background image

 

 

 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

  TERESA SOUTHWICK 
 

             OSTATNI  
    KAWALER Z

 

RODU

 

background image

 

 

ROZDZIAŁ PIERWSZY 

 
- Rozumiem, że chciałaś wyjść bez pożegnania. - Oskarżający ton głosu 

Luke'a Marchettiego zdawał się przeczyć temu twierdzeniu. - Ale nie wiem, 
dlaczego nie powiedziałaś mi, że jesteś dziewicą. 

Madison  Wainright  zatrzymała  się  w  drzwiach  do  łazienki  i  wzięła 

głęboki oddech. 

Obracając się w jego stronę, szepnęła: 
- Luke... Spójrz na mnie. 
Ciemne włosy miał jeszcze wilgotne po kąpieli. Jego uroda przyprawiała 

wiele  kobiet  o  szybsze  bicie  serca  -  zgrabny  nos,  ostro  zarysowany 
podbródek,  delikatne  dołeczki  na  policzkach.  Wyglądał  jak  przystojniak  z 
plakatu reklamowego - wysoki brunet, niebezpieczny i kuszący. 

- Dlaczego, Maddie? 
Gdy  brał  prysznic,  zastanawiała  się,  czy  potrafi  spojrzeć  mu  po  tym 

wszystkim  w  oczy.  Włożyła  dżinsy  i  T-shirt,  a  potem  niemal  obronnym 
gestem przycisnęła do piersi sweter. 

- Dlaczego wychodzę z własnego domu, czy dlaczego nie powiedziałam 

ci o swoim dziewictwie? 

-  Jedno  i  drugie.  -  Wzruszył  barczystymi  ramionami.  Musiała 

powstrzymać  się,  by  nie  westchnąć.  Wyglądał  dziwnie  w  jej  bardzo 
kobiecym mieszkanku: w oknach koronkowe firanki, kwiaty w wazonach na 
toaletce  i  nocnym  stoliku,  na  ścianach  wianuszki  z  suszonych  kwiatów  i 
obrazy  z  kobietami  w  strojach  z  epoki  wiktoriańskiej;  nawet  białe  łóżko  z 
ażurowymi  zdobieniami  świadczyło  wyraźnie,  że  to  wnętrze  zostało 
zaaranżowane przez kobietę. Widok pościeli w kwiaty, wymiętej po nocy z 
Lukiem, 

napełnił 

Maddie 

poczuciem 

winy. 

Przełknęła, 

zanim 

odpowiedziała. 

- Jako gospodyni, która dba o dobre samopoczucie gościa, postanowiłam 

wymknąć  się  ukradkiem.  -  Starała  się,  by  jej  głos  zabrzmiał  spokojnie  i 
rzeczowo. - Nazywaj mnie Madison Stevens - dodała półżartem. 

-  Lepiej  dla  kogo?  -  zapytał,  ignorując  jej  dowcip.  Zachowywał  się  w 

miarę  swobodnie  i  po  przyjacielsku,  ale  źrenice  jego  oczu  zwęziły  się,  a 
pełne, zmysłowe usta były zaciśnięte w wąską linię. 

-  Lepiej  dla  nas  obojga.  Chciałam  nam  oszczędzić  krępującej  rozmowy 

po ostatniej nocy. 

- Być razem po tym, co się stało, jest właśnie najwspanialej. Ale ty tego 

nie możesz wiedzieć, bo dla ciebie to był pierwszy raz. 

- Naśmiewasz się ze mnie? 

1

RS

background image

 

 

-  Wcale  nie.  Jestem  tylko  zły,  że  nie  raczyłaś  mi  powiedzieć.  - 

Skrzyżował ręce na piersiach. 

-  Masz  rację,  nigdy  tego  nie  robiłam.  Poza  tym  nie  czytam  kobiecych 

magazynów.  Nie  wiem,  o  czym  rozmawiać  z  mężczyzną  po  wspólnie 
spędzonej  nocy.  Nie  mam  doświadczenia,  a  nie  lubię  czuć  się  głupio. 
Umiem przygotować się do wystąpienia w sądzie, ale nie potrafię prowadzić 
rozmów  na  intymne  tematy.  Próbowałam  po  prostu  zaoszczędzić  nam 
obojgu niezręcznej sytuacji. Przykro mi, że tak cię rozczarowałam. 

- Nie powiedziałem, że jestem rozczarowany. Wprost przeciwnie. 
Przyjrzała się jego twarzy i powiedziała: 
- Nie ogoliłeś się. 
- Nie mam maszynki. 
Nadal  stojąc  w  drzwiach,  choć  wolność  była  już  tak  blisko,  ścisnęła 

mocniej sweter. 

- Muszę już iść, mam mnóstwo pracy. 
- Po co ten pośpiech? Jest niedziela i sądy są zamknięte. 
-  To  prawda,  ale  prawnicy  pracują  również  poza  sądem.  Zresztą 

powinnam kupić coś do jedzenia i... 

- Przestań, Maddie. 
Masadie. Tylko on nazywał ją w ten sposób. To była jej wina. Wszyscy 

inni nazywali ją Madison. Miała zwyczaj poprawiać każdego, kto próbował 
zwracać się do niej zdrobniale. Dlaczego nigdy nie poprawiła Luke'a? 

- Co? - spytała. 
-  Gdy  rozstałaś  się  z  Nickiem,  przysięgłaś  sobie,  że  już  nigdy  nie 

zwiążesz  się  z  żadnym  mężczyzną  z  naszej  rodziny.  Dlaczego  akurat  dla 
mnie zrobiłaś wyjątek? 

Z  bratem  Luke'a,  Nickiem,  rozstała  się  ponad  rok  temu,  gdyż  zakochał 

się  w  innej.  Luke  już  wtedy  chciał  ją  pocieszyć,  lecz  odmówiła,  choć  był 
naprawdę atrakcyjnym mężczyzną. 

Postanowiła skoncentrować się na karierze. Co też ją napadło, żeby pójść 

z  tym facetem do łóżka?  Czyżby  straciła  głowę? Dziwne, bo przecież  była 
osobą rozsądną i zawsze panowała nad sytuacją. 

- To nieistotne - odpowiedziała po chwili wahania. 
- Nie dla mnie - przyznał z westchnieniem. - Masz dwadzieścia pięć lat i 

jesteś piękną kobietą. 

-  Powinieneś  pójść  do  okulisty.  -  Wskazała  ręką  nos.  -  Te  obrzydliwe 

piegi wcale nie są ładne. 

- Podobają mi się, i chyba nie tylko mnie.  Założę się, że nie możesz się 

opędzić od facetów. No więc, dlaczego teraz i dlaczego ze mną? 

2

RS

background image

 

 

- Sama chciałabym to wiedzieć. 
Gdyby  tylko  mogła  usprawiedliwić  chwilowe  zaćmienie  umysłu 

wypitym  wczoraj  alkoholem...  Jednak  wczoraj,  na  weselu  Fran  i  Alexa, 
brata  Luke'a,  ledwo  umoczyła  usta  w  szampanie.  Luke  dotrzymywał  jej 
towarzystwa  od  chwili,  gdy  przybyła  na  uroczystość.  Jej  kancelaria 
prawnicza prowadziła interesy firmy Marchettich, w zasadzie więc Madison 
była tu niejako służbowo. 

Nie  wiedzieć  czemu,  gdy  wesele  dobiegło  końca,  nie  chciało  jej  się 

wracać  do  pustego  i  cichego  domu,  toteż  gdy  Luke  zaproponował  jej 
przejażdżkę, z chęcią na to przystała. Potem zaprosiła go do siebie i... jakoś 
tak  wyszło.  Jednak  Luke'owi  należało  się  wyjaśnienie,  dlaczego  spędziła 
noc właśnie z nim. 

- Nie  jestem pewna,  Luke  -  zaczęła.  -  Czasem  jest  powód,  a  czasem po 

prostu korzystamy z nadarzającej się okazji. 

Uśmiechnął się szeroko. 
- Mówisz jak dobrze zapowiadający się prawnik. 
-  To  prawda,  chcę  być  dobrym  prawnikiem.  Jim  Mallery  zaproponował 

mnie  na  swoje  miejsce,  gdy  odchodził  na  emeryturę.  Dziewica  i  dobrze 
zapowiadający  się  prawnik  -  to  jakoś  nie  idzie  w  parze.  Tak  mi  się 
przynajmniej zdaje. - Wzruszyła ramionami. 

- To nie jest odpowiedź na moje pytanie. Dlaczego właśnie ja? 
- Bo była okazja. 
- Nie miałem pojęcia, że jesteś taka cyniczna. Wolałbym usłyszeć coś o 

rozszalałych zmysłach... 

Owszem,  straciła  głowę,  ale  nie  miała  zamiaru  przyznawać  się  do  tego. 

Już raz się sparzyła i wolała dmuchać na zimne. Nick zakochał się w kimś 
innym, a ona długo wtedy leczyła złamane serce. 

- Szkoda, że nie uprzedziłaś mnie, że to twój pierwszy raz - powiedział. 
- Dlaczego? Co za różnica? 
- To duża różnica - odparł ze złością. 
- Nie rozumiem. 
- Ten pierwszy raz może zniechęcić kobietę do dalszych związków. 
- Było dobrze - wypaliła. 
Kąciki  jego  ust  powoli  uniosły  się  w  uśmiechu,  co  ucieszyło  ją,  a 

jednocześnie wprawiło w zdenerwowanie. 

-  Miło  mi  -  odpowiedział.  Potem  zmarszczył  czoło.  -  Nie  wierzę,  że  po 

prostu skorzystałaś z okazji. Już ja wiem swoje - oświadczył, uderzając się 
w  pierś.  -  Na  pewno  nie  możesz  opędzić  się  od  facetów.  Nadal  mi  nie 
wyjaśniłaś, dlaczego wybrałaś właśnie mnie. 

background image

 

 

Westchnęła. 
-  Poddałam  się  nastrojowi  chwili.  -  Uśmiechnęła  się,  choć  nie  było  jej 

zbyt  wesoło.  -  Tak  cudownie  byłoby  znowu  poczuć  się  częścią  dużej, 
szczęśliwej rodziny. 

-  Nadal szalejesz  za  Nickiem?!  -  warknął.  -  Przejęłaś  się, bo usłyszałaś, 

że Abby jest w ciąży? 

-  Nigdy  nie  szalałam  za  Nickiem.  -  Me  warto  było  tego  rozwijać.  - 

Zrozumiałam, że tęskniłam nie tyle za nim, co za waszą rodziną. 

- Myślałem, że masz brata. 
- Mam, starszego. Jednak ani z nim, ani z rodzicami nie utrzymuję zbyt 

ożywionych stosunków. 

- A więc wychowały cię wilki? Zaśmiała się. 
-  Raczej  internaty  i  akademiki.  Och  -  westchnęła,  otrząsając  się  na 

wspomnienie samotnego, smutnego dzieciństwa. 

- Myślę, że to tylko część prawdy. 
- Nie, Luke. 
- Na pewno? 
- Nie doszukuj się czegoś, co nie istnieje. Nie pragnę się z nikim wiązać. 

A już na pewno nie z ostatnim Marchettim, który jest do wzięcia. 

- Ja też nie chcę się wiązać. 
- To dobrze  - powiedziała, starając się ukryć rozczarowanie. - Dlaczego 

nie? - wyrwało jej się. Nieustanne zadawanie pytań była jej największą siłą i 
równocześnie słabością. 

-  Widocznie  jest  mi  pisana  samotność.  Co  nie  znaczy,  że  nie  możemy 

zostać przyjaciółmi. 

- Nie chcę ci zabierać czasu. 
- Może pozwolisz, żebym sam decydował? W końcu to mój czas. 
- I zmarnowałbyś go przeze mnie. Proponuję ci bezbolesne wyjście. 
- Myślisz, że miłość sprawia ból? 
- Właśnie - powiedziała. Miała na myśli miłość bez wzajemności. 
Potrząsnął głową; nienawidziła tej litości, z jaką na nią spojrzał. 
- Nie wierzę w twoje wyjaśnienia. 
-  Tam,  gdzie  mamy  do  czynienia  z  przestępstwem,  musimy  szukać 

motywu i poznać wszystkie okoliczności. Zgadza się? 

- Myślisz, że to, co zrobiliśmy, jest przestępstwem? 
- Może raczej błędem. W każdym razie to nie było mądre, nie sądzisz? 
-  Nie  zgadzam  się.  -  Zmrużył  oczy.  -  Wcale  ci  nie  wierzę.  Nie  jesteś 

kobietą, która traktuje takie sprawy lekko. I mimo uprawianego przez ciebie 
zawodu  nie  jesteś  wyrachowana.  Myślę,  że  po  raz  pierwszy  od  dawna 

4

RS

background image

 

 

zrobiłaś coś, na co miałaś ochotę. Było nam dobrze, Maddie. Lubimy się. Po 
pierwszym razie może być już tylko lepiej. 

- Lukę, to nie powinno się powtórzyć. 
- Mogłoby - powiedział. Gdybyś na to pozwoliła. 
- Nie. Nawet  gdybym chciała, a nie  chcę - dodała szybko z nadzieją, że 

nie  dostrzeże  jej  kłamstwa.  -  Twoja  rodzina  należy  do  najstarszych  i 
najważniejszych klientów kancelarii Addison, Abernathy i Cooke. 

- Jednak spotykałaś się z Nickiem. 
-  To  było,  zanim  zaczęłam  prowadzić  sprawy  waszej  firmy.  Teraz 

mógłby nastąpić konflikt interesów. 

- Bzdura. 
- Bądź poważny, Luke. 
-  Nigdy  nie  byłem  poważniejszy.  Nie  rozumiem,  dlaczego  masz  takie 

opory. 

- Bliska znajomość z klientem jest co najmniej niestosowna. 
-  W  dżinsach  i  T-shircie  wyglądasz  na  osiemnaście  lat.  W  tym  stroju 

zawróciłabyś  w  głowie  wszystkim  sędziom,  ławie  przysięgłych  i 
prokuratorowi. 

- Nie pomagasz mi - powiedziała, rumieniąc się gwałtownie. 
- To dobrze. Mam nadzieję, że tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. 
-  Nie  chcę  się  ciebie  pozbyć.  Ale  możemy  się  spotykać  wyłącznie  na 

gruncie zawodowym. 

- Łączy nas o wiele więcej. Nie możemy cofnąć czasu, Maddie. 
Ona mogła. Najlepszy był czas teraźniejszy. 
- Mam na imię Madison. 
- Od kiedy? 
- Od chwili gdy obudziliśmy się rano w łóżku. 
Cztery  tygodnie  później  Lukę  siedział  w  biurze,  starając  się 

skoncentrować na arkuszu kalkulacyjnym, który miał przed sobą na ekranie 
komputera. 

Powinien  już  pójść  do  domu,  ale  nie  chciało  mu  się  wracać  do  pustego 

mieszkania. Myślami błądził wokół drobnej, zielonookiej Maddie z rudymi 
włosami. 

Odchylił się na skórzanym krześle, splótł palce i położył ręce na brzuchu. 

Był  dyrektorem  finansowym  rodzinnej  firmy  i  miał  mnóstwo  rzeczy  do 
zrobienia, lecz nie mógł się skoncentrować. To już cztery tygodnie, od kiedy 

Maddie oznajmiła, że nie chce się z nim spotykać. Dlaczego nie potrafił 

przestać o niej myśleć? 

5

RS

background image

 

 

Skończył  już  trzydziestkę  i  poznał  w  swoim  życiu  wiele  kobiet.  Był  na 

niejednej  randce  i  wiele  z  nich  skończyło  się  w  łóżku.  Zazwyczaj  jednak 
szybko  zapominał  o  takich  przygodach.  Dlaczego  tym  razem  stało  się 
inaczej?  Czemu  nie  mogli  zostać  przyjaciółmi?  Przeczuwał,  że  jej  niechęć 
do angażowania się wynikała z jakichś ukrytych powodów. 

Na  biurku  zabrzęczał  interkom,  wyrywając  go  z  rozmyślań.  Lukę 

pochylił się i nacisnął guzik. 

- Tak? 
-  Panna  Wainright  chce  się  z  panem  zobaczyć  -  poinformowała 

sekretarka. - Ja już wychodzę. 

Na dźwięk jej nazwiska mocniej zabiło mu serce. 
-  Niech  wejdzie  -  powiedział,  starając  się  zachować  spokój.  -  Miłego 

wieczoru, Cathy. 

- Dziękuję - odpowiedziała i rozłączyła się. 
Może Maddie zmieniła zdanie? Spojrzał na komputer i uświadomił sobie, 

że być może chodzi o sprawy zawodowe. 

Lepiej,  żeby  nie  robił  sobie  zbyt  wielkich  nadziei.  Drzwi  pokoju 

otworzyły się i weszła ta, o której rozmyślał: 

- Witaj, Luke. 
- Dzień dobry! 
- Czy masz chwilę czasu? - spytała. 
-  Oczywiście,  usiądź  -  odpowiedział,  wskazując  ręką  skórzane  krzesła 

stojące naprzeciwko biurka. 

Z  samego  rana  podwinął  do  łokci  rękawy  białej  koszuli  i  rozluźnił 

krawat.  Powstrzymał  się,  by  nie  odwinąć  ich  teraz  i  nie  zapiąć  spinek  do 
mankietów.  Przeżył  z  Maddie  niezapomnianą  noc.  Był  raczej  samotnikiem 
niż  czarującym  bawidamkiem  jak  jego  bracia.  Nauczył  się  już,  że  „na 
zawsze"  w  jego  wypadku  nie  istnieje.  Ale  nie  mógł  odgradzać  się  od 
teraźniejszości.  Między  nim  a  Maddie  nie  będzie  żadnych  barier. 
Przynajmniej z jego strony. 

- Czemu zawdzięczam tę miłą wizytę? 
Nadal  stała  w  połowie  drogi  między  zamkniętymi  drzwiami  i  jego 

biurkiem.  Jej  wahanie,  czy  podejść  bliżej  i  odpowiedzieć,  odebrało  mu 
pewność  siebie.  Poczuł  się  nieswojo.  Tak  zwykle  bezpośrednia,  szczera  i 
rzeczowa Maddie wyglądała teraz jak uosobienie rezerwy i smutku. 

- Cieszę się, że cię widzę, Maddie. Wzdrygnęła się. 
- Prosiłam, żebyś mówił do mnie Madison. 
- Pamiętam. Co cię sprowadza? Interes czy przyjemność? A może... 
- To sprawa osobista, Luke. 

6

RS

background image

 

 

-  Co  się  stało,  Maddie?  Czy  dobrze  się  czujesz?  Wyglądasz,  jakby  ktoś 

umarł. 

- Bo umarł. 
Poczuł  ucisk  w  piersi.  Imiona  osób,  które  kochał,  przeleciały  mu  przez 

myśl. Mama, tata, Nick, Joe, Alex, Rosie, ich małżonkowie i dzieci. Potem 
zdrowy rozsądek zwyciężył. Gdyby coś się stało któremuś z nich, na pewno 
nie dowiedziałby się tego od Maddie. Westchnął głęboko. 

- A więc kto umarł? 
Podeszła  powoli,  usiadła  na  jednym  z  krzeseł  i  położyła  obok  siebie 

aktówkę. 

- Nie wiem, jak ci to powiedzieć. 
-  Wyduś  to  z  siebie.  Kto  umarł?  Zawahała  się  i  spojrzała  mu  prosto  w 

oczy. 

- Twój ojciec. Ale nie Tom Marchetti - dodała szybko. 
- Nie byłem adoptowany, nie mam więc pojęcia, o czym mówisz. 
-  Niełatwo  to  wyjaśnić.  Tom  Marchetti  nie  jest  twoim  prawdziwym 

ojcem, Luke. Człowiek, który jest - a raczej był - twoim ojcem, umarł. 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

7

RS

background image

 

 

ROZDZIAŁ DRUGI 

 
- Żartujesz - powiedział Luke. 
Speszyło ją niedowierzanie malujące się na jego twarzy. 
- Chciałabym, żeby tak było. 
- To nie jest śmieszne, Maddie. 
Nie potrafiła go ofuknąć, że znowu użył tego zdrobnienia. Choć nigdy by 

się do tego nie przyznała, lubiła, gdy tak do niej mówił. 

- Wiem. Wierz mi, jestem tak samo zaszokowana jak ty. 
- Kto powiedział, że jestem zaszokowany? Chyba tylko tym, że kłamiesz. 
Westchnęła ciężko i potrząsnęła głową, wyrzucając sobie po raz kolejny, 

że ich znajomość przekroczyła dozwolone granice. 

- Czy mówią ci coś słowa „konflikt interesów"? Właśnie dlatego prawnik 

nie powinien iść do łóżka ze swoim klientem - odrzekła sucho. 

Nie przemyślała tych słów. Bardzo żałowała, że nie może ich cofnąć, bo 

ostatnią rzeczą, o jakiej chciała rozmawiać, była ta wspólnie spędzona noc, 
o której wciąż nie umiała zapomnieć. 

- Nie rozumiem, co jedno ma wspólnego z drugim - stwierdził. 
-  Wyjaśnię  ci  to. Gdyby  nasz  związek  nie  nabrał  osobistego  charakteru, 

nie miałbyś powodu, żeby mi nie wierzyć. Czy tak? 

- Ależ miałbym. Twierdzisz, że Tom Marchetti nie jest moim ojcem. To 

najbardziej  absurdalna  rzecz,  jaką  kiedykolwiek  słyszałem.  To  musi  być 
kłamstwo. 

-  Pomyśl  przez  chwilę,  Luke.  Po  co  miałabym  kłamać  w  tak  ważnej 

sprawie?  Moim  obowiązkiem  jako  prawnika  jest  wykonanie  ostatniej  woli 
klienta, zawartej w testamencie. Właśnie to robię. 

-  Dobrze  -  powiedział.  -  Przyjmijmy  na  chwilę,  że  mówisz  prawdę. 

Dlaczego zatem do tej pory ukrywałaś przede mną prawdę? 

-  Po  pierwsze,  gdybym  to  ja  sporządzała  testament,  byłabym 

zobowiązana  przez  klienta  do  zachowania  tajemnicy.  Po  drugie  ten 
dokument przekazano mi, gdy Jim Mallery odchodził na emeryturę: Chciał, 

żebym  przejęła  jego  klientów,  także  i  tę  sprawę.  Ale  nic  o  tym  nie 
wiedziałam,  dopóki  nie  otrzymaliśmy  wiadomości  o  śmierci  Brada 
Stephensona. 

- Tak się nazywał? 
- Twój ojciec? - spytała. 
- Mój ojciec to Tom Marchetti. - Zacisnął usta. 
- Jednak nie w sensie biologicznym. 
- Daj spokój, Maddie. To śmieszne. Dlaczego miałbym ci uwierzyć? 

8

RS

background image

 

 

- Testament Brada Stephensona to dowód - odpowiedziała. 
-  Chcę  go  zobaczyć  -  zażądał,  wyciągając  rękę.  Madison  zauważyła,  że 

jego dłonie drżą. 

-  Nie  wzięłam  go  z  sobą.  Kiedy  już  ochłoniesz,  omówimy  wszystko  w 

biurze.  Przyszłam  tu  osobiście,  bo  uważam  cię  za  przyjaciela.  O  tak 
ważnych rzeczach nie należy rozmawiać przez telefon. 

Widziała,  jak  zmienia  się  wyraz  jego  twarzy.  Trzeba  było  czasu,  żeby 

oswoił się z tą wiadomością. Z całego serca żałowała go, chciałaby objąć i 
uścisnąć.  Ale  prawnicy  zajmują  się  faktami,  nie  uczuciami.  Musiała 
zachowywać się profesjonalnie. 

Spojrzał na nią sceptycznie. 
- Więc jedyny dowód, jaki możesz mi przedstawić, to testament jakiegoś 

wariata, który zapisał mi coś w spadku. Czy dobrze zrozumiałem? 

- Jest trochę inaczej, ale ogólnie biorąc, masz rację. 
-  Wiesz,  Maddie,  jeśli  martwisz  się  tym,  co  zaszło  między  nami,  to 

możesz to po prostu powiedzieć. 

-  Nie  sądzisz,  że  gdybym  była  zmartwiona,  powiedziałabym  ci  o  tym 

wcześniej? 

- Nie wiem, co byś zrobiła - odpowiedział. - Jeśli mogłaś wymyślić takie 

kłamstwo... 

- Rozumiem, że to dla ciebie szok - przerwała mu w pół zdania. Nauczyła 

się  już  nie  okazywać  rozczarowania.  Na  przykład  tym,  że  rodzice  jej  nie 
kochali.  Bardzo  ją  jednak  zabolało  posądzenie  Luke'a.  Nigdy  nie 
wymyśliłaby tak okropnego kłamstwa, po to tylko, żeby się na nim odegrać. 
Poczuła  się,  jakby  ktoś  wymierzył  jej  policzek,  choć  sama  nie  rozumiała, 
dlaczego tak się tym przejmuje. 

Spojrzała mu prosto w oczy. 
-  Wyżywanie  się  na  mnie  nic  ci  nie  pomoże.  -  Sięgacta  do  kieszeni 

żakietu, żeby wyjąć z niej wizytówkę. - To numer jednego z udziałowców 
firmy. Zadzwoń do niego, kiedy będziesz gotów, on będzie twoim doradcą. 

- A ty? - spytał. Pokręciła głową. 
-  Postaram  się,  by  z  uwagi  na  nadmiar  obowiązków  zwolniono  mnie  z 

prowadzenia  interesów  waszej  firmy.  Tak  będzie  najlepiej  i  nikt  się  o  nas 
nie dowie. 

-  A  jeśli  ja  nie  zamierzam  rezygnować  z  twoich  usług?  -  burknął 

zgryźliwie. 

- Nasza rozmowa dowodzi, że nie masz do mnie zaufania. Możesz za to 

w  pełni  ufać  Nathanowi  McDonaldowi  -  powiedziała,  wskazując  głową 
wizytówkę,  którą  mu  podała.  -  Nathan  jest  ekspertem  w  tego  rodzaju 

9

RS

background image

 

 

sprawach. Zapoznam go ze wszystkimi istotnymi szczegółami. Powiem mu, 

że się z nim skontaktujesz. 

- Dlaczego sądzisz, że zadzwonię? - spytał. 
-  Należysz  do  mężczyzn,  którzy  lubią  znać  prawdę.  Najpierw 

porozmawiaj  z  matką,  a  potem  zadzwoń  -  zakończyła,  skinąwszy  z 
przekonaniem głową. Wzięła do reki aktówkę i wstała. 

- Mama bardzo zdenerwuje się z powodu tych oskarżeń... - Przerwał, gdy 

dotknęła oparcia krzesła i znów usiadła. - Czy dobrze się czujesz? 

-  Trochę  kręci  mi  się  w  głowie.  Zapomniałam  zjeść  lunch.  Zaraz  mi 

przejdzie. 

Wstał. 
- Jesteś bardzo blada. Czy na pewno nic ci nie jest? 
-  Był  wyraźnie  zmartwiony.  Okrążył  biurko  i  stanął  przed  nią.  -  Może 

gdzieś cię podwieźć? - spytał, przykładając ciepłą rękę do jej czoła. 

Dotyk jego ręki był cudowny. Luke martwił się o nią... Nikt nigdy się o 

nią  nie  martwił.  Rodzice  zawsze  zbyt  przejmowali  się  własnym  życiem  i 
wychowaniem  starszego  brata,  który  miał  przejąć  rodzinny  interes,  żeby 
myśleć o córce. 

Wiedziała  jednak,  że  zachowanie  Luke'a  było  instynktowne,  po  prostu 

był  przyzwoitym  i  dobrze  wychowanym  mężczyzną,  który  unikał  stałych 
związków i nie myślał o małżeństwie. 

No i dobrze, przecież nie zamierzała kontynuować tego romansu, bo bała 

się  rozczarowania.  Nauczyła  się  liczyć  tylko  na  siebie;  postanowiła 
poświęcić się pracy. 

A gdyby wyznała mu coś jeszcze? Czy uwierzyłby jej? Nie miała odwagi 

porozmawiać  z  nim  o  swych  podejrzeniach.  Nie  teraz.  Powie  mu,  kiedy 
będzie pewna. 

-  Pobladłaś,  Maddie.  Czy  na  pewno  dobrze  się  czujesz?  Może 

powinienem zawieźć cię do domu? 

- Nie, dziękuję. 
Przez to właśnie, że odwiózł ją ostatnim razem, zdarzyło się to wszystko. 

Teraz miał ważniejsze sprawy na głowie. Kiedy porozmawia z matką, dowie 
się  prawdy,  bo  Flo  Marchetti  jest  uczciwą  kobietą,  jedną  z 
najwspanialszych,  jakie  Madison  poznała.  Podczas  studiów  prawniczych 
nauczyła się, że zawsze są jakieś okoliczności łagodzące. Miała nadzieję, że 
Luke weźmie to pod uwagę i potrafi zrozumieć i wybaczyć. 

Miał dużo do zrobienia, nie chciała obarczać go własnymi problemami. 
Uśmiechnęła się. 

10

RS

background image

 

 

-  Nic mi  nie  jest.  To  tylko  niski  poziom  cukru. Mam w  torebce  wafelki 

specjalnie na takie okazje. - Gdy zawroty głowy minęły, wstała i cofnęła się 
na bezpieczną odległość. - Przykro mi, Luke. Jeśli mogę coś... 

-  Nie  możesz  -  rzucił  pospiesznie.  -  Jeśli  na  pewno  nic  ci  nie  jest, 

pożegnajmy się. Mam dużo pracy. 

Ruszyła w stronę drzwi i nagle zatrzymała się. 
- Zrób mi tylko jedną przysługę - powiedziała, trzymając rękę na klamce. 
- O co chodzi? 
- Pamiętaj, że nikt nie jest doskonały. Wszyscy popełniamy błędy. 
Wyszła z pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Oparła się o nie i westchnęła 

ciężko. 

- Mamo, nie uwierzysz, co za kłamstwo usłyszałem niedawno od Maddie 

Wainright - powiedział Luke. 

Wszedł  do  domu rodziców  i  nie  zdążył  jeszcze  zamknąć drzwi,  gdy  już 

wyrzucił z siebie te słowa. Flo Marchetti uśmiechnęła się do niego tkliwie. 

- Wiesz, już jako dziecko plotłeś, co ci ślina na język przyniosła. 
Luke przyjrzał się jej. 
Czytała  gazetę  przy  dębowym  stole  w  kąciku,  gdzie  zwykle  jedli 

śniadania. Wydało mu się nagle, że widzi ją i tę kuchnię po raz pierwszy w 

życiu.  Ceramiczne  blaty  były  te  same.  Posadzka  z  kafelków  nic  się  nie 
zmieniła, tak samo jak stojąca z boku lodówka, w której zawsze było dość 
jedzenia, żeby wyżywić całą armię. 

Właśnie tyle, ile było potrzeba dla pięciorga dzieci Marchettich. 
Jeśli  Maddie  mówiła  prawdę,  Marchetti  mieli  tylko  czworo  dzieci,  a 

piąte...  Poczuł  ucisk  w  żołądku,  Kiedy  wyjaśni  tę  pomyłkę,  ból  zniknie. 
Westchnął głęboko i spojrzał na matkę. 

Mimo  upływu  lat  wciąż  była  bardzo  atrakcyjną  kobietą.  Siwe,  modnie 

obcięte włosy okalały twarz niemal pozbawioną zmarszczek. Miała na sobie 
oliwkowy kostium z dzianiny. Okulary do czytania opuściła na czubek nosa. 
W  brązowych  oczach  widział  miłość  i  czułość.  Dlaczego  nigdy  nie 
zastanawiał się nad tym, że on ma niebieskie oczy? Żadne z rodziców ani z 
rodzeństwa nie miało oczu tego koloru. 

Niewykluczone, że Maddie próbowała go ukarać, chociaż nie uważał, by 

była tego rodzaju kobietą. Może czuła się winna, że spędziła z nim noc. 

-  To  nie  jest  kłamstwo.  -  Flo  przerwała  jego  rozmyślania.  -  Maddie  cię 

kocha. 

-  Tego  mi  nigdy  nie  powiedziała.  -  W  ogóle  nie  mówiła  dużo,  ale  kit  y 

wyszła  z  jego  biura,  wiedział,  że  już  nie  wróci.  Buntował  się  na  tę  myśl, 
chociaż teraz nie powinien o tym myśleć. 

11

RS

background image

 

 

Napotkał wzrok matki. 
-  Mamo,  kiedy  do  ciebie  dotrze,  że  miłość  nie  jest  w  życiu 

najważniejsza? 

- Nigdy. 
- Maddie jest moim prawnikiem. To wszystko. 
- Mimo że spędziliście razem noc po weselu Alexa? 
- Skąd o tym wiesz? To znaczy... 
- Odwiozłeś ją do domu. 
A  mech  to!  Poczuł  się  jak  napalony  nastolatek  przyłapany  na  tym,  że 

wymyka  się  w  środku  nocy  z  domu,  żeby  spotkać  się  z  dziewczyną. 
Postanowił chronić Maddie. 

- To nie znaczy, że u niej zostałem. 
- A zostałeś? 
Zamiast odpowiedzieć wprost, spytał: 
- Nie mówiłaś o tym nikomu? 
-  Nie  musiałam.  Nick  i  Abby  przyszli  do  nas  następnego  dnia  na 

śniadanie i zobaczyli samochód Maddie. To oni opowiedzieli o tym mnie i 
ojcu. - Była wyraźnie zadowolona. - Zawsze wiedziałam, kiedy kłamiesz. 

Czy  odziedziczył  po  mej  tę  cechę?  Czy  potrafiłby  poznać,  kiedy  ona 

kłamie?  W  głowie  huczało  mu  od  natłoku  myśli.  A  jeśli  Maddie  nie 
zmyślała? Jeśli Tom Marchetti aie jest jego ojcem? To oznaczałoby, że jego 
matka spała z innym mężczyzną. Nie. To nie mogło być prawdą... 

