OTO SCENARIUSZ ZAMACHU POD
SMOLEŃSKIEM.
BYŁO TAK: Kurs na prawdziwe lotnisko
przebiegał nad dwoma radiolatarniami (linia łącząca obie
radiolatarnie
jest linią kursu do lądowania): dalszą w odległości 6,1 km od
progu pasa i bliższą w odległości 1,1 km od progu pasa.
Zamachowcy wyłączyli owe dwie radiolatarnie,
a w ich miejsce rozłożyli (są takie – rozkładane z wojskowej
ciężarówki; używa się ich przy organizowaniu lotnisk polowych)
dwie fałszywe radiolatarnie
w odległości: dalsza 7,1 km i bliższa 2,1 km od progu pasa.
Bliższą, tę decydującą ,ustawiono po drugiej stronie jaru.
Dodatkowo przesunęli je o 40 m w lewo od prawdziwego kursu. Samolot
leciał zgodnie z linią fałszywych radiolatarni. Kiedy minął
bliższą fałszywą radiolatarnię piloci
rozpoczęli manewr lądowania. Słowa ze stenogramu “odchodzimy”
są sfałszowane tak jak wiele innych miejsc w tym stenogramie (można
te nieścisłości wyłowić i ich fałszerstwo udowodnić ze 100%
matematyczną pewnością). Prawdziwa komenda pilota brzmiała
“Podchodzimy”. W tym momencie samolot
obniżał się do przyziemienia, a nawigator
spokojnym głosem (spokojnym! – to bardzo ważne, bo świadczy
właśnie o lądowaniu!) odliczał kolejne wysokości: 80, 60, 40,
30, 20 m. Piloci
spodziewali się, że zobaczą pas lotniska i posadzą maszynę.
Niestety ku swojemu przerażeniu ujrzeli pole pokryte chaszczami i
drzewami – nie ma pasa! W ułamku sekundy doznali olśnienia
(WYPROWADZONO NAS NA WIRTUALNY, NIEISTNIEJĄCY PAS LOTNISKA) i
rozpoczęli heroiczne zmagania, by uniknąć katastrofy. Są krzaki,
jest brzoza, są zmagania pilotów
z uszkodzoną maszyną (ułamane skrzydło), lot ze skrętem w lewo
po okręgu dla zbilansowania brakującej z lewej strony siły nośnej,
i upadek samolotu, po czym prawdopodobnie kapotaż (fikołek
samolotu), który doprowadził do tak tragicznych skutków (bez
kapotażu wiele osób by przeżyło). Być może w momencie uderzenia
w ziemię doszło też (dla pewności zgładzenia wszystkich) do
wybuchu bomby paliwowo-powietrznej o zapalniku bezwładnościowym. Na
argument, że piloci
nie minęli radiolatarni przed obniżaniem się do przyziemienia,
odpowiedź jest następująca: GDYBY PILOCI
NIE USŁYSZELI SYGNAŁU RADIOLATARNI (tej fałszywej, której sygnału
nie ma w stenogramie) NIE MOGLIBY, NIE ROZPOCZĘLIBY, W ŻADNYM
RAZIE, NIGDY PRZENIGDY, PRZYZIEMIENIA!!! – O TYM WIE I POWIE KAŻDY
PILOT!!!
Kapitan/major Protasiuk był pilotem o najwyższych kwalifikacjach.
Fachowym, opanowanym, zdyscyplinowanym. MÓWIENIE O WINIE PILOTÓW
BĄDŹ O NACISKACH NA NICH JEST NIKCZEMNE, NIEGODZIWE (to linia
propagandy strony rosyjskiej i ich polskich rezonatorów), gdyż nie
to jest przyczyną katastrofy. PRZYCZYNĄ KATASTROFY JEST ZAMACH,
ZASADZKA POLEGAJĄCA NA USTAWIENIU DWÓCH FAŁSZYWYCH RADIOLATARNI.
PILOCI PRZELATUJĄC
NAD BLIŻSZĄ SĄDZĄ, ŻE SĄ W ODLEGŁOŚCI 1,1 KM OD PROGU PASA. W
RZECZYWISTOŚCI ZNAJDUJĄ SIĘ W ODLEGŁOŚCI 2,1 KM I O 40 M NA LEWO
OD PROGU PASA. I TRAGICZNIE LĄDUJĄ NA NIEISTNIEJĄCYM PASIE
LOTNISKA. Co do kontroli lotu MOGŁO BYĆ TAK: Przebywający w
budynku kontroli lotów oficer FSB (FSB = Federalna Służba
Bezpieczeństwa, następczyni KGB) nadzorował przejęcie kanału
komunikacji między wieżą a samolotem. Po przejęciu
(prawdopodobnie przez Moskwę) kanału komunikacji FAŁSZYWY
KONTROLER LOTU
PODAWAŁ PILOTOM KOMUNIKATY „na kursie i na ścieżce” Z
PRZESUNIĘCIEM O 1 KM. Gdy samolot
był w odległości 11 km, piloci
słyszeli od kontrolera „10 na kursie i ścieżce”, gdy był w
odległości 9 km, piloci
słyszeli od kontrolera „8 na kursie i ścieżce” itd. Gdy
samolot znajdował
się w odległości 3 km, piloci
słyszeli od kontrolera „2 na kursie i ścieżce”. W tym momencie
byli przekonani, że za 1 km usłyszą sygnał radiolatarni (i
usłyszeli – tej fałszywej), a za 2 km rozpocznie się pas
lotniska. Oczywiście samolot
począwszy od 11-ego kilometra nie był na kursie, gdyż zachowując
linię fałszywych radiolatarni LECIAŁ Z PRZESUNIĘCIEM 40 M OBOK
PRAWDZIWEGO KURSU. NIE BYŁ TEŻ NA WŁAŚCIWEJ ŚCIEŻCE SCHODZENIA,
co potwierdziła polska
prokuratura. OBA TE FAKTY
ŚWIADCZĄ O AKTYWNOŚCI FAŁSZYWEGO KONTROLERA. Radar nie mógł być
zepsuty, gdyż kilkadziesiąt minut wcześniej wylądował polski
JAK-40 z
dziennikarzami. Z kolei prawdziwy kontroler
lotu w relacjach świadków zaraz po katastrofie był wstrząśnięty
i zdezorientowany. Relacjonowane przez rosyjskiego prokuratora
okrzyki „drugi, drugi … w drugą” MOGŁY BYĆ KOMENDĄ
PRAWDZIWEGO KONTROLERA W STRONĘ PILOTÓW:
„wtoroj, wtoroj … dawaj wtoroj!!!”, KTÓRY WIDZĄC JAK SAMOLOT
KIERUJE SIĘ KU KATASTROFIE PRÓBOWAŁ TEMU ZAPOBIEC. W sytuacji
krytycznej (nie było na więcej czasu) kontroler
nie używał całego zwrotu „wtoroj krug” (drugi krąg) lecz
skrótu polecenia przerwania lądowania i odejścia na drugi krąg.
