WOŁANIE DUSZ CZYŚĆCOWYCH
Bez wątpienia, nawet jedna myśl byłaby w stanie złagodzić nieszczę
ścia tych cierpiących dusz. Stałoby się tak, gdyby o nich pamiętano,
a przyjaciele, których zostawili na ziemi, trudziliby się, by przyjść
im z pomocą lub ich wybawić.
Niestety! Ich serca na próżno żywią nadzieję tej pociechy. Prawdą
jest, że w naszym zwyczaju leży okazywanie żalu, ilekroć wspomi
namy naszych zmarłych. Bez wątpienia, nasza wiara daleka jest od
potępienia łez i boleści - tego daru cierpienia. Potępia ona raczej nie-
czułość tych, którzy po niedawnej stracie swoich rodziców czy przy
jaciół szybko o nich zapominają. Święci opłakiwali swoich przy
jaciół, ale przede wszystkim myśleli o przyjściu im z pomocą.
Nie, nie łez domagała się święta Monika od świętego Augustyna,
kiedy mówiła do niego na łożu śmierci: „Proszę Cię, mój synu, pa
miętaj o mnie przy ołtarzu, ilekroć będziesz składał Ofiarę Mszy
świętej”. Święty Ambroży nie poprzez łzy chciał zaznaczyć swoje
przywiązanie do Cesarza Teodozjusza. Mówił tak: „Kochałem tego
władcę, a ponieważ kochałem, nie opuszczę go, aż wprowadzę do
odpoczynku, gdzie wzywają go jego cnoty. Ludu, przyjdźcie i roz
lejcie ze mną nad szczątkami tego władcy kadzidła waszych modlitw,
obfitość waszej miłości i żarliwość waszej pokuty”.
Lecz cóż powiedzieć o łzach! O łzach, które obiecywały płynąć
bezustannie i nigdy nie wysychać. Nasze niestałe i egoistyczne serca
męczą się, przywołując imiona, które nie odpowiadają żadnym
echem. Męczą się, przywołując obrazy, które zniknęły bezpowrotnie
sprzed naszych oczu. Rzuceni w wir marności i światowej lekko
myślności, nie chcemy powracać do zbyt poważnych i męczących
wspomnień. Po rozłące przychodzi zapomnienie, a cierpienia zmarłych
odsuwamy od siebie bardziej niż wszystkie inne cierpienia.
O
C
Z
Y
Ś
Ć
C
U
K
O
N
F
E
R
E
N
C
J
A
PI
ĄTA
Biedni zmarli! Przeminie kilka dni żałoby i żalu, odbierzecie
hołd bardziej dla zwyczaju niż z przekonania i będziecie po raz ko
lejny pochowam w grobie straszliwszym i zimniejszym niż ten,
gdzie was po raz pierwszy złożono. Ten drugi grób to będzie zapom
nienie... Zapomnienie trwałe, nieludzkie, nieuniknione, podobne do
całunu - ostatniego okrycia waszych szczątków obróconych w proch.
Zapomnienie ogarniające wasze milczące domostwa, których nikt
już więcej nie odwiedzi, zapomnienie waszego imienia, którego nikt
ju ż więcej nie wypowie, zapomnienie przez najbliższych. Nikt was
nie wspomni w żadnej rozmowie, na żadnym spotkaniu, w sercach
waszych przyjaciół i waszych dzieci nie będzie dla was miejsca. Tak!
Głębokie zapomnienie, całkowite i nieuchronne, pomimo tak przej
mującego pożegnania, pomimo przyrzeczeń i zapewnień przepeł
nionych czułością*.
Pewnego dnia Pan nasz, Jezus Chrystus, spotkał nad brzegiem
sadzawki człowieka głęboko nieszczęśliwego. Twarz tego człowieka
była śmiertelnie blada, oczy zapadnięte i przygasłe, ciało wysuszone
i sztywne. Leżał sparaliżowany, nieruchomy przy brzegu sadzawki.
