Stephanie Bond
Nic gorszego się nie zdarzy
(Naughty or Nice)
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Fryzjerka wzięła w palce pasmo ciemnych włosów Cindy Warren i uniosła je do
góry.
– Czy na pewno chce pani to zrobić? – zapytała, trzymając nożyczki tuż przy
głowie swojej klientki.
Cindy przygryzła wargę. Długie włosy są prostsze w pielęgnacji. Łatwiej dają się
układać. Nie mówiąc już o tym, podpowiadał głos rozsądku, że zawsze można się za
nimi schować.
W tej samej chwili rozległo się znaczące chrząknięcie. To Jerry, ciemnoskóry
stary fryzjer, a właściwie chodząca instytucja w hotelu Pod Kryształowym Pająkiem,
wyraził swój pogląd na sprawę. Potem ostentacyjnie naciągnął czapkę Świętego
Mikołaja na łysą głowę i zajął się siedzącym w fotelu klientem. Jerry bowiem
kategorycznie odmawiał marnowania własnego talentu i nie zajmował się kobiecymi
fryzurami.
Przecież to moje włosy! pomyślała Cindy i zerkając na identyfikator fryzjerki,
spytała:
– Jak długo pracuje pani w naszym salonie, Beo?
– Trzy... Nie. Cztery dni, wliczając w to dzisiejszy. Dopiero dwa tygodnie temu
skończyłam szkołę, proszę pani.
Cindy przełknęła informację w milczeniu. Wyprostowała się tylko i kątem oka
patrzyła, jak Jerry – także bez słowa – odwraca fotel, żeby od przodu przyjrzeć się
efektowi swojej pracy.
– Najwyższy czas na zmianę – mruknęła nie wiadomo do kogo. – W moim wieku
nie wypada już nosić długich, prostych włosów. No, chyba, że jest się piosenkarką
country.
– Zawsze można zanucić kilka taktów – zaproponował Jerry.
– Dlaczego nie podobają się pani długie, proste włosy? – odezwał się klient
Jerry’ego.
Cindy spojrzała na jego odbicie w lustrze i na moment zaparło jej dech w
piersiach. W fotelu obok siedział wysoki mężczyzna o jasnoniebieskich oczach i
wydatnym nosie i patrzył na nią z lekko złośliwym uśmiechem. Spod popielatej
peleryny, którą był owinięty, wystawały długie kończyny, osłonięte nieskazitelnie
odprasowanymi nogawkami spodni. Ciemne, kręcone włosy dzięki kunsztowi
Jerry’ego przylegały mu ciasno do głowy. Przystojniak, uznała Cindy.
– Słucham? – wyjąkała.
– Spytałem, czego pani chce od długich, prostych włosów? – odparł.
Cindy nastroszyła się. Sprawiło to zarówno jego bezceremonialne zachowanie,
jak i chęć zduszenia dreszczu erotycznej emocji, o którą nigdy by siebie nie
podejrzewała.
– Nie chcę wyglądać jak licealistka. – Wzruszyła ramionami.
– Większość kobiet skakałaby z zachwytu.
– Być może. Mnie to nie dotyczy – rzuciła ostro, coraz bardziej zirytowana
reakcją swojego ciała.
Jerry nachylił się do klienta i obwieścił scenicznym szeptem:
– Stara się zrobić dobre wrażenie.
– Jerry! – rzuciła Cindy ostrzegawczym tonem.
– Jasne, rozumiem. – Przystojniak ze zrozumieniem pokiwał głową do lustra. –
Mężczyzna?
– Tak. – Jerry zdjął z niego pelerynę i dokładnie strzepał z niej włosy.
– Jerry, dość tego!
– Sympatia?
– Nie. – Jerry pokręcił głową ze smutkiem. – Panna Cindy nie ma czasu na
randki. Dzień i noc pracuje.
– Dzień i noc!? – Mężczyzna jęknął ze współczuciem. – W takim razie, na kim to
stara się zrobić dobre wrażenie?
– Na pewnym facecie z centrali. – Jeny westchnął i małą szczoteczką zaczął
omiatać mu kark i śnieżnobiałą, wizytową koszulę.
– Jerry! Nigdy w życiu nie zrobiłam na nikim dobrego wrażenia! – W tej samej
chwili Cindy zdała sobie sprawę z tego, co powiedziała. – Miałam na myśli to, że
nigdy nie starałam się robić na kimś dobrego wrażenia!
Stary fryzjer zignorował jej słowa.
– W przyszłym tygodniu przyjeżdża tu tajny agent z centrali. Będzie nas
sprawdzać. I naturalnie, pannę Cindy też.
– Z jakich powodów, poza oczywistymi – mężczyzna znacząco prześlizgnął się
wzrokiem po sylwetce Cindy – miałby ktoś sprawdzać tę panią?
– Bo – Jerry kiwnął głową w kierunku przedmiotu ich rozmowy – to ona
prowadzi cały ten cyrk.
– Naprawdę? – Ostatnia wiadomość najwyraźniej zrobiła na tamtym wrażenie.
– Naprawdę! – warknęła Cindy, omal nie zabijając wzrokiem Jerry’ego.
– Proszę pani – wtrąciła się Bea drżącym głosem, – Niech pani tego nie robi. –
Mężczyzna, kładąc ręce na miękkich oparciach fotela, wychylił się w przód.
Cindy czuła rosnącą irytację. Ale dlaczego ma się przejmować opiniami zupełnie
obcych facetów!
– Gdyby to zależało od mężczyzn – prychnęła – to wszystkie kobiety
obowiązkowo musiałyby mieć włosy do kolan.
Klient Jerry’ego podniósł palec do góry.
– Ja wolałbym do kostek, a ty, Jer?
– Święte słowa.
– Proszę pani! – błagała Bea. – Mdleją mi ręce. Cindy wyprostowała się, uniosła
głowę i obwieściła:
– Niech pani tnie. Zrobię sobie prezent świąteczny przed czasem.
– Kara za to, że było się niegrzecznym, tak? – Przystojniak zwrócił się znowu do
Jerry’ego.
– Kara za to, że było się zbyt miłym – sprostował fryzjer. Cindy miała dosyć tej
konwersacji. Parsknęła ze złością i skinęła na fryzjerkę.
– Proszę ciąć.
– Niech pani nie słucha! – Mężczyzna z determinacją próbował przeciwstawić się
nieuniknionemu.
– Tniemy i już. Chcę być całkiem inna. Przystojniak zwrócił ku Jerry’emu
pytające spojrzenie.
– Czy z tą panią jest coś nie w porządku?
– Jest trochę impulsywna, i tyle. Bea przełknęła głośno ślinę.
– Zostawię długość do ramion – oznajmiła i zamknęła oczy. Dopiero wtedy Cindy
wpadła w popłoch.
– Nie! – krzyknęła.
Za późno. Dokładnie w tej samej chwili rozległ się szczęk nożyczek. Bea
otworzyła oczy i z przerażeniem spoglądała na ponad trzydziestocentymetrowe pasmo
ciemnych włosów, które trzymała w palcach. Jerry chrząknął z bólem, jego klient z
niedowierzaniem zamrugał oczami, a Cindy, patrząc na opadające na ramiona resztki
włosów, z trudem opanowywała panikę. Czuła, jak strużki potu spływają jej po karku.
W końcu uśmiechnęła się z trudem i gestem zachęciła fryzjerkę.
Może, myślała, starannie omijając wzrokiem lustro, może ta kobieta zostanie u
nas dłużej niż siedem dni. Siedem dni było bowiem normą, którą poprzednie fryzjerki
wytrzymywały w pracy. Cindy na próżno zachęcała swój personel do korzystania z
usług hotelowego salonu piękności. Jej dzisiejsza wizyta miała być przykładem dla
wszystkich.
Jednak kiedy dwadzieścia minut później zobaczyła swoje odbicie, zrozumiała,
dlaczego jej współpracowniczki jak ognia unikają nie sprawdzonych fryzjerów.
– O mój Boże! – mruknął pod nosem Jerry i potrząsnął głową.
– Nie jest dobrze – potwierdził przystojniak.
– Nie podoba się pani, prawda? – zapytała Bea ze zrozpaczoną miną.
– N... nie, skądże – pospieszyła z zapewnieniem Cindy. – Muszę się tylko
przyzwyczaić.
Drżącą ręką przesunęła po cieniowanych warstwach prostych włosów, które jak
ciasna wełniana czapeczka oblepiały jej czaszkę. Potem wciągnęła powietrze i
uśmiechnęła się promiennie.
– Ciekawe, czy z taką głową uda się wywrzeć na nim dobre wrażenie? –
zastanawiał się na głos klient Jerry’ego.
– Może... Ale pod warunkiem, że nie będzie patrzeć na włosy szefowej.
– A może byście tak panowie przestali?
Cindy zerwała się z fotela, zdarła z siebie pelerynkę i nerwowymi ruchami
strzepnęła włosy z rękawów bluzki. Kpiny Jerry’ego mogła jeszcze znieść. Ale ten...
ten... arogancki, kompletnie obcy facet, to już było zbyt wiele! Nadchodzące święta i
tak zszargały jej nerwy. Nie miała zamiaru dodawać sobie stresów, Gwałtownie
odwróciła się, żeby wyjść jak najprędzej z salonu, ale poślizgnęła się na kupce
własnych włosów i pojechała kilka metrów po marmurowej posadzce, machając
rękami jak szmaciana kukiełka.
Byłaby upadła, gdyby nieznajomy jej nie przytrzymał. Wyprostowała się w jednej
chwili. Podniosła głowę i zobaczyła badawcze spojrzenie niebieskich oczu utkwione
w swojej twarzy. Gwałtownie wyrwała się z uścisku.
– Dziękuję – wymamrotała, płonąc ze wstydu.
– Najwyraźniej nowa fryzura zachwiała pani poczuciem równowagi – uśmiechnął
się lekko jej wybawca.
Cindy czuła się jak kompletna idiotka. Nie wdając się w dalsze rozmowy, szybko
włożyła zielony służbowy żakiet, zostawiła spłoszonej Bei szczodry napiwek i
pospieszyła do drzwi. Sytuacja była straszna: nie dość, że miała na głowie niepodobną
do niczego sterczącą szopę włosów, to jeszcze została upokorzona przez
nieznajomego mężczyznę, który na domiar złego okazał się bardzo atrakcyjny.
Wiedziała, że musi wziąć się w garść. Nie wolno się rozklejać, kiedy ma się w
perspektywie kontrolę z centrali, świąteczny wyjazd do domu i dziesiątki spojrzeń
współpracowników, którzy przyjdą sprawdzić, co się stało z jej fryzurą.
Wyprostowała się i uniosła głowę. Nieważne! Ten człowiek niedługo wyjedzie. A
Manny na pewno wymyśli, co zrobić z jej włosami.
Gdy chwilę później stanęła przed recepcją, jej przyjaciel Manny oniemiał.
– O rany! – wykrzyknął po chwili. – Cindy, błagam cię! Powiedz, że to peruka.
– Peruka – zgodziła się słabym głosem.
– Kłamczucha. – Manny wyszedł zza kontuaru i z bolesnym wyrazem twarzy
dotknął jej głowy.
Manny Oliver pracował jako szef recepcji w hotelu Pod Kryształowym Pająkiem
od roku. Cindy uważała, że zatrudnienie go było jej najlepszym posunięciem podczas
całych czterech lat kierowania hotelem. Jego obecność wśród reszty personelu –
przedziwnych typów, które odziedziczyła po poprzedniej dyrekcji – działała na nią jak
powiew świeżego powietrza. Manny był przystojny, dobrze wychowany, pomocny i
dowcipny. Nigdy jej nie zawiódł, a na dodatek dobrze gotował. Dlaczego, westchnęła
w duchu, wszyscy mili faceci muszą być gejami?
– Chyba mi nie powiesz – przesunął palcami po jej włosach, jakby była kotem –
ż
e dałaś się obsmyczyć tej rzeźniczce Bei!
– Znasz ją?!
– Wczoraj pocieszałem pewną damę, która nie mogła dojść do siebie po tym, jak
wyrwała się z jej łap. Musiałem postawić nieszczęsnej kolację.
– I teraz mi o tym mówisz? – Cindy była bliska łez.
– Przecież. wiesz, że nie zwykłem na nikogo donosić. A swoją drogą, co ci
przyszło do głowy, żeby obcinać takie piękne włosy?
– Chciałam zachęcić personel do korzystania z usług naszego salonu.
– Świetnie! Jesteś teraz chodzącą reklamą umiejętności Bei!
– Manny, czy da się coś z tym zrobić? Manny uśmiechnął się szeroko.
– Jasne, że tak. Znam rewelacyjny mały sklep z kapeluszami. Tam na pewno...
– Manny!
– Dobrze, już dobrze. Coś wymyślę. Przyjdę do ciebie wieczorem. Tylko dobrze
nagrzej lokówkę.
– Co to jest lokówka?
– Nieważne. – Popatrzył na nią z politowaniem. – Przyniosę własny sprzęt.
– Dobrze. – Cindy kiwnęła głową i ukradkiem rozejrzała się po holu. –
Zauważyłeś kogoś?
Manny pochylił się lekko i wyszeptał z konspiracyjną miną:
– Melduję, że nie widziałem ani jednego faceta w prochowcu. – Parsknął
ś
miechem. – Dlaczego myślisz, że Stanton ma zamiar pojawić się tutaj wcześniej?
– Bo będąc na jego miejscu, tak bym się zachowała.
– Szkoda, że nie wiemy, jak wygląda.
– Podejrzewam, że ma około pięćdziesiątki. Prawdopodobnie jest siwy, ale nie
wiem. Na pewno zamelduje się pod fałszywym nazwiskiem. Może nawet jakoś się
przebrać, dlatego zwracaj szczególną uwagę na typy, których nigdy nie
podejrzewałbyś o pracę dla centrali.
Miała minę Sherlocka Holmesa i doktora Watsona razem wziętych.
– Czy nie mogłabyś być trochę bardziej konkretna, Cindy? – W głosie Manny’ego
słychać było powątpiewanie.
– W porządku – westchnęła. – Masz rację. W takim hotelu niełatwo rozpoznać
szpiega. Ale miej oczy szeroko otwarte. Idę. Zobaczymy się później na zebraniu.
Przeszła do głównej recepcji. Kilkunastu eleganckich młodych ludzi, którzy
zajmowali się właśnie rejestracją gości, spojrzało na jej fryzurę z wyraźnym
popłochem w oczach; Podobnie zachowali się pracownicy techniczni rozwieszający
ś
wiąteczne girlandy. Na szczęście nikt nie odezwał się ani słowem.
W holu kłębiła się co najmniej setka wystrojonych kobiet. Wszystkie miały
wyjątkowo kunsztownie ułożone fryzury: to kosmetyczki przyjechały na konferencję
zorganizowaną przez producentów kosmetyków. Cindy odszukała Amy, swoją
zastępczynię odpowiedzialną za ruch gości.
– Wszystko w porządku? – zapytała.
– Oczywiście. – Szczupła brunetka uśmiechnęła się, ale zaraz potem zbolałym
gestem przyłożyła rękę do czoła. – Gdyby tylko nie bolała mnie głowa...
Cindy w żaden sposób nie mogła zmusić się do współczucia. Amy była świetnym
pracownikiem, ale po całym hotelu krążyły legendy o jej hipochondrii.
– Prawdopodobnie przez te perfumy – rzuciła Cindy łagodnym tonem i głową
wskazała pachnący tłumek, stojący karnie wzdłuż aksamitnych sznurów przed
recepcją.
Amy westchnęła ciężko.
– Nie martw się, przeżyję. Nie mam wyjścia. Kiedy już rozmieszczę te wszystkie
panie, będziemy mieć pełne dwie godziny luzu. Nie więcej, bo później pojawi się cały
tłum Trekersów.
– Niech więc Moc będzie z tobą – powiedziała Cindy z pełną powagą.
– To wielbiciele „Star Treks”, nie „Gwiezdnych wojen”, Cindy. – Amy zaśmiała
się cicho.
– Szkoda. Ale może mogę ci w czymś pomóc, zanim zacznie się zebranie
personelu?
Amy spojrzała na nią z wdzięcznością i zgrabnie przecisnęła się do recepcji. Za
chwilę wynurzyła się zza kontuaru z deseczką do pisania i plikiem notatek.
– Pokój 620 narzeka na widok z okna. Pokój 916 nie życzy sobie kanału z
filmami tylko dla dorosłych, a pokój 1Ol0 chce przenieść się do części dla palących,
ale za to z wielkim łóżkiem.
– Czy możemy zaproponować im inne lokum?
– Nie, nie i jeszcze raz nie! – Amy znacząco postukała ołówkiem w swoją listę.
– Każde „nie” oznacza osobiste spotkanie – skrzywiła się Cindy, biorąc od Amy
deseczkę.
– Oczywiście. – Amy uśmiechnęła się szeroko. – Wszyscy wiedzą, że taka jest
praktyka naszego naczelnego dyrektora.
– Trafiłaś w dziesiątkę.
– A tak na marginesie – Amy zmrużyła oczy i przyjrzała się Cindy badawczo – co
się stało z twoimi włosami?
Cindy zesztywniała. Jedno jest pewne. Nie może wdawać się w żadne dyskusje.
Ma zbyt wiele do zrobienia.
– Zobaczymy się za pół godziny na zebraniu – rzuciła obojętnym tonem i odeszła.
W holu nawet najdrobniejszy szczegół nie uszedł jej uwagi. Szare marmury na
podłodze lśniły czystością, antyczne meble stojące w części wypoczynkowej świeżo
wypolerowano, a brzuchate, miękkie kanapy wprost kusiły, żeby na nich siadać.
W powietrzu czuło się już zapach Bożego Narodzenia. Cindy westchnęła. Ją i jej
personel czekają teraz dwa najcięższe tygodnie w roku. Kiedy wszyscy ludzie zajmują
się zakupami i planowaniem towarzyskich spotkań, oni mają najwięcej pracy. I w
takim okresie naczelna dyrekcja wymyśla kontrolę! Wszystko dlatego, że
współwłaściciele hotelu planują jakieś zmiany. Przez kilka tygodni wynajęty przez
nich fachowiec będzie zaglądać jej przez ramię i sprawdzać każdy krok. Najgorsze
jest to, Cindy poczuła dreszcz strachu, że nie przysyłają żadnego szeregowego
pracownika, ale samego Stantona, który jest postrachem całej branży. Nie rokowało to
niczego dobrego hotelowi Pod Kryształowym Pająkiem. Podobno Stanton jest
bezlitosnym, bezkompromisowym facetem od czarnej roboty. Taki sztywniak jak on
na pewno nie zaakceptuje ekscentrycznych pomysłów jej szalonego personelu.
ś
eby uniknąć tłoku w windzie, Cindy podeszła do wysokich na trzy piętra,
kręconych schodów, z których rozciągał się imponujący widok na cały hol. Zawsze
kiedy wchodziła po wyłożonych ciemnozłotym chodnikiem stopniach, zatrzymywała
się, żeby spojrzeć na olbrzymi żyrandol, błyskający setkami kryształowych
wisiorków. Przypominała sobie wówczas opowieści dziadka o początkach tego hotelu
i nazwie, którą mu nadał.
Ruch w holu nie ustawał. Wszyscy – od chłopców hotelowych po wytworne
hostessy – zwijali się jak w ukropie. Robotnicy dekorowali kolejne ściany zielonymi
girlandami, zawieszali coraz to nowe stroiki i zapalali migające światełka. Wesołe,
ś
wiąteczne melodie płynące z głośników dodawały wszystkim ducha.
Niespodziewanie dla siebie samej Cindy pomyślała z nadzieją o nadchodzącym roku.
Był jak nie zapisana karta. Na pewno czekają ją same korzystne zmiany: w hotelu, w
relacjach z matką; kto wie – może nawet w jej życiu pojawi się jakiś sensowny
mężczyzna...
Wierzysz w cuda! skarciła siebie samą i pobiegła dalej. Na górze złapała windę,
ż
eby pojechać na szóste piętro, i już po chwili pukała do drzwi pokoju 620. W progu
stanął podstarzały mężczyzna w grubych okularach. Miał na sobie zwyczajne spodnie,
a do nich koszulę z plisowanym gorsem i rozluźniony krawat. Pod pachą trzymał
zeszyt, a w ręce antyczną lampę należącą niewątpliwie do wyposażenia pokoju. Cindy
uniosła brwi, robiąc ostentacyjnie zdumioną minę, potem przedstawiła się i
poinformowała zagadkowego gościa, że wprawdzie hotel dysponuje pokojem z
lepszym widokiem na miasto, ale, jako że jest to apartament, cena za jedną noc jest
odpowiednio wyższa.
Mężczyzna, marszcząc brwi, zsunął okulary na czubek nosa i zaczął głośno
narzekać. Cindy nie reagowała. Stała spokojnie ze wzrokiem wbitym znacząco w
lampę. W końcu starszy pan oznajmił obrażonym tonem, że dotychczas zajmowany
pokój mu odpowiada, i zatrzasnął jej drzwi przed nosem. Zanotowała sobie, żeby
następnego dnia przysłać mu śliwkowe ciasto z hotelowej cukierni. Lokator pokoju
620 wyglądał na kogoś, kto ma kłopoty z żołądkiem.
Zawinięta w płaszcze kąpielowe para z pokoju 916 wyjaśniła, że zaszło
nieporozumienie: nie narzekają na dostęp do kanału z filmami tylko dla dorosłych.
Wręcz przeciwnie! Uważają tylko, że kanał ten powinien być bezpłatny. Cindy było
przykro, że nie może im pomóc, ale wieczór przed telewizorem – nawet z płatnym
programem – był i tak jedną z najtańszych rozrywek, jakie oferuje gościom San
Francisco.
Zbliżając się do numeru 1010 uznała, że dzisiejsze pretensje gości są niczym w
porównaniu ze skargami, którym zwykle stawiają czoło ona i jej personel. Dużo
trudniej jest na przykład przekonać centralę do zmiany starej, pomarańczowej
wykładziny z kwiatowym wzorem, który nieodmiennie przyprawiał ją o mdłości.
Patrząc pod nogi, skrzywiła się po raz nie wiadomo który i postanowiła, że tym razem
nie da się zbyć i wymusi na nich pieniądze na nowe dywany.
Zapukała lekko. Minęło zaledwie kilka sekund, kiedy ku jej ogromnemu
zaskoczeniu w drzwiach stanął przystojny nieznajomy z salonu fryzjerskiego. Cindy
znowu znalazła się w polu oddziaływania jego męskiej siły.
– A więc ponownie się spotkaliśmy – przywitał ją przyjaźnie i uśmiechnął się.
W kącikach oczu pojawiły mu się kurze łapki. Jest grubo po trzydziestce,
skonstatowała Cindy, walcząc z chęcią ucieczki.
– Hm, tak – mruknęła, zastanawiając się, czy aby nie zarzucić sobie żakietu na
głowę. Spojrzała w notatki. – Pan Quinn, prawda?
– Tak, Eryk Quinn. – Wyciągnął rękę i mocno uścisnął jej dłoń.
– Jestem Cindy Warren i...
– ... prowadzi pani cały ten cyrk. Pamiętam.
Zaczerwieniła się lekko.
– Jestem tu dyrektorem. Chciałabym porozmawiać o zmianie pokoju, o którą pan
prosi.
Eryk Quinn skrzyżował ramiona na piersiach, oparł się o framugę i patrzył na nią
z lekkim uśmieszkiem.
– Czy osobiście zajmuje się pani wszystkimi skargami gości?
– Nie, ja...
– W takim razie czuję się zaszczycony.
Cindy uznała, że najwyższy czas wydostać się spod jego zniewalającego wpływu.
Musi sama kontrolować sytuację. Ten facet był irytująco pewny siebie.
– Trochę bez powodu. Moi pracownicy są teraz bardzo zajęci, więc przejęłam na
pewien czas ich obowiązki. Mamy w tej chwili wolny pokój dla palących, o ile to
jeszcze pana interesuje. Niestety, jest tam łóżko zwykłych rozmiarów.
Quinn zmarszczył brwi i z namysłem potarł policzek.
Nie ma obrączki, zauważyła Cindy, po czym natychmiast przywołała się do
porządku. Robisz się coraz bardziej podobna do swojej matki, ofuknęła siew myślach.
Zresztą, brak obrączki wcale nie znaczy, że mężczyzna jest wolny, a ona, Cindy, nie
będzie przecież polować na swoich gości! Nawet jeśli któryś z nich wprawia ją w
dziwne zmieszanie... W tym najtrudniejszym z zawodowego punktu widzenia okresie
w roku człowiek jest bardzo podatny na wszelkiego rodzaju emocje.
Tymczasem Eryk Quinn potrząsnął ponuro głową:
– Nie – powiedział. – Małe łóżko nie wchodzi w grę. Bez papierosów jakoś
wytrzymam, ale bez snu nie. Jestem dużym facetem, jak pani widzi – dodał zupełnie
niepotrzebnie.
Cindy nie mogła się powstrzymać i – ó zgrozo – zmierzyła go wzrokiem od stóp
do głów. Natychmiast poczuła, jak rumieniec zalewa jej szyję. Nerwowo strzelała
metalowym zatrzaskiem umocowanym na desce do pisania.
– W takim razie – Quinn wzruszył ramionami – zostaję tutaj. Wybieram
przestronne łóżko.
– Auuuu! – rozległ się nagle wrzask.
To Cindy, bawiąc się coraz szybciej zatrzaskiem, nie cofnęła w porę ręki i mocny
zacisk przyciął jej palce. Quinn nie tracił czasu. Złapał za deskę i uwolnił z pułapki jej
dłoń, zanim jeszcze dotarło do niej, co się wydarzyło.
– Pani krwawi – powiedział i zacisnął jej palce.
– To nic – wyjąkała, przerażona bólem i krwią, która lała się z niewielkiego na
pozór skaleczenia.
Co takiego jest w tym mężczyźnie, zastanawiała się, że kolejny raz zachowuję się
jak uczennica...
– Proszę wejść i włożyć rękę pod zimną wodę. – Wziął ją delikatnie pod ramię.
– Nie, nie – broniła się. – Mam tu swoje mieszkanie – dodała po chwili pauzy,
podczas której z trudem próbowała przypomnieć sobie, gdzie mieszka.
– Proszę zachowywać się rozsądnie, panno Warren. Zaraz zniszczy sobie pani
ubranie. Nie mówiąc już o tym nadzwyczajnie pięknym dywanie. – Uśmiechnął się z
przekąsem.
Gdyby nie ból, na pewno parsknęłaby śmiechem.
– Może pożyczę tylko wilgotny ręcznik.
– Jest pani u siebie. To pani hotel. – Quinn zrobił krok w tył i przytrzymał jej
drzwi. – Poczekam na zewnątrz.
– To nie potrwa długo. – Wchodząc znalazła się tak blisko niego, że widziała
każdy szew na jego koszuli.
Miała wielką ochotę rozejrzeć się po pokoju, ale podeszła od razu do drzwi
łazienki, przeskakując przez porzucone na podłodze buty. Ich rozmiar siłą rzeczy
przywodził na myśl inne anatomiczne porównania. Przestań, idiotko, skarciła siebie
samą. I nie rozpływaj się nad męskim zapachem jego mydła i wody po goleniu. Nie
ma powodu!
Chwyciła ręcznik i odkręciła kran. Strumień zimnej wody ochłodził jej obolałe
palce. Westchnienie ulgi przerodziło się w jęk rozpaczy, kiedy spojrzała w lustro.
Sterczące jak druty włosy... rozmazany makijaż. Przez otwarte drzwi łazienki widziała
cień Quinna, rysujący się na dywanie. Na pewno teraz śmiał się do rozpuku z jej
nadzwyczajnych autodestrukcyjnych Zdolności.
– W mojej saszetce z kosmetykami powinien być bandaż i plastry. Proszę ją
otworzyć i wziąć sobie wszystko, co trzeba.
Dopiero teraz zwróciła uwagę, że Quinn mówi z lekkim południowym akcentem.
Rozejrzała się z Wahaniem. Nie bardzo chciała grzebać w jego rzeczach, ale z
drugiej strony... Chodziło tylko o głupie bandaże! Kosmetyczka leżała na wierzchu
otwartej torby podróżnej. Znieruchomiała z ręką w powietrzu, kiedy zauważyła
wiszące obok jedwabne spodnie od piżamy. Wyobraźnia podsuwała jej takie obrazy,
ż
e zaczerwieniła się dzisiaj po raz nie wiadomo który. Wiedziała jedno. Musi uciec
stąd jak najprędzej. Drżącą ręką sięgnęła do małej kieszonki z boku kosmetyczki i
wtedy deszcz niedużych płaskich pakiecików ze srebrnej folii spadł na jej eleganckie
czółenka. Prezerwatywy. Co najmniej tuzin. Kolorowe, o różnych kolorach i
fakturach.
O mój Boże, jęknęła i rzuciła się na kolana, żeby jak najszybciej je pozbierać.
Lekka piżama sfrunęła jej pod nogi. Zapominając o krwawiącym palcu, odrzuciła ją z
drogi. I wtedy na własne oczy przekonała się, że prawdą jest wszystko, co mówi się o
znakomitych właściwościach absorpcyjnych naturalnego jedwabiu. Bladoniebieski
materiał nasiąkał krwią szybciej niż gąbka. Odrzuciła spodnie, jakby parzyły. A niech
to! mruknęła.
– Czy potrzebuje pani pomocy? – dobiegł ją głos z korytarza. – Czy znalazła pani
wszystko, co trzeba?
Z walącym sercem otworzyła następną przegródkę i spomiędzy tubek kremu do
golenia, pasty do zębów i szamponu Wyłowiła bandaże.
– T... taak – odpowiedziała z trudem.
Drżącymi rękami obwiązała sobie palec i sięgnęła po piżamę, żeby sprawdzić
rozmiar szkód, jakie wyrządziła.
Dokładny odcisk jej dłoni odbijał się wyraźną czerwienią od tła. Zasłoniła ręką
oczy. Zupełnie jakby próbowała złapać kogoś za pośladki. Dlaczego zawsze muszę się
tak urządzić? myślała spanikowana. Dlaczego to ja mam takiego pecha?
– Czy wszystko w porządku? – usłyszała znowu głos Quinna.
Zrozpaczona oparła się o umywalkę. Powinna chyba odpowiedzieć, że poruszona
do głębi wielką liczbą prezerwatyw zniszczyła mu piżamę! Zaraz, zaraz... Nic
gorszego już się nie zdarzy. A gdyby tak zabrać spodnie i oddać je do czyszczenia?
Na pewno przed wieczorem udałoby się jej niepostrzeżenie podrzucić je z powrotem.
Poczuła się lżej na duchu. Zwinęła spodnie w kłębek i wepchnęła je pod bluzkę. Na
szczęście miała na sobie żakiet, który wszystko maskował.
Wzięła głęboki oddech i na miękkich nogach wyszła z łazienki. Marzyła tylko o
tym, żeby znaleźć się na korytarzu.
– Dziękuję. – Odebrała od Quinna deseczkę z notatkami.
– Nie ma sprawy. – Uśmiechnął się promiennie.
Cindy przywołała samą siebie do porządku. Każda kobieta powinna wiedzieć, że
takich donżuanów należy unikać jak ognia. Przecież dopiero co widziała dowody jego
seksualnej gotowości! Musi załatwić sprawę, z jaką tu przyszła, i wracać do zadań.
Odchrząknęła i spojrzała Quinnowi w oczy.
– Przykro mi z powodu pokoju. Mogę tylko zapewnić, że w głównym holu
znajdzie pan wygodne miejsca do palenia.
– A może – wzruszył ramionami – skorzystam z okazji i zerwę ze złymi
skłonnościami?
– śyczę szczęścia. – Cindy skinęła głową i odeszła z nadzieją, że gość nie
zauważył wypukłości powstałej nagle tuż pod jej biustem.
Eryk stał na korytarzu i odprowadzał ją wzrokiem. Nie miał pojęcia, skąd wzięła
się w nim nieodparta chęć, żeby droczyć się z tą kobietą. Niedługo przecież Cindy
Warren zobaczy go w zupełnie nowym świetle. W końcu uznał, że właśnie z tego
powodu lepiej być z nią w przyjacielskich stosunkach. Zupełnie zapomniał, że nigdy
wcześniej w podobnych okolicznościach nie odczuwał potrzeby zaprzyjaźniania się.
Czyżby fakt, że Cindy obcięła swoje piękne włosy, żeby zrobić wrażenie na
inspektorze z centrali, tak na niego podziałał?
Z raportów dotyczących hotelu wiedział, że prowadzi go kobieta, ale nie miał
pojęcia, że jest to ktoś tak młody i piękny. Wystarczyło mu jednak kilka chwil w
salonie fryzjerskim, żeby zrozumieć, czemu Cindy Warren zawdzięcza swoje wysokie
stanowisko. Szczególny błysk w oczach i stanowczy sposób, w jaki trzymała
podbródek, charakteryzowały ją jednoznacznie. Nawet koszmarna fryzura nie mogła
nic tutaj zmienić.
Eryk wrócił do siebie i usiadł przy zabytkowym biurku, na którym wcześniej
zdążył rozłożyć swoje papiery. Stare krzesło było wyjątkowo wygodne, mógł więc
bez problemów skończyć zadanie – opis i ocenę pokoju, w którym zatrzymał się
incognito jako biznesmen, przybywający w interesach do San Francisco. Jeszcze raz
ogarnął wzrokiem pokój.
Drewniane meble nie były w idealnym stanie, ale miały w sobie subtelny urok
rzeczy staroświeckich. W dodatku były to przedmioty o niezłej klasie artystycznej.
Zarówno łóżko, jak i biurko oraz spora szafa na ubrania pachniały lekko cytrynowym
ś
rodkiem do konserwacji drewna. Pościel w stonowaną beżowo-brązową kratę była
idealnie dobrana do wystroju całości. Wytarte miejsca na dywanie zostały sprytnie
zakryte wełnianymi kilimami wielkiej urody. Wszystkie elektryczne urządzenia
działały nienagannie, a łazienka była przestronna i czysta. Jedynie pakiecik landrynek,
który znalazł na poduszce, uznał za dziwaczną ekstrawagancję.
Dopisał kilka uwag i odłożył pióro ozdobione hotelowym logo. Z głową podpartą
na ramieniu próbował odtworzyć w wyobraźni kształt ramion Cindy Warren. Nagle
uświadomił sobie, jak niebezpieczny i niemoralny jest bliższy związek z osobą, która
może ucierpieć z powodu zadania, jakie wykonywał dla korporacji.
Marzył o papierosie. śeby zająć czymś ręce, sięgnął po telefon. Po chwili w
słuchawce zabrzmiał znajomy głos:
– Lancaster. Słucham.
– Bill? Tu Stanton. Dzwonię, żeby ci powiedzieć, że jestem dokładnie
naprzeciwko.
– Świetnie. I jak znajdujesz hotel? Naprawdę jest do niczego?
– Jeszcze za wcześnie, żeby o tym mówić. – Eryk bawił się pakietem słodyczy z
łóżka.
– Rozmawiałem dzisiaj z człowiekiem od Harmona. Jeśli w ciągu kilku
następnych dni uznasz, że Kryształowy Pająk nie pasuje do wizerunku ich firmy, nie
będziemy nawet przysyłać reszty zespołu.
– Niezbyt to uczciwe, – Quinn zmarszczył brwi, niezadowolony.
– Jestem niemal pewien, że Harmon chce się pozbyć tego hotelu.
– Przecież Kryształowy Pająk ma świetne wyniki finansowe.
– Właśnie dlatego. Chyba jakiś śmieszny starzec w ich radzie nadzorczej lubi to
miejsce, więc żeby je sprzedać, muszą mieć dowody czarno na białym.
– I dlatego przyślesz tu cały zespół! Nie mam zamiaru oddawać raportów bez
pokrycia. To nie tylko sprawa mojej dobrej reputacji. – Eryk usiadł głębiej w krześle.
– Tu pracuje mnóstwo ludzi.
Usłyszał, jak jego zastępca parsknął śmiechem.
– Mnóstwo ludzi? Przepraszam, wydawało mi się, że rozmawiam z Erykiem
Stantonem. Czyżby wakacje tak cię rozmiękczyły?
Eryk przypomniał sobie szarozielone oczy Cindy Warren.
– Nie, jestem chyba zmęczony.
– Widziałeś się już z szefową hotelu?
– Tak.
– No i co? Masz coś na nią?
– Nie. – Eryk nie miał zamiaru mówić, że to raczej ona ma coś na niego.
ROZDZIAŁ DRUGI
Wchodząc do pokoju konferencyjnego, Cindy myślała tylko o jednym: jak
wyrzucić z głowy obraz Eryka Quinna. Zakładając, że w ogóle istnieje odpowiedni
moment na flirty z atrakcyjnymi gośćmi, ten człowiek pojawił się w czasie
najgorszym z możliwych, kiedy ważyły się losy jej personelu.
