Mikołaj Rej Rozmowa Lwa z Kotem
Kot podchodzi do klatki z Lwem; cieszy się, że istnieje tak wspaniały reprezentant jego gatunku;
Lew drwi z Kota; uważa go za lichego krewniaka; zastanawia się czy w ogóle mogą być spokrewnieni; wprawdzie Kot zachowuje się (próbuje) z godnością, jednak od razu widać, że nie jest równy Lwu;
Kot w odpowiedzi na docinki pod jego adresem, zwraca Lwu uwagę, że jest on zamknięty w klatce mimo, iż jest bardziej urodziwy; z ich dwu Kot jest więc w lepszej sytuacji, ponieważ (choć może i jest mniej dorodny) może więcej, bo jest na wolności; ponadto wierzy, że kotów jest na świecie więcej i mogliby oni pobić plemię lwów;
Lew twierdzi, że jeden z jego rodu potrafiłby jednym ruchem zabić ze sto kotów; gani Kota, że podaje się za kogoś kim naprawdę nie jest; gdyby nie był teraz zamknięty w klatce Kot nie miałby z nim najmniejszych szans („Bobych cię wnet tak przegadał, / Bodajbyś skórki nie skradał, / Zapomniałbyś myszy łowić, / Bo nie umiesz z pany mówić.”);
Kot wnioskuje, że Lew znalazł się w klatce przez pychę (dzięki temu dbają o niego, jest karmiony); Kot woli być głody, ale wolny; stwierdza, że Lew może liczyć tylko na szacunek i pochlebstwa; Kot myśli, że z łatwością mógłby go obalić; wystraszyłoby tylko znaleźć sojusznika (jak czynili to przodkowie, którzy często pokonywali dużo silniejszych od siebie);
Lew hamuje Kota; roztacza przed nim wizję jego końca: ktoś przywiąże kota za ogon powrozem i przeciągnie przez wodę (nikt mu wtedy nie pomoże);
Kot drwi z Lwa, że ten wykorzystuje „chwyty poniżej pasa” i podstępy; wie, że kot boi się wody; twierdzi, że wykorzystuje się fortel, wtedy gdy nie ma się mocy do walki; dorzuca, iż podobno Lew boi się Koguta;
Lew dementuje te pogłoski: ktoś kiedyś wyczytał jakieś bzdury, że lwy boją się kogutów; pewnego razu dwaj „kuglarze” ogłaszali, że mogą wygrać z lwem właśnie tą metodą; jest to jednak dalekie od prawdy – większe jest prawdopodobieństwo: „Chłopa kotu przez błoto wlec, / Niż lwowi przed kurem uciec.”; śmiałek, który walczył z lwem za pomocą koguta, skompromitował się (wołają na niego „kot”), zaś lew zjadł kura; Lew radzi, że zanim podejmie się jakieś działania, najpierw należy to przemyśleć („Widzę, żeś z szaloną głową, / Nie wiesz, że lwa królem zową.”);
Kot kpi z Lwa, który uważa się za króla, a siedzi w klatce; ludzie gardzą Kotem, a boją się Lwa – dlatego Lew jest w większym niebezpieczeństwie, że coś mu się stanie; aby być cały musi więc wykonywać polecenia (nie ma swobody jak Kot); ostateczna konkluzja Kota to: „Ja przy swobodzie zostawam, / A ty już tak, panie bracie, / Racz królować tu w tej kracie.” Kot woli pozostać przy swoim niższym statucie, ale wolny; gardzi iluzoryczną władzą Lwa (jest on w dużo gorszym położeniu, mimo że ma pewne prawa);
Krótka rozprawa między trzema osobami
Wiersz Ku dobrym towarzyszom(właściwie: Ambroży Korczbok Rożek ku dobrym towarzyszom) zapowiada renesansową postawę autora: zainteresowanie szerokim światem, danym każdemu człowiekowi:
„Bo
snadź człowiek z przyrodzenia każdy
Najwięcej się o to
stara zawżdy,
Aby wiedział, co się w ludzioch dzieje:
Więc
jedno chwali, z drugiego się śmieje”
Pan
rozmawia z Wójtem, zbliża się Pleban. Pan zwraca uwagę na księdza
i pyta:
„Aboć
się ten ksiądz z nas śmieje?”– wyraźnie zaznacza się
zdystansowana postawa wobec duchowieństwa i lekceważący stosunek
Pana do Plebana.
Wójt,
chcąc uniknąć niezręcznej sytuacji, udaje wycofanie się:
„Miły
panie, my prostacy,
A cóż wiemy nieboracy?”
W rzeczywistości Wójt jest sprytnym po sowizdrzalsku przedstawicielem zdrowego chłopskiego rozsądku i mądrości ludowej (K. Budzyk). Lud płaci księżom, więc nie powinien się bać o zbawienie – mówi dalej Wójt. Jest to jednak kpina, którą zauważa ksiądz i natychmiast odpowiada obu siedzącym:
„A
wójt-że się to jął gdakać?
Czymże by tę gębę
zatkać?;
A jeszczeż ci w tym ksiądz wadzi,
Żeć
owo na dobre radzi?”
