Modlitwa w ciszy
ks. Andrzej Muszala
WYDAWNICTWO M
Redaktor techniczny: Ewa Czyżowska
Łamanie: Edycja
Projekt okładki: Krzysztof Kliche
© Copyright by Wydawnictwo M, Kraków 2011
© Copyright by ks. Andrzej Muszala
ISBN 978-83-7595-377-0
ISBN wersji cyfrowej 978-83-7595-467-8
Wydawnictwo M
ul. Kanonicza 11, 31-002 Kraków
tel. 12-431-25-50; fax 12-431-25-75
e-mail: mwydawnictwo@mwydawnictwo.pl
www.mwydawnictwo.pl
www.ksiegarniakatolicka.pl
Pustelnia istnieje naprawdę.
Nie gdzieś daleko, wśród piasków Egiptu, na górze Athos, czy w południowej Francji.
Jest w Polsce, w Beskidach, może nawet niedaleko ciebie.
Nie chciej wiedzieć więcej, bo przestałaby być pustelnią.
Nie obawiaj się - nie jest nowym chwytem reklamowym, mającym przyciągnąć uwagę czytelnika.
Jest prawdziwym miejscem, domem, z którego kreślę do ciebie te strony.
Listy o modlitwie.
O tym, co najważniejsze...
Pustelnię możesz mieć także ty. I to nawet już dzisiaj. Od zaraz!
Może właśnie nigdy, tak jak obecnie, nie była ci ona potrzebna.
Pustelnia to przede wszystkim miejsce: skupienia, ciszy, kontemplacji, wejścia w inny, duchowy
świat.
To mały kąt w twoim domu, gdzie zadbasz o milczenie, czystość, położysz ikonę. I gdzie spróbujesz
się skupić, wchodząc do własnego wnętrza - tam, gdzie mieszka Bóg.
Pustelnia to także czas, który dajesz tylko Jemu. I to nie jutro, lecz dziś. I tak każdego dnia.
To właśnie jest owo „pomieszczenie", o którym mówił Jezus, i do którego często sam się udawał:
„Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swego mieszkania, zamknij za sobą drzwi i módl się do Ojca,
który jest w ukryciu" (Mt 6, 6). To czas-o-przestrzeń, w której mieszka Bóg. To czas poza tym
czasem, i przestrzeń poza tym, co widzisz. To inny świat, do którego wchodzisz na tak długo, na ile
tylko zechcesz. I na jak długo starczy ci odwagi...
To właśnie jest twoja pustelnia dziś.
Jeśli już w niej jesteś, możesz rozpocząć modlitwę wewnętrzną. Spotkanie z Oblubieńcem.
Nie musisz przy Nim wypowiadać wielu słów - wy-starczy, że jesteś. Dla Niego.
„Jestem, przecież mnie wołałeś!" - tak kiedyś mówił Samuel. Możesz powtórzyć za nim to samo.
„Jestem... Dla Ciebie..."
Trwaj w tej postawie kilka, może kilkanaście minut. W świadomości, że stoisz przed Nim. Że jesteś
w promieniowaniu Jego Miłości.
Nie zagaduj Go.
Odłóż na bok wszelkie intencje i sprawy. Nawet dzięk-czynienia.
Pozostań milczący, skupiony tylko na Nim. Niech to wystarczy.
Pozwól, że pójdziemy teraz razem, odkrywając tajniki modlitwy wewnętrznej. Czy jednak mogę Cię
prosić, byś wychodził na modlitwę w ciszy codziennie?
Proszę, nie uciekaj!
Tam się zawsze odnajdziemy. Nie ma ważniejszej chwili w całym twoim dniu niż właśnie to
spotkanie, za którym On tęskni.
Pan jest blisko, tuż przy was - pisał Mistrz Eck-hart - to znaczy w głębi nas, kiedy znajduje nas w
domu, kiedy dusza nie poszła na spacer z pięcioma zmysłami. Dusza powinna być u siebie w tym, co
ma najgłębszego, najwznioślejszego i najczystszego, oraz trwać w każdym czasie wewnątrz, bez
wyglądania na zewnątrz. Tam „Bóg jest blisko, jest tuż".
(Mistrz Eckhart, Kazanie 34)
I. CZYM JEST MODLITWA
WEWNĘTRZNA?
„Chcesz nauczyć się modlić? Módl się!"
(św. Teresa z Avila)
1. Początek modlitwy
Modlitwa wewnętrzna. Modlitwa w ciszy... Czym jest?
Istnieje wiele pojęć i wyobrażeń o modlitwie. Rozmowa z Bogiem. Prośba. Uwielbienie.
Dziękczynienie. Słowa. Dialog (monolog?). Człowiek gubi się w tym wszystkim, czuje się zmęczony, aż
w końcu odchodzi...
Jak bardzo skomplikowaliśmy modlitwę!
Uczyniliśmy ją ludzką aktywnością, i to nawet w dobrej intencji!
Więc może czas powrócić do źródła? Do tych przewodników, którzy przed tobą i przede mną
przeszli już tę duchową wędrówkę, a dziś uznani zostali za „doktorów Kościoła" - czyli tych, którzy w
tej kwestii mają naprawdę coś do powiedzenia.
Czym dla nich była modlitwa?
Dla św. Teresy z Avila, Jana od Krzyża, Teresy z Lisieux?...
Modlitwa wewnętrzna nie jest to, zdaniem moim, nic innego, jeno poufne i przyjacielskie
przebywanie z Bogiem... Z tym, o którym wiemy, że nas miłuje.
(św. Teresa z Avila, Zycie, 8,5)
Czy rozumiesz?
Modlitwa to nie (tylko) słowa, nawet najpiękniejsze. Nawet te uwielbienia, czy dziękczynienia...
Modlitwa to przebywanie z Bogiem. Czyli „bycie z... "
Tak, jak w jednym pokoju może być razem ze sobą dwóch przyjaciół, mąż z żoną, oblubieniec z
oblubienicą...
Aby „przebywać z Bogiem" nie musisz nawet nic mówić! Wystarczy tylko, żebyś był! DLA NIEGO!
Bo „na modlitwie nie chodzi o to, żeby dużo mówić, lecz żeby dużo kochać" (św. Teresa z Avila).
Zresztą, czyż sam Jezus nie powiedział: „Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą,
że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani. Nie bądźcie podobni do nich!" (Mt 6, 7-8a).
Wydaje się, jakbyśmy w ogóle tych słów nie brali na serio!...
Człowiek nie jest przyzwyczajony do przebywania z Bogiem w ciszy, tzn. bez słów i bez intencji.
Woli mówić coś. Cokolwiek. Woli „prowadzić" dialog, przedstawiać potrzeby Kościoła, świata i swoje.
Wtedy ma świadomość, że „coś zrobił", był aktywny, „nie marnował czasu". Że „zajmował się
Bogiem" i Jego sprawami.
Tymczasem na modlitwie wewnętrznej to wszystko trzeba właśnie zostawić...
Trzeba całkowicie zamilknąć i otworzyć swoje duchowe anteny na Obecność Trójjedynego.
Trzeba NIC NIE MÓWIĆ, a za to pozwolić Bogu działać!
Bo ten czas należy do Niego!
Trzeba pozwolić „dać się przemieniać' przez Niego i na Jego obraz.
I to jest właśnie trudne...
Do tego nie jesteśmy przyzwyczajeni...
Człowiek nie chce oddać inicjatywy Bogu. Nie chce, by Bóg działał w jego wnętrzu i przemieniał Go.
Nie przyzna się do tego wprost, ale w podświadomości wie, że Bóg jest niebezpieczny... Że jest
nieobliczalny... Że jeśliby naprawdę pozwolić Mu działać, to mógłby zrobić z nami coś, czego nie
chcemy...
Może dlatego modlitwa w ciszy nie jest popularna?...
- „Więc dobrze... - powiesz - zgadzam się. Lecz jak długo mam tak z Nim trwać?".
Odpowiedzi udziela ci sam Chrystus: „Jednej godziny nie mogliście czuwać ze Mną?" (Mt 26,40).
Wiem, powiesz od razu, że godzina nie wchodzi w ogóle w rachubę. To niemożliwe!
Więc zgódźmy się, i krakowskim targiem dajmy Mu połowę tego czasu.
To już chyba możesz?
- „Lecz co robić aż tak długo?... "
Dziś otwórz tylko Pismo Święte i przeczytaj dwa, trzy zdania. Powoli. I jeszcze raz...
A potem pozostań z nimi w świadomości, że Jezus wypowiada je w twoim wnętrzu.
I spróbuj myśleć tylko o Nim - obecnym na dnie twojej duszy...
Jeśli już bardzo chcesz Mu coś powiedzieć, to niech to będzie tylko to jedno: „WIERZĘ!..." I koniec.
I trwaj w tym przez cały ten czas.
2. Jak się modlić?
Modlitwa wewnętrzna nie jest improwizacją.
Dlatego nie jest obojętne, co na niej robisz i jak się zachowujesz. Nie wiedząc o tym ryzykujesz, że
modlitwa może się stać jeszcze jedną formą twojego egoizmu.
Modlitwa - to podążanie na szczyt góry Miłości stromą ścieżką ciągłego zapominania o sobie i
otwierania się na działanie Boże.
Ta droga potrzebuje planu i jasnych znaków, za którymi idąc wiesz, że nie zbłądzisz. Zarysował je
dla ciebie i dla mnie Jan od Krzyża w schemacie „Drogi na Górę Karmel".
