Michalkiewicz: Żydowska gazeta dla Polaków nawołuje do zubożenia Kościoła katolickiego
Istinno, istinno gawariu wam: czytajcie publikacje działu religijnego „Gazety Wyborczej”, bo to najweselszy dział tej żydowskiej gazety dla Polaków. Co to jest żydowska gazeta dla Polaków? Wyjaśnia to przypadek Władysława Studnickiego, polskiego patrioty i zarazem germanofila. Podczas okupacji Niemcy zapytali go któregoś razu, dlaczego nie pisuje do niemieckich gazet. Zaskoczony Studnicki odparł, że jak to nie pisuje, kiedy przecież pisuje, na przykład do „Das Reich”. Oni na to: no tak, ale do „Nowego Kuriera Warszawskiego” to pan nie pisuje. Na to Studnicki: ja mogę pisać do niemieckich gazet dla Niemców, ale nie będę pisał do niemieckich gazet dla Polaków!
Jaka jest różnica między jednymi a drugimi? Niemieckie gazety dla Niemców przedstawiały niemiecki punkt widzenia jako niemiecki – i to było w porządku – podczas gdy niemieckie gazety dla Polaków przedstawiały niemiecki punkt widzenia jako obiektywny – a to nieprawda. Otóż „Gazeta Wyborcza” jest taka żydowską gazetą dla Polaków, co widać również w publikacjach najweselszego tam działu religijnego.
Komizm sytuacji polega nie tylko na tym, że żydowska gazeta dla Polaków bardzo się angażuje w meliorację Kościoła katolickiego – żeby był „otwarty”, to znaczy żeby nawet pan redaktor Michnik, chociaż nie ma ani święceń, ani sakry, mógł zostać prymasem Polski – bo czyż to nie byłby przekonujący dowód otwartości? Żeby – mówiąc krótko – swąd szatana mógł przenikać do Świątyni Pańskiej już nie przez jakieś „szczeliny”, ale przez wszystkie otwory wentylacyjne.
Dlaczego akurat Żydom tak na tym zależy? Nietrudno się domyślić już choćby na podstawie lektury „Dziejów Apostolskich”, kiedy to Żydzi postawili św. Pawłowi dziwaczny zarzut, że głosząc Ewangelię o Chrystusie, działa „przeciwko narodowi”. Zarzut dziwaczny – ale nie pozbawiony sensu. Rzecz w tym, że chrześcijański uniwersalizm – wprawdzie nie wprost, niemniej jednak – podważa żydowskie uroszczenia do wyjątkowości.
Obietnica chrześcijańska po pierwsze – nie jest polityczna, bo dotyczy życia wiecznego, a nie oddania obszaru między „rzeką egipską” a „rzeką wielką, rzeką Eufrat” potomstwu Abrahama we władanie; a po drugie – nie jest ekskluzywna, tylko uniwersalna, bo nie ogranicza jej przynależność plemienna czy narodowa. Tymczasem charakterystyczne dla trybalizmu przeświadczenie o wyjątkowości własnego plemienia (wyrazem tego przeświadczenia jest talmudyczny podział na Żydów i „gojów”) jest istotnym składnikiem żydowskiej tożsamości, co oczywiście jest przyczyną trwającego od 2 tys. lat napięcia między chrześcijaństwem a Żydami. Nie tylko zresztą między chrześcijaństwem – bo dość żywe wśród Żydów przekonanie, jakoby z racji swej wyjątkowości byli predestynowani do politycznej władzy nad światem, budzi zgorszone zdumienie innych narodów albo nawet ich irytację, jeśli próby uchwycenia takiej władzy stają się zbyt natarczywe. Ostatnio dział religijny „GW’ bezlitośnie chłoszcze Kościół katolicki w Polsce między innymi za to, że nie jest „ubogi”.
