background image

Część II: Narodziny Bohatera

ROK PO BITWIE NA GEONOSIS

Powoli wytraciwszy prędkość nad szerokim na kilometr pasem zieleni, oddzielającym fabrykę „Spaarti Creations” od 
północnego skraju posiadłości rodziny Binalie, ogromne dźwigi towarowe zaczęły opuszczać magnetyczne chwytaki. Z 
miejsca, w którym stał, Kinman Doriana nie dostrzegał ziemi pod nimi – wzgórza posiadłości zasłaniały mu widok – ale 
mógł zgadywać, Ŝe unoszą się nad ostatnią ze zniszczonych machin wojennych, która dokonała tu Ŝywota w wyniku 
ataku Separatystów na fabrykę dwa dni wcześniej. 
Złośliwa myśl przemknęła mu przez głowę: Neimoidianie – najeźdźcy dowodzący armią droidów – przynajmniej 
nauczyli się , Ŝe nie moŜna tak po prostu wjeŜdŜać maszynami na ten zakazany kawałek łąki. 
Rozglądając się wokół, aby mieć pewność, Ŝe zagajnik, w którym stoi, nie jest pod obserwacją, wyjął holoprojektor i 
wystukał kod połączenia. Światełko kontrolne zamigotało, gdy łączył się najpierw z najbliŜszym przekaźnikiem, 
następnie ze swoim statkiem i specjalnym kanałem HoloNetu, a potem, juŜ po drugiej stronie Galaktyki, z jednym z 
tuzina węzłów na Coruscant, Ŝeby w końcu dotrzeć na prywatne biurko samego NajwyŜszego Kanclerza Palpatine`a. 
Doriana obserwował dźwigi, zastanawiając się, czy Palpatine będzie mógł rozmawiać, czy teŜ znowu wyszedł na jedno 
ze swoich spotkań. 
Wizerunek najbardziej rozpoznawalnej twarzy w galaktyce pojawił się w powietrzu nad holoprojektorem. 
- Mistrzu Doriana – odezwał się Palpatine, skinąwszy głową w stronę swojego doradcy. – Masz dobre wieści? 
- Obawiam się, Ŝe wręcz przeciwnie – oznajmił Doriana. – Separatyści nadal mają w ręku „Spaarti Creations” i 
wygląda na to, Ŝe wreszcie zorientowali się, Ŝe przebywających wewnątrz Cranscoców denerwują pojazdy lub Ŝywe 
istoty na południowym skraju fabryki. Teraz oczyszczają łąkę ze szczątków i uwaŜam, Ŝe dzisiejszej nocy będą mogli 
przestawić fabrykę na produkcję tego, co tylko będą chcieli. 
- To niedobrze – przyznał ponuro Palpatine. – Czy znasz projekt D-90? 
- Nie – powiedział Doriana. – Czy to jakiś nasz? 
Palpatine skrzywił się. 
- Raczej nie. To eksperymentalne droidy bojowe, ponoć tak wytrzymałe jak T-60 Federacji Handlowej, ale o wiele 
bardziej wszechstronne. 
- Rozumiem – powiedział Doriana. D-60 był cięŜką, półtora raza większą od człowieka wersją superdroidów bojowych, 
których Federacja Handlowa uŜyła po raz pierwszy w czasie Bitwy na Geonosis. – O ile bardziej wszechstronne? 
- Znacząco – stwierdził Palpatine. – Będą zorganizowane w małe oddziały, a nie w duŜe grupy bojowe, więc będzie 
moŜna ich uŜywać zarówno jako komandosów, jak i zwykłej piechoty. 
- To rzeczywiście niedobrze – zgodził Doriana. Więc w końcu Separatyści opracowali plany nowej broni. – Myśli pan, Ŝe 
przybyli tu, aby rozpocząć ich produkcję? 
- Tak twierdzi nasz wywiad – przyznał Palpatine. – Osobiście podejrzewam, Ŝe projekt nadal ma kilka wad i dlatego 
chcą wykorzystać Spaarti do jego przetestowania i dokończenia. A jak obecnie przedstawia się sytuacja? 
- Sytuacja jest patowa – odpowiedział Doriana. – Komandor Roshton i jego Ŝołnierze-klony zajęli pozycje, niektórzy 
tutaj, w posiadłości Lorda Binalie’go, inni rozproszyli się po okolicy. Nękają droidy gdzie tylko mogą, ale Separatyści w 
większości pozostają ukryci wewnątrz fabryki, gdzie nie moŜemy im nic zrobić, nie ryzykując jej uszkodzenia. 
- Czego nie chcemy ani my, ani oni – podsumował Palpatine. – Co z technikami? 
- Binalie ma sekretny schron głęboko pod ziemią, który łączy się z tunelem prowadzącym do fabryki. Są tam ukryci. 
- Łączność? 
- Separatyści nadal blokują miejscowy system komunikacyjny i kanał HoloNetu – wyjaśnił Doriana. – Ale Roshton 
jakoś przekonfigurował swoje komlinki, Ŝeby to obejść. Będą mogli działać szybko, jeśli tylko dostaną szansę. 
- A więc ją dostaną – powiedział Palpatine. – Leci do was lekki republikański krąŜownik z wystarczającą siłą ognia, aby 
zniszczyć orbitujący nad wami statek dowodzenia droidami. Ufam, Ŝe kiedy armia Separatystów będzie bezradna, 
komandor Roshton nie będzie miał Ŝadnego problemu ani z Neimoidianami, ani z ich technikami. 
- Jestem tego pewien – zgodził się Doriana. – Kiedy moŜemy spodziewać się tego statku? 
- MoŜliwe, Ŝe jeszcze dzisiejszej nocy – odrzekł Palpatine. – MoŜliwe, Ŝe za trzy dni. To zaleŜy na jaki opór natrafi, 
lecąc tam. 
- Zrozumiałem – zapewnił go Doriana. – Dziękuję, Kanclerzu. Będziemy oczekiwać na ich przybycie. 
Palpatine obdarzył go zmęczonym uśmiechem. Doriana wiedział, jak cięŜkim brzemieniem była dla niego wojna. 
- Proszę mnie nadal informować. 
Obraz zniknął. Doriana przerwał połączenie i spojrzał na dźwigi. Holowały sczerniały wrak ostatniej zniszczonej 
machiny wojennej z powrotem w kierunku fabryki, planując zrzucić go gdzieś na rozległe tereny naleŜące do Spaarti. 
Czemu Cranscocy nalegali, by ten i tylko ten szczególny pas ziemi pozostał nienaruszony, nie wiedział nawet Lord 
Binalie. 

Doriana patrzył, dopóki dźwigi i ich ładunek nie zniknęły za wystającym dachem fabryki, a potem wstukał następny 
kod do holoprojektora. Załatwił oficjalne sprawy, zdając raport człowiekowi, który mu płacił. Nadszedł czas, by zrobić 
to samo dla człowieka, który wydawał mu rozkazy. 
Jak zwykle, uzyskanie połączenia trwało dłuŜej. Doriana doskonalił cierpliwość, wpatrując się leniwie w niebo i 
zastanawiając się, co Neimoidianie porabiają w fabryce. Teraz, kiedy południowy trawnik został oczyszczony, będą 
pewnie chcieli nakłonić Cranscoców do rozpoczęcia reorganizacji fabryki. Otwartym pozostawało pytanie, jaki 
charakter przyjmie ta reorganizacja. Czy będą chcieli stworzyć prototypy D-90, jak uwaŜał Palpatine? A moŜe myśleli 
o czymś innym? 
W oddali słyszał buczenie repulsorowych wind… 
I nagle, nad wzgórzami pomiędzy nim a fabryką, pojawiły się cztery niewielkie transportowce, wraz z osłaniającą je 
przed ogniem ewentualnych snajperów eskadrą STAP-ów. Cała grupa przemknęła szybko po niebie, następnie opadła 
w dół i raptownie łamiąc formację, poczęła kołysać się w miejscu, nad pałacykiem Binalie`go. Z precyzją właściwą 
jedynie zdalnie sterowanym maszynom, cztery transportowce jednocześnie dotknęły ziemi, a z włazów wysypały się 
oddziały droidów bojowych. 
- Melduj. 
Doriana natychmiast skupił uwagę na holoprojektorze. Zakapturzony wizerunek Dartha Sidiousa z nieodgadnionym 
wyrazem twarzy unosił się nad mała platformą projekcyjną. 
- Wybacz, Lordzie Sidious – pośpieszył z przeprosinami Doriana. – Coś mnie rozproszyło. 
Ku jego uldze, Sidious tylko lekko się uśmiechnął. 
- Neimoidianie wreszcie wykonali ruch? 
- W pewnym sensie, tak – powiedział Doriana, ośmielając się dzielić uwagę między wizerunkiem swojego mistrza, a 
aktywnością wokół rezydencji poniŜej. Droidy bojowe, kilka szturmowych D-60 i dwa roboty-niszczyciele zgromadziły 
się na trawniku. Większość z nich uformowała defensywny kordon wokół rezydencji, ale cztery droidy szturmowe 