NIESTETY KANAŁ KOMUNIKACJI BYŁ PRZEKIEROWANY, O CZYM ON NIE
WIEDZIAŁ, A JEGO SŁOWA NIE BYŁY SŁYSZANE PRZEZ PILOTÓW
(być może w kilku ostatnich sekundach lotu, kiedy katastrofa
była już nie do uniknięcia przywrócono kanał komunikacji z
prawdziwym kontrolerem). O PRZEKIEROWANIU KANAŁU KOMUNIKACJI Z
PRAWDZIWYM KONTROLEREM ŚWIADCZY FAKT – JAK POTEM ZEZNAWAŁ
KONTROLER – ŻE
PILOCI ZAMILKLI, ŻE
STRACIŁ Z NIMI KONTAKT,
ŻE NIE WYKONYWALI JEGO POLECEŃ, ŻE NIE ZNALI ROSYJSKIEGO. Po
złożeniu zeznań prawdziwy kontroler
zaginął. Nie ma z nim kontaktu. Polska
prokuratura mimo usilnych starań nie może go przesłuchać.
Oczywiście grozi mu śmiertelne niebezpieczeństwo… Jaka była
rola dwóch obcych samolotów,
o których wiemy? W stenogramie pilot
obcego samolotu o godz. 10:27:58,8 mówi: „zakoncził wybrosku”
(zakończyłem zrzut). Prawdopodobnie chodziło o zrzut substancji
wzmacniającej efekt mgły. Inny samolot,
IŁ76, który na dwie minuty przed lądowaniem naszego Tu-154
zahaczył i zerwał linię energetyczną, a potem podchodząc do
lądowania omalże doznał katastrofy (również ścinał gałęzie
drzew, a potem z dużym przechyłem na prawe skrzydło odleciał)
mógł być lub nie być związany z zamachowcami. W każdym razie w
czarnej skrzynce tego samolotu musiał zapisać się zarówno sygnał
od fałszywej radiolatarni w odl. 2,1 km jak i od prawdziwej w odl.
1,1 km – nie ma zbrodni doskonałej! To tyle. W tej chwili istnieje
ogromna ilość śladów i poszlak potwierdzających powyższą
analizę. Oto kilka przykładów: /1/ utrzymywanie przez Rosjan przez
dwa pierwsze tygodnie, że katastrofa
nastąpiła o godz. 8:56,
podczas gdy nastąpiła o godz. 8:31 świadczy o matactwie (na co
komu było owe 15 min? w tym czasie teren został otoczony – czy
przybycie znacznych sił w ciągu kilkunastu minut nie jest dowodem
na to, że musiały być w stanie gotowości? dlaczego nie przybył
żaden ambulans? – na całym świecie w pierwszej kolejności
pojawiają się służby
ratownicze: straż pożarna i ambulanse), /2/ na terenie katastrofy
wycięto drzewa, a spychacz zebrał warstwę ziemi o głębokości 1
m – świadczy to o próbie zacierania śladów (może pozostałości
po ładunku wybuchowym lub środkach chemicznych stymulujących
utrzymywanie się mgły? – na całym świecie dla celów dowodowych
takich rzeczy się nie robi, chyba że ktoś ma coś na sumieniu, /3/
jak donosi prasa do dnia 7.06, czyli w ciągu prawie dwóch miesięcy
od katastrofy nie przesłuchano(!) trzeciej osoby, która była w
wieży kontroli lotów, owego oficera FSB – i znów świadczy to o
matactwie w śledztwie. Miejmy ufność, że ci, którzy teraz
mataczą w śledztwie, nie unikną odpowiedzialności, i że
ostatecznie prędzej czy później prawda
wyjdzie na jaw, a zamachowcy-zbrodniarze zostaną ukarani.
Wszyscy
wątpiący w możliwość zastosowania fałszywych radiolatarni
powinni przeczytać opis zamachu w RPA w roku 1986 na sojuszniczego
dla ZSRR prezydenta
Mozambiku:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Katastrofa_mozambickiego_Tu-134_w_RPA
(w szczególności ustęp: Raport
mniejszości (ZSRR))
DOWODY
MATACTWA I POŚREDNIO ZAMACHU:
Oczywiste jest, rosyjska wersja,
wszelkie działania Rosjan, wypowiedzi, lipne dokumenty
będą ferowały wyrok
“winni są piloci”.
Wiadomości w
telewizji to przemyślana, odpowiednio kierowana, celowa akcja
dezinformacji FSB i ich polskich rezonatorów. Wiecie kto stoi na
czele MAK? – Generał KGB Tatiana
Anodina! Znana jest w tej chwili ogromna ilość faktów
świadczących o tym, że strona
rosyjska zaciera ślady i mataczy w śledztwie. Kilka
przykładów:
/1/ przez dwa tygodnie od tragedii utrzymywano, że
katastrofa
nastąpiła o godz. 8:56,
a potem przyznano, że o 8:41 (kontrola
lotów wiedziała natychmiast, że to była 8:41) –
prawdopodobnie wykorzystano ten czas
dla zacierania śladów (np. przejęto telefon satelitarny
prezydenta)
/2/ o godz. 8:54 teren był otoczony przez wojsko
(jeżeli pojawili się tak szybko, to chyba musieli być w gotowości
bojowej), a teraz uwaga: według relacji świadków przybyła straż
pożarna, a nie przybył ani jeden ambulans
/3/ w internecie
można obejrzeć film
nakręcony zaraz po katastrofie przez przypadkowego świadka –
uwaga: został on potem zamordowany
/4/ wycięto wszystkie
drzewa z obszaru katastrofy – zacieranie dowodów
/5/ na
obszarze katastrofy spychacz zebrał 1 m ziemi – zacieranie
dowodów
/6/ nie wykonano ofiarom sekcji zwłok (polscy
patomorfolodzy, którzy przyjechali do Moskwy odjechali z kwitkiem),
zabroniono otwierać trumny
ze szczątkami, nakazano spalić odzież
/7/ kokpit ocalał, a
ciała pilotów
wyparowały
/8/ trzecia osoba w wieży kontroli lotów
(prawdopodobnie oficer FSB) nie został do tej pory (wg rosyjskiej
prokuratury) przesłuchany
/9/ kontroler
lotów zaginął bez śladu – polska
prokuratura nie może go przesłuchać, podobnie jak nie może
osoby z punktu 8
/10/ wszystkie wnioski
polskiej prokuratury o pomoc
prawną (dokumenty,
możliwości oględzin, przesłuchań itd.) – trzy z nich zostały
złożone jeszcze w kwietniu – pozostają bez odpowiedzi
/11/
wiadomo już (potwierdziła to prokuratura
rosyjska), że kontroler
kłamał: przekazywał informacje, że są “na kursie i ścieżce”,
podczas gdy byli zdecydowanie poniżej ścieżki zniżania.
