Harrison Harry Planeta bez powrotu BLACK

background image

H

ARRY

H

ARRISON

P

LANETA BEZ POWROTU

Tytuł oryginalny: Planet of no return

Copyright by Harry Harrison 1964

Copyright by Polish edition CIA-Books 1990

background image

SPIS TRE ´SCI

SPIS TRE ´SCI

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

2

Zwiadowca

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

4

Zapach ´Smierci

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 13

Desperacki plan

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 25

Dzie´n przed akcj ˛

a

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 37

Z gołymi r˛ekami do piekła

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 54

Spotkanie z obcym

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 69

Pierwszy kontakt

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 78

2

background image

´Smiertelna niespodzianka

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 91

Elektroniczne przesłuchanie

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 107

Poskromienie

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 123

Niebezpieczna wyprawa

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 135

Odkrycie

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 149

Poznanie wroga

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 163

Maszyny, które morduj ˛

a

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 176

Penetracja Kanionu

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 190

Tajemnica czarnej kolumny

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 201

Zabójcy

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 208

Wojskowy punkt widzenia

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 217

Koniec misji

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 230

background image

Zwiadowca

Kiedy niewielki statek kosmiczny wnikn ˛

ał w górne warstwy atmosfery, zacz ˛

ał pło-

n ˛

a´c niczym meteor; jego blask wzmógł si˛e w ci ˛

agu kilku sekund od czerwieni do bieli.

Stop, z którego wykonana była jego powłoka, cho´c nieprawdopodobnie wytrzymały, nie

był jednak odporny na działanie a˙z tak wysokiej temperatury. Odrywane i spalane cz ˛

a-

steczki metalu tworzyły wokół sto˙zkowego dzioba statku ognist ˛

a otoczk˛e. Nagle, kiedy

zdawało si˛e, ˙ze cały statek zostanie pochłoni˛ety przez ogie´n i zniszczony, przez jaskra-

w ˛

a po´swiat˛e przedarły si˛e jeszcze ja´sniejsze płomienie silników hamuj ˛

acych. Gdyby

4

background image

statek spadał w sposób nie kontrolowany, z cał ˛

a pewno´sci ˛

a zostałby zniszczony, jego

pilot wiedział jednak, co robi i czekał do ostatniej chwili z wł ˛

aczeniem hamownic.

Mkn ˛

ał w dół przez grub ˛

a powłok˛e chmur ku pokrytej traw ˛

a równinie, która rosła

przed nim z przera˙zaj ˛

ac ˛

a szybko´sci ˛

a. Kiedy wydawało si˛e ju˙z, ˙ze katastrofa jest nie-

unikniona, hamownice odpaliły ponownie wstrz ˛

asaj ˛

ac statkiem z sił ˛

a odpowiadaj ˛

ac ˛

a

kilku G. Mimo pracuj ˛

acych pełn ˛

a moc ˛

a silników, statek opadał wci ˛

a˙z z du˙z ˛

a szybko-

´sci ˛

a i po chwili wyl ˛

adował z hukiem na ziemi, dociskaj ˛

ac do oporu amortyzatory.

Kiedy kł˛eby dymu i pyłu opadły, na jego dziobie otworzył si˛e niewielki luk i wy-

nurzyła si˛e z niego kamera. Zacz˛eła powoli zatacza´c półkola, obserwuj ˛

ac rozległe mo-

rze trawy, rosn ˛

ace w oddali drzewa. . . kompletne bezludzie. Gdzie´s daleko przemykało

w panice stado jakich´s zwierz ˛

at, szybko jednak znikło z pola widzenia. Kamera poru-

szała si˛e nieprzerwanie, a˙z w ko´ncu zatrzymała obiektyw na znajduj ˛

acych si˛e nie opodal

szcz ˛

atkach zdemolowanego sprz˛etu wojennego — rozległym rumowisku rozci ˛

agaj ˛

acym

si˛e na porytej kraterami równinie.

Był to obraz totalnej ruiny. Pole bitwy usłane było setkami, mo˙ze nawet tysi ˛

acami,

zdruzgotanych pot˛e˙znych maszyn wojennych. Wszystkie były podziurawione, pogi˛ete

5

background image

i porozrywane działaniem strasznych sił. Cmentarzysko ci ˛

agn˛eło si˛e a˙z po horyzont.

Obejrzawszy pordzewiałe korpusy, kamera wsun˛eła si˛e z powrotem do luku, którego

pokrywa zaraz si˛e zatrzasn˛eła. Min˛eło wiele minut, zanim cisz˛e przerwał zgrzyt metalu

tr ˛

acego o metal; to otwierała si˛e pokrywa ´sluzy powietrznej.

Min˛eło jeszcze kilka minut, nim ze ´srodka powoli wynurzył si˛e człowiek. Poruszał

si˛e ostro˙znie, trzymaj ˛

ac w r˛eku karabin jonowy; ko´ncówka lufy zataczała półkola ni-

czym w˛esz ˛

ace, wygłodniałe zwierz˛e. Miał na sobie ci˛e˙zki kombinezon ochronny z heł-

mem wyposa˙zonym w TV. Bacznie lustruj ˛

ac otaczaj ˛

acy teren i nie spuszczaj ˛

ac palca ze

spustu, powoli si˛egn ˛

ał woln ˛

a r˛ek ˛

a w dół i wcisn ˛

ał guzik na nadgarstku drugiej dłoni.

— Kontynuuj˛e raport. Jestem poza statkiem. B˛ed˛e szedł wolno, a˙z mój oddech wróci

do normy. Mam obolałe ko´sci. L ˛

adowałem spadaj ˛

ac swobodnie do ostatniej chwili. Było

to naprawd˛e szybkie l ˛

adowanie i w ko´ncowym momencie miałem pi˛etna´scie G. Na razie

nic nie wskazuje na to, bym został namierzony podczas spadania. B˛ed˛e mówił przez

cały czas. Ten przekaz jest nagrywany na moim statku dalekiego zasi˛egu kr ˛

a˙z ˛

acym na

orbicie. Tak wi˛ec bez wzgl˛edu na to, co si˛e stanie ze mn ˛

a, ten raport przetrwa. Chc˛e

unikn ˛

a´c takiej partaniny, jak ˛

a odwalił Marcill.

6

background image

Nie czuł wyrzutów sumienia z powodu tych słów. Odzwierciedlały one to, co my´slał

o swoim martwym ju˙z poprzedniku. Gdyby Marcill przedsi˛ewzi ˛

ał jakiekolwiek ´srodki

ostro˙zno´sci, ˙zyłby pewnie nadal. Pomijaj ˛

ac zreszt ˛

a ´srodki ostro˙zno´sci, ten dure´n powi-

nien był jednak pomy´sle´c o pozostawieniu jakiej´s wiadomo´sci. Nie zostało po nim nic,

absolutnie nic, i nie wiadomo, co si˛e z nim stało. Nawet słowa raportu, który mógłby

teraz pomóc. Hartig zmarszczył nos, my´sl ˛

ac o tym. L ˛

adowanie na nowej planecie za-

wsze jest niebezpieczne bez wzgl˛edu na to, jak niewinnie by ona wygl ˛

adała. Równie˙z

i ta, Selm-II, nie była z pewno´sci ˛

a pod tym wzgl˛edem wyj ˛

atkiem, zwłaszcza ˙ze nie wy-

gl ˛

adała wcale przyja´znie. To była pierwsza robota Marcilla. I ostatnia. Przekazał relacj˛e

z orbity podaj ˛

ac poło˙zenie miejsca, w którym zamierzał l ˛

adowa´c. I nic wi˛ecej. Dure´n!

Od tego czasu wszelki słuch o nim zagin ˛

ał. Wła´snie wtedy zdecydowano si˛e wezwa´c fa-

chowca. Dla Hartiga był to siedemnasty zwiad planetarny. Zamierzał wykorzysta´c całe

swoje do´swiadczenie, aby na siedemnastu si˛e nie sko´nczyło.

— Rozumiem, dlaczego Marcill wybrał wła´snie to miejsce. Nie ma tu niczego prócz

trawy. To bezludna równina ci ˛

agn ˛

aca si˛e na wszystkie strony. tu˙z obok miejsca l ˛

adowa-

nia rozegrała si˛e jaka´s bitwa. . . i to nie tak dawno. Pozostało´sci po niej znajduj ˛

a si˛e na

7

background image

wprost mnie. Wygl ˛

ada to na ró˙znego rodzaju sprz˛et bojowy. Kiedy´s te maszyny musiały

wygl ˛

ada´c imponuj ˛

aco, teraz jednak s ˛

a porozrywane i pordzewiałe. Spróbuj˛e przyjrze´c

si˛e im z bliska.

Hartig zamkn ˛

ał wej´scie do ´sluzy i ostro˙znie, nie przerywaj ˛

ac relacji, ruszył w stron˛e

pobojowiska.

— Te maszyny s ˛

a naprawd˛e gigantyczne. Najbli˙zsza ma co najmniej pi˛e´cdziesi ˛

at

jardów długo´sci: pojazd g ˛

asienicowy z pojedyncz ˛

a, ogromn ˛

a luf ˛

a. Jest zniszczony. Nie

wida´c na nim ˙zadnych oznacze´n. Spróbuj˛e przyjrze´c mu si˛e z bliska: Przyznam si˛e

jednak szczerze, ˙ze mi si˛e to nie podoba. Z orbity nie było tu wida´c ˙zadnych miast,

nie było słycha´c ˙zadnych audycji b ˛

ad´z sygnałów na jakimkolwiek zakresie fal radio-

wych. A mimo to jest tu pobojowisko i te wraki. To przecie˙z nie s ˛

a zabawki. Ten sprz˛et

jest wytworem bardzo zaawansowanej techniki. Nie jest złudzeniem. To solidny metal,

który został rozerwany przez co´s jeszcze pot˛e˙zniejszego. Nadal nie widz˛e na korpusie

˙zadnych symboli ani znaków identyfikacyjnych. Spróbuj˛e wej´s´c do ´srodka. Z miejsca,

w którym stoj˛e, nie dostrzegam wprawdzie ˙zadnego włazu, ale jest tam z boku wyrwa,

8

background image

w której zmie´sciłby si˛e z powodzeniem łazik. Id˛e tam. W ´srodku mog ˛

a by´c jakie´s do-

kumenty, a na urz ˛

adzeniach kontrolnych jakie´s napisy.

Nagle Hartig przystan ˛

ał. Zamarł w bezruchu i uchwycił r˛ek ˛

a poszarpany brzeg wy-

rwy. Wydało mu si˛e, ˙ze co´s usłyszał. Ostro˙znym ruchem podniósł poziom sygnału ze-

wn˛etrznego mikrofonu. Jedynym, co go dobiegło, był jednak tylko odgłos wiatru wy-

j ˛

acego pomi˛edzy metalowymi szcz ˛

atkami. Nic wi˛ecej. Nadsłuchiwał przez chwil˛e, po

czym wzruszył ramionami i odwrócił si˛e, aby wej´s´c przez wyrw˛e do wn˛etrza maszyny.

Z przera˙zaj ˛

ac ˛

a gwałtowno´sci ˛

a spomi˛edzy metalowych szcz ˛

atków rozbrzmiał echem

odległy mechaniczny zgrzyt. Hartig obrócił si˛e i przycupn ˛

ał wysuwaj ˛

ac do przodu ka-

rabin gotowy do strzału.

— Co´s si˛e tam porusza. Jeszcze tego nie widz˛e. . . ale słysz˛e wyra´znie. Wł ˛

aczyłem

zewn˛etrzny mikrofon w obwód, ˙zeby odbierany przez niego d´zwi˛ek nagrywał si˛e takie.

Staje si˛e coraz dono´sniejszy, to chyba koła, g ˛

asienice, . . . skrzypi ˛

a, zgrzytaj ˛

a. Pojazd. . .

Jest!

Ze zgrzytem metalu spomi˛edzy zniszczonych maszyn wyłonił si˛e nieznany pojazd.

Mniejszy od pozostałych miał nie wi˛ecej ni˙z pi˛e´c jardów długo´sci — sun ˛

ał do przodu

9

background image

z zapieraj ˛

ac ˛

a dech w piersiach szybko´sci ˛

a. Był czarny i wygl ˛

adał złowrogo. Hartig pod-

niósł wy˙zej karabin, ale kiedy zobaczył jak pojazd skr˛eca przy´spieszaj ˛

ac, zdj ˛

ał palec ze

spustu.

— Kieruje si˛e w stron˛e mojego l ˛

adownika! Pewnie namierzył go, kiedy l ˛

adowałem.

Za pomoc ˛

a promieniowania, radaru, nie wiem. Wł ˛

aczam urz ˛

adzenie do zdalnego stero-

wania, aby przygotowa´c pokładowe urz ˛

adzenia obronne. Gdy tylko ten pojazd znajdzie

si˛e w ich zasi˛egu, zostanie zmieciony z powierzchni ziemi. . . Teraz!

Jedna po drugiej rozległy si˛e detonacje, kiedy szybkostrzelne działka pokładowe

pluły ´smiertelnym ogniem. Ziemia zatrz˛esła si˛e, w powietrze wyleciały odłamki skał

i wzbiły si˛e kł˛eby dymu. Działka zamarły, lecz kiedy tylko pojazd wyłonił si˛e z kł˛ebów

pyłu, na nowo rozpocz˛eły kanonad˛e. Pojazd był zupełnie nietkni˛ety.

— Ten pojazd jest szybki i wytrzymały, ale główne działa poradz ˛

a sobie z nim. . .

Nagle ziemi ˛

a wstrz ˛

asn˛eła pot˛e˙zniejsza od poprzednich eksplozja, która szcz˛ekiem

odbiła si˛e od otaczaj ˛

acych Hartiga metalowych ´scian, wywołuj ˛

ac deszcz rdzawego pyłu.

Wyjrzał na zewn ˛

atrz, zamarł w bezruchu i zacz ˛

ał mówi´c matowym głosem:

10

background image

— Mój l ˛

adownik wyleciał w powietrze. Wystarczył jeden strzał z tego cholerne-

go pojazdu, a nasze działka nawet go nie drasn˛eły. Teraz skr˛eca w moim kierunku.

Na pewno namierzył wysyłane przeze mnie sygnały radiowe, promieniowanie cieplne

lub co´s jeszcze innego. Teraz ju˙z nie ma sensu wył ˛

aczanie radiostacji. Sunie prosto

na mnie. Strzelam do niego, ale bez skutku. Nie widz˛e ˙zadnych okien ani wzierników.

Jego załoga musi korzysta´c z przeka´zników telewizyjnych. Próbuj˛e strzela´c do wyst˛e-

pów znajduj ˛

acych si˛e z przodu pojazdu. To mog ˛

a by´c detektory albo co. . . Nawet nie

zwolnił. . .

Odgłos eksplozji przerwał dalszy przekaz. Anteny kr ˛

a˙z ˛

acego wokół planety statku

zacz˛eły automatycznie poszukiwa´c utraconego sygnału. Bez skutku. Wtedy, zgodnie

z programem, centrum kontroli sprawdziło inne kanały. Nic. Z typow ˛

a dla automatów

nieust˛epliwo´sci ˛

a zacz˛eło od pocz ˛

atku, lecz nie wykryło nic poza promieniowaniem at-

mosferycznym. Po godzinie spróbowało raz jeszcze i powtarzało to nast˛epnie co sze´s´c-

dziesi ˛

at minut przez cał ˛

a dob˛e. Kiedy ta cz˛e´s´c programu została zako´nczona, zgod-

nie z instrukcj ˛

a wł ˛

aczyło radiostacj˛e nad´swietln ˛

a i wysłało cał ˛

a relacj˛e otrzyman ˛

a od

zwiadowcy z powierzchni planety. Wypełniwszy sw ˛

a powinno´s´c, wył ˛

aczyło wszystkie

11

background image

obwody prócz czuwaj ˛

acych i zamarło w niesko´nczenie cierpliwym oczekiwaniu na na-

st˛epn ˛

a instrukcj˛e.

background image

Zapach ´Smierci

— Co to? Co´s złego? — zapytała Lea.

W miejscu, w którym jej ciało stykało si˛e z Brionem, poczuła jego nagłe napi˛ecie.

Le˙zeli obok siebie w gł˛ebokiej koi całkowicie zrelaksowani i patrzyli przez bulaj na

usian ˛

a gwiazdami kosmiczn ˛

a przestrze´n. Czuła, ˙ze jego pot˛e˙zne rami˛e obejmuj ˛

ace jej

drobne ciało wyra´znie zesztywniało.

— Nic takiego. Spójrz tylko na te kolory. . .

— Posłuchaj, kochana bryło mi˛e´sni, mo˙ze jeste´s najlepszym zapa´snikiem w Galak-

tyce, ale jeste´s za to najgorszym kłamc ˛

a. Co´s si˛e stało. Co´s, o czym nie wiem.

13

background image

Brion wahał si˛e przez chwil˛e, po czym powiedział:

— Jest tu kto´s. Niedaleko. Kto´s, kogo przedtem nie było. Ten kto´s zwiastuje kłopoty.

— Wierz˛e w twoje zdolno´sci empatyczne. Widziałam, jak si˛e sprawdzały i wiem, ˙ze

potrafisz wyczu´c stany emocjonalne innych ludzi. Ale teraz jeste´s daleko w przestrzeni

kosmicznej, w drodze pomi˛edzy dwiema gwiazdami oddalonymi od siebie o całe lata

´swietlne, sk ˛

ad wi˛ec tu nowy człowiek na pokładzie. . . — urwała i spojrzała nagle na

zewn ˛

atrz, na gwiazdy. — Oczywi´scie, wahadłowiec. To pewnie jakie´s spotkanie, a nie

rutynowa korekta kursu. Czy˙zby tam był jaki´s inny statek nad´swietlny? Kto´s b˛edzie si˛e

przesiadał. . .

— On nie leci. . . on ju˙z przyleciał. Jest ju˙z na pokładzie. Idzie prosto do nas. Nie

podoba mi si˛e to wszystko. Nie podoba mi si˛e ten facet. . . ani ta wiadomo´s´c, z któr ˛

a

przybywa.

Jednym płynnym ruchem Brion zerwał si˛e na nogi, odwrócił si˛e do tyłu i zacisn ˛

pi˛e´sci. Mimo i˙z miał ponad metr osiemdziesi ˛

at wzrostu i wa˙zył blisko sto trzydzie´sci

pi˛e´c kilogramów, poruszał si˛e zwinnie jak kot. Lea spojrzała na wyprostowan ˛

a posta´c

i prawie poczuła wypełniaj ˛

ace j ˛

a napi˛ecie.

14

background image

— Nie mo˙zesz mie´c pewno´sci — powiedziała cicho. — Niew ˛

atpliwie masz racj˛e,

kto´s przybył na statek Ale nie musi to wcale oznacza´c, ˙ze ma jakikolwiek zwi ˛

azek

z nami. . .

— Jeden martwy człowiek, by´c mo˙ze nawet dwóch. Ten, który si˛e zbli˙za, sam cuch-

nie ´smierci ˛

a. Ju˙z tu jest.

Lea westchn˛eła gł˛eboko, kiedy usłyszała za sob ˛

a otwieraj ˛

ace si˛e drzwi do kajuty.

Z l˛ekiem spojrzała przez rami˛e, nie wiedz ˛

ac, czego oczekiwa´c. Słycha´c było odgłos

delikatnego szurni˛ecia nog ˛

a, po którym nast ˛

apił głuchy stukot. I znowu: szurni˛ecie,

stukot. Coraz bli˙zej i gło´sniej. Zaraz potem w drzwiach ukazał si˛e m˛e˙zczyzna. Zawahał

si˛e i rozejrzał na boki, mrugaj ˛

ac, jak gdyby miał kłopoty ze wzrokiem.

Lea musiała zdoby´c si˛e na niemały wysiłek, aby ukry´c uczucie wstr˛etu, którego na

jego widok doznała, a tak˙ze aby nie odwraca´c wzroku. Jedyne oko m˛e˙zczyzny spojrza-

ło powoli za ni ˛

a, na Briona. Kiedy go dojrzał, ponownie ruszył do przodu, powłócz ˛

ac

wykr˛econ ˛

a dziwnie stop ˛

a i stawiaj ˛

ac ci˛e˙zko kul˛e przy ka˙zdym kroku. Zapewne ta sama

siła, która okaleczyła jego nogi, oderwała mu równie˙z fragment prawej połowy twarzy.

Nowa skóra, która wyrosła w tamtym miejscu, była jasnoró˙zowa. Pusty oczodół zakry-

15

background image

wała opaska. Nie miał tak˙ze prawej r˛eki. W jej miejscu znajdowała si˛e przeszczepiona

do obojczyka jej miniatura, która dopiero po roku osi ˛

agnie normaln ˛

a wielko´s´c. Teraz

była jeszcze niedu˙za, przypominała z wygl ˛

adu r˛ek˛e dziecka — miała około trzydziestu

centymetrów długo´sci — i zwisała bezwładnie. Przybyły poczłapał bli˙zej do masywnej

postaci Briona.

— Nazywam si˛e Carver

1

— przedstawił si˛e. — Przybyłem tu, aby si˛e z tob ˛

a zoba-

czy´c, Brandd.

— Wiem. — Napi˛ecie opu´sciło teraz ciało Briona równie szybko jak nim owładn˛e-

ło. — Usi ˛

ad´z i odpocznij.

Lea nie mogła powstrzyma´c si˛e od odsuni˛ecia na bok, kiedy Carver westchn ˛

awszy

gł˛eboko opadł na koj˛e tu˙z przy niej. Słyszała jego ci˛e˙zki oddech i widziała kropelki potu

na skórze, kiedy grzebał w kieszeni, szukaj ˛

ac kapsułki, któr ˛

a nast˛epnie wło˙zył do ust.

Spojrzał na dziewczyn˛e i skin ˛

ał głow ˛

a.

— Doktor Lea Morees — powiedział. — Pani tak˙ze potrzebuj˛e.

1

Carver (ang.) — rze´zbiarz (przyp. tłum.).

16

background image

— Culrel? — zapytał Brion.

Carver przytakn ˛

ał.

— Cultural Relationships Foundation

2

. Rozumiem, ˙ze pracowali´scie ju˙z kiedy´s z na-

mi?

— Owszem. To był nagły wypadek. . .

— Ka˙zdy wypadek jest nagły. Stało si˛e co´s bardzo wa˙znego i wysłano mnie, abym

spotkał si˛e wła´snie z wami.

— Dlaczego z nami? Dopiero co wrócili´smy z zadupia, jakim była planeta Dis.

Lea tylko co wyzdrowiała. Obiecano nam, ˙ze b˛edziemy mieli troch˛e odpoczynku przed

nast˛epn ˛

a akcj ˛

a. Zgodzili´smy si˛e pracowa´c dalej dla waszych ludzi, ale nie ju˙z teraz. . .

— Powiedziałem wam. . . To nagła sprawa — głos Carvera był chrapliwy. Wcisn ˛

zdrow ˛

a r˛ek˛e mi˛edzy kolana, aby powstrzyma´c dr˙zenie. Był to ból lub przem˛eczenie albo

obie te rzeczy na raz i starał si˛e im nie podda´c. — Wła´snie, jak zapewne dostrzegacie,

wróciłem z innej tego typu nagłej akcji. Je´sli to polepszy wam samopoczucie, powiem,

2

Fundacja Zwi ˛

azków Kulturowych (przyp. tłum.).

17

background image

˙ze wiem, co si˛e wam przytrafiło na Dis i ˙ze w zwi ˛

azku z tym zaproponowałem nawet, ˙ze

sam przeprowadz˛e t˛e robot˛e. Wy´smiali mnie. Dla mnie nie było to wcale takie ´smieszne.

No jak, zgadzacie si˛e? — Odwrócił si˛e, aby spojrze´c Brionowi w twarz.

— Nie mo˙zesz nalega´c na Le˛e, nie teraz. Zajm˛e si˛e tym sam.

Carver sprzeciwił si˛e ruchem głowy.

— Musicie działa´c razem, jako zespół. Rozkazy w tej sprawie s ˛

a wyra´zne. Jednako-

we zdolno´sci, synergiczny zwi ˛

azek. . .

— Polec˛e z Brionem — powiedziała Lea. — Czuj˛e si˛e ju˙z znacznie lepiej. Zanim

dotrzemy na miejsce b˛ed˛e w pełni sił.

— Miło to słysze´c. Jak zapewne wiecie, jeste´smy organizacj ˛

a całkowicie dobrowol-

n ˛

a — Carver zignorował drwi ˛

ace prychni˛ecie Briona i wygrzebał z kieszeni płaskie pla-

stikowe pudełko. — Nie s ˛

adz˛e, aby´scie nie wiedzieli, i˙z prawie wszystkie nasze akcje

dotycz ˛

a kultur, które prze˙zywaj ˛

a kłopoty, społecze´nstw zamieszkuj ˛

acych planety, które

zostały odci˛ete od głównego nurtu ludzkich kontaktów przez tysi ˛

ace lat. Nie zajmujemy

si˛e z zasady odkrywaniem planet na nowo, to zadanie Zwiadu Planetarnego. Oni lec ˛

a

zawsze pierwsi, potem przekazuj ˛

a nam zgromadzone informacje. To twarda jednostka.

18

background image

Słu˙zyłem tam cztery lata, dopiero potem przeszedłem do Fundacji. — U´smiechn ˛

ał si˛e

ironicznie. — My´slałem, ˙ze ta nowa robota b˛edzie łatwiejsza. Zwiad Planetarny ma

jednak jakie´s problemy i zwrócił si˛e do nas o pomoc. Czy jeste´scie gotowi ju˙z teraz

zapozna´c si˛e z tymi nagraniami?

— Przynios˛e odtwarzacz z mojej kabiny — powiedział Brion.

Carver skin ˛

ał oci˛e˙zale głow ˛

a, zbyt zm˛eczony, aby mówi´c.

— Zamówi´c ci co´s? — zapytała Lea, kiedy Brion wyszedł z kajuty.

— Tak, ch˛etnie jakiego´s drinka. Popij˛e nim pigułk˛e. . . za kilka minut poczuj˛e si˛e

lepiej. Ale bez alkoholu, na razie nie mog˛e.

Czuła jego spojrzenie na sobie, kiedy dzwoniła do centrali pasa˙zerskiej i przeka-

zywała zamówienie komputerowi. Kiedy odło˙zyła słuchawk˛e, odwróciła si˛e szybko

w stron˛e go´scia.

— No i jak oceniasz to, co widzisz?

— Przepraszam. Nie chciałem si˛e gapi´c. Czytałem o tobie w rejestrze. Nigdy jeszcze

nie spotkałem nikogo z Ziemi.

— A czego si˛e spodziewałe´s? Dwóch głów?

19

background image

— Powiedziałem przepraszam! Przed opuszczeniem rodzinnej planety i ruszeniem

w Kosmos s ˛

adziłem, ˙ze cała ta opowie´s´c o Ziemi to jeden z mitów religijnych. . .

— No i teraz widzisz, ˙ze jeste´smy z prawdziwego, niedo˙zywionego ciała i krwi. Je-

ste´smy niedojadaj ˛

acymi mieszka´ncami przeludnionej i zu˙zytej planety. Przypuszczam,

˙ze powiedziałby´s, ˙ze mamy to, na co zasłu˙zyli´smy.

— Nie. No, mo˙ze w jednej kwestii, nie wi˛ecej. Jestem przekonany, ˙ze Imperium

Ziemskie ponosi win˛e za brak umiaru w wielu sprawach. Mam tu na my´sli to wszystko,

o czym mo˙zna przeczyta´c w podr˛ecznikach szkolnych. Nikt w to nie w ˛

atpi. Ale to ju˙z

historia, staro˙zytno´s´c sprzed wielu tysi˛ecy lat. To, co ma teraz dla mnie wi˛eksze zna-

czenie, to przyszło´s´c wszystkich tych planet, które znalazły si˛e w izolacji po Upadku.

Kiedy zobaczyłem na własne oczy, jaki los spotkał niektóre z nich, zdałem sobie spraw˛e

z tego, jaki brutalny mógłby sta´c si˛e wszech ´swiat. Ludzko´s´c z zasady przynale˙zy do

Ziemi. Osobi´scie mo˙zecie czu´c si˛e gorsi, poniewa˙z przeludnienie i ograniczone zapasy

surowców spowodowały ogólne zmniejszenie si˛e waszych ciał. Tak czy inaczej, nale˙zy-

cie do Ziemi i jeste´scie jej wytworem. Wielu w´sród nas jest wi˛ekszych i silniejszych od

was, ale jest to jedynie skutek konieczno´sci przystosowania si˛e do okrutnych i brutal-

20

background image

nych ´swiatów. Przyzwyczaiłem si˛e ju˙z do tego i traktuj˛e nawet jako norm˛e. Kiedy ciebie

zobaczyłem, uzmysłowiłem sobie jednak, ˙ze dom rodzinny ludzko´sci nadal istnieje —

u´smiechn ˛

ał si˛e. — Mo˙ze wyda ci si˛e to ´smieszne, ale na twój widok doznałem uczucia

zadowolenia i ulgi. Poczułem si˛e jak dziecko, które odnalazło dawno utraconych ro-

dziców. Obawiam si˛e, ˙ze te słowa nie oddaj ˛

a dobrze tego, co czuj˛e. To tak jak powrót

do domu z dalekiej podró˙zy. Widziałem, w jaki sposób ludzko´s´c zaadaptowała si˛e do

wielu planet. Spotkanie ciebie to jakby w pewnym sensie wchłoni˛ecie koj ˛

acej szczypty

wiedzy. Nasz dom nadal tam jest Ciesz˛e si˛e, ˙ze ci˛e spotkałem.

— Wierz˛e ci, Carver — u´smiechn˛eła si˛e. — Musz˛e przyzna´c, ˙ze ja tak˙ze zaczynam

ci˛e lubi´c. Cho´c musz˛e równie˙z doda´c, ˙ze twój wygl ˛

ad nie nale˙zy do najprzyjemniej-

szych.

Za´smiał si˛e i odchylił do tyłu, popijaj ˛

ac małymi łykami zimnego drinka, który został

automatycznie dostarczony na stół.

— Daj mi rok, a nie poznasz mnie!

— Nie w ˛

atpi˛e, ˙ze tak b˛edzie. Jestem biologiem, egzobiologiem, wi˛ec teoretycz-

nie wiem, jakie efekty mo˙zna osi ˛

agn ˛

a´c na drodze odrostu. Jestem pewna, ˙ze za jaki´s

21

background image

czas b˛edziesz jak nowo narodzony. Ale to tylko teoria i jak dot ˛

ad nie widziałam tego

w praktyce. My, Ziemianie, nie jeste´smy zamo˙zni, wi˛ec mało kogo z nas sta´c na tak

kompleksow ˛

a rekonstrukcj˛e jak twoja.

— To jedna z niewielu korzy´sci, jakie daje ta praca. Odtwarzaj ˛

a człowieka bez

wzgl˛edu na to, jak mocno jest pokiereszowany. Za kilka miesi˛ecy pod t ˛

a opask ˛

a b˛e-

d˛e miał nowe oko.

— Miło to słysze´c. Ale szczerze mówi ˛

ac, wolałabym osobi´scie unikn ˛

a´c wszystkich

korzy´sci zwi ˛

azanych z tego typu rekonstrukcj ˛

a, je´sli nie masz nic przeciwko temu.

— Pozostaje mi zatem ˙zyczy´c ci szcz˛e´scia. Trudno zreszt ˛

a si˛e z tob ˛

a nie zgodzi´c.

Obydwoje spojrzeli na Briona, który wrócił z odtwarzaczem. Wzi ˛

ał kaset˛e z na-

graniem i wsun ˛

ał do pojemnika. Kiedy zaja´sniał ekran, razem z Le ˛

a pochylił si˛e do

przodu. Carver słuchał nagrania popijaj ˛

ac zimny płyn ze szklanki. Słyszał je ju˙z wiele

razy i przedrzemał pocz ˛

atek. Ockn ˛

ał si˛e dopiero pod koniec. Głos Hartiga był spokojny

i precyzyjny. Mimo, i˙z wiedział, ˙ze czeka go niechybna ´smier´c, nie przerywał swo-

jej relacji. Chciał ułatwi´c działanie swoim nast˛epcom. Lea była wyra´znie przera˙zona,

22

background image

kiedy nagranie dobiegło ko´nca i ekran zgasł, natomiast beznami˛etna twarz Briona nie

wyra˙zała ˙zadnych uczu´c.

— I chcecie, aby´smy udali si˛e na t˛e planet˛e, Selm-II? — zwrócił si˛e do Carvera.

Ten przytakn ˛

ał. — Dlaczego? To wygl ˛

ada bardziej na robot˛e dla wojska. Nie lepiej

byłoby wysła´c tam co´s wi˛ekszego, dobrze uzbrojonego, co potrafiłoby zadba´c o swoje

bezpiecze´nstwo?

— Nie. To jest wła´snie to, czego nie chcemy. Do´swiadczenie wykazało, ˙ze zbrojna

interwencja nigdy nie przynosi spodziewanych rezultatów. Wojna niszczy. Nam potrze-

ba przede wszystkim wiedzy, informacji. Musimy dowiedzie´c si˛e, co si˛e dzieje na tej

planecie. Potrzebujemy utalentowanych ludzi, takich jak wy. Dis była zapewne pierw-

szym waszym przydziałem, czym´s, w co zostali´scie wci ˛

agni˛eci mimo swej woli. Ale

powiodło si˛e wam nadzwyczajnie i osi ˛

agn˛eli´scie to, co według specjalistów było nie-

mo˙zliwe. Chcemy, aby´scie wykorzystali swoje zdolno´sci i w tej sprawie. Nie przecz˛e,

˙ze to mo˙ze by´c bardzo niebezpieczne, ale ta robota musi zosta´c wykonana.

— Nie planowałam ˙zy´c wiecznie — powiedziała Lea i zamówiła kilka mocnych

drinków. Jej nonszalancja nie zwiodła Briona.

23

background image

— Polec˛e tam sam — powiedział. — Lepiej sobie poradz˛e w pojedynk˛e.

— Och nie, nie mo˙zesz, ty wielka bezmózgowa bryło mi˛e´sni! Nie jeste´s dostatecznie

bystry, abym mogła pu´sci´c ci˛e samego. Polec˛e z tob ˛

a albo nie polecisz w ogóle. Spróbuj

lecie´c sam, a zastrzel˛e ci˛e. Po co maj ˛

a wie´z´c ci˛e taki szmat drogi, je´sli i tak masz zgin ˛

a´c.

Brion u´smiechn ˛

ał si˛e, słysz ˛

ac te słowa.

— Twoje współczucie i wyrozumiało´s´c s ˛

a niezwykle wzruszaj ˛

ace. Zgadzam si˛e.

Twoje argumenty przekonały mnie, ˙ze najlepiej b˛edzie, je´sli polecimy tam razem.

— ´Swietnie! — złapała szklank˛e, gdy tylko ta ukazała si˛e w wylocie podajnika

i poci ˛

agn˛eła du˙zy łyk. — Jaki ma by´c nasz nast˛epny krok, Carver?

— Trudny: Musicie przekona´c kapitana statku, aby zmienił kurs i skierował si˛e na

Selm-II. Na orbicie b˛edzie czekał na nas statek operacyjny.

— Mo˙ze by´c z tym jaki´s problem? — zapytał Brion.

— Widz˛e, ˙ze nigdy nie miałe´s do czynienia z kapitanem liniowca dalekiego zasi˛egu.

Wszyscy oni s ˛

a bardzo apodyktyczni. I podczas lotu sami decyduj ˛

a o wszystkim. Nie

mo˙zemy zmusza´c go do zmiany kursu. Mo˙zemy go jedynie przekonywa´c.

— Przekonam go — powiedział Brion. — Podj˛eli´smy si˛e tej roboty i ˙zaden pilot-

czyna nie b˛edzie stał nam na drodze!

background image

Desperacki plan

Kapitan MLuta mógłby mie´c wiele przezwisk, ale nigdy, w naj´smielszych nawet

wyobra˙zeniach, nie s ˛

adził, by nazwano go pilotczyn ˛

a. Stał twarz ˛

a w twarz z Brionem

Branddem. Spogl ˛

adali na siebie gro´znie. Obaj byli m˛e˙zczyznami rosłymi, krzepkimi

i wysokimi. . . przy czym kapitan był nawet nieco wy˙zszy. Był tak samo umi˛e´sniony

jak Brion. . . i równie wojowniczy. Byli bardzo podobni do siebie, z jednym wyj ˛

atkiem:

skóra Briona miała kolor opalenizny, kapitana za´s gł˛ebokiej czerni.

— Odpowied´z brzmi nie — powiedział kapitan MLuta chłodno, a w głosie jego

wyczuwało si˛e rosn ˛

ac ˛

a zło´s´c. Prosz˛e opu´sci´c mój mostek!

25

background image

— Chyba pan mnie dobrze nie zrozumiał, kapitanie. To była moja nieformalna pro´s-

ba.

— W porz ˛

adku. Pa´nska nieformalna pro´sba została odrzucona!

— Jeszcze nie powiedziałem, dlaczego si˛e z ni ˛

a do pana zwróciłem. . .

— I nie b˛edzie pan miał okazji, dopóki b˛ed˛e miał tu co´s do powiedzenia. A b˛ed˛e

miał. Jestem kapitanem tego statku. Mam załog˛e, pasa˙zerów i ładunek, za który odpo-

wiadam. A tak˙ze rozkład lotu. To jest dla mnie najwa˙zniejsze. Ze wszystkiego. Ju˙z i tak

wasi ludzie zakłócili lot, aby umo˙zliwi´c panu spotkanie z tym człowiekiem. Zgodziłem

si˛e na to, poniewa˙z poinformowano mnie, ˙ze to nagły wypadek. Teraz ju˙z po wszystkim.

Wyjdzie pan sam, czy mam pana wyrzuci´c?

— Prosz˛e spróbowa´c.

Głos Briona był cichy, prawie jak szept. Jego pi˛e´sci byty jednak zaci´sni˛ete, a mi˛e´snie

napi˛ete, kiedy patrzył gniewnie na kapitana, który odwzajemniał jego spojrzenie. Carver

ruszył do przodu ku´stykaj ˛

ac i z trudem wcisn ˛

ał si˛e mi˛edzy nich.

— To zaszło ju˙z za daleko — powiedział. — Zmuszony jestem interweniowa´c, za-

nim b˛edzie za pó´zno. Brandd, prosz˛e i´s´c do doktor Morees. Natychmiast.

26

background image

Brion wzi ˛

ał gł˛eboki oddech i rozlu´znił mi˛e´snie. Carver miał racj˛e, niemniej Brion

˙załował, ˙ze kapitan nie spróbował i nie dał mu szansy rozstrzygni˛ecia sprawy. Obró-

cił si˛e na pi˛ecie i podszedł do Lei, która siedziała w pobli˙zu na przymocowanym do

´sciany fotelu. Gdy tylko Brion i kapitan zostali rozdzieleni, Carver si˛egn ˛

ał zdrow ˛

a r˛e-

k ˛

a do bocznej kieszeni i wyj ˛

ał z niej kartk˛e papieru, rzucił na ni ˛

a przelotne spojrzenie

i schował j ˛

a z powrotem.

— Mieli´smy nadziej˛e, ˙ze zgodzi si˛e pan z własnej woli, kapitanie MLuta. Teraz,

dobrowolnie czy nie, pomo˙ze nam pan.

— Oficer wachtowy — powiedział kapitan do mikrofonu na kołnierzu. — Natych-

miast na mostek z trzema lud´zmi. Uzbrojonymi!

— Prosz˛e zaraz odwoła´c ten rozkaz — powiedział Carver zdenerwowany. — Prosz˛e

za pomoc ˛

a radiostacji nad´swietlnej skontaktowa´c si˛e ze swoj ˛

a baz ˛

a. Niech pan poprosi

o Kod Dp-L.

Kapitan odwrócił si˛e gwałtownie i pochylił nad kalek ˛

a.

— Sk ˛

ad pan ma ten kod? — rzucił ostro. — Kim pan jest?

27

background image

— ˙

Zadnych dalszych pyta´n, je´sli łaska. Niech pan poł ˛

aczy si˛e z nimi i powie, ˙ze

nazywam si˛e Carver. Prosz˛e im powiedzie´c, ˙ze jestem tu z panem.

Kapitan nie odpowiedział, ale wszyscy troje usłyszeli, jak odwołuje wezwanie

o zbrojne wsparcie.

— Co to za czary? — zapytał Brion, kiedy Carver opadł ci˛e˙zko na fotel obok

— To kopniak, a nie czary. Roodepoort, rodzinna planeta kapitana, nale˙zy do tych,

które wiele zawdzi˛eczaj ˛

a Fundacji. By´c mo˙ze jej mieszka´ncy nie wiedz ˛

a o tym, ale rz ˛

ad

wie. Płac ˛

a nam co roku całkowicie dobrowolnie du˙ze datki.

Brion pokiwał głow ˛

a.

— To znaczy, ˙ze Roodepoort jest jedn ˛

a z tych planet, którym pomogli´smy w prze-

szło´sci wybrn ˛

a´c z kłopotów?

— Zgadza si˛e. Dlatego zawsze mo˙zemy prosi´c ich o pomoc, bez wzgl˛edu na jej

rozmiary. Tego rodzaju długi odbieramy tylko w nagłych wypadkach. Szef ich agencji

kosmicznej został poinformowany o mojej obecno´sci tutaj i miał oczekiwa´c na wiado-

mo´sci ode mnie. Jest bardzo zaj˛ety i nie s ˛

adz˛e, aby był zadowolony z zawracania mu

28

background image

głowy t ˛

a spraw ˛

a. Kapitan b˛edzie z nami współpracował bez wzgl˛edu na to, czy b˛edzie

mu si˛e to podobało, czy nie.

Nie musieli długo czeka´c. Kapitan wrócił na mostek i stan ˛

ał przed Carverem. Wida´c

było, ˙ze gotuje si˛e wewn˛etrznie, ale Carvera nie wzruszało to w najmniejszym stopniu.

— Kim pan jest, panie Carver? Kim pan jest, ˙ze mo˙ze pan wydawa´c takie rozkazy?

— Skoro ma pan ju˙z rozkazy, nie wystarcza to panu?

— Nie. Zgodnie z kosmicznym prawem tylko ja mog˛e wydawa´c rozkazy na tym

statku. Teraz prawo to zostało złamane. Mój autorytet został podwa˙zony. A je´sli nie

zastosuj˛e si˛e do tych instrukcji?

— Mo˙ze pan to zrobi´c. Ale kiedy wróci pan do swojego portu, b˛edzie miał pan

niemało kłopotów.

— Kłopotów? — u´smiechn ˛

ał si˛e gorzko kapitan. — Pójd˛e na zielon ˛

a trawk˛e. B˛ed˛e

sko´nczony.

— Zatem zna pan cen˛e za swoj ˛

a ciekawo´s´c. Prosz˛e mi wierzy´c, kapitanie, nie chc˛e,

aby miał pan kłopoty z mojego powodu. Ta zmiana kursu jest spraw ˛

a niezwykłej wagi.

Powiem panu tyle, ile mog˛e. To akcja Fundacji. Kiedy wróci pan do domu, mo˙ze pan

29

background image

zapyta´c swoich przeło˙zonych, ludzi, którzy wydali panu ten rozkaz, o co chodzi. Do

nich nale˙zy decyzja o tym, co powinien pan wiedzie´c. Mog˛e jedynie doda´c, ˙ze ta zmiana

kursu nie jest bezcelowa. Wła´snie zgin˛eli ludzie i bez w ˛

atpienia w przyszło´sci zginie ich

jeszcze wi˛ecej. Czy to wystarczy, aby zaspokoi´c pa´nsk ˛

a ciekawo´s´c?

Kapitan uderzył zaci´sni˛et ˛

a pi˛e´sci ˛

a w otwart ˛

a dło´n drugiej r˛eki.

— Nie — powiedział. — Nie zaspokaja! Ale widz˛e, ˙ze na razie b˛edzie musiało mi

wystarczy´c. Zrobimy ten przystanek, ale nigdy wi˛ecej nie chc˛e was widzie´c na pokła-

dzie mojego statku. Nie chc˛e, aby przytrafiło mi si˛e to po raz drugi!

— Uszanujemy pa´nsk ˛

a wol˛e, kapitanie. Naprawd˛e bardzo mi przykro, ˙ze tym razem

musiało to przybra´c taki obrót.

— ˙

Zegnam panów. Zostaniecie powiadomieni o przesiadce.

— Nie zyskałe´s tu przyjaciela — powiedziała Lea, kiedy drzwi zatrzasn˛eły si˛e za

nimi.

Carver wzruszył jedynie ramionami. Był zbyt zm˛eczony, aby rozwodzi´c si˛e nad tym.

— Wracam do mojej kajuty — powiedział. — Przył ˛

acz˛e si˛e do was, kiedy nadejdzie

pora przesiadki.

30

background image

Cała przyjemno´s´c, jak ˛

a sprawiała Lei i Brionowi ta podró˙z, prysła bezpowrotnie.

Obejrzeli ponownie zapis relacji Hartiga, a nast˛epnie przesłuchali go jeszcze kilka ra-

zy, a˙z w ko´ncu dokładnie go zapami˛etali. Brion ´cwiczył w sali gimnastycznej statku

nie´swiadomy tego, ˙ze jego zdolno´s´c podnoszenia ci˛e˙zarów i doskonała kondycja wp˛e-

dziły w kompleksy tamtejszego instruktora. Lea próbowała odpocz ˛

a´c i odzyska´c siły.

Nie miała poj˛ecia, co spotka ich na Selm-II, niemniej nie w ˛

atpiła, ˙ze b˛edzie tam nad-

zwyczaj niebezpiecznie. Czekanie stawało si˛e niezno´sne i gdy w ko´ncu nadeszła pora

przesiadki, przyj˛eli to z ulg ˛

a. Podczas samych przenosin ze statku, kapitana nie było

nigdzie w pobli˙zu.

— I co dalej? — zapytał Brion, kiedy cała trójka wyszła z wahadłowca wewn ˛

atrz

ogromnej ´sluzy powietrznej statku flagowego Fundacji.

— To zale˙zy całkowicie od was — powiedział Carver. — To wasz przydział. Teraz

wy decydujecie.

— Gdzie jeste´smy?

— Na orbicie wokół Selm-II.

— Chc˛e j ˛

a zobaczy´c.

31

background image

— Na dolnym pokładzie jest kabina obserwacyjna. T˛edy, prosz˛e. Wezw˛e tam do-

wódc˛e akcji.

Był to du˙zy i szybki statek Min˛eli automaty sklepowe i wn˛eki magazynowe i za-

trzymali si˛e na wprost przesuwaj ˛

acych si˛e automatycznie platform d´zwigowych zapeł-

nionych ogromnymi ładunkami. W kabinie obserwacyjnej, do której wkrótce dotarli,

nie było nikogo. Stan˛eli na przezroczystej podłodze i spojrzeli w dół. Pod nimi znaj-

dowała si˛e bł˛ekitna kula planety, w połowie pogr ˛

a˙zona w cieniu, w połowie o´swietlona

jaskrawym ´swiatłem rodzimej gwiazdy Selm, sło´nca tego samotnego ´swiata.

— St ˛

ad wygl ˛

ada jak ka˙zda inna planeta. Co było przyczyn ˛

a; ˙ze si˛e ni ˛

a zaintereso-

wano? — spytał Brion.

— Wszystko zacz˛eło si˛e od rutynowego badania. Podczas normalnego kompute-

rowego przeszukiwania danych sprzed Upadku odkryto list˛e transportów wysyłanych

na ró˙zne planety nale˙z ˛

ace do dawnego Imperium Ziemskiego. Wi˛ekszo´s´c z nich była

nam znana, ale kilka było oczywi´scie nowych. Ich współrz˛edne przekazano do Fundacji

w celu nawi ˛

azania kontaktu i identyfikacji. Poniewa˙z obserwacja z orbity nie wykazała

32

background image

istnienia tam miast ani osad, planeta miała by´c zbadana na ko´ncu. Nie stwierdzono takie

obecno´sci fał radiowych na ˙zadnym zakresie.

— Zatem nie ma tam ludzi ani ˙zadnych oznak cywilizacji. . . poza kilkoma ogrom-

nymi pobojowiskami?

— Tak. . . — powiedział Carver — i to nas wła´snie zaintrygowało. To militarne

złomowisko, w pobli˙zu którego wyl ˛

adowali Marcill i Hartig, było najwi˛ekszym, jakie

dot ˛

ad odkryto. A jest ich sporo.

— Sprz˛et wojenny. . . bez ˙zołnierzy. Gdzie s ˛

a ci wszyscy ludzie? Pod ziemi ˛

a?

— By´c mo˙ze. To wła´snie b˛edziesz musiał stwierdzi´c, kiedy tam bezpiecznie wyl ˛

a-

dujesz. Sama planeta wygl ˛

ada do´s´c atrakcyjnie. Te białe czapy, które tam wida´c, to lód

i ´snieg. Jest tam oczywi´scie sporo wody. S ˛

a wyspy i archipelagi, a tak˙ze jeden du˙zy kon-

tynent. O, tam. Po cz˛e´sci panuje teraz na nim noc. Ma w przybli˙zeniu kształt du˙zej misy

otoczonej ła´ncuchami gór. W jego ´srodku znajduj ˛

a si˛e trawiaste równiny i poro´sni˛ete

lasami wzgórza. Mnóstwo jezior, wliczaj ˛

ac w to jedno du˙ze, prawie na ´srodku. Od nie-

go odbijaj ˛

a si˛e te promienie słoneczne. To prawdziwy ´sródl ˛

adowy ocean. Dostaniesz

szczegółowe dane na ten temat

33

background image

— Jaki jest tam klimat?

— Znakomity. Przynajmniej na równinach otaczaj ˛

acych to gigantyczne jezioro.

W górach jest nieco zimniej, ale na mniejszych wysoko´sciach jest ciepło i przyjemnie.

