Układ
Słoneczny
Układ
Słoneczny to Słońce, planety i inne obiekty związane
grawitacyjnie ze Słońcem. Planety to: Merkury, Wenus, Ziemia, Mars,
Jowisz, Saturn, Uran, Neptun, Pluton. Dookoła planet krążą
księżyce o budowie zbliżonej do planet ziemskich, ponadto Jowisz,
Saturn, Uran i Neptun posiadają pierścienie. Między orbitami Marsa
i Jowisza znajduje się większość orbit planetoid. Innym rodzajem
ciał układu słonecznego są komety, poruszające się po
wydłużonych orbitach w rozległym obszarze nazywanym obłokiem
Oorta. Oprócz tego nasz układ przemierzają liczne kosmolity i
meteroidy w tzw. rojach lub pojedynczo.
Układ
Słoneczny jest elementem Drogi Mlecznej, czyli naszej galaktyki i
jest położony w odległości ponad 30 tysięcy lat świetlnych od
jej centrum. Powstał około 5 miliardów lat temu w wyniku
grawitacyjnej kondensacji obłoku pyłowo-gazowego, w którego
centrum utworzyło się Słońce. Początkowo wokół Słońca
powstał dysk materii międzygwiezdnej, z którego po pewnym czasie,
również pod wpływem grawitacji utworzyły się planety, planetoidy
i komety. Formowanie się układu trwało kilkadziesiąt milionów
lat.
W
znanych poglądowych modelach Układu Słonecznego każda planeta
krąży wokół Słońca po ściśle określonej orbicie, zachowując
stosowny dystans do swoich sąsiadów. Na tej niebiańskiej karuzeli
planety się kręcą, odkąd astronomowie zaczęli rejestrować ich
ruchy, a z modeli matematycznych wynika, że ta bardzo stabilna
konfiguracja utrzymuje się przez większość liczącej 4.5 miliarda
lat historii Układu Słonecznego. Kuszące jest więc założenie,
że planety "narodziły się" na orbitach, na których
dzisiaj je obserwujemy.
Z
pewnością jest to najprostsza hipoteza. Współcześni astronomowie
sądzili na ogół, że obserwowane odległości planet od Słońca
wskazują na miejsca ich narodzin w mgławicy protosłonecznej -
pierwotnym dysku gazowo - pyłowym, który dał początek Układowi
Słonecznemu. Z promieni orbit planet wnioskowano o rozkładzie masy
wewnątrz tego obiektu. Dysponując tą podstawową informacją,
teoretycy nałożyli ograniczenia na charakter i skale czasowe
formowania się planet. Wskutek tego większość naszej wiedzy o
prehistorii Układu Słonecznego oparta jest na założeniu, że
planety narodziły się na swych obecnych orbitach.
Przyjmuje
się jednak powszechnie, że wiele mniejszych ciał Układu
Słonecznego planetoidy, komety i księżyce planet zmieniło swoje
orbity w ciągu ostatnich 4.5 mld lat, i to niekiedy w nader
dramatyczny sposób. Dobitnym świadectwem dynamicznego zachowania
niektórych obiektów w Układzie Słonecznym była zagłada komety
Shoemaker-Levy 9, która w 1994 roku uderzyła w Jowisza. Jeszcze
mniejsze obiekty cząstki międzyplanetarne o rozmiarach mili- i
mikrometrów, wytrząsane z komet i planetoid ewoluują bardziej
płynnie, łagodnie przesuwając się w stronę Słońca i opadając
deszczem meteorytów na napotkane planety.
Ponadto
wiele księżyców planet znacznie zmieniło swoje orbity od czasu
narodzin. Przypuszcza się na przykład, że Księżyc powstał 30
tys. km od Ziemi lecz teraz krąży po orbicie odległej o 384 tys.
km. Wskutek działania sił pływowych (niewielkich momentów sił
grawitacyjnych), wywieranych przez naszą planetę, oddalił się w
ciągu ostatniego miliarda lat o prawie 100 tys. km. Ponadto wiele
naturalnych satelitów planet zewnętrznych krąży po orbitach
ściśle ze sobą sprzężonych: na przykład okres orbitalny
Ganimedesa, największego księżyca Jowisza, jest dwa razy dłuższy
niż Euro py, a tej z kolei dwa razy dłuższy niż Io. Tę dokładną
synchronizację uważa się za wynik stopniowej ewolucji orbit
satelitów na skutek działania sił pływowych wywieranych przez
planetę, wokół której krążą.
Aż
do niedawna niewiele przemawiało za tym, że układ orbit planet
zmienił się znacznie od czasów ich powstania. Lecz pewne nowe
godne uwagi wydarzenia w ciągu ostatnich pięciu lat wskazują na
to, że planety mogły rzeczywiście przewędrować ze swych
pierwotnych orbit. Odkrycie pasa Kuipera dowiodło, że nasz Układ
Słoneczny nie kończy się na Plutonie. Mniej więcej 100 tys.
lodowych planetek (o średnicach 100 - 1000 km) i jeszcze liczniejsza
grupa mniejszych ciał rozciąga się od orbity Neptuna około 4.5
mld km od Słońca na co najmniej dwukrotnie większą odległość.
Rozkład tych obiektów wykazuje wyraźnie nieprzypadkowe cechy,
których nie da się łatwo wyjaśnić za pomocą obecnego modelu
Układu Słonecznego. Z modeli teoretycznych źródeł takich
osobliwości wynika interesująca ewentualność: w pasie Kuipera
mogły zachować się ślady historii orbitalnej gazowych planet
olbrzymów, a głównie świadectwa powolnego poszerzania się orbit
tych planet, będącego następstwem ich formowania się.
Co
więcej, ostatnie odkrycia kilku obiektów wielkości Jowisza,
krążących po wyjątkowo ciasnych orbitach wokół podobnych do
Słońca gwiazd, zwróciły także uwagę na sprawę migracji planet.
Trudno wytłumaczyć powstanie tych domniemanych planet w tak
niewielkich odległościach od swych rodzicielskich gwiazd. W
hipotezach o ich pochodzeniu przyjmuje się, że wzrastały w
bardziej dogodnych do tego strefach mniej więcej w odległości
Jowisza od Słońca a następnie przewędrowały na obecne pozycje.
Jeszcze
kilka lat temu jedynym znanym obiektem planetarnym za orbitą Neptuna
był Pluton ze swym księżycem Charonem. W obowiązujących teoriach
powstania Układu Słonecznego Pluton zawsze był odszczepieńcem:
jest tysiące razy mniej masywny od czterech zewnętrznych gazowych
planet olbrzymów, a jego orbita różni się bardzo od dobrze
rozdzielonych, prawie kołowych i położonych w jednej płaszczyźnie
orbit pozostałych ośmiu głównych planet. Orbita Plutona jest
wydłużona: podczas jednego pełnego obiegu odległość planety od
Słońca zmienia się z 29.7 do 49.5 j.a. (jednostka astronomiczna
równa się średniej odległości między Ziemią a Słońcem i
wynosi około 150 mln km). Pluton jednocześnie wznosi się na 8 j.a.
powyżej i opuszcza na 13 j.a. poniżej średniej płaszczyzny
orbitalnej pozostałych planet. Przez niemal 20 lat swego
248-letniego okresu orbitalnego to Pluton bywa bliżej Słońca niż
Neptun.
Odkąd
w 1930 roku odkryto Plutona, sprawa planet stawała się coraz
bardziej tajemnicza. Astronomowie zauważyli, że większość orbit
przecinających orbitę Neptuna jest niestabilna ciało znajdujące
się na nich albo zderzy się z Neptunem, albo w stosunkowo krótkim
czasie, zazwyczaj poniżej 1% wieku Układu Słonecznego, zostanie
wyrzucone poza jego granice. Lecz ta szczególna, przecinająca tor
Neptuna orbita, po której wędruje Pluton, jest chroniona przed zbyt
bliskimi przejściami w pobliżu gazowego olbrzyma dzięki zjawisku
zwanemu libracją rezonansową. W czasie gdy Pluton dwukrotnie okrąży
Słońce, Neptun obiegnie je trzykrotnie; mówi się, że orbita
Plutona jest w rezonansie 3:2 z orbitą Neptuna. Względne ruchy tych
dwóch planet gwarantują, że gdy Pluton przecina orbitę Neptuna,
ten znajduje się bardzo daleko. Rzeczywiście, odległość Plutona
od Neptuna nigdy nie spada poniżej 17 j.a.
W
dodatku peryhelium Plutona miejsce jego największego zbliżenia do
Słońca znajduje się zawsze wysoko ponad płaszczyzną orbity
Neptuna, utrzymując w ten sposób długoterminową stabilność
orbity. Z komputerowych symulacji ruchów orbitalnych planet
zewnętrznych, uwzględniających konsekwencje ich wzajemnych
zaburzeń, wynika, że wzajemny związek orbit Plutona i Neptuna
istnieje od miliardów lat i utrzyma się jeszcze drugie tyle.
Pluton, wplątany w ten wytworny kosmiczny taniec z Neptunem, przez
cały żywot Układu Słonecznego unika kolizji z gazowym
olbrzymem.
W
jaki sposób Pluton dostał się na tę szczególną orbitę?
