606 Southwick Teresa Ostatni kawaler z rodu

background image






































TERESA SOUTHWICK

OSTATNI
KAWALER Z

RODU

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY


- Rozumiem, że chciałaś wyjść bez pożegnania. - Oskarżający ton głosu

Luke'a Marchettiego zdawał się przeczyć temu twierdzeniu. - Ale nie wiem,
dlaczego nie powiedziałaś mi, że jesteś dziewicą.

Madison Wainright zatrzymała się w drzwiach do łazienki i wzięła

głęboki oddech.

Obracając się w jego stronę, szepnęła:
- Luke... Spójrz na mnie.
Ciemne włosy miał jeszcze wilgotne po kąpieli. Jego uroda przyprawiała

wiele kobiet o szybsze bicie serca - zgrabny nos, ostro zarysowany
podbródek, delikatne dołeczki na policzkach. Wyglądał jak przystojniak z
plakatu reklamowego - wysoki brunet, niebezpieczny i kuszący.

- Dlaczego, Maddie?
Gdy brał prysznic, zastanawiała się, czy potrafi spojrzeć mu po tym

wszystkim w oczy. Włożyła dżinsy i T-shirt, a potem niemal obronnym
gestem przycisnęła do piersi sweter.

- Dlaczego wychodzę z własnego domu, czy dlaczego nie powiedziałam

ci o swoim dziewictwie?

- Jedno i drugie. - Wzruszył barczystymi ramionami. Musiała

powstrzymać się, by nie westchnąć. Wyglądał dziwnie w jej bardzo
kobiecym mieszkanku: w oknach koronkowe firanki, kwiaty w wazonach na
toaletce i nocnym stoliku, na ścianach wianuszki z suszonych kwiatów i
obrazy z kobietami w strojach z epoki wiktoriańskiej; nawet białe łóżko z
ażurowymi zdobieniami świadczyło wyraźnie, że to wnętrze zostało
zaaranżowane przez kobietę. Widok pościeli w kwiaty, wymiętej po nocy z
Lukiem,

napełnił

Maddie

poczuciem

winy.

Przełknęła,

zanim

odpowiedziała.

- Jako gospodyni, która dba o dobre samopoczucie gościa, postanowiłam

wymknąć się ukradkiem. - Starała się, by jej głos zabrzmiał spokojnie i
rzeczowo. - Nazywaj mnie Madison Stevens - dodała półżartem.

- Lepiej dla kogo? - zapytał, ignorując jej dowcip. Zachowywał się w

miarę swobodnie i po przyjacielsku, ale źrenice jego oczu zwęziły się, a
pełne, zmysłowe usta były zaciśnięte w wąską linię.

- Lepiej dla nas obojga. Chciałam nam oszczędzić krępującej rozmowy

po ostatniej nocy.

- Być razem po tym, co się stało, jest właśnie najwspanialej. Ale ty tego

nie możesz wiedzieć, bo dla ciebie to był pierwszy raz.

- Naśmiewasz się ze mnie?

1

RS

background image

- Wcale nie. Jestem tylko zły, że nie raczyłaś mi powiedzieć. -

Skrzyżował ręce na piersiach.

- Masz rację, nigdy tego nie robiłam. Poza tym nie czytam kobiecych

magazynów. Nie wiem, o czym rozmawiać z mężczyzną po wspólnie
spędzonej nocy. Nie mam doświadczenia, a nie lubię czuć się głupio.
Umiem przygotować się do wystąpienia w sądzie, ale nie potrafię prowadzić
rozmów na intymne tematy. Próbowałam po prostu zaoszczędzić nam
obojgu niezręcznej sytuacji. Przykro mi, że tak cię rozczarowałam.

- Nie powiedziałem, że jestem rozczarowany. Wprost przeciwnie.
Przyjrzała się jego twarzy i powiedziała:
- Nie ogoliłeś się.
- Nie mam maszynki.
Nadal stojąc w drzwiach, choć wolność była już tak blisko, ścisnęła

mocniej sweter.

- Muszę już iść, mam mnóstwo pracy.
- Po co ten pośpiech? Jest niedziela i sądy są zamknięte.
- To prawda, ale prawnicy pracują również poza sądem. Zresztą

powinnam kupić coś do jedzenia i...

- Przestań, Maddie.
Masadie. Tylko on nazywał ją w ten sposób. To była jej wina. Wszyscy

inni nazywali ją Madison. Miała zwyczaj poprawiać każdego, kto próbował
zwracać się do niej zdrobniale. Dlaczego nigdy nie poprawiła Luke'a?

- Co? - spytała.
- Gdy rozstałaś się z Nickiem, przysięgłaś sobie, że już nigdy nie

zwiążesz się z żadnym mężczyzną z naszej rodziny. Dlaczego akurat dla
mnie zrobiłaś wyjątek?

Z bratem Luke'a, Nickiem, rozstała się ponad rok temu, gdyż zakochał

się w innej. Luke już wtedy chciał ją pocieszyć, lecz odmówiła, choć był
naprawdę atrakcyjnym mężczyzną.

Postanowiła skoncentrować się na karierze. Co też ją napadło, żeby pójść

z tym facetem do łóżka? Czyżby straciła głowę? Dziwne, bo przecież była
osobą rozsądną i zawsze panowała nad sytuacją.

- To nieistotne - odpowiedziała po chwili wahania.
- Nie dla mnie - przyznał z westchnieniem. - Masz dwadzieścia pięć lat i

jesteś piękną kobietą.

- Powinieneś pójść do okulisty. - Wskazała ręką nos. - Te obrzydliwe

piegi wcale nie są ładne.

- Podobają mi się, i chyba nie tylko mnie. Założę się, że nie możesz się

opędzić od facetów. No więc, dlaczego teraz i dlaczego ze mną?

2

RS

background image

- Sama chciałabym to wiedzieć.
Gdyby tylko mogła usprawiedliwić chwilowe zaćmienie umysłu

wypitym wczoraj alkoholem... Jednak wczoraj, na weselu Fran i Alexa,
brata Luke'a, ledwo umoczyła usta w szampanie. Luke dotrzymywał jej
towarzystwa od chwili, gdy przybyła na uroczystość. Jej kancelaria
prawnicza prowadziła interesy firmy Marchettich, w zasadzie więc Madison
była tu niejako służbowo.

Nie wiedzieć czemu, gdy wesele dobiegło końca, nie chciało jej się

wracać do pustego i cichego domu, toteż gdy Luke zaproponował jej
przejażdżkę, z chęcią na to przystała. Potem zaprosiła go do siebie i... jakoś
tak wyszło. Jednak Luke'owi należało się wyjaśnienie, dlaczego spędziła
noc właśnie z nim.

- Nie jestem pewna, Luke - zaczęła. - Czasem jest powód, a czasem po

prostu korzystamy z nadarzającej się okazji.

Uśmiechnął się szeroko.
- Mówisz jak dobrze zapowiadający się prawnik.
- To prawda, chcę być dobrym prawnikiem. Jim Mallery zaproponował

mnie na swoje miejsce, gdy odchodził na emeryturę. Dziewica i dobrze
zapowiadający się prawnik - to jakoś nie idzie w parze. Tak mi się
przynajmniej zdaje. - Wzruszyła ramionami.

- To nie jest odpowiedź na moje pytanie. Dlaczego właśnie ja?
- Bo była okazja.
- Nie miałem pojęcia, że jesteś taka cyniczna. Wolałbym usłyszeć coś o

rozszalałych zmysłach...

Owszem, straciła głowę, ale nie miała zamiaru przyznawać się do tego.

Już raz się sparzyła i wolała dmuchać na zimne. Nick zakochał się w kimś
innym, a ona długo wtedy leczyła złamane serce.

- Szkoda, że nie uprzedziłaś mnie, że to twój pierwszy raz - powiedział.
- Dlaczego? Co za różnica?
- To duża różnica - odparł ze złością.
- Nie rozumiem.
- Ten pierwszy raz może zniechęcić kobietę do dalszych związków.
- Było dobrze - wypaliła.
Kąciki jego ust powoli uniosły się w uśmiechu, co ucieszyło ją, a

jednocześnie wprawiło w zdenerwowanie.

- Miło mi - odpowiedział. Potem zmarszczył czoło. - Nie wierzę, że po

prostu skorzystałaś z okazji. Już ja wiem swoje - oświadczył, uderzając się
w pierś. - Na pewno nie możesz opędzić się od facetów. Nadal mi nie
wyjaśniłaś, dlaczego wybrałaś właśnie mnie.

background image

Westchnęła.
- Poddałam się nastrojowi chwili. - Uśmiechnęła się, choć nie było jej

zbyt wesoło. - Tak cudownie byłoby znowu poczuć się częścią dużej,
szczęśliwej rodziny.

- Nadal szalejesz za Nickiem?! - warknął. - Przejęłaś się, bo usłyszałaś,

że Abby jest w ciąży?

- Nigdy nie szalałam za Nickiem. - Me warto było tego rozwijać. -

Zrozumiałam, że tęskniłam nie tyle za nim, co za waszą rodziną.

- Myślałem, że masz brata.
- Mam, starszego. Jednak ani z nim, ani z rodzicami nie utrzymuję zbyt

ożywionych stosunków.

- A więc wychowały cię wilki? Zaśmiała się.
- Raczej internaty i akademiki. Och - westchnęła, otrząsając się na

wspomnienie samotnego, smutnego dzieciństwa.

- Myślę, że to tylko część prawdy.
- Nie, Luke.
- Na pewno?
- Nie doszukuj się czegoś, co nie istnieje. Nie pragnę się z nikim wiązać.

A już na pewno nie z ostatnim Marchettim, który jest do wzięcia.

- Ja też nie chcę się wiązać.
- To dobrze - powiedziała, starając się ukryć rozczarowanie. - Dlaczego

nie? - wyrwało jej się. Nieustanne zadawanie pytań była jej największą siłą i
równocześnie słabością.

- Widocznie jest mi pisana samotność. Co nie znaczy, że nie możemy

zostać przyjaciółmi.

- Nie chcę ci zabierać czasu.
- Może pozwolisz, żebym sam decydował? W końcu to mój czas.
- I zmarnowałbyś go przeze mnie. Proponuję ci bezbolesne wyjście.
- Myślisz, że miłość sprawia ból?
- Właśnie - powiedziała. Miała na myśli miłość bez wzajemności.
Potrząsnął głową; nienawidziła tej litości, z jaką na nią spojrzał.
- Nie wierzę w twoje wyjaśnienia.
- Tam, gdzie mamy do czynienia z przestępstwem, musimy szukać

motywu i poznać wszystkie okoliczności. Zgadza się?

- Myślisz, że to, co zrobiliśmy, jest przestępstwem?
- Może raczej błędem. W każdym razie to nie było mądre, nie sądzisz?
- Nie zgadzam się. - Zmrużył oczy. - Wcale ci nie wierzę. Nie jesteś

kobietą, która traktuje takie sprawy lekko. I mimo uprawianego przez ciebie
zawodu nie jesteś wyrachowana. Myślę, że po raz pierwszy od dawna

4

RS

background image

zrobiłaś coś, na co miałaś ochotę. Było nam dobrze, Maddie. Lubimy się. Po
pierwszym razie może być już tylko lepiej.

- Lukę, to nie powinno się powtórzyć.
- Mogłoby - powiedział. Gdybyś na to pozwoliła.
- Nie. Nawet gdybym chciała, a nie chcę - dodała szybko z nadzieją, że

nie dostrzeże jej kłamstwa. - Twoja rodzina należy do najstarszych i
najważniejszych klientów kancelarii Addison, Abernathy i Cooke.

- Jednak spotykałaś się z Nickiem.
- To było, zanim zaczęłam prowadzić sprawy waszej firmy. Teraz

mógłby nastąpić konflikt interesów.

- Bzdura.
- Bądź poważny, Luke.
- Nigdy nie byłem poważniejszy. Nie rozumiem, dlaczego masz takie

opory.

- Bliska znajomość z klientem jest co najmniej niestosowna.
- W dżinsach i T-shircie wyglądasz na osiemnaście lat. W tym stroju

zawróciłabyś w głowie wszystkim sędziom, ławie przysięgłych i
prokuratorowi.

- Nie pomagasz mi - powiedziała, rumieniąc się gwałtownie.
- To dobrze. Mam nadzieję, że tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.
- Nie chcę się ciebie pozbyć. Ale możemy się spotykać wyłącznie na

gruncie zawodowym.

- Łączy nas o wiele więcej. Nie możemy cofnąć czasu, Maddie.
Ona mogła. Najlepszy był czas teraźniejszy.
- Mam na imię Madison.
- Od kiedy?
- Od chwili gdy obudziliśmy się rano w łóżku.
Cztery tygodnie później Lukę siedział w biurze, starając się

skoncentrować na arkuszu kalkulacyjnym, który miał przed sobą na ekranie
komputera.

Powinien już pójść do domu, ale nie chciało mu się wracać do pustego

mieszkania. Myślami błądził wokół drobnej, zielonookiej Maddie z rudymi
włosami.

Odchylił się na skórzanym krześle, splótł palce i położył ręce na brzuchu.

Był dyrektorem finansowym rodzinnej firmy i miał mnóstwo rzeczy do
zrobienia, lecz nie mógł się skoncentrować. To już cztery tygodnie, od kiedy

Maddie oznajmiła, że nie chce się z nim spotykać. Dlaczego nie potrafił

przestać o niej myśleć?

5

RS

background image

Skończył już trzydziestkę i poznał w swoim życiu wiele kobiet. Był na

niejednej randce i wiele z nich skończyło się w łóżku. Zazwyczaj jednak
szybko zapominał o takich przygodach. Dlaczego tym razem stało się
inaczej? Czemu nie mogli zostać przyjaciółmi? Przeczuwał, że jej niechęć
do angażowania się wynikała z jakichś ukrytych powodów.

Na biurku zabrzęczał interkom, wyrywając go z rozmyślań. Lukę

pochylił się i nacisnął guzik.

- Tak?
- Panna Wainright chce się z panem zobaczyć - poinformowała

sekretarka. - Ja już wychodzę.

Na dźwięk jej nazwiska mocniej zabiło mu serce.
- Niech wejdzie - powiedział, starając się zachować spokój. - Miłego

wieczoru, Cathy.

- Dziękuję - odpowiedziała i rozłączyła się.
Może Maddie zmieniła zdanie? Spojrzał na komputer i uświadomił sobie,

że być może chodzi o sprawy zawodowe.

Lepiej, żeby nie robił sobie zbyt wielkich nadziei. Drzwi pokoju

otworzyły się i weszła ta, o której rozmyślał:

- Witaj, Luke.
- Dzień dobry!
- Czy masz chwilę czasu? - spytała.
- Oczywiście, usiądź - odpowiedział, wskazując ręką skórzane krzesła

stojące naprzeciwko biurka.

Z samego rana podwinął do łokci rękawy białej koszuli i rozluźnił

krawat. Powstrzymał się, by nie odwinąć ich teraz i nie zapiąć spinek do
mankietów. Przeżył z Maddie niezapomnianą noc. Był raczej samotnikiem
niż czarującym bawidamkiem jak jego bracia. Nauczył się już, że „na
zawsze" w jego wypadku nie istnieje. Ale nie mógł odgradzać się od
teraźniejszości. Między nim a Maddie nie będzie żadnych barier.
Przynajmniej z jego strony.

- Czemu zawdzięczam tę miłą wizytę?
Nadal stała w połowie drogi między zamkniętymi drzwiami i jego

biurkiem. Jej wahanie, czy podejść bliżej i odpowiedzieć, odebrało mu
pewność siebie. Poczuł się nieswojo. Tak zwykle bezpośrednia, szczera i
rzeczowa Maddie wyglądała teraz jak uosobienie rezerwy i smutku.

- Cieszę się, że cię widzę, Maddie. Wzdrygnęła się.
- Prosiłam, żebyś mówił do mnie Madison.
- Pamiętam. Co cię sprowadza? Interes czy przyjemność? A może...
- To sprawa osobista, Luke.

6

RS

background image

- Co się stało, Maddie? Czy dobrze się czujesz? Wyglądasz, jakby ktoś

umarł.

- Bo umarł.
Poczuł ucisk w piersi. Imiona osób, które kochał, przeleciały mu przez

myśl. Mama, tata, Nick, Joe, Alex, Rosie, ich małżonkowie i dzieci. Potem
zdrowy rozsądek zwyciężył. Gdyby coś się stało któremuś z nich, na pewno
nie dowiedziałby się tego od Maddie. Westchnął głęboko.

- A więc kto umarł?
Podeszła powoli, usiadła na jednym z krzeseł i położyła obok siebie

aktówkę.

- Nie wiem, jak ci to powiedzieć.
- Wyduś to z siebie. Kto umarł? Zawahała się i spojrzała mu prosto w

oczy.

- Twój ojciec. Ale nie Tom Marchetti - dodała szybko.
- Nie byłem adoptowany, nie mam więc pojęcia, o czym mówisz.
- Niełatwo to wyjaśnić. Tom Marchetti nie jest twoim prawdziwym

ojcem, Luke. Człowiek, który jest - a raczej był - twoim ojcem, umarł.






















7

RS

background image

ROZDZIAŁ DRUGI


- Żartujesz - powiedział Luke.
Speszyło ją niedowierzanie malujące się na jego twarzy.
- Chciałabym, żeby tak było.
- To nie jest śmieszne, Maddie.
Nie potrafiła go ofuknąć, że znowu użył tego zdrobnienia. Choć nigdy by

się do tego nie przyznała, lubiła, gdy tak do niej mówił.

- Wiem. Wierz mi, jestem tak samo zaszokowana jak ty.
- Kto powiedział, że jestem zaszokowany? Chyba tylko tym, że kłamiesz.
Westchnęła ciężko i potrząsnęła głową, wyrzucając sobie po raz kolejny,

że ich znajomość przekroczyła dozwolone granice.

- Czy mówią ci coś słowa „konflikt interesów"? Właśnie dlatego prawnik

nie powinien iść do łóżka ze swoim klientem - odrzekła sucho.

Nie przemyślała tych słów. Bardzo żałowała, że nie może ich cofnąć, bo

ostatnią rzeczą, o jakiej chciała rozmawiać, była ta wspólnie spędzona noc,
o której wciąż nie umiała zapomnieć.

- Nie rozumiem, co jedno ma wspólnego z drugim - stwierdził.
- Wyjaśnię ci to. Gdyby nasz związek nie nabrał osobistego charakteru,

nie miałbyś powodu, żeby mi nie wierzyć. Czy tak?

- Ależ miałbym. Twierdzisz, że Tom Marchetti nie jest moim ojcem. To

najbardziej absurdalna rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałem. To musi być
kłamstwo.

- Pomyśl przez chwilę, Luke. Po co miałabym kłamać w tak ważnej

sprawie? Moim obowiązkiem jako prawnika jest wykonanie ostatniej woli
klienta, zawartej w testamencie. Właśnie to robię.

- Dobrze - powiedział. - Przyjmijmy na chwilę, że mówisz prawdę.

Dlaczego zatem do tej pory ukrywałaś przede mną prawdę?

- Po pierwsze, gdybym to ja sporządzała testament, byłabym

zobowiązana przez klienta do zachowania tajemnicy. Po drugie ten
dokument przekazano mi, gdy Jim Mallery odchodził na emeryturę: Chciał,

żebym przejęła jego klientów, także i tę sprawę. Ale nic o tym nie
wiedziałam, dopóki nie otrzymaliśmy wiadomości o śmierci Brada
Stephensona.

- Tak się nazywał?
- Twój ojciec? - spytała.
- Mój ojciec to Tom Marchetti. - Zacisnął usta.
- Jednak nie w sensie biologicznym.
- Daj spokój, Maddie. To śmieszne. Dlaczego miałbym ci uwierzyć?

8

RS

background image

- Testament Brada Stephensona to dowód - odpowiedziała.
- Chcę go zobaczyć - zażądał, wyciągając rękę. Madison zauważyła, że

jego dłonie drżą.

- Nie wzięłam go z sobą. Kiedy już ochłoniesz, omówimy wszystko w

biurze. Przyszłam tu osobiście, bo uważam cię za przyjaciela. O tak
ważnych rzeczach nie należy rozmawiać przez telefon.

Widziała, jak zmienia się wyraz jego twarzy. Trzeba było czasu, żeby

oswoił się z tą wiadomością. Z całego serca żałowała go, chciałaby objąć i
uścisnąć. Ale prawnicy zajmują się faktami, nie uczuciami. Musiała
zachowywać się profesjonalnie.

Spojrzał na nią sceptycznie.
- Więc jedyny dowód, jaki możesz mi przedstawić, to testament jakiegoś

wariata, który zapisał mi coś w spadku. Czy dobrze zrozumiałem?

- Jest trochę inaczej, ale ogólnie biorąc, masz rację.
- Wiesz, Maddie, jeśli martwisz się tym, co zaszło między nami, to

możesz to po prostu powiedzieć.

- Nie sądzisz, że gdybym była zmartwiona, powiedziałabym ci o tym

wcześniej?

- Nie wiem, co byś zrobiła - odpowiedział. - Jeśli mogłaś wymyślić takie

kłamstwo...

- Rozumiem, że to dla ciebie szok - przerwała mu w pół zdania. Nauczyła

się już nie okazywać rozczarowania. Na przykład tym, że rodzice jej nie
kochali. Bardzo ją jednak zabolało posądzenie Luke'a. Nigdy nie
wymyśliłaby tak okropnego kłamstwa, po to tylko, żeby się na nim odegrać.
Poczuła się, jakby ktoś wymierzył jej policzek, choć sama nie rozumiała,
dlaczego tak się tym przejmuje.

Spojrzała mu prosto w oczy.
- Wyżywanie się na mnie nic ci nie pomoże. - Sięgacta do kieszeni

żakietu, żeby wyjąć z niej wizytówkę. - To numer jednego z udziałowców
firmy. Zadzwoń do niego, kiedy będziesz gotów, on będzie twoim doradcą.

- A ty? - spytał. Pokręciła głową.
- Postaram się, by z uwagi na nadmiar obowiązków zwolniono mnie z

prowadzenia interesów waszej firmy. Tak będzie najlepiej i nikt się o nas
nie dowie.

- A jeśli ja nie zamierzam rezygnować z twoich usług? - burknął

zgryźliwie.

- Nasza rozmowa dowodzi, że nie masz do mnie zaufania. Możesz za to

w pełni ufać Nathanowi McDonaldowi - powiedziała, wskazując głową
wizytówkę, którą mu podała. - Nathan jest ekspertem w tego rodzaju

9

RS

background image

sprawach. Zapoznam go ze wszystkimi istotnymi szczegółami. Powiem mu,

że się z nim skontaktujesz.

- Dlaczego sądzisz, że zadzwonię? - spytał.
- Należysz do mężczyzn, którzy lubią znać prawdę. Najpierw

porozmawiaj z matką, a potem zadzwoń - zakończyła, skinąwszy z
przekonaniem głową. Wzięła do reki aktówkę i wstała.

- Mama bardzo zdenerwuje się z powodu tych oskarżeń... - Przerwał, gdy

dotknęła oparcia krzesła i znów usiadła. - Czy dobrze się czujesz?

- Trochę kręci mi się w głowie. Zapomniałam zjeść lunch. Zaraz mi

przejdzie.

Wstał.
- Jesteś bardzo blada. Czy na pewno nic ci nie jest?
- Był wyraźnie zmartwiony. Okrążył biurko i stanął przed nią. - Może

gdzieś cię podwieźć? - spytał, przykładając ciepłą rękę do jej czoła.

Dotyk jego ręki był cudowny. Luke martwił się o nią... Nikt nigdy się o

nią nie martwił. Rodzice zawsze zbyt przejmowali się własnym życiem i
wychowaniem starszego brata, który miał przejąć rodzinny interes, żeby
myśleć o córce.

Wiedziała jednak, że zachowanie Luke'a było instynktowne, po prostu

był przyzwoitym i dobrze wychowanym mężczyzną, który unikał stałych
związków i nie myślał o małżeństwie.

No i dobrze, przecież nie zamierzała kontynuować tego romansu, bo bała

się rozczarowania. Nauczyła się liczyć tylko na siebie; postanowiła
poświęcić się pracy.

A gdyby wyznała mu coś jeszcze? Czy uwierzyłby jej? Nie miała odwagi

porozmawiać z nim o swych podejrzeniach. Nie teraz. Powie mu, kiedy
będzie pewna.

- Pobladłaś, Maddie. Czy na pewno dobrze się czujesz? Może

powinienem zawieźć cię do domu?

- Nie, dziękuję.
Przez to właśnie, że odwiózł ją ostatnim razem, zdarzyło się to wszystko.

Teraz miał ważniejsze sprawy na głowie. Kiedy porozmawia z matką, dowie
się prawdy, bo Flo Marchetti jest uczciwą kobietą, jedną z
najwspanialszych, jakie Madison poznała. Podczas studiów prawniczych
nauczyła się, że zawsze są jakieś okoliczności łagodzące. Miała nadzieję, że
Luke weźmie to pod uwagę i potrafi zrozumieć i wybaczyć.

Miał dużo do zrobienia, nie chciała obarczać go własnymi problemami.
Uśmiechnęła się.

10

RS

background image

- Nic mi nie jest. To tylko niski poziom cukru. Mam w torebce wafelki

specjalnie na takie okazje. - Gdy zawroty głowy minęły, wstała i cofnęła się
na bezpieczną odległość. - Przykro mi, Luke. Jeśli mogę coś...

- Nie możesz - rzucił pospiesznie. - Jeśli na pewno nic ci nie jest,

pożegnajmy się. Mam dużo pracy.

Ruszyła w stronę drzwi i nagle zatrzymała się.
- Zrób mi tylko jedną przysługę - powiedziała, trzymając rękę na klamce.
- O co chodzi?
- Pamiętaj, że nikt nie jest doskonały. Wszyscy popełniamy błędy.
Wyszła z pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Oparła się o nie i westchnęła

ciężko.

- Mamo, nie uwierzysz, co za kłamstwo usłyszałem niedawno od Maddie

Wainright - powiedział Luke.

Wszedł do domu rodziców i nie zdążył jeszcze zamknąć drzwi, gdy już

wyrzucił z siebie te słowa. Flo Marchetti uśmiechnęła się do niego tkliwie.

- Wiesz, już jako dziecko plotłeś, co ci ślina na język przyniosła.
Luke przyjrzał się jej.
Czytała gazetę przy dębowym stole w kąciku, gdzie zwykle jedli

śniadania. Wydało mu się nagle, że widzi ją i tę kuchnię po raz pierwszy w

życiu. Ceramiczne blaty były te same. Posadzka z kafelków nic się nie
zmieniła, tak samo jak stojąca z boku lodówka, w której zawsze było dość
jedzenia, żeby wyżywić całą armię.

Właśnie tyle, ile było potrzeba dla pięciorga dzieci Marchettich.
Jeśli Maddie mówiła prawdę, Marchetti mieli tylko czworo dzieci, a

piąte... Poczuł ucisk w żołądku, Kiedy wyjaśni tę pomyłkę, ból zniknie.
Westchnął głęboko i spojrzał na matkę.

Mimo upływu lat wciąż była bardzo atrakcyjną kobietą. Siwe, modnie

obcięte włosy okalały twarz niemal pozbawioną zmarszczek. Miała na sobie
oliwkowy kostium z dzianiny. Okulary do czytania opuściła na czubek nosa.
W brązowych oczach widział miłość i czułość. Dlaczego nigdy nie
zastanawiał się nad tym, że on ma niebieskie oczy? Żadne z rodziców ani z
rodzeństwa nie miało oczu tego koloru.

Niewykluczone, że Maddie próbowała go ukarać, chociaż nie uważał, by

była tego rodzaju kobietą. Może czuła się winna, że spędziła z nim noc.

- To nie jest kłamstwo. - Flo przerwała jego rozmyślania. - Maddie cię

kocha.

- Tego mi nigdy nie powiedziała. - W ogóle nie mówiła dużo, ale kit y

wyszła z jego biura, wiedział, że już nie wróci. Buntował się na tę myśl,
chociaż teraz nie powinien o tym myśleć.

11

RS

background image

Napotkał wzrok matki.
- Mamo, kiedy do ciebie dotrze, że miłość nie jest w życiu

najważniejsza?

- Nigdy.
- Maddie jest moim prawnikiem. To wszystko.
- Mimo że spędziliście razem noc po weselu Alexa?
- Skąd o tym wiesz? To znaczy...
- Odwiozłeś ją do domu.
A mech to! Poczuł się jak napalony nastolatek przyłapany na tym, że

wymyka się w środku nocy z domu, żeby spotkać się z dziewczyną.
Postanowił chronić Maddie.

- To nie znaczy, że u niej zostałem.
- A zostałeś?
Zamiast odpowiedzieć wprost, spytał:
- Nie mówiłaś o tym nikomu?
- Nie musiałam. Nick i Abby przyszli do nas następnego dnia na

śniadanie i zobaczyli samochód Maddie. To oni opowiedzieli o tym mnie i
ojcu. - Była wyraźnie zadowolona. - Zawsze wiedziałam, kiedy kłamiesz.

Czy odziedziczył po mej tę cechę? Czy potrafiłby poznać, kiedy ona

kłamie? W głowie huczało mu od natłoku myśli. A jeśli Maddie nie
zmyślała? Jeśli Tom Marchetti aie jest jego ojcem? To oznaczałoby, że jego
matka spała z innym mężczyzną. Nie. To nie mogło być prawdą...

- Gdzie tata? - Nie o to chciał spytać, lecz na razie nie wiedział, jak

skierować rozmowę na interesujący go temat.

