Rozdział 10.
Straszliwe odkrycie.
Było to następnego dnia.
Janka znajdowała się w gabinecie ojca nieboszczyka. Dziewczę stało przed stalową skrzynką
w ścianie i otwierało ją z wahaniem.
Były jej potrzebne pieniądze na koszty pogrzebu, a wiedziała, że ojciec przechowywał
pieniądze i klejnoty w tej właśnie skrytce.
Obecnie dręczyła ją posępna troska, czy znajdzie dostateczną ilość pieniędzy na pokrycie
wszystkich kosztów. Wiedziała bowiem dobrze, że jest biedną, prawie nędzarką .
Drżąc przekręciła klucz w tajemniczym zamku i uchyliła stalowe drzwiczki. Przyszło jej przy
tym do głowy, że nigdy za życia ojca nie miała sposobności ujrzenia wnętrza skrytki.
Ojciec trzymał ją zawsze zamkniętą, a jeśli nawet ją otwierał, to ledwie Janka ukazała się na
progu gabinetu ojcowskiego, Bogdan Liniecki zamykał pospiesznie drzwiczki tajemniczego
schowku.
Spojrzenie dziewczęcia zatrzymało się na małej, czarnej szkatułce, znajdującej się w schowku.
Zawahała się na chwile, niezdecydowana, wreszcie jednak ujęła szkatułkę, zaniosła na biurko
i uniosła wieko.
Okrzyk przerażenia wydarł się z jej piersi. Szkatułka była zupełnie pusta. Nie było w niej
nawet najdrobniejszej monety.
Boże! - pomyślała - cóż ja teraz zrobię? Czym opłacę pogrzeb i służbę ?
Zaczęła przeszukiwać dno szkatułki w nadziei znalezienia jakiegoś banknotu. Wtem palce jej
natrafiły na mały guziczek w szkatułce. Dno uchyliło się, ukazując przestrzeń. Szkatułka miała
podwójne dno. Lecz wąska przestrzeń pod dnem nie była pusta. W szkatułce zalśnił
metalowym blaskiem jakiś mały przedmiot. Janka nachyliła się zaciekawiona i nagle ogarnął
ją dziwny niepokój.
Była to mała, owalna płytka ze szczerego złota. Na płytce tej wyrzezbione były dziwne,
niezrozumiałe znaki. Janka wzięła owal do ręki i nagle serce jej poczęło walić jak młotem.
Poznała, że były to chiński litery.
Nigdy przed tym nie widziała u ojca tego medalionu. Nigdy nie pokazywał jej ojciec tego
dziwnego przedmiotu. Na odwrotnej stronie złotej płytki był wyrzezbiony smok chiń-ski.
Mała dziurka przy brzegu wskazywała, że owalną tę płytkę noszono zapewne na jedwabnym
sznurku, zawieszonym na szyi, podobnie jak talizman, skradziony Li-Fangowi.
Czy był to również talizman?
Janka uchyliła powtórnie podwójne dno szkatułki i przeszukała wszystkie jej zakamarki.
I wówczas palce jej natrafiły na cienki, czarny sznurek. Lecz sznurek ten nie był z jedwabiu.
Dziewczyna przyjrzała się bliżej i dostrzegła, że sznurek był spleciony misternie z długich,
czarnych włosów kobiecych, które posiadały niezwykły jedwabisty połysk.
I oto nagle, kiedy trzymała ten sznurek w ręku, przeszyło jej serce dziwne uczucie, jakiś
niewytłumaczalny ból, wielka tęsknota za czymś , czego nie była w stanie sobie wytłumaczyć.
Dziwne to uczucie wycisnęło łzy w jej oczach. Co się z nią dzieje ? Dlaczego płacze na
widok tego sznurka, splecionego z czarnych włosów kobiecych? Jednocześnie uświadomiła
sobie, że ten mały owalny wizerunek chińskiego smoka ma coś wspólnego z tajemnicą, którą
jej ojciec tak starannie przed nią ukrywał.
A może tajemniczy ów Chińczyk morderca szukał właśnie tego złotego przedmiotu, owej
fatalnej nocy księżycowej?
Tajemnicza, dziwna, moc poczęła oddziaływać z chwilą, gdy Janka wydobyła owal ze
szkatułki. Nie zdając sobie dokładnie sprawy z tego, co czyni, dziewczyna przewlokła sznurek
przez otwór medalionu i zawiesiła pod sukienką na szyi. I, co to ? Uczuła nagle dziwny
jakiś spokój w chwili, gdy zawiesiła ten chiński talizman na szyi. Niezwykła moc płynęła z
tego medalionu.
Dziewczę poczuło się nagle mocne i odporne na wszystkie troski i zmartwienia.
Janka nie zrozumiała na razie, że dziwne to ukojenie sprawiał właśnie ten amulet, zawieszony
na szyi.
Zamknęła szkatułkę i w tej samej chwili do drzwi zapukano dyskretnie.
Był to stary Tomasz, który zameldował wizytę hrabiego.
Janka zbladła i miała właśnie zamiar powiedzieć Tomaszowi, by nie wpuszczał hrabiego,
gdy ten ukazał się już w drzwiach we własnej osobie. Służący oddalił się .
Hrabia Winters i nienawidząca go dziewczyna stanęli oko w oko.
Ona w czarnej, żałobnej sukni, blada i zimna jak marmur, on zaś poważny na pozór, lecz
z pożądliwym z trudem powstrzymywanym błyskiem w oczach.
- Czego pan sobie życzy? - zapytało dziewczę, drżąc mimo woli. - Jak pan śmiał przyjść do
tego domu?
- Wybacz mi, Janko odpowiedział hrabia, zbliżając się do niej - lecz dowiedziałem się o
śmierci twego ojca i przyszedłem wyrazić ci swoje najszczersze współczucie. Żałuję bardzo,
że nie mogłem przybyć wcześniej, by zakomunikować mu radosną nowinę, nowinę, która z
pewnością uzdrowiłaby go, gdyby ją usłyszał. Niestety, los chciał inaczej, gdyż ja sam
dopiero teraz dowiedziałem się o tym... Jestem szczęśliwy, że mogę przyjść ci z pomocą .
Janka nie mogła zrozumieć, co hrabia miał na myśli, lecz jakiś wewnętrzny instynkt kazał jej
mieć się na baczności .
- mów wyrazniej hrabio! - rzekła - wątpię, czy z pańskiej strony może mnie spotkać coś
dobrego!
Hrabia usiłował ująć jej rękę , lecz Janka cofnęła się szybko.
Winters uśmiechał się z lekkim szyderstwem, po czym wydobył z kieszeni blankiet
telegraficzny i podał go Jance, mówiąc :
- Oto radosna nowina. Przeczytaj ten telegram, moja piękna dziewczyno! Jesteś nie
sprawiedliwa względem mnie, Janeczko. Przynoszę ci ratunek w nieszczęściu, ty zaś
przyjmujesz mnie z nienawiścią prawie.
- Ratunek w nieszczęściu? - wyszeptało piękne dziewczę , biorąc telegram. Wzrok jej począł
przebiegać treść depeszy :
Poprzednie wieści o kopalni srebra były fałszywe. W kopalni wre praca
- wydobywamy podwójną ilość srebra. Zyski rosną z dnia na dzień, akcje
podniosły się znacznie.
Magyarlag
naczelny dyrektor kopalni
Janka zachwiała się, jakby otrzymała dotkliwy cios. Telegram wysunął się z jej ręki. Piękna
jej twarzyczka zbladła jeszcze bardziej, usta jej drżały.
- To... to jest okropne! Jakże to możliwe? - wyjąkała.
- Fałszywy meldunek, Janko! - oświadczył hrabia. - Zapewne jakaś ciemna spekulacja była
przyczyną tego kłamstwa. Tak czy owak, dołożę wszelkich starań, by wykryć podłego
sprawcę tych kłamliwych wieści, które spowodowały upadek akcji.
- Biedny mój ojciec! - wyszeptała dziewczyna, z trudem powstrzymując łzy.
- Pieniądze przychodzą w porę, Janeczko! Obecnie jesteś bogata - dwa razy bogatsza, niż
poprzednio. Jestem szczęśliwy, że właśnie ja, a nie kto inny, przyniosłem ci tę radosną wieść.
Mam nadzieję, że teraz zawrzesz ze mną pokój i będziemy nadal dobrymi przyjaciółmi ?
Janeczko ty sobie nie zdajesz sprawy, jak bardzo cierpię, odtrącony przez ciebie. Czyż w dniu
pogrzebu twego ojca cała Warszawa ma widzieć, że kroczysz za karawanem bez twego
narzeczonego?
Janka nie słyszała tych słów. Była jakby pogrążona we śnie, gdyż wiadomość zawarta w
telegramie zadała jej bolesny cios.
Biedny, biedny ojciec! Któż był ten zbrodniarz, który oszukał giełdę i w ten sposób w
przeciągu jednej tylko nocy wtrącił w nędzę wielu, wielu ludzi?
