Rozdział dziewiętnasty
Bones nadał nowe znaczenie terminowi „Fast food”, gdy biegliśmy
poprzez labirynt korytarzy i tuneli w tej ogromnej fabryce. Co każde tysiąc
stóp, albo coś koło tego, łapał ciało, ściskając je, gdyż brak pulsu
uniemożliwiał naturalne pompowanie krwi, i ssał mocno, następnie
odrzucając je, by sięgnąć po kolejne. Miał dostatek w wyborze z uwagi na
zadziwiający ubój, jakiego dokonał zanim się do mnie dostał.
Trzymałam oczy szeroko otwarte, gdyż w bocznych korytarzach mogli
czaić się żołnierze, czekający jako zasadzka na nas, ale nie mogłam również
przestać gapić się na Bonesa. Z każdym ciałem, z którego pił, jego rysy się
wypełniały, a skóra znów zaczynała okrywać go całego. Wkrótce, wszystkie
ohydne dziury się zabliźniły i mięśnie napęczniały w miejscach, w których się
skurczyły, niczym zatopione w tkance.
To było jak oglądanie wysuszania się
zwłok wampira w odwrotnej kolejności, gdy jego młodość i witalność
przezwyciężały wszystkie ślady jego zmarnowania. Gdyby nie jego grube,
kręcone włosy, które wciąż były białe, wyglądałby zupełnie jak przedtem.
To nie była jedyna niezwykła przemiana. Wraz z regeneracją jego ciała,
wzrastała też aura, aż powietrze dookoła niego stało się naładowane
pulsującymi falami. Czucie jego ponownego połączenia ze mną było niemal
tak dużą ulgą, jak zobaczenie jego przywróconego ciała.
– Skoro mogłeś zregenerować się tak szybko, dlaczego nie wypiłeś krwi
wcześniej? – Nie mogłam się powstrzymać, by nie zapytać.
– Nie miałem czasu.
To znów był jego głos, ten brytyjski akcent gładki, jak kiedyś, choć jego
głos był podszyty czymś, czego nie umiałam nazwać.
– Osuszyłeś niemal kilkanaście ciał, nie zwalniając nawet o krok –
zarzuciłam.
Posłał mi krzywe spojrzenie, jego ciemnobrązowe spojrzenie niosło
zarówno czułość jak i frustrację.
– Byłem w stanie hibernacji, zanim Denise zabiła faceta i wlała mi jego
krew w usta. Wtedy osuszyłem go i następnych dwóch łajdaków, na których
się natknąłem, dali mi oni wystarczającą ilość mentalnej siły, by pójść po
ciebie. Pytasz, dlaczego nie wypiłem więcej w czasie drogi, byłaś pod
ostrzałem. Jakikolwiek czas na pożywienie się był zbyt długi, by marnować
go wobec tego, że byłaś w niebezpieczeństwie.
Nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć. Wciąż byłam wściekła na
wszystkie okrutne oszustwa jakich się dopuścił, ale pod spodem, byłam
szczęśliwa, że wciąż żył tak bardzo, że miałam ochotę go przytulić i nigdy nie
puszczać.
Może duszenie go jedną ręką i przytulanie drugą było
zobrazowaniem tego, jak sprawiałam, że Bones czuł się przez te wszystkie
lata. Jeśli tak, to mógł oponować, jeśli z tym wyskoczę.
Nagle Bones poderwał mnie, rozpędzając się do pełnej prędkości i
zatrzymując bez choćby jednego poślizgu. Ta niespodziewana zmiana
prędkości szarpnęła moją głową do tyłu, wystarczająco mocno do złamania
Biologia… także ten – ja odpadam >.< /GatoEsqueleto
Ktoś tu był chyba po głębszym, że Cat zebrało się na takie czułostki O.o /GatoEsqueleto
sobie karku, ale zanim w ogóle zarejestrowałam ból, zobaczyłam to. Sieci
laserów wisiały jak pajęczyna naprzeciwko nas, tego samego
jasnoniebieskiego koloru co ściany, były tak blisko, że gdybym sięgnęła
dłonią przed siebie, straciłabym swoje palce.
– Skurwysyn – sapnęłam. Trzy kroki na przód i Madigan mógłby
zgarniać nasze szczątki łopatą.