- Ojciec jest na kolacji z Rosie, Nickiem, Joe i Alexem. Wiesz, że odkąd

się urodziliście, zawsze raz w tygodniu zajmował się cały wieczór dziećmi,

żebym mogła odpocząć. - Zmarszczyła czoło. - A właśnie, dlaczego jesteś
tutaj, a nie z nimi?

- Zapomniałem. Tyle miałem na głowie. - Pomyślał o kolacjach z ojcem i

rodzeństwem, na które chodzili, kiedy byli młodsi. Teraz te spotkania były
rzadsze, bo mieli więcej obowiązków. Jednak przynajmniej raz w miesiącu
starali się spotkać w jednej z restauracji należących do Marchettich.

- Nie jesteś głodny, kochanie? - Podniosła się z krzesła. - Mogę ci coś

przygotować. Usiądź.

Zignorował jej zaproszenie i spytał wprost:
- Co robiłaś, kiedy ojciec z nami wychodził? Flo zamyśliła się.
- Zwykle brałam długą kąpiel. Nie musiałam rozsądzać sporów ani

słuchać, jak hałasujecie. To była wielka ulga dla umęczonej młodej matki.

12

RS

background image

Twój ojciec na szczęście rozumiał, że muszę mieć też czas dla siebie. -
Uśmiechnęła się. - Powiedz, co takiego usłyszałeś od Madison.

- Przyszła dziś do mojego biura - zaczął, wpatrując się w twarz matki.
- To dobry początek. Im częściej będziecie się spotykali, tym lepiej -

zaśmiała się. - Zawsze uważałam, że wy dwoje...

- Mamo, jacy my dwoje?!
- Słyszałeś kiedyś, że samotność nikomu nie służy? Powinieneś już mieć

narzeczoną. Nie robisz się coraz młodszy, Luke. Za dużo pracujesz.
Powinieneś znaleźć sobie odpowiednią dziewczynę. Maddie jest
wspaniała...

- Nie przyszedłem tutaj dyskutować o moim życiu...
- To dlaczego przyszedłeś? - spytała spokojnie. - Widzę, że coś cię gnębi.
- Twoje życie. Zaśmiała się.
- Bardzo śmieszne. Zawsze kiedy ojciec albo ja poruszaliśmy ten temat,

wszystkie dzieci natychmiast uciekały z pokoju.

- Czy znasz kogoś, kto nazywa się Brad Stephenson? - Ścisnął oparcie

krzesła, aż zabolały go palce.

Zaskoczenie malujące się na jej twarzy wystarczyło mu za odpowiedź.

Znieruchomiała, zbladła i otworzyła szeroko oczy.

- Brad Stephenson? - wyszeptała.
- A więc go znasz. - Zatętniło mu w skroniach. Skinęła głową.
- Pracował jako księgowy twojego ojca wiele lat temu. To wszystko

mogło jednak być pomyłką. Znała go, ale to nie znaczy, że z nim spała.

- Nie uwierzysz, co Maddie powiedziała mi dziś rano. Ten człowiek

zmarł...

- O, nie! - jęknęła matka, chwytając się za serce.
- Lubiłaś go? - spytał, obserwując jej reakcję. Węzeł żołądku jeszcze

bardziej się zacisnął.

- Tom i ja lubiliśmy go - powiedziała ostrożnie. - Przykro mi, że umarł.
- A teraz to idiotyczne kłamstwo. - Przełknął głośno sunę. - Zostawił

testament, którego wykonawczynią jest Maddie. Podobno ten człowiek był
moim ojcem i zostałem uwzględniony w zapisie. Możesz w to uwierzyć?

Flo westchnęła, zdjęła okulary i położyła je na stole. Zaczęła

pedantycznie składać gazetę. Ta chwila zdawała się trwać wieczność,
wreszcie matka opanowała się i powiedziała:

- To prawda, Luke. Brad Stephenson jest twoim ojcem. Zaparło mu dech

w piersiach. Nie mógł pogodzić się z faktem, że jego matka naprawdę
popełniła czyn, do którego właśnie się przyznała.

- To było dawno temu - ciągnęła. - Chciałabym ci wyjaśnić...

13

RS

background image

- Cholernie dużo czasu upłynęło, nie sądzisz? Kiedy miałaś zamiar mi o

tym powiedzieć? - Czuł się zraniony i zdradzony.

Wstała i spojrzała mu prosto w oczy.
- Nie mów do mnie tym tonem. Nadal jestem twoją matką i zasługuję na

szacunek.

- Czy tata wie? To znaczy Tom. Czy on wie?
- Oczywiście, że wie. Nie ukryłabym przed nim czegoś takiego.
- Ale ukryłaś przede mną.
- Byłeś dzieckiem.
- Teraz nie jestem. - Spojrzał na nią. - Czy ktoś jeszcze o tym wie?
- Twój brat Joe.
- Brat przyrodni - sprostował. Uniosła lekko głowę.
- Musiałam mu powiedzieć. Przeżywał osobisty kryzys. Rozmawiałam z

nim, żeby mu pomóc. Musiał zrozumieć, że w każdym związku są wzloty i
upadki. To, co cię nie zabija, bardzo cię wzmacnia. Pozwoliłam mu również
powiedzieć o tym wam wszystkim, ale nie chciał tego zrobić. On nie wie, że
chodzi o ciebie, wie tylko o mojej niewierności...

- Takie grzeczne określenie na to, co zrobiłaś - stwierdził ironicznie. - A

czy nie ma jakiegoś słówka, żeby określić, kim ja jestem?

- Nie mów tak.
- Dlaczego? Myślę, że odpowiednie określenie to bękart. A może fakt, że

w tym czasie byłaś zamężna, sprawia, że nie jest to tak obrzydliwe? Maddie
ma rację. Będę musiał zadzwonić do jej biura i spytać prawnika, jakie
określenie jest najwłaściwsze.

Zachowywał się jak idiota. Ale to było silniejsze niż on.
- Przestań, Luke. Pozwól mi wyjaśnić.
- Już mi wyjaśniłaś. Spałaś z innym mężczyzną, będąc soną taty -

przepraszam, Toma.

Podniosła wysoko głowę.
- Nawet najniebezpieczniejsi kryminaliści mają prawo do obrony. Jeśli

tylko dasz mi taką szansę...

- Skończyłem trzydzieści lat i było wiele okazji, by wszystko mi

powiedzieć. - Przeczesał ręką włosy. - Ani ty. ani Tom nie czuliście
potrzeby, by wyjawić mi prawdę.

- Twój ojciec i ja mieliśmy kłopoty małżeńskie. Wybrnęliśmy z nich.

Oboje bardzo cię kochamy. Chyba w to nie wątpisz?

- Nie wątpić? Prosisz o zbyt wiele. Pozwoliłaś, bym wyrósł w kłamstwie.

Powiedz mi, dlaczego miałbym ci teraz wierzyć?

14

RS

background image

Był zaskoczony wyrazem godności na jej twarzy. Ale oszukała go.

Skłamała. Jak mógł nadal ją szanować? Westchnęła głęboko.

- Cokolwiek o mnie myślisz, z pewnością na to zasługuję. Ale wiedz,

synu, że...

- Nie nazywaj mnie tak! - wybuchnął.
- Będę cię tak nazywała - powiedziała stanowczo. - Jesteś moim

dzieckiem, moim synem. Kocham cię, i zawsze tak będzie, cokolwiek
zrobisz. Rozmawialiśmy z ojcem...

- Z którym ojcem? Przepraszam, ale musisz wyrażać się jaśniej.

Rozbiłem dziś bank. - Uniósł dwa palce. - Nie jeden, ale dwóch ojców.
Podobno od przybytku głowa nie boli.

Zadrżała, ale zignorowała jego sarkazm i mówiła dalej, wciąż tym

samym opanowanym głosem.

- Uznaliśmy, że lepiej będzie, jeśli wychowasz się w bezpiecznym

otoczeniu rodziny, która cię kocha.

- Nie rozumiem, jak kłamstwa mogą się przekładać na miłość -

odparował.

- Mam nadzieję, że zrozumiesz, dlaczego podjęliśmy taką decyzję. Z

czasem, kiedy już to przebolejesz, może dostrzeżesz, że mieliśmy na
uwadze twoje dobro. - Potrząsnęła głową. - Nie rozumiem. Brad obiecał...
Zgodził się, że najlepiej będzie zachować to na zawsze w tajemnicy, więc...

- A jednak postąpił inaczej. - Ból i gniew targały jego sercem. - To

dziwne, ale zarazem pocieszające. Przynajmniej on miał sumienie. Może
odziedziczyłem po nim prawdomówność, bo po tobie na pewno nie.

- Posłuchaj, Luke...
Odwrócił się i podszedł do drzwi. Słyszał za sobą jej kroki. Położyła rękę

na jego ramieniu.

- Luke, możesz się na mnie złościć, jeśli chcesz. Ale nie waż się iść z

tym do ojca. I nie udawaj, że nie wiesz, o kim mówię. Tom Marchetti kocha
cię, jesteś jego synem.

- Kiedy chowasz głowę w piasek, narażasz się na atak od tyłu -

odparował.

Ciągnęła dalej, jakby nic nie usłyszała.
- Nie pozwolę, żebyś przestał szanować ojca. Przyznał niechętnie, że

matka ma rację, bo Tom Marchetti także był ofiarą. To nie on spędził noc z
kimś innym.

Nie zatrzymała go ani słowem, gdy opuszczał dom. Przeszedł przez

trawnik za domem, okrążył oświetlony basen i zatrzymał się przy
samochodzie zaparkowanym w alejce. Złość, ból, zamęt i poczucie zdrady,

15

RS

background image

które prześladowały go, odkąd Maddie wyznała mu sekret, zalały go jak
potężna fala, ścięły go z nóg. Kobieta, która uczyła go odróżniać dobro od
zła, która wpoiła mu zasady moralne, okłamała go w najbardziej
zasadniczych sprawach. Jak mógł nie być rozgoryczony i wściekły?

Przypomniał sobie szczęśliwe chwile z dzieciństwa. Czas spędzony z

rodzicami, z matką i z człowiekiem, * którego ojcostwo nie miał nigdy
powodu wątpić. Jak mogli pozwolić, by dorastał, nie wiedząc, kim jest. Gdy
był nastolatkiem, zabrali mu kluczyki od samochodu tylko za to, że
próbował oszukać rodziców. Opierając się o drzwi samochodu, przesunął
dłońmi po włosach. Maddie go nie okłamała. Powinien jak najszybciej
zadzwonić do prawnika. Ale obcy człowiek nie mógł odpowiedzieć aa jego
pytania. Szczególnie na jedno, najważniejsze.

- Kim u diabła jestem? - wyszeptał w ciemnościach.


























16

RS

background image

ROZDZIAŁ TRZECI


Tydzień po przekazaniu wiadomości Luke'owi Madison siedziała w

biurze, wpatrując się w kursor migający na ekranie komputera. Za chwilę
przyjdzie tu Luke. Będzie musiała mu wyznać, że jest w ciąży. Zrobiła test,
nawet kilka razy, aż wreszcie musiała uwierzyć. On też miał prawo
wiedzieć, ale jak mogła zrzucić na niego ten ciężar?

Nie miała innego wyjścia.
Interkom na jej biurku zabrzęczał. Nacisnęła guzik.
- Słucham, Connie?
- Pan Marchetti przyszedł na spotkanie.
- Wpuść go - powiedziała i rozłączyła się.
Kilka sekund później drzwi jej pokoju otworzyły się i wszedł Luke.

Zdziwiło ją, że nie ma na sobie garnituru, lecz znoszone dżinsy i czarny T-
shirt.

- Dzień dobry, Luke. Jak się masz?
- A jak myślisz?
Przyjrzała mu się uważnie. Podkrążone oczy, głębokie bruzdy okalające

nos i usta. Wyglądał na bardzo zmęczonego.

- Nie sypiasz? Wyglądasz okropnie.
- Dziękuję - powiedział, uśmiechając się blado. Usiadł na jednym z

krzeseł naprzeciwko jej biurka. - Przyganiał kocioł garnkowi. Sama niezbyt
dobrze wyglądasz.

Nie mogła mu powiedzieć dlaczego. Pomyślałby, że jest Kasandrą.

Zawsze gdy ją spotykał, mówiła mu coś strasznego. Zacząłby unikać jej jak
ognia. Może tak byłoby lepiej, pomyślała, ale jednocześnie coś w głębi
serca zaprotestowało.

- U mnie wszystko dobrze. Dużo pracuję. - Splotła drżące palce i oparła

splecione dłonie na stosie papierów, który leżał na jej biurku. - Co mogę dla
ciebie zrobić?

- Chcę pomówić o testamencie.
- Rozmawiałeś z matką? Skinął głową.
- Potwierdziła, że Brad Stephenson jest moim biologicznym ojcem.
- Przykro mi, Luke. Musi minąć trochę czasu, zanim uporasz się z

wszystkimi problemami.

- Chciałbym poznać jego stan majątkowy - wyjaśnił oschle. - Najpierw

powinniśmy załatwić interesy.

- Zadzwonię po Nata McDonalda - powiedziała, wyciągając rękę po

słuchawkę. - On ma wszystkie dokumenty.

17

RS

background image

Luke pochylił się i powstrzymał ją delikatnym dotykiem dużej, ciepłej

dłoni.

- Chcę to załatwić z tobą.
- Nie mogę. Już o tym rozmawialiśmy.
- Dobrze - powiedział z rezygnacją. - Przypuszczam, że zasłużyłem na

takie traktowanie. - Delikatnie uścisnął jej dłoń, potem się odsunął. -
Przepraszam, że zarzuciłem ci kłamstwo. Nie powinienem był nigdy wątpić
w twą uczciwość.

- Nie musisz przepraszać, ale miło mi to słyszeć - odparła, tęskniąc za

ciepłem jego dotyku.

- Dziękuję. Jesteś bardzo wspaniałomyślna. A teraz testament. Czy

chcesz...

Potrząsnęła głową.
- Nie rozumiesz, Luke. Doceniam fakt, że mi uwierzyłeś. Ale to niczego

nie zmienia. Najlepiej, żebyś zobaczył się z moim kolegą.

- Dlaczego?
- Wiesz dlaczego - odparła.
- Powtórz to. - Zacisnął usta.
- Dobrze. - Usiłowała powściągnąć emocje, co nie było łatwe, gdy ciąża

wywoływała prawdziwą burzę hormonów. - Między prawnikiem i klientem
musi istnieć całkowite zaufanie. Jeśli choć przez chwilę wątpiłeś w moją
prawdomówność, powinieneś zwrócić się do kogoś innego.

- Musisz przyznać, że to, co mi powiedziałaś, było szokujące. Gdybym to

usłyszał od Matki Teresy, też nazwałbym ją kłamczucha.

- Ale to ze mną spałeś. - Spojrzała na swoje splecione dłonie i poczuła,

że się rumieni. - To był błąd. Nie możemy tego cofnąć.

Powiedz mu teraz, pomyślała. Mogła zacząć tak: „Nie uwierzysz, co się

stało". Ale wyraz jego twarzy powstrzymał ją. Luke był smutny i
zdenerwowany.

- Słuchaj, Maddie, właśnie odkryłem, że wszystko, co jest mi bliskie,

zostało sfabrykowane. Nic z tego nie rozumiem. ..

- To trochę potrwa. Ale nie wątpię, że twoi rodzice cię kochają. Myślę,

że po prostu starali się ciebie chronić.

- Ona tak powiedziała.
- Twoja matka? - spytała, zaskoczona chłodem w jego głosie. - Nie

wierzysz jej?

- Dlaczego miałbym wierzyć? Oszukała Toma i tyle lat udawała, że

jestem ich synem. Podaj mi jeden powód, dlaczego miałbym jej teraz
wierzyć, Maddie.

18

RS

background image

- Pomyśl, jak czułbyś się na jej miejscu. - Madison położyła ręce na

brzuchu. Już wiedziała, że instynkt macierzyński nakazuje kobiecie chronić
nawet jeszcze nie narodzone dziecko. - To twoja matka, chciała
zaoszczędzić ci bólu.

- Najważniejsza jest prawda.
- Teraz tak myślisz. Ale nie wszystko jest tylko czarne lub tylko białe.

Poczekaj, aż będziesz miał własne dzieci.

Spojrzał na nią zimno.
- Nie chcę mieć dzieci.
Poczuła przytłaczający ból w piersiach.
- Nie wiesz, co mówisz.
- Dlaczego miałbym chcieć sprowadzać na ten świat dzieci? Co

mógłbym im dać? Nie wiem, kim jestem, a ludzie, którym ufałem, okazali
się inni, niż myślałem.

- Tym bardziej powinieneś zobaczyć się z moim kolegą. - Będzie miała

czas ochłonąć po ciosie, jaki jej zadał.

Wstał, położył ręce na biurku i pochylił się w jej stronę. Poczuła zapach

jego wody po goleniu. Spędziła tylko jedną noc w jego ramionach, ale
dobrze pamiętała ten zapach. Luke rzeczywisty był jednak znacznie bardziej
pociągający niż ten we wspomnieniach. Ale przed chwilą powiedział, że nie
chce mieć dzieci. Właśnie dlatego musi zachować dystans. Gdy trochę się
pozbiera, powie mu prawdę, lecz jeszcze nie teraz.

- Posłuchaj mnie, Maddie. Żałuję, że ci nie wierzyłem. To dlatego, że

mnie zaskoczyłaś. Ale jesteś jedyną osobą, która miała odwagę powiedzieć
mi prawdę. Nie chcę rozmawiać o swoich sprawach z kimś obcym.

Już miała mu powiedzieć, że poprowadzi jego sprawę, ale w ostatniej

chwili powstrzymała się. To, co do niego czuła, jeszcze nie wygasło. Teraz
nawet było silniejsze.

Bardziej niż przedtem musiała dbać o swoją karierę. Do tej pory chciała

w ten sposób pokazać światu, że sama jest coś warta. Teraz musiała dbać o
dobro innej istoty. Flirt z jednym z najważniejszych klientów firmy byłby
sprzeczny z etyką zawodową. Mógł w okamgnieniu zniszczyć jej karierę.

Coś w niej szeptało, że odrzuca go, by ochronić własne serce. To, o co

prosił ją Luke, było sprawą osobistą.

- Luke, nie mogę prowadzić twojej sprawy. Przekroczyliśmy dozwolone

granice. Nie ma powrotu, a nie chcemy przecież brnąć dalej.

- Mów za siebie. Przyjrzała mu się.
- To jest właśnie powód.
- Jaki powód?

19

RS

background image

- Że nie mogę tego prowadzić. Wszystko zamieniasz w osobistą sprawę.
- Zajmujesz się interesami firmy Marchettich... - Przerwał, a w jego

błękitnych oczach pojawił się chłód. - Czy to dlatego, że ja nie należę do
Marchettich?

- Nie bądź śmieszny. Uśmiechnął się.
- Wiedziałem, że to dla mnie zrobisz. Weź dokumenty i przejrzymy je.

Możemy zamówić do biura lunch. Zajmę się tym...

Tak łatwo byłoby mu ulec. Tak jak tamtej nocy. Ale nie mogła dać się

ponieść uczuciom. Musiała zachować czujność. Jej kariera była teraz
ważniejsza niż przedtem.

- Nie, Luke. Najlepiej będzie, jeśli porozmawiasz o tym z Natem.

Pozwól, że go zawołam.

Wyprostował się i cofnął o krok. Kiedy miała odwagę na niego spojrzeć,

w jego oczach znów był chłód.

- W porządku, Maddie.
Nie mówiąc już ani słowa, odwrócił się i wyszedł z biura. Lepiej by się

czuła, gdyby krzyczał na nią i trzasnął drzwiami. Albo rzucił jej ten
chłopięcy, uwodzicielski uśmiech.

To wszystko by zniosła, ale jego pełne żalu spojrzenie sprawiło, że

poczuła się jak istota pozbawiona serca. Zimna i bezduszna.

Z okna pokoju gościnnego Luke patrzył w dół na światła w dolinie San

Francisco na północ od Los Angeles. Miał przed oczami Maddie. Było w
niej coś tak kruchego. Czy dlatego nie potrafił być na nią zły, choć mu
odmówiła?

Z rodzicami było inaczej. Nie miał pretensji do Toma, mimo że ten zataił

przed nim prawdę. Ale jego matka... Jak mogła zdradzić męża z innym
mężczyzną, a potem żyć w kłamstwie?

Nagle usłyszał dzwonek do drzwi. Nie czekał na nikogo, zresztą nie miał

ochoty nikogo widzieć. Właściwie nie zamierzał otwierać drzwi, ale
ciekawość zwyciężyła.

Ku swemu zdziwieniu zobaczył Maddie. W ręku trzymała dużą brązową

torbę. Poczuł radość.

- Cześć - rzucił. Otworzył szeroko drzwi. - Proszę, wejdź.
- Dziękuję.
- Przyniosłaś jedzenie, o ile się nie mylę. - Pociągnął nosem. - I to chyba

nie z restauracji Marchettich.

- Miałam ochotę na chińszczyznę. - Jej słodki, nieśmiały uśmiech trochę

go udobruchał.

20

RS

background image

- Zjemy razem? - Gdy skinęła głową, wyjął z jej rąk torbę. - Chodźmy do

kuchni.

- Dobrze.
Jej obcasy stukały po posadzce, gdy szła za nim, potem ucichły, gdy

stanęła na dywanie.

- Podobają mi się twoje meble - skomentowała pustą przestrzeń. - Można

puścić wodze fantazji.

- Nie miałem czasu umeblować pokoju.
- Jak długo tu mieszkasz?
- Kilka lat.
- Nie miałeś czasu albo motywacji. - Spojrzała na niego z rozbawieniem.

- Może nie wiesz o tym, że istnieje taki zawód jak dekorator wnętrz.
Podnosisz słuchawkę, mówisz, czego ci trzeba, a oni zajmują się resztą.

Zerknął na nią i nie mógł powstrzymać uśmiechu.
- Czy to nagana? Od mojego prawnika?
- Nie jestem twoim prawnikiem - przypomniała mu. W kuchni położył

torbę na blacie, wyjął dwa talerze z szafki.

- Coś takiego?! To dlaczego przychodzisz tu z jedzeniem? Ciekawe...
- Misja pokojowa.
Wyciągnęła z torby kilka białych pudełek i zaczęła je otwierać.
- Gdzie trzymasz sztućce?
- W dolnej szufladzie - odrzekł, nie ruszając się z miejsca.
- Nie przyszłam tu jako twój prawnik. - Z głową wdzięcznie przechyloną

w bok wpatrywała się w niego intensywnie.

Widać było, że pilnuje się, by nie podejść zbyt blisko. Teraz czekała na

jego ruch. Wciągnął głęboko powietrze i poczuł jej słodki zapach.

Niechętnie odsunął się na bok, by mogła otworzyć szufladę.
- Dlaczego przyszłaś, Maddie?
Wyłożyła na talerze smażony ryż z mięsem i warzywami.
- Chciałam sprawdzić, czy dobrze się czujesz.
- Dlaczego miałbym czuć się źle?
- Nie zgrywaj bohatera, Luke - żachnęła się. - Widziałam, w jakim stanie

wychodziłeś z mojego biura.

- Niby w jakim?
- Chyba wiesz, o czym mówię. Wolę już supermana niż durnia.
- Durnia - powtórzył, ledwo powstrzymując śmiech. Podobało mu się, że

go nie oszczędzała. Ostry języczek ma ta jego Maddie. Nie, nie jego.
Powiedziała to jasno. Czy kiedykolwiek naprawdę chciał, by była jego?

21

RS

background image

Nigdy nie był zakochany. Przyzwyczaił się dostrzegać plusy tego, że jest

z kimś, bo to było lepsze niż samotność. Potem wszystko stanęło na głowie.
Maddie ofiarowała mu swą niewinność i przeżył z nią najpiękniejszą noc w

życiu. A jeszcze później dowiedział się, że Tom nie jest jego ojcem. Teraz
sam nie wiedział, czego chce, zwłaszcza w sprawach damsko-męskich.
Mógł tylko myśleć o tym, co jest teraz. A teraz był szczęśliwy, że jest z nim
Maddie Wainright.

- Nie udawaj głupka. To wcale nie jest zabawne. Wypadłeś z mojego

biura, jakby ktoś cię gonił.

- Martwiłaś się o mnie - odgadł. W głębi ducha szalał z radości.
- Wcale nie.
- Nie umiesz kłamać, Maddie.
- Nie? Myślałam, że najlepsi prawnicy na świecie to najwięksi kłamcy.
Zastanawiał się, dlaczego tak spoważniała. Czyżby znał ją tak dobrze, by

dostrzec wszystkie zmiany jej nastroju?

- Musisz przyznać, że tu nie chodzi o twój zawód. Bałaś się, że nie

zachowam się rozsądnie.

- Och, proszę cię - sarknęła, wznosząc oczy w górę. - Wpadłam z kolacją,

bo po prostu musisz coś jeść.

Wziął talerz, postawił na stole i czekał, aż ona zrobi to samo.
- Dobrze, pani mecenas - powiedział, krzyżując ręce na piersiach. -

Twoim zadaniem jest wydobyć prawdę ze świadków. Ja zajmuję się
liczbami, dlatego też mam sto procent pewności, że jesteś tutaj, bo czujesz
się winna.

Aż podskoczyła ze zdziwienia. Jej twarz pobladła jak ściana.
- Dlaczego miałabym czuć się winna?
- Bo nie zgodziłaś się zajmować sprawą testamentu Brada Stephensona.
Wzięła swój talerz, podeszła do stołu i usiadła.
- Chciałam zobaczyć, czy wszystko u ciebie w porządku. Wyglądałeś tak

marnie, że aż się przestraszyłam.

- Naprawdę nic mi nie jest - odpowiedział.
- Właśnie widzę. Ale czy mężczyźni nie jeżdżą za szybko, gdy są

zdenerwowani? Nie robią głupstw? Chciałam być pewna, że dotarłeś
szczęśliwie do domu.

- Ktoś kiedyś wymyślił telefon, Maddie. Podnosisz słuchawkę,

wykręcasz numer, a jeśli się odezwę, to znaczy, że żyję.

- Musiałam cię zobaczyć - wymknęło jej się.
To niespodziewane wyznanie przyniosło ulgę jego skołatanej duszy.
- Czy wyglądam dobrze? - spytał, patrząc jej w oczy.

22

RS

background image

- Wyglądasz świetnie - odparła niemal szeptem.
- Czy tylko dlatego chciałaś mnie widzieć? Odłożyła widelec, którym

bezwiednie wodziła po talerzu.

- Tak. Chcę, żebyś wiedział, dlaczego musisz zgodzić się na przekazanie

sprawy innemu prawnikowi.

Już miał powiedzieć, że rozumie. Interesów nie należy mieszać z

uczuciami. Nie podobało mu się to, ale nie miał wyjścia. Nagle zauważył
wyraz zagubienia w jej oczach. Musiał pozwolić jej mówić.

Odłożył widelec.
- Dobrze. Słucham.
- Chodzi o moich rodziców.
Położył rękę na sercu i uniósł trzy palce w górę.
- Przysięgam, że nigdy nie zrobiłem im żadnej krzywdy. Zaśmiała się.
- O nic cię nie oskarżam. Dlaczego zawsze bierzesz wszystko do siebie?

Czyżbyś uważał się za pępek świata?

- Ostrożnie, przeżywam osobisty kryzys. - Tak miło było sobie

pożartować. Tylko z Maddie czuł się ostatnio swobodnie. - Jeśli przyszłaś tu
po to, by podnieść mnie na duchu, nie bardzo ci to wychodzi.

- Muszę powiedzieć ci coś o sobie. - Westchnęła. -Wiesz, że mam brata.

Jest o sześć lat starszy. Moja matka musiała urodzić następcę. Chodził już
do szkoły, a matka zajmowała się własnymi sprawami, gdy dowiedziała się,

że jest ponownie w ciąży. Nie chciała drugiego dziecka, ale stało się.

- Tak bywa. To nie znaczy, że cię nie kochają. Patrzyła tak dziwnie, ni to

z nadzieją, ni żałośnie.

Chciał wziąć ją w ramiona i przekonać, że jemu jest potrzebna, jednak

bał się jej reakcji. Wzruszyła ramionami.

- Może na swój sposób. Miałam opiekunki, potem mieszkałam w

internacie. Teraz oni są na wschodzie, a ja na zachodzie, rzadko się
spotykamy. Dla mnie najważniejsza jest praca.

- Nie musisz się przede mną z niczego tłumaczyć, ja wiem, że twoje

życie ma sens.

- Tak, ja... - urwała i zacisnęła mocno dłonie. - Skąd wiesz?
- Studiowałem też psychologię. Potrzebowałem chwili oddechu od

matematyki. Jesteś wspaniałą, wartościową kobietą. Kropka.

Splotła palce.
- Tak, ale czuję, że muszę robić coś, co ma głębszy sens. Może pracować

społecznie, udzielając porad ludziom, których nie stać na wynajęcie
prawnika. Awansuję. Im wyżej będę, tym więcej będę mogła zrobić.

- Co to ma wspólnego z moją sprawą?

23

RS

background image

- Co było, nie wróci. - Przerwała, zerkając na niego. - Ta noc. Nie

możemy kontynuować tego związku. Nikt z nas tego nie chce. Jesteś
zdeklarowanym kawalerem.

- Naprawdę? - Czemu jej ocena zaskoczyła go?
- Oczywiście. Gdybyś chciał się ustatkować, już byś to zrobił. Ja

poświęciłam się pracy, w moim życiu nie ma miejsca na poważny związek.