Spójrz na nią.
Po prawej - to droga dóbr ziemskich. Podążają nią ci, którzy w modlitwie wymuszają na Bogu swoją
wolę, szukając korzyści osobistych, materialnych, zdrowotnych, ziemskich, wymiernych. Krótko: to
droga MYŚLENIA O SOBIE.
Po lewej - ścieżka dóbr niebieskich. Podążają nią ci, którzy na modlitwie poszukują uniesień,
przeżyć, objawień Bożych, pozytywnych doznań, rozkoszy, zadowolenia, pociechy od Boga i Jego
natchnień. Krótko: MYŚLĄ O SOBIE.
Ani ci pierwsi, ani ci drudzy nie dochodzą na szczyt góry, lecz gubią się w gąszczu własnych
pożądliwości, nie osiągając nawet połowy drogi. Jakże wielki tam tłum!
A pośrodku?
„Wąska i stroma jest droga, która prowadzi do życia. I jakże niewielu jest tych, którzy ją znajdują"
(Mt 7, 14). To droga „5 razy NIC".
To ścieżka dla ciebie i dla mnie, jeśli chcemy dojść do zjednoczenia z Bogiem.
Ścieżka dla śmiałków i ryzykantów - dla tych, którzy nie szukają niczego innego, jak tylko Boga
samego i Jego woli.
To droga, którą możesz podążyć na spotkanie z Oblubieńcem już dziś - w prawdziwej modlitwie
wewnętrznej. A oto ona, krok po kroku:
1. PIERWSZE NIC - Stanięcie w obecności Bożej Uświadom sobie, że Jezus żyje w tobie. Więcej -
cała Trójca Święta mieszka w tobie!
Słowo, Syn Boży, wraz z Ojcem i Duchem Świętym jest ukryty w najgłębszej istocie duszy. Dusza
zatem, która pragnie Go znaleźć, musi wejść w siebie przez głębokie skupienie.
(św. Jan od Krzyża, Pieśń duchowa, 1, 6)
Na początku modlitwy podejmij trud pierwszego „NIC" - zapomnienia o swoich sprawach, a za to
skupienia się i skoncentrowania tylko na tej jednej najważniejszej prawdzie:
BÓG MIESZKA W TOBIE!
Uspokój swoje wewnętrzne władze: pamięć, wyobraźnię, rozum, wolę, zmysły i przenieś je ze
świata zewnętrznego do Boga.
2. DRUGIE NIC - Czytanie duchowe
W modlitwie to nie ty, ale Jezus wszystko prowadzi.
Dlatego otwórz teraz fragment Ewangelii. I czytaj... Powoli... Z przerwami... Sercem...
Czytasz list od Niego - chłoń Jego obecność!
3. TRZECIE NIC - Zamknięcie oczu To praktyczna rada św. Teresy z Avila.
Ten zwykły gest okazuje się bardzo pomocny w tym, by nie patrzeć na to, co cię rozprasza -na
świat zewnętrzny, ale oczami serca wejść w świat Boga.
By penetrować głębię duszy, szukając na jej dnie Oblubieńca.
4. CZWARTE NIC - Patrzenie na Jezusa Chodzi tu o „patrzenie" sercem na Jezusa w konkretnej
sytuacji, o której przeczytałeś w Ewangelii (np. gdy jest na pustyni, lub w Kanie Galilejskiej, albo
rozmawia w nocy z Nikodemem).
Patrz na Niego jak na Umiłowanego.
Po to, aby z Nim być.
By nawiązać z Nim kontakt...
5. PIĄTE NIC - AKT WIARY
Czyli wyrażenie Mu swej wiary poprzez:
- oddanie siebie /akty wiary/
- miłość, która niczego nie odmawia /akty miłości/
- wdzięczność za pociągnięcie do Niego
- całkowite ZAWIERZENIE, które nie cofa się przed niczym
Tu jesteś na szczycie.
Tu jesteś zjednoczony z Jezusem-Oblubieńcem,
a poprzez Niego z całą Trójcą Świętą. Trwaj w tym jak najdłużej.
Jeśli się rozproszysz, nie wyrzucaj sobie niczego i spokojnie powróć do aktu wiary.
To właśnie jest ten plan i porządek w modlitwie. To nie nowa technika, ale podążanie za Jezusem
Jego drogą.
„5 razy NIC " odrywa cię od samego siebie i otwiera drzwi, by On mógł w nas działać.
By to On modlił się w nas do Ojca. By On przemieniał nas tak jak chce.
3. Stanięcie w obecności Bożej
Czym jest modlitwa w ciszy? Jest dotykaniem Boga przez wiarę. Jest spotkaniem z Trójcą, która
mieszka w tobie i we mnie...
Bo Bóg JEST.
Jest w każdym człowieku. Nawet niewierzącym.
I to jest prawda, od której rozpoczyna się modlitwa wewnętrzna. On jest w środku, w samym
centrum duszy, na jej dnie - i tam powinna szukać Go oblubienica. Nie gdzieś poza tobą...
To jest to pierwsze „NIC" na drodze do zjednoczenia z Nim.
Spróbujmy dziś razem dotknąć Boga naszą wiarą, miłością... Wyruszmy w podróż w głąb, tam gdzie
On mieszka od zawsze...
Kiedy zamykasz oczy i skupiasz się, odkrywasz w sobie tajemniczą OBECNOŚĆ. Bóg pulsuje w
tobie pełnią swego życia. Choć nie sposób tego odczuć, bo dokonuje się to w najgłębszych pokładach
duszy ludzkiej, tam, gdzie nie mają dostępu żadne zmysły ani zewnętrzne, ani te najbardziej duchowe.
A jednak to prawda...
Aby opisać rzeczywistość Królestwa Bożego, Jezus uciekał się do prostych obrazów i przypowieści.
Idźmy tą samą drogą, by uświadomić sobie TO, co w nas się dzieje nieustannie.
BÓG JEST TRÓJCĄ. To znaczy ŻYCIEM: rodzeniem-umieraniem-i-zmartwychwstaniem.
Jest MIŁOŚCIĄ. Tą Miłością pozostaje i pulsuje w każdej duszy.
Najcenniejszym organem wewnętrznym człowieka jest serce. Ono bije nieustannie, kilkadziesiąt
razy na minutę, od początku, to znaczy jeszcze od stadium płodowego, od drugiego miesiąca po
poczęciu. I tak już będzie zawsze, do śmierci. Jeśli założyć, że serce uderza 60 razy na minutę, to w
ciągu godziny wykonuje 3600 uderzeń; w ciągu doby - 86 400; w ciągu miesiąca - 2 592 000; w
ciągu roku - 31 104 000. U człowieka siedemdziesięcioletniego serce uderza już grubo ponad dwa
miliardy razy. Bez przerwy. Bez wypoczynku. BIJE... W każdej sekundzie wyrzuca z siebie krew,
która następnie rozchodzi się po całym organizmie, by go odżywiać, dostarczać tlen i wszelkie
substancje niezbędne do życia. Bije ciągle. I nigdy nie zaprzestaje swojej pracy. Jaka maszyna
mogłaby to wytrzymać? Dotknij swojego pulsu i pomyśl o tym niewidzialnym, anonimowym
przyjacielu, któremu zawdzięczasz swoje życie. Który dla ciebie wykonuje gigantyczną pracę. Za
darmo... Czy widziałeś kiedyś swoje serce? To najpokorniejszy organ, dobrze ukryty, który robi swoje
- to, co do niego należy. Zamknij oczy i „popatrz" dziś na swoje serce...
Serce to obraz Ojca. On jest w tobie, choć sobie tego nie uświadamiasz. Niewidzialny, dyskretny,
pokorny... Ojciec w tobie „pulsuje" - to znaczy „w każdej chwili" wyrzuca z siebie Syna. „Po tysiąc
razy na sekundę", a właściwie poza czasem - czyli ZAWSZE - rodzi Go; wydaje ze swego łona. „Tyś
jest moim Synem, jam Ciebie dziś zrodził" - szepce tylko. Rodząc, daje całego siebie. Nic nie
zatrzymuje dla siebie, lecz wszystko przekazuje Synowi: całą swoją naturę, bóstwo, istotę, życie -
WSZYSTKO... „Wszystko Moje jest Twoje, a twoje jest moje" (J 17, 10). I nigdy nie przestaje Go
rodzić... Nic Go w tym nie może zatrzymać...
Krew z kolei idzie do wszystkich części ciała, nawet tych najdalszych. Nie omija żadnych komórek,
lecz dociera do nich, by tam „umrzeć" - to znaczy oddać wszystko, co posiada: tlen, substancje
odżywcze, sole mineralne. Daje bez zatrzymywania czegokolwiek dla siebie, bo wie, że właśnie po to
jest. Po to, by oddawać wszystko, co najcenniejsze, aby komórki mogły żyć („Ja przyszedłem po to,
aby owce miały życie i miały je w obfitości"; J 10, 10). Następnie utleniona krew powraca do serca -
do miejsca, skąd wyszła.
Krew to obraz Syna. Wychodzi On z łona Ojca, by iść do każdego człowieka i powtarzać w nim to, co
dokonało się kiedyś w Wielki Piątek: by oddać się bez reszty i umrzeć w nim. Tak, Syn daje mu
wszystko, nie cofając się nawet przed oddaniem własnego życia. Umierając mówi: „To jest moja Krew
za was wylana... " Dzięki tej śmierci dusze mogą żyć. Po tym martwy Syn wraca na łono Ojca. A On?
