Daniel Naborowski (1594-1640)
BŁĄD LUDZKI Ktokolwiek uwiedziony od błędu ślepego Ustąpiłeś niebacznie gościńca prawego, Wiedz, że on wielki rządca świata szrokiego Nie chciał tu mieć na świecie nic doskonałego. Przeto do nieba się miej, chceszli być w pewności, Wyrzekszy się i świata i jego marności. Błędowi wszytko podbił mus nieprzełomiony, Cokolwiek w sobie oba zamknęły Triony. Niech szalony pustelnik kryje się w pustyni, I tam czego ujść trudno pokryjomu czyni, Choćby dobrze to jawno, co zgrzeszył, nie było, Sumnienie, kat obecny, będzie go trwożyło. Jednakże trzeba dobrze wyrozumieć temu; Nie myślę ja otwierać tym drogi ku złemu. Grzechu strzedz się, lecz ile krewkość znosi, trzeba, Bo jeśli kto rozumie, że już bliski nieba. Że Boga dosiągł swoją czystością samego, Zapadszy na ustroniu, coś na niemądrego Barzo poszedł. Żaden tak z patriarchów onych Lat swoich nie prowadził Bogu ulubionych. Przykład z Abrama, przykład z Izaaka cnego I któremu do nieba okno wysokiego Otworem kiedyś stało, którego też plemię Dwunastą pokolenia napełniło ziemię. Skąd zbawienna latorośl potym zakwitnęła, Która grzech ludzki i gniew boży na się wzięła. Wszyscy święci ojcowie, co ich wonczas było, Przez których prawdy słońce na świat się zjawiło, Aż do Pawła świętego nie uczyli tego, Żaden się nie poczytał za zgoła czystego. Nie kazał abyśmy się w jamy zamykali Lub uczynki naszymi nieba dosięga. O zawiedziona trzodo! o trzodo błądząca, Świątobliwości glancem tylko się chełpiąca, Aby w murach zamczystych, w jaskini, w ciemności, Mogła skrycie popełniać wszelkie nieprawości, Strzeż się, Bog wszytko widzi, świadek myśli twoich A z starych tych przykładów popraw błędów swoich. Żyć trzeba świątobliwie pospolitej rzeczy A zawsze, ile krewkość znosi, mieć na pieczy. Aby człowiek nie grzeszył. Jeśli też w grzech wpadnie Z niewiadomości jakiej, ratuje go snadnie Jezus baranek boży, świata odkupienie. Najpewniejszy nasz patron, nasze wybawienie, Droga, prawda i żywot, kotwica wieczności. Do tego się z pokutą udaj w doległości. Jeśliś od przeciwnika w błąd jest uwiedziony, Szczyrze się kającemu błąd jest odpuszczony. Tak chce Bog mieć: przeklęctwo przeciwić się jemu. Przeto też nie przydaj, nic nie ujmuj temu.
NA OCZY KRÓLEWNY ANGIELSKIEJ,
KTÓRA BYŁA ZA FRYDERYKIEM,
FALCGRAFEM REŃSKIM,
OBRANYM KRÓLEM CZESKIM
Twe oczy, skąd Kupido na wsze ziemskie kraje,
Córo możnego króla, harde prawa daje,
Nie oczy, lecz pochodnie dwie nielitościwe,
Które palą na popiół serca nieszczęśliwe.
Nie pochodnie, lecz gwiazdy, których jasne zorze
Błagają nagłym wiatrem rozgniewane morze.
Nie gwiazdy, ale słońca pałające różno,
Których blask śmiertelnemu oku pojąć próżno.
Nie słońca, ale nieba, bo swój obrót mają
I swoją śliczną barwą niebu wprzód nie dają.
Nie nieba, ale dziwnej mocy są bogowie,
Przed którymi padają ziemscy monarchowie.
Nie bogowie też zgoła, bo azaż bogowie
Pastwią się tak nad sercy ludzkimi surowie?
Nie nieba: niebo torem jednostajnym chodzi;
Nie słońca: słońce jedno wschodzi i zachodzi;
Nie gwiazdy, bo te tylko w ciemności panują;
Nie pochodnie, bo lada wiatrom te hołdują.
Lecz się wszytko zamyka w jednym oka słowie:
Pochodnie, gwiazdy, słońca, nieba i bogowie. VOTUM Kotarzyszcza me drogie i wilejskie brody,
Wy mnie teraz staniecie za bogate grody,
Jeśli mi po mych trudach, po mych drogach częstych
Zdarzy się odpoczywać w kniejach waszych gęstych.
Tam już, da Bóg, obaczą me kochane progi
Zawieszoną opończa, boty i ostrogi,
I cokolwiek z pielgrzymstwa podróżnemu zbywa.
Niech mię w drogę odległą więcej nikt nie wzywa,
Chociaby mi indyjskie skarby ofiarował,
Chociaby mi i flotę hiszpańską darował!
Co, przebóg, za ślepota zbiegać kąty świata?
W trudach, pracach, niewczasiech trawić swoje lata,
Ani znojów, ani się bać zimna ostrego,
Ani niebezpieczeństwa morza szalonego.
Szczęśliwy, kto się na swym szpłachciku gnaruje,
Trzykroć szczęśliwy, kto się trochą kontentuje,
Ten w szczupłym swym obejściu, choć w kopę ubogi,
I psu, jako więc mówią, nie pokaże drogi,
Nadzieja go niepewnej łaski nie uwodzi
Ani nieszczęsny lat swych marnie nie zawodzi.