- Nadal nie rozumiem, co to ma wspólnego ze sprawą mojego zmarłego

ojca.

- Bo nie chcesz zrozumieć. Gdybym wzięła twoją sprawę,

widywalibyśmy się bardzo często. Nie mogę tak ryzykować... Gdyby nasze
stosunki przestały mieć czysto zawodowy charakter, moja kariera ległaby w
gruzach. Zgadzasz się?

- Jesteś utalentowanym i zdolnym adwokatem. Potrzebuję twojej

pomocy.

- Dlaczego właśnie mojej? Długo zwlekał z odpowiedzią.
- Ty przynajmniej wiesz, kim są twoi rodzice. Ja nigdy nawet nie

spotkałem swego biologicznego ojca, nie mówiąc o tym, że nie miałem
okazji go poznać. I nigdy nie poznam. Nie mogłem polubić go czy
znienawidzić.

- Zdobyć jego miłość?
Spojrzał na nią uważnie i z ulgą zauważył, że nie ma w jej wzroku

litości. Tylko łagodność. Słodycz. Chętnie zanurzyłby się w tej słodyczy,
gdyby tylko mu na to pozwoliła. Ale wiedział, że mówiąc o miłości, myślała
o sobie i ciągłej walce z rodzicami, od których nie zaznała uczucia. Miał
ochotę ich udusić. Przecież tak łatwo byłoby ją kochać. Zainteresował się
nią dwa lata temu, gdy spotkali się po raz pierwszy. Na pewno nie była mu
obojętna. Ale nie mógł jej ofiarować miłości.

- Nie chodzi o miłość, Maddie. Chcę dowiedzieć się, kim jestem.

Straciłem rodzinę. Nie mam w nikim oparcia. Nie mogę nawet porozmawiać
z facetem, który jest częściowo odpowiedzialny za piekło, jakie przeżywam.
Jesteś jedynym stabilnym punktem w moim życiu.

- To nieprawda. Masz...
- Prawda. Zostałaś mi tylko ty. Proszę cię o pomoc. Wstała i podeszła do

oszklonych drzwi, przypatrując się długo światłom w dolinie. Skuliła
ramiona, wreszcie odwróciła się.

- Mam jeden warunek.
- Zgadzam się na wszystko.
- Tylko sprawy służbowe, żadnych osobistych wycieczek. Żadnych

powrotów do przeszłości.

24

RS

background image

- Dobrze.
- Chcę, żebyś mi to obiecał.
- Gdybym miał Biblię, przysiągłbym na nią.
- Nie. - Potrząsnęła energicznie głową. - Robisz sobie żarty. - Ruszyła w

stronę drzwi.

Zastąpił jej drogę, położył ręce na jej ramionach. Delikatnie wzmocnił

uścisk, aż podniosła na niego wzrok.

- Maddie, jeśli nie będę żartował, rozpadnę się na tysiąc kawałków.

Poczucie humoru trzyma mnie przy życiu. Dajesz mi wszystko, czego
potrzebuję - humor i co najważniejsze - prawdę. Ja też nie chcę się wikłać w

żaden poważny związek. Moje życie legło w gruzach. Myślisz, że w głowie
mi romanse? Przyrzekam, będziemy rozmawiać wyłącznie o interesach.

- Dobrze - zgodziła się. - A ja obiecuję ci wszystko, co mogę dać:

lojalność, dyskrecję i uczciwość.

























25

RS

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY


- Skończmy kolację - zaproponował Luke - skoro już wszystko

ustaliliśmy...

Niezupełnie, pomyślała Madison.
Powiedział, że nie w głowie mu romanse. Jego życie legło w gruzach i

nie chce mieć dzieci. To nie była pora, żeby mówić mu, że zostanie ojcem.
Nie mogła tego zrobić. Jeszcze nie teraz.

Zgodziła się zająć testamentem jego ojca. To była poważna decyzja.

Może samobójcza. Jak często będzie musiała go widywać? He spotkań
będzie musiała odbyć, by rozwiązać wszystkie kwestie związane z jego
majątkiem? Czy potrafi znaleźć w sobie siły, by nie rzucić się w jego
ramiona? W którym momencie ma mu powiedzieć, że nosi jego dziecko?

Przyjrzała mu się uważnie. Był bardziej zrelaksowany niż w chwili jej

przybycia. Rozbawiony i weselszy, co ją bardzo ucieszyło.

Bruzdy po obu stronach nosa i ust zmieniły się w dołeczki. Obserwował

ją uważnie, prawie nie spuszczał z niej wzroku.

Leciutko się uśmiechał. Czemu nie? Postawił przecież na swoim. Z jego

błękitnych oczu znikł smutek. Nie miała serca obarczać go teraz kolejnym
zmartwieniem. Jeszcze nie teraz. Kiedy testament zostanie odczytany,
powie mu na pewno.

Delikatnie uniósł jej brodę czubkiem palca:
- Gdzie jesteś? Maddie?
Prosiła, żeby używał imienia Madison, ale ani razu jej tak nie nazwał.

Luke lubił łamać zasady. Czy dotrzyma obietnicy w sprawie ich
wzajemnych stosunków?

Otrząsnęła się.
- Przepraszam, co mówiłeś?
- Skończmy kolację. W końcu to ty miałaś ochotę na chińszczyznę.
- Dobrze - zgodziła się.
- Prawie nic nie zjadłaś. Coś ci dolega?
- Nie. - W zasadzie to była prawda. Mimo okoliczności i nawet wbrew

zdrowemu rozsądkowi cieszyła się, że będzie miała dziecko. Umówiła się
na wizytę u ginekologa. Ale zgodnie z informacjami zawartymi w
książkach, nie było nic dziwnego w tym, że czuła się, jakby miała
przewlekłą grypę. Myśl o jedzeniu była równie miła, jak wyrwanie
wszystkich zębów mądrości naraz. Jak udawało jej się dochować tajemnicy,
mimo że cały czas tak bacznie ją obserwował?

Zmarszczył czoło.

26

RS

background image

- Na pewno wszystko w porządku? Chociaż na ogół bywam pochłonięty

sobą, zauważyłem, że ostatnio jesteś blada. Albo, cytując godne zaufania

źródło, wyglądasz okropnie.

- Dziękuję - odpowiedziała. Tak oto ciąża dodawała jej urody i owego

szczególnego blasku... - Kobiece sprawy. Na pewno cię to nie zainteresuje.

To była prawda. Nie zainteresuje go, bo nie pragnął dzieci.
Weszli z powrotem do kuchni. Luke wysunął i przytrzymał krzesło,

zapraszając Maddie, by usiadła.

- Jesteś prawdziwym dżentelmenem. Usiadł obok niej i spochmurniał.
- Mój ojciec, to znaczy Tom, wpoił zasady dobrego wychowania

wszystkim synom. Mnie i moim braciom, braciom przyrodnim - poprawił
się.

- Która część ich ciała nie jest z tobą spokrewniona? - Wzięła do ręki

ciasteczko. - Głowa? Ręce? Stopy? Ramiona? Włosy?

- To śmieszne.
- Właśnie. Oni nie są tylko częściowo twoimi braćmi. Znam ich. Nie

dzielą życia na pół. Ty zresztą też. Wszystko albo nic.

Udał, że nie słyszy i mówił dalej.
- Zawsze przepuszczamy kobietę w drzwiach, przytrzymujemy krzesło,

niesiemy paczki. Dlaczego nigdy nie zauważyłem, że jestem inny?

- W jakim sensie?
- Oprócz oczu różniliśmy się charakterami. Na przykład to moje

starokawalerstwo.

- O czym ty mówisz?
- Zawsze żartowaliśmy na ten temat. Ale prawdą jest, że Nick, Joe i Alex

szukali partnerek. Mieli kilka poważnych romansów, nim związali się z
obecnymi żonami. Nick poznał kelnerkę, gdy otworzył w Phoenix naszą
pierwszą restaurację. Ożenił się z nią w tajemnicy, kiedy dowiedział się, że
ona jest z kimś w ciąży. Potem wróciła do ojca dziecka i małżeństwo się
rozpadło. Skineła głową.

- Słyszałam o tym. A ukochana Alexa zmarła.
- I on nie chciał innej.
- Dopóki nie poznał Fran - przypomniała mu.
- Tak. Joe bał się szukać szczęścia w miłości, bo jako dziecko widział, że

mama często płacze. Mama i Tom mieli problemy. Wtedy właśnie ja
przyszedłem na świat - dodał. - Joe widział, jak rozpadają się małżeństwa
jego przyjaciół i to zniechęcało go do życia rodzinnego.

- Dopóki nie poznał Liz - sprostowała.

27

RS

background image

- To prawda. Jednak w przeciwieństwie do braci ja chyba jestem skazany

na starokawalerstwo. Nigdy nie spotkałem kobiety, dla której chciałbym
zrezygnować z wolności. - Spojrzał na nią i zrobiło jej się gorąco.

Czy starał się jej coś powiedzieć? Że nie powinna niczego od niego

oczekiwać?

- Jestem inny niż oni, Maddie. Może nie potrafię poświęcić się kobiecie.

A Marchetti to potrafią. Nie mówiąc o mojej siostrze Rosie, która zakochała
się w Stevie Schaferze, kiedy jeszcze byli dziećmi. Jestem inny, bo nie
należę do tej rodziny.

- Czy znasz wyrażenie „produkt środowiska"?
- Oczywiście.
- Byłeś wychowywany tak samo jak bracia i siostra. Ojciec wpoił wam

zasady dobrego wychowania wraz z uczuciem miłości i przywiązania do
rodziny. Niezależnie od tego, jakie problemy twoi rodzice przeżywali w
małżeństwie, pokonali je i są kochającą się parą. Twoi bracia widzieli to, i
gdy spotkali odpowiednie kobiety, zapomnieli o wątpliwościach. Z tobą też
tak będzie.

Nie mogła powiedzieć tego o sobie. Nawet jeśli była zdolna do miłości,

droga przed nią i Lukiem była zbyt wyboista. Najlepszym wyjściem był
objazd.

Nie wydawał się przekonany.
- Nie sądzę. To może być sprawa genów. Coś, co odziedziczyłem po

ojcu, jakaś niezdolność do miłości i oddania się drugiemu człowiekowi.

- Nadal obstaję przy swoim zdaniu.
Sama wychowywała się w domu, w którym nie wypadało okazywać

uczuć. Potem trafiła do internatu, gdzie ludzie opiekowali się nią, bo im za
to płacono. Madison wiedziała, że w jej życiu nie było i nie będzie miłości,
bo nie nauczono jej kochać. Jednak zaczynała odczuwać coś do dziecka i
podejrzewała, że te uczucia mogą się rozwinąć. Ale to było coś zupełnie
innego niż uczucia między kobietą i mężczyzną.

- Tom i Flo kochają się - powiedziała. - I kochają swoje dzieci. Nie

można wychować się w takiej rodzinie i nie potrafić kochać.

- Ja nie potrafię.
- Celowo lekceważysz uczucia.
- Możemy zmienić temat? - spytał, pocierając ręką kark.
- Oczywiście.
To jej odpowiadało. Miłość była ostatnią rzeczą, o jakiej chciała

rozmawiać. Zwłaszcza z jedynym mężczyzną, przy którym zapominała o
zdrowym rozsądku.

28

RS

background image

- O czym chcesz rozmawiać?
- Jak idzie praca? Co się dzieje w waszej firmie? -spytała, podejmując

najbardziej bezpieczny temat, jaki przyszedł jej do głowy. Ale gdy
spochmurniał, wiedziała, że poruszyła czułą strunę.

- Nie byłem w biurze, odkąd poznałem prawdę.
- Żartujesz! Pokręcił głową.
- Nie wiem, czy kiedykolwiek tam wrócę.
Dobry prawnik wie, kiedy należy mówić, a kiedy słuchać. Dobry

prawnik zachowuje obiektywizm, udzielając klientowi porad. W głębi serca
uważała, że byłoby błędem, gdyby porzucił interesy. Musiałaby wtedy mu
doradzać w kwestii praw, jakie mu przysługiwały po latach spędzonych w
firmie.

Madison bardzo starała się być dobrym prawnikiem i traktowała

poważnie swoje obowiązki wobec klientów. Ale w tej chwili myślała tylko
o jednym: Czy Luke oszalał?

Głośno spytała jednak:
- Dlaczego?
- Naprawdę nie wiesz? Czy to nie jest oczywiste?
- Dla mnie nie. Jesteś dyrektorem finansowym firmy i chyba nieźle sobie

radzisz.

- Uważaj, bo przewróci mi się w głowie.
- Za dużą masz głowę. - Uśmiechnęła się. - Twoja rodzina oczekuje, że

pojawisz się w pracy. Dlaczego coś miałoby się zmienić?

- Bo nie jestem synem Toma.
- Czy po trzydziestu latach mają nagle przestać cię kochać? A ty mógłbyś

przestać ich kochać?

- To wielki problem, Maddie. Dlaczego nie chcesz tego zrozumieć? -

Rozpacz w jego głosie raniła jej serce.

Położyła mu rękę na ramieniu. Zdjął ją i położył na swej dłoni. Splótł ze

swoimi jej palce.

Spróbowała nabrać powietrza w płuca, bo nagle zabrakło jej tchu.
- Wiem, że to wielki problem. Nie zamierzam go lekceważyć. Ale

czasem, patrząc z bliska, traci się obiektywizm. W mojej dbającej wyłącznie
o pozory rodzinie, byłby to wielki problem. Ale nie w twojej. Nic nie zmieni
faktu, że cię kochają.

- Kochają tego, kim byłem.
- Jesteś nadal tym samym człowiekiem, którym byłeś, zanim to wszystko

się wydało. Tym samym synem i bratem, którego oni kochają. - Położyła
drugą rękę na ich splecionych dłoniach. - Byłbyś szalony, gdybyś odwrócił

29

RS

background image

się od ludzi, którym na tobie zależy, i zostawił tak dobrze prosperujący
interes.

- Rodzinny interes. - Wyjął rękę z jej dłoni i przeczesał palcami włosy. -

A ja nie jestem członkiem rodziny.

Włożyła do ust ciasteczko. Powoli żuła je, mając nadzieję, że to poprawi

jej nastrój.

- Pewnie za dużo powiedziałam... Potrząsnął głową.
- Mam nadzieję, że będziesz mi mówiła prawdę, nawet wtedy gdy nie

będę chciał jej słyszeć. Myślisz, że dlaczego tak bardzo upierałem się, byś
to ty zajęła się moimi sprawami?

Czy zmieniłby zdanie, gdyby wiedział, że nosiła jego dziecko i zataiła to

przed nim?

- Co chciałaś powiedzieć? - spytał, ujmując jej dłoń.
- Dlaczego jesteś taki pewny, że odwrócą się od ciebie? Gdyby to

dotyczyło kogoś z twojego rodzeństwa, czy ty byś się odwrócił?

- Nie odwracam się od nich, po prostu wycofuję się z interesu.
Uświadomiła sobie, że Luke robi to dla siebie. Jeśli on pozwoli rodzinie

odejść, będzie to mniej bolesne, niż gdyby odrzuciła go rodzina.

- Myślę, że będziesz musiał stoczyć długą walkę, żeby przekonać

Marchettich, iż nie jesteś członkiem ich rodziny.

- Mylisz się, Maddie. Przyjmą moje zniknięcie z ulgą.
- Chcesz się założyć? Rozchmurzył się.
- Oczywiście. Ale ja powiem, o co.
W jego oczach pojawiły się wesołe ogniki. Znała to spojrzenie. Tak

patrzył, zanim ją wtedy pocałował i zabrał w niezapomnianą podróż. Nie
mogła znów do tego dopuścić.

- Nie zaczynaj, Luke. Pamiętaj, że prowadzimy tylko interesy. -

Próbowała zabrać rękę.

Przytrzymał ją delikatnie, lecz stanowczo.
- Sama zaczęłaś. Poza tym, kto mówi, że to będzie coś osobistego.

Stawiam dwadzieścia dolarów na to, że Marchetti odetchną z ulgą, gdy
odejdę.

- Zgoda - odparła. - Na kiedy chcesz wyznaczyć czytanie testamentu?
Wiedziała, że kiedy to się skończy, będzie musiała powiedzieć mu o

wszystkim.

- Pojutrze.
Tak szybko? - pomyślała w popłochu. Powoli skinęła głową.
- Będę miała jeden dzień, żeby zapoznać się z dokumentami.
- Będę czekał na spotkanie, Maddie.

30

RS

background image

Westchnęła głęboko. Czy zdąży znaleźć odpowiednie słowa, żeby

wyznać mu sekret?

- Pan Marchetti przyszedł się z panią zobaczyć. Madison nacisnęła

przycisk interkomu.

- Proszę go wpuścić.
Kilka sekund później drzwi jej pokoju otworzyły się i wszedł Luke. Jego

swobodny strój od razu zdradził jej, że nie zmienił zdania w sprawie
powrotu do pracy. Dżinsy opinały jego smukłe biodra i muskularne uda,
podkreślając zgrabną sylwetkę. Pamiętała, jak mówił, że zachwyciłaby
sędziów i ławę przysięgłych, gdyby ubrała się w dżinsy do sądu. Na jego
widok topniała jak lód, ale zrobiłaby wszystko, żeby nigdy się o tym nie
dowiedział. Musi być rozsądna.

- Witaj, Luke. - Wyciągnęła rękę, wskazując krzesła przy biurku. -

Usiądź.

- Dziękuję.
- Próbowałam się z tobą skontaktować. Czy już nie odbierasz

wiadomości?

- Ostatnio nie. - Skrzyżował ręce na piersiach. - Co chciałaś mi

powiedzieć?

- Chciałam cię ostrzec, że twoja matka będzie na dzisiejszym spotkaniu.
- Dlaczego? - zapytał, wstając. Nie był już zrelaksowany, lecz wyglądał,

jakby szykował się do wybuchu.

- To nauczy cię sprawdzać pocztę głosową. Flo będzie tu za chwilę,

zgodnie z wolą twojego ojca. Zapisał jej coś w testamencie.

- Nie chcę jej widzieć.
- W takim razie nie mogę kontynuować sprawy. Moim obowiązkiem jest

wypełnić ostatnią wolę twego ojca. -Złożyła dłonie. - Jako prawnik i jako
przyjaciel radzę ci, żebyś przez to przebrnął. Twoje całe życie zawisło w
próżni. Nie możesz iść naprzód, dopóki się z tym nie uporasz. A tak się
stanie, dopiero gdy zostanie odczytany testament ojca.

Zabrzęczał interkom.
- Tak? - powiedziała Madison, nacisnąwszy guzik.
- Pani Marchetti jest tutaj.
Madison spojrzała na Luke'a. Skinął niechętnie głową.
- Proszę ją wpuścić.
Chwilę później Flo weszła do pokoju. Postarzała się i wyglądała na

zmęczoną. Na twarzy miała zmarszczki, których Madison nie widziała
wcześniej.

31

RS

background image

- Dzień dobry - przywitała się. Rzuciła Luke'owi troskliwe spojrzenie. -

Źle wyglądasz, synu. Czy dbasz o siebie? Dobrze się odżywiasz?

- Mam się świetnie - odpowiedział. Jego głos był zupełnie wyprany z

emocji, a twarz zastygła w kamiennym grymasie.

Madison patrzyła na nich z rozdartym sercem. Wcześniej widywała ich

razem i uważała, że łączy ich wyjątkowy związek. Ona nawet w połowie nie
miała takiego kontaktu z matką. A jej ojciec? Nieważne. Czy lepiej było
mieć coś i to utracić, czy nie mieć tego nigdy?

- Proszę usiąść - zachęciła Madison. Otworzyła teczkę, spojrzała na Flo i

na Luke'a. Siedzieli bez ruchu, spięci i zdenerwowani. Była wcześniej w
niezręcznych sytuacjach, ale teraz atmosfera była tak gęsta, że po prostu
można było ciąć powietrze nożem.

Odchrząknęła.
- Pan Stephenson zostawił dla każdego z państwa list - zaczęła. Wyjęła z

teczki dwie zapieczętowane koperty i wręczyła po jednej Luke'owi i jego
matce.

Flo zadrżała, gdy brała swoją kopertę.
- Czy mam to przeczytać teraz?
- To zależy od pani - wyjaśniła Madison. Zauważyła, że Luke schował

swoją kopertę do kieszeni.

Matka Luke'a spojrzała na ręcznie zaadresowaną kopertę i podniosła

wzrok.

- Jeśli pani i Luke nie macie nic przeciwko temu, chciałabym odczytać to

głośno.

Gdy Madison skinęła głową, a Luke wzruszył ramionami, zaczęła czytać:
Droga Florence, gdy będziesz czytać ten list, mnie już nie będzie... Kiedy

lekarze powiedzieli, że mam raka, postanowiłem uporządkować swoje
ziemskie sprawy. Wiem, zgodziliśmy się, że najlepiej będzie dla naszego
syna i twoich dzieci, jeśli ty i Tom wychowacie go jak własne dziecko.
Wybacz mi, Flo, ale w tak szczególnym momencie nie mogę znieść myśli,

że odejdę, a on nic nie będzie o mnie wiedział...

Jej głos załamał się i przestała czytać. Madison szukała śladu uczucia na

twarzy Luke'a. Nadal wpatrywał się ponuro w ścianę. Po chwili Flo czytała
dalej.

Musiałem zostawić wszystko, co zdobyłem w życiu, mojemu jedynemu

synowi Luke'owi. To oznacza, że on pozna prawdą. Jest mi bardzo przykro.
Mam nadzieją, że któregoś dnia ty i Tom potraficie mi wybaczyć.

Brad.
Flo podniosła wzrok.

32

RS

background image

- To tłumaczy, dlaczego złamał naszą umowę.
- Dlaczego uważałaś, że ukrywając prawdę, działasz na moją korzyść? -

spytał Luke ze złością. - To tylko uchroniło cię od wstydu.

- Nie bałam się o siebie, ale o wszystkie moje dzieci. Taki skandal

mógłby wam zaszkodzić.

- No pewnie - rzucił z przekąsem.
Madison chciała się wtrącić i pomóc Flo, ale musiała zachować

milczenie.

Flo złożyła list i schowała go do torebki.
- Pomyśl, Luke. To byłoby gorsze niż rozwód i podział opieki nad

dziećmi. - Obróciła się w jego stronę. - Wizyty twego biologicznego ojca
odsunęłyby cię od rodziny. Dzieci muszą czuć się kochane i wiedzieć, że
mają swoje miejsce.

Tu Madison mogła się wtrącić.
- Twoja matka ma rację, Luke.
Spojrzał na nią ze złością, potem skierował wzrok na matkę.
- Wychowywałem się w przekonaniu, że moim ojcem jest Marchetti. Czy

to było w porządku?

- Brad zgodził się, że tak będzie najlepiej dla ciebie i obiecał usunąć się z

twego życia. Choć czytając jego list, zrozumiałam, jaką wyrządziłam mu
krzywdę.

- I Tomowi - wycedził Luke.
- Tak - przyznała z żalem. - Ale przede wszystkim tobie. Byłam młodą

matką. Rzadko kiedy widywałam twojego... Toma. Każdą chwilę poświęcał
na rozkręcanie interesów. - Wyciągnęła do niego rękę, ale kiedy zgromił ją
spojrzeniem, cofnęła ją gwałtownie. - Twój ojciec Brad był przystojny,
czarujący i opiekuńczy. Przy nim czułam się atrakcyjna i kochana, co mi
było bardzo potrzebne.

- I to cię usprawiedliwia? - spytał.
- Nic mnie nie może usprawiedliwić. Chcę tylko, żebyś zrozumiał. To ja

popełniłam błąd. Tom cię kocha i nie możesz go za nic winić.

- Winię go tylko za to, że pozwolił, bym był tym, kim nie jestem.
Flo wyprostowała się, jej oczy zabłysły.
- Jesteś jego synem. Uczył cię chodzić, gdy byłeś mały. Był na

wszystkich twoich szkolnych meczach, chociaż na ogół stałeś na boisku i
pukałeś się rękawicą w głowę lub zrywałeś trawę. Był w szpitalu, gdy
miałeś osiemnaście lat i złamałeś nogę. Trzymał cię, gdy krzyczałeś z bólu,
nim lekarstwo zaczęło działać. Był twoim ojcem, kiedy nie było to ani

łatwe, ani zabawne. Ale znosił to, ponieważ cię kocha. - Przerwała, żeby

33

RS

background image

zaczerpnąć tchu. - Nie ośmielaj się go krytykować. Działał z czystych
pobudek.

Luke potarł twarz ręką.
- Nie rozumiem, dlaczego po tym wszystkim od ciebie nie odszedł.
Flo zacisnęła usta i wstała.
- A zatem jesteś idiotą. Mimo to jesteś Marchettim, moim synem i

członkiem naszej rodziny.

Podeszła do drzwi, otworzyła je i wyszła z pokoju. Madison spojrzała na

Luke'a.

- No, mogło być gorzej. Chyba...
- Gdybym wiedział, że tu będzie...
- Gdybyś nie zachował się jak dzikus...
- A więc to wszystko moja wina? - spytał napastliwie.
- Mogłeś być grzeczniejszy.
- Nie osądzaj mnie pochopnie, Maddie. Jak byś się czuła na moim

miejscu?

- To znaczy, gdybym dowiedziała się, że zostałam adoptowana i jest

ktoś, komu tak zależy na moim losie, iż ceni nade wszystko moje dobro?
Tańczyłabym z radości.

Zmrużył oczy.
- Nie rozumiesz, co przeżywam.
- Bo kochają cię nad życie? Masz rację, nie rozumiem. Ale twoja matka

jest tylko człowiekiem. Wszyscy popełniają błędy. Nawet ty.

Zabrzęczał interkom.
- Rozmawiam z klientem - powiedziała Maddie sekretarce.
- Przepraszam. Gdy wyszła pani Marchetti, pomyślałam, że spotkanie się

skończyło. Jest do pani telefon.

- Kto dzwoni? - spytała Madison. Skoro już im przerwano, chciała

dowiedzieć się, o co chodzi.

- To od lekarza. Proszą, by potwierdziła pani termin wizyty.
Serce podskoczyło jej do gardła. Poczuła, jak oblewa ją zimny pot.
- Powiedz im, że oddzwonię, Connie.
- Czy coś się stało? - zaniepokoił się Luke. Przeszył ją dreszcz radości.

Czy ktoś kiedyś tak się o nią troszczył? Jeśli tak, nie mogła sobie tego
przypomnieć.

- Nie.
- Dwa dni temu podczas kolacji zjadłaś tyle co ptaszek. A w moim biurze

kręciło ci się w głowie.

34

RS

background image

- Nic mi nie jest. Zwykła kontrolna wizyta - wyjaśniła. Teraz, pomyślała.

Powiedz mu to teraz. Miała świetną okazję.

Wstał.
- Dobrze. W takim razie idę.
- Ale nie odczytałam jeszcze testamentu.
- Nie zależy mi na tym, czy będzie w ogóle odczytany.
- Nie wiesz, co mówisz.
- Mylisz się. Wiem lepiej niż kiedykolwiek. Ruszył w stronę drzwi, lecz

nagle zatrzymał się. Odwrócił głowę i spojrzał na nią.

- Jeśli o mnie chodzi, Maddie, ona nie powiedziała nic istotnego. Tych

dwadzieścia dolarów, o które się założyliśmy należy do mnie.




























35

RS

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY


Czekając na Maddie, Luke spojrzał ostatni raz na stół w kuchni. Kwiaty -

są. Wino - jest. Świece - są. Jeszcze się nie palą, ale już za chwilę... Będzie
tu lada moment. Mogła udawać, że nic ich nie łączy, ale gdyby to była
prawda, nie przychodziłaby do niego dziś wieczór. Cieszył się na jej wizytę.
Gdy byli razem, świat stawał się lepszy, a jemu od razu poprawiał się
humor.

Kiedy zadzwonił dzwonek, szybko podszedł do drzwi. Minął tydzień od

czasu tego okropnego spotkania w jej biurze. Siedem dni rozmyślań nad
tym, co powiedziała matka, a czego on nie potrafił zrozumieć. Siedem dni i
nocy bez Maddie.

Otworzył drzwi.
- Cześć! Wejdź do środka.
- Dziękuję.
Przyglądał się jej z zainteresowaniem. Miała na sobie kwiecisty sweter i

cienki T-shirt pod spodem. Na nogach sandały. Paznokcie u nóg
pomalowane na pomarańczowoczerwony kolor. Rude włosy ściągnięte
gumką na czubku głowy, tak że loki opadały na jedną stronę nad uchem.
Ależ ona kobieco wygląda, pomyślał z uznaniem. Serce zabiło mu szybciej.

Potem zauważył teczkę i przypomniał sobie powód tej wizyty.
- Przyniosłaś testament - stwierdził. Przytaknęła.
- Co się stało, że zmieniłeś zdanie? Przeczytałeś list od ojca?
Potrząsnął głową.
- Nie, ale pora odczytać testament. Zastanawiam się, dlaczego tak się

upierałaś, żeby przyjść do mnie do domu?

- Bo muszę to jak najszybciej załatwić, a stąd mi nie uciekniesz. To twój

dom.

- Załatwić? - powtórzył. Myślał, że sam diabeł nie zmusi jej, by do niego

przyszła. Czy dlatego nalegała, że znów się o niego martwiła? Od kiedy
dorósł, nie mógł narzekać na brak powodzenia u kobiet. Mówiono mu, że
jest przystojny i kobiety lgnęły do niego, bo miał pieniądze. Ale oprócz
matki żadna z kobiet nigdy się o niego nie martwiła.

