Hanna Niewiadomska
Kropka
Raz długopis miał zadanie,
Aby wstawić kropkę w zdanie.
Szukał miejsca od początku,
W całym zdaniu, bez wyjątku.
Myśli: - Może tak przed "że"?
Lecz przecinek woła: - Nie!!!
Przed "że" zawsze jest przecinek,
Tu jest mały odpoczynek.
Przed "że", "ale" oraz "a"
Jak świat światem stoję ja!!!
Kopnął swym ogonkiem kropkę:
- Ustaw się za wielokropkiem.
Lecz już słychać wielokropka:
- Po co mi jest czwarta kropka?
Od zarania wielokropek
Składa się z trzech małych kropek.
Poszedł pisak w prawą stronę,
Gdzie pytajnik stał zdziwiony.
Ma do ciebie zapytanie:
- Gdzie tu wstawić kropkę w zdanie?
Zakłopotał się pytajnik,
Nadął się jak stary czajnik:
- Po co ty mnie o to pytasz?
Ja nic nie wiem! Sam wciąż pytam!
Idź po radę do myślnika,
On trudności nie unika.
Toż on stoi i wciąż myśli.
On na pewno coś wymyśli.
Myślnik myślał: - Gdzie by? gdzie?
Ale ciągle było źle!
Tusz się kończy w długopisie,
Ciągle pisze, pisze, pisze.
Nagle słyszy.. ktoś się drze.
To wykrzyknik krzyczy: - Wiem!!!
Właśnie sobie przypomniałem,
Gdzie ja kropkę już widziałem.
- Kropka takie ma zadanie,
By z honorem zamknąć zdanie.
Gdyby kropki tam nie było,
Zdanie by się nie kończyło.
Szklanka Przechwalanka
Szklanka koło kubka stała
I się przed nim przechwalała:
- Jestem piękna, przezroczysta,
Z dala widać jaka czysta.
Pijesz soczek, czy maślankę,
Widzisz kolor poprzez ściankę.
We mnie można się przeglądać
I odbicie swe oglądać.
Moje boczki lśnią w słoneczku -
Co ty na to mój kubeczku?
Kubek nic nie odpowiada,
Szklanka dalej opowiada.
Jest tak pewna swej wyższości,
Że ją spokój kubka złości.
Och ty kubku! Ty szczerbaty!
Co masz ucho jak słoń jakiś.
Jesteś gruby i bez wdzięku!
Kto cię zechce trzymać w ręku?
Brzuch wydęty, brzydki szlaczek,
A nad znaczkiem misia znaczek.
Tak ze złości go popchnęła,
Że ze stołu w dół zepchnęła.
Sama za nim także spadła
I na drobne się rozpadła.
Kubek stracił tylko ucho,
Lecz ze szklanką strasznie krucho.
Bałagan
Do pokoju Mateusza
Wpadł bałagan - wszystko rusza.
Jak coś dotknie, to przestawi,
Nic na miejscu nie zostawi.
Był na biurku - więc w szufladzie
Wszystko leży już w nieładzie.
Kredki biedne, rozsypane,
żółta z czarną połamane.
Poodkręcał plakatówki,
Które uciekając z tubki,
Dywan strasznie umazały,
I za łózko powpadały.
Klocki po pokoju posiał,
Konia na biegunach dosiadł,
Kapcie rzucił na kanapę,
Potem podarł starą mapę.
Trochę w szafie się kotłował,
Piórnik pod ubrania schował,
Książkę wsadził w długie spodnie,
Mówiąc, że tak teraz modnie.
Coś się w bałaganie trzęsie.
- Nieporządku zrobię więcej!
Szybko! Szybko! Hop! Hop! Hop!
Na żyrandol zrobił skok.
Długo na nim nie zabawił,
Szelki w paski tam zostawił.
- Mają zwisać z żyrandola,
Taka jest dziś moja wola!
Wszyscy są nim już zmęczeni,
Proszą wielce utrudzeni:
- Niech pan ulży naszej doli,
niech pan więcej nie swawoli.
Bałaganie! Bałaganie!
Może w końcu pan przestanie!
Proszę wziąć się za porządek
I ustawić wszystko w rządek!
A bałagan mówi tak:
- Mnie sprzątanie jest nie w smak.
To jest pokój Mateusza,
Niech on do porządków rusza!,
Wisła”
Wisi mapa na ścianie,
Ciekawa to rzecz niesłychanie,
Po prostu fenomen natury:
Wisła płynie z dołu do góry.
Choć nie jestem specjalny orzeł,
Wiem, że tak być nie może.
Bo wszystko, od wody do rosołu,
Płynie zawsze z góry do dołu.