Nie stracha się, sumnienie nietykane mając,
Barziej Twórcy niż panu swemu wygadzając,
Ani go niespodzianie krwawa broń pożyła,
Ani go morska nagła nawalność okryła,
Ale swym błogosławiąc dziateczkom umiera,
A żona własną ręką oczy mu zawiera.
Tam go w grobie zielona mogiła nakrywa,
On już w cieniu podziemnym wiecznie odpoczywa.
O, szczęśliwe mogiły, szczęśliwe i cienie,
Które po śmierci takie dawają wytchnienie!
Gdybym jeszcze po świecie miał się tłuc, szalony,
A w tym nagle od śmierci w drodze poprzedzony -
Któż by mi pogrzeb sprawił? Któż by mię, zmarłego,
W cudzym kraju u grobu płakał, nieszczęsnego?
Już was żegnam, o Tatry i Alpy wysokie,
Żegnam cię już na wieki, o morze głębokie,
Żegnam was, bez korzyści, a pełne zazdrości
Urzędy i was z nimi, dworskie obłudności!
Niechaj już w cieniu siedzę dąbrowy zielonej,
Zażywając zabawy Muzom poświęconej.
Tam się ja uczyć będę niebieskiej mądrości,
Boga z Chrystusem chwalić na wszytkie wieczności,
Co mię Mu miłym czyni, co mię zbawionego,
Jako prawdę rozeznać od fałszu sprośnego.
Wypełniłem, o Boże, to moje żądanie,
Niech mi się żyć i umrzeć w mym kacie dostanie.
Spokojny kącie, tobie się ja ofiaruję,
W tobie, nieznaczny starzec, niech wytchnienie czuję,
Ty, póki wola Boża, chowaj mię zdrowego,
Ty mię ziemie kawalcem narzuć umarłego. MARNOŚĆ Świat hołduje marności
I wszytkie ziemskie włości;
To na wieki nie minie,
Że marna marność słynie.
Miłujmy i żartujmy,
Żartujmy i miłujmy,
Lecz pobożnie, uczciwie,
A co czyste, właściwie.
Nad wszytko bać się Boga -
Tak fraszką śmierć i trwoga
ŻYWOT LUDZKI
Nie to żywot żyć długo, ale żyć cnotliwie. Bo jeśli żywot długi długością właściwie Życia naszego mierzym, bydlęta z tej miary Czemu mają od Boga większe niż my dary? Lecz żywot ten doczesny, przeszcie jest i wrota Do niebieskiego, Bogu równego żywota, Do którego się rodzim, ztąd drogą nazwany Do żywota wiecznego żywot ten stroskany. Bo ten żywot, którego długo zażywają (Acz nie wszyscy) ci, którzy w ziemi oczy mają, Ziemski żywot W(ł'aściwy, a żywot bydlęcy, Co im właśnie należy, który też zwierzęcy Stan swym własnym poczyta, a ten skoro minie, łże już swój czas skończył, i sam z czasem ginie. Nie tak człowiek, któremu nieba rozkazują; Tym kwoli żyw, te jemu inakszy gotują, Żywot on nieskończony a żywot prawdziwy, Który przyzna dobremu sędzia sprawiedliwy. To twój żywot człowiecze, ten cię niech zabawi, A błoto błotnej ziemie niechaj cię nie bawi. A jako lekką nogą zawady przenosi Ten co bieży w zawodzie i tylko podnosi Do celu podanego oczy swe z żądości, I ty wszytkim wzgardziwszy trzymaj się słuszności. Niech się za dobrym mieniem inszy uganiają, Niech zacność i rozkoszy szczęściem poczytają: Ten co Bogu w pokoju winną chwałę dawa A bliźniemu, co jemu należy, oddawa, Prożen i domniemania, prożen i sromoty. Nadzieję, bojaźń, żądzą i wszelkie kłopoty Pod nogi swoje podbił, ten u mnie szczęśliwy; Ten mnie żywym przykładem; ten mistrz niewątpliwy. Ani dbam, chocia na mię z okrutnej swej gęby Pokazuje fortuna wściekła straszne zęby. Co mnie po wielu, trochą gdy się obejść może; Im mię więcej ta ślepa jędza zapomoże, Niestała pani, więcej u mnie będzie chciała. Kiedy mam to czym wzgardzić, choćby się pukała, Nic nie weźmie, nie weźmie nic i wróg szalony. Szczęśliwy, gdy od szczęścia będę oddalony.
KRÓTKOŚĆ ŻYWOTA Godzina za godziną niepojęcie chodzi:
Był przodek, byłeś ty sam, potomek się rodzi.
Krótka rozprawa: jutro - coś dziś jest, nie będziesz,
A żeś był, nieboszczyka imienia nabędziesz;
Dźwięk, cień, dym, wiatr, błysk, głos, punkt - żywot ludzki słynie.
Słońce więcej nie wschodzi to, które raz minie,
Kołem niehamowanym lotny czas uchodzi,
Z którego spadł niejeden, co na starość godzi.
Wtenczas, kiedy ty myślisz, jużeś był, nieboże;
Między śmiercią, rodzeniem byt nasz, ledwie może
Nazwan być czwartą częścią mgnienia; wielom była
Kolebka grobem, wielom matka ich mogiła.