Zastanawiał się, jak długo to potrwa. Fascynacja mija. Z Maddie też tak

będzie. To tylko kwestia czasu. Podniosła wzrok.

- To może nie najlepsze określenie, ale na pewno wiesz, o co mi chodzi.
- Nie wiem. Ale bardzo ciekawi mnie ta twoja nowa strategia.
- O czym ty mówisz?

36

RS

background image

- Uważasz, że nie wyjdę z domu... A przecież ty miałaś zamiar wymknąć

się cichcem, kiedy byliśmy u ciebie. Pamiętasz?

- To co innego - powiedziała. Jej policzki zaróżowiły się nieznacznie.
Kiedy ostatni raz widział, jak kobieta się rumieni? Prawdopodobnie

wtedy, gdy robił przy Maddie jakieś aluzje. Wyglądała wtedy tak ślicznie,

że miał ochotę dłużej się z nią droczyć, żeby zobaczyć, czy uda mu się
znowu wywołać rumieńce na jej policzkach.

- Chodźmy do kuchni.
Wyciągnął rękę po jej teczkę, ich dłonie spotkały się. Gdyby było

ciemno, z pewnością zobaczyliby iskry. A gdyby w pobliżu były świece,
zapaliłyby się same.

Szybko cofnęła rękę.
- Dziękuję.
Jej zmysłowy, zdyszany głos przeniknął go do głębi. Pożądał jej. Jeden

raz to było za mało. Zaproponował jej, by się nadal spotykali. Nie zmienił
zdania, ale wymusiła na nim obietnicę, że zapomną o tej szalonej nocy.
Dobrze, że wizyta w jego domu to nie był jego pomysł. Chyba zresztą nie
najlepszy.

Niewiele brakowało, by złamał daną obietnicę. Starał się za wszelką cenę

opanować, ale za każdym razem, gdy widział Maddie, tracił głowę.
Wystarczył jej uśmiech, rumieńce, pomalowane paznokcie, loki na czubku
głowy i głos, taki słodki i zmysłowy... Jeśli się nie opanuje, będzie musiał
wyjść z domu - dla dobra Maddie.

Położył jej teczkę w kuchni.
- Mam lasagne w piekarniku.
- Nie musiałeś się trudzić - odpowiedziała. - To nie potrwa długo.
- Żaden kłopot. To jedna z nowych mrożonek, które wymyślili Fran i

Alex. - Przeszył go ból, bo przypomniał sobie, że już nie należy do rodziny.
Zmienił temat. - Chociaż tyle mogłem zrobić w podziękowaniu za domową
wizytę. Przynajmniej cię nakarmię. Ostatnio niewiele przy mnie jadłaś.
Naleję ci wina.

- Nie! - Ton jej głosu był ostry. Spojrzał na nią. Speszyła się, jakby

powiedziała coś nieodpowiedniego. - Chcę mieć trzeźwy umysł. W końcu tu
chodzi o interesy, pamiętasz?

- Gdybym zapomniał choć na chwilę, nie wątpię, że byś mi o tym

przypomniała - powiedział z wymuszonym uśmiechem.

Jednak chciał o tym zapomnieć, i to nie tylko na chwilę. Chciałby zabrać

ją do sypialni i robić znowu to, co robili wtedy u niej w domu. Co takiego
było w Maddie? Z pewnością nie była najpiękniejszą kobietą, jaką znał.

37

RS

background image

Drobna i delikatna, całkowite przeciwieństwo jego wcześniejszych
wysokich i wyzywających partnerek. Nie nadawała się na okładkę
magazynu dla panów. Ale i tak nie mógł przestać o niej myśleć.

Może dlatego, że była tak bardzo uczciwa i delikatna. Chciała

wykorzystać swoją wiedzę i umiejętności, by pomagać innym. Czy był dla
niej tylko kimś, komu należało pomóc?

Westchnął głęboko. I kto tu mówi o trzeźwym umyśle? Maddie zawsze

gmatwała i rozpraszała jego myśli. Przyjrzał się jej uważnie. Mówiła, że
czuje się dobrze, ale nie umiała kłamać. Coś jest z nią nie tak...

Miała podkrążone oczy i wychudzoną twarz. Gdy się nie czerwieniła, jej

policzki były blade. A jej gwałtowna odmowa wypicia kieliszka wina? I
skąd ten pośpiech, by jak najszybciej odczytać testament?

Nagle poczuł ścisk żołądka. To proste. Chciała załatwić interesy, żeby go

więcej nie oglądać. Rozum mówił mu, że tak będzie lepiej. Teraz jej
potrzebował, była dla niego oparciem w walącym się świecie. Ale kiedy
kryzys minie, przestanie o niej myśleć. Tak było zawsze. Jednak na myśl o
tym, że mógłby już nie zobaczyć Maddie, miał ochotę walnąć pięścią w

ścianę.

- Podam kolację - rzucił oschle.
- Czy mogę ci pomóc? Potrząsnął głową.
- Usiądź.
Spojrzała na nakryty stół.
- Czy zawsze stawiasz świece i kwiaty, gdy przychodzą goście?
- Tylko specjalni goście.
- To nie jest randka, Luke.
- Skoro tak twierdzisz.
Madison usiadła na krześle plecami do oszklonych drzwi. Była

szczęśliwa, że może znaleźć się trochę dalej od Luke'a. Gdy był przy niej,
nie mogła normalnie myśleć. Pragnęła aż do bólu znaleźć się w jego
ramionach. Myślała, że utrata dziewictwa ułatwi jej życie, a tymczasem
wszystko się tak szalenie skomplikowało. Nie była pewna, czemu
pozwoliła, by to on był jej pierwszym mężczyzną. Obserwowała, jak
nakłada na talerze lasagne, sałatkę i chleb czosnkowy. Pod czarnym T-
shirtem pulsowały mięśnie. Dżinsy opinały wąskie biodra. Wyglądał... jakoś
dziko i niebezpiecznie.

Serce zatrzepotało w jej piersi. Pragnienie, by znaleźć się w jego

ramionach, wzmogło się. Nigdy się tak nie czuła. Bała się, ze Luke mógłby
zgnieść ją jak suchy liść.

Musiała się natychmiast opanować. Odchrząknąwszy, spytała:

38

RS

background image

- Czy już coś postanowiłeś w sprawie powrotu do pracy w rodzinnej

firmie?

Podszedł do stołu i postawił przed nią talerz:
- Tak.
- Dziękuję - powiedziała, patrząc ze zdumieniem, jak ogromną nałożył

jej porcję.

Usiadł i spojrzał na nią.
- Chcesz mi o tym powiedzieć? - spytała.
- Nie.
- Dobrze.
Zaczęła jeść, ze zdziwieniem stwierdzając, że dopisuje jej apetyt.
- Nie będziesz się domagała odpowiedzi? - spytał.
- Na temat powrotu do pracy? - upewniła się.
- Tak - odpowiedział z irytacją.
- Przecież nie chciałeś o tym rozmawiać.
- Od kiedy słuchasz moich życzeń?
Jadła chwilę w milczeniu, po czym stwierdziła:
- Zawsze słucham, tylko nie zawsze się z nimi zgadzam. Ale zgodziłam

się cię reprezentować, prawda?

- Tak. Tylko że musiałem prawie podpisać cyrograf.
- Czy ktoś kiedyś mówił ci, że lubisz dramatyzować?
- Tak. Nie mam pojęcia, skąd to się bierze. Skoro spytałaś, trzy dni temu

wysłałem swoją rezygnację do Nicka.

Odłożyła widelec, zdumiona usłyszanymi słowami.
- Myślałam, że poczekasz trochę przed podjęciem tak ważnej decyzji.
Wzruszył ramionami.
- Nie chciałem trzymać ich w niepewności. Teraz mogą zatrudnić kogoś

na moje miejsce.

- Żartujesz? Nigdy im się to nie uda.
Miała dziwne przeczucie, że jej również to się nie powiedzie. Czy

jakiemukolwiek innemu mężczyźnie uda się sprawić, by traciła oddech,
czuło zimno i gorąco na przemian? Kiedy zakończy sprawy z Lukiem, wróci
do swego spokojnego, uporządkowanego świata.

Luke w zamyśleniu przeżuwał ostatni kęs, potem odłożył widelec na

talerz.

- Byliby głupi, gdyby nie awansowali mojego asystenta. On rządzi

wszystkim, odkąd przestałem przychodzić do pracy. Nie potrzebują mnie.

39

RS

background image

- Mylisz się. Już ci mówiłam, że trudno ci będzie myśleć o przyszłości,

dopóki nie uporasz się z przeszłością. Jeśli jesteś gotów, powiem ci, co jest
w testamencie.

Spojrzał na jej talerz.
- Skończyłaś jeść?
- Tak. To było bardzo smaczne, ale nałożyłeś mi za dużą porcję.
- Mam deser - powiedział.
Madison wstrzymała oddech, widząc, jak przebiegle na nią patrzy.

Pewnie miał w lodówce coś tak kalorycznego, że można by tym nakarmić
połowę ludzkości. Szczerze mówiąc, wyrzekłaby się czekolady do końca

życia za jedną chwilę w jego ramionach.

- Wracając do testamentu - powiedziała, wstając. -Gdzie położyłeś moją

teczkę?

- Na blacie - odparł, zbierając talerze.
Wzięła papiery i położyła je na stole. On w tym czasie sprzątnął resztki

kolacji i odsunął kwiaty i świece.

Madison poczekała, aż usiądzie, i rozłożyła przed sobą testament.

Przejrzała wstęp, by upewnić się, że nie pominęła żadnego z zasadniczych
punktów.

- Zaczynam. - Odchrząknęła. - Twój ojciec prowadził biuro rachunkowe.
- Był biznesmenem? Skinęła głową.
- Księgowym.
- Myślę, że stąd się wzięło moje zamiłowanie do liczb - powiedział

ponuro.

- Twój ojciec miał znaczny majątek. Nieruchomości, konta bankowe i

akcje. Domek w Mammoth Lakes, drugi w Big Bear i małą willę w pobliżu
Santa Barbara. Był członkiem ekskluzywnego klubu biznesmenów. Nigdy
się nie ożenił i jesteś jego jedynym dzieckiem. Wszystko zostawił tobie.

- To jest bardzo proste. Dlaczego nie powiedziałaś mi tego przez telefon?

Po co te formalności?

- Chciałam tu być, żeby mieć pewność, że mnie wysłuchasz.
- Nie mogę przestać myśleć o tym, że zajmował się księgowością.
Wstał tak szybko, że prawie przewrócił krzesło. Podszedł do drzwi,

otworzył je i wyszedł na patio. Madison wstała również, obserwując go. Był
spięty. Ze złością przesunął ręką po włosach i skrzyżował ręce na piersiach,
spoglądając w niebo.

Otworzyła drzwi i wyszła za nim. Chłodny powiew musnął jej ciało. Był

piękny letni wieczór i gwiazdy migotały na czarnym, aksamitnym niebie. Za

40

RS

background image

patio znajdował się basen, wokół stały krzesła przykryte dla wygody
grubymi poduszkami.

- Co się stało, Luke?
- Nie zrozumiesz.
- Zobaczymy. O czym myślisz?
- Jestem wściekły jak diabli.
- To dobry początek - zapewniła go. - Dlaczego? Myślałam, że gdy

poznasz testament, poczujesz się lepiej. Czy jesteś na mnie zły?

- Nie. Nic przede mną nie ukryłaś? - Przyglądał się jej z powagą. - Nie

widzisz, Maddie? Nadal nie wiem, kim był mój ojciec.

- Pewnie jesteś zły na Flo i Toma?
- Oczywiście. Ich kłamstwo pozbawiło mnie wyboru. Gdybym znał

prawdę, może chciałbym poznać ojca, dowiedzieć się, jaki jest. Czy jestem
podobny do faceta, który mnie spłodził?

- Wiem, że to przykre.
- Właśnie. Dlaczego nie pozwolili mi zdecydować? Teraz już się nigdy

nie dowiem. Nigdy nie poznam odpowiedzi.

- Nie jest tak źle - powiedziała łagodnie. - Twoi rodzice coś wiedzą.

Powinieneś z nimi porozmawiać.

Odwrócił się i spojrzał na nią takim wzrokiem, że aż zadrżała.
- Gdyby nie oni, nie miotałbym się teraz bezradnie.
Madison nie mogła patrzeć, jak cierpi, i nie zaofiarować mu pomocy.

Zrobiła pół kroku w jego stronę i objęła go w pasie. Zawahał się przez
chwilę, ale przyciągnął ją do siebie, aż jej głowa spoczęła na jego piersi. Za
chwilę nie wiedziała już, kto kogo właściwie pociesza.

Upajała się jego siłą. Nigdy w swoim życiu nie czuła się tak bezpiecznie.
- Pachniesz jak łąka pełna kwiatów - powiedział ochrypłym głosem. -

Tak świeżo i czysto.

Podniosła głowę i ich spojrzenia się spotkały. W świetle księżyca

dojrzała w jego oczach tajemniczy błysk. Serce zaczęło jej walić jak
młotem.

Położył dłoń na jej policzku, a ona poddała się jego dotykowi. Jego palec

delikatnie pieścił jej usta. Wiedziała, że Luke ma zamiar ją pocałować, ale
nie mogła się zdobyć na protest.

Zbliżył swe usta do jej warg, ich dotyk przeszył ją dreszczem. Ściągnął

gumkę z jej włosów. Potem jego palce zagłębiły się w jej lokach, ujął w
dłonie jej głowę i delikatnie ją przycisnął. Ich usta zetknęły się mocniej.

41

RS

background image

Gdyby Luke jej nie trzymał, upadłaby. Ale wiedziała, że może zdać się

na jego siłę. Jemu mogła ufać, za to nie ufała sobie. To wszystko zbyt
przypominało to, co już kiedyś zaszło.

Potem zaczął pieścić wrażliwe miejsce poniżej jej ucha. Czuła, że za

chwilę oszaleje z rozkoszy. Była nieruchoma i bezwładna jak lalka, gdy
dotykał jej ucha i szyi. Dotyk jego języka, ciepło jego ust rozgrzało w

żyłach jej krew.

Jej piersi nabrzmiały, a oddech stał się cięższy. Jej silna wola rozpłynęła

się.

- Było nam dobrze razem, pamiętasz? - szeptał ochryple do jej ucha.
- Pamiętam.
Nie mogła zapomnieć, nie potrafiła mu się oprzeć. Gdyby potrafiła, nie

byłaby teraz w ciąży. Ta myśl ostudziła ją. Podniósł głowę.

- Nie jest ci zimno? - spytał. Skinęła głową i odsunęła się.
- Tu jest cieplej - powiedział, otwierając ramiona z szelmowskim

uśmiechem.

- Postępujemy niewłaściwie.
- Mylisz się. Całowanie się to najwłaściwsza rzecz pod słońcem.
Potrząsnęła głową.
- Nie mogę, Luke. Przepraszam. To wszystko przeze mnie.
- Dlaczego?
- Już o tym mówiliśmy. Dlatego nie chciałam cię reprezentować.
- Niewłaściwe postępowanie - powiedział matowym głosem.
- Tak. - Skrzyżowała ręce na piersiach. - Moja praca jest dla mnie ważna.

Mam zamiar zostać udziałowcem firmy.

- Robisz to dla siebie czy chcesz komuś coś udowodnić? Maddie?
Nie wiedziała, co ma mu odpowiedzieć. Potarł ręką kark.
- Nie musisz nic nikomu udowadniać, Maddie. Możesz żyć tak, jak

chcesz. Ale czy przemyślałaś, jaki masz w życiu cel?

- O czym mówisz?
- Powinnaś mieć rodzinę, dzieci. Co będzie wtedy z twoją karierą?

Żołądek podskoczył jej do gardła. Czy on wie? Skąd? Pora mu

powiedzieć. Nie mogła czekać z tym dłużej. Znał już testament.

- Luke, muszę ci coś powiedzieć.





42

RS

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY


W świetle księżyca Luke z troską przyglądał się jej poważnej twarzy.
- Po tym, co przeżyłem w ciągu ostatnich tygodni, wolałbym już nie

usłyszeć niczego strasznego.

Maddie miała właśnie mu odpowiedzieć, gdy nagle zadzwonił telefon.
- Zaczekaj - poprosił cicho.
Wszedł do kuchni i podniósł słuchawkę.
- Tak?
- Tu Nick, twój starszy brat. Pamiętasz mnie jeszcze?
Przeszył go ból na wspomnienie, że nie był prawdziwym bratem

mężczyzny, którego zawsze starał się we wszystkim naśladować. Teraz
przynajmniej rozumiał, dlaczego mu się to nigdy nie udawało. Mieli
różnych ojców...

- Co słychać, Nick?
- Muszę z tobą porozmawiać.
- Nie jestem sam. - Spojrzał przez ramię i zobaczył, że do kuchni

wchodzi Maddie.

- Wiem. Dzwonię z telefonu komórkowego, jestem przed twoim domem.

Musimy porozmawiać, ale nie chciałem przeszkadzać.

- Dobrze. Ja i Maddie i tak już kończymy. Daj nam minutę.
Odłożył słuchawkę.
- To był Nick.
- Słyszałam.
- Jest przed domem, podobno musi ze mną porozmawiać. O czym

chciałaś mi powiedzieć?

- To nic ważnego. Pora, żebyś pogodził się z bratem.
- Spojrzała na niego pustym wzrokiem. - I nie zaczynaj z ułamkami. On

jest w stu procentach twoim bratem.

- Zebrała papiery i włożyła je do teczki. - Odezwij się, gdy będziesz

chciał porozmawiać o szczegółach testamentu.

- Zadzwonię do ciebie. Skinęła głową.
- Dobrze.
Luke zauważył smutek w jej zielonych oczach. Znów miał wrażenie, że

coś jej dolega.

- Czy dobrze się czujesz? Nick może zaczekać, jeśli chcesz

porozmawiać.

Potrząsnęła głową.
- Nie. Pogódź się z Nickiem. Porozmawiamy kiedy indziej.

43

RS

background image

- Dziękuję za wszystko, Maddie.
- Nie ma za co. Otworzył jej drzwi.
- Nie żałuję tego pocałunku.
- Ja też nie - odpowiedziała, szybko schodząc po schodach. Mijając jego

brata, rzuciła: - Cześć, Nick. Bądź dla niego dobry. Do widzenia.

- Będę łagodny jak baranek, Maddie. Przepraszam, że wam

przeszkodziłem.

- Nic się nie stało - zapewniła go. Wsiadła do samochodu i zatrzasnęła

drzwi.

Luke śledził oczami znikające światła jej samochodu i przeniósł wzrok

na brata. Nick był od niego o osiem centymetrów wyższy, miał
ciemnobrązowe oczy i tego samego koloru włosy. Był dyrektorem
generalnym rodzinnej firmy, od czasu gdy Tom przeszedł na emeryturę.
Miał zagniewaną minę. W luźnych spodniach, białej koszuli i krawacie w
niebieskie paski wyglądał, jakby przyszedł prosto z pracy.

Luke otworzył szerzej drzwi i zrobił zapraszający gest.
- Wejdź. Czym mogę ci służyć? Nick wyjął kopertę z kieszeni koszuli.
- Właśnie tym.
- Moja rezygnacja - stwierdził Luke, zamykając drzwi. - Nie musiałeś

przychodzić osobiście, żeby powiedzieć, że ją przyjmujesz.

- Ty powinieneś był złożyć ją osobiście.
- Dlaczego? Nie ma o czym mówić.
- Właśnie że jest. - W głosie Nicka słychać było złość i rozżalenie.
Luke'owi nie spodobało się to. Jeśli ktoś mógł czuć się skrzywdzony, to

właśnie on. Chciał oszczędzić bratu niezręcznej rozmowy.

- Chyba już wiesz, że mamy różnych ojców.
- Mama i tata powiedzieli mi. Powiedzieli o tym nam wszystkim.
- Rosie i Steve też wiedzą?
- Tak. I wszyscy uważamy, że nie masz powodu się złościć.
Luke wzruszył ramionami. Przypomniał sobie, jak droczyła się z nim

Maddie. Powinien był poprosić ją, by została. Gdy była z nim, nigdy nie
czuł się tak bezradnie.

- Wobec tego wszyscy wiedzą, dlaczego odszedłem - odparł, ignorując

kąśliwą uwagę.

Nick potrząsnął głową, stając w rozkroku i opierając ręce na biodrach.
- Będziesz musiał to wyjaśnić. Ani ja, ani nikt inny nie wie, o co chodzi.
- To proste. Marchettich to rodzinna firma. Ja nie jestem członkiem

rodziny. Myślałem, że zaoszczędzę wam kłopotu i niezręcznej sytuacji.

Nick zaśmiał się z goryczą.

44

RS

background image

- Ojciec zawsze mówił, że jesteś najmądrzejszy. Ale się mylił.
- Co ty opowiadasz?
- Jesteś głupi jak but, jeśli myślisz, że coś się zmieniło. Jesteś nadal

moim bratem.

- Przyrodnim bratem - poprawił Luke.
- Wciąż jesteśmy rodziną.
Luke przypomniał sobie, jak Maddie mówiła to samo, choć używała

innych słów. Uśmiechnął się na to wspomnienie. Ale to nie o nią chodziło.
Ani o Nicka. Nie mogli wiedzieć, jakie to uczucie, gdy odkryje się, że ten,
kogo uważało się za ojca, wcale nim nie jest. Powiedziała, że jest irytujący.
Czy jego biologiczny ojciec też taki był? Nigdy się nie dowie.

- Posłuchaj, Nick. Doceniam ten gest, ale jest zbyteczny. Rozumiem, że

nie jestem już częścią firmy. I dobrze mi z tym - zakończył.

Rozmyślnie skłamał, ale nie chciał dłużej zajmować nie swojego miejsca.

Nie zamierzał patrzeć, jak to, co jeszcze czują do niego, zamienia się w
niechęć czy złość. Nie mógł zostać tam, gdzie go nie chcieli. Za bardzo ich
wszystkich kochał.

Nick potrząsnął ze zniechęceniem głową.
- Nie mogę uwierzyć, że wychowaliśmy się razem i muszę ci tłumaczyć

takie oczywiste rzeczy. Kocham cię, tak samo jak Joe, Alex i Rosie. I twoja
siostrzenica i siostrzeniec. Obiecałeś im, że jak podrosną, nauczysz ich
posługiwać się kalkulatorami, które im podarowałeś.

- Mają matkę, ojca i dwóch wujków. Nie trzeba być do tego Einsteinem -

wycedził Luke. To był cios poniżej pasa, mieszanie w to dzieci, za którymi
będzie bardzo tęsknił. - Nie ułatwiasz mi sprawy, Nick.

- To dobrze. Taką mam nadzieję. Mama i tata są tym bardzo

przygnębieni - powiedział, machając listem.

- Nie potrzebujecie mnie.
- Mylisz się. Potrzebujemy cię, także w interesach. Jesteś to winien

rodzicom.

Luke skinął głową.
- Za dach nad głową, wyżywienie, wykształcenie i ubranie. - Westchnął

głęboko. - Ile to jest warte? Biorąc pod uwagę, że tak długo mnie
okłamywali...

- Za to powinieneś im być wdzięczny. Pomyśl, ile to wymagało hartu

ducha. Dzięki mamie i tacie stoisz na własnych nogach. - Uniósł znów w
górę list. - To twoje jedyne potknięcie.

Luke zignorował go. Chciał wiedzieć coś innego.
- Co czujesz do mamy, gdy już wiesz, co zrobiła?

45

RS

background image

- Kocham ją - odpowiedział Nick. Przeczesał dłonią włosy. - Wiem, że to

skomplikowane. Staram się nikogo nie osądzać. Nie wiem, jak to jest mieć
troje dzieci i wychowywać je w samotności. Nie usprawiedliwiam jej, ale
ona nie jest złym człowiekiem. Staram się pojąć, dlaczego tak się stało.
Może zrozumiem to lepiej, gdy będziemy mieli z Abby własne dziecko.
Poza tym, to sprawa między nią i ojcem.

Nagle wziął do ręki list i podarł go na pół. Potem na czworo i na jeszcze

mniejsze kawałki.

- Dlaczego to zrobiłeś? - spytał Luke.
- Żeby pokazać, jak przyjmuję twoją rezygnację. Odrzucona.
- Musisz ją przyjąć.
- Nie muszę. Potrzebujemy ciebie. A ty potrzebujesz pracy, zwłaszcza

teraz. - Po raz pierwszy się uśmiechnął. - Kiedy mieliście zamiar ogłosić tę
wiadomość?

- Jaką wiadomość? Kto? O czym ty mówisz?
- Ty i Maddie. Gała rodzina wie, że spędziliście razem noc po weselu

Fran i Alexa. Kiedy zamierzaliście powiedzieć nam o dziecku?

Luke poczuł się, jakby ktoś go spoliczkował.
- O dziecku?
O Boże. Czy to właśnie była tajemnica Maddie?
- Tak. Abby była w poczekalni u ginekologa na comiesięcznej kontroli i

zobaczyła, że Maddie umawia się na prenatalne badania krwi. Abby była w
drugim końcu recepcji i właśnie wywołała ją pielęgniarka, więc nie miała
kiedy złożyć gratulacji. Robię to teraz w imieniu nas obojga. Gratuluję,
Luke - powiedział, wyciągając rękę.

Luke z roztargnieniem uścisnął ją. Maddie spodziewa się dziecka? I nic

mu nie powiedziała? Czy to jakaś epidemia, że wszyscy ukrywają przed nim
prawdę?

Madison wyszła z łazienki i oparła się o ścianę, słysząc dzwonek do

drzwi.

- Świetnie. Mam gościa.
Przed chwilą wymiotowała i teraz już czuła się nieco lepiej, ale była

wyczerpana jak nigdy. Odgarnęła mokre loki z czoła i wzięła głęboki
oddech. Nie było późno, ale nikogo sienie spodziewała. Jeżeli uda, że jej nie
ma, może intruz sobie pójdzie.

Jej żołądek ścisnął się, gdy wyjrzała przez wąską szybę obok drzwi, by

zobaczyć, kto stoi na progu. Otworzyła natychmiast.

- Luke! Co się stało?

46

RS

background image

Musiało coś się stać. Przecież niedawno się rozstali, bo przyszedł jego

brat. Na pewno doszło między nimi do sprzeczki. To wszystko i jego
zachmurzona twarz mogły znaczyć jedno: kryzys.

- Dlaczego nie powiedziałaś mi, że jesteś w ciąży -wybuchnął. - A może

powinienem spytać, czy w ogóle zamierzałaś poinformować mnie o
dziecku?

Madison zachwiała się i chwyciła ręką drzwi, żeby złapać równowagę.
- Nie mam pojęcia, co powiedzieć. Skąd wiesz?
- Macie z Abby tego samego lekarza. Nie widziałaś jej tam? - spytał ze

złością.

- Nie - odparła.
Tak trudno było się dostać do tej lekarki, że Madison musiała obiecać, że

zajmie się sprawą schroniska dla kobiet, które chciała założyć doktor
Virginia Olsen, by zostać jej pacjentką.

- Wejdź, Luke. Nie będziemy rozmawiać na ganku. Napijesz się czegoś?
- Tak. - Wszedł za nią do kuchni. W pewnym sensie cieszyła się, że nie

zbliża się do niej. Z drugiej strony chciała, żeby wziął ją w ramiona i
przytulił. Chciała, by jej powiedział, że wszystko będzie dobrze, nawet
gdyby tak nie myślał. Przedtem na nikogo nie mogła liczyć. Teraz pewnie
będzie tak samo. Najważniejsze to nie pozwolić się zwieść. Jak dałaby sobie
radę, gdyby potem odszedł?

- Teraz zaczynam rozumieć - powiedział. - Jesteś w ciąży. To dlatego nie

chciałaś tknąć wina?

Skinęła głową i przysunęła stołek do lodówki.
- I dlatego nie miałam ostatnio apetytu. - Weszła na stołek.
- Co robisz? - spytał.
- Chcę ci nalać drinka - wyjaśniła. - Mam whisky w górnej szafce.
- Dziękuję - odparł. - Wszedł za bar i objął ją w pasie, zdejmując bez

wysiłku ze stołka.

Mimo że był zły i zachowywał się władczo, poczuła radość, że tak się o

nią troszczy. Nie mówiąc o cieple, jakie ją ogarnęło, gdy ich ciała zetknęły
się. Dlaczego tak na nią działał? Dlaczego jeden dotyk, spojrzenie czy
uśmiech Luke'a Marchettiego sprawiały, że miękła jak wosk? Dlaczego
serce biło jej szybciej, gdy dotykał jej chwilę dłużej lub mocniej?

Nic z tego nie będzie. Nawet gdyby mogła się z kimś związać, a to było

wykluczone, Luke nie nadawał się na partnera. Inaczej myśleć mógł tylko
głupiec lub marzyciel. Madison zawsze starała się być rozsądna. Pozbyła się
marzeń, bo ból rozczarowania był trudny do zniesienia.

47

RS

background image

Zadrżała, gdy ją puścił. Otworzył górną szafkę i wyjął butelkę. Nie robił

nic nadzwyczajnego, ale był taki męski. Czuła się jak zauroczona
nastolatka. Gdyby znów ją dotknął, rozkleiłaby się. Tak jak wtedy, gdy ją
pocałował.

Patrzyła, jak bierze szklankę i nalewa whisky. Zakręcił butelkę i wypił

dwoma łykami całą porcję. Wciągnął powietrze i skrzywił się lekko.