-  Gdzie  tata?  -  Nie  o  to  chciał  spytać,  lecz  na  razie  nie  wiedział,  jak 

skierować rozmowę na interesujący go temat. 

- Ojciec jest na kolacji z Rosie, Nickiem, Joe i Alexem. Wiesz, że odkąd 

się urodziliście, zawsze raz w tygodniu zajmował się cały wieczór dziećmi, 

żebym mogła odpocząć. - Zmarszczyła czoło. - A właśnie, dlaczego jesteś 
tutaj, a nie z nimi? 

- Zapomniałem. Tyle miałem na głowie. - Pomyślał o kolacjach z ojcem i 

rodzeństwem, na które  chodzili, kiedy byli młodsi. Teraz te spotkania były 
rzadsze, bo mieli więcej obowiązków. Jednak przynajmniej raz w miesiącu 
starali się spotkać w jednej z restauracji należących do Marchettich. 

-  Nie  jesteś  głodny,  kochanie?  -  Podniosła  się  z  krzesła.  -  Mogę  ci  coś 

przygotować. Usiądź. 

Zignorował jej zaproszenie i spytał wprost: 
- Co robiłaś, kiedy ojciec z nami wychodził? Flo zamyśliła się. 
-  Zwykle  brałam  długą  kąpiel.  Nie  musiałam  rozsądzać  sporów  ani 

słuchać,  jak  hałasujecie.  To  była  wielka  ulga  dla  umęczonej  młodej  matki. 

12

RS

background image

 

 

Twój  ojciec  na  szczęście  rozumiał,  że  muszę  mieć  też  czas  dla  siebie.  - 
Uśmiechnęła się. - Powiedz, co takiego usłyszałeś od Madison. 

- Przyszła dziś do mojego biura - zaczął, wpatrując się w twarz matki. 
-  To  dobry  początek.  Im  częściej  będziecie  się  spotykali,  tym  lepiej  - 

zaśmiała się. - Zawsze uważałam, że wy dwoje... 

- Mamo, jacy my dwoje?! 
- Słyszałeś kiedyś, że samotność nikomu nie służy? Powinieneś już mieć 

narzeczoną.  Nie  robisz  się  coraz  młodszy,  Luke.  Za  dużo  pracujesz. 
Powinieneś  znaleźć  sobie  odpowiednią  dziewczynę.  Maddie  jest 
wspaniała... 

- Nie przyszedłem tutaj dyskutować o moim życiu... 
- To dlaczego przyszedłeś? - spytała spokojnie. - Widzę, że coś cię gnębi. 
- Twoje życie. Zaśmiała się. 
- Bardzo śmieszne. Zawsze kiedy ojciec albo ja poruszaliśmy ten temat, 

wszystkie dzieci natychmiast uciekały z pokoju. 

-  Czy  znasz  kogoś,  kto  nazywa  się  Brad  Stephenson?  -  Ścisnął  oparcie 

krzesła, aż zabolały go palce. 

Zaskoczenie  malujące  się  na  jej  twarzy  wystarczyło  mu  za  odpowiedź. 

Znieruchomiała, zbladła i otworzyła szeroko oczy. 

- Brad Stephenson? - wyszeptała. 
- A więc go znasz. - Zatętniło mu w skroniach. Skinęła głową. 
-  Pracował  jako  księgowy  twojego  ojca  wiele  lat  temu.  To  wszystko 

mogło jednak być pomyłką. Znała go, ale to nie znaczy, że z nim spała. 

-  Nie  uwierzysz,  co  Maddie  powiedziała  mi  dziś  rano.  Ten  człowiek 

zmarł... 

- O, nie! - jęknęła matka, chwytając się za serce. 
-  Lubiłaś  go?  -  spytał,  obserwując  jej  reakcję.  Węzeł  żołądku  jeszcze 

bardziej się zacisnął. 

- Tom i ja lubiliśmy go - powiedziała ostrożnie. - Przykro mi, że umarł. 
-  A  teraz  to  idiotyczne  kłamstwo.  -  Przełknął  głośno  sunę.  -  Zostawił 

testament, którego  wykonawczynią  jest  Maddie.  Podobno  ten człowiek był 
moim ojcem i zostałem uwzględniony w zapisie. Możesz w to uwierzyć? 

Flo  westchnęła,  zdjęła  okulary  i  położyła  je  na  stole.  Zaczęła 

pedantycznie  składać  gazetę.  Ta  chwila  zdawała  się  trwać  wieczność, 
wreszcie matka opanowała się i powiedziała: 

- To prawda, Luke. Brad Stephenson jest twoim ojcem. Zaparło mu dech 

w  piersiach.  Nie  mógł  pogodzić  się  z  faktem,  że  jego  matka  naprawdę 
popełniła czyn, do którego właśnie się przyznała. 

- To było dawno temu - ciągnęła. - Chciałabym ci wyjaśnić... 

13

RS

background image

 

 

- Cholernie dużo czasu upłynęło, nie sądzisz? Kiedy miałaś zamiar mi o 

tym powiedzieć? - Czuł się zraniony i zdradzony. 

Wstała i spojrzała mu prosto w oczy. 
- Nie mów do mnie tym tonem. Nadal jestem twoją matką i zasługuję na 

szacunek. 

- Czy tata wie? To znaczy Tom. Czy on wie? 
- Oczywiście, że wie. Nie ukryłabym przed nim czegoś takiego. 
- Ale ukryłaś przede mną. 
- Byłeś dzieckiem. 
- Teraz nie jestem. - Spojrzał na nią. - Czy ktoś jeszcze o tym wie? 
- Twój brat Joe. 
- Brat przyrodni - sprostował. Uniosła lekko głowę. 
- Musiałam mu powiedzieć. Przeżywał osobisty kryzys. Rozmawiałam z 

nim, żeby mu pomóc. Musiał zrozumieć, że w każdym związku są wzloty i 
upadki. To, co cię nie zabija, bardzo cię wzmacnia. Pozwoliłam mu również 
powiedzieć o tym wam wszystkim, ale nie chciał tego zrobić. On nie wie, że 
chodzi o ciebie, wie tylko o mojej niewierności... 

- Takie grzeczne określenie na to, co zrobiłaś - stwierdził ironicznie. - A 

czy nie ma jakiegoś słówka, żeby określić, kim ja jestem? 

- Nie mów tak. 
- Dlaczego? Myślę, że odpowiednie określenie to bękart. A może fakt, że 

w tym czasie byłaś zamężna, sprawia, że nie jest to tak obrzydliwe? Maddie 
ma  rację.  Będę  musiał  zadzwonić  do  jej  biura  i  spytać  prawnika,  jakie 
określenie jest najwłaściwsze. 

Zachowywał się jak idiota. Ale to było silniejsze niż on. 
- Przestań, Luke. Pozwól mi wyjaśnić. 
-  Już  mi  wyjaśniłaś.  Spałaś  z  innym  mężczyzną,  będąc  soną  taty  - 

przepraszam, Toma. 

Podniosła wysoko głowę. 
-  Nawet  najniebezpieczniejsi  kryminaliści  mają  prawo  do  obrony.  Jeśli 

tylko dasz mi taką szansę... 

-  Skończyłem  trzydzieści  lat  i  było  wiele  okazji,  by  wszystko  mi 

powiedzieć.  -  Przeczesał  ręką  włosy.  -  Ani  ty.  ani  Tom  nie  czuliście 
potrzeby, by wyjawić mi prawdę. 

-  Twój  ojciec  i  ja  mieliśmy  kłopoty  małżeńskie.  Wybrnęliśmy  z  nich. 

Oboje bardzo cię kochamy. Chyba w to nie wątpisz? 

- Nie wątpić? Prosisz o zbyt wiele. Pozwoliłaś, bym wyrósł w kłamstwie. 

Powiedz mi, dlaczego miałbym ci teraz wierzyć? 

14

RS

background image

 

 

Był  zaskoczony  wyrazem  godności  na  jej  twarzy.  Ale  oszukała  go. 

Skłamała. Jak mógł nadal ją szanować? Westchnęła głęboko. 

-  Cokolwiek  o  mnie  myślisz,  z  pewnością  na  to  zasługuję.  Ale  wiedz, 

synu, że... 

- Nie nazywaj mnie tak! - wybuchnął. 
-  Będę  cię  tak  nazywała  -  powiedziała  stanowczo.  -  Jesteś  moim 

dzieckiem,  moim  synem.  Kocham  cię,  i  zawsze  tak  będzie,  cokolwiek 
zrobisz. Rozmawialiśmy z ojcem... 

-  Z  którym  ojcem?  Przepraszam,  ale  musisz  wyrażać  się  jaśniej. 

Rozbiłem  dziś  bank.  -  Uniósł  dwa  palce.  -  Nie  jeden,  ale  dwóch  ojców. 
Podobno od przybytku głowa nie boli. 

Zadrżała,  ale  zignorowała  jego  sarkazm  i  mówiła  dalej,  wciąż  tym 

samym opanowanym głosem. 

-  Uznaliśmy,  że  lepiej  będzie,  jeśli  wychowasz  się  w  bezpiecznym 

otoczeniu rodziny, która cię kocha. 

-  Nie  rozumiem,  jak  kłamstwa  mogą  się  przekładać  na  miłość  - 

odparował. 

-  Mam  nadzieję,  że  zrozumiesz,  dlaczego  podjęliśmy  taką  decyzję.  Z 

czasem,  kiedy  już  to  przebolejesz,  może  dostrzeżesz,  że  mieliśmy  na 
uwadze  twoje  dobro.  -  Potrząsnęła  głową.  -  Nie  rozumiem.  Brad  obiecał... 
Zgodził się, że najlepiej będzie zachować to na zawsze w tajemnicy, więc... 

-  A  jednak  postąpił  inaczej.  -  Ból  i  gniew  targały  jego  sercem.  -  To 

dziwne,  ale  zarazem  pocieszające.  Przynajmniej  on  miał  sumienie.  Może 
odziedziczyłem po nim prawdomówność, bo po tobie na pewno nie. 

- Posłuchaj, Luke... 
Odwrócił się i podszedł do drzwi. Słyszał za sobą jej kroki. Położyła rękę 

na jego ramieniu. 

-  Luke,  możesz  się  na  mnie  złościć,  jeśli  chcesz.  Ale  nie  waż  się  iść  z 

tym do ojca. I nie udawaj, że nie wiesz, o kim mówię. Tom Marchetti kocha 
cię, jesteś jego synem. 

-  Kiedy  chowasz  głowę  w  piasek,  narażasz  się  na  atak  od  tyłu  - 

odparował. 

Ciągnęła dalej, jakby nic nie usłyszała. 
-  Nie  pozwolę,  żebyś  przestał  szanować  ojca.  Przyznał  niechętnie,  że 

matka ma rację, bo Tom Marchetti także był ofiarą. To nie on spędził noc z 
kimś innym. 

Nie  zatrzymała  go  ani  słowem,  gdy  opuszczał  dom.  Przeszedł  przez 

trawnik  za  domem,  okrążył  oświetlony  basen  i  zatrzymał  się  przy 
samochodzie zaparkowanym w alejce. Złość, ból, zamęt i poczucie zdrady, 

15

RS

background image

 

 

które  prześladowały  go,  odkąd  Maddie  wyznała  mu  sekret,  zalały  go  jak 
potężna fala, ścięły  go z nóg.  Kobieta, która uczyła go odróżniać dobro  od 
zła,  która  wpoiła  mu  zasady  moralne,  okłamała  go  w  najbardziej 
zasadniczych sprawach. Jak mógł nie być rozgoryczony i wściekły? 

Przypomniał  sobie  szczęśliwe  chwile  z  dzieciństwa.  Czas  spędzony  z 

rodzicami,  z  matką  i  z  człowiekiem,  *  którego  ojcostwo  nie  miał  nigdy 
powodu wątpić. Jak mogli pozwolić, by dorastał, nie wiedząc, kim jest. Gdy 
był  nastolatkiem,  zabrali  mu  kluczyki  od  samochodu  tylko  za  to,  że 
próbował  oszukać  rodziców.  Opierając  się  o  drzwi  samochodu,  przesunął 
dłońmi  po  włosach.  Maddie  go  nie  okłamała.  Powinien  jak  najszybciej 
zadzwonić do prawnika. Ale obcy człowiek nie mógł odpowiedzieć aa jego 
pytania. Szczególnie na jedno, najważniejsze. 

- Kim u diabła jestem? - wyszeptał w ciemnościach. 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

16

RS

background image

 

 

ROZDZIAŁ TRZECI 

 
Tydzień  po  przekazaniu  wiadomości  Luke'owi  Madison  siedziała  w 

biurze,  wpatrując  się  w  kursor  migający  na  ekranie  komputera.  Za  chwilę 
przyjdzie tu Luke. Będzie musiała mu wyznać, że jest w ciąży. Zrobiła test, 
nawet  kilka  razy,  aż  wreszcie  musiała  uwierzyć.  On  też  miał  prawo 
wiedzieć, ale jak mogła zrzucić na niego ten ciężar? 

Nie miała innego wyjścia. 
Interkom na jej biurku zabrzęczał. Nacisnęła guzik. 
- Słucham, Connie? 
- Pan Marchetti przyszedł na spotkanie. 
- Wpuść go - powiedziała i rozłączyła się. 
Kilka  sekund  później  drzwi  jej  pokoju  otworzyły  się  i  wszedł  Luke. 

Zdziwiło ją, że nie ma na sobie garnituru, lecz znoszone dżinsy i czarny T-
shirt. 

- Dzień dobry, Luke. Jak się masz? 
- A jak myślisz? 
Przyjrzała mu się uważnie. Podkrążone oczy,  głębokie bruzdy okalające 

nos i usta. Wyglądał na bardzo zmęczonego. 

- Nie sypiasz? Wyglądasz okropnie. 
-  Dziękuję  -  powiedział,  uśmiechając  się  blado.  Usiadł  na  jednym  z 

krzeseł naprzeciwko jej biurka. - Przyganiał kocioł garnkowi. Sama niezbyt 
dobrze wyglądasz. 

Nie  mogła  mu  powiedzieć  dlaczego.  Pomyślałby,  że  jest  Kasandrą. 

Zawsze gdy ją spotykał, mówiła mu coś strasznego. Zacząłby unikać jej jak 
ognia.  Może  tak  byłoby  lepiej,  pomyślała,  ale  jednocześnie  coś  w  głębi 
serca zaprotestowało. 

- U mnie wszystko dobrze. Dużo pracuję. - Splotła drżące palce i oparła 

splecione dłonie na stosie papierów, który leżał na jej biurku. - Co mogę dla 
ciebie zrobić? 

- Chcę pomówić o testamencie. 
- Rozmawiałeś z matką? Skinął głową. 
- Potwierdziła, że Brad Stephenson jest moim biologicznym ojcem. 
-  Przykro  mi,  Luke.  Musi  minąć  trochę  czasu,  zanim  uporasz  się  z 

wszystkimi problemami. 

-  Chciałbym  poznać  jego  stan  majątkowy  -  wyjaśnił  oschle.  -  Najpierw 

powinniśmy załatwić interesy. 

-  Zadzwonię  po  Nata  McDonalda  -  powiedziała,  wyciągając  rękę  po 

słuchawkę. - On ma wszystkie dokumenty. 

17

RS

background image

 

 

Luke  pochylił  się  i  powstrzymał  ją  delikatnym  dotykiem  dużej,  ciepłej 

dłoni. 

- Chcę to załatwić z tobą. 
- Nie mogę. Już o tym rozmawialiśmy. 
-  Dobrze  -  powiedział  z  rezygnacją.  -  Przypuszczam,  że  zasłużyłem  na 

takie  traktowanie.  -  Delikatnie  uścisnął  jej  dłoń,  potem  się  odsunął.  - 
Przepraszam, że zarzuciłem ci kłamstwo. Nie powinienem był nigdy wątpić 
w twą uczciwość. 

-  Nie  musisz  przepraszać,  ale  miło  mi  to  słyszeć  -  odparła,  tęskniąc  za 

ciepłem jego dotyku. 

-  Dziękuję.  Jesteś  bardzo  wspaniałomyślna.  A  teraz  testament.  Czy 

chcesz... 

Potrząsnęła głową. 
- Nie rozumiesz, Luke. Doceniam fakt, że mi uwierzyłeś. Ale to niczego 

nie zmienia. Najlepiej, żebyś zobaczył się z moim kolegą. 

- Dlaczego? 
- Wiesz dlaczego - odparła. 
- Powtórz to. - Zacisnął usta. 
- Dobrze. - Usiłowała powściągnąć emocje, co nie było łatwe, gdy ciąża 

wywoływała prawdziwą burzę hormonów. - Między prawnikiem i klientem 
musi  istnieć  całkowite  zaufanie.  Jeśli  choć  przez  chwilę  wątpiłeś  w  moją 
prawdomówność, powinieneś zwrócić się do kogoś innego. 

- Musisz przyznać, że to, co mi powiedziałaś, było szokujące. Gdybym to 

usłyszał od Matki Teresy, też nazwałbym ją kłamczucha. 

-  Ale  to  ze mną  spałeś.  -  Spojrzała  na  swoje splecione  dłonie  i poczuła, 

że się rumieni. - To był błąd. Nie możemy tego cofnąć. 

Powiedz mu teraz, pomyślała. Mogła zacząć tak: „Nie uwierzysz, co się 

stało".  Ale  wyraz  jego  twarzy  powstrzymał  ją.  Luke  był  smutny  i 
zdenerwowany. 

-  Słuchaj,  Maddie,  właśnie  odkryłem,  że  wszystko,  co  jest  mi  bliskie, 

zostało sfabrykowane. Nic z tego nie rozumiem. .. 

-  To trochę potrwa.  Ale  nie  wątpię,  że  twoi  rodzice  cię kochają.  Myślę, 

że po prostu starali się ciebie chronić. 

- Ona tak powiedziała. 
-  Twoja  matka?  -  spytała,  zaskoczona  chłodem  w  jego  głosie.  -  Nie 

wierzysz jej? 

-  Dlaczego  miałbym  wierzyć?  Oszukała  Toma  i  tyle  lat  udawała,  że 

jestem  ich  synem.  Podaj  mi  jeden  powód,  dlaczego  miałbym  jej  teraz 
wierzyć, Maddie. 

18

RS

background image

 

 

-  Pomyśl,  jak  czułbyś  się  na  jej  miejscu.  -  Madison  położyła  ręce  na 

brzuchu. Już wiedziała, że instynkt macierzyński nakazuje kobiecie chronić 
nawet  jeszcze  nie  narodzone  dziecko.  -  To  twoja  matka,  chciała 
zaoszczędzić ci bólu. 

- Najważniejsza jest prawda. 
-  Teraz  tak  myślisz.  Ale  nie  wszystko  jest  tylko  czarne  lub  tylko  białe. 

Poczekaj, aż będziesz miał własne dzieci. 

Spojrzał na nią zimno. 
- Nie chcę mieć dzieci. 
Poczuła przytłaczający ból w piersiach. 
- Nie wiesz, co mówisz. 
-  Dlaczego  miałbym  chcieć  sprowadzać  na  ten  świat  dzieci?  Co 

mógłbym im dać?  Nie  wiem,  kim  jestem,  a  ludzie,  którym  ufałem, okazali 
się inni, niż myślałem. 

- Tym bardziej powinieneś zobaczyć się z moim kolegą. - Będzie miała 

czas ochłonąć po ciosie, jaki jej zadał. 

Wstał, położył ręce na biurku i pochylił się w jej stronę. Poczuła zapach 

jego  wody  po  goleniu.  Spędziła  tylko  jedną  noc  w  jego  ramionach,  ale 
dobrze pamiętała ten zapach. Luke rzeczywisty był jednak znacznie bardziej 
pociągający niż ten we wspomnieniach. Ale przed chwilą powiedział, że nie 
chce  mieć  dzieci.  Właśnie  dlatego  musi  zachować  dystans.  Gdy  trochę  się 
pozbiera, powie mu prawdę, lecz jeszcze nie teraz. 

-  Posłuchaj  mnie,  Maddie.  Żałuję,  że  ci  nie  wierzyłem.  To  dlatego,  że 

mnie zaskoczyłaś. Ale jesteś jedyną osobą, która miała odwagę powiedzieć 
mi prawdę. Nie chcę rozmawiać o swoich sprawach z kimś obcym. 

Już  miała  mu  powiedzieć,  że  poprowadzi  jego  sprawę,  ale  w  ostatniej 

chwili powstrzymała się. To, co do niego czuła, jeszcze nie wygasło. Teraz 
nawet było silniejsze. 

Bardziej niż przedtem musiała dbać o swoją karierę. Do tej pory chciała 

w ten sposób pokazać światu, że sama jest coś warta. Teraz musiała dbać o 
dobro  innej  istoty.  Flirt  z  jednym  z  najważniejszych  klientów  firmy  byłby 
sprzeczny z etyką zawodową. Mógł w okamgnieniu zniszczyć jej karierę. 

Coś  w  niej  szeptało,  że  odrzuca  go,  by  ochronić  własne  serce.  To,  o  co 

prosił ją Luke, było sprawą osobistą. 

- Luke, nie mogę prowadzić twojej sprawy. Przekroczyliśmy dozwolone 

granice. Nie ma powrotu, a nie chcemy przecież brnąć dalej. 

- Mów za siebie. Przyjrzała mu się. 
- To jest właśnie powód. 
- Jaki powód? 

19

RS

background image

 

 

- Że nie mogę tego prowadzić. Wszystko zamieniasz w osobistą sprawę. 
-  Zajmujesz  się  interesami  firmy  Marchettich...  -  Przerwał,  a  w  jego 

błękitnych  oczach  pojawił  się  chłód.  -  Czy  to  dlatego,  że  ja  nie  należę  do 
Marchettich? 

- Nie bądź śmieszny. Uśmiechnął się. 
-  Wiedziałem,  że  to  dla  mnie  zrobisz.  Weź  dokumenty  i  przejrzymy  je. 

Możemy zamówić do biura lunch. Zajmę się tym... 

Tak  łatwo  byłoby  mu  ulec.  Tak  jak  tamtej  nocy.  Ale  nie  mogła  dać  się 

ponieść  uczuciom.  Musiała  zachować  czujność.  Jej  kariera  była  teraz 
ważniejsza niż przedtem. 

-  Nie,  Luke.  Najlepiej  będzie,  jeśli  porozmawiasz  o  tym  z  Natem. 

Pozwól, że go zawołam. 

Wyprostował się i cofnął o krok. Kiedy miała odwagę na niego spojrzeć, 

w jego oczach znów był chłód. 

- W porządku, Maddie. 
Nie mówiąc już ani słowa, odwrócił się i wyszedł z biura. Lepiej by się 

czuła,  gdyby  krzyczał  na  nią  i  trzasnął  drzwiami.  Albo  rzucił  jej  ten 
chłopięcy, uwodzicielski uśmiech. 

To  wszystko  by  zniosła,  ale  jego  pełne  żalu  spojrzenie  sprawiło,  że 

poczuła się jak istota pozbawiona serca. Zimna i bezduszna. 

Z  okna pokoju gościnnego  Luke  patrzył  w  dół  na  światła w  dolinie  San 

Francisco  na  północ  od  Los  Angeles.  Miał  przed  oczami  Maddie.  Było  w 
niej  coś  tak  kruchego.  Czy  dlatego  nie  potrafił  być  na  nią  zły,  choć  mu 
odmówiła? 

Z rodzicami było inaczej. Nie miał pretensji do Toma, mimo że ten zataił 

przed  nim  prawdę.  Ale  jego  matka...  Jak  mogła  zdradzić  męża  z  innym 
mężczyzną, a potem żyć w kłamstwie? 

Nagle usłyszał dzwonek do drzwi. Nie czekał na nikogo, zresztą nie miał 

ochoty  nikogo  widzieć.  Właściwie  nie  zamierzał  otwierać  drzwi,  ale 
ciekawość zwyciężyła. 

Ku swemu zdziwieniu zobaczył Maddie. W ręku trzymała dużą brązową 

torbę. Poczuł radość. 

- Cześć - rzucił. Otworzył szeroko drzwi. - Proszę, wejdź. 
- Dziękuję. 
- Przyniosłaś jedzenie, o ile się nie mylę. - Pociągnął nosem. - I to chyba 

nie z restauracji Marchettich. 

- Miałam ochotę na chińszczyznę. - Jej słodki, nieśmiały uśmiech trochę 

go udobruchał. 

20

RS

background image

 

 

- Zjemy razem? - Gdy skinęła głową, wyjął z jej rąk torbę. - Chodźmy do 

kuchni. 

- Dobrze. 
Jej  obcasy  stukały  po  posadzce,  gdy  szła  za  nim,  potem  ucichły,  gdy 

stanęła na dywanie. 

- Podobają mi się twoje meble - skomentowała pustą przestrzeń. - Można 

puścić wodze fantazji. 

- Nie miałem czasu umeblować pokoju. 
- Jak długo tu mieszkasz? 
- Kilka lat. 
- Nie miałeś czasu albo motywacji. - Spojrzała na niego z rozbawieniem. 

-  Może  nie  wiesz  o  tym,  że  istnieje  taki  zawód  jak  dekorator  wnętrz. 
Podnosisz słuchawkę, mówisz, czego ci trzeba, a oni zajmują się resztą. 

Zerknął na nią i nie mógł powstrzymać uśmiechu. 
- Czy to nagana? Od mojego prawnika? 
-  Nie  jestem  twoim  prawnikiem  -  przypomniała  mu.  W  kuchni  położył 

torbę na blacie, wyjął dwa talerze z szafki. 

- Coś takiego?! To dlaczego przychodzisz tu z jedzeniem? Ciekawe... 
- Misja pokojowa. 
Wyciągnęła z torby kilka białych pudełek i zaczęła je otwierać. 
- Gdzie trzymasz sztućce? 
- W dolnej szufladzie - odrzekł, nie ruszając się z miejsca. 
- Nie przyszłam tu jako twój prawnik. - Z głową wdzięcznie przechyloną 

w bok wpatrywała się w niego intensywnie. 

Widać było, że pilnuje się, by nie podejść zbyt blisko. Teraz czekała na 

jego ruch. Wciągnął głęboko powietrze i poczuł jej słodki zapach. 

Niechętnie odsunął się na bok, by mogła otworzyć szufladę. 
- Dlaczego przyszłaś, Maddie? 
Wyłożyła na talerze smażony ryż z mięsem i warzywami. 
- Chciałam sprawdzić, czy dobrze się czujesz. 
- Dlaczego miałbym czuć się źle? 
- Nie zgrywaj bohatera, Luke - żachnęła się. - Widziałam, w jakim stanie 

wychodziłeś z mojego biura. 

- Niby w jakim? 
- Chyba wiesz, o czym mówię. Wolę już supermana niż durnia. 
- Durnia - powtórzył, ledwo powstrzymując śmiech. Podobało mu się, że 

go  nie  oszczędzała.  Ostry  języczek  ma  ta  jego  Maddie.  Nie,  nie  jego. 
Powiedziała to jasno. Czy kiedykolwiek naprawdę chciał, by była jego? 

21

RS

background image

 

 

Nigdy nie był zakochany. Przyzwyczaił się dostrzegać plusy tego, że jest 

z kimś, bo to było lepsze niż samotność. Potem wszystko stanęło na głowie. 
Maddie ofiarowała mu swą niewinność i przeżył z nią najpiękniejszą noc w 

życiu. A jeszcze później dowiedział się, że Tom nie jest jego ojcem. Teraz 
sam  nie  wiedział,  czego  chce,  zwłaszcza  w  sprawach  damsko-męskich. 
Mógł tylko myśleć o tym, co jest teraz. A teraz był szczęśliwy, że jest z nim 
Maddie Wainright. 

-  Nie  udawaj  głupka.  To  wcale  nie  jest  zabawne.  Wypadłeś  z  mojego 

biura, jakby ktoś cię gonił. 

- Martwiłaś się o mnie - odgadł. W głębi ducha szalał z radości. 
- Wcale nie. 
- Nie umiesz kłamać, Maddie. 
- Nie? Myślałam, że najlepsi prawnicy na świecie to najwięksi kłamcy. 
Zastanawiał się, dlaczego tak spoważniała. Czyżby znał ją tak dobrze, by 

dostrzec wszystkie zmiany jej nastroju? 

-  Musisz  przyznać,  że  tu  nie  chodzi  o  twój  zawód.  Bałaś  się,  że  nie 

zachowam się rozsądnie. 

- Och, proszę cię - sarknęła, wznosząc oczy w górę. - Wpadłam z kolacją, 

bo po prostu musisz coś jeść. 

Wziął talerz, postawił na stole i czekał, aż ona zrobi to samo. 
-  Dobrze,  pani  mecenas  -  powiedział,  krzyżując  ręce  na  piersiach.  - 

Twoim  zadaniem  jest  wydobyć  prawdę  ze  świadków.  Ja  zajmuję  się 
liczbami, dlatego też mam sto procent pewności, że jesteś tutaj, bo czujesz 
się winna. 

Aż podskoczyła ze zdziwienia. Jej twarz pobladła jak ściana. 
- Dlaczego miałabym czuć się winna? 
- Bo nie zgodziłaś się zajmować sprawą testamentu Brada Stephensona. 
Wzięła swój talerz, podeszła do stołu i usiadła. 
- Chciałam zobaczyć, czy wszystko u ciebie w porządku. Wyglądałeś tak 

marnie, że aż się przestraszyłam. 

- Naprawdę nic mi nie jest - odpowiedział. 
-  Właśnie  widzę.  Ale  czy  mężczyźni  nie  jeżdżą  za  szybko,  gdy  są 

zdenerwowani?  Nie  robią  głupstw?  Chciałam  być  pewna,  że  dotarłeś 
szczęśliwie do domu. 

-  Ktoś  kiedyś  wymyślił  telefon,  Maddie.  Podnosisz  słuchawkę, 

wykręcasz numer, a jeśli się odezwę, to znaczy, że żyję. 

- Musiałam cię zobaczyć - wymknęło jej się. 
To niespodziewane wyznanie przyniosło ulgę jego skołatanej duszy. 
- Czy wyglądam dobrze? - spytał, patrząc jej w oczy. 

22

RS

background image

 

 

- Wyglądasz świetnie - odparła niemal szeptem. 
-  Czy  tylko  dlatego  chciałaś  mnie  widzieć?  Odłożyła  widelec,  którym 

bezwiednie wodziła po talerzu. 

- Tak. Chcę, żebyś wiedział, dlaczego musisz zgodzić się na przekazanie 

sprawy innemu prawnikowi. 

Już  miał  powiedzieć,  że  rozumie.  Interesów  nie  należy  mieszać  z 

uczuciami.  Nie  podobało  mu  się  to,  ale  nie  miał  wyjścia.  Nagle  zauważył 
wyraz zagubienia w jej oczach. Musiał pozwolić jej mówić. 

Odłożył widelec. 
- Dobrze. Słucham. 
- Chodzi o moich rodziców. 
Położył rękę na sercu i uniósł trzy palce w górę. 
- Przysięgam, że nigdy nie zrobiłem im żadnej krzywdy. Zaśmiała się. 
- O nic cię nie oskarżam. Dlaczego zawsze bierzesz wszystko do siebie? 

Czyżbyś uważał się za pępek świata? 

-  Ostrożnie,  przeżywam  osobisty  kryzys.  -  Tak  miło  było  sobie 

pożartować. Tylko z Maddie czuł się ostatnio swobodnie. - Jeśli przyszłaś tu 
po to, by podnieść mnie na duchu, nie bardzo ci to wychodzi. 

- Muszę powiedzieć ci coś o sobie. - Westchnęła. -Wiesz, że mam brata. 

Jest  o  sześć  lat  starszy.  Moja  matka  musiała  urodzić  następcę.  Chodził  już 
do szkoły, a matka zajmowała się własnymi sprawami, gdy dowiedziała się, 

że jest ponownie w ciąży. Nie chciała drugiego dziecka, ale stało się. 

- Tak bywa. To nie znaczy, że cię nie kochają. Patrzyła tak dziwnie, ni to 

z nadzieją, ni żałośnie. 

Chciał  wziąć  ją  w  ramiona  i  przekonać,  że  jemu  jest  potrzebna,  jednak 

bał się jej reakcji. Wzruszyła ramionami. 

-  Może  na  swój  sposób.  Miałam  opiekunki,  potem  mieszkałam  w 

internacie.  Teraz  oni  są  na  wschodzie,  a  ja  na  zachodzie,  rzadko  się 
spotykamy. Dla mnie najważniejsza jest praca. 

-  Nie  musisz  się  przede  mną  z  niczego  tłumaczyć,  ja  wiem,  że  twoje 

życie ma sens. 

- Tak, ja... - urwała i zacisnęła mocno dłonie. - Skąd wiesz? 
-  Studiowałem  też  psychologię.  Potrzebowałem  chwili  oddechu  od 

matematyki. Jesteś wspaniałą, wartościową kobietą. Kropka. 

Splotła palce. 
- Tak, ale czuję, że muszę robić coś, co ma głębszy sens. Może pracować 

społecznie,  udzielając  porad  ludziom,  których  nie  stać  na  wynajęcie 
prawnika. Awansuję. Im wyżej będę, tym więcej będę mogła zrobić. 

- Co to ma wspólnego z moją sprawą? 

23

RS

background image

 

 

-  Co  było,  nie  wróci.  -  Przerwała,  zerkając  na  niego.  -  Ta  noc.  Nie 

możemy  kontynuować  tego  związku.  Nikt  z  nas  tego  nie  chce.  Jesteś 
zdeklarowanym kawalerem. 

- Naprawdę? - Czemu jej ocena zaskoczyła go? 
-  Oczywiście.  Gdybyś  chciał  się  ustatkować,  już  byś  to  zrobił.  Ja 

poświęciłam się pracy, w moim życiu nie ma miejsca na poważny związek. 