Wtedy Bones rzucił mnie na podłogę i rozpłaszczył się na mnie. Teraz
miałam również złamaną szczękę i żebra, ale kiedy grad kul popłynął ponad
naszymi głowami zamiast trafić w nie, nie miałam nic przeciwko.
– Cholerne łajdaki – usłyszałam jego warkot ponad ostrzałem. –
Zobaczmy jak spodoba im się ich własna pułapka.
Nie mogłam się poruszyć z Mistrzem wampirów przytrzymującym mnie
przy ziemi, ale wciąż mogłam zobaczyć jak strażnicy, którzy wyszli z ukrycia,
by nas postrzelić, nagle zawiśli w powietrzu i popędzili w stronę sieci laserów.
Krzyczeli, wszczynali panikę, próbując walczyć z niewidzialną siłą działającą
na nich. Nagle ich krzyki zostały ucięte przez głuche odgłosy uderzania
wokół i ponad nami.
Gdy to się skończyło, Bones postawił mnie na nogi.
– W porządku, Kotek?
Postarałam się nie rozglądać dookoła. Jasne, nie byłam nieznajomą dla
brzydoty śmierci. Dzisiaj sama zabiłam wielu ludzi i zamierzałam dodać ich
do tej listy, ale to było… obrzydliwe.
– W porządku – powiedziałam, zatrzymując moje spojrzenie na nim. –
Możesz opuścić tę siatkę laserów, czy musimy znaleźć okrężną drogę?
Bones zamknął swoje oczy, jego brwi zmarszczyły się razem w
koncentracji. Chwilę później lasery zniknęły.
Potrząsnęłam głową, rozdarta pomiędzy podziwem i irytacją. Nie zyskał
działki megaMistrza w przeciągu jednej nocy, co oznaczało tylko jedno.
Ukrywał przede mną swoje zwiększające się moce.
– Masz wiele do wyjaśnienia – mruknęłam.
Jego usta zagarnęły moje w szybkim pocałunku.
– Wiem – powiedział, głaszcząc mnie po twarzy, gdy się odsunął. – Ale
później.
Dobra. Mamy kogoś do odnalezienia i sądząc po myślach, jakie
wyłapałam, był blisko.
Kontynuowaliśmy drogę wzdłuż holu, myśli Madigana wskazywały nam
drogę. Tym razem, jakkolwiek, szliśmy wolniej i trzymaliśmy naszą broń
wyciągniętą przed nami. Mieliśmy szczęście, że Bones zauważył wcześniej
siatkę laserów na czas. Nie było potrzeby nadużywać tego szczęścia, pchając
się teraz lekkomyślnie do przodu.
Gdy doszliśmy bliżej centralnej części podziemnego kompleksu, więcej
ciał zaśmieciło korytarz. Nie były to robótki ręczne Bonesa; ściany były
czarne od sadzy, a ciała przypalone lub zbombardowane latającymi
szczątkami. Machina Dante musiała być ulokowana dosyć blisko sądząc po
rozległości szkód. Wtedy, w krańcach korytarza po naszej prawej,
dostrzegłam centrum dowodzenia fabryki.
Dałabym mu w twarz… tak dla zasady :D /GatoEsqueleto
Ruszyliśmy w jego kierunku. Pośród jęków personelu i szalonych myśli
tych, którzy próbowali się ukryć, wyłapałam zbitkę spółgłosek zakłócających
niczym hałas. Najpierw pomyślałam, że pochodzi to z uszkodzonego układu
elektrycznego; następnie zdałam sobie sprawę, że ten dźwięk brzmi znajomo.
Gdzie wcześniej to słyszałam…?
Wyciągnęłam Bonesa z powrotem zanim mógł zrobić kolejny krok.
Strażnicy, powiedziałam bezgłośnie, wskazując na sufit, kilkanaście jardów
dalej.
Jego usta się wygięły. Potem zacisnął dłonie i opuścił je. Strażnicy w
hełmach eksplodowali przez sufit, rozpłaszczając się na podłodze. Ci, którzy
przeżyli brutalny cios, zostali rozstrzelani, gdy moc Bonesa wyrwała ich broń
z rąk i obróciła ją, kierując otwarty ogień w ich wizjery.