/12/
odtworzono (na podstawie śladów uszkodzonych drzew) kurs samolotu
przy lądowaniu – okazuje się, że nawet gdyby samolot
był o 1 km bliżej pasa to i tak nie mógłby wylądować, gdyż
kurs samolotu odbiegał o ok. 150 m od osi pasa, a to oznacza, że
kontroler lotu
podawał fałszywą informację co do kursu samolotu
/13/
Rosjanie chcą
przetopić pozostałości TU-154
– niszczenie dowodów, przestępstwo matactwa
Stenogramy rozmów z kokpitu Tu-154,
które miały wykluczyć hipotezę celowego spowodowania katastrofy
pod Smoleńskiem, w rzeczywistości ją uprawdopodobniły. Eksperci
potwierdzają możliwość zakłócenia nawigacji samolotu, celowo
wywołanej awarii lub podania fałszywych danych z wieży
`Zdecydowałem o ujawnieniu materiału, nie aby ten komuś
coś wyjaśniał, tylko aby przerwać spekulacje i rozwiać
dwuznaczną atmosferę tajemnicy' - mówił premier Donald Tusk,
komentując fakt opublikowania zapisów rozmów z kokpitu
prezydenckiego Tu-154. Niestety - stenogramy, pełne luk,
nieścisłości i miejsc `niezrozumiałych' - `dwuznaczną atmosferę
tajemnicy' wokół tragicznej śmierci Lecha Kaczyńskiego i 95
pasażerów tylko zagęściły.
Co do jednego większość
komentatorów jest zgodna: najbardziej zagadkowe jest ostatnie 15
sekund lotu, gdy po komendzie drugiego pilota Roberta Grzywny:
`odchodzimy', Tu-154 gwałtownie zaczął tracić wysokość.
Wcześniej lot przebiegał - jak się wydaje - bez komplikacji.
Piloci byli spokojni, mieli świadomość pogarszającej się pogody,
wiedzieli o trudnościach z lądowaniem rosyjskiego Iła-76. O 10.26,
kwadrans przed katastrofą, kpt. Arkadiusz Protasiuk mówił: `W tej
chwili, w tych warunkach, które są obecnie, nie damy rady usiąść.
Spróbujemy podejść, zrobimy jedno zajście, ale prawdopodobnie nic
z tego nie będzie'. Sześć minut później dowódca samolotu
oznajmił: `Podchodzimy do lądowania. W przypadku nieudanego
podejścia odchodzimy w automacie(czyli na automatycznym pilocie)
>
Dlaczego nie odeszli
Wysokość decyzyjna - czyli poziom, na
którym załoga musi ostatecznie zdecydować o lądowaniu - wynosi
dla lotniska Smoleńsk-Siewiernyj 70 m. Polscy piloci, nie łamiąc
procedur, zeszli na 100 m, potem na 90. Chcieli zapewne dla
formalności sprawdzić warunki do lądowania. Na wysokości 80 m - a
więc przed wysokością decyzji - mjr Robert Grzywna powiedział:
`odchodzimy', dając sygnał do przerwania manewru lądowania.
Tymczasem samolot z ogromną prędkością pionową (ok. 14 m/s)
zaczął się obniżać. Dlaczego?
- Trzeba by sprawdzić w
innych rejestratorach lotu, co w tym momencie zrobił pierwszy pilot.
Zakładam dwie wersje: pierwszą, że zignorował rozkaz, mimo że to
jego kolega był za to odpowiedzialny i do niego należała decyzja.
Taką wersję obecnie często podaje się w mediach. Ja uważam, że
było inaczej, że w tym momencie Arkadiusz Protasiuk podjął próbę
odejścia z lotniska. Bez danych z rejestratorów parametrów lotu
możemy jednak tylko spekulować.
Zdaniem emerytowanego pilota,
kpt. Janusza Więckowskiego, jeżeli faktycznie piloci próbowali
poderwać samolot, to w kluczowym momencie mogło dojść do awarii
lub częściowego rozpadnięcia się silnika. Taka usterka
tłumaczyłaby utratę kontroli nad Tu-154 i szybkie opadanie
samolotu. Jeśli doszło do awarii, zarejestrować musiał to
rejestrator parametrów lotu, którego zapisów dotychczas nie
ujawniono.
Tak czy inaczej, niemożliwe wydaje się, by załoga
po komendzie `odchodzimy' zdecydowała się na lądowanie. Po
pierwsze: nie miała wówczas wystarczającej widoczności, po
drugie: w zapisach rozmów zachowałaby się jakakolwiek reakcja na
samobójcze obniżanie przez dowódcę maszyny wbrew komendzie
drugiego pilota. Po trzecie wreszcie: według karty podejścia, na 70
m Tu-154 powinien odebrać sygnał bliższej radiolatarni,
znajdującej się 1,1 km od pasa lotniska (dalsza radiolatarnia
ulokowana jest w odległości 6,1 km od pasa). Tymczasem sygnał ten
został odebrany, ale - uwaga - poniżej 20 m, trzy sekundy przed
pierwszym uderzeniem w drzewa! Nawet niedoświadczeni piloci nie
kontynuowaliby lądowania, nie otrzymawszy sygnału bliższej
radiolatarni informującego ich, że są na odpowiednim pułapie i we
właściwej odległości od pasa.
> FSB/GRU na wieży
Lektura stenogramów skłania również do pytań o zachowanie
rosyjskich pracowników wieży lotów. - Moim zdaniem decyzje wieży
były mocno spóźnione w stosunku do tego, co następowało.
