background image

WOŁANIE DUSZ CZYŚĆCOWYCH

Bez wątpienia, nawet jedna myśl byłaby w stanie złagodzić nieszczę­

ścia tych cierpiących  dusz.  Stałoby się tak,  gdyby o nich pamiętano, 
a  przyjaciele,  których  zostawili  na ziemi,  trudziliby  się,  by  przyjść 
im z pomocą lub ich wybawić.

Niestety!  Ich serca na próżno żywią nadzieję tej pociechy. Prawdą 

jest,  że  w  naszym  zwyczaju  leży  okazywanie żalu,  ilekroć wspomi­

namy  naszych zmarłych.  Bez  wątpienia, nasza wiara  daleka jest od 
potępienia łez i boleści -  tego daru cierpienia.  Potępia ona raczej  nie- 
czułość tych, którzy po niedawnej  stracie swoich rodziców czy przy­

jaciół  szybko  o  nich  zapominają.  Święci  opłakiwali  swoich  przy­
jaciół, ale przede wszystkim myśleli o przyjściu im z pomocą.

Nie, nie łez domagała się święta Monika od świętego Augustyna, 

kiedy mówiła do  niego  na  łożu  śmierci:  „Proszę  Cię,  mój  synu,  pa­
miętaj  o  mnie  przy  ołtarzu,  ilekroć  będziesz  składał  Ofiarę  Mszy 
świętej”.  Święty  Ambroży  nie  poprzez  łzy  chciał  zaznaczyć  swoje 
przywiązanie  do  Cesarza  Teodozjusza.  Mówił tak:  „Kochałem tego 
władcę,  a  ponieważ  kochałem,  nie  opuszczę  go,  aż  wprowadzę  do 
odpoczynku,  gdzie  wzywają  go jego  cnoty.  Ludu,  przyjdźcie  i  roz­
lejcie ze mną nad szczątkami tego władcy kadzidła waszych modlitw, 
obfitość waszej miłości i żarliwość waszej pokuty”.

Lecz cóż powiedzieć  o  łzach!  O łzach,  które  obiecywały płynąć 

bezustannie i nigdy nie wysychać. Nasze niestałe i egoistyczne serca 
męczą  się,  przywołując  imiona,  które  nie  odpowiadają  żadnym 
echem. Męczą się, przywołując obrazy, które zniknęły bezpowrotnie 
sprzed  naszych  oczu.  Rzuceni  w  wir  marności  i  światowej  lekko­
myślności,  nie  chcemy  powracać  do  zbyt poważnych  i  męczących 
wspomnień. Po rozłące przychodzi zapomnienie, a cierpienia zmarłych 
odsuwamy od siebie bardziej niż wszystkie inne cierpienia.

O

 

C

Z

Y

Ś

Ć

C

U

background image

K

O

N

F

E

R

E

N

C

J

A

 PI

ĄTA

Biedni  zmarli!  Przeminie  kilka  dni  żałoby  i  żalu,  odbierzecie 

hołd bardziej  dla zwyczaju  niż z przekonania  i  będziecie po  raz ko­

lejny  pochowam  w  grobie  straszliwszym  i  zimniejszym  niż  ten, 
gdzie was po raz pierwszy złożono. Ten drugi grób to będzie zapom­

nienie...  Zapomnienie trwałe,  nieludzkie,  nieuniknione, podobne do 
całunu -  ostatniego okrycia waszych szczątków obróconych w proch. 
Zapomnienie  ogarniające  wasze  milczące  domostwa,  których  nikt 

już więcej nie odwiedzi, zapomnienie waszego imienia,  którego nikt 
ju ż więcej  nie  wypowie,  zapomnienie  przez  najbliższych.  Nikt was 

nie  wspomni w  żadnej  rozmowie,  na  żadnym  spotkaniu,  w  sercach 
waszych przyjaciół i waszych dzieci nie będzie dla was miejsca. Tak! 

Głębokie  zapomnienie,  całkowite  i  nieuchronne,  pomimo  tak  przej­
mującego  pożegnania,  pomimo  przyrzeczeń  i  zapewnień  przepeł­

nionych czułością*.

