Uderz w pasterza a rozproszą się owce

Uderz w pasterza, a rozproszą się owce

Z JE ks. abp. Andrzejem Dzięgą, metropolitą szczecińsko-kamieńskim, rozmawia Sławomir Jagodziński

Ekscelencjo, dlaczego autorytet kapłana w naszej Ojczyźnie próbuje się za wszelką cenę zniszczyć ? W publikacjach atakuje się biskupów, kapłanów, fora internetowe pełne są nienawistnych wpisów przeciw Kościołowi.

Ten atak, o którym mówi pan redaktor, rzeczywiście wydaje się w naszym czasie silniejszy niż w poprzednich okresach, bardziej bezwzględny i cyniczny. To jest przejaw wojny duchowej o obecne pokolenie, a w konsekwencji także o pokolenia następne. Mechanizm tej wojny z autorytetem kapłanów jest prosty: pokazać fakt kompromitujący jednego kapłana (mniej istotne, czy to prawdziwe wydarzenie, czy nie), ale wnioski generalizować już w odniesieniu do wszystkich: „oni tacy są”. To jest nieuczciwe, ale tak to wygląda. I to – niestety – zaczyna skutkować w opinii społecznej. W konsekwencji mamy dziś w Polsce ciekawe zjawisko społeczne: opinia wiernych o kapłanach znanych im bezpośrednio (np. z własnej parafii) jest zasadniczo dobra, zaś o wszystkich innych kapłanach zasadniczo wierni myślą już „z pewną rezerwą”.

Redukując lub niszcząc autorytet kapłanów, chce się jednak w rzeczywistości skruszyć w Polsce autorytet Boga, zaufanie wiernych do samego Pana Boga. Właśnie to jest w tej kwestii najważniejsze. Powtarza się mechanizm pokusy szatańskiej z raju. Dzieje się to z realną szkodą dla wielu dusz ludzkich na polskiej ziemi. Niestety, jeśli ludzie ulegną tej pokusie i przestaną trwać przy Panu Bogu – dusze te idą na zatracenie. To jest przerażająca perspektywa. Dlatego jest to również dodatkowe zadanie duchowe i duszpasterskie dla nas jako kapłanów: nigdy nie tracić tych dusz z naszych wspólnot, z naszych modlitw ani duchowej troski, a jeśli z jakiegoś powodu odchodzą – starać się odzyskiwać je dla Pana Boga. To zadanie jest obecne od początku w ewangelizacyjnej misji Kościoła. Jest to także jeden z istotnych aspektów tzw. nowej ewangelizacji.

Autorytet kapłana jest niszczony, ale jednocześnie w lewackich mediach próbuje się kreować inne „autorytety”.

Ta kwestia, również bardzo ważna, dotyczy już osób i środowisk, które – krusząc autorytet Pana Boga poprzez kruszenie autorytetu kapłanów – same chcą stawać się „po cichu” autorytetami dla ludzi. Są to jednak najczęściej fałszywe autorytety, czyli nie szukające dobra ludzi, ale powodujące ich szkodę, a nawet zgubę. Papież Franciszek powiedział w jednej z pierwszych homilii, że jeśli ktoś nie słucha Pana Boga, ten słucha szatana. To bardzo ważne przypomnienie. Te osoby najchętniej ukrywają się pod jakąś formułą anonimowości, pod maską różnych środowisk, tytułów itp.

Szatan w raju pokazał się też pod postacią węża, a więc w pewnym sensie anonimowo, pod maską. Warto to obserwować i rozpoznawać. A jak temu problemowi zaradzać? Kapłani mają być świadkami Jezusa Chrystusa – Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego. Już św. Paweł Apostoł podkreślił: Nie daj, Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z Krzyża naszego Pana Jezusa Chrystusa. Także sami wierni powinni – niestety lub na szczęście – dokonywać własnych, rozumnych wyborów i trwać przy Panu Bogu w Jego świętym Kościele. Trwający Rok Wiary nam to zdecydowanie przypomina, a jednocześnie ułatwia.

Gdy nie ma pasterza, z owcami można zrobić, co się chce. Czy nie o to chodzi w atakach na księży? Czy nie tak bywało już nieraz w historii?

