Simone Weil Iliada, czyli poemat o sile

ILIADA, CZYLI POEMAT SIŁY

1940-1941

 

 

Simone Weil

 

 

Za bezpośrednie źródło tego długo opracowywanego artykułu trzeba prawdopodobnie uznać wykłady, które Simone Weil wygłaszała w pierwszym trymestrze roku szkolnego 1937/38 w Saint-Quentin. W artykule rozwinęła wokół pojęcia siły główny pogląd, zrodzony wskutek niedawnego odczytania na nowo Iliady z myślą o studencie Jeanie Posternaku, młodym człowieku, którego poznała w Szwajcarii przed swoją pierwszą podrożą do Włoch. Ten główny pogląd można streścić w kilku słowach: siła jest tym, co ma możliwość uczynić z człowieka rzecz. Około połowy stycznia 1938 roku nieznośne bóle głowy zmusiły Simone Weil do poproszenia o urlop zdrowotny. Nie miała już powrócić do nauczania. W notesiku z osobistymi zapiskami odnaleziono następujące szczegóły: „Od 1938 roku aż do wiosny 1940 roku moje życie było jakby unieważnione przez fizyczny ból. Nieliczne chwile względnego wytchnienia, jakie mogłam mieć w tym okresie, były poświęcone […] tylko artystycznym przyjemnościom oraz literackiej i poetyckiej twórczości” [zob. Cahiers, cz. I, s. 402, w: Œuvres complètes, t. VI, Gallimard, 1994].

 

Simone Weil przygotowywała ten doniosły literacko artykuł dla La Nouvelle Revue Française. Jean Paulhan przyjął go, jak się wydaje, ale poprosił o znaczne skróty występujących w tekście cytatów [prawie jedna trzecia stron], jak również o usunięcie ostatnich stron, na których Simone Weil nieoczekiwanie porównała promieniowanie Iliady do ewangelicznego ducha. Autorka sprzeciwiła się tym cięciom. Potem nastąpiła niemiecka ofensywa i zajęcie Paryża. Artykuł ukazał się więc w dwóch numerach Les Cahiers du Sud Jeana Ballarda [grudzień 1940 i styczeń 1941], podpisany anagramem jej nazwiska: Émile Novis.

 

 

Prawdziwy bohater, prawdziwy temat, centrum Iliady to siła. Siła wykorzystywana przez ludzi, siła ujarzmiająca ludzi, siła, przed którą cofają się ludzkie ciała. Okazuje się, że dusza człowieka jest ciągle przekształcana przez swoje stosunki z siłą, unoszona, oślepiana przez siłę, co do której wierzy, że nią rozporządza, poddawana przymusowi siły, której doświadcza. Ci, którzy marzyli, że siła dzięki postępowi będzie należała odtąd do przeszłości, mogli dostrzec w tym poemacie pewne świadectwo, a ci, którzy dzisiaj podobnie jak niegdyś potrafią rozpoznawać siłę w centrum każdej ludzkiej historii, znajdują tu jej najpiękniejsze, najczystsze odbicie.

 

 

Siła jest tym, co czyni z każdego podporządkowanego jej człowieka rzecz. Gdy przejawia się ona w pełni, czyni z człowieka rzecz w najbardziej dosłownym sensie, ponieważ czyni z niego trupa. Był ktoś i w chwilę później nie ma nikogo. To właśnie obraz, jaki Iliada przedstawia nam nieznużenie:

 

wiele tam koni o mocnych kopytach

puste rydwany ciągnęło z łoskotem na polu bitewnym,

swoich woźniców bez skazy straciwszy, a ci spoczywali

martwi na ziemi, już milsi sępom niż swoim małżonkom.1

[ks. XI, w. 159 – 162]

 

Bohater to rzecz wleczona w kurzu za rydwanem:

 

a włosy

w krąg rozrzuciły się czarne, bo głowa wlokła się w pyle,

sponiewierana, a przedtem taka urocza. Pozwolił

dziś ją zbezcześcić Dzeus wrogom na jego ziemi ojczystej.

[ks. XXII, w. 401 – 404]

 

Smakujemy czystą gorycz takiego obrazu, której nie psuje żadna pokrzepiająca fikcja, żadna pocieszająca nieśmiertelność, żadna banalna aureola chwały lub ojczyzny.

 

Dusza zaś z ciała pierzchnęła, poszła za bramy Hadesu,

płacząc na gorzki swój los, że męskość porzuca i młodość.

[ks. XXII, w. 362 – 363]

 

Jeszcze dotkliwsze poprzez bolesny kontrast jest nagłe, natychmiast zamazywane przypomnienie innego świata, odległego, kruchego i rozczulającego świata pokoju, rodziny, tego świata, w którym każdy człowiek ma największe znaczenie dla otaczających go osób.

 

Właśnie kazała służebnym o pięknych włosach, przed chwilą,

trójnóg ogromny przy ogniu postawić, by na Hektora

kąpiel gorąca czekała, gdy z pola walki powróci.

Nic nie wiedziała, niemądra, że z dala od tej kąpieli

ręką Achilla zabiła go jasnooka Atena.

[ks. XXII, 442 – 446]

 

Nieszczęśnik oczywiście daleki był od ciepłych kąpieli. I nie on jeden. Prawie cała Iliada toczy się daleko od ciepłych kąpieli. Prawie całe ludzkie życie toczyło się zawsze daleko od ciepłych kąpieli.

 

Siła, która zabija, to najogólniejsza, prosta postać siły. O ileż bardziej urozmaicona w swoich zachowaniach, o ileż bardziej zaskakująca w swoich skutkach jest inna siła, która nie zabija, jeszcze nie zabija. Na pewno będzie zabijała albo może będzie zabijała, albo też jest tylko uczepiona istoty, którą w każdej chwili może zabić, a tak czy owak zmienia człowieka w kamień. Z możliwości przekształcenia człowieka w rzecz poprzez jego uśmiercenie wywodzi się inna, o wiele bardziej zdumiewająca możliwość czynienia rzeczy z człowieka, który pozostaje żywy. Jest żywy, ma duszę, a jednak jest rzeczą. Bardzo dziwną istotą jest rzecz, która ma duszę i dziwny to stan dla duszy. Kto powie, jak bardzo musi ona w każdej chwili skręcać i naginać samą siebie, aby się do tego przystosować? Nie nadaje się ona do zamieszkiwania w rzeczy, a gdy zostaje do tego zmuszona, wszystko w niej cierpi z powodu przemocy.

 

Bezbronny i nagi człowiek, ku któremu zwraca się broń, staje się trupem, zanim go ona dosięgnie. Jeszcze przez chwilę planuje, działa, ma nadzieję:

 

Tak, oczekując. rozmyślał. Lykaon przybliżał się drżący,

pragnąc mu objąć kolana, bo całą duszą pożądał

śmierci złowrogiej się wymknąć i czarnej Kery uniknąć…

Błagał Lykaon o litość - jedną mu ręką kolana

objął, a drugą pochwycił grot włóczni i nie chciał go puścić…

[ks. XXI, w. 64 – 66, 71 – 72]

 

Wkrótce jednak zrozumiał, że broń nie zmieni kierunku, a oddychając jeszcze, był już tylko materią, myśląc jeszcze, nie mógł już o niczym myśleć:

 

Tak do Achilla przemawiał potomek Pryjama wspaniały,

słowem, co litość budziło, lecz zabrzmiał głos bezlitosny:

[ks. XXI, w. 97 – 98]

 

Tak powiedział. A w tamtym kolana i serce osłabły.

Z ręki wypuścił grot włóczni i usiadł rozkrzyżowawszy

oba ramiona. Achilles za miecz pochwycił swój ostry

i cios mu zadał w obojczyk przy szyi. Pogrążył się cały

miecz obosieczny. Lykaon runął na twarz i na ziemi

legł rozpostarty. Krew czarna, zraszając w krąg ziemię, trysnęła.

[ks. XXI, w. 114 – 119]

 

Gdy zupełnie poza walką słaby i nie mający broni cudzoziemiec błaga wojownika, nie zostaje przez to skazany na śmierć, lecz chwila zniecierpliwienia ze strony wojownika wystarczyłaby, aby pozbawić go życia. To dosyć, aby jego ciało utraciło podstawową właściwość żywego ciała. Kawałek żywego ciała przejawia swoje życie przede wszystkim drgając. Łapa żaby pod wpływem elektrycznego wstrząsu drga. Oglądanie z bliska obrzydliwej lub przerażającej rzeczy albo kontakt z nią powoduje drgnięcie jakiejkolwiek masy ciała, nerwów i mięśni. Jedynie taki błagający nie drży, nie trzęsie się, bo mu już nie wolno, a jego wargi dotkną przedmiotu budzącego w nim największą odrazę:

 

Wtedy wszedł Pryjam czcigodny niepostrzeżenie. Przystąpił

blisko Achilla i objął jego kolana, całując

ręce zabójcy straszliwe- tylu zabiły mu synów!

