Marność polskiej konkurencyjności
Jak awansować w światowej lidze gospodarczej – zadają sobie pytanie autorzy raportu o konkurencyjności polskiej gospodarki przygotowanego na zlecenie Prezydenta RP.
Prof. Jerzy Hausner, były wicepremier i minister gospodarki i pracy, zaangażowany od wielu lat w życie publiczne i jego zespół młodych naukowców, podjęli się zadania przygotowania z jednej strony diagnozy sytuacji gospodarczej i czynników rozwoju Polski, a z drugiej zestawu rekomendacji, które mają wprowadzić Polskę na ścieżkę ożywionego wzrostu.
Sam raport i propozycje zostały opisane w Obserwatorze Finansowym przez Aleksandrę Fandrejewską. Wydaje się jednak, że brakuje krytycznego spojrzenia na tę publikację.
To kolejna z głośnych prac powstałych pod auspicjami prof. Hausnera – pierwsza była fascynująca książka „Pętle rozwoju” z 2007 roku, drugi – głośny raport „Kurs na innowacje. Jak wyprowadzić Polskę z rozwojowego dryfu?”, potem jeszcze „Raport o stanie samorządności terytorialnej”, który wpisał się w dyskusję o przyszłości samorządu.
Teraz przyszedł czas na konkurencyjności gospodarki.
>>czytaj też: wywiad z prof. Jerzym Hausnerem
Prof. Hausner jest więc jednym z najistotniejszych intelektualistów (ang. „public intellectuals”), którzy narzucają swoje pomysły opinii publicznej. Robią to również profesorzy Grzegorz Kołodko i Leszek Balcerowicz. Podobną rolę pełnił Michał Boni, jako szef zespołu doradców strategicznych premiera w poprzedniej kadencji.
Nowy raport, stare pomysły
Do tej pory powstało wiele raportów diagnostycznych dotyczących sytuacji socjogospodarczej Polski: „Polska 2030. Wyzwania Rozwojowe” w Kancelarii Premiera, „Narodowy Program Foresight Polska 2020” przy udziale Polskiej Akademii Nauk.
Do części z tych opracowań pojawiają się odniesienia w najnowszym raporcie Hausnera, ale są one marginalne. Momentami wydaje się, że autorzy wyważali otwarte drzwi, ponieważ większość diagnozy została postawiona już wcześniej. Zabrakło chociażby odniesienia do strategicznych dokumentów rządowych, np. do „Średniookresowej Strategii Rozwoju Kraju do 2020 r.” i „Długookresowej Strategii Rozwoju Kraju Polska 2030. Trzecia Fala Nowoczesności”.
Dokument ekspercki nie powinien być oderwany od innych strategii i raportów, tym bardziej, że tamte dokumenty formułują bardziej szczegółowe rekomendacje dla polityk publicznych. Nie bez znaczenia tez jest to, że zostały przyjęte przez radę ministrów, co przynajmniej daje szansę na ich realizację.
Cały raport zespołu prof. Hausnera, to bardzo kompleksowe opracowanie, podchodzące do tematyki konkurencyjności polskiej gospodarki. Podejście oparte jest na opracowanej przez Michaela Portera tezie o „przewadze komparatywnej” i późniejszych jego raportach dla Międzynarodowego Forum Gospodarczego. Wszystkie rozdziały diagnostyczne, a także wskaźniki użyte w opracowaniu nawiązują do Global Gompetitive Index (GCI), jednak wady tej miary poruszane są dopiero w aneksie dokumentu. Przez to oczywisty staje się zarzut o bezkrytyczne podejście do wskaźnika GCI;
Wskaźnik GCI łączy miary zarówno subiektywne – wrażenie, opinia przedsiębiorców, jak i obiektywne – opis gospodarki za pomocą obserwowalnych mierników. Obecnie obliczany jest na podstawie 90 wskaźników cząstkowych. Jest oceniany, jako dobry przez większość ekspertów i wzbudza mniej kontrowersji niż Doing Business, bo łączy wskaźniki społeczne z ekonomicznymi.
Trzeba bowiem pamiętać, że raporty o konkurencyjności Międzynarodowego Forum Gospodarczego, podobnie jak raporty Doing Business Banku Światowego, oceniają Polską gospodarkę z punktu widzenia zagranicznego inwestora. Spojrzenie jest wybiórcze, ale ma dotykać strukturalnych potencjałów danej gospodarki. W tym roku zmieni się jednak metodologia Doing Business na wniosek m.in. Chin, przez co utraci on swoją ciągłość i możliwość używania wartości wskaźnika jako celu politycznego.