Bywało i jest, i będzie. Człowiek zawsze staje się lepszy z racji na Pana Boga, nie na siebie samego. To jest kolejne kryterium rozpoznawcze pokusy szatańskiej: człowiecze, to ty jesteś zdolny sam sobie poradzić, możesz uruchomić moce własnego organizmu, moce własnego umysłu itp. W ten sposób możemy rozpoznawać m.in. różne pokusy tzw. metod duchowych z Dalekiego Wschodu. Są wprawdzie takie moce organizmu i umysłu ludzkiego, z których zbyt rzadko korzystamy, ale to jeszcze nie oznacza, że coś możemy sami z siebie. Wszystko, co mamy, także owe moce organizmu i umysłu, są przecież darem Boga. To w Nim jest nasza siła. Wszystko mogę w Tym, Który mnie umacnia. Proszę zobaczyć, jaką histerię rozpętano przed rekolekcjami ojca Bashobory na Stadionie Narodowym. Gdyby to jednak był ktoś np. z duchowości buddyjskiej, pewnie byłyby w tych samych mediach zachwyty. A skoro to kapłan Jezusa Chrystusa – dominowała agresja. Kapłani Jezusa Chrystusa są także po to, by pomóc wiernym w rozpoznawaniu i odróżnianiu Ducha Bożego od innych duchów. Dlatego te inne duchy tak histerycznie reagują na kapłanów Jezusa Chrystusa.

Dlaczego dla mediów tak chętnie bohaterami stają się ci księża, którzy odrzucili kapłaństwo albo publicznie głoszą poglądy nie w pełni zgodne z nauczaniem Kościoła, nieposłuszni swym biskupom?

To jest także nasz współczesny problem – nasze patrzenie na Kościół. To problem: Kościół otwarty – tak! Ale w jakim modelu otwarcia? Są bowiem dwie wizje Kościoła otwartego. W pierwszej otwartość Kościoła oznacza otwartość Wieczernika, z którego wychodzą Apostołowie i głoszą Jezusa Chrystusa wszystkim narodom. W tym ujęciu Wieczernik pozostaje jednak sacrum, przestrzenią Ducha Świętego, do którego można powrócić ze świata na oczyszczenie i nowe ożywienie Bogiem, by znowu potem móc owocnie iść do świata. Właśnie w tym sacrum jest obecne światło Boże ku rozpoznawaniu spraw nieba i ziemi.

W drugiej wizji Kościół otwarty oznacza otwarte drzwi Wieczernika, do którego może wejść każdy – i turysta, i terrorysta, nie po to, by zaczerpnąć, ale by zaśmiecić. To oznacza jednak naruszenie sacrum, a więc także zamknięcie się na światło i moc Bożą.

Pewnym wskaźnikiem jest traktowanie samej świątyni. Są sytuacje, w których do określonej świątyni, np. w czasie katastrofy lub innej nadzwyczajnej sytuacji, wprowadzane były funkcje niesakralne, np. szpital czy noclegownia. To była jednak służba miłości człowieka w imię Boga. To nie naruszało sacrum. Były też jednak sytuacje, gdy wojsko lub bandyci wtargnęli do świątyni dla zabawy, dla bluźnierstwa, dla zniszczenia. To jest zdecydowanie naruszenie sacrum.

Od wielu lat ze smutkiem czytam w niektórych gazetach powołujących się na myśl katolicką teksty, w których dominuje – niestety – ten drugi model Kościoła otwartego: niech każdy wchodzi i wprowadza do życia wspólnoty własne treści intelektualne, etyczne, teologiczne, własne interpretacje przykazań itp. To grozi jednak zadeptywaniem sacrum. To już oznacza grzech. Także grzech naszego, kapłańskiego zaniedbania prawdy i uwielbienia Boga.

Nie chcę tu mówić o kapłanach, którzy odeszli i zajęli postawę wrogości wobec Kościoła. To szczególny dramat duchowy. Zaś zjawisko nadmiernego promowania i nieszczera troska, szczególnie mediów lewicowych lub lewicujących, o pewnych kapłanów jest jedynie w partykularnym interesie tych mediów, by dodatkowo „skubnąć” Kościół. Jednocześnie trudno się obrażać na wilka, że wyje po nocach i chce zagryzać owce. Byleby wilk nie chciał udawać owcy. Oby też pasterze nie zapominali, jak mądrze odróżniać wilki od owiec. Myślę, że problemu nie mają natomiast kapłani, nawet tzw. odważni, szanujący szczerze sacrum, zarówno w Magisterium Kościoła, jak i we wspólnocie parafialnej, w strukturze hierarchicznej, a przede wszystkim w świętej Liturgii.