[ks. XXIV, w. 477 – 479]

 

Widok doprowadzonego do takiej niedoli człowieka wywołuje prawie podobny zimny dreszcz jak oglądanie trupa:

 

Tak jak ten, który za ciężką zbrodnię zabójstwa ścigany

z własnej ojczyzny uchodzi, by ukryć się wśród obcych, do domu

męża możnego, gdzie wszyscy patrzą na niego zdumieni –

zdumiał się tak i Achilles, gdy ujrzał boskiego Pryjama,

inni zdumieli się także, patrzyli jedni na drugich.

[ks. XXIV, 480 – 484]

 

Lecz to tylko chwila i wkrótce nawet obecność nieszczęśnika zostaje zapomniana:

 

Rzekł tak i ojca wspomnieniem w Achillu żałość obudził.

Wziął rękę starca swą dłonią, odsunął lekko od siebie.

Obu wspomnienia objęły: ten – przypominał Hektora,

wrogów pogromcę, i płakał u nóg boskiego Achilla;

tamten - o ojcu rozmyślał i utraconym Patroklu,

łzy wylewając. Ich głośne szlochania dom napełniły.

[ks. XXIV, w. 507 – 512]

 

To nie przez nieczułość Achilles jednym ruchem odepchnął na ziemię cisnącego się do jego nóg starca, bo słowa Priama, które przypomniały mu starego ojca, poruszyły go do łez. Po prostu czuje się tak swobodny w swojej postawie i w swoich ruchach, jak gdyby zamiast błagającego bezwładny przedmiot dotykał jego kolan. Ludzkie istoty wokół nas przez samą swoją obecność mają należącą tylko do nich moc zatrzymywania, powściągania, przekształcania każdego z zarysowujących się w naszym ciele ruchów. Przechodzień nie zmienia kierunku naszego marszu przez ulicę w taki sam sposób jak szyld, a będąc w pojedynkę w swoim pokoju, nie wstajemy, nie chodzimy, nie siadamy tak samo jak wówczas, gdy mamy gościa. Lecz tego nie dającego się określić wpływu ludzkiej obecności nie wywierają ludzie, których odruch niecierpliwości może pozbawić życia, zanim nawet myśl miałaby czas, aby skazać ich na śmierć. Przy nich inni poruszają się, jak gdyby ich nie było, a oni z kolei wobec zagrażającego im unicestwienia naśladują niebyt. Popchnięci upadają, a upadłszy, pozostają na ziemi tak długo, aż przez przypadek nie przyjdzie komuś do głowy, aby ich podnieść. Lecz wreszcie podniesieni, zaszczyceni serdecznymi słowami nie zamierzają brać poważnie tej odnowy i pozwolić sobie na wyrażanie pragnień. Rozgniewany głos kazałby im natychmiast zamilknąć:

 

Tak powiedział, a starzec, słuchając, zamilkł strwożony.</i.

[ks. XXIV, w. 571]

 

Gdy jednak błagający zostają wysłuchani, ponownie stają się takimi ludźmi jak inni. Lecz są nieszczęśliwsze istoty, które nie umierając, stały się rzeczami na całe życie. Ich dni nie zawierają żadnej zabawy, żadnej pustki, żadnego swobodnego miejsca na coś pochodzącego od nich samych. Ci ludzie nie mają cięższego życia niż inni i nie zajmują niższej niż inni społecznej pozycji, ale jest to inny rodzaj ludzi, kompromis między człowiekiem i trupem. Będąca rzeczą ludzka istota to z logicznego punktu widzenia sprzeczność, ale gdy niepodobieństwo stało się rzeczywistością, sprzeczność staje się rozdarciem w duszy. Owa rzecz wciąż pragnie być mężczyzną czy kobietą, a nigdy tego nie osiąga. To śmierć rozciąga się na całe życie, ścinając je lodem na długo przed unicestwieniem.

 

<i>Tego losu doświadczy dziewica, córka kapłana:

Córki ci twej nie uwolnię, starość ją raczej doścignie

w Argos, w mym domu rodzinnym, daleko od jej ojczyzny.

Tam przy warsztacie stać będzie tkackim i łoże me dzielić.

[ks. I, w. 29 – 31]

 

Doświadczy tego młoda kobieta, młoda matka, małżonka księcia:

 

Może gdzieś w Argos dalekim prząść będziesz wełnę dla innej,

wodę przynosić ze źródła Messeis czy Hyperei

z sercem opornym, lecz bunty twoje powściągnie konieczność.

[ks. VI, w. 456 – 459]

 

Doświadczy tego dziecko będące dziedzicem królewskiego berła:

 

Wkrótce na gładkich okrętach powloką je w srogą niewolę

Achaje i mnie między nimi. A ty, moje dziecko kochane,

pójdziesz wraz ze mną. Tam będziesz jak ja udręczony pracami

służył u pana srogiego i drżał przed karami…

[ks. XXIV, 730 – 733]

 

Taki los w oczach matki jest dla jej dziecka równie przerażający jak śmierć. Małżonek pragnie zginąć, zanim zobaczy takie poniżenie swojej żony. Ojciec ściąga z nieba wszelkie plagi na wojsko, które ujarzmiło jego córkę. Lecz u tych, na których spada tak okrutne przeznaczenie, przekreśla ono przekleństwa, bunty, porównania, rozważania o przyszłości i przeszłości, niemal pamięć. Do niewolników nie należy wierność wobec swojego miasta i swoich umarłych.

 

Niewolnik płacze wówczas, gdy cierpi lub umiera jeden z tych, którzy pozbawili go wszystkiego, którzy spustoszyli jego miasto i zamordowali bliskich na jego oczach. Dlaczego nie? Wówczas jedynie płacz jest dozwolony. Jest on mu nawet nakazany. Ale czy w niewoli łzy nie są gotowe płynąć, gdy tylko mogą czynić to bezkarnie?

 

Tak przemawiała spłakana, a wkoło wzdychały kobiety

nad Patroklosem, a raczej każda nad własną żałobą.

[ks. XIX, w. 301 – 302]

 

W żadnych okolicznościach niewolnik nie ma swobody wyrażania czegokolwiek, co nie spodobałoby się panu. Właśnie dlatego, jeżeli w tak ponurym życiu może zakiełkować ubarwiające je nieco uczucie, może to być tylko miłość do pana. Każda inna droga jest zamknięta dla daru miłości tak samo, jak zaprzęgniętemu do wozu koniowi lejce i wędzidło zamykają wszystkie drogi oprócz jednej. A jeżeli cudem pojawi się nadzieja, aby pewnego dnia dzięki protekcji ponownie stać się kimś, jakże daleko posunie się wdzięczność i miłość do ludzi, którzy jeszcze w całkiem niedalekiej przeszłości musieli budzić wstręt:

 

Męża, któremu mnie dali mój ojciec i matka czcigodna,

grotem spiżowym widziałam pod miastem mym przeszytego,

także trzech braci, co byli z tej samej matki zrodzeni,

bardzo mi drogich. Zginęli w dniu jednym podczas natarcia.

Ty zabraniałeś mi płakać, gdy szybkonogi Achilles

zabił mi męża i zburzył miasto boskiego Mynesa.

Obiecywałeś to sprawić, że bogom równy Achilles

żoną mnie ślubną uczyni, zawiezie do Ftyi okrętem

swoim i ucztę weselną wśród Myrmidonów wyprawi.

Płaczę dlatego nad tobą, żeś poległ w bitwie, najmilszy!

[ks. XIX , w. 291 - 300]

 

Nie można stracić więcej niż traci niewolnik, bo traci on całe wewnętrzne życie. Odzyskuje z niego trochę tylko wtedy, gdy pojawia się możliwość zmiany losu. Takie jest panowanie siły i sięga ono tak daleko jak panowanie przyrody. Przyroda również, gdy w grę wchodzą życiowe potrzeby, przekreśla wszelkie wewnętrzne życie, a nawet ból matki:

 

Nawet Niobe o pięknych warkoczach posiłkiem wzmacniała

serce, ta matka nieszczęsna, co dwanaścioro straciła

dzieci od razu: sześć córek i sześciu synów kwitnących.

Zabił ich wszystkich Apollon ze swego łuku srebrnego,

córki – Artemis, co strzałom jest rada, gdyż gniewni na Niobe

byli, że śmiała porównać się z pięknowłosą Latoną,

mówiąc: „Ta dwoje zrodziła, a ja potomstwa mam wiele”.

Chociaż więc było ich dwoje, zgładzili wszystkie jej dzieci.

Dziewięć dni martwe leżały we krwi i nie było nikogo,

kto by pogrzebał je - ludzi Kronida zamienił w kamienie.

Dnia dziesiątego Bogowie Niebiańscy je pogrzebali.

Lecz przyjmowała posiłek Niobe, choć łzami zalana.

[ks. XXIV, w. 601 – 612]

 

Nigdy nie wyrażono z taką goryczą niedoli człowieka, czyniącej go nawet niezdolnym do odczuwania własnej niedoli.

 

Siła, którą posługuje się ktoś inny, panuje nad duszą jak największy głód, gdy tylko sprowadza się do nieustannej władzy życia i śmierci. A jest to panowanie tak chłodne, tak twarde, jak gdyby sprawowała je bezwładna materia. Człowiek, który czuje się wszędzie najsłabszy, jest w sercu miasta tak samo, a nawet bardziej samotny, niż może być człowiek zagubiony w środku pustyni.