Bezspornie jest to materiał bardzo ciekawy dla kogoś, kto nie miał wcześniej do czynienia choćby z corocznymi raportami o stanie gospodarki przygotowywanymi przez Ministerstwo Gospodarki, czy publikowanymi przez Instytut Gospodarki Światowej SGH – oceniają konkurencyjność Polski na tle innych krajów świata (było ich do tej pory 27). Na temat samej konkurencyjności gospodarki pisze się dosyć dużo, jest ona także przedmiotem corocznych dyskusji na odbywającym się od czterech lat Kongresie Innowacyjnej Gospodarki (tam też toczy się dyskusja na temat przygotowanego przez Hausnera i jego zespół raportu).
Raport interesująco opisuje zagadnienie konkurencyjności, poszerzając je o pewien zasadniczy czynnik, który wychodzi ponad klasyczne jej rozumienie – o demografię. Spodziewana depopulacja Polski jest konsekwencją zmiany wzorców rodzicielstwa i konsekwencją niekorzystnych tendencji demograficznych. Ich dalszym efektem, jak zauważają autorzy, będzie utrata konkurencyjności gospodarczej spowodowana dwoma zjawiskami. Są to: kurczący się rynek wewnętrzny, który zmniejszy atrakcyjność Polski, jako miejsca do inwestowania oraz zmniejszająca się liczba osób w wieku produkcyjnym w relacji do licznych roczników w wieku emerytalnym. Spowodują zwiększenie obciążenia pracy kosztami utrzymania starszych pokoleń
Elementem, który ginie w natłoku danych są przewagi komparatywne, do stworzenia których powinien namawiać ten raport. Poczynając od 2009 r., nasza stopa wzrostu eksportu jest niższa od tempa wzrostu importu światowego. Jednym z czynników, które na to wpływają jest wysoka koncentracja eksportu na rynki Unii Europejskiej, w tym zwłaszcza do strefy euro.
Od dłuższego czasu państwa strefy euro nie należą do najbardziej dynamicznych, a w ostatnich latach, pod wpływem kryzysu finansowego, stały się jednymi z najsłabiej rozwijających się gospodarek. W rezultacie, jak piszą autorzy, popyt na polski eksport rośnie wolniej niż światowy popyt importowy. Przyrostom sprzedaży nie sprzyja struktura towarowa polskiego eksportu skoncentrowanego na kilku branżach przemysłu elektromaszynowego, w tym zwłaszcza motoryzacyjnego.
Poza sektorem samochodowym Polska osiąga tzw. ujawnioną przewagę konkurencyjną jedynie w przetwórstwie surowców oraz artykułach żywnościowych.
Zarówno obecny kształt dywersyfikacji geograficznej, jak i towarowej naszego eksportu nie ułatwia poprawy jego pozycji konkurencyjnej. Co więcej, jest on mocno spetryfikowany. Jak wynika z raportu, aż 2/3 przyrostu eksportu w ostatniej dekadzie Polska osiągnęła poprzez wzrost wywozu tych samych „starych” produktów na te same „stare” rynki.
Tylko niespełna 30 proc. przyrostu eksportu wygenerował wywóz „starych” produktów na „nowe” rynki (czyli ekspansja geograficzna), a mniej niż 4 proc. wywóz „nowych” produktów na „stare” rynki (czyli ekspansja towarowa).
Konserwatyzm struktury geograficznej i towarowej naszego eksportu wiąże się z relatywnie niskim, choć poprawiającym się, poziomem zaawansowania technicznego, a więc nijakości oferowanych przez nasze firmy wyrobów.
Występuje przy tym istotna różnica między firmami z kapitałem zagranicznym, a firmami z kapitałem krajowym, które „przesunęły się” w ciągu ostatnich dziesięciu lat od eksportu o niskim poziomie techniki do eksportu o średnioniskim poziomie techniki. Ale firmy z kapitałem zagranicznym dokonały podobnego „przesunięcia”, ale o szczebel wyżej – do eksportu o średniowysokim poziomie techniki. Konstatacja jest dosyć smutna, bo nasze postępy w podnoszeniu technologicznego poziomu eksportu są niestety mniejsze niż winnych krajach Europy Środkowej.
W raporcie nie poruszono tematu kapitału społecznego, co wydaje się dziwne gdy weźmie się pod uwagę iż od wielu lat liczni specjaliści w różnych dokumentach podkreślają istotną rolę, jaką odgrywa umiejętność współpracy z innymi ludźmi.
