Dziwne przypadki Radosława Sikorskiego (-- Piotr Bączek)
Radosław Sikorski jako pierwszy minister III RP wystosował notę do Stolicy Apostolskiej w sprawie polskiego duchownego - ojca Tadeusza Rydzyka. Jednocześnie, będąc szefem dyplomacji rządu Donalda Tuska, przez szereg miesięcy nie reagował na niszczenie wraku tupolewa na smoleńskim lotnisku, zabranie przez Rosjan czarnych skrzynek czy też kampanię oczerniania polskich pilotów, w tym gen. Andrzeja Błasika. Tolerował w Ministerstwie Spraw Zagranicznych osoby oskarżane o kłamstwo lustracyjne, a także fakt, że Tomasz Turowski odpowiadał za organizację wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu.
Radosław Sikorski zawsze przywiązywał znaczenie do tworzenia swojego wizerunku, chociaż nie zawsze był on zgodny z rzeczywistością. Aleksander Szczygło, który pracował z nim w Ministerstwie Obrony Narodowej, stwierdził: "On jest innym człowiekiem w przekazie medialnym, a innym na co dzień. W swojej książce napisał, że to on, a nie ja, kazał pozdejmować z holu MON-u portrety komunistycznych ministrów obrony. Zapytajcie szeregowych pracowników ministerstwa, z czyjego polecenia zdejmowali portrety".
Życie Sikorskiego potoczyłoby się inaczej, gdyby nie wyjazd w połowie 1981 r. na kurs języka angielskiego do Anglii. Dopisało mu szczęście, tygodnik "Polityka" pisał, że otrzymał turystyczny paszport, liceum ukończył rok wcześniej i nie upominało się o niego wojsko. W październiku 1981 r., po informacjach, że Służba Bezpieczeństwa interesuje się jego kolegami, wystąpił o azyl polityczny. We wniosku pisał o działalności konspiracyjnej, represjach, wyrzuconych z wojska stryjach, którzy byli oficerami Ludowego Wojska Polskiego (stryj Edward był oficerem politycznym, skazanym na trzy lata za pobicie sowieckiego generała, a stryj Klemens został wyrzucony z wojska w 1968 r., bo nie chciał wstąpić do partii).
Sikorski rozpoczął studia na Oksfordzie, wstąpił do Bullingdon Club. Wiódł życie towarzyskie, wręcz hulaszcze. Wiosną 2010 r. stacja Channel 4 wyemitowała reportaż o młodości lidera brytyjskich konserwatystów Davida Camerona. Informacje te powtórzyła polska prasa. Bullingdon Club kojarzy się na Wyspach już wyłącznie z pijackimi ucztami i demolowaniem restauracji. Obecnie członkowie Bullingdon Club wstydzą się i tuszują burzliwą przeszłość, wszyscy odmówili wystąpienia w brytyjskim filmie, wyjątkiem był tylko Sikorski.
Niewątpliwie zaskakuje fakt, że Sikorski przez lata ukrywał te młodzieńcze wyskoki, starał się wytworzyć w Polsce obraz młodzieńca, który ciężko pracował i walczył z komunizmem nawet w najdalszych zakątkach świata. Zaskakuje również to, że tak dokładnie opowiedział
o luzackim stylu dopiero po blisko 30 latach, i to w Anglii.
W czasie pobytu w Anglii był obserwowany i rozpracowywany przez służby PRL. 21 stycznia 1983 r. został zarejestrowany przez wydział II Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Bydgoszczy pod nr. 21200 jako "osoba do obiektu" do sprawy "Bristol" nr ewid. 9219. Sprawę przerejestrowano na Kwestionariusz Ewidencyjny krypt. "Bastard" - "podejrzany o kontakt ze służbami specjalnymi państw NATO". Sprawę zdjęto z ewidencji 15 stycznia 1990 roku.
Sikorskim zajmował się funkcjonariusz o pseudonimie "Brig", ten sam, który "opiekował się" w Londynie Bogusławem Wołoszańskim. Rezydentura polskiego wywiadu w Londynie uważała, że Sikorski "najprawdopodobniej jest powiązany z brytyjskimi służbami specjalnymi, żyje ponad stan, szuka kontaktów i dużo podróżuje, a nie wiadomo, skąd ma pieniądze".
Od Afganistanu, przez Afrykę, do Polski
W okresie studiów rozpoczął współpracę z prasą polonijną i angielską. Jego wywiad z pisarzem Grahamem Greene'em przedrukował w Polsce "Tygodnik Powszechny". W 1986 r. wyjechał do Afganistanu jako korespondent wojenny "The Spectator". Był jednym z kilku Polaków, którzy w czasie wojny z Sowietami przebywali w Afganistanie. Sympatyzował z mudżahedinami, z pobytu napisał "Prochy świętych". W 1988 r. zdobył nagrodę World Press Photo za zdjęcie martwej Afganki z dziećmi. Uzyskał obywatelstwo brytyjskie.
Był też korespondentem w Afryce. Tam najprawdopodobniej zetknął się z późniejszym szefem Wojskowych Służb Informacyjnych Bolesławem Izydorczykiem. Wspominał o tym Janusz Onyszkiewicz w liście do Sikorskiego z marca 1993 r.: "Pan generał Izydorczyk, który na Pana temat powiedział jedynie, że przychodząc do resortu nie był Pan dla niego osobą całkiem nieznaną, gdyż spotkał się z Panem w Namibii". Na początku lat 90. drogi Sikorskiego i Izydorczyka skrzyżowały się w polskim MON.
Na przełomie lat 80. i 90. Sikorski wrócił do Polski, w środowiskach antykomunistycznych stał się swoistą gwiazdą. Był bywalcem Salonu 101 Małgorzaty Bocheńskiej, żony Jana Parysa. Jednocześnie był przedstawicielem koncernu News Corporation Ruperta Murdocha, próbował uruchomić w Polsce jego stację. Zajął się remontem ruin dworu w Chobielinie, ożenił się z amerykańską dziennikarką Anne Applebaum.