Czyż przez tego człowieka nie cierpiał również jej ojciec w przededniu śmierci ?
Obecnie wiadomość ta nie przyniosła jej zadowolenia. Cóż z tego, że majątek został
uratowany, skoro ojciec nie żyje?!
I na domiar wszystkiego wiadomość tę przynosi jej nie kto inny, lecz właśnie hrabia Winters,
by zobowiązać ją do wdzięczności.
Janka ocknęła się ze swego zamyślenia i odtrąciła ze wstrętem rękę hrabiego, który korzystając
z jej nieuwagi objął ją w pół. Dreszcz obrzydzenia przebiegł po jej ciele. W ciągu jednej
sekundy uprzytomniła sobie, że mężczyzna, który stoi przed nią , ponosi odpowiedzialność
za troski i zmartwienia, jakie spadły na nią ostatnio.
Czyż nie hrabia Winters oskarżył Li-Fanga o morderstwo i w ten sposób spowodował jego
uwięzienie? Czyż nie on ciężko zranił kochanego, dobrego Karola w pojedynku?
W jej oczach hrabia był człowiekiem bez krzty sumienia, był po prostu mordercą.
- Precz stąd! - zawołała - wiadomość, którą pan mi przyniósł, ucieszyłaby mego ojca, gdyby
żył jeszcze, lecz dla mnie ona nie ma żadnego znaczenia, gdyż przyszła za pózno!
Zejdz! mi z oczu, hrabio!
Ciągle ten upór! - zgrzytnął zębami hrabia. O, jakże jesteś piękna w gniewie, Janeczko,
piękniejsza niż zazwyczaj! Musisz być moja!
- Nie chcę słyszeć więcej pańskich słów! - krzyknęła dziewczyna w najwyższym oburzeniu.
- Pan nie ma prawa odzywać się w ten sposób do narzeczonej księcia Li-Fanga!
Nigdy tego nie zapomnę, że z niskich, podłych pobudek skierował pan niesłuszne podejrzenie
na nieszczęśliwca, którego niewinność dopiero teraz wyszła na jaw! Lecz nie tylko szczęście
chciał mi pan zniszczyć. Zranił pan śmiertelnie mego najlepszego przyjaciela, Karola Garlicza.
O, ja przejrzałam na wylot twą podłą grę, hrabio! Wszystkiego chciał mnie pan pozbawić,
wszystkiego - miłości i przyjazni. Lecz zimne wyrachowanie zawiodło cię, hrabio! Nie
odzyskasz mnie, nigdy! Gdybym nawet została najnędzniejszą z nędzarek, to i wówczas nie
osiągnąłbyś swego celu. Oto moje ostatnie słowo!
- Janko dosyć tego! - krzyknął hrabia, tracę panowanie nad sobą - mówisz od rzeczy,
dziewczyno!
Z głuchym okrzykiem wściekłości rzucił się ku niej i porwał ją w ramiona.
- Jesteś moja i pozostaniesz moją na zawsze! - charczał - twoja miłość do tego pół-azjaty jest
śmieszna i ja na to nie pozwolę!
- Kocham Li-Fanga, hrabio, ciebie zaś nienawidzę! - zawołała dziewczyna.
Oburzenie dodało jej sił. Odepchnęła hrabiego z taką mocą, że ów zatoczył się i byłby upadł,
gdyby nie chwycił ręką klamkę od drzwi. Blady niesamowicie spoglądał hrabia w milczeniu
na Jankę. Straszliwa wściekłość zawrzała w jego sercu .
Dotychczas znał ciche, słodkie dziewczątko, lecz obecnie stanęła przed nim Janka w zupełnie
innej postaci. Z trwożnego dziewczęcia przeobraziła się w płonącą oburzeniem dumną
kobietę. On zaś, hrabia Winters, miał wygląd nędznego żebraka, któremu pokazano drzwi.
Porażka ta omal nie pozbawiła zdrowych zmysłów dumnego hrabiego, któremu dotychczas
żadna jeszcze kobieta nie mogła się oprzeć.
I nagle dzikie uczucie zemsty zrodziło się w jego piersi. Obecnie jedno tylko miał pragnienie :
zniszczyć za wszelką cenę księcia Li-Fanga.
- Dobrze! - rzekł - spokojnie na pozór - odejdę, jeśli sobie tego życzysz, moje piękne dziecię.
Ale wrócę, kochanie, wrócę, a wówczas ręczę, że przyjmiesz mnie z radością.
Haa, haa... Hrabia Winters nie pozwoli odebrać sobie tego, co do niego należy. Li-Fang nigdy
nie osiągnie swego celu. Bądz pewna, że umiem walczyć i zwyciężać.
- Zapewne bronią, podobną do tej, jaką zwyciężył pan Karola Garlicza! - zawołała z bolesną
ironią dziewczyna i nacisnęła dzwonek. - Precz! - wyciągnęła rozkazująco rękę w stronę
drzwi. Tomasz ukazał się w drzwiach i przestraszony spojrzał na swą kredowo-bladą panią .
- proszę wyprowadzić hrabiego Wintersa! - rozkazała głośno dziewczyna, z trudem
utrzymując zewnętrzny spokój.
Hrabia zacisnął pięści, lecz pohamował się najwyższym wysiłkiem, po czym skłonił się nisko
i wyszedł, pieniąc się z wściekłości.
Janka stała nieruchomo. Zimne dreszcze przechodziły po jej plecach. Po chwili jednak ocknęła
się z odrętwienia. Znużona zbliżyła się do biurka, wzięła szkatułkę i zamknęła ją starannie
w stalowym schowku.
Następnie zadzwoniła na służącego i kazała przynieść kapelusz i palto.
- Muszę dowiedzieć się, czy hrabia Winters mówił prawdę - pomyślała. - jeśli bowiem nie
będę miała pieniędzy na pogrzeb, nie wiem co zrobię.
Droga do banku nie trwała dłużej, niż pół godziny.
Bankier Thorn przyjął ją prawie natychmiast w swoim prywatnym gabinecie. Złożył pełen
szacunku pocałunek na delikatnej rączce dziewczęcia, lecz wyraz jego twarzy zmieszany i
zaniepokojony zarazem świadczył, że wizyta Janki wprawiła go w zakłopotanie.
- Moje najszczersze współczucie - rzekł niepewnym tonem - jestem do głębi duszy wstrząśnięty
nieszczęściem jakie panią spotkało. Znałem ojca pani długie lata i pomimo, że łączył nas
stosunek czysto oficjalny, byliśmy w szczerej przyjazni z sobą.
Janka spojrzała badawczo na bankiera i w cichych słowach podziękowała mu za wyraz
współczucia.
Thorn był zdenerwowany w sposób łatwo dostrzegalny. Nerwowym ruchem przysunął głęboki,
okryty skórą fotel i poprosił, by usiadła. Następnie począł czegoś szukać pomiędzy papierami
na biurku.
- Książę Li-Fang przesłał nam czek na pół miliona złotych na pokrycie długu pani ojca w
naszym banku. Czek ten przyjąłem, lecz chciałbym wiedzieć, czy wie pani o tym, że książę
Li-Fang spłacił dług nieboszczyka?
Zaskoczona tą niespodziewaną wiadomością Janka uniosła jasną główkę, a w oczach jej ukazał
się radosny błysk szczęścia. Na przeciąg jednej chwili ogarnęło ją czułe roztkliwienie.
Jakiż on szlachetny, jaki dobry jej ukochany książę Li-Fang .
Wtem przypomniała sobie hrabiego Wintersa i właściwy cel jej wizyty w banku. Janka
odrzuciła do tyłu czarny welon i zapytała, spoglądając badawczo na bankiera :
- Czy wie pan, panie Thorn, że rozpowszechniane wiadomości o kopalni srebra, której akcje
posiadał mój ojciec, były zupełnie fałszywe?
Bankier drgnął i wahająco spojrzał na Jankę, w następnej jednak chwili skinął twierdząco
głową i odpowiedział zdenerwowanym tonem :
- Tak proszę panią. Wiadomość o wyczerpaniu kopalni była zmyślona. Dowiedziałem się o
tym zaledwie przed godziną. Cieszę się bardzo, że majątek pani ojca został uratowany, wobec
czego pięćset tysięcy złotych księcia Li-Fanga nie będzie już nam potrzebne.
Dziś jeszcze odsyłam czek. Chciałbym jednak wiedzieć, skąd pani wie o tym, że wiadomość,
która spowodowała chwilowy upadek akcji, była fałszywa. Janka zbladła. Z trudem ukrywając
swe wzburzenie, odpowiedziała:
- Doniósł mi o tym hrabia Winters.
W oczach bankiera zalśnił dziwny płomień, gdyż pojął wlot, na czym polegała sprytna
kombinacja tego nędznika. Przynosząc jej radosną wieść o odzyskanym majątku, hrabia sądził,
że odzyska sympatię i wdzięczność dziewczęcia.
W piersi jego zawrzał gniew na tego człowieka, który długo trzymał go w swych rękach,
szantażując w niemiłosierny sposób. Czy nie byłoby wskazane wyjawić prawdę i ostrzec to
piękne dziewczę przed diabelskimi machinacjami hrabiego?