Próbując odpowiedzieć na to pytanie, naukowcy niejednokrotnie w
przeszłości konstruowali naprędce różne spekulatywne
wyjaśnienia, uwzględniające zazwyczaj spotkania planet. Jednakże
ostatnio dokonano istotnego postępu w zrozumieniu złożonej
dynamiki rezonansów orbitalnych i ustaleniu ich podwójnej roli,
zarówno w powodowaniu chaosu, jak i tworzeniu wyjątkowej
stabilności w Układzie Słonecznym. Opierając się na tych
doniesieniach, w 1993 roku wysunęłam hipotezę, że Pluton narodził
się gdzieś za Neptunem i początkowo poruszał się po prawie
kołowej orbicie o małym nachyleniu, podobnej do orbit innych
planet, a dopiero rezonansowe oddziaływania grawitacyjne z Neptunem
przekształciły ją w orbitę dzisiejszą. Główną cechą
charakterystyczną tej teorii jest fakt, iż nie zakłada ona, że
gazowe planety olbrzymy powstały w obecnej odległości od Słońca.
Wręcz przeciwnie, postuluje, że w początkach Układu Słonecznego
istniała epoka, w której orbity planet zmieniały swoje położenie,
a niezwykła orbita Plutona byłaby dowodem na taką
migrację.
Historia
zaczyna się w momencie, gdy proces formowania się planet miał się
już ku końcowi. Gazowe olbrzymy Jowisz, Saturn, Uran i Neptun
niemal wykształciły się z prasłonecznej mgławicy, lecz pośród
nich uchowała się jeszcze resztkowa populacja niewielkich
planetozymali skalistych i lodowych ciał, w większości o
średnicach poniżej kilkudziesięciu kilometrów. Na następującą
potem powolniejszą ewolucję Układu Słonecznego składało się
rozpraszanie bądź zbieranie planetozymali przez właściwe.
Ponieważ rozpraszanie przez planety powodowało wyrzucanie
większości szczątków planetozymali na odległe lub nie związane
orbity w istocie usuwając te ciała poza Układ Słoneczny
prowadziło to do utraty energii i momentu pędu z orbit planet
olbrzymów. Lecz ze względu na różnicę w ich masach i
odległościach od Słońca straty te nie rozkładały się pomiędzy
nie równomiernie.
Rozważmy
w szczególności ewolucję orbity najbardziej zewnętrznej z nich
Neptuna, gdy rozpraszał rój planetozymali ze swojego sąsiedztwa.
Po pierwsze, średnia orbitalna energia własna planetozymali
(energia orbitalna na jednostkę masy) była równa tej, którą miał
sam Neptun, tak więc na skutek oddziaływań grawitacyjnych z tymi
ciałami nie zyskiwał on ani nie tracił energii. W późniejszym
czasie jednak z roju planetozymali w okolicach Neptuna zostały
usunięte obiekty o mniejszej energii, weszły one bowiem w zasięg
oddziaływań grawitacyjnych innych planet olbrzymów. Większość
tych planetozymali w końcu wyrzucił z Układu Słonecznego Jowisz,
najcięższa z planet.
Tak
więc orbitalna energia własna planetozymali, które napotykał
Neptun, stała się z czasem większa niż ta, którą sam miał.
Podczas kolejnych aktów rozpraszania Neptun uzyskiwał energię
orbitalną i wędrował na zewnątrz. To samo działo się z Saturnem
i Uranem. W przeciwieństwie do nich Jowisz tracił energię
orbitalną. Strata ta równoważyła zysk innych planet i
planetozymali, skutkiem czego całkowita energia układu była
zachowana. Lecz ponieważ Jowisz ma wielką masę i dysponował
dużymi początkowymi zasobami energii orbitalnej i momentu pędu,
jego orbita zmniejszyła się tylko nieznacznie.
Możliwość
takiego subtelnego dopasowania orbit planet olbrzymów po raz
pierwszy opisali w 1984 roku Julio A. Fernandez i Wing-Huen Ip,
dwójka astronomów z Urugwaju i Tajwanu pracująca w Instytucie Maxa
Plancka w Niemczech. Ich praca uszła jednak uwagi specjalistów
zajmujących się powstawaniem planet i dość długo była jedynie
ciekawostką. Może przyczynił się do tego brak potwierdzających
obserwacji lub teoretycznych skutków.
Wielka
wędrówka
W1993
roku wysunięto hipotezę, że gdy orbita Neptuna powoli się
poszerzała, orbity pozostające z nią w rezonansie także powinny
ekspandować. Istotnie, Pluton przejmowałby te orbity rezonansowe,
gdyby krążył początkowo po prawie kołowej orbicie o niewielkim
nachyleniu, poza Neptunem. Wyliczyłam, że było wysokie
prawdopodobieństwo wyłapania dowolnego obiektu i wypchnięcia go na
zewnątrz po orbicie rezonansowej w trakcie wędrówki Neptuna.
Podczas ruchu takich ciał na zewnątrz rezonansowe grawitacyjne
momenty sił ze strony Neptuna powinny zwiększać spłaszczenie i
nachylenie ich orbit. (Zjawisko przypomina zwiększanie amplitudy
wahań huśtawki poprzez delikatne pchnięcia z charakterystyczną
częstością.) Końcowy maksymalny mimośród orbity powinien więc
stanowić bezpośrednią miarę migracji Neptuna. Zgodnie z tą
teorią mimośród orbity Plutona równy 0.25 świadczy, że Neptun
przemieścił się na zewnątrz o co najmniej 5 j.a. Później za
pomocą symulacji komputerowych skorygowałam tę wielkość na 8
j.a. i udało mi się oszacować, że skala czasowa tej migracji, aby
wytłumaczyć nachylenie orbity Plutona, powinna wynosić
kilkadziesiąt milionów lat.
Oczywiście,
gdyby Pluton był jedynym obiektem krążącym poza Neptunem,
wyjaśnienie kształtu jego orbity, chociaż w wielu szczegółach
nie do odrzucenia, pozostawałoby niesprawdzalne. Teoria ta pozwala
jednak w pewnym stopniu przewidywać rozkład orbit ciał z pasa
Kuipera pozostałości pierwotnego dysku planetozymali za orbitą
Neptuna. Przy założeniu, że największe ciała w pierwotnym pasie
Kuipera były dość małe, by ich wpływ na inne obiekty w pasie
pozostawał zaniedbywalny dynamiczny mechanizm wymiatania
rezonansowego działałby wówczas nie tylko na Plutona, lecz na
wszystkie obiekty transneptunowe, zaburzając ich pierwotne orbity.
Wynikiem byłaby znaczna koncentracja obiektów na wydłużonych
orbitach, pozostających z Neptunem w dwóch najsilniejszych
rezonansach, mianowicie 3:2 i 2:1. Takie orbity są elipsami o
wielkich półosiach odpowiednio 39.5 j.a. i 47.8 j.a. (Długość
półosi wielkiej równa się średniej odległości obiektu od
Słońca.)
Przy
innych rezonansach, na przykład 5:3, oczekujemy skromniejszych
zgrupowań ciał transneptunowych. Populacja obiektów bliższych
Neptunowi niż rezonansowa orbita 3:2 uszczupliłaby się znacznie ze
względu na gruntowne wymiecenie rezonansowe tego obszaru, a także
dlatego, że zaburzenia spowodowane przez Neptuna destabilizowałyby
orbity znajdujących się tam ciał. Z drugiej strony planetozymale
nagromadzone w odległości ponad 50 j.a. powinny mieć orbity w
znacznej części nie zaburzone i nadal krążyć zgodnie ze swym
pierwotnym rozkładem.
Na
szczęście najnowsze obserwacje obiektów z pasa Kuipera, czyli KBO
(Kuiper Belt Objects), dostarczyły środków pozwalających
sprawdzić tę teorię. Do połowy 1999 roku odkryto 174 KBO.
Większość z nich ma okresy orbitalne powyżej 250 lat i dlatego
zdołano prześledzić zaledwie 1% ich orbit. Niemniej jednak dla
około 45 znanych KBO pewne parametry orbitalne określone zostały w
dostatecznym. Nie są to prawie kołowe orbity o niewielkim
nachyleniu i jednorodnym rozkładzie, jak należałoby się
spodziewać po pierwotnej, nie zaburzonej populacji planetozymali.
Odkrywa się natomiast niepodważalne dowody istnienia przerw i
koncentracji w ich rozkładzie. Duża część tych KBO wędruje po
wydłużonych orbitach rezonansu 3:2, podobnie jak Pluton, a na
orbitach wewnątrz rezonansu 3:2 prawie się ich nie spotyka co jest
zgodne z przewidywaniami teorii wymiatania rezonansowego.
Wciąż
jednak pozostaje do rozstrzygnięcia jedna kwestia: czy jak wynika z
teorii migracji planet, KBO w rezonansie 2:1 występują równie
licznie co te odkryte dla rezonansu 3:2? I jak rozkładają się
orbity na jeszcze większych odległościach od Słońca? Spis
obiektów w pasie Kuipera nie jest jeszcze kompletny i nie potrafimy
odpowiedzieć na te pytania. Lecz w Wigilię Bożego Narodzenia 1998
roku Centrum Małych Planet w Cambridge w stanie Massachusetts
doniosło o identyfikacji pierwszego KBO na orbicie w rezonansie 2:1
z Neptunem. Dwa dni później odkryto inny obiekt tego rodzaju.
Obydwa krążą po orbitach bardzo eliptycznych i mogą należeć do
znacznej populacji KBO na podobnych orbitach. Zostały one poprzednio
zaklasyfikowane jako krążące po orbitach rezonansowych odpowiednio
3:2 i 5:3, lecz nowe obserwacje w zeszłym roku dowiodły wyraźnie,
że wstępna identyfikacja była błędna. Ten epizod podkreślił
konieczność ciągłego śledzenia znanych KBO w celu prawidłowego
wykreślenia rozkładu ich orbit. Musimy także zdawać sobie sprawę
z niebezpieczeństw nadinterpretacji nadal zbyt szczupłego zbioru
orbit KBO.