background image

zamiast czekać przy transportowcu, stanęły tuŜ przy drzwiach wejściowych do budynku. Po chwili, dwóch Neimoidian 
wynurzyło się z włazu i weszło między ochraniających ich mechanicznych Ŝołnierzy, kierując się w stronę drzwi. 
- Wygląda na to, Ŝe postanowili porozmawiać z Lordem Binalie – zaraportował Sidiousowi. – Ale czy to im coś da? – 
Dorwana wzruszył ramionami, gdy grupka zniknęła w środku. 
- Binalie najwyraźniej nie moŜe przyspieszyć reorganizacji fabryki – powiedział Sidious. – MoŜe chcą, Ŝeby był 
tłumaczem w rozmowach z Cranscocami. Wygląda na to, Ŝe rozumie język ich kolorów skóry. Bardziej 
prawdopodobne, Ŝe szukają zakładnika. 
- MoŜliwe – Dorwana skinął głową. – To byłoby dla nich uŜyteczne pod warunkiem, Ŝe Roshton byłby skłonny 
negocjować. 
- Upewnisz się, Ŝe będzie – odezwał się łagodnie Sidious. – Dotyczy to takŜe tego Jedi, Toriesa. Nie chce, Ŝeby 
którykolwiek z nich narozrabiał, zanim przybędą siły Republiki. 
Doriana zamrugał
- Wiedziałeś o tym? 
Kolejny lekki uśmiech przemknął po twarzy Mrocznego Lorda. 
- Myślałeś, Ŝe jesteś moim jedynym źródłem informacji, Doriana? 
- Oczywiście, Ŝe nie, mój panie – odpowiedział szybko. Mimo to, nie mógł ukryć rozczarowania. Wolał dostarczyć tą 
wiadomość osobiście. 
- Ale informacja przydaje się tylko wtedy, kiedy moŜna z niej skorzystać – ciągnął Sidious. – A my nie moŜemy 
pozwolić na uszkodzenie fabryki ani Republice, ani Separatystom. 
- Rozumiem, mój Panie – zapewnił Doriana. 
- Doskonale – oświadczył Sidious. – Więc wypełnij rozkazy. 
Obraz zniknął. 
Doriana odłoŜył holoprojektor. Droidy skończyły formować kordon wokół rezydencji. Roboty szturmowe pilnowały 
naroŜników i wejść, podczas gdy roboty-niszczyciele toczyły się wokół budynku. Nie zanosiło się, Ŝeby w najbliŜszym 
czasie ktokolwiek mógł tam wejść lub stamtąd wyjść. 
Patrząc na to wszystko, zastanawiał się, jak pracownicy Binalie`go reagowali na to nagłe wtargnięcie. Ale jedyna 
osoba, którą mógł dostrzec, znajdowała się nieopodal wschodniego skraju budowli: był nią ogrodnik, klęczący obok 
jednego z wymodelowanych krzewów. Nie był najwidoczniej równie spostrzegawczy jak reszta pracowników, która juŜ 
wcześniej wzięła nogi za pas. Ogrodnik podniósł wzrok, ocierając czoło odzianą w rękawiczkę dłonią. 
Doriana zesztywniał. To nie był ogrodnik. 
To był komandor Roshton. 
Mieląc w ustach przekleństwo, Doriana ruszył w jego kierunku, idąc tak szybko, jak mógł, nie zwracając przy tym 
nadmiernej uwagi droidów. OstrzeŜenie Dartha Sidiousa odbijało się jeszcze echem w jego głowie, a ten idiota 
Roshton gotów był wszystko zepsuć. 

***

- Nie – oznajmił stanowczo Lord Pilester Binalie. – Nie zamierzam tu tak po prostu siedzieć i pozwolić tym potworom 
zająć moją fabrykę. 
- Rozumiem pańską frustrację – powiedział uspokajająco Jafer Tories – Ale jestem pewien, Ŝe nie zamierzają niczego 
niszczyć. Gdyby tak było, zniszczyliby fabrykę z orbity. 
- Wiem czego chcą: tego samego co Doriana i Republika – warknął Binalie. – Sęk w tym, Ŝe im dłuŜej będzie trwał ten 
idiotyczny taniec, tym większa szansa, Ŝe ktoś w końcu stanie się nieostroŜny. A wtedy koniec ze „Spaarti Creations.” 
- Ale Republika wyśle pomoc, prawda? – spytał siedzący po przeciwległej stronie biurka dwunastoletni syn Binalie`go, 
Corf. 
- Prawdopodobnie – ponuro odpowiedział chłopcu Binalie. – Ale wydaje mi się, Ŝe więcej Ŝołnierzy to ostatnia rzecz, 
jakiej potrzebujemy. 
Tories zmarszczył brwi. 
- A czemuŜ to? 
- Tak jak juŜ mówiłem – warknął Binalie. – Republika i Separatyści są jak para dokrików walczących o kość. Co kogo 
obchodzi kto wygra, jeśli fabryka zostanie zniszczona? 
- To co mamy robić? – spytał Tories
Binalie ściągnął na chwilę wargi
- Wyrzućmy stąd Separatystów sami, i to teraz, zanim Roshton i jego ludzie przegrupują się do ataku. Przekupmy ich, 
zaszantaŜujmy, nawet pomóŜmy im skończyć tą ich pracę, jeśli obiecają, Ŝe się potem wyniosą. 
- Nie mówisz powaŜnie – zaprotestował Tories, marszcząc brwi. Poczuł szept Mocy, ostrzegający go o obecności w 
pobliŜu obcych umysłów. 
- Dlaczego nie? – rzucił Binalie – Czym się martwisz? Ględzeniem Roshtona o zdradzie? To nic, tylko stek bz… – 
przerwał nagle, gdy cięŜkie kroki zadudniły pod drzwiami gabinetu – Co tam się dzieje? – wyszeptał, podnosząc się na 
nogi. 
Z donośnym hukiem, wywaŜone drzwi wleciały do środka; powyginana konstrukcja odbiła się od podłogi i przeleciała 
kolejne dwa metry, zatrzymując się po drugiej stronie pokoju. Klnąc, Binalie ponownie opadł na fotel, sięgając ręką w 
kierunku jednej z szuflad biurka. 
- Nie! – krzyknął Tories, uŜywając Mocy, Ŝeby zatrzymać jego rękę w miejscu. 

Ledwie zdąŜył. Pół sekundy później, ogromne metalowe kształty dwóch droidów wkroczyły do pokoju, unosząc gotowe 
do strzału, na stałe przymocowane do ich przedramion, cięŜkie blastery. Ich głowy i broń obracały się na około pokoju 
w poszukiwaniu niebezpieczeństwa, a gdy go nie znalazły, droidy stanęły przy wejściu, w pozycji straŜniczej. 
Przez to, co było kiedyś drzwiami, weszło do pokoju dwóch, jaskrawo ubranych Neimoidian. Pierwszy, noszący na 
głowie infułę dowódcy, miał na sobie niebieskie i purpurowe szaty, podczas gdy drugi, ubrany był w prosty, czerwono-
niebieski strój. Miał niebieskie nakrycie głowy, z czterema powykręcanymi rogami na górze. 
- Dzień dobry Lordzie Binalie – przywitał się dowódca, przesadnie oficjalnym głosem. – Ufam, Ŝe nie przeszkadzamy? 
Tories spojrzał ostrzegawczo na Binalie`go, i choć ten zdawał się nie zwracać na niego uwagi, to jednak połoŜył 
spokojnie pustą rękę na blacie. 
- Oczywiście, Ŝe nie – warknął z nutą ironii w głosie. – Akurat dysponuję chwilą wolnego czasu. Czego chcecie? 
- Proszę mi pozwolić, Ŝe się przedstawię – rzekł Neimoidianin, rzucając okiem najpierw na Toriesa, potem na Corfa. – 
Jestem Tok Ashel, dowódca Korpusu Ekspedycyjnego na Cartao. – Wskazał na swojego towarzysza. – A to jest Dif 
Gehad, Główny Kreator Nowych Produktów. 
- A jakieŜ to nowe produkty zamierzacie produkować w mojej fabryce? – zainteresował się Binalie. 
Gehad zaczął otwierać usta, jednak Ashel mu przerwał. 