Specyficzne warunki pracy w hotelu sprawiają, że bardzo prędko zaczyna się
traktować wszystkich jak rodzinę. Teraz, bardziej niż kiedykolwiek, Cindy czuła się
odpowiedzialna za ich przyszłość.
Od kiedy dwa lata temu korporacja Harmona kupiła hotel Pod Kryształowym
Pająkiem, Cindy otrzymała niezliczoną ilość pisemnych uwag i wskazówek mających
na celu jedno: upodobnienie jej ukochanego hotelu do sztampy hoteli Harmona. Jak
dotąd udawało się jej ignorować wszystkie zarządzenia. Nikt z podwładnych nie
wiedział o dyrektywach centrali – podporządkowywali się jej poleceniom, nie
zastanawiając się nawet, kto je wydaje. Wszystkie prace były wykonywane bez
zarzutu, a zadowoleni goście wracali do hotelu przy każdej nadarzającej się okazji.
– Dzień dobry! – Cindy, uśmiechając się szeroko, podeszła do długiego stołu, za
którym zasiadło już sześciu jej zastępców oraz kierownicy poszczególnych działów.
Odpowiedział jej chór wesołych głosów. Wszyscy polowali właśnie na co lepsze
ciastka, które podano na stół. W pokoju mieszały się zapachy kawy i ziołowej herbaty,
a w szklanym dystrybutorze czerwienił się jakiś sok. Cindy nalała sobie filiżankę
czarnej kawy.
– Ooo! Masz nową fryzurę, Cindy. – Joel Cutter, odpowiedzialny za restaurację i
bary, odgryzł szybko kawałek pączka, żeby ukryć uśmiech.
Wśród przyjaznych chichotów zebranych pracowników Cindy rzuciła Joelowi
mordercze spojrzenie. Nawet się nie stropił. I nic dziwnego – ceniony
współpracownik i osobisty przyjaciel Cindy nie zwykł przejmować się byle czym.
Chyba że chodziło o serwowane w hotelu jedzenie lub organizację przyjęć.
– Przysuńcie te pączki. – Cindy usiadła w wyściełanym krześle u szczytu stołu. –
Dzięki, Joel, za dobry początek. Co robić z salonem fryzjerskim? Masz jakiś pomysł,
Amy?
Oczy wszystkich zwróciły się na zagadniętą kobietę, która wytrząsała właśnie
małe pastylki z jednej z czterech buteleczek ustawionych przed nią w równym szeregu
Podpowiedziała dopiero po przełknięciu całej porcji.
– Gdyby nie Jerry, odpowiedziałabym, że należy zlikwidować salon, a na jego
miejscu otworzyć lodziarnię. Na razie udało mi się namówić fryzjerkę, żeby została,
ale nie wierzę, że zostanie na długo. – Amy uśmiechnęła się z zakłopotaniem. – Jerry
mówi, że odkąd szefowa wyszła, Bea nie przestaje płakać.
Pokój zatrząsł się od śmiechu. Cindy podniosła dłoń, żeby uciszyć towarzystwo.
– Ha! Ha! Ha! Bardzo śmieszne. Tylko że ja naprawdę chciałabym wiedzieć,
dlaczego wciąż nie udaje się nam zatrudnić fryzjerki z prawdziwego zdarzenia?
– Większość tych, z którymi rozmawiałam – Amy zmarszczyła brwi – nie chce
marnować swoich umiejętności na zwykłe strzyżenie. Wolą pracować tam, gdzie
mogą się wykazać. Moim zdaniem, trzeba rozszerzyć zakres usług oferowanych przez
nasz salon.
– Rozumiem. – Cindy zrobiła kilka notatek.
– Byłoby dobrze, gdyby Jerry... – zaczęła Amy.
– Wiem, wiem. Byłoby dobrze, gdyby Jerry zgodził się obsługiwać kobiety –
skończyła za nią Cindy. – Ale się nie zgodzi.
A jest za dobry, żebyśmy mieli go stracić. On jest legendarną postacią w tym
hotelu.
– Twoja fryzura też – mruknął Joel w chusteczkę, prowokując nowe wybuchy
ś
miechu.
– Sam – Cindy postanowiła go zignorować – jak idą interesy?
– Nigdy nie szły lepiej. – Samanta Riggs, odpowiedzialna za rezerwację i
sprzedaż miejsc, miała na sobie kompletny kostium wojownika z serialu „Star Trek”.
– Jeśli wielbicielom Trekersów spodoba się u nas, następną konferencję mamy jak w
banku. Tym razem regionalny zlot Androidów.
Samanta z wdziękiem poprawiła metalowy łańcuch przewieszony przez ramię,
demonstrując przy okazji pomalowane na czarno paznokcie.
Cindy miała nadzieję, że nikt nie zauważył jej zdenerwowania. Amatorzy gier
fabularnych stanowili tak liczną i lojalną grupę gości, że w niektórych kręgach hotel
uznano za ich kwaterę główną. Ostatnio doszły ją słuchy, że w centrali
przemianowano nazwę Pod Kryształowym Pająkiem na Ostatni Etap, a to już
brzmiało niepokojąco.
Tymczasem Samanta odliczała na palcach:
– Pod koniec tygodnia zjadą się wampiry, potem uzdrawiacze kryształami, a w
przyszły poniedziałek zaczynają się Targi zabawek dla dorosłych.
– Zabawki dla dorosłych od poniedziałku? – W głosie Cindy zabrzmiała zgroza.
– Czy to nie w poniedziałek przyjeżdża ten gość z korporacji? – wtrącił od
niechcenia Joel, sięgając po następny pączek.
Cindy tylko kiwnęła głową. Czuła, że ogarnia ją panika. Nie widziała niczego
zdrożnego w fakcie prezentowania produktów dla sex-shopów w swoim hotelu, ale
trudno było wyobrazić sobie gorszy termin Targów.
– Miejmy nadzieję, że facet ma poczucie humoru – oznajmiła Amy.
– Oraz jako takie życie seksualne – dodał Manny.
– O to się nie martw – nie ustępował Joel. – . Cindy i tak zmusi każdego do
celibatu.
Znowu rozległy się śmiechy. Wszyscy wiedzieli, że Joel z żoną nieustannie
swatają z kimś Cindy, ale ich próby, jedna po drugiej, kończyły się całkowitą klapą.
– Jesteś dziś bardzo dowcipny, Joel. – Cindy wzruszyła ramionami i odwróciła się
do Samanty. – Niech będzie, ale postaraj się, żeby Targi nie rzucały się zbyt w oczy,
dobrze?
– Jeśli sobie życzysz, żeby nie rzucały się w oczy, to nie będą. – Sam energicznie
pokiwała głową.
– Powiedziała kobieta w stroju wojownika – spuentował Manny.
– Nasz klient, nasz pan.
Cindy odszukała wzrokiem Williama Belka, swojego naczelnego inżyniera, który
nie proszony odzywał się z rzadka.
– Jak idą poszukiwania choinki do głównego holu?
– W hodowli wciąż szukają czegoś, co by nas zadowoliło. – William z
zakłopotaną miną gniótł w rękach czapkę.
ś
ołądek Cindy ścisnął się ze zdenerwowania.
– A dni lecą. Mamy już grudzień. – Z trudem zachowywała dobry humor. –
Chciałabym zobaczyć drzewko najpóźniej w poniedziałek, dobrze?
– Uhm, postaram się.
Zapisała w notesie, żeby koniecznie zadzwonić do hodowli choinek, i przeszła do
omawiania bieżących spraw administracyjnych i personalnych. Potem, uśmiechając
się kątem ust, zagadnęła Joela:
– Kolej na ciebie. A może moja fryzura zbyt cię rozprasza?
– Muszę być silny i odważny.
– No, to zaczynaj od bankietów.
– Do Nowego Roku zarezerwowane w dziewięćdziesięciu procentach.
– Świetnie. – Otworzyła szeroko oczy. – A restauracją?
– W ostatniej „Kronice” dali nam mierną ocenę. – Joel pchnął gazetę w jej
kierunku.
– To i tak postęp. W zeszłym roku nie zostawili na nas suchej nitki. Coś jeszcze?
– Myślę, że nie ja jeden chciałbym dowiedzieć się czegoś o tym siepaczu,
Stantonie.
W jednej chwili w pokoju zapadła cisza jak makiem siał. Cindy zwilżyła wargi,
wzięła głęboki oddech i oparła łokcie na stole.
– Cieszę się, że sam zacząłeś. Miał to być następny punkt naszego spotkania. Jak
większość z was na pewno wie, Harmon wynajął specjalistyczną firmę, która ma
skontrolować wybrane hotele należące do korporacji. My należymy do szczęśliwców,
których prześwietlą na wylot. Planowana jest rewizja, ksiąg rachunkowych,
sprawdzenie całego systemu rezerwacji, sprzedaży oraz – co oczywiste –
bezpośredniej obsługi gości.
Manny odchrząknął i zadał pytanie za wszystkich:
– Czy jest jakiś powód dla tak dokładnej kontroli?
– Być może – Cindy zacisnęła dłonie – powodem kontroli jest to, że od dłuższego
czasu opieram się zmianom, które Harmon usiłuje narzucić.
– A może fakt, że masz biust – mruknęła Amy.
– Nie, nie myślę, żeby moja płeć miała tu jakiekolwiek znaczenie. Zresztą –
dotknęła palcem niewielkich wypukłości pod żakietem – sprawa biustu jest
dyskusyjna.
Wybuch śmiechu rozładował trochę napięcie panujące w pokoju.
– Chcą nas przerobić na swoje kopyto, tak? – podsumował Joel.
Cindy wiedziała, że musi starannie ważyć słowa.
– Wydaje się, że centrala życzy sobie, żebyśmy dostosowali się do ustalonego
przez nich profilu – zmusiła się do optymistycznego tonu. – Pan Stanton i jego
współpracownicy zapowiedzieli się na najbliższy poniedziałek, ale nie zdziwiłabym
się, gdyby on sam pojawił się tu wcześniej. Pod cudzym nazwiskiem oczywiście.
Dajcie mi znać, jeśli zauważycie kogoś podejrzanego.
– Czy powinniśmy się czegoś obawiać? – Amy masowała sobie skronie. – Chyba
będę miała migrenę.
– Nie, raczej nie. – Cindy próbowała dodać współpracownikom odwagi. –
Musimy tylko mieć świadomość, że wszystko, co robimy, będzie wzięte pod
mikroskop i dokładnie sprawdzone. Oczywiście, zaraz po przyjeździe Stantona
zwołam zebranie i przedstawię go państwu. A na razie kończymy.
– Jedną chwilkę! – zawołał Joel. – Pamiętajcie, że jutro jest nasze świąteczne
przyjęcie!
Cindy z trudem stłumiła jęk.
– Oczywiście, że pamiętamy.
– Myślę, że w związku z nieuniknionymi zwolnieniami powinniśmy przynieść ze
sobą własne kanapki – rzuciła ze śmiechem Samanta.
– Tym razem obejdzie się jeszcze bez kanapek, ale – tu Joel zrobił wymowną
minę – przyprowadźcie kogoś do pary dla Cindy.
– Oj, Joel, wszedłeś na grząski grunt – pogroziła mu Cindy. – Zebranie
skończone.
Kiedy zebrani wyszli już z pokoju, Cindy szturchnęła Joela w ramię.
– Nie bądź taki pewny, że przyjdę sama. Możesz się przeliczyć.
Wyraz niedowierzania na twarzy Joela sprawił, że Cindy za wszelką cenę
postanowiła przyprowadzić kogoś na to przyjęcie. Przed oczami stanął jej Eryk
Quinn. Ale by zaskoczyła wszystkich!
– Cindy, i tak nie masz kogo zaprosić! Wymień chociaż jednego mężczyznę do
wzięcia w tym mieście, którego nie zraziłabyś swoją obojętnością. A widzisz! Nie
przychodzi ci do głowy żadne nazwisko. Jeśli przyjdziesz z kimś jutro, to –
zastanowił się przez chwilę, szukając natchnienia – wezmę za ciebie całą środę.
No, no. Kusząca propozycja. Cindy miała mieszkanie na górnym piętrze hotelu i
właściwie rzadko kiedy wychodziła z budynku. Środa była ostatnią szansą zrobienia
zakupów przed bożonarodzeniowym urwaniem głowy.
– I będziesz załatwiać wszystkie służbowe telefony?
– Jasne.
A może nawet kupi dla siebie jakieś ubranie na wyjazd do domu do Wirginii...
– Ale pager też ci zostawię.
– Nie ma sprawy. Jeśli przyjdziesz sama, oddajesz mi swoje miejsce na parkingu.
Na cały miesiąc.
A torba? Jej torba podróżna ma zepsuty zamek od czasu ostatniej podróży
samolotem. Nowa jest jej niezbędnie potrzebna.
– I zrobisz to wszystko, jeśli tylko przyjdę z jakimś facetem?
– Ale ma to być normalny facet – uściśliła Amy, podchodząc do nich.
– Racja. – Joel z powagą pokiwał głową. – Liczą się tylko osobnicy
heteroseksualni.
– Więc oboje uważacie, że nie umiem zorganizować sobie randki?
– Właśnie tak uważamy – odpowiedzieli zgodnym chórem Amy i Joel.
– Zakład stoi!
– Mam parking dla VIP-ów. – Joel zacierał ręce z radości.
– Już nie mogę się doczekać.
– A ja nie mogę doczekać się tego tajemniczego mężczyzny.
– Z tymi słowami Amy wybiegła za Joelem.
– Ani ja – mruknęła do siebie Cindy, którą nagle zaczął boleć żołądek ze strachu.
Eryk spędził następne kilka godzin, wędrując po całym hotelu i zaglądając
wszędzie, gdzie się dało. Gdy ktoś z pracowników hotelu proponował mu pomoc,
udawał, że się zgubił, albo mówił, że właśnie na kogoś czeka. Od czasu do czasu
przystawał w jakimś kącie i pospiesznie zapisywał coś na małych kartkach.
Tak naprawdę bardzo nie lubił tego etapu pracy. Nigdy nie miał kłopotów z
wyłapywaniem słabych punktów w pracy kontrolowanych przedsiębiorstw, ale
zdecydowanie wolał działać jawnie.
Dwa razy udało mu się zauważyć zabieganą Cindy Warren, ale pomimo wielkiej
chęci, żeby z nią znowu porozmawiać, trzymał się z daleka. Z doświadczenia
wiedział, że najważniejsze wiadomości zdobywa się na początku. Poza tym nigdy nie
mógł być pewien, czy jego tożsamość nie wyjdzie nagle na jaw, więc starał się zrobić
jak najwięcej W pierwszych dniach pobytu w nowym miejscu. I jeszcze jedno –
traktował sprawę ambicjonalnie. Jego informacje były podstawą działania grupy
konsultantów, którzy zjawiali się później, ale, jego zdaniem, przeszkadzali tylko . w
pracy.
Po sprawdzeniu wszystkich pozycji, które miał na liście, podszedł do recepcji.
– Dzień dobry panu. Czy mogę w czymś pomóc? – Sympatyczny blondyn powitał
go profesjonalnym uśmiechem.
Erykowi wystarczyła jedna chwila, żeby zorientować się, iż Cindy Warren
wybrała właściwego człowieka na właściwe stanowisko.
– Proszę mi poradzić, gdzie zjeść kolację.
– Czy ma pan na myśli jakąś określoną kuchnię?
– Nie. Zjadłbym dobry stek.
– Jeśli nie zależy panu na zwiedzaniu miasta, powiem, że. szef naszej restauracji
przyrządza znakomitą polędwicę z grilla.
Eryk pomyślał, że nie pomylił się w ocenie blondyna.
– Świetnie. Spróbuję. A jaki jest tu bar?
– Dobre drinki, ale w poniedziałkowe wieczory nie dzieje się tam nic szczególnie
ekscytującego.
– Całkiem mi to odpowiada – zaśmiał się Eryk.
– Bardzo mi miło, że wybrał pan nasz hotel. Proszę dać mi znać, gdybym mógł
coś dla pana zrobić. Jestem Manny Oliver.
– Recepcjonista wyciągnął rękę.
– Eryk Quinn.
W tym momencie w odległym kącie holu pojawiła się Cindy. Eryk nawet nie
zdawał sobie sprawy, że nie spuszcza z niej wzroku, dopóki nie usłyszał chłodnego
głosu Manny’ego:
– To Cindy Warren, dyrektorka hotelu. Eryk zmusił się do niezobowiązującego
tonu.
– Spotkaliśmy się dziś rano u fryzjera. Muszę przyznać, że zrobiła na mnie
wrażenie swoim profesjonalizmem.
ś
e nie powiem o nogach, dodał w duchu, obserwując, jak Cindy razem z jakimś
krępym mężczyzną wchodzi po schodach i żywo gestykulując, wskazuje mu coś na
ś
cianach i suficie.
– Pierwszorzędna. Hotel wygrał los na loterii.
– Młoda, jak na takie wysokie stanowisko.
– Ma trzydzieści kilka lat – poinformował go Manny.
– Czy jest mężatką? – Eryk ugryzł się w język, ale było już za późno.
Zaskoczony Manny zesztywniał i przyjął postawę obronną. Eryk zaczął się
zastanawiać, czy aby nie łączy go z szefową jakiś romantyczny związek.
– Nie, pani Warren nie ma męża.
Eryk tylko kiwnął głową, chociaż miał szczerą chęć dać sobie kopniaka.
– Dziękuję panu bardzo za gastronomiczne rekomendacje – powiedział, sięgając
po portfel.
Nie zdążył jeszcze wyjąć banknotu, kiedy Manny powstrzymał go nieznacznym
gestem dłoni.
– Proszę nawet o tym nie myśleć. Moim obowiązkiem jest pomoc każdemu
naszemu gościowi.
Przyjazny uśmiech bynajmniej nie maskował błysku ostrzeżenia w oczach
Manny’ego.
– I robi to pan znakomicie. – Eryk udał, że niczego nie zauważa.
– Jestem najlepszy – zapewnił go Manny kpiąco i zajął się nowym gościem, który
właśnie podszedł do recepcji. – Mam nadzieję, że stek będzie panu smakować.
Eryk nie mógł się powstrzymać i jeszcze raz spojrzał na schody. Uznał, że los
nagrodził jego ciekawość. Cindy, wyciągnąwszy wysoko rękę, ustalała właśnie ze
swoim współpracownikiem sposób zawieszenia nowych świątecznych dekoracji,
nieświadoma zupełnie, że przy okazji odsłania oczom postronnych obserwatorów
swoje zgrabne uda.
Eryk czuł, jak Manny wbija mu w plecy twarde spojrzenie. Z dużym trudem
oderwał oczy od Cindy. Do kolacji zostało jeszcze mnóstwo czasu. Powędrował więc
do baru, analizując po drodze naturę swojego wyraźnego zauroczenia osobą pani
dyrektor. Uznał, że wszystkiemu winien jest przedświąteczny nastrój – to dlatego
zachowuje się jak napalony nastolatek.
Bar „U Sama” był jednym z miejsc, do których Eryk nie zdążył zajrzeć podczas
przedpołudniowego myszkowania po hotelu. Pokonując dwa schodki w dół, nie
spodziewał się niczego szczególnego: wszystkie bary, jakie odwiedził w ciągu
piętnastu lat pracy, były do siebie podobne. Tutaj jednak czekało go miłe zaskoczenie.
W sali królowało stare pianino, w tej chwili niestety zamknięte. Z głośników sączyły
się nastrojowe melodie. Przypomniał sobie Boże Narodzenia spędzane w domu. To
było przed wieloma laty... Miłe wspomnienie, zmącone gorzką myślą, że po śmierci
matki rodzinne zgromadzenia przestały mieć sens.
O tej porze bar był niemal pusty. Jedynie niewielka garstka przybyłych za
wcześnie Trekersów raczyła się w kącie piwem. Ku wyraźnemu zadowoleniu Eryka
Jerry, ciemnoskóry fryzjer, który siedział akurat na jednym z wysokich stołków i
gawędził z atletycznie zbudowanym barmanem, poznał go od razu.
– I kogóż tu widzimy! Pan Quinn we własnej osobie. – Jerry uśmiechnął się i
poprawił czapkę Świętego Mikołaja, którą nosił od rana. – Niech pan siada. Tony
zrobi panu drinka.
– Mała przerwa, Jerry? – zagadnął Eryk, opierając łokcie o wypolerowany blat.
Fryzjer kiwnął głową i wydmuchał kłąb słodkawego dymu z grubego cygara.
– Mam’ dosyć. Nie mogę już dłużej słuchać tych jęków.
– Co proszę? Czyich jęków?
– Tej kobiety, która załatwiła pannę Cindy. Maże się przez cały dzień.
– Właściwie twoja szefowa sama jest sobie winna. – Eryk parsknął śmiechem. –
Przecież ją ostrzegaliśmy.
– Zna pan Cindy? – odezwał się niespodziewanie Tony, mierząc go długim,
twardym spojrzeniem.
Nawet czerwone szelki w różnokolorowe dzwoneczki nie łagodziły wrażenia,
jakie robił na ludziach.
Następny wielbiciel szefowej, domyślił się Eryk.
– Nie bardzo – odpowiedział lekkim tonem.
– Niech się pan nim nie przejmuje. – Jerry poczekał, aż barman zajmie się
nowymi gośćmi. – Od jakiegoś czasu Tony mianował się osobistym ochroniarzem
panny Cindy. Atak między nami – nie wzruszony niczym Jerry zaciągnął się cygarem
– Tony siedział kiedyś w San Quentin.
– Za co? – Eryk drgnął w popłochu.
– Nigdy go nie pytałem. – Fryzjer wzruszył ramionami. – Facet jest w porządku.
No, może za bardzo chroni naszą damę.
– Panna Warren musi być popularną osobą.
– Jest dobrą osobą. Chociaż upartą. – Jerry pokiwał głową.
– Upartą jak sto diabłów.
– To znaczy, że nie jest dobrym dyrektorem, tak? – Eryk postanowił nie
przepuścić okazji.
– Co też pan! Jest najlepsza. Ale kilka lat temu ten hotel został kupiony przez
wielką firmę, która od samego początku próbuje, wszystko tu zmienić. Panna Cindy
ręce sobie urabia, żeby do tego nie dopuścić, chociaż przy okazji podcina gałąź, na
której siedzi, bo tym od Harmona to się nie podoba.
– Zawsze można zmienić coś na lepsze. Na przykład poprą, wić skuteczność
działania.
– Panie Quinn! Ludzie nie przyjeżdżają do hotelu Pod Kryształowym Pająkiem z
powodu naszej skuteczności. To można znaleźć byle gdzie. Zresztą tuż za rogiem
konkurencja proponuje większe pokoje z lepszym widokiem za mniej pieniędzy.
– To dlaczego ludzie w ogóle przyjeżdżają do Kryształowego Pająka?
Jeny roześmiał się i pochylił do Eryka:
– My tutaj jesteśmy trochę dziwni. I dlatego lubią nas różni dziwacy. Choćby tacy
jak oni – wskazał na siedzących w kącie Trekersów. – Usługi dla takich wariatów to
bardzo intratny interes, ale panna Cindy nie może przekonać o tym ludzi z centrali.
– I wszystko to sama ci powiedziała?
– Skądże. Ale ja znam ten hotel. Pracuję tu od trzydziestu lat. Poza tym znam się
na kobietach. Trzy razy byłem żonaty.
– No, nie. To ostatnie nie jest dowodem znajomości kobiet. – Eryk ze śmiechem
przełknął następny łyk burbona.
– Kobiety, synu, są największym darem Boga. A ty? Stałeś już kiedyś u ołtarza?
– Nie – odpowiedział.
– Ale panna Cindy jest ciekawą osobą, prawda? I atrakcyjną kobietą. – Stary
człowiek zmierzył Eryka wszystkowiedzącym spojrzeniem.
Zaskoczony Eryk znieruchomiał. Czy naprawdę było widać, że interesuje się
Cindy Warren i ma ochotę się z nią umówić? Wcale nie był tym zachwycony.
– Mało ją znam odpowiedział wymijająco.
Jerry przyglądał mu się uważnie, wydmuchując małe chmurki ze swojego cygara.
– Taaak, ale ona ci się, synu, podoba.
Eryk sięgnął po kieliszek, żeby ukryć zniecierpliwienie i zakłopotanie.
– Zostawiam to bez komentarza – mruknął.
– Hm, uznajmy, że się pomyliłem! – Jeny ryknął krótkim, podobnym do rżenia
ś
miechem i zmienił temat. – Jak długo zostaje pan w San Francisco?
Eryk wzruszył ramionami. Temat był bolesny, ale Jerry nie mógł przecież o tym
wiedzieć.
– Kończę interesy za kilka dni, ale mam zamiar pokręcić się tu do Nowego Roku.
Może pojadę obejrzeć rejon winnic...
Jerry wpatrywał się w rozżarzony czubek cygara.
– Sam w Boże Narodzenie? A rodzina?
Eryk zastanawiał się, jakie kłamstwo wymyślić, dopóki nie zdał sobie sprawy, że
powiedzenie prawdy będzie prostsze.
– Po śmierci matki moje stosunki z ojcem bardzo się rozluźniły. Mam młodszą
siostrę i ona spędzi z nim Boże Narodzenie.
– A siostra? Wasze drogi też się rozeszły? – Jerry nie był ciekawski ani
niedyskretny. Po prostu ustalał fakty.
– Nie, to nie tak. Alicja jest dużo młodsza. Ma męża, dzieci...
– A jednak rodzina powinna trzymać się razem. – Jerry wyraźnie mu współczuł. –
Szczególnie o tej porze roku.
Eryk odwrócił się na krześle. Ogarnęła go fala tęsknoty za świętami, jakie
pamiętał ze swojego dzieciństwa. Prawdziwa choinka obwieszona łańcuchami, które
robił z prażonej kukurydzy. Zapach domowego ciasta. Ojciec grający na pianinie...
Ale po śmierci żony Gomas Stanton robił się coraz bardziej milczący i Eryk z
wielkim, trudem znosił święta w rodzinnym domu. W końcu w ogóle przestał tam
jeździć. W tym roku wszystko będzie jak zwykle – zadzwoni do ojca w Wigilię i
wysłucha przemowy o tym, jak to on, Eryk, przyczynia się do upadku amerykańskiego
kapitalizmu.
Ojciec, przez trzydzieści trzy lata mistrz w hucie szkła, wierzył głęboko, że wkład
człowieka w rozwój świata polega na wytwarzaniu dóbr materialnych – czegoś, co
można sprzedać, kupić i posiadać. Nie widział żadnego sensu w pracy konsultanta,
którą wybrał Eryk. „Ludzie tacy jak ty – usłyszał raz od ojca – doprowadzają do
upadku wszystkie rodzinne przedsiębiorstwa. A przecież Ameryka rozwinęła się
dzięki takim właśnie małym zakładom i ludziom, którzy w nich ciężko pracowali”.
Ś
więta spędzone na Zachodzie wydawały się więc najlepszym wyjściem z
sytuacji. Tym bardziej że rysowała się możliwość nawiązania bliższej znajomości z
Cindy Warren. Wielu dyrektorów hoteli nie wyjeżdża na ferie... Może nawet uda mu
się spędzić z nią sylwestra. O ile, oczywiście, Cindy, która wydaje się ściągać na
siebie wypadki, dożyje do tego czasu.
– Kiedyś się, synu, ustatkujesz – ciągnął Jeny z zadumą, kopcąc cygaro. –
Będziesz miał swoją panią... Od razu zaczniesz inaczej traktować Boże Narodzenie.
Miłość sprawia, że każde święta są szczególne. Zapamiętaj moje słowa, synu.
– Nie ma obawy. Wcale nie mam zamiaru się zakochiwać – parsknął Eryk. – Ani
w święta, ani kiedy indziej.
– Ciekawe... – Fryzjer spojrzał na niego z ukosa. – Przyglądałem się wam dwojgu
dzisiaj rano. Przyciągacie się jak dwa magnesy. Może jestem stary, ale na pewno nie
jestem ślepy.
Eryk pokręcił głową i odsunął od siebie szklankę.
– Masz zbyt bujną wyobraźnię, Jerry. – Wstał i ukłonił się na pożegnanie. – Do
widzenia. I dziękuję za towarzystwo.
– Ja tam bym uważał – ostrzegł Jerry, nie podnosząc głowy.
– Nic się nie martw – rzucił Eryk nonszalanckim tonem.
– Nie mam zamiaru narażać się Tony’emu.
Fryzjer roześmiał się głośno.
– Panie Quinn, czy pan nie wie, że piękna kobieta jest dziesięć razy groźniejsza
od najgroźniejszego kryminalisty? – Wydmuchał dym z cygara i zakończył
stanowczo: – Przepadłeś, synu. Wesołych świąt.
ROZDZIAŁ TRZECI
– Kto jest tym szczęśliwym facetem? – zapytał Manny, nawijając pasmo włosów
Cindy na grubą lokówkę.
Cindy obserwowała w skupieniu jego zabiegi. Musiała wszystkiego się nauczyć.
Przecież włosy nie odrastają tak szybko.
– Jakim szczęśliwym facetem? – nie zrozumiała.
– Amy powiedziała mi, że umówiłaś się z kimś na jutrzejsze przyjęcie. Kto to
jest?
– Czy w tym hotelu nie ma nic świętego?
– Myślę, że gdzieś mamy jeszcze butelkę święconej wody. Została od dnia
poświęcenia hotelu.
– Z nikim się jeszcze nie umówiłam – westchnęła Cindy.
– Zadzwonić do kogoś?
– Nie. To nie mogą być geje.
– Takich też znam – oburzył się Manny. – Dwóch – dodał po chwili, ale zaraz
zmarszczył brwi. – Cholera, zapomniałem, że obaj są żonaci. A jeden z nich to Joel.
– Czuję dym! – Zaniepokojona Cindy pociągnęła nosem. Manny podskoczył i
gorączkowo odłożył lokówkę. Włosy Cindy nie wyglądały lepiej, a nawet, chociaż
wydawałoby się to niemożliwe, były jeszcze bardziej proste niż przed kręceniem.
– Nic się nie stało – zapewnił. – Dziwne włosy. – Pokręcił głową z
niedowierzaniem. – Strasznie cienkie.
– Ładne rzeczy! – Cindy podniosła zabandażowaną rękę i próbowała jakoś
poprawić fryzurę.
– A to co? Co zrobiłaś z ręką?! Cindy zawahała się chwilę.
– Może potem ci powiem. Spróbuj jeszcze raz. Tylko się pośpiesz.
– Każda fryzjerka powinna wiedzieć, że podobnych włosów nie da się
wycieniować.
– To ja jej kazałam.
– W takiej sytuacji każdy zawodowiec ma obowiązek się sprzeciwić!
– Manny, chyba powinieneś zatrudnić się w naszym salonie!
– Cindy, nie irytuj się. Robię, co mogę, żeby ci pomóc. Ale muszę przyznać –
dodał po chwili, odwijając z lokówki kolejne pasmo włosów – że bez skutku.
– Moja mama dostanie zawału, kiedy pojawię się w domu z taką fryzurą.
– Nie przejmuj się mamą. W końcu będziesz w domu niecałe trzy dni. Przeżyjesz.
Ona tez.
– Cieszę się, że ze mną jedziesz! Tobie na pewno uwierzy, jeśli powiesz, że taka
fryzura to ostatni krzyk mody.
– O, nie. Jadę z tobą na pieczoną szynkę i domowe ciasto orzechowe. Nie mam
zamiaru być rozjemcą w sporach między paniami.
– Nie jesteśmy takie straszne. Uprawiamy tylko normalne przepychanki matka –
córka – zaśmiała się Cindy. – Ale wiesz, ona będzie przekonana, że ze sobą sypiamy.
– Czy to komplement? – Manny zmarszczył brwi.
– Jasne, że. tak. – Cindy dała mu kuksańca w bok. – I już z góry ci dziękuję, że
oszczędzisz mi zwykłych tyrad na temat tego, że najwyższy czas ułożyć sobie życie.
– No właśnie! – Manny tapirował jej włosy i lekko spryskiwał je lakierem. –
Dlaczego tego nie chcesz?
– Czego? Tyrad mojej mamy?
– Nie. Związać się z kimś na stałe. Masz jakieś złe wspomnienia z przeszłości?
Cindy przygryzła policzek. No właśnie. Pytanie za sto punktów. A ona nie znała
na nie odpowiedzi.
– Nie przypominam sobie żadnych traumatycznych przejść. Tak naprawdę,
niczego szczególnego sobie nie przypominam.
– Wzruszyła ramionami. – Jeszcze nie spotkałam mężczyzny, który robiłby coś
niezwykłego. Ani takiego, który na co dzień używałby słów typu „koincydencja” albo
„supremacja”.
Manny wpatrywał się w nią osłupiałym wzrokiem.
– W porządku – westchnęła. – Masz rację. Może oczekuję zbyt wiele.
– Nie. – Manny zaczesał jej włosy za uszy i sprawdzał efekt.
– Nie związuj się z nikim na stałe, bo jeśli jesteś podobna do reszty moich
przyjaciół, na pewno wybierzesz partnera, który reprezentuje sobą wszystko to, czego
nie znosisz.
– Oho, zmieniasz front – zaśmiała się.
– Wcale nie. Nawet nie wiesz, ile łez przelano na tej piersi. – Postukał palcem w
klatkę piersiową. – Mówię ci, nie warto.
– Mnie nie trzeba przekonywać. Ale dzisiaj muszę znaleźć partnera na przyjęcie,
choćbym miała wynająć go w agencji. Bardzo potrzebuję wolnego dnia.
– Agencja? Może to jest wyjście – odpowiedział kpiąco Manny, wpatrując się w
odbicie Cindy. – Bardzo mi przykro. Już lepiej tego nie zrobię. Na pocieszenie
powiem ci, że dopiero teraz widać twoje piękne oczy.
Cindy wpatrywała się w swoje odbicie. Myślała, że niczego gorszego nie da się
zrobić na jej głowie, ale myliła się. Dłuższe kosmyki zwisały smętnie, a krótsze
sterczały nad uszami we wszystkie strony.
– Dziękuję za twoje dobre chęci, ale nie mogę pokazać się ludziom z taką fryzurą.
Pomyślą, że sypiam w rajstopach na głowie.
Udawała przed sobą, że nie chodzi jej wcale o mężczyznę z pokoju 1010, na
którego może wpaść przypadkiem.
– Powinnaś jutro pójść jeszcze raz do salonu i zdać się na instynkt fryzjerki.
Tylko jej nie mów, co ma robić. Kiedy klientki wiedzą za dużo, zaczynają się kłopoty.
– Manny popatrzył na nią znacząco.
Cindy wstała, zrezygnowana.
– Wracam do pracy. Właściwie mam na głowie dużo poważniejsze sprawy niż
głupia fryzura.
Na przykład zwitek jedwabiu pod bluzką, którym jeszcze nie miała czasu się
zająć.
– Tylko nie zapomnij, że masz znaleźć kogoś na jutrzejszą randkę.
– Z takim wyglądem będzie mi potrzebną broń. Inaczej nikt się ze mną nie
umówi.
– Cindy, gdzie jest szal, który kochana mama przysłała ci na urodziny?
– Ten żółty? – Cindy wygrzebała z komody cienki kawałek jedwabiu. – Tutaj. A
bo co?
– Zawiąż go na szyi, a końce spuść z tyłu. Odwróci uwagę od twoich włosów. –
Manny uśmiechnął się przepraszająco, ale okazało się, że ma rację – Martwisz się tym
Stantonem, prawda? – odezwał się zaniepokojonym tonem.
– Między innymi – kiwnęła głową.
– A ja już zdążyłem polubić to zwariowane miejsce.
– Jeszcze nas nie wyrzucili – próbowała go pocieszać, ale nie brzmiało to zbyt
przekonująco. – Ciebie nie mogę okłamywać: Harmon zawsze traktował nas jak
podrzutka. Podejrzewam, że chce się nas całkiem pozbyć.
Manny zrozumiał, że musi zmienić temat.
– Wiesz, spotkałem dzisiaj pewnego faceta, który wyglądał, jakby chciał znaleźć
cię pod swoją choinką. Nazywa się Quinn.
– Eryk Quinn? – Serce Cindy zaczęło bić szybciej.
– Znasz go?
Cindy sięgnęła pod bluzkę i wyciągnęła stamtąd spodnie od piżamy.
– W pewnym sensie. – Poczuła ulgę, że podzieli się z kimś swoim kłopotem.
– Cooo? – Manny’emu oczy niemal wyszły z orbit. – Ty uwodzicielko!
– To nie jest tak, jak myślisz.
– A co mam myśleć? Czyż to nie są męskie spodnie od piżamy?
– Owszem, są. Ale nie zdobyłam ich w taki sposób, jak sobie wyobrażasz.
– A co? Mam uwierzyć, że je ukradłaś? Cindy z zawstydzoną miną przygryzła
wargi.