Krótko
mówiąc, choć na razie nie da się wykluczyć innych wyjaśnień,
rozkład orbit KBO dostarcza coraz silniejszych dowodów migracji
planet. Z danych wynika, że Neptun narodził się w odległości
około 3.3 mld km od Słońca, a następnie przemieścił na zewnątrz
o blisko 1.2 mld km co stanowi prawie 30% promienia jego obecnej
orbity. Dla Urana, Saturna i Jowisza skala tej migracji była
mniejsza, prawdopodobnie odpowiednio 15, 10 i 2%. W przypadku tych
planet oszacowania są mniej pewne, ponieważ w odróżnieniu od
Neptuna nie mogły one pozostawić bezpośredniego śladu na
populacji obiektów z pasa Kuipera.
Migracja
ta nastąpiła w większości w czasie krótszym niż 100 mln lat. To
długi okres wobec skali czasowej formowania się planet które
zajęło najprawdopodobniej poniżej 10 mln lat lecz krótki w
porównaniu z wiekiem Układu Słonecznego, 4.5 mld lat. Innymi
słowy, migracja planet nastąpiła we wczesnym okresie istnienia
Układu Słonecznego, ale na późniejszych etapach tworzenia się
planet. Całkowita masa rozpraszanych planetozymali przekraczała
masę Neptuna około trzykrotnie. Natychmiast pojawia się pytanie,
czy w układach planetarnych mogły zajść jeszcze bardziej
drastyczne zmiany orbit, zwłaszcza na wcześniejszych etapach, gdy
pierwotny dysk gazowo-pyłowy zawierał więcej materii i wiele
protoplanet na bliskich orbitach zapewne konkurowało w gromadzeniu
materii.
Inne
układy planetarne?
Z
badań teoretycznych prowadzonych we wczesnych latach
osiemdziesiątych przez Petera Goldreicha i Scotta Tremainea,
pracujących wówczas w California Institute of Technology, a także
innych naukowców wynikało, że siły grawitacyjne działające
pomiędzy protoplanetą a otaczającym ją dyskiem gazowym oraz
straty energii spowodowane siłami lepkości w ośrodku gazowym
mogłyby prowadzić do bardzo intensywnej wymiany energii i momentu
pędu między nimi. Gdyby momenty sił wywierane na protoplanetę
przez materię dyskową z wnętrza orbity różniły się nieco od
działających z zewnątrz, orbita planety mogłaby ulec gwałtownym
i drastycznym zmianom. Lecz znów tej teoretycznej przesłance
astronomowie nie poświęcili zbyt wielkiej uwagi. Mając za przykład
jedynie nasz Układ Słoneczny, teoretycy specjalizujący się w
dziedzinie powstawania planet nadal zakładali, że narodziły się
one na orbitach obserwowanych obecnie.
Jednak
w ciągu ostatnich pięciu lat poszukiwania planet poza Układem
Słonecznym dostarczyły prawdopodobnych świadectw migracji
planetarnej. Mierząc chybotanie się pobliskich gwiazd położonych
w odległościach do 50 lat świetlnych od naszego Układu
Słonecznego sygnalizujące obecność planet, astronomowie odkryli
ślady kilkunastu towarzyszy o masach Jowisza krążących po
niespodziewanie ciasnych orbitach wokół gwiazd ciągu
głównego.
Pierwszą
domniemaną planetę znaleźli w 1995 roku dwaj szwajcarscy
astronomowie Michel Mayor i Didier Queloz z Obserwatorium
Genewskiego, poszukujący właściwie gwiazd podwójnych. Krążyła
ona po orbicie wokół gwiazdy 51 Pegaza. Ich obserwacje zostały
szybko potwierdzone przez Geoffreya W. Marcy i R. Paula Butlera,
dwóch amerykańskich astronomów pracujących w Lick Observatory w
pobliżu San Jose w Kalifornii. Do czerwca 1999 roku zidentyfikowano
20 pozasłonecznych kandydatów na planety, w większości dokonali
tego Marcy i Butler dzięki swoim programom poszukiwawczym, w których
przez ostatnie 10 lat zmonitorowali prawie 500 pobliskich gwiazd
podobnych do Słońca. Zastosowana przez nich technika pomiary
przesunięć Dopplera w liniach widmowych gwiazd w celu wykrycia
okresowych zmian prędkości gwiazdy prowadzi do określenia jedynie
dolnej granicy na masę towarzyszy gwiazd. Większość kandydatek ma
masy minimalne około jednej masy Jowisza i krąży po orbitach o
promieniu mniejszym od 0.5 j.a.
Jaki
jest związek między tymi obiektami a planetami w naszym Układzie
Słonecznym? Zgodnie z obowiązującym modelem tworzenia się planet
gazowe olbrzymy wyłaniały się w dwuetapowym procesie. Na pierwszym
etapie stałe planetozymale zbijały się, tworząc jądro
protoplanetarne. Jądro to przyciągało grawitacyjnie z otaczającej
mgławicy gazową otoczkę o dużej masie. Proces ten musiał się
zakończyć w ciągu około 10 mln lat formowania się samej mgławicy
prasłonecznej, jak na to wskazują obserwacje czasu życia dysków
protoplanetarnych wokół młodych gwiazd podobnych do Słońca.
W
odległościach poniżej 0.5 j.a. od gwiazdy pierwotny dysk ma zbyt
małą masę, by skondensowały się w nim masywne jądra
protoplanet. Ponadto wydaje się wątpliwe, czy na tak ciasnej
orbicie mogłyby one przyciągnąć wystarczająco dużo otaczającego
gazu, by utworzyć masywną otoczkę podobną do Jowiszowej. Jeden z
powodów jest czysto geometryczny: obiekt na ciasnej orbicie
przemiata mniejszy obszar niż obiekt na orbicie rozległej. Także
dysk gazowy jest w pobliżu gwiazdy gorętszy, a co za tym idzie,
mniej skłonny do kondensacji w jądro protoplanetarne. Te argumenty
przemawiały przeciwko powstawaniu planet olbrzymów na orbitach
krótkookresowych.
Wielu
teoretyków dowodziło natomiast, że hipotetyczne pozasłoneczne
planety olbrzymy mogły tworzyć się w odległościach kilku
jednostek astronomicznych od gwiazdy, a następnie wędrować do
wewnątrz układu. Rozpatrywane są trzy mechanizmy odpowiedzialne za
migrację orbitalną planet. W dwóch z nich uczestniczą
oddziaływania między protoplanetą a dyskiem, co pozwala planetom
oddalać się na duże odległości od miejsc swych narodzin tak
długo, jak długo utrzymuje się masywny dysk.
Podczas
oddziaływania między dyskiem a protoplanetą teorię tego procesu
sformułowali Goldreich i Tremaine planeta byłaby właściwie
uwięziona wstrumieniu gazu akreującego na protogwiazdę i mogłaby
albo zanurzyć się wnią, albo w jej pobliżu odłączyć się od
przepływu gazu. Drugi mechanizm polega na oddziaływaniu raczej z
dyskiem planetozymali niż gazowym: olbrzymia planeta zanurzona w
bardzo masywnym dysku planetozymali wymieniałaby z nim energię i
moment pędu w rozpraszaniu grawitacyjnym i oddziaływaniach
rezonansowych, a jej orbita skurczyłaby się aż do wewnętrznego
brzegu dysku, odległego od powierzchni gwiazdy o zledwie kilka jej
promieni.
Trzecim
mechanizmem jest rozpraszanie się wzajemne dużych planet, które
albo uformowały się zbyt blisko siebie, albo przemieściły na zbyt
bliskie siebie orbity, by utrzymać długotrwałą stabilność.
Rezultaty końcowe tego procesu są właściwie nieprzewidywalne,
najczęściej prowadzi on do bardzo wydłużonych orbit obydwu
planet. W pewnych szczęśliwych okolicznościach jedna z nich
zaczęłaby krążyć po torze przechodzącym tak blisko gwiazdy, że
tarcie pływowe ukołowiłoby w końcu jej orbitę. Druga planeta
zostałaby tymczasem odrzucona na odległą orbitę eliptyczną.
Wszystkie te mechanizmy prowadzą do szerokiego spektrum końcowych
promieni i mimośrodów orbit dla planet, które
przetrwają.
Pomysły
te nie są tylko drobną modyfikacją standardowego modelu
powstawania planet. Zaprzeczają one raczej powszechnemu poglądowi,
że dyski protoplanetarne wokół gwiazd podobnych do Słońca
ewoluują zazwyczaj do regularnych układów planetarnych
przypominających nasz. Dopuszcza się przy tym, że większość
planet rodzi się w niestabilnych konfiguracjach, a późniejsza ich
migracja może prowadzić do bardzo różnych rozkładów końcowych,
uzależnionych bardzo silnie od początkowych własności dysku w
każdym układzie. Wyjaśnienie zależności pomiędzy nowo odkrytymi
towarzyszami po- zasłonecznymi a planetami naszego Układu
Słonecznego wymagać będzie nowych teorii i obserwacji. Niemniej
jedno jest pewne: idea, że planety mogą w dramatyczny sposób
zmieniać swoje orbity, przyjęła się na dobre.
Średnica
orbity Plutona będącego najbardziej oddalona planeta wynosi około
80 AU (jednostka astronomiczna: średnia odległość Ziemi od
Słońca, czyli ok. 150 mln. km), jednak średnica całego układu
jest dużo większa, bowiem orbity komet, które krążą po torach
bardzo eliptycznych, maja średnice dochodzące do 200.000
AU.
Układ
słoneczny okrąża środek galaktyki mknąc w przestrzeni kosmicznej
z prędkością 250 kilometrów na sekundę dokonując pełnego
obrotu raz na 220 milionów lat. Jedna z teorii geologicznych
upatruje w tym ruchu przyczyny występowania na Ziemi epok
lodowych.