Pewnego  dnia  Pan  nasz,  Jezus  Chrystus,  spotkał  nad  brzegiem 

sadzawki człowieka głęboko nieszczęśliwego. Twarz tego człowieka 
była śmiertelnie blada, oczy zapadnięte i przygasłe, ciało wysuszone 
i sztywne.  Leżał sparaliżowany,  nieruchomy  przy brzegu  sadzawki. 

Potrącany  przez  przechodzących,  wystawiony  na  niepogodę  i  sma­
gania wiatru.  Tymczasem człowiek ten nie był dotknięty nieuleczalną 
chorobą.  By  go  uleczyć,  nie  trzeba  było  szukać  uczonych  lekarzy, 
przemierzać gór i dolin w poszukiwaniu lekarstw i rzadkich ziół. Wy­
starczyło  pomóc  mu  zejść  do  sadzawki  w  chwili,  kiedy  zstępował 
tam Anioł Pański i poruszał wody.  Jednak w mieście tak ludnym, jak 
stolica Judei,  pośród wielkiej  liczby przybywających  ze  wszystkich 
stron  świata  pielgrzymów,  nie  znalazł  się  nikt  bliski,  żaden  przyja­
ciel, aby wyświadczyć mu tę prostą przysługę.  A Jezus,  spostrzegłszy 
pewnego  dnia tego paralityka,  wzruszył  się  w  swoim Boskim  Sercu 
i głosem pełnym  litości  zapytał:  „Nieszczęśniku,  czyż nie  chcesz wy­
zdrowieć?”. On odparł:  „Ale Panie,  czyż mogę wyzdrowieć? Nie ma 
żadnego  człowieka  ani  przechodnia,  który  pomógłby  mi  wejść  do 
sadzawki w  chwili,  kiedy Anioł tam  zstępuje,  aby poruszyć wody”; 

Panie,  nie  mam  człowieka,  aby  mnie  wprowadził do sadzawki,  gdy

i

R. P. Félix, Discours sur les morts.

background image

nastąpi poruszenie  wody.  Gdy j a   sam  ju ż   dochodzę,  inny  wchodzi 

przede m ną (por. J 5,7).

Czyż  ten  nieszczęsny  paralityk nie jest  uderzająco  podobny  do 

dusz,  o  których błagalnym wołaniu wam mówię?!  Dusze te czekają 
na brzegu morza Krwi, która zbawiła świat:  nie mają jednak siły, aby 
zebrać Jej  owoce  ani  skorzystać z orzeźwiających kropel. Być może 
spędzają tam już całe lata, na próżno wzywając i cierpiąc, bo nie ma 
nikogo, kto by im pom ógł...

Nieszczęśnik na tej  ziemi  zawsze znajdzie jakieś  ukojenie. Naj­

bardziej  nieszczęśliwi  mają chociaż łzy.  Kiedy  wszystko nas zawie­
dzie,  kiedy  dosięgnie  nas najwyższa niesprawiedliwość, w uciemię­
żeniu,  kiedy znosimy bezprawną przemoc  i  gwałt, to pozostaje nam 
ucieczka do Boga we własnym sercu, który tam zawsze na nas czeka. 
Każde  z  naszych  cierpień  możemy  uczynić  ofiarą  składaną  Bogu. 
Każdy nasz czyn możemy przemienić w skarb i przyszłą chwałę.

Natomiast cierpieć i tylko cierpieć, wiedząc, że cierpienie to nic nie 

tworzy; przelewać łzy, wiedząc, że nic  z nich nie wykiełkuje; znosić 
cierpienie jedno za drugim, aż Sprawiedliwości Bożej  stanie się za­
dość -  oto  stan tych dusz,  który winien poruszyć najtwardsze serca. 
Oto nieszczęście, które nie powinno być inaczej opłakiwane, jak tylko 
krwawymi łzami, i na które pozostałby obojętny tylko ten, kto zdo­
łałby stłumić w duszy swojej wszelkie ludzkie odruchy i współczucie.