– Cindy! – Manny wpatrywał się w nią z ustami szeroko otwartymi ze zdziwienia.
– Ukradłaś je?! Zaczynam naprawdę martwić się o ciebie!
– Sama martwię się o siebie. – Na myśl o tym, co zrobiła, oblała się potem. – Ile
razy spotykam Eryka Quinna, robię coś idiotycznego. Poszłam do niego załatwić
błahą skargę. Następnie skaleczyłam sobie palec zatrzaskiem deski z notatkami i
znalazłam się w jego łazience, żeby zatamować krew.
– Może byś tak przeszła do rzeczy – ponaglił ją Manny.
– Potem zrzuciłam piżamę, a kiedy ją podnosiłam... – Rozwinęła spodnie i
pokazała mu plamę.
– I wtedy zaproponowałaś, że oddasz spodnie do czyszczenia, tak?
– Nnie. – Cindy ukryła twarz w dłoniach. – Nie chciałam, żeby pomyślał, iż
objawiam jakieś perwersyjne zainteresowanie jego garderobą, więc wzięłam spodnie,
nic mu nie mówiąc.
– Kierujesz wielkim hotelem i chcesz powiedzieć, że to był jedyny pomysł, który
przyszedł ci do głowy? – Manny sięgnął po wygniecione spodnie i uważnie obejrzał
plamę, a potem dokładnie przeczytał metkę. – Nie chcę cię martwić, ale szansa
wywabienia krwi z jedwabiu, którego nie można prać na mokro, jest raczej zerowa.
– I co teraz? – jęknęła.
– Pozostaje Beckwith. To męski butik, w którym sprzedają podobne rzeczy.
Trzeba przyznać, że ten facet nie liczy się z kosztami.
– Myślisz, że piżamę można odkupić? Naprawdę? – Twarz Cindy wypogodziła
się w jednej chwili. – Manny, czy przypadkiem nie mógłbyś... – zaczęła, wyjmując
portmonetkę.
– Pobiec do sklepu i znaleźć duplikat? Jak rozumiem, to właśnie chciałaś
zaproponować.
– Błagam cię na kolanach. – Cindy złożyła ręce jak do modlitwy.
Manny wydął usta i zrobił rozmarzoną minę.
– Wiesz, od pewnego czasu w oknie wystawowym Beckwitha wisi pewien
krawat...
– Jest twój – wykrzyknęła i wręczyła mu kartę kredytową.
– Ale muszę mieć tę piżamę jeszcze przed kolacją. I, Manny – podniosła
ostrzegawczo palec – ani słowa nikomu.
– Za kogo ty mnie masz – wydął usta obrażony. – No, to lecę. Aha, byłbym
zapomniał. Amy prosiła, żebyś do niej wpadła. Jest w głównej recepcji. Chyba udało
się jej wpaść na trop Stantona.
– Nie żartuj!
– Nic więcej nie wiem. Amy powiedziała, że będzie rozmawiać tylko z tobą.
Zjechali razem windą. Mariny obiecał, że da znać, kiedy wróci z „towarem”, i
wypadł na ulicę. Cindy udała się na poszukiwania Amy. Była zła, że przed
przyjazdem Stantona nie udało im się ustawić choinki ani dokończyć dekoracji
wnętrz.
W pokoju na zapleczu recepcji Amy z głową podniesioną do góry wpuszczała
sobie krople do oczu.
– Alergia? – zapytała Cindy.
– Myślę, że jestem uczulona na świerk.
– Boże Narodzenie musi być straszne, jeśli człowiek jest uczulony na świerk.
– Tak. Jest nawet gorsze niż Walentynki.
– A co? Masz alergię na czekoladę?
– Nie. Na penicylinę.
Cindy zamrugała oczami.
– A co ma penicylina... – zaczęła, ale machnęła ręką. – Manhy mówił, że
zdemaskowałaś Stantona.
– Tak myślę. Ale sprawdź sama. Tu mieszka. – Amy wyjęła z kieszeni małą
karteczkę i podała Cindy.
– Coś takiego! Przed południem rozmawiałam z nim o zamianie pokoju.
Dlaczego przypuszczasz, że to on?
– Po pierwsze – jest sam. Ma podobnie brzmiące nazwisko. Po drugie – chodzi po
hotelu, dopytuje się o nasze meble i robi notatki. Poza tym ma pokój zarezerwowany
do Wigilii włącznie i – tu Amy, która właśnie skończyła wycierać łzy z oczu, zniżyła
głos – depozyt za pokój opłacił nie kartą kredytową, ale gotówką.
– Rzeczywiście podejrzane. – Cindy pokiwała głową. – Myślę, że wybiorę się do
niego jeszcze raz.
– Dobry pomysł, szefowo. Ale zanim do niego pójdziesz, odsłoń trochę nogi,
dobrze?
– Amy! – Cindy całkiem osłupiała. – Naprawdę myślisz, że wykorzystam kobiece
wdzięki, żeby wpłynąć na decyzję tego faceta?
Amy nie odpowiedziała, ale przez całą długą minutę wpatrywała się w Cindy, aż
ta skapitulowała. Westchnęła ciężko, rozpięła żakiet i rozglądając się, czy nikt nie
widzi, zawinęła pasek spódnicy.
– No dobrze. Ile odsłonić?
Chwilę później Cindy z uśmiechem przyklejonym do twarzy stała przed pokojem
620.
– Dzień dobry raz jeszcze.
– O co chodzi? – odezwał się niezbyt uprzejmie pan Stark, patrząc na nią znad
grubych okularów zsuniętych na czubek nosa.
Wyglądał identycznie jak przed południem. Trzymał nawet ten sam notatnik w
rękach.
– Nazywam się Cindy Warren. Jestem dyrektorką, tego hotelu. Rozmawialiśmy
dziś rano o zmianie pokoju.
– Teraz pamiętam – odpowiedział opryskliwie. – Już się tutaj rozlokowałem i nie
interesuje mnie zamiana.
– Rozumiem. – Cindy nie miała zamiaru wspominać, że apartament, który
proponowała mu rano, jest już zarezerwowany. – Przyszłam przeprosić raz jeszcze w
imieniu hotelu. Jeśli jest coś, co moglibyśmy zrobić, żeby uprzyjemnić panu pobyt,
proszę dać znać mnie lub komukolwiek z personelu.
– Liczę na kilka darmowych posiłków – rzucił bezczelnym tonem.
Cindy szybko przełknęła ślinę.
– Wydałam już dyspozycje, żeby przynoszono panu śniadanie do pokoju.
– Mam nadzieję, że będzie to coś więcej niż kawa i zwykły pączek.
– Tak. – Cindy zacisnęła usta, żeby nie powiedzieć czegoś, czego później będzie
ż
ałować. – śyczę miłego pobytu.
Zanim zdążyła odejść, Stark zamknął jej drzwi przed nosem. Jeśli od tego
złośliwego człowieka zależeć mają ich losy, przyszłość nie rysuje się zbyt różowo.
Zatopiona w ponurych rozmyślaniach stanęła przed lustrzanymi drzwiami windy.
Kątem oka zauważyła swoje odbicie i jęknęła głośno. Potem przypomniała sobie o
głupim zakładzie z Joelem i jęknęła jeszcze raz. Z opuszczoną głową weszła do
ś
rodka i oparła się o ścianę.
– Witam – usłyszała nagle głęboki, męski głos. Podniosła oczy. O krok od niej
stał Eryk Quinn i uśmiechał się miło. Przez kilka następnych sekund kontemplowała
jego wygląd. W luźnym, białym podkoszulku, spodniach do ćwiczeń i tenisówkach
wyglądał równie atrakcyjnie, jak rano. Miała nadzieję, że nie zauważył braku piżamy.
– Jakieś problemy? – zapytał.
– Nie, nie – zapewniła pośpiesznie i uśmiechnęła się. – Nie więcej niż zwykle.
– Chyba nie wyrządziła sobie pani następnej krzywdy?
– Nie. – Zaczerwieniła się i gorączkowo próbowała wymyślić inny temat
rozmowy. – Czy dobrze się panu u nas mieszka?
– Tak. Owocny pobyt – odpowiedział, wodząc wzrokiem po jej odsłoniętych
nogach. – I proszę mówić do mnie Eryk – dodał.
Co za spojrzenie! Cindy zaczęły drżeć ręce, a tym razem nie miała przy sobie
deseczki. Z udawanym skupieniem obserwowała, jak wyświetlają się numery pięter.
Zupełnie zapomniała, dokąd jedzie.
– Czym się pan... czym się zajmujesz? – zapytała w końcu.
– Sprzedażą.
– Co sprzedajesz?
– Takie tam... różne głupstwa.
Jego wymijające odpowiedzi bardzo ją zaskoczyły, ale przypomniała sobie o
producentach zabawek dla sex-shopów.
– Pewnie przygotowujesz się do przyszłotygodniowych targów.
Quinn kręcił się niespokojnie.
– Rzeczywiście, przygotowuję coś na przyszły tydzień. Tak. To wyjaśniałoby
pełen asortyment prezerwatyw w jego kosmetyczce. Cindy odwróciła oczy. Miała
nadzieję, że tym razem udało się jej ukryć rumieniec. Zawsze uważała siebie za osobę
liberalną, która nie gorszy się byle czym. Kiedyś nawet poszła z Mannym do nocnego
klubu na męski striptiz. Dlaczego więc tak bulwersuje ją myśl, że ten człowiek
sprzedaje plastikowe penisy i samoprzylepne wisiorki na sutki?
– Czy jedziemy razem do podziemia? – zapytał nagle Eryk, wskazując jedyny
podświetlony guzik.
– Nie! – Nacisnęła gwałtownie literę P.
Niemal w tej samej chwili rozsunęły się drzwi i Cindy, z trudem utrzymując
równowagę, wypadła do holu. Zanim zdążyła się pozbierać, poczuła na szyi bolesne
szarpnięcie. Zatoczyła się do tyłu i zrobiła obrót o sto osiemdziesiąt stopni.
Przerażonym wzrokiem patrzyła, jak jej jedwabny szal, przytrzaśnięty przez drzwi,
wciągany jest w szyb windy. Wolała nie myśleć, co by się stało, gdyby zawiązała go
na mocniejszy węzeł. Przycisnęła ręce do czoła i zamknęła oczy. Musiała się
uspokoić.
– To on? – usłyszała głos Amy, która podeszła do niej, drapiąc się w ramię. –
Pokrzywka – wyjaśniła nie pytana. – Czy Stark jest człowiekiem, którego próbujemy
znaleźć?
– Może i tak – mruknęła Cindy. – Jest raczej nieuprzejmy.
– To znaczy, że jest nieczuły na widok kobiecych nóg. A jeśli – Amy wpadła na
nowy pomysł – on woli mężczyzn? Powinnyśmy wysłać do niego Manny’ego.
– Dosyć, Amy. Daj lepiej znać całemu personelowi, że trzeba traktować
wstrętnego Starka jak zgniłe jajo.
– A gdyby tak – Amy strzeliła palcami – zaprosić go na nasze przyjęcie!
– Oszalałaś?!
– Dlaczego nie? Niechby się trochę pobawił.
– O, tak. I zobaczył bandę pijanych szaleńców.
– Rozumiem! – Amy zmarszczyła czoło.
– Może i tak. Za to ty miałabyś partnera.
– Moim partnerem nie będzie facet, który przyjechał tu po to, żeby zetrzeć nas na
miazgę. Mogę grać milutką kobietę, ale tylko do pewnych granic. Nie chcę, żeby moi
ludzie myśleli, że za wszelką cenę chcę zachować stanowisko.
– Wycofuję się. Masz rację. – Amy, – drapiąc się w szyję, wróciła do recepcji.
Cindy pobiegła do podziemi z wątłą nadzieją, że jej szalik leży nietknięty gdzieś
na podłodze. Niestety. Prezent jej matki, wplątany w tryby, najprawdopodobniej
niszczył teraz najważniejsze części napędowe windy.
Zerknęła na zegarek. Trzecia. Niedługo Manny powinien wrócić z piżamą. Im
szybciej, tym lepiej. Łatwo będzie ją podrzucić, kiedy Eryk jest w siłowni.
Wyobraźnia podsunęła jej obraz ćwiczącego Eryka – tak sugestywny, że poczuła na
czole krople potu. Wiedziała, że musi natychmiast zająć się pracą.
Zatelefonowała do działu technicznego. Choinki wciąż nie dostarczono. Przeszła
przez salę, w której Trekersi urządzili kiermasz. Swoją drogą, ciekawe, czy w
przyszłym tygodniu Eryk osobiście zasiądzie za stołem, otoczony erotycznymi
rekwizytami? Ona na pewno nie pójdzie tego sprawdzić.
Kiedy o siódmej wciąż nie było śladu Manny’ego, Cindy postanowiła nie tracić
czasu i zjeść kolację. Służbowymi schodami zeszła do restauracji i znalazła stolik,
najgorszy w całej sali, tuż przy toalecie, i z ulgą usiadła. Co za dzień! Na szczęście
nic gorszego nie może się już zdarzyć.
– Nie wierzę, że . ma pani zamiar jeść sama – usłyszała za plecami głos Eryka
Quinna.
Siedział nieco dalej, ukryty za donicą dorodnej mimozy. Cindy znowu poczuła
pulsowanie w skroniach.
– Zupełnie mi to nie przeszkadza.
– Przecież nie ma s, ensu, żebyśmy oboje siedzieli samotnie. Czy mogę się
przysiąsć? – Było to zwykłe pytanie, bez cienia dwuznaczności.
Zgódź się, mówiła sobie w duchu. To tylko miły sprzedawca erotycznych
zabawek. śadna praca nie hańbi. Poza tym będziesz miała go na oku, kiedy już pojawi
się Manny.
– Proszę – wskazała wolne krzesło naprzeciw siebie. – I proszę mówić do mnie
Cindy.
– Z przyjemnością. – Eryk wziął swój kieliszek i podszedł jej stolika.
– Co polecasz?
Hm. Jedna z moich znajomych, mężatka, naszkicowała mi kiedyś na serwetce
pewną pozycję, którą zawsze chciałam wypróbować, przypomniała sobie.
– Polędwicę z grilla – odparła, bojąc się, że słychać, jak głośno bije jej serce.
– To samo sugerował szef recepcji. – Eryk kiwnął głową. – Miły facet.
– Mówisz o Mannym? To moja prawa ręka. – Nie chodzi o to, że nie mam szansy
wypróbowania jej z kimś innym... Po prostu żaden z mężczyzn, z którymi się
umawiałam, nie umiał rozpalić we mnie ognia, pomyślała.
– W dzisiejszych czasach niełatwo o kogoś takiego.
– Szczególnie w naszym fachu. – Ale ty działasz na mnie jak rozżarzona lawa.
– Cindy – powiedział nagle Eryk ze szczególnym błyskiem w oczach. – Jest
pewna sprawa, którą musimy załatwić.
Zrobiło się jej zimno. Koniec z nią. Zauważył brak piżamy. Wie, że tylko ona
mogła wynieść ją z pokoju.
– Ja... Jaka sprawa? – wyjąkała, sięgając po szklankę z wodą.
– Chodzi o pewien element garderoby.
Omal nie udławiła się wodą. W panice próbowała coś wymyślić.
– Ach, to. Wiesz, wytłumaczę...
– Ale tu nie ma czego tłumaczyć. – Uśmiechnął się, potrząsając głową. – Miałaś
inne problemy na głowie.
– Właśnie, ale...
– Myślę, że te wszystkie nieszczęśliwe wypadki są nawet zabawne.
– Miło, że się dobrze bawisz... – zaczęła zirytowana.
– Skonsultowałem się z pralnią pó drugiej stronie ulicy. – Eryk nie zwrócił wcale
uwagi na jej słowa. – Mam nadzieję, że nie weźmiesz mi tego za złe... – Sięgnął ręką
do kieszeni.
– Właściwie.. Właściwie zamówiłam już coś na wymianę. Nie musisz się martwić
o ślady krwi.
– Ślady krwi? – Eryk wlepił w nią zdumione spojrzenie. – Chcesz powiedzieć, że
coś ci się stało, zanim szalik się odwinął?
– Szalik?
– No, tak. – Z uśmiechem wyjął żółty zwitek jedwabiu z małej papierowej torby.
– A myślałaś, że o czym mówię?
– Byłam pewna, że mówisz o... o szaliku, oczywiście. Bałam się, że mogą być na
nim ślady krwi z mojej ręki.
– Udało mi się wciągnąć go do windy – wyjaśnił. – Przy okazji trochę się
zabrudził. Postanowiłem pójść z nim do pralni. I tak zanosiłem tam swoje koszule.
– Dziękuję. To prezent od mojej mamy.
– Aha. Czy ona też mieszka w San Francisco?
– Nie. W Wirginii.
– Naprawdę? Ja też jestem z Wirginii.
W tej samej chwili w kieszeni Cindy zadźwięczał dzwonek. Z przepraszającym
uśmiechem wyciągnęła małą krótkofalówkę, sprawdziła numer i połączyła się z Amy.
– Tak, Amy?
– Przepraszam, że ci przeszkadzam, ale nasz gość specjalny z pokoju 620 narzeka
na temperaturę w pokoju.
Następny test, pomyślała.
– Za zimno czy za gorąco?
– Za gorąco.
– Idź tam osobiście, Amy, i sprawdź klimatyzator. I na wszelki wypadek weź ze
sobą wiatraczek. – Cindy odłożyła krótkofalówkę. – Na czym przerwaliśmy? Już
wiem – uśmiechnęła się. – Z której części Wirginii?
– Okolice Manassas.
– A ja z Fredericksburga. Jaki ten świat jest mały. Pojawił się kelner. Ustalili, że
wezmą na spółkę butelkę wina, po czym zamówili kolację. Cindy trochę się
rozluźniła, ale nie opuszczała jej myśl o nieobecnym wciąż Mannym.
– Czy często bywasz w rodzinnych stronach?
Pokręcił głową, ale wydawało się, że cień smutku przemknął mu przez twarz.
– Rzadko. Bardzo się lubimy z moją młodszą siostrą, ale ojciec nie akceptuje
wykonywanej przeze mnie pracy.
Spojrzała na niego współczująco, ale w głębi ducha rozumiała ojca Eryka. Nikt
chyba nie byłby zachwycony faktem, że jego syn zaopatruje sex-shopy.
– A ty? Lubisz to, co robisz? – zapytał.
Nie zdążyła odpowiedzieć, bo znowu odezwał się dzwonek.
– Przepraszam bardzo.
– Cindy, nasz znajomy narzeka na hałas w sąsiednim pokoju – odezwała się
zgnębiona Amy.
– A co się tam dzieje?
– Nic. Cisza. Osobiście poszłam sprawdzić. Obrzydliwy facet.
– Wiem, ale sprawdź jeszcze raz. Pochodź chwilę po korytarzu, dobrze? – Cindy
rozłączyła się. – Bardzo lubię – odpowiedziała Erykowi. – Chociaż czasami kontakty
z ludźmi bywają frustrujące.
Przez chwilę rozmawiali w spokoju. Raz czy dwa, kiedy sięgali po wino, ich
palce się zetknęły. Cindy mogłaby przysiąc, że czuje iskry przelatujące między ich
dłońmi.
Co za przystojny facet! myślała po raz setny. Na pewno nadaje się na partnera na
jutrzejsze przyjęcie – ma prezencję, jest dżentelmenem i nie zostanie tu długo. Wzięła
głęboki oddech.
– Zastanawiam się czy zechcesz...
Następny dzwonek. Tym razem był to Manny.
– Mam to, o co prosiłaś. Spotkajmy się w recepcji, dobrze?
– Będę za dwie minuty – rzuciła w słuchawkę, po czym odwróciła się do Eryka. –
Potrzebują mnie w recepcji. Wrócę, zanim przyniosą nam kolację. Mam nadzieję, że
nie czujesz się urażony.
Wzięła do ręki szal. Musi ładnie wyglądać, kiedy będzie zapraszać Eryka na
przyjęcie.
– Oczywiście, że nie – odpowiedział uprzejmie i wstał, kiedy odchodziła od
stolika. – Tylko nie daj się zaatakować żadnej windzie.
Patrzył za nią i zastanawiał się, w czym tkwi jej sekret. Jest piękna, bez względu
na to, co ma na głowie. Silna i równocześnie bardzo. podatna na zranienie.
Mieszanka, której nie potrafił się oprzeć. Nie miał wątpliwości, że między nimi
zaczyna się coś dziać.
A przecież nie powinien się angażować. To nieetyczne w sytuacji, w jakiej się
znalazł. Musi najpierw skończyć kontrolę, wyjaśnić wszystko. Wtedy będzie mógł
zagrać w otwarte karty. Zerknął na zegarek. Trzeba zatelefonować do Lancastera.
Powinien zdążyć, zanim wróci Cindy. Taka rozmowa pomoże mu utrzymać dystans.
Wstał i informując kelnera, że zaraz wróci, szybko poszedł w kierunku swojego
pokoju.
ROZDZIAŁ CZWARTY
– Dlaczego chcesz, żebym poszedł z tobą? – protestował Manny, biegnąc
korytarzem w kierunku pokoju Eryka Quinna.
– W zamian za krawat wart dziewięćdziesiąt pięć dolarów, możesz chyba postać
chwilę na czatach, prawda? – Cindy nawet się nie obejrzała.
– W porównaniu ze spodniami od piżamy, krawat był okazją. Cindy zatrzymała
się tak gwałtownie, że Manny omal na nią nie wpadł.
– Ile kosztowały?
– Trzysta pięćdziesiąt.
– Trzysta pięćdziesiąt dolarów? – Nogi ugięły się pod Cindy.
– Nic na to nie poradzę. Mówiłem ci, że facet nie liczy się z forsą. Swoją drogą,
czym on się zajmuje?
– Ma przedsiębiorstwo handlowe – odpowiedziała wymijająco.
Manny nie zadawał więcej pytań, gdyż właśnie stanęli przed pokojem 1010.
Cindy zarzuciła szal na ramiona, żeby jej nie przeszkadzał, i włożyła klucz do zamka.
– Za coś takiego mogę wylecieć z pracy. – Manny był bardzo poważny.
– Wstawię się za tobą u twojej szefowej. A teraz daj mi te spodnie i uważaj.
– Co będzie, jeśli pojawi się tutaj Quinn?
Cindy oblała się potem. O czymś takim lepiej nie myśleć.
– Jest teraz w restauracji i... czeka na mnie.
– Ho! Ho! Ho! Wspólna kolacyjka?
– Manny, nie zaczynaj!
– Skoro ty wyszłaś, on też może wyjść. I co wtedy?
– Nie wiem – westchnęła. – Śpiewaj albo wymyśl coś innego. Nie utrudniaj mi,
Manny. Nie umiem włamywać się do cudzych pokojów.
Serce waliło jej jak młotem, kiedy otwierała drzwi. Nie oglądając się na boki,
wpadła do łazienki, zapaliła światło i wyjęła obie pary spodni. Były naprawdę
identyczne. Z jednym wyjątkiem – te nowe były trochę... zbyt nowe. Błyskawicznie
oderwała metkę, nie patrząc nawet na przerażającą cenę, i delikatnie zgniotła gładki
materiał. Potem trzęsącymi się rękami podniosła zniszczoną parę. Pachniały dziwnie
znajomą wodą kolońską.
Chwyciła kosmetyczkę i zanim zastanowiła się, co robi, zaczęła przeglądać jej
zawartość w poszukiwaniu wody toaletowej. Natrafiła palcami na coś szklanego. Tak.
Tego szukała! Wyjęła butelkę tradycyjnej English Leather. Coś podobnego! Eryk
Quinn wydawał trzysta pięćdziesiąt dolarów na piżamę, a używał wody kolońskiej za
siedem! Takiej samej, jak jej ojciec.
Nacisnęła rozpylacz i delikatnie skropiła nowe spodnie wodą toaletową. Powinno
być dobrze. Zadowolona odwiesiła je na drzwiach i sprawdziła czas. Sześć minut.
Nieźle!
Już miała wychodzić, kiedy na korytarzu rozległ się niepokojący hałas;
Nadstawiła ucha. Czyżby ktoś śpiewał „Białe Boże Narodzenie”? Nagle zrozumiała.
To Manny. Ostrzega ją! Potykając się o własne nogi, rzuciła się do kontaktu i zgasiła
ś
wiatło. Manny przestał śpiewać. Zza drzwi dobiegały słabe odgłosy rozmowy. Boże,
spraw, żeby to była pokojówka!
Nagle dotarło do niej, że ktoś wkłada klucz do zamka. Nie zrozumiała słów
Manny’ego, mimo że wyraźnie zaczął mówić głośniej. Mimo ciemności panującej w
łazience, Cindy zobaczyła w lustrze białka swoich oczu, szeroko otwartych z
przerażenia. Nie było gdzie uciekać. Rozejrzała się i bez namysłu wskoczyła do
wanny. Potem szybko zaciągnęła zasłonę. Skulona, myślała tylko o tym, że właśnie
zrujnowała sobie karierę.
Słyszała, jak otwierają się drzwi. Słyszała kroki Eryka, a potem dźwięk
wystukiwania numeru i szmer jego głosu. A gdyby tak spróbować się wymknąć? Jeśli
będzie poruszać się cicho, nikt jej nie usłyszy, Ale Eryk może przecież
niespodziewanie skończyć rozmowę. I co wtedy? Złapie ją na gorącym uczynku.
Postanowiła zostać w wannie.
Ciekawe, do kogo dzwonił? Do dziewczyny? A może do żony? Idiotko! skarciła
siebie zaraz. Co cię obchodzi, czy w życiu pana Quinna jest jakaś kobieta. W żaden
sposób nie zmieni to twego losu, który w tej chwili wisi na włosku.
Drgnęła, bo rozległ się szczęk odkładanej słuchawki. Znowu usłyszała kroki i
stało się to najgorsze. „Eryk wszedł do łazienki. Fluorescencyjne światło zalało całe
pomieszczenie. Cindy przytknęła dłoń do ust, żeby stłumić oddech. Co on zamierza
teraz zrobić, zastanawiała się przerażona.
Zgrzytnął rozsuwany suwak. Na pewno sięgnął do kosmetyczki. Prezerwatywy!
Czyżby... Czyżby ten człowiek sądził, myślała oburzona, że uda się mu zaciągnąć ją
do łóżka? Potem do umywalni polała się woda. W tym samym momencie Eryk zaczął
myć zęby z ferworem godnym dentysty.
Cindy nie przyznałaby się nikomu, ale poczuła wtedy lekkie rozczarowanie. Eryk
zaś, najwyraźniej w świetnym humorze, podśpiewywał pod nosem. Cień jego sylwetki
rysował się na zasłonie coraz większy i wyraźniejszy. Nagle plastikowe kółka
zastukały o szynę. I kiedy Cindy była pewna, że to już koniec, na szynie wylądował
niedbale rzucony ręcznik. Potem zgasło światło, stuknęły zamykane drzwi i zapadła
cisza.
Siedząc na brzegu wanny, Cindy próbowała wziąć się w garść. Mięśnie, napięte
do granic możliwości, odmówiły jej posłuszeństwa. Minęły dwie długie minuty,
zanim udało się jej – wstać i podejść do drzwi. Wyjrzała przez dziurkę od klucza. Na
korytarzu nie było nikogo. Dopiero wtedy otworzyła drzwi.
– Nareszcie! – zachrypiał Manny gdzieś za jej plecami. Omal nie zemdlała.
– Umierałem ze strachu. Co się tam działo? Czy on cię nie zauważył?
– Nie. – Cindy stanęła przed windą i nacisnęła guzik. – Schowałam się w wannie.
– Popatrzyła na Manny’ego zawstydzona.
– Nie do wiary! – Pokręcił głową z niedowierzaniem, a potem parsknął
ś
miechem. – Nie słyszałaś przypadkiem, jaka jest dzisiaj średnia stawka szantażysty?
Chciałbym to wiedzieć.
– Wracam na kolację z panem Quinnem. – Cindy oddychała ciężko jak po długim
biegu i zupełnie nie miała ochoty na żarty. Podała Manny’emu papierową torbę, którą
ś
ciskała w spoconych dłoniach. – Wyrzuć to gdzieś, dobrze?
– Dobrze. A jak reszta?
– O co ci chodzi? – nie zrozumiała.
– O kolację z kwintesencją męskości.
– Dzięki wspólnej kolacji mogłam kontrolować ruchy Eryka Quinna, zanim ty
wróciłeś do hotelu.
– I nie doszło do łapania się za kolana pod stołem?
– Oczywiście, że nie – prychnęła obrażona.
– Nie oburzaj się tak – zaprotestował Manny. – Przecież widzę, że ten facet ci się
podoba.
Winda dojechała na parter. Wychodząc, Manny odwrócił się z
wszystkowiedzącym uśmiechem.
– No to cześć. Tylko nie zapomnij powiedzieć panu Quinnowi, że jutro na
przyjęciu obowiązują stroje wizytowe.
Cindy otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale drzwi zasunęły się i winda zjechała
na dół.
Kiedy z pojawiła się w sali, Eryk wstał i odsunął jej krzesło.
– Przepraszam, że tak długo czekałeś. – Zmusiła się do uśmiechu, modląc się w
duchu, żeby dotrwać do końca kolacji, nie robiąc żadnego głupstwa.
– Mam nadzieję, że tym razem nic ci się nie stało? – zapytał wesoło.
– Nic.
Kelner wniósł półmiski nakryte kopulastymi pokrywami. Potrawy wyglądały
pięknie, ale Cindy zupełnie straciła apetyt. Przypatrywała się spod oka Erykowi,
licząc na to, że zauważy w nim jakiś ślad pospolitości, wulgarność zachowania
małego handlarza, i dzięki temu wyrwie się spod jego uroku. Nic z tego. Widziała
tylko wyjątkowo przystojnego, męskiego w każdym calu faceta, który z galanterią
czekał, aż ona zacznie jeść.
Eryk też ją obserwował, zachwycając się coraz bardziej jej klasyczną urodą, której
nawet koszmarna fryzura nie była w stanie zaszkodzić. Jakim cudem udało mu się nie
wzbudzić w niej podejrzeń? Tego nie mógł pojąć.
– Na czym skończyliśmy? – zapytał, odsuwając na bok przysmażone plasterki
cebuli, choć przecież nie miał zamiaru z nikim się dziś całować.
– Mówiliśmy o Wirginii. Czy wciąż mieszkasz w Manassas?
– Nie! Mam kilka mieszkań, ale wszystkie daleko od rodzinnego domu.
Eryk zastanawiał się, jak zmienić temat. Na samą myśl o ojcu i ich kłótniach
dostawał niestrawności.
– Wybierasz się tam na Boże Narodzenie?
Oni chyba się uwzięli. Najpierw Jerry, teraz Cindy. Jak tak dalej pójdzie, uwierzy,
ż
e wiedzą, kim jest, i próbują jakoś go rozmiękczyć. Miał tego dosyć.
– Nie. Ale zanim wyszłaś, chciałaś mnie o coś spytać.
– Chyba wypadło mi to z głowy. – Cindy sięgnęła po wino i przez chwilę bawiła
się kieliszkiem. – Czy mieszkałeś już kiedyś Pod Kryształowym Pająkiem?
– Nie. Nigdy, chociaż co najmniej kilka razy w roku przyjeżdżam tu, nad Zatokę,
w interesach.
Cindy spojrzała na niego tak dziwnie, że po raz kolejny zaczął zastanawiać się,
czy na pewno nie wie, kim on jest. Nawet jeśli wie, nie pozostaje mu nic innego, tylko
prowadzić tę grę.
– Miłe miejsce – dodał.
– Dzięki. Ten hotel zbudowano w latach dwudziestych. Nieźle ucierpiał podczas
dwóch trzęsień ziemi, ale jakoś udawało się doprowadzić go do poprzedniej
ś
wietności. I na szczęście dotrwał do dziś.
– Mówisz o nim jak o starym znajomym – zauważył szczerze zdziwiony.
– Bo nim jest. Mój dziadek ze strony matki był jednym z jego pierwszych
właścicieli.
– To niezwykłe. Czyli to nie przypadek, że prowadzisz ten właśnie... cyrk? –
zaśmiałsię.
Ciekawe, dlaczego nikt nie poinformował go o osobistych związkach Cindy
Warren z tym hotelem.
– I tak, i nie. – Cindy podniosła do ust mikroskopijny kawałek łososia, udając, że
coś je. – Dziadek sprzedał swoje udziały lata całe przed moimi narodzinami. Ledwo
go pamiętam – uśmiechnęła się ciepło – ale mama twierdzi, że jestem do niego
podobna. Zresztą to nieważne. Studiowałam zarządzanie i hotelarstwo, potem
kierowałam kilkoma małymi, niezależnymi hotelami, aż trafiłam tutaj.
Postanowił udać głupiego.
– To Kryształowy Pająk jest niezależnym hotelem?
– Był, kiedy tu nastałam. Dwa lata temu kupiła go wielka korporacja z Detroit. Na
szczęście pozwolili mi dalej nim zarządzać.
– To znaczy, że mają do ciebie zaufanie. Wzruszyła ramionami.
– Nie chwalę się, ale ten hotel naprawdę jest wyjątkowym miejscem. I ma
wyjątkowych pracowników. Takich, którzy doceniają jego specyficzną atmosferę.
Cindy z uśmiechem wskazała grupę Trekersów w dziwacznych kostiumach,
którzy właśnie wchodzili do restauracji.
– Tu nigdy nie jest nudno – dodała.
Chciał dolać jej wina, ale powstrzymała go nieznacznym gestem dłoni.
Dziękuję, ale jeszcze przez całą godzinę jestem w pracy – wyjaśniła, a on patrzył,
jak pięknie wygląda z rumieńcem zażenowania na policzkach.
– A więc – spojrzał na Trekersów – tak wygląda wasza typowa klientela.
– O, nie! Nasi goście są dużo bardziej niesamowici. Na przykład zaklinacze węży.
Z wężami.
– O rany!
– Najuprzejmiejsi byli mistrzowie tatuażu, a najlepiej bawiliśmy się, kiedy były tu
wampiry. Muszę ci powiedzieć, że wszyscy czekają na ich następny zjazd.
– Wampiry, powiadasz.
– Nie martw się. Cały personel dostał surowicę przeciwtężcową z odpowiednim
wyprzedzeniem. Teraz spodziewamy się, hm... waszych ludzi.
A więc jednak wie. Poczuł ulgę, ale i coś w rodzaju zawodu. Powoli pokiwał
głową.
– Myślę, że rozumiesz, dlaczego muszę działać dyskretnie – mruknął.
– Jasne.
– Kiedy ludzie znają prawdę, zaczynają inaczej cię traktować. Ja chciałbym tego
uniknąć.
– Gdybym nie poznała cię wcześniej – Cindy spuściła oczy – prawdopodobnie
zachowałabym się jak wszyscy.
– Cieszę się, że moja praca nie wpłynęła na... na naszą znajomość.
– Jestem kobietą bez uprzedzeń.
Eryk zmartwiał. Co ona miała na myśli, zastanawiał się. Chyba nie dawała mu do
zrozumienia, że dzięki ich znajomości liczy na coś w rodzaju protekcji.
– Nie mówmy o pracy; Nigdy nie psuję sobie przyjemności rozmowami o
interesach.
– Świetnie. – Cindy uśmiechnęła się miło i zaczęła jeść z dużo większym
apetytem.
Eryk z trudem krył zaskoczenie. Bał się, że moment konfrontacji może być
trudny, a nawet niemiły. Mylił się. Cindy ż całkowitym spokojem podchodziła do jego
pobytu w hotelu, bez względu na to, jaki był tego powód. Rozluźniony, doszedł do
wniosku, że już od miesięcy nie trafił mu się taki miły wieczór.
Tymczasem Cindy odsunęła swój talerz i podniosła błyszczące oczy na Eryka.
Potem pochyliła się i powiedziała:
– Muszę ci się do czegoś przyznać – zaczęła, ale przerwał jej atak czkawki. –
Przepraszam – wyjąkała, zakrywając usta dłonią.
Eryk roześmiał się, zachwycony, że choć trochę przestała się kontrolować.
Odsunął swój talerz i rozlał resztkę wina do ich kieliszków.
– Do czego chcesz się przyznać?
Cindy podniosła kieliszek i wypiła duszkiem całe wino. Potem pochyliła się ku
niemu i odezwała niepewnym głosem:
– Już wcześniej chciałam cię o coś prosić.
– Dobry wieczór, Cindy. – Przy ich stoliku pojawił się niespodziewanie elegancko
ubrany mężczyzna z tacą, na której stały dwa brzuchate kieliszki i malutka butelka
ozdobiona czerwoną wstążką.
Cindy wyprostowała się natychmiast.
– Joel – powiedziała. – To pan Eryk Quinn, nasz gość. Panie Quinn, to jest Joel
Cutter. W naszym hotelu podlega mu wszystko, co wiąże się z jedzeniem i piciem.....