„Wyrzuca" Go z Siebie i oddaje Duchowi Świętemu, by tchnął w Niego życie na nowo. I tak jak
utleniona krew idzie do płuc, by tam na nowo „ożyć", tzn. pobrać życiodajny tlen, tak teraz Jezus
powierzony zostaje Duchowi Świętemu, który jest tchnieniem ożywczym i wskrzesza Go na nowo.
Płuca to obraz pneumy - powiewu, który niegdyś unosił się nad wodami, a teraz przenika Syna
budząc Go ze snu śmierci. On zaś, Zmartwychwstały, powraca na łono Ojca, lecz nie po to, by w Nim
pozostać i odpoczywać, lecz by ponownie być zeń wyrzuconym do komórek, znowu je ożywiać i
oddawać wszystko, co otrzymał.
I tak dzieje się bez przerwy.
W tobie bez ustanku Jezus żyje, umiera i zmartwychwstaje. Czy śpisz, czy pracujesz; czy
odpoczywasz, czy modlisz się, czy wiesz o tym, czy nie, On dokonuje w tobie swego dzieła - PASCHY
poprzez śmierć do prawdziwego życia. Trójca Święta „pulsuje" w tobie i nigdy nie przestaje w tobie
tętnić swoim wewnętrznym życiem.
To był tylko obraz.
Lecz obraz duchowej rzeczywistości, najprawdziwszej, która dokonuje się nieustannie. Także teraz,
gdy czytasz te słowa...
Takiego Boga dotykasz w modlitwie wewnętrznej. Boga żywego. Boga, który JEST w samym
środku twojej duszy. Z takim Bogiem jednoczy cię modlitwa - szczególnie modlitwa wewnętrzna -
która dąży na spotkanie z Nim, by Go posiąść, dotknąć swoją wiarą i miłością, i zatopić się w Nim. Jak
bowiem pisze św. Jan od Krzyża, „właściwością miłości jest pragnienie, by się złączyć, zjednoczyć,
zrównać i upodobnić do przedmiotu umiłowanego" (Noc ciemna, II, 13, 9).
Proszę cię, abyś przez kolejne dni myślał tylko o tym na modlitwie.
Spróbuj się skupić na tej prawdzie. Czasem odpowiedz tylko: „Wierzę!..." Codziennie pół godziny.
Będziemy tam w Bogu razem...
4. Czytanie duchowe
Pomocą w modlitwie jest mi przede wszystkim Ewangelia; ona zaspokaja wszystkie potrzeby mojej
biednej, małej duszy. Odkrywam w niej coraz to nowe światła oraz jej sens ukryty i mistyczny.
(św. Teresa z Lisieux, Rękopis A, 83v)
To słowa innej naszej przewodniczki na szczyt Góry Miłości - św. Teresy z Lisieux.
Ta młoda dziewczyna, nie mając stałego dostępu do tekstów natchnionych, sporządziła sobie
własną wersję czterech Ewangelii w formie małego notesu, który nieustannie nosiła na sercu; czytała
go często i używała w modlitwie.
Na samym końcu swych Rękopisów zanotowała:
Ponieważ Jezus wstąpił do nieba, mogę postępować za Nim tylko po Jego śladach, które mi
zostawił. Lecz jakaż promieniuje z nich jasność! Jakąż nasycone są wonią! Wystarczy, że skieruję
spojrzenie na Ewangelię, a już wdycham zapachy z życia Jezusa i wiem, w którą biec stronę... Nie
wysuwam się na pierwsze miejsce, ale pozostaję na ostatnim; zamiast występować naprzód z
faryzeuszem, powtarzam z ufnością pokorną modlitwę celnika; nade wszystko jednak naśladuję
zachowanie się Magdaleny. Jej zadziwiająca, a raczej pełna miłości śmiałość, która oczarowała Serce
Jezusa, i mnie zachwyca...
(św. Teresa z Lisieux, Rękopis C, 37r)
Otwarcie na Słowo - to drugie „NIC" konieczne w modlitwie wewnętrznej. Ono wskazuje ci drogę.
Dlatego, gdy już rozpocząłeś modlitwę i stanąłeś w obecności Boga, otwórz teraz Ewangelię.
I czytaj...
Powoli, ze skupieniem... Nie za dużo.
Czytaj bardziej sercem, niż oczami.
„Przeżuwaj" tekst, tak jak starotestamentalny prorok, który otrzymał polecenie połykania zwoju
kawałek po kawałku.
Jesteś teraz w świecie Boga.
Czytając, poznajesz Jego charakter.
Poznajesz Jego myślenie, reagowanie, wartościowanie.
I już chłoniesz Go całą swoją istotą. I już się z Nim jednoczysz.
Kiedy czytasz, nie zabiegaj o to, by poznać coś nowego, ani o to, by szukać świateł od Boga.
Nie staraj się też odczytywać woli Bożej względem ciebie; gdybyś to robił, znowu skoncentrowałbyś
się na sobie. Bóg powie ci to, co trzeba wtedy, kiedy On będzie tego chciał. Zostaw Mu wolną rękę,
proszę.
Ty tylko czytaj.
Sam Jezus powiedział:
Jeśli mnie kto miłuje, będzie zachowywał moje słowa, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do
niego, i będziemy u niego przebywać.
(J 14, 23)
Czytanie duchowe jest warunkiem, by obecność Trójcy Świętej w tobie i we mnie stała się
naprawdę żywa i przemieniająca.
BO SŁOWO BOŻE TO SAM JEZUS!
To Słowo stało się ciałem. Wszystkim, którzy je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi.
Rozumiesz?
Znaczy to, że czytając Ewangelię nie tylko poznajesz Boga, ale jesteś już z Nim jedno! To tak, jakby
ktoś otrzymał list od ukochanej. Czyta go po wiele razy, choć po jakimś czasie zna jego treść już
niemal na pamięć. Lecz mimo to wciąż czyta - nie po to, by coś nowego jeszcze się dowiedzieć, lecz by
chłonąć umiłowaną osobę. Ona żyje w zapisanych literach, słowach, zdaniach. I tylko wtajemniczony
czytelnik może odszyfrować między wierszami to jedno najważniejsze, skreślone niewidzialnym
pismem: „Kocham cię!... Tęsknię za tobą!..."
To właśnie jest ów sens ukryty i mistyczny Słowa Bożego, o którym pisała Teresa.
Idąc po takich śladach bardzo szybko pniesz się stromą ścieżką na szczyt zjednoczenia z Bogiem.
Dlatego na każdej stronicy szukaj tylko oblicza Jezusa.
Niech twoja lektura słowa Bożego podczas modlitwy w ciszy ma tylko ten jeden cel: ułatwić ci
spotkanie z Nim, by nawiązać osobowy kontakt.
I rozpalić cię miłością do Oblubieńca.
Dusze proste używają środków prostych, a ponieważ do nich należę, któregoś poranka, podczas
dziękczynienia, Jezus dał mi prosty środek do spełnienia mojej misji. Uświadomił mi mianowicie, co
oznaczają słowa z Pieśni nad Pieśniami: „Przyciągnij mnie, a pobiegniemy ku Twoim zapachom". A
zatem, Jezu, nie trzeba Ci nawet mówić: „Przyciągając mnie, przyciągnij i tych, których kocham!"
Proste „Przyciągnij mnie" wystarczy, i rozumiem, Panie, dlaczego, bowiem gdy dusza da się zniewolić
twojej upojnej woni, to wówczas nie potrafi biec sama; przeciwnie, pociąga za sobą wszystkich,
których kocha. Dzieje się tak nieprzymuszenie i bez wysiłku, gdyż jest to zupełnie naturalny skutek
jej dążenia ku tobie.
(św. Teresa z Lisieux, Rękopis C, 33v-34r)
Pozwól dziś pociągnąć się Oblubieńcowi. I jeśli stwierdzasz, że wciąż nie umiesz się modlić w ciszy,
powoli czytaj Jego Słowo... To już wystarczy.
5. Zamknięcie oczu
Im dłużej trwasz na modlitwie, tym bardziej jesteś wewnątrz.
Dlatego w trzecim „NIC" zamykasz bramy zmysłów zewnętrznych i wewnętrznych, by skupić się
tylko na Bogu żyjącym w twej duszy.
„W tym rodzaju modlitwy oczy same się niejako zamykają" - pisała św. Teresa z Avila.
A dzieje się to spontanicznie, by ograniczyć cisnące się zewsząd rozproszenia. Pojawiają się one jak
muchy krążące wokół twej głowy, ilekroć rozpoczynasz modlitwę wewnętrzną. Atakują cię wówczas
ze zdwojoną siłą, wybijając z powrotem do świata zewnętrznego. Czasem mogą osiągnąć taką moc, że
skutecznie zrażą do dalszej modlitwy. Jak sobie z nimi poradzić?.
Po pierwsze, zamknij bramy zmysłów zewnętrznych: oczy, uszy, smak, dotyk i powonienie.
Wyłącz źródła hałasu, głosów, muzyki, obrazów. Wejdź w ciemność i ciszę. I nie bój się. Nie uciekaj!
Choćbyś czuł się tam zupełnie nieswojo.
Świat ducha jest ci jeszcze nieznany, ale stopniowo zaprzyjaźnisz się z nim, jeśli nie ulegniesz
pierwszemu zniechęceniu.