background image

- Nie tak szybko, Lordzie Binalie. Pozwól nam najpierw dokończyć prezentacji – czerwone oczy spoczęły na Toriesie. 
- Jestem Corf Binalie – przemówił silnym i wyzywającym głosem Corf, zanim obaj męŜczyźni mogli odpowiedzieć. – A 
to mój nauczyciel, Mistrz Jafer. – Czy to znaczy, Ŝe dzisiaj nie będzie lekcji? 
Ashel wydał dźwięk przypominający zgniatanie blaszanej puszki. 
- MoŜliwe, młodzieńcze – powiedział przyglądając się Toriesowi. – Czego nauczasz, Mistrzu Jaferze? 
- Wszystkiego po trochu – odpowiedział Tories. – Etyki, rozsądku, dróg Ŝycia. 
- Ach, filozof – Ashel zbył go machnięciem ręki i obrócił się z powrotem do Binalie`go. – A teraz przejdźmy do 
interesów – skinął Gehadowi. 
- Jak się pan zapewne domyśla, chcemy, by „Spaarti Creations” pracowały dla nas – wyjaśnił precyzyjnie Główny 
Kreator. – Ale nadal nie potrafimy uruchomić linii montaŜowych. Teraz powie mi pan jak to zrobić. 
Binalie potrząsnął głową. 
- Nie mogę. 
- Nie mów głupstw – ostrzegł go Gehad. – Jesteś dyrektorem tej fabryki. Wiesz wszystko, co trzeba. 
- I owszem – zgodził się Binalie. – Ale wiem teŜ, czego nie da się zrobić. Jedynie Cranscocy potrafią obsługiwać system
płynnego tłoczenia. Uniósł pytająco brwi – ZałoŜę się, Ŝe nie byli skłonni współpracować? 
- To przez te resztki naszych pojazdów na południowym trawniku – przyznał Ashel. – Teraz wiemy o tym ich tabu i 
uprzątnęliśmy szczątki. 
- Ale nie chcemy, Ŝeby coś takiego znowu nas powstrzymało – dodał Gehad. – Więc powtarzam; powie mi pan jak 
mamy uruchomić ten system. 
- I ja powtarzam: nie mogę – zripostował Binalie. – Ale mogę pomóc w inny sposób. Chciałbym zaproponować układ…
- Nie będziesz nas dłuŜej powstrzymywał! – przerwał Ashel, pstrykając palcami w dość skomplikowanym i 
najwidoczniej nieprzyzwoitym geście. – Ani ty, ani kryjące się w tunelu pod południowym trawnikiem siły Republiki. O 
tak, wiemy, Ŝe tam są; dwa razy ich odparliśmy, a teraz odcięliśmy ich od fabryki. Wiemy teŜ, Ŝe drugi koniec tunelu 
jest gdzieś tutaj. Nie zaprzeczaj temu! 
- Nic nie poradzę na obecność sił Republiki – odparł coraz bardziej zdenerwowanym głosem Binalie. – Mimo to, mogę 
wam pomóc…
- Tak. Powiesz nam jak przeprogramować maszyny – odezwał się znowu Ashel, tym razem dobitniej niŜ poprzednio. – 
Albo poniesiesz konsekwencje. 
Skóra na twarzy Binalie`go stęŜała i nawet pomimo bliskiej obecności dwóch obcych umysłów, Tories wyczuł, Ŝe 
rozsądek Binalie’go uczynił to samo. Nawet atak na dom i zniszczenie drzwi biura najwyraźniej nie zniechęciły go do 
pomysłu zaoferowania Neimoidianom układu, dzięki któremu pozbyłby się ich z fabryki. Ale groźby, to było juŜ coś 
zupełnie innego. 
- Co dokładnie masz na myśli? – zapytał zwodniczo spokojnym głosem. 
- To – zanim Binalie zdąŜył odetchnąć, Ashel owinął swoimi długimi palcami ramię Corfa i ściągnął go z krzesła. – 
Larwa pójdzie z nami – ciągnął Neimoidianin, przyciągając do siebie chłopca. – Kiedy zdecydujesz się współpracować 
moŜesz dołączyć do nas w fabryce. 
- Puść go – wycedził Binalie, wstając z fotela i ignorując wymierzone w niego lufy blasterów – JuŜ ci mówiłem…
- I nie zastanawiaj się zbyt długo – ostrzegł Ashel, cofając się do drzwi i ciągnąc ze sobą Corfa. Tories zauwaŜył, Ŝe 
oczy chłopca rozszerzyły się ze strachu – Jesteśmy cierpliwymi istotami, ale nawet my, nie moŜemy być cierpliwi 
wiecznie.. 
Corf rzucił Toriesowi na wpół rozpaczliwe, na wpół błagalne spojrzenie. Ale Jedi juŜ zmierzył wzrokiem odległość i 
doszedł do wniosku, Ŝe nawet z przewagą zaskoczenia nie zdoła pokonać dwóch droidów, zanim przynajmniej jeden z 
nich wystrzeli. Poza tym, nie wiedział, jakie siły Neimoidianie zgromadzili na zewnątrz. 
Co znaczyło, Ŝe musiał spróbować czegoś innego. 
- Chwila – powiedział wstając – Chłopak ma dzisiaj do zdania dwa egzaminy. Nie pozwolę, aby mi zakłócono 
harmonogram. 
Neimoidianie zatrzymali się w drzwiach, patrząc na niego pozbawionymi wyrazu twarzami. Tories sięgnął do ich 
umysłów, zastanawiając się jak ten gatunek był podatny na sugestie Jedi. Rzadko uŜywał tej sztuczki i nigdy na 
Neimoidianach. Jeśli by mu się nie udało, to i tak musiałby stawić czoło tym droidom. 
- Chłopak pójdzie z nami – oświadczył w końcu Ashel. – Jeśli chcesz, moŜesz iść z nim. 
- Dziękuję – powiedział Tories, kłaniając się jak na guwernera przystało. Rzucając Binalie`mu ostrzegawcze 
spojrzenie, dołączył do Neimoidian. 
- ZdąŜysz go wiele nauczyć – rzucił Ashel, gdy wyszli na korytarz. 
Tories zauwaŜył, Ŝe czekały tam na nich jeszcze dwa wielkie droidy. Postąpił właściwie, nie decydując się na atak. 
- Lord Binalie jest uparty, nawet jak na człowieka. MoŜliwe, Ŝe zostaniesz z nami nieco dłuŜej. 
- Nie martw się – powiedział Tories, ściskając uspokajająco ramię Corfa – Mam wszystko, czego mi trzeba. 

***

Dwaj Neimoidianie i ich eskorta byli ciągle w pałacyku, kiedy Doriana dotarł do Roshtona. Komandor pochylał się nad 
krzakiem i, odwróciwszy twarz od swojego gościa, z powrotem zajął się strzyŜeniem rośliny. 
- Co tu robisz? – syknął na niego Doriana. 
- Opiekuję się roślinami, panie – powiedział Roshton drŜącym starczym głosem, ścinając kilka liści. 
- Nie pleć bzdur, Roshton – warknął Doriana. – To ja. 
Roshton spojrzał na niego podejrzliwie. 
- Ach, mistrz Doriana – oznajmił, zarzucając akcent i fałszywą pracę ogrodnika. – Trafiłeś w sam raz na 
przedstawienie. 
- Jakie przedstawienie? – zapytał Doriana. – Co zamierzasz? 
- Zaraz zobaczysz – powiedział Roshton, kierując wzrok w stronę rezydencji i pierścienia otaczających ją robotów. – 
Widziałeś kiedyś fruwającego robota-niszczyciela? 
- No… nie
- Więc teraz masz okazję – Roshton uchylił przód swojej tuniki, odsłaniając ukryty za klapą komlink. – Siódemka, 
przygotuj się… teraz

Od strony domu dał się słyszeć huk eksplozji. Doriana obrócił się, w sam raz, Ŝeby zobaczyć jak jeden z robotów-
niszczycieli wzbija się ponad głowy jego zaskoczonych towarzyszy. Za nim, ze sczerniałej dziury w ziemi wydobywały 
się obłoki dymu. 
- Dziesiątka: teraz. 
Dokładnie pod stopami jednego z droidów szturmowych rozległa się kolejna eksplozja. Wielka maszyna straciła 
równowagę i uderzyła głucho o ziemię. 

background image

- Skąd oni strzelają? – spytał Doriana, rozglądając się w zdumieniu. Nie widział Ŝadnych Ŝołnierzy, nie mówiąc juŜ o 
miejscach, w których mogliby się kryć. 
- Później – uciął Roshton. – Piątka i ósemka, teraz! 
Dwie następne eksplozje rozdarły linie obronne, kaŜda posyłając po dwa droidy bojowe na drugą stronę starannie 
przystrzyŜonego trawnika. 
- ZbliŜają się ci delikatni – dodał Roshton, kiedy jasnokolorowe szaty Neimoidian pojawiły się w drzwiach. – To 
powinno być zabawne. 
- Wstrzymaj się – powiedział Doriana, przymruŜywszy oczy. Dostrzegał coś między fałdami ich szat… – Wstrzymaj 
ogień, Roshton – powtórzył tonem nie znoszącym sprzeciwu. – Mają syna Binalie`go. 
Roshton wymamrotał coś pod nosem. 
- Parszywe tchórze – wycedził z pogardą. – Nie mogą tak po prostu…
Nagle przerwał i nieznaczny uśmiech wykrzywił mu usta. 
- No proszę. Nie tylko tchórze, ale i głupcy. 
- Co takiego? – zdziwił się Doriana, marszcząc brwi. 
- Mają Corfa Binalie’go – wskazał Roshton. – Ale mają teŜ Jafera Toriesa. 
Uniósł pytająco brwi. 
- Tak jak mówiłem. Powinno być zabawnie. 