- Panie bankierze - zapytała nagle - czy wiadomo panu, kim jest ten człowiek bez czci i
sumienia, który zrujnował tylu ludzi i mego ojca, puszczając w świat tą fałszywą wiadomość?
Thorn podniósł się ze swojego miejsca i zawołał drgającym z podniecenia głosem :
- Czy nie domyślała się pani, że uczynił to sam hrabia Winters?! Czy inaczej wymógł by na
pani ojcu zgodę na otrzymanie jej ręki?
- Wielki Boże! - krzyknęła Janka przerażona - a więc tym łotrem był hrabia Winters? Czy to
możliwe, by człowiek ten był zdolny do tylu podłości? Bankier Thorn pożałował swych słów.
Lecz teraz było za pózno, gdyż Janka znała już całą prawdę.
- Panno Janino! - rzekł zdenerwowany - nie powinna pani przejmować się zbytnio tą całą
historią. Bardzo żałuję, że musiałem otworzyć pani oczy, lecz mam pewną podstawę, by
nienawidzić hrabiego Wintersa i szczerze pani powiem, że on nie jest wart takiej żony, jak
pani!
- Hrabia Winters jest dla mnie niczym, albowiem zerwałam zaręczyny!
Jedno jest dla mnie niezrozumiałe, panie Thorn. Dlaczego hrabia, który urządził tę niecną
machinację, tak szybko jej zaniechał i wyjawił mi prawdę?
- To jest zupełnie jasne, panno Janino - rzekł bankier, zbliżając się ku niej.
- Otóż dowiedziałem się od mego zaufanego agenta, który jest jednocześnie urzędnikiem w
kopalni srebra, że kopalnia ta została bezprawnie zamknięta przez hrabiego. Gdy powiedziałem
mu że jest oszustem, wówczas przestraszony odwołał kłamliwą wiadomość, zwalając winę na
jakiegoś nieznanego osobnika, który istnieje, rozumie się, tylko w jego wyobrazni.
Obecnie hrabia panicznie obawia się mnie, bankiera Thorna! - zakończył z triumfem finansista.
- Teraz nie on mnie, lecz ja jego trzymam w ręku!
Janka nie mogła jednak pojąć całej tej zawiłej intrygi. W tej samej chwili uczuła, że w sercu
jej powstała instynktowna niechęć do starego bankiera. Dziwne, poczynając od tej chwili,
dziewczyna uczuła doń podobny wstręt, jaki czuła względem hrabiego Wintersa.
Thorn okazał jej, co prawda, wielką usługę, wyjawiając jej całą prawdę, lecz niezawodny
instynkt mówił jej, że starzec działał w ten sposób, gdyż nie mógł inaczej postąpić - w
gruncie zaś rzeczy nie był daleko lepszy od hrabiego Wintersa.
Dziewczę podniosło się z swojego miejsca.
Szybko pożegnała się z bankierem i wybiegła śpiesznie z gabinetu, nie życząc sobie, by ją
odprowadził do drzwi.
Z westchnieniem ulgi schowała w torebce paczkę banknotów, które podjęła z konta swego ojca,
po czym opuściła gmach banku.
Bezsilnie, z zamkniętymi oczami opadła na skórzane poduszki auta i szeptała smutnie:
- Biedny, nieszczęśliwy ojcze! Byłbyś żył jeszcze, gdyby ten nędznik hrabia Winters nie zadał
bolesnego ciosu twemu znękanemu sercu!
Rozdział 11.
Spotkanie na cmentarzu.
Nadszedł dzień pogrzebu Bogdana Linieckiego .
Blada i milcząca podążała Janka za trumną. Doktor Eljot wspierał ją swoim ramieniem. Od
czasu do czasu dreszcz przebiegł po jej postaci. Ze ściśniętym sercem myślała o chwili gdy
ukochanego ojca opuszczą do dołu i przysypią ziemią. W czarnej sukni i w długim czarnym
welonie okalającym jej śmiertelnie bladą twarzyczkę dziewczyna wyglądała sama prędzej na
umarłą, niż na żyjącą.
Dokoła siebie widziała poważne i skupione twarze odprowadzających jej ojca na wieczny
spoczynek. Nie znała większości tych twarzy, lecz odetchnęła z ulgą, nie widząc pomiędzy
tymi ludzmi twarzy hrabiego Wintersa. Co pewien czas wstrząsało nią krótkie, rozpaczliwe
łkanie, a wówczas stary lekarz pocieszał ją ciepłym szeptem :
- Nie należy rozpaczać, moje dziecię. Należy mieć silną wiarę w Boga, należy wierzyć w Jego
miłosierdzie i Najwyższą Mądrość.
Lecz dziwne potępienie ogarnęło dziewczynę. Ach, jakże chętnie oparłaby swą strudzoną głowę
na piersi ukochanego Li-Fanga, swego biednego chłopca, który przechodzi obecnie katusze
moralne w urzędzie śledczym. Boże, jak to boli i jakież to straszne!
Wreszcie skończyła się okropna, dręcząca droga na cmentarz.
Przed głównym wejściem zebrały się niezliczone tłumy dalekich i bliskich znajomych,
pracowników i robotników z fabryki jej ojca.
Wszyscy wpatrywali się ze współczuciem w bladą twarz pięknej córki nieboszczyka.
Co dalej się działo, Janka nie wiedziała. Jak w ciężkim śnie wyminęła tłumy, wysłuchała
nabożeństwa żałobnego, a ocknęła się z odrętwienia dopiero wówczas, gdy ojca złożono w
grobie rodzinnym.
Janka zachwiała się, w głowie jej się zakręciło. Kurczowo chwyciła ramię doktora Eljota,
szukając oparcia w swej niemocy.
- Odwagi drogie dziecko! - szepnął stary lekarz ze łzami w oczach.
Modlitwa została odmówiona i ludzie poczęli się zbliżać do Janki, by złożyć jej kondolencje.
Apatyczna i obojętna na wszystko, przyjmowała dziewczyna wyrazy współczucia. Oczy jej
były suche, gdyż zabrakło w nich łez. Wreszcie orszak pogrzebowy począł się rozchodzić. Gdy
jednak doktor Eljot dotknął delikatnie jej ramienia, potrząsnęła głową i szepnęła
- Drogi doktorze, pozostaw mnie z nim na kilka chwil. Niech pan zaczeka na mnie w aucie.
Przyjdę niebawem .
Doktor Eljot zawahał się, zdając sobie sprawę, że dla jej starganych nerwów dalszy pobyt na
cmentarzu będzie wprost zabójczy, lecz Janka skierowała nań błagalny wzrok i stary lekarz
oddalił się milcząc wraz z ostatnimi uczestnikami pogrzebu.
Janka pozostała sama jedna przy grobie ojca. Oparła jasnowłosą główkę o wysoką kratę,
okalającą grobowiec i poczęła płakać cicho jak małe dziecko. Pochłonięta swym bólem
dziewczyna nie dostrzegła wysokiej postaci mężczyzny, który wyłonił się z bocznej alejki
cmentarza i zatrzymał się tuż za nią, wpijając w nią pożądliwe spojrzenie.
Nagle poczuła dwoje silnych ramion, które ją objęły. Krzyknęła przerażona i ujrzała przed sobą
oblicze hrabiego Wintersa. Jak urzeczona Janka wpatrywała się w nienawistną twarz,
niezdolna poruszyć się ani zawołać pomocy. Jego usta zbliżyły się do jej ust i jego gorący
oddech musnął jej twarzyczkę .
Teraz z piersi jej wydarł się głośny krzyk trwogi, oburzenia i wstrętu. Usiłując wyrwać się z
nienawistnych ramion, Janka woła oburzona:
- Precz!... jak pan śmie.
Lecz hrabia przycisnął ją jeszcze mocniej do swojej piersi.
- Zabroniłaś mi kroczyć obok siebie w kondukcie pogrzebowym - mówił - a więc zakradłem
się tutaj za tobą, jak złodziej i ukryłem się nieopodal grobu twego ojca, czekając cierpliwie,
aż pozostaniesz sama.
Janko, teraz w tym miejscu proszę cię jeszcze raz, nie odtrącaj mnie od siebie, zostań moją
żoną. Twój ojciec pobłogosławił naszemu związkowi i w ten sposób ustanowił mnie twym
opiekunem. On będzie spokojniej spoczywał w ziemi, wiedząc, że czuwam nad tobą i
zapewnię ci szczęśliwą przyszłość i życie w przepychu. Janko, pójdz za mną wszak jesteś już
moją własnością! Straszne oburzenie wstrząsnęło całą istotą dziewczęcia.
- Precz od grobu człowieka, którego śmierci tyś, jest przyczyną! Kto dobił mego
nieszczęśliwego ojca, jak nie ty, hrabio? Kto urządził tę piekielną machinację z akcjami? Kto
puścił w obieg fałszywą pogłoskę o ruinie kopalni srebra. O, ja wiem wszystko nędzniku! Tyś
zrujnował mego ojca, tyś go zabił, oszuście - a teraz śmiesz przyjść do jego córki i
proponować małżeństwo?! Jesteś zdemaskowany, hrabio, a podła twa gra chybiła celu...!