Kryzys 2008 roku był kryzysem zaufania na giełdzie, a większość zachowań indywidualnych graczy rynkowych związana jest z zaufaniem. Na podobnej zasadzie ustalane są ratingi gospodarek i wskaźniki sentymentu. W przypadku Polski ma to podwójnie kluczowe znaczenie w związku z niskim poziomem zaufania między Polakami, które przekłada się na niższe zaufanie do instytucji finansowych, rządu, Sejmu itp.
Słabe punkty
I tu dochodzimy do najsłabszego punktu opracowania, czyli do roli państwa. Wskazane jest w nim państwo konkurujące – nie traktuje ono protekcjonalnie krajowych sił wytwórczych, lecz dba o ich produktywne wykorzystanie w warunkach gospodarki otwartej oraz międzynarodowej i globalnej konkurencji. Orędownicy państwa konkurującego, jak Hausner i jego zespół, nie odrzucają przy tym idei państwa opiekuńczego. Opowiadają się za jego inną postacią, określaną jako aktywne i aktywizujące państwo opiekuńcze, którego interwencje pobudzają i wydłużają aktywność zawodową, a nie oznaczają socjalnego kompensowania utraty pracy i wyjścia z rynku pracy. Z tej perspektywy dynamika PKB czy wydajność pracy – szczególnie w krótkim okresie – nie musi być też najważniejszym kryterium podejmowanych wyborów w polityce gospodarczej.
Istotniejszym elementem może być chęć uniknięcia kosztów społecznych czy rozwoju w długim okresie. Przykładowo w 2004 r. potencjał Hiszpanii i Włoch wskazywał, że powinno w nich dojść do obniżenia poziomu wydajności pracy, ale doszło do niego tylko we Włoszech. W Hiszpanii wydajność pracy wzrosła, jednak kosztem wyeliminowania kilku milionów ludzi z rynku pracy (wzrost stopy bezrobocia w latach 2008 – 2011 z 8,3 proc. do 21,7 proc. wobec 6,1 proc. i 8,4 proc. we Włoszech).
Nieoczywistą tezą autorów jest, że dla zachowania strategicznego długofalowego potencjału ludzkiego w czasach kryzysu (tzn. niedopuszczenia do wyjazdu młodych ludzi) być może korzystniejszy jest scenariusz włoski, tzn. ochrona miejsc pracy kosztem średniookresowej konkurencyjności, za to z możliwością utrzymania potencjału ludzkiego kraju (i systemu zabezpieczenia socjalnego) w długim okresie. Wysoki potencjał konkurencyjny umożliwia wybór rozwiązania, które na pierwszy rzut oka może wydawać się mniej korzystne.
Nowa Polityka Przemysłowa
Prof. Hausner proponuje w raporcie i w licznych wystąpieniach publicznych tzw. nową politykę przemysłową, która ma być wyrazem podażowego podejścia do gospodarki. Nie poprzez występowanie państwa w roli inwestora czy właściciela jednak, ale poprzez formowanie rozwiązań instytucjonalnych, które sprzyjają przedsiębiorstwom poszczególnych sektorów w uzyskaniu wysokiej produktywności i konkurencyjności.
Państwo takim działaniem nie zmierza do preferowania jednych przedsiębiorstw kosztem innych, do przejmowania na siebie ryzyka gospodarczego, lecz do tworzenia wszystkim przedsiębiorstwom równych warunków, umożliwiających efektywnościową ekspansję. Sam cel inkluzywnego państwa tworzącego reguły dla podmiotów działających na rynku nie jest niczym odkrywczym.
Z punktu widzenia Polski sprawą fundamentalną jest dążenie do łączenia celów i zasad polityki spójności oraz polityki konkurencyjności. Jest to, bowiem jedyny sposób, by zabiegając o wysoki poziom środków z UE na rozwój infrastrukturalny, zarazem współtworzyć w ramach UE nowe wymiary przyszłych przewag konkurencyjnych, opartych o kapitał intelektualny.
Polska nie jest jednak wyspą. Jej realna pozycja będzie w przyszłości raczej zależeć od możliwych scenariuszy rozwoju sytuacji w pokryzysowym świecie. Najistotniejszymi czynnikami wydają się: demografia, nowe technologie, energetyka – jej zasoby i źródła wytwarzania, warunki środowiskowe, oraz układ sił w świecie – zależny w jakiejś mierze nie tylko od dotychczasowego status quo, ale i od zmienności wskazanych czynników.
