4 lipca 1970 r.
Rozmówca: Jestem malarką i zarabiam na utrzymanie malowaniem obrazów. Czy z duchowego punktu widzenia ma to jakąś wartość?
Maharaj: O czym pani myśli podczas malowania?
R: Gdy maluję, istnieje tylko malowanie i ja sama.
M: I co pani wtedy robi?
R: Maluję.
M: Nie, pani nie maluje. Widzi pani jedynie, że malowanie się odbywa. Pani tylko obserwuje, a wszystko inne się dzieje.
R: Czy znaczy to, że obraz maluje się sam? A może jest we mnie jakieś głębsze ja lub jakiś Bóg, który maluje?
M: Sama świadomość jest największym malarzem, a obrazem jest cały świat.
R: Kto namalował ten obraz?
M: Malarz jest w obrazie.
R: Obraz istnieje w umyśle malarza, a malarz znajduje się w obrazie, który jest w umyśle malarza, a ten z kolei zawarty jest w obrazie! Czy taka mnogość stanów i wymiarów nie jest absurdem? Gdy mówimy o obrazie istniejącym w umyśle, dochodzimy do nieskończonej sekwencji świadomości, przy czym niższa zawarta jest w wyższej. To tak, jakbyśmy stali pomiędzy dwoma lustrami i dziwili się mnogości postaci.
M: Całkiem słusznie. Pani jest tylko jedna, a zwierciadło jest podwójne. Między nim i panią istnieją liczne formy i określenia.
R: A jak pan patrzy na świat?
M: Widzę malarza malującego obraz. Obraz nazywam światem, a malarza Bogiem. Ja zaś nie jestem ani jednym ani drugim. Nie tworzę i nie jestem tworzony. Ogarniam wszystko, lecz mnie nic nie ogarnia.
R: Gdy widzę drzewo, twarz, zachód słońca, obraz jest doskonały. Gdy zamykam oczy, obraz w moim umyśle rysuje się niewyraźnie i mglisto. Jeśli to mój własny umysł rysuje obraz, to do czego potrzebne mi są otwarte oczy? Przecież z zamkniętymi oczami widzę to samo, tyle że trochę mniej wyraźnie.
M: Dzieje się tak dlatego, że pani oczy zewnętrzne są sprawniejsze niż wzrok wewnętrzny. Pani umysł zwrócony jest całkowicie ku światu zewnętrznemu. Gdy nauczy się pani wnikać w swój świat duchowy, stwierdzi pani, że jest on barwniejszy i doskonalszy niż ten, postrzegany dzięki ciału. Oczywiście do tego trzeba pewnej wprawy. Ale po co o to się spierać. Pani się wydaje, że obraz musi pochodzić od malarza, który faktycznie go namalował. Wciąż szuka pani źródła i przyczyny. A związek przyczynowy istnieje tylko w umyśle. To pamięć daje złudzenie ciągłości i powtarzalności oraz tworzy wyobrażenie związków przyczynowych. Gdy pewne zjawiska występują wielokrotnie razem, skłonni jesteśmy dopatrywać się związku przyczynowego pomiędzy nimi. W ten sposób powstają umysłowe nawyki, które bynajmniej nie są potrzebne.
R: Powiedział pan przed chwilą, że świat jest stworzony przez Boga.
M: Proszę pamiętać, że język jest narzędziem umysłu. Stworzony on został przez umysł na użytek umysłu. Skoro przyjmuje pani istnienie przyczyny, to Bóg jest ostateczną przyczyną, a świat skutkiem. Oba te czynniki są różne, ale w żadnym razie nie są odrębne.
R: Ludzie mówią o widzeniu Boga.
M: Widząc świat, widzi pan Boga. Nie ma widzenia Boga w oderwaniu od świata. Widzieć Boga poza światem, to być Nim. Światło , dzięki któremu widzi pani świat (świat będący Bogiem), jest tym samym, co mikroskopijna iskierka odczucia jestem, na pozór bardzo mała, ale zawsze obecna we wszelkim poznaniu i miłości.
R: Czy muszę widzieć świat, aby widzieć Boga?