 

Stoją, jak mówią, u Dzeusa dwie wielkie beczki z darami:

jedna nieszczęścia zawiera, a druga losy szczęśliwe…

Ale jeżeli Dzeus komuś nieszczęścia tylko przeznaczył -

tego przytłacza zło wszelkie i ściga po całej ziemi,

błąka się w nędzy wzgardzony przez bogów i przez śmiertelnych.

[ks. XXIV, w. 527 – 528, 531 - 533]

 

Siła równie bezlitośnie miażdży i równie bezlitośnie odurza każdego, kto ją posiada albo uważa, że posiada. Nikt nie posiada jej naprawdę. Ludzie nie są podzieleni w Iliadzie na zwyciężonych, niewolników, błagających z jednej strony, a zwycięzców i wodzów z drugiej. Nie ma tam ani jednego człowieka, który nie byłby w jakimś momencie zmuszony ugiąć się wobec siły. Nawet wolni i uzbrojeni żołnierze znoszą jej rozkazy i ciosy:

 

Jeśli zaś, idąc, napotkał wśród ciżby któregoś z krzykaczy,

berłem okładał go, przy tym gniewnymi łając słowami:

Siądźże, nieszczęsny, i tego posłuchaj, co inni rozkażą,

lepsi od ciebie, ty człeku mizerny, niezdatny do wojny;

ani na radzie na ciebie nie można liczyć, ni w bitwie…”

[ks. II, w. 198 - 203]

 

Tersytes drogo płaci za doskonale przecież rozumne słowa, które przypominają słowa wypowiedziane przez Achillesa.

 

berłem potężnie go w grzbiet i w ramię

grzmotnął. Tersytes się skręcił i z oczu mu łzy wytrysnęły.

Pręga krwawiąca na grzbiecie od razu mu wystąpiła

berłem złocistym zadana. W milczeniu przysiadł, strwożony

i obolały. Wyglądał jak tchórz i łzy wciąż ocierał.

Inni, choć byli wzburzeni, z Tersyta zaśmieli się szczerze.

[ks. II, w. 265 - 270]

 

Lecz nawet Achilles, ów dumny, niezwyciężony bohater został nam pokazany już na początku poematu, jak płakał z upokorzenia i z bezsilnego bólu, gdy na jego oczach zabrano mu kobietę, z którą chciał się ożenić, a on nie odważył się temu przeciwstawić.

 

A wtedy boski Achilles

łzy wylewając, oddalił się zaraz od swych towarzyszy,

usiadł nad morzem spienionym, w toń patrząc koloru wina.

[ks. I, w. 348 – 350]

 

Agamemnon upokorzył Achillesa umyślnie, aby pokazać, że jest panem:

 

byś wiedział,

żem znakomitszy od ciebie, i aby lękali się inni

głosić, że mnie dorównują, i twarzą w twarz ze mną stawać.

[ks. I, w. 185 – 187]

 

Lecz kilka dni później najwyższy wódz z kolei płacze, musi ukorzyć się, błagać i z głębokim bólem czyni to na próżno.

 

Wstydliwy strach nie jest również oszczędzony ani jednemu wojownikowi. Bohaterowie drżą jak inni. Wystarcza wyzwanie Hektora, aby wprawić w popłoch wszystkich Greków bez wyjątku, oprócz Achillesa i jego ludzi, którzy są nieobecni:

 

Tak powiedział. A wszyscy w milczeniu trwali głębokim.

Wstyd był nie przyjąć wyzwania, a strach do walki wystąpić.

[ks. VII, w. 92 – 93]

 

Lecz gdy Ajas wysuwa się naprzód, strach ogarnia drugą stronę:

 

Z Trojan każdego lęk przejął, zadrżały wszystkie kolana.

Serce samego Hektora zaczęło tłuc mu się w piersi,

lecz niepodobna już było cofnąć się skrycie i w tłumie

bitwy uniknąć…

[ks. VII, w. 215 – 218]

 

Dwa dni później Ajas z kolei odczuwa przerażenie:

 

Teraz w Ajasie Dzeus ojciec, pan wyżyn, obawę rozniecił.

Stanął ów, tarczę z skór siedmiu od tyłu na barki zarzucił,

potem wycofał się, bacznie w tłum spoglądając – jak zwierzę…

[ks. XI, w. 544 – 546]

 

Samemu Achillesowi zdarza się raz zadrżeć i jęknąć ze strachu, co prawda wobec rzeki, a nie wobec człowieka. Z wyjątkiem niego absolutnie wszyscy są nam ukazywani w pewnym momencie jako zwyciężeni. Dzielność w mniejszym stopniu decyduje o zwycięstwie niż ślepy los, który przedstawia złota waga Dzeusa.

Podniósł Dzeus ojciec do góry złociste wagi przeznaczeń,

dwa na nich losy położył niosącej zagładę śmierci:

 

dla jeźdźców wybornych, Trojan, i spiżozbrojnych Achajów.

W środku ją wzniósł, równoważąc. Zły dzień Achajów przeważył.

[ks. VIII, w. 69 – 72]

 

Wskutek swojej ślepoty przeznaczenie ustanawia pewnego rodzaju sprawiedliwość, która jest również ślepa i stosuje wobec uzbrojonych ludzi karę odwetu. Iliada wyraziła to na długo przed Ewangelią i prawie w takich samych słowach:

 

Wspólny jest nam Enyalios: zabójca tak samo ginie.

[ks. XVIII, w. 309]

 

Jeżeli przeznaczeniem wszystkich od urodzenia jest cierpieć z powodu przemocy, to tej właśnie prawdy panujące okoliczności nie dopuszczają do ludzkich umysłów. Silny nie jest nigdy absolutnie silny ani słaby absolutnie słaby, ale obydwaj o tym nie wiedzą. Sądzą, że nie należą do tego samego gatunku. Ani słaby nie uważa, że jest podobny do mocnego, ani nie jest za takiego uważany. Posiadający siłę porusza się w środowisku nie stawiającym oporu i nic w ludzkiej materii wokół niego nie jest zdolne spowodować między porywem i czynem tej krótkiej przerwy, w której mieści się myśl. Tam, gdzie nie występuje myśl, nie występuje sprawiedliwość i roztropność. Dlatego uzbrojeni ludzie postępują surowo i niemądrze. Ich broń wbija się w klęczącego przed nimi bezbronnego nieprzyjaciela. Triumfują nad umierającym, opisując mu ciosy, jakich dozna jego ciało. Achilles zarzyna dwunastu trojańskich młodzieńców przy stosie Patroklosa tak samo naturalnie, jak my ścinamy kwiaty na grób. Używający swojej mocy nie domyślają się nigdy, że następstwa ich czynów im z kolei każą się ugiąć. Czy mogąc jednym słowem doprowadzić starca do milczenia, drżenia i posłuszeństwa, ktoś zastanawia się, że klątwy kapłana są ważne dla wróżbitów?

 

Czy powstrzyma się od zabrania Achillesowi ukochanej kobiety wiedząc, że ona i on na pewno będą posłuszni? Czy Achilles, ciesząc się na widok uciekających nieszczęsnych Greków, może pomyśleć, że ich ucieczka, która potrwa i zakończy się zgodnie z jego wolą, doprowadzi do utraty życia przyjaciela i jego samego? Tak właśnie ci, którym los użyczył siły, giną, zbytnio na nią licząc.

 

Nie mogą nie ginąć. Nie uważają bowiem własnej siły za ilościowo ograniczoną ani swoich stosunków z innymi za panującą między niejednakowymi siłami równowagę. Ponieważ inni ludzie nie zatrzymują ich ruchów na czas, w którym rodzi się jedynie nasz szacunek dla bliźnich, wyciągają stąd wniosek, że los dał im całkowitą swobodę, nie dając żadnej swobody gorszym od nich. Toteż nadużywają siły, którą rozporządzają. Nieuchronnie nadużywają jej, nie wiedząc, że jest ograniczona. Pozostają wiec nieodwołalnie zdani na przypadek, a rzeczy nie są już im posłuszne. Niekiedy przypadek im służy, innym razem im szkodzi i tak wystawiają się bezpośrednio na niedolę, nie mając potężnej zbroi, która chroniłaby ich duszę, nie mając już niczego, co powstrzyma łzy.

 

Ta kara o geometrycznej ścisłości, która jest automatycznie wymierzana za nadużycie siły, była u Greków najważniejszym przedmiotem rozważań. Stanowi ona rdzeń epopei, a pod nazwą Nemezis jest sprężyną tragedii Ajschylosa. Pitagorejczycy, Sokrates, Platon rozpoczynają od niej myślenie o człowieku i świecie. Jej pojęcie stało się dobrze znane wszędzie, gdzie przeniknęła starogrecka kultura. Być może właśnie to greckie pojęcie trwa pod nazwą karmy w zapładnianych buddyzmem krajach Wschodu, ale Zachód je utracił i nie ma już nawet w żadnym ze swoich języków słowa na jego wyrażenie. Idee granicy, miary, równowagi, które powinny by wyznaczać zachowanie się w życiu, mają już tylko służebne zastosowanie w technice. My jesteśmy matematykami tylko wobec materii, a Grecy byli przede wszystkim matematykami w przyuczaniu się do cnoty.