Jednak cały czas w Polsce żywa była jego "afgańska legenda". Sikorski był postrzegany jako emigrant polityczny stanu wojennego, który aktywnie sprzeciwiał się komunizmowi w Afganistanie. To chyba m.in. dzięki temu wizerunkowi został wiceministrem obrony narodowej w rządzie Jana Olszewskiego. Miał uosabiać prozachodni kurs rządu i otwarcie administracji dla młodych, wykształconych ludzi.
Po tzw. nocnej zmianie 4 czerwca 1992 r. powrócił do dziennikarstwa, publikował w zachodnich mediach. Jego artykuły, obok książki Jacka Kurskiego i Piotra Semki "Lewy czerwcowy" oraz pierwszego wywiadu z Janem Olszewskim, były wtedy ważną lekturą sympatyków prawicy niepodległościowej.
Ostro krytykował Lecha Wałęsę za obalenie rządu Jana Olszewskiego, "Gazetę Wyborczą" za kampanię oszczerstw, a Wojskowe Służby Informacyjne za związki z Moskwą. W jednym z artykułów pisał: "WSI były ostatnią funkcjonującą organizacją komunistyczną, która mogła przejąć kontrolę nad krajem, gdyby ze Wschodu znów zaczęły wiać chłodniejsze wiatry. Jeszcze długo po puczu w Związku Radzieckim polscy szefowie WSI wciąż myśleli, że ich czas może nadejść".
W świetle ujawnionych po latach informacji ten ostatni wątek jest szczególnie ważny. Od
października 1992 r. do 17 lutego 1995 r. WSI inwigilowały Radosława Sikorskiego, nadając tej akcji kryptonim "Szpak". Rozpoczęcie operacji argumentowano tym, że Sikorski jest "zaangażowany w działalność polityczną ugrupowań stawiających sobie za cel osłabienie struktury i spoistości wojska, osłabienie autorytetu Zwierzchnika Sił Zbrojnych i kierownictwa MON. W perspektywie podporządkowania Sił Zbrojnych określonym celom politycznym "Szpak" szczególnie zaciekle atakuje Wojskowe Służby Informacyjne podważając ich cele i zadania, chce paraliżować działania WSI" (Raport z weryfikacji WSI, s. 75).
Teczkę "Szpak" ujawnił Sikorski w czerwcu 2006 r., na kilka tygodni przed rozpoczęciem działalności komisji weryfikacyjnej. Dla członków tej komisji był to dowód na oddziaływanie WSI na sferę polityczną. Szukając innych materiałów, powoływali się na ten przykład. Wykorzystali to oficerowie WSI, do Sikorskiego dotarła zniekształcona informacja, że są poszukiwane tzw. haki na niego. Tymczasem Sikorski w Raporcie z weryfikacji WSI został przedstawiony jako ofiara służb wojskowych, tak samo byłby przedstawiony w przypadku odnalezienia kolejnych dokumentów.
Dla nikogo nie było zaskoczeniem, że w latach 90. związał się z Ruchem Odbudowy Polski Jana Olszewskiego, chociaż jeden z jego artykułów stał się dzwonkiem alarmowym, gdy w amerykańskim piśmie "Foreign Affairs" zasugerował: "Polskę byłoby łatwiej reformować, gdyby porzuciła wyeksploatowane regiony, takie jak Śląsk". Artykuł stał się powodem konfliktu w tej partii, mimo to w 1997 r. Sikorski startował do Sejmu z listy ROP. W 1998 r. został wiceministrem spraw zagranicznych u ministra Bronisława Geremka. Odpowiadał za konsulaty, polskie ośrodki kultury i stosunki z Trzecim Światem. Po odejściu z MSZ został dyrektorem wykonawczym Nowej Inicjatywy Atlantyckiej.
Od bezpieczeństwa ważniejsza toaleta
W 2005 r. otrzymał od prawicy kolejny kredyt zaufania - został senatorem Prawa i Sprawiedliwości, a w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza objął tekę szefa MON. Starannie dbał o wizerunek młodego, wysportowanego ministra współpracującego z NATO - fotografował się w F-16, w czasie skoków spadochronowych, zajęć z wychowania fizycznego itd.
Jednak ten propagandowy wizerunek skrywał dziwne posunięcia Sikorskiego w politycznej rzeczywistości. Przykładem jest choćby postępowanie przetargowe na zakup nowych samolotów dla VIP-ów ogłoszone 26 lipca 2006 r. przez Sikorskiego jako ministra obrony narodowej. Miał on zlekceważyć podstawowe założenia bezpieczeństwa. Ujawnił to były wiceminister obrony narodowej Jacek Kotas: "Założenia odwołanego przetargu zostały źle przygotowane. W ogłoszonym za kadencji Radka Sikorskiego przetargu głównym kryterium była cena samolotu. Była ważniejsza od kwestii bezpieczeństwa. Najbardziej jaskrawym przykładem jest dodatkowa toaleta w samolocie. Za drugą toaletę oferent dostałby 0,77 pkt, a za dodatkowy, trzeci silnik - jedynie 0,26 pkt. Podkreślę jeszcze raz: trzy razy wyżej oceniana była dodatkowa toaleta niż dodatkowy silnik".
Ten fatalny przetarg został odwołany 30 maja 2007 roku. Jesienią 2007 r. ówczesny szef MON Aleksander Szczygło powołał komisję przetargową, dokumenty były gotowe, ale rząd Tuska zablokował zakup nowoczesnych samolotów dla VIP-ów. Sikorski deklarował się wówczas jako zwolennik zainstalowania w Polsce amerykańskiej tarczy antyrakietowej, jednak później wielokrotnie deklarował swój sceptycyzm w tej sprawie.
Kolejną kwestią, która różniła Sikorskiego z programem PiS, był projekt reformy wojskowych służb specjalnych - rozwiązania WSI i powołania w ich miejsce nowych. Było to sztandarowe hasło partii Jarosława Kaczyńskiego. Jednak po powołaniu rządu Marcinkiewicza na tym tle doszło do istotnych różnic pomiędzy Sikorskim a Zbigniewem Wassermannem, ówczesnym koordynatorem służb specjalnych.