- O czym to mówiliśmy? - spytał. - Miałaś mi wyjaśnić, dlaczego nie

raczyłaś powiedzieć, że jesteś ze mną w ciąży.

Potrząsnęła głową zdumiona, że mógł być tak delikatny i słodki, a w

następnej sekundzie przypuścić atak. Nie miał zamiaru jej darować.
Współczuła mu i rozumiała, że może mieć do niej pretensję. Ale nie miał
prawa być taki przykry i szorstki.

- Nie podoba mi się ton, jakim się do mnie zwracasz. Moje współczucie

dla ciebie już się wyczerpało. Dłużej nie zamierzam cię traktować jak
męczennika czy ofiarę.

- Ofiarę? - spytał spokojnie, choć jego oczy błyszczały groźnie.
- Już parę razy zarzucałeś mi, że nie wiem, co przeżywasz. Że nikt tego

nie rozumie.

- O czym ty mówisz?
- To ty nie masz pojęcia, co się ze mną dzieje. Jak się dowiesz, co

oznacza dla kobiety ciąża, możemy porozmawiać o przykrych przeżyciach.
Póki co zmień ton. - Spojrzała na niego z oburzeniem. - I o ile sobie
przypominasz, zanim pojawił się dzisiaj twój brat, mówiłam, że chcę z tobą
o czymś porozmawiać. Miałam zamiar powiedzieć ci o dziecku. Skinął
głową.

- Nie miałaś innych okazji? Chyba nie dowiedziałaś się wczoraj?
- Zaczęłam coś podejrzewać właśnie wtedy, gdy musiałam ci powiedzieć,

że Tom nie jest twoim ojcem. Nie mogłam tak po prostu dodać później, że
spodziewam się twojego dziecka.

- Nie podoba mi się to, Maddie.
Czasem upór jest zaletą. W tej chwili miała ochotę nim potrząsnąć, by

trochę zmądrzał. Biorąc pod uwagę jego posturę, trudno było się nie
uśmiechnąć, że ktoś tak drobny jak ona chce potrząsnąć kimś dwa razy
większym.

- Zrobiłam to, co uważałam za najlepsze. Podobnie jak twoi rodzice.

Przeżyłeś szok, chciałam dać ci trochę czasu, żebyś ochłonął.

Potrząsnął głową.
- Powinienem był wiedzieć. Zanim poszliśmy do łóżka, też nie uznałaś za

stosowne mi powiedzieć, że to twój pierwszy raz.

48

RS

background image

- Co to ma z sobą wspólnego?
- Powinienem był wiedzieć, że należysz do ludzi, którzy zatajają ważne

informacje.

Wciągnęła głośno powietrze, odgarniając za ucho kosmyk włosów.
- Oprócz tego, że uważam cię za upartego, nieczułego, nieuleczalnego

głupca, powstrzymywała mnie jeszcze jedna rzecz.

- To znaczy?
- Powiedziałeś wyraźnie, że nie chcesz mieć dzieci. Znieruchomiał i

wpatrywał się w nią, kręcąc z niedowierzaniem głową.

- Nigdy tak nie powiedziałem.
- Nie wymyśliłabym tego, zwłaszcza że akurat dowiedziałam się, źe

jestem w ciąży.

- Kiedy miałbym to powiedzieć?
- Tego dnia, kiedy ty i Flo przyszliście do mego biura i dałam ci list od

ojca. Zanim przyszła matka, pastwiłeś się nad nią, tak jak nade mną teraz.
Powiedziałam, że rozumiałbyś lepiej, gdybyś miał własne dzieci. Pamiętasz,
co odpowiedziałeś?

Westchnął głęboko.
- Jak byś się czuła na moim miejscu? Gdyby ludzie, których kochasz i

którym wierzysz, zawiedli twoje zaufanie? To boli...

- Gdyby robili to z troski o mnie, podziękowałabym im. Gdybym ja też

ich kochała, uwierzyłabym, że chcieli postąpić dobrze.

- Posłuchaj, Maddie...
- To ty mnie posłuchaj. Mogę postawić się w twoje położenie, ale mam

prawo mieć własne zdanie. Czy Flo i Tom wysłali cię do internatu, podczas
gdy twoje rodzeństwo zostało w domu i uczyło się w prywatnych szkołach?

- Oczywiście, że nie.
- Czy znikali przezornie z kraju, gdy kończyłeś szkołę średnią i wyższe

studia z wyróżnieniem? Czy pojawiali się na rozpoczęciu roku szkolnego?

- Uspokój się, Maddie. Zaszkodzisz dziecku.
- Nie traktuj mnie jak idiotkę. Odpowiedz.
- Czy mam podać swoje nazwisko i przysiąc na Biblię? Nie mogła

powstrzymać uśmiechu, mówiąc:

- Niech świadek odpowie na pytanie.
- Tak jak mówiła matka, byli na wszystkich moich meczach i

uroczystościach szkolnych. Żądali, bym był najlepszy i...

- Masz szczęście. Moja rodzina nie żądała niczego. Ja nigdy nie

potrafiłam zasłużyć sobie na ich uwagę. - Nagle poczuła się zbyt słabo, by
utrzymać się na nogach. Przesunęła ręką po twarzy. - Nic z tego, co mówię,

49

RS

background image

do ciebie nie dociera, więc pewnie i to nie dotrze. Ale nigdy cię nie
okłamałam.

- Prawdy też nie powiedziałaś. Westchnęła.
- Nie zdążyłam i przykro mi z tego powodu.
- Martwiłaś się o mnie? Że będę za szybko jechał? - spytał bez uśmiechu.
- Jestem głupia - powiedziała, nie odpowiadając na jego pytanie. Nie

mogła zaprzeczyć, bo to była prawda.

- Jestem twardy, Maddie. Wytrzymam.
- Będę o tym pamiętała. Ale teraz muszę cię pożegnać. Jestem bardzo

zmęczona. Powinnam się położyć, bo zaraz upadnę.

W jednej chwili znalazł się przy niej. Bez słowa wziął ją na ręce i poniósł

korytarzem.

- Co robisz? - spytała, zbyt zmęczona, by się gniewać.
Była szczęśliwa, że Luke ją niesie. Że jej wysłuchał. Nikt nigdy o nią nie

dbał. Czyjej na nim zależało? Głupie pytanie. Należałoby spytać, jak bardzo
jej zależało i jak mogła się z tego wyplątać.

Tak chciała, by wróciły czasy, gdy byli po prostu przyjaciółmi. Bała się,

że bez reszty Luke zawładnie jej duszą. Nie mogła na to pozwolić. Byłaby
zrozpaczona, gdyby nie umiał odwzajemnić jej uczuć.

- Burczy ci w brzuchu - powiedział z uśmiechem.
- Nie mów nic Fran i Alexowi, ale ich mrożonka zaszkodziła mi.
- Myślę, że nie pogniewaliby się, jednak to będzie nasz sekret.
Położył ją delikatnie na łóżku. Pochylił się i wpatrywał w nią tak

intensywnie, że jak zwykle zaparło jej dech w piersiach.

- Muszę cię znów nakarmić - oznajmił.
Kiedy się wyprostował, zaczęła mościć się w pozycji półleżącej na łóżku.
- Nie dopisuje mi apetyt - odpowiedziała.
- Podobno kobiety w ciąży miewają zachcianki. Czy masz na coś ochotę?
- Lekarka powiedziała, że powinnam jeść dużo białka.
- Może zrobić stek? Skrzywiła się.
- Masło orzechowe i galaretkę.
- Zrobię ci kanapkę,
- To miło z twojej strony, ale nie mam nic w domu.
- Nie jestem lekarzem, ale moim zdaniem powinnaś zjeść coś

kalorycznego. Pójdę po zakupy.

Ledwie wyszedł, już zatęskniła za nim. Tęskniła, choć przeczuwała, że

jest to cisza przed burzą. Jeśli ktoś ją znał, to właśnie Luke. Przeżył wiele.
Jeszcze nic nie postanowili, ale zaraz tu wróci z kolacją. Czy to nie było
słodkie?

50

RS

background image

Jednego była pewna. Jej życie miało od tej pory się zmienić.






































51

RS

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY


Madison włożyła klucz do zamka i krzyknęła z przerażenia, gdy ciemna

postać poruszyła się na ganku.

- Luke! - Przycisnęła rękę do piersi, jak gdyby to mogło uspokoić jej

rozszalałe serce. - Co tu robisz?

- Jest późno, Maddie - powiedział, nie zwracając uwagi na jej pytanie. -

Szwendanie się po nocy może zaszkodzić dziecku.

- Straszenie matki dziecka również. Co tu robisz? -spytała ponownie.
Wiedziała, dlaczego tu był. Kilka dni temu dowiedział się o jej ciąży.

Przez cały czas wspominała, jak podał jej kanapkę z masłem orzechowym i
szklankę mleka, gdy leżała w łóżku. Przypilnował, by zjadła co do okruszka
i wypiła ostatnią kroplę mleka, a potem poprosił, by poszła spać. Mieli
porozmawiać nazajutrz.

Spojrzał na nią i położył rękę na drzwiach.
- Przez trzy dni próbowałem się z tobą skontaktować. Wszędzie

zostawiałem wiadomości. Wygląda na to, że mnie unikasz. Dlaczego?

- Byłam u lekarza. Badanie krwi - powiedziała, wyciągając rękę, by

pokazać mu opatrunek.

Ujął jej rękę w swe duże dłonie i obejrzał rankę.
Za późno zorientowała się, ze robi błąd, pokazując mu rękę.

Wskazującym palcem potarł wewnętrzną stronę jej nadgarstka. Przeszedł ją
dreszcz od ramienia aż do piersi. To dlatego go unikała. Robił z nią, co
chciał, i to ją przerażało. Nigdy wcześniej nie doznawała takich uczuć.

Nie szanował jej zbytnio, to pewne. Jak mogło wyniknąć z tego coś

trwałego i wartościowego? Głupotą byłoby mieć nadzieję.

- Dlaczego nie powiedziałaś mi o wizycie? - delikatnie skarcił ją. -

Powinienem był pójść z tobą.

Cofnęła rękę.
- Dlaczego? Nikt nie musi zapisywać twojej wagi, mierzyć ciśnienia i

badać krwi. Chociaż, sądząc po twojej twarzy, zmierzenie ciśnienia nie
byłoby złym pomysłem.

- Nie rozumiesz? To jest też moje dziecko. Muszę wiedzieć wszystko.
- A więc zmieniłeś zdanie na temat dzieci? - spytała wyzywająco.
Wcześniej nie zdawała sobie sprawy, jak ważne to jest pytanie. Kiedy

przypomniała mu, że nie chciał mieć dzieci, nie zaprzeczył, lecz
usprawiedliwiał się. Biorąc pod uwagę swoje dalekie od ideału dzieciństwo,
w ogóle nie myślała o posiadaniu dzieci. Nauczyła się nie angażować i
traktować wszystko z dystansem. Nie czuła potrzeby spełniania się w

52

RS

background image

macierzyństwie. Teraz, gdy wszystko się zmieniło, odkryła, że bardzo
pragnie tego dziecka. A Luke? Czy je kochał?

Uświadomiła sobie jeszcze jeden powód, dla którego zwlekała z

powiadomieniem go o ciąży - bała się jego reakcji.

Luke skrzyżował ręce na piersiach.
- Mam prawo uczestniczyć w decyzjach dotyczących dziecka - odparł

krótko.

- Rozumiem - powiedziała. Nie to chciała usłyszeć.
Otworzyła drzwi i zapaliła światło na ganku i w salonie. Westchnęła ze

zmęczenia. Przypomniało jej się, jak Luke niósł ją do sypialni. Na dnie
serca czuła ciepło i tkliwość do tego mężczyzny.

Ale jego odpowiedź nie oznaczała, że zmienił zdanie na temat dzieci.
Patrzyła, jak stoi zmieszany, ze zmarszczonym czołem. Jej serce rwało

się do niego wbrew jej woli.

- Wychowam sama dziecko i dam ci znać, jeśli trzeba będzie coś

omówić. Dobranoc.

Położył rękę na drzwiach, powstrzymując ją od ich zamknięcia.
- Nie tak szybko. Znając cię, nie ufam twoim zapewnieniom.
Spojrzała mu w oczy, kładąc rękę na biodrze.
- Co masz na myśli?
- To, że nie mówisz mi wszystkiego, o czym powinienem wiedzieć.
- A co z domniemaniem niewinności, dopóki nie udowodni się winy?

Oskarżyłeś mnie o kłamstwo na temat ojca i przekonałeś się, że się mylisz.
To nieprawda, że ukrywałam wiadomość o dziecku. Dowiedziałeś się od
kogoś innego, bo nie miałam okazji ci powiedzieć.

- Miałaś wiele okazji i nie zrobiłaś tego. Nigdy nie będę pewny, czy w

ogóle zamierzałaś mi powiedzieć.

- Nie potrafię udowodnić ci, że czekałam na właściwy moment. Jako

adwokat mogę ci powiedzieć, iż spisek jest jedną z najtrudniejszych rzeczy
do udowodnienia w sądzie. - Spojrzała na niego, pragnąc ucałować go i
utonąć w jego ramionach.

- Powinniśmy się pobrać.
Pobrać? - Przyjrzała mu się, mrużąc oczy. Na jego twarzy nie było ani

śladu uśmiechu. Żadnego błysku w oczach czy drgnienia ust, które by
wskazywało, że żartuje. Ani śladu dołeczków. Wolałaby, żeby żartował.

- Nie mówisz poważnie.
- Nigdy nie byłem poważniejszy - odpowiedział. Nie zamierzał

oświadczać się w ten sposób, ale teraz był pewien, że zrobił dobrze.
Większą część swego dorosłego życia spędził na poszukiwaniu

53

RS

background image

odpowiedniej kobiety. Do tej pory nie udało mu się. Chciał zrobić tak, jak
bracia i siostra: ustatkować się. Skoro nie spotkał kobiety, dla której
oszalałby z miłości, trzeba było wybrać tę, która spełniała większość
kryteriów.

Maddie rozpaliła w nim ogień. Potem przeżył jeszcze większy szok. Był

jej pierwszym mężczyzną. Zaczął mieć nadzieję, że znalazł kobietę, której
szukał. Ale teraz wszystko się skomplikowało... Mimo to fascynowała go.
Myślał o niej całymi godzinami, w dzień i w nocy. Chciał z nią być, chociaż
wiedział, że wcześniej czy później to zauroczenie przeminie. Czemu miałby
nie poślubić kobiety, która da mu dziecko?

- Lepiej wejdź do środka - powiedziała, wzdychając. Cofnęła się i

otworzyła szerzej drzwi. - Mamy zły zwyczaj dyskutować o ważnych
rzeczach na progu domu.

- Dobrze. - Miał ochotę się uśmiechnąć. Jak ona to robiła? Całe jego

życie legło w gruzach, a ona potrafiła wprawić go w dobry nastrój.

Minął ją, czując słodki, kwiatowy zapach jej perfum. Choćby jutro stracił

wzrok, wiedział, że znajdzie Maddie, kierując się tym zapachem.

Położyła teczkę obok beżowej sofy. W odróżnieniu od jego pokoju, ten

był umeblowany. Na kanapie leżały poduszki z materiału w kwiecisty wzór,
dopasowany kolorystycznie do krzeseł i dywanu. Mahoniowy stoi do kawy i
liczne bibeloty. Wnętrze wydało mu się bardzo ciepłe i przytulne.

- Czy jadłeś kolację? - spytała. Potrząsnął głową.
- A ty?
- Miałam zrobić sobie kanapkę z masłem orzechowym - odparła. - Zjesz

ze mną?

Nie mógł dłużej powstrzymać uśmiechu.
- Oczywiście.
Zrzuciła z nóg pantofle na obcasach i poszła do kuchni. Boso i w ciąży.

W dopasowanej lnianej sukience do pół łydki wyglądała, jakby dla zabawy
przebrała się w strój matki. Była taka drobna i delikatna. Zapragnął się nią
opiekować. Ale nie potrzebował jej. Nie mógł po prostu zapomnieć ich
szalonej nocy, tylko tyle, nic więcej.

Wyjęła chleb, masło orzechowe, galaretkę i papierowe talerze z szafki.

Zaczęła przygotowywać kanapki. Potem każdą z nich przybrała kawałkiem
jabłka i surowej marchewki.

Postawiła na stole talerze i nalała dwie szklanki mleka.
- Proszę. Bardzo zdrowy posiłek.
- A gdybym narzekał, że nie ma nic na ciepło?

54

RS

background image

- Nazwałabym cię zrzędliwym, zarozumiałym snobem - odpowiedziała,

siadając z westchnieniem ulgi.

Usiadł bokiem do niej i odgryzł połowę kanapki. Podobało mu się, że

pokroiła je w trójkąty. Jego matka zawsze tak robiła. Ale nie chciał wracać
pamięcią do czasów niezachwianej wiary i niewinności, gdy bezgranicznie
ufał bliskim. Wrócił myślami do Maddie i swojej propozycji małżeństwa.

- Co myślisz o ślubie? - spytał.
- Dlaczego mielibyśmy wziąć ślub?
Trudne pytanie. Maddie była bystra i inteligentna, więc postanowił

udzielić prostej i niewinnej odpowiedzi.

- Bo tak będzie najlepiej dla dziecka. Jadła w zamyśleniu, wreszcie

odezwała się:

- Minęły już czasy, gdy niezamężna para spodziewająca się dziecka

pospiesznie brała ślub.

- A więc zgadzasz się czy nie?
- Ja tylko stwierdzam fakt.
- Czy mogę się spodziewać bardziej konkretnej odpowiedzi?
- Nie.
- Nie znasz odpowiedzi czy nie chcesz wyjść za mnie?
- Nie chcę - odpowiedziała. - Chociaż to bardzo szlachetne z twojej

strony, że mnie o to prosisz.

Zdziwiony czekał, aż powie coś więcej. Ponieważ nie odzywała się,

spytał:

- Czy zechcesz mi wyjaśnić powód odmowy?
- Żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku. Kobiety już nie muszą

wychodzić za mąż tylko dlatego, że spodziewają się nieślubnego dziecka.

- A twoja pozycja w firmie? Czy nie przeszkodzi ci to ubiegać się o

awans?

- Nie. W dzisiejszych czasach mnóstwo kobiet wychowuje dzieci

samotnie - powiedziała. - W naszej firmie też coś takiego się zdarzyło.
Jednym ze starszych udziałowców firmy jest kobieta, która nigdy nie
poślubiła ojca swego dziecka. Ta decyzja nie przeszkodzi mi w karierze.
Nadal będę mogła awansować. Moich klientów nie obchodzi moje życie
osobiste. Ich interesuje tylko dobra praca. Tu się nie zawiodą. Dziękuję ci za
propozycję, ale muszę odmówić.

- Jednak małżeństwo jest dobrym rozwiązaniem - zaprotestował.
Wyznał już, że chce uczestniczyć w decyzjach dotyczących dziecka. Ale

czuł coś więcej. Jego dziecko powinno wiedzieć, kim był i co robił jego
ojciec.

55

RS

background image

- Małżeństwo to jedyny sposób, bym uczestniczył w pełni w życiu

dziecka.

- Małżeństwo niczego nie gwarantuje. Wierz mi, wiem to jako prawnik.

Ale nigdy nie pozbawię cię praw do dziecka. Masz na to moje słowo.

- Z twego zachowania wynika coś przeciwnego - zaoponował.
- Nigdy cię nie okłamałam. - W jej zielonych oczach pojawiło się

zniecierpliwienie. - Jak długo jeszcze będziesz mnie karał za to, że nie
chciałam przysparzać ci zmartwień?

- Nie zamierzam cię karać. Jestem po prostu praktyczny.
- Do końca życia będę żałowała, że dowiedziałeś się prawdy od kogoś

innego. Musisz mnie jednak zrozumieć. Spróbuj...

- Małżeństwo dła dobra dziecka to nic złego. Potrząsnęła głową.
- Powód jest właściwy, ale nie motywacja.
- Czy dlatego, że nie jestem jednym z Marchettich? Wiedział, jak bardzo

Maddie lubi ich rodzinę.

- To budujące, że niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają. Nadal mnie

irytujesz. Nie zamierzam wyjść za mężczyznę, który mi nie ufa. Bez tego
nie może być mowy o miłości, a to jest jedyny powód, dla którego warto
brać ślub.

Nie wierzył w miłość. Nigdy nie był zakochany i nie było podstaw

sądzić, że coś się zmieni. Jednak jej odmowa zabolała go.

- Czy to twoja ostateczna odpowiedź?
- Tak.
Gdyby nigdy nie odkrył kłamstwa swoich rodziców, nie miałby do niej

pretensji, że za późno powiedziała mu o ciąży.

Przyglądał się Maddie. Jak mogła tak spokojnie odmówić mu i dalej pić

mleko? Pragnął jej. Miał dziwne przeczucie, że jest to kobieta, której nie
może ufać, ale nigdy nie potrafi jej zapomnieć. To wszystko było zbyt
przykre, więc postanowił skoncentrować się na bardziej aktualnym
problemie.

Skoro ona nie chce go poślubić, w jaki sposób będzie opiekował się nią i

dzieckiem?

Była prawie ósma wieczór, gdy Madison przytargała pierwszą torbę z

zakupami do kuchni. Lekarka podkreślała, jak ważna jest odpowiednia
dieta. Jednak kupno świeżych owoców, warzyw, mięsa i nabiału zabierało
dużo czasu. Praca zawodowa i społeczna związana ze schroniskiem dla
kobiet pochłaniały Madison prawie bez reszty. Przynajmniej była zbyt
zajęta, żeby myśleć o Luke'u. W ciągu dnia.

56

RS

background image

W nocy było inaczej. Kiedy gasiła światło i zamykała oczy, widziała jego

twarz. Sprawiało jej to niemal fizyczny ból. Kiedy przestanie ją męczyć to
dziwne pragnienie, by znaleźć się w jego ramionach? Gdyby nigdy nie
zaznała tego słodkiego uczucia, czy tęskniłaby tak bardzo? Choć czasem
rozmawiali przez telefon, nie widziała go już od kilku tygodni. Im więcej
mijało czasu, tym silniejszy czuła ból.

Może była w tym jakaś perwersja, ale miała nadzieję, że Luke nie

przestanie o niej myśleć. A może już przestał?

Właśnie miała iść po drugą torbę do garażu, gdy nagle zadzwonił

dzwonek. Potrząsnęła ze zniecierpliwieniem głową.

Za drzwiami stał Luke. Uniósł do góry szklankę.
- Pożyczysz mi trochę cukru, moja słodka?
- Nie mów do mnie „moja słodka" - odburknęła.
Zamrugała oczami, zastanawiając się, czy ściągnęła go myślami.

Wyglądał dobrze i był z czegoś wyraźnie zadowolony. Miał na sobie
znoszone dżinsy i za ciasny T-shirt. Musiał ubierać się w pośpiechu, bo na
nogi wsunął klapki. Koniuszki jego ust uniosły się, ukazując w całej
okazałości dołeczki. Ale najbardziej zaskoczył ją wyraz jego oczu. Pożerał
ją wzrokiem, jakby się za nią stęsknił. Nagle poczuła lekkość w sercu.

Jak mogła oprzeć się temu mężczyźnie?
Potem dotarło do niej, co mówił.
- Chcesz pożyczyć cukru? - spytała. - Czy ty nie masz sąsiadów?
- Teraz mam - powiedział z uśmiechem, od którego ugięły się pod nią

nogi. Wskazał palcem sąsiedni dom. - Dzisiaj rano wprowadziłem się tutaj.

- Nie wiedziałam, że ten dom jest na sprzedaż.
- Bo nie był. Ale złożyłem im taką propozycję, że nie mogli odmówić.
- Kiedy zdążyłeś to zrobić? To musiała być kusząca propozycja
Uśmiechnął się.
- Mój prawnik poinformował mnie, że odziedziczyłem dużo pieniędzy.

Mogę robić, co chcę. Mam motyw i środki, więc...

- Motyw?
- Nie chcesz za mnie wyjść, a ja nie zamierzam wyrzec się dziecka.
Madison aż zaschło w ustach, gdy spojrzała na jego silne ramiona. Czy

on nie mógł być mniej męski?

- Nabierasz mnie - powiedziała.
Uderzył się ręką w pierś.
- Klnę się na honor, że mówię prawdę.
- A więc mnie śledzisz.
- Cóż, za obrzydliwe sformułowanie.

57

RS

background image

- Ale prawdziwe.
Postanowiła szybko zmienić temat, by wyzwolić się spod jego uroku.
- Czy możemy porozmawiać o tym kiedy indziej? Mam torby z zakupami

w samochodzie.

Ruszył w kierunku drzwi.
- Wyjmę je - rzucił przez ramię. - Nie powinnaś dźwigać ciężkich rzeczy.
- Zaczekaj. Nie zapraszałam cię i nie prosiłam o pomoc. Luke!
Zniknął, zanim znalazła się w kuchni. Usłyszała, jak zatrzaskuje

bagażnik samochodu. Za chwilę zjawił się, trzymając w ręku resztę
zakupów. Ona musiałaby wlec się trzy razy w tę i z powrotem na
zmęczonych nogach. Ale nie przyznałaby się do tego głośno. Gdy tylko
Luke zorientuje się, że nie musi się o nią troszczyć, zniknie. I nie będzie w
tym jego winy.

- Nie usłyszałem, co mówisz - powiedział, wyciągając z torby mleko,

jajka i sałatę.

- Jesteś podstępny. Dlaczego nie powiedziałeś mi, że się tu

wprowadzasz?

- Nie chciałem ci robić nadziei, póki nie upewniłem się, że wszystko uda

się załatwić.

Przełożyła ziemniaki do kosza w spiżarni.
- Jesteś bardzo arogancki. Z pewnością nie miało to nic wspólnego z

obawą, że ja tego nie pochwalę.

- Czy jesteś zła? - spytał, nie odpowiadając na jej oskarżenie.
Opróżniała kolejne torby. Zła, zdenerwowana, poruszona, wstrząśnięta.
- To nie może być dobre dla dziecka. Chyba że tylko udajesz.
Uśmiechnęła się. Sama nie wiedziała, co czuje. Natomiast Luke wydawał

się bardziej zrelaksowany niż kiedykolwiek. Czy to możliwe, by naprawdę
pragnął dziecka? Z pewnością dzięki temu mniej myślał o kłopotach z
rodzicami.

- Sama nie wiem, co o tym sądzić - przyznała. - Kiedy będę wiedziała,

usłyszysz huk i poczujesz dym, zwłaszcza że mieszkasz teraz tak blisko -
powiedziała z wymuszonym uśmiechem.

- Beze mnie wyładowanie tych wszystkich zakupów zajęłoby ci dwa razy

więcej czasu - oznajmił, wpychając ostatnią torbę do kosza.

- Każda pomoc jest cenna. - Jej serce zabiło, gdy się uśmiechnął.
- Dobrze. Mów, co chcesz, ale oboje znamy prawdę. Wiem swoje.
- To znaczy? - spytała, mając nadzieję, że Luke nigdy prawdy nie pozna.
- Przydam ci się. Mogę nosić zakupy, robić kanapki i wszystko, co

trzeba. Jestem wolontariuszem. Stuknij tylko w ścianę, a zaraz przylecę.

58

RS

background image

- Powiedziałeś, że chcesz uczestniczyć we wszystkich decyzjach

dotyczących dziecka. Szanuję to i cieszę się. Ale nigdy nie zataiłabym, że
jestem z tobą w ciąży.

- Wierzę ci, Maddie.
Gdyby pozwoliła sobie myśleć poważnie o Luke'u, skończyłoby się to

bólem i nieszczęściem. Nie mogła do tego dopuścić.

Pozwoli mu troszczyć się o dziecko. Jednak ona sama będzie dla niego

niedostępna.































59

RS

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY


Nazajutrz Luke ładował pudła z rzeczami do bagażnika samochodu.

Praca fizyczna robiła mu dobrze, bo przestawał myśleć o chaosie w swoim

życiu, ale był już trochę zmęczony.

Właśnie wtedy znajomy samochód zatrzymał się tuż za nim. Gdy

zobaczył, że wysiadają z niego Joe, Alex i Rosie, wiedział już, o co chodzi.
Ich twarze były zacięte. Przypomniał sobie, jak założył się z Maddie, że
rodzeństwo odetchnie z ulgą, gdy on zniknie.

Ruszyli w trójkę w jego stronę, a on przygotował się do odparcia ataku,

opierając się mocno o fotel i krzyżując ręce na piersiach.

- Cześć! - zawołał. - A co wy tu robicie?
Rosie zmrużyła oczy, jej ciemne, kręcone włosy powiewały na wietrze.
- Mówiąc krótko, przyszliśmy po to, by powiedzieć ci, że jesteś durniem.
- Nie żałuj sobie, Ro. Możesz mi wszystko wygarnąć. - Spojrzał na

pozostałych i demonstracyjnie policzył. - Troje. Czy kogoś zabrakło? A
gdzie Nick?

Alex odchrząknął. Miał brązowe oczy i ciemne, kręcone włosy

Marchettich, ale był szczuplejszy niż Joe.

- Chcieliśmy, żeby przyszedł z nami, ale powiedział, że nie będzie więcej

marnował czasu. Opowiedział nam, jak to podarł twoją rezygnację i kazał ci
przekazać, że jesteś upartym durniem. Kretynem. Idiotą.

- Jeżeli przyszliście mnie wyzywać - Luke wzruszył ramionami - może

powinniśmy wejść do środka.

- Tak - odparł Joe. - Nie chcemy, żeby twoi sąsiedzi wiedzieli, jaki

debil...