— W porz ˛

adku. Pierwsz ˛

a rzecz ˛

a, której potrzebujemy, to ´srodek transportu. Co jest

do dyspozycji?

— Tym zajmie si˛e dowódca akcji. Proponuj˛e, by´scie wci˛eli jeden z l ˛

adowników. To

s ˛

a dobrze wyposa˙zone statki, o stosunkowo du˙zej mocy, w których jest dosy´c miejsca

na niezb˛edny sprz˛et dodatkowy. S ˛

a te˙z dobrze uzbrojone. Technicy zadbaj ˛

a ju˙z o to, aby

znalazł si˛e na nich najnowszy sprz˛et bojowy i urz ˛

adzenia obronne.

Brion uniósł wysoko brwi słysz ˛

ac te słowa.

— Działka niewiele pomogły Hartigowi, o ile mi wiadomo.

— To do´swiadczenie mo˙ze nam pomóc.

— Nie szafuj tak beztrosko słowem my — powiedziała Lea — o ile nie zamierzasz

lecie´c z nami.

— Przepraszam. Mo˙zecie otrzyma´c wszelk ˛

a bro´n, jak ˛

a zechcecie. Zarówno r˛eczn ˛

a,

jak i pokładow ˛

a. Wybór sprz˛etu nale˙zy do was.

34

background image

— Mog˛e dosta´c list˛e sprz˛etu, jakim dysponujecie? — zapytał Brion.

— Ja si˛e tym zajm˛e — powiedział czyj´s głos.

Odwrócili si˛e i zobaczyli szczupłego, siwowłosego m˛e˙zczyzn˛e, który wszedł niezau-

wa˙zenie podczas ich rozmowy. Rzucił jakie´s polecenie do mikrofonu przymocowanego

do pasa przeka´znika, spojrzał na nich i dodał:

— Jestem Klart, wasz dowódca akcji. Do mnie nale˙zy udzielanie rad, a takie do-

pilnowanie, aby´scie dostali to, czego chcecie i czego potrzebujecie. Spójrz na tamten

ekran, znajdziesz tam spis wszystkiego, czym dysponujemy.

Spis sprz˛etu był długi i szczegółowy. Brion przegl ˛

adał go razem z siedz ˛

ac ˛

a obok

Le ˛

a, dotykaj ˛

ac ekranu w miejscach, gdzie pojawiały si˛e te pozycje, które ich intereso-

wały. Z wolna zacz ˛

ał pi˛etrzy´c si˛e obok stos wydruków. Gdy sko´nczyli, Brion zwa˙zył je

w dłoni i rzucił przelotne spojrzenie na planet˛e pod sob ˛

a.

— Podj ˛

ałem decyzj˛e — rzekł. — I mam nadziej˛e, ˙ze Lea zgodzi si˛e ze mn ˛

a. L ˛

a-

downik zostanie wyposa˙zony we wszystkie najpot˛e˙zniejsze bronie, jakie tylko s ˛

a tu

dost˛epne. Zabierzemy tak˙ze wszelki mo˙zliwy sprz˛et, jaki mo˙ze przyda´c si˛e nam na tej

planecie. Kiedy zostaniemy w to wszystko zaopatrzeni, wyl ˛

aduj˛e na niej sam, bez ˙zad-

35

background image

nych urz ˛

adze´n, bez niczego, co by posiadało cokolwiek metalowego. Nawet z gołymi

r˛ekami, je´sli zajdzie taka potrzeba. Nie uwa˙zasz, Lea, ˙ze w tych warunkach b˛edzie to

najrozs ˛

adniejsze?

Jej niema, wyra˙zaj ˛

aca przera˙zenie twarz była jedyn ˛

a odpowiedzi ˛

a.

background image

Dzie ´n przed akcj ˛

a

— Zaraz przygotuj˛e spis propozycji — powiedział Klart, wprowadzaj ˛

ac seri˛e pole-

ce´n do swojego osobistego terminalu. Spokój, jaki zachowywał ´swiadczył wyra´znie, ˙ze

˙zadne zachowanie najbardziej nawet oryginalnego agenta nie było w stanie go zasko-

czy´c.

Lea jednak nie podzielała tego spokoju.

— Brionie Brandd, ka˙zdy, kto mówi co´s takiego, musi by´c stukni˛ety. Carver, dopil-

nuj, aby go natychmiast zamkni˛eto!

37

background image

— Lea ma racj˛e — przytakn ˛

ał Carver. — Nie mo˙zesz porusza´c si˛e nieuzbrojony na

tak ´smiertelnie niebezpiecznej planecie. To byłoby samobójstwo.

— Czy˙zby? Czy te wszystkie urz ˛

adzenia i całe to uzbrojenie pomogło tym dwóm

ludziom przede mn ˛

a? Marcill znikn ˛

ał po prostu bez ´sladu. . . Mamy jednak na szcz˛e-

´scie wyobra˙zenie, co si˛e z nim stało. I wiemy dokładnie, co tamten wóz bojowy zrobił

z Hartigiem. Mam nadziej˛e, ˙ze nie b˛edziecie mieli nic przeciwko temu, ˙ze nie pójd˛e ich

´sladem. My´sl˛e o przetrwaniu, a nie o samobójstwie. Zanim si˛e wypowiecie, chciałbym,

aby´scie rozwa˙zyli dwa drobne fakty. Pami˛etacie, jak zgin ˛

ał Hartig? Tamten wóz bojo-

wy jechał prosto na niego przechwytuj ˛

ac i namierzaj ˛

ac wysyłane przez niego sygnały

radiowe lub lokalizuj ˛

ac jego bro´n. Wykrył go i zniszczył. Nie myl˛e si˛e?

— Jak na razie, nie — powiedziała Lea. — Czy to pierwszy fakt?

— Tak. Hartig został namierzony i zniszczony. Fakt drugi to zwierz˛eta. Przypo-

minacie sobie, ˙ze Hartig dostrzegł je i opisał zaraz po wyl ˛

adowaniu. Biegły w oddali,

skacz ˛

ac.

— No i jaki wniosek wynika z tych dwóch informacji? zapytał Carver.

38

background image

— To oczywiste — powiedziała do niego Lea. — Zwierz˛eta były ˙zywe i mimo

to nie były atakowane przez sprz˛et bojowy. Hartig natomiast został zabity. ˙

Zeby wi˛ec

tam przetrwa´c, trzeba zachowywa´c si˛e jak zwierz˛e i zbada´c sytuacj˛e poruszaj ˛

ac si˛e na

własnych nogach.

— To szale´nstwo — j˛ekn ˛

ał Carver. — Nie mog˛e na to pozwoli´c.

— Nie mo˙zesz mi zabroni´c. Twoja odpowiedzialno´s´c sko´nczyła si˛e w momencie

dostarczenia nas tutaj. Teraz ja kieruj˛e t ˛

a akcj ˛

a. Lea pozostanie na orbicie. Wyl ˛

aduj˛e

sam.

— Cofam, co powiedziałam — odezwała si˛e Lea. To rozs ˛

adny plan. W sam raz dla

Zwyci˛ezcy Twenties. — Dostrzegła nieme pytanie na twarzy Carvera i za´smiała si˛e. —

Wida´c, ˙ze niezbyt dokładnie ci˛e poinformowali, skoro nie wiesz, ˙ze Brion jest ´swiatowej

sławy bohaterem. Jego rodzinna planeta, jedna z najbardziej niesprzyjaj ˛

acych ludziom

w Galaktyce, organizuje co roku zawody fizyczno-umysłowe. Dwadzie´scia ró˙znych

konkurencji, od szermierki, poprzez pisanie wierszy, podnoszenie ci˛e˙zarów, po szachy.

To z pewno´sci ˛

a najbardziej wycie´nczaj ˛

ace zmagania, jakie kiedykolwiek organizowano,

wyczerpuj ˛

acy pokaz zdolno´sci zarówno fizycznych, jak i intelektualnych. Zapytaj Brio-

39

background image

na o szczegóły, a dowiesz si˛e, ˙ze jest to nieprawdopodobne wydarzenie sportowe, które

po całym roku zmaga´n wylania jednego jedynego Zwyci˛ezc˛e. Potrafisz wyobrazi´c so-

bie całoroczne zawody sportowe, w których uczestnicz ˛

a wszyscy mieszka´ncy planety?

Pomy´sl wi˛ec, kim musi by´c ten Zwyci˛ezca! Je´sli nie starczy ci wyobra´zni, to popatrz na

Briona. On jest jednym z tych Zwyci˛ezców. Bez wzgl˛edu na to, co wywołuje trudno´sci

na Selm-II, jest bardzo prawdopodobne, ˙ze Brion potrafi je pokona´c. I zwyci˛e˙zy´c.

Carver podczłapał do fotela i opadł na´n ci˛e˙zko, upuszczaj ˛

ac kul˛e, która spadła na

podłog˛e.

— Wierz˛e ci — powiedział. — Ale to niczego nie zmienia. Jak powiedzieli´scie

jednak, od tej chwili odpowiedzialno´s´c za wszystko, co si˛e wydarzy, spada na was.

Masz racj˛e, ja jestem ju˙z poza t ˛

a spraw ˛

a. Jedyne, co mog˛e teraz zrobi´c, to ˙zyczy´c wam

szcz˛e´scia. Klart dopilnuje, ˙zeby´scie otrzymali wszystko, co mo˙ze wam by´c potrzebne.

— Oto spis propozycji — powiedział Klart, odrywaj ˛

ac kartk˛e papieru z drukarki

i wr˛eczaj ˛

ac im.

Lea chwyciła j ˛

a pierwsza, zanim Brion zd ˛

a˙zył wyci ˛

agn ˛

a´c r˛ek˛e.

40

background image

— Poniewa˙z ja b˛ed˛e kr ˛

a˙zy´c na orbicie w l ˛

adowniku podczas twojego pobytu na

powierzchni planety, zaj˛ecie si˛e Wyposa˙zeniem nale˙zy do mnie. Id´z po´cwiczy´c pompki

lub we´z troch˛e anabolików. Zrób po prostu to, co zawsze robisz przed walk ˛

a, a ja zajm˛e

si˛e spraw ˛

a.

— Zazwyczaj odpoczywam — odparł Brion. — Przygotowuj˛e si˛e psychicznie na

to, co mnie czeka.

— No to id´z i odpocznij. Przed zło˙zeniem zamówienia dam ci ostateczn ˛

a list˛e do

akceptacji.

— Nie musisz tego robi´c. Zostawiam ten kłopot tobie i ekspertom. Po prostu przypil-

nuj, ˙zeby wszystko było w komplecie. B˛ed˛e wprawdzie potrzebował troch˛e specjalnego

sprz˛etu, ale tym zajm˛e si˛e sam. Teraz potrzebuj˛e jedynie szczegółowej kopii raportu

zwiadu planetarnego. I miejsca, w którym mógłbym zapozna´c si˛e z nim w spokoju.

— Macie przydzielone kajuty — powiedział do niego Klart. — W terminalu znaj-

dziesz potrzebne informacje.

— ´Swietnie. Jak szybko otrzymamy sprz˛et?

— Za dwie, maksimum trzy godziny.

41

background image

— My potrzebujemy dziesi˛eciu godzin. Chc˛e si˛e najpierw przespa´c — ponownie

spojrzał na odległ ˛

a Planet˛e. — Gdy tylko odpoczniemy i zostaniemy wyposa˙zeni, b˛e-

d˛e chciał wsi ˛

a´s´c do naszego l ˛

adownika i zej´s´c na ni˙zsz ˛

a orbit˛e, aby przyjrze´c si˛e po-

wierzchni planety z mniejszej odległo´sci. Chciałbym wiedzie´c dokładnie, jakiego ro-

dzaju zwierz˛eta widział Hartig.

*

*

*

Brion spał gł˛ebokim snem, lecz gdy Lea otworzyła drzwi, natychmiast si˛e obudził.

Zawahała si˛e i zamrugała nieprzywykłymi do ciemno´sci oczami.

— Wejd´z — zawołał do niej. — Zaraz zapal˛e ´swiatło.

— Zawsze ´spisz w ubraniu? — zapytała. — I w butach?

— To nazywa si˛e wchodzeniem w rol˛e. — Wzi ˛

ał du˙z ˛

a szklank˛e wody z podajnika

i wypił. — B˛ed˛e ˙zył w tym ubraniu przez kilka dni. Moje ciało i mój refleks b˛ed ˛

a moj ˛

a

główn ˛

a broni ˛

a. Zabior˛e ze sob ˛

a tak˙ze nó˙z. Przemy´slałem to dokładnie i uwa˙zam, ˙ze

jego warto´s´c w obronie jest warta ryzyka, jakie si˛e z tym wi ˛

a˙ze.

— Jaki nó˙z. . . i jakie ryzyko? Nie rozumiem.

42

background image

— Nó˙z wykonany z minerału. B˛edzie jedynym wyj ˛

atkiem, jedyn ˛

a rzecz ˛

a cz˛e´sciowo

nienaturalnego pochodzenia. To ubranie jest wykonane z naturalnych włókien, a guziki

z ko´sci. Buty zrobione s ˛

a ze zwierz˛ecej skóry i sklejone. Nie mam na sobie nic z metalu

ani ze sztucznych włókien.

— Nawet plomb w z˛ebach? — zapytała, u´smiechaj ˛

ac si˛e.

— Nawet. — Brion był niezwykle powa˙zny. — Wszystkie metalowe wypełnie-

nia zostały usuni˛ete i zast ˛

apione ceramicznymi. Im bardziej b˛ed˛e przypominał zwykłe

zwierz˛e, tym bardziej b˛ed˛e bezpieczny. Z tego wła´snie powodu ten nó˙z jest ´swiado-

mym ryzykiem, jakie podejmuj˛e. — Obrócił si˛e, aby mogła zobaczy´c skórzan ˛

a pochw˛e

zawieszon ˛

a z boku na pasie. Wyj ˛

ał z niej długi, przezroczysty przedmiot i dał jej do

obejrzenia.

— Wygl ˛

ada jak szkło. Czy to wła´snie to?

Zaprzeczył ruchem głowy.

— Nie, to plastal. Specjalna posta´c krzemu, która przypomina pod pewnymi wzgl˛e-

dami szkło, lecz jest od niego stukrotnie wytrzymalsza, poniewa˙z jej cz ˛

asteczki zostały

tak uporz ˛

adkowane, aby powstał jeden du˙zy kryształ. Jest praktycznie niełamliwy, a je-

43

background image

go ostrze nigdy si˛e nie t˛epi. Poniewa˙z jest to krzem, powinien by´c traktowany jako

piasek przez ka˙zdy detektor. Dlatego wła´snie decyduj˛e si˛e na ryzyko zabrania go ze

sob ˛

a.

Lea patrzyła w milczeniu, jak Brion chowa ostro˙znie swój nó˙z, wygina palce w łuk

i przeci ˛

aga si˛e jak kot. Widziała mi˛e´snie poruszaj ˛

ace si˛e pod ubraniem — była ´swiado-

ma drzemi ˛

acej w nim siły, która była czym´s wi˛ecej ni˙z tylko sił ˛

a fizyczn ˛

a.

— Czuj˛e, ˙ze mo˙ze ci si˛e uda´c — powiedziała. — W ˛

atpi˛e, aby ktokolwiek inny mógł

tego dokona´c, przynajmniej nie w tej Galaktyce. Oczywi´scie nadal uwa˙zam, ˙ze jest to

szalone przedsi˛ewzi˛ecie, ale zgadzam si˛e, ˙ze daje ono najwi˛eksze szanse ustalenia, co

dzieje si˛e tam w dole.

Jego ruchy były niezwykle szybkie. Ci ˛

agle jeszcze nie mogła si˛e do tego przyzwy-

czai´c. Obj ˛

ał j ˛

a, zanim zauwa˙zyła, ˙ze si˛e poruszył. Siła jego ramion wywoływała wra˙ze-

nie, ˙ze pod warstw ˛

a ciała znajduje si˛e stal. Pocałował j ˛

a szybko i cofn ˛

ał si˛e.

— Dzi˛ekuj˛e. Z twoim zrozumieniem i wiar ˛

a jestem teraz lepiej przygotowany do

Wypełnienia tego zadania. Do roboty zatem.

44

background image

*

*

*

Ich odlotowi nie towarzyszyła ˙zadna ceremonia. Podczas gdy Lea sprawdzała wy-

kaz ładunku, Brion rozmawiał z pierwszym oficerem nawigacyjnym, który nast˛epnie

obliczył dla nich i wprowadził do komputera pokładowego l ˛

adownika parametry kilku

orbit. Kiedy wszystkie przygotowania dobiegły ko´nca i wszystko jeszcze raz spraw-

dzono, zamkn˛eli luk. Po otrzymaniu od nich sygnału gotowo´sci, komputer uruchomił

program, który odł ˛

aczył ich od statku-matki i zapocz ˛

atkował swobodne spadanie. Dy-

sze manewrowe obróciły l ˛

adownik. Nast˛epnie wł ˛

aczyły si˛e główne silniki, które miały

dostarczy´c ich na planowan ˛

a orbit˛e. Selm-II rosła z ka˙zd ˛

a chwil ˛

a na ekranie.

— Jeste´s przestraszona — powiedział Brion, przykrywaj ˛

ac swoj ˛

a mocn ˛

a r˛ek ˛

a jej

drobn ˛

a, zimn ˛

a dło´n.

— Nie trzeba zdolno´sci empatycznych, aby to stwierdzi´c — powiedziała dr˙z ˛

acym

głosem przysuwaj ˛

ac si˛e do niego. — To zadanie mo˙ze wygl ˛

ada prosto na papierze, ale

im bli˙zej jeste´smy tej planety bez powrotu, tym bardziej staj˛e si˛e niespokojna. Dwóch

45

background image

´swietnych facetów, fachowców od nawi ˛

azywania kontaktów, zostało tam zabitych. To

samo mo˙ze równie dobrze przytrafi´c si˛e nam.

— Nie s ˛

adz˛e. Jeste´smy znacznie lepiej od nich przygotowani. I to wła´snie dzi˛eki

ich po´swi˛eceniu, które dostarczyło nam informacji niezb˛ednych do przetrwania. Ale te-

raz nie pora na te rozwa˙zania. Musisz si˛e odpr˛e˙zy´c i oszcz˛edza´c siły na pó´zniej, kiedy

b˛ed ˛

a potrzebne. Teraz trzeba zej´s´c na odpowiednio nisk ˛

a orbit˛e i obejrze´c szczegóło-

wo powierzchni˛e, potem poszukamy miejsca do l ˛

adowania. Do tego czasu nic nam nie

grozi.

Nagle wł ˛

aczył si˛e komputer zadaj ˛

ac kłam jego słowom.

— Obserwuj˛e jaki´s pojazd atmosferyczny. Trajektoria jego lotu przebiega pod nami.

Pokaza´c na ekranie?

— Tak.

Na ekranie ukazała si˛e male´nka kropeczka, która poruszała si˛e powoli z lewej strony

na praw ˛

a.

— Powi˛eksz obraz.

46

background image

Ruchoma kropka zacz˛eła rosn ˛

a´c, przybieraj ˛

ac posta´c metalicznej strzały z odchylo-

nymi do tyłu skrzydłami.

— Z jak ˛

a leci pr˛edko´sci ˛

a? — zapytał Brion. W odpowiedzi na ekranie ukazały si˛e

dane, które gło´sno odczytał — 2,6 Macha. To samolot nadd´zwi˛ekowy, produkt wysoko

rozwini˛etej technologicznie kultury. Przy tej pr˛edko´sci ma. ograniczony zapas paliwa.

Je´sli uda nam si˛e ´sledzi´c jego lot do ko´nca, b˛edziemy mogli zobaczy´c, gdzie wyl ˛

adu-

je. . .

— I przy okazji zyska´c szans˛e odkrycia, co si˛e dzieje na tej planecie — doko´nczyła

za niego Lea.

— Tak jest.

Obserwowany samolot przechylił si˛e na jeden bok i gwałtownie zanurkował. W tej

samej chwili odezwał si˛e komputer.

— Widoczny na ekranie samolot wysyła cyfrowy sygnał radiowy. Nagrywam go.

Obraz samolotu na ekranie znikn ˛

ał nagle w płomieniach wybuchu.

— Co wywołało t˛e eksplozj˛e? — zapytał Brion.

— Rakieta ziemia-powietrze. Namierzyłem j ˛

a tu˙z przed eksplozj ˛

a.

47

background image

Brion pokiwał ponuro głow ˛

a.

— Samolot musiał wykry´c j ˛

a tak˙ze i dlatego wła´snie próbował wykona´c ten manewr.

— A ten przekaz radiowy. . . czy jest mo˙zliwe, ˙ze wysłała go jego załoga?

— Oczywi´scie! Je´sli to był samolot zwiadowczy, to był tam zapewne w jakim´s celu.

Kiedy odpalono do niego rakiet˛e, próbował wykona´c unik przekazuj ˛

ac jednocze´snie in-

formacje do swojej bazy. I je´sli si˛e nie myl˛e. . . wła´snie nadchodzi odpowied´z. — Brion

wskazał na niewielki obiekt, który ukazał si˛e nagle na ekranie. Rakieta balistyczna. Naj-

prawdopodobniej jest skierowana na t˛e wyrzutni˛e rakiet. — Ta wojna wci ˛

a˙z tam trwa.

Tak wi˛ec znamy ju˙z dwa miejsca, których lepiej unika´c.

— Cel rakiety balistycznej, to znaczy miejsce, w którym wła´snie doszło do tej efek-

townej eksplozji i miejsce, z którego j ˛

a wystrzelono?

— Zgadza si˛e. Dopóki nie wiemy co si˛e dzieje na tej planecie, lepiej trzyma´c si˛e jak

najdalej od miejsc, w których toczy si˛e wojna. Spróbujmy mo˙ze teraz odszuka´c zwie-

rz˛eta, które widział Hartig. My´sl˛e, ˙ze nie popełnimy bł˛edu, przypuszczaj ˛

ac, ˙ze unikaj ˛

a

one miejsc walk i ruchomego sprz˛etu. Uciekły, kiedy wyl ˛

adował statek Hartiga, tote˙z

prawdopodobnie trzymaj ˛

a si˛e z dala od wszelkich urz ˛

adze´n.

48

background image

Na wschodnim brzegu gigantycznego jeziora, nazwanego przez nich Jeziorem Cen-

tralnym, znale´zli miejsce, którego szukali. Cała trawiasta równina, ci ˛

agn ˛

aca si˛e od pod-

nó˙za gór do brzegu jeziora, upstrzona była ruchomymi kropkami. Ustawiony na maksy-

malne zbli˙zenie teleskop elektronowy pozwalał stwierdzi´c, ˙ze były to jakie´s trawo˙zerne

zwierz˛eta. Poło˙zenie tego stada, jak równie˙z pozostałych zwierz ˛

at pas ˛

acych si˛e wzdłu˙z

brzegu, zostało zarejestrowane. Były tam tak˙ze drapie˙zniki. Domy´slili si˛e tego, kiedy

zauwa˙zyli uciekaj ˛

ac ˛

a w panice grup˛e zwierz ˛

at ´sciganych przez wi˛ekszych i szybszych

prze´sladowców. W czasie tej obserwacji nie dostrzegli najmniejszego ´sladu jakiejkol-

wiek cywilizacji.

— To jest miejsce, w którym chciałbym spa´s´c — powiedział Brion. — Na tej rów-

ninie, gdzie pas ˛

a si˛e te wszystkie stada.

— Co masz na my´sli mówi ˛

ac spa´s´c? Czy˙zby´s nie zamierzał l ˛

adowa´c w l ˛

adowniku?

— Nie. To ostatnia rzecz, jak ˛

a chciałbym zrobi´c. Widziała´s, co si˛e stało z samolo-

tem. Nie chc˛e, aby nas namierzono i pocz˛estowano rakiet ˛

a. Musimy obliczy´c trajektori˛e

balistyczn ˛

a, która zapewni nam wej´scie w atmosfer˛e we wła´sciwym miejscu.

— Nie b˛edzie ci˛e bolało, kiedy b˛edziesz płon ˛

ał tr ˛

ac o powietrze podczas spadania?

49

background image

Brion u´smiechn ˛

ał si˛e.

— Doceniam twoj ˛

a trosk˛e. B˛ed˛e miał na sobie grawitator, który zmniejszy pr˛edko´s´c

spadania. Usun ˛

ałem ponadto wszystkie zb˛edne metalowe cz˛e´sci z kombinezonu ci´snie-

niowego. Nawet butl˛e z tlenem zamieniłem na plastikow ˛

a. Istnieje niewielkie prawdo-

podobie´nstwo, ˙ze zostan˛e wykryty przez radar naziemny, zwłaszcza ˙ze miejsce, które

wybrali´smy, jest chyba wolne od tego typu urz ˛

adze´n. Jak tylko wyl ˛

aduj˛e, pozb˛ed˛e si˛e

grawitatora razem z całym wyposa˙zeniem kosmicznym.

— Zostaniesz sam, zdany tylko na siebie!

— Dlaczego? B˛ed˛e przecie˙z w kontakcie z tob ˛

a.

— Jak to? Czy˙zby´s wymy´slił, plastikowe radio? — zamierzony ˙zart nie wyszedł jej,

gdy˙z w jej głosie wyczuwało si˛e zmartwienie.

— Mam zamiar u˙zywa´c tego — powiedział Brion wyci ˛

agaj ˛

ac z przytwierdzonej do

boku torby wst˛eg˛e kolorowego materiału. — Wymy´sliłem prosty kod. Kiedy rozło˙z˛e te

wst˛egi na ziemi, b˛edziesz je mogła bez trudu dostrzec z orbity. Zaraz po wyl ˛

adowaniu,

jak tylko si˛e przeja´sni, przeka˙z˛e ci wiadomo´s´c. W czasie przemieszczania si˛e b˛ed˛e ci je

przekazywał regularnie, ˙zeby´s wiedziała na bie˙z ˛

aco, co si˛e dzieje.

50

background image

— Ale to niebezpieczne. . .

— Wszystko w tej operacji jest niebezpieczne. Niestety, innego sposobu nie ma. —

Odwrócił si˛e na powrót w stron˛e ekranu i przyjrzawszy mu si˛e dokładnie, stukn ˛

ał we´n

palcem w pewnym miejscu. — Tu chc˛e wyl ˛

adowa´c. Niedaleko miejsca, w którym rów-

nina styka si˛e ze wzgórzami. Pobliski las posłu˙zy mi za kryjówk˛e. Je´sli wystartuj˛e we

wła´sciwym momencie, zaczn˛e spada´c w nocy i na ziemi znajd˛e si˛e o brzasku. Najpierw

urz ˛

adz˛e sobie kryjówk˛e, a nast˛epnie przyst ˛

api˛e do obserwacji. Je´sli te zwierz˛eta oka˙z ˛

a

si˛e tym, na co wygl ˛

adaj ˛

a, to znaczy dzikimi, prostymi formami ˙zycia, b˛ed˛e mógł przej´s´c

do kolejnego etapu obserwacji.

— Co ma nim by´c?

— Zbli˙zenie si˛e do jednego z rejonów walki. . .

— Nie mo˙zesz!

— Przykro mi, ale to konieczne. Od stada dzikich zwierz ˛

at niewiele mo˙zna si˛e do-

wiedzie´c na temat sprz˛etu bojowego. Najbli˙zsze wraki znajduj ˛

a si˛e w odległo´sci około

stu pi˛e´cdziesi˛eciu kilometrów od zaplanowanego miejsca mojego l ˛

adowania. To zaled-

wie dwa, trzy dni marszu. Codziennie b˛ed˛e przekazywał podczas marszu wiadomo´sci,

51

background image

zaczynaj ˛

ac ka˙zd ˛

a od znaku X ta regularna forma nie wyst˛epuje normalnie w przyrodzie,

dzi˛eki czemu skaner komputera b˛edzie mógł j ˛

a łatwo zlokalizowa´c i ustawi´c si˛e na niej.

Teraz zamierzam si˛e troch˛e przespa´c. Obud´z mnie, prosz˛e, na godzin˛e przed odlotem.

*

*

*

Powierzchnia Selm-II gin˛eła w mroku, kiedy Brion wchodził do ´sluzy powietrznej.

Wszystko, czego b˛edzie potrzebował po wyl ˛

adowaniu, zostało szczelnie zapakowane

w plastikowej torbie w kształcie rury, któr ˛

a przerzucił sobie przez plecy. Korpus gra-

witatora spoczywał swobodnie na jego masywnych barkach, solidnie przytwierdzony

do jego ciała pasami. Lea patrzyła, jak po raz ostatni sprawdza uprz ˛

a˙z opinaj ˛

ac ˛

a jego

kombinezon ci´snieniowy. Dłonie miała zaci´sni˛ete tak mocno, ˙ze a˙z zbielały jej knyk-

cie. Spojrzał na ni ˛

a i pomachał jej r˛ek ˛

a, ale kiedy szykował si˛e do odej´scia, zbli˙zyła si˛e

do niego i zapukała w przedni ˛

a szyb˛e hełmu. Brion odemkn ˛

ał j ˛

a i uniósł do góry. Jego

twarz wyra˙zała w takim stopniu spokój, jak jej własne oblicze odbijało zdenerwowanie.

— Słucham? — rzucił.

52

background image

Przez chwil˛e milczała. Jedynym d´zwi˛ekiem, jaki si˛e rozlegał, był syk powietrza

dobiegaj ˛

acy z otworu wlotowego hełmu. Potem wspi˛eła si˛e na palce i pochyliwszy si˛e

do przodu, pocałowała go mocno w usta.

— Chciałam tylko ˙zyczy´c ci powodzenia. Zobaczymy si˛e wkrótce?

— Oczywi´scie — u´smiechał si˛e, kiedy zamykał przedni ˛

a szyb˛e hełmu.

Wszedł do ´sluzy i zamkn ˛

ał za sob ˛

a wewn˛etrzne wrota. Znajduj ˛

acy si˛e obok nich

wska´znik zapłon ˛

ał czerwonym ´swiatłem, kiedy otworzyły si˛e drzwi zewn˛etrzne. Czekał

długie minuty wpatruj ˛

ac si˛e w kosmiczn ˛

a pustk˛e do chwili, kiedy komputer dał mu

znak, ˙ze nadszedł wła´sciwy moment. Jak tylko na tablicy kontrolnej zapaliło si˛e zielone

´swiatło, wypchn ˛

ał si˛e do przodu, na zewn ˛

atrz statku.

Lea usiadła przed ekranem monitora i obserwowała jego spadaj ˛

ace ciało widoczne

dzi˛eki blaskowi wydzielanemu przez silniki hamuj ˛

ace a˙z do chwili, kiedy oddaliło si˛e

na tyle, ˙ze znikn˛eło jej z pola widzenia.

background image

Z gołymi r˛ekami do piekła

Brion mkn ˛

ał w dół, prosto w otchła´n nocy. Swobodnie spadaj ˛

ac nie czuł w ogóle

ruchu, mimo i˙z doskonale wiedział, ˙ze jego pr˛edko´s´c stale ro´snie. Co wi˛ecej, wydawało

mu si˛e, ˙ze tkwi nieruchomo w miejscu, zupełnie sam, otoczony gwiazdami, z ciemn ˛

a

tarcz ˛

a pogr ˛

a˙zonej w nocy planety nad sob ˛

a. Sam glob otoczony był koron ˛

a ´swiatła po-

wstał ˛

a z załamanych przez atmosfer˛e promieni słonecznych. W miejscu gdzie zaczyna-

ło wschodzi´c sło´nce, była ona ja´sniejsza. Mimo wyra´znego braku poczucia ruchu Brion

wiedział, ˙ze spada w dół po starannie wyznaczonym łuku w ´sci´sle okre´slone miejsce

na powierzchni. Poruszał si˛e na spotkanie wschodu sło´nca. Zainstalowany w spoczywa-

54

background image

j ˛

acym na jego plecach grawitatorze komputer odliczał sekundy pozostałe do momentu

l ˛

adowania. Od czasu do czasu czuł lekkie szarpni˛ecia uprz˛e˙zy, w chwilach kiedy szyb-

ko´s´c jego spadania była zmniejszana za pomoc ˛

a silników hamuj ˛

acych w celu dostoso-

wywania jej do zaplanowanej.

Tylko lata treningu pozwoliły mu zachowa´c spokój, powstrzyma´c napieraj ˛

acy

strach, który mógłby spowodowa´c niewła´sciw ˛

a reakcj˛e jego ciała i wydzielenie adre-

naliny, kr ˛

a˙z ˛

acej bezcelowo po jego naczyniach krwiono´snych. Czas na działanie b˛edzie

po l ˛

adowaniu. Teraz była pora na rozmy´slanie. Pogr ˛

a˙zywszy si˛e spokojnie w odpr˛e˙za-

j ˛

acym stanie pół´swiadomo´sci, pozwolił swojemu ciału swobodnie spada´c, nie zwa˙zaj ˛

ac

na łagodne szarpni˛ecia uprz˛e˙zy, które przeszły niebawem w stały naci ˛

ag. Pierwsze cz ˛

a-

steczki g˛estniej ˛

acej atmosfery zacz˛eły trze´c o jego kombinezon. Opadanie trwało.

Nagle, kiedy nad horyzontem zacz˛eło wznosi´c si˛e sło´nce, w oczy za´swieciło mu

jasne ´swiatło. Poruszył si˛e i rozlu´znił mi˛e´snie. Zaraz b˛edzie po wszystkim. Mimo i˙z

na tej wysoko´sci był ju˙z wschód sło´nca, w dole na powierzchni planety wci ˛

a˙z panowa-

ła noc. W pewnej chwili wszechobecna szaro´s´c pochłon˛eła ´swiatło słoneczne. Wleciał

w grub ˛

a warstw˛e chmur. Gdy si˛e z niej wydostał, znalazł si˛e nad pogr ˛

a˙zon ˛

a w półmroku

55

background image

równin ˛

a. Jak dot ˛

ad nic nie zakłócało opadania. Nigdzie w pobli˙zu nie było ´sladu rakiet

ani samolotów. Ani na chwil˛e nie opuszczała go jednak my´sl, ˙ze w jego wyposa˙zeniu

znajduj ˛

a si˛e łatwo wykrywalne metalowe elementy. Gdyby je tylko namierzono, uka-

załby si˛e na ekranach radarów jako ´swietlna plamka, a w jego kierunku wysłano by

natychmiast rakiety. Nie mógł si˛e doczeka´c, kiedy wreszcie znajdzie si˛e na ziemi i b˛e-

dzie mógł si˛e pozby´c tego zdradzieckiego metalu. Wierc ˛

ac si˛e w uprz˛e˙zy, Brion spojrzał

pomi˛edzy stopami w dół, na mkn ˛

ac ˛

a ku niemu trawiast ˛

a równin˛e. Wiedział, ˙ze spada

za szybko, ale szybko´s´c była jego jedyn ˛

a obron ˛

a. Je´sli gdzie´s tam znajdowały si˛e rada-

ry, musiał by´c widoczny na ich ekranach, co oznaczało, ˙ze powinien spada´c swobodnie

jak najdłu˙zej, czekaj ˛

ac do ostatniej chwili z wł ˛

aczeniem stopu. Wła´snie zbli˙zał si˛e ten

moment. Ziemia była ju˙z blisko, coraz bli˙zej. . . Teraz! Obrót przeł ˛

acznika kontrolnego

sprawił, ˙ze grawitator zahamował gwałtownie, wrzynaj ˛

ac si˛e uprz˛e˙z ˛

a gł˛eboko w jego

uda. W dalszym ci ˛

agu spadał za szybko. . . musiał zwi˛ekszy´c moc. Uprz ˛

a˙z zaskrzypiała

z napr˛e˙zenia. Popu´sci´c. A teraz. . . pełna moc! Uderzył stopami o ziemi˛e z tak ˛

a sił ˛

a, ˙ze

upadł i przekoziołkował kilka razy w wysokiej trawie. Pozbawiony tchu, mógł potem je-

dynie le˙ze´c spokojnie przez kilka długich sekund. Próbował poruszy´c nogami i r˛ekoma,

56

background image

ale odmówiły mu posłusze´nstwa. Z wielkim trudem pod´zwign ˛

ał si˛e na kolana, po czym

stan ˛

ał w pionowej pozycji na mi˛ekkich jak z waty nogach. Nast˛epnie zrobił wszystko to,

co nie mogło czeka´c. Z wył ˛

aczonymi silnikami i zluzowan ˛

a uprz˛e˙z ˛

a grawitatora spadł

ci˛e˙zko na ziemi˛e. Brion rozpi ˛

ał kombinezon i zdj ˛

ał go z siebie, upewniaj ˛

ac si˛e, czy hełm

oraz butla z tlenem były na swoim miejscu. ´Swietnie, wszystko było w najlepszym po-

rz ˛

adku. Teraz szybko, ale bez po´spiechu. Było wystarczaj ˛

aco jasno, aby mógł widzie´c,

co robi. Otwórz pojemnik przytwierdzony do dolnej cz˛e´sci grawitatora i wyjmij z nie-

go nó˙z i torb˛e, któr ˛

a b˛edziesz nosił ze sob ˛

a. Doskonale, masz ju˙z obie te rzeczy. Teraz

pozb ˛

ad´z si˛e reszty sprz˛etu. Zwi ˛

a˙z go uprz˛e˙z ˛

a. Sprawd´z, czy wszystko zostało nale˙zycie

zabezpieczone. Znakomicie. Nie zapomniałe´s niczego? Nie, wszystko jest w porz ˛

adku.

Brion ustawił przeł ˛

acznik mocy grawitatora na maksimum. Pakunek natychmiast

wyrwał mu si˛e z r˛eki, zwalaj ˛

ac go z nóg I pomkn ˛

ał w gór˛e. Szybko malał w oczach

wznosz ˛

ac si˛e, a po chwili całkowicie znikn ˛

ał z pola widzenia. Zaraz potem ujrzał błysk

´swiatła odbitego od przedniej szyby hełmu, kiedy trafiły w ni ˛

a promienie wschodz ˛

acego

sło´nca. Wkrótce i to znikn˛eło.

57

background image

Brion odetchn ˛

ał z ulg ˛

a. A wi˛ec dotarł na powierzchni˛e planety i był zdrów i cały.

L ˛

adowanie zako´nczyło si˛e sukcesem, mógł wi˛ec wreszcie uwolni´c swój umysł od my´sli

z nim zwi ˛

azanych. Teraz nadeszła pora, aby przyst ˛

api´c do wła´sciwego zadania.

Schylaj ˛

ac si˛e, aby wyj ˛

a´c nó˙z, Brion obrócił si˛e wolno dookoła. Nie patrz ˛

ac przy-

twierdził pochw˛e do pasa, gdy˙z cała jego uwaga skupiona była na wyłaniaj ˛

acym si˛e

z mroku krajobrazie. Ze wszystkich stron otaczała go wysoka trawa, która zaczynała

szele´sci´c i kołysa´c si˛e w podmuchach porannego wiatru, faluj ˛

ac wokół niego. Nie opo-

dal znajdował si˛e skalisty pagórek, a na zachodnim horyzoncie le´sny zagajnik, za któ-

rym ci ˛

agn˛eły si˛e poro´sni˛ete drzewami góry. Ich wierzchołki sk ˛

apane były w ognistych

promieniach wschodz ˛

acego sło´nca.

Nagłe uwag˛e jego zwrócił niespodziewany ruch. Brion przykucn ˛

ał powoli, z głow ˛

a

wystaj ˛

ac ˛

a ponad traw ˛

a. Dostrzegł nadchodz ˛

ace od strony jeziora stado zwierz ˛

at. Szły

w jego kierunku skubi ˛

ac po drodze traw˛e. Tkwił nieruchomo w miejscu niczym głaz,

jedynie jego r˛ece osuwały si˛e powoli w dół, kiedy zapinał przewieszon ˛

a przez rami˛e

torb˛e.

58

background image

Skrzekliwe głosy rozdarły nagle powietrze nad nim. Podniósł głow˛e i ujrzał chmar˛e

ptaków zataczaj ˛

acych kr˛egi w powietrzu niedaleko niego. Nie, to nie były ptaki, ale

co´s w rodzaju lataj ˛

acych gadów. Zamiast piór miały rozci ˛

agni˛et ˛

a pomi˛edzy cienkimi

ko´s´cmi rozpostartych skrzydeł błon˛e. Ich czerwonopomara´nczowa skóra połyskiwała

w promieniach słonecznych, a rozdziawione paszcze błyszczały biel ˛

a ostrych jak igły

z˛ebów. Skrzecz ˛

ac nieprzerwanie obni˙zały lot, a˙z w ko´ncu sfrun˛eły na ziemi˛e, nikn ˛

ac

z pola widzenia w morzu trawy.

Skubi ˛

ace traw˛e zwierz˛eta były ju˙z niedaleko, dzi˛eki czemu Brion mógł si˛e im teraz

przyjrze´c dokładniej. Miały jaszczurowaty wygl ˛

ad. Ich bezwłosa, ciemnobr ˛

azowa skóra

stanowiła doskonały kamufla˙z na spalonej sło´ncem ł ˛

ace. Poruszały si˛e ostro˙znie na dłu-

gich nogach, unosz ˛

ac co chwil˛e łby i rozchylaj ˛

ac chrapy, aby w˛eszy´c zapachy niesione

przez powietrze. W pobli˙zu musz ˛

a by´c drapie˙zniki. . . Brion pomy´slał, ˙ze to te˙z s ˛

a gady.

Stado wyra´znie wyczuło czyj ˛

a´s obecno´s´c. Zwierz˛eta przestały skuba´c traw˛e i za-

marły w bezruchu z szeroko rozwartymi chrapami. Zapewne zbli˙zało si˛e jakie´s inne

zwierz˛e. Chocia˙z wyw˛eszyły jego zapach, nie było go wida´c w g˛estej trawie. Za chwil˛e

na oczach Briona miał si˛e rozegra´c dramat ˙zycia i ´smierci.

59

background image

Z przera˙zeniem zdał sobie spraw˛e, ˙ze był jednym z wielu widzów, kiedy nagle

uprzytomnił sobie, ˙ze wszystkie zwierz˛eta patrz ˛

a w jego stron˛e. Czy˙zby go zauwa˙zyły?

Kucn ˛

ał ni˙zej, aby znikn ˛

a´c im z oczu, czuj ˛

ac empatycznie emanuj ˛

acy od nich strumie´n

emocji. Strach. Strach, który stłumił wszelkie inne ich odczucia. Jego zdolno´s´c empatii

była uwra˙zliwiona głównie na ludzi, niemniej od czasu do czasu odbierał tak˙ze impulsy

silnych emocji wysyłanych przez zwierz˛eta. Czuł wyra´znie strach tych zwierz ˛

at. . . i co´s

jeszcze, co´s silniejszego. . .

Brion skoczył na równe nogi i wyci ˛

agaj ˛

ac nó˙z z pochwy obrócił si˛e wokół własnej

osi, w por˛e dostrzegaj ˛

ac ciemny kształt p˛edz ˛

acy w jego stron˛e. Piskliwy skrzek wdarł

si˛e do jego uszu. Co´s twardego spadło mu na barki, kiedy nurkował w bok, obróciło go

i obezwładniło jego rami˛e do tego stopnia, ˙ze omal nie wypu´scił no˙za.

Spadło na niego całym ci˛e˙zarem swego ciała. Wtedy zatopił nó˙z w jego gardzie-

li. Z dławionym skrzekiem opadło ci˛e˙zko na ziemi˛e, przygniataj ˛

ac go sob ˛

a. Zadr˙zało

w konwulsji i zamarło w bezruchu. Ciepła ciecz spłyn˛eła na rami˛e Briona. Nie wie-

dział, czy była to jego krew, czy krew zwierz˛ecia. Zaparłszy si˛e stopami o ciało, Brion

60

background image

oswobodził si˛e i rozejrzał nerwowo wokoło, aby zobaczy´c, czy w pobli˙zu nie ma kom-

panów tego czego´s.

Było samo. Wyprostował si˛e, dysz ˛

ac z wysiłku. Jedyny dostrzegalny ruch pochodził

od stada trawo˙zerców, które oddalało si˛e w pospiesznych podskokach. Spojrzawszy na

swoje r˛ece zobaczył, ˙ze spływa po nich zielona ciecz — zatem nie była to jego krew!

Obok na ziemi le˙zała rozci ˛

agni˛eta nieruchomo martwa bestia. Prawie metrowej dłu-

go´sci g˛esto uz˛ebiona paszcza była otwarta, jak w ziewni˛eciu, a nie widz ˛

ace oczy wpa-

trywały si˛e matowo. Martwy drapie˙znik miał krótkie, zako´nczone szponami przednie

łapy oraz du˙ze i masywne łapy tylne, które umo˙zliwiały mu szybki bieg podczas ataku.

Pomarszczona skóra była c˛etkowana i miała brzydki, br ˛

azowy kolor z odcieniem pur-

pury. Kolor tła, pomy´slał Brion. Maszyna do zabijania. To na pewno jej obawiały si˛e

inne zwierz˛eta.

Poczuł si˛e zm˛eczony. Opadł ci˛e˙zko na martwe ciało i wytarł dłonie z krwi o jego

skór˛e. Wypił łapczywie kilka łyków wody ze swej drewnianej butelki, po czym za-

cz ˛

ał gł˛eboko oddycha´c, czekaj ˛

ac, a˙z odzyska siły. Niezbyt obiecuj ˛

acy pocz ˛

atek zwiadu.

Omal nie został u´smiercony przez pierwsze napotkane zwierz˛e! Na szcz˛e´scie omal. Nó˙z

61

background image

był ostry i dobrze wywa˙zony, a refleks Briona błyskawiczny jak zawsze. Drugi raz nie

da si˛e ju˙z zaskoczy´c.

Tak czy inaczej, był w ko´ncu na powierzchni planety i w obecnej chwili wzgl˛ednie

bezpieczny. Teraz była pora na nast˛epne posuni˛ecie. Dotychczas troszczył si˛e jedynie

o przetrwanie. Najpierw musiał stara´c si˛e unikn ˛

a´c ataku rakietowego, potem l ˛

adowe-

go sprz˛etu bojowego, co mu si˛e ostatecznie udało. Udało mu si˛e tak˙ze odeprze´c atak

drapie˙znika. Tak wi˛ec pierwsza cz˛e´s´c zadania została wykonana. Nast˛epn ˛

a czynno´sci ˛

a,

przed udaniem si˛e w dalsz ˛

a drog˛e było przekazanie wiadomo´sci o bezpiecznym l ˛

ado-

waniu.

Miejsce, w którym si˛e znajdował, nadawało si˛e do tego celu tak samo jak ka˙zde inne

na tej równinie — znajdowało si˛e dostatecznie daleko od drzew i było dobrze widocz-

ne z orbity. Cz˛e´s´c trawy była zdeptana przez zwierz˛eta, było tego jednak za mało do

rozło˙zenia znaków sygnalizacyjnych. Na szcz˛e´scie nie opodal znajdował si˛e kamienisty

pagórek, wolny od wysokiej trawy. Wszedł na niego i otworzywszy torb˛e, wyci ˛

agn ˛

zwój kolorowych wst˛eg. Mimo, i˙z wiedział, ˙ze nic nie zobaczy, nie mógł si˛e powstrzy-

ma´c od spojrzenia na puste bł˛ekitne niebo. L ˛

adownik kr ˛

a˙zył po orbicie niewidoczny dla

62

background image

niego, podczas gdy on mógł by´c obserwowany przez Le˛e dzi˛eki elektronicznemu po-

wi˛ekszeniu. U´smiechn ˛

ał si˛e do siebie, machaj ˛

ac szeroko r˛ekoma nad głow ˛

a. Był to gest

zwyci˛estwa i to wprawiło go w lepszy nastrój. Nast˛epnie pochylił si˛e i zacz ˛

ał rozkłada´c

wst˛egi, aby uformowa´c pierwszy znak. Był nim X, którego zadaniem było umo˙zliwienie

komputerowi ustalenie jego pozycji, w przypadku gdyby nie byt w tej chwili obserwo-

wany. Potem rozło˙zył reszt˛e przekazu. Kod, który wymy´slił i zapami˛etał, był prosty.

I oznaczało, ˙ze wyl ˛

adował bezpiecznie (je´sli Lea obserwowała jego spotkanie z dra-

pie˙znym gadem, mogła mie´c w ˛

atpliwo´sci co do jego finału). Stan ˛

ał z boku na chwil˛e,

aby umo˙zliwi´c jego zarejestrowanie, po czym doło˙zył drug ˛

a wst˛eg˛e, zmieniaj ˛

ac I na

T, aby poinformowa´c j ˛

a, ˙ze działa zgodnie z planem i ˙ze wkrótce przeka˙ze kolejny

meldunek. Musiał przydusi´c wst˛egi kamieniami, aby le˙zały płasko, gdy˙z poranny wiatr

wzmagał si˛e, w miar˛e jak sło´nce wznosiło si˛e coraz wy˙zej i coraz bardziej ogrzewało

ziemi˛e. Z wierzchołka pagórka wida´c było wyra´znie cał ˛

a okolic˛e. Skubi ˛

ace traw˛e jasz-

czurki pasły si˛e teraz spokojnie nad brzegiem jeziora. Droga, któr ˛

a musiał przej´s´c chc ˛

ac

dotrze´c do najbli˙zszego pobojowiska była prosta — wystarczyło i´s´c na zachód wzdłu˙z

brzegu jeziora. Prosty spacer, dzi˛eki któremu b˛edzie mógł zbada´c okolic˛e i przyjrze´c si˛e

63

background image

napotkanym zwierz˛etom. Była ju˙z najwy˙zsza pora, aby rusza´c w drog˛e. Zwin ˛

ał wst˛e-

gi i schował je na powrót do torby, a potem, czuj ˛

ac ciepło promieni słonecznych na

plecach, ruszył na zachód.

