Michalkiewicz: Żydzi postanowili zrobić z tym całym katolicyzmem porządek
Ach,
ileż oczekiwań ujawniło się w związku z wyborem Jego
Świątobliwosci Franciszka! Nie mówię o oczekiwaniu na przykład
na jego przyjazd do Argentyny czy Urugwaju, bo to jest zrozumiałe
samo przez się – ale o oczekiwaniach, jakie najwyraźniej ujawniły
się w naszym nieszczęśliwym kraju. Oto jeszcze nie przebrzmiały
dzwony
na inaugurację nowego pontyfikatu, a już w tygodniku
„Wprost” zaczął wypłakiwać się kapelan JE abp. Sławoja
Leszka Głódzia. Oczywiście „Wprost”, kiedyś podejrzewane, że
jest prasową odkrywką bezpieki, najwyraźniej miało tylko zacząć,
bo zaraz potem inicjatywę przejęła niezawodna „Gazeta Wyborcza”,
od lat zatroskana o moralny pion mniej wartościowego Kościoła
tubylczego.
Najwyraźniej
Żydzi postanowili zrobić z tym całym katolicyzmem porządek, a
ponieważ Stalin wyjasnił, że „o wszystkim” decydują „kadry”,
toteż w ramach porządkowania
„kadr” padło na JE abp.
Głódzia. Nie jest to przypadek, bo jak pamiętamy, ta nominacja
wzbudziła liczne protesty. Najgłośniej jazgotał „wierny syn
Kościoła” oraz
przedstawiciel „trójmiejskiej
inteligencji”, czyli literat Paweł Huelle, autor powieści o
żydowskim wunderkindzie Weiserze Dawidku. Trudno „wiernego syna
Kościoła”
posądzać o możliwość posiadania jakichś
zastrzeżeń teologicznych, no a w przypadku pana Huelle można mieć
chyba co do tego pewność. Skoro zatem nie względy teologiczne, to
co?
Dlaczego akurat żydowska gazeta dla Polaków tak się angażuje w sprawie podmianki na stanowisku gdańskiego ordynariusza? Czyżby Rotszyld zadepeszował, że „długi po Stella Maris wam popłacę, jeśli tylko z Głódzia przyślecie mi macę”? O tym chyba nie ma mowy – już prędzej chodzi o to, że JE abp Głódź uchodził za protektora znienawidzonego Radia Maryja, z którym ambasador Izraela w Warszawie nakazał zrobić porządek jeszcze panu premierowi „yes, yes, yes!” – Kazimierzowi Marcinkiewiczowi, obecnie instytucjonalnemu myślicielowi państwowemu.
Na ten trop naprowadziło mnie wyznanie najpobożniejszego senatora, co to z niejednego komina wygartywał, czyli Jana Filipa Libickiego. Skoro w Watykanie konie kują, to on też podstawia nogę i wyraża nadzieję, że kiedy tylko rozmiłowany w ubóstwie papież Franciszek dowie się o ojcu Rydzyku, to natychmiast się zapieni niczym poseł Niesiołowski i w ten sposób również pan senator będzie miał swoją satysfakcję. Najwyraźniej zapomniał o spostrzeżeniu, które w chwili niepojętej szczerości wyrwało się Mahatmie Gandhiemu, że nic nie jest tak kosztowne jak stworzenie wrażenia ubóstwa i prostoty, nie mówiąc już nawet o tym, że również ojciec Rydzyk mógłby w jednej chwili zmusić najpobożniejszego senatora do śpiewania z innego, panegirycznego klucza.
Wystarczyłby jeden telefon nawet do premiera Tuska, nie mówiąc już o tym dobroczyńcy ludzkości, co to premieru Tusku zabronił kandydowania w wyborach prezydenckich. Żydzi to co innego. Im Radio Maryja czy jakiekolwiek inne, które nie śpiewa w chórze, potrzebne jest jak psu piąta noga. Równie dobrze można by apelować do wielkoduszności Kaina, od którego muszą chyba wszyscy pochodzić, bo przecież Abel zginął z jego ręki bezpotomnie.