***

Jeszcze dwa wybuchy, trzeci i czwarty jak policzył Tories, wstrząsnęły domem, gdy Ashel i Gehad prowadzili ich holem 
wejściowym, w kierunku głównych drzwi rezydencji. 
- Nie rozumiem – powiedział nerwowo Gehad, kiedy wyglądali na zewnątrz. – Skąd oni strzelają? 
- Czy to waŜne? – wybuchnął Ashel, dając znak droidom. – Utworzyć kordon wokół transportowca! 
Droidy posłusznie opuściły swoje stanowiska i, zaleŜnie od swoich moŜliwości biegnąc, tocząc się albo tratując, ruszyły 
w kierunku pojazdu znajdującego się kilkanaście metrów dalej. Uformowały dwa szeregi, celując bronią na zewnątrz, 
gdy kolejna eksplozja uderzyła w prawy róg transportera, wyrzucając pojazd na metr w powietrze i niszcząc kawał 
jego osłony. 
- To niemoŜliwe – krzyknął Gehad. – Jak oni to robią? 
- Potem będziesz pytał! – zawarczał Ashel, wskazując na fabrykę Spaarti. – Spójrz, nasze wsparcie powietrzne. 
Widząc je, Tories musiał przyznać, Ŝe było imponujące. Setka STAP-ów pojawiła się na niebie, a ich rozciągnięta od 
wschodu do zachodu formacja zaczęła zbliŜać się do posiadłości. 
Ale STAP-y były ciągle za daleko, droidy w kordonie nadal szukały niewidzialnych przeciwników, a Neimoidiane byli 
zbyt pochłonięci dbaniem o własne bezpieczeństwo, aby uwaŜać na więźniów. Czas się zabrać do roboty. 
- Teraz – rzucił Ashel, odrywając się od częściowej osłony jaką dawały drzwi i biegnąc pomiędzy szeregami droidów w 
stronę transportowca. Łapiąc ramię Corfa, Gehad równieŜ zaczął biec ciągnąc chłopca ze sobą. Nie dobiegli daleko. 
Tories złapał drugie ramię chłopca i zaparł się stopami o ziemię, tuŜ za drzwiami rezydencji. Przez chwilę Corf był 
rozciągnięty między nimi niczym kawałek gumy. Gehad zatrzymał się i obrócił. 
- Co ty… – warknął. 
Nigdy nie dokończył pytania. W tej samej chwili, dwa droidy, które maszerowały za nimi, pojawiły się po obu stronach 
rycerza Jedi. Jednym płynnym ruchem Tories sięgnął pod płaszcz i aktywował wyciągnięty stamtąd miecz świetlny. 
Gehad wydał z siebie krótki, gardłowy krzyk i puściwszy ramię Corfa, jakby go parzyło, zaczął uciekać. Tories popchnął 
chłopca z powrotem w stronę drzwi i ciął mieczem w klatkę piersiową droida po lewej. Lśniące zielone ostrze przecięło 
z łatwością grubą acertronową zbroję i górna część robota uderzyła z hukiem w ziemię. Resztki maszyny, zachowując 
równowagę, stały nadal wyprostowane, a ich bezgłowy korpus zdawał się spokojnie oczekiwać na dalsze rozkazy. 
Toriesa juŜ nie interesowało, czy się przewróci się, czy nie. 
Droid szturmowy po jego prawej juŜ reagował na nieoczekiwane zagroŜenie, skręcając biodra by wycelować broń. 
Tories obrócił się w prawo, odcinając mu przedramiona powyŜej przymocowanych blasterów. Drugie cięcie pozbawiło 
droida nóg. Zanim resztki upadły na ziemię, Jedi był juŜ w drzwiach rezydencji. 
- Jazda stąd! – rozkazał Neimoidianom, unosząc miecz świetlny w pozycji obronnej. Jakby dla potwierdzenia jego słów,
kolejna eksplozja wzbiła w powietrze tumany kurzu. Dwaj obcy nie potrzebowali dalszej zachęty. Zawrócili i, poprzez 
szpaler droidów, wbiegli na pokład. Ocalałe roboty podąŜyły za nimi. Chwilę później transportowiec, w asyście trzech 
innych pojazdów, odleciał z duŜą prędkością na wschód. 
- Nieźle – wydyszał Corf. 
Tories obrócił się i zobaczył wpatrującego się weń z zachwytem chłopca. 
- Wszystko w porządku? – zapytał. 
Corf odruchowo skinął głową. 
- Nigdy czegoś takiego nie widziałem – powiedział. 
- Kwestia wyszkolenia – odrzekł Tories. Jeszcze raz wyjrzał na zewnątrz, a potem wyłączył miecz. – Chodźmy 
powiedzieć twojemu ojcu, Ŝe nic ci nie jest – powiedział. – A potem – dodał ponuro – moŜe zechcecie udać się do 
schronu. Tu się robi nieprzyjemnie. 

***

- Odlatują – oznajmił Roshton, gdy ostatni z droidów wspiął się do transportowca. Pierwszy pojazd, z Neimoidianami 
na pokładzie, opuścił juŜ lądowisko, oddalając się pod eskortą STAP`ów. – Przez jakiś czas nie będą znów tego 
próbować. 
- MoŜliwe – zgodził się Doriana, wciąŜ wpatrując się w resztki D-60, którego Tories w ciągu sekundy przemienił w kupę 
złomu. Przebywał wśród Jedi przez większość swojego Ŝycia, ale nigdy nie widział Ŝadnego z nich w walce. 
I po raz pierwszy zrozumiał, dlaczego Sidious chciał się ich wszystkich pozbyć. 
- Jednostki z posiadłości: zabezpieczać – mówił Roshton do komlinku. – Jednostki z lasu i miasta: przygotować się. 
Z wysiłkiem Doriana wrócił do rzeczywistości. 
- Co to znaczy „przygotować się”? – spytał. – I jak kierowałeś tymi strzałami? 
- Nie udawaj głupca – zganił go Roshton. – To było tylko kilka właściwie umiejscowionych, zdalnie sterowanych min. 
CzyŜbyś przegapił to całe zamieszanie, które tu robiliśmy przez ostatnie dwa dni? 
- Miałem inne rzeczy na głowie – odciął się Doriana, patrząc na uciekające transportowce. Zamiast podąŜać 
najprostszą drogą fabryki, zataczali głęboki łuk ku wschodowi. Ale cze…
I nagle się zorientował. 
- Unikają południowego trawnika – powiedział. – Nie chcą ryzykować, Ŝe coś jeszcze się tam rozbije i zirytuje 

background image

Cranscoców
- Dokładnie tak, jak przewidziałem – oznajmił z ponurą satysfakcją Roshton. – Jednostki z lasu: ubezpieczać. 
Jednostki z miasta: strzelać bez rozkazu. 
Nagle kilkanaście blasterowych strzałów wyskoczyło z północnego krańca miasta Foulahn, niszcząc STAP-y i odłupując 
kawały pancerza z transportowców. 
- Co robisz? - zapytał Doriana. – JuŜ ich przegoniłeś. To nie wystarczy? 
- Nie – zapewnił go Roshton. – Jednostki z miasta: wykończyć ich. 
STAP-y zaczęły się tymczasem odgryzać i niebo wypełniło się wielobarwnymi smugami blasterowego ognia. Doriana 
zauwaŜył, Ŝe wstrzymuje oddech, gdy patrzy na lawirujące transportowce, desperacko usiłujące dolecieć do 
bezpiecznej fabryki. Jeśli zapalczywość Roshtona zabije Neimoidian lub, co gorsza, sprawi, Ŝe zabiorą droidy z fabryki i 
zechcą kontratakować...

I wtedy coś innego przykuło jego uwagę. Najpierw były to tylko dwa punkciki, które potem zaczęły rosnąć w oczach. 
- Roshton! – krzyknął wygrzebując elektrolornetkę i włączając ją. – Mamy towarzystwo. 
- Daj mi popatrzeć – rzucił Roshton sięgając po przyrząd. 
Doriana wyszarpnął mu go, przyciskając oczy do soczewek. Jeden rzut oka wystarczył. 
- To dwa okręty desantowe C-9979 – poinformował Roshtona, oddając mu elektrolornetkę. 
- Wygląda na to, Ŝe twoja zabawa w chowanego przekonała Separatystów, Ŝe trzeba sprowadzić posiłki. 