Och!  Gdyby  tak  dusze  te  mogły  obudzić  się  choćby  na  krótką 

chwilę.  Gdyby  mogły  przeniknąć  tę  grubą  warstwę  ziemi  i  mrocz­
nych,  przepastnych  miejsc  spoczynku.  Jakież  wtedy  doszłyby  do 
naszych uszu  i serc jęki  i rozdzierające  wołania!  Z jakąż siłą,  mocą 
i trwogą  przywoływałyby  nas  na  pomoc!  Och!  Miejcie  litość  -  
błagałyby -  wy, którzy kiedyś byliście naszymi  przyjaciółmi.  Skru­
szcie nasze kajdany, uwolnijcie nas.  Wybawcie nas:  wstańcie, prze­
kroczcie  nasze  progi  i miejsca  dawnego  zamieszkania;  mówcie  tak 
głośno, jak głęboką jest cisza nad naszymi grobami.  Kapłanie Chry­
stusowy,  który  jesteś  sługą  wszystkich  nieszczęśników!  Naucz  to 
dziecko słyszeć zapomniany głos matki: „Wychowałam go, żyłam tylko 
dla niego,  był moim  drogim  dzieckiem.  Będąc przy  mnie  w   chwili

U

'U

N

U

0

background image

K

O

N

F

E

R

E

N

C

J

A

 P

I

Ą

T

A

śmierci, chciał przedłużyć moje dni kosztem swoich. Zapytaj go, jak 
to możliwe, że to wyznanie jest teraz tak bezsilne i nawet o mnie nie 
wspomina.  Kapłanie Chrystusowy!  Podnieś  głos jeszcze wyżej. Nie 

bój się pokazywać mojego wizerunku całego w  płomieniach. Nie oba­
wiaj się wstydu i wyrzutów sumienia tego beztroskiego młodzieńca, 
który  pocieszając  się  w  samotności,  oddaje  się  niskim przyjemnoś­

ciom.  Zapytaj  go,  gdzie jest  wiara,  którą  przyrzekał.  Co  się  stało 

z jego czułością i wiernością, którą mi okazywał aż do chwili śmierci, 
co z tymi dowodami przywiązania, tak żywymi i głębokimi? Zapytaj 
go,  jak   mam  go  dzisiaj  błagać.  Jakimi  rozdzierającymi  wołaniami 
mam uprosić pomoc i wsparcie? Och! Nic go nie wzrusza...  Widzę, że 
na zawsze umarłam w jego sercu. Powiedz też naszym przyjaciołom 
i obcym, którzy nie są z nami związani więzami krwi, ale są naszymi 

braćmi w wierze, powiedz tym, którzy beztrosko przemierzają to roz­

szalałe  morze  ludzkiego  życia;  powiedz  im,  że  fale  te, które  kiedyś 
nas uniosły,  uniosą też  ich.  Powiedz  im,  aby  się  zatrzymali  i  zasta­

nowili. Czyż może być cierpienie  bardziej  gorzkie i głębsze, a jedno­
cześnie bardziej samotne niż nasze...? Och!  Bracia, ojcowie, mężowie, 
przyjaciele błagamy  was  i prosimy z  głębi tego płonącego jeziora... 
Łaski!  Jedna kropla wody, jedna modlitwa, jeden post, jedna jałmużna, 

jedno podanie ręki,  a będziemy uratowani.  Bracia,  ojcowie,  mężowie 

zrozumcie,  że  jeśli  my  cierpimy,  to  po  części  też  z  waszego  po­

wodu”.

Tak, ta dusza cierpi z naszego powodu.

Ta matka cierpi, ponieważ była zbyt pobłażliwa dla swego syna, 

ponieważ  nie  utemperowała  go  w  czasie  wybryków  młodości  i  nie 
naprawiła jego  krzywd.  Ten  ojciec  cierpi  z powodu  swych  niewier­

ności,  nieobecności  i  braku  czasu  dla tych,  których miał obowiązek 

wychowywać.  Ta  oblubienica  cierpi,  ponieważ  zwróciła  swe  serce 
tylko do swego męża, a należało ono tylko do Boga. Cierpi, ponieważ 
miała przesadne  i ślepe upodobanie  dla  swego  męża.  Ten przyjaciel 
cierpi,  ponieważ  był  wspólnikiem  niewierności  swego  przyjaciela, 
ponieważ  uczestniczył  w  kłomiach,  pomagał  mu  w  sianiu  zamętu 

i nieuczciwościach.  A  my  teraz  zostawiamy  ich  samych,  dźwiga­

background image

jących  ciężar  sprawiedliwości!  W  zamian  za  tę  nieszczęsną  pobłaż­

liwość, którą mieli  dla nas, my nie idziemy im z pomocą, nie chcemy 
odciążyć ich w cierpieniach i zaoszczędzić wielkich tortur!

