NISARGADATTA 9 II 1972 ok

NISARGADATTA 9 II 1972


9 lutego 1972 r.

Rozmówca: Urodziłam się w Stanach Zjednoczonych. Ostatnie piętnaście miesięcy spędziłam w aśramie Maharisziego. Obecnie znajduję się już w drodze powrotnej do domu, gdzie oczekuje mnie matka.

Maharaj: Jakie są pani dalsze plany?

R: Chciałabym zdobyć kwalifikacje pielęgniarki, wyjść za mąż i mieć dzieci.

M: Co panią skłania do małżeństwa?

R: Stworzenie ogniska domowego uważam za najwyższą formę dostępnej mi służby społecznej. Oczywiście życie może ułożyć się inaczej. Jestem przygotowana na wszelkie okoliczności.

M: Co pani dało te piętnaście miesięcy spędzonych w aśramie? W jakim stopniu jest pani teraz inna w porównaniu ze stanem, z którym pani tam przybyła?

R: Nie żyję już w strachu. Jestem spokojniejsza.

M: Jakiego rodzaju jest to spokój? Czy spokój posiadania tego, czego się pragnie, czy spokój nie pragnienia tego, czego się nie posiada?

R: Myślę, że z każdego po trochu. Nie było to bynajmniej łatwe do osiągnięcia. Aśram jest miejscem pełnym spokoju, ja jednak wewnętrznie znajdowałam się w stanie śmiertelnej udręki.

M: Jeśli zda pani sobie sprawę z tego, że rozróżnienie pomiędzy wnętrzem i światem zewnętrznym znajduje się tylko w umyśle, to nie będzie pani już się lękać.

R: Taka świadomość rodzi się we mnie, ale i zanika. Niezmienności absolutnej pełni jeszcze nie osiągnęłam.

M: Jak długo pani tak sądzi, musi pani kontynuować swoją sadhanę, aby rozproszyć błędne wyobrażenie o swej niezupełności. Sadhana usuwa nakładające się oddziaływania. Wszystkie udręki znikną, gdy przekona się pani, że jest czymś mniejszym jeszcze niż punkt w przestrzeni i w czasie, że jest czymś zbyt małym, aby można było panią zranić, i czymś zbyt przemijającym, aby można było panią uśmiercić. Gdy stanie się pani mniejsza niż koniuszek igły, wtedy igła nie będzie mogła pani przebić - to pani przebije igłę.

R: Tak, i dlatego czuję się niekiedy nieustraszona. Jestem czymś większym - jestem samą nieustraszonością.

M: Co skłoniło panią do zamieszkania w aśramie?

R: Przeżyłam nieszczęśliwą miłość i bardzo cierpiałam. Nie pomógł mi ani alkohol, ani narkotyki. Szukałam wyjścia po omacku i wtedy wpadły mi w ręce książki o jodze. Tak więc od książki do książki, od jednego śladu do drugiego i wylądowałam w aśramie.

M: Biorąc pod uwagę pani stan dzisiejszy: gdyby zdarzyła się pani taka sama tragedia raz jeszcze, czy cierpiałaby pani tak samo?

R: O nie! Już nie pozwoliłabym sobie na cierpienie. Odebrałabym sobie życie.

M: A więc nie boi się pani śmierci?

R: Boję się umierania, ale nie samej śmierci. Wyobrażam sobie, że umieranie jest bolesne i brzydkie.

M: Wcale tak być nie musi. Śmierć może być piękna i spokojna. Gdy rozumie pani, że śmierć dotyczy tylko ciała, obserwuje pani jak ono ginie, niby niepotrzebne już ubranie.

R: Mój strach przed śmiercią wynika chyba rzeczywiście z nieznajomości rzeczy.

M: Co chwilę ktoś umiera, strach i śmiertelna udręka wiszą nad światem jak chmura. Nic więc dziwnego, że i pani żyje w lęku. Gdy jednak posiądzie pani wiedzę o tym, że tylko ciało ginie, a nie ciągłość pamięci i poczucie jestem" odbijające się w niej, nie będzie już miejsca na lęk.

R: Umrzyjmy najpierw. Wtedy zobaczymy.

M: Wgłębiwszy się w istotę rzeczy, zrozumie pani, że narodziny i śmierć są tym samym. Życie pulsuje pomiędzy istnieniem i nieistnieniem. Wszystko dla swego dopełnienia czegoś potrzebuje. Urodziła się pani, aby umrzeć, i umrze, aby urodzić się ponownie.

R: A czy postawa pełnego dystansu nie zatrzymuje tego procesu?

M: Wraz z tą postawą uchodzi lęk, ale sam fakt pozostaje bez zmiany.

R: Czy będę musiała powtórnie się narodzić? To byłoby straszne!

M: Nie ma żadnego przymusu. Będzie pani miała to, co zechce. Sama stawia pani sobie cele i doprowadza do ich spełnienia.