Sikorski opowiadał się za włączeniem wywiadu i kontrwywiadu wojskowego w skład Sił Zbrojnych. Szef tych służb miał być mianowany przez ministra obrony narodowej, zaś pracownicy wywiadu i kontrwywiadu wojskowego mieli rekrutować się z żołnierzy. Takie rozwiązania Sikorski zgłaszał w Sejmie w połowie lutego 2006 roku.
Natomiast min. Wassermann proponował, żeby wywiad i kontrwywiad wojskowy były instytucjami niezależnymi od wojska. Szefów miałby powoływać premier na wniosek ministra obrony narodowej. Do wojskowych służb mieli być przyjmowani specjaliści cywilni. Koordynator argumentował, że podporządkowanie służb resortowi obrony narodowej nie gwarantowało "usunięcia wszystkich patologii". Natomiast Sikorski twierdził: "Tak jak ganimy patologię, tak powinniśmy chwalić sukcesy. Jest tam też praca uczciwych oficerów dla dobra Polski; dobra praca analityczna i operacyjna".
Ostatecznie zwyciężyła koncepcja min. Wassermanna, ale tylko dzięki śp. prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu, który zgłosił pakiet ustaw o likwidacji WSI autorstwa koordynatora, de facto było to odsunięcie rządu Marcinkiewicza od reformy wojskowych specsłużb. Sikorski komentował zresztą, że nie wie, jak będą wyglądały ustawy o likwidacji WSI i powołaniu nowych służb.
Tolerancja dla wybranych
Jednocześnie Sikorski miał dziwną słabość do gen. Marka Dukaczewskiego, szefa Wojskowych Służb Informacyjnych, które w III RP prowadziły m.in. działania opresyjne wobec ludzi Kościoła. Odwołał go z funkcji szefa WSI dopiero 14 grudnia 2005 r., czyli półtora miesiąca po nominacji na ministra obrony narodowej!
Zaskakujące opóźnienie, biorąc pod uwagę, że szefowie służb należą do grupy urzędników najszybciej wymienianych po wyborach.
W dodatku po odwołaniu Dukaczewskiego proponował mianowanie go dowódcą Śląskiego Okręgu Wojskowego lub wysłanie do ataszatu w Pekinie. Jeszcze w lutym 2006 r. Sikorski pytany w TVN 24 o przyszłość b. szefa WSI przypomniał, że zgodnie z prawem może on być w rezerwie kadrowej przez sześć miesięcy: "Do tych sześciu miesięcy bardzo daleko. Rozważamy, co dalej, szukamy stanowiska, które byłoby zgodne z jego kwalifikacjami. Zastanawiamy się". Takich skrupułów Sikorski nie miał w październiku 2007 r., kiedy na konwencji Platformy krzyczał: "Jeszcze dorżniemy watahy, wygramy tę batalię!".
W październiku 2007 r. Sikorski zaatakował Zbigniewa Wassermanna, kiedy przyniósł na rozmowę z nim w TVN 24 świadectwo ukończenia przez Dukaczewskiego kursu w ZSRS. Na dziwne relacje Sikorskiego z Dukaczewskim wskazywał były wiceminister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski (główny negocjator w sprawie tarczy antyrakietowej). Ujawnił on, że Dukaczewski bywał częstym gościem w gabinecie Sikorskiego wieczorami i nocami. Waszczykowski odniósł wrażenie, że Sikorski konsultuje z nim wiele decyzji personalnych.
Prowokacja ZEN
Problem rozwiązania WSI i utworzenia nowych służb musiał bardzo nurtować Sikorskiego, ponieważ nieustannie i wielokrotnie powracał do niego. Negatywnie oceniał raport z weryfikacji WSI, upublicznienie nazwisk kursantów w Moskwie (była to jedyna lista w raporcie) oraz współpracowników WSI, którzy przekroczyli ustawowe ramy działalności, a zwłaszcza opisanie tzw. operacji ZEN. W akcji ZEN uczestniczył b. funkcjonariusz wywiadu SB. W Raporcie z weryfikacji WSI stwierdzono, że ZEN wprowadzała w błąd najwyższe władze państwa, w tym prezydenta Kaczyńskiego. Sikorski znał szczegóły operacji ZEN i nie zgłaszał zastrzeżeń. W oparciu o informacje z tej akcji Dukaczewski sugerował po wyborach 2005 r. wykorzystanie nadzwyczajnych środków bezpieczeństwa w kraju.
7 lutego 2007 r. Sikorski został odwołany z rządu. Premier Jarosław Kaczyński tak wtedy tłumaczył tę dymisję: "Nie po to odsunęliśmy generała Dukaczewskiego i usunęliśmy WSI, by teraz awansować go na wysokie stanowisko. Minister obrony musi być człowiekiem, który dobrze współpracuje z premierem i prezydentem. Prezydent jako zwierzchnik Sił Zbrojnych musi wiedzieć o wszystkich podejmowanych decyzjach. Tymczasem zdarzało się, że nie wiedział o bardzo ważnych"
Sikorski swoje odejście z rządu tłumaczył konfliktem z Antonim Macierewiczem, jednak po kilku latach media wskazywały na zupełnie inną przyczynę tej dymisji. Media poinformowały, że w 2007 r. Sikorski bronił białoruskiego szpiega Siergieja M. Szpieg proponował polskiemu konsulowi z Mińska, by przekazywał informacje za pieniądze. Konsul powiadomił polski wywiad. Litwa zatrzymała Białorusina i zgodziła się na jego ekstradycję, a sąd w Warszawie go skazał. Podczas akcji polskiego wywiadu miało dojść do sporu - jak rozegrać sprawę białoruskiego szpiega. Sikorski chciał przewerbować Białorusina i wykorzystać go jako źródło informacji dla Polski, ale sprzeciwiał się temu ówczesny szef wywiadu Zbigniew Nowek, którego poparł premier Jarosław Kaczyński -jak podawały media.