Potrącany przez przechodzących, wystawiony na niepogodę i sma
gania wiatru. Tymczasem człowiek ten nie był dotknięty nieuleczalną
chorobą. By go uleczyć, nie trzeba było szukać uczonych lekarzy,
przemierzać gór i dolin w poszukiwaniu lekarstw i rzadkich ziół. Wy
starczyło pomóc mu zejść do sadzawki w chwili, kiedy zstępował
tam Anioł Pański i poruszał wody. Jednak w mieście tak ludnym, jak
stolica Judei, pośród wielkiej liczby przybywających ze wszystkich
stron świata pielgrzymów, nie znalazł się nikt bliski, żaden przyja
ciel, aby wyświadczyć mu tę prostą przysługę. A Jezus, spostrzegłszy
pewnego dnia tego paralityka, wzruszył się w swoim Boskim Sercu
i głosem pełnym litości zapytał: „Nieszczęśniku, czyż nie chcesz wy
zdrowieć?”. On odparł: „Ale Panie, czyż mogę wyzdrowieć? Nie ma
żadnego człowieka ani przechodnia, który pomógłby mi wejść do
sadzawki w chwili, kiedy Anioł tam zstępuje, aby poruszyć wody”;
Panie, nie mam człowieka, aby mnie wprowadził do sadzawki, gdy
i
R. P. Félix, Discours sur les morts.
nastąpi poruszenie wody. Gdy j a sam ju ż dochodzę, inny wchodzi
przede m ną (por. J 5,7).
Czyż ten nieszczęsny paralityk nie jest uderzająco podobny do
dusz, o których błagalnym wołaniu wam mówię?! Dusze te czekają
na brzegu morza Krwi, która zbawiła świat: nie mają jednak siły, aby
zebrać Jej owoce ani skorzystać z orzeźwiających kropel. Być może
spędzają tam już całe lata, na próżno wzywając i cierpiąc, bo nie ma
nikogo, kto by im pom ógł...
Nieszczęśnik na tej ziemi zawsze znajdzie jakieś ukojenie. Naj
bardziej nieszczęśliwi mają chociaż łzy. Kiedy wszystko nas zawie
dzie, kiedy dosięgnie nas najwyższa niesprawiedliwość, w uciemię
żeniu, kiedy znosimy bezprawną przemoc i gwałt, to pozostaje nam
ucieczka do Boga we własnym sercu, który tam zawsze na nas czeka.
Każde z naszych cierpień możemy uczynić ofiarą składaną Bogu.
Każdy nasz czyn możemy przemienić w skarb i przyszłą chwałę.
Natomiast cierpieć i tylko cierpieć, wiedząc, że cierpienie to nic nie
tworzy; przelewać łzy, wiedząc, że nic z nich nie wykiełkuje; znosić
cierpienie jedno za drugim, aż Sprawiedliwości Bożej stanie się za
dość - oto stan tych dusz, który winien poruszyć najtwardsze serca.
Oto nieszczęście, które nie powinno być inaczej opłakiwane, jak tylko
krwawymi łzami, i na które pozostałby obojętny tylko ten, kto zdo
łałby stłumić w duszy swojej wszelkie ludzkie odruchy i współczucie.
Och! Gdyby tak dusze te mogły obudzić się choćby na krótką
chwilę. Gdyby mogły przeniknąć tę grubą warstwę ziemi i mrocz
nych, przepastnych miejsc spoczynku. Jakież wtedy doszłyby do
naszych uszu i serc jęki i rozdzierające wołania! Z jakąż siłą, mocą
i trwogą przywoływałyby nas na pomoc! Och! Miejcie litość -
błagałyby - wy, którzy kiedyś byliście naszymi przyjaciółmi. Skru
szcie nasze kajdany, uwolnijcie nas. Wybawcie nas: wstańcie, prze
kroczcie nasze progi i miejsca dawnego zamieszkania; mówcie tak
głośno, jak głęboką jest cisza nad naszymi grobami. Kapłanie Chry
stusowy, który jesteś sługą wszystkich nieszczęśników! Naucz to
dziecko słyszeć zapomniany głos matki: „Wychowałam go, żyłam tylko
dla niego, był moim drogim dzieckiem. Będąc przy mnie w chwili
U
'U
N
U
0
K
O
N
F
E
R
E
N
C
J
A
P
I
Ą
T
A
śmierci, chciał przedłużyć moje dni kosztem swoich. Zapytaj go, jak
to możliwe, że to wyznanie jest teraz tak bezsilne i nawet o mnie nie
wspomina. Kapłanie Chrystusowy! Podnieś głos jeszcze wyżej. Nie
bój się pokazywać mojego wizerunku całego w płomieniach. Nie oba
wiaj się wstydu i wyrzutów sumienia tego beztroskiego młodzieńca,
który pocieszając się w samotności, oddaje się niskim przyjemnoś
ciom. Zapytaj go, gdzie jest wiara, którą przyrzekał. Co się stało
z jego czułością i wiernością, którą mi okazywał aż do chwili śmierci,
co z tymi dowodami przywiązania, tak żywymi i głębokimi? Zapytaj
go, jak mam go dzisiaj błagać. Jakimi rozdzierającymi wołaniami
mam uprosić pomoc i wsparcie? Och! Nic go nie wzrusza... Widzę, że
na zawsze umarłam w jego sercu. Powiedz też naszym przyjaciołom
i obcym, którzy nie są z nami związani więzami krwi, ale są naszymi
braćmi w wierze, powiedz tym, którzy beztrosko przemierzają to roz
szalałe morze ludzkiego życia; powiedz im, że fale te, które kiedyś
nas uniosły, uniosą też ich. Powiedz im, aby się zatrzymali i zasta
nowili. Czyż może być cierpienie bardziej gorzkie i głębsze, a jedno
cześnie bardziej samotne niż nasze...? Och! Bracia, ojcowie, mężowie,
przyjaciele błagamy was i prosimy z głębi tego płonącego jeziora...