Planety
okrążają Słonce po orbitach eliptycznych. Odległości
poszczególnych planet od Słońca wyrażone w AU najprościej
wyznaczyć można stosując regułę Titiusa - Bodego:
D=(N+4):10,
gdzie D - odległość planety od Słońca, N- odpowiednia z liczb
następującego ciągu: 0, 3, 6, 12, 24, 48, 96, 192 itd. Jako piątą
planetę obliczamy odległość pasa planetoid. Błąd wynosi ok. 2%
rzeczywistej odległości.
W
Układzie Słonecznym znajduje się dziewięć planet, które ze
względu na budowę można podzielić na dwie grupy. Do pierwszej
należą tzw. planety grupy ziemskiej, zbudowane głównie z gęstej
materii skalnej oraz z metali. Są to: Merkury, Wenus, Ziemia i Mars.
Do drugiej grupy zaliczamy planety olbrzymy, zbudowane z materii
rzadszej. Składa się ona przede wszystkim z najlżejszych
pierwiastków – wodoru i helu. Do grupy tej należą Jowisz,
Saturn, Uran i Neptun. Wokół tych gazowych planet olbrzymów krążą
księżyce zbudowane ze skał i lodu. Najbardziej oddaloną od Słońca
planetą, najmniejszą i najzimniejszą, jest Pluton. Nie należy on
do żadnej z grup.
Powstawanie
gwiazd
Gwiazdy
powstają w gigantycznych kompleksach (obłokach) gazowo-pyłowych o
masach rzędu 100 tys. mas Słońca i rozmiarach do 50 pc ( parsek).
Z kompleksów tych wydzielają się obłoki molekularne o
temperaturze około 10 K, zbudowane głównie z wodoru (pył stanowi
mniej niż 1% masy). Obłoki molekularne pozostają w równowadze z
otaczającymi je obłokami mniej gęstego, ale gorętszego gazu.
Naruszenie tej równowagi, które może być spowodowane siłami
przypływowymi, z jakimi działają na obłoki blisko przechodzące
gwiazdy, wybuchem supernowej lub wiatrem gwiezdnym, zapoczątkowuje
fragmentację obłoków.
Fragmenty
zapadają się grawitacyjnie (zagęszczają), co prowadzi do
powstania gwiazd (tzw. protogwiazd). Zagęszczanie się szybko
wirującego lub bardzo masywnego fragmentu prowadzi do powstania
gwiazd podwójnych lub krotnych.
Wokół
pojedynczej gwiazdy powstają też, podczas gwałtownego zapadania
się wirującej protogwiazdy o odpowiednim (nie za małym i nie za
dużym) momencie pędu, dyski protoplanetarne (spłaszczone mgławice
gazowe). Układ Słoneczny powstał z fragmentu obłoku o masie około
1,1 masy Słońca. Z danych kosmochemicznych wynika, że Słońce
jest gwiazdą drugiej lub trzeciej generacji; oznacza to, że zostało
utworzone nie z materiału pierwotnego, powstałego podczas Wielkiego
Wybuchu ( Wielkiego Wybuchu teoria), ale z materiału przetworzonego
we wnętrzach poprzednich gwiazd. Pierwiastki ciężkie, stanowiące
główny materiał planet, mogły powstać tylko we wnętrzach gwiazd
lub w trakcie wybuchu supernowych.
Powstawanie
planet
Proces
powstawania planet można podzielić na pięć etapów:
Powstanie
dysku wokół protosłońca
Dysk
powstawał w trakcie wzrostu fragmentu obłoku o największym
zagęszczeniu materii, umieszczonego w środku układu tzw.
protosłońca, z jego zewnętrznych, równikowych obszarów. Moment
pędu z wnętrza protosłońca przekazywany był na powierzchnię.
Uzyskując odpowiedni moment pędu równikowe pierścienie odrywały
się od protosłońca tworząc wirujący obłok protoplanetarny.
Mechanizm przekazywania momentu pędu był efektywny obecnie Słońce
stanowiące ponad 99% całej masy Układu ma moment pędu stanowiący
mniej niż 2% jego całego momentu pędu (98% stanowi ruch planet).
Gdy temperatura we wnętrzu protogwiazdy osiągnęła 10 mln K,
rozpoczęła się jądrowa przemiana wodoru w hel (tzw. spalanie
wodoru). Słońce rozbłysło i proces zapadania zatrzymał się.
Proces powstawania dysku protoplanetarnego o rozmiarze naszego Układu
trwał prawdopodobnie około miliona lat.
Kondensacja
pyłu w różnych rejonach dysku
Grubość
dysku rosła z odległością od Słońca, a temperatura i gęstość
malały. Materia stała (pył) z obłoku mogła ulec odparowaniu
wewnątrz protosłońca. W dysku zachodził złożony proces ponownej
kondensacji pyłu. W obszarze bliskim Słońca (wewnątrz orbity
Marsa) temperatura była wysoka i mogły tam kondensować tylko
cięższe pierwiastki i związki: tlenki wapnia, glinu i tytanu,
metaliczne żelazo i nikiel, glinokrzemiany litowców, tlenek żelaza
oraz krzemiany magnezowo-żelazowe. Dalej, w zimniejszych rejonach,
kondensowały także woda, amoniak i metan. To tłumaczy, dlaczego
skład planet zmienia się wraz z odległością od Słońca.
Opadanie
pyłu w kierunku płaszczyzny centralnej
Drobniutkie
ziarna pyłu unosiły się w gazie i spotykając ze sobą łączyły
się wskutek działania sił elektrostatycznych. W ten sposób
utworzyły się większe ziarna materii stałej, których już gaz
nie był w stanie unosić. Krążąc razem z dyskiem wokół Słońca
ziarna powoli opadały ku płaszczyźnie centralnej zwiększając
jednocześnie swoją masę w wyniku łączenia się z innymi
ziarnami. Czas opadania był rzędu tysiąca lat. Rozmiary ziaren
zwiększyły się z 10 5 cm aż do kilku cm.
Tworzenie
się planetezymali
W
centralnej płaszczyźnie dysku powstała gęsta warstwa ziaren
materii stałej. Gdy gęstość stała się dostatecznie duża,
warstwa przestała być stabilna i uległa rozpadowi na wiele
niezależnych fragmentów. Każdy taki fragment (zgęszczenie pyłu i
ziaren) wędrował wokół Słońca, wirował wokół swojej osi i
utrzymywał się w równowadze dzięki samograwitacji. Napotykając
na inne zgęszczenia łączył się z nimi zwiększając swoją masę.
Wreszcie masa fragmentu stała się tak duża, że samograwitacja
spowodowała jego szybkie zapadanie się i powstanie stałej bryły o
rozmiarach rzędu km, tzw. planetezymala. Etap ten trwał około 100
tys. lat.
Łączenie
się planetezymali i powstanie planet
Planetezymale
były dostatecznie duże, aby ich wzajemne oddziaływania
grawitacyjne stały się istotne. Największe z nich najszybciej
wyłapywały mniejsze ciała i stawały się zarodkami przyszłych
planet. Początkowo wzrastały powoli, potem, gdy ich masa zwiększała
się, coraz szybciej; gdy większość ciał w ich obszarze
oddziaływania uległa wychwyceniu, proces ten ulegał znowu
spowolnieniu. W ten sposób powstały planety grupy ziemskiej i jądra
planet wielkich. Gaz został wymieciony z Układu podczas fazy
T-tauri (okresu intensywnego promieniowania Słońca). Jądra planet
wielkich, ze względu na ich większą odległość od Słońca,
zdążyły wychwycić część gazu stając się planetami gazowymi.
Ten etap powstawania planet był najdłuższy i trwał około 100 mln
lat. Powstanie Układu Słonecznego pytania. Przedstawiony został
ogólny schemat powstawania planet wokół pojedynczej gwiazdy.
Zastosowanie go do naszego Układu wymaga odpowiedzi na szereg pytań.
Oto najważniejsze z nich.
Dlaczego
w pasie planetoid nie powstała planeta?
Prawdopodobnie
Jowisz, znajdujący się najbliżej na zewnątrz pasa planetoid,
uformował się najszybciej. Oddziaływania grawitacyjne Jowisza
spowodowały wzrost prędkości planetezymali w rejonie planetoid.
Zderzenia planetezymali zachodziły więc z dużymi prędkościami i
nie powodowały ich łączenia, a raczej rozpad. Wiele planetezymali
z rejonu planetoid i Marsa zostało ponadto przechwyconych przez
Jowisza lub wyrzuconych poza Układ Słoneczny.
Jak
powstały satelity planet (księżyce)?
Księżyce
wokół planet wielkich powstały w podobny sposób jak planety wokół
Słońca, tj. z dysków okołoplanetarnych, utworzonych z
rozdrobnionej materii wychwyconej na orbity formujących się planet.
Dwa małe księżyce Marsa są planetoidami, które weszły na orbitę
tej planety. Najtrudniej jest wyjaśnić powstanie naszego Księżyca.
Mógł on powstać w wyniku zderzenia z Ziemią ogromnego
planetezymala, spowodowało ono wyrzucenie na orbitę okołoziemską
części lekkiej materii płaszcza Ziemi, która skupiła się na
orbicie tworząc Księżyc. Teoria ta tłumaczy też fakt, iż Ziemia
ma dużą gęstość (większą niż Merkury i Wenus, choć znajduje
się dalej od Słońca), a Księżyc małą.
Jak
powstały komety?
Jądra
komet stanowią planetezymale lodowe powstałe między Saturnem a
Plutonem. Wiele z nich zostało wyrzuconych z naszego Układu w
wyniku oddziaływania grawitacyjnego formującego się Uranu i
Neptuna. Część z nich na zawsze opuściła Układ Słoneczny,
pozostałe krążą wokół Słońca w ogromnej od niego odległości
100 tys. jednostek astronomicznych, tworząc tzw. chmurę Oorta.