To tyle, jeśli chodzi o blokujące myśli gadżety, które Madigan
zainstalował w ich nakryciach głów.
Przeskoczyliśmy ponad ciałami strażników i kontynuowaliśmy pochód
poprzez centrum. Ogromny pokój, który wyglądał imponująco, kiedy byłam
poprzez niego przewożona, teraz przypominał wygasłe centrum obsługi
klienta. Żadnych strażników patrolujących obwód, a wszystkie miejsca pracy
były puste. Komputery patrolujące Obszar McClintic Wildlife i wnętrze
fabryki, pokazywały statyczne obrazy zamiast grafik 3D, a czerwone światła
awaryjne skąpały jedno, lśniące miejsce w niesamowitym blasku.
Gińcie, potwory!
Odwróciłam się w stronę myśli w momencie, gdy poczułam świst na
mojej twarzy. Nie musiałam czytać w myślach, by wiedzieć, co to było i
uchylić się przed następnym wystrzałem.
Dwie rzeczy wydarzyły się w tym samym czasie. Pistolet wyleciał z rąk
pracownika, a jego szyja złamała się z chrzęstem. Wykrzywił się pozbawiony
kolejne myśli, ale moje myśli byli dalekie od ciszy. Strzelec był jedyną
widoczną osobą, jednak pokój nie był pusty.
– Kolejna osoba, która strzeli do mojej żony, dostanie swój pistolet
wepchnięty w tyłek – warknął Bones. Potem machnął ręką na dużą,
składaną szafkę przy ścianie. – Wyłaź.
Łkanie rozbrzmiało, gdy szafka na dokumenty została odepchnięta na
bok, odsłaniając wnętrze ukrytej przestrzeni. Kilku rannych było opartych o
ściany, a moje uczucia szarpnęły się na widok kobiety kucającej opiekuńczo
nad nieprzytomnym, zakrwawionym mężczyzną. Sądząc po ich zwykłych
ubraniach, byli pracownikami, a nie strażnikami czy lekarzami, a ich myśli
wskazywały na to, że byli przekonani, że zginą z rąk – i kłów – dwóch
bezlitosnych potworów.
Kiedyś, nie tak dawno temu, sama czułam dokładnie w ten sam
sposób myśląc o wampirach. Pomijając fakt, że każdy z nich mógł mnie
zamordować, gdyby dostał szansę, podeszłam do Bonesa i dotknęłam jego
ramienia.
– Nie – powiedziałam bardzo łagodnie.
Jego usta się wykręciły, nie w okrutnym uśmiechu, którym błysnął,
gdy zrzucił strażników z sufitu, ale jakoś krzywo.
– Jak, gdybyś musiała to mówić, Kotek.
Wtedy jego spojrzenie zabłysnęło zielenią, gdy zwrócił swoją uwagę na
przerażonych widzów.
– W przeciwieństwie do dupków, dla których pracujecie, ja nie morduję
niewinnych, więc, jeśli nie byliście bezpośrednio zaangażowani w porwania
albo eksperymenty na moich ludziach, nie poniesiecie szkody. Do tego czasu,
nie ruszajcie się i nie mówcie. Kotek?
Podeszłam do nich, szczęśliwa słysząc, że rytm ich serca zmienia się w
normalny puls, gdy moc przekonała ich, że nie zostaną zamordowani na
miejscu. Wtedy poszukałam pośród stojących i rannych. Mężczyzny, którego
szukaliśmy nie było wśród nich, ale był tutaj. Mogłam usłyszeć jego myśli,
nie wspominając o jego ciężkim oddechu.
– Tam – powiedziałam, wskazując zamknięte wejście na platformę
elewacji.
Bones zacisnął swoje oczy. Chwilę później, stalowe drzwi elegancko się
otwarły, ukazując barwioną, okrągła drogę, która, na milę lub coś koło tego
do góry, prowadziła do cementowego igloo i wolności.
Dzięki za moc Bonesa, platforma nie działała w tej chwili. Żaden
człowiek nie mógłby wspiąć się po tych śliskich, stalowych ścianach, dlatego
też nie byłam zaskoczona widząc Madigana, wciśniętego w kąt tak daleko od
drzwi, jak się dało, starając się ukryć, ale nie będąc w stanie uciec.