Łaski! Jedna kropla wody, jedna modlitwa, jeden post, jedna jałmużna,
jedno podanie ręki, a będziemy uratowani. Bracia, ojcowie, mężowie
zrozumcie, że jeśli my cierpimy, to po części też z waszego po
wodu”.
Tak, ta dusza cierpi z naszego powodu.
Ta matka cierpi, ponieważ była zbyt pobłażliwa dla swego syna,
ponieważ nie utemperowała go w czasie wybryków młodości i nie
naprawiła jego krzywd. Ten ojciec cierpi z powodu swych niewier
ności, nieobecności i braku czasu dla tych, których miał obowiązek
wychowywać. Ta oblubienica cierpi, ponieważ zwróciła swe serce
tylko do swego męża, a należało ono tylko do Boga. Cierpi, ponieważ
miała przesadne i ślepe upodobanie dla swego męża. Ten przyjaciel
cierpi, ponieważ był wspólnikiem niewierności swego przyjaciela,
ponieważ uczestniczył w kłomiach, pomagał mu w sianiu zamętu
i nieuczciwościach. A my teraz zostawiamy ich samych, dźwiga
jących ciężar sprawiedliwości! W zamian za tę nieszczęsną pobłaż
liwość, którą mieli dla nas, my nie idziemy im z pomocą, nie chcemy
odciążyć ich w cierpieniach i zaoszczędzić wielkich tortur!
Och! Gdybyście wiedzieli, że w tej chwili, kiedy do was prze
mawiam, wasz ojciec, matka czy najdroższe wam istoty giną w po
żarze lub pod osuwającą się ziemią i teraz właśnie zalewa ich woda
lub pożera ogień. Jeśli dla ich uwolnienia trzeba byłoby ryzykować
życie, jeśli pomoc im oznaczałaby pójście w płomienie, a wyciąg
nięcie ręki sprawiłoby okrutny ból. Nie zawahalibyście się ryzyko
wać, wejść w płomienie czy przypalić sobie rękę. Gdybyście się wa
hali, czy to ze strachu, czy z egoizmu lub jakiejkolwiek innej, nik
czemnej pobudki, mielibyście powód do wstydu. Patrzylibyście na
siebie, zupełnie słusznie, jak na istoty najniewdzięczniejsze i najokrut
niejsze.
Opowiada się pewną historię - z czasów wypraw krzyżowych,
jakie wiedli nasi ojcowie na Wschodzie - o chrześcijańskim rycerzu
wziętym w niewolę przez barbarzyńców. Wrzucony do ciemnego
lochu, bez nadziei na zebranie wymaganego okupu, wiedział, że czeka
go tylko niewola lub śmierć.
Niespodziewanie szlachetny zamysł ogarnął jego córkę - młodą
i delikatną dziewczynę. Zupełnie sama, bez przewodnika, przemie
rzyła daleką drogę. Udało jej się przejść rozległe pustynie. Dotarła
do brzegu morza i tam pracowała, by zdobyć pieniądze na przeprawę.