Następuje
teraz ostry atak Pana na Plebana. Mówi on o tym, jak jego zdaniem
powinno zachowywać się duchowieństwo. Charakterystyka ta kończy
się zwróceniem uwagi Pana na sytuację ludu, za co dziękuje
zastraszony wcześniej Wójt:
„Miły
panie, Bóg-żeś zapłać!”.
Pleban
kontratakuje. Wciąż odsuwa rolę Wójta jako małoznaczącą postać
spośród nierozumnego ludu. Stosuje podstępne argumenty, sugerujące
Panu, że nie powinien jednać się z kimś z niskich warstw, bo to
źle świadczy o warstwach wyższych. Pleban dąży do kompromisu z
feudałami kosztem chłopów:
„Wszak
się dawno rozumiemy,
Na jednym wózku jedziemy;”
po czym wysuwa aluzyjnie porównanie chłopów do dokuczliwego wrzodu. Na to chłop nie może pozwolić. Zrywa się po długim milczeniu z antyfeudalnym protestem przeciwko księdzu i Panu, który wpierw był po stronie ludu, a teraz zgadza się z Plebanem.
„Ksiądz
pana wini, pan księdza,
A nam, prostym, zewsząd nędza”
–
kończy
Wójt swoje wystąpienie słowami pełnymi żalu, a nawet
rezygnacji.
Dalsza
część dialogu to coraz większe zagubienie się Wójta w
argumentacji przeciw Panu i Plebanowi. Wójt przestaje przyjmować
pozycję antyfeudalną i, zdezorientowany, zastępuje ją
stanowiskiem szlacheckim.
Rozmowę
podsumowuje Pleban, którego słowa są potwierdzeniem niemożności
rozwiązania sporu klasowego. Pan, Wójt i Pleban milczeli przed
spotkaniem, dyskusja ich do niczego nie doprowadziła, więc
postanawiają dalej milczeć:
„Panie,
byś chciał wszytko baczyć,
Trzeba by się dłużej
ćwiczyć:
Iście uważyć każdy stan
Trudno ma wójt, pan
i pleban.”
Pleban
na koniec czuje się silniejszy, przypomina o poparciu Kościoła i
magnaterii świeckiej.
Rej
wprowadza teraz postać Rzeczypospolitej. Alegoria ta ma zapełnić
pustkę po załamaniu zarówno formy artystycznej, jak i treści
ideowych (ze sporu nic nie wyniknęło). Narzekania Rzeczypospolitej
dotyczą życia wszystkich Polaków: zepsucia moralnego,
nieumiejętnych rządów, wykorzystywania ziemi bez poszanowania, bez
ograniczeń. Alegoria Polski mówi o wspaniałych czasach, kiedy ona
była nazywana matką i żywiła wielkich mężów. Ale ludzi ci
zapędzili się w pogoni za bogactwem i dobrem własnym. Zaczęli
rozciągać granice państwa, nie zważając na krótkość
wieku swego, ani na oznaki upadku. Przez to na Polskę czyha wielu
wrogów, zagniewanych za podboje i bogacenie się Polaków kosztem
innych ludów. Ślepota społeczna sięgnęła zenitu, kiedy nawet
Kościołom zaczęto odbierać dobra, bo
„Gdzie
sobie hojniej nalewają,
Tu każdego za hetmana mają.”
Rzeczypospolita żali się również na brak sprawiedliwych sądów. Padają słowa rady:
„W tym sie kochaj, co czynić należy.”
Stroskana matka-Polska upomina, aby pilnie sprawować urzędy, unikać błędów, poważnie traktować nieprzyjaciół.
Czyń,
co słuszne, a nie folguj sobie,
Boć się hojniej to nagrodzi
tobie.
Za żywota użyjesz pokoja,
Sława wiecznie będzie
stała twoja,
A wielki skarb po sobie zostawisz,
Gdy
potomkom co dobrego sprawisz(...)
Nie myśl na to doczesne
zbieranie,
Wie Bóg, kto w Nim będize miał kochanie.
Wszystko
się więc to marnie rozchodzi,
Jedno cnota, ta w dział nie
przychodzi,
A snadź ten swój stan najlepiej sprawi,
Kto
ją po sobie w skarbie zostawi
Te
mocne słowa odwołują się cały czas do jednej wartości –
wartości cnoty, czyli nie piękna i bogactwa zewnętrznego, które
tak martwi Rzeczypospolitą, ale piękna duchowego. Cnota to skarb
większy niż złoto i drogie kamienie. Rej zwraca uwagę na
kształtowanie dobrego charakteru w sobie, rozwijanie
dobrych, poczciwych cech, patrzenie na świat w
perspektywie i wybieganie myślą w przyszłość narodu. W prostych
słowach Rzeczypospolita ujęła receptę na poprawę niepokojącej
sytuacji. A może są to uniwersalne sposoby rozwiązania odwiecznego
problemu nas, Polaków? Czyżby już w XVI wieku poeta potrafił
zaobserwować narodowe wady, przewidzieć upadek państwa i znaleźć
tego przyczyny? Rzeczpospolita kończy swoją kwestię w słowach:
A wszakeśmy nie Żydowie sobie,
Pomóż ty mnie – ja, co mogę
– tobie
Utwór
kończy się krótkim wierszem pt. Ku temu co czedł. Jest to
apostrofa do czytelnika. Autor przyznaje, że w każdym stanie są
ludzie zarówno szlachetni, jak i niegodziwi, mądrzy oraz głupi.