 

Przebieg wojny w Iliadzie polega wyłącznie na tej chwiejnej grze. Chwilowy zwycięzca czuje się niezwyciężony, choćby nawet kilka godzin wcześniej doznał porażki, więc zapomina o korzystaniu ze zwycięstwa jak z rzeczy, która przeminie. Pod koniec pierwszego dnia opisanej w Iliadzie walki zwycięscy Grecy mogliby niewątpliwie osiągnąć cel swoich wysiłków, to znaczy Helenę i jej bogactwa, jeżeli w każdym razie założymy, jak czyni Homer, że greckie wojsko słusznie wierzyło w obecność Heleny w Troi. Egipscy kapłani, którzy musieli o tym wiedzieć, twierdzili później według Herodota, że znajdowała się w Egipcie. Tego wieczoru jednak Grecy niczego już od niej nie chcą:

 

Teraz nie przyjmie nikt skarbów przez Aleksandra zwracanych

ani Heleny, bo nawet największym głupcom wiadomo,

że już dla Trojan zatraty dzień wkrótce dobiegnie końca”.

Tak powiedział. Krzyknęli ochoczo synowie Achajów.

[ks. VII, w. 400 – 403]

 

Chcą ni mniej, ni więcej tylko wszystkiego. Złupienia wszystkich bogactw Troi, obrócenia w popiół wszystkich pałaców, świątyń i domów, wzięcia w niewolę wszystkich kobiet i wszystkich dzieci, zabicia wszystkich mężczyzn. Zapominają o drobnostce: nie wszystko jest w ich mocy, ponieważ nie znajdują się w Troi. Być może będą tam jutro, a być może nie będą.

 

Hektor tego samego dnia zapomniał się w taki sam sposób:

 

Jednak ja dobrze wiem o tym, zgaduję myślą i sercem

dzień taki, w którym zaginie święty nasz Ilion na wieki,

Pryjam i naród Pryjama, co włada włócznią niechybnie.

Przy czym mnie ból nie tak ciężki o losy Trojan przenika,

ani o samą Hekabę, ani o władcę Pryjama,

ani o braci rodzonych, tak licznych i tak szlachetnych,

którzy w pył ziemi się zwalą, pod nieprzyjaciół ciosami –

jak o twą dolę, gdy ciebie ktoś z spiżozbrojnych Achajów

w pętach płaczącą powlecze w dzień utraconej wolności.

[ks. VI, w. 447 – 455]

 

Niechże mnie przedtem martwego już w grobie ziemia przytłoczy,

zanim twój krzyk mnie doścignie, wleczonej w pętach, spłakanej!

[ks. VI, w. 464 – 465]

 

Czegóż nie ofiarowałby w tej chwili, aby oddalić okropności, które wydają mu się nieuniknione? Lecz jego ofiary mogą być tylko daremne. Pojutrze Grecy będą nikczemnie uciekali i sam Agamemnon chciałby wypłynąć w morze. Hektor, który niewiele ustępując, doprowadziłby wówczas łatwo do odwrotu nieprzyjaciół, nie chce już nawet pozwolić, aby odeszli z pustymi rękami:

 

Liczne rozpalać ogniska. Ich blask niech sięgnie do nieba.

Idzie mi o to, by nocą o bujnych włosach Achaje

uciec nie chcieli przed nami po morza przestrzeniach szerokich…

Ale i w domu niejeden z nich niechaj leczy swe rany…

Niechże lękają się inni

wojnę nieść łzami nabrzmiałą Trojanom, jeźdźcom wybornym.

[ks. VIII, w. 509 – 511, 513, 515 – 516]

 

Jego pragnienie spełnia się, Grecy pozostają i następnego dnia w południe czynią sobie z niego i z jego ludzi godny pożałowania cel:

 

Reszta zaś wciąż uciekała pośrodku równiny, podobna

do przerażonych krów, które w ciemnościach nocy głębokiej

Napadł lew…

Tak Agamemnon Atryda, wódz władczy, pędził za nimi,

ciągle mordując z nich tego, co był ostatni. Pierzchali…

[ks. XI, w. 172 – 174, 177 – 178]

 

W ciągu popołudnia Hektor odzyskuje przewagę, cofa się znowu, potem zmusza Greków do ucieczki, potem zostaje odparty przez Patroklosa i jego wypoczęte oddziały. Dążąc ponad siły do uzyskania przewagi, Patroklos, bez rynsztunku i ranny, trafia w końcu na włócznię Hektora, a wieczorem zwycięski Hektor przyjmuje z ostrymi wymówkami rozsądny głos Polydamasa:

 

Teraz, gdy syn Kronosowy, z zamysłów znany tajemnych,

sławę mi dał przy okrętach, a zepchnął nad morze Achajów,

głupcze, podobnych zamysłów ludowi nie śmiej objawiać.

Nikt nie usłucha cię z Trojan, ponieważ ja nie pozwolę”.

Hektor tak mówił i słowom tym przyklasnęli Trojanie…

[ks. XVIII, w. 293 – 297, 310]

 

Następnego dnia Hektor przegrał. Achilles kazał mu uciekać przez całą równinę, aby go później zabić. W walce zawsze był z nich dwóch silniejszy, tym bardziej po kilku tygodniach odpoczynku, gdy ponosiła go chęć zemsty i zwycięstwa, a walczył z wyczerpanym nieprzyjacielem! Oto Hektor sam przed murami Troi oczekuje na śmierć i patrząc jej w twarz, próbuje rozliczyć się ze sobą.

 

Biada mi! Jeśli za bramę wycofam się i za mury,

to Polydamas mnie pierwszy będzie miał prawo obwinić…

Kiedym więc brakiem rozwagi tak wiele wojska wytracił,

Trojan mi wstyd i Trojanek o powłóczystych ubiorach,

bo ktoś mi może powiedzieć, stojący niżej ode mnie:

Zbytnio zaufał swej sile Hektor i wojsko wytracił”…

Ale kto wie, może, gdybym wypukłą tarczę odłożył

i hełm wiejący kitami, a włócznię oparł o mury,

gdybym sam wyszedł, bezbronny, przeciwko Achillesowi?…

Ale dlaczego, ma duszo miła, rozważasz to wszystko?

Nie, ja nie pójdę go o nic prosić. On nie zna litości!

Ani mi czci nie okaże, lecz bezbronnego zabije,

jakby zabijał kobietę…

[ks. XXII, w. 99 – 100, 104 – 107, 111 – 113, 122 – 125]

 

Hektor nie uniknął żadnego bólu i żadnego wstydu, jakie bywają udziałem nieszczęśliwych. Gdy został sam, pozbawiony jakiegokolwiek prestiżu siły, odwaga, która zatrzymała go poza murami, nie ochroniła go przed ucieczką:

 

Spostrzegł go Hektor i zadrżał - już dłużej w miejscu nie zdołał

ustać…

Nie o zwierzę ofiarne dziś, ni o skórę wołową

grali, o zwykłe nagrody, brane w zwycięskich gonitwach,

ale o życie boskiego Hektora, co jeźdźcem był świetnym.

[ks. XXII, w. 136 – 137, 159 – 161]

 

Śmiertelnie ranny powiększa triumf zwycięzcy przez daremne błagania:

 

Na twą zaklinam cię duszę, kolana, i twoich rodziców…

[ks. XXII, w. 338]

 

Słuchacze Iliady wiedzieli jednak, że śmierć Hektora miała dać krótką radość Achillesowi, śmierć Achillesa – krótką radość Trojanom, a zburzenie Troi – krótką radość Achajom.

 

Przemoc niszczy zatem tych, których dotyka. W końcu wydaje się czymś zewnętrznym zarówno temu, kto posługuje się nią, jak temu, kto jej doświadcza. Wówczas rodzi się wyobrażenie losu, który sprawia, że kaci i ofiary są jednakowo niewinni, a zwycięzcy i zwyciężeni to bracia w tej samej niedoli. Zwyciężony jest przyczyną nieszczęścia dla zwycięzcy podobnie jak zwycięzca dla zwyciężonego.

 

Syna jednego ma tylko, co zginie przedwcześnie i teraz

jego starości nie wspiera, bo od swej ojczyzny daleko

w Troi przebywa, na twoje nieszczęście i twoich potomków.