Udała się wreszcie do Europy. Bez wytchnienia przemierzała miasta,
gdzie odwołując się do litości wszystkich, pukała od domu do domu,
prosząc o wsparcie, aby uzbierać wymaganą przez barbarzyńców sumę
okupu za swego ojca. Kiedy wszystko było zebrane, nie zwlekając,
udała się w drogę powrotną, po raz drugi stawiając czoła przeciw
nościom i cudem przebywając drogę morską; dotarła w końcu do
ojca. Dzięki nadludzkim wysiłkom, w zamian za zdobyty z takimi
trudami okup, udało jej się uratować tego, który dał jej życie. Udało
jej się wyrwać go z kajdan niewoli.
To jeszcze dziecko, a jaka odwaga! Co za energia i siła uczuć
córki!
C
Z
Y
Ś
Ć
C
U
K
O
N
F
E
R
E
N
C
J
A
P
IĄ
X
A
My również, podobnie jak ta dzielna dziewczyna, jesteśmy wraż
liwi, miłosierni i kochający. Bóg dał nam serce! Kiedy ktoś pogrą
żony w strasznej rozpaczy prosi nas o pomoc, nie zastanawiamy się,
czy jest naszym krewnym, czy przyjacielem, czy łączą nas więzy
krwi. Natychmiast dajemy mu to, czego mu potrzeba byleby żył, by
leby został ocalony! Nie odmówimy żywności, rzeczy czy pieniędzy,
byleby tylko uratować nieszczęśnika od śmierci, wybawić go z nie
woli lub ocalić od jakiejś tragedii...
Po cóż to mówię? Bo te cierpiące dusze nie wymagają od nas ani
ofiary z życia, ani ze zdrowia, z wolności czy z całego naszego ma
jątku! Wasi rodzice, wasi bracia i siostry, ci, których kochacie, wasi
bliscy, którzy liczą na was, nie oczekują niczego więcej, jak tylko tej
kropli wody, o którą na próżno prosił bogacz Łazarza, odwołując się
do jego litości.
Proszą was te dusze o jedną żarliwą modlitwę, o jeden czyn po
kuty płynący z miłości i wiary, o jedno dzieło pobożności dla uzys
kania odpuszczenia ich kar, o jedną przyjętą za nich Komunię świętą,
o jeden dobry czyn miłosierdzia wobec ubogich, z myślą o nich wy
pełniony. O pamięć przed Bogiem was proszą, czynem poświad
czoną i z miłości płynącą!
Cóż j eszcze mogę dodać?
Wam, którzy zmarnowaliście życie, doszliście do ruiny i utraty
nadziei, którzy wątpicie, czy uda się wam zmazać waszą winę i zyskać
łaskę nawrócenia - radzę z dobrego serca - posłuchajcie słów naszego
Pana i zanim przyjdzie śmierć, zanim was Bóg pozbawi zarządu i każe
się rozliczyć, czyńcie miłosierdzie komu możecie, zarówno żywym,
jak i zmarłym. Zanim przyjdzie dzień, kiedy dusza opuści ciało,
zanim skalana tysiącem nieprawości stanie w pełnym świetle Naj
wyższego Sędziego: pozyskujcie sobie przyjaciół niegodziwą mamoną,
aby, gdy wszystko się skończy, przyjęto was do wiecznych przybytków
(por. Łk 16,9). Pozyskajcie sobie przyjaciół, którzy wprowadzą was
do wiecznych przybytków. Niech pójdą za wami ubodzy, ułomni,
samotni i zrozpaczeni, którym przyszliście z pomocą. Niech ciężar
grzechów waszych przeważy wielkość miłosierdzia.
Miłosierdzia dostępują ci, którzy je czynią, a Bóg, ujęty hojnością,
z jaką dzielicie się dobrami tego świata, napełni dusze wasze skruchą
i przebaczeniem. Sprawcie, aby i wasze pieniądze, i wszelkie dobra
nie tylko wam samym służyły, ale zjednały wam przyjaciół w oczach
Boga.
Zapewnijcie sobie pomoc i opiekę świętych dusz czyśćca.
Umarli mówią nam: czemu jesteście głusi na nasze prośby i wo
łania, czemu nasz ból was nie wzrusza, czemu gardzicie tym, co niesie
nam ukojenie! Nasze cierpienia Bóg koi za waszą przyczyną! Sądzicie,
że okażecie nam swój żal i swoją miłość, organizując wystawny pogrzeb?