Pada kolejna rada, aby lepiej trzymać się ludzi mądrych,
wyćwiczonych w rozumie, gdyż na pewno będzie to większym
pożytkiem dla wszystkich. „Cnoty się dzierż, tać nigdy nie
błądzi!”
Wizerunek własny żywota człowieka
Księga pierwsza
Przedstawia życie „człowieka poczciwego”, rozpoczynając od dzieciństwa „aż do śrzednich lat jego”. Poucza o tym, jak dziecko odżywiać czy ubierać. Szczególną uwagę zwraca na wychowywanie w duchu kalwińskim. Młody człowiek powinien być kształcony, bo mądrość jest uważana za jedną z najważniejszych cnót. Szkolenie rozumiane jest tu specyficznie — nauki mają być zdobywane w praktyce, chodzi tu głównie o jazdę konną, szermierkę, biesiady, tańce. W tym celu warto też udać się za granicę, aby obserwować obce wzory.
Księga druga
Dotyczy stanu małżeńskiego i zadań społecznych człowieka w wieku średnim. Młodzieniec zachęcany jest, aby wybrał sobie żonę równą stanem. Sporo miejsca poświęca się tu na opisy rozkoszy życia domowego, z których największą radość daje potomstwo. Narrator zachęca, aby unikać działalności publicznej, która wiąże się niejednokrotnie z nadużyciami i wątpliwościami natury moralnej. Godne sprawowania są jedynie urząd poselski i senatorski. Odradza przyjmowanie urzędu poborcy czy wójta.
Rozdział (u Reja nazywany „Kapitulum”) XVI zatytułowany Rok na cztery części rozdzielon jest najbardziej znanym fragmentem Żywota... . Przedstawia on obraz życia szlachcica-ziemianina, które integralnie związane jest z życiem natury. Z czterema porami roku zmieniają się nie tylko polskie krajobrazy, ale przede wszystkim gospodarskie czynności. Przyroda jest tu ukazana jako pożyteczna i przynosząca profity. (Szczegółowe omówienie tego rozdziału w pozostałych partiach tego opracowania.)
Księga trzecia
Omawia czas starości. Narrator nie dramatyzuje, wręcz przeciwnie — pokazuje zalety tego wieku. Poucza jak dbać o sprawność fizyczną, ale też uznaje śmierć za coś naturalnego i wpisanego w ludzki żywot. Stąd wiele pogody w tej księdze.
Zwierzyniec Mnich
Mnich ukazuje zakonnika, który demonstracyjnie obnosi się ze swoją wiarą, uważając, że noszenie habitu wyróżnia go i wynosi ponad zwykłych ludzi. Tymczasem zakonnik ten jest w gruncie rzeczy głupi, prymitywny i zabobonny. Rej pisząc o nim używa niezwykle ostrych sformułowań, nazywa mnicha "bestyją ", "diabłem starym " i "błaznem starym". W zakończeniu wiersza poeta stwierdza, że ciemnota zakonników nikomu nie przeszkadza, że prości ludzie uważając zabobonnych i prymitywnych mnichów za świętych, ochoczo ich utrzymują, a nawet bogacą.
Pleban pieska na cmyntarzu pochował
Epigramat Pleban pieska na cmyntarzu pochował jest krótką anegdotą o pewnym plebanie, któremu "zdechł piesek, w którym się był kochał". Po śmierci psa pleban pochował go na cmentarzu obok ludzkich grobów. Wierni poczuli się urażeni i poskarżyli się biskupowi, który plebana wezwał do siebie. Pleban, "wziąwszy dukatów, biskupowi podał". Po otrzymaniu takiej łapówki biskup nie tylko rozgrzeszył plebana, ale z psa uczynił parafianina. Rej atakuje i oskarża w tym wierszu duchowieństwo o pazerność, chciwość, branie łapówek i lekceważenie podstawowych zasad wiary.
Baba, co w pasyją płakała
W epigramacie Baba, co w pasyją płakała Mikołaj Rej wyraźnie nawiązuje do programu reformacji, a konkretnie do wysuwanego przez protestantów postulatu odprawiania nabożeństw w zrozumiałych dla wszystkich wiernych językach narodowych. Baba płacze w kościele podczas nabożeństwa, ale bynajmniej nie dlatego, że wzruszyła ją śpiewana przez księdza pieśń wielkopostna, lecz dlatego, że głos kapłana przypomina jej "osiełka miłego, co ( ... ) zdechł". Autor wyraźnie sugeruje, że ani pobożne pieśni, ani słowa liturgii tak długo nie będą wzruszać wiernych, jak długo msze odprawiane będą w języku łacińskim.
