po schodach, żeby nie musiał czekać na nią zbyt długo. Przywitał ją z piękną, dużą czerwoną różą, którą po chwili jej dał. Podziękowała mu całusem. Ruszyli w drogę, by spędzić ze sobą bardzo miły wieczór.
Około pierwszej w nocy Michał odprowadził ja do domu. Zatrzymał ją jednak zanim weszła do klatki.
Pamiętasz, jak rozmawialiśmy na temat strzały Amora i tej jedynej?
Pamiętam. Później z tego żartowaliśmy.
Wiesz, trafiła mnie ta strzała...
Cieszę się. Powiedziała z lekkim żalem. Michał złapał ją za podbródek.
A ty jesteś tą jedyną. Nie dał jej nic powiedzieć, bo ją pocałował.
Dla obojga w tej chwili stało się jasne, że są razem, tworzą parę. I zaczęły się spotkania, długie rozmowy, czułe słowa i dotyki. Zaczęła się pierwsza, nieskazitelna i czysta miłość.
***
Zaczął się kolejny rok szkolny, przyszła kolejna jesień w ich życiu. Tym razem jednak była dla nich bardziej kolorowa i cieplejsza. Cieszyli się każdym dniem, każdą chwilą, w której byli razem.
Pokażę ci coś, dzisiaj będzie tam najładniej. Powiedział do niej jednego słonecznego, listopadowego dnia.
Ale co mi pokażesz?
Coś, kochanie. Uśmiechnął się do niej i cmoknął w policzek. Ufała mu w pełni wiec prowadził ją. Weszli do parku, którego sama nie odwiedzała zbyt często, nigdy nie był jej po drodze. Po pierwszym spojrzeniu wiedziała, dlaczego ja tu przyprowadził. Wszędzie leżało mnóstwo kolorowych liści klonu. Słońce rozświetlało cały park i nadawało szczególny klimat. Szli dość wolno główną aleją, a w jej głowie rodził się pomysł. Puściła jego dłoń, zeszła z alejki na trawę i chwyciła w ręce liście, by po chwili rzucić je na Michała, a on nie pozostał jej dłużny. Zaczęła się zabawa, w której rozbrzmiewały ich krzyki radości i śmiechy.
Tą samą aleją z naprzeciwka szła kobieta. Z wyglądu wydawał się zwyczajna: około czterdziestoletnia, o kruczoczarnych włosach, przeciętnego wzrostu, dość ładna, zadbana i ubrana elegancko. Jedyne, co w niej zaskakiwało to oczy. Były bardzo jasne, bladobłękitne. Z daleka spojrzała na tą bawiąca się parę i uczuła radość, równie wielką jak oni. Uśmiechnęła się. Nagle stąpił na nią niepokój, który przytłumił radość. Wzrok skupił się na chłopcu, na jego stawach i kościach. Im bardziej się zbliżała, tym bardziej była pewna swoich odczuć. Podeszła do nich.
Przepraszam, że wam przeszkadzam. Chłopcze, możesz podejść? Michał nieco zdezorientowany podszedł do kobiety. Ona dotknęła delikatnie jego policzka, poczuła ciepło, a za chwilę zabrała nagle rękę jak oparzona. Michał też odczuł coś dziwnego, coś, czego nie umiał opisać. Dobrze się czujesz, chłopcze?
Tak.
To tylko pozory... Wpatrywała się w niego tymi jasnymi tęczówkami. Tylko pozory. Idź do lekarza, do lekarza... Zaczęła wyglądać jak w transie. Idź do lekarza, zbadaj krew, krew... Krew! Wykrzyknęła, a w oczach pojawiły się jej się łzy. Para wystraszyła się dziwnej kobiety, która jakby się ocknęła i odeszła w pośpiechu. Będąc w odległości około stu metrów obejrzała się jeszcze wstecz. Nigdy więcej jej nie widzieli.
***
Nadszedł grudzień. Para miała już ułożony plan dnia w taki sposób, aby mogli spędzać ze sobą jak najwięcej czasu. Trzy razy w tygodniu Michał trenował koszykówkę, więc wtedy ona przychodziła po niego i szli najczęściej do jego domu, by się odświeżył, a potem decydowali, co będą robić. W pozostałe dni Michał odbierał ją ze szkoły.