Według
redaktora miesięcznika `Lotnictwo', w ostatnich kilkudziesięciu
sekundach lotu załogę pozostawiono samej sobie: kontrolerzy nie
odradzali lądowania w Smoleńsku - jak twierdziły media - w żaden
sposób nie ułatwiali też polskim pilotom schodzenia. Co więcej,
niemal do końca wieża informowała, że Tu-154 jest `na ścieżce i
kursie'. Kontroler smoleńskiego lotniska przekazał załodze komendę
zaprzestania zniżania `101 horyzont' dopiero trzynaście sekund
przed katastrofą (na wysokości 50 m!), a gdy maszyna była na 20 m
i zbliżała się do drzew, padł komunikat nakazujący... odejście
na drugi krąg.
- Jeżeli samolot schodzi poniżej ścieżki
podejścia, operator na wieży powinien zareagować: `jesteś poniżej
ścieżki zniżania'. Takiej reakcji nie było. Pytanie: dlaczego?
O
tym, że na rosyjskiej wieży działy się dziwne rzeczy, świadczy
kilka tajemniczych wydarzeń: zeznania rzekomego pracownika wieży
kłamliwie oskarżającego Polaków o nieznajomość rosyjskiego,
zniknięcie szefa kontrolerów na lotnisku i szefa zmiany (jeden z
nich odszedł na emeryturę trzy dni po katastrofie, drugi rozpłynął
się w powietrzu po zabraniu go przez nieokreślonego bliżej
`mundurowego'), brak zgody Rosjan na przesłuchanie obsługi lotniska
przez polskich prokuratorów, a wreszcie ujawniona przez `Fakt'
obecność na wieży agenta rosyjskich służb specjalnych. To
właśnie zagadkowy oficer - prawdopodobnie FSB lub GRU
(Smoleńsk-Siewiernyj to lotnisko wojskowe) - towarzyszył dwóm
kontrolerom, którzy - przypomnijmy - zniknęli. Polska prokuratura
wojskowa potwierdziła co prawda, iż `bada ten wątek', ale biorąc
pod uwagę, że po dwóch miesiącach od katastrofy Polakom nie udało
się nawet przesłuchać ludzi naprowadzających Tu-154 na pas, nie
należy spodziewać się ustalenia roli agenta FSB (GRU?) w
tragicznym lądowaniu samolotu.
Zastanawiające, że pomocnik
kontrolera wieży, Ryżenko, został oddelegowany na lotnisko
Smoleńsk-Siewiernyj `do czasu zakończenia lotów 10 kwietnia'. Tak
jest w protokołach zeznań.
Nawiasem mówiąc, w całej
sprawie nie mniej od zamieszania związanego z wieżą lotów
zastanawia dysproporcja między fatalną organizacją lądowania od
strony rosyjskiej (brak oświetlenia, skromna obsada wieży i płyty
lotniska) a ogromną liczbą funkcjonariuszy służb mundurowych i
specjalnych będących rankiem 10 kwietnia w okolicach lotniska. Z
raportu rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK)
wynika, że już po 13 minutach od katastrofy (czyli o 8.54) teren
wypadku został otoczony przez 180 (!) członków służby zarządu
spraw wewnętrznych obwodu Smoleńskiego i Federalnej Służby
Ochrony. Tuż po katastrofie na miejscu byli też funkcjonariusze
OMON - paramilitarnych sił specjalnych rosyjskiej milicji (w
uzbrojeniu m.in. karabiny szturmowe, pistolety maszynowe i
granatniki).
> Putin zagra stenogramami
W ujawnionych
stenogramach dziwi wysoki stopień zaszumienia taśm. Na niektórych
stronach dokumentu wyrażenia `niezrozumiałe' stanowią 20-30 proc.
zapisu. To bardzo dużo w porównaniu z innymi nagraniami z
rejestratorów lotu. Dla przykładu: rozmowy prowadzone w kokpicie
Iła-62, który rozbił się w 1987 r. w Lesie Kabackim, zachowały
się niemal w 100 proc. Czy zaszumienie to wynik ingerencji w czarne
skrzynki, czy może miejsca `niezrozumiałe' zostaną odszumione
przed wyborami? A może jedno i drugie?
- W stenogramach są
momenty, w których nie wiadomo, kto wypowiada daną kwestię, nie
wiemy, co jest treścią wypowiedzi, są całe sekwencje, pod które
można podłożyć wiele różnych elementów - mówi Krzysztof
Zalewski z miesięcznika `Lotnictwo'. - Z zaprezentowanego stenogramu
na dobrą sprawę nic nie wynika. Nie wynika, że był jakiś nacisk,
ale też, że go nie było. Powoduje to, że sytuacja jest otwarta.
Napis na stronie tytułowej, że jest to wariant nr 1, przygotowuje
nas, że prawdopodobnie będą inne warianty.
Wiemy, że
obecnie toczy się kampania wyborcza. Daje to możliwość ingerencji
w wewnętrzne sprawy Polski. Umiejętnie manipulując przeciekami,
można będzie sterować opinią publiczną. Nagle pojawią się
treści, które będzie można włożyć w miejsca wykropkowane,
zostaną zidentyfikowane osoby wypowiadające dane kwestie.
Zgodność
z prawdą zaprezentowanych przez rząd stenogramów także budzi
poważne wątpliwości. Przede wszystkim autentyczności dokumentów
nie potwierdzili... sami Rosjanie. Poza tym na opublikowanych
stenogramach brakuje podpisów Bartosza Stroińskiego - polskiego
pilota wojskowego, który identyfikował w Moskwie głosy swoich
nieżyjących kolegów z pułku. Jakby tego było mało, głos
należący według Rosjan do szefa protokołu MSZ Mariusza Kazany
(który na wiadomość o mgle miał powiedzieć m.in. `no to mamy
problem') mógł być głosem zupełnie innej osoby. `To, że głos
nienależący do załogi, który zarejestrowała czarna skrzynka
Tu-154, należał do szefa protokołu dyplomatycznego MSZ, Mariusza
Kazany, jest tylko sugestią. Nie potwierdzili tego polscy eksperci'
- poinformowała rzeczniczka MSWiA Małgorzata Woźniak.
Co
jakiś czas pojawiał się artykuł w rosyjskiej prasie, wypowiadali
się rosyjscy fachowcy, którzy podając po kawałku fragmenty
stenogramów, tworzyli obraz błędu pilota i nacisków. Potem
wykorzystywała to prasa polska, gdzie też wypowiadali się różni
eksperci, którzy budowali podobny obraz. Potem rosyjskie media
cytowały te fragmenty, twierdząc, że Polacy już stwierdzili, iż
przyczyną był błąd pilota. Możemy sądzić, że podobne
działania będą podejmowane nadal.