- Nadal nie rozumiem, co to ma wspólnego ze sprawą mojego zmarłego 

ojca. 

-  Bo  nie  chcesz  zrozumieć.  Gdybym  wzięła  twoją  sprawę, 

widywalibyśmy się bardzo często. Nie mogę tak ryzykować... Gdyby nasze 
stosunki przestały mieć czysto zawodowy charakter, moja kariera ległaby w 
gruzach. Zgadzasz się? 

-  Jesteś  utalentowanym  i  zdolnym  adwokatem.  Potrzebuję  twojej 

pomocy. 

- Dlaczego właśnie mojej? Długo zwlekał z odpowiedzią. 
-  Ty  przynajmniej  wiesz,  kim  są  twoi  rodzice.  Ja  nigdy  nawet  nie 

spotkałem  swego  biologicznego  ojca,  nie  mówiąc  o  tym,  że  nie  miałem 
okazji  go  poznać.  I  nigdy  nie  poznam.  Nie  mogłem  polubić  go  czy 
znienawidzić. 

- Zdobyć jego miłość? 
Spojrzał  na  nią  uważnie  i  z  ulgą  zauważył,  że  nie  ma  w  jej  wzroku 

litości.  Tylko  łagodność.  Słodycz.  Chętnie  zanurzyłby  się  w  tej  słodyczy, 
gdyby tylko mu na to pozwoliła. Ale wiedział, że mówiąc o miłości, myślała 
o  sobie  i  ciągłej  walce  z  rodzicami,  od  których  nie  zaznała  uczucia.  Miał 
ochotę  ich  udusić.  Przecież  tak  łatwo  byłoby  ją  kochać.  Zainteresował  się 
nią dwa lata temu, gdy spotkali się po raz pierwszy. Na pewno nie była mu 
obojętna. Ale nie mógł jej ofiarować miłości. 

-  Nie  chodzi  o  miłość,  Maddie.  Chcę  dowiedzieć  się,  kim  jestem. 

Straciłem rodzinę. Nie mam w nikim oparcia. Nie mogę nawet porozmawiać 
z facetem, który jest częściowo odpowiedzialny za piekło, jakie przeżywam. 
Jesteś jedynym stabilnym punktem w moim życiu. 

- To nieprawda. Masz... 
- Prawda. Zostałaś mi tylko ty. Proszę cię o pomoc. Wstała i podeszła do 

oszklonych  drzwi,  przypatrując  się  długo  światłom  w  dolinie.  Skuliła 
ramiona, wreszcie odwróciła się. 

- Mam jeden warunek. 
- Zgadzam się na wszystko. 
-  Tylko  sprawy  służbowe,  żadnych  osobistych  wycieczek.  Żadnych 

powrotów do przeszłości. 

24

RS

background image

 

 

- Dobrze. 
- Chcę, żebyś mi to obiecał. 
- Gdybym miał Biblię, przysiągłbym na nią. 
- Nie. - Potrząsnęła energicznie głową. - Robisz sobie żarty. - Ruszyła w 

stronę drzwi. 

Zastąpił  jej  drogę,  położył  ręce  na  jej  ramionach.  Delikatnie  wzmocnił 

uścisk, aż podniosła na niego wzrok. 

-  Maddie,  jeśli  nie  będę  żartował,  rozpadnę  się  na  tysiąc  kawałków. 

Poczucie  humoru  trzyma  mnie  przy  życiu.  Dajesz  mi  wszystko,  czego 
potrzebuję - humor i co najważniejsze - prawdę. Ja też nie chcę się wikłać w 

żaden poważny związek. Moje życie legło w gruzach. Myślisz, że w głowie 
mi romanse? Przyrzekam, będziemy rozmawiać wyłącznie o interesach. 

-  Dobrze  -  zgodziła  się.  -  A  ja  obiecuję  ci  wszystko,  co  mogę  dać: 

lojalność, dyskrecję i uczciwość. 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

25

RS

background image

 

 

ROZDZIAŁ CZWARTY 

 
-  Skończmy  kolację  -  zaproponował  Luke  -  skoro  już  wszystko 

ustaliliśmy... 

Niezupełnie, pomyślała Madison. 
Powiedział,  że  nie  w  głowie  mu  romanse.  Jego  życie  legło  w  gruzach  i 

nie chce mieć dzieci. To nie była pora, żeby mówić mu, że zostanie ojcem. 
Nie mogła tego zrobić. Jeszcze nie teraz. 

Zgodziła  się  zająć  testamentem  jego  ojca.  To  była  poważna  decyzja. 

Może  samobójcza.  Jak  często  będzie  musiała  go  widywać?  He  spotkań 
będzie  musiała  odbyć,  by  rozwiązać  wszystkie  kwestie  związane  z  jego 
majątkiem?  Czy  potrafi  znaleźć  w  sobie  siły,  by  nie  rzucić  się  w  jego 
ramiona? W którym momencie ma mu powiedzieć, że nosi jego dziecko? 

Przyjrzała  mu  się  uważnie.  Był  bardziej  zrelaksowany  niż  w  chwili  jej 

przybycia. Rozbawiony i weselszy, co ją bardzo ucieszyło. 

Bruzdy po obu stronach nosa i ust zmieniły się w dołeczki. Obserwował 

ją uważnie, prawie nie spuszczał z niej wzroku. 

Leciutko się uśmiechał. Czemu nie? Postawił przecież na swoim. Z jego 

błękitnych  oczu  znikł  smutek.  Nie  miała  serca  obarczać  go  teraz  kolejnym 
zmartwieniem.  Jeszcze  nie  teraz.  Kiedy  testament  zostanie  odczytany, 
powie mu na pewno. 

Delikatnie uniósł jej brodę czubkiem palca: 
- Gdzie jesteś? Maddie? 
Prosiła,  żeby  używał  imienia  Madison,  ale  ani  razu  jej  tak  nie  nazwał. 

Luke  lubił  łamać  zasady.  Czy  dotrzyma  obietnicy  w  sprawie  ich 
wzajemnych stosunków? 

Otrząsnęła się. 
- Przepraszam, co mówiłeś? 
- Skończmy kolację. W końcu to ty miałaś ochotę na chińszczyznę. 
- Dobrze - zgodziła się. 
- Prawie nic nie zjadłaś. Coś ci dolega? 
-  Nie.  -  W  zasadzie  to  była  prawda.  Mimo  okoliczności  i  nawet  wbrew 

zdrowemu  rozsądkowi  cieszyła  się,  że  będzie  miała  dziecko.  Umówiła  się 
na  wizytę  u  ginekologa.  Ale  zgodnie  z  informacjami  zawartymi  w 
książkach,  nie  było  nic  dziwnego  w  tym,  że  czuła  się,  jakby  miała 
przewlekłą  grypę.  Myśl  o  jedzeniu  była  równie  miła,  jak  wyrwanie 
wszystkich zębów mądrości naraz. Jak udawało jej się dochować tajemnicy, 
mimo że cały czas tak bacznie ją obserwował? 

Zmarszczył czoło. 

26

RS

background image

 

 

- Na pewno wszystko w porządku? Chociaż na ogół bywam pochłonięty 

sobą,  zauważyłem,  że  ostatnio  jesteś  blada.  Albo,  cytując  godne  zaufania 

źródło, wyglądasz okropnie. 

-  Dziękuję  -  odpowiedziała.  Tak  oto  ciąża  dodawała  jej  urody  i  owego 

szczególnego blasku... - Kobiece sprawy. Na pewno cię to nie zainteresuje. 

To była prawda. Nie zainteresuje go, bo nie pragnął dzieci. 
Weszli  z  powrotem  do  kuchni.  Luke  wysunął  i  przytrzymał  krzesło, 

zapraszając Maddie, by usiadła. 

- Jesteś prawdziwym dżentelmenem. Usiadł obok niej i spochmurniał. 
-  Mój  ojciec,  to  znaczy  Tom,  wpoił  zasady  dobrego  wychowania 

wszystkim  synom.  Mnie  i  moim  braciom,  braciom  przyrodnim  -  poprawił 
się. 

-  Która  część  ich  ciała  nie  jest  z  tobą  spokrewniona?  -  Wzięła  do  ręki 

ciasteczko. - Głowa? Ręce? Stopy? Ramiona? Włosy? 

- To śmieszne. 
-  Właśnie.  Oni  nie  są  tylko  częściowo  twoimi  braćmi.  Znam  ich.  Nie 

dzielą życia na pół. Ty zresztą też. Wszystko albo nic. 

Udał, że nie słyszy i mówił dalej. 
-  Zawsze  przepuszczamy  kobietę  w  drzwiach,  przytrzymujemy  krzesło, 

niesiemy paczki. Dlaczego nigdy nie zauważyłem, że jestem inny? 

- W jakim sensie? 
-  Oprócz  oczu  różniliśmy  się  charakterami.  Na  przykład  to  moje 

starokawalerstwo. 

- O czym ty mówisz? 
- Zawsze żartowaliśmy na ten temat. Ale prawdą jest, że Nick, Joe i Alex 

szukali  partnerek.  Mieli  kilka  poważnych  romansów,  nim  związali  się  z 
obecnymi  żonami.  Nick  poznał  kelnerkę,  gdy  otworzył  w  Phoenix  naszą 
pierwszą restaurację. Ożenił się z nią w tajemnicy, kiedy dowiedział się, że 
ona  jest  z  kimś  w  ciąży.  Potem  wróciła  do  ojca  dziecka  i  małżeństwo  się 
rozpadło. Skineła głową. 

- Słyszałam o tym. A ukochana Alexa zmarła. 
- I on nie chciał innej. 
- Dopóki nie poznał Fran - przypomniała mu. 
- Tak. Joe bał się szukać szczęścia w miłości, bo jako dziecko widział, że 

mama  często  płacze.  Mama  i  Tom  mieli  problemy.  Wtedy  właśnie  ja 
przyszedłem  na  świat  -  dodał.  -  Joe  widział,  jak  rozpadają  się  małżeństwa 
jego przyjaciół i to zniechęcało go do życia rodzinnego. 

- Dopóki nie poznał Liz - sprostowała. 

27

RS

background image

 

 

- To prawda. Jednak w przeciwieństwie do braci ja chyba jestem skazany 

na  starokawalerstwo.  Nigdy  nie  spotkałem  kobiety,  dla  której  chciałbym 
zrezygnować z wolności. - Spojrzał na nią i zrobiło jej się gorąco. 

Czy  starał  się  jej  coś  powiedzieć?  Że  nie  powinna  niczego  od  niego 

oczekiwać? 

- Jestem inny niż oni, Maddie. Może nie potrafię poświęcić się kobiecie. 

A Marchetti to potrafią. Nie mówiąc o mojej siostrze Rosie, która zakochała 
się  w  Stevie  Schaferze,  kiedy  jeszcze  byli  dziećmi.  Jestem  inny,  bo  nie 
należę do tej rodziny. 

- Czy znasz wyrażenie „produkt środowiska"? 
- Oczywiście. 
-  Byłeś  wychowywany  tak  samo  jak  bracia  i  siostra.  Ojciec  wpoił  wam 

zasady  dobrego  wychowania  wraz  z  uczuciem  miłości  i  przywiązania  do 
rodziny.  Niezależnie  od  tego,  jakie  problemy  twoi  rodzice  przeżywali  w 
małżeństwie, pokonali je i są kochającą się parą.  Twoi bracia widzieli to, i 
gdy spotkali odpowiednie kobiety, zapomnieli o wątpliwościach. Z tobą też 
tak będzie. 

Nie mogła powiedzieć tego o sobie. Nawet jeśli była zdolna do miłości, 

droga  przed  nią  i  Lukiem  była  zbyt  wyboista.  Najlepszym  wyjściem  był 
objazd. 

Nie wydawał się przekonany. 
-  Nie  sądzę.  To  może  być  sprawa  genów.  Coś,  co  odziedziczyłem  po 

ojcu, jakaś niezdolność do miłości i oddania się drugiemu człowiekowi. 

- Nadal obstaję przy swoim zdaniu. 
Sama  wychowywała  się  w  domu,  w  którym  nie  wypadało  okazywać 

uczuć. Potem trafiła do internatu, gdzie ludzie opiekowali się nią, bo im za 
to płacono. Madison wiedziała, że w jej życiu nie było i nie będzie miłości, 
bo  nie  nauczono  jej  kochać.  Jednak  zaczynała  odczuwać  coś  do  dziecka  i 
podejrzewała,  że  te  uczucia  mogą  się  rozwinąć.  Ale  to  było  coś  zupełnie 
innego niż uczucia między kobietą i mężczyzną. 

-  Tom  i  Flo  kochają  się  -  powiedziała.  -  I  kochają  swoje  dzieci.  Nie 

można wychować się w takiej rodzinie i nie potrafić kochać. 

- Ja nie potrafię. 
- Celowo lekceważysz uczucia. 
- Możemy zmienić temat? - spytał, pocierając ręką kark. 
- Oczywiście. 
To  jej  odpowiadało.  Miłość  była  ostatnią  rzeczą,  o  jakiej  chciała 

rozmawiać.  Zwłaszcza  z  jedynym  mężczyzną,  przy  którym  zapominała  o 
zdrowym rozsądku. 

28

RS

background image

 

 

- O czym chcesz rozmawiać? 
-  Jak  idzie  praca?  Co  się  dzieje  w  waszej  firmie?  -spytała,  podejmując 

najbardziej  bezpieczny  temat,  jaki  przyszedł  jej  do  głowy.  Ale  gdy 
spochmurniał, wiedziała, że poruszyła czułą strunę. 

- Nie byłem w biurze, odkąd poznałem prawdę. 
- Żartujesz! Pokręcił głową. 
- Nie wiem, czy kiedykolwiek tam wrócę. 
Dobry  prawnik  wie,  kiedy  należy  mówić,  a  kiedy  słuchać.  Dobry 

prawnik zachowuje obiektywizm, udzielając klientowi porad. W głębi serca 
uważała,  że  byłoby  błędem,  gdyby  porzucił  interesy.  Musiałaby  wtedy  mu 
doradzać  w  kwestii  praw,  jakie  mu  przysługiwały  po  latach  spędzonych  w 
firmie. 

Madison  bardzo  starała  się  być  dobrym  prawnikiem  i  traktowała 

poważnie swoje obowiązki wobec klientów. Ale w tej chwili myślała tylko 
o jednym: Czy Luke oszalał? 

Głośno spytała jednak: 
- Dlaczego? 
- Naprawdę nie wiesz? Czy to nie jest oczywiste? 
- Dla mnie nie. Jesteś dyrektorem finansowym firmy i chyba nieźle sobie 

radzisz. 

- Uważaj, bo przewróci mi się w głowie. 
-  Za dużą masz głowę. - Uśmiechnęła się. - Twoja rodzina oczekuje, że 

pojawisz się w pracy. Dlaczego coś miałoby się zmienić? 

- Bo nie jestem synem Toma. 
- Czy po trzydziestu latach mają nagle przestać cię kochać? A ty mógłbyś 

przestać ich kochać? 

-  To  wielki  problem,  Maddie.  Dlaczego  nie  chcesz  tego  zrozumieć?  - 

Rozpacz w jego głosie raniła jej serce. 

Położyła mu rękę na ramieniu. Zdjął ją i położył na swej dłoni. Splótł ze 

swoimi jej palce. 

Spróbowała nabrać powietrza w płuca, bo nagle zabrakło jej tchu. 
-  Wiem,  że  to  wielki  problem.  Nie  zamierzam  go  lekceważyć.  Ale 

czasem, patrząc z bliska, traci się obiektywizm. W mojej dbającej wyłącznie 
o pozory rodzinie, byłby to wielki problem. Ale nie w twojej. Nic nie zmieni 
faktu, że cię kochają. 

- Kochają tego, kim byłem. 
- Jesteś nadal tym samym człowiekiem, którym byłeś, zanim to wszystko 

się  wydało.  Tym  samym  synem  i  bratem,  którego  oni  kochają.  -  Położyła 
drugą rękę na ich splecionych dłoniach. - Byłbyś szalony, gdybyś odwrócił 

29

RS

background image

 

 

się  od  ludzi,  którym  na  tobie  zależy,  i  zostawił  tak  dobrze  prosperujący 
interes. 

- Rodzinny interes. - Wyjął rękę z jej dłoni i przeczesał palcami włosy. - 

A ja nie jestem członkiem rodziny. 

Włożyła do ust ciasteczko. Powoli żuła je, mając nadzieję, że to poprawi 

jej nastrój. 

- Pewnie za dużo powiedziałam... Potrząsnął głową. 
-  Mam  nadzieję,  że  będziesz  mi  mówiła  prawdę,  nawet  wtedy  gdy  nie 

będę chciał  jej  słyszeć.  Myślisz,  że  dlaczego  tak  bardzo  upierałem  się,  byś 
to ty zajęła się moimi sprawami? 

Czy zmieniłby zdanie, gdyby wiedział, że nosiła jego dziecko i zataiła to 

przed nim? 

- Co chciałaś powiedzieć? - spytał, ujmując jej dłoń. 
-  Dlaczego  jesteś  taki  pewny,  że  odwrócą  się  od  ciebie?  Gdyby  to 

dotyczyło kogoś z twojego rodzeństwa, czy ty byś się odwrócił? 

- Nie odwracam się od nich, po prostu wycofuję się z interesu. 
Uświadomiła sobie, że Luke robi to dla siebie. Jeśli on pozwoli rodzinie 

odejść, będzie to mniej bolesne, niż gdyby odrzuciła go rodzina. 

-  Myślę,  że  będziesz  musiał  stoczyć  długą  walkę,  żeby  przekonać 

Marchettich, iż nie jesteś członkiem ich rodziny. 

- Mylisz się, Maddie. Przyjmą moje zniknięcie z ulgą. 
- Chcesz się założyć? Rozchmurzył się. 
- Oczywiście. Ale ja powiem, o co. 
W  jego  oczach  pojawiły  się  wesołe  ogniki.  Znała  to  spojrzenie.  Tak 

patrzył,  zanim  ją  wtedy  pocałował  i  zabrał  w  niezapomnianą  podróż.  Nie 
mogła znów do tego dopuścić. 

-  Nie  zaczynaj,  Luke.  Pamiętaj,  że  prowadzimy  tylko  interesy.  - 

Próbowała zabrać rękę. 

Przytrzymał ją delikatnie, lecz stanowczo. 
-  Sama  zaczęłaś.  Poza  tym,  kto  mówi,  że  to  będzie  coś  osobistego. 

Stawiam  dwadzieścia  dolarów  na  to,  że  Marchetti  odetchną  z  ulgą,  gdy 
odejdę. 

- Zgoda - odparła. - Na kiedy chcesz wyznaczyć czytanie testamentu? 
Wiedziała,  że  kiedy  to  się  skończy,  będzie  musiała  powiedzieć  mu  o 

wszystkim. 

- Pojutrze. 
Tak szybko? - pomyślała w popłochu. Powoli skinęła głową. 
- Będę miała jeden dzień, żeby zapoznać się z dokumentami. 
- Będę czekał na spotkanie, Maddie. 

30

RS

background image

 

 

Westchnęła  głęboko.  Czy  zdąży  znaleźć  odpowiednie  słowa,  żeby 

wyznać mu sekret? 

-  Pan  Marchetti  przyszedł  się  z  panią  zobaczyć.  Madison  nacisnęła 

przycisk interkomu. 

- Proszę go wpuścić. 
Kilka sekund później drzwi jej pokoju otworzyły się i wszedł Luke. Jego 

swobodny  strój  od  razu  zdradził  jej,  że  nie  zmienił  zdania  w  sprawie 
powrotu  do  pracy.  Dżinsy  opinały  jego  smukłe  biodra  i  muskularne  uda, 
podkreślając  zgrabną  sylwetkę.  Pamiętała,  jak  mówił,  że  zachwyciłaby 
sędziów  i  ławę  przysięgłych,  gdyby  ubrała  się  w  dżinsy  do  sądu.  Na  jego 
widok  topniała  jak  lód,  ale  zrobiłaby  wszystko,  żeby  nigdy  się  o  tym  nie 
dowiedział. Musi być rozsądna. 

-  Witaj,  Luke.  -  Wyciągnęła  rękę,  wskazując  krzesła  przy  biurku.  - 

Usiądź. 

- Dziękuję. 
-  Próbowałam  się  z  tobą  skontaktować.  Czy  już  nie  odbierasz 

wiadomości? 

-  Ostatnio  nie.  -  Skrzyżował  ręce  na  piersiach.  -  Co  chciałaś  mi 

powiedzieć? 

- Chciałam cię ostrzec, że twoja matka będzie na dzisiejszym spotkaniu. 
- Dlaczego? - zapytał, wstając. Nie był już zrelaksowany, lecz wyglądał, 

jakby szykował się do wybuchu. 

-  To  nauczy  cię  sprawdzać  pocztę  głosową.  Flo  będzie  tu  za  chwilę, 

zgodnie z wolą twojego ojca. Zapisał jej coś w testamencie. 

- Nie chcę jej widzieć. 
- W takim razie nie mogę kontynuować sprawy. Moim obowiązkiem jest 

wypełnić  ostatnią  wolę  twego  ojca.  -Złożyła  dłonie.  -  Jako  prawnik  i  jako 
przyjaciel  radzę  ci,  żebyś  przez  to  przebrnął.  Twoje  całe  życie  zawisło  w 
próżni.  Nie  możesz  iść  naprzód,  dopóki  się  z  tym  nie  uporasz.  A  tak  się 
stanie, dopiero gdy zostanie odczytany testament ojca. 

Zabrzęczał interkom. 
- Tak? - powiedziała Madison, nacisnąwszy guzik. 
- Pani Marchetti jest tutaj. 
Madison spojrzała na Luke'a. Skinął niechętnie głową. 
- Proszę ją wpuścić. 
Chwilę  później  Flo  weszła  do  pokoju.  Postarzała  się  i  wyglądała  na 

zmęczoną.  Na  twarzy  miała  zmarszczki,  których  Madison  nie  widziała 
wcześniej. 

31

RS

background image

 

 

-  Dzień  dobry  - przywitała  się.  Rzuciła  Luke'owi  troskliwe spojrzenie. - 

Źle wyglądasz, synu. Czy dbasz o siebie? Dobrze się odżywiasz? 

-  Mam  się  świetnie  -  odpowiedział.  Jego  głos  był  zupełnie  wyprany  z 

emocji, a twarz zastygła w kamiennym grymasie. 

Madison  patrzyła  na  nich  z  rozdartym  sercem.  Wcześniej  widywała  ich 

razem i uważała, że łączy ich wyjątkowy związek. Ona nawet w połowie nie 
miała  takiego  kontaktu  z  matką.  A  jej  ojciec?  Nieważne.  Czy  lepiej  było 
mieć coś i to utracić, czy nie mieć tego nigdy? 

- Proszę usiąść - zachęciła Madison. Otworzyła teczkę, spojrzała na Flo i 

na  Luke'a.  Siedzieli  bez  ruchu,  spięci  i  zdenerwowani.  Była  wcześniej  w 
niezręcznych  sytuacjach,  ale  teraz  atmosfera  była  tak  gęsta,  że  po  prostu 
można było ciąć powietrze nożem. 

Odchrząknęła. 
- Pan Stephenson zostawił dla każdego z państwa list - zaczęła. Wyjęła z 

teczki  dwie  zapieczętowane  koperty  i  wręczyła  po  jednej  Luke'owi  i  jego 
matce. 

Flo zadrżała, gdy brała swoją kopertę. 
- Czy mam to przeczytać teraz? 
-  To  zależy  od  pani  -  wyjaśniła  Madison.  Zauważyła,  że  Luke  schował 

swoją kopertę do kieszeni. 

Matka  Luke'a  spojrzała  na  ręcznie  zaadresowaną  kopertę  i  podniosła 

wzrok. 

- Jeśli pani i Luke nie macie nic przeciwko temu, chciałabym odczytać to 

głośno. 

Gdy Madison skinęła głową, a Luke wzruszył ramionami, zaczęła czytać: 
Droga Florence, gdy będziesz czytać ten list, mnie już nie będzie... Kiedy 

lekarze  powiedzieli,  że  mam  raka,  postanowiłem  uporządkować  swoje 
ziemskie  sprawy.  Wiem,  zgodziliśmy  się,  że  najlepiej  będzie  dla  naszego 
syna  i  twoich  dzieci,  jeśli  ty  i  Tom  wychowacie  go  jak  własne  dziecko. 
Wybacz mi, Flo, ale w tak szczególnym momencie nie mogę znieść myśli, 

że odejdę, a on nic nie będzie o mnie wiedział... 

Jej głos załamał się i przestała czytać. Madison szukała śladu uczucia na 

twarzy Luke'a. Nadal wpatrywał się ponuro w ścianę. Po chwili Flo czytała 
dalej. 

Musiałem  zostawić  wszystko,  co  zdobyłem  w  życiu,  mojemu  jedynemu 

synowi Luke'owi. To oznacza, że on pozna prawdą. Jest mi bardzo przykro. 
Mam nadzieją, że któregoś dnia ty i Tom potraficie mi wybaczyć. 

Brad. 
Flo podniosła wzrok. 

32

RS

background image

 

 

- To tłumaczy, dlaczego złamał naszą umowę. 
- Dlaczego uważałaś, że ukrywając prawdę, działasz na moją korzyść? - 

spytał Luke ze złością. - To tylko uchroniło cię od wstydu. 

-  Nie  bałam  się  o  siebie,  ale  o  wszystkie  moje  dzieci.  Taki  skandal 

mógłby wam zaszkodzić. 

- No pewnie - rzucił z przekąsem. 
Madison  chciała  się  wtrącić  i  pomóc  Flo,  ale  musiała  zachować 

milczenie. 

Flo złożyła list i schowała go do torebki. 
-  Pomyśl,  Luke.  To  byłoby  gorsze  niż  rozwód  i  podział  opieki  nad 

dziećmi.  -  Obróciła  się  w  jego  stronę.  -  Wizyty  twego  biologicznego  ojca 
odsunęłyby  cię  od  rodziny.  Dzieci  muszą  czuć  się  kochane  i  wiedzieć,  że 
mają swoje miejsce. 

Tu Madison mogła się wtrącić. 
- Twoja matka ma rację, Luke. 
Spojrzał na nią ze złością, potem skierował wzrok na matkę. 
- Wychowywałem się w przekonaniu, że moim ojcem jest Marchetti. Czy 

to było w porządku? 

- Brad zgodził się, że tak będzie najlepiej dla ciebie i obiecał usunąć się z 

twego  życia.  Choć  czytając  jego  list,  zrozumiałam,  jaką  wyrządziłam  mu 
krzywdę. 

- I Tomowi - wycedził Luke. 
-  Tak  -  przyznała  z  żalem.  -  Ale  przede  wszystkim  tobie.  Byłam  młodą 

matką. Rzadko kiedy widywałam twojego... Toma. Każdą chwilę poświęcał 
na rozkręcanie interesów. - Wyciągnęła do niego rękę, ale kiedy zgromił ją 
spojrzeniem,  cofnęła  ją  gwałtownie.  -  Twój  ojciec  Brad  był  przystojny, 
czarujący  i  opiekuńczy.  Przy  nim  czułam  się  atrakcyjna  i  kochana,  co  mi 
było bardzo potrzebne. 

- I to cię usprawiedliwia? - spytał. 
- Nic mnie nie może usprawiedliwić. Chcę tylko, żebyś zrozumiał. To ja 

popełniłam błąd. Tom cię kocha i nie możesz go za nic winić. 

- Winię go tylko za to, że pozwolił, bym był tym, kim nie jestem. 
Flo wyprostowała się, jej oczy zabłysły. 
-  Jesteś  jego  synem.  Uczył  cię  chodzić,  gdy  byłeś  mały.  Był  na 

wszystkich  twoich  szkolnych  meczach,  chociaż  na  ogół  stałeś  na  boisku  i 
pukałeś  się  rękawicą  w  głowę  lub  zrywałeś  trawę.  Był  w  szpitalu,  gdy 
miałeś osiemnaście lat i złamałeś nogę. Trzymał cię, gdy krzyczałeś z bólu, 
nim  lekarstwo  zaczęło  działać.  Był  twoim  ojcem,  kiedy  nie  było  to  ani 

łatwe,  ani  zabawne.  Ale  znosił  to,  ponieważ  cię  kocha.  -  Przerwała,  żeby 

33

RS

background image

 

 

zaczerpnąć  tchu.  -  Nie  ośmielaj  się  go  krytykować.  Działał  z  czystych 
pobudek. 

Luke potarł twarz ręką. 
- Nie rozumiem, dlaczego po tym wszystkim od ciebie nie odszedł. 
Flo zacisnęła usta i wstała. 
-  A  zatem  jesteś  idiotą.  Mimo  to  jesteś  Marchettim,  moim  synem  i 

członkiem naszej rodziny. 

Podeszła do drzwi, otworzyła je i wyszła z pokoju. Madison spojrzała na 

Luke'a. 

- No, mogło być gorzej. Chyba... 
- Gdybym wiedział, że tu będzie... 
- Gdybyś nie zachował się jak dzikus... 
- A więc to wszystko moja wina? - spytał napastliwie. 
- Mogłeś być grzeczniejszy. 
-  Nie  osądzaj  mnie  pochopnie,  Maddie.  Jak  byś  się  czuła  na  moim 

miejscu? 

-  To  znaczy,  gdybym  dowiedziała  się,  że  zostałam  adoptowana  i  jest 

ktoś,  komu  tak  zależy  na  moim  losie,  iż  ceni  nade  wszystko  moje  dobro? 
Tańczyłabym z radości. 

Zmrużył oczy. 
- Nie rozumiesz, co przeżywam. 
- Bo kochają cię nad życie? Masz rację, nie rozumiem. Ale twoja matka 

jest tylko człowiekiem. Wszyscy popełniają błędy. Nawet ty. 

Zabrzęczał interkom. 
- Rozmawiam z klientem - powiedziała Maddie sekretarce. 
- Przepraszam. Gdy wyszła pani Marchetti, pomyślałam, że spotkanie się 

skończyło. Jest do pani telefon. 

-  Kto  dzwoni?  -  spytała  Madison.  Skoro  już  im  przerwano,  chciała 

dowiedzieć się, o co chodzi. 

- To od lekarza. Proszą, by potwierdziła pani termin wizyty. 
Serce podskoczyło jej do gardła. Poczuła, jak oblewa ją zimny pot. 
- Powiedz im, że oddzwonię, Connie. 
-  Czy  coś  się  stało?  -  zaniepokoił  się  Luke.  Przeszył  ją  dreszcz  radości. 

Czy  ktoś  kiedyś  tak  się  o  nią  troszczył?  Jeśli  tak,  nie  mogła  sobie  tego 
przypomnieć. 

- Nie. 
- Dwa dni temu podczas kolacji zjadłaś tyle co ptaszek. A w moim biurze 

kręciło ci się w głowie. 

34

RS

background image

 

 

- Nic mi nie jest. Zwykła kontrolna wizyta - wyjaśniła. Teraz, pomyślała. 

Powiedz mu to teraz. Miała świetną okazję. 

Wstał. 
- Dobrze. W takim razie idę. 
- Ale nie odczytałam jeszcze testamentu. 
- Nie zależy mi na tym, czy będzie w ogóle odczytany. 
- Nie wiesz, co mówisz. 
- Mylisz się. Wiem lepiej niż kiedykolwiek. Ruszył w stronę drzwi, lecz 

nagle zatrzymał się. Odwrócił głowę i spojrzał na nią. 

-  Jeśli  o  mnie  chodzi,  Maddie,  ona  nie  powiedziała  nic  istotnego.  Tych 

dwadzieścia dolarów, o które się założyliśmy należy do mnie. 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

35

RS

background image

 

 

ROZDZIAŁ PIĄTY 

 
Czekając na Maddie, Luke spojrzał ostatni raz na stół w kuchni. Kwiaty - 

są. Wino - jest. Świece - są. Jeszcze się nie palą, ale już za chwilę... Będzie 
tu  lada  moment.  Mogła  udawać,  że  nic  ich  nie  łączy,  ale  gdyby  to  była 
prawda, nie przychodziłaby do niego dziś wieczór. Cieszył się na jej wizytę. 
Gdy  byli  razem,  świat  stawał  się  lepszy,  a  jemu  od  razu  poprawiał  się 
humor. 

Kiedy zadzwonił dzwonek, szybko podszedł do drzwi. Minął tydzień od 

czasu  tego  okropnego  spotkania  w  jej  biurze.  Siedem  dni  rozmyślań  nad 
tym, co powiedziała matka, a czego on nie potrafił zrozumieć. Siedem dni i 
nocy bez Maddie. 

Otworzył drzwi. 
- Cześć! Wejdź do środka. 
- Dziękuję. 
Przyglądał się jej z zainteresowaniem. Miała na sobie kwiecisty sweter i 

cienki  T-shirt  pod  spodem.  Na  nogach  sandały.  Paznokcie  u  nóg 
pomalowane  na  pomarańczowoczerwony  kolor.  Rude  włosy  ściągnięte 
gumką  na  czubku  głowy,  tak  że  loki  opadały  na  jedną  stronę  nad  uchem. 
Ależ ona kobieco wygląda, pomyślał z uznaniem. Serce zabiło mu szybciej. 

Potem zauważył teczkę i przypomniał sobie powód tej wizyty. 
- Przyniosłaś testament - stwierdził. Przytaknęła. 
- Co się stało, że zmieniłeś zdanie? Przeczytałeś list od ojca? 
Potrząsnął głową. 
-  Nie,  ale  pora  odczytać  testament.  Zastanawiam  się,  dlaczego  tak  się 

upierałaś, żeby przyjść do mnie do domu? 

- Bo muszę to jak najszybciej załatwić, a stąd mi nie uciekniesz. To twój 

dom. 