Jak pan śmiał naruszać ostatnią, świętą chwilę pożegnania córki ze zmarłym ojcem?
-Thorn, bankier Thorn... to on zdradził... wyjąkał hrabia, mieniąc się na twarzy, lecz Janka
odparła:
- Nigdy nie dowie się pan, skąd wiem o pańskim podłym uczynku. Mam nadzieję, że już nigdy
w życiu nie zobaczę pańskiego łotrowskiego oblicza.
- Lecz ja ubóstwiam cię jednak Janko! Tak, przyznaję szczerze, że uczyniłem to, gdyż byłaś
zawsze względem mnie bezwzględna i niedostępna. Złość wytrąciła mnie z równowagi. By
zdobyć ciebie, zdolny byłem do największych zbrodni. Ja nie mogę i nie chcę ciebie stracić,
a jeśli odtrącisz mnie dziś, znajdę inną drogę do ciebie. Musze wreszcie zwyciężyć!
To mówiąc, przyciągnął ją gwałtownie i wycisnął na jej zaciśniętych ustach namiętny
pocałunek.
W tej samej chwili ręka Janki uniosła się i hrabia otrzymał siarczysty policzek. Brutalny
mężczyzna ryknął wściekle i mimo woli wypuścił ją ze swych ramion.
Dziewczyna uciekała jak szalona ścieżką pomiędzy grobami, prowadzącą w kierunku bramy
cmentarnej.
Doktor Eljot zdumiał się i przestraszył na jej widok.
- Co się stało? moje dziecko. - Zapytał. Janka przypadła doń z głośnym krzykiem i chwyciła
go mocno za szyję, wołając: - Ratuj mnie, ratuj doktorze! On jest tam... goni mnie!...
- Ależ, panno Janino! - mówi lekarz, pociągając wystraszoną dziewczynę w stronę auta - nie
widzę nikogo. Kto cię goni? Co ci się przywidziało? Jednocześnie bacznie spoglądał w stronę
skąd przybiegła Janka. I oto ujrzał na przeciąg jednej sekundy, mężczyznę wysokiego wzrostu,
który ukazał się w bramie i cofnął natychmiast na widok doktora.
- Winters! - wyszeptał stary lekarz, blednąc. - Na Boga hrabia Winters czatował na nią
pomiędzy grobami. A ja stary osioł, pozostawiłem biedne dziecko zupełnie bez opieki. Ten
człowiek to istny demon opętany swą namiętnością. Nie, tak dalej być nie może - ja muszę
koniecznie jej pomóc. Już ja tego łajdaka nauczę rozumu pomimo, że jestem starym
człowiekiem!..
Auto ruszyło, uwożąc doktora i Jankę, która oparła jasną główkę na jego ramieniu.
Dziewczę uspokoiło się nieco, tylko od czasu do czasu przez jej ciało przebiegał mimowolny
dreszcz.
- Widziałem Wintersa! - szepnął doktor Eljot - i zrozumiałem co zaszło między wami. Uspokój
się, moje dziecko - ręczę ci, że już nigdy ten człowiek nie naprzykrzy ci się swą obecnością.
Czy chce pani, bym się nią zaopiekował?
Jance zabrakło słów ze wzruszenia, lecz dziękczynne spojrzenie wystarczyło, by starzec
zrozumiał, że dziewczę się zgadza i ufa mu bezgranicznie.
W ten sposób Janka pozyskała oddanego przyjaciela, który będzie czuwał nad nią, zanim
Li-Fang powróci.
Rozdział 12.
Zemsta wrogów.
Podczas gdy Janka Liniecka powracała z pogrzebu, komisarz Siodłowski znajdował się w
pokoju sędziego śledczego Kontarka. Sędzia śledczy siedział przy biurku i nerwowo przeglądał
akta, dotyczące księcia Li-Fanga.
- Musimy uwolnić go! - rzekł wreszcie do komisarza - księżę Li-Fang nie może pozostawać
dłużej w więzieniu, pomimo że sprawa jego przedstawia się dość niejasno. Chińska ambasada
domaga się coraz bardziej stanowczo jego uwolnienia. - Jestem przekonany, że on jest
niewinny - odparł komisarz Siodłowski, zbliżając się do biurka - byłem obecny podczas zgonu
Bogdana Linieckiego. Otóż umierający przysiągł, że książę nie ma nic wspólnego z tą zbrodnią.
A ja wierzę słowom umierającego.
- He, lecz to wydaje mi się dziwne, że on ostrzegł swą córkę przed Li-Fangiem. Prócz tego
zagadka talizmanu nie została wyjaśniona. Książę jest jednak dla mnie wysoce podejrzany.
- Nie zgadzam się z pańskim zdaniem - rzekł komisarz, potrząsając głową. - Talizman został
księciu po prostu skradziony, przez nieznanego złoczyńcę, podczas gdy przebierał się w
hotelu, przed pójściem do pałacu Bogdana Linieckiego.
- Skąd, pon wie o tym? - zapytał sędzia z niedowierzaniem.
- Dziś dopiero opowiedział mi boy hotelowy, że przypomina sobie zupełnie dokładnie pewnego
Chińczyka, który zatrzymał się w hotelu i zajął pokój nieopodal apartamentu księcia Li-Fanga.
- Jak wyglądał ten Chińczyk?
- Był podobno młody i elegancki mężczyzna, niewielkiego wzrostu i o chorobliwym wyglądzie.
Obecnie żałuję, że niepotrzebnie zająłem się osobą księcia, zamiast kierować się zupełnie
innym tropem.
Czasami nawet wydaje mi się, że tajemniczy wróg Bogdana Linieckiego jest również wrogiem
księcia Li-Fanga. Z tego wysuwam wniosek, że zmarły dobrze o tym wiedział. Znając
niebezpiecznego wroga księcia, przestrzegał swą córkę przed tą miłością.
- Fantazja pana ponosi! - zawołał sędzia. - Ojciec przestrzegał córkę z innego powodu. Niech
pan sobie wyobrazi, że jedna z najpiękniejszych kobiet Warszawy kocha się bez pamięci w
mężczyznie, który, aczkolwiek stuprocentowy Polak z pochodzenia, wychował się wśród
Chińczyków, przejął ich pojęcia i obyczaje do tego stopnia, że dusza i umysłowość jego są na
wskroś chińskie. Czy będąc ojcem tej kobiety, chciałby pan mieć takiego zięcia? Mówiąc
prawdę, tej dziwnej miłości nikt w Warszawie nie może pojąć .
Nie, nie, panie Siodłowski, nie przekona mnie pan, że Li-Fang nie brał udziału w tej zbrodni.
Niestety nie mogę mu tego dowieść i to mnie wściekle irytuje.
Przyznaję pomimo wszystko, że książę wywarł na mnie bardzo dobre wrażenie, podczas gdy go
przesłuchiwałem. Jego zachowanie jest doprawdy imponujące. Toteż, patrząc na niego,
zapomina się że jest wychowankiem Chińczyków.
- Zewnętrznie książę Li-Fang jest prawdziwym Europejczykiem - twierdził komisarz i dodał:
- Byłbym panu niezmiernie wdzięczny, panie sędzio, gdyby pan zechciał podpisać rozkaz
uwolnienia księcia.
- Dlaczego tak prędko? Przecież mamy jeszcze sporo czasu. Dlaczego ten pośpiech?
- Przede wszystkim nie mamy żadnej podstawy, by więzić go nadal. Zresztą, powiem panu
szczerze, iż nie chciałbym, ażeby w dniu pogrzebu Bogdana Linieckiego biedna jego córka
pozostała zupełnie osamotniona. Żal mi tej biednej dziewczyny, która tyle przeżyła w ostatnich
dniach.
- Ach rozumiem! - zawołał sędzia śledczy. - No, dawaj pan ten rozkaz do podpisania. Jestem
przekonany, że przygotował go pan zawczasu - zakończył z uśmiechem.
Komisarz roześmiał się i wydobył żądany papier z kieszeni.
Oto rozkaz uwolnienia księcia Li-Fanga - rzekł. - Pan spełnia dobry uczynek, panie sędzio.
Sędzia podpisał i komisarz wyszedł z gabinetu, udając się wprost do więzienia śledczego.
Li-Fang siedział w swej celi z głową ukrytą w dłoniach i nie odwrócił się nawet gdy drzwi się
otwarły. Dopiero jego nazwisko, wymówione głośno przez komisarza, wyrwało go z
odrętwienia. Uniósł głowę. Komisarz był wstrząśnięty okropną zmianą, jaka zaszła w obliczu
księcia. Jego wymowne, dumne oczy straciły swój blask i zapadły się głęboko w oczodołach,
usta zapadły się również, sinawe cienie legły pod oczyma. Niewymowne cierpienie wyżłobiło
rysy jego szlachetnego oblicza .