Wskutek oddziaływań z bliskimi gwiazdami planetezymale lodowe mogą
nurkować w nasz Układ Słoneczny stając się kometami. Dlaczego
Wenus i Uran wirują wokół swoich osi w przeciwną stronę niż
inne planety?
Ruch
orbitalny i wirowy planet wynika z pierwotnego momentu pędu obłoku
protoplanetarnego. Uran prawdopodobnie uległ zderzeniu z wielkim
ciałem, co spowodowało duże nachylenie (82) jego osi obrotu do
płaszczyzny orbity oraz zmianę kierunku wirowania. Kierunek ruchu
wirowego Wenus można tłumaczyć przechwyceniem przez nią satelity,
który krążył w przeciwną stronę i zmianą kierunku pod
działaniem sił pływowych.
Planety
układu słonecznego
Merkury
Najbliżej
słońca, średnio około 58 mln km, krąży Merkury. Jego promień
wynosi 38% promienia Ziemi a masa - zaledwie 5,5% masy naszej
planety. Średnia gęstość zbliżona jest do średniej gęstości
naszego globu. Przyspieszenie sił ciężkości na powierzchni -
około 3,7 m/s^2. Powierzchnia Merkurego jest pokryta ciemnym
regolitem, podobnym do gruntu księżycowego. Formacje powierzchniowe
także przypominają twory księżycowe. Powierzchnia usiana jest
kraterami, występują także systemy smug, uskoki, obszary górskie
oraz rozległe niziny. Przypuszcza się, że Merkury jest wewnętrznie
zróżnicowany chemicznie podobnie jak Ziemia. Promień żelaznego
jądra planety ocenia się na 80% jej promienia; wyżej znajduje się
skorupa krzemianowa o grubości 500 - 600 km. Temperatura nagrzanych
przez Słońce obszarów planety waha się od +375 stopni Celsjusza
do +500 stopni. Nocą wynosi około -170 stopni. Merkury praktycznie
nie ma atmosfery, poza znikomymi ilościami tlenu, sodu, potasu i
helu. Za brak atmosfery odpowiada głównie słabość wewnętrznego
pola magnetycznego planety.
Merkury
obiega Słońce w okresie około 88 dni ziemskich. Jeden obrót
planety dookoła własnej osi trwa 58 dób ziemskich co oznacza że
doba słoneczna trwa na Merkurym 176 dni ziemskich. Powolna rotacja
nie doprowadziła do spłaszczenia globu więc planeta ma kształt
prawie dokładnej kuli. Równik Merkurego leży prawie dokładnie w
płaszczyźnie jego orbity. Merkury nie posiada żadnego satelity
choć przypuszcza się że mógł go posiadać jednak pod wpływem
tzw. sił przypływowych spadł na planetę.
Wenus
Wenus
jest planetą prawie dorównującą Ziemi rozmiarami. Jej promień to
95% promienia ziemskiego (6052 km) a masa - 81,5% masy Ziemi. Średnia
gęstość to 5,25 Mg/m^3. Przyśpieszenie siły ciężkości na
powierzchni Wenus wynosi około 8,9 m/s. Schemat budowy wewnętrznej
jest podobny do ziemskiego, składa się z płynnego żelaznego jądra
otoczonego płaszczem i skorupą, jednak w odróżnieniu od Ziemi
skorupa Wenus jest jednym wielkim kontynentem, nie występuje podział
na płyty tektoniczne. Powierzchnia Wenus, ze względu na gęstą
powłokę chmur może być obserwowana jedynie przy pomocy obserwacji
radarowych, lub przez lądowniki. Większą część powierzchni
stanowią równiny przebiegające na poziomie zdefiniowanym średnim
promieniem planety. Tereny obniżone stanowią 16% terenów
skartowanych, a jedynie 24% terenów wznosi się powyżej 1 km. Na
planecie występują kratery i łańcuch górskie. Najwyższe
wzniesienia (Góry Maxwella) osiągają 11-12 km. Wyraźnie na Wenus
uwydatnia się wulkanizm. Na powierzchni planety panuje temperatura
ok. 470 stopni Celsjusza, prawie niezależnie od pory dnia i nocy i
od szerokości wenusjańskiej, dopiero ponad warstwą chmur spada do
-25 stopni. Panuje tutaj bardzo wysokie ciśnienie około 90
atmosfer. Atmosfera Wenus składa się dwutlenku węgla oraz śladowej
zawartości CO, HCL, HF oraz 02.Wysoka zawartość dwutlenku węgla
jest przyczyną tak wysokich temperatur (efekt cieplarniany).Badania
wykazują ,że chmury widoczne w atmosferze Wenus są zbudowane z
zamarzających kropelek, 75-procentowego wodnego roztworu kwasu
siarkowego. Warstwa chmur rotuje wokół planety z okresem około 4
dni. Wenus posiada słabe pole magnetyczne.
Wenus
obiega Słońce w średniej odległości ponad 108 mln km w okresie
225 dni ziemskich. Obrót dookoła własnej osi wykonuje w 243 dni;
uwzględniając, że jest to obrót wsteczny mamy, że doba słoneczna
na Wenus trwa 117 dni ziemskich. Nachylenie równika Wenus do
płaszczyzny jej orbity wynosi około 177 stopni. Atmosfera Wenus
(chmury) posiadają wysoki współczynnik odbicia (albedo) wynoszące
0,76 i jest po Słońcu i Księżycu trzecim co do jasności obiektem
naszego nieba.
Ziemia
Ziemski
glob otacza gęsta atmosfera składająca się w 78% z azotu, w 21% z
tlenu oraz domieszek argonu, dwutlenku węgla i neonu. Zawartość
pary wodnej w normalnych warunkach waha się między 0,1 a
2,8%
Średnie
odległość od Słońca- 149,6 mln km
Okres
obiegu wokół Słońca- 365,26 dni
Średnia
prędkość na orbicie- 29,9 km/s
Promień
równikowy- 6378 km
Promień
średni- 6371 km
Masa-
5,975 1024 kg
Średnia
gęstość- 5,52 g/cm3
Mars
Mars
jest ostatnią z planet "ziemskich". Znacznie mniejszy od
Ziemi pod względem rozmiarów - 53% promienia Ziemi, oraz masy -
10,7% masy Ziemi. Budowa wewnętrzna jest podobna do budowy
wewnętrznej Ziemi - płynne żelazne jądro, płaszcz oraz tak jak w
przypadku Wenus i Merkurego jednolita skorupa. Powierzchnia Marsa
przypomina suchą i zimną pustynię i górski krajobraz. Piasek
uformowany jest w wydmy. Na Marsie występują formacje kraterów,
które uległy znacznie silniejszej erozji niż na Księżycu, dolin
przypominających koryta ziemskich rzek, obszarów aluwialnych,
uskoków, oraz wielkich wzniesień wulkanicznych. Prawdopodobnie
niegdyś na Marsie było bardzo dużo wody w stanie ciekłym,
biorącej się bądź z atmosfery która kiedyś mogła być bogata w
wodę, bądź z roztopionej wody znajdującej się w postaci lodu pod
powierzchnią. Być może nawet teraz woda znajduje się właśnie w
postaci lodu pod powierzchnią Marsa, szczególnie na biegunach
planety. Największym wzniesieniem na Marsie, a najprawdopodobniej w
całym układzie słonecznym, jest nieczynny już wulkan Olympus Mons
wznoszący się na wysokość ponad 25 km, o średnicy podstawy ponad
500 km. Na biegunach znajdują się czapy polarne pokryte zestalonym
dwutlenkiem węgla. Podobnie jak atmosfera Wenus, atmosfera Marsa
złożona jest prawie całkowicie z dwutlenku węgla. Oprócz tego
występują śladowe ilości CO i dwuatomowego tlenu. Ilość pary
wodnej w atmosferze jest około 100 razy mniejsza, niż w atmosferze
ziemskiej lecz czasami występuje tam kondensacja pary wodnej co
ujawnia się w postaci białych lub błękitnych obłoków. W
atmosferze Marsa można zaobserwować także rozległe burze
pyłowo-piaskowe wzniecane przez wiatry wiejące z szybkością
dochodzącą do 80 m/s. Ciśnienie przy powierzchni planety waha się
od 1 do 9 hPa zależnie od wysokości terenu. Temperatury na Marsie
wahają się od prawie +20 stopni Celsjusza w południe na równiku,
do -130 stopni w nocy na biegunach. Mars posiada bardzo słabe pole
magnetyczne.
Mars
krąży wokół słońca w średniej odległości około 228 mln km w
okresie 687 dni ziemskich czyli 670 dni marsjańskich. Nachylenie
równika planety do płaszczyzny jej orbity wynosi około 25 stopni.
Albedo powierzchni Masa wynosi 0,15. Planeta ta posiada dwa księżyce:
Phobos i Deimos.
Jowisz
Jowisz
jest największą planetą naszego układu i pierwszą należącą do
rodziny planet-olbrzymów. Średnica równikowa planety wynosi 142980
km, czyli jest ponad 11 razy większa od promienia Ziemi. Średnica
biegunowa Jowisza jest o 8400 km mniejsza. Przyczyną tak silnego
spłaszczenia planety jest jej szybka rotacja. Masa Jowisza jest 318
razy większa od masy Ziemi, ale przy tym przeszło 1000 razy
mniejsza od masy Słońca. Jowisz posiada skład chemiczny podobny do
Słońca czyli głównie wodór i hel, lecz żeby stać się gwiazdą
musiałby być ponad 30 razy masywniejszy. Jednak ma pewien charakter
gwiazd ponieważ wypromieniowuje więcej energii niż otrzymuje od
Słońca. Widoczny zarys Jowisza nie stanowi jego twardej
powierzchni, lecz warstwy chmur otaczające planetę. Uwarstwione są
one w pasy równoleżnikowe o różnej szerokości i zabarwieniu.