- Załatwić? - powtórzył. Myślał, że sam diabeł nie zmusi jej, by do niego 

przyszła.  Czy  dlatego  nalegała,  że  znów  się  o  niego  martwiła?  Od  kiedy 
dorósł,  nie  mógł  narzekać  na  brak  powodzenia  u  kobiet.  Mówiono  mu,  że 
jest  przystojny  i  kobiety  lgnęły  do  niego,  bo  miał  pieniądze.  Ale  oprócz 
matki żadna z kobiet nigdy się o niego nie martwiła. 

Zastanawiał się, jak długo to potrwa. Fascynacja mija. Z Maddie też tak 

będzie. To tylko kwestia czasu. Podniosła wzrok. 

- To może nie najlepsze określenie, ale na pewno wiesz, o co mi chodzi. 
- Nie wiem. Ale bardzo ciekawi mnie ta twoja nowa strategia. 
- O czym ty mówisz? 

36

RS

background image

 

 

- Uważasz, że nie wyjdę z domu... A przecież ty miałaś zamiar wymknąć 

się cichcem, kiedy byliśmy u ciebie. Pamiętasz? 

- To co innego - powiedziała. Jej policzki zaróżowiły się nieznacznie. 
Kiedy  ostatni  raz  widział,  jak  kobieta  się  rumieni?  Prawdopodobnie 

wtedy,  gdy  robił  przy  Maddie  jakieś  aluzje.  Wyglądała  wtedy  tak  ślicznie, 

że  miał  ochotę  dłużej  się  z  nią  droczyć,  żeby  zobaczyć,  czy  uda  mu  się 
znowu wywołać rumieńce na jej policzkach. 

- Chodźmy do kuchni. 
Wyciągnął  rękę  po  jej  teczkę,  ich  dłonie  spotkały  się.  Gdyby  było 

ciemno,  z  pewnością  zobaczyliby  iskry.  A  gdyby  w  pobliżu  były  świece, 
zapaliłyby się same. 

Szybko cofnęła rękę. 
- Dziękuję. 
Jej  zmysłowy,  zdyszany  głos  przeniknął  go  do  głębi.  Pożądał  jej.  Jeden 

raz to było za mało.  Zaproponował  jej,  by  się  nadal  spotykali. Nie  zmienił 
zdania,  ale  wymusiła  na  nim  obietnicę,  że  zapomną  o  tej  szalonej  nocy. 
Dobrze, że  wizyta  w  jego  domu  to  nie  był  jego  pomysł.  Chyba zresztą  nie 
najlepszy. 

Niewiele brakowało, by złamał daną obietnicę. Starał się za wszelką cenę 

opanować,  ale  za  każdym  razem,  gdy  widział  Maddie,  tracił  głowę. 
Wystarczył  jej  uśmiech,  rumieńce,  pomalowane  paznokcie,  loki  na  czubku 
głowy i  głos,  taki  słodki  i  zmysłowy...  Jeśli  się  nie  opanuje,  będzie  musiał 
wyjść z domu - dla dobra Maddie. 

Położył jej teczkę w kuchni. 
- Mam lasagne w piekarniku. 
- Nie musiałeś się trudzić - odpowiedziała. - To nie potrwa długo. 
-  Żaden  kłopot.  To  jedna  z  nowych  mrożonek,  które  wymyślili  Fran  i 

Alex. - Przeszył go ból, bo przypomniał sobie, że już nie należy do rodziny. 
Zmienił temat. - Chociaż tyle mogłem zrobić w podziękowaniu za domową 
wizytę.  Przynajmniej  cię  nakarmię.  Ostatnio  niewiele  przy  mnie  jadłaś. 
Naleję ci wina. 

-  Nie!  -  Ton  jej  głosu  był  ostry.  Spojrzał  na  nią.  Speszyła  się,  jakby 

powiedziała coś nieodpowiedniego. - Chcę mieć trzeźwy umysł. W końcu tu 
chodzi o interesy, pamiętasz? 

-  Gdybym  zapomniał  choć  na  chwilę,  nie  wątpię,  że  byś  mi  o  tym 

przypomniała - powiedział z wymuszonym uśmiechem. 

Jednak chciał o tym zapomnieć, i to nie tylko na chwilę. Chciałby zabrać 

ją do sypialni i robić znowu to, co robili wtedy  u niej w domu. Co takiego 
było  w  Maddie?  Z  pewnością  nie  była  najpiękniejszą  kobietą,  jaką  znał. 

37

RS

background image

 

 

Drobna  i  delikatna,  całkowite  przeciwieństwo  jego  wcześniejszych 
wysokich  i  wyzywających  partnerek.  Nie  nadawała  się  na  okładkę 
magazynu dla panów. Ale i tak nie mógł przestać o niej myśleć. 

Może  dlatego,  że  była  tak  bardzo  uczciwa  i  delikatna.  Chciała 

wykorzystać swoją  wiedzę i umiejętności, by pomagać innym. Czy  był dla 
niej tylko kimś, komu należało pomóc? 

Westchnął  głęboko.  I  kto  tu  mówi  o  trzeźwym  umyśle?  Maddie zawsze 

gmatwała  i  rozpraszała  jego  myśli.  Przyjrzał  się  jej  uważnie.  Mówiła,  że 
czuje się dobrze, ale nie umiała kłamać. Coś jest z nią nie tak... 

Miała podkrążone oczy i wychudzoną twarz. Gdy się nie czerwieniła, jej 

policzki  były  blade.  A  jej  gwałtowna  odmowa  wypicia  kieliszka  wina?  I 
skąd ten pośpiech, by jak najszybciej odczytać testament? 

Nagle poczuł ścisk żołądka. To proste. Chciała załatwić interesy, żeby go 

więcej  nie  oglądać.  Rozum  mówił  mu,  że  tak  będzie  lepiej.  Teraz  jej 
potrzebował,  była  dla  niego  oparciem  w  walącym  się  świecie.  Ale  kiedy 
kryzys minie, przestanie o niej myśleć. Tak było zawsze. Jednak na myśl o 
tym,  że  mógłby  już  nie  zobaczyć  Maddie,  miał  ochotę  walnąć  pięścią  w 

ścianę. 

- Podam kolację - rzucił oschle. 
- Czy mogę ci pomóc? Potrząsnął głową. 
- Usiądź. 
Spojrzała na nakryty stół. 
- Czy zawsze stawiasz świece i kwiaty, gdy przychodzą goście? 
- Tylko specjalni goście. 
- To nie jest randka, Luke. 
- Skoro tak twierdzisz. 
Madison  usiadła  na  krześle  plecami  do  oszklonych  drzwi.  Była 

szczęśliwa,  że  może  znaleźć  się  trochę  dalej  od  Luke'a.  Gdy był  przy  niej, 
nie  mogła  normalnie  myśleć.  Pragnęła  aż  do  bólu  znaleźć  się  w  jego 
ramionach.  Myślała,  że  utrata  dziewictwa  ułatwi  jej  życie,  a  tymczasem 
wszystko  się  tak  szalenie  skomplikowało.  Nie  była  pewna,  czemu 
pozwoliła,  by  to  on  był  jej  pierwszym  mężczyzną.  Obserwowała,  jak 
nakłada  na  talerze  lasagne,  sałatkę  i  chleb  czosnkowy.  Pod  czarnym  T-
shirtem pulsowały mięśnie. Dżinsy opinały wąskie biodra. Wyglądał... jakoś 
dziko i niebezpiecznie. 

Serce  zatrzepotało  w  jej  piersi.  Pragnienie,  by  znaleźć  się  w  jego 

ramionach, wzmogło się. Nigdy się tak nie czuła. Bała się, ze Luke mógłby 
zgnieść ją jak suchy liść. 

Musiała się natychmiast opanować. Odchrząknąwszy, spytała: 

38

RS

background image

 

 

-  Czy  już  coś  postanowiłeś  w  sprawie  powrotu  do  pracy  w  rodzinnej 

firmie? 

Podszedł do stołu i postawił przed nią talerz: 
- Tak. 
-  Dziękuję  -  powiedziała,  patrząc  ze  zdumieniem,  jak  ogromną  nałożył 

jej porcję. 

Usiadł i spojrzał na nią. 
- Chcesz mi o tym powiedzieć? - spytała. 
- Nie. 
- Dobrze. 
Zaczęła jeść, ze zdziwieniem stwierdzając, że dopisuje jej apetyt. 
- Nie będziesz się domagała odpowiedzi? - spytał. 
- Na temat powrotu do pracy? - upewniła się. 
- Tak - odpowiedział z irytacją. 
- Przecież nie chciałeś o tym rozmawiać. 
- Od kiedy słuchasz moich życzeń? 
Jadła chwilę w milczeniu, po czym stwierdziła: 
- Zawsze słucham, tylko nie zawsze się z nimi zgadzam. Ale zgodziłam 

się cię reprezentować, prawda? 

- Tak. Tylko że musiałem prawie podpisać cyrograf. 
- Czy ktoś kiedyś mówił ci, że lubisz dramatyzować? 
- Tak. Nie mam pojęcia, skąd to się bierze. Skoro spytałaś, trzy dni temu 

wysłałem swoją rezygnację do Nicka. 

Odłożyła widelec, zdumiona usłyszanymi słowami. 
- Myślałam, że poczekasz trochę przed podjęciem tak ważnej decyzji. 
Wzruszył ramionami. 
- Nie chciałem trzymać ich w niepewności. Teraz mogą zatrudnić kogoś 

na moje miejsce. 

- Żartujesz? Nigdy im się to nie uda. 
Miała  dziwne  przeczucie,  że  jej  również  to  się  nie  powiedzie.  Czy 

jakiemukolwiek  innemu  mężczyźnie  uda  się  sprawić,  by  traciła  oddech, 
czuło zimno i gorąco na przemian? Kiedy zakończy sprawy z Lukiem, wróci 
do swego spokojnego, uporządkowanego świata. 

Luke  w  zamyśleniu  przeżuwał  ostatni  kęs,  potem  odłożył  widelec  na 

talerz. 

-  Byliby  głupi,  gdyby  nie  awansowali  mojego  asystenta.  On  rządzi 

wszystkim, odkąd przestałem przychodzić do pracy. Nie potrzebują mnie. 

39

RS

background image

 

 

-  Mylisz  się. Już  ci  mówiłam, że  trudno  ci  będzie  myśleć o  przyszłości, 

dopóki nie uporasz się z przeszłością. Jeśli jesteś gotów, powiem ci, co jest 
w testamencie. 

Spojrzał na jej talerz. 
- Skończyłaś jeść? 
- Tak. To było bardzo smaczne, ale nałożyłeś mi za dużą porcję. 
- Mam deser - powiedział. 
Madison  wstrzymała  oddech,  widząc,  jak  przebiegle  na  nią  patrzy. 

Pewnie  miał  w  lodówce  coś  tak  kalorycznego,  że  można  by  tym  nakarmić 
połowę  ludzkości.  Szczerze  mówiąc,  wyrzekłaby  się  czekolady  do  końca 

życia za jedną chwilę w jego ramionach. 

- Wracając do testamentu - powiedziała, wstając. -Gdzie położyłeś moją 

teczkę? 

- Na blacie - odparł, zbierając talerze. 
Wzięła papiery i położyła je na stole. On w tym czasie sprzątnął resztki 

kolacji i odsunął kwiaty i świece. 

Madison  poczekała,  aż  usiądzie,  i  rozłożyła  przed  sobą  testament. 

Przejrzała  wstęp,  by  upewnić  się,  że  nie  pominęła  żadnego  z  zasadniczych 
punktów. 

- Zaczynam. - Odchrząknęła. - Twój ojciec prowadził biuro rachunkowe. 
- Był biznesmenem? Skinęła głową. 
- Księgowym. 
-  Myślę,  że  stąd  się  wzięło  moje  zamiłowanie  do  liczb  -  powiedział 

ponuro. 

-  Twój  ojciec  miał  znaczny  majątek.  Nieruchomości,  konta  bankowe  i 

akcje. Domek w Mammoth Lakes, drugi w Big Bear i małą willę w pobliżu 
Santa  Barbara.  Był  członkiem  ekskluzywnego  klubu  biznesmenów.  Nigdy 
się nie ożenił i jesteś jego jedynym dzieckiem. Wszystko zostawił tobie. 

- To jest bardzo proste. Dlaczego nie powiedziałaś mi tego przez telefon? 

Po co te formalności? 

- Chciałam tu być, żeby mieć pewność, że mnie wysłuchasz. 
- Nie mogę przestać myśleć o tym, że zajmował się księgowością. 
Wstał  tak  szybko,  że  prawie  przewrócił  krzesło.  Podszedł  do  drzwi, 

otworzył je i wyszedł na patio. Madison wstała również, obserwując go. Był 
spięty. Ze złością przesunął ręką po włosach i skrzyżował ręce na piersiach, 
spoglądając w niebo. 

Otworzyła drzwi i wyszła za nim. Chłodny powiew musnął jej ciało. Był 

piękny letni wieczór i gwiazdy migotały na czarnym, aksamitnym niebie. Za 

40

RS

background image

 

 

patio  znajdował  się  basen,  wokół  stały  krzesła  przykryte  dla  wygody 
grubymi poduszkami. 

- Co się stało, Luke? 
- Nie zrozumiesz. 
- Zobaczymy. O czym myślisz? 
- Jestem wściekły jak diabli. 
-  To  dobry  początek  -  zapewniła  go.  -  Dlaczego?  Myślałam,  że  gdy 

poznasz testament, poczujesz się lepiej. Czy jesteś na mnie zły? 

-  Nie.  Nic  przede  mną  nie  ukryłaś?  -  Przyglądał  się jej  z powagą.  -  Nie 

widzisz, Maddie? Nadal nie wiem, kim był mój ojciec. 

- Pewnie jesteś zły na Flo i Toma? 
-  Oczywiście.  Ich  kłamstwo  pozbawiło  mnie  wyboru.  Gdybym  znał 

prawdę, może chciałbym poznać ojca, dowiedzieć się, jaki jest. Czy jestem 
podobny do faceta, który mnie spłodził? 

- Wiem, że to przykre. 
-  Właśnie.  Dlaczego  nie  pozwolili  mi  zdecydować?  Teraz  już  się  nigdy 

nie dowiem. Nigdy nie poznam odpowiedzi. 

-  Nie  jest  tak  źle  -  powiedziała  łagodnie.  -  Twoi  rodzice  coś  wiedzą. 

Powinieneś z nimi porozmawiać. 

Odwrócił się i spojrzał na nią takim wzrokiem, że aż zadrżała. 
- Gdyby nie oni, nie miotałbym się teraz bezradnie. 
Madison  nie  mogła  patrzeć,  jak  cierpi,  i  nie  zaofiarować  mu  pomocy. 

Zrobiła  pół  kroku  w  jego  stronę  i  objęła  go  w  pasie.  Zawahał  się  przez 
chwilę, ale przyciągnął ją do siebie, aż jej głowa spoczęła na jego piersi. Za 
chwilę nie wiedziała już, kto kogo właściwie pociesza. 

Upajała się jego siłą. Nigdy w swoim życiu nie czuła się tak bezpiecznie. 
-  Pachniesz  jak  łąka  pełna  kwiatów  -  powiedział  ochrypłym  głosem.  - 

Tak świeżo i czysto. 

Podniosła  głowę  i  ich  spojrzenia  się  spotkały.  W  świetle  księżyca 

dojrzała  w  jego  oczach  tajemniczy  błysk.  Serce  zaczęło  jej  walić  jak 
młotem. 

Położył dłoń na jej policzku, a ona poddała się jego dotykowi. Jego palec 

delikatnie pieścił  jej  usta.  Wiedziała,  że  Luke  ma zamiar  ją  pocałować,  ale 
nie mogła się zdobyć na protest. 

Zbliżył swe usta  do  jej  warg,  ich  dotyk  przeszył  ją dreszczem.  Ściągnął 

gumkę  z  jej  włosów.  Potem  jego  palce  zagłębiły  się  w  jej  lokach,  ujął  w 
dłonie jej głowę i delikatnie ją przycisnął. Ich usta zetknęły się mocniej. 

41

RS

background image

 

 

Gdyby  Luke  jej  nie  trzymał,  upadłaby.  Ale  wiedziała,  że może  zdać  się 

na  jego  siłę.  Jemu  mogła  ufać,  za  to  nie  ufała  sobie.  To  wszystko  zbyt 
przypominało to, co już kiedyś zaszło. 

Potem  zaczął  pieścić  wrażliwe  miejsce  poniżej  jej  ucha.  Czuła,  że  za 

chwilę  oszaleje  z  rozkoszy.  Była  nieruchoma  i  bezwładna  jak  lalka,  gdy 
dotykał  jej  ucha  i  szyi.  Dotyk  jego  języka,  ciepło  jego  ust  rozgrzało  w 

żyłach jej krew. 

Jej piersi nabrzmiały, a oddech stał się cięższy. Jej silna wola rozpłynęła 

się. 

- Było nam dobrze razem, pamiętasz? - szeptał ochryple do jej ucha. 
- Pamiętam. 
Nie  mogła  zapomnieć,  nie  potrafiła  mu  się  oprzeć.  Gdyby  potrafiła,  nie 

byłaby teraz w ciąży. Ta myśl ostudziła ją. Podniósł głowę. 

- Nie jest ci zimno? - spytał. Skinęła głową i odsunęła się. 
-  Tu  jest  cieplej  -  powiedział,  otwierając  ramiona  z  szelmowskim 

uśmiechem. 

- Postępujemy niewłaściwie. 
- Mylisz się. Całowanie się to najwłaściwsza rzecz pod słońcem. 
Potrząsnęła głową. 
- Nie mogę, Luke. Przepraszam. To wszystko przeze mnie. 
- Dlaczego? 
- Już o tym mówiliśmy. Dlatego nie chciałam cię reprezentować. 
- Niewłaściwe postępowanie - powiedział matowym głosem. 
- Tak. - Skrzyżowała ręce na piersiach. - Moja praca jest dla mnie ważna. 

Mam zamiar zostać udziałowcem firmy. 

- Robisz to dla siebie czy chcesz komuś coś udowodnić? Maddie? 
Nie wiedziała, co ma mu odpowiedzieć. Potarł ręką kark. 
-  Nie  musisz  nic  nikomu  udowadniać,  Maddie.  Możesz  żyć  tak,  jak 

chcesz. Ale czy przemyślałaś, jaki masz w życiu cel? 

- O czym mówisz? 
- Powinnaś mieć rodzinę, dzieci. Co będzie wtedy z twoją karierą? 

Żołądek  podskoczył  jej  do  gardła.  Czy  on  wie?  Skąd?  Pora  mu 

powiedzieć. Nie mogła czekać z tym dłużej. Znał już testament. 

- Luke, muszę ci coś powiedzieć. 

 
 
 
 
 

42

RS

background image

 

 

ROZDZIAŁ SZÓSTY 

 
W świetle księżyca Luke z troską przyglądał się jej poważnej twarzy. 
-  Po  tym,  co  przeżyłem  w  ciągu  ostatnich  tygodni,  wolałbym  już  nie 

usłyszeć niczego strasznego. 

Maddie miała właśnie mu odpowiedzieć, gdy nagle zadzwonił telefon. 
- Zaczekaj - poprosił cicho. 
Wszedł do kuchni i podniósł słuchawkę. 
- Tak? 
- Tu Nick, twój starszy brat. Pamiętasz mnie jeszcze? 
Przeszył  go  ból  na  wspomnienie,  że  nie  był  prawdziwym  bratem 

mężczyzny,  którego  zawsze  starał  się  we  wszystkim  naśladować.  Teraz 
przynajmniej  rozumiał,  dlaczego  mu  się  to  nigdy  nie  udawało.  Mieli 
różnych ojców... 

- Co słychać, Nick? 
- Muszę z tobą porozmawiać. 
-  Nie  jestem  sam.  -  Spojrzał  przez  ramię  i  zobaczył,  że  do  kuchni 

wchodzi Maddie. 

- Wiem. Dzwonię z telefonu komórkowego, jestem przed twoim domem. 

Musimy porozmawiać, ale nie chciałem przeszkadzać. 

- Dobrze. Ja i Maddie i tak już kończymy. Daj nam minutę. 
Odłożył słuchawkę. 
- To był Nick. 
- Słyszałam. 
-  Jest  przed  domem,  podobno  musi  ze  mną  porozmawiać.  O  czym 

chciałaś mi powiedzieć? 

- To nic ważnego. Pora, żebyś pogodził się z bratem. 
- Spojrzała na niego pustym wzrokiem. - I nie zaczynaj z ułamkami. On 

jest w stu procentach twoim bratem. 

-  Zebrała  papiery  i  włożyła  je  do  teczki.  -  Odezwij  się,  gdy  będziesz 

chciał porozmawiać o szczegółach testamentu. 

- Zadzwonię do ciebie. Skinęła głową. 
- Dobrze. 
Luke zauważył smutek  w jej zielonych oczach. Znów miał wrażenie, że 

coś jej dolega. 

-  Czy  dobrze  się  czujesz?  Nick  może  zaczekać,  jeśli  chcesz 

porozmawiać. 

Potrząsnęła głową. 
- Nie. Pogódź się z Nickiem. Porozmawiamy kiedy indziej. 

43

RS

background image

 

 

- Dziękuję za wszystko, Maddie. 
- Nie ma za co. Otworzył jej drzwi. 
- Nie żałuję tego pocałunku. 
- Ja też nie - odpowiedziała, szybko schodząc po schodach. Mijając jego 

brata, rzuciła: - Cześć, Nick. Bądź dla niego dobry. Do widzenia. 

-  Będę  łagodny  jak  baranek,  Maddie.  Przepraszam,  że  wam 

przeszkodziłem. 

-  Nic  się  nie  stało  -  zapewniła  go.  Wsiadła  do  samochodu  i  zatrzasnęła 

drzwi. 

Luke  śledził  oczami  znikające  światła  jej  samochodu  i  przeniósł  wzrok 

na  brata.  Nick  był  od  niego  o  osiem  centymetrów  wyższy,  miał 
ciemnobrązowe  oczy  i  tego  samego  koloru  włosy.  Był  dyrektorem 
generalnym  rodzinnej  firmy,  od  czasu  gdy  Tom  przeszedł  na  emeryturę. 
Miał  zagniewaną  minę.  W  luźnych  spodniach,  białej  koszuli  i  krawacie  w 
niebieskie paski wyglądał, jakby przyszedł prosto z pracy. 

Luke otworzył szerzej drzwi i zrobił zapraszający gest. 
- Wejdź. Czym mogę ci służyć? Nick wyjął kopertę z kieszeni koszuli. 
- Właśnie tym. 
-  Moja  rezygnacja  -  stwierdził  Luke,  zamykając  drzwi.  -  Nie  musiałeś 

przychodzić osobiście, żeby powiedzieć, że ją przyjmujesz. 

- Ty powinieneś był złożyć ją osobiście. 
- Dlaczego? Nie ma o czym mówić. 
- Właśnie że jest. - W głosie Nicka słychać było złość i rozżalenie. 
Luke'owi nie spodobało się to. Jeśli ktoś mógł czuć się skrzywdzony, to 

właśnie on. Chciał oszczędzić bratu niezręcznej rozmowy. 

- Chyba już wiesz, że mamy różnych ojców. 
- Mama i tata powiedzieli mi. Powiedzieli o tym nam wszystkim. 
- Rosie i Steve też wiedzą? 
- Tak. I wszyscy uważamy, że nie masz powodu się złościć. 
Luke  wzruszył  ramionami.  Przypomniał  sobie,  jak  droczyła  się  z  nim 

Maddie.  Powinien  był  poprosić  ją,  by  została.  Gdy  była  z  nim,  nigdy  nie 
czuł się tak bezradnie. 

-  Wobec  tego  wszyscy  wiedzą,  dlaczego  odszedłem  -  odparł,  ignorując 

kąśliwą uwagę. 

Nick potrząsnął głową, stając w rozkroku i opierając ręce na biodrach. 
- Będziesz musiał to wyjaśnić. Ani ja, ani nikt inny nie wie, o co chodzi. 
-  To  proste.  Marchettich  to  rodzinna  firma.  Ja  nie  jestem  członkiem 

rodziny. Myślałem, że zaoszczędzę wam kłopotu i niezręcznej sytuacji. 

Nick zaśmiał się z goryczą. 

44

RS

background image

 

 

- Ojciec zawsze mówił, że jesteś najmądrzejszy. Ale się mylił. 
- Co ty opowiadasz? 
-  Jesteś  głupi  jak  but,  jeśli  myślisz,  że  coś  się  zmieniło.  Jesteś  nadal 

moim bratem. 

- Przyrodnim bratem - poprawił Luke. 
- Wciąż jesteśmy rodziną. 
Luke  przypomniał  sobie,  jak  Maddie  mówiła  to  samo,  choć  używała 

innych słów. Uśmiechnął się na to wspomnienie. Ale to nie o nią chodziło. 
Ani o Nicka. Nie mogli wiedzieć, jakie to uczucie, gdy odkryje się, że ten, 
kogo uważało się za ojca, wcale nim nie jest. Powiedziała, że jest irytujący. 
Czy jego biologiczny ojciec też taki był? Nigdy się nie dowie. 

- Posłuchaj, Nick. Doceniam ten gest, ale jest zbyteczny. Rozumiem, że 

nie jestem już częścią firmy. I dobrze mi z tym - zakończył. 

Rozmyślnie skłamał, ale nie chciał dłużej zajmować nie swojego miejsca. 

Nie  zamierzał  patrzeć,  jak  to,  co  jeszcze  czują  do  niego,  zamienia  się  w 
niechęć czy złość. Nie mógł zostać tam, gdzie go nie chcieli. Za bardzo ich 
wszystkich kochał. 

Nick potrząsnął ze zniechęceniem głową. 
- Nie mogę uwierzyć, że wychowaliśmy się razem i muszę ci tłumaczyć 

takie oczywiste rzeczy. Kocham cię, tak samo jak Joe, Alex i Rosie. I twoja 
siostrzenica  i  siostrzeniec.  Obiecałeś  im,  że  jak  podrosną,  nauczysz  ich 
posługiwać się kalkulatorami, które im podarowałeś. 

- Mają matkę, ojca i dwóch wujków. Nie trzeba być do tego Einsteinem - 

wycedził Luke. To był cios poniżej pasa, mieszanie w to dzieci, za którymi 
będzie bardzo tęsknił. - Nie ułatwiasz mi sprawy, Nick. 

-  To  dobrze.  Taką  mam  nadzieję.  Mama  i  tata  są  tym  bardzo 

przygnębieni - powiedział, machając listem. 

- Nie potrzebujecie mnie. 
-  Mylisz  się.  Potrzebujemy  cię,  także  w  interesach.  Jesteś  to  winien 

rodzicom. 

Luke skinął głową. 
- Za dach nad  głową, wyżywienie, wykształcenie i ubranie. - Westchnął 

głęboko.  -  Ile  to  jest  warte?  Biorąc  pod  uwagę,  że  tak  długo  mnie 
okłamywali... 

-  Za  to  powinieneś  im  być  wdzięczny.  Pomyśl,  ile  to  wymagało  hartu 

ducha.  Dzięki  mamie  i  tacie  stoisz  na  własnych  nogach.  -  Uniósł  znów  w 
górę list. - To twoje jedyne potknięcie. 

Luke zignorował go. Chciał wiedzieć coś innego. 
- Co czujesz do mamy, gdy już wiesz, co zrobiła? 

45

RS

background image

 

 

- Kocham ją - odpowiedział Nick. Przeczesał dłonią włosy. - Wiem, że to 

skomplikowane. Staram się nikogo nie osądzać. Nie wiem, jak to jest mieć 
troje  dzieci  i  wychowywać  je  w  samotności.  Nie  usprawiedliwiam  jej,  ale 
ona  nie  jest  złym  człowiekiem.  Staram  się  pojąć,  dlaczego  tak  się  stało. 
Może  zrozumiem  to  lepiej,  gdy  będziemy  mieli  z  Abby  własne  dziecko. 
Poza tym, to sprawa między nią i ojcem. 

Nagle wziął do ręki list i podarł go na pół. Potem na czworo i na jeszcze 

mniejsze kawałki. 

- Dlaczego to zrobiłeś? - spytał Luke. 
- Żeby pokazać, jak przyjmuję twoją rezygnację. Odrzucona. 
- Musisz ją przyjąć. 
-  Nie  muszę.  Potrzebujemy  ciebie.  A  ty  potrzebujesz  pracy,  zwłaszcza 

teraz. - Po raz pierwszy się uśmiechnął. - Kiedy mieliście zamiar ogłosić tę 
wiadomość? 

- Jaką wiadomość? Kto? O czym ty mówisz? 
-  Ty  i  Maddie.  Gała  rodzina  wie,  że  spędziliście  razem  noc  po  weselu 

Fran i Alexa. Kiedy zamierzaliście powiedzieć nam o dziecku? 

Luke poczuł się, jakby ktoś go spoliczkował. 
- O dziecku? 
O Boże. Czy to właśnie była tajemnica Maddie? 
- Tak. Abby była w poczekalni u ginekologa na comiesięcznej kontroli i 

zobaczyła, że Maddie umawia się na prenatalne badania krwi. Abby była w 
drugim  końcu  recepcji  i  właśnie  wywołała  ją  pielęgniarka,  więc  nie  miała 
kiedy  złożyć  gratulacji.  Robię  to  teraz  w  imieniu  nas  obojga.  Gratuluję, 
Luke - powiedział, wyciągając rękę. 

Luke  z roztargnieniem  uścisnął  ją.  Maddie  spodziewa się dziecka? I nic 

mu nie powiedziała? Czy to jakaś epidemia, że wszyscy ukrywają przed nim 
prawdę? 

Madison  wyszła  z  łazienki  i  oparła  się  o  ścianę,  słysząc  dzwonek  do 

drzwi. 

- Świetnie. Mam gościa. 
Przed  chwilą  wymiotowała  i  teraz  już  czuła  się  nieco  lepiej,  ale  była 

wyczerpana  jak  nigdy.  Odgarnęła  mokre  loki  z  czoła  i  wzięła  głęboki 
oddech. Nie było późno, ale nikogo sienie spodziewała. Jeżeli uda, że jej nie 
ma, może intruz sobie pójdzie. 

Jej żołądek  ścisnął  się,  gdy  wyjrzała  przez  wąską  szybę  obok  drzwi,  by 

zobaczyć, kto stoi na progu. Otworzyła natychmiast. 

- Luke! Co się stało? 

46

RS

background image

 

 

Musiało  coś  się  stać.  Przecież  niedawno  się  rozstali,  bo  przyszedł  jego 

brat.  Na  pewno  doszło  między  nimi  do  sprzeczki.  To  wszystko  i  jego 
zachmurzona twarz mogły znaczyć jedno: kryzys. 

- Dlaczego nie powiedziałaś mi, że jesteś w ciąży -wybuchnął. - A może 

powinienem  spytać,  czy  w  ogóle  zamierzałaś  poinformować  mnie  o 
dziecku? 

Madison zachwiała się i chwyciła ręką drzwi, żeby złapać równowagę. 
- Nie mam pojęcia, co powiedzieć. Skąd wiesz? 
- Macie z Abby tego samego lekarza. Nie widziałaś jej tam? - spytał ze 

złością. 

- Nie - odparła. 
Tak trudno było się dostać do tej lekarki, że Madison musiała obiecać, że 

zajmie  się  sprawą  schroniska  dla  kobiet,  które  chciała  założyć  doktor 
Virginia Olsen, by zostać jej pacjentką. 

- Wejdź, Luke. Nie będziemy rozmawiać na ganku. Napijesz się czegoś? 
- Tak. - Wszedł za nią do kuchni. W pewnym sensie cieszyła się, że nie 

zbliża  się  do  niej.  Z  drugiej  strony  chciała,  żeby  wziął  ją  w  ramiona  i 
przytulił.  Chciała,  by  jej  powiedział,  że  wszystko  będzie  dobrze,  nawet 
gdyby  tak  nie  myślał.  Przedtem  na  nikogo  nie  mogła  liczyć.  Teraz  pewnie 
będzie tak samo. Najważniejsze to nie pozwolić się zwieść. Jak dałaby sobie 
radę, gdyby potem odszedł? 

- Teraz zaczynam rozumieć - powiedział. - Jesteś w ciąży. To dlatego nie 

chciałaś tknąć wina? 

Skinęła głową i przysunęła stołek do lodówki. 
- I dlatego nie miałam ostatnio apetytu. - Weszła na stołek. 
- Co robisz? - spytał. 
- Chcę ci nalać drinka - wyjaśniła. - Mam whisky w górnej szafce. 
-  Dziękuję  -  odparł.  -  Wszedł  za  bar  i  objął  ją  w  pasie,  zdejmując  bez 

wysiłku ze stołka. 

Mimo że był zły i zachowywał się władczo, poczuła radość, że tak się o 

nią troszczy. Nie mówiąc o cieple, jakie ją ogarnęło, gdy ich ciała zetknęły 
się.  Dlaczego  tak  na  nią  działał?  Dlaczego  jeden  dotyk,  spojrzenie  czy 
uśmiech  Luke'a  Marchettiego  sprawiały,  że  miękła  jak  wosk?  Dlaczego 
serce biło jej szybciej, gdy dotykał jej chwilę dłużej lub mocniej? 

Nic z tego nie będzie. Nawet gdyby mogła się z kimś związać, a to było 

wykluczone,  Luke  nie  nadawał  się  na  partnera.  Inaczej  myśleć  mógł  tylko 
głupiec lub marzyciel. Madison zawsze starała się być rozsądna. Pozbyła się 
marzeń, bo ból rozczarowania był trudny do zniesienia. 