- Co przynosi pan nowego? panie komisarzu! - zapytał znużonym głosem. - Czy wyjaśniono
zagadkę mego talizmanu? - Zdaje mi się, że natrafiłem na właściwy trop. Talizman skradł
pewien Chińczyk. Pomyśl, książę, czy nie posiadasz śmiertelnego wroga w Chinach, któremu
zależałoby na twej zgubie? Li-Fang zamyślił się na chwilę.
- Nie! - rzekł, potrząsając głową - nie przypominam sobie, bym miał wroga. Pomimo to
jakieś wewnętrzne przeczucie mówi mi, że pan się nie myli.
- Jestem najzupełniej o tym przekonany i dlatego przychodzę tutaj, by powiedzieć, że jesteś
wolny książę!
- Wolny Li-Fang stał nieporuszony i westchnienie bezmiernej ulgi uleciało z jego piersi.
- Naprawdę wolny? - zapytał jakby nie wierząc własnym uszom. - Czy będę mógł opuścić celę
natychmiast? Czy są jeszcze jakieś formalności do załatwienia?
- Może pan opuścić celę natychmiast! - rzekł komisarz, wyciągając doń rękę. - Gratuluję panu
uwolnienia i proszę o wybaczenie, że zaaresztowałem pana, lecz nie mogłem, niestety postąpić
inaczej, gdyż poszlaki były przeciwko panu.
- Dziękuję panu, panie komisarzu, że przyniósł mi pan uwolnienie - rzekł Li-Fang, podając
mu rękę. - Teraz proszę tylko o jedno: powiedz mi pan, co słychać u panny Linieckiej ?
- W domu jej panuje żałoba. Dziś właśnie odbył się pogrzeb Bogdana Linieckiego.
- Biedna Janka! - wyszeptał młodzieniec, blednąc. - Jakże musi być zrozpaczona! Pocieszam
się myślą, że nie jest zupełnie osamotniona w tragicznej tej chwili. Mój najlepszy przyjaciel,
Karol Garlicz, czuwa zapewne przy niej ... - Porucznik Garlicz jest ciężko ranny - oświadczył
komisarz. - Ciężko ranny? - przeraził się Li-Fang.
- Tak. Miał pojedynek z hrabią Wintersem i został zraniony w lewe płuco. Hrabia Winters
zostanie pociągnięty do odpowiedzialności, gdyż pojedynki surowo są zakazane przez prawo.
Lecz książę nie słuchał słów komisarza. Zaniepokojony losem osamotnionej Janki, zawołał z
pośpiechem : - Chodzmy! Komisarz zrozumiał jego pośpiech.
- Ukłony dla panny Linieckiej! - rzekł, żegnając się. - Mam wrażenie, że będzie szczęśliwa,
gdy pana wreszcie ujrzy. Li-Fang wybiegł na ulicę. W swym roztargnieniu zapomniał
przywołać taksówkę i począł szybko kroczyć naprzód, pogrążony w swych myślach. - Słodka
moja dziewczyna! - szeptał - Obecnie nie zaznasz już więcej trosk i zmartwień, gdyż ja będę
czuwał nad tobą! Zajęty swymi myślami, nie spostrzegł eleganckiej limuzyny, która
zatrzymała się tak raptownie na środku jezdni, że aż hamulce zaskrzypiały. Człowiek, który
siedział przy kierownicy auta, zadrżał gwałtownie na widok księcia, podążającego ulicą. Na
twarzy jego kolejno odbiły się zdumienie, przestrach, wściekłość i nienawiść. Człowiekiem
tym był hrabia Winters. Jadąc swym autem, zupełnie niespodziewanie ujrzał Li-Fanga, który
biegł do Janki. - On jest wolny.... wolny! - wyszeptał wściekle!! - Piekło i szatan!
Rozjątrzenie odebrało mu zimną krew i rozwagę. Pierwszą jego myślą było nie dopuścić za
wszelką cenę, by zakochani spotkali się. Za wszelką cenę należy unieszkodliwić
nienawistnego rywala. Hrabia Winters nienawidził Li-Fanga do tego stopnia, że omal nie
popełnił szaleństwa na jego widok. - On musi umrzeć! On musi umrzeć! - powtarzał.
W następnej chwili hrabia miał już w głowie gotowy plan, który wymagał szybkiego
wykonania. Limuzyna podążała w ślad za Li-Fangiem, który szedł coraz szybciej.
- On idzie do Janki! - pomyślał hrabia. - Czekaj drogi chłopcze, zobaczymy, czy prędko tam
zajdziesz!
*
* *
Janka powróciła do domu. Doktor Eljot pożegnał się z nią i dziewczyna pozostała sama.
Smutna i znużona, wyminęła opustoszałe pokoje na parterze. Okropne, tragiczne chwile
minęły już, a teraz ciało i umysł dziewczęcia dopominały się gwałtownie wypoczynku. Czyż
mogła jednak znalezć spokój przybita ciężką troską o Li-Fanga i biednego, nieszczęsnego
Karola? Zdjęła czarny welon ze swych jasnych włosów i stanęła przy oknie, spoglądając w
zadumaniu na ożywioną ulicę, skąpaną w promieniach popołudniowego słońca. Ileż
szczęśliwych, beztroskich ludzi spacerowało o tej porze!
Powoli, bardzo powoli budziła się w jej sercu gorąca tęsknota za Li-Fangiem, gdyż ból po
utracie ojca chwilowo przytłumił miłość do księcia. Dlaczego Li-Fang nie przybywa? Dlaczego
w tej bezdennie smutnej chwili nie może złożyć skołatanej głowy na piersi ukochanego? Czy
stało się jakieś nieszczęście, że Li-Fang nie zjawia się. Dwie wielkie łzy spłynęły po jej
policzkach. I wówczas wydało jej się nagle, że wzrok ją myli, ujrzała bowiem na ulicy postać
najdroższego. Janka zadrżała. Czy był to sen, czy radosna rzeczywistość?
Ciężko dysząc, dziewczę wychyliło się z okna, przyciskając oburącz gwałtownie bijące serce.
Nie, ona się nie omyliła. Tam, naprzeciw, na przeciwległym chodniku podąża Li-Fang, jej
ukochany chłopiec z dalekiej krainy. On jest wolny... wolny! Biegnie ku niej teraz właśnie, w
chwili, gdy czuła się taka opuszczona przez wszystkich! - Li-Fang! Li-Fang! - wołała głośno,
przepełniona niezmierną radością. - Li-Fang, mój drogi, miły, słodki chłopcze! Nareszcie,
nareszcie powracasz do swej stęsknionej Janki! O Boże, dzięki Ci! Teraz już wszystko będzie
dobrze! Ale dlaczego nie unosi głowy, dlaczego nie spogląda w jej stronę, dlaczego nie słyszy
jej wołania? Janka wychyliła się jeszcze Bardziej z okna, machając białą chusteczką.
Li-Fang kroczy z opuszczoną głową, pogrążony w swoich myślach. Czy odczuł bliskość
ukochanej? Podnosi nagle głowę i zatrzymuje się, olśniony na jedną sekundę, gdyż i on
również dostrzegł swą słodką Janeczkę.
- Jedyny, ukochany! - dziewczę rozkrzyżowało szeroko ramiona nareszcie.. nareszcie
powracasz do mnie! Wyraz bezmiernego szczęścia zjawił się na twarzy młodzieńca.
Zbiegł z chodnika i skracając drogę do pałacu, pobiegł jezdnią na ukos, nie spuszczając wzroku
z okna, w którym ujrzał Jankę.
- Li-Fang ! - krzyknęła radośnie dziewczyna, lecz okrzyk ten zamarł nagle w jej gardle.
Odrętwiała z przerażenia. Patrzyła rozszerzonymi oczami na tragiczną scenę, która odegrała się
na ulicy. W chwili bowiem, gdy zakochany młodzieniec przebiegał przez jezdnię, przed jej
oczami mignęło w szalonym pędzie eleganckie auto. Miłosierny Boże, co to było?! Rozległy
się krzyki przechodniów, a Li-Fang zniknął nagle, podczas gdy limuzyna pędziła dalej i skryła
się za najbliższym zakrętem ulicy. Co się stało? Janka zachwiała się. Przed oczyma poczęły
latać czarne płaty, ręce zaś wczepiły się kurczowo w framugę okna. Kredowo-blada
spoglądała w dół, na ulicę. Ujrzała ludzi, biegnących zewsząd w stronę ciemnej masy,
leżącej pośrodku jezdni. To był Li-Fang , który leżał bez ruchu na bruku ulicy.
Przerazliwy krzyk wydarł się z piersi dziewczęcia. Jak szalona wybiegła z pokoju, zbiegła ze
schodów, wypadła z pałacu i rzuciła się w stronę tłumu. Ludzie rozstąpili się. Janka uklękła
obok Li-Fanga, który śmiertelnie blady leżał nieruchomo na jezdni.