M: Jakżeby inaczej? Gdy nie ma świata, nie ma i Boga.
R: Co wtedy pozostaje?
M: Pani sama jako czysty byt.
R: A co dzieje się ze światem i Bogiem?
M: Pozostaje czysty byt (awjakta.
P: Czy jest on tym samym co Wielki Przestwór (paramakaś)?
M: Można i tak to nazwać. Słowa nie są najważniejsze, gdyż i tak nie oddają istoty rzeczy. W końcu trzeba odwołać się do samej negacji.
R: W jaki sposób mogę widzieć świat jako Boga? Co znaczy widzieć świat jako Boga?
M: To tak, jakby weszła pani do ciemnego pokoju. Żadnych kształtów ani barw, niczego pani nie widzi. Nagle otwiera się okno i pokój wypełnia się światłem. Pojawiają się barwy i kształty. Okno jest dawcą światła ale nie jego źródłem. Źródłem jest słońce. Podobnie rzecz się ma z człowiekiem. Materia to ciemny pokój, świadomość to okno, które napełniło materię wrażeniami, zaś najważniejszym czynnikiem jest słońce - źródło światła ale i samej materii. Słońce świeci stale, niezależnie od tego, czy okno jest zamknięte, czy otwarte. Okno decyduje o tym, jak jest w pokoju, ale nie ma wpływu na słońce. Wszystkie te sprawy są jednak drugorzędne wobec pozornego drobiazgu: owego jestem, bez którego w ogóle nic nie ma. Wszelka wiedza dotyczy tego jednego. Fałszywe wyobrażenia na temat jestem prowadzą do zniewolenia, natomiast rzetelne rozeznanie - do wolności i szczęścia.
R: Czy określenie jestem i określenie jest oznaczają to samo?
M: Jestem odnosi się do wnętrza, zaś jest - do zewnętrznego kręgu. Jedno i drugie opiera się na poczuciu istnienia.
R: Czy chodzi o doświadczenie istnienia?
M: Istnieć znaczy być czymś - na przykład rzeczą, uczuciem, myślą lub ideą. Każde istnienie jest zjawiskiem indywidualnym. Natomiast byt jest zjawiskiem uniwersalnym, w tym sensie, że jakiś byt daje się pogodzić z każdym innym bytem. Jednostki ścierają się ze sobą, byty - nigdy. Istnienie oznacza stawanie się, zmienianie, rodzenie się i umieranie, a także ponowne narodziny, podczas gdy w bycie panuje wieczny spokój i milczenie.
R: Jeśli to ja stwarzam świat, dlaczego uczyniłem go złym?
M: Każdy żyje w swoim własnym świecie. Nie wszystkie światy są jednakowo dobre lub złe.
R: Jakie czynniki decydują o tych różnicach?
M: Umysł człowieka zabarwia świat na swój własny sposób. Oto spotyka pani mężczyznę, który jest dla pani obcym człowiekiem. Jeśli jednak się pobierzecie, stanie się on pani własnym ja. Gdy się pokłócicie, będzie on pani wrogiem. Tak więc nastawienie pani umysłu przesądza, czym ten człowiek jest dla pani.
R: Mogę powiedzieć, że mój świat jest subiektywny. Czy i to jest złudzeniem?
M: Świat jest złudzeniem tak długo, jak długo jest subiektywny. Rzeczywistość jest obiektywna.
R: Co to znaczy? Mówił pan, że świat jest subiektywny. Czyżby nie wszystko było subiektywne?
M: Wszystko jest subiektywne, ale rzeczywistość jest obiektywna.
R: W jakim sensie?
M: Nie zależy ona od wspomnień i oczekiwań, pragnień i obaw, upodobań i niechęci. Widzi się ją taką, jaka jest.
R: Czy to właśnie nazywa pan czwartym stanem turija?
M: Może pani to nazywać, jak sobie pani życzy. Mówię o tym, co jest niepodzielne, trwałe, niezmienne, bez początku i końca, zawsze teraźniejsze i świeże.
R: Jak to osiągnąć?
M: Wiedzie do tego bezpragnieniowość i nieustraszoność.