Jeszcze długo będziesz czuł się w nim obco, ale to dlatego, że nigdy wcześniej nie próbowałeś
pozostać w swojej duszy tak naprawdę jak u siebie.
Dlaczego wychodzicie? - pisał Eckhart. - Dlaczego nie pozostajecie w swoim własnym domu? Całą
prawdę macie przecież zasadniczo w sobie!
(Mistrz Eckhart, Kazania, 5b)
Wiedz jednak, że chociaż Bóg jest w tobie, to pozostaje tam ukryty. Potrzeba, abyś zapomniał o
wszystkim i oddalił się od wszystkich stworzeń; wtedy ukryty w kryjówce twego ducha znajdziesz
Oblubieńca. Gdy zamkniesz drzwi za sobą i w skrytości modlić się będziesz do twego Ojca, i tam z
Nim będziesz przebywać, wówczas w tym ukryciu odczujesz Go, będziesz Go miłować, radować się i
rozkoszować się Nim.
(św. Jan od Krzyża, Pieśń duchowa, 1, 8-9)
Po drugie, zamknij bramę zmysłów wewnętrznych, czyli wyobraźni.
To o wiele trudniejsze.
Ilekroć modlisz się w ciszy, włącza się „kino domowe".
Chcesz myśleć o Jezusie, a nagle uświadamiasz sobie, że jesteś w pracy, na uczelni, w sklepie, na
wakacjach.
Wracasz do skupienia, a za moment już planujesz dzisiejsze popołudnie.
I tak w kółko.
Wyobraźnia, niczym nieujarzmiony rumak wierzga, miota nami i ciągle przywołuje sceny z życia
zewnętrznego, choć przecież oczy pozostają zamknięte.
Co robić???
Przecież nie chcemy tego!
Mimo wszystko, pozostań wierny modlitwie.
Choćby ci się wydawało, że 95 procent czasu ulegasz rozproszeniom.
Przecież tylko wyobraźnia chodzi sobie na spacer. Twoja wola zaś i serce pozostają przy Bogu.
A może coś więcej? - Zaprzyjaźnij się z twoimi rozproszeniami!
Spójrz na nie trochę bardziej pozytywnie! Wykorzystaj je!
Wielkim nieporozumieniem jest pogląd, że rozproszenia są oznaką, że nie potrafisz się modlić,
bowiem cóż znaczy to, że masz sto i jedno rozproszenie w ciągu półgodzinnej modlitwy? Oznacza to, że
sto i jeden razy odwracałeś się od rozproszeń i zwracałeś się ku Bogu. Oznacza to, że sto i jeden razy
powiedziałeś „NIE" sobie i „TAK" Bogu; że sto i jeden razy spełniłeś akt bezinteresownej miłości,
która pozwala ci umrzeć dla „starego człowieka", aby mógł narodzić się w tobie człowiek nowy.
(D. Torkington, Peter Calvay. Prorok)
Rozproszenia uczą cię pokory. Uświadamiają ci, że w modlitwie niemal wszystko zależy od Boga, a
od ciebie „jedynie" wierność i otwarcie na Jego działanie. Przypominają ci, że jesteś człowiekiem
zranionym i rozbitym wewnętrznie, i że potrzebujesz nieustannie uzdrawiającego działania Boskiego
Lekarza.
Rozproszenia jak nikt inny ukazują ci też obszary twojego egoizmu, wymagające szczególnego
oczyszczenia. Jeśli martwisz się np. niezdanym egzaminem, znaczy to, że znowu myślisz o sobie i nie
oddałeś wszystkiego Bogu. Jeśli błąkasz się po ulicach twojego miasta, to widocznie sprawia ci to
więcej radości, niż podążanie za Jezusem. Jeśli nachodzą cię pożądania i nieczyste myśli, to może
wciąż nie chcesz oddać tej skrytej ścieżki Bogu?
Rozproszenia są w modlitwie pomocą, gdy rozpalają w tobie wielkie pragnienia. Widząc, jak daleko
ci jeszcze do stopienia się z Jezusem, nie zniechęcaj się zatem, ale przywołuj Go z głębokości swego
serca, by przyszedł i wziął cię na swoje ramiona.
Widzisz? Rozproszenia z uciążliwej przeszkody mogą stać się twoimi wielkimi przyjaciółmi na
drodze modlitwy wewnętrznej!
A na koniec mam dla ciebie dobrą nowinę. Już Teresa z Avila stwierdziła, że zawsze będziemy mieć
roztargnienia, przynajmniej po tej stronie grobu. Ta święta przewodniczka po ścieżkach życia
duchowego przez 18 lat musiała wielokrotnie trzymać się ławki, by nie uciec z kaplicy podczas
modlitwy.
Rozumiesz?
Skoro nie przeszkodziło jej to w dojściu do zaślubin z Oblubieńcem, to znaczy, że ty też możesz
otrzymać tę łaskę!
A wszystko zależy tylko od tego jednego: wytrwałości! Dlatego proszę: Pozostań.
Trwaj nadal w tym kluczowym „NIC" z zamkniętymi oczami, lecz sercem otwartym na działanie tej
Mocy, co przemienia cię i spala.
6. Patrzenie na Jezusa
A wszystko po to, by patrzeć na Jezusa.
To On jest centrum modlitwy, a nie twoje sprawy.
To On modli się w tobie do Ojca.
To On jest przez Ojca nieustannie rodzony. W tobie.
To On trwa w akcie całkowitego daru z siebie ku Ojcu.
Na dnie twojej duszy Ojciec i Syn są jedno w zjednoczeniu miłości Ducha Świętego.
Patrz na to oczami swej wiary...
To jest właśnie kontemplacja: Patrzenie na Jezusa przez wiarę (św. Jan od Krzyża).
Czwarte „NIC" odwraca twój wzrok od ciebie i zwraca go na Jezusa.
Tu jesteś już jak w niebie.
Tam będziesz kiedyś patrzył na Niego twarzą w twarz, bez żadnej zasłony. I nigdy nie wyjdziesz z
podziwu, czym jest miłość Ojca i Syna. Będziesz patrzył i patrzył przez całą wieczność.
Ale tego samego możesz doświadczyć już tu na ziemi, i to każdego dnia! Wprawdzie widzisz Go
wciąż niejasno, jakby w zwierciadle, ale widzisz Go prawdziwie! Do tego zachęcała swoje siostry
Teresa z Avila:
Nie żądam od was wzniosłych rozważań o Nim, ani głębokich przemyśleń. Żądam tylko jednego:
abyście na Niego patrzyły!
(św. Teresa z Avila, Droga doskonałości, 28)
Możesz patrzeć na Boga na dwa sposoby.
Jeśli potrafisz, użyj swojej wyobraźni. Po przeczytaniu fragmentu Ewangelii spróbuj go sobie
przedstawić w duszy. Tak, jakby całe to zdarzenie działo się w tobie. Patrz na Jezusa np. w scenie
rozmowy z Samarytanką. Wyobraź sobie, jak w upalne południe siedzi przy studni, spragniony,
czekający na kogoś. I oto przychodzi kobieta, słaba i grzeszna, jak się wkrótce dowiemy. Jezus zwraca
się do niej: „Daj mi pić." Czytaj powoli ich rozmowę, próbując ją sobie odtworzyć w swoim wnętrzu.
A potem możesz zrobić krok następny: wyobraź sobie, iż ową kobietą jesteś ty. Twoja dusza
poślubiona jest pięciu mężom - zmysłom, w których nieustannie się obracasz i żyjesz, nie wchodząc
nigdy w głąb siebie, tam, gdzie mieszka On, twój prawdziwy Oblubieniec. Choć byłaś niewierna i
oddawałaś swe ciało innym, On nie przerywa z Tobą dialogu, bo jest spragniony twojej miłości. Wciąż
czeka na ciebie przy studni, ukazując prawdziwą głębię, w którą chce cię pociągnąć. I więcej jeszcze,
odsłania przed tobą tajemnice swego życia, mówiąc, iż prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Bogu w
duchu i prawdzie. Jezus po prostu chce posiąść ciebie!.
W taki sposób możesz patrzeć na Niego w każdej sytuacji opisanej przez Ewangelistów.
Lecz u wielu osób powyższe rozważanie jest trudne, czasem wręcz niemożliwe. Wyobraźnia,
zamiast pomagać, jeszcze bardziej rozprasza, a człowiek w żaden sposób nie może już medytować
czytanych tekstów. Im bardziej usiłuje w nie wejść, tym więcej odczuwa swoją niemoc. Wtedy
pozostaje mu drugi sposób patrzenia na Jezusa: bez wyobrażeń, bez porównań. czyli: proste
spojrzenie na Jezusa.
Nie ucieka się ono do obrazów, lecz przeciwnie -patrzy wprost, bez zasłony, bez żadnego
pośrednictwa.
Patrzy na Boga prowadzącego swoje wewnętrzne życie w duszy.
To rodzaj „patrzenia sercem" na to, co niewidzialne.
Ponieważ nie istnieje żadna analogia z życia doczesnego, która mogłaby nam przybliżyć, na czym
ono polega, więc może to zrozumieć tylko ten, kto czegoś podobnego doświadczył.
Kiedy stwierdzasz, że nie możesz już medytować, oznacza to, że nadszedł czas, by w taki właśnie
sposób „patrzeć" na Jezusa. Nie uciekaj się już wtedy do obrazów-środków, lecz bezpośrednio biegnij
do celu - do samego Boga. Nie wyobrażajGo sobie, lecz BĄDŹ Z NIM I W NIM!