***

Dwa dni wcześniej, nierozwaŜny wybór miejsca lądowania przez neimoidiańskiego dowódcę umoŜliwił Ŝołnierzom 
Roshtona spowolnić rozmieszczanie wojsk najeźdźców na tyle długo, by siły Republiki zdąŜyły ewakuować się ze 
„Spaarti Creations.” 
Teraz Separatyści nie powtórzyli tego błędu. Statki desantowe wylądowały na zachód i północny wschód od miasta, na 
otwartej przestrzeni, gdzie Ŝaden atak z bliska nie był moŜliwy. Natychmiast rozpoczął się wyładunek pojazdów i 
Ŝołnierzy. 
Roshton ledwo zdąŜył nakazać swym Ŝołnierzom odwrót, gdy transportery MTT i czołgi AAT zaczęły posuwać się przez 
ulice Foulahn, wzdłuŜ drogi Portu Kosmicznego Triv, a nawet przez najbardziej niezamieszkane, zalesione wzgórza na 
zachód i północ od kompleksu Spaarti. 
Czołgi zajęły pozycje przy budynkach administracji i strategicznie połoŜonych skrzyŜowaniach, podczas gdy 
transportery szybko znalazły miejsca, Ŝeby pozbyć się śmiercionośnego ładunku droidów bojowych, szturmowych i 
robotów-niszczycieli. Późnym popołudniem, kaŜdy metr kwadratowy, z piętnastu kilometrów wokół „Spaarti 
Creations”, był w rękach Separatystów. 
Z jednym małym wyjątkiem. 
- Jeden C-9979 jest tutaj – powiedział Roshton, stukając w punkt na holomapie, prosto na zachód od Foulahn. – 
Oddział AAT okupuje zachodnią część miasta i cały obszar na zachód i północ od kompleksu Spaarti. – Drugi jest tutaj 
– wskazał punkt na północy, niedaleko rzeki Quatreen, wijącej się pomiędzy miastem a kosmoportem Triv – i moŜe 
kryć wschodnią część miasta i port. Słyszałem, Ŝe kilka jednostek ruszyło w górę Quatreen w kierunku miasta Navroc, 
ale nie mam potwierdzenia tej informacji. Tories przyglądał się Binalie`mu. Twarz Lorda sprawiała wraŜenie bladej, ale 
mogło to być tylko wynikiem oświetlenia pokoju. Ograniczone zasoby energii w schronie Binalie’go, nie mówiąc juŜ o 
obawie przed wykryciem przez zajmujące górne piętra droidy, spowodowały, Ŝe Lord zdecydował się wyłączyć 
wszystko, oprócz oświetlenia awaryjnego. 
- Jaka jest obecna sytuacja? – spytał Tories. 
- Utknęliśmy tu – powiedział cięŜko Roshton. – Moi Ŝołnierze robią co mogą, Ŝeby powstrzymać droidy, ale nie mamy 
wystarczająco wielu ludzi, Ŝeby zmusić ich do powrotu do statków desantowych. Mistrz Doriana mówi, Ŝe kanclerz 
Palpatine obiecał pomoc, ale ona ciągle moŜe być parę dni drogi stąd. 
- A tymczasem, obie armie rozniosą Foulahn na strzępy – warknął Binalie. 
- Trzymamy się z dala od fabryki, prawda?- odpowiedział Roshton. – Czy nie tego pan chciał? 
- Chciałem, Ŝeby cała ta przeklęta wojna toczyła się z dala od mojej planety – odgryzł się Binalie. 
- Obawiam się, Ŝe te wybory nie zawsze naleŜą do nas – powiedział spokojnie Doriana. – To nie był pomysł 
komandora Roshtona, by prowadzić wojnę tutaj. 
- Więc będziemy tu tak po prostu siedzieć i pozwolimy im obrócić miasto w perzynę? 
- Na pańskim miejscu skupiłbym się na najwaŜniejszej kwestii – powiedział cierpko Roshton. – Gdy zajdzie słońce, 
zmuszą Cranscoców do rozpoczęcia reorganizacji. A wtedy moŜe się pan poŜegnać z nadzieją na uratowanie miasta 
czy planety. 
- Co pan ma na myśli? – spytał Corf, zbliŜając się do swojego ojca. 
- Separatyści chcą zacząć produkcję nowych robotów szturmowych – wyjaśnił mu Roshton. – Kiedy to zrobią, kaŜda 
godzina spędzona przez nich w fabryce będzie oznaczać silniejszą armię droidów na Cartao. Jeśli nic ich nie 
powstrzyma, prędzej czy później będą mieli wystarczająco duŜe siły, Ŝeby pokonać wszystko, co wystawi przeciwko 
nim Republika – spojrzał znów na Binalie`go. – A wtedy, jedynym sposobem by ich powstrzymać będzie…
- Nie – zaprotestował kategorycznie Binalie. – Niech pan nawet o tym nie myśli. 
- Myśli pan, Ŝe chcę zniszczyć Spaarti? – zapytał zimnym głosem Roshton.- Te nowe komory klonujące, które 
budowaliśmy mogłyby przechylić szalę zwycięstwa na stronę Republiki w kilka miesięcy, a to jest jedyne miejsce gdzie 
moŜemy je dopracować na tyle szybko, by uzyskane klony były najwyŜszej próby. Jednocześnie, nie moŜemy 
pozwolić, Ŝeby ruszyła produkcja tej nowej linii szturmowych D-90. Przykro mi, ale wybór jest bardzo ograniczony. 
- Chwila – przerwał Doriana, prostując się i wyciągając zza pasa holoprojektor. – MoŜemy mieć jakieś wieści. 
Włączył urządzenie i nad platformą projekcyjną pojawił się wizerunek głowy Iktotchi z górującymi nad nią 
dystyngowanie ukształtowanymi, zakrzywionymi w dół rogami. Słowa były zbyt niewyraźne, Ŝeby Tories mógł je 
zrozumieć, ale nagle Doriana się uśmiechnął. 
- Dziękuję generale – powiedział podchodząc do Roshtona. – Komandorze, generał Fyefee Tiis z republikańskiego 
krąŜownika „Whipsaw” chciałby zamienić z panem słowo. 
Wziął krzesło stojące obok Roshtona, ustawiając holoprojektor tak, Ŝeby obydwaj mogli słyszeć i widzieć. Bez czekania 
na zaproszenie, Tories teŜ do nich podszedł. Doriana łypnął na niego okiem, ale nie powiedział ani słowa. 
- … z dziesięcioma w pełni wyekwipowanymi kanonierkami szturmowymi LAAT/i do pańskiej dyspozycji – mówił 
generał Tiis, kiedy Tories usiadł. 
- To tylko czterystu Ŝołnierzy – zauwaŜył powątpiewająco Roshton. – Niewiele zdziałają przeciwko trzem C-9979 
pełnymi czołgów i droidów, chyba, Ŝe uda wam się zniszczyć ich statek dowodzenia. 
- Dziękuję za sugestię – oznajmił sucho Tiis. – Mieliśmy zamiar tak zrobić. Kanonierki wystartują się za pięć minut; 
przylecą do was za trzydzieści. Zaatakujemy statek dowodzenia za piętnaście. 

background image

Obraz zniknął. 
- ZdąŜymy zanim Cranscocy zaczną? – spytał Doriana. 
Binalie sprawdził swój zegarek i wzruszył ramionami. 
- Słońce zajdzie za jakieś dziesięć minut. Kiedy przybędą kanonierki, będzie juŜ prawie zupełnie ciemno. 
- Więc mamy szansę pozbyć się Separatystów, zanim skończą reorganizację – dokończył Doriana. – Doskonale. A co 
my będziemy robić, komandorze? 
- ZwiąŜemy wroga walką – Roshton wyciągnął swój komlink. – Przed przylotem kanonierek, ja i moi ludzie powinni 
wywołać tu całkiem niezły chaos. Z odrobiną szczęścia, odwrócimy uwagę Neimoidian na tyle długo, Ŝeby móc 
przedostać się przez tunel i odbić fabrykę. 
- Nie moŜecie tego zrobić – sprzeciwił się Binalie. 
- Będziemy tak ostroŜni jak tylko się da – zapewnił go Roshton. 
- Nie o to mi chodziło – odrzekł Binalie. – Ten neimoidiański dowódca, Ashel, powiedział, Ŝe zablokowali tunel od 
strony fabryki. 
- Czy tak dobrze, Ŝe nie przebije się nawet Jedi z mieczem świetlnym? – Roshton pokręcił głową. – Bardzo w to 
wątpię. 
- Będziesz nadal ryzykował uszkodzenie fabryki – zauwaŜył Doriana. – Czemu nie poczekać na zniszczenie statku 
dowodzenia? Neimoidianie na pewno nie podejmą walki, jeśli ich armia nie będzie nadawała się do uŜytku. 
- Są dwa powody – powiedział Roshton. – Po pierwsze: nie chcę pozwolić, Ŝeby Separatyści zaczęli niszczyć fabrykę, 
kiedy się przekonają, Ŝe przegrali. I po drugie: powinienem być z moimi ludźmi tam, na zewnątrz, a nie czaić się tutaj. 
Im szybciej włączę się do akcji, tym lepiej. 
- To dość kiepskie uzasadnienie dla taktycznych decyzji – ostrzegł Doriana. – Lord Binalie ma rację: nie chcemy 
Ŝadnych walk wewnątrz fabryki. 
- Powiedz to Neimoidianom – odciął się Roshton. – Za dziewiętnaście minut to będzie ich decyzja, nie moja. 
- Chwileczkę - powiedział powoli Tories, gdy Roshton podnosił do ust swój komlink. ZaląŜki pomysłu zaczęły pojawiać 
się w jego głowie. Nieco dziwnego i niebezpiecznego, ale mającego szanse powodzenia. 
- A gdyby tak zmusić te wszystkie droidy do walki na zewnątrz? 
- Ciekawe jak? – warknął Binalie. – Neimoidianie to tchórze. Nie pozwolą im wymaszerować na zewnątrz. Tym 
bardziej, jeśli spodziewają się ataku na tunel. 
- Chyba, Ŝe będą myśleli, Ŝe tunel jest bezpieczny – zauwaŜył Tories. – A granice fabryki nie. 
Binalie zamrugał. 
- Pogubiłem się. 
- Oczywiście – powiedział, wyprostowując się na krześle Roshton – Tak jak mówiłem, wiedzą, Ŝe Jedi mógłby się 
przebić przez tunel. Wiedzą teŜ z własnego niemiłego doświadczenia, co znaczy stanąć naprzeciwko jednemu z nich w 
bitwie. 
- Więc co pan sugeruje? – spytał Doriana, marszcząc brwi. – śebyśmy wysłali mistrza Toriesa na czele twoich 
Ŝołnierzy na zewnątrz? 
- Dokładnie tak – odrzekł Roshton. – Niech zaatakują, powiedzmy, wschodnią bramę fabryki. Separatyści nie będą 
mieli innego wyboru, jak tylko rzucić przeciwko nim wszystko, co mają. 