Ustawiliście na miejscu naszego spoczynku pomniki, które sycą
raczej waszą pychę, podtrzymują pamięć, ale czy przynoszą nam praw
dziwą pomoc? Czemu służy ten przepych, cały ten luksus i splendor?
Jeśli będzie trzeba, raczej zburzcie te mauzolea, rozbijcie na drobne
kawałki te pomniki i kamienie, by dać za nas jałmużnę i ofiarę. Pra
gniemy waszej miłości i modlitwy, waszego poświęcenia i Eucha
rystii za nas i z nami ofiarowanej.
O to proszą zmarli. Jeśli ich posłuchamy naprawdę, nasza miłość
będzie błogosławiona. Zmarli nie będą niewdzięczni. Pewnego dnia,
uwolnieni za naszą przyczyną od cierpień, pomogą nam swoim orę
downictwem. Kiedy wzniesiemy się do niebiańskiej ojczyzny, będą
w naszym orszaku. Będą śpiewać wokół nas hymn wdzięczności, a tym
samym zwiększą wieczną radość i wieczne szczęście, naszą nagrodę
i naszą chwałę.
O
C
Z
Y
Ś
Ć
C
U
K
O
N
F
E
R
E
N
C
J
A
P
I
Ą
T
A
ANEKS 6
MODLITWY ZA ZMARŁYCH
M
o d l it w a
św ięt e j
G
e r t r u d y
z a
d u s z e
z m a r ł y c h
Boże miłosierny, z Tronu chwały Twojej wejrzyj na biedne dusze
w czyśćcu cierpiące, wejrzyj na ich męczarnie, na łzy, które przed Tobą
wylewają, usłysz ich błagania i jęki, zmiłuj się nad nimi, odpuść ich
grzechy.
Za wszystkie przestępstwa, których się dopuściły, za zaniedbania
w służbie Twojej świętej popełnione, ofiaruję Ci najświętsze życie, wszystkie
zasługi Jezusa Chrystusa, wszystkie Jego pokuty, posty, czuwania, modli
twy, prace, boleści, Krew i Rany, Mękę i Śmierć niewinną, którą w naj
gorętszej miłości cierpiał za nas Najmilszy Syn Twój.
Proszę, abyś tym ubłagany, raczył przyjąć te ukochane dusze do
rajskiej szczęśliwości, by wielbiły Ciebie na wieki. Przez Chrystusa, Pana
naszego. Amen.
M
o d l it w a
św ięte j
G
e r t r u d y
DO ŚWIĘTYCH DUSZ CZYŚĆCOWYCH
Niech Jezus Chrystus, dla was ukrzyżowany i umarły, zmiłuje się
nad wami, bolejące dusze! Niech Krwią swoją ugasi trawiące was pło
mienie! Polecam was tej Niepojętej Miłości, która Syna Bożego z nieba
na ziemię sprowadziła i na okrutną śmierć wydała. Ach! Niech się użali
nad waszymi męczarniami, tym litościwym wejrzeniem, jakie wisząc
na Krzyżu, miał dla wszystkich nieszczęśliwych. A na okup wasz ofia
ruję tę synowską miłość, jaką Pan Jezus w Bóstwie swym kocha Przed
wiecznego Ojca, a w Najświętszym Człowieczeństwie - Najmilszą
Matkę swoją; który żyje i króluje na wieki wieków. Amen.
M
o d l i t w y
d o
M
a t k i
B
o ż e j
z a
d u s z e
z m a r ł e
O Maryjo, Matko dusz w czyśćcu cierpiących, uproś im uwolnienie
z czyśćca i wieczny odpoczynek w niebie. Amen.
Najświętsza Panno Pomocy Nieustającej, Matko Litościwa, racz
spojrzeć na te biedne dusze, które Sprawiedliwość Boża w płomieniach
czyśćca zatrzymuje. Drogie Twemu Boskiemu Synowi, którego zawsze
kochały, teraz cierpią tęsknotę i głód ogromny, by Go ujrzeć i posiąść
na wieki. Nie mogą jednak nic uczynić, aby zerwać te więzy, a ogień
okrutny trawi je nieustannie.
Niech się wzruszy Serce Twoje, Matko Litościwa, pospiesz z pomocą
tym duszom, które Cię zawsze kochały, a teraz wzdychają do Ciebie.