- Wystarczy. Wiem, o co chodzi. - Luke ruszył ścieżką do domu.
Joe szedł tuż za nim.
- Chcemy wiedzieć, kiedy przestaniesz się dąsać i wrócisz do pracy?
- Nie dąsam się. A do pracy wrócić nie zamierzam - odpowiedział Luke,

przepuszczając ich w drzwiach,

- Nigdy? - spytał Joe ze zdziwieniem w głosie. Weszli do zastawionego

kartonami pokoju. - Nie możesz tego zrobić.

- Wprost przeciwnie. Mój prawnik powiedział mi, że ojciec zostawił mi

spory majątek i dobrze prosperujący interes.

- Ale jesteśmy rodziną - zaprotestowała Rosie.
- Połowicznie - wyjaśnił Luke. - Tylko od strony mamy. Tata - Tom -

stworzył tę firmę dla was. Dlatego myślę, że lepiej będzie, jeśli odejdę.

Alex stanął obok Rosie i skrzyżował ręce na piersiach.

60

RS

background image

- Nie sądzisz, że powinieneś porozmawiać z tatą i pozwolić, by to on

zadecydował?

- Pragnę zaoszczędzić wszystkim czasu i kłopotu.
- Dlaczego myślisz, że chcemy się ciebie pozbyć? spytał ostro Alex. -

Nic się nie zmieniło. Wciąż jesteś tym samym upartym tępakiem, którego
znamy i kochamy. Rosie ze złością odrzuciła do tyłu długie pasmo włosów.

- Są rzeczy, których nie można wymazać. Mama i tata przyjęli z radością

mojego męża Steve'a, mimo że miał poważne problemy. Potraktowali go jak
syna. Ale ty naprawdę jesteś ich synem. Wszyscy cię kochamy. Należysz do
rodziny tak samo jak i my. Nic tego nie zmieni.

- Coś jednak się zmieniło. Nasza matka miała romans, a ja jestem

owocem jej niewierności - odpowiedział z goryczą Luke.

- Owszem, rodzice mieli kiedyś kłopoty - potwierdził Joe. - Mama

mówiła mi o tym, kiedy wahałem się, czy zostać z Liz. Wszyscy moi
przyjaciele się rozchodzili, a mnie nie dawało spokoju pewne wspomnienie
z dzieciństwa. Wtedy jedyny raz widziałem, jak mama płacze.

- Co ci powiedziała? - spytał Luke.
- Że zdradziła ojca. Rozstali się. Tylko ja widziałem, jak płakała, gdy

odszedł tata, i zapamiętałem to. Przez lata myślałem o tym i może dlatego
nie chciałem się zakochać. Potem porozmawiałem z mamą i dzięki niej Liz i
ja rozwiązaliśmy nasze problemy. Znów jesteśmy bardzo szczęśliwi.

- I nie uznałeś za stosowne nam powiedzieć?
- Mama pozwoliła mi, ale nie chciałem rozgrzebywać starych ran, żeby

jej nie martwić - wyjaśnił Joe.

- A więc nie powiedziała ci, że to ja byłem owocem jej zdrady? - spytał

Luke ze złością, bo grunt usuwał się mu spod nóg.

- Chroniła ciebie, nie siebie. Gdyby nawet mi powiedziała, mój stosunek

do ciebie nie uległby zmianie. Nasz stosunek do ciebie - powiedział, patrząc
na Alexa i siostrę, którzy pokiwali zgodnie głowami. - I rodziców. Luke
przyglądał im się przez chwilę.

- I nie przeszkadza wam, że ukryli przed nami prawdę? Rosie

westchnęła.

- Mam dwoje dzieci. Gdybym ich nie miała, może nie potrafiłabym

zrozumieć. Ale teraz wiem, że rodzice chcieli podarować ci szczęśliwe,
beztroskie dzieciństwo. Postąpili tak dla twojego dobra.

- I nikt nie uważa, że zrobili źle? - Szukał śladu zrozumienia na ich

twarzach.

Rosie spojrzała na niego.

61

RS

background image

- Jak byś się czuł, wiedząc o tym wszystkim? Jesteś dorosły i nie możesz

się z tym pogodzić. Myślę, że zachowujesz się jak dziecko. To nie jest w
porządku, Luke.

- Jeszcze nie podjąłem ostatecznej decyzji w sprawie pracy - powiedział,

zmieniając temat. - Ale nie chcę trzymać was w niepewności. Musicie
przecież pracować.

- Wszyscy musimy pracować - odparł Joe. - Jako dyrektor personalny

radzę starannie przemyśleć decyzję. Właściwie mogę zaoszczędzić ci
wysiłku. Najlepiej będzie, jeśli wrócisz do pracy.

- Jeśli nie zależy ci na nas, pomyśl chociaż o dziecku - powiedziała

Rosie.

- To wy wszyscy wiecie? - spytał zaskoczony. Alex potrząsnął głową,

udając zniecierpliwienie.

- Nie mogę zrozumieć, dlaczego tak się dziwisz. Oczywiście, wszyscy

wiemy, że ty i Maddie spędziliście razem noc po moim weselu. Wiemy też,

że Abby zobaczyła ją w poradni u ginekologa. Niewiele trzeba, by się
domyślić prawdy.

Luke potarł ręką twarz.
- Dowiedzieliście się przede mną. Nawet nie wiem, czy Maddie w ogóle

zamierzała mi powiedzieć.

- Oczywiście, że tak - powiedziała Rosie z przekonaniem. - Czekała tylko

na stosowny moment. Każdy zrobiłby tak na jej miejscu, biorąc pod uwagę,
co ostatnio przeszedłeś.

Joe odchrząknął.
- Mnie w to nie włączaj, siostro. Chyba nigdy nie zrozumiem kobiecej

logiki.

Rosie szturchnęła go lekko, a Luke poczuł, jakby ten szturchaniec należał

się jemu. Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo brakowało mu siostry i braci.
Ich żartów, pomocy i troski. Czy mógł wierzyć ich zapewnieniom, że nic się
nie zmieniło?

Rosie jakby czytała w jego myślach. Przysunęła się, położyła rękę na

jego ramieniu i przytuliła się.

- Ja rozumiem Maddie. Miała zadanie nie do pozazdroszczenia. Musiała

powiedzieć ci o ojcu. Na jej miejscu nie spieszyłabym się potem z
wiadomością o dziecku. Nie możesz odgrywać się na niej za to, że dopiero
teraz dowiedziałeś się prawdy o ojcu.

Luke położył rękę na jej dłoni.
- Nie gniewajcie się, ale nikt z was nie wie, co to znaczy być na moim

miejscu.

62

RS

background image

- Może nie - odpowiedział Joe. - Znam cię dobrze, bracie. I założę się, że

chcesz mieć to samo, co my wszyscy.

- To znaczy?
Rosie spojrzała na niego.
- Rodzinę i bliską osobę - odpowiedziała krótko. Alex włożył ręce do

kieszeni spodni.

- Wiem, że nie chcesz słyszeć o tym, że mama ma w czymkolwiek rację,

ale wszyscy zgadzamy się z nią w jednym: ty i Maddie jesteście stworzeni
dla siebie.

Luke zaśmiał się:
- Bardzo się mylicie.
Rosie uścisnęła jego ramię i spojrzała na niego z u-śmiechem.
- Ja jestem tego pewna.
- Banda beznadziejnych romantyków. Mama zrobiła wam pranie mózgu -

stwierdził Luke, potrząsając głową.

- Kiedy będziesz mógł jej wybaczyć - powiedział Joe - przyznasz, że w

sprawach sercowych mama ma zawsze rację. Ona i tata zadali sobie sporo
trudu, żeby nas wychować, ciebie również.

Luke nie wiedział, czy kiedykolwiek wybaczy matce. Ale ta rozmowa z

siostrą i braćmi sprawiła, że poczuł się lepiej. Tęsknił za nimi. Był
wdzięczny za ich troskę. Skoro tak go nawyzywali, to chyba naprawdę nic
się między nimi nie zmieniło.

Rosie uścisnęła go mocno, a potem rozejrzała się wokół.
- Powiesz nam, co się tutaj dzieje?
- Przeprowadzam się do domu obok Maddie. Joe spojrzał na niego z

zaskoczeniem.

- Nie prościej byłoby przeprowadzić się do matki dziecka? A może nawet

poślubić ją?

- Próbowałem. Nie zgodziła się.
Rosie splotła dłonie i uśmiechnęła się trochę nieprzytomnie.
- Wiedziałam. Tak jak mówiłam, jesteście dla siebie idealni.
- Siostrzyczko, jesteś w romantycznym nastroju - zakpił Luke.
Zaśmiała się.
- Porozmawiamy na waszym weselu. A teraz, nie wiem jak wy, aleja

muszę wracać do dzieci i do księgarni. - Alex i Joe pokiwali głowami. -
Chyba zrobiliśmy już, co należało.

Luke uśmiechnął się do nich.
- Obiecuję wszystko przemyśleć.
Potem uścisnął ich wszystkich i odprowadził wzrokiem do samochodu.

63

RS

background image

Rosie nagle przybiegła do niego z powrotem.
- Jeszcze jedno, Luke.
- Tak?
- Miał z nami przyjść tata, ale zmienił zdanie. Powiedział, że to sprawa

między rodzeństwem. Ale chciał, żebym ci powiedziała, że wkrótce z tobą
porozmawia. Jak już będziesz gotów.

Luke skinął niepewnie głową.
- Dobrze.
Stanęła na palcach i ucałowała go w policzek.
- Kocham cię.
Potem pobiegła do samochodu i wślizgnęła się na przednie siedzenie.

Zatrąbili i odjechali, a Luke pomachał im ręką na pożegnanie.

Obiecał pomyśleć o Maddie i o pracy. Maddie zawróciła mu całkiem

niespodziewanie w głowie. Ale nie złamała mu serca. To nie udało się
jeszcze żadnej kobiecie.

Maddie wjeżdżała właśnie do garażu, gdy zobaczyła, że obok domu stoi

Luke. Czy czekał na nią? Ucieszyła się. Potem przypomniała sobie, że
przecież on od dwóch dni tu mieszka.

Oskarżyła go, że ją szpieguje. A przecież Luke zaproponował jej

małżeństwo. Gdy odmówiła, zamieszkał obok, aby pilnować jej i dziecka.
Takiej troski nie doświadczyła ze strony rodziców. Dlatego chyba nie mogła
dłużej się na niego gniewać.

Jego spontaniczna uprzejmość nie wynikała z tkliwych uczuć do niej.

Madison nie chciała karmić się nierealnymi marzeniami. Skoro nawet
rodzice jej nie kochali, dlaczego miałby ją pokochać Luke?

Wysiadła i powoli podeszła do niego.
- Czekasz na mnie? Nie mów, że przyszedłeś przed sekundą.
Uśmiechnął się lekko, ukazując dołeczki.
- Dobrze, nie powiem tak, choć to prawda. Powiedzmy, że jestem tu,

żeby zwrócić dług.

- Jaki dług?
- Zakładaliśmy się, czy rodzeństwo pozwoli mi łatwo odejść. - Sięgnął do

kieszeni, wyciągnął zwitek banknotów i wręczył jej dwadzieścia dolarów.

Wzięła pieniądze, starannie unikając dotyku jego palców.
- Co się stało?
- Joe, Alex i Rosie przyszli do mnie. A teraz musisz zabawić się w

prawnika.

Otworzyła bagażnik.

64

RS

background image

- Myślę, że sprowadziłeś się tu, bo bardziej niż na pożyczaniu cukru

zależy ci na bezpłatnych poradach.

- Jeśli chcesz, mogę ci zapłacić.
- Dobrze. Oszczędzę na znaczku i wsunę ci rachunek pod drzwi.
Zajrzał do bagażnika.
- Zrobiłaś zakupy.
- Zanim znowu zaczniesz zrzędzić, powiem ci, że kupno łóżeczka to nie

jest w gruncie rzeczy decyzja dotycząca dziecka.

- Nadal mnie unikasz.
- Nie rozumiem, dlaczego się złościsz? Większość mężczyzn byłaby

szczęśliwa, że nie muszą uczestniczyć w takich zakupach.

- Ja jestem inny niż większość. Chodzi mi to, że kupowanie łóżka dla

dziecka to sprawa obojga rodziców. Coś, co ich zbliża do siebie. Specjalnie
mnie pominęłaś. Dlaczego, Maddie? Czego się boisz?

- Dlaczego miałbyś interesować się łóżeczkiem dziecka? Mówiłeś, że nie

chcesz mieć dzieci. Ja tylko staram się szanować twoje uczucia.

Było w tym trochę prawdy. Ale prawdą było też to, że robiła, co mogła,

żeby trzymać go na dystans. Choć to nie było łatwe.

- Nieważne, czego chcę czy nie chcę - odpowiedział. - To także moje

dziecko. Byłbym wdzięczny, gdybyś konsultowała się ze mną we
wszystkich sprawach.

- Dobrze. Chętnie posłucham rady, które pieluszki są najbardziej

chłonne. I czy lepszy jest papier toaletowy z zapachem, czy bez -
powiedziała, wyjmując z tylnego siedzenia długie pudełko o dziwnym
kształcie.

- Co robisz? - spytał ostro.
- Muszę się zastanowić, jak to wnieść.
- Odsuń się. To męska robota. Ja, Marchetti, ci to mówię.
Spojrzała na niego. Nie był już spięty, gdy wymawiał to nazwisko.
- Co się stało? - spytała.
Wyjął pudełko z samochodu i umieścił je na plecach.
- Znam cię, Luke - powiedziała miękko. - Czy pogodziłeś się ze swoją

sytuacją?

Wniósł łóżeczko do domu i postawił je w pustej sypialni. Wrócił do

kuchni.

Ani

śladu zadyszki czy zmęczenia, pomyślała lekko

zniecierpliwiona, wręczając mu puszkę zimnego napoju, którą właśnie
wyjęła z lodówki.

Wypił duży łyk i zerknął na nią.
- Mówiłem ci, że odwiedziło mnie dziś rodzeństwo.

65

RS

background image

- Lubię mieć rację. Dwadzieścia dolarów piechotą nie chodzi.
Uśmiechnął się i znów spoważniał.
- Zapewnili mnie, że ich uczucia się nie zmieniły. Rosie powiedziała, że

tata czeka, aż będę gotów z nim porozmawiać.

Madison skinęła głową. - Mądry człowiek. - Przyglądając się zamyślonej

twarzy Luke'a, dodała: - Co chciałeś ze mną przedyskutować w ramach
płatnej porady?

- Możliwość prowadzenia interesu mojego prawdziwego ojca. Marchetti

zgadzają się, żebym wszystko spokojnie przemyślał, ale byłoby nie w
porządku wobec nich i ze szkodą dla ich interesów, gdybym zwlekał z
decyzją. Widzę trzy wyjścia. Sprzedać biuro rachunkowe, zatrudnić kogoś
do jego prowadzenia i zostać większościowym udziałowcem, pracując nadał
dla Marchettich... - zawahał się i po chwili dodał: - albo przejąć firmę, którą
zostawił mi mój prawdziwy ojciec.

- Nie potrzebujesz mojej rady - powiedziała.
- Ale chciałbym znać twoje zdanie. Co według ciebie powinienem

zrobić?

- Stawiam na plan B. To duża firma przynosząca niezłe zyski.
- Nie mówiąc o tym, że utrzymując firmę, nie przyczynię się do wzrostu

bezrobocia - rzucił sucho.

Skinęła głową.
- To oczywiście też jest ważne.
Przyglądała mu się badawczo. Odstawił napój i skrzyżował muskularne

ręce na piersiach. Ta wyzywająca męska poza sprawiła, że znowu zaschło
jej w ustach, a serce zaczęło bić jak oszalałe. Wszystko, co robił, było tak
zachwycająco męskie. Dlaczego wciąż ją zaskakiwał, działał na jej
wszystkie zmysły?

- A więc będziesz trzymał mnie w niepewności? - spytała, wciągając

głośno powietrze.

- Skłaniam się ku planowi C - przyznał.
- Zostawić firmę Marchettich i prowadzić biuro rachunkowe - uściśliła.

Chciała się upewnić, czy myślą o tym samym.

Skinął głową.
- Tak jak mówiłaś, jest to duża dochodowa firma.
- Co ty knujesz, Luke?
- Kto zajmuje się sprawami prawnymi biur rachunkowych? Wiesz?
Wzruszyła ramionami.
- Dlaczego pytasz?
- Jeżeli przejmę biuro rachunkowe, mogę wybrać własnego doradcę.

66

RS

background image

- Oczywiście. Czy jednak naprawdę chcesz mi to powierzyć? - Choć jego

zachowanie wskazywało, że troszczy się o nią, Madison nie była pewna,
jakie motywy nim kierują. - Przeprowadzka do domu obok, żeby mnie
pilnować, nie świadczy chyba o dużym zaufaniu do mojej osoby.

- Wiem, że trochę ostatnio przesadzałem, Maddie. Ale tyle się zdarzyło -

tłumaczył się.

Nigdy nie słyszała, by ktoś ocenił siebie tak łagodnie.
- Zgadza się. Ale chciałabym wiedzieć jedno: dlaczego chcesz pomóc mi

w karierze?

- Żebyś mogła osiągnąć swój cel - stać się udziałowcem firmy.

Chciałbym, żebyś prowadziła wyłącznie moje sprawy. Najlepiej w domu, by
móc zajmować się dzieckiem. I wyszła za mnie za mąż.



























67

RS

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY


Luke patrzył, jak oczy Maddie robią się okrągłe ze zdziwienia. Zauważył

w nich ten odcień zieleni, który zapowiadał wybuch złości.

Wyprostowała się i oparła ręce na biodrach.
- Nie miałam do ciebie pretensji, że sprowadziłeś się do domu obok.

Jestem skłonna zgodzić się na kontakt z tobą we wszystkich sprawach
dotyczących dziecka, także wtedy gdy chodzi o meble. - Wciągnęła głęboko
powietrze. - Ale musisz się opamiętać. Dziecko to jedna sprawa, a moje

życie osobiste - druga.

- Joe powiedział, że mam tak zrobić - odparł.
- Twój brat nie ma tu nic do powiedzenia.
- Myślę, że to dobre rozwiązanie.
- Dla kogo? Tylko ty byś na tym skorzystał.
- W jaki sposób?
- Miałbyś kontrolę.
- Jak to?
- Zatrzymałbyś mnie w domu. Miałbyś mnie w ręku.
- Dlaczego sądzisz, że właśnie o to mi chodzi?
- A o co miałoby ci chodzić? To oczywiste, że nie żywisz do mnie

głębszych uczuć. Gdybym nie była z tobą w ciąży, czy poprosiłbyś, bym za
ciebie wyszła?

Czy poprosiłby? Był przekonany, że nie obdarzy uczuciem żadnej

kobiety, a mimo to miał zamiar się ustatkować. Potem spotkał Maddie, która
teraz jest z nim w ciąży. Wszystko się zmieniło. Nie wiedział, co by zrobił. I
nie sądził, by to było ważne.

- Sprzeciw odrzucony.
- Od kiedy jesteś sędzią? - spytała.
- Myślę o tobie i o dziecku. Powiedziałaś, że nie chcesz płatnej pomocy

do dziecka. Jak wyobrażasz sobie chodzenie codziennie do pracy?

- Zwierzyłam ci się, a ty to wykorzystujesz.
- Po prostu myślę praktycznie, Maddie. Jeśli koniecznie chcesz być

samotną matką, musisz z czegoś zrezygnować. Samotna matka ma na
głowie wszystkie obowiązki.

- Niektóre mężatki również - odgryzła się.
- Bo nie wyszły za mnie. Ja wezmę połowę na siebie.
- A co z tego będziesz miał?

68

RS

background image

Wyraz oczekiwania na jej twarzy sprawił, że poczuł się jak w

teleturnieju. Dobra odpowiedź i wygra milion dolarów. Zła - i zniknie z
ekranów telewizorów.

- Satysfakcję - wykrztusił w końcu.
- Potrafisz zawrócić dziewczynie w głowie - stwierdziła z przekąsem,

chwytając się teatralnie za serce.

- Staram się być uczciwy. A czego ty oczekujesz ode mnie?
- Niczego. - Spojrzała na niego. - Obiecałam ci już, że nigdy nie zabronię

ci kontaktów z dzieckiem. W przyszłości przekonasz się, że mówię prawdę.
Jednak fakt, że będziemy mieli dziecko, nie upoważnia cię do tego, byś
mnie tłamsił.

- Nie miałem takiego zamiaru.
- Spójrz prawdzie w oczy, Luke. Zamieszkałeś w sąsiedztwie, żeby mnie

pilnować, a nie opiekować się mną. I jeszcze masz czelność oskarżać mnie,

że trzymam cię na dystans. Jeśli tak, - czy można mnie za to winić?

- Staram się tylko robić to, co należy - stwierdził.
- Poza tym zmuszasz mnie, bym płaciła za to, że okłamali cię rodzice.

Twoi rodzice postąpili tak z miłości, a ty nawet nie chcesz z nimi
rozmawiać.

Jej oskarżenie dotknęło go.
- Czy ktoś cię kiedyś okłamał? - zapytał, próbując się bronić.
- Chyba tak. Ale nie podam ci szczegółów, bo nie prowadzę dziennika.
- Mam na myśli kłamstwo w sprawach zasadniczych.
- Nie. - Spojrzała na sufit, potem przeniosła wzrok na Luke'a. - Ale każdy

ma własne problemy. Ja też. Byłam niechcianym dzieckiem. Wiem
najlepiej, jak to jest być odrzuconym.

- Tym bardziej zatem powinnaś docenić to, co robię.
- Doceniałabym, gdybym wiedziała, że ty...
- Co?
- Nieważne. - Potrząsnęła głową. - Nikt nie jest doskonały i dlatego nie

sposób wychować doskonałe dzieci. To mnie przeraża - powiedziała, kładąc
ręce na brzuchu w podświadomie opiekuńczym geście. - Ale nie podoba mi
się, że próbujesz wykorzystać ten strach przeciwko mnie, a potem mówisz
jeszcze, że chcesz mi pomóc.

- Chciałem, żebyś mogła zostać w domu z dzieckiem, nie rezygnując z

kariery zawodowej.

- Tak to na pozór wygląda. Za taką propozycję powinieneś dostać

skrzydła i aureolę od każdej feministki na świecie. Ale tobie nie chodzi o
mnie ani o dziecko. Myślisz o sobie.

69

RS

background image

O czym ona mówi? Jest matką jego dziecka. On musi się nimi

opiekować.

- Mylisz się, Maddie.
- W takim razie nie rozumiemy się. - Westchnęła. - Zwykle bardzo lubię

prowadzić filozoficzne spory. W końcu to mój zawód. Ale jestem
zmęczona, Luke. Proszę, idź już.

Ogarnęła go złość. Chciał ją przekonać, że chodziło mu o jej dobro. Ale

kiedy ujrzał jej zmęczoną twarz i sińce pod oczami, zrezygnował. Miał
ochotę przytulić ją do siebie. Żadna kobieta nigdy nie działała na niego tak
jak Maddie. A sposób, w jaki go zaatakowała.,.

Już miał jej powiedzieć, że gdy się złości, jest naprawdę piękna, ale

pewnie wyrzuciłaby go po prostu za drzwi. Musi zapamiętać sobie, że rude
ciężarne kobiety są nadzwyczaj wybuchowe. Ale miał większe problemy.
Na przykład, jak przekonać ją, by pozwoliła mu się sobą zaopiekować.

- Dobrze, Maddie. - Ruszył w stronę drzwi, a ona podążyła za nim.

Otworzył drzwi i spojrzał na nią. - Jeśli będziesz czegoś potrzebowała...

- Nie będę - powiedziała, zapalając światło na ganku.
- Dlaczego jesteś taka pewna?
- Bo nikt nigdy mi nie pomagał. Nauczyłam się liczyć tylko na siebie. -

Westchnęła, opierając się o otwarte drzwi. Łzy zabłysły w jej oczach, ale
nie rozpłakała się. - Już nie wiem, co jest gorsze. Czy być niechcianym
dzieckiem bez prawa do życia, czy mieć przy sobie kogoś, kto uważa, że
potrafi moim życiem kierować lepiej niż ja.

- Ależ, Maddie...
- Nie ma o czym mówić, Luke. Dobranoc. - Zamknęła drzwi, a on nagle

poczuł się bardzo samotny.

Dlaczego jej słowa zabrzmiały jak pożegnanie? Między nimi wyrósł mur,

a on nie potrafił tego zaakceptować.

Madison wniosła torbę po schodkach do drewnianej chatki. Wciągając w

płuca górskie powietrze, pomyślała, że Rosie miała rację. To było wspaniałe
miejsce na odpoczynek. Siostra Luke'a zachowała się trochę apodyktycznie,
nie chciała słuchać wymówek i zmusiła ją do spędzenia tu weekendu.
Madison postanowiła, że wyśle jej za to w podziękowaniu kwiaty.

Wyjęła z torebki klucz, który dostała od Rosie, i weszła do środka.

Postawiła torbę przy drzwiach i podniosła żaluzje. Pośrodku pokoju
znajdował się duży, okrągły kominek. Pod ścianą kanapa i prostopadle do
niej sofa w odcieniach beżu, brązu i zieleni. Dopasowane w kolorze krzesła
stały po drugiej stronie, a dębowe stoliki usytuowane wygodnie w rogach,
dopełniały całości.

70

RS

background image

Na górze było kilka sypialni i pokój do gry w bilard i rzutki. Największa

sypialnia znajdowała się na dole. Maddie położyła walizkę na starej
cedrowej komodzie w nogach olbrzymiego łoża.

Przebrała się w białe szorty, które kiedyś były luźne, a teraz trochę zbyt

opięte, włożyła tenisówki i wyszła z chatki obejrzeć okolicę.

Kilka godzin później wróciła przyjemnie zmęczona, wzmocniona

świeżym powietrzem i słodkim zapachem sosen. Napatrzyła się do woli na
czyste, błękitne niebo Kalifornii. Gdy otworzyła drzwi chatki, stanęła jak
wryta, bo nic nie mogło jej bardziej zaskoczyć niż widok mężczyzny, który
stał teraz przed nią.

- Luke!
Stał w szerokim rozkroku z rękoma skrzyżowanymi na piersiach.

Arogancki, pewny siebie, jakby przyszedł zabrać to, co mu się należy.
Jeszcze nigdy nie wyglądał tak dobrze.

Miała ochotę rzucić się w jego ramiona.
- Co tu robisz? - spytała. - Gzy mnie śledzisz? Bo jeśli tak...
Podniósł ręce do góry obronnym ruchem.
- Zanim zadasz cios, pozwól, że cię o coś spytam. Czy moja siostra

zaproponowała ci, żebyś spędziła tu weekend? Tak?

- „Zaproponowała", to mało powiedziane - odrzekła. - Prawie przyniosła

mnie tu na plecach.

Skinął głową, nie okazując zdziwienia.
- Przepraszam, Maddie. Nie miałem z tym nic wspólnego. Powiedziałem

jej tylko, że nie chcesz mnie widzieć i nie odpowiadasz na telefony.
Namówiła mnie, żebym też tu przyjechał. Wiesz, że była tu kiedyś powódź?

- Powódź? Skinął głową.
- Tak. Fran przyjechała tu odpocząć i pękła rura pod zlewem. Wszędzie

była woda. Rosie przysłała wtedy Alexa na ratunek.

- I popatrz, co się z nimi stało - powiedziała, przypominając sobie parę,

która niedawno wzięła ślub. W jej głosie nie było złości, lecz nuta
zamyślenia.

- Właśnie. - Powiedział to tak, jakby sądził, że małżeństwo jest czymś

gorszym niż śmierć. - Matka i siostra twierdzą, że ta chatka ma jakąś
magiczną moc. Jeśli zjawi się tu samotna para, muszą się pobrać.

- Muszą? - powiedziała, unosząc brwi. - To dziwne.
- Nie to chciałem powiedzieć - zmitygował się. - Chodzi mi o to, że

wpadliśmy w pułapkę.

- Na to wygląda - zgodziła się. Przeczesał ręką włosy.

71

RS

background image

- Wkrótce się ściemni. Czy możemy spędzić noc pod jednym dachem?

Oczywiście w osobnych sypialniach.

- Wyniosę się - zaproponowała. - W końcu to wasz dom.
Spodziewała się, że zaprotestuje.
- Nie. Jeśli ktoś ma jechać, to ja. Przy okazji skręcę kark siostrze.
Przypomniało jej się to, co mówił o magicznych właściwościach chatki.

Oddał jej dwadzieścia dolarów po rozmowie z rodzeństwem, ale nadal nie
wiedziała, czy porozumiał się z matką i z ojcem.

- Czy rozmawiałeś już z rodzicami?
- Mógłbym ciebie o to samo spytać. Czy powiedziałaś swoim rodzicom o

dziecku?

Byłby dobrym adwokatem, pomyślała. Chciała przekazać nowinę

rodzicom, ale na samą myśl o tym robiło się jej niedobrze.

- Nie. Ale moja sytuacja jest inna. Twoi rodzice zawsze byli przy tobie.

Ja ze swoimi prawie nie rozmawiam.

- Tchórz.
Chciała zaprzeczyć, ale wzruszyła tylko ramionami.
- Nie przesadzaj.
- Nie sądzisz, że mają prawo wiedzieć, że będą dziadkami?
- Biorąc pod uwagę, jak mnie zawsze kochali? - spytała z sarkazmem. -

Nie.

- Prędzej czy później musisz im powiedzieć. Nie będą wiedzieli, co

myśleć, gdy usłyszą płacz dziecka przez telefon.