> Procedura pisana
krwią
Z wyliczeń ekspertów, dokonanych na podstawie czasów
przelotu i wysokości ze stenogramów i raportu MAK, wynika, że tor
lotu był zakłócony. Podobne zdanie ma mjr Waldemar Łubowski,
pilot: - Nie ma w stenogramach prośby załogi o sposób zajścia do
lądowania, oni zostali wyprowadzeni na styczną do kręgu o
promieniu 19 km. Przy takich warunkach to jest zdecydowanie za
blisko. Wyprowadza się samoloty dalej, na około 30 km i ustawia w
osi pasa po to, by załoga mogła zgrać wszystkie parametry i
dokładnie się w niej utrzymywać. Oni tu weszli w oś pasa na 10
km, mając niewiele czasu, by się precyzyjnie w niej ustawić. Być
może lecieli według GPS, który im fałszywie pokazywał odległość
do pasa. Gdybyśmy wszystko, co się działo, przesunęli do przodu,
samolot znalazłby się przecież w osi.
Marek Strassenburg
Kleciak, specjalista od systemów trójwymiarowej nawigacji, mówi: -
Albo piloci byli samobójcami, albo na 80-90 m wydarzyło się coś,
o czym jeszcze nie wiemy. Z moich wyliczeń wynika, że samolot
leciał powyżej prawidłowej ścieżki podejścia, a poniżej punktu
decyzji leciał poniżej tej ścieżki. Wytłumaczeniem sugerowanym
przez stenogram, jeśli mu w ogóle wierzyć, jest to, że nawigator
zaczął podawać pilotowi jako wysokości wskazania wysokościomierza
radiowego zamiast wysokościomierza barometrycznego. Jest to
kompletny absurd, ale z gatunku tych wytłumaczeń, które można
przedstawić laikowi jako przyczynę katastrofy. Nawet początkujący
nawigator nie popełni takiego błędu. Nie było żadnego powodu, by
załoga miała złamać procedurę. Jest ona pisana krwią.
>
Zastanawiająca utrata sterowności
Za pomocą meaconingu
piloci mogli zostać sprowadzeni nad jar (rozległą dolinę) zamiast
na smoleńskie lotnisko, natomiast bezpośrednią przyczyną
katastrofy mogła być awaria lub inne zdarzenie, które spowodowało,
że piloci utracili wpływ na sterowność maszyny. Jedna z teorii
utraty sterowności po minięciu dalszej radiolatarni (6,1 km od
pasa) mówi, że mogło to być np. uszkodzenie serwozaworu
hydraulicznego steru samolotu. Mgła, jeśli była na poziomie 500 m,
mogła utrzymywać zawieszone cząstki (opary) substancji olejowej
lub innej, która (podobnie jak pył wulkaniczny), gdy dostanie się
do powolnego serwozaworu hydraulicznego steru, zatyka go, powodując
jego dezorganizację funkcyjną, czyli odwrócenie działania.
Problem sterowności samolotu mógł zacząć się już na wysokości
poniżej 400 m. Być może to było przyczyną obecności gen.
Błasika w kabinie pilotów i czytanie na głos instrukcji.
Tuż
przed katastrofą w Smoleńsku pojawiła się w tej okolicy gęsta
mgła, która wpłynęła na to, że piloci z opóźnieniem
zorientowali się, iż znajdują się obok ścieżki podejścia i tuż
nad ziemią. Kolejnym dziwnym trafem polskie służby, które o godz.
8.25 otrzymały informację o mgle w rejonie Smoleńska, zapomniały
przekazać tę wiadomość na pokład prezydenckiego samolotu.
>
Meaconing i dziwna awaria?
Jeśli w przypadku prezydenckiego
Tu-154M miało miejsce celowe zakłócenie sygnału GPS, tzw.
meaconing, to aby (teoretyczny) zamach był skuteczny, musiałyby być
zakłócone również dane wysokości i odległości od pasa, lub
wydarzyć się awaria. Pilot korzysta ze wskazań GPS, lecz jeśli
sygnał GPS został zakłócony bez zastosowania fałszywych
radiolatarni, to w odległości 6,1 km, na wysokości dalszej
radiolatarni, pilot zorientowałby się, że znajduje się w złym
położeniu. Zdążyłby wyprowadzić maszynę na drugi krąg. W
przypadku zastosowania fałszywych radiolatarni szanse na uratowanie
się maleją niemal do zera.
> Tajemnica radiolatarni
-
Gdy pilot nastroi odpowiednio urządzenia w kabinie, samolot sam
leci, tak jak mu się wytyczy ścieżkę. Leci, kierując się na
anteny. Gdy samolot jest nastrojony na dalszą i bliższą
radiolatarnię, pilot wie, że wyjdzie idealnie na pas startowy.
Gdyby przeleciał na właściwej wysokości nad drugą, bliższą
radiolatarnią, to wyleciałby równo na pas startowy. Nie ma innej
możliwości. Sygnał, jaki wysyła radiolatarnia do samolotu, jest
emitowany w linii pionowej. Teoretycznie istnieje możliwość
odbicia sygnału radiowego poza linię pionową, tzw. listek, ale to
mało prawdopodobne. Samolot musi przejść nad radiolatarnią na
odpowiedniej wysokości, wtedy pilot wie, że wchodzi dokładnie w
wiązkę radarów stojących na początku pasa startowego, które
pomagają mu usiąść na płycie lotniska. To wszystko dowodzi, że
samolot był na fałszywym kursie.
Przy nalocie na
radiolatarnię pilot obserwuje radiokompas. Lot obok linii osi pasa
powoduje wychylenie wskaźnika tego urządzenia. Pilot zna wysokość
położenia każdej radiolatarni i jej odległość od pasa, wie też,
na jakiej wysokości powinien przelecieć nad każdą z nich. Piloci
już przed startem przygotowują parametry ścieżki podejścia.
-
Wiemy, że bliższa radiolatarnia przerywała. Ale zarówno dalsza,
jak i bliższa radiolatarnia zostały przez urządzenia pokładowe
wykryte. Podejrzewam, że radiolatarnie miały znaczenie pomocnicze,
bo on mógł się kierować wskazaniami GPS, wykorzystując
możliwości, jakie miał samolot. `Rzeczpospolita' ujawniła, że
przed lotem do Smoleńska piloci 36. pułku transportowego
bezskutecznie prosili Rosjan i polski MSZ o przydzielenie im -
zgodnie z procedurami - rosyjskiego nawigatora. Pytanie, dlaczego tak
się stało, brzmi dziś szczególnie mocno.