Znamienne było, że w obronie Sikorskiego stanął Gromosław Czempiński, były oficer wywiadu PRL i jeden z założycieli Platformy: "Widocznie minister Sikorski uznawał, że tę sprawę można załatwić inaczej. (...) Nie wiem, jakie materiały posiadał minister Sikorski, ale na pewno na czymś swoje propozycje opierał. (...) Radosław Sikorski być może szukał innego rozwiązania, co wcale nie znaczy, że chciał źle. Proszę zauważyć, że kiedy na początku lat 90. likwidowaliśmy rozbudowaną siatkę agentów rosyjskich, nikogo nie aresztowaliśmy".
To właśnie interwencja Sikorskiego w sprawie białoruskiego szpiega miała być przyczyną, że jesienią prezydent Lech Kaczyński odradzał Donaldowi Tuskowi nominację Sikorskiego na szefa dyplomacji.
W tym kontekście zupełnie inaczej odczytujemy wypowiedź koordynatora Zbigniewa Wassermanna, który w listopadzie 2007 r., tuż przed ustąpieniem z urzędu, w radiowym wywiadzie stwierdził, że informacje stawiające Sikorskiego w niekorzystnym świetle pojawiły się tuż przed zdymisjonowaniem go ze stanowiska ministra obrony w rządzie PiS.
Minister Wassermann mówił wtedy również, że Donald Tusk będzie mógł się dowiedzieć, co to za informacje, kiedy uzyska jako premier dostęp do informacji ściśle tajnych, a teraz powinien "uwierzyć w to, co mówi pan prezydent, bo pan prezydent mówi w dobrze pojętym interesie państwa. To jest sfera bezpieczeństwa, objęta tajemnicą ścisłą, państwową".
Po odejściu z rządu pojawiły się informacje, że Sikorski wyjedzie na placówkę do USA, ale postawił warunek, który wyjawił Aleksander Szczygło w jednym z wywiadów radiowych: "Jeśli chodzi o stanowisko ambasadora w Waszyngtonie - tak - była taka propozycja. I to była propozycja, którą Radek przyjmował pod jednym warunkiem: że kupimy nową siedzibę dla ambasadora w Waszyngtonie".
Wkrótce Sikorski związał się z PO i rozpoczął kampanię ataków na PiS. Kpił z proamerykańskiej strategii urzędników prezydenta Kaczyńskiego: "Pół roku temu prorokowałem, że nawet jeśli prezydent USA wycofa się z umowy, to "okopy świętej trójcy" światowego buszyzmu, czyli nasze Biuro Bezpieczeństwa Narodowego się na to nie zgodzi i będzie walczyć dalej".
Jednocześnie sam jest wyjątkowo czuły na głosy negatywne, ostatnio wytoczył nawet kilku redakcjom procesy za wpisy internetowe czytelników.
Dyplomatyczna stajnia Augiasza
W wyborach w 2007 r. Sikorski został posłem PO, a potem szefem MSZ. Po objęciu resortu przez Sikorskiego przerwano realizowane w nim zmiany. Za czasów min. Anny Fotygi absolwenci sowieckiej uczelni MGIMO (Moskiewskiego Państwowego Instytutu Stosunków Międzynarodowych) byli usuwani ze stanowisk kierowniczych do mniej odpowiedzialnych zadań. Jednak za czasów Sikorskiego w MSZ uznano, że studia w MGIMO nie są powodem do wstydu, chociaż wpływy w MGIMO miały posiadać sowieckie służby specjalne.
Ryszard Schnepf, wiceminister w MSZ, stwierdził: "Radosław Sikorski uważa, że jedyne kryteria, jakimi powinno się kierować przy doborze ludzi, to ich profesjonalizm i lojalność wobec kraju. Nie byłoby dobrze, gdyby z powodu ukończenia tej czy tamtej uczelni ktoś był dyskryminowany lub faworyzowany".
Absolwenci MGIMO obejmowali ambasady, awansowali w centrali. Nominacji doczekał się np. wiceszef kadr w MSZ Roman Kowalski, który ukończył MGIMO.
"Nasz Dziennik" zwracał uwagę na fakt, że w ostatnim okresie do sądów trafiło kilkanaście wniosków biura lustracyjnego dotyczących osób z MSZ. Sądy wszczęły postępowania lustracyjne wobec ambasadora tytularnego w Moskwie Tomasza Turowskiego, Janiny Biernackiej z kancelarii MSZ, Witolda Raczkowskiego, byłego konsula w Grodnie, oraz Mirosława Lewińskiego, członka "służby zagranicznej", a także wnioski dotyczące Wojciecha Piątkowskiego, radcy z ambasady w Katarze. Pion lustracyjny Instytutu Pamięci Narodowej zarzuca byłemu konsulowi we Lwowie Mirosławowi Grycie i obecnemu konsulowi w Łucku Andrzejowi Kucharczukowi, że złożyli "nieprawdziwe oświadczenia lustracyjne".
Jednocześnie Sikorski czynił trudności tzw. pisowskim kandydatom na ambasadorów, zwłaszcza byłej minister Annie Fotydze, o której powiedział: "Dobrze, że Anna Fotyga nie została naszym ambasadorem przy ONZ, bo wstyd byłby jeszcze większy niż po jej nagłym odejściu ze stanowiska w Międzynarodowej Organizacji Pracy". Natomiast w kwietniu 2009 r. oświadczył, że jest "mało prawdopodobne", aby jego poprzedniczka została polskim ambasadorem przy ONZ. Stało się to po spotkaniu Anny Fotygi z sejmową Komisją Spraw Zagranicznych, kiedy stwierdziła: "Człowiek o moim życiorysie jest naprawdę głęboko poraniony przyglądaniem się temu, co się dzieje z polską polityką zagraniczną". Trudno nie zgodzić się z byłą szefową dyplomacji RP.