W ´srodku dnia zrobił postój na krótki odpoczynek i posiłek. Suszone przez wymra-

˙zanie racje ˙zywno´sciowe miały dostarcza´c mu całej niezb˛ednej energii przez kilka dni,

smakowały jednak jak sucha tektura. Skropił je wod ˛

a, a nast˛epnie potrz ˛

asn ˛

ał butelk ˛

a,

aby zobaczy´c, ile mu jej zostało. Wystarczy na reszt˛e dnia, ale przed zmrokiem b˛edzie

musiał butelk˛e napełni´c. Postanowił zrobi´c to pó´zniej, kiedy dzie´n b˛edzie si˛e zbli˙zał do

ko´nca, a teraz oddali´c si˛e od jeziora i poszuka´c kryjówki na noc mi˛edzy skałami lub

drzewami. Ten samotny drapie˙znik sprawił, ˙ze poczuł respekt dla dzikich zwierz ˛

at za-

mieszkuj ˛

acych t˛e planet˛e. Schował opakowanie po racjach ˙zywno´sciowych oraz butelk˛e

z wod ˛

a do torby, wstał i przeci ˛

agn ˛

ał si˛e.

D´zwi˛ek, który dobiegł nagle do jego uszu, był z pocz ˛

atku tak słaby i odległy, ˙ze

wzi ˛

ał go za brz˛eczenie owada. Szybko jednak przybierał na sile. Kiedy rozpoznał go,

zanurkował w bok, kryj ˛

ac si˛e w g˛estej trawie. Był to odgłos silnika odrzutowego. Dławił

si˛e, jak gdyby miał awari˛e. Nadleciał od strony sło´nca — biała smuga skondensowanej

64

background image

pary z czarn ˛

a kropk ˛

a z przodu. Skr˛ecał raz po raz, jakby pilot chciał czego´s unikn ˛

a´c.

Po raz kolejny zmienił kierunek, zakr˛ecaj ˛

ac w stron˛e Briona, po czym przeleciał niemal

dokładnie nad jego głow ˛

a z ogłuszaj ˛

acym rykiem silnika. Po chwili znikn ˛

ał w błysku

płomieni, które szybko pochłon ˛

ał biały, rozprzestrzeniaj ˛

acy si˛e obłok. Co´s czarnego

wychyn˛eło jednak z dymu i spadło łukiem na ziemi˛e w odległo´sci ponad kilometra od

Briona, wzbijaj ˛

ac w powietrze obłok pyłu. Towarzyszył temu odgłos grzmotu pocho-

dz ˛

acego z powietrznej eksplozji, który dotarł w ko´ncu do jego uszu.

Brion podniósł si˛e powoli na równe nogi i spojrzał w kierunku opadaj ˛

acego pyłu. To

wszystko rozegrało si˛e nieco za blisko, pomy´slał. Był to przypadek, czy te˙z pojawienie

si˛e tego samolotu miało co´s z wspólnego z nim? Niemo˙zliwe, chyba przypadek. Ale

dlaczego w takim razie czuł zimny pot na plecach na my´sl o obejrzeniu z bliska tego

wraku? Instynkt samozachowawczy nakazywał mu trzyma´c si˛e od niego z dala. Dla do-

bra zadania musiał jednak obejrze´c tamto miejsce. Mogło tam by´c ciało pilota lub jaka´s

inna wskazówka. Nie miał wyboru. Pył opadł i równina wygl ˛

adała znowu spokojnie jak

przedtem. Zapami˛etał jednak kierunek. Nie zwlekaj ˛

ac dłu˙zej, ruszył w tamt ˛

a stron˛e.

65

background image

Krater, który ujrzał, wygl ˛

adał jak czarna plama w morzu trawy. Brion zbli˙zył si˛e do

niego powoli, pełzn ˛

ac na brzuchu przez kilka ostatnich metrów. Kiedy zajrzał ostro˙znie

przez jego kraw˛ed´z, dostrzegł w dole na dnie metalowe szcz ˛

atki, z których wystawało

skrzydło samolotu. Nigdzie na jego powierzchni nie zauwa˙zył ˙zadnego oznaczenia —

nawet z bliska, kiedy zsun ˛

ał si˛e w dół i podszedł do złomu. Powierzchnia wraku by-

ła jeszcze ciepła. Obszedł go ostro˙znie. Dookoła rozrzucone były niewielkie metalowe

odłamki. Odwracał je kolejno no˙zem na drug ˛

a stron˛e. Jego cierpliwo´s´c została nagro-

dzona, gdy˙z w ko´ncu znalazł tabliczk˛e znamionow ˛

a, na której widniały wci ˛

a˙z czytelne

jeszcze napisy! Niestety, mimo i˙z wszystkie litery były wyra´znie widoczne, składaj ˛

ace

si˛e z nich wyrazy umieszczone mi˛edzy cyframi napisane były w zupełnie mu nieznanym

j˛ezyku. Jako ewentualna wskazówka tabliczka była dla niego w tym momencie zupełnie

nieprzydatna, niemniej nie mógł jej zlekcewa˙zy´c. Pomy´slał o oderwaniu jej, ale szybko

uprzytomnił sobie, ˙ze noszenie ze sob ˛

a metalu, bez wzgl˛edu na jego wielko´s´c, byłoby

nieroztropne. W ko´ncu czubkiem no˙za skopiował widniej ˛

ace na niej napisy na butel-

ce od wody. W ten sposób mógł zabra´c ze sob ˛

a przynajmniej jej tre´s´c. Ogl˛edziny te

odci ˛

agn˛eły go od jeziora, tote˙z ruszaj ˛

ac w dalsz ˛

a drog˛e, zboczył nieco w jego kierun-

66

background image

ku. Blisko wody dostrzegł co najmniej trzy stada trawo˙zernych zwierz ˛

at i skierował si˛e

w ich stron˛e. Nie miał ju˙z wody w butelce, a robiło si˛e pó´zno. Zamierzał napełni´c j ˛

a

w miejscu, w którym piły wod˛e zwierz˛eta.

Z równiny wyłonił si˛e przed nim niewielki zagajnik. Musiał słu˙zy´c za kryjówk˛e dla

drapie˙zników, poniewa˙z stado, którego ´sladem szedł, wpadło nagle w panik˛e. Cz˛e´s´c

zwierz ˛

at ruszyła na o´slep w jego stron˛e. Stał nieruchomo, kiedy kolejne osobniki prze-

mykały obok niego. Ich długie łapy umo˙zliwiały im osi ˛

aganie imponuj ˛

acej szybko´sci.

Po chwili były ju˙z za nim. Kolumn˛e zamykali najmłodsi i najwolniejsi członkowie sta-

da, a jednym z ostatnich był masywny samiec z kr˛etymi rogami. Potrz ˛

asał nimi złowro-

go w kierunku Briona, ale poniewa˙z ten nie wykonał ˙zadnego prowokacyjnego ruchu,

pobiegł dalej. Kiedy w ko´ncu wszystkie zwierz˛eta, z maruderami wł ˛

acznie, min˛eły go,

poszedł wygniecionymi przez nie ´scie˙zkami w trawie, omijaj ˛

ac smugi cuchn ˛

acego łaj-

na. Poruszał si˛e bardzo ostro˙znie, z no˙zem w r˛eku, rozgl ˛

adaj ˛

ac si˛e na wszystkie strony

i nadsłuchuj ˛

ac uwa˙znie. Dostrzegłszy przed sob ˛

a ciemny kształt na wpół ukryty w tra-

wie, stan ˛

ał jak wryty. Było to martwe zwierz˛e ro´slino˙zerne. Miało schowany pod siebie

łeb, którego rozwarty pysk wyra˙zał paniczny strach. Jego zabójcy nie było wida´c ni-

67

background image

gdzie w pobli˙zu. Brion szedł do przodu stawiaj ˛

ac ostro˙znie kroki, dopóki nie przekonał

si˛e, ˙ze nic nie czai si˛e w trawie obok zwłok. Drapie˙znik, który je zabił, musiał si˛e dawno

st ˛

ad oddali´c. Brion obchodz ˛

ac zwłoki cały czas trzymał nó˙z w r˛eku. Gardziel zwierz˛ecia

była rozci˛eta. . . Bardzo równo. Trudno byłoby mu to zrobi´c swoim no˙zem lepiej.

Zamarł w bezruchu. To rozci˛ecie było zbyt równe. Z boku zwierz˛ecia znajdowała si˛e

jeszcze jedna rana. Wła´sciwie nie rana, ale naci˛ecie. Brakowało jednej łapy. Była równo

odci˛eta w stawie. ˙

Zadne zwierz˛e nie mogło tego zrobi´c z˛ebami lub pazurami. To mogło

by´c wykonane tylko przez takie stworzenie, które było wyposa˙zone w bardzo ostry

nó˙z. Brion spojrzał w kierunku pogr ˛

a˙zonego w mroku zagajnika. Czy z tej kryjówki

spogl ˛

adały na niego czyje´s oczy? Czy˙zby na tej planecie była jaka´s inteligentna forma

˙zycia? Czy to mo˙zliwe, aby to były oczy ludzkie?

background image

Spotkanie z obcym

Teraz nale˙zało si˛e zastanowi´c, a nie działa´c. Brion wiedział o tym od chwili, w której

zobaczył te równe naci˛ecia. Powoli wsun ˛

ał nó˙z do pochwy przytwierdzonej do pasa

i równie wolno usiadł na ziemi. Spojrzał w kierunku jeziora, udaj ˛

ac, ˙ze nie patrzy na

drzewa — widział je jednak wyra´znie k ˛

atem oka. Jedyny ruch, jaki dostrzegł, pochodził

od faluj ˛

acej na wietrze trawy.

To le˙z ˛

ace u jego boku zwierz˛e zabiły inteligentne stworzenia. Wyposa˙zeni w no˙ze

ludzie lub Obcy, którzy okaleczyli te zwłoki i zbiegli z odci˛etym mi˛esem. Kimkolwiek

byli, musieli dostrzec go i uciec w po´spiechu mi˛edzy drzewa. Najprawdopodobniej by-

69

background image

li tam teraz i obserwowali go. Rozlu´znił mi˛e´snie i skoncentrował si˛e, aby nawi ˛

aza´c

z nimi kontakt, ale jego zdolno´sci empatyczne były niewiele warte na tak ˛

a odległo´s´c.

Wyczuwał stany emocjonalne ludzi tylko wtedy, kiedy znajdowali si˛e blisko niego. Gdy

oddalali si˛e, szybko przestawał je odbiera´c. Skoncentrował si˛e jeszcze raz, próbuj ˛

ac wy-

łapa´c jaki´s impuls. Jest — chyba jakie´s stworzenie. Tyle tylko mógł o nim powiedzie´c.

Impuls był tak słaby, ˙ze mógł pochodzi´c od jakiejkolwiek ˙zywej istoty — człowieka,

mo˙ze nawet Obcego, mógł te˙z by´c prostym strumieniem ´swiadomo´sci takiego zwierz˛e-

cia jak to, które le˙zało martwe przed nim. Cokolwiek oznaczał, był słabo wyczuwalny.

Byłoby mu łatwiej zidentyfikowa´c go, gdyby był wyra´zniejszy i silniejszy.

Brion zdecydował si˛e błyskawicznie: wyskoczył wysoko w powietrze, wydaj ˛

ac przy

tym dziki okrzyk. Opadłszy na ziemi˛e, zacz ˛

ał okr ˛

a˙za´c ciało zwierz˛ecia, nadal gło´sno

pokrzykuj ˛

ac. Zatoczywszy koło, usiadł z powrotem u´smiechaj ˛

ac si˛e z zadowoleniem.

A jak˙ze, był tam kto´s! I nie był to ˙zaden Obcy ani ˙zaden tutejszy gad. Ta emocjonal-

na reakcja, któr ˛

a wyczuł, pochodziła od człowieka, który przestraszył si˛e nie na ˙zarty,

kiedy Brion niespodziewanie podskoczył z krzykiem. Był to m˛e˙zczyzna. Obserwował

go, ukryty za zasłon ˛

a drzew. Opanowany był przez strach. To był ten stan emocjonalny,

70

background image

który wyemanował z siebie w odpowiedzi na niespodziewany krzyk Briona. Bał si˛e go.

Brion musiał si˛e z nim skontaktowa´c, mimo jego panicznego strachu. Ale jak to zro-

bi´c? Popatrzył jeszcze raz na le˙z ˛

ace obok niego martwe zwierz˛e. Mimo nieapetycznego

wygl ˛

adu ciała oraz zielonej krwi, jego mi˛eso musiało by´c jadalne dla ludzi. Ukrywaj ˛

a-

ca si˛e istota była bowiem człowiekiem — ten fakt był tak oczywisty, jak jego emocje.

Człowiek ten odci ˛

ał kawał mi˛esa, aby je zje´s´c, ale zobaczywszy Briona zd ˛

a˙zył zabra´c

ze sob ˛

a tylko jedn ˛

a łap˛e. Nale˙zało zatem wykona´c jaki´s przyjazny gest. Brion oddzielił

drug ˛

a tyln ˛

a łap˛e, odcinaj ˛

ac j ˛

a równo od reszty ciała. — Podniósł j ˛

a do góry i wyci ˛

agn ˛

przed siebie, aby była wyra´znie widoczna, po czym ruszył w stron˛e drzew, uwa˙zaj ˛

ac,

aby nie i´s´c prosto w kierunku ukrytego obserwatora. Kiedy dotarł do pierwszego drze-

wa, jednym ruchem ´sci ˛

ał grub ˛

a gał ˛

a´z i zrobiwszy naci˛ecie pod ´sci˛egnem łapy, nadział

j ˛

a na gał ˛

a´z i zostawił.

Pierwszy krok. Je´sli obserwator we´zmie mi˛eso, b˛edzie to oznaczało, ˙ze kontakt zo-

stał nawi ˛

azany. Teraz jest wła´sciwy moment, aby pój´s´c napełni´c butelk˛e wod ˛

a. Wydep-

tan ˛

a przez zwierz˛eta ´scie˙zk ˛

a doszedł do jeziora, po czym przedzieraj ˛

ac si˛e przez trzciny

wszedł po pas do wody. Była czysta i nie zamulona. Spróbowawszy, napełnił ni ˛

a butel-

71

background image

k˛e. Kiedy ruszył w drog˛e powrotn ˛

a, sło´nce zbli˙zało si˛e do horyzontu. Kilka padlino˙zer-

nych lataj ˛

acych jaszczurek siedziało na zwłokach zabitego zwierz˛ecia i rozszarpywało

je po kawałku ostrymi jak igły z˛ebami. Zatrzepotały leniwie skrzydłami, skrzecz ˛

ac pi-

skliwie, kiedy przechodził obok. Sło´nce dotykało ju˙z horyzontu. Patrz ˛

ac na nie musiał

jednak przysłoni´c r˛ek ˛

a oczy. Łapy nie było na gał˛ezi, lecz zorientował si˛e, ˙ze ukryty

obserwator nadal czaił si˛e w pobli˙zu. Jedyne, co Brion mógł teraz zrobi´c, to czeka´c. Ale

nie tak blisko tego martwego zwierz˛ecia. To byłoby nierozs ˛

adne: ´scierwojady wci ˛

a˙z nad

nim kr ˛

a˙zyły, skrzecz ˛

ac bez przemy i mogły zwabi´c jeszcze innych, wi˛ekszych amato-

rów padliny. Bezpieczne schronienie mogły mu zapewni´c drzewa. Wykonuj ˛

ac łatwe do

rozszyfrowania, spokojne ruchy w zapadaj ˛

acym mroku, obszedł zabite zwierz˛e i wszedł

do zagajnika.

W miar˛e jak zapadała noc, nieznany m˛e˙zczyzna oddalał si˛e, wchodz ˛

ac coraz gł˛ebiej

mi˛edzy drzewa, a˙z w ko´ncu poczucie jego obecno´sci stało si˛e ledwie wyczuwalnym

impulsem balansuj ˛

acym na skraju zdolno´sci empatycznych Briona. Najwyra´zniej nie

chciał by´c zaskoczony w nocy. Brion zreszt ˛

a równie˙z. Wymo´scił sobie posłanie z opa-

dłych li´sci obok najwi˛ekszego drzewa i uło˙zył si˛e do snu z no˙zem mocno zaci´sni˛etym

72

background image

w r˛eku. Spał czujnym snem, podczas którego nie tracił ´swiadomo´sci tego, co si˛e działo

wokół niego. Obudził si˛e tylko raz, kiedy w pobli˙zu przepełzło jakie´s nocne stworze-

nie. Wyczuło jego obecno´s´c i nie zbli˙zało si˛e do niego. Nic wi˛ecej nie niepokoiło go tej

nocy. Obudził si˛e wypocz˛ety wraz z pierwszymi promieniami słonecznymi.

My´sliwy wci ˛

a˙z był w pobli˙zu. . . i wci ˛

a˙z go obserwował. Brion czuł napływaj ˛

acy

od niego strumie´n energii, kiedy wyszedł spomi˛edzy drzew na równin˛e. Byt w nim ju˙z

nie tylko strach, ale równie˙z ciekawo´s´c. Brion wiedział, ˙ze musi panowa´c nad swoj ˛

a

niecierpliwo´sci ˛

a. Nast˛epny krok nale˙zał do niewidocznego obserwatora.

Czekanie nie nale˙zało do łatwych zaj˛e´c. Po południu miał ju˙z dosy´c siedzenia i ocze-

kiwania, ˙ze co´s si˛e stanie. Stada ro´slino˙zernych zwierz ˛

at pasły si˛e w oddali przechodz ˛

ac

z miejsca na miejsce. Sło´nce wznosiło si˛e wysoko na bezchmurnym niebie i nic si˛e

nie działo. Brion zjadł swoj ˛

a racj˛e ˙zywno´sciow ˛

a zwil˙zaj ˛

ac j ˛

a wod ˛

a z jeziora. Aby po-

skromi´c niecierpliwo´s´c zacz ˛

ał układa´c wiersz o otaczaj ˛

acym go krajobrazie, ale szybko

stwierdził, ˙ze jest to zaj˛ecie jeszcze bardziej nu˙z ˛

ace ni˙z samo czekanie. Potem spróbo-

wał zagra´c ze sob ˛

a w szachy w pami˛eci, ale po dwudziestym ruchu czarnych pogubił

si˛e i równie˙z z tego zrezygnował. W ´srodku popołudnia miał ju˙z dosy´c. Tamtemu czło-

73

background image

wiekowi najwyra´zniej wystarczało le˙zenie w ukryciu i obserwowanie go. Postanowił

zadziała´c. Wstał i przeci ˛

agn ˛

ał si˛e, po czym ruszył powoli w kierunku nieznanego m˛e˙z-

czyzny. Odebrał tak silny i wyra´zny impuls strachu, ˙ze mógł z łatwo´sci ˛

a ustali´c miejsce

jego kryjówki. Znajdowała si˛e za pniem du˙zego, powalonego drzewa. Przystan ˛

ał i uniósł

nad głow ˛

a otwarte dłonie. Uczucie paniki znikn˛eło, lecz strach pozostał, całkowicie tłu-

mi ˛

ac ciekawo´s´c, która trzymała my´sliwego w ukryciu przez cały dzie´n i skłaniała go

do prowadzenia obserwacji. Teraz Brion odbierał mieszanin˛e emocji, w której pojawiła

si˛e ˙z ˛

adza, wci ˛

a˙z jednak tłumiona przez strach. Zrobił krok do przodu i wówczas strach

całkowicie j ˛

a zagłuszył. Łowca rzucił si˛e do ucieczki. Kiedy Brion podszedł do jego

kryjówki, zrozumiał, sk ˛

ad wzi˛eły si˛e w nim te dwa sprzeczne stany emocjonalne. Le˙za-

ły tam oba ud´zce. Porzucone w panice, za ci˛e˙zkie do niesienia w biegu. Brion pochylił

si˛e i podniósł je, po czym zarzucił je sobie bez wysiłku na barki, po jednym z ka˙zdej

strony, i ruszył ´sladem łowcy.

Szybko si˛e zorientował, ˙ze łowca kieruje si˛e w stron˛e wi˛ekszej g˛estwiny i ci ˛

agn ˛

a-

cych si˛e za ni ˛

a wzgórz. Kiedy Brion upewnił si˛e co do tego, wrócił na równin˛e i ruszył

co tchu skrajem zagajnika, aby go wyprzedzi´c. Poruszanie si˛e było tu znacznie łatwiej-

74

background image

sze i mimo i˙z był objuczony mi˛esem, bez trudu udało mu si˛e to osi ˛

agn ˛

a´c. Wbiegł mi˛edzy

drzewa i zatrzymał si˛e w miejscu, w którym przebiegała przewidywana trasa ucieczki

łowcy. Brion czuł, jak tamten zbli˙za si˛e do niego. To było dobre miejsce, aby na niego

zaczeka´c. Dysz ˛

ac ci˛e˙zko poło˙zył na ziemi swój baga˙z i uspokajaj ˛

ac lekko przyspieszony

oddech zamarł w oczekiwaniu, patrz ˛

ac w kierunku, z którego spodziewał si˛e nadej´scia

łowcy. Wyczuwał coraz wyra´zniej jego strach i rosn ˛

ace zm˛eczenie.

Dostrzegli si˛e w tym samym momencie i nowy strumie´n strachu wyrzucił gwałtow-

nie r˛ek˛e łowcy do przodu. Brion zobaczył jedynie błysk ostrza dzidy mkn ˛

acej prosto na

niego. Odskoczył w bok, a dzida wbiła si˛e w pie´n drzewa. Łowca kucn ˛

ał i wyci ˛

agn ˛

nó˙z. Brion powoli stawał na nogi. Nie spuszczaj ˛

ac go z oczu, wyci ˛

agn ˛

ał dzid˛e z drzewa

i rzucił j ˛

a na ziemi˛e. Potem równie wolno wyci ˛

agn ˛

ał swój nó˙z i rzucił go obok dzi-

dy. Fale strachu wci ˛

a˙z emanowały od łowcy. Brion czekał w milczeniu, a˙z ten strach

osłabnie, po czym przemówił spokojnym głosem.

— Nie mam zamiaru ci˛e skrzywdzi´c. Oto mój nó˙z, a tu jest mi˛eso. Zosta´nmy przy-

jaciółmi.

75

background image

Łowca nie rozumiał go, ale łagodno´s´c jego głosu najwyra´zniej wywarła na nim pew-

ne wra˙zenie. Brion wskazał na mi˛eso i bro´n mówi ˛

ac nieprzerwanie tym samym spokoj-

nym tonem, po czym odszedł na bok, staraj ˛

ac si˛e by´c cały czas w polu widzenia łowcy.

Kiedy znalazł si˛e w odległo´sci kilku metrów, zatrzymał si˛e i usiadł na ziemi, opiera-

j ˛

ac si˛e plecami o drzewo. Czekał teraz na krok tamtego. Koncentruj ˛

ac si˛e na emanuj ˛

a-

cych od niego emocjach, czuł wyra´znie stopniowe tłumienie strachu przez ciekawo´s´c.

Łowca zrobił niepewny krok do przodu, potem jeszcze jeden, a˙z w ko´ncu wyszedł na

´swiatło słoneczne. Spogl ˛

adali na siebie ze wzajemn ˛

a ciekawo´sci ˛

a. Łowca był bez w ˛

at-

pienia człowiekiem, był ko´scisty i niskiego wzrostu, si˛egał Brionowi zaledwie do ra-

mion. Miał długie, zmierzwione włosy. Zlepione brudem kosmyki opadały mu prosto

na twarz. Odziany był w jaszczurcz ˛

a skór˛e, tak ˛

a sam ˛

a skór ˛

a owini˛ete miał niezdarnie

stopy. Kiedy podszedł bli˙zej, popatrzył ze strachem, szeroko rozdziawiaj ˛

ac przy tym

usta, na ubranie i buty Briona, który u´smiechn ˛

ał si˛e do niego, gdy ten pochylił si˛e nad

broni ˛

a. Starał si˛e zachowa´c spokój, widz ˛

ac swój nó˙z w jego r˛ekach. Łowca obracał go

na wszystkie strony przygl ˛

adaj ˛

ac mu si˛e z podziwem. Poczuł nagły strach, gdy rozci ˛

sobie palec. o ostre jak brzytwa ostrze. Wło˙zył palec do ust i zacz ˛

ał go ssa´c niczym

76

background image

dziecko. Kiedy po chwili przezwyci˛e˙zył ból i strach, pochylił si˛e i odkroił no˙zem kawa-

łek mi˛esa z jednego z ud´zców. Brion poczuł dreszcz zadowolenia, gdy łowca wyci ˛

agn ˛

powoli w jego kierunku kawałek surowego mi˛esa. Skin ˛

ał głow ˛

a i u´smiechn ˛

ał si˛e w od-

powiedzi, po czym ruszył wolno do przodu z wyci ˛

agni˛etymi r˛ekoma. Kiedy przeszedł

kilka kroków, łowca znowu zareagował strachem i rzuciwszy mi˛eso, cofn ˛

ał si˛e o par˛e

metrów. Brion zatrzymał si˛e i poczekał cierpliwie, a˙z tamten si˛e uspokoi, dopiero potem

ostro˙znie ruszył dalej. Kiedy doszedł do porzuconego kawałka mi˛esa, pochylił si˛e i pod-

niósł go. Wło˙zył do ust i ˙zuł przez chwil˛e. Mi˛eso było wstr˛etne, mimo to u´smiechn ˛

ał si˛e

i potarł brzuch mlaskaj ˛

ac z zadowoleniem. Strach łowcy zmalał wyra´znie. On równie˙z

si˛e u´smiechn ˛

ał, najpierw niepewnie, potem szeroko i potarł brzuch tak samo jak Brion,

na´sladuj ˛

ac przy tym wydawane przez niego d´zwi˛eki. Kontakt został nawi ˛

azany.

background image

Pierwszy kontakt

Kiedy wreszcie pokojowy kontakt został nawi ˛

azany, łowca wygl ˛

adał, jakby cały

strach go opu´scił. Brion czuł to empatycznie, chocia˙z z pocz ˛

atku trudno mu było to

zrozumie´c. Był to dorosły m˛e˙zczyzna, który objawiał jednocze´snie dziwnie infantylne

reakcje. Pocz ˛

atkowy strach na widok obcego został stłumiony przez pó´zniejsz ˛

a cieka-

wo´s´c i zamiast ucieka´c, pozostał, aby przyjrze´c si˛e Brionowi, a nawet zanocował w jego

pobli˙zu. Najpierw ˙z ˛

adza, potem znowu strach — wygl ˛

adało to, jak gdyby potrafił prze-

˙zywa´c tylko jeden stan emocjonalny naraz. Jak dziecko. Teraz mówił co´s wesoło do

siebie ogl ˛

adaj ˛

ac ubranie i buty Briona, pił hała´sliwie wod˛e z jego butelki. W ko´ncu po-

78

background image

smakował suchego prowiantu, wkrótce jednak odrzucił go z niesmakiem. Wszystko to

robił nie zadaj ˛

ac ˙zadnych pyta´n, z i´scie dziecinn ˛

a akceptacj ˛

a nowej sytuacji.

Nie zareagował nawet wtedy, gdy Brion, pokazuj ˛

ac mu zawarto´s´c swojej torby, spo-

kojnie podniósł swój nó˙z i schował go do pochwy. Co wi˛ecej, nawet tego nie zauwa˙zył.

Był zbyt pochłoni˛ety ogl ˛

adaniem posiadanych przez Briona przedmiotów, aby zacho-

wa´c minimalne chocia˙z ´srodki ostro˙zno´sci.

Brion nie potrzebował wiele czasu, aby doj´s´c do wniosku, ˙ze kultura tego człowie-

ka była tak prymitywna, jak prosta i pozbawiona refleksji była akceptacja nowej zna-

jomo´sci. Posiadane przez niego przedmioty były wytworami typowymi dla epoki ka-

miennej. Ostrze dzidy było ostrym odłamkiem szklistej skały wulkanicznej, niezdarnie

przywi ˛

azanym do ko´nca drzewca. Nó˙z był równie˙z wyłupany z kamienia. Jaszczurcze

skóry, które nosił, były zupełnie nie wyprawione, na co jednoznacznie wskazywał ich

zapach. Jedyn ˛

a ozdob ˛

a, czyli nieu˙zytkowym przedmiotem, jaki posiadał, była jaszczur-

cza czaszka. Nosił ten odra˙zaj ˛

acy przedmiot z gnij ˛

ac ˛

a z wierzchu skór ˛

a jak hełm.

Kiedy łowca zaspokoił pierwsz ˛

a ciekawo´s´c, Brion spróbował porozumie´c si˛e z nim.

Zako´nczyło si˛e to niemal całkowitym fiaskiem. Po nie ko´ncz ˛

acym si˛e wskazywaniu na

79

background image

siebie i wymawianiu swojego imienia, a nast˛epnie wskazywaniu na niego i zadawaniu

pytania, Brionowi udało si˛e w ko´ncu ustali´c, ˙ze nazywał si˛e Vjer lub Vjr — pojedynczy

d´zwi˛ek, chyba jednak całkowicie pozbawiony samogłosek, Imi˛e Briona wypowiadał ja-

ko Bran lub, równie˙z całkowicie pozbawione samogłosek, Brn. Na tym ko´nczyła si˛e ich

rozmowa. Vjer szybko stracił zainteresowanie dla słów i nie chciał uczy´c si˛e ˙zadnych

innych wyrazów wypowiadanych przez Briona, nie miał te˙z ochoty nauczy´c Briona

swoich. Zakres jego zainteresowa´n był bardzo ograniczony. Kiedy poczuł pragnienie,

opró˙znił cał ˛

a butelk˛e wody, wi˛ecej jej przy tym wylewaj ˛

ac ni˙z wypijaj ˛

ac. Pó´zniej, kie-

dy poczuł głód, odci ˛

ał kawałek zielonego, jaszczurczego mi˛esa, roj ˛

acego si˛e ju˙z od

owadów, prze˙zuł je i zjadł na surowo z wyra´znym zadowoleniem. Brion z trudem ak-

ceptował wszystko co było zwi ˛

azane z tym człowiekiem.

Vjer (lub Vjr) był po prostu człowiekiem pierwotnym. Korzystaj ˛

ac ze swoich zdol-

no´sci empatycznych, Brion mógł z cał ˛

a pewno´sci ˛

a stwierdzi´c, ˙ze Vjer niczego nie

udawał. Był dokładnie taki, na jakiego wygl ˛

adał. Był pozbawionym wyobra´zni, pro-

stym człowiekiem z epoki kamiennej. A jednocze´snie jego planeta była zdominowana

przez dwie siły tocz ˛

ace ze sob ˛

a nieustann ˛

a wojn˛e, u˙zywaj ˛

ace najbardziej nowoczesnych

80

background image

broni. . . Gdzie w tym wszystkim było miejsce Vjera? Czy˙zby był swego rodzaju wy-

rzutkiem? Uciekinierem z pola walki? Nie było mo˙zliwo´sci rozstrzygni˛ecia tej kwestii

bez znalezienia sposobu na porozumiewanie si˛e. Był sam czy te˙z był członkiem jakiej´s

wi˛ekszej grupy? Jaki nast˛epny krok nale˙zało teraz zrobi´c? Rozmy´slania jego przerwał

sam Vjer. Sko´nczywszy je´s´c mi˛eso, nie zwa˙zaj ˛

ac na nic uci ˛

ał sobie drzemk˛e. Usiadł na

skrzy˙zowanych nogach i w jednej chwili zapadł w gł˛eboki sen — jego odruchy były bar-

dziej zwierz˛ece ni˙z ludzkie. Potem równie nagle obudził si˛e, wyskakuj ˛

ac w powietrze

i mamrocz ˛

ac jakie´s niezrozumiałe słowa. Musiał co´s postanowi´c, gdy˙z odci ˛

ał długie,

grube pn ˛

acza od jednego z drzew swoim kamiennym no˙zem. Zwi ˛

azał nim oba ud´zce

i post˛ekuj ˛

ac zarzucił je sobie na plecy. Trzymaj ˛

ac nó˙z w jednej r˛ece, a dzid˛e w drugiej

ruszył ´scie˙zk ˛

a przed siebie, po chwili jednak przystan ˛

ał, jak gdyby sobie co´s przypo-

mniał.

— Brrn — powiedział, chichocz ˛

ac. — Brrn, Brrn! — Nast˛epnie odwrócił si˛e i chciał

odej´s´c.

— Zaczekaj — zawołał Brion. — Pójd˛e z tob ˛

a!

81

background image

Zacz ˛

ał i´s´c za nim, ale szybko zatrzymał si˛e, kiedy poczuł nagły impuls strachu. Vjer

wpadł w taki popłoch, ˙ze cały si˛e trz ˛

asł i wymachiwał agresywnie dzid ˛

a. Próbował wy-

cofa´c si˛e tyłem, lecz zatrzymał si˛e, kiedy zobaczył, ˙ze Brion ruszył za nim. Emanowało

z niego uczucie nieszcz˛e´scia, z oczu kapały rz˛esiste łzy.

— Có˙z, widz˛e, ˙ze nie chcesz, abym szedł z tob ˛

a — powiedział Brion łagodnym, jak

mu si˛e zdawało, tonem. — Spotkamy si˛e jeszcze. B˛edziesz pewnie gdzie´s tam na tych

wzgórzach i nie powinno by´c problemu z odszukaniem ciebie.

Strach Vjera zmalał, kiedy zobaczył, ˙ze Brion nie ruszył za nim tym razem. Wycofał

si˛e mi˛edzy drzewa, po czym odwrócił si˛e do tyłu i co sił w nogach pobiegł przed siebie,

objuczony mi˛esem. Kiedy znikn ˛

ał z pola widzenia, Brion zawrócił i poszedł w prze-

ciwnym kierunku, z powrotem na równin˛e. Zboczył nieco z trasy, aby napełni´c butelk˛e

wod ˛

a, po czym zacz ˛

ał biec powoli t ˛

a sam ˛

a tras ˛

a, któr ˛

a szedł poprzedniego dnia. Miał

teraz wa˙zne zadanie do wykonania. Pole bitwy mogło poczeka´c. Im bardziej opó´zniał

si˛e kontakt ze ´smiertelnym wrogiem, tym lepiej. B˛edzie na to du˙zo czasu, kiedy uda

mu si˛e porozumie´c z Vjerem. Prawdopodobnie b˛edzie to mo˙zliwe, niemniej z pewno-

82

background image

´sci ˛

a upłynie sporo czasu, zanim Vjer b˛edzie mógł opowiedzie´c mu o tej wojnie, dzi˛eki

czemu da si˛e mo˙ze unikn ˛

a´c konieczno´sci podejmowania tej niebezpiecznej wyprawy.

Krater był wyra´znie widoczny na otwartej równinie i Brion skierował si˛e w jego

stron˛e, zatrzymuj ˛

ac si˛e w odległo´sci około stu metrów od niego. Nast˛epnie wydeptał

koło w trawie, ˙zeby zapewni´c lepsz ˛

a widoczno´s´c wst˛egom sygnalizacyjnym. Zaj˛eło mu

to zaledwie kilka minut. Do przytrzymania wst˛eg u˙zył kawałków gruntu wyrzuconych

z krateru. Po uło˙zeniu znaku X policzył do stu. To powinno wystarczy´c komputerowi

pokładowemu l ˛

adownika znajduj ˛

acego si˛e wysoko na orbicie do odszukania go i wy-

celowania skanera na to miejsce. Kiedy, jak s ˛

adził, był ju˙z obserwowany, uło˙zył znak

V, pó´zniej znowu X, po nim dwa I. Potem usiadł z boku, wypił kilka łyków wody i cze-

kał.

Wiadomo´s´c, któr ˛

a nadał, była prosta: L ˛

aduj. W tym miejscu. Jak najszybciej. Te-

raz komputer dokonuje pewnie niezb˛ednych oblicze´n. Bior ˛

ac pod uwag˛e obecn ˛

a orbit˛e

l ˛

adownika, powinien wyl ˛

adowa´c za godzin˛e, najpó´zniej dwie. Brion odczekał jeszcze

kilka minut, po czym zebrał wszystkie wst˛egi, z wyj ˛

atkiem tych, które tworzyły znak

X i schował je. Nast˛epnie oddalił si˛e na odległo´s´c niespełna pół kilometra i usiadłszy

83

background image

na ziemi, zamarł w oczekiwaniu. Komputery s ˛

a dosłowne i statek wyl ˛

aduje na pewno

dokładnie we wskazanym miejscu. Nie miał zamiaru tkwi´c tam, kiedy to nast ˛

api. Im

dłu˙zej jednak my´slał o zaistniałej sytuacji, tym bardziej si˛e niepokoił. Cała akcja stawa-

ła si˛e nagle znowu bardzo niebezpieczna. L ˛

adowanie zajmie troch˛e czasu i tego nie da

si˛e unikn ˛

a´c w ˙zaden sposób. Miejsce, które wybrał, sprawiało wra˙zenie najbezpieczniej-

szego — było poło˙zone z dala od wszystkich miejsc walk. Było podwójnie bezpieczne,

gdy˙z ewentualne detektory metalu mog ˛

a zosta´c wprowadzone w bł ˛

ad przez stercz ˛

ace

w ziemi skrzydło zestrzelonego samolotu. Je´sli komputery rejestruj ˛

a takie rzeczy, to

miejsce to mo˙ze by´c oznaczone jako niegro´zne. Wszystko to było jednak czyst ˛

a spe-

kulacj ˛

a. Musiał liczy´c tak˙ze na odrobin˛e szcz˛e´scia. Potrzebował pewnego urz ˛

adzenia.

Je´sli b˛edzie działał odpowiednio szybko, zd ˛

a˙zy wej´s´c na pokład, odszuka´c, co mu trze-

ba, wyj´s´c na zewn ˛

atrz i umo˙zliwi´c Lei start w ci ˛

agu dwóch minut. Miał nadziej˛e, ˙ze to

wystarczy. Po bezpiecznym odlocie l ˛

adownika schowa sprz˛et pod skrzydłem samolotu

i szybko si˛e oddali. Je´sli do rana nic si˛e nie stanie z ukrytym sprz˛etem, zabierze go ze

sob ˛

a i pójdzie szuka´c Vjera.

84

background image

Zanim usłyszał odległy pomruk silników rakietowych nad sob ˛

a, sło´nce zni˙zyło si˛e

nad horyzont, sk ˛

ad ´swieciło czerwonawym blaskiem przenikaj ˛

acym przez cienk ˛

a war-

stw˛e chmur. Podniósł głow˛e i dostrzegł male´nki punkt ´swiatła opadaj ˛

acy w dół. Był

znacznie ja´sniejszy od zachodz ˛

acego sło´nca i bardzo szybko rósł w oczach, przecho-

dz ˛

ac w słup ognia, który sprowadzał l ˛

adownik bezpiecznie na ziemi˛e. Pojazd osiadł na

ziemi dokładnie w miejscu, w którym był rozło˙zony znak z, obracaj ˛

ac go natychmiast

w popiół. Brion ruszył co sił w nogach w jego kierunku, nie czekaj ˛

ac, a˙z zgasn ˛

a silni-

ki. Nim do niego dobiegł, otworzyła si˛e klapa ´sluzy powietrznej i w dół zsun˛eła si˛e ze

szcz˛ekiem elastyczna drabina. Brion złapał r˛ekoma za jej szczeble i zacz ˛

ał podci ˛

aga´c

si˛e w gór˛e, r˛eka za r˛ek ˛

a, nie chc ˛

ac traci´c czasu na szukanie ich stopami, gdy˙z kołysała

si˛e na całej długo´sci. Jego dłonie pracowały sprawnie niczym tłoki silnika, wznosz ˛

ac

go wzdłu˙z kadłuba statku do ´sluzy powietrznej. Lea odwracała si˛e wła´snie od pulpitu

sterowniczego, kiedy pojawił si˛e za jej plecami. Obj ˛

ał j ˛

a mocno ramionami, przytulaj ˛

ac

do siebie, pocałował j ˛

a z gło´snym cmokni˛eciem i pu´scił.

85

background image

— Wspaniale znowu ci˛e widzie´c — powiedział, odwracaj ˛

ac si˛e i przyst˛epuj ˛

ac do

grzebania w szafce. — Tu jest interesuj ˛

aco, ale samotnie. Potrzebuj˛e. . . o jest Do zoba-

czenia! Startuj, jak tylko znajd˛e si˛e w bezpiecznej odległo´sci.

Przystan ˛

ał gwałtownie, poniewa˙z zablokowała swoim ciałem wej´scie do ´sluzy, pa-

trz ˛

ac na niego ze zło´sci ˛

a.

— Do´s´c tego, mój błyskawiczny kochanku! Najwy˙zszy czas, aby´smy sobie troch˛e

pogadali. . .

— Nie teraz. Musisz si˛e st ˛

ad wynie´s´c, wróci´c na orbit˛e. Lada chwila mo˙zemy zosta´c

zaatakowani. . .

— Zamknij si˛e. Wł ˛

acz zdalne sterowanie. Zaczekam na ciebie na ziemi.

Lea podniosła ci˛e˙zki plecak, odwróciła si˛e i zacz˛eła schodzi´c po drabinie, podczas

gdy zaskoczony Brion zastanawiał si˛e, co jej odpowiedzie´c. Miał jej kaza´c wróci´c, wsa-

dzi´c j ˛

a sił ˛

a do ´srodka, mimo i˙z tego nie chciała, próbowa´c j ˛

a przekona´c, wytłumaczy´c,

˙ze to, co robi, jest niebezpieczne? Wszystkie te my´sli kł˛ebiły mu si˛e w głowie, a˙z w ko´n-

cu stwierdził, ˙ze ˙zadne z tych wyj´s´c nie jest dobre. Musz ˛

a ich chyba na Ziemi uczy´c jak

by´c konsekwentnym, poniewa˙z kiedy podejmowała jak ˛

a´s decyzj˛e, nie było sposobu,

86

background image

aby j ˛

a zmieni´c. Pogodził si˛e z jej postanowieniem, przyznaj ˛

ac w duchu, ˙ze jej obecno´s´c

przy nim była zdecydowanie lepsza od dotychczasowej samotno´sci.

To wszystko trwa za długo! Podbiegł do pulpitu sterowniczego i wyci ˛

agn ˛

ał z gniazda

przyrz ˛

ad do zdalnego sterowania. W tym samym momencie zapaliło si˛e na nim ´swiateł-

ko sygnalizacyjne oznajmiaj ˛

ace, ˙ze przyrz ˛

ad jest gotowy do działania. Przypi ˛

ał go do

pasa obok HPJ, kiedy wbiegał do ´sluzy powietrznej. Nast˛epnie spu´scił si˛e po drabinie.

Znalazłszy si˛e na wysoko´sci kilku metrów nad ziemi ˛

a, zeskoczył z ostatnich szcze-

bli i wcisn ˛

ał kilka przycisków na sterowniku. Biegn ˛

ac, słyszał trzask zamykanych we-

wn˛etrznych drzwi ´sluzy oraz szcz˛ek wci ˛

aganej do góry drabiny.

Lea nie czekała na niego, wiedz ˛

ac, ˙ze Brion biega dwa razy szybciej od niej. Tote˙z,

mimo i˙z biegła najszybciej jak mogła, momentalnie j ˛

a dogonił. Złapał j ˛

a w biegu i nie

zwalniaj ˛

ac ani na chwil˛e, pobiegł z ni ˛

a dalej. Kiedy usłyszał odgłos zapłonu silników,

poci ˛

agn ˛

ał j ˛

a na ziemi˛e i zasłonił swoim ciałem. Obj ˛

ał j ˛

a ramieniem, gdy zadr˙zała zie-

mia i omiótł ich gor ˛

acy obłok pyłu. Kiedy si˛e nieco uspokoiło, usiadła krztusz ˛

ac si˛e

i pocieraj ˛

ac oczy.

87

background image

— Ty głupi umi˛e´sniony jaskiniowcu. . . Czy wiesz, ˙ze mało nas nie upiekłe´s tym

nagłym startem!

— Nie masz racji — powiedział u´smiechaj ˛

ac si˛e. Po czym przewrócił si˛e na plecy

i wsun ˛

awszy r˛ece pod głow˛e spojrzał do góry, na oddalaj ˛

acy si˛e płomie´n l ˛

adownika. By-

li bezpieczni, przynajmniej w tej chwili. — Wiedziałem, ˙ze wystarcz ˛

a mi trzy sekundy,

aby znale´z´c si˛e w bezpiecznej odległo´sci. Przy zało˙zeniu, ˙ze zamykanie zajmie siedem

sekund. . . Czułem to!

— No, wspaniale! — powiedziała Lea, kopi ˛

ac go w bok z całej siły. Czubek jej

buta odbił si˛e od jego twardych jak skała mi˛e´sni nie wyrz ˛

adzaj ˛

ac mu krzywdy, niemniej

ten akt protestu sprawił jej ogromn ˛

a satysfakcj˛e. Brion chrz ˛

akn ˛

ał zaskoczony, po czym

odwrócił si˛e i zerwał si˛e na równe nogi. Lea u´smiechn˛eła si˛e do niego przymilnie: —

A wi˛ec jeste´smy tu, sami na tej dziwnej planecie. Co teraz zrobimy?

Brion zacz ˛

ał protestowa´c, ale po chwili wybuchn ˛

ał ´smiechem. Chyba nigdy nie

przestanie go zaskakiwa´c. Odczepił oba urz ˛

adzenia od pasa.

— Masz co´s metalowego na sobie. . . lub w tej torbie?

— Ani tu, ani tu. Zaplanowałam t˛e wypraw˛e starannie.

88

background image

— ´Swietnie. Tam, gdzie ro´snie ta g˛esta trawa, jest rów. Pójd´z tam i zaczekaj na

mnie. Doł ˛

acz˛e do ciebie, gdy tylko pozb˛ed˛e si˛e tych rzeczy.

Wrócił biegiem do krateru, wskoczył do ´srodka i pogwizduj ˛

ac wesoło, ukrył staran-

nie oba przedmioty pod wygi˛etym metalowym skrzydłem samolotu. Prawie sko´nczone.

Wygl ˛

ada na to, ˙ze udało mi si˛e.

Lea siedziała w ukryciu, kiedy wskoczył do kryjówki obok niej.

— Czy nie uwa˙zasz, ˙ze najwy˙zsza pora, aby´s powiedział mi, co si˛e tu dzieje? —

zapytała.

— Nie powinna´s była tego robi´c. Powinna´s była zosta´c na statku, gdzie byłaby´s

bezpieczna!

— Dlaczego? On mo˙ze lata´c sam, jak si˛e ju˙z przekonałe´s. Co dwie głowy, to nie

jedna, zwłaszcza teraz, kiedy znalazłe´s tubylców. To w tym celu chciałe´s zaopatrzy´c si˛e

w Heurystyczny Procesor J˛ezykowy, prawda? Tak czy inaczej, stało si˛e. Jestem tutaj,

a nasz ´srodek transportu jest na orbicie. Co robimy teraz?

89

background image

Miała racj˛e. Co si˛e stało, ju˙z si˛e nie odstanie. Brion nauczył si˛e zawsze akcepto-

wa´c realno´s´c sytuacji, której nie mo˙zna było zmieni´c. Wskazał na pokryte drzewami

wzgórza, ci ˛

agn ˛

ace si˛e skrajem równiny.

— Zostaniemy tutaj w ukryciu, dopóki nie upewnimy si˛e, ˙ze nic nam nie grozi.

Potem udamy si˛e na tamte wzgórza i poszukamy tego brudnego, prymitywnego czło-

wieka, którego wtedy spotkałem. Je´sli b˛edziemy mieli szcz˛e´scie, mo˙ze uda nam si˛e

znale´z´c równie˙z jego przyjaciół. Kiedy ich znajdziemy, b˛edziemy mogli porozmawia´c

z nimi za pomoc ˛

a procesora i uzyska´c ewentualnie odpowied´z na pytania dotycz ˛

ace tej

planety.

background image

´Smiertelna niespodzianka

Wieczorn ˛

a cisz˛e przerywało jedynie brz˛eczenie owadów i rzadkie, odległe skrze-

ki lataj ˛

acych gadów. Brion czuł, jak wraz z rosn ˛

acym prze´swiadczeniem, ˙ze nie byli

obserwowani i ˙ze nie b˛edzie odwetu za l ˛

adowanie, opuszczało go napi˛ecie. Zast ˛

apiło

je nagłe uczucie głodu od ostatniego posiłku min˛eło sporo czasu. Wyj ˛

ał z torby racj˛e

˙zywno´sciow ˛

a i z rosn ˛

acym niesmakiem zdj ˛

ał z niej opakowanie.

— To nie to, co obiad ze stekiem, prawda? — stwierdziła raczej ni˙z spytała Lea,

widz ˛

ac wyraz jego twarzy.

91

background image

— Mo˙zna na tym ˙zy´c bez ko´nca, mimo i˙z nie ma w tym zbyt wiele ˙zycia. I, prosz˛e,

ani słowa wi˛ecej o stekach!

Lea obróciła swoj ˛

a torb˛e i otworzyła górn ˛

a klap˛e.

— Wspomniałam o nich, bo zabrałam jeden dla ciebie — u´smiechn˛eła si˛e niewinnie

w odpowiedzi na jego zdziwion ˛

a min˛e. — Przygotowałam go według przepisu, który

znalazłam kiedy´s w pewnej historycznej ksi ˛

a˙zce kucharskiej. Nie wyja´sniaj ˛

ac dlaczego,

zalecano tam przyrz ˛

adzanie go w czasie zimy. — Zacz˛eła ´sci ˛

aga´c plastikow ˛

a foli˛e z du-

˙zego zawini ˛

atka. — Naprawd˛e bardzo prosty w przyrz ˛

adzaniu. Rozcina si˛e bochenek

chleba przez cał ˛

a jego długo´s´c, kładzie si˛e na doln ˛

a połówk˛e kawałek ´swie˙zo upieczo-

nego steku i polewa go jego własnym sosem, po czym cało´s´c zamyka si˛e. Obie cz˛e´sci

bochenka dociska si˛e do siebie, aby chleb wchłon ˛

ał lepiej sos, i. . .