Czy jednak
sprowadzenie prezydenckiego Tu-154 z właściwej ścieżki podejścia
w dolinę obok pasa poprzez sygnał z fałszywej bliższej
radiolatarni było w przypadku tej katastrofy prawdopodobne? Samolot
odebrał go, będąc poniżej 20 m nad ziemią. Zastosowanie
fałszywej radiolatarni miałoby uzasadnienie, gdyby została
umieszczona wcześniej. Odebranie jej sygnału tuż nad ziemią,
czyli zaledwie 9 sekund przed katastrofą i poniżej 20 m od ziemi, a
nie 70, jak nakazują procedury, nie ma sensu. Chyba że odebrany
sygnał, odnotowany w stenogramach, dotarł z prawdziwej
radiolatarni, która w tym momencie znajdowała się w odległości
około 40 m z prawej strony, a około półtora kilometra wcześniej
na fałszywą ścieżkę skierował samolot marker fałszywej
radiolatarni (np. w momencie, gdy prawdziwa przerywała nadawanie -
to, że przerywała wysyłanie sygnału, stwierdził pilot jaka).
Może więc była to awaria. Same stenogramy, duża liczba tzw.
szumów, bez podania parametrów lotu, które minister Miller także
przywiózł z Moskwy, nie ucinają spekulacji - przeciwnie, potęgują
je.
Jeszcze bardziej zwiększałyby powodzenie ewentualnego
zamachu ustawienie przesuniętych fałszywych APM-ów, czyli
specjalnego oświetlenia naprowadzającego samolot na pas, a zarazem
wygaszenie lub usunięcie prawdziwych świateł (znane są zdjęcia
rosyjskich służb, które po katastrofie wkręcały żarówki do
lamp). Są one ustawiane na progu pasa. Jeśli pilot zobaczyłby te
światła, byłby przekonany, że widzi pas startowy.
Z portalu
http://www.odbudowa.com/SMOLENSK/
Przedstawiamy państwu efekt dochodzenia przeprowadzonego przez wielu internautów. W oparciu o stenogramy oraz inne potwierdzone doniesienia prasowe.
Wiadomo, że samolot rozbił się przed lotniskiem. Podstawowe pytanie jakie zostało sformułowane brzmi :
Zakładane odpowiedzi : a) z wykresu A wynika że samolot podejmował próbę lądowania.
b) maszyna uległa awarii i to spowodowało obniżenie lotu.
c) błąd pilota.
Analiza przyjętych tez : a) przyjęliśmy wariant lądowania ze względu na tor lotu.
b) według doniesień nie było awarii sprzętu samolotu – odrzucamy hipotezę.
c) wniosek dotyczący ewentualnego błędu pilota będzie antytezą punktu (a)
Do analizy został użyty fragment stenogramu od przejścia nad pierwszą radiolatarnią 1NDB do zaniku sygnałów. Dowód jest zawarty w czasie od 10:40:31 do 10:40:48. Uwaga nasza była skupiona na sposobie lądowania i zbadaniu procedur w oparciu o dane ze stenogramu oraz brakujące zjawiska, które musiały wydarzyć się aby doszło do lądowania.
Czas Od Do Komenda/rozmowa/głos w Sek
10:39:49 "10:39:49,9" "10:39:52,3" "Podchodzicie do dalszej, na kursie i ścieżce, odległość 6."
10:39:50 "10:39:50,2" "10:39:58,0" "Sygnał dźwiękowy, F845Hz. Dalsza prowadzącej"
Sygnał 1NDB może być fałszywy , odległości podawane przez wieżę są pomijane w dalszych rozważaniach ponieważ też są fałszywe. Dlatego budowanie wykresów toru lotu jest ogólnie tylko teoretyczne i nie prowadzi do żadnych wniosków. Wszystkie wykresy występujące w internecie są tylko poglądowe.
10:39:51 |
|||
10:39:52 |
"10:39:52,2" |
"10:39:53,7" |
"Dalsza." |
10:39:53 |
|||
10:39:54 |
"10:39:54,1" |
"10:39:55,0" |
"(niezr.)" |
W tym czasie zostaje zerwana linia energetyczna. Prawdziwa wieża nie ma łączności z PLF101.
10:39:55
10:39:56
10:39:57 "10:39:57,1" "10:39:59,3" 400 metrów.
10:39:58
10:39:59
10:40:00
10:40:01
10:40:02 "10:40:02,6" "10:40:15,6" "(niezr.)"
10:40:03
10:40:04
10:40:05
10:40:06 "10:40:06,7" "10:40:07,8" "[TAWS] TERRAIN AHEAD"
10:40:07 |
|||
10:40:08 |
|||
10:40:09 |
|||
10:40:10 |
|||
10:40:11 |
|||
10:40:12 |
|||
10:40:13 |
"10:40:13,5" |
"10:40:14,6" |
"4 na kursie i ścieżce" |
10:40:14 |
|||
10:40:15 |
|||
10:40:16 |
"10:40:16,7" |
"10:40:17,6" |
"Na kursie i ścieżce." |
10:40:17 |
|||
10:40:18 |
"10:40:18,6" |
"10:40:20,1" |
"(niezr.)" |
10:40:19 |
"10:40:19,6" |
"10:40:21,1" |
300 |
10:40:20 |
|||
10:40:21 |
|||
10:40:22 |
"10:40:22,8" |
"10:40:25,6" |
"(250 metrów)" |
10:40:23 |
|||
10:40:24 |
"10:40:24,6" |
"10:40:26,7" |
250 |
10:40:25 |
|||
10:40:26 |
"10:40:26,6" |
"10:40:27,8" |
„3 na kursie i ścieżce" |
10:40:27 |
|||
10:40:28 |
|||
10:40:29 |
"10:40:29,6" |
"10:40:30,3" |
"(niezr.)" |
10:40:30
!!!! Tutaj zaczyna się proces podejmowania decyzji o lądowaniu. !!!!
10:40:31 "10:40:31,2" "10:40:32,4" "Reflektory włączcie"
Zaproszenie do lądowania złożone przez fałszywą wieżę jak głos diabła kuszącego Jezusa na pustyni.
10:40:32 "10:40:32,4" "10:40:33,5" "[TAWS] TERRAIN AHEAD"
10:40:33 "10:40:32,9" "10:40:33,6" 200
10:40:34 "10:40:34" "10:40:34,8" "Włączone"
10:40:35
10:40:36
10:40:37 "10:40:37,1" "10:40:38,1" 150
10:40:38 "10:40:38,7" "10:40:39,9" "2 na kursie i ścieżce"
Komunikat fałszywej wieży o odległości 2 km od progu lotniska. Każdy pilot mając instrukcję lądowania schematy D i E danego lotniska wie, że za ok. 900 metrów znajdzie się nad drugą latarnią. Kapitan utrzymuje wysokość 100 m i czeka na sygnał z drugiej radiolatarni. Jest to prawdziwy początek wypadku. Naprawdę jest ok. 3km.