Mężczyźni podali sobie ręce. To dobrze, pomyślał Eryk, że postanowiła nie
ujawniać jeszcze mojej tożsamości całemu personelowi.
– Przepraszam, że państwu przeszkadzam – odezwał się Joel swobodnym tonem.
– Pomyślałem sobie, że być może mielibyście ochotę spróbować cynamonowy likier,
który właśnie zamówiłem na święta.
– Oczywiście – odpowiedziała Cindy. – Co o tym sądzisz, Eryku?
– Brzmi interesująco.
Joel napełnił kieliszki czerwonawym płynem i odszedł, wyrażając nadzieję, że
likier będzie im smakować. Cindy wpatrywała się przez chwilę w swój kieliszek. Nie
była pewna, czy powinna próbować. Chyba wypiła już za dużo wina.
– Czy wzniesiemy toast? – zapytał Eryk.
– Sama nie wiem.
– Tylko jeden łyk. – Doskonale rozumiał, dlaczego się waha, i nie chciał nalegać.
– W porządku. – Uśmiechnęła się, sięgając po kieliszek. – Za Boże Narodzenie.
– Za Boże Narodzenie – odparł i stuknęli się tuż nad płomieniem świecy, której
ś
wiatło załamywało się w rubinowym płynie.
Może oboje dostaniemy to, czego chcemy.
W tym momencie kieliszek wypadł Cindy z rąk i, przewracając świecę, potoczył
się po białej serwecie, w którą natychmiast wsiąkła cała jego zawartość. W jednej
chwili alkohol, a zatem i obrus, stanęły w płomieniach. Po minucie palił się cały stół.
Eryk wyciągnął rękę i odepchnął Cindy na bok. Przy okazji ogniem zajął się rękaw
jego koszuli.
Zewsząd dobiegały przerażone okrzyki Ktoś domagał się gaśnicy. Na szczęście
okazało się to niepotrzebne, bo Eryk szybko zdarł obrus ze stołu i zwijając go pod
pachą, zdusił ogień.
– Czy wszystko w porządku? – Podszedł do nieruchomej Cindy, która
przerażonym wzrokiem wpatrywała się w dymiącą serwetę. – Hej! – Wziął ją za
łokieć i odwrócił do siebie. – Wszystko dobrze się skończyło.
Zawstydzona, mrugała oczami.
– Podpaliłam cię.
– Nie. To stało się przypadkiem.
Eryk podniósł rękę, pokazując jej rękaw koszuli. Był wprawdzie czarny od dymu,
ale nie przepalony.
– Widzisz? – Potem rozpiął mankiet i zawinął rękaw. – śadnego śladu.
Cindy stała w milczeniu. Nigdy nie podejrzewała siebie o taki brak
odpowiedzialności. Najpierw piżama, teraz koszula... A o mały włos – ręka.
– Cindy! Co się stało? – Zdyszany Joel stanął przy nich.
– Nic się nie stało – uspokoił go Eryk. – Wylany likier zapalił się od świecy.
– Joel – Cindy odzyskała głos – przepraszam za zamieszanie. Zechciej przysłać
kogoś, żeby usunął cały ten bałagan. Sama zapłacę za obiad pana Quinna. Potem
zawiozę go na pogotowie.
– Nie ma sensu – zaczął Eryk, ale zamilkł, gdy Cindy rzuciła mu wymowne
spojrzenie typu „wiem lepiej, co się robi w takich sytuacjach”
Stanął z boku i przyglądał się jej z uśmiechem, od którego ugięły się pod nią, i tak
miękkie po niedawnym wypadku, kolana.. Drżącą ręką podpisała rachunek, wciąż
rozpaczając w duchu nad własną głupotą.
– Nie przejmuj się tak bardzo – szepnął jej do ucha Joel. – Zaraz to posprzątają.
Najważniejsze, że tobie nic się nie stało. Cindy – uśmiechnął się z zakłopotaniem –
wiem, że to nie czas ani miejsce, ale szukam ochotnika, który przebrałby się za
Mikołaja na naszym jutrzejszym przyjęciu.
– I chcesz, żebym ja się zgłosiła – zaśmiała się Cindy.
– Wiesz, pomyślałem sobie, że to bardzo podniesie na duchu cały personel. Na
widok szefowej w świątecznym nastroju wszyscy poczują się lepiej przed kontrolą.
– No, dobrze – westchnęła ciężko. – Załatw kostium. Wymknę się przed
rozdawaniem prezentów, żeby się przebrać.
– Świetnie. Przyniosę coś ognioodpornego.
– Umiesz człowieka zagadać. – Pokręciła głową z niedowierzaniem.
Kiedy Joel odszedł, Cindy rozejrzała się za Erykiem. Stał niedaleko, zapewniając
wszystkich, że nic mu się nie stało. Nawet gdyby jakimś cudem zdobyła się teraz na
zaproszenie go na przyjęcie, byłby szalony, gdyby się zgodził. Przecież ona w każdej
chwili jest zdolna go zabić. Wyszli razem.
– Znowu nabroiłam – odezwała się zawstydzona, kiedy już stanęli pod windą.
– To był przypadek – powtórzył jeszcze raz.
Zauważyła, że na policzku ma czarną smugę. Wyjęła z kieszeni chusteczkę i już,
już podnosiła rękę, żeby zetrzeć sadzę, kiedy ich spojrzenia skrzyżowały się. Zamarła
w pół ruchu, potem przełknęła ślinę i podała mu biały kwadracik materiału.
– Tu... Coś czarnego... – Dotknęła dłonią własnej twarzy i odsunęła się od niego.
Eryk uniósł się na palcach i próbował przejrzeć się w błyszczących panelach na
ś
cianie windy.
– Chyba powinniśmy wybrać piętro – mruknął, trąc chusteczką policzek.
Wybrać piętro? Czyżby w ten sposób dawał do zrozumienia, że chce spędzić z nią
noc? Cindy stała bez ruchu, zastanawiając się, gdzie podziały się resztki jej godności.
Nagle zapalił się przycisk jego piętra.
– Na które jedziesz? – usłyszała obojętny głos Eryka.
– Na pie... piętnaste – wychrypiała.
Czuła się jak idiotka. Niczego nie dawał jej do zrozumienia. Wszystko sobie
wymyśliła. A on na pewno wraca do pokoju, żeby dzwonić do swojego agenta
ubezpieczeniowego...
– Chyba że masz ochotę wpaść do mnie na wieczornego drinka – zaproponował z
niepewnym uśmiechem i zerknął na zegarek. – Nie zadałaś mi jeszcze swojego
pytania.
– Nie.
Dzisiaj nigdy bym się na to nie odważyła, pomyślała spanikowana. Sufit spadłby
mu na głowę. Albo doznałby śmiertelnego porażenia prądem. A swoją drogą, ten Eryk
Quinn ma mocne nerwy. śeby bez mrugnięcia okiem zapraszać do pokoju
podpalaczkę?
– Rozumiem. Dziękuję za miłe towarzystwo i kolację.
– Mimo pożaru i strat cielesnych?
– Mimo pożaru i strat cielesnych – roześmiał się.
– Mnie też było bardzo przyjemnie.
– Może nasze drogi jutro też gdzieś się zejdą – powiedział, kiedy winda
przystanęła na jego piętrze. – Dobranoc, – Może.
Drzwi zasunęły się bezszelestnie. Cindy oparła się ciężko o ścianę i zapatrzyła w
sufit. Boże, niech ten dzień już się skończy! Najpierw koszmarne przeżycie u fryzjera,
potem poplamiona piżama, następnie historia z szalikiem...
Szalik! Gdzie jest szalik? Miała go przy sobie, kiedy szła spotkać się z Mannym.
Zarzuciła go na ramiona, kiedy...
O, nie! Poczuła, że oblewa się zimnym potem. Nic gorszego nie mogło się
wydarzyć:. zgubiła go w pokoju Eryka! Na pewno. Prawdopodobnie jest w łazience, o
ile nie w wannie. Jeśli Eryk go znajdzie, domyśli się, że myszkowała w jego pokoju!
Przerażona Cindy wybiegła z windy i popędziła w stronę schodów.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Cindy zbiegła pięć pięter z rekordową szybkością i tylko dwa razy wywinęła sobie
kostkę. Na szczęście pokój Eryka znajdował się w oddalonym od windy skrzydle,
więc przy odrobinie szczęścia miała szansę dogonić go, zanim wejdzie do środka.
Biegła korytarzem, skręciła raz, a potem drugi i wtedy go zobaczyła. Właśnie
wkładał klucz do zamka.
– Eryk!
Odwrócił się, zdziwiony. Cindy zwolniła nieco, żeby uspokoić oddech.
– Co się stało?
Następny szok! Przecież w panice nie przygotowała sobie żadnego
wytłumaczenia!
– Ja... ja... Chcę odkupić ci koszulę – wyjąkała.
– Cindy! – Eryk był wyraźnie rozbawiony. – Przybiegłaś tutaj tylko dlatego, żeby
powiedzieć, że chcesz odkupić mi koszulę!? Zapewniam cię, że nie ma takiej
potrzeby. Nie przywiązuję się do ubrań.
Szkoda, że nie wiedziała tego trzysta pięćdziesiąt dolarów temu!
– A jednak. Nalegam... Jeśli pożyczysz mi... jeśli dasz mi kawałek papieru,
zapiszę numer i nazwę firmową.
– Dobrze. – śyczliwie wzruszył ramionami. – Skoro uważasz, że dzięki temu
poczujesz się lepiej... A może dam ci koszulę? – zaproponował. – Potrzebuję minuty
na przebranie się.
– Świetnie, ale, Eryku.. – Cindy gorączkowo myślała, jak dostać się do środka. –
Co do tego pytania, które chciałam ci zadać, to...
– Tak? – Z jego twarzy nie schodził wyraz rozbawienia.
– To osobiste pytanie.
Tak jak się spodziewała, gestem zaprosił ją, żeby weszła. Rozejrzała się po
pokoju. Ani śladu przeklętego szala. Musi być w łazience.
– Czego się napijesz?
– Dziękuję, nie będę nic piła. Czy mogłabym pójść do łazienki? – wypaliła,
zdesperowana. – śeby się odświeżyć – dodała szybko.
– Proszę bardzo. – Zerknął na nią ukradkiem.
Cindy szybko pobiegła do łazienki i zatrzasnęła drzwi za sobą. Przez chwilę
widziała w lustrze swoje odbicie. Koszmar! Przymknęła oczy. Okropne włosy i
jeszcze gorsze zachowanie. Co on sobie o niej pomyśli?
Rozejrzała się dookoła. Szal był w wannie. Mogła się tego spodziewać!
Zawiązała go na szyi i sprawdziła węzeł. Trzymał się mocno. Potem przeczesała
palcami włosy, wymyła kciukiem zęby i spłukała dłonie.
Nie udało się jej znaleźć następnego pretekstu do pozostania w łazience. Wzięła
głęboki oddech i udając spokój, wyszła do małego przedpokoju. Nie wiedziała, czego
spodziewać się w sypialni. Przez chwilę wyobraziła sobie nastrojowe światło świecy,
Eryka wyciągniętego na łóżku z kieliszkiem w ręku.
Stanęła w progu i poczuła coś na kształt rozczarowania. W pokoju paliły się
wszystkie możliwe lampy, a on sam stał tyłem i patrzył w okno.
W dole rozciągało się rozświetlone San Francisco, dzięki świątecznym
iluminacjom wspanialsze niż zwykle. Eryk jednak wcale nie podziwiał widoków.
Myślał o sytuacji, w jakiej się znalazł. Dlaczego spośród tylu kobiet na świecie
musiała spodobać mu się akurat ta? Nie dość, że jest dyrektorką hotelu, który on
kontroluje, to jeszcze ten akurat hotel ma zostać zlikwidowany. W dodatku jego
rękami.
I chociaż sama mu oświadczyła, że nie żywi uprzedzeń do jego pracy, czuł się
mało komfortowo.
Czy Cindy nie pociągała go aby dlatego, że w głębi ducha wiedział doskonale, że
to właśnie z nią nic nie powinno go łączyć? A ona? Czy przypadkiem – świadomie
bądź nieświadomie – nie pragnęła wpłynąć na jego ostateczną decyzję dotyczącą
Kryształowego Pająka? Przecież w przeszłości zdarzyło mu się kilka razy być w
sytuacjach, w których sprawdzani pracownicy, szczególnie ci odmiennej płci, starali
się jakoś na niego oddziaływać...
Słysząc szmer za plecami, odwrócił głowę i zobaczył Cindy stojącą w progu. Na
pewno nie wyglądała jak ktoś, kto przyszedł go uwieść. Ani zostać uwiedzionym.
Wydawało mu się nawet, że jest trochę przestraszona.
– Wspaniały widok – powiedział.
– Uhm. Jeśli kiedyś w nocy będziesz miał czas, wjedź pod sam dach. Tylko
wcześniej zadzwoń na dół, żeby recepcjonista otworzył ci drzwi przeciwpożarowe.
– Dzięki za radę. Zrobię tak. Włożyłaś szal – dodał, patrząc na nią z aprobatą.
– Tak. – Zgniatała w palcach jedwabne końce i nawet nie spojrzała w jego stronę.
– Pójdę już. Ale przedtem podaj mi swoją koszulę.
Eryk poczuł podniecający dreszcz. Czy w ten sposób Cindy daje mu do
zrozumienia, że powinien zrobić pierwszy krok? Miał wielką ochotę zedrzeć z niej to
nudne służbowe ubranie i sprawdzić, czy kocha z równą pasją, z jaką żyje. Ale
ponieważ szczycił się tym, że erotyczne fascynacje nigdy nie wpływają na
prowadzone przez niego prace, szybko rozpiął koszulę, uśmiechając się pod nosem na
widok Cindy, która z uwagą zaczęła kontemplować obrazek zawieszony na
najbliższej ścianie.
– Proszę. – Wręczył jej zniszczoną koszulę, zadowolony, że zastosował się do rad
swojego taty, który twierdził, że mężczyzna powinien zawsze mieć na sobie
podkoszulek.
Zauważył, że Cindy poczuła wyraźną ulgę na widok jego zakrytego torsu.
– Dostarczę ci ekwiwalent jak najprędzej – powiedziała. Machnął ręką, widząc że
wszelka dyskusja jest bezcelowa.
Nagle zdał sobie sprawę, że bardzo jej pragnie.
– Cindy – zaczął.
W jej szarozielonych oczach dojrzał popłoch. A więc i ona była świadoma, że
między nimi coś się dzieje. Wyobraził sobie, że trzyma ją w ramionach i całuje w
usta. Nie! Wcale sobie tego nie wyobrażał. Trzymał ją w ramionach! Czuł jej oddech,
miękkość warg i koniuszek języka, którym dotykała jego ust. Pragnął, aby ta chwila
trwała jak najdłużej. Pocałował ją mocniej. Odpowiedź Cindy była na tyle gwałtowna,
ż
e Erykowi wróciło poczucie rzeczywistości.
Oderwał się od niej z trudem i łapiąc powietrze, próbował uspokoić urywany
oddech. Cindy przygryzła nabrzmiałe usta i cofnęła się pół kroku.
– Nie chciałem tego – zaczął niezgrabnie i schylił się, żeby podnieść koszulę
leżącą u ićh stóp. – Ale ponieważ przez cały dzień walczyłem z pragnieniem, żeby
wziąć cię ramiona, nie mógłbym teraz szczerze powiedzieć, że jest mi przykro.
– Walczyłeś? – powtórzyła cicho. – Dlaczego? Jesteś żonaty?
– Nie. Nie jestem ani żonaty, ani zaręczony. – Uśmiechnął się, ale zaraz
spoważniał i dodał: – Ale wciąż mam skrupuły. Nie powinniśmy... hm... angażować
się zbyt mocno ze względu na charakter mojej pracy.
Cindy wpatrywała się przez chwilę w nadpalony rękaw koszuli, a potem powoli
uniosła głowę.
– Postaram się, jeśli i ty się postarasz.
Eryk nie wierzył własnym uszom. Nie był jej obojętny! Nigdy nie narzekał na
brak kobiecego towarzystwa, ale nie pamiętał, żeby podobne wyznanie sprawiło mu
kiedykolwiek aż taką przyjemność. I zanim zorientował się, co robi, zaproponował:
– Może zjedlibyśmy jutro razem kolację?
Stropił się, słysząc śmiech Cindy. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał.
– Eryku, czy wiesz, że pytanie, które chciałam ci zadać przez cały wieczór, brzmi:
„Czy zechciałbyś jutro towarzyszyć mi podczas świątecznego przyjęcia, które
wydajemy dla wszystkich pracowników?”
Najpierw poczuł się absurdalnie zadowolony, ale już po chwili zaczął zastanawiać
się nad konsekwencjami takiego zaproszenia.
– Czy powiedziałaś twoim podwładnym, dlaczego tu jestem? Nie chciałbym, żeby
zaczęły się plotki o szefowej.
Cindy spojrzała na niego spod oka.
– Jak dotąd, nie widziałam potrzeby dzielenia się z personelem informacjami tego
typu.
– A jeśli wszystko wyjdzie na jaw?
– Powiesz prawdę – wzruszyła ramionami – i zobaczysz, co inni z nią zrobią.
Na takim przyjęciu, przekonywał siebie Eryk, spotkam ją i resztę pracowników
hotelu na nieoficjalnym gruncie. Nie mówiąc już o tym, że to najlepsza okazja
sprawdzenia, ile pieniędzy przeznacza się tutaj na rozrywki.
– Świetnie. Obowiązują stroje wizytowe, jak rozumiem? Kiwnęła głową i
podeszła do drzwi.
– Wypożyczalnia jest dwie przecznice stąd, ale pozwól, że ja zapłacę za wszystko.
Tylko to mogę zrobić.
– To bardzo miło z twojej strony, ale mam własny smoking.
– Aha! – Odwróciła się zdumiona.
– O której zaczyna się przyjęcie?
– O ósmej. W barze. Ma trwać do północy.
Eryk postanowił nie zwracać uwagi na ostrzegawcze sygnały, które podsuwał mu
rozum.
– Przyjdę po ciebie za kwadrans ósma – uśmiechnął się.
– Trwała? – Cindy z powątpiewaniem wpatrywała się w swoje odbicie. – Jest pani
pewna?
– Jasne, że tak. – Kamelia, nowa fryzjerka, pokiwała głową z takim
przekonaniem, że jej koński ogon podskoczył pod sufit. – Są dwa sposoby, żeby
proste i cienkie włosy wydawały się puszyste. Po pierwsze, można je ścieniować. To
już pani przerobiła. Po drugie, zrobić trwałą. Potrzymamy piętnaście do osiemnastu
minut. Według mnie tyle będzie w sam raz.
– To potrwa niecałe dwadzieścia minut? – ucieszyła się Cindy.
– Też coś! Co najmniej godzinę będę nawijać ten bałagan na wałki. Potem jeszcze
suszenie.
Cindy zerknęła na Jerry’ego, jakby szukając jego aprobaty, ale stary fryzjer był
tak zajęty goleniem klienta, że. nawet nie podniósł głowy. Zwróciła się niepewnie do
Kamelii:
– I co z tego wyjdzie?
– Puszysta, śliczna fryzura. Coś w rodzaju grubych, swobodnie układających się
loków. Sama pani zobaczy.
– Zawsze chciałam mieć kręcone włosy – rozmarzyła się Cindy. – Wieczorem idę
na przyjęcie i zależy mi bardzo, żeby dobrze wyglądać.
– Na nikogo innego nie będą patrzeć. – Fryzjerka nie mogła się doczekać. –
Zaczynamy.
Cindy postanowiła bez szemrania znieść bolesne szarpanie. Wąskie pasma
włosów zostały nawinięte na wałki tak ciasno, że uniosły się jej kąciki ust. Patrzyła na
swoje odbicie, pewna, że nigdy nie wyglądała gorzej. Podkrążone oczy – efekt nie
przespanej po wczorajszych niepowodzeniach nocy – dopełniały efektu.
Podczas bezsennych godzin prześladowały ją obrazy Eryka Quinna. Ostatnim
razem podobnych sensacji doznawała chyba w okresie dojrzewania, w podstawówce,
po tym, jak najprzystojniejszy chłopak w klasie puścił do niej oko na lekcji algebry.
Wprawdzie w szkole średniej posunęła się kilka kroków dalej, a na studiach rzuciła
się, raz czy dwa, na całkiem głęboką wodę, ale zawsze prześladowało ją pytanie, czy
to na pewno jest to.
Teraz też gryzła się, co będzie później. Pragnęła Eryka, ale w głębi duszy
przygotowana była na wielkie rozczarowanie. I jeszcze jedno. Mimo że wstydziła się
powiedzieć to sobie na głos, wzdrygała się na myśl o jego pracy, całym tym erotyzmie
na sprzedaż. Gdyby matka dowiedziała się, czym zajmuje się wybranek jej córki,
zmarłaby prawdopodobnie na zawał.
– Prawie gotowe – zaśpiewała jej nad uchem radosna Kamelia.
Potem polała jej głowę śmierdzącym płynem.
– Proszę poczekać, aż roztwór wsiąknie we włosy. Za kilka minut przyjdę
sprawdzić skręt włosów.
W tej samej chwili w kieszeni Cindy zabrzęczał dzwonek.
– Cindy? Tu Amy – odezwał się zaniepokojony głos. – Czy mogłabyś przyjść na
chwilę do holu?
Cindy spojrzała w lustro.
– Jest mi to trochę nie na rękę. Czy to coś pilnego?
– Chodzi o Starka – szeptała Amy. – Ten nieznośny facet awanturuje się, że w
jego pokoju jest szczur. Chce rozmawiać tylko z dyrektorem hotelu.
– Zaprowadź go do pokoju śniadaniowego i poczęstuj kawą. Bezkofeinową. Zaraz
przyjdę.
Cindy spojrzała na Kamelię z przepraszającym uśmiechem.
– Czy może pani zawinąć mi głowę ręcznikiem? Muszę wyjść na chwilę do
recepcji.
Kamelia zmarszczyła brwi.
– Tylko żeby to nie trwało długo – upomniała Cindy surowo, zawijając jej głowę
w jaskrawozielony ręcznik.
– Dziesięć minut, nie więcej – przyrzekła Cindy.
Jedną ręką podtrzymując ręcznik, z oczami wbitymi w podłogę pobiegła do holu,
licząc na to, że przemknie się, nie zauważona przez nikogo. Sekundę później
wylądowała na pupie i zanim zdołała się zatrzymać, przejechała dobre dwa metry po
ś
liskiej, marmurowej podłodze. Spojrzała na buty człowieka, z którym się zderzyła, i
natychmiast rozpoznała ich właściciela. Z trudem powstrzymała przekleństwo. Co
sobie tym razem pomyśli o niej Eryk?!
– Dzień dobry – usłyszała nabrzmiały śmiechem głos.
– Cześć – mruknęła, nie patrząc w górę.
– Nic ci się nie stało?
Kiedy pokręciła głową, wałki zastukały o siebie głucho.
– Przepraszam, Cindy. Nie zauważyłem cię, chociaż teraz zachodzę w głowę, jak
to było możliwe.
– Każdy z nas ma w sobie coś z klauna. Eryk przykucnął tuż obok.
– Czy pozwolisz sobie pomóc? – zapytał, kiedy już jego twarz znalazła się na
poziomie twarzy Cindy.
– Chyba wolałabym oklaski – odpowiedziała z nieszczęśliwą miną.
Eryk roześmiał się, a ona poczuła znajomy ucisk w żołądku. Prezentował się bez
zarzutu w popielatych spodniach i szaro-fioletowej koszuli.
– No, już! – Chwycił ją za rękę i postawił na nogi. – Czy to jakieś
dalekowschodnie przebranie? – zapytał, mierząc wzrokiem jej turban.
Wolała nie myśleć o estetycznych walorach zestawienia zielonego ręcznika i jej
szkarłatnej ze wstydu twarzy. Jedno jest pocieszające, uznała. Nie może już mnie
zobaczyć w gorszym stanie!
– Wywołano mnie z salonu fryzjerskiego – wyjaśniła.
– Więc nie będę cię dłużej zatrzymywać. Widzimy się przed ósmą, tak?
– Tak. Chyba że się rozmyśliłeś.
– No, to do zobaczenia.
W pokoju śniadaniowym Amy skakała wokół nadętego pana Starka. Uciekła,
kiedy tylko pojawiła się Cindy.
– Dzień dobry panu. Nazywam się Cindy Warren. Jestem dyrektorką tego hotelu.
– Widzieliśmy się już dwa razy. Czy uważa mnie pani za głupca?!
– Przepraszam. Oczywiście, że nie miałam nic takiego na myśli. Podobno
zauważył pan w pokoju, hm... gryzonia?
– Szczura. – Stark poprawił nijaki, bordowy krawat i spojrzał na nią karcącym
wzrokiem. – Co pani ma na głowie?
– Byłam właśnie w salonie fryzjerskim. – Cindy zastanawiała się, ile razy jej
nazwisko zostało już wymienione w raporcie Starka.
Mężczyzna podniósł krzaczaste brwi z triumfalną miną.
– Przesiaduje pani u fryzjera w godzinach pracy?
– Tak rzadko wychodzę z tego hotelu, że można uznać, iż pracuję tu dwadzieścia
cztery godziny na dobę. Załatwiam swoje prywatne sprawy niezbyt często i tylko
wtedy, kiedy trafi się wolna chwila.
– Wygląda pani jak cała reszta tych półgłówków, którzy włóczą się w dzikich
kostiumach po tym hotelu.
Cindy zagryzła zęby, żeby nie wybuchnąć potokiem przekleństw.
– Przykro mi, że irytują pana niektórzy nasi goście. Zapewniam, że gry fabularne
to zupełnie nieszkodliwe hobby. – Odetchnęła głęboko kilka razy. – A co do
zwierzęcia w pańskim pokoju... Zaraz przyślę kogoś z obsługi, żeby się tym zajął. I
najmocniej przepraszam.
Stark wydął policzki.
– Uważam, że należy mi się jakaś rekompensata.
Cindy z największym trudem zmusiła się do przyjaznego uśmiechu.
– Wydam odpowiednie zarządzenia w recepcji, żeby od pańskiego rachunku
odliczono koszty pobytu za jedną noc. Mam nadzieję, że ten incydent nie zepsuł panu
pobytu w naszym hotelu.
– To się już stało – chrząknął znacząco i włożył na głowę kapelusz – kiedy
dostałem na śniadanie zwykłą drożdżówkę.
– Stark wyszedł, nie zamykając za sobą drzwi.
Cindy zmarszczyła brwi. Tak! Zapomniała zadysponować, żeby przynoszono mu
do pokoju angielskie śniadanie. Nagle przypomniała sobie o włosach i co sił w nogach
popędziła do salonu, gdzie Kamelia czekała na nią, przestępując niecierpliwie z nogi
na nogę.
– Miała pani wrócić dziesięć minut temu.
– Czy zrujnowałam sobie włosy? – Cindy usiadła ciężko w fotelu.
– Nie wiem jeszcze. – Fryzjerka zdjęła jeden wałek. – Na szczęście bez
utrwalacza trwała nie jest trwała.
Zachwycona Cindy patrzyła na skręconą spiralkę, która opadła jej na czoło.
Poszukała wzrokiem Jerry’ego i rzuciła mu do lustra triumfalne spojrzenie. Ale Jerry
tylko pokręcił głową.
– Skręt jest trochę za mocny – mruknęła Kamelia ze zmarszczonym czołem.
Nie dla Cindy! Nareszcie miała, to o czym zawsze marzyła: kręcone włosy.
– Mnie się to podoba! – wykrzyknęła.
– W porządku. – Kamelia odkręciła buteleczkę utrwalacza.
– Skoro mają być kręcone...
Kiedy Cindy otworzyła drzwi, Manny tylko wytrzeszczył oczy.
– O... mój Boże! – wyjąkał po dobrej chwili. Potwierdził tym najgorsze
przeczucia Cindy.
– Tak źle? – spytała wybuchnęła płaczem. Manny objął ją i pogładził po plecach.
– Dobrze, już dobrze. Nie jest aż tak strasznie. Co się stało tym razem?
– Dałam się namówić na trwałą – łkała Cindy. – Ale musiałam wyjść. I trzymałam
roztwór na głowie za długo. A potem okazało się, że podczas trwałej włosy mogą się
odbarwić. Moje się odbarwiły i są pomarańczowe.
– Co na to Jerry?
– W ogóle się do mnie nie odzywa. Widząc, jak Manny marszczy nos, dodała:
– Nie miałam pojęcia, że to tak cuchnie.
– Dziś wieczorem powinnaś trzymać się z dala od ognia, bo możesz się zająć.
– Z czego wnoszę – parsknęła – że słyszałeś o małym incydencie, który wydarzył
się wczoraj wieczorem w restauracji.
– Dziś rano nastawiłem radio na „Wiadomości” Joela – zaśmiał się.
– Przypaliłam Erykowi Quinnowi koszulę. Manny cmoknął karcąco.
– Cindy, wiem, jak bardzo chcesz zobaczyć tego faceta nago, ale zapewniam cię,
ż
e tym celu wcale nie musisz niszczyć jego garderoby.
– Kto mówi, że chcę zobaczyć go nago?
– Dobrze, dobrze. Może to moja nadinterpretacja, ale przyznasz sama, że ile razy
facet jest w pobliżu, ty tracisz kontrolę nad sobą.
– Manny, miałeś mi pomóc, nie dokuczać.
– To nie będzie łatwe zadanie. – Dotknął jej nastroszonego afro.
– Jedno jest załatwione – rozjaśniła się Cindy. – Mam z kim pójść na przyjęcie, a
więc jutro mam wolny dzień. Co prawda – uśmiech zamarł jej na ustach – umówiłam
się z nim przed trwałą.
– Ale po podpaleniu. Przynajmniej wiemy, że facet nie da się tak łatwo
przestraszyć. Pamiętaj tylko, żeby włożyć suknię od Donny Karan.
– Tak uważasz? Ma za wysokie rozcięcie.
– Na twoim miejscu ciachnąłbym dobre kilka centymetrów więcej. Będzie
pasowała do fryzury.
– Nie robisz mi żadnych nadziei? Manny próbował objąć dłońmi jej włosy.
– Na wieczór potraktuj je mocnym żelem i zaczesz do tyłu. Teraz trzeba je
zakryć. Gdzie twój szal?
– Przypomnij, żebym opowiedziała ci później o szalu. – Podała mu zwitek
ż
ółtego jedwabiu, który wyjęła właśnie z szuflady. – Go za historia! – westchnęła,
przeczesując włosy palcami. – Jakbym nie miała dosyć kłopotów.
– Co się dzieje?
– Słyszałeś już, że Stark vel Stanton zgłosił obecność szczura w pokoju?
– A jest w tym jakieś ziarno prawdy?
– Obsługa znalazła pod kaloryferem nadgryzioną kanapkę, ale szczura nie było.
– Mógł sam podrzucić jedzenie.
– Jasne. Jestem już zmęczona jego wyskokami. Poza tym choinki wciąż nie ma.
W hodowli zrobili nas na szaro. Nie zdziwię się, jeśli przyślą nam jakiegoś drapaka w
okolicach Nowego Roku.
– Co? – Zirytowany Manny wziął się pod boki. – Czy mogę skorzystać z twojego
telefonu, kochanie?
– Ten ma zepsutą słuchawkę. Zadzwoń z sypialni.
– Wracam za minutkę.
Podczas jego nieobecności Cindy próbowała na różne sposoby udrapować na
głowie szal. Bez skutku. Zrezygnowana uznała, że najlepiej będzie używać go jako
welonu. Przynajmniej nikt jej nie pozna.
– Choinka będzie za godzinę – obwieścił od progu zadowolony z siebie Manny.
– Jak to zrobiłeś? – Cindy wpatrywała się w niego w najwyższym zdumieniu.
– Znajomości. – Wzruszył ramionami. – Zadzwoniłem do tych palantów z
hodowli, rzuciłem kilka nazwisk i powiedziałem, że jeśli dzisiaj nie dostarczą nam
superdrzewka, napuszczę na nich gejowską mafię i siądzie im cała hurtowa sprzedaż
kwiatów.
– Manny, nie wiem, co ja bym bez ciebie zrobiła!
– Ja też nie. – Sczesał jej grzywę do tyłu i związał w gruby ogon. Potem sięgnął
po szal. – A teraz opowiedz mi o coś o facecie; który zrobił z ciebie taką galaretę.
– Zajmuje się handlem – odpowiedziała od niechcenia.
– To już mówiłaś. Czym?
– Co czym? – udała, że nie rozumie.
– Czym handluje? – Wzniósł oczy do nieba.
Cindy zdecydowała, że powie prawdę, bo Manny i tak wszystkiego się
dowiadywał w sobie tylko wiadomy sposób. Chrząknęła cicho.
– Artykuły rozrywkowe tylko dla dorosłych.
– Cooo? Zabawki dla sex-shopów!?
– Wszystko potrafisz strywializować. Ktoś to musi robić, prawda? – broniła się
nieprzekonywająco.
– Rozumiem i jestem mu wdzięczny, ale to wcale nie znaczy, że mogę powierzyć
mu swoją najlepszą przyjaciółkę. A swoją drogą – uśmiechnął się szeroko – chyba
odpali mi jakieś darmowe próbki.
Cindy dała mu kuksańca w bok.
– Samanta przekazała mi do ocenzurowania wszystkie rzeczy, które będą na
Targach dla dorosłych. Pod moim łóżkiem stoi pudło. Pobuszuj sobie w nim.
– Masz to jak w banku.
Eryk wszedł do „Sama”. Małe karteczki przyklejone do popielniczek
obwieszczały, że dzisiejszego wieczora bar będzie czynny tylko do godziny ósmej ze
względu na prywatne przyjęcie. U Tony’ego, który patrzył na niego z jeszcze większą
niechęcią niż wczoraj, zamówił kanadyjskie piwo. Sięgając po papierosa, zdał sobie
nagle sprawę, że zaczął palić dokładnie wtedy, kiedy uznał, że jest zbyt zajęty, by grać
na pianinie.
Zaciągnął się głęboko. Fuj, skrzywił się. Naprawdę powinien to rzucić. Te
cholerne papierosy dawno przestały mu smakować. Siedzący obok mężczyzna w
ś
rednim wieku spojrzał na niego i pokiwał głową.
– Papierosy nas zabijają. – Odsunął wymięty kapelusz, który leżał pomiędzy nimi
na barze. – Ma pan jeszcze jednego?
Eryk pchnął paczkę w jego kierunku.
– Proszę.
Mężczyzna zamówił dużą szkocką, zapalił papierosa i wyciągnął rękę.
– Dzięki. Reginald Stark.
– Eryk Quinn.
– Miło pana poznać. – Stark rozejrzał się dookoła z niesmakiem i wskazał na
grupę Trekersów, którzy oglądali właśnie swój serial. – Jesteśmy chyba jedynymi
ludźmi w tym hotelu, którzy nie są przebrani.
– Jestem tu wyłącznie w interesach – zaśmiał się Eryk. – A pan?
– W podróży służbowej. Handluję antykami. Zawsze zatrzymuję się w starych
hotelach i mam oczy szeroko otwarte. Zdarza mi się natrafiać na cenne przedmioty,
które kupuję za bezcen. Oni na ogół nie wiedzą, że posiadają jakieś cenne rzeczy. –
Stark wydmuchiwał dym prosto w nos Erykowi.
– Znalazł pan tu coś ciekawego?
– E, nie. Mają zupełnie niezłe meble, ale dzisiaj meble mnie nie interesują. –
Zaśmiał się urywanym, niemiłym śmieszkiem. – To miejsce jest bezcenne z innego
powodu. Odkryłem, że jeśli dobrze ponarzekać, dają ci różne rzeczy za darmochę.
Eryk pomyślał ze współczuciem o całym personelu, który dniem i nocą musi mieć
do czynienia z takim człowiekiem’.
– Ma pan jakąś forsę, Quinn? – zapytał Stark po dokładnym rozejrzeniu się na
boki.
Eryk sięgnął po portfel.
– Znajdę dziesiątaka, o ile to panu wystarczy.
– Nie, człowieku. Ja mówię o prawdziwej forsie. Jest pewien interes do zrobienia.
– Interesy typu: Kupno-sprzedaż mnie nie interesują.
– To nie jest tak, jak myślisz, Quinn. Przypadkiem wiem o wielkiej forsie, która
tylko czeka na kogoś mądrego, kto ją zgarnie.
Co za namolny typ. Eryk zgasił swojego papierosa i zamierzał odejść, kiedy Stark
odezwał się z tajemniczą miną:
– Powiem panu, bo wydaje mi się pan uczciwym facetem.
– Rozejrzał się podejrzliwie jeszcze raz. – Chodzi o żyrandol.
– śyrandol?
– Tak, wielki, kryształowy pająk z głównego holu.