Uniosła w dłoniach spłaszczony bochenek. Bior ˛

ac go od niej, Brion przełkn ˛

ał gło´sno

´slin˛e. Odgryzł kawałek i przełkn ˛

ał go z błogim wyrazem twarzy.

— Jeste´s wspaniała, Lea! — powiedział, oblizuj ˛

ac wargi.

— Wiem o tym. . . Ciesz˛e si˛e, ˙ze i ty równie˙z tak uwa˙zasz. No, ale opowiedz mi

teraz o swoim cuchn ˛

acym tubylcu.

92

background image

Brion nie odezwał si˛e ani słowem, dopóki nie zjadł jednej trzeciej swojej ogrom-

nej kanapki. Zaspokoiwszy pierwszy głód, reszt˛e jadł ju˙z bez po´spiechu, delektuj ˛

ac si˛e

ka˙zdym k˛esem i opowiadał.

— Jest bardzo dziecinny. . . ale dzieckiem nie jest. Nazywa si˛e Vjer lub co´s w tym

rodzaju. Kiedy zetkn ˛

ałem si˛e z nim po raz pierwszy, był przera˙zony, ale kiedy mnie za-

akceptował, strach opu´scił go całkowicie. To było wr˛ecz nieprawdopodobne. Jak pstryk-

ni˛ecie przeł ˛

acznikiem. Gdy jednak pó´zniej chciałem i´s´c za nim, tak si˛e tym zaniepokoił,

˙ze a˙z zacz ˛

ał płaka´c. Pozwoliłem mu wi˛ec odej´s´c samemu, poniewa˙z stwierdziłem, ˙ze

nie b˛ed˛e miał kłopotu z odnalezieniem go.

— Jest niedorozwini˛etym umysłowo. . . czy jakim´s wyrzutkiem?

— By´c mo˙ze, chocia˙z nie s ˛

adz˛e. Je´sli spojrzy si˛e na niego na tle jego ´srodowiska,

to oka˙ze si˛e, ˙ze jest dobrze do niego przystosowany. Potrafił wytropi´c i zabi´c ro´slino-

˙zerne zwierz˛e, potem z wielkim apetytem zje´s´c jego surowe mi˛eso. Odchodz ˛

ac, zabrał

reszt˛e ze sob ˛

a do obozu czy osady, w której zapewne mieszka. Nie czas teraz jednak na

teoretyzowanie na ten temat. Nie mamy dostatecznych informacji, aby snu´c jakiekol-

wiek domysły. Musimy znale´z´c go i nauczy´c si˛e jego j˛ezyka, a potem zada´c mu par˛e

93

background image

pyta´n. — Brion spojrzał na sło´nce, które kryło si˛e wła´snie za horyzontem. — Na razie

zostaniemy tutaj. To miejsce jest równie dobre na sp˛edzenie nocy, jak ka˙zde inne. Tamte

przyrz ˛

ady zostawimy na noc w kraterze, zabierzemy je o ´swicie.

— Nie mam nic przeciwko temu. Je´sli o mnie chodzi, było dosy´c wra˙ze´n jak na

jeden dzie´n. — Wyj˛eła z plecaka ´spiwór i rozło˙zyła go na ziemi. — By´c mo˙ze podró˙zo-

wanie z niewygodami to dla ciebie chleb powszedni, ja jednak wol˛e bardziej wyszukane

przyjemno´sci, takie jak na przykład ciepłe łó˙zko. Zabrałam tak˙ze ze sob ˛

a kilka kanapek

dla siebie. I troch˛e wina w biorozkładalnym pojemniku. Mo˙zesz si˛e nim cz˛estowa´c tak

długo, jak długo nie b˛edziesz uwa˙zał go za zbytek.

— Z przyjemno´sci ˛

a. Zaczynam wierzy´c, ˙ze twoja rodzinna planeta Ziemia jest na-

prawd˛e domem ludzko´sci!

*

*

*

Oboje spali dobrze. . . dopóki Brion nie obudził si˛e nagle w ´srodku nocy. Co´s zm ˛

a-

ciło jego spokój, cho´c nie potrafił okre´sli´c, co to było. Le˙zał spokojnie, wpatruj ˛

ac si˛e

w gwiazdy. Poprzedniej nocy zapami˛etał układ głównych gwiazdozbiorów, dzi˛eki cze-

94

background image

mu mógł teraz okre´sli´c orientacyjnie czas na podstawie ich ruchu. Było dobrze po pół-

nocy, kilka godzin przed ´switem. Na niebie nie było ksi˛e˙zyca. Selm-II go nie posiadała,

niemniej ziemia o´swietlona była nikłym ´swiatłem gwiazd. Cały ten układ planetarny po-

ło˙zony był blisko centrum Galaktyki, tote˙z miriady gwiazd ´swieciły jasno z szerokiego

pasa ci ˛

agn ˛

acego si˛e wzdłu˙z całego nieboskłonu.

Co go zaniepokoiło? Noc była cicha, tak cicha, ˙ze słyszał wyra´znie łagodny i ryt-

miczny oddech ´spi ˛

acej Lei. Czy˙zby to był jaki´s impuls emocjonalny? Skoncentrował

si˛e i odczuł co´s nikłego. Na granicy wra˙zliwo´sci. To pochodziło od człowieka. . . Był

to impuls pojedynczego stanu emocjonalnego. Nienawi´sci. ´Slepej nienawi´sci, w´sciekło-

´sci i ˙z ˛

adzy ´smierci. Nie pochodził od jednego osobnika, lecz od wielu. Był skierowany

w jego stron˛e.

Brion obrócił si˛e powoli i obudził Le˛e, kład ˛

ac jej palec na ustach, kiedy zobaczył,

jak mruga otwieraj ˛

ac oczy. Przyło˙zył usta do jej ucha i szepn ˛

ał.

— Zaraz b˛edziemy mieli towarzystwo. Lepiej spakuj swoje rzeczy, ˙zeby´s była go-

towa do drogi. — Poczuł nagle napi˛ecie i strach, które przeszyły jej ciało, kiedy uniosła

si˛e nieco i oparła na łokciach.

95

background image

— Co si˛e dzieje?

— Jeszcze dobrze nie wiem. Ale czuj˛e ich tam, w ciemno´sci. Id ˛

a tutaj. Jeszcze

nie wiem ilu ich jest. Wiem jednak na pewno, ˙ze id ˛

a po mnie. . . i nie pałaj ˛

a do mnie

miło´sci ˛

a. Chwileczk˛e. . .

Skoncentrował si˛e na jednym z impulsów, staraj ˛

ac si˛e Wydzieli´c go spo´sród pozo-

stałych. U˙zył całego swojego talentu, który doskonalił nieprzerwanie od chwili, kiedy

odkrył, ˙ze jest empatykiem. Tak, to on! Brion pokiwał głow ˛

a w ciemno´sci.

— Jedn ˛

a zagadk˛e mamy rozwi ˛

azan ˛

a. Vjer jest razem z nimi. Zatem wiemy ju˙z,

˙ze nie mieszka na wzgórzach sam. S ˛

adz˛e, ˙ze jego plemi˛e musi by´c liczne, poniewa˙z

poszukuje mnie ze spor ˛

a grup ˛

a.

— Zdaje mi si˛e, ˙ze mówiłe´s mi, i˙z jest twoim przyjacielem — szepn˛eła Lea.

— Tak mi si˛e zdawało. Wygl ˛

ada na to, ˙ze wszystko si˛e zmieniło. Chciałbym wie-

dzie´c, dlaczego. . . i czuj˛e, ˙ze wkrótce si˛e dowiemy. — Wyprostował si˛e i poluzował nó˙z

w pochwie. — Zosta´n tutaj w ukryciu, a ja zobacz˛e, co si˛e tam dzieje.

— Nie! — wpiła si˛e mocno palcami w jego rami˛e. — Nie mo˙zesz i´s´c tam sam,

w ciemno´s´c.

96

background image

— Ale˙z mog˛e! Prosz˛e ci˛e, zaufaj mi, kiedy mówi˛e, ˙ze wiem co robi˛e — zdj ˛

ał deli-

katnie jej dło´n ze swojej r˛eki. — Musz˛e mie´c du˙zo miejsca wokół siebie, kiedy spotkam

si˛e z nimi. Chc˛e unikn ˛

a´c sytuacji, w której b˛ed˛e musiał si˛e martwi´c dodatkowo o ciebie.

Wszystko b˛edzie dobrze.

Oddalił si˛e bezszelestnie w panuj ˛

acy półmrok. Czołgał si˛e w kierunku nocnych go-

´sci. Kiedy znalazł si˛e w bezpiecznej odległo´sci od kryjówki Lei, zatrzymał si˛e. Impulsy

stanów emocjonalnych, które odbierał, były teraz o wiele wyra´zniejsze. Pochodziły od

co najmniej kilkunastu osób. A mo˙ze było ich jeszcze wi˛ecej? Czekał do chwili uj-

rzenia ich ciemnych sylwetek, było ich około dwudziestu, nim skoczył na równe nogi

i krzykn ˛

ał.

— Vjer! Jestem tutaj. Czego chcesz?

Poczuł fal˛e przera˙zenia, które szybko zdominowało ich inne uczucia. Raptowny

strach zast ˛

apił nienawi´s´c w chwili jego nagłego pojawienia si˛e. Zatrzymali si˛e wszy-

scy z wyj ˛

atkiem jednego, który zignorował ten gwałtowny napływ strachu, pozwalaj ˛

ac

dalej nie´s´c si˛e nienawi´sci, tłumi ˛

acej inne jego odczucia. Ten człowiek szedł nieprzerwa-

nie naprzód i co´s robił.

97

background image

Z mroku wyleciała dzida i wbiła si˛e w ziemi˛e w odległo´sci metra od nóg Brio-

na Sytuacja stawała si˛e niebezpieczna. Brion poczuł, ˙ze pozostali ochłon˛eli stopniowo

z pierwszego szoku i ponownie zacz˛eli emanowa´c t ˛

a sam ˛

a nienawi´sci ˛

a Ruszyli kolejno

do przodu, jeden za drugim. Brion cofn ˛

ał si˛e, kieruj ˛

ac si˛e w stron˛e jeziora, aby odci ˛

a-

gn ˛

a´c ich od kryjówki Lei. W ten sposób b˛edzie bezpieczna. O swoje bezpiecze´nstwo

si˛e nie martwił. Był pewny, ˙ze potrafi si˛e obroni´c, je´sli go zaatakuj ˛

a. . . zwłaszcza je´sli

powstali s ˛

a tacy sami jak Vjer. Gdyby jednak nie udało mu si˛e ich pokona´c, b˛edzie mógł

bez trudu od nich uciec. Dlaczego tu przyszli? Ponownie krzykn ˛

ał, aby przyci ˛

agn ˛

a´c ich

uwag˛e. W tym samym momencie krzykn˛eła Lea. . . i jednocze´snie poczuł gwałtowny

impuls paniki. Ruszył p˛edem w jej kierunku. Nagle wyrósł przed nim m˛e˙zczyzna. . .

Dwóch. Wpadł na nich cał ˛

a swoj ˛

a mas ˛

a i odtr ˛

acił na boki jak natr˛etne owady, nie zwal-

niaj ˛

ac ani na chwil˛e. Lea krzykn˛eła znowu i w tym momencie zobaczył ludzi z uniesio-

nymi dzidami, którzy j ˛

a trzymali. Nawet nie pomy´slał o u˙zyciu no˙za, kiedy wpadł na

nich — jego r˛ece były wystarczaj ˛

ac ˛

a broni ˛

a.

Wywi ˛

azała si˛e zaciekła walka wr˛ecz w roz´swietlonym gwiazdami mroku. Byli tak

blisko siebie, ˙ze bro´n była bezu˙zyteczna, a nawet stała si˛e zagro˙zeniem dla trzymaj ˛

a-

98

background image

cych j ˛

a. Rozległy si˛e chrapliwe krzyki bólu, kiedy Brion uniósł jednego z napastników

i cisn ˛

ał nim w najwi˛eksz ˛

a grup˛e jego pobratymców. Niemal dosłownie zmia˙zd˙zył trzech

pozostałych, którzy trzymali Le˛e. Ustawił j ˛

a za sob ˛

a, aby chroni´c j ˛

a swoim ciałem i od-

tr ˛

acał r˛ekoma drzewce dzid. Kontratakował, zadaj ˛

ac ciosy pi˛e´sciami. Były niebezpiecz-

niejsze od maczug. Napastnicy zacz˛eli odpada´c od niego i wówczas pierwszy kamie´n

trafił go w bok głowy. Brion zawył z bólu, kiedy trafiły go nast˛epne. Wtedy po raz

pierwszy poczuł obecno´s´c kobiet, pod ˛

a˙zaj ˛

acych za uzbrojonymi w dzidy m˛e˙zczyzna-

mi. Ich broni ˛

a były obłe kamienie, które w ich r˛ekach były ´smiertelnie niebezpieczne.

Brion chwycił jednego z napastników, aby posłu˙zy´c si˛e nim jako tarcz ˛

a. . . ale było ju˙z

za pó´zno. Seria ostrych ciosów trafiła go w szyj˛e i głow˛e, ale nie poczuł ich nawet,

gdy˙z straciwszy przytomno´s´c zachwiał si˛e na nogach i upadł na ziemi˛e jak ´sci˛ete drze-

wo. Ostatni ˛

a rzecz ˛

a, któr ˛

a rejestrowała jego ´swiadomo´s´c były krzyki przera˙zenia Lei

i jego niemo˙zno´s´c udzielenia jej pomocy na skutek wszechogarniaj ˛

acego go mroku.

Potem był ju˙z tylko chaos. Zm ˛

acona ´swiadomo´s´c. Mrok i ból. Kołysanie si˛e tam

i z powrotem, ból w nadgarstkach, w r˛ece i głowie. Ruch. Ponownie mrok. Po jakim´s

99

background image

czasie zobaczył kołysz ˛

ace si˛e nad nim gwiazdy. Zawołał Le˛e. Czy odpowiedziała? Nie

mógł sobie tego przypomnie´c. Ból i niepami˛e´c były jedyn ˛

a odpowiedzi ˛

a.

*

*

*

Było ju˙z szaro, kiedy zacz ˛

ał odzyskiwa´c ´swiadomo´s´c. Stopniowo docierało do niego

wołanie Lei, kiedy próbował otworzy´c zaskorupiałe oczy. W jaki´s sposób miał unieru-

chomione r˛ece i nogi. Mrugał tak długo, dopóki majacz ˛

ace przed nimi plamy nie nabrały

wyra´znych kształtów. Był przywi ˛

azany skórzanymi rzemieniami do długiego pala. Jego

prawa r˛eka była zakrwawiona i t˛etniła bólem. Spojrzał na ni ˛

a i chrz ˛

akn ˛

ał z niepokojem.

Wyszeptane przez Le˛e słowa były pełne troski.

— ˙

Zyjesz? Słyszysz mnie? Brion, prosz˛e, słyszysz mnie? Mo˙zesz si˛e rusza´c?

Kiedy starał si˛e poruszy´c głow ˛

a, j˛ek bólu wyrwał si˛e z jego ust. Była cała pokaleczo-

na, a jedno oko nie otwierało si˛e do ko´nca. Drugie było jednak dostatecznie sprawne,

˙zeby mógł dostrzec Le˛e le˙z ˛

ac ˛

a w odległo´sci kilku metrów od niego, przywi ˛

azan ˛

a do

drugiego pala tak samo jak on. Z pocz ˛

atku zdołał jedynie kaszln ˛

a´c, kiedy próbował jej

odpowiedzie´c, ale w ko´ncu wykrztusił z siebie kilka słów.

100

background image

— Czuj˛e. . . si˛e. . . ´swietnie. . .

— ´Swietnie! — w jej głosie czu´c było łzy, pod którymi kryła si˛e w´sciekło´s´c. —

Wygl ˛

adasz strasznie, jeste´s cały potłuczony i zakrwawiony. Gdyby twoja głowa nie była

jak z kamienia, ju˙z by´s nie ˙zył. . . Och, Brionie. To było straszne! Przywi ˛

azali nas do

tych pali jak zwłoki. Nie´sli nas cał ˛

a noc. Byłam pewna, ˙ze ci˛e zabili.

Próbował si˛e u´smiechn ˛

a´c, ale wykrzywił jedynie twarz.

— Te przypuszczenia na temat mojej ´smierci s ˛

a mocno przesadzone. — Poruszył

z całej siły r˛ekoma i nogami napinaj ˛

ac do oporu wi˛ezy. — Czuj˛e si˛e potłuczony. . . ale

nie wydaje mi si˛e, abym miał co´s złamanego. A co z tob ˛

a?

— Nic szczególnego, tylko kilka zadra´sni˛e´c. Pastwili si˛e głównie nad tob ˛

a. Zawzi˛e-

cie. Strasznie. . .

— Nie my´sl teraz o tym. ˙

Zyjemy i to jest w tej chwili najwa˙zniejsze. Opowiedz mi

teraz o wszystkim, co widziała´s po drodze.

— Niewiele widziałam. Jeste´smy gdzie´s w´sród wzgórz. Na polanie przed czym´s,

co wygl ˛

ada jak groty w ´scianie skalnej. Cał ˛

a polan˛e otaczaj ˛

a wysokie drzewa. Kobiety

101

background image

weszły do ´srodka, kiedy tu dotarli´smy i przebywaj ˛

a tam do tej pory. M˛e˙zczy´zni ´spi ˛

a

wokół nas.

— Ilu ich jest? Czy który´s z nich czuwa?

— Naliczyłam osiemnastu. . . nie, dziewi˛etnastu. . . dwudziestu. S ˛

adz˛e, ˙ze to wszy-

scy. Je˙zeli jest jeszcze kto´s na stra˙zy, to znajduje si˛e poza zasi˛egiem mojego wzroku.

Co jaki´s czas który´s z nich budzi si˛e i idzie w zaro´sla. Przypuszczam, ˙ze za potrzeb ˛

a.

— Brzmi to do´s´c obiecuj ˛

aco. S ˛

a tak niezorganizowani, jak s ˛

adziłem. Teraz, kiedy

´spi ˛

a, mamy najwi˛eksz ˛

a szans˛e ucieczki. Zanim dobior ˛

a si˛e nam bardziej do skóry.

— Odwal si˛e! — potrz ˛

asn˛eła ciasno zwi ˛

azanymi nadgarstkami w jego kierunku. —

Chyba o raz za du˙zo dostałe´s w głow˛e. Zabrali twój wielki nó˙z i nie mo˙zemy nawet

dosi˛egn ˛

a´c z˛ebami tych rzemieni. Jak w tej sytuacji wyobra˙zasz sobie ucieczk˛e?

— Chwileczk˛e — powiedział spokojnie. Zamkn ˛

ał oczy i zacz ˛

ał gł˛eboko i rytmicznie

oddycha´c.

Musiał przede wszystkim uporz ˛

adkowa´c my´sli, aby móc skoncentrowa´c cał ˛

a swoj ˛

a

uwag˛e i energi˛e. Te same ´cwiczenia oddechowe wykonywał, kiedy podnosił ci˛e˙zary.

Wysiłek, który czekał go teraz, był tego samego rodzaju. Rozlu´znił ciało i wówczas po-

102

background image

czuł niezliczone rany i stłuczenia. Były one jednak bez znaczenia. Kiedy skoncentrował

uwag˛e, przestał je w ogóle odczuwa´c. ´Swietnie. Teraz czuł, jak jego siła ukierunkowuje

si˛e. Otworzył powoli oczy i spojrzał na grube rzemienie owini˛ete wokół nadgarstków.

Napi ˛

ał mi˛e´snie r ˛

ak. Lea patrzyła ze zdumieniem. Widziała przed chwil ˛

a, jak opada z sił,

jak wiotczeje jego twarz. Kiedy otworzył oczy, spojrzał bł˛ednym wzrokiem na nad-

garstki. Fala dr˙zenia przemkn˛eła przez górn ˛

a cz˛e´s´c jego ciała. Teraz dostrzegła, jak jego

mi˛e´snie p˛eczniej ˛

a wewn ˛

atrz postrz˛epionych r˛ekawów, poszerzaj ˛

ac dziury, a nast˛epnie

rozrywaj ˛

ac osłabiony materiał. Skórzane wi˛ezy napi˛eły si˛e i zaskrzypiały, rozci ˛

agane

coraz bardziej i bardziej. To było wr˛ecz nieludzkie. Jego twarz wyra˙zała spokój, kiedy

r˛ece rozdzielały si˛e powoli, z mechaniczn ˛

a precyzj ˛

a. Rozległ si˛e cichy trzask — jeden

z rzemieni pu´scił. . . A potem nast˛epny. R˛ece Briona były wolne.

Kiedy zdał sobie z tego spraw˛e, dreszcz zm˛eczenia przebiegł jego ciało. Opadł na

ziemi˛e, zamkn ˛

ał oczy i ci˛e˙zko oddychał, masuj ˛

ac palcami skór˛e wokół gł˛ebokich ran na

nadgarstkach i wyciskaj ˛

ac przy tym krew z miejsc, w których rzemie´n rozci ˛

ał ciało a˙z

do ko´sci. Trwało to tylko chwil˛e. Doszedłszy do siebie uniósł powoli głow˛e i rozejrzał

si˛e wokoło.

103

background image

— Bardzo dobrze — powiedział cicho. — Miała´s racj˛e, wszyscy ´spi ˛

a.

Poruszaj ˛

ac si˛e niczym w ˛

a˙z, przesun ˛

ał si˛e w pobli˙ze Lei, wlok ˛

ac ze sob ˛

a wci ˛

a˙z uwi ˛

a-

zany do nóg pal i obejrzał jej wi˛ezy.

— Je´sli b˛edziesz próbował je rozerwa´c, oderwiesz razem z nimi moje dłonie —

powiedziała, staraj ˛

ac si˛e nie patrze´c na powolne s ˛

aczenie si˛e krwi z jego r ˛

ak.

— Nie martw si˛e, z twoimi pójdzie łatwiej ni˙z z moimi. — Pochylił si˛e do przodu

i zacisn ˛

ał z˛eby na rzemieniu z jaszczurczej skóry. Gryzł i ˙zuł go z całej siły. Przerwanie

wi˛ezów zaj˛eło mu mniej ni˙z minut˛e. — Smakuje obrzydliwie — powiedział, wypluwa-

j ˛

ac kawałki skóry.

— Musisz mie´c dobrego dentyst˛e. — Pod wymuszon ˛

a lekko´sci ˛

a jej słów słycha´c

było dr˙zenie głosu.

Brion wyci ˛

agn ˛

ał r˛ek˛e i odgarn ˛

ał sprzed jej oczu kosmyk spl ˛

atanych włosów.

— Zaraz nas tu nie b˛edzie. Daj˛e ci na to moje słowo. Musisz tylko pole˙ze´c spokojnie

przez chwil˛e.

Nie czuł si˛e jeszcze tak odpr˛e˙zony, jak tego pragn ˛

ał. Był ju˙z jasny dzie´n i ich ruchy

mogły by´c z łatwo´sci ˛

a zauwa˙zone przez ka˙zdego, kto si˛e obudził. Kilka nast˛epnych

104

background image

minut miało zadecydowa´c o wszystkim. Wiedział, ˙ze je˙zeli uda im si˛e dotrze´c do zaro´sli

przed podniesieniem alarmu, b˛ed ˛

a mogli uciec. Mimo obra˙ze´n był gotów ucieka´c. . .

I nie dopu´sci´c do tego, aby złapano ich po raz drugi. Rozlu´znił rzemienie opasuj ˛

ace

nogi, po czym wsun ˛

ał wskazuj ˛

acy palec lewej r˛eki pod najcie´nszy z nich. Przerwał

go bez wysiłku. Potem kolejno nast˛epne. Na koniec zdj ˛

ał je i powoli si˛e wyprostował.

Porywacze wci ˛

a˙z spali. W ten sam sposób uwolnił nogi Lei.

— Idziemy — szepn ˛

ał, obejmuj ˛

ac j ˛

a i unosz ˛

ac do góry.

Ostro˙znie i cicho przechodzili pomi˛edzy ciałami ´spi ˛

acych, spodziewaj ˛

ac si˛e w ka˙z-

dej chwili podniesienia alarmu. Sze´s´c, siedem, osiem kroków. . . Byli ju˙z mi˛edzy drze-

wami i przedzierali si˛e przez zaro´sla.

— Wróc˛e za chwil˛e — szepn ˛

ał, stawiaj ˛

ac j ˛

a na ziemi. Przyło˙zył jej palec do ust, aby

zapobiec protestowi. W chwil˛e potem znikn ˛

ał, odchodz ˛

ac w stron˛e polany.

Lea nie wiedziała, czy ma si˛e ´smia´c, czy płaka´c. To był ´smiech. Z trudem powstrzy-

mywała swoj ˛

a na wpół histeryczn ˛

a wesoło´s´c, widz ˛

ac, jak niesie jednego z porywaczy.

Zwykła ucieczka nie wystarczała mu. . . o, nie. Musiał wzi ˛

a´c ze sob ˛

a je´nca! Jeniec opie-

rał si˛e i wierzgał nogami, ale nadaremnie. Brion pojmał go bezszelestnie, jedn ˛

a r˛ek ˛

a

105

background image

zasłaniaj ˛

ac mu usta, a drug ˛

a podnosz ˛

ac z ziemi. Jeniec miał wytrzeszczone oczy i był

ledwie ˙zywy. Kiedy Brion zwolnił u´scisk, wci ˛

agn ˛

ał łapczywie powietrze do płuc, dr˙z ˛

ac

na całym ciele. Zanim je wypu´scił i mógł krzykn ˛

a´c, twarda pi˛e´s´c Briona uderzyła go

pod uchem. Bez czucia osun ˛

ał si˛e na ziemi˛e.

Brion zignorował go i pomógł Lei stan ˛

a´c na nogi.

— Mo˙zesz i´s´c? — zapytał.

— Odpowiedniejszym okre´sleniem byłoby wlec si˛e.

— Postaraj si˛e. Je´sli zajdzie potrzeba, pomog˛e ci.

Bez wysiłku przerzucił je´nca przez rami˛e, wzi ˛

ał Le˛e za r˛ek˛e i ruszyli w dół zbo-

cza, przedzieraj ˛

ac si˛e mi˛edzy drzewami. Z ka˙zd ˛

a chwil ˛

a oddalali si˛e coraz bardziej od

obozowiska. Nie było słycha´c ˙zadnego alarmu. Byli wolni — przynajmniej na razie.

background image

Elektroniczne przesłuchanie

Brion doszedł do skraju lasu i zatrzymał si˛e przy najwi˛ekszym drzewie. Powiódł

wzrokiem po trawiastym zboczu, a potem przez pust ˛

a równin˛e a˙z do bł˛ekitnych wód

Jeziora Centralnego, które ci ˛

agn˛eło si˛e po horyzont. Było ju˙z ciepło i sło´nce wznosiło

si˛e wysoko na niebie. Słyszał za sob ˛

a Le˛e przedzieraj ˛

ac ˛

a si˛e przez zaro´sla. Potykała si˛e

co chwila i wymrukiwała dławionym głosem jakie´s obelgi. Zdolno´sci ˛

a empatii wybiegł

daleko poza ni ˛

a a˙z do kresu swoich mo˙zliwo´sci, lecz nie wyczuł ˙zadnego ´sladu po´scigu.

— Czy jest jaki´s powód. . . Nie mo˙zemy tu odpoczywa´c. . . ani przez chwil˛e —

sapn˛eła opieraj ˛

ac si˛e o drzewo obok niego.

107

background image

— Nie zgadzam si˛e z tob ˛

a. To jest dobre miejsce na postój. — Osun˛eła si˛e z ulg ˛

a na

ziemi˛e. — Dopóki mog˛e stwierdzi´c, ˙ze nikt nas nie ´sciga, dopóty jeste´smy tu bezpieczni.

Kiedy wyjdziemy na równin˛e, b˛edzie nas łatwo zauwa˙zy´c. Musimy teraz postanowi´c,

co robimy dalej.

— Mo˙ze by´s tak zdj ˛

ał z siebie tego siwobrodego starca — powiedziała Lea, wska-

zuj ˛

ac r˛ek ˛

a na wiotkie ciało zwisaj ˛

ace z jego ramienia. — A mo˙ze zapomniałe´s, ˙ze go

niesiesz?

Brion spu´scił powoli swój baga˙z na kupk˛e li´sci.

— Nie jest wcale taki ci˛e˙zki. Jak widzisz, jest bardzo chudy i stary.

— Lepszego nie było?

— Nie. Przypuszczalnie reprezentuje pewien autorytet, poniewa˙z jest jedyny, który

nosi nie maj ˛

ac ˛

a praktycznego zastosowania ozdob˛e. — Brion odchylił na bok zmierz-

wion ˛

a, siw ˛

a brod˛e starca, aby pokaza´c Lei zawieszony na jego szyi naszyjnik ze zbiela-

łych ko´sci. — W przeciwie´nstwie do reszty, mo˙ze zna´c odpowiedzi na interesuj ˛

ace nas

pytania.

108

background image

— Czy chcesz powiedzie´c, ˙ze kiedy poszedłe´s po je´nca, po´swi˛eciłe´s nieco czasu,

aby dokona´c jakiego´s wyboru?

— Oczywi´scie. To była wyj ˛

atkowa okazja.

— Mam nadziej˛e, ˙ze kiedy´s ci˛e zrozumiem. . . ale nie nast ˛

api to dzisiaj. Jestem spra-

gniona, głodna, wyczerpana i czuj˛e si˛e, jakby przeszedł si˛e po mnie kto´s w kolczastych

butach. Zastanawiałe´s si˛e mo˙ze nad nasz ˛

a przyszło´sci ˛

a?

— Owszem. Miałem na to troch˛e czasu podczas marszu. Po pierwsze, musimy po-

godzi´c si˛e z pewnymi nieprzyjemnymi faktami. Stracili´smy całe nasze wyposa˙zenie,

które mieli´smy przy sobie, to znaczy jedzenie, wod˛e, mój nó˙z. . .

— Je˙zeli jeszcze stracili´smy sterownik radiowy, który schowałe´s w kraterze, to ju˙z

teraz mo˙zemy pomy´sle´c o samobójstwie. Nie mam ochoty znale´z´c si˛e w r˛ekach tych

typów po raz drugi. . . — Pochyliła si˛e nad je´ncem, aby przyjrze´c mu si˛e z bliska, po

czym zmarszczyła nos z niesmakiem. — Okropny. A je´sli ju˙z mówimy o r˛ekach. . . to

czy ten naszyjnik na jego szyi nie jest przypadkiem zrobiony z ko´sci ludzkich palców?

Brion przytakn ˛

ał.

109

background image

— To wła´snie wydało mi si˛e najbardziej interesuj ˛

ace. Wła´snie dlatego go pojmałem.

Ten naszyjnik interesuje mnie takie z osobistych wzgl˛edów.

W jego głosie pojawił si˛e cie´n gniewu, którego wcze´sniej w nim nie było. Skłoniło j ˛

a

to do ponownego przyjrzenia si˛e naszyjnikowi. W´sród zbielałych palców znajdował si˛e

jeden ciemniejszy. Nie, nie ciemniejszy, ale inny. Przyjrzała mu si˛e bli˙zej i zobaczyła,

˙ze był ´swie˙zo obci˛ety i pokryty jeszcze ciemnymi plamami krwi. W nagłym ol´snieniu

spojrzała z przera˙zeniem na Briona. Przytakn ˛

ał jej z ponurym wyrazem twarzy, uno-

sz ˛

ac do góry praw ˛

a r˛ek˛e, aby zobaczyła wyra´znie, ˙ze ma na niej ju˙z tylko cztery palce.

Westchn˛eła gł˛eboko.

— Dlaczego ci to zrobili. . . s ˛

a wstr˛etni! Ukryłe´s to przede mn ˛

a. . .

— Nie było sensu o tym mówi´c, skoro nie mo˙zna ju˙z nic na to poradzi´c. To nic

powa˙znego. Obwi ˛

azali rzemieniem kikut, aby zatamowa´c krwawienie. Najbardziej z te-

go wszystkiego interesuje mnie jednak znaczenie tego aktu. Ten człowiek b˛edzie mógł

nam to wyja´sni´c. — Okaleczon ˛

a r˛ek ˛

a wykonał gest oznaczaj ˛

acy, ˙ze nie ma o czym mó-

wi´c. — T ˛

a spraw ˛

a zajmiemy si˛e pó´zniej. Teraz, zanim przyst ˛

apimy do dalszych działa´n,

musimy ´sci ˛

agn ˛

a´c l ˛

adownik. Mam nadziej˛e, ˙ze twoje obawy zwi ˛

azane ze sterownikiem

110

background image

s ˛

a przedwczesne i ˙ze jest tam, gdzie go schowałem. Prawd˛e powiedziawszy, nie do-

wiemy si˛e tego, dopóki tego osobi´scie nie sprawdzimy. Musimy wi˛ec jak najszybciej

dotrze´c do krateru i ´sci ˛

agn ˛

a´c l ˛

adownik. Wsi ˛

adziesz do niego i odlecisz najszybciej, jak

to tylko b˛edzie mo˙zliwe. . .

— Bez ciebie? A˙z tak bardzo polubiłe´s to nieprzyjemne miejsce?

— Niespecjalnie. Ale wyznaczona robota musi by´c wykonana. Poza tym nie chc˛e,

aby ten typ znalazł si˛e na pokładzie statku.

— Dlaczego? Boisz si˛e, ˙ze zawładnie nim?

— Wr˛ecz przeciwnie. Opieraj ˛

ac si˛e na odczuciach Vjera, jestem gł˛eboko przekona-

ny, ˙ze zabranie któregokolwiek z tych ludzi poza ich naturalne ´srodowisko mo˙ze by´c dla

nich tragiczne w skutkach. B˛ed˛e całkowicie bezpieczny, czekaj ˛

ac tutaj na twój powrót.

Czas, jaki zajmie l ˛

adownikowi jedno okr ˛

a˙zenie orbity wystarczy ci na skompletowanie

sprz˛etu z listy, któr ˛

a zaraz sporz ˛

adzimy. Nast˛epnie wyl ˛

adujesz z całym tym sprz˛etem.

— Czy nie powinnam na pocz ˛

atku zarejestrowa´c tego wszystkiego, co ju˙z odkryli-

´smy?

111

background image

— Ta sprawa to pozycja numer jeden na li´scie. Kiedy to sko´nczysz, b˛edziesz mu-

siała szybko skompletowa´c sprz˛et, którego b˛edziemy potrzebowali. Niestety nie da si˛e

unikn ˛

a´c tego, ˙ze b˛edzie on zawierał du˙zo metalu. Nadal uwa˙zam, ˙ze bardzo wa˙zne jest,

˙zeby nie posiada´c przy sobie ˙zadnego metalu. Je´sli oka˙ze si˛e, ˙ze tamto skrzydło sa-

molotu jest nietkni˛ete, b˛edzie to oznaczało, ˙ze b˛edziemy mogli ukry´c tam wszystkie

zawieraj ˛

ace metal przedmioty do czasu, kiedy b˛ed ˛

a nam potrzebne.

— Takie, jak na przykład granaty ogłuszaj ˛

ace, par˛e rozpylaczy?

— Mniej wi˛ecej to miałem na my´sli. Nie mam ochoty na powtórk˛e dzisiejszej nocy.

— Ani ja. — Wyra´znie zm˛eczona podniosła si˛e. — Je´sli jeste´s gotowy, mo˙zemy

rusza´c w dalsz ˛

a drog˛e. Czuj˛e ciarki na skórze, siedz ˛

ac tu zwrócona plecami do tych

drzew.

— Musisz przej´s´c prób˛e, aby´smy mogli stwierdzi´c, czy masz zdolno´sci empatycz-

ne — powiedział Brion, podnosz ˛

ac i kład ˛

ac sobie na rami˛e wci ˛

a˙z nieprzytomnego star-

ca. — Szukaj ˛

a nas ju˙z, czuj˛e to od kilku minut. Wyczuwam jednak tylko ich zaniepo-

kojenie i dezorientacj˛e, z czego wnioskuj˛e, ˙ze nie natrafili jeszcze na nasz ´slad.

112

background image

— Teraz mi mówisz! Ruszajmy. — Wyprostowała si˛e i skierowała si˛e w dół wzgó-

rza.

Brion ruszył za ni ˛

a truchtem i po kilku krokach przegonił j ˛

a.

— Pobiegn˛e przodem — powiedział. — Kiedy znajdziemy si˛e na otwartej prze-

strzeni, na pewno od razu nas zobacz ˛

a. Dlatego wła´snie chc˛e jak najszybciej ´sci ˛

agn ˛

a´c

l ˛

adownik.

— Nie tra´c czasu na gadanie. . . biegnij! B˛ed˛e biec za tob ˛

a.

Biegła najszybciej jak mogła, ale nie nad ˛

a˙zała za nim. Brion p˛edził du˙zymi susami

prosto w stron˛e krateru. Lea co chwil˛e ogl ˛

adała si˛e za siebie. Po pewnym czasie musia-

ła zwolni´c i przej´s´c pewien odcinek, aby odsapn ˛

a´c, po czym ponownie zerwała si˛e do

biegu. Z trudem wbiegła na niewielkie wzniesienie. Kiedy znalazła si˛e na jego wierz-

chołku, zobaczyła daleko przed sob ˛

a, jak Brion wychodzi z krateru. . . i wymachuje

czym´s połyskuj ˛

acym w sło´ncu. A wi˛ec sterownik był na miejscu!

— L ˛

adownik jest ju˙z w drodze — powiedział Brion, kiedy dowlekła si˛e do niego. —

I jak na razie nie wida´c, aby kto´s nas ´scigał.

— Nigdy w ˙zyciu. . . tak si˛e nie zm˛eczyłam — wysapała, osuwaj ˛

ac si˛e na ziemi˛e.

113

background image

Brion poło˙zył obok niej sterownik i pobiegł z powrotem do krateru.

— Daj mi znak, kiedy stary si˛e poruszy — powiedział. — Chc˛e jeszcze raz skopio-

wa´c tamt ˛

a tabliczk˛e znamionow ˛

a, któr ˛

a znalazłem obok skrzydła. Tamta kopia przepa-

dła, poniewa˙z wyryłem j ˛

a na butelce od wody. Kiedy znajdziesz si˛e w statku, zakoduj

t˛e kopi˛e za pomoc ˛

a modemu — dodał i znikn ˛

ał za kraw˛edzi ˛

a.

Lea spojrzała na naszyjnik zawieszony na szyi chrapi ˛

acego starca i wzruszyła ra-

mionami. Có˙z za zezwierz˛eceni ludzie! Odci ˛

a´c tak po prostu człowiekowi palec. W ja-

kim celu? To musi oznacza´c dla nich co´s wa˙znego, co´s zwi ˛

azanego z jakim´s rytuałem.

Na pewno Briona boli ta r˛eka, a mimo to nie uskar˙za si˛e. Jest niezwykły pod ka˙zdym

wzgl˛edem. Ten kikut musi zosta´c zdezynfekowany, aby nie wywi ˛

azało si˛e zaka˙zenie.

Apteczka powinna by´c umieszczona na samej górze listy. Mo˙zna b˛edzie spowodowa´c

odro´sni˛ecie palca, ale nie da si˛e usun ˛

a´c teraz bólu i niewygody.

— Skopiowałem te znaki na tym kawałku kory — powiedział Brion, wyszedłszy

z krateru. — Rozumiesz co´s z nich?

Obróciła kor˛e na wszystkie strony i pokr˛eciła głow ˛

a przecz ˛

aco.

114

background image

— To ˙zaden ze znanych mi j˛ezyków, mimo i˙z te symbole wygl ˛

adaj ˛

a mi znajomo.

By´c mo˙ze banki pami˛eci zawieraj ˛

a co´s. . .

Siwowłosy jeniec otworzył oczy i zacz ˛

ał trz ˛

a´s´c si˛e i ochryple krzycze´c. Pełzn ˛

ał,

próbuj ˛

ac uciec od nich. Brion wyci ˛

agn ˛

ał r˛ek˛e i złapał go, a nast˛epnie nacisn ˛

ał kciukiem

szyj˛e pod uchem. Jeniec drgn ˛

ał konwulsyjnie dwa razy i zamarł w bezruchu.

— Widziała´s? — zapytał.

— To, jak go obezwładniłe´s? No pewnie. Musisz nauczy´c mnie tej sztuczki.

— Nie, nie to. To, na co patrzył, kiedy zacz ˛

ał wrzeszcze´c. Sterownik radiowy.

— Czy˙zby wiedział, co to?

— Raczej w to w ˛

atpi˛e. Ale to musi oznacza´c dla niego co´s przera˙zaj ˛

acego, co´s,

co musimy wyja´sni´c. — Brion odwrócił głow˛e na bok, nadsłuchuj ˛

ac. — L ˛

adownik si˛e

zbli˙za. Musisz zapami˛eta´c teraz spis rzeczy, których b˛edziemy potrzebowali.

*

*

*

L ˛

adownik stał na ziemi niecałe dwie minuty. Briona niepokoiła ka˙zda upływaj ˛

aca

sekunda. Nawet kiedy statek startował z Le ˛

a na pokładzie, niepokój go nie opuszczał.

115

background image

Statek wyl ˛

adował bezpiecznie dwa razy, co mogło oznacza´c, ˙ze to miejsce nie jest pod

stał ˛

a obserwacj ˛

a. Ka˙zde kolejne l ˛

adowanie zwi˛ekszało jednak niebezpiecze´nstwo wy-

krycia. Mimo to musieli pozosta´c w tym rejonie, poniewa˙z łowcy byli jedynym klu-

czem, jaki mieli do rozwi ˛

azania ´smiertelnej zagadki tej planety. Nie maj ˛

ac wyboru,

postanowił odp˛edzi´c od siebie my´sl o gro˙z ˛

acym mu niebezpiecze´nstwie, koncentruj ˛

ac

uwag˛e na uruchomieniu przem ˛

adrzałej maszynki tłumacz ˛

acej.

Niewielkie, metalowe pudełko zawierało mnóstwo skomplikowanych obwodów

i podzespołów. Tłumacz realizował swoje funkcje za pomoc ˛

a projektora holograficz-

nego, który wy´swietlał w powietrzu trójwymiarowy obraz. Pierwszy, jaki si˛e pojawił,

przedstawiał nachylon ˛

a, biał ˛

a powierzchni˛e z widniej ˛

acymi na niej instrukcjami. Brion

przeczytał je i za pomoc ˛

a odpowiednich przycisków zakodował w urz ˛

adzeniu te, które

go interesowały. Instrukcje znikn˛eły i na ich miejscu ukazał si˛e obraz nauczyciela. Był

to starszy m˛e˙zczyzna ubrany w prosty, szary strój, siedz ˛

acy ze skrzy˙zowanymi nogami

przed stoj ˛

acym na ziemi pudełkiem bez wieka. Brion przeł ˛

aczał przyciski, a˙z przetwo-

rzył jego ubranie na szat˛e okrywaj ˛

ac ˛

a go od pasa do ud i wydłu˙zył mu włosy. Mimo i˙z

jeniec był o wiele brudniejszy, jego nauczyciel niewiele ró˙znił si˛e od niego.

116

background image

Brion spojrzał na nieruchomy, trójwymiarowy wizerunek i z uznaniem pokiwał gło-

w ˛

a. Był niezły. Dotkni˛ecie ostatniego przycisku sprawiło, ˙ze obraz znikn ˛

ał, cofaj ˛

ac si˛e

w przestrzeni. Gdy tylko programowanie dobiegło ko´nca, Briona ponownie ogarn ˛

ał nie-

pokój. Dr ˛

a˙zył go, mimo i˙z Lea kr ˛

a˙zyła ju˙z bezpiecznie po orbicie. Jedyn ˛

a rzecz ˛

a, która

naprawd˛e mogła go w tej chwili niepokoi´c, byli pozostali członkowie plemienia je´nca.

Na razie nie widział jednak ˙zadnych oznak ich zbli˙zania si˛e ani nie czuł ich obecno´sci.

Sekundy mijały powoli.

*

*

*

Do powrotu l ˛

adownika nie zaobserwował nic podejrzanego. Zerwał si˛e na nogi i po-

machał r˛ek ˛

a.

— Rzucaj mi sprz˛et po jednej sztuce — zawołał do Lei, kiedy otworzyła si˛e ´sluza

powietrzna. — A potem zejd´z jak najszybciej!

Było to niebezpieczne, ale jednocze´snie był to najszybszy sposób otrzymania sprz˛e-

tu luzem. Chwytał jeden po drugim ci˛e˙zkie pojemniki i ustawiał je obok siebie. Kiedy

Lea schodziła po drabinie, przeniósł je kolejno do krateru. Po usuni˛eciu wszystkiego

117

background image

wysłali l ˛

adownik z powrotem na orbit˛e. Gdy znikn ˛

ał, a na niebie nie było wida´c oznak

odwetu, mogli odpocz ˛

a´c. Lea pogroziła pi˛e´sci ˛

a w kierunku odległych wzgórz.

— Hej, wy tam, mo˙zecie teraz wróci´c tutaj i spróbowa´c sprawi´c nam kłopoty. Ale

tym razem spotka was niemiła niespodzianka! Przyjemno´s´c b˛edzie po mojej stronie.

˙

Zaden z was, ´smierdziele, nie jest wart palca z r˛eki Briona!

— Doceniam twoj ˛

a troskliwo´s´c — powiedział Brion, nakładaj ˛

ac banda˙z na antysep-

tyczn ˛

a piank˛e, któr ˛

a spryskał kikut po odci˛etym palcu. Spojrzał na wi˛e´znia. Widz˛e, ˙ze

nasz go´s´c znowu si˛e budzi.

— Przygotuj˛e nam co´s do jedzenia, a ty wł ˛

acz to urz ˛

adzenie. Zobaczymy, czy da si˛e

nawi ˛

aza´c z nim jak ˛

a´s rozmow˛e.

Technika edukacji była niezwykle powolna, ale nadzwyczaj precyzyjna. Warunkiem

jej powodzenia była stała aktywno´s´c ucznia. Z pocz ˛

atku okazała si˛e mało skuteczna,

poniewa˙z jeniec był całkowicie bierny. Nie dlatego, ˙ze był temu przeciwny, ale dlatego,

˙ze był ´smiertelnie przera˙zony.

Zanim starzec odzyskał przytomno´s´c, Brion wyczuł to poprzez zmian˛e rytmu jego

fal mózgowych. Najpierw był niepokój i uczucie bólu a˙z do chwili otwarcia oczu. Po-

118

background image

tem pojawił si˛e paniczny strach. Taki sam, jaki opanował Vjera, kiedy po raz pierwszy

zobaczył Briona. Ten był jednak gorszy, poniewa˙z nie słabł ani na chwil˛e. Kiedy jeniec

spojrzał na Briona, próbował uciec, kwil ˛

ac z przera˙zenia. Brion złapał go za nog˛e w ko-

stce i w tym samym momencie strach starca wzrósł jeszcze bardziej. Zacz ˛

ał lamentowa´c

i dr˙ze´c konwulsyjnie. Przewrócił oczy, tak ˙ze było wida´c tylko białka i zemdlał. Brion

poszedł po apteczk˛e.

— Zjesz co´s? — zapytała Lea, kiedy wszedł do krateru.

— Za chwil˛e. Ten tam niespecjalnie pali si˛e do współpracy i musz˛e mu zrobi´c za-

strzyk ze skopolaminy, tak jak przewiduje instrukcja.

Delikatny zastrzyk z podskórnej strzykawki ci´snieniowej przywrócił je´ncowi ´swia-

domo´s´c. Brion schował szybko strzykawk˛e, aby starzec nie zd ˛

a˙zył jej zobaczy´c. Tym

razem odr˛etwienie przemogło strach. Poruszył si˛e niezdarnie, łypi ˛

ac podejrzliwie na

Briona z l˛ekiem w oczach. Brion nie reagował. Usiadł na ziemi i czekał. Patrzył jak je-

niec spogl ˛

ada na holograficzn ˛

a posta´c i w pewnym momencie poczuł pierwszy impuls

zainteresowania z jego strony. Obserwowana posta´c jawiła mu si˛e jako jego rówie´snik.

Jako człowiek, którego cechuje niezwykłe opanowanie, gdy˙z siedział całkowicie nie-

119

background image

ruchomo i jedynie ledwie widocznie oddychał. Bez tej komputerowej symulacji ˙zycia

ów wizerunek wygl ˛

adałby jak pos ˛

ag. Kiedy ciekawo´s´c starca wzrosła jeszcze bardziej,

Brion wypowiedział łagodnie słowo uruchamiaj ˛

ace program.

— Zacznij.

Jeniec spojrzał na Briona z nagłym strachem, a potem z powrotem na holograficzn ˛

a

posta´c, która po raz pierwszy si˛e poruszyła. Nauczyciel pokłonił si˛e i u´smiechn ˛

ał, a na-

st˛epnie si˛egn ˛

ał do stoj ˛

acego przed nim otwartego pudełka. Wyj ˛

ał z niego co´s, co wygl ˛

a-

dało jak zwykły odłamek skały.

— Skała — powiedział. — Skała. . . skała.

Za ka˙zdym razem, kiedy wypowiadał to słowo, kłaniał si˛e i u´smiechał. Nast˛epnie

wyci ˛

agn ˛

ał j ˛

a przed siebie i zadał pytanie. Jeniec gapił si˛e jedynie, maj ˛

ac w głowie kom-

pletny zam˛et.

Z niesko´nczon ˛

a, mechaniczn ˛

a cierpliwo´sci ˛

a nauczyciel powtórzył demonstracj˛e

i zadał to samo pytanie. Starzec znowu nie zareagował. Podczas trzeciej powtórki na-

uczyciel nie u´smiechał si˛e ju˙z, a kiedy starzec i tym razem nie odpowiedział na jego py-

tanie, skrzywił twarz, szczerz ˛

ac z˛eby i zmarszczył brwi, aby okaza´c gniew, stan emocjo-

120

background image

nalny istniej ˛

acy w usankcjonowany sposób, jak stwierdzili antropolodzy, w ka˙zdej kul-

turze. W odpowiedzi starzec cofn ˛

ał si˛e, j˛ecz ˛

ac ze strachu. Podczas nast˛epnej powtórki,

kiedy nauczyciel rzucił skał ˛

a w jego kierunku, wyj ˛

akał „Prtr”. Nauczyciel u´smiechn ˛

si˛e i ukłonił si˛e, po czym wykonał kilka przyjaznych gestów. Proces nauczania zacz ˛

si˛e.