Było piątkowe popołudnie, gdy stała pod miejską halą i czekała. Był mroźny dzień, więc pod czas oczekiwania ujrzała pierwsze idealne płatki śniegu. Niedługo później wyszedł do niej Michał i ruszyli do domu. Jak zwykle po przyjściu przywitali się z jego mamą. Michał poszedł wziąć prysznic a ona siedziała w jego pokoju. Wyjątkowo tego dnia wyszedł z łazienki bez koszulki.
Powinieneś dla mnie częściej chodzić bez koszulki.
Dla ciebie mógłbym zdjąć nawet więcej.
Sądzę, że to wystarczy. Odwrócił się do niej tyłem, by sięgnąć koszulkę z szafki. Michał, co ci się stało?
O czym mówisz?
O tych plamach.
Możesz jaśniej? Jakich plamach? Podeszła do niego i delikatnie dotknęła przebarwień w dolnej części pleców i na przedramieniu.
Boli cię to?
Nie. Może to jakieś siniaki z treningów.
Może i tak. Co dzisiaj robimy?
Najchętniej zostałbym w domu, czuje się zmęczony po treningu. I chyba się przeziębiłem.
Biedactwo. Powiedziała przesłodzonym głosem. Michał, nie myśląc długo, zaczął ją łaskotać a po chwili upadli na łóżko.
Michał faktycznie się przeziębił. Początkowo wyglądało to w miarę bezpiecznie, niestety później przerodziło się w zapalenie płuc. Musiał przez to zrezygnować z treningów koszykówki, bo czuł się ogólnie osłabiony, często kołatało mu serce i odczuwał bóle stawów.
***
Nadszedł styczeń. Między nimi wszystko było nadal idealnie. Michał cały czas czuł się nie najlepiej, a jego dziewczyna bardzo się martwiła, mając w pamięci to dziwne zdarzenie z parku. Ciągle miał anginę i wysoką gorączkę, a na ciele pojawiły się nowe zażółcenia. Często też zdarzały się krwotoki z nosa.
Jednego bardzo zimnego dnia odwiedziła go w domu, ponieważ nie chciała żeby wychodził. Na powitanie chciała go pocałować, ale odwrócił głowę.
Coś się stało?
Nie. Mam jakieś rany w ustach, nie wiem, od czego, a że krwawią to możesz się zarazić.
Rozumiem. Byłeś u lekarza?
Nie, nie ma takiej potrzeby.
Kochanie, jest. Robisz się blady, słaby, masz krwotoki z nosa, plamy na ciele też są dziwne.
No dobrze, niech będzie, że pójdę do lekarza. Zadzwonię jutro i się umówię na wizytę.
Ja myślę. I dobrze by było gdybyś zrobił wyniki.
Zrobię, obiecuje.
***
Jak po wizycie?
Na razie jeszcze nic nie wiem. Lekarz powiedział, że ma podejrzenia, ale najpierw musi wykonać badania. Jutro rano idę.
Cieszę się, że poszedłeś. Przynajmniej będziemy wiedzieli jak z tym walczyć.
Mam nadzieję, że to nic poważnego.
Na pewno nic poważnego. Będzie dobrze.
***
Mam niestety nie najlepszą wiadomość. Odezwał się lekarz do Michała, który siedział samotnie naprzeciw niego. Ma pan białaczkę limfatyczną. Stąd te przebarwienia skóry, angina, zapalenie płuc i rany w ustach. Jeszcze nic nie jest przesądzone. Dodał, widząc jak Michał zrobił się blady a w jego oczach pojawił się... Strach? Musimy poszukać dawcy szpiku.
A jeżeli nie znajdzie się?
Nie gdybajmy. Najpierw przebadamy najbliższą rodzinę. Jak tylko znajdziemy dawcę to rozpoczniemy hospitalizację.
Wiadomość wstrząsnęła nie tylko Michałem, ale i całą jego rodziną. Nikt nie zawahał się przed badaniem: dziadkowie, wujkowie, ciotki, kuzyni i kuzynki. Niestety nikt nie mógł być dawcą.
Michał ograniczył spotkania ze swoją dziewczyną. Nie chciał jej krzywdzić. Zaplanował, że za jakiś czas zerwie z nią całkowicie, nie chciał, by widziała jego cierpienia. Tym czasem ona czuła, że coś jest nie tak jak powinno być.
***
Usłyszała jak dzwoni telefon. Ucieszyła się, gdy na wyświetlaczu zobaczyła „Michał DZWONI”. Z radością odebrała.
Cześć kochanie przywitała go jako pierwsza.