– I co z nim?
– Wart jest fortunę. – Mężczyzna wyjął z kieszeni zmiętą kartkę wyrwaną z
jakiejś książki. – Niech pan sam zobaczy.
– Pokazał czarnobiałe zdjęcie żyrandola z obszernym podpisem.
Ciekawość zwyciężyła. Eryk przyglądał się uważnie zdjęciu, słuchając wyjaśnień
Starka, – Najlepszy francuski kryształ. Podobno wykonano trzy takie żyrandole. Tutaj
wspominają o dwóch. Podejrzewam, że trzeci wisi właśnie tam – wskazał palcem hol.
– Brakuje mu jedynie centralnego fragmentu.
– Tu piszą, że wart jest siedemset tysięcy dolarów.
– To stara książka. Według mnie, teraz można za niego dostać równy milion.
– Co?! – Eryk próbował przypomnieć sobie wycenę wartości hotelu, którą oglądał
u Harmona. Nie było tam żadnej szczególnie wysokiej pozycji. – Chce mi pan
powiedzieć, że nikt inny o tym nie wie?
– Na to wygląda. Ja widzę to tak: jeśli masz, człowieku, z pięćset paczek,
składam im ofertę kupna.
– Jeśli ja mam pięćset tysięcy? – Eryk wytrzeszczył oczy.
– Jasne. Znam ludzi zainteresowanych czymś podobnym.
Potrzebna mi forsa na zakup żyrandola z pierwszej ręki. Potem podzielę się z
panem zyskiem. O, ty skunksie, pomyślał Eryk.
– Przykro mi – powiedział – ale nie wchodzę w to.
– Twoja strata, bracie. – Stark wstał, wziął kapelusz i rzucił pieniądze na bar. –
Dzięki za papierosa. Do widzenia gdzieś tutaj.
Eryk też już wychodził, kiedy w barze pojawił się człowiek, który poczęstował
ich wczoraj cynamonowym likierem.
– Joel Cutter. – Wyciągnął rękę do Eryka. – Spotkaliśmy się wczoraj. Pan Quinn,
prawda?
– Tak. – Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie. – Mam nadzieję, że dzisiaj obeszło się
bez wypadków.
– Dzień się jeszcze nie skończył – zaśmiał się Joel. – Słyszałem, że przychodzi
pan z Cindy na nasze przyjęcie.
Eryk kątem oka zauważył, jak Tony drgnął i obrzucił go ostrym spojrzeniem. Na
szczęście w barze zadzwonił telefon, więc został sam na sam z Joelem.
– Cindy jest świetnym kumplem – odezwał się Cutter ciepło. – I kocha ten hotel.
Poświęca mu cały swój czas, kosztem życia osobistego – o ile rozumie pan, co mam
na myśli.
Eryk kiwnął głową, zastanawiając się, czy przypadkiem Joel nie chwali szefowej
dlatego, że jakimś cudem odkrył jego prawdziwe nazwisko. To był następny element
pracy, którego nie znosił: musiał podejrzewać wszystkich i wszystko.
– Joel! – Tony odwiesił słuchawkę i zaczął szybko odwiązywać fartuch. –
Problemy w holu. Cindy potrzebuje wszystkich, natychmiast.
– Czyżby przybył Stanton?
Eryk drgnął nerwowo, kiedy usłyszał swoje nazwisko. A więc Cindy jeszcze im
nie powiedziała! Wydaje się, że oni wszyscy bardzo obawiają się jego przybycia.
– Nie, to nie Stanton. – Tony wyszedł zza baru, napinając mięśnie. – To choinka.
Utknęła we frontowych drzwiach.
– A nie mówiłem, że dzień się jeszcze nie skończył. – Joel spojrzał na Eryka.
– Może przyda się wam dodatkowy ochotnik? – Eryk zsunął się ze stołka.
– Niech pan idzie. Nigdy nie wiadomo, kto jeszcze może się przydać – zawołał
Joel od drzwi.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
W głównym holu panował totalny chaos. Szczyt wielkiej, ponad czterometrowej
choinki znajdował się w holu, natomiast druga część leżała na chodniku oraz
blokowała jeden pas ruchliwej jezdni przed hotelem. Goście, zachwyceni
niespodziewaną atrakcją, fotografowali całe widowisko.
Manny stał na zewnątrz, wymachując rękami i miotając gromy na brygadę
transportową. W środku pracownicy techniczni z bezradnymi minami i rękami w
kieszeniach patrzyli wyczekująco na Cindy, która gorączkowo próbowała coś
wymyślić.
Najpierw wysłała na ulicę kogoś z ochrony, żeby kierował ruchem samochodów,
które musiały objeżdżać pień choinki. Uczyniła to również ze strachu, że Manny z
wściekłości zrobi komuś krzywdę.
– Pani Warren, w jaki sposób mogę opuścić to miejsce? Cindy przymknęła oczy i
z trudem stłumiła złość. Potem odwróciła się w stronę zniecierpliwionego pana
Starka.
– Przepraszamy za nieprzewidziane trudności – wycedziła. – Boczne wyjście jest
z tyłu, obok wind.
– Wychodzę kupić pułapkę na szczura. – Stark uśmiechnął się kwaśno.
Cindy westchnęła z ulgą, kiedy w jej polu widzenia pojawiła się Amy w białej,
antyalergicznej maseczce na ustach i nosie. Widać było, że nie jest zachwycona, kiedy
zorientowała się, dlaczego Cindy ją woła.
– Amy, bądź tak miła i zamów panu Starkowi taksówkę na koszt hotelu i
podprowadź go do bocznego wyjścia.
Mina Starka złagodniała nieco, ale nie na długo, gdyż Amy, odprowadzając go do
drzwi, zrobiła mu krótki wykład na temat fenomenu medycznego pod nazwą
Christmasitis, którego objawy zdefiniowano dopiero niedawno. Nadpobudliwość oraz
przykre dla otoczenia zachowanie ofiar tej przypadłości bierze się z ich fizjologicznej
nadwrażliwości na zapach świerka, żele do włosów...
Cindy wolała dłużej tego nie słuchać.
– Co się stało? – Joel zahamował gwałtownie tuż przed jej nosem.
Byli z nim Tony, Samanta i – ku jej wielkiej konsternacji – Eryk Quinn.
– Pękła plastikowa siatka, którą obwiązana była choinka, i gałęzie rozłożyły się
dokładnie w drzwiach. Teraz nie da się jej przepchnąć ani w jedną, ani w drugą
stronę.
– Pytam, co stało się z twoimi włosami.
Joel tak wytrzeszczał na nią oczy, że miała ochotę go uderzyć. – Są takie jakieś...
pomarańczowe.
– Wydaje ci się w tym świetle – rzuciła przez ściśnięte zęby.
– Masz jakiś plan? – włączył się Eryk z rozbawioną miną.
– Rozważam pomysł ostrzyżenia się na łyso.
– Pytam o świerk. – Eryk popatrzył na niepewne miny Cindy i wszystkich jej
pracowników.
Podszedł do drzewka i za chwilę odwrócił się triumfalnie.
– Zadzwoń po głównego inżyniera. Może da się usunąć panele podtrzymujące
drzwi.
– Świetny pomysł – zgodziła się. – Nie da się. ich usunąć. Wiem, bo już do niego
dzwoniłam.
– W takim razie – rozłożył ręce – trzeba przeciąć świerk na pół.
– Minichoinka w tym ogromnym holu! Jak to będzie wyglądać?!
– Cindy, to tylko drzewko. Postoi tu nie dłużej niż trzy tygodnie, a potem i tak
wyląduje na jakimś śmietniku.
Co za bezduszny pragmatyzm! Najwyraźniej nie udało się jej ukryć swoich uczuć,
bo Eryk zaśmiał się pod nosem:
– Cindy, to tylko mój prywatny pogląd.
– Widzę, że potrzebujesz sporej dawki świątecznego nastroju. – Pogroziła mu
palcem jak małemu chłopcu. Potem odwróciła się energicznie i zawołała: – Joel, będą
nam potrzebne wszystkie robocze rękawice, jakie mamy w hotelu. Spróbujemy
odginać gałęzie jedną po drugiej i wpychać choinkę po centymetrze. Nawet z kilkoma
połamanymi gałęziami będzie lepsza niż przecięta na pół.
Rozbawione spojrzenie Eryka zalśniło niewiarygodnym błękitem. Zachwycona
Cindy przełknęła ślinę. Na szczęście pojawił się Joel z rękawicami. Cały personel i
kilkoro gości ustawiło się wokół świerka, słuchając wskazówek Manny’ego, który
przepchał się do środka i samowładnie obwołał się liderem grupy.
Eryk znalazł sobie miejsce naprzeciwko Cindy. Nie miała pojęcia, czy stało się to
przypadkiem, czy zrobił to celowo. Cały czas ukradkowo spoglądała w jego stronę, z
trudem koncentrując się na poleceniach Manny’ego.
– Nie pchajcie, dopóki nie powiem. Raz... Dwa... Już!
Choinka przesunęła się o kilka centymetrów, a Cindy powróciła na swój punkt
obserwacyjny, podniecona myślą, że za sześć godzin spędzi wieczór z
najseksowniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek znała. I nie tylko to. Eryk miał
poczucie humoru, świetny gust, przyzwoitą pracę.
– Uwaga! – krzyknął Manny. – Trzymać ją, żeby się nie odwróciła.
No, może „przyzwoity” nie było najstosowniejszym określeniem. Pewną pracę,
brzmiało odpowiedniej. Bo co na świecie może być pewniejszego od seksu?
– Mamy ją!
Rozległ się zbiorowy okrzyk satysfakcji, a potem oklaski i wiwaty. Choinka
leżała na marmurowej podłodze w holu!
– A teraz – roześmiał się Eryk – musisz rozdać wszystkim swoim robotnikom
papierosy.
Powinien częściej się śmiać, uznała. Bardzo mu z tym do twarzy. Mimo gwaru i
rozgardiaszu dookoła, Cindy miała dziwne uczucie, że jest z nim sam na sam. Sam na
sam z mężczyzną, który w alarmująco krótkim czasie poruszył jej uczucia, jak nikt
dotąd.
– A nie lepiej rzucić palenie? – Nic lepszego nie przyszło jej do głowy.
– Nie muszę palić. Bylebym miał czymś zajęte ręce. Cindy wyprostowała się. Do
diabła z grzecznymi odzywkami. Właśnie teraz miała ochotę trochę poflirtować.
– A co zrobisz – ściszyła głos – jeśli ci powiem, że mam coś, co zajmie
równocześnie twoje ręce i twoje usta?
– Powiem, że jesteśmy w miejscu publicznym. – Rozejrzał się wokół.
– To trudno. Wracam do pracy, bo pojawili się dekoratorzy.
– Poczekaj! – zawołał, łapiąc ją za rękę. – Musisz mi powiedzieć, co to takiego!
– Powiem, że chodzą ci po głowie same brudne myśli – zaśmiała się, wyciągając
z kieszeni paczkę landrynek. – Każdy, kto rzuca palenie, powinien je mieć przy sobie.
To znana sprawa. – Podała mu słodycze. – Do zobaczenia wieczorem. I dziękuję za
pomoc przy choince.
– A ja dziękuję za potężną dawkę świątecznego nastroju. Kiedy Cindy była w
pobliżu, wszystkie argumenty za tym, żeby nie ciągnąć ich znajomości, brały w łeb.
Chciał mieć ją stale w zasięgu wzroku i zupełnie nie rozumiał, skąd brało się w nim to
pragnienie.
Patrzył, jak odchodzi. W świetle kryształowego żyrandola jej czerwonawe włosy
rzucały metaliczne blaski. Eryk popatrzył w górę i po raz pierwszy od dłuższego czasu
pomyślał o ojcu. Na pewno byłby zachwycony pracą rzemieślników, którzy obrabiali
te kryształy. Może powinien wysłać mu pocztówkę ze zdjęciem żyrandola i kilkoma
serdecznymi zdaniami? śeby wiedział, że syn o nim myśli. I Eryk, dziwnie
rozradowany, powędrował do siebie.
Reszta popołudnia minęła Cindy w radosnym podnieceniu. Koniec kłopotów! Nic
złego nie może już się zdarzyć. Dekoratorzy – nieco ekscentryczni, choć mili –
obiecali, że do rana zamienią choinkę w prawdziwe dzieło sztuki. Pan Stark został
namówiony na wieczorną wyprawę do teatru – oczywiście na koszt hotelu – i nie było
obawy, że zgorszy się wieczornym przyjęciem dla personelu.
Kiedy zajrzała do baru, Joel przywitał ją wzniesionym do góry kciukiem. Na
podwyższeniu, na którym zwykle stało pianino, Jerry wieszał kolorowe lampki. Cindy
podeszła pod podium.
– Jerry! – Spojrzała w górę. – Nadal jesteś na mnie wściekły?
– To twoje włosy, nie moje – burknął, nie spojrzawszy nawet na nią.
– Nie martw się. Odrosną.
– O ile wcześniej nie wypadną.
– Wtedy wszyscy zobaczą, że mam ładny kształt czaszki.
– Nawet z głową jak szczotka klozetowa umiesz zwabić ptaszki z drzewa –
roześmiał się w końcu i zszedł z drabiny.
– Cieszę się, że mi nareszcie darowałeś. Co zrobiliście z pianinem?
– Stoi w sali obok. Znalazłem tam sztuczną jemiołę. Powieszę ją pod sufitem,
dobrze?
– Broń Boże. W zeszłym tygodniu przyszedł faks z centrali. Odgórnie zabroniono
wieszania jemioły na pracowniczych przyjęciach.
– Do tej pory nie przejmowałaś się ich instrukcjami.
– Najwyższa pora zacząć. „Nie” dla jemioły.
– Powiedz prawdę: boisz się, że ktoś cię złapie pod jemiołą?
– Nie.
– Aha. Boisz się, że nikt cię nie złapie! – Uśmiechnął się szeroko.
– Jerry! Nie zniżę się do odpowiedzi na takie pytanie.
– Przychodzisz dzisiaj ż młodym Quinnem, tak?
– Jerry, on wcale nie jest młody. – Cindy popatrzyła na niego badawczo.
– Skąd wiesz?
– Kamelia powiedziała mi o tym z samego rana.
– Ale ja widziałam ją pierwszy raz w życiu dziś rano, kiedy robiła mi tę
koszmarną trwałą.
– Dowiedziała się od pucybuta.
– Nie do wiary. – Cindy pokręciła głową. – A zresztą nieważne. Grunt, że mamy
fryzjerkę.
Stary fryzjer popatrzył na nią z ukosa.
– A co? Nie mamy?
– Uciekają jedna po drugiej. Z twojego powodu. Przynosisz im pecha.
– I co zrobimy? Jerry, gdybyś tylko zgodził się czesać kobiety... Czy wiesz, jakie
miałbyś napiwki?
– Nie. Mężczyzn łatwo zadowolić. Wystarczy machnąć nożyczkami raz czy dwa,
wyrównać wąsy, usunąć włosy z ucha i już są szczęśliwi. A kobiety? Nie, dziękuję.
– Muszę iść. Trzeba ściągnąć nową fryzjerkę.
– Cindy! – Jerry zerknął znacząco na zegarek. – Jeśli chcesz olśnić wszystkich
facetów na przyjęciu, powinnaś się zbierać.
– Myślisz, że trzeba mi aż tyle czasu? – udała obrażoną. Zupełnie
niespodziewanie Jerry objął ją i powiedział poważnie:
– Daj sobie trochę czasu na odpoczynek, dobrze? Postaraj się raz nie myśleć o
tym starym hotelu. A wieczorem baw się dobrze z tym młodym człowiekiem. –
Podnosząc wysoko jemiołę, wyszczerzył białe zęby. – A ja już znajdę odpowiednie
miejsce, żeby to powiesić.
– Ty naprawdę uwziąłeś się, żeby ściągnąć na mnie kłopoty. – Dała mu kuksańca
w bok. – Do zobaczenia wieczorem.
Mimo rad Jerry’ego Cindy wylądowała w swoim mieszkaniu dopiero o szóstej.
Zjadła jabłko i powtarzając pod nosem wszystkie instrukcje Manny’ego, weszła do
łazienki. Rozwiązała włosy, które natychmiast stanęły na sztorc. Chyba dotykam nimi
sufitu, mruknęła, stając pod prysznicem. Manny kazał jej umyć głowę dwa razy, żeby
rozprostować trwałą i usunąć wstrętny zapach. Później miała wetrzeć we włosy gęstą
odżywkę, którą jej dostarczył.
Po kąpieli owinęła głowę ręcznikiem. Nie mogła się zdobyć, żeby od razu usiąść
przed lustrem. Wtarła w skórę perfumowany balsam, znaleziony gdzieś na dnie
szuflady, ogoliła nogi i dopiero wtedy podeszła do lustra. Drżącymi rękami odsłoniła
głowę. Mocno skręcone loczki sterczały na wszystkie strony. Nawet mokre, łyskały
podejrzanie miedzianym kolorem.
Cindy jęknęła i otworzyła kosmetyczkę, również przyniesioną przez Manny’ego.
Wewnątrz znalazła całą masę spinek i żeli, czarną siateczkę, która wyglądała jak mały
hamak, oraz kartkę z dokładną instrukcją. Westchnęła i zaczęła czytać.
Po trzydziestu minutach wytężonych starań udało się jej wyprostować większość
loków, które sterczały teraz wokół jej głowy jak dziwaczny, egzotyczny kapelusz.
Powoli smarowała je żelem i zbierała w koński ogon. Zgodnie z rysunkiem
dostarczonym przez Manny’ego umocowała na ogonie siatkę i mocno zawiązała.
Koniec, westchnęła z ulgą i uśmiechnęła się. Nie wyglądało to wcale źle.
Teraz przyszła kolej na makijaż. „Musisz mocno podkreślić oczy!” polecił jej
Manny surowo. Posykując z bólu, wyrównała pęsetą linię brwi, a potem wzięła do rąk
zalotkę. Oparła łokieć o toaletkę i patrząc w powiększające lusterko, ostrożnie
chwyciła rzęsy w małe szczęki i ścisnęła rączki. Nagle w sypialni odezwał się
dzwonek. Cindy drgnęła przestraszona i łokieć obsunął się jej z blatu. Poczuła ból tak
ostry, że z oczu polały się jej łzy. Przyciskając dłonią powiekę, pobiegła odebrać
telefon.
– Cindy, to ja, Manny. Mam dla ciebie specjalną przesyłkę. Czy mogę przywieźć
ją na górę?
– Jaką przesyłkę?
– Niespodzianka.
Cindy spojrzała na zalotkę i jęknęła, tym razem z przerażenia, widząc przylepione
do niej dziesiątki wyrwanych rzęs.
– Dobra, przywieź.
Pełna najgorszych przeczuć wróciła do toaletki i przysunęła twarz do lustra. Jej
lewa powieka była niemal całkiem łysa. Dziwne, ale nigdy nie przypuszczałam, myśli
w zwolnionym tempie przelatywały jej przez głowę, że rzęsy tak bardzo wpływają na
wygląd ludzkiej twarzy...
Dopiero po Miku sekundach dotarło do niej, co się stało. Zakryła twarz rękami.
Musi zaraz zadzwonić do Eryka i wszystko odwołać. A zobowiązania wobec
personelu? Trudno! Z połową rzęs nie może przecież pokazać się nikomu!
Kiedy rozległo się pukanie do drzwi, sprawdziła przez dziurkę od klucza, czy to
na pewno Manny.
Wszedł, trzymając w rękach mały wazon z piękną kompozycją róż i lilii, między
które wetknięty był bilecik.
– A to co? – krzyknęła.
– Nie czytam cudzych liścików, ale mogę się założyć, że to bukiet od twojego
olśniewającego kawalera. – Manny poszedł za nią do pokoju. – Włosy wyglądają
ś
wietnie.
– Z twojego tonu wnioskuję, że nie bardzo wierzyłeś, iż coś da się z nimi zrobić –
powiedziała Cindy z nosem w kwiatach. – Podobasz mi się w smokingu – dodała.
– Dziękuję. I co? Miałem rację? – zapytał, widząc, że czyta bilecik.
„Zawczasu dziękując za miły wieczór. Eryk” napisał na karteczce wyrobionym,
pochyłym charakterem pisma. Cindy podniosła głowę z uszczęśliwioną miną.
– Cindy! Twoje oko! Co ty zrobiłaś z rzęsami? – wymamrotał Manny. – Zalotka,
tak?
Kiwnęła jedynie głową. Dlaczego tylko jej przytrafiają się takie straszne rzeczy?
– Niebezpieczne narzędzie w rękach nerwowej kobiety – mruknął.
– Wcale nie jestem nerwowa.
– Nie? – Popatrzył na nią znacząco.
– Dobra. Trochę nerwowa. Drgnęła mi ręka, kiedy zadzwonił telefon. Co ja teraz
zrobię?
– Odrosną.
– Mówię o dzisiejszym przyjęciu.
– Sztuczne.
– Jak to sztuczne? Przyjęcie?
– Sztuczne rzęsy!
– Nie mam.
– Kończ makijaż i ubieraj się. Oczu nie ruszaj. – Manny już był przy drzwiach. –
Zaraz wracam.
Kiedy Cindy została sama, znowu zanurzyła twarz w kwiatach. Podobało się jej,
ż
e Eryk jest tak uprzedzająco grzeczny. Oczywiście, musiał zdawać sobie sprawę, że
Cindy jest nieco skrępowana jego profesją, stąd to wszystko.
Powoli kończyła robić makijaż. Jeszcze tylko puder i szminka. Zdecydowała się
na najbardziej jaskrawy odcień, jaki udało się jej znaleźć w kosmetyczce. Malując
wargi, przypomniała sobie wczorajszy pocałunek. Przymknęła oczy, przywołując w
pamięci smak ust Eryka i drżenie, które poczuła, kiedy ujął dłońmi jej twarz.
Jeszcze kilka dni temu mogłaby przysiąc, że nic nie zdoła oderwać jej od
problemów związanych z hotelem. I co? W tak trudnym czasie pozwoliła zawrócić
sobie w głowie. I bardzo dobrze! Dzięki temu nie wpadała w panikę na widok
okropnego Starka Stantona, a nawet skuteczniej pacyfikowała jego pretensje.
Spojrzała na zegarek. Prawie wpół do ósmej! Szybko włożyła czarną, wąską
suknię. Obejrzała w lustrze swoją górną połowę, a potem wdrapała się na łóżko, żeby
obejrzeć dół.
– Muszę w końcu zainwestować w duże lustro – mruknęła, wkładając zamszowe
pantofle.
Kończyła malować paznokcie, kiedy wrócił zdyszany Manny. Już w progu
wręczył jej pudełeczko. ze sztucznymi rzęsami.
– Nie mam czasu ich przyklejać. – Machnęła ręką zrezygnowana. – Eryk będzie tu
za piętnaście minut.
– Jak chcesz. – Manny rozłożył ręce. – Ale pomyśl: nie będziesz miała czym
zatrzepotać, kiedy już staniesz z nim twarzą w twarz u niego w pokoju.
– Chyba nie myślisz, że zaprosi mnie do siebie? Manny zaśmiał się i wskazał
palcem bukiet.
– Czy takie kwiaty mówią: „O pani, dobranoc. Do zobaczenia, do jutra. „? Czy
może raczej „Mam ochotę schrupać cię całą, maleńka.”?
– Naprawdę tak uważasz? – Poruszyła palcami, żeby lakier szybciej wysechł. – W
takim razie zabieraj się do roboty.
– Daj mi pięć minut. – Manny wyjął z pudełka buteleczkę przezroczystego płynu.
Po chwili Cindy zatrzepotała na próbę rzęsami, próbując przyzwyczaić się do ich
ciężaru.
– Nigdy jeszcze nie nosiłam czegoś takiego – powiedziała.
– Szybko się przyzwyczaisz – pocieszył ją Manny i widząc jej zdziwione
spojrzenie, pośpiesznie dodał: – Tak mi przynajmniej mówiono.
Rozległo się pukanie do drzwi.
– Idź do sypialni i skończ makijaż. Ja zajmę się twoim panem Quinnem. Nie
zapomnij nałożyć swoich szklanych kolczyków.
– Jestem wrak – zaśmiała się nerwowo Cindy. – Twoja ostatnia rada?
Manny udawał, że się zastanawia.
– Postaraj się nie zniszczyć temu facetowi następnej części garderoby, kiedy
będziesz rozbierać go dziś w nocy – odpowiedział z poważną miną.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Pukając do drzwi na piętnastym piętrze, Eryk czuł się jak nastolatek, który zabiera
na randkę swoją pierwszą dziewczynę. Zdawał sobie sprawę, że Cindy pociąga go
coraz bardziej, a od czasu epizodu z choinką z trudem udawało mu się o niej nie
myśleć. Równocześnie jednak z każdą wspólnie spędzoną minutą rosły jego rozterki.
Po południu z trudem zmusił się do pracy. Tym razem sprawdzał piętra, na
których znajdowały się pomieszczenia konferencyjne, i odkrył rzeczy nie bardzo
licujące z powagą hotelu. Na przykład trzy toalety na jednym z korytarzy oznaczone
były napisami: „Panie”, „Panowie” oraz „Inni”. Straszne. A sale posiedzeń, zamiast
mieć normalne, stateczne nazwy, odpowiadające randze miejsca, nazywały się Pokój
Nadprzyrodzonych Zjawisk lub Komnata Czwartego Wymiaru.
Sprawdził także księgę inwentarzową. Wartość żyrandola oszacowano na
sensownie brzmiącą sumę dwudziestu ośmiu tysięcy dolarów. Mimo to wysłał do ojca
pocztówkę: Tato, może mógłbyś wyszperać dla mnie jakieś informacje o żyrandolu,
który jest na odwrocie? Prawdopodobnie francuski, z lat dwudziestych. Zadzwonią
niedługo. Pozdrowienia.
Drzwi się otworzyły i, ku swojemu zdziwieniu, Eryk zobaczył w progu
Manny’ego. Ogarnęło go nieracjonalne uczucie zazdrości, tym silniejsze, że na
policzku Olivera dostrzegł ślad szminki. Czyżby tych dwoje rzeczywiście coś łączyło?
Byłoby to co najmniej dziwne, sądząc z reakcji Cindy na jego pocałunek. Chyba że z
całą premedytacją próbowała go wczoraj wykorzystać.
– Proszę wejść. Cindy będzie gotowa za minutę. – Manny z oficjalnym
uśmiechem zaprosił go do środka. – Świetny smoking – dodał.
– Dziękuję. Pański także. – Zaległa cisza, którą na szczęście przerwało
pojawienie się Cindy.
– Jestem gotowa!
Erykowi zaparło dech w piersiach z zachwytu. Cindy miała na sobie wąską,
czarną suknię skromnie zakrywającą dekolt i ramiona, ale doskonale podkreślającą
kształty, zamaskowane dotąd zielonoszarym mundurkiem, który nosiła w pracy. Już
wcześniej domyślał się, że pod żakietem mogą kryć się nieodgadnione skarby.
Przypuszczenia potwierdziły się z nawiązką: szczupła talia, piękny biust i lekko
zaokrąglone biodra były bez zarzutu. W wysokim rozcięciu mignęła mu długa,
zgrabna noga w błyszczącej, czarnej pończosze.
Popatrzyli na siebie. Cindy była piękna. Nowa fryzura uwydatniła delikatne rysy
jej twarzy i wielkie zielonoszare oczy ocienione grubymi rzęsami. Z małych uszu
zwisały długie, szklane kolczyki. Mrugnęła do niego niespodziewanie, a on
uśmiechnął się, ale nie był w stanie wyjąkać ani słowa.
– Cindy zachwyciła się kwiatami, które od pana dostała – zaczął Manny. – Kocha
białe róże, prawda, szefowo?
Nie odpowiedziała. Wydawało się, że nie usłyszała pytania. Eryk wpatrywał się w
błękitną żyłkę pulsującą na jej szyi i nawet nie miał zamiaru otworzyć ust. Manny
odchrząknął.
– Chyba was tu zostawię, dzieci. Tylko nie zagadajcie się na śmierć.
Zamykane drzwi trzasnęły cicho, a oni wciąż patrzyli na siebie bez słowa.
– Cześć. – Eryk odezwał się pierwszy. – Wyglądasz wspaniale.
– Cześć. Ty też. Dziękuję za piękne kwiaty oraz miły liścik.
– Cała przyjemność po mojej stronie. Idziemy? Kiwnęła głową i odwróciła się, by
sięgnąć po torebkę. Eryk pożerał wzrokiem nagie plecy Cindy, próbując wyobrazić
sobie rozkosz, jakiej doznałby, przesuwając palcami po jej skórze. Z wysiłkiem
oderwał od niej oczy i zmusił się do zachowania spokoju. Patrzył w drugą stronę,
kiedy ona, również bez słowa, mijała go w drzwiach. Dopiero w windzie napięcie
między nimi zelżało. Eryk gorączkowo poszukiwał jakiegoś neutralnego tematu do
rozmowy i ostatecznie zdecydował się załatwić przynajmniej jeden z nurtujących go
problemów.
– Cindy – zaczął. – Kiedy dzisiaj wciągaliśmy do holu choinkę, zauważyłem wasz
niezwykły żyrandol. Musi mieć sporą wartość.
– Dla wszystkich, którzy tu pracują, ma wielką wartość emocjonalną. – Ledwo
dostrzegalnie wzruszyła ramionami.
– Myślałem, że to cenny zabytek – próbował wyciągnąć od niej coś więcej.
– To kopia, ale prawdopodobnie można już uznać ją za zabytek.
– Kopia?
– Tak. Oryginał został przywieziony z Francji. Podobno do Ameryki w latach
dwudziestych trafiły trzy takie egzemplarze: do nas, do hotelu w Chicago oraz do
luksusowego domu towarowego w Beverly Hills. Niestety – uśmiechnęła się smutno –
podczas drugiej wojny wszystkie trzy zostały zastąpione zwykłymi szklanymi
replikami, a oryginały darowano na wspomożenie funduszu wojennego.
Winda zatrzymała się na parterze.
– Przykro mi, że musiałam przekłuć szklaną bańkę pańskich złudzeń, panie
Quinn.
A więc wciąż w to grała... A może nie używała nazwiska Stanton w obawie, żeby
nie usłyszał tego nikt z personelu?
– Panie Quinn? A gdzie podział się Eryk? – zapytał, biorąc ją pod ramię, gdyż
stanęli właśnie u wejścia do baru.
Ze środka dobiegał gwar i dźwięki muzyki.
– Pora wchodzić, Eryku. – Uśmiechnęła się.
Wszystkie głowy odwróciły się w ich stronę. Zdziwione spojrzenia i podniesione
brwi utwierdziły Eryka w przekonaniu, że nieczęsto widywano szefową w
towarzystwie obcych mężczyzn. Wkrótce otoczył ich wianuszek ludzi. Wszyscy
ś
ciskali sobie ręce, Cindy przedstawiano współmałżonków, ona zaś przedstawiała
swojego towarzysza po prostu jako „Eryka”.
Eryk pod pretekstem pójścia po drinki opuścił towarzystwo i przepchał się do
baru. Na stołku przy barowej ladzie królował Jerry w ciemnoszarym garniturze i
imponująco czerwonym krawacie.
– Jesteś sam, Jerry? – zapytał Eryk, przekrzykując hałas.
– Tak.
– A mówiłeś, że jesteś żonaty.
– Byłem żonaty. Teraz mam okres pomiędzy żonami – sprostował Jerry i
spoglądając z ukosa na oniemiałego Eryka, zapytał. – Pewnie pan i pani Cindy macie
wielkie plany na jutro?
– Na jutro? – Eryk zmarszczył brwi, zmieszany.
– Skoro dzięki panu ma dzień wolny, wyobrażam sobie, że chcecie spędzić go
razem.
– Dzięki mnie?
– Nie powiedziała panu? Joel Cutter założył się, że Cindy nie znajdzie sobie
partnera na dzisiejsze przyjęcie. Obiecał, że jeśli ona przyjdzie z kimś, on zastąpi ją
jutro w pracy. – Jerry poklepał Eryka po plecach. – Musiała bardzo potrzebować
wolnego dnia.
A więc Cindy wykorzystała go, żeby wygrać zakład! Eryk poczuł się dotknięty.
– Nie martw się tak, synu. Jestem pewien, że ona trochę cię lubi.
Eryk zademonstrował najbardziej obojętną minę, na jaką mógł się zdobyć, wziął
kieliszki i zaczął znowu przepychać się przez tłum. Podchodząc do Cindy, poczuł falę
podniecenia. Dlaczego ma się bronić? Była piękna, inteligentna i bardzo seksowna.
I zakazana, mruknął pod nosem. Przełknął spory łyk zimnego rumu z colą, żeby
ostudzić swoje zmysły. Pocieszał się myślą, że jeśli Cindy zaprosiła go, żeby wygrać
zakład, to nie miała zamiaru podstępnie wpływać na jego decyzje dotyczące hotelu.
– Słyszałem historię o jakimś zakładzie – zagaił, wręczając jej kieliszek.
– Zakładzie? – Cindy zaczerwieniła się po korzonki włosów.
– Podobno jestem wart jeden wolny dzień – droczył się z nią.
– To była tylko zabawa między przyjaciółmi – wyjąkała zdesperowana.
– I o co się założyliście?
– Jeśli wygram, Joel przejmuje jutro wszystkie moje obowiązki. Jeśli przegram,
przez miesiąc ma moje miejsce na parkingu.
– A ja myślałem, że mnie lubisz.
– Bardzo lubię – odparła spontanicznie i zaraz zaczerwieniła się znowu. – Kiedy
cię zapraszałam, nie pamiętałam wcale o zakładzie.
– W takim razie – wziął ją za rękę i poprowadził na parkiet – musimy
porozmawiać o jakiejś rekompensacie dla mnie.
Z głośników płynął wolny walc.
– Fatalnie tańczę – przyznała się.
– Po prostu daj się prowadzić.
Zadrżała, czując jego rękę na swoich odkrytych plecach.
1 bojąc się, że zdradzi ją jej własne ciało, przez cały taniec utrzymywała między
nimi jak największą odległość, – A więc – odezwał się Eryk niskim głosem –
porozmawiajmy o jutrze.
– O jutrze? – Cindy walczyła z pragnieniem oparcia głowy na jego ramieniu.
Pachniał tak pięknie. I tak pięknie się poruszał.
– Skoro to dzięki mnie masz jutro dzień wolny, uważam, że mam prawo do jego
części.
– Co masz na myśli? – udawała, że nie rozumie, chociaż w duchu gubiła się w
słodkich przypuszczeniach.
– Najpierw się wyśpimy... Zgubiła krok i nadepnęła mu na palec.
– Auu!
– Przepraszam. Ja naprawdę nie umiem tańczyć. Czy to miało znaczyć, że chce
spać z nią?!
– ... bo nie ma potrzeby wychodzić za wcześnie – ciągnął jakby nigdy nic.
– Ja mam zamiar kupić prezenty świąteczne. – Cindy udało się uspokoić oddech.
– Niezbyt ciekawe zajęcie:
– Ale za to w ciekawym towarzystwie. Zresztą nie będziesz robić zakupów przez
cały dzień.
– Nie. Myślałam o tym, żeby przespacerować się mostem Golden Gate. To mi
zawsze dodaje energii. O tej porze roku nie ma mgły i widoki są naprawdę wspaniałe.
– Świetnie. Nigdy nie widziałem Golden Gate z bliska. Cindy pożałowała nagle
swoich słów.
– Ale co do mgły, to nie ma pewności. Równie dobrze możesz niczego nie
zobaczyć. A most wcale nie jest złoty. Raczej brązowy od rdzy. Tak naprawdę, to nic
specjalnego – dokończyła szybko, denerwując się coraz bardziej.
– Coś mi się wydaje, że próbujesz się wymigać od spotkania. – Popatrzył jej
głęboko w oczy. – To bardzo brzydko z twojej strony, skoro to dzięki mnie jutrzejszy
dzień możesz poświęcić na głupstwa. – Eryk puścił do niej oko, kolejny raz tego
wieczoru.
Walc zmienił się w szybkiego rock and rolla. Z każdym obrotem Cindy czuła, jak
alkohol coraz głębiej wnika w jej krwiobieg. Rozluźniona, nadążała teraz za Erykiem
bez deptania mu po nogach. Ich ciała spotykały się i rozdzielały zgodnie z rytmem
muzyki.
– Wydaje mi się, że jestem trochę wstawiona – zaśmiała się do niego.
– Jeśli przestaniemy teraz tańczyć, będę musiał znaleźć coś, czym można zająć
ręce.
Słysząc jego szept, Cindy miała poczucie – cudowne i groźne zarazem – że
powoli przestaje panować nad sytuacją. To było jak jazda na zjeżdżalni – ekscytujące
i przyjemne. W końcu pośród okrzyków i braw melodia się skończyła.