R: Czy my sami skazujemy siebie na cierpienia?

M: Wzrastamy dzięki poznawaniu, a do tego potrzebujemy doświadczeń. Mamy skłonność do powtarzania tego, czego nie zrozumieliśmy. Człowiek wrażliwy a mądry nie musi cierpieć. Ból jest wołaniem o skupienie się i karą za ospałość. Jedynym środkiem zaradczym jest inteligentne i współczujące działanie.

R: Właśnie dlatego, że zmądrzałam, nie zgodziłabym się na powtórne cierpienie. A co złego jest w samobójstwie?

M: Nie byłoby nic złego, gdyby samobójstwo rozwiązywało problem. Cóż jednak będzie, jeśli nie rozwiąże? Cierpienie spowodowane przez takie zewnętrzne czynniki, jak bardzo bolesna lub nieuleczalna choroba, albo też klęska trudna do zniesienia, może stanowić pewne usprawiedliwienie, ale samobójstwo niczego nie załatwia, gdy człowiekowi brak mądrości i współczucia. Nierozsądna śmierć oznacza równie nierozsądne ponowne narodziny. Istnieje także kwestia karmy. Najmądrzejszą postawą jest z reguły cierpliwość.

R: Czy cierpliwym należy być nawet wtedy, gdy cierpienie jest ostre i beznadziejne?

M: Cierpliwość to rzecz jedna, a bezradność wobec bólu nie do zniesienia to rzecz druga. Cierpliwość ma głęboki sens i jest owocna, podczas gdy męczarnia nie ma sensu.

R: Po co martwić się o karmę? Przecież ona spełnia się sama.

M: Nasza karma na ogół jest kolektywna. Cierpimy za grzechy innych, a inni cierpią za nasze grzechy. Ludzkość jest jedna. Nieznajomość tego faktu niczego nie zmieni. Moglibyśmy być bardziej szczęśliwi, ale za cenę obojętności wobec cierpienia bliźnich.

R: Wydaje mi się, że jestem teraz znacznie bardziej wrażliwa.

M: O kim pani mówi? O sobie jako istocie zamkniętej w kobiecym ciele?

R: Istnieje ciało, ale istnieje również współczucie, a także pamięć i mnóstwo rzeczy oraz postaw. Wszystko to razem nazwałabym sobą.

M: Włączając w to poczucie jestem"?

R: Idea jestem" podobna jest do koszyka zawierającego wiele rzeczy, które w sumie składają się na osobę.

M: A może jest ona raczej nicią, z której koszyk jest upleciony? Gdy myśli pani o sobie jak o kobiecie, czy ma pani na myśli, że sama jest kobietą, czy też że ciało pani jest określane jako kobiece?

R: To zależy od nastroju. Czasem czuję się tak, jakbym była tylko ośrodkiem świadomości.

M: A może oceanem świadomości? Czy przeżywa pani nieraz takie chwile, gdy nie czuje się mężczyzną ani kobietą, ani niczym innym spowodowanym przez okoliczności lub warunki?

R: Są takie chwile. Ale jestem zbyt nieśmiała, żeby o tym mówić.

M: To mi wystarcza. Nie musi pani mówić więcej.

R: Czy mogę zapalić papierosa w pańskiej obecności? Podobno zwyczaj nie pozwala na palenie w obecności mędrca, zwłaszcza kobiecie.

M: Ależ proszę zapalić, nikt nie będzie miał do pani pretensji. My to rozumiemy.

R: Chciałabym trochę ochłonąć.

M: Europejczykom zdarza się często, że po napięciu spowodowanym sadhaną przeładowani są energią i gorączkowo szukają dla niej ujścia. Organizują wspólnoty, stają się nauczycielami jogi, żenią się, piszą książki, robią mnóstwo rzeczy - zamiast po prostu zachować spokój i skierować swą energię ku wnętrzu, gdzie by znaleźli źródło swej nieograniczonej energii, ucząc się nią kierować.

R: Przyznaję, że po powrocie i ja chciałabym prowadzić życie bardzo aktywne. Czuję się pełna energii.

M: Może pani robić, co się podoba, byle tylko nie utożsamiała pani siebie z ciałem i umysłem. Chodzi tu nie tyle o faktyczne odrzucenie swego ciała i wszystkiego, co się z nim wiąże, ale o jasne pojmowanie, że nie jest pani ciałem, o dystans, o brak emocjonalnego zaangażowania.