Pomiędzy nimi utrzymują się przez setki lat cyklony atmosferyczne.
Najbardziej znana jest tak zwana Wielka Czerwona Plama znana od co
najmniej 300 lat. Jej długość w kierunku równoleżnikowym
przekracza 20 000 km, a w kierunku południkowym wynosi około 12 000
km. W atmosferze Jowisza występują wiatry wiejące z szybkością
dochodzącą do 200 m/s. Różnice kolorów poszczególnych pasów i
szczegółów atmosfery są pochodzenia chemicznego. Głównym
składnikiem atmosfery są wodór dwuatomowy i hel. Oprócz nich
występują w atmosferze i chmurach metan i amoniak, stwierdzono
także etan i acetylen. Temperatura zewnętrznych warstw atmosfery
wynosi około -145 stopni Celsjusza. Wraz ze zbliżaniem się do
wnętrza planety bardzo szybko wzrasta temperatura i ciśnienie. W
głębszych warstwach planety ciśnienie doprowadza gaz do stanu
krytycznego, gdzie gaz zaczyna zachowywać się jak ciecz. Schodząc
głębiej napotykamy granicę wodoru metalicznego gdzie panuje
ciśnienie rzędu 10 do potęgi 11. Przypuszcza się że Jowisz
posiada skalne jądro zaczynające się w odległości 0,2 promienia
od centrum, gdzie panuje temperatura pomiędzy 20 a 30 tysięcy K a
gęstość może osiągnąć 20 Mg/m^3. Okres obiegu Jowisza wokół
Słońca jest niewiele krótszy od 12 lat ziemskich, natomiast okres
obrotu Jowisza wokół własnej osi jest ponad dwa razy krótszy i
wynosi niespełna 10 godzin. Nachylenie równika planety do jej
płaszczyzny obiegu wynosi 3,1 stopnia. Jowisz posiada 16 naturalnych
księżyców z czego cztery największe to Io, Europa, Ganimedes i
Kallisto. Planeta posiada także nikłe pierścienie.
Saturn
Saturn
jest ostatnią planetą widoczna okiem nieuzbrojonym. Wygląda jak
jedna z najjaśniejszych gwiazd nieba. Saturn jest bardzo podobny
budową do Jowisza. Jego średnica równikowa wynosi prawie 121000
km, jest także silnie spłaszczony wskutek szybkiej rotacji. Na
tarczy planety wyróżniają się pasma chmur, podobnie jak na
Jowiszu; podobny jest również ich skład chemiczny, a także skład
chemiczny całej atmosfery Saturna. Temperatura powierzchniowych
warstw atmosfery wynosi około -165 stopni Celsjusza i jest 30 stopni
wyższa ,którą miałaby ta warstwa w przypadku ogrzewania tylko
przez Słońce. Widać więc, że Saturn także wypromieniowuje
więcej energii niż dostaje od słońca. Budowa wewnętrzna planety
i jej skład chemiczny jest także podobna do Jowisza choć występują
pewne różnice. Występują tu także różne warstwy postaciowe
gazu wodoru i helu, oraz skalne jądro. Jednak tym co najbardziej
zachwyca nas w Saturnie są jego pierścienie. Są one widoczne nawet
przez niewielkie teleskopy. Pierścień Saturna nie jest jednorodnym
pierścieniem ,ale składa się z całego systemu pierścieni , z
których najbardziej znane są trzy główne oznaczone licząc do
wewnątrz literami A, B, C. Między pierścieniami rozciąga się
szeroka przerwa, widoczna nawet w małych teleskopach, zwana przerwą
Cassiniego. Najbliższy Saturnowi jest bardzo rzadki pierścień D.
Na zewnątrz pierścienia A znajdują się w kolejności ,pierścienie
F,G i E które także są Rzadkie i odkryte zostały podobnie jak D
przez sądy kosmiczne. Jak wynika z obserwacji sąd kosmicznych
pierścienie mają bogatą strukturę wewnętrzną Składają się
nie z kilku ,lecz z tysięcy pierścionków, Większość przerw nie
jest pozbawiona całkowicie materii. Nawet przerwa Cassiniego nie
jest całkowicie pusta. Przerw istotnie pustych jest tylko około
dziesięciu. Pierścień A - zasadniczy system pierścieni - ma
średnicę zewnętrzną równa około 278 000 km, przy czym promień
pierścień E sięga nawet 8 promieni Saturna. Pierścienie Saturna
są zadziwiająco cienkie, Grubość ich nie przekracza 1 km.
Składają się z luźnych cząsteczek poczynając od pyłu, kończąc
na skalistych odłamkach.
Saturn
obiega Słońce w okresie 29,5 lat ziemskich w odległości ponad 1,4
mld km. Okres obrotu wynosi ponad około 10,5 godzin. Posiada 20
udokumentowanych księżyców z których największy Tytan ,o
średnicy 5550 km ,jest większy od Merkurego oraz posiada
atmosferę.
Uran
W
odległości prawie 2,9 mld km krąży wokół Słońca Uran,
obiegając je w ciągu 84 lat. Okres obrotu wynosi blisko 17 godzin,
co jest przyczyną spłaszczenia planety. Średnica planety wynosi
ponad 51 tysięcy km, a jej masa jest tylko 14,5 razy większa od
ziemskiej. Charakterystyczne dla Urana jest to że jego oś obrotu
nachylona jest do jego orbity pod kątem 8 stopni, leży on więc "na
boku", przy czym wszystkie znane księżyce krążą po orbitach
prostopadłych do orbity planety. Uran jest znacznie mniejszy od
Jowisz i Saturna, ale jego budowa fizyczna jest bardziej zbliżona do
budowy tych dwóch planet niż do planet ziemskich. Atmosfera planety
złożona jest głównie z wodoru i metanu, który jest przyczyną
blado wodnistego koloru planety, stwierdzono także hel i acetylen.
Uran posiada 15 księżyców, oraz 11 cienkich i rzadkich
pierścieni.
Neptun
Ostatnią
z planet olbrzymów jest Neptun obiegający Słońce w odległości
4,5 mld km w ciągu 165 lat ziemskich. Neptun jest planetą zbliżoną
rozmiarami do Urana pod względem rozmiarów - 49,5 tysięcy km ,i
masy - 17,2 mas ziemskich. Widać, że jest od niego trochę gęstszy
lecz budową podobny. W atmosferze Neptuna stwierdzono stosunkowo
dużą zawartość metanu co jest przyczyną jej niebieskiego koloru.
Neptun posiada 8 księżyców oraz słabe cztery
pierścienie.
Pluton
Pluton
jest ostatnią ze znanych planet naszego układu. Obiega słońce w
odległości prawie 6 mld km, w okresie 248 lat, po bardzo wydłużonej
orbicie(przez co czasami znajduje się bliżej Słońca niż
Neptun).Rozmiarem Pluton jest tylko trzykrotnie większy od
największych planetoid, a mniejszy od wielu księżyców
planetarnych Jego średnica wynosi 2320 km, a masa jest niecałe
sześć razy mniejsza od masy księżyca ziemskiego. Posiada tylko
jeden księżyc nazwany Charonem (odkrytego dopiero w 1978 roku)
którego średnica jest tylko niecałą połowę mniejsza od średnicy
Plutona i wynosi około 1270 km.
Planetoidy
Główny
pas planetoid to obszar między orbitami Marsa i Jowisza, gdzie
porusza się większość (około 95%) maleńkich planetek zwanych
właśnie planetoidami. Są to skaliste ciała o średnicach
mniejszych od 1000km i większych od około 1km. Poruszające się w
przestrzeni międzyplanetarnej obiekty mniejsze (granica jest umowna)
nazywamy meteroidami. Astronomowie przypuszczają, że pas planetoid
to kawałki planety, która nie zdołała się uformować z powodu
silnego oddziaływania grawitacyjnego Jowisz i Marsa.
Średnie
odległości od Słońca- 420 do 520 mln km
Przeciętne
okresy obiegu wokół Słońca- od 3 do 6 lat
Promienie-
umownie od 1km do 1000km; największa planetoida- Ceres ma
466km
Sumaryczna
masa- około 15% masy Księżyca
Średnia
gęstość- około 2g/cm3
Obłok
Oorta
Powszechne
jest przekonanie, że Układ Słoneczny kończy się na orbicie
najdalszej znanej planety, Plutona. Tymczasem oddziaływanie
grawitacyjne Słońca sięga ponad 3000 razy dalej, dochodząc do
połowy drogi do najbliższych gwiazd. I przestrzeń ta nie jest
pusta wypełnia ją ogromne skupisko komet, materiału pozostałego
po uformowaniu się Układu Słonecznego. Ten rezerwuar nazywany jest
Obłokiem Oorta.
Obłok
Oorta to Syberia Układu Słonecznego, rozległe, mroźne pogranicze
zapełnione zesłańcami z wewnętrznego imperium słonecznego,
którzy jedynie nieznacznie podlegają wpływowi władzy centralnej.
Typowe temperatury osiągają tam w południe lodowate 4st. C powyżej
zera bezwzględnego, a sąsiednie komety oddalone są od siebie o
dziesiątki milionów kilometrów. Słońce, ciągle jeszcze
najjaśniejsza gwiazda na niebie, świeci zaledwie jak Wenus na
wieczornym ziemskim firmamencie.