Och!  Gdybyście  wiedzieli,  że  w  tej  chwili,  kiedy  do  was  prze­

mawiam, wasz  ojciec,  matka czy najdroższe  wam  istoty  giną w po­
żarze  lub pod  osuwającą  się ziemią  i teraz właśnie zalewa ich woda 
lub pożera ogień.  Jeśli  dla ich uwolnienia trzeba byłoby ryzykować 
życie, jeśli  pomoc  im  oznaczałaby  pójście  w płomienie,  a  wyciąg­
nięcie  ręki  sprawiłoby  okrutny  ból.  Nie  zawahalibyście  się  ryzyko­
wać, wejść w płomienie czy przypalić sobie rękę.  Gdybyście się wa­
hali,  czy  to  ze  strachu,  czy  z  egoizmu  lub jakiejkolwiek  innej,  nik­
czemnej  pobudki,  mielibyście  powód  do  wstydu.  Patrzylibyście  na 
siebie, zupełnie słusznie, jak na istoty najniewdzięczniejsze i najokrut­

niejsze.

Opowiada  się  pewną  historię  -   z  czasów  wypraw  krzyżowych, 

jakie wiedli nasi ojcowie na Wschodzie -  o chrześcijańskim rycerzu 

wziętym  w  niewolę  przez  barbarzyńców.  Wrzucony  do  ciemnego 
lochu, bez nadziei na zebranie wymaganego okupu, wiedział, że czeka 
go tylko niewola lub śmierć.

Niespodziewanie szlachetny zamysł ogarnął jego  córkę -  młodą 

i  delikatną  dziewczynę.  Zupełnie  sama,  bez  przewodnika,  przemie­

rzyła  daleką  drogę.  Udało jej  się  przejść  rozległe  pustynie.  Dotarła 

do brzegu morza i tam pracowała, by zdobyć pieniądze na przeprawę. 

Udała się wreszcie do Europy. Bez wytchnienia przemierzała miasta, 

gdzie odwołując się do litości wszystkich, pukała od domu do domu, 

prosząc o wsparcie, aby uzbierać wymaganą przez barbarzyńców sumę 

okupu za swego  ojca.  Kiedy wszystko  było  zebrane,  nie  zwlekając, 
udała  się  w  drogę  powrotną,  po  raz  drugi  stawiając  czoła  przeciw­
nościom  i cudem  przebywając  drogę  morską;  dotarła  w  końcu  do 
ojca.  Dzięki  nadludzkim  wysiłkom,  w  zamian  za  zdobyty  z  takimi 
trudami okup, udało jej  się uratować tego, który  dał jej  życie.  Udało 

jej się wyrwać go z kajdan niewoli.

To jeszcze  dziecko,  a jaka  odwaga!  Co  za  energia  i  siła  uczuć

córki!

C

Z

Y

Ś

Ć

C

U

background image

K

O

N

F

E

R

E

N

C

J

A

 P

X

A

My również, podobnie jak ta dzielna dziewczyna, jesteśmy wraż­

liwi,  miłosierni  i  kochający.  Bóg  dał nam  serce!  Kiedy  ktoś  pogrą­

żony w strasznej  rozpaczy prosi nas o pomoc, nie zastanawiamy się, 
czy jest  naszym  krewnym,  czy  przyjacielem,  czy  łączą  nas  więzy 
krwi. Natychmiast dajemy mu to, czego mu potrzeba byleby żył, by­
leby  został ocalony!  Nie  odmówimy żywności, rzeczy czy pieniędzy, 
byleby tylko  uratować  nieszczęśnika od  śmierci,  wybawić go z nie­
woli lub ocalić od jakiejś tragedii...