- Najdroższy, jedyny! - zabrzmiało żałosne wołanie. - O Boże! Otwórz oczy, przemów do
mnie! Nieprzytomna z przerażenia, otarła jego czoło z ciemnej krwi, płynącej wąską strugą.
Usłużne ręce obecnych ludzi podniosły Li-Fanga. - Gdzie go zanieść? - zapytano.
- Tam, tam, do tego domu! - wykrztusiła Janka i chwiejąc się na nogach podążyła za ludzmi
niosących rannego. Złożono go na kanapie w gabinecie jej ojca. Jej ukochany leżał cichy i
milczący. Oczy jego były zamknięte. Stary służący, Tomasz, usiłował bezskutecznie zatrzymać
krwotok. Janka stała obok niego i wstrząsana niepowstrzymanym szlochem, ocierała krew
z czoła Li-Fanga. Szeptała doń gorące zaklęcia, bezustannie wymawiając jego imię i błagając,
by otworzył oczy i przemówił do niej.
Doktor Eljot, zawezwany w pośpiechu przez telefon, zjawił się w nieprawdopodobnie krótkim
czasie. Stary lekarz rozpoczął badanie rannego, podczas gdy Janka opowiadała mu o
nieszczęśliwym wypadku na ulicy.
- Czy będzie żyć doktorze? - wyszeptała, drżąc na całym ciele. - O, mój Boże, jeśli on umrze,
to i ja również pójdę za nim!
Badanie chorego trwało dość długo. Wreszcie stary lekarz uniósł głowę i rzekł, ujmując drżącą
rączkę dziewczęcia:
- Stan jego nie jest beznadziejny, drogie dziecko. Jeśli tylko nie wywiążą się wewnętrzne
komplikacje, narzeczony pani odzyska zdrowie w krótkim czasie. Niebawem odzyska
przytomność. Odwagi, panno Janino! Jeszcze kilka minut cierpliwości, a wszystko będzie
dobrze. A Teraz niech mi pani powie czy zatrzymano szofera, który spowodował wypadek?
- Nie doktorze! Limuzyna zwiększyła szybkość i znikła w przeciągu kilku sekund.
- Limuzyna? - zastanawiał się lekarz. - Wielka limuzyna? - Tak.
- Jak ona wyglądała? A może w przerażeniu nie dostrzegła pani kształtów tego auta ?
- O, doktorze! Nigdy nie zapomnę tego samochodu, póki żyć będę! Była to wydłużona
maszyna, ciemno-niebieskiego koloru, z jasno-żółtym szlakiem.
- Wielkie nieba! - żachnął się doktor. - Czy to możliwe? Czy pani się nie myli? Czy widziała
pani zupełnie wyraznie?
- Zupełnie wyraznie! Mogła bym przysiąc! Odniosłam nawet wrażenie, że podobną limuzynę
poprzednio gdzieś widziałam. I nie myli się pani! - rzekł, blednąc doktor Eljot. - Tę limuzynę
widziała pani dzisiaj obok cmentarza! Okropne przerażenie targnęło sercem dziewczęcia.
Kurczowo chwyciła rękę doktora i zawołała: - Kto siedział w tym aucie? Kto to był, Doktorze?
Miej litość nade mną, wyjaw mi całą prawdę! Doktor Eljot zawahał się. - Możliwe, że się
mylę - rzekł. - Przecież nie widziałem tej limuzyny. W Warszawie jest wiele aut o podobnym
wyglądzie. Jednak zastanawia mnie żółty szlak na aucie, albowiem auto z żółtym szlakiem
posiada hrabia Winters.
- Hrabia Winters! - zawołała Janka przerywanym głosem. - Tak, to on, to on! Zaprzysiągł
zemstę Li-Fangowi, zagroził mi, że uczyni wszystko by uniemożliwić nasz związek!
- Moje dziecko - odparł uspokajająco doktor - nie powinnaś dręczyć się niepotrzebnie. Szanuj
swe nerwy, gdyż mogą one nie wytrzymać. A teraz pozwól, że powrócę do mego chorego.
I ukrywając swe zmieszanie, podążył do łoża Li-Fanga. Ranny nie odzyskał jeszcze
przytomności, pomimo jego przewidywań. - Doktorze, jesteś zaniepokojony stanem Li-Fanga!
- krzyknęła dziewczyna, śledząc z przerażeniem wyraz twarzy lekarza . - Zdaje się pani -
odparł, nie chcąc niepokoić dziewczęcia. Li-Fang począł cicho jęczeć. Twarz jego wykrzywiła
się boleśnie. Janka nachyliła się nad swym najdroższym i przyglądała się ukochanej twarzy
blada i drżąca. - Dlaczego mu pan nie pomaga? doktorze! - zapytała cichym głosem. - On ma
bóle, dajże mu doktorze, jakiś środek uśmierzający.
- Zatelefonuję natychmiast do mej kliniki odparł zdenerwowany lekarz - by przysłano wóz
po rannego. - Chce go pan zabrać? - przeraziła się dziewczyna...
- Koniecznie. W mej klinice chory będzie miał lepszą opiekę i wszelkie warunki potrzebne do
wyzdrowienia. Jeśli chcesz, moje biedne dziecko, by Li-Fang powrócił szybko do zdrowia,
nie sprzeciwiaj się, bym przewiózł go do mego zakładu.
Nieszczęsna dziewczyna zadrżała na myśl, że znów rozstanie się ze swym ukochanym, lecz
nawet nie myślała opierać się zarządzeniom starego lekarza.
- Li-Fang szeptała, powstrzymując łzy - czy słyszysz mnie ? Czy to możliwe że nie
poznajesz swe Janki?
- Janko! - uleciały ciche słowa z jego pobladłych ust - mała, kochana Janeczko... kocham cię ...
tak bardzo... Tutaj zamilkł i zamknął oczy.
Doktor Eljot, powróci do pokoju i ze współczuciem spojrzał na bladą dziewczynę.
- On przemówił! - szepnęła cicho. - powiedział tylko kilka słów, lecz wie że jestem przy nim.
Poznał mnie. Doktorze, pozwól, że pojadę z nim do kliniki. Moje miejsce jest przy nim. Tutaj
oszaleję chyba ze zmartwienia i niepokoju. Chcę pielęgnować go. Będę czuwać przy jego łożu
przez całą noc.
Stary lekarz nie odpowiedział od razu. Twarz jego miała wyraz głęboko zafrasowany. Po chwili
jednak pogłaskał jasne włosy dziewczęcia i rzekł:
- Nie pozostawię pani samej w tym pustym domu. Niech pani jedzie z nami. Może nawet lepiej,
że nie pozostanie pani sama jedna w nocy.
Kilka minut pózniej zjawili się sanitariusze z noszami. Li-Fang jęczał cichutko, gdy go
ostrożnie podniesiono i wyniesiono z pałacu. Janka kroczyła przy noszach. Trzymając oburącz
jego rękę, cichutko płakała. Odczuwała jego ból, zupełnie jak gdyby ją samą bolało.
Li-Fanga przewieziono do kliniki. Sanitariusze zanieśli go na salę operacyjną. Janka
przechodziła straszne chwile. Siedząc w poczekalni, czekała na wyrok lekarza tak, jak się
oczekuje wyroku śmierci.
Wreszcie drzwi sali operacyjnej otwarły się. Doktor Eljot, wyszedł do poczekalni i szybko
zbliżył się do niej. - Wszystko w najlepszym porządku, panno Janino! - rzekł zadowolony.
- Rany głowy są dosyć głębokie, lecz na szczęście wyleczymy go szybko. Parę tygodni kuracji
i wypoczynku zdziałają cuda. Musiałem nastawić zwichniętą rękę i obecnie Li-Fang
wypoczywa, wobec czego prosiłbym by pani nie wchodziła doń na razie.
- Dzięki, dzięki, doktorze! - rzekła Janka, składając ręce, jak do modlitwy.
Lekarz ujął jej podbródek i rzekł z uśmiechem: - Dam pani tymczasem zajęcie, by w ten
sposób skrócić czas oczekiwania. W mej klinice znajduje się jeszcze jeden człowiek, który
czeka na panią z utęsknieniem. - Karol Garlicz! - wyszeptała Janka.
- Zgadła pani. Pan Garlicz czuje się dziś daleko lepiej. Gorączka spadła, chory zaś dopytuje się
ciągle o panią. - Idę z panem - oświadczyła dziewczyna. Lekarz ujął ją pod ramię i
zaprowadził do pokoju, gdzie leżał Karol. Dziewczę zatrzymało się obok jego łoża i boleśnie
wzruszona spojrzał na bladego młodzieńca, leżącego nieruchomo z zamkniętymi oczyma na
śnieżno- białej pościeli. Janka zadrżała. Czy, to był rzeczywiście Karol? ten wesoły zazwyczaj,
pełen radości życia młodzieniec. Czy, to jego twarz?, ta blada maska o zapadniętych policzkach
i ostrych rysach, pełnych cierpienia i goryczy. - Karolku! - wyszeptała z bijącym sercem.
Chory otworzył nagle oczy, wielkie oczy, przestraszone i niedowierzające. - Janeczko... ty,?