10:40:39 "10:40:39,4" "10:40:42,0" "[TAWS] TERRAIN AHEAD, TERRAIN AHEAD"
10:40:40 "10:40:41,3" "10:40:42,6" 100 metrów.
10:40:41 "10:40:42,6" "10:40:42,7" 100
10:40:42 "10:40:42,6" "10:40:44,1" "[TAWS] PULL UP, PULL UP"
10:40:43
10:40:44 "10:40:44,5" "10:40:46,1" "[TAWS] PULL UP, PULL UP"
10:40:45 "10:40:45" "10:40:47,1" "Sygnał dźwiękowy F=800 Hz. Bliższa prowadząca"
Tego sygnału nie ma w stenogramie. Został wycięty. Mógł być słyszany od 10:40:43.
10:40:46 "10:40:46,6" "10:40:49,2" "[TAWS] TERRAIN AHEAD, TERRAIN AHEAD"
10:40:47
10:40:48 "10:40:48,7" "10:40:49,4" 100
!!!! Tutaj kończy się proces analizy. Decyzja o lądowaniu zapadła. !!!! W zakresie czasowym od 10:40:38 do 10:40:48 upływa ok. 11 sekund. Samolot lecący z prędkością do lądowania około 75-80 m/s przebył dystans ok 900m. Kapitan umie liczyć i spodziewa się spotkania drugiej radiolatarni. Sygnał drugiej – fałszywej radiolatarni jest wycięty ze stenogramu !!. Ale cóż dalej dzieje się z samolotem. Kapitan wiedząc, że w instrukcji wysokość przelotu nad drugą radiolatarnią wynosi 70 metrów, zaczyna nieco gwałtowniej obniżać lot , aby trafić na początek pasa lotniska.
10:40:48 "10:40:49,2" "10:40:49,6" "W normie."
Komenda ,,Odchodzimy'' może być zadana w formie pytającej i wówczas nie wiemy czy drugi pilot pyta kapitana czy dokonuje manewru. My twierdzimy, że to jest tylko pytanie lub zmieniony fragment słowa ,,Podchodzimy''. Czyli może być to druga drobna przeróbka stenogramów.
10:40:51 |
"10:40:51,5" |
"10:40:58,0" |
"Sygnał dźwiękowy, F=400 Hz.. (Wysokość niebezpieczna)." |
---|---|---|---|
10:40:51 |
"10:40:51,7" |
"10:40:53,4" |
|
10:40:52 |
"10:40:51,8" |
"10:40:52,4" |
60 |
10:40:52 |
"10:40:52,3" |
"10:40:53,1" |
50 |
10:40:53 |
"10:40:52,4" |
"10:40:53,4" |
"Horyzont 101." |
Tutaj prawdziwa wieża odzyskuje zasilanie. Kontroler lotu krzyczy, ale już w tym momencie jest za późno. Kapitan jest geniuszem pilotażu. Myśli sobie, człowieku, pokaże wam wszystkim jak lądują polscy piloci. Mimo mgły, umiejętności kapitana oraz doskonałe wyczucie Tu154 i bardzo dobra kondycja psychofizyczna pozwoliły mu podjąć ryzyko.
10:40:53 "10:40:53,0" "10:40:53,6" 40
10:40:55 "10:40:54,7" "10:40:56,4" "Kontrola wysokości, horyzont"
Prawdziwa wieża informuje bez skutku. Kapitan już wcześniej podjął decyzję o lądowaniu. Tu odgrywają rolę sekundy, samolot waży ok. 100 ton. Procesu nie można już przerwać.
10:40:55 "10:40:55,2" "10:40:56" 20
Totalne zaskoczenie. Nie wiedzą gdzie są. Przecież znów upłynęło od ostatniej komendy 100 około 10 sekund i na tej wysokości powinien być widać początek pasa, a tu pole. Czas na wypowiedzenie czegokolwiek o własnej sytuacji zatrzymał się. Prawdziwość tego sygnału jest też wątpliwa.
10:41:05 "10:41:05,4" "KONIEC ZAPISU"
10:56 Po długiej naradzie oraz zabezpieczeniu terenu wypadku przez oddziały specjalne, postanowiono ogłosić alarm. W tym momencie świadkowie z polskiego samolotu Jak-40 mówią o tym jak wybiega z wieży kontroler i krzyczy ,,co z nim będzie'', jest w szoku. Zdarzenie to opisuje Fakt ( fakt.pl ) Od 10:41 do 10:56 jest ok. 15 minut na dokonanie czynności zabezpieczających, których fragment znajduje się na filmie śp. Koli ( okrzyki, strzały z broni, śmiech, fruwające liny ).
Kapitan samolotu PLF101 śp. Mjr Arkadiusz Protasiuk zachował się zgodnie ze sztuką lotniczą. Został niestety wprowadzony w błąd komendami wydanymi z wieży oraz z fałszywej drugiej radiolatarni :
10:40:31 "10:40:31,2" "10:40:32,4" "Reflektory włączcie"
10:40:38 "10:40:38,7" "10:40:39,9" "2 na kursie i ścieżce" Rzeczywiście ok. 3 km
oraz usuniętej ze stenogramu znak - :
10:40:45 "10:40:45" "10:40:47,1" "Sygnał dźwiękowy F=800 Hz. Bliższa prowadząca"
Dwie pierwsze komendy pozwalają już na oskarżenie kontrolera lotu. Trzecia komenda – sygnał z drugiej radiolatarni musiała być podana, ponieważ kapitan bez niej nie mógłby rozpocząć procesu lądowania. Proces lądowania przy użyciu dwóch radiolatarni eliminuje możliwość lądowania bez otrzymania sygnału drugiej radiolatarni. Jest to tak prosta zależność aż trudno w to uwierzyć. To jest liczenie do dwóch : jedna, druga, lądujemy. Zapamiętanie takiego procesu wymaga nadludzkich umiejętności. Jeden, Dwa. Trzecia komenda to Katyń II.