Tym, czego nie oczekiwałam, był Orzeł Pustyni – mały pistolet, który
przyciskał do swojej skroni.
– Podejdź o krok bliżej, a strzelę – ostrzegł.
Schwytany strażnik, zaśmiałam się. Wyobrażałam sobie wiele rzeczy,
które mógł powiedzieć, gdy go złapiemy, ale ta nie była żadną z mojej listy.
– Czy to ma być psikus? Zapomniałeś, że chcemy cię martwego?
Usta Madigana zacisnęły się w coś zbyt brzydkiego, by nazwać to
uśmiechem.
– Tak, ale chcecie też więcej informacji. Pozwólcie mi odejść, a
dostaniecie szansę, by je zdobyć pewnego dnia. Rusz się o kolejny cal, a
rozpłaszczę na tej ścianie wszystko, co wiem zamiast tego.
Po raz pierwszy nie śpiewał niczego w swoim umyśle, więc słyszałam go
głośno i wyraźnie, gdy myślał, Wypróbuj mnie i zobacz, Crawfield.
On nigdy nie użył mojego nazwiska poprawnie.
Gapiłam się na jego jasnoniebieskie oczy i wiedziałam, że nie blefował.
Jeśli drgniemy za bardzo, on pociągnie za spust, a moc wystrzału pistoletu
sprawi, że będzie to dla jego czaszki wystrzał Przyjdź Królestwo Twoje. Czy
wiedział cokolwiek, czego nie mogłabym znaleźć przeszukując tutejsze
komputery? Może, a to by nie zadziałało.
– Oh, Bones – powiedziałam słodko.
Oczy Madigana wybałuszyły się, gdy Bones powiedział:
– Zrobione, Kotek.
Następnie Bones podszedł z celową, kpiącą powolnością. Dłoń
Madigana opadła od jego głowy, nawet, gdy jego myśli zakrzyczały w
proteście. Jego frustracja była symfonią do słuchania, gdy uświadamiał
sobie, że nie miał kontroli nad własnym ciałem. Również do niego podeszłam.
Uśmiechając się.
Bez pojedynczego drgnięcia, by nas strzec, jego szczęka zacisnęła się.
Bones rzucił się, kopiąc palcami w gardle Madigana, ale było za późno. Piana
potoczyła się z jego ust, a jego oczy uciekły w tył głowy. Wtedy jego ciało
zaczęło się trząść.
– Nie! – sapnęłam, rozpoznając oznaki zatrucia cyjankiem. Widząc na
wpół rozpuszczoną kapsułkę zamkniętą w fałszywym zębie, który Bones
wyjął z jego ust, jako całkowicie zbędny. Musiał zawierać potężną dawkę –
puls Madigana popędził w zawrotnym tempie, a następnie całkowicie się
zatrzymał.
– Nie, ty nie – warknął Bones.
Rozciął swój nadgarstek kłem i przytrzymał nad ustami Madigana,
pracując gardłem drugiego mężczyzny, by zmusić go do przełykania. Wtedy
uderzył w pierś Madigana, próbując ręcznie wznowić krążenie krwi, by
rozprowadzić uzdrawiające moce po jego układzie krążenia.
To nie wystarczyło. Krwawa piana stoczyła się po ustach Madigana, a
jego oczy stały się nieruchome i rozszerzone. Stało się to zbyt szubko, nie
miał nawet czasu na finałową myśl. Gdyby miał, to prawdopodobnie
brzmiałaby; Pieprzcie się.
I wypieprzył nas. Frustracja zaprzeczała gniewowi wzrastającemu we
mnie. Po tym wszystkim, co zrobił, Madigan zdołał uciec nam nawet wtedy,
gdy zagoniliśmy go w kozi róg. Cokolwiek o jego poplecznikach i rezultatach
chorych eksperymentów, co nie było zapisane w komputerach przepadło na
zawsze.
– Cholera, by cię – powiedziałam, głos miałam zdławiony z wściekłości.
Bones podniósł Madigana i zarzucił sobie na plecy, posyłając
martwemu mężczyźnie chłodne, kalkulujące spojrzenie.
– On myśli, że nam uciekł, ale możliwe, że nie.