Finansowanie partii z budżetu - tak, ale przejrzyste
Stefczyk.info:
Newsweek ujawnia, że w 2011 roku Platforma Obywatelska po wygranych
wyborach zapłaciła sporą sumę za imprezę w nieistniejącym już
klubie Rich and Pretty. Specjalnością lokalu były występy
roznegliżowanych pań, które zlizywały z siebie bitą śmietanę.
Czy hasło "Rich and Pretty" (Bogaty i piękny) pasuje do
Platformy Obywatelskiej?
Łukasz
Warzecha: Według mnie
pasuje i to bardzo. Rich - bogaty - wiadomo, że wielu posłów jest
tam dosyć "rich". A jeśli chodzi o "pretty" to
już kwestia gustu. No, ale np. Sławomir Nowak - absolutnie
bezkonkurencyjny. Właściwie można by go wziąć i właściwie na
nim mogła by się opierać kampania wizerunkowa PO. Pokazać Nowaka
z podpisem "Rich and Pretty".
A
czy to jest normalne, że partyjne pieniądze są wydawane na
imprezy, kluby nocne, i luksusowe ubrania?
W
tej sprawie nie byłbym przesadnym ortodoksem, bo uważam, że
politycy mają prawo dobrze wyglądać, choć pewnie nie każdego na
to stać. Powinny w tej kwestii obowiązywać bardzo czytelne reguły.
Nie miałbym specjalnych pretensji, gdyby z szefem partii pracował
stylista i on miałby przeznaczona jakąś kwotę na koszta
reprezentacyjne. On w końcu reprezentuje cała partię i to jest
według mnie wydatek uzasadniony…
Ależ
chodzi tutaj o Ermenegildo Zegna, Emporio Armani, Hugo Boss, Kenzo,
Burberry, Church’s czy J.M. Weston. Te marki kosztują tyle, że za
połowę tej ceny można by naprawdę dobrze wyglądać…
To
jest jedna sprawa, ale kluczem, moim zdaniem jest przejrzystość. O
tych wszystkich wydatkach wyborcy powinni wiedzieć, a limity powinny
być z góry ustalone. W tym przypadku niewątpliwie ta granica,
którą ja sobie wyobrażam została przekroczona. Nie wiemy, o
jakiej liczbie ubrań i dla ilu osób mówimy, ale podobno nie
dotyczy to tylko Donalda Tuska.
A zabawy partyjne w dziwnych
miejscach… Niektórzy twierdzą, że tam się tylko tańczy i pije
piwo, ale w Rich and Pretty akurat zabawia się z roznegliżowanymi
paniami i to już budzi bardzo, ale to bardzo duże wątpliwości. I
myślę, że jest to kolejny, duży problem wizerunkowy dla
Platformy.
Może
to będzie nieco populistyczne pytanie, czy nie jest irytujące,
kiedy pieniądze z dopłat partyjnych, czyli w sumie od nas, idą na
takie rzeczy, jak zabawy w nocnych klubach i ekskluzywne ciuchy?
To
jest kwestia tego, jak jest rozwiązany system finansowania partii w
ogóle. Czy się na to godzimy, czy nie? Ja nie jestem przeciwnikiem,
choć kiedyś byłem, ale zmieniłem zdanie. Uważam, że ten system
można by przy niewielkich zmianach utrzymać, ale pod jednym
warunkiem. Żeby istniała całkowita i absolutna jawność, ale nie
na takiej zasadzie, że dziennikarze w sądzie muszą się
dowiadywać, na co partie wydały pieniądze.
Czyli
tak, jak z oświadczeniami majątkowymi posłów?
Coś
w tym kształcie. Tak, żeby każdy wydatek z adnotacją, na co
poszedł - był do odnalezienia natychmiast lub najdalej w ciągu
miesiąca, np. w internecie. Nie ma najmniejszego problemu
technologicznego, żeby tak zrobić. Jeśli tak to będzie wyglądało,
to finansowanie partii z budżetu można by w sumie utrzymać.
Oczywiście przy świadomości, że ten system konserwuje układ sił,
który już jest.
Rozmawiał Marcin Wikło