Sakra, co do Rzyma niosą
Utwór Sakra, co do Rzyma noszą jest oparty na błyskotliwej grze słów. "Sakra" znaczy po łacinie święta, ale jest to również nazwa ofiary płaconej Stolicy Apostolskiej przez kraje katolickie. Rej pisze, że "sakra" (czyli ofiara) byłaby "sacratissima " (czyli najświętsza), gdyby nie przekazywano jej papieżowi, który nie ma już co robić z nagromadzonym przez wieki bogactwem, ale zostawiano w kraju na potrzeby walki z pogaństwem. Obok protestu przeciwko nadmiernemu opłacaniu papieża przez wiernych uwidacznia się w tym epigramacie wizja Polski jako przedmurza chrześcijaństwa.
Figliki
Figliki stanowią doskonałe źródło wiedzy o poziomie życia towarzyskiego w dworkach szlacheckich XVI w. Są to 8-wersowe wierszyki, w których formie zawarł Rej opowiastki i żarciki dworskie i szlacheckie. Utwory rubaszne, sprośne, ordynarne, odwołujące się do fizjologii (humor Rablowkski) przeplatają się w Figlikach z lekkimi, pomysłowymi żartami o codziennym życiu i postawach ludzi. Kochanowski i Rej gromadzą utwory, a potem łączą je na zasadzie ‘varietas’. Figliki należą do gatunku facecji (utworu ruchliwego, przenoszonego z kraju do kraju, z miasta na miasto, z osoby na osobę). Przeszło połowę figlików tworzą anegdoty zaczerpnięte od innych twórców, m.in.: Ezopa, Bebela, Gasta, Poggia. Zjawisko powszechne w figlikach to mizoginizm – tj. ujawniająca się niechęć do kobiet.
TEMATYKA:
drwina z kleru katolickiego
drwina z chłopów
drwina ze stosunków damsko-męskich
poziom szycia towarzyskiego na dworach szlacheckich w XVI w. (opowiastki, żarciki dworskie etc.)
1. CO SĘDZIEMU KAMIEŃ UKAZOWAŁ.
Jedna osoba przyszła do sądu z kamieniem, pokazała go sędziemu, czekała aż będzie ferować dekret i w razie niesprawiedliwości miała w niego rzucić aby obrócił się w koło.
2. BŁAZEN SZCZUKĘ ZASTAWIŁ.
Rybny dzień. Zuchwalec miał za zadanie zastawić szczukę, lecz zastawił ją Żydowi. Pan zasiadłszy z gośćmi poprosił o szczukę, lecz dostał odpowiedź, że została zastawiona Żydowi. Goście w śmiech, panu wstyd. A cóż rzec łotrowi?
3. JAKO ŻONA MĘŻA ZWIĄZAŁA.
Po ślubie żona mężowi związała nogi, bo ją tak nauczyła matka, a sobie ręce, gdyż to święta rzecz więzienia Pańskiego. "Potym by barana związawszy go, skoczyła do drugiego Pana".
4. ŻONA MĘŻA NA SERNIK WSADZIŁA ----> żona wpuściła do domu innego chłopa :D, a gdy przyszedł mąż z pola kazała mu wejść na sernik, gdyż rzekomo szukali go ceklarze. Kochanka wówczas pogoniła (niby ceklarzy), a mąż obiecał czcić ten dzień do końca życia.
5. PLEBAN PIESKA NA CMENTARZU POCHOWAŁ.
Utwór podejmuje tematykę obłudy i przekupności duchowieństwa. Plebanowi zdechł ulubiony piesek, więc pochował go na cmentarzu. Wezwany do biskupa, pleban mówi:
„Ten
pies krześcijańskie skonał. |
Biskup
kieruje się tylko chęcią otrzymania sakwy z pieniędzmi. Nie
zastanawia się, że pies nie mógł zostawić monet plebanowi, ani
też przekazać księdzu swej ostatniej woli, aby się za psa modlić.
Nie liczy się prawda wiary, że zwierzęta nie posiadają duszy.
Rej w zabawnym poetyckim obrazku odsłania kompromitujące
słabości potężnej jeszcze w XVI w. instytucji. Również można
dopatrywać się w tej facecji ataku na wiarę katolicką. Rej, jako
jeden z pierwszych i bardziej zasłużonych reformatorów na ziemiach
polskich, udowadnia skalę przywar kleru i konieczność reformy
religijnej w kraju.
NA NIEPEWNE JEDNANIE.
Wszyscy, którzy bali się wzajemnie, pojednali się. Kur się wspiął ku górze mówiąc: "Chart bieży! Lis wyskoczył do lasu, sierść się na nim zjeżyła i w odpowiedzi na pojednanie krzyknął: Nie wiem, wie li chart o tym, miły panie!
CO PANNIE KAWKI ZBIERAŁ.
Panna podczas nieobecności chłopaka rozmiatała pościel, raz schował się, zamknął drzwi, zostali sami :D:D, ale ona prosiła aby "dosiągł" kawki, która wylągła się pod oknem u ławki, gdy ten się wychylił, ona wyskoczyła.
CO MNIMAŁ, IŻ MSZA MA BYĆ Z OBIADU.
Przyszedł jeden na obiad, a na stole serwetki, trociszki, solniczki, a on wyszedł, gdyż myślał, że gotowali ku mszy.