[ks. XXIV, w. 540 – 542]

 

Umiarkowane użycie siły, które jako jedyne pozwoliłoby uniknąć takiego zazębienia, wymagałoby ponadludzkiej cnoty, równie rzadkiej jak godne trwanie w słabości. Zresztą także umiar nie zawsze jest bezpieczny, ponieważ prestiż, który w ponad trzech czwartych składa się na siłę, powstaje przede wszystkim z dumnej obojętności silnych wobec słabych. Obojętności tak zaraźliwej, że udziela się ona tym, którzy są jej przedmiotem. Ale zazwyczaj to nie myśl polityczna doradza nadużycie. Sama pokusa nadużycia jest prawie nieodparta. W Iliadzie pojawiają się niekiedy rozsądne słowa i takie są w najwyższym stopniu słowa Tersytesa. Takie są również słowa rozgniewanego Achillesa:

 

Życia człowieka nie może żadna z wartości przewyższyć -

ani sam Ilion tak ludny, i w skarby wielkie zasobny…

Można zdobyczy mieć wiele: stada baranów i wołów…

Lecz nie zdobędziesz już nigdy człowieczej duszy, nie złowisz

ani jej w locie nie wstrzymasz, gdy z warg na zawsze uleci.

[ks. IX , w. 401 – 402, 406, 408 - 409]

 

Ale rozsądne słowa padają w próżnię. Jeżeli wypowiada je ktoś mniej ważny, zostaje ukarany i milknie, a jeżeli jest to wódz, nie dostosowuje on do nich swoich działań. I zawsze w razie potrzeby znajduje się bóg, który doradza niedorzeczność. Znika wreszcie z głów sam pomysł, aby można pragnąć uniknięcia zadań, które los przynosi w udziale, czyli zabijania i umierania:

nam, którym przeznaczył

 

Dzeus od młodości do wieku starczego trudy zaszczytne

wojny okrutnej, dopóki z nas w boju każdy nie padnie.

[ks. XIV, w. 85 - 87]

_______________________________________________________________

 

Już wówczas walczący, podobnie jak o wiele później żołnierze spod Craonne, czuli się „wszyscy skazani”. 2

 

W tej sytuacji wpadają w najprostszą zasadzkę. Wyruszają z lekkim sercem jak zawsze, gdy ma się za sobą siłę, a przeciwko sobie pustkę. W rękach mają broń, a wróg jest nieobecny. Jeżeli tylko sława nieprzyjaciela nie przygnębia, jest się zawsze znacznie silniejszym niż nieobecny. Nieobecny nie narzuca jarzma konieczności. Żadna konieczność nie pojawia się jeszcze w głowach tych, którzy w ten sposób wyruszają, toteż właśnie dlatego wyruszają jak na zabawę, jak na urlop od codziennego przymusu.

 

Gdzie wasza duma głosząca, żeśmy dzielniejsi od dzielnych?

Gdzie te przemowy na Lemnos wypowiadane zuchwale,

gdy zajadaliście wołów o krzywych rogach mięsiwa

oraz spijali kratery win wypełnione po brzegi?

Wtedy z was każdy był gotów na stu lub dwustu uderzyć

Trojan w spotkaniu, a teraz żaden z was niewart jednego!”

[ks. VIII, w. 229 – 234]

 

Nawet jednokrotne zetknięcie z wojną nie sprawia, że natychmiast przestaje ona wydawać się zabawą. Właściwa wojnie konieczność jest straszna i zupełnie inna niż konieczność związana z pokojowymi pracami. Dusza podporządkowuje się jej tylko wówczas, gdy nie może już tego uniknąć, a dopóki tego unika, spędza dni pozbawione konieczności, swobodne, nierzeczywiste dni zabaw i marzeń. Niebezpieczeństwo jest wtedy abstrakcją, niszczone życia są jak stłuczone przez dziecko zabawki i tak samo nieważne, a bohaterstwo to splamiona samochwalstwem teatralna poza. Jeżeli ponadto życiowy przypływ powiększy na chwilę moc działania, człowiek czuje się niepokonany dzięki chroniącej przed porażką i przed śmiercią boskiej pomocy. Wojna jest wtedy łatwa i w podły sposób kochana.

 

Lecz u większości ten stan nie trwa długo. Przychodzi dzień, w którym strach, porażka, śmierć drogich towarzyszy każą duszy walczącego poddać się konieczności. Wojna przestaje wtedy być zabawą lub marzeniem, a wojownik rozumie w końcu, że ona rzeczywiście istnieje. To trudna rzeczywistość, nieskończenie trudniejsza, niż można udźwignąć, ponieważ zawiera w sobie śmierć. Skoro czuje się, że śmierć jest istotnie możliwa, myśl o niej można znosić tylko w krótkich przebłyskach. Wprawdzie każdy człowiek jest przeznaczony do tego, aby umrzeć, a żołnierz może zestarzeć się w walkach, ale dla tych, których dusza podlega jarzmu wojny, stosunek między śmiercią i przyszłością nie jest taki sam jak dla innych ludzi. Dla innych śmierć jest narzuconą przyszłości z góry granicą, a dla nich jest właśnie przyszłością, wyznaczoną im przez ich zawód. To wbrew naturze, że śmierć jest dla ludzi przyszłością. Skoro doświadczenie wojny pozwoliło odczuć zawartą w każdej minucie możliwość śmierci, myśl nie potrafi poruszać się między kolejnymi dniami, nie przechodząc przez obraz śmierci.

 

Umysł pozostaje wówczas w napięciu, ponieważ jedynie bardzo krótko może to znosić, ale każdy nowy świt sprowadza taką samą konieczność, a dni dodawane do dni dają lata. Dusza codziennie cierpi z powodu przemocy. Każdego ranka odcina się od wszelkich pragnień, ponieważ myśl nie może podróżować w czasie, nie mijając śmierci. Wojna przekreśla zatem każde pojęcie celu, nawet pojęcie celów wojennych. Przekreśla samą myśl o zakończeniu wojny. Człowiek nie może wyobrazić sobie możliwości tak męczącej sytuacji, dopóki w niej nie tkwi, a gdy w niej tkwi, nie może sobie wyobrazić jej zakończenia. Toteż nie czyni niczego, aby do niego doprowadzić. Z rąk nie można wypuścić broni w obecności uzbrojonego wroga, gdyż umysł musiałby popracować, aby znaleźć jakieś wyjście, a tymczasem stracił wszelką zdolność do wypracowania czegokolwiek w tym zakresie. Zajmuje się wyłącznie zadawaniem sobie gwałtu. Zawsze wśród ludzi niezależnie od tego, czy chodzi o zniewolenie, czy o wojnę, nieznośne nieszczęścia trwają dlatego, że są ciężkie i z zewnątrz wydają się przez to łatwe do wytrzymania; trwają, ponieważ pozbawiają koniecznych środków, aby z nich wyjść.

 

Co prawda ujarzmieni przez wojnę ludzie wzywają oswobodzenia, ale samo oswobodzenie przedstawia im się w tragicznej, skrajnej postaci, w postaci destrukcji. Rozsądne, umiarkowane zakończenie odsłoniłoby przed myślą tak wielkie nieszczęście, że nawet wspominając je, nie można byłoby go znieść. Strach, ból, wyczerpanie, rzezie, zabici towarzysze – wszystkie te rzeczy na pewno nie przestaną gryźć duszy, jeżeli nie zatopi ich upojenie siłą. Myśl, że bezgraniczny wysiłek mógłby przynieść zerowy albo ograniczony pożytek, sprawia ból.

 

A więc pragniecie do domu, do miłej wam ziemi ojczystej

umknąć po klęsce haniebnej na wielowiosłowych okrętach,

pozostawiając, ku chwale Pryjama króla i Trojan,

w Argos zrodzoną Helenę, przez którą tylu Achajów

w Troi okrutnie zginęło, z daleka od miłej ojczyzny…

Byłby wstyd z niczym powracać po latach straconych tak wielu.

[ks. II, w. 174 – 178, 298]

 

Cóż znaczy Helena dla Ulissesa? Cóż znaczy nawet Troja pełna bogactw, które nie wynagrodzą zrujnowania Itaki? Troja oraz Helena mają znaczenie jedynie jako przyczyny przelewu krwi i łez Greków, a stając się ich panem, można stać się panem straszliwych wspomnień. Dusza, którą istnienie wroga zmusiło do zniszczenia w sobie tego, co wniosła natura, wierzy, że może się wyleczyć tylko przez zniszczenie wroga. Jednocześnie śmierć ukochanych towarzyszy rozbudza posępne współzawodnictwo w umieraniu:

 

Bodajbym zginął natychmiast, skoro nie mogłem ocalić

jego – Patrokla! Daleko od swojej ziemi ojczystej

poległ i pewno mnie wzywał, wierząc, że wydrę go śmierci…

Teraz odejdę, by znaleźć Hektora, zabójcę najmilszej

głowy Patrokla, zaś mojej ulegnę Kerze, gdy tylko

Dzeus tego zechce i inni, co śmierci nie znają, bogowie.

[ks. XVIII, 98 – 100, 114 – 116]

 

Taka sama rozpacz popycha wówczas do samozatraty i do zabijania:

 

Dobrze wiem o tym bez ciebie, że paść mi tu przeznaczono,

z dala od ojca drogiego i matki. Jednakże wbrew temu

walki nie przerwę, nim Trojan w bitwie do szczętu nie zetrę.

[ks. XIX , w. 421 - 423]

 

Noszący w sobie tę podwójną potrzebę śmierci człowiek należy, dopóki nie zmieni się, do innej rasy niż rasa żywych.