Więc palcem po głowie się drapię
I długo przyglądam się mapie.
Przyglądam się mapie i myślę,
Że ciężko jest płynąć tej Wiśle.
Aż mnie przechodzą ciarki!
Zwłaszcza że statki i barki
Na swoich falach dźwiga,
A to – dodatkowa fatyga.
Coś muszę zrobić w tej sprawie,
Przecież Wisły tak nie zostawię!
Może mi rozum pozwoli
Ulżyć jej w jej ciężkiej doli.
Zrób coś, rozumie mój ścisły,
W sprawie pomocy dla Wisły...
Już wiem, co zrobię kochani!
Odwrócę mapę do góry nogami!
LUDWIK JERZY KERN
,,Fakir”
Był sobie fakir słynny,
Słynny na cały świat.
Na ostrych rzeczach siadał
I ostre rzeczy jadł.
Gdy mięso mu dawano,
Jarzyny albo drób,
On zaraz dosypywał
Dla smaku trochę śrub.
Uwielbiał w drut kolczasty
Zawijać sobie stek
I torty z pluskiewkami
Dla siebie zawsze piekł.
Na urlop do Meksyku
Każdego roku gnał.
Tam kładł się na kaktusach,
Gdy wypoczywać chciał.
W materac nabijał szpilek
(Dwieście dwadzieścia dwie!)
By lepiej mu się spało,
Pilnikiem ostrzył je.
Aż kiedyś zachorował,
Pół nocy nie mógł spać –
I przyszedł doktor z miasta,
I zastrzyk kazał dać.
Fakira strach obleciał,
,,Nie dam się – krzyknął – kłuć!”
Wyskoczył szybko z łóżka
I uciekł, aż pod Łódź.
LUDWIK JERZY KERN
,,Ciocia Vlasta”
Ciocia Vlasta w mieście Kladnie
Stół umiała nakryć ładnie
Raz i dwa i trzy.
A jak goście już usiedli,
To im przynosiła knedli
Raz i dwa i trzy.
Oni zaraz knedle brali
I w ping-ponga nimi grali
Raz i dwa i trzy.
A na ścianach te obiady
Tłuste zostawiały ślady
Raz i dwa i trzy.
Kiedyś jednak ciocia Vlasta
Na czas nie zagniotła ciasta
Raz i dwa i trzy.
Jasne było, że z pewnością
Nie da knedli swoim gościom
Raz i dwa i trzy.
Więc posłała po gotowe
Białe piłki pingpongowe
Raz i dwa i trzy.
Ale goście ledwo siedli,
Piłki zjedli zamiast knedli
Raz i dwa i trzy.
LUDWIK JERZY KERN
,,Srebrny zjazdowiec”
Widziałem, daję Wam słowo,
W zimową noc księżycową,
Gdy gwiazd przyświecało mrowie,
Jak księży z Kasprowego,
Ni z tego, ni z owego,
Zjechał na srebrnej swej głowie.
LUDWIK JERZY KERN
„Mistrz”
Jeśli chodzi o gumę do żucia –
Nie ma mistrza większego od Gucia.
Gucio gumy z ust nie wyjmuje,
Tylko żuje
I żuje,
I żuje.
Chociaż dwóje wciąż wiszą nad Guciem,
Gucio strach uspokaja tym żuciem.
I dwójkami się nie przejmuje,
Tylko żuje
I żuje,
I żuje.
Nawet obiad potrafi czasami
Zjeść z tą gumą pomiędzy zębami.
W jego mamie aż coś się gotuje,
A on żuje
I żuje,
I żuje.
Co najgorsze, to gumie tej dzięki
Rozklapały Guciowi się szczęki.
Tego nikt już mu nie zreperuje,
A on żuje
I żuje,
I żuje.
Nawet, gdy się do łóżka położy
I sny różne nadlecą z przestworzy,
I on w którymś z nich wystartuje,
To też żuje
I żuje,
I żuje.
LUDWIK JERZY KERN
,,Dwaj korsarze”
Na oceanu bezmiarze,
Za domem,
Koło trzepaka,
Spotkali się dwaj korsarze
I zaraz zaczęła się draka.
- To wody terytorialne,
Od dawna przeze mnie zajęte!
- A ja z armaty walnę
I pójdziesz na dno z okrętem!
- Walniesz?
- Walnę
- No to wal!
Tak się rozpoczął korsarski bal.
Mieli z patyków miecze
I czarne przepaski na oku,
A ja, przestraszony człowieczek,
Obserwowałem to z boku.
I jestem,
Całkiem przypadkiem,
(Nie licząc pewnej rybitwy)
Jednym jedynym świadkiem
Tej wielkiej morskiej bitwy.