– Tańczysz naprawdę wspaniale – pochwaliła Eryka, kiedy schodzili z parkietu.
– Nie tańczyłem całe wieki. Dawniej szalałem w kuchni z moją małą siostrą,
która zrobiła sobie ze mnie worek treningowy.
Zamyślił się chwilę, najwyraźniej wracając myślami do przeszłości, ale szybko
pozbierał się i mrugnął do Cindy. Znowu!
Zaczynała obawiać się, że jest pijany. Nie dosyć, że zajmuje się sprzedażą
erotycznych zabawek, to ma jeszcze problemy alkoholowe. Związek z kimś takim
byłby najgłupszą rzeczą na świecie! Ale zaraz! Kto tu mówi o związku? To ma być
niezobowiązujący flirt, nie żaden związek.
Na chwilę zatrzymali się przy bufecie i z pełnymi talerzami przysiedli się do
Manny’ego i Samanty, która bawiła się dzisiejszego wieczora z jakimś Trekersem.
Młodzieniec miał na nogach lśniące nowością białe tenisówki. Najwyraźniej w ten
sposób zrozumiał określenie „stroje wizytowe”.
Manny wydawał się niewiarygodnie znudzony.
– Wyluzuj się – szepnęła do niego Cindy, kiedy Eryk poszedł po drinki.
– Dobrze ci mówić, skoro sama się wyluzowałaś mruknął. – Widzę, że
zamierzasz się z nim przespać.
– Wcale nie!
– Ale założę się, że Quinn tak myśli.
– Tylko dlatego, że z nim tańczyłam?
– Nie. Dlatego, że co chwila puszczasz do niego oko.
– O czym ty mówisz?
– Sprawdź rzęsy.
– O Boże! Manny, masz rację. Mrugałam na niego bez przerwy. Musi myśleć, że
nie brakuje mi tupetu!
– Powiedziałbym, że jesteś trochę zbyt skromna, używając w tej sytuacji słowa
„tupet” – prychnął Manny.
– Zamknij się. „Wraca.
– Cindy! – wtrąciła się Samanta, – Słyszałam, że udało ci się spacyfikować
Starka.
– Przynajmniej dziś mamy spokój – westchnęła Cindy. – Na pewno nie będzie
ż
adnych kuriozalnych skarg.
– Usłyszałem twoje ostatnie zdanie – włączył się Eryk, który wrócił z baru. – Jeśli
mowa o kuriozalnych skargach, chyba muszę coś dorzucić. Wiecie, brzmi to
idiotycznie, ale ktoś skradł mi z pokoju spodnie od piżamy i podłożył nowe.
Identyczne – kolor, firma
3
wszystko się zgadza...
– Naprawdę? – Cindy bała się spojrzeć na Manny’ego, który trącił ją nogą pod
stołem.
– Tak. Myślę, że to jakiś drobny zboczeniec. Chciał mieć coś używanego. Tę
piżamę dostałem w prezencie. Chyba musiała sporo kosztować, ale mnie na niej
zupełnie nie zależało. Gdyby ten głupek to wiedział, zaoszczędziłby mnóstwo forsy.
I teraz to mówisz, jęknęła w duchu Cindy, zastanawiając się, jak zareagować na tę
rewelację.
– Eryku – zaczęła niepewnie – skoro spodnie są takie same, skąd wiesz, że to nie
te same?
– Moje miały inicjały wyhaftowane na kieszeni.
– Twoje inicjały? – wymamrotała.
– No. – Eryk sięgnął po kanapkę. – Tylko chory człowiek robi coś takiego.
– Zgadzam się. – Manny kiwnął głową. – Chory, zdesperowany, z poważnymi
zaburzeniami...
Cindy walnęła go w żebra.
– Eryku, jeśli jest coś, co hotel mógłby zrobić...
– Daj spokój. Nie chodzi mi o żadne odszkodowanie. Po prostu chciałem wam
powiedzieć, żebyście mieli oczy szeroko otwarte, bo na terenie hotelu może grasować
zboczeniec.
– Dzięki. – Cindy uśmiechnęła się niepewnie.
Na szczęście więcej nie wracali do sprawy. Jedli, pili, tańczyli, a kiedy Cindy nie
miała już sił, usiedli przy stoliku i opowiadali sobie dowcipy. Eryk był właśnie w
połowie jakiejś śmiesznej historii, kiedy poczuł na nodze stopę Cindy. Przerwał i
bezwiednie odwrócił się w jej kierunku.
– Cindy – zawołał Manny surowo. – Rączki na stół, proszę. Wszyscy ryknęli
ś
miechem, a Eryk, ku jej zdumieniu, lekko się zaczerwienił.
O wpół do dwunastej pojawił się Joel.
– Cindy! Pora na Świętego Mikołaja! – Widząc jej zaskoczoną minę, dodał: – Nie
pamiętasz? Obiecałaś mi, że przebierzesz się za Mikołaja. Wtedy, kiedy podpaliłaś
stół w restauracji.
Owszem, mówiła mu coś podobnego, ale wówczas była pewna, że na przyjęcie
przyjdzie sama. I znowu nie uda się jej zachować nawet resztek godności. Spojrzała
na Eryka. Puścił do niej oko.
Westchnęła ciężko i poszła za Joelem.
– Nie ma mowy – powiedziała twardo, odrzucając kostium na bok. – Nie włożę
tego.
Jeszcze dwie minuty temu była pewna, że nie zdarzy się nic jej gorszego niż bycie
Mikołajem. Nie doceniła swojego pecha.
– Mówiłeś o stroju Mikołaja. A to jest kusa minisukienka obszyta białym
futerkiem.
– Ale jest czerwona. A tu są buty. – Pokazał jej czarne botki na wysokich
obcasach. – I czapka. Z pomponem.
– Joel, lepiej mi nie mów, kto wymyślił ten strój. I ciesz się, że wypiłam trochę,
bo inaczej nie miałbyś szans. Ale butów nie włożę – dodała. – A teraz spadaj.
Kostium okazał się za duży. Rękawy zakrywały niemal całą dłoń, dół sukienki
wypadł gdzieś pod kolanami, a za luźna talia znalazła się w okolicy bioder.
Najwyraźniej przeznaczony był dla wyższego Mikołaja z o wiele większym biustem.
Cindy wypatrzyła czarny plastikowy pasek, który leżał obok butów, i ścisnęła się nim,
ż
eby trochę dopasować kreację, ale efekt i tak był żałosny.
– Nic nie mów – syknęła, widząc minę Joela, który pojawił się w pokoju z
czerwonym workiem wypchanym prezentami.
Eryk najpierw usłyszał ryk śmiechu, potem dopiero zobaczył, co jest jego
powodem. Dołączył do reszty wiwatującego towarzystwa i z podziwem patrzył, jak
Cindy, robiąc dobrą minę do złej gry, krąży wśród swoich pracowników i rozdaje im
prezenty i uśmiechy. Widać było, że jest lubiana i popularna.
Niestety, z jego długoletnich doświadczeń wynikało, że lubiany szef nie zawsze
jest skuteczny w działaniu – osobiste więzy zbyt mocno wpływają na jego decyzje.
Dokładnie z tej przyczyny, pomyślał, wypijając spory łyk wina z kieliszka,
powinienem sam trzymać się od niej z daleka, przynajmniej do zakończenia pracy w
hotelu Pod Kryształowym Pająkiem.
– Dostajecie jednakowe prezenty! – Cindy stanęła właśnie przed nim i Mannym. –
Doceńcie, że nawet nie sprawdzam, czy byliście grzeczni – Spojrzała niepewnie na
Eryka. – Zaraz kończę. Czy poczekasz na mnie, czy może uznałeś, że cię
skompromitowałam?
– Jasne, że mnie skompromitowałaś – zaśmiał się głośno – ale i tak na ciebie
poczekam.
Czuł, jak jego ciało nabrzmiewa oczekiwaniem.
– Cindy to prawdziwy klejnot – odezwał się szorstko Manny, przerywając jego
fantazje.
Eryk spojrzał na niego, zaskoczony. Tymczasem Manny pochylił się ku niemu i
popatrzył mu badawczo w oczy.
– Cindy powiedziała mi, dlaczego jest pan tutaj. Na ogół nie obchodzi mnie, jak
ludzie zarabiają na życie, ale tym razem jest inaczej. Za parę dni pan zniknie, a ona
będzie musiała połknąć tę żabę. Sama. Chcę, żeby pan wiedział, iż Cindy jest kimś
niezwykłym, a ja nie mam ochoty patrzeć, jak ktoś ją rani.
Eryk powoli przecierał zaparowane okulary. Rozumiał, co mówi do niego Manny,
ale nie chciał pogodzić się z konsekwencjami.
– Tak samo jak pan nie chcę, żeby ktoś ją zranił – odezwał się w końcu.
– Dobrze, że doszliśmy do porozumienia w tej sprawie. – Manny wstał od stołu. –
Dobranoc panu.
– Manny! – Eryk podniósł się nagle. – Mam do pana prośbę. Czy zechciałby pan
zostać tu jeszcze chwilę i przeprosić Cindy w moim imieniu? Chyba wrócę do
swojego pokoju.
– Nie ma sprawy – odpowiedział Manny uprzejmie. – Wesołych świąt, panie
Quinn.
ROZDZIAŁ ÓSMY
– Poszedł sobie? – Cindy przygryzła wargę, żeby ukryć rozczarowanie.
– Mam cię bardzo przeprosić w jego imieniu.
– Trudno. – Skubnęła nerwowo rąbek dekoltu. – To przecież tylko randka. śeby
wygrać zakład.
– Wpadł ci w oko, prawda?
– Sama nie wiem. – Zmarszczyła brwi. – Zarabiam na życie, wynajmując sale
ludziom typu Eryka, a potem gorszę się ich profesją. To hipokryzja, prawda? A
jednak nie mogę się przyzwyczaić, że robi pieniądze, sprzedając ludziom plastikowe
fallusy. Jak taki człowiek mógł trafić do tej’ branży?
– Może grał kiedyś, w filmach porno? Jest całkiem przystojny.
– Jak to? – Oczy o mało nie wyszły Cindy z orbit. – Boże, mama padnie trupem,
kiedy się dowie.
– Cindy, nie spiesz się z tym pogrzebem. Przecież to tylko przypuszczenie.
– Gdyby nie to, byłby doskonały – westchnęła.
– śaden mężczyzna nie jest doskonały, wierz mi.
– Ty jesteś. – Objęła go czule.
– Z wyjątkiem mnie, oczywiście. – Manny wyszczerzył zęby. – Odprowadzić cię
na górę?
Rozejrzała się po opustoszałym barze.
– Nie. Sprawdzę jeszcze, co się dzieje na zapleczu. Skoro Eryk poszedł sobie, to
przynajmniej się wyśpię.
– Nie smuć się, mała. Jeśli ten facet złamie ci serce, ja złamię mu nos. Obiecuję.
– Nie ma obawy – zapewniła szybko.
A jednak, kiedy Manny odszedł, zaczęła natychmiast myśleć o Eryku.
Miała pecha. śeby pierwszy od wielu lat mężczyzna, który poruszył jej zmysły,
nie poczuł do niej absolutnie nic! Westchnęła i podniosła z podłogi worek z resztą
prezentów, pomachała grupie sprzątaczy, którzy pojawili się, by doprowadzić bar do
stanu używalności, i zaczęła powoli wchodzić po schodach. Uznała, że po pokonaniu
piętnastu pięter będzie tak zmęczona, że nawet nie pomyśli o Eryku Quinnie.
Nagle usłyszała muzykę. Nastawiła uszu. Ktoś grał na pianinie. Zaciekawiona
ruszyła korytarzem tam, skąd dochodziły dźwięki. Ostrożnie nacisnęła klamkę i na
palcach weszła do środka. Wielka sala tonęła w mroku, tylko na pianinie stojącym w
odległym kącie paliła się świeczka.
Pianista nie słyszał jej, bo nawet nie odwrócił głowy. Grał – i to grał całkiem
nieźle – znany bożonarodzeniowy standard. Z tej odległości nie mogła się
zorientować, kim jest. Ostrożnie zrobiła kilka kroków i...
– Eryk! – wyrwało się jej, kiedy rozpoznała jego profil.
Przestał grać i odwrócił się gwałtownie. Był w rozpiętej koszuli, jego smoking
leżał na pianinie, a rozwiązana muszka zwisała przerzucona przez ramię.
– Usłyszałam muzykę – jąkała się. – Nie wiedziałam, że to ty... Nie miałam
pojęcia, że tak dobrze grasz.
Chrząknął zażenowany.
– Nie grałem od lat. Przypadkiem zauważyłem pianino. Nie miałem zamiaru
nikomu przeszkadzać.
– Graj tak długo, jak chcesz. Dobranoc. – Odwróciła się, żeby odejść.
– Cindy! – zawołał. – Przepraszam, że cię zostawiłem.
– Nie przejmuj się. Naprawdę nie masz czym.
– Bardzo dobrze się bawiłem. Dziękuję.
Przystanęła w pół kroku, bo miała wrażenie, że Eryk chce jeszcze coś powiedzieć.
– Może masz jakieś życzenie? – wskazał dłonią klawiaturę. – śebym miał czym
zająć ręce, wiesz?
– Zawsze bardzo lubiłam Blue Christmas. Co ty na to, żeby wcielić się w Elvisa?
– Postawiła na podłodze worek z prezentami.
– Nie dajesz mi łatwych zadań.
– Graj. – Podeszła do pianina. – A ja zaśpiewam. Usiadła w bezpiecznej
odległości kilkunastu centymetrów od pianisty i zaczęła śpiewać. Po kilku chwilach
Eryk przerwał i popatrzył na nią z podziwem.
– Jesteś świetna.
– Wiem. Nie przerywaj. – Śpiewała dalej.
– Czekaj. Pomyliłaś słowa.
– Nieważne. To też pasuje. Ty jesteś od grania. Od śpiewania jestem ja.
Po chwili przerwał znowu. Pokazała mu, żeby grał dalej.
– Eryku, zagapiłeś się. Tu wchodzi chórek, pamiętasz? O tak: ooo-oo-oo.
Ryknął takim śmiechem, że aż zatrzęsły się ściany. Pomylił melodię. Cindy nie
wytrzymała i też zaczęła chichotać. Dotknęli się ramionami. Poczuła na plecach
dreszcz oczekiwania, ale nie dała niczego po sobie poznać. Eryk cicho swingował i
Cindy dośpiewała piosenkę do końca. Potem zawołała:
– Wielki finisz. Cała sala śpiewa!
Eryk dołączył i zaśpiewali razem refren, za co nagrodziła go oklaskami i
gwizdami.
– Jesteś naprawdę wspaniały. Machnął ręką lekceważąco.
– śeby tak myśleć, trzeba chyba być w stanie upojenia alkoholowego.
– Naprawdę tak uważam. Kto nauczył cię grać? Matka?
– Nie, ojciec. To on był wspaniały. – W głosie Eryka słychać było niekłamany
podziw. – Nie znał nut, ale umiał zagrać ze słuchu najbardziej skomplikowane
utwory. Ja brzdąkałem coś dla mamy i dla siostry. No i, oczywiście, żeby
zaimponować dziewczynom. Ojciec, był wściekły, że się nie uczę. Chciał, żebym był
lepszy od niego.
– Kłóciliście się?
– Jasne. Miliony razy. – Eryk wciąż patrzył na swoje palce.
– Ja chciałem szybko zrobić pieniądze. I to duże pieniądze. Ani w głowie były mi
lekcje gry na fortepianie.
– Czy dlatego wasze drogi się rozeszły? – zapytała cicho.
– Częściowo tak. Ale przede wszystkim dlatego, że do furii doprowadza go to, co
robię w życiu.
Cindy trudno było nie zgodzić się z jego ojcem. Miała ochotę coś poradzić
Erykowi, ale wstrzymała się w ostatniej chwili. Przecież był dorosły i wiedział, co
robi.
– Powinieneś do niego zadzwonić.
– Nasze rozmowy telefoniczne zawsze kończą się sprzeczką.
– Przestał grać, milczał chwilę, a potem zaczął mówić. – Wiesz, kiedy dostałem
swoją pierwszą prowizję pamiętam dokładnie, że to było cztery tysiące sześćset
trzydzieści osiem dolarów i dwadzieścia pięć centów – poszedłem do sklepu z
instrumentami muzycznymi i za całą sumę kupiłem fortepian. To był, prezent
gwiazdkowy dla ojca.
– Niesamowite.
– Może. Ale on go nie chciał. Zarzucił mi, że jestem materialistą i nie rozumiem,
co w życiu jest naprawdę ważne. To było piętnaście lat temu. Ten przeklęty fortepian
do dziś stoi w kącie salonu. Ojciec nigdy na nim nie grał.
Cindy łzy zakręciły się w oczach.
– Kiedy widzieliście się ostatni raz?
– Na wiosnę były urodziny mojej siostrzenicy. Pojechałem do niej i wtedy
wpadłem do ojca na kilka minut.
– Musi cię bardzo kochać, skoro tak ostro zareagował, kiedy postanowiłeś zostać
– zawiesiła głos, szukając jakiegoś eufemizmu – biznesmenem, a nie muzykiem.
– Można i tak na to spojrzeć. – Uśmiechnął się lekko, ale widać było, że chce
zmienić temat. – No, dobrze! Przyjmuję ostatnie życzenia.
– Zagraj swoją ulubioną piosenkę.
– Zgoda, ale pod warunkiem, że zaśpiewasz.
Słuchała chwilę, a potem dołączyła się ze śpiewem. Wesoła melodia sprawiła, że
zaczęła podskakiwać i klaskać do rytmu i już po chwili kołysali się oboje, śmiejąc się
i przytupując.
– Ale zabawa! – zawołała uszczęśliwiona, kiedy skończyli.
– Bardzo się cieszę, że przyszłaś na inspekcję. – Eryk zamknął klapę pianina i
wziął do ręki świecę, żeby oświetlić drogę do drzwi. – No, no, no! – powiedział ze
wzrokiem utkwionym gdzieś wyżej.
Cindy podniosła oczy i nagle jej serce zaczęło bić szybciej. Tuż nad pianinem
wisiała jemioła. Dziękuję ci, Jerry, pomyślała, patrząc, jak Eryk powoli odkłada
ś
wiecę.
– To wstyd tak marnować jemiołę, prawda? – Odwrócił się do niej z
nieprzeniknioną miną. .
– Straszny wstyd – kiwnęła głową. Pochylił się, spoglądając jej w oczy.
– Wyglądasz dzisiaj wyjątkowo pięknie.
– Tak naprawdę jest już jutro. Leciutko dotknął jej warg.
– Wobec tego wyglądasz pięknie jutro.
– Czując jego ręce na skroniach, Cindy odchyliła głowę. Pachniał rumem,
winogronami i wodą kolońską. Zamknęła oczy dokładnie w chwili, gdy poczuła jego
usta na swoich. Całował ją czule, delikatnie, słodko... Przylgnęła do niego całym
ciałem. Na skórze czuła mrowienie, a w miała głowie pustkę.
Wyrwała się z jego objęć, dopiero gdy zabrakło jej tchu. I wtedy Eryk odsunął się
od niej i spojrzał gdzieś w bok.
– Chyba powinniśmy już iść – powiedział.
Wstał, zarzucił na ramiona smoking i uniósł świecę. Poszła za nim na uginających
się nogach, niosąc czerwoną torbę z prezentami – żeby mieć czym zająć ręce.
– Odprowadzę cię. – Wziął od niej worek, zdmuchnął świecę i odłożył ją na
parapet okna w holu.
– Nie musisz.
– Niech to będzie zadośćuczynienie za to, że zostawiłem cię samą na bankiecie.
– Widocznie miałeś swoje powody.
– Owszem. Bałem się, że skończę, prosząc cię, żebyś spędziła ze mną noc.
Cindy potknęła się i Eryk szybko chwycił ją za ramię.
– Bałeś się, że powiem „nie”? – zapytała nerwowo.
– Bałem się, że powiesz „tak”.
Zgrabna odpowiedź, pomyślała. Dał mi kosza w pięknym stylu.
– Eryku – odwróciła się do niego, gdy wchodzili do windy – czy byłeś kiedyś
związany z przemysłem filmowym?
– Słucham? – Nie był pewien, czy się nie przesłyszał. – Z filmem? Nie. Dlaczego
pytasz?
– Tak sobie – powiedziała z wyraźną ulgą.
Kiedy otworzyła drzwi do mieszkania, wstawił worek do środka i pocałował ją w
policzek.
– Dobranoc, Cindy. To był naprawdę cudowny wieczór. Chcąc przedłużyć chwilę
pożegnania, Cindy z spojrzała na niego.
– Eryku – zaczęła z bijącym sercem. – Czy wyszedłeś z przyjęcia, bo wciąż boisz
się, że mam, hm... negatywny stosunek do wykonywanej przez ciebie pracy?
Zastanawiał się chwilę, zanim odpowiedział.
– Tak. Częściowo dlatego.
– Więc może w ten sposób – zrobiła krok w jego stronę – uspokoję tę niepewną
część.
Objęła go za szyję i pocałowała powoli, zmysłowo. Wahał się nie dłużej niż kilka
sekund, potem także ją objął i przycisnął do siebie. Czuła, jak wzbiera w nim
pożądanie. Jej ciało reagowało podobnie. Niech się dzieje, co chce, postanowiła. Od
poniedziałku czeka ją stresujący tydzień. Teraz może pozwolić sobie na nieco
zabawy.
– Eryku! – Spojrzała mu prosto w oczy. – Spędź tę noc ze mną. – Potem
podniosła do góry dłoń. – Jestem całkowicie świadoma tego, co mówię.
– Czy aby na pewno? – Przesunął ręką po włosach.
W odpowiedzi chwyciła go za klapy smokinga i wciągnęła do środka. To
wystarczyło, żeby Eryk odrzucił na bok skrupuły i zapomniał o wszystkich powodach,
dla których nie powinien iść z nią do łóżka. Zmysły zwyciężyły nad rozumem.
Szli ciemnym korytarzem, potykając się i przystając co chwila, żeby zerwać z
siebie kolejną część garderoby. Buty zostały w przedpokoju, marynarka w salonie, a
spodnie na progu sypialni. Cindy męczyła się z zamkiem błyskawicznym, ale kiedy w
końcu czarna suknia spłynęła z szelestem na podłogę, Eryk ledwo złapał dech z
zachwytu. W świetle padającym z okna stała piękna kobieta, naga od pasa w górę,
szczupła, długonoga, olśniewająca. Jej twarde piersi przypominały dwie brzoskwinie
gotowe do zerwania.
Przyciągnął ją do siebie, a ona powoli zdjęła z niego podkoszulek. Poczuł dotyk
jej skóry na swoim torsie. Była gładka jak klawisze fortepianu. Potem wziął Cindy w
ramiona i delikatnie położył na łóżku.
Drżącymi rękami zdjął z niej pończochy i zsunął czarne, maleńkie majteczki.
Zagryzł zęby, żeby nie krzyczeć z rozkoszy, kiedy wygięła się w łuk, a jej napięte
sutki celowały w górę, ku niemu. Całował jej doskonałe piersi, pieścił palcami szyję i
ramiona, dotykał ciemnego gniazdka w dole brzucha.
Zamierzał kochać się z nią powoli i delikatnie, a tymczasem zachowywał się jak
podniecony nastolatek^ który chciałby mieć ją całą dla siebie, zaraz, natychmiast. Ale
gdy Cindy włożyła palce za gumkę jego bokserek, znieruchomiał. Z jękiem zawodu
chwycił ją za ręce i odciągnął od siebie.
– Coś nie tak? – szepnęła.
Owszem. Był tak pewien, że nie pozwoli sobie na żadne intymne zbliżenia z
Cindy, że zostawił w pokoju wszelkie zabezpieczenia. Zażenowany i skrępowany
wymamrotał:
– Wiesz, jestem raczej nie przygotowany na...
– Mówisz o gumkach? – zrozumiała po chwili.
– Uhm... – Czuł się jak kompletny głupiec.
Dziwne. Wyobrażała sobie, że tacy ludzie noszą przy sobie prezerwatywy jak
wizytówki. Potem przypomniała sobie o pudełku z próbkami, które dostarczyła jej
Samanta. Ale przecież nie będzie przeglądać jego zawartości przy Eryku! Skoro
jednak on i tak zna wszystkie te rzeczy na pamięć...
– Chyba coś znajdę. – Ześlizgnęła się z łóżka, wyciągnęła pudło i zdjęła pokrywę.
– Nieźle! – gwizdnął zaskoczony, zaglądając jej przez ramię.
Trzęsącymi się rękami wyjmowała coraz to nowe przedmioty, żeby pokazać mu,
ż
e wcale nie jest taka niedoświadczona. Olejek kokosowy do ciała, prezerwatywy o
różnej fakturze, dziwny sprzęt z bateryjką w środku... Zapomniała się i spojrzała
pytająco na Eryka. Roześmiał się, patrząc na jej minę i wszystko się wydało. Wcale
niebyła doświadczoną, seksowną kocicą, za jaką chciała uchodzić.
– Cindy! – Pocałował ją w kark i wyjął z jej rąk pudło. – Czy nie uważasz, że
mamy dość rzeczy na początek?
Uśmiechnęła się i objęła go za szyję.
– W takim razie zgaś lampę.
– Nie ma mowy. – Wciągnął ją do łóżka. – Jesteś taka piękna. Muszę cię widzieć.
Ułożył ją na poduszkach i pieścił każdy centymetr jej skóry. Na piersiach czuła
lekkie łaskotanie jego włosów. Niezdolna wyjąkać choć słowo, odpowiadała
pieszczotą na pieszczotę i pocałunkiem na pocałunek. A kiedy wszedł w nią, niemal
od razu odnalazła wspólny z nim rytm. Trwali w uścisku, aż krzyknął w ekstazie i
opadł głową na jej ramię.
Cindy westchnęła głęboko i przesunęła dłonią po jego plecach.
– Cieszę się, że zmieniłeś zdanie co do sposobu, w jaki spędzisz noc.
Zaśmiał się niskim, zmysłowym śmiechem.
– Ja też. – Potem oparł się na łokciu i spojrzał na nią z błyskiem w oku. – A
godzina jeszcze wczesna.
– No więc – zmrużyła oczy – może opowiesz mi coś o tym dziwnym przedmiocie
na baterię?
Rano Cindy dłuższą chwilę trwała w cudownym stanie pół snu, pół jawy.
Wspomnienia upojnej nocy przepływały, jedno za drugim, przez jej głowę.
Wyciągnęła siei poczuła przyjemne zmęczenie w całym ciele. Powoli otworzyła oczy,
zdziwiona nieco, że lewa powieka nie bardzo chce jej słuchać.
Eryk leżał obok. Spał. Nawet we śnie był piękny jak młody bóg. Przystojny,
czuły, zabawny, seksowny... Gdyby jeszcze miał... normalną pracę.
Stop. Przecież powinna być wdzięczna, że nie umie pogodzić się z tym, co Eryk
robi. Gdyby zajmował się czymś zwyczajnym, byłaby już zakochana w nim po uszy.
Miłość? Przecież Manny ją ostrzegał... Czy wszystkie kobiety są takie głupie?
Złapała się ręką za głowę. W pierwszej chwili nie wiedziała, do kogo należy ta
sztywna, stercząca na wszystkie strony strzecha.
Jak ja muszę wyglądać! jęknęła. Ostrożnie wysunęła się z łóżka i sięgnęła po
szlafrok. Podchodząc do lustra, zaczerwieniła się lekko na widok podłogi zasłanej
rekwizytami z tekturowego pudła Samanty. Jeszcze bardziej szokujące było to, co
zobaczyła w lustrze. Meduza. Meduza ze sztucznymi rzęsami przylepionymi do czoła.
Cindy zasłoniła twarz rękami, zastanawiając się, czy iść pod prysznic, czy od razu
uciekać gdzie pieprz rośnie.
Właśnie wtedy zadzwonił telefon. O wpół do dziewiątej! W dniu wolnym od
pracy! Zaniepokojona zerknęła na Eryka, który poruszył się lekko. Podniosła
słuchawkę i odeszła tak daleko od łóżka, jak tylko sznur pozwalał.
– Dzień dobry – odezwał się Manny dziwnym głosem.
– Spróbowałby nie być – szepnęła niezbyt uprzejmie.
– Nie jesteś sama?’
– Tak się składa, że nie.
– I jak się domyślam, osobą, która ogrzewa twoją pościel, jest Quinn, tak?
– Nie twoja sprawa.
– Całkowicie się zgadzam, ale mam dla ciebie wiadomość, która powinna cię
rozbudzić.
Cindy obejrzała się. Eryk już nie spał. Leżał na boku i przyglądał się jej z
uśmiechem. Koc zsunął się na podłogę, odsłaniając jego nagość, ale on najwyraźniej
nic sobie z tego nie robił. Ona zresztą też. Natychmiast zatęskniła do jego ciała,
którego ciężar tak dobrze pamiętała.
– Jaką? – Ciekawe, czy zaraz się dowie, że Eryk ma żonę. A może jest
kryminalistą albo ojcem siedmiorga dzieci w Iowa?
– Otóż – odchrząknął Manny – tak się składa, że nie wyrzuciłem wtedy jego
spodni od piżamy. Myślałem, że taki jedwab można pociąć na kawałki, zrobić z niego
poszewki na poduszki czy coś w tym rodzaju. No, w każdym mam je.
– Wszystko mi jedno, co z nimi zrobisz – powiedziała słodkim tonem. – Ale
wolałabym, żebyś przeszedł do rzeczy.
– Znalazłem monogram i trochę powęszyłem. Facet przebywający w twojej
sypialni rzeczywiście nazywa się Eryk Quinn. Tylko że jego pełne nazwisko brzmi
Eryk Quinn Stanton!
Całe powietrze uszło jej z płuc. Nigdy w życiu nie czuła się tak upokorzona.
Kłamał. Bezczelnie kłamał. Ciekawe, co chciał osiągnąć? Podejść ją? Czy może
zaszantażować? Powoli ogarniała ją zimna wściekłość. Miałaby ochotę ukręcić mu...
Nie będzie mówić na głos takich rzeczy. Przecież jest damą. Wypuściła z rąk
słuchawkę i wstała.
– Cindy, jesteś tam?
Eryk, całkowicie skupiony na jej ruchach, nawet nie zauważył, że dzieje się coś
dziwnego. Przed chwilą doszedł do wniosku, że oboje nadzwyczajnie do siebie
pasują. Mógłby przysiąc, że tej nocy przez kilka sekund kwitowali nad łóżkiem.
– Dobrze spałeś? – zapytała.
Pokiwał głową.
– Nie odłożyłaś słuchawki.
– Wiem.
Widocznie nie chce, żeby ktoś nam znowu przeszkodził, domyślił się z
zadowoleniem.
– Trzeba przyznać, że jesteś naprawdę dobry... – Zrobiła krok w jego stronę.
Poczuł przypływ męskiej dumy.
– Wolałbym usłyszeć, że jesteśmy dobrzy razem.
– Tak, być może część winy – a może zasługi – za to, co się stało, spada na mnie.
– Kręcąc biodrami, podeszła jeszcze bliżej.
– Co to jest? Jakaś gra? – W jej zachowaniu był tak ostentacyjny erotyzm, że Eryk
nareszcie zrozumiał, że coś jest nie w porządku.
– Jedyną osobą, która w coś tu gra, jest pan, panie Stanton. I najwyższa pora, żeby
pan przestał!
– O czym ty mówisz? – Zamrugał oczami.
– Jesteś czy nie jesteś Stantonem? – warknęła, wyciągając zza pleców spray z
czymś żrącym, jak należało sądzić po nalepce ż trupią czaszką.
– Oczywiście, że jestem.
– Nie kłam.
– Jestem Erykiem Stantonem! – Czy ona zwariowała?
– I nawet nie masz na tyle wstydu, żeby spróbować mi zaprzeczyć?!
– Dlaczego miałbym zaprzeczać? Przecież niemal od początku wiedziałaś, kim
jestem.
– Ja? Jak śmiesz! Przez cały czas wmawiałeś mi, że jesteś Erykiem Quinnem i
handlujesz produktami dla sex-shopów. A teraz wyłaź z mojego łóżka i wynoś się do
diabła! Ale to już!
– Produkty dla sex-shopów?! Skąd ci przyszedł do głowy taki chorobliwy
pomysł? – pytał wolno i spokojnie, nie spuszczając z oka dyszy sprayu.
– Sam o tym mówiłeś, ty... ty... krętaczu.
– Ja!? – Eryk przeklinał w duchu swoją nagość. – Cindy, musimy to wyjaśnić.
Tylko odłóż spray.
– Na twoim miejscu”, Stanton, zaczęłabym już wychodzić. Liczę do dziesięciu.
Potem obleję każdy fragment twojego pięknego ciała. Dziesięć!
– Cindy, poczekaj. Muszę się ubrać.
– Dziewięć.
– Przestań! – Wyskoczył z łóżka i w pośpiechu chwycił spodnie.
– Osiem. – Cindy deptała mu po piętach z kontenerem wycelowanym wprost w
niego.
– Nic nie rozumiem – protestował, szukając reszty ubrań. – W nocy...
– Siedem.
– ... kochaliśmy się szaleńczo...
– Sześć.
– Nie jeden raz, zresztą...
– Pięć.
– ... a teraz.. – wybiegł do przedpokoju po koszulę.
– Cztery.
– ... jesteś gotowa – Eryk jak błyskawica przebiegł przez salon.
– Trzy.
– ... zrobić ze mnie kalekę! – Stanął przy drzwiach z naręczem ubrań. – Czy nie
moglibyśmy porozmawiać o tym spokojnie?
– Dwa. – Psiknęła w. powietrze na próbę. Eryk odwrócił się i zdjął łańcuch z
drzwi.
– Jeden!
– Wychodzę! – wrzasnął i wypadł na korytarz głową do przodu.
Odgłosowi jego upadku towarzyszyło trzaśniecie drzwiami. Eryk pozbierał się po
chwili. Oba łokcie miał zdarte do krwi po jeździe po szorstkiej wykładzinie. W głębi
korytarza stały dwie siwe, starsze panie i przyglądały się mu z wyraźną dezaprobatą.
– Dzień dobry – ukłonił się im, podnosząc z ziemi smoking, bokserki i jedną
skarpetkę.
Na widok ich szeroko otwartych oczu poczuł się jak zboczeniec. Poczekał, aż
znikną za zakrętem korytarza, i wrócił pod drzwi Cindy.
– Cindy! – wyszeptał w dziurkę od klucza. – Otwórz drzwi. Albo przynajmniej
oddaj mi buty.
Ale ona nie była tak życzliwa jak ostatniej nocy. A niech to, zaklął Eryk,
kuśtykając boso w kierunku schodów. Wtedy usłyszał skrzypienie uchylanych drzwi.
Odwrócił się w samą porę, żeby zauważyć lecący na niego but. Schylił się
gwałtownie. Ale następny wylądował dokładnie na jego plecach.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Po sporej dawce porannej kawy, którą udało się jej cudem zaparzyć, Cindy
poczuła się, jakby miała za chwilę umrzeć. Mocna kawa na pusty żołądek, i to po
dopiero co przeżytym wstrząsie, rozłożyła ją zupełnie. Siedziała, obejmując palcami
kubek, aby ciepło przeniknęło do jej ciała i przyniosło chwilowe ukojenie, którego nie
dał jej nawet prysznic.
Mimo że stała pod strumieniem gorącej wody przez długą chwilę, nie udało się jej
spłukać wspomnień miłosnej nocy spędzonej z tym... z tym... mężczyzną. Zacisnęła
zęby i bezskutecznie próbowała wyrzucić z pamięci wszystkie intymne wyczyny,
których dokonali wczoraj razem i oddzielnie. I pomyśleć, że jeszcze niedawno
myślała, że może się w nim zakochać.
Zadręczało ją poczucie winy. Jak mogła być taka nierozsądna? Jak mogła zadać
się z człowiekiem, który pojawił się tu, żeby sprawdzić jej personel, wziąć pod lupę
całą działalność hotelu, podać w wątpliwość jej profesjonalne umiejętności?
Czy jej pracownicy pomyślą, że ich zdradziła i zadała się z wrogiem? Plotki o tym
wydarzeniu na pewno dotrą do centrali. Sam Stanton może poinformować jej
zwierzchników, że dyrektorka hotelu uwodzi gości. Pozostaje pytanie, kiedy to zrobi?
A może nie trzeba było rzucać w niego butami?
Rozległo się ciche pukanie do drzwi. Wyjrzała przez dziurkę i ku swojej wielkiej
uldze zobaczyła, że to Manny.
– Nie udało mi się usłyszeć wszystkiego, ale z tego, co do mnie dotarło,
domyślam się, że nie było dobrze. Przykro mi, że to ode mnie dowiedziałaś się
prawdy.
– Ach, Manny! Nawet w najgorszych snach nie wymyśliłabym czegoś
podobnego! – Cindy rozszlochała się głośno.