Tymczasem
JŚw. Franciszek ma chyba większe zmartwienia. Rzecz w tym, że
moment kulminacji cywilizacji łacińskiej mamy już chyba za sobą i
obecnie przeżywamy jej schyłek. Złożyły się na to zarówno
„systemy podejrzeń”, jakie pasożytujący na tej cywilizacji
żydowscy cadykowie stworzyli w postaci marksizmu i freudyzmu, dwie
domowe wojny, do jakich doszło w XX wieku między ludami aryjskimi
właśnie za sprawą tych żydowskich wynalazków, no i wreszcie
kolejna próba komunistycznej rewolucji w postaci „politycznej
poprawności”. Bardzo wnikliwie i ciekawie pisze o niej Monika
Kacprzak pod tytułem „Pułapki poprawności politycznej”.
Relacjonując strategię
Gramsciego, podkreśla, że głównym
czynnikiem sprawczym marksistowskiej rewolucji miało być zdobycie
przez marksistów „hegemonii kulturalnej”, w ramach której nowa
szlachta będzie przewodziła tym wszystkim feministkom, ekologom,
sodomitom, gomorytkom i tak dalej.
Przypomina György Lukácsa, który w latach najlepszego fartu, tzn. w 1919 roku, wprowadził do węgierskich szkół „edukację seksualną” zamiast religii, która „zamyka drogę do przyjemności”. Ale „przyjemność” nie wszystkim będzie dana – co to, to nie! Przedstawiciel „szkoły frankfurckiej”, która najpierw zainfekowała umysłowym syfilisem Amerykę, a potem powróciła do Europy, Herbert Marcuse, nawija, jak ma być: „przywrócenie prawdziwej wolności może wymagać surowego i bezwzględnego rozprawienia się z każdym, kto bedzie nauczał dzieci i młodzież inaczej niż w sposób zapewniajacy kształtowanie umysłów całkowicie otwartych na całą prawdę o człowieku i wszechświecie”. No dobrze – ale kto bedzie znał „całą prawdę” zarówno „o człowieku”, jak i o „wszechświecie”?
„W
kwestii, kto posiada dostateczne kwalifikacje, aby podejmować
wszystkie te decyzje, odróżniać postawy złe i dobre oraz kierować
rozwojem społeczeństwa, jest tylko
jedna logiczna odpowiedź,
a mianowicie: każdy, kto jako istota ludzka osiągnął odpowiednią
dojrzałość”. Nietrudno się domyślić, że najodpowiedniejszą
dojrzałość do kierowania „rozwojem społeczeństwa” osiągnęli
starsi i mądrzejsi. Talmud wyjaśnia to bez najmniejszych
wątpliwości. Mamy zatem zapowiedź tyranii, jakiej zapewne świat
jeszcze nie widział, którą nie tylko roją sobie, ale którą
właśnie realizują pasożyci wysysający życiodajne soki z
cywilizacji stworzonej przez ludy aryjskie. Nawet – na co zwraca
uwagę najwybitniejszy znawca antyku, prof. Tadeusz Zieliński –
chrześcijaństwo rozpoczęło zwycięski pochód przez świat
dopiero wtedy, gdy uwolniło sie od żydowskich korzeni. Pasożyt nie
zdaje sobie sprawy, że wycieńczając cywilizacyjny organizm nie
tylko jemu gotuje śmierć, ale i sobie. Bo inna cywilizacja taka
wyrozumiała już nie będzie i pasożyty wytruje bez ceregieli. Jak
widzimy, „powstaje problem – kto tu kogo” – a uświadamia nam
to Monika Kacprzak, która po napisaniu tego doktoratu wstąpiła do
kontemplacyjnego zakonu.
Akurat mamy święto Zmartwychwstania Pańskiego, kiedy to przypominamy, że Zbawiciel, zanim zmartwychwstał, najpierw „zstąpił do piekieł”. Czyżby to była jakaś wskazówka?
Stanisław Michalkiewicz