Właściwie
nigdy nie widzieliśmy obłoku Oorta, lecz nikomu dotąd nie udało
się również zobaczył elektronu. O istnieniu i własnościach obu
tych obiektów wnioskujemy z obserwowanych zjawisk fizycznych. W
przypadku obłoku Oorta chodzi o stałe powolne przedostawanie się
długookresowych komet do wnętrza naszego układu planetarnego.
Istnienie obłoku przynosi odpowiedź na pytanie, które ludzie
zadawali sobie już w starożytności: czym są komety i skąd
przybywają?
Arystoteles
w IV wieku p.n.e. sądził, że komety są obłokami jasno świecącego
gazu w wysokich warstwach atmosfery ziemskiej. W I wieku n.e.
natomiast filozof rzymski Seneka uważał komety za ciała niebieskie
przemierzające firmament własnymi drogami. Dopiero pięć stuleci
później hipotezę tę potwierdził duński astronom Tycho Brahe,
który porównał obserwacje komety z roku 1577 wykonane z kilku
różnych stanowisk w Europie. Jeśli kometa byłaby bardzo blisko,
wówczas w każdym miejscu obserwacji powinna mieć nieco inne
położenie względem gwiazd. Brahe nie zdołał wykryć żadnych
różnic i wywnioskował, że kometa znajdowała się dalej niż
Księżyc.
Lecz
właściwie jak daleko, zaczęło stawać się jasne dopiero wówczas,
gdy astronomowie przystąpili do wyznaczania orbit komet. W 1705 roku
astronom angielski Edmond Halley opracował pierwszy katalog 24
komet. Obserwacje nie były zbyt dokładne i mógł on jedynie z
grubsza dopasować parabolę do toru każdej komety. Jednak dowodził,
że orbity mogą był bardzo wydłużonymi elipsami wokół
Słońca.
Bowiem
ich liczba będzie określona i, być może, nie za duża. Ponadto,
Przestrzeń pomiędzy Słońcem a stałymi Gwiazdami jest tak
niezmierzona, że wystarczająco jest Miejsca dla Komety do
okrążenia, chociaż Okres jej Okrążania byłby niezmiernie
długi.
W
pewnym sensie sporządzony przez Halleya opis komet krążących po
orbitach, które rozciągają się wśród gwiazd, przewidywał
odkrycie obłoku Oorta 250 lat później. Halley zauważył również,
że komety z 1531, 1607 i 1682 roku miały bardzo podobne orbity i
były od siebie odległe w czasie w przybliżeniu o 76 lat. Te na
pozór odmienne komety były jak sugerował w rzeczywistości tą
samą kometą, powracającą w regularnych odstępach. Obiekt ów,
znany obecnie jako kometa Halleya, ostatni raz odwiedził rejon
wewnętrznych planet w 1986 roku. Począwszy od Halleya, astronomowie
zaczęli dzielić komety na dwie grupy w zależności od czasu, jaki
zabiera im okrążenie Słońca (co jest bezpośrednio związane ze
średnią odległością od niego). Komety długookresowe, takie jak
niedawno obserwowane jasne komety Hyakutake i Hale, Bopp, mają
okresy orbitalne wynoszące ponad 200 lat, a komety krótkookresowe
poniżej 200 lat. Te drugie w ostatnim dziesięcioleciu podzielono
jeszcze na dwie grupy: komety rodziny Jowisza, takie jak Enckego i
Tempel 2 o okresach poniżej 20 lat, oraz komety o okresach
pośrednich, czyli typu Halleya których obieg wynosi 20-200 lat.
Definicje te są dość dowolne, lecz odzwierciedlają rzeczywiste
różnice. Komety pośrednio- i długookresowe docierają do strefy
planet przypadkowo ze wszystkich kierunków, podczas gdy komety
rodziny Jowisza mają orbity o płaszczyznach nachylonych zazwyczaj
nie więcej niż 40 st. do płaszczyzny ekliptyki, płaszczyzny
orbity ziemskiej. (Orbity innych planet leżą także bardzo blisko
płaszczyzny ekliptyki.) Pośrednio- i długookresowe komety zdają
się nadlatywać z obłoku Oorta, podczas gdy komety rodziny Jowisza
powstają, jak się obecnie uważa, w pasie Kuipera, rejonie
płaszczyzny ekliptyki znajdującym się poza orbitą.
Otchłanie
poza Plutonem
Na
początku XX wieku znano już wystarczająco dużo komet o
długookresowych orbitach, by móc badać ich rozkład statystyczny.
Powstał w związku z tym pewien problem. Około 1 /3 wszystkich tych
oskulacyjnych orbit tzn. orbit komet śledzonych w sąsiedztwie
punktu ich największego zbliżenia do Słońca była hiperboliczna.
Komety na orbitach hiperbolicznych powstawałyby w przestrzeni
międzygwiazdowej i powracały do niej, inaczej niż obiekty na
orbitach eliptycznych, na których związane są oddziaływaniem
grawitacyjnym ze Słońcem. Istnienie orbit hiperbolicznych
doprowadziło pewnych astronomów do wniosku, że komety zostały
wyłapane z przestrzeni międzygwiazdowej w wyniku spotkań z
planetami.
W
celu zbadania tej hipotezy naukowcy zajmujący się mechaniką nieba
ekstrapolowali, albo inaczej całkowali , orbity komet
długookresowych wstecz. Odkryli oni, że z powodu grawitacyjnego
przyciągania ze strony odległych planet oskulacyjne orbity nie
odpowiadały oryginalnym orbitom komet. Gdy uwzględniło się wyniki
oddziaływania planet przez dostatecznie dalekie przecałkowanie w
przeszłość i zorientowanie orbit nie względem Słońca, lecz w
stosunku do środka masy Układu Słonecznego (punktu
reprezentującego sumę mas Słońca i krążących wokół niego
planet) prawie wszystkie orbity okazały się eliptyczne. Tak więc
komety nie są międzygwiezdnymi włóczęgami, lecz członkami
Układu Słonecznego.
W
dodatku, chociaż 2 /3tych orbit nadal wydawało się rozłożone w
sposób jednorodny, energie orbitalne aż 1 /3 mieściły się w
bardzo wąskim zakresie. Maksimum to odpowiadało orbitom
rozciągającym się na bardzo duże odległości 20 000 j.a.
(jednostka astronomiczna to średnia odległość Ziemi od Słońca)
i więcej. Na takich orbitach okresy obiegu wynoszą ponad milion
lat. Dlaczego aż tyle komet przybywa z tak daleka? W końcu lat
czterdziestych holenderski astronom Adrianus F. van Woerkom wykazał,
że perturbacje spowodowane przez planety rozpraszanie komet na
przypadkowe orbity zarówno ciasne, jak i rozległe mogłyby wyjaśnić
jednorodny ich rozkład. Lecz co z maksimum komet o okresach miliona
lat?
W
1950 roku zainteresował się tym problemem inny holenderski
astronom, Jan H. Oort, słynny już wówczas z wyznaczenia w latach
dwudziestych prędkości rotacji Drogi Mlecznej. Stwierdził on, że
maksimum o okresach orbitalnych miliona lat musi przedstawiać sobą
źródło komet długookresowych: olbrzymi obłok otaczający nasz
układ planetarny i rozciągający się przez pół drogi do
najbliższych gwiazd.
Komety
w tym obłoku jak wykazał Oort są tak słabo związane ze Słońcem,
że gwiazdy, które przypadkowo przechodzą w pobliżu, mogą z
łatwością zmienić ich orbity. W ciągu każdego miliona lat
kilkanaście gwiazd mija Słońce w odległości jednego parseka (206
000 j.a.). Te bliskie przejścia wystarczają do wymieszania orbit
kometarnych, randomizując ich nachylenia i posyłając ciągły
strumień komet w kierunku wewnętrznych rejonów Układu Słonecznego
po bardzo wydłużonych orbitach eliptycznych. Gdy komety wejdą
pierwszy raz do układu planetarnego, są rozpraszane przez planety,
zyskując lub tracąc energię orbitalną. Niektóre na zawsze
opuszczają Układ Słoneczny. Pozostałe powracają i są znowu
obserwowane jako członkowie rozkładu jednorodnego. Oort opisał
obłok jako ogród delikatnie zgrabiany przez zakłócenia ze strony
gwiazd.
Nieliczne
komety nadal zdawały się przybywać z przestrzeni międzygwiazdowej.
Lecz było to prawdopodobnie błędne wrażenie spowodowane drobnymi
niedokładnościami w wyznaczaniu ich orbit. Ponadto podczas
zbliżania się do Słońca komety mogą zmieniać orbity, gdyż
strumienie gazu i pyłu wydostające się z ich lodowych powierzchni
działają jak małe silniki rakietowe. Takie niegrawitacyjne siły
sprawiają, że orbity wydają się hiperboliczne, podczas gdy
faktycznie są eliptyczne.
Dokonanie
Oorta, jeśli chodzi o prawidłowe zinterpretowanie rozkładu
orbitalnego komet długookresowych, robi jeszcze większe wrażenie,
gdy weźmie się pod uwagę, że dysponował on dobrze zmierzonymi
parametrami jedynie 19 orbit. Współcześni astronomowie znają ich
ponad 15 razy więcej. Wiedzą oni teraz, że długookresowe komety
wchodzące po raz pierwszy w obszar zajmowany przez planety
przybywają średnio z odległości 44 000 j.a. Ich orbity
charakteryzują się okresami obiegu około 3.3 mln
lat.