TATARZYN MSZEJ SŁUCHAJ.
Tatarski poseł na mszy zdziwiony był ilością popów i świec. Stwierdził, że to szaleństwo, zganił, że wszyscy gotują a jeden je i pije, a drugim nie daje.
JAKO ŻONA NA POGRZEBIE OMDLAŁA.
Podczas pogrzebu pana, gdy go kładziono do grobu, zemdlała, nie uczestniczyła w pochówku.
CO PRAGNIENIA NIE DAŁ LECZYĆ.
Doktorowie starali się febrę z pragnieniem odegnać, lecz ten nie chciał, gdyż "febra odejdzie, pragnienie ja zgaszę, a mam na to sosnowę, o trzech uchoch czaszę".
CO POWIADAŁ IŻ KURZA NOGA ZGORZAŁA.
Kurza Noga to pałac zacny w Krakowie, prostacy byli zmartwieni, lecz ten im rzekł aby się nie lękali, gdyż z kucharzami jada, zapomniał nogi na węglu piekąc między pępki i tamże jej odbieżał, bo chłop bardzo prędki.
PAN CO SIĘ FOLWARKU PONĘCIŁ.
U dwornika była dziewczyna, która kuropatwy, kapłuny pięknie posłać dała, żal jej było pana; dał pokój folwarkom, jednak "czego mocą nie możem, fortelem sprawimy".
CO RYM PISAŁ: "NIE UMIEM".
Dwóch adoratorów pisało rymy aby przypodobać się pannie. Jeden napisał: "Już dalej nie umiem", drugi dopisał: "Ja umiem", więc tamten napisał: "ale łgać", a tamten odpisał: "nie umiem" i tamten przypisał: "umiesz, ale nie możesz, tak o tym rozumiem".
PANI DWU NA WIECZERZĘ PROSIŁA.
Pani zaprosiła dwóch na wieczerzę, wrócił mąż do domu, pani jednego zamknęła, drugiemu kazała iść do pierwszego, a Panu powiedziała, że jeden drugiego chciał zabić i dlatego tam się znaleźli. Pan o pólnocy pojednał ich.
KARDYNAŁ CO DO BOGA NA OBIAD PROSIŁ.
Kardynał biegał od wojska do wojska i obiecywał wygraną, ale kto zginie czeka go obiad u Boga, lecz ksiądz dopiero pójdzie na późną wieczerzę.
PANNA CO NIE KAZAŁA Z KUCHARKAMI GRAĆ. ----> kazała panu siać tatarkę, a on jej pszenicę, lecz na pszenicę trzeba orać wiele, a tatareczka miła to barzo płodne ziele.
CO SIĘ NIE CHCIAŁ SPOWIADAĆ, IŻ SIĘ ŻONA SPOWIADAŁA.
Przyszedł jeden co miał złą żonę aby się wyspowiadać, lecz ksiądz rzekł mu, że żona też była i wszystko już powiedziała. Pan był zadowolony, że nie musi już się spowiadać, gdyż żona powiedziała grzechy jego i sąsiadów :D.
BABA, CO W PASYJĘ PŁAKAŁA.
Utwór jest miniaturką o niezrozumieniu prawd religijnych i głębokiego wymiaru obrzędowości kościelnej przez prosty lud. W kościele na uroczystości pasyjnej, czyli rozpamiętywaniu Męki Pańskiej w Wielki Piątek, rozmawiają dwie kobiety. Jedna z nich rozpaczliwie leje łzy. Sąsiadka pyta, czy baba zna łacinę, gdyż może dzięki temu bardziej rozumie ona słowa pieśni kapłana i przeżywa Pasję. Jednak pada odpowiedź przecząca. Wtedy sąsiadka upomina babę, że jej płacz staje się podobny barzo k szalonemu. Okazuje się, że babie zdechł osiołek, który w chwili konania wydawał takie same jęki i ryki, jak ksiądz, śpiewający Pasję – i z tego wynika jej płacz.
MIESZCZANIE CO SIĘ SPOWIADALI. ----------> że są cudzołożnikami, wymieniają się kobietami, lecz ksiądz rzekł im, że te baby nie gardzą także nim :D
CO BOGA Z KURA UCZYNILI.
1 powiadał, że kur narodził się 2 razy, ojca miał pod niebiosy, był prorokiem i umęczon był na drzewie dla człeka grzesznego.
2 zaś, że to zły żart
Natomiast inni twierdzili, że kur rodzi się 2 razy i bywa męczon na rożnie.
CO SIĘ SIANEM WYKRĘCIŁ Z PIWNICE.
Jeden pił w piwnicy, miał dużo długów, wiązał siano na zamianę, namówił kogoś do tej pracy, a gdy wyszedł na ulicę rzucił siano i plunął.
DZIEWKA, CO KOŻUSZKA SZANOWAŁA.
Matka ubrała w święto dziewczynę w kożuszek i kazała jej go szanować, a ta klęknowszy w ławce, w kościele, koszulkę z kożuszkiem do góry podwinęła, ksiądz zaglądał pod ławkę i kazał jej natychmiast opuścić ubranie, gdyż przez to msza do wieczora będzie trwała.