– Powinienem się był domyślić. – Manny objął ją i próbował uspokoić.
– To ja powinnam się domyślić! Przecież Eryk kręcił się po hotelu nie po to, żeby
widywać się ze mną.
– Cindy, przestań się obwiniać. I nie zamartwiaj się rzeczami, których i tak nie da
się zmienić. Szkoda czasu.
– Masz rację – westchnęła głęboko i uniosła brodę. – Lepiej zacisnąć zęby i
zrobić rachunek strat.
– Dzielna dziewczynka.
– Zastanówmy się, co Stanton wie o hotelu i o mnie. Manny spojrzał na zegarek,
usiadł i nalał sobie kawy.
– Dobrze. Mam jeszcze chwilę przerwy. Po pierwsze wie, że wciąż brakuje nam
personelu w salonie fryzjerskim. Po drugie: po twoim wypadku z deską i z szalem
oraz po pożarze, który spowodowałaś, może uznać, że jesteś niezrównoważona.
Cindy słuchała ze zmarszczonym czołem.
– Dalej: przy nim przepychaliśmy przez drzwi choinkę. A wczoraj na bankiecie
mógł sobie do woli poobserwować, jak upija się personel i jak dyrektor hotelu
wygłupia się w kostiumie hm... Mikołaja z Playboya. Wie, że coś stało się z jego
piżamą. I nie zapominaj – Manny machnął ręką w stronę sypialni – o tym.
Po ostatnich słowach Cindy zapadła się w fotel.
– A swoją drogą, jak było? – zapytał lekkim tonem. Spuściła oczy, zastanawiając
się, czy powiedzieć prawdę.
– Niewiarygodnie. Chyba zrzuciłam co najmniej kilogram.
– A niech to!
– Tym bardziej przykro, że okazał się oszustem i szpiegiem węszącym za każdym
pretekstem; który może zostać użyty przeciwko mnie.
– A dziś rano? Było mu choć trochę przykro?
– Nie. Odegrał scenę całkowitego zaskoczenia. Twierdził, że znałam jego
prawdziwe nazwisko.
– To nie on powiedział ci, że zajmuje się zaopatrywaniem sex-shopów?
– Oczywiście, że on! – odparła natychmiast, ale po chwili znieruchomiała.
Odtworzyła sobie rozmowę w windzie^ – Wyraził się, że sprzedaje „różne głupstwa”.
– I ty dopowiedziałaś sobie, że chodzi o erotyczne zabawki.
– Manny zmarszczył czoło.
– Nie, nie. Zapytałam też o Targi. Mruknął coś o przygotowaniach na przyszły
tydzień.
– A co, może nie? Przygotowywał grunt na przyjazd swoich hunwejbinów.
– A fakt, że jego ojciec nie aprobuje jego pracy?
– To mogło dotyczyć każdego innego zajęcia.
– A prezerwatywy... – Zamilkła, zawstydzona, ale widząc wzrok Manny’ego,
opowiedziała historię o znalezisku w łazience.
– Interesujące, ale niekoniecznie obciążające.
– I jeszcze powiedział, że jest zadowolony, że znam prawdę i ze rozumiem, że
musi zachować pełną dyskrecję:
– Bingo! To znaczy, że naprawdę myślał, iż wiesz, kim jest! Cindy otworzyła
usta, całkiem zaskoczona.
– Ale gdybym wiedziała, że to Stanton, po co zapraszałabym go na przyjęcie?
– śeby się mu przypodobać, upić go. Możliwości jest wiele.
– O Boże. – Cindy pobladła nagle. – Kiedyś ucieszył się, że jego praca „nie
wpływa” na naszą znajomość, a ja wtedy...
– Zasłoniła oczy dłonią.
– Co?
– Powiedziałam, że jestem kobietą bez uprzedzeń!
– No to wiemy jedno! – podsumował Manny. – Nie przespał się z tobą pod
fałszywym pozorem, że jest kimś innym. Był pewien, że wiesz, co robisz. Pewnie nie
pierwszy raz zdarzyło mu się coś podobnego.. – Manny wzruszył ramionami i wstał. –
Wracam do pracy. Dekoratorzy powinni niedługo odsłonić choinkę. Zobaczymy się
później?
– Tak. Jak tylko zrobię coś z włosami, zwołam krótkie zebranie całego
kierownictwa.
– Do zobaczenia. Cindy – powiedział jeszcze, zatrzymując się w drzwiach – nie
ma sensu nosić sztucznych rzęs w dzień. Nie masz jakichś okularów do czytania?
– Poszukam. Dobry pomysł na sińce pod oczami. Manny otarł kciukiem łzę, która
spłynęła jej z oka.
W swoim pokoju Eryk próbował uporać się w myślach z wydarzeniami sprzed
kilku godzin. Wycierając włosy, zastanawiał się, jakim cudem Cindy mogła
przypuszczać, że on handluje zabawkami dla dorosłych. Poza tym, że powiedział
kiedyś, iż sprzedaje różne głupstwa, nie dał jej żadnego pretekstu do podobnych
domysłów!
Nie miało to zresztą teraz żadnego znaczenia. Istotne było to, że spali ze sobą,
mimo że on, Eryk, od początku wiedział, że każde zbliżenie doprowadzi do konfliktu
interesów. Nie zachował się jak profesjonalista, za jakiego uważał się od zawsze.
Dlaczego dał się wciągnąć do łóżka Cindy Warren? Nie raz i nie dwa zdarzyło mu
się dostawać podobne propozycje od kobiet piękniejszych albo bardziej
zdeterminowanych, ale nigdy jeszcze, będąc w pracy, nie uległ pokusie. Musi
wszystko jej wyjaśnić. Ale co? śe uważał ją za kobietę, która śpi z nim, żeby wpłynąć
na treść jego raportu? Tak by to wyglądało. Zaklął pod nosem.
Wcale nie powinien szukać jej towarzystwa! Być może pasowali do siebie w
łóżku, ale jeśli chodzi o interesy, dzieliło ich wszystko. Ona prowadziła hotel dla
dziwaków i odmieńców, ignorując całkowicie polecenia centrali i, co gorsza, stroiła
sobie żarty z czegoś, co było własnością korporacji. A on reprezentował interesy jej
przełożonych.
Mimo to przez cały czas przelatywały mu przez głowę strzępy wspomnień nocy
spędzonej z Cindy. Ta kobieta poruszyła w nim uczucia, których istnienia nie
podejrzewał w sobie od dawna. Czułość. Namiętność. I poczucie winy.
Kończył ubieranie, kiedy nastąpił stopą na coś twardego. Rozległ się cichy trzask.
Schylił się i wyjął spod buta pęknięty na pół kolczyk. Prawdopodobnie zaczepił się o
smoking podczas ich szalonego wyścigu do łóżka. Kolejna strata... Przyjrzał się
dokładnie szklanej łezce. Fragmenty pasowały dokładnie i nie było żadnych
odprysków. Może jubilerowi uda się je skleić?
Z małym pakiecikiem w kieszeni zszedł do holu. Na jego widok Manny
wyprostował się sztywno.
– Dzień dobry – powiedział, a kiedy Eryk przechodził obok jego kontuaru,
nachylił się i szepnął: – Powinienem teraz dać ci w pysk, Stanton!
– Nie wtrącaj się do cudzych spraw, Oliver.
– Myślałem, że wczoraj wieczorem ustaliliśmy pewne sprawy.
– Cindy zrobiła pierwszy krok.
– Nie wiedziała, z kim ma do czynienia!
– Byłem pewien, że wie.
– A zatem, to pańskie standardowe postępowanie – powiedział Manny z pogardą.
– Przejdę do porządku nad tą uwagą, bo wiem, jak bardzo panu na niej zależy –
rzucił Eryk przez zaciśnięte zęby. – Chciałbym zamienić z nią słowo. Gdzie mogę ją
znaleźć?
– Ma dzisiaj dzień wolny.
– Czy jest jeszcze w hotelu? Manny zacisnął tylko usta.
– Czym mogę panu służyć, panie Stanton?
Eryk odwrócił się gwałtownie. Cindy stała kilka kroków za nim. Wydawała się
dużo spokojniejsza niż on w tej chwili. W dżinsach, białym golfie i zgrabnej
sportowej kurtce w kratę wyglądała jak uczennica. Kilka kosmyków czerwonawych
włosów wymknęło się jej spod zielonej czapki z daszkiem i opadło na zabawne,
druciane okularki, w których – zauważył od razu – było jej bardzo do twarzy.
I pomyśleć, co to uosobienie niewinności wyczyniało z nim ostatniej nocy!
– Czy mogę w czymś pomóc? – powtórzyła zimno. Podszedł do niej, pilnując się,
ż
eby zachować odpowiednią odległość, i odezwał się najbardziej obojętnym tonem,
na jaki mógł się zdobyć:
– Cindy, chciałbym prosić o chwilę prywatnej rozmowy.
– Dobrze. – Zaskoczyła go tą odpowiedzią. – Ale dopiero po zebraniu, które
zaczynam za chwilę. Za piętnaście minut będę do dyspozycji. – Uśmiechnęła się
uprzejmie, potem skinęła na Manny’ego i oboje udali się w stronę windy.
Eryk zapragnął usłyszeć jej śmiech. Patrzył, jak Cindy odchodzi korytarzem, i
nagle poczuł się, jakby coś utracił. Zakaszlał i klepnął się kilka razy po piersi. Tak.
Zdecydowanie nie powinien palić na pusty żołądek. Od razu ma kłopoty z sercem.
... Dwadzieścia cztery, dwadzieścia pięć, dwadzieścia sześć... Cindy liczyła kroki.
Potem zaczęła liczyć sekundy do przybycia windy. Liczenie zawsze pomagało się jej
uspokoić.
Za pięć minut stanie przed swoimi pracownikami i powie im, że swoim
nierozważnym zachowaniem ułatwiła Stantonowi wgląd w sprawy hotelu. O tym, co
mu jeszcze ułatwiła, wolała teraz nie myśleć.
– Dzień dobry. – Reginald Stark z walizką w ręku przystanął obok.
Zwalczyła w sobie złość i zmusiła się do uśmiechu.
– Wyjeżdża pan?
– Tak. Trochę wcześniej, niż zamierzałem. Dziękuję za wczorajszy bilet do teatru.
I pomijając incydent ze szczurem, muszę przyznać, że to zupełnie przyjemny hotel.
– Miło mi to słyszeć.
Wręczył jej wizytówkę.
– „Reginald Stark – Antyki. Kupno. Sprzedaż. Wycena” – przeczytała z gorzkim
uśmiechem.
– Gdyby zamierzała pani kiedyś przerobić ten hotel, proszę zadzwonić. Mogę
odkupić niektóre z waszych rupieci.
– Będę o tym pamiętać. Do widzenia. – W windzie natychmiast zgniotła
wizytówkę.
– Jestem z ciebie dumny. – Manny poklepał ją po ramieniu, kiedy zostali sami. –
Nie dałaś Stantonowi poznać, jak się czujesz. Świetne przedstawienie.
– Dzięki. Ale to nie koniec nieszczęść. Zgubiłam kolczyk. Szukałam wszędzie i
nie ma. To chyba najgorszy tydzień w moim życiu. Manny, jak myślisz? – Pokazała
palcem pokój konferencyjny. – Czy oni mnie ukamienują?
– Nie martw, się teraz kolczykiem. Może Tony znajdzie go w barze. A co do
ukamienowania – darują ci, kiedy zorientują się, że ten łajdak wystrychnął cię na
dudka.
– Nie darują, jeśli jego raport będzie dla nas niekorzystny. Manny, nie wiem, co
się ze mną dzieje. Nie miałam pojęcia, że jestem zdolna do takich idiotyzmów, kiedy
on jest w pobliżu.
W sali konferencyjnej byli już wszyscy. Cindy postanowiła rozmawiać z nimi na
stojąco. Tak będzie łatwiej, uznała.
– Ciekawe, co się stało? – zawołał rozbawiony Joel. – Przecież po tym, jak
przyprowadziłaś na przyjęcie prawdziwego faceta, należał ci się dzień prawdziwych
wakacji!
Wolała nie przypominać sobie, jak bardzo prawdziwym mężczyzną okazał się
Eryk. Ani tego, co czuła rano. Zmusiła się do czegoś w rodzaju uśmiechu.
– Zamierzam wyjść na zakupy za chwilę, ale najpierw muszę poinformować was
o pewnej... prywatnej sprawie.
Amy, z przyklejonym do czerwonego nosa plastrem ułatwiającym oddychanie,
rzuciła jej uważne spojrzenie.
– Cindy! Wszystko w porządku?
Cindy kiwnęła głową, potem spojrzała na Manny’ego, jakby szukając u niego
pomocy, i wzięła głęboki oddech.
– Większość z was poznała wczoraj człowieka, który towarzyszył mi na
przyjęciu...
– O rany! – Samanta aż podskoczyła. – Eryk ci się oświadczył!
– Wychodzisz za mąż? – Joel zaczął radośnie pohukiwać.
Cały pokój napełnił się gwarem podnieconych głosów. Cindy, niemal na granicy
histerii, wyciągnęła ręce, próbując uspokoić towarzystwo. I wtedy w drzwiach stanął
Eryk Stanton. Manny włożył dwa palce do ust i gwizdnął. Poskutkowało. Wszyscy
gapili się na Eryka, który podszedł do stołu.
– Przepraszam, że przeszkadzam. Pukałem. Jestem tutaj, bo mam wrażenie, że to
zebranie zostało zwołane z mojego powodu.
– Proszę usiąść. – Cindy nie udało się podnieść oczu.
– No to jak? Pobieracie się w końcu, czy nie? – Zdezorientowany Joel rozejrzał
się dokoła.
Cindy najchętniej rzuciłaby w niego czymś ciężkim. Chwyciła się blatu stołu z
taką siłą, że zbielały jej kostki.
– W najbliższej przyszłości nie zamierzam wychodzić za mąż. – Wskazując
Eryka, powiedziała: – Pozwólcie, że przedstawię wam pana Eryka Quinna Stantona.
Eryk wstał.
– Dzień dobry. Na zlecenie korporacji Harmona ja i mój zespół przeprowadzamy
rutynową kontrolę działalności hotelu. Większość z państwa poznałem już wczoraj.
Witam nowe twarze.
Wszyscy wytrzeszczyli oczy, a potem każdy z pracowników zwrócił ku Cindy
pełne wyrzutu spojrzenie.
– Chciałem dodać, że panna Warren dowiedziała się, kim jestem, dopiero... –
Eryk nie mógł powiedzieć „dziś rano”, żeby nie zabrzmiało to dwuznacznie – ...
chwilę temu.
– Zespołu pana Stantona możemy oczekiwać w sobotę, a nie, jak ustalono
wcześniej, w poniedziałek. Zgodnie z moimi informacjami panowie spędzą u nas pięć
dni. Proszę wszystkich o udzielanie im wszelkiej możliwej pomocy – dodała Cindy.
Spojrzała na zegarek i wzięła ze stołu zeszyt z notatkami. Zebranie było skończone.
– Proszę jeszcze, żeby wszyscy ci, którzy nie poznali pana Stantona, zechcieli mu
się przedstawić.
Wychodziła już, kiedy usłyszała, że Eryk ją woła.
– Mieliśmy porozmawiać po zebraniu.
– Będę w holu – warknęła i wybiegła, nie czekając na jego odpowiedź.
– Tak mi przykro, szefowo. – Amy czekała na nią na korytarzu. – Gdyby nie mój
głupi pomysł, że to Stark jest szpiegiem, może zaczęłabyś podejrzewać Eryka,
zanim...
Jak to? Przecież tylko Manny wiedział, z kim spędziła noc!
– ... zaprosiłaś go na przyjęcie – dokończyła Amy. – Nie powinnaś siebie
obwiniać. Wykorzystał cię, żeby nas podejść.
Inni też próbowali ją pocieszać. Tylko Joel zrobił ruch, jakby chciał uciec, ale
właśnie wtedy rozległ się brzęczyk jego krótkofalówki.
– Joel? – odezwał się zniekształconym głosem Manny. – Mamy kłopoty z
choinką. Przyjdź tu szybko. I przyprowadź Cindy.
Nie czekali dłużej i oboje pobiegli w stronę schodów.
– Co to jest?! – śadne z nich nie zdołało wyjąkać ani słowa więcej.
Srebrny świerk udekorowany był na czarno. Od góry do dołu obwieszono go
czarnymi kokardami, czarnymi łańcuchami i czarnymi girlandami. Nawet gwiazda na
czubku była czarna. Goście i pracownicy hotelu przystawali zdumieni.
– Czy oni zwariowali? – wymamrotał Joel.
– Natychmiast zdejmijcie całą dekorację. Jeszcze chwila – wskazała ręką na
grupki ludzi gromadzących się na chodniku – i będziemy mieć tu pikiety wszystkich
organizacji religijnych w mieście.
– Stantonowi by się to spodobało – mruknął Joel.
– Wrócę po niego i wyprowadzę stąd tylnym wyjściem.
– Ale z ciebie komandos! – Joel uśmiechnął się z uznaniem.
– Ale ze mnie idiotka, powiedz lepiej! – Cindy odwróciła się na pięcie i już jej nie
było.
Znowu znalazła się w niezłych tarapatach. Szybko oceniła sytuację i wybrała
strategiczną pozycję obok windy. W samą porę! Kiedy drzwi się rozsunęły, zobaczyła
Eryka, który wydawał się ucieszony jej widokiem. Triumf zwycięzcy, pomyślała
gorzko, ale natychmiast odrzuciła nędzne resztki dumy, żeby zaproponować mu z
uśmiechem:
– Pewnie nie zdążyłeś jeszcze nic zjeść. Może wyskoczymy do baru na śniadanie?
Przy okazji moglibyśmy porozmawiać na osobności.
– Dobrze. – Zrobił krok w stronę wyjścia.
– Nie tędy – powiedziała, kierując go do bocznych drzwi.
– Proszę o szynkę, smażone ziemniaki z cebulą, dwie grzanki, sos i zieloną sałatę.
– Cindy oddała menu kelnerce. – Umieram z głodu.
Rozbawiony Eryk ledwo wierzył własnym uszom. Chociaż, prawdę mówiąc,
oboje mieli prawo być głodni.
– Dla mnie to samo – oznajmił.
Niepewny, jak zacząć rozmowę, podniósł do ust filiżankę z kawą. W drodze do
restauracji Cindy nie odzywała się wcale, mimo że kilka razy próbował wciągnąć ją w
niezobowiązującą pogawędkę.
– Cindy, powinniśmy pogadać... – Chrząknął.
– Ja pierwsza – odezwała się bez uśmiechu. – Chciałabym, żeby pan wiedział...
– Jestem Eryk, nie pamiętasz?
Patrzył na dobrze znajome palce zaciskające się kurczowo na filiżance.
– Być może... Ale wtedy brałam pana za kogoś innego. – Wyprostowała się i
zaczęła jeszcze raz. – Chciałabym, żeby pan wiedział, że spoufalanie się z gośćmi nie
jest moim zwyczajem... Ta noc – spuściła wzrok – to był pierwszy taki incydent. Nie
mam dla siebie żadnego wytłumaczenia, ale – podniosła oczy i dokończyła mocnym
głosem – liczę na to, że moje pożałowania godne zachowanie w żaden sposób nie
wpłynie na ocenę podlegającego mi personelu.
Eryk przygryzł wargi. Pożałowania godne?
– Rozumiem, że jest pan zobowiązany poinformować o tym wydarzeniu moich
zwierzchników. Proszę jednak – zawahała się chwilę i powtórzyła dobitniej: – bardzo
pana proszę, żeby zrobił to pań po oddaniu raportu o stanie hotelu. Gdybym teraz
została usunięta z funkcji dyrektora, ucierpiałaby nie tylko dobra opinia
Kryształowego Pająka, ale i morale moich pracowników. Nie mówiąc o tym, że na
pewno odbiłoby się to na ich noworocznych premiach.
Naprawdę troszczyła się o ludzi, którzy z nią pracowali... Nie próbowała osłaniać
siebie... Jego szacunek do niej wzrósł gwałtownie.
– Nie mam zamiaru informować nikogo u Harmona o tej... hm... niezręcznej
sytuacji. Nie ukrywam jednak, że przyszło mi do głowy, że pani zechce to zrobić.
Choćby po to, żeby obronić się przed następną możliwością wykorzystania partii.
– Posunąłby się pan do szantażu?
Eryk żałował, że nigdy nie obserwował ludzkich reakcji. Może wtedy
zrozumiałby emocje kryjące się w tych zachmurzonych, zielonych oczach.
– Nie – odpowiedział cicho. – Nigdy nie posunąłbym się do szantażu, żeby
wskoczyć do pani łóżka.
Zapadła cisza.
– Bardzo przepraszam, że wprowadziłem panią w błąd co do tego, kim jestem.
Nigdy celowo nie oszukuję ludzi, nawet jeśli działam incognito. I jeszcze jedno –
chciałbym, żeby pani wiedziała, iż po raz pierwszy w ciągu całej mojej pracy
pozwoliłem sobie na podobny związek.
– Nie mówmy o tym – przerwała mu. – Wolałabym wiedzieć, jak cała sytuacja
wpłynie na przeprowadzaną przez pana kontrolę.
Skoro własnymi rękami wznosi między nimi mur... Trudno.
– Są dwie możliwości – zaczął. – Albo zupełnie się wycofam...
– Podoba mi się takie rozwiązanie.
Eryk westchnął z rezygnacją. Rozumiał, że Cindy może być zła, ale nie powinna
dawać ponosić się emocjom. To mogło być groźne dla przyszłości hotelu.
– Tyle że wtedy Harmon przyśle tu kogoś innego. Młodego sępa, który z czystej
żą
dzy awansu zniszczy pani hotel.
– Dlaczego? – zawołała z gniewem. – Mamy świetne wyniki. Harmon zgarnia
nasze zyski i nie daje prawie nic na rozwój ani remonty.
– Dlatego, że hotel ma złą opinię – powiedział bez ogródek. – Od dawna pani
wie, że cała strategia Harmona skierowana jest na ludzi biznesu. Korporacji nie
podobają się wasi goście.
– To niech sprzedadzą nas komu innemu!
– Cindy! – Eryk z trudem powstrzymał się, żeby nie wziąć jej za rękę. – Harmon
na pewno nie sprzeda hotelu w całości. Oni zrobią to po kawałku – najpierw antyczne
meble, potem urządzenia techniczne, na końcu sam budynek. I nie jest wykluczone, że
ktoś kupi go tylko ze względu na wartość samej parceli i zrówna z ziemią, nie
oglądając się na nic.
Oddychała ciężko, przerażona wizją, która w ogóle nie przyszła jej do głowy.
– Jaka jest druga możliwość?
– Zostaję i kończę pracę. Harmon dostanie uczciwe sprawozdanie. Jeśli wasze
wyniki finansowe są rzeczywiście takie dobre, przedstawię im nowy biznesplan.
Wiem, że to nie powstrzyma ich przed sprzedażą, ale utrudni pozbycie się własności.
– Na pewno?
– Nie mogę niczego obiecywać – powiedział uczciwie.
– A jeśli zostanę oszukana?
– Cindy, rujnowanie czyjegoś życia naprawdę nie jest moim powołaniem. Musisz
mi zaufać.
– Mówi się o panu coś wręcz przeciwnego. – Wstała powoli, blada i napięta. –
Przepraszam, ale nie zostanę dłużej. Straciłam apetyt. Skoro będziemy musieli
widywać się w ciągu kilku najbliższych dni, skorzystam z okazji, żeby zrezygnować z
pańskiego towarzystwa w tej chwili.
– Cindy... – Położył dłoń na jej ramieniu.
Odwróciła głowę i popatrzyła zimno na jego rękę.. Cofnął ją po kilku sekundach.
A ona zarzuciła sobie torbę na ramię i odeszła.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
– Bardzo mi przykro. – Jubiler pokręcił głową. – Tego nie da się skleić.
– Ale dwa dni temu mówił pan...
– Przepraszam. Nie zorientowałem się, że to nie szkło, ale najczystszy kryształ.
Eryk z trudem hamował irytację. Od dwóch dni wyobrażał sobie, jak wręcza
Cindy kolczyk. Liczył, że to pomoże mu naprawić napięte stosunki panujące między
nimi. Kupując fortepian dla ojca, też tak myślałeś! wytknął sobie z pogardą.
– Wielka szkoda. – Jubiler miał zmartwioną minę. – Są piękne. Wyglądają, jakby
zrobiono je z kawałków starego żyrandola. I to nie byle jakiego.
– śyrandola?!
Eryk chwycił rozłupane fragmenty i wypadł ze sklepu. Znalazł budkę
telefoniczną. Nakręcał numer bardzo powoli.
– Tato? Tu Eryk.
– Domyślam się – usłyszał znajomy głos. – Nie mam więcej synów.
Eryk ugryzł się w język. Tym razem nie da się sprowokować.
– Jak się masz?
– Śmiertelnie znudzony. Dostałem twoją kartkę z San Francisco. Kogo teraz
likwidujesz?
– Tato – postanowił sobie, że będzie cierpliwy. – Czy miałeś szansę dowiedzieć
się czegoś o tym żyrandolu?
– Oczywiście. Znalazłem odpowiednią książkę. Francuski. Z lat dwudziestych.
Wzór nazywa się La Merveille. Trzeba miesięcy, żeby zrobić coś tak finezyjnego. Do
Ameryki trafiły zaledwie trzy oryginalne egzemplarze, więc podejrzewam, że to
kopia, ale bardzo dobra kopia. Na zdjęciu widać, że brakuje mu jednego elementu.
– Tato! – Erykowi pulsowały skronie. Czyżby elementu brakowało, bo ktoś zrobił
z niego kolczyki? – Opowiedz o tym brakującym kawałku.
– Spiralny wisiorek w samym środku.
– Ile byłby dzisiaj wart taki żyrandol?
– Ponad milion trzysta dolarów. A kopia – około trzydziestu tysięcy. Niby nie tyle
samo, ale też nieźle. Skąd to twoje nagłe zainteresowanie żyrandolami?
– Próbuję ocenić jego wartość. Tato, czy mógłbyś przysłać mi tę książkę?
– Boże Narodzenie jest za kilka dni. Sam ją sobie weźmiesz.
– Jest mi potrzebna już teraz. Jeszcze jedno, tato... Nie przyjadę w tym roku do
domu na święta.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– W porządku, jeśli chodzi o mnie – odpowiedział ojciec powoli i bardzo
wyraźnie. – Ale Alicja i dzieci będą rozczarowane. Na jaki adres mam wysłać
książkę?
– Co to jest? – zapytała Cindy, kiedy Manny wręczył jej plastikową torbę.
– Piżama Stantona. Nie mogę zdobyć się na wyrzucenie takiego kawałka
szlachetnego jedwabiu, więc przyniosłem go tobie.
– Jakbym miała mało zmartwień! – Włożyła torbę pod pachę. – Idę sobie.
Umówiłam się na wizytę u fryzjera. Tylko nic nikomu nie mów.
Marzyła o chwilce spokoju. Pobyt w salonie da jej szansę na oderwanie się od
myśli, które od kilku dni kłębiły się jej w głowie.
– O rany! Trwała rzeczywiście odbarwiła pani włosy. – Matylda, nowa fryzjerka,
pokiwała głową. – Spróbuję odcienia dwadzieścia osiem B, kawa z czekoladą. –
Widząc zdziwione spojrzenie Cindy, dodała: – Ciemny brąz.
– Świetnie. Mój naturalny kolor. Ale czy można farbować włosy tuż po trwałej?
– Wiem, co zrobić, żeby się udało. Znam się na tym.
Jerry pokręcił głową i ciężko westchnął, ale Cindy postanowiła zignorować jego
dąsy. Bardzo chciała mieć normalne włosy na czas przybycia ekipy Stantona.
Przymknęła oczy.
– Pora na płukanie – usłyszała po chwili.
Matylda zmyła jej z głowy lepką maź i z zadowoloną miną włączyła suszarkę.
Wtedy w salonie zgasły wszystkie światła. W przylegających pomieszczeniach też
było ciemno.
– Zrobiłam spięcie? – Fryzjerka rozglądała się spłoszona.
– Nie. Ktoś musiał włączyć urządzenie pobierające dużo więcej energii niż
suszarka – zaczęła Cindy z namysłem. – Choinka! – krzyknęła i rzuciła się pędem do
holu.
Eryk stał u szczytu schodów z małą lornetką przyłożoną do oczu i wychylony
przez poręcz, lustrował żyrandol. Kiedy w hotelu zgasło światło, natychmiast zaczął
się zastanawiać, co tym razem zbroiła Cindy. Na myśl o niej poczuł lekkie ukłucie w
sercu. Poczucie winy, powiedział do siebie.
Na dole panował rozgardiasz. Ktoś krzyczał do robotników pracujących na
rusztowaniu przy choince, żeby się nie ruszali. Tu i tam zapaliły się słabe światła
awaryjne.
Jak się spodziewał, Cindy pojawiła się w holu niemal natychmiast. Mokre włosy i
plastikowa pelerynka na ramionach zdradzały, że była w trakcie kolejnego
eksperymentu z włosami. Patrzył z uznaniem, jak sprawnie zarządziła ewakuację
robotników z rusztowania, uspokajała ludzi i telefonowała równocześnie.
W tej samej chwili w drzwiach wejściowych stanęła grupa nowo przybyłych gości
– sześciu poważnych mężczyzn w garniturach i z walizkami na kółkach. Jego
współpracownicy. Nie mogli wybrać gorszej chwili!
Eryk zszedł do holu, żeby się z nimi przywitać. Potem podprowadził ich do
Cindy. Z ociekającymi włosami i wielkimi zielonymi oczami przypominała świeżo
wyłowionego z wody kota.
– Dyrektor naczelny hotelu, Cindy Warren – przedstawił ją. – Panno Warren,
proszę poznać mój zespół. Przez kilka następnych dni panowie będą określać wartość
całej nieruchomości.
Zbladła lekko, ale zachowała przytomność umysłu.
– Przepraszam za nieprzewidziane kłopoty – powiedziała z szerokim uśmiechem.
– Zaraz dostaną panowie latarki... O, już są.
Przywołała gestem młodego człowieka, który wręczał wszystkim gościom latarki.
Eryk spojrzał na podłużny przedmiot, który dostał do ręki, i zmarszczył brwi ze
zdumienia. W tej samej chwili z głośników popłynął głos Samanty:
– Panie i panowie. Dzięki uprzejmości firmy „Bądź gotowy” możemy rozdać
wszystkim państwu zestaw „Latarka plus wibrator. Dwa w jednym”. Do zestawu
dołączona jest zapasowa bateria. Firma „Bądź gotowy” zaprasza wszystkich na Targi
zabawek dla dorosłych, które rozpoczną się w poniedziałek w salach na drugim
piętrze. Wstęp wyłącznie z dokumentem tożsamości opatrzonym zdjęciem. W imieniu
pracowników hotelu przepraszamy za chwilowe niedogodności spowodowane awarią
sieci elektrycznej.
Eryk, z trudem hamując śmiech, spojrzał na Cindy. Szerokimi ze zdziwienia
oczami przyglądała się opisanemu przez Samantę zestawowi.
– Panno Warren – starał się mówić poważnie. – Mam nadzieję, że zje pani z nami
kolację dziś wieczorem? Na dole w restauracji, o siódmej. Do tego czasu awaria na
pewno zostanie usunięta.
– Fioletowe! – wykrzyknęła Cindy, patrząc w lustro.
– Powiedzmy: bakłażan. Brzmi bardziej dystyngowanie. Ostatnio bardzo modny
kolor – wyjaśnił Manny.
– Dlaczego to mnie zawsze przytrafia się coś takiego?!
– To na pewno jakiś spisek. Co powiedziała fryzjerka?
– Nie wiem. Jeny zdążył wysłać ją do domu.
– Co powiedział Jerry?
– Podał mi papierową torbę, żebym zakryła głowę. Lepsza byłaby plastikowa.
Przynajmniej można popełnić samobójstwo.
– Wiesz, mnie się to nawet podoba. – Manny pokiwał głową. – Mnóstwo ludzi
zapłaciłoby majątek za podobny kolor.
– Manny! Dzisiaj wieczorem idę na kolację ze Stantonem i jego ludźmi. Nie
mogę wyglądać jak jedna ze Spice Girls.
– Słyszałem, że ci faceci pojawili się dokładnie wtedy, kiedy zgasło światło.
– Jasne. Kiedy może wydarzyć się coś złego, na pewno się wydarzy. Musiałam
zrobić na nich niezłe wrażenie swoim wyglądem. śe nie wspomnę o wibratorach,
które Samanta kazała wręczać Wszystkim gościom.
– Przynajmniej wiesz, że nic gorszego nie może się już zdarzyć.
– Proszę, nie mów tego głośno, bo zapeszysz. Manny, czy mogę iść na kolację w
mojej zielonej czapce?
– Nie ma mowy. – Przyjrzał się uważnie jej włosom. – Cindy, wydaje mi się, że
masz sukienkę dokładnie w takim kolorze?
– Mam.
– Włóż ją. I zamotaj coś na głowie. Najlepiej coś niebieskiego.
– Nie mam niebieskiej chustki. Manny wydął usta.
– Wiem! – wykrzyknął po chwili. – Gdzie jest ta piżama? Rozejrzał się i znalazł
torbę leżącą na sąsiednim krześle.
– Oszalałeś! Nie pójdę na kolację z Erykiem w jego spodniach od piżamy na
głowie! W dodatku w spodniach, które sama wykradłam mu z pokoju.
Manny nie zwracał na nią uwagi, tylko na różne sposoby zawijał niebieski
materiał.
– Pomyśl, że to szal za trzysta pięćdziesiąt dolarów. Wystarczy podwinąć gumkę,
ukryć plamę i proszę! – Przewiązał jej włosy i zaciągnął ją do lustra.
Cindy otworzyła oczy ze zdziwienia. Szeroka jasnoniebieska opaska pięknie
kontrastowała z kolorem włosów, zsuniętych teraz z czoła i spiętrzonych z tyłu.
– Do diabła, Manny! Jak na to wpadłeś?
– Prawo ostatniej deski ratunku.
– A jeśli je rozpozna?
– Gdyby był gejem, nie zaryzykowałbym. Ale zwyczajny facet? W dodatku
głodny i napalony na ciebie? Bądź spokojna. Poza tym nikomu nie przyjdzie na myśl,
ż
e można mieć na głowie spodnie.
– Mam złe przeczucia – mruknęła Cindy do lustra.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Eryk pomachał ręką swoim współpracownikom wychodzącym z restauracji. To
dziwne, ale nigdy dotąd nie zauważył, że są aż tak niewiarygodnie nudni. Kolacja
dłużyła mu się strasznie, bo Cindy wybrała najodleglejsze miejsce przy stole i nie
miał okazji zamienić z nią choćby słowa.
– Dziękuję, że zgodziłaś się na chwilę rozmowy. Może poszlibyśmy na dach?
Przy okazji zobaczyłbym ten wspaniały widok. Nie mówiąc o tym, że marzę o
papierosie.
Wahała się, więc szybko dodał:
– Nie chciałbym, żeby ktoś podsłuchał, o czym mówimy.
– Wydawało mi się, że rozmowa ma dotyczyć spraw hotelowych... – Przyglądała
mu się zmrużonymi oczami.
– Tak, ale lepiej, żeby wszystko zostało między nami.
– Skoro tak mówisz... – Odeszła od stołu i zanim zdążył ją powstrzymać,
podpisała rachunek za kolację.
Eryk odprowadzał ją wzrokiem. Podziwiał jej biodra rysujące się znajomą linią
pod cienką, bordową sukienką. Cindy znowu wyglądała pięknie, nawet z włosami w
tym przedziwnym kolorze.
Można się do nich przyzwyczaić, uznał. Przyzwyczaić? O czym on myśli?
Przecież nie zamierza być tu na tyle długo, żeby przyzwyczajać się do czegokolwiek!
Wspólnie spędzona noc będzie jedynie miłym wspomnieniem, i tyle.
– Zrobiłaś doskonałe wrażenie na moich ludziach – powiedział, i była to szczera
prawda.
– Nie dziwię się – zaśmiała się krótko. – Po pierwszym spotkaniu nie mogłam już
spaść niżej w ich oczach.
– Powiedziałem im, że przywykną do ciebie...
– Piękne dzięki.
– ... bo zawsze jesteś tam, gdzie coś się dzieje.
– Sam pan wie, że na tym polega moja praca. – Jej chłód był nie do
przewalczenia.
Zachowywała się wobec niego jak obca osoba. Ale w międzyczasie zostali
przecież kochankami... Nienawidził sytuacji, w jakiej znaleźli się teraz.