Brion zszedł z linii wzroku starca, ˙zeby swoim widokiem nie zakłóca´c jego uwagi.

Patrzył, jak nauczyciel przelewa wod˛e z jednego pojemnika do drugiego, nie roni ˛

ac ani

kropli.

— Działa? — zapytała Lea.

— Zawsze. To samoucz ˛

acy si˛e program. Jak tylko ucze´n zapami˛eta jakie´s słowo,

program powtarza je w celu ich utrwalenia. Wraz ze wzrostem zasobu słów ucznia przy-

´spiesza proces uczenia. Ju˙z wkrótce b˛edziemy mogli zadawa´c mu pytania. Z pocz ˛

atku

proste, ale potem coraz bardziej abstrakcyjne. Kiedy stary si˛e zm˛eczy, urz ˛

adzenie zrobi

przerw˛e na odpoczynek. Nast˛epnie b˛edzie mogło nauczy´c nas wszystkiego, czego samo

si˛e nauczyło.

— ´

Cwicz ˛

ac nas i poprawiaj ˛

ac nasz akcent, gramatyk˛e i inne rzeczy, tak?

121

background image

— Zgadza si˛e. No, gdzie jest to jedzenie, o którym mówiła´s? Nie musz˛e na niego

patrze´c, aby go upilnowa´c. Po jego emocjach b˛ed˛e w stanie powiedzie´c, czy co´s zamie-

rza.

Było pó´zne popołudnie, kiedy starzec zacz ˛

ał si˛e kiwa´c ze zm˛eczenia. Podan ˛

a mu

przez Briona wod˛e w drewnianej czarce wypił, gło´sno siorbi ˛

ac.

— Jak si˛e nazywa? — zwrócił si˛e Brion do HPJ.

— Ucze´n nazywa si˛e Ravn. Ravn. Powtarzam, Ravn. . .

— Wystarczy. — Brion obrócił si˛e i u´smiechn ˛

ał si˛e szeroko. — Ravn, witamy

w ludzkiej rodzinie!

background image

Poskromienie

— Rana goi si˛e zupełnie dobrze — oceniła Lea, przygl ˛

adaj ˛

ac si˛e kikutowi po obci˛e-

tym palcu. Nast˛epnie pokryła go antyseptycznym kremem.

— Arbt klrm — powiedział Brion.

— Je´sli chcesz powiedzie´c to boli, musisz si˛e lepiej nauczy´c połyka´c ko´ncowe gło-

ski, bo inaczej ci ´smierdz ˛

acy tubylcy nigdy ci˛e nie zrozumiej ˛

a.

— Wstr˛etny j˛ezyk!

123

background image

— Widz˛e, ˙ze odzywa si˛e w tobie twój j˛ezykowy izolacjonizm. Mówi ˛

ac ogólnie,

˙zaden j˛ezyk nie mo˙ze by´c wstr˛etny. . . — Brion przerwał jej, unosz ˛

ac palec i powiedział

spokojnie:

— Nie ogl ˛

adaj si˛e. Ravn szykuje si˛e wła´snie do ucieczki. Czekałem na to. Dam mu

troch˛e forów, zanim go złapi˛e. Chc˛e, aby uciekł i poczuł, ˙ze wreszcie uwolnił si˛e od

nas. A kiedy go potem złapi˛e, ˙zeby stracił nadziej˛e. By´c mo˙ze dzi˛eki temu jego instynkt

obronny zostanie osłabiony i uda mi si˛e nawi ˛

aza´c z nim kontakt i skłoni´c do rozmowy.

Nie chciałem u˙zywa´c do tego celu siły. Ale skoro ma dosy´c energii na ucieczk˛e, to mały

wstrz ˛

as mu nie zaszkodzi.

— Dołó˙z mu troch˛e ode mnie. Ilekro´c spogl ˛

ada na mnie, zawsze ma na twarzy taki

sam wyraz obrzydzenia, jaki miał, kiedy dałe´s mu do jedzenia gotowane mi˛eso.

— Jak si˛e mogła´s sama przekona´c, jest przedstawicielem społecze´nstwa o nadzwy-

czaj silnie zaznaczonych podziałach kastowych.

— Tak. Kobiety znajduj ˛

a si˛e w nim zapewne poni˙zej dna. Och, szykuje si˛e. Podnosi

si˛e i patrzy w t˛e stron˛e.

124

background image

— Odwró´c si˛e, tak jakby´s go nie widziała. Chc˛e, aby miał nadziej˛e, ˙ze uda mu si˛e

uciec. . . zanim go jej pozbawi˛e. To powinna by´c stresowa sytuacja, która odbierze mu

ch˛e´c do obrony.

*

*

*

Ravn wiedział, ˙ze Starzec, Który Mówił nie b˛edzie go ´scigał. Zawsze siedział w tym

samym miejscu. Kobieta z kolei nie liczyła si˛e zupełnie. Bał si˛e jedynie tego wielkie-

go łowcy, poniewa˙z posiadał sił˛e dwóch ludzi. Musiał jednak podj ˛

a´c prób˛e, korzysta-

j ˛

ac z okazji, kiedy Łowca nie patrzył na niego. Był najedzony i wypocz˛ety. Nadal był

tym samym silnym w nogach Ravnem, który od lat tropił i zabijał Mi˛eso-twory. Za-

wsze prze´scigał je. . . A teraz prze´scignie Łowc˛e! Łowca jest głupi, nawet nie patrzy

na niego. Ten Stary te˙z jest głupi, bo siedzi i nie podnosi alarmu. Ravn odpełzł powoli

w traw˛e, a nast˛epnie zerwał si˛e na równe nogi i rzucił si˛e do ucieczki. P˛edził niczym

wiatr, niczym Mi˛eso-twory. . . Ju˙z go nie złapi ˛

a.

Lea patrzyła, jak starzec biegnie chy˙zo równin ˛

a, oddalaj ˛

ac si˛e od nich coraz bar-

dziej.

125

background image

— Nie za bardzo ryzykujesz? — zapytała. — Ten stary bałwan nawet szybko bie-

ga. Nie zniosłabym, gdyby´smy go teraz stracili. Mogliby´smy mie´c kłopoty. Musiałby´s

walczy´c z jego kompanami. Mog ˛

a czeka´c tam na niego.

— Nie przejmuj si˛e a˙z tak bardzo. Nikt tam na niego nie czeka, jestem tego pe-

wien. — Brion spojrzał na uciekiniera, po czym wstał i przeci ˛

agn ˛

ał si˛e. — Sprint to

dobre ´cwiczenie. Rzadko mam okazj˛e go trenowa´c.

Patrz ˛

ac na niego, Lea uznała, ˙ze jej obawy s ˛

a nieuzasadnione. Kiedy Brion ruszył

w po´scig, stwierdziła, ˙ze nigdy dot ˛

ad nie widziała go biegn ˛

acego z maksymaln ˛

a szyb-

ko´sci ˛

a. Zapomniała, ˙ze jest mistrzem ´swiata, zwyci˛ezc ˛

a w dwudziestu dyscyplinach. . .

i ta musiała by´c jedn ˛

a z nich.

Dla Ravna był to nieoczekiwany szok. Jeszcze przed chwil ˛

a gotów był za´spiewa´c

pie´s´n zwyci˛estwa, gdy oddaliwszy si˛e szybko na du˙z ˛

a odległo´s´c, uznał, ˙ze nie da si˛e

ju˙z złapa´c. Kiedy obejrzał si˛e za siebie i zobaczył, ˙ze Łowca zacz ˛

ał go goni´c, za´smiał

si˛e i przy´spieszył, aby powi˛ekszy´c dziel ˛

acy ich dystans. Po chwili ponownie si˛e obej-

rzał i zobaczył, ˙ze Łowca zmniejszył t˛e odległo´s´c o połow˛e. . . i wci ˛

a˙z si˛e zbli˙zał. Ravn

zawył z rozpaczy i rzucił si˛e do dalszej ucieczki, ale czuł ju˙z, ˙ze nie ucieknie. Odgłos

126

background image

szybkich kroków zbli˙zał si˛e coraz bardziej, a las był wci ˛

a˙z daleko. Czuł ból w płucach,

a serce waliło mu jak młotem, kiedy ci˛e˙zka dło´n spadła na jego rami˛e. Wrzasn ˛

ał na

cały głos i upadł na ziemi˛e. Brion nie odczuwał ˙zadnych wyrzutów sumienia, patrz ˛

ac

na wij ˛

acego si˛e i lamentuj ˛

acego w trawie starca. Czuł silne bicie serca z powodu szyb-

kiego biegu i pulsuj ˛

acy w jego rytmie ból w kikucie — pozostało´sci po palcu, który

przypuszczalnie obci˛eła mu wła´snie ta pełzaj ˛

aca teraz istota. Kiedy Brion zobaczył go

na jego szyi, ogarn˛eła go w´sciekło´s´c. Patrzył, jak starzec piszcz ˛

ac ˙zało´snie ´sciska kur-

czowo obiema r˛ekoma naszyjnik. Trzymał go jak jaki´s amulet, maj ˛

acy dodawa´c mu sił.

Przygl ˛

adaj ˛

ac si˛e temu, Brion zrozumiał nagle, co musi zrobi´c. Przypomniał sobie, ˙ze

ubranie z nie wyprawionej, jaszczurczej skóry i kamienna bro´n były jedynymi przed-

miotami, które posiadali ci ludzie. Z wyj ˛

atkiem tego naszyjnika. Musiał wi˛ec przedsta-

wia´c du˙z ˛

a warto´s´c lub by´c jakim´s wa˙znym symbolem. ´Swietnie! Je´sli tak, to nale˙zał si˛e

on tylko jemu.

Ravn zawył jeszcze gło´sniej, ´sciskaj ˛

ac naszyjnik rozpaczliwie, kiedy Brion pró-

bował mu go zabra´c. Brion był jednak znacznie silniejszy. Chwycił go za nadgarstki

127

background image

i ´scisn ˛

ał je. Palce starego straciły sił˛e i rozlu´zniły si˛e. ´Sci ˛

agn ˛

ał naszyjnik z jego szyi

i demonstracyjnie zawiesił go na swojej. Lament starca przeszedł w gło´sne błaganie.

— Mój. . . daj mi! Jestem Ravn, ja nosi´c, mój. . .

Zacz ˛

ał mówi´c w swoim j˛ezyku i Brion stwierdził, ˙ze rozumie go zupełnie nie´zle.

Heurystyczny Procesor J˛ezykowy odwalił kawał dobrej roboty. Brion cofn ˛

ał si˛e i poło-

˙zył r˛ek˛e na naszyjniku mówi ˛

ac powoli w j˛ezyku Ravna:

— Teraz jest mój. Jestem Brion. Kiedy nosz˛e go, jestem Ravnem.

Bez wzgl˛edu na to, czy Ravn jest tytułem, czy imieniem, ten człowiek powinien

zrozumie´c, o co chodzi. I zrozumiał. Przestał krzycze´c i zmru˙zył gniewnie oczy.

— Tylko jeden Ravn z lud´zmi. Ja. Mój. — Wyci ˛

agn ˛

ał r˛ek˛e w ge´scie ˙z ˛

adania.

Brion zdj ˛

ał naszyjnik, ale nie podał go.

— Twój? — zapytał.

— Mój. Oddaj mi. Nale˙zy do Ravna.

— Co znaczy Ravn?

— To ja. Mówi˛e ci, oddaj mi to. Jeste´s zgniłym mi˛esem, jeste´s gównem, jeste´s

kobiet ˛

a!

128

background image

Brion złapał starca r˛ek ˛

a za szyj˛e i zacisn ˛

ał, przyci ˛

agaj ˛

ac go jednocze´snie bli˙zej do

siebie, a˙z ich twarze prawie si˛e zetkn˛eły. Potem zawarczał:

— Przeklinasz mnie? Nie przeklinaj Briona. Mógłbym zabi´c ci˛e w jednej chwili,

zaciskaj ˛

ac bardziej palce. . . o tak!

Ciało Ravna zadrgało jak w agonii. Nie mógł złapa´c powietrza ani mówi´c, Był bliski

´smierci.

Brion potrz ˛

asn ˛

ał nim jak szmat ˛

a, po czym zakołysał mu naszyjnikiem przed oczy-

ma.

— Najpierw powiesz mi wszystko, co chc˛e wiedzie´c. Dopiero potem dostaniesz to

z powrotem. Rozumiesz? Powiedz tak!

— Tak. . . — wykrztusił Ravn. — Tak.

Brion nie okazał zadowolenia z tego zwyci˛estwa. Wci ˛

a˙z jeszcze gniew był w jego

głosie, kiedy opu´scił Ravna na ziemi˛e i usiadł obok niego. Stawiał pytania rozkazuj ˛

acym

tonem, ˙z ˛

adaj ˛

ac odpowiedzi. Ravn odpowiadał na nie najlepiej jak umiał, nie staraj ˛

ac si˛e

nic ukry´c. Po dłu˙zszym czasie jego głos ochrypł, a słowa zacz˛eły si˛e miesza´c. Brion był

zadowolony. Jak na pocz ˛

atek uzyskał wi˛ecej ni˙z si˛e spodziewał. Zamierzał ju˙z odda´c

129

background image

Ravnowi naszyjnik, kiedy spojrzał na swój własny palec, tkwi ˛

acy mi˛edzy innymi ko-

´s´cmi. To była cz˛e´s´c jego samego, która musiała mie´c jakie´s wa˙zne znaczenie dla tych

ludzi, inaczej nie potraktowaliby go w ten sposób. Nie, nie dostan ˛

a go. Brion złapał

wysuszony palec i zerwał go z naszyjnika.

— Jest mój, na zawsze! Teraz mo˙zesz dosta´c reszt˛e. Rzucił naszyjnik na ziemi˛e. —

Wrócimy teraz do mojego obozu. B˛edziesz rozmawiał ze mn ˛

a, kiedy tylko zechc˛e.

Ravn wło˙zył naszyjnik dr˙z ˛

acymi r˛ekoma i podniósł si˛e. Ch˛e´c ucieczki opu´sciła go.

Brion wiedział, ˙ze od tej chwili b˛edzie robił wszystko, czego od niego za˙z ˛

ada. Kie-

dy starzec odwrócił si˛e do niego plecami, Brion upu´scił wysuszony palec na ziemi˛e,

zadowolony, ˙ze pozbywa si˛e go. Spełnił ju˙z swoje zadanie.

— Kobieto, chcemy je´s´c! — zawołał Brion w j˛ezyku Ravna, prowadz ˛

ac wyczerpa-

nego je´nca z powrotem do obozu.

Lea rozszerzyła gniewnie nozdrza w odpowiedzi na te słowa i ton, jakim zostały

wypowiedziane.

— Czy te szowinistyczne, samcze słowa oznaczaj ˛

a, ˙ze doszli´smy do porozumienia

z tym ´Smierdz ˛

acym Staruchem?

130

background image

— Tak jest, mój skarbie! — Zamrugał do niej wykrzykuj ˛

ac te słowa. — Nakarm go,

Prosz˛e. Potem, jak u´snie, opowiem ci kilka interesuj ˛

acych rzeczy, których si˛e dowie-

działem.

— Je´sli nie masz nic przeciwko temu, zjemy oddzielnie. Nie przyzwyczaiłam si˛e

jeszcze do jego ulubionego dania składaj ˛

acego si˛e z gnij ˛

acego surowego mi˛esa.

— Ja równie˙z. Nakarmmy go i przywi ˛

a˙zmy do palika. Wydaje mi si˛e, ˙ze nie sprawi

nam wi˛ecej kłopotów.

Gło´sne chrapanie Ravna dobiegło z wysokiej trawy, w której został uło˙zony do snu

z nog ˛

a przywi ˛

azan ˛

a plecionym rzemieniem do wbitego gł˛eboko w ziemi˛e palika.

— S ˛

a prymitywni — powiedział Brion, ˙zuj ˛

ac swoj ˛

a such ˛

a racj˛e. — Nieprawdopo-

dobnie prymitywni, pod ka˙zdym wzgl˛edem. Wszystkie ich czynno´sci s ˛

a ´sci´sle zrytuali-

zowane. M˛e˙zczy´zni zajmuj ˛

a si˛e polowaniem i wszystko kontroluj ˛

a. . .

— Nie po raz pierwszy w historii ludzko´sci.

— Zgadza si˛e. To jest i nie jest społecze´nstwo. Sama biel i czer´n, bez ˙zadnych od-

cieni szaro´sci. M˛e˙zczy´zni poluj ˛

a, a potem wszyscy razem jedz ˛

a to, co przynios ˛

a. Na

surowo. Jedzenie innych rzeczy jest tabu. Jedzenie gotowanego po˙zywienia jest tabu.

131

background image

Opuszczanie lasu jest tabu. . . z wyj ˛

atkiem krótkich wypadów łowieckich. Jedynie m˛e˙z-

czyznom wolno sporz ˛

adza´c i u˙zywa´c broni. . .

— Wiem. To tak˙ze tabu. Czy dowiedziałe´s si˛e, dlaczego napadli na nas wtedy w no-

cy?

— To równie˙z jakie´s tabu. Widzieli nas w pobli˙zu l ˛

adownika. . . a maszyny s ˛

a u nich

najwi˛ekszym tabu.

— To mo˙ze mie´c co´s wspólnego ze sprz˛etem wojennym.

— Nie mam co do tego w ˛

atpliwo´sci. To ju˙z wszystko, czego udało mi si˛e dowiedzie´c

od niego tym razem.

— Czy ustaliłe´s w ko´ncu, co takiego wa˙znego jest w tym ko´scianym naszyjniku?

— S ˛

adz˛e, ˙ze tak. To jest troch˛e skomplikowane i zdaje mi si˛e, ˙ze nie zrozumiałem

kilku słów, niemniej chodzi tu o nast˛epuj ˛

ac ˛

a spraw˛e. M˛e˙zczyzna ma dusz˛e, co´s w ro-

dzaju podstawowego bytu. Jak si˛e zapewne domy´slasz, kobiety i dzieci jej nie maj ˛

a. Po

prostu umieraj ˛

a i pami˛e´c o nich ginie, jak o zwierz˛etach. Ale je´sli kawałek m˛e˙zczyzny

jest przechowywany przez Ravna, uwa˙za si˛e, ˙ze ˙zyje on nadal i pozostaje w dalszym

ci ˛

agu członkiem plemienia. I podlega rozkazom Ravna. Zamierzali zabi´c nas zgodnie

132

background image

z jakim´s wspaniałym rytuałem, poniewa˙z jeste´smy tabu. Nosił mój palec, ˙zeby cały czas

mie´c nade mn ˛

a kontrol˛e.

— Pi˛eknie. Czy to znaczy, ˙ze przechowuj ˛

a gdzie´s ko´sci palców wszystkich swoich

przodków?

— Niewykluczone. W gruncie rzeczy ten rodzaj logiki nie ró˙zni si˛e zbytnio od lo-

giki innych kultur, które grzebi ˛

a swoich zmarłych. Jest to nawet bardziej praktyczne.

Zachowanie ko´sci palca jest o wiele łatwiejsze ni˙z całego szkieletu.

Lea spojrzała na rozgwie˙zd˙zone niebo i zadr˙zała.

— I wszyscy ci ludzie s ˛

a potomkami kulturalnych i inteligentnych istot ludzkich.

Jak mogło doj´s´c do tego?

— Nie mam poj˛ecia. Na razie.

— Co ł ˛

aczy tych prymitywnych ludzi z nowoczesnym sprz˛etem wojennym, który tu

widzieli´smy?

— Nie znam odpowiedzi równie˙z na to pytanie. Ale zamierzam j ˛

a znale´z´c. Je˙ze-

li Ravn te˙z jej nie zna albo udaje, ˙ze nie zna, postaram si˛e, ˙zeby udzielili mi jej inni.

Mog ˛

a oni by´c ponadto w posiadaniu przedmiotów, które posłu˙z ˛

a nam jako jaka´s wska-

133

background image

zówka. . . Tak wi˛ec wygl ˛

ada na to, ˙ze b˛edziemy musieli uda´c si˛e na wzgórza i spotka´c

si˛e z nimi i ustali´c, co wiedz ˛

a. ˙

Zyj ˛

a na tej planecie od tysi˛ecy lat, by´c mo˙ze nawet ˙zyli

tu jeszcze przed Upadkiem. Musz ˛

a by´c w stanie udzieli´c nam jakich´s informacji.

— Mówisz nam. Czy chcesz przez to powiedzie´c, ˙ze zamierzasz ponownie ryzyko-

wa´c naszym ˙zyciem, wracaj ˛

ac do ich obozu?

— Tym razem ryzyko b˛edzie niewielkie — wskazał na skrzynk˛e z broni ˛

a. — Pój-

dziemy tam uzbrojeni i z własnej woli.

background image

Niebezpieczna wyprawa

Id ˛

ac wolno g˛esiego, przedzierali si˛e równin ˛

a w kierunku poło˙zonych w oddali zale-

sionych wzgórz. Ravn szedł przodem, a tu˙z za nim Brion. Lea wlokła si˛e daleko z tyłu

objuczona zawini˛etym w skóry pakunkiem, który niosła na plecach. Wytarła r˛ek ˛

a pot

z twarzy i zawołała:

— Zatrzymajcie si˛e. Ju˙z dawno min˛eła pora na odpoczynek!

Kiedy dogoniła Briona, zrzuciła swój baga˙z na ziemi˛e i usiadła na nim z westchnie-

niem ulgi.

— Napij si˛e wody — powiedział Brion. — I odsapnij.

135

background image

— Co za wspaniała propozycja! — ˙zachn˛eła si˛e. I jaka wielkoduszna. Pozwalasz mi

napi´c si˛e wody, któr ˛

a targam na plecach cały dzie´n. . .

— A mamy jaki´s inny wybór? — zapytał spokojnie z nieubłagan ˛

a logik ˛

a, ale ta

odpowied´z nie spodobała si˛e jej.

— Co znaczy to my, przecie˙z to ja robi˛e za tragarza. Wiem, ˙ze ten argument jest my-

l ˛

acy, ˙ze kobiety niczym zwierz˛eta poci ˛

agowe odwalaj ˛

a najci˛e˙zsz ˛

a robot˛e w tym cofni˛e-

tym w rozwoju społecze´nstwie, w którym straciłby´s cały swój presti˙z, gdyby´s przeniósł

cokolwiek. Nara˙zam swój kr˛egosłup i bez w ˛

atpienia dostan˛e w ko´ncu przepukliny. . .

Przesta´n si˛e do mnie u´smiecha´c w ten protekcjonalny sposób, ty wstr˛etny brutalu!

— Przepraszam. Bardzo mi przykro, ˙ze nie mog˛e ci pomóc. Niedługo powinni´smy

dotrze´c na miejsce.

— Nie tak szybko. . .

Rozwi ˛

azała tobołek z jaszczurczej skóry — pozostało´sci po zwierz˛eciu, które dwa

dni wcze´sniej posłu˙zyło Ravnowi za po˙zywienie — i grzebała w nim, a˙z znalazła bu-

telk˛e z wod ˛

a. Poci ˛

agn˛eła du˙zy łyk i podała j ˛

a Brionowi, który zwil˙zył jedynie usta.

136

background image

Poniewa˙z kobieta piła t˛e wod˛e, stała si˛e owa woda dla niego, Łowcy, tabu. Nawet nie

próbowali proponowa´c jej Ravnowi.

— Jak schowasz wod˛e, odszukaj pudełko z granatami ogłuszaj ˛

acymi i daj mi je —

powiedział nieoczekiwanie Brion.

Lea spojrzała na niego z niepokojem.

— Czy˙zby zbli˙zały si˛e kłopoty? — zapytała.

Przytakn ˛

ał jej powoli.

— S ˛

a ukryci w lesie. Czuj˛e ich nienawi´s´c, tak ˛

a sam ˛

a jak ostatnim razem.

— Ale nasza sytuacja nie jest taka sama jak ostatnim razem! — Wr˛eczyła mu pła-

skie pudełko i u´smiechn˛eła si˛e do niego zach˛ecaj ˛

aco, kiedy wsuwał do kieszeni gar´s´c

metalowych kulek — Nawet nie wiesz, jak bardzo licz˛e na nie.

— Nie chc˛e zrani´c ˙zadnego z nich, ale najlepszy skutek mo˙ze da´c porz ˛

adne ich

przestraszenie. Je´sli uda nam si˛e zaj ˛

a´c miejsce na szczycie tej społeczno´sci, wówczas

b˛edziemy mogli z pewno´sci ˛

a uzyska´c odpowied´z na nasze pytania. Za chwil˛e rusza-

my. Trzymaj si˛e blisko mnie, poniewa˙z s ˛

a ju˙z niedaleko. To dobrzy łowcy i do tego

uzbrojeni, dlatego te˙z nie powinni´smy ryzykowa´c.

137

background image

Je´sli Ravn był ´swiadomy przygotowywanej zasadzki, to nie dawał tego po sobie

pozna´c, po prostu przedzierał si˛e przed nimi w tym samym tempie. Kierowali si˛e ku

krzewom i dalej, ku drzewom. Po pewnym czasie ukazała si˛e przed nimi polana. Trasa

ich w˛edrówki prowadziła przez jej ´srodek.

— Zatrzymaj si˛e — zawołał Brion w j˛ezyku tubylców, kiedy znale´zli si˛e na jej

´srodku. — Daj mi wody — zwrócił si˛e do Lei, po czym dodał cicho: — Otaczaj ˛

a nas

teraz ze wszystkich stron i s ˛

a bardzo spi˛eci. Jestem pewien, ˙ze s ˛

a gotowi zaatakowa´c

nas w ka˙zdej chwili. Na wszelki wypadek trzymaj bro´n pod r˛ek ˛

a.

Le´sn ˛

a cisz˛e rozdarł piskliwy ´swiergot, który rozniósł si˛e echem po polanie. Tu˙z po

nim rozległy si˛e liczne okrzyki wojenne Łowców, którzy wysypali si˛e ze wszystkich

stron z le´snej g˛estwiny. Ravn ruszył biegiem do przodu, aby przył ˛

aczy´c si˛e do nich, ale

Brion dopadł go w tym samym momencie i powalił na ziemi˛e jednym ciosem wymie-

rzonym w plecy. Potem postawił na nim nog˛e, aby przytrzyma´c go przy ziemi i zacz ˛

rzuca´c granaty w kierunku zaciskaj ˛

acego si˛e wokół nich pier´scienia. Wybuchy płomieni

i ogłuszaj ˛

ace huki eksplozji rozlegały si˛e ze wszystkich stron. Lea wiedziała co nast ˛

api

i zakryta uszy, mimo to jednak kl˛eczała nadal, wzdrygaj ˛

ac si˛e przy ka˙zdej kolejnej eks-

138

background image

plozji. Wojenne okrzyki przeszły w ryk bólu, kiedy łowcy cofali si˛e lub padali. Cisz˛e,

jaka wkrótce nastała, rozdarł nagle pełen gniewu głos Briona przeklinaj ˛

acy ich w ich

własnym j˛ezyku:

— Jeste´scie ´scierwem. Jeste´scie kobietami. Jeste´scie gównem! Podnosicie na mnie

dzidy, a ja zabijam was. Jeste´scie martwym mi˛esem pod moimi stopami. . . jak ten Ravn,

który jest martwym mi˛esem! — Mówi ˛

ac to, naciskał mocniej nog ˛

a na Ravna, który zaj˛e-

czał imponuj ˛

aco. Brion czuł emanuj ˛

acy od Łowców paniczny strach. Jeden z impulsów

wydał mu si˛e znany. — Vjer, chod´z tutaj — rozkazał.

Vjer podniósł si˛e niepewnie i wolno ruszył do przodu, potykaj ˛

ac si˛e co chwila. Z no-

sa ciekła mu krew, był oszołomiony i ogłuszony wybuchami. Brion spojrzał na niego

gniewnie.

— Kim jestem? — zawołał.

— Jeste´scie Brrn. . .

— Gło´sniej! Nie słysz˛e.

— BRRN!

— Czym jest to ´scierwo, na którym stoj˛e?

139

background image

— To jest Ravn.

— Wobec tego kim jestem teraz?

— Musisz by´c. . . Ravnem Nad Ravnem!

Patrzył na niego szeroko otwartymi oczyma i Brion czuł jego strach, granicz ˛

acy

niemal z uwielbieniem. Brion wskazał na przezroczysty nó˙z, który trzymał Vjer.

— Co to jest, co trzymasz w r˛ece?

Vjer spojrzał na nó˙z i zacz ˛

ał si˛e trz ˛

a´s´c. Padł strwo˙zony na kolana i podczołgał si˛e

do Briona, aby poło˙zy´c go u jego stóp. Brion podniósł go i wsun ˛

ał do pustej pochwy.

— Teraz pójdziemy — powiedział, zdejmuj ˛

ac nog˛e z grzbietu Ravna. Tytuł, jaki

otrzymał, był najwa˙zniejszy ze wszystkiego. Czuł to po reakcjach otaczaj ˛

acych go ludzi.

Agresja i strach zacz˛eły opuszcza´c ich, kiedy zaakceptowali go w nowej roli.

— Nadal maj ˛

a bro´n — powiedziała Lea, mierz ˛

ac Łowców podejrzliwym wzrokiem.

— Nie ma potrzeby ich rozbraja´c, dopóki jestem w tej nowej roli cz˛e´sci ˛

a ich kultury.

— A co ze mn ˛

a? Przecie˙z jako kobieta jestem dla nich mniej ni˙z niczym. Nie´s swój

tobołek i milcz, tak? Poczekaj, niech no tylko opu´scimy ten samczo-szowinistyczny raj,

Brionie Brandd! O, zapłacisz mi za to. . .

140

background image

Kiedy wspinali si˛e na wzgórze mi˛edzy drzewami, Brion ´sledził stany emocjonal-

ne otaczaj ˛

acych go ludzi. Dopóki akceptowali go, dopóty był bezpieczny. Wszystko to

jednak mogło zmieni´c si˛e w jednej chwili — z ró˙znych, nie daj ˛

acych si˛e przewidzie´c

powodów. Je´sli jego nowa pozycja zostanie zachowana, b˛edzie to najszybszy i najsku-

teczniejszy sposób na poznanie tutejszej kultury i przeprowadzenie rozmów. Było to

niebezpieczne, ale było ju˙z za pó´zno, ˙zeby si˛e wycofa´c.

Gdy agresja i nienawi´s´c opu´sciły Łowców, zacz˛eli si˛e kolejno oddala´c. Jedynie nie-

wielka grupa została przy nich, towarzysz ˛

ac im w drodze do obozowiska. Wspinali

si˛e dalej wzdłu˙z stromego wzgórza, a˙z znale´zli si˛e przed widocznym mi˛edzy drzewami

urwiskiem skalnym, tworz ˛

acym ci ˛

ag naturalnych jaski´n. Krz ˛

atała si˛e tam niewielka gru-

pa kobiet. Oddzielały mi˛eso od jaszczurczych skór kawałkami ostrych kamieni. Kiedy

zobaczyły obcych, cofn˛eły si˛e, ponaglane kopniakami i kuksa´ncami przez siwowłos ˛

a

kobiet˛e.

— To pewnie ˙ze´nska odpowiedniczka Ravna — powiedziała Lea, przygl ˛

adaj ˛

ac si˛e

scenie z zainteresowaniem. — Skoro ty stan ˛

ałe´s na czele Łowców, ja stan˛e na czele

kobiet. — Opu´sciła na ziemi˛e tobołek i ruszyła w ich kierunku, wołaj ˛

ac, aby si˛e za-

141

background image

trzymały. Zamiast tego przyspieszyły kroku wszystkie z wyj ˛

atkiem siwowłosej, która

odwróciła si˛e nagle i ruszyła na Le˛e.

— Zabij˛e! Ty ´scierwo — zaskrzeczała.

Lea stan˛eła w rozkroku i cofn˛eła swoj ˛

a mał ˛

a, tward ˛

a pi˛e´s´c. Kiedy jej przeciwniczka

podbiegła do niej, uderzyła j ˛

a z całej siły. Siwowłosa kobieta zgi˛eła si˛e i j˛ecz ˛

ac z bólu

złapała si˛e za brzuch. Lea chwyciła j ˛

a za włosy i poci ˛

agn˛eła, odwracaj ˛

ac jej głow˛e.

— Zamknij si˛e i powiedz mi, jak si˛e nazywasz. . . albo dostaniesz jeszcze raz!

— Jestem. . . Pierwsz ˛

a Kobiet ˛

a.

— Ju˙z nie. Ja jestem Pierwsz ˛

a Kobiet ˛

a. A ty jeste´s teraz Star ˛

a Kobiet ˛

a!

Nowo nazwana Stara Kobieta zaj˛eczała, protestuj ˛

ac i jednocze´snie staraj ˛

ac si˛e uwol-

ni´c włosy z uchwytu Lei. Jej j˛ek przeszedł w krzyk bólu, kiedy przechodz ˛

acy obok Ravn

kopn ˛

ał j ˛

a od niechcenia w bok

— Jeste´s teraz Star ˛

a Kobiet ˛

a — powiedział zadowolony, ˙ze kto´s jeszcze oprócz

niego został upokorzony. Podszedł do skalnej ´sciany i usiadł w sło´ncu, opieraj ˛

ac si˛e

o ni ˛

a plecami, a nast˛epnie krzykn ˛

ał, ˙z ˛

adaj ˛

ac jedzenia.

— Czaruj ˛

acy ludzie — powiedziała Lea.

142

background image

— Twory swojej własnej kultury — odrzekł Brion, owijaj ˛

ac kawałkiem jaszczurczej

skóry nadajnik, zanim wyj ˛

ał go z tobołka. — Ten system pomaga im przetrwa´c na tej

planecie. Inaczej nie byłoby ich tutaj. Chc˛e przekaza´c do pami˛eci komputera pokłado-

wego l ˛

adownika raport z dzisiejszych wydarze´n. Musimy na bie˙z ˛

aco uzupełnia´c relacj˛e,

na wypadek gdyby nam si˛e co´s stało.

— Oszcz˛ed´z mi, je´sli łaska, tych dodatkowych zmartwie´n. Spodziewam si˛e, ˙ze za-

ko´nczymy t˛e misj˛e ˙zywi. Miej to cały czas na uwadze! Kiedy b˛edziesz przekazywał

raport, postaram si˛e porozmawia´c z kobietami. Spróbuj˛e zobaczy´c, jak wygl ˛

ada ten od-

ra˙zaj ˛

acy ´swiat z ich punktu widzenia.

— Dobrze. Potrzebujemy informacji, ale nie b˛edziemy mogli zosta´c tu dłu˙zej ni˙z

b˛edzie to konieczne. Wi˛ekszo´s´c z nich ma insekty, zauwa˙zyła´s to?

— Trudno nie zauwa˙zy´c. Robi mi si˛e niedobrze, ilekro´c na nich patrz˛e. Nie oddalaj

si˛e zbytnio.

— B˛ed˛e tutaj. Sam chc˛e zada´c im par˛e pyta´n. Porozmawiam z Vjerem, ł ˛

aczy mnie

ju˙z z nim co nieco. Powodzenia!

143

background image

*

*

*

Było ju˙z prawie ciemno, kiedy Lea wyszła z jaskini drapi ˛

ac si˛e pod pach ˛

a. Brion

rozmawiał z dwoma Łowcami, ale kiedy zobaczył wyraz jej twarzy, polecił im odej´s´c.

Podał jej plastikowy pojemnik i powiedział:

— Znalazłem w apteczce ´srodek antyseptyczny, mo˙ze by´c dobry na insekty. Tamta

jaskinia to dosłownie siedlisko robactwa!

Szybko zdj˛eła ubranie i spryskała całe swoje ciało pokryte czerwonymi pr˛egami.

Kiedy smarowała skór˛e kremem goj ˛

acym, Brion spryskał jej ubranie. Ubieraj ˛

ac si˛e po-

wiedziała do niego:

— B ˛

ad´z tak dobry i nalej mi du˙z ˛

a wódk˛e. Butelka jest na dnie tobołka.

— Napij˛e si˛e z tob ˛

a. To był długi dzie´n dla nas obojga. Jak ci poszła rozmowa?

— Doskonale, je´sli pomin˛e k ˛

asanie przez robactwo. Do pełna, ´swietnie, dzi˛eki.

O, jak miło. . . Kobiety maj ˛

a swoj ˛

a własn ˛

a subkultur˛e ´sci´sle zhierarchizowan ˛

a i wspa-

niał ˛

a skarbnic˛e opowie´sci. To jakby mityczny lub mnemoniczny ´spiew o wszystkim,

co tylko mo˙zna nazwa´c. To cała historia przekazywana z ust do ust. Nast˛epnym razem

144

background image

wezm˛e ze sob ˛

a rejestrator. To b˛edzie bezcenny materiał dla antropologów. A teraz po-

wiedz, czego ty si˛e dowiedziałe´s.

— Niewiele. Łowcy rozmawiali ze mn ˛

a dosy´c ch˛etnie, ale tylko o zabijaniu tego

czy innego zwierz˛ecia lub o swoich niezwykłych zdolno´sciach tropicielskich. My´sl˛e,

˙ze nie musz˛e tego rozwija´c. Na inne tematy nie maj ˛

a własnego zdania. S ˛

a po prostu

chodz ˛

acymi skarbnicami ró˙znych tabu. Wszystko, co robi ˛

a lub my´sl ˛

a jest okre´slane

przez ten system.

— To samo dotyczy kobiet, przynajmniej je´sli chodzi o ich ˙zycie fizyczne. Cz˛esto

si˛egaj ˛

a do mitów, co wydaje si˛e nie podlega´c ˙zadnemu tabu. Odnosz˛e jednak wra˙zenie,

˙ze te opowie´sci s ˛

a prawdopodobnie tabu dla m˛e˙zczyzn. Słyszałe´s co´s o micie stworze-

nia?

Brion zaprzeczył, potrz ˛

asaj ˛

ac głow ˛

a.

— Nie, nic na ten temat nie słyszałem.

— Jest interesuj ˛

acy, poniewa˙z mo˙ze by´c uproszczon ˛

a wersj ˛

a prawdziwych zdarze´n,

czym´s, co ˙zyje w ich pami˛eci, ale w formie mitu. Mówi on o tym, ˙ze ludzie ˙zyli kiedy´s

jak bogowie, ˙ze poruszali si˛e nad ziemi ˛

a, nie chodz ˛

ac po niej, a nawet latali w powie-

145

background image

trzu bez skrzydeł. W tamtych czasach ludzie byli ´zli, poniewa˙z cenili rzeczy wykonane

z cklt. . . Spotkałe´s si˛e mo˙ze z tym słowem?

— Tak. Wiem, co ono oznacza. Metal. Domy´sliłem si˛e jego znaczenia ze sposobu,

w jaki zostało u˙zyte. Musiałem straci´c rozmówc˛e, aby upewni´c si˛e, ˙ze moje przypusz-

czenie jest słuszne. Pokazałem mu przeka´znik, na którego widok ogarn ˛

ał go paniczny

strach. Zwiał na o´slep mi˛edzy drzewa, aby znale´z´c si˛e jak najdalej od niego. Mało sobie

łba nie rozwalił.

— Coraz lepiej. To wi ˛

a˙ze si˛e z mitem opisuj ˛

acym dawne dzieje. Staro˙zytni ludzie,

którzy cenili metal, uwa˙zali si˛e za bogów i dlatego prawdziwi bogowie zniszczyli ich,

ich metal i metalowe miejsca, w których ˙zyli. Potem bogowie wyp˛edzili ich i zmusili

do tego, ˙zeby ˙zyli jak zwierz˛eta, dopóki si˛e nie oczyszcz ˛

a. Je˙zeli b˛ed ˛

a ˙zyli nadal w ten

sposób, oczyszcz ˛

a si˛e i zostan ˛

a wpuszczeni do chlt. Przetłumaczyłam to słowo jako raj,

co chyba jest zgodne z prawd ˛

a. Aby móc tam trafi´c, musz ˛

a cierpie´c na tym ´swiecie,

przestrzegaj ˛

ac wszystkich tabu, które umo˙zliwiaj ˛

a im ˙zycie we wła´sciwy sposób.

— Niesamowite! — powiedział Brion zrywaj ˛

ac si˛e na równe nogi. Chodził tam

i z powrotem z podniecenia. — Jeste´s cudowna. Odwaliła´s wspaniał ˛

a robot˛e. Wszyst-

146

background image

ko, co mówisz, układa si˛e w cało´s´c. . . o ile ci ludzie s ˛

a tymi, na których wygl ˛

adaj ˛

a.

Uciekinierami przed globaln ˛

a zagład ˛

a. Zostali najechani albo pokonani w wojnie i mu-

sieli ucieka´c z miast. Widzieli, jak ich bro´n i armie zostały zniszczone i teraz obwiniaj ˛

a

o to bogów. Jest to łatwiejsze ni˙z przyznanie si˛e do pora˙zki.

— ´Swietna teoria, profesorze — powiedziała Lea, popijaj ˛

ac ze szklanki i oblizuj ˛

ac

si˛e ze smakiem. Nalała sobie jeszcze jednego drinka. — Widz˛e w niej jedn ˛

a drobn ˛

a

sprzeczno´s´c. Gdzie teraz s ˛

a te zwyci˛eskie, zdobywcze armie? Z tego, co widzieli´smy,

wynika, ˙ze wojna toczy si˛e nadal.

— Tak — Brion usiadł na ziemi, zas˛epiony. — Nie pomy´slałem o tym. Wobec tego

w chwili obecnej wiemy niewiele wi˛ecej ni˙z na pocz ˛

atku.

— Nie łam si˛e. Wiemy ju˙z du˙zo. W pewnym momencie przedstawiłam im nasz ˛

a

teori˛e podziemnego miasta, ale spojrzały na mnie, jakby nie rozumiały, o czym mówi˛e.

Je´sli na tej planecie ˙zyje pod ziemi ˛

a jaka´s cywilizacja, to ci ludzie nic o niej nie wiedz ˛

a.

— Co sprowadza si˛e do tego, ˙ze my wiemy tyle samo. Zaczynam si˛e obawia´c, ˙ze

znale´zli´smy si˛e w ´slepej uliczce.

147

background image

— No, mo˙ze ty, Ravnie Nad Ravnem, ze swoimi Łowcami i wojownikami, i t ˛

a cał ˛

a

samcz ˛

a bufonad ˛

a. — Czkn˛eła łagodnie i zewn˛etrzn ˛

a stron ˛

a dłoni zasłoniła usta, u´smie-

chaj ˛

ac si˛e. — My, dziewczyny, prowadziły´smy konkretniejsz ˛

a rozmow˛e jak przystało

na atrakcyjniejsz ˛

a i inteligentniejsz ˛

a płe´c. Jak ci ju˙z mówiłam, wszystko co metalowe

jest tabu, a najwi˛ekszym z nich s ˛

a metalowe maszyny i urz ˛

adzenia, o czym zreszt ˛

a mo-

gli´smy si˛e przekona´c, po tym, jak zobaczono nas w pobli˙zu metalowego l ˛

adownika.

Z tego wszystkiego wynika, ˙ze miejscem obj˛etym najwi˛ekszym tabu b˛edzie to, z które-

go pochodz ˛

a maszyny. Pójdziesz tam ze mn ˛

a?

— Oczywi´scie. Dola´c ci jeszcze?

— Zamknij si˛e. Nie uwa˙zasz, ˙ze dobrze byłoby, gdyby´smy dowiedzieli si˛e, sk ˛

ad

pochodz ˛

a te maszyny?

— Oczywi´scie, ale. . .

— ˙

Zadnych ale. Przyjmij do wiadomo´sci, ˙ze tyle to ja ju˙z wiem. Powiedziały mi,

jak znale´z´c to miejsce. W tej sytuacji pozostaje nam tylko pój´s´c tam. . . i cała zagadka

b˛edzie rozwi ˛

azana.

Z przyjemno´sci ˛

a patrzyła na wyraz jego twarzy: opadni˛et ˛

a szcz˛ek˛e i wytrzeszczone

oczy. Potem spokojnie uło˙zyła si˛e do snu.

background image

Odkrycie

Brion miał przemo˙zne pragnienie, aby obudzi´c Le˛e i zmusi´c j ˛

a, ˙zeby wyja´sniła mu,

o czym mówi, ale zrezygnował. To był długi i wyczerpuj ˛

acy dzie´n dla niej. I na pewno

bardzo nerwowy. Kiedy wzi ˛

ał butelk˛e z wódk ˛

a, aby j ˛

a schowa´c, zobaczył, ˙ze ubyło

jej niewiele. To zm˛eczenie, a nie alkohol zwaliło j ˛

a z nóg. Chocia˙z noc była ciepła,

podobnie jak poprzednie, okrył Le˛e ´spiworem, aby ochroni´c przed chłodem.

Co mogła mie´c na my´sli, mówi ˛

ac miejsce, z którego pochodz ˛

a maszyny? Z pew-

no´sci ˛

a chodziło o sprz˛et wojenny — od chwili przybycia na t˛e planet˛e nie widzieli

jeszcze ani jednej maszyny, która miałaby inne przeznaczenie. Ale jak mogło istnie´c

149

background image

jedno miejsce, z którego pochodził cały ten arsenał? Jedno ´zródło dla obu stron? Nie, to

niemo˙zliwe. Je´sli miejsce, z którego pochodziły maszyny naprawd˛e istniało, to musiało

słu˙zy´c jednej lub drugiej stronie. Ale nawet to było nieprawdopodobne. Czyi mo˙zliwe,

aby cały sprz˛et wojenny której´s ze stron pochodził z jednego miejsca? Mogło tak by´c

tylko wówczas, gdyby pochodził z podziemnych fabryk To z kolei potwierdzałoby teo-

ri˛e podziemnej cywilizacji. Chyba ˙ze była to nie jedna, lecz dwie uzbrojone siły — i obie

ukrywaj ˛

ace si˛e bezpiecznie pod ziemi ˛

a i wysyłaj ˛

ace swoje armie do boju na powierzch-

ni˛e. Ale jak wyja´sni´c takie działanie? Potrz ˛

asn ˛

ał głow ˛

a. Był zm˛eczony i nie znajdował

na to w tej chwili ˙zadnego wyja´snienia. Niemniej jakie´s wytłumaczenie musiało istnie´c,

bo przecie˙z walka i sprz˛et wojenny istniały rzeczywi´scie!

Brion wstał i powiódł wzrokiem po obozowisku. Wraz z zachodem sło´nca zamarło

w nim ˙zycie. Kobiety przebywały wewn ˛

atrz jaskini, Łowcy za´s szykowali si˛e do snu na

swoich miejscach u jej wylotu. Odszukał wzrokiem Ravna. Siedział z dala od innych

i bez przemy obracał w r˛ekach swój naszyjnik. To mo˙ze by´c odpowiedni moment, aby

zada´c mu kilka pyta´n. Mógłby jednocze´snie obserwowa´c Le˛e i pilnowa´c, aby nikt jej nie

150

background image

przeszkadzał. Ravn powinien wiedzie´c co´s nieco´s o tym tajemniczym miejscu, z którego

pochodziły maszyny.

W obozowisku panował spokój. Ka˙zdy, kto zagra˙załby Lei, emanowałby strachem

i nienawi´sci ˛

a, dzi˛eki czemu i Brion mógłby go natychmiast wykry´c. Upewnił si˛e, ˙ze

Lea ´spi spokojnie gł˛ebokim snem i podszedł do Ravna, przechodz ˛

ac pomi˛edzy le˙z ˛

acymi

Łowcami.

— Porozmawiajmy — powiedział.

Ravn spojrzał na niego przestraszony, przyci ˛

agaj ˛

ac naszyjnik bli˙zej siebie. Nagły

impuls zaskoczenia został w jednej chwili stłumiony przez siln ˛

a nienawi´s´c. Ten typ

musi by´c obserwowany. Stale. . .

— Ju˙z pó´zno. Ravn jest zm˛eczony. Rano. . .

— Teraz. — Głos Briona był stanowczy. Chwycił za naszyjnik, czuj ˛

ac w tej samej

chwili gwałtowny impuls strachu. — Zrobisz jak mówi˛e! Musisz mnie zawsze słucha´c.

Pu´scił naszyjnik i usiadł. Ravn nało˙zył go natychmiast trz˛es ˛

acymi si˛e r˛ekoma.

— Kim jestem? — zapytał Brion. Ravn odwrócił si˛e uciekaj ˛

ac wzrokiem. — Spójrz

na mnie, ´smieciu! Kim jestem? Nazwij mnie po imieniu.

151

background image

— Jeste´s. . . Ravnem Nad Ravnem — wydusił z siebie z wielk ˛

a niech˛eci ˛

a i zgry´zli-

wo´sci ˛

a Ravn.

— To prawda. Teraz tak samo odpowiesz na moje pytania. Widziałe´s maszyny? —

Ravn niech˛etnie skin ˛

ał głow ˛

a. — W porz ˛

adku. Jakiego rodzaju maszyny widziałe´s

— Rozmawianie o maszynach jest zakazane.

— Rozmawianie o nich z Ravnem Nad Ravnem nie jest zakazane. Widziałe´s ma-

szyny, które latały w powietrzu? Dobrze, widziałe´s. Co one robiły?

— To, co zawsze robi ˛

a maszyny. Z gło´snym hukiem zabijały inne maszyny, a potem

były same zabijane. Tak jest zawsze. To wła´snie one robi ˛

a.

— Czy widziałe´s kiedykolwiek maszyn˛e, która nie zabijała innych maszyn?