Sikorski wielokrotnie agresywnie atakował samego prezydenta Lecha Kaczyńskiego: "Prezydent wolnej Polski może być niski, ale nie powinien być mały". Do min. Anny Fotygi miał powiedzieć: "Można być prezydentem, ale można być też chamem".
Na tarczy w sprawie tarczy
Strategię MSZ za czasów Sikorskiego charakteryzuje skrajny serwilizm wobec Unii Europejskiej i Moskwy. Dyplomaci nie bronili interesów naszego państwa na arenie europejskiej, nie realizowali wypracowanej wcześniej strategii stabilizacji naszego regionu i utrzymania przez Polskę ważnej pozycji w Europie, dzięki bliskim stosunkom z Waszyngtonem. Istotnym elementem tej architektury geopolitycznej był wspólny amerykańsko-polski projekt instalacji w Polsce tarczy antyrakietowej. Jego realizacja uczyniłaby z Polski samodzielnego gracza w tym regionie Europy, uniezależniłaby nas od Brukseli i Moskwy. Wprawdzie w okresie szefowania MON Sikorski werbalnie postulował budowę tego systemu, jednak po odejściu z rządu premiera Kaczyńskiego natychmiast zaczął wskazywać na kolejne trudności w sprawie budowy w Polsce amerykańskich baz antyrakietowych. Krytykował rząd polski i administrację USA. W "Washington Post" opublikował artykuł, w którym stwierdził, że jest "długa lista powinności państwa przyjmującego tarczę i niewiele zobowiązań USA. (...) Jeśli administracja Busha liczy na to, że Polacy i Czesi, skacząc z radości, zgodzą się na wszystko, co się im zaproponuje, czeka go bolesne zderzenie z rzeczywistością. (...) Nastawienie opinii publicznej do Ameryki jest coraz gorsze i rośnie sprzeciw wobec operacji wojskowych pod kierunkiem USA, a zwłaszcza do proponowanego umieszczenia bazy rakietowej w Polsce".
Natomiast już jako szef MSZ w styczniu 2008 r. skrytykował byłą minister Fotygę za jej wypowiedź, że "rząd Tuska prowadzi negocjacje z USA techniką żądań zaporowych", a poprzedni rząd rozmawiał ze Stanami o bardziej zaawansowanych technologiach, które "niekoniecznie musimy dostać" od USA, bo Polskę też "stać na modernizację armii".
Sikorski powiedział wtedy: "Rząd ma pewną pozycję negocjacyjną i bardzo proszę, żeby pani minister Fotyga tej polskiej pozycji nie podcinała". Jednocześnie dodał, że prosi też prezydenta, by przywołał swoją podwładną do porządku.
Jaką strategię negocjacyjną rząd Tuska wypracował w tej sprawie, przekonaliśmy się kilka miesięcy później, kiedy to dopiero publiczna wypowiedź min. Witolda Waszczykowskiego, głównego negocjatora Polski w sprawie tarczy antyrakietowej, spowodowała przyspieszenie ze strony MSZ i podpisanie umowy. Przez kolejne miesiące można było zaobserwować, że rząd Tuska wyczekiwał rezygnacji USA z projektu rozmieszczenia w Polsce tych baz. Taka postawa doprowadziła do sporu z prezydentem Kaczyńskim, który był zwolennikiem uczynienia z Polski lidera w Europie Środkowej. Ewidentną dyplomatyczną winą ekipy PO i osobiście Sikorskiego było opóźnienie rozmów z USA i oczekiwanie na dojście do władzy w Waszyngtonie zwolenników tzw. resetu w stosunkach z Rosją.
Afrodyzjakowa dyplomacja
Taki "reset" z UE i Rosją dyplomacja Sikorskiego rozpoczęła bowiem znacznie wcześniej.
Kolejne wizyty w Moskwie, Brukseli, Berlinie, eliminowanie prezydenta Kaczyńskiego z rozmów dyplomatycznych (bo taki miała sens słynna "wojna o samolot"), doprowadziły do pochwał ze strony Brukseli i słownego ocieplenia z Rosją. Po jednej z wizyt w Moskwie Sikorski oświadczył: "To początek przekuwania się przez warstwy lodu. Odkurzamy umowy i wróciliśmy do języka pragmatyki, tzn. odpowiadania sobie pozytywnymi gestami na pozytywne gesty". Bagatelizował kolejne oświadczenia dostojników rosyjskich na temat groźby użycia broni: "To, że Rosja po raz kolejny używa doktryny pierwszego użycia broni atomowej, to nic nowego. Opracowała ją już w latach 90. To nie oznaka siły, ale słabości. Mam wrażenie, że te publiczne dywagacje pana generała nie są nawet w Moskwie i przez rosyjską prasę traktowane poważnie".
W kolejnych oświadczeniach Sikorski nie wykluczał przyjęcia Rosji do NATO, przebudowy tego paktu itd. Ten wschodni "reset" Sikorskiego wynikał z polityki UE, która postanowiła uczynić z Rosji partnera strategicznego, nawet kosztem nowych członków.
Kwintesencją dyplomacji Sikorskiego są dwa jego spotkania - pierwsze z prezydentem Alaksandrem Łukaszenką (razem z szefem dyplomacji Niemiec) i drugie z polskimi ambasadorami w obecności szefa dyplomacji Rosji. W obu wypadkach interesy kraju zostały podporządkowane strategii UE. Najdobitniej odczuła to Polonia za wschodnią granicą.
Dyplomacja Sikorskiego była zagranicznym wydaniem "polityki miłości" PO. Zresztą jego resort stał się sławny za sprawą specyficznego hobby Sikorskiego. "Nasz Dziennik" ujawnił, a MSZ potwierdziło, iż wykorzystał on jedną z dyplomatycznych wizyt w Chinach, by nabyć popularny wśród ludów Azji afrodyzjak przygotowany ze sproszkowanego rogu jelenia. Spreparowanie kosztownego specyfiku wiąże się z ogromnym cierpieniem zwierzęcia, któremu ścina się jeszcze młode, bardzo silnie unerwione poroże, przeciwko czemu protestują międzynarodowe organizacje ekologiczne zajmujące się ochroną ginących gatunków. Tymczasem do poszukiwania afrodyzjaku Sikorski zaangażował nawet personel polskiej placówki dyplomatycznej.