Nigdy nie zatrzymuj swojej miłości i rozkoszy na tym, co rozumem i zmysłami poznajesz o Bogu,
lecz kochaj Go i rozkoszuj się tym, czego z Boga nie możesz zrozumieć i odczuć. Wobec tego, że Bóg
jest niepojęty i ukryty, powinieneś Go zawsze za takiego uważać. I nie bądź w liczbie tych
niemądrych, którzy po ziemsku myśląc o Bogu, sądzą, że jeśli Go nie pojmują, nie odczuwają, i nie
smakują w Nim, to On jest od nich więcej oddalony, czy bardziej przed nimi ukryty. Owszem, rzecz
ma się zupełnie przeciwnie; im mniej kto pojmuje Boga, tym więcej zbliża się do Niego. Jeśli więc
zbliżysz się do Niego, z konieczności musisz odczuwać ciemność.
(św. Jan od Krzyża, Pieśń duchowa, 1, 12)
Zatem im trudniej ci „patrzeć na Jezusa", tym więcej raduj się, że już Go posiadasz!
Patrzysz na Słońce, nie dziw się, że nic nie widzisz.
Tutaj jesteś już bardzo blisko zjednoczenia z Jezusem.
Niemal na wyciągnięcie ręki.
Wszystko, co było dotąd, służyło zbudowaniu tego, co najistotniejsze w modlitwie wewnętrznej:
piątego i ostatniego „NIC", którym jest
AKT WIARY
W nim zostaje nawiązany kontakt między duszą a Oblubieńcem.
On jest aktem całkowitego zjednoczenia. W nim jesteś u szczytu.
W nim także radość Jezusa dochodzi do szczytu, On zaś popada w stan ekstazy. Dzięki tobie.
Ale ponieważ jest to coś zupełnie niezwykłego, pozwól, że opowiem ci o tym nieco więcej oddzielnie.
II. AKT WIARY
„Wiara jest jedynym i najodpowiedniejszym środkiem zjednoczenia duszy z Bogiem".
(św. Jan od Krzyża)
1. Akt wiary w modlitwie wewnętrznej
Modlitwa wewnętrzna prowadzi do AKTU WIARY
To właśnie w nim człowiek jednoczy się z Bogiem.
Wszystko, o czym mówiliśmy dotychczas, służyło dojściu do tego piątego i ostatniego „NIC", w
którym Oblubieniec daje się całkowicie swojej umiłowanej, a ona Jemu.
Tu spełniają się słowa z Pieśni nad Pieśniami:
Mój Miły jest mój, a ja jestem Jego.
(Pnp 2, 16)
Tutaj zjednoczenie jest całkowite, przemieniające duszę na obraz Boga.
Czym jest akt wiary w modlitwie wewnętrznej?
Jest wewnętrzną postawą całego człowieka, w której ten zupełnie zapomina o sobie, otwierając na
oścież drzwi swojego serca, by Bóg mógł wejść i działać. Jest aktem osoby - jej zmysłów, ducha i duszy
- przez który oblubienica nie pozostawia niczego dla siebie, lecz wszystko oddaje Umiłowanemu. Ta
postawa może przejawić się przez:
Milczenie i trwanie w przeświadczeniu, że jesteś w Bogu, a On jest w tobie. Tak jak mężczyzna i
kobieta są ze sobą zjednoczeni w akcie małżeńskim. Są w sobie i dla siebie. Wychodzą z siebie, by być
w drugim i dla drugiego. Całkowicie. I trwają w jedności ciała i ducha.
Myśl, skupienie, chłonięcie Boga całą swoją istotą. Jak gąbka zanurzona w wodzie. Tak, jakbyś
słuchał ulubionego koncertu Mozarta lub patrzył na oryginał Impresji Moneta w pustej sali
wystawowej. Jesteś wówczas bezgranicznie zajęty tym, co słyszysz lub widzisz; nic innego nie istnieje
dla ciebie! Jesteś ty i Bóg. Jedno jesteście.
Krótkie słowa, które są bardziej „okrzykami duszy", wyrażającymi wiarę, miłość i całkowite
oddanie:
- „Wierzę w Ciebie!..."
- „Jestem Twój/Twoja..."
- „Kocham Cię!"
- „Oddaję się Tobie. Całkowicie!"
- „Tobie się cały/a zawierzam"
- „Pociągnij mnie za sobą, pobiegniemy!"
Itp.
Każda dusza znajdzie swoje własne, najbardziej odpowiednie zwroty oddania się Bogu-Trójcy. Nie
bój się ich wypowiadać! To jedyne słowa, które możesz mówić na modlitwie! One wyrażają ciebie i
twoją wewnętrzną postawę otwarcia na Boga i nie zatrzymywania niczego dla siebie. Takich słów On
najbardziej pragnie! Słysząc je od ciebie, jest u szczytu szczęścia! Bo znalazł duszę, która niczego Mu
nie odmawia!
Akt wiary jest czymś tajemniczym i trudnym do opisania, zwłaszcza dla tych, którzy nie są
zaprawieni w życiu wewnętrznym. Tutaj brakuje słów. Tutaj człowiek jest w innej, nadprzyrodzonej
rzeczywistości, i wszelkie obrazy czy porównania z życia ziemskiego są jedynie dalekim odblaskiem
tego, co się naprawdę dzieje miedzy duszą a Oblubieńcem. Może dlatego najwłaściwszym językiem
jest tu poezja?. Do niej najchętniej uciekali się mistycy. Jak czynił to natchniony autor jednej z
najpiękniejszych ksiąg biblijnych, opisując te pustynne regiony:
O jak piękna jesteś, przyjaciółko moja, jak piękna! Łoże nasze z zieleni.
Znalazłam umiłowanego mej duszy, pochwyciłam Go i nie puszczę!
Oczarowałaś me serce, siostro ma, oblubienico, oczarowałaś me serce jednym spojrzeniem twych
oczu. Jak piękna jest miłość twoja, o ileż słodsza jest miłość twoja od wina!
Niech wejdzie mój miły do swego ogrodu i spożywa jego najlepsze owoce! Jam miłego mego i ku
mnie zwraca się jego pożądanie.
(Pnp, passim)
Jeśli chcesz zrozumieć, czym jest akt wiary w modlitwie wewnętrznej, czyń go codziennie.
Wkrótce będziesz wiedział: bez niego nie można żyć!.
Gdyż to właśnie on - według słów Jana od Krzyża -jest jedynym środkiem zjednoczenia duszy z
Bogiem.
On jest niczym „królowa, mająca w każdej chwili dostęp do króla"
(Teresa od Dzieciątka Jezus, Rękopis C, 25r).
W nim modlitwa staje się aktem miłości, oddania i zapomnienia o sobie, jak mówiła święta z
Lisieux:
Dla mnie modlitwa to poryw serca. To proste spojrzenie ku niebu. To okrzyk wdzięczności i miłości,
tak w doświadczeniu, jak i w radości. To coś wielkiego, nadprzyrodzonego, co powiększa moją duszę i
jednoczy mnie z Jezusem .
(św. Teresa z Lisieux, Rękopis C, 25r-v)
Nikt nie jest wyłączony z możliwości uczestnictwa w tym szczęściu. Ani ty, ani ja.
Nikt, kto tylko zezwoli, by Bóg działał w nim bez żadnych barier...
2. Akt wiary - Kobieta chora na krwotok
Modlitwa wewnętrzna ma swoje źródło w osobie Jezusa Chrystusa.
Opisana jest w wielu miejscach Biblii; znajdziesz je, jeśli tylko czytasz uważnie.
Wśród nich jest jeden, szczególnie piękny - w Ewangelii św. Marka:
Pewna kobieta od dwunastu lat cierpiała na upływ krwi. Wiele przecierpiała od różnych lekarzy i
całe swe mienie wydała, a nic jej nie pomogło, lecz miała się jeszcze gorzej. Słyszała ona o Jezusie, więc
przyszła od tyłu, między tłumem, i dotknęła się Jego płaszcza. Mówiła bowiem: „Żebym się choć Jego
płaszcza dotknęła, a będę zdrowa". Zaraz też ustał jej krwotok i poczuła w ciele, że jest uzdrowiona z
dolegliwości. A Jezus natychmiast uświadomił sobie, że moc wyszła od Niego. Obrócił się w tłumie i
zapytał: „Kto się dotknął mojego płaszcza"? Odpowiedzieli Mu uczniowie: „Widzisz, że tłum zewsząd
Cię ściska, a pytasz: Kto się Mnie dotknął". On jednak rozglądał się, by ujrzeć tę, która to uczyniła.
Wtedy kobieta przyszła zalękniona i drżąca, gdyż wiedziała, co się z nią stało, upadła przed Nim i
wyznała Mu całą prawdę. On zaś rzekł do niej: „Córko, twoja wiara cię ocaliła. Idź w pokoju i bądź
uzdrowiona ze swej dolegliwości".
(Mk 5, 25-34)
Zapytasz, „Gdzie tu jest mowa o modlitwie?"
Nie czytaj ciałem, lecz duchem - użyj „wzroku wiary" - a dostrzeżesz ją w każdym zdaniu.
Kim jest ta anonimowa kobieta cierpiąca na upływ krwi? To ty, ja. I każda dusza, która umiera,
gdy jest oddalona od Jezusa . Próżno jej wówczas szukać ratunku u różnych „lekarzy" - w zajęciach,
podróżach, dobrach materialnych, u męża/żony, dzieci, kochanki, w pracy, rozrywce, zmysłowości,
przyjemności, czy w czymkolwiek innym. Po wielu latach stwierdza, że ma się jeszcze gorzej. I
wówczas.