- Oni wcale o mnie nie myślą. Nie jestem tak związana i rodzicami jak

ty. Ty ze swoimi rozmawiasz codziennie, a przynajmniej rozmawiałeś,
zanim to wszystko się stało. Zadzwoń do nich.

- Zawrzyjmy umowę. Ty zadzwonisz do swoich rodziców, a potem ja do

swoich.

Co go obchodziło, czy zawiadomi rodziców? Chyba stawała się

cyniczna. A przecież to była domena Luke'a. Ale co straci, jeśli się zgodzi?

- Dobrze. Kiedy wrócę do domu, spróbuję do nich zadzwonić.
- A może teraz?
Powinna była przewidzieć, że go nie przechytrzy.
- Nie chcę nabijać rachunku za telefon.
- Jakoś to zniesiemy. Poza tym, jeśli jest tak, jak mówisz, rozmowa

będzie krótka. Przestań się droczyć, Maddie. - Podał jej słuchawkę. - Nie
bądź tchórzem.

A więc znów miał ją za tchórza? Wzięła słuchawkę.

72

RS

background image

- Robię to tylko dla ciebie. Poświęcam się po to, żebyś porozmawiał z

rodzicami. Na tym polega dyplomacja.

- Jak sobie życzysz, ślicznotko.
Wyprostowała się, podeszła do telefonu i wystukała na tarczy numer

rodziców. Oby tylko byli za granicą, pomyślała.

Już po trzech dzwonkach usłyszała znajomy, dystyngowany głos.
- Słucham?
- Mama? To ja, Madison.
- Dzień dobry, kochanie. Co za miła niespodzianka! Jak się miewasz? -

Claudia Wainright naprawdę zdawała się być zachwycona.

- Dobrze, nawet bardzo dobrze, mamo. - Gdyby tylko przestało jej

burczeć w brzuchu i mogła mówić spokojnie. - A jak wy się macie, ty i tata?

- Świetnie, kochanie. Co za zbieg okoliczności, że dzwonisz. Właśnie

dzisiaj rano rozmawialiśmy o tobie. Chcemy wybrać się do Kalifornii.

- Naprawdę? - A więc skłamała przed chwilą, mówiąc, że rodzice wcale

o niej nie myślą.

- Teraz Winston nie może wyjechać. Może na Święto Dziękczynienia?
Poczuła panikę. Będzie wtedy prawie w szóstym miesiącu ciąży i nie

zdoła ukryć swego stanu.

- Bardzo chciałabym się z wami zobaczyć. Ale już teraz mam dla was

cudowną wiadomość.

- Co takiego, kochanie? Chyba nie pojechałaś do Los Angeles, żeby

zrobić sobie tatuaż na pupie?

- Ależ, mamo! Pewnie, że nie mam tatuażu. - Kątem oka dostrzegła, że

Luke się śmieje.

Po drugiej stronie słuchawki również rozległ się śmiech.
- Przepraszam, kochanie. Nie mogłam się powstrzymać. Co to za

wiadomość?

Wzięła głęboki oddech.
- Będę miała dziecko - powiedziała i zamarła, przygotowując się na

chłodną odpowiedź.

Po drugiej stronie telefonu na chwilę zapadła cisza.
- To znaczy, że będę babcią?
- Tak - odpowiedziała stanowczo. - Pomyślała, że matka wolałaby jednak

tatuaż.

- Gratuluję, moja droga. Czy mogę spytać, kto jest ojcem? - Zamiast

spodziewanego chłodu, w głosie matki była tylko ciekawość.

Madison usiadła na krześle obok telefonu.
- Luke Marchetti.

73

RS

background image

- Z tej włoskiej restauracji?
- Tak. Słyszałaś o nim?
- Tylko o jego rodzinie.
- Źle czy dobrze? - Chciała wiedzieć Madison.
- Bardzo dobrze. Ale chyba nie dostałam zaproszenia na ślub?
- Nie planuję wesela.
- Poprosił cię o rękę?
- Tak.
- Rozumiem.
Madison nie była pewna, czy matka naprawdę rozumie i nagle znikła

cała odwaga, jaką wcześniej zdołała z siebie wykrzesać.

- Posłuchaj, mamo. Nie jestem teraz w domu. Wolałabym zadzwonić za

parę dni, żebyśmy mogły dłużej porozmawiać.

- Będę czekała, kochanie. Czy mogę powiedzieć twojemu ojcu?
- A musisz?
- Jeśli tego nie chcesz, to nie. Ale nie sądzisz, że on powinien wiedzieć?
- Oczywiście.
Madison poczuła ulgę. Powiedziała wszystko i świat się nie skończył.

Spontanicznie dodała: - Kocham cię, mamo.

- Ja też cię kocham. Do widzenia.
Madison w zdumieniu patrzyła na telefon. Nie mogła sobie przypomnieć,

kiedy ostatni raz matka powiedziała do niej takie słowa. Nie wiedziała, co o
tym myśleć. Stała nadal, wpatrując się w słuchawkę, aż Luke wyjął ją z jej
ręki.

- Źle to przyjęła? - spytał.
- Raczej nie.
- A więc martwi się, że to ja jestem ojcem? Madison potrząsnęła głową.
- Twoja sława dotarła na Wschodnie Wybrzeże. Matka ma dobre zdanie

o restauracjach Marchettich. - Spojrzała na niego. - I nie mów mi, że nie
należysz do tej rodziny.

- Nigdy by mi to nie przyszło do głowy. Ale wyglądasz na zaszokowaną.

Czy zdenerwowała się, że nie wychodzisz za mąż?

- Od łat kontaktujemy się głównie przez telefon i potrafię wychwycić

każdy niuans w jej głosie. Nie sądzę, by się zdenerwowała.

- To o co chodzi?
Spojrzała na niego i wzruszyła bezradnie ramionami.
- O nic.
- A więc można powiedzieć, że poszło dobrze?
- Tak.

74

RS

background image

- To dlaczego wyglądasz jak po trzęsieniu ziemi? Nie była pewna. Od

najmłodszych lat musiała znosić emocjonalny chłód rodziców. Wiedziała,
co to znaczy obojętność. Nagła zmiana zachowania matki bardzo ją
poruszyła. Była zmieszana, ale odprężona i szczęśliwa. Zapragnęła znów
porozmawiać z matką, by przekonać się, czy to była tylko chwilowa zmiana.
Gdyby nie Luke, nigdy by nie zadzwoniła.

Stanęła blisko niego, wspięła się na palce i ucałowała go w policzek.

Objął ją, ale szybko odsunęła się, bo nie mogła sobie ufać.

- Dziękuję, że namówiłeś mnie, żebym zadzwoniła - powiedziała. -

Często mnie irytujesz, ale czasem okazujesz się bardzo mądry.

- Nie ma za co. Mam jeszcze jeden świetny pomysł.
- Jaki jesteś skromny!
- Chcę cię zaprosić na uroczysty obiad.
Madison była uszczęśliwiona. Tak, należało to uczcić.
Kilka godzin później stali przed chatką, wpatrując się w gwiazdy. Luke

spojrzał na Maddie i pomyślał, że jest piękniejsza i bardziej kusząca niż całe
rozgwieżdżone niebo. Zauważył, że jej płaski brzuch teraz trochę się
zaokrąglił. Co dzień stawała się piękniejsza i wydawało mu się, że kiedy
będzie w dziewiątym miesiącu, to on oszaleje i zachwytu. Podziwiał jej
upór i odwagę. Postanowiła sama zająć się dzieckiem. Dlaczego nie mogła
uwierzyć, że nie musi wszystkiego brać na siebie?

Zadrżała i potarła ręce.
- Zimno ci? - spytał.
- Nie wiedziałam, że w górach noce są takie zimne. Objął ją ramionami i

przytulił. Spojrzał jej w oczy i ostatkiem woli powstrzymał się, by jej nie
ucałować.

- To wspaniała restauracja - powiedziała ochrypłym głosem. - Kto by

przypuszczał, że tak urocze miejsce może być ukryte w górach.

- To ulubiona knajpka mojej rodziny.
Znów używał słów „moja rodzina". Maddie wspierała go podczas całej

tej burzy. Był jej za to wdzięczny i przysiągł sobie, że się jej zrewanżuje.

Był uradowany, patrząc na nią przy świetle świec w małej, przytulnej

restauracji. Zapamięta na zawsze śliczne loki połyskujące złotem, gdy
padało na nie światło. Nawet gdy już będzie stary, nie zapomni słodkiej,
zmysłowej buzi.

Nigdy nie pożądał tak bardzo żadnej kobiety. Myślał o niej nieustannie.

Dlaczego? Co takiego było w Maddie, że pragnąłby trzymać ją w objęciach
aż do końca świata?

75

RS

background image

- Nigdy w życiu nie jadłam lepszego pesto - mówiła dalej. - Co nie

znaczy, że u Marchettich podają złe pesto - szybko poprawiła się.

- To nie jest nasza specjalność - odparł.
Położył ręce na jej ramionach i przesunął w dół. -Maddie...
- Dobry z ciebie człowiek, Marchetti - szepnęła
W świetle księżyca dostrzegł zdziwienie w jej oczach. Czy wiedziała, jak

bardzo pragnął ją pocałować? I że zamierzał to zrobić? Chyba potrzymają
trochę w niepewności, aby pobudzić jej zmysły.

- Czy zechcesz mi to wyjaśnić? - spytał. - W czym jestem dobry?
- Udało ci się mnie zwieść. Nie tylko nie ustaliliśmy, kto z nas opuści

chatkę, ale jeszcze zadzwoniłam do rodziców, a ty nie zadzwoniłeś do
swoich.

Uśmiechnął się. Zastanawiał się, kiedy to powie.
- Masz rację. Jestem dobry.
- A więc idziesz? Czy ja mam iść?
- Żadne z nas. Ta kręta górska droga jest niebezpieczna w nocy. Jesteśmy

dorośli. Możemy sobie zaufać.

- Wszystko wskazuje na to, że nie - odparła, przyciskając ręce do

brzucha.

- Jeśli bardzo chcesz, to sobie pójdę.
- Nie, masz rację. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby coś ci się stało.
- A więc martwisz się o mnie - stwierdził na pozór nonszalancko. Nie

chciał, by wiedziała, ile znaczy dla niego jej odpowiedź.

- Oczywiście. Jesteś ojcem mojego dziecka. Jesteśmy przyjaciółmi...
- Przyjaciółmi? Rozczarowujesz mnie. Jesteś prawnikiem, a nie potrafisz

znaleźć lepszego określenia, by nazwać to, co nas łączy? Czasem czyny
mówią więcej niż słowa.

Zanurzył palce w jej gęste loki i dotknął kciukiem jej drżących, pełnych

ust. Potem, gdy nie mógł już dłużej się powstrzymać, pochylił głowę i
dotknął ustami jej warg. Jej cichy jęk rozkoszy rozpalił go. Objął ją w pasie
i przyciągnął do siebie. Była bardzo kobieca, ciepła i kusząca.

Bez wahania objęła go rękami za szyję. Chciał ofiarować jej

bezpieczeństwo. Pragnął jej. Tylko jej.

- Maddie - wyszeptał do jej ucha. - Jeśli teraz nie przestaniemy, zaniosę

cię do środka i...

- Nie możemy, Luke.
- Dlaczego?
- Już tak kiedyś było. Proszę, nie utrudniaj.
- Nic w tym trudnego - tylko wyjdź za mnie.

76

RS

background image

- Aleja...
- Na kiedy wyznaczymy datę? - spytał.





































77

RS

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY


Madison odsunęła się i spojrzała na niego ze zdumieniem. Jeden

pocałunek, dotyk jego warg, i stawała się bezbronna jak dziecko. Wiedziała,

że on zdaje sobie z tego sprawę. Wykorzystywał to, by osiągnąć swój cel.

Wzięła głęboki oddech.
- Powiem ci coś. Masz delikatność słonia. Czy uważasz, że jestem

głupia?

- Jesteś jedną z najinteligentniejszych osób, jakie znam. Dlaczego

pytasz?

- Bo zastanawiam się, dlaczego sądzisz, że poddam się twojej

manipulacji.

- O czym ty mówisz?
- Podniecasz mnie, a potem rzucasz pytanie w momencie...
- Upojenia? - spytał.
- Słabości - sprostowała.
- Przede wszystkim nie zgodzę się z insynuacją, że jestem tak

wyrachowany. - Przygładził ręką włosy. Czy jego ręka drżała? - Po drugie,
przyznaję, że nie znam się dobrze na kobietach. Ale jeśli twoi rodzice nie
sprzeciwiają się małżeństwu, dlaczego ty nie chcesz się zgodzić? Dlaczego
nie możemy ustalić daty?

- Na przykład dlatego, że twoim zdaniem powinnam cię słuchać. Znowu

starasz się mnie zdominować.

- Nie, Maddie. Po prostu wydawało mi się, że dobrze będzie, jeśli o tym

wspomnę. Powiedz mi, że nie podobał ci się ten pocałunek, i zakończymy
rozmowę.

- Nie podobał mi się - odpowiedziała, nie patrząc mu w oczy.
- Kłamiesz - odparował. - To pewnie ktoś inny jęczał z rozkoszy parę

minut temu.

- Na pewno nie ja - skłamała znowu.
- Właśnie że ty. I oddychasz, jakbyś ukończyła maraton. Może nie?
- Jesteś zły na rodziców, bo nie byli z tobą uczciwi. Ta obsesja, żeby

mnie poślubić, to tylko objaw twojej potrzeby dominacji. Chcesz mieć
kontrolę nad dzieckiem i jego matką. To jedyny powód twoich oświadczyn.

- Ostre słowa - odparł, a jego oczy niebezpiecznie się zwęziły.
- Naprawdę? Wydaje mi się, że jeśli nie masz nad kimś kontroli,

skreślasz go, nawet jeśli ta osoba cię kocha.

Na przykład ja.

78

RS

background image

Ta myśl przyszła jej do głowy tak nagle, że zadrżała. Gdyby nie było z

tyłu poręczy, przewróciłaby się. Nie skreślił jej, bo była matką jego dziecka.
Ale zrobił wszystko - może tylko nie wynajął prywatnego detektywa - żeby
pokazać, że jej nie ufa.

Czy go kochała? O Boże, nie. Ale miała złe przeczucie, że jeśli on wyzna

jej miłość, to pójdzie za nim na koniec świata. A jeśli jej nie kocha, to
trudno. I tak ten pomysł był niedorzeczny.

- Chcę tylko, żeby to dziecko nie musiało nigdy się zastanawiać, kim jest

jego ojciec. By uniknęło mego losu. Ja już nigdy nie otrzymam odpowiedzi
na wszystkie nurtujące mnie pytania.

- Rodzice mogliby ci pomóc, gdybyś i» pozwolił.
- Tak, ale pozbawili mnie szansy poznania własnego ojca.
- Nie myśl o tym, Luke. Każdy człowiek traci w życiu różne szanse.

Czasem z własnej winy, a czasem nie. Ale jeśli porzucisz swoją rodzinę,
któregoś dnia będziesz tego gorzko żałował. Tom Marchetti powinien być
dla ciebie wzorem. Jeśli okażesz się dobrym ojcem, będziesz mógł jemu za
to podziękować. Ja też. A ty odwróciłeś się od niego i od matki.

- Co to ma wspólnego z naszym małżeństwem?
- Zastanawiam się, czy ucieczka nie jest twoją stałą reakcją na

rozczarowanie. Nikt nie jest doskonały, Luke. Jeśli nie będę ciebie słuchała
albo rozczarujesz się co do dziecka, czy odwrócisz się od nas tak jak od
rodziców?

- To nie jest w porządku, Maddie. Nie możesz porównywać tego, co

przeszedłem, z kłopotami, jakie mają rodzice.

- Spójrz na siebie, Luke. Dlaczego nie miałabym sądzić, że opuścisz nas,

jeśli w jakiś sposób nie będziesz z nas zadowolony?

- Chcesz powiedzieć, że odsuniesz mnie od dziecka? Potrząsnęła głową.
- Absolutnie nie. Próbuję ci wytłumaczyć, dlaczego nie mogę cię

poślubić. Wiem, jak to jest, czuć się niechcianą. Przez całe życie walczyłam
o miłość rodziców.

- Zauważyłem coś wręcz przeciwnego. Wydawało mi się, że ty i matka

świetnie się rozumiecie.

- Nie wiem, co jej się stało. Może zawsze coś do mnie czuła, ale nie

potrafiła mi tego okazać? Nieważne, czy rodzice mnie kochali, w każdym
razie odczuwałam brak miłości. Nie zgodzę się, by moje dziecko miało ojca,
który nie umie kochać.

- Maddie, bądź rozsądna.
- Wydaje mi się, że jestem dość rozsądna, a także sprawiedliwa. Nie

mam nic do dodania. Dobranoc, Luke. Wyjadę z samego rana.

79

RS

background image

- Posłuchaj, Maddie...
Podeszła do drzwi i odwróciła się w jego stronę.
- Wysłuchałam cię i nie zmieniłam zdania. W poniedziałek o pierwszej

mam wizytę u lekarza. Jeśli chcesz, możesz pójść ze mną.

Gdy była już w sypialni, zamknęła drzwi na klucz. Położyła się na łóżku

i schowała głowę pod poduszką, żeby nie usłyszał, jak płacze.

Przez całe życie dawała sobie świetnie radę. We wszystkim, tylko nie w

miłości. To sprawiało jej wielki ból. Domyślała się, że tak będzie. Starała
się nie zakochać. Ale wiedziała, że Luke jest stworzony dla niej. Dlaczego
musiała trafić na mężczyznę, który nie potrafi jej pokochać?

- Co cię sprowadza, synu? - Tom Marchetti otworzył drzwi i patrzył tak,

jakby nic się nie stało.

Ale nie odsunął się odruchowo, żeby przepuścić Luke, tak jakby nie był

pewien, czy on zechce wejść. Jego ciemne kiedyś włosy były przyprószone
siwizną, ale brązowe oczy nadal błyszczały inteligencją. Luke przestąpił z
nogi na nogę.

- Podczas weekendu z Maddie w chatce...
- Byliście razem w górach?
- Rosie to uknuła.
- Aaa - mruknął tylko.
- Umówiłem się z Maddie. Oboje postanowiliśmy porozmawiać z

rodzicami. Ona już to zrobiła, a ja...

- Cieszę się, że cię widzę, synu. - Tom otworzył szerzej drzwi. - Matka

jest zajęta, ale pewnie zechcesz coś przekąsić.

- Tak zawsze mówi mama.
- Właśnie. Zawsze trzeba uczyć się od najlepszych. Weszli do kuchni.

Luke przysunął jedno z krzeseł, ale był zbyt zdenerwowany, by usiąść.
Należało wreszcie wszystko wygarnąć.

- A więc myślisz, że mama jest najlepsza? Po tym wszystkim, co ci

zrobiła?

- A co takiego miałaby mi zrobić?
- Przyjąłeś ją po tym, jak zdradziła cię z innym mężczyzną. Moim ojcem

- dorzucił.

- Jestem egoistą, Luke. - Tom ukroił kawałek czekoladowego ciasta,

nalał szklankę mleka i postawił to przed Lukiem.

- Egoistą? - To nie pasowało do mężczyzny, którego znał. - Co ty

mówisz?

- Nie będę ci kłamał. Byłem zły na matkę. Odszedłem. - Stał po drugiej

stronie stołu i patrzył na Luke'a. - Próbowałem nawet przestać kochać Flo.

80

RS

background image

- I co się stało?
- Nie udało mi się. Dlatego mówię, że jestem egoistą. Chciałem ją mieć

za wszelką cenę.

- To znaczy, że jesteś słaby, a nie samolubny. Tom zamyślił się. Potem

skinął głową.

- Pewnie masz rację. Bez Flo czułem się jak bez ręki. Nic mnie nie

cieszyło. Wszystko, co osiągnąłem, nie miało bez niej żadnego znaczenia.
Może faktycznie byłem słaby.

- To dlatego, mimo zdrady, przyjąłeś ją z powrotem?
- Zrobiła błąd. Aleja też byłem winny. Zapomniałem, że uczucia trzeba

pielęgnować. Wziąłem na siebie połowę winy i połowę zasług. Nie tylko ją
przyjąłem - błagałem, żeby mnie nie porzucała.

- Czy wiedziałeś wtedy, że jest w ciąży z innym? Skinął głową.
- Była ze mną szczera. Najpierw nie chciała się ze mną z tego powodu

pogodzić. Ale ja nie zamierzałem jej stracić. - Przyjrzał się swoim
splecionym dłoniom. - Wybory, jakich dokonujemy, mają wpływ na całe
nasze życie. Postanowiłem, że będę twoim ojcem. Niektórych swoich
decyzji żałuję, ale nie tej. Kocham cię. I nie dodam: ,jak syna". Ty jesteś
moim synem.

Luke czuł się upokorzony szczerością ojca. Czy kiedykolwiek będzie tak

silny jak on?

Tom zaczął po kolei otwierać szafki w kuchni, aż wreszcie znalazł to,

czego szukał. Wyjął posklejany kryształowy wazon, który zawsze stał na
stole w Święto Dziękczynienia.

Wręczył go Luke'owi.
- Cała wasza piątka zawsze zastanawiała się, dlaczego to trzymamy. Dla

mnie i dla Flo jest to symbol tego, co mogliśmy utracić. Stłukłem go, gdy
dowiedziałem się o tobie. Odszedłem tego samego dnia. Flo zachowała
potłuczone kawałki, bo ten wazon należał kiedyś do mojej matki. Kiedy
odzyskałem rozum, skleiliśmy wazon. To samo zrobiliśmy ze swoim

życiem. Kiedy musimy sobie coś przypomnieć, wyciągamy ten wazon.

Kiedyś Luke nie zrozumiałby tak silnych uczuć. Teraz był w stanieje

pojąć. Dzięki Maddie. Czy to właśnie była miłość? Tak długo wątpił, czy ją
znajdzie, że nie zauważyłby jej, gdyby stanęła tuż obok. Zazdrościł Flo i
Tomowi, bo łączyło ich bardzo głębokie uczucie. Ich miłość pokonała
przeszkody i stała się jeszcze silniejsza.

Ale nadal nie mógł pogodzić się z tym, że nie powiedzieli mu prawdy o

ojcu. Gdyby Brad Stephenson nie zostawił testamentu, Luke nadal żyłby w

81

RS

background image

nieświadomości. Czy wolałby takie rozwiązanie? Musiał zadać ojcu jeszcze
kilka pytań.

- Dlaczego ty i mama nie powiedzieliście mi? Nie pomyśleliście, że

może chciałbym wiedzieć?

- Rozmawialiśmy o tym - twój ojciec, Flo i ja. Czasem lepiej nic nie

mówić.

- Ale taki unik to kłamstwo.
- Tak. Jednak sądziliśmy, że najlepiej będzie, jeśli wychowasz się w

dużej, zżytej rodzinie. Dziecko musi mieć poczucie bezpieczeństwa. Takie
wyznanie oddzieliłoby nas od ciebie i spowodowałoby zupełnie
niepotrzebnie problemy. Czy traktowałem cię inaczej niż braci i siostrę?
Czy czułeś się inny?

Luke uśmiechnął się.
- Nigdy nie przyszło mi to do głowy. Tom skinął głową z satysfakcją.
- To mogę być z siebie dumny - stwierdził.
Luke nagle zrozumiał. To, że nigdy nie odgadł sekretu, świadczyło o sile

i uczciwości Toma. I jego głębokiej miłości.

Wstał, okrążył stół i uściskał ojca.
- Jesteś najlepszym człowiekiem, jakiego znam.
- Szkoda, że nie mogłeś poznać Brada. To też był dobry człowiek.
- Nie jesteś na niego zły? - Luke był wyraźnie zaskoczony.
- Z początku byłem. Ale nie mogę go winić, że odchodząc z tego świata,

chciał wyjawić ci prawdę. To, że tyle lat milczał, dowodzi, jak bardzo cię
kochał.

Luke skinął głową.
- Myślę, że miałem szczęście.
- Ja też tak myślę - odezwał się kobiecy głos. Luke zobaczył stojącą w

drzwiach matkę.

- Cześć, mamo - przywitał się. - Już skończyłaś zajęcia? Skinęła głową.
- Mieliście dość czasu, żeby porozmawiać.
Luke objął ją, ale zdążył zauważyć, że ma w oczach łzy.
- Stęskniłam się za tobą - powiedziała.
- Ja też stęskniłem się za wami. - Spojrzał na ojca. - Jesteś bardzo mądry.
Oczy ojca też podejrzanie błyszczały, ale się uśmiechnął.
- Chętnie przyznam ci rację.
Luke uścisnął jeszcze raz matkę i powiedział, spoglądając na Toma:
- Przepraszam, że byłem takim głupcem. Maddie twierdzi, że jestem

irytujący.

Flo rozpromieniła się.

82

RS

background image

- Cieszę się, że z nią jesteś. Ona pomogła ci to wszystko znieść. Ale choć

to nie było łatwe, myślę, że postąpiliśmy dobrze. Gdybym dzisiaj musiała
podejmować decyzję, zrobiłabym dokładnie to samo.

- Dobrze, że nie dowiedziałem się o wszystkim, gdy byłem nastolatkiem.

Wtedy dzieci buntują się bez powodu, a ja miałbym prawdziwy powód do
rewolty - przyznał.

- Tak mi przykro, że musiałeś cierpieć. - Flo spojrzała na niego czule.
Tom ucałował ją w policzek.
- Dzieci zachowują się głupio, ale z wiekiem stają się mądrzejsze. Jeśli

czują się bezpieczne i kochane, wyrosną na szczęśliwych i silnych ludzi.

Luke pomyślał o Maddie, która dorastała w przekonaniu, że jest

niechcianym dzieckiem. Ona nie miała skąd czerpać wiary, że ktoś ją
pokocha. Nie potrafiłby powiedzieć, co do niej czuje, choć miała urodzić
jego dziecko.

Zrobił parę kroków i odwrócił się do rodziców.
- Mam nadzieję, że będę równie dobrym ojcem dla mojego dziecka.
- Dziecko potrzebuje obojga rodziców. Ty i Maddie musicie trzymać się

razem - powiedziała matka.

- Jak mam to rozumieć, mamo?
- Wszyscy zarzucają mi, że jestem swatką. Nie powiem już ani słowa.
- Jesteś delikatna jak słoń w składzie porcelany, Flo Marchetti - zaśmiał

się Tom.

- Trzy razy prosiłem Maddie, żeby za mnie wyszła. Nie zgodziła się -

wyznał Luke.

- No to nie możemy powiedzieć, że do trzech razy sztuka - stwierdziła

Flo. - Nie poddawaj się, kochanie. Założyłabym się o srebrną solniczkę i
pieprzniczkę babci Marchetti, że Maddie bardzo na tobie zależy. Zawsze
twierdziłam, że jesteście stworzeni dla siebie.

- To prawda - przyznał Luke.
Wiedział, że musi załagodzić spór z Maddie. Pamiętał, jak była urażona,

gdy ostatnio się widzieli. Czy potrafi przywrócić uśmiech na jej twarzy,
iskierki w jej oczach?

Zerknął na rodziców. Uśmiechali się do niego. Prawie cudem udało mu

się z nimi pogodzić. Czy ten cud uda mu się również z Maddie?





83

RS

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY


Luke postanowił, że najpierw spróbuje dogadać się z Nickiem. Pamiętał,

że Maddie ma dziś wizytę u lekarza i postanowił jej towarzyszyć. Ale przed
spotkaniem z nią musiał jeszcze coś załatwić. Dlatego przyszedł nie
zapowiedziany do biura Marchetti's Incorporated i wpatrywał się teraz w
sekretarkę Nicka, czekając na odpowiedź.

- Pan Marchetti powiedział, żeby mu nie przeszkadzać - powtórzyła.
- Jestem jego bratem - przypomniał jej. I właśnie przeżyłem osobisty

kryzys, więc proszę mnie wpuścić, dodał w myślach.

- Rozkaz to rozkaz. Nie umówił się pan na spotkanie. A pana brat nie

robi wyjątków dla rodziny. Powiedział wyraźnie: „Jeśli cenisz swoją pracę,
nikogo nie wpuszczaj". To wszystko.

Rodzina. To słowo napawało go dumą. On był częścią rodziny.

Potrzebował po prostu trochę czasu, żeby to zrozumieć.

- Muszę zobaczyć się z bratem, zanim udam się na następne spotkanie.

Nie zajmę mu dużo czasu. Jeśli jest zbyt zajęty, będzie musiał powiedzieć
mi to sam - rzucił, mijając jej biurko. - Obiecuję, że nie straci pani pracy.

Zapukał do drzwi pokoju brata i wszedł do środka. Nick siedział oparty

na krześle, ze słuchawką przytkniętą do ucha.

- Jesteś w ciąży, Ab. Kierowanie restauracją jest męczące. Musisz co

jakiś czas odpocząć. Jako żonie szefa należą ci się pewne względy, choć
wiem, że nie lubisz z nich korzystać. Co zresztą bardzo mi się w tobie
podoba.

Spostrzegł stojącego w drzwiach Luke'a i uśmiechnął się szeroko. Gdy

zjawiła się sekretarka, pomachał, żeby sobie poszła.

Luke przysiadł na brzegu biurka.
- Pozdrów ode mnie Abby.
- Masz pozdrowienia od Luke'a, kochanie. - Słuchał przez chwilę, potem

zaśmiał się. - Tak, powiem mu. Kocham cię - powiedział miękko do żony i
odłożył słuchawkę.