47

RS

background image

 

 

Zadrżała, gdy ją puścił. Otworzył górną szafkę i wyjął butelkę. Nie robił 

nic  nadzwyczajnego,  ale  był  taki  męski.  Czuła  się  jak  zauroczona 
nastolatka.  Gdyby  znów  ją  dotknął,  rozkleiłaby  się.  Tak  jak  wtedy,  gdy  ją 
pocałował. 

Patrzyła,  jak  bierze  szklankę  i  nalewa  whisky.  Zakręcił  butelkę  i  wypił 

dwoma łykami całą porcję. Wciągnął powietrze i skrzywił się lekko. 

-  O  czym  to  mówiliśmy?  -  spytał.  -  Miałaś  mi  wyjaśnić,  dlaczego  nie 

raczyłaś powiedzieć, że jesteś ze mną w ciąży. 

Potrząsnęła  głową  zdumiona,  że  mógł  być  tak  delikatny  i  słodki,  a  w 

następnej  sekundzie  przypuścić  atak.  Nie  miał  zamiaru  jej  darować. 
Współczuła  mu  i  rozumiała,  że  może  mieć  do  niej  pretensję.  Ale  nie  miał 
prawa być taki przykry i szorstki. 

- Nie podoba mi się ton, jakim się do mnie zwracasz. Moje współczucie 

dla  ciebie  już  się  wyczerpało.  Dłużej  nie  zamierzam  cię  traktować  jak 
męczennika czy ofiarę. 

- Ofiarę? - spytał spokojnie, choć jego oczy błyszczały groźnie. 
- Już parę razy zarzucałeś mi, że nie wiem, co przeżywasz. Że nikt tego 

nie rozumie. 

- O czym ty mówisz? 
-  To  ty  nie  masz  pojęcia,  co  się  ze  mną  dzieje.  Jak  się  dowiesz,  co 

oznacza dla kobiety ciąża, możemy porozmawiać o przykrych przeżyciach. 
Póki  co  zmień  ton.  -  Spojrzała  na  niego  z  oburzeniem.  -  I  o  ile  sobie 
przypominasz, zanim pojawił się dzisiaj twój brat, mówiłam, że chcę z tobą 
o  czymś  porozmawiać.  Miałam  zamiar  powiedzieć  ci  o  dziecku.  Skinął 
głową. 

- Nie miałaś innych okazji? Chyba nie dowiedziałaś się wczoraj? 
- Zaczęłam coś podejrzewać właśnie wtedy, gdy musiałam ci powiedzieć, 

że Tom nie jest twoim ojcem. Nie mogłam tak po prostu dodać później, że 
spodziewam się twojego dziecka. 

- Nie podoba mi się to, Maddie. 
Czasem  upór  jest  zaletą.  W  tej  chwili  miała  ochotę  nim  potrząsnąć,  by 

trochę  zmądrzał.  Biorąc  pod  uwagę  jego  posturę,  trudno  było  się  nie 
uśmiechnąć,  że  ktoś  tak  drobny  jak  ona  chce  potrząsnąć  kimś  dwa  razy 
większym. 

-  Zrobiłam  to,  co  uważałam  za  najlepsze.  Podobnie  jak  twoi  rodzice. 

Przeżyłeś szok, chciałam dać ci trochę czasu, żebyś ochłonął. 

Potrząsnął głową. 
- Powinienem był wiedzieć. Zanim poszliśmy do łóżka, też nie uznałaś za 

stosowne mi powiedzieć, że to twój pierwszy raz. 

48

RS

background image

 

 

- Co to ma z sobą wspólnego? 
- Powinienem  był  wiedzieć,  że  należysz  do ludzi, którzy zatajają  ważne 

informacje. 

Wciągnęła głośno powietrze, odgarniając za ucho kosmyk włosów. 
-  Oprócz  tego,  że  uważam  cię  za  upartego,  nieczułego,  nieuleczalnego 

głupca, powstrzymywała mnie jeszcze jedna rzecz. 

- To znaczy? 
-  Powiedziałeś  wyraźnie,  że  nie  chcesz  mieć  dzieci.  Znieruchomiał  i 

wpatrywał się w nią, kręcąc z niedowierzaniem głową. 

- Nigdy tak nie powiedziałem. 
-  Nie  wymyśliłabym  tego,  zwłaszcza  że  akurat  dowiedziałam  się,  źe 

jestem w ciąży. 

- Kiedy miałbym to powiedzieć? 
- Tego dnia, kiedy ty i Flo przyszliście do mego  biura i dałam ci list od 

ojca.  Zanim  przyszła  matka,  pastwiłeś  się  nad  nią,  tak  jak  nade  mną  teraz. 
Powiedziałam, że rozumiałbyś lepiej, gdybyś miał własne dzieci. Pamiętasz, 
co odpowiedziałeś? 

Westchnął głęboko. 
-  Jak  byś  się  czuła  na  moim  miejscu?  Gdyby  ludzie,  których  kochasz  i 

którym wierzysz, zawiedli twoje zaufanie? To boli... 

-  Gdyby robili  to z troski  o  mnie,  podziękowałabym  im.  Gdybym  ja  też 

ich kochała, uwierzyłabym, że chcieli postąpić dobrze. 

- Posłuchaj, Maddie... 
- To ty mnie posłuchaj.  Mogę postawić się w twoje położenie, ale mam 

prawo mieć własne zdanie. Czy Flo i Tom wysłali cię do internatu, podczas 
gdy twoje rodzeństwo zostało w domu i uczyło się w prywatnych szkołach? 

- Oczywiście, że nie. 
-  Czy  znikali  przezornie  z  kraju,  gdy  kończyłeś  szkołę średnią  i  wyższe 

studia z wyróżnieniem? Czy pojawiali się na rozpoczęciu roku szkolnego? 

- Uspokój się, Maddie. Zaszkodzisz dziecku. 
- Nie traktuj mnie jak idiotkę. Odpowiedz. 
-  Czy  mam  podać  swoje  nazwisko  i  przysiąc  na  Biblię?  Nie  mogła 

powstrzymać uśmiechu, mówiąc: 

- Niech świadek odpowie na pytanie. 
-  Tak  jak  mówiła  matka,  byli  na  wszystkich  moich  meczach  i 

uroczystościach szkolnych. Żądali, bym był najlepszy i... 

-  Masz  szczęście.  Moja  rodzina  nie  żądała  niczego.  Ja  nigdy  nie 

potrafiłam zasłużyć sobie na ich uwagę. - Nagle poczuła się zbyt słabo, by 
utrzymać się na nogach. Przesunęła ręką po twarzy. - Nic z tego, co mówię, 

49

RS

background image

 

 

do  ciebie  nie  dociera,  więc  pewnie  i  to  nie  dotrze.  Ale  nigdy  cię  nie 
okłamałam. 

- Prawdy też nie powiedziałaś. Westchnęła. 
- Nie zdążyłam i przykro mi z tego powodu. 
- Martwiłaś się o mnie? Że będę za szybko jechał? - spytał bez uśmiechu. 
-  Jestem  głupia  -  powiedziała,  nie  odpowiadając  na  jego  pytanie.  Nie 

mogła zaprzeczyć, bo to była prawda. 

- Jestem twardy, Maddie. Wytrzymam. 
-  Będę  o  tym  pamiętała.  Ale  teraz  muszę  cię  pożegnać.  Jestem  bardzo 

zmęczona. Powinnam się położyć, bo zaraz upadnę. 

W jednej chwili znalazł się przy niej. Bez słowa wziął ją na ręce i poniósł 

korytarzem. 

- Co robisz? - spytała, zbyt zmęczona, by się gniewać. 
Była szczęśliwa, że Luke ją niesie. Że jej wysłuchał. Nikt nigdy o nią nie 

dbał. Czyjej na nim zależało? Głupie pytanie. Należałoby spytać, jak bardzo 
jej zależało i jak mogła się z tego wyplątać. 

Tak chciała, by wróciły czasy, gdy byli po prostu przyjaciółmi. Bała się, 

że bez reszty Luke zawładnie jej duszą. Nie mogła na to pozwolić. Byłaby 
zrozpaczona, gdyby nie umiał odwzajemnić jej uczuć. 

- Burczy ci w brzuchu - powiedział z uśmiechem. 
- Nie mów nic Fran i Alexowi, ale ich mrożonka zaszkodziła mi. 
- Myślę, że nie pogniewaliby się, jednak to będzie nasz sekret. 
Położył  ją  delikatnie  na  łóżku.  Pochylił  się  i  wpatrywał  w  nią  tak 

intensywnie, że jak zwykle zaparło jej dech w piersiach. 

- Muszę cię znów nakarmić - oznajmił. 
Kiedy się wyprostował, zaczęła mościć się w pozycji półleżącej na łóżku. 
- Nie dopisuje mi apetyt - odpowiedziała. 
- Podobno kobiety w ciąży miewają zachcianki. Czy masz na coś ochotę? 
- Lekarka powiedziała, że powinnam jeść dużo białka. 
- Może zrobić stek? Skrzywiła się. 
- Masło orzechowe i galaretkę. 
- Zrobię ci kanapkę, 
- To miło z twojej strony, ale nie mam nic w domu. 
-  Nie  jestem  lekarzem,  ale  moim  zdaniem  powinnaś  zjeść  coś 

kalorycznego. Pójdę po zakupy. 

Ledwie  wyszedł,  już  zatęskniła  za  nim.  Tęskniła,  choć  przeczuwała,  że 

jest to cisza przed burzą. Jeśli ktoś ją znał, to właśnie  Luke. Przeżył wiele. 
Jeszcze  nic  nie  postanowili,  ale  zaraz  tu  wróci  z  kolacją.  Czy  to  nie  było 
słodkie? 

50

RS

background image

 

 

Jednego była pewna. Jej życie miało od tej pory się zmienić. 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

51

RS

background image

 

 

ROZDZIAŁ SIÓDMY 

 
Madison włożyła klucz do zamka i krzyknęła z przerażenia, gdy ciemna 

postać poruszyła się na ganku. 

-  Luke!  -  Przycisnęła  rękę  do  piersi,  jak  gdyby  to  mogło  uspokoić  jej 

rozszalałe serce. - Co tu robisz? 

- Jest późno, Maddie - powiedział, nie zwracając uwagi na jej pytanie. - 

Szwendanie się po nocy może zaszkodzić dziecku. 

- Straszenie matki dziecka również. Co tu robisz? -spytała ponownie. 
Wiedziała,  dlaczego  tu  był.  Kilka  dni  temu  dowiedział  się  o  jej  ciąży. 

Przez cały czas wspominała, jak podał jej kanapkę z masłem orzechowym i 
szklankę mleka, gdy leżała w łóżku. Przypilnował, by zjadła co do okruszka 
i  wypiła  ostatnią  kroplę  mleka,  a  potem  poprosił,  by  poszła  spać.  Mieli 
porozmawiać nazajutrz. 

Spojrzał na nią i położył rękę na drzwiach. 
-  Przez  trzy  dni  próbowałem  się  z  tobą  skontaktować.  Wszędzie 

zostawiałem wiadomości. Wygląda na to, że mnie unikasz. Dlaczego? 

-  Byłam  u  lekarza.  Badanie  krwi  -  powiedziała,  wyciągając  rękę,  by 

pokazać mu opatrunek. 

Ujął jej rękę w swe duże dłonie i obejrzał rankę. 
Za  późno  zorientowała  się,  ze  robi  błąd,  pokazując  mu  rękę. 

Wskazującym palcem potarł wewnętrzną stronę jej nadgarstka. Przeszedł ją 
dreszcz  od  ramienia  aż  do  piersi.  To  dlatego  go  unikała.  Robił  z  nią,  co 
chciał, i to ją przerażało. Nigdy wcześniej nie doznawała takich uczuć. 

Nie  szanował  jej  zbytnio,  to  pewne.  Jak  mogło  wyniknąć  z  tego  coś 

trwałego i wartościowego? Głupotą byłoby mieć nadzieję. 

-  Dlaczego  nie  powiedziałaś  mi  o  wizycie?  -  delikatnie  skarcił  ją.  - 

Powinienem był pójść z tobą. 

Cofnęła rękę. 
-  Dlaczego?  Nikt  nie  musi  zapisywać  twojej  wagi,  mierzyć  ciśnienia  i 

badać  krwi.  Chociaż,  sądząc  po  twojej  twarzy,  zmierzenie  ciśnienia  nie 
byłoby złym pomysłem. 

- Nie rozumiesz? To jest też moje dziecko. Muszę wiedzieć wszystko. 
- A więc zmieniłeś zdanie na temat dzieci? - spytała wyzywająco. 
Wcześniej  nie  zdawała  sobie  sprawy,  jak  ważne  to  jest  pytanie.  Kiedy 

przypomniała  mu,  że  nie  chciał  mieć  dzieci,  nie  zaprzeczył,  lecz 
usprawiedliwiał się. Biorąc pod uwagę swoje dalekie od ideału dzieciństwo, 
w  ogóle  nie  myślała  o  posiadaniu  dzieci.  Nauczyła  się  nie  angażować  i 
traktować  wszystko  z  dystansem.  Nie  czuła  potrzeby  spełniania  się  w 

52

RS

background image

 

 

macierzyństwie.  Teraz,  gdy  wszystko  się  zmieniło,  odkryła,  że  bardzo 
pragnie tego dziecka. A Luke? Czy je kochał? 

Uświadomiła  sobie  jeszcze  jeden  powód,  dla  którego  zwlekała  z 

powiadomieniem go o ciąży - bała się jego reakcji. 

Luke skrzyżował ręce na piersiach. 
-  Mam  prawo  uczestniczyć  w  decyzjach  dotyczących  dziecka  -  odparł 

krótko. 

- Rozumiem - powiedziała. Nie to chciała usłyszeć. 
Otworzyła  drzwi  i  zapaliła  światło  na  ganku  i w  salonie. Westchnęła  ze 

zmęczenia.  Przypomniało  jej  się,  jak  Luke  niósł  ją  do  sypialni.  Na  dnie 
serca czuła ciepło i tkliwość do tego mężczyzny. 

Ale jego odpowiedź nie oznaczała, że zmienił zdanie na temat dzieci. 
Patrzyła,  jak  stoi  zmieszany,  ze  zmarszczonym  czołem.  Jej  serce  rwało 

się do niego wbrew jej woli. 

-  Wychowam  sama  dziecko  i  dam  ci  znać,  jeśli  trzeba  będzie  coś 

omówić. Dobranoc. 

Położył rękę na drzwiach, powstrzymując ją od ich zamknięcia. 
- Nie tak szybko. Znając cię, nie ufam twoim zapewnieniom. 
Spojrzała mu w oczy, kładąc rękę na biodrze. 
- Co masz na myśli? 
- To, że nie mówisz mi wszystkiego, o czym powinienem wiedzieć. 
-  A  co  z  domniemaniem  niewinności,  dopóki  nie  udowodni  się  winy? 

Oskarżyłeś mnie o kłamstwo na temat ojca i przekonałeś się, że się mylisz. 
To  nieprawda,  że  ukrywałam  wiadomość  o  dziecku.  Dowiedziałeś  się  od 
kogoś innego, bo nie miałam okazji ci powiedzieć. 

-  Miałaś  wiele  okazji  i  nie  zrobiłaś  tego.  Nigdy  nie  będę  pewny,  czy  w 

ogóle zamierzałaś mi powiedzieć. 

-  Nie  potrafię  udowodnić  ci,  że  czekałam  na  właściwy  moment.  Jako 

adwokat mogę ci powiedzieć, iż spisek jest jedną z najtrudniejszych rzeczy 
do  udowodnienia  w  sądzie.  -  Spojrzała  na  niego,  pragnąc  ucałować  go  i 
utonąć w jego ramionach. 

- Powinniśmy się pobrać. 
Pobrać?  -  Przyjrzała  mu  się,  mrużąc  oczy.  Na  jego  twarzy  nie  było  ani 

śladu  uśmiechu.  Żadnego  błysku  w  oczach  czy  drgnienia  ust,  które  by 
wskazywało, że żartuje. Ani śladu dołeczków. Wolałaby, żeby żartował. 

- Nie mówisz poważnie. 
-  Nigdy  nie  byłem  poważniejszy  -  odpowiedział.  Nie  zamierzał 

oświadczać  się  w  ten  sposób,  ale  teraz  był  pewien,  że  zrobił  dobrze. 
Większą  część  swego  dorosłego  życia  spędził  na  poszukiwaniu 

53

RS

background image

 

 

odpowiedniej  kobiety.  Do  tej  pory  nie  udało  mu  się.  Chciał  zrobić  tak,  jak 
bracia  i  siostra:  ustatkować  się.  Skoro  nie  spotkał  kobiety,  dla  której 
oszalałby  z  miłości,  trzeba  było  wybrać  tę,  która  spełniała  większość 
kryteriów. 

Maddie rozpaliła w nim ogień. Potem przeżył jeszcze większy szok. Był 

jej  pierwszym  mężczyzną.  Zaczął  mieć  nadzieję,  że  znalazł  kobietę,  której 
szukał.  Ale  teraz  wszystko  się  skomplikowało...  Mimo  to  fascynowała  go. 
Myślał o niej całymi godzinami, w dzień i w nocy. Chciał z nią być, chociaż 
wiedział, że wcześniej czy później to zauroczenie przeminie. Czemu miałby 
nie poślubić kobiety, która da mu dziecko? 

-  Lepiej  wejdź  do  środka  -  powiedziała,  wzdychając.  Cofnęła  się  i 

otworzyła  szerzej  drzwi.  -  Mamy  zły  zwyczaj  dyskutować  o  ważnych 
rzeczach na progu domu. 

-  Dobrze.  -  Miał  ochotę  się  uśmiechnąć.  Jak  ona  to  robiła?  Całe  jego 

życie legło w gruzach, a ona potrafiła wprawić go w dobry nastrój. 

Minął ją, czując słodki, kwiatowy zapach jej perfum. Choćby jutro stracił 

wzrok, wiedział, że znajdzie Maddie, kierując się tym zapachem. 

Położyła  teczkę  obok  beżowej  sofy.  W  odróżnieniu  od  jego  pokoju,  ten 

był umeblowany. Na kanapie leżały poduszki z materiału w kwiecisty wzór, 
dopasowany kolorystycznie do krzeseł i dywanu. Mahoniowy stoi do kawy i 
liczne bibeloty. Wnętrze wydało mu się bardzo ciepłe i przytulne. 

- Czy jadłeś kolację? - spytała. Potrząsnął głową. 
- A ty? 
- Miałam zrobić sobie kanapkę z masłem orzechowym - odparła. - Zjesz 

ze mną? 

Nie mógł dłużej powstrzymać uśmiechu. 
- Oczywiście. 
Zrzuciła z nóg pantofle na obcasach i poszła do kuchni. Boso i w ciąży. 

W dopasowanej lnianej sukience do pół łydki wyglądała, jakby dla zabawy 
przebrała się w strój matki. Była taka drobna i delikatna. Zapragnął się nią 
opiekować.  Ale  nie  potrzebował  jej.  Nie  mógł  po  prostu  zapomnieć  ich 
szalonej nocy, tylko tyle, nic więcej. 

Wyjęła  chleb,  masło  orzechowe,  galaretkę  i  papierowe  talerze  z  szafki. 

Zaczęła przygotowywać kanapki. Potem każdą z nich przybrała kawałkiem 
jabłka i surowej marchewki. 

Postawiła na stole talerze i nalała dwie szklanki mleka. 
- Proszę. Bardzo zdrowy posiłek. 
- A gdybym narzekał, że nie ma nic na ciepło? 

54

RS

background image

 

 

-  Nazwałabym  cię  zrzędliwym,  zarozumiałym  snobem  -  odpowiedziała, 

siadając z westchnieniem ulgi. 

Usiadł  bokiem  do  niej  i  odgryzł  połowę  kanapki.  Podobało  mu  się,  że 

pokroiła je w trójkąty. Jego matka zawsze tak robiła. Ale nie chciał wracać 
pamięcią do  czasów  niezachwianej  wiary  i  niewinności, gdy  bezgranicznie 
ufał bliskim. Wrócił myślami do Maddie i swojej propozycji małżeństwa. 

- Co myślisz o ślubie? - spytał. 
- Dlaczego mielibyśmy wziąć ślub? 
Trudne  pytanie.  Maddie  była  bystra  i  inteligentna,  więc  postanowił 

udzielić prostej i niewinnej odpowiedzi. 

-  Bo  tak  będzie  najlepiej  dla  dziecka.  Jadła  w  zamyśleniu,  wreszcie 

odezwała się: 

-  Minęły  już  czasy,  gdy  niezamężna  para  spodziewająca  się  dziecka 

pospiesznie brała ślub. 

- A więc zgadzasz się czy nie? 
- Ja tylko stwierdzam fakt. 
- Czy mogę się spodziewać bardziej konkretnej odpowiedzi? 
- Nie. 
- Nie znasz odpowiedzi czy nie chcesz wyjść za mnie? 
-  Nie  chcę  -  odpowiedziała.  -  Chociaż  to  bardzo  szlachetne  z  twojej 

strony, że mnie o to prosisz. 

Zdziwiony  czekał,  aż  powie  coś  więcej.  Ponieważ  nie  odzywała  się, 

spytał: 

- Czy zechcesz mi wyjaśnić powód odmowy? 
-  Żyjemy  w  dwudziestym  pierwszym  wieku.  Kobiety  już  nie  muszą 

wychodzić za mąż tylko dlatego, że spodziewają się nieślubnego dziecka. 

-  A  twoja  pozycja  w  firmie?  Czy  nie  przeszkodzi  ci  to  ubiegać  się  o 

awans? 

-  Nie.  W  dzisiejszych  czasach  mnóstwo  kobiet  wychowuje  dzieci 

samotnie  -  powiedziała.  -  W  naszej  firmie  też  coś  takiego  się  zdarzyło. 
Jednym  ze  starszych  udziałowców  firmy  jest  kobieta,  która  nigdy  nie 
poślubiła  ojca  swego  dziecka.  Ta  decyzja  nie  przeszkodzi  mi  w  karierze. 
Nadal  będę  mogła  awansować.  Moich  klientów  nie  obchodzi  moje  życie 
osobiste. Ich interesuje tylko dobra praca. Tu się nie zawiodą. Dziękuję ci za 
propozycję, ale muszę odmówić. 

- Jednak małżeństwo jest dobrym rozwiązaniem - zaprotestował. 
Wyznał już, że chce uczestniczyć w decyzjach dotyczących dziecka. Ale 

czuł  coś  więcej.  Jego  dziecko  powinno  wiedzieć,  kim  był  i  co  robił  jego 
ojciec. 

55

RS

background image

 

 

-  Małżeństwo  to  jedyny  sposób,  bym  uczestniczył  w  pełni  w  życiu 

dziecka. 

- Małżeństwo niczego nie gwarantuje. Wierz mi, wiem to jako prawnik. 

Ale nigdy nie pozbawię cię praw do dziecka. Masz na to moje słowo. 

- Z twego zachowania wynika coś przeciwnego - zaoponował. 
-  Nigdy  cię  nie  okłamałam.  -  W  jej  zielonych  oczach  pojawiło  się 

zniecierpliwienie.  -  Jak  długo  jeszcze  będziesz  mnie  karał  za  to,  że  nie 
chciałam przysparzać ci zmartwień? 

- Nie zamierzam cię karać. Jestem po prostu praktyczny. 
-  Do  końca  życia  będę  żałowała,  że  dowiedziałeś  się  prawdy  od  kogoś 

innego. Musisz mnie jednak zrozumieć. Spróbuj... 

- Małżeństwo dła dobra dziecka to nic złego. Potrząsnęła głową. 
- Powód jest właściwy, ale nie motywacja. 
- Czy dlatego, że nie jestem jednym z Marchettich? Wiedział, jak bardzo 

Maddie lubi ich rodzinę. 

-  To  budujące,  że  niektóre  rzeczy  nigdy  się  nie  zmieniają.  Nadal  mnie 

irytujesz.  Nie  zamierzam  wyjść  za  mężczyznę,  który  mi  nie  ufa.  Bez  tego 
nie  może  być  mowy  o  miłości,  a  to  jest  jedyny  powód,  dla  którego  warto 
brać ślub. 

Nie  wierzył  w  miłość.  Nigdy  nie  był  zakochany  i  nie  było  podstaw 

sądzić, że coś się zmieni. Jednak jej odmowa zabolała go. 

- Czy to twoja ostateczna odpowiedź? 
- Tak. 
Gdyby  nigdy  nie  odkrył  kłamstwa  swoich  rodziców,  nie  miałby  do  niej 

pretensji, że za późno powiedziała mu o ciąży. 

Przyglądał się Maddie. Jak mogła tak spokojnie odmówić mu i dalej pić 

mleko?  Pragnął  jej.  Miał  dziwne  przeczucie,  że  jest  to  kobieta,  której  nie 
może  ufać,  ale  nigdy  nie  potrafi  jej  zapomnieć.  To  wszystko  było  zbyt 
przykre,  więc  postanowił  skoncentrować  się  na  bardziej  aktualnym 
problemie. 

Skoro ona nie chce go poślubić, w jaki sposób będzie opiekował się nią i 

dzieckiem? 

Była  prawie  ósma  wieczór,  gdy  Madison  przytargała  pierwszą  torbę  z 

zakupami  do  kuchni.  Lekarka  podkreślała,  jak  ważna  jest  odpowiednia 
dieta.  Jednak  kupno  świeżych  owoców,  warzyw,  mięsa  i  nabiału  zabierało 
dużo  czasu.  Praca  zawodowa  i  społeczna  związana  ze  schroniskiem  dla 
kobiet  pochłaniały  Madison  prawie  bez  reszty.  Przynajmniej  była  zbyt 
zajęta, żeby myśleć o Luke'u. W ciągu dnia. 

56

RS

background image

 

 

W nocy było inaczej. Kiedy gasiła światło i zamykała oczy, widziała jego 

twarz. Sprawiało jej to niemal fizyczny ból.  Kiedy przestanie ją męczyć to 
dziwne  pragnienie,  by  znaleźć  się  w  jego  ramionach?  Gdyby  nigdy  nie 
zaznała  tego  słodkiego  uczucia,  czy  tęskniłaby  tak  bardzo?  Choć  czasem 
rozmawiali  przez  telefon,  nie  widziała  go  już  od  kilku  tygodni.  Im  więcej 
mijało czasu, tym silniejszy czuła ból. 

Może  była  w  tym  jakaś  perwersja,  ale  miała  nadzieję,  że  Luke  nie 

przestanie o niej myśleć. A może już przestał? 

Właśnie  miała  iść  po  drugą  torbę  do  garażu,  gdy  nagle  zadzwonił 

dzwonek. Potrząsnęła ze zniecierpliwieniem głową. 

Za drzwiami stał Luke. Uniósł do góry szklankę. 
- Pożyczysz mi trochę cukru, moja słodka? 
- Nie mów do mnie „moja słodka" - odburknęła. 
Zamrugała  oczami,  zastanawiając  się,  czy  ściągnęła  go  myślami. 

Wyglądał  dobrze  i  był  z  czegoś  wyraźnie  zadowolony.  Miał  na  sobie 
znoszone dżinsy i za ciasny T-shirt. Musiał ubierać się w pośpiechu, bo na 
nogi  wsunął  klapki.  Koniuszki  jego  ust  uniosły  się,  ukazując  w  całej 
okazałości dołeczki. Ale najbardziej zaskoczył ją wyraz jego oczu. Pożerał 
ją wzrokiem, jakby się za nią stęsknił. Nagle poczuła lekkość w sercu. 

Jak mogła oprzeć się temu mężczyźnie? 
Potem dotarło do niej, co mówił. 
- Chcesz pożyczyć cukru? - spytała. - Czy ty nie masz sąsiadów? 
-  Teraz  mam  -  powiedział  z  uśmiechem,  od  którego  ugięły  się  pod  nią 

nogi. Wskazał palcem sąsiedni dom. - Dzisiaj rano wprowadziłem się tutaj. 

- Nie wiedziałam, że ten dom jest na sprzedaż. 
- Bo nie był. Ale złożyłem im taką propozycję, że nie mogli odmówić. 
- Kiedy zdążyłeś to zrobić? To musiała być kusząca propozycja 
Uśmiechnął się. 
-  Mój  prawnik  poinformował  mnie,  że  odziedziczyłem  dużo  pieniędzy. 

Mogę robić, co chcę. Mam motyw i środki, więc... 

- Motyw? 
- Nie chcesz za mnie wyjść, a ja nie zamierzam wyrzec się dziecka. 
Madison  aż  zaschło  w  ustach,  gdy  spojrzała  na  jego  silne  ramiona.  Czy 

on nie mógł być mniej męski? 

- Nabierasz mnie - powiedziała. 
Uderzył się ręką w pierś. 
- Klnę się na honor, że mówię prawdę. 
- A więc mnie śledzisz. 
- Cóż, za obrzydliwe sformułowanie. 

57

RS

background image

 

 

- Ale prawdziwe. 
Postanowiła szybko zmienić temat, by wyzwolić się spod jego uroku. 
- Czy możemy porozmawiać o tym kiedy indziej? Mam torby z zakupami 

w samochodzie. 

Ruszył w kierunku drzwi. 
- Wyjmę je - rzucił przez ramię. - Nie powinnaś dźwigać ciężkich rzeczy. 
- Zaczekaj. Nie zapraszałam cię i nie prosiłam o pomoc. Luke! 
Zniknął,  zanim  znalazła  się  w  kuchni.  Usłyszała,  jak  zatrzaskuje 

bagażnik  samochodu.  Za  chwilę  zjawił  się,  trzymając  w  ręku  resztę 
zakupów.  Ona  musiałaby  wlec  się  trzy  razy  w  tę  i  z  powrotem  na 
zmęczonych  nogach.  Ale  nie  przyznałaby  się  do  tego  głośno.  Gdy  tylko 
Luke zorientuje się, że nie musi się o nią troszczyć, zniknie. I nie będzie w 
tym jego winy. 

-  Nie  usłyszałem,  co  mówisz  -  powiedział,  wyciągając  z  torby  mleko, 

jajka i sałatę. 

-  Jesteś  podstępny.  Dlaczego  nie  powiedziałeś  mi,  że  się  tu 

wprowadzasz? 

- Nie chciałem ci robić nadziei, póki nie upewniłem się, że wszystko uda 

się załatwić. 

Przełożyła ziemniaki do kosza w spiżarni. 
-  Jesteś  bardzo  arogancki.  Z  pewnością  nie  miało  to  nic  wspólnego  z 

obawą, że ja tego nie pochwalę. 

- Czy jesteś zła? - spytał, nie odpowiadając na jej oskarżenie. 
Opróżniała kolejne torby. Zła, zdenerwowana, poruszona, wstrząśnięta. 
- To nie może być dobre dla dziecka. Chyba że tylko udajesz. 
Uśmiechnęła się. Sama nie wiedziała, co czuje. Natomiast Luke wydawał 

się bardziej zrelaksowany  niż kiedykolwiek. Czy to możliwe, by  naprawdę 
pragnął  dziecka?  Z  pewnością  dzięki  temu  mniej  myślał  o  kłopotach  z 
rodzicami. 

-  Sama  nie  wiem,  co  o  tym  sądzić  -  przyznała.  -  Kiedy  będę  wiedziała, 

usłyszysz  huk  i  poczujesz  dym,  zwłaszcza  że  mieszkasz  teraz  tak  blisko  - 
powiedziała z wymuszonym uśmiechem. 

- Beze mnie wyładowanie tych wszystkich zakupów zajęłoby ci dwa razy 

więcej czasu - oznajmił, wpychając ostatnią torbę do kosza. 

- Każda pomoc jest cenna. - Jej serce zabiło, gdy się uśmiechnął. 
- Dobrze. Mów, co chcesz, ale oboje znamy prawdę. Wiem swoje. 
- To znaczy? - spytała, mając nadzieję, że Luke nigdy prawdy nie pozna. 
-  Przydam  ci  się.  Mogę  nosić  zakupy,  robić  kanapki  i  wszystko,  co 

trzeba. Jestem wolontariuszem. Stuknij tylko w ścianę, a zaraz przylecę. 

58

RS

background image

 

 

-  Powiedziałeś,  że  chcesz  uczestniczyć  we  wszystkich  decyzjach 

dotyczących  dziecka.  Szanuję  to  i  cieszę  się.  Ale  nigdy  nie  zataiłabym,  że 
jestem z tobą w ciąży. 

- Wierzę ci, Maddie. 
Gdyby  pozwoliła  sobie  myśleć  poważnie  o  Luke'u,  skończyłoby  się  to 

bólem i nieszczęściem. Nie mogła do tego dopuścić. 

Pozwoli  mu  troszczyć  się  o  dziecko.  Jednak  ona  sama  będzie  dla  niego 

niedostępna. 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

59

RS

background image

 

 

ROZDZIAŁ ÓSMY 

 
Nazajutrz  Luke  ładował  pudła  z  rzeczami  do  bagażnika  samochodu. 

Praca fizyczna robiła mu dobrze, bo przestawał myśleć o chaosie w swoim 

życiu, ale był już trochę zmęczony. 

Właśnie  wtedy  znajomy  samochód  zatrzymał  się  tuż  za  nim.  Gdy 

zobaczył, że wysiadają z niego Joe, Alex i Rosie, wiedział już, o co chodzi. 
Ich  twarze  były  zacięte.  Przypomniał  sobie,  jak  założył  się  z  Maddie,  że 
rodzeństwo odetchnie z ulgą, gdy on zniknie. 

Ruszyli w trójkę w jego stronę, a on przygotował się do odparcia ataku, 

opierając się mocno o fotel i krzyżując ręce na piersiach. 

- Cześć! - zawołał. - A co wy tu robicie? 
Rosie zmrużyła oczy, jej ciemne, kręcone włosy powiewały na wietrze. 
- Mówiąc krótko, przyszliśmy po to, by powiedzieć ci, że jesteś durniem. 
-  Nie  żałuj  sobie,  Ro.  Możesz  mi  wszystko  wygarnąć.  -  Spojrzał  na 

pozostałych  i  demonstracyjnie  policzył.  -  Troje.  Czy  kogoś  zabrakło?  A 
gdzie Nick? 