Właśnie wtedy może rozpocząć się modlitwa wewnętrzna - prawdziwa wędrówka do pełnego
zjednoczenia z Jezusem. Punktem jej wyjścia jest pierwsze „NIC" - refleksja i skupienie. Czyniąc to,
dusza obiera właściwy kierunek - przestaje rozpraszać się na zewnątrz i wchodzi do wnętrza. Tak, jak
i tamta kobieta.
„Słyszała ona o Jezusie" - od kogo? Nie wiemy. Być może od jakiejś znajomej czy krewnej, która
widziała Jego cuda, spotkała Go. Rozmawiała z Nim... A może sama została uzdrowiona? Wszystko
opowiedziała swojej przyjaciółce, ta zaś z uwagą jej słuchała. Lecz cóż to oznacza dzisiaj dla nas, jak nie
owo drugie „NIC", w którym dusza czyta/słucha o Jezusie? Tu dowiaduje się o Nim, chłonie Go i
poznaje, choć jeszcze z czyjejś relacji.
A potem? Będąc już sama w domu, „zamknęła oczy" - czyli bramy swoich zmysłów zewnętrznych i
zaczęła się zastanawiać. Wyobraziła sobie Jezusa, Jego uczniów, tłum chorych, którzy odzyskują
zdrowie. I cały plener rozgrywających się wydarzeń nad brzegami Jeziora Galilejskiego. W jej głowie
panowała coraz większa burza myśli. A wśród nich kiełkowała ta jedna, z początku niewinna, potem
coraz bardziej natarczywa, zdałoby się nierealna, wręcz absurdalna: - „A może bym tak i ja?.. Może
Jezus czeka na mnie?. Tam?."
Chwile, które potem nastąpiły, okazały się decydujące w życiu kobiety. Może długo jeszcze
rozważała argumenty „za i przeciw", wahała się... Może wmawiała sobie, że „to wszystko jakieś
mrzonki". Jednak trzecie „NIC", kropla po kropli, ogałacało ją z wszelkich wymówek. Aż w końcu
poddała się. Podjęła decyzję. I poszła.
Gdy tylko dusza wyjdzie z mieszkania własnej woli i podniesie się z łoża swych upodobań, wnet
napotka Syna Bożego, jej Oblubieńca.
(św. Jan od Krzyża, Pieśń duchowa, III, 3)
Gdy była już blisko, zobaczyła najpierw tłum - wielu cisnących się do Jezusa, otaczających Go z
każdej strony, zasłaniających Jego oblicze. - „Widzisz? I po co ci to było? Mogłaś zostać w domu!
Niemożliwe!.".
Tak też jest w modlitwie wewnętrznej: kiedy na horyzoncie jawi ci się cel, natychmiast tracisz go z
oczu. Otoczony jest bowiem „tłumem" rozproszeń, które zniechęcają i wybijają z raz podjętej decyzji;
wmawiają, „że to nie dla ciebie!" Pragną, byś się uspokoił i wracał tam, skąd przyszedłeś. Kobieta-
dusza-oblubienica jest jednak wytrwała. Nie poddaje się. - „Przecież musi być jakiś sposób! Żebym
się choć Jego płaszcza dotknęła..."
Powoli, z mozołem przeciska się ku Niemu. Odpychana, wielokrotnie, nie zraża się. Patrzy na
Jezusa - to utrzymuje ją na właściwej drodze. Nie spuszcza z Niego wzroku, realizując w ten sposób
czwarte „NIC"... Aż jest już bardzo blisko... Już tylko o kilka kroków... Już na wyciągnięcie ręki. I
wówczas. dotyka Jego płaszcza.
Skutek jest natychmiastowy! I Jezus czuje i kobieta czuje! On - że coś wyszło od Niego; ona - że
została uzdrowiona.
- „Kto się dotknął mojego płaszcza?" - pyta, szukając tej jednej, szalonej.
Choć wszyscy nacierają na Niego, On wie, że ktoś się Go dotknął inaczej - tzn. z WIARĄ. Zaraz to
potwierdzi, gdy powie: „Córko, twoja wiara cię ocaliła". Sam wskaże, czym było to, co Go zmusiło, by
się jej dał.
To jest modlitwa wewnętrzna.
Dotknięcie Boga przez akt wiary, który nawiązuje kontakt między Nim a duszą.
Kiedy się modlisz, powtarzasz wszystkie etapy, które przeszła tamta kobieta, dochodząc do
piątego, decydującego „NIC", w którym dajesz się Bogu, a On tobie.
Dlatego akt wiary nie może trwać krótko.
Stąd te pół godziny, a może i dłużej?... Inaczej nie dojdziesz - zatrzymasz się w pół drogi i wrócisz do
domu, nie wiedząc nawet, co straciłeś.
A teraz chodźmy już razem do Jezusa!...
3. Akt wiary: pewny
Pierwszą i najważniejszą cechą wiary jest jej pewność:
Wiara jest to uzdolnienie duszy pewne i ciemne.
(św. Jan od Krzyża, Droga na Górę Karmel, II, 3, 1)
Oznacza to, że ilekroć czynisz akt wiary, zawsze osiągasz Boga!
Kontakt między duszą a Oblubieńcem jest wówczas nawiązany na pewno!
I nie może być inaczej!
Kiedy dotykasz rozżarzonego pieca, zawsze się sparzysz.
Kiedy zbliżysz igłę do nadmuchanego balonu, zawsze pęknie, uwalniając znajdujące się wewnątrz
powietrze.
Kiedy zanurzasz się w Boga swą wiarą, On zawsze ci się da, przelewając swe życie do twej duszy.
Więcej - jest zmuszony do tego!!!
Jest „powalony na łopatki", bezbronny, jak źródło krystaliczne, z którego możesz czerpać garściami
wodę żywą, idąc za przykładem oblubienicy z Pieśni nad Pieśniami:
Znalazłam Umiłowanego mej duszy, pochwyciłam go i nie puszczę!
(Pnp 3, 4)
Dzieje się tak dlatego, iż wiara jest pierwszą z cnót Boskich - tych, które są tej samej natury co Bóg.
W wierze jesteś „na tym samym poziomie", co On.
Nie można tego powiedzieć o innych wysiłkach człowieka w dążeniu do Boga, choćby nawet bardzo
szlachetnych i wzniosłych, jak akty rozumu, woli, pamięci, ciała, umartwienia itp. - są to wszystko
czynności ludzkie. Możesz o Bogu „rozmyślać", medytować, nawet godzinami, wyciągać piękne
wnioski dla twojego życia, podejmować mocne postanowienia dotyczące moralnego postępowania,
wykonywać liczne ćwiczenia duchowe, lecz dopóki nie czynisz aktu wiary, pozostajesz jedynie na
płaszczyźnie przyrodzonej. Będziesz wtedy jak tłum ludzi otaczających Jezusa; żaden z nich niczego
nie wskórał, gdyż zabrakło im tego jednego - wiary. I choć naciskali nań z każdej strony, On jakby w
ogóle tego nie czuł. O takich właśnie Jezus mówił: „Nigdy was nie znałem..." (Mt 7, 23).
Dzieje się tu jak w przypadku dźwięczącej struny. Gdyby w pobliżu niej znalazła się druga, tak
samo nastrojona, zaczęłaby drgać, „rozpoznając" tę samą częstotliwość, podczas gdy wszystkie inne
pozostałyby głuche.
Podobnie i Bóg rozpoznaje tylko tę duszę, która drga na Jego nieskończonej „częstotliwości" daru z
siebie. „Czuje" wtedy i natychmiast czyni to samo: daje się jej. Właśnie dlatego tylko cnoty Boskie
dają ci łączność z Trójcą Świętą, która mieszka w tobie.
Bóg jest miłością. Pełne zjednoczenie z Nim nastąpi kiedyś w miłości, w Jego domu, po tamtej
stronie życia. Ujrzysz Go wówczas „nagiego", bez żadnej zasłony, twarzą w twarz, w Jego „ubieralni",
jak pisał Eckhart.
Tutaj pozostaje jeszcze „okryty płaszczem". Stąd w ziemskiej kondycji decydująca jest wiara.
Dokonuje ona jednak takiego samego skutku, co miłość, dając ci całego Boga.
Nadzieja jest służką wiary i miłości, przekraczającą granice tego świata i łączącą je ze sobą.
Tak więc trwają wiara, nadzieja i miłość - te trzy: z nich zaś największa jest miłość (1 Kor 13, 13).
Pewność wiary nie oznacza, iż otrzymasz od Boga wszystko, czego zapragniesz. On nie daje ci
zdrowia, ulgi w cierpieniu, łatwego życia, nie zapewnia, że zdasz egzamin, znajdziesz pracę czy
towarzysza życia. Gdybyś podchodził do Niego z takim egoistycznym nastawieniem, On cię nie
rozpozna. Nigdy niczego nie osiągniesz, pozostając na poziomie swoich samolubnych zachcianek i
planów życiowych.
On daje, ale tylko siebie!
Nic więcej i aż tyle!.
Każdego dnia przelewa swoje życie wewnętrzne, przebóstwiając cię.
A ty stajesz się do Niego coraz bardziej podobny; myślisz tak jak On, reagujesz jak On, jesteś
mężny i roztropny jak On, chcesz służyć i dawać się, jak On, aż do ostatniej kropli krwi.