Kapitan samolotu PLF101 śp. Mjr Arkadiusz Protasiuk zachował się bardzo dziwnie. Został niestety wprowadzony w błąd komendami wydanymi z wieży :
10:40:31 "10:40:31,2" "10:40:32,4" "Reflektory włączcie"
10:40:38 "10:40:38,7" "10:40:39,9" "2 na kursie i ścieżce" Rzeczywiście ok. 3 km
Dwie komendy pozwalają już na oskarżenie kontrolera lotu. Przy braku sygnału drugiej radiolatarni w warunkach braku widoczności kapitan popełnia błąd, podejmując próbę lądowania. ( chyba, że tak szkolą pilotów, aby lądowali z zamkniętymi oczami w śmietnikach ). Takie postępowanie świadczy o upadku państwa polskiego. Coś innego słyszymy od wszystkich ministrów łącznie z prezesem , a co innego oglądamy jak to działa. Dziękujemy polskim władzom za zgodne z procedurami przygotowanie tej śmiertelnej wizyty.
Kapitan samolotu PLF101 śp. Mjr Arkadiusz Protasiuk został zaskoczony utratą wysokości. Dodatkowo został wprowadzony w błąd komendami wydanymi z wieży :
10:40:31 "10:40:31,2" "10:40:32,4" "Reflektory włączcie"
10:40:38 "10:40:38,7" "10:40:39,9" "2 na kursie i ścieżce" Rzeczywiście ok. 3 km
Dwie komendy pozwalają już na oskarżenie kontrolera lotu. Pilot postanawia lądować, ale nagle następuje utrata panowania nad sterem samolotu. Samolot opada a pilot już nie uzyska panowania. Części, które mogły ulec awarii można będzie kupić na targu u ruskich. Tu należą się podziękowania władzom polskim za przekazanie śledztwa i idealne pilnowanie własnych interesów ( grupy archeologów będą za 1000 lat zbierały szczątki tego samolotu ).
A. Schemat ideowy toru lotu.
B. Przykład ideowy działania stacji NDB ( to nie jest schemat ze Smoleńska ).
C. Szkic terenu z okolic miejsca zamachu.
D.Instrukcja lądowania na lotnisku w Smoleńsku :
E.Rozstaw radiolatarni lotniska w Smoleńsku z instrukcji .
F.Schemat lądowania Tu154 – PLF101 w Smoleńsku :
G.Inne materiały i źródła :
Seria zdjęć i schematów Siergieja Amelina : http://picasaweb.google.ru/Amlmtr/MWzNeJ # Informacje z Faktu o kontrolerach : http://www.fakt.pl/K-wa-Co-teraz-ze-mna-bedzie-,artykuly,73696,1.html Stenogramy rozmów :
http://www.mswia.gov.pl/portal/pl/2/8507/Transkrypcja_rozmow_zalogi_samolotu_Tu154_M.html
Wywiad z kontrolerem ruchu, emerytowanym pilotem myśliwców ( funkcje oblatywacza i testowanie urządzeń zakłócania elektronicznego ), radioamator praktykujący .
Od początku zastanawia na tym filmie okoliczność wypowiedzenia przez autora słynnych słów ,,Ni chuja siebie''. Autor filmu usłyszał głos upadającego samolotu oraz eksplozje. Wiedział od początku, że zdarzył się wypadek. Czyli zanim cokolwiek zobaczył miał pełną świadomość o katastrofie. Postanawia udać się na miejsce wypadku. Zaczyna się film, zdyszany śp. Kola zmierza w kierunku centrum wypadku, ogląda fragmenty samolotu , od pewnego momentu zaczyna się dziać :
1) Kola stoi i gapi się na ogon i skrzydło.
2) Zaczyna wyć syrena -przenośna, zaczynają się wypowiedzi osób znajdujących się w
miejscu wypadku.
3) Coś musiało go nagle przestraszyć i nagle odwraca się ( efekt ewidentnego zaskoczenia )
4) Wyraźnie zwraca uwagę na linkę , wzrok idzie za nią ewidentnie przez jakiś czas.
5) Zaraz jednak słyszy podniesione głosy ,,ubijaj” i wiele innych.
6) Myśli sobie, że coś zaczyna się dziać niezwykłego.
7) Wycofuje się.
8) Słyszy strzały.
9) Ni chuja siebie – wypowiada to wówczas jak zorientował się, że dzieją się niesłychane
rzeczy.
10) Ucieka dalej.
11) Zatrzymuje się za drzewem jakby chciał się schować.
12) Tego nie ma na filmie ale prosi się : Widzi jak żołnierze GRU wyjmują karty
kredytowe ofiar, po czym odchodzą i w ciągu najbliższej godziny wybierają w
bankomacie pieniądze z tych kart, ponieważ zapłatą za nadliczbowe godziny pracy miały
być łupy znalezione przy przeszukaniu wstępnym miejsca zbrodni.
Wypowiedź – zdziwienie Koli, nie jest związana z faktem obejrzenia wypadku, ale z tym co się w tym momencie działo czyli ok.10-12 sekund przed wypowiedzeniem słów zdziwienia.
Proszę porównać film Wiśniewskiego. Wiśniewski nic już nie widział i nie działał pod wpływem bezpośrednio dziwnych wydarzeń – chodził normalnie i oglądał miejsce wypadku.
Kola swoje emocje pokazuje wyraźnie. Ucieka , zatrzymuje się, chowa za drzewem. Czy tak zachowuje się normalny widz ?
A teraz dowód morderstwa.
X.Schemat pierwszej radiolatarni.
Niech każdy naukowiec obliczy wszystkimi możliwymi metodami, pamiętając przy tym że tor lotu jest zmienny w prędkości i odbywa się po łuku. Dojdzie do różnic maksymalnie 1 sekundy w czasie, setnych stosunku boków trójkąta przelotu do wysokości.
Y.Schemat drugiej radiolatarni.
Producent radiolatarni montuje dwie identyczne radiolatarnie na lotnisku. Każda wysyła fale dokładnie w takim samym rozstawie. Skoro pierwsza ma stosunek ok. 0.75 to druga też powinna mieć taki sam stosunek. A w stenogramie samolot leci na wysokości 20 m i słyszy to 2.1 sekundy. Totalne bzdury. To jest sygnał wklejony z innego przedziału czasowego zdarzenia. To jest autentyczny sygnał tylko z momentu kiedy samolot był na wysokości 100 m i musiał podjąć decyzję o lądowaniu.
Z.Schemat prawdziwej to znaczy fałszywej drugiej radiolatarni.
A to jest autentyczna fałszywa radiolatarnia, nad którą przelatując samolot ,
kapitan usłyszał sygnał i postanowił lądować.
Polska 10.06.2010 05:10:13