R: Wiem, o co panu chodzi. Około czterech lat temu przeszłam przez okres odrzucania wszystkiego, co fizyczne. Nie chciałam kupować sobie ubrania, jadłam najprostsze potrawy, spałam na gołych deskach. Ważna w tym była nie tyle faktyczna niewygoda, co zasada akceptowania niedostatku. Teraz rozumiem, że najdoskonalszą prostotą jest witanie życia takiego, jakie przychodzi, i pokochanie wszystkiego, co ono daje. Z radosnym sercem przyjmę każde wydarzenie i zrobię z niego najlepszy użytek. Jeśli nie będę mogła uczynić niczego więcej niż dać kilkorgu dzieciom życie i prawdziwą kulturę, to i tak dosyć. Naprawdę moje serce kieruje się do każdego dziecka, ale po wszystkie sięgnąć nie mogę.

M: Jest pani mężatką i matką tylko wtedy, gdy żyje pani ze świadomością dwójni mężczyzna-kobieta". Gdy nie utożsamia pani siebie z ciałem, życie rodzinne ciała, jakkolwiek by ono było intensywne i interesujące, staje się tylko grą na ekranie umysłu, zaś światło czystej świadomości jest jedyną rzeczywistością.

R: Dlaczego pan uważa świadomość za jedyny byt realny? Czyż trwały przedmiot świadomości nie jest tak samo realny?

M: Rzecz w tym, że on nie trwa. Chwilowy byt jest czymś wtórnym, zależy od tego, co jest poza czasem.

R: Czy ma pan na myśli ciągłość, czy też trwałość?

M: W istnieniu nie ma ciągłości. Ciągłość zakłada identyczność w przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Identyczność taka nie jest możliwa, ponieważ same sposoby identyfikacji są płynne i zmienne. Niech pani odrzuci wszelkie pojęcia czasowości i trwałości, ciała i umysłu, mężczyzny i kobiety - i co wtedy pozostanie? Czymże będzie umysł, gdy zaniecha się dzielenia go na różne sposoby? Nie mówię oczywiście, że nie należy dostrzegać różnic - bez nich nie byłoby żadnej manifestacji.

R: Gdy siebie nie izoluję, żyję szczęśliwie i w spokoju. Lecz jakoś tracę tę postawę i zaczynam szukać szczęścia poza sobą. Nie rozumiem dlaczego mój wewnętrzny spokój nie jest stały.

M: Spokój jest ostatecznie także stanem umysłu.

R: Poza umysłem jest milczenie. O tym nie da się niczego powiedzieć.

M: Tak, wszystko, co się mówi o milczeniu, jest po prostu hałasem.

R: Dlaczego szukamy szczęścia na zewnątrz - nawet wtedy, gdy już zakosztowaliśmy naszej naturalnej, spontanicznej szczęśliwości?

M: Gdy umysł zaangażowany jest w troskę o ciało, szczęście znika. Aby je odzyskać, ludzie szukają przyjemności. Pęd do szczęścia jest słuszny, ale środki stosowane do jego osiągnięcia są zwodnicze - niszczą one prawdziwe szczęście.

R: Czy przyjemność jest zawsze czymś złym?

M: Właściwy stan i właściwe używanie umysłu oraz ciała są bardzo przyjemne. Złe jest poszukiwanie przyjemności. Niech pani nie próbuje uczynić siebie szczęśliwą, ale zbada raczej swoje dążenie do szczęścia. Przecież dlatego chce pani być szczęśliwa, że nie jest szczęśliwa. Proszę zbadać, dlaczego nie jest pani szczęśliwa. Nie będąc szczęśliwa, szuka pani szczęścia w przyjemnościach. Przyjemność powoduje przykrości, i dlatego nazywa to pani zewnętrznym szczęściem. Tęskni pani do innych przyjemności, bezbolesnych, które nazywa boskimi. W rzeczywistości zaś przyjemność jest tylko wytchnieniem wśród bólu. Szczęście jest zarówno wewnątrz wszystkiego, co się zdarza, jak i poza tym. Niech pani nie wprowadza tu rozróżnień, nie rozdziela tego, czego nie można rozdzielić, i nie doprowadza do wyobcowania siebie z życia.

R: Jak dobrze pana teraz rozumiem! Przed moim pobytem w aśramie dręczyło mnie sumienie, ciągle siebie oceniałam. Teraz jestem całkowicie odprężona, w pełni siebie akceptuję. Gdy powrócę do domu, przyjmę życie takie, jakie będzie, wraz z jego goryczami i słodyczami. Jest to jedna z rzeczy, których nauczyłam się w aśramie: ufać Bhagawanowi (Maharisziemu). Przedtem taka nie byłam. Nie umiałam ufać.

M: Ufając Bhagawanowi, ufa pani sobie. Proszę sobie uświadomić, że wszystko, co się zdarza, zdarza się pani, przez panią i w pani, że sama jest pani twórcą, użytkownikiem i niszczycielem wszystkiego, co do pani przenika - a niczego nie trzeba będzie się obawiać. Nie mając obaw, nie będzie pani nieszczęśliwa ani nie będzie pani poszukiwała szczęścia. W zwierciadle pani umysłu pojawiają się i znikają wszelkiego rodzaju obrazy. Wiedząc, że są one bez reszty pani własnym dziełem, proszę obserwować w milczeniu, jak przychodzą i odchodzą - czujnie ale w spokoju. Ta postawa cichego obserwatora jest prawdziwą postawą jogi. Widzi pani obraz, ale sama nim nie jest.