CO NIEDŹWIEDZIĄ SKÓRĘ SZACOWALI.
W sensie dosłownym utwór opisuje komizm obrzędu. Uroczystość wielkopiątkowa staje się karykaturą Pasji. Głosy kapłana nie wzbudzają uczuć religijnych, ale rodzą skojarzenia dalekie od wiary. Po głębszym zastanowieniu się, nasuwa się czytelnikowi wniosek o bezcelowości rytuału katolickiego, skoro wierni go nie pojmują. Jest to krytyka łaciny, krytyka nieodpowiedniości nauk kościelnych względem poziomu intelektualnego i religijnego wiernych. Broniąc postawy prostej kobiety, można rozważać wymowę komicznego odprawienia bardzo ważnego obrzędu – czy aby Kościół, nie odprawiając rytuałów w sposób poważny, piękny, zachęcający do skupienia, nie oddala ludzi od wiary.
ŻACY, CO PÓŁGROSZKI DZIAŁALI.
2 żaków w mecherzynę skórek nasypali jako półgroszków, a później gdy dostał 10 gr jako znaleźne, uciekł.
CHŁOP CO ORNAT KUPOWAŁ.
Wacek poszedł z księdzem dobrać ornat. Ksiądz wacek odpasawszy, dzierżeć mu ji dał, obrócił go tyłem, a sam uciekł. Kupiec za popem, dogonił go w ornacie, wacek zginął z chłopem.
CO BRZĄKAJĄC OBIAD PŁACIŁ.
Podczas obiadu chłop usiadł daleko od misy i mało zjadł. Wyjął złoty, brząknął nim aby wszyscy słuchali. (bez sensu)
TŁUSTY NIE CHCIAŁ Z CHUDYM WISIEĆ. ----> Chudy kołysząc się tłukłby go w rzyć nogami; tu jest niespokojny, a gdyby wisiał nawet lekki wiatr powodowałby kołysanie.
CO TAŃCOWAĆ NIE UMIAŁ.
Ziemianin ożenił się na dworze, nie umiał tańczyć, ledwo w tanek go wyprawili.
CO ŻONĘ CHCIAŁ Z OKRĘTU WYRZUCIĆ.
Wyrzucano wszystkie ciężkie rzeczy, jeden wziął żonę twierdząc, że nie ma niczego cięższego.
PANI CO PACIERZA UCZYŁA.
Nie wywódź nas na pokusy, bo daleko trzeba będzie chodzić.
CO PODLE ŻONY NIE CHCIAŁ W NIEBIE SIĘŚĆ.
Chłopu umarła żona, on kołatał do nieba, otworzył mu św. Piotr, lecz ten gdy dowiedział się, że jest tu żona, chciał zawrócić, gdyż uwierzył, że i wilcy będą w niebie.
CO SIĘ SZUBIENICZKA BALI.
Powieszono chłopa na drzewie przy drodze, drugi usnął a gdy przechodzili koło nich inni, zażartowali, że już ten co wisi nie pójdzie z nimi, lecz ten co spał krzyknął, że pójdzie, tamci zaczęli uciekać "że mało co nie pozdychali".
JAKO KOBYŁĘ NA ROSIE UKRAŚĆ ---> jeden by wlazł pod ogon, pędził ją do lasu, na ślad z gęby pryskał, a ten kto by ją szukał nic by nie zyskał.
POKUTA ŻONY Z MĘŻEM.
Musiała powiedzieć, że dziecko nie jest pana. Powiesiła maszkarę z brodą, dziecko płakało, kazała mu je postraszyć i wtedy powiedziała, że to nie jest jego dziecko. Pokuta i grzech.
CHŁOPA KSIĄDZ O ŚWIĘTEJ TRÓJCY WIERZYĆ UCZYŁ.
Syn z ojcem na jedno by się zgodzili, ale w ducha nie wierzą, bo ten jedno tyje (żona), co syn z ojcem zarobi, żona przepije.
CO ŻONĘ KAZAŁ DAĆ WILKOWI ZA POKUTĘ.
Złapano wilka i chcieli dać mu jakąś mękę, więc dali go w ręce jednej z żon.
BŁAZEN, CO GŁODEM CHCIAŁ ZAMKU DOBYĆ.
Błazen leżał 3 dni głodny pod zamkiem aby otrzymać zamek.
SŁUGA CO SIĘ PO ŁAŹNI PRZESYPIAŁ.
Słyszał, że doktor pana nauczał, aby zawsze chwilę w łaźni pospał. W niedzielę po kościele pan wrócił na dwór i znalazł sługę śpiącego w łaźni. Zlał go kijem :D a ten mu odrzekł, że przespał się chwilę dla zdrowia lepszego.
CO RYBKI O OJCA PYTAŁ. ----> błazen dostał małą rybkę na talerzu, ten ją nasłuchiwał, był ciekawy gdzie znajduje się jego ojciec, który wcześniej utonął.
CHŁOP, CO SIĘ OŻENIŁ. ----> Znudził mu się małżęństwo i kazał ożenićsię wilkowi z jego żoną. Jest pewien, że i chytry wilk schyli łeb.