Po cóż to mówię? Bo te cierpiące dusze nie wymagają od nas ani 

ofiary  z życia,  ani ze zdrowia, z wolności  czy  z całego naszego  ma­

jątku!  Wasi rodzice, wasi bracia i siostry, ci, których kochacie, wasi 

bliscy, którzy liczą na was, nie oczekują niczego więcej, jak  tylko tej 
kropli wody, o którą na próżno prosił bogacz Łazarza, odwołując się 
do jego litości.

Proszą was  te dusze  o jedną żarliwą modlitwę, o jeden czyn po­

kuty płynący z miłości  i  wiary,  o jedno dzieło pobożności  dla uzys­
kania odpuszczenia ich kar, o jedną przyjętą za nich Komunię świętą, 
o jeden dobry czyn miłosierdzia wobec ubogich, z myślą o nich wy­
pełniony.  O  pamięć  przed  Bogiem  was  proszą,  czynem  poświad­
czoną i z miłości płynącą!

Cóż j eszcze mogę dodać?

Wam,  którzy  zmarnowaliście  życie,  doszliście  do  ruiny  i  utraty 

nadziei, którzy wątpicie,  czy uda się wam zmazać waszą winę i zyskać 
łaskę nawrócenia -  radzę z dobrego serca -  posłuchajcie słów naszego 
Pana i zanim przyjdzie śmierć, zanim was Bóg pozbawi zarządu i każe 

się rozliczyć,  czyńcie miłosierdzie komu możecie,  zarówno żywym, 

jak  i  zmarłym.  Zanim  przyjdzie  dzień,  kiedy  dusza  opuści  ciało, 

zanim  skalana  tysiącem  nieprawości  stanie  w  pełnym  świetle  Naj­

wyższego Sędziego: pozyskujcie sobie przyjaciół niegodziwą mamoną, 
aby, gdy wszystko się skończy, przyjęto was do wiecznych przybytków 

(por.  Łk 16,9).  Pozyskajcie  sobie przyjaciół,  którzy  wprowadzą was 
do  wiecznych przybytków.  Niech  pójdą  za  wami  ubodzy,  ułomni, 
samotni  i  zrozpaczeni,  którym przyszliście  z  pomocą.  Niech  ciężar 
grzechów waszych przeważy wielkość miłosierdzia.

background image

Miłosierdzia dostępują ci, którzy je czynią, a Bóg, ujęty hojnością, 

z jaką dzielicie się  dobrami  tego  świata, napełni dusze wasze skruchą 
i przebaczeniem.  Sprawcie,  aby i wasze pieniądze,  i  wszelkie  dobra 
nie tylko wam samym służyły, ale zjednały wam przyjaciół w oczach 
Boga.

Zapewnijcie sobie pomoc i opiekę świętych dusz czyśćca.

Umarli  mówią nam:  czemu jesteście  głusi na nasze prośby i wo­

łania, czemu nasz ból was nie wzrusza, czemu gardzicie tym, co niesie 
nam ukojenie!  Nasze cierpienia Bóg koi za waszą przyczyną!  Sądzicie, 
że okażecie nam swój żal i swoją miłość, organizując wystawny pogrzeb? 
Ustawiliście  na  miejscu  naszego  spoczynku  pomniki,  które  sycą 
raczej waszą pychę, podtrzymują pamięć, ale czy przynoszą nam praw­
dziwą pomoc?  Czemu służy ten przepych, cały ten luksus  i splendor? 
Jeśli  będzie  trzeba, raczej  zburzcie te mauzolea, rozbijcie  na drobne 
kawałki te pomniki i kamienie, by dać za nas jałmużnę  i ofiarę.  Pra­

gniemy waszej  miłości  i  modlitwy,  waszego  poświęcenia  i  Eucha­
rystii za nas i z nami ofiarowanej.

O to proszą zmarli. Jeśli ich posłuchamy naprawdę, nasza miłość 

będzie błogosławiona.  Zmarli nie będą niewdzięczni.  Pewnego dnia, 

uwolnieni  za  naszą przyczyną od  cierpień,  pomogą  nam  swoim  orę­
downictwem.  Kiedy wzniesiemy się  do  niebiańskiej  ojczyzny,  będą 

w naszym orszaku.  Będą śpiewać wokół nas hymn wdzięczności, a tym 
samym zwiększą wieczną radość  i wieczne szczęście, naszą nagrodę 
i naszą chwałę.