Raport Hausnera zdaje się patrzeć w przeszłość, a nie w przyszłość, bo za punkt odniesienia stawia hasło, że jesteśmy państwem aspirującym i mamy szansę przeskoczyć kilka oczek. Problemem może być jednak wpadnięcie w pułapkę średniego rozwoju, kiedy będziemy za drodzy w porównaniu z Chinami, a za mało innowacyjni w porównaniu ze „starą Unią”.
Dyskusja i co dalej?
Mam wrażenie, że dyskusja na te same tematy z tymi samymi osobami trwa już od kilku lat. Michał Boni, Grzegorz Kołodko i inni eksperci, co jakiś czas podnoszą problemy innowacyjności polskiej gospodarki. Budują strategie dla Polski i podobne deklaracje programowe. Brakuje jednak jakichkolwiek inicjatyw na poziomie implementacji poszczególnych pomysłów.
Podczas konferencji u prezydenta, która była zwieńczeniem działalności zespołu przygotowującego raport zaproszeni eksperci, a także członkowie rządu mówili o potrzebie myślenia strategicznego dla budowania fundamentów rozwoju i używali innych podobnie ogólnych słów. Nikt nawet nie wspomniał o problemie systemu podatkowego, czy o ustawach deregulacyjnych przygotowywanych przez ministerstwa Gospodarki i Sprawiedliwości – a to jest realna polityka gospodarcza.
Warto w tym zakresie sięgnąć do opracowań najbardziej zainteresowanych, czyli do samych przedsiębiorców, którzy co roku publikują czarną listę barier dla prowadzenia przedsiębiorczości w Polsce. Zwłaszcza, że samo Międzynarodowe Forum Gospodarcze zwraca uwagę przede wszystkim na bariery w prowadzeniu biznesu. Obszarem na który państwo ma realny wpływ są zbyt wysokie, biorąc pod uwagę obecny poziom rozwoju gospodarczego i jakość otoczenia biznesu, podatki i składki na ubezpieczenia społeczne. A do tego niejasne przepisy podatkowe prowadzące do licznych konfliktów między przedsiębiorcami, organami skarbowymi i związkami zawodowymi.
Wysokie podatki ograniczają możliwości oszczędzania i inwestowania oraz skłaniają do działania w szarej strefie, co zakłóca uczciwą konkurencję i utrudnia efektywną alokację kapitału. W Polsce podatki są na poziomie zbliżonym do średniej europejskiej, a powinny być wyraźnie niższe biorąc pod uwagę większe potrzeby inwestycyjne przedsiębiorstw. Postulat taki nie znajduje jednak odbicia w nowej polityce przemysłowej opisywanej w raporcie. Dobry klimat dla gospodarki to trochę za mało.
Reszta działań dotyczących sentymentu inwestycyjnego, dialogu między pracownikiem i pracodawcą, czy tworzenia dobrego prawa są elementami praktyki demokratycznego państwa prawa i pewnej rutyny polityczno-gospodarczej do której będziemy musieli dojść, ponieważ nasze instytucje są relatywnie młode.
Jak już wiemy z nowej Diagnozy Społecznej Polacy nie wierzą, że władza może im pomóc. Zdecydowana większość wierzy tylko w swoje możliwości i liczy na siebie. Niewiara w państwo się stopniowo pogłębia. Jeszcze w 2000 r. prawie 12 proc. osób oceniających, że miniony rok był dla nich udany, przypisywało to działaniu władz. Teraz sądzi tak zaledwie 3 proc. Ponad 80 proc. uważa, że to ich własna zasługa. Przez 14 lat spadł dwukrotnie odsetek Polaków obarczających władzę za swoje porażki dziś to tylko 26 proc. Jesteśmy indywidualistami, którzy raczej sami zarządzają swoim losem. Państwa tworząc politykę gospodarczą powinno to dostrzegać.
Bardzo dobrze, że Prezydent RP powoduje ferment intelektualny i zmusza do refleksji nad tym co trzeba robić, ale na razie rekomendacje zespołu eksperckiego, które mogły by być podstawą nawet dla inicjatywy ustawodawczej są zbyt ogólne. Dobrze, że trwają konsultacje społeczne raportu i może zostanie on wzbogacony o „ostre” deklaracje, które realnie pomogą zwiększyć konkurencyjność naszej gospodarki.
OF / K. Mokrzycka