— Maszyny zabijaj ˛

a maszyny. To jest wła´snie to, co robi ˛

a.

Inna odpowied´z na to pytanie okazała si˛e niemo˙zliwa. Z wyrazu twarzy Ravna było

wida´c, ˙ze uwa˙za Briona za głupca, skoro o to pyta.

— Wszystkie maszyny zabijaj ˛

a maszyny — powtórzył Brion zmieniaj ˛

ac słowa, a na-

st˛epnie tym samym spokojnym głosem zapytał: — Powiedz mi teraz. . . sk ˛

ad pochodz ˛

a

te maszyny?

152

background image

D´zwi˛ek tych słów wywiał gwałtown ˛

a reakcj˛e Ravna. Ogarn˛eło go dr˙zenie i strach,

który w jednej chwili zdominował wszystkie jego pozostałe odczucia.

— Powiedz mi — powtórzył Brion. Pochylił si˛e do przodu i klasn ˛

ał gło´sno swoimi

pot˛e˙znymi dło´nmi. — Mów!

Ravn nie miał wyj´scia. W tej chwili bał si˛e bardziej tych pi˛e´sci ni˙z tabu, zakazuj ˛

a-

cego mówienia o tym. Wskazał r˛ek ˛

a ponad ramieniem za siebie, ale ta odpowied´z nie

zadowoliła Briona. W ko´ncu wyj ˛

akał chrapliwym szeptem:

— To tam. Wiele dni marszu. Jest tam. Miejsce Bez Nazwy.

— Byłe´s tam?

— Tylko Ravn mo˙ze tam i´s´c. Stary Ravn pokazał mi je, kiedy byłem młody.

— Teraz ty mi poka˙zesz, poniewa˙z jestem Ravnem Nad Ravnem. Pójdziemy tam

o ´swicie.

— To jest zakazane. . .

— Zakazane jest odmawianie mi. — Złapał r˛ek ˛

a skulonego Ravna za chud ˛

a szy-

j˛e i ´scisn ˛

ał j ˛

a. — Chcesz teraz umrze´c? — zapytał, nadaj ˛

ac swojemu głosowi odcie´n

nienawi´sci.

153

background image

Ta gro´zba powinna wygl ˛

ada´c prawdziwie, gdy˙z jedynie strach przed ´smierci ˛

a mógł

zapewni´c mu kontrol˛e nad Ravnem. Nie słysz ˛

ac odpowiedzi, zacz ˛

ał stopniowo zaciska´c

dło´n.

— Pójdziemy. . . o wschodzie sło´nca — wykrztusił niech˛etnie Ravn.

Ta odpowied´z zadowoliła Briona. Pu´scił Ravna i bez słowa wrócił do Lei. Nadal

spała gł˛ebokim snem, cicho pochrapuj ˛

ac. Próbował pój´s´c jej ´sladem, ale czuł zbyt wy-

ra´znie przepływ emocji ´spi ˛

acych wokół niego ludzi. Strach i nienawi´s´c unosiły si˛e cały

czas tu˙z pod powierzchni ˛

a. W ko´ncu stwierdził, ˙ze nie b˛edzie w stanie zasn ˛

a´c. Poło˙zył

si˛e na plecach i wlepił wzrok w gwiazdy, rozpraszaj ˛

ac swoj ˛

a empatyczn ˛

a percepcj˛e na

wszystkie strony.

*

*

*

Lea obudziła si˛e tu˙z po wschodzie sło´nca. Podał jej wod˛e i poinformował o tym,

czego si˛e dowiedział. Pokiwała głow ˛

a potakuj ˛

aco.

— Co´s w tym musi by´c. Sposób, w jaki mówiły o tym kobiety, wskazuje na to, ˙ze

to miejsce istnieje naprawd˛e, ˙ze nie jest jeszcze jednym mitem.

154

background image

— B˛edziemy musieli pój´s´c i obejrze´c je. Tam co´s musi by´c. Ravn z wielk ˛

a niech˛e-

ci ˛

a zgodził si˛e mnie tam zaprowadzi´c. Musiałem go mocno przekonywa´c. Bał si˛e tego

miejsca tak samo jak mnie.

— Czy bał si˛e tak bardzo, ˙ze mógł uciec? Nie widz˛e go nigdzie.

Lea miała racj˛e, Ravn znikn ˛

ał w nocy. Kiedy Brion obudził Łowców, okazało si˛e,

˙ze byli tym tak samo zaskoczeni jak on. Zacz˛eli szuka´c go w popłochu. Kilku z nich

ruszyło wzdłu˙z ´scie˙zek prowadz ˛

acych do obozowiska, ale po niedługim czasie wrócili

z niczym. Ravn znikn ˛

ał bez ´sladu.

— Cholera! — zakl ˛

ał Brion. — Nigdy nie znajdziemy tego miejsca bez niego. Po-

winienem był go zwi ˛

aza´c. . . teraz mo˙ze ju˙z by´c wiele kilometrów st ˛

ad.

— Nie s ˛

adz˛e — zaoponowała Lea. — Mam silne przeczucie, ˙ze jest znacznie bli˙zej

ni˙z s ˛

adzisz.

Wygl ˛

adała na zadowolon ˛

a z siebie, kiedy rozprowadzała ekstrakt kawy w kubku

z wod ˛

a, a nast˛epnie piła j ˛

a małymi łykami.

— Czy byłaby´s tak miła i powiedziała mi, do cholery, o czym mówisz?

155

background image

— Spokojnie, spokojnie. Krzyk tylko podniesie twoje ci´snienie krwi! — Piła, de-

lektuj ˛

ac si˛e, podczas gdy on gotował si˛e w ´srodku. — Teraz lepiej. Kiedy wy, m˛e˙zczy´z-

ni, łazili´scie wsz˛edzie szukaj ˛

ac go, ja obserwowałam kobiety. S ˛

a bardzo przestraszone

i siedz ˛

a w jaskini.

— Czy˙zby si˛e tam ukrył? Czy przypadkiem przebywanie kobiet i m˛e˙zczyzn razem

w jaskini nie jest tabu?

— Dla m˛e˙zczyzn tak. Dla Ravna nie. On ma tam nawet swoj ˛

a kryjówk˛e. Chcesz,

abym si˛e tam rozejrzała?

— Nie, to zbyt niebezpieczne. Mój nowy tytuł powinien pozwoli´c mi równie˙z na to.

Łowcy patrzyli z zainteresowaniem, jak Brion kroczy w kierunku wej´scia do jaskini,

kobiety za´s wycofały si˛e w popłochu.

— Jestem Ravnem Nad Ravnem! — krzykn ˛

ał pochylaj ˛

ac głow˛e, aby wej´s´c do ´srod-

ka.

Znalazłszy si˛e w półmroku zamrugał gwałtownie i odczekał chwil˛e, a˙z oczy przy-

zwyczaiły si˛e do niego. Jaskinia była przestronna. Miała około dwudziestu metrów dłu-

go´sci. Na jego widok rozległy si˛e przera˙zone okrzyki i szloch kobiet, które stłoczyły

156

background image

si˛e razem z dzie´cmi w jednym ko´ncu. J˛eki przesuwały si˛e w bok, kiedy zbli˙zał si˛e do

nich. Wszystkie bez wyj ˛

atku przesun˛eły si˛e w lewo. Interesuj ˛

ace. Brion skierował si˛e

w prawo w stron˛e wysokiego stosu nie wyprawionych jaszczurczych skór uło˙zonego

we wn˛ece. Same skóry. . . i nic wi˛ecej. Nagle wydało mu si˛e, ˙ze dostrzegł nieznaczny

ruch w ciemno´sci. Ukl ˛

akł i wsun ˛

ał r˛ek˛e pod cuchn ˛

acy stos. Po chwili wydał okrzyk

zadowolenia.

Kiedy Brion wyci ˛

agn ˛

ał Ravna, ten zacz ˛

ał j˛ecze´c i tarza´c si˛e po ziemi. Brion spojrzał

na niego z odrobin ˛

a współczucia. Szybko mu ono jednak min˛eło, kiedy poczuł pulsu-

j ˛

acy ból w goj ˛

acym si˛e kikucie, którym uderzył o skaliste podło˙ze jaskini. Bez cienia

sympatii tr ˛

acił go stop ˛

a.

— Wstawaj, tchórzliwy ´smieciu! Zaraz ruszamy w drog˛e.

Min ˛

ał prawie cały ranek, zanim Ravn o´swiadczył, ˙ze jest gotowy. Musiał spełni´c

kilka obrz˛edów. Musiał przede wszystkim zabra´c z kryjówki w jaskini bransolet˛e z ko-

´sci i przygotowa´c po˙zywienie. Ponaglany przez Briona, przestał si˛e w ko´ncu oci ˛

aga´c

i niech˛etnie ruszył ´scie˙zk ˛

a, ale po chwili przystan ˛

ał, zobaczywszy, ˙ze Lea idzie za nimi.

Zacz ˛

ał nerwowo wymachiwa´c r˛ekoma.

157

background image

— Bez kobiet! Kobietom nie wolno. Tylko Ravn mo˙ze. ˙

Zadni Łowcy, ˙zadne wstr˛etne

kobiety!

— Ta kobieta pójdzie z nami tylko przez cz˛e´s´c drogi i poniesie dla nas po˙zywie-

nie. Nie pójdzie do Miejsca Bez Nazwy. Zostanie odesłana, zanim do niego dojdziemy.

A teraz prowad´z.

Oci ˛

agaj ˛

ac si˛e z wyra´zn ˛

a niech˛eci ˛

a, Ravn ruszył ponownie w dół wzgórza. Brion

i Lea szli tu˙z za nim ´scie˙zk ˛

a prowadz ˛

ac ˛

a mi˛edzy drzewami. Kiedy znale´zli si˛e na tyle

daleko od obozu, ˙ze nie było ich z niego wida´c, Brion wzi ˛

ał od Lei tobołek i zarzucił go

sobie na plecy. Lea rozmasowała bol ˛

ace mi˛e´snie, mówi ˛

ac:

— Tylko plugawe kobiety nosz ˛

a ci˛e˙zary. Czy wypada, aby wielki Łowca nosił ba-

ga˙z? To bardzo ´zle dla tabu.

— Chcesz go z powrotem?

— Przenigdy! Czy ten wstr˛etny, stary Ravn nie b˛edzie protestował i sprawiał kłopo-

tów?

— Nie mo˙ze mnie ju˙z bardziej nienawidzi´c. A poza tym potrafi˛e sobie radzi´c z ta-

kimi kłopotami, jakich on nie jest w stanie sobie nawet wyobrazi´c. Za ka˙zdym razem,

158

background image

ilekro´c zaczynam czu´c dla niego współczucie, odzywa si˛e mój kikut i od razu je trac˛e.

Powiedz jak si˛e zm˛eczysz, to zrobimy postój.

— Mog˛e i´s´c przez cały dzie´n, dopóki kto´s inny niesie ten tobołek.

Trasa prowadziła pocz ˛

atkowo na zachód skrajem równiny. Po południu podgórze

zacz˛eło skr˛eca´c na zachód, biegn ˛

ac wzdłu˙z brzegu Jeziora Centralnego i dalej w gł ˛

ab

lasu. O zmierzchu Brion zarz ˛

adził postój, zm˛eczony całodniowym marszem po bez-

sennej nocy. Tak samo jak poprzednim razem, przywi ˛

azał Ravna do wbitego w ziemi˛e

palika, ˙zeby nie odszedł, kiedy nie b˛ed ˛

a czuwa´c. Dobrze zabezpieczywszy si˛e przed

ucieczk ˛

a swojego wroga, Brion spał gł˛ebokim, spokojnym snem. Kiedy obudził si˛e ra-

no, był wypocz˛ety i gotów do dalszego marszu.

*

*

*

Szli tak skrajem lasu wzdłu˙z podgórza przez trzy dni. Dopiero po zmroku wycho-

dzili na otwart ˛

a przestrze´n, aby napełni´c manierki wod ˛

a, o ile nie mijali po drodze stru-

mieni. Ravn odezwał si˛e tylko raz, kiedy krzykn ˛

ał ostrzegawczo, usłyszawszy odległy

odgłos silników. Le˙zeli ukryci pod le´snym podszyciem, obserwuj ˛

ac białe smugi niewi-

159

background image

docznych samolotów ci ˛

agn ˛

ace si˛e nad nimi od horyzontu na północy. Je´sli to mogła by´c

wskazówka, to szli we wła´sciwym kierunku. Ravn był przera˙zony widokiem samolotów

i trz ˛

asł si˛e cały, le˙z ˛

ac na ziemi.

— Jeste´smy blisko. . . za blisko — nalegał. — Musimy wraca´c.

Brion musiał u˙zy´c siły, aby nakłoni´c go do dalszej drogi. Nie na długo to jednak

pomogło. Po niecałej godzinie stary zatrzymał si˛e i usiadł pod drzewem.

— No, co tym razem? — zapytał Brion.

— Musimy poczeka´c do zmierzchu i potem zej´s´c do jeziora, aby omin ˛

a´c to miej-

sce — powiedział Ravn wskazuj ˛

ac na ci ˛

agn ˛

ace si˛e przed nimi wzgórza.

— Nie b˛edziemy czeka´c — rozkazał Brion. — Jeszcze daleko do wieczora.

— Nie mo˙zemy. Przed nami jest ´Swi˛ete Miejsce. Nie mo˙zemy tam i´s´c. Musimy je

omin ˛

a´c. Tylko noc ˛

a mo˙zna i´s´c bezpiecznie wzdłu˙z jeziora.

— ´Swi˛ete Miejsce? Podoba mi si˛e ta nazwa. Musimy rzuci´c na nie okiem. . .

— Nie! To zakazane! Nie mo˙zesz!

Brion poczuł siln ˛

a fal˛e emocji, która ogarn˛eła Ravna strach, jakiego dotychczas nie

czuł, silniejszy nawet od strachu przed nim. Ravn zaskrzeczał i rzucił si˛e na Briona

160

background image

z no˙zem. Ten zablokował jego cios r˛ek ˛

a i złapał go za przegub dłoni. Drug ˛

a r˛ek ˛

a chwycił

go za szyj˛e i ´scisn ˛

ał j ˛

a mocno. Trzymał go w u´scisku tak długo, a˙z jego wij ˛

ace si˛e ciało

zwiotczało.

— B˛edzie nieprzytomny przez dłu˙zszy czas, ale dla spokoju przywi ˛

a˙z˛e go do palika.

Gdyby´smy si˛e nieco spó´znili, to nie zniknie jak sen złoty.

— Masz na my´sli nasz wypad do ´Swi˛etego Miejsca?

— Nie nasz, mój. Ty zostaniesz z nim. On boi si˛e naprawd˛e. Cokolwiek tam jest,

jest niebezpieczne.

Lea prychn˛eła z niezadowoleniem:

— A co nie jest niebezpieczne na tej planecie? Pójdziemy razem. Zgoda?

Brion otworzył usta, aby sprzeciwi´c si˛e, ale szybko je zamkn ˛

ał i z niech˛eci ˛

a przy-

takn ˛

ał.

— Trzymaj si˛e blisko mnie. Nie mamy poj˛ecia, co mo˙ze nas czeka´c po drugiej

stronie.

161

background image

Szli powoli w gór˛e mi˛edzy drzewami. Kiedy dotarli do trawiastego zbocza, przy-

stan˛eli. Biegło kilka metrów dalej a˙z do szczytu wzgórza. Brion nachylił si˛e nad ni ˛

a

i szepn ˛

ał:

— Zosta´n tutaj, a ja zobacz˛e, co jest po drugiej stronie. Obiecuj˛e, ˙ze dam ci zna´c,

aby´s doł ˛

aczyła do mnie, je´sli wszystko b˛edzie w porz ˛

adku, zgoda?

Skin˛eła głow ˛

a potakuj ˛

aco i usiadła pod du˙zym drzewem.

Brion przepełzł wolno ostatnie metry centymetr po centymetrze. Znalazłszy si˛e na

samym szczycie, zamarł w bezruchu i odczekawszy chwil˛e, ostro˙znie uniósł głow˛e.

Popatrzył dookoła, po czym uniósł głow˛e jeszcze wy˙zej, aby spojrze´c w dół na drug ˛

a

stron˛e. Potem podniósł si˛e i pomachał na Le˛e:

— Chod´z, wszystko w porz ˛

adku. Chod´z i zobacz, co odkryli´smy!

background image

Poznanie wroga

Lea wdrapała si˛e na szczyt wzgórza, płon ˛

ac z ciekawo´sci. Co to mo˙ze by´c? Ravn

bał si˛e tego ´smiertelnie, a Brion stoi tam sobie jak gdyby nigdy nic i woła j ˛

a. Podał jej

r˛ek˛e i pomógł wej´s´c na szczyt.

— Spójrz — powiedział.

Ruiny, staro˙zytne pozostało´sci budynków. Pokiwała głow ˛

a.

— To jest to ´Swi˛ete Miejsce? To˙z to rozpadaj ˛

ace si˛e ruiny. Przecie˙z tu nie ma nic,

czego mo˙zna by si˛e ba´c.

163

background image

— Dla ciebie. Dla tutejszych ludzi to miejsce jest z pewno´sci ˛

a czym´s wa˙znym.

Owszem, to ruiny, ale nie zapominaj, ˙ze to pierwsze stałe obiekty, jakie widzimy na

tej planecie. My´sl˛e, ˙ze jest tam dostatecznie bezpiecznie, ˙zeby si˛e mo˙zna było nieco

rozejrze´c.

Z pewno´sci ˛

a nie było w tych wal ˛

acych si˛e ruinach nic, co mogłoby stanowi´c jakie-

kolwiek zagro˙zenie. Te budynki musiały liczy´c setki lat. Niektóre z nich musiały by´c

ze stali. Teraz zostały po nich tylko czerwone ´slady w ziemi. Wi˛eksze budowle — dwie

prostok ˛

atne konstrukcje wykonane były z zag˛eszczonego gruntu pokrytego z zewn ˛

atrz

elementami ceramicznymi. Tam, gdzie ceramika była pop˛ekana, grunt był wypłukany,

lecz mimo to sporo było go jeszcze w ´srodku, dzi˛eki czemu w wielu miejscach zacho-

wały si˛e fragmenty konstrukcji. Brion wspi ˛

ał si˛e na gór˛e, aby przyjrze´c si˛e bli˙zej jednej

z ocalałych ´scian i rozejrze´c si˛e za czym´s, co mogłoby mu powiedzie´c o ich przezna-

czeniu. Kopn ˛

ał nog ˛

a skruszał ˛

a ziemi˛e i wskazał na ci ˛

ag dziur w zewn˛etrznej ´scianie.

— Czy nie uwa˙zasz, ˙ze nie b˛edzie przesad ˛

a, je´sli powiem, ˙ze te budowle mogły

zosta´c zniszczone równocze´snie w wyniku wybuchów? To mog ˛

a by´c pozostało´sci po

kraterach, a te wyrwy w ceramice po odłamkach.

164

background image

Lea skin˛eła głow ˛

a.

— To bardziej ni˙z prawdopodobne, je´sli we´zmie si˛e pod uwag˛e to, co dzieje si˛e na

tej planecie. Co tu mogło by´c? To miejsce jest za małe na miasto, a jednocze´snie te

budowle s ˛

a za du˙ze.

— Tutejsze urz ˛

adzenia rozsypały si˛e w proch dawno temu, mam jednak przeczucie,

˙ze to była jaka´s kopalnia. Tamte wzgórza s ˛

a zbyt regularne, aby były czym innym ni˙z

kopalnianymi hałdami. Te budowle mogły by´c obiektami naziemnymi i biurowcami,

a najwi˛eksze z nich magazynami. Wszystkie zostały zniszczone w wyniku bombardo-

wania. A ludzie zabici. . .

— Nie. Nie wszyscy. Nie wydaje ci si˛e, ˙ze istnieje du˙ze prawdopodobie´nstwo, ˙ze

nasi tubylcy mog ˛

a by´c ich potomkami? Tych nielicznych, którzy ocaleli. W przeciwnym

razie dlaczego mieliby nazywa´c zniszczon ˛

a kopalni˛e ´Swi˛etym Miejscem?

— Bardzo mo˙zliwe, ale na razie nie mo˙zemy tego stwierdza´c. Mogli odkry´c te ruiny,

nic o nich nie wiedz ˛

ac i czci´c je ze wzgl˛edu na ich ogrom. My´sl˛e, ˙ze Ravn nam to

wyja´sni.

— W ˛

atpi˛e. Ale uwa˙zam, ˙ze ju˙z pora wraca´c i zobaczy´c, czy ju˙z doszedł do siebie.

165

background image

— Tak, zobaczyli´smy ju˙z, co mieli´smy zobaczy´c. Je´sli jest w dalszym ci ˛

agu nie-

przytomny, to nie widz˛e potrzeby, aby mu mówi´c, ˙ze tu byli´smy. Nadal potrzebujemy

jego pomocy.

Ravn był przytomny i w´sciekły. Odmówił ruszenia w dalsz ˛

a drog˛e przed zmierz-

chem. Wiedział, gdzie byli. Wskazywała na to emanuj ˛

aca od niego nienawi´s´c, nie był

jednak w stanie nic na to poradzi´c. Siedział bez ruchu do zmierzchu, potem wstał bez

słowa i ruszył w dół wzgórza, ku równinie. Pozostało im jedynie i´s´c za nim. Min˛eło pół

nocy, zanim obeszli ´Swi˛ete Miejsce i weszli z powrotem mi˛edzy drzewa. Reszt˛e nocy

po´swi˛ecili na sen i spali a˙z do ´switu. Rano ruszyli w dalsz ˛

a drog˛e.

*

*

*

Po jakim´s czasie zatrzymali si˛e nad jednym z potoków, które spływały do jeziora,

aby napełni´c manierki wod ˛

a. Brion zamarł nagle w bezruchu z naczyniem wypełnionym

do połowy i uniósł wzrok. Lea dostrzegła to. Chciała co´s powiedzie´c, ale on dał jej

gestem r˛eki do zrozumienia, ˙zeby milczała.

166

background image

— Chwileczk˛e. Nie ogl ˛

adaj si˛e i staraj si˛e nie zwróci´c na siebie uwagi. Nie jeste-

´smy ju˙z sami. Przed nami s ˛

a jacy´s ludzie. Za tamtymi drzewami, tu˙z nad trawiastym

zboczem.

— S ˛

a przyjacielscy?

— Na tej planecie? Nie s ˛

adz˛e. Tylko jedno wyja´snienie przychodzi mi na my´sl,

dlaczego ukrywaj ˛

a si˛e na naszej trasie. Urz ˛

adzili zasadzk˛e i czekaj ˛

a na nas.

— Co zrobimy?

— Nic. Po prostu poczekamy, a˙z si˛e sami poka˙z ˛

a i zdradz ˛

a swoje plany. Je´sli maj ˛

a

złe zamiary, b˛edzie nam znacznie łatwiej broni´c si˛e tutaj, na otwartej przestrzeni.

Odepchn ˛

ał nagle Le˛e na bok, kiedy co´s ciemnego wyleciało spomi˛edzy drzew i zato-

czyło w powietrzu łuk. Była to długa dzida, która spadła na ziemi˛e z głuchym odgłosem

tu˙z przy nogach Ravna, który zaskrzeczał ze strachu.

— No, to wiele mówi o ich zamiarach — powiedziała Lea, pokazuj ˛

ac na ludzi wy-

biegaj ˛

acych spomi˛edzy drzew. — Wygl ˛

adaj ˛

a dokładnie tak samo jak współplemie´ncy

Ravna i wiemy ju˙z, do czego s ˛

a zdolni. Wiem, ˙ze nie powinnam ci radzi´c, ale czy nie

wydaje ci si˛e, ˙ze powiniene´s zrobi´c co´s odstraszaj ˛

acego, zanim podejd ˛

a zbyt blisko?

167

background image

Próbowała mówi´c spokojnie, ale nie udało si˛e jej opanowa´c dr˙zenia głosu. Widok

zbli˙zaj ˛

acych si˛e m˛e˙zczyzn uzbrojonych w dzidy przeraził j ˛

a. Od momentu wyl ˛

adowania

na tej planecie cały czas towarzyszy im przemoc.

— Schowaj si˛e za to drzewo, tam ci˛e nie dosi˛egn ˛

a zawołał do niej Brion, schylaj ˛

ac

si˛e, aby wyj ˛

a´c z tobołka pojemnik z granatami ogłuszaj ˛

acymi.

Napastnicy zbli˙zali si˛e coraz bardziej, byli ju˙z na szczycie zbocza. Wymachiwali

dzidami i wykrzykiwali obelgi. Brion uzbroił granat i czekał, a˙z podejd ˛

a bli˙zej. Nastała

pełna napi˛ecia chwila wyczekiwania, któr ˛

a przerwał Ravn krzycz ˛

ac na cały głos:

— Jestem Ravn! Przychodz˛e wam pomóc!

Skoczył do przodu, do płytkiego potoku, i krzycz ˛

ac nieprzerwanie szedł w kierun-

ku drugiego brzegu, chlapi ˛

ac wod ˛

a na wszystkie strony. Brion ruszył za nim, szybko

si˛e jednak wycofał. Było ju˙z za pó´zno, aby go zatrzyma´c. Ravn wchodził na zbocze,

wymachuj ˛

ac r˛ekoma i wołaj ˛

ac:

— Jest ich dwoje w ukryciu, zabijcie ich, ja wam pomog˛e. Dotykali metalu, maj ˛

a

maszyny! Widziałem je. Musz ˛

a zosta´c zniszczeni!

168

background image

Jego słowa sprawiły, ˙ze włócznicy podeszli bli˙zej, mówi ˛

ac co´s podniesionymi gło-

sami, które zlewały si˛e z jego wołaniem. Widzieli jego naszyjnik i bransolet˛e. Wiedzieli,

˙ze jest Ravnem, ˙ze powinni go usłucha´c.

Nagle na wzgórzu wybuchł pocisk, rozrzucaj ˛

ac metalowe odłamki mi˛edzy drzewa.

Ravn został uniesiony do góry i ci´sni˛ety na bok. Kiedy odgłos eksplozji ucichł, nasta-

ła cisza, któr ˛

a rozdarły j˛eki cofaj ˛

acych si˛e w popłochu pokaleczonych Łowców. Brion

odruchowo padł na ziemi˛e poci ˛

agaj ˛

ac za sob ˛

a Le˛e i w tej samej chwili nast ˛

apił drugi

wybuch, który wyrzucił w gór˛e połamane gał˛ezie i odłamki pni. Tym razem Brion usły-

szał wyra´znie echo wystrzału dobiegaj ˛

ace od strony znajduj ˛

acej si˛e za nimi równiny.

Odwrócił si˛e i zobaczył sun ˛

acy w kierunku strumienia czołg. Długa lufa wycelowana

w ich kierunku, znikn˛eła nagłe w obłoku dymu i ognia. Trzeci pocisk spadł jeszcze dalej

mi˛edzy drzewami — w miejscu, gdzie znikn˛eli Łowcy.

Ostrzał ustał równie nagle jak si˛e zacz ˛

ał. Poryte zbocze było puste, z wyj ˛

atkiem

ciała Ravna. Łowcy zdołali uciec. Jeszcze przez chwil˛e pojazd wodził luf ˛

a tam i z po-

wrotem, w ko´ncu obrócił wie˙zyczk˛e i wycofał si˛e. Kł˛eby pyłu wzbiły si˛e w powietrze

spod g ˛

asienic, znacz ˛

ac jego drog˛e.

169

background image

— Nie ruszaj si˛e, dopóki nie zniknie z pola widzenia — powiedział Brion. — Nie

wiemy, jakie posiada czujniki. Nie wiemy, kto nim kieruje, ale ktokolwiek to jest, z cał ˛

a

pewno´sci ˛

a nie lubi tubylców.

— Czy to mog ˛

a by´c ci sami ludzie, to znaczy potomkowie tych, którzy zniszczyli

tamt ˛

a kopalni˛e?

— Wszystko mo˙zliwe. . . Zaczekaj, spójrz!

Wysoko nad nimi błysn˛eło sło´nce, odbite od srebrzystych skrzydeł nurkuj ˛

acych ma-

szyn. Widoczne pocz ˛

atkowo jako drobne punkciki, dwa samoloty błyskawicznie uro-

sły przybieraj ˛

ac kształt ostrza, które mkn˛eło w dół z pr˛edko´sci ˛

a wi˛eksz ˛

a od pr˛edko´sci

d´zwi˛eku. Leciały jeden za drugim, prosto na samotny czołg. Kierowca czołgu musiał je

równie˙z zauwa˙zy´c. Pojazd obrócił si˛e, ale było ju˙z za pó´zno. Czarne kropki oddzieliły

si˛e od samolotów, które skr˛eciły w gór˛e ostrym łukiem. Wybuchy przesłoniły czołg,

kiedy ryk silników odrzutowych wdzierał si˛e do uszu. Było ju˙z cicho, kiedy opadaj ˛

acy

dym i pył odsłonił dymi ˛

ace szcz ˛

atki czołgu.

Brion obj ˛

ał ramieniem Le˛e i pomógł jej wsta´c, czuj ˛

ac dr˙zenie jej ciała.

— Wszystko w porz ˛

adku, ju˙z po wszystkim. Nic si˛e nam nie stało.

170

background image

— To niemo˙zliwe. Mam ju˙z dosy´c tego miejsca! Nic tylko przemoc, ´smier´c i zabi-

janie. . . — jej głos załamał si˛e.

Brion nadal j ˛

a obejmował.

— Wiedzieli´smy, ˙ze tak b˛edzie, zanim tu przybyli´smy — powiedział łagodnie. —

Sami podj˛eli´smy t˛e decyzj˛e. Jedyne, co teraz mo˙zemy zrobi´c, to doko´nczy´c t˛e robot˛e.

Zróbmy to, co musi by´c zrobione.

Odepchn˛eła jego rami˛e.

— Ty obłudniku! Nieczuły i oboj˛etny. . . Masz tyle ludzkich uczu´c, co kawałek

drewna. Nie dotykaj mnie!

Usłuchał jej, wiedz ˛

ac, ˙ze nic wi˛ecej nie mógł w tej chwili zrobi´c. Sam umiał radzi´c

sobie ze stresem. Jego planeta była nieprzyjazna i brutalna, w odró˙znieniu od jej —

przeludnionej i przecywilizowanej. Lea została przy tym zmuszona do zbyt długiego

i szybkiego marszu. Teraz potrzebowała troch˛e czasu, ˙zeby doj´s´c do siebie. Byli bez-

pieczni pod osłon ˛

a drzew i najlepsz ˛

a rzecz ˛

a, jak ˛

a mogli zrobi´c w tej chwili, było pozo-

stanie w ukryciu, do czasu a˙z upewni ˛

a si˛e całkowicie, ˙ze to nieoczekiwane ´smiertelne

starcie ostatecznie si˛e zako´nczyło. Rozwi ˛

azał tobołek i odszukał butelk˛e wódki. Na-

171

background image

lał alkohol do kubka i podał Lei. Wzi˛eła go bez słowa, blada na twarzy, i wypiła par˛e

łyków. Brion podszedł do skraju lasu i spojrzał na równin˛e. Była pusta i cicha, z wyj ˛

at-

kiem dymi ˛

acych szcz ˛

atków czołgu.

— Co zrobimy teraz? — zapytała zbli˙zywszy si˛e do niego.

— Sprowadz˛e l ˛

adownik i wsadz˛e ci˛e bezpiecznie na jego pokład.

— Czy to m ˛

adre ´sci ˛

aga´c go tutaj?

— Nie. Ale nie mamy wielkiego wyboru. Nie mog˛e ci˛e dłu˙zej nara˙za´c na niebez-

piecze´nstwo.

Lea wygrzebała niewielki, plastykowy grzebie´n z kieszeni i rozczesała spl ˛

atane wło-

sy.

— Troch˛e za pó´zno, aby si˛e wycofa´c. Nie podoba mi si˛e tu, ale o ile sobie przypo-

minam, sama si˛e na to zgodziłam. Mimo twojego sprzeciwu. Sama nawarzyłam sobie

tego piwa, wi˛ec musz˛e je teraz wypi´c.

— Wcale nie musisz.

— Ale˙z tak Wprawdzie z samczego punktu widzenia rosłych, silnych m˛e˙zczyzn je-

stem gorsz ˛

a płci ˛

a, niemniej nadal mam swoj ˛

a dum˛e. Je´sli si˛e we´zmie pod uwag˛e ostat-

172

background image

ni ˛

a planet˛e, na której byli´smy, ta wygl ˛

ada jak miejsce na piknik. Czy nie czas rusza´c

w drog˛e?

Brion stwierdził, ˙ze jedyn ˛

a rozs ˛

adn ˛

a odpowiedzi ˛

a b˛edzie cisza. Wiedziała, co robi,

co czuje i jakie jest ryzyko. Nagle uzmysłowił sobie, ˙ze jej zdecydowanie było takie

samo jak jego. Albo nawet silniejsze.

— Chc˛e przyjrze´c si˛e z bliska temu czołgowi — powiedział po jakim´s czasie, kiedy

opadł pył i przygasały płomienie.

Skin˛eła głow ˛

a.

— Oczywi´scie. Mog ˛

a tam by´c jakie´s zapisy, strz˛epy ubra´n, znaki czy dokumenty

identyfikacyjne lub inne rzeczy. Najwy˙zsza pora, aby´smy zrobili co´s konkretnego, a nie

zajmowali si˛e tylko tubylcami. Kiedy ruszamy?

Zaprzeczył ruchem głowy.

— Tym razem nie my. Jedno z nas pójdzie tam, a drugie zostanie tu i przeka˙ze na

statek raport. My´sl˛e, ˙ze najlepiej b˛edzie, je´sli ty zostaniesz tutaj. Wezm˛e holokamer˛e

i postaram si˛e szybko uwin ˛

a´c. Ustawi˛e j ˛

a na automatyczn ˛

a rejestracj˛e, dzi˛eki czemu

b˛ed˛e mógł wykona´c ze sto klatek w niecałe pi˛etna´scie sekund.

173

background image

— Nie b˛ed˛e si˛e spierała z tob ˛

a. Wiem, ˙ze potrafisz zrobi´c rekonesans szybciej i lepiej

ode mnie. Zaczekasz czy pójdziesz od razu?

Brion spojrzał na niebo i skin ˛

ał głow ˛

a.

— My´sl˛e, ˙ze teraz. Miejscowe plemi˛e zostało dostatecznie przestraszone, aby´smy

nie musieli obawia´c si˛e na razie ˙zadnych działa´n z ich strony. B˛ed˛e potrzebował troch˛e

´swiatła, dlatego nie mog˛e czeka´c do zmroku. Jak na razie nie wida´c ˙zadnych innych

czołgów. Niewiadom ˛

a s ˛

a jednak samoloty. Chc˛e i´s´c tam nie zwlekaj ˛

ac i jak najszybciej

wróci´c. To nie powinno zaj ˛

a´c mi wiele czasu.

W chwil˛e potem ju˙z go nie było. Biegi ile sił w nogach w kierunku wraku. Była

najwy˙zsza pora, aby przekaza´c wst˛epny raport. Lea wzi˛eła nadajnik i opisała prze˙zycia

całego dnia najdokładniej jak umiała, po czym wył ˛

aczyła go. Widziała, jak Brion upadł

na ziemi˛e obok czołgu i zamarł w bezruchu. Po chwili wstał i przeszedł na drug ˛

a stron˛e

czołgu, nikn ˛

ac jej z oczu.

Czekanie stawało si˛e niezno´sne. Mimo i˙z wiedziała, ˙ze miejscowe plemi˛e dawno

uciekło, wsłuchiwała si˛e w ka˙zdy szelest i trzask dochodz ˛

acy z gł˛ebi lasu, spodziewaj ˛

ac

si˛e usłysze´c odgłos kroków. Sekundy mijały powoli.

174

background image

I nagle pojawił si˛e. . . biegł z powrotem! Nigdy w swoim ˙zyciu nie widziała pi˛ekniej-

szego widoku od tej biegn ˛

acej chy˙zo masywnej postaci. Słycha´c było ciche dudnienie

jego kroków, kiedy przedzierał si˛e przez g˛est ˛

a traw˛e. Wbiegł mi˛edzy drzewa i podbiegł

do niej. Ci˛e˙zko oddychał i ociekał potem.

— Nie podejrzewałem tego. . . — sapn ˛

ał opieraj ˛

ac si˛e o s ˛

asiednie drzewo.

— Czego nie podejrzewałe´s? Kto kierował tym czołgiem?

— Nikt. To najgorsze ze wszystkiego. Jest pusty. . . to znaczy nie ma w nim i nie

było ludzkich istot! Ten czołg jest całkowicie zautomatyzowany. Był kierowany przez

roboty, zaprogramowane na tropienie i zabijanie ludzi. Oto, kto prowadzi t˛e wojn˛e, przy-

najmniej po jednej stronie: zmechanizowana armia automatycznych morderców. . .

background image

Maszyny, które morduj ˛

a

Male´nkie, czerwone ´swiatełko, które migotało z tyłu aparatu, zmieniło kolor na zie-

lony, wskazuj ˛

ac, ˙ze proces wywoływania dobiegł ko´nca. Brion wyj ˛

ał rolk˛e z filmem

i wsun ˛

ał j ˛

a do projektora. Kiedy go wł ˛

aczył, mi˛edzy drzewami ukazała si˛e stalowa bur-

ta czołgu. Unosiła si˛e swobodnie w powietrzu, wprawiaj ˛

ac w zakłopotanie zmysły, gdy˙z

wygl ˛

adała jak prawdziwa.

— To widok z zewn ˛

atrz — obja´snił Brion naciskaj ˛

ac przycisk przesuwu klatki. Na

ekranie pojawił si˛e obraz zniszczonego pojazdu. — A tu jest to, co zobaczyłem, kiedy

zajrzałem po raz pierwszy do ´srodka.

176

background image

Poprzedni obraz znikn ˛

ał i jego miejsce zaj ˛

ał nast˛epny. Przedstawiał wn˛etrze czoł-

gu. Bomba oderwała cz˛e´s´c urz ˛

adze´n, ale niektóre podzespoły były nadal całe. Brion

wskazał na pl ˛

atanin˛e przewodów i ł ˛

acz ˛

ace si˛e z nimi puszki.

— To jest widok przodu. Zauwa˙z, ˙ze nie ma tu siedze´n ani urz ˛

adze´n steruj ˛

acych,

przeznaczonych dla ludzi. Jedynie te urz ˛

adzenia wej´sciowe i mikroprocesory. Pozwala

to przypuszcza´c, i˙z wn˛etrze zostało specjalnie zaprojektowane do automatycznego ste-

rowania. Widzisz t˛e metalow ˛

a rur˛e? To jest podajnik amunicji bezodrzutowego działa.

Biegnie przez całe wn˛etrze, przechodz ˛

ac przez miejsce, w którym normalnie siedziałby

ładowniczy lub kierowca. Mimo to jest tam jeszcze du˙zo miejsca, wi˛ecej ni˙z potrzeba

na urz ˛

adzenia do automatycznego sterowania.

— Nie rozumiem. Jak to mo˙zliwe? — zapytała Lea. — Zawsze my´slałam, ˙ze roboty

s ˛

a niezdolne do szkodzenia ludziom. Istniej ˛

a przecie˙z prawa robotyki.

— By´c mo˙ze na Ziemi, ale obawiam si˛e, ˙ze chyba nigdzie poza granicami daw-

nego Imperium Ziemskiego nie były stosowane. Zapominasz, ˙ze roboty s ˛

a maszynami

i niczym wi˛ecej. Nie s ˛

a ludzkimi istotami i dlatego nie nale˙zy ich antropomorfizowa´c.

Robi ˛

a to, co nakazuje im program. . . bez ˙zadnych emocji. Zostały wprowadzone do

177

background image

walki od pierwszej chwili, kiedy stało si˛e to mo˙zliwe. Słu˙zyły do nakierowywania

bomb, ostrzegania przed zbli˙zaj ˛

acymi si˛e samolotami, naprowadzania rakiet, kierowa-

nia ogniem dział i do stu innych celów. Cokolwiek robi ˛

a, robi ˛

a to szybciej i dokładniej

ni˙z ludzie. Dodaj jeszcze do tego, ˙ze s ˛

a od nich o wiele bardziej bezwzgl˛edne, a zrozu-

miesz, dlaczego wojskowi bardzo je lubi ˛

a. Zwró´c uwag˛e, ˙ze historia wojen toczonych

podczas Upadku pełna jest wzmianek o bitwach, które były prawie całkowicie zauto-

matyzowane. Były one niezwykle marnotrawne, ale przynajmniej nie były ´smiertelne

dla ludzi. Ludzie cierpieli jedynie wtedy, gdy jedna strona ponosiła kl˛esk˛e lub brako-

wało jej surowców. Z reguły jednak, kiedy zmechanizowany system obrony zostawał

przełamany, broni ˛

aca si˛e strona szybko si˛e poddawała.

— Zatem roboty wojenne nie miały na my´sli zabijania ludzi. . .

— Nie mogły mie´c na my´sli, poniewa˙z s ˛

a niezdolne do my´slenia. Ten automatycz-

ny czołg był zaprogramowany na tropienie ludzi i zabijanie ich. Mogli´smy si˛e sami

przekona´c, jak sprawnie wykonywał to zadanie.

— Ale zaprogramowa´c musieli go ludzie. S ˛

a wi˛ec normalnie odpowiedzialni za

zabijanie, nieprawda˙z?

178

background image

— Zgadzam si˛e z tob ˛

a całkowicie. S ˛

a najzwyklejszymi kryminalistami, którzy po-

winni stan ˛

a´c przed s ˛

adem.

Lea z rosn ˛

ac ˛

a niech˛eci ˛

a patrzyła na zmieniaj ˛

ace si˛e obrazy, przedstawiaj ˛

ace znisz-

czon ˛

a maszyn˛e.

— Przynajmniej ten jeden robot-zabójca został zniszczony. Pewnie o to toczy si˛e tu

ta wojna. Piloci tych samolotów starali si˛e powstrzyma´c te roboty.

— Starali si˛e. Sk ˛

ad wiesz, ˙ze w tych samolotach byli piloci? One tak˙ze mogły by´c

zrobotyzowane.

— Czyste wariactwo. Wojna na prawie nie zamieszkanej planecie, toczona przez

roboty przeciwko robotom, które od czasu do czasu strzelaj ˛

a tak˙ze do ocalałych ludzi.

To nie trzyma si˛e kupy!

— By´c mo˙ze dla nas nie ma to sensu. . . Cokolwiek by´smy jednak o tym s ˛

adzili,

ta wojna toczy si˛e nadal i nie da si˛e temu zaprzeczy´c. Te maszyny wojenne musz ˛

a

pochodzi´c z jakiego´s miejsca na tej planecie.

— Z podziemnych fabryk?

179

background image

— By´c mo˙ze. Zastanawiali´smy si˛e ju˙z przecie˙z nad tym. Musimy poszpera´c jeszcze

troch˛e w Miejscu Bez Nazwy.

— Nie chc˛e powiedzie´c, ˙ze mi brak Ravna, ale czy uda nam si˛e tam dotrze´c bez

niego?

— To b˛edzie trudne, ale nie niemo˙zliwe. B˛edziemy szli cały czas na północ, pod

osłon ˛

a lasu. Mieli´smy okazj˛e zobaczy´c, co mo˙ze si˛e z nami sta´c, je´sli zostaniemy do-

strze˙zeni.

— To mo˙ze lepiej, ˙zeby´smy szli noc ˛

a?

— Nie. Bezpieczniej jest za dnia. Bez wzgl˛edu na rodzaj u˙zywanych w tych maszy-

nach detektorów wykorzystuj ˛

acych fale radiowe, promieniowanie podczerwone, cieplne

czy inne, mog ˛

a one skutecznie działa´c równie˙z w nocy, podczas gdy my jeste´smy za-

le˙zni prawie całkowicie od zmysłu wzroku. Moje zdolno´sci empatyczne s ˛

a dobre do

unikania tubylców, ale s ˛

a całkowicie nieprzydatne do wyczuwania obecno´sci maszyn.

Dlatego musimy i´s´c w dzie´n i bacznie si˛e rozgl ˛

ada´c, wypatruj ˛

ac maszyn wojennych,

aby si˛e przed nimi ustrzec.

180

background image

*

*

*

Mimo i˙z niebezpiecze´nstwo nie min˛eło i nie opuszczało ich ani na chwil˛e, ich marsz

okazał si˛e łatwiejszy bez kłopotliwej obecno´sci Ravna. Zgin ˛

ał, kiedy próbował ich zdra-

dzi´c. . . i nie ˙załowali go. Ich trasa prowadziła teraz prawie dokładnie na północ. Przez

cały czas mieli po prawej stronie wielkie Jezioro Centralne. Pozostaj ˛

ac mi˛edzy drze-

wami, szli równoległe do równiny. Z upływem dni spotykali coraz mniej pas ˛

acych si˛e

zwierz ˛

at — przypuszczalnie ze wzgl˛edu na coraz bli˙zsz ˛

a obecno´s´c sprz˛etu wojennego.

Przynajmniej raz na dzie´n przelatywały w powietrzu samoloty, zataczaj ˛

ac szerokie łuki,

jak gdyby czego´s szukały. Której´s nocy na horyzoncie toczyła si˛e jaka´s bitwa. Odległe

eksplozje wstrz ˛

asały ziemi ˛

a i co chwil˛e wida´c było błyski wybuchów spoza obłoków

dymu.

Nast˛epnego dnia przejechała w pobli˙zu cała kolumna sprz˛etu wojennego. Widzieli

jak rozsnuwaj ˛

acy si˛e coraz wy˙zej obłok pyłu przepływa z północy. Z pocz ˛

atku przy-

pominało to burz˛e piaskow ˛

a, ale była to przecie˙z trawiasta równina, a nie pustynia i ta

wła´snie nienaturalno´s´c zjawiska zwróciła ich uwag˛e.

181

background image

— Mi˛edzy drzewa, szybko! — rzucił nagle Brion i ruszył do przodu du˙zymi susa-

mi. — Tam jest grzbiet wzgórza. Musimy si˛e tam ukry´c. . . wykorzysta´c skał˛e do osłony

przed czujnikami, je´sli to jest to, co podejrzewam.

Rzucił tobołek w dół mi˛edzy skały, a potem pomógł Lei wdrapa´c si˛e do góry. Po dru-

giej stronie znajdowało si˛e du˙zo otoczaków. W´slizgn˛eli si˛e pod jeden z najwi˛ekszych,

chowaj ˛

ac si˛e za nim całkowicie. Brion przesun ˛

ał tobołek z metalowym urz ˛

adzeniem

jeszcze ni˙zej, aby ograniczy´c do minimum mo˙zliwo´s´c jego wykrycia. Potem z płaskich

odłamków skalnych uło˙zył murek, zostawiaj ˛

ac w nim szczeliny, przez które mógłby

wygl ˛

ada´c na zewn ˛

atrz.

— Słysz˛e je — powiedziała Lea. — Szcz˛ekaj ˛

a i skrzypi ˛

a. Zbli˙zaj ˛

a si˛e.

Sun ˛

ace przed kł˛ebami pyłu ciemne sylwetki pojazdów ukazały si˛e ich oczom. Ro-

sły z ka˙zd ˛

a chwil ˛

a. Był to masywny, pot˛e˙znie opancerzony i uzbrojony sprz˛et bojowy.

Wkrótce ukazały si˛e tak˙ze mniejsze i bardziej ruchliwe pojazdy, które otaczały wi˛ek-

sze ze wszystkich stron. Te siły osłonowe były wsz˛edzie, jedne torowały drog˛e wzdłu˙z

brzegu jeziora, a inne w gór˛e wzgórza. Lea skuliła si˛e w swojej kryjówce, kiedy eska-

dra nadd´zwi˛ekowych odrzutowców przeleciała z hukiem nad ich głowami. Pod ˛

a˙zaj ˛

a-

182

background image

ca za nimi fala d´zwi˛ekowa uderzyła w ich kamienny murek i rozwaliła go. Armada

przesuwała si˛e dalej i wkrótce cała równina, jak okiem si˛egn ˛

a´c, pokryta była sprz˛etem

wojskowym. Zgrzyt metalu był tak gło´sny i przenikliwy, ˙ze a˙z uszy bolały.

Było pó´zne popołudnie, kiedy przejechała główna cz˛e´s´c kolumny. Mniejsze i szyb-

sze czołgi nadal jednak w˛eszyły wokoło.

— Niezłe widowisko — powiedziała Lea.

— Nieludzkie. Same maszyny. Zaprogramowane maszyny! Gdyby kierowali nimi

ludzie, czułbym ich zmasowane emocje, nawet z tej odległo´sci. Ale niestety nic nie

czułem.

— A mo˙ze gdzie´s mi˛edzy tymi maszynami było paru ludzi kieruj ˛

acych nimi?

— Mało prawdopodobne, nie wyczułem ich obecno´sci. Ale nawet je´sli była tam

jaka´s grupka ludzi kieruj ˛

aca t ˛

a kolumn ˛

a, jestem pewien, ˙ze co najmniej dziewi˛e´cdziesi ˛

at

pi˛e´c, dziewi˛e´cdziesi ˛

at osiem procent obsługiwały automaty.

— To przera˙zaj ˛

ace. . .

— Wszystko w tej operacji jest przera˙zaj ˛

ace. I ´smiertelne — powiedział Brion. —

Pozostaniemy tu do rana. Poczekamy a˙z te maszyny odjad ˛

a jak najdalej, zanim ruszymy

183

background image

w dalsz ˛

a drog˛e. Jedyny nasz zysk polega na tym, ˙ze wiemy w ko´ncu, w którym kierunku

musimy teraz i´s´c.

— Co masz na my´sli?

Brion wskazał na szerokie bruzdy wyorane w równinie przez zmechanizowan ˛

a ar-

mi˛e.

— Zostawiły ´slady, po których mo˙zna i´s´c z zamkni˛etymi oczyma. Pójdziemy po

tych ´sladach. . . i poszukamy miejsca, z którego pochodz ˛

a.