- Ja, Karolku! - odpowiedziała - nie poruszaj się, mój drogi chłopcze, gdyż będę musiała cię
opuścić, a przecież tak się cieszę, że doktor Eljot, pozwolił mi cię zobaczyć.
- Długo ciebie nie widziałem, Janko! - rzekł słabym głosem - tak czekałem na ciebie!
Janka pogłaskała czule jego wychudłe ręce. - Nie mogłam przyjść wcześniej - rzekła.
Na twarzy młodzieńca zajaśniał uśmiech szczęścia. Nagle oblicze jego zasępiło się.
- Nosisz żałobę? Janeczko. Powiedz mi, co to znaczy?
Dziewczyna nie odpowiedziała na razie, powstrzymując łzy, cisnące jej się do oczu.
Karol zrozumiał, dlaczego dziewczę milczy. - Twój ojciec - wyszeptał - o, biedna,
nieszczęśliwa Janeczko! Kiedy on umarł? Opowiedz mi wszystko bez obawy. Jestem dość silny,
by wiedzieć wszystko.
Dziewczyna opisała ostatnie chwile swego ojca. Głos jej drżał, gdy mówiła o jego agonii i o
słowach, które wypowiedział przed śmiercią. Gdy skończyła, Karol zamknął oczy i wyszeptał:
- A więc Li-Fang jest wolny! Jakże się cieszę! Czy tajemnica skradzionego talizmanu została
wykryta? Czy schwytano złodzieja?
- Nie, Karolu. Kradzież talizmanu pozostała nierozwiązaną zagadką, gdyż ojciec mój zabrał
tajemnicę do grobu. Pomimo mych błagań, nie chciał wyjawić nazwiska mordercy. To było
straszne: ojciec bał się go nawet w godzinie śmierci.
- Gdzie jest Li-Fang? - zapytał chory. - Dlaczego nie jest z tobą?, skoro został zwolniony z
więzienia?
Ręce dziewczęcia zadrżały. Milczała, obawiając się, że wiadomość o nieszczęściu, jakie
przytrafiło się jej narzeczonemu, zbytnio wzruszy chorego. - Dlaczego milczysz,? Janko.
- Zapytał Karol zaniepokojony. - Dlaczego nie odpowiadasz? na moje pytanie.
- Karolu, nie powinieneś się denerwować - rzekła wreszcie. - Li-Fang nie mógł przyjść ze mną,
gdyż jest chory. Dziś wyszedł z więzienia i przytrafił mu się mały wypadek samochodowy
przed naszym domem. Auto przewróciło go. Teraz Li-Fang znajduje się tutaj, w klinice.
- O, Boże! - jęknął chory tutaj, w klinice? Biedny mój przyjaciel! Czy wiadomo kto go
przejechał? Jak się nazywa szofer? Jak wygląda auto?
- Niestety, nie zdołano zatrzymać maszyny. Szofer zdołał umknąć natychmiast po wypadku.
- Czy zapisano numer auta? - Nie. Była to ciemno-niebieska limuzyna.
Karol westchnął. - Takich jest w Warszawie bardzo wiele. Czy stan Li-Fanga jest grozny?
Oczy Janki zaszły mgłą. Karol ujął jej rączkę i lekko uścisnął.
- Nie powinnaś płakać Janeczko! - rzekł tkliwie. - Li-Fang wyzdrowieje i zabierze swoją małą,
kochaną żoneczkę do dalekiej ojczyzny. Daleko od Warszawy, w dalekich stronach zapomnisz
o straszliwych swych przeżyciach i szczęście będzie stałym gościem w twym domu.
- O, Karolu, Jakże ciężko mi na sercu! - rzekła dziewczyna smutnie. - Nie mów mi teraz o
szczęściu. Li-Fang jest chory a ja nie mam wprost odwagi myśleć o lepszej przyszłości.
- Wszystko skończy się dobrze, Janeczko, nie możesz w to wątpić. - Daj Boże!
- Jakże dajesz sobie radę bez pieniędzy, kochanie? Czym zapłaciłaś żą pogrzeb? Czyżby hrabia
Winters?... - Ach Karolu, co za myśl? Nie chcę nawet słyszeć o tym człowieku! Dzięki Bogu,
nie jestem już biedna, wyszło na jaw że kopalnia srebra daje wielkie zyski, wobec czego akcje
poszły w górę. Jestem nawet dwa razy bogatsza, niż przedtem . - Jakże to możliwe? Przecież
wiadomości z giełdy, dotyczące kopalni, były okropne! - Zostały sfałszowane!
- Sfałszowane? O Boże! Któż to uczynił? Gdzie ten nędznik. Jak się nazywa? Musisz mi
wszystko powiedzieć! Janka pochyliła swą jasną główkę i wycofała swe rączki z dłoni Karola,
by nie zdradzić się drżeniem.
Karol dostrzegł to i w jego umyśle powstało dziwne podejrzenie. Czy ta kopalnia srebra nie
znajduje się na terenach hrabiego Wintersa? Wtem chwycił kurczowo rączkę dziewczyny i
zawołał: - Janko, domyśliłem się wszystkiego, wszystkiego! Hrabia sam popełnił to oszustwo,
by pogrążyć twego ojca w nędzy. W ten sposób chciał zmusić cię do zaręczyn! Ach, ten nędzny
oszust, ten oszust!
- He - nie mogę tego zaprzeczyć. Były to najgorsze chwile mego życia!
Jednakże chory zamiast się uspokoić, stawał się coraz bardziej podniecony. W pewnej nawet
chwili uczynił wysiłek by usiąść na łóżku. Oddech jego stał się ciężki i chrapliwy. Przestraszona
dziewczyna z trudem ułożyła go z powrotem na poduszkach.
- Spokojnie Karolu, na litość Boską, bądz rozsądny! Czemu jesteś taki zdenerwowany?
- Ciemno-niebieskie auto! - zabrzmiała odpowiedz. - Winters... posiada ciemno-niebieską
limuzynę... żółty szlak... Czyś widziała ten pas żółtego koloru? Janko czy nie wiesz, że on
posiada takie auto?
Janka nie odpowiedziała od razu. Smutny jej wzrok spotkał się ze wzrokiem chorego.
- Nie możemy mu nic udowodnić - wyszeptała pomimo, że przysięgał na grobie mego ojca,
że Li-Fang nigdy nie będzie mym mężem.
- Na grobie twego ojca? Ach, nędznik! O, czego tak zle celowałem podczas pojedynku?
Biedna moja Janeczko! I znów jesteś sama, zupełnie sama. Gdy pomyślę, że i ja również
opuściłem cię. Ha , cóż robić? Jestem obecnie ruiną człowieka. Bóg jedyny wie, czy będę
mógł kierować kiedyś w życiu samolotem. A tak marzyłem, że zabiorę ciebie i Li-Fanga, jako
młodą parę nowożeńców do dalekich Chin, w moim samolocie!
- Do dalekich Chin! - powtórzyła cicho dziewczyna i serce jej zabiło gwałtownie.
Przypomniała sobie nagle okropną przepowiednię jej umierającego ojca. Czyż nie wydarzyło
się już pierwsze nieszczęście? Czyżby straszliwe proroctwo miało się spełnić?
Zimny dreszcz przebiegł po ciele dziewczęcia.
Wtem drzwi się otworzyły i do pokoju weszła siostra, która zwróciła jej uwagę, że pacjent
musi wypoczywać, wobec czego Janka powstała i śpiesznie pożegnała się z Karolem.
Po raz ostatni pogłaskała jego gorące, rozpalone czoło i wyszła.
- Czekam cię ! - doleciało ją wołanie chorego. - Wróć prędko, Janko!
Janka skinęła głową i uciekła, chcąc ukryć przed nim łzy, staczające się po jej wybladłych
policzkach.
Rozdział 13.
Pomiędzy bólem i miłością .
Nocne godziny upływały powoli, bardzo powoli.
Janka siedziała przy łóżku swego ukochanego i chłodziła bez przerwy jego rozpalone czoło.
Działanie narkotyku dawno już przeszło, lecz chory nie odzyskał jeszcze przytomności. Blady,
z zamkniętymi oczyma, leżał bez ruchu na poduszkach. Doktor Eljot, opuścił pokój przed
kilkoma zaledwie minutami, przyrzekając, że pózniej nieco powróci, by sprawdzić stan
chorego.
Dziewczyna pozostała sama z chorym i z niepokojem śledziła jego oddech. Niebawem jednak
otucha wstąpiła w jej serce. Oddech Li-Fanga stawał się mocniejszy i bardziej równomierny.
Złożyła ręce i odmówiła gorącą modlitwę do Boga, prosząc, by zesłał im wreszcie spokój i
pozwolił zakosztować beztroskiego szczęścia. Modlitwa wzmocniła ją na duchu. Uniosła swą
jasnowłosą główkę i dopiero teraz spostrzegła, że Li-Fang miał oczy szeroko otwarte, nie
dostrzegał jej jednakże.