Cześć. Odpowiedział smutniejszym głosem. Wiem, ze przez telefon się nie powinno, ale prosto w oczy nie miałbym odwagi. Wziął głęboki oddech i powoli wypuścił powietrze. Nie kocham Cię, cały czas bawiłem się twoimi uczuciami, nie chcę Cię już nigdy więcej widzieć.
Ale... Już nie odpowiedziała, bo usłyszała przerywany sygnał. Nie chciała dopuścić do siebie tej wiadomości, nie mogła w to wszystko uwierzyć. Nagle poczuła się taka marna i bezwartościowa, bez powietrza do życia. Położyła się na łóżku w pozycji płodowej i tuliła do siebie poduszkę. Płakała z bezsilności.
***
Minął tydzień od tamtego telefonu. Michał się nie odezwał i nie odbierał od niej połączeń. Postanowiła coś z tym zrobić, wyjaśnić sytuację. Ubrała się i wyszła z domu. Żwawym krokiem ruszyła w stronę domu Michała. Weszła do klatki i po chwili stała pod drzwiami jego mieszkania. Zawahała się lekko, ale nacisnęła dzwonek. Ktoś przez oczko w drzwiach sprawdził, kto przyszedł. Po chwili otworzyła Michała mama. Powitała ją szerokim uśmiechem.
Dzień dobry. Jest Michał?
Niestety go nie ma.
A czy mogę na niego zaczekać?
Nie wiem, o której wróci.
Nie odejdę stąd, póki z nim nie porozmawiam! Krzyknęła, a echo poniosło jej głos po klatce schodowej.
No dobrze, wejdź. Michał nie może wychodzić, żeby się nie przeziębił.
Weszła do środka, zdjęła kurtkę, buty i skierowała się do pokoju Michała. Siedział na łóżku tyłem do drzwi. Doskonale wiedział, że przyszła. Miał jednak nadzieję, że mama jej nie wpuści.
Michał, proszę Cię, wyjaśnij mi to wszystko.
Chciałbym, ale nie mogę. Odpowiedział jej słabym i cichym głosem.
Dlaczego na mnie nie patrzysz? Nie wierzę w to, co mi wtedy powiedziałeś. Nie wierzę...
Nie masz raczej wyjścia.
Spójrz na mnie! Nie wyjdę, póki mi tego wszystkiego nie wyjaśnisz.
Odwrócił się do niej i pokazał zmęczoną twarz. Przeraziła się jego szarej, papierowej skóry i czerwonych, podkrążonych oczu.
Nie chcę żebyś cierpiała ze mną, patrząc na to, jak powoli znikam.
Wolisz, żebym cierpiała bez ciebie?
Nie chcę żebyś cierpiała w ogóle.
To pozwól mi ze sobą być. Powiedz, co się dzieje. Usiadła obok niego i chwyciła jego dłoń. Była szorstka i chłodna, nie taka jak dawniej. Chyba masz do mnie zaufanie.
Oczywiście, że mam. Nie wiem, jak ci to powiedzieć. To mogło zdarzyć się każdemu. Ja... Mam białaczkę. Wiem o tym od połowy stycznia.
Jest przecież możliwość przeszczepu, wyjdziesz z tego. Mówiła do niego, próbując powstrzymać łzy, które mimo wszystko ściekały po policzkach.
Nie znaleźliśmy dawcy. Nikt z mojej rodziny się nie nadaje.
A ja? Też mogę poddać się badaniom?
Możesz, ale ono jest drogie.
Pieniądze nie mają znaczenia. Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej?
Nie wiedziałem jak i bałem się twojej reakcji. Nie chcę, żebyś była ze mną z litości.
Nigdy nie byłabym z tobą z litości. Nie ważne, co się będzie działo i tak z tobą będę.
Przytulił ją do siebie. Czuł pewien rodzaj ulgi, że już wie i w taki sposób na to zareagowała. Ona tym czasem miała setkę myśli w głowie. Nie rozumiała, dlaczego on i w tak młodym wieku.
***
Poddała się badaniom. Niestety i ona nie mogła zostać dawcą. Musieli cały czas czekać i mieć nadzieję. A czas płynął nieubłaganie.