Winda wywiozła ich na samą górę. Cindy porozumiała się z ochroną, polecając
wyłączyć urządzenie alarmowe na drzwiach, po czym wyszli na dach. Widok
rzeczywiście zapierał dech w piersiach. Rozświetlone
1
miasto i zatoka, żyjąca
własnym życiem. Dokoła panował spokój. Ciszę zakłócały jedynie słabe odgłosy
ruchu ulicznego i szum chłodnego, grudniowego wiatru.
Cindy drgnęła, kiedy Eryk zarzucił jej marynarkę na ramiona. Poczuła zapach
znajomej wody toaletowej i ciepło jego ciała bijące od jedwabnej podszewki.
– Dzięki – mruknęła, zastanawiając się z niepokojem, dlaczego chciał przyjść
właśnie tutaj.
Jeśli rozmowa miała dotyczyć ich nocy, musi mu powiedzieć, że nie ma na to
ochoty. Przygładziła ręką włosy i z niepokojem zauważyła, że jej pseudo-szal nieco
się rozluźnił.
– Pięknie! – Eryk odwrócił się do niej.
Ale jak mu to powiedzieć? Paraliżowała ją świadomość, że Eryk stoi tuż obok, na
wyciągnięcie ręki. A ona poznała wszystkie intymne sekrety jego wspaniałego ciała!
– Chciałabym iść dzisiaj wcześniej spać – oświadczyła i nagle zdała sobie sprawę,
jak dwuznacznie zabrzmiały jej słowa.
– Sama – dodała szybko, pogarszając jeszcze sytuację. – Zacznijmy więc tę
rozmowę.
Wyciągnął do niej rękę i dreszcz pożądania przeszedł ją od stóp do głów.
Przerażona bezwstydną reakcją – własnego ciała, uciekła w agresję.
– Jak śmiał pan zwabić mnie tutaj pod pozorem służbowej rozmowy, skoro ma
pan w głowie tylko seks! Czyżby nie robił pan jeszcze tego na dachu? – Chciała go
zranić, żeby ukarać samą siebie. – Jak widzę, potrzeba panu specjalnych podniet!
Przecież dałam już panu niezły materiał do męskich rozmów w siłowni.
Stała blada i wzburzona.
– W kieszeni znajdzie pani mały pakiecik. – Spokojnie wskazał na marynarkę. –
To pani własność. Ostrożnie – dodał, widząc, jak wyszarpuje zawiniątko z kieszeni.
Odwinęła serwetkę.
– Pęknięty – powiedziała cicho na widok szklanej łzy błyszczącej w świetle
księżyca.
– Przepraszam. Nastąpiłem na niego przypadkiem. Prawdopodobnie przyczepił
się do mojego smokinga i upadł nie zauważony.
– Trudno – odparła, ale Eryk po głosie poznał, że było jej przykro.
– Jubiler powiedział, że nie da się go naprawić. To stary, cenny kryształ.
Jubiler? Co Eryk wie? zastanawiała się w panice. Napotkała jego uważny wzrok i
ugięły się pod nią kolana.
– Tak, mówiono mi to. – Wepchnęła paczuszkę do torebki i podeszła do
balustrady na krańcu dachu.
– Jubiler twierdzi, że kryształ może pochodzić z zabytkowego żyrandola, który
dzisiaj miałby niezwykłą wartość – usłyszała stłumiony głos Eryka. Prawdopodobnie
stał tyłem do niej i patrzył w drugą stronę.
– Domyślam się. – Zwilżyła wargi i wystawiła twarz na wiatr, żeby jakoś dojść do
siebie.
I wtedy pstry podmuch zrujnował całą pracę Manny’ego. Jedna nogawka piżamy
wysunęła się spod opaski i powiewała na wietrze jak flaga. Cindy obiema rękami
próbowała wepchnąć ją pod gumkę spodni, ale śliski jedwab wciąż wymykał się jej z
palców. Zerknęła przez ramię. Eryk wciąż stał tyłem do niej.
Bała się jego następnego pytania. Bała się, że zaraz się odwróci i zobaczy, co ma
na głowie. Histerycznym ruchem szarpnęła zawój i zerwała go z głowy. Co dalej? Nie
miała kieszeni. Torebka była zbyt mała. Zwinęła materiał w kulkę i rozejrzała się
bezradnie.
– Cindy! – usłyszała i niewiele myśląc, wyrzuciła piżamę przez balustradę. – Czy
ten kolczyk pochodzi z żyrandola wiszącego w holu?
– Nie wiem. To pamiątka rodzinna – wyjąkała.
– Ale mówiłaś, że twój dziadek był kiedyś właścicielem Kryształowego Pająka. –
Eryk podszedł i zajrzał jej w oczy. – Cindy, mój ojciec twierdzi, że to może być
oryginalny, francuski La Merveille, wart teraz fortunę!
– Twój ojciec?
– Całe lata pracował w hucie szkła.
– Nie znam się na żyrandolach – odezwała się Cindy nienaturalnie wysokim
głosem. – Ktoś w księgowości na pewno powie ci, jaka jest jego wartość.
– Już sprawdziłem księgi inwentarzowe. Podejrzewam, że wpis dotyczący
ż
yrandola jest fałszywy. Cindy! – Pochylił się ku niej. – Powiedz mi wszystko, co
wiesz. Jeśli nie, będę musiał powiadomić ludzi od Harmona o swoich podejrzeniach.
Wtedy przyślą tu rzeczoznawcę.
Cindy rozważała wszystkie możliwości, włącznie z tą, żeby skoczyć z dachu.
– Skąd mam wiedzieć, że i tak do nich nie zadzwonisz?
– Racja. Tego nie możesz wiedzieć. – Zacisnął usta. Oparła się łokciami o
balustradę i zapatrzyła w przestrzeń.
Stanął tuż przy niej.
– Mój dziadek kochał ten hotel – zaczęła powoli – a żyrandol był dla niego
kwintesencją świetności i wyjątkowości tego miejsca. To on wymyślił, żeby zrobić
kolczyki z kryształowego wisiora, który wieńczył całość. Podarował je mojej babce, a
ja odziedziczyłam je po niej wraz z piękną historią o żyrandolu, który podczas wojny
sprzedano i zastąpiono szklaną kopią, żeby zasilić fundusz na dozbrojenie naszego
wojska. Długo nie miałam pojęcia, że ta historia jest nieprawdziwa.
– Kiedy zaczęłaś podejrzewać, że coś jest nie tak?
– Przypadkiem w Chicago zobaczyłam jedną z kopii. Była nieporównanie gorsza
od naszej. Specjalnie pojechałam do Hollywood – to samo. I obie miały ten centralny
fragment, którego brakowało w naszym żyrandolu.
Potem zaczęłam przeglądać papiery po dziadku i w jego dzienniku znalazłam
ostateczny dowód. Kiedy kopia była już gotowa, rozmyślił się. Zostawił oryginał, a
kopię sprzedał na czarnym rynku. Fundusz wojenny zasilił pieniędzmi z własnych
oszczędności.
– Niesamowita historia! – Eryk pokręcił głową.
– I smutna. Suma przekazana na armię, znacznie zresztą przewyższająca
ówczesną wartość żyrandola, tak uszczupliła jego zasoby, że był zmuszony sprzedać
swoje udziały w tym hotelu. Nikomu jednak nie powiedział, że w holu wisi oryginał.
To była jego tajemnica.
– Dlaczego nikogo o tym nie zawiadomiłaś?
– Harmon natychmiast wystawiłby żyrandol na licytację, – a nam zamówiłby
jakąś kiepską kopię albo zgoła nic. Ostatnia rozmowa z tobą utwierdziła mnie w tym
przekonaniu.
– Cindy! Taki żyrandol powinien wisieć w muzeum.
– Jego miejsce jest tutaj – upierała się.
– Nieprawda. Właściciele hotelu muszą wiedzieć, jaka jest prawdziwa wartość
ż
yrandola.
– I ty im o tym powiesz, tak?
– Nie wiem jeszcze, ale...
– A ja ci zaufałam! – Mimo starań nie mogła powstrzymać łez. – Uwierzyłam, że
zrozumiesz, co naprawdę liczy się w życiu.
Wyraz oczu Eryka nie zmienił się ani na jotę. Cindy odwróciła się zdruzgotana.
Okazała się taka słaba! To przez nią setki ludzi stracą pracę.
– Wszystko to moja wina – szepnęła do siebie. – Powinnam wypełniać polecenia
korporacji, bez względu na to, jak były głupie. Teraz nas sprzedadzą albo zamkną, a
ż
yrandol i tak będzie stracony.
Zatkała ręką usta, żeby stłumić szloch.
– Ejże! Nie traktuj wszystkiego tak osobiście. – Eryk odwrócił ją do siebie. –
Przecież robiłaś to, co według ciebie było najsłuszniejsze. Jeśli Harmon zdecyduje, że
sprzedaje Kryształowego Pająka, nie będzie w tym twojej winy.
Bliskość Eryka i ciepło jego rąk, które czuła nawet przez marynarkę, nie
pomagały jej się uspokoić.
– Raczej powiedz: jeśli ty zdecydujesz, że Harmon sprzedaje hotel.
– Na tym polega mój zawód.
– I nie przeszkadza ci, że kilka twoich słów może zmienić życie tylu Bogu ducha
winnych ludzi?
– Oboje mamy swoją pracę. Nie wolno pozwolić, żeby emocje wpływały na
interesy.
Dlaczego pociągają akurat taki człowiek?! Odwróciła głowę, żeby nie widzieć
jego ust, których dotyk tak dobrze pamiętała.
– Mamy zupełnie różne poglądy, pan i ja. – Dumnie uniosła głowę. – Dla mnie
hotel Pod Kryształowym Pająkiem to coś więcej niż zwykłe zestawienie zysków i
strat. I gdyby tylko było mnie stać, kupiłabym go sama.
Twarz Eryka złagodniała. Wyciągnął rękę i odsunął kosmyk włosów z policzka
Cindy.
– Gdyby mnie było stać, kupiłbym go dla ciebie – powiedział.
Wszystko, co nastąpiło potem, przypominało film odtworzony w zwolnionym
tempie. Eryk przyciągnął ją do siebie i mocno objął. Cindy zamknęła oczy i poddała
się kojącemu uściskowi, w którym oboje chcieli trwać jak najdłużej. On ujął jej twarz
w dłonie i pochylił głowę, szukając ustami jej ust. Oddychała szybko w oczekiwaniu
długiego pocałunku. Kiedy ich wargi zetknęły się w końcu, przylgnęła do niego całym
ciałem i westchnęła głęboko.
Eryk wędrował dłońmi po jej ciele, a ona z rozkoszą poddawała się temu
dotykowi.
– Cindy! – szepnął. – Przy tobie jestem zdolny do największych szaleństw. Chcę
się z tobą kochać, tu i teraz.
– Nie powinniśmy – wymamrotała nieprzytomnie, myśląc tylko o tym, żeby oddać
mu się pod gołym niebem, w świetle gwiazd i przy wtórze szumu wiatru.
Namiętne szepty i westchnienia przeplatały się z chwilami napiętej ciszy.
Nagle niebo nad ich głowami przecięły smugi ostrego światła. Oboje drgnęli jak
oparzeni. Gwałtownymi ruchami próbowali doprowadzać do porządku ubrania.
– Co się dzieje, do diabła? – wyjąkał Eryk, którego twarz znalazła się nagle w
zasięgu reflektora.
Cindy wyjrzała przez balustradę. Na chodniku stał szef ochrony z tubą przy
ustach. Dookoła zaczynali już gromadzić się gapie.
– Stop! – usłyszała. – Nie skakać. Zaraz będzie tu policja.
– Oni tam na dole myślą, że ktoś chce zeskoczyć z dachu – wyjaśniła Erykowi.
– Wierz mi – warknął – chętnie sam bym zeskoczył, żeby złamać kark temu
idiocie.
Cindy wychyliła się znowu.
– Pete! – zawołała przez złożone w trąbkę dłonie. – Nikt nie ma zamiaru skakać!
– Cindy! To ty?
– Jak widzisz.
– O rany! Co zrobiłaś z włosami?
Rozejrzała się, czy w pobliżu nie leży jakaś cegła, żeby rzucić nią w Pete’a. Na
szczęście dla niego dach był czysty.
– Zadzwoń na policję i powiedz, że to pomyłka. Zaraz schodzę.
– Dobra. – Pete był wyraźnie rozczarowany. Światła zgasły i dach pogrążył się w
mroku.
– Muszę iść – oznajmiła Cindy. – W przeciwnym razie ktoś przyjdzie tu po mnie.
Wstydziła się za siebie. Zachowywali się jak zwierzęta. śadnych uczuć. Sam
instynkt. Przynajmniej z jego strony.
– Cindy – szepnął Eryk i szybko ją pocałował. – Czy wiesz, że jeszcze chwila i
byłbym na samym szczycie...
Wyrwała się z jego objęć i gwałtownym ruchem zerwała z siebie marynarkę.
– Muszę iść – powiedziała ostro.
– Co się dzieje? – Nie rozumiał jej zachowania.
– Nic – warknęła.
Nie mogła przecież przyznać się głośno, że zakochała się w Eryku Stantonie –
człowieku, który reprezentował sobą wszystko to, czego ona nie znosiła. Manny
wiedział, przed czym ją ostrzega.
– Cindy! Wyrzuciłaś piżamę Stantona z dachu?! – Manny patrzył to na Cindy, to
na plastikową torbę.
– Jak mogłam przypuszczać, że zaczepi się o okno? Przez cztery dni starałam się
wydostać ją od ochrony, nie wzbudzając podejrzeń.
– Wolę nie pytać, dokąd z nią teraz idziesz. – Manny patrzył na nią jak na
pomyloną.
– Prosto do kotłowni. Dziś o czwartej Stanton pokaże mi gotowy raport, więc
muszę zminimalizować do zera prawdopodobieństwo katastrofy, którą na pewno bym
wywołała.
– Przynajmniej choinkę masz z głowy. Cóż może być bezpieczniejszego od
tradycyjnych cukierków?
– Też tak myślę. A teraz lecę, bo jestem umówiona u fryzjera.
– Coo? Dotychczasowe próby niczego cię nie nauczyły?
– Teraz będzie dobrze, zobaczysz.
Coś w jej głosie sprawiło, że Manny popatrzył na nią uważnie.
– Denerwujesz się raportem? – zapytał.
– Jasne. – Głos jej zadrżał, mimo iż bardzo się starała zachować spokój.
Manny poklepał ją po ręce.
– Wykonałaś tu wspaniałą robotę. Jeśli Stanton i jego ludzie tego nie zauważyli,
są nie tylko ślepcami, ale kompletnymi głupcami.
– Dzięki.
– Nie znoszę tego człowieka za to, że przepuścił cię przez taką wyżymaczkę.
– Nie wiń Eryka, Manny. Na wszystko sama zapracowałam. – Ze zgrozą czuła, że
oczy napełniają się jej łzami.
– O Boże! – Manny złapał się za głowę. – Tylko mi nie mów, że się w nim
zakochałaś.
– Zakochałam się. I wcale nie jestem z tego powodu dumna. Może mi przejdzie,
kiedy zobaczę raport.
– Będzie durniem, jeśli nie zauważy, jakie ma szczęście!
– Jak to dobrze, Manny, że jedziesz ze mną do domu na święta.
– Ja też się cieszę. Spotkamy się na lotnisku. Na razie cześć.
Cindy odetchnęła, widząc, jak płomienie pochłaniają pechowe niebieskie spodnie.
Musi pamiętać, żeby wypisać później raport o zaginięciu ubrania należącego do
gościa hotelowego. Przecież Eryk sprawdza wszystkie dokumenty...
Spojrzała na zegarek i pędem pobiegła do fryzjera. W progu salonu przetarła oczy
ze zdumienia. Zdyszana Matylda uwijała się wśród tłumu klientów. Na widok Cindy
rozległy się okrzyki, że to jest kolor, o jaki wszystkim chodzi.
– Przebój sezonu. – Matylda rozpromieniła się cała. – Zarobimy fortunę.
– Niesamowite. – Oniemiała Cindy przesunęła ręką po włosach. – To znaczy,
bardzo się cieszę.
– Jeny jest na zapleczu – poinformowała Matylda i z nowym wigorem zajęła się
pracą.
Stary fryzjer czekał na Cindy. Posadził ją w fotelu i otulił zieloną peleryną.
– To mój prezent gwiazdkowy dla ciebie – mruknął. – Mimo że byłaś
niegrzeczna.
– Jerry, nie wierz we wszystko, co ludzie mówią.
– A jeśli widziałem to na własne oczy? – Popatrzył na nią z czułością. – Ładna z
was para. Pasujecie do siebie, ty i Stanton.
Już chciała protestować, ale przypomniała sobie, że nie warto, bo Jerry i tak nie
zmienia zdania.
– Jerry! – Nagle coś przyszło jej do głowy. – Ty wiedziałeś, że Quinn to Stanton,
prawda?
– Od samego początku.
– Powiedział ci?
– Nie. Wiedziałem i tyle.
Westchnęła. Cały Jerry. Niczego nie da się przed nim ukryć. Rzuciła mu
mordercze spojrzenie, ale on zupełnie się tym nie przejął. Z cichym śmiechem wziął
nożyczki i zaczaj ją strzyc.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Eryk przejrzał szczegółowe sprawozdania swoich współpracowników. Określenia
„niekonwencjonalny, ale skuteczny” pojawiały się w nich raz po raz. Wszyscy
potwierdzali jego opinię. Kryształowy Pająk działał sprawniej i dawał większe zyski
niż niejeden z wzorcowo prowadzonych hoteli należących do korporacji.
Jego raport był w zasadzie gotowy. Pozostały jedynie wnioski i rozwiązanie
problemu: czy funkcjonowanie hotelu Pod Kryształowym Pająkiem pasuje do
zaplanowanej przez Harmona strategii działania?
Mimo że Eryk w raporcie napisał wiele zdań o korzyściach wynikających z
posiadania takiego hotelu, nie miał wątpliwości, jak brzmi odpowiedź na tak
sformułowane pytanie. Czasami jednak przypominał sobie błagalne spojrzenie Cindy i
ogarniały go rozterki.
Nie chciał jednak narazić na szwank swojej dobrej reputacji. Jedyne co mógł, to
przekonać Harmona, żeby sprzedać Kryształowego Pająka w całości. Powiedział
Cindy, że kupiłby dla niej ten hotel, gdyby było go na to stać. Nie był aż tak zamożny,
ale przecież znał wielu inwestorów, których mógłby do tego namówić. Zachowałby
wówczas twarz wobec obu stron.
Ale korporacji chodziło tylko o prostą odpowiedź na proste pytanie. Dlaczego
więc komplikować całą sprawę? Dawno temu przysiągł sobie, że nie pozwoli żadnej
kobiecie wtrącać się do swojej pracy, i dotrzymał słowa. Do dzisiaj. Z miłości do
Cindy Warren musiał stracić rozum.
Jak to z miłości?! opamiętał się. Kto tu mówi o miłości?
Usiadł przy biurku i w szalonym tempie dokończył pisania raportu. Nie miał
ochoty zakochiwać się w kobiecie, która jest ekscentryczna, nieprzewidywalna, ma
zbyt miękkie serce i koszmarną fryzurę. NIGDY wystukał wielkimi literami na
ekranie komputera.
Cindy weszła do pokoju konferencyjnego kwadrans przed czasem. Musiała
przygotować się na spotkanie z Erykiem. Wybrała sobie miejsce naprzeciw drzwi i
przez pięć minut ćwiczyła scenę: „Zajęta kobieta interesu wita interesanta, pewnie
siedząc w fotelu”. Podwyższyła siedzenie swojego krzesła i obniżyła siedzenie krzesła
stojącego po jej prawej stronie, żeby dosłownie pokazać swoją dominację nad
Erykiem.
Kiedy usłyszała na korytarzu jego kroki, usiadła i udawała, że robi notatki na
marginesie jakichś dokumentów.
– Wolisz, żebym przyszedł, kiedy skończysz? – Zatrzymał się w progu.
– Ależ nie. – Powoli odłożyła pióro.
Na razie wszystko szło po jej myśli. Najwyższy czas odegrać przećwiczoną
etiudę. Z oczami utkwionymi pewnie w twarzy Eryka odchyliła się niedbale...
Zapomniała tylko, że podwyższając krzesło, powinna przykręcić oparcie do siedzenia.
Przerażony Eryk nie zdążył jej przytrzymać. Runęła plecami do tyłu i uderzyła głową
o podłogę.
– Nic mi nie jest – wyjąkała mimo bólu, który rozsadzał jej czaszkę. – Lepiej
zacznijmy od razu. – Podniosła się, zażenowana.
Przyglądał się jej przez chwilę, potem usiadł i wyjął z teczki raport. Cindy
wystarczył jeden rzut oka, żeby z twarzy Eryka wyczytać to, co usłyszy za chwilę.
– W moim raporcie radzę korporacji, żeby sprzedała hotel. Przykro mi, ale z
profesjonalnego punktu widzenia musiałem tak postąpić. Ja i wszyscy moi ludzie
podkreślamy, że Kryształowy Pająk jest znakomicie prowadzony. Błędem Harmona
był zakup hotelu, który całkowicie nie odpowiada prowadzonej przez nich polityce.
– Zakup? Raczej kradzież. Dwa lata temu Harmon oszukał grupę starych
inwestorów, nabywając hotel za bezcen.
– Starałem się bardzo rzetelnie wycenić jego dzisiejszą wartość. I, jeśli cię to
interesuje, nie wspomniałem ani słowem o żyrandolu. Uznałem, że powinienem
zachowywać się tak, jakbym nie znał jego historii.
– Ale ją znałeś! Opowiedziałam ci ją, żebyś zrozumiał, że pewne wartości należy
chronić. Likwidujesz hotel, który przynosi zyski!
– Na razie.
– Co przez to rozumiesz?
– Za kilka lat gry fabularne oraz wampiry wyjdą z mody i możecie stracić
klientów. Harmon wie, co robi, nastawiając się na grupę średnich i dużych
biznesmenów...
– Jak rozumiem, poznałam już najważniejsze założenia pańskiego raportu –
przerwała. – Nie uważam, żeby dłuższa rozmowa mogła wnieść nowe aspekty do
sprawy. Nasze spotkanie jest skończone. – Cindy wzięła głęboki oddech i wstała,
starając się, żeby Eryk nie zauważył, ile ją to kosztuje.
Odwróciła się tyłem do niego, by nie widział łez w jej oczach. Słyszała, że
odchodzi, ale nawet nie drgnęła.
– Cindy! – odezwał się, stając przy drzwiach. – Przepraszam, że zepsułem ci Boże
Narodzenie.
– Panie Stanton! – rzuciła przez ramię. – Proszę sobie nie pochlebiać. Nie ma pan
takiej władzy nade mną.
Trafiła go. Poznała to po jego minie. I o to jej chodziło!
– Chciałbym powiedzieć, że mimo nieporozumień bardzo cenię sobie naszą
współpracę. I jeszcze jedno – dodał po chwili. – Masz śliczną fryzurę.
Zamknął za sobą drzwi. Cindy oparła głowę na rękach. Szkoda, że w ogóle
spotkała tego człowieka!
W tym momencie odezwała się jej krótkofalówka.
– Cindy – usłyszała zdyszany głos Manny’ego. – Czy zniesiesz jeszcze jeden
kryzys choinkowy?
– Chcesz powiedzieć, że pięć tysięcy zwykłych cukierków może okazać się
niebezpieczne?
– Tak, jeśli do holu wedrze się tłum chuliganów, żeby strząsnąć je z drzewka!
Eryk uznał, że należy mu się łyk czegoś mocniejszego. Szedł właśnie do baru,
kiedy usłyszał szum dobiegający z holu. Zawrócił, żeby sprawdzić, co się dzieje. Z
sufitu sypał się kolorowy grad. Czterech umięśnionych mężczyzn potrząsało
ś
wierkiem, a ich towarzysze łapali cukierki i wpychali je garściami do kieszeni i
plastikowych toreb. Dolne gałęzie były już całkowicie ogołocone.
Jak należało się spodziewać, Cindy natychmiast pojawiła się na placu boju. Eryk
obserwował z ukrycia, jak po raz kolejny udało się jej rozwiązać kryzys – szybko,
skutecznie i elegancko.
Szybko usunęła prowodyrów całego zajścia. Kazała ustawić rusztowanie.
Cukierki zostały zdjęte z choinki i w wielkich koszach wystawione na ulicę. Każdy
chętny mógł się nimi poczęstować. Pracownicy Cindy dwoili się i troili. Widać było,
ż
e zrobią dla niej wszystko. Eryk nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Oni po
prostu ją kochali.
On też.
Pokochał niewłaściwą kobietę w niewłaściwym czasie. Przecież najbardziej cenił
sobie uporządkowane życie. Zawsze otaczał się ludźmi praktycznymi i reagującymi w
łatwy do przewidzenia sposób. Dlatego nie mógł porozumieć się z własnym ojcem –
niekonwencjonalnym człowiekiem o duszy artysty.
Eryk widział ze swojego kąta, jak Cindy powoli wchodzi po schodach.
Przystanęła na górnym podeście i zapatrzyła się w żyrandol. Dałby wiele, żeby
dowiedzieć się, o czym myśli. O dziadku? O długiej historii tego hotelu? Czy o
przyszłości?
W holu panował spokój. Wielki świerk, całkowicie pozbawiony ozdób, stał
pośrodku lekko pochylony.
Pochylony?! Eryk wypadł z ukrycia. Cindy także zauważyła, że coś jest nie tak.
Przerażona zbiegała po schodach.
– Uwaga! – krzyczała. – Choinka się przewraca!
Ogromne drzewo zachwiało się i z szumem upadło, pokrywając całą podłogę
grubym płaszczem igieł. Górne gałęzie zaczepiły o żyrandol, który rozhuśtał się
niebezpiecznie. Kryształowe wisiorki uderzały o siebie z dźwięcznym stukotem. Eryk
spojrzał w górę.
– Usunąć się! – wrzasnął.
Rozległ się zgrzyt metalu... śyrandol runął na ziemię i rozprysnął się na tysiące
kawałków.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Cindy przepłakała całą noc. Rano z trudem otworzyła zapuchnięte oczy. Jeszcze
nigdy nie czuła się tak przegrana. Po spotkaniu z Erykiem była pewna, że nic
gorszego już się nie zdarzy, ale wypadek z choinką i żyrandolem szybko rozwiał jej
złudzenia. Wprawdzie gałęzie świerka osłabiły nieco siłę uderzenia, ale i tak żyrandol
rozpadł się na niezliczone kawałki. Nie było pewności, czy kiedykolwiek uda się
przywrócić mu dawną świetność.
Eryk razem z pracownikami hotelu zbierał rozsypane fragmenty i układał je do
dziesiątków pudeł, ale Cindy przez cały czas uważała, żeby nie znaleźć się blisko
niego. Był inny, niż sobie wyobrażała. Nie umiałby kochać jej takiej, jaka jest. Nigdy
by mu nie zależało, żeby razem z, nią chronić ludzi, rzeczy i miejsca. On wolał
niszczyć wszystko w imię interesu jakiejś tam korporacji.
To była najgorsza Wigilia w jej życiu. Wstała z łóżka, podeszła do telefonu i
odruchowo nakręciła numer.
– Mamo, wesołych świąt... – Łzy popłynęły jej po policzkach.
Eryk postanowił spędzić poranek w siłowni. Znalazł wolny przyrząd do joggingu i
dopiero wtedy zauważył, że na sąsiednim urządzeniu ćwiczy Manny. Kiwnęli
głowami na przywitanie.
– Wcześnie pan zaczyna – rzucił Eryk.
– Za parę godzin mam „samolot. – Manny nawet nie starał się być uprzejmy.
– Do domu” na święta?
– Uhm, jadę z Cindy.
A więc jednak coś ich łączy. Dziwne, bo Manny nie wydawał się mężczyzną,
który... Zresztą, co go to obchodzi. Przyspieszył prędkość ścieżki, żeby wyładować
zazdrość – uczucie, o które by siebie nie podejrzewał.
– Mam nadzieję, że spędzicie oboje miłe święta – mruknął.
– Z pańskiego tonu wnoszę – Manny nie zdejmował wzroku z monitora – że
niezbyt się to panu podoba.
Jego wrogość nie uszła uwagi Eryka.
– Nie zdawałem sobie sprawy – wzruszył ramionami – że pana i Cindy łączy
intymny związek.
– Cindy i mnie nie łączy intymny związek, panie Stanton – warknął Manny.
Eryk poczuł ulgę. Ale to nie była właściwa reakcja, kiedy człowiek rujnuje innym
Boże Narodzenie, uświadomił sobie nagle.
– Cindy pewnie powtórzyła panu, że poradziłem Harmonowi sprzedaż hotelu.
Przykro mi, ale na tym polega moja... Co jest, do cholery... – przerwał, bo Manny
jednym pchnięciem zrzucił go ze ścieżki i stojąc obok, patrzył na niego z wyraźnym
obrzydzeniem.
– Cindy powiedziała mi, że raport był pozytywny, palancie. Wygląda na to, że nie
chciała mnie martwić. Jesteś pętakiem i tchórzem, Stanton. Nie zasługujesz na nią. A
ona już na pewno – nie zasłużyła na to, co jej zafundowałeś! Zawodowo i prywatnie.
– Manny odwrócił się na pięcie. – Proszę mi wybaczyć. Muszę stąd odejść, zanim
dam panu w pysk i stracę pracę.
Zaskoczony Eryk wpatrywał się w plecy odchodzącego Manny’ego. I nagle
zrozumiał wszystko. Naprawdę bał się okazywać uczucie ludziom, na których mu
zależało. Cindy i ojciec byli tego najlepszym przykładem.
Jego mózg pracował teraz na najwyższych obrotach. Tak. Już wiedział. Harmon
dostanie pieniądze za zniszczony żyrandol od towarzystwa ubezpieczeniowego.
Reszta ich nie obchodzi. śyrandol można zrekonstruować. Wprawdzie nie odzyska
nigdy swojej poprzedniej wartości, ale dla Cindy to akurat nie ma znaczenia. Jej
zależy na symbolu. Tak się przypadkiem składa, że on zna znudzonego życiem
eksperta od szkła, który z pewnością podejmie się rekonstrukcji.
Kto wie, może przy okazji uda mu się odbudować swoje pokręcone relacje z
ojcem? Ale najpierw musi odnaleźć Cindy. Przecież ona nie ma pojęcia o jego
uczuciach! Szalona chwila wymaga szalonych czynów, pomyślał.
– Oliver! – krzyknął i puścił się biegiem za Mannym. – Poczekaj!
– Zwariowałeś, człowieku – podsumował go Manny, słuchając jego niezbornej
wypowiedzi.
– Wiem! – Eryk wyrzucił ręce w powietrze. – Ale moje stosunki z Cindy od
początku były zwariowane. Ta sytuacja mnie przerosła – mówił nieskładnie, ale nie
mógł nic na to poradzić. – Jeśli się dobrze zastanowić, to cud, że nasze ścieżki w
ogóle się przecięły. Nastąpiła jakaś niezwykła koincydencja wypadków...
– Koincydencja! – Manny wytrzeszczył na niego oczy...
– Koincydencja... No, zbieżność... – Eryk się zaczerwienił.
– Wiem, co to znaczy koincydencja, tylko... Zresztą teraz to nieważne – westchnął
Manny. – Jeśli się nie uda, Cindy nam dokopie.
Cindy do ostatniej chwili zwlekała z wejściem na pokład samolotu. Manny’ego
wciąż nie było. W końcu, przełykając łzy zawodu, podniosła torbę i poszła do
wejścia.
Nie spędzi świąt z kimś, kto był jej szczególnie bliski. Zamknęła oczy i
próbowała wziąć się w garść. Potrzebowała Manny’ego, mimo że cieszyła się na
spotkanie z matką. Dzisiejsza poranna rozmowa okazała się punktem zwrotnym w ich
stosunkach. Mama wysłuchała jej historii i umiała pocieszyć.
– Cześć – usłyszała znajomy głos.
Spojrzała w górę i zmartwiała.
– Eryk?! Go ty tutaj robisz?
– Mam miejsce obok ciebie. Zamieniłem się z Mannym. On leci teraz do Atlanty.
Pokiwała głową, ale było jej przykro, że Manny nic nie powiedział o zmianie
planów.
– Ma tam wielu przyjaciół. A ty? Jedziesz do ojca? To znaczy, że musieliście
rozmawiać.
– Tak, rozmawiałem z nim. – Eryk uśmiechnął się szeroko.
– Nie było to wcale takie straszne.
Kapitan poinformował, że start samolotu opóźni się o czterdzieści pięć minut.
Cindy jęknęła. Oznaczało to czterdzieści pięć minut przebywania dłużej z Erykiem.
– Będziemy mogli porozmawiać – powiedział spokojnie.
– Porozmawiać?
Wtedy sięgnął do kieszeni płaszcza i wyjął małe pudełko w srebrnym^,
metalizowanym papierze.
– To dla ciebie.
Cindy trzymała pudełko w drżących dłoniach, niepewna, co robić.
– Dla mnie? – spytała, a potem rozwinęła papier.
W pudełku, na czarnym aksamicie, błyszczały dwie brylantowe łzy niezwykłej
urody.
– Eryku, nie mogę tego przyjąć.
– Przecież zniszczyłem ci tamte kolczyki – Przez przypadek.
– I kocham cię.
– Są o wiele za drogie – ciągnęła. – Co ty powiedziałeś?
– Dopiero teraz dotarł do niej sens jego słów.
– śe cię kocham. Zmusiłem Manny’ego do odsprzedania mi biletu, żeby spędzić z
tobą Boże Narodzenie. Nawet nie wiesz, jak się namęczyłem.
Pochylił się i pocałował ją w usta. Siedziała nieporuszona.
– Myślałem, że coś do mnie czujesz. – Rozczarowany i speszony zapadł się w
fotel. – Poza niechęcią, oczywiście.
Tymczasem Cindy próbowała uporać się z sama ze sobą. W jednym momencie
doświadczyła zbyt wielu wrażeń: szczęście, strach, zmieszanie, niepewność ogarnęły
ją jak morskie tale.
– Eryku – zaczęła powoli – ja też cię kocham. Ale sama miłość nie wystarczy.
ś
eby żyć razem, trzeba czegoś więcej – wspólnych wartości, wspólnego celu,
rodzinnych więzi... Nie chcę, byś myślał, że jestem z tobą dlatego, bo niedługo
zostanę bez pracy.
Chwycił ją za rękę i podniecony opowiedział jej o planach kupienia hotelu.
– A ty jesteś najodpowiedniejszą osobą do prowadzenia tego cyrku – zakończył. –
Oczywiście pod warunkiem, że nie będziesz spoufalać się z gośćmi płci męskiej.
Objął ją i tym razem Cindy zareagowała tak, jak tego pragnął. Widział, że mu ufa.
Całowali się długo.
– Eryku! – Uśmiechnęła się szelmowsko, kiedy skończyli.
– Czy ty myślisz, że skoro podarowałeś mi brylantowe kolczyki, muszę się od
razu w tobie zakochać?
– Jasne, że tak – parsknął śmiechem. – Sama przyznasz, że to działa, prawda?
– Masz całkowitą rację. Zachwycony wpatrywał się w jej twarz.
– Czy jesteś przygotowany na spotkanie z moją rodziną? – zapytała.
– Owszem. A ty z moją?
– Chyba tak. Zastanawiam się tylko, czy twój ojciec mnie polubi.
– Kobietę, dzięki której znowu zacząłem grać?! Nie mam żadnych wątpliwości.
Cindy usiadła głębiej i przymknęła oczy. Najgorsza Wigilia w jej życiu zamieniła
się w Wigilię najszczęśliwszą.
– Cindy? – odezwał się Eryk. – Kiedy sprawdzałem dokumenty hotelowe, wpadł
mi do ręki raport o mojej skradzionej piżamie. Czy wiesz coś o tym?
Zamrugała niepewnie oczami.
– Tak. Sama go wypełniłam.
– A skąd wiedziałaś, że była niebieska?
– Wisiała w łazience, kiedy opatrywałam sobie rękę. – Cindy udało się zachować
spokój.
– A monogram? Przecież na pewno nie mówiłem, że jest wyszyty na kieszeni. –
Patrzył na nią z rozbawieniem w oczach.
– Z... zgadłam. – Jeszcze nie zorientowała się, że Eryk z niej żartuje.
– A kolor? Kochanie, jakim cudem domyśliłaś się, że litery były popielate?
Cindy już, już miała wpaść w panikę, ale uniosła głowę i spojrzała na Eryka.
Uśmiechnęła się i uwodzicielskim gestem przesunęła palcem po jego ustach.
– Co byś powiedział na to, żeby pójść do toalety? Moglibyśmy dokończyć
rozmowę zaczętą na dachu.
– Coś mi się wydaje, że próbujesz zmienić temat! – Chwycił jej palec i pocałował.
– Sam przyznasz, że to działa, prawda?
– Absolutnie tak!