WDOWA, CO CHCIAŁA RYCHŁO ZA MĄŻ-----> bała się gadania ludzi, więc umalowała osła na zielono, aby dzieci w każde południe zbiegały się, aby ona mogła spokojnie baraszkować.
CO MU SIĘ ŻONA W SADU OBIESIŁA. ----> na gruszce, była dobrą żoną, mąż bardzo ją żałował, marudził u sąsiada, a ten kazał naszczepić tych gałązek w swoim sadzie.
CHŁOPA, CO DO PANA NIE PUSZCZONO. ------> przyniósł barana, łamał mu ogon, baran wrzeszczał, przyszedł pan, a ten mu życzył, aby zawsze miał takiego wiernego barana.
CO KSIĘDZU ŁUPINY DAŁ MIASTO ORZECHÓW.
Jeden spowiadał się u księdza i dał mu wór skorup.
PISZCZEK, CO RYBOM GRAŁ.
Powiedziano piszczakowi, że ryby słuchają gdy im piszczy się na brzegu i z wody skaczą. On tak zrobił, lecz gdy zamilkł one poszalały.
CO KSIĘŻĄ CZĘSTOWAŁ.
Dali jedzenie, ale ani kropli picia, gdyż ciało tam i krew.
CO POWIADAŁA, ŻE MA STÓŁ ZA STO ZŁOTYCH.
Panna chciała szybko wyjść za mąż i mówiła, że ma stół za 100 złotych, co się okazało, że je na kolanach.
CO ICH ŻADEN ROZŁĄCZYĆ NIE MIAŁ, JEDNO BÓG.
Dwoje bliskich sobie ludzi miał rozłączyć tylko Bóg. Gdy mu się panna znudziła, wyszedł z nią na pole, gdzie była Boża męka, pokazał jej dwie drogi, kazał wybrać jedną, sam poszedł drugą i tak skończyła się ich miłość.
KSIĄDZ CO MIAŁ MSZĄ W JĄTRZNICAMI.
Działo się to w dniu świętego Marcina. Szedł sobie chudny, biedny pleban, spotkała go niewiasta, podarowała mu kilka jątrznic, schował je za pas, a na mszy pies go szarpnął, trącił nogą dzwonek, padł jak długi, rzucili się na niego chłopi. Szybko znalazł sługę.
CHYTRY JAD NIEWIASTA.
Jeden w puszczy mieszkał, co to jest kobieta, przyjechał z księdzem do miasta i pytał co to za naród, a to byli diabli. Ksiądz przykazał mu lepiej nie dowiadywać się tego do końca życia.
KSIĄDZ, CO JEŚĆ NIE MÓGŁ.
Pojechał do Cieplic, jeden towarzysz zajechał mu drogę, wziął go z sobą do domu, obiecując mu jedzenie i nocleg. Zamknął go w pokoju, jeść nie dawał, po kilku dniach jednak zaczął prosić o michę.
"PLEBAN
PIESKA NA CMYNTARZU POCHOWAŁ" to figlik o tematyce religijnej.
Streszczę - pleban miał psa, którego kochał, a który zdechł.
Wnet go pochował na chrześcijańskim cmentarzu. Jakiś czas potem
spotkał się z biskupem. Biskupowi nie podobał się pogrzeb. Pleban
przekupił biskupa i pozwolił żeby pies leżał na cmentarzu.
No
więc o co chodzi? Figlik ten ukazuje przekonania religijne Reja.
Przyłączył się On do reformacji. Jak wielu innym ewangelików był
On przeciwny systemowi panującemu w Kościele. Tutaj mamy właśnie
taki przykład - Pleban przekupuje biskupa w dość błachej i durnej
sprawie.
"JAKO
ZONA NA POGRZEBIE OMDLAŁA" to figlik o tematyce społecznej.
Pewien człowiek miał żonę. Ona na jego pogrzebie omdlała. Po
pogrzebie zapytała sąsiadek czy dobrze udawała.
Jak
ja interpretuję ten figlik? Częstokroć małżeństwa były
"ustawiane" przez rodziców młodej pary. Działo się tak
aby umacniać rody - szlachcianka nie wychodziła za mąż za chłopa.
Częstokroć małżonkowie się nienawiedzili bo gdy byli zmuszeni do
małżeństwa po prostu do siebie nie pasowali. Możemy zobaczyć
tutaj że para z tamtego figlika to był niewypał.
"BŁAZEN,
CO GŁODEM CHCIAŁ ZAMKU DOBYĆ" to śmieszny figlik
opowiadający o losach błazna. Pewien książe myślał żeby dobyć
dobrze zorganizowanego zamku głodem. Dlatego też jego błazen
położył się pod murami i trzy dni nie jadł. Później powiedział
Panu że tak zamku dobyć się nie da.
Widzimy
tu pewien komizm. Figlik ten jest wzorowym przykładem stylu
figlików.