O ile ten ostatni wyczyn Sikorskiego można oceniać w kategoriach satyrycznych, o tyle inne są już poważniejsze, tragiczne. To właśnie postawa dyplomacji rządu PO doprowadziła do rozdzielenia wizyt premiera Tuska i prezydenta Kaczyńskiego w Katyniu. Zaniechania polskich władz spowodowały, że wizyta głowy państwa polskiego była traktowana przez władze Rosji jako prywatna i była gorzej przygotowana.
Pomimo tragedii 10 kwietnia Sikorski nie wyciągnął konsekwencji wobec urzędników winnych tych zaniedbań, nie wszczął postępowań dyscyplinarnych, nie skierował wniosków do prokuratury. Zachował się tak, jakby nie wydarzyła się największa tragedia w Polsce po II wojnie światowej.
Sikorski nie podjął działań dyplomatycznych po publikacji raportu MAK. Zaniechania MSZ w tej sprawie unaocznił mec. Bartosz Kownacki, który praktycznie jako osoba prywatna doprowadził do usunięcia ze strony internetowej MAK części fałszywych informacji o gen. Andrzeju Błasiku. Interwencja Sikorskiego byłaby skuteczniejsza.
Miejsce dla Turowskiego
Najdobitniejszym przykładem skandalicznych przygotowań wizyty polskiego prezydenta w Katyniu jest fakt, że osobą odpowiedzialną za organizację był ambasador tytularny Tomasz Turowski, który powrócił do pracy w MSZ w lutym 2010 r. i natychmiast zlecono mu prace w tym zakresie. Instytut Pamięci Narodowej oskarżył Turowskiego o złożenie fałszywego oświadczenia lustracyjnego. Według archiwalnych dokumentów miał być w czasach PRL komunistycznym agentem pracującym pod przykryciem, m.in. w Watykanie.
Oczywiście to nie są wszystkie "dokonania" ministra Radosława Sikorskiego, ale już tylko to zestawienie charakteryzuje go jako Zeliga, bohatera filmu Woody'ego Allena, "człowieka bez właściwości", który bez trudu dostosowuje się do każdych warunków i otoczenia.
Zapewne fakt wysłania przez Sikorskiego noty do Watykanu w sprawie ojca Tadeusza Rydzyka wpisuje się w nowy etap działalności jego i jego partii - podważania i dyskredytowania osób duchownych.
-- Piotr Bączek
Artykuł opublikowany w „Naszym Dzienniku” z 2-3 lipca 2011 r.
Piotr Bączek był członkiem komisji weryfikacyjnej ds. WSI. Do grudnia 2007 r. był szefem Zarządu Studiów i Analiz Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Po objęciu urzędu prezydenta RP przez Bronisława Komorowskiego został wyrzucony z Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
"Dziwne przypadki Radosława Sikorskiego", Piotr Baczek. Nasz Dziennik, 2-3 VII 2011
Co łączy R. Sikorskiego z Tomaszem Turowskim?
Po publikacji artykułu „Dziwne przypadki Radosława Sikorskiego" (patrz: Niezależna.pl, 2-
07-2011) pojawiło się kilka wpisów internautów na temat związków obecnego szefa MSZ z Tomaszem Turowskim i ich pobytu w Rzymie w połowie lat 80.
Przypomnijmy najpierw osobę Tomasza Turowskiego. Jest on oskarżony przez IPN o złożenie fałszywego oświadczenia lustracyjnego. W grudniu 2010 roku media podały, że był on szpiegiem wywiadu cywilnego PRL. IPN skierował wniosek do sądu o uznanie go za kłamcę lustracyjnego, ponieważ miał zataić fakt, że był oficerem komunistycznego wywiadu nielegalnego i w okresie PRL działał w Rzymie, we Francji i w środowiskach opozycyjnych w Polsce. Zapisy rejestracyjne zachowane w archiwach świadczą, że do współpracy ze służbami specjalnymi został pozyskany jeszcze jako student. Do pracy w wywiadzie wytypował go Wydział XIV Departamentu I - najbardziej elitarna struktura wywiadu PRL. Osoby zwerbowane przez ten wydział i kierowane do pracy za granicą zwykle były ukadrawiane, czyli stawały się oficerami SB. Wydział XIV zajmował się wywiadem z pozycji „N", czyli „nielegalnych". Nielegałowie nie korzystali z dyplomatycznych kanałów łączności. Wiadomości do kraju były przekazywane przez własny system łączności radiowej lub przez kurierów.
W 1975 r. Turowski zgłosił się do zakonu jezuitów w Rzymie. Perfekcyjna znajomość rosyjskiego sprawiła, że mimo młodego wieku szybko zaczął być dopuszczany do największych tajemnic dotyczących polityki wschodniej Watykanu. Jeszcze w okresie kleryckim, nie zrywając kontaktu z Rzymem, Turowski zaczął pogłębiać wiedzę o Związku Radzieckim w wyspecjalizowanych ośrodkach jezuickich we Francji. Najpierw w Paryżu, potem w Meudon. W tym czasie nawiązał kontakty ze środowiskiem paryskich „Spotkań".
W 1986 r., tuż przed zakończeniem dziesięcioletniego okresu poprzedzającego przyjęcie święceń, Turowski zrezygnował z kariery zakonnej i się ożenił.
(patrz: Rzeczpospolita, 18-12-2010)
Pierwotnie wybranką Turowskiego była jego francuska uczennica, jednak ostatecznie poślubił Hiszpankę. "Nasz Dziennik" podał, że francuską narzeczoną Turowskiego była córka socjalistycznego premiera Francji Michela Rocarda, za rządów prezydenta Francoisa Mitterranda. Wiele wskazuje na to, że szeroko reklamowany ślub nie doszedł do skutku w wyniku interwencji francuskiego kontrwywiadu. Tezę tę potwierdza działacz opozycji w PRL i założyciel paryskiego wydawnictwa "Editions Spotkania" Piotr Jegliński: "Po jego ślubie dostałem wiadomość, że widziano tam funkcjonariuszy bezpieki. Później słyszałem to jeszcze wielokrotnie".