O

 

C

Z

Y

Ś

Ć

C

U

background image

K

O

N

F

E

R

E

N

C

J

A

 P

I

Ą

T

A

ANEKS  6

MODLITWY ZA ZMARŁYCH

M

o d l it w a

 

św ięt e j

 G

e r t r u d y

 

z a

 

d u s z e

 

z m a r ł y c h

Boże  miłosierny,  z Tronu chwały Twojej  wejrzyj  na biedne  dusze 

w czyśćcu cierpiące, wejrzyj na ich męczarnie, na łzy, które przed Tobą 
wylewają,  usłysz  ich  błagania  i jęki,  zmiłuj  się  nad  nimi,  odpuść  ich 
grzechy.

Za  wszystkie  przestępstwa,  których  się  dopuściły,  za  zaniedbania 

w służbie Twojej świętej popełnione, ofiaruję Ci najświętsze życie, wszystkie 
zasługi Jezusa Chrystusa, wszystkie Jego pokuty, posty, czuwania, modli­
twy, prace, boleści, Krew i Rany,  Mękę i  Śmierć niewinną, którą w naj­
gorętszej miłości cierpiał za nas Najmilszy Syn Twój.

Proszę,  abyś  tym  ubłagany,  raczył  przyjąć  te  ukochane  dusze  do 

rajskiej szczęśliwości, by wielbiły Ciebie na wieki. Przez Chrystusa, Pana 
naszego. Amen.

M

o d l it w a

 

św ięte j

 G

e r t r u d y

DO ŚWIĘTYCH DUSZ CZYŚĆCOWYCH

Niech  Jezus  Chrystus,  dla was  ukrzyżowany  i umarły,  zmiłuje  się 

nad wami, bolejące dusze!  Niech Krwią swoją ugasi trawiące was pło­
mienie! Polecam was tej Niepojętej Miłości, która Syna Bożego z nieba 
na ziemię sprowadziła i na okrutną śmierć wydała.  Ach! Niech się użali 
nad  waszymi  męczarniami,  tym  litościwym  wejrzeniem, jakie  wisząc 
na Krzyżu, miał dla wszystkich nieszczęśliwych.  A na okup wasz ofia­
ruję tę synowską miłość, jaką Pan Jezus w Bóstwie swym kocha Przed­
wiecznego  Ojca,  a  w  Najświętszym  Człowieczeństwie  -   Najmilszą 
Matkę swoją; który żyje i króluje na wieki wieków. Amen.

background image

M

o d l i t w y

 

d o

 M

a t k i

 B

o ż e j

 

z a

 

d u s z e

 

z m a r ł e

O Maryjo, Matko dusz w czyśćcu cierpiących, uproś im uwolnienie 

z czyśćca i wieczny odpoczynek w niebie. Amen.

Najświętsza  Panno  Pomocy  Nieustającej,  Matko  Litościwa,  racz 

spojrzeć na te biedne dusze, które Sprawiedliwość Boża w płomieniach 
czyśćca zatrzymuje. Drogie Twemu Boskiemu Synowi, którego zawsze 
kochały, teraz cierpią tęsknotę  i  głód  ogromny,  by Go  ujrzeć  i posiąść 
na wieki.  Nie mogą jednak nic  uczynić,  aby zerwać  te więzy,  a ogień 
okrutny trawi je nieustannie.

Niech się wzruszy Serce Twoje, Matko Litościwa, pospiesz z pomocą 

tym  duszom,  które  Cię  zawsze  kochały,  a  teraz  wzdychają  do  Ciebie. 
Dziećmi  są Twoimi,  okaż się  im Matką,  pomóż im, nawiedź je, osłódź 
im  męki,  skróć  ich  cierpienia  i  nie  zwlekaj  z  wybawieniem.  Niech 
osiągną pełnię miłości  i na wieki wielbią Przenajświętszą Trójcę; Boga 
Jedynego, który żyje i króluje na wieki wieków. Amen.

A

N

EK

SY

background image

K

O

N

F

E

R

E

N

C

J

A

 PIĄTA

ANEKS  7

TRAKTAT O CZYŚĆCU 

ŚW. KATARZYNY Z GENUI1 -  FRAGMENTY

XIV

O radościach i cierpieniach dusz czyśćcowych

2

.