R: Wydaje mi się, że myśl o śmierci przeraża mnie dlatego, że nie chcę powtórnie się urodzić. Wiem, że nikt mnie do tego nie zmusza, ale nacisk nie spełnionych pragnień mnie przytłacza. Może nie będę mogła mu się oprzeć?

M: Nie chodzi tutaj o opór. To, co się odradza lub się rodzi, nie jest panią. Niech się to zdarza, a pani będzie tylko obserwatorem.

R: Po cóż więc w ogóle angażować się?

M: Przecież jest pani zaangażowana. I będzie zaangażowana tak długo, jak długo obraz wchodzić będzie w kolizję z pani własnym poczuciem prawdy, miłości i piękna. Pragnienie harmonii i spokoju nie da się wykorzenić. Gdy jednak zostanie spełnione, uwaga się odwraca i życie fizyczne płynie dalej już bez wysiłku. Wówczas będąc nawet w ciele, nie będzie pani urodzona. Jest dla pani obojętne, czy ma pani ciało, czy go nie ma. Osiąga pani stan, w którym nic nie może się pani przydarzyć. Nie mając ciała, nie może pani być uśmiercona. Nie mając majątku, nie może pani być obrabowana. Nie mając umysłu, nie może być pani wprowadzona w błąd. Nie będzie punktu zaczepienia dla pożądania czy lęku. A gdy żadna zmiana nie będzie mogła się pani wydarzyć - cóż innego będzie miało jeszcze znaczenie?

R: A jednak nie lubię myśli o umieraniu.

M: To dlatego, że jest pani taka młoda. Im lepiej będzie pani siebie znała, tym mniej będzie się bać. Oczywiście nie jest przyjemnie patrzeć na przedśmiertną agonię, ale człowiek umierający rzadko bywa przytomny.

R: Czy powraca on do świadomości?

M: Stan ten najbardziej podobny jest do snu. Przez pewien czas człowiek ma wyłączoną świadomość, ale potem ona wraca.

R: Czy jest to ta sama osoba?

M: Będąc dziełem okoliczności, osoba z konieczności zmienia się wraz z nimi podobnie jak płomień, który zmienia się w zależności od paliwa. Tylko sam proces toczy się dalej, tworząc czas i przestrzeń.

R: A więc dobrze! Bóg będzie czuwał nade mną. Niech się dzieje Jego wola.

M: Nawet wiara w Boga jest tylko etapem na drodze. W końcu bowiem odrzuci pani wszystko, bo dojdzie do czegoś tak prostego, że nawet nie będzie słów, aby to wyrazić.

R: Ja dopiero zaczynam. Na początku nie miałam wiary ani ufności. Bałam się samoistnego rozwoju wydarzeń. Świat wydawał mi się miejscem niebezpiecznym i nieprzyjaznym. Teraz mogę przynajmniej stwierdzić, że ufam mojemu guru i Bogu. Niech pan pozwoli mi rosnąć. Proszę mnie nie popędzać. Niech mi wolno będzie posuwać się naprzód tak szybko, jak potrafię.

M: Ależ oczywiście. Tylko, że pani się jeszcze nie posuwa. Tkwi pani nadal w wyobrażeniach mężczyzna - kobieta, stary i młody, życie i śmierć. Proszę to wszystko przekroczyć. Przezwyciężenie dokonuje się dzięki zrozumieniu.

R: Proszę pana, ludzie ciągle uważają za swój obowiązek wynajdywać we mnie błędy i mnie strofować. Jestem już przesycona tym budowaniem duchowego szczęścia. Cóż jest złego we mnie takiej, jaką jestem? Dlaczego mam coś poświęcać dla przyszłości, choćby nawet najwspanialszej? Mówi pan, że rzeczywistość jest teraźniejszością. Kocham moją teraźniejszość, pragnę jej. Nie chcę wiecznie się martwić o swój poziom człowieczy i jego przyszłość. Nie chcę polować na więcej ani uganiać się za tym, co lepsze. Pozwólcie mi kochać to, co mam.

M: Bezwzględnie ma pani rację. Proszę tak postępować. Ale niech pani będzie rzetelna - po prostu kocha to, co ma. Nie wytęża się i nie żyje w napięciu.

R: Oto, co nazywam poddaniem się mojemu guru.

M: Po co wychodzić na zewnątrz? Proszę poddać się własnej jaźni - wszystko jest jej wyrazem.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:

więcej podobnych podstron