Jedyne czego pragniesz, to spełnić Jego wolę.
Wszystko inne przestaje być dla ciebie ważne.
Wtedy odzyskujesz swój pierwotny obraz Boży, na jaki kiedyś zostałeś stworzony.
Taki jest właśnie skutek aktu wiary.
4. Akt wiary: ciemny
Lecz wiara ma jeszcze drugą cechę. Według słów Jana od Krzyża, jest ciemna.
Wiarę, jako środek, można porównać do północy. Nadmierne światło, płynące z niej, jest dla duszy
ciemnym mrokiem. Dusza musi się opróżnić z wszystkiego, co tylko jest w jej mocy; musi być
oderwana i w ciemnościach. Musi iść jak ślepiec trzymając się ciemnej wiary jako przewodniczki i
światła, nie opierając się na żadnej rzeczy, która poznaje, smakuje, czuje, czy wyobraża sobie.
(św. Jan od Krzyża, Droga na Górę Karmel, II, 2-4, passim)
I to jest właśnie trudne.
Człowiek chciałby przebywać z Bogiem w świetle -chciałby Go „widzieć", odczuwać, doświadczać.
Dlatego wciąż szuka znaków Jego obecności, głosów, które by mu wyraźnie wskazywały drogę,
uniesień, które - według niego - są dowodem działania Bożego.
Chętnie słyszy o objawieniach, choćby tylko cienia Jezusa, czy Jego Matki, albo jakiegoś świętego -
na drzewie, jakimś murze itp.
A kiedy jest tego pozbawiony, to zwraca się ku innym pociechom, czy to zmysłowym czy
uczuciowym. Chciałby, by Bóg podniósł go duchowo na modlitwie, wlał w jego serce radość i pokój,
spełnił jego prośbę.
Gdy tego nie otrzymuje, łatwo się zniechęca i odchodzi, sądząc, że nie został wysłuchany.
I nie wie, że bardziej w tym wszystkim szukał siebie niż Boga.
Ty zaś, duszo, gdy chcesz zjednoczyć się ze swoim Oblubieńcem, odrzuć to wszystko!!!
Nie tylko nie przywiązuj żadnej wagi do tego, co odczuwasz, lecz wręcz unikaj tego, jak zdradliwej
pułapki.
Wejdź w ciemność, bo tylko w niej znajdziesz Tego, którego poszukujesz.
Bowiem - jak uczy Jan od Krzyża -
Noc duchowa jest wiarą pozbawioną wszelkiego światła. Jest ona przedziwnym środkiem dojścia do
celu, którym jest Bóg. Dla osiągnięcia w tym życiu doskonałego zjednoczenia z Nim przez łaskę i przez
miłość, trzeba iść do Niego w ciemnościach i w oderwaniu od wszystkiego, co można objąć wzrokiem,
słuchem, wyobraźnią i sercem.
(św. Jan od Krzyża, Droga na Górę Karmel, II, 1-4, passim)
W twoim przypadku oznacza to, iż musisz się zgodzić, że nie będziesz niczego doświadczać na
modlitwie.
W tym jednym różnisz się od tamtej kobiety.
Ona odczuła w ciele swe uzdrowienie; ty tego nie odczujesz.
Bo kontakt nawiązany między duszą a Bogiem przez akt wiary odbywa się w duchu - czyli na
płaszczyźnie o wiele głębszej, niedostępnej dla cielesnych zmysłów czy uczuć.
To właśnie stanowi największą trudność. To tłumaczy, dlaczego tak niewielu decyduje się na
codzienną modlitwę w ciszy.
Człowiek woli światło i duchowe pociechy. Nawet za cenę oddalenia się od Boga.
Zauważ, że wszystko, co wielkie i piękne w Biblii, odbywa się w nocy.
W nocy Izrael wyszedł z ziemi egipskiej. W nocy narodził się w ludzkim ciele Syn Boży. W nocy
spożył wieczerzę ze swymi uczniami. W nocy powstał z grobu... Ty też znajdziesz Go w nocy.
Na łożu mym nocą szukałam Umiłowanego mej duszy, szukałam Go, lecz nie znalazłam. Wstanę, po
mieście chodzić będę, wśród ulic i placów, szukać będę Ukochanego mej duszy. Spotkali mnie
strażnicy, którzy obchodzą miasto. „Czyście widzieli miłego duszy mej?" Zaledwie ich minęłam,
znalazłam Umiłowanego mej duszy.
(Pnp, 3, 1-4)
A zatem, szukaj tylko Boga! Nie siebie.
Odrywając się od interesownych zachowań na modlitwie, ukazujesz, że zapomniałeś całkiem o
sobie. Że nie traktujesz Boga jak „dojnej krowy" (Eckhart). Że pragniesz jedynie sprawić Mu radość...
5. Udzielanie się Boga dotkniętego aktem wiary
To, że ty nic nie czujesz, czyniąc akt wiary, nie oznacza, że Bóg nie czuje. Wręcz przeciwnie!
Natychmiast uświadamia sobie twój dotyk, który przeszywa Go na wskroś jak strzała miłości.
I natychmiast reaguje: „Kto się Mnie dotknął?!" -
pyta.
Bóg - „zaatakowany" twoją śmiałością - jest w szoku, że ktoś odważył się dojść aż dotąd! Jest
zdumiony!
Zauroczony twoim aktem całkowitego oddania się Jemu.
O jak piękna jesteś, przyjaciółko moja, jakże piękna!
Oczarowałaś me serce, siostro ma, oblubienico,
oczarowałaś me serce
jednym spojrzeniem twych oczu,
jednym paciorkiem twych naszyjników.
Jak piękna jest miłość twoja, siostro ma, oblubienico,
o ileż słodsza jest miłość twoja od wina.
(Pnp 4, 1. 9n)
To niezwykłe, że Boga można zaskoczyć!
Udaje się to tylko temu, kto oddaje Mu wszystko.
Przekonuje o tym epizod z setnikiem:
Gdy Jezus to usłyszał, zadziwił się i zwracając się do tłumu, który szedł za Nim rzekł: „Powiadam
wam: Tak wielkiej wiary nie znalazłem nawet w Izraelu".
(Łk 7, 9)
Wskazał tym samym środek, którym można Go powalić na łopatki - wiara.
A może jeszcze więcej - całkowite ZAWIERZENIE, czyli złożenie się w Jego ręce bez żadnego
zastrzeżenia, bez żadnego „ale".
Dusza, która odważa się na taki krok, trafia Boga w samo serce - jakby szpilką przekłuwa je na
wskroś!
Sprawia, że Bóg jest u szczytu szczęścia!
Jest bezbronny!
Wprawiony w stan ekstazy!
Zakochany w niej po dziurki w nosie!
Od pierwszego wejrzenia.
Cała piękna jesteś, przyjaciółko moja i nie ma w tobie skazy!
(Pnp 4, 7)
Akt wiary jest pocałunkiem złożonym na twarzy Umiłowanego. W nim spełnia się najgłębsze
pragnienie Oblubienicy:
O, gdybyś był moim bratem, który ssał piersi mojej matki, spotkawszy na ulicy, ucałowałabym cię,
i nikt by nie mógł mną pogardzić.
(Pnp 8, 1)
Bóg czuje ów gest miłości, bo jest on przekazany na Jego poziomie - na poziomie ducha. A On jest
Duchem.
Tak właśnie reaguje Bóg dotknięty aktem wiary.
Co jeszcze się z Nim dzieje w takiej chwili?
Ojciec rodzi swojego Syna. Zrodzenie to jest aktem odwiecznym, lecz szczególnie
zintensyfikowanym w duszy, która oddała swoje wnętrze Trójcy.
Akt ten ma miejsce w wieczystej teraźniejszości, trwa obecnie, nieustannie Ojciec rodzi Syna. Bóg
jest rodzeniem, gdyż jest Trójcą. Każda dusza, na miarę swoich możliwości i wiary, przyciąga i
przyjmuje w siebie Słowo. Chce Ono w każdym człowieku sprawować tajemnicę swojego Wcielenia.
(A. Gozier, Narodziny Boga w duszy)
Gdy czynisz akt wiary, powtarzasz fiat Marii i sprawiasz, że natychmiast rodzi się w tobie Syn
Boży. Nagle znajduje On nowe łono, gdzie może się począć i żyć!
Bóg ma całą swą radość w rodzeniu i dlatego rodzi w nas swojego Syna, byśmy i my mieli w tym
pełną radość.
(Mistrz Eckhart, Kazanie 59)
Syn oddaje się cały Ojcu, na nowo umierając ku Niemu. To następny skutek aktu wiary. Zrodzony
niczego nie zatrzymuje dla siebie, ale natychmiast oddaje wszystko w miłości. Bo Jego naturą jest
dawanie. Aż do końca. Aż do zatracenia siebie.
W tym samym momencie zmartwychwstaje. A właściwie zostaje wskrzeszony przez Ojca. Bo Bóg
jest Życiem i nie pozwala Świętemu swemu ulec skażeniu. Bóg rodzi się, umiera i zmartwychwstaje.
W jednym momencie!
A to wcale jeszcze nie koniec cudów, które dzieją się wówczas w duszy!
W wierzącym człowieku dokonuje się wniebowstąpienie Chrystusa. Wstępuje On z największej
głębi serca do sfer zewnętrznych ludzkiego bytu, na „rogatki" wierzącej świadomości.