Doriana cicho prychnął. 
- Brzmi samobójczo. 
- Nie dla Jedi – głos Binalie’go ponownie wyraŜał nadzieję na odebranie wrogom nietkniętej fabryki. – MoŜesz to zrobić 
Mistrzu Tories. Wiem, Ŝe moŜesz. 
- Proszę – dodał Corf, patrząc błagalnie na Toriesa. 
- Chwilę – wtrącił Doriana. – Nie jestem taki pewien, czy mogę zezwolić na takie działanie. Ten atak narazi fabrykę na 
niebezpieczeństwo. 
- Albo to zrobimy, albo fabryka zostaje w rękach Separatystów – rzucił Roshton. – Po czyjej właściwie jest pan 
stronie? 
- Proszę się nie obraŜać – powiedział zimno Doriana. – Chce pan zająć przeciwnika, dopóki „Whipsaw” nie zniszczy 
statku dowodzenia, proszę bardzo. Ale trzymaj się pan z dala od Spaarti. 
- Zaufaj nam, mistrzu Doriana – powiedział Roshton. – Albo raczej zaufaj Jedi. 
Po twarzy Doriany przebiegł grymas. 
- CóŜ, jeśli tak stawia pan sprawę… niech będzie. 
Roshton spojrzał na Toriesa. 
- Mistrzu Tories? 
- Najpierw sprawdźmy, czy uda mi się przebić przez droidy na górze – powiedział Tories, podnosząc się na nogi. 
- Sprawdźmy, czy nam się uda – poprawił go Roshton, dołączając do Jedi. – Tak jak mówiłem, muszę być z moimi 
ludźmi
- Obaj jesteście szaleni – oświadczył Doriana – Ale jeśli wszyscy idą, mogę i ja. Roshton pokręcił głową. 
- Przykro mi. Bez urazy, ale nie chcę, Ŝeby wchodzili nam w drogę biurokraci. - I nie będą – zapewnił go Doriana. – 
Ale jako przedstawiciel Kanclerza Palpatine, nie tylko mam prawo z wami iść, ale jestem nawet zobligowany to zrobić. 
Twarz Roshtona wykrzywił grymas. 
- Dobrze, niech będzie jak pan chce. Więc, jeśli juŜ jesteśmy gotowi…
Corf nabrał powietrza. 
- Nie – powiedział Tories tonem nie znoszącym sprzeciwu, zanim chłopak zdąŜył się odezwać. – Ty i twój ojciec 
zostajecie tutaj. 
- Ale…
- Corf – odezwał się ostrzegawczo Binalie. 
Chłopak uciszył się. 
- W porządku – powiedział Roshton, włączając komlink. – To wyrzućmy ich z lądowiska. 

***

Doriana nigdy się nie dowiedział, ile robotów znajdowało się w posiadłości. Wiedział tylko, Ŝe pomiędzy ich trójką, a 
zewnętrznymi drzwiami było ich osiem. Tories pozbył się ich wszystkich szybko, skutecznie i zadziwiająco cicho. 
Jeszcze kilka kroczyło dumnie w zapadającym zmierzchu na około budynku, tak jakby był ich własnością. Jedi pozbył 
się takŜe tych. 
Do obszaru, który Roshton i jego porucznik ustalili jako punkt zbiórki, było ponad pięć kilometrów. Na szczęście, dwóm
Ŝołnierzom udało się przemycić między patrolami droidów niewielki śmigacz i czekali teraz na nich przy wschodnim 
skraju posiadłości. Po krótkiej jeździe, połączonej z zygzakowaniem i sporadycznymi postojami, byli juŜ na miejscu. 

background image

Gdy ścigacz się zatrzymał, czekał juŜ na nich porucznik oddziału klonów, stojący pod osłoną kępy drzew, jakiś kilometr 
od nagich ścian fabryki Spaarti. 
- Witam, komandorze – powitał Roshtona, gdy nowoprzybyli stanęli przed nim. – Cieszę się, Ŝe się wam udało. 
- Ja takŜe – odpowiedział Roshton. – Jak sytuacja? 
- Zebrałem dwustu Ŝołnierzy – zameldował porucznik, pokazując na około. Doriana rozejrzał się, ale gdziekolwiek się 
kryli, robili to dobrze. – Reszta jest ciągle w mieście, kryjąc się przed przeszukującymi domy droidami – ciągnął 
porucznik. – Według ostatniego raportu, kanonierki zbliŜają się od południa. Powinny osiągnąć zasięg wystarczający 
do wystrzelenia rakiet za około pięć minut, a do otwarcia ognia laserowego jakieś dwie minuty później. Pierwsza salwa 
będzie sygnałem do ataku dla naszych Ŝołnierzy. 
- Co ze statkiem dowodzenia droidami? – zapytał Roshton
Porucznik wskazał głową na niebo. 
- Wygląda na to, Ŝe atak juŜ się rozpoczął. 
Doriana spojrzał w górę. Trudno mu było cokolwiek dostrzec przez dryfujące po niebie chmury, ale wydawało mu się, 
Ŝe widzi blade rozbłyski laserowego ognia. - Nie wiecie, jak im idzie? – zapytał. 
- Generał Tiis nie marnuje czasu na informowanie nas o tym – oznajmił sucho porucznik. 
- W porządku – uciął Roshton. - Tego czy, i kiedy go zniszczy, łatwo się dowiemy. Jak przedstawia się sytuacja na 
ziemi? 
- Pierwszy C-9979 jest jakieś trzy kilometry na południe stąd – zameldował porucznik – Większość ich sił została 
rozmieszczona w porcie kosmicznym i we wschodniej części Foulahn, ale przy desantowcu zostały na straŜy jeszcze 
przynajmniej trzy AAT i dwieście droidów bojowych. 
- Trzy kilometry – powiedział Doriana, zerkając na zwodniczo radosne światła miasta. – Czy to aby nie za blisko? 
- To bardzo blisko – zgodził się Roshton. – I tak powinno zostać. Gdyby pan kiedyś walczył z Neimoidianami, 
wiedziałby pan o tym, Ŝe najbardziej lubią mieć miaŜdŜącą przewagę. ZałoŜę się, Ŝe perspektywa dostania nas w 
krzyŜowy ogień będzie dla nich zbyt kusząca, Ŝeby się jej oprzeć. 
Odwrócił się do Toriesa. 
- Jakieś ostatnie spostrzeŜenia albo sugestie, Mistrzu Tories? 
Przez chwilę Tories spoglądał w kierunku ledwie widocznej na tle ciemniejącego nieba ściany fabryki. Tymczasem 
Doriana przyglądał się profilowi Jedi i, obserwując tańczące w jego białych włosach światełka zastanawiał się, jakie 
myśli mogły przelatywać przez ten przeszkolony umysł. 

Jak oni myślą, zastanowił się nagle. Wiedział co nieco o zachowaniach i reakcjach Jedi, a jako człowiek, który często 
przekazywał Radzie Jedi wiadomości od Palpatine`a, juŜ wcześniej się nauczył, jak wykorzystywać ich obawy i 
priorytety na własny uŜytek. 
Ale jaki był tok ich rozumowania? Czy taki jak normalnych ludzi? Czy moŜe coś w ich treningu czyniło z nich gatunek 
bardziej obcy, niŜ jakiegokolwiek inny współtworzący Republikę? 
Gdzieś z południa doszedł ich słaby odgłos wielokrotnych eksplozji. Gdy po chwili dołączył do niego odgłos 
blasterowego ognia, Tories wyprostował się: 
- Nic nie przychodzi mi do głowy, komandorze – oznajmił, wyciągając spod płaszcza miecz świetlny. – Zaczynajmy. 
Ruszył w kierunku fabryki szybkim, stanowczym krokiem. Po chwili aktywował broń i zielone ostrze wystrzeliło w górę, 
świecąc niczym latarnia, gdy wkraczał w ciemności. 
- CóŜ, nie stójmy tu tak poruczniku – powiedział Roshton. 
- Tak jest – odpowiedział Ŝołnierz, najwidoczniej zaskoczony śmiałością Jedi. – Wszystkie jednostki: naprzód. 
Doriana poczuł, Ŝe wstrzymuje oddech. Nagle cały obszar wokół nich zaroił się od Ŝołnierzami wyłaniającymi się z 
cieni, stert liści i kryjówek w ziemi. Ustawili się za Toriesem, formując zgrabny szereg. 
Roshton coś mówił. 
- Słucham? – Doriana oderwał oczy od milczących Ŝołnierzy. 
- Pytałem, czy reprezentant Kanclerza nie zechciałby do nas dołączyć – powtórzył komandor, wkładając na głowę 
hełm. 
- Dziękuję, ale myślę, Ŝe zostanę tutaj – odpowiedział Doriana. – Widziałem juŜ w akcji pańskich Ŝołnierzy, ale nie 
miałem moŜliwości obserwowania ludzi generała Tiisa – co prawda nie widział w ciemnościach wyrazu twarzy 
Roshtona, ale nie mógł nie usłyszeć nuty cynizmu w jego głosie. 
- Oczywiście – powiedział dowódca. – Czy mam tu zostawić straŜ? 
- To nie będzie potrzebne – zapewnił Doriana. – Ale, jeśli to moŜliwe, chciałbym poŜyczyć pański drugi komlink, Ŝeby 
być na bieŜąco. 
- Nie ma sprawy – burknął Roshton, wyciągając zza pasa komlink. – Tam, za tym grubym drzewem, powinien być 
dobry punkt obserwacyjny. 
Doriana uśmiechnął się do siebie. Zadziwiało go, jak łatwo ludziom wydawało się, Ŝe mogą go obrazić. 
- Dziękuję, komandorze – powiedział spokojnie. – Oczekuje pełnego raportu po pańskim powrocie. 