Alex  odchrząknął.  Miał  brązowe  oczy  i  ciemne,  kręcone  włosy 

Marchettich, ale był szczuplejszy niż Joe. 

- Chcieliśmy, żeby przyszedł z nami, ale powiedział, że nie będzie więcej 

marnował czasu. Opowiedział nam, jak to podarł twoją rezygnację i kazał ci 
przekazać, że jesteś upartym durniem. Kretynem. Idiotą. 

-  Jeżeli  przyszliście  mnie  wyzywać  -  Luke  wzruszył  ramionami  -  może 

powinniśmy wejść do środka. 

-  Tak  -  odparł  Joe.  -  Nie  chcemy,  żeby  twoi  sąsiedzi  wiedzieli,  jaki 

debil... 

- Wystarczy. Wiem, o co chodzi. - Luke ruszył ścieżką do domu. 
Joe szedł tuż za nim. 
- Chcemy wiedzieć, kiedy przestaniesz się dąsać i wrócisz do pracy? 
- Nie dąsam się. A do pracy wrócić nie zamierzam - odpowiedział Luke, 

przepuszczając ich w drzwiach, 

- Nigdy? - spytał Joe ze zdziwieniem w głosie. Weszli do zastawionego 

kartonami pokoju. - Nie możesz tego zrobić. 

- Wprost przeciwnie. Mój prawnik powiedział mi, że ojciec zostawił mi 

spory majątek i dobrze prosperujący interes. 

- Ale jesteśmy rodziną - zaprotestowała Rosie. 
-  Połowicznie  -  wyjaśnił  Luke.  -  Tylko  od  strony  mamy.  Tata  -  Tom  - 

stworzył tę firmę dla was. Dlatego myślę, że lepiej będzie, jeśli odejdę. 

Alex stanął obok Rosie i skrzyżował ręce na piersiach. 

60

RS

background image

 

 

-  Nie  sądzisz,  że  powinieneś  porozmawiać  z  tatą  i  pozwolić,  by  to  on 

zadecydował? 

- Pragnę zaoszczędzić wszystkim czasu i kłopotu. 
-  Dlaczego  myślisz,  że  chcemy  się  ciebie  pozbyć?  spytał  ostro  Alex.  - 

Nic  się  nie  zmieniło.  Wciąż  jesteś  tym  samym  upartym  tępakiem,  którego 
znamy i kochamy. Rosie ze złością odrzuciła do tyłu długie pasmo włosów. 

- Są rzeczy, których nie można wymazać. Mama i tata przyjęli z radością 

mojego męża Steve'a, mimo że miał poważne problemy. Potraktowali go jak 
syna. Ale ty naprawdę jesteś ich synem. Wszyscy cię kochamy. Należysz do 
rodziny tak samo jak i my. Nic tego nie zmieni. 

-  Coś  jednak  się  zmieniło.  Nasza  matka  miała  romans,  a  ja  jestem 

owocem jej niewierności - odpowiedział z goryczą Luke. 

-  Owszem,  rodzice  mieli  kiedyś  kłopoty  -  potwierdził  Joe.  -  Mama 

mówiła  mi  o  tym,  kiedy  wahałem  się,  czy  zostać  z  Liz.  Wszyscy  moi 
przyjaciele się rozchodzili, a mnie nie dawało spokoju pewne wspomnienie 
z dzieciństwa. Wtedy jedyny raz widziałem, jak mama płacze. 

- Co ci powiedziała? - spytał Luke. 
-  Że  zdradziła  ojca.  Rozstali  się.  Tylko  ja  widziałem,  jak  płakała,  gdy 

odszedł tata, i  zapamiętałem  to.  Przez  lata  myślałem o  tym  i  może  dlatego 
nie chciałem się zakochać. Potem porozmawiałem z mamą i dzięki niej Liz i 
ja rozwiązaliśmy nasze problemy. Znów jesteśmy bardzo szczęśliwi. 

- I nie uznałeś za stosowne nam powiedzieć? 
-  Mama  pozwoliła  mi,  ale  nie  chciałem  rozgrzebywać  starych  ran,  żeby 

jej nie martwić - wyjaśnił Joe. 

- A więc nie powiedziała ci, że to ja byłem owocem jej zdrady? - spytał 

Luke ze złością, bo grunt usuwał się mu spod nóg. 

- Chroniła ciebie, nie siebie. Gdyby nawet mi powiedziała, mój stosunek 

do ciebie nie uległby zmianie. Nasz stosunek do ciebie - powiedział, patrząc 
na  Alexa  i  siostrę,  którzy  pokiwali  zgodnie  głowami.  -  I  rodziców.  Luke 
przyglądał im się przez chwilę. 

-  I  nie  przeszkadza  wam,  że  ukryli  przed  nami  prawdę?  Rosie 

westchnęła. 

-  Mam  dwoje  dzieci.  Gdybym  ich  nie  miała,  może  nie  potrafiłabym 

zrozumieć.  Ale  teraz  wiem,  że  rodzice  chcieli  podarować  ci  szczęśliwe, 
beztroskie dzieciństwo. Postąpili tak dla twojego dobra. 

-  I  nikt  nie  uważa,  że  zrobili  źle?  -  Szukał  śladu  zrozumienia  na  ich 

twarzach. 

Rosie spojrzała na niego. 

61

RS

background image

 

 

- Jak byś się czuł, wiedząc o tym wszystkim? Jesteś dorosły i nie możesz 

się  z  tym  pogodzić.  Myślę,  że  zachowujesz  się  jak  dziecko.  To  nie  jest  w 
porządku, Luke. 

- Jeszcze nie podjąłem ostatecznej decyzji w sprawie pracy - powiedział, 

zmieniając  temat.  -  Ale  nie  chcę  trzymać  was  w  niepewności.  Musicie 
przecież pracować. 

-  Wszyscy  musimy  pracować  -  odparł  Joe.  -  Jako  dyrektor  personalny 

radzę  starannie  przemyśleć  decyzję.  Właściwie  mogę  zaoszczędzić  ci 
wysiłku. Najlepiej będzie, jeśli wrócisz do pracy. 

-  Jeśli  nie  zależy  ci  na  nas,  pomyśl  chociaż  o  dziecku  -  powiedziała 

Rosie. 

-  To  wy  wszyscy  wiecie?  -  spytał  zaskoczony.  Alex  potrząsnął  głową, 

udając zniecierpliwienie. 

-  Nie  mogę  zrozumieć,  dlaczego  tak  się  dziwisz.  Oczywiście,  wszyscy 

wiemy, że ty i Maddie spędziliście razem noc po moim weselu. Wiemy też, 

że  Abby  zobaczyła  ją  w  poradni  u  ginekologa.  Niewiele  trzeba,  by  się 
domyślić prawdy. 

Luke potarł ręką twarz. 
- Dowiedzieliście się przede mną. Nawet nie wiem, czy Maddie w ogóle 

zamierzała mi powiedzieć. 

- Oczywiście, że tak - powiedziała Rosie z przekonaniem. - Czekała tylko 

na stosowny moment. Każdy zrobiłby tak na jej miejscu, biorąc pod uwagę, 
co ostatnio przeszedłeś. 

Joe odchrząknął. 
-  Mnie  w  to  nie  włączaj,  siostro.  Chyba  nigdy  nie  zrozumiem  kobiecej 

logiki. 

Rosie szturchnęła go lekko, a Luke poczuł, jakby ten szturchaniec należał 

się jemu. Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo brakowało mu siostry i braci. 
Ich żartów, pomocy i troski. Czy mógł wierzyć ich zapewnieniom, że nic się 
nie zmieniło? 

Rosie  jakby  czytała  w  jego  myślach.  Przysunęła  się,  położyła  rękę  na 

jego ramieniu i przytuliła się. 

- Ja rozumiem Maddie. Miała zadanie nie do pozazdroszczenia. Musiała 

powiedzieć  ci  o  ojcu.  Na  jej  miejscu  nie  spieszyłabym  się  potem  z 
wiadomością o dziecku. Nie możesz odgrywać się na niej za to, że dopiero 
teraz dowiedziałeś się prawdy o ojcu. 

Luke położył rękę na jej dłoni. 
-  Nie  gniewajcie  się,  ale  nikt  z  was  nie  wie,  co  to  znaczy  być  na  moim 

miejscu. 

62

RS

background image

 

 

- Może nie - odpowiedział Joe. - Znam cię dobrze, bracie. I założę się, że 

chcesz mieć to samo, co my wszyscy. 

- To znaczy? 
Rosie spojrzała na niego. 
-  Rodzinę  i  bliską  osobę  -  odpowiedziała  krótko.  Alex  włożył  ręce  do 

kieszeni spodni. 

- Wiem, że nie chcesz słyszeć o tym, że mama ma w czymkolwiek rację, 

ale wszyscy zgadzamy się z nią w jednym: ty i  Maddie jesteście stworzeni 
dla siebie. 

Luke zaśmiał się: 
- Bardzo się mylicie. 
Rosie uścisnęła jego ramię i spojrzała na niego z u-śmiechem. 
- Ja jestem tego pewna. 
- Banda beznadziejnych romantyków. Mama zrobiła wam pranie mózgu - 

stwierdził Luke, potrząsając głową. 

- Kiedy będziesz mógł jej wybaczyć - powiedział Joe - przyznasz, że  w 

sprawach  sercowych  mama  ma  zawsze  rację.  Ona  i  tata  zadali  sobie  sporo 
trudu, żeby nas wychować, ciebie również. 

Luke nie wiedział, czy kiedykolwiek wybaczy matce. Ale ta rozmowa z 

siostrą  i  braćmi  sprawiła,  że  poczuł  się  lepiej.  Tęsknił  za  nimi.  Był 
wdzięczny za ich troskę. Skoro tak  go nawyzywali, to chyba naprawdę nic 
się między nimi nie zmieniło. 

Rosie uścisnęła go mocno, a potem rozejrzała się wokół. 
- Powiesz nam, co się tutaj dzieje? 
-  Przeprowadzam  się  do  domu  obok  Maddie.  Joe  spojrzał  na  niego  z 

zaskoczeniem. 

- Nie prościej byłoby przeprowadzić się do matki dziecka? A może nawet 

poślubić ją? 

- Próbowałem. Nie zgodziła się. 
Rosie splotła dłonie i uśmiechnęła się trochę nieprzytomnie. 
- Wiedziałam. Tak jak mówiłam, jesteście dla siebie idealni. 
- Siostrzyczko, jesteś w romantycznym nastroju - zakpił Luke. 
Zaśmiała się. 
-  Porozmawiamy  na  waszym  weselu.  A  teraz,  nie  wiem  jak  wy,  aleja 

muszę  wracać  do  dzieci  i  do  księgarni.  -  Alex  i  Joe  pokiwali  głowami.  - 
Chyba zrobiliśmy już, co należało. 

Luke uśmiechnął się do nich. 
- Obiecuję wszystko przemyśleć. 
Potem uścisnął ich wszystkich i odprowadził wzrokiem do samochodu. 

63

RS

background image

 

 

Rosie nagle przybiegła do niego z powrotem. 
- Jeszcze jedno, Luke. 
- Tak? 
- Miał z  nami przyjść  tata,  ale  zmienił  zdanie.  Powiedział, że to  sprawa 

między  rodzeństwem.  Ale  chciał,  żebym  ci  powiedziała,  że  wkrótce  z  tobą 
porozmawia. Jak już będziesz gotów. 

Luke skinął niepewnie głową. 
- Dobrze. 
Stanęła na palcach i ucałowała go w policzek. 
- Kocham cię. 
Potem  pobiegła  do  samochodu  i  wślizgnęła  się  na  przednie  siedzenie. 

Zatrąbili i odjechali, a Luke pomachał im ręką na pożegnanie. 

Obiecał  pomyśleć  o  Maddie  i  o  pracy.  Maddie  zawróciła  mu  całkiem 

niespodziewanie  w  głowie.  Ale  nie  złamała  mu  serca.  To  nie  udało  się 
jeszcze żadnej kobiecie. 

Maddie wjeżdżała właśnie do garażu, gdy zobaczyła, że obok domu stoi 

Luke.  Czy  czekał  na  nią?  Ucieszyła  się.  Potem  przypomniała  sobie,  że 
przecież on od dwóch dni tu mieszka. 

Oskarżyła  go,  że  ją  szpieguje.  A  przecież  Luke  zaproponował  jej 

małżeństwo.  Gdy  odmówiła,  zamieszkał  obok,  aby  pilnować  jej  i  dziecka. 
Takiej troski nie doświadczyła ze strony rodziców. Dlatego chyba nie mogła 
dłużej się na niego gniewać. 

Jego  spontaniczna  uprzejmość  nie  wynikała  z  tkliwych  uczuć  do  niej. 

Madison  nie  chciała  karmić  się  nierealnymi  marzeniami.  Skoro  nawet 
rodzice jej nie kochali, dlaczego miałby ją pokochać Luke? 

Wysiadła i powoli podeszła do niego. 
- Czekasz na mnie? Nie mów, że przyszedłeś przed sekundą. 
Uśmiechnął się lekko, ukazując dołeczki. 
-  Dobrze,  nie  powiem  tak,  choć  to  prawda.  Powiedzmy,  że  jestem  tu, 

żeby zwrócić dług. 

- Jaki dług? 
- Zakładaliśmy się, czy rodzeństwo pozwoli mi łatwo odejść. - Sięgnął do 

kieszeni, wyciągnął zwitek banknotów i wręczył jej dwadzieścia dolarów. 

Wzięła pieniądze, starannie unikając dotyku jego palców. 
- Co się stało? 
-  Joe,  Alex  i  Rosie  przyszli  do  mnie.  A  teraz  musisz  zabawić  się  w 

prawnika. 

Otworzyła bagażnik. 

64

RS

background image

 

 

-  Myślę,  że  sprowadziłeś  się  tu,  bo  bardziej  niż  na  pożyczaniu  cukru 

zależy ci na bezpłatnych poradach. 

- Jeśli chcesz, mogę ci zapłacić. 
- Dobrze. Oszczędzę na znaczku i wsunę ci rachunek pod drzwi. 
Zajrzał do bagażnika. 
- Zrobiłaś zakupy. 
- Zanim znowu zaczniesz zrzędzić, powiem ci, że kupno łóżeczka to nie 

jest w gruncie rzeczy decyzja dotycząca dziecka. 

- Nadal mnie unikasz. 
-  Nie  rozumiem,  dlaczego  się  złościsz?  Większość  mężczyzn  byłaby 

szczęśliwa, że nie muszą uczestniczyć w takich zakupach. 

-  Ja  jestem  inny  niż  większość.  Chodzi  mi  to,  że  kupowanie  łóżka  dla 

dziecka to sprawa obojga rodziców. Coś, co ich zbliża do siebie. Specjalnie 
mnie pominęłaś. Dlaczego, Maddie? Czego się boisz? 

- Dlaczego miałbyś interesować się łóżeczkiem dziecka? Mówiłeś, że nie 

chcesz mieć dzieci. Ja tylko staram się szanować twoje uczucia. 

Było w tym trochę prawdy. Ale prawdą było też to, że robiła, co mogła, 

żeby trzymać go na dystans. Choć to nie było łatwe. 

-  Nieważne,  czego  chcę  czy  nie  chcę  -  odpowiedział.  -  To  także  moje 

dziecko.  Byłbym  wdzięczny,  gdybyś  konsultowała  się  ze  mną  we 
wszystkich sprawach. 

-  Dobrze.  Chętnie  posłucham  rady,  które  pieluszki  są  najbardziej 

chłonne.  I  czy  lepszy  jest  papier  toaletowy  z  zapachem,  czy  bez  - 
powiedziała,  wyjmując  z  tylnego  siedzenia  długie  pudełko  o  dziwnym 
kształcie. 

- Co robisz? - spytał ostro. 
- Muszę się zastanowić, jak to wnieść. 
- Odsuń się. To męska robota. Ja, Marchetti, ci to mówię. 
Spojrzała na niego. Nie był już spięty, gdy wymawiał to nazwisko. 
- Co się stało? - spytała. 
Wyjął pudełko z samochodu i umieścił je na plecach. 
-  Znam  cię,  Luke  -  powiedziała  miękko.  -  Czy  pogodziłeś  się  ze  swoją 

sytuacją? 

Wniósł  łóżeczko  do  domu  i  postawił  je  w  pustej  sypialni.  Wrócił  do 

kuchni. 

Ani 

śladu  zadyszki  czy  zmęczenia,  pomyślała  lekko 

zniecierpliwiona,  wręczając  mu  puszkę  zimnego  napoju,  którą  właśnie 
wyjęła z lodówki. 

Wypił duży łyk i zerknął na nią. 
- Mówiłem ci, że odwiedziło mnie dziś rodzeństwo. 

65

RS

background image

 

 

- Lubię mieć rację. Dwadzieścia dolarów piechotą nie chodzi. 
Uśmiechnął się i znów spoważniał. 
- Zapewnili mnie, że ich uczucia się nie zmieniły. Rosie powiedziała, że 

tata czeka, aż będę gotów z nim porozmawiać. 

Madison skinęła głową. - Mądry człowiek. - Przyglądając się zamyślonej 

twarzy  Luke'a,  dodała:  -  Co  chciałeś  ze  mną  przedyskutować  w  ramach 
płatnej porady? 

- Możliwość prowadzenia interesu mojego prawdziwego ojca. Marchetti 

zgadzają  się,  żebym  wszystko  spokojnie  przemyślał,  ale  byłoby  nie  w 
porządku  wobec  nich  i  ze  szkodą  dla  ich  interesów,  gdybym  zwlekał  z 
decyzją.  Widzę  trzy  wyjścia.  Sprzedać  biuro  rachunkowe,  zatrudnić  kogoś 
do jego prowadzenia i zostać większościowym udziałowcem, pracując nadał 
dla Marchettich... - zawahał się i po chwili dodał: - albo przejąć firmę, którą 
zostawił mi mój prawdziwy ojciec. 

- Nie potrzebujesz mojej rady - powiedziała. 
-  Ale  chciałbym  znać  twoje  zdanie.  Co  według  ciebie  powinienem 

zrobić? 

- Stawiam na plan B. To duża firma przynosząca niezłe zyski. 
- Nie mówiąc o tym, że utrzymując firmę, nie przyczynię się do wzrostu 

bezrobocia - rzucił sucho. 

Skinęła głową. 
- To oczywiście też jest ważne. 
Przyglądała  mu  się  badawczo.  Odstawił  napój  i  skrzyżował  muskularne 

ręce  na  piersiach.  Ta  wyzywająca  męska  poza  sprawiła,  że  znowu  zaschło 
jej  w  ustach,  a  serce  zaczęło  bić  jak  oszalałe.  Wszystko,  co  robił,  było  tak 
zachwycająco  męskie.  Dlaczego  wciąż  ją  zaskakiwał,  działał  na  jej 
wszystkie zmysły? 

-  A  więc  będziesz  trzymał  mnie  w  niepewności?  -  spytała,  wciągając 

głośno powietrze. 

- Skłaniam się ku planowi C - przyznał. 
-  Zostawić  firmę  Marchettich  i  prowadzić  biuro  rachunkowe  -  uściśliła. 

Chciała się upewnić, czy myślą o tym samym. 

Skinął głową. 
- Tak jak mówiłaś, jest to duża dochodowa firma. 
- Co ty knujesz, Luke? 
- Kto zajmuje się sprawami prawnymi biur rachunkowych? Wiesz? 
Wzruszyła ramionami. 
- Dlaczego pytasz? 
- Jeżeli przejmę biuro rachunkowe, mogę wybrać własnego doradcę. 

66

RS

background image

 

 

- Oczywiście. Czy jednak naprawdę chcesz mi to powierzyć? - Choć jego 

zachowanie  wskazywało,  że  troszczy  się  o  nią,  Madison  nie  była  pewna, 
jakie  motywy  nim  kierują.  -  Przeprowadzka  do  domu  obok,  żeby  mnie 
pilnować, nie świadczy chyba o dużym zaufaniu do mojej osoby. 

- Wiem, że trochę ostatnio przesadzałem, Maddie. Ale tyle się zdarzyło - 

tłumaczył się. 

Nigdy nie słyszała, by ktoś ocenił siebie tak łagodnie. 
- Zgadza się. Ale chciałabym wiedzieć jedno: dlaczego chcesz pomóc mi 

w karierze? 

-  Żebyś  mogła  osiągnąć  swój  cel  -  stać  się  udziałowcem  firmy. 

Chciałbym, żebyś prowadziła wyłącznie moje sprawy. Najlepiej w domu, by 
móc zajmować się dzieckiem. I wyszła za mnie za mąż. 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

67

RS

background image

 

 

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY 

 
Luke patrzył, jak oczy Maddie robią się okrągłe ze zdziwienia. Zauważył 

w nich ten odcień zieleni, który zapowiadał wybuch złości. 

Wyprostowała się i oparła ręce na biodrach. 
-  Nie  miałam  do  ciebie  pretensji,  że  sprowadziłeś  się  do  domu  obok. 

Jestem  skłonna  zgodzić  się  na  kontakt  z  tobą  we  wszystkich  sprawach 
dotyczących dziecka, także wtedy gdy chodzi o meble. - Wciągnęła głęboko 
powietrze.  -  Ale  musisz  się  opamiętać.  Dziecko  to  jedna  sprawa,  a  moje 

życie osobiste - druga. 

- Joe powiedział, że mam tak zrobić - odparł. 
- Twój brat nie ma tu nic do powiedzenia. 
- Myślę, że to dobre rozwiązanie. 
- Dla kogo? Tylko ty byś na tym skorzystał. 
- W jaki sposób? 
- Miałbyś kontrolę. 
- Jak to? 
- Zatrzymałbyś mnie w domu. Miałbyś mnie w ręku. 
- Dlaczego sądzisz, że właśnie o to mi chodzi? 
-  A  o  co  miałoby  ci  chodzić?  To  oczywiste,  że  nie  żywisz  do  mnie 

głębszych uczuć. Gdybym nie była z tobą w ciąży, czy poprosiłbyś, bym za 
ciebie wyszła? 

Czy  poprosiłby?  Był  przekonany,  że  nie  obdarzy  uczuciem  żadnej 

kobiety, a mimo to miał zamiar się ustatkować. Potem spotkał Maddie, która 
teraz jest z nim w ciąży. Wszystko się zmieniło. Nie wiedział, co by zrobił. I 
nie sądził, by to było ważne. 

- Sprzeciw odrzucony. 
- Od kiedy jesteś sędzią? - spytała. 
- Myślę o tobie i o dziecku. Powiedziałaś, że nie chcesz płatnej pomocy 

do dziecka. Jak wyobrażasz sobie chodzenie codziennie do pracy? 

- Zwierzyłam ci się, a ty to wykorzystujesz. 
-  Po  prostu  myślę  praktycznie,  Maddie.  Jeśli  koniecznie  chcesz  być 

samotną  matką,  musisz  z  czegoś  zrezygnować.  Samotna  matka  ma  na 
głowie wszystkie obowiązki. 

- Niektóre mężatki również - odgryzła się. 
- Bo nie wyszły za mnie. Ja wezmę połowę na siebie. 
- A co z tego będziesz miał? 

68

RS

background image

 

 

Wyraz  oczekiwania  na  jej  twarzy  sprawił,  że  poczuł  się  jak  w 

teleturnieju.  Dobra  odpowiedź  i  wygra  milion  dolarów.  Zła  -  i  zniknie  z 
ekranów telewizorów. 

- Satysfakcję - wykrztusił w końcu. 
-  Potrafisz  zawrócić  dziewczynie  w  głowie  -  stwierdziła  z  przekąsem, 

chwytając się teatralnie za serce. 

- Staram się być uczciwy. A czego ty oczekujesz ode mnie? 
- Niczego. - Spojrzała na niego. - Obiecałam ci już, że nigdy nie zabronię 

ci kontaktów z dzieckiem. W przyszłości przekonasz się, że mówię prawdę. 
Jednak  fakt,  że  będziemy  mieli  dziecko,  nie  upoważnia  cię  do  tego,  byś 
mnie tłamsił. 

- Nie miałem takiego zamiaru. 
- Spójrz prawdzie w oczy, Luke. Zamieszkałeś w sąsiedztwie, żeby mnie 

pilnować, a nie opiekować się mną. I jeszcze masz czelność oskarżać mnie, 

że trzymam cię na dystans. Jeśli tak, - czy można mnie za to winić? 

- Staram się tylko robić to, co należy - stwierdził. 
-  Poza  tym  zmuszasz  mnie,  bym  płaciła  za  to,  że  okłamali  cię  rodzice. 

Twoi  rodzice  postąpili  tak  z  miłości,  a  ty  nawet  nie  chcesz  z  nimi 
rozmawiać. 

Jej oskarżenie dotknęło go. 
- Czy ktoś cię kiedyś okłamał? - zapytał, próbując się bronić. 
- Chyba tak. Ale nie podam ci szczegółów, bo nie prowadzę dziennika. 
- Mam na myśli kłamstwo w sprawach zasadniczych. 
- Nie. - Spojrzała na sufit, potem przeniosła wzrok na Luke'a. - Ale każdy 

ma  własne  problemy.  Ja  też.  Byłam  niechcianym  dzieckiem.  Wiem 
najlepiej, jak to jest być odrzuconym. 

- Tym bardziej zatem powinnaś docenić to, co robię. 
- Doceniałabym, gdybym wiedziała, że ty... 
- Co? 
-  Nieważne.  -  Potrząsnęła  głową.  -  Nikt  nie jest  doskonały  i  dlatego  nie 

sposób wychować doskonałe dzieci. To mnie przeraża - powiedziała, kładąc 
ręce na brzuchu w podświadomie opiekuńczym geście. - Ale nie podoba mi 
się, że  próbujesz  wykorzystać  ten  strach  przeciwko mnie, a potem mówisz 
jeszcze, że chcesz mi pomóc. 

-  Chciałem,  żebyś  mogła  zostać  w  domu  z  dzieckiem,  nie  rezygnując  z 

kariery zawodowej. 

-  Tak  to  na  pozór  wygląda.  Za  taką  propozycję  powinieneś  dostać 

skrzydła  i  aureolę  od  każdej  feministki  na  świecie.  Ale  tobie  nie  chodzi  o 
mnie ani o dziecko. Myślisz o sobie. 

69

RS

background image

 

 

O  czym  ona  mówi?  Jest  matką  jego  dziecka.  On  musi  się  nimi 

opiekować. 

- Mylisz się, Maddie. 
- W takim razie nie rozumiemy się. - Westchnęła. - Zwykle bardzo lubię 

prowadzić  filozoficzne  spory.  W  końcu  to  mój  zawód.  Ale  jestem 
zmęczona, Luke. Proszę, idź już. 

Ogarnęła go złość. Chciał ją przekonać, że chodziło mu o jej dobro. Ale 

kiedy  ujrzał  jej  zmęczoną  twarz  i  sińce  pod  oczami,  zrezygnował.  Miał 
ochotę przytulić ją do siebie. Żadna kobieta nigdy nie działała na niego tak 
jak Maddie. A sposób, w jaki go zaatakowała.,. 

Już  miał  jej  powiedzieć,  że  gdy  się  złości,  jest  naprawdę  piękna,  ale 

pewnie wyrzuciłaby go po prostu za drzwi. Musi zapamiętać sobie, że rude 
ciężarne  kobiety  są  nadzwyczaj  wybuchowe.  Ale  miał  większe  problemy. 
Na przykład, jak przekonać ją, by pozwoliła mu się sobą zaopiekować. 

-  Dobrze,  Maddie.  -  Ruszył  w  stronę  drzwi,  a  ona  podążyła  za  nim. 

Otworzył drzwi i spojrzał na nią. - Jeśli będziesz czegoś potrzebowała... 

- Nie będę - powiedziała, zapalając światło na ganku. 
- Dlaczego jesteś taka pewna? 
- Bo nikt nigdy mi nie pomagał. Nauczyłam się liczyć tylko na siebie. - 

Westchnęła,  opierając  się  o  otwarte  drzwi.  Łzy  zabłysły  w  jej  oczach,  ale 
nie  rozpłakała  się.  -  Już  nie  wiem,  co  jest  gorsze.  Czy  być  niechcianym 
dzieckiem  bez  prawa  do  życia,  czy  mieć  przy  sobie  kogoś,  kto  uważa,  że 
potrafi moim życiem kierować lepiej niż ja. 

- Ależ, Maddie... 
- Nie ma o czym mówić, Luke. Dobranoc. - Zamknęła drzwi, a on nagle 

poczuł się bardzo samotny. 

Dlaczego jej słowa zabrzmiały jak pożegnanie? Między nimi wyrósł mur, 

a on nie potrafił tego zaakceptować. 

Madison wniosła torbę po schodkach do drewnianej chatki. Wciągając w 

płuca górskie powietrze, pomyślała, że Rosie miała rację. To było wspaniałe 
miejsce na odpoczynek. Siostra Luke'a zachowała się trochę apodyktycznie, 
nie  chciała  słuchać  wymówek  i  zmusiła  ją  do  spędzenia  tu  weekendu. 
Madison postanowiła, że wyśle jej za to w podziękowaniu kwiaty. 

Wyjęła  z  torebki  klucz,  który  dostała  od  Rosie,  i  weszła  do  środka. 

Postawiła  torbę  przy  drzwiach  i  podniosła  żaluzje.  Pośrodku  pokoju 
znajdował  się  duży,  okrągły  kominek.  Pod  ścianą  kanapa  i  prostopadle  do 
niej sofa w odcieniach beżu, brązu i zieleni. Dopasowane w kolorze krzesła 
stały  po  drugiej  stronie,  a  dębowe  stoliki  usytuowane  wygodnie  w  rogach, 
dopełniały całości. 

70

RS

background image

 

 

Na górze było kilka sypialni i pokój do gry w bilard i rzutki. Największa 

sypialnia  znajdowała  się  na  dole.  Maddie  położyła  walizkę  na  starej 
cedrowej komodzie w nogach olbrzymiego łoża. 

Przebrała się w białe szorty, które kiedyś były luźne, a teraz trochę zbyt 

opięte, włożyła tenisówki i wyszła z chatki obejrzeć okolicę. 

Kilka  godzin  później  wróciła  przyjemnie  zmęczona,  wzmocniona 

świeżym powietrzem i słodkim zapachem sosen. Napatrzyła się do woli na 
czyste,  błękitne  niebo  Kalifornii.  Gdy  otworzyła  drzwi  chatki,  stanęła  jak 
wryta, bo nic nie mogło jej bardziej zaskoczyć niż widok mężczyzny, który 
stał teraz przed nią. 

- Luke! 
Stał  w  szerokim  rozkroku  z  rękoma  skrzyżowanymi  na  piersiach. 

Arogancki,  pewny  siebie,  jakby  przyszedł  zabrać  to,  co  mu  się  należy. 
Jeszcze nigdy nie wyglądał tak dobrze. 

Miała ochotę rzucić się w jego ramiona. 
- Co tu robisz? - spytała. - Gzy mnie śledzisz? Bo jeśli tak... 
Podniósł ręce do góry obronnym ruchem. 
-  Zanim  zadasz  cios,  pozwól,  że  cię  o  coś  spytam.  Czy  moja  siostra 

zaproponowała ci, żebyś spędziła tu weekend? Tak? 

- „Zaproponowała", to mało powiedziane - odrzekła. - Prawie przyniosła 

mnie tu na plecach. 

Skinął głową, nie okazując zdziwienia. 
- Przepraszam, Maddie. Nie miałem z tym nic wspólnego. Powiedziałem 

jej  tylko,  że  nie  chcesz  mnie  widzieć  i  nie  odpowiadasz  na  telefony. 
Namówiła mnie, żebym też tu przyjechał. Wiesz, że była tu kiedyś powódź? 

- Powódź? Skinął głową. 
- Tak. Fran przyjechała tu odpocząć i pękła rura pod zlewem. Wszędzie 

była woda. Rosie przysłała wtedy Alexa na ratunek. 

- I popatrz, co się z nimi stało - powiedziała, przypominając sobie parę, 

która  niedawno  wzięła  ślub.  W  jej  głosie  nie  było  złości,  lecz  nuta 
zamyślenia. 

-  Właśnie.  -  Powiedział  to  tak,  jakby  sądził,  że  małżeństwo  jest  czymś 

gorszym  niż  śmierć.  -  Matka  i  siostra  twierdzą,  że  ta  chatka  ma  jakąś 
magiczną moc. Jeśli zjawi się tu samotna para, muszą się pobrać. 

- Muszą? - powiedziała, unosząc brwi. - To dziwne. 
-  Nie  to  chciałem  powiedzieć  -  zmitygował  się.  -  Chodzi  mi  o  to,  że 

wpadliśmy w pułapkę. 

- Na to wygląda - zgodziła się. Przeczesał ręką włosy. 

71

RS

background image

 

 

-  Wkrótce  się  ściemni.  Czy  możemy  spędzić  noc  pod  jednym  dachem? 

Oczywiście w osobnych sypialniach. 

- Wyniosę się - zaproponowała. - W końcu to wasz dom. 
Spodziewała się, że zaprotestuje. 
- Nie. Jeśli ktoś ma jechać, to ja. Przy okazji skręcę kark siostrze. 
Przypomniało jej się to,  co mówił o magicznych właściwościach chatki. 

Oddał  jej  dwadzieścia  dolarów  po  rozmowie  z  rodzeństwem,  ale  nadal  nie 
wiedziała, czy porozumiał się z matką i z ojcem. 

- Czy rozmawiałeś już z rodzicami? 
- Mógłbym ciebie o to samo spytać. Czy powiedziałaś swoim rodzicom o 

dziecku? 

Byłby  dobrym  adwokatem,  pomyślała.  Chciała  przekazać  nowinę 

rodzicom, ale na samą myśl o tym robiło się jej niedobrze. 