Ciekawe, że Gazeta Wyborcza” nie potępiła działań izraelskiego rządu, który w początkach roku 2011 wraz z Agencją Żydowską powołał zespół HEART do „odzyskiwania mienia żydowskiego w Europie Środkowej”. Gdyby ten cały HEART „odzyskał” to mienie, to Żydzi niewątpliwie by się wzbogacili. Dlaczego zatem żydowska gazeta dla Polaków nabiera wody w usta w tej sprawie, a nawołuje do zubożenia Kościoła katolickiego? Katolicy mogliby się zrewanżować radą za radę, że skoro ubóstwo jest takie dobre, to niechże Izrael zrezygnuje nie tylko z „odzyskiwania mienia”, ale również z amerykańskiej kroplówki w postaci 4 mld dolarów w gotówce, którą – jak twierdzą autorzy książki „Lobby izraelskie w USA” – natychmiast pożycza rządowi amerykańskiemu na wysoki procent. Jestem jednak przekonany, że taka rada zostałaby natychmiast napiętnowana jako „antysemicka”, z czego można wyciągnąć wniosek, że zdaniem Żydów bogaci mają być tylko oni, podczas gdy reszta – na cienkiej herbatce. Więc pani Aleksandra Klich, która w przeszłości prowadziła niedokończone rozmowy z moim faworytem, Jego Ekscelencją abp. Józefem Życińskim, dźgając jego wizerunkiem katolicki ciemnogród w chore z nienawiści oczy, obecnie dźga polski Kościół wynurzeniami księdza Tomasza Halika, któremu marzy się „Kościół mały, słaby i ubogi, bez wpływów politycznych, kamienic i ziemi”. No dobrze – ale jak już Kościół zostanie pozbawiony „wpływów politycznych, kamienic i ziemi”, to któż wypełni po nim puste miejsce, kto przejmie „wpływy polityczne, kamienice i ziemię”? Ani ksiądz Halik, ani pani Aleksandra przezornie na to pytanie nie odpowiadają, ale czy na „kamienice i ziemię” nie ma aby chrapki zespół HEART, a na „wpływy polityczne” – jerozolimska szlachta? Ładny interes! Przecież mówię, że dział religijny „Gazety Wyborczej” jest tam najweselszy. Okazuje się, że ta cała koturnowa publicystyka, ten cały patos – to tylko takie makagigi, którego celem jest zrobienie głupim gojom wody z mózgu, żeby tym łatwiej wyszlamować ich z gotówki, żeby nie trzeba było im jej wydzierać przy pomocy tubylczych ubeków, tylko żeby sami przynieśli ją w zębach. Pani Aleksandra Klich ma wrażenie, że właśnie nadszedł odpowiedni moment, bo papież Franciszek „chodzi w czarnych spodniach”, które jeszcze mu się nie podarły i nie opadły. Czy jednak te spodnie to już jest znak czasu, czy to już sygnał, że można ściągać majtki całemu Kościołowi? Myślę, że jeszcze nie; myślę, że prawdziwa rewolucja w Kościele nadejdzie dopiero w momencie, gdy papież pojawi się bez spodni. Dopóki nosi spodnie – czarne, bo czarne, niemniej jednak – to może jeszcze się wstrzymać?
Tym bardziej że właśnie Czytelnik (dziękuję!) zasygnalizował mi precedens w postaci przypadku Romana Bluma, „ocalonego”, jak to się mówi, z holokaustu, który zmarł w Nowym Jorku, pozostawiając fortunę wartości 40 milionów dolarów. Ponieważ nie pozostawił potomstwa ani testamentu, jest całkiem możliwe, że jeśli Gary Gotlin, który zajmuje się sprawą spadku po Romanie Blumie, nie znajdzie żadnych spadkobierców, to ta fortuna przejdzie na własność stanu Nowy Jork. No proszę! To wszyscy amerykańscy prezydenci, nie mówiąc już o Hilarzycy uważają, że nasz mniej wartościowy naród tubylczy powinien w podskokach zrekompensować Żydom „mienie bezspadkowe”, podczas gdy w Stanach takie majątki bez ceregieli przejmowane są przez państwo. Czyżby Waszyngton, uważany przez Patryka Buchanana za „terytorium okupowane przez Izrael”, chciał wyswobodzić się spod tej okupacji, podsuwając Izraelowi łupy zastępcze? Ładnie to tak?
Stanisław Michalkiewicz