Jakie elementy tożsamości kapłana są najbardziej zagrożone we współczesnej rzeczywistości?

Podkreśliłbym największą potrzebę pogłębionego życia duchowego. W Kościele podejmowanych jest od lat bardzo wiele inicjatyw, by kapłanom to ułatwić. Efekty zależą jednak od każdego z nich, od ich wyborów i zaangażowania, od ich osobistej wiary. Gdy jednak chodzi o zagrożenia szczególne w dzisiejszym czasie, wskazałbym niebezpieczeństwo zbytniego oderwania się kapłana od bezpośredniej odpowiedzialności za tzw. sprawy świeckie.

To modne dzisiaj słowo: świeckość. Bywa ono wyprowadzane wprost (aczkolwiek często wadliwie) z zasady rozdziału Kościoła i państwa. Taka zasada dominuje w dzisiejszym języku publicznym. Obserwacja wskazuje jednak, że nie ma możliwości ani prawnych, ani faktycznych takiego pełnego rozdzielenia.

Sami politycy tzw. lewicowi, dzisiaj bardzo wołający w Polsce o konsekwentny rozdział Kościoła od państwa, wchodzą przecież zarówno z państwowymi, jak i z prywatnymi instytucjami lub kompetencjami absolutnie do wnętrza spraw Kościoła. Wchodzą jak do siebie, podglądają, filmują. Piszą blogi, listy i artykuły. Przemawiają w parlamencie i w telewizji. Komentują wszystko, co się da. Oceniają. Wyrokują. Stawiają Kościołowi wymagania. Krzyczą na ludzi Kościoła. Gorliwie odsuwając jednak ludzi Kościoła od spraw etycznych w życiu publicznym, natychmiast sami politycznie zagospodarowują obszary etyki i moralności. Posuwają się nawet (bywa tak i w Polsce) do narzucania swoim własnym posłom dyscypliny partyjnej w głosowaniach nad sprawami sumienia. Nazwałem to kiedyś skandalem.

Kościół wprawdzie akceptuje formułę rozdziału spraw państwowych od spraw kościelnych, i nie boi się jej, jednak przy założeniu poszanowania wzajemnej autonomii i naturalnej współpracy na obszarach wspólnych zainteresowań. Inaczej grozi to ograniczaniem prawa do wolności religijnej, która pozostaje – jak mówią fachowcy – najbardziej precyzyjnym „czujnikiem” w zakresie poszanowania lub ograniczania wolności obywatelskich w danym państwie. Te wolności nie podlegają swobodnemu koncesjonowaniu przez państwo. To są wolności. Kościół o tym przypomina. Jeśli więc dzisiaj szczególnie zagraża coś duchownym, to zbytnie samoograniczanie się do tzw. spraw czysto duchowych. Chociaż prawdą jest, że także w ten sposób, pośrednio, można – formując sumienia ludzi – kształtować bieg spraw publicznych.

Ale mają też prawo zabierać wprost głos w sprawach publicznych, choć to się niektórym nie podoba…

Zwyczajnym prawem osób duchownych, od zawsze obecnym w kulturze życia politycznego cywilizowanych krajów (cywilizowanych naprawdę, a nie jedynie o tzw. cywilizacji techniczno-ekonomicznej), jest prawo do głoszenia Bożej nauki także w odniesieniu do spraw publicznych, w tym gospodarczych i nawet wprost politycznych. Inaczej wielorakie kryzysy będą się tylko pogłębiać. To dotyczy również spraw naszej Ojczyzny. Na szczęście są w Polsce duchowni (często także prości duszpasterze albo doświadczeni profesorowie), którzy mądrze, ewangelicznie, ale także prawdziwie, w dobrym duchu Jana Pawła II, potrafią zabierać głos także w takich sprawach. Za nich należy Bogu dziękować. Warto im zaufać. Warto ich słuchać i otaczać modlitwą. To prorocy naszego pokolenia. Wiara i rozum zawsze pomagają nam ich właściwie rozpoznać.

 

Dziękuję za rozmowę.




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:

więcej podobnych podstron