(patrz: Nasz Dziennik, 24-12-2010)
Z tego czasu pochodzą donosy dotyczące środowiska pisma „Spotkania". Ich kopie ocalały, bo znalazły się w tzw. materiałach informacyjnych Departamentu I, gdzie gromadzono najważniejsze doniesienia od agentury z całego świata. Meldunki sygnowane jako 9596, a potem pseudonimem „Orsom" pozwalają ustalić jednoznacznie, że źródłem była osoba mająca świetne kontakty wśród jezuitów włoskich i francuskich, obracająca się w kręgu „Spotkań".
W 1993 r. Turowski rozpoczął pracę w MSZ, w departamencie Europa II (zajmującym się
Europą Wschodnią) najpierw był doradcą, potem wicedyrektorem. W 1996 r. wyjechał do ambasady w Moskwie, gdzie najpierw pełnił funkcję radcy, potem ministra pełnomocnego. Pięć lat później został ambasadorem na Kubie, 8 marca 2001 r. ówczesny szef MSZ Władysław Bartoszewski osobiście rekomendował Turowskiego przed sejmową komisją spraw zagranicznych.
W 2005 r. Turowski wrócił do Polski z placówki na Kubie. Pracował w MSZ jako radca- minister w dyspozycji Biura Kadr i Szkolenia oraz radca-minister w Departamencie Strategii i Planowania Polityki Zagranicznej. Od lutego do maja 2007 roku pełnił funkcję ambasadora tytularnego w Departamencie Strategii i Planowania Polityki Zagranicznej, potem został zwolniony z MSZ.
Po objęciu funkcji szefa MSZ przez Radosława Sikorskiego Turowski szybko staje się jedną z jego najbardziej zaufanych osób. Według medialnych doniesień miał zasadniczy wpływ na proces zbliżenia polsko-rosyjskiego.
W lutym 2010 r. ponownie został przyjęty do MSZ. Otrzymał zadanie przygotowania obu wizyt katyńskich, zarówno spotkania premierów Donalda Tuska z Władimirem Putinem, jak i wizyty Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego. Natychmiast wyjechał do Moskwy.
Zajmował się też projektem, który miał doprowadzić do powstania wspólnego dokumentu patriarchatu moskiewskiego oraz episkopatu Polski poświęconego polsko-rosyjskiemu pojednaniu. Miał być wymieniany jako następca Hanny Suchockiej w roli ambasadora przy Stolicy Apostolskiej. Uchodził za najpoważniejszego kandydata na to stanowisko, obok polskiego ambasadora w Paryżu Tomasza Orłowskiego.
(patrz: http://www.rp.pl/artykul/580731.html)
Powrót Turowskiego do MSZ (po trzech latach przerwy) w lutym 2010 r. i przekazanie mu organizacji wizyt polskich władz w Katyniu dowodzi, że musiał cieszyć się uznaniem
zaufaniem szefostwa dyplomacji rządu Tuska. Na taki awans mogła liczyć osoba sprawdzona. Czym zasłużył się Turowski, że otrzymał do realizacji w MSZ te nowe zadania? Czy dostał je, ponieważ wcześniej znał Sikorskiego?
Niektórzy internauci wskazują na rzymski epizod w życiorysie Sikorskiego, w kontekście życiorysu szefa dyplomacji zadawali pytanie „co z jego watykańskim okresem w życiorysie? Trwało to podobno jeden rok, ale kiedy i na czym polegała jego współpraca z Turowskim, też rezydującym za spiżową bramą"
(patrz: "Dziwne przypadki Radosława Sikorskiego, Niezależna.pl, 4-07-2011, komentarze).
Odpowiadałem, że pisząc artykuł na temat Sikorskiego nie natrafiłem na żadne informacje odnośnie jego kontaktów z Turowskim w Watykanie.
Jednak w tej interesującej sprawie wypowiedział się wcześniej Jan Pospieszalski w czasie promocji książki „Czy Jeszcze Warto Rozmawiać?", która odbyła się w Muzeum Powstania Warszawskiego 29 czerwca br. Jan Pospieszalski mówiąc wtedy o niezrealizowanych programach powiedział również m.in. o kontynuacji wątku Tomasza Turowskiego w czasie pobytu w Rzymie.
Przytaczam przepisany fragment dyskusji na ten temat ze spotkania z twórcami programu „Warto rozmawiać":
Jan Pospieszalski: „Po ostatnim programie zadzwonił do mnie ksiądz z Płocka, ksiądz Kurek, salezjanin. Mówił, czy sprawdziliśmy, jakie były koneksje młodego Sikorskiego z Tomaszem Turowskim. Ja na to, jak to mogę sprawdzić, przecież obaj byli w Rzymie, i Sikorski mieszkał w Rzymie. Zaczynam wertować wszystkie dostępne biografie Sikorskiego
nie znajduję wątku rzymskiego. Okazuje się, że dopiero u Łukasza Warzechy jest taki moment, że pierwsze po wyjeździe na Zachód spotkanie z rodzicami miało miejsce w Rzymie, gdzie oni byli pod pretekstem wyjazdu na pielgrzymkę. Specjalnie tak wykombinowali, żeby zobaczyć się z synem, który wybrał wolność na Zachodzie. Ten rozmówca telefoniczny, ten ksiądz z Płocka, mówił żeby sprawdzić to w Domu Polskim, ponieważ w Domu Polskim na Via Cassia Radosław Sikorski mieszkał przez rok. Żadna oficjalna biografia nie potwierdzała tego.