— Nie mo˙zemy! Stamt ˛

ad mog ˛

a nadjecha´c nast˛epne maszyny.

— B˛edziemy si˛e trzymali od nich z dala. Te ´slady wida´c z odległo´sci kilku kilo-

metrów. Nadal b˛edziemy zachowywali ostro˙zno´s´c, tak jak przedtem. Pójdziemy wzdłu˙z

´sladów tak długo, a˙z znajdziemy to miejsce, z którego pochodz ˛

a maszyny.

*

*

*

Przez kilka pierwszych dni nie mieli kłopotów. Pó´zniej jednak droga stawała si˛e

coraz trudniejsza. Kiedy Jezioro Centralne zostało za nimi, ukształtowanie terenu za-

cz˛eło si˛e stopniowo zmienia´c. Znikn ˛

ał jednolity ci ˛

ag gór, le´snych wzgórz i trawiastej

184

background image

równiny. Teren stawał si˛e coraz bardziej niejednorodny i górzysty, z du˙z ˛

a ilo´sci ˛

a dolin

i w ˛

awozów. Brion zatrzymał si˛e na stromym zboczu, spogl ˛

adaj ˛

ac na wyorane na po-

wierzchni równiny ´slady. Były nadal bardzo wyra´zne, ale nikn˛eły nagle z pola widzenia

w miejscu, w którym wchodziły do otoczonego stromymi ´scianami w ˛

awozu.

— Co teraz zrobimy? — zapytała Lea.

— Zjedzmy co´s najpierw, zanim to rozwa˙zymy. Przypuszczam, ˙ze mo˙zna b˛edzie i´s´c

wzgórzami nad tym ´sladem.

Lea spojrzała na wysokie, strome zbocze.

— Łatwiej to powiedzie´c, ni˙z zrobi´c. — Rozerwała opakowanie z racjami ˙zywno-

´sciowymi i wyj˛eła prawie pusty pojemnik. — I, jak widzisz, ko´nczy si˛e nam jedzenie.

Cokolwiek si˛e stanie, b˛edziemy musieli niedługo wraca´c albo ´sci ˛

agn ˛

a´c l ˛

adownik, ˙zeby

uzupełni´c zapasy.

— ˙

Zadna z tych mo˙zliwo´sci mi si˛e nie podoba. Zaszli´smy ju˙z bardzo daleko i ci ˛

agle

jeste´smy na tropie. Musimy i´s´c dalej. Nie mo˙zemy uzupełni´c zapasów, poniewa˙z nie

wolno nam ryzykowa´c l ˛

adowania statku w miejscu, w pobli˙zu którego znajduje si˛e tak

wiele broni. Pozostaje wi˛ec tylko jedno wyj´scie. . .

185

background image

— Nie gadaj tyle. Otwórz dziob i włó˙z do niego ˙zarcie. A potem post ˛

apimy zgodnie

z moim planem. Wrócimy na równin˛e, ´sci ˛

agniemy l ˛

adownik i wrócimy na orbit˛e, gdzie

b˛edziemy bezpieczni. Mamy sporo informacji do przekazania. Potem si ˛

adziemy sobie

spokojnie i zaczekamy, a˙z przy´sl ˛

a wojsko. . .

Brion sprzeciwił si˛e ruchem głowy.

— My jeste´smy tym wojskiem! Nie odlecimy st ˛

ad, dopóki nie dowiemy si˛e, co si˛e

tu dzieje. W tej sytuacji jest tylko jedna droga przed nami. Do kanionu. . .

— Chyba straciłe´s rozum. To pewne samobójstwo!

— Nie s ˛

adz˛e. Uwa˙zam, ˙ze szanse s ˛

a pół na pół. Trzeba tylko szybko do niego wej´s´c

i wyj´s´c, zanim nadjedzie kolejna kolumna maszyn.

— Ju˙z wiem, co b˛edzie dalej. Ma to by´c jednoosobowa druzgoc ˛

aca akcja, prawda?

Z tob ˛

a w tenisówkach i z du˙zym, przezroczystym no˙zem w r˛eku. I ze mn ˛

a, siedz ˛

ac ˛

a

tutaj z całym tym metalowym majdanem i czekaj ˛

ac ˛

a cierpliwie na twój powrót?

— Wła´snie to mniej wi˛ecej miałem na my´sli. Czy co´s ci si˛e w tym nie podoba?

— Tylko jedno. Zastanawiam si˛e, czy nie byłoby pro´sciej, ˙zeby´s po prostu waln ˛

sobie w łeb i oszcz˛edził sobie tego całego kłopotu.

186

background image

Wzi ˛

ał jej drobn ˛

a r˛ek˛e w swoje łapsko. Czuł wyra´znie strach i niepokój kryj ˛

ace si˛e

za jej gorzkimi słowami.

— Wiem, co my´slisz i czujesz i nie mam do ciebie o to ˙zalu. Ale w obecnej sytuacji

nie mamy wyboru. Mo˙zemy wróci´c i zacz ˛

a´c cał ˛

a t˛e akcj˛e od pocz ˛

atku albo po prostu

zako´nczy´c j ˛

a. My´sl˛e jednak, ˙ze zaszli´smy ju˙z za daleko, prze˙zyli´smy zbyt wiele prze-

mocy i przelało si˛e ju˙z za du˙zo krwi, aby si˛e wycofa´c. Jestem w stanie poradzi´c sobie.

I musz˛e t˛e spraw˛e doprowadzi´c do ko´nca!

Lea zrozumiała to i nie była w stanie polemizowa´c z nim. Poczuła, jak ogarnia j ˛

a

rezygnacja. W milczeniu zapakowali tobołek i udali si˛e na wzgórza z dala od kanionu.

Szli, a˙z znale´zli odpowiednie miejsce na urz ˛

adzenie obozu. Był tam osłoni˛ety nawis

skalny i nieco poni˙zej potok górski.

— B˛edziesz tu bezpieczna — powiedział Brion, wr˛eczaj ˛

ac jej szybkostrzelny pi-

stolet — Trzymaj go cały czas przy sobie. Je´sli zobaczysz co´s podejrzanego, najpierw

strzelaj, a potem sprawdzaj. Tu nie ma ˙zadnych przyjaznych zwierz ˛

at, maszyn ani lu-

dzi. . . nic. Jak b˛ed˛e wracał, dam ci zna´c, ˙zeby´s przypadkiem mnie nie zastrzeliła.

187

background image

Po raz pierwszy na tych wzgórzach noc była chłodna. Spali w jednym ´spiworze,

˙zeby nie zmarzn ˛

a´c. Brion zasn ˛

ał od razu. Pomogły mu lata treningu. Lea natomiast, nie

mog ˛

ac przed dłu˙zszy czas zasn ˛

a´c, obserwowała przez konary drzew usiane gwiazdami

obce niebo, tak bardzo ró˙zne od ziemskiego. Była tak bardzo daleko od domu!

*

*

*

Ockn˛eła si˛e, czuj ˛

ac czyj´s dotyk na ramieniu i stwierdziła, ˙ze jest ju˙z widno. Brion

stał nad ni ˛

a i wkładał nó˙z do pochwy.

— Jestem przekonany, ˙ze w ostatnim raporcie przekazali´smy wszystkie najwa˙zniej-

sze wiadomo´sci, które zebrali´smy do tej pory, mo˙zesz wi˛ec zachowa´c cisz˛e w eterze.

Cały czas musisz przebywa´c w ukryciu. Dzisiaj jest dzie´n pierwszy. . . wróc˛e najpó´zniej

wieczorem czwartego dnia. Obiecuj˛e wróci´c bez wzgl˛edu na to, co znajd˛e. Gdybym jed-

nak nie wrócił do tego czasu, nie czekaj na mnie. Mam nadziej˛e, ˙ze zdajesz sobie spraw˛e

z tego, jakim szale´nstwem byłoby pój´scie ze mn ˛

a. Bez wzgl˛edu na to, czy b˛ed˛e tu, czy

nie, pi ˛

atego dnia musisz ruszy´c w drog˛e powrotn ˛

a. Sprowad´z l ˛

adownik, jak tylko do-

trzesz na równin˛e. . . i uciekaj z tej planety. Jak najszybciej. S ˛

a inni agenci, którzy mog ˛

a

188

background image

zgry´z´c ten orzech. Na razie jednak nie przejmuj si˛e tym gdybaniem. Zobaczymy si˛e

czwartego dnia

Obrócił si˛e na pi˛ecie i oddalił si˛e. Stało si˛e to tak szybko, ˙ze nie zd ˛

a˙zyła nawet

powiedzie´c słowa. Było oczywiste, ˙ze wolał zrobi´c to w ten sposób. Patrzyła, jak je-

go pot˛e˙zna sylwetka przesuwała si˛e susami w dół wzdłu˙z strumienia, malej ˛

ac z ka˙zd ˛

a

chwil ˛

a, a˙z w ko´ncu przeskoczyła przez wyst˛ep skalny i znikn˛eła z jej pola widzenia.

background image

Penetracja Kanionu

Nie było ˙zadnego logicznego powodu, aby waha´c si˛e u wylotu kanionu, ale logi-

ka nie miała tu nic do rzeczy. Brion zeskoczył z tarasowatego zbocza i zatrzymał si˛e.

Zamarł w bezruchu i nadsłuchiwał. Po obu jego stronach wznosiły si˛e wysoko skaliste

´sciany, tworz ˛

ace naturalny korytarz wrzynaj ˛

acy si˛e gł˛eboko w gł ˛

ab wzgórza. Widział

przed sob ˛

a tylko niespełna półkilometrowy odcinek w ˛

awozu, potem skr˛ecał on w bok,

nikn ˛

ac z pola widzenia. Dno poro´sni˛ete było kiedy´s traw ˛

a i krzakami. Teraz były one

starte na pył, a ziemia pokryta bruzdami. Jedyne ocalałe resztki ro´slinno´sci znajdowały

si˛e tu˙z przy skalistych ´scianach. Reszta była zmia˙zd˙zona i zniszczona przez g ˛

asienice

190

background image

przeje˙zd˙zaj ˛

acych t˛edy armii. Pojazd za pojazdem wrzynał si˛e w kamieniste podło˙ze, a˙z

zamieniło si˛e ono w g ˛

aszcz przenikaj ˛

acych si˛e nawzajem ´sladów. Spojrzawszy w dół

Brion stwierdził, ˙ze stoi w jednym z takich ´sladów: we wgł˛ebieniu o powierzchni ponad

metra kwadratowego. Była to zaledwie cz˛e´s´c ´sladu pozostawionego przez gigantyczn ˛

a

maszyn˛e — jedn ˛

a z bardzo wielu. Przejechała t˛edy cała armia tych maszyn i jak s ˛

a-

dził, dalsze mogły w tej chwili zbli˙za´c si˛e do niego. Zamierzał stawi´c czoła tej armii.

W pojedynk˛e?

— Tak — krzykn ˛

ał gło´sno, u´smiechaj ˛

ac si˛e przy tym. Szanse nie były zbyt du˙ze, ale

na inne nie mógł liczy´c. Ka˙zda chwila zwłoki zmniejszała je, z ka˙zd ˛

a mijaj ˛

ac ˛

a sekund ˛

a

bowiem rosło prawdopodobie´nstwo natkni˛ecia si˛e na wroga w tym w ˛

askim kanionie.

Ruszył biegiem do przodu.

Skaliste ´sciany przesuwały si˛e obok. Pod stopami czuł poryt ˛

a bruzdami, nierówn ˛

a

ziemi˛e. Po blisko godzinie równomiernego biegu zacz ˛

ał oddycha´c z coraz wi˛ekszym

trudem i musiał zwolni´c krok do szybkiego marszu. Szedł tak, a˙z oddech wrócił mu do

normy, po czym ponownie przy´spieszył. Połykał kilometr za kilometrem, ale wygl ˛

ad

191

background image

kanionu si˛e nie zmieniał. Po południu skaliste ´sciany zacz˛eły si˛e obni˙za´c i w ko´ncu

wyszedł na skalist ˛

a nieck˛e, otoczon ˛

a górami.

Była to dobra okazja, ˙zeby zrobi´c postój na odpoczynek. Po raz pierwszy zszedł

z wyra´znego ci ˛

agu ´sladów i wdrapał si˛e na zbocze poro´sni˛ete traw ˛

a mi˛edzy otoczakami.

Z tego miejsca poryta droga była wyra´znie widoczna. Przebiegała przez nieck˛e i gin˛eła

w nast˛epnym w ˛

awozie, po przeciwnej stronie. Po wypiciu kilku łyków wody poło˙zył si˛e

na wznak i zamkn ˛

ał oczy. Postanowił zdrzemn ˛

a´c si˛e z godzin˛e, a potem ruszy´c w dalsz ˛

a

drog˛e. Na tej wysoko´sci o zmierzchu robiło si˛e chłodno, pomy´slał wi˛ec, ˙ze wła´sciwsze

byłoby spanie w dzie´n, a maszerowanie w nocy. Wiedział, ˙ze jego metabolizm bez trudu

zaadaptuje si˛e do takiej zmiany. Na Havrk, gdzie mieszkał, ˙zywno´s´c musiała by´c gro-

madzona w czasie krótkiego lata, aby mo˙zna było potem przetrwa´c bardzo dług ˛

a zim˛e.

Wytrzymywał ju˙z kiedy´s cztery czy pi˛e´c dni bez snu i wiedział, ˙ze mo˙ze to bez tru-

du powtórzy´c. Trawa była mi˛ekka, a wn˛eka osłoni˛eta od wiatru i ogrzana promieniami

słonecznymi. Uło˙zył si˛e wygodnie i po chwili ju˙z spał.

192

background image

*

*

*

O zaplanowanej porze otworzył oczy i spojrzał na bezchmurne niebo. Sło´nce skryło

si˛e za wzgórzami i w cieniu szybko robiło si˛e zimno. ´Slad w dole nadal był pusty.

Umie´scił wygodnie na biodrze nó˙z, wypił łyk wody i ruszył w drog˛e.

Kanion za nieck ˛

a był szerszy, lecz miał ostrzejsze zakola, przez co Brion miał skró-

cone pole widzenia. Zwalniał przed ka˙zdym zakr˛etem, zachowuj ˛

ac ostro˙zno´s´c, dopóki

nie stwierdził, ˙ze traci w ten sposób za wiele czasu. Co si˛e ma sta´c, stanie si˛e i tak.

Wiedział, ˙ze nie b˛edzie mógł nic na to poradzi´c. Musiał si˛e po´spieszy´c. Pieprzony fata-

lizm. . .

Dno doliny przeszło w lit ˛

a skał˛e, porysowan ˛

a i po˙złobion ˛

a stalowymi g ˛

asienica-

mi. Mimo to było znacznie równiejsze od pooranej ziemi. Kiedy przyzwyczaił si˛e do

równomiernego rytmu marszu, stwierdził z zadowoleniem, ˙ze przemieszcza si˛e ze sta-

ł ˛

a szybko´sci ˛

a i ma regularny oddech. Był prawie zrelaksowany. Z głuchym odgłosem

kroków szedł wzdłu˙z ostrego zakr˛etu, gdy nagle w odległo´sci kilku metrów przed sob ˛

a

zobaczył uzbrojony pojazd. Nikłe ´swiatło odbijało si˛e od jego powierzchni. Czterolu-

193

background image

fowa wie˙zyczka skierowana była w niebo. W jednej chwili obróciła si˛e i skierowała na

niego. Skoczył za najbli˙zsz ˛

a skał˛e, ale cztery czarne lufy mimo to w dalszym ci ˛

agu wy-

celowane były w jego stron˛e. Odłamki trafi ˛

a go od tyłu, niemo˙zliwe, aby go min˛eły. . .

Upadł na ziemi˛e, przetoczył si˛e i odepchn ˛

ał od twardej skały, zaskoczony, ˙ze jeszcze

˙zyje. Nic si˛e nie stało. Działa milczały.

Brion le˙zał ci˛e˙zko dysz ˛

ac i nadsłuchiwał szcz˛eku g ˛

asienic, kiedy pojazd ruszył do

przodu. Wiedział, ˙ze go nie przegoni. Czy mógłby si˛e wydosta´c z tej pułapki? Nie,

´sciany doliny były gładkie i strome. Nie było st ˛

ad ucieczki.

Odgłos silnika był gło´sny i chrapliwy. Zgrzyt metalu odbił si˛e echem od ´scian w ˛

a-

wozu. Silnik pracował na pełnych obrotach, ale nierówno. Po chwili zgasł i zapadła

niepokoj ˛

aca cisza. Maszyna nie jechała ju˙z po niego, ale nadal stała na jego drodze.

Dlaczego si˛e zatrzymała? Brion wykonał gł˛eboki oddech i powoli wstał. Został oszcz˛e-

dzony, ale na jak długo? Co powinien teraz zrobi´c? Zaraz b˛edzie zupełnie ciemno. Mo˙ze

uda mu si˛e po ciemku przej´s´c niepostrze˙zenie obok tego czołgu. Nie, mrok nie stanowi

˙zadnej przeszkody dla tej maszyny. Jej czujniki b˛ed ˛

a działały równie skutecznie. Wra-

194

background image

ca´c? Mógłby, ale to byłby koniec. Poddanie si˛e. Zaszedł za daleko, aby si˛e teraz cofa´c.

Ale dlaczego ten czołg nie strzelił do niego? Ciekawo´s´c brała gór˛e nad ostro˙zno´sci ˛

a.

Posuwaj ˛

ac si˛e powoli, centymetr po centymetrze, podpełzł do skał i podniósł głow˛e.

Przypadł do ziemi, kiedy zobaczył, ˙ze zagl ˛

ada prosto do wn˛etrza luf. Czołg nadal nie

strzelał. Przecie˙z wiedział, ˙ze Brion jest tutaj, dlaczego wi˛ec si˛e wahał? Zabawa w kotka

i myszk˛e? Nie, nie mógł by´c zaprogramowany na nic innego poza niszczeniem. Co

wobec tego robi?

Podniósł spory odłamek skalny i rzucił go jak granat w powietrze. Odłamek spadł

na ziemi˛e z hukiem i Brion ponownie podniósł głow˛e. Wie˙zyczka skierowała si˛e na

skał˛e, a potem z j˛ekiem agregatów znów spojrzała na niego. Tym razem nie ruszał si˛e.

Czołg miał ju˙z dwa razy okazj˛e, ˙zeby go zabi´c i nie zrobił tego. Je´sli teraz w ko´ncu

wystrzeli, nigdy nie dowie si˛e, dlaczego nie zabił go od razu. Min˛eła jedna sekunda. . .

dwie. . . trzy. Działa nadal milczały. O´smielony tym obrotem sprawy wyszedł z ukry-

cia i ruszył naprzód. Działa przesuwały si˛e za nim, cały czas trzymaj ˛

ac go na muszce.

Brion zatrzymał si˛e, kiedy silnik zaryczał znowu i czołg zadr˙zawszy, posun ˛

ał si˛e kilka

centymetrów do przodu, po czym stan ˛

ał. W tym momencie dopiero Brion zauwa˙zył, ˙ze

195

background image

maszyna miała rozerwan ˛

a g ˛

asienic˛e i nie mogła jecha´c. Gdyby udało mu si˛e przedo-

sta´c za niego, czołg nie mógłby go ´sciga´c! Ruszył biegiem wzdłu˙z w ˛

awozu, wiedz ˛

ac,

˙ze działa cały czas pod ˛

a˙zaj ˛

a za celem. Kiedy zrównał si˛e z czołgiem, a potem go mijał,

działa nagle dały mu spokój. Wie˙zyczka obróciła si˛e i lufy dział skierowały si˛e pio-

nowo do góry. Brion zatrzymał si˛e i patrzył. Czołg najwyra´zniej zacz ˛

ał go ignorowa´c.

Musiał znale´z´c si˛e poza zasi˛egiem czujników i jego obecno´s´c została wymazana z pa-

mi˛eci urz ˛

adze´n sterowniczych. Zastanawiał si˛e, czy powinien podej´s´c bli˙zej i obejrze´c

go. Jedynym wytłumaczeniem tego pomysłu była ciekawo´s´c. Odpr˛e˙zenie po silnym na-

pi˛eciu i strachu przed pewn ˛

a ´smierci ˛

a, odczuwanych jeszcze przed chwil ˛

a, sprawiło, ˙ze

przez moment poczuł si˛e beztroski i bezpieczny. Musiał podej´s´c do czołgu i obejrze´c

go. Mógł co´s odkry´c lub nie — było to bez znaczenia.

Ostro˙znie st ˛

apaj ˛

ac zbli˙zył si˛e do niego, ale czołg nadal nie reagował. Był ju˙z tak

blisko, ˙ze widział wyra´znie spoiny na jego pancerzu. Postawił nog˛e na błyszcz ˛

acym

metalowym kole i wspi ˛

ał si˛e na czołg. Na górze, tu˙z za wie˙zyczk ˛

a, był właz z jednym

uchwytem. Zawahał si˛e przez chwil˛e, po czym złapał za r ˛

aczk˛e i mocno poci ˛

agn ˛

ał. Właz

otworzył si˛e bezgło´snie i bez oporu. Nic wi˛ecej si˛e nie stało. Brion słyszał, jak serce wa-

196

background image

li mu gło´sno, kiedy pochylił si˛e i zajrzał do ´srodka. Wewn ˛

atrz nie było ˙zycia. Wska´zniki

´swieciły w półmroku, gdzie´s zabuczał i zaraz ucichł serwomechanizm. Ta´smy z amuni-

cj ˛

a wznosiły si˛e a˙z do działek znajduj ˛

acych si˛e obok niego. Były naładowane i gotowe

do strzału. Dlaczego wi˛ec nie strzeliły?

Dosy´c tego! Poczuł nagle w´sciekło´s´c na siebie za własn ˛

a głupot˛e. Co robił tutaj, ry-

zykuj ˛

ac ˙zyciem bez powodu? Min ˛

ał przecie˙z t˛e machin˛e wojenn ˛

a bezpiecznie. Jedyne,

co powinien w tej chwili robi´c, to i´s´c dalej, ˙zeby znale´z´c si˛e jak najdalej od niej. Kopn ˛

j ˛

a w stalowy bok, zły na siebie, po czym zeskoczył i pobiegł równomiernym truchtem

wzdłu˙z w ˛

awozu ani razu si˛e nie obejrzawszy.

Była to jeszcze jedna zagadka, któr ˛

a musiał doł ˛

aczy´c do innych, składaj ˛

acych si˛e na

wizerunek tego ´smiertelnego ´swiata. ˙

Zadna z nich nie zostanie rozwi ˛

azana, dopóki nie

ustali, sk ˛

ad pochodzi armia, która przetoczyła si˛e przed nim. Biegł nieprzerwanie dalej.

*

*

*

Ciemno´s´c ju˙z zapadła. Ziemia była wyra´znie widoczna w ´swietle gwiazd, a on wci ˛

a˙z

biegł w tym samym tempie. Był to wyczerpuj ˛

acy wysiłek nawet dla niego, tote˙z na dłu-

197

background image

go przed ko´ncem nocy musiał zatrzyma´c si˛e na odpoczynek. Potem jeszcze raz. Zm˛e-

czenie zwolniło znacznie jego bieg, kiedy dotarł do w ˛

askiego bocznego kanionu. Padł

na kolana, aby sprawdzi´c dokładnie ziemi˛e, ale nie stwierdził istnienia jakichkolwiek

´sladów prowadz ˛

acych w tamtym kierunku. Powinno to by´c bezpieczne miejsce na odpo-

czynek, wobec czego zagł˛ebił si˛e w cie´n. Kiedy poprzedni w ˛

awóz został daleko w dole

i znikn ˛

ał mu z pola widzenia, znalazł sobie kryjówk˛e mi˛edzy dwoma du˙zymi otoczaka-

mi i uło˙zywszy si˛e do snu szybko zasn ˛

ał.

Jaki´s czas pó´zniej co´s wyrwało go z gł˛ebokiego snu. Gwiazdy ´swieciły jasno. Z w ˛

a-

wozu nie dochodził ˙zaden d´zwi˛ek. . . za to z oddali dobiegał wyra´znie słyszalny, stop-

niowo cichn ˛

acy odgłos silników odrzutowych. Brion zamkn ˛

ał oczy, a kiedy otworzył je

znowu, niebo było szare. Był wczesny ranek.

Czuł si˛e zm˛eczony i zzi˛ebni˛ety, bolały go mi˛e´snie. Woda była lodowata, wypił wi˛ec

tylko troch˛e. Był głodny. Spodziewał si˛e takich objawów i zmusił si˛e do niemy´slenia

o swoim osłabieniu. Zadanie musiało by´c wykonane. Kiedy zacznie si˛e porusza´c, roz-

grzeje si˛e. Pragnienie i głód b˛edzie mógł przetrzyma´c. Musi i´s´c dalej.

198

background image

Gdy w ˛

awóz zacz ˛

ał si˛e rozszerza´c, Brion przeszedł pod wschodni ˛

a ´scian˛e, aby zna-

le´z´c si˛e w cieniu. Mogło to by´c dla niego pewn ˛

a ochron ˛

a, gdyby natkn ˛

ał si˛e na dalsze

maszyny. W ˛

awóz stawał si˛e coraz płytszy i szerszy, a jego dno twardsze. Tworz ˛

aca

je ziemia przechodziła stopniowo w co´s twardszego i gładszego. Pochylił si˛e, aby to

sprawdzi´c. Była to zastygła, stopiona skała. Nie była zbryłowana jak skała wulkanicz-

na, lecz pozioma i gładka. Była stopiona i odpowiednio wyrównana. Zupełnie jakby

kto´s u˙zył laserów. Powierzchnia w ˛

awozu była sztucznego pochodzenia.

Sło´nce, widoczne zza grzbietu wschodniej ´sciany, było ju˙z wysoko na niebie.

O´swietlało całe dno doliny, ukazuj ˛

ac jego gładk ˛

a, płask ˛

a powierzchni˛e. Brion szedł

ostro˙znie, bacznie si˛e rozgl ˛

adaj ˛

ac. Obie ´sciany były równie gładkie i twarde, bez ˙zad-

nych odgał˛ezie´n, nawet na ko´ncu doliny. Skalne ´sciany były bardzo stare, takie, jakie

zostawiły je ruchy górotwórcze. To był ´slepy koniec. W ˛

awóz zaczynał si˛e tutaj i wycho-

dził na równin˛e. Był biegn ˛

ac ˛

a przez góry szczelin ˛

a z jednym wylotem.

Brion wiedział, ˙ze pot˛e˙zna, mechaniczna armia wyjechała z tego w ˛

awozu. Widział

j ˛

a na własne oczy i doszedł jej ´sladem do tego miejsca. Dlaczego wi˛ec nic tutaj nie

ma? To przecie˙z niemo˙zliwe! Podszedł wolno do skalnej ´sciany i dotkn ˛

ał jej, a potem

199

background image

uderzył w ni ˛

a r˛ekoje´sci ˛

a no˙za z bezsilnej w´sciekło´sci. Była twarda. To nie mogło by´c

mo˙zliwe. A jednak było.

Kiedy odwrócił si˛e, aby spojrze´c w dół doliny, po raz pierwszy dostrzegł czarn ˛

a ko-

lumn˛e. Miała około metra wysoko´sci i stała w odległo´sci około dziesi˛eciu metrów od

´sciany. Podszedł do niej wolno, obszedł j ˛

a i dotkn ˛

ał. Była z metalu, z jakiego´s stopu.

Miała lekko zniszczon ˛

a, zmatowiał ˛

a powierzchni˛e. Nie było na niej ˙zadnego oznako-

wania i Brion nie miał poj˛ecia, do czego mogła słu˙zy´c. W miejscu, w którym poci ˛

agn ˛

czubkiem no˙za po jej okr ˛

agłym wierzchołku, pozostała jasna linia. Był zły i sfrustrowa-

ny, kiedy wkładał nó˙z z powrotem do pochwy.

— Co to jest? — wrzasn ˛

ał na cały głos. — Co to wszystko znaczy?

Jego słowa odbiły si˛e echem od skalnych ´scian i po chwili ucichły, pogr ˛

a˙zaj ˛

ac dolin˛e

w ciszy.

background image

Tajemnica czarnej kolumny

W przypływie bezsilnej w´sciekło´sci Brion kopn ˛

ał ciemn ˛

a kolumn˛e. Jedynym efek-

tem był głuchy odgłos i ostry ból w stopie.

— Bardzo to imponuj ˛

ace, Brionie — powiedział gło´sno. — Doprawdy, reakcja god-

na inteligentnego człowieka. Ul˙zyło ci? Nie uwa˙zasz, ˙ze teraz, kiedy zło´s´c ci ju˙z prze-

szła, najwy˙zsza pora ˙zeby zastanowi´c si˛e nad t ˛

a cał ˛

a spraw ˛

a? Zgadzasz si˛e. A zatem:

co wiesz? Po pierwsze — uniósł palec — zmechanizowana armia wyjechała ˙z tego w ˛

a-

wozu. Nie ma co do tego w ˛

atpliwo´sci. ´Slady, którymi szedłem, prowadziły a˙z do tego

miejsca. Nigdzie po drodze nie skr˛ecały ani si˛e nie rozdzielały. To prowadzi do wnio-

201

background image

sku numer dwa: te maszyny musiały pochodzi´c st ˛

ad, z tego ko´nca w ˛

awozu, z miejsca,

w którym stoj˛e. Zbocza i dno wygl ˛

adaj ˛

a na wykonane z litego materiału. . . A mo˙ze

to nie jest lity materiał? Trzeba sprawdzi´c. A mo˙ze najpierw nale˙załoby przyjrze´c si˛e

bli˙zej tej kolumnie? Jest sztuczna, wykonana z metalu i stawiam sto do jednego, ˙ze ma

co´s wspólnego z t ˛

a spraw ˛

a! Zatem wniosek numer trzy: zbadanie kolumny jest pierwsz ˛

a

w kolejno´sci spraw ˛

a na li´scie.

Co´s nieuchwytnego dr ˛

a˙zyło jego pami˛e´c. Co to mogło by´c? Zaraz. . . Kiedy kopn ˛

kolumn˛e, oprócz bólu palca jego zmysły zarejestrowały co´s jeszcze. Ale co?. . . Ale˙z

tak, oczywi´scie, zad´zwi˛eczała, jakby była pusta w ´srodku ten d´zwi˛ek przypominał bar-

dziej odgłos dzwonu ni˙z jednolitego kawałka metalu.

Brion wyj ˛

ał nó˙z z pochwy. Trzymaj ˛

ac go za ostrze postukał r˛ekoje´sci ˛

a w wierzcho-

łek kolumny, w miejscu, gdzie poprzednio zadrapał jej powierzchni˛e. Rozległ si˛e odgłos

litego kawałka metalu. Kiedy jednak postukał ni˙zej, kolumna zad´zwi˛eczała gło´sno. By-

ła pusta! Natychmiast nasun˛eło si˛e nast˛epne pytanie: czy było co´s w ´srodku? Wielce

prawdopodobne. Musiał pomy´sle´c, jak si˛e tam dosta´c. Wolno powiódł po niej palcami

w dół. Była gładka i nie oznakowana. Ukl ˛

akł, chc ˛

ac obejrze´c jej doln ˛

a cz˛e´s´c, a potem

202

background image

poło˙zył si˛e na ziemi, ˙zeby sprawdzi´c sam spód. Co oznaczała ta cieniutka jak włos

szczelina, biegn ˛

aca wokół podstawy? Wsun ˛

ał w ni ˛

a czubek ostrza. . . I ostrze weszło

pod metal! Chocia˙z kolumna była wpuszczona w lit ˛

a skał˛e, na wierzchu miała osłon˛e,

która spoczywała na jej powierzchni. Kiedy podniósł si˛e z ziemi, co´s przyci ˛

agn˛eło jego

wzrok. Był to nieznaczny błysk ´swiatła na wysoko´sci około trzydziestu centymetrów od

dołu. Rysa na powierzchni metalu. Kiedy przyjrzał si˛e jej dokładnie, stwierdził, ˙ze w jej

miejscu znajdował si˛e blisko trzycentymetrowej długo´sci rowek z ledwie widocznym

okr˛egiem wokoło!

— Główka wkr˛etu. To wygl ˛

ada jak du˙za główka wkr˛etu! A wkr˛ety s ˛

a po to, aby je

wkr˛eca´c lub wykr˛eca´c.

Jedynym narz˛edziem, jakie miał przy sobie, był nó˙z. Wsun ˛

ał jego ostrze do row-

ka i próbował odkr˛eca´c główk˛e. Bez efektu. Nacisn ˛

ał mocniej r˛ekoje´s´c no˙za. Czuł, jak

mi˛e´snie napinaj ˛

a si˛e i widział jak ostrze si˛e wygina. Mogło w ka˙zdej chwili p˛ekn ˛

a´c. Nie

miało to jednak znaczenia. Jeszcze mocniej. . . Z metalicznym zgrzytem okr ˛

agły łeb ob-

rócił si˛e o kilka milimetrów. Kiedy Brion powiódł po nim palcem, stwierdził, ˙ze wkr˛et

nieznacznie si˛e wysun ˛

ał. Ruszony z miejsca, obracał si˛e teraz l˙zej. Jego łeb wysuwał

203

background image

si˛e, obrót za obrotem, a˙z stal si˛e cały widoczny. Po chwili wida´c ju˙z było błyszcz ˛

acy

gwint. Wysuwał si˛e coraz bardziej i bardziej tak lekko, ˙ze Brion mógł go obraca´c pal-

cami. Wykr˛ecił go do ko´nca i poło˙zył na ziemi, po czym zajrzał przez otwór do ´srodka.

Ciemno´s´c, nic wi˛ecej. Ten wkr˛et musiał przecie˙z spełnia´c jak ˛

a´s rol˛e. Utrzymywał co´s?

Ale co? Chwycił nó˙z, aby zbada´c nim wn˛etrze otworu, ale zmienił zamiar. Rozs ˛

adniej

b˛edzie najpierw pomy´sle´c, ni˙z zdawa´c si˛e całkowicie na przypadek. Jakie zadanie mógł

spełnia´c ten wkr˛et? Miał zatyka´c otwór i słu˙zy´c do jakiej´s regulacji wewn ˛

atrz? Mo˙zli-

we, ale mało prawdopodobne. A mo˙ze słu˙zył do mocowania osłony? To było bardziej

prawdopodobne.

Nachylił si˛e i wsun ˛

ał ostrze no˙za pod spód osłony. Poci ˛

agn ˛

ał r˛ekoje´s´c do góry. Osło-

na drgn˛eła!

Manipuluj ˛

ac ostro˙znie no˙zem, Brion zdołał wepchn ˛

a´c jego ostrze na gł˛eboko´s´c po-

nad centymetra — do oporu. Teraz osłona powinna si˛e da´c zdj ˛

a´c. Zostawił nó˙z w szcze-

linie i pochylił si˛e nad ni ˛

a, potem kucn ˛

ał i obj ˛

ał j ˛

a obur ˛

acz. Przyciskaj ˛

ac j ˛

a do siebie

z całej siły, powoli prostował nogi. Osłona uniosła si˛e troch˛e do góry. Spojrzał w dół

i zobaczył, ˙ze znajdowała si˛e ponad centymetr nad powierzchni ˛

a gładkiej skały. Na-

204

background image

dal jednak co´s powstrzymywało j ˛

a od dołu. Z du˙z ˛

a uwag ˛

a, bacz ˛

ac, aby jej nie upu´sci´c,

przesun ˛

ał r˛ece w dół i podniósł j ˛

a jeszcze bardziej. Wolno, wolniutko uniósł j ˛

a na wy-

soko´s´c ponad trzech centymetrów. Dostrzegł wówczas wewn ˛

atrz błyszcz ˛

ac ˛

a metalow ˛

a

powierzchni˛e. Podnosił j ˛

a coraz wy˙zej i wy˙zej, a˙z w ko´ncu mógł wsun ˛

a´c palce pod

spód. Chwyciwszy j ˛

a teraz pewnie, kucn ˛

ał powoli, wzi ˛

ał gł˛eboki oddech i wyprostował

si˛e. Osłona uniosła si˛e wraz z nim i w tym momencie przechyliła si˛e w bok i wy´sli-

zgn˛eła mu si˛e z r ˛

ak. Odskoczył, kiedy upadła z hukiem na skaln ˛

a powierzchni˛e. Ci˛e˙zko

oddychaj ˛

ac, patrzył na to, co znajdowało si˛e pod ni ˛

a.

W metalowej obudowie tkwiło jakie´s elektroniczne urz ˛

adzenie. Były tam tak˙ze zna-

jome ł ˛

acza z modułami pami˛eci, wzmacniacze i transformatory — wszystkie poł ˛

aczone

sieci ˛

a przewodów. Z puszki poł ˛

aczeniowej wychodził gruby przewód, który biegł do

masywnej, umieszczonej na samym dole u postawy atomowej baterii. Była wysoko wy-

dajnego typu, co oznaczało, ˙ze je˙zeli pobór pr ˛

adu był niedu˙zy, całe urz ˛

adzenie mogło

pracowa´c przez długie lata. Ale jakie było jego przeznaczenie? Prawie wszystkie jego

elementy były mu znane. Niektóre przypominały bardzo te, z którymi sam miał do czy-

nienia. Przygl ˛

adaj ˛

ac mu si˛e, u´swiadomił sobie nagle, ˙ze słyszy ciche buczenie. Czy˙zby

205

background image

owo dziwne co´s pracowało? Obszedł je i po drugiej stronie zobaczył diody elektrolumi-

nescencyjne błyskaj ˛

ace szybko zmieniaj ˛

acymi si˛e cyframi. A wi˛ec pracowało. ´Swietnie.

Ale do czego słu˙zyło i jaki miało zwi ˛

azek z maszynami wojennymi?

Brion pochylił si˛e i podniósł nó˙z, nast˛epnie cofn ˛

ał si˛e i jeszcze raz spojrzał na całe

urz ˛

adzenie. Było niezrozumiał ˛

a zagadk ˛

a. Uniósł ostrze i skierował je na nie, czuj ˛

ac

nagły impuls, aby d´zgn ˛

a´c delikatne obwody. Powstrzymał si˛e jednak. Przecie˙z to nic

by nie przyniosło poza pora˙zeniem elektrycznym. Mo˙ze w tym urz ˛

adzeniu s ˛

a jakie´s

tabliczki znamionowe lub co´s w tym rodzaju. Kiedy pochylił si˛e, aby przyjrze´c mu

si˛e bli˙zej, tu˙z za nim rozległy si˛e jakie´s gło´sne eksplozje. Odruchowo skoczył w bok

i upadłszy na ziemi˛e przetoczył si˛e kilka razy, po czym wstał trzymaj ˛

ac nó˙z przed sob ˛

a.

W oddali stało trzech ludzi, których przed chwil ˛

a jeszcze tam nie było. Ubrani w cał-

kowicie czarne kombinezony ci´snieniowe z ci˛e˙zkimi butami, z twarzami zasłoni˛etymi

przez odbijaj ˛

ace ´swiatło szyby hełmów. Wszyscy trzymali w r˛ekach jakie´s pudełka i nie

wygl ˛

adali na uzbrojonych. Stali i patrzyli na niego. Musieli by´c równie zaskoczeni jak

on, poniewa˙z cofn˛eli si˛e na widok no˙za w jego r˛ece. Brion wyprostował si˛e powoli

i schował nó˙z do pochwy, po czym zrobił krok do przodu w kierunku stoj ˛

acego najbli-

206

background image

˙zej. Widz ˛

ac to, człowiek w kombinezonie cofn ˛

ał si˛e i wcisn ˛

ał jaki´s przycisk na pasie

kombinezonu. Rozległ si˛e odgłos eksplozji i ów człowiek znikn ˛

ał równie nagle jak si˛e

pojawił.

— Co si˛e tu dzieje? Kim jeste´scie? — zawołał Brion, ruszaj ˛

ac do przodu.

Dwaj pozostali cofn˛eli si˛e przed nim. W tym momencie po raz trzeci rozległy si˛e

eksplozje. Nast˛epowały szybko po sobie i po chwili pojawiło si˛e kilkunastu innych ludzi

ubranych w takie same kombinezony.

Ci nowi byli ju˙z uzbrojeni. Trzymali w r˛ekach wycelowane w niego ci˛e˙zkie karabi-

ny. Brion nie ruszał si˛e, nie chc ˛

ac ich sprowokowa´c. Stoj ˛

acy z przodu człowiek z jaki-

mi´s paskami identyfikacyjnymi na r˛ekawach opu´scił bro´n i dotkn ˛

ał hełmu. Natychmiast

uniosła si˛e jego przednia szyba.

— Kim jeste´s? - zapytał. - Co tu robisz?

background image

Zabójcy

Dwóch innych uzbrojonych ludzi równie˙z otworzyło przednie szyby swoich heł-

mów.

— Rozumie pana, sier˙zancie? — zawołał jeden z nich.

— Có˙z za ´smieszny nó˙z.

— Powiedz mu, ˙zeby go rzucił.

Brion rozumiał te słowa wystarczaj ˛

aco dobrze. Rozmawiali w Uniwersalnym Espe-

ranto, mi˛edzyplanetarnym j˛ezyku, którym — oprócz swoich j˛ezyków — posługiwali si˛e

wszyscy mieszka´ncy planet. Wolno podniósł r˛ek˛e i ostro˙znie poło˙zył j ˛

a na no˙zu.

208

background image

— Poło˙z˛e go na ziemi. A wy zdejmijcie palce ze spustów.

Sier˙zant patrzył uwa˙znie jak Brion wyjmuje nó˙z z pochwy i rzuca go, trzymaj ˛

ac go

cały czas na muszce. Kiedy nó˙z znalazł si˛e na ziemi, opu´scił luf˛e karabinu i podszedł do

Briona. Był to gro´znie wygl ˛

adaj ˛

acy m˛e˙zczyzna o szparowatych oczach, bladej skórze

i czarnej, nie ogolonej dolnej szcz˛ece.

— Nie jeste´s gyongyoskim technikiem — powiedział. — Nie w tym stroju. Co tu

robisz?

— Wła´snie chciałem panu zada´c to samo pytanie, sier˙zancie — powiedział Brion. —

Prosz˛e o wyja´snienie. Mam wi˛ecej pyta´n do pana. . .

— Nie do mnie nale˙zy odpowiada´c na nie. Nie podoba mi si˛e to wszystko! — Za-

wołał przez rami˛e: — Kapralu, skoczcie po kombinezon ci´snieniowy, tylko du˙zy. I po-

wiedzcie kapitanowi, co tu znale´zli´smy. Niech skontaktuje si˛e natychmiast z Minister-

stwem Wojny.

Ponownie rozległ si˛e gło´sny trzask. Brion stwierdził, ˙ze towarzyszy on zawsze ich

pojawianiu si˛e i znikaniu, jak gdyby przemieszczali si˛e tak szybko, ˙ze wypychali powie-

trze lub zostawiali po sobie pró˙zni˛e niczym piorun. Stopnie wojskowe, kontaktowanie

209

background image

si˛e z Ministerstwem Wojny — musieli mie´c bez w ˛

atpienia jaki´s zwi ˛

azek z t ˛

a zmechani-

zowan ˛

a armi ˛

a, która st ˛

ad wyjechała. Mo˙ze i te maszyny materializowały si˛e w ten sam

sposób?

— Jeste´scie odpowiedzialni za te czołgi i pozostałe uzbrojone pojazdy, prawda? —

zapytał.

Sier˙zant uniósł karabin.

— Za nic nie jestem odpowiedzialny z wyj ˛

atkiem wykonywania rozkazów. A te-

raz si˛e zamknij, dopóki jeste´s w moich r˛ekach. Je´sli chcesz rozmawia´c, to rozmawiaj

z Wywiadem. Tak b˛edzie najlepiej dla nas wszystkich.

Mimo zagro˙zenia ze strony karabinów, Briona przepełniało uczucie zadowolenia.

Musiał istnie´c jaki´s zwi ˛

azek mi˛edzy tymi lud´zmi i t ˛

a pogr ˛

a˙zon ˛

a w wojnie planet ˛

a. Wy-

ja´snienie było ju˙z blisko — powinien tylko panowa´c nad swoj ˛

a niecierpliwo´sci ˛

a. Patrzył

z uwag ˛

a jak technicy — ci trzej, którzy pojawili si˛e pierwsi — robili co´s z urz ˛

adzeniem,

które znajdowało si˛e wewn ˛

atrz kolumny. Doł ˛

aczali do niego sondy i przyrz ˛

ady pomia-

rowe, sprawdzaj ˛

ac działanie ró˙znych podzespołów. Wszystko musiało by´c w porz ˛

adku,

poniewa˙z szybko odł ˛

aczyli przyrz ˛

ady i nało˙zyli z powrotem osłon˛e. Obrócili j ˛

a, aby

210

background image

spasowa´c otwór i wkr˛ecili ´srub˛e. Briona a˙z korciło, ˙zeby zada´c im kilka pyta´n, ale zmu-

sił si˛e do milczenia. Ju˙z niedługo b˛edzie miał okazj˛e. Obrócił si˛e, kiedy usłyszał znany

mu trzask. To był kapral ze zwini˛etym kombinezonem pod pach ˛

a.

— Porucznik mówi, ˙zeby zabra´c go ze sob ˛

a. Czeka z powitaniem. Tu jest kombine-

zon.

Zapowiedziane powitanie brzmiało podejrzanie, ale Brion nie miał wielkiego wy-

boru wobec wycelowanych w niego karabinów. Wło˙zył kombinezon jak mu kazano.

Sier˙zant zamkn ˛

ał przedni ˛

a szyb˛e hełmu i dotkn ˛

ał jednego z przycisków na pasie kom-

binezonu Briona. Ogarn˛eło go niemo˙zliwe do opisania uczucie wykr˛ecania i w jednej

chwili wszystko si˛e zmieniło. W ˛

awóz i ˙zołnierze znikn˛eli. Stwierdził, ˙ze stoi na jakiej´s

metalowej platformie. Z góry padało jasne ´swiatło, w jego kierunku biegli umunduro-

wani ˙zołnierze. Rozpi˛eli jego kombinezon i ´sci ˛

agn˛eli go z niego pod nadzorem młodego

oficera.

— Chod´z ze mn ˛

a — rozkazał tamten.

Brion udał si˛e za nim bez sprzeciwu. Zanim został przeprowadzony przez metalo-

we drzwi, rzucił jeszcze przelotne spojrzenie na pot˛e˙zne urz ˛

adzenia z grubymi kablami

211

background image

zwisaj ˛

acymi z izolatorów. Szli teraz długim, pomalowanym na neutralny, szary kolor

korytarzem, wzdłu˙z którego biegł ci ˛

ag drzwi. Zatrzymali si˛e przed jednymi z nich, z na-

pisem KORPUS 3. Id ˛

acy przodem oficer otworzył je i dał Brionowi znak, aby wszedł

do ´srodka. Kiedy przeszedł, drzwi zamkn˛eły si˛e za nim bezszelestnie.

— Si ˛

ad´z na tym krze´sle, prosz˛e — odezwał si˛e spokojnym głosem m˛e˙zczyzna sie-

dz ˛

acy w odległo´sci około dwóch metrów od niego. Był szczupły, miał blad ˛

a, ´sci ˛

agni˛et ˛

a

skór˛e twarzy, wyra´znie zarysowane policzki z gł˛eboko osadzonymi oczyma i uniform

w szarym kolorze. U´smiechn ˛

ał si˛e do Briona, lecz był to tylko skurcz mi˛e´sni twarzy, za

którym nie kryły si˛e ˙zadne uczucia. Brion słyszał go Wyra´znie, mimo i˙z oddzieleni byli

od siebie przezroczyst ˛

a ´sciank ˛

a, przegradzaj ˛

ac ˛

a pokój na dwie cz˛e´sci.

— Mam kilka pyta´n do pana — powiedział Brion.

— Nie w ˛

atpi˛e. A ja do ciebie. My´sl˛e, ˙ze zdołamy si˛e dogada´c, tak ˙zeby ka˙zdy z nas

był zadowolony. Jestem pułkownik Hegedus. Z Opolea´nskiej Armii Ludowej. A ty?

— Nazywam si˛e Brion Brandd. Czy dobrze rozumiem, ˙ze KORPUS 3 jest wywia-

dem wojskowym?

212

background image

— Zgadza si˛e. Jeste´s spostrzegawczy. Nie zamierzamy ci˛e skrzywdzi´c, Brion. Je-

ste´smy tylko bardzo ciekawi, co chciałe´s zrobi´c z boj ˛

a Delta, któr ˛

a rozmontowałe´s.

— To ona tak si˛e nazywa? Ogl ˛

adałem j ˛

a, poniewa˙z my´slałem, ˙ze mo˙ze mie´c zwi ˛

azek

z wojn ˛

a na Selm-II.

— Chcesz powiedzie´c, ˙ze jeste´s szpiegiem?

— Czy chce mi pan powiedzie´c, ˙ze na tej planecie jest co´s do szpiegowania?

— Prosz˛e ci˛e, Brion, nie bawmy si˛e w słówka. To miejsce, gdzie ci˛e znale´zli´smy,

ma, jak wiesz, ogromne znaczenie strategiczne. Je´sli jeste´s z gyongyoskiego wywiadu,

lepiej od razu powiedz. Wiesz przecie˙z, ˙ze bez trudu mo˙zemy dowiedzie´c si˛e prawdy.

— Obawiam si˛e, ˙ze nie mam najmniejszego poj˛ecia, o czym pan mówi. Prawda

jest taka, ˙ze to, co si˛e stało, jest dla mnie całkowit ˛

a zagadk ˛

a. Przybyłem na t˛e planet˛e

w samym ´srodku wojny. . .

— Wybacz mi, ale jak wiesz, na tej planecie nie ma ˙zadnej wojny. . . — Po tych

słowach twarz Hegedusa po raz pierwszy zmieniła wyraz, odmalował si˛e na niej nagły

szok: — Nie, ty nic nie wiesz, prawda. My´slisz, ˙ze nadal znajdujesz si˛e na Selm-II. Nie

jeste´s z Gyongyos. . .