Jaki oddźwięk może znaleźć w takich sercach nieśmiałe pragnienie życia, gdy zwyciężony błaga jeszcze o jeden dzień? Już posiadanie broni po jednej stronie, a brak broni po drugiej pozbawiają zagrożone życie niemal wszelkiego znaczenia. Dlaczego człowiek, który zniszczył w samym sobie myśl, że oglądanie światła jest przyjemne, miałby uszanować ją w tej pokornej i daremnej skardze?

 

Klękam przed tobą, Achillu! Miej litość, prośbę uszanuj!

Błagalnikowi swą łaskę okaż, potomku Dzeusowy.

Przecież już przedtem Demetry plon z tobą wraz spożywałem

w dniu, gdy ująłeś mnie w sadach obficie owocujących

i porywając, sprzedałeś od ojca i mojej rodziny

bardzo daleko, do Lemnos świętego. Zyskałeś sto wołów.

Potem trzykrotnym okupem mnie wyzwolono. Dwanaście

razy zjawiła się Eos zaledwie, gdym wrócił do Troi.

Wiele cierpiałem. I znowu mnie w twoje ręce wydała

Mojra okrutna! Widocznie mnie ojciec Dzeus nienawidzi,

jeśli ci wydał mnie. Pewno na krótki czas mnie zrodziła

córka starego Altesa, a matka ma, Laothoe…

[ks. XXI, 74 – 85]

 

Jakiej odpowiedzi wysłuchuje ta słaba nadzieja!

 

Pójdź, przyjacielu! Umieraj i ty! Po co skargi zawodzisz,

przecież Patroklos też zginął, o wiele lepszy od ciebie.

Teraz spójrz na mnie. Czy widzisz, jak jestem piękny i wielki?

Ojciec mnie rodzi szlachetny, a matka jest moja boginią,

ale i do mnie się zbliża śmierć oraz Mojra mocarna.

Przyjdzie, gdy Eos się zbudzi, o zmierzchu, a może w południe,

kiedy mnie Ares dosięgnie i duszę z ciała wyzwoli…

[ks. XXI, w. 106 – 112]

 

Uszanowanie w innym życia, gdy samemu trzeba było odciąć się od wszelkich życiowych pragnień, wymaga wielkodusznego wysiłku wewnętrznego przełamania. Nie można przypuszczać, aby jakiś wojownik Homera był zdolny do takiego wysiłku, z wyjątkiem chyba znajdującego się w pewien sposób w centrum poematu Patroklosa, który „umiał być miły dla wszystkich”, a w Iliadzie nie popełnia żadnego brutalnego lub okrutnego czynu.

 

Iluż jednak na przestrzeni kilku tysięcy lat historii znamy ludzi, którzy wykazali się tak wspaniałą wielkodusznością? Wątpliwe jest, czy można wymienić dwóch lub trzech. Skoro brakuje tej wielkoduszności, zwycięski żołnierz jest jak klęska żywiołowa. Opętany wojną, stał się rzeczą w takim samym stopniu jak niewolnik, chociaż w zupełnie inny sposób, a słowa nie mają nad nim władzy tak samo jak nad materią. W obydwóch wypadkach kontakt z siłą przynosi nieuchronny skutek: czyni dotkniętych przez nią niemymi lub głuchymi.

 

Taka jest natura siły. Posiadana przez nią władza przekształcania ludzi w rzeczy jest dwoista i przejawia się po obydwu stronach: różnie, ale w jednakowej mierze paraliżuje dusze tych, którzy jej ulegają i którzy posługują się nią. Ta właściwość nasila się najbardziej podczas wojny, gdy tylko bitwa zaczyna zmierzać ku rozstrzygnięciu. Bitwy nie rozstrzygają się między ludźmi, którzy obliczają, rozmyślają, podejmują i urzeczywistniają decyzję, lecz między ludźmi, którzy zostali pozbawieni tych zdolności, przekształceni, którzy spadli bądź do rzędu bezwładnej materii, oznaczającej tylko bierność, bądź ślepych sił, oznaczających tylko poryw. To ostateczny sekret wojny, a Iliada wyraża go przez porównania, w których wojownicy okazują się podobni bądź do pożaru, powodzi, wiatru, dzikich zwierząt, do jakiejkolwiek ślepej przyczyny klęsk, bądź do bojaźliwych stworzeń, do drzew, wody, piasku, do wszystkiego, co przemocą poruszają zewnętrzne siły. Grecy i Trojanie z dnia na dzień, a czasami z godziny na godzinę podlegają kolejno obydwóm przemianom:

 

Hektor zaś niby rozżarty lew, który czyha na krowy

wśród łąk wilgotnych pasące się na pastwisku ogromnym

w licznej gromadzie…

jedną zaledwie

chwyta, a resztę rozprasza w trwodze – tak samo Achaje

w trwodze przed boskim Hektorem pierzchali oraz przed Dzeusem.

[ks. XV, w. 630 – 632, 635 - 637]

 

Tak jak pożoga rozszerza się w lesie w drzewa bogatym,

wicher zaś, kłębiąc się, niesie płomienie na wszystkie strony

i z korzeniami rwie gęstwę, co pada pod ognia naporem -

tak pod naporem Atrydy Agamemnona padały

głowy trojańskie…

[ks. XI, w. 155 – 159]

 

Sztuka wojenna jest tylko sztuką wywoływania takich przekształceń, a sprzęt, metody, nawet zadawana wrogowi śmierć są tylko prowadzącymi do tego środkami. Jej prawdziwy cel to właśnie dusza walczących. Te przekształcenia stanowią jednak zawsze tajemnicę, a ich sprawcami są bogowie, którzy poruszają ludzką wyobraźnię. W każdym razie dwoista właściwość paraliżowania jest istotą siły, a stykająca się z siłą dusza unika tego.tylko za sprawą pewnego rodzaju cudu. Takie cuda występują rzadko i krótko.

 

Swoboda tych, którzy bez szacunku obchodzą się z zależnymi od nich lub uznanymi za zależnych ludźmi i rzeczami, rozpacz, która zmusza żołnierza do niszczenia, gnębienie niewolnika i zwyciężonego, rzezie – wszystko to składa się na jednolity straszliwy obraz. Jego bohaterem jest wyłącznie siła. Powstawałaby w ten sposób ponura monotonia, gdyby nie pojawiały się rozsiane tu i ówdzie jasne momenty, krótkie i wspaniałe momenty, w których ludzie mają duszę. Dusza, budząca się w ten sposób na chwilę, aby zatracić się wkrótce potem pod panowaniem siły, budzi się czysta i nieskazitelna, nie pojawia się w niej żadne dwuznaczne, skomplikowane lub podejrzane uczucie, a jedynie odwaga i miłość. Czasami człowiek odnajduje w ten sposób swoją duszę, gdy jak Hektor u bram Troi dyskutuje z samym sobą bez pomocy bogów lub ludzi, stawiając w pojedynkę czoło przeznaczeniu. Ludzie odnajdują również swoje dusze, gdy kochają, a w Iliadzie nie brakuje prawie żadnej czystej postaci miłości między ludźmi.

 

Tradycja odżywającej nawet po kilku pokoleniach gościnności góruje nad zaślepieniem walką:

 

Teraz więc jesteś mi w Argos ze wszystkich gości najmilszy…

Więc oszczędzajmy swych włóczni nawzajem w bitwy zamęcie.

[ks. VI , w. 224, 226]

 

Jednakowo zwięźle i wzruszająco jest bez przerwy ukazywana miłość syna do rodziców, miłość ojca, matki do syna:

 

Na to mu łzami zalana odpowiedziała Tetyda:

Prędko ty umrzesz, mój synu, istotnie - jak sam wyrzekłeś…”

[ks. XVIII, w. 94 - 95]

 

Tak samo miłość braterska:

Także trzech braci, co byli z tej samej matki zrodzeni,

bardzo mi drogich…

[ks. XIX, w. 293 – 294]

 

Skazana na niedolę miłość małżeńska odznacza się zadziwiającą czystością. Małżonek, przypominając czekające ukochaną żonę niewolnicze upokorzenia, pomija to, o którym sama myśl splamiłaby zawczasu ich wzajemną czułość. Nie ma nic prostszego niż słowa, jakimi małżonka zwraca się do tego, który wkrótce umrze:

 

A ja niech lepiej spoczywam

w ziemi, nim ciebie utracę! Bo nic innego już wtedy,

żadna mnie radość nie czeka, jeśli cię los twój doścignie –

tylko cierpienie!

[ks. VI, w. 410 – 413]

 

Równie wzruszające są słowa skierowane do martwego małżonka:

 

Mężu młodością kwitnący, zbyt porzuciłeś mnie wcześnie,

wdowę w pałacu zostawiasz! A dziecko nasze maleńkie,

synek, któremu, nieszczęśni, daliśmy życie, na pewno

młodości swej nie doczeka…

[ks. XXIV, 724 – 727]

 

Gdyż do mnie w śmierci godzinie nie wyciągnąłeś swej ręki

aniś mi słowo ostatnie zostawił, o którym bym mogła

wiecznie pamiętać - i nocą, i dniem - i oblewać je łzami.