Janko... Janko... - wymówiły ledwie dosłyszalnie jego blade usta.
- Li-Fang ! - wyszeptała czule, pochylona nad nim - czy poznajesz mnie? Spojrzał na nią, po
czym niespokojny jego wzrok powędrował po pokoju. - Gdzie jestem? - zapytał.
- Pod dobrą opieką, najdroższy - odpowiedziała - w klinice doktora Eljota.
- A więc to nie sen, lecz rzeczywistość, Janko? Od dawna czułem twoją bliskość przy mym
łóżku, lecz nie śmiałem otworzyć oczu, bojąc się, że to złudzenie pryśnie.
- Najukochańszy, to nie jest sen, lecz rzeczywistość, ja jestem przy tobie! Odpowiedziała,
nachylając się nad nim ze łzami w oczach.
Wówczas Li-Fang przyciągnął ją do siebie. Jej jasna główka spoczęła na jego piersi.
Z sercem wypełnionym szczęściem słuchała jego słów, jego kochanego głosu, za którym tak
tęskniła, który tak przedziwnie koił jej obolałe serduszko.
- Jesteś przy mnie, Janeczko moja, a ja trzymam cię w ramionach. Całuj mnie, moja jedyna,
mów do mnie, pozwól, bym nasycił się tą przecudowną chwilą naszego spotkania. Już nic nas
nie rozdzieli, jesteś moja, moja! Moje jedyne szczęście na świecie! Ach, jak cię kocham, jak
szalenie kocham cię, moja Janko!
Janka milczała, niesiona na skrzydłach upojenia, podczas gdy Li-Fang całował jej usta,
nieskończoną ilość razy, scałowywał jej łzy i jakby nie wierząc w swe szczęście zaglądał w
głąb jej chabrowych zrenic, w których dostrzegł tylko bezgraniczną , czystą miłość.
Cały świat przestał dla nich istnieć. Nie znajdując słów, nie zadawali sobie żadnych pytań,
lecz całowali się bez przerwy.
- Li-Fang ! - wyszeptała wreszcie Janka, śmiejąc się przez łzy powinieneś zasnąć
najdroższy, w przeciwnym razie doktor Eljot, powie że jestem marną pielęgniarką.
Wówczas Li-Fang oprzytomniał. Dotknął ręką bandaży na głowie i zamyślił się głęboko.
- Janko! - odezwał się po chwili - powiedz mi, proszę, co się ze mną stało? W jaki sposób
znalazłem się w lecznicy, doktora Eljota?
Dziewczę uwolniło się z ramion młodzieńca. Dreszcz przebiegł po jej ciele, wyraz szczęścia
znikł z jej twarzyczki.
- Zostałeś przejechany przez auto - odpowiedziała drżącym głosem. - Czyś nie dostrzegł
zbliżającego się samochodu?
- Tak, tak, przypominam sobie teraz - wyszeptał. - To było auto, pędzące wprost na mnie z
niezwykłą szybkością. Chciałem uskoczyć, lecz nie zdążyłem. To dziwne... odniosłem
wrażenie, że auto pędziło, jakby umyślnie, wprost na mnie, jakby koniecznie chciało mnie
przejechać.
Janko, nie przeraz się , lecz na przeciąg jednej sekundy zdawało mi się, że twarz człowieka ,
siedzącego przy kierownicy, jest mi dziwnie znajoma. Zresztą, może się mylę; w głowie mi się
mąci. - Hrabia Winters! - wyjąkała dziewczyna. - Więc jednak widziałeś go! Li-Fang był
zdumiony. - A więc i ty również go dostrzegłaś? - zapytał, przyciągając ją ku sobie. - Nie,
najdroższy, nie widziałam go, stało się to bowiem tak szybko, że ledwie dostrzec mogłam
pędzące auto. Ukochany, przerażenie mnie ogarnęło na myśl, że to mógł być hrabia Winters.
Widzisz on zaprzysiągł ci zemstę dziś na cmentarzu. Czatował na mnie przy grobie mego ojca.
Chciał wymóc na mnie przyrzeczenie, że zostanę jego żoną. Odepchnęłam go od siebie,
spoliczkowałam go i uciekłam z cmentarza. - Och, Janko, Janko! - przerwał jej Li-Fang - Jakże
to wszystko jest okropne. Dlaczego nie mogę stanąć przy twoim boku i otoczyć cię opieką?
- Najdroższy, nie opowiedziałam ci jeszcze wszystkiego szeptała, płacząc. Winters sfałszował
wiadomość o stanie kopalni srebra, by zrujnować mego ojca, a przez to zdobyć moją rękę.
Bankier Thorn powiedział mi wszystko. - Winters wszystkiemu winien, ten łotr Wintes! -
krzyknął młodzieniec nawet biednego Karola chciał zabić. Powiedz mi, Janko, jakże się
czuje mój przyjaciel? Czy na prawdę jest tak bardzo chory? jak mi to mówił doktor Eljot. -
Byłam właśnie u niego, najdroższy. Karol jest bardzo osłabiony. Rozmawialiśmy dość długo i
on pytał o ciebie. - Czy żywi do mnie urazę? że mu ciebie zabrałem. Zapytał cicho Li-Fang. -
Nie, Li-Fang. Pomimo że cierpi nad stratą, pozostał twym wiernym przyjacielem, który ciebie
nigdy nie opuści w potrzebie. - Chciałbym uścisnąć jego rękę, oto wszystko, co mógłbym
uczynić, by mu podziękować - rzekł Li-Fang wstrząśnięty do głębi. - On niczego więcej nie
pragnie, jak naszego szczęścia, najukochańszy mój.
- Czy będziesz moją, Janko? - zabrzmiało pytanie młodzieńca. - Pragnę zabrać cię z sobą do
Chin. Piękne dziewczę przycisnęło jeszcze mocniej swą jasną główkę do jego piersi, by ukryć
wyraz trwogi, jaki ukazał się na jej pobladłej twarzyczce, gdyż przypomniała sobie ostrzeżenie
umierającego ojca. Lecz miłość okazała się wreszcie silniejsza; wygnała złe myśli precz
daleko, a natomiast całą jej istotą wstrząsnął dreszcz radości, w sercu rozdzwonił się dzwon
szczęścia. - Idę z tobą, jedyny rzekła, spoglądając nań z oddaniem - gdyby nawet nasza
droga była usłana cierniami, będę znosić cierpienia mężnie przy twym boku.
- Droga usłana cierniami?! - zawołał młodzieniec z przestrachem. Co ci się przewidziało?
Najdroższa! Twoją drogę uścielę różami i osłonię cię przed najlżejszą troską. Będziemy
szczęśliwi, bardzo szczęśliwi, gdyż ty jesteś istotną treścią i wypełnieniem mego życia.
Zamieszkasz we wspaniałym pałacu, otoczona liczną służbą, która będzie czytać z twych oczu
najmniejsze twe życzenie. Zaprowadzę cię do ogrodów mego domu, gdzie rozsiewają upajające
zapachy najcudowniejsze kwiaty Wschodu. Gdzie kryształowa woda, szemrząc, płynie pośród
szmaragdowej łąki. Będziesz żyć jak w bajce. Ja będę twym księciem z bajki, a ty moją
cudowną wróżką. Czy chcesz? by nasze marzenia spełniły się rychło. Czy chcesz tego?
Janeczko. - Chcę, chcę! - wyszeptała w zachwycie. Cóż może ją złego spotkać? skoro
Li-Fang czuwa nad nią! Oddała się marzeniom, snując różowe sny w jego ramionach i
zapominając pod wpływem pocałunków o całym świecie . Nagle rozległo się lekkie pukanie do
drzwi i do pokoju wszedł dobrotliwie uśmiechnięty doktor Eljot.
Janka cofnęła się zarumieniona od łóżka, lecz oczy jej zdradzały swym blaskiem szczęście.
- A teraz dość nocnych rozmów! - oświadczył doktor - chory potrzebuje snu i wypoczynku.
I pani również musi wypocząć, przygotowano dla niej pokój na górze. Jutro rano powróci pani
do swego narzeczonego, obecnie zaś nie potrzebuje się pani o niego niepokoić.
Janka uśmiechnęła się i pogłaskała czule rękę Li-Fanga, leżącą na kołdrze.
- śpij spokojnie, mój jedyny! - szepnęła. Ostatnie spojrzenie wypełnione bezgraniczną miłością
i dziewczę opuściło pokój , podążając za doktorem.
Cicho zamknęły się drzwi. Uszczęśliwiony młodzieniec pozostał sam jeden.
Na górze zaś, w swym pokoju, Janka klęczała i zanosiła gorące modły do Nieba, błagając, by
szczęście, jakie było jej dane w udziale, trwało jak najdłużej.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
TI 03 10 13 T pl(1)TI 03 10 13 T pl(1)Wampiry z Morganville 13 ROZDZIAŁ 10 Bitter BloodRozdział 10Zadania do rozdzialu 10TIMECARD ZEST 31 10 13Rozdział2 (10)rozdzial (10)rozdzial (10)więcej podobnych podstron