Odszukałem kapłana, który był dyrektorem Domu Polskiego na Via Cassia, okazało się, że był to ksiądz Ksawery Sokołowski z Częstochowy (...). I ksiądz Ksawery Sokołowski potwierdzil: „Tak. Radosław Sokołowski przez rok, bodaj w 1984 lub 1985, mieszkał w Rzymie u niego. A jak spotkamy się Janku (bo jesteśmy „na ty"), to Ci opowiem, kto go przywiózł, i kto go rekomendował żebyśmy go rok tutaj u siebie trzymali, i kto go później zabrał i z kim wyjechał.
Głos z sali: I kto mu załatwił mieszkanie.
Jan Pospieszalski: Przyznam, że tego wątku nie sprawdziłem ponieważ nasze oficjalne zapytanie do MSZ, które skierowaliśmy w formie mailowej do Marcina Bosackiego, rzecznika prasowego MSZ, z zapytaniem - „jakie były wcześniejsze kontakty Tomasza Turowskiego, bezsprzecznie sowieckiego agenta z Radosławem Sikorskim?" - otrzymaliśmy odpowiedź bardzo lakoniczną, zdawkową.
Paweł Nowacki: .że Radosław Sikorski widział się dwa razy w życiu z Tomaszem Turowskim.
Jan Pospieszalski: .Może jestem opanowany nienawiścią i spiskową teorią, ale ze zdziwieniem stwierdzam, że jeśli Radosław Sikorski szczegółowo opisuje całą swoją drogę życiową, to rok w życiu młodego, dwudziestokilkuletniego człowieka jest znaczącym okresem, w związku z tym dlaczego na miłość Boską ukrywać fakt, że przez rok było się w Rzymie.
Rozmówca telefoniczny stwierdza, że widywali się bardzo często. Musieli widywać się, ponieważ Tomasz Turowski też przebywał w Domu Polskim".
(tekst za nagraniem ze spotkania z twórcami programu „Warto rozmawiać": http://kisiel.salon24.pl/321333,dlaczego-sikorski-pomija-w-biografii-pob...
http://bernardo.salon24.pl/321285,czy-jeszcze-warto-rozmawiac-relacja-z-...
http://lubczasopismo.salon24.pl/Gasipies/post/321894,ksiadz-kurek-z-ploc...
http://www.blogpress.pl/node/9046
http://www.youtube.com/watch?v=7gsfMGzvxIQ&feature=related
http://www.marekmartynowski.pl/news.php?readmore=6859)
Faktem jest, że R. Sikorski wspomniał w książce „Strefa zdekomunizowana" o swoim pobycie w Rzymie w 1984 r. i spotkaniu z pewnym księdzem: „Ja natomiast pojechałem do stolicy Włoch na Uniwerystet Polonii Wolnego Świata, który przez dwa tygodnie miał prowadzić zajęcia w Domu Polskiem na via Cassia. Dyrektorem był tam miły ksiądz, u którego mieszkała jego ciotka, sympatyczna, poczciwa starsza pani. Ksiądz zaprosił mnie do siebie na herbatę. Rozmawiamy o moich studiach, o sytuacji w kraju" (Łukasz Warzecha „Strefa zdekomunizowana", s.29).
Jednak Sikorski nie wymienił nazwiska tego księdza, we wspomnieniach nie wymienia również nazwiska Tomasza Turowskiego. W kontekście informacji ujawnionych przez Jana Pospieszalskiego jest to bardzo dziwne, i to z kilku powodów.
Należy pamiętać, że od 21 stycznia 1983 r. Sikorski został zarejestrowany przez wydział
Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Bydgoszczy pod nr. 21200 jako "osoba do obiektu" do sprawy "Bristol" nr ewid. 9219, a w 1989 r. sprawę prze rejestrowano na Kwestionariusz Ewidencyjny krypt. "Bastard" - "podejrzany o kontakt ze służbami specjalnymi państw NATO", sprawę przejął Wydział III Departamentu I MSW. Pobyt Sikorskiego w Rzymie w połowie lat 80. musiał więc być odnotowany przez komunistycznych agentów działających w tym mieście.
Zakładam, że młody Radek Sikorski mógł nie zdawać sobie z faktycznej roli Tomasza Turowskiego, czym zajmował się w Watykanie, jakie zadania wyznaczyła mu centrala itd. Możliwe jest, że po 1989 r. Sikorski jeszcze przez wiele lat nie poznał przeszłości Turowskiego, jednak dlaczego pominął tę osobę w swoich wspomnieniach?
Trudno również przyjąć do wiadomości tłumaczenie, że Sikorski nie zetknął się z osobą Turowskiego w III RP, zwłaszcza po objęciu najwyższych stanowisk w dyplomacji, najpierw wiceministra, a potem ministra MSZ. W latach 1998-2001 Sikorski w rządzie Jerzego Buzka był wiceministrem spraw zagranicznych. Zajmował się utrzymywaniem kontaktów z Polonią oraz relacji z krajami Azji, Afryki oraz właśnie Ameryki Łacińskiej. Tymczasem Turowski w 2001 r., jeszcze w okresie rządu AWS, otrzymał rekomendację na funkcję ambasadora na Kubie.
Od jesieni 2007 r. Radosław Sikorski jest szefem MSZ i po ponad dwóch latach urzędowania (w lutym 2010 r.) wyraża zgodę na nominację Turowskiego i jego wyjazd do Moskwy. Dlaczego?
Co przekonało Sikorskiego do nominacji Turowskiego?
Czym zasłużył się Turowski, że otrzymał ten awans?
Czy Sikorski w momencie nominowania Turowskiego brał pod uwagę przeszłość Turowskiego w Watykanie?
Czy poznał go w latach 80.?
Dlaczego Turowski nie został odwołany zaraz po katastrofie smoleńskiej, pomimo popełnienia wielu błędów organizacyjnych w trakcie przygotowań uroczystości 10 kwietnia 2010 r. (Turowski był pracownikiem MSZ do lutego 2011 r.)?
-- PIOTR BĄCZEK
"Co łączy R. Sikorskiego z Tomaszem Turowskim?", Niezależna.pl, 19-07-2011