Aby czyny nasze były doskonałe, muszą się spełniać w nas, ale bez 

nas; nie my mamy dawać pierwszy  impuls.  Działanie Boże ma się do­
konywać jedynie w  Bogu samym,  tak żeby  Bóg,  nie zaś człowiek,  był 
pierwszym jego motorem.

3.

To ostateczne działanie Boże dokonuje się przez miłość prostą i czystą, 

bez  naszej  zasługi;  przenika ją  ono  na  wskroś  i rozpala  tak  silnie,  że 
ciało,  w  które  dusza jest  przyodziana,  zdaje  się  płonąć jakby  wielkim 
ogniem i nie może nigdy znaleźć spoczynku, aż do śmierci.

4.

I zaprawdę, ta miłość Boża, która zalewa duszę (wedle tego, jak mi 

się  to  przedstawia),  daje  radość  wielką,  że  niepodobna  tego  wyrazić, 
choć  równocześnie  nie umniejsza w niczym jej  cierpień.  Dusze  czyść­
cowe cierpią głównie  z tego powodu,  że przez ich własne winy miłość 
Boża jest w nich zatamowana, i to cierpienie jest tym większe, im wyższy 

jest stopień miłości, do jakiej Bóg uczynił je zdolnymi.

5.

Tym sposobem doznają one równocześnie wielkich radości i wielkich 

cierpień, a jedno drugiemu nie stoi na przeszkodzie.

św. Katarzyna z  Genui, Traktat o czyśćcu, Viator, Warszawa 2003, s. 46-48.

background image

ANEKS 8

OCZYSZCZAJĄCY OGIEŃ MIŁOŚCI BOŻEJ1

I. P

r z y c z y n y

 

c ie r p ie ń

 

d u s z

 

w

 

c z y ś ć c u

Istnieją  trzy  powody,  dla  których  Światło  Boże,  Mądrość  Boża, 

ogień  Miłości  Bożej  lub boskie  światło  kontemplacji sprawia w duszy 
ciemność i męczarnie:

1. W

z n io s ł o ś ć

 

i

 

n a d m ia r

 Ś

w ia t ł a

 B

o ż e g o

Boskie  światło kontemplacji, skoro przenika do duszy, nie będącej 

jeszcze  dostatecznie  oświeconą,  sprawia  w  niej  ciemności  duchowe. 

Nie  tylko  bowiem  przekracza  miarę jej  pojemności,  lecz  również  za­
ciemnia i pozbawiają możności posługiwania się naturalną inteligencją. 
Z  tych przyczyn  święty Dionizy  i inni teologowie mistyczni  nazywają 
kontemplację  wlaną  promieniem  ciemności.  Odnosi  się  to  do  duszy 

jeszcze  nie  oczyszczonej  i  nie  oświeconej  ostatecznie,  w  której  Bóg 

swoim  nadmiernym światłem nadprzyrodzonym zwycięża  i  wyniszcza 

jej  naturalne  siły  rozumowe.  I  ta jest przyczyna,  że  ten jasny promień 

ukrytej  Mądrości  Bożej,  który  zsyła  On  do  duszy  jeszcze  nie  przeo­
brażonej, sprawia gęste mroki w rozumie.

Światło  i mądrość  tej  kontemplacji  są bardzo jasne  i czyste.  Dusza 

zaś,  do  której  to  światło  przenika, jest ciemna i brudna.  Stąd pochodzi 

jej wielkie udręczenie, gdy się jej  owo światło udziela. Jest tu podobnie 
jak z oczyma chorymi,  zaprószonymi czy  słabymi,  którym  ból  sprawia 

to,  że  muszą patrzeć  na jasne  światło.  To  udręczenie  duszy  z powodu 

jej  nieczystości jest bardzo wielkie,  gdy ją to  światło  Boże zalewa.  Ta 
jasna światłość przenikają bowiem w tym celu, by usunąć wszystkie jej 

nieczystości.

św. Jan od Krzyża, Noc

 

ciemna

,

 II5-13 -  synteza, op. cit., s. 456-487.

A

N

E

K

S

Y