[ks. XXIV, 742 – 744]

 

Najpiękniejsza przyjaźń, jaka łączy towarzyszy broni, stanowi temat ostatnich pieśni:

 

Achilles tylko samotnie

płakał, o przyjacielu wciąż myśląc. Sen go wszechwładny

objąć nie zdołał. Bezsenny, to tu, to tam znów się miotał.

[ks. XXIV, w. 3 - 5]

 

Ale najczystszy triumf miłości, największa łaska wojen to przyjaźń, która opanowuje serca śmiertelnych wrogów. Usuwa ona żądzę pomszczenia zabitego syna, zabitego przyjaciela, zaciera za sprawą jeszcze większego cudu różnicę miedzy dobroczyńcą i błagającym, między zwycięzcą i zwyciężonym:

 

Kiedy już piciem pragnienie i jadłem głód nasycili,

Pryjam, potomek Dardana, jął w duchu podziwiać Achilla -

wzrost i postawę wyniosłą. Jak bóg wyglądał, zaiste!

A na Pryjama Achilles, tak samo, z podziwem spoglądał,

starca czcigodną postacią ujęty i słowem roztropnym.

W końcu, gdy sobie wzajemnie do syta się napatrzyli…

[ks. XXIV, w. 627 - 632]

 

Te momenty łaski występują w Iliadzie rzadko, ale wystarczają, aby rozbudzić ogromny żal za tym, co ulega lub ulegnie zagładzie z powodu przemocy.

 

Takie nagromadzenie przemocy wionęłoby jednak chłodem, gdyby nie ton nieukojonej goryczy, która daje się wciąż odczuć, chociaż wskazuje na nią często jedno słowo, często nawet cezura w wierszu czy przerzutnia. Iliada jest czymś wyjątkowym właśnie dzięki tej goryczy, która wynika z tkliwości, a dosięga wszystkich śmiertelników tak samo jak światło słońca. Gorycz nie przestaje nigdy przenikać głosu, który nigdy nie zniża się on również do skargi.

 

Sprawiedliwość i miłość, które nie mogą znajdować się na tym obrazie skrajnej i niesprawiedliwej przemocy, oblewają go swoim światłem, choć nigdy nie są odczuwalne inaczej niż przez ton głosu. Nie pogardza się niczym cennym niezależnie od tego, czy jest, czy też nie jest przeznaczone na zagładę, dotykającą wszystkich niedolę ukazuje się bez obłudy i lekceważenia, żadnego człowieka nie stawia się wyżej lub niżej, niż wymaga tego wspólna dla wszystkich ludzka dola, żałuje się wszystkiego, co ulega zniszczeniu. Zwycięzcy i zwyciężeni są jednakowo bliscy, tak samo podobni do poety i do słuchacza. Jeżeli istnieje jakaś różnica, to polega ona na tym, że niedola wrogów jest być może odczuwana boleśniej.

 

<I.A Ifidamas w proch runął i sen go objął spiżowy.

Biedak! Daleko od żony dał życie w swych bliskich obronie&#8230;</i>

[ks. XI , w. 241 - 242]

 

Jakimż tonem mówi się o losie młodzieńca sprzedanego przez Achillesa na Lemnos!

 

Dni jedenaście radował się w duszy swymi drogimi,

z Lemnos wróciwszy. Natomiast dnia dwunastego w te same

ręce boskiego Achilla się dostał, który zamierzył

wysłać go w progi Hadesu przemocą, choć ten się opierał.

[ks. XXI, w. 45 - 48]

 

I o losie Euforbosa, który oglądał wojnę tylko przez jeden dzień:

Krew ubroczyła mu włosy podobne do włosów Charyt…

[ks. XVII, w. 51]

 

Podczas opłakiwania Hektora słowa:

 

Ty, który dotąd chroniłeś szlachetne małżonki i dzieci

[ks. XXIV, w. 729]

 

wystarczają, aby ukazać zbrukaną przemocą niewinność i dzieci oddawane wojsku. Źródło u bram Troi staje się przedmiotem przejmującego żalu, gdy Hektor mija je biegnąc, aby ocalić swoje spisane już na straty życie:

 

Blisko przy owych strumieniach są zagłębienia szerokie,

piękne, kamienne, przy których swe szaty połyskujące

prały czcigodne małżonki i córki Trojan urocze,

kiedyś, gdy jeszcze trwał pokój, nim przyszli synowie Achajów.

Tam przebiegali: ten, który uciekał, i ten, który gonił.

[ks. XXII, w. 153 – 157]

 

Na całą Iliadę rzuca cień największe ludzkie nieszczęście: zniszczenie miasta. Nieszczęście nie wydawałoby się bardziej dotkliwe, gdyby poeta urodził się w Troi. Ton głosu nie zmienia się jednak, gdy chodzi o Achajów, którzy giną bardzo daleko od ojczyzny.

 

Krótkie przypomnienia o świecie pokoju sprawiają ból, bo inne życie, życie żywych wydaje się tak bardzo spokojne i pełne:

 

Póki Eos jaśniała i dzień powiększał się święty,

póty z dwóch stron uderzały ciosy i wojska ginęły.

Ale gdy pora nastała, w której drwal swoją wieczerzę

przygotowuje wśród jarów górskich, gdy ręce ścinaniem

wielkich drzew strudzi i niechęć do tego trudu ma w duszy,

wnętrze zaś jego przenika słodkie pragnienie posiłku –

w takiej godzinie Danaje waleczni przemagać zaczęli

Trojan falangi.

[ks. XI, w. 84 – 91]

 

Wszystko, czego nie ma na wojnie, wszystko, co wojna niszczy albo czemu zagraża, otacza w Iliadzie poezja, a nigdy nie dzieje się tak w wypadku wojennych zdarzeń. Przejścia od życia do śmierci nie zasłania żadne przemilczenie:

 

Zęby ze szczęk mu wypadły i opłynęły źrenice

obie krwią. Z ust mu rozwartych, dyszących, i z nosa posoka

trysła i śmierci zasłona czarna go w krąg otuliła.

[ks. XVI , w. 348 - 350]

 

Nic nie maskuje zimnej brutalności wojennych zdarzeń, ponieważ ani zwycięzcy, ani zwyciężeni nie są wychwalani, lekceważeni czy znienawidzeni. Los i bogowie decydują prawie zawsze o zmiennym powodzeniu walczących. W wyznaczonych przez los granicach bogowie rozporządzają wszechwładnie zwycięstwem i klęską. To zawsze oni powodują szaleństwa i zdrady, które za każdym razem stają na przeszkodzie pokojowi. Wojna to ich własna sprawa, a ich pobudkami są jedynie kaprys i złośliwość. Jeżeli chodzi o wojowników, to porównania, które ukazują zwycięzców i zwyciężonych jako zwierzęta lub rzeczy, nie wzbudzą zachwytu ani pogardy, lecz jedynie żal, że ludzie mogą ulec takiej przemianie.

 

Niezwykła bezstronność, jaką tchnie Iliada, miała być może nieznane nam wzory, ale nie miała naśladowców. Zaledwie odczuwamy, że poeta jest grecki, a nie trojański. Ton poematu wydaje się bezpośrednio świadczyć o pochodzeniu jego najstarszych części, choć historia nigdy nam być może tego nie wyjaśni. Jeżeli jak Tukidydes sądzimy, że osiemdziesiąt lat po zniszczeniu Troi Achajowie zostali z kolei podbici, można zastanawiać się, czy te pieśni, w których jedynie rzadko mówi się o żelazie, nie są pieśniami zwyciężonych, niekiedy być może pozostających na wygnaniu. Zmuszeni żyć i umierać „z daleka od miłej ojczyzny” jak polegli pod Troją Grecy, straciwszy jak Trojanie swoje miasta, rozpoznawali się zarówno w zwycięzcach, którymi byli ich ojcowie, jak w zwyciężonych, których niedola przypominała ich własną. Prawda o tej niedawnej jeszcze wojnie mogła im się objawiać przez pryzmat lat, niezasłaniana ani upojeniem pychą, ani upokorzeniem. Mogli ją sobie przedstawiać jednocześnie jak zwycięzcy i jak zwyciężeni, poznając w ten sposób to, czego nigdy zwycięzcy ani zwyciężeni nie poznali w obustronnym zaślepieniu. To tylko fantazje, bo o tak odległych czasach można właściwie tylko fantazjować.

 

Jakkolwiek by było, ten poemat jest czymś cudownym. Gorycz skupia się tam na jedynym słusznym powodzie goryczy, na podporządkowaniu ludzkiej duszy sile, czyli w ostatecznym rozrachunku materii. To podporządkowanie jest takie samo u wszystkich śmiertelników, choć dusza znosi je rozmaicie w zależności od stopnia cnoty. Nikt w Iliadzie nie jest od tego wolny, tak samo jak nikt nie jest od tego wolny na ziemi. Nikt, kto temu uległ, nie jest z tego powodu uważany za godnego pogardy. Kocha się wszystko, co wewnątrz duszy lub w międzyludzkich stosunkach wymyka się spod władzy siły, ale kocha się boleśnie z powodu stale zagrażającego zniszczenia. Oto duch jedynej prawdziwej epopei, jaką posiada Zachód. Odyseja wydaje się tylko znakomitym naśladownictwem już to Iliady, już to wschodnich poematów, a Eneida to naśladownictwo wprawdzie świetne, lecz oszpecone przez oziębłość, patos i zły gust. Pieśni rycerskie nie zdołały osiągnąć wielkości, ponieważ nie były bezstronne. W Pieśni o Rolandzie śmierć wroga nie jest odczuwana przez autora i czytelnika tak jak śmierć Rolanda.