(A. Gozier, Narodziny Boga w duszy)
Twoja dusza staje się niebem dla Boga. On znajduje swój najwłaściwszy dom. Tu czuje się najlepiej.
W końcu jest u siebie! W swoim niebie. Ty nim jesteś!
Tutaj dopiero Trójca żyje pełnią swego życia! Ojciec kontempluje swojego Syna, a Syn odpowiada
Ojcu tą samą miłością; razem tchną Ducha Świętego.
To tchnienie Ducha Świętego jest dla duszy tak wzniosłą, subtelną i głęboką rozkoszą, że nie ma w
mowie ludzkiej słowa na jej określenie. Dusza bowiem, zjednoczona i przeobrażona w Boga, tchnie w
Bogu do Boga to samo tchnienie boskie, jak i sam Bóg tchnie w samym sobie w nią będącą w Nim
przeobrażoną.
(św. Jan od Krzyża, Pieśń duchowa, 39, 3)
W akcie zjednoczenia stajesz się jedno z Bogiem-Trójcą. Bo ten, „kto łączy się z Panem, jest z Nim
jednym duchem" (1 Kor 6, 17).
W tym zjednoczeniu Bóg sam udziela się duszy i z przedziwną chwałą przeobraża ją w Siebie, tak iż
są oni oboje w jednym, nie inaczej jak szyba i promienie w niej odbite, jak węgiel i ogień go trawiący,
lub jak światło gwiazd i słońce. Tak jak napój rozlewa się i przenika wszystkie członki i żyły ciała,
podobnie to udzielanie się duszy Boga przenika istotnie całą duszę, lub żeby to lepiej wyrazić, dusza
przeobraża się w Bogu.
(św. Jan od Krzyża, Pieśń duchowa, 26, 4-5)
To właśnie dzieje się każdego dnia, ilekroć czynisz akt wiary.
Czy ci to nie wystarczy?...
O dusze stworzone dla tak wielkich rzeczy i do nich powołane! Co czynicie? Na czym się
zatrzymujecie?
(św. Jan od Krzyża, Pieśń duchowa, 39, 7)
6. Zawierzenie: Akt wiary przedłużony na życie
codzienne
Jeżeli codziennie odbywasz przynajmniej półgodzinną podróż do Boga i łączysz się z Nim przez akt
wiary, twoja modlitwa zaczyna przedłużać się na pozostałe godziny dnia.
Powoli zmienia jakość twojego życia - twoich rozmów, myśli, czynów.
Z każdym dniem wiara, którą dotykasz Jezusa, staje się trwałą dyspozycją wewnętrzną i przyjmuje
głębszą postać radykalnego zawierzenia.
I wszystko widzisz inaczej.
W innych barwach.
Jakbyś patrzył nie swoimi, ale Jego oczami. Przez pryzmat Jego wartości.
W każdym człowieku dostrzegasz kogoś wyjątkowego, postawionego na twojej drodze przez
samego Boga. Jeśli jest uciążliwy, nieprzyjazny, trudny we współżyciu, wówczas wyzwala w tobie chęć
przełamania się i otwarcia na niego poprzez uśmiech, akceptację, dobre słowo, życzliwy gest. Jeśli jest
twoim przyjacielem, potrafisz z nim mówić o rzeczach istotnych - nie o banałach; dbasz o wzajemne
ubogacenie. Potrafisz być łagodnym, ale też podnieś głos, gdy trzeba. Jak Jezus.
Każde wydarzenie, które cię wcześniej zaskakiwało, z czasem zostaje odczytane jako delikatna
inspiracja od Boga, który mówi do ciebie niesłyszalnym językiem.
Choroba, cierpienie, śmierć bliskiej osoby - to Jego prośba, by się nie skarżyć, by zapomnieć o
sobie, by oddać Mu wszystko, aż do ostatniej kropli. Pochwała, zaszczyt - to okazja do pokory,
milczenia, dystansu do siebie; zachęta do większej służby dla innych. Porażka i zwycięstwo, zdany czy
nie zdany egzamin, odwzajemniona czy odrzucona miłość - wszystko to przyjmujesz w duchu wiary,
wiedząc, że gdzieś w tle kryje się wola Boga. Wtedy nawet grzech zyskuje swój sens; wręcz
„pozytywny" wymiar! Praca, odpoczynek, nauka, radość, smutek - wszystko ma swój czas i jest
przeżywane w jedności z Tym, który mieszka w głębi duszy.
We wszystkim widzisz Jego ślad, Jego przynaglenie, by nie stracić ani chwili, lecz wszystko
wykorzystać ku zbudowaniu.
A przecież twoje życie pozostaje takie normalne! Zwyczajne. Na zewnątrz nic się nie zmienia!...
Człowiek żyjący w pełnym zawierzeniu woli Bożej dzień i noc robi to samo. Modli się, zjada
śniadanie, pracuje, rozmawia lub odpoczywa, a przede wszystkim wie, że pełni wolę Bożą.
(J. Chapman, Spiritual Letters)
I to właśnie jest modlitwa nieustająca.
To jest życie w obecności Boga.
Jest ono skutkiem twojego codziennego przebywania sam na sam z Nim w akcie oddania, które
zostaje przedłużone w postawę wrażliwości i czujności.
Istnieją trzy etapy dojścia do całkowitego zawierzenia Bogu.
Najpierw człowiek nabywa zdolności przyjmowania Jego woli.
Tam, gdzie kiedyś walczyłeś z Nim, usiłując Mu wmówić swoje plany i wymusić ich realizację,
powoli składasz broń, wiedząc, że tak naprawdę nic nie zależy od ciebie, a wszystko od Niego.
Zaczynasz wtedy żyć według logiki przekazanej przez św. Pawła:
Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy
nagość, niebezpieczeństwo czy miecz? (...) We wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki
Temu, który nas umiłował. I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności,
ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani Moce, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne
stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym.
(Rz 8, 35-39)
W drugim etapie zaczynasz już nie tylko biernie akceptować wszystko, co daje ci Bóg, lecz
podejmujesz z Nim aktywną współpracę; jesteś posłuszny Jego woli.
Chodzi tu o wolę Bożą, która skłania nas do działania, która przychodzi z konkretnymi zadaniami.
Tutaj: „Tak Ojcze!" oznacza przyłożyć rękę do pługa, być posłusznym sługą Boga.
(W. Stinissen, Ojcze, Tobie zawierzam)
Wtedy widzisz, że każda chwila niesie swój własny „obowiązek", zadanie, lub lepiej - zaproszenie od
Boga, byś zrobił coś konkretnego.
Mistrzynią w czujności i wrażliwości na ten subtelny głos Boga była św. Teresa z Lisieux, która w
Rękopisie B zanotowała własną dewizę życia:
Tak, mój Ukochany, oto jak będzie się spalać moje życie. Aby dowieść ci miłości, nie mam innego
sposobu jak rzucać kwiaty, czyli nie przepuścić żadnego małego wyrzeczenia, żadnego spojrzenia,
żadnego słowa, skorzystać ze wszystkich najmniejszych rzeczy i czynić je z miłości.
(św. Teresa z Lisieux, Rękopis B, 4ro-4vo)
Słowa te w jej przypadku nie pozostały martwą literą, lecz zostały wdrożone w czyn. Pod koniec
swego krótkiego, lecz jakże intensywnego biegu mogła stwierdzić:
Teraz tylko zawierzenie jest moim przewodnikiem, nie mam innego kompasu. Już o nic więcej nie
potrafię się modlić tak żarliwie, jak tylko o to, by spełniła się na mnie wola Boża.
(św. Teresa z Lisieux, Rękopis A, 83ro)
W trzecim etapie zawierzenia twoje „ja" znika, a we wszystkim pojawia się Bóg, który przez ciebie
prześwituje; człowiek staje się Jego narzędziem.
I powtarza za św. Pawłem: „Żyję już nie ja, żyje we mnie Chrystus" (Ga 2, 20).
Nie upiera się już przy niczym, lecz pędzi przez życie „z prędkością Trójcy" (P Molline).
Ludzie, patrząc na niego, widzą Jezusa.
Człowiek przestał Go już sobą zasłaniać.
Duch Święty działa przez niego, rozlewając swoje dary.
Bóg posługuje się nim jak narzędziem.
A przecież nie traci nic ze swej osobowości! Wręcz przeciwnie - tu dopiero jest w pełni sobą!
Wszystko, co czyni, jest boskie, nieskażone nim, ani jego egoizmem.
Chce tego, co chce Bóg.
Myśli tak jak On.
Reaguje jak On,
Mówi jak On.
Działa jak On.
Tak zmienia życie codzienna modlitwa w ciszy... A człowiek nie potrafi się już inaczej modlić, jak
tylko słowami Karola de Foucauld:
Ojcze, Tobie zawierzam,
Rób ze mną co chcesz.
Cokolwiek ze mną zrobisz, dziękuję Ci.
Jestem gotów na wszystko,
Wszystko przyjmuję.
Tylko niech Twoja wola we mnie się stanie, We wszystkim, coś stworzył; Niczego innego nie
pragnę, Boże mój.
Moje życie składam w Twe ręce, Daję je Tobie, Boże mój Całą miłością mojego serca, Ponieważ
kocham Cię, I pragnę tego, by móc oddać się Tobie, By zawierzyć siebie Twoim rękom Bez zastrzeżeń
W nieskończonym zaufaniu, Bo Ty jesteś moim Ojcem.
(Karol de Foucauld)
www.pustelnia.pl