213

background image

Podj ˛

awszy nagł ˛

a decyzj˛e, Hegedus pochylił si˛e do przodu i nacisn ˛

ał przycisk na

pulpicie obok krzesła. W tym momencie Brion poczuł ból od ukłucia na przedramieniu

i podskoczył do góry. Było ju˙z jednak za pó´zno. Błyszcz ˛

aca igła znikn˛eła z powrotem

w oparciu krzesła, spełniwszy swoje zadanie. Spróbował wsta´c, ale nie dał rady. Nie

mógł tak˙ze utrzyma´c otwartych oczu. Pogr ˛

a˙zał si˛e w ciemno´sci. . .

*

*

*

Pierwszego dnia Lea nie miała nic przeciwko temu, aby czeka´c w lesie. Odpoczynek

po nie ko´ncz ˛

acej si˛e w˛edrówce był dla niej prawdziw ˛

a przyjemno´sci ˛

a. Czuła gł˛ebokie

odpr˛e˙zenie, siedz ˛

ac na brzegu strumienia i chłodz ˛

ac w nim zm˛eczone stopy. Przez koro-

ny wysokich drzew widziała przesuwaj ˛

ace si˛e białe obłoki i sporadycznie przelatuj ˛

ace

stada lataj ˛

acych jaszczurek skrzecz ˛

acych w locie. Racje ˙zywno´sciowe były niezmien-

nie bez smaku, niemniej wypełniały jej ˙zoł ˛

adek i zaspokajały głód. Kiedy zaszło sło´nce,

powietrze si˛e ochłodziło. Wyj˛eła ´spiwór i w´slizgn˛eła si˛e do niego. Zgodnie z instrukcj ˛

a

Briona, obok głowy poło˙zyła pistolet Korony drzew wygl ˛

adały jak czarne plamy na tle

gwia´zdzistego nieba. Zamkn˛eła oczy i od razu zasn˛eła.

214

background image

W pewnym momencie obudził j ˛

a chrapliwy odgłos jakiego´s zwierz˛ecia. Była noc.

Przestraszona si˛egn˛eła po pistolet. Te same odgłosy słyszała dosy´c cz˛esto przedtem po

zapadni˛eciu zmroku, ale wówczas nie niepokoiły jej, poniewa˙z był z ni ˛

a Brion. Jego

obecno´s´c dawała jej poczucie bezpiecze´nstwa i pozwalała na powrót zasypia´c, gdy˙z

wiedziała, ˙ze przy nim jest całkowicie bezpieczna. Teraz jednak nie było go z ni ˛

a. . .

Miała kłopot z ponownym za´sni˛eciem, a potem budziła si˛e jeszcze kilka razy, nasłuchu-

j ˛

ac w ciemno´sci tych obcych d´zwi˛eków. Od pierwszego przebudzenia dalsza cz˛e´s´c nocy

min˛eła jej niespokojnie.

Przez cały prawie nast˛epny dzie´n Lea przegl ˛

adała i korygowała raport. Komputer

pokładowy l ˛

adownika odtwarzał go jej, ona za´s uzupełniała go naj´swie˙zszymi informa-

cjami. Starała si˛e nie my´sle´c o Brionie, który szedł samotnie wzdłu˙z kanionu. Odtr ˛

acała

wszelkie my´sli o tym, co mogłoby si˛e z nimi sta´c, gdyby spotkał który´s z tych czołgów.

*

*

*

Druga noc była równie nieprzyjemna jak pierwsza i ranek zastał j ˛

a mocno znu˙zon ˛

a.

Umyła si˛e w górskim potoku i uczesała włosy. Suche racje smakowały tak samo podle

215

background image

jak przedtem. Wła´snie zwil˙zała je wod ˛

a, kiedy dostrzegła mi˛edzy drzewami jaki´s błysk.

Tam co´s było!

Zastosowała si˛e do instrukcji Briona, tak jak mu obiecała. ´Scisn˛eła w r˛ece pistolet

i oddała kilka strzałów mi˛edzy drzewa. Kiedy przerwała, jaki´s głos zawołał do niej

w j˛ezyku Esperanto.

— Jeste´smy przyjaciółmi. . .

Kolejne kule pomkn˛eły w gł ˛

ab lasu. Nie miała tu ˙zadnych przyjaciół! Padłszy za

skaln ˛

a osłon˛e, spojrzała mi˛edzy drzewa wypatruj ˛

ac jakiego´s ruchu. Co´s hukn˛eło gł˛ebo-

ko w lesie i tu˙z obok niej nast ˛

apił wybuch i po chwili jeszcze jeden. Obłoki gryz ˛

acego

dymu wzbiły si˛e w powietrze i otoczyły j ˛

a. Nabrała powietrza w płuca, ale po chwi-

li musiała je wypu´sci´c, aby móc oddycha´c. Kaszl ˛

ac, usiadła, a potem poło˙zyła si˛e na

ziemi i wci ˛

a˙z kaszl ˛

ac, zamkn˛eła oczy. Le˙zała cicho i nieruchomo, kiedy z lasu wyszli

ludzie w maskach na twarzach. Stan˛eli nad ni ˛

a i popatrzyli na jej ciało.

background image

Wojskowy punkt widzenia

Zamrugawszy kilkakrotnie, Brion otworzył oczy i spojrzał na obco wygl ˛

adaj ˛

acy

sufit. Jego my´sli były mgliste i przypomnienie sobie, co si˛e wydarzyło, zaj˛eło mu nieco

czasu. Dolina. . . nie. . . dotarł do jej ko´nca. . . Czarna metalowa kolumna. Potem ˙zoł-

nierze, pojmanie, rozmowa z człowiekiem nazywaj ˛

acym si˛e Hegedus. Co´s si˛e stało. . .

Nagle przypomniał sobie: zastrzyk, narkotyk, potem nico´s´c. Nie pami˛etał jak długo to

trwało. Spojrzał w dół i zobaczył, ˙ze le˙zy na jakiej´s koi przytwierdzonej do ´sciany du-

˙zego, pozbawionego okien pomieszczenia. Jego wn˛etrze wyposa˙zone było w stół i kilka

prostych metalowych krzeseł pokrytych takim samym materiałem jak koja. Przechyla-

217

background image

j ˛

ac głow˛e na boki, stwierdził, ˙ze ´swiat wiruje wkoło niego. Kiedy spróbował usi ˛

a´s´c,

wszystko zacz˛eło mu jeszcze szybciej miga´c przed oczyma. Musiał si˛e złapa´c mocno

r˛ekoma za brzegi koi i odczeka´c, a˙z to niemiłe uczucie minie. Stłumił je jednak nagły

przypływ gniewu. Nie podobało mu si˛e, ˙ze został potraktowany w ten sposób! A na do-

datek nie przybli˙zył si˛e ani o krok do rozwi ˛

azania zagadki Selm-II. Wstał i nie zwraca-

j ˛

ac uwagi na zawrót głowy, podszedł do drzwi i złapał za klamk˛e. Zamkni˛ete. Ju˙z chciał

odej´s´c od nich, kiedy nagle zabrz˛eczał jaki´s mechanizm. Klamka obróciła si˛e i drzwi

otworzyły si˛e powoli. Brion przesun ˛

ał si˛e w bok i uniósł swoj ˛

a masywn ˛

a pi˛e´s´c. Ju˙z raz

go złapali i u´spili narkotykiem. Teraz przekonaj ˛

a si˛e, ˙ze drugi raz nie pójdzie im tak

łatwo. Był im co´s dłu˙zny i dobrze wiedział co. Napi ˛

ał mi˛e´snie, kiedy drzwi otworzyły

si˛e na o´scie˙z. Gotów!

Pierwsz ˛

a osob ˛

a, która weszła, była Lea.

R˛eka opadła mu bezwiednie, kiedy odwróciła si˛e w jego stron˛e.

— Nic ci nie jest? — zapytała. — Nie chcieli mi powiedzie´c.

— Jak si˛e tu dostała´s? Szła´s za mn ˛

a?

218

background image

— Nie, zostałam tam, gdzie mi kazałe´s. Dwa dni po twoim odej´sciu złapali mnie ja-

cy´s ˙zołnierze. Podeszli do mnie bezszelestnie i zawołali mnie. Tak jak mi powiedziałe´s,

mimo i˙z ich nie widziałam, zacz˛ełam od razu do nich strzela´c. W odpowiedzi wokół

mnie rozległy si˛e eksplozje, przypuszczam, ˙ze były to jakie´s granaty i pojawiły si˛e kł˛e-

by dymu. Chciałam uciec, lecz w tym dymie musiał by´c jaki´s gaz. Pami˛etam jeszcze,

˙ze upadłam, a przed chwil ˛

a ockn˛ełam si˛e tutaj. Weszła jaka´s kobieta i nic nie mówi ˛

ac

przyprowadziła mnie tu. Rzecz w tym, ˙ze nie wiem, gdzie jest to tutaj i co si˛e dzieje?

W jej głosie pobrzmiewała nutka histerii. Brion dostrzegł, ˙ze zaciska nerwowo dło-

nie. Podszedł do niej i uj ˛

ał je w swoje r˛ece.

— Ju˙z wszystko w porz ˛

adku. Wiem niewiele wi˛ecej od ciebie. Szedłem wzdłu˙z

w ˛

awozu, a˙z dotarłem do prostok ˛

atnej doliny, która stanowiła jego ´slepe zako´nczenie.

Wkrótce potem pojawili si˛e jacy´s ludzie i ˙zołnierze, pojmali mnie, podobnie jak cie-

bie, a nast˛epnie obudziłem si˛e w tym pomieszczeniu. Nie s ˛

adz˛e, aby mieli zamiar nas

skrzywdzi´c. Gdyby tak było, ju˙z by to zrobili. Mieli na to sporo czasu. Kim oni s ˛

a. . .

I jak znale´zli ciebie? Chciałbym, ˙zeby kto´s nam to wyja´snił. . .

219

background image

— I wyja´sni — powiedział Hegedus, wchodz ˛

ac przez otwarte drzwi. — Prosz˛e

usi ˛

a´s´c, doktor Morees. Ty tak˙ze, Brion. . .

— Sk ˛

ad pan wie jak si˛e nazywam? — zapytała Lea.

— Od pani towarzysza. Posiadamy bardzo zaawansowane techniki, odpowiednie

´srodki i urz ˛

adzenia, które pozwalaj ˛

a wnikn ˛

a´c do ludzkiej pami˛eci. To jest bezbole-

sne i nie wywołuje efektów ubocznych. Dowiedzieli´smy si˛e od Briona o waszej akcji

i o tym, gdzie pani na niego czeka. Dlatego postanowili´smy zabra´c pani ˛

a stamt ˛

ad, zanim

ten dziki ´swiat dałby si˛e pani we znaki. Przepraszam za ten gaz, ale nie mieli´smy innego

wyj´scia, gdy˙z wiedzieli´smy, ˙ze jest pani uzbrojona i gotowa do obrony. Wiemy tak˙ze, ˙ze

pracujecie dla Fundacji. Jest nam bardzo przykro, ˙ze spotkało was tyle nieprzyjemno´sci,

dlatego te˙z pragniemy wam to, w miar˛e naszych mo˙zliwo´sci zrekompensowa´c.

— Mo˙zesz zacz ˛

a´c od razu, wyja´sniaj ˛

ac nam, co si˛e dzieje na Selm-II — powiedział

Brion.

— Z przyjemno´sci ˛

a. Po to wła´snie jestem tu teraz z wami. Usi ˛

ad´z, prosz˛e. Zamówi´c

co´s dla was? Co´s do jedzenia i picia. . .

220

background image

— Nic. Chcemy tylko wyja´snie´n — wyrzucił z siebie Brion, którego cierpliwo´s´c

była ju˙z na wyczerpaniu. Lea przytakn˛eła mu.

Hegedus usiadł naprzeciwko nich i wsparł palce r ˛

ak na skrzy˙zowanych kolanach.

— Obawiam si˛e, ˙ze aby wyja´sni´c wam dokładnie, co si˛e stało, b˛ed˛e musiał opowie-

dzie´c wam w du˙zym skrócie dzieje tego ´swiata, to jest planety Arao. . .

— Czy to znaczy. . . ˙ze nie jeste´smy na Selm-II? — zapytała Lea lekko oszołomiona.

Hegedus potwierdził ruchem głowy.

— Znajdujecie si˛e tysi ˛

ace lat ´swietlnych od Selm-II, na planecie okr ˛

a˙zaj ˛

acej zupeł-

nie inne sło´nce Arao. Nasze badania historyczne wykazały, ˙ze ta planeta została zasie-

dlona jako jedna z ostatnich przed Upadkiem Ziemskiego Imperium. W gruncie rzeczy

osiedlili si˛e na niej ludzie uciekaj ˛

acy przed wojnami, które zacz˛eły wybucha´c w Galak-

tyce. Nasi przodkowie pragn˛eli ˙zy´c w pokoju i jedynym sposobem na osi ˛

agni˛ecie tego

była heroiczna walka, ukrywanie si˛e, wyt˛e˙zona praca i ogromne po´swi˛ecenie. . .

— Czy mógłby pan przyspieszy´c t˛e opowie´s´c, aby przybli˙zy´c j ˛

a bardziej do współ-

czesno´sci — przerwała Hegedusowi Lea. — Widzieli´smy ju˙z troch˛e tej walki i po´swi˛e-

cenia.

221

background image

— Oczywi´scie! Przepraszam. Poznanie przeszło´sci tej planety jest jednak koniecz-

ne. Jak powiedziałem, ci, którzy ocaleli, wsiedli na statki kosmiczne i wyruszyli w gł ˛

ab

kosmicznej pustki. Cel podró˙zy znany był tylko niewielu. Była to wcze´sniej odkryta pla-

neta, ˙zyzna i nie zamieszkana. I co najwa˙zniejsze, znajdowała si˛e na samym skraju stre-

fy kolonizacji. W ten sposób przybyli na Arao. Do dzi´s dnia my, Opoleanie, ´swi˛etujemy

t˛e rocznic˛e jako Dzie´n Osiedlenia. . . — Dostrzegł błysk zniecierpliwienia w oczach Lei

i przyspieszył: — W niecałe sto lat po osiedleniu si˛e tutaj, na pokrytym ro´slinno´sci ˛

a jed-

nym z dwóch wielkich kontynentów, które istniej ˛

a na tej planecie, doszło do tragedii.

Spadła na nas flota wielkich statków wojennych, niedobitki pot˛e˙znej, kosmicznej arma-

dy rozbitej podczas jednej z bitew. Byli tak samo jak my ofiarami rozpadu Imperium.

Z pocz ˛

atku doszło do konfliktu, zgin˛eło wielu ludzi, zniszczenia były ogromne. Mimo i˙z

dysponowali pot˛e˙zniejsz ˛

a broni ˛

a, my przewy˙zszali´smy ich liczebno´sci ˛

a. W ko´ncu zwy-

ci˛e˙zył rozs ˛

adek i zanim doszło do obopólnego zniszczenia, zawarto pokój. Naje´zd´zcy

zgodzili si˛e zamieszka´c na Gyongyos, drugim kontynencie poło˙zonym po przeciwnej

stronie planety. Pozostaj ˛

a tam do dzi´s. I oto zbli˙zamy si˛e do czasów współczesnych.

Mimo i˙z ˙zyjemy razem na tej planecie we wzgl˛ednym spokoju, to jednak cały czas

222

background image

w naszych stosunkach istnieje napi˛ecie. B˛ed ˛

ac pierwszymi osiedle´ncami, uwa˙zali´smy,

˙ze nasza planeta została najechana i obawiali´smy si˛e, ˙ze kiedy Gyongyosanie zaatakuj ˛

a

nas znowu, zniszcz ˛

a nas na zawsze. Musz˛e powiedzie´c, ˙ze chocia˙z nie darz˛e sympati ˛

a

ich polityki, rozumiem jednak ich punkt widzenia, który ka˙ze im zbroi´c si˛e przeciwko

nam. Ostatecznie było ich mniej i z pewno´sci ˛

a mieli poczucie winy z powodu tego, co

zrobili. Tak czy inaczej, to ju˙z historia. Teraz dochodzimy do obecnych czasów.

— Najwy˙zsza pora — chrz ˛

akn ˛

ał Brion.

— Cierpliwo´sci. To, co widzicie wokół siebie, to planeta Arao, ˙zyzna i ˙zyczliwa.

Dwa wielkie kontynenty zamieszkane przez szcz˛e´sliwych potomków tych dwóch grup

osiedle´nców otoczone s ˛

a ciepłym oceanem. Planeta mogłaby by´c rajem, gdyby nie te

historyczne zdarzenia, które opowiedziałem wam w skrócie. Wła´snie z ich powodu bu-

d˙zety wojskowe obu narodów s ˛

a przeogromne. Wojna i zagro˙zenie wojn ˛

a zawsze były

obecne w naszych my´slach. Prawdopodobnie doszłoby ponownie do wojny i zniszcze-

nia tego raju, gdyby nie wynalezienie Translokatora Masy Delta, TMD. Tymi, którzy go

wynale´zli, byli oczywi´scie naukowcy opolea´nscy, lecz niedługo potem Gyongyosanie

223

background image

skonstruowali własne urz ˛

adzenie dzi˛eki swoim szpiegom. TMD okazał si˛e ratunkiem,

gdy˙z uwolnił naszych ludzi od grozy wojny i zniszczenia planety.

— Poprzez jej eksport gdzie indziej! — powiedział Brion. — Zaczynam rozumie´c,

o co tu chodzi.

— Jeste´s inteligentny. . . chocia˙z to chyba zaczyna by´c oczywiste. TMD jest pew-

nego rodzaju odmian ˛

a nap˛edu nad´swietlnego, który wykorzystuj ˛

a wszystkie statki mi˛e-

dzyplanetarne. Statki kosmiczne dokonuj ˛

a skoków w przestrzeni za pomoc ˛

a tego nap˛e-

du, my za´s za pomoc ˛

a TMD. . .

— Z t ˛

a ró˙znic ˛

a, ˙ze wy nie potrzebujecie do tego celu statków, a tylko odbiornika, na

który si˛e namierzacie! Brion uderzył pi˛e´sci ˛

a w otwart ˛

a dło´n drugiej r˛eki. Ta metalowa

kolumna to odbiornik Delta. Umieszczony tam przez waszych ludzi. Za pomoc ˛

a statków

kosmicznych ustawiacie na odległych planetach jedn ˛

a z tych rzeczy i potem do dostania

si˛e tam statki s ˛

a wam ju˙z zbyteczne. . .

— Zgadza si˛e. Ten plan był wspaniały. Statki wyruszyły na poszukiwanie odpo-

wiedniej planety i po pewnym czasie odkryły Selm-II, która nadawała si˛e idealnie na

miejsce do prowadzenia wojny. Jedynymi jej mieszka´ncami okazały si˛e jaszczury, któ-

224

background image

rych unikaj ˛

a nasze komputery wojenne odpowiednio zaprogramowane w tym celu. Była

zupełnie nie zamieszkana przez ludzi. . .

— Wasi ludzie byli w bł˛edzie — powiedziała Lea. Na tej planecie ˙zyj ˛

a ludzie!

Hegedus wzruszył ramionami.

— Drobna pomyłka. . .

— Mo˙ze dla was. Ale na pewno nie dla tych biedaków wyrzynanych w pie´n w sa-

mym ´srodku waszej bezu˙zytecznej wojny. — Brion spojrzał na Le˛e, zrozumiawszy co´s

nagle: — Ta zniszczona kopalnia, któr ˛

a znale´zli´smy, tamto ´Swi˛ete Miejsce tubylców. . .

Teraz zaczynam rozumie´c. Kiedy ci wojskowi kretyni przetransportowali na Selm-II

swój sprz˛et bojowy, istniała tam osada górnicza. W po´spiechu podyktowanym ch˛eci ˛

a

jak najszybszego rozpocz˛ecia walki nawet jej nie zauwa˙zyli ich bombowce zrobiły na-

lot i zniszczyły j ˛

a. Ci, którzy ocaleli, musieli nauczy´c si˛e ˙zy´c z t ˛

a importowan ˛

a wojn ˛

a,

co im si˛e w ko´ncu udało. Musieli przetrwa´c. Znale´zli si˛e w ´slepej uliczce. Stworzyli co´s

w rodzaju kultury obozu koncentracyjnego, która okazuje si˛e skuteczna. Nie u˙zywaj ˛

a

ognia, gdy˙z mógłby on przyci ˛

agn ˛

a´c uwag˛e robotów. Boj ˛

a si˛e metali, poniewa˙z mogłyby

zosta´c wykryte. Nie maj ˛

a stałych obozowisk, które mogłyby by´c zauwa˙zone i zaatako-

225

background image

wane. To wszystko trzyma si˛e kupy. Teraz ju˙z wiemy, co si˛e tam naprawd˛e stało. —

Obrócił si˛e w stron˛e Hegedusa: — Macie za co odpowiada´c!

Hegedus przytakn ˛

ał skinieniem głowy.

— Zdajemy sobie z tego spraw˛e. Badaj ˛

ac twoj ˛

a pami˛e´c, poznali´smy prawdziwy

stan rzeczy na Selm-II. Jest nam oczywi´scie przykro z powodu tego, co uczynili´smy jej

mieszka´ncom. Mo˙zemy jednak zapewni´c im pokojow ˛

a przyszło´s´c. Został ju˙z wydany

rozkaz zawieszenia broni. Wojna si˛e sko´nczyła. Samoloty wyl ˛

adowały i zgasiły silniki.

Nie b˛ed ˛

a ju˙z zrzucane bomby ani nie b˛edzie ˙zadnej strzelaniny. . .

— To miłe z waszej strony — powiedziała Lea. — A pomy´sleli´scie chocia˙z o po-

zbawionych nadziei ocalałych mieszka´ncach tamtej planety? Czy te˙z mo˙ze zamierzacie

zostawi´c ich własnemu losowi w tej ´slepej uliczce rozwoju, w któr ˛

a ich wp˛edzili´scie?

— Owszem. W zasadzie mogliby´smy im pomóc, gdyby nie obecno´s´c Fundacji. Wa-

sza organizacja jest nieprawdopodobnie bogata i specjalnie przeznaczona do tego ro-

dzaju działa´n. Jestem pewny, ˙ze tubylcy skorzystaj ˛

a bardzo z waszej obecno´sci.

226

background image

— A czy wy równie˙z skorzystali´scie z niej? — zapytał Brion. — Czy zrozumieli-

´scie, jak bezwarto´sciowa i zwariowana z ekonomicznego punktu widzenia była ta wasza

nie ko´ncz ˛

aca si˛e wojna?

— Uwa˙zaj, co mówisz! — powiedział ze zło´sci ˛

a Hegedus, trac ˛

ac po raz pierwszy

zimn ˛

a krew. — Mówisz jak cholerny członek Partii ´Swiatowej. Produkcja dla celów

konsumpcyjnych, a nie wojennych, wi˛ecej dóbr konsumpcyjnych, legalne zwi ˛

azki. . .

Słyszeli´smy to wszystko ju˙z wcze´sniej. Dekadenckie brednie! Ka˙zdy, kto tak mówi,

jest wrogiem społecznym i powinien by´c zniszczony. Partia ´Swiatowa jest nielegalna,

a jej członkowie winni by´c osadzeni w obozach pracy. Wojsko jest wolno´sci ˛

a, a słabo´s´c

militarna zbrodni ˛

a. . . — urwał, zasapawszy si˛e. Krople potu zrosiły mu czoło.

— Nie do wiary — Lea u´smiechn˛eła si˛e niewinnie. — Wygl ˛

ada na to, ˙ze trafili´smy

pana w czuły punkt. Wygl ˛

ada na to, ˙ze po wiekach panoszenia si˛e wojskowej głupoty

ludzie maj ˛

a jej ju˙z do´s´c.

— Zamilcz! — rozkazał Hegedus, zrywaj ˛

ac si˛e na równe nogi. — Wasz los jest teraz

w r˛ekach wojska. Mimo i˙z jeste´scie spoza tej planety, mo˙zecie zosta´c surowo ukarani

za wygłaszanie takich zdradzieckich teorii. To, co powiedzieli´scie do tej pory, zostanie

227

background image

puszczone w niepami˛e´c. Teraz zostali´scie ostrze˙zeni. Za nast˛epne uwagi tego rodzaju

zostaniecie ukarani. Czy to jasne?

— Jasne — odparł Brion. — W przyszło´sci nasze uwagi zachowamy dla siebie. Pro-

sz˛e przyj ˛

a´c nasze przeprosiny. Zapewniam ci˛e, ˙ze była to z naszej strony nie zło´sliwo´s´c,

a ignorancja.

Lea zacz˛eła protestowa´c, ale szybko zrozumiała zamiar Briona i zamilkła. Słowa

nie były w stanie powstrzyma´c tych wojowniczo usposobionych szale´nców. Nadal ˙zyli

w wojskowo-szowinistycznej koncepcji nieba. Wymachuj sztandarem, krzycz, ˙ze twój

kraj ma racj˛e, buduj przemysł wojskowy, zgadzaj si˛e na zniesienie wszelkich praw jed-

nostki. . . I id´z na nie ko´ncz ˛

ac ˛

a si˛e wojn˛e! Rz ˛

adz ˛

acy generałowie nigdy nie zamierzali

dobrowolnie odda´c władzy. Zrozumiawszy to, Lea doszła do wniosku, ˙ze s ˛

a tu wi˛e´znia-

mi. Wszelki sprzeciw w ich sytuacji równałby si˛e samobójstwu. Słowa Briona odbijały

si˛e echem w jej my´slach.

— W zwi ˛

azku z przerwaniem wojny na Selm-II, planujecie zapewne przeniesienie

jej gdzie´s indziej, tak? — zapytała.

Hegedus przytakn ˛

ał, wyci ˛

agn ˛

ał z kieszeni chusteczk˛e i otarł pot z czoła.

228

background image

— Z danych poprzedniego zwiadu wybrali´smy inn ˛

a planet˛e. W obu krajach tocz ˛

a si˛e

obecnie narady i czynione s ˛

a przygotowania do przeniesienia tam działa´n wojennych.

— Zatem nie jeste´smy ju˙z tutaj potrzebni — stwierdził Brion, wstaj ˛

ac. — Rozu-

miem, ˙ze mo˙zemy ju˙z wróci´c na Selm-II.

Hegedus spojrzał na niego chłodno i zaprzeczył ruchem głowy.

— Zostaniecie tu, gdzie jeste´scie. Wasza sprawa jest w tej chwili rozpatrywana przez

najwy˙zsze władze wojskowe.

background image

Koniec misji

— Jakim prawem wasze dowództwo ma decydowa´c o naszym losie? — zapytał

Brion.

Hegedus zrobił powa˙zn ˛

a min˛e.

— Brion, wydaje mi si˛e, ˙ze wyja´sniłem to ju˙z szczegółowo kilka minut temu. Ten

kraj jest w stanie wojny. Obowi ˛

azuje prawo wojenne. Zostałe´s schwytany w strefie wo-

jennej podczas manipulowania przy kluczowym urz ˛

adzeniu wojskowym. Ciesz si˛e, ˙ze

jeste´smy cywilizowanymi lud´zmi i nie zastrzelili´smy ci˛e od r˛eki.

230

background image

— A z jakiego powodu trzymacie mnie? — zapytała Lea. — Wasze zbiry obrzuciły

mnie granatami, a potem porwały. Czy to wła´snie robi ˛

a cywilizowani ludzie?

— Tak. Przynajmniej, kiedy kto´s szpieguje w strefie wojennej. Prosz˛e, nie kłó´cmy

si˛e. W tej chwili mo˙zecie uwa˙za´c si˛e za naszych go´sci. Uprzywilejowanych go´sci, po-

niewa˙z jeste´scie pierwszymi lud´zmi spoza naszej planety, którzy postawili na niej stop˛e.

Mimo i˙z dziel ˛

a nas, Opolean i Gyongyosan, ró˙znice polityczne, w jednej kwestii jeste-

´smy całkowicie zgodni. Stosujemy bezwzgl˛edny zakaz kontaktu z innymi planetami.

Zarówno my, jak i oni znale´zli´smy tutaj przysta´n po ucieczce od wojen, które trwały

podczas Upadku. Reszta Galaktyki nie ma nam nic do zaoferowania.

— Te wojny sko´nczyły si˛e tysi ˛

ace lat temu — powiedział Brion. — Czy wy nie

macie przypadkiem paranoi?

— Ani troch˛e. Jeste´smy całkowicie samowystarczalni. Nie potrzebujemy niczego

z zewn ˛

atrz. Wpływ z zewn ˛

atrz mógłby poci ˛

agn ˛

a´c za sob ˛

a naciski i zdradzieckie ru-

chy polityczne, a te z kolei mogłyby zniszczy´c nasze szcz˛e´sliwe ˙zycie. To gra, której

nie mo˙zemy przegra´c. Dlatego prowadzimy polityk˛e ´scisłej izolacji. Teraz prosz˛e mi

wybaczy´c. Sier˙zancie!

231

background image

W tej samej chwili, otworzyły si˛e drzwi i do ´srodka wszedł sier˙zant i trzaskaj ˛

ac

kopytami zamarł w pozycji zasadniczej. Brion rozpoznał jego surow ˛

a, wojskow ˛

a twarz.

Człowiek ten dowodził oddziałem, który go schwytał. Hegedus podszedł do drzwi.

— Sier˙zant zostanie z wami a˙z do mojego powrotu. Mo˙zecie prosi´c go o wszystko,

czego potrzebujecie. Przypuszczam, ˙ze jeste´scie ju˙z nieco głodni.

Brion prawie nie zwrócił uwagi, kiedy Hegedus wyszedł, poniewa˙z napomkni˛ecie

o jedzeniu uzmysłowiło mu nagle, jak bardzo był głodny. W ferworze zdarze´n zapo-

mniał o głodzie, lecz teraz dał mu zna´c o sobie. Czuł gło´sne burczenie w ˙zoł ˛

adku.

— Sier˙zancie, mogliby´scie zamówi´c nam co´s do jedzenia?

— Tak, prosz˛e pana. Co zamówi´c?

— Macie steki na tej planecie?

— Nie jeste´smy niecywilizowani. Oczywi´scie, ˙ze mamy. Piwo tak˙ze. . .

— Dla dwóch osób, je´sli nie ma pan nic przeciwko temu — powiedziała Lea. — Na

wpół surowe! Mam ju˙z dosy´c suszonych racji ˙zywno´sciowych i chciałabym zapomnie´c

o nich na zawsze.

232

background image

Sier˙zant skin ˛

ał głow ˛

a i przekazał krótkie polecenie do umieszczonego w hełmie

mikrofonu. Brion czuł wydzielanie soków trawiennych w ˙zoł ˛

adku. Kilka minut, które

upłyn˛eło zanim dostarczono jedzenie, wlokło si˛e niczym godziny. Wreszcie wszedł ˙zoł-

nierz z du˙z ˛

a tac ˛

a, postawił j ˛

a na stole i wyszedł. Brion i Lea natychmiast rzucili si˛e na

jedzenie.

— Najlepszy stek, jaki kiedykolwiek jadłem — mrukn ˛

ał Brion odgryzaj ˛

ac du˙zy k˛es.

— ˙

Ze nie wspomn˛e o piwie — westchn˛eła Lea, odstawiaj ˛

ac zroszon ˛

a szklank˛e. —

Powinni´scie organizowa´c wycieczki z wegetaria´nskich planet do siebie. Niech zobacz ˛

a,

co to jest dobre jedzenie!

— Tak, prosz˛e pani — odrzekł sier˙zant patrz ˛

ac przed siebie z niezmiennie srog ˛

a

min ˛

a.

— Dlaczego nie napije si˛e pan z nami piwa? — zapytał Brion.

— Nie pij˛e podczas słu˙zby — odparł beznami˛etnym głosem, nie odwracaj ˛

ac głowy.

— Czym si˛e pan zajmował, zanim poszedł pan do wojska? — zapytała Lea, skubi ˛

ac

delikatnie swoj ˛

a porcj˛e po zaspokojeniu pierwszego głodu. Brion spojrzał na ni ˛

a z ukosa

i skin ˛

ał nieznacznie głow ˛

a.

233

background image

— Od pocz ˛

atku jestem w wojsku.

— A reszta pana rodziny? Tak˙ze słu˙zy w wojsku czy pracuje w fabrykach?

Pytanie wydawało si˛e niewinne, ale sier˙zant nie dał si˛e podej´s´c. Posłał Lei gro´zne,

znacz ˛

ace spojrzenie, po czym na powrót skierował wzrok na przeciwległ ˛

a ´scian˛e.

— ˙

Zadnych rozmów podczas pełnienia słu˙zby.

Koniec rozmowy. Ale Lea nie dawała si˛e łatwo zniech˛eci´c.

— W porz ˛

adku. A czy mo˙ze pan powiedzie´c nam co´s na temat tej wojny? Kierujecie

ni ˛

a, czy mo˙ze tylko obserwujecie i czekacie na rozstrzygni˛ecie?

— To tajemnica wojskowa. Mog˛e jedynie powiedzie´c, ˙ze wszyscy na Arao obserwu-

j ˛

a j ˛

a. Przez cały dzie´n mo˙zna j ˛

a ogl ˛

ada´c w telewizji, cieszy si˛e ogromn ˛

a popularno´sci ˛

a.

Ludzie zakładaj ˛

a si˛e o wynik poszczególnych potyczek. To bardzo podniecaj ˛

ace.

— Nie w ˛

atpi˛e, ˙ze tak jest — mrukn ˛

ał Brion. Zaraz, co to było takiego, co czytał

w jednej z historycznych ksi ˛

a˙zek o chlebie i igrzyskach? — Prosz˛e mi powiedzie´c,

je´sli to nie jest tajemnica wojskowa, czy oba kraje istniej ˛

ace na tej planecie u˙zywaj ˛

a

do przenoszenia si˛e na Selm-II tego samego odbiornika TMD? Tego, przy którym mnie

schwytano?

234

background image

Sier˙zant spojrzał na niego chłodnym, przenikliwym wzrokiem i po chwili zastano-

wienia powiedział:

— To nie jest tajemnica. Oba kraje u˙zywaj ˛

a tego samego odbiornika. Odpowiednia

kontrola umo˙zliwia jednakowe rozbrojenie obu stron za ka˙zdym razem.

— Co powstrzymuje jedn ˛

a stron˛e, to znaczy przeciwnika, od zaczajenia si˛e po tam-

tej stronie?

— Prawo, prosz˛e pana. Ka˙zdy, kto ogl ˛

ada telewizj˛e, wie o tym. Specjalne, kodowane

sygnały radiowe zapobiegaj ˛

a u˙zywaniu broni w promieniu pi˛e´cdziesi˛eciu kilometrów

od boi Delta. Zneutralizowana strefa wojenna.

— Teraz rozumiem — powiedział Brion. — Id ˛

ac w ˛

awozem w kierunku boi, natkn ˛

a-

łem si˛e na czołg z urwan ˛

a g ˛

asienic ˛

a. Poza tym był całkowicie sprawny. Celował do mnie

ze swoich dział, ale ani razu nie strzelił. Czy to był efekt działania tych urz ˛

adze´n?

— Prawdopodobnie, prosz˛e pana. Nic nie jest w stanie odda´c strzału w promieniu

pi˛e´cdziesi˛eciu kilometrów.

— Czy kiedykolwiek chciał pan, aby ta wojna si˛e sko´nczyła, dzi˛eki czemu. . .

— Dosy´c pyta´n! — warkn ˛

ał gło´sno i szorstko sier˙zant.

235

background image

Oznaczało to oczywi´scie koniec rozmowy. W milczeniu ko´nczyli posiłek, kiedy

wrócił Hegedus. Sier˙zant odmeldował si˛e, odwrócił i wyszedł.

— Mam nadziej˛e, ˙ze smakowało wam. . .

— Dosy´c tego! — głos Briona był równie zdecydowany, jak głos sier˙zanta. — Dosy´c

tych miłych słówek. Mów pan, jak wygl ˛

ada sytuacja!

Hegedus wydłu˙zył krótk ˛

a chwil˛e niepewno´sci, przechodz ˛

ac w milczeniu na drug ˛

a

stron˛e pomieszczenia, aby usi ˛

a´s´c na krze´sle. Skrzy˙zowawszy nogi i wygładziwszy fałdy

spodni, powiedział:

— Przynosz˛e wam dobre wiadomo´sci, nie jeste´smy niesprawiedliwymi lud´zmi. Nie

mamy zwyczaju zabijania posła´nców przynosz ˛

acych złe wiadomo´sci. Zadecydowano,

˙ze zostaniecie niezwłocznie odesłani na Selm-II. Natychmiast po powrocie otrzymacie

całe swoje wyposa˙zenie. Pojazd sztabowy zawiezie was na równin˛e, gdzie b˛edziecie

mogli sprowadzi´c swój statek. To b˛edzie nasz jedyny działaj ˛

acy pojazd, dlatego te˙z

nie macie si˛e czego obawia´c. Po waszym odlocie on równie˙z zostanie unieruchomiony.

Boja Delta zostanie zniszczona, jak tylko przeniesiecie si˛e na Selm-II. W ten sposób

wszelki kontakt z t ˛

a planet ˛

a zostanie zerwany. Na zawsze.

236

background image

— Pozwalacie nam odej´s´c. . . tak po prostu? — Lea wydawała si˛e zaskoczona To

była ostatnia rzecz, jakiej si˛e spodziewała.

— Dlaczego by nie? Powiedziałem przecie˙z, ˙ze jeste´smy humanitarni. Spełniali-

´scie tylko swoje obowi ˛

azki. . . tak jak my swoje. Nie zamierzali´scie nam szkodzi´c i nie

b˛edziecie mogli tego zrobi´c w przyszło´sci.

— A co b˛edzie, je´sli spróbujemy? — zapytała. Je´sli powiemy innym w Galaktyce

o was? Zaczn ˛

a tu przylatywa´c. . .

Hegedus u´smiechn ˛

ał si˛e chłodno. Brion pokr˛ecił przecz ˛

aco głow ˛

a i powiedział:

— Nie, to nie b˛edzie takie proste. . . ani mo˙zliwe. W tej Galaktyce s ˛

a miliony, mo˙ze

nawet miliardy gwiazd. Jak znale´z´c ten układ planetarny? Nie mamy ˙zadnej wskazówki.

Ani przez chwil˛e nie widzieli´smy tutejszego sło´nca, tote˙z nie mamy nawet poj˛ecia,

jakiego jest typu. Ani w którym kierunku le˙zy. Mamy pecha. Kiedy boja Delta b˛edzie

zniszczona, wszelki kontakt z Arao zostanie zerwany. Na zawsze. Chyba, ˙ze oni sami

zechc ˛

a go z nami nawi ˛

aza´c.

— Nawet o tym nie my´slcie. To, co mówisz, to wszystko prawda. Nie chcemy wa-

szego wtr ˛

acania si˛e i nigdy si˛e na to nie zgodzimy. Oficjalnie pu´sciłem w niepami˛e´c

237

background image

wasze wywrotowe gadanie, ale wiem, co czujecie. Wasza dobroczynna Fundacja nie b˛e-

dzie nam wsadzała tutaj swojego nosa, aby zmieni´c nasze szcz˛e´sliwe ˙zycie. Podburza´c

ludzi i sia´c zamieszanie! Lubimy nasz styl ˙zycia i nie mamy zamiaru zmienia´c czego-

kolwiek. No, pora rusza´c w drog˛e. Im mniej o nas b˛edziecie wiedzieli, tym b˛edziemy

szcz˛e´sliwsi. Sier˙zancie!

— Tak jest! — odpowiedział sier˙zant, otwieraj ˛

ac drzwi w tej samej chwili.

— We´zcie swój oddział i bezzwłocznie odstawcie tych dwoje do miejsca transloka-

cji. Pilnujcie, aby z nikim nie rozmawiali.

— Rozkaz!

Oddział składał si˛e z o´smiu ludzi doskonale uzbrojonych i wyposa˙zonych. Weszli do

pomieszczenia gło´sno tupi ˛

ac nogami i poszcz˛ekuj ˛

ac sprz˛etem. Na wykrzyczany rozkaz

sier˙zanta stan˛eli w szyku z gotowymi do strzału karabinami. Lea z trudem panowała

nad sob ˛

a — to tupanie i wrzaski, cały ten wojskowy nonsens był nie na jej nerwy.

— Mordercze szale´nstwo! Jeste´scie najgłupszymi. . .

238

background image

— Milcze´c! — warkn ˛

ał sier˙zant wskazuj ˛

ac na drzwi. Na instynktowny ruch Briona

w jego kierunku wyci ˛

agn ˛

ał pistolet i skierował go na niego. — Słuchajcie rozkazów,

a nic wam si˛e nie stanie. Naprzód marsz!

Nie mieli wyboru. Brion trzymał Le˛e za r˛ek˛e. Czuł jej dr˙zenie i wiedział, ˙ze to ze

zło´sci, a nie ze strachu. Odczuwał to samo. Był sfrustrowany. Miał ochot˛e spróbowa´c

co´s zrobi´c. . . ale wiedział, ˙ze i tak nic z tego nie wyjdzie. Musieli wróci´c na Selm-

-II. ˙

Zywi lub martwi. To wojenne szale´nstwo b˛edzie trwało dopóty, dopóki surowce tej

planety nie zostan ˛

a wyczerpane.

Szli wzdłu˙z długiego korytarza. Słycha´c było dudnienie ich kroków. Przed nimi

szło czterech ˙zołnierzy i czterech za nimi, za´s strzeg ˛

acy wszystkiego sier˙zant na ko´ncu

w odległo´sci jednego kroku.

— Gdyby tylko było co´s, co mogliby´smy zrobi´c — powiedziała Lea.

— Nie mo˙zemy nic zrobi´c. Przesta´n o tym my´sle´c. Zrobili´smy, co mogli´smy. Wojna

na Selm-II zako´nczyła si˛e, jej mieszka´ncy zostan ˛

a obj˛eci opiek ˛

a.

— Ale co z lud´zmi na tej planecie? Czy ich ˙zycie ma by´c tłamszone przez t˛e bezu-

˙zyteczn ˛

a wojn˛e. . .

239

background image

— Dosy´c tego gadania — wrzasn ˛

ał sier˙zant tak gło´sno i z tak bliska, ˙ze a˙z zabolały

ich uszy. — Ja tu jestem od mówienia. Patrze´c przed siebie. Maszerowa´c!

Po chwili odezwał si˛e znowu. Szeptem, który był tak cichy, ˙ze ledwie był słyszalny

na tle odgłosu kroków.

— Domy´slacie si˛e chyba, ˙ze nie wszyscy jeste´smy tacy jak Hegedus. Jest gene-

rałem. Nie powiedział wam tego. W naszej armii jest ponad sze´s´c tysi˛ecy generałów.

Dostaj ˛

a o wiele wi˛ecej forsy ni˙z sier˙zanci. Nie obracajcie si˛e, bo b˛edzie po nas! Tam-

to pomieszczenie jest na podsłuchu. Słyszałem wszystko, co w nim mówili. Na tym

korytarzu nie ma podsłuchu. Zostało nam niewiele czasu. Ludzie tacy jak ja maj ˛

a do

wyboru tylko wojsko lub fabryk˛e. Nigdy nie widzimy mi˛esa. Ten stek, który jedli´scie

był z generalskiego przydziału. Zeszli´smy na dno. Mo˙ze wy b˛edziecie mogli nam po-

móc. Opowiedzcie wszystkim o nas. Powiedzcie im, ˙ze potrzebujemy pomocy. Bardzo.

Na ko´ncu korytarza znajdowały si˛e du˙ze drzwi strze˙zone przez dwóch ˙zołnierzy.

Otworzyły si˛e, gdy si˛e do nich zbli˙zali.

240

background image

— Jeste´smy — powiedział szepc ˛

acy głos. — Brionie Brandd, zanim przejdziemy

przez drzwi, obró´c si˛e i powiedz co´s. Wówczas popchn˛e ci˛e. Połó˙z r˛ek˛e na piersi. . .

teraz!

Brion zrobił krok do przodu, potem jeszcze jeden. Czy˙zby ten człowiek co´s plano-

wał? Czy te˙z była to jaka´s sadystyczna pułapka zastawiona przez Hegedusa? Byli ju˙z

krok od drzwi. To mógł by´c plan maj ˛

acy na celu ich zabicie. . .

— Zrób to, co mówi — sykn˛eła Lea. — Albo ci˛e nie znam!

— Nie mo˙zecie nas tak odesła´c — powiedział Brion obracaj ˛

ac si˛e na pi˛ecie.

— Stuli´c pysk! — krzykn ˛

ał gniewnie sier˙zant, uderzaj ˛

ac r˛ek ˛

a Briona w pier´s tak

mocno, ˙ze a˙z Brion upadł. — Podnie´s´c go! Wci ˛

agn ˛

a´c do ´srodka! T˛e kobiet˛e tak˙ze!

Niezdarne dłonie chwyciły ich i wci ˛

agn˛eły przez próg do du˙zego pomieszczenia,

a nast˛epnie cisn˛eły na chropowat ˛

a metalow ˛

a podłog˛e. ˙

Zołnierze cofn˛eli si˛e z wycelo-

wanymi w nich karabinami.

— Nałó˙zcie je — rozkazał sier˙zant, kiedy podeszli technicy z dwoma masywnymi,

czarnymi kombinezonami.

241

background image

Ubierano ich w milczeniu. Na koniec kombinezony zamkni˛eto i opuszczono płyty

czołowe hełmów. Kiedy ju˙z było po wszystkim, zostawiono ich samych na metalowej

podłodze. Brion podniósł r˛ek˛e na po˙zegnanie i w tej samej chwili otoczyło ich pole

translokatora. . .

*

*

*

Stali na powierzchni skały w ciepłych promieniach słonecznych. Brion obrócił si˛e,

usłyszawszy odgłos eksplozji — to boja Delta zamieniła si˛e w kupk˛e dymi ˛

acego dymu.

´Sci ˛agn ˛ał z siebie kombinezon, po czym pomógł w tym samym Lei.

— Co si˛e stało? — zapytała, kiedy tylko uwolniła głow˛e z hełmu.

— Dał mi to — powiedział Brion otwieraj ˛

ac dło´n, w której trzymał zwini˛ety kawa-

łek papieru. Rozwin ˛

ał go powoli i u´smiechn ˛

ał si˛e, widz ˛

ac rz ˛

ad cyfr pisanych w po´spie-

chu.

— Czy to to, co mam na my´sli? — zapytała Lea.

— Tak. Współrz˛edne galaktyczne. Poło˙zenie w odniesieniu do centrum nawigacyj-

nego. Gwiazda, sło´nce. . .

242

background image

— Z planet ˛

a Arao kr ˛

a˙z ˛

ac ˛

a wokół niego! Ludzie z Fundacji mog ˛

a mie´c niezł ˛

a zaba-

w˛e, projektuj ˛

ac dla jej mieszka´nców struktur˛e społeczn ˛

a, która b˛edzie dla nich troch˛e

bardziej odpowiednia od obecnej.

— Cokolwiek to b˛edzie, b˛edzie to lepsze od tego, co jest. Zgłosz˛e si˛e na ochotnika

na t˛e akcj˛e. Tej jednej podejm˛e si˛e z przyjemno´sci ˛

a!

— Mów podejmiemy si˛e. Mog ˛

a min ˛

a´c całe łata, zanim dobiegnie ko´nca, lecz bez

wzgl˛edu na to obiecuj˛e zachowa´c cierpliwo´s´c. Poniewa˙z po całym tym czekaniu b˛ed˛e

mogła zobaczy´c min˛e Hegedusa, kiedy wejdziemy do jego pokoju. . .

*

*

*

Sło´nce wisiało nad dolin ˛

a odbijaj ˛

ac promienie od małego pojazdu stoj ˛

acego nie opo-

dal. Kiedy podeszli do niego, wł ˛

aczył si˛e silnik, który cicho pomrukiwał, czekaj ˛

ac, a˙z

wejd ˛

a do ´srodka.

— Ostatnia maszyna — powiedział Brion. Kiedy zamkn ˛

ał drzwi pojazd ruszył.

Na siedzeniu obok le˙zało pudło z całym ich sprz˛etem. Lea wyj˛eła z niego przeka´znik

radiowy i podała Brionowi.

243

background image

— ´Sci ˛

agnij l ˛

adownik. Przeka˙z mu bezzwłocznie instrukcje, niech czeka na nas, kie-

dy wyjedziemy st ˛

ad. Mam dosy´c tej planety. . . tak jak tamtej!

Kiedy wyjechali z kanionu na trawiast ˛

a równin˛e, ujrzeli stoj ˛

ac ˛

a w oddali srebrzyst ˛

a

igł˛e l ˛

adownika. Automatyczny pojazd zatrzymał si˛e, po czym jego silnik zgasł.

Po wielu wiekach niszczenia wojna dobiegła ko´nca.


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Harrison Harry 2 Planeta Bez Powrotu
Harrison Harry Planeta bez powrotu
Harrison Harry Planeta bez powrotu
Harrison Harry Planeta bez powrotu
Harrison Harry 2 Planeta Bez Powrotu
Harrison Harry Brion Brandd 02 Planeta Bez Powrotu
Harry Harrison Brion Brandd 02 Planeta Bez Powrotu
Harrison Harry Brion Brandd 2 Planeta bez powrotu
Harrison Harry Brion Brand 02 Planeta bez powrotu
Harrison Harry Brion Brandd (tom 2) Planeta bez powrotu
Harrison Harry Planeta smierci 2 BLACK
Harrison Harry Planeta œmierci 1
Harrison Harry Planeta smierci 2
Harrison Harry Planeta smierci 4 (rtf)
Harrison, Harry Planet of the Damned
Harrison Harry Planeta Przeklętych
Harrison Harry Planeta śmierci 3
Harrison Harry Planeta Śmierci 2
Harrison Harry Planeta Smierci 1

więcej podobnych podstron