- Twoja sekretarka to twarda sztuka - stwierdził Luke.
- Tak, to jej największa zaleta. - Odchylił się na krześle i splótł ręce na

brzuchu. - Co mogę dla ciebie zrobić?

- Popatrzeć, jak się przed tobą płaszczę.
- Z przyjemnością.
Luke zazdrościł bratu. Miał kobietę, którą kochał z wzajemnością,

oczekiwali dziecka. Nick miał wszystko.

- Co Abby kazała mi powiedzieć?

84

RS

background image

- Ze już pora, żebyś przestał zachowywać się w stosunku do mnie jak

idiota.

- Daj spokój. Zachowywałem się jak idiota w stosunku do wszystkich.
- Poważnie, Luke, cieszę się, że cię widzę. Brakowało mi ciebie.
- Ja też się cieszę. - Wstał. - Rozmawiałem z mamą i tatą.
Nick uniósł brwi.
- Naprawdę?
- Nie udawaj. Nie nadajesz się na aktora. Przecież wiesz.
- No, tak. Mama do mnie zadzwoniła. Ona i tata są bardzo szczęśliwi.
- Przepraszam, że byłem takim osłem. Ale to już przeszłość, obiecuję.
- Nie, chyba nadal jesteś osłem - stwierdził brat z rozbawieniem w

oczach. - Ale przynajmniej pogodziłeś się ze wszystkimi i wróciłeś na łono
rodziny.

Luke uniósł w uśmiechu kąciki ust.
- Będę udawał, że przeprosiny zostały przyjęte.
- Chciałbym tylko wiedzieć, kiedy wrócisz do pracy.
- Mój zastępca świetnie sobie radzi. Ale myślę, że mógłbym już wrócić -

odpowiedział Luke z zapałem.

- Dziś nie jesteś odpowiednio ubrany. Dżinsy i T-shirt to dobry strój na

weekend, a dziś jest poniedziałek.

Luke przygładził ręką włosy.
- Muszę spotkać się z Maddie u lekarza.
- Jak dziecko? Mały Nick czeka, żeby się pobawić z kuzynką.
- To już ustalone, że będę miał córkę? Nie wiesz czegoś, spytaj Nicka

Marchetti!

- Tak jest! - Przyjrzał się Luke'owi. - Ale poważnie, co u ciebie słychać?
- Dziecko ma się dobrze. Ale nie jego rodzice.
- Czy możesz to wyjaśnić?
- Prosiłem Maddie trzy razy, żeby wyszła za mnie, ale nie zgodziła się.

Będziemy wspólnie opiekowali się dzieckiem, ale ona nie zwiąże się z
mężczyzną, który jej nie kocha.

- A ty ją kochasz? Luke potarł ręką kark.
- Ona była dziewicą, Nick. Nick aż gwizdnął ze zdziwienia.
- A to dopiero! Ale nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Kochasz ją?
- Zależy mi na niej. - Potrząsnął głową. - Miałem wiele kobiet.

Właściwie żadna mnie nie rzuciła.

- No to miałeś szczęście - odparł sucho Nick. - Wierz mi, to paskudne

uczucie.

85

RS

background image

Luke wiedział, że brat myśli o swoim poprzednim małżeństwie. Zawarł

je potajemnie i został odtrącony, przez co później nie chciał związać się z
Abby. W końcu dzięki mamie wszystko się ułożyło.

- Tak - przyznał Luke. - Ale prawdą jest, że nigdy się tym nie

przejmowałem. Zastanawiam się, czy w ogóle jestem zdolny do miłości.
Ale...

- Mów dalej.
- Gdy ostatnio widziałem Maddie, chyba ją zdenerwowałem. Była jakaś

dziwna, chociaż powiedziała mi, kiedy ma wizytę u lekarza i
zaproponowała, żebym też przyszedł. Ale kiedy poszła, miałem wrażenie,

że mój żołądek opada i opada, coraz niżej...

- A zatem byłeś śmiertelnie przerażony - wyjaśnił Nick. - Mężczyznom

nie wypada się do tego przyznawać. Myślę, że to oznacza też, że Maddie
jest tą jedyną, jak powiedziałaby mama.

- Chciałbym być taki pewny. Boję się, że nie jest mi pisana miłość. Może

wrodziłem się w ojca.

- Szkoda, że nie możesz z nim porozmawiać.
- Zostawił mi list. Maddie dała mi go po otwarciu testamentu. Ale

jeszcze go nie przeczytałem - wyznał Luke.

- Najwyższy czas, żebyś to zrobił. - Nick wstał. - Jednak nie w godzinach

pracy. Miałem ci powiedzieć, żebyś zaczął jutro, ale dobrze byłoby, gdybyś
rzucił okiem na sprawozdania kwartalne. Potem możemy pójść na lunch. Ja
stawiam.

Luke spojrzał na zegarek.
- Maddie ma wizytę o pierwszej. Może innym razem, dobrze?
- Ten lunch? Oczywiście. Co do pracy, nie nalegałbym, gdyby to nie było

ważne. Prawdę mówiąc, gdybyś dziś nie przyszedł, zadzwoniłbym, żeby cię
tu ściągnąć. To nie zajmie dużo czasu. Poza tym lekarka z zasady się
spóźnia. Abby zawsze ma czas przeczytać prawie całą książkę, zanim
wejdzie do gabinetu.

- Dobrze - zgodził się Luke.
- Cieszę się, że znów jesteś z nami, braciszku. - Nick okrążył biurko i

wyciągnął rękę.

Luke uścisnął ją, potem objął brata.
- Ja też się cieszę, że wróciłem.
Luke nie spotkał się z Maddie u lekarza. Po raz pierwszy w swojej

karierze doktor Virginia Olsen zjawiła się punktualnie. Zadzwonił do
Maddie do biura, ale recepcjonistka powiedziała, że Maddie wyszła i już
dziś nie wróci.

86

RS

background image

Próbował dzwonić do niej do domu i nawet tam pojechał. Jeśli nawet

była w środku, nie podnosiła słuchawki i nie otwierała drzwi. Jego i tak
kiepski humor pogarszał się z minuty na minutę.

Krążył po mieszkaniu jak tygrys w klatce, wreszcie postanowił

przeczytać list od ojca.

Łatwo znalazł zmiętą kopertę zaadresowaną nieznajomym pismem.

Otwierając ją, prawie rozdarł na pół. Jak ten papier mógł powiedzieć mu
cokolwiek o tym mężczyźnie?

Drogi Luke, skoro to czytasz, to znaczy, że mnie już nie ma i znasz treść

mojego testamentu. Po pierwsze, chcę cię przeprosić. Twoje życie na pewno
przewróciło się do góry nogami i z tego powodu jest mi bardzo przykro. Ale
jednej rzeczy nie będę nigdy żałował - mojego związku z twoją matką.

Zanim poznałem Fło, nigdy nie byłem zakochany. Zacząłem już myśleć,

że coś jest ze mną nie w porządku, bo nie potrafię pokochać żadnej kobiety.
Okazało się, że nie mogłem bardziej się mylić. Niestety, kobieta, którą
pokochałem, była mężatką bardzo zakochaną w swoim mężu - ambitnym i
pracowitym mężczyźnie.

Luke, nie wiń matki za to, co się stało. To wszystko moja wina.

Wykorzystałem jej samotność i wrażliwość, żeby zdobyć to, co chciałem.
Nie jestem z tego dumny, ale zależy mi na tym, żebyś mnie zrozumiał. Flo
chciała być uczciwa i powiedziała wszystko Tomowi. Wybaczył jej i myślę,

że mogę cię prosić o to samo.

Uzgodniliśmy, że zachowamy wszystko w sekrecie.
Chciałem być częścią twego życia, ale Flo i Tom przekonali mnie, że

najlepiej będzie, jeśli nie poznasz prawdy. Z czasem, gdy wyrosłeś na
wspaniałego, mądrego mężczyznę, zrozumiałem, że mieli rację. Ale nigdy
nie myśl, że moje milczenie wynikało z braku uczuć. To nie znaczy, że cię
nie kochałem. Wprost przeciwnie.

Przykro mi też, iż okazałem się takim egoistą. Kiedy dowiedziałem się,

że mam raka, nie mogłem znieść myśli, że nikt nie będzie mnie opłakiwał.
Nikt mnie nie wspomni. Nikt, dla kogo moja egzystencja miałaby
jakiekolwiek znaczenie. I myśląc praktycznie, nie będę miał komu zostawić
tego wszystkiego, na co pracowałem przez całe życie.

Ponieważ twoja matka była jedyną kobietą, jaką kiedykolwiek kochałem,

nigdy nie ożeniłem się i nie miałem innych dzieci Jestem człowiekiem,
który mógł pokochać tylko jeden raz.

Oddałbym wszystko, żeby móc zaoszczędzić ci tego bólu, Luke. Żałuję,

że nie byłem silniejszy. Ale najbardziej żałuję tego, że nigdy nie mogłem

87

RS

background image

być dla ciebie ojcem, nie mogłem ci pomagać. Mój synu, z całego' serca

życzę ci szczęścia. Kocham cię bardziej, niż możesz to sobie wyobrazić.

Brad Stephenson
Luke skończył czytać i spojrzał jeszcze raz na list. Tłumaczył tak wiele...

Pomogłeś mi bardziej, niż mógłbyś to sobie wyobrazić. Mam tylko nadzieję,

że nie jest za późno, pomyślał ze smutkiem, choć w jego sercu zabłysła
iskierka nadziei.
































88

RS

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY


Madison weszła do domu, ledwo powłócząc nogami. Z miejsca, w

którym stała, widać było migające czerwone światełko na jej telefonie. Ktoś
zostawił wiadomość.

Luke, pomyślała z nadzieją. Nie. Nawet jeśli to on, to i tak nigdy już się

do niego nie odezwie.

Ale to nie znaczy, że nie mogła posłuchać jego głosu. Podeszła do

aparatu i nacisnęła guzik.

- Madison, tu mama. Ojciec zmienił rozkład zajęć i będziemy mogli

przyjechać do ciebie wcześniej. Zadzwoń, jak będziesz mogła.
Pozdrawiamy cię, kochanie.

Stłumiła rozczarowanie, chociaż ten telefon też sprawił jej radość.

Odkryła, że rodzice nie są tacy źli, choć nadal trochę powściągliwi. Ale to
byli jej rodzice i dziadkowie mającego przyjść na świat dziecka.

Ktoś zadzwonił do drzwi. To na pewno Luke. Najpierw ogarnęła ją

radość, jednak zdrowy rozsądek przypomniał, że przecież postanowiła nie
rozmawiać z tym facetem. Przez krótką chwilę chciała udać, że nie ma jej w
domu. Ale paliły się światła i wiedziała, jaki on jest uparty. W końcu trzy
razy prosił, żeby za niego wyszła.

Musiała mu odmówić, bo jej nie kochał. To, że nie przyszedł do lekarza,

też o czymś świadczyło.

Ponowny dzwonek do drzwi. Otworzyła. Zamiast Luke'a na progu stały

kwiaty. A raczej jej sąsiadka z olbrzymim bukietem kwiatów.

- Pani Galloway!
- Witaj, Madison. Nie było cię w domu i zgodziłam się przechować te

kwiaty. Kim jest Luke?

- Czy była wizytówka bez koperty?
- Tak, wystawała ze środka bukietu.
A ja jestem królową Saby, pomyślała Madison. Ale w końcu, jakie to

miało znaczenie, czy jej wścibska sąsiadka wie, kto przysłał te kwiaty. I tak
Madison z nim nie rozmawia. Chociaż te czerwone róże, chyba dwadzieścia
cztery, były śliczne.

- Luke to mój klient.
Drobna

blondynka

około

pięćdziesiątki

mrugnęła

do

niej

porozumiewawczo.

- No, może. Ale to znaczy, że chce być kimś więcej.
- Dziękuję, pani Galloway. Jestem bardzo wdzięczna.
- Nie zapomnij zaprosić mnie na wesele. Dobranoc, kochanie.

89

RS

background image

- Dobrze. Dobranoc - powiedziała Madison, zamykając drzwi.
Gdy zapach kwiatów wypełnił pokój, łzy napłynęły jej do oczu.
- Cholerne hormony - wymamrotała do siebie. - Cholerne wesele. I

cholerny Luke.

Weszła do kuchni i położyła kwiaty na stole. Znów dzwonek do drzwi.
- Luke!
Stał tam oparty o ścianę. Jaki cudowny widok dla jej stęsknionych oczu.

W luźnych granatowych spodniach, białej koszuli z rękawami podwiniętymi
aż do łokci i z poluzowanym czerwonym krawatem. Jej serce zabiło na ten
widok.

- Czy mogę wejść? Chyba nie chcesz, żeby sąsiedzi usłyszeli, co mam ci

do powiedzenia? Właśnie minąłem niską blondynkę, która zapytała, czy to
ja jestem Luke.

Madison wzruszyła ramionami i wpuściła go do środka.
- Czy możemy usiąść? - spytał. Usiadł na pluszowej sofie w salonie.
- A zatem nie rozmawiasz ze mną. Dobrze. Wystarczy, że słuchasz.

Chociaż to dziwne, żeby adwokat nie chciał otworzyć ust.

Usiadła w fotelu, nie odzywając się ani słowem. Dlaczego miałaby

sądzić, że on ma coś nowego do powiedzenia? Coś ważnego, co chciałaby
usłyszeć?

- Rozmawiałem z rodzicami.
Dzwonił do nich? Spełnił swoją obietnicę?
- Poszedłem do nich. W końcu do mnie dotarło to, co wszyscy mi

powtarzali.

Chciała spytać, co takiego, ale tylko zmieniła pozycję i rozprostowała

nogi.

- To, co jest najważniejsze. Nigdy nie podejrzewałem, że jestem inny.
- Co?
Uśmiechnął się lekko.
- Wiedziałem, że długo tak nie wytrzymasz. Jestem synem Toma

Marchettiego. Chcę także, żebyś wiedziała, że wróciłem do pracy w
rodzinnej firmie.

- Domyśliłam się tego. Przestałeś chodzić w dżinsach.
- Posłuchałem twojej rady. Zatrzymam firmę, którą zostawił mi Brad.

Mam już kogoś, kto ją poprowadzi. Rozmawiałem z tą osobą o tym, żeby
założyć centrum szkoleniowe dla kobiet ze schroniska, z którym
współpracujesz, więc...

- Co za wspaniały pomysł. Samo mieszkanie nie załatwia wszystkiego.

Te kobiety potrzebują pracy, żeby zarobić na siebie i dzieci.

90

RS

background image

- Poza tym chciałbym powiedzieć coś jeszcze. Będzie to właściwie

wyznanie.

- Już wystarczająco dużo powiedziałeś.
- Nawet nie zacząłem. - Odchrząknął. - Przez całe życie myślałem, że

wszystkie kobiety są do siebie podobne. Nigdy się specjalnie nie
angażowałem.

- Rozumiem - zdołała wykrztusić.
- Nic nie rozumiesz.
- Co się stało? Czy Tom coś powiedział? Potrząsnął przecząco głową.
- W końcu przeczytałem list.
Już chciała wyciągnąć do niego rękę, ale powstrzymała się i zacisnęła

palce w pięść.

- Luke, czy dobrze się czujesz?
- Tak. Zapaliło mi się w głowie światełko - powiedział. - W tę noc po

weselu Alexa kochaliśmy się i odkryłem, że jesteś dziewicą.

- Tak, ale czy możemy o tym zapomnieć?
- Nie, Maddie. Nigdy tego nie zapomnę. To najcenniejszy dar, jaki

kiedykolwiek otrzymałem. I wystraszyło mnie to jak diabli.

- Dlaczego?
- Nigdy nie oddałaś się żadnemu mężczyźnie. Dopiero mnie. To

nakładało na mnie pewne zobowiązania. Wcześniej nie zrobiłem nikomu
krzywdy, ale nie brałem za nic odpowiedzialności. Ty jesteś inna -
niezwykła.

- Co chcesz przez to powiedzieć, Luke?
- Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło. Nie sądziłem, że potrafię się tak

zaangażować, żeby chcieć z kimś spędzić całe życie. Myślałem, że coś jest
ze mną nie w porządku.

- I co? - spytała, tracąc oddech.
- Dowiedziałem się dlaczego. Odziedziczyłem to po ojcu. Dobre i złe

cechy.

- Jak to?
- Dobrze mnie oceniłaś. Nie lubię przegrywać i zrobię wszystko, żeby

wygrać.

- Już ci mówiłam, że zachowujesz się jak dziecko.
- Miałaś rację. Popracuję nad tym. Chodzi o to, że Brad też taki był.

Zakochał się w mojej matce i zaczął ją adorować w momencie, gdy czuła się
niekochana, nieatrakcyjna i uwiązana przy trójce dzieci. Umizgiwał się do
niej i dał jej to, czego wtedy potrzebowała.

- Och, Luke.

91

RS

background image

- Już dobrze. Teraz rozumiem. Pogodziłem się z mamą. Tom - tata -

wybaczył jej wiele lat temu. Jakże ja mógłbym jej nie wybaczyć? We troje
uzgodnili, że powinienem wychowywać się z resztą rodzeństwa. Brad
powierzył mnie Tomowi, który był dobrym ojcem i zawsze mnie kochał.

- To była odważna decyzja ze strony Brada. Luke skinął głową.
- Teraz też to wiem. Jego list okazał się cennym prezentem. Dzięki

niemu wreszcie zrozumiałem, kim jestem.

- To znaczy?
- Brad nigdy nie ożenił się i nie miał dzieci. Dlatego też złamał obietnicę.

Chciał zostawić mi firmę, którą tworzył przez całe życie. Ale zawsze kochał
tylko jedną kobietę. Moją matkę. Ja jestem taki jak on.

- Cieszę się, że teraz rozumiesz wszystko lepiej.
- Muszę cię przeprosić, Maddie. Starałem się kontrolować twoje życie.

Nie jestem z tego dumny. Ale przynajmniej teraz rozumiem.

- Co rozumiesz?
Wstał i zaczął przechadzać się po pokoju.
- Kiedy mnie odrzuciłaś, moje życie straciło sens. Za każdym razem, gdy

ci się oświadczałem, a ty mi odmawiałaś, byłem coraz bardziej
zrozpaczony. I stawałem się coraz bardziej apodyktyczny. Ale miałem
powód. Kocham cię.

- Ja też mam ci coś do powiedzenia.
- Co takiego?
- Muszę ci podziękować, że dzięki tobie odzyskałam rodzinę. Gdyby nie

ty, nigdy nie miałabym odwagi zadzwonić do rodziców. Ty też dałeś mi
piękny prezent. Szacunek dla samej siebie.

- Jesteś mądrą, piękną, wspaniałą kobietą. Wcześniej czy później

zrozumiałabyś to.

- Nie jestem tego pewna. Najważniejsze, że zaczęłam rozmawiać z

rodzicami. Zaproponowali, żebym zamieszkała u nich z dzieckiem. Bez

żadnych pytań.

Posmutniał.
- Nie wiem, co powiedzieć. Zrobisz tak? A co z twoją pracą? Tak się

starałaś o awans. Chyba nie zrezygnowałabyś z tego wszystkiego?

- Są rzeczy ważniejsze niż kariera. To rodzina.
- Rozumiem. - Potarł ręką kark. - Myślę, że możemy jakoś się dogadać.

Inni ludzie radzą sobie z wychowywaniem dzieci na odległość. Byłem głupi,
sądząc, że będziesz potrzebowała mnie tak, jak ja...

- Potrzebujesz mnie? - spytała i jej oczy wypełniły się łzami. - Czy

naprawdę mnie potrzebujesz?

92

RS

background image

Zrobił krok w jej stronę i stanął przed nią. Ujął jej dłonie w swoje ręce i

przyciągnął ją do siebie. Wstała. Przyciskając ją delikatnie, powiedział:

- Potrzebuję cię bardziej niż powietrza. Bardziej niż wody i jedzenia.

Jesteś moim szczęściem i moim słońcem. Pragnę cię i potrzebuję.
Przysięgnę na cały stos Biblii, jeśli to zadowoli twój prawniczy umysł, że
zawsze chciałem mieć dzieci. Nie potrafię wyrazić, jak bardzo pragnę tego
dziecka. - Trzymając nadal jej dłonie, przykląkł na jedno kolano. - Wyjdź za
mnie, Maddie. Stwórzmy rodzinę. Nie opuszczaj mnie.

- Nie powiedziałam, że przyjmę propozycję rodziców. Zastanawiam się...
- A więc mam szansę. Czy ty mnie kochasz? - spytał.
- Czy cię kocham? Na tobie się zaczyna i kończy mój świat. Kocham cię

nad życie - powiedziała. - Tak, wyjdę za ciebie. Będę najszczęśliwsza jako
twoja żona i matka twojego dziecka.

Uśmiechnął się szeroko.
- Do czterech razy sztuka.
- Czy musisz wciąż wszystko liczyć?
- Tak. To moja specjalność. Mam zamiar policzyć następne pięćdziesiąt

lat z tobą.

- Czy pamiętasz, jak złożyłam tę głupią przysięgę, że nigdy nie zwiążę

się z żadnym z Marchettich?

- I dotrzymałaś słowa, bo ja tak naprawdę nie jestem Marchettim.
- Nie, ale masz dwóch cudownych ojców. A moim skromnym zdaniem,

ostatni kawaler z rodu Marchettich jest na pewno najwspanialszy.

- Moja Maddie.
- Myślę, że zawsze byłam twoją Maddie.
- Przez całe życie będę się starał, żebyś nigdy nie zmieniła zdania.













93

RS

background image

EPILOG


Pięć lat później
Z podium pośrodku sali bankietowej Maddie, Luke i jego rodzeństwo z

małżonkami oglądali pierwszą restaurację, którą kiedyś założył ich ojciec.
Wokół pełno było członków rodziny i przyjaciół, którzy zjawili się, by
uczcić czterdziestą rocznicę ślubu państwa Marchettich. Abby i Nick weszli
na podium, aby wznieść toast.

- Jak mam zacząć? - Nick objął ramieniem ciężarną Abby. - Mama i tata

wiele osiągnęli przez te czterdzieści lat. Założyli sieć wspaniałych
restauracji. Teraz otworzyliśmy pierwszą restaurację na Wschodnim
Wybrzeżu. Ale dla mamy i taty zawsze najważniejsza była rodzina.

Podał mikrofon Abby, która patrzyła z miłością na męża.
- Zakochałam się w Nicku w dniu, w którym przyjmował mnie do pracy.

Miałam wtedy osiemnaście lat. Właśnie straciłam rodziców i sama
wychowywałam młodszą siostrę. Teraz Sara jest dorosła i kończy studia na
Uniwersytecie Kalifornijskim. Jej narzeczony, Austin Reese, właśnie dostał
się na medycynę. - Położyła rękę na zaokrąglonym brzuchu. - Niedługo
urodzi się nasze trzecie dziecko. - Spojrzała na męża. - Chyba będzie
dziewczynka. Przepraszam, kochanie.

Nick pochylił się do mikrofonu.
- Bogu niech będą dzięki za wszystkie małe dziewczynki - powiedział.

Rozległ się śmiech i aplauz.

Abby także się zaśmiała. Spojrzała na Toma i Flo, siedzących obok

siebie.

- Mamo i tato, wasze zdrowie. Dziękujemy wam za wszystko.
Joe wziął od niej mikrofon jedną ręką, drugą ręką objął swoją żonę Liz.
- My również. Gdyby nie wy, nie byłoby u mego boku tej cudownej

kobiety. Poznałem ją na zajęciach terapeutycznych, kiedy próbowałem
odnaleźć sens życia. A teraz mamy już dziewczynkę i dwóch chłopców.

Liz wzięła od niego mikrofon, a on położył rękę na jej delikatnie

zaokrąglonym brzuchu.

- I następne dziecko w drodze. Mam przeczucie, że to będzie chłopiec.
Joe pochylił się do mikrofonu i stwierdził:
- Nigdy nie należy wątpić w to, co mówi ciężarna matka.
Liz zaśmiała się.
- Za namową mego cudownego męża zrezygnowałam z pracy

pielęgniarki, przynajmniej na razie. - Spojrzała na Fio i Toma. - Bez was i

94

RS

background image

waszego cudownego syna całe to szczęście nie byłoby możliwe. Dziękuję -
zakończyła łamiącym się głosem.

Alex zbliżył się i wziął od niej mikrofon. Trzymał za rękę swoją żonę

Fran.

- Zajmuję się marketingiem i rozwojem firmy, którą założył mój ojciec.

Wspólnie z Fran wymyśliliśmy cały zestaw mrożonek cieszących się dużym
powodzeniem na rynku. Ale ważniejsze jest to, jak się poznaliśmy. Byłem
dość mądry, by najpierw przyjąć ją do pracy, a potem poślubić. Mamy

ślicznego chłopca i oczekujemy następnego dziecka.

Teraz mikrofon wzięła Fran.
- Ponieważ moje szwagierki tak świetnie liczyły, to ja też policzę. W

rodzinie Alexa jest czterech chłopców, w mojej rodzinie też czterech, myślę
więc, że jest szansa, że to dziecko będzie chłopcem.

Alex uśmiechnął się szeroko.
- Bogu niech będą dzięki za wszystkich małych chłopców. A my nadal

będziemy się starali o dziewczynkę.

- Ile razy? - spytała Fran. Zaśmiała się, gdy rozłożył ręce. - Dzięki

mojemu cudownemu mężowi i jego rodzinie - mówiła dalej - w zeszłym
roku spełniliśmy swoje marzenie i otworzyliśmy własną restaurację.
Dziękuję mamie i tacie za tego cudownego chłopca. Ma najlepszych
rodziców na świecie.

Nie puszczając ręki męża, filigranowa Rosie wzięła od Fran mikrofon.
- Mamo i tato, muszę wam podziękować za Steve'a, który jest największą

miłością mojego życia. Wzięliście pod swoje skrzydła przybrane dziecko,
które wyrosło na wspaniałego mężczyznę. To najlepszy mąż i ojciec, o
jakim mogłam marzyć. I także dobry biznesmen.

Steve zbliżył mikrofon do ust.
- Mamo i tato, dziękuję za tę kobietę. Bez niej zginąłbym. Teraz jest w

ciąży z piątym dzieckiem i za moją radą zatrudniła kierownika do swojej
wspaniałej księgarni. Ale teraz niech Maddie i Luke opowiedzą wam o
sobie. Luke wziął do ręki mikrofon.

- Rosie, czy odgadniesz, jakiej płci będzie dziecko?
- Coś mi się zdaje, że teraz kolej na chłopca. A ja się nigdy nie mylę -

dodała ze śmiechem.

Luke objął Maddie i przytulił ją do siebie.
- Nie byłbym dziś tutaj i nie byłbym tym, kim jestem, bez was, mamo i

tato. Jestem dyrektorem finansowym w firmie Marchettich - dodał.

Jego żona wzięła go za rękę i przemówiła do mikrofonu:

95

RS

background image

- Mam na imię Maddie i jestem żoną dyrektora finansowego. Dzięki

niemu i jego genialnym zdolnościom żadne z nas nie musiałoby już nigdy
pracować. On jest za skromny, żeby to powiedzieć.

Luke zaśmiał się.
- Oprócz układania peanów na moją cześć Maddie pracuje jako prawnik

w moim biurze rachunkowym, wychowując jednocześnie trójkę dzieci. I
czwarte w drodze - dodał dumnie. - Zgadniesz, czy to będzie chłopczyk, czy
dziewczynka?

Pochyliła się do mikrofonu.
- Mamy Lucy, Tomasza Bradleya i Winifredę. Myślę, że to dziecko

będzie chłopcem. Musimy zachować równowagę płci - powiedziała,
wywołując śmiech zgromadzonych.

Luke podszedł do stolika rodziców i uniósł w górę kryształowy wazon.
- To symbol poświęcenia i determinacji moich rodziców. - Postawił

wazon na stole. - Z całego serca dziękuję wam obojgu za to, kim jestem, i za
wszystko, co mam.

Rozległ się huczny aplauz i zagrano do tańca. Luke wziął Maddie w

objęcia.

- A więc, pani Marchetti - powiedział. - Czy sądzisz, że powinniśmy

uratować twoich rodziców przed naszymi dziećmi?

Maddie spojrzała na rodziców, pochłoniętych zabawą z wnukami.

Najstarsze dziecko miało pięć lat, młodsze - cztery lata, a najmłodsze dwa i
pół roku.

Dostrzegł chochliki w jej oczach. Razem powiedzieli:
- Nieee!












96

RS

background image






























97

RS


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
590 Southwick Teresa Przepis na szczęście
34 Romans z Szejkiem Southwick Teresa Królewski dar 5
13 Southwick Teresa Niewinne kłamstwo
Southwick Teresa Imperium rodzinne 06 Zaręczyny we Florencji(1)
Southwick Teresa Harlequin Romans 590 Przepis na szczęście
R928 Southwick Teresa Różowy płomień
13 Southwick Teresa Niewinne kłamstwo
Southwick Teresa Niewinne klamstwo(1)
13 Southwick Teresa Bracia z Bha Khar 02 Niewinne kłamstwo (Romans z szejkiem 13)
34 Southwick Teresa Królewski dar
Southwick Teresa Trzeba je tulić i kołysać
Southwick Teresa Harlequin Romans 1007 Idealny partner
590 Southwick Teresa Przepis na szczęście
Papi Teresa Jadwiga POGRZEB OSTATNIEGO JAGIELLONA
Jasienica [Ostatnia z rodu]
Teresa Southwick Klejnot pustyni
Teresa Southwick Niewinne kłamstwo

więcej podobnych podstron