Baba co w pasyją płakała
Utwór
jest miniaturką o niezrozumieniu prawd religijnych i głębokiego
wymiaru obrzędowości kościelnej przez prosty lud. W kościele na
uroczystości pasyjnej, czyli rozpamiętywaniu Męki Pańskiej w
Wielki Piątek, rozmawiają dwie kobiety. Jedna z nich rozpaczliwie
leje łzy. Sąsiadka pyta, czy baba zna łacinę, gdyż może dzięki
temu bardziej rozumie ona słowa pieśni kapłana i przeżywa Pasję.
Jednak pada odpowiedź przecząca. Wtedy sąsiadka upomina babę, że
jej płacz staje się podobny barzo k szalonemu. Okazuje się,
że babie zdechł osiołek, który w chwili konania wydawał takie
same jęki i ryki, jak ksiądz, śpiewający Pasję – i z tego
wynika jej płacz.
W
sensie dosłownym utwór opisuje komizm obrzędu. Uroczystość
wielkopiątkowa staje się karykaturą Pasji. Głosy kapłana nie
wzbudzają uczuć religijnych, ale rodzą skojarzenia dalekie od
wiary. Po głębszym zastanowieniu się, nasuwa się czytelnikowi
wniosek o bezcelowości rytuału katolickiego, skoro wierni go nie
pojmują. Jest to krytyka łaciny, krytyka nieodpowiedniości nauk
kościelnych względem poziomu intelektualnego i religijnego
wiernych. Broniąc postawy prostej kobiety, można rozważać wymowę
komicznego odprawienia bardzo ważnego obrzędu – czy aby Kościół,
nie odprawiając rytuałów w sposób poważny, piękny, zachęcający
do skupienia, nie oddala ludzi od wiary.
Występują w tym wierszu rymy parzyste: aa, bb. Regularna średniówka po 7. sylabie zachwiana jest tylko w wersie 5. Rej wprowadza w ramy tej krótkiej, rytmicznej formy dialog, który dodaje dynamiki i autentyczności przedstawianej scence
Apoftegmata to jest krótkie a roztropne powieści szlachecką ideologią stanową, powróciła ona jednak rychło w Apoftegmatach to jest krótkich a roztropnych opowieściach10. Nawiązują do niej kolejno apoftegmata 14. O prawym ślachectwie, 18. Rzecz pospolita a prawa oraz 21. O prawiech z wolnością.
Nie
to szlachectwo, co herbów nawiesza,
Jeśli co w cnocie
nietrefnie pomiesza.
Nie to szlachectwo chlubić się
pradziady
Więtsza to nie mieć na cnocie przysady.
Ślachectwo
ma być jako kryształ czyste,
Jako szkło piękne na wszem
przezroczyste.12
Wtórny wobec poprzedników, z zapałem jednak Rej powtarzał utrwalone klisze, informujące o popularnym postrzeganiu szlachectwa, w którym dopatrywano się zobowiązań etycznych oraz wysokiego poziomu w sferze moralności, w tym moralności publicznej. Zarazem poprzez zaprzeczenie wskazywał Rej na dodatkowe aspekty pojęcia: dyskurs genealogiczny, "dawność" uprawnień szlacheckich, herb w powszechnym pojęciu z szlachectwem utożsamiany. W aspekcie aktualnym, "teraźniejszym" najważniejsze było dla Reja ucieleśnienie wymagającego ideału, który dopiero konstruowano w latach sześćdziesiątych, a więc osiągnięcie "cnoty szlacheckiej" – w Źwierzyńcu miała zapewne miejsce recepcja ideałów, które głosili teoretycy polityczni13. Nie stanąć na jego wysokości to nic innego jak – w sferze deklaratywnej – utracić szlachectwo:
Toć
jest ślachectwo cnotą się ozdobić,
Niecnoty kijem, jako
węża dobić.
Nie pomogą nic złoto ni klejnoty,
Gdy
komu w skarbie nie dostawa cnoty14.
To
piękny kolet w Pospolitej Rzeczy:
Cnotę a sławę zawżdy
mieć na pieczy15.
Nagłowiczanin włączył się tu w główny nurt dyskursu o szlachectwie i Rzeczypospolitej, nieco szerzej dając temu wyraz w Przemowie krótkiej do poćciwego Polaka stanu rycerskiego (także ze względu na większą objętość) 16. W tekście tym Rej wyraził coraz powszechniejsze chyba przeświadczenia o tożsamości szlachectwa i cnoty, pisząc o Polaku (w domyśle, szlachcicu), porównywanym z Włochem:
Ale
Polak miły
Nadobnie cnotą pachnie lepiej niż kto
iny,
Zwłaszcza rycerskich spraw
Rej – uważany niekiedy za prekursora "rodzimości" w kulturze polskiej18 – był tu jednym z tych, którzy zawężali pojęcie cnoty, sprowadzając ją do męstwa, co pozwala przypuszczać, że tak ją sobie wyobrażał szerszy krąg odbiorców. Na tle innych nacji – Włochów, Czechów, Niemców, Moskwicinów, Wołochów, Węgrów i innych dość szczegółowo odmalowany Polak odznaczać się miał właśnie walecznością19.
Przodkowie
naszy, co sławy strzegali
Dla Rzeczypospolitej i gardła
dawali,
Srodzy byli sąsiadom i strzegli wolności22.
Żywot człowieka poczciwego (w osobnym pliku)