- Nie. Ale moja sytuacja jest inna. Twoi rodzice zawsze byli przy tobie. 

Ja ze swoimi prawie nie rozmawiam. 

- Tchórz. 
Chciała zaprzeczyć, ale wzruszyła tylko ramionami. 
- Nie przesadzaj. 
- Nie sądzisz, że mają prawo wiedzieć, że będą dziadkami? 
- Biorąc pod uwagę, jak  mnie zawsze kochali? - spytała z sarkazmem. - 

Nie. 

-  Prędzej  czy  później  musisz  im  powiedzieć.  Nie  będą  wiedzieli,  co 

myśleć, gdy usłyszą płacz dziecka przez telefon. 

-  Oni  wcale  o  mnie  nie  myślą.  Nie  jestem  tak  związana  i  rodzicami  jak 

ty.  Ty  ze  swoimi  rozmawiasz  codziennie,  a  przynajmniej  rozmawiałeś, 
zanim to wszystko się stało. Zadzwoń do nich. 

- Zawrzyjmy umowę. Ty zadzwonisz do swoich rodziców, a potem ja do 

swoich. 

Co  go  obchodziło,  czy  zawiadomi  rodziców?  Chyba  stawała  się 

cyniczna. A przecież to była domena Luke'a. Ale co straci, jeśli się zgodzi? 

- Dobrze. Kiedy wrócę do domu, spróbuję do nich zadzwonić. 
- A może teraz? 
Powinna była przewidzieć, że go nie przechytrzy. 
- Nie chcę nabijać rachunku za telefon. 
-  Jakoś  to  zniesiemy.  Poza  tym,  jeśli  jest  tak,  jak  mówisz,  rozmowa 

będzie  krótka.  Przestań  się  droczyć,  Maddie.  -  Podał  jej  słuchawkę.  -  Nie 
bądź tchórzem. 

A więc znów miał ją za tchórza? Wzięła słuchawkę. 

72

RS

background image

 

 

-  Robię  to  tylko  dla  ciebie.  Poświęcam  się  po  to,  żebyś  porozmawiał  z 

rodzicami. Na tym polega dyplomacja. 

- Jak sobie życzysz, ślicznotko. 
Wyprostowała  się,  podeszła  do  telefonu  i  wystukała  na  tarczy  numer 

rodziców. Oby tylko byli za granicą, pomyślała. 

Już po trzech dzwonkach usłyszała znajomy, dystyngowany głos. 
- Słucham? 
- Mama? To ja, Madison. 
-  Dzień dobry, kochanie.  Co  za  miła  niespodzianka!  Jak się  miewasz?  - 

Claudia Wainright naprawdę zdawała się być zachwycona. 

-  Dobrze,  nawet  bardzo  dobrze,  mamo.  -  Gdyby  tylko  przestało  jej 

burczeć w brzuchu i mogła mówić spokojnie. - A jak wy się macie, ty i tata? 

-  Świetnie,  kochanie.  Co  za  zbieg  okoliczności,  że  dzwonisz.  Właśnie 

dzisiaj rano rozmawialiśmy o tobie. Chcemy wybrać się do Kalifornii. 

- Naprawdę? - A więc skłamała przed chwilą, mówiąc, że rodzice wcale 

o niej nie myślą. 

- Teraz Winston nie może wyjechać. Może na Święto Dziękczynienia? 
Poczuła  panikę.  Będzie  wtedy  prawie  w  szóstym  miesiącu  ciąży  i  nie 

zdoła ukryć swego stanu. 

-  Bardzo  chciałabym  się  z  wami  zobaczyć.  Ale  już  teraz  mam  dla  was 

cudowną wiadomość. 

-  Co  takiego,  kochanie?  Chyba  nie  pojechałaś  do  Los  Angeles,  żeby 

zrobić sobie tatuaż na pupie? 

-  Ależ,  mamo! Pewnie,  że  nie  mam  tatuażu. - Kątem  oka dostrzegła,  że 

Luke się śmieje. 

Po drugiej stronie słuchawki również rozległ się śmiech. 
-  Przepraszam,  kochanie.  Nie  mogłam  się  powstrzymać.  Co  to  za 

wiadomość? 

Wzięła głęboki oddech. 
-  Będę  miała  dziecko  -  powiedziała  i  zamarła,  przygotowując  się  na 

chłodną odpowiedź. 

Po drugiej stronie telefonu na chwilę zapadła cisza. 
- To znaczy, że będę babcią? 
- Tak - odpowiedziała stanowczo. - Pomyślała, że matka wolałaby jednak 

tatuaż. 

-  Gratuluję,  moja  droga.  Czy  mogę  spytać,  kto  jest  ojcem?  -  Zamiast 

spodziewanego chłodu, w głosie matki była tylko ciekawość. 

Madison usiadła na krześle obok telefonu. 
- Luke Marchetti. 

73

RS

background image

 

 

- Z tej włoskiej restauracji? 
- Tak. Słyszałaś o nim? 
- Tylko o jego rodzinie. 
- Źle czy dobrze? - Chciała wiedzieć Madison. 
- Bardzo dobrze. Ale chyba nie dostałam zaproszenia na ślub? 
- Nie planuję wesela. 
- Poprosił cię o rękę? 
- Tak. 
- Rozumiem. 
Madison  nie  była  pewna,  czy  matka  naprawdę  rozumie  i  nagle  znikła 

cała odwaga, jaką wcześniej zdołała z siebie wykrzesać. 

- Posłuchaj, mamo. Nie jestem teraz w domu. Wolałabym zadzwonić za 

parę dni, żebyśmy mogły dłużej porozmawiać. 

- Będę czekała, kochanie. Czy mogę powiedzieć twojemu ojcu? 
- A musisz? 
- Jeśli tego nie chcesz, to nie. Ale nie sądzisz, że on powinien wiedzieć? 
- Oczywiście. 
Madison  poczuła  ulgę.  Powiedziała  wszystko  i  świat  się  nie  skończył. 

Spontanicznie dodała: - Kocham cię, mamo. 

- Ja też cię kocham. Do widzenia. 
Madison w zdumieniu patrzyła na telefon. Nie mogła sobie przypomnieć, 

kiedy ostatni raz matka powiedziała do niej takie słowa. Nie wiedziała, co o 
tym myśleć. Stała nadal, wpatrując się w słuchawkę, aż Luke wyjął ją z jej 
ręki. 

- Źle to przyjęła? - spytał. 
- Raczej nie. 
- A więc martwi się, że to ja jestem ojcem? Madison potrząsnęła głową. 
- Twoja sława dotarła na Wschodnie Wybrzeże. Matka ma dobre zdanie 

o  restauracjach  Marchettich.  -  Spojrzała  na  niego.  -  I  nie  mów  mi,  że  nie 
należysz do tej rodziny. 

- Nigdy by mi to nie przyszło do głowy. Ale wyglądasz na zaszokowaną. 

Czy zdenerwowała się, że nie wychodzisz za mąż? 

-  Od  łat  kontaktujemy  się  głównie  przez  telefon  i  potrafię  wychwycić 

każdy niuans w jej głosie. Nie sądzę, by się zdenerwowała. 

- To o co chodzi? 
Spojrzała na niego i wzruszyła bezradnie ramionami. 
- O nic. 
- A więc można powiedzieć, że poszło dobrze? 
- Tak. 

74

RS

background image

 

 

-  To  dlaczego  wyglądasz  jak  po  trzęsieniu  ziemi?  Nie  była  pewna.  Od 

najmłodszych  lat  musiała  znosić  emocjonalny  chłód  rodziców.  Wiedziała, 
co  to  znaczy  obojętność.  Nagła  zmiana  zachowania  matki  bardzo  ją 
poruszyła.  Była  zmieszana,  ale  odprężona  i  szczęśliwa.  Zapragnęła  znów 
porozmawiać z matką, by przekonać się, czy to była tylko chwilowa zmiana. 
Gdyby nie Luke, nigdy by nie zadzwoniła. 

Stanęła  blisko  niego,  wspięła  się  na  palce  i  ucałowała  go  w  policzek. 

Objął ją, ale szybko odsunęła się, bo nie mogła sobie ufać. 

-  Dziękuję,  że  namówiłeś  mnie,  żebym  zadzwoniła  -  powiedziała.  - 

Często mnie irytujesz, ale czasem okazujesz się bardzo mądry. 

- Nie ma za co. Mam jeszcze jeden świetny pomysł. 
- Jaki jesteś skromny! 
- Chcę cię zaprosić na uroczysty obiad. 
Madison była uszczęśliwiona. Tak, należało to uczcić. 
Kilka  godzin  później  stali  przed  chatką,  wpatrując się  w  gwiazdy.  Luke 

spojrzał na Maddie i pomyślał, że jest piękniejsza i bardziej kusząca niż całe 
rozgwieżdżone  niebo.  Zauważył,  że  jej  płaski  brzuch  teraz  trochę  się 
zaokrąglił.  Co  dzień  stawała  się  piękniejsza  i  wydawało  mu  się,  że  kiedy 
będzie  w  dziewiątym  miesiącu,  to  on  oszaleje  i  zachwytu.  Podziwiał  jej 
upór i odwagę. Postanowiła sama zająć się dzieckiem. Dlaczego nie mogła 
uwierzyć, że nie musi wszystkiego brać na siebie? 

Zadrżała i potarła ręce. 
- Zimno ci? - spytał. 
- Nie wiedziałam, że w górach noce są takie zimne. Objął ją ramionami i 

przytulił.  Spojrzał  jej  w  oczy  i  ostatkiem  woli  powstrzymał  się,  by  jej  nie 
ucałować. 

-  To  wspaniała  restauracja  -  powiedziała  ochrypłym  głosem.  -  Kto  by 

przypuszczał, że tak urocze miejsce może być ukryte w górach. 

- To ulubiona knajpka mojej rodziny. 
Znów  używał  słów  „moja  rodzina".  Maddie  wspierała  go  podczas  całej 

tej burzy. Był jej za to wdzięczny i przysiągł sobie, że się jej zrewanżuje. 

Był  uradowany,  patrząc  na  nią  przy  świetle  świec  w  małej,  przytulnej 

restauracji.  Zapamięta  na  zawsze  śliczne  loki  połyskujące  złotem,  gdy 
padało  na  nie  światło.  Nawet  gdy  już  będzie  stary,  nie  zapomni  słodkiej, 
zmysłowej buzi. 

Nigdy nie pożądał tak bardzo żadnej kobiety. Myślał o niej nieustannie. 

Dlaczego? Co takiego było w Maddie, że pragnąłby trzymać ją w objęciach 
aż do końca świata? 

75

RS

background image

 

 

-  Nigdy  w  życiu  nie  jadłam  lepszego  pesto  -  mówiła  dalej.  -  Co  nie 

znaczy, że u Marchettich podają złe pesto - szybko poprawiła się. 

- To nie jest nasza specjalność - odparł. 
Położył ręce na jej ramionach i przesunął w dół. -Maddie... 
- Dobry z ciebie człowiek, Marchetti - szepnęła 
W świetle księżyca dostrzegł zdziwienie w jej oczach. Czy wiedziała, jak 

bardzo  pragnął  ją  pocałować?  I  że  zamierzał  to  zrobić?  Chyba  potrzymają 
trochę w niepewności, aby pobudzić jej zmysły. 

- Czy zechcesz mi to wyjaśnić? - spytał. - W czym jestem dobry? 
-  Udało  ci  się  mnie  zwieść.  Nie  tylko  nie  ustaliliśmy,  kto  z  nas  opuści 

chatkę,  ale  jeszcze  zadzwoniłam  do  rodziców,  a  ty  nie  zadzwoniłeś  do 
swoich. 

Uśmiechnął się. Zastanawiał się, kiedy to powie. 
- Masz rację. Jestem dobry. 
- A więc idziesz? Czy ja mam iść? 
- Żadne z nas. Ta kręta górska droga jest niebezpieczna w nocy. Jesteśmy 

dorośli. Możemy sobie zaufać. 

-  Wszystko  wskazuje  na  to,  że  nie  -  odparła,  przyciskając  ręce  do 

brzucha. 

- Jeśli bardzo chcesz, to sobie pójdę. 
- Nie, masz rację. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby coś ci się stało. 
-  A  więc  martwisz  się  o  mnie  -  stwierdził  na  pozór  nonszalancko.  Nie 

chciał, by wiedziała, ile znaczy dla niego jej odpowiedź. 

- Oczywiście. Jesteś ojcem mojego dziecka. Jesteśmy przyjaciółmi... 
- Przyjaciółmi? Rozczarowujesz mnie. Jesteś prawnikiem, a nie potrafisz 

znaleźć  lepszego  określenia,  by  nazwać  to,  co  nas  łączy?  Czasem  czyny 
mówią więcej niż słowa. 

Zanurzył palce w jej gęste loki i dotknął kciukiem jej drżących, pełnych 

ust.  Potem,  gdy  nie  mógł  już  dłużej  się  powstrzymać,  pochylił  głowę  i 
dotknął ustami jej warg. Jej cichy jęk rozkoszy rozpalił go. Objął ją w pasie 
i przyciągnął do siebie. Była bardzo kobieca, ciepła i kusząca. 

Bez  wahania  objęła  go  rękami  za  szyję.  Chciał  ofiarować  jej 

bezpieczeństwo. Pragnął jej. Tylko jej. 

- Maddie - wyszeptał do jej ucha. - Jeśli teraz nie przestaniemy, zaniosę 

cię do środka i... 

- Nie możemy, Luke. 
- Dlaczego? 
- Już tak kiedyś było. Proszę, nie utrudniaj. 
- Nic w tym trudnego - tylko wyjdź za mnie. 

76

RS

background image

 

 

- Aleja... 
- Na kiedy wyznaczymy datę? - spytał. 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

77

RS

background image

 

 

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY 

 
Madison  odsunęła  się  i  spojrzała  na  niego  ze  zdumieniem.  Jeden 

pocałunek, dotyk jego warg, i stawała się bezbronna jak dziecko. Wiedziała, 

że on zdaje sobie z tego sprawę. Wykorzystywał to, by osiągnąć swój cel. 

Wzięła głęboki oddech. 
-  Powiem  ci  coś.  Masz  delikatność  słonia.  Czy  uważasz,  że  jestem 

głupia? 

-  Jesteś  jedną  z  najinteligentniejszych  osób,  jakie  znam.  Dlaczego 

pytasz? 

-  Bo  zastanawiam  się,  dlaczego  sądzisz,  że  poddam  się  twojej 

manipulacji. 

- O czym ty mówisz? 
- Podniecasz mnie, a potem rzucasz pytanie w momencie... 
- Upojenia? - spytał. 
- Słabości - sprostowała. 
-  Przede  wszystkim  nie  zgodzę  się  z  insynuacją,  że  jestem  tak 

wyrachowany. - Przygładził ręką włosy. Czy jego ręka drżała? - Po drugie, 
przyznaję,  że  nie  znam  się  dobrze  na  kobietach.  Ale  jeśli  twoi  rodzice  nie 
sprzeciwiają się małżeństwu, dlaczego ty nie chcesz się zgodzić? Dlaczego 
nie możemy ustalić daty? 

- Na przykład dlatego, że twoim zdaniem powinnam cię słuchać. Znowu 

starasz się mnie zdominować. 

- Nie, Maddie. Po prostu wydawało mi się, że dobrze będzie, jeśli o tym 

wspomnę.  Powiedz  mi, że  nie  podobał  ci  się  ten  pocałunek,  i  zakończymy 
rozmowę. 

- Nie podobał mi się - odpowiedziała, nie patrząc mu w oczy. 
-  Kłamiesz  -  odparował.  -  To  pewnie  ktoś  inny  jęczał  z  rozkoszy  parę 

minut temu. 

- Na pewno nie ja - skłamała znowu. 
- Właśnie że ty. I oddychasz, jakbyś ukończyła maraton. Może nie? 
-  Jesteś  zły  na  rodziców,  bo  nie  byli  z  tobą  uczciwi.  Ta  obsesja,  żeby 

mnie  poślubić,  to  tylko  objaw  twojej  potrzeby  dominacji.  Chcesz  mieć 
kontrolę nad dzieckiem i jego matką. To jedyny powód twoich oświadczyn. 

- Ostre słowa - odparł, a jego oczy niebezpiecznie się zwęziły. 
-  Naprawdę?  Wydaje  mi  się,  że  jeśli  nie  masz  nad  kimś  kontroli, 

skreślasz go, nawet jeśli ta osoba cię kocha. 

Na przykład ja. 

78

RS

background image

 

 

Ta  myśl  przyszła  jej  do  głowy  tak  nagle, że zadrżała. Gdyby  nie  było z 

tyłu poręczy, przewróciłaby się. Nie skreślił jej, bo była matką jego dziecka. 
Ale zrobił wszystko - może tylko nie wynajął prywatnego detektywa - żeby 
pokazać, że jej nie ufa. 

Czy go kochała? O Boże, nie. Ale miała złe przeczucie, że jeśli on wyzna 

jej  miłość,  to  pójdzie  za  nim  na  koniec  świata.  A  jeśli  jej  nie  kocha,  to 
trudno. I tak ten pomysł był niedorzeczny. 

- Chcę tylko, żeby to dziecko nie musiało nigdy się zastanawiać, kim jest 

jego ojciec. By uniknęło mego losu. Ja już nigdy nie otrzymam odpowiedzi 
na wszystkie nurtujące mnie pytania. 

- Rodzice mogliby ci pomóc, gdybyś i» pozwolił. 
- Tak, ale pozbawili mnie szansy poznania własnego ojca. 
-  Nie  myśl  o  tym,  Luke.  Każdy  człowiek  traci  w  życiu  różne  szanse. 

Czasem  z  własnej  winy,  a  czasem  nie.  Ale  jeśli  porzucisz  swoją  rodzinę, 
któregoś  dnia  będziesz  tego  gorzko  żałował.  Tom  Marchetti  powinien  być 
dla ciebie wzorem. Jeśli okażesz się dobrym ojcem, będziesz mógł jemu za 
to podziękować. Ja też. A ty odwróciłeś się od niego i od matki. 

- Co to ma wspólnego z naszym małżeństwem? 
-  Zastanawiam  się,  czy  ucieczka  nie  jest  twoją  stałą  reakcją  na 

rozczarowanie. Nikt nie jest doskonały, Luke. Jeśli nie będę ciebie słuchała 
albo  rozczarujesz  się  co  do  dziecka,  czy  odwrócisz  się  od  nas  tak  jak  od 
rodziców? 

-  To  nie  jest  w  porządku,  Maddie.  Nie  możesz  porównywać  tego,  co 

przeszedłem, z kłopotami, jakie mają rodzice. 

- Spójrz na siebie, Luke. Dlaczego nie miałabym sądzić, że opuścisz nas, 

jeśli w jakiś sposób nie będziesz z nas zadowolony? 

- Chcesz powiedzieć, że odsuniesz mnie od dziecka? Potrząsnęła głową. 
-  Absolutnie  nie.  Próbuję  ci  wytłumaczyć,  dlaczego  nie  mogę  cię 

poślubić. Wiem, jak to jest, czuć się niechcianą. Przez całe życie walczyłam 
o miłość rodziców. 

-  Zauważyłem  coś  wręcz  przeciwnego.  Wydawało  mi  się, że  ty  i  matka 

świetnie się rozumiecie. 

-  Nie  wiem,  co  jej  się  stało.  Może  zawsze  coś  do  mnie  czuła,  ale  nie 

potrafiła  mi  tego  okazać?  Nieważne,  czy  rodzice  mnie  kochali,  w  każdym 
razie odczuwałam brak miłości. Nie zgodzę się, by moje dziecko miało ojca, 
który nie umie kochać. 

- Maddie, bądź rozsądna. 
-  Wydaje  mi  się,  że  jestem  dość  rozsądna,  a  także  sprawiedliwa.  Nie 

mam nic do dodania. Dobranoc, Luke. Wyjadę z samego rana. 

79

RS

background image

 

 

- Posłuchaj, Maddie... 
Podeszła do drzwi i odwróciła się w jego stronę. 
-  Wysłuchałam  cię  i  nie  zmieniłam  zdania.  W  poniedziałek  o  pierwszej 

mam wizytę u lekarza. Jeśli chcesz, możesz pójść ze mną. 

Gdy była już w sypialni, zamknęła drzwi na klucz. Położyła się na łóżku 

i schowała głowę pod poduszką, żeby nie usłyszał, jak płacze. 

Przez całe życie dawała sobie świetnie radę. We wszystkim, tylko nie w 

miłości.  To  sprawiało  jej  wielki  ból.  Domyślała  się,  że  tak  będzie.  Starała 
się nie zakochać. Ale wiedziała, że  Luke jest stworzony dla niej.  Dlaczego 
musiała trafić na mężczyznę, który nie potrafi jej pokochać? 

- Co cię sprowadza, synu? - Tom Marchetti otworzył drzwi i patrzył tak, 

jakby nic się nie stało. 

Ale nie odsunął się odruchowo, żeby przepuścić Luke, tak jakby nie był 

pewien, czy on zechce wejść. Jego ciemne kiedyś włosy były przyprószone 
siwizną,  ale  brązowe  oczy  nadal  błyszczały  inteligencją.  Luke  przestąpił  z 
nogi na nogę. 

- Podczas weekendu z Maddie w chatce... 
- Byliście razem w górach? 
- Rosie to uknuła. 
- Aaa - mruknął tylko. 
-  Umówiłem  się  z  Maddie.  Oboje  postanowiliśmy  porozmawiać  z 

rodzicami. Ona już to zrobiła, a ja... 

-  Cieszę się, że  cię  widzę,  synu.  -  Tom  otworzył szerzej  drzwi.  -  Matka 

jest zajęta, ale pewnie zechcesz coś przekąsić. 

- Tak zawsze mówi mama. 
-  Właśnie.  Zawsze  trzeba  uczyć  się  od  najlepszych.  Weszli  do  kuchni. 

Luke  przysunął  jedno  z  krzeseł,  ale  był  zbyt  zdenerwowany,  by  usiąść. 
Należało wreszcie wszystko wygarnąć. 

-  A  więc  myślisz,  że  mama  jest  najlepsza?  Po  tym  wszystkim,  co  ci 

zrobiła? 

- A co takiego miałaby mi zrobić? 
- Przyjąłeś ją po tym, jak zdradziła cię z innym mężczyzną. Moim ojcem 

- dorzucił. 

-  Jestem  egoistą,  Luke.  -  Tom  ukroił  kawałek  czekoladowego  ciasta, 

nalał szklankę mleka i postawił to przed Lukiem. 

-  Egoistą?  -  To  nie  pasowało  do  mężczyzny,  którego  znał.  -  Co  ty 

mówisz? 

- Nie będę ci kłamał. Byłem zły na matkę. Odszedłem. - Stał po drugiej 

stronie stołu i patrzył na Luke'a. - Próbowałem nawet przestać kochać Flo. 

80

RS

background image

 

 

- I co się stało? 
- Nie udało mi się. Dlatego mówię, że jestem egoistą. Chciałem ją mieć 

za wszelką cenę. 

-  To znaczy, że  jesteś  słaby,  a  nie  samolubny.  Tom zamyślił  się.  Potem 

skinął głową. 

-  Pewnie  masz  rację.  Bez  Flo  czułem  się  jak  bez  ręki.  Nic  mnie  nie 

cieszyło.  Wszystko,  co  osiągnąłem,  nie  miało  bez  niej  żadnego  znaczenia. 
Może faktycznie byłem słaby. 

- To dlatego, mimo zdrady, przyjąłeś ją z powrotem? 
-  Zrobiła  błąd.  Aleja  też  byłem  winny.  Zapomniałem,  że  uczucia  trzeba 

pielęgnować. Wziąłem na siebie połowę winy i połowę zasług. Nie tylko ją 
przyjąłem - błagałem, żeby mnie nie porzucała. 

- Czy wiedziałeś wtedy, że jest w ciąży z innym? Skinął głową. 
-  Była  ze  mną  szczera.  Najpierw  nie  chciała  się  ze  mną  z  tego  powodu 

pogodzić.  Ale  ja  nie  zamierzałem  jej  stracić.  -  Przyjrzał  się  swoim 
splecionym  dłoniom.  -  Wybory,  jakich  dokonujemy,  mają  wpływ  na  całe 
nasze  życie.  Postanowiłem,  że  będę  twoim  ojcem.  Niektórych  swoich 
decyzji  żałuję,  ale  nie  tej.  Kocham  cię.  I  nie  dodam:  ,jak  syna".  Ty  jesteś 
moim synem. 

Luke czuł się upokorzony szczerością ojca. Czy kiedykolwiek będzie tak 

silny jak on? 

Tom  zaczął  po  kolei  otwierać  szafki  w  kuchni,  aż  wreszcie  znalazł  to, 

czego  szukał.  Wyjął  posklejany  kryształowy  wazon,  który  zawsze  stał  na 
stole w Święto Dziękczynienia. 

Wręczył go Luke'owi. 
- Cała wasza piątka zawsze zastanawiała się, dlaczego to trzymamy. Dla 

mnie  i  dla  Flo  jest  to  symbol  tego,  co  mogliśmy  utracić.  Stłukłem  go,  gdy 
dowiedziałem  się  o  tobie.  Odszedłem  tego  samego  dnia.  Flo  zachowała 
potłuczone  kawałki,  bo  ten  wazon  należał  kiedyś  do  mojej  matki.  Kiedy 
odzyskałem  rozum,  skleiliśmy  wazon.  To  samo  zrobiliśmy  ze  swoim 

życiem. Kiedy musimy sobie coś przypomnieć, wyciągamy ten wazon. 

Kiedyś  Luke  nie  zrozumiałby  tak  silnych  uczuć.  Teraz  był  w  stanieje 

pojąć. Dzięki Maddie. Czy to właśnie była miłość? Tak długo wątpił, czy ją 
znajdzie,  że  nie  zauważyłby  jej,  gdyby  stanęła  tuż  obok.  Zazdrościł  Flo  i 
Tomowi,  bo  łączyło  ich  bardzo  głębokie  uczucie.  Ich  miłość  pokonała 
przeszkody i stała się jeszcze silniejsza. 

Ale nadal nie mógł pogodzić się z tym, że nie powiedzieli mu prawdy o 

ojcu. Gdyby Brad Stephenson nie zostawił testamentu, Luke nadal żyłby w 

81

RS

background image

 

 

nieświadomości. Czy wolałby takie rozwiązanie? Musiał zadać ojcu jeszcze 
kilka pytań. 

-  Dlaczego  ty  i  mama  nie  powiedzieliście  mi?  Nie  pomyśleliście,  że 

może chciałbym wiedzieć? 

-  Rozmawialiśmy  o  tym  -  twój  ojciec,  Flo  i  ja.  Czasem  lepiej  nic  nie 

mówić. 

- Ale taki unik to kłamstwo. 
-  Tak.  Jednak  sądziliśmy,  że  najlepiej  będzie,  jeśli  wychowasz  się  w 

dużej,  zżytej  rodzinie.  Dziecko  musi  mieć  poczucie  bezpieczeństwa.  Takie 
wyznanie  oddzieliłoby  nas  od  ciebie  i  spowodowałoby  zupełnie 
niepotrzebnie  problemy.  Czy  traktowałem  cię  inaczej  niż  braci  i  siostrę? 
Czy czułeś się inny? 

Luke uśmiechnął się. 
- Nigdy nie przyszło mi to do głowy. Tom skinął głową z satysfakcją. 
- To mogę być z siebie dumny - stwierdził. 
Luke nagle zrozumiał. To, że nigdy nie odgadł sekretu, świadczyło o sile 

i uczciwości Toma. I jego głębokiej miłości. 

Wstał, okrążył stół i uściskał ojca. 
- Jesteś najlepszym człowiekiem, jakiego znam. 
- Szkoda, że nie mogłeś poznać Brada. To też był dobry człowiek. 
- Nie jesteś na niego zły? - Luke był wyraźnie zaskoczony. 
- Z początku byłem. Ale nie mogę go winić, że odchodząc z tego świata, 

chciał  wyjawić  ci  prawdę.  To,  że  tyle  lat  milczał,  dowodzi,  jak  bardzo  cię 
kochał. 

Luke skinął głową. 
- Myślę, że miałem szczęście. 
-  Ja  też  tak  myślę  -  odezwał  się  kobiecy  głos.  Luke  zobaczył  stojącą  w 

drzwiach matkę. 

- Cześć, mamo - przywitał się. - Już skończyłaś zajęcia? Skinęła głową. 
- Mieliście dość czasu, żeby porozmawiać. 
Luke objął ją, ale zdążył zauważyć, że ma w oczach łzy. 
- Stęskniłam się za tobą - powiedziała. 
- Ja też stęskniłem się za wami. - Spojrzał na ojca. - Jesteś bardzo mądry. 
Oczy ojca też podejrzanie błyszczały, ale się uśmiechnął. 
- Chętnie przyznam ci rację. 
Luke uścisnął jeszcze raz matkę i powiedział, spoglądając na Toma: 
-  Przepraszam,  że  byłem  takim  głupcem.  Maddie  twierdzi,  że  jestem 

irytujący. 

Flo rozpromieniła się. 

82

RS

background image

 

 

- Cieszę się, że z nią jesteś. Ona pomogła ci to wszystko znieść. Ale choć 

to  nie  było  łatwe,  myślę,  że  postąpiliśmy  dobrze.  Gdybym  dzisiaj  musiała 
podejmować decyzję, zrobiłabym dokładnie to samo. 

- Dobrze, że nie dowiedziałem się o wszystkim, gdy byłem nastolatkiem. 

Wtedy  dzieci  buntują  się  bez  powodu,  a  ja  miałbym  prawdziwy  powód  do 
rewolty - przyznał. 

- Tak mi przykro, że musiałeś cierpieć. - Flo spojrzała na niego czule. 
Tom ucałował ją w policzek. 
-  Dzieci  zachowują  się  głupio,  ale  z  wiekiem  stają  się  mądrzejsze.  Jeśli 

czują się bezpieczne i kochane, wyrosną na szczęśliwych i silnych ludzi. 

Luke  pomyślał  o  Maddie,  która  dorastała  w  przekonaniu,  że  jest 

niechcianym  dzieckiem.  Ona  nie  miała  skąd  czerpać  wiary,  że  ktoś  ją 
pokocha.  Nie  potrafiłby  powiedzieć,  co  do  niej  czuje,  choć  miała  urodzić 
jego dziecko. 

Zrobił parę kroków i odwrócił się do rodziców. 
- Mam nadzieję, że będę równie dobrym ojcem dla mojego dziecka. 
- Dziecko potrzebuje obojga rodziców. Ty i Maddie musicie trzymać się 

razem - powiedziała matka. 

- Jak mam to rozumieć, mamo? 
- Wszyscy zarzucają mi, że jestem swatką. Nie powiem już ani słowa. 
- Jesteś delikatna jak słoń w składzie porcelany, Flo Marchetti - zaśmiał 

się Tom. 

-  Trzy  razy  prosiłem  Maddie,  żeby  za  mnie  wyszła.  Nie  zgodziła  się  - 

wyznał Luke. 

-  No  to  nie  możemy  powiedzieć,  że  do  trzech  razy  sztuka  -  stwierdziła 

Flo.  -  Nie  poddawaj  się,  kochanie.  Założyłabym  się  o  srebrną  solniczkę  i 
pieprzniczkę  babci  Marchetti,  że  Maddie  bardzo  na  tobie  zależy.  Zawsze 
twierdziłam, że jesteście stworzeni dla siebie. 

- To prawda - przyznał Luke. 
Wiedział, że musi załagodzić spór z Maddie. Pamiętał, jak była urażona, 

gdy  ostatnio  się  widzieli.  Czy  potrafi  przywrócić  uśmiech  na  jej  twarzy, 
iskierki w jej oczach? 

Zerknął  na  rodziców.  Uśmiechali  się  do  niego.  Prawie  cudem udało  mu 

się z nimi pogodzić. Czy ten cud uda mu się również z Maddie? 

 
 
 
 
 

83

RS

background image

 

 

ROZDZIAŁ JEDENASTY 

 
Luke postanowił, że najpierw spróbuje dogadać się z Nickiem. Pamiętał, 

że Maddie ma dziś wizytę u lekarza i postanowił jej towarzyszyć. Ale przed 
spotkaniem  z  nią  musiał  jeszcze  coś  załatwić.  Dlatego  przyszedł  nie 
zapowiedziany  do  biura  Marchetti's  Incorporated  i  wpatrywał  się  teraz  w 
sekretarkę Nicka, czekając na odpowiedź. 

- Pan Marchetti powiedział, żeby mu nie przeszkadzać - powtórzyła. 
-  Jestem  jego  bratem  -  przypomniał  jej.  I  właśnie  przeżyłem  osobisty 

kryzys, więc proszę mnie wpuścić, dodał w myślach. 

-  Rozkaz  to  rozkaz.  Nie  umówił  się  pan  na  spotkanie.  A  pana  brat  nie 

robi wyjątków dla rodziny. Powiedział wyraźnie: „Jeśli cenisz swoją pracę, 
nikogo nie wpuszczaj". To wszystko. 

Rodzina.  To  słowo  napawało  go  dumą.  On  był  częścią  rodziny. 

Potrzebował po prostu trochę czasu, żeby to zrozumieć. 

-  Muszę  zobaczyć  się  z  bratem,  zanim  udam  się  na  następne  spotkanie. 

Nie  zajmę  mu  dużo  czasu.  Jeśli  jest  zbyt  zajęty,  będzie  musiał  powiedzieć 
mi to sam - rzucił, mijając jej biurko. - Obiecuję, że nie straci pani pracy. 

Zapukał do drzwi pokoju brata i wszedł do środka. Nick siedział oparty 

na krześle, ze słuchawką przytkniętą do ucha. 