Dziećmi są Twoimi, okaż się im Matką, pomóż im, nawiedź je, osłódź
im męki, skróć ich cierpienia i nie zwlekaj z wybawieniem. Niech
osiągną pełnię miłości i na wieki wielbią Przenajświętszą Trójcę; Boga
Jedynego, który żyje i króluje na wieki wieków. Amen.
A
N
EK
SY
K
O
N
F
E
R
E
N
C
J
A
PIĄTA
ANEKS 7
TRAKTAT O CZYŚĆCU
ŚW. KATARZYNY Z GENUI1 - FRAGMENTY
XIV
O radościach i cierpieniach dusz czyśćcowych
2
.
Aby czyny nasze były doskonałe, muszą się spełniać w nas, ale bez
nas; nie my mamy dawać pierwszy impuls. Działanie Boże ma się do
konywać jedynie w Bogu samym, tak żeby Bóg, nie zaś człowiek, był
pierwszym jego motorem.
3.
To ostateczne działanie Boże dokonuje się przez miłość prostą i czystą,
bez naszej zasługi; przenika ją ono na wskroś i rozpala tak silnie, że
ciało, w które dusza jest przyodziana, zdaje się płonąć jakby wielkim
ogniem i nie może nigdy znaleźć spoczynku, aż do śmierci.
4.
I zaprawdę, ta miłość Boża, która zalewa duszę (wedle tego, jak mi
się to przedstawia), daje radość wielką, że niepodobna tego wyrazić,
choć równocześnie nie umniejsza w niczym jej cierpień. Dusze czyść
cowe cierpią głównie z tego powodu, że przez ich własne winy miłość
Boża jest w nich zatamowana, i to cierpienie jest tym większe, im wyższy
jest stopień miłości, do jakiej Bóg uczynił je zdolnymi.
5.
Tym sposobem doznają one równocześnie wielkich radości i wielkich
cierpień, a jedno drugiemu nie stoi na przeszkodzie.
św. Katarzyna z Genui, Traktat o czyśćcu, Viator, Warszawa 2003, s. 46-48.
ANEKS 8
OCZYSZCZAJĄCY OGIEŃ MIŁOŚCI BOŻEJ1
I. P
r z y c z y n y
c ie r p ie ń
d u s z
w
c z y ś ć c u
Istnieją trzy powody, dla których Światło Boże, Mądrość Boża,
ogień Miłości Bożej lub boskie światło kontemplacji sprawia w duszy
ciemność i męczarnie:
1. W
z n io s ł o ś ć
i
n a d m ia r
Ś
w ia t ł a
B
o ż e g o
Boskie światło kontemplacji, skoro przenika do duszy, nie będącej
jeszcze dostatecznie oświeconą, sprawia w niej ciemności duchowe.
Nie tylko bowiem przekracza miarę jej pojemności, lecz również za
ciemnia i pozbawiają możności posługiwania się naturalną inteligencją.
Z tych przyczyn święty Dionizy i inni teologowie mistyczni nazywają
kontemplację wlaną promieniem ciemności. Odnosi się to do duszy
jeszcze nie oczyszczonej i nie oświeconej ostatecznie, w której Bóg
swoim nadmiernym światłem nadprzyrodzonym zwycięża i wyniszcza
jej naturalne siły rozumowe. I ta jest przyczyna, że ten jasny promień
ukrytej Mądrości Bożej, który zsyła On do duszy jeszcze nie przeo
brażonej, sprawia gęste mroki w rozumie.
Światło i mądrość tej kontemplacji są bardzo jasne i czyste. Dusza
zaś, do której to światło przenika, jest ciemna i brudna. Stąd pochodzi
jej wielkie udręczenie, gdy się jej owo światło udziela. Jest tu podobnie
jak z oczyma chorymi, zaprószonymi czy słabymi, którym ból sprawia
to, że muszą patrzeć na jasne światło. To udręczenie duszy z powodu
jej nieczystości jest bardzo wielkie, gdy ją to światło Boże zalewa. Ta
jasna światłość przenikają bowiem w tym celu, by usunąć wszystkie jej
nieczystości.
św. Jan od Krzyża, Noc
ciemna
,
II5-13 - synteza, op. cit., s. 456-487.
A
N
E
K
S
Y