2006-12-31 Autor artykułu :Anna Wittenberg
Artykuł zamieszczono na stronie - http://www.wiadomosci24.pl/artykul/wyjscie_z_bezdomnosci_i_noworoczne_postanowienie_15418.html
Według statystyk Stowarzyszenia Monar jest ich w Polsce około 300 tys. Przeżywają tragedie, później często popadają w alkoholizm. Tylko niektórym bezdomnym udaje się powrócić do społeczeństwa. Tak, jak Barbarze i Tadeuszowi.
Warszawa,
okolice ulicy Płockiej. Wieczorem nie jest to najprzyjemniejsza
okolica – nieustanny szum przejeżdżających samochodów co
jakiś czas przerywany jest krzykiem pijanego człowieka, kłótniami
lub odgłosami, których pochodzenia spokojny człowiek woli się
nawet nie domyślać. Paradoksalnie tu właśnie swoje szczęście
odnaleźli Barbara i Tadeusz. Po prawie dwudziestu latach
bezdomności obydwoje mają wreszcie dokąd wracać.
Wspólny cel: druga szansa
W
Polsce do niedawna z bezdomnością się nie walczyło. Jeszcze
kilka lat temu budowano domy, w których ludzie bezdomni, nie
robiąc nic, mogli pogrążać się w marazmie i alkoholizmie.
– To wszystko było jakieś dziwne. Mieliśmy w ręku fantastyczne metody terapeutyczne, które od lat stosowaliśmy w pracy z narkomanami i nikomu z nas nie przyszło do głowy, żeby spróbować tego z bezdomnymi. Prawdę mówiąc nie wiadomo było, co z nimi robić – przyznaje Jolanta Łazuga-Koczurowska, prezes Stowarzyszenia Monar. – Teraz wracamy do tych metod, z których najważniejsza to: nie pozwalać na bezczynność.
Niemal każda organizacja wspierająca bezdomnych ma w swojej ofercie program mający na celu pomoc w wychodzeniu z bezdomności, a więc w załatwieniu utraconych dokumentów, leczenie, wsparcie psychologów, motywację do poszukiwania pracy.
– Warunkiem przystąpienia do programu jest pełna szczerość wobec nas. Bo z wyrabianiem dokumentów, posiadaniem legalnych dochodów wiążą się np. zaległości z poprzedniego życia: alimenty, kredyty, długi. Od tego nie wolno się uchylać. Jeśli chce się wyjść z bezdomności, trzeba to zrobić ze wszystkimi konsekwencjami – uprzedza Joanna Kaup-Markiewicz z ośrodka „Przystań” przy ul. Wolskiej w Warszawie.
Najlepszym wśród programów wychodzenia
z bezdomności, był eksperymentalny projekt "Druga szansa -
Wolski Program Reintegracji Społecznej", wprowadzony w życie
w 2004 roku. Rada warszawskiej dzielnicy Wola przekazała na rzecz
projektu dziesięć zdewastowanych mieszkań. Osoby zakwalifikowane
do programu mogły je wyremontować, a następnie zająć je jako
własne.
Kandydatów na 18 miejsc wystawiły największe
organizacje świadczące pomoc charytatywną (m.in. Caritas, Polski
Komitet Pomocy Społecznej, Monar i Stowarzyszenie "Otwarte
Drzwi").
Do programu zakwalifikowali się tylko ci, którzy uzyskali pozytywne opinie psychologów, dali się poznać w macierzystych ośrodkach jako osoby, którym można zaufać i których nie przerażała wizja ciężkiej pracy.
– Lokale były małe, do 25 m, zniszczone, wymagały remontu.
Program zaczynał się szkoleniem budowlanym i remontem mieszkań –
wspomina pani Joanna, dzięki opiece której aż 14 bezdomnych osób
z „Przystani” zakwalifikowało się do programu.
Remonty
trwały długo i były męczące. Kierował nimi Tadeusz, który
zanim utracił dom, był budowlańcem.
– Mieszkania były w dramatycznym stanie.
Kilka po pożarze, niektóre po osobach zmarłych. W żadnym z nich
nie sprzątano od lat. Ściany się sypały, trzeba było wymieniać
dosłownie wszystko – opowiada. – Ale pracowaliśmy. Często w
nocy, często kilkanaście godzin dziennie. Wszyscy wiedzieli, że
remontujemy je dla siebie nawzajem. Ci mężczyźni z nieudanym
życiem uczyli się na nowo pracy w zespole, zdobywali umiejętności
potrzebne w przyszłej pracy. Niejeden z nich dziś robi w
budowlance – wspomina z dumą.
Pierwsze dziesięć
osób otrzymało klucze już z końcem 2005 roku, kolejne osiem już
rok później. Wśród nich także Tadeusz.
Wszyscy, którzy otrzymali mieszkania, stanęli na nogi, pracują, niektórzy zakładają nowe rodziny (podczas trwania projektu urodziła się dwójka dzieci uczestniczących w nim bezdomnych). Ponieważ jednak projekt był eksperymentem, wiele pozostaje jeszcze do zrobienia.
– Najlepszym pomysłem byłoby odremontowane jakiegoś domu i podzielenie go na mieszkania dla osób, które spełniają kryteria kwalifikacji do projektu. Niestety, tego jeszcze nie udało nam się uzyskać, choć już planujemy „Drugą szansę bis” – mówi kierownik „Przystani”.
Śladami Woli chcą pójść inne dzielnice.
– Wymyśliliśmy, że możemy wydzierżawić od Warszawy trzy mieszkania w stanie do remontu, przywrócić je własnym sumptem do stanu używalności, oddać jedno miastu, a dwa przeznaczyć dla ludzi, którzy opuszczają ośrodek. Ale urzędnicy się nie zgadzają. W urzędzie miasta nikt w ogóle nie chce ze mną rozmawiać – za smutkiem mówi Bolesław Someryt, kierownik ośrodka dla bezdomnych na warszawskiej Pradze.
Postanowienia noworoczne
Barbara i Tadeusz przyjęli mnie mnie przy Płockiej w chwilę po wyjściu gości – raz na jakiś czas wszyscy uczestnicy projektu spotykają się ze sobą i opowiadają, jak idzie im samodzielne życie. Dla terapeutów ważne jest, by osoby przez lata bezdomne nie zostały nagle same w pustym mieszkaniu – rodzi to ogromne zagrożenie powrotu do poprzedniego trybu życia. Tym razem spotkanie odbyło się niemal na kartonach – klucze do mieszkania Tadeusz i Barbara otrzymali dwa dni wcześniej.
Zapytani o postanowienia noworoczne i marzenia odpowiadali
zgodnie: nam już więcej niczego nie trzeba.
– Ja mam to, co najważniejsze: kiedy przychodzę do domu, wiem że nie zerwę się z krzykiem. Tu znalazłam spokój. No i jest przy mnie mężczyzna, którego kocham – wyznaje Barbara.
Tadeusz po chwili zamyślenia niemal
konspiracyjnie dodaje, chwytając Barbarę za rękę:
–
Właściwie to mamy postanowienie noworoczne. Niunia (jak nazywał
przez cały czas rozmowy Barbarę – przyp. red.) zmieni nazwisko
na Radosz. Zamierzamy wreszcie wziąć ślub.
Wszystkim
życzę w nowym roku takiego spokoju, jaki znaleźli warszawscy
bezdomni. I takiej miłości, jaka zaprowadzi Barbarę i Tadeusza
przed ołtarz.