Nadszedł marzec a pogoda robiła się, co raz ładniejsza. Michał czuł się różnie, bywało dużo lepiej, by za kilka dni było jeszcze gorzej. Było widać pierwsze oznaki wiosny, gdy dziewczyna postanowiła, że zabierze Michała na spacer. Powolnym krokiem ruszyli do klonowego parku. Podziwiali pierwsze kwiaty, które wyrosły na szarozielonym trawniku. Zatrzymali się w miejscu, gdzie niecałe pół roku temu rzucali w siebie liśćmi i gdzie spotkali kobietę o nienaturalnie jasnych oczach.
Pomyślałam o tej kobiecie, która...
Która powiedziała, że jestem chory.
Zastanawiam się, skąd wiedziała. Przecież wtedy nie było jeszcze nic widać.
Nawet nic wtedy jeszcze nie czułem. Usiądźmy na trochę, zmęczyłem się już.
Siedzieli obok siebie w milczeniu. Chcieli się sobą nacieszyć w czasie, który im pozostał.
Wracajmy już może. Robi się późno, a zanim dojdziemy do domu, to zacznie się ściemniać.
Dobrze. I... Dziękuję.
Za co?
Za to, że mnie wyciągnęłaś z domu. Czuję się trochę lepiej.
Chociaż tyle mogę dla ciebie zrobić.
***
Minęło kilka kolejnych ciepłych tygodni. Michał zaczął przyjmować chemioterapię, na którą chodzili we dwoje. Czekała na niego na korytarzu, a potem zajmowała się nim w domu, gdy źle się czuł. Niestety chemioterapia nie przyniosła spodziewanych skutków, a stan Michała z tygodnia na tydzień był gorszy.
***
Usłyszała ostatni dzwonek, który obwieścił koniec drugiej klasy. Wyszła ze szkoły nie czekając na Edytę. Odkąd Michał zachorował spędzała z nią, co raz mniej czasu, a Edit doskonale to rozumiała. Przeszła przez dziedziniec szkoły i ruszyła na przystanek autobusowy. Wsiadła do „trójki” i jechała kilka przystanków. Po wyjściu z autobusu ruszyła do doskonale jej znanej klatki, zadzwoniła domofonem, ale nikt się nie odezwał. Wyjęła telefon i próbowała dodzwonić się na numer Michała, jednak za każdym razem odpowiadała jej poczta głosowa. Wybrała numer pani Iwony. Po krótkiej chwili odebrała ze szlochem.
Słu-ucham?
Dzień dobry. Coś się stało?
Micha-ał... Zasłabł. Pogotowie zabrało go do szpitala... Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale zaniosła się niekontrolowanym szlochem. W oddali było słychać tylko „cii”, które wypowiadał ojciec Michała. Po chwili odezwał się jego głos w telefonie.
Panie Marku, który to szpital?
Onkologiczny, dziecko, onkologiczny.
Niedługo tam będę. Rozłączyła się i pobiegła w stronę szpitala.
***
Gdzie... Gdzie on jest? Spytała zdyszana wbiegając na korytarz, na którym rodzice Michała siedzieli na krzesłach.
W tej sali, ale nie wolno do niego wchodzić.
Nie interesuje mnie to, że nie można. Chcę być przy nim. Pewnym krokiem ruszyła w stronę drzwi do sali, w której leżał. Pan Marek wstał i stanął jej na drodze. Złapał ją a ona wyrwała się i na przekór weszła do sali. Zobaczyła go śpiącego, podłączonego do aparatury, która wydawała miarowy dźwięk sygnalizujący bicie serca. Przynajmniej żył. Powoli podeszła do łóżka, usiadła na krześle i obserwowała go. Poczuła, że pieką ją oczy a po chwili popłynęły łzy, wiedziała, że jego czas dobiega końca. Zaczął się poruszać jakby miał zły sen. Powoli otworzył oczy, spojrzał na nią i delikatnie się uśmiechnął.
Jesteś...
Przyszłam jak tylko się dowiedziałam.
A rodzice?
Są na zewnątrz. Mogę ich zawołać.
Nie. Teraz chcę być tylko z tobą. Nie bardzo wiem, co się stało, dlaczego tu jestem.
Twoja mama powiedziała, że zasłabłeś. Nie pytałam o więcej.
Pamiętam jak szedłem do pokoju, zrobiło się ciemno... I jestem tutaj. Czuję się taki zmęczony, jakbym wcale nie spał od kilku dni.
To śpij, a jak się obudzisz, to ja tu będę. Obiecuje Ci to. Będę przy tobie zawsze. Złapała jego dłoń, uścisnął ją i zasnął.