-  Jesteś  w  ciąży,  Ab.  Kierowanie  restauracją  jest  męczące.  Musisz  co 

jakiś  czas  odpocząć.  Jako  żonie  szefa  należą  ci  się  pewne  względy,  choć 
wiem,  że  nie  lubisz  z  nich  korzystać.  Co  zresztą  bardzo  mi  się  w  tobie 
podoba. 

Spostrzegł  stojącego  w  drzwiach  Luke'a  i  uśmiechnął  się  szeroko.  Gdy 

zjawiła się sekretarka, pomachał, żeby sobie poszła. 

Luke przysiadł na brzegu biurka. 
- Pozdrów ode mnie Abby. 
- Masz pozdrowienia od Luke'a, kochanie. - Słuchał przez chwilę, potem 

zaśmiał się. - Tak, powiem mu. Kocham cię - powiedział miękko do żony i 
odłożył słuchawkę. 

- Twoja sekretarka to twarda sztuka - stwierdził Luke. 
-  Tak,  to  jej  największa  zaleta.  -  Odchylił  się na  krześle i  splótł ręce  na 

brzuchu. - Co mogę dla ciebie zrobić? 

- Popatrzeć, jak się przed tobą płaszczę. 
- Z przyjemnością. 
Luke  zazdrościł  bratu.  Miał  kobietę,  którą  kochał  z  wzajemnością, 

oczekiwali dziecka. Nick miał wszystko. 

- Co Abby kazała mi powiedzieć? 

84

RS

background image

 

 

-  Ze  już  pora,  żebyś  przestał  zachowywać  się  w  stosunku  do  mnie  jak 

idiota. 

- Daj spokój. Zachowywałem się jak idiota w stosunku do wszystkich. 
- Poważnie, Luke, cieszę się, że cię widzę. Brakowało mi ciebie. 
- Ja też się cieszę. - Wstał. - Rozmawiałem z mamą i tatą. 
Nick uniósł brwi. 
- Naprawdę? 
- Nie udawaj. Nie nadajesz się na aktora. Przecież wiesz. 
- No, tak. Mama do mnie zadzwoniła. Ona i tata są bardzo szczęśliwi. 
- Przepraszam, że byłem takim osłem. Ale to już przeszłość, obiecuję. 
-  Nie,  chyba  nadal  jesteś  osłem  -  stwierdził  brat  z  rozbawieniem  w 

oczach. - Ale przynajmniej pogodziłeś się ze wszystkimi i wróciłeś na łono 
rodziny. 

Luke uniósł w uśmiechu kąciki ust. 
- Będę udawał, że przeprosiny zostały przyjęte. 
- Chciałbym tylko wiedzieć, kiedy wrócisz do pracy. 
- Mój zastępca świetnie sobie radzi. Ale myślę, że mógłbym już wrócić - 

odpowiedział Luke z zapałem. 

- Dziś nie jesteś odpowiednio ubrany. Dżinsy i  T-shirt to dobry strój na 

weekend, a dziś jest poniedziałek. 

Luke przygładził ręką włosy. 
- Muszę spotkać się z Maddie u lekarza. 
- Jak dziecko? Mały Nick czeka, żeby się pobawić z kuzynką. 
-  To  już  ustalone,  że  będę  miał  córkę?  Nie  wiesz  czegoś,  spytaj  Nicka 

Marchetti! 

- Tak jest! - Przyjrzał się Luke'owi. - Ale poważnie, co u ciebie słychać? 
- Dziecko ma się dobrze. Ale nie jego rodzice. 
- Czy możesz to wyjaśnić? 
-  Prosiłem  Maddie  trzy  razy,  żeby  wyszła  za  mnie,  ale nie  zgodziła  się. 

Będziemy  wspólnie  opiekowali  się  dzieckiem,  ale  ona  nie  zwiąże  się  z 
mężczyzną, który jej nie kocha. 

- A ty ją kochasz? Luke potarł ręką kark. 
- Ona była dziewicą, Nick. Nick aż gwizdnął ze zdziwienia. 
- A to dopiero! Ale nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Kochasz ją? 
-  Zależy  mi  na  niej.  -  Potrząsnął  głową.  -  Miałem  wiele  kobiet. 

Właściwie żadna mnie nie rzuciła. 

-  No  to  miałeś  szczęście  -  odparł  sucho  Nick.  -  Wierz  mi,  to  paskudne 

uczucie. 

85

RS

background image

 

 

Luke  wiedział,  że  brat  myśli  o  swoim  poprzednim  małżeństwie.  Zawarł 

je  potajemnie  i  został  odtrącony,  przez  co  później  nie  chciał  związać  się  z 
Abby. W końcu dzięki mamie wszystko się ułożyło. 

-  Tak  -  przyznał  Luke.  -  Ale  prawdą  jest,  że  nigdy  się  tym  nie 

przejmowałem.  Zastanawiam  się,  czy  w  ogóle  jestem  zdolny  do  miłości. 
Ale... 

- Mów dalej. 
- Gdy ostatnio widziałem Maddie, chyba ją zdenerwowałem. Była jakaś 

dziwna,  chociaż  powiedziała  mi,  kiedy  ma  wizytę  u  lekarza  i 
zaproponowała,  żebym  też  przyszedł.  Ale  kiedy  poszła,  miałem  wrażenie, 

że mój żołądek opada i opada, coraz niżej... 

-  A  zatem  byłeś  śmiertelnie  przerażony  -  wyjaśnił  Nick.  -  Mężczyznom 

nie  wypada  się  do  tego  przyznawać.  Myślę,  że  to  oznacza  też,  że  Maddie 
jest tą jedyną, jak powiedziałaby mama. 

- Chciałbym być taki pewny. Boję się, że nie jest mi pisana miłość. Może 

wrodziłem się w ojca. 

- Szkoda, że nie możesz z nim porozmawiać. 
-  Zostawił  mi  list.  Maddie  dała  mi  go  po  otwarciu  testamentu.  Ale 

jeszcze go nie przeczytałem - wyznał Luke. 

- Najwyższy czas, żebyś to zrobił. - Nick wstał. - Jednak nie w godzinach 

pracy. Miałem ci powiedzieć, żebyś zaczął jutro, ale dobrze byłoby, gdybyś 
rzucił okiem na sprawozdania kwartalne. Potem możemy pójść na lunch. Ja 
stawiam. 

Luke spojrzał na zegarek. 
- Maddie ma wizytę o pierwszej. Może innym razem, dobrze? 
- Ten lunch? Oczywiście. Co do pracy, nie nalegałbym, gdyby to nie było 

ważne. Prawdę mówiąc, gdybyś dziś nie przyszedł, zadzwoniłbym, żeby cię 
tu  ściągnąć.  To  nie  zajmie  dużo  czasu.  Poza  tym  lekarka  z  zasady  się 
spóźnia.  Abby  zawsze  ma  czas  przeczytać  prawie  całą  książkę,  zanim 
wejdzie do gabinetu. 

- Dobrze - zgodził się Luke. 
-  Cieszę  się,  że  znów  jesteś  z  nami,  braciszku.  -  Nick  okrążył  biurko  i 

wyciągnął rękę. 

Luke uścisnął ją, potem objął brata. 
- Ja też się cieszę, że wróciłem. 
Luke  nie  spotkał  się  z  Maddie  u  lekarza.  Po  raz  pierwszy  w  swojej 

karierze  doktor  Virginia  Olsen  zjawiła  się  punktualnie.  Zadzwonił  do 
Maddie  do  biura,  ale  recepcjonistka  powiedziała,  że  Maddie  wyszła  i  już 
dziś nie wróci. 

86

RS

background image

 

 

Próbował  dzwonić  do  niej  do  domu  i  nawet  tam  pojechał.  Jeśli  nawet 

była  w  środku,  nie  podnosiła  słuchawki  i  nie  otwierała  drzwi.  Jego  i  tak 
kiepski humor pogarszał się z minuty na minutę. 

Krążył  po  mieszkaniu  jak  tygrys  w  klatce,  wreszcie  postanowił 

przeczytać list od ojca. 

Łatwo  znalazł  zmiętą  kopertę  zaadresowaną  nieznajomym  pismem. 

Otwierając  ją,  prawie  rozdarł  na  pół.  Jak  ten  papier  mógł  powiedzieć  mu 
cokolwiek o tym mężczyźnie? 

Drogi Luke, skoro to czytasz, to znaczy, że mnie już nie ma i znasz treść 

mojego testamentu. Po pierwsze, chcę cię przeprosić. Twoje życie na pewno 
przewróciło się do góry nogami i z tego powodu jest mi bardzo przykro. Ale 
jednej rzeczy nie będę nigdy żałował - mojego związku z twoją matką. 

Zanim poznałem Fło, nigdy nie byłem zakochany. Zacząłem już myśleć, 

że coś jest ze mną nie w porządku, bo nie potrafię pokochać żadnej kobiety. 
Okazało  się,  że  nie  mogłem  bardziej  się  mylić.  Niestety,  kobieta,  którą 
pokochałem,  była  mężatką  bardzo  zakochaną  w swoim  mężu - ambitnym  i 
pracowitym mężczyźnie. 

Luke,  nie  wiń  matki  za  to,  co  się  stało.  To  wszystko  moja  wina. 

Wykorzystałem  jej  samotność  i  wrażliwość,  żeby  zdobyć  to,  co  chciałem. 
Nie jestem z tego dumny, ale zależy mi na tym, żebyś mnie zrozumiał. Flo 
chciała być uczciwa i powiedziała wszystko Tomowi. Wybaczył jej i myślę, 

że mogę cię prosić o to samo. 

Uzgodniliśmy, że zachowamy wszystko w sekrecie. 
Chciałem  być  częścią  twego  życia,  ale  Flo  i  Tom  przekonali  mnie,  że 

najlepiej  będzie,  jeśli  nie  poznasz  prawdy.  Z  czasem,  gdy  wyrosłeś  na 
wspaniałego,  mądrego  mężczyznę,  zrozumiałem,  że  mieli  rację.  Ale  nigdy 
nie myśl, że moje milczenie wynikało z braku uczuć. To nie znaczy, że cię 
nie kochałem. Wprost przeciwnie. 

Przykro  mi  też,  iż  okazałem  się  takim  egoistą.  Kiedy  dowiedziałem  się, 

że mam raka, nie mogłem znieść myśli, że nikt nie będzie mnie opłakiwał. 
Nikt  mnie  nie  wspomni.  Nikt,  dla  kogo  moja  egzystencja  miałaby 
jakiekolwiek znaczenie. I myśląc praktycznie, nie będę miał komu zostawić 
tego wszystkiego, na co pracowałem przez całe życie. 

Ponieważ twoja matka była jedyną kobietą, jaką kiedykolwiek kochałem, 

nigdy  nie  ożeniłem  się  i  nie  miałem  innych  dzieci  Jestem  człowiekiem, 
który mógł pokochać tylko jeden raz. 

Oddałbym wszystko, żeby móc zaoszczędzić ci tego bólu, Luke.  Żałuję, 

że  nie  byłem  silniejszy.  Ale  najbardziej  żałuję  tego,  że  nigdy  nie  mogłem 

87

RS

background image

 

 

być  dla  ciebie  ojcem,  nie  mogłem  ci  pomagać.  Mój  synu,  z  całego'  serca 

życzę ci szczęścia. Kocham cię bardziej, niż możesz to sobie wyobrazić. 

Brad Stephenson 
Luke skończył czytać i spojrzał jeszcze raz na list. Tłumaczył tak wiele... 

Pomogłeś mi bardziej, niż mógłbyś to sobie wyobrazić. Mam tylko nadzieję, 

że  nie  jest  za  późno,  pomyślał  ze  smutkiem,  choć  w  jego  sercu  zabłysła 
iskierka nadziei. 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

88

RS

background image

 

 

ROZDZIAŁ DWUNASTY 

 
Madison  weszła  do  domu,  ledwo  powłócząc  nogami.  Z  miejsca,  w 

którym stała, widać było migające czerwone światełko na jej telefonie. Ktoś 
zostawił wiadomość. 

Luke, pomyślała z nadzieją. Nie. Nawet jeśli to on, to i tak nigdy już się 

do niego nie odezwie. 

Ale  to  nie  znaczy,  że  nie  mogła  posłuchać  jego  głosu.  Podeszła  do 

aparatu i nacisnęła guzik. 

-  Madison,  tu  mama.  Ojciec  zmienił  rozkład  zajęć  i  będziemy  mogli 

przyjechać  do  ciebie  wcześniej.  Zadzwoń,  jak  będziesz  mogła. 
Pozdrawiamy cię, kochanie. 

Stłumiła  rozczarowanie,  chociaż  ten  telefon  też  sprawił  jej  radość. 

Odkryła,  że  rodzice  nie są  tacy  źli,  choć  nadal trochę  powściągliwi.  Ale  to 
byli jej rodzice i dziadkowie mającego przyjść na świat dziecka. 

Ktoś  zadzwonił  do  drzwi.  To  na  pewno  Luke.  Najpierw  ogarnęła  ją 

radość,  jednak  zdrowy  rozsądek  przypomniał,  że  przecież  postanowiła  nie 
rozmawiać z tym facetem. Przez krótką chwilę chciała udać, że nie ma jej w 
domu.  Ale  paliły  się  światła  i  wiedziała,  jaki  on  jest  uparty.  W  końcu  trzy 
razy prosił, żeby za niego wyszła. 

Musiała mu odmówić, bo jej nie kochał. To, że nie przyszedł do lekarza, 

też o czymś świadczyło. 

Ponowny  dzwonek  do  drzwi.  Otworzyła.  Zamiast  Luke'a na  progu  stały 

kwiaty. A raczej jej sąsiadka z olbrzymim bukietem kwiatów. 

- Pani Galloway! 
-  Witaj,  Madison.  Nie  było  cię  w  domu  i  zgodziłam  się  przechować  te 

kwiaty. Kim jest Luke? 

- Czy była wizytówka bez koperty? 
- Tak, wystawała ze środka bukietu. 
A  ja  jestem  królową  Saby,  pomyślała  Madison.  Ale  w  końcu,  jakie  to 

miało znaczenie, czy jej wścibska sąsiadka wie, kto przysłał te kwiaty. I tak 
Madison z nim nie rozmawia. Chociaż te czerwone róże, chyba dwadzieścia 
cztery, były śliczne. 

- Luke to mój klient. 
Drobna 

blondynka 

około 

pięćdziesiątki 

mrugnęła 

do 

niej 

porozumiewawczo. 

- No, może. Ale to znaczy, że chce być kimś więcej. 
- Dziękuję, pani Galloway. Jestem bardzo wdzięczna. 
- Nie zapomnij zaprosić mnie na wesele. Dobranoc, kochanie. 

89

RS

background image

 

 

- Dobrze. Dobranoc - powiedziała Madison, zamykając drzwi. 
Gdy zapach kwiatów wypełnił pokój, łzy napłynęły jej do oczu. 
-  Cholerne  hormony  -  wymamrotała  do  siebie.  -  Cholerne  wesele.  I 

cholerny Luke. 

Weszła do kuchni i położyła kwiaty na stole. Znów dzwonek do drzwi. 
- Luke! 
Stał tam oparty o ścianę. Jaki cudowny widok dla jej stęsknionych oczu. 

W luźnych granatowych spodniach, białej koszuli z rękawami podwiniętymi 
aż do łokci i z poluzowanym czerwonym krawatem. Jej serce zabiło na ten 
widok. 

- Czy mogę wejść? Chyba nie chcesz, żeby sąsiedzi usłyszeli, co mam ci 

do powiedzenia? Właśnie  minąłem  niską  blondynkę,  która  zapytała,  czy  to 
ja jestem Luke. 

Madison wzruszyła ramionami i wpuściła go do środka. 
- Czy możemy usiąść? - spytał. Usiadł na pluszowej sofie w salonie. 
-  A  zatem  nie  rozmawiasz  ze  mną.  Dobrze.  Wystarczy,  że  słuchasz. 

Chociaż to dziwne, żeby adwokat nie chciał otworzyć ust. 

Usiadła  w  fotelu,  nie  odzywając  się  ani  słowem.  Dlaczego  miałaby 

sądzić,  że on  ma  coś  nowego  do  powiedzenia? Coś ważnego, co chciałaby 
usłyszeć? 

- Rozmawiałem z rodzicami. 
Dzwonił do nich? Spełnił swoją obietnicę? 
-  Poszedłem  do  nich.  W  końcu  do  mnie  dotarło  to,  co  wszyscy  mi 

powtarzali. 

Chciała  spytać,  co  takiego,  ale  tylko  zmieniła  pozycję  i  rozprostowała 

nogi. 

- To, co jest najważniejsze. Nigdy nie podejrzewałem, że jestem inny. 
- Co? 
Uśmiechnął się lekko. 
-  Wiedziałem,  że  długo  tak  nie  wytrzymasz.  Jestem  synem  Toma 

Marchettiego.  Chcę  także,  żebyś  wiedziała,  że  wróciłem  do  pracy  w 
rodzinnej firmie. 

- Domyśliłam się tego. Przestałeś chodzić w dżinsach. 
-  Posłuchałem  twojej  rady.  Zatrzymam  firmę,  którą  zostawił  mi  Brad. 

Mam  już  kogoś,  kto  ją  poprowadzi.  Rozmawiałem  z  tą  osobą  o  tym,  żeby 
założyć  centrum  szkoleniowe  dla  kobiet  ze  schroniska,  z  którym 
współpracujesz, więc... 

-  Co  za  wspaniały  pomysł.  Samo  mieszkanie  nie  załatwia  wszystkiego. 

Te kobiety potrzebują pracy, żeby zarobić na siebie i dzieci. 

90

RS

background image

 

 

-  Poza  tym  chciałbym  powiedzieć  coś  jeszcze.  Będzie  to  właściwie 

wyznanie. 

- Już wystarczająco dużo powiedziałeś. 
-  Nawet  nie  zacząłem.  -  Odchrząknął.  -  Przez  całe  życie  myślałem,  że 

wszystkie  kobiety  są  do  siebie  podobne.  Nigdy  się  specjalnie  nie 
angażowałem. 

- Rozumiem - zdołała wykrztusić. 
- Nic nie rozumiesz. 
- Co się stało? Czy Tom coś powiedział? Potrząsnął przecząco głową. 
- W końcu przeczytałem list. 
Już  chciała  wyciągnąć  do  niego  rękę,  ale  powstrzymała  się  i  zacisnęła 

palce w pięść. 

- Luke, czy dobrze się czujesz? 
-  Tak.  Zapaliło  mi  się  w  głowie  światełko  -  powiedział.  -  W  tę  noc  po 

weselu Alexa kochaliśmy się i odkryłem, że jesteś dziewicą. 

- Tak, ale czy możemy o tym zapomnieć? 
-  Nie,  Maddie.  Nigdy  tego  nie  zapomnę.  To  najcenniejszy  dar,  jaki 

kiedykolwiek otrzymałem. I wystraszyło mnie to jak diabli. 

- Dlaczego? 
-  Nigdy  nie  oddałaś  się  żadnemu  mężczyźnie.  Dopiero  mnie.  To 

nakładało  na  mnie  pewne  zobowiązania.  Wcześniej  nie  zrobiłem  nikomu 
krzywdy,  ale  nie  brałem  za  nic  odpowiedzialności.  Ty  jesteś  inna  - 
niezwykła. 

- Co chcesz przez to powiedzieć, Luke? 
- Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło. Nie sądziłem, że potrafię się tak 

zaangażować, żeby chcieć z kimś spędzić całe życie. Myślałem, że coś jest 
ze mną nie w porządku. 

- I co? - spytała, tracąc oddech. 
-  Dowiedziałem  się  dlaczego.  Odziedziczyłem  to  po  ojcu.  Dobre  i  złe 

cechy. 

- Jak to? 
-  Dobrze  mnie  oceniłaś.  Nie  lubię  przegrywać  i  zrobię  wszystko,  żeby 

wygrać. 

- Już ci mówiłam, że zachowujesz się jak dziecko. 
-  Miałaś  rację.  Popracuję  nad  tym.  Chodzi  o  to,  że  Brad  też  taki  był. 

Zakochał się w mojej matce i zaczął ją adorować w momencie, gdy czuła się 
niekochana,  nieatrakcyjna  i  uwiązana  przy  trójce  dzieci.  Umizgiwał  się  do 
niej i dał jej to, czego wtedy potrzebowała. 

- Och, Luke. 

91

RS

background image

 

 

-  Już  dobrze.  Teraz  rozumiem.  Pogodziłem  się  z  mamą.  Tom  -  tata  - 

wybaczył jej wiele lat temu. Jakże ja mógłbym jej nie wybaczyć? We troje 
uzgodnili,  że  powinienem  wychowywać  się  z  resztą  rodzeństwa.  Brad 
powierzył mnie Tomowi, który był dobrym ojcem i zawsze mnie kochał. 

- To była odważna decyzja ze strony Brada. Luke skinął głową. 
-  Teraz  też  to  wiem.  Jego  list  okazał  się  cennym  prezentem.  Dzięki 

niemu wreszcie zrozumiałem, kim jestem. 

- To znaczy? 
- Brad nigdy nie ożenił się i nie miał dzieci. Dlatego też złamał obietnicę. 

Chciał zostawić mi firmę, którą tworzył przez całe życie. Ale zawsze kochał 
tylko jedną kobietę. Moją matkę. Ja jestem taki jak on. 

- Cieszę się, że teraz rozumiesz wszystko lepiej. 
-  Muszę  cię  przeprosić,  Maddie.  Starałem  się  kontrolować  twoje  życie. 

Nie jestem z tego dumny. Ale przynajmniej teraz rozumiem. 

- Co rozumiesz? 
Wstał i zaczął przechadzać się po pokoju. 
- Kiedy mnie odrzuciłaś, moje życie straciło sens. Za każdym razem, gdy 

ci  się  oświadczałem,  a  ty  mi  odmawiałaś,  byłem  coraz  bardziej 
zrozpaczony.  I  stawałem  się  coraz  bardziej  apodyktyczny.  Ale  miałem 
powód. Kocham cię. 

- Ja też mam ci coś do powiedzenia. 
- Co takiego? 
- Muszę ci podziękować, że dzięki tobie odzyskałam rodzinę. Gdyby nie 

ty,  nigdy  nie  miałabym  odwagi  zadzwonić  do  rodziców.  Ty  też  dałeś  mi 
piękny prezent. Szacunek dla samej siebie. 

-  Jesteś  mądrą,  piękną,  wspaniałą  kobietą.  Wcześniej  czy  później 

zrozumiałabyś to. 

-  Nie  jestem  tego  pewna.  Najważniejsze,  że  zaczęłam  rozmawiać  z 

rodzicami.  Zaproponowali,  żebym  zamieszkała  u  nich  z  dzieckiem.  Bez 

żadnych pytań. 

Posmutniał. 
-  Nie  wiem,  co  powiedzieć.  Zrobisz  tak?  A  co  z  twoją  pracą?  Tak  się 

starałaś o awans. Chyba nie zrezygnowałabyś z tego wszystkiego? 

- Są rzeczy ważniejsze niż kariera. To rodzina. 
- Rozumiem. - Potarł ręką kark. - Myślę, że możemy jakoś się dogadać. 

Inni ludzie radzą sobie z wychowywaniem dzieci na odległość. Byłem głupi, 
sądząc, że będziesz potrzebowała mnie tak, jak ja... 

-  Potrzebujesz  mnie?  -  spytała  i  jej  oczy  wypełniły  się  łzami.  -  Czy 

naprawdę mnie potrzebujesz? 

92

RS

background image

 

 

Zrobił krok w jej stronę i stanął przed nią. Ujął jej dłonie w swoje ręce i 

przyciągnął ją do siebie. Wstała. Przyciskając ją delikatnie, powiedział: 

-  Potrzebuję  cię  bardziej  niż  powietrza.  Bardziej  niż  wody  i  jedzenia. 

Jesteś  moim  szczęściem  i  moim  słońcem.  Pragnę  cię  i  potrzebuję. 
Przysięgnę  na  cały  stos  Biblii,  jeśli  to  zadowoli  twój  prawniczy  umysł,  że 
zawsze chciałem mieć dzieci. Nie potrafię wyrazić, jak bardzo pragnę tego 
dziecka. - Trzymając nadal jej dłonie, przykląkł na jedno kolano. - Wyjdź za 
mnie, Maddie. Stwórzmy rodzinę. Nie opuszczaj mnie. 

- Nie powiedziałam, że przyjmę propozycję rodziców. Zastanawiam się... 
- A więc mam szansę. Czy ty mnie kochasz? - spytał. 
- Czy cię kocham? Na tobie się zaczyna i kończy mój świat. Kocham cię 

nad życie - powiedziała. - Tak, wyjdę za ciebie. Będę najszczęśliwsza jako 
twoja żona i matka twojego dziecka. 

Uśmiechnął się szeroko. 
- Do czterech razy sztuka. 
- Czy musisz wciąż wszystko liczyć? 
- Tak. To moja specjalność. Mam zamiar policzyć następne pięćdziesiąt 

lat z tobą. 

-  Czy  pamiętasz,  jak  złożyłam  tę  głupią  przysięgę,  że  nigdy  nie  zwiążę 

się z żadnym z Marchettich? 

- I dotrzymałaś słowa, bo ja tak naprawdę nie jestem Marchettim. 
- Nie, ale masz dwóch cudownych ojców. A moim skromnym zdaniem, 

ostatni kawaler z rodu Marchettich jest na pewno najwspanialszy. 

- Moja Maddie. 
- Myślę, że zawsze byłam twoją Maddie. 
- Przez całe życie będę się starał, żebyś nigdy nie zmieniła zdania. 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

93

RS

background image

 

 

EPILOG 

 
Pięć lat później 
Z  podium  pośrodku  sali  bankietowej  Maddie,  Luke  i  jego  rodzeństwo  z 

małżonkami  oglądali  pierwszą  restaurację,  którą  kiedyś  założył  ich  ojciec. 
Wokół  pełno  było  członków  rodziny  i  przyjaciół,  którzy  zjawili  się,  by 
uczcić czterdziestą rocznicę ślubu państwa Marchettich. Abby i Nick weszli 
na podium, aby wznieść toast. 

- Jak mam zacząć? - Nick objął ramieniem ciężarną Abby. - Mama i tata 

wiele  osiągnęli  przez  te  czterdzieści  lat.  Założyli  sieć  wspaniałych 
restauracji.  Teraz  otworzyliśmy  pierwszą  restaurację  na  Wschodnim 
Wybrzeżu. Ale dla mamy i taty zawsze najważniejsza była rodzina. 

Podał mikrofon Abby, która patrzyła z miłością na męża. 
- Zakochałam się w Nicku w dniu, w którym przyjmował mnie do pracy. 

Miałam  wtedy  osiemnaście  lat.  Właśnie  straciłam  rodziców  i  sama 
wychowywałam młodszą siostrę. Teraz Sara jest dorosła i kończy studia na 
Uniwersytecie Kalifornijskim. Jej narzeczony, Austin Reese, właśnie dostał 
się  na  medycynę.  -  Położyła  rękę  na  zaokrąglonym  brzuchu.  -  Niedługo 
urodzi  się  nasze  trzecie  dziecko.  -  Spojrzała  na  męża.  -  Chyba  będzie 
dziewczynka. Przepraszam, kochanie. 

Nick pochylił się do mikrofonu. 
-  Bogu  niech  będą  dzięki  za  wszystkie  małe  dziewczynki  -  powiedział. 

Rozległ się śmiech i aplauz. 

Abby  także  się  zaśmiała.  Spojrzała  na  Toma  i  Flo,  siedzących  obok 

siebie. 

- Mamo i tato, wasze zdrowie. Dziękujemy wam za wszystko. 
Joe wziął od niej mikrofon jedną ręką, drugą ręką objął swoją żonę Liz. 
-  My  również.  Gdyby  nie  wy,  nie  byłoby  u  mego  boku  tej  cudownej 

kobiety.  Poznałem  ją  na  zajęciach  terapeutycznych,  kiedy  próbowałem 
odnaleźć sens życia. A teraz mamy już dziewczynkę i dwóch chłopców. 

Liz  wzięła  od  niego  mikrofon,  a  on  położył  rękę  na  jej  delikatnie 

zaokrąglonym brzuchu. 

- I następne dziecko w drodze. Mam przeczucie, że to będzie chłopiec. 
Joe pochylił się do mikrofonu i stwierdził: 
- Nigdy nie należy wątpić w to, co mówi ciężarna matka. 
Liz zaśmiała się. 
-  Za  namową  mego  cudownego  męża  zrezygnowałam  z  pracy 

pielęgniarki, przynajmniej na razie. - Spojrzała na Fio i Toma. -  Bez was i 

94

RS

background image

 

 

waszego cudownego syna całe to szczęście nie byłoby możliwe. Dziękuję - 
zakończyła łamiącym się głosem. 

Alex  zbliżył  się  i  wziął  od  niej  mikrofon.  Trzymał  za  rękę  swoją  żonę 

Fran. 

-  Zajmuję się marketingiem i rozwojem firmy, którą założył mój ojciec. 

Wspólnie z Fran wymyśliliśmy cały zestaw mrożonek cieszących się dużym 
powodzeniem  na  rynku.  Ale  ważniejsze  jest  to,  jak  się  poznaliśmy.  Byłem 
dość  mądry,  by  najpierw  przyjąć  ją  do  pracy,  a  potem  poślubić.  Mamy 

ślicznego chłopca i oczekujemy następnego dziecka. 

Teraz mikrofon wzięła Fran. 
-  Ponieważ  moje  szwagierki  tak  świetnie  liczyły,  to  ja  też  policzę.  W 

rodzinie Alexa jest czterech chłopców, w mojej rodzinie też czterech, myślę 
więc, że jest szansa, że to dziecko będzie chłopcem. 

Alex uśmiechnął się szeroko. 
-  Bogu  niech  będą  dzięki  za  wszystkich  małych  chłopców.  A  my  nadal 

będziemy się starali o dziewczynkę. 

-  Ile  razy?  -  spytała  Fran.  Zaśmiała  się,  gdy  rozłożył  ręce.  -  Dzięki 

mojemu  cudownemu  mężowi  i  jego  rodzinie  -  mówiła  dalej  -  w  zeszłym 
roku  spełniliśmy  swoje  marzenie  i  otworzyliśmy  własną  restaurację. 
Dziękuję  mamie  i  tacie  za  tego  cudownego  chłopca.  Ma  najlepszych 
rodziców na świecie. 

Nie puszczając ręki męża, filigranowa Rosie wzięła od Fran mikrofon. 
- Mamo i tato, muszę wam podziękować za Steve'a, który jest największą 

miłością  mojego  życia.  Wzięliście  pod  swoje  skrzydła  przybrane  dziecko, 
które  wyrosło  na  wspaniałego  mężczyznę.  To  najlepszy  mąż  i  ojciec,  o 
jakim mogłam marzyć. I także dobry biznesmen. 

Steve zbliżył mikrofon do ust. 
-  Mamo i  tato, dziękuję  za  tę  kobietę.  Bez  niej zginąłbym.  Teraz  jest  w 

ciąży  z  piątym  dzieckiem  i  za  moją  radą  zatrudniła  kierownika  do  swojej 
wspaniałej  księgarni.  Ale  teraz  niech  Maddie  i  Luke  opowiedzą  wam  o 
sobie. Luke wziął do ręki mikrofon. 

- Rosie, czy odgadniesz, jakiej płci będzie dziecko? 
-  Coś  mi  się  zdaje,  że  teraz  kolej  na  chłopca.  A  ja  się  nigdy  nie  mylę  - 

dodała ze śmiechem. 

Luke objął Maddie i przytulił ją do siebie. 
- Nie byłbym dziś tutaj i nie byłbym tym, kim jestem, bez was, mamo i 

tato. Jestem dyrektorem finansowym w firmie Marchettich - dodał. 

Jego żona wzięła go za rękę i przemówiła do mikrofonu: 

95

RS

background image

 

 

-  Mam  na  imię  Maddie  i  jestem  żoną  dyrektora  finansowego.  Dzięki 

niemu  i  jego  genialnym  zdolnościom  żadne  z  nas  nie  musiałoby  już  nigdy 
pracować. On jest za skromny, żeby to powiedzieć. 

Luke zaśmiał się. 
- Oprócz układania peanów na moją cześć Maddie pracuje jako prawnik 

w  moim  biurze  rachunkowym,  wychowując  jednocześnie  trójkę  dzieci.  I 
czwarte w drodze - dodał dumnie. - Zgadniesz, czy to będzie chłopczyk, czy 
dziewczynka? 

Pochyliła się do mikrofonu. 
-  Mamy  Lucy,  Tomasza  Bradleya  i  Winifredę.  Myślę,  że  to  dziecko 

będzie  chłopcem.  Musimy  zachować  równowagę  płci  -  powiedziała, 
wywołując śmiech zgromadzonych. 

Luke podszedł do stolika rodziców i uniósł w górę kryształowy wazon. 
-  To  symbol  poświęcenia  i  determinacji  moich  rodziców.  -  Postawił 

wazon na stole. - Z całego serca dziękuję wam obojgu za to, kim jestem, i za 
wszystko, co mam. 

Rozległ  się  huczny  aplauz  i  zagrano  do  tańca.  Luke  wziął  Maddie  w 

objęcia. 

-  A  więc,  pani  Marchetti  -  powiedział.  -  Czy  sądzisz,  że  powinniśmy 

uratować twoich rodziców przed naszymi dziećmi? 

Maddie  spojrzała  na  rodziców,  pochłoniętych  zabawą  z  wnukami. 

Najstarsze dziecko miało pięć lat, młodsze - cztery lata, a najmłodsze dwa i 
pół roku. 

Dostrzegł chochliki w jej oczach. Razem powiedzieli: 
- Nieee!

 

 
 
 
 
                        
 
 
 
 
 
 
 

96

RS

background image

 

 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
                                                                                                                            

97

RS


Document Outline