***

Przebyli moŜe połowę drogi, kiedy natknęli się na pierwszą linię posterunków wokół fabryki. Droidy otworzyły ogień i 
blasterowe błyskawice zaczęły przecinać niebo, przelatując nieszkodliwie miedzy maszerującymi Ŝołnierzami, albo 
odbijając się od ich zbroi. Parując mieczem nadlatujące strzały, Tories wpatrywał się w mrok, by w świetle wrogiego 
ognia zorientować się w jego szyku bojowym. Droidy między Ŝołnierzami a wschodnią bramą fabryki nie ruszały się z 
miejsca, podczas gdy następne spieszyły z północy i południa, by do nich dołączyć. 
- Wygląda na to, Ŝe wszystkie wysunięte posterunki mają zamiar się z nami spotkać. – mruknął idący obok niego 
Roshton. 
- Najwidoczniej – zgodził się Tories, spoglądając przez ramię, jednak dostrzegał jedynie światła miasta i kosmoportu. 
– Jakieś oznaki ognia krzyŜowego? 
- Dwa AAT i jakieś pięćdziesiąt droidów właśnie ruszyło na północny wschód – powiedział Roshton. – Powinniśmy je 
wkrótce zobaczyć. Ach... 
Tories odwrócił się. Wschodnie wejście do fabryki otworzyło się, odsłaniając nowy oddział robotów, spieszących na 
pomoc pierwszej linii. 
- Nadchodzą posiłki – oznajmił Roshton. – ZałoŜę się, Ŝe juŜ niedługo zobaczymy dwa AAT. 
Tories wiedział, Ŝe wtedy przyjdzie czas by ruszyć. 
- Jak długo będziesz mógł ich powstrzymywać? – zapytał, odbijając jeszcze jeden strzał i gasząc swój miecz. Roshton 
spojrzał na niego spode łba, zasłaniając ręką mikrofon w hełmie. 
- Co masz na myśli? 
- Zakładamy, Ŝe wysłali juŜ większość droidów na zewnątrz – wyjaśnił mu Tories. – Gdy się tam dostanę, powinienem 

background image

zdobyć przewagę nad Neimoidianami. Jeśli są tak tchórzliwi, jak mówisz, moŜe zdołam ich przekonać, by się poddali, 
nawet jeśli Tiisowi nie uda się zniszczyć statku dowodzenia. 
- Jak masz zamiar się tam dostać? – chciał wiedzieć Roshton. – Obstawili wszystkie wejścia. 
- Zostaw to mnie – odparł Tories, kiwając głową w lewo. – Ale muszę iść, zanim uda im się zamknąć ten wyłom. Więc 
jeszcze raz: jak długo moŜesz ich powstrzymywać? 
- Tak długo, jak to będzie potrzebne – powiedział Roshton, rozglądając się dookoła i zdejmując rękę z mikrofonu. – 
Poruczniku, wygląda na to, Ŝe przed nami i na prawo jest małe zagłębienie. Okopiemy się tam – spojrzał ponownie na 
Toriesa. – Powodzenia. 
Tories skinął głową i obrócił się, poświęcając chwilę, by zorientować się w sytuacji. Potem, sięgnął po Moc, schylił się i 
pobiegł. 
Jedi potrafili osiągać niewiarygodne prędkości, przynajmniej na krótkie odległości. Tories wykorzystał tą umiejętność 
do granic moŜliwości, a jego nogi zmieniły się w rozmytą plamę na tle ziemi, gdy przemykał obok linii wroga, 
zaczynającej tworzyć półokrąg wokół otoczonych Ŝołnierzy-klonów. Dwa spóźnione droidy wyłoniły się nagle z 
ciemności przed nim, ale po chwili zmieniły się w kupę złomu, gdy uŜył Mocy, by pchnąć je do tyłu. Kiedy wreszcie 
jego energia i szybkość wygasły, stał juŜ przy południowo-wschodnim krańcu fabryki, z dala od zakazanego 
południowego trawnika, na przeciwko stromej, wysokiej na trzy piętra ściany. 
Spojrzał w górę na wyrastający przed nim mur. Trzy piętra – to było za wysoko na skok, nawet dla niego. Ale w 
połowie wysokości ściany, tam, gdzie mógł jeszcze sięgnąć, znajdowała się linia przykrytych Ŝaluzjami otworów 
wentylacyjnych, kaŜdy szeroki na jakieś dziesięć centymetrów. 
Mógł mieć tylko nadzieję, Ŝe ojciec Lorda Binalie`go zbudował te wywietrzniki z taką samą dbałością jak wszystko inne 
w „Spaarti Creations.” Zaciskając dłonie na mieczu świetlnym i upewniwszy się, Ŝe trzyma palec z dala od 
aktywującego go przycisku, ugiął kolana, otworzył się na Moc i skoczył. 
Będąc juŜ w górze, dostrzegł najbliŜszy otwór, oświetlony jedynie przez błyski laserowego ognia pochodzące z 
miejsca, gdzie walczył Roshton. 
UŜył Mocy, aby sięgnąć Ŝaluzji i wygiąć je do poziomu. 
Kiedy zatrzymał się w szczytowym punkcie skoku, wepchnął rękojeść miecza między dwie Ŝaluzje. Metal zazgrzytał w 
proteście, gdy Tories zawisł całym swoim cięŜarem na rękojeści, ale ku jego uldze, Ŝaluzje wytrzymały. Sięgając po 
Moc, oparł się mocno na zaklinowanym mieczu i odbił się znowu w górę. Uchwycił się krawędzi dachu końcami 
rozczapierzonych palców i podciągnąwszy się, rozpłaszczył na zimnym permabetonie. Obróciwszy się, wychylił się znad 
krawędzi, wyswobodził miecz z Ŝaluzji i przywołał go z powrotem do ręki. Kanonada na wschodzie najwyraźniej się 
nasilała, gdy Jedi ześlizgiwał się w ciszy po dachu w kierunku najbliŜszego świetlika. Kiedy tam dotarł, starł rękawem 
brud z szyby i zajrzał do środka. 
Podłoga fabryki była pusta. UŜył Mocy, próbując wyśledzić pobudzone umysły obcych, które wyczuwał poniŜej. MoŜe 
są dalej na zachód? Pewnie tak, zdecydował, trochę dalej na zachód. Zmarszczył brwi próbując wyobrazić sobie plan 
fabryki... no jasne. Tchórzliwi, albo po prostu bardzo ostroŜni Neimoidianie mogli znajdować się gdzieś w Czwartej 
Strefie Produkcyjnej, gdzie mogli mieć oko na tunel prowadzący do posiadłości Binalie`go. 
Ruszył w tym kierunku, rozglądając się nad głową za zabłąkanymi patrolami na STAP-ach. Ale wszystkie, które mógł 
dostrzec były dość daleko i albo nurkowały w kierunku oddziałów Roshtona, albo zataczały ciasne kręgi wokół okrętu 
desantowego nieopodal zachodniego wejścia do fabryki. Kakofonia nadchodzących od wojsk Republiki dźwięków 
wzbierała na sile, gdyŜ najprawdopodobniej droidy z C-9979 były juŜ wystarczająco blisko, by włączyć się do walki. 
Nagle nowy dźwięk wzbił się w powietrze i Tories odwrócił się w samą porę, by dostrzec republikańską kanonierkę, 
która nurkując zasypywała roboty gwałtownym laserowym ogniem. Potem poderwała się w górę i, gdy 
przygotowywała się do następnego nalotu, eksplodowała nagle jaskrawą, czerwono-Ŝółtą kulą ognia. Tories był juŜ 
przy świetliku nad Poziomem Czwartym. Znowu starł trochę kurzu z transpastali i spojrzał w dół. 
Byli tam, dokładnie pod nim na platformie kontrolnej: dwóch Neimoidian, którzy wcześniej wtargnęli do gabinetu 
Lorda Binalie`go i jeszcze kilku innych, w bardziej stonowanych strojach, wszyscy zgromadzeni razem wokół 
ustawionego przed Cranscocami pulpitu. Główny Kreator, Gehad, wskazywał na coś na wyświetlaczu, najwyraźniej 
sprzeczając się o to z komandorem Ashelem. Wokół platformy zgromadziło się pół tuzina droidów-straŜników z bronią 
w pogotowiu. 
Zasuwka świetlika była po wewnętrznej stronie, dokładnie naprzeciw Toriesa. UŜył Mocy, by ją przesunąć i otworzył 
go. Wziąwszy głęboki oddech, wślizgnął się do środka. 

Wylądował na platformie dokładnie za komandorem Ashelem, na ugiętych kolanach, by złagodzić uderzenie o ziemię. 
Ktoś zapiszczał, a Ashel zdąŜył tylko drgnąć, zanim wyprostowany juŜ Tories otoczył ramieniem jego klatkę piersiową i 
przytknął mu do głowy wylot miecza świetlnego
- Niech nikt się nie rusza – ostrzegł. 
Ale droidy juŜ pociągały za spust. Zanim Tories zdąŜył powiedzieć coś jeszcze, a Ashel w ogóle cokolwiek, obróciły się 
w stronę platformy i plunęły ogniem w stronę Jedi. Tories odskoczył od Ashela i innych, włączając miecz świetlny i 
odbijając nadlatujące strzały. Dwie sekundy później dymiące szczątki wszystkich sześciu droidów leŜały na ziemi 
zniszczone rykoszetami od ich własnego ognia. Zanim oszołomieni Neimoidianie zdąŜyli zareagować, Tories doskoczył 
do nich i ponownie chwycił Ashela za szaty. 
- Spróbujmy znowu – powiedział łagodnie. – Niech nikt się nie rusza. 
- Czego chcesz? – spytał Ashel drŜącym głosem. 
- Chcę, Ŝeby to się skończyło – odrzekł Tories. Spojrzał na Cranscoc’ów przyczajonych naprzeciwko konsoli systemu 
ciekłego tłoczenia, zastanawiając się jak to znosili. 
Ale jeśli byli zaniepokojeni, zaskoczeni, czy nawet całkowicie świadomi tego, co się dzieje, on tego nie dostrzegał. – 
Skontaktuj się ze statkiem dowodzenia i nakaŜ im kapitulację. 
- To niemoŜliwe – Ashel wykonał ostroŜny gest wskazując na resztki maszyn. – Nie moŜemy się z nim skontaktować, 
chyba, Ŝe przez droidy, a ty zniszczyłeś je wszystkie. - Niby racja – przyznał Tories. Prawie na pewno to było 
kłamstwo, ale łatwo moŜna było to sprawdzić. – Dobrze. To teraz idziemy. 
- A dokąd? – spytał bojaźliwie Gehad. 
- Tak się składa, Ŝe wiem, gdzie są inne droidy, których moŜecie uŜyć – wyjaśnił mu Tories. – I zwaŜcie na to, Ŝe 
prawdziwe kłopoty to te, których ja wam mogę przysporzyć. 