 

Attycka tragedia, w każdym razie autorstwa Ajschylosa i Sofoklesa, jest prawdziwą kontynuacją epopei. Rozświetla ją nie odgrywająca nigdy własnej roli myśl o sprawiedliwości. Siła ukazuje się tam ze swoją chłodną surowością, czemu zawsze towarzyszą zgubne skutki, nieuniknione ani dla tych, którzy z niej korzystają, ani dla tych, którzy jej ulegają. Upokorzenie duszy przez przymus nie jest tam ani zamaskowane, ani osłonięte łatwą litością, ani wystawione na pogardę. Niejedna dotknięta poniżeniem niedoli istota wydaje się tam godna zachwytu. Ewangelia jest ostatnim znakomitym wyrazem greckiego geniuszu, tak jak Iliada jest pierwszym. Ducha Grecji można w niej dostrzec nie tylko dlatego, że jest tam nakazane, aby poszukiwać, pomijając każde inne dobro, „królestwa i sprawiedliwości Ojca niebieskiego”, ale również dlatego, że jest tam przedstawiona ludzka niedola, i to u istoty jednocześnie boskiej oraz u ludzkiej. Opowieści o Męce Pańskiej pokazują, że zjednoczony z ciałem boski duch zmienia się pod wpływem nieszczęścia, drży przed cierpieniem i śmiercią, czuje się w głębokim utrapieniu oddzielony od ludzi i od Boga. Odczucie ludzkiej niedoli nadaje im ton prostoty, która jest oznaką greckiego geniuszu i stanowi całą wartość attyckiej tragedii oraz Iliady.

 

Niektóre wypowiedzi rozbrzmiewają w dziwnie zbliżony do epopei sposób, a trojański młodzieniec, wysłany do Hadesu, chociaż nie chciał odchodzić, przypomina się, gdy Chrystus mówi do Piotra: „Inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz”. Tego tonu nie da się oddzielić od inspirującej Ewangelię myśli, ponieważ odczucie ludzkiej niedoli to warunek sprawiedliwości i miłości. Kto nie wie, do jakiego stopnia zmienna fortuna i konieczność uzależniają od siebie każdą ludzką duszę, nie może uważać za swoich bliźnich ani kochać jak siebie samego tych, których przypadkiem oddzieliła od niego przepaść. Różnorodność przymusu, który ciąży na ludziach, rodzi złudzenie, że istnieją wśród nich odrębne gatunki, które nie mogą się połączyć. Można kochać i być sprawiedliwym tylko pod warunkiem, że zna się władzę siły i potrafi się jej nie respektować.

 

Związki ludzkiej duszy i przeznaczenia, to, w jakiej mierze każda dusza kształtuje swój własny los, to, co wedle upodobania niepewnego losu bezlitosna konieczność zmienia w duszy, jakakolwiek by ona była, to, co dzięki cnocie i łasce może zostać nietknięte – oto dziedzina, w której kłamstwo jest łatwe i uwodzicielskie. Duma, upokorzenie, nienawiść, pogarda, obojętność, pragnienie, aby zapomnieć lub nie zauważyć – wszystko składa się na tę pokusę. Nie ma w szczególności nic rzadszego niż uczciwe mówienie o nieszczęściu. Przy jego odmalowywaniu udaje się prawie zawsze wiarę, że poniżenie jest wrodzonym powołaniem nieszczęśliwego albo że dusza może znosić nieszczęście i nie jest przez nie naznaczona, że nie zmienia ono wszystkich myśli w jemu tylko właściwy sposób. Grecy mieli najczęściej pozwalającą nie okłamywać się siłę ducha. Zostali nią nagrodzeni i potrafili osiągnąć we wszystkim najwyższy stopień przenikliwości, czystości oraz prostoty. Lecz duch, który przeniósł się z Iliady do Ewangelii, mijając po drodze myślicieli i poetów tragicznych, nie przekroczył właściwie granic greckiej cywilizacji, a odkąd zniszczono Grecję, pozostały tylko jego echa.

 

Zarówno Rzymianie jak Hebrajczycy czuli się chronieni przed powszechną ludzką niedolą: pierwsi jako naród wybrany przez los, aby być panem świata, a drudzy dzięki łaskawości swojego Boga i dokładnie w takiej mierze, w jakiej byli Mu posłuszni. Rzymianie pogardzali cudzoziemcami, wrogami, zwyciężonymi, swoimi poddanymi i niewolnikami, toteż nie mieli ani epopei, ani tragedii. Zastępowali tragedie igrzyskami gladiatorów. Hebrajczycy widzieli w nieszczęściu znak grzechu i co za tym idzie, uzasadniony powód pogardy. Uważali swoich zwyciężonych wrogów za wstrętnych dla samego Boga i skazanych na odpokutowanie zbrodni, co czyniło okrucieństwo dozwolonym, a nawet niezbędnym. Dlatego żaden tekst Starego Testamentu, z wyjątkiem być może niektórych części poematu o Hiobie, nie rozbrzmiewa podobnie do greckiej epopei. Czyny i słowa Rzymian oraz Hebrajczyków podziwiano, czytano o nich i naśladowano je, a powoływano się na nie, ilekroć podczas dwudziestu wieków chrześcijaństwa należało uzasadnić zbrodnię.

 

Poza tym do następnych pokoleń chrześcijan nie przeniósł się czysty duch Ewangelii. Od początku uznano, że znoszenie przez męczenników cierpienia i śmierci z radością to widoczny znak łaski, jak gdyby skutki łaski mogły posunąć się dalej u ludzi niż u Chrystusa. Ci, którzy myślą, że sam Bóg, stawszy się człowiekiem, mógł dostrzegać surowość przeznaczenia, nie drżąc ze strachu, powinni byli zrozumieć, że ponad ludzką niedolę mogą pozornie wznosić się jedynie ludzie, którzy surowość przeznaczenia ukrywają przed sobą za pomocą złudzeń, ekstazy lub fanatyzmu. Człowiek, którego nie chroni zbroja kłamstwa, nie może cierpieć z powodu siły, nie będąc tym dotknięty do głębi duszy. Łaska może przeszkodzić zepsuciu przez ów dotyk, ale nie może przeszkodzić zranieniu. Zapomniawszy zbyt wiele, tradycja chrześcijańska jedynie bardzo rzadko potrafiła odnajdować prostotę, która czyni przejmującym każde zdanie opowieści o Męce Pańskiej. Z drugiej strony zwyczaj nawracania pod przymusem przysłonił oddziaływanie siły na dusze tych, którzy posługują się nią.

 

Mimo krótkiego upojenia, spowodowanego w okresie renesansu przez odkrycie greckiej literatury, geniusz Grecji nie odrodził się przez dwadzieścia wieków. Coś z niego widać u Villona, Szekspira, Cervantesa, Moliera i raz u Racine’a. W związku z miłością ludzka niedola jest obnażona w Szkole żon, w Fedrze. Dziwne to zresztą stulecie, w którym przeciwnie niż w wieku epiki niedolę człowieka wolno było zauważać tylko w miłości, podczas gdy oddziaływanie siły na wojnie i w polityce musiało zawsze być okryte chwałą. Można by chyba wymienić jeszcze inne nazwiska. Lecz nic, co wytworzyły ludy Europy, nie dorównuje pierwszemu znanemu poematowi, który pojawił się u jednego z nich. Owe ludy odnajdą być może epicki geniusz, gdy zdołają wyzbyć się wszelkich chroniących przed losem wierzeń, nie zachwycać się nigdy siłą, nie czuć nienawiści do wrogów i nie pogardzać nieszczęśliwymi. Wątpliwe, czy nastąpi to wkrótce.

 

 

Przypisy:

1 *Tłumaczenie cytowanych fragmentów jest nowe. Każda linia odpowiada greckiemu wersowi, a wszelkiego rodzaju przerzutnie są dokładnie odtwarzane; porządek greckich wyrazów wewnątrz każdego wersu został, o ile to możliwe, zachowany. (Przypis Simone Weil.)

W polskim tekście wykorzystano przekład K. Jeżewskiej (zob. Homer, Iliada, przeł. K. Jeżewska, Warszawa 1999). Dla ułatwienia podano również miejsce (księgę i wers) oryginału – przyp. M. F.

2 W kwietniu 1917 roku buntownicy śpiewali Piosenkę z Craonne, której refren kończył się tak: „Bo wszystkich nas skazano. Wszystkich poświęcono”.

 

 

Simone Weil

 

 

tłum. Małgorzata Frankiewicz

 


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:

więcej podobnych podstron