Była przy nim za każdym razem, gdy się budził, była przy nim niemalże całą dobę. Po obudzeniu zawsze witał ją uśmiechem, zamieniali kilka słów i na nowo zasypiał. Trwało to przez cztery doby. Nie wiele spała, czuwała. Piątego dnia obudził się rano i wszystkich zdziwił swoim zachowaniem.
Kochanie, jestem głodny... I mam ochotę na winogrona.
Winogron nie mam, ale do jedzenia zaraz coś znajdziemy a owoce kupią twoi rodzice. Poczekaj chwilę. Wyszła. Zadzwoniła do jego matki, która przychodziła zawsze około południa. Poprosiła o kupno winogron, a sama udała się do stołówki i wzięła dla niego śniadanie. Michał miał wyjątkowy apetyt. Cały dzień miał wspaniały humor, rozmawiał ze wszystkimi tak, jakby nic mu nie było, nie czuł się zmęczony. Znużenie przyszło dopiero pod wieczór. Poprosił, żeby w pokoju zostali tylko rodzice. Jego dziewczyna nie rozumiała, co chce zrobić, ale uszanowała jego wolę. Wyszła i czekała na korytarzu. Po kilkunastu minutach jego rodzice wyszli: zapłakana pani Iwona była prowadzona przez swojego męża, był jej oparciem w tych trudnych chwilach. Pan Marek spojrzeniem dał jej sygnał, że teraz ona ma wejść do środka. Weszła i usiadła blisko niego.
Kochanie, to już koniec, wiem, że już się nie obudzę. Chcę Ci powiedzieć, że Cię kocham. Byłaś tym, co najlepsze w moim życiu, dałaś mi wiele radości, spojrzałem inaczej na życie. Żałuję, że nie jest nam dane żyć dalej razem. Chciałbym założyć z tobą rodzinę, mieć dzieci... Ale niestety, jest to już nie wykonalne.
Michał... Jej głos się załamał i mówiła do niego przez łzy. Przestań, będziesz żył, weźmiemy ślub i będziemy mieli dzieci, piękny dom i psa. Będziemy siadali razem i będziemy wspominali to, co przeżyliśmy... Nie umrzesz. Będziemy zawsze razem, gdziekolwiek się znajdziemy, na zawsze razem. Nic nam nie przeszkodzi. Słyszysz? Nic! Co chwilę podnosiła głos, już do niego krzyczała, nie chciała się z tym pogodzić. Nie mogła go stracić.
Kochanie, taka jest kolej rzeczy. Nie płacz, spotkamy się jeszcze, Tam u góry... Będę tam na ciebie czekał.
Nie pozwalam Ci! Zostań tu ze mną!
Nie mogę. Chcę się położyć spać. Zawołasz rodziców?
Zawołała ich i usiadła z powrotem obok niego. Trzymała jego dłoń, a on ją ściskał, mimo że zasnął to uścisk był nadal dość silny. Po godzinie zelżał, a dźwięk bicia serca przemienił się w przeciągły pisk... Pani Iwona przytuliła go ostatni raz, nie miała siły by sama wyjść z sali. Po chwili przyszedł lekarz a za nim pielęgniarka. Oficjalnie stwierdzili zgon i po chwili wszystkich wyprowadzili.
***
Stanęła naprzeciw pomnika i kolejny raz przeczytała łacińskie napisy. To on chciał, żeby były wypisane, prosił o to rodziców, a oni nie mogli mu odmówić. Nie chciał, by o nim zapomniano. „Amor omnia vincit”... O te słowa poprosił specjalnie dla niej, żeby pamiętała o nim i miłości, jaką do niej żywił.
Dzień dobry Agatko. Przywitała ją pani Iwona. Od pogrzebu nie widziały się ani razu.
Dzień dobry. Odpowiedziała nieco zakłopotana, nie wiedziała jak powinna się zachować.
Co u ciebie słychać?
Wszystko w porządku. Przepraszam, ale muszę już iść. Do widzenia...
Agata... Może chcesz porozmawiać?
Nie. Jakoś sobie radzę z tym. Dziękuje za troskę. Naprawdę muszę iść. Do widzenia. I proszę pozdrowić męża.
Do widzenia, Agatko, do widzenia...
Odeszła szybkim krokiem. Będąc na końcu alei odwróciła się i spojrzała na pomnik.
Zawsze będę Cię kochała.
1 łac. Nie wszystek umrę
2 łac. Miłość wszystko zwycięży