***

Ciągle trzymając Ashela, sprowadził ich po schodach z platformy. Neimoidianie zapieczętowali tunel przez zwykłe, 
solidne zespawanie przedniego brzegu rampy z podłogą i Jedi poświęcił tylko kilka sekund na przecięcie spawu. Ashel 
zadrŜał w jego uścisku, ale nic nie powiedział. 
Ich kroki odbijały się złowieszczym echem, gdy szli przez opuszczoną fabrykę. Tories rozglądał się bacznie wokół, 

background image

przygotowany na ewentualny atak, ale najwyraźniej Neimoidianie rzeczywiście posłali resztę droidów na zewnątrz. 
Bitwa wciąŜ wrzała, gdy dotarli do wschodnich drzwi i wyszli na nocne powietrze. - Oto twoje droidy – oznajmił Tories, 
popychając Ashela w kierunku świateł i hałasu. – Pogadaj z nimi. 
- Chyba Ŝartujesz – zaprotestował Neimoidianin, kuląc się w uścisku Toriesa. – Nie jesteśmy wyposaŜeni... 
- Szkoda – przerwał Tories. – Ale jeśli to jedyny sposób by je powstrzymać... 
Przerwał, gdy nagle blasterowy krąg ognia wokół Ŝołnierzy Roshtona ucichł. Coś nad nim, po lewej stronie, zwróciło 
jego uwagę i zobaczył parę STAP-ów uderzającą w ziemię. Uniósł głowę, by spojrzeć w nocne niebo. W samą porę by 
dostrzec, prawie dokładnie nad sobą, znikający juŜ blask rozszerzającej się chmury gazu. 
Generał Tiis i jego załoga zrobili swoje. 
- MoŜemy sobie darować rozmowę z droidami – podsumował Tories. 
Widział teraz, jak ludzie Roshtona opuszczają swoje pozycje i biegną w stronę jego i otwartego juŜ szeroko wejścia do 
fabryki. 
- Idziemy – rzucił, przypinając z powrotem miecz do pasa i popychając Neimoidian w kierunku nadchodzących 
Ŝołnierzy. 
Obie grupy spotkały się w połowie drogi. 
- Widzę, Ŝe nie próŜnowałeś – powitał Toriesa Roshton, zatrzymując się i pokazując Ŝołnierzom, by szli dalej w 
kierunku fabryki. – Jak jest w środku? 
- Z tego co wiem, pusto – odrzekł Tories. – Tunel teŜ został odblokowany, jeśli chcesz wziąć tam techników
- Doskonale – powiedział Roshton z ponurą satysfakcją. – Powiemy Cranscocom, Ŝeby przywrócili fabrykę do 
poprzedniego stanu, a potem niech wracają do roboty. 
- Wątpię, Ŝeby Neimoidianom udało się wiele zmienić – powiedział Tories. – Torsie przy okazji, co powinienem z nimi 
zrobić? 
Roshton spojrzał w kierunku fabryki. 
- MoŜe weź ich do komandora Bratta? Jest w jednej z kanonierek, które lecą pozbyć się drugiego C-9979. 
- Nie ma problemu – zgodził się Tories. – Zobaczymy się później. 
Roshton skinął głową i pospieszył do swoich ludzi. Tories skierował swoją gromadkę w przeciwną stronę. 
- To jeszcze nie koniec – ostrzegł Ashel, gdy tak szli. – Jeszcze nas nie pokonaliście - Tylko ci się tak wydaje – 
powiedział Tories. Dotarli do miejsca, w którym ostatnio walczyli Ŝołnierze Roshtona. Tories zatrzymał się, patrząc na 
miejsce niedawnej bitwy. Dosłownie cały obszar usiany był zniszczonymi droidami, pomiędzy którymi leŜały ciała 
kilkunastu Ŝołnierzy-klonów w poczerniałych pancerzach. Kilka pojazdów wciąŜ płonęło, a wśród nich kanonierka, która 
została wcześniej zniszczona na oczach Jedi. W środku tej masakry, stała jeszcze jakaś setka pozbawionych kontroli 
ze statku dowodzenia droidów, wyprostowanych, lecz o dziwnie spuszczonych głowach. 
Nadal na nie patrzył, gdy niespodziewanie, z szarpnięciem, powróciły do Ŝycia. 
Przez jakieś pół sekundy najzwyklejsze zaskoczenie zmroziło go do szpiku kości. Ale jego więźniom to wystarczyło. 
Ashel wyszczekał jakiś rozkaz i Neimoidianie padli płasko na ziemię. 
Nagle Tories znalazł się w samym środku kręgu wycelowanych w niego blasterów. Nie było czasu na subtelności a 
jedyna droga ucieczki prowadziła w górę. Wyskoczył w powietrze, aktywując miecz świetlny i ciął za siebie, gdy 
przelatywał nad przebudzoną nagle armią droidów, wierząc, ze Moc poprowadzi jego rękę i odbije strzały. Wylądował 
na ziemi i, uchylając się od gradu pocisków, które osmaliły mu szatę, począł biec w kierunku miasta, oddalając się od 
fabryki. 
- Tak, uciekaj Jedi – roznoszący się w powietrzu, kpiący głos Ashela, był jeszcze bardziej dotkliwy niŜ najbliŜej 
przelatujące strzały. – Opowiedz nam o tych kłopotach, których moŜesz nam przysporzyć. 
Tories nie odpowiedział. Przed sobą słyszał odgłosy wznowionego ostrzału, dochodzące z Foulahn, a z wyczuwanej w 
umyśle fali nagłego cierpienia wywnioskował, Ŝe siły Republiki zostały tak samo zaskoczone, jak on. Jeśli nie udałoby 
mu się do nich dotrzeć i wspomóc je na czas, przegrałyby tą bitwę. 
Nie dotarł. 
I przegrały. 

***

- Moim zdaniem, Separatyści wreszcie zaczęli uczyć się na własnych błędach – skomentował Doriana, gdy on, Tories i 
Binalie stali na jednym z północnych balkonów rezydencji. – Musieli znaleźć sposób na zminiaturyzowanie matrycy 
słuŜącej do kontroli droidów na tyle, Ŝeby trzymać jej duplikat na powierzchni planety. Nie, Ŝeby to miało jakieś 
znaczenie, ale wydaje mi się, Ŝe jest w jednym z okrętów desantowych. 
- I nawet tego nie moŜemy być pewni – stwierdził gorzko Binalie, drŜąc w chłodnym, nocnym powietrzu. – Oni 
wszyscy nie Ŝyją, prawda? 
- Nie Ŝyją, albo są w rozsypce – potwierdził cicho Tories i Doriana mógł usłyszeć w jego głosie ból i wyrzuty sumienia. 
– Oprócz tych, którzy poszli z Roshtonem do fabryki. 
Binalie westchnął. 
- To tak, jakby teŜ juŜ byli martwi, prawda? 
- Nie widzę innej moŜliwości – przyznał się Doriana, patrząc w kierunku „Spaarti Creations”. Nad fabryką, setka STAP-
ów krąŜyła po nocnym niebie, niczym lśniący w świetle kilkunastu szalejących poŜarów padlinoŜercy. 
Na terenach wokół kompleksu, niedostrzegalne dla trzech męŜczyzn, stało na straŜy tysiąc droidów i kilkanaście 
czołgów. A między posiadłością Binalie`go i fabryką, gryzący dym wciąŜ unosił się z krateru, w miejscu, w które 
uderzyły rakiety z czołgu torpedowego Separatystów, zawalając tunel i odcinając Ŝołnierzom Roshtona ostatnią drogę 
ucieczki. 
Separatyści byli skrupulatni i pamiętali o wszystkim. 
- Jedynym powodem, dla którego ciągle Ŝyją jest to, Ŝe Separatyści nie chcą zniszczyć fabryki, próbując ich stamtąd 
wyrzucić – ocenił Doriana. 
- Ale nie muszą, prawda? – cicho przemówił Tories. – Zanim generał Tiis będzie mógł tu wrócić z wystarczającą ilością 
Ŝołnierzy, umrą z głodu. 
- Tak – odezwał się Binalie. – Ironia losu, czyŜ nie? Komandor Roshton uczynił wszystko, Ŝeby przejąć fabrykę. I 
dokonał tego. 
- Tak. I tam właśnie umrze.