Astronomowie
zdali sobie również sprawę z tego, że zakłócenia ze strony
gwiazd nie zawsze są łagodne. Czasami gwiazda mija tak blisko
Słońce, że przechodzi bezpośrednio przez obłok Oorta, gwałtownie
zaburzając orbity komet na swojej drodze. Ze statystyki wynika, że
przejścia gwiazdy w odległości 10 000 j.a. od Słońca można się
spodziewać raz na 36 mln lat, a w odległości 3000 j.a. co 400 mln
lat. Komety znajdujące się w pobliżu toru przejścia gwiazdy
wyrzucane są w przestrzeń międzygwiazdową, a orbity komet w całym
obłoku przechodzą znaczne przeobrażenia.
Chociaż
bliskie przejścia gwiazd nie wywierają bezpośredniego wpływu na
planety przypuszczalnie największe zbliżenie gwiazdy do Słońca w
ciągu całej historii Układu Słonecznego wynosiło 900 j.a. mogą
one niszczyć je pośrednio. W 1981 roku Jack G. Hills, pracujący
obecnie w Los Alamos National Laboratory, wysunął hipotezę, że
bliskie przejście gwiazdy mogłoby wywołać deszcz komet,
zwiększając częstość ich upadku na powierzchnię planet, a być
może nawet powodując masowe wymieranie gatunków na Ziemi. Zgodnie
z symulacjami komputerowymi, które przeprowadziłem wraz z Pietem
Hutem, wówczas z Institute for Advanced Study w Princeton,
częstotliwość pojawiania się komet podczas ich deszczu może
przewyższał 300-krotnie zwykłe tempo. Deszcz taki trwałby 2-3 mln
lat.
Ostatnio
Kenneth A. Farley wraz kolegami z California Institute of Technology
znaleźli dowody przejścia takiego właśnie deszczu komet. Za
pomocą rzadkiego izotopu helu 3 jako znacznika materii pochodzenia
pozaziemskiego wykreślili oni zależność od czasu ilości cząstek
pyłu międzyplanetarnego w osadach oceanicznych. Tempo gromadzenia
się pyłu uważane jest za odzwierciedlenie liczby komet
przechodzących przez rejon planet; każda kometa rozsiewa na swojej
drodze pył. Farley odkrył, że tempo to wzrosło nagle pod koniec
eocenu, około 36 mln lat temu, i zmniejszało się powoli przez 2?3
mln lat, właśnie tak jak przewidywały teoretyczne modele deszczy
kometarnych. Późny eocen jest utożsamiany z incydentem
umiarkowanego wymierania gatunków biologicznych i na ten okres
datuje się wiele kraterów uderzeniowych. Geolodzy znaleźli w
ziemskich osadach także inne ślady upadków, jak warstwy irydu oraz
mikrotektyty.
Czy
w najbliższej przyszłości zagraża Ziemi deszcz kometarny? Na
szczęście nie. Wraz z Joan Garcią-Sanchez z Uniwersytetu w
Barcelonie, Robertem A. Prestonem i Daytonem L. Jonesem z Jet
Propulsion Laboratory w Pasadenie (Kalifornia) posłużyliśmy się
danymi dotyczącymi pozycji i prędkości gwiazd zmierzonych przez
satelitę Hipparcos, by zrekonstruował trajektorie gwiazd w
sąsiedztwie Układu Słonecznego. Znaleźliśmy dowody na to, że w
ciągu ostatniego miliona lat w pobliżu Słońca przeszła gwiazda.
Kolejne bliskie przejście gwiazdy nastąpi za mniej więcej 1.4 mln
lat, a będzie nią niewielki czerwony karzeł o nazwie Gliese 710,
który przeleci przez peryferia obłoku Oorta w odległości około
70 000 j.a. od Słońca. W tej odległości Gliese 710 mógłby
zwiększył częstotliwość przejścia komet przez wewnętrzny Układ
Słoneczny o 50% powodując był może mżawkę kometarną, lecz na
pewno nie deszcz.
Wiadomo
już, że oprócz przypadkowo przelatujących gwiazd obłok Oorta
zakłócają dwa inne zjawiska. Po pierwsze, jest on tak rozległy,
że odczuwa oddziaływanie pływowe generowane przez dysk Drogi
Mlecznej oraz w mniejszym stopniu jądro galaktyczne. Pływy te
powstają, ponieważ Słońce i kometa w obłoku Oorta znajdują się
w nieco innych odległościach od płaszczyzny równikowej dysku czy
centrum Galaktyki i dlatego doznają przyciągania grawitacyjnego w
trochę innym stopniu. Oddziaływania pływowe wspomagają zasilanie
rejonu planet w nowe komety długookresowe.
Po
drugie, jak to wykazał w 1978 roku Ludwig Biermann z Max-Planck
Institut f.r Physik und Astrophysik wMonachium, obłok Oorta mogą
również zaburzał olbrzymie obłoki molekularne. Te masywne chmury
chłodnego wodoru, miejsca narodzin gwiazd i układów planetarnych,
mają masy 100 tys. do miliona razy większe od masy Słońca. Gdy
Układ Słoneczny przechodzi w pobliżu takiego obłoku, zaburzenia
grawitacyjne wyrywają komety z orbit i ciskają je w przestrzeń
międzygwiazdową. Takie spotkania, chociaż gwałtowne, nie są zbyt
częste co najwyżej jedno na 300-500 mln lat. W 1985 roku Hut i
Scott D. Tremaine, pracujący obecnie w Princeton University,
wykazali, że w ciągu całej historii Układu Słonecznego obłoki
molekularne wywarły ten sam łączny skutek, co wszystkie gwiazdy
przechodzące w pobliżu.
Wewnętrzne
jądro
Dziś
badacze obłoku Oorta zajmują się trzema głównymi zagadnieniami.
Po pierwsze, strukturą obłoku. W 1987 roku Tremaine, Martin J.
Duncan, obecnie z Queen's University w Ontario, i Thomas R. Quinn,
dziś z University of Washington, badali sposób, w jaki zaburzenia
pochodzące od gwiazd i obłoków molekularnych zmieniają rozkład
komet w obłoku Oorta. Z powodu zaburzeń komety na jego zewnętrznym
brzegu szybko uciekają albo w przestrzeń międzygwiazdową, albo do
wnętrza Układu Słonecznego. Lecz w głębi obłoku istnieje
prawdopodobnie stosunkowo gęste jądro, które powoli uzupełnia
ubytki na peryferiach.
Tremaine,
Duncan i Quinn wykazali również, że gdy komety wpadają z obłoku
Oorta do strefy planet, dążą do utrzymania nachylenia płaszczyzn
swych orbit. Z tego głównie powodu astronomowie sądzą teraz, że
za komety rodziny Jowisza, o małym nachyleniu orbit, odpowiedzialny
jest pas Kuipera, a nie obłok Oorta. Lecz ten ostatni jest nadal
najbardziej prawdopodobnym źródłem komet o pośrednich okresach i
większym nachyleniu płaszczyzn orbitalnych, takich jak kometa
Halleya czy Swift, Tuttle. Prawdopodobnie były one niegdyś kometami
długookresowymi, a planety przeciągnęły je na orbity o okresach
krótszych. Drugie zasadnicze pytanie brzmi: ile komet zamieszkuje
obłok Oorta? Liczba ta zależy od tempa, w jakim komety uchodzą z
niego w przestrzeń międzyplanetarną. By wytłumaczył obserwowaną
liczbę komet długookresowych, dzisiejsi astronomowie szacują, że
obłok zawiera 6 bln komet, co czyni z nich najliczniejszą grupę
wśród istotnych ciał Układu Słonecznego. Jedynie szósta ich
część znajduje się w zewnętrznym, aktywnym dynamicznie obłoku
opisanym po raz pierwszy przez Oorta; reszta pozostaje w stosunkowo
gęstym jądrze. Jeśli posłużył się najlepszym oszacowaniem
średniej masy komety około 40 mld ton wówczas całkowita masa
komet w obłoku Oorta wynosi obecnie około 40 mas Ziemi.
I
wreszcie skąd się biorą komety w obłoku Oorta? Nie mogły one
powstał na swoich obecnych pozycjach, ponieważ materia na takich
odległościach jest zbyt rozproszona, by móc się skupiał. Nie
mogą również pochodził z przestrzeni międzygwiazdowej, ponieważ
Słońce wyłapuje bardzo mało komet. Pozostaje więc jedynie układ
planetarny. Oort rozważał możliwości tworzenia się komet w pasie
planetoid i wyrzucania ich przez planety olbrzymy podczas formowania
się Układu Słonecznego. Lecz komety są ciałami lodowymi,
wielkimi brudnymi kulami śnieżnymi, a pas planetoid był wówczas
zbyt gorący, by kondensował się tam lód.
W
rok po ukazaniu się pracy Oorta astronom Gerard P. Kuiper z
University of Chicago wysunął hipotezę, że komety tworzyły się
dalej od Słońca, pośród planet olbrzymów. (Określenie pas
Kuipera pochodzi od jego nazwiska, ponieważ postulował on
powstawanie niektórych komet również poza najdalszymi orbitami
planet.) Komety rodziły się prawdopodobnie w całej strefie planet
olbrzymów, lecz badacze zazwyczaj uważali te z sąsiedztwa Jowisza
i Saturna, dwóch planet o największych masach, za wyrzucone raczej
w przestrzeń międzygwiazdową niż do obłoku Oorta. Uran i Neptun
ze względu na mniejsze masy nie mogłyby wyrzucał z taką łatwością
tak wielu komet na trajektorie ucieczki. Jednakże późniejsze
badania dynamiki procesu podały w wątpliwości pewne aspekty
takiego scenariusza. Jowisz, a przede wszystkim Saturn z pewnością
umieszczał znaczną część swoich komet w obłoku Oorta. Chociaż
była ona prawdopodobnie mniejsza niż część komet pochodząca od
Urana i Neptuna, mogła to zrównoważyć większa ilość materii
początkowo znajdującej się w strefie większych planet.